Dalekie Krainy[Równina Rafgar i okolice] Wskaż mi drogę

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        W prawdzie uduszenie wampira z racji tego, że był istotą nieumarłą, raczej nie było możliwe, jednakże zaklęcie Mitry wcale nie zostało rzucone bezsensownie. Zaciskające się na skrzypku ubranie, skutecznie ograniczało jego ruchy, a dzięki temu, nie zdołał sięgnąć szyi nekromanty. Prawdopodobnie byłoby to jedynie kwestią czasu, nim Aldaren zwalczyłby opór swojego ubrania albo by je ostatecznie zniszczył, na szczęście zaraz odzyskał świadomość i pełną kontrolę nad swoim ciałem, po czym załamany sytuacją do jakiej doprowadził, wypuścił Mitrę.
        Nie miał do ukochanego najmniejszego żalu o to, że ten od razu wycofał się jak najdalej od wampira, nieumarły sam zresztą zwiększył dystans między nimi. Było mu przykro za te wszystkie problemy, jakie sprawił i z tego samego powodu był na siebie wściekły.
        Przyjął od staruszki koc, którym go okryła zaraz po położeniu Mitrze na ramionach ciepłego materiału i próbował się sprzeciwić jej nakazowi wejścia do domu. Po tym, co się stało wolałby już siedzieć na ganku, w tym deszczu, niż ryzykować ponownej utraty kontroli w zamkniętym pomieszczeniu.
        Choć Ama była niezbyt zadowolona z tej niepotrzebnej dyskusji, postarała się, aby jednak nakłonić wampira do wejścia, najłagodniej jak tylko w tej chwili mogła. Skrzypek mógł się spodziewać przy tym, że bez wątpienia będzie miał suszoną głowę o problemy, jakich narobił sobie, Mitrze i jej również. I nie miała najmniejszego zamiaru tym razem się ze skrzypkiem pieścić. Raz - Aldaren nie był już lekkomyślnym dzieckiem, choć przez to jak arogancki był, czasami niczym nie różnił się od zwykłego pacholęcia z mlekiem pod nosem. Dwa - litowanie się nad kimkolwiek, a już zwłaszcza nad pięćsetletnim wampirem, nie leżało w naturze staruszki. Skrzypek nie miał więc innego wyjścia, jak tylko usłuchać pradawnej i wejść do jej domu.
        Tam od razu zdystansował się od wszystkich. Chociaż tyle mógł zrobić dla ich dobra. No i przynajmniej nie robił z siebie niedorozwiniętej umysłowo ofiary losu przez zaszycie się w jakimś kącie. Po prostu usiadł w kuchni, jak Ama kazała (chciała mieć ich obu na oku, a nie rozproszonych dużego smoka od siebie, bo tak przynajmniej w porę mogłaby zareagować) i udawał, że go w ogóle nie ma. Siedział ze spuszczoną głową, wpatrując się tępo w rant stołu. Miał ogromny żal do siebie, że tak wyszło. Przez głowę przeszła mu myśl czy nie wyrwać sobie z piersi serca i nie rzucić go świniom na pożarcie, bo do niczego więcej się nie nadawał. Był jedynie nędznym ścierwem, które jedyne co mogło zrobić dobrze, to użyźnić skrawek gleby swoim martwym ciałem.
        Krzątając się po kuchni, Ama co rusz zerkała to na jednego, to na drugiego mężczyznę. Nie zmuszała Mitry, by usiadł z nimi w kuchni, doskonale rozumiała ile ta cała sytuacja kosztowała go stresu. Poza tym zdziwiłaby się, gdyby nie był zmarznięty po tym, jak wyszedł na wiatr i deszcz w samej piżamie, w środku nocy. Z tego też powodu robiła mu właśnie coś gorącego do picia, choć na napar z melity na ukojenie nerwów musiał jeszcze chwilę poczekać. Na ten moment podeszła do niego jedynie z kubkiem z gorącym mlekiem, miodem i suszonymi, zmielonymi na proszek ziarnami kakaowca, a przy tym poprosiła go nieco konspiracyjnym głosem, by przyniósł Aldarenowi jeszcze jedną buteleczkę, jak ta, którą go oblał i by zmusił go do wypicia jej zawartości.
        Staruszka powróciła do parzenia ziółek dla nekromanty i po chwili postawiła napar na stole, by nieco przestygł, po czym spojrzała surowo na wampira. Już nabierała powietrza na rozpoczęcie swojej bury, gdy nagle Mitra ją uprzedził i odezwał się do wampira pierwszy.
        Nieumarły nawet nie drgnął, a co tu dopiero mówić o spojrzeniu na niego. Im bardziej jednak nekromanta się zbliżał, tym bardziej Aldaren się kulił, ani razu nie podnosząc głowy. Zamiast tego odwrócił ją nawet lekko w bok, nadal nie w stronę błogosławionego, gdy ten był już przy stole. Nie walczył jednak, jak Mitra był na tyle blisko by podnieść jego głowę, aby na blondyna w końcu spojrzał.
        Z jego oczu zanikał właśnie szkarłatny odcień, jakby jeszcze chwilę temu jego tęczówki nie były lazurowe. Spojrzenie miał przepełnione wstydem, żalem, strachem i jeszcze masą innych rzeczy. Pomijając, że nadal można było w nich dojrzeć, czającą się gdzieś z tyłu tę krwiożerczą dzikość, która tylko czekała na odpowiedni moment, by ponownie dać o sobie znać.
        Gdy dostrzegł zawód w oczach ukochanego, zaraz uciekł wzrokiem. Mimo to słuchał uważnie reprymendy swojego partnera, choć Mitra wcale nie musiał nic mówić. Aldaren doskonale wiedział, że przez swoją głupotę i arogancję omal nie... Najbliższej swojemu sercu osoby... Tak bardzo nie chciał być dla niebianina ciężarem, a mimo to sprawiał tylko same kłopoty. Tak bardzo przez cały czas starał się tłumić swoją wampirze naturę i udawać kogoś, kim tak naprawdę nie był już od ponad czterech wieków, kim już nigdy nie będzie…
        Spuścił podłamany głowę, wyglądając co najwyżej jak pozbawiona życia kukiełka i nic więcej. Zerknął jednak spod włosów opadających mu na oczy, na buteleczkę, którą podsunął do niego Mitra, po czym spojrzał na niego kątem oka, z uwagą słuchając tego, co mówił. Znów skupił się nieco na butelce, starając się bez dotykania jej i unoszenia do nosa, zidentyfikować, co to mogło być. Szybko jednak zrezygnował z tej próby, dochodząc do wniosku, że nawet gdyby Mitra właśnie podsunął mu pod nos roztopione srebro czy jakąś nalewkę czosnkową, skrzypek i tak by to wypił, mimo że bez wątpienia wypaliłoby go od środka i zabiło na miejscu. Chociaż tyle mógł zrobić dla ukochanego za to jak go skrzywdził.
        O nic nie pytając, słowem się nie odzywając, sięgnął po tę buteleczkę i przystawił sobie do ust zaraz wypijając duszkiem wszystko. Nawet się nie zawahał, a przecież Mitra mógłby mu dać właśnie jedną z najbardziej zabójczych trucizn, jaką Prasmok sobie kiedykolwiek wyśnił. Dość szybko, ale delikatnie odstawił na stół puste naczynie i westchnął ciężko, łagodny, bezkresny lazur jego oczu znów mieszał się z krwistą czerwienią. Wydawało się jednak, że jest dobrze. W prawdzie skrzypek nadal był przybity, ale było widać, że lekko odżył. Przez uderzenie serca, gdy wziął pierwszy łyk, był bardzo zły na Mitrę, że ten mimo swojej obietnicy, że wampir będzie mógł się napić krwi następnego dnia, podsunął mu ją już teraz. Odpuścił mu jednak i słowem się w tym temacie nie odezwał, bo nie chciał wszczynać kłótni, a poza tym... rozumiał, że prawdopodobnie mogliby nie wytrwać z głodem nieumarłego do rana. Nawet gdyby Mitra wiedział, co znajdowało się w środku tej buteleczki.
        Nie był jednak w stanie nie zareagować w żaden sposób, gdy Mitra zaczął go przepraszać...wziął na siebie winę za to, że skrzypek stracił z głodu nad sobą kontrolę. Tego Aldaren po prostu nie był w stanie znieść.
        - Przestań w końcu pieprzyć głupoty! - warknął wściekle wampir, podrywając się od stołu tak gwałtownie, że krzesło z głośnym hukiem przewróciło się na ziemię, a mocne uderzenie pięścią w stół przez nieumarłego zawtórowało niczym echo.
        - Aldarenie van der Leeuw! - syknęła na niego Ama, na co skrzypek zaraz się otrząsnął i spojrzał ze skruchą na blondyna.
        - Przepraszam - powiedział cicho, spuszczając po chwili głowę ze wstydem. Nie powinien był się tak unosić. - To wszystko moja wina. Nie twoja, więc proszę... nie przepraszaj mnie... za to co się stało - dodał już dużo łagodniej, po czym odwrócił się by podnieść przewrócone krzesło i z powrotem na nim usiąść.
        - Ja... też cię kocham - mruknął markotnie, nie wiedząc samemu dlaczego te słowa bardziej go raniły, niż pocieszały ale nie chciał sprawiać Mitrze przykrości. Na jego pytanie, bardzo chciałby odpowiedzieć, żeby nekromanta nie zbliżał się do niego już nigdy, nie miał jednak odwagi na coś takiego. Był pewien, że zaraz po tym ich związek przestałby istnieć.
        - Jak chcesz - odparł smętnie, odwracając głowę w bok, jakby to miało uchronić ich przed kolejną ślepą furią nieumarłego. Może i wszyscy inni mu wybaczyli to co zaszło, ale on sobie nie potrafił. Jak tylko poczuł dłoń ukochanego na swoim policzku, jego serce rozpadło się na miliard małych kawałeczków, jakby dopiero teraz rzeczywiście do niego dotarło, co takiego zrobił. Z jego lazurowych oczu, zaraz spłynęły łzy, których nie był w stanie powstrzymać. Mógł jedynie liczyć, że Mitra nic nie zauważy i zostawi go samego z całym jego żalem i wyrzutami sumienia, które rozdzierały mu serce. Teraz jeszcze bardziej usilnie starał się nie patrzeć na ukochanego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Gdyby Mitra był w tej chwili przytomniejszy, bardzo doceniłby gest Amy - ten napój, który mu zrobiła, był dokładnie tym, czego potrzebował. Ciepły, słodki i kojący, może nie uspokajał jak zioła, ale dawał złudne poczucie komfortu. Jakby najgorsze było już za nimi, można było usiąść przy piecu, ogrzać się i odpocząć, racząc się właśnie takimi smakołykami. Szkoda tylko, że to tak nie działało… Mitra był świadomy tego jak bardzo ta noc na nich wpłynie. Ile się zmieni… I przerażało go to. Bał się, że Aldaren po tym incydencie odsunie się od niego całkowicie. Że… Odejdzie. Ucieknie, by nie zrobić mu więcej krzywdy… Ale Mitra nadal go kochał i nadal nie wyobrażał sobie życia bez niego. Z drugiej jednak strony… Jak trudno będzie teraz budować ich relację, rozwijać bliskość… Mitra drżał na samo wspomnienie tego co wydarzyło się na dworze. Świadomość tego, że jego ukochany może go tak zaatakować, że może dotrzeć do tych najgłębiej skrywanych lęków, rozdrapać stare rany - to było nie do zniesienia.
        Gdy jednak Mitra spoglądał na Aldarena, nie potrafił się na niego złościć - nie, gdy widział jak załamany był jego ukochany. Napił się więc ostatni raz napoju od Amy, po czym wziął wskazaną przez nią butelkę i poszedł działać. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że wciął jej się w słowo, ale skoro ona go za to nie upomniała to chyba znaczy, że nie zależało jej tak bardzo? Jeśli o zdanie nekromanty chodzi, ten uważał, że lepiej, by to on mówił - wiedźma mogła być w tej sytuacji zbyt brutalna w swej szczerości.
        Rozmowa nie szła jednak tak jak Mitra chciał. Chociaż on wcale nie wiedział czego chce. Bał się czy jego słowa nie zdołują jeszcze bardziej skrzypka, a on chciał mu pomóc. Starał się być jednocześnie łagodnym i stanowczym i pokazać mu, że cokolwiek się stało, nadal jest do naprawienia, że nadal jest szansa. Naprawdę nie chciał go stracić, a bał się, że to może nastąpić, jeśli teraz schrzani…
        Wszystko szło nie tak. Aldaren… Nie patrzył na niego, ale czy słuchał? Pewnie tak. Lecz Mitra nie widział jaki efekt mają jego słowa. Tak bardzo chciał, by jego ukochany na niego patrzył, ale nie umiał go do tego zmusić. Domyślał się, że to wstyd… Tym bardziej głupio było mu prosić o to, by wypił tę krew od Amy, ale przecież to dla jego dobra. Widział jednak przez bardzo krótki moment ten wyrzut w jego oczach. Aż poczuł wzbierające mu pod powiekami łzy. Czemu on po tym wszystkim co się stało nadal jest taki głupio uparty?! Dalej zamierzał się głodzić i w szaleństwie napadać na kogo tylko będzie miał pod ręką?! Błogosławionemu chciało się wyć - co jeszcze musiało się stać, by Aldaren go posłuchał? Do jakiego nieszczęścia musieliby doprowadzić? Przez moment nawet wyrzucał sobie, że się bronił. Może powinien ulec. Tak jak te czterdzieści lat temu. Może powinien nie walczyć…
        A jednak jak głupi mówił dalej - bo miał nadzieję, że jednak coś osiągnie. Nigdy nie nauczył się odpuszczać… Kiedyś go to zgubi. Kiedyś za swój upór zostanie ukarany. Może to jak uniósł się skrzypek po jego przeprosinach było pierwszym sygnałem tego, że powinien dać spokój. Mitra nie był jednak osobą, która pokornie znosi, gdy ktoś na niego krzyczy. Gdy tylko Aldaren podniósł na niego głos i wstał, od stołu zerwał się również nekromanta. Z tym, że on nie przewrócił przy tym krzesła.
        - A nie mam racji?! - uniósł głos. Jego słowa zmieszały się z reprymendą Amy i dotarły nie tylko do skrzypka, ale również nekromanty, którego w sumie nie dotyczyły.
        - Nie biorę na siebie całej winy za to co zaszło - wyjaśnił dużo spokojniej Aldarenowi. - Ale za to, że nie zdołałem ci na czas pomóc.
        Usiadł, gdy i jego partner to uczynił. Wypił duży łyk słodkiego, mlecznego napoju, który stygł w jego kubku. Szkoda, by się zmarnowało to ciepło, które mogło ogrzać jego zmarznięte ciało. Choć czy te lekkie drgawki, które cały czas czuł, były na pewno spowodowane zimnem? Czy może to emocje? Zmęczenie mięśni, z których odpłynęła adrenalina? Sam nie wiedział, więcej - nawet się nad tym nie zastanawiał. Gdyby skupił się na sobie zaraz by oszalał, a to nie jego emocje były teraz ważne. Musiał jakoś uspokoić Ala. Sobą… Swoimi problemami zajmie się później. Potrafił sobie z nimi radzić, miał w tym wprawę. Tylko nie teraz, musiał wytrzymać jeszcze chwilę. Choć to było tak trudne, gdy usłyszał to “ja też cię kocham” - słyszał w głosie Aldarena nie miłość, a boleść. Czy naprawdę aż tak wiele miało się zmienić przez te kilka chwil?
        Widząc, że Aldaren niespecjalnie chce być dotykany, Mitra zawahał się, ale w końcu wyciągnął do niego rękę. Wydawało mu się, że to była tylko poza, a tak naprawdę ten dotyk był dla skrzypka tak samo potrzebny jak zawsze. Mimo to błogosławiony starał się być delikatny i nie przesadzać. Zresztą… Sam nie byłby w stanie na nic bardziej poufałego. Dlatego ograniczył się do głaskania swojego partnera najpierw po policzku, a później po włosach. Nie powiedział tego na głos, ale zorientował się, że Aldaren płacze. Serce mu się od tego krajało i sam czuł jak łzy zbierają mu się pod powiekami, ale widząc jak jego ukochany usilnie stara się tego nie okazywać, sam udawał, że nic nie widzi. Chociaż jeszcze przez chwilę.
        - Ren… - odezwał się do niego ostrożnie. - Czy chcesz teraz ty coś powiedzieć? Proszę, tak bardzo chciałbym wiedzieć co czujesz… Chcę ci pomóc, najdroższy.
        Mitra starał się w swoim głosie zawrzeć całą troskę i miłość, jakimi darzył skrzypka. Mówił prawdę - chciał zrobić naprawdę cokolwiek, byle odjąć mu bólu. Dość się już nacierpiał, nie tylko przez tę jedną noc, a przez całe stulecia swojego życia. "A ja tylko dołożyłem mu cierpień...", wyrzucał sobie błogosławiony, ale już nie mówił tego na głos.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren doskonale wiedział, że użalanie się nad sobą nie da mu zupełnie nic, a jedynie może go psychicznie pochłonąć i zniszczyć wszystko, co z Mitrą udało im się zbudować i odbudować od wyjazdu z Maurii. Miał tego pełną świadomość, a mimo to nie potrafił się pogodzić z tym, co się stało. Czego się dopuścił wobec swojego ukochanego, któremu niejednokrotnie przysięgał, że nie zrobi żadnej krzywdy. Wiedział, że wcale nie była to wina jego głodu. Nie była temu winna jego wampirza natura, tylko on sam. Zgubił skrzypka jego własny egoizm i arogancja. I to bolało go jeszcze bardziej. Gdyby tylko nie wydziwiał i odżywiał się regularnie, nie doszłoby do tego wszystkiego. To, co się stało było wyłącznie jego i tylko jego winą.
        Właśnie z tego powodu tak się zdenerwował, gdy Mitra zaczął go przepraszać. W prawdzie rozumiał powody nekromanty, przez które postanowił wziąć na siebie część winy, prawdopodobnie, gdyby nieumarły był na jego miejscu, zachowałby się tak samo, jednakże mimo wszystko i tak ciężko było Aldarenowi znieść te przeprosiny. Błogosławiony jednak nie dał się zastraszyć i sam postanowił przysłowiowo pokazać zęby wampirowi. I to w sumie w zupełności wystarczyło, aby pozbawić skrzypka całego animuszu. Nawet karcący ton Amy nie był tu potrzebny. Aldaren nie miał prawa się z ukochanym kłócić, bo ten miał stuprocentową rację, z którą nawet tak uparty idiota jak wampir, musiał się zgodzić. Usiadł więc skruszony z powrotem na miejsce, po uprzednim postawieniu krzesła na nogi i na nowo spuścił wzrok.
        - Nigdy nie chciałem obarczać cię swoimi problemami - powiedział cicho, załamanym głosem i w żadnym wypadku nie miała to być wymówka. Po prostu Aldaren chciał w ten sposób wyjaśnić Mitrze, dlaczego starał się wszystko rozwiązywać samemu. Odkąd byli razem prawdopodobnie na palcach jednej ręki dałoby się zliczyć ile razy przyjął pomoc nekromanty czy ją o nią poprosił.
        - Masz wystarczająco własnych, bym jeszcze miał ci dokładać swoich - dodał smętnie pod nosem, uświadamiając sobie, że nigdy nawet nie starał się pomóc ukochanemu, a jedynie bezmyślnie zapewniał go, że wszystko będzie dobrze i by nie myślał o tym co złe. A to wcale nie pomagało w poprawie samopoczucia wampira. Był najgorszym partnerem na świecie. Mitra... zasługiwał na kogoś tysiąckroć lepszego od egoistycznego skrzypka.
        Słowa Aldarena były szczere, naprawdę nadal kochał błogosławionego i był pewny, że nigdy się to w jego przypadku nie zmieni. Może nie tyle dostrzegł, co wyczuł, że swoją odpowiedzią zamiast postarać się jakoś pocieszyć nekromantę, zmartwił go tylko jeszcze bardziej. Ale... jak mógł powiedzieć te dwa magiczne słowa - "kocham cię" - z tym samym uczuciem i tonem jak zazwyczaj? Jak w chwilach, gdy skrzypek miał w swoich ramionach ukochanego. Jak w chwilach, gdy byli zupełnie sami i wszystko wokół przestawało mieć w tym jednym momencie jakiekolwiek znaczenie. Było Aldarenowi naprawdę bardzo źle po tym, co się stało. Miał ogromny żal do siebie, że nie był w stanie w żaden sposób nad sobą zapanować. Bał się, że w każdej chwili mogłoby się to powtórzyć, choć dzięki tej „krwi” z butelki, nie czuł już aż tak wielkiego głodu. Jak mógł z miłością powiedzieć to Mitrze, gdy miał wrażenie, że ich związek to największe przekleństwo nekromanty, a przecież skrzypek nie tego chciał dla swojego ukochanego.
        Przez to do czego doprowadził jego upór i chęć udawania kogoś, kim nie był od czterech i pół wieku i kim nigdy już nie będzie, Aldaren był załamany, jednak cały czas starał się jakoś trzymać. Użalał się nad sobą, pogłębiał swoją rozpacz i dusił w sobie swój ból, ale dawał sobie z tym radę. Był w stanie to znieść do momentu, aż nie został dotknięty przez ukochanego z czułością, próbując go jakoś pocieszyć. Wtedy wszystko w nim pękło. Rozpłakał się jak dziecko i choć usilnie starał się to w jakiś sposób ukryć, nawet w najmniejszym stopniu mu to nie wychodziło.
        Ama przez cały czas krzątała się po kuchni i z prawdziwą, babciną troską nadzorowała przebieg całej konwersacji obu mężczyzn, lecz póki nie miała wyraźnego powodu, jak na przykład wtedy, gdy Aldaren tak agresywnie się uniósł do Mitry, nie zamierzała się wtrącać. Wierzyła, że oni sami najlepiej dadzą sobie radę uporać się z tą sytuacją, która miała miejsce tej nieszczęsnej nocy. W końcu to była sprawa między nimi. Ona tu tylko gotowała i sprzątała. A gdy już się zakręciła obok nich, przysunęła Mitrze bliżej przestudzony już napar z melisy, a Aldarenowi do drewnianego kubka nalała z kolejnej butelki tego specyficznego napoju z grońca wiśniowego i zajęła się przygotowaniem nowej porcji, bo została jej już ostatnia butelka. A że skrzypek chlał jak smok, przez to jak się przegłodził, wiadomo było, że cały jej zapas szybko się wyczerpie. Stanowczo za szybko.
        Dobrą chwilę zajęło Aldarenowi wzięcie się na tyle w garść, by przynajmniej powstrzymać łzy i odzyskać względnie panowanie nad sobą. Co prawda nadal był w kiepskim stanie, jeśli o samopoczucie i psychikę chodziło, ale już nie ronił łez i nie uciekał spojrzeniem od Mitry. Fakt, siedział ze spuszczoną głową, jednakże bardziej już przypominał skruszonego psiaka, który miał zostać ukarany za nasikanie na podłogę, niż rozhisteryzowanego paranoika, mogącego skoczyć z okna sznur od ziemi, byleby tylko uciec od wszystkiego i wszystkich. Można by powiedzieć, że śmielej też spoglądał na błogosławionego, choć czynił to ukradkiem, jakby obawiał się, że dłuższe spojrzenie na Mitrę, a zwłaszcza w jego oczy, przyniesie nieumarłemu zgubę. Bliżej mu było do zagubionego dziecka, szukającego swojej mamy, niż pewnego siebie wampira korzystającego z życia pełnymi garściami.
        - Co czuję? - odezwał się ochryple i zaraz skrzywił, jakby znów miała go dopaść niekontrolowana rozpacz. Utkwił spojrzenie w swoim odpiciu, spoglądającym na niego z kubka ze szkarłatną cieczą, tak pozornie podobną do krwi. - Chyba przede wszystkim wstyd i wściekłość - mruknął, nie do końca pewny. Zacisnął zęby i mocniej ścisnął trzymane w dłoni naczynie, jakby zaraz miał je zmiażdżyć. - Gdyby nie to, że czuję się jakbym wypił całe wiadro srebra i do tego był żywcem rozszarpywany przez ptaki i dzikie psy, to pewnie sam bym się zaczął obdzierać ze skóry. To wszystko moja wina... - warknął z prawdziwą boleścią i gniewem, a kubek wydał z siebie ostrzegawczy, ale i błagalny dźwięk. Pojawiło się na nim drobne pęknięcie, niczym cicha groźba.
        - Nic by się nie stało, gdybym tylko głupi przestał udawać kogoś, kim od wieków nie byłem, kim już nigdy nie będę. Nienawidzę tego żywiącego się krwią potwora, którym jestem... Nigdy nie chciałem być wampirem - powiedział rozżalony, choć prawdopodobnie znów przemawiał przez niego jego egoizm i w ogóle nie o to Mitrze chodziło. – Nie chciałem, by tak to wszystko się skończyło...
        - Oj dzieci, dzieci – westchnęła Ama, w końcu nie wytrzymując by dłużej w milczeniu tego wszystkiego słuchać. – Pozwolicie, że się wtrącę? - zapytała, choć nie dała im nawet chwili na odpowiedź. – Świetnie! Znacie zapewne oboje legendę powstania pierwszego wampira, prawda? Nie będę was zanudzała dawno zapomnianymi bajkami z dawnych lat, ale zastanówcie się przez moment, czy skoro nekromanta obdarzył człowieka wampirzą „klątwą”, to czy nie możliwe byłoby jej zdjęcie przez innego nekromantę i „wyleczenie” wampira z tego przekleństwa? – spojrzała czujnie na ich obu i nawet gdyby była całkiem ślepa nie uszłoby jej uwadze to, jak w tym momencie zaświeciły się skrzypkowi oczy.
        - Mitra naprawdę mógłby mnie uwolnić od tej klątwy? – zapytał zaintrygowany. Nadal był lekko przygaszony, ale niewątpliwie ożywił się przez ten temat.
        - Jeśli nauczyłby się jak to robić i chciałby zwrócić ci twoją „śmiertelność”, podejrzewam, że mógłby – odparła lekko unosząc głowę do góry i łapiąc się nieznacznie za swoją pomarszczoną brodę, przyjmując bardzo zamyśloną pozę. Było w jej tonie jednak coś, przez co każda rozsądna osoba od razu nabrałaby więcej czujności. Aldaren niestety w tej chwili się do nich nie zaliczał, choć Ama definitywnie tak sformułowała swoją wypowiedź tak, że nawet idiota domyśliłby się, iż staruszka nie mówi czegoś bardzo oczywistego.
        - Wątpię jednak, by Mitra zgodził się na to. Po pięciuset latach raczej niewiele zostaje z człowieka – dodała niby od niechcenia, zamyślona bardzo przez tę kwestię. Raczej żaden z nich nie powinien mieć żadnych wątpliwości odnośnie tego, co stałoby się z Aldarenem, gdyby teraz znów miał zostać znowu zwykłym człowiekiem.
        W ogóle nie pojmowała przy tym, dlaczego skrzypek tak bardzo pragnął znów stać się człowiekiem. Czemu przez to, że był wampirem, miałby już nigdy nie być taki jak był tych kilka wieków temu, choć jej osobiście wydawało się, że Aldaren się w ogóle nie zmienił. Co najwyżej może nieco spokorniał dzięki Mitrze, ale tak przecież nadal był według niej tym samym niepoważnym dzieciakiem w ciele dorosłego, którego pierwszy raz zobaczyła za swoimi drzwiami. Poza tym wydawało jej się, że przecież Aldaren i tak nadal żył jak człowiek. Jaki normalny, szanujący się wampir gotował i czerpał z tego jeszcze masę przyjemności? Choć Ama była niemalże stara jak świat, nigdy w życiu nie widziała takiego dziwa. I była niemalże w stu procentach pewna, że skrzypek był jedynym gotującym normalne jedzenie nieumarłym.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra starał się zachować spokój i najbardziej wspierającą postawę, jaką tylko był w stanie z siebie wykrzesać, lecz to nie było takie łatwe i co chwilę dawał się porwać negatywnym emocjom. Raz była to złość, raz smutek, innym razem żal. Tak jak w tym przypadku – zrobiło mu się przykro na wieść, że jego partner „nie chciał obarczać go swoimi problemami”, bo – uwaga! – miał dość własnych. Nekromanta nie powstrzymał westchnienia.
        - Chyba po to jest się w związku, by takimi rzeczami się dzielić? – zauważył, starając się zachować jak najbardziej łagodny ton głosu i nie okazać, że czuje żal. Czuł, że zawiódł – coraz dobitniej widział, że nie był wystarczającym wsparciem dla Aldarena. Co z niego był za partner, skoro zamiast pomóc, przyjmował po prostu wszystko takie jakim było? Tak bezkrytycznie łykał te wszystkie zapewnienia, że wszystko w porządku i teraz zaczynał czuć, że to wcale nie przez to, że ufał skrzypkowi, a przez to, że tak było wygodniej. Oczywiście teraz myślał tylko w tych najgorszych kategoriach i jak zawsze okłamywał sam siebie - wielokrotnie umiał chociażby samego siebie przekonać, że sam jest winien swemu nieszczęściu i sam kusił tych, którzy go skrzywdzili, więc teraz nie było to niczym trudnym. Ale siebie niszczył w ten sposób tylko w środku, starając się, by to nie wypłynęło na zewnątrz. Nie chciał straszyć Aldarena i wpędzać go w poczucie winy – chciał go z tego wyciągnąć.
        Skrzypek jednak nie ułatwiał. To jak bez uczucia mówił o swojej miłości naprawdę bolało, bo Mitra wiedział jak czuły potrafił on być i jak szczerze zawsze zapewniał o tym, co ich łączyło. Teraz… jakby po prostu odklepał formułkę. Postawił na nich już kreskę? Ta myśl wprawiła Mitrę w gniew – jeśli to okaże się prawdą to chyba Aldarena zamorduje na miejscu. A potem go wskrzesi i do końca życia będzie wypominał tę chwilę…
        Lecz może to wcale nie było to? Może skrzypek po prostu się bał? Tyle razy było między nimi źle, może bał się, że to ten ostatni raz? Jeśli tak było, Mitra i tak będzie musiał być dla niego brutalny – niech nie myśli, że tak łatwo wyłga się z przysięgi, którą złożył. Już na samym początku ich związku błogosławiony zaznaczył, że on pokocha i zaufa tylko raz, a jeśli zostanie zawiedziony… Tego wtedy nie powiedział, ale chyba oboje wiedzieli, że to nie skończy się dobrze – Mitra w swym gniewie potrafił być nie dość, że bardzo silny to jeszcze bardzo bezwzględny i brutalny. Niech więc Aldaren nie myśli, że ten jeden incydent ich rozdzieli.
        Gniew nekromanty minął jednak tak samo jak wcześniejsza rozpacz – skacząc między tak skrajnymi emocjami, które targały nim podczas tej rozmowy, teraz trafił na żal i współczucie. Jeśli wcześniej cokolwiek wypominał w myślach skrzypkowi, jeśli mówił o nim źle, teraz już nie mógł. Jakiś czas trzymał się, patrząc na jego łzy, ale nie trwało to długo. Jemu samemu zaczęły szklić się oczy, choć nadal bardzo starał się, by się nie rozpłakać – czuł, że to by rozbroiło skrzypka i wpędziło go w jeszcze większe poczucie winy. Mitra starał się dać mu czas – liczył, że łzy oczyszczą trochę myśli Aldarena i przyniosą mu ulgę.
        - No już, wyrzuć to z siebie – szeptał błogosławiony, głaszcząc go po włosach. – Jestem przy tobie, Ren. Wyrzuć to z siebie.
        Mitra z jakiegoś powodu nie chciał wprost mówić o płaczu i łzach – wydawało mu się, że jego ukochany wstydzi się tego w jakim jest stanie i on nie chciał mu tego wypominać, choć jednocześnie nie mógł nie zapewnić go o swoim wsparciu. Wyrzucał sobie przy tym, że jest zbyt wielkim tchórzem, by chociaż rozważać przytulenie Aldarena – nie umiał się przełamać. Był tak przerażony wizją ewentualnego dotyku, że nie rozważał nawet żadnych za i przeciw – nie zastanawiał się nad tym czy w ten sposób przyniesienie ukochanemu ulgę, czy też może na nowo pobudzi jego głód. Po prostu wiedział, że nie da rady… Tym bardziej nie w chwili, gdy nie byli sami, choć z tego jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawy. Tak samo jak z tego w jakim stanie widzi go Ama – wstyd, strach i skrępowanie przyjdą później.
        Na odpowiedź przyszło mu nieco czekać, ale dał ukochanemu czas. Potaknął ruchem głowy, gdy skrzypek jakby upewnił się, czy dobrze usłyszał i zrozumiał pytanie. Później zaś słuchał cierpliwie, choć serce mu się krajało, gdy słyszał jak Aldaren sobie lżył i wyrzucał własne zachowanie. Tak bardzo chciał go zapewnić, że będzie dobrze…
        - Wiem o tym, najdroższy… - zapewnił cicho, tak cicho, by mu nie przerywać. Wiedział, że jego partner nie został wampirem dobrowolnie i swoją klątwę uważał dosłownie za klątwę, a nie dobrodziejstwo, za źródło nieśmiertelności i siły…
        Ama skutecznie przerwała ich rozmowę, a Mitra nie miał nawet siły jej tego uniemożliwić – wydawało mu się, że może wiedźma powie teraz coś, co im się przyda, co im pomoże. Dała im czas, by mogli sami porozmawiać, ale może faktycznie potrzebowali, by teraz ktoś powiedział im, jak wygląda sytuacja z innej perspektywy. Początek jej monologu był obiecujący i błogosławiony słuchał jej z uwagą, bezwiednie sięgając jednak po kubek z ciepłym ziołowym naparem – nie zwrócił nawet uwagi na to, co mogło być w środku, potrzebował jedynie ciepła, które z tego napoju czerpał. To, że za jakiś czas zawarte w nim zioła ukoją jego nerwy… Tym lepiej dla niego. Bo cały czas czuł jak boli go całe ciało i podświadomie pragnął, by sytuacja rozwinęła się tak, aby mógł się pociąć bez żalu i wyrzutów sumienia. Zwariuje, jeśli tej nocy nie sięgnie po nóż, bo naprawdę nie widział innego sposobu, by poradzić sobie z tą frustracją, strachem, żalem i całą resztą tego, co się w nim kotłowało. Wiedział, że obiecał Aldarenowi, że więcej sobie tego nie zrobi, wiedział, że od kiedy są razem trzymał się dobrze… Ale to byłby tylko ten jeden raz. Postarałby się, aby nikt się o niczym nie dowiedział. Przecież miał w tym wprawę, tyle lat to przed wszystkimi ukrywał… Niech tylko Ren się uspokoi, niech wszyscy pójdą spać. Poczeka. Do tego momentu wytrzyma. A później potnie się od nadgarstka po samo ramię…
        Masochistyczne wizje jednak tak jak szybko się pojawiły, tak szybko zniknęły, a niebianin skupił się na słowach Amy. Wstęp był obiecujący o tyle, że nie zdradzał do czego dąży i Mitra mógł mieć nadzieję, że ona naprawdę ma wiedzę sprzed setek lat, która mogłaby pomóc Aldarenowi. Może ten wstęp o legendzie o powstaniu wampirów nie był przypadkowy…
        Gdy jednak skrzypkowi zaczęły błyszczeć oczy z ekscytacji, nekromanta patrzył na nią, jakby już czuł kryjący się za tymi słowami szwindel. Znał się na swojej sztuce i miał spore podejrzenia, że to nie idzie w dobrą stronę. Przyglądał się Amie uważnie, nie kryjąc tego, że coś podejrzewa, by szybko go przed nimi ujawniła. Nekromancja była dziedziną śmierci, nie życia – nie mogła zwrócić tego, co raz utracone. Żadna magia nie mogła tego dokonać. To było to, co tak pociągało Mitrę – ta wizja, że raz zgaszonego życia nie można na nowo rozpalić, że choć przypomina ognik świecy, nie można po prostu przytknąć do jeszcze ciepłego ciała zapałki, by na nowo umarły nabrał tchu. Nekromanci nadawali ciałom POZORY życia. Stworzenie pierwszego wampira było jedynym chlubnym przypadkiem, gdy dzieło nekromanty otrzymało własną świadomość i nie było tylko bezmyślną kukłą, mogło się rozmnażać, myśleć i czuć… Ale to był tylko jeden wyjątek. Więc co ona knuła?
        I to słowo „śmiertelność” sprawiło, że wszystkie trybiki w głowie Mitry zaskoczyły – już wiedział w czym tkwi podstęp.
        - Chwila… - odezwał się, ale ona sama dokończyła myśl. Nekromanta spojrzał na nią z wyrzutem, ale później z rezygnacją spuścił głowę i pokiwał nią.
        - Tak coś czułem, że to o to chodzi – oświadczył. Po chwili zaś podniósł wzrok na Aldarena, jakby chciał mu przekazać, że nie ma co się poddawać, bo to była tylko jedna z opcji, jakie mieli i że mogą próbować dalej. Z czułością pogłaskał go po policzku i zdobył się na słaby uśmiech.
        - Poradzimy sobie z tym - oświadczył. - Na pewno istnieje sposób, byś nie musiał przejmować się piciem krwi.
        Ręka Mitry delikatnie zadrżała, ale zabrał ją, nim pewnie Aldaren zdołał to poczuć. Przypomniało mu się dotyk jego kłów na swojej szyi i znacznie gorszy ból pochodzący od trzymanych w żelaznym uścisku nadgarstków. Nie skupił się jednak na tym wspomnieniu - jego myśli uciekły zupełnie gdzie indziej. Spojrzał na Amę czujnym wzrokiem.
        - To nie wszystko - powiedział, wstając ze swojego miejsca. - Dziś powiedziałaś, że to ja mógłbym pomóc... A w pierwszy dzień, gdy tu przybyliśmy, powiedziałaś, że Aldaren sam nie może sobie pomóc, powiedziałaś “TY sam nie jesteś w stanie z tym nic zrobić” - zacytował jej słowa z tym samym akcentem, bo tak mocno wżarły mu się w pamięć. - To nie brzmi jak przypadkowo dobrane słowa… JA jestem w stanie coś z tym zrobić? - zapytał wprost. Zależało mu na odpowiedzi, dlatego nie uciekł wzrokiem, choć patrzył na Amę nieco z byka, ściągając przy tym brwi.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Ile to już razy Aldaren obiecywał Mitrze jedno i to samo - że nie będzie więcej przed nim nic ukrywał i zawsze powie, co mu leży na sercu? I choć z każdym kolejnym jakby bardziej nabierał pewności w dzieleniu się z innymi swoimi problemami, zwłaszcza z Mitrą, to jednak nadal co chwila popełniał te same błędy, a sytuacje przy każdym następnym razie zdawały się paradoksalnie jedynie pogarszać. W pewnym momencie może rzeczywiście dojść do tragedii albo któremuś zabraknie cierpliwości i na tym się ich związek zakończy, jeśli nic się nie zmieni.
        Gdy Mitra się odezwał, skrzypek spuścił głowę, przygniatany coraz to bardziej rosnącymi wyrzutami sumienia. Doskonale wiedział, że bez zrozumienia i jakiejkolwiek komunikacji nie przetrwa zbyt długo żaden związek, a mimo to ciężko było mu się przemóc i zamęczać ukochanego swoimi troskami. Cały czas przecież chciał sprawiać Mitrze przyjemność i uczynić jego życie szczęśliwszym, przepełnionym sielanką i beztroską. Tak jak przez tych kilka godzin, które spędzili na plaży. Chciał, by tak wyglądała reszta życia nekromanty... choć przez samego wampira było to raczej ciężkie do osiągnięcia i ostatecznie niewiele naprawdę miłych chwil mieli okazję wspominać. I jeszcze zamiast rzeczywiście jakoś pomóc błogosławionemu w uporaniu się z jego lękami wynikającymi z nieprzyjemnej przeszłości, cały czas jedynie starał się ją zakryć pod płaszczykiem szczęśliwych momentów, by Mitra zapomniał o tym co złe, ale... było to przecież jedynie zamiatanie problemu pod dywan. Kwestią czasu było kiedy nazbiera się tam tego wszystkiego tyle, że posprzątanie tradycyjnymi, nieinwazyjnymi sposobami stanie się niemożliwe. Tak strasznie bolało Aldarena uświadomienie sobie, że nigdy nawet nie próbował pomóc ukochanemu z jego problemami.
        - ...choćby przez moment nie starałem się pomóc tobie... - powiedział bardzo cicho pod nosem z ogromnym żalem do siebie o to. - Jak mógłbym mieć czelność, obarczać cię jeszcze swoimi problemami - przedstawił jak to wyglądało z jego perspektywy, po tym zwierzeniu się Mitrze, jak się obecnie czuł.
        Napił się nieco z lekko popękanego kubka, lecz bez przekonania. Bez wątpienia fizycznie czuł się lepiej i zaczął nawet czuć, że cokolwiek pił, nie było to rzeczywiście krwią. Brakowało w niej... jakby esencji życia. To w sumie było pocieszające, bo było to naprawdę sycące i pomagało skutecznie pozbyć się głodu. Odetchnął głęboko i nieśmiało zerknął z żalem na swojego najukochańszego na świecie partnera. Był mu naprawdę wdzięczny za to, że mimo wszystko nekromanta nadal przy nim był, choć zapewne nadal się obawiał czy wampir go ponownie nie zaatakuje. Aldaren miał jednak świadomość tego, że najprawdopodobniej minie masa czasu nim on sam sobie wybaczy to, jak bardzo nastraszył niebianina. O ile kiedykolwiek będzie w stanie to sobie wybaczyć. To, że nie myślał o śmierci Lorelin i Magnusa, o tym jak omal nie zabił przez swój głód małego chłopca, którego zmienił w wampira i zostawił z Gregeviusem, nie znaczyło, że nie miał już do siebie żalu o to co się wtedy stało. Z resztą... za to, że ugryzł Mitrę w Thulle również miał nadal wyrzuty sumienia i wątpił by kiedykolwiek przestał je mieć. Sytuacja z dzisiaj tylko doszła do tej gorzkiej, smakującej krwią i łzami kolekcji, która niczym cierń raniła i rosła wokół jego nieumarłego serca. Był zmęczony, miał już powoli dość tego, że nic tylko rani wszystkich dokoła siebie. Nie...nie był pewien ile jeszcze takich sytuacji będzie w stanie wytrzymać, nim to go w końcu doszczętnie zniszczy.
        Domyślał się, że swoim dystansem prawdopodobnie bardzo rani Mitrę... jednakże tak bardzo bał się. Tego, że ponownie skrzywdzi ukochanego. Oraz... tego, że... Mitra zacznie się go bać... Był taki słaby, w porównaniu do nekromanty, który mimo wszystko nie chciał się tak łatwo poddać swoim obawom. Już rozumiał o co chodziło Amie, gdy mówiła, ze błogosławiony był dużo silniejszy od skrzypka - oczywiście nie miała wtedy na myśli siły fizycznej.
        Trzymał cały czas ręce przy sobie i zdusił w sobie pragnienie wtulenia policzka w dłoń Mitry. Po prostu czuł, że nie powinien tego oczekiwać, bo nie zasłużył ani na odrobinę czułości za to, co zrobił. Zerkał niepewnie na ukochanego co chwila, niczym przerażone zwierzę, które pierwszy raz miało kontakt z człowiekiem i choć ten starał się pomóc, nie wiedziało tak naprawdę czego się po nim spodziewać i jak się zachować. Skupił jednak zaraz uwagę na Amie, gdy ta się odezwała i wspomniała o wampirzej klątwie. Aldaren nawet się nie krył z tym, że zakiełkowało w nim ziarno nadziei, które wiedźma właśnie w nim zasiała. Słowa wiedźmy wydawały mu się na tyle logiczne, że ani przez moment nie wyczuł kryjącego się w cieniu jej wypowiedzi podstępu. Miała przecież rację, bo skoro to nekromanta stworzył pierwszego wampira, prawdopodobnie była też jakaś inna metoda umożliwiająca odkręcenie tego. Był gotów zrobić wszystko, by pomóc Mitrze w odnalezieniu sposobu na zdjęcie wampiryzmu z człowieka.
        Zaraz jednak okazało się... że nawet jeśli udałoby się Mitrze go odmienić, to i tak ze skrzypka zostałaby jedynie kupka prochu. W wampirze umarła wszelka nadzieja. Przed spuszczeniem głowy ze zmatowiałym spojrzeniem, wyjałowionym z wszelkiej chęci do życia powstrzymał do jedynie wzrok Mitry, pod którego dotykiem przymknął oczy i wypuścił z siebie całe wstrzymywane przez ten moment powietrze. Wykrzesał z siebie resztki sił, by odwzajemnić Mitrze ten subtelny uśmiech, choć kąciki jego oczu na nowo zawilgotniały, gdy ponownie spojrzał na błogosławionego. Powstrzymał się, by się gorzko nie skrzywić.
        - To już nie o picie krwi chodzi... - wymamrotał ochryple. Ponownie zamknął na moment oczy i odetchnął głęboko, starając się skupić na tym, że przecież jego ukochany był przy nim. Nie poczuł, że dłoń nekromancie zadrżała i w ogóle nie podejrzewał, dlaczego Mitra zabrał dłoń z policzka nieumarłego. Sądził, że zapewne było to spowodowane tym, że zauważył iż wampirowi się nieco poprawiło i nie musiał się już zmuszać do okazania mu choć tej krótkiej, odrobiny czułości.
        - Chciałbym być normalny, by móc się razem z tobą cieszyć słońcem. By móc wspólnie jadać posiłki, a nie tylko siedzieć obok i gapić się bez sensu jak wół w malowane wrota... Byś nigdy więcej nie musiał się mnie bać... - wyrzucił z siebie, walcząc cały czas z sobą, by utrzymać spojrzenie na partnerze, patrząc mu w oczy.
        - Jestem pewna, że nie muszę na to odpowiadać. Jesteś bystrym dzieciakiem, doskonale znasz odpowiedź - odpowiedziała po amowemu i ziewnęła sennie szeroko, zasłaniając pomarszczoną dłonią swoje usta. Byłaby przecież chora, gdyby powiedziała choć raz coś wprost. - I zapamiętaj kochanieńki, ja nigdy nie wypowiadam przypadkowo dobranych słów - prychnęła bez najmniejszego trudu wytrzymując spojrzenie nekromanty. A tym, że pierwsza oderwała od niego spojrzenie, zrobiła mu jedynie przysługę.
        Spojrzała na wampira, przygnębionego tym, że pogrzebała wszystkie jego nadzieje na normalne życie. Westchnęła ciężko zastanawiając się kiedy nieumarły w końcu zrozumie, że to on sam, a nie to jakiej jest rasy, przyczynia się do tego czy będzie żył jak normalny człowiek, czy jak pragnący jedynie krwi potwór ze starych opowieści, którym straszono małe dzieci.
        - Czy gdybyś miał możliwość ocalenia tamtych żyć i własnej "normalności", za poświęcenie jednego, małoznaczącego nekromanty, skorzystałbyś z tego? - zapytała prosto z mostu, wpatrując się w nieumarłego bezwzględnym spojrzeniem.
        Nim zdążyły wypełnić pomieszczenie jej ostatnie słowa, drewniany kubek pękł z cichym trzaskiem, a Aldaren stał przy stole z jedną dłonią na stole, a drugą zaciśniętą w pięść. Na stole przez moment widniał niewielki krąg przywołujący, który zaraz zmienił się w demoniczne wrota.
        - Nigdy nie wymieniłbym Mitry, nawet gdybyś miała przywrócić do życia wszystkich moich przyjaciół i bliskich. Dla niego byłbym wstanie poświęcić wszystkich mieszkańców Łuski oraz własne życie - powiedział groźnie, a Ama tylko uśmiechnęła się z satysfakcją, niedbałym machnięciem ręki rozpraszając zaklęcie Aldarena, po którego wrotach nie było nawet śladu. Kubek stał z powrotem cały, a skrzypek nie miał pokaleczonej dłoni przez ostre krawędzie kubka.
        - Pamiętaj o tym, gdy następnym razem przyjdą ci do głowy jakieś głupoty - poradziła wampirowi staruszka, zaraz przenosząc surowe spojrzenie na niebianina.
        - A jak ma się sprawa z tobą, skarbeńku? Oddałbyś życie tej przerośniętej pijawki za spokojne, szczęśliwe życie bez żadnych trosk i lęków oraz spełnienia wszystkich swoich marzeń? - zapytała Mitrę, patrząc na niego spokojnie i nie pospieszając go z odpowiedzią.

        - Żadne z was nie potrafi cofnąć czasu - zagaiła po jakiejś chwili. - Przeszłości nie da się wymazać, nie da się przed nią uciec, ale można z nią żyć i nauczyć cię wyciągać wnioski, by więcej nie powielać tych samych błędów. Nie można pozwolić na to, by przeszłość stała ponad i decydowała o tym jaka będzie przyszłość. Historia lubi zataczać koło owszem, ale w tę pułapkę wpadają tylko ci głupcy, którzy nie potrafią uczyć się na błędach. Zwłaszcza tych własnych - mruknęła spokojnie, patrząc przede wszystkim na Aldarena, który zdołał już nieco spuścić z tonu. Wystarczyło jedno złe słowo o błogosławionym, by go sprowokować. Było to po części całkiem rozkoszne, ale podejrzewała, że nie tylko z tego powodu szybko zdemaskują co ich naprawdę łączy przed innymi, ale może to również im narobić kłopotów, jeśli skrzypek się nie opamięta. Miłość i oddanie to nie wszystko, najważniejszy był przecież w życiu zdrowy rozsądek.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra aż nie zapanował nad sobą i zrobił szczerze zaskoczoną minę, gdy Aldaren oświadczył, że ani przez chwilę nie starał się pomóc mu z jego problemami.
        - Ale przecież robisz to cały czas - oświadczył cicho, jakby nadal to niedorzeczne stwierdzenie ledwie do niego docierało. Czy jego ukochany naprawdę nie widział jak wielkie postępy Mitra zrobił w stosunku do tego, jak zachowywał się w pierwszych dniach ich znajomości? Jak teraz reagował na dotyk, na czułość, jak reagował na obcych… Dobrze, nad tym ostatnim jeszcze musieli popracować, ale Mitra był w duchu tak dumny ze swoich postępów w tych chwilach, gdy sobie je uświadamiał. Gdyby ktoś powiedział mu kilka miesięcy temu, że będzie lubił się przytulać i być głaskanym przez mężczyznę, zabiłby pewnie z gniewu, ale… Taka była prawda. W ramionach Aldarena czuł się cudownie, było mu tam bezpiecznie, mógł się uspokoić, gdy tego potrzebował i radować się, gdy była ku temu okazja. Czyż to nie był postęp? Tak bardzo zaufał drugiej osobie, że stała się ona dla niego synonimem bezpieczeństwa i źródłem radości. To zdecydowanie nie było niepomaganie. Mitra nie zamierzał się jednak teraz licytować - bał się, że straci przez to z oczu główny problem, z którym musieli się zmierzyć.

        Ich powolna, ostrożna rozmowa mogłaby jeszcze naprawdę długo trwać, bo Mitra nie chciał naciskać ani zachowywać się zbyt gwałtownie, by nie stresować za mocno Aldarena - wręcz przeciwnie, chciał go uspokoić, by móc z nim spokojnie porozmawiać i spróbować coś zaradzić na jego głód. Z tego też powodu cieszył go każdy łyk, który skrzypek brał ze swojego kubka - Mitra nadal był przekonany, że to krew i liczył na to, że zaspokoi ona głód jego ukochanego chociaż w takim stopniu, aby ten już tak nie szalał. To jak stracił nad sobą panowanie… Było naprawdę upiorne. Błogosławiony wiedział, że to nie był prawdziwy Aldaren, ale był przerażony, że w środku tego współczującego, czułego, troskliwego mężczyzny o złotym sercu może gnieździć się coś… Takiego. Brutalny, napędzany głodem potwór… Ale to nie był jego ukochany, Mitra stanowczo się z tym nie zgadzał. To nie była prawdziwa twarz skrzypka.
        Jednak Ama nie dała im czasu, by tak być może przegadali przy jej stole całej nocy. Nekromancie przez moment wydawało się, że być może chciała pomóc i Aldaren pewnie też tak myślał, lecz niestety, prędzej czy później obaj się przekonali, że nie w tym rzecz. Mitra bardzo chciał wtedy swojego ukochanego pocieszyć, ale chyba mu nie wyszło. Jedyne wsparcie, które mu wychodziło w tym momencie to słuchanie. Miał dla skrzypka cierpliwość i nie poganiał go, gdy ten mówił ani nie przerywał. Serce mu się jednak krajało, gdy Aldaren wymieniał to wszystko co chciałby z nim robić, a czego nie mógł… To takie proste czynności, a tak bardzo dla niego niedostępne… Mitra nawet nie starał się powstrzymać westchnienia współczucia.
        - Ren, najdroższy… - odezwał się do niego, choć nie przemyślał tego, co chce powiedzieć później. Nagle uderzyła go myśl, przez którą zamiast na skrzypku skupił się na Amie. Zadał jej pytanie, które zdawało mu się, że zasługuje na konkretną odpowiedź… Ale nic bardziej mylnego. Wiedźma znowu zrobiła unik, odpowiadając tak by nic nie powiedzieć. Ależ go tym irytowała. Jednak z racji tego, że ceną było dobro Aldarena, Mitra zamiast się kłócić i robić jej złośliwe uwagi, przełknął swój gniew, opanował drżenie całego ciała i w końcu mógł się odezwać… Ale wtedy to ona znowu zaczęła. Jednak do samego końca tej wypowiedzi błogosławiony nie spodziewał się, że jej pytanie będzie tak… brutalne. Był całkowicie zaskoczony, a gdy usłyszał dźwięk pękającego drewna, drgnął i odsunął się od stołu. Spojrzał z niepokojem za siebie.
        - Ren… - jęknął cicho widząc jego stan. Zamilkł jednak i zacisnął mocno zęby, gdy ten odpowiadał. Nie umiał stwierdzić czy jego odpowiedź mu się podobała, czy nie, bo… Wiedział, że logicznie była to zamiana niekorzystna. Bo gdyby Aldaren go poświęcił, odzyskał żonę i syna. Przecież ich kochał… A oni być może wtedy nigdy by się nie spotkali, nawet nie wiedzieliby o swoim istnieniu. Tyle osób by na tym zyskało - Mitra nie czuł, by był tyle wart. A gdyby przed nim postawiono ten wybór, gdyby za cenę własnego życia miał odjąć skrzypkowi wszystkich jego trosk, boleści i złych wspomnień i sprawić, by był on szczęśliwy… Zrobiłby to. Pewnie nawet przez chwilę by się nie wahał. Bo nie było nic piękniejszego i bardziej czystego na świecie niż radość Aldarena.
        Choć Mitra nie odezwał się przez ten cały czas słowem, patrzył na ukochanego z lekko rozchylonymi z zaskoczenia ustami, a jego oczy się zaszkliły. Zamrugał kilkakrotnie, by łzy nie pociekły mu po policzkach. Musiał usiąść, bo z emocji robiło mu się słabo i był coraz bardziej roztrzęsiony.
        - Ren… - szepnął przez ściśnięte gardło, słysząc tak stanowcze słowa skrzypka. Nie, nie był wart takiego poświęcenia. Nie za cenę jego życia. Z ich dwojga to życie Aldarena było zdecydowanie cenniejsze, nie było o czym mówić. Był tak cudownym mężczyzną, tak dobrym, współczującym i szlachetnym, że nie miał sobie równych. Co też za głupoty teraz gadał…
        Wtedy Ama zwróciła się do niego. Mitra - zapominając zupełnie, że nie ma na sobie maski - spojrzał na nią zmęczonym, ale równie stanowczym co wcześniej wzrokiem, gdy pod jego adresem powtórzyła to pytanie, które zadała wcześniej jego partnerowi. Przez chwilę zdawało się, że nie zamierza odpowiedzieć, ale jednak się odezwał.
        - Znasz odpowiedź - oświadczył. - I wiesz, że nie. Życie z nim i życie szczęśliwe to dla mnie jedno i to samo. Nieważne co mnie przed tym spotkało, ważne, że teraz jestem z nim.
        W postawie błogosławionego było spore przekonanie, a jeśli ktoś jeszcze miałby wątpliwości czy faktycznie aż tak kocha Aldarena, wystarczyłoby, że uchwyciły jego spojrzenie w chwili, gdy mówił o swoim szczęściu. Niby tylko na chwilę spojrzał na wampira, ale było w nim tyle miłości, ciepła i uwielbienia, że można było nabrać pewności, iż jego słowa płynęły prosto z serca. Mimo tego co się przed chwilą stało jego miłość pozostała niewzruszona.
        Gdy jednak Ama zdecydowała się na podsumowanie tej krótkiej lekcji, Mitra patrzył już na nią tak jak do tej pory - czujnie i nieustępliwie, choć ten, kto dobrze odczytywał mowę ciała, mógł dostrzec pewną subtelną zmianę. Nekromanta zaczął kulić ramiona, a głowę trzymał nieco niżej. Zaczęło do niego docierać, że konfrontuje się z wiedźmą bez swojego pancerza w postaci maski i szat. Czuł, że ona mówiła zarówno do Aldarena, jak i do niego - obaj nie mogli odciąć się od swojej przeszłości, obaj byli ścigani przez koszmary z dawnych lat. Nawet nie był w tej chwili w stanie się wściekać, że ona znowu grzebała mu w głowie, bo przecież skąd miałaby wiedzieć o tym, że on też ma jakieś traumatyczne wspomnienia? Wystarczyło jednak nad tym chwilę pomyśleć - kto normalny ubiera się tak jak on? Kto normalny jest tak czujny i na wszelkie próby nawiązania kontaktu reaguje agresją? To nie bierze się znikąd - wystarczyło, że na niego spojrzała, już wszystko wiedziała. Może nie znała konkretnych przyczyn, ale domyślała się, że kiedyś dał się pokonać swojej przeszłości. Teraz… Subtelnie mu o tym przypomniała. A on, choć przecież i tak już mleko się rozlało i ona widziała go już dość długo znacznie bardziej rozebranego, niż on sobie tego życzył, chciał się jednak przed nią schować. Nie mógł jednak zostawić swojego ukochanego.
        - Ren… - zwrócił się do niego cicho. Przysunął się, jakby nie chciał, by Ama była w stanie podsłuchać ich rozmowę.
        - Możemy sprawić, by to była nasza normalność - powiedział szeptem. - Ja… Nie potrzebuję słońca, by cieszyć się twoim towarzystwem. Potrzebuję tylko ciebie. I żeby być szczęśliwym… I żeby czuć się bezpiecznie - dodał, spoglądając Aldarenowi w oczy. - Bo czego byś nie powiedział, jak bardzo nie wydawałoby ci się, że mi niby nie pomogłeś i tylko zawiniłeś… Przy nikim nigdy nie czułem się tak bezpieczny jak przy tobie i nikt nie zrobił dla mnie tyle co ty. I jedyny strach jaki czuję to taki, że cię mogę stracić… Albo że będziesz nadal cierpiał.
        Mitra po raz kolejny czule pogłaskał Aldarena po twarzy i nachylił się do niego.
        - Chcę z tobą porozmawiać w cztery oczy - oświadczył szeptem. - Bez Amy… Ona mnie stresuje. A chcę z tobą szczerze pomówić. Chodź - dodał już głośniej, wstając i wyciągając rękę do Aldarena. Obrócił na chwilę wzrok na Amę, ale nie mogąc już wytrzymać jej spojrzenia zaraz się wycofał.
        - Dziękuję za pomoc - wymamrotał. - Wrócimy już do siebie… Dziękuję.
        Mitra wiedział, że gdyby nie interwencja wiedźmy, byłoby już być może po nim, że to ona zdołała okiełznać Aldarena i zmusić go, by nie udał się do wioski. Był też jej bardzo wdzięczny za krew, którą mu dała. I nawet za to głupie kakao. Nie wiedział tylko, że to co pił później również nie było zwykłą herbatką, a pomogło mu się uspokoić. Był pewny, że po prostu sam dał radę wziąć się w garść.
        Kuląc się na deszczu i nieustannie spoglądając na Aldarena, Mitra wyszedł na zewnątrz i truchtem wrócił do ich chatki.
        - Zaczekaj - mruknął, wstrzymując ukochanego w progu. Szybko sam wszedł do środka, pozbierał odłamki ze słoika z czosnkową maścią i wyrzucił je przez okno. Dopiero po tym zaprosił Aldarena do środka i zamknął za nim drzwi. Przy słabym świetle padającym od rozgrzanego piecyka spojrzał na swojego ukochanego z powagą, smutkiem i miłością.
        - Jak się czujesz? - zapytał. - Trochę się uspokoiłeś? Posłuchaj. Nie chcę wracać do tego, co się wydarzyło tej nocy. Chcę ci pomóc, teraz i w przyszłości. I chcę, byś wiedział, że nie ma takiej siły, która by sprawiła, że bym się ciebie bał, bo wiem jaki jesteś i wiem jakie jest twoje serce. Mam w głowie mętlik i nie mam jeszcze pomysłu, ale… jutro coś wymyślimy. Przycisnę Amę i wyciągnę z niej to, czego ona tak usilnie nie chce mi powiedzieć wprost. I teraz nic mnie nie odwiedzie od tego, by ci pomóc, nawet ty sam. Ren… Chciałbym, byś wiedział, że zawsze będziesz miał we mnie wsparcie, więc nie bój się mówić mi co czujesz i czego potrzebujesz. Ja zawsze będę przy tobie. Razem… Razem wszystko nam się uda - zapewnił go, po czym wyciągnął ręce z jasnym zamiarem przytulenia go.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Kiedy Mitra odpowiedział, Aldaren był równie zaskoczony co on. I wcale nie chodziło o to, że nie zwrócił uwagi na to, jak bardzo zmienił się nekromanta w porównaniu do tego, jaki był na samym początku ich znajomości. Trudno byłoby tego nie zauważyć, chyba że ktoś byłby głuchy, niewidomy i do tego sparaliżowany od szyi w dół, a to raczej wampirowi nie groziło. Zdziwienie Aldarena brało się stąd, że w ogóle nie widział w zmianie ukochanego swojej zasługi. Uważał, że Mitra jest na tyle silnym i wspaniałym człowiekiem, że pokonałby swoje lęki nawet, jeśli ze skrzypkiem by się nigdy nie poznali. Mie była to jednak najlepsza chwila na tego typu kłótnie, a już szczególnie nie przy Amie, zwarzywszy na komfort psychiczny niebianina i sam fakt, że akurat ta sprawa jej nie dotyczyła, a przy tym nie powinna ją również obchodzić.

        Naprawdę z początku myślał, że wiedźma zna jakiś tajemny sposób na zdjęcie z człowieka wampirzej klątwy, gdy tylko zaczęła o tym mówić. Jak się jednak okazało dał się jej jedynie nabrać jak dziecko. To mu ani trochę nie pomogło poczuć się lepiej, za to Ama wydawała się być całkiem zadowolona przez to, że udało jej się zakrzewić w skrzypku nadzieję, tylko po to, by zaraz ją spalić żywcem do gołej ziemi. I gdyby nie to, co się stało tej nocy oraz kilka obietnic, które złożył Mitrze w związku z ich pobytem tutaj, najprawdopodobniej w tej chwili pakowałby swoje manatki i maksymalnie po dwudziestu minutach już by go tu nie było. Wziąłby pod pachę Mitrę i staruszka tyle by widziała nieumarłego w tych okolicach.
        Doceniał próby Mitry, które miały na na celu pocieszenie wampira, jednak był zbyt załamany tym, że do końca życia będzie żądnym krwi potworem, który potrafi jedynie ranić i stanowić śmiertelne zagrożenie dla wszystkich osób, bliskich jego sercu. Nie pragnął władzy nad światem czy złotego pałacu wielkości całej Maurii. Chciał jedynie móc poleżeć z ukochanym w słońcu na plaży i cieszyć się przepysznym śniadaniem w jego towarzystwie. Czy naprawdę prosił o zbyt wiele?
        Ama jednak jak zwykle wiedziała swoje i nie zamierzała łatwo odpuścić tematu, nadal starając się przemówić Aldarenowi do rozumu, choć zamiast powiedzieć my wprost, o co jej przez cały czas chodziło, dalej kontynuowała tymi swoimi pokrętnymi mądrościami i podchodami. Jeszcze zamiast podejść do sprawy jakoś po ludzku, wyciągała z rękawa jedynie najbardziej brutalne i godzące w pierś zagrywki, jak ta, którą właśnie rzuciła. A do tego specjalnie użyła takich słów, które łatwo było się domyślić - rozdrażnią skrzypka. Największą zaletą gniewu było to, że każdy działał instynktownie i wypowiadał się nie przemyślawszy wcześniej swoich słów, można więc było uznać, że był to najlepszy sposób na wyciągnięcie z kogoś najszczerszej prawdy, o której taka osoba sama mogła nie mieć pojęcia. W właśnie dzięki temu Ama i tym razem odniosła zwycięstwo. Co prawda nie była w pełni usatysfakcjonowana, bo Aldaren nadal zdawał się nie zauważać tego co najbardziej oczywiste, jednakże miała przeczucie, że przynajmniej teraz rzeczywiście zacznie się nad tym wszystkim zastanawiać i miała nadzieję, że w końcu zrozumie o co jej przez cały czas chodziło.
        Wiedźma skupiła się zaraz na Mitrze i wampir był gotów przerwać tę jej przeklętą gierkę, w miejscu jednak zatrzymało go to krótkie spojrzenie nekromanty i słowa, które w tym czasie padły z jego ust. W jednej chwili, niczym od pstryknięcia palcami uleciał z niego cały gniew na staruszkę i wszystko dokoła przestało się liczyć, za wyjątkiem błogosławionego. W prawdzie nie do końca rozumiał dlaczego po tym co się stało w Mitrze ani trochę nie ubyło miłości do nieumarłego, a może nawet było w nim jej odrobinę więcej, ale mimo to był naprawdę poruszony jego odpowiedzią. Co prawda nadal miał zamiar bronić niebianina przed całym złem tego świata, a w szczególności przed tą wstrętną wiedźmą, niczym smok swojego skarbca, jednakże nie było widać, by nadal był tak skory do rzucenia się na staruszkę, aby ją z miejsca rozszarpać na kawałeczki. Albo raczej samemu zostać rozszarpanym, biorąc pod uwagę to, kim tak naprawdę była ta wredna Baba Jaga.
        Atmosfera w pomieszczeniu przez Amę co prawda zrobiła się dosyć napięta, wiedźma nie pieściła się w rozmowie z żadnym z mężczyzn, do tego zdawało się jakby celowo dążyła do zajadłej konfrontacji z nimi, a mimo to Aldaren czuł się nieco lepiej. Nie był już aż tak przybity. Ta rozmowa... ten mały chaos, jaki staruszka wywołała trochę mu pomogła, oczywiście nie całkowicie, ale przynajmniej na tyle, że skrzypek nie odskoczył jak oparzony w tył, gdy tylko blondyn się do niego zbliżył.
        Słowa Mitry sprawiły, że lazurowe oczy wampira znów się zeszkliły od łez. Choć bardzo mocno chciał ukochanemu uświadomić, że zrezygnowanie przez niego ze słońca i zaufanie mu jest dużym błędem, nie miał do tego żadnych argumentów. A do tego nie śmiał niszczyć tej wiary w nieumarłego, która pobrzmiewała w jego głosie. Poza tym, nawet gdyby zaczął się kłócić, szybko by poddał tę walkę, na rzecz rozkoszowania się jego czułościom, które miały miejsce w tej chwili. Skrzypek odetchnął głęboko, wtulając swój policzek w głaszczącą go dłoń partnera.
        - Dobrze - powiedział, jak zahipnotyzowany, a Mitra go przecież tylko pogłaskał. Chwycił ostrożnie dłoń niebianina i pozwolił mu się wyciągnąć z domu wiedźmy, która jedynie spojrzała surowo na ich dwójkę. Dla zasady kiwnęła kurtuazyjnie Mitrze w odpowiedzi na jego podziękowania i zajęła się swoimi sprawami, gdy oni wyszli.

        Chłodne nocne powietrze oraz nadal padający, choć już nie tak intensywnie deszcz, zdołały ocucić wampira z tego zauroczenia, w które popadł, gdy Mitra zapewnił, że to skrzypek jest całym jego szczęściem i go przy tym tak czule pogłaskał, pomimo tego, że nieco dłuższą chwilę temu Aldaren szalał jak w amoku i to z powodu głodu.
        - Aniele... ja... nie wiem czy to dobry pomysł - powiedział zaniepokojony, zatrzymując się nieco ponad sążeń od wejścia do ich domku i nie był zbyt przekonany by się zbliżyć. Nie przez rzuconą przez Mitrę prośbę, aby zaczekał chwilę. Póki była z nimi Ama, mógł się nieco rozluźnić, bo wierzył, że w razie jakby mu znów odbiło, nie dopuściłaby do tego, by coś się niebianinowi stało. A jeśli będą sami w pomieszczeniu i Aldaren ponownie... Rozejrzał się dokoła, by może znaleźć jakieś miejsce gdzie mogli by usiąść i by na nich nie padało, ale jedynym odpowiednim był ganek przed domem Amy, a tam bez wątpienia staruszka nie byłaby na tyle hojna, by pozwolić im w pełni na rozmowę w CZTERY oczy.
        Bardzo się bał zostawać z Mitrą sam na sam, ale... dzisiaj aż zbyt dobitnie przekonał się na własnej skórze, że uciekanie od problemu, ignorowanie go, wcale nie pomaga w jego rozwiązaniu, a jedynie go potęguje. Spiął się poddenerwowany i wszedł ostrożnie do środka, lecz wcale nie wchodził głębiej. Zatrzymał się przy drzwiach, by szybciej móc w razie potrzeby opuścić to miejsce.
        - Niby lepiej mi po tej miksturze Amy, ale... Nie chcę tu zostawać. Nie chce być z tobą sam, bo boję się, że... mógłbym... znowu... - wyznał, lekko się w sobie kuląc przy tych drzwiach i zadrżał. Chciał coś jeszcze powiedzieć, przeprosić ukochanego za to, że nie da rady i wyjść, aby tylko nie stanowić zagrożenia dla niebianina, ale Mitra zaczął mówić i skrzypek nie śmiał mu nawet przerywać, a co dopiero się kłócić. Wiara Mitry była jednak bardzo rozczulająca i Aldaren musiałby nie mieć serca, aby nie przytulić swojego ukochanego. Bał się, ale czuł, że nie wytrzymałby zbyt długo bez bliskości swojego anioła, bez jego objęć.
        Zbliżył się nadal niepewny do niebianina i objął go. Przytulił go ze szczerą miłością i jakby go nie widział pół wieku.
        - Kocham cię, Mitro - szepnął z wielkim uczuciem, zupełnie inaczej, niż wtedy u Amy, choć i tym razem lekko łamał mu się głos. - Wiem, że wcześniej chciałeś żebym cię... ugryzł, że obiecałem więcej się od tego nie migać, ale... nie potrafię cię o to prosić... Zwłaszcza po tym, co ci zrobiłem...
        Przytulił się bardziej do ukochanego i schował swoją twarz, wtulając ją w jego ramię, gdy poczuł, że z oczu zaczęły spływać mu łzy. Nie był w stanie przestać sobie wmawiać, że był potworem i w najmniejszym stopniu nie zasługuje na tak wspaniałego partnera jakim był Mitra. - Tak bardzo się boję... - wyznał cicho, zachrypniętym głosem. Może i Mitra nie chciał wracać do tego co się tej nocy wydarzyło, Aldarenowi jednak było bardzo trudno o tym zapomnieć. Było to bolesnym cierniem, tkwiącym w jego boku, gorszym od posrebrzanego sztyletu, który Zabor wbił mu pod żebra jakiś czas temu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra czuł pewną ulgę, gdy nie musiał Aldarena specjalnie przekonywać do tego by mogli wyjść. I gdy Ama nie zamierzała z tym dyskutować. Wiedział co mogłaby powiedzieć, wiedział też, co mogło mu grozić… Ale nie obchodziło go to - czuł, że jego ukochany już jest sobą i nie będzie zachowywał się jak wygłodniałe zwierzę. Czuł, że porozmawiają w cztery oczy, na spokojnie i rozwiążą ten problem sami. Wiedźma być może próbowała pomóc, ale błogosławiony nie miał siły na jej metody - był nadal rozemocjonowany i jeszcze jedna taka odzywka z jej strony sprawiłaby, że chyba by wybuchł albo zabił ją samym spojrzeniem. Przy niej zresztą nie mógł swobodnie rozmawiać z Aldarenem - krępowała go.
        Gdy wchodzili na zewnątrz, nekromanta przypomniał sobie jak jego ukochany wtulił się w jego dłoń - jak mimo pozornej oschłości, którą mu wcześniej okazywał, tak naprawdę bardzo pragnął czułości. To nadal był jego ukochany, jego słodki pieszczoch - potrzebował bliskości, by czuć, że jest w porządku. Szkoda, że tak późno się przełamał… Ale to zrozumiałe. Po tym co zaszło mógł się obawiać nie tylko swojej reakcji, ale też - co tu ukrywać - reakcji niebianina. Pewnie domyślił się co pojawiło się w głowie Mitry, gdy został tak przyciśnięty do ziemi i potraktowany jak zdobycz… Ale to nie zrobił on - to wygłodniała bestia w jego wnętrzu.

        Mitra starał się być bardzo zdecydowanym, ale nie mógł długo zachować kamiennej twarzy, gdy Aldaren powiedział do niego “Aniele” w ten szczególny sposób. Z żadnych innych ust to słowo nie brzmiało tak pięknie… A jednocześnie tak smutno jak teraz. Błogosławiony spojrzał na swojego ukochanego starając się okazać swoją pewność siebie, ale nie umiał ukryć tego jak bardzo był przejęty.
        - To dobry pomysł - powiedział spokojnie. - Wiem co robię.
        Nie wiedział. Nie do końca. Wiedział co chce osiągnąć i podświadomie czuł, że Aldaren jest już wystarczająco spokojny, by się na niego nie rzucić, ale nie wiedział jak potoczy się teraz ta ich rozmowa. Będzie reagował na bieżąco.
        A wychodziło na to, że stał przed bardzo trudnym wyzwaniem. Nie umiał patrzeć na swojego ukochanego, gdy ten tak się kulił przy drzwiach, gdy widać było, że gdyby tylko miał okazję, to by uciekł albo schował się w mysią dziurę. Mitra nie chciał go tak męczyć, chciałby odjąć jego problemów… I przez to wiedział, że muszą odbyć tę rozmowę i muszą ruszyć się z miejsca. To już nie była pora by unikać problemów i unikać siebie nawzajem. Nabrał więc tchu i zaczął mówić z takim przekonaniem, jak wtedy na klifie. Chciał wyrazić co czuje i co chce zrobić, chciał by Aldaren poczuł jego siłę i by wziął z niej tyle ile potrzebuje… Nawet jeśli Mitra sam nie wiedział czy jest wystarczająco silny, ale jeśli dzięki temu jego ukochanemu zrobi się chociaż odrobinę lepiej to gotów był na wszystko.
        To jak padli sobie w końcu w ramiona sprawiło, że Mitra aż jęknął. Nie przez to, że tego nie chciał i się bał, nie przez to, że było za mocno, bo sam bardzo mocno objął Aldarena ramionami jakby nie chciał go nigdy puścić… Ale te emocje były naprawdę tak silne, że ledwo nad nimi panował. Teraz, gdy trzymał skrzypka w ramionach, czuł się, jakby jednocześnie odnalazł bezpieczną przystań, ale burza nadal mogła zmyć go w rozszalałą morską toń. Jeden nieostrożny ruch mógł prowadzić do zguby, lecz teraz najważniejsze było to, że mieli siebie nawzajem.
        A gdy Aldaren zapewnił, że kocha Mitrę i tym razem powiedział to z takim uczuciem jak zawsze, błogosławiony jeszcze mocniej go przytulił.
        - Ja ciebie też, Ren - zapewnił gorliwie. - Ja ciebie też - powtórzył, chowając twarz w zgięciu jego szyi. Słyszał, że jego ukochanemu głos nadal drżał, zresztą jemu też teraz zadrżał, ale to już był dla niego taki wielki sukces… Jednak to jeszcze nie był koniec, choć nekromanta w najśmielszych snach nie spodziewał się co usłyszy. Bezbłędnie jednak wychwycił te najważniejsze słowa i bardzo się skupił, by nie uronić ani jednego dźwięku z tego, co mówił mu Aldaren. Odchylił nieco głowę, by móc na niego patrzeć i delikatnie położył mu dłoń na policzku, by głaskaniem odrobinę go uspokoić, aby mógł powiedzieć wszystko do końca. W jego oczach pojawiły się łzy wielkiego wzruszenia i poruszenia - dotarło do niego co chce powiedzieć jego ukochany i było to dla niego tak wielkie i wspaniałe… Nie potrafił się tym cieszyć, nie po tym co zaszło tej nocy, ale czuł się naprawdę wyjątkowo. Nie od razu jednak odpowiedział - gdy Aldaren wtulił się w niego jak przerażone dziecko, objął go i starał się pocieszyć samą swoją bliskością. Poczuł jak serce go zakuło, gdy usłyszał to wypowiedziane przez łzy wyznanie - “boję się”.
        - Jestem przy tobie, Ren, nie musisz się bać - odpowiedział niemalże natychmiast łagodnym tonem. Jeszcze ze dwa razy przeciągnął dłonią po jego włosach, po czym uściskał go.
        - Ren - wezwał go. - Wiem, co chciałeś powiedzieć. Nie musisz mnie o to prosić. Ja cię o to proszę. Proszę, ugryź mnie. O ile to możliwe, teraz pragnę tego jeszcze bardziej niż poprzednim razem. Proszę, napij się mojej krwi.
        Nie było w słowach Mitry przesady - był naprawdę poruszony i o niczym innym w tym momencie nie marzył. Teraz jak nigdy wcześniej wiedział jak bardzo Aldaren tego potrzebuje i jak bardzo on chce mu to dać. Jak bardzo chce mu w ten sposób pomóc.
        - To co zrobiłeś… To nie byłeś ty - powiedział w końcu to, co myślał o tym wypadku od samego początku. - To był twój głód, nie ty… I nie chciałbym, by on znowu się ujawnił, to tak bardzo nie pasuje do tego jak kochany jesteś na co dzień. Proszę, zróbmy to teraz. Napij się mojej krwi. Nie musisz się spieszyć, ale wiedz, że ja jestem gotowy. A gdyby coś było nie tak, gdyby mnie to bolało albo cokolwiek mi dolegało, natychmiast ci powiem, dobrze? Ufam ci i wierzę, że mnie nie skrzywdzisz. Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić, by ci to ułatwić to proszę, powiedz. A… gdy już zaczniemy… chciałbym być blisko ciebie - wyznał tonem zdradzającym jego romantyczną motywację i oddanie. Dla niego nadal to ukąszenie miało mieć intymne zabarwienie pierwszego razu, choć cały czas pamiętał, że teraz stawka była jednak wyższa.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Słowa niebianina miały w sobie tyle zdecydowania, on sam z resztą był bardzo pewny siebie w obecnej chwili, że Aldaren nie był w stanie w ogóle na ten temat dyskutować, nie mówiąc już o kłóceniu się. Nie był z siebie dumny przez to jak stracił kontrolę nad sobą, a teraz dodatkowo nie czuł się najlepiej z tym, że to on potrzebował wsparcia i pocieszenia. Przecież to wampir powinien być wsparciem dla Mitry, nie na odwrót. Nie miał oczywiście żalu o to do ukochanego i naprawdę doceniał to, że mimo wszystko nekromanta nie zamierzał go opuścić i starał się pomóc, jednakże... pogodzenie się z tym, że to nie on był w obecnej chwili tarczą nekromanty, było dla Aldarena bardzo trudne.
        Odetchnął głęboko, próbując wziąć się w garść i choć nie bardzo mu to szło, dał się Mitrze wciągnąć do wnętrza ich domku. Gdy drzwi się za nimi zamknęły... nadal był przekonany, że to kiepski pomysł i nekromanta nie powinien kusić losu, lecz zanim zdecydował się w końcu odezwać w tym temacie, błogosławiony zaczął mówić. Skrzypek słuchał go uważnie i ani myślał mu przerywać, zwłaszcza, że choć miał łagodny ton, bez problemu dało się wyczuć jak stanowczy był przy tym Mitra. Na Łusce nie istniała prawdopodobnie taka siła, która by sprawiła, że niebianin by się teraz wycofał ze swoich przekonań i wiary w wampira. A skoro on - mimo tego, że był ofiarą podczas utraty kontroli przez Aldarena - był przekonany, że wszystko będzie dobrze, to czemu nieumarły miałby nie zaufać swojemu partnerowi? Tyle przecież razem przeszli - w Thulle skrzypek też przecież stracił kontrolę nad sobą i Mitra był w stanie samemu sobie z tym poradzić, mimo że wtedy raczej nie pałali do siebie zbytnią sympatią. To, że się do siebie zbliżyli nie powinno mieć przecież wpływu na naturalny instynkt przetrwania, który zawsze da o sobie znać w odpowiednim momencie. Zwłaszcza, że Mitra już nie jednokrotnie dał dowód na to, że w kryzysowej sytuacji da sobie radę i że skrzypek mocno nie doceniał swojego partnera. Nie na tym polegał prawdziwy, szczęśliwy związek, który miał trwać do przebudzenia się Prasmoka i jeszcze dłużej.
        Gdy Mitra rozłożył swoje ramiona i nie wyglądał wcale jakby się zmuszał do tego niemego zaproszenia skrzypka do uścisku, Aldaren przez moment pomyślał, że wszystko mogło być jeszcze dobrze, tak jak dawniej. Tak bardzo pragnął, by to co się dzisiaj stało okazało się jedynie złym snem. Chciał w to wierzyć. Wtulił się nieco mocniej w swojego anioła i wyrzucił z siebie w końcu to, co tak bardzo kuło go w sercu przez cały czas od momentu jak się uspokoił po swoim ataku.
        Było mu tak dobrze w tych objęciach. Czuł, że bez nich albo nie pożyłby długo, albo szybko by oszalał. Tak wiele zawdzięczał Mitrze, dzięki niemu... znów miał na świecie kogoś, kogo mogłoby pokochać jego nieumarłe serce. I przez swój upór oraz zatruwający go strach, mógł go w jednej chwili stracić. Nie chciał by ta sytuacja się powtórzyła. Już nigdy.
        Odetchnął głęboko, niemalże rozpływając się w ramionach swojego ukochanego. Obawiał się co prawda tego, co pomyśli o nim Mitra, po tym jak wampira otwarcie powiedział o swoim strachu, jednakże poczuł się dzięki temu jeszcze lepiej, niż po wypitym specyfiku od Amy. Niebianin był naprawdę wspaniałym mężczyzną, aż ciężko było uwierzyć, że mimo grzechów, które skrzypek nosił na swoich barkach, dostał taki dar od losu. Mitra zasługiwał na kogoś sto razy lepszego od nieumarłego, a mimo to, to lazurowooki mógł się cieszyć jego miłością. Nikt inny.
        Zaraz jednak nieco odsunął się od nekromanty i spojrzał na niego mocno zszokowany tym co właśnie usłyszał. Zwłaszcza, że od razu poczuł jak mu serce mocniej zabiło. Patrzył na Mitrę szeroko otworzonymi oczami i delikatnie rozchylonymi ustami, zastygły w niemałym zaskoczeniu. "Proszę, ugryź mnie" nadal dźwięczało mu w głowie, jak echo wielkiego dzwonu z wieży ratuszowej i wciąż powodowało, że ciało skrzypka przeszywał bliżej nieokreślony dreszcz, a przy tym było przez moment jak sparaliżowane.
        - Po tym co się stało, ja nie... - zaczął, lecz zaraz Mitra mu przerwał i kolejny raz tej nocy mocno zaskoczył wampira. Oczywiście w pozytywny sposób. Słuchając słów nekromanty znów lazurowe oczy zeszkliły się od napływających łez. Dla tego mężczyzny zaprzedałby duszę diabłu lub przebiłby sobie pierś srebrnym kołkiem, nasmarowanym czosnkowym olejem. Wystarczyło jedno słowo niebianina. Nie mógł popełnić drugi raz tego samego błędu, który dziś omal nie zakończył się tragedią, jednakże z drugiej strony... jak mógłby spełnić prośbę ukochanego, po tym co się stało? Po tym jak go zaatakował? Chyba żadne z nich nie tak wyobrażało sobie tę chwilę i powody, które skłoniły ich do podjęcia tej decyzji. Ale... z drugiej strony mogło się zdarzyć tak, że nieumarły przekładałby ten pierwszy raz w nieskończoność, co nie przyniosłoby raczej nic dobrego. A już w szczególności ich związkowi.
        - Również nie chce by to... wszystko się znów powtórzyło. I tego się boję. Tak bardzo sam tego pragnę... ciebie pragnę, ale tak bardzo się boję, że mógłbym cię skrzywdzić. Wiem, że gdybym przegiął dałbyś radę się przede mną obronić, pokazałeś to niejednokrotnie, zwłaszcza w Thulle, a mimo to naprawdę ciężko jest mi się przełamać - powiedział patrząc ukochanemu głęboko w oczy i nieświadomie trzymając go przy tym delikatnie za rękę, jakby pierwszy raz wyznawał mu miłość.
        - Obiecaj mi proszę, że jeśli... jeśli znów stracę nad sobą kontrolę, przywalisz mi tak mocno, że te przeklęte kły polecą na drugi koniec Łuski. Albo gdy będzie to dla ciebie zbyt niekomfortowe lub nie będziesz się czuł najlepiej, bo będzie to na przykład dla ciebie zbyt bolesne - obiecaj, że wtedy już więcej tego nie zrobimy i będę pił krew wyłącznie z butelki - poprosił łagodnie. Widać po nim było jak ważny był to dla niego układ. Wierzył, że dzięki temu obaj będą usatysfakcjonowani, jak to mówią - wilk syty i owca cała.
        Wciąż nie wyglądał na zbyt przekonanego, co do tego pomysłu, jednakże doskonale widział, że Mitry nic nie zmusi do zmiany zdania. Wychodziło więc na to, że nie miał zbytnio wyboru i musiał zgodzić się na to, aby spróbować. Choć ten jeden jedyny raz. Najwyżej więcej do tego nie wrócą i miał nadzieję, że też będzie dobrze. Odetchnął głęboko i za zgodą błogosławionego poszli usiąść czy to na ich posłaniu, czy na krawędzi łóżka, by uniknąć zasłabnięcia niebianina i jego upadku na ziemię. Po czym pogładził delikatnie Mitrę po policzku, patrząc mu czule w oczy.
        - Mój najdroższy aniele... zamknij proszę oczy, jeśli mi ufasz - poprosił łagodnie, nadal lekko i powoli przesuwając palcem po jego policzku, by drugą dłonią zaraz nieco bardziej odsłonić szyję ukochanego. Zbliżył się do niego, lecz zamiast zatopić w jego skórze swoje kły, zaczął delikatnie całować bok jego skóry.
        - Kocham cię - szepnął z bezgraniczną miłością w głosie, z ustami bardzo blisko jego ciała tak, że muskał subtelnie nimi jego szyję przy każdym słowie.
        Odetchnął głęboko, zbierając w sobie odwagę i w końcu przyłożył swoje kły do niesamowicie delikatnej i miękkiej skóry ukochanego, powoli je w niej zanurzając. Starał się być jak najdelikatniejszy, aby Mitrę jak najmniej to bolało. Cały czas był spięty, gotowy w każdej chwili przerwać i odskoczyć od nekromanty jak najdalej się dało. Nie chciał ryzykować powtórki z rozrywki. Nie chciał stracić również Mitry. Od razu jak tylko poczuł w ustach smak krwi, wyciągnął swoje kły i ostrożnie zaczął zlizywać sączącą się z ran posokę. Krew ukochanego była niczym odurzająca ambrozja. Nie tylko czuł przypływ sił, ale od razu jakby poprawiło mu się również samopoczucie, choć jednocześnie zaczęły go gryźć wyrzuty sumienia.
        Po niecałej minucie odsunął się nieco od partnera i przyłożył mu do rany zabrany wcześniej opatrunek. Otarł dłonią łzy, które w trakcie tego "posiłku" pociekły mu z oczu i położył swoją dłoń na ręce ukochanego, patrząc na niego z troską i jednoczenie przepraszającym spojrzeniem.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Nie istniała w tym momencie żadna siła na tej Łusce, która odwiodłaby Mitrę od tego, by zaproponować Aldarenowi napicie się swojej krwi. Pomijając jego własne pragnienia, teraz to było naprawdę ważne dla zdrowia jego ukochanego - fizycznego i psychicznego. Błogosławiony tak bardzo chciał mu pomóc odzyskać spokój i komfort. A być może… jeśli wszystko pójdzie dobrze… dać mu do zrozumienia, że tak może być od tego dnia zawsze i że już nigdy nie będzie musiał martwić się swoim głodem, bo on zawsze chętnie pozwoli mu się napić własnej krwi? Tak bardzo tego chciał. Dlatego też nie chciał pozwolić Aldarenowi, by ten dyskutował, powołując się na incydent z tej nocy, dlatego starał się mu wyjaśnić, że sam nie widział w tym jego winy. I poskutkowało… Chyba nawet lepiej niż nekromanta się spodziewał. Aż się zarumienił, gdy Aldaren wyznał, że tego pragnie i - co więcej - że pragnie jego. Bardzo mu to pochlebiało i czuł się z tym wyznaniem naprawdę wyjątkowy. Z ust skrzypka takie słowa brzmiały jak najpiękniejsza muzyka, równie piękna jak to co grał na skrzypcach… Tym bardziej więc błogosławiony pragnął, by tej nocy zdecydowali się na ten krok. Nie zamierzał jednak poganiać - to była zbyt wyjątkowa chwila, by się spieszyli, a jego ukochany najwyraźniej potrzebował jeszcze czasu i omówienia kilku kwestii. Mitra słuchał jego wyliczeń ze zrozumieniem i czułością - rozumiał, że to miało mu zapewnić komfort, a po części również sam niebianin czuł się lepiej, gdy to słyszał. Takie planowanie pozwalało mu myśleć, że będzie dobrze.
        - Obiecuję, Ren - zapewnił go z powagą, ale też tonem ciepłym, pełnym miłości. Nie zamierzał sobie żartować z czegoś, co było dla nich obu tak ważne, a dla skrzypka być może najważniejsze w ich związku, bo zapewniało im obu bezpieczeństwo, a jemu wytchnienie i ulgę, że nie zrobi nikomu krzywdy.
        - Obiecuję, że będę nad wszystkim panował i nie będę w razie czego zgrywał bohatera i przeginał - dodał jeszcze. - Damy sobie radę, Ren - podsumował, głaszcząc ukochanego z czułością po policzku.
        Gdy już przystąpili do dzieła, Mitra poczuł lekki stres - czuł się jak panna w noc poślubną, wiedziona do alkowy. To co mieli zrobić miało dla niego olbrzymie znaczenie i było praktycznie jak utrata dziewictwa, jak noc poślubna. Cieszył się, ale jednocześnie stresował, bał się i pragnął tego. Całe szczęście zachowywał przytomność umysłu i cały czas pamiętał, że obiecał panować nad sytuacją, a dla Aldarena musiał być w tej sytuacji wsparciem - widział jak się biedak nadal tym stresuje. Gdy więc szukali sobie miejsca, a Mitra pojął, że chodzi o jego ewentualne zasłabnięcie, zasugerował, by usiedli na łóżku - tam było wygodniej. Zajął miejsce tuż obok skrzypka, tak, by stykali się biodrami, choć zaraz musieli się trochę odsunąć, aby wygodniej było im na siebie patrzeć i by Aldaren mógł łatwiej pić z jego szyi.
        - Kocham cię, Ren - zapewnił z miłością i przejęciem, gdy jeszcze tylko tak siedzieli i się pieścili. Mitra jednym ramieniem objął swojego ukochanego, a drugim gładził go po policzku trochę podobnie jak on jego. A gdy padły ich magiczne słowa - “zamknij oczy, jeśli mi ufasz”, uśmiechnął się trochę ze wstydem, a trochę zalotnie, po czym nie dość, że zamknął powieki, to jeszcze obrócił lekko głowę, poddając się sugestiom płynącym z ruchów ręki jego partnera. Był tak samo ufny i chętny do tego typu bliskości co na plaży, gdy Aldaren złapał go podczas zabawy. Mięśnie miał rozluźnione, oddech równy, choć głęboki. Westchnął cicho czując na szyi usta skrzypka i przesunąwszy jedną rękę na tył jego głowy w lekkim napięciu czekał, aż zatopi w nim kły. Nadal jednak nie sprawiał wrażenia przerażonego.
        - Ja ciebie też - odpowiedział szeptem na wyznanie miłości. Domyślił się, że to ten moment, nie tylko przez te słowa, ale też przez to jak skrzypek się poruszył. Zamarł, czekając na to ugryzienie. A gdy już ono nastąpiło, cicho jęknął, jednak nie z bólu, co łatwo można było poznać po tym, że nie napiął przy tym mięśni, nie szarpnął Aldarena za włosy. Po chwili zaś - gdy już kły wampira sięgnęły tętnicy i miał zacząć pić - objął go mocniej, jakby bardzo nie chciał, by ten się rozmyślił i jednocześnie potrzebował tego kontaktu dla samego siebie.
        Wielki był więc jego zawód, gdy skrzypek nagle się wycofał i odjął usta od jego szyi. Aż jęknął z niechęcią i już miał otworzyć oczy i z żalem protestować, że nie tak się umawiali, lecz wtedy okazało się, że jego partner miał po prostu inny pomysł na to jak to zrobić. O wiele bardziej… intymny, czuły i, co tu ukrywać, przyjemny. Mitra aż westchnął i zamruczał jak podczas pieszczot na plaży, przytulił się do Aldarena i tak siedział w tej pozycji, rozluźniony, ufny i spokojny, spokojnie oddychając i co jakiś czas pomrukując. Skłamałby mówiąc, że nie było mu przyjemnie i robił to tylko po to, by jego ukochany się nasycił. Choć czuł wypływającą z rany krew, czułości związane z jej spijaniem wynagradzały ten podświadomy dyskomfort. Było mu przyjemnie i cieszył się tą chwilą. Nie protestował jednak, gdy dobiegła końca. Nie wiedział co prawda na jak długo starczy to Aldarenowi i czy nie było to tylko zabicie pierwszego głodu, ale w jego odczuciu to i tak było dla nich spore osiągnięcie. Dopiero teraz otworzywszy oczy spojrzał na ukochanego sennym, rozmarzonym wzrokiem, uśmiechając się nikle. Pomógł mu i przytrzymał opatrunek przy swojej szyi, a gdy ten położył dłoń na jego ręce, spojrzał w dół. Zaraz obrócił dłoń wnętrzem do góry, by mogli trzymać się za ręce. Gdy jednak podniósł wzrok, dojrzał srebrzysty ślad łzy lśniący w świetle księżyca na policzku Aldarena.
        - Co się stało, najdroższy? - zapytał go, puszczając opatrunek i zaczynając głaskać go po twarzy i włosach. - Skąd te łzy? Nie masz czym się martwić. Było dobrze, bardzo dobrze. Byłeś taki delikatny i czuły, praktycznie w ogóle mnie to nie bolało. Nic mi nie jest, dobrze się czuję, nie jestem osłabiony. Nawet… mógłbyś się napić trochę więcej - dokończył cicho nim podjął już normalnym głosem. - Ale na pierwszy raz tyle wystarczy, nie ma co przesadzać. Ja… Chciałbym, by to był pierwszy raz. Pierwszy z wielu - zaznaczył, by nie było wątpliwości, choć nadal mówił spokojnym, czułym tonem. - To… Było wręcz przyjemne. Ból był minimalny, a to jak spijałeś moją krew bardzo… intymne. Lepsze niż to sobie wyobrażałem - wyznał, z lekkim zakłopotaniem obracając wzrok, bo to było dość niestosowne wyznanie. Zaraz jednak uśmiechnął się pod nosem i spojrzał ponownie na swojego ukochanego.
        - Ren - zagaił z czułością. - Kocham cię. I bardzo cieszę się, że to zrobiliśmy. Że się na to zdecydowałeś. To dla mnie naprawdę wiele znaczy.
        Po czym Mitra z uśmiechem puścił dłoń ukochanego, objął go za szyję, a następnie dał mu buziaka w kącik ust i przytulił, pilnując tylko, by skrzypek oparł się o niego po drugiej stronie niż wcześniej go ugryzł - jednak nie chciał podrażniać tego miejsca.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Przez bardzo długi czas, Aldaren nie przykuwał zbyt dużej wagi do wgryzania się w czyjeś gardło, robił to z przykrej konieczności by zaspokoić swój głód lub stosował jako śmiercionośny atak, gdy był na krótkim dystansie i nie miał czasu (i na tyle rozwiniętych umiejętności) by przywołać jakiegoś demona, a bardzo zależało mu na sprawnym pozbyciu się przeciwnika. Trzeba przyznać, że Faust miał ogromny talent do odbierania całej radości z życia oraz przekuwania tego, co wywołuje miłe skojarzenia i powinno być w gruncie rzeczy przyjemne, w psychiczną torturę. Od dawna wgryzanie się komuś w szyję nie wywoływało w nim dobrych odczuć, a raczej powodowało powrót wielu bolesnych wspomnień, o których skrzypek nigdy nie będzie w stanie zapomnieć. Jak choćby śmierć jego ukochanej, czy to jak zaatakował Mitrę w Thulle. I choć w pierwszym przypadku zawładnęły nim arogancja i własny egoizm, a w drugim po prostu głód, Aldaren nadal obawiał się, że i tym razem historia zatoczy koło i nie będzie to wcale miłe doświadczenie tak dla wampira, jak i nekromanty. Nawet pomimo tego, że obecnie oboje byli spokojni - Mitra zdawał się być rozluźniony i nie wyglądał jakby miał jakieś obawy, a skrzypek był świadomy i miał pełną kontrolę nad tym, co robił. Tak bardzo się martwił tym, że właśnie fizycznie zranił swojego ukochanego, sprawił mu ból... Zaatakowały go wspomnienia, jak Lorelin krzyczała z bólu i próbowała się za wszelką cenę uwolnić i uciec od wampira, aż z jej ciała nie została wyssana ostatnia iskierka życia...
        Czuł jak po jego policzku spływały łzy, jednakże starał się o tym nie myśleć, a w pełni skupić się na tym, by nie przeholować, choć i tak ostatecznie tylko przebił skórę nekromanty by zostawić po sobie krwawiącą ranę, z której mógłby spijać krew... w dużo bezpieczniejszy według niego sposób. Po niedługiej chwili odsunął się łagodnie od Mitry i przyłożył do jego rany opatrunek. Niebianin prawdopodobnie nawet nie wiedział, jak wielką ulgę odczuł Aldaren, gdy zobaczył, z jak wielkim uczuciem Mitra na niego patrzył w tej chwili, jak zamiast go odtrącić, chwycił jego dłoń. Ogromny kamień spadł mu z serca. Był naprawdę szczęśliwy, że tym razem nie skończyło się to żadną tragedią. Co prawda jeszcze prawdopodobnie nie zgodziłby się na to, aby była to ich "normalność" i "codzienność", jednakże był to naprawdę dobry początek, by w ogóle brać coś takiego pod uwagę.
        Uśmiechnął się lekko, łagodnie i i przymknął oczy, rozkoszując się czułym dotykiem swojego partnera. Pokręcił delikatnie głową, słysząc jego zmartwiony ton.
        - To tylko echo przeszłości - odpowiedział, nie mając zamiaru już niczego przed partnerem ukrywać. - I mimo wszystko cię zraniłem, ale... Jestem szczęśliwy, że nadal ze mną jesteś... że praktycznie nic ci nie jest - wyznał, dużo bardziej rozluźniony niż jeszcze chwilę temu. Już się tak nie stresował, bo przecież nie miał w obecnej chwili o co się martwić. Patrzył z czułością na ukochanego i wtulił policzek w jego dłoń, słuchając uważnie jego opinii na temat tego ugryzienia. Słowa nekromanty sprawiały, że z każdą chwilą wampir był dużo spokojniejszy i czuł większą ulgę.
        - Może z czasem stanie się to naszą codziennością. Na razie będziesz musiał się zadowolić wyłącznie tym - lekko zażartował, po czym pogładził blondyna po policzku, z miłością w lazurowych oczach.
        Zaraz jednak zatrzymał dłoń w miejscu i patrzył na partnera mocno zaskoczony jego wyznanie. Oczywiście w pozytywnym sensie, bo naprawdę nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego po tym... jak przecież ugryzł do krwi błogosławionego. Delikatnie ujął go pod brodę, gdy Mitra odwrócił wzrok tak rozkosznie zakłopotany i gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się do niego łagodnie, po czym lekko pocałował go w czoło.
        - Miło mi to słyszeć, aniele, że mimo wszystko nie sprawiłem ci zbyt dużego bólu i że było ci przyjemnie - mruknął z czułością. - Rano wezmę od Amy jakiś olejek albo maść, by ta rana ci zbytnio nie dokuczała i byś nie musiał się martwić o to, że zostanie ci jakiś ślad - obiecał z troską w głosie i chwilę później odwzajemnił uścisk partnera, również go do siebie przytulając.
        - Jesteś jedynym sensem mojego istnienia, aniele. Kocham cię wręcz do szaleństwa. Obiecuję, że już nigdy nie będziesz musiał oglądać... tego potwora. Nie dam mu znów wyleźć na powierzchnię - przysiągł uroczyście, mając przy tym na myśli to, że w miarę regularnie będzie posilał się krwią i nie dopuści do stanu, w którym głód znów przejmie nad nim kontrolę.
        - Będziesz czegoś potrzebował? Czystego opatrunku? Świeżej wody? Rano poproszę Amę, aby poszła w twoim imieniu sprawdzić co u Rosic i w razie czego udzielić jej pomocy - zaproponował, zakładając, że przez ten atak Mitra nie będzie w stanie zmrużyć oka tej nocy, a co za tym idzie, najprawdopodobniej nie będzie zbyt przytomny, gdy przyjdzie mu za tych kilka godzin odwiedzić poważnie poparzoną kobietę.
        Pocałował Mitrę łagodnie w głowę i wstał z łóżka od razu Mitrę informując, że chciał jedynie nieco posprzątać, po tym jak narozrabiał. Krzątając się przy praniu wiszącym na belkach pod sufitem oraz przy ich rzeczach, zdjął praktycznie już suche spodnie i koszulę Mitry, zaraz mu je podając, aby mógł się przebrać w suche ubrania z brudnej piżamy. Sobie też przygotował odzienie na przebranie. Znieruchomiał na moment podczas grzebania w swoich rzeczach, jakby się zaczął nad czymś zastanawiać. W końcu wstał trzymając coś w dłoni i podszedł do Mitry, podając mu szczelnie owinięte w jakieś szmaty zawiniątko.
        - Wiem, że nie jest do końca w twoim stylu, ale sprzedawca zapewnił, że jej wygląd ma odstraszać i ogólnie chronić przed złymi mocami swojego posiadacza. Nie wiem ile w tym prawdy, bo nie sprawdzałem, ale... mam nadzieję, że ci się spodoba, nawet jeśli miałbyś jej nigdy nie użyć i trzymać ją wyłącznie jako ekstrawagancki egzemplarz w twojej kolekcji - powiedział po wręczeniu ukochanemu prostej, białej, demonicznej maski z długimi dolnymi i górnymi kłami oraz czerwonymi rogami, z jasnobłękitnymi oczami, podobnymi do koloru tęczówek Mitry.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra wiedział - “widział”, by być bardziej konkretnym - jak wielką ulgę sprawił Aldarenowi tym drobnym gestem. Niby tylko złapał go za rękę, ale jakby zdjął z jego ramion ogromny ciężar. Sam zresztą również poczuł się z tym znacznie lepiej - ulga jednego potęgowała ulgę drugiego. Niebianin i bez tego cieszył się dobrym samopoczuciem, ale do pełni szczęścia brakowało mu spokoju ukochanego - wiedział, że biedak może się zadręczać i bardzo chciał tego uniknąć. Dla niego to co się stało było piękne i jednocześnie miłe, ale wiedział jak patrzył na to jego partner, nie był jedynie pewny co mogło się urodzić w jego głowie. Dlatego tak przejął się jego łzami, choć wystarczył łagodny uśmiech Aldarena, by już nie chciał drążyć - wiedział, że to nie było nic aż tak poważnego, by za jakiś czas ponownie położyło cień na ich związku.
        - Hej, przypomnieć ci, kto o to prosił? - zapytał lekko żartobliwym tonem, mierzwiąc skrzypkowi lekko włosy. - Gdybym najpierw prosił cię o to, byś mnie ukąsił, a później się o to obraził wyszedłby na hipokrytę, prawda? Ale… Najważniejsze, że się cieszysz - dodał ciepłym tonem z pełnym przekonaniem. Naprawdę w sercu czuł olbrzymią ulgę i szczęście, że mimo kłopotów to tak się potoczyło i teraz mógł widzieć uśmiech ukochanego i spokojnie z nim rozmawiać.
        - Hm, trochę mogę poczekać na następny raz - przyznał tym znajomym rezolutnym tonem, którym posługiwał się gdy temat był poważny, ale jednak starali się mówić o nim w sposób żartobliwy. Spodziewał się, że Aldaren nie będzie chciał z tego uczynić ich codzienności, ale zamierzał troszkę na niego naciskać, by co jakiś czas to powtarzali. I… Może z czasem robili to nieco śmielej… Ale to przyszłość pokaże jak uda im się to osiągnąć i kiedy. Na razie Mitra cieszył się z tego co przed chwilą osiągnęli.

        Błogosławionego przeszedł dreszcz, gdy jego ukochany ujął go pod brodę i spojrzał mu w oczy. Może troszkę była to zasługa tego, że był osłabiony utratą krwi, ale zdecydowanie najważniejszym czynnikiem było to, jakie uczucia w nim teraz buzowały. Po tak intymnej, wspaniałej chwili siedział ze swoim partnerem, obejmowali się i szeptali czułe słowa… Czuł się tak dobrze, że aż trudno to opisać. I trudno w to uwierzyć zważywszy co zaszło nie tak dawno… Mitra jednak wybaczył, a o walce z głodnym Aldarenem nawet w tej chwili nie myślał. Uśmiechał się, a w pewnym momencie wręcz cicho się zaśmiał.
        - Ren, zakryłeś to ugryzienie setką pocałunków, jak miałoby mnie to boleć? - zapytał z całkowicie niezamierzenie zalotnym przekonaniem. Mimo to gdy jego ukochany wspomniał o jakimś specyfiku na to ugryzienie, nie udawał, że go nie było. Wręcz odruchowo podniósł rękę do opatrunku.
        - Tak, skorzystałbym z jakiejś maści, choć jak będę mógł to obejrzeć w lustrze to spróbuję zaleczyć to magią - wyjaśnił, bo planował to już od początku. Tak jak leczył sobie rany na nadgarstkach, tak zamierzał też postępować z tymi na szyi.
        - Może ten specyfik co dała ci na siniaki by zadziałał na to? - zasugerował nagle, rozglądając się za tamtym słoiczkiem. Nie wiedział co w nim było, ale myślał, że nie zaszkodzi. - Choć i tak do rana wolę, by dobrze zaschło… - dodał po chwili, odpuszczając w ten sposób temat smarowania się czymkolwiek przed snem. Spojrzał przy tym na Aldarena, ponownie uśmiechając się do wspomnienia tego, co przed chwilą zaszło. Dał mu pełnego czułości buziaka. Na moment oddali się czułościom i pięknym wyznaniom.
        - Lubię, gdy tak do mnie mówisz - szepnął Mitra, gdy po raz kolejny został nazwany aniołem. Tego wieczoru skrzypek często tak się do niego zwracał.
        - Hm… - Błogosławiony na chwilę się zamyślił, gdy Aldaren zapytał czy czegoś potrzebuje, znowu nieświadomie dotykając opatrunku. - Tak, przemyłbym te ranki i na nowo je zaopatrzył, jakimś cieńszym opatrunkiem - wyjaśnił. Chciał wstać, by razem ze skrzypkiem poszukać wacików, gazy i całej reszty, ale ukochany zalecił mu odpoczywać, co błogosławiony z wesołym uśmiechem spełnił. Później, gdy jego partner krzątał się po chatce, on poprawiał opatrunek, patrząc na swoje odbicie w szybie okiennej.
        - Wiesz… - zagaił przy tym. - Czuję się na tyle dobrze, że chyba mimo wszystko wolałbym iść do niej sam. Nie pójdę tylko do niej z samego rana, poczeka trochę aż się wyśpię, te kilka godzin jej nie zaszkodzi - ocenił, osuszając przemyte rany. - O, dziękuję, zaraz się przebiorę - mruknął, tylko kątem oka dostrzegając co Aldaren koło niego położył. I głupio się przyznać, ale perspektywa przebrania się w suche, ciepłe ubrania była tak kusząca, że błogosławiony prawie porzucił na rzecz tego swój opatrunek. Całe szczęście zwyciężyło w nim poczucie obowiązku. A gdy zajmował się raną, łypał co jakiś czas na cień skrzypka krzątającego się za jego plecami. Był ciekaw co ten robi, choć gdy dostrzegł, że wampir zamarł nad swoim plecakiem, nie domyślał się, że w jego głowie może kiełkować jakaś niecodzienna myśl - prędzej się spodziewał, że szuka czegoś do ubrania.
        - Słucham cię? - zwrócił się do skrzypka, gdy ten się do niego zwrócił. Akurat skończył opatrunek, więc obrócił się do ukochanego i był niezmiernie zaskoczony widokiem jakiegoś tajemniczego pakunku. Przyjął go i zaczął rozwijać papier, słuchając Aldarena, a gdy zobaczył bardzo nietypową maskę wyglądał na niezmiernie zaskoczonego. Później zaś rozbawionego i podekscytowanego jednocześnie. Uśmiechając się szeroko oglądał ją z różnych stron i dotykał oryginalnych wykończeń.
        - No fakt, nie noszę raczej takich, ale podoba mi się, jest bardzo ciekawa, nawet nigdy takiej nie widziałem - oświadczył, po czym bez wahania założył ją na twarz. - Jak wyglądam? - zapytał, śmiało patrząc na Aldarena. - Świetnie widać przez te szkiełka - ocenił. Sięgnął jeszcze do rogów maski, by upewnić się jakie są długie i jak je ogarnie kapturem, ale odstawały pod takim kątem, że nie spodziewał się problemów.
        - Dobrze leży - ocenił. - Chętnie będę ją nosił… Może nie teraz, bo ludzie tutaj nie są na pewno przyzwyczajeni do takich rzeczy, ale w Maurii będę ją zakładał. Dziękuję, Ren - podsumował, po czym zdjął maskę i gestem nakazał skrzypkowi, by ten się nachylił. Pocałował go z czułością.
        - A powiesz mi skąd ją masz? - zapytał, gdy przerwał i ponownie spojrzał na swój prezent. - Wiesz… nawet jeśli mnie nie ochroni to nic straconego. Jest piękna, a przed złem będziesz chronił mnie ty - ocenił rezolutnym tonem, swoje stanowisko popierając przepełnionym dumą uśmiechem. Po chwili zaś zawinął maskę pieczołowicie w papier, w którym ją dostał, by się nie zniszczyła, i odłożył ją na bok. Ukradkiem ziewnął.
        - Jestem strasznie zmęczony - wyznał. - Idziemy spać? - upewnił się, ujmując Aldarena za dłoń i wymownie spoglądając na ich posłanie na podłodze.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Mógłbyś? - zapytał zaczepnie, zaraz się rozpływając pod dotykiem partnera, gdy ten pogłaskał go po włosach, cicho przy tym mrucząc z rozkoszą. Naprawdę niewiele mu było trzeba, by wrócił mu humor i pozbył się wszelkich trosk, choćby na moment. A w tej chwili wyglądał jakby był w siódmym niebie. - Wiesz mam pięćset lat na karku, pamięć już nie ta, co dawniej, wnusiu - zażartował beztrosko, patrząc skrzącymi się z radości, lazurowymi oczami na swojego ukochanego.
        - Hmm... Niebiański hipokrycki błogosławiony-narzeczony wampira-nekromanta - podsumował poważnym tonem i popadając zaraz w stan głębokiej zadumy. Po chwili się jednak uśmiechnął promiennie do blondyna. - Trochę długi tytuł, ale mnie się tam podoba mój ty kochany niebiańsko hipokrycki błogosławiony narzeczony nekromanto - droczył się dalej ze swoim partnerem, praktycznie łamiąc sobie język na tym przekombinowaniu.
        Z uśmiechem na twarzy i pełnym wdzięczności oraz czułości spojrzeniem, kiwnął błogosławionemu delikatnie głową, w odpowiedzi na jego zgodę, że cierpliwie będzie czekał na kolejne ukąszenie. Bardzo cieszyło Aldarena i napawało go swego rodzaju ulgą to, że Mitra nie zamierzał naciskać w tej kwestii. Mimo tego, do czego doprowadziło ostatnie pobłażanie wampirowi i bagatelizowanie jego głodu. Oczywiście Aldaren nie zamierzał znów popełnić tego samego błędu i ponownie doprowadzić się do takiego stanu, lecz po części sam chciał decydować o tym, kiedy się napije. Zwłaszcza, jeśli miało to w nim budzić miłe skojarzenia, a nie wiązać się z przykrą koniecznością i przymusem.
        - No właśnie dlatego - mruknął skruszony. Spuścił głowę i tylko zerkał niepewnie na partnera niczym zbity psiak. - Tylko setka pocałunków, a nie setką jeden. - Podciągnął teatralnie nosem i zaraz wytarł go w rękaw.
        Przestał się jednak po chwili wygłupiać od razu jak dostrzegł, jak Mitra przykłada dłoń do rany na szyi. Nawet nie ukrywał tego, jak bardzo się zmartwił tym widokiem i choć uśmiechnął się lekko, gdy nekromanta wyraził swoją aprobatę odnośnie jakiegoś specyfiku na takie rany, to jednak nadal pozostawał czujny. Tak jakby zaraz coś miało się rzucić jego ukochanemu do gardła i chciał go w ostatnim momencie ochronić własnym ciałem.
        - Nie jestem pewien czy dobrym pomysłem jest eksperymentowanie z używaniem medykamentów w innym celu, niż zostały stworzone - powiedział spokojnie, choć nieco poważnym tonem troskliwego starszego brata. - W takim razie nie ma co się spieszyć ze smarowaniem tego czymkolwiek i po prostu poprosi się z rana Amę o radę - zaproponował i cicho zamruczał, gdy został pocałowany, po prostu rozkoszując się bliskością błogosławionego i przebywaniem w jego objęciach. Dał się temu na moment pochłonąć i tej nocy czerpał z tego jeszcze więcej przyjemności, niż zazwyczaj, gdyż przecież tak niewiele brakowało, by już nigdy więcej nie mógł trzymać swojego ukochanego w swoich ramionach.
        - Tak jak ja bardzo lubię, gdy zdrabniasz moje imię - mruknął z prawdziwą rozkoszą w głosie. - Jeśli chcesz, mogę ci tak mówić zawsze, jak tylko będziemy sami - zaproponował nadal rozmarzonym tonem. Zaraz jednak westchnął i postanowił w końcu - choć niechętnie - wyrwać się z tego błogostanu. Trzeba niestety kiedyś powrócić do rzeczywistości.
        Uśmiechnął się do Mitry, gdy zgodził się na pomoc Aldarena i zaraz zajął się zebraniem dla ukochanego wszystkich potrzebnych mu rzeczy. W pierwszej kolejności wziął wiadro stojące przy drzwiach i wyszedł z chatki, aby przynieść nieco świeżej wody ze studni. Skoro i tak już był mokry i nieumarły, to co mu szkodziło? Postawił wiadro z wodą przy łóżku, na którym siedział obecnie nekromanta. Dopiero po tym przyniósł mu niewielką buteleczkę z alkoholem, kilka wacików i w sumie całą medyczna torbę niebianina, bo nie chciał mu grzebać po rzeczach. Chwilę też rozglądał się za jakimś lustrem, albo czymś innego w czym Mitra mógłby się przejrzeć, pamiętając o tym, że chciał spojrzeć na rany i spróbować je podleczyć swoją magią, ale niestety nie udało się wampirowi znaleźć nic takiego i w końcu się po prostu poddał. Zamiast tego postanowił skupić się na czym innym. Na przykład na ściąganiu i składaniu prania, które zdążył już wyschnąć przy piecyku.
        - Myślisz, że... mógłbym pójść z tobą? Chociażby po to, by cię odprowadzić do miast i z powrotem? - zapytał, kładąc obok niebianina suche ubrania na przebranie, gdy pozdejmował wszystko co suszyło się pod sufitem.
        Zaraz też zaczął kompletować suche odzienie dla siebie. Przy okazji czego, postanowił od razu wręczyć Mitrze skromny podarek od siebie. Wiedział co prawda, że nie był to zbyt trafiony prezent, mimo najszczerszych chęci wampira, ale... tak chyba zawsze kończyło się kupowanie czegokolwiek pod wpływem emocji. Nie mógł zgodzić się, że był to w pełni przemyślany zakup - zwłaszcza, że zadecydowało o tym zapewnienie sprzedawcy o magicznych właściwościach maski i jej ochrony przed złem. A przecież mógł zwyczajnie wampirowi ściemniać na staję wyczuwając tę odrobinę naiwności, która siedziała w skrzypku. Mimo to zdecydował się w końcu podarować Mitrze tę maskę, bo... ile mógł ją kisić w swoich rzeczach?
        - Tak myślałem... - mruknął cicho pod nosem i lekko westchnął przy tym. Chciał obiecać Mitrze, że jako rekompensatę za ten nieudany prezent, Mitra będzie mógł sobie wybrać jakąś pamiątkę, czy nawet inną maskę, gdy znajdą odpowiednie stoisko czy to w drodze powrotnej do domu, czy w samej Maurii. Przy czym cena w ogóle nie będzie grała roli. Nim jednak zdołał się w tym temacie wypowiedzieć, błogosławiony założył sztuczne lico i zapytał wampira o opinię. Skrzypek od razu parsknął cicho i uśmiechnął się promiennie.
        - Bałbym się do ciebie podejść w biały dzień, a co dopiero w środku nocy, gdybym miał zamiar cię w jakikolwiek sposób napaść czy okraść - powiedział lekko rozbawiony. - Wychodzi więc na to, że sprzedawca nie kłamał z tym odstraszaniem złych mocy - podsumował z zadowoleniem. Przyglądał się z czułością swojemu ukochanemu i temu jak badał swoją nową maskę.
        - Nie masz za co przepraszać, najdroższy - mruknął z grzeczności. Nie spodziewał się, że naprawdę maska mogła się Mitrze spodobać, więc był mocno zaskoczony jego prośbą, aby się pochylił. Nie domyślał się nawet co nekromanta zamierzał zrobić. Ostatecznie zamruczał z nieukrywaną przyjemnością, gdy został nagle pocałowany. Aż musiał przyklęknąć przed Mitrą, by się nie obalić na miękkich od tego nogach.
        - Kupiłem ją jakiś czas temu w Katakum... w Maurii. Tylko jakoś nie mogłem znaleźć dobrej okazji, aby ci ją wręczyć, a po tym... moment nie był odpowiedni - wyznał lekko zakłopotany, bo rzeczywiście od zakupu tej maski trochę czasu minęło. Aż można było posądzić Aldarena o to, że w pewnym momencie o niej zapomniał, choć ani razu to się nie zdarzyło.
        - Więc dobrze by było byś miał coś, co ochroni cię przede mną - powiedział cicho i pogłaskał niebianina czule po głowie, aby zaraz z miłością ucałować go w czoło, kompletnie rozczulony tym, jak uroczo blondyn wyglądał, gdy ziewnął.
        - Położę się z tobą, ale raczej nie będę spać. Nie chcę ryzykować... - powiedział cicho, ze zmartwieniem. Rozpromienił się jednak po chwili i uśmiechnął z prawdziwym oddaniem do Mitry. - Poza tym dzięki twojej krwi czuję się pełny energii i po prostu nie dam rady usnąć. Pewnie bym się tylko przewalał z boku na bok, nie mogąc sobie znaleźć pozycji. Nie będziesz mógł się przeze mnie wyspać - wytłumaczył łagodnie i pogładził delikatnie ukochanego po policzku.
        - Przebiorę się w suche ubranie i zaraz się obok ciebie położę.
        Jak powiedział, tak też zrobił. Wziął przygotowane wcześniej ubranie dla siebie i zdjął od razu mokrą górę od swojej ulubionej piżamy, którą miał na sobie. Miał nadzieję, że Ama pomoże mu sprać tę "krwawą" plamę, po tym jak został ochlapany przez Mitrę "Prawdziwą krwią". Nie chciał, by piżama od jego ukochanego nadawała się wyłącznie do wyrzucenia przez tę plamę. Nim założył suchą, czystą koszulę na siebie, nawet w tak słabym świetle można było dostrzec, że po siniakach nie było już praktycznie śladu. Co prawda został jeszcze niewielki żółtawy odcień na barku, ale w porównaniu do tego, jak te obrażenia wyglądały nim Aldaren napił się krwi, było naprawdę bardzo dobrze. Po tym schował się za parawanem na moment, aby przebrać spodnie.
        - Nie martw się, będę grzecznie i cichutko czytał książkę od Amy za parawanem, aby ci nie przeszkadzać - poinformował niebianina, wieszając mokre odzienie przy kozie, by po wszystkim zbliżyć się do ich posłania i położyć się przy swoim partnerze tak, jak obiecał.
        Dał Mitrze możliwość, aby ten się wygodnie przy nim ułożył, by miał możliwość się przytulić do wampira jeśli nekromanta by tego chciał, przy czym Aldaren cały czas delikatnie gładził błogosławionego po dłoni, jakby to miało pomóc Mitrze usnąć. Sam kilka razy zamykał oczy i usilnie starał się zmusić do zaśnięcia, ale niezbyt mu to wychodziło. Ostatecznie dłuższą chwilę po prostu leżał nieruchomo, tak jak Mitra przy nim zasnął i wpatrywał się tępo w sufit. Aż przez tę bezczynność nie zaczęły mu przychodzić do głowy dziwne myśli. Odetchnął głęboko i ostrożnie, aby nie obudzić błogosławionego, wstał z ich posłania. Z niewielką świeczka schował się za parawanem i tam oparty plecami o ścianę oddał się lekturze.

        Nad ranem postanowił zamienić książkę na skrzypce i może przez półtorej godziny dał się pochłonąć cichej, delikatnej i łagodnej muzyce. Po tym poszedł się ubrać i po przyniesieniu wody ze studni w miarę się przemył, podgrzewając ją wcześniej swoją magią.
        Spojrzał czule w stronę ukochanego, nie mając serca go budzić i wyszedł z chatki, by posiedzieć nieco u Amy i zrobić mu śniadanie. Darował sobie przy tym zrobienie Mitrze psikusa i zdecydował się po prostu na przygotowanie mu omletów na słodko z karmelizowanymi owocami, takie jak niejednokrotnie robił w Maurii. Od razu jak posiłek był gotowy, wrócił z nim na tacy do ich chatki i usiadł przy Mitrze ze śniadaniem dla niego. Zastanawiał się po części z rozbawieniem czy będzie musiał delikatnie rozbudzić ukochanego, czy jednak cudowny zapach omletów zrobi to za niego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - To byłem ja – oświadczył Mitra takim tonem, jakby przyznawał się do genialnej zbrodni albo do tego, że to on wyżarł ostatni kawałek ciasta ze spiżarni. Uśmiechał się jednak prawie cały czas – jak mogło być inaczej, skoro jego ukochany był taki szczęśliwy? Nekromanta przez moment martwił się, czy po tym ukąszeniu Aldaren nie będzie miał załamania tak jak wtedy, gdy jeszcze w Maurii został postawiony przed wyborem, że albo wypije krew z butelki, albo tę, którą upuści sobie Mitra. Jednak nic czegoś takiego nie zapowiadało i niebianin był z tego powodu przeszczęśliwy. I jeszcze te żarty – niezaprzeczalny znak, że wszystko jest w porządku.
        - Ale nie nazywaj mnie wnuczkiem – poprosił. – To strasznie nieprzyzwoite zważywszy na to co nas łączy – dodał konspiracyjnym szeptem, a żeby nie było już żadnych wątpliwości co miał na myśli, pocałował Aldarena.
        Ach… Jak dobrze widzieć skrzypka w tak dobrym nastroju – żartował tak jak dawno mu się nie zdarzyło. Ten wymyślny, zdecydowanie przydługi tytuł był tego najlepszym dowodem. Mitra nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
        - Możesz się tak do mnie zwracać – łaskawie pozwolił, gdy jego ukochany jeszcze raz powtórzył ten tytuł. – Ale wystarczy „Mitra”, jakbyś miał problem zapamiętać, staruszku – dodał, nawiązując do tego, że wampir sam przed chwilą wypomniał swój wiek. Był tak szczęśliwy, że ta historia, która zaczęła się tak strasznie, miała szczęśliwe zakończenie. Tak bardzo chciał, by od tej pory było już tylko dobrze, żeby było tak jak teraz… Choć nie potrafił powiedzieć na podstawie czego to stwierdził, czuł, że w Aldarenie jest więcej wigoru, że oczy zaczęły mu błyszczeć, że… stał się nagle o wiele bardziej pociągający, o ile to w ogóle możliwe. A przecież nawet nie najadł się do syta – Mitra nie wiedział na ile jego głód był zaspokojony, ale był pewny, że to tylko pewien procent. Gdyby tak skrzypek się nasycił… Byłoby cudownie. Na pewno prędzej czy później do tego doprowadzą.
        - Masz teraz wyjątkową szansę nadrobić – zapewnił teatralnie podłamanego niedomiarem pocałunków partnera. Nie zamierzał odsłaniać rany po to, by Aldaren faktycznie pocałował go w to samo miejsce, ale nadstawił czoło, by dostać jeden z tych buziaków, które tak lubił.
        Mimo to nie uniknęli tematu jego rany, choć ta nie była niczym groźnym i wręcz przestała już boleć, a błogosławiony czuł jedynie mrowienie po tym, jak przez niemal minutę – która w jego głowie urosła niemal do kwadransa – jego ukochany scałowywał krople krwi z jego szyi.
        - Masz rację, nie będę eksperymentował – zgodził się z pełnymi troski argumentami skrzypka, głaszcząc go po policzku. Nawet nie za bardzo miał ochotę, by dyskutować w chwili tak intymnej i przyjemnej jak ta.
        - Ren… - zamruczał tylko, by sprawić ukochanemu przyjemność, gdy ten wyznał, że lubi być tak nazywany. Uśmiechnął się do niego. Nad jego propozycją zaś chwilkę się zastanowił.
        - Możesz i tak i tak – zdecydował w końcu. – Bo gdy mówisz do mnie po imieniu też jest przyjemnie… Chyba po prostu lubię, gdy się do mnie zwracasz. Pochlebia mi twoja uwaga – dodał zalotnym tonem, choć wcale nie planował nadawać swoim słowom takiego charakteru. Ta noc jednak po prostu taka była, choć chyba żaden z nich nie zamierzał przesadzać – zdawali sobie sprawę z tego, że to nie jest najlepszy moment, obaj byli zmęczeni i w sumie nadal niegotowi, by przesuwać granice dalej. I tak można było uznać ich aktualne położenie za wielki sukces – nie dość, że uniknęli potężnego kryzysu, to jeszcze rozwiązali pewien kryzys, który zbyt długo nad nimi wisiał. Zmianę tematu obaj przyjęli jednak bez protestu i zajęli się bardziej przyziemnymi kwestiami.
        Gdy Aldaren wyszedł, Mitra ostrożnie zdjął pierwszy opatrunek, jaki założyli po ukąszeniu. Dotknął rany – wydawała się zaschnięta… Błogosławiony aż zacisnął wargi, przypominając sobie co zaszło przed chwilą i jak się wtedy czuł. Poza lekkim stresem na początku nie towarzyszyły mu żadne przykre emocje, a co więcej – nawet teraz, gdy o tym myślał i przez ból towarzyszący dotykaniu rany przypomniał sobie Thulle, nie nachodziły go złe skojarzenia. Nie czuł się uprzedmiotowiony jak wtedy, sprowadzony tylko do roli przekąski (tak go wtedy nazwał?), to było… jak zaszczyt. Dokładnie tak to czuł, jakby Aldaren go w jakiś sposób wyróżnił, ufając mu na tyle, by pić jego krew i czyniąc to w tak delikatny sposób. Znowu uśmiechnął się pod wpływem tych myśli.
        Gdy skrzypek wrócił z wodą, Mitra zwijał stary opatrunek w kłębek. Nekromanta uśmiechnął się do niego i podziękował, od razu zabierając się za przemywanie rany, gdy ukochany przynosił mu kolejne akcesoria, aż w końcu całą jego medyczną torbę, co niebianin uznał za bardzo dobre posunięcie. Powstrzymał jednak Aldarena, gdy ten zaczął krzątać się w poszukiwaniu lusterka.
        - Zostaw – odezwał się do niego spokojnie. – To nie zakładanie szwów, widzę wystarczająco dobrze w odbiciu w szybie – wyjaśnił, wracając do czyszczenia rany. – Odpocznij trochę, należy ci się – dodał. Wiedział co prawda, że skrzypek był teraz pewnie pobudzony po piciu krwi, ale może potrzebował się trochę wyciszyć. No a jeśli osiągał to sprzątaniem… Niech tak będzie. W sumie wielokrotnie okazywał, że lubi czystość i zajmowanie się domem. I teraz gdy Mitra o tym myślał, wydawało mu się to strasznie urocze.
        - Sądzę, że tak – odpowiedział, na moment przerywając oczyszczanie rany, gdy Aldaren wyraził chęć towarzyszenia mu następnego dnia. – Jeśli dobrze się czujesz to nie widzę problemu… Możemy wrócić do tego jakby co rano – dodał pojednawczo, bo wydawało mu się, że nie ma co się spieszyć w tej kwestii. Uśmiechnął się przelotnie do swojego partnera i wrócił do opatrywania rany, a gdy skończył, dostał od ukochanego zupełnie niespodziewany podarek.
        Parsknięcie Aldarena po tym, jak przymierzył maskę i jeszcze jego komentarz o tym jak to groźnie nie wygląda sprawiły, że Mitra postanowił pociągnąć żart dalej. Wyciągnął w stronę ukochanego ręce z rozcapierzonymi jak szpony palcami i zamachnął się nimi parokrotnie, komicznie przy tym warcząc.
        - Grrr, grrr! Jestem groźny diabłem zjadającym dusze! – oświadczył, ale zaraz sam się zaśmiał i zdjął maskę, by jednak samemu trochę ją pooglądać. Prezent mu się podobał, a problemy z jej ewentualnym noszeniem nie brały się z jego własnej niechęci, a braku zrozumienia ze strony społeczeństwa. I tak już brano go za dziwaka, lepiej jeszcze nie straszyć przechodniów. To nie Mauria, gdzie obywatele mają znacznie większą odporność na dziwactwa i strachy. Gdy jednak wrócą, na pewno będzie ją zakładał.
        Gdy jednak nagle Aldaren powiedział, że nie będzie z nim spał, błogosławiony wyraźnie posmutniał. Odzyskał całe szczęście humor jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy usłyszał, że to kwestia niedawnego spożywania krwi – dla niego brzmiało to logicznie i przekonująco, zaraz się uspokoił i kiwnął głową, przyjmując tę argumentację.
        - Rozumiem – zapewnił. – Trochę… cieszy mnie, że masz dzięki temu tyle energii, by nie móc zasnąć. Ale spróbuj chociaż trochę wypocząć. Zrelaksować się – doprecyzował, bo to w tej chwili było chyba lepsze słowo.
        Mitra położył się i nakrył kołdrą po prawie sam nos. Sennym wzrokiem śledził ze swojego kokonu ruchy ukochanego, ale widać było jak się ożywił, gdy Aldaren zdjął koszulkę i widać było, że praktycznie wszystkie siniaki i zadrapania na jego ciele zniknęły. Westchnął w sposób, którego nie dało się zignorować i zaraz uśmiechnął się przepraszająco.
        - Wybacz, że tak się gapię, ale… Cieszę się, że te wszystkie sińce ci zniknęły – wyjaśnił. – I… ładnie wyglądasz – dodał, bo to też była prawda. Mitra nie potrafił wyjaśnić w tych ciemnościach co się zmieniło, ale za dnia zrozumiałby, że to kondycja skóry skrzypka się poprawiła, dlatego wyglądał znacznie bardziej atrakcyjnie.
        Całe szczęście ten moment, gdy Aldaren zniknął za parawanem, wystarczył, aby Mitra znowu stał się sennym pieszczochem bez bardziej romantycznych ciągot. Gdy tylko jego ukochany położył się obok, błogosławiony przysunął się, by się przytulić.
        - Dobrze – zgodził się z pomysłem, że Aldaren będzie sobie czytał przez noc. – Tylko zapal sobie porządną świecę, by cię oczy nie bolały. Dobranoc, Ren. Kocham cię – zapewnił szeptem, po czym dał wampirowi buziaka, a na koniec umościł się wygodniej i niemal natychmiast zasnął.
        Skrzypek nie miał z nim jednak łatwego życia tej nocy. Mitra przez kilka godzin wiercił się i mruczał przez sen – nie miał żadnych koszmarów, ale w ten sposób domagał się uwagi jak małe dziecko. Wystarczyło całe szczęście, żeby Aldaren go objął, pogłaskał albo w inny sposób okazał swoją bliskość i niebianin przestawał się wiercić, a gdy w końcu zaczął śnić, uspokoił się i już grzecznie leżał. Wtedy skrzypek mógł pójść czytać i zostawić Aresterrę, który przez kolejne godziny spał jak kamień, tylko czasami cicho posapując.

        Muzyka nie dotarła do świadomości Mitry na tyle by go obudzić, ale gdyby ktoś spojrzał w tym momencie do jego głowy dostrzegłby, że miał dzięki niej znacznie przyjemniejsze sny, w których nareszcie nie tonął, a latał – tak jak dwa dni temu dzięki skrzydłom przyzwanego przez Aldarena demona. Pogoda była piękna, wiatr rześki, a widoki przesuwające się pod nim przepiękne – nie była to tylko okolica Tartos, a również inne urokliwe zakątki, których błogosławiony nigdy wcześniej nie widział.
        Po tym jak skrzypek skończył swój mały koncert, błogosławiony nadal się nie obudził – obrócił się na drugi bok, nakrył wyżej kołdrą i dalej spał. Aldaren mógłby się nawet przy nim kąpać i nie zakłóciłby jego snu. Gdy jednak w chatce zrobiło się na dłużej pusto, bo wampir wyszedł i poszedł do domu Amy, Mitra podświadomie poczuł, że coś jest nie tak i zaczął się przebudzać. Na moment rozchylił powieki, ale był nadal zbyt zmęczony by wstawać, więc zaraz wrócił w objęcia snu.
        Za to gdy jego partner przyszedł ze śniadaniem, błogosławiony miał już znacznie silniejszy bodziec, by w końcu się obudzić… Ale bardzo nie chciał. Otworzył ostrożnie oczy, gdy dotarł do niego przyjemny zapach śniadania i poczucie obecności obok siebie. Spojrzał najpierw na talerz, który był na pierwszym planie, a później na skrzypka. Widać było, że przez moment toczy w głowie bardzo zaciętą walkę, po czym stęknął z irytacją, naciągnął na siebie kołdrę aż po same oczy i sprawiał wrażenie jakby znowu chciał zasnąć, bo zacisnął powieki.
        - Jesteś okrutny – burknął spod nakrycia. – Jednocześnie chcę spać dalej, zjeść te omlety i namówić cię, byś do mnie przyszedł, bo chcę się przytulić. Ale wiem, że tego się nie da zrobić na raz i muszę wybrać, a to jest za trudne! Nie robi się takich rzeczy z rana… Bo jeszcze jest rano, prawda? – upewnił się, czujnie łypiąc na skrzypka jednym otwartym okiem.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Trudno było się z Mitrą nie zgodzić, że ten żart z wnuczkiem nie był za dobry, zwarzywszy na to co łączyło obu mężczyzn. Był wdzięczny ukochanemu za wyrozumiałość i mentalnie odetchnął z ulgą, że niebianin nie był na niego zły. To wszystko chyba dzięki obecnie unoszącej się w powietrzu atmosferze. Nie dało się w niej wyczuć ani granika napięcia, nie było też wcześniej wyczuwalnego strachu, frustracji, gniewu i krwi. I bardzo chciał by już na zawsze panowała między nimi taka błogość i spokój.
        - Mmmm... wybacz, nie przemyślałem tego - mruknął, praktycznie rozpływając się z przyjemności po tym pocałunku.
        Nie dał się temu jednak pochłonąć. Nie był to odpowiedni moment na jakieś śmielsze czułości - obaj byli psychicznie (Mitra bez wątpienia również fizycznie) bardzo wykończeni, a do tego... po prostu nie był o najlepszy pomysł po tym, co się stało tej nocy. Z resztą i tak było bardzo dobrze tak jak było. Aldaren zamierzał rozkoszować się obecną sielanką, która nadeszła, po niedawnej burzy, ile tylko się dało. Przecież tak niewiele brakowało, by ich związek się się zakończył i naprawdę wampir nie miał zamiaru jeszcze kiedykolwiek tak ryzykować.
        - Mitra? No nie wiem - powiedział trochę nieprzekonany, po swoim żarcie z przydługim tytułem Mitry, jakby się zastanawiał czy to naprawdę pasuje. Oczywiście bez wątpienia Aldaren się z nim droczył. - Mitra, Mitra... Hmm... - spojrzał surowo na ukochanego jakby miał mu w końcu odmówić. Zaraz się jednak uśmiechnął promiennie. - Mitra. Podoba mi się. I łatwiej zapamiętać - przyznał z lekkim rozbawieniem.
        Chwilę później, gdy rozmowa zeszła na temat tego, jak się do siebie zwracali, Aldaren nie spodziewał się, że Mitrze nie tyle zależało na nazywaniu go w jakiś specjalny sposób, co w ogóle na samym zwracaniu na niego uwagi. I choć nekromanta powiedział to w raczej uwodzicielskim tonem, skrzypek nabrał nieco wątpliwości, czy rzeczywiście okazywał błogosławionemu tyle zainteresowania na ile ten zasługiwał. Co prawda Mitra nigdy mu się nie skarżył na zbyt małą ilość uwagi, ale nie mówił też, że było jej jak do tej pory za dużo. Nie zamierzał jednak się w to zagłębiać i popadać w paranoje, że był okropnym partnerem (po raz nie wiadomo już który), a zamiast tego pocałował ukochanego czule w czoło.
        - Wybacz jeśli kiedykolwiek nie okazywałem ci jej tyle, ile byś chciał - powiedział łagodnie, gładząc blondyna delikatnie po dłoni. Naprawdę się cieszył, że trudne chwile mieli już za sobą i miał nadzieję, że już nigdy nie będą musieli się martwić takimi rzeczami jak choćby głód wampira.
        Po tym zajął się już bardziej przyziemnymi sprawami, jak względna pomoc Mitrze przy zmianie opatrunku na szyi, która sprowadzała się praktycznie do podania mu najpotrzebniejszych do tego rzeczy, ale skrzypek i tak był szczęśliwy, że w ogóle mógł w jakiś sposób pomóc. Później postanowił nie przeszkadzać błogosławionemu przy zmianie opatrunku i zajął się względnym uprzątnięciem pokoju, podczas którego postanowił od razu przynieść partnerowi suche ubrania. A na samym końcu... wręczył mu w końcu maskę, którą kupił już jakiś czas temu.
        - Oh nie! Ta przeklęta maska opętała mojego ukochanego! Cóż żem ja głupi uczynił?! - zaczął odstawiać dramatyczną szopkę z przyłożoną do czoła dłonią. Brakowało jeszcze tylko żeby omdlał, ale wątpił, by był w stanie podnieść się z podłogi, gdy już na nią padnie.
        Parsknął jednak zaraz, zarażając się wesołością nekromanty i sam wybuchnął śmiechem razem z nim. Uwielbiał takie chwile chyba nawet nieco bardziej, niż czułe momenty w ich związku. Nie było już tak źle jak na początku, jednakże nadal stanowczo zbyt rzadko Mitrze zdarzało się zaśmiać i ogólnie oddać swojej wesołości, a przecież jego radość była najpiękniejszą, najcudowniejszą rzeczną na świecie. Aldaren podejrzewał, że nawet gdyby niebianin nie był nekromantą, zawsze zdołałby skrzypka wyciągnąć z zaświatów samym swoim uśmiechem. Nikt nie zasługiwał na szczęście tak bardzo jak Mitra.
        Po części trudno więc było wampirowi poinformować ukochanego, że niestety nie będzie mógł z nim spać tej nocy. Domyślał się, że prawdopodobnie sprawi mu tym przykrość, ale przynajmniej był z nim szczery. No, może nie do końca, bo nie powiedział o tym, że nadal się obawiał czy podczas wspólnego spania znów nie straci nad sobą kontroli, ale nie można było zarzucić mu również kłamstwa - naprawdę się czuł jakby dostał zastrzyk energii po tym, jak napił się krwi ukochanego. Jeśli tak faktycznie było, chyba najlepiej będzie jak Aldaren nie będzie pił krwi przed pójściem spać. Choć może to był tylko jednorazowy przypadek przez stres i obawy? Będą musieli to kiedyś sprawdzić.
        - Przy tobie ciężko się nie zrelaksować - odpowiedział bez chwili namysłu, uśmiechając się do Mitry z miłością.
        Chwilę po tym poszedł samemu zmienić ubrania na suche. Bardzo żałował, że przez swoją głupotę nie tylko nie będzie mógł spać tej nocy obok ukochanego i w cudownej piżamie od niego, to jeszcze prawdopodobnie będzie musiał ją wyrzucić, bo nie był do końca pewien, czy te plamy od "prawdziwej krwi" dadzą się łatwo usunąć. Przebierając górną połowę swojego odzienia przy ich torbach, nie spodziewał się, że będzie aż tak skupiającym na sobie wzrok obiektem, że Mitra będzie musiał za to przepraszać. Aldaren łagodnie parsknął, nieco rozbawiony tym, że doprowadził ukochanego do lekkiego zakłopotania.
        - Nie masz za co przepraszać, ty, jako mój najlepszy przyjaciel, oddany towarzysz i miłość mojego życia, możesz się na mnie "gapić" - jak to sam powiedziałeś - w każdej chwili i sytuacji - odpowiedział uroczyście, niczym jakieś dziwne ślubowanie. - No chyba, że w tej chwili jesteś moim lekarzem, to chyba jednak zaraz zacznę się czuć nieswojo i się zarumienię, że lekarz mi się tak uważnie przygląda - dodał zadziornie, nie darując sobie pokazania Mitrze języka i zalotnego mrugnięcia jednym okiem w jego stronę, nim schował się za parawanem, aby się do końca przebrać.
        Szybko powrócił do Mitry, bo raczej nie planował dłuższego posiedzenia za parawanem - chciał jedynie zmienić spodnie do spania. Położył się obok niebianina i poinformował go o tym, jakie miał plany na tę noc, chyba głównie po to, by Mitra się mimo wszystko o niego nie martwił. Uśmiechnął się ogromnie szczęśliwy, gdy nekromanta zaraz się do niego przytulił, jak tylko wampir się obok położył.
        - Też cię kocham, mój najdroższy Mitro. Śpij dobrze, kochany - szepnął czule i pocałował go w czoło, delikatnie blondyna obejmując gdy już się wygodnie umościł obok niego na posłaniu.
        Mitra pewnie nawet nie miał najmniejszego pojęcia o tym, jak rozkosznie wyglądał, gdy usypiał i... jak strasznie się przewalał z lewa na prawą, z prawa na lewą. Choć dzięki temu Aldaren zaczął się zastanawiać nad tym, czy wielkie łóżko, które stało w zamku od dłuższego czasu w ogóle nie używane, będzie dla ich dwójki (a szczególnie dla rozpychającego się Mitry) wystarczające. Może tak czy tak i tak najbezpieczniej byłoby zamontować jakieś barierki?

        Wraz z pierwszymi promieniami słońca, Aldaren porzucił lekturę o demonach na rzecz zajęcia się swoim hobby i postanowił nieco pograć na skrzypach, jakąś delikatną, łagodną i cichą melodię, by nie zbudzić śpiącego Mitry. A po jakimś czasie wyszedł z ich domku i poszedł przygotować śniadanie dla swojego ukochanego.
        Gdy je przygotowywał, Ama podsunęła mu buteleczkę z "Prawdziwą krwią". Aldaren jej podziękował i w miarę jak gotował, popijał od niechcenia stworzony przez staruszkę napój. Po przygotowanym posiłku bez zwłoki powrócił do chatki, gdzie nie wiedział co ze sobą zrobić. Zamiast jednak myśleć o tym czym się zająć i jednocześnie nie zbudzić Mitry, usiadł obok niego z tacą z omletami i świeżym owocowym sokiem dla ukochanego. Zastanawiał się czy go obudzić, czy dać mu chwilę, choć jak się okazało niebianin zaraz rozwiał ten problem.
        - Witaj najdroższy - zamruczał z miłością, jak tylko zarejestrował, że blondyn zaczął się przebudzać. Zaśmiał się rozbawiony, gdy nekromanta niemalże schował się pod kołdrą.
        - Ja okrutny?! - zdziwił się i teatralnie złapał za serce, jakby te oskarżenia go naprawdę zabolały. - Wieeesz, zawsze mogę usiąść obok ciebie, byś mógł się do mnie przytulić, mógłbyś nadal siedzieć pod kołdrą i jednocześnie jeść omlety póki są ciepłe. Aaalbo mam jeszcze jeden ciekawy pomysł - powiedział radosny jak dziecko. Postawił na podłodze obok posłania tacę ze śniadaniem, chwycił za kołdrę i wstając zabrał ją z Mitry tylko po to by zaraz ustawić pod ścianą dwa krzesła i zarzucić na nie kołdrę, tworząc coś w rodzaju pokracznego szałasu lub namiotu.
        - Taa-daa! Teraz też będziesz mógł się do mnie przytulić, siedzieć pod kołdrą i jeść jednocześnie - wyszczerzył swoje kły w szerokim, beztroskim uśmiechu jakby właśnie wymyślić coś wręcz genialnego w swej prostocie, a przy tym gwarantującego masę rozrywki. Choć w sumie prawdopodobnie wystarczyło tylko zabrać Mitrze kołdrę, by chłód poranka go skutecznie rozbudził. Cóż... mógł to wszystko lepiej przemyśleć.
        - No już mój aniele, nie bocz się tak na mnie i wcinaj póki jest ciepłe. Smacznego - życzył radośnie towarzysząc ukochanemu jak zwykle podczas śniadania.
        - Jeszcze - parsknął z rozbawieniem w odpowiedzi na pytanie ukochanego, które trochę musiało na nią poczekać, ale w końcu się doczekało.
        Co prawda nie mieli większych planów na ten dzień, i tak zapowiadał się raczej brzydki i chłodny po nocnej burzy, niebo wciąż było pełne szarych chmur, z których w każdej chwili mógł spaść deszcz, lecz to wcale nie znaczyło, że mieliby marnować kolejny cudowny dzień bycia razem. Choć... może robił sobie w tej chwili złudne nadzieje? Zwłaszcza, że Ama wyglądała na taką co to wie jakie zadanie dać oby mężczyznom. No i przed wyjściem z jej chaty, poradziła Aldarenowi by nacieszył się wspólnym porankiem z Mitrą ile się da, bo w ciągu dnia mogło być różnie. Aż go ciarki przeszły na samo wspomnienie, choć jednocześnie był bardzo ciekaw i bał się tego co ta stara żmija znów wymyśliła.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mina błogosławionego lekko zrzedła, gdy Aldaren tak powtarzał jego imię, jakby na próbę – patrzył na ukochanego błagalnym wzrokiem, jakby nie chodziło o zwracanie się do niego jak do tej pory, a o wybłaganie u niego pójścia do wesołego miasteczka. Oczywiście grał tak, jak ukochany mu zagrał, podejmując swoją rolę by jeszcze bardziej podkreślić to teatralne wahanie skrzypka. A później by z radością przyjąć werdykt, który zapadł na jego korzyść.
        - Och, dziękuję – westchnął, z ulgą kładąc dłoń na piersi. Zaraz jednak uśmiechnął się i przestał zgrywać, przechodząc do czułości i gruchania skróconego imienia swojego partnera. Lubił to – dlatego tak często korzystał z tego krótkiego, dźwięcznego „Ren”, nawet jeśli nie było potrzeby, by zwrócić na siebie jego uwagę.
        Nie spodziewał się jednak, że ta w jego mniemaniu niewinna wzmianka o atencji ze strony skrzypka może wywołać w nim jakieś wątpliwości – zorientował się już co prawda, że jego ukochany bardzo się przejmuje wszystkim, co dotyczy ich związku, ale nie spodziewał się, że aż tak. I to jeszcze w takiej chwili. Poczuł jednak tę wątpliwość, gdy Aldaren go przeprosił. Spojrzał wtedy na niego łagodnym wzrokiem, pełnym miłości i już niestety lekkiego zmęczenia, ale nie jego zachowaniem lecz emocjami, które nagromadziły się tej nocy.
        - Dostaję jej więcej niż kiedykolwiek marzyłem – zapewnił go bez szczególnego zastanawiania się nad tymi słowa: były po prostu szczere, płynące prosto z serca. Nigdy nie liczyłby na to, że będzie tak szczęśliwie zakochany, ktoś będzie się o niego tak troszczył i okazywał tyle wsparcia, czułości i troski. Nigdy nie marzył nawet o tym, że spotka na swojej drodze kogoś takiego jak Aldaren.

        Późniejsze wygłupy z maską przyszły Mitrze zupełnie naturalnie – był w dobrym nastroju mimo niedawnej burzy między nimi, a spokój i dobre samopoczucie partnera jeszcze lepiej na niego wpływało. Nie mógł przepuścić okazji, by go trochę nie rozśmieszyć, udając złego demona. Ucieszył się, gdy skrzypek tak od razu podjął jego grę. Niestety (a może na szczęście), tak go to cieszyło, że wypadł z roli i zaczął się śmiać, dlatego nawet nie wpadł na pomysł na jakąś celną ripostę. Na przykład „ty będziesz następny!” – to by było niezłe. Wraz ze śmiechem jednak cała szopka została przerwana, a Mitra zdjął maskę, która była powodem całej tej wesołości. Chyba obaj zgodziliby się, że choćby tylko dla tej jednej chwili warto było ją kupić i wlec ze sobą przez pół Alaranii.
        Chyba właśnie dzięki tym wygłupom i atmosferze jaka nastała Mitra w miarę dobrze przyjął wieść, że nie będą spać razem. Fakt, było mu odrobinę przykro, ale przez to, że chciał, aby jego ukochany wypoczął – wiedział co prawda, że miał do czynienia z wampirem, ale i tak zasługiwał na to, by chociaż poleżeć i się wyciszyć, również odpocząć po tej nocy, która i dla niego była przecież ciężka. Pewnie nawet cięższa niż dla błogosławionego, bo to Aldaren przecież zmagał się z tym potwornym głodem, nie będąc sobą oberwał od Amy, zrobił tyle rzeczy, nad którymi nie panował i które wpędziły go w tak potworne wyrzuty sumienia… Może teraz uśmiechał się i śmiał, ale potrzebował odpoczynku. Mitra jednak przyjął bez większych oporów do wiadomości, że przez wypitą krew skrzypek czuł się odświeżony i pobudzony – to miało sens, nie zamierzał się z tym spierać. Uśmiechnął się więc polubownie, z czułością, gdy otrzymał przy okazji komplement. Nie wiedział co wampir miał na myśli mówiąc, że „przy nim ciężko się nie zrelaksować”, ale nie dopytywał – wolał w ciszy hołubić ten komplement.
        Nie spodziewał się, że mimo tego iż ledwo trzymał powieki w górze, a łagodność i czułość skrzypka jeszcze bardziej go rozluźniały, wykrzesze z siebie jeszcze dość energii, by zainteresować się półnagim ciałem swojego ukochanego. I to do tego stopnia, że nie będzie w stanie tego ukryć i będzie musiał się tłumaczyć. Było mu z tego powodu strasznie wstyd, lecz Aldaren jak zawsze zdołał go usprawiedliwić i uspokoić, aby po chwili znowu wzburzyć w nim krew. Co to było za mrugnięcie?! Mitra aż gapił się w parawan jak urzeczony, przypominając sobie minę ukochanego, ale zaraz potrząsnął głową, jakby próbował wygonić z niej kosmate myśli, i położył się na boku, by nie patrzeć w ten róg chatki, gdzie przebierał się Aldaren. Dość wrażeń na ten dzień – w przeciągu ostatniej doby wydarzyło się w życiu nekromanty więcej niż przez ostatnie dziesięć lat, a może nawet i więcej. Dziwić się, że leżąc już w objęciach ukochanego niebianin tak szybko usnął?

        Mitra skłamałby, gdyby powiedział, że to nie była miła pobudka. Była miła, nawet bardzo! Kto by się nie cieszył, gdy boski ukochany przychodzi cię obudzić czułymi słówkami, z czarującym uśmiechem i pysznym śniadaniem? Tylko na Prasmoka, czemu tak wcześnie?! Błogosławiony jeszcze by sobie pospał. Ale skoro już i tak wstał… To sobie chociaż pomarudził.
        Łypnął na Aldarena czujnie, gdy ten zaczął proponować rozwiązania jego tragicznej sytuacji. To pierwsze brzmiało całkiem sensownie, z drobnymi poprawkami można by je wprowadzić w życie, lecz niestety, błogosławiony nadal był oporny – widać było jak czujnie przypatruje się swojemu partnerowi i intensywnie myśli, choć wieść o jeszcze lepszym pomyśle wyraźnie przykuła jego uwagę. Jednak nie tak bardzo, jak odstawiony obok posłania talerz z omletami. Mitra spojrzał na nie, czując gwałtownie narastający głód. I jeszcze te owoce, które tak kusząco błyszczały polane syropem… Niebianin – skupiony teraz bardziej na pewnej samotnej truskawce na talerzu niż na przemeblowaniu robionym przez Aldarena – wyciągnął rękę spod kołdry i sięgnął w stronę swojego śniadania takim ruchem jak próbujący coś zwędzić kot. Wtedy jednak skrzypek nagle zerwał z niego kołdrę – Mitra zaraz cofnął rękę i zasłonił nią sobie głowę, jakby miała stanowić substytut okrycia i dać mu jeszcze chwilę snu. Nie miał już jednak co na to liczyć – ogarnęło go rześkie powietrze i się dobudził. Zaburczał więc z niezadowoleniem, że go przemocą wyciągają z jego gniazda, po czym podniósł się do pozycji siedzącej. Przecierając sobie nasadą dłoni oczy i drugą ręką trzymając swoje skrzyżowane kostki ziewnął przeciągle, nie kłopocząc się nawet zasłanianiem sobie ust. Spojrzał skonsternowany na konstrukcję stworzoną przez skrzypka. Później zaś na niego. O jaki on był z siebie dumny!
        - Za daleko - ocenił, bo faktycznie, musiałby podnieść tyłek, by wczołgać się do tego fortu z kołdry. Tymczasem talerz z omletami był znacznie bliżej, wystarczyło tylko lekko się wychylić. Mitra sięgnął więc po śniadanie i robiąc sobie stół z poduszki złożonej między nogami, zabrał się za jedzenie. Szybko odkroił sobie widelcem duży kęs omletu, umoczył go w syropie i wpakował do ust, nie przejmując się tym, że się przy tym trochę umorusał. Westchnął, jakby cukier już uderzył mu do krwioobiegu i poczuł z tego tytułu niewysłowioną ulgę. Podniósł wzrok na Aldarena.
        - Fo tag ftoisz? - zapytał z pełnymi ustami. Przełknął. - No chodź do mnie - zarządził takim tonem, jakby był wręcz urażony, że musi mu to mówić. Kolejny kęs omleta ukroił już sobie przyzwoitej wielkości.
        - Jeszcze co? – mruknął trochę nieprzytomnie, patrząc na Aldarena nierozumiejącym wzrokiem. Po chwili jednak w jego oczach pojawiła się iskierka zrozumienia. – Ach… Dobrze. W porządku.
        I wrócił do jedzenia. Jeśli mógł, wtulił się plecami w Aldarena, a jak nie to w sumie nic się nie stało - najważniejsze, że był przy nim.
        - Jak ci noc minęła? - zapytał z czułością, bo posiłek już trochę poprawił mu humor i przestał się dąsać. - Jak się czujesz? Wyglądasz… Znacznie lepiej - ocenił z czułym uśmiechem. Wyciągnął do swojego partnera rękę i z czułością pogłaskał go po policzku, uśmiechając się do niego.
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości