Jadeitowe WybrzeżeNiesieni na falach...

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Gdy płomień trawiący bawełniany knot dotarł do zawiniątka z siarką w jego środkowej części, świeca "wystrzeliła" dwukrotnie, informując o nadejściu południa. Pod murami posiadłości czas płynął wolniej, a przynajmniej takie wrażenie odczuwał tryton, przyglądający się mistrzowsko dokładnym rysunkom, przedstawiającym kolejne etapy przeprowadzania skomplikowanych operacji. Już teraz dostarczały mu one niezbędnej wiedzy z zakresu ludzkiej anatomii, strach pomyśleć co by było, gdyby Jokar naprawdę potrafił czytać. Przykuty i przybity do ściany więzień mógł jedynie obserwować jak jego kat, niczym zahipnotyzowany zombie, z fascynacją analizuje kolejne obrazki, opijając się przy tym winem i bawiąc nożem. Jego sytuacja była beznadziejna i on sam powinien zdać sobie z tego sprawę zanim będzie za późno. Do zachodu słońca, które niepewnie zaglądało przez zakratowane okno, zostało jeszcze sporo czasu, lecz anielska cierpliwość bosmana, jak każda inna, również miała swoje granice. Elf powinien wziąć to pod uwagę, kiedy ponownie zostanie zapytany o wydarzenia przy stole w trakcie śniadania.

- Trucizna - powtórzył spokojnie tryton, nie wiadomo który to już raz, wyjmując knebel z ust więźnia i w ostatniej chwili uskakując przed treścią jego żołądka. - Chcę tylko wiedzieć skąd ją miałeś i jak znalazła się w talerzu Awerkera. Potem odstawię cię do Leonii. Daję ci słowo bosmana, kata i szczęśliwego męża, który pragnie wrócić do swoich żon.
Przysłowiowe rzucenie kości było jedną z cenionych form prowadzenia negocjacji, lecz Jokar nie był jej oddanym zwolennikiem. Każdy rozkaz kapitana wykonywał co do joty, nie zastanawiał się nad niczym innym i wybierał do tego najokrutniejsze metody, nie chcąc tracić cennego czasu. Teraz jednak postanowił spróbować tej ścieżki i jeśli elf naprawdę zgodzi się współpracować, on dotrzyma danego słowa.

Odgłos kroków na schodach nieoczekiwanie odwrócił jego uwagę, a że były to kroki tak ciche jak stąpanie kota, tryton potrzebował chwili by rozeznać się w sytuacji. Zaraz jednak jego usta przybrały kształt czegoś co niewątpliwie było uśmiechem, gdyby nie obecność kilku szpetnych blizn. W świetle pochodni stanęła bowiem Emma, najmłodsza żona bosmana, zaledwie dwudziestotrzyletnia syrenka, ubrana w mocno prześwitującą, białą sukienkę sięgającą połowy ud i cała obwieszona biżuterią z muszelek. Jej jasne blond włosy kaskadą opadały na ramiona i plecy, pozwalając cieniom tańczyć na ich lekko pofalowanej powierzchni, a zielone oczy mierzyły trytona miłosnym spojrzeniem.
- Tęsknimy - oznajmiła głosem łagodnym jak fale oceanu o poranku, a następnie, nie zważając na krew, objęła szyję męża i przycisnęła do jego warg własne. - A przynajmniej ja. Kiedy wrócisz?
- Jak skończę tutaj - westchnął Jokar, odprowadzając Emmę na bok, gdzie pozwolił sobie na nieco większą czułość wobec niej. - Dostałem rozkazy i muszę je wykonać. Ale niebawem wrócę. Przekaż dziewczynom, że je kocham.
- Przekażę - mruknęła syrenka, zerkając jeszcze przez ramię na przykutego do ściany elfa. I choć jej spojrzenie wyrażało współczucie, nic nie powiedziała, a jedynie odwróciła się i pobiegła po schodach bosymi stopami.
- Chciałem oszczędzić jej widoków czarniejszych stron mojej pracy, ale zdałem sobie sprawę, że mając przed nią tajemnice lub przed którąkolwiek z moich żon, mogę zniszczyć ten związek. Ożeniłem się z kobietami, które pokochały mnie za ocean wad i tą szczyptę zalet, których sam nie dostrzegam. I tobie życzę takiej miłości... No, ale na czym myśmy skończyli? - zapytał Jokar, sięgając po almanach chirurgów i pokazując więźniowi rysunki z operacji usunięcia chorej nerki.
- Najpierw cię jednak unieruchomimy, żebyś się nie szarpał. Mam sprawną rękę, ale nie chcę żebyś popełnił jakieś głupstwo - dodał, ściągając mocniej łańcuch i upewniając się, że elf nie jest w stanie nawet wciągnąć brzucha. Następnie obrócił go twarzą do muru i kawałkiem węgla nakreślił na skórze kilka przerywanych linii.
- Trucizna - powiedział ze stoickim spokojem, naciskając nożem na skórę.

***

W czasie gdy Kiraie oddawała pocałunek, Barbarossa pociągnął za ostatnią haftkę i sprawnie zsunął z niej górną część garderoby, by odwiesić ją na hak tuż obok płaszcza, szabli i kapelusza. Sam pozostał w pogniecionej koszuli, pod którą energicznie biegały palce elfki, dokładnie badające strukturę jego mięśni. Każde ich muśnięcie odzywało się przyjemnym mrowieniem w kręgosłupie, na które wampir odpowiadał uśmiechem bądź czułym pocałunkiem, powoli (i ponownie) kierując się z "porwaną niewiastą" w stronę trumny. Jej zerowy opór, a nawet cień zachęty na tle śmiałych, pirackich poczynań spotkał się ze spojrzeniem pełnym triumfu i cielesnego pożądania. Chwila ta, nie ukrywając, musiała kiedyś nadejść, powietrze w posiadłości wręcz kipiało od niewypowiedzianych słów, które były podpaloną ścieżką prochu prowadzącą do składu oliwy. Jednak tym razem nic nie zamierzało zakłócić tego spokoju, wszystkie wścibskie spojrzenia zostały wyproszone, a tkające plotki usta zakneblowane, toteż cisza panująca w komnatach miała tendencje do złośliwego i natarczywego dzwonienia w uszach.
- Masz rację... chcę żebyś została tutaj. Ze mną - oznajmił jej stanowczo, obserwując skórzany pasek powoli opuszczający kolejne szlufki. - Choć wiem, że nie będzie to łatwe, ale jestem gotów zaryzykować. A ty?

Pulsująca w żyłach elfki krew sama w sobie była dla Barbarossy odpowiedzią na zadane pytanie. Jej serce przyśpieszyło i kołatało teraz, jak szalone, wybijając niesłyszalne dla nikogo nuty. Chyba, że było się wampirem o nadnaturalnych zmysłach. Pozwalając Kiraie ściągnąć z siebie koszulę, kapitan zamarł na chwilę ze wzrokiem utkwionym w jej oczach.
- Nikt już dzisiaj nie umrze - powtórzył i zamarł, gdy dziewczyna tak ochoczo zadeklarowała gotowość na śmierć, odsłaniając swoją szyję. Próbując wezwać na lico blady uśmiech, Barbarossa przesunął palcami metalowej protezy wzdłuż tętnicy, aż napotkał zaporę w postaci złotego łańcuszka. Idąc wytyczoną przez niego drogą, mężczyzna dotarł do wielkiego szafiru, próbującego schować się w niewielkiej przestrzeni pomiędzy piersiami elfki.
- Ten klejnot nie oddaje piękna twoich oczu - szepnął, dosłownie wskakując z dziewczyną do trumny i zamykając za sobą ciężkie wieko.
W środku, o dziwo, nie panowały egipskie ciemności, wystarczyło wytężyć nieco wzrok, aby dostrzec kilka okrągłych kryształów opalu, którymi wysadzana była prawa ściana wampirzego łoża. Po zniknięciu światła z zewnątrz każdy kamyk z osobna zaczął emanować białą poświatą, oświetlając wnętrze na tyle, by móc dostrzec to co miało się przed nosem. A w tym momencie Barbarossa miał przed sobą niemal nagą, porwaną przed kilkoma tygodniami i już nie tak wystraszoną córkę admirała Awerkera, patrzącą na niego wzrokiem pozbawionym jakiegokolwiek gniewu.
"Jesteś wyjątkowa", przekazał jej w myślach, przechodząc do najbardziej śmiałych poczynań wobec niej.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Jednoręki był już niemal na granicy przytomności i nie wiedział jakie przekleństwo wciąż nie pozbawiło go świadomości w trakcie trwania tych tortur. Gdyby tylko mógł, zabiłby się w tej chwili, jednakże nie tylko był skrępowany łańcuchami, ale również przybity do ściany jak jakiś motyl w gablocie kolekcjonera. Do tego jeszcze czas zdawał się niemiłosiernie wolno płynąć, a krew jak na złość stosunkowo szybko krzepła dając tym samym więcej możliwości trytonowi na znęcanie się nad ciągle przytomnym leończykiem, który już nawet zapomniał, dlaczego dalej idzie w zaparte odnośnie otrucia Awerkera. "Ah, no tak. By ostać przy życiu", przypomniał sobie patrząc udręczonym, słabym wzrokiem na swojego oprawcę. Opuściła go pewność siebie i nie miał siły, by dalej się odgryzać piratowi, albo chociaż wciąż utrzymywać, że to nie on.

        Po tym naturianin znów się do niego zbliżył, ponawiając kwestię trucizny i wyjmując z ust byłego kapitana leońskiego statku knebel, co okazało się ulgą ja nieprzetrawionego jeszcze śniadania, które od jakiegoś czasu podchodziło mu do gardła, lecz jednocześnie było to kolejnym przekleństwem dla osłabionego i obolałego ciała. Gdy konwulsje ustały, człowiek głębin wyszedł z propozycją za udzielenie mu tych kilku odpowiedzi. Kaleki elf ani trochę nie wierzył w zapewnienia Jokara o bezpiecznym odesłaniu go do domu, albo podejrzewając, że ta obietnica nie koniecznie odnosi się do odesłania go żywego. Było zbyt wiele niedomówień, ale cóż to była za różnica jeśli i tak ma zginąć w tych wilgotnych lochach w trakcie okrutnych tortur. Jeśli wyjawi prawdę może szybciej skrócą jego męki. Co do tego również nie miał pewności, lecz nie miał innego wyboru i musiał postawić wszystko na tę jedną kartę.

        W chwili gdy otwierał usta, aby udzielić trytonowi żądanych informacji, po schodach zaczął ktoś schodzić, a po kilku uderzeniach serca w pomieszczeniu pojawiła się przepiękna, niemalże półnaga kobieta. W pierwszej chwili pomyślał, że doświadczył właśnie agonalnych halucynacji, albo Najwyższy zesłał anielicę, która miała go wyrwać z tego piekła, niestety rzeczywistość była zupełnie inna, a zawód jaki w tej chwili poczuł wraz z roztrzaskaną wiarą na ratunek były niemal tak samo bolesne, jak gwóźdź przebijający jego dłoń. Również samo oglądanie tej rozczulającej scenki było niewyobrażalną torturą, choć elf nie był w stanie już pojąć z jakiego powodu, przez co postanowił odwrócić od parki swój wzrok. Wtedy też w jego ciele pojawił się nowy przypływ nadziei, aby zaspokoić ciekawość rybiego bosmana i jednocześnie ujść z życiem. Miał genialny plan.

        Z jego realizacją poczekał aż młodziutka kobieta ich opuści. Nie był jednak w stanie do niego przystąpić, gdyż Jokar postanowił nie tracić już ani chwili dłużej i pokazał kalece co teraz zamierzał mu zrobić. Leończykowi żółć znów podeszła do gardła, a ciało sparaliżował strach. Nie tak to miało wyglądać, przecież on chciał wszystko powiedzieć, ale widocznie tryton miał inne plany co do tego. W rozpaczliwej walce o życie i próbie wyswobodzenia się z więzów elf zaczął się szarpać i szamotać, jednakże zaraz pozbawiono go tej możliwości przez mocniejsze zaciśnięcie łańcuchów.

        - Szczeniak przygarnięty przez Awerkera! - wykrzyczał niemal piskliwym głosem czując jak z niewielkiej ranki od noża na boku zaczyna spływać mu krew. - Od niego mam truciznę. Chciał się pozbyć admirała by zająć jego miejsce na Wyzwoleniu! - Ciągnął dalej swoje kłamstwo, choć nie miał najmniejszej możliwości spotkania się choćby na uderzenie serca z Menurką, a przynajmniej nie na Wyspie Czaszek. - Dał mi ją, kiedy wyłowili mnie z wody z... wiadomością dla Awerkera - dodał po chwili, gdy zorientował się, że jego wcześniejsze słowa są nielogiczne.
        - Uwolnij mnie, a przysięgam, że przyprowadzę do ciebie tego zdradzieckiego szczura. - Przełknął z obawą ślinę. Miał nadzieję, że rybka połknie haczyk i resztę swoich sadystycznych fantazji Jokar zaspokoi na bogu ducha winnym chłopcu, podczas gdy elf będzie już z daleka od tego wszystkiego. Co tu się mogło nie udać?

***
        Uśmiech jaki wykwitł na jej twarzy, gdy Barbarossa w końcu się przyznał, że nie chciałby, aby Kiraie go opuszczała, roztopiłby niejeden lodowiec, a szczęście jakie poczuła zdawało się być niezmierzone żadną możliwą miarą. Dziewczyna nie była w stanie po czymś takim utrzymać na wodzy swoich emocji i po prostu rzuciła mu się na szyję porywając jego usta w najczulszym pocałunku jaki tylko była w stanie zainicjować przy swoim braku doświadczenia w TYCH relacja damsko-męskich.
        - Z tobą zawsze, bylebyś tylko był obok, Caster - wymruczała w odpowiedzi cała w skowronkach i wtuliła się do jego piersi. Za tym mężczyzną była gotowa pójść nawet na szafot i cieszyła się, że teraz to do niej dotarło, a nie w drodze powrotnej do Leonii, gdzieś na środku oceanu, skąd nie mogłaby już do niego wrócić.

        - A ktoś umarł? - zapytała z zaskoczeniem i obawą w oczach, czy czasem nie miał na myśli jej ojca. Jak się można domyślić fala emocji i namiętności zaczęła w tej chwili opadać, jednakże nie dane jej było umrzeć, gdyż zaraz zaczęła na nowo wzbierać, gdy ten zimny pirat okazał elfce odrobinę czułości. Co prawda Kiraie zadrżała pod jego dotykiem w okolicach szyi, ale było to spowodowane różnicą temperatur między metalem, a rozgrzanym od uczuć ciałem.
        - Za to oddaje dobroć twojego nieumarłego serca i dopilnuję by tak zostało - odparła kładąc dłoń na jego piersi w miejscu, gdzie powinien być ów narząd i nim porwał ją do trumny, musnęła w delikatnym pocałunku jego skórę na klatce piersiowej w tych okolicach, znów się do niego wtulając. Niezrozumiałym, ale też nieistotnym był dla niej fakt, że wampiry powinny być fizycznie zimne, a ona tego zimna ani razu w kontakcie z nim nie odczuwała. No, może pomijając chłód metalowej protezy.

        Po tym już całkowicie oddała mu się we władanie jak również własnych emocji i instynktów, przez co nie miało dla niej znaczenia gdzie się znajduje ani w jakim stanie. Może w innych okolicznościach byłaby śmiertelnie przerażona, że zamknięto ją żywcem w trumnie, albo zaintrygowana pomysłowym użyciem kryształów opalu wraz z ich zapierającymi dech w piersi możliwościami rozświetlania mroku, ale obecnie najważniejszy był dla niej tylko wampir, któremu chciała ofiarować wszystko co miała, a zwłaszcza własne serce i życie.
        - Nie tak jak ty, kapitanie - udało jej się wyszeptać między pocałunkami i nie przeszkadzała mu w jego poczynaniach oddając mu całą inicjatywę w tej kwestii z braku własnego doświadczenia. Nie leżała jednak jak kłoda i również starała się uczestniczyć w tym tańcu na tyle ile była w stanie. Był jej pierwszym i miała nadzieję jedynym kochankiem, a także partnerem w jej życiu. Chciałaby być przy nim już zawsze.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Nie trzeba było być wielkim geniuszem żeby odkryć, że Kiraie nie ma bladego pojęcia o TYCH sprawach, wystarczyło spojrzeć jej w oczy, by przekonać się o surowych, ojcowskich zakazach i "krótkiej smyczy" stosowanej przez Awerkera przy wychowywaniu córki. Czy on jej w ogóle pozwalał wychodzić z domu, by mogła zakosztować życia prawdziwej nastolatki, którą mimo wszystko była? Jak długo zamierzał chronić ją przed światem zewnętrznym, tym pięknym jak i brutalnym, w którym piraci to jedynie kropla w morzu okrucieństwa. No ale nie ma tego złego... pod domowym kloszem uroda elfki rozwinęła się niczym najpiękniejszy kwiat i było dla Barbarossy zaszczytem, że to on miał przyzwolenie go zerwać i uczynić swoim kwiatem. Nawet jeśli nie pisane mu będzie nacieszyć się nim długo z powodu wiszącego nad nim widma szafotu lub rychłej śmierci w falach burzliwego oceanu. Dlatego, póki Najwyższy pozwalał, a Książę Ciemności nie upominał się o zbrukaną duszę, wampir zamierzał skorzystać z otrzymanej szansy i choć raz zachować się w życiu, jak na dobrze urodzonego szlachcica przystało.

- Nic już nie mów - szepnął elfce do ucha, na moment przerywając pocałunek, by uwolnić się z krępującej ruchy koszuli oraz spodni i zdecydowanym pchnięciem złączyć się z nią w uniesieniu. Jakiekolwiek słowa były teraz zbędne, informacja o małej czystce przeprowadzonej przez minotaura mogłaby wywołać mieszane odczucia, zwłaszcza, że ci wszyscy marynarze popłynęli szukać Wyspy Czaszek właśnie dla niej. Niestety kapitan musi umieć oceniać ryzyko i własne możliwości, a jednoręki więzień miał tych ambicji zbyt wiele, jak na swoje liche barki. Zatopienie Nautiliusa wraz z całą załogą, zabicie Awerkera, zdobycie tytułu Admirała Leońskiej Floty i poślubienie, pewnie nie za jej zgodą, Kiraie. Nawet Prasmok nie sprostałby temu wszystkiemu. Teraz jednak nie o smoka chodziło, a o dębową trumnę i zamknięte w niej ciała.

Pochłonięci sobą bez pamięci, Caster i Kiraie wkraczali na ścieżkę, z której nie było już powrotu. Ten pierwszy wspaniale odnalazł się w roli życiowego mentora, wprowadzając elfkę w kolejne etapy rozkoszy. Z kolei ona walczyła z nim na swój własny sposób, nie chcąc pozostać daleko w tyle. Myśl, że jest jej pierwszym, wypełniła całą czaszkę wampira, uczepiła się jednego miejsca i natarczywie pulsowała, dodając mu otuchy w coraz śmielszych działaniach. Nie zwracał uwagi na brak należytego miejsca ani na rosnące na plecach pręgi po paznokciach dziewczyny. Cały czas skupiony był na jej oczach i ich pistacjowej głębi, w której tonął tak samo, jak ona rozpływała się pod błękitem jego spojrzenia. Że też chciał odesłać i zapomnieć o takim skarbie, jakim była. Dobrze, że w porę się opamiętał i nie kazał okrętować załogi, by jeszcze raz ją uprowadzić, tyle że tym razem z samego okrętu i sprzed nosa nadopiekuńczego ojca. Za taką zbrodnię Awerker nie przestałby go ścigać aż pod same wrota Piekieł. A może nawet i dalej.

Z dłońmi wspartymi po bokach, by zamykać kochankę w kleszczach, Barbarossa nie odrywał się od jej ust. Badał i smakował każdy ich skrawek, podobnie czynił też z szyją i niższymi partiami jej ciała, a w głowie szumiało mu jedynie jej imię i dzwonił złoty łańcuszek, radośnie podskakujący między nimi. Niestety wszystko kiedyś się kończy, pozostawiając po sobie jedynie miłe i dymiące wspomnienia. Tak było i tym razem, gdy po zażartym starciu i miłym finale, Barbarossa i Kiraie opadli z sił, wtuleni w siebie nawzajem. Pechowym było życie wampira jeśli nie można było zasnąć obok osoby, którą się miłowało, nie mniej chyba żadne z nich nie myślało teraz o zamknięciu oczu. Trzymając Kiraie w ramionach, nieumarły kapitan osunął się na materiał obok niej i okrył swoją koszulą, a następnie sięgnął po klejnot na jej piersi i obrócił go kilkakrotnie w zadumie.
- Wiele się teraz zmieni, prawda? - pytanie zadał w przestrzeń, obserwując jak palce dziewczyny kroczą alejkami wytyczanymi przez jego napięte mięśnie. - Ty nie odpłyniesz, a ja nie wiem czy kolejny abordaż nie będzie moim ostatnim. Chyba nie takiego życia chciał dla ciebie ojciec. Życia u boku pirata i jego bandy, ściganej wszędzie i za wszystkie możliwe zbrodnie.

Jedno w tym wszystkim było pewne - Barbarossa nie zamierzał, a nawet nie brał pod uwagę porzucenia pirackiego fachu. Kochał ocean i ryzyko ponad wszystko inne, a patrząc na jego ostatni trzystuletni życiorys, nie zajmował się niczym innym. On i Adewall siali postrach na morzu, bogacili się na rabunkach i rozpijali majątek w przyjaznych piratom portach, których liczba rosła wprost proporcjonalnie wraz z napadami na jednostki nadbrzeżnych królestw. Alarańscy przestępcy widzieli bowiem, że ktoś ma odwagę zasiąść do stołu z władzą i na dodatek jego karty wcale nie są gorsze. Zwolennicy anarchii i bezprawia, ale przede wszystkim wolności, łączyli się i chętnie wspierali takich graczy, tworząc z nimi miecz i tarczę przeciwko uporządkowanej tyranii. Zatem jakakolwiek propozycja porzucenia tych ideałów powinna być z góry skazywana na śmierć.

- Z drugiej strony jesteś już dorosła i sama dobrze wiesz w co się pakujesz. A przynajmniej taką mam nadzieję - wyszeptał z rozbawieniem, pociągając ją na siebie i chwytając w biodrach, które zakołysały się w bardzo kuszący sposób.
Niestety drugą rundę, która z pewnością przyniosłaby im dodatkowych wrażeń tego dnia, przerwało im pukanie do drzwi, brzmiące tonem sprawy, której nie można odłożyć na później. Barbarossa, którego usta już tańczyły na szyi elfki, zamarł na moment i wolną ręką niechętnie pchnął wieko trumny, wpuszczając do środka prawdziwą lawinę światła. Na szczęście czarne zasłony pozostały na swoim miejscu nie pozwalając promieniom południowego słońca być świadkami wygrzebywania się z trumny dwójki kochanków.
- Chyba powinienem wstawić tu łóżko. Co o tym myślisz? - rzucił z szarmanckim uśmiechem, podchodząc do ubierającej się elfki, którą podszczypał zaczepnie i pomógł w zawiązaniu gorsetu. Zaraz też sam wskoczył we własne ubranie, darując sobie zapinanie jakichkolwiek guzików i podszedł do drzwi, aby wpuścić niszczyciela błogich chwil.
Tym razem okazał się nim Rafael Hose, czarodziej o wielu talentach, który napotkawszy karcący wzrok wampira, przekazał na szybko swoją wiadomość i oddalił się pośpiesznie, przepraszając za najście.
- Twój ojciec się obudził i cię oczekuje. Chciałby z tobą porozmawiać - oznajmił Barbarossa, podchodząc do dziewczyny, by jeszcze na kilka uderzeń serca porwać jej usta w posiadanie.

***

- Widzisz? Trzeba było tak od razu - mruknął tryton, zrzucając elfowi kajdany i w jak najmniej bolesny sposób usuwając gwoździe z ramienia. Następnie, odrzuciwszy na bok narzędzia tortur, Jokar wycofał się pośpiesznie z celi, by zaraz do niej wrócić z balią gorącej wody, ręcznikiem, zestawem opatrunków i czystym odzieniem, co by więzień mógł znów poczuć swobodę życia. Z oczywistych pobudek nie zwrócono mu jedynie broni, którą i tak ledwie by utrzymał w poharatanej ręce. Równie dobrze można by mu ją amputować, zachowując tym samym pionową oś symetrii ciała. No, ale słowo się rzekło. Nadzorując kątem oka poczynania więźnia, Jokar doprowadził do porządku swoje noże i użyte w torturach sprzęty, które następnie schował do skórzanego rulonu, a ten zabezpieczył i wcisnął pod pachę.
- Wpierw odwiedzimy kuchnię - oznajmił głosem, z którym nie powinno się dyskutować. - Zjesz coś porządnego. Straciłeś sporo krwi. Później złożymy wizytę twoim kamratom w porcie i porozmawiamy sobie z ludźmi Awerkera. Waż jednak, że jeśli mnie okłamałeś, litości już nie będzie.

Następnie Jokar zabrał elfa na górę, gdzie Kasino, pełen podejrzliwości do całej sytuacji, przygotował mu godny króla posiłek, jakim był halibut na maśle w otoczeniu krewetek i kolorowych warzyw. Jak można było dostrzec kuchnia krasnoluda niewiele różniła się od tej na okręcie, po za tym, że było w niej dużo więcej miejsca. Tak samo jednak łączyła w sobie część kuchenną i coś co niewątpliwie było warsztatem, czy też raczej skromną kuźnią i pracownią rzemieślnika w jednym. Panował tu również identyczny bałagan, w którym tylko kucharz potrafił się odnaleźć. W końcu kto inny, jak właśnie Kasino trzymał obcęgi i młotki obok łyżek, spore wiadro trocin obok paleniska i zestaw toporów zawieszonych przy murowanym okapie nad piecem. W ogólnym rozgardiaszu brakowało tylko niezdarnego wielkoluda-asystenta, który więcej by bałaganił niż pomagał. Zamiast niego byli jednak kuzyni norda, wpadający co jakiś czas przez wiecznie otwarte drzwi w celu pogawędki, napiciu się piwa i pożyczeniu jakiegoś sprzętu.
- Jak Adewall sobie radzi w porcie? - zagaił tryton, zostawiając więźnia przy małym i zaśmieconym stoliku.
- Niedawno stamtąd wróciłem - odparł Kasino, zniżając głos do szeptu. - Zaprowadził należyty porządek. Teraz pomaga psom z Wyzwolenia załatać rany. Tamci czekają na powrót Awerkera, który chyba dochodzi do siebie. Rafael to w gruncie rzeczy dobry medyk.
- Rozumiem. A co z dziewczyną?
- Nie widziałem jej od śniadania. Barbarossy z resztą też. I to mnie nie cieszy. Miękki nam się kapitan zrobił, oj miękki. Niech uważa bo jeszcze wszyscy skończymy na szafocie. A chciałbym jeszcze trochę pożyć.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Całkowicie oddała mu się we władanie i szczerze mówiąc nie miała czego żałować. Ten mężczyzna niemal od samego początku zawrócił jej w głowie. Jego obecność i na siłę tłumione uczucia jakie do niego zaczęła żywić z czasem coraz bardziej doprowadzały ją do szaleństwa, które osiągając swój ostateczny próg, o mało co nie doprowadziło jej do odebrania sobie życia. A teraz? Teraz rozpływa się w jego objęciach i nie była w stanie jednoznacznie ustalić czy było to spowodowane niewyobrażalną rozkoszą jaką dostarczał teraz dziewczynie, czy samą jego bliskością, świadomością, że nie jest mu obojętna, nie jest jedną z wielu jakie miał wcześniej, tylko tą jedyną. Nie miało dla niej już znaczenia, że Barbarossa jest jednym z najgorszych piratów, morderców i rabusiów w tej części Alaranii, puściła w niepamięć to, że została porwana i "więził" ją na swoim okręcie wbrew jej woli. Najważniejszym dla niej była ta chwila, a zwłaszcza on goszczący w jej sercu i najpewniej odwzajemniający te uczucia. Wiedziała, że była by w stanie zrobić teraz dla niego absolutnie wszystko, byleby tylko móc wciąż z nim być.

        Niezdarnie starała się dotrzymać mu kroku jak tylko była w stanie, kierowała się jego wskazówkami i przede wszystkim własnym instynktem, który obecnie zdawał się nad nią wziąć górę na tej drodze pełnej pierwotnego pożądania i namiętności. Jego słów również usłuchała, ale wyłącznie przez to, że swoimi ustami niemalże zakneblował jej i nie zamierzała się temu sprzeciwiać. Jedynie co jakiś czas uciekała na moment od jego nieziemskich warg, aby zaczerpnąć tchu i móc się do niego wtulić w poszukiwaniu wsparcia, gdy była już niemal u progu szaleństwa. Obraz zawirował przed jej oczami i wybuchł feerią niesamowitych barw w pewnym momencie, a ona czuła się szczęśliwa jak nigdy upajając się słodkim zapachem włosów i skóry tego mężczyzny, gdy w końcu rzeczywistość zaczęła wracać do normy a ogień namiętności przygasać. Była wykończona, ale nie zamierzała narzekać, gdyż było to miłe zmęczenie, którego nie była pewna czy chciała się pozbywać. Pieszczotliwie odgarnęła niesforne kosmyki spadające na te niebezpieczne oczy barwy oceanu, w którym mogłaby bez reszty utonąć, nie mając szans na żaden ratunek, jakby mogły strącać do samej Otchłani, albo nawet Piekielnych Czeluści. Po chwili tez go delikatnie pocałowała w brodę i wtuliła się mocniej, czując się przy tym przestępcy tak irracjonalnie bezpiecznie.

        Przyglądając mu się uważnie kiedy leżeli obok siebie, zmartwiła się, kiedy odpłynął gdzieś myślami i nie mogła się powstrzymać przed chęcią dotknięcia go, przywołania z powrotem, gdziekolwiek by teraz nie był. Pogładziła go czule po policzku i wbiła pełen troski, pistacjowy wzrok w jego oczy, przywołując na twarz nieśmiało pokrzepiający uśmiech.
        - Nie chcę by się cokolwiek zmieniało - odpowiedziała zaraz stanowczo, choć z jej oczu biła jedynie łagodność i pogoda ducha. - Chcę tylko ciebie. Jeśli kolejny abordaż ma być twoim ostatnim, to chcę aby był również i moim. - Pocałowała go czule w usta. Uporu i zawziętości w swoich przekonaniach jej nie brakowało, ale przecież musiała coś po ojcu odziedziczyć. - Nie jestem pewna czy ojciec w ogóle chciał dla mnie jakiegoś życia. - Westchnęła cicho, lekko się zasępiając. - Pewnie nawet i za trzysta lat dalej by mnie kontrolował i zabraniał opuszczenia murów naszej posiadłości.

        - Zakochałam się w kapitanie Nautiliusa, Casterze Barbarossie, Postrachu Jadeitów i najgorszego z najgorszych piratów na tych wodach i chcę żeby tak pozostało. Mam świadomość, że tak pozostanie. To twoje życie i twoja miłość, a ja nie mam ani serca, ani możliwości by cię jej pozbawić, kapitanie. - Znów go pocałowała. Choć nie powiedziała tego głośno, przyznawała mu rację odnośnie nadchodzących zmian, jednakże one najbardziej dotyczyły jej, bo to właśnie życie Kiraie miało się odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni. W jego natomiast pojawi się jedynie kilka nieszkodliwych dodatków, takich jak na przykład jej obecność u swego boku. Elfka wiedziała o ryzyku na jakie się naraża, ale nie byłaby w stanie bezczynnie czekać na niego tu w zamku, gdyby znów gdzieś odpłynął i może już by nie wrócił. Nie chciała być też mu kulą u nogi, ale jeśli wciąż zamierzałby kroczyć piracką ścieżką, to ona pragnęła iść w ślad za nim, jeśli nie u jego boku. Już jakiś czas temu to postanowiła i nie przewidywała możliwości rezygnacji.

        Gdy znów postanowił przystąpić do ataku, elfka była całkowicie zszokowana i lekko zadrżała, zdezorientowana, w końcu przed chwilą jeszcze trumnę wypełniła iście grobowa i poważna atmosfera (kto by pomyślał?), ale zaraz również się rozluźniła i nieśmiało, rumieniąc się jak burak, zacisnęła lekko uda leżąc na nim okrakiem, jedną dłonią znacząc ścieżki na mięśniach jego tosu, a drugą splatając palce z jego metalową protezą. Zastygła nagle sparaliżowana, gdy rozległo się niepokojące pukanie do drzwi, a jej poliki jeszcze bardziej poczerwieniały ze wstydu. Była przerażona, ze zaraz ktoś wparuje do pokoju, otworzy wieko trumny i zobaczy ich... W takim stanie. Była zażenowana i chciała ukryć się pod łóżkiem, albo kocem jak jakieś małe dziecko.

        Słysząc jednak rozbawioną uwagę kapitana i czując bijący od niego spokój (choć bardziej był chyba poirytowany), uspokoiła się i lekko uśmiechnęła, wsuwając na siebie kolejne elementy swojej garderoby.
        - Jeśli tylko chcesz, panie kapitanie - odparła szczerze i lekko, czym mogła jednoznacznie uświadomić piratowi, że nawet po tym co się właśnie między nimi stało, raczej ciężko będzie jej się do niego zwracać po imieniu, albo chociaż pomijając grzecznościowe i formalne "panie". Choć z drugiej strony prędzej to pominie, niż wypowie "Caster". A już na pewno, gdy nie będą sami. W podzięce za pomoc przy sznurowaniu gorsetu, dała mu niewinnego buziaka w policzek i usunęła się gdzieś w kąt, poza zasięg widzenia osoby, która pukała do drzwi.

        Nie przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn, bo było to niegrzeczne, a poza tym to nie był jej interes, choć po tonacji poznała, że zawitał do nich Rafael. Przywracając swoje włosy do porządku przed lustrem w pokoju, uśmiechała się lekko do siebie, walcząc z chęcią przywitania się z pierwszym piratem od Barbarossy, który wzbudził jej sympatię i zyskał przyjaźń od pierwszej chwili jak ze sobą rozmawiali. Dawno go nie widziała i to właśnie stąd wzięła się jej chęć odezwania się do niego, choćby tylko po to by powiedzieć "dzień dobry". Słysząc zaraz zamykane drzwi odwróciła się od gładkiej tafli szkła, z poprawionymi włosami i obserwowała jak kapitan Nautiliusa się do niej zbliża. Cały dobry humor ją nagle opuścił po tym jak wampir przekazał jej o co chodziło, a ona poczuła nieprzyjemną gulę złości i strachu zalegającą jej w gardle. Można powiedzieć, że nawet zrobiło się dziewczynie niedobrze, choć część elfki cały czas się zamartwiała o zdrowie kochanego i jedynego rodzica. Chciała chociaż sprawdzić jak się teraz czuje, zobaczyć czy wszystko z nim w porządku... Ale się bała.

        - Pójdziesz ze mną, kapitanie? - spytała zmieszana i zaniepokojona, nawet jego pocałunek nie był teraz w stanie jej uspokoić. Serce miotało jej się w piersi z przerażeniem jak zwierze złapane w siła. Wiedziała, że obecność Barbarossy, gdy ona odwiedzi Riona, jedynie potwierdzi jej obawy, ale przy nim czuła się bezpiecznie i nieco pewniej.

***
        Jednoręki był osłabiony i wściekły na siebie, że wcześniej nie wpadł na pomysł obarczenia winą kogoś z załogi Awerkera. Gdyby szybciej przyszło mu to do głowy, cała sprawa obeszła by się bez tego sadystycznego przesłuchania i okropnych tortur, przez które ledwo stał na nogach, a przede wszystkim miałby w pełni sprawną rękę. JEDYNĄ rękę jaka mu została! Nie odezwał się już ani słowem do trytona i nie podniósł na niego spojrzenia. Krzywił się niemiłosiernie, kiedy został "odczepiony" od zimnej ściany i stanął z powrotem na nogach, na twardym gruncie. Jego poranione ramię opadło bezwładnie wzdłuż ciała, ale dalej mógł nią ruszać, przy czym wywoływała ogromny ból. Cały czas też lekko drżała przez uszkodzone nerwy i może nie tylko je.

        Doprowadzenie się do porządku i opatrzenie było chyba jeszcze gorsze niż wiszenie, przybitym do tej ściany, jednakże elf nawet przez moment nie zamierzał prosić Jokara o pomoc. Wtedy chyba jego upokorzenie osiągnęło by najwyższy stopień i straciłby resztki godności. W końcu, z trudem, udało mu się umyć, opatrzyć i założyć czyste ubrania, ani przez chwilę nie podnosząc wzroku na naturianina. Zaraz też wzdrygnął się z niepokojem, kiedy usłyszał o odwiedzeniu kuchni, gdzie podejrzewał, że czekają go kolejne męczarnie. Nieco się jednak uspokoił, gdy jego oprawca wyjaśnił cel tej wizyty, a kaleki kapitan powątpiewał by cokolwiek był teraz w stanie przełknąć. Zwłaszcza, że jego drżąca, niczym w chorobie, osłabiona ręka prawdopodobnie będzie miała problemy z utrzymaniem sztućców. Wysłuchał uważnie planu na resztę dnia jaki go czeka i skrzywił się nieprzyjemnie. Nie chciał by jego załoga widziała go w takim stanie, ale najbardziej chyba przerażało go to, co się stanie, gdy jego kłamstwo wyjdzie na jaw. Jest już skończony! Równie dobrze mógłby podciąć sobie nożem gardło podczas tego posiłku. Chociaż... może uda mu się jakoś uciec i znaleźć bezpieczną kryjówkę nim okrutny tryton pozna prawdę, że został oszukany. Elf postanowił trzymać się kurczowo tej myśli, w końcu była jego jedyną nadzieją i kołem ratunkowym.

        Ruszył chwiejnie za swoim katem, powłócząc nogami aż dotarli do kuchnio-warsztato-kuźni z domieszką czegoś, czego nie był w stanie zidentyfikować. W skrócie, gdy dotarli do namacalnego Chaosu. Posadzenie się na krześle było dla niego niemałą ulgą, ale pozbawione iskry życia spojrzenie było rozbiegane, omiatając wszystko co się wokół niego znajdowało i działo. Był niespokojny i wiedział, że taki pozostanie, póki nie opuści tej przeklętej wyspy.

        Tak jak podejrzewał, uszkodzona ręka w ogóle nie nadawała się do trzymania jakichkolwiek sztućców, choćby przez jej ciągłe drżenie i jednoręki w ogóle nie miał chęci do jedzenia czegokolwiek. Zjadł jedynie kilka warzyw i to "rękoma" nie będąc w stanie uporać się z pancerzykami krewetek, aby wydobyć z nich mięso, ale z drugiej strony z ledwością był w stanie zjeść choćby tą garstkę, którą zjadł. Wiedział, że aby mieć szansę na ucieczkę powinien porządnie napełnić żołądek, co doda mu sił, ale coś mu podpowiadało, że akurat żołądek to zostawił w tamtej celi, gdzieś na ziemi razem z treścią jaką z niego wyrzucał. W ogóle nie słuchał tego co piraci mówili, zbyt skupiony na poszukiwaniu drogi ucieczki. Jedyną były otwarte na oścież drzwi, ale był pewien, że w obecnym stanie prędzej się zabije po drodze przez ten bałagan niż do nich dobiegnie. Wolał na razie czekać na lepszą okazję, w końcu będzie w porcie, a tam aż się roi od takich sprzyjających okazji.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Gdy się ubrała, Barbarossie ciężko się było powstrzymać przed ponownym porwaniem jej w ramiona. Dziewczyna była jak narkotyk, zapach jej włosów i ciepło ciała przyjemnie odurzały, wprowadzając w stan wiecznej ekstazy. Wystarczyło raz spróbować, by się uzależnić i zapomnieć, że istnieje coś takiego jak samokontrola. Uczucie podobne do szaleńczego głodu krwi, tyle że tutaj objawiające się przez chęć, by ponownie posiąść kobiece ciało. Nad tym pierwszym Barbarossa zwyciężył już dawno, nie rzucał się na pierwszą osobę w celu zaspokojenia pragnienia, więc i z drugim nie powinien mieć problemu. Widząc smutki jakim uległa elfka, wampir podszedł do niej i najzwyczajniej w świecie przytulił.
- Sądzę, że jestem ostatnią osobą, którą twój ojciec chciałby teraz oglądać - wyszeptał, odgarniając za szpiczaste ucho nieposłuszny kosmyk, a następnie uśmiechnął się pokrzepiająco i dodał:
- Ale skoro prosisz, to chyba nie mam wyboru. Nie zamierzam się jednak wtrącać w wasze sprawy.
Zachowanie Kiraie w tej kwestii było dla nieumarłego kapitana mocno niezrozumiałe. W końcu informacja o stanie zdrowotnym admirała powinna podnieść ją na duchu, a nie załamać. Gdyby to chodziło o jego ojca lub którąkolwiek z sióstr, wampir rzuciłby wszystko i pognał do nich. Inaczej, gdyby spełniły się najgorsze obawy, nigdy by sobie nie wybaczył. Rodzina była ważna i w głębi serca kapitan wierzył, że między Kiraie, a Rionem dojdzie do porozumienia.

Wciągając na ramiona płaszcz, Barbarossa zaprowadził Kiraie do lecznicy Rafaela, gdzie na szerokim łóżku medycznym leżał właśnie jej ojciec. Od czasu śniadania kolory na jego twarzy znacznie się ożywiły, a oczy wytrąciły resztki zamglenia, przez co znów prezentował się jako władczy i silny mężczyzna, gotowy w każdej chwili ruszyć na pełne morze. Jedyne, co go powstrzymywało to odleżyny i miękkie nogi, w których krążenie nie do końca się ustabilizowało.
Na widok wchodzących, Rafael, który czyścił właśnie zlewki z odczynnikami, skłonił się płytko i czym prędzej podszedł do kapitana, zabierając go na krótką rozmowę w cztery oczy w przeciwległym końcu komnaty, tak aby nie przeszkadzać dziewczynie w rozmowie z ojcem.
- Dochodzi do siebie - stwierdził czarodziej, pokazując garść białego proszku na małym i szklanym talerzyku. - Podano mu mieszankę soli, sproszkowanego tojadu i suszonego muchomora. Wszystkie trzy, jeśli się wie jak, mają taką samą konsystencję i trudno je odróżnić, gdy są wymieszane.
- Wiesz już jak mu to podano? - zapytał wampir, zerkając przez ramię towarzysza na admirała.
- To było w winie, w ziemniakach, w rybie. Z powodu soli, smakowało jak sól, więc nie sposób się połapać. Muchomory nie mają smaku, a suszony tojad przypomina oregano, więc równie dobrze mogłem stwierdzić, że otruto go przyprawą.
- Kogoś podejrzewasz?
- Ja?
- Tak. W końcu tam byłeś i wszystko widziałeś.
- Nie wszystko - odpowiedział nerwowo czarownik, drapiąc się w potylicę. - Ale obaj dobrze wiemy, kto przy stole życzył Awerkerowi śmierci. Ten elf, jeśli to jego sprawka, powinien mieć śladowe ilości trucizny pod paznokciami. A jeśli nie, to oznacza...
- Że truciznę podano w kuchni - dokończył kapitan, próbując przypomnieć sobie szczegóły z rana.
Podejrzewanie Kasina nie było zbyt uczciwym i lojalnym wobec niego posunięciem, ale patrząc na fakty to jedynie krasnolud miał do czynienia z potrawami zanim podano je na stół. Nawet przyjaciółki Raven, służące tego ranka jako kelnerki były poza jakimkolwiek podejrzeniem z powodu relacji jaka wiązała je i dhampirkę. Były jej tak samo oddane, jak Jokar i Adewall byli wampirowi, więc nigdy nie naraziłyby się na gniew kogokolwiek z rezydencji. Nie mniej sprawę należało rozwiązać i to szybko, zanim wydarzy się coś niechcianego.

***

W tym samym czasie w kuchni Jokar i Kasino wymienili się spojrzeniami i podejrzeniami, co jakiś czas kontrolując więźnia pozostawionego samego sobie w kącie pomieszczenia. Krasnolud nie mógł do końca uwierzyć w to, co stało się w jadalni, z kolei tryton myślał i myślał, jak rozwiązać tę sprawę. Za bezmyślnego psychopatę z ostrym nożem mógł uchodzić na oceanie, ale na wyspie wszyscy wiedzieli, że pod zniszczoną bliznami twarzą, kryje się umysł geniusza. I to nie byle jakiego. Jokar, przynajmniej na towarzystwo pirackie, był najlepszym skrytobójcą i katem, jakiego nosiły fale. Sława jego wyczynów sięgała wszystkich nadmorskich miast, a listy gończe miały dopisaną notkę, by pod żadnym pozorem nie przyprowadzać go żywego. Wciąż jednak umieszczona pod nią kwota nie mogła dorównać tej za głowę Barbarossy, ale wystarczyłaby, aby do końca życia leżeć do góry brzuchem. Jokar, który siedział w nie jednym więzieniu, miał dość czasu, by planować, knuć i wymyślać nowe sposoby zabijania. Nie mógł zatem być imbecylem z parciem na rękojeść. Jego okrucieństwo szło w parze z posiadaną wiedzą. Tacy, jak Kasino doskonale o tym wiedzieli, dlatego nord nawet nie próbował zgrywać przy nim głupiego, bo ten zaraz by się połapał i nabrał podejrzeń. A nie ma nic gorszego od podejrzliwego i nieprzewidywalnego szaleńca.
- Dokąd zabierasz naszego gościa? - zapytał trytona, wskazując obcęgami elfa, który kończył już męczarnie, zwane posiłkiem.
- Do portu. Podobno jakiś szczeniak służący pod Awerkerem dał mu truciznę i polecił ją podać.
- Jakiś szczeniak? Ty siebie słyszysz?!
- Słyszę - odparł Jokar, naciskając na szept. - Dlatego idziemy do portu. Barbarossa kazał mi zająć się sprawą i w razie czego zawisną dwa trupy zamiast jednego. Albo i cały okręt.
- Z chęcią to zobaczę - zachichotał nord i machnął ręką więźniowi. - Czas się zbierać, idziemy!

Na miejsce dotarli dość szybko, nie zatrzymywani przez nikogo. Kasino szedł przodem, torując drogę swoim brzuchem i wyzwiskami, za nim więzień i tryton, wypatrujący ponad głowami tłumu wielkiego, rogatego cielska z berdyszem. Choć był środek dnia, miasteczko wydawało się tłoczniejsze niż zazwyczaj. Wszyscy kręcili się po molo i nadbrzeżnej części, przyglądając się porządkom, jakie zaprowadził Adewall. Z tego też powodu atmosfera stawała się coraz gęściejsza i to nie tylko z powodu lejącego się z nieba żaru. Stojące w porcie okręty, przytłaczały swoją wielkością, a w cieniu ich żagli wcale nie było chłodniej, niż by się mogło wydawać. Wszędzie włóczyło się także wojsko, czy też raczej ochotnicze oddziały pod dowództwem Oliviera, tak zwani piraci, pilnujący innych piratów. Pozbawiona wad idea, dzięki której na Wyspie Czaszek panował porządek.

Na widok idących w jego stronę towarzyszy, Adewall ryknął ku nim i gestem zaprosił na pokład Wyzwolenia, gdzie tutejsi majtkowie, zgodnie z obietnicą, pomagali rannym przeciwnikom. Sam kwatermistrz, jako nadzorujący, stał na dziobie w asyście Hornera, prowadząc z nim proste dyskusje.
- Zapraszam, zapraszam. Z czym przychodzicie?
- Z ciekawymi informacjami - odpowiedział Kasino. - Panie, Horner pewnie zasmuci pana fakt, że Rion został otruty. Proszę się jednak nie martwić. Nasz czarodziej uratował mu życie, więc niedługo do was dołączy i odpłyniecie. Chyba, że kapitan zdecyduje inaczej.
Tu krasnolud przerwał i zerknął porozumiewawczo na Adewalla, który z kolei nachylił się ku Hornerowi.
- Może porozmawiamy w kajucie - zaproponował.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Słysząc zgodę, choć niechętną, ze strony Barbarossy, Kiraie bardzo się ucieszyła i poczuła się nieco pewniej. W niemej podzięce cmoknęła go niewinnie w usta, uprzednio stając na palcach i się do niego przytuliła. Nie to, że nie martwiła się o ojca, albo była na niego zła, po prostu bała się, że jej nie zrozumie i czy będzie chciała czy nie, i tak zabierze ją z powrotem do Leonii. Wietrzyła również nadchodzącą apokalipsę, gdy tylko elf dowie się o tym co ona właśnie... z jego odwiecznym wrogiem... O jej uczuciach do niego i to odwzajemnionych. To się dobrze nie skończy i właśnie dlatego tak bardzo długouchej zależało na tym by jej partner? Kochanek? Chłopak...? - stał chociaż przy jej boku, alby ją w razie czego ochronić. Co prawda nigdy jej fizycznie nie skrzywdził (choć serce jej pękło kiedy zarządził wieczny areszt domowy i spalenie jej ukochanego ogrodu) jednakże po tym, jak się zachował podczas dzisiejszego śniadania, nie była tego do końca przekonana.

        Przed wejściem do lecznicy, zawahała się na moment i kilka razy głęboko odetchnęła nim w końcu zdecydowała się wejść. Od razu zawiesiła wzrok na wracającym do zdrowia, leżącym spokojnie admirale, który mimo to wydawał się niezwykle poirytowany... Albo może zobojętniały? Spojrzała z niepokojem na swojego nieumarłego towarzysza i przełknęła z obawą ślinę, robiąc krok w stronę łóżka, na którym leżał "chory". W tym też momencie Rafael postanowił porwać jej ochronę, a dziewczynę sparaliżował strach. Miała dziką ochotę zadusić blondyna za ten brak wyczucia czasu, ale była to tylko ulotna myśl. Kiraie była przecież dorosła, więc nie mogła zachowywać się jak dziecko. Westchnęła cicho z rezygnacją i przywdziewając na twarz delikatny uśmiech usiadła obok leżącego rodzica.
        - Witaj, ojcze - przywitała się nieśmiało. Nawet na nią nie spojrzał, tylko wpatrywał się wrogo w piratów dyskutujących żywo na stronie.
        - Popatrz tylko jak potrafią zamydlić oczy osobom trzecim. Udają cały czas, że o niczym nie wiedzą i jedynie grają, starając się dowiedzieć co się stało i znaleźć sprawcę - burknął z pobrzmiewającym w głosie gniewem. Ani przez moment nie zamierzał im wierzyć i tylko doszukiwał się drugiego, mrocznego dna ich zachowania. - Tacy są piraci, podstępni, cwani, kłamliwi...
        - ...I niezmiernie kochani - szepnęła pod nosem dziewczyna, przypatrując się wampirowi, do którego się lekko uśmiechnęła.
        - Mam nadzieję, że się przesłyszałem moja droga - zawarczał, wbijając wrogie spojrzenie w córkę, ale czując jej strach i skrępowanie przez siedzenie przy nim, Rion westchnął ciężko i spuścił z tonu.
        - Ojcze, oni naprawdę są niewinni, no, przynajmniej w kwestii twojego otrucia. Starają się ze wszystkich sił pomóc ci stanąć na nogi i znaleźć winnego, myślisz, że wypruwaliby tak sobie żyły, gdyby to była ich sprawka? Nie otrzymałbyś natychmiastowej pomocy, a nawet jeśli to dobiliby cię jak tylko straciłbyś przytomność... - odpowiedziała stanowczo i nagle przerwała z niepewnością, widząc nieciekawy wyraz twarzy rodzica jak dostrzegła po swoich słowach.
        - To znaczy... Oni są naprawdę honorowi i wierz mi, nie posunęliby się do czegoś takiego, aby się ciebie pozbyć. Prędzej pokiereszowaliby cię w otwartej, równej walce... - Znów się przeraziła, bo wydawało się, że Rion był przez jej argumenty jeszcze bardziej niepocieszony i rozgniewany. Skuliła się na krześle, przytłoczona jego spojrzeniem, przez który po chwili niewiadomo czemu się zarumieniła lekko. Najprawdopodobniej powodem był łobuzerski uśmiech na jego twarzy, który robił z niego bardziej jej rówieśnika niż ojca i nagle porwał Kiraie w ramiona.
        - Żebyś tylko nigdy w życiu nie poczuła smaku goryczy przez nich - powiedział łagodnie i wypuścił zdezorientowaną dziewczynę ze swoich objęć. - Jesteś zupełnie jak twoja matka, niemal do bólu łatwowierna i dobroduszna. Oby ciebie to nie zgubiło.
        - Ojcze, ja...
        - Wszystko ze mną w porządku, poproś do mnie Barbarossę i zostawcie nas z Hose samych. - Cały młodzieńczy czar i łagodność zniknęły, zastąpione klasyczną dla niego stanowczością i formalnością.
        - Ale... - Była przerażona tą nagłą zmianą i skoro nie miała innej chwili, chciała teraz mu powiedzieć o podjętej przez siebie decyzji na temat zostania na tej wyspie.
        - Kiraie, proszę - westchnął ze zmęczeniem i irytacją, nie chciał się kłócić i miał tylko tą jedną prośbę, którą elfka z oporami w końcu postanowiła spełnić.

        Poczekała aż Rafael i kapitan skończą rozmawiać, aby zaraz po tym poinformować wampira o prośbie jej ojca i wraz z Rafaelem opuścić na tą chwilę, lecznicę.

***
        Jednoręki strasznie się denerwował idąc do portu, nie tylko zagrożenia ze strony załogi Wyzwolenia, która z wielką przyjemnością by go zlinczowała, ale przede wszystkim tego, co go spotka gdy prawda wyjdzie na jaw. Starał się jak mógł o tym nie myśleć i dyskretnie rozglądać za jakąś kryjówką, ale jak na złość było mu to uniemożliwione przez los. Jak nie banda kręcących się, zaciekawionych całą sytuacją piratów, to zaraz patrole "straży. To było frustrujące i elf czuł coraz mocniej zaciskaną pętlę na swoim gardle, wciąż jednak starał się zachować spokój i wierzyć w ocalenie skóry. Miał nadzieję, że wszystko się uda i bezpiecznie będzie mógł wrócić do Leonii. Musi tylko wszystko idealnie rozegrać, a z tym nie powinien mieć problemu.

        Załoga Wyzwolenia zamarła i ucichła, gdy tylko po mostku na pokład zaczęli wchodzić piraci, pomiędzy którymi szedł ich zdradziecki kamrat. Elf czuł na sobie pełne wrogości spojrzenia, a do uszu dochodziło paskudne złorzeczenie z ich strony, ale przecież za chwile i tak już będzie w drodze do domu, więc nie specjalnie się tym przejmował. Aczkolwiek nie można powiedzieć, że czuł się chociaż odrobinę konfortowo i bezpiecznie w tym towarzystwie, nawet z ochroną nautiliusowego "Rzeźnika" i krasnoluda.

        Z początku Horoner, jak zapewne wszyscy na Wyzwoleniu, miał ochotę dobyć broni i stanąć do walki z panoszącymi się po ich okręcie piratami, zwłaszcza tym rogatym, ale widząc dobrowolną pomoc z ich strony, spuścił z tonu. W końcu obie strony wykonywały tylko rozkazy swoich kapitanów. Ta myśl wystarczyła leońskiemu trytonowi spojrzeć na piracką społeczność z nieco innej perspektywy, a nawet podjąć dialog z minotaurem jak równy z równym, a nie jak z najgorszym na świecie wrogiem, czy też odrażającym, nic nieznaczącym robakiem. Można nawet powiedzieć, ze nawiązali nić wzajemnego porozumienia. Rozmowa jednak jaką do tej pory prowadzili, nagle się skończyła, po przyjściu do nich dwóch piratów z Nautiliusa i jednorękiego elfa. Swoją wrogość i odrazę pierwszy oficer Wyzwolenia dopiero teraz okazał i to nie krasnoludowi oraz krewniakowi, tylko właśnie temu długouchemu zdrajcy.
        - Jak ciekawymi? - zapytał leoński tryton, starając się zdusić w sobie gniew i wstyd jakie w nim wzbierały gdy patrzył na jednorękiego. Na odpowiedź nie musiał jednak długo czekać, gdyż nord bez owijania w bawełnę raczył zaspokoić jego ciekawość, choć nie ucieszył się po tym co zostało mu właśnie przekazane. Na szczęście Kasino i z rosnącą w nim złością postanowił od razu sobie poradzić, zapewniając, że sytuacja jest już opanowana. Widać było po nim jaką odczuł ulgę na wieść, że wszystko jest już w porządku.
        - Tak - odparł krótko leończyk obecnie trzymający pieczę nad wyzwoleniem i poprowadził "gości" do kapitańskiej kajuty.
        - A więc? W czym rzecz? - zapytał zdawkowo stając za kapitańskim stołem i wędrując wzrokiem po wszystkich zgromadzonych, z założonymi na piersi rękami, dającymi znać o jego zniecierpliwieniu i irytacji, choć ta wynikała z obecności znienawidzonego kamrata.
        - To wszystko wina tego szczeniaka coście w porcie pogonili, bo wam zapasy podkradał, a którego Awerker postanowił przygarnąć! - odezwał się od razu jednoręki, chcąc jak najszybciej się stąd ulotnić.
        - Po pierwsze zważ do kogo i o kim mówisz nędzny szczurze, po drugie nie odzywaj się niepytany - burknął tryton przez zaciśnięte zęby, z trudem przełykając w sobie niechęć do tego osobnika. Nie mniej to co powiedział mogło być niezwykle istotne dla całej sprawy, bo, jak Horoner się domyślał, wizyta ta miała na celu znalezienie sprawcy całego zatrucia. Choć nienawidził i szczerze nie ufał jednorękiemu, nie mógł tak po prostu zbagatelizować jego oskarżeń. Leoński oficer spojrzał na minotaura i skinął mu głową w geście niemych przeprosin, po czym samotnie zniknął za drzwiami od kajuty, do której po niedługiej chwili wrócił z przerażonym chłopakiem, idącym niepewnie za nim.
        - O właśnie to on! To on mi to kazał, w sensie otruć Awerkera! To on mi dał w leońskim porcie tojad i kazał targnąć się na życie kapitana! - Od razu zaczął piać elf, wytykając bezczelnie młokosa, który ledwo stał na rozdygotanych nogach, pobladły ze strachu na widok ogromnego minotaura i pirackiego trytona, od którego biło niemal namacalne okrucieństwo. - Przyznaj się szcze...
        - Panie Horoner, ja naprawdę... - Menurka chciał się jakoś wybronić, ale nie dostał tej szansy.
        - Dość! - warknął gniewnie Horoner, na co i Menurka i Jednoręki się skulili. - Może i nie darzę Menurki taką sympatią jak admirał i wciąż nie pochwalam jego decyzji odnośnie dzieciaka na okręcie, ale wiem, że chłopak tego nie zrobił. Zbyt dużo zawdzięcza kapitanowi Awerkerowi. - Zaczął spokojnie naturiańczyk, nie mając pojęcia, że elf już podłożył głowę pod gilotynę nieświadomie wymieniając jeden ze składników podanej przez siebie trutki. - A ty natomiast łżesz jak pies. Od samego początku tylko kombinowałeś jak się pozbyć admirała i jak najbardziej się dorobić pod jego skrzydłami. Jednakże najważniejsze jest to, że twoje tłumaczenie aż woła o pomstę. Menurka nie miał możliwości cię spotkać w czasie między jego rabunkami a dołączeniem do naszej załogi. W dodatku prosty syn rybaka, mieszkający z dala od miasta nie miałby pieniędzy na trutkę śmiertelną dla elfów, nie mówiąc już o tym, że nie posiada umiejętności pozwalających mu na stworzenie takowej, skoro wodę potrafi przypalić. - Przez jego twarz przemknął cień rozbawienia na myśl o "specjalnych zdolnościach" małolata, którego przyszło im niańczyć.

        - To jest jednak moje zdanie, ostateczny werdykt jednak należy do któregoś z panów - kiwnął piratom - albo kapitanom, nie wiem, kto zajmuje się tą sprawą. - Postawił sprawę jasno, jeśli ktoś chciał przelania dziecięcej krwi, proszę bardzo, ale on umywał od tego ręce, choć starał się racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego oskarżenie chłopca nie ma sensu.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Podczas gdy Kiraie zajęta była rozmową z ojcem, Barbarossa i Rafael zdążyli raz na zawsze wykreślić ich towarzysza Kasina z grona podejrzanych. Zgodnie doszli do wniosku, że dla krasnoluda użycie trucizny to cios poniżej pasa i nawet on, choć nienawidzący elfów całym sercem, nie życzyłby im takiej śmierci. Podobne wnioski wyciągnęli wobec Raven, która po stracie ojca wyczekiwała powrotu wampira z nadzieją, że przywiezie jej głowę Awerkera, lecz była za dobra na popełnienie morderstwa z zimną krwią. Z resztą już dawno zakończyła żałobę i teraz zajmowała się posiadłością. Poza podejrzeniem znajdowali się także kapitanowie Hawany i Kormorana, będący na usługach Barbarossy dość długo, by przyjąć część jego zachowań. Między innymi to, że kapitan kapitanowi winny jest szacunek, a barwy i idee, dla których walczą są sprawą drugorzędną. Nie mogli więc dopuścić się hańby na pirackim honorze. Za otruciem admirała Awerkera musiał zatem stać elf lub, czego nikt nie mówił głośno, ktoś z jego najbliższego otoczenia, komu nie w smak zrobiły się jego obecne poczynania.

- Wybacz, że poruszam ten temat właśnie teraz, ale co zrobimy, gdy Rion wróci do kraju? - zapytał czarodziej, niepewnie spoglądając na pacjenta, mając w pamięci jego liczne i nierozstrzygnięte zatargi z kapitanem-wampirem. - Poznał w końcu położenie naszej wyspy, w porcie stoi jego okręt, a ponad setka innych przeczesuje ocean. Może właśnie badają miejsce masakry, może król Leonii właśnie w tej chwili wysyła na nas nowych łowców. Nie życzę nikomu śmierci, ale jeśli on wróci do domu, to będzie naszym gwoździem do trumny. Myślisz, że władca nie okaże mu łaski za te kilka współrzędnych, które zmieszczą się na kawałku pergaminu?
- Za dużo tych "może", ale nie sposób odmówić ci racji - odpowiedział kapitan, wyciągając z jednej z szafek zlewkę, a z drugiej alkohol. Po tym, co właśnie usłyszał musiał zastanowić się nad kolejnym ruchem na szachownicy, gdyż tylko jeden nierozważny ruch dzielił go od tego, by osobnik po drugiej stronie stołu powiedział "szach".
Zabicie Awerkera oczywiście nie wchodziło w grę. A przynajmniej nie tutaj, w rezydencji, ani w żadnej części wyspy. To by było jawne podeptanie honoru i kodeksu, który sprawiał, że piraci nie byli jedynie bandą tępych rębajłów. Los pokonanego wroga powinien dopełnić się na oceanie, a nie w pokoju pełnym medykamentów.

Z tego zamyślenia wyrwały wampira kroki dziewczyny i jej późniejsze słowa, przekazujące wolę admirała. Na jej twarzy nie było jednak spokoju, tylko kolejne fale strachu i niezdecydowania. Czyżby mu nie powiedziała o tym, że zostaje? A może nigdy tak naprawdę tego nie planowała? Może wszystko było grą, mającą na celu rozkochać w sobie wampira i umożliwić ojcu powrót do domu wraz ze zwołaniem floty przeciwko jego azylowi dla wyjętych spod prawa? Nie! W to Barbarossa nie chciał wierzyć, nie po tym jak on i Kiraie... to było szczere uczucie, nie podstępne oszustwo. Pierwszy raz od wieku wampir tak mocno kogoś pragnął i nie miał zamiaru rezygnować.
- Zaczekajcie na zewnątrz - rzucił im na odchodne, starając się ukryć własny niepokój, a gdy był już sam na sam z Awerkerem, nalał mu wina i spokojnie zaczekał na to, co ten ma mu do powiedzenia.

Za drzwiami natomiast, Rafael ofiarował elfce swoje ramię i zaprowadził ją do ogrodu na tyłach rezydencji, by tam oboje zaczekali na kapitana. Stała tam sporych rozmiarów altana z szeroką ławą, stolikiem i widokiem na ocean. Obok rosło kilka drzew i krzewów dających miły cień i schronienie ćwierkającym ptakom. Nie było to jednak miejsce odosobnione. Na dziewczynę i czarodzieja czekała już tam Tamika, dla zabawy przenikająca drewniane podpórki i zaglądająca do dziupli z uśmiechem na twarzy. Na widok gości przerwała swoją czynność i zawisła nad nimi, powiewając suknią.
- Ptaszki ćwierkają, że z nami zostajesz - wypaliła zamiast powitania, nadstawiając przedramię jako lądowisko dla tęczowego feniksa, który nie do końca zrozumiał co się stało gdy schował skrzydła i spadł na miękką trawę. - Oj przepraszam, zapomniałam.
- To prawda? Jeśli chcesz, możesz wprowadzić się do mnie. Mam przytulny kącik na poddaszu. I nie przejmuj się, w ogóle mnie nie zauważysz. Jestem wspaniałą współlokatorką - trajkotała dalej, latając w te i wewte niczym niespokojny duch, którym bądź co bądź była.
W ogóle nie przyszło jej na myśl spytać Kiraie o zdanie, co ona o tym wszystkim myśli. No, ale Tamika już taka była.

Rozmowa trójki przerwana została w pewnym momencie przez dodatkową parę skrzydeł. Były to ogromne, kruczoczarne "wachlarze" wyrastające z masywnego tułowia, zakończonego kanciastą głową o płaskiej twarzy z niewielkim dziobem. Ogromne żółte oczy patrzyły na wszystko niczym dwa ogromne świetliki. Jego obecność zafascynowała zjawę, która próbując podlecieć została zbesztana ptasim skrzekiem i gniewnym machaniem skrzydłeł.
- Puchacz Mauriański - ocenił Rafael, podchodząc do ptaka z podniesioną z ziemi dżdżownicą. Na jego widok zwierzę zareagowało podobnie, choć prezent jak najbardziej przyjęło, a po posiłku skłoniło się nisko, odsłaniając skórzane szelki z przywiązanym do nich listem.
- Wiadomość zza oceanu - powiedział czarownik, odwiązując rulon pergaminu. - Dla naszego kapitana. Zapieczętowana jego herbem rodzinnym, od Iriny Barbarossy.
- Kto to? - zainteresowała się Tamika, a jej wścibskie spojrzenie powędrowało ku listowi. - Jego matka, siostra, narzeczona? - ostatnią myśl wypowiedziała nieco zawiedziona, spoglądając na Kiraie z wyrazem smutku. Zjawa domyślała się, że powód zostania elfki na wyspie musi wiązać się z wampirem, ale nie chciała uprzedzać faktów.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Aweker wciąż na wpół leżał na łóżku w tej lecznicy tak, jak podczas rozmowy z Kiraie. Miał posępny i zamyślony wyraz twarzy kiedy przyszedł do niego wampir, na którego zwrócił uwagę dopiero po chwili. Musiał intensywnie nad czymś się zastanawiać, gdyż oznaki tego wciąż były widoczne w jego szarych oczach, wpatrujących się uważnie wrogiemu kapitanowi. Dziwić jedynie mogło to, że prócz niechęci oraz wrogości kryło się w nich również wahanie z dobrze widoczną rozterką, jaką teraz admirał niewątpliwie przeżywał.

        - Kto by pomyślał, że kiedyś dożyję dnia kiedy zobaczę jak Postrach Jadeitów się waha - zaczął od razu, pomijając zbędne uprzejmości i nawet nie starał się być nawet odrobinę łagodniejszy dla nieumarłego, choć gdyby nie jego szybka reakcja w udzieleniu otrutemu pierwszej pomocy, Rion niewątpliwie by umarł, a przynajmniej tak wynikało z relacji Rafaela, którą leończyk został poczęstowany praktycznie zaraz po swoim wybudzeniu się. - Nie martw się Barbarossa, obaj jesteśmy w tej samej sytuacji. - Zasępił się przez moment, a po chwili westchnął ciężko. Wciąż był pełen obaw do tego co postanowił i do końca nawet w to nie wierzył, że kiedykolwiek byłby zdolny do czegoś takiego, ale... Nie miał większego wyboru. Jak to się mówi, zawsze lepiej wybrać mniejsze zło.

        - Dbaj o nią i chroń choćby za cenę własnego... nieżycia, jak przystało na prawdziwego mężczyznę - wydusił z siebie z widocznym trudem. - Jeśli dojdą do mnie wieści, że była przez ciebie nieszczęśliwa, przysięgam ci, że cię dopadnę i zatłukę jak psa - warknął groźnie znów przypominając starego siebie, dumnego i surowego.
        - Nie licz też, że cię polubię tylko przez to, że uwiodłeś i omamiłeś moją córkę. Przez to mam jeszcze więcej powodów by cię nienawidzić, ale nie bież sobie tego do serca. Taka już ojcowska rola, by gnębić i upuszczać krwi mężczyźnie, który zabiera jego małą dziewczynkę.

        Ponownie zamilkł na dłuższy moment i wydawać by się mogło, że to co teraz zamierzał powiedzieć było dla niego jeszcze trudniejsze do przełknięcia niż ofiarowanie Barbarossie ręki Kiraie i dość oryginalne pobłogosławienie ich związkowi. Elfka nie musiała mówić Rionowi, że nieumarły kapitan zagościł w jej sercu, ponieważ sam się tego domyślił. W końcu był jej ojcem i do tego jeszcze nie ślepym, zwłaszcza, że dziewczyna, która jeszcze jakiś czas temu bała się, a nawet gardziła piratami, których bez wahania oddała by na szafot, teraz starała się ich bronić i udowodnić ojcu, że obie strony konfliktu tak bardzo się od siebie nie różnią. Awerker powoli zaczynał dostrzegać te podobieństwa i może właśnie to zaważyło na podjętej przez niego decyzji, z której nie zamierzał tak łatwo zrezygnować.

        - Mam do ciebie tylko jedną prośbę, Barbarossa, za to, że bez problemu przystałem na wasz związek - odezwał się nagle z przyprawiającą o gęsią skórkę surowością oraz stanowczością w głosie. - Pozwól mi i moim ludziom, jeśli tylko takie będzie ich życzenie, tu zostać. - Wbił w niego swoje poważne spojrzenie. Nie wyglądało na to by miał to być tylko kiepski żart. - Tak przecież będziesz mieć pewność, że położenie waszej wyspy wiąż będzie nieznane władzom Jadeitowych Miast, prawda? - Tak jak Kiraie, tak i Rion podjął decyzję o swoim przyszłym losie i nic nie było w stanie jej zmienić.
        Dla niego proszenie o to i dostosowanie się do tej społeczności było chyba jeszcze trudniejsze niż wydanie werdyktu w tej sprawie przez wampira. Jak już zostało wcześniej wspomniane, były admirał nie miał większego wyboru. W Leonii był skończony nie tylko jako zdrajca, ale jeszcze renegat, a co za tym idzie cały jego majątek i posiadłość nie są już dla niego dostępne. Zapewne też obok listów gończych z podobizną Barbarossy i jemu podobnych, wiszą już szkice przedstawiające członków załogi Wyzwolenia z kapitanem na czele. I wątpił by król zechciał okazać mu jakąkolwiek łaskę, bo nie był osobą honoru. Dla niego liczyła się tylko rozrywka i pieniądze, a co jest bardziej rozrywkowe niż widok byłego admirała dyndającego w odcieniach szarości na szafocie wraz z jakimiś podrzędnymi rabusiami i oczywiście piratami? Nie był jednak w stanie poprosić o wcielenie go i jego ludzi do pirackich szeregów, choć ciężko mu było z myślą pożegnania się z bezkresem oceanu pod kochanymi żaglami Wyzwolenia wygrywającymi na wietrze przepiękną muzykę. Wiedział, że prosiłby o zbyt wiele, zwłaszcza, że dla wszystkich z wyspy jest czołowym wrogiem publicznym. Z resztą... Nawet nie wiedział czy byłby w stanie wykonywać rozkazy jakiś piratów.

        - Jeśli mi nie wierzysz, czemu się nie dziwię, rozbierz Wyzwolenie na części, albo oddaj jednemu ze swoich podwładnych na własność, zostawiając odholowany bryg dla tych z mojej załogi, którzy postanowią podjąć ryzyko udobruchania króla i powrotu do domu - dodał jeszcze, przerywając przedłużającą się ciszę.

***
        Po wyjściu z lecznicy, Kiraie skorzystała z podanego przez Rafaela ramienia i pełna obaw poszła wraz z nim. Przebywanie w ogrodzie działało na nią niezwykle uspokajająco, co też od razu można było dostrzec na jej twarzy, z której powoli zaczynało uciekać całe napięcie. Dodatkowo jeszcze bardziej się rozweseliła, gdy zobaczyła lewitującą przyjaciółkę, więc bez większego wahania usadowiła się wygodnie na ławce pod dachem altanki. Nie mogła się jednak długo nacieszyć spokojem ducha, gdyż Tamika postanowiła przypomnieć o swojej wścibskości.
        - A skąd w ogóle o tym wiesz? - starała się ukryć irytację i niepokój, do których doszła również nutka złości, gdy zjawa postanowiła wyciąć numer Silvie, na co ptak zaskrzeczał z wyraźnym oburzeniem. Otrzepał się z ziemi i poleciał, aby usiąść na oparciu ławki przy Kiraie. - Myślę, że jeśli będzie taka możliwość to zostanę w komnacie, którą do tej pory zajmowałam - odparła z nieukrywaną nadzieją, że to nieco ugasi entuzjazm nieumarłej.

        Nie minęła dłuższa chwila, gdy w zasięgu ich wzroku pojawił się okazały puchacz, który zaraz przed nimi wylądował. Silva nastroszył ostrzegawczo swoje pióra, w każdej chwili gotów do walki z nieznanym osobnikiem, aczkolwiek od razu zrezygnował po pierwszym skrzeku. Patrzył z uznaniem na drugiego ptaka i zdawał się rozumieć powody jego przybycia.
        - Piękny jesteś - powiedziała spokojnie z zachwytem Kiraie, wyciągając dłoń w stronę czarnej sowy, aby spróbować ją pogłaskać.
        - Irina Barbarossa? - powtórzyła pod nosem ze zdziwieniem. Nie do końca rozumiejąc, a przynajmniej do momentu, gdy Tamika nie postanowiła rozwiać nieco tej tajemnicy. - ...Narzeczona? - spytała równie cicho, zasępiając się i lekko spuszczając głowę, a zaraz ziewnęła teatralnie udając zmęczenie. - Przepraszam was, to był ciężki dzień... Chyba pójdę się położyć - powiedziała pośpiesznie, chcąc odejść w stronę rezydencji i zamknąć się w komnacie, z której jak dotąd korzystała. Może ten list był sygnałem od losu, że nie podjęła dobrej decyzji i powinna jak najszybciej wracać z ojcem do Leonii zapominając jak najszybciej o Barbarossie i całej jego zgrai. Pilnowała cały czas żeby się nie rozpłakać, dopóki nie znajdzie się w bezpiecznym, według siebie, pomieszczeniu.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- A ja nie sądziłem, że kiedyś będę pić z człowiekiem, który przez tyle lat życzył mi śmierci - odpowiedział pirat, przykładając zlewkę do ust i cały czas mierząc Awerkera podejrzliwym spojrzeniem, jakby w każdej chwili miał nastąpić z jego strony zdradziecki atak. Jednak w zniszczonym mundurze i twarzy, powoli usuwającej objawy zatrucia, starszy elf nie prezentował się już tak godnie, jak kiedyś. Wydawał się zagubiony, jak dziecko, które w ciemnym tunelu straciło ostatnią zapałkę. Mimo to wciąż towarzyszył mu status wroga wszystkich piratów i każdy mieszkaniec wyspy z przyjemnością widziałby go na szafocie.
- Jednak życie uwielbia nas zaskakiwać - westchnął wampir, odkładając naczynie na stół i stając przed byłym admirałem z dłonią opartą na szabli. - Obaj marzyliśmy o tej chwili, prawda? By stanąć twarzą w twarz z bronią w ręku i na śliskich od krwi deskach naszych okrętów rozstrzygnąć, który jest silniejszy. Dziś mam okazję udowodnić, że to ja jestem górą. Mógłbym cię teraz zabić, ciało strącić z klifu i okrzyknąć światu nowinę, że największy łowca piratów w końcu poległ. Tego jednak nie uczynię. Nie kiedy leżysz bezbronny niczym prosię czekające na przyjście rzeźnika.

Już miał odwrócić się i wyjść, życząc mu wcześniej szybkiego powrotu do zdrowia i domu, kiedy to niespodziewanie elf wyprzedził jego intencje, udzielając błogosławieństwa jemu i swojej córce. Barbarossa nie ukrywał swojego zdumienia, choć fakt, że Awerker o wszystkim sam musiał się domyśleć postawił go w nieco krępującej sytuacji. W końcu gdy on tu walczył z trucizną o życie, wampir, jak gdyby nigdy nic, oddawał się rozkoszy z jego najcenniejszym skarbem, który przez ostatnie dni u niego gościł. Teraz dowiadywał się, że odwieczny wróg nie zamierza mu go odbierać, lecz nawet z przychylnością losu pozostawić pod opiekę, której ojciec nie mógł już zapewnić.
- Ma być przy mnie szczęśliwa? - powtórzył pytanie, by je lepiej zrozumieć, lecz i nawet to nie pomogło. Robiąc krok w tył, Barbarossa rozłożył bezradnie ręce, jakby zaraz miało nadejść śmiertelne pchnięcie srebrnym kołkiem. - Nawet nie wiesz o co prosisz. Jestem piratem, nie porządnym marynarzem. Zabijam, torturuję, sprawiam, że ludzie zapominają co to szczęście. Twoja córka nie jest mi obojętna i nie jest też na tyle głupia, by nie wiedzieć, że z każdym powrotem do portu będę miał na rękach cudzą krew. Jeśli mimo tego wciąż będzie chciała przy mnie trwać, nie odtrącę jej, ale nie mogę ci przyrzec, że znajdzie przy moim boku takie szczęście, o którym zawsze dla niej marzyłeś.
- Będzie za to bezpieczna i wolna - kontynuował po krótkiej przerwie. - O resztę będzie musiała sama się pomartwić.

Barbarossa nie zamierzał ukrywać przed admirałem gorzkiej prawdy i jeśli ten chciałby go teraz utłuc, to lepsza okazja niż ta, już mu się nie trafi. Takie były jednak fakty. Kiraie, która przez te wszystkie lata żyła w zamknięciu czterech ścian, nawet na porwaniu nie widziała dość, by wiedzieć co może ją spotkać. Jeśli zostanie, przeżyje z pewnością wiele rozczarowań, nie raz przyjdzie jej jeszcze płakać. Żywot pirata nie opływał luksusami, choć własna wyspa i posiadłość ze służbą mogły temu przeczyć, to Barbarossa sam nie życzył elfce takiego życia. Trwałaby w ciągłej niepewności, co przyniesie jutro, jednocześnie marząc bardziej niż kiedykolwiek o złotej klatce w bezpiecznym mieście z dala od oceanu i przy boku ojca. Gdy jednak i ten wystąpił z prośbą o azyl dla siebie i załogi, kapitana Nautiliusa zamurowało. Do niedawna on i Awerker gryźli się, jak dzikie kundle, a teraz miałby go przygarnąć pod swój dach. Po tych wszystkich latach?

- Masz rację, nie wierzę ci - odpowiedział zamiast wyśmiać jego prośbę, po czym podsunął sobie krzesło, by spotkać się z admirałem na jednym poziomie. - I prędzej wszystkim wam poderżnąłbym gardła, gdybyście tylko postawili nogę w moim porcie. Ale znam granice dobroci. Rządasz ode mnie za wiele, Rionie. Twoi ludzie mordowali moich, nasze okręty ścierały się wielokrotnie, jak myślisz, co się może stać kiedy wypłynę zatapiać statki, a ty i twoi marynarze zostaniecie na łasce Wyspy Czaszek?
Barbarossa wstał, robiąc długą i mroczną przerwę. Cisza, która zapadła była bardziej nieznośna niż wszystkie inne. W końcu jednak przerwał ją skrzyp zawiasów otwieranych drzwi i odgłos wychodzącego wampira.
- Idź do swoich i wróć z tymi, którzy zechcą tu zostać razem z tobą - padło już z korytarza, a następnie ucichło.
Dla wampira spotkanie dobiegło końca, nie chciał on mówić tego Awerkerowi w twarz, by przypadkiem nie odkryć słabości. W gruncie rzeczy nie życzył mu już śmierci, a skoro Rion sam zaproponował zakopanie topora wojennego, to pirat pomoże mu wykopać odpowiednio głęboki dół.

Teraz jednak samotnie podążał korytarzami rezydencji, chcąc jak najszybciej znaleźć się we własnej komnacie. W głowie huczało mu od myśli, figury na szachownicy stały bez porządku, a on nie miał już asów w rękawie na dokończenie tej partii. Mógł jedynie czekać.

***

- O to należy spytać samego kapitana - odpowiedział czarodziej, chowając list za pazuchą szaty, by przy najbliższej okazji oddać go kapitanowi. - Barbarossa niechętnie rozprawia o swojej rodzinie. Do niedawna sam żyłem w przekonaniu, że poza nami żadnej nie posiada.
- To smutne - wtrąciła Tamika, przyglądając się puchaczowi. - Ale Irina Barbarossa to raczej nie jest zwykła przyjaciółka, skoro zna położenie wyspy. Inaczej ten ptak nigdy by tu nie trafił.
- To prawda - zgodził się Rafael. - Ale to wciąż za mało, by sądzić, że to jego narzeczona - dodał, widząc na twarzy Kiraie malujący się smutek, który dawał do myślenia. - Raven i Adewall na pewno będą wiedzieć więcej. Znają naszego kapitana najlepiej z całej wyspy. Ja jestem tylko medykiem, z resztą nigdy nie czułem potrzeby wypytywania go o rodzinne strony.
- Ja tak, ale zawsze mnie zbywał - dorzuciła swoje zjawa, która na widok odchodzącej elfki, rzuciła się za nią, zostawiając czarodzieja i oba ptaki samych sobie.

- Hej, zaczekaj! Przepraszam za to, co powiedziałam. I za moje wścibsko. Na swoją obronę dodam, że was nie podglądałam. Znam granicę. I nie chciałam mówić tego przy Rafaelu, choć pewnie sam się już domyślił, ale uważam, że dobrze się stało. Pasujecie do siebie. Ty i kapitan. Od początku wiedziałam, że coś jest na rzeczy.
Trajkotania nieumarłej nie było końca, nawet wtedy, gdy obie kobiety znalazły się pod dachem posiadłości. Idąc jej kolejnymi korytarzami, Tamika próbowała przekonać elfkę do współlokatorstwa, raz czy dwa napominają przypadkiem, że pewnie wampir zaprosi ją do siebie. Jako dobra koleżanka odradzała jej też odmowę, powołując się na swoją martwą zdolność swatania ludzi. W końcu niebawem cała wyspa się dowie, po co mieliby się z tym kryć?
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        - Wybacz moją uwagę, ale użyłeś nietrafionej metafory - zaczął wyniośle, co było nie dość, że charakterystyczne dla elfów, to jeszcze dla ludzi jego pokroju i rangi. - Największym rzeźnikiem jakiego znam jest jeden tryton z twojej załogi, któremu, znów wybacz moją opinię, w okrucieństwie i szaleństwie nie dorastasz nawet do pięt. Jednakże nie to jest teraz najważniejsze, nie przeszkadzaj więc sobie i kontynuuj - powiedział z nutą aroganckiej żartobliwości i niewiadomym było czy zrobił to z czystej złośliwości, by pokazać, że jeszcze długi czas minie nim zmieni swoje nastawienie do wrogiego kapitana, czy po to, aby rozluźnić gęstniejącą wokół nich atmosferę.

        - Tak jak powiedziałeś. Ona nie jest głupia i ma własny rozum. Jeśli jej się narazisz, wierz mi, że może być wtedy bardziej okrutna niż ja bym był, gdybyś w Leoni wpadł w moje ręce, w najlepszym wypadku wątpię by się wahała z odejściem od ciebie. Chodzi mi tylko o to byś o nią dbał - podsumował wypowiedź Barbarossy, nie odrywając od niego, pełnego niechęci wzroku. Ciężko będzie mu się pogodzić z faktem, że jego mała córeczka zakochała się w takim draniu i mordercy, ale zabraniając jej tego unieszczęśliwiłby ją jeszcze bardziej niż ostatnim razem. Kto wie jaka wtedy by nastąpiła tragedia, może nawet coś gorszego niż porwanie przez piracką zgraję. Awerker wolał tego nie sprawdzać i z pokorą przyjąć to co dawał mu los. Zawsze mógł mieć nadzieję, że Kiraie szybko przejrzy na oczy i pośle tego łotra w trzy diabły tam, gdzie jego miejsce.

        - A jednak, mimo swoich słów ręce cię w mojej obecności świerzbią, aby sięgnąć po ostrze. Wiem, że jesteś człowiekiem...honoru, ale skoro ma cię to męczyć to po prostu nas wszystkich zabij i poślij Wyzwolenie na dno oceanu, dla nas i tak cała przygoda ma tylko jedno zakończenie - śmierć. Różnicą jest tylko to gdzie ona nas spotka, czy tu, czy w Leonii. Nie naciskam na ciebie, zrobisz co będziesz uważał za słuszne. Przy podjęciu decyzji bądź jedynie dalej dobrym przywódcą i podstępnym strategiem, kierującym się jedynie dobrem swoich ludzi. - W jego głosie pobrzmiewała całkowita kapitulacja, nawet na dalszą wędrówkę ścieżkami swojego życia. Był całkowicie pogodzony ze swoim losem i faktem, że poniósł sromotną klęskę w swojej odwiecznej walce z piratami, zwłaszcza tym jednym. Awerker jak nigdy dotąd był zdecydowany złożyć broń i się poddać, choć nie mógł zrezygnować z jednego - rozciągającego się przed nim widoku bezkresnego oceanu. Miał świadomość, że właśnie postawił wampira w piekielnie trudnej sytuacji, dlatego nie oczekiwał od niego podjęcia natychmiastowej decyzji.
        - Wiedz jednak, że obecnie największym zagrożeniem dla ciebie i całej wyspy nie jestem ja, lecz jeden zdradziecki szczur, który tylko czeka, by wrócić do leońskiego portu i zdać królowi raport - dodał na zakończenie, a po tym, wciąż osłabionym wzrokiem, obserwował jak jego rozmówca odchodzi.

        Ostatnie słowa Barbarossy, które rozbrzmiały nim zniknął za zamkniętymi drzwiami, tym razem zamurowały byłego admirała. Szczerze? Nie spodziewał się czegoś takiego z jego strony i nawet doszukiwał się kryjącego w tym podstępu, jednakże nie mógł zmarnować otrzymanej szansy. Odetchnął głęboko i zebrał nadal lekko nadwątlone siły by zwlec się z łóżka, doprowadzić do względnego porządku i pójść do swoich za poleceniem nieumarłego, którego nigdzie nie było widać, gdy kroczył korytarzem w stronę wyjścia. Nie chciał się jednak samopas panoszyć po rezydencji wampira, więc poprosił jedną ze służek - kuzynek Raven, o odprowadzenie go do wyjścia z posiadłości.

***

        Kiraie w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół na temat nieznanej nikomu Iriny Barbarossy, a obawy i podejrzenia tylko w niej narastały. Co prawda Rafael miał rację, aby zbyt pochopnie nie wyciągać takich wniosków, ale argumenty Tamiki potwierdzające silną relację z nieznajomą Barbarossówną były równie przekonywujące. W ostatecznym rozrachunku elfka oprócz wzbierającej w niej zazdrości, nieznanej do tej pory, czuła się również zagubiona, zrozpaczona i wykorzystana. Coraz trudniej było jej się powstrzymać od płaczu, ale wciąż mocno się trzymała, aby nie uronić przy nich ani jednej łzy. Pomysł z wypytaniem Raven (bo do Adewalla bez żadnych przychylnych jej świadków wolała nie podchodzić) wydawał się dobry i naturalnie sensowny, jednakże świadczyłoby to jedynie o brakach w jej wychowaniu i podobieństwie do Tamiki. Była niemal całkowicie przekonana, że na wyspie wystarczy jedna chorobliwie wścibska osoba, a raczej zjawa, bo przecież o takie rzeczy najlepiej chodzić po odpowiedzi do źródła, a nie szukać ich z drugiej ręki.

        - Dziękuję ci Rafaelu za opiekę nad moim ojcem i miło spędzony czas, ale późno się robi i pójdę już do siebie - powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy, mającym ukryć pod sobą, że dziewczyna była bardziej przejęta tą sytuacją niż się wydawała. Uściskała go jeszcze przyjacielsko na pożegnanie i poszła do rezydencji, nie oglądając się za zjawą, której towarzystwa szczerze sobie w tej chwili nie życzyła.

        Idąc korytarzem, cierpliwie znosiła cały ćwierkany potok słów jaki wydobywał się z ust nieumarłej i w ostateczności zadowalała ją jedynie zdawkowymi odpowiedziami, acz powoli zaczynało ją to irytować. W końcu, wchodząc po schodach, westchnęła głośno, chcąc wyrzucić z siebie natłok negatywnych emocji, zatrzymała się i odwróciła do niej z tym samym przyjaznym uśmiechem co wcześniej.
        - Wybacz Tami, ale czy mogłabyś mnie zostawić przez chwilę samą? Jestem zmęczona, ale jeśli chcesz możesz znaleźć Raven i ją o to zapytać. Może uda ci się ją nawet do mnie przyprowadzić i zrobimy sobie babski wieczór, z nocowaniem i rozmowami przez całą noc. Co ty na to? - zapytała chcąc jak najskuteczniej odnieść się do niemal nastoletniej mentalności zjawy. W prawdzie wolałaby tę noc spędzić samotnie, ale może nocowanie w gronie przyjaciółek nie byłoby takie złe? A nóż polepszyłby się jej przez to humor.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Zjawie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Głośne westchnienie, wzruszanie ramionami i przyjazny, choć z lekka wymuszony uśmiech wystarczyły, by Tamika zrozumiała ukryty przekaz i oddaliła się pośpiesznie, zostawiając elfkę sam na sam z myślami. Oczywiście nie miała jej tego za złe, sama doskonale zdawała sobie sprawę, iż jej gadulstwo i wścibstwo potrafią poważnie zirytować wszystkich dookoła, ale w końcu lepszego pomysłu na swoje nieżycie nie posiadała. Była ciekawska z natury i gdyby tylko mogła pewnie napisałaby nie jedną książkę o prywatnym życiu każdego pirata na wyspie. Zanim jednak przeszła przez najbliższą ze ścian, do końca wysłuchała propozycji elfki i uraczyła ją szerokim uśmiechem, zatwierdzającym plan na zbliżający się wieczór.
- Już nie mogę się doczekać - zapiszczała, pozwalając nogom przekroczyć barierę z cegieł, podczas gdy głowa, która nie skończyła jeszcze konwersacji, wciąż lewitowała pomiędzy Kiraie, a olejnym obrazem o marynistycznym motywie. - Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz brałam udział w takim nocowaniu. Zaraz odnajdę Raven i wszystkim się zajmiemy.
Gdy zniknęła, korytarz na piętrze stał się najcichszym miejscem w całej posiadłości. Kiraie mogła nawet odnieść wrażenie, że przeniosła się w inny wymiar, gdzie jedynym dźwiękiem był ten towarzyszący oddychaniu. Nie trwało to jednak długo, kiedy na końcu korytarza pojawiły się sylwetki służących, zajętych pracami porządkowymi. Widząc samotnie stojącą elfkę, podeszły się przywitać oraz wypytać o samopoczucie, a następnie przeprosiły, gdyż czekały na nie kolejne obowiązki.

W tym samym czasie Barbarossa, omijając szerokim łukiem wszelkie osobistości, z którymi mieszkał pod jednym dachem, udał się do miejsca, w którym mógłby spokojnie przemyśleć pewne sprawy, a w którym nikt by mu nie przeszkadzał. Nieużywana od ponad wieku komnata kapitana Xeratha była ku temu najbardziej odpowiednia, a po złamaniu pieczęci na drzwiach i ich otwarciu, nie było już odwrotu. Przekraczając próg, nawet najpotężniejszy wampir musiałby ulec i solidnie odkaszlnąć, co Barbarossa właśnie uczynił, gdy uderzył w niego zebrany tu przez lata kurz. Jednak po za tym, że zalegał on nawet na suficie, pokój mentora niewiele się zmienił. Regały uginające się od nadmiaru ksiąg wciąż się nie połamały, podobnie jak wielkie łoże, szafy i komódka na alkohol do przyjmowania gości. Wszędzie na podłodze leżały ubrania oraz broń, lich nigdy nie nazwałby tego bałaganem, a po jego śmierci nikt nie miał serca tu wejść i posprzątać toteż następstwem było to, że w najdalszym kącie gniazdo uwiła sobie parka pająków. Stając pośrodku chaosu, Barbarossie zebrało się na wspomnienia. Pierwsze wyjście w morze u boku kapitana i jego zepsutej - dosłownie - załogi. Xerath, co tu dużo mówić, uwielbiał towarzystwo ghuli i zombie, posiadał wiedzę jak ożywiać zwłoki wzorem nekromantów z Maurii, tworzących żołnierzy dla kraju i taką załogę też kompletował. Na morzu nie było lepszych marynarzy, tak bezgranicznie posłusznych i sumiennych w obowiązkach, co z tego, że w walce nieco topornych. Przynajmniej słowo bunt na pokładzie było dla nich tym, czym dla wampira dotykanie srebra - zakazane i nie do pomyślenia. Podnosząc z ziemi jedną ze starych ksiąg, Barbarossa przetarł jej grzbiet i ze zdziwieniem stwierdził, że na okładce odcisnęły się ślady ptasich nóżek. A dokładniej kruczych. Podnosząc wzrok, wampir szybko zlokalizował okno, za którym, na szerokim parapecie, siedział, czy też raczej siedziała sprawczyni całego zamieszania.
- Nie wstydź się - powiedział pirat, uchylając okno tak, by ptak mógł spokojnie wlecieć do środka i zmienić się w kobietę o czarnych włosach i śmiertelnie bladej cerze.
- Wybacz - mruknęła dhampirka, poprawiając suknię i stając naprzeciwko kapitana. - Czasami się tu zakradam, by powspominać i pomyśleć. Jedyne miejsce w domu, gdzie nikt nie przeszkadza.
- Nie przepraszaj. W końcu dom należy do ciebie.
- Wiem, ale jakoś nie potrafię inaczej. Ojciec przepisał go tobie bo wierzył, że z czasem wrócę na kontynent i nie będę miała nic wspólnego z jego pirackim życiem. Chciał dla mnie jak najlepiej.
- To mnie zawsze w nim intrygowało. Nie było dnia, żeby kogoś nie zabił, ale podjął się wychowywania córki i zrobił to, jeśli mogę, cholernie dobrze.
- Dziękuję - odparła Raven, uśmiechając się radośnie. - Ale chyba nie przyszedłeś tu rozpamiętywać mojego ojca, prawda?
- Nie. Awerker poprosił mnie o udzielenie azylu jemu i jego ludziom. W Leonii czeka na nich szafot, a tutaj mają szansę na nowe życie. Mniej godne, a jakieś na pewno.
- Rion powiesił, a następnie spalił mojego ojca żywcem bez sądu - przypomniała kobieta. - Wuja Karsa też zabił. A przez kolejne pół wieku próbował dorwać i ciebie. Chcesz ot tak wpuścić go pod dach?
W ciszy, jaka zapadła słychać było jedynie jak para pająków uwija się przy powiększaniu gniazda.
- To przez Kiraie, tak? - zapytała w końcu Raven, a później dodała: - Chcesz to zrobić dla niej?
- Tak...
Tylko tyle wydusił z siebie wampir, zanim jego ciało postanowiło poddać się przemianie. Zrobiło to jednak w sposób bezbolesny, tak że mężczyzna nawet nie poczuł wyrastania ogona, uszu i sierści. Dwa uderzenia serca później dhampirka patrzyła już nie na kapitana piratów, a na czarnego kota w stercie ubrań, niezdarnie próbującego się wygrzebać. Biorąc go na ręce, Raven wyszła z pokoju i udała się na obchód, wpierw zaglądając do elfki. Wolała zostawić kota w jej rękach.
- Witaj. Mogłabyś przypilnować kapitana? - zapytała, uwalniając zwierzę, które spadło na cztery łapy i podreptało na łóżko. - Tu są jego ubrania - dodała, kładąc spodnie, koszulę i płaszcz na oparciu krzesła. - A gdy dojdzie do siebie, przekaż mu że Irina przysłała list. Tamika zdążyła mnie poinformować.

***

Tymczasem na Wyzwoleniu zdołano uporać się już z rannymi oraz zabrać tych, których rany okazały się zbyt rozległe na jakąkolwiek pomoc. Trzeba było przyznać, że piraci wykonali kawał dobrej roboty, stawiając na nogi znaczną liczbę leońskich marynarzy, którzy, o dziwo, wysilili się wobec nich na miłe gesty podziękowania. O wiele mniej przyjemna atmosfera miała miejsce w kajucie, gdzie Adewall, Jokar i Kasino w towarzystwie Menurki, Horonera i elfa-zdrajcy próbowali dotrzeć do prawdy, kto z całego tego łajdactwa odpowiadał za otrucie admirała Awerkera. Większość śladów wskazywała na ofiarę trytońskich tortur, lecz po wysłuchaniu nowych faktów wychodziło na to, że w zbrodnię może być zamieszanych więcej głów. Dla prywatnego kata Barbarossy nie była to wielka różnica, pociąć na kawałki jednego, a trzech spiskowców to bułka z masłem, jednak w domu czekało na niego małe stadko młodych żon, którym obiecał wrócić przed wieczorem, a ten z kolei zbliżał się już wielkimi krokami. W podobnej zadumie trwał minotaur, który pod nieobecność kapitana sprawował tu władzę i na równi z nim mógł decydować o wszystkim. Jednakże otrucie admirała obchodziło go równie mocno, co zeszłoroczny śnieg, tak więc zostawił to w rękach towarzyszy.
- Póki co nie wskazujemy nikogo palcem - powiedział pokojowo krasnolud, pokazując młodzikowi stołek. - Chcemy tylko dotrzeć do prawdy, kto otruł kapitańskiego gościa. Panie Horoner, jeśli tak bardzo wierzy pan w chłopaka, nie powinien mieć pan nic przeciwko małemu spacerowi do naszego czarodzieja. Rafael zna się na truciznach, a ja na kucharzeniu i wiem, że jeśli coś się przyrządza, śladów na rękach nie sposób tak łatwo zmyć. Wiem co mówię. Kiedyś marynowałem ośmiornicę w occie z cytryną i nie mogłem zmyć tego zapachu przez kilka dni.
- To chyba nie będzie potrzebne - odezwał się nagle Jokar, dając niemy znak kwatermistrzowi, który złapał elfa za ramię i usadził w krześle. Tryton niemal natychmiast znalazł się przy nim i z całych sił przebił mu udo nożem, celowo chybiając, by nie rozerwać tętnicy.
- Powiedziałeś tojad - stwierdził głosem pełnym grozy. - Tylko garstka wie, co zostało podane admirałowi. Jak to wyjaśnisz?
Oczy elfa momentalnie zaszły łzami, kiedy jego oprawca naciskał na ostrze z całych sił i pewnie robiłby to dalej, gdyby drzwi do kajuty nie otworzyły się nagle, ukazując postać admirała Awerkera. Jego przybycie zostało radośnie powitane ze strony załogi i z lekką pogardą ze strony piratów. Adewall, jako największy z towarzystwa, postąpił krok naprzód, a następnie wskazał na więźnia.
- Pewnie ucieszy cię fakt, że znaleźliśmy odpowiedzialnego za ten incydent. Jest twój. My wracamy do swoich spraw - oznajmił, dając znak Kasinowi i Jokarowi do opuszczenia okrętu.
Los elfa znajdował się teraz w bardziej odpowiednich rękach.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Niemałą ulgę wywołała u elfki chwila, w której w końcu została sama, acz zrobiło jej się wstyd, że tak potraktowała przyjaciółkę, zwłaszcza, że ta z wielkim entuzjazmem zareagowała na pomysł wspólnego nocowania ich trójki w jednym pokoju. Radość nieumarłej nawet minimalnie udzieliła się Kiraie i nieco poprawiła jej humor, lecz jak już zostało wspomniane, długoucha zaczęła żałować, że odprawiła zjawę. Podjętej decyzji już niestety nie cofnie, a rozpaczliwe zawrócenie do siebie Tamiki oraz niezdecydowanie w kwestii czyjegokolwiek towarzystwa najpewniej byłoby jeszcze bardziej gorszące, niż jedynie grzeczne poproszenie o chwilę samotności. Westchnęła ciężko i wznowiła wędrówkę korytarzem do swojego pokoju. Nie miała już chęci cię rozpłakać i szczerze powiedziawszy nawet nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. O tajemniczej Irinie Barbarossie, o swoim nowym życiu na pirackiej wyspie, o najgorszym piracie ze wszystkich, którego czuła, że kocha całym swoim sercem. Może i nie było tego wiele, ale niewątpliwie były to nazbyt poważne sprawy do przemyślenia, ale nie miała odwagi, ani siły się w nie zagłębić.

        Wróciła do komnaty, której wciąż nie była pewna i mogłaby nazwać "swoją". Rozsunęła ciężkie zasłony, aby wpuścić do pomieszczenia trochę ostatnich promieni światła i otworzyła drzwi od balkonu, wpuszczając do środka Silvę, który od razu usadowił się swojej nowej właścicielce na ramieniu i łebkiem ocierał się o jej policzek, domagając się pieszczot. Kiraie drapała go lekko pod delikatnie zakrzywionym dziobem, idąc w stronę łóżka, na którego oparciu ptak sobie zasiadł, umożliwiając elfce położenie się i odpoczynek. Oczywiście martwił się o nią, bo widział, że coś jest nie tak, nawet jeśli wszystko słyszał, acz nie do końca rozumiał o co było to całe zamieszanie.

        Nim jednak dziewczyna zdążyła usnąć na dobre, po pokoju rozległo się pukanie do drzwi i o ile Silva nie ruszył się ze swojego miejsca i nie przerwał drzemki, o tyle Kiraie musiała się pofatygować do wejścia i je otworzyć. W końcu nie mogła się tu czuć jak u siebie, a poza tym mogło to być coś ważnego, na przykład na temat jej ojca. Szczerze, widok Raven ją zaskoczył, ale jeszcze mniej spodziewała się ujrzenia kapitana w kocim stanie. Myślała, że Barbarossa mógł już zapomnieć o tej dolegliwości, bo jednak od kilku dni w ogóle nie widziała go takim. Otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając kocura do środka i odprowadziła go wzrokiem w stronę łóżka, a następnie skupiła się na dhampirce przewieszającej przez oparciu krzesła, stojącego pod ścianą nieopodal wejścia, jego ubrania.
        - Co się stało? - zapytała, jednakże sądząc po pośpiechu w jakim nieumarła przekazała rzeczy kapitana i jego samego, oraz brak jakichkolwiek wyjaśnień czy odpowiedzi, widać było, że albo się gdzieś spieszyła, albo była niezwykle zajęta.

        Pozostawiona praktycznie sama sobie dziewczyna westchnęła i ponownie zamknęła drzwi, po czym wróciła na łóżko do kota i feniksa. Uprzednio też starannie poskładała i ułożyła na skrzyni przed łóżkiem ubrania wampira. Położyła się z powrotem obserwując uważnie poczynania czarnego dachowca, którego wciąż nie wiedziała jak tak naprawdę traktować. Nie mogła się oprzeć przed wyciągnięciem w jego stronę dłoni i pogładzeniem jego mięciutkiego futerka, drapiąc go za uszkiem i pod bródką.
        - Nie wiem dlaczego, ale mam dziwne wrażenie, że zrobiłeś to specjalnie, kapitanie - mruknęła, a z wezgłowia zeskoczył na poduszki Silva, sadowiąc się obok Barbarossy i również domagając się pieszczot, których Kiraie zaraz mu dostarczyła. - Czy to przez mojego ojca? Chyba nie powinnam was zostawiać samych, teraz nie musiałbyś tak cierpieć. - Mimo głaskania i zwracania uwagi także na feniksa, i tak najbardziej skupiona była na piracie, za którego obecny stan zaczęła się obwiniać, a do oczu napłynęły jej łzy. - Przepraszam, kapitanie - wyrzuciła cicho z siebie przytulając go do siebie. Był niezwykle ciepłu i miał przyjemnie mięciutkie futerko, ale największym zaskoczeniem dla elfki było to, że mimo obfitego owłosienia i przemienionego ciała, miała wrażenie, że pachniał tak samo, jak mężczyzna, któremu jeszcze nie tak dawno się oddawała, przeżywając z nim wspólną rozkosz. W sumie nie powinno być w tym nic dziwnego skoro dachowiec i Barbarossa byli jednym i tym samym, ale spodziewała się, że jako kot będzie po prostu pachniał jak zwierze, albo wyda jej się bezwonny.
        - A może to na wieść, że Irina do ciebie napisała i zdenerwowałeś się przez obecną sytuację ze mną. - Uśmiechnęła się smutno na własne słowa, których nie bała się wypowiedzieć głośno do kota, acz najpewniej do kapitana w swojej ludzkiej formie, nie miałaby odwagi się tak odezwać.

***
        Awerker nie miał najprzyjemniejszej drogi z zamku do portu, zwłaszcza kiedy pokonywał miasto. Co prawda nikt go nie zaatakował, ani nie przerywał jego marszu, ale czego się na słuchał za swoimi plecami to było jego. I miał świadomość, że jeśli tu zostanie nie będzie wcale lepiej, a za to sprawi również niemały kłopot tutejszemu włodarzowi - Casterowi Barbarossie. Jeśli będzie taka konieczność, a wampir nie pozbawi go Wyzwolenia, przy jednoczesnym zaufaniu elfowi, że nie wykorzysta go do popełnienia głupstwa, mógłby nawet całe swoje życie spędzić na tym okręcie dożywotnio zacumowanym w tutejszym porcie, nawet gdyby miał zostać na nim sam i to codziennie obrażany oraz wyszydzany. Naprawdę nie miał innego wyjścia, gdyż pozbawienie się życia było by w tej sytuacji dla niego jednoznaczne z tchórzostwem.

        Przechodząc po głównym pokładzie w stronę kapitańskiej kajuty, szczerze podziękował piratom pomagającym jego załodze, która na widok swojego kapitana niezmiernie się ucieszyła i jeszcze bardziej ożywiła. Odgłosy tego przebijały się nawet przez dębowe drzwi kajuty, za którymi atmosfera była dużo chłodniejsza i cięższa. Elfi zdrajca biegał ukradkiem przerażonym wzrokiem po pomieszczeniu, niczym jakiś szczur szukając dla siebie odpowiedniej kryjówki albo drogi ucieczki, Menurka był bliski płaczu, a Horoner wysłuchiwał uważnie rady krasnoluda, traktując tą sprawę śmiertelnie poważnie, co nie powinno dziwić skoro pod nieobecność Riona to on był obecnie tu kapitanem. Otworzył usta i nabrał powietrza, aby wyrazić swoje zdanie na temat zaproponowanego pomysłu, lecz nie dane mu było choćby pół słowa z siebie wyrzucić, gdyż młodzik postanowił wyrwać się z szeregu.
        - Zrobię wszystko by dowieść swojej niewinności. Co tylko panowie rozkażą - wtrącił rozpaczliwie, gotów nawet w tej chwili udać się do wspomnianego maga i poddać się testom jakie by one nie były.
        - Milcz, kiedy nikt od ciebie nie oczekuje odpowiedzi - wysyczał karcąco przez zęby leoński tryton, starając się odnaleźć w sobie resztki cierpliwości do młodego kamrata. - Z chęcią poddałbym tych obu do oglądu waszemu czarodziejowi, albo nawet i całą załogę... - Chciał dodać jeszcze coś, jednakże tym razem odezwał się Jokar, a wzrok Horoner od razu się w niego wbił z widocznym zaskoczeniem. Opuścił ręce i przyglądał się poczynaniom piratów. Zapach krwi wypełnił całe pomieszczenie, podobnie jak pełen bólu krzyk jednorękiego zagłuszył okrzyki radości z zewnątrz. Menurkę sparaliżowało na stołku, a zastępujący Riona tryton nie zdążył ani zapytać o powody takiego działania, ani tym bardziej im zapobiec, gdy zaraz też otrzymał odpowiedź.

        Jego wzrok znów powędrował na zdrajcę i tym razem nie miał już najmniejszej ochoty przerywać w sadystycznych zabawach pirackiego pobratymcy. Zwłaszcza, że okaleczony elf na nowo zaczął kręcić, rzucając na lewo i prawo bezsensownymi wyjaśnieniami, które jakby się nad nimi bardziej zastanowić nie miały żadnego związku z tą sprawą, ani choćby odzwierciedlenia w rzeczywistości. Brakowało do tego tylko wytłumaczenia, że zrobił to dla swojej ciężarnej żony i piątki głodujących dzieci wyczekujących jego powrotu. Żyjąc w cieniu Awerkera i przez swój paskudny, dwulicowy charakter nie miał żadnego powodzenia u pań, a nawet gdyby z jakąś miał dzieci, na pewno nie były by głodujące przez fakt, że członkowie leońskiej floty, a zwłaszcza kapitanowie, również ci z niższymi rangami i pośledniejszych jednostek zarabiali tyle, by starczyło na godne życie średniej klasy szlachcica, więc nikt z jego rodziny by nie głodował. Na szczęście cała szopka się skończyła, gdy przez drzwi przeszedł główny kapitan tego okrętu. Przerażony młokos nie mógł się powstrzymać i od razu zerwał się w stronę byłego admirała od razu obejmując go w pasie i wypłakując się w jego tors, tuż pod mostkiem. W końcu z tego co się wszyscy orientowali chłopak miał poniżej piętnastu lat, może dwanaście albo trzynaście. Rion pogładził mniejszego od siebie po bujnych, potarganych włosach na głowie i powiódł wzrokiem po zgromadzonych, od razu dostrzegając malującą się na twarzy swojego zastępcy ulgę.
        - Dziękuję wam i przepraszam za oderwanie od waszych zadań. Obiecuję, że odpowiednio zajmę się tą sprawą - skinął im z uznaniem i wdzięcznością głową i poczekał aż wyjdą, ignorując skomlenie jednorękiego.
        - Horoner, przyjacielu, pozwól ze mną - zwrócił się po chwili do trytona i delikatnie odkleił od siebie Menurkę. - A ty chłopcze, nie krępuj się. Kiedy dojdziesz do siebie, wyjdź na główny pokład i przypilnuj okrętu.
        Raz jeszcze pogładził go po czuprynie, po czym wyszedł z naturianinem, zostawiając chłopca samego z kaleką. - Pod żadnym pozorem nie otwierajcie tych drzwi, a przynajmniej dopóki nie rozkażę inaczej - poinformował po wyjściu resztę swojej załogi i odchodząc z pierwszym oficerem na mostek, oddał się długiej rozmowie z nim na temat swojej decyzji i polecenia Barbarossy, ani trochę nie przejmując się przeraźliwym krzykiem pełnym agonii dochodzącym z kajuty i mrożącymi krew w żyłach odgłosami prawdziwej bestii.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Caster Barbarossa jako czarny kot niewiele miał wspólnego z dzikim, drzewnym łowcą polującym na wszystko co się rusza. Jego drapieżnej egzystencji przeczył fakt, że gdy tęczowy feniks wylądował na łóżku tuż obok niego, ten nawet na niego nie spojrzał, zbyt skupiony na dłoni, która dostarczała mu pieszczot. Skierowany ku górze ogon tylko utwierdzał w przekonaniu, że ta część kociego umysłu, która odpowiada za uczucie szczęścia, nie ma zamiaru dopuścić do głosu uwięzionego w podświadomości wampira. Nie teraz, kiedy uszy są tak przyjemnie masowane. Wzięty na ręce kot zamruczał jeszcze głośniej i zaczął pocierać głową o ciało elfki, a następnie zeskoczył na jej kolana i przekręcił na grzbiet, odsłaniając wrażliwy brzuch. Komuś, kto nie miał zielonego pojęcia o drugiej naturze dachowca ciężko byłoby uwierzyć, że ten miły sierściuch to tak naprawdę zakapior, który na co dzień stoi za sterem i prowadzi pirackie bandy ku kolejnym abordażom. A przecież wyglądał tak uroczo, gdy wyciągał do Kiraie swoje włochate łapy i muskał wąsatym noskiem jej skórę. Gdyby tylko istniało urządzenie zdolne uwiecznić ten moment, by pokazać wampirowi co wyczynia jego kocia strona medalu, ten z całą pewnością chodziłby zawstydzony, nie mówiąc już o tym, że jego i innych szacunek do samego siebie strasznie by zmalał.

Kiedy jednak, w trakcie swojego monologu, Kiraie wypowiedziała imię Iriny, uszy czarnego kota zastrzygły wyraźnie, a on sam utracił resztki chęci na wspólną zabawę. Teraz siedział naprzeciwko elfki, wsłuchany i zaciekawiony, przekrzywiając głowę za każdym razem, gdy nie rozumiał jakiegoś słowa. A trochę ich było, zważywszy na fakt, iż do wampira docierała co trzecia sylaba lub pozbawiony kontekstu wers. Trwał więc tak w nieruchomej pozie, co jakiś czas machając ogonem, by pokazać że żyje, lecz zastanawia się nad czymś ważnym. Umysł Barbarossy pod tą postacią działał znacznie wolniej niż normalnie. Pierwszeństwo zawsze miały zwierzęce instynkty, potrzeby natury fizjologicznej, rozrywkowej i własne bezpieczeństwo. Reszta się nie liczyła. Kiedy w końcu pirat przeanalizował to, co do niego mówiono, zamiauczał z cicha i opadł na przednie łapy, cały czas nie spuszczając oczu z elfki. A chwilę później zaczął się przemieniać.

Trwało to dłuższy czas, ale tak jak pierwsze tego dnia przeobrażenie i to nastąpiło bezboleśnie. Cofnięty w linię kręgosłupa ogon zabrał ze sobą całą sierść, łapy przywróciły palcom ich naturalny kształt, a uszy zmalały do rozmiarów ludzkich i ukryły się w burzy rozczochranych, czarnych włosów. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział kot, znów zaistniał wysoki i umięśniony mężczyzna, tyle że w stanie półprzytomnym, z głową opartą na udzie towarzyszącej mu dziewczyny.
Unosząc ociężałe powieki, wampir ponownie ujrzał świat ze swojej łajdackiej perspektywy i uśmiechnął się lekko, gdy znów poczuł czucie w kończynach. Nie od razu zorientował się jednak, że jest zupełnie nagi i w dodatku w łóżku z elfką, którą miłował. Do tego doszedł po złapaniu dłuższej chwili oddechu, kiedy próbował wstać, ale skręt żołądka ponownie przygniótł go do jej kolan.
- Powiedz, że nie zmieniłem się w kota, kiedy my... no wiesz - westchnął, starając się zachować swoją młodzieńczą brawurę i jednocześnie przypomnieć sobie co wywołało przemianę. Widząc jednak, że Kiraie miała na sobie ubrania, zdał sobie sprawę, że raczej nie byli w trakcie romansowania. Ale bardzo szybko mogli to naprawić.
- Słońce wschodzi czy zachodzi? - zapytał, zerkając na żółtą tarczę za oknem, a następnie, unosząc się na łokciach, odnalazł oczy elfki, by w nie spojrzeć i usta, by ich posmakować.

Jednakże tym razem wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się być przeciw niemu. Nie odnajdując w tym pocałunku ze strony Kiraie chęci podzielenia z nim łoża, Barbarossa odsunął się od niej i chwiejąc się jak boja na morzu, usiadł na skraju łóżka, przecierając twarz dłońmi. Ze wzrokiem utkwionym w podłodze, wampir zaczął się zastanawiać jak daleko ona jest i czy jeśli wstanie, to czy zdoła wyciągnąć rękę, by zamortyzować upadek. Czuł jak pod czaszką wzbierały siły, których nie zagłuszy się butelką rumu. Uderzyła w niego rzeczywistość. Był samotną beczką w pustej ładowni, którą ktoś zapomniał przywiązać, a okręt właśnie wpłynął w sam środek sztormu. Potrzebował solidnego kawałka liny, który go utrzyma w pionie.
- Potrzebuję krwi - oznajmił słabym głosem, zaciskając zęby. - Poślij po Rafaela.
Choć głód w nim wzbierał, Barbarossa za nic w świecie nie chciał skierować tej prośby do elfki. Za bardzo się bał, że może wyrządzić jej krzywdę, wypić za dużo lub kompletnie się zatracić. A tego by sobie nie wybaczył.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Z początku miała obawy, czy Barbarossa w tej postaci nie rzuci się na Silvę, ale na szczęście jej obawy szybko się rozwiały. Szczególnie, że kociak praktycznie wymuszał okazywanie mu całkowitej uwagi i zgarniał dla siebie wszystkie pieszczoty, nie dając elfce choćby spojrzeć na jej pierzastego przyjaciela. Ptak zaskrzeczał urażony tym i zeskoczył z łóżka, a następnie wyleciał przez otwarty balkon, zostawiając "zakochanych" samych w pokoju. Nie odlatywał oczywiście na zawsze, bo szczerze mówiąc nie miał gdzie się podziać. Po prostu skoro nikt się nim nie interesował w obecnej chwili nie zamierzał przeszkadzać.
        Kiraie zrobiło się przykro z tego powodu, ale nie mogła zostawić Barbarossy samego w takim stanie. Postanowiła odszukać feniksa, gdy będzie miała chwilę i wynagrodzić mu to zaniedbanie. Na razie jednak zalewała kocura pieszczotami i poddawała się jego niemym prośbom, masując jego cieplutki brzuszek. Nie trwało to jednak długo, gdyż po wypowiedzeniu "Irina", koci kapitan "spoważniał" i nie przejawiał już dalszej ochoty, aby być głaskanym. Spowodowało to jeszcze większe zmartwienie u dziewczyny, ale co ona mogła, oprócz żałosnego rozpłakania się z tej niewiedzy i bezsilności. Nim jednak łzy zebrały się w jej oczach, dachowiec postanowił odsunąć się od niej i poddać przemianie, od której Kiraie nie mogła oderwać oczu. Było to równie zaskakujące, co niepokojące zjawisko, którego istoty nie była w stanie pojąć. Odwróciła jednak wzrok, gdy wampir leżał już we własnej, nagiej okazałości i czerwieniąc się z zawstydzenie nakryła go niedbale narzutą pościeli, gładząc na wpół przytomnego pirata delikatnie po jego włosach. Miękkich niemal tak samo jak kocie futerko sprzed chwili.
        - Raven cię takiego przyniosła, nic nie robiliśmy - odpowiedziała mu, jakoś nie mogąc się nawet lekko uśmiechnąć przez rozbawienie jego słowami. Miała pochmurny wyraz twarzy i ciężko jej było ukryć, że czymś się zadręcza. - Zachodzi - odparła na kolejne pytanie, a po chwili zamarła jak sparaliżowana, gdy nagle postanowił ją pocałować.
        Niechętnie oddała tę czułostkę i jednocześnie też lekko odepchnęła od siebie nieumarłego. Była bliska płaczu, zagubiona w tym co się działo, a czego nie wiedziała. W ogóle nie rozumiała zachowania pirata, który nie powinien jej całować, nie powinien jej tak kochać skoro miał już narzeczoną. A może to wszystko wciąż było tylko grą, aby pozbyć się jej ojca, a na niej samej się niewyobrażalnie wzbogacić. Ta myśl sprawiła, że z jej oczu w końcu wypłynęły łzy, jak woda z tamy, która nie była już w stanie jej dalej zatrzymywać.
        - Irinę też byś posłał po Rafaela, czy jednak jej osobą zaspokoiłbyś swoje pragnienia i głód krwi? - zapytała kąśliwie, uśmiechając się słabo ze złośliwością. Kiraie była oszołomiona swoim zachowaniem, bo przecież jak mogła go tak potraktować skoro był dla niej miły, albo przynajmniej stwarzał takie pozory. - Niech pan się ubierze do tego czasu, panie kapitanie - powiedziała oschle, przecierając rękawem swojej koszuli oczy i wstając z łóżka.
        Pospiesznym, energicznym krokiem ruszyła w stronę drzwi, mając nadzieję, że uda jej się wymknąć nim do pirata dotrze to co powiedziała i nie będzie w stanie jej tu zatrzymać, ani pociągnąć za język o co jej chodziło. Okropnie się czuła będąc o niego zazdrosną i nie chciała tego uzewnętrzniać, acz denerwował ją fakt, że Irina mogła być jego narzeczoną i może jeszcze dodatkowo tą, przez którą stracił dłoń. Elfka nie chciała się mieszać w ich związek i życzyła im tylko szczęścia w miłości. Bała się, że mogłaby zostać zmuszona do służenia im, zostałaby ich kolejną zabaweczką, którą zawsze można zastąpić kiedy zostanie przez przypadek popsuta, albo byłaby po prostu jedną z wielu, które miały mu tylko umilić czas poza domem i prawdziwą miłością. A jeśli Barbarossa miał w Maurii swój harem, a ona miała zostać nowym okazem w jego kolekcji i tylko czekał, aby ją wywieść do złotej klatki? Musiała stąd uciec, musiała od niego uciec. Łapiąc za klamkę od drzwi nawet nie czuła jak łzy jedna za drugą spływają intensywnie po jej policzkach.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Odtrącony pirat dopiero po czasie zdał sobie sprawę z tego, że coś jest nie tak i postanowił się przejąć. Jednak nie tak, jak należało. Zamiast poważnej miny, Barbarossa uśmiechnął się jeszcze szerzej, na tyle na ile pozwalał mu osłabiony organizm, a następnie sięgnął po spodnie i sprawnie naciągnął je na tyłek, coby nie gorszyć wzroku tej, której jeszcze nie tak dawno to nie przeszkadzało. No, ale co mógł w tej sytuacji zrobić? Kobiety były zmienne jak pogoda na otwartym morzu i jeśli Kiraie nie życzyła sobie go takiego oglądać, to musiał to uszanować. Zatrzaskując klamrę pasa, wampir poderwał się w górę i w dwóch, chwiejnych skokach dopadł do drzwi, by uniemożliwić swojej kochance ucieczkę. Wciąż uśmiechnięty, bosy i z obnażonym torsem złapał ją stanowczo w pasie i przyciągnął do siebie, za nic mając jej protesty. Nawet w stanie pół trzeźwego myślenia był od niej silniejszy i zamykając jej słodkie usta w czułej pieszczocie, pochwycił jej ciało i zawrócił z powrotem do łóżka. Kładąc ją na miękkim materacu, Barbarossa wyciągnął ramiona i napinając wszystkie mięśnie, zawisł nad porwaną.
- Nie musisz się mnie obawiać - zaczął szeptem przy jej uchu, czując jak cała drży, najpewniej w obawie przed tym, co mógł z nią teraz zrobić. Jednak żadna z koszmarnych wizji, jakie elfka miała przed oczami, nawet na cal nie ruszyła się ku spełnieniu. Celem Barbarossy było bowiem jedynie przypomnienie Kiraie kogo tak naprawdę pokochała. Pirata, drania bez serca, który porywa, morduje, kradnie i robi wiele innych okropności, ale też człowieka, który nigdy nie splamił się gwałtem na kobiecie. I nawet gdyby zabrzmiały rogi wzywające na sąd ostateczny, on tego nie uczyni.
- Wiesz, że nie zrobię ci krzywdy, prawda? - zapytał, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Cierpliwie zaczekał jednak aż dziewczyna potwierdzi to mrugnięciem lub krótkim skinieniem głowy i dopiero wtedy kontynuował.
- Więc przestań płakać i spójrz na mnie. Nie wiem co sobie ubzdurałaś, ale nie wszystko jest takie na jakie wygląda. Jako kot słyszę dość, by łączyć pewne fakty i imię Irina nie pada w tych murach przypadkowo.
Następnie Barbarossa zamknął oczy i wsłuchał się w rytm bicia serca swojej lubej, jednocześnie walcząc z potrzebą posilenia się nią. Chciał sięgnąć głębiej, do podświadomości i odczytać jej myśli zanim oboje powiedzą coś, czego będą później żałować. Okazało się to niestety trudniejsze niż wtedy, gdy byli na okręcie. Tam myśli elfki wirowały jak szalone, wystarczyło jedynie wybrać sobie jedną i się jej chwycić, a teraz to ona sama nie wiedziała co myśleć, przez co gdy tylko wampir łapał jeden wątek, ten od razu znikał lub maskował się za ścianą emocji. W końcu jednak znalazł to, czego szukał i odczytując frazę, wybuchł śmiechem, opadając na łoże obok elfki.
- Więc to o to chodzi? - zapytał rozbawiony, próbując zachować powagę, co w ogóle nie pasowało do roli, jaką prezentował na co dzień. - O Irinę? Kiedy to z ofiary porwania stałaś się moją skrytą wielbicielką, zazdrosną o inne? Czy naprawdę myślisz, że gdzieś tam, na lądzie mam inną kobietę?
Wszystkie pytania, choć trafne i rozwiewające obawy, były wysyłane jakby w przestrzeń, a nie do samej Kiraie, która najwyraźniej nie wiedziała, co ma powiedzieć. Barbarossa za to humor miał lepiej niż dobry, że aż na krótką chwilę zapomniał o swoim głodzie krwi.
- Irina Barbarossa jest ostatnią kobietą w Alaranii, którą prosiłbym o użyczenie swoich żył. Z resztą nie pijam krwi innych wampirów, a już zwłaszcza krewnych. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ilu moich ludzi o nich wie. Widać, że do tego grona muszę włączyć i ciebie. Myślisz, że skąd pochodzę? Nie zawsze byłem piratem. Urodziłem się w Maurii i tam jest mój dom, moja rodzina. Irina jest moją najstarszą siostrą, dziedziczką rodzinnej fortuny, a nie trzymaną w sekrecie narzeczoną. Gdybym takową posiadał, nie starałbym się o ciebie.
Po tym wyjaśnieniu Barbarossa, odnajdując w sobie jeszcze trochę sił, dźwignął swoje ciało i usiadł na skraju łóżka, ciężko przy tym oddychając. Potrzebował się napić i to nie rumu, a świeżej krwi. Tylko ona postawi go teraz na nogi. Problem w tym, że z najbliższego źródła nie chciał pić przez wzgląd na samego siebie. Casterowi zależało na Kiraie dość, by nie prosić ją o tego typu przysługę.
- A teraz proszę, wezwij Rafaela.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Była zupełnie zaskoczona jego reakcją i to dość błyskawiczną, bo gdy chciała nacisnąć klamkę i pchnąć drzwi, on pojawił się za nią i zamknął w swoich objęciach. Nie chciała go oglądać, nie chciała być tak blisko niego jeśli faktycznie gdzieś tam była jego ukochana, a ona jedynie jej substytutem i zabawką, którą albo mógłby się znudzić, albo przez przypadek, od dla zabawy i z poczucia realizacji własnych fantazji, popsuć. To była okropna myśl i niestety jedna z wielu, które obecnie zatruwały jej rozum oraz serce.
        - Zostaw mnie! Wypuść! - szlochała starając się mu wyrwać, lecz co ona mogła w porównaniu do tak silnego wampira, nad którym jej jedyną przewagą był wyczuwalny puls. Gdy ją położył na łóżku i uwięził pod sobą, zamarła obawiając się już najgorszego i zaczęła szczerze żałować, że nie postanowiła bez żadnych sprzeciwów wrócić z ojcem do Leonii.
        - Nie wiem... - wyszeptała podciągając nosem, wciąż mając głowę pełną niestworzonych wyobrażeń o nim i tajemniczej Irinie oraz tym kim Kiraie dla niego w rzeczywistości była. Nie liczyło się dla elfki w tej chwili to kim był Barbarossa, bo po co o tym myśleć, kiedy się nawet nie wie czy on naprawdę był tylko jej, a nie jakiejś innej dziuni na stałym lądzie. A może miał również radosną gromadkę dzieci, które chciały pójść w jego ślady, widząc w nim swojego idola... Nie chciała niszczyć mu tego szczęśliwego życia, dlatego wolała odejść póki jeszcze miała czas. Ale... okazja na to już chyba dawno jej przepadła. Sama nie wiedziała dlaczego, ale posłuchała się jego twardego polecenia, wstrzymała swój szloch i wbiła w niego wzrok, podobny do tego, którym patrzy zbite zwierze, nie mające innego wyjścia jak tylko z poddaniem i w ciszy czekać na kolejny rozdzierający skórę i łamiący kości cios.

        Otworzyła szeroko oczy w zdumieniu, nie rozumiejąc jego kolejnych słów. Nic nie mówiła, a on jakby nagle zrozumiał o co jej chodzi. Zaraz jednak sobie przypomniała kim był i że prawdopodobnie włamał jej się do umysłu. Nie spodobało jej się to i w jednej chwili była gotowa mu się odwinąć i z ofiary stać się drapieżnikiem, ale... to co mówił i jego rozbawienie po prostu wbiły ją w materac. Co prawda jego wypowiedź nie była choć w połowie nasycona pretensjami o jej zazdrość, a jednak w jakimś stopniu uraziła elfkę, która niczym oburzone dziecko, nadęła policzki. Powstrzymała też silną chęć zdzielenia go w twarz otwartą dłonią, a to tylko dlatego, że przygważdżał ją do posłania swoją osobą. Oparła się również chęci odpowiedzenia chociaż na to ostatnie jego pytanie, obawiając się, że swoją odpowiedzią mogłaby go tylko urazić i byłoby jeszcze gorzej. Postanowiła więc w ciszy i spokoju czekać aż wampir przejdzie w końcu do konkretów i wyjaśni kim była Irinia Barbarossa, bo jeśli nie narzeczoną to kim? Sierotką zgarniętą z ulicy i odchowaną, z którą później miał gorący romans pełen wulkanu emocji i nagłych zwrotów akcji? A może jakąś daleką krewną, z którą miał podtrzymać czystość rodowej linii krwi? Wszystko wydawało się teraz jeszcze bardziej sensowne, niż to, że była jego narzeczoną.

        Słuchała uważnie jego wypowiedzi z niecierpliwością czekając na rozwikłanie jej zagadki i przypomniała sobie, że już jej chyba wspominał o swoim maurijskim pochodzeniu, co było całkiem logiczne skoro był wampirem czystej krwi. W końcu to tam podobno znajdowała się kolebka najznamienitszych, najstarszych i najpotężniejszych wampirzych rodów na tej Łusce. Jednakże informacja o tym, że była jego siostrą całkowicie zbiła Kiraie z tropu i zaskoczyła. Nie spodziewała się takiej ewentualności i była na siebie wściekła, że nie wzięła tego pod uwagę, tylko ślepo zawierzyła teoriom spiskowym Tamiki. Elfce aż nazbyt widocznie ulżyło, choć znów wybuchła płaczem, tym razem pełnym wstydu i szczęścia, że jednak jej przypuszczenia były niedorzeczne. Ogromnie się z tego cieszyła, a przez to oplotła ramionami szyję wampira i pociągnęła go na siebie, tuląc najmocniej jak tylko mogła. Była też dumna z siebie, że postanowiła się nie odzywać w strategicznych momentach co mogłoby niechybnie doprowadzić do rozpadu ich związku, a tego nie chciała, gdy się już wszystko wyjaśniło.

        Czując, że chce się podnieść, puściła wampira i także usiadła patrząc na niego i ocierając dłonią oczy z łez, a gdy ponowił swoją prośbę, zareagowała niemal instynktownie. Co prawda wiedziała, że igra z ogniem i nie powinna tego robić, jednakże miała też wrażenie, że dzięki temu uczucie między nimi może drastycznie wzrosnąć równie co zniknąć na wieki. Granica była bardzo cienka, ale musiała zaryzykować. A nóż dzięki temu nigdy nie będzie już miała takich wątpliwości jak właśnie sprzed chwili. Chwyciła Barbarossę za ramiona i z hardym wyrazem twarzy usiadła na nim okrakiem, popychając osłabione przez głód krwi ciało kochanka na materac, by następnie wtulić się całą sobą do jego wyrzeźbionego z mistrzowską pasją i precyzją, torsu.
        - Nie chcę byś w takich chwilach wzywał do siebie Rafaela. Chcę by również moja krew była tylko twoja, nie tylko ciało i serce, więc proszę - odchyliła lekko na bok głowę, odsłaniając delikatnie opaloną, miękką i gładką skórę na boku szyi, zgarniając na kark kosmyki swoich płowych włosów. - Uznaj to jako przeprosiny za moje zachowanie i lepiej się przyzwyczaj, bo jeśli faktycznie nie masz żadnej innej i tylko ja jestem tą jedyną, to chcę byś pił tylko moją krew. Ufam ci - wymruczała w jego usta, nie mogąc się powstrzymać i jakby poprawiając swoje wcześniejsze nieodwzajemnienie jego czułości.
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości