Mauria[EVENT] Mauria - Poszukiwania czas zacząć (III)

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[EVENT] Mauria - Poszukiwania czas zacząć (III)

Post autor: Pani Losu »

Wątek numer III: Agares, Darshes, Frigg, Hajime, Hermina

        Wydawało się, że już ma się wypogodzić. Deszcz przestał padać, wiatr odegnał burzowe chmury, a na nocnym niebie ukazały się gwiazdy. Upiorna Dziewica nie wydawała się już taka straszna, a jej psy przepadły gdzieś we mgle. Wszystko wskazywało na to, że po raz pierwszy od wielu dni – tygodni – ukaże się piękny świt.
Jednak natura, jak zwykle, miała inne plany. Po paru spokojnych godzinach gwałtownie się ochłodziło, zerwał się wiatr, a niebo przybrało barwę popiołu. Cienkie nitki błyskawic rozświetliły je pod wieczór, pojawiając się równocześnie z deszczem gdzieniegdzie przechodzącym w grad. Okiennice ponownie pozatrzaskiwały się z hukiem; szeptano, że niepogoda to zemsta bóstwa lub klątwa Upiornej Dziewicy. I bano się jeszcze bardziej.
        Burze jednak nie odstraszały śmiałków przyciągniętych thenderiońską obietnica nagrody. Magowie czy nie, wszyscy bardziej lub mniej dyskretnie podążali do Maurii na poszukiwania. Władze miasta były przybyszom wyjątkowo nieprzychylne, przestały więc ich wpuszczać i zamknęły swe podwoje. Przemknąć mogli tylko kupcy (w końcu bez handlu nawet Mauria obyć się nie mogła), lecz mimo to wewnątrz miejskich murów nadal przebywali sprytniejsi poszukiwacze. W zasadzie niby ci magowie nie mogli uczynić nieumarłym większych szkód, jednak nie podobał im się sam fakt, że Thenderion wściubia nos nie tam, gdzie powinien.
Jako że sami nieumarli nie mieli czasu ani chęci na tropienie łowców nagród, poprosili kogoś o pomoc. I to nie byle kogo, bo bractwo, które przybywało znikąd i szło donikąd, zupełnie jakby rozpływało się w powietrzu; bractwo owiane tajemnicą, o którym właściwie wszyscy wiedzieli tyle co nic - poza kilkoma pewnymi faktami.
        Pierwszym – wszyscy jego członkowie ubierali się na czarno i byli mężczyznami.
        Drugim – nikt nie mógł przewidzieć miejsca ni godziny, w której się zjawią.
        Trzecim – mieli śledzić i utrudniać poszukiwania przybyszom, w ostateczności ich eliminować.
        Czwartym – zostawiali po sobie czarne róże.
        Piątym – najwyraźniej byli upiornymi synami równie Upiornej Dziewicy.
        No i może szóstym – wraz z ich przybyciem w Maurii wyginęły wszyściutkie szczury, co do jednego – pojawiła się za to spora populacja kotów.

        Kilka słów wyjaśnienia: Oficjalnie rozpoczynamy II etap!
Zasady główne się nie zmieniają, chciałabym jednak napomknąć o jednej rzeczy. Jak sami widzicie, do gry wkroczyło Czarne Bractwo. Ich zadaniem będzie mieszanie Wam w wątkach, zmuszanie do myślenia, zastanowienia i kombinowania. Posty z ich punktu widzenia będą się pojawiały w sposób losowy i zależny od rozwoju akcji, więc nie znacie dnia ani godziny!
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg stosunkowo szybko oswoiła się ze swoim "środkiem transportu". Czuła się na tyle swobodnie, że nawet wymachiwała nogami w momencie nudy, bo i takie chwile przeżywała podczas podróży. Byli już niedaleko Maurii, a przynajmniej tak się jej wydawało...
Malutkie światełka przyozdabiały niebo. Niektóre zbiory tworzyły kształty, inne swobodnie gdzieś przylepiły się do jednego, odosobnionego, osobistego skrawka na niebie. Była bliżej gwiazd niż kiedykolwiek. Gdyby mogła ich sięgnąć... jak smoczej łuski! Niezapomniane przeżycie! Niestety piękną siatkę skromnych kropeczek zaczęły przykrywać chmury. Driada nie kipiała z tego powodu zadowoleniem. Mimo to była radosna i zahipnotyzowana zarówno otaczającym ją widokiem, jak i ich bliskością. Wiatr stał się nieco mocniejszy. Nie wiedziała do końca, czy to przez klimat Mrocznych Dolin, czy może Upiorna Dziewica dała się we znaki. Jakakolwiek nie byłaby przyczyna, niosła ze sobą dobre wieści. W końcu właśnie to podczas ulew mogła odnaleźć kwiat Galwanu...
Wspomnieniami wróciła do Thenderionu, kiedy to ruszyli, obierając "niebiańską" ścieżkę. Przypomniały się jej słowa druida, które poleciły jej chwycić go w pasie. Khe! Jeszcze czego! Jakby nie potrafiła sobie sama poradzić, mocno trzymając się smoka! Sekundę po sekundzie pamiętała każde uczucie, każdy obraz z gościńca. Była wówczas podekscytowana, a poziom adrenaliny zdecydowanie wzrósł.
Mieli właśnie wzbić się w stronę nieba, wysoko, wysoko! Dotrzeć do miejsca, które było jej tak odległe! Na swój sposób magiczne i nieosiągalne - wszystko to miało się zmienić. Start sam w sobie trwał dosłownie moment, ale dla Frigg... Cały mechanizm trwał etapowo, a każdy z nich nieubłaganie się dłużył. Pierwsze, co odczuła, to to jak smok ugiął się pod swoim ciężarem by móc wznieść się do nieba. Czuła jak leci w dół, przez chwilę nawet nie panowała żadna siła grawitacji, jakby lewitowała w powietrzu. Sytuacja ta jednak szybko się zmieniła, gdy Agares wzbił się w górę. Fala powietrza spłynęła w dół. Swoją siłą aż zgniotła małą istotkę. Frigg jęknęła zaskoczona, ale też zachwycona i ubawiona sytuacją. Zacisnęła powieki. Nie wiedząc nawet, kiedy, objęła mocno Darshesa w pasie, tak jak polecił wcześniej. Nie, nie, nie... nie posłuchała go! Po prostu wiatr mógł ją zrzucić z grzbietu!
Wspomnienie to na nowo zirytowało naturiankę. Jeszcze niepotrzebnie zarysowało się na jej twarzy pasmo rumieńca!
Najlepszy był jednak ostatni etap - szybowanie. Wiatr chciał z nią rozmawiać. Czuła się jak na zatłoczonym rynku. Dookoła rozchodziły się głosy i świsty. Dotarła do magicznej krainy znajdującej się między gęstymi chmurami. Z początku zmrużyła oczy nieprzyzwyczajone do takiego klimatu. Otworzyły się jednak szeroko w zachwycie, gdy gęste, puchate kręgi otoczyły ich z każdej strony. Pomyśleć, że to z nich wydostają się krople deszczu! Chciała poczuć którąś z nich na swoim ciele. Niektóre nabierały kształtów zwierząt i to nimi najbardziej się zachwycała. Była przy tym nieostrożna, wychylała się. Gdy tylko poczuła, że traci równowagę, gwałtownie chwyciła się płaszcza druida (lub też jego ręki, barku) traktując go jak osobisty słup do asekuracji. Czasem mocniej nim szarpnęła, szczerze nie zwracając uwagi na jego reakcję. Wskazywała palcem na niektóre z zebranych w miejscu gęstych skupisk, krzycząc, jakie zwierzę, roślinę lub rzecz w nich dostrzega. Najbardziej jednak unikatowy był jednak widok skrzydeł samego jaszczura. Z daleka ich szkielet rysował się w gładkiej linii, teraz dojrzała ich nierówną dróżkę ciągnącą się po sam kraniec, który ledwo dostrzegała. Na powierzchni czerwono-czarnej błony mogłaby znaleźć się dość porządna wioska! Wydawała się tak delikatna i cienka... Tworząc jedynie złudzenie.
Kuleczka gradu na jej twarzy sprowadziła ją do obecnej rzeczywistości. Przed chwilą przecież kropił deszcz!
Rozejrzała się po okolicy. Z daleka powoli malowały się na horyzoncie Mroczne doliny. Oczy ponownie zabłysnęły w zachwycie. Już niedługo miała ujrzeć latające szkielety i wielkie mamuty z krótką sierścią! W końcu właśnie tak wyobrażała sobie Miasto Śmierci.
- To tam?! - Ponownie szarpnęła maie lasu, wskazując palcem w stronę Maurii. - Jesteśmy już blisko, prawda?! - krzyczała w zachwycie.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Lecieli niemal cały dzień i kawałek nocy. Maie odkrył, że woli latać niż dosiadać latającego wierzchowca. Start niewiele różnił się od startu wiwerny czy innego skrzydlatego gada, w którego druid miał okazję się zmienić w przeszłości. Bez problemu mógł wyczuć, jak mięśnie smoka drżą, gdy ten usiłuje się odbić od gościńca. To nie lada wyczyn - unieść tak wielkie cielsko i tylko specyficzna budowa mięśni pozwala na coś takiego. Głównie silne mięśnie udowe, które u smoka były nawet bardziej imponujące niż u jego jaszczurkowatych kuzynów.
Natomiast doznania nie były już takie niesamowite. Po pierwsze żołądek prawie mu gardłem wyskoczył i gdyby nie reakcja Frigg, sam pewnie zwróciłby tę odrobinę jajecznicy, a tak przynajmniej powstrzymał się od zapaskudzenia boku smoka. Druga sprawą była jedyna rzecz, której mógł się trzymać. Kolec był równie śliski jak łuski gadziny, więc nie dawał praktycznie żadnego podparcia. Darshes jednak odruchowo wzmocnił swoje ciało, tak, aby nie spaść z grzbietu. Było to osobliwe uczucie i maie niemal odruchowo się wzdrygnął.
Reszta podróży upłynęła błogo. Zgodnie z prośbą driady Agares starał się szybować od czasu do czasu uderzając potężnymi skrzydłami, by nabrać wysokości lub zmienić prąd. Przez to podróż przedłużyła się o kilka godzin, a Frigg dostała szansę, by zawracać Darshesowi głowę każdym trywialnym szczegółem. A to ptakami, a to drzewem, a to kształtem jakiejś mijanej chmury. Parę razy miał nawet ochotę na dziewczynę warknąć, jednak widok jej uradowanej twarzy sprawiał, że tylko się uśmiechał i wracał do swojej pracy.
A ta szła mu wyjątkowo ciężko. Wyrzucił już niemal 10 zepsutych ziaren Noctem Lilium. Parę razy z winy Frigg, parę samego Darshesa, a pozostałe... Cóż, maie nigdy nie ukrywał, że mutacje nie były jego mocną stroną. Czasami źle połączone nitki magiczne sprawiają, iż całą pracę diabli brali. Jednak to ostatnie ziarno było niemal perfekcyjne. Oczywiście wszystko się okaże, gdy roślinka wyrośnie, jednak druid był dobrej myśli.
Wtem z nieba zaczął bić grad. Kule lodowe były nieznacznie większe od kropel deszczu, którymi pogoda raczyła ich przez całą podróż. Mimo to samo uczucie było stosunkowo nieprzyjemne i zmusiło maie do założenia kaptura. Coś szarpnęło go za poły płaszcza. To Frigg, która z ekscytacja wskazywała coś na horyzoncie. Druid przetarł zmęczone oczy i jeszcze raz spojrzał na widnokrąg.
Pośród wystrzępionych skał wznosiły się kamienne iglice, które niemal rozdzierały niebo swoją czernią. Nawet z tej odległości można było wyczuć złowrogą aurę miasta umarłych. Jak to się stało, że nawet nie zauważył, kiedy zbliżyli się tak blisko miasta? Przechylił się nieco w bok i nagle wszystko zrozumiał.
Pod nimi rozciągała się dolina umarłych. Miejsce, w którym życie i cel istnienia traciły sens. To nie miasto emanowało tak złowrogą aurą, to to miejsce ją wytwarzało. Wokół nie było żadnego ptaka. W dole nie było nawet skrawka zieleni. Tylko skały i sczerniałe kikuty drzew. W powietrzu można było wyczuć śmierć i rozkład. Była to przeklęta ziemia, która nigdy niczego nie przyjmie ani niczego nie urodzi. Pustkowia śmierci.
- Dolina Umarłych. Tylko raz widziałem to miejsce, a jednak nie pomyliłbym go z żadnym innym - powiedział, spoglądając przez ramię na driadę. - Jeśli kiedykolwiek w życiu sądziłaś, że umierasz, to dopiero tam na dole zrozumiesz, w jak wielkim byłaś błędzie. To miejsce całkowicie pozbawione życia. Przeklęta ziemia, po której żaden naturianin nigdy nie powinien był stąpać. Twoja zdolność władania roślinami będzie całkowicie bezużyteczna.
Następnie nabrał mocno powietrza w płuca i zakrzyknął. Nie był pewien, czy zdoła przekrzyczeć gradobicie i szum wiatru, jednak musiał o czymś powiedzieć Agaresowi. Szczegół, o którym pamiętał z dawnych lat. Miejsce, które kiedyś służyło mu za lądowisko, gdy dotarł tu w postaci wywerny.
- Parę staj po prawej wznosi się nieaktywny wulkan! - wrzasnął. - Krater jest dość duży, byś mógł wylądować!
Jakby dla wzmocnienia swoich słów, poklepał smoka po łuskach z prawej strony.
Awatar użytkownika
Agares
Senna Zjawa
Posty: 262
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agares »

Cały lot przebiegł dość spokojnie, jeżeli szło o smoka i o to, że nic nie stało się w trakcie podróży. Smok milczał przez całą drogę, co prawda miał podzielność uwagi i mógł zarówno skupiać się na locie, jak i rozmawiać, ale jakoś nikt nie zaproponował żadnego tematu do przegadania. Darshes prawdopodobnie pracował nad tymi roślinami, o których mówił, jednak pradawny nie wiedział, czy wrzaski i ekscytacja Frigg mu w tym przeszkadza.ją Snuł domysły, że jednak zachowanie driady może przeszkadzać druidowi w pracy, ale ostatecznie nie zwrócił uwagi tej małej, zielonoskórej istotce, zresztą to był jej pierwszy lot, więc nie dziwił się temu, że Frigg była podekscytowana- w końcu mogła praktycznie dotknąć chmur i była też bardzo blisko nich.
Grad na szczęście zaczął padać, gdy byli już w sumie niedaleko Maurii. Smok wypatrzył płaski teren, na którym mógłby wylądować, jednak Darshes wyszedł z propozycją, że Agares mógłby wylądować w wygasłym kraterze. Zauważył też, że pod bramą miasta stoi sporo ludzi, prawdopodobnie poszukiwacze przygód, którzy skuszeni nagrodą również wybrali się na poszukiwania kupca. Ale dlaczego byli na zewnątrz murów miasta, a nie w środku...
"Czyżby władze miasta zdecydowały się na to, że nie będą wpuszczać za mury Maurii byle kogo? Albo że w ogóle nie wpuszczą nikogo?" - Pytania te przebiegły mu przez myśl.

Co prawda nie miał pewności co do tego miejsca, które wypatrzył, więc odbił w prawo, prostując przy tym skrzydła i lekko przechylając się właśnie w prawą stronę. Mógłby przechylić się bardziej, jednak nie chciał, żeby któreś z jego towarzyszy spadło. Zaczął zniżać swój lot już w trakcie skręcania w prawo, więc nie musiał niepotrzebnie kołować nad kraterem, żeby zniżyć się do lądowania, tylko wylądował za pierwszym podejściem. Mimo swojej masy i wielkości wylądował dość delikatnie, tak że driada i druid ledwo to poczuli.
- No, i jesteśmy na miejscu - odparł smok. - Zejdźcie z mojego grzbietu, a ja się przemienię. Wtedy ruszymy w stronę Maurii - dodał i w spokoju poczekał, aż Darshes i Frigg zejdą z jego grzbietu. Przymknął oczy, a jego całe ciało zaświeciło się, jakby blask ten dochodzić spod łusek. Po chwili zamiast potężnego smoka na ziemi stał już Agares w swojej humanoidalnej formie. Z wisiora, który pojawił się na jego szyi, zaczęły wylatywać smugi światła, które "uderzały" w jego ciało i formowały części ekwipunku pradawnego. Najpierw spodnie i buty, później tunika, zbroja, płaszcz z kapturem, a na końcu sztylet, który spoczywał w pochwie przypiętej do jego skórzanego pasa.
- Dobra... Możemy ruszać - oznajmił towarzyszom i popatrzył najpierw na druida, a potem na driadę. Na naturiance jego wzrok spoczął nieco dłużej.
- Przy okazji... Nie wiem, czy zwróciliście na to uwagę, ale pod bramami Maurii chyba koczuje sporo ludzi, prawdopodobnie są tam w tym samym celu, w którym my zmierzamy do tego miasta. Wydawało mi się, że tam po prostu koczowali, a co za tym idzie zdziwiło mnie to, że nie zostali wpuszczeni za bramę miasta... - powiedział do dwójki naturian.
- Zawsze mogę się mylić, wszak nie przyjrzałem się temu wszystkiego dokładnie... No nic, więcej pewnie dowiemy się na miejscu - dodał.
Dawno nie był w tych okolicach, a tego krateru po prostu nie pamiętał, oczekiwał, że Darshes ich stąd wyprowadzi, bo to on w końcu wskazał mu to miejsce jako miejsce do lądowania.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie zsunął się po grzbiecie smoka i odetchnął głęboko.
Kolana niemal od razu się pod nim ugięły i tylko dzięki refleksowi nie upadł na ziemię. To ciało było tak słabe, że kilkugodzinna jazda na smoczym grzbiecie sprawiła, że ledwo mógł ustać na nogach. To naprawdę irytujące, gdy co chwila trzeba się wzmacniać magią. Teraz nawet zaczynał współczuć innym śmiertelnikom ich cielesnej powłoki. Nie to, by uważał się za kogoś lepszego, po prostu energetyczna forma była znacznie bardziej wygodniejsza.
Wraz z napływem magii zmniejszyło się zmęczenie i Darshes z ulgą rozejrzał się po kraterze. Nic się tu nie zmieniło od tamtego czasu. Skała była tak samo czarna jak dwadzieścia lat temu, a smród siarki równie intensywny. Nie było tu gorąco, ale znacznie cieplej niż powinno być na tej wysokości. Była to swoistego rodzaju przyjemna odmiana i sprawiała, że grad przestał być tak dokuczliwy.
- Nie, nie przyglądałem się bramie - odpowiedział Agaresowi. - Jeśli jednak jest tak jak mówisz, to zapewne Mauria nałożyła sankcje na przyjezdnych. Sam też nie chciałbym, by ten cały motłoch włóczył mi się po lesie, acz utrudni to nam zadanie dostania się do miasta.
Wzruszył ramionami i dał znak towarzyszom, by za nim poszli. Ruszył po nieco stromym zboczu w stronę jednej z większych szczelin. Zbocze składało się głównie z kamyczków: od drobnego żwiru po średniej wielkości skały i nie było zbyt łatwe do przebycia. Całe jednak szczęście, że wzmocnione magią ciało sprostało temu zadaniu z dość niezłym rezultatem. Doprawdy czułby się zażenowany, gdyby upadł twarzą w gorące kamyczki, dysząc z wysiłku.
- Zastanawiałem się, czy moglibyśmy się dostać do miasta tą mniejszą bramą, acz ta zapewne również jest strzeżona... - powiedział, gdy dotarli już niemal do szczeliny.
Skała w tym miejscu była gruba na zaledwie dziesięć stóp i z łatwością mogli dojrzeć to, co kryło się po drugiej stronie. A zbiegiem okoliczności ujrzeli główną bramę Maurii parę staj na północ. Było dość ciemno, jednak blask ognisk obozujących pod murami miasta oświetlał ogromną metalową kratę i jej upiorną straż. Upiorną - i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przed bramą pełnili wartę dwaj szkieletowi gwardziści, zasłaniając wejście gigantycznymi halabardami. Broń tego rozmiaru była zbyt duża, by jakikolwiek śmiertelnik mógł nią sprawnie władać, ale o ile maie pamiętał lekcje w Kręgu, siła nieumarłych stworzeń zależna jest tylko i wyłącznie od woli ich stwórcy. Jeśli więc to prawda, owi upiorni strażnicy zapewne machali tymi przerośniętymi tasakami równie łatwo, co Frigg swoimi sztyletami.
Był tam jeszcze ktoś. Jegomość odziany w czarną zbroję, która zdawała się pochłaniać światło. Z tej odległości druid nie był wstanie rozpoznać wzoru na masce skrywającej jego twarz, za to jego srebrzyste włosy mieniły się w świetle dziesiątek ognisk. Kolejnym zadziwiającym elementem była broń, która, zamiast zwisać u boku mężczyzny, wystawała zza jego pleców. Z tej odległości wydawał się malutki, wciąż jednak był wyższy od towarzyszących mu szkieletów. Maie aż obejrzał się na Agaresa. Nieznajomy prawdopodobnie był tej samej postury, co smok. Pytanie tylko, czy był człowiekiem, czy może czymś innym.
- Zdaje się, że nie będzie łatwo dostać się do środka - stwierdził, ruszając przez niewielki tunel. - Możemy udawać kupców, przydałby się nam jednak jakiś wóz. Nikt raczej nie uwierzy, że handlarze podróżują pieszo. No i nie ma gwarancji, że kupców również wpuszczają do miasta.
Zatrzymał się u wylotu i spojrzał na Frigg i smoka. W dół prowadziła stroma ścieżka, która kończyła się w niewielkiej kotlince. Nawet w blasku księżyca można było dostrzec wypolerowany, kamienny trakt.
- Macie jakieś propozycje?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg zsunęła się z grzbietu smoka. Całą drogę wciąż się wierciła, prostowała, zginała zarówno nogi, jak i ręce, więc nie odczuła za bardzo efektów siedzenia przez tak długi czas. Chociaż rzeczywiście zesztywniały jej wszystkie stawy. Wyciągnęła swoje ciało i już po chwili była gotowa do dalszej części podróży. Wciąż zachwycała się nowo poznaną krainą. Od zawsze krążył wokół niej kostuch, który tylko czekał, by zgarnąć ją na drugą stronę świata. Słowa maie na temat braku doświadczenia względem śmierci uraziły driadę. Czy naprawdę mógł zrozumieć jej sytuację? Zresztą czy było to aż tak ważne w tym momencie? Sięgnęła nieba, chmur i prawie gwiazd. Była w nieosiągalnym dla niej wcześniej miejscu, teraz czuła, że może jeszcze więcej. Jak na ironię, w Maurii szukała jakiegoś rodzaju pocieszenia i wsparcia.
- A trwałeś kiedykolwiek w zawieszeniu między życiem a śmiercią? - spytała z kpiną, wyraźnie urażona jego stwierdzeniem. Co prawda ten skrawek ziemi nie należał do przyjaznych czy szczęśliwych... Na swój sposób był jednak piękny. Bynajmniej póki co... Krążenie na okrągło między żyjącymi roślinami, zwierzętami i wszelakimi istotami bywało na swój sposób czasem zarówno męczące, jak i przygnębiające. Teraz... teraz była po drugiej stronie!
Ruszyła za Darshesem. Wciąż rozglądała się po okolicy. Zachwycała się wulkanem, gradem, deszczem, ponurą atmosferą panującą wokół nich. Nic jednak się nie odzywała, sądziła, że towarzysze nie zrozumieją jej punktu widzenia. Nie miała się czemu zresztą dziwić. Wciąż wzrokiem szukała swoich wymarzonych mamutów i latających kościanych ptaków. W pewnym momencie maie lasu się zatrzymał, zauważyła to dopiero w momencie, gdy wpadła na jego ramię. Mimo to uważnie go słuchała. Stały jakieś kostuchy i zakapturzony facet, gdzie jedynie towarzyszył im ogień. Dopiero spory kawałek dalej rozprzestrzeniały się małe obozowiska. Widać niejeden podróżny oczekiwał wejścia.
- Masz ten kwiat? - spytała w zastanowieniu. - Można mu na ucho coś szepnąć, że handlujemy takim skarbem... Ech... - Przyłożyła dłoń do czoła w rezygnowaniu. - Nie mamy konia... ani wozu... Możemy jedynie kogoś z niego okraść... Szkoda, że nie pomyśleliśmy o tym wczeeeeeśnieeeeej.... - Zdała sobie sprawę, że brak planu rzeczywiście nie jest korzystny. Po raz kolejny w jej życiu się o tym przekonała... - Ciebie łatwo przetransportować... Możesz się zamienić w praktycznie wszystko... - szepnęła, nadal obmyślając plan. - Możemy cię wykorzystać jako konia - zachichotała złośliwie. - Tylko wozu by brakowało! Gorzej z nami... W sumie... To, że są umarli, nie oznacza, ze nie mają słabości do kobiet! Najmniejszą szansę ma Agares... - Uśmiechnęła się do niego żartobliwie. Nie miała jednak większego planu... Frigg zawsze działała. Bez namysłu. Jak zawsze...
Awatar użytkownika
Agares
Senna Zjawa
Posty: 262
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Agares »

Darshes najwidoczniej już wcześniej domyślił się tego, że to właśnie on powinien wyprowadzić ich z tego krateru. Po chwili Agares i Frigg ruszyli za druidem. Zejście nieco stromym zboczem w dół nie sprawiło mu prawie żadnego problemu, jednak to niestety nie tyczyło się naturianina, który raz upadł twarzą w gorące kamyczki. Frigg też udało się zejść po zboczu bez mniejszego czy większego uszczerbku na zdrowiu. Przyjrzał się dwóm szkieletom - gwardzistom, którzy pilnowali bramy. Mieli przy sobie sporej wielkości halabardy. Szkielety musiały być silne, bo ich bronie drzewcowe wyglądały na solidne i ciężkie. Zauważył też zamaskowanego gościa w czarnej zbroi, który stał przy bramie. Broń jegomościa wisiała na jego plecach, a nie przy boku - smok nie pierwszy raz widział taki sposób noszenia broni, było to wygodniejsze przy podróży, jednak jeżeli nie posiadało się odpowiednich umiejętności, to trudniej było wyciągnąć broń z pochwy na plecach, która rękojeścią wystawała zza głowy lub znad barku. Osobnik w czarnej zbroi był nieco wyższy od szkieletów. Po wzroku Drashesa, który zmierzył Agaresa od stóp do głów, najpierw przyglądając się tajemniczemu jegomościowi, Agares poznał, że zamaskowany typ jest mniej więcej jego postury.
- Szkoda, że nie ma z nami jakiegoś nekromanty, nekromantki bądź w ostateczności... nieumarłego... Wtedy znacznie łatwiej byłoby się nam dostać za bramę Maurii - odparł Agares. Teraz żałował tego, że wcześniej nie wpadł na pomysł odszukania i skumania się właśnie z nekromantą bądź nekromantką.
Teraz zwrócił się do driady:
- Wydaje mi się, że te szkielety pozbawione są zbytecznych uczuć, do których pewnie wliczona jest też słabość do pięknych kobiet... - odparł i uśmiechnął się lekko i przyjaźnie do Frigg.
- ... więc w takim wypadku twoje próby mogą nie zadziałać - dokończył. Jednak na tym nie poprzestał, bo miał też jeszcze jeden pomysł.
- Jeżeli przeszlibyśmy do pomysłu z udawaniem handlarzy, to mógłbym po prostu robić za ochroniarza osoby, która poda się za handlarza. Ewentualnie wspólnika w interesach lub coś - przedstawił swój następny pomysł, a właściwie to połączył go z pomysłem, który padł już wcześniej, czyli z podszyciem się pod handlarzy.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Też wątpię, czy któremukolwiek ze strażników pozostawiono pożądanie. Zapewne to tylko kukły - powiedział, zakładając ręce na piersi i ponownie spoglądając na bramę. - Co do tego ponurego typa w czarnej pelerynie... Jeśli jest żywy, to zapewne niewiele różni się od swojej kompani.
Wzruszając ramionami, ruszył w dół zbocza. Wąska ścieżka nie była na szczęście tak trudna, jak wyglądała z dalsza. Ktoś (bo Darshes wątpił, że natura) ułożył kamienie tak, by utworzyły dość wysokie schody. Skały z lewej i zbocze z prawej ułatwiały zejście. Sprawiało to jednak, że ścieżka ukryta była w mroku i nietrudno było się o coś potknąć. Gdzieś w połowie zbocza rozciągała się skalna półka o dość sporej powierzchni. Kiedy do niej doszli, Darshes spostrzegł, że stał na niej spory, kamienny ołtarz. Wygrawerowane na nim płaskorzeźby już dawno pochłonął czas, a warunki atmosferyczne zniekształciły niegdyś idealną jego formę. U stóp kamiennego podwyższenia leżały sterty poczerniałych drewienek. Ustawione w okrąg wyglądały, jakby ktoś używał jej do jakiegoś rytuału.
Maie z obawą podszedł do ołtarza. Spalone drewno chrzęściło pod jego stopami za każdym razem, gdy na nie nadepnął. Było jednak zimne. Ktokolwiek je rozpalił, albo zrobił to jakiś czas temu, albo padający grad ochłodził je wystarczająco. Sam ołtarz również wyglądał na od dawna nieużywany. Lodowe kulki odbijały się od czarnego kamienia, powoli, acz nieustannie odkształcając go. Wciąż jeszcze można było dojrzeć miejsce, w którym kamień zmienił swą barwę od krwi ofiar. Tak. W tym miejscu wciąż unosiły się resztki magii.
Wciąż kłębiły się nad ołtarzem i przyprawiały każdego, kto go dotknął, o ciarki. Ta magia była zła. Nie, nie w jakiś konkretny sposób. Po prostu pozostawiała w ustach smak goryczy, a w sercu budziła niczym nieuzasadniony lęk. To nie było dobre miejsce na postój.
- W dole widzę, że trakt pod nami biegnie w kierunku Maurii - stwierdził, starając się nie patrzeć na ołtarz. - Powinniśmy tam dotrzeć na długo przed świtem, jeśli takowy w ogóle zapada w tej przeklętej krainie. - Ostatnie zdanie mruknął pod nosem. Wolał nie wiedzieć, jakie oczy mogą się im przypatrywać.
- Powinniśmy zostać przy pomyśle z handlarzami. Przed bramą z pewnością nocują jakieś wozy kupieckie, które nie zdążyły przed zamknięciem bram. Możemy je wykorzystać, aby dostać się do środka. Kolejnym naszym problemem może być rasa - powiedział, odwracając się do Frigg i Agaresa. - Ja i smok potrafimy ukryć naszą prawdziwą postać przed oczami śmiertelników, jednak nic nie zrobimy, jeśli strażnik przy bramie potrafi czytać aury. Dlatego pytałem się was w gospodzie, czy potraficie coś z nimi zrobić... - Druid wiedział, że przynajmniej smok będzie wiedział, o czym mówi.
Nie kłopocząc się więc z wyjaśnieniami, dodał:
- Musimy polegać na szczęściu. Pozostaje więc sprawa twojego wyglądu - powiedział, zbliżając się do driady. - Jakkolwiek uwielbiam taki odcień skóry, szczególnie u kobiet, to zbytnio się będzie rzucał w oczy.
- Jesteś wstanie coś z tym zrobić? - zapytał, marszcząc czoło. - Jakiś drobny miraż albo coś?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

- Ach! Przecież żartuję! To, że jesteśmy w krainie śmierci, nie oznacza, że mam też zabić swoje poczucie humoru! Kościotrupy zresztą mnie jakoś "nie kręcą" - marudziła, wzdychając ciężko.
Grad uporczywie wciąż z nimi walczył. Frigg odczuwała w pewnych momentach ból, gdy uderzały nieugięcie ciągle w jedno miejsce na jej głowie, dlatego też okryła ją połowicznie kapturem. Mimo że wokół rozprzestrzeniała się aura agonii, to jednak natura wciąż wprowadzała życie w tę mroczną krainę. Kuleczki po kolei odbijały się od zimnych, twardych skał, a niektóre z nich wędrowały resztkami sił w dół. Każde odbicie niosło za sobą dźwięk, który w połączeniu z całą resztą stwarzał niezrozumiałą dla driady ciszę. Wsłuchiwała się w nią uważnie. Przerywały ją jedynie kroki mężczyzn. Miejsce to stało na pograniczu śmierci i życia - coś takiego nie ma prawa funkcjonować! To nie jest zgodne z naturą! Na dodatek jeszcze istnieje, tutaj, na ziemi, niedaleko wielkich państw. Przeklęta magia igra sobie z rzeczywistością. Tak samo jak tajemniczy głaz na platformie.
Co prawda dziewczyna nie miała wybitnie rozwiniętego zmysłu magicznego, aczkolwiek nietrudno było wyczuć resztkę magi roztaczającej się po okolicy. Nie ma też co ukrywać, plamy krwi połączone z ołtarzem... Nawet bez zmysłu można by się domyślić, do jakich sytuacji tutaj dochodziło. Spojrzała jeszcze raz na sam czubek wulkanu. Ciekawiło ją, czy w nim żyje jakaś istota, której składali ofiary. Hm... może słowo "żyje" nie jest odpowiednie... Pewnie to kolejna zbłąkana dusza, która nie może odnaleźć swojego miejsca na ziemi... ewentualnie zwykły mit stworzony przez mieszkańców.
Wszystko wydawało się w tym miejscu tak nierealne i niemożliwe, a jednak istniało. To przyprawiło Frigg o dreszcz. Każda rzecz była zaprzeczeniem świata, w którym uprzednio żyła.
Usłyszała odgłos drewna uginającego się pod wpływem ciężaru ciała druida. Na chwilę przyklękła, by móc wymacać ich resztki. Wyczuła też rozpraszającą się magię zła. Wyczuła, jak w sercu zagnieździła się nutka strachu, a mimo to przeważało w niej zauroczenie tym typem magii. Czyżby zemsta małymi krokami pochłaniała jej duszę?
Nie chciała znać odpowiedzi na to pytanie. Powoli wstała. Z jej dłoni snuł się czarny pył, który szukał drogi gdzieś na wietrze. Z zamyślenia wybudził ją głos jednego z towarzyszy. Gdy tylko się do niej zbliżył, jej głowa powędrowała w bok, ale nie odrywała od niego wzroku. Jakby chciała mu okazać niechęć. Z każdym jego słowem Frigg coraz mocniej marszczyła brwi, aż wygięły się w ostre łuki.
- A co? Mam sobie wysmarować twarz smołą albo popiołem? - zakpiła. - Nie kupuję kosmetyków dla ludzi - stwierdziła urażona. Chyba jednak nie za aż tak bardzo przypodobał mu się jej kolor skóry. - Przykro mi, że jestem driadą...- - rzuciła opryskliwie.
Wyminęła go kilkoma krokami, tak, by jeszcze raz rozejrzeć się po okolicy.
- Nie mają tam jakiś charakterystycznych ziół? Nie panuje tutaj może szczególna choroba? Można by ewentualnie ukraść jeden z wozów, a ja mogłabym robić za "chorą". Wpuszczają takich do miasta? Akurat makijaż biednej, chorej, wychudzonej istotki nie jest taki trudny... Farb też ze sobą nie noszę, więc cóż... Zbytnio magią iluzji w tym momencie się jakoś wybitnie nie pochwalę... - Po chwili nieco skwaśniała jej mina. - Handlarze, którzy znaleźli istotę na wykończeniu... To przejdzie? Ech... jakie to wszystko denerwujące!
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Popatrzył sceptycznie na driadę. Czy ona nie rozumiała, że udają się do miasta rządzonego przez nieumarłych? Że każdy żywy, nie wspominając o naturianach, jest tam traktowany nad wyraz podejrzliwie? Że Maurii jest teraz potrzebny byle pretekst, by ich nie wpuścić do miasta czy zamknąć w podziemnych lochach. A ona! Jej się zebrało na dumę. Jest driadą czy damulką z Żelaznego Dworu, dla której byle przytyk jest śmiertelną obrazą.
Maie zacisnął zęby i odwrócił wzrok, wiedząc, że w jego oczach pojawiła się irytacja. Zaczynał już tracić nerwy. Powinien był się pozbyć towarzystwa w chwili, gdy zdradził im cel dostania się do zamku. Jeśli w jakikolwiek sposób ostrzegą maga, znów czekają go długie tygodnie pościgu i poszukiwań.
A jednak nie był wstanie tego zrobić. Nie wiedział dlaczego, ale czuł, że można im zaufać. Poza tym Frigg budził w nim ciepłe uczucia, coś, czego nie zaznał już od niemal pół roku. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy może nie pozwolić sobie na mały romansik. Wszak jego odczucia nie kłamały jak na przykład wtedy, gdy półnaga z zaspaną twarzą podniosła się z łóżka czy jak wpadła na niego, niezdarnie lądując na grzbiecie smoka. Teraz jednak widział, że na coś takiego nie ma szans. Tamten poranek go zmienił, zniszczył wszystko, co kochał i wywrócił jego życie do góry nogami. A Frigg... Frigg ukazywała wszystko to, czego on nienawidził w dawnym sobie: emocjonalność, wrażliwość, poczucie strachu czy wstydu, a wreszcie dziecinną dumę. Czy to naprawdę ona? Czy to prawdziwa osobowość dziewczyny o błysku w oczach równie groźnym, co ukryty arsenał sztyletów?
- Mam propozycję - powiedział, siląc się na spokojny ton. - Może dorobimy ci nieco paskudnie wyglądających draśnięć i powiem, że zaatakowała nas wyvierna? - powiedział demonstrując ręką nacinanie nadgarstków.
- A może będziemy udawać, że zapadłaś na jakąś tajemniczą chorobę? Taaaak... Już widzę, jak strażnicy wpuszczają do miasta obcą, zarażona kobietę - stwierdził, nie kryjąc się z ironią.
Pomijając jednak ironię, kwestia wyglądu driady okazała się problemem większym, niż pierwotnie sądził. Jeśli jej umiejętności magiczne rzeczywiście nie są wystarczające, by za mirażem ukryć kolor jej skóry, jedynym wyjściem będzie zakradnięcie się. Maie wrócił do ołtarza i spojrzał w przestrzeń rozciągającą się ponad nim. Trakt mniej lub bardziej kręty prowadził do upiornej metropolii z równie upiornymi murami. Między latarniami - zwisającymi w równych odstępach i roztaczającymi mdłe, zielonkawe światło - po murze kręciły się postacie w matowych pancerzach. Chociaż z tej odległości nie dało się tego stwierdzić, maie założyłby się o swoją broszę, że nie było w nich ani krztyny życia. A więc przekradnięcie się w ciemności przez mury odpadało. Postanowił więc "przyjrzeć" się murom swym magicznym zmysłem.
Wszystko było zamazane, jakby ukryte za zielonkawą mgłą. Ktokolwiek rzucił zaklęcie na owe mury, ukrył je również przed zmysłami śmiertelnych istot. A to oznacza, że ani teleportacja, ani przebicie się przez nie siłą nic im nie da. Mogli by spróbować zrobić podkop. Być może miasto nie zostało osłonięte od spodu...
Darshes tupnął nogą o ziemię.
"Lita skała, jak zapewne wszędzie w okolicy..." - a to uniemożliwiało wykonanie ostatniego pomysłu.
Została jedna opcja i coś mu mówiło, że Frigg to się spodoba.
- A co powiecie na wdarcie się do miasta? - powiedział, odwracając się do towarzyszy z iście demonicznym uśmiechem. - Pamiętacie mapę, którą wam pokazywałem w Thenderionie?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Obróciła się w stronę druida, zaciskając przy tym dłonie w pięść, ewidentnie ukazując złość.
- Dlatego pytam o pospolite choroby panujące w tej okolicy! - mówiła przez zaciśnięte zęby, chociaż wiedziała, że w słowach towarzysza jest trochę prawdy. Nie znała okolicy ani miasta, a jeśli miał całkowitą rację? Może rzeczywiście nie przyjmują tu takich chorych i biednych? Nie miała oczywiście zamiaru przyznawać mu racji! Nie była całkowicie pewna, czy ją w ogóle ma, o resztę zaś pytać nie chciała. - Chyba że masz jakieś farby, to mogłabym spróbować magii iluzji, ale zgaduję, że ich nie masz. Nikt, nawet ja, nie nosi takiego sprzętu przy sobie - skwitowała.
Zadziorny uśmieszek pojawił się w momencie, gdy Darshes zdradził plan B. Wdarcie do miasta brzmiało o wiele przyjemniej, energiczniej. Była w tych słowach odrobina przygody!
- To już brzmi lepiej... - odparła z zadowoleniem. - Tylko... jak chcesz to zrobić? Złamać kościotrupowi kości i po prostu... wejść do miasta? - spytała z nutką kpiny. Nie wiedzieli też, co potrafi ten drugi, nieco bardziej ogarnięty od kupy białych patyków. Skoro stał na straży wejścia, nie mógł być byle kim...
Grad wciąż nie dawał spokoju. Frigg zaczęły powoli opuszczać siły. Na chwilę przyłożyła dłoń do czoła i zmrużyła oczy. Przeczesała włosy i schowała kosmyki pod kaptur, tak by mężczyźni nie zwrócili na to większej uwagi. Skutki alkoholu porzuciły ją podczas lotu. Wiedziała więc, że sprawa rozgrywa się na innym polu. Ponownie stanęła do mężczyzn tyłem i starannie okryła ciało płaszczem.
"Szkoda, że nie chroni przed zamarznięciem..."
Pomyślała ironicznie. Czuła się rozpalona, a mimo to ciało drgało, upominając się o kolejną dawkę ciepła. Ogarnęła ją jedynie chęć położenia się. Na myśl o tym do głowy wróciły wspomnienia, kiedy dotykała przyjemnej, niedrapiącej kołdry. Wielkiej i ciepłej... w białym kolorze... a w zestawie, nie mniejsza, równie lśniąca bielą, poducha. Pod taką stertą pościeli można było odczuć jedynie skrawek bezpieczeństwa, ale driada nie miała nigdy wielkich wymagań. Brała, co miała, bo w końcu była tak naprawdę uboga...
Przełknęła ślinę. Jeden z cieni pomknął gdzieś między skałami. Nawet i ci towarzysze sięgnęli Krainy Śmierci. Czy rzeczywiście były to tylko cienie? Wysnuła teorię, że to może właśnie stąd one pochodzą. Nie wyglądają na żywe, mimo że prześladują od... od... właśnie... od kiedy? Czasem Frigg wydawało się, że partnerowały jej przez całe życie. Tak oczywiście nie było, więc skąd przybyły i kim są?
Nagle zorientowała się, że jej postura przybrała postać delikatnie zgarbioną. Momentalnie i dość gwałtownie się wyprostowała. Nie chciała zdradzić żadnej oznaki osłabienia, nawet fizycznego. Rzuciła wzrokiem na towarzyszy.
- Więc... jak robimy? - spytała ostrym głosem. - Czy na mapie są ukazane jakieś ukryte tajemnice? Jakieś szczeliny, dodatkowe przejścia? Cokolwiek?
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Wyszczekana była - to druid musiał jej przyznać.
Co do jego planu... Wypowiedziała głośno obawy, które dręczyły go od początku podróży. Jego magia była potężna, w to nie wątpił. Mógł dzięki niej uśpić, sparaliżować czy zabić każdą istotę. Mógł przejąć kontrolę nad roślinami i zmusić je, by były posłuszne jego woli. Mógł wreszcie zasklepiać rany i modyfikować działanie organizmu tak, by był wydolniejszy, bardziej odporny na zniszczenia i choroby czy trucizny. Niestety jego władza nie sięgała do krainy śmierci. Trupy nie śpią. Poruszane siłą woli swego pana, odporne są na paraliż - zresztą większość z nich nawet nie miała mięśni. Nie da się też ich zabić poprzez procesy życiowe, bo takich też nie posiadają. Roślin zaś w tej okolicy było jak na lekarstwo w zapchlonej wsi! Sama moc uzdrawiania i mutacji nie była specjalnie potężną bronią, a na pewno już nie rzucana spontanicznie.
Och, były też inne sposoby wykorzystywania Magii Życia. Jednym z najbardziej skutecznych, o którym uczył się każdy druid, było otoczenie się jego grubym welonem. W teorii miało to uniemożliwiać sięgnięcie celu pomniejszymi zaklęciami z przeciwnej dziedziny, a także leczyć w wypadku rany fizycznej. Wciąż jednak przedstawiało to zerową wartość ofensywną. Druid nagle pomyślał, że może to dlatego żadne ze Zgromadzeń nigdy nie zajęło się Maurią mimo całej tej swojej nienawiści do wynaturzeń. Byliby po prostu pozbawieni całej mocy, jaką magia oferowała w walce z żywymi czy na ich własnym terytorium.
- Nie, atak na główną bramę okazałby się szaleństwem - powiedział nieco cieplej do driady. Dobrze, że przynajmniej jedno z nich wykazało się inteligencją. - Chociaż nie mam na to żadnych dowodów i na strategii się nie znam, to wszak pewien jestem, że Mauria zbudowana została tak, by wytrzymać atak znaczących sił.
Maie swoim kosturem zaczął kreślić prowizoryczny zarys miasta takim, jakim go zapamiętał. Było to szczególnie trudne z racji, iż podłoże kompletnie się do tego nie nadawało.
- Główna brama jest zapewne mocno strzeżona lub pokryta potężnymi zaklęciami. Być może jedno i drugie. - powiedział, wskazując końcem badyla wyimaginowaną bramę. - Przedarcie się tędy to istna głupota. Nie zdołalibyśmy nawet dotrzeć do krat. - Teraz pojechał laską po okręgu i zatrzymał się mniej więcej w jednej czwartej. - To powinien być nasz cel. - Zastukał kosturem w owo miejsce. - Mapa nie wskazuje żadnych szczelin czy tajnych przejść, jednak zaznaczona jest tu druga brama. Jeśli kartograf był dokładny, to porównując wielkość bramy z mapy z tą przed nami, tylna powinna być niewiele większa niż drzwi do chłopskiego domostwa. Jeśli ktoś jej strzeże, to jeden czy dwóch strażników.
Spojrzał na towarzyszy z iskierką w oczach. Mimo woli przypomniało mu się, jak kiedyś, za namową swoich podopiecznych, postanowili zrobić psikusa Hierofantowi i Starszym. Razem z młodymi podkradli się pod sam krąg. Darshes użył wtedy proszku z rozchodnika, piwonii oraz mięty. Teoretycznie rośliny te nie są szczególnie niebezpieczne czy trujące. Ale proszek, odpowiednio przygotowany w czasie specjalnego druidzkiego rytuału, pozwalał na tymczasowe osłabienie zaklęć obronnych i alarmujących. Przedarli się wtedy przez zaklęcia chroniące krąg i dokonali swego małego psikusa. Maie aż się uśmiechnął na wspomnienie kamiennego kręgu zarośniętego dwumetrowymi pokrzywami.
- Magię strzegącą przejście zostawcie mnie. Musicie mi jedynie kupić trochę czasu. - Popatrzył na driadę, a iskierki w jego oczach nie zgasły. - Będziesz w stanie poradzić sobie z dwójką przeciwników?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Cieplejszy głos mężczyzny nieco zdezorientował Frigg.
- Byłoby... - mruknęła niewyraźnie z nutką pretensji, jakby kierowała te słowa wyłącznie do siebie.
Gdy tylko kosturem zaczął zakreślać linie po podłożu, driada zbliżyła się do "mapy" w kilku krokach. Musiała przyklęknąć. Objęła rękoma kolana. Obraz wydawał się niewyraźny. No cóż... w końcu nie była to kartka papieru.
O dziwo, skupiła całą swoją uwagę na druidzie, słuchając uważnie, co mówi. Nie znała dokładnie szczegółów jego planu, ale z pewnością był lepszy niż brak planu. W ogóle był!
Spojrzała na niego, z dołu, swoimi czekoladowymi ślepiami. Włosy, pociemniałe od wody, przylgnęły, niemalże nierozerwalnie, do zielonej twarzy. Usta, niedawno wyraźnie różowe, pobladły. Gdzieś między wargami można było dostrzec zakreślające się powoli białe zęby. Odczuła ciepło, jakie oddawało objęcie swoich nóg, a tym samym przekonała się, jak zimno opanowało okolicę. Gorąco i chłód na zmianę chaotycznie przejmowały kontrolę nad jej ciałem. Nie odrywając wzroku, uniosła się w górę, prostując się. Przez chwilę mogło się wydawać, że się zachwiała. Sama nie do końca przechwyciła tej informacji zaburzenia równowagi. A może jej się tylko wydawało?
- Mam ich z początku ładnie zagadać czy od razu przejść do rzeczy? - spytała pełna determinacji. Spodziewała się jednak szybkiej akcji, bez pogaduszek, bo czy strażnicy byliby do tego skłonni? - W ogóle... co to za pytanie! Phi! Oczywiście, że dam im radę !- Przyłożyła palec do brody, a wzrok wyrażał ewidentne zamyślenie. - Hm... - mruknęła. - W sumie to co chcesz zrobić?
Tym razem Frigg wolała znać plan. Nie miała w zwyczaju pytać co i jak, po prostu działała. Odczuła jednak dziwną, wewnętrzną potrzebę dowiedzenia się czegokolwiek...
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- Plan? - zdziwił się Maie. Nie, on nie nazwałby tego planem. Był zbyt niedokładny, by cokolwiek planować. Często jego uwadze uciekały szczegóły, informacje na tyle ważne, by zmienić cały bieg wydarzeń, a na tyle małe, by zginąć w potoku informacji. Wolał to nazywać zarysem, zaledwie schematem działania. - Mam coś na kształt planu, choć i tak wymyślony naprędce.
Oczywiście, uwadze maie nie umknął obraz driady. Spojrzenie jej wielkich, sarnich oczu, zmarszczone czoło, lekko rozchylone usta... to wszystko sprawiało, że nawet teraz serce druida lekko przyspieszało. Miała w sobie to coś, czym natura obdarzyła tylko swoje ukochane córki. Nie uroki, jakimi sukkuby obdarzają swe ofiary. O nie, ta magia była o wiele subtelniejsza. Jakby każdy ruch został wykonany tak, by uwodzić niczego nieświadomych mężczyzn. Nawet on, który całe dzieciństwo spędził wśród owych istot, wysiłkiem woli utrzymywał swe uczucia na wodzy. Czasami gdy z nią przebywał, zastanawiał się, czy ulegał jej z racji płci czy też dlatego, że stał się tak bardzo ludzki.
Ha!
Jakaż to była w jego ustach zniewaga! Ludzki! Jedyny rodzaj zwierząt, który mimo całego swojego zezwierzęcenia upiera się być najbardziej cywilizowaną z ras! A on się właśnie porównał do jednej z tych bestii! To niedorzeczne!
Mimowolnie zaciskając dłonie na drewnianym kosturze tak, iż knykcie pokryły się bielą, druid odwrócił się, by jeszcze raz spojrzeć na miasto i się uspokoić. Czuł, jak jego magia wycieka z niego. Wycieka i wnika głęboko w ziemię, budząc uśpione pod skałą formy życia i nadając im złowrogą, niszczycielską formę. Chciał to powstrzymać. Naprawdę chciał! Ale nie mógł. A patrzenie na szare miasto i pozbawioną życia dolinę wcale mu w tym nie pomagało. Nieumarli byli jak ludzie. Jeśli potrzebowali terenów, wyrywali je naturze. Jeśli potrzebowali życiowej energii, zbierali ją istotom żywym. Jeśli potrzebowali ciał, zabierali je żyjącym. Wieczna pętla pasożytnictwa. Zabierali, nie dając nic w zamian. Niszczyli i plugawili wszystko, co było w zasięgu ich kościstych palców, a gdy i tego zaczynało brakować, sięgali dalej i dalej.
"STOP!" - krzyknął jakiś głos w jego umyśle. Może nie głos, bardziej jak wewnętrzna natura, coś, czego nie potrafił zidentyfikować, a co było z nim od zawsze.
Oszołomiony rozejrzał się po okolicy. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Ten sam szary krajobraz, pełen skał i... korzeń? Parę stóp przed nim, w miejscu, gdzie winna się kończyć skalna półka, z popękanej skały wystawał długi, poskręcany badyl. Miał prawie stopę grubości i najeżony był drobnymi kolcami.
- Na Wielką Matkę, cóż to u diabła... - umilkł, zbliżając się do tworu, jak podejrzewał, własnej magii.
Roślina mimo swego upiornego wyglądu wręcz pulsowała życiem. Pokrywała ją również delikatna warstwa mocy, nieświadomie uplecionego zaklęcia, które zmusiło tę biedną istotę do wyjścia na powierzchnię. Energia ta, mimo iż z pewnością pochodziła od niego, była jakaś złowroga. Zresztą trudno się dziwić. Arcydruid zawsze mu powtarzał, że jego magia w przeciwieństwie do ich mocy przenosiła również emocje czy jakoś tak. Nigdy tego do końca nie pojął, odkrył jednak już dość dawno temu, że efekty jego zaklęć ściśle powiązane są z jego własnymi emocjami. Czasami doskonaliły to, co natura już zrobiła doskonałym, a czasem zmieniały to w zabójczą karykaturę samego siebie. Taką jak ta tutaj.
Jednak tym, co było zaskakujące, to to, że na tej pustyni śmierci i rozpaczy wciąż istniało życie. Kiedy z lotu smoka przyglądał się ziemi swym zmysłem, widział jedynie jałowe pustkowie. Czyżby życie wciąż istniało, nawet tutaj, tyle że pogrzebane głęboko pod ziemią? Czyżby zadrwiło z umarłych, chowając się przed nim tam, gdzie pierwotnie było ich miejsce?
Ta myśl poprawiła mu humor.
- Może nie jestem tu całkiem bezradny... - stwierdził i nagle przypomniał sobie, że nie jest sam. Stanowczo zbyt długo podróżował w samotności. - Ahhh... Wybacz, Frigg. Zamyśliłem się.
"I mam nadzieję, że nie zauważyłaś tego wybuchu emocji" - dodał w myślach.
- O czym... a! Plan - przypomniał sobie Darshes. - Zaatakujemy - a właściwie to ty zaatakujesz - tylną bramę. Powinna być słabiej strzeżona od tej, a i świadków będzie mniej. - Mówiąc to ruszył w kierunku zejścia z półki skalnej i dalej w dół zbocza.
- Podczas gdy ty będziesz zabawiała naszych gospodarzy, ja zrobię nam przejście. Zakłócę również zaklęcia strażnicze. Efekt będzie trwał krótko. Nie dłużej niż parę sekund. Tak więc gdy powiem "wchodzimy", to wchodzimy, choćby cię właśnie mieli rozdzierać halabardami na strzępy. Nie muszę chyba dodawać, że ciężko mi pracować z żelazem wystającym z pleców, więc liczę na ciebie. - Zmarszczył brwi, przypominając sobie kolekcję dziewczyny. Może rzeczywiście nie miał powodu do obaw. - Postaram się zbytnio nie narzekać, jeśli wykończysz ich cicho i szybko - dodał żartem.
- Przed akcją pokryję nas całunem magii tak, by każdy, kto próbował nas postrzegać z pomocą magii, zobaczył tylko kłęby energii. To powinno uniemożliwić "Władcom Marionetek" odczytanie naszych aur na odległość. Kiedy jednak wejdziemy do miasta, musimy szybko pozbyć się całej naszej mocy. Licze i nekromanci z pewnością przeskanują miasto swoimi zmysłami, a im więcej masz mocy, tym potężniejsza jest twa aura. - Rzucił spojrzenie za siebie. - Co ty na to?
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Rozciągające się wokół pustkowia powoli zmieniały swój charakter, przynajmniej w oczach Frigg. Po jednej stronie mieniły się pomarańczowe światełka, które unosiły się na szarym, ponurym tle chmur. Potężne mury w żaden sposób nie zachęcały do odwiedzin miasta umarłych, a mimo to właśnie pod nimi gromadziły się tłumy istot ze wszystkich stron Alaranii, tworząc w ten sposób małe grupki. Ciekawiło ją, ile każda z nich oddałaby za przekroczenie progu. Dlaczego w ogóle koczowali? Czy wszystkim zależało na kupcu? Każdy z pewnością miał w tym jakiś cel. Głęboko wątpiła w bezinteresowne odwiedziny tego miejsca.
Wzrokiem powędrowała na drugą część tej wyssanej z życia przestrzeni. Im dalej go przenosiła, tym ciemniejsza i mroczniejsza się ona malowała. Kłębowisko chmur nasycone zostało czernią. Ich źródło nie było jednak znane - albo raczej widoczne. Nawet dla dość wyostrzonego wzroku driady było to trudne. Wydawało się, jakby pochodziły z dala, z nieznanej otchłani. Linia horyzontu również została w nią wciągnięta.
Nagle cały ten krajobraz zaburzyła biel. Krok po kroku oblepiała ona kostur i część ciała druida. Spod ziemi próbowało coś się wydostać, walczyło uparcie z kawałkiem skalistej ziemi. Nieugięta wola do życia sprawiła, że zaczęła pękać niczym skorupka od jajka. Szybko okazało się, kto był owym wojownikiem. Roślina. Obdarzona kolcami, wypełniona negatywną energią, a jednak sprawiła, że w sercu Frigg zagościło ciepło.
Szybko ocknęła się z uroku korzenia.
Kto był jej twórcą? Hm... Kto jej pomógł się wydostać?! Spojrzała na towarzysza. Ciekawiło ją, o czym myślał w danej chwili, co przyczyniło się do owej, dość dziwnej, sytuacji. Nie miała co prawda nieomylnego zmysłu magicznego, aczkolwiek wyczuwała negatywną energię z tego kawałka przyrody, który ukazał się mrocznej krainie.
Gdy tylko się ocknął, ujrzał wlepiony wzrok Frigg w swoją osobę. Tym razem poważny. Czekała cierpliwie na upust emocji druida. Pewnie niejedna driada uciekłaby w popłochu. Jego gonitwa myśli mogła sięgnąć dalej i przynieść ze sobą nieoczekiwane, niebezpieczne skutki, a ona? Czekała cierpliwie. Nie wiedząc, czemu bardziej obawiała się tego miejsca niż Darshesa, o czym uświadomiła sobie dopiero w późniejszym czasie. Uśmiechnęła się do niego szeroko i przyjemnie, jakby nie zwróciła uwagi na to, co stało się przed chwilą, jakby wcale kawałek zielska nie zdobył jej uwagi.
- Jasne, wszystko zrozumiane! Akurat tę część planu, ja atakuję, ty się bawisz w magię, lubię najbardziej! - Rzeczywiście tak właśnie było... Czuła, że sztylety powoli rdzewieją pod płaszczem od ciągłego leżenia. - Musimy znaleźć dobre miejsce na rozpoczęcie akcji... I żebyś zdołał zrobić wszystko, co musisz, stosunkowo, zgaduję, blisko bramy. Nie mogą cię przecież zobaczyć...
Podrapała się w zamyśle po brodzie. Nie mogła się już doczekać jakiejś konkretnej akcji!
- Prowadź! Mniej więcej wiesz, gdzie znajduję się ta brama... - Ostatnie słowa trudno było nazwać zarówno stwierdzeniem, jak i pytaniem...
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Okazało się, że "mniej więcej" było raczej mniej niż więcej.
Ominęli niewielki obóz koczujących pod główną bramą kupców i podróżników, kierując się na północ. Maie starał się utrzymywać w zasięgu wzroku mury ponurego miasta, nie podchodził jednak do nich bliżej niż na połowę stai. Może to było przeczucie, a może jakiś wewnętrzny głos. W każdym razie, coś mu mówiło, że jeśli podejdą bliżej, zostaną wykryci. Mimo świetnego wzroku i wspomaganego magicznie ciała, co rusz potykał się o niewielki kamień lub wpadał w ledwo widoczną szczelinę, klnąc przy tym siarczyście.
Będąc tak pochłoniętym wpatrywaniem się pod swoje nogi prawie przegapił niewielką ścieżkę wspinającą się w górę zbocza - w stronę Maurii. Był to wąski, skalisty trakt usiany głazami. Mniej więcej w połowie drogi między nimi a miastem trakt zaczął się rozjaśniać, oświetlany ponurym światłem lampionów zwisających z murów. Na jego końcu widniały niewielkie czarne wrota. Ich odrzwia aż lśniły od wymalowanych, srebrzystych run, mających chronić wejście. Sama jednak brama wydawała się niestrzeżona, co było stosunkowo... dziwne.
Darshes gestem dał znać towarzyszom, by się zatrzymali. Nie wyczuwał żadnych istot żywych poza tymi, które stały za jego plecami. Efektywność jego mocy, gdy chodziło o wyczuwanie istot mogła sięgnąć nawet stai długości, choć na precyzyjniejsze pomiary mógł wykonywać na odległości zaledwie kilkudziesięciu sznurów. Teraz jednak, "macki" Magii Życia, niewidoczne dla ludzkiego oka, pełzły wąskim traktem, obwijając i sprawdzając każdy, nawet najdrobniejszy kamyczek.
Nic. Brak istot żywych.
- A więc strażnikami są umarli. - stwierdził na głos z lekką konsternacją. - Nie mogę ich wyczuć, ani dojrzeć. Być może to zjawy lub istoty cienia. Frigg, co widzą oczy driady?
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość