Od przybycia Niary minęło zaledwie kilka tygodni. Dla niej jednak czas ten wydawał się dłuższy niż dla innych. Tutaj, w twierdzy, dni mijały zupełnie inaczej niż na innych dworach, czy kiedy mieszkała sama. Tutaj wszystko wyglądało inaczej. Bywały dni kiedy jej czas wypełniały spotkania z dygnitarzami i ambasadorami innych krajów i wtedy anielica nie miała czasu na myślenie o tym co się wokół niej dzieje. Niestety nie wszystkie dni były wypełnione obowiązkami, zdarzały się też takie, które spędzała w swojej komnacie sama, albo z dwórkami, mając czas dla siebie. Królowa nie lubiła tych dni. Mimo całego grona dwórek czuła się samotna. Król miał swoje obowiązki, ona swoje, taka była ich rola, nie dało się tego zmienić i kobieta wiedziała, że prędzej czy później przywyknie. Samotność jednak nie była najgorsza. Smutek, który nosiła w oczach anielica wypływał z czegoś innego, a mianowicie z poczucia utraty wolności. Jako anioł, wiedziała, że nigdy nie będzie absolutnie wolna, że zawsze będzie wypełniać rozkazy Pana, ale to było coś co chciała robić. Nigdy jednak nie myślała, że zostanie królową, co wiązało się z przywiązaniem do swojego zamku, do miejsca, do króla, do ludu. Kiedyś mogła wsiąść na swojego rumaka i pojechać gdzie tylko chciała, wszędzie były istoty potrzebujące. Teraz jej rola sprowadzała się do trwania przy boku króla i wydania mu na świat potomka. Nie mogła uwolnić się z klatki, w której teraz przebywała. I wiedziała, że nigdy już nie będzie mogła tego zmienić.
Czasami, żeby nie czuć tak bardzo zamknięcia, wstawała jeszcze przed świtem i wymykała się na tor strzelniczy. Łuk, strzały i tarcza przypominały jej przeszłe wydarzenia. Każda wypuszczona strzała była jak ulga dla smutnej duszy królowej. Widziała jak każda ze strzał przecina powietrze, słyszała jego świst, a potem głuchy odgłos grotu wbijanego w tarczę. Miała wtedy poczucie, że robi coś co wcześniej, coś co kiedyś pozwalało jej przetrwać na "wolności".
Nie pozwolono jej leczyć chorych. Uznano, że po ostatnim zamachu to byłoby zbyt niebezpieczne, więc jedyne co mogła robić dla innych to modlić się o błogosławieństwa w świątyni.
Jej poranki, nie licząc tych, w które wymykała się z komnaty wyglądały identycznie. Dwórki myły ją, ubierały, czesały i stroiły. Nadal nie przyzwyczaiła się do ciasno wiązanych gorsetów i każdy wieczór, kiedy można było rozsznurować ciasne ubranie, był wybawieniem. Nie narzekała jednak. Z reszta Niara nie narzekała na nic. Wszystko znosiła ze zrozumieniem i cierpliwością godną swojej rasy.
Z królem widywała się mało. Po tym jak ucichła sprawa z zamachem, a Varlein zniknął gdzieś w bibliotece, na tyle, że praktycznie nie widywano go w innych komnatach, król i jego Rada zajęli się przygotowaniami do koronacji królowej. Niara nie miała z tym wiele do zrobienia. Krawcowe zdjęły z niej miarę na suknię, co nie trwało przecież długo. Ais, jako nadworna dyplomatka oddelegowana przez króla wyjaśniła anielicy jak będzie przebiegać ceremonia i na tym skończyła się rola królowej. Największy problem miał królewski złotnik. Okazało się bowiem, że korona, którą od wieków nosiły królowe jest za duża na anielice i to tak mocno, że w żaden sposób nie dało się jej założyć kobiecie, tak by korona nie spadała. Biedny rzemieślnik musiał więc poradzić sobie z tym problem, a miał nie wiele czasu. Na szczęście nie było tak trudno jej zmniejszyć. Choć to, że królewskie insygnium musiało zostać zmienione wzbudziło wielkie poruszenie. Nic jednak innego nie dało się zrobić.
Do samej koronacji zostały dwa dni. Cały dwór był poruszony. W kuchni tłoczyli się kucharze i kucharki przygotowując potrawy na wielką ucztę. Na ogromny bal, w ciągu ostatnich tygodni zjechała spora liczba gości. Dygnitarze, ambasadorzy, nie raz ich rodziny, służba. Żelazna Twierdza i okoliczne zamki wypełniły się po brzegi ludźmi zaproszonymi na koronację. Zjawiła się też sama królowa Rapsodia wraz z całym swoim dworem. Pozostałe państwa wysłały jedynie swoich przedstawicieli. Tak czy inaczej sporo się działo, ale królową cały gwar jakoś omijał.
Korona była już przygotowana. Suknię szyło i haftowało na zmianę osiem hafciarek, wiec dokończono ją wczoraj. Reszta dotyczyła głównie wystroju i gości, więc Niara nie musiała brać w tym udziału.
Było wczesne popołudnie. Lato chyliło się już ku końcowi, choć liście na drzewach były jeszcze zielone. Z okna komnaty, w której najczęściej przebywała królowa rozchodził się widok na cały park umieszczony za twierdzą. Niara lubiła stać przy oknie i przypatrywać się temu co działo się na zewnątrz. Stała właśnie w ten sposób i wpatrywała się w okno, a właściwie na to co znajdowało się za nim. Była ubrana w biało-turkusową suknię, zdobiona perłami. Rzecz jasna miała mocno zasznurowany gorset, który eksponował talię i biust. Suknia, jako, że nadal było w miarę ciepło miała niewielkie, krótkie rękawy. Na szyi kobiety zapięto dużą, srebrną, zdobioną akwamarynami kolię. Podobnie jak kolia zdobiony by diadem wpięty w jej włosy. Prawie każdego dnia musiała wyglądać idealnie, rzadko zdarzało się, że mogła zdjąć ozdoby i zamiast wymyślnej fryzury zapleść zwykły warkocz. Dziś nie było wyjątku. Jej włosy po części spięte były w ładny kok, resztę rozpuszczono i blond fale wiły się teraz po plecach anielicy. Za jej plecami, w dwóch fotelach, przy stoliku siedziały jej najbardziej zaufane dwórki. W milczeniu zajmowały się haftowaniem jedwabnego szala w wymyśle wzory. Pozostała część towarzyszek królowej znajdowała się gdzie indziej. Starano się jednak, żeby królowa zawsze miała towarzystwo.