Las Driad[Las Driad]W poszukiwaniu domu

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Isambre uśmiechnęła się blado na słowa pocieszenia, a następnie zamknęła oczy i mocno przytuliła się do ukochanego gada. Zjadanie ludzi nie było czymś, co otwarcie popierała, ale jak widać na załączonym obrazku pełnym dymiących zwłok, czasami nie było innej opcji. Smoki i inne mutanty nigdy nie zostaną w pełni zaakceptowane przez dominujący na Łusce gatunek, który to z niewyjaśnionych przyczyn czuje się z ich strony zagrożony. A przecież nie wszyscy są źli. Owszem, niektóre jaszczury regularnie napadają na wioski i bezbronnych farmerów, lecz liczba istot stających w ich obronie jest wprost proporcjonalna do liczby oprawców. A i tak po wszystkim ratujący może liczyć co najwyżej na blok przekleństw i wygrażanie motyką, jeśli natychmiast nie zniknie ratowanemu z oczu. Tak wygląda wdzięczność w świecie ludzi - Isambre kilka razy miała okazję ją poznać, co nie sprawiło, że stała się wroga. Wręcz przeciwnie, znalazła w sobie dość, by współczuć słabszym rasom i działać wobec nich przyjaźnie. Odkąd sięgała pamięcią, zawsze tak robiła. Już jako mała, ziejąca ogniem poczwarka nie lubiła polować i zabijać dla przyjemności, robiła to z konieczności, kiedy okazywało się, że smoczy żołądek trawi wszystko, ale na samych liściach daleko nie zajedzie. Ojciec co prawda próbował ją zahartować i wpoić swoją niechęć oraz wrogość wobec innych, słabszych ras, ale bezskutecznie, gdyż Isa wolała pełne miłosierdzia podejście matki, która też nie krzywdziła istot bezbronnych. To sprawiło, że dziś jest bardziej opiekunką życia, niż bezlitosną maszyną do zabijania, czym trudniej wytłumaczyć jakim cudem ciągnie ją w ramiona Rivera - urodzonego zabijaki.

Kiedy ukochany składał ją na łożu, Isambre już przysypiała ze zmęczenia i podświadomie chciała zatrzymać go przy sobie. Gdy ją pocałował, objęła go za szyję i zamruczała, lecz po chwili dotarły do niej jego słowa. Ktoś musiał odnaleźć Paulinę, nim ta zrobi sobie krzywdę. Puszczając Rivera, czarnołuska wyszeptała tylko, by na siebie uważał, po czym odprowadziła go pełnym obaw spojrzeniem. Dopiero gdy ściana wody zamknęła się za Riverem, Isambre odzyskała część świadomości i zabrała się za posiłek, by zregenerować siły. Cały czas towarzyszył jej Chibi, najpierw jako pomoc przy noszeniu wody, potem przy sprzątaniu jelenich kości, z których usypał niewielki stosik. Następnie, cicho pomrukując, wdrapał się na kolana smoczycy i gestykulując nakazał jej iść spać.
- Już dobrze - szepnęła smoczyca, drapiąc malca za uchem. Ten jednak nie zamierzał z nią spać, ponieważ dostał polecenie pilnować Isy, by nic się jej nie stało. Tak też zrobił, kiedy czarnołuska zamknęła oczy, on przywarował przy jej ręce i w milczeniu obserwował wejście do groty.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Przechodząc pod ścianą wody, która przyjemnie koiła jego ból, wahał się przez moment czy nie zostać z Isą i nie odpocząć. A tego w obecnej chwili pragnął chyba nawet bardziej niż swojej ukochanej. Nie mógł jednak tak po prostu zawrócić i czekać łaskawie aż Paulina sama wróci. Po pierwsze sam się zobowiązał do odnalezienia jej i przyprowadzenia z powrotem, po drugie... Czarnołuska raczej nie pochwaliłaby jego zachowania. Westchnął ciężko i spojrzał na czarnego towarzysza kobiety.
        - Nie patrz tak na mnie, bo cię zjem. Przecież idę - burknął z niezadowoleniem, po czym się skrzywił i kuśtykając ruszył w stronę polany, gdzie ich drogi się rozeszły.

        Chciał mieć to już dawno za sobą - znaleźć, wrócić i w końcu odpocząć - niestety z uwagi na swój stan i osłabienie nie było to takie łatwe. Starał się jak mógł nadążyć za obecnie żywszym i zwinniejszym zwierzęciem, co niestety skutkowało tym, że co jakiś czas musiał przystanąć i odepchnąć od siebie ciągnącą go na trawę słabość. Dawno już nie spacerował przy pomocy tylko trzech łap i w ogóle normalnego chodzenia, a tu jeszcze problem nie był z przednią, jak kiedyś, łapą tylko tylną, które to zazwyczaj dźwigały i utrzymywały równowagę większej masy ciała niż przednie.

        Tym bardziej to wszystko było takie męczące, że oddalili się już spory kawałek od miejsca potyczki, a Pauliny wciąż ani widu ani słychu. Gad był przez to tylko bardziej poirytowany i zmęczony. Aż w pewnym momencie Kieł nie zaczął dziwnie krążyć po okolicy i obwąchiwać różnych miejsc, jakby podążał na oślep, a mówiąc prościej zgubił trop.
        - Żałosne stworzenie, zero pożytku - zawarczał na niego jaszczur z gniewem i sam zaczął węszyć w powietrzu oraz się rozglądać. - Mięta... - mruknął do siebie, skupiając większą uwagę na zanikający ślad jej aury. - Wracaj lepiej do obszczekiwania kotów, skoro jakiś tam chwast wystarczy byś stracił ślad swojej pani - fuknął na wilka i wznowił marsz, kierując się wprost na jaskinię, w której ukryła się kobieta.
        Nie zwrócił najmniejszej uwagi na gęsto porastającą to miejsce roślinność i z całkowitą pewnością zmierzał wprost do groty, w którą po prostu uderzył. Cofając się zaskoczony i cicho powarkując ułożył się przed wejściem do niej, powstrzymując się od zamienienia jej w kupę gruzu. Od kiedy to istnieją takie małe groty, do których nawet smok nie wlezie? Bezczelność i oszustwo! Ktoś będzie musiał za to zapłacić... niestety nie ta konkretna jama, bo obracając ją w perzynę najpewniej skrzywdziłby też Paulinę, a nie o to chodziło w jego poszukiwaniach. Chociaż... Może Isambre by zrozumiała, jakby powiedział, że nie było innego sposobu na wyciągnięcie jej, jakby nieco... nagiął prawdę i rzuciłby, że śmiertelniczka się zakleszczyła między skałami... Westchnął ciężko i powstrzymał się przed dalszym rozmyślaniem n ten temat. To nie wyszłoby na zdrowie dziewczynie.
        - Posłuchaj to, że uciekniesz i się ukryjesz nie jest żadnym rozwiązaniem problemu. Powinnaś wyjść temu na przeciw i nie dać sobą zawładnąć, zamiast siedzieć i czekać aż samo minie. - Zaczął zbliżając pysk do wejścia, tak by echo poniosło jego słowa wgłąb groty. Nie wiedział w końcu jak długi może być jej korytarz i jak głęboko zaszyła się człowieczka. - Wierz mi, wiem co mówię, bo... Już kiedyś widziałem coś podobnego. Setki lat temu pewien czarnoksiężnik zamknął mnie w swoim zamczysku i dążył właśnie do zyskania możliwości na zyskanie smoczej potęgi przy pomocy tak błahych środków jak wypicie eliksiru. Nie wiem czy nie miał żadnych naśladowców, czy przeżył do tych czasów i to on nie jest temu wszystkiemu winien, ale nie możesz się poddać działaniu tego świństwa, bo możesz już na zawsze stracić swoje człowieczeństwo - mruknął i westchnął, kładąc pysk na przednich łapach, nasłuchując odzewu z jej strony.
        - Ojciec Isambre jest wielkim alchemikiem, a część jego wiedzy posiada właśnie Isa. Powinnaś ze mną wrócić pod wodospad, może uda jej się zniwelować działanie tego specyfika. Radził bym tylko się pospieszyć z decyzją, bo jak ślad zostawiony przez moją aurę całkowicie zniknie, nie będzie nam już tak łatwo wrócić. Szczególnie, że twój pchlarz jest do niczego - dodał, żałując, że idąc w tę stronę nie przypalał ziemi pod swoimi łapami, ciepło nie powinno tak szybko zniknąć jak jego zapach czy aura, ale istniało ryzyko, że przez przypadek spali cały las, a tym akurat nie zyskałby sympatii miejscowych mieszkańców tych leśnych i elfich.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Cała ta sytuacja powoli ją przerastała i zamiast wziąć się w garść Paulina poddała się lamentowi, wpierw znalazłszy sobie cichą i odciętą od świata jaskinię. Podtrzymując się jednej ze ścian dość sprawnie i szybko dotarła do dużej, zamieszkanej niegdyś przez niedźwiedzie wnęki i zajmując miejsce na jednej ze skalnych półek, podkurczyła nogi, a głowę opuściła na dygoczące kolana. W sumie to dygotała cała, od stóp po czubek uszu, czując nienaturalnie wibrujące ciepło w żołądku wywołane spożyciem eliksiru. Do tego dochodziło uczucie okropnego głodu i przekonanie o tym, że nie łatwo go będzie zaspokoić korzonkami. Paulina potrzebowała krwi. Smoczej, co dobrze wiedziała, lecz jej dwa najbliższe źródła znajdowały się po za jej zasięgiem. I to nie tylko dlatego, że od nich uciekła. Isambre i River okazali jej dobroć, pozwolili schronić się w ich jaskini i dopilnowali, by jako tako zdołała znów chodzić o własnych siłach. Nie mogła zatem postępować przeciwko nim tak okrutnie, nawet jeśli jeden z gadów w tajemnicy miał zamiar dać jej pobrać łyk czy dwa.

Zbyt zajęta płaczem i użalaniem się nad sobą, Paulina nawet nie spostrzegła kiedy powrócił jej towarzysz. Zaraz też usłyszała z wylotu groty znajomy głos, odbijający się echem od ścian jaskini. To był River, wyjaśniła samej sobie, wstając i stawiając niezdarny krok w stronę wyjścia. Niestety odwagi starczyło jej tylko na tyle. Przez następne kilka minut dziewczyna wsłuchiwała się w głos smoka, próbując poukładać sobie w głowie kilka spraw. Jedna z nich wyraźnie przebijała się przez inne: musiała odejść. Dla dobra Isambre i Rivera, na których nie chciała ściągać dodatkowych kłopotów.
- Przepraszam - wyszeptała jedynie w pustkę, nie wiedząc nawet czy Jednooki usłyszał, a następnie skinęła na Kła i razem z nim ruszyła przez jaskinie. W końcu musiało stąd być jakieś inne wyjście.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Kiedy się obudziła, nie wiedziała na jak długo zasnęła. Słońce, o którym do niedawna wiedziała, iż znajduje się wysoko na niebie, teraz zniknęło za chmurami, więc jedynie blady prześwit próbował przebić się przez ścianę spadającej wody, oświetlając tym samym wnętrze groty. Pierwszym co ujrzała były pozostałości po ostatnim posiłku, białe kości i resztki ścięgien rzucone na bezkształtny stosik u podstawy łoża. Kawałek dalej dostrzegła kulkę białego futra. Od razu rozpoznała, że to Chibi, który znużony długą wartą, objął łapkami własny ogon i zasnął, pomrukując z cicha. Wstając, Isambre delikatnie podniosła duszka i odłożyła na wygrzane przez siebie miejsce, uważając by go nie zbudzić, a następnie ruszyła w stronę wyjścia z jaskini. Zimny prysznic, gdy przechodziła pod wodospadem od razu przegnał resztki snu, wystawiając ją gotową na trudności kolejnego dnia. Człapiąc brzegiem stawu, smoczyca co jakiś czas moczyła w nim pysk, jednocześnie rozglądając się wszędzie dookoła w poszukiwaniu ukochanego. Ostatni raz widziała go, gdy pomagał jej dojść do domu, a potem sen przysłonił jej rzeczywistość. Pamiętała jedynie, że River ruszył za Pauliną, której stan nie wróżył najlepiej po spożyciu przez nią tajemniczego eliksiru. Isambre miała szczerą nadzieję, że to nic poważnego i że dziewczyna do nich wróci, by dokończyć swoją kurację. Pradawna nie czuła się najlepiej z myślą, iż bezbronną i ranną miałaby wypędzić, skoro tych istot, z którymi nie tak dawno walczyli, a które najwyraźniej ją śledzą, Prasmok jeden wiedział, ile ich czekało w wielkim świecie. Oczywiście zdawała sobie również sprawę z tego, co o całej sytuacji myśli jej partner. Dla Rivera bezpieczeństwo jej i Chibiego było priorytetem, dlatego o namawianiu wulkanicznego gada na nieskończone odpieranie ataków nawet nie wolno było pomyśleć. Zaoferować pomoc i tyle. Nie mniej, nie więcej. Isambre doskonale to rozumiała, ale i tak nie potrafiła pozbyć się smutku. Tak bardzo nie lubiła odmawiać potrzebującym pomocy, ale najwyraźniej nadszedł czas na zainteresowanie się swoim własnym życiem i potrzebami.

Znużona długim oczekiwaniem na powrót ukochanego, Czarnołuska rozprostowała skrzydła i uważnie przyjrzała się odniesionym ranom. Niebyły one na tyle poważne, by nie mogła nimi poruszać, a i ślady po złamaniach przestały być dostrzegalne. Machając nimi na próbę, smoczyca podskoczyła i odbiła się od ziemi z dużym impetem. Znów mogła latać i zapragnęła to wykorzystać, kierując się poza linię chmur. Białe obłoki nie stawiały żadnego oporu, Isambre przeleciała przez nie jak nóż przez ciepłe masło i zawisła w przestrzeni, odwracając się plecami do słońca, które jak się okazało, cały czas tam było. Następnie zaczęła latać, wykonywać proste akrobacje i ścigać się ze stadami ptaków, które na jej widok od razu nurkowały lub rozpraszały się na wszystkie strony. Było jej bardzo przyjemnie, słońce grzało ją wzdłuż karku i ogona, a wraz z nadmiarami ciepła przybywało jej energii. Wielka szkoda, że aktualnie była sama.

Gdy już aktywnie wypoczęła, Isambre wylądowała na skraju lasu i zjadła porządne śniadanie złożone z jagodowych i malinowych krzewów oraz kilku tłuściutkich wiewiórek, które nie zdołały uciec przed jej wzrokiem. Celowo nie kusiła się polować na większe osobniki, by ich mięso się nie marnowało, a jednocześnie nie chciała zaraz wybijać połowy stada, by tylko zaspokoić głód. Symbioza z naturą była dla smoczycy niezwykle ważna. Później, jakby przypominając sobie wydarzenia sprzed kilkunastu godzin, Isambre wyruszyła na poszukiwania swojego partnera. River, choć był bez oka to doskonale potrafił sam sobie radzić, stąd kobieta nie chciała wychodzić na zbyt opiekuńczą. Wiedziała, jak jej partner tego nie lubił, więc skoro niebezpieczeństwo zostało zażegnane, nie było powodu przejmować się błahostkami. Niestety ukochany nie wracał już od dłuższego czasu i Isa zaczynała się delikatnie martwić. Zawróciwszy po Chibiego, smoczyca ruszyła po wyraźnych śladach i zapachu swojego przyszłego, miała nadzieję, męża.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Oczywiście! Jak zwykle on się nagadał, zmarnował swój cenny czas i nawet zostawił samą Isambre, tylko po to, by teraz zobaczyć jak Paulina ucieka i ostatecznie wrócić do groty z kwitkiem. Czy mógłby obrócić w perzynę całą jaskinię i z gruzów wyciągnąć truchło dziewczyny, zabrać je do Isambre i wyjaśnić, że już ją taką znalazł? Mógłby. Czy mógłby z pomocą magii wypchnąć śmiertelniczkę z jaskini wprost do swoich łap? Mógłby. A czy mógłby się przekopać pod jaskinią, odciąć jej dalszą drogę ucieczki, pochwycić i zabrać ze sobą? Mógłby! Mógłby zrobić wszystko gdyby tylko zechciał, ale co by mu z tego przyszło? Kolejna gęba do wykarmienia, mająca w poważaniu to co mówi do niej nieporównywalnie od niej silniejszy, niechciane towarzystwo, przez które nie mógłby odbudować swoich relacji z Isambre i spędzić z nią przyjemnie czasu, a ponadto straciłby jedynie kolejną chwilę na użeranie się z rozhisteryzowaną dziewczyną. To stanowczo nie na jego nerwy i cierpliwość. Jeśli chce, niech idzie w diabły i zabiera ze sobą cały pościg.

        Chociaż... wypadałoby się upewnić czy Drasthar faktycznie przeżył, czy to z czym się boryka Paulina jest jedynie kierowane przez jego naśladowców. River bał się, że jeśli to faktycznie czarnoksiężnik stał za tym wszystkim to historia się powtórzy i... to co spotkało wulkanicznego może również dopaść jego ukochaną. Nie mógł na to pozwolić! Musiał mieć pewność, że to zagrożenie sprzed setek lat zostanie już na zawsze jedynie w sferze koszmarów i przykrych wspomnień. Odetchnął głęboko i postanowił "rozejrzeć" się po polu walki, może udałoby mu się znaleźć jakieś poszlaki, albo dowody na to, że nie ma czym się martwić i zagrożenie całkiem minęło.

        Nie miał problemów z dotarciem na miejsce gdyż odór krwi i spalenizny jeszcze długo będzie się utrzymywał w tym miejscu, ale to już nie jego zmartwienie. W pełnym skupieniu chodził od ciała do ciała, węszył dokładnie i starał się wyłapać z okolicy podejrzane drobinki magii, na które wcześniej mógł nie zwrócić uwagi. Oprócz jeszcze dwóch, pełnych flakoników z dziwną miksturą, nie znalazł absolutnie nic niepokojącego. Jedną z nich spalił, tak, że po roztopionym szkle nie został na ziemi nawet najdrobniejszy ślad. Drugą wręczył stworzonemu przez siebie małemu ziemnemu żywiołakowi wielkości wiewiórki, by zabrał to do jaskini i schował gdzieś. River zamierzał zbadać tę substancję, ewentualnie zostawić coś niecoś dla Conana, pewnie byłby zainteresowany bliższym przyjrzeniem się to takiego tworu. Albo zmieniłby nastawienie do zięcia, gdyby to wulkanicznemu wcześniej udało się odkryć całą prawdę o tym specyfiku. Kamienna pokraka zakopała się głęboko w ziemi i przystąpiła do wykonania zadania od razu jak otrzymała od swojego stwórcy rozkazy. Jednooki nie mając już nic więcej w tym miejscu do roboty postanowił wrócić w końcu do ukochanej. Szczególnie, że stracił poczucie czasu i nie zauważył kiedy zaczął wstawać nowy dzień.

        Po drodze oddał się też relaksującemu polowaniu na stado jeleni, przecież wypadałoby zapewnić swojej partnerce jakieś pożywienie. Nie biegał jednak za swoją ofiarą i to nie tylko przez ranną łapę, która z wolna zaczęła się goić, nie czaił się z ukrycia, ani też nie porywał z powietrza niczego nie spodziewającej się zwierzyny - grzbiet i skrzydła dalej go strasznie bolały i chwila minie nim będzie mógł znów latać, acz nie było już tak źle. Smok po prostu znalazł interesujące go stado i w odległości kilku sznurów od nich zakopał się w ziemi. Resztę drogi pokonał pod nią, a gdy znalazł się bezpośrednio pod swoimi ofiarami, ponadziewał je przy pomocy magii na kamienne kolce - jednego dorodnego jelenia i dwie łanie z jednym cielęciem. Reszta stada rozpierzchła się po lesie, ale jakież było zdziwienie Rivera, gdy po wyjściu z ziemi zobaczył byka rzucającego się i próbującego wciąż walczyć w obronie samic z młodymi, choć kamienny kolec przebijał go na wylot. Uśmiechnął się z czystą, niebezpieczną przyjemnością, gdy obserwował jego wściekłość i starania, lecz nie mógł się tym długo napawać. Musiał oszczędzić zwierzęciu nerwu i stresu inaczej jego mięso stanie się niedobre w smaku, a przez to się jedynie zmarnuje. Zdjął samca z kolca i skręcił mu kark. Mógłby oderwać głowę, ale z tak pięknego poroża mógłby zrobić niezwykły kandelabr w jaskini, albo sprzedać je za niemałą sumkę w mieście. Pomyśli o tym później. Położył truchło na grzbiecie, później pozdejmował resztę swoich zdobyczy, które również ułożył między skrzydłami i po schowaniu kolców z powrotem w ziemi, by zatrzeć po sobie wszelkie ślady, ruszył w drogę powrotną do wodospadu.

        Problemem było jednak to, że stracił masę czasu, a i tak się zgubił w lesie nie mogąc się zorientować, w którą stronę iść, a do tego będąc otoczonym nieznanymi zapachami. Zawarczał z niezadowoleniem, ale zaraz westchnął, trzymając nerwy na wodzy. Sprawdził czy byłby w stanie unieść się w powietrze, ale zrezygnował z tego pomysłu - mięso mogłoby spać i cały wysiłek na marne. Podróż pod ziemią też odpadała ze względu na zdobycze, mogły w między czasie spaść i gad musiałby się wracać, a to było stratą czasu. Skupił się na ledwo wyczuwalnym zapachu krwi i magii, przez co udało mu się wrócić na pole walki, a stamtąd już jakoś sobie poradził.

        W końcu udało mu się zajść w okolice wodospadu. Pierwszym co zrobił było odłożenie martwych zwierząt w jaskini i upewnienie się, że Isambre nic nie jest. Zastał grotę całkowicie opustoszałą, ale nie przejął się tym za bardzo, nie wyczuwał w okolicy żadnego zagrożenia, więc obstawił, że jego partnerka wraz z Chibim albo udali się na polowanie, skoro wulkaniczny tak się ślamazarzył ze śniadaniem, albo poszli na spacer. Nie przyszło mu w ogóle do głowy, że mogłaby wziąć duszka i razem z nim zniecierpliwiona pójść poszukać Jednookiego, co w rzeczywistości skończyło się wyminięciem kochanków, a raczej przybyciem Rivera od innej strony do domu. Ale! Nie ma tego złego. Po prostu cierpliwie poczeka na ukochaną i w między czasie zamie się jeszcze jedną sprawą niecierpiącą zwłoki.

        Z niemałym przeciągnął się i nie zmieniając postaci wszedł do jeziorka. Z początku zmywał z siebie jedynie krew i brud, ale po niedługim czasie zaczął pływać beztrosko. Nie musiał długo czekać by wyczuć zbliżające się do niego dwie aury o zapachu mułu zmieszanego z przybrzeżnymi kwiatami. Doskonale również wyczuł magiczne poruszenie na dnie głębokiej sadzawki i od razu się domyślił, że nimfy już przygotowały wodorosty, by znów nimi pochwycić gada i go utopić, nie to jednak było obecnie najważniejsze.
        - Ah, Pan Smok! Nie nuży cię samotne pływanie, panie? - zamruczała do jaszczura jedna z mieszkanek jeziora, podpływając do niego i gładząc po gruboskórnym pysku.
        Druga, z tego co poczuł, rozsiadła się wygodnie na jego grzbiecie obejmując nogami jego szyję. Zaskakujące, że naga nimfa nie czuła żadnego dyskomfortu siedząc bezpośrednio na jego kamiennych łuskach. Nie mniej samo uczucie oraz myśl były dla gada niezwykle przyjemne... Może by kiedyś namówić Isambre do takiej kąpieli? Otrząsnął się, bo przecież nie chciał znów popełnić tego samego błędu i stracić na zawsze ukochanej smoczycy. Musiał wcielić swój plan w życie, a nie poddawać się magii i uwodzeniu naturianek.
        - Tak się zastanawiałem, czy nie zechciałybyście mi potowarzyszyć we wspólnych, wodnych zabawach - odparł otępiałym, pełnym przyjemności głosem, dając tym złudne wrażenie, że sąsiadki złapały go w swoją sieć.
        - Oh! Oczywiście, mój panie! - krzyknęła wesoło i gestem dłoni wezwała do siebie tą oplatającą jego szyję.
        - Nie chciałybyście zobaczyć jak to jest latać? Ja z przyjemnością zanurkowałbym na samo dno z powietrza. - Trącił łbem jedną z nich, szorstkim, łuskowatym policzkiem ocierając się o jej piersi. Nimfa jęknęła, a pomysł bardzo się obu spodobał. Rozsiadły się wygodnie na jego grzbiecie, a on ukrywając ból, poderwał swoje ciało z wody do lotu.

        Wzbił się na znaczną odległość, ale wciąż nie przebijając się przez chmury i zaczął krążyć wokół jeziorka oraz robić beczki ze śmiejącymi się w głos naturiankami na swym grzbiecie. Cały czas miał pod sobą taflę wody by nimfy nie czuły się zagrożone. Gdy miał pewność, że zabawa i pozytywne emocje przyćmiły ich rozum, zaczął stopniowo nagrzewać swoje łuski, wypuszczając na zewnątrz kłębiący się w nim gorąc. Radość kobiet coraz bardziej niknęła, a z czasem poczęły się na nim wiercić odczuwając dyskomfort, by w pewnym momencie zrozumieć co robił i z poparzonymi tyłkami (i nie tylko nimi) zeskoczyć z gada z powrotem do wody. Na to, ich nieszczęście, liczył właśnie pradawny.
        Zapikował zaraz za spadającymi do wody nimfami, a gdy miały się już w niej schronić, wystrzeliły z niej kamienne kolce, które nadziały na siebie kobiety. Ich krzyki było słychać chyba w całym lesie. Na tym jednak River nie poprzestał, a jego zemsta była słodka niczym pocałunki ukochanej której chciał pokazać i zadedykować swoje dzieło. Nim kobiety wyzionęły ducha i zmieniły się w wodę, by do tego nie dopuścić otoczył je szczelną kamienną skorupą, że w ostatecznym rozrachunku pośrodku niewinnej do tej pory sadzawki wystawały w odległości jednego pręta nad powierzchnia wody skalne zęby z przebijającymi na wylot dwoma, nagimi kobietami z wyrazem olbrzymiego bólu i przerażenia na twarzach.

        River nie mógł się napatrzeć na swoją żywą jeszcze do niedawna rzeźbę i właśnie leżał zanurzony po pierś w wodzie i upajał się tym cudownym widokiem. Przy pomocy magi ognia sprawił, że z lodowatej wody zrobiło się na tę chwilę gorące, niemal gotujące się samo w sobie źródło, przy czym nie przejmował się, że rośliny na dnie poumierały, na powierzchnie wypłynęły ugotowane ciała tych mieszkańców jeziorka, którzy nie zdążyli uciec podziemnymi tunelami jak najdalej od ich przejętego właśnie przez gada domu. Dzięki temu, nie dość, że na powierzchni pływało śniadanie, jeśli ktoś lubił owoce... jeziora, a przede wszystkim nie będą już nękani przez żadne nimfy, rusałki i inne tego typu podstępne tałatajstwo. Był z siebie dumny!
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Kiedy kolejna gałąź złamała się pod jej ciężarem, do Isambre w końcu dotarło, że nie ma szans na złapanie Chibiego, który z uśmiechem na pyszczku wymykał jej się z zasięgu łap, skacząc z jednego drzewa na drugie. Dodatkowo przez cały czas stroił do smoczycy głupie miny, nabijając się w ten sposób z jej prób utrzymania się pazurami na lichych pniach. W odpowiedzi Czarnołuska mogła jedynie albo pokazać mu rozwidlony jęzor, albo wyszczerzyć kły w niewinnej groźbie, że go zje, jeśli tylko go złapie. Z dość mocnym naciskiem na JEŚLI, co trzeba podkreślić. Obecnie jednak Isa siedziała na wilgotnym mchu i próbowała wypatrzeć gdzie się to ten mały urwis schował, kiedy poczuła, jak ktoś wesoło tupta jej po głowie. "A zapowiadał się taki miły i spokojny spacer", westchnęła w myślach pradawna, podwijając ogon, pokryty fioletowymi odciskami łapek. Podobny kolor utrzymywał się po wewnętrznej stronie łap duszka, który uznał, że rozgniatanie jagód i malowanie nimi po czarnych łuskach będzie doskonałym urozmaiceniem spaceru. I rzeczywiście było. Isambre, która zorientowała się po czasie, z miejsca wybuchnęła śmiechem i zaczęła ścigać malca, chcąc go zagłaskać i wycałować na śmierć. Już dawno nauczyła się, iż Chibi, bez względu na to czym dokładnie był, był dzieckiem i zasługiwał na traktowanie należyte dla tego okresu. Z tego powodu od strony Czarnołuskiej lały się strumienie czułości, jakby ona sama na powrót stała się małą jaszczurką, dokazującą na ramionach taty. Co prawda starszy smok starał się jej takie głupoty wybijać z głowy, ale niezbyt skutecznie jak się okazało. Isambre nigdy nie chciała być śmiertelnie poważna, zbierać góry złota i popielić wiosek. Lubiła się bawić, latać i opiekować się zwierzętami, podobnie co jej matka i całe milenium na karku nie było jeszcze powodem do zmiany swojego nastawienia do życia.

Kiedy zabawa dobiegła końca, czyli kiedy Chibi ułożył się wygodnie na grzbiecie Isy i przysnął, smoczyca zaczęła stąpać po własnych śladach prowadzących do domu. Wierzyła, że River czeka już na nią w grocie, zapewne zniecierpliwiony i oczekujący wyjaśnień dlaczego wyszła choć nie czuła się najlepiej. Prawda była taka, że dopiero na spacerze pradawna poczuła jak wracają jej siły. Bliskość natury i trochę ruchu zadziałały lepiej niż sen. Szerokim łukiem ominęła polanę, na której doszło do walki z tajemniczymi łowcami, a następnie przeleciała nad pobliską rzeczką, nad którą pasły się sarny. Drobne, z punktu widzenia smoka, istoty rozpierzchły się na wszystkie strony i poznikały za plecami osobników o bujnych rogach.

Swojego ukochanego dostrzegła niedługo później, zanurzonego po pierś w jeziorku i wypoczywającego. Oczy miał chyba zamknięte, więc z całą pewnością nie widział, jak wyłaniała się zza drzew. Mógł ją jednak z łatwością wywęszyć. W pierwszej kolejności Isambre pragnęła do niego podbiec, ale po głębszym zastanowieniu, stwierdziła, że nie. Pomagając zejść stworkowi ze swojego grzbietu, smoczyca powoli nałożyła na siebie iluzję, dodając fioletowe odciski łapek Chibiego jako ciekawy wzór dekorujący jej białą, sięgającą kolan sukienkę, a następnie podkradła się do smoka.
- Śpisz? - zapytała słodkim głosem, podpływając do niego i wdrapując się, usiadła mu na torsie. Obserwowała, jak otwierał oko, jak jego źrenica zwężyła się w szparkę od słońca, a potem rozszerzyła na jej widok.
Umyślnie starała się nie spoglądać na kamienną rzeźbę, której to nie sposób było zignorować. Isambre zauważyła ją niemal od razu, jej smoczy wzrok nie zawodził i od razu rozpoznała sylwetki, ale nie chciała rozpoczynać kłótni. Nie po tym wszystkim. Z jednej strony niewiele by to zmieniło, nie miała wpływu na to jaki był River i nie mogła go od tak zmienić. Z drugiej, była już tym do pewnego stopnia zmęczona. Rozumiała zabijanie z konieczności, gardziła tym dla przyjemności, ale na to, co wyprawiał jej ukochany, brakowało jej słów. Zabijał, gdy wyczuwał jakiekolwiek zagrożenie, nie przejmując się konsekwencjami. I może ona też powinna przestać się martwić. River był, jaki był, mogła jedynie liczyć na to, że coś w końcu do niego dotrze.
- Wiesz, że nie popieram takiego zachowania... ale... ładna rzeźba - zdecydowała się powiedzieć. Jakaś jej cząstka pamiętała brudne zagrywki nimf, ale teraz już było po wszystkim i rozpamiętywanie traciło sens.
- Kocham cię - dodała, składając pocałunek na szorstkim pysku, a następnie zsunęła się z kochanka i przybierając swoją prawdziwą postać, "uciekła" w głąb jaskini za wodospadem.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Widząc obecnie z przyjemnością wylegującego się w jeziorze jaszczura, trudno zapewne byłoby uwierzyć, że jeszcze jakiś czas temu gad ten unikał wody jak normalny człowiek ognia. Nie ze względu, że będąc smokiem ziemno-ognistym, woda była jego naturalną słabością, ale przez traumę z dzieciństwa i nieumiejętność pływania. Na szczęście odkąd nauczył się jak nie tonąć i, że żywioł ten nie jest wcale taki zły, jego lęk przed głębszymi akwenami niż kałuża całkowicie u niego zanikł. Co prawda po tym co zrobił - po oszukaniu i zabiciu dwóch strażniczek tutejszego jeziorko oraz przegonieniu, bądź ugotowaniu żywcem innych jego mieszkańców wisiało nad nim widmo zemsty ze strony ocalałych, ale pradawny się tym niespecjalnie przejmował. Po pierwsze walkę miał we krwi i było to dla niego czystą przyjemnością, szczególnie gdy w grę wchodziła ochrona jego rodziny, a po drugie wątpił by było w tej okolicy coś co rzeczywiście mogłoby mu zagrozić. W końcu smoki były najstarszymi i najpotężniejszymi istotami na całym tym świecie zrodzonym przez Prasmoka. Nie było na Łusce groźniejszych istot od nich, a największym zagrożeniem dla tych pradawnych jaszczurów byli jedynie ich pobratymcy. A przynajmniej tak było jeszcze setki lat temu, gdyż teraz byle człowiek, czy czarodziej potrafił posiąść wiedzę jak te latające gadziny wytępić. Może dla pewności River powinien dobitniej uświadomić okolicznym mieszkańcom, że do tej części lasu wchodzą na własne ryzyko. Dobrym pomysłem byłoby również przejście się do miasta i rozeznanie w sytuacji czy czasem nikt nie planuje na nich zapolować. I może jeszcze...

        Z dalszych rozmyślań odnośnie planu zadań na dzień dzisiejszy wyrwał go cudowny zapach, którego nie mógłby pomylić z niczym innym w świecie, a zaraz po tym do uszu dotarła słodka melodia jaką był głos jego ukochanej. Uśmiechnął się z przyjemnością, rozkoszując się tą przecudną wonią, lecz zaraz otworzył oko by spojrzeć na swój najcenniejszy skarb, nawet jeśli już nigdy nie przyjdzie mu jej zobaczyć, a jedynie zarys jej postaci i aurę jaką wokół siebie roztaczała. Żałował, że się nie nacieszył jej widokiem póki mógł, a jedynie doprowadzał do nowszych konfliktów i kłótni, za co właśnie przyszło mu zapłacić. Cóż... Najważniejsze, że oboje byli cali i wciąż żyli, a przede wszystkim ona.
        - Jeśli to sen to owszem - odpowiedział zadziornie i zamruczał z rozkoszą, gdy tylko poczuł ją na swojej piersi. Wyciągnął z wody jedną ze smoczych łap i pogładził czarnołuską delikatnie po jej iluzyjnym policzku. - A może masz pomysł jak uczynić rzeczywistość równie piękną? - zapytał zadziornie, łobuzersko się uśmiechając. Nie było przecież na świecie nic bardziej odprężającego niż chwile spędzone z kobietą, do której należało nie tylko twoje serce, ale i dusza i życie. Nawet takie gorące źródła nie mogły się z tym równać.
        - No widzisz? Twój ćwierć mózgi i okrutny narzeczony ma duszę prawdziwego artysty - powiedział z dumą i rozbawieniem w głosie, nie spuszczając z niej niezbyt sprawnego wzroku. Dla tej smoczycy był w stanie zabić bez mrugnięcia okiem, ten monument miał jej to uświadomić, że jeśli taka będzie wola Isambre on spali całą Łuskę. - Co następnym razem dla ciebie wyrzeźbić? - zażartował, wiedząc, że skoro to od Isambre zależało, to raczej nie prędko będzie ten "następny raz".
        Zaraz też został miło przez partnerkę zaskoczony nie dość, że słodkimi słowami, których nie słyszał od incydentu z nimfami i wątpił by jeszcze kiedyś je usłyszeć, to dodatkowo jeszcze słodszym buziakiem, choć ten mógłby być stosunkowo dłuższy, ale to dało się jeszcze naprawić. Sapnął z niezadowoleniem, gdy kobieta z niego zeszła, ale ona miała wyjątkowy dar do manipulowania nim, może nawet nie do końca świadomie. Riverowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, od razu pochwycił tę jawną prowokację smoczycy i wylazł z jeziora, które od razu zaczęło stygnąć i wracać do swojej normalnej temperatury. Wulkaniczny przeciągnął się leniwie pozwalając chłodnemu wiatrowi ostudzić swoje ciało i zaraz pokuśtykał za ukochaną do jaskini. Jego rany stopniowo zaczęły się regenerować, ale to nie znaczyło, że przestały boleć.
        Po gorącej kąpieli, lodowaty prysznic wcale nie był przyjemny, ale widok ponętnego zadu idącej przed nim smoczycy po stokroć wynagradzał tę torturę. Gad otrzepał się z wody, by nie używać swojej mocy na takie pierdoły i poszedł za nią, całkowicie nią oczarowany i uwiedziony.
        - Chibi idź poszukać w lesie patyków na ognisko, przydaj się na coś - rzucił do stworka by mieć przez jakiś czas jaskinię tylko dla ich pradawnej dwójki i zrównał się z czarnołuską, którą okrył swoim skrzydłem, a następnie nieco splótł swój ogon z jej. Trącił ją niewinnie pyskiem i zaraz skubnął zębami skórę na jej smukłej szyi.
        - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo ja cię kocham - zamruczał jak duży kot, dalej ją delikatnie podskubując i liżąc po pysku.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Ciężko stwierdzić czy River zdawał sobie sprawę z tego, jak jego mruczenie i drobne pieszczoty z łatwością burzyły w tym momencie mury oporu jego partnerki. Wystarczyło kilka słodkich słówek, by Isambre, podobnie jak Jednooki zahipnotyzowany jej kształtami, również była gotowa spełnić każdą jego zachciankę. Kochała go i dlatego nie protestowała, gdy delikatnie popychał ją w stronę łoża, ulegle truchtała u jego boku, co jakiś czas przygryzając mu wargi.
- Jestem w stanie to sobie wyobrazić - odpowiedziała na jego czułe słówka, po czym ułożyła się wygodnie na grzbiecie, przybierając najbardziej niewinny i słodki wyraz pyska, jaki potrafiła osiągnąć. Czasu mieli niezbyt wiele. Jasnym było, że Chibi nie będzie godzinami zbierał patyków i że jego mały rozumek jest w stanie pojąć powagę sytuacji, dla której River nakazał mu się oddalić. W przeciwnym razie nie zniknąłby tak od razu.
Następnie Isambre zadbała o to, by jej partner przestał kłapać pyskiem, a całą uwagę poświęcił tylko jej samej. W końcu nie przyszli tu rozmawiać. Ogień silnego podniecenia ponownie rozpalił smoczycę, która przyległa do ukochanego i za nic nie chciała uwolnić go z uścisku łap. Dało to początek kolejnym, drobnym bliznom zdobiących ramiona, plecy i tors Jednookiego, ale smoczyca nie słyszała, by ten w jakikolwiek sposób narzekał.

Nieco później, kiedy ochłonęli, Isambre, kompletnie wyczerpana harcami, skorzystała z szerokiej piersi Rivera, jak z poduszki i przysnęła, mrucząc jak kotka. Cały ten czas była jednak przytomna, czuła łapy ukochanego na swoim zadzie i delikatne drapanie po grzbiecie, którego nie chciała w żaden sposób przerywać. Leżąc tak, zaczęła rozmyślać o tym co dalej. Mieli już dom, co prawda tylko osmoloną jaskinię w urzekającym lasku, ukrytą za wodospadem, ale warto było zadbać o coś więcej. Nieopodal było przecież miasto, a w nim ludzie, las natomiast aż huczał od wszelkiego życia. Para smoków nie powinna się w tym wszystkim tak ukrywać. Prędzej czy później ich obecność zostanie odkryta, warto więc zadbać o dobre relacje, aby pewnego dnia zdesperowani mieszkańcy nie naszli ich nocą z widłami i pochodniami lub, co gorsza, podstawili im pod "drzwi" martwą owcę wypchaną siarką i truciznami. Podobno istniał gdzieś smok, który się na to nabrał, po czym pękł podczas próby gaszenia pożaru w żołądku wodą z pobliskiego jeziora. Isambre, sama nie wiedząc czemu, uwielbiała kiedy matka opowiadała jej tę bajkę, podobnie z resztą co inne, równie absurdalne. Na przykład o małej dziewczynce, która musi zanieść starszej babci lekarstwa, przechodząc wpierw przez mroczny las. Kto normalny pozwala starszej babci mieszkać samej w lesie? Nie lepiej by było pomóc jej z przeprowadzką? Wtedy dziewczynka miałaby znacznie bliżej do opiekowania się nią. No ale ludzkie bajki zawsze były jakieś dziwne, powtarzała sobie smoczyca.

Kiedy poczuła, że smok pod nią sam zaczyna przysypiać, Czarnołuska szturchnęła go jednym z kolców i rozbudziła długim, namiętnym pocałunkiem, który trwałby dłużej, gdyby nie Chibi, radośnie wspinający się Riverowi na głowę.
- Pomyślałam żeby wprowadzić tu trochę zmian - zaczęła, wskazując ukochanemu zimny, zacieniony kąt zaraz obok łóżka. - Widzisz to miejsce? A może by je tak przeorać, usunąć kamienie, posypać ziemią i doprowadzić wodę? Wtedy mógłbyś wsadzić tu niewielkie drzewo z dużą dziuplą. Na przykład jabłoń. Pięknie by kwitła, a w dziupli mógłby spać Chibi. Miałby swój własny zakątek lasu.
Isambre miała już kilka pomysłów, jak zadomowić się w wilgotnej jaskini i z werwą była gotowa je realizować, lecz musiała najpierw zwalczyć lenistwo partnera, który by tylko jadł, spał i kochał się z nią w przerwach między pierwszą dwójką.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Gdyby tylko Isa wiedziała ile tak naprawdę znaczyła dla Rivera. Żadne słowa świata, w żadnym, nawet najpiękniejszym i najpotężniejszym na świecie języku smoków nie były w stanie tego nawet w najmniejszym stopniu wyrazić. I nie chodziło tu wcale o chwilę, która zaraz nastąpi, gdy ich ciała stopią się w jedno, po zakończeniu ich obecnej wędrówki w stronę łoża. Gdyby tylko zaistniała taka potrzeba, że nie mogliby z jakiegoś powodu z sobą kopulować, albo nie byliby w stanie, dla wulkanicznego nie zrobiłoby to żadnej różnicy (miał nadzieję, że taka potrzeba nigdy nie zaistnieje, nawet w jego najgorszych koszmarach). Kochał smoczycę całym sercem i duszą, całym ogniem, jaki tylko wypełniał jego żyły, za to, że była przy nim i nie uważała go za żałosnego kalekę, nie musiał jej też płacić by choćby na niego spojrzała. Nie był dla niej niszczycielską, plującą ogniem bestią tylko czującą istotą z krwi i kości, która obecnie jak nigdy, cieszyła się swoim życiem. Musiał korzystać póki mógł, nie wiadomo było czy pradawna czasem się nie rozmyśli za to co zrobił nimfom, albo po prostu on czegoś znów nie wywinie narażając się na jej gniew. A skoro i ona chciała mu się dobrowolnie oddać nie było chyba w tym nic złego, prawda?

        Idąc w stronę kamiennego łoża podszczypywał ją delikatnie i zachęcająco, przy czym i ona zaczęła go kokietować, choć wcale nie musiała gdyż sam jej zapach, a co dopiero bliskość działały na wulkanicznego hipnotycznie i uwodzicielsko. Obecnie również znalazł się w jej czarze i to jeszcze nim wyszedł z wody. Zaraz jednak cel ich wędrówki został osiągnięty, lecz nie było czasu na zbyteczne, acz niezwykle odprężające igraszki, gdyż Isambre zdawała się nie mieć ochoty zbyt długo czekać, tym bardziej, że wisiała nad nimi presja czasu, w końcu Chibi nie będzie zbierał patyków przez cały tydzień... Choć gad nie wiedział czy i to byłby wystarczający dla niego okres czasu. Nie myśląc już nic więcej, postanowił odpowiednio zająć się swoją ukochaną tak jak tego oczekiwała i tak jak jej się należało. Musiał w końcu wynagrodzić jej tamten nieprzyjemny incydent z nimfami i udowodnić, że tylko ją prawdziwie kocha. Długo nie trzeba było czekać aż oba gady splotły się ze sobą niczym węże na lasce heroldów i całkowicie pochłonął je żywy ogień namiętności.

        Gdy emocje upadły, River chłodził przyjemnie obolały i rozgrzany przez wewnętrzną gorączkę grzbiet na chłodnej powierzchni łoża, swojej ukochanej robiąc za poduszkę i jednocześnie materac. Był szczęśliwy, że tak wspaniała smoczyca wybrała właśnie jego wbrew temu co myślał o nim jej ojciec. Był również wyczerpany niedawną "batalią", która miała miejsce w ich jaskiniowej alkowie, ale szczerze gdyby umarł z tego rodzaju wycieńczenia, umarłby jako najszczęśliwsza istota z całej Łuski Prasmoka, a nawet ze wszystkich jego Łusek. Gładził delikatnie swój największy skarb i wsłuchiwał się w jej bicie serca, oddech oraz mruczenie, jak w najpiękniejszą pieśń życia, która z czasem zaczęła być dla niego kołysanką. Zaraz tylko jak zaczął się coraz bardziej oddawać czarnym bezkresnym głębinom prowadzącą do krainy snów, został dźgnięty i wyciągnięty na powierzchnię swojej świadomości.
        - Nie śpię, nie śpię - mruknął sennie, znów gładząc ją po zadzie i grzbiecie, lecz niewiele było w tym prawdy, gdyż zaraz znów zaczął tracić władzę w dłoniach i odpływać.
        - Zmian? - zapytał z głębin swojej rozespanej świadomości i zaraz zmusił się by otworzyć oko. Nie mógł zbyć ukochanej, bo to co przed chwilą ich tak zmorzyło i wyczerpało mogło już nigdy się nie powtórzyć, a poza tym jeśli odpowiednio szybko i dobrze zajmie się jej życzeniem, będzie mógł z czystym sumieniem porwać ją w swoje objęcia, zamknąć pod skrzydłami jak pluszaka i po prostu usnąć niczym dziecko.
        - Księżniczko, dla mnie wszystko jest zacienione odkąd przebili mi oko - zauważył z rozbawieniem i polizał ją po pysku. - Widzę, widzę - zapewnił ją, choć określenie, że "widział" nie było nazbyt trafne. Nie mniej orientował się o który kąt i miejsce smoczycy chodziło.
        - Tak się wysilać dla takiej pchły jak on? - sarknął, złośliwie, acz nie było w jego głosie ani grama pogardy dla słabszego od nich zwierzaka.
        Ten, obrażony jego uwagą, tupnął mu w głowę i zaczął coś skrzeczeć w swoim języku, a smok jedynie ziewnął i pokręcił głową, zrzucając z niej awanturującego się stworka. Kto by pomyślał, że maluch ze strachliwego, posłusznego sługusa i kozła ofiarnego Jednookiego stanie się taki pewny siebie i odważny.
        - Nie tym tonem mendo, bo będziesz spał na dworze - burknął bez przekonania jaszczur. Naburmuszony duszek jeszcze chwilę złorzeczył pradawnemu i dodał ze dwa, może trzy kreatywne wyzwiska pod jego adresem, ale ostatecznie odpuścił i poszedł wtulić się do Isy widząc, że wulkaniczny nawet nie zwraca na niego najmniejszej uwagi.
        - Nie wiem czy chciałbym dzielić alkowę z dziecinnym futrzakiem i do tego jeszcze musiałbym wziąć od wieśniaków jabłoń, założę się, że nie będą z tego faktu zadowoleni i... mogą stanowić zagrożenie - zerknął ostrożnie na Isambre wiedząc, że wchodzi na grząski grunt, ale jeśli ona była tym grząskim gruntem i miała go w sobie pochłonąć i udusić, nie miał najmniejszej ochoty się jej opierać i walczyć o życie. Nie skończył jednak na tym. - No i jeszcze w lesie jest masa drzew, mógłby sobie jedno najbliżej jaskini wybrać i urządzić, w końcu jest już dorosły, każdy chciałby pójść na swoje.
        Pomarudził, powymigiwał się, ziewnął i przeciągnął pod swoją ukochaną by ostatecznie objąć ją i z nią na swojej piersi usiąść. Na jego pysku widział zabójczy entuzjazm i zapał do robienia czegokolwiek, tym bardziej w momencie gdy przecierał chcące się zamknąć i posłać go do krainy snów oko.
        - Cóż jeszcze panienka sobie życzy? - zapytał bez cienia nadziei, że uda mu się dziś odpocząć po ostatnich ciężkich wydarzeniach w jego życiu. To będzie pracowity dzień, ehh...
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

- Ale co ty robisz? Przestań! - pisnęła smoczyca, próbując powstrzymać podnoszącego się gada naciskiem łap na jego szeroki tors. Niestety to on w tym związku miał mięśnie i jedyne co Isambre mogła zrobić to mocniej objąć nogami biodra partnera i wepchnąć pysk pod jego brodę w nadziei, że w magiczny sposób straci równowagę i znów wylądują w łóżku. Niestety tak się nie stało, River siadł twardo na krawędzi, a ona zawisła na nim niczym czarny worek pełen łusek, pomrukując z niezadowolenia, jak jakiś wybudzony ze snu kot. Niestety wszelka złość z tego powodu bardzo szybko ustąpiła, kiedy niepostrzeżenie jej ukochany skradł jej pocałunek.
- Myślałam, że będziesz wolał odpocząć dzień lub dwa - mruknęła smoczyca, gdy w końcu uwolniła się z uścisku silnych ramion i z pełną gracją przeciągnęła się przed oczami kochanka.
Prawdą było, że lubiła go prowokować, a z każdym dniem robiła to coraz bardziej świadomie. Wcześniejszy brak doświadczenia z mężczyznami sprawił, że Isambre zdawała sobie sprawę ze swej urody, ale nie potrafiła z tego w pełni korzystać. Nawet pod ludzką iluzją była jedynie oglądana z daleka, odtrącała niemal każdego adoratora, a nawet unikała mężczyzn by nie wpaść w dziwnego rodzaju tarapaty. Odkąd jednak poznała Rivera, bardzo polubiła być w centrum zainteresowania. Jego zainteresowania warto podkreślić. Nie sądziła, że kiedyś tak poważnie się zakocha, nowy związek odkrył w niej wiele pozytywnych cech, których wcześniej nie dostrzegała, ale też i uświadomił ją, że bycie potulną dla wszystkich istot smoczycą nie przyniesie jej wiele dobrego. Wiedziała, że musi z większym dystansem zacząć podchodzić do ludzi, jeśli naprawdę chciała zacząć nowy i spokojny okres w swoim życiu.
- Ale skoro tak bardzo rwiesz się do pracy, to nie będę cię zatrzymywać - dokończyła, schodząc dalej w mrok jaskini, by pomyśleć jak jeszcze można by udekorować ich wspólny dom.
Przez cały czas towarzyszył jej Chibi, strojący głupie miny w stronę gada, który zrozumiał, że przy Isie koniec z groźbami i krzykami ognistego jaszczura. No chyba, że naprawdę ostro go zdenerwuje, ale wtedy wystarczyło wejść czarnołuskiej pod skrzydła, a ona już udobrucha wściekłego pana smoka. Życie białego duszka chyba nigdy nie było tak proste i szczęśliwe. Miał wszystko, od świeżych jabłek po pieszczoty, a jeszcze miał otrzymać własny "pokój". Kto by chciał w takiej sytuacji iść na swoje i martwić się urokami brutalnej rzeczywistości.
Isambre oświetlała sobie drogę magią, dosłownie toczyła przed sobą ognistą kulę, której blask rozświetlał wszystko w zasięgu sześciu sążni. W ten sposób szybko odkryła, że ich mała alkowa przeznaczona na sypialnię dość gładko przechodzi w jeszcze dwie, znacząco większe groty, z których jedna skrywa dodatkową jamę. W sumie dawało to aż cztery pomieszczenia do zagospodarowania, aby podczas pobudki nie trafiać wzrokiem non-stop na obraz zimnych i pustych ścian. Niestety na każdy pomysł, na jaki wpadała, odzywały się w niej mieszane ku temu uczucia. W końcu to co dokładnie miałaby tu wprowadzić? Ogródek odpadał skoro żyli w sąsiedztwie lasu, podobnie jak wydrążenie jaskiniowego jeziorka. Pozostało jedynie skonsultować się z narzeczonym, może on na coś wpadnie.
Właśnie w tej chwili Isambre do niego wracała, okryta swoją ulubioną wizją czarnowłosej elfki. W białej sukience z fioletowymi odciskami łapek Chibiego prezentowała się dość niewinnie, a dodatkowo w ich własnym zaciszu pozwoliła sobie nieco ją jeszcze ukrócić, tak że sięgała teraz niewiele poniżej połowy uda. Długie nogi okryła czarnymi pończochami, a na stopy wsunęła buty z białym futerkiem na płaskim obcasie.
- Nic nie mów, wiem, że ci się podoba - zaczęła, drapiąc czarną paszczę pod brodą, a następnie wydłużyła brzegi sukni i ruszyła do wyjścia. Chciała aby River wiedział, że to co przed chwilą ujrzał było i będzie tylko dla niego. - Praca czeka. Ja i Chibi idziemy do miasta. Możesz się przyłączyć.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Poranek zaczął się wspaniale, wręcz magicznie, a to mogło zwiastować jedynie idealny dzień. A przynajmniej takie miał River naiwne marzenie. Niestety chwila błogości i słodkiego lenistwa... tfu! Odpoczynku zaraz zaczęła odchodzić w zapomnienie, gdy tylko smoczyca wyszła z propozycją udekorowania ich gniazdka. Przede wszystkim z pomysłem zagospodarowania części przestrzeni dla Chibiego, by futrzaka jeszcze bardziej uszczęśliwić, jakby już nie był szczęśliwy przez to, że został w końcu wyrwany spod jarzma okrutnego jaszczura. Jednooki był naprawdę niechętnie nastawiony do tego typu udziwnień, no bo co to za pomysł by upiększać jaskinię i upodabniać jej groty do domowych komnat. Według niego jaskinia powinna wyglądać jak jaskinia, ewentualnie z kilkoma pochodniami w głębi by sobie nosa na ślepej ścianie nie rozbić, ale mimo wszystko. Niestety Isambre miała dość mocą kartę przetargową, za której sprawą byłaby nawet w stanie wmówić, że słońce to jedynie złudzenie optyczne zachodzące w umysłach wszystkich żyjących na Łusce istot, a w rzeczywistości jest jedynie załamującym się światłem wszelkiego życia przechodzącym przez unoszące się w powietrzu kropelki wody... Czy nawet, że woda jest tak naprawdę sucha, albo, że ryby mogą się utopić. Z miłości do smoczycy zrobiłby i uwierzyłby we wszystko, choćby i w tak irracjonalne oraz śmieszne teorie.

        - A co mi zrobisz jeśli nie przestanę? - mruknął zaciekawiony uśmiechając się do niej chytrze, podnosząc się bardzo powoli by się z nią podroczyć, a nawet kilka razy udając, że faktycznie, udało jej się go z powrotem przyszpilić do ich kamiennego łoża, lecz w ostatniej chwili okrutnie niszczył wszelkie jej nadzieje na odzyskanie błogiej chwili i możliwości wylegiwania się na jego szorstkiej, kamienno-łuskowej piersi.
        - Wiesz... Szczerze tak planowałem, ale skoro moja pani wypowiedziała swoje życzenie... zostały ci jeszcze dwa księżniczko - zażartował i zadziornie skubnął ją delikatnie najpierw w paszczę, po tym w bok szyi i na koniec ramię. Gładząc przy tym z wolna jej talię i biodra.
        Gdy się przeciągała prowokacyjnie chłonął ten widok, jakby w otaczającym go świecie istniała tylko ona. W sumie gdyby się tak zastanowić to otaczającego go świata widział jedynie niewyraźne zarysy, a jedyne co było najlepiej przez gada widoczne to aury wszystkich żyjących istot. Z tym, że to aura jego ukochanej go niemalże oślepiała, poruszała jego kamiennym sercem, a przede wszystkim hipnotyzowała niczym zaklęcie najwybitniejszego arcymaga z dziedziny magii umysłu.
        Oczarowany swoim najcenniejszym skarbem, wypuścił smoczycę z objęć, nie zamierzając przytrzymywać jej na siłę przy sobie i obserwował uważnie jej poczynania. Widział wygłupy rozbestwionego duszka, lecz tylko zmarszczył nos i wypuścił gwałtownie gęsty obłok dymu z nozdrzy, po czym sam się leniwie przeciągnął. Spojrzał w stronę wskazanego wcześniej przez jego kochankę kąta i zastanowił się, starając zwizualizować sobie jej pomysł. Użyźnienie tego skrawka oraz doprowadzenia wody, stworzenia mini fosy wokół miejsca gdzie miałoby rosnąć drzewo było najmniejszym problemem. gorzej było z przebiciem się przez sklepienie, by zrobić otwór, przez który roślina oświetlana by była przez promienie słońca, a to już nie było takie proste. Nie wiedział ile ziemi się nad nimi znajduje, czy czasem jaskinia się nie zawali, albo czy nie przepływa nad tym miejscem woda z wodospadu, inaczej będą mieli powódź. Musiał się dokładnie rozeznać i sprawdzić czy nie powstaną przy tym żadne niechciane szkody. Do tego z nawozem będzie im ciężko, bo on nie będzie chodził po lesie i zbierał sarnich odchodów jak grzybów tylko po to by biały sierściuch miał swoje własne drzewo w jaskini, skoro poza nią ma ich dokoła pełno. Poza tym właśnie jeszcze kwestia drzewa. W dzikiej okolicy nie widział żadnych jabłoni, najszybciej nabędzie je od tutejszych mieszkańców i rolników, a poza tym, odpowiedni rozrost takiej sadzonki to nie kwestia godzin czy dni, a lat, zanim Chibi faktycznie będzie mógł zamieszkać choćby w jej koronie a co dopiero pniu. Ale! Z damami swojego serca się nie dyskutuje!
        - Nie będziesz zatrzymywać?! - zaczął zadziornie. - A czy w ogóle dałabyś ra... - zamilkł od razu gdy tylko zobaczył ponętną iluzję swojej kochanki. Zamknął swoją paszczę i przełknął ślinę, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Oooo taaak. Ona wiedziała jak go zatrzymać.
        Kiedy podeszła i zaczęła go drapać pod brodą, uśmiechnął się błogo unosząc paszczę do góry by miała lepszy dostęp do większej ilości miejsc, jednakże zaraz przerwała te pieszczoty, "ubrała się" przyzwoiciej i skierowała się do wyjścia z jaskini. Gad prychnął z niezadowoleniem wypuszczając z nosa kolejny obłok duszącego dymu i w końcu wstał z miejsca, przybrał bardziej ludzką postać i zaraz dołączył do partnerki.
        - Pani pozwoli, że jej potowarzyszę - powiedział uprzejmie, wcześniej skłaniając się nisko jak to we dworach dość często można spotkać i podał jej swoje ramię, po czym wspólnie udali się w stronę miasta.

Ciąg Dalszy: River i Isambre
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości