ValladonJabłka!

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Hiram
Rasa:
Profesje:

Jabłka!

Post autor: Hiram »

        Zmrużył oczy, oślepiony blaskiem słońca odbijającego się od śnieżnobiałych murów Valladonu. Biały, strzelisty gród kojarzył mu się z idyllicznym miastem, które błąkało się po krańcach jego umysłu; nie potrafił jednak znaleźć dla niego ani nazwy, ani położenia. Jak jednak szybko zauważył, nawet tak jasna latarnia miała ciemność u swoich stóp. Tłumy żebraków siedziały pod murami przy bramie, uważnie obserwowane przez strażników. Nie dziwił go ten widok - niewinnie wyglądający nędznicy mogli nosić noże pod pazuchami. Wbrew ogólnemu pojęciu ludzie bez niczego byli najniebezpieczniejsi - nie mieli nic do stracenia. Wątpił jednak, by wszyscy byli tak nikczemni, jak zakładała tutejsza straż. Niektórym wystarczyłaby pomocna dłoń. Sięgnął ręką do pasa, w którym schowane były złote monety, jednak zawahał się w ostatnim momencie. Nie do końca orientował się w tutejszym kursie złota, a każdy żebrak ze złotą monetą najpewniej od razu zostałby aresztowany za podejrzenie kradzieży. Będzie musiał wymyślić inny sposób by im pomóc.
        Wzdłuż głównej drogi rozciągały się sklecone z desek stoiska, których oferta była przeróżna. Jedzenie, zioła, stoisko kowala, w tym miecze, pancerze, łuki. Ubrania, rzeczy codziennego użytku. Najbliżej bramy stała jednak stajnia. Zapisał sobie w umyśle by tam wstąpić; wierzchowiec przyda się, gdy opuści to miasto.
        Zatrzymał się przy tej myśli; zarówno w środku jak i na zewnątrz. Autentycznie nie wiedział gdzie zmierza, lecz już planował opuszczenie tego miejsca. Mogła to być albo zbytnia pewność siebie, albo panika z niezrozumienia stanu rzeczy. Każda z tych rzeczy była idiotyczna w tym momencie. Musi to wszystko dokładnie przemyśleć i zaplanować.
        Odetchnął głębiej, powracając do rzeczywistości. W międzyczasie został porwany przez tłum ludzi, starający się przepchać do wnętrza miasta. Starając się nikogo nie potrącić przesunął się na bok, dobijając do pierwszego lepszego stoiska. Nim zdążył się mu przyjrzeć, zagadnął go ciepły, głęboki głos:
        - Wiesz, co poprawiłoby nawet najgorszy z dni? Soczyste, czerwone jabłko!
        Hiram mrugnął zdezorientowany. Faktycznie, stoisko przed nim wręcz lśniło od niemożliwie czerwonym, błyszczących jabłek. Każde idealnie okrągłe i ogromne, bo wielkości sporej pięści. Podniósł wzrok, na starającego się mu je sprzedać brodacza, przypominającego znanego kominowego włamywaczka z miejskiego folkloru.
        - Czy zainteresuję cię kupnem jabłka, lub konkretniej. - Mężczyzna potargał swoją imponującą, biała brodę. - Nawet kilku skrzynek jabłek?
        - Kusi mnie, by zapytać cię o pochodzenie tych jabłek. Czy one na pewno są nat-
        - Tsssh! Jabłka! Nic oprócz świeżych, czerwoniutkich jabłuszek, moi mili! - dziadek zaśmiał się gromko, rzucając niespokojne spojrzenia na tłum za Hiramem. Po chwili jednak nachylił się do niego konspiracyjnie. Hiram, zaciekawiony, również to zrobił.
        - Której części ze "skrzynkami JABŁEK" nie kumasz? Ścisz swój ton, matole, i udawaj, że kupujesz jabłka.
        - Um... no dobrze - Hiram odchrząknął. - Uch, poproszę jabłko. O, dokładnie tamto!
        - Proszę bardzo. - Brodacz podał mu jabłko, po czym ponownie się nachylił. - Nazywam się Balty, czujka Stowarzyszenia-Sam-Wiesz-Czego. Mam sprawdzić, czy nadajesz się na naszego łącznika. Poza tym - minęło już południe, a miałeś się stawić dokładnie o dwunastej! Punktualności też cię mamusia nie nauczyła!?
        - Przepraszam - mruknął Hiram, zastanawiając się do czego to prowadzi.
        - Tak lepiej. Trzymaj. - Balty podsunął mu nogą pakunek między nogi, jednocześnie wciskając jabłko w dłoń. - Zanieś to Sam-Wiesz-Gdzie. I bez niepotrzebnych przystanków! Pamiętaj - dodał konspiracyjnym szeptem. - Hasło: "Żółty"!
         Pchnięty na zachętę Hiram ponownie zanurkował w tłum, trzymając przy piersi jabłko i tajemniczy pakunek.
         Minęła długa chwila nim zdołał się uwolnić z lawiny ludzkiej. Odetchnął z ulga, gdy przypadkiem został wypchany na jedną z pobocznych alejek. Nikt nią nie uczęszczał, co nie budziło zdziwienia; cała długość była bardzo słabo oświetlona, głównie przez dziwne materiałowe płachty rozwinięte u szczytu, kilkanaście metrów nad jego głową. Mając w końcu chwilę zajrzał do środka trzymanej paczki. Leżał tam podłużny przedmiot, wykonany z jakiegoś rodzaju metalu. Dość lekki, więc słabo działałby jako przycisk do papieru, a także zbyt krótki, by używać go jak broń. Zmarszczył brwi, starając się zrozumieć istotę tego czegoś. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wykwitło w jego umyśle zrozumie, co właśnie trzyma w ręku.
        - To chyba jakieś jaja - sapnął gniewnie, rzucając pakunkiem w pobliski rynsztok. Rzucił jabłko siedzącemu u wejścia chłopcu, który popatrzył za nim dziwnie, gdy skierował się w dół uliczki, kryjąc palące się czerwienią uszy. Zastrzygł tymi samymi uszami, gdy usłyszał cichy krzyk, wydobywający się zza zakrętu nieopodal. Pośpiesznie przykleił się do ściany, po czym zerknął kątem oka na przylegającą ulicę.
         Trzech ludzi. Mężczyźni, niezbyt muskularnie zbudowani, jednak posiadający szerokie ramiona. Musieli pracować w kopalni lub innej fizycznej pracy. Kobieta, blondynka, około pięciu i pół stopy wzrostu w lekko rozerwanej sukni. Do niczego jeszcze nie doszło, jednak jeśli czegoś nie zrobi, to się może szybko zmienić.
         Nim zdążył cokolwiek zaplanować jego mięśnie wyrwały go do przodu.
        - Wy, śmiecie - warknął, idąc środkiem alejki w ich stronę. - Pójdziecie się z łaski swojej pieprzyć do ścieków, w których się urodziliście czy wam w tym pomóc, psie parchy?
         Cała piątka zastygła w miejscu. Nawet Hiram nie spodziewał się, że zna takie wiązanki. Sekundę później jednak dwóch mężczyzn rzuciło się na niego, znikąd wyciągając broń w postaci pałki i noża. Hiram sprężyście uchylił się przed rąbnięciem drewnem, po czym bez chwili zawahania korzystając z nadanego sobie pędu przydzwonił żelaznymi okuciami rękawicy w szczękę tego z nożem, na miejscu mu ją łamiąc. Podbiegł sprintem do trzeciego, wciąż trzymającego niewiastę w uścisku, i po szybkim szarpnięciu wydostał ją z łapsk oblecha. Nim jednak zdążył i jego obarczyć podatkiem od gwałtu pierwszy z napastników - najwyższy - założył na nim uścisk niczym niedźwiedź. Hiram usłyszał, jak jego żebra chroboczą o siebie, dodatkowo obciążane średnio celnymi uderzeniami drugiego napastnika. Odruchowo przykleił brodę do piersi, po czym z całej siły odgiął ją do tyłu. Niedźwiedź syknął z bólu nad trzaśniętym nosem, uwolnił jednak Hirama, który nie czekając rzucił się na opoja przed sobą. Zastosował szybką kombinację uderzeń prosty-sierpowy-kolano, posyłając kolejnego na deski. Obrócił się w idealnym momencie gdy misiek odzyskał rezon i zbliżał się w jego kierunku, zapewne ponownie starając się go złapać w morderczy uścisk. Hiram jednak nie tracił czasu i odepchnął się z całych sił od podłoża, kolanem gnieżdżąc się w splocie słonecznym mężczyzny, powalając go na ziemię.
        - Uciekaj stąd! - krzyknął do stojącej w osłupieniu kobiety, która słysząc to od razu popędziła do najbezpieczniejszego w tej chwili miejsca - ruchliwej ulicy. Hiram zaś powrócił do tego co zaczął - okładania pięściami leżącego grubasa.
        - Nigdy...więcej...tego... nie...próbuj...- warczał z każdym uderzeniem. Rozpierająca go energia była niesamowita - czuł, jakby w tym momencie mógł zmiażdżyć głowę leżącego pod nim samym potencjałem. Nie było nic, co mogło go powstrzymać.
         Jakże się mylił.
         Głuche uderzenie w głowę urwało mu wzrok na sekundę. Starczyło to jednak by zadać mu kolejny cios - tym razem w tułów - posyłając go na ziemię. Nim zdążył opanować błądzące spojrzenie niezliczone buty zaczęły uderzać w jego głowę, ramiona i tors. Przeliczył się.
         Nawet nie wiedział, kiedy stracił przytomność. Tępy ból pulsował mu w całym ciele, gdy powoli zaczął zbierać się z podłogi. Obmacał się czując kilka ruszających się żeber, a poza tym jedynie kilka siniaków i rozcięcia na twarzy. Nic z jego ekwipunku nie zniknęło; oprychy musiały skupić się na ucieczce przed potencjalnymi strażnikami. Dysząc przez zęby wstał chwiejnie, po czym potoczył się w losowym kierunku, trzymając jedną ręką ściany.
         Znalazłszy ławkę przy jednej ze spokojniejszych alejek rozsiadł się na niej, opierając pochwę z mieczem obok siebie. Pochylił się nad pobliską sadzawką, starając jakkolwiek przemyć rany. Naliczył trzy - jednak nad okiem, druga na policzku, trzecia z rozbitej wargi. Jakby tego było mało, wyglądał jak trup - blada skóra, zapadnięte policzki i podkrążone oczy. Skutki nie przyjmowania czegokolwiek prócz wody. Głód był z nim od tak dawna, że przestał na niego zwracać uwagę, jednak przez swoją chorobę dalej nie mógł zjeść niczego co dotąd znalazł - w niedługim czasie kończyło się to zwróceniem pokarmu i krwawieniem z ust.
         Zmęczony i wycieńczony oparł się plecami o ławę, rozmyślając, co powinien dalej zrobić.
Awatar użytkownika
Karo
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Karo »

        Targi codziennie przyciągały sporą liczbę ludzi. Zawsze można było znaleźć towary codziennego użytku, jak i również te egzotyczne perełki niespotykane na co dzień w tych rejonach. Dziś z okazji kolejnej rocznicy założenia miasta targ rozrósł się prawie trzykrotnie podobnie jak ilość samych przechodniów. Było na tyle tłoczno, że z trudnemu przychodziło przemieszczanie się. Jedyne wyjście z tej sytuacji to danie się porwać prądom przemieszczającego się tłumu.
        Kiedy Karo zauważyła tą falę ludzi zrobiła się blada jak ściana. Przeklinała siebie pod nosem czemu nie przyszła z samego ranka jak zawsze. Wtedy dopiero handlarze rozkładają swoje towary, a samych kupujących jest na tyle mało, że zrobienie potrzebnych zakupów jest nawet przyjemne, szczególnie gdy można jeszcze zamienić z niektórymi parę słów. Jednak dzisiaj tak dobrze jej się spało, że nie była w stanie zwlec się z łóżka. Zawsze wstawała wcześnie, poddawała się codziennej rutynie wielu obowiązków, a dziś miała mieć wolny dzień, tylko dla siebie, ale szybko pożałowała tej decyzji. Zamiast wszystko szybko załatwić, teraz będzie się pół dnia przebijała przez zapchane uliczki by zanieść zioła dla znajomej piekarki, której syn zachorował. Niestety mieszkała ona prawie w samym centrum miasta, czyli oznaczało to potrzebę przedarcia się przez pół targu, aż do jego głównej części.
        Pogoda również nie była zbyt łaskawa. Słońce weszło już w zenit, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Niemiłosierny żar lał się z nieba. Jedyne co w taką pogodę chciałoby się zrobić, to schować się w swoim domku, do najchłodniejszej części, aby choć trochę sobie ulżyć.
        „Czas się wziąć w garść", pomyślała i weszła w tłum ludzi. Tak jak myślała, przemieszczanie się nie było najłatwiejszą rzeczą. Wszyscy byli zbyt blisko, czuła się osaczona niczym zwierzyna w klatce, ale wiedziała, że musi iść dalej, bo przecież dała słowo, więc trzeba go dochować. Mimo tego tłoku wybrała dłuższą trasę, a to dlatego, że po drodze mogła minąć swoje ulubione stoisko z jabłkami, do których miała słabość. Już się zbliżała, a w powietrzu już czuła słodki zapach pysznych, soczystych, czerwonych owoców, gdy nagle coś przykuło jej uwagę. A raczej ktoś. To była znajoma sylwetka, ale w pierwszej chwili nie wiedziała czyja. Była zbyt daleko. Z jednej strony chciała podejść i sprawdzić kto to, a z drugiej głos w jej głowie podpowiadał, że powinna jak najszybciej stamtąd uciekać. Jednak ciekawość i chęć dowiedzenia się skąd ona zna tą osobę wygrały. Zbliżyła się, a gdy zobaczyła jego pochyloną sylwetkę, gdy z uwagą słuchał co mówi mu handlarz, zrozumiała kim jest. Jak mogła zapomnieć, przecież to Will. Ten parszywy drań co zniszczył jej życie. Nie rozumiała jakim cudem żyje, przecież zginął, sześć lat temu, a teraz stoi tu jak gdyby nigdy nic. Zamarła ze strachu. Nie potrafiła się ruszyć ani nic zrobić, po prostu stała i patrzyła na niego. Nie wiedziała co należy uczynić: uciec, podejść? Co miałaby mu powiedzieć „Cześć Williamie, pamiętasz mnie? Tak, to ja Willy, dziewczyna, którą torturowałeś i zniszczyłeś całe życie. Co porabiasz w ten piękny dzień?”. Przecież to absurd! Ale z drugiej strony skoro żyje, to wie coś o niej sprzed porwania. Wie gdzie mieszkała i kim była.
        Analizowała całą tą sytuację, a gdy już była gotowa do ponownego spotkania, zauważyła, że zniknął. Z przerażeniem rozglądała się na boki, aby go znaleźć, ale to było niemożliwe w takim tłumie. Musiała jak najszybciej przedrzeć się przez tłum by dojść do stoiska gdzie stał ostatnio.
        - Balty – krzyknęła, ale jej nie usłyszał. – Balty! – krzyknęła głośniej.
Sprzedawca jabłek aż podskoczył.
        - Och, Karo jak miło cię widzieć. – Uśmiechnął się do niej. – W czym mogę ci pomóc? Późno dziś przychodzisz.
        - Przepraszam, ale nie mam czasu na pogadanki – przerwała mu. – Widziałeś gdzie poszedł jeden mężczyzna? Wysoki, dobrze zbudowany, krótkie brązowe włosy. Rozmawiałeś z nim chwilę temu.
        - Nie wiem o kim mówisz. Przykro mi, ale mam tu dużo klientów, nie pamiętam każdego.
        - Jak możesz nie wiedzieć?! – zdenerwowała się lekko. – Rozmawiałeś z nim przed chwilą, a nie wyglądało to na rozmowę przy wydawaniu reszty.
        Patrzyła na niego jakby chciała mu wywiercić dziurę w głowie i samej wyjąć informację na temat tamtej osoby. W jej oczach było widać taką determinację do tego stopnia, że Balty odpuścił po chwili milczenia.
        - Widziałem jak idzie w tamtą stronę. – Wskazał palcem kierunek do centrum miasta.
        - Dziękuję! – odpowiedziała z wdzięcznością.
        Znowu zanurkowała w tłumie, aby jak najszybciej go znaleźć. Jednak to nie było takie proste. Błąkała się po ulicach, ale znalezienie jednej konkretnej osoby w całym morzu ludzi było wręcz niemożliwe. Mimo wszystko nie poddawała się i uparcie go szukała. Jednak nigdzie go nie było. Zaczynała się zastanawiać, czy nie było on tylko halucynacją spowodowaną gorącem, ale wtedy jakim cudem Balty też by go widział. Musiał gdzieś być, nie wybaczyłaby sobie gdyby gdzieś się przemknął, a wraz z nim jej szansa na znalezienie rodziny. I tak już pluła sobie w brodę, że pozwoliła mu zniknąć z pola widzenia. Mijał czas a ona nawet nie wiedziała gdzie szukać. Czuła się jak dziecko, które w tłumie zgubiło swoich rodziców. Zaczynała panikować, a ze strachu wręcz się dusić, jednak musiała się przed sobą przyznać, że to nie ma sensu, że go nie znajdzie nie ważne ile będzie szukać. To jest po prostu niemożliwe. Kiedy w końcu to zrozumiała, łzy zaczęły cisnąć jej się na oczy. Nie potrafiła ich zatrzymać. Próbowała je osuszyć jak najszybciej. Przyśpieszyła również kroku by nikt nie zwrócił na nią uwagi.
        Postanowiła wrócić do domu. Nie chciał już dłużej siedzieć w tym mieście, gdyż czuła tylko narastającą wściekłość. Wtedy na jednej z ławek dostrzegła siedzącego mężczyznę o brązowych włosach. To był on. Will. W tym momencie chciała mu się wręcz rzucić na szyję ze szczęścia, że go widzi, ale dobrze wiedziała, że nie mogła tego zrobić. Jednak jego wygląd różnił się. Był cały pobity. Ktoś widocznie na niego napadł, kiedy ona go szukała. Z jednej strony ogromnie mu współczuła, a z drugiej żałowała, że nie miała w tym swojego udziału. Chwilę mu się przyglądała, jak drzemie na ławce, ale widziała, że to jej ostatnia szansa i musi działać teraz bo znów wszystko zaprzepaści.
        Niepewnie podeszła do niego. Stanęła na wprost. Wyprostowała się, aby choć trochę wyglądać na pewną siebie. W końcu już się go nie bała i chciała to okazać. Jednak nie była w stanie wydusić ani słowa. Potrzebowała chwili by się przemóc. Poza tym co miała powiedzieć swojemu oprawcy sprzed lat.
        - Witaj Will – odezwała się, próbując zamaskować lekki strach powodujący drżenie w jej głosie - Cóż za niespodzianka.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Nie widział, czy pieczenie na jego twarzy spowodowane było morderczym słońcem, czy ranami. Cieszył się, że chociaż był niemożliwy upał, to jego ubranie zdawało się nie być tym wzruszone. Owszem, czuł ciepło, ale nie był to zaduch, który najpewniej towarzyszyłby mu nawet gdyby siedział na gołą klatę. Stawiało mu to w głowie kolejne pytania o jego pochodzenie. Chyba to było najcięższe w jego stanie. Znał swoje imię, powoli odkrywał umiejętności, jednak brak pamięci o swoim pochodzeniu powodował, że nie wiedział gdzie przynależy. A to się jednak okazało ważne.
        Westchnął cicho, gładząc mniej obolałą ręką rękojeść miecza. Miał przy sobie tylko niewiarygodnie dobre ubranie, miecz jakby kuty na miarę i trochę pieniędzy. Gdzie miał jednak rozpocząć swoje poszukiwania? Dopiero wczoraj dowiedział się gdzie jest, choć i tak nic mu to specjalnie nie powiedziało. Jedynym wyjściem było teraz zebranie się do kupy, zszycie ran i zaczęcie pytania ludzi.
        Sapnął cicho, mrużąc oczy. Już miał zbierać się do powolnego i okupionego irytującym bólem wstawania, gdy usłyszał głos nad sobą, wzywający jakiegoś Willa. Jako, że nie było to jego imię naturalnie nie zareagował. Jednak następująca po tym cisza sugestywnie zwróciła jego uwagę, że coś jest nie tak.
        Otworzył jedno oko, przypatrując się lisim uszom. To znaczy, dziewczynie z lisimi uszami... choć korona jej głowy wydawała mu się teraz najbardziej interesująca.
        -... Ja? - zapytał, wskazując palcem na siebie.
Awatar użytkownika
Karo
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Karo »

        W pierwszej chwili jego brak reakcji zbił ją z tropu. Zaczęła się zastanawiać czy nie powiedziała za cicho i mógł jej po prostu niedosłyszeć. Wywołało to u niej lekką irytację. Nie tak sobie układała w głowie to spotkanie. Tak naprawdę, to w ogóle nie sądziła, że do niego dojdzie. Jednak chwilę później otworzył jedno oko. Mężczyzna zlustrował ją od czubków uszu, aż po ogonek.
        -… Ja? – odezwał się.
        - Tak ty! - krzyknęła, lecz w tej samej chwili zrozumiała, że umknął jej jeden drobny lecz istotny szczegół, który dopiero po chwili dotarł do jej świadomości. Głos wręcz uwiązł w jej gardle.
        - Czy… czy mógłbyś powtórzyć? – wydusiła z trudem.
        - Słucham? – spytał całkowicie zdezorientowany.
        I w tej krótkiej chwili wszystko stało się jasne. Na sam dźwięk jego głosu, aż zmierzwił się jej ogon. To nie był on. Z wyglądu był prawie identyczny, a takie podobieństwo jest aż niemożliwe, dlatego nawet nie pomyślała o tym, że to może być ktoś zupełnie obcy. Całe to zdarzenie wydała jej się okropnie żenująca. Poczerwieniała na twarzy uświadamiając sobie swoje położenie. Nie wiedziała jak z tej sytuacji wyjść obronną ręką.
        - Przepraszam! Pomyliłam pana z kimś - odezwała się zestresowana tą sytuacją. – Przepraszam, że zabrałam panu czas – mówiąc to jednocześnie zrobiła parę kroków w tył.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Otworzył drugie oko, nie wierząc temu pierwszemu. Jednak ta szuja go nie oszukała. Stała przed nim definitywnie dziewczyna z puchatymi uszami. Zerknął w dół i dokonał kolejnego odkrycia.
        Miała ogon.
         Poczuł, jak mimo lekko go chłodzącej kurtki i tak robi mu się gorąco. Przyzwyczaił się już do widoku elfów, krasnoludów, a nawet osób, które przedstawiały się pod nazwą naturian. Z jakiegoś powodu wydawały mu się one ciekawe, ale raczej nic poza tym. Po prostu nie wzbudzająca większych podejrzeń aberracja. Jednak to... To było coś zupełnie nowego.
        Chciał się pochylić, by przyjrzeć się lepiej, jednak zastałe po wysiłku i laniu mięśnie zachrobotały przy tym, zmuszony więc siłą rzecz ponownie oparł się do tyłu. Złapał głowicę miecza, chcąc się uspokoić dotykiem zimnej głowni, jednak zawczasu przypomniał sobie, że jest to niemile widziane przez otoczenie, szybko więc zabrał rękę, po czym postanowił nią powoli rozmasować sobie mięśnie, zaczynając od drugiej ręki. Bolało niemiłosiernie, ale cieszył się, że nie ma jej złamanej. Poharatane żebra zawsze może sobie owinąć bandażem i zawiązać, ale ręka była mu potrzebna.
        - Poczekaj - zaczął, widząc jak dziewczyna zaczyna się oddalać. - To może być akurat ważne z kim mnie pomyliłaś. Zabrzmi to enigmatycznie, ale możliwe że to nie pomyłka. - Zacisnął usta, zbierając myśli. Możliwe, że ta osoba wie coś o jego przeszłości. Może się znali. Jeśli tak, to musi ją przepytać. - Nie zabrałaś mi także czasu. Raczej umiliłaś ten, do którego zostałem, cóż... - Zerknął na swoje nogi. - Zmuszony. Nazywam się Hiram. Jak brzmi twoje imię? Wydajesz się mnie znać, a w tej chwili zależy mi o dowiedzeniu się czegoś o sobie.
Awatar użytkownika
Karo
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Karo »

        Zatrzymała się. Była lekko skołowana tą sytuacją. Przyjrzała mu się jeszcze raz. Nie rozumiała jak nie mogła zauważyć, że ten człowiek tak naprawdę ledwie zipie. Nie tylko jego twarz, ale ręce i nogi były poturbowane, a ubrania przesiąknięte krwią. Mimo iż nie do końca była pewna czy chce mu pomóc wiedziała, że nie może go tak po prostu zostawić na ławce. Bez jakiejkolwiek pomocy medycznej może nie przeżyć do jutrzejszego ranka. Przyklękła przed nim i przyjrzała się jego paskudnym ranom. Nie mogła mu pomóc na miejscu. Było za tłoczno, za gorąco i niezbyt higienicznie, a poza tym nie miała przy sobie prawie nic, prócz tych ziółek na katar.
        - Jesteś w stanie chodzić? – spytała. – Mieszkasz tu albo masz tu kogoś bliskiego do kogo mogłabym cię odprowadzić?
        Bała się zaprzeczenia z jego strony, lecz musiała spytać. Nie miała w zwyczaju zapraszania do siebie obcych. Nawet lecząc tutejszych, wolała to robić w ich domach, a tylko w krytycznych przypadkach przenosiła ich do siebie, aby móc mieć ich całą dobę na oku.
        - Powiem ci co chcesz, ale najpierw musimy cię wyleczyć - dodała.
        Karo patrzyła na niego, ale wyglądał jakby zaraz miał odpłynąć, a jej pytanie nie do końca do niego docierały. Dlatego wpatrywała się w niego i czekała na odpowiedź.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

Czyli coś było na rzeczy. Zapalił się na tę myśl, lecz chwilę później opuścił wzrok - musiał ochłodzić swój zapał i irytację, że nieznajoma postawiła tak trywialną w tym momencie rzecz jak jego zdrowie nad informacje, których łaknął. Zacisnął jednak zęby, po czym spojrzał już na nią całkowicie spokojny.
- Mogę, ale nie wiem ile przejdę bez pomocy. Mam strzaskane żebra, reszta to tylko jakieś lekkie rany szarpane i siniaki. Niestety nie mam tu ani bliskich ani znaj...- zająknął się, przypominając sobie Baltiego i jego "pakunek". -... A SZCZEGÓLNIE ZNAJOMYCH.
Zerknął na nią, zastanawiając się, czego od niego chce. Po chwili jednak wysunął zdrowszą rękę w jej kierunku, pozwalając na złapanie siebie, drugą zaś przytulił pochwę z mieczem do piersi. Syknął przy tym pod nosem z bólu, uderzając niechcący jedno ze złamanych żeber.
Awatar użytkownika
Karo
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Karo »

        Sytuacja była bez wyjścia. Skoro nie miał tu nikogo, ona musi go zabrać do siebie. Złapała go pod ramię i próbowała dźwignąć by pomóc mu wstać. Jej nogi lekko się ugięły, bo mimo iż wiedziała, że na pewno waży swoje to nie przypuszczała, że aż tyle. Sama nie była najsilniejsza i bała się, że nie da rady go doprowadzić do domu, który znajdował się poza miastem. Zdecydowała, że pójdą po pomoc do jej przyjaciela, zawsze to trochę lżej.
        - Nie wystrasz się jakbym uderzyła cię przypadkiem ogonem - ostrzegła go. – Wiem, że to może być troszeczkę dziwne, więc nie wystrasz się, nie robię tego specjalnie.
        Ruszyli powoli do przodu. Przy każdym kroku krwawił i bała się, że niedługo zemdleje na jej ramionach dlatego mimo wszystko musieli się pośpieszyć. Przebijali się przez tłumy ludzi próbując brnąć wzdłuż uliczek, które miały ich wydostać za bramy miasta. Na szczęście stoisko Baltiego było już prawie na widoku. Szczęśliwa, ale i wycieńczona przyspieszyła kroku, co chyba niekoniecznie spodobało się Hiramowi.
        - Tu handluje mój znajomy Balty i jego syn – powiedziała, głośno dysząc. – Ale ich chyba kojarzysz, oni nam pomogą. Mój dom jest za daleko, abym sama dała radę cię tam przenieść.
Kiedy podeszliśmy pod same stoisko po Baltym nie było śladu, za to stała jego żona wraz z synem.
        - Meg, proszę, pomóż nam. Ten człowiek jest ranny potrzebuje pomocy, ale nie jestem w stanie sama zabrać go do domu. Pomóż mi, proszę. – Spojrzałam na nią błagalnie.
        - Święty panie! – krzyknęła. – Co mu się stało? – wystraszyła się na sam widok mężczyzny. – Oczywiście, daj mi chwilę. Alex! Alex! – wołała swojego syna.
        Nagle do starszej kobiety podbiegł wysoki młodzieniec około 30 lat, dobrze zbudowany, krótko ściętymi, jasnymi włosami o piwnych oczach.
        - Alex, proszę cię, pójdź z Karo i pomóż jej z tym ledwo przytomnym mężczyzną.
        - Dziękuję – odezwała się lisica z ulgą. – Jestem ci ogromnie wdzięczna.
        Alex zastąpił dziewczynę przy niesieniu rannego. Czuła jak bolą ją wszystkie mięśnie - dawno nikogo nie musiała dźwigać. To było ponad jej siły. Szła tuż obok Hirama, aby mogła bo ewentualnie asekurować z drugiej strony. Po dłuższym czasie w końcu udało im się opuścić mury miasta, a parę chwil później znaleźli się pod chatą Livay.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Słysząc znajome nazwisko wytrzeszczył oczy, skutecznie krusząc strupa na czole.
        - Tylko nie to... - jęknął, jednak dał się nieść w stronę poznanego niedawno handlarza jabłek. Na słowa lisicy zareagował milczeniem, jednak chwilę później faktycznie poczuł jej ogon na swoich plecach. W tym samym momencie jej postawa lekko się zawahała, domyślił się więc, że kosztem utrzymania go zrezygnowała z wyważnika równowagi, jakim był dla niej ogon. Skupił się więc w sobie i pewniej poruszał odrętwiałymi nogami, próbując choć trochę ją odciążyć.
        Poczuł niewysławioną ulgę zauważywszy, że w zastępstwie za niepoważnego starca zastali jego żonę i syna. W sumie - nawet gdyby musieli się z nim zobaczyć, jedyne co by mu zostało to skonfrontowanie się ze starym zboczeńcem, choć naturalnym było, że wolał tego uniknąć. Szepnął jedynie "dziękuję" dziewczynie, gdy przekazała go Alexowi, po czym wszyscy ruszyli w stronę bram miasta. Mężczyzna także był lekko niższy od Hirama, jednak złapał go za ramię i pas, odciążając kręgosłup i żebra poturbowanego. Odciągając myśli od bólu starał się skupić myśli na kurczowym trzymani broni przy boku, by choć trochę sobie ulżyć. Nie wiedział skąd zna tę taktykę odwracania uwagi, jednak teraz bardzo mu się przydawała. Niedługo później zdawało się, że dotarli do domu lisicy co potraktował z ulgą, jako że niewygodna droga zmierzała ku końcowi.
Awatar użytkownika
Karo
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Karo »

        Zbliżyli się do niewielkiego domu ukrytego w cieniu płaczącej wierzby. Drzewo było już wiekowe, ale wciąż zdrowe i majestatyczne. Długie, gęste gałęzie opadały tworząc bramę do nieznanego niektórym świata. Tuż obok drzewa stał piętrowy dom. Był niewielki i wykonany cały z ciemnego drewna, ale miejscami niektóre deski nadawały się już do wymiany z powodu butwienia. Dach pokryty był mchem, a jego lewa strona chowała się za liśćmi wierzby. Od frontu witała wszystkich mała, zadaszona weranda. Pod sufitem podwieszone były przeróżne zioła w pęczkach w mniejszej i większej ilości. Po lewej stronie stał niewielki stolik z pustymi słoikami, narzędziami ogrodowymi takimi jak graca, nożyce czy łopatka. Wszystkie były zabrudzone dość świeżą ziemią. Zaraz po prawej stronie stały drewniane drzwi okute żelaznymi wzmocnieniami, zabezpieczone pojedynczym, małym zamkiem umieszczonym tuż pod starą, wytartą, mosiężną klamką. Idąc wzrokiem dalej dostrzec można było podłużne okno, a w nim szarą, dawno nie praną firankę. Przed oknem stał duży drewniany fotel z szarą poduszką na siedzeniu, a koło nóżek leżał pusty wiklinowy kosz.
        Wchodząc do środka od razu w nozdrza uderzał zapach suszonych ziół i starych ksiąg. Cały parter był jednym pomieszczeniem spełniającym rolę kuchni, jadalni, pracowni oraz biblioteczki. Patrząc od wejścia, pod ścianą, po lewej stronie stały drewniane szafki, na których ustawiono czyste naczynia oraz wywary. Na wprost od drzwi stał duży, ciemny stół a na nim otwarte księgi i dużo pojedynczych kartek, na których Karo zapisywała swoje eksperymenty weryfikując ze słowami swojej mentorki. Tuż obok ławy były schody prowadzące na piętro gdzie znajdowała się łazienka oraz pokój lisicy. Pod schodami stał regał z książkami o różnej tematyce i stojak na pergaminy.

        Karo weszła pierwsza do chaty. Odwróciła krzesło strzepując ewentualny kurz. Zadziałał tu bardziej wyuczony nawyk niż potrzeba sprzątnięcia. Posadziła na nim Hirama. Podziękowała Alexowi za pomoc i odprowadziła go do drzwi. Nie chciała, aby jej przeszkadzał, ponieważ jego obecność była w tym momencie zbędna, a przecież sam, miał wiele pracy.
        Lisica wyciągnęła z górnej szafki misę, nalała do niej letniej wody prosto z dzbanka, a następnie zanurzyła w niej białą chustkę. Następnie w ciszy wyszła na werandę i przyniosła parę potrzebnych ziół.
        - Mięta jest, pokrzywa jest, krwawnik jest – mówiła do siebie pod nosem. – Jeszcze jedno…
        Zakręciła się dookoła siebie szukając myślami gdzie położyła ostatni potrzebny jej składnik. Zaczęła przeszukiwać wzrokiem całe pomieszczenie. Wraz z ruchami jej głowy dało się słyszeć lekkie dzwonienie. Był to bardzo delikatny dźwięk, który był słyszalny dopiero w domu, w którym panowała całkowita cisza. To był mały kolczyk, zdobiący jej lewe ucho, zakończony dzwoneczkiem.
        Nagle Karo zatrzymała wzrok na najwyższym regale, gdzie stała szkatułka pokaźnych rozmiarów. Podeszła, jednak była ona zbyt niska by dosięgnąć nawet stojąc na palcach. Stanęła na najniższej półce i koniuszkami palców ruszyła skrzynkę. Kiedy już dostatecznie wystawała, złapała ją prawą ręką i jednym zwinnym ruchem zeskoczyła. Uśmiechnęła się do siebie. Miała już wszystko czego będzie jej trzeba. Związała włosy oraz podciągnęła rękawy, aby jej nie przeszkadzały jednocześnie tym samym odsłoniła swoje stare blizny. Patrząc na nie czuła jakby wszystko przeżywała na nowo, ale nigdy nie jest to mniej bolesne niż za pierwszym razem. Kiedy uświadomiła sobie co robi, natychmiastowo się otrząsnęła. Popatrzyła się i uśmiechnęła do Hirama, a następnie wydała mu polecenie.
        - Rozbierz się.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

         Nie będąc w stanie pomóc postarał się przynajmniej nie przeszkadzać, pozwalając się bezwładnie nieść wyższemu od niego blondynowi. Chatka, do której w niedługim czasie się zbliżyli, zdawała się być zamieszkała, choć odrobinę zaniedbana. Mimo że próbował, nie był w stanie nie zwrócić uwagi na ślady butów i brudne narzędzia ogrodowe. Nie zauważył po drodze żadnego ogródka, mógł więc zakładać, że jakiekolwiek rośliny będą za chatką. Lisołaczka nie miała schowka na narzędzia, skoro musiała je tutaj przynieść, co dało mu już pewny obraz terenu wokół chaty.
         Gdy weszli pod dach poczuł, jak do jego nosa dochodzi ostry zapach ziół. Mimo otwartych okien nie zauważył nigdzie żadnych owadów; wszystkie odstraszył ciężki zapach suszonych roślin.
         Usadowił się na krześle, starając usiąść tak, by obtłuczone uda nie wrzynały mu się w tyłek. Miecz postawił obok, mając go cały czas w zasięgu ręki. Nie wiedział skąd ta pewność, jednak był przeświadczony, że mimo obecnego zesztywnienia mięśni w razie ataku potrafiłby w sekundę wstać i zadać od razu cios ostrzem. Nie było obecnie tej potrzeby, jednak mimo to Hiram czujnie rozglądał się po pomieszczeniu.
        Zauważył trzy możliwe wyjścia. Frontowe, którym weszli, okno przy aneksie kuchennym, plus schody za nim. Nie widział nigdzie łóżka, tam więc musiała znajdować się sypialnia, a w niej pewnie kolejne okno. Przesunął wzrok na prawo. Zauważył wiele ksiąg i zwojów na szafce, stole i kilka na podłodze. Nie był w stanie stąd przeczytać ich tytułów, dał więc sobie spokój. Lisica po chwili mignęła mu przed oczami, starając się sięgnąć po coś na wyższym niż ona regale, zabawnie ignorując stojący dosłownie obok niej stołek. Zastanowiła go jednak inna rzecz - blizny na rękach dziewczyny. Były już dość stare, jednak swego czasu głębokie, pozostawiające widoczne szramy na ciele. Zdążył już wywnioskować, że mieszkała tu sama od jakiegoś czasu, mimo że widział ślady na obecność kogoś innego w przyszłości - choćby to, że potrzebne rzeczy postawiła w miejscach dla siebie niedostępnych. Postanowił jednak na tę chwilę przesunąć pytanie o jej przeszłość.
         Posłusznie zdjął kurtkę i koszulkę, rzucając je obok siebie. Jego klatka nie wyglądała tak źle - była dość sina od wielu pokrywających ją siniaków i zaczerwieniona stanem zapalnym od żeber, ale w gruncie rzeczy nie było ran otwartych.
        - Chyba przerwałem ci wypad do miasta. Dopiero wyszłaś, a już musiałaś wrócić.
Awatar użytkownika
Karo
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Karo »

        - Dlaczego uważasz, że mi przerwałeś? Skąd pewność, że nie kierowałam się już w stronę domu? – odpowiedziała urywając rozmowę. To nie był czas na towarzyską pogawędkę. Teraz ważne było zajęcie się ranami, a później mogli rozmawiać ile dusza zapragnie.
        Kiedy ściągnął ubranie, zabrała je i wrzuciła do pustego kosza. Stwierdziła, że później im się przyjrzy. Jeżeli będą się nadawały do ponownego założenia to wypierze, a jeżeli nie to trzeba będzie ubrania po prostu wyrzucić.
        Wzięła mały stołek, który stał tuż obok regału i usiadła przed nim jak najbliżej, następnie wzrokiem przeanalizowała posiniaczoną klatkę. Nie wyglądało to tak źle. Bała się, że jej oczom ukaże się rozległy krwiak spowodowany przebiciem wątroby. Na szczęście najgorszy scenariusz się nie sprawdził. W tym momencie nie była pewna czy doszło do jakiś większych urazów wewnętrznych. Jej uwagę przykuła również inna kwestia, a mianowicie zapadnięty brzuch. Wyglądał jakby nie jadł nic od dłuższego czasu. Zdziwiło ją to, bo mimo wszystko nie wyglądał na biednego, którego nie stać na jedzenie.
        - Nie jest najgorzej, ale kolorowo również nie. Musze jednak sprawdzić gdzie dokładnie doszło do jakiegoś złamania. Będę lekko uciskać palcami w okolicy żeber, a ty mi powiedz czy cię to boli – oznajmiła.
        Przyłożyła swoją zimną dłoń na jego torsie zaraz pod lewą piersią i lekko, opuszkami palców naciskała na żebra. Najpierw dokładnie sprawdziła lewą stronę, a następnie prawą, przy okazji patrząc na mimikę twarzy mężczyzny, która dokładnie zdradzała miejsca szczególnie dolegliwe. Karo lekko się do siebie uśmiechnęła.
        - Lewa strona wygląda całkiem dobrze, żadne żebro nie jest uszkodzone. Jednak po prawej stronie nie jest tak kolorowo. Trzy żebra są złamane w paru miejscach, a czwarte jest pęknięte, ale trzyma się na swoim miejscu. Nie uszkodziły ci one jednak organów wewnętrznych. Będziesz musiał dużo odpoczywać zanim się zrosną. Na pewno doradzam ci odłożenie romansu ze swoją bronią na minimum cztery tygodnie – oświadczyła wskazując ogonem na miecz.
        Wstała od niego, aby przynieść przygotowane wcześniej rzeczy. Na jego twarzy wciąż było widać miejscami świeże stróżki krwi, która wciąż nie zakrzepła. Obmyła go zaczynając od czoła, następnie policzki i szyja. Przy torsie starała się być szczególnie delikatna by nie zadawać mu niepotrzebnego bólu. Odkładając misę, do ręki wzięła mały słoiczek z białą masą. Nałożyła dość obfitą ilość na palce.
        - To maść z Żywokostu lekarskiego, idealna na twoje siniaki. Będziesz odczuwał tylko lekki chłód podczas jej wchłaniania.
        Posmarowała całą jego klatkę piersiową pozostawiając grubą warstwę do wchłonięcia. Następnie wzięła bandaż i ciasno owinęła wokół jego żeber.
        - Została tylko jeszcze jedna rzecz – powiedziała podając kubek z parującą mieszanką. – To mięta, pokrzywa i krwawnik. Działają przeciwbólowo i rozkurczowo, poczujesz się po nich lepiej. Jest gorące więc nie musisz tego pić teraz, ale nie pozwól by wystygło do końca, bo wtedy straci swoje właściwości.
        Postawiła napar na stole. Chwilę stała i zastanawiała się co zrobić. Koniec końców nie dotarła do piekarni, więc oznaczało to, że musi ponownie wrócić do miasta, ale przecież nie może zostawić obcego faceta we własnym domu. Zabranie go ze sobą też nie wchodziło w grę.
- Ech – westchnęła. – Musisz być zmęczony. Powinieneś trochę odpocząć.
        Pomogła mu wstać i złapała go pod ramię. Wspinaczka po wąskich schodach nie należała do najłatwiejszych. Każdy krok wiązał się z dużym wysiłkiem, ale na szczęście schody nie były wysokie, więc dość szybko udało się im je pokonać.
        Na piętrze ukazał się krótki korytarz, na końcu którego było okno, przez które wpadały promienie słońca rozświetlające hol. Po prawej i po lewej stronie znajdowały się drzwi. Karo otworzyła jedne z nich. Ich oczom ukazał się mały pokoik. Na środku stało jednoosobowe łóżko, obok, na nocnej szafce, była mała ręcznie zdobiona szkatułka. Powyżej, śnieżnobiała firanka ozdabiała duże okno. Po przeciwnej stronie, tuż obok drzwi stała niewielka komoda z ubraniami, a na niej misa i dzban z wodą.
        -To mój pokój – powiedziała krótko.
        Weszli do środka. Pomogła mu spocząć na łóżku. Kiedy sama usiadła, poczuła nagłą ulgę. Gdyby mogła sama chętnie poszła by na krótką drzemkę, by się zregenerować.
        - Prześpij się. Pamiętaj, że możesz leżeć na lewym boku albo na plecach. Prawej stronie daj odpocząć.
        Złapała za swoją szkatułkę i udała się w stronę wyjścia.
        - Muszę wyjść załatwić sprawę, której wcześniej nie zdążyłam. Mam nadzieję, że się nie obrazisz jak na ten czas zamknę cię w tym pokoju. Co jak co, ale nadal jesteś tu obcym, nie chcę, abyś myszkował mi po mieszkaniu. Niedługo wrócę.
        Wyszła trzymając na ogonie klucz, następnie włożyła go do zamka, jednak nie przekręciła. Ponownie otworzyła drzwi do pokoju.
        - Właściwie to jeszcze jedna rzecz. Zapomniałam wcześniej to zrobić, a to stawia mnie w złym świetle. Mam na imię Karo.
        Wyszła i przekręciła klucz.
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        Obserwował działania dziewczyny z leniwym skupieniem, pozwalając się bez sprzeciwu badać i opatrywać. Nie powiedział też nic, gdy wnosiła go schodami na piętro. Rzucił jedynie spojrzenie na zostawione przez siebie rzeczy, po czym całkowicie skupił się na stawianiu kroków.
        Szesnaście sekund. Tyle zajęło dojście Karo od drzwi pokoju do drzwi frontowych, których przekroczenie dało się poznać po dźwięku trzaskania frontu. Jako że od drzwi do drzwi było jakieś sześć sążni po linii prostej, dało mu to informację jak szybko porusza się lisica. Gwoli ścisłości - dla niego prawie biegła. Na szczęście liczył kroki tego biednego nieszczęśnika, który musiał targać go tu aż z miasta. Karo wspomniała, że zapomniała czegoś załatwić. Założył, że wraca do miasta, dało mu to więc obraz ile ma czasu.
        Dźwignął się z łóżka, okupując to puszczonym bokiem przekleństwem i chęcią wyrzucenia stojącego obok łóżka wazonu przez okno. Rozejrzał się po pokoju, jednak nic interesującego nie przyciągnęło jego wzroku. Posiłkując się stolikiem nocnym powoli wstał do pozycji prawie prostej, po czym nieskomplikowanymi ruchami zaczął posuwać się w stronę drzwi.
        - Hmpf. Zamknięte - mruknął, potrząsając klamką. Nie ufała mu, rozumiał to. Bała się myszkowania, to też rozumiał. Musiał jednak to zrobić. To ona będzie musiała zrozumieć.
        Zdjął but z nogi, po czym pomagając sobie stopą wytrząsnął z niego wytrych. Jego pamięć nie sięgała daleko wstecz, jednak z chwilą wzięcia go do ręki od razu wiedział gdzie i jak go używać. Wiedza, jak widać, niezmarnowana.
        Zamek po chwili puścił, będąc zwyczajną, prostą konstrukcją stosowaną w większości domów Alaranii. Gdy już się z nim uporał, wpakował majcher z powrotem do buta, po czym ruszył powoli w stronę schodów. Jego uwagę przykuły drugie drzwi, znajdujące się naprzeciw sypialni. W tej chwili miał jednak coś ważniejszego na głowie.
        Rzeczy znalazł tam, gdzie je zostawił. Zaciskając zęby ubrał koszulę przez głowę, zaciskając rzemienie po bokach i na szyi, a następnie kurtkę, zapinając ją do wysokości mostka. Uprzęż miecza miała na szczęście regulowaną klamrę, pozwalającą szybko przypasać ją do biodra, co też uczynił, przezornie jednak robiąc to po swojej lewej stronie, która według lisicy, była mniej uszkodzona. Mając na sobie wszystkie swoje rzeczy na powrót poczuł się spokojniejszy, mimo że teraz maść zamiast chłodzić, zaczęło go boleśnie piec. Nie przejmował się tym jednak - dziewczyna dosyć mocno ucisnęła go bandażem, jeśli więc nie będzie musiał robić przewrotu w najbliższej przyszłości, wszystko powinno być dobrze. Najciekawsze było w tym wszystkim to czym właściwie go opasała. Wyglądem przypominał standardowy lniany bandaż, jaki można było kupić u każdego znachora, jednak rozciągał się o wiele bardziej niż one. Zdawało mu się, że widział je już kiedyś, nie był sobie jednak w stanie przypomnieć gdzie.
        Pomyślał, że skoro jest już w domu zielarki znającej się na medycynie, może znajdzie coś na temat jego choroby. Nie wydawała mu się ona normalna. Nie była jednak magiczna, jako że swoją barierą mógł ją stanowczo złagodzić. Może znajdzie coś w porozwalanych po całym domu księgach?
        Rozejrzał się po pokoju. Tych książek były dziesiątki. Przeszukiwanie ich samemu zajęłoby mu przynajmniej tydzień. Nie mając innego wyjścia, postanowił użyć zdolności, której dla odmiany był świadom. Zamknął oczy, oddychając głęboko. Przypomniał sobie swoje najbardziej pierwotne uczucie, jakie zakorzenione było w jego pamięci. Uczucie dźwięku ciszy.
        Ponownie otworzył oczy. Dalej znajdował się w przestronnym pokoju lisicy, teraz jednak wszystko wyglądało inaczej. Zdawało się, jakby krańce jego wzroku były przymglone, jednak to co widział na wprost objawiało się w nadnaturalnej szczegółowości. Widział wyraźnie zadrapania na każdym meblu, wszystkie rysy na podłodze, a książek nie rozróżniał w półmroku po tytule, lecz po grubości i fakturze skórzanych obić. Otworzył kilka z nich, wertując szybko kartki. Nie musiał się nawet zatrzymywać - jego wzrok beznamiętnie sczytywał całość strony w ułamku sekundy, przeszukując ją w poszukiwaniu konkretnych słów i znaczeń. Anatomia, geologia, zioła. To nie było to, musiał szukać dalej.
        Tym sposobem jego poszukiwania nabrały niesamowicie na tempie. Wszystkie dotknięte książki odstawiał idealnie na miejsce, tak jakby nie były w ogóle ruszane. Skończywszy z tymi w pokoju przeszedł pod schody. Mała biblioteczka mieściła dużo książek, a jeszcze więcej pergaminów. Zastanowił się. Pergaminy zazwyczaj są cenne, jednak przez swoją ograniczoną wielkość posiadają zazwyczaj przepisy bądź krótkie opisy, kiepskie więc z nich były antologie chorób. Mając to na uwadze kontynuował przeszukiwanie książek.
         Przeglądał kolejny tom, wydawało się, że z dziedziny fizyki. Już miał go odłożyć, gdy naszła go niespodziewana myśl. Sam uznawał swoje schorzenie za dziwne. Co jeśli to nie była tradycyjna choroba? Nie miał kiedy się czymś zatruć, co jeśli więc mu czegoś brakowało. Marszcząc brwi przerzucił strony na początek, po czym jeszcze raz przewertował książkę. Kilka minut szukania nakierowały go na konkretne zagadnienie - promieniowanie. Według zapisek maga, którego imię zostało zatarte, wszyscy i wszystko dookoła nich wydzielało coś, co nazwał promieniowaniem many, jakoby wszystko przepełnione było magiczną energią. W większości przypadków była ona ściśle powiązana z energią życiową, co zaobserwować można było podczas odprawiania ogromnych rytuałów. Czarodziej pobierający ogrom mocy z otoczenia powodował pomór wszelkich roślin i słabszych zwierząt dookoła niego, niekiedy nawet zabijając ludzi.
        Hiram wstał z klęczek, przypatrując się słońcu za oknem. Czy to znaczy, że brakowało mu czystej magii w ciele? Podszedł do kuchni, targając za sobą krzesło. Przez Skupienie był w stanie poczuć każdy panujący tu zapach osobno, mogąc nawet oszacować w jakiej ilości się tu znajduje. Uważając, że dość już mu się przysłużył - a im dłużej go utrzymywał, tym słabiej odbierał otoczenie - wypuścił wreszcie powietrze z płuc, pozwalając jego zmysłom wrócić do poprzedniego stanu. Za każdym razem czuł ścisk w sercu; nie było nic przyjemnego w pozbyciu się dodatkowego wymiaru postrzegania świata. Otrząsnął się jednak szybko, siadając na podsuniętym sobie krześle. Rozłożył książkę przed sobą. Pismo ją wypełniające wydawało mu się teraz jakby nabazgrane pazurem a nie piórem, pełne było też dla niego niezrozumiałych zwrotów. Postanowił jednak poczekać z tym na dziewczynę. Oparł się o tył krzesła. Rzucił przelotne spojrzenie na stojący na stole kubek. Nie zamierzał go wypić - i tak skończyło by się to zabrudzeniem podłogi.
Awatar użytkownika
Karo
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Karo »

        Dzień miał się już ku końcowi. Niebo zaczynało mienić się w pomarańczowych barwach. W końcu zrobiło się chłodniej co dało lekką ulgę po całodziennym skwarze. Dziewczyna nie sądziła, że mimo wszystko tyle czasu jej zejdzie. Na szczęście na ulicach zrobiło się już luźniej dzięki czemu bez problemów dotarła do piekarni. Przeprosiła za swoje spóźnienie i przekazała obiecane leki. Przy okazji sprawdziła stan małego chłopca. Wyglądał już o wiele lepiej niż tydzień temu, ale wciąż nie wrócił do pełni sił. Później, na osobności, chwilę porozmawiały o jego stanie, a następnie temat zszedł na coś innego. Mówiły o tym jaki był dzisiaj upał i że pewnie to już ostatnie takie dni, gdyż lato miało się ku końcowi, o tym że dziś do miasta przybyła ogromna ilość ludzi przez co dzisiejszy zysk był wyjątkowo duży. Na pożegnanie kobieta wręczyła lisicy świeży chleb i parę bułek. Karo podziękowała i udała się w swoją stronę. Po drodze mijała stragan z jabłkami… koniec końców nic nie kupiła do jedzenia, a jakby nie patrzeć w domu nie miała już praktycznie nic. Skusiła się i kupiła parę sztuk.
        Wracając zastanawiała się jak sobie radzi Hiram. Była ciekawa czy śpi, czy może już zniknął. W sumie tego by się spodziewała po nim. Nie znała go za długo, ale wiedziała co to za typ. Opatrzyli go, więc może ruszać dalej, a zagoi się po drodze. Analizując to nie miałaby nic przeciwko na takie zagranie oznaczało by to dla niej mniej kłopotów.
        Po drodze nie mogła się powstrzymać i zaczęła jeść jeden z czerwonych owoców. Był niesamowicie dobry. Z jednej strony twardy, ale i soczysty, czyli taki jakie lubiła najbardziej. Kiedy dochodziła do drzwi, złapała zębami jedzony owoc, jedną ręką trzymała zakupy a drugą szukała wcześniej schowanego klucza. W końcu go złapała. Ostrożnie włożyła klucz do zamka i przekręciła. Drzwi otworzyły się. Kiedy wchodziła nie spodziewała się tego co zobaczyła. Na środku pokoju siedział Hiram w swoich zakrwawionych ubraniach. Zatrzymała się, analizując sytuację. Nie rozumiała co się dzieje. Skoro otworzył sobie drzwi pokoju, to nie widziała powodu, dla którego nie mógł by sobie poradzić z drzwiami frontowymi. Jednak księga, którą trzymał na kolanach odpowiedziała na większość aktualnych pytań.
        Jak gdyby nigdy nic zamknęła za sobą drzwi i zaniosła artykuły spożywcze na blat jednej z szafek. Przegryzła jabłko delektując się smakiem, a następnie jednym zgrabnym ruchem usiadła na blacie.
        - Szczerze, nie spodziewałam się ciebie jeszcze zobaczyć. – Wzięła gryz. – Cóż się stało? Czyżby frontowe drzwi były dla ciebie zbyt dużym wezwaniem? – zaśmiała się. – Jestem ciekawa co takiego znalazłeś w księdze mojej matki, że aż musisz prosić o moją pomoc i powiedz mi czemu miałabym to zrobić? Przyjęłam cię do siebie, opatrzyłam twoje rany, a ty przeszukałeś mój dom. Wyjaśnij mi dlaczego nie miałabym cię, w tym momencie, wyrzucić za drzwi?
Hiram
Rasa:
Profesje:

Post autor: Hiram »

        - Z wielu powodów - zaczął powoli, jakby mieląc każde słowo przed wypowiedzeniem go. Skutki Skupienia przez chwilę jeszcze sprawiały, że czuł jak poprawna motoryka skupiała większość jego myśli. - Raz, że nie dałabyś rady. - Uśmiechnął się lekko, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w zachodzące słońce, wbijające się do pomieszczenia przez szkło okna. - Poza tym obiecałaś mi odpowiedzi. A drzwi jeszcze nie sprawdzałem; były na końcu listy moich zainteresowań.
         Przełożył kolejną kartkę z książki, przypatrując się wypisanym na nich literom. Zapamiętana przez niego wiedza z racji powrócenia do normalnego stanu zaczęła powoli znikać, śpieszno więc mu było, by o nią zapytać.
        - A opatrzenie mnie i przyprowadzenie tutaj było twoim pomysłem. Nie u mnie szukaj więc krótkowzroczności w pozostawieniu nieznajomego w domu - zatrzymał się, potrząsając głową. - To teraz i tak bez znaczenia. Skoro już tu jesteśmy, gdy tobie śpieszy się by się mnie pozbyć a mi by przeżyć kolejny dzień, załatwmy to szybko. Z kim konkretnie mnie pomyliłaś? Co o nim wiesz? Ale najważniejsze teraz pytanie - opowiedz mi o energii magicznej. Czy można ją przenosić z jednego obiektu do drugiego?
Awatar użytkownika
Karo
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Karo »

        - Zabawny jesteś – powiedziała pod nosem.
        – Will był... – Nie była pewna jak to zgrabnie ująć. – Był moim opiekunem. – To nie było najlepsze określenie, ale chciała uniknąć określenia niezrównoważony psychicznie. – Zajmował się mną mniej więcej przez piętnaście lat mojego życia. Nauczył mnie pisać i czytać oraz opatrywania ran, a oficjalnie od sześciu lat nie żyje. – Zrobiła krótką przerwę. - Nieoficjalnie to nie wiem co się z nim dzieje, czy nadal żyje, czy jednak nie. Wyglądałeś identycznie jak on w dniu, gdy go ostatni raz widziałam. Dałam się ponieść emocjom myśląc, że ty to on, to tyle. – urwała uważając, że ten temat jest już wyczerpany.
        – A co do energii… – zaczęła. – Nie wiem ile o tym wiesz, więc zacznę od początku. Magiczna energia dzieli się na dwa rodzaje, zewnętrzną i wewnętrzną. Zewnętrzna to siła świata natury, która jest nektarem życia dla planety czy dla roślin. Wewnętrzna to siła życiowa występująca w organizmach żywych, takich jak ludzie i zwierzęta. Po wyczerpaniu całej energii, znów się ona uzupełnia. Produkowana jest tak długo, jak długo żyjemy, ale ilość, którą może przechować, jest różna dla poszczególnych osób. Przeciętni ludzie posiadają tej energii najmniej, za to istoty magiczne takie jak niebianie, naturianie, czy nawet zmiennokształtni posiadają obfitsze zasoby energii magicznej. Sama energia jest utrzymywana tylko wewnątrz ciała, ale jeśli zostanie ona uwolniona w zewnętrznym świecie zostanie rozproszona. Magiczna moc jest podatna na połączenie z płynami w ciele człowieka takimi jak krew, ślina czy nasienie. Jest to dość dobry sposób przetrzymywania energii nawet po opuszczeniu ciała. W ten sposób można również uzupełnić energię drugiej osoby. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości