TeravisDuch nauki.

Miasto Teravis położone w środkowej części Równiny Magenar otoczone jest zewsząd grubym murem, z pomarańczowej cegły. Jako, że z każdej strony narażone jest na najazdy posiada tylko jedną bramę wjazdową strzeżoną dzień i noc przez dziesiątki strażników.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Crewil był przerażony. Lubił konie, pod warunkiem, że były to konie mechaniczne. Żywe zwierzęta starał się omijać szerokim łukiem, chociaż pewnego razu, widząc że Iru do jazdy na Skoczku nie wykorzystuje siodła, postanowił zaradzić temu ewidentnemu zaniedbaniu, projektując dla dziewczyny najbardziej zmyślne siedzisko jakie widziała ludzkość. Z profilowanym oparciem, sprężynami amortyzującymi wstrząsy, obiciem, które się nie wyciera wskutek użytkowania, komfortowym wypełnieniem, a nawet drabinką do łatwego wsiadania i schodzenia. Niestety wszystko to zostało w jego domu. Nigdy zresztą nie będąc użytym, przegrywając rywalizację ze zwykłym starym kocem. Powyższe zdarzenie jedynie potwierdzało teorię wynalazcy, mówiącą o tym, że na Bezkresnych Równinach czeka ich rychła śmierć. A on będzie tym, którego kostucha dopadnie pierwsza.
        Chłopak przeczuwał, że będzie źle, jednak nie miał ani chwili czasu by przygotować się na czekające go niespodzianki. Zresztą gdyby dać mu i kilka dni, nie wiedziałby co robić. Gdy tylko Skoczek dał susa do przodu, ciało Rudhofa zachowało się tak jakby zostało w miejscu, zapominając zarówno o koniu, jak i o tym, że w swoich dłoniach trzyma lejce. A potem zaczęła działać czysta fizyka. Chłopakiem nagle gwałtownie szarpnęło, chwilę później jego nos zaliczył bolesny kontakt z grzbietem wierzchowca, stopy znalazły się gdzieś daleko za ogonem, a całe ciało przyjęło pozycję, której pozazdrościłby mu niejeden mnich, latami pracujący nad elastycznością kończyn. Za to Crewilowi nie było do śmiechu. Jakimś cudem w układzie koń–jeździec, wynalazca wciąż znajdował się na górze. Sam Skoczek również wydawał się tym zaskoczony, odwracając swój łeb, z wymalowanym na chrapach pytaniem „co ty tu jeszcze robisz?”. Na szczęście koń doskonale wiedział jak zachować się w podobnych sytuacjach. Energicznie podrzucił swój zad, odsyłając Crewila tam gdzie jego miejsce.
        Wynalazca wiedział, że zginie, ale w najgorszym scenariuszu nie przypuszczał, że przed tym przyjdzie mu tak cierpieć. Najwyraźniej zrządzenie losu miało dla niego przygotowanych znacznie więcej atrakcji, jako że i z tego upadku pozwoliło mu wyjść w jednym kawałku. Zresztą ból, nawet ten najbardziej dotkliwy, nie był czymś co mogło złamać Rudhofa. Za to blokada twórcza brzmiała niczym najgorsza z tortur.
        Powoli podnosząc się z ziemi, Crewil z trwogą rozejrzał się wokół siebie. Z prawej strony miał trawę, rozciągającą się aż po horyzont. Po lewej również trawa, zadawało się, że w jeszcze większej ilości. Tuż za nim stał Skoczek, beztrosko konsumując roślinę, której wynalazca bał się nawet nazwać. Chłopak nie wierzył w istnienie piekielnych otchłani, ale jeśli rzeczywiście jest gdzieś w świecie miejsce, w które odsyła się potępione dusze, to musi być one równie monotonne jak to, w którym właśnie się znalazł. Nawet najbardziej błyskotliwy umysł może czuć się pokonany gdy do dyspozycji ma tylko zielsko.
        - Już po nas – na głos powiedział Crewil. Dopiero teraz uświadomił sobie jak wielkim błędem było wyrzucenie z balonu wszystkiego co nie przypominało trawy. Nawet szczątki jego powietrznego statku, zamiast wybuchnąć jak na porządny wynalazek przystało, jedynie tliły się żałośnie, pogrążone w depresji.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Iru nie posiadała się ze szczęścia. Rozpierało ją poczucie wolności. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo tęskniła za Bezkresnymi Równinami. Ciągnące się w nieskończoność przebywanie w trzewiach „murowanej bestii” sprawiło, iż szamanka zapomniała jakim cudownymi doznaniami są zapach traw, ciepło promieni słonecznych padających na jej twarz, czy też niczym nie zmącony widok tysięcy gatunków kwiatów, ciągnący się po horyzont. Przepełniona radością dziewczyna postanowiła najpierw porządnie wytarzać się wśród roślin, po to by całość popisów zakończyć nakreśleniem na ziemi idealnego orła, odciśniętego przy pomocy ruchów kończyn.
        - Nareszcie! Spójrz Pyłku, tu jest po prostu fan-ta-sty-cznie! To najlepszy dzień w moim życiu! - krzyczała Iru, podkreślając swoje myśli donośnym „Juuuupi.”
        Skoczek również manifestował swoje zadowolenie, ochoczo kłusując wokół swojej pani i jej pomocników. Koń nie mógł się doczekać kiedy to dane będzie mu popędzić w pełnym cwale prosto przed siebie. Jedynie Crewil wyglądał na nieco przybitego. Iru nie przejmowała się tym za bardzo. Zdawała sobie sprawę, że musi minąć kilka dni, zanim skóra chłopaka przybierze bardziej zdrowych kolorów, a jego serce przepełni się energią. Najważniejsze, że w przypadku wynalazcy proces zdrowienia już się już rozpoczął.
        - O nic się nie martw, wszystko wam pokażę - zapewniała szamanka. – Stada dzikich koni, olbrzymiego stepowego bawoła, gorące źródła, słońce kryjące się za horyzontem, psotną chichotkę po nadepnięciu której w powietrze wzbija się barwny pył zmieniający usposobienie nawet największego ponuraka, piaskowe burze, mgły, tęcze czy drzewa mądrości, a przede wszystkim obozowiska mojego plemienia. Wszystko co tylko sobie zamarzysz. Jeśli chcesz, nauczę cię też polowania i orientacji w terenie.
        Powrót w rodzinne strony wywołał u Iru nie tylko olbrzymi entuzjazm, w wyniku którego miała ochotę chwycić w swoje palce kąciki ust Crewila i podnieść je ku górze, tak aby przez chwilę i chłopak pozostał uśmiechnięty, ale co ważniejsze niemal automatycznie wyczuliły się wszystkie zmysły szamanki, na nowo przestawiając się w tryb przetrwania. Świeże powietrze sprawiło, że cały organizm dziewczyny funkcjonował szybciej, a nagromadzona w nim energia musiała znaleźć jakieś ujście, między innymi dlatego Iru miała ochotę tańczyć, skakać i krzyczeć z radości, pozostając jednocześnie wyczuloną na każde ewentualne niebezpieczeństwo. Dlatego tez po chwili namysłu spytała wynalazcę.
        - Możemy ruszać już teraz, ale jeśli chcesz możemy też poczekać na jeźdźca galopującego za nami. Tego o tam. – Iru wskazała kierunek, z którego dojrzała nieznajomą. Ścigająca ich kobieta na chwilę się zatrzymała, tak jakby próbowała ustalić właściwą drogę. Teraz gdy nie miała przed sobą wskazówki w postaci unoszącego się balonu, musiała kierować się przedmiotami wyrzuconymi na ziemię, a te dość często ginęły w wysokiej trawie.
        - Mogę po niego pojechać albo Pyłek poleci i tutaj zaprosi. A ty w tym czasie może … hmmm podziwiaj widoki – zaproponowała Iru.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Melika słuchała w zachwycie rzeczy wymienianych przez Iru, nie mogąc się już doczekać, kiedy je zobaczy. Olbrzymi bawół, chichotka, drzewa mądrości! Niemal widziała je oczyma wyobraźni, choć nie miała pojęcia jak wyglądają. Nie przeszkodziło jej to pogrążyć się w marzeniach o miejscach dziwnych, magicznych i tajemniczych. Dołączenie do tej śmiesznej pary było najlepszą decyzją, jaką ostatnio podjęła! Ciekawe czy drzewa mądrości są równie ładne co świetliki, które widziała, gdy poznała krasulę Urzaklabinę? Chciała zapytać o to szamankę, jednak jej propozycja jeszcze bardziej ją zaintrygowała.
- Chciałabym się nauczyć orientancji w terenie - powiedziała pogodnie, przysuwając się do ciemnowłosej dziewczyny. Skoczek brykał radośnie dookoła, rozkoszując się rozciągającą się jak okiem sięgnąć, soczyście zieloną trawą. Fioletowa z przyjemnością łapała w dłonie te źdźbła, które sięgały jej pasa, napawając się ich przyjemną, ciepłą fakturą.
        Gdy Iru wspomniała o jeźdźcu, maie odruchowo podążyła za jej spojrzeniem, dostrzegając kobietę na odległym wzgórzu. Wyglądała niczym kropla atramentu upuszczona na morze traw. Jej czerń zdawała się zasysać otaczające ją kolory, na wzór czarnej dziury w źrenicy Prasmoka. Dziewczynka przekrzywiła głowę i zaintrygowana przyglądała się nieznajomej. Z tej odległości nie mogła widzieć wyrazu jej twarzy, lecz gdyby go dostrzegła, ujrzałaby jak czerwone usta wykrzywia grymas złości, a kobieta przeklina do siebie:
- Do diabła pederasty i siedmiu nierządnic! Wiedziałam, że ta czarna sprawi mi kłopoty. Zauważyła mnie… Cóż, dzieci! - Jej głos zmienił się z zimnego i nieprzyjemnego, w melodyjny i miły. - Ciocia Eris przyszła w odwiedziny!
Popędziła konia, kierując się bezpośrednio w stronę gromadki i wraku rozbitego balonu. Zaraz Rudhof zorientuje się, że go namierzyła i zacznie w panice uciekać. Jeśli chciała dołączyć do ich ekspedycji, musi to zrobić teraz. Zamierzała rozegrać to tak, by dzieciaki nie wiedziały, że ma je zlikwidować, jeśli nie będą szukać kamienia. Przynajmniej na razie.
- Kto to jest? - zapytała Mel. Nie bała się nieznajomej, nie zrozumiała bowiem gróźb Lorda Protektora. W jej pamięci kołatał się za to fakt, że mają coś znaleźć w tym przepięknym morzu traw.
- Jak możemy ci pomóc w poszukiwaniach? - zapytała załamanego Crewila, wykazując się wyjątkowo dużą (jak na siebie) trzeźwością umysłu.
- Nie martw się. Razem sobie poradzimy.
Uśmiechnęła się miło i wyciągnęła rękę, powodując że pyłki z wystających tu i ówdzie kłosów uniosły się w górę, tworząc wokół niej złotą spiralę. Dmuchnęła w stronę chłopaka, chcąc go rozweselić, a efekt był taki, że złoto osiadło na ciemnych włosach i piegowatych policzkach.
- Wyglądasz uroczo - oznajmiła zadowolona z siebie i wróciła do obserwacji nieznajomej. Dostrzegała coraz więcej detali - czarny, obcisły strój jeździecki, bardzo blade dłonie, burzę czarnych włosów i czerwone usta. Pędziła na czarnym koniu, równie niepokojącym jak ona sama, oczywiście gdyby maie znała pojęcie niepokoju.
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Crewil postanowił walczyć z ogarniającą go depresją. Wszędzie gdzie spojrzał widział czekające na niego zagrożenie. Był przekonany, że jeśli nie zabije go monotonia, trawy, palące słońce, brak wody, głód, trawy, drapieżniki, bezlitosne plemiona tubylców, jeszcze więcej traw, czy sięgające po niego macki rozwścieczonego Lorda Protektora, to zrobią to naiwne uśmiechy towarzyszących mu dziewcząt. Z drugiej strony był przecież mężczyzną. Powinien wziąć się w garść. To na jego barkach spoczywał teraz los całej wyprawy. Co więcej był również człowiekiem nauki, a to właśnie nauka stanowiła fundament zdolny poskromić siły natury. Wynalazca uznał, że najlepiej zrobi, jeśli niesprzyjające warunki początkowe potraktuje jako wyzwanie. A on przecież uwielbiał wyzwania. I jak do tej pory zawsze dawał sobie z nimi radę.
        - Przestań! – powiedział do chichoczącej Iru, a chwilę później zwrócił się również do Mel. – A ty tym bardziej przestań. Musimy się skupić. Sytuacja nie jest łatwa, ale no ten... potrafię wyobrazić sobie gorsze.
        Przede wszystkim musieli ustalić gdzie się znajdują. Wcześniejsze przygotowania do podróży, poparte wielogodzinnymi obliczeniami i symulacjami, pozwoliły Crewilowi ustalić co też powinno się znaleźć w tak zwanym plecaku przetrwania. I z całą pewnością było tam miejsce na mapę i kompas. Problem w tym, czy w samym balonie było miejsce dla jego plecaka?
        - Nauka poparta doświadczeniem pozwoliła przygotować cały podręcznik na temat tego jak radzić siebie w podobnych sytuacjach. Dlatego właśnie od tej chwili zarządzam, iż będziemy się go trzymali, realizując wytyczne krok po kroku. Aż w końcu odniesiemy sukces – oświadczył wynalazca. – A zaczniemy od tego, iż przestaniecie bujać w obłokach i zejdziecie na ziemię. Nic tam nie ma. To tylko wytwór waszej wyobraźni. Gorące powietrze faluje pod wpływem trawy uginającej się w skutek wiatru, a owe zawirowania mogą powodować wszelkiego rodzaju omamy. A teraz pytanie, czy któraś z was widziała taką opasłą księgę z mapą kontynentu na okładce…
        Pomimo przekonania co do własnych racji, Crewil co jakiś czas spoglądał w kierunku, który Iru i Pyłek pokazywały sobie palcami. I nagle zwątpił. Jego „zwidy” najwyraźniej pędziły im na spotkanie, a co gorsza, im dłużej im się przyglądał, tym bardziej materializowały się w postaci dobrze mu znanej kobiety. Właściwie to nikt w Teravis nie miał pojęcia jak ona nazywa się naprawdę, ale wszyscy wiedzieli co oznacza pojawienie się jej w pobliżu. Wynalazca spanikował.
        - Na ścięte gwinty i zatartą przekładnię, tylko nie to. Szybko na ziemię, chować się. – Chłopak najpierw położył dłoń w głowie Pyłka, gestem nakazując jej ukryć się w wysokiej trawie, a za chwilę próbował uczynić to samo z szamanką. W chwili obecnej nawet kompas przestał być ważny. Jeżeli czarna dama była przed nimi, to znaczy, że czym prędzej powinni udać się w przeciwnym kierunku. Najlepiej na czworakach, aby uniknąć ewentualnego odkrycia – w tej chwili Crewil naprawdę wierzył, że ma najbystrzejszy wzrok z wszystkich i dostrzegł Eris na długo przed tym nim sam został zauważonym. Trzymał się desperacko tego przekonania, do czasu aż wyraźnie usłyszał tętent końskich kopyt i miękki głos tuż za swoimi plecami.
        - Mogłabym spytać cóż takiego pan wyprawia, panie Rudhof?
        - Eee ja tego… no bo właśnie… – Dodatkowym problemem wynalazcy był fakt, że dziewczyna mu się podobała, nawet jeśli samo spoglądanie na jej wdzięki wiązało się z poważnym niebezpieczeństwem. Ale skoro i tak miał umrzeć, to może przynajmniej wybierze najprzyjemniejszą wersję swojego końca? Przełamując skrępowanie, Crewil w końcu wydukał. – Okulary, gdzieś musiały mi upaść w czasie lądowania.
        - Masz je na głowie…
        - O ja cię… faktycznie. Dziękuję bardzo za pomoc. Przejechała pani szmat drogi, aby udzielić mi tej jakże cennej wskazówki. Jestem dozgonnie wdzięczny. – Wynalazca skłonił się zgodnie z etykietą, nawet przez chwilę nie zastanawiając się, że jego tłumaczenie może zostać uznane za prowokację.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        W swojej wewnętrznej, dramatycznej ocenie sytuacji, Crewil mógł czuć się pożartym przez ogrom Bezkresnych Równin, jednak rzeczywistość była taka, że chłopak i jego drużyna znajdowali się zaledwie na obrzeżach wspomnianej krainy. Z miejsca, w którym rozbił się balon, wystarczyło pół dnia galopu na grzbiecie Skoczka, by znów ujrzeć przed sobą wysokie mury Teravis. Oczywiście z różnych względów, żadne z nich nie brało pod uwagę podróży w tą stronę. Tymczasem droga w przeciwnym kierunku dla jednych stanowiła źródło najgorszych koszmarów, dla innych prawdziwe wyzwanie i okazje do udowodnienia swojej wartości, nawet w tak beznadziejnej misji, a dla wszystkich pozostałych, szansę na przeżycie fantastycznej przygody.
        Morze traw spowite było magią, która sprawiała, iż żaden kompas nie pracował tu jak należy. Ci, którzy próbowali wytyczyć przez nie szlak w linii prostej, szybko zaczęli kreślić łuki, zataczać pętle, a w skrajnych przypadkach, po miesięcznej wyczerpującej wędrówce, ku swojemu zaskoczeniu przekonywali się, iż są w miejscu, z którego rozpoczynali podróż. Dodatkową trudność stanowiły tu zwyczaje miejscowych plemion, pieczołowicie zbierających wszystko co nadawało się do rozpalenia ogniska, począwszy od znaków informacyjnych, poprzez porzucone powozy, a na „Wędrujących Miskach” kończąc.
        Inną praktyką, której Iru bezwzględnie postanowiła się trzymać, była obowiązkowa wymiana uprzejmości z każdym napotkanym podróżnym. Być może w mieście gdzie mieszkańcy bez przerwy wpadali na siebie, z czasem celowo zaczęto się ignorować, ale w miejscach gdzie widok obcej twarzy trafiał się raz na kilka dni, ludzie mieli dla siebie znacznie więcej czasu. Z tego powodu zamiast posłuchać rady Crewila, szamanka wstała i zaczęła machać w kierunku nadjeżdżającej kobiety, tak aby ułatwić tamtej obranie właściwej drogi. Dziewczyna szybko upewniła się co do słuszności swojego wyboru. Odziana w czerń podróżniczka okazała się być znajomą wynalazcy, a dodatkowo wyszło na to, że szukała ich po to by wyruszyć z nimi na wspólną misję. Poza tym Iru szybko uznała nieznajomą za sympatyczną, w typowy dla siebie sposób ignorując ostry i rozkazujący ton głosu swojej rozmówczyni.
        - Polecono wam czekać na mnie w mieście – oskarżycielsko zauważyła Eris. – Ale najwyraźniej nie wszyscy z was rozumieją co znaczą zasady uczciwej współpracy.
        - Wędrująca Miska nie mogła się doczekać kiedy wreszcie wyrwie się na wolność. I tak jakoś wyszło, że porwała nas wszystkich bez uprzedzenia – wyjaśniła Iru.
        - Kto taki?
        Szamanka wskazała na szczątki balonu, tym samym utwierdzając Eris w przekonaniu, że grupa dzieciaków stroi sobie z niej żarty. Kobieta miała zamiar dać im porządną nauczkę, jednak nie dane jej było dojść do słowa, ponieważ zaintrygowany obecnością przedstawicielki własnej rasy, Skoczek postanowił bliżej przyjrzeć się nowej towarzyszce, a że jednocześnie czarna klacz wykazywała się wyjątkową awersją na działanie wszelkiej maści amantów, nieznajoma miała co robić, aby utrzymać swojego rumaka w ryzach, samej nie spadając przy tym z siodła.
        - Możesz go zabrać? – poleciła podwładna Lorda Protektora.
        - Skoczek, co ty wyprawiasz? Kompromitujesz nas w oczach tej miłej pani. No chodź tu – próbowała załagodzić sprawę Iru, ale efekt jej starań był taki, że tak jak jej ogier ganiał za klaczą, tak ona mogła jedynie ścigać koński ogon.
        - Nie nauczono cię panować nad własnym rumakiem? – irytowała się Eris.
        - To mój przyjaciel. O żadnym panowaniu nie ma miedzy mami mowy. – Tym razem to Iru nie kryła oburzenia.
        - Mniejsza z tym. Chciałabym usłyszeć cóż takiego planujecie gdy wasz latający wehikuł zamienił się w stertę trocin? – spytała kobieta, cały czas starając się utrzymać wierzchowca w takiej pozycji by móc swobodnie patrzeć na swoich rozmówców.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Dziewczynka była przekonana, że Crewil nie ma racji. Widziała kobietę bardzo dobrze, a to czy była zjawą, czy człowiekiem z krwi i kości, było sprawą drugorzędną. Z sympatii do przyjaciela, którego jej wybryk z pyłkiem ewidentnie nie rozbawił, nie wyraziła jednak głośno swoich obiekcji i grzecznie pokiwała głową.
        Gdy Crewil w końcu dostrzegł Eris, pędzącą w ich stronę z rozwianymi, czarnymi włosami i twarzą bladą niczym śmierć, próbował ukryć ich w wysokiej trawie. Maie kucnęła i czekała cichutko, nie będąc pewną dlaczego powinni się chować. Czy nie było to niegrzeczne wobec nadjeżdżającej pani? W przypływie wyjątkowego konformizmu postanowiła wypełnić polecenie przyjaciela i skuliła się za dużą skałą, zerkając ciekawie na rozwój wydarzeń.
        Jednym uchem słuchała rozmowy Eris z Iru, obserwując jednocześnie krajobraz. Za nimi znajdowało się miasto, w oddali majaczyły częściowo ukryte w chmurach wzgórza. Przepływające obłoki nadawały im nierealnej, błękitnawej barwy, ciemniejszej u dołu i jaśniejszej na górze. Olbrzymia, zielona równina wyglądała jakby falowała przy każdym podmuchu wiatru. Gdzieniegdzie znajdowały się pojedyncze, niskie drzewa i krzewy, tworzące co jakiś czas niezbyt gęste gaje. Daleko przed sobą dziewczynka widziała niewyraźne zarysy ruin i kilka przycupniętych razem budowli, chatek albo szałasów. Skupiska cywilizacji pośród bezkresnego oceanu zieleni. Była ciekawa jacy są ludzie, którzy żyją w takim miejscu - na olbrzymiej przestrzeni, nie ograniczeni przez mury miast. Czy bardzo różnili się od Crewila i Lorda Protektora? Może wszyscy przypominali Iru, która w końcu stąd właśnie pochodziła?
        Oburzone słowa szamanki z powrotem przykuły uwagę fioletowej. Nie śledziła ich rozmowy, ale wyraźnie wyczuwała niechęć czarnowłosej. Zdążyła już zaufać swoim nowym kompanom i uważała, że skoro Iru ma powody by kogoś nie lubić, nie mogą być one bezzasadne. Dobrze widziała też zmieszanie wynalazcy, tak jakby wcale nie cieszył się z nowego towarzystwa. Nie rozumiała obyczajów i relacji międzyludzkich, ale była na tyle inteligentna, by zaakceptować ich istnienie. Postanowiła pomóc przyjaciołom pozbyć się niechcianego towarzystwa i bezszelestnie, używając magii wiatru, podkradła się do czarnego konia.
        Szybkim ruchem otworzyła fioletowy wisiorek, a powietrze wypełniło się trzaskiem spadającego balonu, ostrym sykiem powietrza i furkotem materiału. Przestraszone zwierzę, nie wiedząc, skąd dochodzi hałas, zaczęło wierzgać i ignorując swoją właścicielkę, popędziło przed siebie. Kobieta z wściekłością próbowała przywołać go do porządku, jednak koń nie reagował na jej wołanie, galopując jak szalony w stronę ruin. Być może uderzyła mu też do głowy słodka swoboda równiny, bo Mel miała wrażenie, że dojrzała iskierkę rozbawienia w czarnych oczach.
- Łap księgę i chodźmy stąd, zanim ta niemiła pani do nas wróci - powiedziała, podając Crewilowi grube tomiszcze z wytłoczoną na okładce mapą.
- Twojej nowej znajomej chyba spodobał się galop przez równinę - powiedziała do Skoczka, głaszcząc go po nosie przyjaźnie. Odwróciła się w stronę bezkresnej równiny i wskazała palcem gaj niskich, drobnolistnych drzew oliwkowych, znajdujących się daleko od ruin, które pochłonęły sylwetkę Eris.
- Co myślicie o tamtym miejscu? Wygląda ładnie i moglibyśmy schować się w cieniu drzewek. Nigdy nie byłam w takim… Jak się mówi na dużo drzewek zebranych razem?
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Crewil bał się Eris niemal tak samo jak bał się pustki w swojej głowie. Przerażała go myśl, że kiedykolwiek mógłby się wypalić, stracić motywację do działania, zgubić natchnienie, pomysły i radość czerpaną z tego co robi. Póki co wszystkiego z tych rzeczy miał w nadmiarze, w związku z czym owe lęki traktować należało w kategoriach czysto teoretycznych, podobnie zresztą jak obawy w stosunku do kobiety w czerni, której najprościej rzecz ujmując chłopak w ogóle nie znał, a o której zdecydowanie zbyt często rozmyślał, rojąc sobie w głowie najróżniejsze teorie. Rudhof wiedział o Eris jedynie trzy rzeczy. To, że była niebezpieczna. A nawet bardzo niebezpieczna. Że była ładna, z tą samą uwagą co w punkcie pierwszym, a na dodatek była też zaradna, co z kolei oznaczało, że jeśli w jakiś sposób wynalazca miał wydostać się z Bezkresnych Równin, to tylko dzięki niej. Zbiegiem okoliczności zarówno w Mel jak i Iru, chłopak nie pokładał wielkich nadziei. Znaczy się być może pokładał je na początku, ale teraz mając wybór zdecydował się na ta „ładną”.
        Wspólniczka Lorda Protektora była dla Crewila niczym świeca wabiąca owady. Kusiła go swoim ciepłem i blaskiem. Chłopak nie potrafił jej się oprzeć, nawet jeżeli przeczuwał, że zbliżając się zanadto, skończy ciepiąc w płomieniach. Poza tym bardzo chciał by chociaż przez chwilę Eris pomyślała o nim w pozytywnym sensie. Być może jeśli on zrobi coś wielkiego, to wówczas kobieta go dostrzeże, doceni, a może nawet uzna jego istnienie. Wynalazca rzadko kiedy zmagał się z wewnętrznymi dylematami, ponieważ jego rozum i serce zwykle przemawiały w tym samym duchu. Nie inaczej było i teraz. Rozsądek podpowiadał chłopakowi, że Eris wcześniej czy później opanuje swojego wierzchowca, a gdy to zrobi znów ruszy za nimi w pościg. Jasno dodawał też to, że wówczas lepiej nie być w jego skórze. Natomiast cała reszta Crewila skoncentrowała się na tym, iż kobieta jest ładna i fajnie byłoby mieć ją przy swoim boku. Oczywiście jak na wynalazcę przystało jego wyobraźnia domagała się wizualizacji bardzo konkretnych szczegółów, a co za tym idzie sama wygenerowała obraz, w którym mając dwa wierzchowce, i przy oczywistym założeniu, że Pyłek będzie chciała podróżować u boku szamanki, jemu samemu przypadnie miejsce w siodle tuż za Eris.
        Taka perspektywa pozwalała chłopakowi podjąć najtrudniejsze decyzję, dlatego też bez chwili wahania Rudhof przeszedł do działania, zaczynając od zrugania swoich towarzyszek.
        - Co wy wyprawiacie?! Nie można w ten sposób traktować ludzi – oświadczył, próbując przybrać stanowczą minę. – Powinnyście się wstydzić. I ją przeprosić. Znaczy się gdy tylko odnajdziemy tą miła panią i wyjaśnimy nieporozumienie.
Crewil ani trochę nie zamierzał przejmować się faktem, iż wygłaszane przez niego opinie na temat Eris często były ze sobą sprzeczne. Był zakochany, więc miał swoje prawa.
        - A zrobimy to wykorzystując jego. – Chłopak wskazał na Skoczka, który jakby instynktownie wyczuwając potrzeby wynalazcy, natychmiast rzucił się w pogoń za ukochaną klaczą. Zapominając przy tym zabrać ze sobą jeźdźca. – Znaczy się moglibyśmy wykorzystać twojego konia, gdybyśmy go mieli – poprawił się Rudhof.
Kreatywność chłopaka natychmiast podsuwała kolejne alternatywne rozwiązania.
        – Jednak w obecnej sytuacji musimy mieć inny plan. Nie lubię jak coś przeczy prawom fizyki, ale w tym wypadku gotów jestem przymknąć na to oko i uznać, że Pyłek rzeczywiście potrafi latać. Pytanie jak szybko? – Głośno zastanowił się Crewil, modląc się w duchu by fioletowowłosa przypadkiem nie powtórzyła manewru Skoczka i nie rzuciła się w pogoń, nie upewniwszy się wcześniej kogo i po co ściga. Na wszelki wypadek pospiesznie budował w myślach trzecią możliwość polegającą na zbudowaniu lotni z resztek tego co zostało z roztrzaskanego balonu.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Iru próbowała zatrzymać swojego wierzchowca, biegając, wymachując rękoma i krzycząc na Skoczka, jednak jej starania w żaden sposób nie mogły wygrać z siłami natury i wewnętrznym instynktem nakazującym rumakowi znaleźć się jak najbliżej klaczy.
        - Stój! Co ty wyprawiasz! Łajzo jedna! Wracaj tu natychmiast! Skoczek! Przestań! Nie możesz naprzykrzać się innym koniom! Znaczy się możesz, ale nie wtedy gdy ktoś znajduje się na ich grzbiecie – usiłowała tłumaczyć szamanka. Wszystko na próżno. Dziewczyna westchnęła ciężko, widząc jak jej przyjaciel powoli staje się niewielkim punktem na linii horyzontu. Nie była w stanie wyjaśnić Skoczkowi zasad tak zwanych „dobrych manier”, ale mogła przynajmniej spróbować usprawiedliwić przyjaciela w oczach pozostałych towarzyszy.
        - Wróci – uspokoiła Iru, obracając się w stronę Pyłka i Crewila. – Jest trochę podekscytowany powrotem do domu, ale wkrótce mu to przejdzie. I będzie taki jak zawsze. Poza tym… no nie wykluczam, że rzeczywiście ogarnie sytuację i przyprowadzi tą miłą panią z powrotem. Bo wcale nie jestem na nią zła. Uważam, że powinna lepiej traktować swojego wierzchowca, ale zdaję siebie też sprawę, że ona nie zrozumie tego wszystkiego, dopóki nie zobaczy stada dzikich koni i nie doceni ich piękna. Jak będzie chciała to wszystko jej pokażemy. Bo wiem, że to twoja dziewczyna. Co prawda nigdy wcześniej o niej nie mówiłeś, ale znalazłam taki rysunek w twoich szufladach. I wydaje mi się, że to właśnie jest ona. A Pyłek na pewno ją dogoni bo jest najszybsza, najlepsza i najcudowniejsza.
        Szamanka poczuła nieodpartą potrzebę wyściskania drobnej sylwetki fioletowowłosej. Jej również udzielały się różne emocje, na czele z niewyobrażalną wręcz radością i energią, dla której starała się znaleźć jakieś ujście, wskutek czego gotowa była wycałować wynalazcę. Członkowie jej plemienia byli bardzo bezpośredni. Nie kryli się z uczuciami, bez względu na to czy te były pozytywne, czy też miały wrogi charakter. Nie mówi się komuś, że ten wygląda dobrze, skoro wyglądał jak zadek bawoła. Wszystko wypowiadano sobie prosto w oczy, przez co ludzie równie często wpadali sobie w ramiona, jak rzucali się sobie z nożem do gardeł.
        - Powinniśmy zabrać z sobą szczątki Wędrującej Miski. Przyda nam się do rozpalenia ogniska, gdy wokół zapanują ciemności – zasugerowała Iru, tym samym brutalnie uświadamiając Crewila, że do całej swojej listy obaw powinien dołożyć jeszcze mrok, chłód i noc z dala od bezpiecznych murów. A przy okazji również to, że dorobek naukowy wynalazcy miał stanąć w płomieniach. – I jeszcze jedna sprawa odnośnie ciebie. Szybciej poczujesz niezwykłą moc tej krainy jeśli zdejmiesz te swoje buty.
        Skóra noszona na skórze była jedną z największych zagadek, na które Iru długo poszukiwała odpowiedzi. Gdy wędrowała do miasta, została uprzedzona o wielu niezwykłych, a często i absurdalnych, rzeczach, jakich może się tam spodziewać. Jej współplemieńcy często opowiadali o wysokich kamiennych murach, w których ludzie cisną się niczym w mrowisku. Uprzedzali ją, że ludzie z Teravis sypiają w skalnych namiotach, wejścia do których najpierw zastawiają metalowo – drewnianymi płytami, tyko po to by za każdym razem męczyć się z ich przesuwaniem. Ale nawet to nie przebijało wynalazku nazwanego przez miejscowych butami. Przez długi czas Iru podejrzewała w tym działanie jakiejś choroby. Domyślała się, że skoro stopy mieszkańców Teravis nieustannie maja kontakt z kamiennym brukiem, ich skóra również twardnieje, a wraz z utartą elastyczności zmienia się też jej odcień i możliwość odczuwania jakichkolwiek bodźców. Dokładniejsze obserwacje pozwoliły dziewczynie stwierdzić, że choroba ta rozwija się z różną prędkością. U jednych sięgająca ledwie kostek, by w innym przypadku obejmować całe udo. Za to większość dzieciaków wdawała się na nią odporna. Albo najzwyczajniej w świcie jeszcze się nie zaraziła.
        Iru doskonale pamiętała swoje przerażenie w chwili, gdy tajemnica sama się rozwiązała, a dokładniej rzecz ujmując rozwiązał ją Crewil, demonstrując zastosowanie butów, a przy okazji również to, czemu służy onuca. Szamanka krzyknęła przerażona, a obrzydzenie malujące się wówczas na jej twarzy mylnie zostało odczytane przez wynalazcę jako potrzeba wzięcia pilnej kąpieli.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Melika nie dowiedziała się jak nazywa się skupisko takich dziwnych drzewek, jakie wskazywała w oddali. Już skrzyżowała ramiona i nadęła policzki, zamierzając odmówić prośbie Crewila, jednak słowa Iru skutecznie zasznurowały jej usta. Jak mogła im nie pomóc, skoro nazwali ją najcudowniejszą? Nadal była nieco poirytowana, bo dopiero co tak się postarała, żeby czarnowłosa zniknęła z widnokręgu, ale prośba przyjaciół była dla niej najważniejsza. Widać Crewilowi faktycznie zależało na tej dziwnej pani. Może więc powinna dać jej jeszcze jedną szansę? Nie rozumiała tylko jednego…
- Co to właściwie znaczy, że to dziewczyna Crewila? W jakim sensie jest jego dziewczyną?
Na kolejną uwagę Iru dziewczynka przekręciła ciekawie głowę. Ona też miała na stopach delikatne sandałki, które zrobił jej staruszek z gór. Tam, gdzie podłoże było upstrzone ostrymi kamieniami, obuwie było konieczne, jednak tutaj, gdzie jak okiem sięgnąć ciągnęły się zielone trawy, faktycznie mogło być zbędne. Zdjęła je szybko i z zachwytem zapadła się w otaczającą ją miękkość.
- Faktycznie, o wiele lepiej!
Przez chwilę podskakiwała radośnie, po czym odwróciła się do Iru i lekko uniosła w powietrze.
- Poszukam jej, skoro jest dziewczyną Crewila i pokażę drogę powrotną. Gdzie będziecie na nas czekać? - zapytała, wykazując się zadziwiającą jak na nią logiką. Widać w obecności wynalazcy niektóre rzeczy przechodziły przez osmozę. Czasami. Wybiórczo.
        Uniosła się wyżej i omiotła wzrokiem okolicę. Ruiny znajdowały się dosyć daleko stąd, ale dla niej byłaby to zaledwie chwila lotu. Korzystając z możliwości do zabawy, pomachała przyjaciołom na pożegnanie i poszybowała w górę niczym latawiec. Parę minut w chmurach niczego przecież nie zmieni, a już zdążyła się za tym stęsknić. Momentalnie znalazła dziurę w miękkiej bieli i przebiła się na drugą stronę, znikając towarzyszom z oczu.
        Z góry krawędź chmur, które gromadziły się głównie nad niewielkim z tej perspektywy Teravis, wyglądała niczym urwisko. Pod nim znajdowała się bezkresna, błękitna przestrzeń, ciągnąca się we wszystkie strony. Gdyby ktoś mieszkał tu, na górze, nie uwierzyłby że w tych nieprzyjaznych głębinach istnieje życie, tak samo jak ludzie spoglądali w głąb oceanu z nieufnością i niepokojem. Tymczasem niebo w górze było rozświetlone pogodną obecnością słońca, a większe chmury kładły cienie na mniejszych, tworząc wielobarwną mozaikę bieli i błękitu.
Dziewczynka zaśmiała się radośnie i przez chwilę wisiała w powietrzu, podziwiając ten piękny, podniebny krajobraz. Zdecydowanie bardziej podobało jej się podróżowanie w ten sposób niż w chaotycznej Wielkiej Misce, chociaż tamto też było zabawne.
        Przycisnęła ramiona do ciała i szalonym pędem poszybowała w dół. Wiatr gwizdał w jej uszach, a ona, absolutnie zachwycona, szczerzyła się od ucha do ucha. Po chwili ujrzała Crewila i Iru, najprawdopodobniej sprzeczających się o coś zawzięcie. Wyglądali jak dwie główki od szpilki pośród bezkresnego, zielonego morza traw. Nieco dalej (choć dla znajdujących się na ziemi adekwatnym stwierdzeniem byłoby “znacznie dalej”), w niewielkich ruinach, Eris już opanowała swoją klacz i zawzięcie grzebała w torbie, rzucając pod nosem niewybredne przekleństwa. Czarne loki opadły na jej ramiona, przez co wyglądała pięknie i groźnie zarazem.
Maie poszybowała w jej stronę i bezszelestnie znalazła się za jej plecami.
- Przeklęte dzieciaki! - warknęła kobieta, doprowadzając siodło kobyłki do porządku. - A ty, nie waż się więcej podobnie zachowywać, bo przerobię cię na kiełbasę! - syknęła do konia, który potulnie opuściła uszy. Melika przekrzywiła zaniepokojona głowę. Wielu rzeczy w tym świecie nie rozumiała, ale umiała wyczuć wrogie zamiary. A z tej osoby wrogość wylewała się całymi strumieniami.
- Jak tylko znajdą kamień, pozbędę się ich! Doprowadzają mnie do białej gorączki, a zwłaszcza ten dureń…!
- Dzień dobry - powiedziała grzecznie Mel, zaplatając dłonie za plecami. Eris poderwała się jak oparzona i odwróciła w mgnieniu oka. W jej dłoni - zupełnie nie wiadomo skąd, pojawił się cieniutki i bardzo ostry sztylet. Przez chwilę jej twarz wyrażała zdumienie, jednak szybko przeszła w miły, uprzejmy uśmiech.
- Ach, to ty dziewczynko. Skąd się tu wzięłaś?
- Przyleciałam - odparła, podlatując do czarnej klaczy i głaszcząc ją uspokajająco po nosie. Zza murku wyłonił się także Skoczek, który radośnie pokłusował w jej stronę. Przytuliła się do jego wielkiego łba i spojrzała nieufnie na czarnowłosą. Wszystko w niej krzyczało, że trzeba trzymać się od niej z daleka, jednak obiecała, że da jej jeszcze jedną szansę.
- Nazywam się Melika. Crewil prosił, żebym przyprowadziła panią z powrotem.
- To miło z jego strony, Meliko. Możesz mi mówić pani Eris. Nie bój się - dodała uspokajająco, chowając sztylecik w cholewce buta. - Chcę pomóc wam znaleźć to, o co prosił Lord Protektor. Pokażesz mi drogę?
Ujmujący sposób bycia i miły głos kobiety sprawiły, że dziewczynka szybko zapomniała o tym, co ją zaniepokoiło. Siadła wygodnie na grzbiecie Skoczka i nim się obejrzałam, galopowała przez morze traw, śmiejąc się z opowiadanej przez Eris historii. Była taka miła! Jak mogła kiedykolwiek sądzić inaczej?
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Od chwili spotkania z Eris, Crewil nie był w stanie skupić się na niczym innym jak na rozmyślaniu o kobiecie w czerni. Teoretycznie nie był to dla chłopaka stan nowy, ale jeszcze nigdy nie objawiał się on z taką siłą i na tak długi okres czasu. Wynalazca już wcześniej poświęcał Eris wiele swoich rozważań, w skutek czego często zdarzało mu się tracić koncentrację, gubić sens i pierwotny zamiar własnych pomysłów, działać irracjonalnie, a w końcowym efekcie popełniać błędy, które sprowadzały jego dzieła do tragicznych, acz zwykle nad wyraz efektownych, finałów ich krótkiego żywota.
        Chociaż biorąc pod uwagę to, że bez względu na to czy w danej chwili młody Rudhof myślał o pannie Eris czy też nie, jego prace odkrywcze kończyły się podobnie, należałoby założyć, iż osobowość podwładnej Lorda Protektora nie stanowiła jedynej niekontrolowanej zmiennej, mającej wpływ na gwałtowny przebieg prowadzonych przez wynalazcę testów albo też chłopak myślał o niej permanentnie, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę. W tym przypadku bezpośredni kontakt z obiektem swoich westchnień wypłynął jedynie na jego świadomość i zrozumienie jak bardzo jest zakochany.
        Oczywiście w miłości nie ma nic złego. Eris często należałoby wręcz przypisać zasługę jako tej, która potrafiła zainspirować Crewila do podejmowanych przez niego wyzwań, jednak na samym etapie realizacji, rozmyślanie o jej charyzmie, zaradności, sile, wdzięku i cudownych kobiecych kształtach, zwykle nie okazywało się pomocne, a czasem wręcz szkodliwe. Na przykład wówczas gdy po chwilowej refleksji, chłopak zaczynał zastanawiać się dlaczego ręce golema przykręcone zostały do jego pleców?
        Mimo wszystko Crewil uważał, że potrafi nad tym zapanować i oddzielić uczucia od pracy. Problem w tym, że o ile wcześniej te pierwsze stanowiły jedynie epizodyczne przypadki, w czasie których gwałtowne porywy namiętności chłopaka opadały równie szybko jak kurz wzniecony wskutek wywołanych przez niego eksplozji, tak teraz Eris wcisnęła się mu do głowy i za nic nie chciała stamtąd wyjść.
        Rudhof nie przewidział takiego stanu rzeczy, a trzeba mu było oddać, iż starannie przygotowywał się do chwili w której wreszcie zyska okazje zaimponowania obiektowi swoich uczuć. Poza wynalazkami mającymi ułatwić mieszkańcom Teravis wykonywanie codziennych obowiązków, chłopak pracował również nad projektami dużo bardziej wzniosłymi, takimi których zastosowanie na pierwszy rzut oka budziło pewnego rodzaju kontrowersje. Na przykład nad metodą analizy osobowości, wyróżnianiu cech dominujących i dopasowywaniu ludzi do siebie. Zakładał, że świat byłby prostszy gdyby zakochane pary mogły zyskać pewność, iż ich związek okaże się jedną długą passą szczęścia i harmonii. Złośliwcy mogliby uznać, że tak naprawdę mechanizm przypominający po części hełm, a po części durszlak, na którym umieszczono szereg aparatury kontrolno-pomiarowej, miał za zadanie przeanalizować jedynie jedną konkretną dwójkę, ale Crewil łatwo bronił się przed ta tezą, wychodząc z założenia, iż nie chce narażać osób postronnych na etapie najwcześniejszych testów.
        W tym przypadku chodziło o badanie wykonane na sobie, oraz na sobie wcielającym się w role Eris. Rzecz oczywista wynalazca nie śmiał poprosić dziewczyny by ta dobrowolnie poddała się mozolnym testom, a skoro tyle o niej wiedział, to uznał, że przecież mógł precyzyjnie odegrać jej zachowanie, tak by jednocześnie nie sugerować swojej maszynie oczekiwanego wyniku. Ostatecznie wyszło na to, że chyba nie robił tego dobrze (mimo peruki i specjalnie na ten cel zakupionego miecza). Maszyna miała błędy albo wymagała dodatkowej kalibracji, ponieważ mimo starań urządzenie nie chciało potwierdzić, że on i Eris idealnie do siebie pasują. A skoro nie sprawdzała się na tak oczywistym przypadku, to nie mogła zostać zaprezentowana całemu światu.
        Niestety owa okazja, na którą Crewil tyle czasu czekał, dopadła go w momencie, w którym najmniej się tego spodziewał, przez co wszystko poszło nie tak, a co najgorsze Iru i Pyłek, które do tej pory wszystko robiły źle, wyglądały na nieporadne, zagubione i skazane na porażkę, w obliczu licznych zagrożeń, którymi usiane były Bezkresne Równiny, nagle stały się dużo bardziej ogarnięte od chłopaka, a co za tym idzie odbierały mu okazję zaimponowania Eris swoją pomysłowością.
        - Skoro wiesz, że to moja dziewczyna, to pewnie zdajesz też sobie sprawę jak bardzo zależy mi, żeby dobrze się przed nią zaprezentować – wyjaśnił Crewil zwracając się do szamanki, zastanawiając się jak ubrać w słowa prośbę by one obie znów były durne i ciamajdowate, tak jak w mieście. - Dlatego też przestańcie robić to co robicie i dajcie mi szanse się wykazać!
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

        Iru zachowywała spokój, skupiając się na segregowaniu tego co pozostało po Wędrującej Misce. Była przekonana co do tego, że Pyłek sobie poradzi i wykona powierzone jej zadanie, Skoczek wkrótce do niej wróci, a utyskiwaniem Crewila nie musi się przejmować, ponieważ wynalazca tak już ma. Idąc za plemienną nauką, szamanka najchętniej zabrałaby wszystko. Wszystko tu było warte uwagi. Drewno na ognisko było nad wyraz przydatne, metal nawet jeszcze cenniejszy, ta dziwna elastyczna tkanina mogłaby posłużyć za schronienie, nie wspominając o linach, wszelkiej maści zbiornikach na wodę, torbach, ubraniach i zapasach żywności. Niestety nie mogli obciążać się nadmiernie, bo wówczas niepotrzebnie spowolnią tempo swojego marszu, a zysk z takiego znaleziska będzie praktycznie żaden. Z tego powodu dziewczyna zamierzała przydzielić każdemu odpowiedni ekwipunek, a resztę tego co zostało z latającego wehikułu zostawić dla innego szczęśliwego znalazcy.
        Umiejętność oceny różnych rzeczy pod kątem ich przydatności do przeżycia stanowiła podstawę sztuki przetrwania na Bezkresnych Równinach. Iru doskonale rozumiała, że w tym przypadku nie może pozwolić sobie na błąd. Problem zaczynał się wówczas, gdy miało się przed oczyma rzecz, której nie potrafiło się nazwać, a tym bardziej nie dało się wskazać dla niej żadnego zastosowania. Na przykład dziwną włócznię, która zamiast być zakończona czymś ostrym, w tym przypadku kończyła się końskim włosiem. Szamanka nie miała pojęcia po co Crewilowi coś takiego. Nigdy nie widziała by chłopak tym walczył. A może to wcale nie była włócznia tylko jedna z tych magicznych lasek wykorzystywanych przez czarodziejów? Tyle że Rudhof wcale nie był magiem, a poza tym jak na różdżkę, przedmiot był trochę za duży. Po namyśle Iru zdecydowała, że w wolnym czasie zapyta o to Mel. Może Pyłek będzie coś o tym wiedziała? W końcu to chyba ona wytypowała ów oręż, gdy szykowały się do podróży. W każdym razie na chwilę obecną tajemnicza broń, totem, magiczna pałka, czy cokolwiek to było, zaliczone zostało w poczet przedmiotów „do zabrania”.
        Pochłonięta własnymi rozważaniami, szamanka dopiero po chwili zorientowała się, że Crewil coś do niej mówi. Była to dość specyficzna prośba, a przynajmniej na samym początku brzmiała dość tajemniczo, jednak Iru szybko dodała do siebie poszczególne elementy układanki, odgadując czego tak naprawdę oczekuje po niej wynalazca.
        - Więc mówisz, że ona jest twoją dziewczyną, tyle że jeszcze taką nieoficjalną. A ja i Pyłek mamy ci pomóc zmienić ten stan rzeczy? – oświadczyła uradowana Iru, natychmiast przywołując w myślach zwyczaje swojego plemienia dotyczące dobierania się w pary. – To proste. Musisz ją uprowadzić, pocałować, a potem przyjąć wyzwanie, by udowodnić, iż jesteś jej godzien. Właściwie to biorąc pod uwagę, iż jesteśmy tu sami, a my dwie nie będziemy patrzeć, to samo porwanie nie jest potrzebne, no bo można przyjąć że już to zrobiłeś, wiec nie bardzo wiem jak…
        Szamanka intensywnie rozmyślała na czym miałaby polegać jej rola w ugruntowaniu związku Crewila. Normalnie jeśli dany zalotnik w ogóle korzystał z czyjeś pomocy, to właśnie przy uprowadzeniu dziewczyny, tak aby móc działać z dala od oczu krewnych przyszłej żony, którzy przynajmniej z początku mogliby być mu niechętni. Tyle że Eris była tu sama, więc nie miało to sensu.
        I nagle Iru olśniło.
        - No tak, przepraszam. Teraz rozumiem. Ty nigdy nie całowałeś dziewczyny i nie wiesz jak się do tego zabrać – zakomunikowała szamanka bez cienia zażenowania, po czym nie czekając na ewentualny protest z strony Crewila, od razu od razu przeszła do rzeczy. – Ale niech będzie, jako twoja przyjaciółka pokażę ci jak to się robi.
        W pełni wykorzystując zaskoczenie malujące się na twarzy wynalazcy oraz fakt, iż było od niego znacznie silniejsza, chwytem za ramię i podcięciem przeciwnej nogi, dziewczyna bez problemu sprowadziła swojego ucznia do parteru, tylko po to by za chwile znaleźć się na nim, dosiadając „ile koń ma nóg oczy” tak jak zwykła to robić z Skoczkiem, a następnie kontynuowała lekcje zbliżając swoje usta do spoconej twarzy chłopaka. Ona sama nie widziała w swoim zachowaniu nic nieprzyzwoitego choć nie bardzo rozumiała dlaczego Crewil wrzeszczał.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Melika radośnie wierciła się na grzbiecie Skoczka, nie mogąc się już doczekać, kiedy przyprowadzi panią Eris do Crewila i Iru.
- I wtedy dowiedziałam się od Crewila co znaczy “plan awanturyjny” - paplała przejęta, gestykulując i tylko od czasu do czasu zerkając na czarnowłosą towarzyszkę. Nie bała się, że spadnie z konia, bo ogier wiózł ją pewnym, spokojnym krokiem, cały czas zezując na dorodną klacz, znajdującą się tylko na wyciągnięcie kopyta.
- Jak chcesz to mogę ci wytłumaczyć! To znaczy: uciekamy z miasta, zaszywamy się w najbardziej odległej części kontynentu, po czym ja zamierzam zmienić nazwisko, zapuścić brodę, przytyć i nauczyć się jakiegoś bełkotliwego dialektu! - wyrecytowała z pamięci słowa wynalazcy. - To znaczy Crewil, bo to był jego plan - wyjaśniła, by uniknąć jakichkolwiek nieporozumień. Nie sądziła, że byłaby w stanie wyhodować sobie brodę. A gdyby jej się udało - czy byłaby fioletowa? Zamyśliła się nad tym głęboko, marszcząc brwi i na chwilę przestała gadać.
        Eris odetchnęła z ulgą i ściągnęła drapieżne, czerwone usta w wąską kreskę.
- Uciec z miasta? Niedoczekanie, panie Rudhof - mruknęła do siebie i mocniej zacisnęła dłonie na lejcach.
        Po chwili wyraz jej twarzy, z lekko poirytowanego, zmienił się w zniesmaczony. Nigdy nie lubiła dzieci. Były dobre do pracy w kopalniach i śpiewania na jarmarkach, ale tylko tyle. Te szczególne dzieciaki, z którymi miała nieszczęście użerać się przez najbliższy czas, miały wyjątkową tendencję do irytowania jej.
        W oddali dostrzegła bowiem szamankę, która pochylała się nad wynalazcą w teatralnej pozie i go całowała. Czy pocałunek był już w trakcie egzekwowania czy tylko w fazie planów, tego nie dało się stwierdzić z takiej odległości, bo czarne włosy Iru niczym jedwabna kurtyna przesłoniły twarz chłopaka. Widać było jednak jaskrawoczerwony rumieniec, który dotarł już do jego szyi wyraźną plamą.
- Czy twoi przyjaciele nie mają nic lepszego do roboty, tylko obściskiwać się na środku pola? - zapytała Melikę, zwracając jej uwagę na dziwną pozę odległej dwójki. Maie przekrzywiła ciekawie głowę i jeszcze mocniej zmarszczyła brwi.
- Nie wiem co to znaczy, ale wyglądają dziwnie… Może Crewilowi wpadło coś do oka? - zapytała, próbując rozwikłać zagadkę niezrozumiałej pozycji przyjaciół.
Kobieta przewróciła oczami, krzywiąc się jeszcze bardziej.
- Taaak. Na pewno.
        Po tym stwierdzeniu na jej twarz wypłynęła mina łagodnego zdziwienia, tak niepodobna do tej, która zniknęła. Wydawało się, że miejsce zgorzkniałej, surowej kobiety zajęła pełna ciepła osoba, której jeszcze chwilę temu tu nie było. Niepokojący ucisk w żołądku Meliki zniknął, gdy Eris puściła jej oko i chrząknęła głośno.
- Och, jak to dobrze, że w końcu was znalazłam! - zawołała, przywołując na twarz szeroki, lekko łobuzerski uśmiech i podjeżdżając bliżej Crewila.
- Panie Rudhof, tak się martwiłam, że będzie pan musiał wyruszyć w tę dzicz samemu!
Awatar użytkownika
Crewil
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Crewil »

        Pomimo starannie pielęgnowanego wizerunku amanta, nagminnie łamiącego kobiece serca, w rzeczywistości Crewil miał niewielkie doświadczenie z płcią przeciwną, sprowadzające się do podrostków, co do których z racji wątłej budowy ciała i tunik noszonych po starszym rodzeństwie, określenie jakiejkolwiek przynależności do konkretnej grupy było niemal niemożliwe oraz do starszych babcinek, zupełnie nie wiedząc czemu czujących w sobie potrzebę opiekowania się wynalazcą. W przypadku tych ostatnich Rudhof stał się ofiarą własnej dobroduszności. Wystarczyła naprawa jednej zardzewiałej chochli aby do końca świata pozostać narażonym na regularne wizyty seniorek częstujących do swoimi wypiekami. Tymczasem dziewczyny w wieku Crewila starannie omijały jego warsztat, szukając dla siebie lepszej partii.
        W tej sytuacji Iru stanowiła dość zaskakujący wyjątek. Nie tylko nie czując awersji do wszystkiego co związane z wynalazcą, ale niemalże wprowadzając się do jego domu. Chociaż w przypadku szamanki bardziej odpowiednie byłoby stwierdzenie, że ta wprowadziła się do całego miasta. Crewilowi zajęło mnóstwo czasu przyzwyczajenie się do faktu, iż otwierając drzwi na ulicę, pierwszą rzeczą jaką zwykł widywać jest upaćkana farbą twarz dzikuski, która z sobie tylko znanego powodu stróżowała pod progiem jego mieszkania. Czasem zamiast na roześmiana buzię Iru, wychodząc z domu, chłopak trafiał na pysk Skoczka, lub co gorsza na tylną cześć wierzchowca szamanki, co wiązało się z jeszcze bardziej traumatycznym przeżyciem.
        W każdym bądź razie w wyobraźni Crewila, Iru nigdy nie była rozważana jako „dziewczyna”, pozostając przy specjalnie dla niej stworzonej kategorii dzikusa. Po pierwsze dlatego iż nosiła spodnie, a co gorsze w owych spodniach wyglądając lepiej niż wynalazca mógł wyglądać w jakiejkolwiek swojej garderobie, po drugie dlatego iż jej strój za dużo odsłaniał, co dekoncentrowało chłopaka i nie pozwalało mu osiągać spodziewanych wyników w pracy, a po trzecie ponieważ była irytująca. Crewil nie potrafił znieść jej obecności, naiwnych pytań, wściubiania nosa w sprawy nauki i nie wiedzieć dlaczego mnóstwa szczęścia. W czasie gdy on ciężko pracował na swoją reputację, Iru po prostu była i wszyscy ją za to uwielbiali. Najgorszym w tym wszystkim był fakt, że im bardziej dzikuska była wkurzająca, tym bardziej Crewil cierpiał kiedy znikała. Raz w akcie desperacji, wynalazca ruszył za szamanką z zamiarem poproszenia by ta została na dłużej, ale ledwo otworzył drzwi, natychmiast wpakował się w skoczkowy zad, najprawdopodobniej podstępnie ustawiony tam właśnie w tym jednym jedynym celu.
Od tego momentu Crewil podjął strategiczną decyzję by nie dać się opętać urokowi dzikuski, dzielnie trwając w swoim postanowieniu do chwili obecnej, gdy uzmysłowił sobie jak cienka warstwa materiału dzieli jego całego od ciała szamanki. Instynktownie więc zaczął się wydzierać.
        - Co ty wyprawiasz!? Nie rób tego! Przestań! Ośmieszasz mnie tylko - skomlił wynalazca, próbując wywinąć się z objęć czarnowłosej. Na szczęście chłopak zachował na tyle przytomności umysłu, by uzmysłowić sobie iż Iru żartuje sobie z niego, ponieważ traktuje go jak dzieciaka. A wszystko dlatego, że w jej plemieniu mężczyzną zostawało się nie poprzez osiągniecie danego wieku, a na podstawie zaliczenia jakiś głupich prób. Crewil desperacko próbował przypomnieć sobie jak owe zadanie się nazywa. - Dekoncentrujesz mnie teraz gdy przygotowuję się do okiełznania Ducha Równin, Wiatru czy czego tam ode mnie chcesz.
        Rudhof modlił się w myślach, aby nikt postronny nie zobaczył go w tej krępującej sytuacji. Błagał też wszelkie bóstwa by plama na jego spodniach wynikała z faktu, iż został wepchnięty w jakaś kałużę a nie w miejsce gdzie chwilę wcześniej ulżył sobie Skoczek. Niestety ponieważ nie był religijny, żadna z tych próśb nie została wysłuchana, a do uszu Crewila po chwili doszło zaskakujące stwierdzenie Eris.
        - Aaaa… skąd wy tu… Mogłybyście chociaż ostrzegać. Właśnie wyjaśniamy sobie z Iru zasadę zachowania popędu. Pffffu, znaczy się pędu. No wiecie, prędkości i masy przy zderzeniach. Cholera, złaź ze mnie! A teraz panie wybaczą. Męskie sprawy - wydukał wynalazca, po czym trzymając się za krocze, drobnymi krokami oddalił się od towarzystwa.
Iru
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Tarianin
Profesje: Szaman , Myśliwy , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Iru »

Krótki pobyt w mieście uświadomił Iru, że mury Kamiennego Potwora ograniczają nie tylko przestrzeń życiową uwiezionych w nim ludzi, ale również blokują wszelkie emocje jakie mogłyby udzielać się tak zwanym mieszkańcom. Być może był to celowy zabieg, gwarantujący bierność, apatię i posłuszeństwo wszystkich skazanych na niedolę? W każdym razie powyższa teoria wyjaśniałaby dlaczego tak niewielu ludzi decydowało się zostawić miasto za sobą. Na szczęście jej udało się wyrwać Crewila z paszczy bestii, a gdy tylko wynalazca znalazł się poza kręgiem ucisku, natychmiast powrócił do życia, uwalniając nagromadzone w nim uczucia. Chłopak czynił to na masową skalę i w swoim stylu strasznie chaotycznie, mieszając z sobą gniew, radość, ekscytację, strach, niepewność, pożądanie, nadzieję i cała masę innych emocji, w skutek czego Iru ciężko było stwierdzić, która z nich jest obecnie dominująca. Za to z całą pewnością powierzoną jej misję uratowania chłopaka mogła uznać za zakończoną sukcesem. Według siebie zrobiła nawet więcej niż powinna, przywracając do życia nie tylko ciało, ale i duszę Crewila. W każdym razie o ile powyższe wynikało raczej z poczucia obowiązku, to w sprawach sercowych szamanka chciała pomóc chłopakowi, ponieważ uważała się za jego przyjaciółkę.
- Nic się nie martw, nie zostawimy cię! Możesz liczyć na nasze pełne wsparcie - entuzjastycznie zapewniła Iru, w czasie gdy Crewil niczym zając umykał w poszukiwaniu odrobiny prywatności.
- O co chodzi? - zainteresowała się Eris.
- „Ile koń na nóg oczy” zdecydował się udowodnić swoja męskość, a ja zamierzam mu w tym pomóc - oświadczyła szamanka.
- I wydaje ci się, że masz ku temu odpowiednie kompetencje?
- No pewnie. Potrafię wytropić stado, schwytać i oswoić wierzchowca…
- A więc wszystko sprowadza się do posiadania konia. - Kobieta w czerni nawet nie starała się ukryć swojej ironii. - Nie wiem czy słyszałaś, ale w mieście robi się to nieco inaczej. Zwierzęta nie są tu do niczego potrzebne. Chociaż pełna sakiewka i właściwe kontakty, w obu przypadkach dałyby podobny efekt. A poza tym pan Rudhof powinien przede wszystkim skoncentrować się na swojej misji.
- Nie jesteśmy w mieście - odcięła się Iru. - A Crewil może robić co chce.
Zamykając na moment powieki, Eris starała się zapanować nad rosnącymi w niej emocjami. Nie podejrzewała, iż współpraca z dzieciakami może być aż tak ciężka. Sama nie dawała chłopakowi cienia szans na wykonanie zadania Lorda Protektora, jednak swoje przekonanie opierała na fakcie, iż Rudhof to zwykły przygłup, który polegnie prze pierwszej trudności, natomiast w żadnym scenariuszu nie zakładała, iż wynalazca będzie na tyle szalony by w ogóle nie podejmować się powierzonej mu misji. Bo o ile wyobrażała sobie siebie jak stoi przez zwierzchnikiem i komunikuje lordowi o śmierci dzieciaka, to zdecydowanie wolałaby, aby była to informacja o zgonie w czasie próby zrealizowania misji, a nie podczas uganiania się za stadem dzikich końmi. Wniosek z tego był jeden, chociaż miała gdzieś co czeka Rudhofa, musiała przynajmniej dopilnować by ten przeżył tą absurdalną próbę.
- Właściwie to… przyznaję ci racje. - Jak na zawołanie Eris zmieniła swój ton. - Jeśli mogłabym jakoś pomóc, to proszę mów.
Przeświadczona o swoim darze przekonywania Iru nie posiadała się z szczęścia. Natychmiast zebrała wokół siebie pozostałe towarzyszki podróży, by konspiracyjnym szeptem poinformować je o swoim planie.
- Przede wszystkim nie możemy działać zbyt nachalnie, tak by pozostawić „Ile koń na nóg oczy” w przekonaniu iż sukces to głównie jego zasługa. Ja i Skoczek nauczymy go obcowania z końmi, tego jak się je łapie i ujeżdża. Pyłek podzieli się swoją wiedzą odnośnie orientacji w terenie, obcowania z naturą i przewidywania pogody, a ty… ty możesz przekazać mu wiedzę odnośnie polowania i gotowania.
- Gotowania?
- Przecież musi być samodzielny.
Awatar użytkownika
Mel
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mel »

        Maie patrzyła ciekawie na wijącego się Crewila i przekrzywiła głowę na bok, słuchając z uwagą jego słów. Fioletowe warkoczyki podskoczyły przy gwałtownym ruchu i zsunęły się z ramion, lądując na plecach. W srebrnych oczach malowało się pełne zachwytu niezrozumienie.
Nie pojmowała większości słów wywrzaskiwanych przez wynalazcę. “Prędkośćmasyprzyzderzeniach” brzmiała intrygująco i dziewczynka, słuchając tej melodii, wyobraziła sobie egzotyczny deser z daktylami i dużą ilością zielonej galaretki. Oblizała się i już chciała zapytać przyjaciela gdzie mogłaby spróbować czegoś takiego, jednak ten odwrócił się na pięcie i zniknął w pobliskich krzakach. Zerknęła pytająco na Iru, a ta nachyliła się w jej stronę i podzieliła z nimi swoim planem.
        Mała istotka poczuła się dumna, że została uwzględniona i wzięta pod uwagę jako nauczycielka. Nigdy jeszcze nikogo nie uczyła! Wywinęła w powietrzu radosnego koziołka i pokiwała głową, targając starannie zaplecione warkoczyki.
- Zgoda!
Eris propozycja szamanki dużo mniej przypadła do gustu.
- Ale ja nie znam się na gotowaniu! - oburzyła się, tym razem całkowicie szczerze. W mieście zawsze miała od tego służbę, a gdy była w trasie, stołowała się w karczmach i przydrożnych gospodach. Czasami składała też wizyty wieśniakom, stawiając ich przed prostym wyborem. Jeśli chcieli przeżyć, musieli cieszyć się z obecności niespodziewanego gościa.
- Za to mogę go nauczyć walczyć - zaoferowała, starając się współpracować, mimo wzbierającej w niej niechęci.
”...Albo przynajmniej pokazać tej ciamajdzie jak się trzyma miecz”, pomyślała, krzywiąc się lekko.
        Tymczasem jednak natura miała swoje własne plany. Za ich plecami rozległ się potężny grzmot, zwiastujący nie tak znowu odległą burzę. Czarne chmury sunęły od strony Teravis, a rozbłyski na horyzoncie co chwilę rozjaśniały niebo.
- Burza! - zawołała Melika, wskazując zjawisko palcem. Zaciągnęła się głęboko powietrzem, z przyjemnością smakując orzeźwiający zapach ozonu i deszczu.
- Też mi przepowiadanie pogody… - mruknęła pod nosem Eris, odszukując wzrokiem wynalazcę.
- Panie Rudhof, proszę do nas! Musimy znaleźć schronienie na czas burzy! - krzyknęła, ściągając wodze klaczy, która kręciła się zaniepokojona. Ta łypała co chwilę w stronę Skoczka, sprawdzając czy on również boi się Potwornych Huków z Góry.
- Chcę złapać szum deszczu! - oznajmiła maie, podrywając się w górę i lecąc w stronę ulewy niczym ćma do światła. Uwielbiała słuchać szmeru kropli i była pewna, że jej towarzysze docenią możliwość zaśnięcia przy ich uspokajającym rytmie.
- Zaraz wracam!
Wybiła się w górę i szybko znalazła ponad granicą chmur. Z tej perspektywy na niebie rozszalało się istne, zapierające dech w piersiach pandemonium. Pioruny strzelały niczym bicze, a gęste, czarne chmury przelewały się nad skuloną ziemią. Ściana deszczu przykryła miasto niczym woal, śpiewając i mrucząc radośnie na bruku i przycupniętych budynkach.
        Dziewczynka nie musiała jednak lecieć daleko, bo deszcz zbliżał się do niej coraz szybciej. Wypatrzyła w dole staw i pomknęła w jego stronę, otwierając medalion. Przez chwilę siedziała na brzegu, próbując naśladować dźwięk dużych kropli pluskających w taflę wody. Gdy złapała już satysfakcjonującą ilość szmeru, zamknęła wisiorek i odgarnęła z czoła mokrą grzywkę. Woda ściekała z niej strumieniami, ale wcale jej to nie przeszkadzało.
        Uniosła się lekko w górę i rozejrzała za swoimi przyjaciółmi. Z zaniepokojeniem stwierdziła, że nigdzie ich nie widzi. Była jeszcze daleka od panikowania, ale coś nieokreślonego ścisnęło jej żołądek. Dopiero co ich znalazła! Nie chciała zostać teraz sama! Podlatywała to w jedną, to w drugą stronę, usiłując ich zlokalizować.
- Crewil! Iru! Pani Eris! - wołała, ale jej słodki głosik niknął w pomrukach burzy.
        Gdy w szarudze dojrzała skupisko namiotów, niewiele myśląc, poszybowała w dół. Dziwnych stożków było za dużo, by mogło to być dzieło jej przyjaciół, ale może ten, kto je zamieszkiwał, widział szamankę i wynalazcę? Jakby nie patrzeć, rzucali się w oczy w miejscu… właściwie w każdym miejscu.
        Kiedy opadła na ziemię, przewracając skrzynię, zrozumiała, że nie powinna była tego robić. Szybko otoczyła ją grupa dziwnych mężczyzn, którzy w jakiś sposób ją przerażali. Nie powodowały tego trzymane przez nich noże ani zepsute zęby. Nie była to nawet kwestia krzywych uśmiechów ani klatki, którą wskazywali porozumiewawczym spojrzeniem. Po prostu mieli w oczach coś, co sparaliżowało dziewczynkę i odebrało jej zdolność logicznego myślenia. Skuliła się i potulnie dała poprowadzić do klatki, w której zwinęła się w kłębek. Obok niej wielki, brązowy ptak spojrzał na nią smutno i potrząsnął głową. Przytuliła się do ciepłego ciała.
        Gdyby tylko się otrząsnęła, rozgromiłaby ich jednym ruchem ręki, przywołując wiatr i demolując obozowisko. Nigdy jednak nie użyła swojej magii przeciwko komuś innemu i takie rozwiązanie nawet nie przyszło jej do głowy. Wytarła mieszające się z deszczem łzy i odgarnęła włosy. Musiała być dzielna! Jeśli będzie myśleć o Iru wystarczająco mocno, ta na pewno przyjedzie jej z pomocą!
        Jej pewność siebie szybko jednak stopniała, gdy koła wozu, na który załadowana była klatka, zaskrzypiały jękliwie. Ci paskudni mężczyźni zamierzali ją wywieźć nie wiadomo gdzie! Rozpłakała się na dobre, a brązowy ptak przytulił się do niej, pragnąc jej dodać otuchy.

Kto uratował Melikę
Zablokowany

Wróć do „Teravis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości