Mauria[Serce miasta umarłych] Ciemne interesy

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

[Serce miasta umarłych] Ciemne interesy

Post autor: Aishele »

U stóp monumentalnej Świątyni Śmierci - budzącej grozę budowli z ciemnego kamienia, stojącej w samym centrum Maurii, rozciąga się plac, dość spory, okolony ciasnym pierścieniem kamienno-drewnianych zabudowań.
Nastrój jest tu, łagodnie mówiąc, dość ponury. Ciemne sklepiki z odrapanymi szyldami nie zachęcają podróżnych do odwiedzin, choć niewykluczone, że ich zakurzone półki i głębokie szuflady kryją się pokaźne zasoby magicznych zwojów i ksiąg, niezwykłych eliksirów i kto wie, czy i nie czegoś dużo bardziej... mrocznego. Jest też kilka warsztatów stolarskich, chyba całkiem dobrze prosperujących - otoczona lasami Mauria daje dobre warunki do prowadzenia podobnych interesów. Są tu też jakieś karczmy, trzy czy cztery, z pewnością o lepszym standardzie, niż ta smętna dziura przy wjeździe do miasta.

Pora wciąż była wczesna, dlatego gdy Akkarin i Aishele - no i Divya w swojej czarodziejskiej lampie - wjechali na brukowane czarnym kamieniem uliczki miasta, nie było tu wielkich tłumów. Jedynie kilku zaspanych mieszczan w czarno-białych płaszczach, jakiś szkielet dźwigający olbrzymią skrzynię, kilka pałętających się bezcelowo zombie.
To urocze poranne słońce, które jaśniało na niebie jeszcze kilkanaście minut temu, zdążyło już prawie całkowicie schować się w kłębowisku burych obłoków. Pojedyncze promienie padały na lśniący po deszczu bruk i dachy okolicznych budynków. Dziwne - jak zauważyła topielica - było to, że ciemne bloki kamienia, stanowiące mury świątyni, zdawały się wchłaniać nawet te drobne, nieśmiałe promyki światła. Przedziwne. I ponure zarazem.
- Widzisz to? - nie wytrzymała i mruknęła cicho do Akkarina, wskazując palcem Świątynię Śmierci. W tej samej chwili dobiegł stamtąd rytualny śpiew, a może żałobne zawodzenie. Choć czy tutaj to jakaś różnica?
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Podróż nie była dla niego mocno uciążliwa, w końcu wszystko szło po jego myśli. Nieumarła mu zaufała, a Mauria niedługo stanie przed nim otworem, jedyną wadą było znikające coraz szybciej słońca, ale tego mógł się przecież spodziewać. Miasto samo w sobie mu się nie podobało, dało się w nim wyczuć nieprzyjemną aurę. Gdy dotarli na plac, mało przyjemne uczucie nasiliło się, widocznie bliskość świątyni miała na to wpływ, i to ogromny. Demon miał nadzieję, że nie będzie musiał do niej wchodzić. Dla uspokojenia rozglądał się po okolicznych sklepach, szczególnie przypadł mu do gustu jeden, sprzedawano w nim różne mikstury, był pewny, że niektóre mogą im się w przyszłości przydać.

Gdy Aishele zadała pytanie, początkowo nie zorientował się o co jej chodzi, dopiero po chwili dostrzegł zgubne dla światła działanie świątyni. Gdy wierni, chyba można było użyć tego określenia? Gdy wierni, zaczęli swój śpiew, po skórze Nemorianina przebiegł zimny dreszcz. Zła aura okolicy jakby się wzmogła, tę samą cechę można było dostrzec u kamiennych ścian.
- Magia, i jak na mój gust bardzo mroczna. Nie chciałbym mieć z nią za wiele do czynienia. - Resztę wypowiedzi dokończył już szeptem. - Dlatego też nigdy nie zapuszczałem się w te okolice, za dużo tutaj czarnej magii.

Patrzył niechętnie w stronę z której słychać było głosy.
- Tam się udajemy? - Nie podobała mu się ta perspektywa, wiedział, że Arkad, również nie jest zadowolony, ale co zrobić?
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Divya
Rasa:
Profesje:

Post autor: Divya »

Pomimo swojego magicznego domu wyraźnie wyczuła aurę czarnej magii. Zaniepokojona postanowiła sprawdzić co się dzieje i czy aby Aishele nic nie zagraża. Opuściła swoje mieszkanie w postaci błękitnego dymu i uformowała swoją postać w powietrzu na wysokości głowy przyjaciółki. Dostrzegając monumentalną budowlę aż się wzdrygnęła mimowolnie.
- To wygląda strasznie. Aishele, czy masz zamiar wejść do środka? Nie podoba mi się to miejsce.
Dostrzegła Akkariana i ponownie się wzdrygnęła. Nie pałała do Nemorianina przyjaznymi uczuciami. Zastanawiała się tylko, po cóż ten mężczyzna kręci się koło nich? Wzruszyła ramionami.
- Czy to jest miejsce, do którego dążyłaś cały czas?
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Nie wiem - odparła topielica krótko i szczerze, odpowiadając na wszystkie pytania obojga towarzyszy za jednym zamachem.

Rzeczywiście, nie wiedziała, czy ten widniejący przed nimi budynek, w którego cieniu skrywała się grupa żałobnych śpiewaków o obłąkanych oczach, ta dziwna mroczna budowla z pożerającego światło kamienia, to właśnie jej cel. W dotarciu do tutejszych władz dziewczyna liczyła bardzo na pomoc Mary - to mogło tak wiele ułatwić. Tymczasem jednak jej tu nie było i nie można było mieć pewności kiedy - i czy w ogóle - przybędzie do miasta. W końcu Aishele była dla niej jedynie przypadkowo poznaną w karczmie znajomą i nie miały wobec siebie żadnych obowiązków. Niemniej nieumarła postanowiła poczekać na nią jeszcze trochę. Sprawa była pilna, ale bez przesady - lepiej stracić kilka godzin, a mieć większą pewność powodzenia misji...

- Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy to właśnie to miejsce. Myślę, że chciałabym się tu najpierw... - zawiesiła głos, by powoli i ostrożnie zeskoczyć z konia - ...rozejrzeć. Zapytać ludzi o parę rzeczy... No i zaczekać na Marę, prawda? Przejdźmy się trochę.

Niepokojący śpiew wwiercał się w mózg i duszę topielicy niby świszczące wiertło, poruszając gdzieś w niej, na dnie, wspomnienie innego, podobnego śpiewu. Och, jakże bolała ją głowa! Musiała uciec, prędko, prędko. Umknęła w uliczki miasta umarłych, niewyraźnie mruknąwszy towarzyszom coś o późniejszym spotkaniu. Uciec, uciec. Czy przy jej śmierci też tak zawodzono, też śpiewano te same śmiertelne pieśni? Mogło tak być. A później... później tylko to co zawsze, to samo, czym kończy się każda myśl o przeszłości - setki białych płatków i narastająca ciemność wraz z ciszą, czarne i chłodne odmęty, coraz dalej i głębiej.

Nie! Nie myśleć już o tym!


Chwile mijały powoli. Z zaniedbanych budyneczków wychodziło leniwym i niespiesznym krokiem coraz więcej postaci. Topielica dowiedziała się od nich tego i owego - że owa ponura budowla, górująca nad centralnym placem miasta, to Świątynia Śmierci i że rezyduje w niej upiór Xargoleth; że Czarny Dwór, leżący nieco na wschód, w głębi parku, zamieszkuje wampirzyca Ariszia, i że w bladej wieży z kości słoniowej, widocznej ponad szarymi dachami trochę na zachodzie, jest siedziba Demarigona, arcylisza. To wszystko było dość niedaleko od siebie, Mauria nie była bowiem zbyt rozległym miastem. Te wiadomości były najpożyteczniejszą częścią ogromu zasłyszanej gadaniny - o tym, gdzie kupić najświeższe ryby i najposłuszniejsze zombie, o ostatnich kradzieżach, małżeństwach, porwaniach i innych miejscowych sensacjach, a także o dawnych, a wciąż dobrze pamiętanych wyczynach Licza Megdara - widocznie mieszkańcy Maurii lubili pogadać z kimś obcym, znudzeni sobą i własnymi sprawami.

Kiedy słońce stanęło w zenicie, Aishele błądziła po mieście, wciąż cierpliwa w swym oczekiwaniu na przybycie towarzyszki. Umarli mają czas. Dużo, dużo czasu.



Po południu niebo znów się rozchmurzyło - niemal całkowicie. Coraz niżej zawieszona kula słońca spowijała ciepłym blaskiem ściany budynków, lśniła intensywnie w szybkach i poobtłukiwanych szyldach, a cienie stawały się dłuższe i dłuższe. Tylko świątynia zdawała się nie zauważać obecności światła i wciąż była czarna, czarna jakąś niedobrą, martwą czernią.

Mała nieumarła bezmyślnie siedziała na jakiejś beczce, przyglądając się swojemu odbiciu w oknie i poprawiając jakiś wymykający się w włosów kwiatek. W drugiej dłoni ściskała swój perłowy naszyjnik. Nad nią w kółko latał kruk.
Zajrzała wcześniej do paru sklepików. Za kilka drobnych monet kupiła sobie szal z cienkiej czarnej wełny. Nie, żeby miał chronić ją od zimna - nie miała złudzeń, jej zimno było wewnętrzne, płynące z kości, a może nawet z duszy - nie, szal miał nadać jej trochę porządniejszy wygląd. W końcu miała udać się z poselstwem do najwyższej władzy, a nie gdzieś do stajni czy na kartoflisko - nawet ona, nieokrzesana topielica, w pewnym stopniu to rozumiała. Rzeczywiście, jej chude ramiona i wystające obojczyki nie wyglądały tak upiornie, zasłonięte czarną materią.

Był już wieczór. Dlaczego Mara wciąż nie przybywała? Aishele poczuła złość, ale nie na długo - zaraz później zastąpiła ją obojętność. Wzruszywszy ramionami wstała ze swojego miejsca na beczce - musiała tu siedzieć od dobrych paru godzin. Tupnęła na kota, który gapił się na nią bezczelnie swoimi zielonymi oczami, bo nie cierpiała kotów. Zwierzak nie spłoszył się, ale odszedł z godnością i zniknął pomiędzy sklepem alchemika a rzeźnią, a nieumarłe dziewczę ruszyło na wschód, z silnym postanowieniem odnalezienia siedziby pani Ariszii Velmeron.
Wchodziła już w pierwszą parkową aleję, w mroczny cień starych bezlistnych lip, kiedy kątem oka dostrzegła jakiś ruch, jakąś ciemną plamę. Czyżby Akkarin?
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Zdziwiło go gdy Aishele niespodziewanie zsunęła się z konia, po czym uciekła w gąszcz uliczek, nie zdążył zareagować, podobnie jak Divya. Gdy zostali sami, postanowił wykorzystać ten czas na zwiedzenie okolicy i zrobienie niewielkich zakupów, może nawet uda się czegoś ciekawego dowiedzieć o mieście?
- Chcesz, możesz mi towarzyszyć, chyba że masz coś ciekawszego do roboty. Aishele i tak nie dasz rady odszukać w tym tłumie, musimy mieć nadzieję, że na nią wpadniemy, w ostateczności załatwimy to inaczej. - Słowa te były skierowane do dżinki, nie zamierzał jej jednak tłumaczyć, co miał na myśli mówić o innym sposobie. W tym czasie zsiadł z konia i nawet nie martwiąc się o trzymanie Arkada za uprząż ruszył przed siebie.

Miasto mu się nie podobało, jak zresztą każde inne. Miał ochotę wrócić na pokryte zielenią równiny, brakowało tutaj ciszy i przestrzeni, co może się równać z jazdą przez bezludne tereny w towarzystwie najlepszego przyjaciela? Nie do końca rozumiał, co go tutaj przyciągnęło, ponieważ normalnie by się tutaj nie zapuszczał. Może działo się tak z powodu długiej nieobecności w Otchłani, Mauria była pod pewnymi względami do niej podobna, choć taka inna...


Cały dzień spędził na odwiedzaniu sklepów oraz rozmowach z ludźmi, którzy okazali się nad wyraz gadatliwi, co denerwowało Nemorianina. Nie wiedzieć po co komu mu wiedza, o tym kto, kiedy, za ile oraz na co podpisał kontrakt. Choć kto wie, może i to okazać się kiedyś przydatne. Najważniejszymi dla niego informacjami było to, gdzie można coś kupić, oraz jak skontaktować się z kimś wysoko stojącym. Gdy nie udawało się wydobyć informacji zwykła rozmową, nieznacznie wspomagał gadatliwość rozmówcy stosując magię umysłu. Zaglądając do sklepów, zakupił tylko trochę paszy dla Arkada, mimo, że widział wiele ciekawych przedmiotów, na które miał jednak zbyt pustą sakiewkę.

Z nastaniem wieczora postanowił odszukać topielicę, w końcu nawet w takim mieście mogło być niebezpiecznie. Przechodząc ponownie przez plac dostrzegł, że świątynia jakby mniej chłonęła światło, a wręcz zaczynała je ponownie oddawać, uznał to za ciekawy pomysł na oświetlenie miasta w nocy. Postanowił kogoś o to przy najniższej okazji wypytać, teraz miał ważniejsze sprawy na głowie. Ponownie zapuścił się w uliczki, rozglądając się za Aishele, niestety znalezienie konkretnej nieumarłej, gdy w okolicy kręci się ich tak wielu, nie było łatwym zadaniem. Mimo to, nie poddawał się, studiując wszystkie mijane twarze, wiedział że Arkad czyni podobnie i gdy tylko ją zobaczy, da mu znać. Przypadkowo znaleźli się w okolicach dworu wampirzycy, Akkarin w pewnej chwili zauważył ruch po swojej lewej stronie, szybko poinformował idącego w pewnej odległości wierzchowca, który automatycznie zatrzymał się. Demon, położył jedną rękę na szabli wyciągając ją, niestety nie bezszelestnie, cofnął się w głębszy cień, gotów w każdej chwili zaatakować gdyby samotna postać, idąca drogą zamierzała zaatakować jego, bądź Arkada.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Dziewczyna zatrzymała się i oparła o potężne, stare drzewo. Zdawało jej się, że usłyszała ciche szczęknięcie metalu, czy coś w tym rodzaju. Czyżby zbój? Ee tam, gdzie zbój, w parku należącym do Ariszii, istoty sprawującej tu władzę? Nie może być.

- Ktoś tam jest? - zawołała topielica w stronę cienia, nieszczególnie przestraszona. Nie miała odruchu lękliwego wyciągania broni do każdej napotkanej przypadkowo osoby. W gruncie rzeczy, jakby to rozważyć, to całkiem zrozumiałe, bo nawet broni za bardzo nie miała. - Ak-harin, to ty?

Tak, była prawie pewna, że rozpoznaje sylwetkę Nemorianina, a gdzieś dalej, w gęstszym i mroczniejszym cieniu, mignęło jej chyba nawet kopyto jego wierzchowca. Tylko po co zaraz wyjmował do niej żelastwo? Chyba nie był jakimś zdrajcą, który postanowił poderżnąć jej gardło. Bo i po co?

Gałęzie wielkich lip zaszumiały w gwałtownym podmuchu zimnego wichru.

- To ty? Jesteś tu? - powtórzyła Aishele, przekrzykując wiatr.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Nemorianin odetchnął z ulgą i schował broń, to tylko Aishele. Miał nadzieję, że nie będzie miała mu zbytnio za złe wydobywania broni na widok jej cienia. W innej sytuacji nawet nie sięgnąłby po szablę tylko korzystał z magii, ale wolał aż tak nie rzucać się w oczy.

- Tak, to ja. Dobrze, że cię znalazłem. - Demon wyszedł z cienia, przesyłając Arkadowi wiadomość, że również może tak postąpić. Koń po krótkiej chwili również do nich dołączył. - Co tutaj robisz? Powinniśmy szukać gospody, w której będziemy mogli przenocować, chyba że znasz tutaj kogoś, kto by nas przyjął pod swój dach? - Znacząco spojrzał w stronę majaczącego kawałek dalej dworu, do którego widocznie zmierzała topielica. Wizja spędzenia nocy w takim miejscu z jednej strony napawała go optymizmem, bo mógłby spędzić ten czas w warunkach zbliżonych do standardu, jaki był w jego rodzinnym domu. Nie podobało mu się jednak towarzystwo wampirzycy, której towarzystwo można by określić mianem krępującego.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Po co się tu chowałeś? - zapytała zdziwiona. - Załatwiłeś już wszystkie swoje sprawy w mieście? Ten dwór przed nami - wskazała chudą dłonią na czerniejący w końcu alei budynek, z którego okien emanowało niezdrowe, blade, trupie światło - to domostwo pani Ariszii Velmeron, jednej z władców Maurii. Nie, nie znam jej i nie planuję spędzać tu całej nocy. Możesz iść ze mną... - dodała, nim zdążyła zastanowić się nad swymi słowami.

Właściwie to Aishele nie była przekonana, czy obecność osób postronnych przy jej spotkaniu z wampirzycą to dobry pomysł. I z każdą chwilą docierało do niej coraz bardziej, że stanowczo powinna zachować to wszystko w tajemnicy. Myśli dziewczęcia potwierdził umarły kruk, który cały czas z nieprzyjemnym szumem skrzydeł krążył ponad jej głową, a teraz przysiadł na jej kościstym ramieniu i zaskrzeczał do ucha, wyraźnie napominającym tonem. Topielica zrzuciła go z niechęcią i otuliła się szczelniej szalem.

- A może jednak wolisz poszukać noclegu? - rzekła, starając się być przekonująca i nieświadomie próbując opleść Nemorianina siecią cienkich nitek Magii Umysłu, które splatać się miały w obraz całodziennego zmęczenia i wygodnej, rozjarzonej ciepłym blaskiem pochodni karczemnej sali, wygodnego łoża, balii z parującą wodą... - Widziałam nieopodal karczmę "Wyrok Śmierci", brzmi zachęcająco, nie? - Na sinych ustach nieumarłej zatańczył uśmieszek rozbawienia. - Sądzę, że nasza przyjaciółka, Mara, nadal tu nie dotarła...? A może nie wie, gdzie nas szukać, i czeka właśnie tam. W każdym razie, dołączyłabym do ciebie tam niebawem - dorzuciła, mając nadzieję, że Akkarin się zgodzi. Nie mogła przecież siłą zabronić mu pójścia do Czarnego Dworu.

Robiło się coraz zimniej i coraz ciemniej, gdyż ognista kula słońca jedynie maleńkim swym fragmentem wyglądała jeszcze zza drzew. Mlecznobiała mgła, gęsta i nieprzejrzysta, zasnuła park, pozwalając dojrzeć wyraźnie jedynie sylwetki najbliższych lip i odległe światła. Wtem z oddali dała się słyszeć piękna, tęskna melodia, a potem jakieś śmiechy i nawoływania. Czyżby bal w wampirzym dworze?
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

- Tak, załatwiłem wszystkie swoje sprawy. - Spojrzał w stronę dworu. Więc to tutaj mieszka jedna z władczyń miasta. Warto by ją odwiedzić, znajomość kogoś tak ważnego mogłaby zaprocentować. Tak, pomysł pójścia z Aishele zdecydowanie mu się podobał.

Gdy topielica zapytała czy nie chciałby poszukać noclegu, poczuł że jego początkowe postanowienie jakby zaczęło się zmieniać. Czyżby używała magii umysłu? Z pewnym trudem przeciwstawił się jej staraniom. Przyjrzał się nieumarłej dokładniej, chyba powinien na nią bardziej uważać. Nie wiadomo kiedy znowu spróbuje go oplątać magiczną siecią... Nie powinien jednak tak łatwo dawać poznać, że ją rozpracował.
- Jeśli pozwolisz, chciałbym przynajmniej zamienić z wampirzycą dwa słowa, potem ewentualnie wrócę czegoś poszukać. Jeśli nie będzie miejsc w "Wyroku" to wyślę posłańca, żeby cię poinformował, gdzie się spotkamy. - Ruszył alejką w stronę budowli, Arkad szedł tuż za nim. Z każdym krokiem odgłosy z dworu były wyraźniejsze. Obejrzał się na Aishele i uśmiechnął się lekko. - Oczywiście gdybyś chciała z nią porozmawiać na osobności, nie będę wam przeszkadzał.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

- Och. No to idźmy, skoro się upierasz, Ak-harin.

Ruszyli dalej w głąb parku. Szli w milczeniu, bo i co tu mówić? W miarę zbliżania się do siedziby nieumarłej władczyni mgła robiła się jakby zimniejsza, między drzewami zdawały się przemykać niemal niedostrzegalnie jakieś chichoczące upiornie istoty, od których można było wyczuć lekki zapach krwi, pomieszany z wonią jaśminu, róży, bzu i tuberozy. Głosy dobiegające z dworu stawały się głośniejsze i wyraźniejsze - można było rozróżnić w nich między innymi słowa popularnej wśród ludu piosnki o wampirze i pannie. "Księżyc świeci, martwiec leci! Sukieneczką szach-szach! Panieneczko, czy nie strach?" - zaczął jakiś śpiewak, a Aishele uśmiechnęła się lekko i mimowolnie po cichutku mu zawtórowała. Tak, ona też kiedyś musiała znać i śpiewać tę piosenkę.

Nie minęło dużo czasu, gdy wreszcie Aishele i Akkarin ze swym wiernym rumakiem stanęli na niedużym placyku przed dworem. Drobne białe kamyczki, którymi placyk ów był wysypany, jaśniały dziwnie, oświetlone wylewającym się z okien i półotwartych drzwi trupiobladym światłem. Za drzwiami widać było spory tłum bogato odzianych postaci, zaś ich spokoju i prywatności pilnowała dwójka wampirzych strażników przed wejściem. Aishele przyglądała się temu wszystkiemu, trochę oniemiała niesamowitością otoczenia. Jej oczom nie umknęły kunsztowne płaskorzeźby zdobiące odrzwia z hebanu - a były to sceny ukazujące ludzi różnych stanów społecznych, różnych ras i profesji, tańczących w objęciach nieumarłych, głównie szkieletów. Danse macabre - pomyślałaby pewnie dziewczyna, gdyby nie to, że była za mało uczona i nie poznała nigdy takiego określenia.

- Kim jesteście i czego szukacie w domu pani Ariszii Velmeron? - zapytał oficjalnym tonem strażnik, krzywiąc się jednocześnie na widok wystrzępionej sukni małej topielicy i jej ubłoconych, bosych stóp, tak groteskowo wyglądających w porównaniu z jego własnym strojem: aksamitnym, haftowanym obficie kaftanem koloru czerwonego wina, w dodatku z przypasaną u boku srebrzystą szablą. Aishele aż zakręciło się w głowie, kiedy podeszła bliżej i poczuła silną woń jego aury - krew, krew, krew, a do tego jakby kurz i stare księgi, i jeszcze więcej krwi.

- Wpuść mnie, przybywam z poselstwem - mruknęła krótko topielica, która jak zwykle stała trochę na bakier z manierami i doprawdy nie była idealną osobą do misji dyplomatycznych. - W ważnej sprawie - dodała po namyśle i znów otuliła się szczelniej szalem, bo zrobiło jej się nagle bardzo, ale to bardzo zimno.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Strażnik spojrzał na Aishele z pogardą w oczach. Nie zamierzał wpuszczać nikogo równie obskurnego w progi dworu. Jego mocodawczyni na pewno nie mogła mieć żadnych układów z kimś, kto wysyłał równie liche poselstwo. Prychnął w myślach na myśl, że mógł w ogóle nazwać tę "wizytę" poselstwem. Nie pozostało mu nic innego jak spławić tę dwójkę, choć ciekawiło go, czemu ten człowiek przybył razem z nieumarłą.
- Pani Ariszia nie zamierza się z wami spotykać, jeśli chcecie przekazać jakieś poselstwo, możecie zrobić to przed Radą. Wracajcie skąd przyszliście. - Jego ton był ciągle służbowy, można go było również określić mianem zimnego, jak otaczająca ich zewsząd mgła.

Nemorianin rozumiał jego postępowanie, w końcu strażnicy w jego rodzinnym zamku również by nie wpuścili ubłoconej topielicy. Postanowił jednak nie poddawać się tak łatwo, w końcu nie po to tutaj przyszli, żeby teraz wrócić. Pani dworu musi się z nimi spotkać, a ci strażnicy im w tym pomogą, chcą tego czy nie, miał tylko nadzieję, że nieokrzesanie nieumarłej nie popsuje wszystkiego. Demon wystąpił przed Aishele i ukłonił się strażnikom lekko.
- Wybaczcie, że zajmujemy wam jakże cenny czas, lecz nasza wizyta jest zaiste wysokiej wagi. Moja towarzyszka i ja mamy dla pani Ariszii bardzo ważne informacje. Z wielką chęcią podalibyśmy je przez was, panie, lecz słowa te są przeznaczone wyłącznie dla jej uszu. Co do spotkania z Radą, niestety nie możemy czekać, aż nas przyjmą. - W całą wypowiedź wplatał sieć utworzoną z magii umysłu, naginając wolę wampira do swojej. W normalnej sytuacji nie przymuszałby go, lecz tylko delikatnie popchnął jego wolę w odpowiednią stronę, tym razem nie chciał jednak czekać.

Strażnik popatrzył na niego i zamrugał szybko, był przez chwilę jakby nieobecny. Po chwili skinął głową, na znak że się zgadza i skinął na swojego kolegę.
- Idź powiadomić panią Velmeron, że przybyło poselstwo, które musi się z nią natychmiast zobaczyć. Ja zostanę ich przypilnować. - Drugi wampir skrzywił się, lecz po chwili zniknął w drzwiach prowadzących do wnętrza budowli. Pozostały zbrojny patrzył na nich czujnie w milczeniu, choć jakby z mniejszą rezerwą.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Aishele bardzo nie lubiła, kiedy coś szło nie po jej myśli i zapewne gotowa byłaby teraz rzucić się na wampirzego strażnika z pięściami. Dzięki interwencji Akkarina nie zdążyła tego zrobić, na swoje szczęście. Teraz dziewczyna patrzyła na Nemorianina z wdzięcznością i mimowolną nutką podziwu. Strażnik nie zechciał jednak wpuścić ich nawet za próg przed powrotem jego towarzysza ze zgodą Ariszii. A chłód był przejmujący, zupełnie jakby mgła przenikała przez ubranie i przez ciało, aż do kości, i tam się zbierała już na zawsze. Aishele nie wiedziała, czy Akkarin też to odczuwa - nic nie było po nim widać. Ona w każdym razie odbierała zimno jako niezwykle dokuczliwe, choć w mniejszym czy większym stopniu towarzyszyło jej odkąd pamiętała. Złość nadal w niej wrzała, ale nie odzywała się słowem. Dygotała. Czekali.


Wreszcie uchylone ciągle drzwi otworzyły się szerzej. W progu stanął czerwono odziany mężczyzna - chyba ten sam, którego kolega wysłał do władczyni, ale topielica nie była tego pewna - i polecił dwójce przybyszów iść za sobą. Drugi strażnik wyciągnął rękę, by odprowadzić Arkada do stajni.

Mała nieumarła weszła do środka, licząc na falę ciepła, jaka ją teraz ogarnie. Nic z tego. Wewnątrz było równie zimno.

Umarły kruk siedział na ramieniu swojej pani i raz po raz skrzeczał z wyraźnym zadowoleniem.

Rzeczywiście, tak jak przypuszczała, musiał odbywać się tu bal. Dziesiątki nieziemsko pięknych istot, zazwyczaj dużo wyższych od niej i odzianych w wytworne szaty, tańczyły przy wydobywających się spod paluszków dwóch dziewczynek dźwiękach lutni i fletu. Muzykantki miały kredowobiałe twarzyczki i ogromne oczy barwy świeżej krwi. Niektórzy z biesiadników stali z boku ze złotymi kielichami w dłoniach i wskazywali na nowo przybyłych, mówiąc coś szeptem, ale większość zignorowała ich przybycie, uznając ich zapewne za zbyt małych i nieważnych, by zaprzątać sobie w ogóle uwagę ich obecnością.

Zapach krwi był uderzający, tak silny i wszechobecny, że topielicy lekko zakręciło się w głowie. Potrąciła niechcący jakąś smukłą damę w czerni, umykając prędko bez słowa przeprosin w tłum, gdy ta oblała się przez to krwistą zawartością swojego kielicha.
Zmierzając za strażnikiem, Aishele i Akkarin przeszli przez całą długość sali balowej, kluczyli później po ciemnych korytarzach i przejściach, aż wreszcie stanęli przed wielkimi, ciężkimi drzwiami, zakończonymi na górze ostrym łukiem. Drzwi były zamknięte, a wokół ciemno.

Mężczyzna zapukał pięć razy, a następnie nacisnął klamkę i pozwolił im wejść.


Komnata była przestronna i wysoka, ledwie dało się dostrzec w górze jej sklepienie. Z każdym słowem i każdym krokiem postawionym na nagiej kamiennej posadzce niosło się echo. Całą wysokość ściany naprzeciwko wejścia zajmowało wielkie okno z witrażem podświetlanym przez księżyc w pełni. Witraż przedstawiał smutnego, pięknego mężczyznę w błękitnych szatach, pochylonego w geście zamyślenia. Miał długie rude włosy i brodę, a z jego ust spływała strużka krwi. Otaczały go kwiaty czerwonych róż.

Wtem przez witraż zaczęło przedostawać się coś jeszcze, poza zimnym księżycowym światłem - otóż zaczęła przesączać się przezeń różowa mgiełka. Trwało to jakiś czas, niezbyt długi, aż różowe kłęby wypełniły komnatę. Wtedy w jednej chwili wyszła spośród nich kobieta. Rozległo się ciche trzaśnięcie jakichś niewidocznych w tej mgle drzwi, które dowodziło, iż wampirzyca - wbrew pozorom i zdolnościom przypisywanym przez ciemny lud owym krwiożerczym istotom - nie zmaterializowała się z owego różanego obłoku. Tak czy inaczej, trzeba przyznać - wyglądało to spektakularnie.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

W końcu ich wpuścili, demonowi zaczynała już przeszkadzać ta mgła. Gdy znaleźli się w środku od razu wyczuł, że wszędzie otaczają ich wampiry, to nie wróżyło nic dobrego, ale co poradzić? Po krótkiej chwili znaleźli się w komnacie, nie musieli czekać długo na panią domu, pojawiła się dość efektownie, to trzeba jej przyznać.

Ariszia Velmeron, jedna z władców Maurii, wydawała się być wampirzycą czystej krwi. Była średniego wzrostu, o średniej budowie ciała. Długie do ramion, falowane włosy w kolorze nocy okalały piękną, choć lekko bladą twarz, o ostrych rysach i równie ciemnych oczach oraz długich rzęsach, jej spojrzenie miało w sobie coś hipnotyzującego. Uśmiechała się do nich pięknymi, pełnymi ustami również w kolorze krwi. Na jej, z pozoru młodym ciele opinała się długa suknia w kolorze świeżej krwi, miała głęboki dekolt uwydatniający pełne piersi, wydawała się być równocześnie bardzo prosta i elegancka. Zbliżyła się do nich, każdy jej ruch wręcz emanował gracją i wyczuciem stylu. Wokół niej dało się wyczuć zapach krwi, pomieszany z kurzem i piżmem.
- Kim jesteście? Czemu tak nachalnie domagacie się wizyty ze mną, twierdząc, że posiadacie jakieś ważne informacje? Czy ta mała nieumarła należy do ciebie i dlaczego nie widzę twojej aury nieznajomy? - Ostatnie słowa były skierowane wprost do Nemorianina. - Musieliście mieć dobre argumenty, żeby przekonać moich strażników, by zaprzątali mi wami głowę, mówicie więc co was tutaj sprowadza, byle szybko. - Miała donośny głos, któremu ktoś o słabej woli nie mógłby się przeciwstawić, gdyby nie niechęć wobec niej i ciągła czujność, demon mógłby częściowo ulec jej urokowi, na szczęście tak się nie działo.

Akkarin skłonił się jej nisko i uśmiechnął się uprzejmie. - Nazywam się Akkarin Derathé i jestem synem kupca z Valladonu, a ta tutaj topielica nie jest moją własnością. Spotkaliśmy się dopiero w mieście, gdy dowiedziałem się co ja tutaj sprowadza, postanowiłem pomóc jej się z tobą pani spotkać. Co do mojej aury, mam tak od zawsze, niestety nie potrafię z tym nic zrobić. Jesteśmy bardzo radzi, że poświęcasz nam swój cenny czas, co do celu naszej wizyty niech moja towarzyszka się wypowie w tym temacie. - Ponownie się skłonił i cofnął o krok tak, że Aishele znalazła się kawałek przed nim.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Dwa kroki do przodu. Nie, to za dużo. Więc jeszcze jeden krok do tyłu. Potknięcie. Oczy wbite w posadzkę. Lekki ukłon. Wszystko to powoli, niezgrabnie.
O tak, topielica zawsze poruszała się w taki sposób, jakby nie do końca była pewna, jak właściwie powinna to robić - niezręcznie, niepewnie, chwiejnie i krzywo, bez krzty elegancji w gestach. A teraz, w towarzystwie przepełnionej wdziękiem Ariszii, jeszcze bardziej musiało się to rzucać w oczy. Ale starała się, naprawdę, starała się jak mogła, czuła bowiem powagę sytuacji. Wszak między innymi od powodzenia tej misji - pośrednio, a od zadowolenia Licza - bezpośrednio, zależała jej dalsza egzystencja. Aishele dobrze o tym wiedziała.

- Pani... Przybywam... Przysyła mnie... Ja... Z poselstwem. Król Megdar, wielki Licz z Doliny Umarłych, przysyła mnie do was, abyście zechcieli udzielić mu pomocy wojskowej... waszej armii... - Kruk na ramieniu topielicy poruszył się niespokojnie, i zakrakał raz, szyderczo, jakby wyśmiewając plączący się język dziewczyny. - ...w walce z tymi, którzy chcą... nikczemnie... pokrzyżować jego plany. Pani... Król Megdar obiecuje wam w zamian swoją nieprzebraną wiedzę, wielką magię i moc... połowy Talizmanu Kolorów, którą, jak wiecie, posiada... I, yh, liczy, że... to znaczy, pragnie wyrazić nadzieję... iż nie wzgardzicie jego ofertą.

Gdy nieumarłe dziewczątko wygłosiło w końcu wszystko, co wygłosić musiało, czarnopióry ptak spłynął z nieoczekiwaną gracją na wyciągniętą dłoń Ariszii. Wampirzyca popatrzyła w ślepe, a jednak widzące tak wiele oczy kruka, którego życie dawno ustało. Obie istoty - kobieta i ptak - znieruchomiały na chwilę w jakimś milczącym porozumieniu. Aishele mogła tylko przypuszczać, że został między nimi nawiązany jakiś kontakt i że z oczu i myśli owego ptaszyska-strażnika, czarnego jak dusza samego Megdara, wampirzyca mogła wyczytać dużo więcej ponad to, co przed chwilą usłyszała.

Rzeczywiście, musiało tak być, gdyż pani Maurii uśmiechnęła się swymi pięknymi, jakby wykrojonymi z karmazynowego jedwabiu ustami, obnażając mimowolnie kły. Uśmiech jej był tyleż władczy, co i obiecujący.

- Przyjęłam do wiadomości wasze wieści od Króla Licza. Odpowiedź zostanie wam udzielona jutro - rzekła krótko kobieta. Ariszia zapewne musiała naradzić się w tej sprawie z radą nekromancką, Demarigonem i Xargolethem, ale nie uznała za konieczne o tym wspominać posłańcom. Bo i po co miałaby o tym rozmawiać z kimś, kto jedynie przekazuje słowa potężniejszych od siebie? - Za waszą fatygę dostaniecie zapłatę, zgłoście się do Eles'hiji, mojej córki, w północnym skrzydle dworu. Zostaniecie tu do jutra, ktoś zaraz wskaże wam komnaty, w których możecie odpocząć.
Awatar użytkownika
Aishele
Senna Zjawa
Posty: 275
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Medium
Kontakt:

Post autor: Aishele »

Topielica wykrztusiła jeszcze krótkie "Tak, Pani", wykonała pospiesznie jakąś parodię ukłonu, po czym chwyciła Akkarina za rękaw i nie dając mu powiedzieć nawet słowa wyciągnęła go z komnaty wampirzycy. Zanim jeszcze dziewczyna zatrzasnęła drzwi, nieumarły kruk zdążył przypomnieć sobie o niej i wylądować na jej głowie, wplątując swe szpony w jej czarne włosy i jeszcze bardziej psując kunsztowną niegdyś dekorację z lśniących koralików i gnijących kwiatów. Widać było po nim, że niechętnie opuszcza wampirzą panią. Czyżby nawet temu ptasiemu trupkowi udzieliła się odrobina jej czaru?

Aishele nie służyło towarzystwo Ariszii, stąd ten pośpiech. Dusił ją silny zapach kurzu, krwi i jakichś egzotycznych perfum, od hipnotycznego spojrzenia wampirzej władczyni dziewczęciu kręciło się i mieszało w głowie, a w dodatku otaczająca tamtą aura nieśmiertelnego piękna, klasy, wdzięku, namiętności i tajemnicy sprawiała, że topielica w najzwyklejszy, ludzki, kobiecy sposób czuła... zazdrość. Choć nie uświadamiała sobie tego może, zapewne nie analizując nawet zanadto swoich odczuć, czuła, że w zderzeniu z Ariszią jest absolutnie bezwartościową istotą.

Ale wszystko się zmieni, kiedy odzyska stracone życie.

Za drzwiami nie było nikogo, nawet strażnik, który ich tu przywiódł, gdzieś w międzyczasie zniknął, zostawiając Nemorianina i topielicę na pastwę plątaniny ciemnych, pustych korytarzy i komnat. Na szczęście niezbyt wiele czasu stracili na błąkanie się bez sensu, zupełnym przypadkiem trafiając po niedługim czasie znów do głównej sali, gdzie zabawa nadal trwała. Ale na bal nikt ich nie zapraszał, więc nie zostali tu, a tylko podjęli próbę przedarcia się przez roztańczony tłum do drugiego skrzydła dworu.

Aishele drgnęła kilkakrotnie na widok paru do cna już oszołomionych krwią istot z obłąkanymi oczami. Ujrzawszy wyjątkowo zdziczałego mężczyznę o zwierzęcym wejrzeniu, który z chrapliwym śmiechem wylewał na siebie pomału dzban czerwonej cieczy, topielica aż chwyciła mocno swojego towarzysza za rękę, powstrzymując się z trudem od krzyku. Dwie dziecięce muzykantki nadal grały i śpiewały - ich delikatna muzyka stwarzała w tej chwili przedziwny akompaniament tej demonicznej uczcie. Choć, gdyby przyjrzeć się dziewczynkom bliżej, to i one miały w sobie coś demonicznego. Aishele wolała nie przyglądać się.

Zaczepili strażnika, ten - odnosząc się do nich z trochę mniejszą niechęcią niż poprzednio - zaprowadził ich do pokoju, gdzie miała przebywać Eles'hija - niewiasta, którą Ariszia nazwała swoją córką. Pomieszczenie było jednak zamknięte na cztery spusty, a na kołatanie nieodmiennie odpowiadała głucha cisza.
Sporo czasu upłynęło, zanim udało się strażnikowi znaleźć Eles'hiję. Nikt nie podejrzewał bowiem, że tej poważnej zazwyczaj, cichej, unikającej rozrywek i hałasu osoby należy szukać właśnie tam - na sali, wśród muzyki, tancerzy i strumieni krwi lejącej się jak wino. Nie była zadowolona, kiedy oderwano ją od dotychczasowego zajęcia, ale wysłuchała słów strażnika - na przybyszów bowiem, jak większość tutejszego towarzystwa, ledwie raczyła rzucić okiem i chyba nie przypisywała im nawet zdolności posługiwania się ludzką mową - łaskawie obiecując zaraz wydać im po kilkanaście ruenów za fatygę. Powiewając niesamowicie długimi włosami i lekką szkarłatną suknią, kobieta wyszła z sali balowej, skinąwszy uprzednio na dwójkę posłańców, by poszli za nią.
Ostatecznie oboje otrzymali po trzy srebrne orły, a do tego, jako premię - niezliczoną ilość niechętnych prychnięć oraz zgryźliwych komentarzy.

Komnata, którą wskazano im aby udali się na spoczynek, mieściła się na piętrze. Okno wychodziło na park, ukazując dociekliwemu obserwatorowi poskręcane pnie i konary prastarych drzew, podobne nieszczęsnym, wijącym się w bólach istotom z samego dna Otchłani, potwornym i cierpiącym. Tak przynajmniej mogła dociekać Aishele, która Otchłani na własne oczy nie widziała, ale miała swoje wyobrażenie na jej temat.
Ponadto, były tam dwa pościelone łóżka, mahoniowa szafa, dwie skrzynie, stolik nakryty koronkowym obrusem i trzy miękkie fotele, a w rogu wysoki, stary zegar. Topielica poczuła się jednocześnie przyjemnie, jak i nie na miejscu, kiedy jej bose stopy zatopiły się w miękkiej materii dywanu. Podeszła niepewnie do zegara i pustymi oczami zapatrzyła się w jego błyskające, mosiężne wahadło. Zasłuchała się w jego tykanie, tak dobitnie odmierzające upływ czasu, który niechybnie przybliżał - poczuła to nagle z całą mocą - chwilę jej ostatecznej przemiany w pył i proch. Ostatecznej śmierci.

Jak mogła łudzić się, że odnajdzie choćby ślad Talizmanu, jeśli nawet on, potężny licz, wszechmocny król nieumarłych ze swą niepojętą magią nie mógł tego zrobić? Zguba była nieunikniona. Ale mimo wszystko należało próbować, bo stawką było wszystko. Życie. Gdyby tylko skończył się czas tego martwego zawieszenia w niepewności, martwocie i lichocie, gdyby przypomniała sobie, kim była, kogo i co straciła, gdyby jej zsiniałe usta odzyskały dawną różowość, a oczy głębię i blask, gdyby tylko znów żyła, mogłaby wszystko.

Ciągłe tykanie, w oddali czyjś śmiech, później piorun i płomienie. Choć ulewa, płonie las. Na skraju spalonej dąbrowy stoi dom porośnięty czerwonym winem. Winem? Nie, pulsującymi czerwienią żyłami.
Za domem zatruty czerwienią staw i chore drzewo, ciągnące z niego soki. Chmara kruków na drzewie i ludzkie oczy w trawie.
Krew. Krew. Płynne życie. Krew przetaczana pokrywającą ściany siecią z szaleńczą szybkością i tykaniem ogromnego zegara... nie, nie tykaniem, tylko łomotaniem pulsu. Hukiem. Huk tętna znów przeradza się w huk płomieni, trzask i syk, gdzieś przemyka straszna istota, demon płomienia. Jednocześnie ktoś bliski, najbliższy, a zapomniany, szepcze do ucha o świętym dębie, o własnym domu i spłodzeniu bliźniąt, ale jego gorący oddech, zrazu znany i przyjemny, zaczyna palić skórę kochanki, przeradzając się w coś obcego, dalekiego i strasznego. Słodycz malin na ustach nabiera posmaku śmierci.
A później płomień już tylko dogasa, zostawiając po sobie straszną pustkę. Straszną? Nie, nawet nie. Po prostu - pustkę.
Poczerniałe zgliszcza zalewa woda, całe potoki, oceany, a później - jak zawsze - zapadanie się w ciemność i chłodną ciszę, wśród setek białych płatków, na dno, na dno. Z martwej dłoni wypada karta z Czerwonym Królem i też opada na dno, pomału tracąc wymywane wodą kolory.

I tylko - nieprzerwanie tykający puls zegara w tle.



Dziewczynę z chorego półsnu wyrwał błysk w wypolerowanym wahadle - odbicie Akkarina. Odwróciła się do Nemorianina przez ramię, już przytomna, i popatrzyła przez dłuższą chwilę na jego ciemną sylwetkę, stapiającą się z mrokiem panującym w pokoju.

- Ak-harin - rzekła nagle poważnie topielica, uświadamiając sobie coś, co umknęło jej w tym całym obłędzie. - Posłuchaj. Zapomnisz o tym, co dzisiaj słyszałeś. Nie powiesz o tym nikomu... Proszę - dodała prawie błagalnie, lękając się co by było, gdyby z jej winy ktoś niepowołany dowiedział się o planach Megdara. - Nie powiesz nikomu, przysięgnij!

Zegar nadal tykał, a jego odgłos z każdą chwilą zaczynał nieumarłą irytować. Irytować i... niepokoić przypomnieniem o nieuchronności.
Awatar użytkownika
Akkarin
Poszukujący Marzeń
Posty: 415
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:

Post autor: Akkarin »

Stał za topielicą rozmyślając nad tym co usłyszał, gdy ta odwróciła się do niego nagle i zażądała by zapomniał o rozmowie z wampirzycą. Nie, tego nie zamierzał zrobić, a wręcz przeciwnie. Zapewne nie chciała po prostu, by te informacje trafiły do niewłaściwych uszu, no cóż, niestety to już się stało, bo czy demon może być odpowiednią osobą do powierzania mu sekretów? Zamierzał wykorzystać zdobytą wiedzę, choć jeszcze nie wiedział jak, postanowił się najpierw z tym problemem przespać i z rana podjąć decyzję. Na jego ustach zagościł uśmiech, coś się działo i on mógł na tym wiele zyskać. Spokojnie odwrócił się od Aishele i powolnym krokiem dotarł do fotela, po to tylko, by się w nim rozsiąść wygodnie. Czuł się prawie jak w domu, choć tam nikt nie traktowałby go z taką pogardą, jak tutejsze wampiry.

- Co zamierzasz dalej robić? Jutro pani Ariszia obwieści swoją decyzję. Zamierzasz potem wracać do tego Licza, czy też wyruszasz gdzieś dalej? - głos nie wyrażał żadnych emocji, tak samo zwrócona w kierunku okna twarz. Nemorianin zastanawiał się jak się wszystko potoczy, jeśli topielica wyrusza gdzieś dalej, to zapewne on może zgarnąć co nieco na tej wyprawie, jeżeli jednak wraca do swojego pana, to on nie zamierza jej towarzyszyć. Osobną sprawą był Talizman Kolorów, Akkarin czuł, że warto byłoby go zdobyć dla siebie.
Arkad
Siedziba rodu Derathé

Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy zbyt słabi tylko zbyt silni. Nasz blask nas przeraża, nie ciemność. Umniejszanie swojego znaczenia nie służy światu. Nie bój się tylko po to żeby inni czuli się przy tobie bezpiecznie. Przyszliśmy na świat by świecić. Ten blask jest w każdym z nas. Kiedy widać nasz blask, pozwalamy innym robić to samo. Uwalniając się od własnego strachu, wyzwalamy od niego innych.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości