Arrantalis[Z dala od miast] Jak miedź brzęcząca

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        - Nie śmiem odmówić takiej kuszącej propozycji - odparł Dżari atłasowym głosem, wodząc oczami za pływającą w tę i z powrotem z taką łatwością Delią. Uważał się za szczęściarza, bo nie dość, że miał spędzić czas z ukochaną, to jeszcze miał to być czas spędzony pożytecznie i na swój sposób jednocześnie intymnie i niewinnie, bo robiąc coś tak prostego jak nauka pływania, mieli być tak blisko siebie… Cieszyła go ta myśl, a Delię najwyraźniej też, bo uśmiechała się w tym momencie w niezwykle piękny sposób.

        Gdy przyszedł czas rozstania, Dżari nie protestował, choć było widać, że niechętnie wypuszczał ukochaną z ramion. Pocałował ją na dobranoc i gdy ona wzbiła się w niebo, on jeszcze przez moment został na plaży, patrząc jak jej jasna sylwetka powoli maleje na tle gwiazd, aż w końcu zupełnie znika na tle ciemnej bryły zamku. Odetchnął, lecz było to westchnienie niezwykłe lekkie, przepełnione radością. Już dawno nie czuł się tak jak teraz. Przez ostatnie lata gryzły go wyrzuty sumienie, życie w poczuciu winy i świadomość braku celu. Teraz jednak wiele się zmieniło – chociażby to, że miał cel, jego serce miało dla kogo bić. Czuł, że odżywa i choć los kładł mu kolejne kłody pod nogi, miał siłę i motywację, by z nimi walczyć. Póki co nie miał jeszcze precyzyjnego planu… Ale teraz nie zaprzątał sobie tym głowy. Był zakochany i pozwolił sobie jeszcze chwilę się tym cieszyć.
        Dżari wstał w końcu z ziemi. Otrzepał spodnie i szeroko rozkładając ramiona wystawił twarz na wiejący od morza wiatr. Przez moment zdawało mu się, że znów lata, lecz było to tylko złudzenie – już prawie dwadzieścia lat nie rozwinął skrzydeł i nie czuł wcale, by moment ich odzyskania był bliski, ale nie pozwolił, by ta refleksja zatruła mu myśli. I na to przyjdzie czas. Teraz żył jak zwykły śmiertelnik i było mu z tym dobrze.
        Nagle Dżari zaczął śpiewać. Był tak szczęśliwy, że melodia sama popłynęła z jego ust – piękna, anielska pieśń o miłości, fragment pewnego niezwykle starego utworu, który wyrwany z kontekstu służył również za indywidualną balladę. Niejeden na jego miejscu krzyczałby i śmiał się z radości, lecz nie on – on śpiewał. Z początku cicho, lecz później coraz głośniej. Gdy jego struny głosowe się rozgrzały, śpiewał coraz lepiej technicznie, niczym najlepszy śpiewak operowy a może nawet i lepiej, bo wraz z warsztatem w jego przypadku szły emocje – silne, głębokie i szczere. Zwrócony w stronę morza nie zważał na to, czy ktokolwiek w zamku go usłyszy, bo to była jego chwila, ten jeden z nielicznych, lecz bardzo ważnych momentów, gdy pozwalał, by to serce sterowało każdym jego zachowaniem, nieskrępowane ograniczeniami zasad, rozsądku. Mógł sobie pozwolić na tę chwilę zapomnienia, bo niestety od następnego ranka musiał przywdziać maskę i udawać, że wcale nie był zakochany. Musiał przy tym przyznać sam przed sobą, że wcale nie przeszkadza mu to tak bardzo, jak by mogło, bo przecież on i Delia kochali się, wyznali sobie to uczucie i chcieli o nie walczyć, razem. Wierzył, że sobie poradzą, więc ten teatrzyk go nie zraził - był chwilowy.
        Piękna anielska pieśń o miłości dobiegła końca, a Dżari jeszcze chwilę stał bez ruchu na skale, powoli opuszczając ramiona, które rozłożył przy tych bardziej skomplikowanych technicznie fragmentach. Gdy już zwiesił swobodnie ręce i odetchnął ostatni raz, roześmiał się nagle, zasłaniając dłońmi twarz. Zwariował, że tak śmiał się bez powodu, ale czyż tak nie było lepiej niż w czasach, gdy potrafił całymi dniami nie odezwać się słowem i tylko przemykał pod ścianami, pielęgnując swoje zranione serce?
        Chwilę później anioł odwrócił się twarzą w stronę wnętrza wyspy i powoli wrócił do pałacu, nie śpiewając już, nie nucąc i nie wydając z siebie żadnego innego dźwięku, ale i tak widać po nim było, że coś grało w jego duszy i musiała to być niezwykle piękna, wręcz najpiękniejsza muzyka jaką można sobie wyobrazić. W tym stanie dostrzegł go Zartec z okna swojej pracowni - od razu poznał kto to szedł przez ogrody tanecznym krokiem, bo niewielu mężczyzn w zamku miał takie włosy jak opiekun księżniczki: tak długie i jasne. Czarodziej przyglądał mu się dłuższą chwilę, od razu domyślając się, że młodzieniec pewnie wraca ze schadzki z królową, bo o ich związku rozmawiano już w każdym zakamarku pałacu, lecz póki co były to jedynie plotki… “Jedynie” albo “aż”, bo przecież nie można było sobie pozwolić na skandal. A skoro jemu udało się dojrzeć tego całego opiekuna w takim nastroju, pewnie prędzej czy później ktoś będzie świadkiem o wiele bardziej… gorszącej sceny. Do tego nie można było dopuścić. Jak dobrze, że udało mu się obudzić czujność doradców i dyplomatów, którzy odpowiednio wpłynęli na królową, bo inaczej jak nic doszłoby do skandalu.

        Rano Dżari wstał w doskonałym nastroju, którego jednak nie okazywał - jego twarz miała typowy dla niego łagodny, odrobinę melancholijny wyraz. I choć zdawało mu się, że nie dawał nikomu podstaw do posyłania mu podejrzliwych spojrzeń, takowymi był czasami mierzony. Wiedział doskonale, co to oznacza: mleko się już rozlało. Czemu się w sumie dziwił, skoro jego pojedynek z ojcem Delii oglądały jakieś trzy tuziny osób? Każda taka osoba powiedziała kolejnym dwóm, a one kolejnym i tak to szło, każdy zaś dodawał coś od siebie lub przypadkiem pomijał ważny fragment… Co sobie myśleli? Co o nich rozpowiadano? Laki był odrobinę skonsternowany, bo nie wiedział jak poradzić sobie z tą sytuacją. Dementować, potwierdzać? Nie miał zielonego pojęcia, dlatego póki co udawał, że nie jest świadomy rodzących się plotek i nie dostrzega wcale tych spojrzeń, którymi był obdarzany.
        Marii Inei nie można było jednak ignorować, nawet jeśli bez problemu można było prześlizgnąć się wzrokiem nad jej głową - ona po prostu nie była osobą, na którą nie zwracało się uwagi. Dlatego Anioł chcąc nie chcąc poszedł z nią na dywanik, starając się podjąć tylko jedną rozpaczliwą próbę wywinięcia się korzystając z argumentu, że księżniczka nie może na niego czekać.
        - Przecież jest ledwo szykowana do wyjścia - zbyła go niecierpliwym tonem zarządczyni. - Nie opowiadaj bzdur, i tak nie unikniesz tej rozmowy, przyjmij to więc jak mężczyzna.
        Laki nawet nie odpowiedział na takie postawienie sprawy, zacisnął jedynie wargi i poszedł za krewką kobietą w ustronne miejsce, gdzie czekał go prawdziwy wykład. Dżari z początku próbował zamienić go w dialog, lecz Marii się nie przerywało, gdy miała coś do powiedzenia, więc anioł nie miał innego wyjścia, jak zamknąć się i słuchać tak długo, jak nie udzielono mu głosu.
        - Rozumiem - przyznał wtedy spokojnie, bo w sumie nie było już nic więcej do dodania. Zrozumiał, co chciała mu przekazać Inea: zachowuj się. Nie chodziło tylko o te wszystkie ukłony, kieliszki, odległości, ale przede wszystkim o to, aby znał swoje miejsce. Lecz on już doskonale wiedział, gdzie było jego miejsce - inne za dnia, inne wieczorem, gdy nikt nie patrzył. Niestety trzeba było czegoś więcej niż bury od temperamentnej gospodyni, by anioł porzucił swoje miejsce przy boku Delii…

        Gdy w końcu nadszedł moment śniadania, służba obecna przy posiłku mogła zacząć się zastanawiać, czy plotki na temat związku królowej i królewskiego opiekuna były faktycznie prawdziwe. Tych dwoje zachowywało się tak, że nie można było ich o nic podejrzewać. Owszem, on siedział przy królewskim stole i spożywał z rodziną królewską posiłek, lecz siedział obok księżniczki, od zewnętrznej, pewnie tylko po to by ją nadzorować. Nie było żadnych powłóczystych spojrzeń znad kieliszków, żadnych subtelnych gestów - po prostu razem spożywali posiłek, rozmawiając na temat pogody albo po prostu milcząc. To jednak nie oznaczało końca plotek, bo każdy wiedział, że tych dwoje może się ukrywać albo po prostu on nie był jej kochankiem, co nie wykluczało jednak wielu innych ról, które mu przypisywano. Należało jedynie ustalić, o którą konkretnie chodziło... Lecz anioł nie zamierzał tego nikomu ułatwiać, zachowując się tak formalnie, jak tego oczekiwano od kogoś na jego pozycji. Nie wiedział jednak, że to pociągnie za sobą kolejne domysły - wszak poprzedniego dnia widziano, jak został oschle odprawiony po tym, jak przyjął poród lwicy w zamkowym ogrodzie. Może w tej scenie tkwiło sedno nagłej zmiany nastawianie jego i królowej? Albo coś stało się chwilę wcześniej, między pojedynkiem a wejściem w rolę weterynarza? Należało ustalić co, w tym celu więc służące i służący pytali i dociekali, nie powstrzymując się przy tym od rzucanych mimochodem domysłów, które po chwili mieli słyszeć jako fakty, gdy wrócą do nich okrężną drogą...
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Del leciała, wciąż jeszcze żyjąc tymi wcześniejszym chwilami, pocałunkiem, wyznaniem. Musiała się śpieszyć by nikt jej nie dostrzegł, ale w głębi serca miała ochotę wzbić się jeszcze wyżej by sięgnąć gwiazd.
Gdy znalazła się w zamku sprawdziła jeszcze co z Evangeline i doprowadziła swoje włosy do porządku, po czym padła na łóżko z uśmiechem i zasnęła, śniąc o dzisiejszym spotkaniu na plaży i przyszłej nauce pływania i tych wszystkich miłych rzeczach, jakie się wydarzyły. Niestety królewskie sny nie wiedzieć czemu w drugiej połowie nocy zaczęły przeradzać się w koszmary. Anielica przewracała się z boku na bok. Możliwe, że uczucie uniesienia spowodowane zauroczeniem zagłuszył stres z tym związany i mocno wpłynął na podświadomość niebianki. Obudziła się ona jeszcze przed świtem, nienaturalnie i gwałtownie, zlana zimnym potem. Natychmiast zaczęła rozglądać się za swymi zwierzęcymi towarzyszami. Eden i Apokalipsa pewnie byli razem przy kociakach. Szmer też gdzieś zniknął. W oknie jednak wiernie stał i wcale nie spał orzeł.

- Piorun? Co ty tu robisz? – zdołała zapytać, po czym przeciągle ziewnęła. Wiedziała, że nie lubi on przesiadywania pod dachem i woli przebywać na zewnątrz.
- Pilnuję. Szmera wysłałem do Evangelina, nie ufam temu szczurowi.
- Chodzi tylko o Valaka?
- Nie. Zanim oni tu przybyli było bezpieczniej, teraz jesteś zaślepiona tą całą miłością i możesz nie zauważyć realnego zagrożenia – mówił całkiem poważnie.
Delia nie miała siły się sprzeczać więc podeszła to orła i pogłaskała go delikatnie.
- Dobrze, że mam takiego strażnika jak ty – stwierdziła i wróciła do łóżka. Tym razem nie miała żadnych snów.

Szmer natomiast nie był tak zawziętym stróżem i po pewnym czasie pilnowania księżniczki po prostu zasnął obok jej łóżka.

Poranek wyglądał jak zwykle, no może poza tym, że Delia najchętniej spałaby jeszcze do południa. Zwykle miała więcej energii. Piorun dzielnie nie zmrużył oka przez całą noc, ale teraz gdy Del wstała, poleciał się wyspać. Wszystko odbywało się według typowego harmonogramu, jak zwykle. Gdy tylko zasiadła do śniadania, przywitała się z Evangeline oraz Lakim. Starała się utrzymać powagę, nie przechodząc zbytnio w skrajność, choć serce biło jej mocniej na widok ukochanego.
Obok stołu siedziała Apokalipsa z kociakami i Edenem. Maluchy uporczywie wtulały się w mamusię, wykonując niezgrabne, chwiejne ruchy. Od czasu do czasu dało się słyszeć ich cichutki pisk, jakby próbowały coś powiedzieć. Del uśmiechnęła się lekko i zdała sobie z czegoś sprawę.

- Wybrałeś już imię dla drugiego kociaka, Laki? – spytała zaciekawiona. – A co do zwierzaków, gdzie się podziewa Valak? Ostatnio chyba się nieco uspokoił…
"Aczkolwiek to wcale nie znaczy, że już mu ufam" – pomyślała królowa.

Gdy wszyscy już zjedli i rozmowy dobiegły końca, spokój zniszczyło przybycie posłańca. Delia oczywiście musiała znów pozostawić Evangeline i Dżariego samych. Lepiej było, żeby postronni - a w szczególności księżniczka - nie musieli wysłuchiwać niekoniecznie dobrych wieści.
Pierwsza sprawa, czyli to, że plony zostały przywrócone do życia dzięki czarodziejom, ucieszyło królową. Mimo to sam fakt, że ktoś to robił specjalnie, był zły, chociaż jakby spojrzeć na to z innej strony, przynajmniej nie była to jakaś tajemnicza zaraza. Jednakże sprawce trzeba było czym prędzej złapać i ukarać. Gdyby nie magia pradawnych królestwo miałoby poważne problemy.
Niestety nie udało się go dopaść, cokolwiek by teraz postanowiła, nawet w trybie nagłym. Pewnie już dawno zdążył ulokować się na którymś ze statków i odpłynąć. Delia musiała się zastanowić, zmartwiona tak niewielką ilością poszlak. Yro stał obok, gotów wesprzeć królową. Wprawdzie miał ją jeszcze poinformować o listach ze stałego lądu, na razie jednak zdecydował, by jej o nich nie informować. Propozycje kupna złotego pyłu jeszcze nie były może aż tak złe, ale ktoś był na tyle odważny i bezczelny, by zaproponować… kupienie księżniczki! To już mogło wyprowadzić Delię z równowagi i każdego szanującego się rodzica.

- Co robić Yro? – spytała swego doradcy, gdy tylko posłaniec został odprawiony.
- Myślę, że wystawienie nagrody za jego złapanie mogłoby być dobrym pomysłem, ludzie wiele rzeczy są w stanie zrobić dla pieniędzy.
- Hmm… Na ten moment chyba nie ma innego rozwiązania – stwierdziła zmartwiona. – Chciałabym chociaż wiedzieć… dlaczego ta osoba to robiła.
- Cierpliwości moja pani, na pewno prędzej czy później zostanie odnaleziony, zajmę się poleceniem wystawienia listów gończych.
- Dobrze, niech więc tak będzie.

Widziała jak Yro ruszył wykonać powierzone mu zadanie. I wtedy naszła ją pewna myśl - była nagła, niedopracowana, ale Del wierzyła, że tkwi w niej rozwiązanie. Musiała jak najszybciej porozmawiać z Dżarielem.
Szybko ich znalazła na zewnątrz, Szmer uporczywie domagał się zabawy w aportowanie, więc można śmiało powiedzieć, że los jej sprzyjał, przynajmniej w tej chwili. Podeszła do Lakiego i korzystając z tego, że młoda niebianka jest zajęta, opowiedziała mu o całej sytuacji.

- W sumie pomyślałam, że to mogłaby być okazja… dla nas – powiedziała już ciszej. Nie chciała też niczego narzucać mężczyźnie ani go stąd wyganiać, o Panie, nic z tych rzeczy! Wręcz przeciwnie, pragnęła, aby tu został, ale marzyła też o tym, by bez obaw i plotek, mógł stać u jej boku, nie kryjąc ich miłości.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Evangeline coraz bardziej wpadała w rytm życia, jaki panował w królewskim zamku, co, jak się okazało, było nie tylko dobre dla niej, ale i dla służących, którzy mieli z nią do czynienia. Wiedziała już, czego się spodziewać o poranku, dzięki czemu wiedziała, co robić, by ułatwić pracę kobietom, które tego dnia były odpowiedzialne za naszykowanie młodej księżniczki na kolejny dzień. Cieplej aż zrobiło jej się na sercu, gdy fakt, że współpracowała z nimi podczas porannych przygotowań, doprowadził do tego, że służki uśmiechały się o wiele mocniej niż wcześniej.

        Równie mocno cieszyło ją to, że Valak zdawał się równie potulny, co ona sama. Choć był niepokojąco cicho, ale to nie było coś, co ciążyło długo na sercu złotej anielicy. Głównie przez to, że nadszedł czas śniadania, a to oznaczało spotkanie zarówno mamy Delii, jak i również opiekuna Lakiego. Gdyby mogła, to by złapała obydwoje za rączki i nigdy nie puszczała, byleby tylko spędzić z nimi każdą chwilę tego dnia. Ale niestety, z tego co już zdołała zrozumieć, w tym miejscu panowały zasady, które, gdy nad tym głębiej pomyślała, były ważne, niezbędne nawet, nawet jeśli dosyć irytujące. Między innymi, podczas spożywania posiłku, należało zachować względny spokój i skupić się na jedzeniu, a ewentualne rozmowy prowadzić bez niekontrolowanej ekscytacji.

        Nic więc dziwnego, że od niechcenia opanowała swój niemal nieskończony dziecięcy entuzjazm, gdy tylko dotarła do stołu i usiadła na swoim miejscu, na które została zaprowadzona. Jej opiekun, z którym przywitała się krótkim, ale radosnym “Dzień dobry!” gdy tylko go zobaczyła, siedział obok niej, co bardzo ją uszczęśliwiło. Przebywanie obok niego sprawiało, że czuła się… bezpieczna. Teraz to do niej dotarło. Kiedy była u bandytów, wiedziała, że nic jej nie zrobią, ale tylko dlatego, że zależało im na złocie. Gdyby nie drogocenny kruszec, który był niejako jej “efektem ubocznym”, nie byłoby jej tak dobrze w klatce na środku wioski bandytów. Dżari tymczasem samą swoją obecnością sprawiał, że księżniczka wiedziała, że nie dopuści on, by ktokolwiek choćby zasugerował zrobienie jej krzywdy. Podobnie zresztą czuła się obok Delii, ale to nie było tak zadziwiające - ona w końcu była jej mamą. Evangeline rozumiała, że to naturalne czuć się tak blisko matki, nawet takiej, którą ma się od niedawna.

- Witaj mamo! - Pomachała lewą ręką w stronę Delii, gdy tylko ta pojawiła się na śniadanie. Złoty pył, który obecnie unosił się dookoła złotoskrzydłej w nieznacznych ilościach, aż podskoczył z radości, która rozbudziła się na widok królowej. Na całe szczęście nie dała się ponieść zbytnio, bowiem po chwili wróciła do jedzenia tego, co zostało jej podane. Jej postawa przy tym nie była może książkowa, ale postęp, jaki zrobiła w przeciągu tak niewielkiego czasu, był bardzo duży. Siedziała jak należy, a i to jak posługiwała się sztućcami było jak najbardziej poprawne. Była w połowie swojego posiłku, gdy został wspomniany jej uskrzydlony towarzysz, o którym niemal zapomniała. Rozglądnęła się, a nawet ostrożnie spojrzała, czy nie chowa się pod okolicznymi krzesłami bądź stołem, ale nigdzie nie było widać nieprzewidywalnego papugoszczura.

- Uspokoił się, był bardzo grzeczny rano, gdy się szykowaliśmy… Ale nie wiem, gdzie teraz jest. Chyba poszedł w swoją stronę, kiedy ja byłam prowadzona tutaj. On… Nie będzie miał za to kłopotów, prawda? - spytała niepewnie, patrząc na Delię.

        Na szczęście nie zamartwiała się o Valaka zbyt długo, śniadanie w końcu bowiem dobiegło końca. Delia, na którą rzucił się nagle natłok obowiązków związanych z sytuacją w państwie, zostawiła Evangeline samą z Dżarim, gdy ci wstali od stołu. Już księżniczka miała się zapytać, czy może jej opiekun będzie ją czegoś teraz uczył, kiedy to wilk królowej zaczął energicznie szturchać ją pyszczkiem po nodze, domagając się od młodej zabawy w “aportowanie”. Nie mając serca, by odmówić zwierzakowi, nawet nie zapytała się o zgodę swojego opiekuna, zamiast tego pozwalając, by żądny zabawy Szmer ją zaprowadził poprzez długie korytarze na zewnątrz.

        Tam, samotnie, a później pod nadzorem Lakiego, który prędzej czy później zdołał dogonić ją i wilka, została nauczona jak rzucać patykiem tak, by wilk po niego biegł i przynosił z powrotem. Musiała przyznać, było to dosyć zabawne, a i Szmer wydawał się jak najbardziej zadowolony z tego, że mógł pobiegać w jedną i drugą stronę. Dlatego też próbowała rzucić jak najdalej patyk, który dzielnie znosił zarówno niezbyt długie przeloty powietrzne, jak i przenoszenie w wilczym pysku.

        I choć kątem oka zauważyła, że Delia szepcze coś na ucho jej opiekuna, to jednak nie przejęła się tym zbytnio. Stanowczo za dobrze się bawiła sprawiając, że Szmer dyszał po aktywnym gonieniu za patykiem, który zaczęła rzucać w niespodziewane strony, aby podsłuchiwać to, o czym mówią dorośli. Poza tym, skoro szepczą o tym, to jest to pewnie coś prywatnego. A prywatne rzeczy nieładnie podsłuchiwać, to już wiedziała i wbiła sobie w swoją młodą główkę. Dlatego też kontynuowała bawienie się ze Szmerem… Przynajmniej do czasu, aż jej patyk nie natrafił na głowę strażnika, który wybiegł niespodziewanie, kierując się w kierunku królowej. Mężczyzna w zdobionej zbroi aż zatrzymał się, a jego twarz, która o dziwo nie była skryta pod hełmem, wyrażała gotowość zbesztania tego, kto był za to odpowiedzialny. Gdy tylko jednak zobaczył charakterystyczną istotkę, wokół której lewitowały błyszczące w słońcu drobinki, mruknął jedynie pod nosem “Księżniczko…”, po czym kontynuował to, co zostało przerwane - przemieszczanie się pośpiesznie w kierunku królowej. Nie trzeba chyba wspominać, że Szmer nie przejął się tym i wrócił śmiało z patykiem, domagając się kolejnego rzutu?

- Królowo. - Mężczyzna stanął na baczność w odległości kilku kroków od Delii. Przez kilka chwil widać było, jak patrzył na Dżariela… i uśmiechnął się w niepokojąco dwuznaczny sposób. Cóż, przynajmniej nie był wrogo nastawiony wobec opiekuna księżniczki. Jego grymas szybko jednak został ukryty pod maską profesjonalizmu.

- Deymos, wysłannik dowódcy straży królewskiej - przedstawił się, pochylając momentalnie głowę. - Przepraszam, że przerywam królowej czas wolny, ale pojawiła się sprawa, która wymaga podjęcia decyzji. Ludzie zbierają się przed zamkiem, z początku myśleliśmy, że to demonstracja, rozmowy z częścią z nich wskazują na to, że fakt istnienia księżniczki Evangeline poruszył twoich poddanych. Chcą oni zobaczyć przybraną córkę Królowej i nic nie wskazuje na to, że zamierzają w najbliższym czasie odpuścić. Plotki urosły do tego stopnia, że nikt nie wie, co jest prawdą a co nie, przez co nie dość, że są ciekawi, to na dodatek uparci. Co mamy z tym faktem zrobić, królowo Delio?

- Czemu chcą mnie zobaczyć? - wtrąciła się nagle Evangeline, która, teraz obrócona w stronę dorosłych, wciąż trzymała ośliniony przez wilka patyk.

Deymos z początku nie wiedział, czy w ogóle powinien odpowiedzieć księżniczce, szybko jednak zebrał się w sobie, po czym zdecydował się odpowiedzieć tak, jak odpowiedziałby pełnoprawnej następczyni tronu, choć widać było, że nie czuł się zbyt komfortowo mówiąc w ten sposób wobec kogoś, komu nadano kilka dni temu tytuł księżniczki Arrantalis.

- Twoje pojawienie się było niespodziewane, a i również twoja… osoba jest na tyle niezwykła, by wzbudzić zainteresowanie, księżniczko. Z tego, co wiem, znaczna część miast i wiosek na wyspie już od samego rana rozmawia o sytuacji w zamku, w tym także o tobie.

        Evangeline milczała przez chwilę, po chwili jednak skierowała swoje oczy, w których rozbłysła iskierka bardzo, ale to bardzo naiwnego pomysłu, w stronę swojej matki i swego opiekuna.

- Skoro ludzie chcą mnie zobaczyć… To może ja pójdę do nich? To znaczy, my byśmy poszli, bo ja sama bym się zgubiła pewnie. Nie będą musieli wtedy iść tutaj. Zrobimy to? Chciałabym poznać ludzi, którzy chcą poznać mnie! - powiedziała, a jej słowa aż kipiały niecierpliwością. Tak naprawdę pod jej słowami nie kryło się “czy pójdziemy”, a raczej “kiedy pójdziemy”, księżniczka nie myślała bowiem, by mogła spotkać się z odmową. W końcu tego chcą ludzie, czemu więc nie miałoby tak być?
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari skłonił się lekko przed księżniczką i odpowiedział “dzień dobry” na jej radosne pozdrowienie, które nawet w nim zasiało odrobinę lepszy humor - poskutkowało to znacznie mniej formalnym tonem i nawet lekkim uśmiechem, bo chociaż anioł obiecał sobie, że będzie bardziej profesjonalnym opiekunem. Mógł sobie chyba jednak pozwolić na to, by mieć dobry humor, uśmiech nie naruszał chyba etykiety? Chociaż kto wie, czy Maria by go za to nie zrugała - ta kobieta, chociaż nie była mistrzynią protokołu, wiedziała wszystko na każdy temat, a czujna była jak stróżujący pies, by tylko pilnować, aby nowy członek świty nie popełnił jakiejś dramatycznej gafy.
        Śniadanie przebiegało jednak bez zarzutów, Dżari pozwolił sobie nawet na ciche wyrażenie swojego zadowolenia, gdy Evangeline zachowała się nad wyraz elegancko, ale też czasami zwracał jej uwagę, gdy coś poszło jej nie tak.
        - Coraz lepiej ci idzie, księżniczko, oby tak dalej - pochwalił ją na sam koniec śniadania, dyskretnie, bo chyba nie wypadało, by słyszała to reszta służby. Chciał jednak, by młoda anielica wiedziała, że on widział i doceniał jej postępy, a nie tylko strofował i upominał.

        Dżari spojrzał na świeżo upieczoną kocią mamę z nieskrywanym zaskoczeniem - jakie imię dla kociaka? Wczorajszego dnia nie było go w chwili, gdy lwica z tygrysem uznały, że to on i Evangeline mają dostąpić zaszczytu nazwania ich kociąt, bo wolał się oddalić ze względu na mur, który nagle urósł między nim a królową, by jej nie drażnić. Apokalipsa musiała więc wyjaśnić mu pokrótce jakie szczęście go spotkało - anioł wyglądał po równi na zaskoczonego, jak i trochę zawstydzonego.
        - Nie spodziewałem się takiego wyróżnienia… - wyznał.
        - To ty sprowadziłeś je na świat, więc chyba nie powinna to być dla ciebie aż taka niespodzianka - wtrącił się dumny ojciec przysłuchujący się całej rozmowie. Laki uśmiechnął się bez przekonania.
        - Jestem przecież lekarzem, to nic wielkiego… Ale dobrze, wybaczcie, to po prostu zaskoczenie - ustąpił w końcu, bo istnieje pewna subtelna granica między skromnością a głupim uporem. Koty przyjęły jego słowa z zadowoleniem, a gdy zamyślił się, dały mu chwilę spokoju.
        - Ventus… - powiedział w końcu Laki z pewną ostrożnością w głosie. - O ile to wam odpowiada… Nie jest to imię podobne do waszych.
        - Ale jest piękne! - zgodziła się Apokalipsa z entuzjazmem. - Dziękujemy, Dżari!
        - Cała przyjemność po mojej stronie - odparł odruchowo królewski opiekun. - To był dla mnie zaszczyt.

        Po skończonym posiłku, gdy królowa udała się wypełniać swoje obowiązki, a Dżari został sam ze swoją podopieczną, chciał on poświęcić trochę czasu na rozmowę z niebianką, która miał trochę lepiej przybliżyć jej mechanizmy działania w normalnym społeczeństwie. Evangeline miała spore braki przez to, że była chowana w klatce przez bandytów, ale uczyła się szybko, więc Laki chciał wykorzystać jej dobry humor i zapał, aby przekazać jej jak najwięcej na samym początku… Lecz ona miała inne plany na spędzenie tego przedpołudnia. A raczej nie ona a Szmer, który domagał się zabaw.
        - Ale księżniczko… - próbował protestować Dżari, lecz wilk miał najwyraźniej więcej charyzmy niż on, gdyż przekabacił dziewczynę bez większego wysiłku na swoją stronę. A królewskiemu opiekunowi nie pozostało nic innego, niż pobiec za nimi. ”Niech się bawi”, uznał, gdy już się z nimi zrównał i zobaczył jaka Evangeline była zadowolona, ”Ta chwila nic nie zmieni, a przynajmniej się wyszaleje”.
        - Tylko ostrożnie! - upomniał jednak księżniczkę, by ta się nie wywróciła podczas zabawy, ale też by wilkowi nie przyszło do głowy jej przewracać, bo to na pewno nie było zachowanie, które przystawało przyszłej królowej. A potem, gdy ta dwójka radośnie się bawiła, on po prostu stał na uboczu i pilnował. Choć obserwował i w razie czego rzucał jakimiś uwagami (a ze dwa czy trzy razy sam rzucił Szmerowi patykiem), jego myśli cały czas uciekały w stronę pałacowych komnat i anielicy, która przebywał gdzieś wśród nich. Rozmyślał o tym, co mu powiedziała poprzedniego wieczoru - że był tylko służącym. Zastanawiał się co mógłby zrobić, by zdobyć tytuł, który pozwoliłby mu na otwarte wyrażanie swoich uczuć względem Delii. Wiele przychodziło mu do głowy, lecz były to z reguły pomysły trudne w wykonaniu albo niedorzeczne. Uznał, że może spróbuje dopytać o to Farnira - rycerz był całkiem obyty i chyba im przychylny, może poratuje jakimś pomysłem…
        - Wasza wysokość. - Dżari skłonił się, gdy nagle w ogrodzie pojawiła się Delia. Od razu spostrzegł, że jego ukochana chce z nim porozmawiać na jakieś prywatne tematy, dlatego dyskretnie się do niej zbliżył, ale tak, by nikt nie oskarżyłby ich o “gruchanie”... Chociaż teraz mogli nawet rozmawiać z odległości dziesięciu stóp, a i tak ktoś by mógł wysnuć takie wnioski. Nic to jednak, nie mogli w ogóle nie rozmawiać, dlatego Dżari zachęcił królową do mówienia, a potem uważnie jej słuchał.
        Delia nie musiała już nic dodawać – gdy w ten bardzo jednoznaczny sposób wspomniała o „nich”, Laki od razu wiedział co ma na myśli. Spojrzał na nią czujnie, ale też z uznaniem.
        - Sądzisz, że to wystarczy? – upewnił się. – Nie zaszkodzi spróbować… - mruknął po chwili namysłu. Zaraz jednak westchnął i spojrzał na królową z żalem. Oboje mieli te same zastrzeżenia: ściganie maga, który zniszczył uprawy, sprawi, że Dżari będzie musiał opuścić Arrantalis. Kto wie na jak długo… Lecz czym był ten czas względem perspektywy całego życia razem, szczerze, bez ukrywania się? Laki był gotów zapłacić taką cenę bez chwili wahania – życie nauczyło go, że cierpliwość i upór popłacają. Dlatego uśmiechnął się do Delli pokrzepiająco.
        - To jest doskonały pomysł, najdroższa - zapewnił ją szeptem. Chciałby móc ją objać, a jeszcze chętniej pocałować, ale jedyne na co mógł sobie pozwolić, to uśmiech.
        Ich rozmowę zakończyło pojawienie się strażnika. Jego spojrzenie Dżariel oczywiście zarejestrował, lecz je ignorował. Nawet królowej nie dotykał, pilnował się, a jak to mówią: “na złodzieju czapka gore”, więc gdyby teraz zaczął się odsuwać, jedynie podsyciłby podejrzenia. Założywszy ręce za plecami słuchał uważnie z czym przyszedł Deymos oraz tego, jak zareagowała na to księżniczka. Nie do niego należało podjęcie decyzji w tej sprawie, ale postanowił się wypowiedzieć.
        - Wasza wysokość, za pozwoleniem - zwrócił się do Delii, skłaniając się jej lekko w ramach przeprosin za to, że się wtrącił. - Uważam, że to dobry pomysł, by księżniczkę przedstawić poddanym… Moim zdaniem jednak nie może wyjść bezpośrednio do tłumu, ze względu na jej bezpieczeństwo oczywiście. Poza tym ludzie też mogliby zrobić sobie krzywdę tłocząc się wokół niej, nie wspominając już o tym, że i tak większość by jej nie zobaczyła. Wasza wysokość, może jest możliwość, by księżniczka pokazała się na jakimś podwyższeniu? Balkon byłby idealny albo krużganki. Oczywiście bez względu na waszą decyzję chciałbym księżniczce towarzyszyć wraz ze strażnikami - dodał ofiarnie, swe słowa popierając ukłonem.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

- Witaj Evangeline – Del z uśmiechem przywitała córeczkę, a po chwili też Dżariego skinieniem głowy. Następnie spojrzała na złoty pył, czy aby ten nie ozłoci im przy okazji posiłku. Na szczęście młoda niebianka zdołała go szybko opanować. Ponadto już nie było tak gorszących gaf ze strony złotowłosej, jak na początku. Wszystko się zaczynało układać, przynajmniej w tym jednym aspekcie. Był jeszcze Dżari i ich niepoprawna w opinii publicznej miłość, sprawa obumierających plonów, no i Valak. Jednakże zgodnie ze słowami anielicy nawet on zaczynał rozumieć, jak powinien się zachowywać.

- Jeśli tylko nie narozrabia, to wszystko będzie w porządku, ale skoro mówisz, że się uspokoił, to pewnie nie narobi sobie kłopotów – pocieszyła córkę. "Oby" – dodała w myślach.

Temat całkowicie zszedł na zwierzaki, Delia pozwoliła Apokalipsie wyjaśnić dlaczego Laki ma wybrać imię. Słuchała kociej mamy z uśmiechem - to był naprawdę miły gest z jej strony.

- Zasługujesz – dodała Delia zaraz po wtrąceniu Edena.

Lwicy i tygrysowi przypadło do gustu imię dla drugiego z ich kociaków, królowej również się spodobało.

- Ventus i Róża – powiedziała na głos Apokalipsa, spoglądając na swoje młode, jakby chciała podkreślić niezmienność nadanych już imion.

Szybko jednak musiała opuścić córeczkę i swego ukochanego, by zająć się bieżącymi sprawami kraju. Towarzystwa jednak postanowił im dotrzymać Szmer. Królowej nie było przy nich dłuższy czas, ale w końcu przyszła. Musiała rozmówić się z Dżarim.

- Mam taką nadzieję, ale jestem pewna, że warto spróbować. – Uśmiechnęła się, słysząc jego słowa. Lubiła, gdy tak do niej mówił: „Najdroższa”.

Tymczasem zabawa tak pochłonęła księżniczkę i wilka, że w pewnym momencie patyk, który miał aportować futrzak, trafił w strażnika, który właśnie zmierzał w stronę królowej, by przekazać jej ważne wieści. Delia udała, iż nie zauważyła tego incydentu podobnie zrobiła ze spojrzeniem strażnika na Dżariela, wewnętrznie jednak westchnęła. Wysłuchała po prostu co za wieści ma jej do przekazania mężczyzna. Nie było to jednak to, co Del chciałaby usłyszeć. Skrzywiła się lekko, bo miała mało czas na podjęcie decyzji, na dodatek Evangeline zaciekawiła się tą sprawą. Przez moment nie wiedziała komu wpierw odpowiedzieć, zestresowała ją ta sytuacja. Musiała jednak wziąć się w garść. Wzięła głęboki oddech i odetchnęła.

- Powiedz im, że niebawem wszystkiego się dowiedzą – powiedziała władczym tonem do Deymosa, po czym spojrzała na córeczkę. — Ponadto ludzie lubią wiedzieć, co się dzieje w otoczeniu ich władcy… - dodała królowa. — Mogłabyś wyrzucić ten patyk? Musimy cię szybko przygotować i… - przerwała swoje głośne myślenie, słysząc propozycję blondynki.

Wtedy też do niej coś dotarło: chciała przedstawić córkę swemu ludowi gdzieś z oddali, aby nic złego nikomu się nie stało. Jednakże nie tylko była królową, ale też aniołem. Nie powinna się izolować od poddanych, nawet jeśli się obawiała o Evangeline, wiedziała, że obdarzenie ludzi choćby odrobiną zaufania może dać znacznie lepszy efekt niż ucieczka przed nimi.

- Myślę, że masz trochę racji, kochanie – uśmiechnęła się do niej. – Deymos?
- Tak, pani?
- Przekaż poddanym, że przed zachodem słońca odbędzie się przejazd głównymi ulicami i będą mogli ujrzeć księżniczkę.
- Tak jest. – Odmaszerował.

Gdy strażnik odszedł, Delia zwróciła się do Dżariela.

- Przedstawienie Evangeline z balkonu byłoby dobre, ale w powozie więcej ludzi zobaczy ją z bliska, a będzie przy tym równocześnie bezpieczna – wyjaśniła i lekko westchnęła. Nie planowała takiej akcji na dzisiaj, ale co zrobić.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Evangeline czekała na ostateczną decyzję Delii, w międzyczasie dokładnie wysłuchując tego, co ona, jak i Laki mieli do powiedzenia w tej sprawie. Cieszyła się, że już od pierwszych ich słów brak było wyraźnego sprzeciwu wobec tego, by zapoznała się z ludźmi poza zamkiem, to bowiem oznaczało, że niemal na pewno się to odbędzie. Początkowa wersja z balkonem nie brzmiała tak źle - wyobrażała sobie, że z wysokości zdołałaby zobaczyć i pomachać do każdego, a każdy byłby w stanie zrobić to samo w drugą stronę. Ale czy na pewno tak by to wyglądało? Co jeśli byliby zbyt daleko, by jej wzrok mógł ich uchwycić z osobna? Co jeśli balkon, na którym będzie, będzie tak wysoki, że ona sama będzie dla ludzi widoczna niczym drobina złotego pyłu?

        Nie zdążyła się zmartwić z powodu swoich przemyśleń, gdyż jej własne słowa najwyraźniej przemówiły do Delii wystarczająco, by ta zmieniła plany. Powóz? Ostatnim razem, gdy jechała takowym, było bardzo boleśnie, ale to była wina wzorów na jej skórze, które teraz były zakryte. Dlatego też nie widziała powodów, by się nie cieszyć z tego, jak blisko będzie mieszkańców Arrantalis. Poza tym Delia zapewniła, że powinno być bezpiecznie, a nie miała powodu, by nie wierzyć w to, że jej przybrana mama zrobi wszystko, co w jej mocy, by tak było. Dlatego też z cichym uśmiechem na twarzy patrzyła się na Delię, mimo tego, że tańczący w powietrzu pył był równoznaczny z krzykiem radości.

        Deymos, gdy tylko otrzymał definitywną odpowiedź od Delii, ruszył w drogę powrotną, by przekazać rozkaz królowej zarówno do kapitana straży, jak i również wszystkich osób, które będą potrzebne do zorganizowania przejazdu powozem przez miasto, a lista takowych była długa - królewskie stajnie musiały naszykować i wystroić konie, które będą ciągnęły królewski środek transportu, który też zresztą także należało zadbać. Trzeba było także znaleźć kilka osób z gwardii królewskiej, które dobierze kapitan, a które to będą dbały o bezpośrednie bezpieczeństwo władczyni i jej przybranej córki. Na dodatek straż miejska powinna zostać powiadomiona o tym, by była gotowa na oddelegowanie części patroli do tego, by zapewnić bezpieczeństwo na trasie przyszłego przejazdu królowej. Dla niego był to jednak przyjemny obowiązek, mógł bowiem przy okazji roznieść nowe plotki i obalić te, które okazały się fałszywe, był on bowiem jedną z osób odpowiedzialnych za to, że całe Arrantalis huczy od wieści z królewskiego zamku.

        Wracając do złotowłosej: ta zaczęła rozglądać się za Szmerem, spodziewając się, że ten znów czeka z patykiem w pysku. Zwierzę jednak już chyba wybiegało się na najbliższe godziny, wilk bowiem leżał sobie w pierwszym lepszym zacienionym miejscu, łapiąc oddech. Nie zapomniał on jednak o patyku, który chyba polubił, bo leżał obok niego, w oczekiwaniu na przyszłe zabawy z księżniczką. Widok ten oznaczał, że na razie Evangeline musi znaleźć inne zajęcie. Na całe szczęście nie musiała długo szukać, bo w głowie kipiał jej kocioł pytań i niewiedzy, a jej opiekun był tuż obok. A że ostatnie sesje wpajania wiedzy w jej głowę były interesujące, to też była gotowa otwarcie poprosić o kolejną.

- Czy będę mogła teraz zacząć się czegoś uczyć? - spytała, patrząc na Dżariego i tylko okazjonalnie spoglądając kątem oka na swoją przybraną mamę. - Zabawa ze Szmerem była fajna, ale teraz mam tyle pytań odnośnie tego, co będzie wieczorem. Na przykład ciekawi mnie, jakie osoby tam spotkamy albo jak one żyją, albo czemu nie mieszkają w zamkach tak jak my. Albo w czym miasto różni się od miejsca, gdzie ty żyłeś, kiedy pierwszy raz spotkałeś mnie i mamę… Czy będziesz mi mógł o tym opowiedzieć w ramach dzisiejszej nauki? - Wypowiedź anielicy aż ociekała ciekawością, co było widać zarówno po jej żywym spojrzeniu, jak i również po skocznych drobinkach złota, które aż nie mogły ustać w miejscu od emocji.

        W ten oto sposób czas zaczął zlatywać. Szykowania do wieczornego przejazdu szły bardzo sprawnie, o czym Delia była informowana co jakiś czas przez posłańców, którzy posyłani byli do niej, by królowa nie martwiła się o potencjalne problemy, mogące stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa zarówno jej, jak i nowej księżniczki. Z królewskiej stajni dobrano dwie najbardziej okazałe klacze o siwej maści, które były zarówno silnymi okazami zdrowia, jak i również pięknymi zwierzętami dla tego specyficznego widowiska. Powóz, który został wybrany, był jednym z bardziej strojnych - nie posiadał dachu, drewno jego zdobiły liczne złocenia ukształtowane w drobne wzory, a boki jego były na tyle niskie, że przysłaniały pasażerów jedynie od pasa w dół. W środku było sześć miejsc siedzących, po trzy w rzędzie, z czego dwa obecne rzędy ustawione przodem do siebie, dzięki czemu było dużo miejsca dla królewskiej dwójki oraz opiekuna księżniczki.

        W międzyczasie Evangeline, gdy tylko mogła, przebywała u boku Lakiego i zadawała pytania, gdy tylko udzielił on odpowiedzi na jej poprzednie zagwozdki. Głównie krążyła wokół tematu życia osób, które nie pochodzą z królewskich kręgów, co wywołane było oczywiście nadchodzącym wydarzeniem. Czasami skupiała się na tym, jak wyglądało życie Lakiego, zanim został jej opiekunem - w końcu, z punktu widzenia Evangeline, żył on głównie na wsi, co było kolejnym środowiskiem całkiem innym od królewskiego i bandyckiego, bowiem jak dotąd tylko te dwa do pewnego stopnia rozumiała. Nie wypytywała jednak o szczegóły z jego życia - po prostu była ciekawa, jak spędzał dni i czego mógł się spodziewać, żyjąc w tamtej niewielkiej chatce.

        Nastał jednak moment, gdy jedno pytanie Evangeline wymknęło się schematowi. Obiad, który odbył się bez żadnych niespodzianek, miał miejsce kilkanaście chwil temu. Posmak potraw przyrządzonych przez służących powoli odchodził w niepamięć, a i już nie byli przy stole, gdy głos Evangeline znienacka skierował pytanie, owinięte w swoisty monolog, ku opiekunowi.

- Chciałabym poznać ludzi. Tych wszystkich ludzi, którzy chcą mnie zobaczyć. Kiedy byłam… Zanim Delia została moją mamą, znałam wszystkich dookoła mnie, miałam na to dużo czasu. Niektórzy nawet rozmawiali ze mną. Wiedziałam, co kto lubi, a czego nie. Czasami poznawałam nawet to, czemu się znaleźli w tamtym miejscu. Wiem, że na to potrzeba dużo czasu nawet dla jednej osoby, ale… Czy zdołam kiedyś poznać ich wszystkich? Najpierw oczywiście chciałabym zacząć poznawać osoby, które zawsze zauważam w zamku, ale z tym raczej nie będzie problemów.

        Bez względu na to, jaka była reakcja ze strony Dżariego, Evangeline bez wątpienia ją wysłuchała w ciszy - tak jak wszystkie poprzednie, to on bowiem w końcu wiedział więcej niż ona. Nie podważała jego słów - wierzyła bowiem w nie zawsze, odkąd tylko został on jej opiekunem. Mało tego, była wdzięczna za każdy kolejny moment, kiedy to Laki pomagał jej poznać świat, który do niedawna był skryty za horyzontem z metalowych krat.

        Tymczasem czas nieubłaganie mijał. Od momentu dosyć nietypowego pytania, Evnageline przystopowała z zadawaniem kolejnych, tylko okazjonalnie wypytując o to, jak będzie miała się zachowywać, gdy będą przejeżdżać w powozie przez ulice miasta. Wszystko było już praktycznie gotowe - wystarczyło udać się do powozu, który czekał wraz ze strażą po wewnętrznej stronie zamkowej bramy na swoich pasażerów. Ta chwila wolności, nim usiądą na swoje miejsca, mogła być ich ostatnią, później bowiem będą pod czujną obserwacją tłumów, a jeszcze później zapadnie noc, podczas której nie ma gwarancji prywatności dla zakochanych...
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        - Jak sobie życzysz, wasza wysokość - zapewnił Delię, gdy ta zdecydowała, że zorganizuje przejazd otwartym powozem ulicami miasta. Wydawało mu się, że to o wiele bardziej ryzykowne i skomplikowane przedsięwzięcie, gdyż trzeba będzie obstawić wiele ulic i mieć oczy naokoło głowy, ale może zbytnio przejmował się bezpieczeństwem, a za mało ufał ludziom… Więc niech królowa decyduje, on nie zamierzał się sprzeciwiać. Postanowił jedynie, że sam również tym razem nie da się zaskoczyć. Na razie jednak jego rola sprowadzała się tylko do towarzyszenia Evangeline i odpowiadania na jej pytania, których było mnóstwo, lecz nie drażniły one jej opiekuna - w końcu poniekąd taka była jego rola, by zapoznawać ją z życiem w społeczeństwie i oswajać z rolą, którą nagle otrzymała.
        - To dużo pytań jak na jeden raz, ale postaram się na nie odpowiedzieć najlepiej jak zdołam - zapewnił księżniczkę ciepłym tonem, który jasno świadczył o tym, że mimo nawału kwestii do omówienia nie irytowała go ciekawość złotej anielicy. - Zacznę może od tego, że prawdopodobnie nie będziesz miała okazji poznać osobiście tych wszystkich osób, które przyjdą cię zobaczyć, bo będzie ich bardzo dużo. Mieszkańcy stolicy są bardzo różnorodni, jedni są bogaci, inni biedni, są wśród nich artyści, kupcy, rzemieślnicy, rolnicy… Wiele, wiele innych osób. Każdy z nich mieszka w swoim domu, takim, na jakiego go stać… Niestety musisz wiedzieć, że nie wszyscy są sobie równi w społeczeństwie, w każdym razie nie pod każdym względem, bo na przykład wobec prawa nie ma między nimi różnic. Jednak jeśli chodzi o majątek i sposób życia, każdy ma jakąś swoją rolę, pracę do wykonania, jedni są sprytniejsi i lepiej radzą sobie w interesach, inni zaś są skromni albo mniej zaradni. Mieszkańcom Arrantalis różnie się powodzi, ale tak jest wszędzie na świecie. Przez to też każdy z nich mieszka w innym domu. Niektóre kupieckie czy arystokratyczne posiadłości mogą być bardzo podobne do tego zamku, równie bogate i prawie tak samo okazałe - to kwestia majątku i prestiżu. Pozycja władcy jest podkreślana właśnie bogactwem jego siedziby, a w pałacu musi być dość miejsca dla osób, które zajmują się jego utrzymaniem, oraz dla licznych dworzan, ministrów, rycerzy. Tylko osoby związane w jakiś sposób z rodziną królewską mogą tu mieszkać.
        Mówiąc Dżari udał się z księżniczką do jednej z licznych altanek skrytych w ogrodzie, by tam przysiąść i spokojnie porozmawiać.
        - Jeśli zaś chodzi o różnice między wioską a miastem, te są znaczne - zaczął kolejny temat, gdy już usiedli. - Wynika to przede wszystkim z tego, czym zajmują się ludzie w danym miejscu. Mieszkańcy wsi są bardziej związani z naturą, zajmują się rolnictwem, sadownictwem, rybołówstwem, hodowlą zwierząt… Potrzebują do tego dużo miejsca, przez co niewielkie osady otoczone są przez rozległe przestrzenie niezamieszkałego terenu. Ich życie jest regulowane naturalnymi cyklami natury, porami roku czy też okresami rozpłodowymi zwierząt. To inny sposób życia, mniej stresujący niż w mieście, ale również mniej dochodowy i prestiżowy. Jednak dzięki temu są też bardziej samowystarczalni. W miastach ma się dostęp do o wiele szerszych możliwości rozwoju, wzbogacenia się, dostępnych jest znacznie więcej zawodów, których istnienie ma sens dzięki temu, że wokół jest tak dużo osób potencjalnie zainteresowanych twoimi usługami. Życie jest intensywniejsze, dla wielu być może ciekawsze, jednocześnie trudniejsze, bo trzeba wykazać się większą kreatywnością jeśli chce się dostatnio żyć, ale też łatwiejsze, bo ma się dostęp do wielu nowych możliwości…
        Dżari ciągnął swoją opowieść jeszcze długi czas, płynnie przechodząc między tym jak się żyje w mieście, a jak ten sam aspekt życia wygląda na wsi, czym się różnią ludzie mieszkający tu i tu. Tak czas upłynął im aż do posiłku.
        Tuż po obiedzie Dżari miał chwilę, by wstępnie przygotować się do wieczornej parady. Naszykował sobie swoje najbardziej reprezentacyjne ubrania i chwilę wahał się czy brać ze sobą broń czy też nie. Zorientował się już, że straż pałacowa nie brała go pod uwagę podczas planowania ochrony powozu i to tak zupełnie go ignorując, bo nie uznano ani, że będzie stanowił dodatkowe zabezpieczenie, ani też nie kazano go osłaniać. Nie miał żalu o to ostatnie, bo oczywiście, że na niego akurat nikt by się nie rzucił, a poza tym umiałby się obronić. I co więcej umiał też bronić innych, dlatego ostatecznie zdecydował się zabrać miecze ze sobą. Ale to dopiero wieczorem.

        - Dobrze mi się żyło na wsi - zapewnił, gdy Evangeline zapytała o jego własne doświadczenia. - To z jednej strony trudne, ale z drugiej dobre życie. Trzeba dbać o to by mieć co jeść i by nie kapało ci na głowę, nie można sobie pobłażać, tylko cały czas trzeba pracować. Ale ludzie są sobie życzliwi i pomocni, współpracują ze sobą, pomagają sobie, dzielą się wiedzą i tym co mają, lecz jednocześnie oczekują tego samego od ciebie. Nie można brać i nic od siebie nie dawać, tak jest zresztą bez względu na to gdzie się mieszka, po prostu wydaje mi się, że na wsi to lepiej widać. Jeśli jest się pracowitym i skromnym to dobre życie.
        Dżari mówił tak, jakby się rozmarzył - faktycznie dobrze wspominał ten rok spędzony w wiosce bez nazwy, to jak pomagał ludziom w polu i dbał o swoje maluteńkie obejście. Temat rozmowy jednak płynnie przeszedł dalej, do nowego pytania w repertuarze księżniczki: tego o możliwość poznania mieszkańców kraj. Laki przez moment zamyślił się nad tym jak przedstawić tę kwestię.
        - Niestety to nie jest takie proste, wasza wysokość - zaczął odrobinę przepraszającym tonem. - W obozie, w którym mieszkałaś wcześniej, żyło niewiele osób, podejrzewam, że pewnie z kilkadziesiąt. Arrantalis jest znacznie większe, a i mieszkańców jest tu znacznie więcej. Niestety większości z nich nigdy nawet nie zobaczysz, a porozmawiasz tylko z nielicznymi na audiencjach. Lecz głosem tych wszystkich osób, z którymi nie będziesz miała okazji porozmawiać osobiście, będą twoi doradcy, ministrowie i posłowie. Może też za pośrednictwem twoich dworzan będziesz mogła się dowiedzieć jakie nastroje panują nie tylko w mieście, ale i na obu wyspach. Tak to już jest, księżniczko, że żadne z nas nigdy nie porozmawia z każdym mieszkańcem danego miasta, jest nas po prostu za dużo. W twoim przypadku różnica będzie polegała na tym, że ciebie rozpoznawać będą wszyscy, bo jesteś ich księżniczką. W zamku zaś poznasz bardzo dużo różnych osób, poznasz też wiele osób z obcych państw, posłów, władców, dyplomatów. To będzie ciekawe życie i ciekawe znajomości.
        Czy jego odpowiedź była satysfakcjonująca? Może tak, może nie, ale na pewno była szczera i wynikała z doświadczenia i jego obserwacji. Spodziewał się, że Evangeline będzie zawiedziona, ale cóż, takie było życie, prawdziwe życie w społeczeństwie, a nie w klatce.

        Gdy pozostało już niewiele czasu do wyjazdu karety na oficjalną przejażdżkę ulicami miasta, Dżari wykorzystał moment, gdy Evangeline była strojona w swojej komnacie przez jakieś trzy (a może nawet cztery) tuziny służek, by wymknąć się na moment do królowej. Wiedział, że była w swoim skrzydle zamku, lecz nie był pewny czy ktoś jej nie towarzyszył - na ten przypadek miał przygotowaną wymówkę w postaci kilku niezobowiązujących pytań o szczegóły przejazdu i jego roli w tym przejeździe. Miał jednak szczęście, gdyż anielica była sama.
        - Del, najdroższa?
        Dżariel zwrócił się do anielicy tym specyficznym, niskim, wibrującym szeptem, którym mówią do siebie zakochani. Objął ją w pasie i złożył na jej wargach czuły pocałunek, po czym oparł czoło o jej czoło, by nie myślała mu uciekać.
        - Jutro rano wyruszę poszukiwać tego maga - wyjaśnił jej. - Zaciągnąłem już języka, mam informacje od straży pałacowej i wiem gdzie zacząć szukać. Statek, który zabierze mnie do odpowiedniego portu, wyrusza o świcie, wieczorem będę musiał więc przygotować się do drogi… Będę tęsknił, moja droga - zapewnił ją szczerze, tym razem całując ją w płatek ucha. - Chyba nie powinienem pisać do ciebie listów, by nie robić ci kłopotów, ale zrobię wszystko, by dopaść tego złoczyńcę i jak najszybciej do ciebie wrócić… Czekaj na mnie, najdroższa, obiecuję, że gdy wrócę już nigdy więcej nie opuszczę twojego boku.
        Składając na policzku królowej kolejne pocałunki Dżari dyskretnie wyciągnął z jej fryzury pojedynczą wstążkę, która zdobiła jej piękne ciemne włosy.
        - Pozwolisz, że ją sobie zabiorę? - zapytał, pokazując trzymaną w palcach aksamitkę. - Będzie mi ciebie przypominała, gdy będę daleko.
        Laki póki co schował wstążkę do kieszeni spodni, ale na pewno później zwinie ją tak, by się broń boże nie zniszczyła, nie pogniotła i nie zabrudziła. Była to dla niego bardzo cenna pamiątka na te przyszłe tygodnie czy nawet miesiące rozłąki. Albo lata… ”Nie”, postanowił sobie ze stanowczością. Nie zamierzał ścigać tego maga w nieskończoność po całym kontynencie. I był przy tym przekonany, że choć mógł być przebiegłym przeciwnikiem, to na pewno nie był Avrą - nie dałby rady go oszukać i wodzić za nos przez lata.
        - Muszę już iść, Evangeline pewnie zaraz będzie gotowa - usprawiedliwił się, kolejny raz całując Delię w usta i powoli się wycofując, choć widać było, że czynił to bardzo niechętnie.
        - Kocham cię - powiedział zamiast pożegnania i już ruszył w stronę drzwi, posyłając królowej ostatnie czułe spojrzenie.

        Wieczorem wszystko było o dziwo zapięte na ostatni guzik, choć przygotowania trwały aż do ostatniej chwili. Gdy królewski powóz wraz z pasażerami - królową, księżniczką oraz jej opiekunem - wyjechał na ulice miasta, wszędzie zebrał się już tłum, który pewnie zaraz zablokowałby drogę, gdyby nie rozstawione na trasie przejazdu barierki i pilnujący porządku strażnicy pałacowi i miejscu. Na całej trasie przejazdu było tłoczno od ludzi - widać jak niezwykle atrakcyjna była dla nich możliwość zobaczenia swojej nowej księżniczki, o której krążyło tyle plotek i niestworzonych historii. Machali do niej, klaskali i wiwatowali, niektórzy wyciągali ręce w nadziei, że być może będzie im dane dotknąć sukni złotej anielicy bądź chociaż powozu, którym jechała... A gdy ta już ich minęła, większość nagle rzucała się na kolana, by zebrać złoty pył, który po sobie zostawiła.
        Dżari już na początku przejazdu widząc ekscytację Evangeline pozwolił jej, aby na niektórych odcinkach mogła stać w powozie i machać do poddanych, był tylko jeden warunek - on cały czas trzymał ją w takich chwilach za rękę, by w razie gdyby trafili na jakiś wertep, pomóc jej utrzymać równowagę. Albo w najgorszym wypadku szarpnąć ją w tył, aby uchronić od niebezpieczeństwa. Był czujny i starał się pozostawać niewidoczny, dlatego siedział trochę nisko, rozglądając się po zebranych poddanych. To był czas, by brylowała przede wszystkim Evangeline i ewentualnie Delia, bo przecież była ukochaną przez lud królową.
        W końcu powóz dojechał na rynek miasta. Tam, zgodnie z planem, dwukrotnie objechano cały plac wokół, a później woźnica wyraźnie zwolnił - docierali właśnie do trybuny, która stała tu zawsze, aby herold mógł wygłaszać z niego ogłoszenia bądź w dni handlowe mogła służyć licytatorom gdy akurat była taka potrzeba. Nikt nie wiedział czy Delia nie zechce powiedzieć kilku słów do poddanych, jakoś nikt o to nie zapytał, dlatego jeśli królowa miała taką ochotę, mogła teraz o tym zadecydować - wystarczył jeden sygnał w kierunku woźnicy.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Delia lekko się stresowała tym przejazdem, ale nie miała zamiaru dać tego po sobie poznać. Miała tylko nadzieję, że Deymos nie zapomni o niczym, wszakże czas leciał dość szybko. Dżari w tym momencie także miał zajęcie w postaci szczegółowego odpowiadania na coraz bardziej skomplikowane pytania młodej anielicy. Królowa widziała, jak jej ukochany udaje się w stronę altanek, aby odpowiedzieć na wszystko młodej. Chciałaby pójść z nimi, ale była zajęta tworzeniem planu przejazdu w przyśpieszonym tempie. Na szczęście, gdy wszystko porządnie się rozpoczęło, co jakiś czas posłańcy składali królowej raport z przygotowań, które były zaskakująco pozytywne. Szło bardzo dobrze, żadnych opóźnień ani przeciwności losu. Ludzie na ulicach natomiast już ustawiali się wzdłuż trasy, aby zająć miejsca z najlepszą widocznością. Od czasu do czasu kończyło się to jedynie niegroźną przepychanką.
Królowa w tym czasie wysłała jeszcze swe służące do Ediana, pod którego nadzorem świetny krawiec pracował nad kolejnymi sukniami z zaklętego materiału specjalnego dla księżniczki. Tym razem powstawała bursztynowa suknia, inspirowana kolorem oczu dziewczyny. Miała szerokie, średniej długości rękawy, bardzo skromny kwiatowy wzór, oraz błękitne niczym tatuaże niebianki wykończenia. Ubranie nadawało się idealnie na przejazd, ponieważ dzięki swemu skromnemu krojowi nie mogło skraść więcej uwagi niż sama anielica. Służące miały przygotować owe dzieło na przejazd, miały jeszcze chwilę, ponieważ królowa wraz z księżniczką i Dżarim właśnie mieli zjeść obiad.
Delia uśmiechała się czule, patrząc na swego ukochanego i Evangeline. Szybko przywołała się do porządku, ale to było takie przyjemne uczucie takiego ciepła w sercu, że ciężko było zachować poważną mimikę. Chciała się nacieszyć tymi ostatnimi chwilami z nim, przed rozłąką. Na razie jednak musiała udzielić kilka porad swojej córce. Wiele razy podkreślała, że dobrze widziany będzie uśmiech oraz zaprezentowała, jak należy prawidłowo machać poddanym.
Następnie ruszyła wraz z księżniczką do czarodzieja po odbiór sukni - w końcu obie musiały się teraz wystroić. Wtedy też się rozdzieliły i jedne służące zajęły się księżniczka, a inne, królową. W odzieniu księżniczki nie zabrakło również miejsca na skrzydła, których wciąż nie potrafiła schować. Delia natomiast rozmyślając nad tym aspektem, postanowiła zrobić podobnie i rozłożyła skrzydła. Postanowiła tak zrobić, aby ludzie nie traktowali dziewczyny jak przybłędy, której się poszczęściło, w ten sposób chciała podkreślić pozycję złotowłosej. Gdy była już gotowa, chwilę po tym, jak służki opuściły jej komnatę przyszedł Dżari. Idealne wyczucie czasu, anielica uśmiechnęła się do niego promiennie.

- Dżari – wypowiedziała równie cicho. Przy nim czas płynął jakby inaczej, czuła jak jej serce bije i po kilku jego uderzeniach on był tuż obok. Gdy ją objął, poczuła, jakby właśnie wznosiła się w powietrze bez najdrobniejszego ruchu skrzydłami. Pragnęła, by moment pocałunku mógł trwać chwilę dłużej.

Na wspomnienie o jutrze spuściła lekko wzrok niepocieszona, słuchając jego słów. Świt zdawał się tak bliski, za bliski.

- Ja za tobą również... – Przybił ją jeszcze bardziej fakt, że nie będzie mogła otrzymywać listów. Miał rację. To byłoby niewłaściwe, jednakże bała się o niego i wizja odcięcia od informacji była przerażająca. Nawet rozważała wykorzystanie Pioruna jako gołębia pocztowego, ale to również mogło zacząć zwracać niechcianą uwagę. – Będę czekać ile trzeba... – Uśmiechnęła się lekko i pozwoliła skraść sobie jedną wstążkę. Czymże ona była skoro i tak miał już jej serce.

Nie chciała, by odchodził, marzyła w tej chwili o ucieczce od władzy, obowiązków, a może i całego Arrantalis byle być z nim. Jednakże znała swoje miejsce i zadanie, a przecież nadarzyła się okazja, by mogli być razem, nie martwiąc się o konsekwencje, wystarczyło dać temu czas.
Kolejny całus, Delia aż zamilkła na chwilę pogrążona w błogim uczuciu zauroczenia.

- A ja ciebie – odpowiedziała rozanielona.

W końcu nadszedł czas przejazdu. Delia wsiadła do powozu niemal równocześnie z Evangeline i Dżarim. Jeszcze w ostatnich momentach udzieliła kilka porad swej przybranej córce i przestrzegła przed nieobliczalnością tłumów, by młodej nie przyszły do głowy jakieś głupie pomysły, czy też raczej zostały podsunięte przez pewnego papugoszczura. Gryzonia nigdzie nie było widać, ale królowa miała wrażenie, że ten rozrabiaka i tak gdzieś tu się kręci.
Oczywiście ludzie reagowali względnie pozytywnie, byli pełni podziwu i zachwytu. Szczególnie nad złotym pyłem, który próbowali zagarnąć w jak największej ilości. Jednakże nie tylko na niego „polowali”. Gdy choćby pojedyncze piórko ze skrzydeł anielic pojawiło się na ulicy, ludzie byli gotowi się nawet o nie pobić więc strażnicy, których powóz zostawiał w tyle, mieli pełne ręce roboty.
Natomiast w powozie, gdy księżniczka wstała, aby pokazać się ludziom w całej swej okazałości, Delia pozwoliła skraść swej córce niemal całą uwagę, ponieważ sama pozostała w pozycji siedzącej. W końcu to Evcię pragnęli wszyscy zobaczyć.
Gdy dotarli na rynek, Delia postanowiła oficjalnie przedstawić księżniczkę Arrantalis. Stanęła na trybunie wraz ze złotowłosą, gotowa do ogłoszenia, jednakże nie zaczęła od razu. Poczekała dłuższą chwilę, aż cała uwaga skupi się na niej, a ludzie nieco ucichną.

- Drodzy poddani! Oto jest Evangeline, księżniczka Arrantalis! – Ponownie podniosła się wrzawa, głośniejsza niż przedtem. Niektórzy zaczęli wykrzykiwać różne pytania, najwięcej było odnośnie do złotego pyłu. Jak to robi, czy potrafi wytworzyć na zawołanie określoną ilość. Nieliczne były kwestie jej pochodzenia, a przynajmniej brakło im siły przebicia. Nie od dziś wiadomo, że ludźmi rządzi chciwość i właśnie to udowodnili.

Delia westchnęła tylko i szepnęła do swej córki, że może im wyjaśnić swoją moc i odpowiedzieć na niektóre pytania. Ludzie powinni się nieco uspokoić z szerzeniem fałszywych informacji o niej, gdy czegoś się dowiedzą i to u źródła.
Trwało to jakiś czas, ciemnowłosa anielica nieustannie pilnowała, aby Evcia nie powiedziała czegoś, co może oburzyć ludzi. Było to niezwykle wyczerpujące, ale jakoś się udało, powrócili do pałacu bez większych komplikacji, robiło się już ciemno. W oddali widać było, jak ostatnie promyki słońca chowają się wśród fal za horyzontem. Niebo przybrało pomarańczowy odcień, który stopniowo coraz bardziej szarzał.

- Jak ci się podobało, Evangeline? – spytała Delia, będąc już w pałacowych murach. Zaczekała na odpowiedź, po czym dodała. – Jutro musimy wstać skoro świt, moja droga, więc czas na spoczynek – troskliwie zagoniła ją do spania.

Gdy oficjalna już księżniczka zniknęła z pola widzenia, Delia rzuciła Lakiemu słodkie spojrzenie, po czym ruszyła w stronę tylnego wyjścia z zamku, jednym zerknięciem dając mężczyźnie znać, aby poszedł za nią. Na zewnątrz czekała na niego tuż obok wyjścia. Chciała z nim pogadać ten ostatni raz i nawet wiedziała gdzie będzie idealne miejsce.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Szykowanie się do przejazdu było niezwykle ruchliwym czasem, przynajmniej z punktu widzenia księżniczki. Nie przeszkadzało to jej jednak - dostała nową sukienkę, która jej się podobała nie mniej, niż wszystkie poprzednie, a która to równie jak one potrafiła wytrzymać destrukcyjną moc tatuaży. Służki, z którymi miała do czynienia przez pewien czas w swoim pokoju, były wyjątkowo dbałe o szczegóły, a przy tym pracowały w tempie, przy którym zwykły pośpiech wyglądał jak spacer śpiącego ślimaka u kresu swego życia. Jej włosy były tak starannie uczesane, że same bóstwa mogłyby zazdrościć, gdyby o tym wiedziały, samą sukienkę tak poprawiały po tym, gdy została na złotoskrzydłą założona, że młoda księżniczka autentycznie bała się ruszyć, by nie naruszyć ułożenia tkaniny, które to graniczyło z dziełem sztuki. Bez wątpienia wyglądała pięknie, czego była w pełni świadoma. Jedyne, nad czym się zastanawiała, to reakcja ludzi na jej cudnie wystrojoną osobę - Co, jeśli będą mieli inne gusta niż ona? Z tego, co wytłumaczył jej Dżari, różni ludzie żyją w mieście, każdy żyjący w nieco inny sposób, istnieje więc jakaś szansa, że ktoś nie uzna jej sukni za ładną, czyż nie?

„Najwyżej przeproszę te osoby! A… Raczej nie zdołam, przecież mówił mi, że ich będzie bardzo dużo. Prawdopodobnie nie będę miała okazji, a może i nawet nie zobaczę reakcji wszystkich ludzi. Cóż, przynajmniej oni zobaczą mnie, więc pozostaje mi zaprezentowanie się w jak najlepszy sposób. Może nawet będę miała okazję opowiedzieć im o sobie i o tym, jak bardzo chciałabym ich wszystkich poznać, nawet jeśli jest to praktycznie niemożliwe!”

        Dzięki takiemu nastawieniu księżniczka nie tylko była pewna siebie, ale też nie zamartwiała się niczym, dzięki czemu mogła swój pozbawiony zmartwień umysł przeznaczyć na dokładne wysłuchanie rad i pouczeń, gdyż tych troszkę było od momentu, gdy zostały ukończone jej prywatne szykowania. Słowa Delii przekazywały ważne informacje adoptowanej anielicy aż do chwili, kiedy to usiadła w powozie wraz z przybraną matką oraz opiekunem.

- Będę grzeczna, mamo, nie zrobię niczego groźnego ani nienależytego, obiecuję - stwierdziła, gdy po raz ostatni królowa Arrantalis swym głosem poradziła anielicy, wokół której orbitowały drobinki pyłu. W młodych oczach malowała się dziecięca szczerość, której to podważenie byłoby jednym z cięższych grzechów tego świata.

        Koła powoli zaczęły się obracać, dzięki ciężkiej pracy klaczy rzecz jasna, po czym powóz ruszył według trasy, która już od dłuższej chwili była równie mocno, jeśli nie bardziej zabezpieczona od zamku, z którego wyjechali. Głowa młodocianej chodziła na boki. Patrzyła z szeroko otwartymi oczami, niemal jakby bała się, że gdy nie będzie patrzeć wystarczająco mocno, to ci wszyscy ludzie nagle znikną. Pochłaniała widok, który mijali, jak tylko mogła, starając się uchwycić wszystkie wiwatujące i uśmiechnięte twarze. Nie zapominała, by każdemu odwdzięczyć się równie wielkim, jeśli nie większym uśmiechem. Starała się też - zawsze, kiedy tylko za pozwoleniem i z pomocą Dżariego wstawała z miejsca siedzącego - każdemu odmachiwać, ale to było nieco trudniejsze - nie jechali na tyle powoli, by zdołała pomachać każdej osobie, gdyż tych było tysiące, jeśli nie dziesiątki, bądź setki tysięcy. Aż nie dziwiło tak mocno, że ci z dobrym wzrokiem - szczególnie osoby na powozie - dostrzec mogli, jak złoty pył również kołysał się w powietrzu, papugując energiczne ruchy ręki Evangeline, której ta czynność najwyraźniej się ani trochę nie nudziła. Momentami drobinki nawet próbowały ugrupować się w kształt z grubsza przypominający dłoń, lecz było ich zbyt mało, a myśli złotoskrzydłej zbyt rozproszone, co by cokolwiek widocznego z daleka zamanifestowało się ze złotej niby-mgły.

        Widok tego szczęścia, radości i ekscytacji ogrzewał serce Evangeline. Czuła się w centrum uwagi, a zarazem jakby to właśnie dzięki niej wszyscy byli zadowoleni. O ile pierwsze uczucie było po prostu miłym dodatkiem, o tyle drugie zdawało się dla niej definicją jej własnego szczęścia. Zaczęła delikatnie odchodzić myślami w przyszłość, wyobrażając sobie, jak wiele dni mogłaby poświęcić, by poddani byli tak uśmiechnięci, jak są teraz. Stała akurat, podtrzymywana przez kochanka Delii, kiedy te przemyślenia przechodziły jej przez głowę, przez co wpadła na pomysł, jak sprawić, by jeszcze bardziej ją widzieli. Po kilku chwilach zastanowienia - uznała, że to nie będzie nic, o czym musiałaby mówić - rozłożyła zarówno ręce, jak i swe anielskie skrzydła, tak szeroko, jak tylko mogła, prezentując je w pełni ich okazałości. Delikatny wiatr oraz powiew wywołany tym, że powóz wciąż jechał, sprawił, że ze skrzydeł, niczym z chmur wysoko na niebie, posypał się złoty deszcz. Drobinki pyłu były tak małe, że aż lekkie - tańczyły z każdym drgnięciem i zmianą kierunku wiatru, i osiadały na drodze, którą przebyli, sprawiając, iż ta migotała jak rozgwieżdżone niebo.

        Kiedy nadszedł czas, aby znów usiąść po tej prezentacji anielskiego upierzenia, Evangeline wróciła do uważnego rozglądania się po tłumach i uśmiechania się do każdego, kto był w zasięgu jej wzroku. Te uśmiechy, te spojrzenia, te wyciągnięte ręce, jakby każdy chciał objąć ją i przytulić za sam fakt tego, że jest tutaj…

„...Co oni robią?”

        Do tej pory była tak skupiona na kierunku, w którym jedzie wóz, jak i również na tym, co mijali po bokach, że nie spoglądała bezpośrednio za siebie. Tam, niemalże kątem oka wychwyciła zachowanie, którego się nie spodziewała. Ludzie, z taką samą radością, jaką kierowali w jej stronę, rzucali się na drobiny pyłu. Nawet jedno z piór, które musiało ulecieć z jej skrzydła, stało się źródłem zachowania, którego księżniczka nie rozumiała. Patrzyła, jak w oddali, w miejscu, gdzie zakręty urywały jej widok, ludzie coraz bardziej wychodzili na ulicę, by zdobyć to, co pozostawiła za sobą księżniczka. Strażnicy musieli zaprowadzać spokój, a przynajmniej tak to wyglądało, bo ruszali się z miejsca, kierując się w stronę rozlewających się na trasę ludzi. Przez moment zaczynało coś jej świtać - kojarzyła, a nawet znała to zachowanie. Jednak tak szybko, jak myśl ta została zrodzona, Evangeline potrząsnęła głową. To była głupiutka myśl, równie głupiutka, jak pierwsze pytania, które zadawała Delii, gdy te dopiero się poznawały. Nie chcąc zagłębiać się w coś, co bez wątpienia byłoby niepotrzebną stratą czasu, porzuciła to rozmyślanie w głębiach swego umysłu, powracając do tego, co było ważne - do uśmiechania i spoglądania na liczne, rozweselone twarze, które witały przybycie jej i jej przybranej matki.

        W końcu nastał moment kulminacyjny - postój na rynku, gdzie Evangeline, wraz z Delią, stanęła na trybunie. Jej szczery uśmiech wciąż prezentował się skromnie ku uciesze ludu, a złociste oczy wpatrywały się w poszczególne twarze, próbując wyłapać i zapamiętać jak najwięcej osób. Po kilku chwilach ciszy, która rosła na sile wraz z bezczynnością królowej, ta przemówiła, prezentując swoją niedawno adoptowaną córkę o złotym sercu i równie złotych pozostałych wnętrznościach. Reakcja była nietypowa, przynajmniej jak dla złotowłosej. Nietypowa, wydawała się bowiem zatrważająco znajoma.

„To niemożliwe. Ci wszyscy ludzie są dobrzy. Służą i słuchają się mamy, a ona jest uosobieniem dobroci…”

        Nie wierzyła własnym myślom. Przeganiała je. Jej uśmiech wciąż był na twarzy, jednak z jakiegoś powodu jego utrzymanie robiło się coraz bardziej trudne i wymagające, choć wcześniej pojawiał się on niemal samoistnie. Nie robiła sobie jednak nic z tego. Ten uśmiech był odpowiedzią na radość mężczyzn, kobiet i dzieci, których to miała przed sobą. Żadna myśl, a już szczególnie ta najabsurdalniejsza ze wszystkich, nie zmieni tego. W międzyczasie Delia poprosiła, by Evangeline odpowiedziała na część pytań, które wciąż falami nacierały w ich stronę. Evangeline nie myślała nawet sprzeciwić się anielicy, dla tego też odpowiadała, bez względu na to, co w międzyczasie przechodziło przez jej głowę.

- Czy ten złoty pył jest z prawdziwego złota? - setki gardeł pytało wśród szumu ludzkich istnień.

- Tak, pył, który widzicie, jest z prawdziwego złota. - Kącik ust zadrżał jej nieznacznie.

„Mama mówiła, że tłum jest nieobliczalny. Może to miała na myśli? Czyli to normalne?”

- Jesteś ze złota, prawda? Ta plotka to prawda?! - Tysiące głosów krzyczało, choć nawet to było kroplą w morzu dźwięków.

- Zgadza się, jestem cała ze złota. Taka byłam od zawsze, taka zawsze będę. - Ręce, które do tej pory trzymała wzdłuż ciała, ruszyły się. Ostrożnie objęła prawą dłonią lewą dłoń, którą to ścisnęła w pięść.

„Delia nie reaguje na te pytania, czyli spodziewała się ich? Czyli to musi być normalne albo przynajmniej nienadzwyczajne. Ale…”

- Czy ten złoty pył kiedykolwiek się skończy?

„... Czemu nie słyszę waszych pytań o mnie?”

- ... Złoto!...

„Zapytajcie o to, co lubię.”

- ... Złota księżniczka?...

„Zapytajcie o cokolwiek innego.”

- ... Złoto?...

„Proszę.”

-... A czy to złoto…

„To nie jest prawda. To nie może być prawda. To na pewno nie jest prawda.”

- Czy dasz nam odrobinę…

„Nie bądźcie tacy jak oni… Oni byli źli. Oni są źli. Tak mówiła Delia!”

- ... Złoty pył…

„Czemu zachowujecie się jak BANDYCI?!”

        Pytania w końcu przeminęły, a młoda księżniczka zdołała odpowiedzieć na wszystkie, na które mogła. Uśmiech, wcześniej łagodny i naturalny, teraz był wymuszony i ciążył na twarzy Evangeline niczym kowadło. Nie chciała jednak, by oni to zauważyli. Jej myśli były błędne. Myliła się. Już nie raz tak się zdarzało, teraz na pewno było tak samo. Wierzyła resztkami sił w to, że to ona, a nie złoto z jej ciała, wywołało te wszystkie uśmiechy. Pozostałe myśli na pewno okażą się błędne, gdy tylko spyta o to Delii. Albo Dżariego. Kogokolwiek.

        Nawet nie zauważyła, kiedy jej serce zaczęło bić niczym młot kowalski o jej pierś. Po jej czole spłynęła kropla złocistego potu, która mieniła się w resztkach świata rozchodzących się o tej wieczornej porze dnia. Dopiero teraz zaczął docierać do niej ból wbijających się w pięść paznokci. Obróciła się w stronę Delii, patrząc na nią, wciąż utrzymując uśmiech, który teraz był jedynie atrapą poprzedniego. Niemal perfekcyjną, ale wciąż atrapą. Nie było za nim radości, jedynie zmartwienie. Chciała wykrzyczeć wszystko, co jej zaczęło znienacka ciążyć na sercu. Chciała usłyszeć, że niepotrzebnie się martwiła o to, że ci ludzie nie są tacy.

Próbowała przez czas, kiedy wracali do powozu, lecz wykrzesała z siebie tylko ciszę i martwy uśmiech.

Próbowała przez czas, kiedy jechali z powrotem do zamku, lecz wykrzesała z siebie tylko ciszę i martwy uśmiech.

Próbowała już w zamku, kiedy została zapytana o to, jak jej się podobało to wszystko. Próbowała z całych sił, włożyła w to wszystko, co mogła.

- Ja…

Próbowała, jakby jej własne życie zależało od tego.

- …Nie mogę się doczekać kolejnego razu. Dobranoc, mamo.

Lecz wykrzesała z siebie tylko nic nieznaczące słowa i martwy uśmiech.

        Chciała odpowiedzi, ale bała się, jaka ta odpowiedź będzie. Strach niemal nie pozwalał jej zaczerpnąć świeżego oddechu. Aż pył wokół niej drżał, niczym z zimna, a jej własne skrzydła przyciśnięte były do jej ciała. Strach przed tym, jaką odpowiedź otrzyma, jakie słowa usłyszy… Strach przed tym, że jej głupiutkie myśli nie okażą się takie głupiutkie, sprawił, że skłamała w żywe oczy matce, może nie rodzonej, ale jedynej, jaką miała. I nie zrobiła też tego nieudolnie - skłamała najlepiej, jak tylko mogła, ukrywając pożerające ją od środka emocje tak głęboko za szeregiem uśmiechających się ząbków, jak to tylko było możliwe.

        Po krótkim szykowaniu do spania z pomocą zręcznych dłoni zamkowych służek Evangeline została sama w swoim pokoju. Nigdy wcześniej nie sądziła, że kiedykolwiek będzie czuć się tak zmęczona. Po kilku krokach, które przyszły dla niej z trudem, położyła się na swoim łóżku. Nie musiała już podtrzymywać ani postawy, ani uśmiechu. Nie musiała już się bać, że zmartwi Dżariego bądź Delię swoim zachowaniem, bądź że usłyszy to, co bez wątpienia będzie ją nękało tej nocy w jej snach. Skuliła się w kłębek pod pościelą, niemal drżąc przez nadmiar emocji. Nie zdołałaby zasnąć, gdyby nie to, że nagle dołączył do niej ciepły, miły w dotyku, uskrzydlony szczur. Nie odezwał się ani słowem, nie zadał pytań. Po prostu był dla niej teraz i za to była mu wdzięczna. Będąc z nim, czując ciepło jego drobnego ciała, mogła w spokoju zasnąć.

Dzięki temu, że nie był człowiekiem, nie bała się, że okaże się złym bandytą.

Ciąg dalszy: Delia i Evangeline
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari podczas przejazdu skupił się na dwóch zadaniach: asekurowaniu Evangeline, która z entuzjazmem machała do wszystkich mijanych osób, oraz na tym, by nie rzucać się w oczy. Siedział jednak w miarę normalnie, bo nie chodziło o to, aby robić z siebie dziwaka i chować się poniżej linii drzwiczek. Po prostu się nie wychylał i nie zasłaniał widoku. Musiał przyznać, że taka rola mu pasowała i był szczęśliwy mogąc towarzyszyć królowej i księżniczce w tym przejeździe. Czasami na jego wargach pojawiał się dyskretny uśmiech, ale z reguły wtedy zasłaniał usta dłonią, bo wydawało mu się, że to nieprofesjonalne. Jednak jak miał zachować powagę, gdy patrzył na Evangeline, która była tak rozentuzjazmowana, że aż jej złoty pył machał do tłumu razem z nią? Gdy wstała i rozłożyła skrzydła, a wśród zgromadzonych mieszkańców stolicy rozległo się westchnienie zachwytu, a później radosne okrzyki, Laki podniósł wzrok na księżniczkę i uśmiechnął do niej jak dumny ojciec podziwiający pierwszy publiczny występ swojej córki - rozpierała go duma i szczęście. Evangeline nie była jeszcze idealną księżniczką, musiała wiele się nauczyć i dojrzeć, ale gdy teraz się na nią patrzyło można było dostrzec, że posiadała te najważniejsze cechy: kryształowe, dobre serce, radość, naturalną elegancję. Reszta to kwestia nauki, do opanowania. Delia wkrótce będzie z niej bardzo dumna… I on również, gdy tylko wróci ze swojego tymczasowego wygnania…

        Już na głównym rynku miasta Dżari uchwycił wymowne spojrzenie królowej i domyślił się, że odbędzie się oficjalna prezentacja na podium. Kiwnął dyskretnie głową na znak, że rozumie, a gdy powóz zatrzymał się przy schodach prowadzących na podwyższenie, anioł jako pierwszy wyskoczył na bruk, by asekurować pięknie ubrane anielice przy wychodzeniu. Każdą z nich podprowadził do schodów, ale sam nie wszedł z nimi na górę - tam było już tylu strażników, że on był już naprawdę niepotrzebny. Zresztą wydawało mu się, że jego pozycja była zbyt niska, aby tak się pchać tuż za ich plecy, lepiej więc zostać w cieniu, jak dyskretny sługa. Przez to nie widział tego co tam się działo, nie udzielił mu się niepokój Evangeline i nie wiedział nawet jak brzmiała połowa pytań. Widział jednak, że gdy schodziły z podestu, mimo uśmiechu było coś matowego w jej oczach. Był przekonany, że to zmęczenie, gdyż dzień był dla niej wyjątkowo intensywny, musiała być bardzo przejęta i wykończona psychicznie. Nie pomyślał, że tak bardzo zawiodła się na mieszkańcach Arrantalis - jemu daleko było do jej niewinności i wiedział, że ludzie bywają różni, ale jednak wielu z nich było dobrych… Wytłumaczyłby to jej, gdyby tylko domyślił się co zaprząta jej myśli. Niestety wszystko zrzucił na karb zmęczenia. Z tym większą troskliwością zajmował się nią gdy wsiadała do powozu, wstawała, wysiadała, ale nie zabawiał jej rozmową, dając jej odpocząć.
        Już w pałacu Dżari spodziewał się, że każdy odejdzie w swoim kierunku - panie do swoich komnat, on do swojej. Nie brał udziału w rozmowach obu pań, lecz od razu dostrzegł dyskretny sygnał, jaki dała mu królowa - przytaknął, że rozumie, ale jeszcze za nią nie poszedł.
        - Księżniczko - zwrócił się do młodszej anielicy. - Odprowadzić cię do twojej komnaty? - zapytał, oferując jej swoje ramię. Poszedł razem z nią ten kawałek i choć na początku milczeli, po chwili anioł się odezwał.
        - Evangeline - zaczął poufale, bo byli na korytarzu sami. - Jestem z ciebie bardzo dumny, bardzo dobrze się spisałaś. Mama też jest na pewno z ciebie bardzo dumna, a tłum na pewno cię pokocha.
        Dżari nie wiedział, że jego ostatnia uwaga pewnie rozdrapała gojącą się ranę na wrażliwej psychice dziewczyny. A na dodatek zamierzał ją teraz dobić…
        - Księżniczko… - zagaił, gdy byli już w jej komnacie i mieli chwilę by porozmawiać na osobności. - Jutro muszę wyruszyć w podróż. Nie ogłaszam tego, bo nie chcę rozgłosu, ale chcę byś o tym wiedziała. Zniknę na jakiś czas, ale wrócę do ciebie i twojej mamy tak szybko, jak tylko będę mógł, obiecuję. Będę tęsknił za wami obiema. Do zobaczenia, księżniczko.
        Po tym pożegnaniu Dżari życzył jeszcze księżniczce dobrej nocy, po czym opuścił jej komnatę i udał się na spotkanie z królową.

        - Najdroższa… - zwrócił się szeptem do Delii, która czekała na niego na tyłach zamku. Rozejrzał się dyskretnie, a gdy upewnił się, że byli sami, objął ją i ucałował czule w czoło.
        - Dobrze poszło - pochwalił niedawny przejazd, po czym westchnął, ciepło patrząc jej w oczy. - Tak się cieszę, że mieliśmy jeszcze chwilę dla siebie…
        Anioł pogładził Delię po policzku, a ona w tym samym momencie zaskoczyła go informacją, że chce z nim spędzić chwilę sam na sam, co Laki odczytał jako propozycję udania się na plażę. Królowa miała jednak zupełnie inny plan.
        - Dach? - upewnił się anioł, spoglądając w kierunku wieży. - Najdroższa, ja nie mogę rozwinąć skrzydeł, nie dolecę tam…
        Delia miała na to pomysł - zaproponowała, że go tam zabierze na własnych skrzydłach. Dżari był zaskoczony i trochę zmartwiony - upewnił się, czy królowa da radę go utrzymać, bo jednak swoje ważył, ale ona zapewniła, że sobie poradzi.
        - Dobrze, kochanie. Ufam ci - zapewnił, obejmując ją mocno i w pełni powierzając sprawę w jej ręce. Po chwili oderwali się od ziemi, a Dżari po raz pierwszy od kilkunastu lat poczuł na twarzy pęd powietrza. Bardzo go to poruszyło i aż żałował, że lot na wieżę trwał tak krótko.
        - Del… - szepnął, gdy już byli na górze. Objął ją w bardziej intymny sposób i pocałował, długo i z wielką czułością.
        - Dziękuję - powiedział, gdy już skończyli. To jedno słowo wyrażało wdzięczność za to wszystko, co go z nią spotkało. Za to, że w ogóle się spotkali, że wybaczyła mu dawne winy, nawet za to, że teraz zabrała go na ten krótki lot.
        - Jesteś dla mnie całym światem - zapewnił z czułością. - Dla ciebie poruszę niebo i ziemię. Teraz i każdego dnia w przyszłości…

        Z dachu zamku podziwiali zachód słońca. Niewiele mówili, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem, bliskością i miłością, która nie potrzebowała słów. A jednak zamienili kilka zdań. Dżari powiedział jak planuje swoją podróż, ona zaproponowała mu pomoc w postaci wyposażenia, bo wiedziała, że nie posiadał niczego. Opowiadali sobie jakieś historie z dawnych lat. Dżari skupił się na swoich szczęśliwych latach w towarzystwie przyjaciół. Wiele mówił o swoim imienniku, Dżarielu Avrze, który był mu bliższy niż brat. Nie wspominał jego śmierci, nie wspominał tego rozpaczliwego pościgu, który zakończył się w podziemiach Ostatniego Bastionu. Nie było tego wieczoru miejsca na smutek. Na koniec para zaczęła snuć plany na przyszłość. Nic wielkiego, proste rzeczy jak wspólnego poranki, spacery, codzienność, która nie miała nic wspólnego z polityką ani rządzeniem królestwem.
        W końcu jednak nadszedł czas pożegnanie. Delia odstawiła Dżariego na ziemię, a sama udała się do swojej komnaty. Anioł również odszedł w stronę swojego pokoju, ale zatrzymał się. Czuł, że musi coś jeszcze zrobić. Że chociaż się pożegnali, to jeszcze nie był koniec. Zawrócił. Liczył, że jego ukochana jeszcze nie śpi i nie będzie miała zamkniętego okna, bo mógłby się wtedy nie dokrzyczeć. Miał jednak szczęście, bo nawet widział ruch Delii w jej komnacie. Uśmiechnął się do siebie i już miał zacząć, lecz jeszcze rozejrzał się kontrolnie czy nikogo nie ma, a na koniec jeszcze cofnął odrobinę, by trzymać się cieni. I wtedy zaczął śpiewać.

Będę wiatrem, co pieści twą skórę
Będę deszczem, który skryje twe łzy
Będę księżycem, który rozświetli twe najczarniejsze noce…


        Pożegnalna pieśń bohatera pochodząca z bardzo starego poematu rozbrzmiała wśród ciszy nocy jakby niósł ją wiatr znad morza. Była piękna i wręcz nierealna, bo miłość, która się w niej zawierała, nie była zwykłą miłością, zauroczeniem, które każe młodzieńcom wyśpiewywać serenady pod oknami ukochanych kobiet. To płynęło z głębi serca i choć pełne było miłości, zawierał się w tym również smutek nieuchronnego rozstania oraz determinacja, by odwrócić zły los. Obietnica zawarta w ostatnich wersach - “Wrócę nim spadnie śnieg. Wygram tę wojnę dla ciebie” - była szczera i dosłowna, bo Dżari nie zamierzał kazać swej ukochanej czekać. Wróci jak najszybciej i to wróci zwycięski, by już nigdy jej nie zostawić.
        Gdy po raz ostatni Laki powtórzył piękny refren swojej pieśni-obietnicy, pod wpływem emocji postąpił dwa kroki do przodu, wychodząc z cienia. Wpatrywał się w okno królowej i ciemną sylwetkę anielicy, która rysowała się na tle rozświetlonego świecami wnętrza jej sypialni. Dotarło do niego z całą mocą, że to ostatnia chwila, gdy ją widzi przed rozłąką i ta świadomość ścisnęła mu gardło i serce żelaznymi obręczami. Opanował jednak ogarniający go żal i uśmiechnął się nikle, a po chwili uniósł dłoń do ust, by po chwili ją odjąć i wznieść ku górze, posyłając Delii całus.
        - Dobranoc, moja królowo - powiedział szeptem. - Zawsze będę przy tobie.
        Po tym pożegnaniu cofnął się w cień drzew i zawrócił już do swojej komnaty, już nie przejmując się tym czy zostanie zobaczony czy nie. Szedł zupełnie bez udziału świadomości, a w swojej komnacie zupełnie bezmyślnie rozebrał się do snu i położył, a gdy zasypiał, pod powiekami nadal widział swoją ukochaną, którą musiał opuścić…

        Noc minęła może wręcz za szybko, choć rano Dżari nie obudził się z krzyża zdjęty. Był zdeterminowany do działania i nie obijał się. Wszystko do drogi przygotował sobie poprzedniego dnia i nawet ogarnął swoją komnatę tak, by osoba, która będzie miała ją posprzątać, miała jak najmniej pracy. Nieużywane ubrania odłożył na jedną kupkę, używane na drugą, wszystko było poskładane i uporządkowane.
        O tej porze w pałacu nie działo się za wiele i niewiele osób krążyło po korytarzach, dlatego też Dżari mógł opuścić to miejsce prawie zupełnie niezauważalnie. Zarzucił na ramię plecak, naciągnął na głowę kaptur - tak wcześnie było jeszcze dość chłodno - i ruszył. Strażnicy na bocznej bramie, przez którą przewożono towary, nie zwrócili na niego specjalnej uwagi, bo wychodził a nie wchodził. Pozdrowił ich gestem, a oni odpowiedzieli tym samym, nie zwracając nawet uwagi na jedwabną tasiemkę, która zdobiła jego nadgarstek. Nie skojarzyli, że taką samą ozdobę poprzedniego dnia miała we włosach ich królowa.
        Już w samym porcie Dżari chwilę błądził, szukając statku, który zabierze go na ląd, do odpowiedniego portu. Wiedział, że nie będzie musiał nigdzie się zaciągać - trasa była popularna i każdy statek zabierał ze sobą pasażerów, a opłaty nie były wygórowane, o ile nie miało się przy tym wygórowanych wymagań, a Lakiemu niewiele trzeba było do szczęścia.
        Gdy wchodził już na pokład jednej z jednostek, które wkrótce miały wypłynąć, obrócił się w stronę zamku. Serce zabiło mu mocniej w mieszaninie żalu spowodowanego rozłąką i szczęścia, że znowu stał się panem własnego losu i wyrusza w podróż, by na zawsze odmienić swoje życie - by być szczęśliwym u boku ukochanej już do końca swych dni. Musiał tylko wypełnić swoje zadanie…

Wrócę nim spadnie śnieg,
Los mnie wzywa
Wygram dla ciebie tę wojnę…


Ciąg dalszy: Dżari
Zablokowany

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości