Równiny TheryjskieNiebezpieczny skarb

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Niebezpieczny skarb

Post autor: Fikiria »

To było piękne, słoneczne popołudnie. To znaczy dla kogo piękne, dla tego piękne, ale na pewno nie dla przechodzącej przez Elfidranię dhampirki. Jedynym plusem było to, że nie miała większych problemów z dostaniem się tutaj. List, mówiący o zagrożeniu bazy, okazał się fałszywy. Fikiria znalazła i unieszkodliwiła zbirów, którzy postanowili napaść na główny punkt najemny, w którym udało jej się znaleźć pracę. Kobieta szła przez miasto, całkowicie ignorując nową architekturę, czy zwyczaje. Nie miała czasu, pieniędzy, ani humoru na zwiedzanie. Co ten jej przełożony w ogóle sobie wyobrażał? Nie miała już zleceń, a co za tym idzie środków do utrzymywania się. Długi natomiast nie maleją. Szła szybkim krokiem. Dzieci uciekały jej z drogi, kiedy tylko udało im się dojrzeć wyjątkowo jasną skórę, kontrastującą z czernią włosów i ubrania. Była wyjątkowo zdenerwowana, gdyż musiała na nowo kompletować sobie ekwipunek. Wszystko to przez to, że dała się złapać strażnikom w Trytonii, którzy nawiasem mówiąc powinni ją ścigać za ucieczkę z więzienia. W każdym razie jej wyposażenie pozostawiało wiele do życzenia, miała bowiem tylko jeden sztylet (ukryty w bucie) i krótki miecz bez pochwy, który musiała nosić przy pasie. I właśnie to drugie ostrze było powodem jej zdenerwowania. Był to jedyny jaki znalazła na bazarze, a jego koszt wynosił dokładnie resztę jej oszczędności.

Wreszcie dotarła na miejski rynek, który w porównaniu z tymi, które w całym swoim życiu widziała, był raczej przeciętny. Dostrzegła jednak to czego szukała, a mianowicie biuletyn. Zaczęła powoli czytać, szukając czegoś co byłoby dobrze płatne, a jednocześnie w miarę interesujące. Ochrona kogoś, zabicie, groźby, to jej żywioł. W końcu znalazła ogłoszenie godne uwagi. W dodatku naprawdę dobrze płatne. Miała tylko pilnować jakiegoś mężczyzny w drodze do... No właśnie... Dokąd? Dalsza część ogłoszenia była zamazana, jakby tusz zmył się pod wpływem deszczu... Dhampirka postanowiła spytać o to zleceniodawcę. Odszukała podany adres i szybko odkryła, że to karczma. Ignorując wszystkich ludzi, w tym karczmarza, który chyba zamierzał jej coś powiedzieć, zastukala w drzwi odpowiedniego pokoju. Zastukała jeszcze kilka razy, aż drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Weszła do środka. Na widok trupa na łóżko, wstrzymała oddech. Nie dlatego, że nie była przyzwyczajona do widoku krwi, a z zaskoczenia. Zamknęła drzwi i przekręciła klucz. Postanowiła się rozejrzeć. Mogła znaleźć ślady mordercy. Nie było to takie trudne, gdyż wspomniany nie maskował ich zbytnio. Otwarta księga z dziwnymi symbolami na stoliku nocnym, rytualny sztylet, z wygrawerowanymi runami, w samym środku serca. Twarz ofiary zakryta była białym płótnem. Kobieta uniosła je i zobaczyła pod nim twarz z zastygniętym wyrazem śmiertelnego przerażenia oraz burzę rudych loków.

Nagle drzwi otworzyły się, mimo zamknięcia ich kluczem, który wciąż tkwił w zamku. Próg przekroczył starszawy mężczyzna z siwiejącą brodą, która kiedyś mogła być czarna. Facet był szczupły, nawet przesadnie, a duże oczy o zielonych tęczówkach, wyłaziły z orbit. Włosy, które zachowały się po bokach, siwymi, cienkimi nićmi spływały na ramiona. Twarz pokrytą miał zmarszczkami. To nie był typ dobrego dziadka, który opowiada bajki i popija piwo. Dhampirka odruchowo cofnęła się i złapała za miecz. W drugiej ręce dalej ściskała ogłoszenie, choć prawdopodobnie już o nim zapomniała.
- To nie moja wina, że ona nie żyje - powiedziała wskazując na kobietę.
- Wiem. To moje. Ofiara z dziewicy - powiedział tak spokojnie, jakby to nie była kobieta, a zerwany kwiatek.
Fikiria od razu pomyślała, że to chory psychicznie człowiek. Zamierzała po prostu wbić mu miecz w serce i po sprawie, ale... Miała już wystarczające problemy z prawem. Podniosła dłoń z ogłoszeniem.
- Że ty chcesz zostań moim strażnikiem? - roześmiał się - To, że masz miecz nie oznacza, że masz wystarczające umiejętności.
- Chce się pan przekonać o moich umiejętnościach? Szkolili mnie najlepsi skrytobójcy, a także mistrzowie miecza i walki wręcz.
Mężczyzna pokiwał głową z politowaniem, jak ojciec, kiedy jego dziecko opowiada mu swój sen albo wyjątkowo nieprawdopodobną historyjkę. Nieumarła schyliła się. Jednym szybkim ruchem wyjęła sztylet i rzuciła go celując w staruszka. Ostrze leciało prosto i trafiłoby w samo serce jego serce. On natomiast wystawił przed siebie ręke, a przedmiot wbił się w powietrze.
- Nie przeczę, interesujące, ale nie jestem w stanie przyjąć cię, kiedy jesteś sama. Jeśli zgłosi się ktoś jeszcze, wyruszymy.
Dhampirce nie spodobało się to... Ten starzec podważa jej umiejętności i doświadczenie. A ten drugi to po co? Może jeszcze będzie musiała mu buty czyścić? Jednak pieniądze, to pieniądze. Zapytała jednak mężczyznę, dokąd ruszają i czego szukają, ale on zbywał ją tylko odpowiadając "W swoim czasie". Tak więc przyszło jej tylko czekać, aż ktoś się zgłosi.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

W mieście pojawił się głównie po to, żeby uzupełnić zapasy, bo było to pierwsze miasta, na jakie udało mu się trafić po tym, jak został rozdzielony z grupą. Właściwie… nawet nie miał zamiaru ich szukać, bo cała ta sprawa z minuty na minutę wydawała mu się coraz bardziej stracona – dlatego też znów ruszył w drogę. Samotnie. Zapasy udało mu się uzupełnić, chociaż wydawało mu się, że strzały były trochę tańsze, gdy kupował je ostatnim razem. Nie to, żeby narzekał na brak ruenów w sakiewce czy coś… po prostu teraz wydał ich więcej niż ostatnim razem, a lista jego zakupów nie różniła się nieco od tamtej, którą wtedy miał. Spędził noc w karczmie, odpoczywając i jedząc porządny, a także ciepły posiłek – i później postanowił, że może przejrzy tablicę ogłoszeń i znajdzie coś, co mogłoby go zainteresować.
I cóż… znalazł — miałby ochraniać zleceniodawcę w trakcie poszukiwań jakiegoś skarbu. Szczerze mówiąc, bardziej przekonało go to, że będzie mógł gdzieś wyruszyć i wziąć udział w robocie, która przypadłaby do gustu każdemu poszukiwaczowi przygód, a nie to, że może sobie przy tym sporo zarobić (o czym zleceniodawca także poinformował w ogłoszeniu). Calathal nie zastanawiał się długo i zerwał kartkę, udając się w miejsce, w którym ma czekać na niego człowiek, którego możliwe, że niedługo będzie ochraniał.
Stanął pod pokojem, który wspomniany był w ogłoszeniu i zastukał w drzwi, wchodząc po chwili do środka. Wewnątrz natknął się na starszego mężczyznę – patrząc na jego chude ciało, można było pomyśleć, że jest słaby, jednak wystarczyło spojrzeć w jego oczy, aby domyślić się, że ukrywa on w sobie siłę, prawdopodobnie magiczną siłę. Zauważył też kobietę o bladej skórze, która na pierwszy rzut oka przywodziła na myśl wampira. Czyżby była kolejną osobą, która zgłosiła się do ochraniania tego człowieka? Cal nie miał nic przeciwko współpracy z krwiopijcami, byleby tylko nie próbowali wypić jego krwi – wtedy na pewno broniłby się i musieliby walczyć. Od razu pokazał starszemu mężczyźnie kartę z jego zleceniem, a ten przyjrzał się mu, po chwili przez jego twarz przebiegł uśmieszek, a później wzruszył lekko ramionami.
         – Jesteś pewien, że się nadajesz? - zapytał go w końcu. Elf przymknął na chwilę fioletowe oczy, a później spojrzał nimi prosto na starca.
         – Nie przyszedłbym, gdybym myślał, że nie dam sobie rady – odezwał się w końcu. Nie przepadał za tym, jak ktoś oceniał jego umiejętności bez zobaczenia go w akcji. W dodatku wydawało mu się, że człowiek ten nie ocenia go pozytywnie pod tym względem, co mogłoby mu podpowiedzieć chociażby to pytanie, które zadał przed chwilą.
         – Dobrze. To ruszamy. Chodźcie – odparł starzec i ponaglił ich ruchem dłoni. Calathala zdziwiło nieco to, że od razu mogli wyruszyć. Znaczy, akurat teraz i tak miał zakupione wszystko to, czego potrzebował do drogi, ale mogło być przecież inaczej, a wtedy mógłby nawet nie zdążyć odpowiednio się zaopatrzyć.
         – Wiem o pewnym miejscu na terenie Równin Theryjskich, gdzie ukryty jest skarb… Tyle powinno wam teraz wystarczyć – dodał mężczyzna, rzucając spojrzenie w stronę kobiety, co także nie uszło uwadze elfa. Później wyszli z karczmy, a następnie z miasta.
********************

Podróżowali w ciszy – akurat on na końcu, mając za zadanie także uważanie na ich tyły. Mógłby spróbować zapoznać się z osobami, z którymi będzie podróżował i współpracował przez jakiś czas, jednak on… po prostu nie był taką osobą. To prawda, że nie ufał nowo poznanym osobom i rozmowa może sprawiłaby, że ten brak zaufania byłby nieco mniejszy… tylko, że ta cisza była nawet przyjemna i pozwalała na rozmyślanie nad różnymi sprawami. Poza tym, miał dziwne wrażenie, że może kobieta i starzec nie będą rozmowni. Z drugiej strony, w końcu zawsze mógł się mylić… Ciekawiło go też, gdzie konkretnie zaczną się poszukiwania tego skarbu i to, skąd ich zleceniodawca ma o nim informacje. Sam skarb także go ciekawił – czego mogą się spodziewać, gdzie konkretnie jest on ukryty – grobowiec, jaskinia, ruiny, a może coś jeszcze innego – czy mają spodziewać się jakichś pułapek, może spotkają też jakieś potwory, które zadomowiły się w tamtym miejscu i są teraz strażnikami skarbu, a także swojego terytorium? Cóż, gdyby nie było takiej możliwości, mężczyzna ten na pewno nie brałby ze sobą kogoś, kto będzie mógł go ochronić. A może… spodziewa się, że nie tylko on szuka skarbu i zwyczajnie chce się przy okazji pozbyć konkurencji, która też nie będzie miała oporów przed zabiciem jego? Te pytania najpewniej będą siedzieć w jego głowie, dopóki nie uda mu się uzyskać na nie odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Po jakimś czasie pojawiła się następna osoba, aspirująca na miano strażnika. Fikiria dokładnie zlustrowała go wzrokiem i spojrzała mu w oczy. Dziwne, że tym razem starzec nie podważył jego umiejętności. Przynajmniej nie w taki sposób. Mag zarządził natychmiastowe wyruszenie w drogę. Żadnych ustaleń, szczegółów na temat celu podróży, potwierdzenia informacji dotyczących zapłaty, czy chociażby wpłacenia zaliczki. Musiało jej wystarczyć to, co tamten zdecydował powiedzieć - skarb na Równinach Theryjskich. Nie był to wprawdzie konkretny punkt, a rozległe pasmo przestrzeni, ale starzec wydawał się wiedzieć, dokąd wędruje. Mimo tego, że dhampirka miała powyżej uszu jego zachowanie, to nie obraziła go ani jednym słowem i nie rzuciła pracy w cholerę, gdyż kieszenie zaczynały robić się puste.

Fakt, że starzec jechał powoli na wierzchowcu, a oni musieli posiłkować się własnymi nogami, był o tyle niewygodny, że poruszali się przez to dość wolno. Na szczęście miała za sobą mnóstwo treningów zwiększających wytrzymałość. Generalnie mogła też zmienić się w kruka za pomocą pierścienia i patrolować cały teren z góry, wtedy też starzec mógłby popędzić konia i szybciej przemierzyliby drogę. Jednak obecnie nieumarła nie chciała zdradzać wszystkich swoich możliwości, jeszcze nie. Póki co obserwowała głównie trakt, po którym się poruszali, zwracając uwagę na boki, głównie stronę lewą, gdyż prawą zasłaniał jej mag na koniu. Wyostrzone zmysły, a w szczególności słuch pozwoliłyby jej jednak wyczuć zagrożenie z wystarczającej odległości. Głównie dlatego, że podróżowali w milczeniu, którego żadne nie przerwało. Dhampirka postanowiła nie rozpoczynać rozmowy ze starcem, głównie dlatego, że od samego początku nie darzyła go zbytnią sympatią. Generalnie mogła odezwać się do drugiego strażnika, ale on sam wydawał się pogrążony we własnych myślach. Zadała sobie w myślach pytanie, czy jej w ogóle jest potrzebna rozmowa? Przecież i tak przedstawiłaby się fałszywymi danymi, o przeszłości nie powiedziałaby wiele... Mogłaby wspomnieć ile osób zabiła... Ewentualnie opowiedziała coś o swoich ofiarach. Ale kto potem zaufałby skrytobójczyni?

Wsłuchiwała się w odgłosy natury, przerywane turkotem kół, przejeżdżających czasem wozów. Niedługo jednak przyszła do nich okazja by wykazać się umiejętnościami. Nadjeżdżającym pojazdem kierował mężczyzna w ciemnej czapce, błyskający złotym zębem. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie spoglądał tak na kilka pakunków, które dźwigał koń. Nieumarła nie wiedziała po co mag w ogóle je wziął. W każdym razie kiedy wóz zrównał się ze starcem, woźnica krzyknął coś, a pięciu rosłych chłopów wyskoczyło z przyczepy, dzierżąc noże i siekiery. Musieli być bardzo zdesperowani, głupi lub odważni. Fikiria zawsze wyglądała jak wampir i ludzie omijali ją z daleka. Może nie zauważyli jej kierując się w stronę konia i torb.
- Zabawimy się - powiedziała do siebie i wyjęła z butów dwa sztylety (jeden udało jej się ukraść, znaczy się zdobyć). Zacisnęła na nich pięści i ruszyła w stronę chłopów zgrabnie unikając niezdarnego machania ich bronią.
- Pokaże wam chłopcy jak to się robi - rzekła do nich i nim minęło kilka uderzeń serca, przemknęła ku jednemu z nich i jednym zamachem, wykonanym ręką łukiem, rozcięła mu gardło. Dwóch zaczęło w panice uciekać ku wozowi, który odjeżdżał z pola bitwy. Dhampirka miała dylemat, czy gonić za wozem i hersztem, czy załatwić uzbrojonych pachołków i jak najszybciej kontynuować podróż. Zdecydowała się na szybki wywiad szpiegowski, czyli błyskawiczne zerknięcie, jak zachowuje się jej partner. Jeśli gonił za wozem, mogła ich załatwić i... No właśnie, co? Przecież nie zostawiłaby maga samego. Tymczasem jeśli on by tu został, ona schwytałaby herszta bandy i brutalnie go przesłuchała (i zwinęła jego łupy), ale wtedy musiałaby wiedzieć, czy to jest tego warte, czy lepiej iść dalej. Tak więc po burzy w głowie, która zajęła jej kilka sekund, obejrzała się na towarzysza.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Nie przeszkadzało mu to, że podróżował pieszo. Często robił właśnie tak, zamiast zakupić lub wypożyczyć wierzchowca i poruszać się szybciej – Cal po prostu jakoś upodobał sobie piesze wędrówki i przyzwyczaił się do nich na tyle, że częściej podróżował na własnych nogach niż na grzbiecie wierzchowca. Dzięki temu polepszyła się jego wytrzymałość, co sprawiało, że ciągle utrzymywał takie samo tempo marszu i musiał wędrować tak naprawdę długo, aby zacząć się męczyć. Elf przyglądał się stronie, której nie mogła obserwować kobieta, z którą dzielił się obowiązkami – była to prawa strona, a także tyły ich grupy, chociaż z tym drugim obszarem wyglądało to częściej tak, że wsłuchiwał się w otoczenie na krótką chwilę, aby wyłapać dźwięki, które mogłyby zwiastować zbliżające się niebezpieczeństwo.

Cóż… jego uszy zarejestrowały taki dźwięk, jednak dochodził on z części traktu, którą mieli przed sobą, a nie za plecami. Jak się szybko okazało, źródłem dźwięku był wóz, z którego po chwili wyskoczyła na nich grupa bandytów. Calathal nie spodziewał się tutaj napaść, wydawało mu się, że teren był zbyt otwarty, a tego typu ludzie częściej woleli zaczaić się gdzieś przy leśnej drodze i czekać tylko na dobrą okazję, aby ujawnić się i zaatakować zaskoczonego handlarza lub podróżnika, którego ocenili jako osobę, na której mogą się wzbogacić. A teraz… wybrali złe ofiary.
         – Zajmę się tym na wozie i uciekającymi – powiedział do kobiety, gdy ta spojrzała na niego. Widział pytanie w jej oczach, więc wiedział, co odpowiedzieć.
Wymierzył już wcześniej naciągniętą strzałę w górę, pod odpowiednim kątem, i wystrzelił ją. Wykorzystał też magię powietrza, aby strzała mogła lecieć szybciej i dalej. Przez krótką chwilę obserwował lot pocisku, a później błyskawicznie wyciągnął i wypuścił kolejną w podobny sposób – możliwe, że dla pewności, jakby obawiał się, że ta pierwsza może nie trafić w mężczyznę ze złotym zębem.
Kolejna strzała znalazła się w jego dłoni, a później na cięciwie łuku, którą zresztą opuściła po chwili i wbiła się w plecy jednego z rabusiów, którzy cały czas biegli w stronę wozu. Kolejny skończył tak samo, tylko że pocisk wbił się w dolną część jego czaszki. Cóż, może tym razem Cal niepotrzebnie użył magii powietrza i, może, wycelował trochę za wysoko. Ta dwójka nie żyła, to było dla niego pewne. W międzyczasie, wóz zatrzymał się, gdy zginęła osoba, która popędzała parę zwierząt ciągnących go.
         – Upewnię się, że cała trójka nie żyje – powiedział do starca na koniu, może też do najemniczki, jeśli ta akurat go usłyszała. Później zrobił to, o czym wspomniał, czyli podszedł do ciał i sprawdzał, czy na pewno ich pozabijał. Chodziło mu też o to, żeby odzyskać strzały, a przynajmniej postarać się to zrobić. Z pierwszego — tego, który dostał w plecy — wyciągnął pocisk bez problemów, jednak następna strzała utknęła w czaszce drugiego rabusia i złamała się, gdy elf chciał ją wyciągnąć.
Podbiegł też do wozu i bez problemu wskoczył na niego, prezentując przy okazji (i mimowolnie) elfią sprawność i zwinność. Przeszedł na przód wozu i, wcześniej przygotowując sobie sztylet w dłoni, sprawdził miejsce woźnicy. Leżał tam mężczyzna ze strzałą wbitą od góry w bark. Cal rozejrzał się szybko, jednak nigdzie nie widział drugiej strzały, a gdy spojrzał w oczy rabusiowi… ten od razu rzucił się na niego i obaj wypadli z wozu, lądując na ubitym trakcie. Szamotali się przez chwilę – Calathal szukał okazji do wbicia ostrza prosto w ciało mężczyzny, a on z kolei próbował zabrać broń elfowi, jednocześnie unikając sytuacji, w której pojawiłaby się możliwość ostrze broni i jego ciało się spotkają.

W końcu w walce tej można było wyłonić zwycięzcę, gdy elf w końcu zrzucił z siebie ciało przywódcy bandytów i wyszarpał ostrze sztyletu z jego brzucha. Później wytarł je w ubranie przeciwnika i schował do pochwy. Dopiero teraz dołączył do starca i kobiety.
         – Gdzie znajduje się to miejsce, w którym według ciebie ukryty jest ten skarb? - zapytał, spoglądając na zleceniodawcę. Ten przez chwilę nie odzywał się, cały czas patrząc na mapę, którą trzymał w dłoni.
         – Niedaleko. Już niedaleko – odpowiedział mu w końcu. Cala nie zadowoliła taka odpowiedź, spodziewał się usłyszeć więcej szczegółów.
Awatar użytkownika
Morrun
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Morrun »

Gdy ta niespodziewana potyczka dobiegła końca i opadł wzbity przez nią kurz gdzieś na horyzoncie pojawił się jeździec, jeden sam, zmierzał on dokładnie w tym kierunku gdzie przed chwilą doszło do ataku. Mogło to wskazywać że jest to jeden z tych zbirów którzy leżą teraz z przedziurawionymi bebechami wokół wędrowców, ale pewności nie było. Może to posłaniec albo po prostu przed czymś ucieka? Zbliżał się jednak i nie ulegało już wątpliwości, że kieruje się prosto na nich. Elf gdy tylko go dostrzegł wyciągnął strzałę i nałożył ją na cięciwę przygotowując się do strzału, jednak starzec przyglądając się nieznajomej sylwetce machnięciem ręki dał mu znak by opuścił łuk, zaraz po tym sam spiął konia i ruszył powoli w stronę przybysza. Gdy ten był już bardzo blisko mag podniósł dłoń w geście powitania dostając taką samą odpowiedź. Jeździec podjechał na karym ogierze i złapał wychodzącego mu naprzeciw jeźdźca za przedramię otrzymując równie pewny uścisk w zamian.
- Witaj Morrun! - zawołał widocznie ucieszony na jego widok mag, po czym dodał już cicho zbliżając się do nowoprzybyłego. - Jak ci poszło? Znalazłeś coś? -
Morrun, przynajmniej tak powitany, nie puszczając uścisku skłonił się ku niemu i odrzekł równie cicho. - Ze dwa, trzy dni drogi stąd znalazłem wejście do jakiejś krytpy, może to być to ale ręki sobie za to uciąć nie dam, na drzwiach były magiczne blokady, jest to dobry znak, udało mi się je trochę osłabić Tobie zostawiłem złamanie ich... - ostatnie słowa wypowiedział spoglądając na niego wymownie i klepiąc go po ramieniu. Gdy się obrócili nie ściszali już głosu i Morrun znów się odezwał rozglądając się wokół.
- Widzę że podróż nie przebiegała wam spokojnie, a Ty załatwiłeś sobie obstawę. - rzucił do jeźdźca obok nie odwracając wzroku od dwójki o której wspomniał. - może coś o nich? -
Starzec poprawił się w siodle i zawołał do Calathala i Fikirii, gdy już już podjeżdżali wskazał dłonią na ubranego w półpancerz i ciemne rzeczy człowieka, z ramion opadał mu na plecy ciemny płaszcz który wcześniej od galopu powiewał mu na wietrze. Nieustannie bił od niego chłód, jego twarz nie wyrażała niczego, spoglądał tylko na nich czekając objaśnień.
- Ten którego tu widzicie to Morrun, świetny wojownik i nieoceniona pomoc przy poszukiwaniach, wyprzedził naszą wyprawę żeby zbadać teren i rozejrzeć się za bezpiecznym schronieniem, teraz jedzie już z nami. - rzekł słowem wstępu mag i dodał wskazując na słuchaczy. - Lepiej może jak sami się przedstawicie...
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Towarzysz szybko zrozumiał o co jej chodzi i jeszcze szybciej odpowiedział. Krótką chwilę patrzyła na to jak naciąga strzały i wydał jej się on całkiem przystojnym osobnikiem. Następnie przypomniała sobie o tym, że ma również swoich przeciwników do pokonania. To były tylko nędzne pionki w rękach mężczyzny ze złotym zębem, którego należało przesłuchać albo ograbić, albo chociaż zabrać wóz, czy konie. Dzielni chłopi usiłowali bronić się, ale nie docenili cech, którymi obdarzyła ją krew wampirów - zwinności, szybkości, siły. Jej sztylety odbijały się od narzędzi, tworząc wspaniałe blokady, by następnie w ułamku sekundy obrócić się i wbić je po rękojeść w ciepłe ciało. Widok krwi był dobrze znany Fikirii. Nie była jednak "na głodzie", więc nie rzuciła im się od razu z zębami do gardeł. Czarownik oglądał spokojnie całą walkę, siedząc na wierzchowcu. "Nie lubimy się przemęczać, co?", pomyślała i przypomniała sobie, że to właśnie za walkę jej płacą. Drugi strażnik znajdował się w zasięgu wzroku dhampirki i (ku jej ogromnemu, choć niewyrażonemu niezadowoleniu) zabił zbira, którego chciała brutalnie przesłuchać. Może miał wspólników gdzieś na trakcie, których mogli się spodziewać. A może ukryli gdzieś swoje łupy. No ale już było po wszystkim, ostrze wysuwało się z brzucha mężczyzny. Nadstawiła uszu, kiedy powrócił i zapytał o dokładną lokalizację celu. To się jej spodobało. Lubiła konkrety, więc jeszcze bardziej oburzyła ją odpowiedź starca. Za kogo on się w ogóle miał? Miał pieniądze, to prawda, ale mógł ich poinformować dokąd zmierzają. No chyba, że aż tak bał się ich zdrady. Może każe im podpisać krwią umowę o lojalności?

Niedługo potem zobaczyła go w tumanach kurzu. Wojownik na niemal niewidocznym, przez obłoki brudu, koniu. Widząc strzałę skierowaną w jego kierunku, przez chwilę podziwiała mięśnie elfiego obrońcy, po czym sama złapała za miecz i już miała wydać bojowy okrzyk, kiedy zobaczyła starca, który macha na nich ręką. Naprawdę chciała zrobić krzywdę jeszcze komuś. Zaczęła zabijać i miała na to jeszcze chęć. Była spontaniczna i szybko wkręcała się w różne czynności. Jeździec stanął i został przywitany i przedstawiony przez maga. Wyglądali jak równi sobie. Wysłuchała wszystko, co dotyczyło mężczyzny i szybko zanotowała to w pamięci. Szybko przeskanowała go wzrokiem i nie mogła z góry określić, czy go polubi, czy raczej nie. W przypadku starca, po pierwszych kilku godzinach żałowała, że przyjęła to zlecenie. Szybko przypomniała sobie, że była szkolona przez ludzi z podobnymi umiejętnościami.
- Jestem... - na uderzenie serca niemal zamarła, nie wiedząc, czy określić się prawdziwym, czy fałszywym nazwiskiem. Nie wiedziała, czy nie słyszeli o niej przypadkiem. Może pracowali dla strażników? Lepiej zachować ostrożność. - Laurence. W połowie wampirzyca. Może po tej całej wędrówce będziemy mogli zmierzyć się w pojedynku... Co ty na to, towarzyszu? - zapytała na koniec, wciąż żądna walki dhampirka.

Poczekała uprzejmie aż przedstawi się też drugi strażnik. Była ciekawa tego, co może powiedzieć o sobie. Czy też ograniczy się do podstawowych informacji takich jak imię, wiek albo rasa? A może opowie coś o sobie? W każdym razie cierpliwie zaczekała aż skończy mówić, po czym pół żartem zapytała o następną, ważną sprawę, która od dosłownie chwili nie dawała jej spokoju :
- A myślicie, że ten biedny truposz się obrazi, jeśli pożyczymy jego koniki?
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Strzała naciągnięta na cięciwie i chwilę później grot wymierzony prosto w jeźdźca była dla Calathala czymś normalnym. Zwłaszcza, że przecież właśnie skończyli walczyć z grupą bandytów – pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy, gdy zobaczył pędzącego i nieznajomego jeźdźca w ich stronę, była właśnie taka, że osobnik na wierzchowcu może mieć podobne zamiary co grupa mężczyzn, których pozbyli się przed chwilą. Jednak zleceniodawca dał mu znak, żeby opuścił łuk i schował strzałę – dopiero później okazało się, że jest to jakiś jego znajomy i wyprzedził ich, aby zbadać teren i pewnie odszukać konkretne miejsce, w którym znajdą wejście do miejsca lub samo miejsce, gdzie ukryty jest skarb.
         – Calathal – przedstawił się elf, gdy nastała jego kolej, aby to zrobić. Na początku pomyślał nawet o tym, żeby może podać fałszywe imię czy powiedzieć, że woli nie zdradzać im swojego imienia, jednak później doszedł do wniosku, że to niekoniecznie sposób, w jaki się zachowuje. Poza tym, wyjawienie im swojego prawdziwego imienia nie jest przecież czymś złym – w końcu będą ze sobą przebywać przez jakiś czas, więc dobrze będzie, jeśli będą znali swoje imiona. Nadal będą sobie obcy, jednak wtedy troszeczkę mniej.

Odwrócił się i przyjrzał parze koniu, które w dalszym ciągu stały przy wozie – w końcu nie mogły uciec, bo były przywiązane to tegoż środka transportu.
         – Też chciałem zaproponować, żebyśmy „pożyczyli” sobie te konie. Martwym i tak się one już nie przydadzą – odezwał się po chwili. Wydawało mu się nawet, że na wozie widział też siodła, więc możliwe, że konie były używane także jako wierzchowce. Cal podszedł więc ponownie do wozu i wskoczył na niego, zaczął go też przeszukiwać, co poszło mu dość sprawnie – wynik był taki, że rzeczywiście wyniósł ze sobą dwa siodła, z którymi podszedł teraz do koni. Jedno z nich podał bladej kobiecie, a drugie zatrzymał dla siebie. Właściwie konie nie różniły się od siebie – były gniade i miały podobne wymiary. Oddzielił oba wierzchowce od wozu i założył siodło na jednego z nich. Tym gestem wskazał też to, który z pary wierzchowców będzie tym, które będzie transportował jego. Na sam koniec wsiadł nań i właściwie był już gotów do dalszej drogi. Dzięki temu będą mogli poruszać się szybciej, więc zaoszczędzony czas będą mogli przeznaczyć na coś innego.

Konie odebrane nieżyjącym już rabusiom były przyzwyczajone do tego, że wożą kogoś na swym grzbiecie, bo nawet nie próbowały zrzucać z siebie elfa i dhampirzycy. Nie wyglądały też na takie, które nadawały się do ciągnięcia ciężarów – na tyle, na ile Calathal się orientował, wyglądały one właśnie na takie, które bardziej nadają się do podróżowania na nich.
         – Możemy ruszać, prawda? - zapytał po chwili. Przede wszystkim, to pytanie mogło być skierowane bardziej do kobiety niż do mężczyzn. Elf wcześniej zajęty był osiodłaniem konia i nie patrzył na to, jak ona sobie z tym radzi.
         – Rozumiem, że Morrun będzie nas prowadził, skoro wcześniej sprawdzał teren? - zadał kolejne pytanie, które tym razem skierowane było do zleceniodawcy. Ten, chyba nie lubiąc odzywać się zbyt często do nowo poznanych ludzi, kiwnął tylko głową i mruknął też coś, co mogło brzmieć jak „Mhm”.
Awatar użytkownika
Morrun
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Morrun »

Pierwsza odezwała się kobieta, zaczęła pewnie lecz na ułamek sekundy zamarła jakby podjęła zbyt pochopną decyzję i teraz zastanawiała się czy dobrze postanowiła, szybko jednak powróciła pewność i kontynuowała spokojnie się przedstawiając. Wojownikowi to jednak nie umknęło, błyskawicznie przeniósł wzrok na nią wzrok sondując ją. Przedstawiła się jako dhampirka i było to zgodne z tym co mówiła mu jej aura, zapach krwi zmieszany z potem. Coś jednak musiała oznaczać ta chwilowa utrata pewności.
- Możliwe. - rzucił sucho Morrun po chwili wpatrywania się w nią po czym zwrócił się znów na elfa gdyż ten nie czekał długo na swoją kolej. Nic poza swoim imieniem nie wyjawił lecz jemu to nie było potrzebne, w milczeniu dokładnie badał jego aurę która mówiła więcej niż niektórzy chcieliby wyjawić. "Ciekawe towarzystwo sprawił sobie ten człowiek, dhampirka i lodowy elf, co on w ogóle robi w tych okolicach? Szkoda że nie jest to górski choć i tak byłby za młody by posiadać jakąkolwiek interesującą go wieść czy tajemnicę natury magicznej. Nic to, przydadzą się tak czy inaczej". Na pomysł wzięcia koni od oprychów którzy ich wcześniej zaatakowali nic nie odpowiedział, nie bardzo go to obchodziło czy wezmą te konie czy puszczą je wolno, i tak za nimi pójdą bo co mają robić na takim odludziu? Sam pomysł był dobry i przyspieszy znacząco podróż, dobrze to świadczyło o ich inteligencji ale czy zastanowili się czy starczy prowiantu również dla koni, nie wiadomo jak długa będzie jeszcze droga i czy po drodze spotkamy jakiekolwiek miejsce w którym dałoby się uzupełnić zapasy. Mógłby oczywiście stworzyć stół zastawiony wspaniałą ucztą ale po co niepotrzebnie ujawniać swoje zdolności. Niech to jak najdłużej pozostanie tajemnicą. Tak jest bezpieczniej. Poza tym nie będzie im przecież niczego ułatwiać a co dopiero wyręczać.

Po przygotowaniu koni, zanim zdążyli wskoczyć na siodła, odwrócił się i ruszył powoli w kierunku z którego przybył, starzec widząc to również zwrócił konia w tym samym kierunku i popędzając go zrównał się z nim, zostawiając tym samym resztę trochę za sobą. Gdy mag był już obok Morruna ten odezwał się tak by z tyłu go nie słyszeli.
- Po drodze do was mijałem starą strażnicę, popadająca w ruinę, nic nie wskazywało na to żeby była zamieszkana, nie miałem jednak czasu by się jej przyjrzeć i zbadać. Powinniśmy tam dotrzeć tuż po zmierzchu i tam moglibyśmy się zatrzymać na noc... Zresztą jak wolisz, wiesz że ja nie potrzebuje tyle odpoczynku. -
Tamten spojrzał się za siebie sprawdzając czy za nimi jadą, obrócił się spowrotem - Zobaczymy na miejscu. - odpowiedział krótko po czym zamilkł pogrążając się w swoich myślach.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Fikiria miała ogromny problem z siodłem, głównie dlatego, że po raz pierwszy z takiego ustrojstwa miała korzystać. Dosłownie gapiła się na Calathala, żeby zobaczyć co on robi ze skórzanym przedmiotem. Spróbowała te czynności powtórzyć, ale nie wyszło jej i siedzisko spadło z konia. Dhampirka zaklęła cicho i spróbowała jeszcze raz. Ponowna próba zakończona niepowodzeniem. Kobieta westchnęła, po czym nagle się wyprostowała, jakby przeszył ją piorun. Wszystko za sprawą słów drugiego strażnika. Jak się okazało mag oraz jego przyjaciel powoli posuwali się do przodu. Tak jakby czekali, ale również jechali dalej. Bladolica złapała więc siodło i rzuciła nim w sam środek wozu lub czymkolwiek on teraz był, postanawiając, że będzie jeździła, jak natura chciała. Uczepiła się szyi konia, przeniosła ciężar ciała na ręce i zgrabnie wskoczyła na konia. Jeszcze mocniej złapała zwierzę, kiedy nagle zaczęła się z niego zsuwać. Jej nogi przylegały do wierzchowca.
- Możemy.
Gdyby zaproponował jej pomoc, z pewnością by odmówiła. Chciała poradzić sobie samodzielnie i nie ważne ile nerwów byłoby w tym zawarte. Miała nadzieję, że odciski na jej pięknym i zgrabnym, choć bladym ciele, będą tego warte. Spojrzała na towarzysza, zastanawiając się jak popędza zwierzę. Prawdopodobnie używał tych śmiesznych sznurków, których ona nie była w stanie założyć. Kopnęła więc konia lekko w bok, dołączając do reszty. Zanim jednak dotarła do zleceniodawcy i jego przyjaciela, obejrzała się na Calathala i cicho powiedziała :
- Coś knują... Nie ufam im, a oni nam.

Następnie spróbowała ponowić próbę wypytania o cel ich podróży. Tak jak towarzysz nie uzyskała wielu potrzebnych informacji od zleceniodawcy, więc zapytała nowego kompana :
- Gdzie jest to całe coś, czego tak właściwie szukamy?
Dhampirka miała ogromną nadzieję na to, że przynajmniej teraz jej się uda. Przechyliła delikatnie głowę i pozwoliła włosom opaść. Wbiła lodowaty wzrok w Morruna i czekała. Jego reakcja była kluczowa. Zawierała przydatne informacje, a ponadto ukazywałaby jak wielka jest jego wola lub jak bardzo przekonująca jest. Gdyby nie usłyszała zadowalającej odpowiedzi, z pewnością prychnęłaby z oburzeniem i zajęłaby swoją nową pozycję. Dalej z lewej strony, ale jednak trochę z tyłu, gdyż przód zapewne był osłaniany przez wojownika. Nie była tego wprawdzie całkowicie pełna, dlatego zwracała jakiś ułamek swojej uwagi na drogę przed nimi, ale nie koncentrowała się na tym aż tak jak poprzednio. Nieco dziwnie czuła się, spoglądając na Calathala (głównie dlatego, że jemu udało się osiodłać konia, przez co czuła się odrobinę gorsza). Patrzyła więc głównie w drogę przed sobą, czasem zatrzymując się na plecach mężczyzn. Słońce powoli kładło się za horyzont. Czas tego dnia powoli się kończył, a kolejna kluczowa kwestia musiała się wyjaśnić - Czy będą podróżować także nocą? Fikiria nie pytała o nic. Postanowiła zaczekać i obserwować całą gromadę. Na pewno będzie w stanie być czujną i uważną przez kilka dni bez snu, ale... Czy to wszystko na pewno będzie tego warte?
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Widział, jak kobieta siłuje się z siodłem i próbuje je założyć, co ostatecznie i tak skończyło się tym, że zrezygnowała z tego drobnego udogodnienia i wsiadła bezpośrednio na grzbiet nowego wierzchowca. Cal chciał nawet zaproponować jej pomoc, jednak pomyślał o tym dopiero, gdy na nią spojrzał, co zresztą stało się mniej więcej wtedy, gdy zdecydowała się wsiąść na zwierzę już bez siodła. Poza tym… wydawało mu się, że najemniczka nie należy do osób, które przyjmują pomoc od kogoś, kogo praktycznie nie znają.
Dołączyli do zleceniodawcy i jego znajomego, jednak przedtem kobieta powiedziała mu coś, na co zresztą zamierzał odpowiedzieć.
         – Też im nie ufam… Tak samo jak i tobie – odparł szczerze. Nie powinna dziwić jej taka odpowiedź, skoro podróżowali ze sobą tak krótko i nawet nie mieli okazji ze sobą porozmawiać, nawet jeśli byłaby to krótka rozmowa. Elf żył już tak długo, że wiedział, iż należy jakiś czas poczekać zanim powie się, że ufa się danej osobie lub może nie. Przez czas ten przebywa się także w jej towarzystwie, obserwuje jak reaguje na różne rzeczy i ogólnie próbuje się lepiej poznać taką osobę… jeśli się tego chce.

Gdy zobaczył, że Słońce zbliżało się już do linii horyzontu i niedługo miało się za nią schować, przypomniał sobie też, że Morrun wspomniał coś o opuszczonej strażnicy, którą mijał, gdy wracał ze zwiadu. Patrząc na porę dnia i na to, że jeszcze jej nie minęli, to wiele wskazywało na to, że właśnie tam będą nocować… jeśli w ogóle coś takiego zrobią.
W okolicę strażnicy dotarli wtedy, gdy Słońce niemalże całkowicie schowało się za horyzontem. Rzeczywiście była ona ruiną – niemalże połowa kamiennej budowli była zawalona, jednak nadal nadawała się ona na miejsce do odpoczynku na jedną noc. Przecież na druga część nie zawali im się nagle na głowy… prawda? Poza tym, wydawało mu się też, że nikt nie będzie musiał pełnić warty, bo przecież nikt ich nie śledzi i nikt na nich nie poluje, a ta grupa, której pozbyli się wcześniej… Cóż, raczej nie była częścią czegoś większego i w środku nocy nie okaże się nagle, że pozostali przy życiu bandyci postanowią zemścić się za to, że nie dość, że wybili ich kompanów, to jeszcze „nie pozwolili” im się okraść.
         – Odpoczywamy tam czy jedziemy dalej? - zapytał w końcu Calathal. Pytanie oczywiście skierowane było do zleceniodawcy i, prawdopodobnie, przywódcy tej grupy – w końcu to on wiedział, jaki jest cel ich podróży.
         – Mhm… ale wyruszamy wcześnie rano – odpowiedział mu starszy mężczyzna. Po chwili wszyscy skierowali się na niewielką dróżkę odbijającą w bok od traktu, którym się poruszali. Prowadziła ona prosto pod opuszczoną strażnicę. A im bliżej budowli byli, tym lepiej mogli zobaczyć, że w istocie jest ona opuszczona i to od naprawdę długiego czasu. Jej ściany porośnięte były pnączami i mchem, a w miejscu, gdzie powinny być drzwi, znajdował się wyłącznie otwór. Samych drzwi albo już tu nie było, albo mogły leżeć gdzieś w środku. Tyle dobrze, że okolicę porastała bujna trawa, więc mogli przywiązać konie tuż przy wejściu i cały czas mieć na nie oko, a tymczasem one będą miały jedzenia pod dostatkiem.
Awatar użytkownika
Morrun
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Morrun »

Gdy uwinęli się już z końmi pospieszyli by dogonić przodujących jeźdźców, tuż za nimi jednak chwilę zwolnili, mówiąc coś do siebie, by zaraz dołączyć już do nich. Teraz mogli przyspieszyć czego też Morrun nie omieszkał wykorzystać kłując lekko konia w bok. Dhampirka zadała jednak pytanie mącąc błogi stan ciszy na który nastawiał się już wojownik.
- Wydaje mi się że pojmujesz na czym polega zamysł ukrycia skarbu, musisz się więc zadowolić jedynie wiedzą o jego ogólnym położeniu. - odrzekł po chwili nie odwracając się nawet. Sam nie wiedział gdzie dokładnie jest miejsce którego szukają, jest parę takich które przychodzą mu na myśl ale to tylko domysły. Nie był w stanie znaleźć i odwiedzić wszystkich grobowców, ruin i tajemnych miejsc nawet dysponując tak dużym zasobem czasu, szczególnie posiadając jedynie część dawnej wiedzy. Przynajmniej dopóki nie znalazł i nie złamał jednej z pieczęci, uwalniając tym samym sporą część tajemnych arkan którymi władał jeszcze za swojego życia, jakiekolwiek samotne podróże były niezwykle trudne i kończyły się zwykle śmiercią przejętego ciała, a szukanie i następujące po tym próby całkowitego zniewolenia, wystarczająco silnej, materialnej powłoki na tym etapie były nad wyraz uciążliwe. Kobieta jednak zdawała się myśleć że obaj doskonale wiedzą dokąd zmierzają. Zbył to jednak uznając to za nieistotne.

Gdy dotarli pod wieżę zszedł z konia i podszedł do niej dokładnie ją oglądając, nie tylko fizycznie. Wydawało się z początku normalnie, wieża była całkowicie normalna ale wokół niej ledwo można było wyczuć zapach mokrej sierści. Nie wróżyło to dobrze, szczególe jak mają tu zostać na noc, dlatego nie podając przyczyny zapowiedział że weźmie pierwszą wartę. Gdy się już rozgościli i rozłożyli posłania wewnątrz, za wyjątkiem kobiety, wciągnął z juk trochę prowiantu i przycupnął na kamieniu gdzieś niedaleko wejścia do wieży. Nawet nie rozbił sobie żadnej ochrony przed ewentualnym deszczem. Po prostu usiadł i jedząc obserwował teren. Słońce już dawno schowało się za horyzont dając jeszcze ostatnie promienie światła różowiąc wieczorne niebo, powoli stawało się coraz ciemniej aż wreszcie nastała czarna bezksiężycowa noc. Gdy wszyscy już spali a wszędzie zalegała martwa cisza gdzieś rozległ się cichy szelest. Morrun odwrócił wzrok w stronę z której od dobiegł i jak dla zwykłego człowieka niemożliwe byłoby dostrzeżenie czegokolwiek w zalegającym wszędzie mroku, tak dla niego nie stanowił on żadnego problemu. Magiczne fale aur uginały się od jednej dużo silniejszej i wyróżniającej się od otoczenia a tamta stawała się coraz wyraźniejsza. Nie miał już wątpliwości do kogo ona należy lecz nie odezwał się, poczekał.
- Gdzie się wybierasz? -
Rzucił, na tyle cicho żeby usłyszała go wyraźnie i na tyle żeby usłyszała go jako jedyna. Zrobił to dopiero gdy mijała go o parę metrów. Szła w stronę wieży więc na pewno nie było to wyjście za potrzebą a jako że była dhampirką tym bardziej można się było domyślić celu tej nocnej wycieczki. Poruszała się zaskakująco cicho, zresztą jak na pochodną wampira przystało lecz tego co się da odczuć tylko na innych płaszczyznach nie zdołała ukryć. Możliwe że nie przypuszczała że z kimś takim w ogóle będzie miała do czynienia albo po prostu to zignorowała ten fakt, tak czy inaczej skutek był ten sam. Teraz oczekiwał na jej ruch. Był przygotowany na wszystko.
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Jego odpowiedź... Cóż... Jednocześnie spodziewała się czegoś takiego, ale i tak niespecjalnie jej się ona spodobała. Walczyli w jednej drużynie. Przecież miał powody by jej ufać. Nie zadźgała go żadnym ostrym narzędziem, kiedy był zajęty walką z rabusiami, a mogła. Poza tym jeszcze go nie okłamała... No może raz, w sprawie imienia, ale to tylko jedno, małe kłamstewko, a w dodatku się nie wydało, więc on o tym nie wie.

Natomiast ten nowy... On po prostu denerwował ją samym tym, że istniał. Przez chwilę dziewczynie przeszedł przez głowę pomysł, by go wyeliminować. To nic osobistego. Najgorsze były te zbywające odpowiedzi, których udzielał. Nie mogła wiedzieć kiedy skończą, jak daleko jest to całe "tam", w sumie nie powiedziano im nic. Absolutnie nic. Ona co prawda nie miała jakichś większych doświadczeń w szukaniu ukrytych skarbów, ale... Skoro ich tam wiodli, to chyba wiedzieli, gdzie jest "to"?

Kiedy zapadał już zmrok, dotarli pod drzwi ruiny czegoś, co kiedyś mogło być strażnicą lub zamkiem. A w sumie nie pod drzwi, gdyż budowla nie dysponowała takowym sprzętem. Jak się dowiedziała, to tu spędzą najbliższą noc. Na jej gust, skarb mógłby znajdować się właśnie tutaj. Kamienny budynek wyglądał na dosyć stary i opuszczony. Wyglądał intrygująco i Fikiria postanowiła sprawdzić go, gdy tylko wszyscy pójdą spać. Może znadzie coś przydatnego np. złoto, czy inne kosztowności.

Przeciwnie do większości, kobieta postanowiła nocować na zewnątrz. Nieco zdziwiło ją objęcie warty przez wojownika. To znacząco utrudniało jej plan przekradnięcia się do budynku, ale gdyby chciała spędzić noc w budynku, na pewno niedaleko byliby jej towarzysze, a ze względu na jej rasę, na pewno spaliby snem czujnym, co utrudniałoby jej poruszanie się. Odczekała jakiś czas, aż naprawdę się ściemniło. Wszystko jej sprzyjało, gdyż gwiazdy nie świeciły, a księżyc najprawdopodobniej był w nowiu. Skradała się tak cicho jak tylko umiała, przyciskając ciało do skalnej ściany. Dopiero teraz dhampirka poczuła, że jest ona miękka i całkiem ciepła. Mech robił swoje. Kiedy ścisnęła go delikatnie, popłynęło z niego kilka kropli wody. Tak wyobrażała sobie święte sanktuaria i mineralne groty. Wszystkie jej marzenia zawarte były w tych kilku kroplach. Zarzuciła kaptur na głowę. Dla większości osób byłaby ona niewidoczna i zlewająca się ze ścianą.

Kiedy już przemykała przez wejście, wartownik ją wykrył. Wiedziała, że jeśli zrobi choćby najmniejszy krok w przód, on będzie wiedział.
- Nie twój interes - warknęła
Słysząc jego prowokację, zacisnęła zęby. Odwróciła się i zaczęła iść z powrotem tam, skąd przyszła. Po chwili jednak znów zmieniła kierunek i zaczęła dość cicho mówić :
- Posądzasz mnie o krwiopijstwo? Jak jakiegoś wampira? O nie... Zapamiętaj sobie, nie piję czyjejś krwi dopóki ten ktoś nie zajdzie mi za skórę.
Miała już dodać "A ty już balansujesz na krawędzi", ale stwierdziła, że nie ma co wywoływać kłótni w środku nocy. A ona znajdzie inną drogę do środka.

Inna droga była całkiem ogólnodostępna. Miała postać schodów w dół, na tyłach ruin. Dhampirka bez wahania zeszła na dół. Było tu wilgotno, ciemno i chyba niezbyt bezpiecznie. Dla lepszego samopoczucia, Fikiria wyciągnęła miecz i trzymała go w dłoni. Szła jakimś korytarzem, skręciła w lewo, a następnie w prawo. Kierowała się instynktem. Wiedziała, że coś znajdzie. Nagle pochodnie przed nią zaczęły się samoistnie zapalać. Usłyszała jakby warczenie zwierzęcia za sobą, ale nie widziała dookoła żadnego żywego stworzenia. Przyśpieszyła kroku. Nagle nieopatrznie zahaczyła obcasem o jakąś linkę. Strzała przeleciała wyjątkowo blisko twarzy nieumarłej. Wtem jednak uruchomił się jakiś starożytny mechanizm i jakaś fiolka rozbiła się na podłodze. Eliksir wsiąknął w ziemię. Nagle spomiędzy kamiennych płytek wyrastała lawa. Była coraz wyżej. Fikiria biegła przed siebie. Ziemia zaczęła się trząść, prawdopodobnie można było wyczuć to nawet na powierzchnii. Nieumarła podciągnęła się na pnączach, które okazały się być bardzo wytrzymałe. Kobieta wspięła się po nich i teraz podróżowała po ścianie. W odległości kilkunastu sążni wgłąb korytarza lśnił jakiś kryształ. Był duży i błyskał czerwienią. Ustawiono go na złotym piedestale, jakby tworzył część czegoś więcej albo był obiektem kultu. Pod nim leżał kawałek pergaminu z runicznym napisem "Oto jeden z kluczy", ale kto ogląda dziwne świstki, czy chociażby zna runiczny? No i najoierw trzeba było przejść przez pułapki i ten Korytarz Ognia. A poza tym, poszukiwaczom mogło nasunąć się jeszcze jedno pytanie - Ile jest kluczy?
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Zrobił to, co planował już wcześniej, gdy zobaczył miejsce ich noclegu… Po prostu chodziło o to, że przywiązał wierzchowca dość blisko wejścia do budynku, a ten zwyczajnie zaczął zajadać się trawą. W środku, zanim jeszcze w ogóle zaczął przygotowywać się do odpoczynku, rozejrzał się po wnętrzu ruiny i zajrzał do każdego pokoju. Znalazł też schody prowadzące na piętro, jednak te były drewniane i czas nie obszedł się z nimi zbyt dobrze – drewno zniszczyło się i to samo stało się z samymi schodami. Trochę zdziwiło go to, że Morrun chciał objąć wartę i, że w ogóle zaproponował coś takiego, bo spodziewał się, że nie muszą obawiać się ataku w nocy.
         – Sprawdzę piętro i możliwe, że tam też przenocuję – odpowiedział, a później powrócił do zniszczonych schodów. Zrobił kilka kroków w tył i rozpędził się, wbiegając po kilku pierwszych stopniach, a później odbił się od nich i przebiegł po ścianie. Wykorzystał też magię powietrza, aby stworzyć „poduszkę powietrzną”, z której wybił się i wylądował na drugiej części schodów, czyli na tej górnej i dzięki temu znalazł się też na piętrze. Elfia zwinność i magia powietrza pozwoliły mu na bezproblemowe dostanie się tam. Bez magii też mogłoby mu się to udać, jednak na pewno musiałby to zrobić trochę inaczej.
Zaczął przechadzać się po pietrze, tam także sprawdzając pomieszczenia. Podłoga była dość solidnie wykonana i, co prawda, trzeszczała lekko pod jego stopami, jednak nie groziła tym, że nagle zawali się, a on znowu wyląduje na parterze budynku. Nie spodziewał się, żeby w jednym z pokoi znalazł ukrywającą się osobę, ale i tak zdecydował się na zajęcie sobie czasu właśnie w ten sposób. Zresztą, okna na piętrze wychodziły na tył i przód budowli, więc z ukrycia mógł nawet obserwować część terenu, jeśli akurat będzie miał problemy z zaśnięciem.

Cóż… okazało się, że właśnie takie problemy miał Calathal. Spał na zimnej i twardej podłodze, jednak to akurat mu nie przeszkadzało, bo niejednokrotnie zdarzało odpoczywać w takim miejscach. Przez te problemy zdecydował się usiąść w pobliżu okna i spoglądać przez nie – stąd widział też nieco więcej terenu niż, gdyby znajdował się niżej. Tylko, że… no właśnie, nie działo się nic, co mogłoby być ciekawe, a przyglądanie się gwiazdom na bezchmurnym niebie sprawiło, że w końcu udało mu się zasnąć. Osunął się przy ścianie i zasnął, chociaż jego sen był czujny i udałoby mu się obudzić, jeśli ktoś chciałby go zaatakować i przyglądałoby się jemu z zamiarem pozbawienia go życia.

Zbudził się dopiero, gdy poczuł wstrząsy, które poruszyły lekko budynkiem. Na początku podejrzewał, że może jednak ktoś ich zaatakował i w szeregach wroga znajduje się mag, który chciałby zasypać ich pod ścianami i sufitem miejsca, w którym odpoczywali, jednak nie zauważył nikogo, gdy wyjrzał przez okna – najpierw to z przodu, a później przez to, przez które można było obserwować teren za budynkiem. Szybko zebrał swoje rzeczy i zszedł na parter budynku, wcześniej zeskakując z górnej części schodów na dolną.
         – Co się dzieje? - zapytał zgromadzonych. Rozejrzał się szybko, jednak nigdzie nie widział bladolicej, a był pewien, że kogoś takiego, jak ona na pewno obudziłoby coś takiego.
Awatar użytkownika
Morrun
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Zjawa
Profesje: Włóczęga , Mędrzec , Mag
Kontakt:

Post autor: Morrun »

- czemu miałbym nie, skoro od nich podchodzisz? - odpowiedział lecz nic nie usłyszał w zamian gdyż ona obróciwszy się ruszyła w drugą stronę. Niby jej się wydawało że może umknąć jego zmysłom. Patrzył jeszcze przez chwilę jak obchodzi ruiny i znika za wieżą po czym odwrócił wzrok i rozglądnął się za ewentualnym zagrożeniem gdyż spokoju mu nie dawał wyraźny zapach mokrej sierści, który czuł za każdym zajrzeniem w świat aur. Jedyna dobra oznaka była taka, że był stały. Spojrzał w górę i swoimi fizycznymi oczyma dostrzegł na nieboskłonie migoczące bladym światłem gwiazdy. Odległe kule ognia zawieszone po środku pustki. Coś się w nim zatliło, próbowało wydostać, prawie był w stanie odczuć głęboką tęsknotę. Te dziwne blokady i zaburzenia emocji wywoływały u niego niezwykłą frustrację. Nie długo jednak tak sobie dumał gdy poczuł jak ziemia pod nim drży. Chwycił za miecz i wyciągnął go z pochwy. Lekko popękała ziemia przed wieżą więc zerwał się na równe nogi. Kobieta nie wracała więc pewnie na coś się natknęła. Coś mu zaczęło drażnić magiczny zmysł ale nie wiedział co, uspokoił się, odetchnął i skupił się. Poczuł nasilający się intensywny zapach który nie napawał optymizmem. Problem jednak tkwił w tym że forsował to ciało przez ostatnie parę dni dość mocno i jeszcze nie zaleczył do końca ran odniesionych podczas pewnej potyczki z paroma Kaer Natherini. Nie chciał ryzykować jego utraty bo korzystało się z niego dość przyjemnie. Narzucone przez nich pewne blokady magiczne jeszcze nie odpuściły a obawia się że mogą mu one teraz zaszkodzić. Dlatego skoczył po wierzchowca wypowiadając w momencie zaklęcie, złapał za siodło i tuż przed wskoczeniem na siodło rozpłynął się w powietrzu, nie dało się już słychać tętętu kopyt...
Awatar użytkownika
Fikiria
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Dhampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Fikiria »

Korytarz Ognia rzeczywiście był niebezpieczny. Rubinowe płomienie stanowczo odcinały drogę powrotną, która wydawała się iście kusząca. Jednym z wielu złych faktów, rywakizujących ze sobą o miano najgorszych, było dziwne przeczucie, że coś tu się pałęta, a dhampirka nawet zobaczyła czyjś cień w świetłe żywiołu. Ogień się przybliżał. Nieumarła, obawiając się kontaktu z podłogą (żeby nie włączyć nowej pułapki), wytrwale pięła się po pnącząch. W którymś jednak momencie skończyły się one tak nagle, jakby je ktoś celowo uciął. To nie wróżyło dobrze. Przez chwilę zastanawiała się, czy ktoś tam na górze się obudził i czy mógłby jej pomóc (sama przed sobą nie umiała przyznać, że tego chce). Odbiła się od masywnych roślin i wylądowała kilka stóp dalej niż te się kończyły. To tak na wszelki wypadek. Potem nieumarła biegła w stronę klejnotu. Stał na wielkim piedestale, otoczonym dziwnego typu murem. Powietrze w tym miejscu było dziwnie zagęszczone i nie dało się nim oddychać. Kobieta postanowiła zbliźyć się jak najbliżej do tego obiektu. Nie wiedziała jeszcze dlaczego jest on taki ważny, ale miała przeczucie, że powinna go zdobyć. Nogę rozrywał jej palący ból, którego źródło było gdzieś w tym dziwnym powietrzu. Nieumarła obejrzała się za siebie. Ogień był coraz bliżej. Fikiria wstrzymała oddech i zagłębiła się w to bliżej nieokreślone coś. Wszystko sprawiało jej ból. Siła jej woli była jednak większa od tego, co mówiła jej skóra, więc szła dalej. W końcu jednak zaczęło brakować jej powietrza. Dusiła się. Krztusiła niewidzialnym dymem, który palił jej płuca. Nagle jednak dziwny gaz został zastąpiony normalnym powietrzem. Kobieta z uwielbieniem zaciągnęła się powietrzem, a potem obróciła się i wystawiła ręke, jakby upewniając się, że to nie był wytwór jej wyobraźni. Ciało jednak zabolało w kontakcie z tym niematerialnym murem. Bladolica miała wrażenie, że coś rozrywało jej ducha i ciało, po czym złożyło na powrót po drugiej stronie. Pomieszczenie, w którym teraz się znajdowała było niepodobne do korytarza. W zielonych, fluorescencyjnych ścianach wyryto dziwne symbole. Posadzka była złożona z kamiennych płytek. Panował tu kontrastujący z poprzednim miejscem chłód. Rozciągały się stąd trzy korytarze : na lewo, prawo oraz na wprost. Na ścianach między wrotami wisiały łańcuchy z kajdanami. Najemniczka postanowiła nie zagłębiać się w nie. Jeśli faktycznie jest tu coś ważnego, najpierw powinna powiadomić Calathala. Z jakiegoś powowu był dla niej ważny. Jakby był jej dowódcą. Wolała nic nie mówić starcowi, ale i tak by się dowiedział, i to do niego należała decyzja, czy będzie im dane penetrować te korytarze. No chyba, że teraz tak szybko zerknie... Wtem jednak rozległo się nieludzkie wycie. Przez echo, które ulepszało akustykę pomieszczenia, nie mogła rozpoznać z jakiego kierunku dochodził. Rzuciła się w stronę kryształu. Teraz zauważyła, że odchodziły od niego cienkie czerwone żyłki, doskonale widoczne na tle zielonej skały. Wyglądało to trochę jak korzenie drzewa. Powiodła po nich rękami. Były one cieplejsze niż wszystko wokół. W końcu złapała za kamień i spróbowała go wyrwać. Był przestrzennym rombem i niemal gładko i równo wyrastał ze skał, jakby specjalnie po to, żeby go zabrać. I tak było to okupione strasznym bólem. W końcu dostanie się tutaj nie było byle czym. Gdy wyjęła klejnot, ziemia podejrzanie się zatrzęsła. Trzeba było jak najszybciej wyjść, ale czy ogień nie spopielił by jej od razu po przejściu przez barierę? Może wyjście było w którymś z korytarzy... A może czaiła się tam tylko śmierć? Trzeba podjąć jakąś decyzję, tylko jaką? Za mało wskazówek. Może by tak skorzystać z pomocy magii... A może będzie potrzebna później? Gdyby ktoś mógł zdecydować za nią... Ale nie mógł. Złapała za medalion, uaktywniając go i przyjmując losowy żywioł, czyli...
Ogień
To był dość szczęśliwy traf. Mimo iż raczej wolałaby, panować nad wodą, tak i mogłaby pochłonąć ogień albo sprawić, żeby się przed nią rozstąpił. Przerzuciła do tyłu swoje (przez następną godzinę) rude włosy. Teraz nawet na lodowcu byłoby jej ciepło. Z mniejszym trudem niż za pierwszym razem, przeszła przez barierę. Może to kwestia wprawy. Za sprawą jej mocy, ogień rozstąpił się i kobieta spokojnie przechodziła pomiędzy dwoma świetlnymi ścianami. Płomienie były już niższe, toteż Fikiria wiedziała, że wkrótce zgasną. Zastanawiało ją jednak, czy jest ona pierwszym od dawien bywalcem tutaj, czy może ktoś przychodzi tu odnawiać wszystkie pułapki. Żwawym krokiem ruszyła po schodach i zaczęła szukać elfiego strażnika, żeby opowiedzieć mu o Korytarzu Ognia, Barierze, zielonym pomieszczeniu, Krysztale i trzech korytarzach. Zrobiłaby to od razu gdyby go znalazła, chyba że przyszłoby im się mierzyć z jakimś niebezpieczeństwem.
Ostatnio edytowane przez Fikiria 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Na dole natknął się wyłącznie na zleceniodawcę. Ten nie wyglądał na osobę, która byłaby zaskoczona całą sytuacją, wręcz przeciwnie – sprawiał wrażenie kogoś, kto dobrze wie, co się dzieje. Calathal praktycznie nie wiedział niczego na temat ich celu, więc nawet nie mógł oszacować, czego mógłby się spodziewać i na jakie przeciwności mógłby się przygotować. Co więcej, nigdzie nie widział też drugiej osoby, która ochraniała starego mężczyzny – tej bladolicej dziewczyny.
         – Znalazła jeden z klejnotów. Wiedziałem, że są one ukryte w okolicy skarbca, jednak myślałem, że dopiero w środku dowiemy się, gdzie są ukryte – odezwał się mag. Cóż, elf niezbyt wiedział, co to może oznaczać, jednak mógł się już czegoś domyślić i stawiać pytania w swojej głowie, aby później jakoś uzyskać na nie odpowiedzi. Oczywiście, mężczyzna musiał mówić o dhampirce, i chyba tylko co do tego nie miał wątpliwości. O jaki klejnot i skarbiec chodziło? Czy liczba mnoga użyta w zdaniu oznaczała, że klejnotów jest więcej niż jeden? I… Co ukrywa ten skarbiec? Albo… Co spodziewa się tam znaleźć osoba, którą zgodził się ochraniać?
Cal usłyszał też coś, co mogło brzmieć jak przekleństwo, które mag wypowiedział pod nosem. Może powiedział to dlatego, że przypadkowo powiedział coś, co teraz sprawiło, że będzie musiał wyjawić jemu albo im, jeśli dołączy do nich dziewczyna, więcej informacji na temat miejsca, którego szukają.
         – Eh… Powiem wam więcej, gdy wróci dziewczyna – odezwał się starzec. Elf odpowiedział mu wyłącznie kiwnięciem głowy, mimo że nie do końca wierzył w te słowa. Naprawdę… Skoro do tej pory praktycznie nic im nie powiedział, dlaczego nagle miałby to zrobić teraz? Chyba, że pomyśli, że może zyska ten klejnot i trochę ich zaufania.

Cal wyszedł na zewnątrz, a zleceniodawca podążył za nim. Dopiero tam natknęli się na „Laurence”. Dziewczyna opowiedziała jemu i, chcąc nie chcąc, także staremu magowi o tym, co jej się przytrafiło.
         – On wiedział o tym, że znalazłaś jeden z klejnotów. Powiedział, że powie nam o tym wszystkim więcej, gdy ponownie do nas dołączysz – odparł elf, ruchem głowy wskazując na zleceniodawcę, który teraz zbliżył się do nich.
         – I dotrzymam słowa – powiedział dość głośno i z lekkim naciskiem, jakby wyczuł, że elf niezbyt uwierzył w te słowa. Jeśli tak było, to teraz najwidoczniej chciał pokazać mu, że wcześniej go nie okłamał.
         – Szukam, a raczej szukamy pewnego skarbca, który zabezpieczony jest przez cztery magiczne drzwi. Każde drzwi odpowiadają jednemu z podstawowych żywiołów i to samo dotyczy klejnotów. Klejnot ognia, wody, ziemi i powietrza. Każdy z nich ma drzwi, które mu odpowiadają i da się je otworzyć wyłącznie przy pomocy konkretnego klejnotu. Znam lokalizację skarbca, ale nie wiedziałem, gdzie szukać klejnotów i cały czas myślałem, że na miejscu dowiemy się tego, gdzie ukryte są „klucze”. Nadal tak uważam, chociaż nie oznacza to, że właśnie tak będzie – tym zdaniem mężczyzna skończył mówić i sięgnął po manierkę, z której napił się wody. To na pewno było więcej, niż powiedział im od początku ich wspólnej podróży – tyle dobrze, że rzeczywiście wywiązał się z tego, o czym wcześniej powiedział elfowi.
         – Hmm… A gdzie twój zwiadowca? - zapytał Cal, właściwie dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że wśród nich brakuje Morruna.
         – Wiem tylko tyle, że musiał nas opuścić – odpowiedział mu po chwili mag.
         – Jest jeszcze noc, więc proponuję, abyśmy jeszcze trochę odpoczęli i wyruszymy rankiem – dodał i skierował się z powrotem w stronę budynku. Co prawda, jego słowa mogły brzmieć jak propozycja, jednak wyglądało na to, że mężczyzna nawet nie chciał słyszeć o tym, żeby ktoś zaproponował zmianę tego planu i to, że może mogliby ruszać już teraz.
Calathal wzruszył tylko ramionami i też skierował się w stronę budowli. Tym razem nie zamierzał zaszywać się na piętrze, zamiast tego usiadł pod ścianą naprzeciw zniszczonego okna i to tak, żeby w zasięgu wzroku mieć także wejście do opuszczonej wieży.
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości