Równina Maurat[Las na krańcu równiny] Zakamarki serca

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

[Las na krańcu równiny] Zakamarki serca

Post autor: Francine »

Z samego rana ruszyła na trening. Sięgnęła po rapier. Prosty w swej budowie nie wyróżniał się także rękojeścią. Już od dawna planowała go wymienić, ale długo ogarniało ją lenistwo, a gdy już wreszcie ruszyła do miasta, zapominała o broni. Już od kilku miesięcy siedziała w lesie, nie opuszczając nawet metra granicy. To było u niej wyjątkowo rzadkim zjawiskiem, aczkolwiek zdarzającym się co jakiś czas.
Ciężko pracowała nad dopracowaniem szczegółów. Ostatnia walka, w przebraniu młodzieńca, nie poszła jej najlepiej. Wyszła z wprawy i należało to zmienić. Szczególnie gdy chodziło o Francine, która coraz częściej popadała w nerwicę natręctw. Wszystko musiało być idealne. Zero pomyłek… Zero!
Każdy ruch… Każdy oddech, zmarszczka na twarzy, spięty bądź rozluźniony mięsień. Wszystko miało znaczenie. Tak jak w walce, tak i w magii, nie ma miejsca na pomyłki. To właśnie przez niedoskonałość i niedopracowanie ludzie i nieludzie skazują się na porażkę. Na niepowodzenia, którego czarnowłosa całkowicie nie akceptowała.
Postawa. Krok do przodu, gładki półkrąg i znowu wyprost. Łokcie na wysokości barków, przechylenie, zatoczenie... I wyprost. Teraz wystarczyło to połączyć… Nie, nie! Noga idzie za wolno. Traci równowagę. Powtórka…
I tak w kółko. Każdy pojedynczy ruch czy pchnięcie, wszystko rozłożone na części pierwsze i jeszcze raz wyuczone od podstaw. Na nowych zasadach.
Jeszcze raz. Tak, zatoczenie, łokcie na wysokości barków… Skierowanie i oddech. Równomierny, cichy. Po kilku godzinach treningu Francine trudno było uspokoić wdechy i wydechy. Dyszała dosyć głośno, ale teraz musiała się uspokoić.
Musiała mieć kontrolę nad wszystkim…
„Kontrolę…” pomyślała, a echo tych myśli odbiło się jakby daleko w lesie „…nad wszystkim”.
Zastygłą na chwilę. Wzrok wytężyła, ale ze skupienia wytrąciło ją przeczucie.
- Hm? - Gałki oczne powędrowały na boki. Miała wrażenie, że nie jest sama. W tym lesie trudno zresztą być samotnym. Już od samego wkroczenia na leśne knieje dziwna emanacja unosiła się w powietrzu. Tylko czasem odczuwała to mocniej, a czasem słabiej. Dziś wyjątkowo denerwowało ją to, co unosi się w powietrzu.
Rozdrażniona Francine wróciła do treningu, ale ten dzień zdecydowanie nie należał do najlepszych. Być może nadmiernie surowe oko Lou nie pozwoliło jej na odrobinę dystansu do siebie, by w odpowiedni sposób wykonywać ruchy bądź też wymogi wysokiej poprzeczki, które sobie ustaliła, nie były jej jeszcze teraz przeznaczone. Cokolwiek było przyczyną, czarnowłosa nie zdołała pociąć wielu drzew. Co chwila wypadała z rytmu. Drażniły ją pajęczyny i wszelkie latające robactwa, zbyt silny wiatr, który wcale taki nie był, ale Francine musiała mieć jakieś godne wytłumaczenie.
Cierpliwość dziewczyny skończyła się, gdy ześlizgnęła się z pnia podczas ćwiczeń równoważnych z bronią. Wściekła i mokra wyżyła się krzykami oraz walką z kamieniami w strumyku. Wystraszone żaby odskoczyły na bok, po czym zarechotały upominająco, ale wściekła nemorianka jeszcze raz uderzyła pięścią w taflę wody. Po chwili wyżyła się także na pniu, który potraktował ją równie poważnie co woda.
W dodatku to powietrze. Sama już nie wiedziała, czy widzi coś więcej, czy może coś więcej słyszy, czy to tylko intuicyjnie poczucie tego czegoś. Ach! Dlaczego ona nie wymyśliła jeszcze do tego żadnej nazwy?!
Warknęła i parsknęła kilka razy wściekle. Machała przeczącą czarną burzą włosów trzymając w dłoniach skronie. Próbowała odgonić to nienazwane coś jak najdalej od siebie. Wstała i dodatkowo rzuciła bronią. Powyzywała rapier skrupulatnie od tępych i kiepskich, po czym wypomniała sobie swoje zapominalstwo i lenistwo. Dziś. Dziś ruszy po zakupy!

Wróciła do chaty. Wciąż nabuzowana rzuciła pokaźnie broń na bok, chodząc od kąta w kąt. Musiała oczywiście pokazać swoje wielkie niezadowolenie. Elf siedział spokojnie i tylko na nią spoglądał. Wyprzedziła wszelkie jego pytania.
- Ja już tak nie wytrzymam! – zwróciła się do elfa. - To stary rupieć! Nie chcę go! – Kopnęła dodatkowo broń, by jeszcze mocniej uwierzytelnić swoją złość. - Iiiii…ten las! Jest…jest…
"Jaki jest? Co z nim nie tak? A może to tylko ja…" -nie chciała się zdradzić Opiekunowi z tym, co czuje. Nie w tej kwestii… To musiało pozostać tajemnicą.
- Jest… niedostosowany do moich butów! – Wskazała oburzona na buty, które charakteryzowały się duża wytrzymałością i sporo kosztowały. – Muszę znaleźć odpowiednie buty. Te mnie cisną w palcach. Na Prasmoka! Jak można mieć tak wielkie paluchy?!
Stała jeszcze przez chwilę przebijając niemalże elfa na wylot wzrokiem. Nie miało sensu się wtrącać w monolog dziewczyny. Obdarowanie Francine chwilą przerwy w złości zawsze obdarowywał słuchacza spokojem.
Westchnęła ciężko, a ramiona delikatnie opadły jej w dół. Na dzisiaj zrezygnowała zdecydowanie z ćwiczeń. Oczy zaś przeszły ze skrajności w skrajność. Teraz myślała tylko o jednym.
- Boli mnie głowa. – Spuszczony wzrok szybko pokierowała na mężczyznę. - Aaaaale nie chce żadnych ziółek. Pójdę na miasto, zrobię sobie przerwę… Chciałbyś coś?
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Elf jak każdego poranka parzył herbatę z suszonych owoców i liści herbaty, które przywozili mu kupcy z miasta, dla siebie i swojej podopiecznej. Zostawiał ją w drewnianym kubku na stoliku, jednak dziewczyna rzadko kiedy ją wypijała. Wierzył, że to przez jej brak roztargnienia, bardzo często zapominała o prostych czynnościach. Czuł, że jej głowa jest zaprzątana przyszłością, ale nigdy nie pytał jej o plany, ani o powód, dla którego chciała się u niego uczyć. Mając już gotową herbatę, trzymając drewniany kubek, zszedł powoli po dębowych stopniach prowadzących z jego domku na drzewie na trawę. Usiadł jak zwykle, na ławeczce pod drzewem. W momencie, gdy dopił ostatni łyk swego napoju, Francine wyszła z domu, trzymając swój rapier. Dziś miała wolne od lekcji z Fallonem, więc wykorzystywała swój czas na treningu w innej, fizycznej dziedzinie. Elf musiał przyznać, że ambicji jej nie brakowało. Wymienili tylko spojrzenia ze sobą.
- Jak zwykle się śpieszy - pomachał głową na prawo i lewo. Obok mężczyzny pojawił się jeden z duchów opiekuńczych, które obserwowały las. Żeby móc wiedzieć co się dzieje w lesie, musi go mieć zaraz przy sobie. Swoją uwagę w dużej mierze skupiał na swej uczennicy. Lubił obserwować jej samotne ćwiczenia, przypominał sobie wtedy czas, gdy obserwował trenujących wojowników swojego klanu. Różnicą było jedynie to, iż ruchy tamtych były niczym taniec, dla nich miecz nie był narzędziem, był partnerem, a walka muzyką, która wprowadzała parę w niezwykły stan, gdzie istnieli tylko oni i nieuchronna śmierć przeciwnika. Przy Francine było podobnie tylko w jednej sprawie, jej przeciwnik umarłby ze śmiechu. Dziewczyna była nieporadna, zbyt skupiała się na tym, by jej ruchy były idealne, a nie na tym by łączyły się w całość. Żałował, że nie ma teraz tutaj jego przyjaciół, którzy pomogliby dziewczynie w nauce. Sam nie chciał jej pouczać w tej dziedzinie, bo o ile magia była jego żywiołem, to z mieczem byłby równie kiepski, o ile nie gorszy, od niej.

Oglądał poczynania dziewczyny, widział coraz to bardziej rosnącą frustrację, widział, jak co chwila rozprasza się z nieznanego powodu i rozgląda się na boki. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale dziewczyna chyba czuła coś, będąc w lesie, postanowił zapytać się ją o to, gdy wróci. Myśl o tym rozproszyła elfa, jednak powrócił po chwili, by obserwować, już nie trening, a pokaz temperamentu, frustracji i braku cierpliwości Francine, która, by rozładować swoje emocję, prowadziła walkę z wodą, kamieniami i drzewem. Niezmiernie rozbawiło to Fallona, który ze śmiechu wręcz łapał się za brzuch. Gdy młoda wzięła swą bronią i zbierała się do powrotu, on przestał ją obserwować i wstał z ławeczki, a duch rozproszył się i ponownie pojawił na jednej z gałęzi dębu.
Chwilę później, gdy przechadzał się po swym ogrodzie wypełnionym przeróżnymi kwiatami, które nadawały temu miejscu, o smutnej historii, kolorytu, uczennica powróciła, zwracając swe kroki do chaty, do której udał się za nią.
- Do kąpieli naprawdę był Ci potrzebny miecz? - zażartował, stając w progu wejściowym głównego pomieszczenia w domu. Gdzie dziewczyna dalej wyładowywała swoje nerwy, już na własnej broni. Na szczęście nie na meblach.
- Jeśli miecz jest tępy, to naostrz go. Tak jak dbasz o swą broń, tak ona dba o Ciebie. Nie można wymieniać jej za każdym razem, gdy przyjdzie Ci takie widzimisię. Chcesz, żebym zanudzał Cię historiami o moim klanie? Znowu? - wiedział, że nie będzie chciała, wiedział również, że nie przemówi jej do rozumu, ale jakoś się tym nie przejmował.
- Jak już o to pytasz, to przypomnij Janowi, temu handlarzowi co tu przychodzi, że pojutrze powinien mnie znów odwiedzić - zbliżył się do niej i położył rękę między jej łopatki w momencie jej westchnięcia.
- O lesie porozmawiamy później - uśmiechnął się do niej.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Żart elfa nie wprowadził Francine w równie dobry humor. Urażona duma i niedoceniona pracowitość tylko zwiększyła jej niechęć do rozmów z Fallonem oraz do przebywania w lesie, chociażby minutę dłużej.
-Ja przynajmniej w tym towarzystwie nie gardzę kąpielą. Hmpf.-odwróciła głowę w bok, przymykając arystokratycznie oczy, by jeszcze bardziej pokazać elfowi co sądzi o jego mało zabawnych żartach. Szczególnie że dzisiaj wyjątkowo była nie w humorze.
-Naostrz go, naostrz go… Jakbym miała czym to bym i ostrzyła! Jakbym wiedziała, jak to też bym to uczyniła!-zbulwersowała się- Pójdę więc do kowala, o! –skwitowała- Może on i mnie doradzi jak to robić. Nauczy mnie, jak postępować, by broń się nie tępiła, jak ją konserwować.
Chociaż w tym lesie to wszystko ulega konserwacji…zielska i mchu.-pomyślała zirytowana.
Wiedział, że nie będzie chciała słuchać historyjek. Dziwne. Po tylu latach znajomości między dwojgiem powstała więź, o której nie zdawała sobie sprawy sama Francine. Dotyczyło to prostych spraw, jak na przykład faktu, że nie lubi pomarańczy, że Fallon wstaje lewą nogą, chociaż zawsze budzie się wcześniej od niej. Wiedziała takie rzeczy, a on doskonale zdawał sobie sprawę, że nie będzie chciała słuchać jego dziadkowych opowieści.
Więc nie odpowiedziała.
-Przypomnę.
Burknęła, krzyżując ręce na piersi i nieco spuszczając wzrok. Poczuła dłoń swojego Opiekuna między lewą a prawą łopatką, idealnie między nimi. Miał szczupłe i podłużne palce, zupełnie jak u rodowitego leśne elfów, którym zresztą był.
Drgnęła delikatnie na ostatnie słowa elfa. Nie spodziewała się takich słów, a już w szczególności od niego.
Chociaż wytworzyli więź, chociaż wiedzieli o sobie wiele, nigdy nie rozmawiali głębiej. Francine nie wyżalała się ze snów, nigdy nie określała swoich głębokich uczuć, ani o tym, co będzie w przyszłości. Nigdy też ani jedna, ani druga strona nie pytała o to, co było kiedyś.
Spojrzała ostrożnie w stronę oddalającego się elfa. Usta Lou delikatnie się rozchyliły, a oczy szukały punktu zaczepienia.
Porozmawiać później o… o lesie?
Te słowa były niczym trucizna, która powoli zalewała środek swojej ofiary…

***
Zarzuciła na swoje plecy torbę, a także wzięła ze sobą rapier. Zawiązała go w gruby materiał ze skóry i przewiązała sznurami, po czym przymocowała mocno do plecaka. Kupi sobie jakieś pasujące i ładnie zdobione zabezpieczenie na broń. Może coś znajdzie się na taką, jak to mawiał miejscowy kowal, wykałaczkę.
Powoli zbliżał się wieczór. Postanowiła przespać się w karczmie, taka przerwa od lasu i Fallona dobrze jej zrobi.
Wstała kolejnego dnia znacznie bardziej wypoczęta i znacznie później niż zamierzała. Zerwała się na równe nogi, nie było czas do stracenia. Na nauce u kowala spędziła prawie cały, kolejny dzień. W trakcie rozmów szybko jeszcze zahaczyła o towarzystwa Jana, przekazując informacje.
Trudno jednak było się skupić nemoriance na nauce, gdy w myślach cały czas chodziły jej słowa elfa…
Oznaczały one, że jednak ten las nie jest normalny! A może…może właśnie jest, tylko wprowadza siebie w urojenia? Pewnie wróci i powie jakąś ciekawostkę o pniach i karze się jej nimi zaopiekować, w ramach treningu. A może… może jednak nie ma urojeń?

***
Słońce za jakiś czas miało się chować, a niektóre stoiska zaczęły zmniejszać swoją objętość. Czas pracy powoli dobiegał końca, ale ona chciała jeszcze zahaczyć o znajomego kupca. To była wisienka na torcie jej dnia. Uwielbiała to miejsce, te księgi…
Podbiegła i zawołała chowającego księgi kupca. Dawno jej tutaj nie widział i trochę się już zamartwiał. Nigdy nie sądził, by była to kobieta wyjęta z lasu. Dał chwilę Lou, by mogła przeszukać świeżo dostarczony towar.
Ona zaś między opowieściami dojrzała spis wierszy sporządzony przez same elfy. Spisany w ojczystym języku oraz wykonane przez nich własnoręczne rysunki, okładka… Uniosła z zaciekawieniem brew, obejrzała dokładnie przedmiot. Myśli Francine powędrowały daleko. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała chrząknięcie. Podniosła wzrok na mężczyznę niskiego wzrostu, łysinie, której pozazdrościłby niejeden mnich oraz brodzie i wąsem tak gęstym, co by pomylić go można było z krasnoludem.
Wymienili się kilkoma wymownymi spojrzeniami i ruchami brwi, aż wreszcie Lou poszła z nim na ubocze. Wzruszyła ramionami zdezorientowana, ale ten chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.
-Słuchaj no Panienko… -mówił cicho, a często tak nie robił. Tylko w sprawach prywatnych i tajnych –Chcesz tkwić w tym lesie?
-Co?-spytała zaskoczona, potrząsając głowę i oddalając się od mężczyzny. Szybko jednak przyprowadził ją do porządku i ponownie przyciągnął do siebie, rozglądając się dookoła
-Słuchaj no… Organizować mają wielki bal. Wiesz no, taki ze szlachtą. To nie są zwykłe mieszczuchy, jak ja ani nie też…-spojrzał wymownie na dziewczynie. Wiedziała, o co chodzi i poczuła narastającą złość, co wyraziła zmarszczony brwiami i nosem. Nie pozwalała sobie na obrażanie Opiekuna.
-Lepiej Ty mnie posłuchaj, jak jeszcze raz…
-Oj no dobra, dobra! Nie chciałem no! Ale ty jeno z buszu nie jesteś. Od pierdoły Cię znam. Miło, że przygarnął taką duszyczkę, ale jak to Ty chcesz, całe życie w tym lesie być?
-Nie.-skwitowała ostro. Nie była skłonna do współpracy i sam nie wiedział, na co odpowiedziała - czy na jego pytanie zadane teraz, czy to, które miało się pojawić? Zarzuciła włosami, obróciła się. Szybkim ruchem przechwyciła wiersze, ale kupiec nie dał jej spokoju.
-Przepraszam no…Prosty ze mnie człowiek no.
Francine spojrzała na niego wymownie. Jaki prosty człowiek? Tyle ile przekrętów narobił w życiu, nie świadczyło o niskim ilorazie inteligencji. Za długo go znała. Zwróciła się w stronę mężczyzny i pochyliła nisko.
-Baldrick, kurwa, czego Ty chcesz?-powiedziała wprost, nie krępując się ze słowami. Z nim z resztą nauczyła się postępować w taki sposób. Inaczej nie docierało.
-Masz tu no, o! Proszę Cię, list. Przeczytaj w drodze albo gdziekolwiek. Poza lasem. To dla Ciebie szansa Panienko. Wiesz, jak to jest…
Chciała obejrzeć prezent. Dotknąć go i otworzyć od razu, ale Baldrick aż poczerwieniał z nerwów. Chwycił wierszyki, wpakował list do środka, po czym wcisnął silnie w dłonie dziewczyny.
-Idź, idź kobieto! Zaraz tu przyjdą węszyć.
I poszła.

***
List posiadał złote zdobienia na rogach i krwistą pieczęć. Nie miała zamiaru łamać podanej instrukcji. Zawartość przeczytała w drodze.
Okazało się, że jest to zaproszenie Panien z niedalekich okolic Marklow, czyli miasta do którego tak chętnie wracała. Wiadomości z pewnością miały dotrzeć do osób wysoko urodzonych, a nie tylko wolnych. Sposób wysławiania się, a także zwroty na to wskazywały. Gdy pochodzi się z innego świata i uczy języka, takie rzeczy od razu rzucają się w oczy.
Nie mogła oprzeć się pięknu, jakim zaszczycił ją styl kaligrafii, szczególnie słowa widniejącego w samym centrum „Zaproszenie”.
Bal istniał jedynie w wyobraźni Francine. Teraz miała szansę tam być i chociaż nie pragnęła bogatego małżonka… Jakiegokolwiek małżonka z tego świata… W ogóle nigdy nie myślała o małżeństwie! Otrząsnęła się. Pragnęła jedynie wrócić do Otchłani, ale… Czy to oznacza, że nie może zobaczyć, jak to jest na tych balach? A może dowie się czegoś więcej z tych „wyższych sfer”?
Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie wszystko jest zbiorem okoliczności, ale może akurat to…
Przytuliła tomik wierszyków do siebie i spojrzała w górę, w stronę nieba. Tylko na chwilę… Bo zielone oczy dostrzegły korony drzew, w których kryła się tajemnica… Może wreszcie będzie wiedzieć?...
O co mu chodziło?

***
Słońce leniwie zachodziło, przebijając się ostatkiem sił promieniami przez korony drzew i między pnie. Wracała ścieżką, którą sama sobie opracowała. Nie rzucała się w oczy, była nieco powyżej niż reszta run lasu, co pozwoliło jej na obserwację otoczenia. Było też tu wiele nieżyczliwych, aczkolwiek przydatnych chaszczy.
Francine usłyszała głosy. Jeden z nich należał do mężczyzny, drugi zaś do kobiety. Szybkie wdechy i wydechy zaniepokoiły ją, a kilka krótkich słów zaciekawiło.
Mimo że Fallon czuwał nad lasem, to nie oznaczało, że nemorianka w jakiś sposób czuła się odsunięta od tego obowiązku. W końcu jakby nie patrzeć to też był jej dom. Chociaż nie rozumiała go w taki sam sposób jak sam Opiekun czy też leśne elfy, czy driady…
Dom, domem. Porządek musi być.
Podkradła się bliżej, a oko Francine utknęło między szparami krzewów. Nie spodziewała się żadnego z podobnych widoków.
Piękna, złotowłosa panna odziana w bogatą, kremową suknię. Sama spódnica z pewnością posiadała wiele warstw pod sobą, obszyta kokardkami i falistymi falbankami już od połowy. Ciasny gorset ze stelażem tylko uwydatniał kobiece atuty i, w przeciwieństwie do większości, ten zawiązywany był od przodu.
A tuż przy niej mężczyzna. Ubrany równie godnie, chociaż już w samej koszuli i spodniach oraz sięgających łydek butach. Kamizelka wraz z cienkim płaszczem leżały tuż obok na trawie.
Kobieta chichotała i wzdychała, gdy ten tylko zbliżył usta do jej szyi zmierzających niżej. Pociągnął delikatnie za sznureczki, które po chwili miały odsłonić znacznie więcej. Niestety splątały się ze sobą i tylko przeszkadzały…
Francine poczuła oburzenie. Chciała jak najszybciej wprowadzić porządek.
Pstryknęła palcami w geście ujawniającego się pomysłu i cicho wypowiedziała zaklęcie. Przynajmniej na coś się zda ta magia! Jednak to, co się stało…wcale nie pomogło jej tylko mężczyźnie. Sznureczki nagle rozplątały się w palcach kochanka, a gorset ujawnił dwie blade piersi blondynki. Oczywistym był fakt, za jakie pieszczoty wziął się mężczyzna.
Nemorianka cofnęła głowę, nie za bardzo rozumiejąc sytuację. Para kochanków jakby odliczała każdą minutę, gdyż do kolejnej utraty odzieży Lou nie musiała wybitnie długo czekać. Pstrykała wielokrotnie palcami, ale to chyba nie działało…
Albo nie działało w te stronę, co trzeba.
Złotowłosa wprawiła mężczyznę w poczucie maksymalnej satysfakcji kilkoma głośniejszymi jęknięciami odzwierciedlającymi jej całkowite, mocniejsze doznania. Sam mężczyzna poczuwał się w większym zadowoleniu, dzięki kilku, ” nieodpowiednio” wycelowanym czarom. A Francine… Cóż… Francine przyglądała się całej napotkanej scenerii. Od początku, do samego końca…
Sama nie wiedziała, czy chce uciekać, czy zapaść się pod ziemię. Dlaczego wywołało to u niej takie poczucie wstydu? Czuła jak policzki płoną w czerwieni, co chwila kryjąc i odkrywając twarz w dłoniach. To, jak gimnastykowali się na jej oczach, było nie do powtórzenia i z pewnością zostaną w pamięci biednej Francine.
To jednak nie był koniec…
Ona sama napotkała się z nowymi emocjami. Mogła przecież uciec, a została jako bierny obserwator… Choć czy taki bierny?
Uda nemorianki zacisnęły się i ocierały nawzajem. Kryjące twarz dłonie w swej dalszej drodze, zaciskały łokciami parę młodych piersi. Palce u stóp to na zmianę zaciskały się i rozluźniały, a wzrost emocji i ciśnienia przyspieszył i pogłębił jej oddechy. I to poczucie ciepła…wręcz gorąca w dolnych partiach ciała…
Widziała wszystko. Od początku, do samego końca zabaw młodej pary…

***
Wróciła do chaty w środku nocy. Szła bardzo powoli, wciąż wspominając obrazy, jakie dane jej było ujrzeć. Teraz już nie liczył się las ani jego ciekawostki. Teraz istniała w jej wspomnieniach piękna, młoda para.
Weszła do chaty, bez słowa. Była tak zapatrzona w swój umysł, że nie zwróciła uwagi czy elf śpi, czy też na nią czeka. Po prostu powędrowała na górę. Schowała tomik wierszy pod swoje posłanie i zasnęła…
Tak, zasnęła…
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Puścił jeszcze krótkie spojrzenie wychodzącej z domu Francine, nie przeszkadzały mu jej wizyty w mieście, w końcu przebywanie ciągle w jednym miejscu może być nużące, a las przez kilka pierwszych lat może być przytłaczający. Kto jak to, ale Fallon wiedział o tym doskonale. Męczyły go słowa dziewczyny o lesie, wiedział, że to kłamstwo z niewygodnymi butami było tylko po to, by nie poruszać tego tematu, ale chciał z nią porozmawiać o tym, gdy wróci. Najwyższy czas by poznała przeszłość tego miejsca.
Zazwyczaj, gdy dziewczyna wychodziła, to elf nie miał zbyt wielu zajęć, często dbał o ogród, czy spacerował po lesie bez żadnego celu. Tym razem jednak nie potrafił się na niczym skupić. Nie wykonując żadnego gestu, momentalnie przeniósł się na sam środek lasu, gdzie znajdowała się niewielka kapliczka postawiona przez jego klan na cześć poległym wojownikom podczas plagi choroby, którą Fallon sprowadził na ich klan. Chciał przypomnieć sobie, dlaczego słowa dziewczyny o lesie tak bardzo pogrążyły jego myśli.
- Umarli jako pierwsi - mówił sam do siebie mężczyzna, stawiając kolejne kroki w stronę kamiennego monumentu. Przyłożył do niego swą dłoń.
- Była ich garstka, nie mieli sobie równych... - Spuścił nieznacznie głowę - A zginęli od czegoś takiego - palce elfa przycisnęły mocniej kamienną ścianę posągu, na której wyryte były znaki ku ich pamięci. Postawił kolejne kroki, odciągając rękę o zimnego kamienia. Zmierzał w stronę kolejnego symbolu, czterdzieści dwie strzały wbite w niewielkie drzewo, które tamtego dnia przestało rosnąć. Każda strzała miała doczepiony kawałek materiału z imieniem poległego myśliwego. Fallon wymienił je wszystkie... Każdy symbol był dla niego coraz gorszym przeżyciem. Samotna łza spłynęła po jego policzku, zanim zwrócił się w stronę następnego, już ostatniego symbolu. Czaszka jelenia z pełnym, pięknym porożem, zaraz obok czaszka mniejsza czaszka łani, a obok tej pary czaszki gromadki ich młodych, a wszystko postawione na kamiennym rytuale. Nie ruszone przez nikogo, nietknięte przez ząb czasu. Ostatni symbol już stworzył sam Fallon, kiedy ostatni umarli, ten miał mu przypominać o dzieciach, kobietach i mężczyznach, o tych którzy byli bronieni i żywieniu przez tych z dwóch poprzednich monumentach. Elf nie wytrzymał, upadł na kolana, kostur, który trzymał w ręce, upadł wraz z nim. Jednak nie płakał, raczej błagał, błagał ich o przebaczenie.
Po chwili, a przynajmniej tak mu się zdawało, udało mu się pozbierać i dopiero wtedy zorientował się, że spędził tutaj cały dzień i noc, a nawet poranek, bo słońce zaczęło u szczytu przebijać się przez korony drzew. Zabrał swój kostur i momentalnie przeniósł się, jednak nie do swojego domu, lecz do samej granicy lasu. Czuł, jak jego oddech spowalnia, jak powietrze robi się coraz cięższe, a kroki sprzeciwiają się temu, który je stawia. Widział z tego miejsca miasteczko, czasami wyobrażał sobie, jak ono wygląda, jednak wątpił w to, że równa się to prawdzie. Przebywanie w tym miejscu już go męczyło, odwrócił się i spacerem zmierzał w stronę swego domu, a im było dalej od granicy lasu, tym łatwiej mu było postawić każdy kolejny krok. Wszedł do domu i nie bacząc na to, że nie spał zeszłej nocy, wszedł na strych, gdzie trzymał księgi. Zaczął przeglądać je, jakby czegoś szukał. Wtedy zorientował się, że nie widział jeszcze Francine, która tego dnia miała mieć z nim lekcje. Uśmiechnął się pod nosem i potrząsnął głową.
- Pewnie znowu zapomniała - rzekł sam do siebie i zaczął wertować kartki dopiero co znalezionej księgi, zupełnie jakby szukał konkretnej informacji, ale zawiedziony zamknął ją i odstawił na swoje miejsce. Zszedł na niższy poziom domu i położył się spać, gdyż czas był na to najwyższy, liczył, że sen przyniesie mu dobrą metodę na ukaranie zapominalskiej dziewczyny.
W międzyczasie ona wróciła do domu, z nowymi wrażeniami zawracającymi jej głowę. Fallon wiedział, co robiła, we śnie widział wszystko, co działo się w lesie, a i tamto nie umknęło uwadze jego duchom lecz sam elf nie oglądał tego, nie był podglądaczem i wolał dać tym ludziom prywatność, której pragnęli. Wstał wcześniej niż zwykle, wyszedł z domu i stanął przed studnią, woda w niej była lodowata. Klasnął w dłoń i gwizdnął, a na jej dnie pojawiło się niewielkie pole energii, które zebrało wodę i zamknęło w kuli, którą, wraz ze swoimi krokami, pokierował do pokoju Francine. Kula zatrzymała się nad nią, gdy ona jeszcze spała, a elf usadowił się wygodnie na krześle obok. Bez zastanowienia zanegował pole energii, co sprawiło, że lodowata woda upadła i z głośnym pluskiem zmoczyła głowę dziewczyny, która wręcz wystrzeliła z łóżka.
- Mam nadzieję, że wiesz, o czym wczoraj zapomniałaś - rzekł pytająco do dziewczyny, w taki sposób, jakby nic się właśnie nie przytrafiło.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Francine spała twardo jak kamień. To był największy problem, z jakim igrała się w świecie Alaranii. Trudność w wybudzeniu. Gdy już zasnęła, to ledwo można było ją zbudzić. Nigdy wcześniej nie igrała się z podobnymi sytuacjami. W Otchłani wstawała momentalnie i na baczność od razu wywiązując się ze swoich obowiązków. W momencie trafienia do lasu pod pieczą Fallona, nie poznawała siebie całkowicie. Przebudzała się kilka godzin wcześniej by wreszcie móc wstać.
Tej nocy wyjątkowo się męczyła. Widziała dziwne obrazy, tlące się i wirujące smugi tworzące kształty. Wzywały ją do siebie i nie miało to nic wspólnego z tym, co przeżyła poprzedniego dnia. Kręciła się, wierciła, mamrotała i pociła…aż w końcu przyszła błoga chwila. Zwrócona do ściany, zdołała zsunąć z siebie połowę kołdry i wyhodować ścieżkę zeschniętej śliny w kąciku ust. Spała twardo.
Jednak dzisiejszego dnia wstała zdecydowanie szybciej…
Lodowata woda chlasnęła na głowę czarnowłosej, zahaczając o ramię i poduszkę. Poczuła, jak mróz zawładnął w jej uchu i odniosła wrażenie, jakby przedostał się do mózgu. Zerwała się z krzykiem na równe nogi. Jak kiedyś.
-Aaaaach! – obejrzała odruchowo samą siebie, po czym dłońmi zbadała swoją burzę mokrych włosów. Czarna gęstwina zakryła niemalże całą twarz dziewczyny, skrywając chociaż w połowie jej złość- Czyś Ty… - wrzasnęła, ale szybko przypomniała sobie o jeszcze jednym fakcie. I nie dotyczyły one zapomnianej nauki.
Pochyliła się gwałtownie, przewalając całe posłanie i wygrzebując z niego tomik wierszy. Odwróciła się plecami do elfa, obejrzała i zbadała dłońmi okładkę. Na szczęście nie była mokra.
Schowała książkę do torby, którą rzuciła w kąt. Zarzuciła włosy do tyłu i skierowała rozwścieczony wzrok w stronę Opiekuna. Zagryzła zęby, próbowała się opanować, ale Francine…nie potrafiła.
-Zapomniałam?! – wrzasnęła srogo- Uczyłam się! Jeden dzień u kowala i zasługuję na lodowatą wodę?! – oburzona gestykulowała dłońmi. – Nie można jednego dnia opuścić tego cholernego lasu, bo nauka! Aghrrr! A mój rapier to nic?! Te korzenie całkiem Ci wzrosły w mózg!–dopiero teraz zorientowała się, że zasnęła w ubraniach. Nie zdołała się nawet przebrać. Poczuła odrazę do samej siebie z braku świeżości, dlatego zwróciła się w stronę małej komody, w której trzymała kilka ubrań. Wokół niej stały budowle z ksiąg. Wszystkie ułożone kolorystycznie, a w tej podgrupie alfabetycznie, według autorów. Zirytowana Francine wciąż prychała. Otworzyła szafkę z siłą, zwalając nogą utworzoną stertę. Zdenerwowała się jeszcze bardziej i westchnęła, warknęła…potrząsnęła głową, po czym wyjęła nowy zestaw ubrań. Upust emocji trochę jej pomógł. Przetarła twarz, spojrzała w dół. Dojrzała książkę, której tytuł głosił „Kultura ludzka”, o ile dobrze go przetłumaczyła. Sięgnęła po nią. Skrzywione usta wciąż wyrażały niezadowolenie. Przejrzała kilka stron… a w niej…
Przeniosła wzrok na elfa, który wciąż milczał. Zmarszczyła brwi.
Zapomniała o jednym ważnym fakcie. Zaproszenie na bal ocalało, ale by móc się tam pojawić, musiała nauczyć się korków bardziej skomplikowanych od tych podczas szermierki…
Szybko przeanalizowała sąsiednią wsie, w których wyszukiwała kogoś zgrabnie poruszającego się i chcącego w szybki i łatwy sposób jej pomóc. Nikt jednak nie zdawał się posiadać wymaganego talentu. Nikt, prócz wrodzone lekkie ruchy, delikatne i gładkie, zupełnie jak u… elfa.
-Ekhm… Mogłam pójść kiedy indziej. – przewróciła oczami. Po czym zbliżyła się do Fallona.
Długo wahała się cokolwiek powiedzieć, walczyła w sobie, ale wzrokiem wstrzymywała go od jakiejkolwiek wypowiedzi.
-Uu…u…umiesz… Umiesz tańczyć? – spytała i szybko dojrzała zaskoczenie Opiekuna. Nagłym ruchem zacisnęła dłoń na jego ubraniu, na wysokości klatki piersiowej. Wiedziała, co odpowie od samego początku, ale ona już z góry zakładała inny plan…
-Ucz się ze mną – zażądała – Chce, by było tak, jak w tym wierszu…

Wciąż wirują i wirują,
na niebie mleczne chmury.
Pobudzają wyobraźnię.
Tworzą różne kształty i figury…

Tańczą i tańczą,
na niebie złote liście.
Wszyscy podziwiają,
Czy i Wy tak drodzy kiedyś nie chcieliście?...

A czas leci i leci,
Odliczane są minuty.
Tik i tak. I tik i tak…
Wszyscy liczą, że jest zepsuty…


Zarecytowała w elfickim, ale tym razem, w słowach Francine chowały się emocje. To była nowa dawka doświadczeń. Wcześniej uczyła się wielu opowieści i wierszy na pamięć, ale nigdy nie wyrażała nic więcej prócz tekstu i chociaż akcent Lou był nie do końca poprawny, spłoszyła się. Nie tylko uczuciami, ale faktem, że jej dłoń wciąż spoczywa na Fallonie. Wycofała rękę i spuściła od razu twarz, zwinnie się obracając, by ukryć rumieniec. Przytuliła ubrania do siebie. Jak najbardziej opanowanym głosem dodała na koniec:
-Teraz wyjdź. Muszę się przebrać… Nie mam zamiaru śmierdzieć! Za chwilę zejdę…
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Pierwsza reakcja dziewczyny zaskoczyła elfa, nie spodziewał się, że będzie taka łagodna. Jednak długo nie musiał czekać, by się nie zawieść. Pokazała namiastkę swojego temperamentu. Wstał z krzesła i postawił w jej stronę jeden, niewielki krok i złączył dłonie, krzyżując palce na wysokości żeber. Spojrzał się prosto w jej oczy, był spokojny.
- Nadrobisz tę lekcję - uśmiechnął się i wzruszył ramionami. W tym momencie zauważył, że jego podopieczna bardziej skupiona jest na wyborze ciuchów z małej komody i przewracaniu stosów ksiąg, które tak starannie układała, niż na nim i na tym, co miałby powiedzieć. Odpuścił sobie wykład, gdy widział, że Francine po wyładowaniu swoich emocji sama się uspokoiła.
Zaraz potem zbliżyła się do niego, a on nie ukrywał zaskoczenia, gdy usłyszał jej słowa. *Ja tańczyć?* zapytał sam siebie w myślach, nie odpowiedział jej, jednak ona domyśliła się już, co by usłyszała z jego ust. A takiego zbliżenia z jej strony to Fallon się nie spodziewał, czuł jej dłoń na swojej piersi, ściskającą szatę. Zaś jej żądanie już kompletnie rozbroiło starego elfa... On i nauka tańca, po tylu latach. Była to jedna z wielu rzeczy, która odróżniała życie zwykłego, młodego elfa, od przyszłego opiekuna w jego klanie... Tamci się tego uczyli.
Nie śmiał przerywać wiersza, który recytowała po elficku, swoją odpowiedzią. Znał to bardzo dobrze i już wiedział, co uczennica tak ratowała od wody spod łóżka.
- Piękne... - uśmiechnął się do niej, nawet nie zwracał uwagi na jej łamany akcent - Lecz czasem mogłabyś o coś poprosić, nie żądać. Zastanowię się nad tym, a na razie mamy inne tematy do rozmowy - dłoń dziewczyny puściła jego ubranie, a ona sama odwróciła się, by ukryć rumieniec, który mimo to nie umknął elfowi. Pierwszy raz widział ją taką, ale nie miał zamiaru tego komentować, jedynie zbliżył się do niej jak stała odwrócona plecami, położył dłonie na jej barkach.
- Chciałbym Ci coś pokazać i opowiedzieć, potem wrócimy do tego, dobrze? - powiedział pytająco, jednak nie chciał odpowiedzi i Lou o tym dobrze wiedziała.
Zaczął kierować się do wyjścia z jej pokoju.
- Będę czekał w ogrodzie - oznajmił i zszedł po schodach. Udał się prosto tam, gdzie powiedział, że będzie. Było wcześnie, słońce dopiero co pojawiało się za horyzontem. Zimne, nocne powietrze powoli zmieniało się z ciepłym, ogrzanym przez promienie gwiazdy, lecz czasem powiew mógł przeszyć chłodem. Wolnym, spacerowym krokiem szedł po wyłożonej kamieniem ścieżce, a wyciągniętą ręką zbierał rosę z kwiatów kwitnących wysoko. Jego umysł tkwił w transie, starał się znaleźć gdzieś głęboko w sobie wspomnienia jakiegoś tancerza. Miał ochotę śmiać się sam do siebie, nigdy nie spodziewał się od tej dziewczyny czegoś takiego. Myślał, że zna swoją uczennicę, ale jak się okazało, potrafiła go zaskoczyć i co najdziwniejsze, pozytywnie.
*Co tam się stało?* przerwał na moment trans, wiedział co robiła Francine, lecz nie wiedział, co dokładnie widziała. Nie chciał, by tamci ludzie czuli na sobie jego wzrok w takiej chwili. Wrócił do przeszukiwania wspomnień.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Poprosić?! Ona poprosić…e…elfa?! Fallon nie wyobrażał sobie ile miał szczęścia. Przed awanturą, o ile nie wojną, uchroniły go trzy fakty.
Pierwszym z nich była chęć nauczenia się tańca. W końcu, jeżeli obrazi się na niego śmiertelnie, to nie zdąży się nauczyć kroków na czas.
Drugą sprawą był rumieniec. Pragnęła ukryć jak najszczelniej swoje zakłopotanie i wspomnienia z ostatnio widzianego występu.
Po trzecie, miał ułaskawienie w oczach Francine, ponieważ, bądź co bądź, był jej opiekunem.
Nie zmieniało to jednak faktu, że wrzała od środka niczym zagotowana woda. Co jak co, ale ona nie będzie się nikogo prosić. Nigdy… Już wolałaby udawać chorą kalekę niż wyrażać prośbę o naukę tańca. Jeszcze od kogoś, kto nie ma krwi skalanej demoniczną. Nie byle jaką demoniczną, nemoriańską!
Gdy ułożył dłonie na barkach czarnowłosej, mógł wyczuć spięcie na każdym centymetrze jej ciała. Francine jeszcze nigdy nie była w tak skrajnym stanie, jak teraz. Rozpalone poliki oraz skroplony pot wściekłości, gdzie wszystko zduszone zostało przez gule w gardle. Istne piekło… Już nigdy w życiu nie chciała doznać takiej mieszanki uczuć jak teraz.
Nie odpowiedziała nic, gdy elf opuszczał pomieszczenie. Przebrała się, niezbyt szybko i też nie prędko zeszła na dół.
Francine odbiegała całkowicie od świata, w jakim żył Fallon. Czarna burza włosów, jasna karnacja i ubrania w odcieniach czerni, granatu czy ciemnego brązu. Już dawno zrezygnowała z beżowych barw, które szybko przyćmił brud natury. Bluzki splamione trawą, jagodami czy piachem, nie chciały się dopierać. Tak więc odbiegła od codziennego czyszczenia do wygody. I tym razem nie odbiegła od swojej utworzonej palety barw. Gdy wkroczyła do ogrodu, wyglądała niczym obsydian skryty w bukiecie stokrotek.
Kwiaty wstały, witając elfa swym zapachem i rozłożonymi płatkami. Ogrzane promieniami liście lśniły, bajecznie się prezentując. W nich skryte zostały dźwięczne głosy ptaków, z którymi współgrały odległe kołyszące się liście drzew. A wśród tej palety różnorodnych barw czarna perła.
Francine zbliżyła się kolejnymi krokami, nie ukrywając swojego przedłużającego się przybycia. Już na starcie skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej. Mocno ściągnięte brwi wyrażały narastającą nerwowość sytuacji. Stanęła tuż przy boku Opiekuna.
Czuła, że zbliża się moment wyjaśnienia tajemnicy lasu. Wyjaśnienia paskudnych słów, które zadręczały ją przez ostatnie dwa dni, ale Lou zdawała się niewzruszona.
-Pokaż i opowiedz COŚ – zapowiedziała niskim tonem głosu, chociaż całkiem neutralnym, a nawet nieco złośliwym.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Czas mu płynął szybko, tak że nawet nie zauważył, kiedy Francine dołączyła do niego, dopóki się nie odezwała. Otworzył oczy i zwrócił się w jej stronę.
- Zanim zacznę... - przyłożył palec między jej obojczyki, - Uspokój się- wypowiedział w smoczej mowie, a chwilę później dziewczyna mogła poczuć, jak jej ciało przechodzi silna magia. Elf przy pomocy kombinacji magii życia z magią harmonii wyrównał pracę jej oraz swojego organizmu, chciał mieć pewność, że nic się nie stanie, jeśli weźmie pasażera na tak odległą teleportacje przez las. Nie robił tego jeszcze, a wtedy gdy przeniósł ją do swojego domu jak była jeszcze dzieckiem, ryzykował. Nim nemorianka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć na czyn mężczyzny, objął ją jedną ręką, na wysokości ramion, tak jak stał przodem do niej i przeniósł ich do miejsca, gdzie sam był w dniu, gdy Francine wyruszyła do miasta.
Obydwoje stali pośrodku tej polany, między symbolami wymarłego klanu elfa.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - spojrzał się jej prosto w oczy, nie musiał słyszeć odpowiedzi. Westchnął cicho.
- To zacznę od początku... Kiedyś nie byłem samotnikiem, przywiązanym do lasu niczym pies związany łańcuchem ze swą budą. Byłem młodym, ambitnym i jedynym uczniem opiekuna wędrownego klanu leśnych elfów. Niewielu u nas rodziło się z darem magii, ale jak już się to stało, opiekun zabierał dziecko rodzicom i nauczał do tego, by w przyszłości zajęło jego miejsce. Rodzice godzili się z tym, bo taka była tradycja. Ja swoich zupełnie nie pamiętam, wiem tylko, czym się zajmowali. Po zabraniu mnie był okres nauk, przygotowań, który trwał prawie sto lat, zostałem opiekunem klanu, a mój nauczyciel odszedł. Ja nie doczekałem się swojego następcy, a trzysta lat byłem opiekunem... Może nawet lepiej, pewnie zginąłby razem z resztą... - westchnął ciężko - Tak, cały mój klan nie żyję. Został przeklęty przez człowieka, któremu postanowiłem pomóc, rannego, którego znalazłem w lesie. Wszyscy, prócz mnie, zmarli na nieznaną mi chorobę. Najpierw zmarli obrońcy klanu, potem żywiciele, a na samym końcu bezbronni. Wszyscy dławili się własną, krwią aż tracili oddech. W momencie, gdy ich prochy rozsypałem po lesie, moja dusza związała się z tym lasem - Wskazał kolejno kamień z płaskorzeźbą wojowników, drzewo nabite strzałami, upamiętniające myśliwych i czaszki jeleniej rodziny na kamiennym piedestale, które były symbolem rodzin.
- To miejsce jest bardzo silne magicznie, cały ten las. Łączy mnie z nim magia, której nie jestem w stanie pojąć. Bez przerwy czuję w nim obecność mojego klanu. Nie wiem, czy to pokrywa się z Twoim uczuciem, ale to jest cała historia - Fallon czuł, że nie mógł dziewczynie podać prawdziwego powodu zagłady jego towarzyszy, i tak zdradził bardzo dużo. Więcej niż kiedykolwiek wcześniej chciał wyznać.
Nie chciał być w tym miejscu ani chwili dłużej, zbliżył się do dziewczyny, złapał ją za dłoń i przeniósł ich z powrotem do domu.
- Wybacz, że tak nagle... Przemyślałem sprawę z nauką tańca, ale zanim Ci odpowiem, chcę wiedzieć, czemu Ci na tym zależy? - wyraz jego twarzy sugerował, że chciałby poznać prawdę. Nie uwierzy, że to tylko kaprys dziewczyny, czy chwilowe uniesienie pod wpływem przeczytanej poezji.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Poczuła błogi spokój, który spłynął wzdłuż jej ciała, gdy tylko dłonie elfa spoczęły na ramionach nemorianki. Uniosła wzrok na twarz Opiekuna i nim zdążyła się zorientować, ten przeniósł ich do tajemniczego miejsca… Od razu poczuła panującą tam atmosferę. Byłą tak silna, niemalże namacalna, że śmiało mogłaby porównać ją do emanacji.
Rozejrzała się dookoła. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Widok wzbudzał w niej niebywały respekt i nieznany lęk, ale to tylko podsyciło Francine. Podczas opowieści Fallona dziewczyna ruszyła krok do przodu. Chciała dotknąć wszystkiego po kolei, ale wewnętrzny strach wycofał rękę demonicy praktycznie od razu.
Na kamieniu wyryte były znaki, w drzewo wbite strzały, do których uwiązane zostały kolorowe wstęgi. Poruszały się nieznacznie na wietrze, wytwarzając ciemno-jasne fale swoich barw. Najbardziej imponujące wydały się dwie czaszki. Szczególnie ta należąca do jelenia. Króla leśnych kniei. Lou odniosła wrażenie, że powinna się przed nim pokłonić, ale… Oczywiście tego nie zrobiła.
Opowieść elfa pobudziła wyobraźnię Francine, a może to miejsce zmusiło ją do tego, co ujrzała?
Widziała bowiem każdego członka klanu. Ich rzeź, to jak padali na ziemię, to jak leżeli, a rzeka krwi spływała między ciałami. Mech wchłaniał czerwoną ciecz, korzenie skroplone były rubinem cierpienia. Krzyki i jęki choroby wciąż tkwiły we wspomnieniach szumiących drzew. Francine odsunęła się krok w tył, delikatnie zbliżając się tym samym do Opiekuna.
Nie spodziewała się takich faktów. Zszokowana życiową historią elfa nie zdołała także powstrzymać go przed kolejną teleportacją.
„To dlatego… Dlatego wciąż to czuję…”
Zielone oczy skierowały się w jego stronę. Mina nemorianki zdradzała, że nie jest gotowa na zmianę tematu. Wciąż tkwiło w niej zdziwienie, jakby powoli dochodziły do niej kolejne wiadomości.
„Dlatego nigdy nie wychodzi z lasu…”
Wyprostowała się, na chwile oczy dziewczyny powędrowały gdzieś na bok. Powoli malowała się w niej determinacja, oburzenie, bunt… Płomień na nowo zagościł w zieleni, który przygniótł swoją intensywnością Fallona.
-Chwila, chwila… !-zaczęła oburzona – Nie zmieniaj tematu! – kilka razy potraktowała go palcem wskazującym na wysokości klatki piersiowej- Mów mnie wszystko! Jak to… Uratowałeś gościa, a on wybił Ci cały klan?! Dlaczego? Ktoś Was nie lubił? Gdzieś popełniliście błąd? – zalała go falą pytań, całkowicie ignorując kwestię tańca- Po co miałby to w końcu robić? Klanów nie wybija się…się… Od tak! Tak po prostu! Przecież… Przecież to zwykły gnój! Nie chciałeś go odnaleźć, zabić? Pomści swoich rodaków? Nie szukałeś wyjścia z sytuacji? Na pewno jakoś można Cię uwolnić! Ktoś może go znaleźć… I … I go zabić! Należy mu się to wszystko, wyrwanie kończyny po kończynie… Tortury nie z tego świata! Wiesz coś o nim? Sama CI go przyprowadzę! – zdeklarowała się dziewczyna, bijąc się w pierś – Jak wyglądał? Był bardzo stary? Nie posłałeś nikogo po niego?
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Mimo tego, jak poważna była historia elfa to słowa Francine przyprawiły go o rozbawienie, które wywołało delikatny uśmiech, przebijający się z poważnego wyrazu, który przez całą opowieść gościł na twarzy mężczyzny.
- Moja droga, opowiadam Ci o wydarzeniach sprzed ponad czterystu lat... - wyjaśnił jej spokojnie - Nie powinnaś na to reagować tak agresywnie - skrzyżował palce obu dłoni.
- Z drugiej strony nie powinienem Ci się dziwić... Nie rozumiesz tego, tak samo, jak ja wtedy nic nie rozumiałem - zrzucił uśmiech ze swojej twarzy.
- To nie kwestia tego, że ten mężczyzna miał jakiś powód. To nie jest kwestia nienawiści, czy wrogości. To kwestia losu, który splótł ze sobą wydarzenia w jedną całość - spojrzał w stronę nieba, które przebijało się spomiędzy liści w koronach drzew.
- Masz szczęście, wiesz? Nie musisz rozmyślać o tym setek lat, jak ja musiałem. Wiedzę masz podaną na tacy... Nie będę Cię w tym dłużej trzymał. Ten mężczyzna był tą chorobą, on zniknął, a jedyne co znaleźliśmy w lazarecie to były jego ubrania. Szukałem go, myśliwi go szukali, ale uznaliśmy wtedy, że musiał oddalić się za daleko. Wtedy nie wydawało mi się to nawet podejrzane - cały czas się zastanawiał, czy na pewno dobrze robi, nie mówiąc całej prawdy swojej wychowanicy. Prawdą było, że nie chciałby kiedykolwiek ucierpiała z powodu tego, że jej tego nie wyznał, ale bał się reakcji. Westchnął ciężko.
- Wiesz... Skoro już tak drążysz to... - wrócił wzrokiem na twarz nemorianki - Nie powiedziałem Ci wszystkiego... - kolejne westchnięcie.
- Ciężko mi to wyznać. Wyjdę z tego lasu dopiero, jak zrozumiem. Nie wiem co, ale taka jest właśnie moja kara za przerośnięte ambicje. Otóż kiedyś, bardzo dawno temu, jak byłem zaledwie podlotkiem, porównując to do tego ile lat ma teraz. W dniu, w którym miałem zostać opiekunem, bałem się, bałem się, że nie sprostam temu zadaniu. Zupełnie niepotrzebnie, ale przez swoją ambicję stałem się niepewny siebie, czułem, że muszę wiedzieć więcej. Zwróciłem się o pomoc do sił, których nie potrafiłem pojąć. To był mój największy błąd. Istota, z którą wtedy rozmawiałem, i z którą zawarłem pakt była znacznie starsza ode mnie, może nawet starsza od mojego klanu. Demon dał mi wiedzę i pewność siebie, ale nie wziął ode mnie nic, powiedział, że kiedyś upomni się o swoje i zniknął - elf wycofał się kilka kroków i usiadł na ławce pod dębem, oparł łokcie na kolanach, a dłońmi podtrzymywał głowę.
- To moja ambicja doprowadziła do ich śmierci, to była właśnie cena za tę wiedzę... - wszystkie wspomnienia elfa wracały, smutek ogarniał go coraz bardziej.
- Ceną i jednocześnie karą. To potężna magia przykuła mnie do tego miejsca, więź krwi łącząca mnie z moim klanem jest ogniwem, które zasila klątwę. Pamiętam dokładnie słowa demona... - wziął głęboki wdech.

- To jest właśnie Twoja zapłata. Twoje wygórowane ambicje sprowadziły na Twój klan zgubę. Wiedzy nie można tak łatwo zdobyć, to nie przedmiot. Mimo całej tej mądrości wciąż pozostałeś głupim bachorem, który boi się samego siebie. Będziesz żył, dopóki nie wyciągniesz z tego nauki, dopóki nie zrozumiesz. Jednak tak jak pragnąłeś Twoje życie będzie na zawsze związane z Twoim klanem i w tym miejscu, w którym ich spotkała zguba, Ty będziesz istniał aż ich dusze wybaczą Ci, co na nie sprowadziłeś -


Ciężkie słowa, w zapomnianym już dialekcie rozbrzmiały głosem elfa. Mimo to Francine mogła swobodnie zrozumieć ich sens.

- Teraz już rozumiesz, czemu chciałem zmienić temat... - Nie potrafił ukryć łzy, która spłynęła po jego policzku i upadła na trawę, rozbijając się.
- Muszę spędzić trochę czasu sam... - oznajmił dziewczynie, a zanim ta zdążyła coś na to poradzić, zniknął w obłoku sowich piór. Przeniósł się nad rzekę, gdzie usiadł, krzyżując nogi. Opróżnił swoje myśli i wpatrywał się tylko w płynącą wodę i żyjące w niej zwierzęta. Podeszło do niego niewielkie cielątko, które dopiero uczyło się chodzić, a kilka metrów dalej stał stary, majestatyczny jeleń, który ani trochę nie bał się opiekuna lasu, czuł więź z elfem.

***


W międzyczasie do dębu podjechał na karym koniu, łysy mężczyzna przy kości, którego ubiór sugerował, jaką profesją się zajmuje. Mianowicie, był kupcem i to zamożnym, co pokazywały złote i srebrne sygnety na palcach mężczyzny. To właśnie był Jan, handlarz żywnością, który odwiedzał Fallona i dostarczał mu to, czego elf potrzebował w zamian za dostęp do traktu i jego ochronę. Człowiek zatrzymał się przy dziewczynie i zsiadł z konia.
- Witaj Lou, tak jak mówiłaś, miałem się dzisiaj zjawić. Gdzie znajdę Fallona? - zapytał wprost, rozglądając się. Miał zachrypnięty głos, słychać w nim było te wszystkie litry wina i gorzałki, które wypił.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Oczy dziewczyny napełniały się coraz większą dawką zdezorientowana, zdziwienia, która mieszała się ze złością i rozkojarzeniem. Napływ tak wielkiej dawki informacji przytłaczał nawet wybuchową osobowość nemorianki. Nie wiedziała jak patrzeć na efla. Z pewnością nie mógł dostrzec w niej pogardy. Nie obrzucała go błotem, ponieważ przyczynił się do wymarcia swojego klanu. Najczęściej nie myślała o nim nic, bo nie wiedziała, jak ma to wszystko określić, czy też ubrać słowa. Natura Francine nie pozwoliła jej skrytykować mężczyzny. Chciał posiąść jedynie wiedzę, pewność siebie, tylko zrobił to w sposób nieodpowiedni. Zboczenie czarnowłosej między innymi polegało na to, by ćwiczyć na tyle uparcie i długo, aby już nigdy nie popełnić takiego samego błędu. To właśnie wtedy zrodził się w nim problem. Nie, gdy skierował swoje zachcianki do nieodpowiednich mocy, tylko zwątpił w swoją siłę. Owiał wątpliwościami swoją wiedzę, dusząc wszystko w sobie, zamiast albo ćwiczyć do umoru, albo zdradzić zakamarki swojej duszy komukolwiek, nawet siedzącemu ptakowi. To nie ambicja wprowadziła w jego życie piekło, tylko niepewność i wątpliwości. Nie zdołała jednak wyznać swojego toku myślenia, bo Opiekun zniknął.
Wtedy Francine wpadła niemalże w szał.
- Co za…. CO ZA BACHOR! – wrzasnęła rozwścieczona, gdy ręką próbowała powstrzymać ucieczkę Fallona. Nie udało się. Opiekun rozpłynął się w powietrzu, niczym kamfora.- NIEDOROZWÓJ! – powtórzyła krzykiem, po czym fala czarnych włosów roztrząsnęła się w niedowierzaniu. Dłonie zatopiły się w nich i niemalże była skłonna wyrwać kilka kłębków, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Mimo wszystko byłoby żal dokonać takiego drastycznego kroku. – Jasne! Uciekaj! Najlepiej skryć twarz w norze i tyle!
Francine zdecydowanie kierował gniew. Szczególnie że cały czas była tak blisko… Tak blisko swojego domu. Fallon wspomniał o demonie. O istocie z jej świata. Jak mógł kryć przed nią taką tajemnicę? Dziewczyna nie przyjmowała do świadomości wymówek na temat jej bezpieczeństwa. Gdyby ją zaczał uczyć już od małego już dawno powróciłaby do domu! Ale tkwi w świecie pełnych istot godnych pogardy. Jak on mógł?! Jak…on mógł?....
Skryła twarz w dłoniach. Momentalnie zachciała popaść w bezgraniczny płacz. Skronie silnie dudniły, przetaczając kolejną dawkę krwi. Policzki aż poczerwieniały jej ze złości, ale nie uroniła ani łzy. Chaos, burza, wojna panowała w sercu Francine. Może to i lepiej, że elf usunął się z pola nienawiści czarnowłosej nemorianki. Na jej szczęście, bo z pewnością powiedziałaby za dużo zbędnych słów.
Na jej drodze jednak stanął ktoś inny. Człowiek, który mógł dokonać aktu samozagłady tylko pod wpływem procentów. Była odwrócona do niego tyłem, gdy wypowiedział pierwsze słowa.
Dziewczyna z początku tak mocno zagryzła dolną wargę, że aż przebiła się do krwi. Ukradkiem spojrzała spod dłoni na Jana. Gdyby w dzierżyła rapier, od razu odcięłaby mu głowę. Bezpretensjonalnie. Do kolejny wybuchu emocji sprowokował ją silny smród nagromadzonej gorzołki. Nigdy nie sądziła, że w tak niewielkim punkcie może znaleźć się tak dosadna kumulacja zapachów.
Mężczyzna zachwiał się na koniu i czknął cicho. Czuł na sobie wściekły wzrok dziewczyny, który szybko przeinaczył się w badawczy. Skierowała się w jego stronę unosząc wysoko brew, jakby w zastanowieniu. Usta wygięły się w niesmaku i obrażenia, ale policzki zastygły w różowej barwie. Do głowy nemorianki wpadła jedna myśl.
A może to wcale nie jest tak, że człowiek zniknął? Że demon był chorobą? Skoro nadal czeka, aż zmądrzeje, to musi to widzieć, czuć… Elf mieszka tu co prawda kilkaset lat, ale to nie oznacza, że demon nie może przybrać czyjejś postaci. I kto wie, może tym demonem jest właśnie…
-Dobrze, że zszedłeś z tego konia, nim spadłeś człowieku. Poza tym Fallon czeka za zaroślami…-wskazała palcem za siebie w przekonujący sposób- Chciał z Tobą porozmawiać osobiście.
Zachęciła do zbliżenia się Jana, by razem móc ruszyć dalej. Ale to razem nie nadeszło.
Francine z niezłą siłą obaliła człowieka na ziemie, po czym przycisnęła gardziel butem. Nie było też to nazbyt trudne, patrząc na jego obecną zdolność do równowagi, ale z drugiej strony ryzykowała jego adrenaliną pod wpływem. Zniżyła się do niego, wyjmując sztylet zza pazuchy.
-Słuchaj no, wiesz coś na temat tego lasu?-przecedziła słowa przez zęby- Gadaj wszystko, co wiesz, bo inaczej potne Cię gdzie trzeba, a uwierz mi… Znam doskonale unerwienie i bolesność Twojego ciała…O ile w ogóle jest prawdziwe. Skłam albo coś zataj… Skończysz gorzej niż świnia na uboju. – ostrze sztyletu delikatnie dotknęło policzka biednego Jana, ale Francine nie miała zamiaru odpuszczać.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Nie mógł długo cieszyć się swoją samotnością, bo niedługą chwilę po jego zniknięciu pojawił się Jan, którego, ze znanych tylko sobie przyczyn, zaatakowała Francine. Wyrwało go to z odpoczynku niczym szpony drapieżnego ptaka, chwytające uciekającą ofiarę. Co jest nawet trafnym porównaniem, bo sprawcą tego, że elf dowiedział się o tym, co się dzieje, był jego swoi duch opiekuńczy, który jak znikąd pojawił się na jego ramieniu, płosząc przy tym jelenia, aczkolwiek rogacz zorientował się co się dzieje nim rozpoczął ucieczkę. Fallon westchnął ciężko, nie był zadowolony z poczynań swojej uczennicy, ale wprawdzie to on zostawił ją samą, nie wyjaśniając nic więcej i mógł złościć się jedynie na samego siebie.
Spojrzał w oczy swego ptasiego ducha i momentalnie rozpłynął się, pozostawiając po sobie szare piórko, z którego odnowi się wykorzystany fragment ducha. Pojawił się zaraz przy Francine, nim ta jednak zdążyła zareagować, przygotowanym wcześniej zaklęciem wydobył całe ciepło z ostrza, na którym pojawiła się warstwa szronu. Wystarczyło delikatne stuknięcie kosturem, by przedmiot rozbił się, niczym szkło, na setki drobnych kawałków. Jednocześnie zabierane ciepło sztyletu przekazywał dłonią dziewczyny, nie chciał, by poczuła ból, który od zimna potrafi być dotkliwszy niż od ognia, bo w sztylecie nie zostało ani trochę energii cieplnej. Nie zamierzał jej karać przed usłyszeniem wyjaśnień.
- Co Ty wyprawiasz?! - mówił podniesionym, dosadnym głosem. Francine mogła wyczuć, że teraz z elfem nie będzie żartów, że na niewiele może sobie pozwolić w danej chwili.
Chwycił, leżącego na ziemi, Jana za dłoń, jakby w powitalnym uścisku. Wypowiedział kilka słów w smoczej mowie, a handlarz zniknął, Fallon przeniósł go do wioski. To była rozmowa między nimi, tylko i wyłącznie.
- Wyjaśnij mi, o co chodzi? Czemu zaatakowałaś Jana? - mówił, a z jego głosu można było wyczytać, że chce usłyszeć całą prawdę i tylko ją.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

-Ach… -westchnęła, cicho czując, jak na ostrzu gromadzi się szron. Fakt faktem, nie poczuła bólu, ale nie trudno było zwrócić uwagę na zmianę temperatury tuż przy dłoni. Czarna czupryna odwróciła się gwałtownie w stronę elfa. Na twarzy Francine wciąż despotycznie gościła wściekłość, co ukazywały, w szczególności, zagięte mocno w łuk brwi. Puściła broń, która werżnęła się bezlitośnie w ziemię, jakby idealnie wyważona. Głos Fallona w żaden sposób nie zapowiadał przyjemnej pogawędki. Sama nemorianka bezpretensjonalnie wczuła się w klimat emocji, które z każdą minutą dawały upust na leśnych kniejach.
-CO JA WYPRAWIAM?! –wrzasnęła, rozkładając z oburzeniem ręce na boki, gdy tylko Jan znikł z pola widzenia- Chyba masz jakieś zboczenie na teleportowanie siebie i wszystkiego wokół! – rzuciła zaczepnie, ale to był dopiero początek… - Wszyscy… Wszyscy co do ostatniego jełopa na tej przeklętej ziemi jesteście tacy sami! – podjęła na nowo po krótkiej przerwie, w której nabrała sporą ilość powietrza. To tylko zaakcentowało ile ma do powiedzenia wychowanka. – Całą Waszą zasraną wiedze chowacie tylko dla siebie! Skończeni, zakochani w sobie i swoich niby powinnościach kretyni! Myślisz, że najgorsze co zrobiłeś to zgarnięcie do swojej łepetyny wiedzy? Przez co zapłacił Twój klan?! – spytała, a raczej krzyczała, zbliżając się powoli do Opiekuna. Barki miała widocznie spięte, można ją było porównać do agresora ujawniającej się sytuacji, chociaż dla wielu w tym przypadku nim była. – Wiesz, co Ci powiem? …–spytała z odrobiną kpiny, a na twarzy Franciny zakreślił się niewesoły uśmiech- Znajdę coś gorszego- wycedziła nienawistnie przez zęby – Twój klan nie żyje, a Twoja wiedza gówno jest warta! Myślisz, że co? Że taka naiwna jestem?! Przeżyłeś tutaj setki lat, a ja zgłupiały dzieciak uwierzyłam, że mi pomożesz! Pieprzony elf, który zgarnął całą wiedze tylko i wyłącznie dla siebie! Wiesz, co jest najgorsze?! Posiadasz wszystkie rozumy świata, a nadal jesteś głupi jak but! Tak, dokładnie! Zakłamany egoista! Nie miałeś nigdy zamiaru się nią podzielić, nawet ze smarkulą, małolatą, którą niemalże wychowywałeś! Polała się krew elfów, a Ty całą magię demonów zachowałeś tylko dla siebie! To jest najgorsze! Jesteś… Jesteś potworem!!!! –z ostatnimi słowami na twarzy Francine zagościły krokodyle łzy. Rozproszyły się, gdy zamknięta dłoń uderzyła niezbyt silnie Opiekuna w klatkę piersiową. –Przez Ciebie już dawno...! – krzyczała dalej – Już dawno…-głos dziewczyny się załamał. Jakby nabrał niepewności, oczy rozkojarzyły się, oglądając nie wzrok mężczyzny a jedynie tło. – Trafiłabym…-szepnęła, a tuż po chwili wybuchła płaczem. Policzki zaróżowione ze złości, teraz czerwieniały bólem i rozpaczą. Białka również nabrały podobnych odcieni. Wzrok Lou przeniósł się na Fallona. Na nowo zagościła w nim wściekłość, rozżalenie, smutek, gorycz… a przede wszystkim zawód. Względem siebie. – Jesteś okropny!.... Nie, nie Ty! Wy wszyscy! Was pieprzony świat! Nie chcę mieć z Wami nic wspólnego… ani z Tobą! – odepchnęła mężczyznę od siebie i pobiegła. Gdziekolwiek? Tym razem to ona uciekła. Nemorianka, fanatyczka konfrontacji, którą właśnie zakończyła. Pragnęła, aby było ostatnią w tym świecie.
Biegła przed siebie, ale jej droga nie prowadziła byle gdzie. Wparowała do mieszkania elfa nie zważając na to, czy coś stoi na jej drodze. Przewracała wszystko wokół, a szczególny burdel pozostawiła w pokoju. Emocje, jakie nią targały, zdobyły władzę nad umysłem dziewczyny. Nie funkcjonowała trzeźwo, co odczuwała w sposób fizyczny. W gardle zaciskała się gula, która ani śmiała ruszyć się, chociażby o milimetr. Cała drżała, dlatego wszelkie rzeczy, jakich się uchwyciła, wypadały jej z rąk. Łzy wciąż lały się po twarzy, a nos zawalony smarkami nie pomagał oddychać. Z perspektywy trzeciej można było ją skojarzyć niemalże z desperatką, ale Francine tak nie działała. Kierowała się złością i gniewem. Nie potrafiła sobie wybaczyć naiwności, złudnej nadziei. Zmarnowała już wystarczająco dużo lat w świecie zwanym Alarnią. Zrzuciła kilka książek, burząc stertę.
„Muszę stąd uciec…” myślała nerwowo. Nie widziała i nie słyszała nic poza tym jednym zdaniem. Przewaliła kolejne księgi.
„Muszę stąd uciec...”
Uchwyciła jedną z nich, po czym poszperała pod swoim posłaniem.
„Muszę stąd uciec.”
Zgarnęła ostatnią przydatną lekturę. Wszystko trwało bardzo szybko, jakby już od samego początku było ukartowane. Chwyciła plecaczek i wiedziała, że ,musi się teleportować. Inaczej elf ją tu znajdzie, w końcu las jest jego duszą. Wiedział, gdzie jest, musiał wiedzieć. Dlatego Francine z wielkim bólem przeniosła się poza terenu lasu. Nie chciała, by ją odnalazł, nie chciała mieć z nic z niczym wspólnego. Rozpłynęła się czarno-fioletową kamforą rzucając ukradkowe spojrzenie na pomieszczenie.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Nie spodziewał się takiej reakcji. Nie spodziewał się takiej rozpaczy. Nie spodziewał się również tego, co wyznała Francine. Nie musiała kończyć zdania, domyślił się. Połączył wszystkie fakty ze sobą i wyszła mu całość, ona ukrywała swoją aurę. Wiedział już, dlaczego ona tak bardzo interesowała się magią demonów... Bo była jednym z nich.
Gdy dziewczyna zaczęła biec, elf biegł za nią, nie chciał stracić jej z oczu.
- Zaczekaj! - krzyczał do niej co chwila - Porozmawiajmy na spokojnie! Wyjaśnijmy to sobie! - lecz wydawało mu się, że dziewczyna nie chce go słuchać. Wbiegł za nią do domu, łapał przedmioty, które ona przerzucała. Powtarzał cały czas, by uspokoiła się i żeby porozmawiali, ale ona nie zwracała na to uwagi, złość i smutek tłumiły jej to, co mówił elf.
Wyczuł to, wyczuł wibrację dochodzące z jej emanacji. Nie zastanawiał się długo. Złapał ją za rękę i zestroił swoją energię z nią, by chwilę później razem z dziewczyną rozmyć się w czarno-fioletowym skupisku kolorów. To, co czuł Fallon bardzo trudno opisać, już w trakcie przenoszenia czuł, że to nie skończy się dobrze, że przekracza pewną granicę, którą mu wyznaczono. W końcu pojawili się, trwało to kilka sekund, ale dla Fallona było to jak kilka godzin. Czuł ból rozrywający jego mięśnie. Oddzielający każdy element jego działa od jego własnej duszy, od jego własnej esencji magicznej. Czuł, jakby z każdą chwilą odpadała kolejna jego cząstka. W pierwszym wrażenia upadł na kolana i krzyczał przeraźliwie, dalej trzymając Francine za dłoń. Oddychał szybko, krótko, starał się łapać każdy gram powietrza, starał się znajdować w tym uczucie każdą chwilę ulgi. W końcu uspokoił się, ale jego ciało dalej szalało, bo jego klątwa rozdzielała jego esencję, która pragnęła wrócić do lasu, od jego ciała, które zostało przeniesione poza jego granice.
- Po..orozmawiaajmy... - zaciskał zęby, starał się wycedzić jakieś zalążki słów, by w końcu dotrzeć do dziewczyny.
- Nigdy... nie... mó... wiłaś czego praaagniesz - starał się skupić wzrok na twarzy dziewczęcia - ani kim jesteś... - Elf przyzwyczajał się, mógł już mówić odrobinę płynniej, ale nic nie umniejszało tego, co czuł.
- Wcze... śniej nie... zwierzaliśmy się ze swojej przeszłości... - udało mu się podnieść na jedno kolana, Lou mogła widzieć jak emanacja wyrywa się z elfa - Wiem wiele... Ale chyba samotność przez tyle lat sprawiła, że... nie poootrafię czytać uczuć innych. Wieem, że jestem głupcem, że nic nie zrozumiałem z tamtej nauki... Ale porozmawiajmy... - Trzymał ją cały czas za rękę, nie chciał by uciekła mu, nie teraz.
- Wróćmy... Wróćmy do lasu i porozmawiajmy... Szczerzę... Jak nigdy dotąd... Proszę - Elf zaczął kaszleć krwią, pierwsze zaczęło rozpadać się jego lewe płuco i nerka. Energia, która wracała do lasu, powoli go zabijała. Nie miał za dużo czasu, musiał liczyć na to, że Francine zechce z nim porozmawiać.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Dopiero w ostatniej chwili ujrzała, a raczej poczuła rękę Fallona. Zdziwiła się nie na żarty, ale było już za późno na wycofanie się. Odniosła wrażenie, że gdzieś po drodze go zgubiła. Rozpłynął się w czasie i przestrzeni, by po chwili ujrzeć złożone cząsteczki męskiej postaci. Jego przerażający krzyk, przesycony cierpieniem, jakby dusza wrzucona była prosto do piekielnych czeluści, a ciało przebijane z wolna diabelskim trójzębem na rozżarzonym węglu. Przedłużał się wysokimi nutami w uszach Francine, która nie mogła znieść dobijającej melodii, ale też nie była w stanie przytkać uszu. Mężczyzna wciąż twardo ją trzymał. Jego palce coraz mocniej zaciskały się na dłoni nemorianki, patrzyła na niego ze strachem. Łzy rozbiły się w dokoła, w powietrzu, gdy gwałtownie odsunęła głowę do tyłu.
-Co Ty robisz?…-wyszeptała nie wierząc w to, co się dzieje. Nie miała na myśli fizycznego ciała elfa, które teraz powoli dochodziło do siebie. Stabilizowało się, skupiło w jednym punkcie, ale las ewidentnie pragnął towarzystwa Opiekuna z powrotem. Nie mogła pojąć czynu, na jaki się rzucił.
Fallon przemawiając w stronę dziewczyny wzbudzał w niej coraz większa panikę i chęć odepchnięcia. Widziała, jak magia rozrywa go, rozbija i rozmazuje w tle. On jednak uparcie pragnął przemówić i dotrzeć do czarnowłosej. Oczy Francine nabierały coraz większego rozmiaru, a brwi wygięły swoje początki ku górze. W końcu sama zaczęła choć trochę i jakkolwiek myśleć, co przyszło czarnowłosej z niebywałym trudem. Nie chciała go słuchać, ale też nie pragnęła dla niego takiej śmierci. Rozejrzała się po okolicy, szukając wyjścia z sytuacji, ale szybko skupiła się na Opiekunie.
-Fallon…-powiedziała panicznie, a wolna dłoń wędrowała gdzieś po boku, by nadać atmosferze nieco mniej katastrofalnego charakteru. – My… My… Wrócimy do lasu…-starała się mówić spokojnie, ale nijak jej to wychodziło. Traciła czas, ale Lou wciąż nie mogła dojść do siebie. Nie wiedząc co powiedzieć dalej, po prostu złożyła jego dłoń w swoich i skupiła się maksymalnie. Przynajmniej na tyle, na ile pozwala obecna sytuacja. Twarz dziewczyny przyozdobiła się o gamę zmarszczek, które zwiększały swoją ilość z każdą minutą. Tak bardzo się starała! Kilka razy ocuciła zdziwiona, że jeszcze są poza obrębem lasu, ale ponownie wracała do kolejnych prób teleportacji. Była bliska wybuchu kolejnego płaczu, jednakże wówczas otuliły ich smugi czerni i fioletu.

***
Uniosła się i wolno opadała w dół, a gdy dojrzała gdzie jest, ciało Francine runęło twardo na ziemi. Wstała więc znów, bez większego namysłu, co tylko przyprawiło ją o zawroty głowy. Czuła, że leci z nóg. Chwyciła się pobliskiego drzewa. Wolną dłoń przyłożyła do nosa, z którego teraz ciekła cienko krew. Westchnęła ciężko, strzepując dawkę czerwonej cieczy, by ponownie przytkać nos. Spojrzała w bok i dostrzegła elfa. Czuł się zdecydowanie lepiej, chociaż o doskonałej formie rzec nie można było.
Francine nie za bardzo wiedziała, co ma zrobić. Była całkowicie zbita z tropu i zdezorientowana. Tkwiła w dziwnej mieszance uczuć, w której nie potrafiła się w żaden sposób odnaleźć. Po chwili milczenia i tamowania krwawienia w końcu doczołgała się chwiejnym krokiem do sporego kamienia, by móc na nim usiąść. To zdecydowanie przyprawiło ją o odrobinę bezpieczeństwa, w końcu miała nieco większą stabilizację ciała. Opuściła głowę w milczeniu, a włosy zakryły część jej twarzy. Nim wypowiedziała pierwsze słowa, minęło sporo czasu, ale starała się zapanować nad negatywnymi efektami teleportacji. W końcu organizm pozamykał naczynka krwionośne na tyle mocno, by nie musiała wstrzymywać cieczy. To z resztą dało także odrobinę czasu dla samego elfa, który również musiał pozbierać się po swoim ekscesie.
Wyprostowała się nieco i ukradkowo spoglądała na mężczyznę. Splotła dłonie na swoich udach i bawiła się niepewnie palcami. Czuła niewygodną sytuację, bardzo odbiegającą od norm. W końcu sięgnęła swojego kolczyka, który chwilę później rozkręcony widniał miedzy jej palcami. Schowała go w mocno zaciśniętej dłoni, ona zaś ponownie wróciła na dolną cześć ciała. Ukradkowo po raz kolejny spojrzała na elfa. Miała wrażenie, że obnażyła się przed nim do szpiku kości, co przyprawiło Francine o kolejną dawkę dyskomfortu. Mógł całkowicie odczytać aurę czarnowłosej.
-Ja…-powiedziała, uciekając po chwili wzrokiem – Ja… -powtórzyła, przełykając ślinę- Pochodzę ze świata bardzo odległego…- przyznała, chociaż Fallon teraz wiedział tak naprawdę niemalże wszystko. Jednak Lou nie potrafiła zaczynać opowieści od połowy, poza tym dochodziła do pewnego rodzaju katharsis. – …z którego mnie wyrwano… -dopowiedziała z trudem , co uwydatniła długą pauzą. Gula utknęła w gardle powstrzymując Francine od następnego wybuchu emocji. -Tak innego od tego tutaj… -podjęła na nowo- Wyglądała zupełnie inaczej, jest bardziej stabilny i mniej różnorodny, ale to właśnie dzięki swojej prostocie jest tak piękny – wspominała, a dłoń dziewczyny się otworzyła, odkrywając ozdobę. Wówczas drgnęła, czując jak elf siada tuż koło niej. Dziw, że wcześniej nie zwróciła uwagi na jego starania doczłapania się do kamienia. Rzuciła na niego kolejne niezrozumiałe spojrzenie, delikatnie odsunęła ramieniem. Jakby miał jej coś zrobić, ale on tylko spoglądał na nią swymi pomarańczowymi oczyma. Tak samo łagodnie, co kilka godzin wcześniej. Spłoszona Francine nabrała odrobinę odwagi i rozluźniła się. Wzrokiem dostrzegła jedną z porwanych książek i uniosła ją. Była to ta sama lektura ukradziona wiele lat temu, na samym początku kadencji Francine. Przedstawiała ona obrazy z demonicznego kraju. Obejrzała książeczkę jeszcze raz i podała elfowi.- Zdaje się, że tutaj, w Alarnii mówicie na niego Otchłań… tak? Zresztą sam pewnie wiesz…-dodała ściszonym głosem. Znowu umilkła odwracając twarz, by nabrać odwagi. –Widzisz, gdy byłam mała do rodzinnej posiadłości przybyły jakieś złe istoty. Średnio to pamiętam… Ale z pewnością nie pochodzili oni z…e… Otchłani? Trudne słowo do zapamiętania… Nie wiem, dlaczego tam byli i nie wiem, czego chcieli. Po prostu zjawili się w dniu moich urodzin i mieli zrobić coś strasznego… Mama niewyobrażalnie płakała, darła się, bym uciekała… Byłam taka malutka. Jeden z tych zbirów mnie chwycił, bardzo mocno w ramionach –tutaj ekspresyjnie sama skrzyżowała ręce na swojej piersi, widać obrazy wracały do jej pamięci i uderzały bardzo mocno- I…uciekłam. Chyba portalem… Wszystko w moich wspomnieniach jest takie niewyraźne i rozmazane. Wszystko jest jednym wielkim chaosem z tamtego dnia… Nawet nie wiem, gdzie trafiłam. Nie znałam tego świata ani języka, mieli mnie za niemowę i biedne, zubożałe, porzucone dziecko więc wzięli mnie do domu dziecka. Tam jednak nie zastałam na długo, bo…bo chcieli ode mnie bardzo nieprzychylnych zadań do spełnienia. A później… Później mój świat runął w gruzach, gdy żaden czarodziej nie chciał przyjąć mnie pod swoją opiekę. Zbierałam kilka lat pieniądze by mogli pozostawić mnie pod murem uczelni dla zapyziałych magów. Myślałam, że już nigdy nie wrócę i nigdy nie nauczę się czarować. Porzuciłam więc swój cel i wtopiłam się w tłum. Kolczyk krył moją prawdziwą tożsamość i tak sobie żyłam… Aż do momentu, gdy spotkałam Ciebie… -wyszeptała drżącym głosem ostatnie słowa- Uciekłam, bo nie chciałam tak żyć. Z kimś z tego świata. Jesteście dla mnie… obcy. To ktoś z Was zabrał mi wszystko… Jednak kolejnym zwrotem akcji była właśnie ta książka… Prosto wyciągnięta z Otchłani. Wróciłam więc, starając się pogodzić z przymusem symbiozy między Tobą, a mną… Ale dzisiaj…
Francine zacięła się na nowo spuszczając wzrok z Fallona. Włosy nieznacznie okryły zaróżowiałe policzki i pocące czoło. Ramiona zaokrągliły, starając się skryć swoją właścicielkę.
-Dzisiaj jesteś odrobinę mniej obcy…
I znowu zamilkła. Nogi dziewczęco się skrzyżowały i kołysały w dziecinnym stylu, uderzając raz po raz o kamień.
-Dlaczego to zrobiłeś? –spytała wprost, wlepiając oczy w elfa. Dzięki temu przycisnęła go do szczerości. Nie rozumiała, dlaczego za nią poszedł, dlaczego ją chwycił, dlaczego się dla niej poświęcił. Była to rzecz niepojętna dla Lou.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Czuł jak jego naczynia krwionośne, pod naporem ulatującej magii, pękały. Mężczyzna pluł krwią, czekając na reakcję Francine. Jedynym słowem jakie mogło opisać jego stan to było to, że umierał. W końcu jednak usłyszał jej głos, przemówiła do niego, czyli to co się stało musiało jakoś do niej przemówić. Dziewczę próbowało przenieść ich do lasu, ale z marnym skutkiem, nie była w stanie wykrzesać z siebie więcej energii. Elf widział jej starania, resztką sił wsparł ją w tym. Nie był w stanie samemu ich przenieść, nie kontrolował tak tego, ale przelał nieznaczną ilość energii, która uciekała z niego, do ciała nemorianki. Nareszcie udało jej się, przeniosła ich do lasu...

Fallon momentalnie poczuł ulgę, wylądował na trawie, leżąc na plecach. Oddychał głośno, szybko, łapczywie łapiąc powietrze w usta, starał się nacieszyć tym, że mógł oddychać. Mimo tego, że krew uciekała przez jego usta, że miał zniszczone organy, czuł ulgę. Jego ciało zaczęło się regenerować. Energia lasu działała na niego kojąco. Przyłożył swoją dłoń do klatki piersiowej, był już zdolny do używania magii, zaczął magią życia składać swoje pęknięte płuco do kupy. Oddychał już znacznie wolniej, spokojniej. Starał się zbliżyć do kamienia, na którym siedziała jego uczennica. Poczuł jej aurę, była inna niż wcześniej. Fallon wyczuwał przedmiot kryjący jej prawdziwą emanację, ale nie mógł przez niego się przebić. Dziewczyna była nemorianką, co tak naprawdę nie zdziwiło go, cechy wyglądu dawno ją zdradzały, ale elf nie mógł być niczego pewien. Aż do teraz. Słuchał jej słów, nie przerywał jej.

W pewnym momencie doczołgał się go kamienia, na którym spoczęła Francine. Ta odsunęła swe ramię od niego, spojrzał prosto w jej oczy, swoim pełnym łagodności wzrokiem. Wspiął się na kamień i usiadł obok niej. Widział to jak jest jej trudno mówić o sobie komuś takiemu jak on. Skupiał się na każdym wypowiedzianym przez dziewczynę słowie, teraz w jego świadomości istniała tylko ona. Przekazała mu ona księgę, którą wcześniej tak zręcznie ukrywała przed jego wzrokiem.
- Mam więcej takich ksiąg - oznajmił, gdy demonica zadała swoje pytanie, on cały czas oglądał księgę.
- Zawsze zbywałem Cię, gdy chodziło o magię demonów. Ten demon, którego ja przyzwałem to nie był demon jakiego Ty sobie wyobrażasz, był czymś innym... Lecz gdybym wiedział, że pragniesz wrócić do swojego domu, nauka potoczyłaby się inaczej. Nie jestem bez serca i nie mam takiego prawa, by zabraniać Ci powrotu do miejsca najbliższego Tobie - zwrócił swój wzrok w stronę nemorianki, która to sama wpatrywała się w jego pomarańczowe oczy.
- Mogę Ci otworzyć portal, mogę Cię nauczyć jak to robić. Ale proszę Cię o jedno, ucz się jeszcze u mnie... - jego głos stawał się ciężki, słychać było, że wciąż ma problemy z mówieniem.
- Bo obawiam się, że możesz tam nie mieć dokąd wracać... Lub co gorsza tamte istoty nie przyjmą Cię z otwartymi ramionami... - bał się o swoją uczennicę i nie starał się tego ukryć. Chwilę jeszcze wpatrywał się w jej zielone oczy.
- Dlaczego to zrobiłem? - powtórzył jej pytanie - Bo wszystko co mogło to zniknęło i to przeze mnie... Nie miałem nic do stracenia... Aż do teraz... - delikatnie uśmiechnął się do niej.
- Teraz mogłem stracić Ciebie - momentalnie objął ją i przytulił do siebie. Bolało go całe ciało, ale teraz o tym nie myslal.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości