Wybrzeże Cienia[W drodze do Arturonu] Za babą i diabeł nie trafi

Niezwykle tajemnicze wody tego Morza Cienia, kryją w sobie wiele skarbów i niebezpieczeństw, już wielu zginęło w wyprawach poszukując przygód i bogactw. Największym jednak łupem dla każdego z nich było by odnalezienie legendarnej Wyspy Maar.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

[W drodze do Arturonu] Za babą i diabeł nie trafi

Post autor: Dantalian »

Początek wędrówki rodzeństwa

        Tak jak podejrzewała, Dantalianowi nie spodobało się jej zwierzania, a zwłaszcza fragment, w którym zarzuciła mu, że to on jakoby miał odwrócić się od rodziny, a nie rodzina od niego. Na procesie przeciwko niemu, kiedy miał zostać skazany na unicestwienie przez swoją zdradę, żadne z nich nie stanęło w jego obronie, ani nie podjęło próby złagodzenia jego wyroku. Żadne! Dlatego teraz jej słowa tak rozsierdziły mężczyznę, który pokonał dzielącą ich odległość i zacisnął w żelaznym chwycie palce na jej gardle, drugą dłoń zaciskając w pięść i szykując ją do wyprowadzenia silnego ciosu. Nie zrobił jednak tego i zaraz też ją puścił bez słowa wracając na swoje miejsce. Jego wyżywanie się na niej i tak by nic nie zmieniło, tak samo jak kłócenie się na temat przeszłości, którą mieli już dawno za sobą, bez możliwości powrotu do niej, a zwłaszcza naprawienia swoich błędów. Również sam Dante postąpiłby wtedy inaczej, nie powiedziałby nic siostrze, skuteczniej ukrywałby swoją działalność, a przede wszystkim znalazłby sobie popleczników i dopiero wtedy przystąpiłby do działania, wszczęcia jednej wielkiej rebelii.

        Wrócił na swoje miejsce po drugiej stronie płomieni po tym niemym wybuchu gniewu i się położył czekając cierpliwie na posiłek. Był na siebie wściekły, gdyż coraz częściej zaczynało do niego docierać, że to nie inni byli winni jego porażce i upadkowi, a on sam - zbytnia pewność siebie i brak cierpliwości. Zauważył do dopiero po zstąpieniu do Czeluści, gdzie postawił na cierpliwość i zaczął gromadzić istoty popierające jego postulaty, bądź zbyt słabe, aby się mu sprzeciwić. I niemal osiągnął swój cel z powodzeniem, jednak zabiła go właśnie pewność siebie, poczucie o własnej wszechpotędze i wyższości. Poważnie się przeliczył i znów wisiało nad nim widmo unicestwienia, przez co postanowił na zawsze opuścić piekielną domenę, podobnie uczyniła również garstka jego podwładnych, z którymi ponownie przygotowują się do osiągnięcia dawnych celów i zawładnięcia Piekłem. O tym na pewno nie powie swojej siostrze i zrobi wszystko by sama tego nie odkryła. Miał już dość przegrywania w swoim życiu.

        Słysząc jej kolejne słowa, prychnął jedynie i przewrócił oczami z niemiłym wyrazem twarzy, otwierając usta, aby coś powiedzieć, jednakże z jego strony wydobyło się jedynie milczenie, po którym położył się na trawie, odwrócony do siostry plecami. Zabawne było uczucie, jakie teraz nim zawładnęło, a przez które zaczął się zastanawiać kiedy ostatni raz myślał o swojej rodzinie. Nawet nie pamiętał, nie potrafił nawet przypomnieć sobie jak wyglądali, a teraz Hanti nieświadomie zmusiła go do rozpamiętywania. Nie miał żadnych wątpliwości, że jej obecność źle na niego wpływała i to będzie cud, jeśli nie wydarzy się żadna katastrofa związana z jego przedsięwzięciem, jeśli pozwoli upadłej iść u swojego boku.

        Choć co rusz domagający się większej ilości pożywienia żołądek, nie ułatwiał Dantemu odpłynięcia do krainy snów, i tak się to upadłemu w pewnym momencie udało. Co było dziwne, a nawet niepokojące, nie obawiał się żadnego podstępu, czy próby zabicia go podczas snu przez siostrę. Denerwowało go to. Apogeum jednak osiągnął, gdy nawiedził go sen, a raczej wspomnienia - treningi i nauki pobierane od ojca. Co prawda upadły już wtedy zafascynowany był bólem i w tajemnicy oddawał się praktykom pogłębiającym jego wiedzę na ten temat, ale jedynym marzeniem nastoletniego anioła było stanie się taką personą jak jego rodziciel. Yanviel był jego bohaterem, któremu obiecał, po sytuacji, gdy inny młody anioł pastwił się nad bliźniaczką chłopca, że zawsze stanie w obronie siostry, nawet jeśli miałby być jej tarczą i stracić przy tym życie. Jednakże... Kto ją obroni przed nim?

        W jego śnie nie było rozwinięcia tych rozważań, a nawet samo wspomnienie dość szybko przeminęło, o ile można tak powiedzieć, biorąc pod uwagę fakt, że upadły obudził się kilka godzin przed świtem. Długo się wiercił i kręcił, pragnąc jeszcze chwilę pospać, ale osiągnięcie tego wydawało się już niemożliwe. Piekielny się wyspał i nie potrzebował kolejnej dawki odpoczynku, za to czuł obecnie silny przymus podjęcia jakiegoś działania. Pierwszym co przyszło mu do głowy było pozbycie się kuli u nogi, jaką była jego siostra i tak też zamierzał postąpić. Wziął z ogniska nadal delikatnie żarzący się na lekko "zaostrzonym" końcu kawałek drewna i podszedł cicho, szeleszcząc jedynie piórami swojego skrzydła, do śpiącej, nad którą zatrzymał się i wycelował niebezpieczną część swojej broni w jej gardło. Po dłuższej chwili zawarczał jednak z niezadowoleniem i odrzucił od siebie narzędzie planowanej zbrodni, której nie był w stanie wykonać, a przynajmniej nie w taki sposób. Miał przecież jeszcze jakieś tam drobinki honoru w sobie. To one nie pozwalały mu zaatakować śpiącej i bezbronnej. Wolał się jej pozbyć w tradycyjny sposób - w otwartej walce.

        Westchnął zrezygnowany, czemu zawtórował jego żołądek. Upadły na nowo rozpalił ognisko, dorzucił resztę drewna jakie zostało i to, które znalazł pod ręką, po czym poszedł złapać coś do jedzenia. Gdy zaczęły pojawiać się pierwsze promienie słońca, palące się patyki i kora na powrót wesoło trzaskały, a w środku na kamieniu piekłu się plastry ukrojone z dzika, którego zatargał do obozu i połowę tuszy niemal sam zjadł. Miał ogromnie wilczy apetyt. Siedział już w zbroi i wcinał w zadumie kolejne kawałki, mając na głowie tylko pół swojego hełmu, zakrywającego mu włosy, nos i oczy, a odkryte miał usta i podbródek, aby mógł w spokoju się posilać.
        - Rozszarpię ją jeśli i tym razem wszystko weźmie w łeb - mruknął do siebie, choć w rzeczywistości skierował te słowa do swojego ojca, gdziekolwiek teraz jego duch się znajdował.
Awatar użytkownika
Ilisia
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Mroczna elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilisia »

Ilisia przedzierała się przez leśne ostępy, mówiąc sobie, że zdecydowanie mogło być gorzej. Woźnica zamiast złota mógł wziąć również jej łuk, a nawet ubrania, gdy wyrzucał ją ze swojego wozu. Jednak zachował się jak prawdziwy dżentelmen. Mogło być gorzej! Mogła teraz iść o pustym brzuchu, ale zdążyła wcześniej zjeść, wcale nie tak skromne, śniadanie - oczywiście nie swoje. Mogło być gorzej! Mogło lać, a niebo było dość rozpogodzone i elfka wciąż była sucha. Mogło być gorzej! Mogła iść tak godzinami bez celu, a całkiem szybko poczuła zapach dymu i pieczonego mięsa. Podążając za nim, szybko dostrzegła blask ogniska, wciąż wyróżniającego się w półmroku nadchodzącego dnia. Bezszelestnie zakradła się, ukrywając się za pobliskim drzewem - chowanie się wśród krzaków wykluczały jej śnieżne włosy, które w blasku ogniska świeciłyby w mroku niczym księżyc.

Zdecydowanie mogło być gorzej, gdyż elfka ujrzała przed swoimi oczami dwie istoty, których nigdy wcześniej nie dane jej było widzieć. Mężczyznę o pozornie niezbyt zachęcającej aparycji, odzianego w nietypowy strój - zbroję, pod którą nikło niemal całe jego ciało. "Pewnie musi być w tym strasznie powolny... ale uszkodzić takiego to też niezła sztuka..." Jej wzrok szybko jednak przeleciał na drugą istotę, kulącą się w śpiącej pozycji i... elfka rozszerzyła szeroko oczy, dostrzegając parę czarnych skrzydeł. Czegoś takiego jeszcze nie zdarzyło jej się widzieć. Gdy już jej spojrzenie jednak oczepiło się od kruczego pierza, spostrzegła, że kobieta posiada także aparycję znacznie milszą dla oka. Po dokładym przyjrzeniu się obu postaciom mogła w końcu zacząć analizować i przypatrywać się temu, co je otacza. Wyglądało to na prowizoryczne obozowisko. Ilisia zastanawiała się, kim są nieznajomi oraz co teraz robić. Najchętniej wparowałaby teraz do ich obozu, ale... gdyby ktoś wyskoczył na nią z ciemności, kiedy by jadła, posłałaby temu czemuś strzałę między oczy, dlatego... postanowiła nieco się zakraść i przyjrzeć się bliżej niezwykłym stworzeniom.

Bezszelestnie ruszyła naprzód, pokonując kolejne odcinki odległości, wlepiona w poruszającą się sylwetkę, a szczególnie ową parę niesamowitych skrzydeł. Fascynacja jednak wiązała się z nieostrożnością, a ta skończyła się dla elfki tym, czego w sumie można się było spodziewać po jej szczęściu. Nagle poczuła szarpnięcie za nogę, po czym mimo woli wydała z siebie przestraszony okrzyk, gdy całe jej ciało porwała jakaś siła. Świat zawirował, a krew napłynęła do głowy dziewczyny, przez co kompletnie straciła kontakt ze światem. Usłyszała jeszcze uderzenie czegoś twardego o ziemię, po czym pośpieszny stukot kolejnych przedmiotów, przypominających szybkie kapanie kropli wody. Elfka zastanowiła się, co to mogło być i kto odwrócił ziemię do góry nogami. Spojrzała w górę i dostrzegła swój łuk oraz wszystkie strzały z kołczanu porozrzucane na leśnym runie. Spojrzała w górę i dostrzegła naprężoną linę, której koniec obwiązany był wokół jej kostki.
- Oż cho...

Mogło być gorzej! Zawieszona w powietrzu do góry nogami, kręcąca się dookoła własnej osi elfka zawsze mogła wpaść w pułapkę na odludziu, gdzie mogłaby czekać godzinami, aż ktoś ją uwolni. W dodatku na ziemię oprócz strzał mogłyby spaść też sztylety, których pełno miała przy sobie. Zwłaszcza, gdyby spadały ostrzami w dół... Kaptur spadł z twarzy Ilisi, a burza białych włosów wylała się spod niego. Elfka rozszerzyła ramiona, przez co obrót jej ciała wokół własnej osi się spowolnił. Gdy obróciła się w stronę obozowiska, zagryzła wargę, spoglądając z obawą na reakcję skrzydlatych istot. "Oby nie lubiły elfki na śniadanie!"
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

Większą część nocy Hanti spędziła w stanie półsnu, uważnie nasłuchując zmian w otoczeniu, gdyby jej brat spod ciemnej gwiazdy postanowił nagle odlecieć bez niej lub gorzej, pozbyć się jej na dobre. Jego niedoczekanie. Podobnie jak Dantalian, również ona nie zamierzała porzucać swoich planów. A jednym z nich było trzymanie się piekielnego za wszelką cenę. Może wtedy dotrze coś do jego zakutego w blachę łba. A jeśli nie, to przynajmniej zginie z myślą, że przed śmiercią odnalazła i próbowała scalić resztki swojej rodziny.
Noc tymczasem okazała się chłodniejsza niż Hanti przypuszczała. Zimny wiatr chłostał jej nogi i plecy i zmuszał do podświadomego przysuwania się w stronę ogniska. Jego ciepło natomiast przyjemnie mrowiło i dawało piekielnej poczucie dawno zapomnianego bezpieczeństwa.

Zwijając się w coraz mniejszy, pierzasty kłębek Hanti śniła o samotności, na jaką była skazana zaraz po upadku. O diabłach zamieszkujących domenę, o innych aniołach oraz tych wszystkich torturach, na jakie zaciągani są cudem pojmani słudzy Najwyższego. Dziewczyna wspominała także swojego pierwszego przewodnika po Piekle oraz tymczasowego kochanka, który pomógł jej nie tylko przetrwać w krainie zła, ale również nauczył ją jak się bronić przed niebezpieczeństwem w Alaranii. Te kilka lat u boku Yotanela uświadomiło jej także to, jak anioły potrafią się zmienić. Wcześniej Hanti określiłaby swojego towarzysza jako bezinteresownego i odważnego wojownika, lecz upadek wydobył z niego wszelkie grzechy. Zauroczenie brutalnym, wręcz szalonym Yotanelem szybko na szczęście minęło, przez co Hanti mogła skupić się na ważniejszym celu. Teraz, gdy tak śniła, zrobiło jej się okropnie żal brata i tego, co musiał przejść. Gdyby nie ona, Dantalian wznieciłby bunt w Niebiosach i sam przy tym by zginął. Moc Najwyższego przerastała wszystko, co było jej znane, toteż mało prawdopodobne, że jeden anioł dałby mu radę. Szkoda tylko, że blaszany nie dostrzegał tej części medalu, a za wszystkie porażki obwiniał właśnie ją.

Nieoczekiwanie obudził ją zapach przypalanego mięsa. Powoli otwierając oczy, upadła przekonała się, że jeszcze oddycha, po czym uniosła się na łokciach i rozejrzała po okolicy. Jej brat bliźniak, w dużo lepszym niż wczoraj humorze, pałaszował właśnie dzika, którego kości skwierczały w ogniu. Czując, jak i jej brzuch burczy, kobieta sięgnęła po plaster dziczyzny i w ciszy go skonsumowała, mierząc brata podejrzliwym spojrzeniem. Nie wysilała się jednak na kolejne fale przeprosin, czy coś w tym rodzaju, ponieważ dotarło już do niej, że Dante toleruje jej obecność, lecz nie zamierza spoufalać się bardziej niż to konieczne.

Nagle po drugiej stronie polany coś trzasnęło tak, że aż Hanti odruchowo podskoczyła i złapała za włócznię, oczekując ataku. Dopiero gdy ten nie nastąpił, upadła rozejrzała się po okolicy, aż dostrzegła napiętą linę, na końcu której wisiało coś, co na pewno nie było zwierzęciem.
- Ktoś ty? - zapytała ostro, podlatując do uwięzionej w węzłach nieznajomej i opierając sztych ostrza na jej brodzie, zerknęła przez ramię na brata.
- To twoje pułapki? I czy to twoja znajoma?
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Noc rzeczywiście nie należała do najcieplejszych, ale setki lat te setki lat, które spędził w Piekle, a zwłaszcza to, czego tam doświadczył, uodporniły go na... W sumie odczuwanie czegokolwiek, gdyż rzadko okazuje inne emocje niż obojętność, gniew bądź psychopatyczną radość i przyjemność z zadawania innym niewyobrażalnego bólu, którego on sam w ogóle nie czuł. Mimo wszystko miał jednak świadomość tego, że wciąż może zamarznąć, albo się wykrwawić dlatego, nawiązując do tego pierwszego, układając się do snu, niemal z przyzwyczajenia układał się bliżej ognia i swoim jedynym skrzydłem okrywał własne ciało, aby utrzymać temperaturę ciała na względnie bezpiecznym poziomie i się nie wyziębić.

        Jednakże w porównaniu do tego, to poranek okazał się być chyba najbardziej chłodnym, a przynajmniej upadły tak wywnioskował, po ujrzeniu pierzastego kokonu jakim się otuliła jego siostra, leżącego niepokojąco blisko dopalającego się ogniska. Westchnął z irytacją i niezadowoleniem, a następnie dołożył do paleniska resztę zebranego drewna oraz to, które miał w zasięgu wzroku. Płomienie buchnęły radośnie w górę, wskrzeszone jego "darami" trzaskającymi muzykalnie w sercu tego małego inferna, którego jęzory niemal zaczęły się ocierać o kruczoczarne pióra kobiety. To był kolejny powód jego rannego niezadowolenia i sam nie będąc do końca pewnym dlaczego, objął lekko kokon i przeniósł go w bezpieczniejsze miejsce, kilka kroków dalej. Po udanym polowaniu i podczas przygotowywania śniadania, całkowicie zapomniał o porannych irytacjach i obecnie jego stan można było określić jako neutralny, bez emocji bądź po prostu obojętny. Bo po co pokazywać innym, że jest mu weselej, gdy ma jakieś towarzystwo, a przede wszystkim takie jak jego dawno niewidziana, kochana, acz znienawidzona bliźniaczka. W sumie... Określenie bliźniaczka chyba przestało być trafne, po tym jak drastycznie zmienił go Upadek.

        - Mów co ci przeszkadza i przestań się w końcu tak na mnie gapić. Wkurza mnie to - burknął, nie powstrzymując się ze swoją uwagą nawet na moment, aby przełknąć to co właśnie miał w ustach.
        Co prawda już w nocy podjął decyzję o pozostawieniu jej przy życiu, gdyż mogła być niezwykle użyteczna w jego działaniach zmierzających do ponownej próby podboju Czeluści, ale utwierdził się w tym przekonaniu właśnie kiedy szukał dzisiejszego śniadania. Jeśli coś z jego planem pójdzie nie tak, zawsze zamiast swoich ćwierć inteligentnych podwładnych, mógłby zaszczytną rolą kozła ofiarnego mianować właśnie Hanti, która miała i zapewne wciąż ma doświadczenie urodzonego zdrajcy.

        - Z resztą co mnie to. Kończ szybciej i rusz... - zatrzymał się w pół słowa, odgryzając również kolejny kawałek pieczonego mięsa. W tym też momencie rozległ się dziwny hałas, wcale nie tak daleko od nich. Dantalian spojrzał na nerwową reakcję siostry i nie mógł się powstrzymać od pełnego kpiny śmiechu. - I niby to ja jestem tym złym i okrutnym - prychnął, po czym się bez pośpiechu podniósł i ruszył za kąpaną w gorącej wodzie Upadłą.

        - Hanti, opuść to diabelstwo. Jeszcze uszkodziłabyś przez przypadek tą przepiękną buźkę. A wierz mi, nie chciałabyś mi odbierać tej przyjemności, siostro - wypowiedział to ostatnie z aż za bardzo wyczuwalną groźbą, a szpary w jego hełmie wypełniły się blaskiem intensywnej czerwieni. - Czy wyglądam ci na takiego co zakłada pułapki, albo chociaż się na nich zna? - odpowiedział pytaniem na jej pytanie z teatralnym zaskoczeniem i urażeniem w głosie. - I nie zadaję się z byle kim. Na taki zaszczyt trzeba sobie zasłużyć - prychnął, wypinając dumnie swoją pierś i podnosząc lekko głowę, aby zaraz pochylić się do schwytanej, ciemnoskórej elfki i pogładzić ją delikatnie po policzku.
        - Dobrze mówię, kochanie? - zwrócił się do wiszącej do góry nogami długouchej. Nie śpieszyło mu się z jej zabiciem, ale również i uwolnieniem. Szczerze, podobała mu się taka perspektywa patrzenia kobiety i ciekawy sposób ich łapania. Zastanawiał się czy nie powinien tego opatentować. Może coś by jeszcze na tym zarobił.
Awatar użytkownika
Ilisia
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Mroczna elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilisia »

Ilisia przez chwilę podziwiała jedną z najbardziej majestatycznych rzeczy w swoim życiu - oto bowiem kobieta poderwała się, a jej skrzydła zatrzepotały, gdy wybiła się w powietrze, niezbyt wysoko co prawda, ale wciąż... Leciała w jej stronę, zamiast po prostu iść na nogach. Oczy elfki zalśniły, a jedynym, co teraz nieco przeszkadzało, był fakt, iż widziała wszystko do góry nogami. Jednak ta ulotna chwila miała na długo pozostać w jej pamięci. Widok czystego piękna, które tak bardzo ją wzruszyło. Wtedy poczuła ostrze włóczni na swoim podbródku i uniosła (opuściła?) oczy, spoglądając na całkiem porządną broń. Jej ton głosu zdecydowanie nie szedł w parze z jej urodą.
- Ilisia Lesauvage, klinga do wynajęcia, niezamężna, bezdzietna, na ten moment również bez środków oraz z zawrotami głowy - wyrzuciła z siebie na jednym bezdechu, ale dosyć spokojnie, nie chcąc zdradzać ani słowa więcej, niż będzie potrzeba. Nie miała pojęcia, z kim ma do czynienia, dlatego wolała dopierać słowa ostrożnie.

Przeniosła wzrok na mężczyznę, do którego skrzydlata istota zadała pytania, a jej umysł analizował. To, że zapytała, czy nie jest jego znajomą, mogło mówić wiele rzeczy. Elfce jednak brakowało wciąż kontekstu, aby móc z tego wyciągnąć porządne wnioski. Przede wszystkim stwierdziła, że istoty nie mogą znać się zbyt dobrze. W innym wypadku takie pytanie nie nasunęłoby się tak szybko. Co zaś do drugiej istoty... mężczyzny... ten szedł w jej stronę powoli, ze spokojem, który jednak tym bardziej niepokoił elfkę. W końcu większe psy o wiele rzadziej szczekały. Jeżeli nie musiał podobnie do kobiety reagować, to oznaczało... że zdecydowanie czuł się o wiele pewniej od niej. Potwierdziły to słowa, które do niej skierował, mówione jakby z góry. Ostatnie zdanie jednak było niepokojące. Ilisia nie wiedziała, czy groźba skierowana jest do skrzydlatej, czy też może do niej samej. Wykorzystała moment, gdy pochłonęła ich rozmowa, aby niepostrzeżenie przyjrzeć się mężczyźnie. Zdecydowanie robił wrażenie. Biła od niego siła oraz pewność siebie. Coś, co zdecydowanie interesowało mroczną elfkę.

Prędko ugasiła ów błysk zainteresowania w oku, gdy pochylił się, spoglądając na nią - nie chciała pokazać zbyt wiele. Drgnęła, gdy jego palce dotknęły jej policzka - nie zrobił tego brutalnie ani bezczelnie, ale biła od niego aura istoty, z którą raczej nie chciało się zadzierać. Jego dotyk mrowił ciemną skórę Ilisii, ale powstrzymała odruch ucieczki - w tej sytuacji jeszcze silniejszy i jeszcze mniej możliwy do zrealizowania - i uśmiechnęła się tak niewinnie, jak tylko potrafiła, delikatnie unosząc kącik ust.
- Nie znam cię jeszcze, a mimo to nie wątpię, że tak jest - powiedziała, tym bardziej przekonująco, iż mówiła zgodnie z prawdą. Wiedziała, że kłamanie jest ryzykowne, ale półprawdy... te już było o wiele trudniej przejrzeć. - Kiedy zobaczyłam ognisko, myślałam, że to jakiś ludzki obóz i chciałam poprosić o pomoc, ale kiedy ujrzałam was... nigdy wcześniej nie widziałam nikogo takiego. Poczułam się chyba nieco onieśmielona. Te skrzydła... są prawdziwe?

Można było dostrzec błysk w jej oku, gdy zerknęła ponownie na kobietę, przyglądając się jej opierzeniu. W głowie elfki pojawiły się wizje tego, co ona byłaby w stanie zrobić, gdyby była obdarzona takim darem. Dlatego też ciekawość zakwitła w niej, nawet w tak niesprzyjającym środowisku. Ilisia nie rzuciła żadnego pytania typu "Uwolnicie mnie?" czy "Co ze mną zrobicie?", gdyż było to pytanie ostateczne - tego póki co elfka wolała uniknąć. Jej ciało przesiąknięte było niepewnością, ale to zdecydowanie było coś lepszego niż świadomość porażki. Wolała nie zapeszać, tylko czekać na decyzję owych istot, która wyjdzie tylko i wyłącznie z ich strony. Musiała w końcu się przecież pojawić. Przeniosła wzrok na mężczyznę, przekonana, iż do od niego zależy, spoglądając na niego wielkimi, lśniącymi oczami, w których było nieco strachu, ale zdecydowanie nie przerażenia. Całkiem sporo dało się nawet dostrzec fascynacji.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

- Wyglądasz mi na takiego, któremu, gdyby dać mieszek pełen złota, porwanie kojarzyć się będzie z dobrą zabawą i nie zadawaniem zbędnych pytań - odpowiedziała bratu, powoli zwalniając nacisk na gardło nieznajomej elfki, aż w końcu broń przestała niepokoić jej osobistą przestrzeń. Następnie, robiąc krok w bok, Hanti przyjrzała jej się uważnie, chcąc dojść do jakiś konkretniejszych wniosków. Ciemna cera i szpiczaste uszy od razu wskazały piekielnej rasę dziewczyny, a całą resztę dopowiedziała już ona sama, choć nikt specjalnie nie kwapił się do wyduszania z niej informacji. A przynajmniej nie w takich ilościach.
- Klinga do wynajęcia - powtórzyła anielica z pogardliwym prychnięciem. - Ciekawe nazewnictwo zwykłego najemnictwa i zabijania ludzi za pieniądze innych ludzi. Coś czuję, że się dogadacie - mruknęła robiąc miejsce Dantemu, który zdążył już narozkazywać i przymilić się do nieznajomej, wkładając na twarz coś więcej niż żelazny hełm. To była maska fałszu.

Nie chcąc być jednak potraktowaną jak zbity pies, Hanti wycofała się z tego dialogu i powróciła do ogniska, które zaczęła gasić, a resztki mięsa pakować. Zmierzali właśnie do Arturonu, jednego z najbogatszych miast na Łusce, gdzie Dantalian miał ważne sprawy do załatwienia razem ze swoją wyjętą spod ciemnej gwiazdy bandą. Jeszcze w magazynie w Fargoth, zanim ona i brat musieli pokonać palladyna, Hanti dostrzegła złowrogo wibrujący magią portal, za którym czekało kilku diabłów i pokusa, niewątpliwie towarzysze spiskowi skrzydlatego, do których właśnie zmierzali. Anielica nie znała żadnych planów, bliźniak nie raczył dzielić się z nią informacjami, toteż upadła musiała sama dopowiadać sobie resztę i uważać, by przypadkiem nie wejść bratu w drogę. Jeszcze weźmie ją za zdrajcę i rzeczywiście zaatakuje. Że też jego zamknięty w hełmie mózg nie potrafił dostrzec jej Upadku, za to świetnie pamiętał i rozpamiętywał dzień jego strącenia z Planów Niebiańskich.

Kiedy Illisa ponownie się odezwała, Hanti stała już obok obcych sobie istot z niewielkim tobołkiem zawiązanym na włóczni. Z uwagą przysłuchiwała się rozmowie brata z elfką, a gdy ta wyjaśniła powód przybycia i zasypała ich pytaniami o skrzydła, upadła podeszła bliżej i zmusiła kruczoczarne pióra do falowania.
- Są prawdziwe - odpowiedziała dość ostro, co źle łączyło się z wyrazem jej twarzy i piekielną urodą, niemal nieruszoną od chwili Upadku.
Zaraz też nadszedł czas na wznowienie marszu, nieznajomą należało zatem porzucić, zabrać ze sobą albo rozwiązać i kazać jej wynosić się stąd i zająć swoim życiem. Ze wszystkich opcji Dantalian z pewnością wybrałby numer jeden, ale w przeciwieństwie do niego, Hanti, choć Upadła, miała w sobie coś jeszcze z typowo ludzkich odruchów.
- Zaraz cię uwolnię - oznajmiła, ostrzem włóczni przecinając węzeł nad kostką elfki.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Po kąśliwej odpowiedzi siostry wykwitł pod hełmem szeroki, paskudny uśmiech na jego twarzy, a głowa przystąpiła do intensywnego procesu myślowego, jak zamienić słowa Hanti w piękną rzeczywistość. Gdyby ktoś mu płacił grube mieszki złota za porywanie innych, kto wie czy nie porzuciłby swojego obecnego celu, aby bez większego trudu żyć jak pączek w maśle. To był genialny pomysł i wypadałoby się nad nim głębiej zastanowić. Może podczas przyjemnego (dla niego) wieczoru z elfką?
        - Czepiła się jak pcha psiego ogona - westchnął ciężko, podsumowując niemiłą uwagę swojej bliźniaczki. - Wiesz, że zdradę też można ładniej nazwać? Jeśli nie wiesz, mogę rozwinąć tę myśl? W sumie tak byłoby najlepiej skoro nie rozumiesz, gdy ktoś się do ciebie zwraca z klarownym zamiarem, na przykład pomocą w takim jednym przedsięwzięciu. Założę się, że czytanie między wierszami, albo domyślanie się prawdziwej intencji wypowiedzianych słów, tym bardziej będzie dla ciebie za trudne. - Absolutnie nie zamierzał być dla niej miłym, nawet w najmniejszym stopniu. Nie wspominając oczywiście o tym, że jeszcze nie raz jej wypomni tamten dzień i jej zdradę.

        - Mów mi Testament, albo jakkolwiek chcesz. Tylko bez zdrobnień proszę - przedstawił się elfce i przesunął schowanymi w rękawicy palcach po jej włosach. - Tamta ze skrzydłami to Hanti,moja siostra. Możesz z nią zrobić co zechcesz ale znęcanie się nad nią psychicznie bądź fizyczne, bo źle się to dla ciebie skończy, jasne? - To że wobec siostry nie chciał być miły, ani łagodny, nie oznaczało, że dla przypadkowo spotkanej damy w opałach (planowanej rozrywki na najbliższy wieczór) też miałby być wrogo nastawiony.

        Dante nie miał najmniejszego pojęcia o tym, jak łatwo można zyskać jego "sympatię". Wystarczyło tylko odpowiednio popieścić jego ego, aby z psychopaty stał się dla tej jednej osoby niemal normalnym towarzyszem. Co prawda Ilisia już od samego początku zainteresowała Upadłego, który widział w niej swoją kolejną zdobycz, ale jej słowa i fascynacja w oczach jeszcze bardziej to potęgowały. W tej chwili nie miał już w planach zabicia jej po upojnej nocy, a kto wie, może nawet puści ją wolno jak mu się znudzi, albo chociaż ją oszczędzi.
        - Pójdziesz z nami, prawda kochanie? - zwrócił się do elfki miękkim i łagodnym głosem, który pozostał taki jaki był za jego anielskiej egzystencji, w ogóle nie skalany nawet w najmniejszym stopniu Upadkiem piekielnego. Praktycznie oszpecone ciało i spotęgowane wady wraz ze złym charakterem i tak już były wystarczającą ceną za jego ucieczkę do Pana Ciemności, więc głos mógł pozostać nienaruszony.

        Zaraz jednak jego zbroja cicho zabrzęczała, gdy pod blachą napięły się mięśnie niezadowolonego mężczyzny, kiedy nowo poznana kochanka przeniosła całą swoją uwagę na skrzydła Hanti, a nie na niego. Musiał coś wymyślić, a po obrzuceniu siostry wrogim spojrzeniem od góry do dołu już miał pewien pomysł. Biedna naiwna anielica, nie wie nawet, że przez swoje działa jeszcze bardziej pomoże mu się okręcić ciemnoskórą wokół swojego palca. Bo przecież nie zdejmie za dnia pancerza tylko po to, by pochwalić się swoim własnym skrzydłem i tym, które sobie wyczaruje na miejscu utraconego. Nie omieszka natomiast zrobić tego, gdy już będą nocą odpoczywać. Jednakże wszystko po kolei.

        Udało mu się jakoś wytrzymać ten przypływ zazdrości, a po chwili zaraz wykorzystał szansę dla siebie daną nieświadomie przez bliźniaczkę. Widząc jak kobieta bezceremonialnie odcina linę pętającą nogę Ilisi, od razu skoczył w stronę długouchej, aby złapać ją w ostatniej chwili nim ta walnęła głową w ziemię.
        - Mogłaś jej rozbić głowę, wiesz? Pomyśl czasem o tym co chcesz zrobić, a dopiero po tym rób - skarcił surowo siostrę, dalej trzymając w objęciach nowo poznaną dziewczynę i nie zamierzał jej szybko puścić. - Pamiętaj na przyszłość o tym, a teraz rozpal ognisko, rozpakuj tobołek i zrób śniadanie dla naszej nowej przyjaciółki, tylko chyżo. Do zmroku mamy przebyć co najmniej odległość jednego smoka.

        - Nie przejmuj się nią kochanie, ta kobieta gdyby tylko mogła zabiłaby bez powodu własną matkę, ale cóż... Rodziny się nie wybiera. - Przez swój ton i zachowanie ciężko było uwierzyć, że w rzeczywistości nie był już tym samym aniołem co przedtem, a którego obecnie starał się okrutnie udawać. Z niezwykłą łatwością przychodziło mu oddawanie swoich złych przywar Hanti, jakoby to ona miała być tym złym bliźniakiem, a nie on. - Z rodziny została mi już tylko ona, więc musiałem ją odnaleźć i się nią zaopiekować. Długo się nie widzieliśmy, ale najważniejsze, że od kilku dni jesteśmy już razem. Szkoda tylko, że nie mogę się cieszyć z jej obecności przy moim boku, bo widzisz jak ona się zachowuje. Aż wstyd pójść gdzieś do miasta z taką agresorką - westchnął ciężko z udawaną w głosie boleścią i wtulił się do obejmowanej elfki lekko zsuwając dłoń z jej policzka na szyję, a następnie niżej. Grał dobrodusznego i łagodnego aniołka, a w rzeczywistości był dalej sobą i świetnie się bawił, grając na uczuciach praktycznie obu kobiet.
Awatar użytkownika
Ilisia
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Mroczna elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilisia »

Jej spojrzenie raz po raz przeskakiwało po opancerzonym mężczyźnie oraz skrzydlatej kobiecie, kiedy ta dwójka wymieniała się złośliwościami. To, że nie byli w zbyt dobrych relacjach, mogło posłużyć na jej korzyść - póki co sprawiło, że ostrze włóczni cofnęło się od jej gardła, co bez wątpienia było bardzo miłym początkiem.
- Testament, dobrze - powiedziała, wpatrując się w niego swoimi wielkimi oczami. Przesuwający dłonią po jej włosach mężczyzna bez wątpienia miał teraz bardzo miły widok. - Co zechcę? - To już ją bardzo zaskoczyło. Spojrzała za Hanti - jego siostrą! - zastanawiając się, czy w istocie tak było. Cóż... to zaskakująco miły obrót zdarzeń. Zdecydowanie milszy, niż ten wywołany przez pułapkę. - Jasne - odpowiedziała potulnie.

Następne słowa przyniosły Ilisii jeszcze więcej nadziei. Przecież nie pyta się o takie rzeczy kogoś, kogo chce się zabić bądź wziąć w niewolę. Na tę drugą możliwość elfka była przygotowana - wśród mrocznych elfów panowały inne prawa, między innymi takie, że bierze się wszystko, na co ma się siłę, aby to wziąć. Mężczyzna bez wątpienia nie wyglądał na słabego, a takie szczęście, jakie mu pomogło... może jednak nie będzie tak źle?
- A mogę? - spytała elfka, unosząc brwi, a w jej głosie wyraźnie dało się odczuć zdziwienie, ale takie bez wątpienia pozytywne.

Wtedy jednak powróciła Hanti, a cała uwaga elfki przeniosła się na nią - jej oczy rozbłysnęły zachwytem, gdy skrzydła anielicy zafalowały. Tak, zdecydowanie była to niezwykła rzecz - Ilisia mocno zapragnęła dotknąć ich, a gdzieś w jej środku narodziło się ulotne pragnienie, aby samej takie zyskać. Cóż, marzenia nie są przecież złe. Jej oczy rozszerzyły się, gdy uprzedzono ją o tym, że zaraz zostanie uwolniona z pułapki - kiedy spadała była gotowa wylądować na dłoniach i przetoczyć się do przodu, aby uniknąć uszkodzenia kręgosłupa, po czym płynnie się wyprostować tuż przed Testamentem. Wtedy jednak... nieoczekiwanie znalazła się w jego ramionach. Zamrugała ze zdziwieniem, znajdując się w objęciach silnych rąk upadłego. Zaskoczyła ją taka reakcja, choć nie mogła zaprzeczyć - było całkiem miło. Spojrzała jeszcze za Hanti, której Testament wydał polecenia, po czym przeniosła cała uwagę na niego.

Jedną rękę zarzuciła na jego ramię, aby podtrzymać się w tej pozycji - może i nie była niewygodna, ale zdecydowanie pewniej się czuła, gdy miała jakiś punkt oparcia. Potem zaś skupiła wzrok na jego hełmie w miejscu gdzie miał oczy. Uśmiechnęła się lekko. Od kiedy tylko wpadła w pułapkę, mężczyzna nieźle sobie poczynał - dlatego też Ilisia była przekonana, iż będzie zdecydowany wziąć ją w jasyr. Teraz jednak... teoretycznie była wolna, ale coś jej mówiło, że lepiej zbytnio owej nie nadużywać, bo zdecydowanie źle się to dla niej skończy. Zresztą i tak miała zamiar nieco potowarzyszyć im - szczególnie skrzydlatej - dlatego zdecydowała się podjąć grę.
- Nieco agresji czasem nie zaszkodzi - stwierdziła zupełnie szczerze, a jej wolna dłoń powędrowała do tej, którą Testament zsuwał z jej szyi coraz niżej. Nie próbowała jej zatrzymać, a jedynie położyła na niej własną. - Ale jej nadmiar... Hmm, rozumiem, że to twoja siostra, ale zawsze można ją nieco... utemperować. - Ilisia znała wiele metod, które poznała na własnej skórze. To, że była siostrą mężczyzny wywoływało jeszcze jedną myśl - czy i on nie powinien posiadać takich skrzydeł. - Kim tak właściwie jesteście? Skąd pochodzicie. Różnicie się od istot, które dotąd spotkałam. Czuć w was pewną... drapieżność i siłę. Szczególnie w tobie. Niewymownie chętnie bym z wami wędrowała, jednak chętnie też bym się wcześniej dowiedziała, dokąd i dlaczego podróżujecie.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

Gdyby nie wątła zawartość żołądka, odpowiedzią na amory Dantaliana wobec obcej elfki byłby spektakularny wymiot ze strony Upadłej, która nie mogła uwierzyć w nagłą przemianę charakterów, jaka się w nim dokonała. Tym bardziej, że zaledwie dziesięć minut temu był chętny ją skopać i poturbować, gdyby nie zgodziła się przyrządzić mu śniadania. Ale najwyraźniej ten typ tak miał i wszczynanie teraz awantury byłoby istnym samobójstwem. Dlatego Hanti, posyłając wpierw bratu ostre i mordercze spojrzenie, stanęła obok i bacznie obserwowała teatrzyk, nie zwalniając przy tym ścisku na drzewcu włóczni. Z jakiegoś powodu nie ufała ich "nowej przyjaciółce", jak miał czelność to określić Dante. Jej pytania o pióra, skrzydła i całą resztę, wraz z celem wędrówki wydawały się sprawami zbyt osobistymi, by tak po prostu dzielić się z nimi z nieznajomą. W dodatku z taką wiszącą w podejrzanie wyglądającej pułapce. No ale najwyraźniej Dantalian nie widział w tym nic dziwnego. O wiele bardziej interesowała go sama elfka, do której w rekordowym tempie zaczął się dobierać.

- Darowałbyś sobie tę całą szopkę - fuknęła na bliźniaka i zgodnie z jego życzeniem zabrała się za ponowne rozpalenie ogniska. - Że niby ja jestem wyrodną siostrą i córką? Dobre sobie! Jakoś ciężko mi uwierzyć w bajeczkę, że mnie szukałeś. Radzę ci nie wierz w każde jego słowo - zwróciła się tym razem do Ilisi, chcąc uświadomić ją w czyje brudne łapy właśnie wpadła. - I odejdź zanim zrobi ci krzywdę. To nie anioł... co prawda ja też nie, ale trzymałabym się od niego z daleka.
Teraz wszystko pozostawało w rękach elfki. Decyzja o zostaniu przy parze Piekielnych czy może szybka ucieczka w las w nadziei, że Dantalian nie skoczy za nią ze śmiercionośnym łańcuchem w ręce. Nie zależnie jednak od podjętej decyzji, Hanti spełniła swoją rolę w ostrzeżeniu nieznajomej przed niebezpieczeństwem, więc mogła umyć ręce od odpowiedzialności. Nie chciała bezpośrednio wchodzić w konflikt z bratem, na twarzy którego musiała malować się niemała złość, ale nie żałowała wypowiedzianych słów. W końcu skoro chciał zgrywać dobrego, to przynajmniej jej teraz nie zaatakuje, bo podważyłby własne kłamstewka.

To było nie do pojęcia. Jej własny brat miał czelność obarczać ją winą za wszystko, podczas gdy sam obmacywał sobie nieznajomą, wszystko dla zabawy i próby zdenerwowania siostry. Na jego nieszczęście Hanti nie zamierzała dać wygrać emocjom i rzucając bratu najchłodniejsze spojrzenie na jakie było ją stać, zaczęła ponownie podgrzewać na ogniu plastry mięsa.
- Skoro już tu jesteś to może zjesz? - zaproponowała, wskazując kamień.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Upadłemu niezmiernie podobał się zachwyt i uległość (w jego mniemaniu) nowo poznanej towarzyszki, a zwłaszcza jej brak sprzeciwu, kiedy ją tak obejmował, wyczekując odpowiedniej chwili by się ulotnić z nią w krzaki. Nie często mógł sobie pozwolić na zachwyt jego osobą ze strony nieskrępowanej ani nieopłaconej kobiety i prawdę powiedziawszy to było kolejnym powodem, dla którego cała jego uwaga skupiła się tylko na elfce i dążeniu do jednego celu z jej udziałem. Może będzie chciała stanąć na równi z pokusą, do której się udaje, w pomocy nad jego przedsięwzięciem i przewodzeniem zgrai nieokrzesanych piekielnych, demonów i wszelkiego innego alarańskiego tałatajstwa spod ciemnej gwiazdy, z różnych przyczyn odtrąconych od swoich pobratymców. Mógłby wtedy w wolnych chwilach pocieszać się i zabawiać nimi obiema w swoim łożu, w końcu im więcej tym weselej, a on z przyjemnością czułby się otoczony pięknymi kobietami, bezwzględnie mu posłusznymi. Wtedy mógłby umrzeć ze szczęściem na twarzy. Teraz jednak jakby się nad tym zastanowić nie był to wcale taki głupi pomysł i wypadałoby już teraz zacząć gromadzić w swojej warowni piękne kobiece ciała, jedynie do użytku własnego.

        - Oczywiście, że możesz z nami iść kochanie, im więcej osób tym bezpieczniej, a taka urocza buźka nie powinna sama się szlajać po lesie, choćby i potrafiła władać dziesięcioma mieczami na raz - powiedział łagodnie i lekko się do niej pochylił jakby chciał wziąć jej usta w posiadanie, jako dowód na potwierdzenie swoich słów, ale niestety hełm na głowie całkowicie uniemożliwiał mu zrealizowanie tych planów. Jedynie resztki zdrowego rozsądku pobrzmiewające cicho gdzieś tam z tyłu jego głowy, odwiodły go w ostatniej chwili przed zamiarem zdjęcia pancerza, zakrywającego jego lico, a tym samym narażenia się na uszkodzenie piekielnych oczu przez światło słoneczne, przez które mógłby już na zawsze pozostać ślepy. Było to za duże ryzyko, a dodatkowo miał stanowczo zbyt wiele do stracenia.

        Z każdą chwilą Ilisia coraz bardziej zawracała mu w głowie, budząc jego zainteresowanie i pożądanie, zwłaszcza, że poruszyła niemal najprzyjemniejszy dla Dantaliana temat, a mianowicie karania i zadawania bólu innym. Strasznie był ciekaw czy elfka faktycznie tak myślała i nie miałaby nic przeciwko, gdyby to ją chciał tak utemperować, czy po prostu starała się zgrywać twardą w tej kwestii, tylko po to by go jeszcze bardziej sobą omamić i mu zaimponować. Nie wiedział tego, ale nie miało to dla niego większego znaczenia, skoro i tak już odniosło ten efekt. Upadły był niemal równie zachwycony swoją przyszłą kochanką, co ona nim.
        - Drapieżna z ciebie dziewczynka - wymruczał, nieco dłużej zatrzymując dłoń na jej piersi, ale zaraz podjął na nowo wędrówkę w dół, zatrzymując się na biodrach. - Może masz jakiś konkretny pomysł? Z chęcią postaram się nim Hanti zdyscyplinować. - Pod hełmem jego oczy błyszczały z zainteresowaniem i wyczekiwał z niecierpliwością na jedno jej słowo.
        - Jesteśmy prostymi najemnikami, zmierzającymi do Arturonu w poszukiwaniu pracy - odpowiedział zdawkowo, ale pogodnie białowłosej niemal od razu jak zapytała, by nie wzbudzać podejrzeń o kłamstwo.

        Niestety Hanti zdawała się nie podzielać jego entuzjazmu, a nawet ośmieliła się zniszczyć bezczelnie jego genialny plan, mający na celu uczynienie elfki swoją kolejną kochanką. Atmosfera wokół niego zgęstniała złowrogo i zrobiła się nie do zniesienia, a on cały aż się gotował pod czarną blachą. Nie zwrócił nawet uwagi, że z gniewu jego ręce lekko drżą zaciśnięte w pięści, a żądne mordu spojrzenie zwrócone jest w stronę skrzydlatej. Zaraz jednak westchnął i delikatnie uwolnił najemniczkę ze swych objęć, jednocześnie wstając.
        - Masz rację, Hanti, przepraszam - mruknął ze skruchą w głosie i podszedł do siostry by ją mocno do siebie przytulić. Zaraz po tym jak zaproponowała elfce posiłek.

        Zamiast tego jednak w ułamku sekundy szarpnął nieświadomą i zajętą odgrzewaniem mięsa siostrę za włosy i lekko pochylił w stronę trzaskającego ogniska, tak by płomienne jęzory zaczęły lizać końcówki jej skrzydeł. Nie obchodziła go teraz obecność elfki, czy swoje kłamstwo. Teraz był po prostu sobą i w końcu zyskał pewność, ze anielica mimo wszystko wciąż nie miała zamiaru stanąć po jego stronie, choćby i w takim małym niewinnym kłamstewku.

        - A jednak nic się nie zmieniłaś - warknął niebezpiecznie cichym i spokojnym głosem pełnym zawodu. Tak, był rozczarowany zachowaniem Hanti, gdyż w pewnym momencie miał delikatną nadzieję, że może jednak... Ale niestety, najwidoczniej jej upadek miał być tylko podstępną maskaradą, której celem było osłabienie jego czujności. Tym bardziej, że ucieczka do Czeluści praktycznie nie odcisnęła na niej żadnego piętna wedle niego.
        - Miło było, a teraz się wynoś lizać rzycie diabłom, albo swojemu kochanemu Najwyższemu, czy tam komu miałaś przynieść moją głowę. W przeciwnym wypadku cię zabiję. - Tym razem nie była to tylko pusta groźba, ponieważ jego ton zdradzał, że bardzo tego pragnie i tylko jakaś ledwie tląca się w nim cząstka jego starej, anielskiej dobroci, daje jej szansę na ucieczkę. Zaraz ją też puścił, a nawet pchnął w palenisko i na kamień, na którym podgrzewały się plastry mięsa.

        - Pozbądź się jej jeśli po pięciu minutach ta zdradziecka kanalia dalej tu będzie - burknął nieprzyjemnie w stronę Ilisii i to wcale nie była prośba. Miał nadzieję, że chociaż elfka go nie zawiedzie.
        - Chędożyć to co obiecałem ojcu, nie będę chronił dwulicowej dziwki - mruknął cicho do siebie z furią, po czym odszedł w las.
        Chciał być sam, żeby ochłonąć i zastanowić się, czy nie nasłać na upadłą swoich najlepszych łowców bestii, którzy mogliby ją komuś sprzedać za niemały pieniądz, albo dostarczyć do warowni Dantego, aby ten w lochach na spokojnie mógł się na swoich warunkach z nią rozmówić i uregulować dług powstały przez wszystkie krzywdy jakich przez nią i jej zdradę doświadczył. Teraz pragnął jedynie stracić ją z oczu i spić się jak diabli w otoczeniu uroczych panienek chętnych do spędzenia z nim najbliższej nocy.
Awatar użytkownika
Ilisia
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Mroczna elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilisia »

Wyczuwała, że znajduje się w rękach kogoś, kto zdecydowanie może okazać się niebezpieczny - ten dotyk znała aż za dobrze. Tyle że... nigdy jej instynkt samozachowawczy nie potrafił zwyciężyć z jej niezmierną ciekawością i chęcią tego, aby wciąż balansować na krawędzi w poszukiwaniu nowych wrażeń. I to właśnie teraz robiła. Nie wierzyła ani przez chwilę, aby mężczyzna był potulny, ale w sumie i takie rzeczy ją nie interesowały - czuła tę siłę i agresję bijącą od niego, ale to tylko jeszcze bardziej ją nęciło. Zresztą... wiedziała, że jeżeli odpowiednio to rozegra, to nie ma się czego obawiać.

Uniosła brwi, kiedy powiedział, jak to bardzo się troszczy o jej bezpieczeństwo. Nawet nachylił się, zupełnie jakby przymierzał się do pocałunku, ale chyba zapomniał o swoim hełmie. Elfka więc uniosła dłoń i czule go po owym pogładziła, ani na chwilę nie tracąc kontaktu wzrokowego i spoglądając w mroczne oczy wyzierające ze szpary. Po chwili z satysfakcją dostrzegła jego reakcję na jej słowa. Zdecydowanie zdołała go zainteresować i to jeszcze bardziej. Uśmiechnęła się. W innej sytuacji może inaczej by zareagowała na słowa "drapieżna dziewczynka", ale teraz... cóż, zdecydowanie nie miała zamiaru narzekać. Lepsze to niż "martwa dziewczynka".
- Cóż, w moich stronach liny sprawdzały się dosyć skutecznie. Łatwe do zdobycia, niby jedna z najprostszych rzeczy, a tyle możliwości... przede wszystkim można skrępować, a tutaj tylko wyobraźnia ogranicza. Kilka godzin w więzach, szczególnie jakichś bardziej ambitnych, a elfy stają się o wiele mniej skore do buntu. Podejrzewam, że z innymi istotami nie jest znowu tak inaczej. No i zawsze można z nich coś ukręcić... A skrępowanie może być jedynie wstępem do prawdziwego działania...

Przechyliła głowę, gdy stwierdził, iż są prostymi najemnikami. Zdecydowanie nie była na tyle naiwna, aby w to uwierzyć. Nie po tym, jak jego siostra zareagowała na nazwę jej własnego zawodu. Spojrzała więc na mężczyznę, przekrzywiając nieco głowę i obdarzając go powątpiewającym spojrzeniem, ale z uśmiechem, który wspólnie z nim zdawał się mówić: "Ktoś taki jak ty? Najemnikiem? Jak już, to na pewno nie prostym. Jesteś zdecydowanie ponad to." Po chwili jednak wtrąciła się jego siostra, a Ilisia przeniosła na nią wzrok. Ostrzeżenie uznała za dosyć... spóźnione. Już doskonale zdała sobie sprawę, że igra z ogniem - co miała jednak poradzić, że tak świetnie się przy tym bawiła? Zainteresowało ją jednak słowo "anioł". Spojrzała ponownie na Testamenta, tym razem z jeszcze większym zainteresowaniem.

Ten jednak zdawał się mieć ochotę... cóż, kogoś poparzyć. Dostrzegła po nim gniew, którego to tak bardzo starała się uniknąć. Westchnęła, gdy mężczyzna ją puścił, ruszając w stronę siostry. Wstała, krzyżując ręce na klatce piersiowej i przyglądając się temu wszystkiemu. Zdecydowanie nie była to scena bratersko-siostrzanej miłości, ale cóż... Ilisia niczego takiego nie uraczyła w życiu, a od strony tych, których mogła nazwać jakąś tam rodziną, nie mogła spodziewać się wiele więcej. Dopiero kiedy mężczyzna rzucił w jej stronę rozkaz, brwi Ilisi wysoko się podniosły, a ta zaczęła zerkać to na mężczyznę, to na jego siostrę, przełykając przy tym ślinę. "No to pięknie się porobiło!"

Kiedy mężczyzna już się oddalił, elfka podeszła do rzuconej na palenisko kobiety, oferując jej przy tym pomoc we wstaniu. Jej oczy mimowolnie kierowały się do jej skrzydeł, ale z Ilisii biła teraz szczera troska. No i sytuacja zrobiła się paskudna. Z jednej strony zdecydowanie nie uśmiechało jej się zabicie upadłej, nie tylko ze względu na jej opierzenie. Nie zwykła zabijać istoty tak po prostu, szczególnie te bardziej interesujące. Praca najemna to co innego, jednak Testament jej nijak nie najął... chociaż jej życie było pewnie całkiem dobrą zapłatą. No i elfka miała ochotę, aby jeszcze trochę mu potowarzyszyć. Igranie z ogniem, te sprawy... Teraz zaś pomogła kobiecie wstać, po czym spojrzała na nią, przekrzywiając głowę.
- Z takim bratem pewnie niełatwo się żyje. Tak zgaduję, bo nigdy nie miałam żadnej rodziny. A ta, która się za ową mieniła... cóż, gdybym miała do nich wracać, to całkiem chętnie bym się z tobą wymieniła. Jednak w obecnej sytuacji... cóż, nie jestem pewna, czy to bezpiecznie, abyś tu zostawała. Nie zabiję cię, ale nie wiem, czy mogę powiedzieć to samo o nim. - Jej wzrok powędrował w miejsce, w którym zniknął mężczyzna, po czym elfka skierowała się do miejsca pułapki i pochyliła się, by pozbierać strzały oraz swój łuk. - Podejrzewam że ta historia jest zdecydowanie za długa i nie mój chędożony interes w tym, ale co się właściwie między wami stało? Na typową kłótnie rodzinną to jednak nie wyglądało.
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

- Do dziś myślałam, że lepszy taki brat niż żaden - westchnęła ponuro, siadając na ziemi i okrywszy się płaszczem ze skrzydeł, zaczęła pielęgnować uszkodzone pióra. - W końcu rodziny się nie wybiera i nie można się jej od tak wyprzeć, choćby nie wiem, jak zła by była. I masz całkowitą rację, nie łatwo żyć z takim potworem, ale co ja mogę? Tylko on mi został.
Jeszcze kilkaset lat temu bratersko-siostrzana miłość pomiędzy upadłymi była jak złoty łańcuch, którego żadna zewnętrzna siła nie była w stanie zerwać. Pełen wigoru i energii chłystek oraz truchtająca w jego cieniu nieśmiała, za to bardzo mądra dziewczynka, starająca się ze wszystkich sił dorównać bratu. Rodzeństwem byli idealnym, choć nie pozbawionym pewnych wad. W końcu dzieci w Planach i w Alaranii wiele się od siebie nie różnią. Dantalianowi zawsze czegoś było mało, zwykłe zwycięstwo nad siostrą nie przynosiło mu satysfakcji, ona natomiast nie poprzestawała na wyprowadzaniu go z równowagi, czego następstwem były kłótnie i bójki. W ich domu nigdy nie było nudno. Zwłaszcza, że odziedziczyli silne charaktery po rodzicach, którzy również lubili ze sobą rywalizować. Jedyne, co się nie zmieniało to ich wzajemne wsparcie. Gdy Dante miał problemy przy egzaminach z piekielno lub niebianologii, zawsze mógł liczyć na pomoc Hanti. Z kolei ona otrzymywała ją podczas treningów fizycznych i gdy ktoś jej dokuczał. To prawo Upadły zarezerwował sobie na wyłączność. Nikt nie miał prawa obrażać mu młodszej o kilka minut siostry.

- Tak. To długa historia - przyznała rację elfce, a następnie wstała, by pomóc jej pozbierać swoje rzeczy. Dantaliana, czy też raczej Testamenta, jak kazał się tytułować, nigdzie nie było widać. Przepadł jak kamień w wodę, więc siedzenie na tyłku i gapienie się w ogień w niczym nie pomoże. Pewnie czekał już na nie w Arturonie lub przygruchał sobie kolejną samotną podróżniczkę, przywiązaną do drzewa i postanowił dać upust zbierającemu się pod hełmem tłokowi emocji.
- Widzisz, kiedyś ja i Dantalian byliśmy aniołami światła... - Hanti niepewnie podjęła ten temat przy nieznajomej, ale skoro mleko i tak się rozlało, to po co dodatkowo wszystko mieszać. W końcu kto w Alaranii mógł się pochwalić podobnym upierzeniem? Krasnoludy?
- Służyliśmy Najwyższemu - kontynuowała, przytrzymując kołczan na strzały. - Nasi rodzice byli dość wysoko w hierarchii, szczycili się dobrą sławą nawet tu i pragnęli byśmy i my osiągnęli coś więcej. Tak więc szkoliliśmy się na przyszłych wojowników, kiedy Dantalian doznał czegoś w postaci oświecenia. W jednej chwili zaczął krytykować nauki Pana, sprzeciwiać się woli starszych i robić wszystko po swojemu. W tajemnicy rósł w siłę, trenując i czytając magiczne zwoje, karmiąc się ambicją. Miał cel strącić Najwyższego z tronu i zająć jego miejsce. Niestety wszystko zepsułam. Bałam się, że przez to szaleństwo Dante zrobi sobie krzywdę, więc ostrzegłam Stwórcę. Szukałam dla niego ratunku, nawet się za nim wstawiłam, ale wtedy Pan nakazał jego publiczną egzekucję. Dante zdołał się jednak wyrwać i uciec, a ja niedługo po tym ruszyłam za nim.

Gdy skończyła, pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, lecz szybko została strącona, gdy Hanti dostrzegła w cieniu bliźniaczą postać. Nie sądziła, że tak szybko wróci, nie wiedziała ile z tego słyszał, ale na pewno sporo, sądząc po jego postawie. Mimo to Upadła poczuła się nieco lepiej, dzieląc tę historię z Illisią i już nie była tak przygnębiona. Jak gdyby z nową siłą wstała i ponownie spakowała ich obozowisko, a następnie stanęła z boku gotowa do drogi. Mimo wszystko wiedziała, że brat nie chciał jej śmierci, nie był aż tak zepsuty. Gdyby rzeczywiście jej nienawidził, nie powstrzymałby się w Fargoth, zabiłby ją lub oddał związaną Palladynowi w ręce. Gdy ją jednak minął, odruchowo złożyła swoje piękne skrzydła i wysiliła się na blady uśmiech.

- Zmieniłam się bardziej niż mógłbyś przypuszczać - rzuciła na jego wcześniejsze oskarżenia i z lekkim obrzydzeniem zerknęła na metalowy korpus, świadoma, że pod nim ciało brata jest pocięte szramami. Niebywałe, że kiedyś sama nazwałaby go przystojnym aniołem.
- Możemy ruszać? - zapytała z irytacją, chcąc przejąć część inicjatywy zanim pan Testament i "dobry braciszek" od siedmiu boleści postanowi zmienić zdanie. Przede wszystkim chodziło też o mały ratunek dla elfki przed łapami Dantego. W końcu dziewczyna będzie im towarzyszyć tylko przez chwilę, więc po co ma później przechodzić traumę.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Mam dużo ciekawszą zabawkę do tego typu rzeczy, ale niestety musisz czekać do zachodu słońca, aby się przekonać co mam na myśli - zamruczał dwuznacznie, niemalże zauroczony jej osobą, a zwłaszcza pomysłami i pochlebstwami, które niezwykle pieściły jego olbrzymie ego. Ktoś mógłby to nazwać lizusostwem ze strony elfki, ale odpowiednimi komplementami można przecież zaskarbić sobie sympatię każdego, a co do podjętych przez nią sadystycznych tematów, skąd mogła wiedzieć, że akurat trafi w upodobania Upadłego? W końcu dopiero co się poznali, a on starał się cały czas zgrywać potulnego i miłego, nie było żadnej możliwości, aby w jakimś stopniu się dowiedziała o jego zamiłowaniu do znęcania się nad innymi. To właśnie z tego powodu Dante był nią tak bardzo zaintrygowany, że nie brał pod uwagę prawdopodobnych podstępów z jej strony.

        Widząc jej niemą odpowiedź na wykonywanie przez nich najemnej profesji, wyszczerzył się łobuzersko pod hełmem, czując jak jego ego znów zostało przyjemnie połechtane. Jeszcze bardziej się przez to utwierdził w przekonaniu, że mógłby zaryzykować i wcielić ją w swój plan, rozpocząć jakże interesującą współpracę. Jego kochanej sukubicy, będącej prawą ręką piekielnego i jego główną, stałą kochanką, na pewno by się to nie spodobało, ale wcale nie musiało. Ona była tylko po to by wykonywać jego rozkazy i umilać chłodne wieczory, a rywalizacja, może nawet otwarta walka między tą dwójką na śmierć i życie, niewątpliwie wpasowywała się w to drugie mające na celu dostarczyć mu rozrywki oraz dogodzić.

        Niestety ta cudowna chwila została brutalnie zakończona przez jego siostrę, więc równie brutalnie postanowił wyrazić swoje niezadowolenie tym spowodowane. Był mocno rozwścieczony, a do tego jeszcze sfrustrowany, gdyż dzienne światło i założony na sobie pancerz który miał go przed promieniami słońca chronić, uniemożliwiały mu skorzystanie z pełni swoich sił i odpowiednie ukaranie skrzydlatej za pomocą Lewiatana. Może nawet pozwoliłby sobie oderwać jej jedno skrzydło dla równowagi w przyrodzie i ich bliźniaczej "naturze". No, a przynajmniej na porę dnia i przywdzianą blachę chciał zwalić całą winę, za niemoc w okazaniu Upadłej większego okrucieństwa.

        Wzburzony całą sytuacją i tą tajemniczą blokadą przed wyrządzeniem jej prawdziwej krzywdy, ruszył w stronę lasu, gdzie zaraz po zniknięciu z oczu kobietom, postanowił dać upust swoim emocjom i wyżył się na pobliskich drzewach. Co prawda było to jedną, wielką dziecinadą i słabością z jego strony, ale cóż innego miałby zrobić?
        - Po co mam ją w ogóle dalej chronić, przecież jest już dorosła, a wy od dawna pewnie nie żyjecie - burknął rozdrażniony do samego siebie, opierając się czołem w hełmie o jedno z drzew, poranionych praktycznie do połowy pnia. - Poza tym czy uczciwie nie wywiązuję się z tej obietnicy? Przecież nie dałem jej zabić palladynowi, choć mogłem i chciałem ją tam zostawić na pastwę losu... To nie prawda, że tylko to sobie wmawiam, aby ukryć własną słabość, chociaż... Zawsze tak było, że tylko ja jej mogłem dokuczać. Czy w takim wypadku umowa dalej mnie obowiązuje? Czy dalej jej przestrzegam, nawet jeśli sam staję się jej katem? Agh... Do diabła z tobą ojcze i obietnicami, które ci złożyłem! - zawarczał z niemałą złością do samego siebie czując w tej chwili przytłaczającą bezradność i niezdecydowanie. Nienawidził Hanti całym swoim plugawym sercem, bo nim się pojawiła nie miał takich problemów moralnych i była naprawdę mało rzeczy, którymi mógłby się przejmować, a których teraz nagle pojawiło się tak sporo w jego życiu.

        Dopiero po chwili odzyskał spokój ducha i przyszedł mu do głowy nowy pomysł. Uczyni z Hanti swoją niewolnicę, skoro i tak nie zamierzała się od niego odczepić. Mógłby ją skuć w lochu i puścić wodze fantazji, za każdym razem gdyby do niej schodził, najważniejsze tylko by jej nie zabić. To było genialne i rozwiązało by niemal wszystkie jego problemy. Zawsze to coś.

        Ta myśl pomogła mu ochłonąć całkowicie i mógł bez większych wątpliwości wrócić z powrotem do obozu. Zatrzymał się jednak w cieniu drzew kilka sążni od towarzyszek i przysłuchiwał się ze znudzeniem historii bliźniaczki o ich dawniejszej relacji. Nie mógł jednak pozostawać dłużej obojętny, gdy usłyszał, że ona się za nim wstawiała u Najwyższego. Było to dla niego ogromnym zaskoczeniem, ponieważ przez te wszystkie lata myślał, że nikt nie kiwnął nawet palcem, aby go jakoś uratować przed unicestwieniem. Gdyby był w tym czasie, jak skrzydlata o tym opowiadała, w obozie, pomyślałby, że stara się tylko go omamić i jest to jedynie kłamstwem, ale przecież była teraz święcie przekonana, że nigdzie go nie ma. To co mówiła musiało być więc szczere, a to wywołało jeszcze większy mętlik w jego głowie. Zwłaszcza w połączeniu z uronioną łzą, gdyż cały czas był święcie przekonany, że nie żałowała tego co zrobiła i miała go w głębokim poważaniu. Swego czasu myślał nawet, ze z jakiegoś powodu chciała się go po prostu pozbyć, może nawet przez brak możliwości dorównania mu, a nawet zwyciężenia z bratem. Będzie musiał o tym porozmawiać ze swoją sukubią, prawą ręką. Ona najlepiej umiała mu poradzić jak mógłby odbierać daną sytuację czy rozmowę. Była niezwykle pomocna i może za to tak na niej polegał i trzymał dalej przy sobie.

        Wszedł do obozu jakby nigdy nic, choć wiedział, ze siostra widziała jego opartą o drzewo sylwetkę, z założonymi na napierśniku rękami, przysłuchującą się z uwagą temu co mówiła. Z resztą niech sobie myśli co chce, on potrzebował czasu i doradztwa w tej kwestii by wiedzieć co tak naprawdę o tym myśleć. Mógł to być przecież jakiś skomplikowany podstęp ze strony inteligentniejszej, choć słabszej fizycznie od niego rodzonej połówki, a inny mógłby z łatwością przejrzeć takie oszustwa jak nie jego podstępna sukubica? Przechodząc obok Hanti całkowicie zignorował złożenie przez nią skrzydeł i blady uśmiech, nie mruknął nawet żadnej odpowiedzi na jej oświadczenie, że bardzo się zmieniła. Z resztą minął w milczeniu i niemal z namacalną pogardą obie kobiety, po czym bez odwracania się do nich wysunął się znacząco na przód, zostawiając je na odległość sznura za sobą, choć wciąż w zasięgu ich wzroku.

        - Nie wchodźcie mi w drogę i nie ociągajcie się. - Zreflektował się po chwili, dając tym samym jasną odpowiedź Hanti i sygnał do podjęcia dalszej wędrówki. Niestety nie uraczył już żadnej z towarzyszek swoim spojrzeniem, ani nie mówił nic więcej, co jednoznacznie sugerowało, że jego parszywy humor nadal pozostawał tak samo parszywy, jak wcześniej. No, może delikatnie łagodniejszy niż w momencie, gdy trzymał bliźniaczkę nad ogniskiem i opuszczał na moment obozowisko.
Awatar użytkownika
Ilisia
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Mroczna elfka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ilisia »

Ilisia uniosła brwi, kiedy Hanti wypowiedziała słowa „do dzisiaj”. Aha, czyli była świadkiem czegoś naprawdę poważnego. No pięknie... Elfka nie była pewna, czy jest jej z tym dobrze. Zwłaszcza, że to nie był zdecydowanie zbyt miły epizod. Zbliżyła się do upadłej i usiadła przed nią, wpatrując się w jej uszkodzone pióra, którymi teraz się zajmowała. Słuchała jednak jej słów z uwagą, a na jej twarzy pojawił się gorzki wyraz.

- Cóż... dobrze jest mieć kogoś przy sobie. Trochę ci zazdroszczę, nawet pomimo tego, na co trafiłaś. A właściwie kim się on stał. Nie jestem w stanie powiedzieć ci, czy posiadanie żadnego brata jest lepsze niż twój przypadek, ale... zresztą nieważne...

Po chwili wstała, aby pozbierać swoje stracone przedmioty i uśmiechnęła się przyjacielsko, gdy u swojego boku dostrzegła upadłą. Z wdzięcznością przyjmowała zebrane przez nią strzały. Jej uszy zdały się nieco podnieść, gdy Hanti rozpoczęła opowiadanie swojej historii. Takie rzeczy zdecydowanie zawsze interesowały mroczną elfkę. A ta tyczyła się tak bardzo zagadkowej i nieoczywistej sytuacji... Jej historia bardzo ją przejęła. Dostrzegła w Danatalianie podobieństwo do jej własnego przypadku – czy ona sama nie różniła się swoimi przekonaniami od wszystkich innych zabójców szkolonych przez mrocznych elfów? Także w tajemnicy uczyła się obcych kultur – przynajmniej o nich czytała mity i legendy, a jej postawa nie spodobała się mistrzom zakonu. Jednak w jej przypadku nie było nikogo, kto miałby coś takiego zdradzić. Wszyscy wiedzieli o jej „upośledzeniu” i nie miała też nikogo, kogo prawdziwie mogłaby nazwać siostrą czy bratem.

- Przykro mi, że w taki sposób się to skończyło, ale miałaś dobre intencje i... - Jej spojrzenie powędrowało za wzrokiem jej nowej znajomej i spotkało sylwetkę upadłego, czającą się pomiędzy drzewami. Ilisia przełknęła ślinę. Tak oto minął ten czas, a ona nie zrobiła nic, o co ją poprosił... Elfka zastanawiała się, jak bardzo do serca Testament wziął sobie jej słowa o temperowaniu innych i czy nie postanowi trochę z tego przetestować na niej samej. Ilisia się nieco cofnęła i starała nie rzucać w oczy, kiedy upadłe anioły zajęły się swoimi sprawami – Hanti przygotowaniami do wymarszu, Danatalian zaś wkroczeniem do obozu. Splotła dłonie za plecami, spuszczając wzrok. Słyszała jednak słowa uskrzydlonej. Drgnęła, niemal podskoczyła, gdy Testament wydał polecenie wymarszu. Powiedział „wy”. Elfka westchnęła. Z jednej strony cieszyła się, że pozna bliżej nową rasę, z drugiej strony... nie była przekonana, czy napotkała odpowiednich jej osobników w odpowiednim etapie życiowym. Z pewnością nie będą chcieli stanowić atrakcji dla ciekawej zabójczyni.

Ruszyła za Danatalianem, maszerując tuż obok Hanti – zaobserwowała oczywiście zmianę zachowania Testamenta w stosunku do jego siostry, ale w jej przypadku to była... nowość. Upadły nawet na nią nie spojrzał... Nachyliła się do skrzydlatej, szepcząc jej na ucho:
- Dokąd właściwie idziemy?
Awatar użytkownika
Hanti
Szukający drogi
Posty: 38
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadła anielica
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hanti »

- Czasami dobre intencje to za mało - westchnęła Hanti, zasypując ognisko i ruszając w ślad za swoim bratem. Bagaż w postaci worka z prowiantem miała przywiązany do ostrza włóczni, a ją z kolei niosła opartą o bark, tak, by chociaż z daleka przypominała niewinny tobołek pielgrzyma. Niestety sam wygląd dziewczyny zdawał się sporo o sobie mówić i to niezależnie od odległości z jakiej się na nią patrzyło. Para czarnych skrzydeł za plecami raczej nie była standardowym wyposażeniem wędrownych ascetów, podobnie jak złote bransolety na ramionach i ubiór ze skąpych pasów obcisłej tkaniny, którego nie powstydziłaby się żadna pokusa. Do tego wszystkiego piękna opalenizna, wyeksponowane, kobiece atrybuty i tęskne spojrzenie czarnych oczu. Nawet ślepy, po wysłuchaniu takiego opisu będzie na sto procent pewny, że ma przed sobą prawdziwego anioła, a nie wędrownego żebraka z masą nowinek i plotek z szerokiego świata. Niestety w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby stworzyć podobny opis, dlatego wszystkim ciekawskim powinno wystarczyć tyle, że kobieta niosąca tobołek, wcale nie była pielgrzymem. Jej towarzysze również.

Stąpając po nierównej ścieżce, Upadła z trudem powstrzymywała się od podzielenia się zbędnym komentarzem dla obecnego stanu rzeczy, w którym to ona, a nie najsilniejszy pępek całego świata, musi dźwigać cały ich dotychczasowy dobytek. Narzucający tempo Dante, nawet nie raczył spojrzeć w stronę kobiet. Najwyraźniej gdzieś miał szukanie dogodnego miejsca na krótki postój, chciał za wszelką cenę znaleźć się za miejskimi murami. I dobrze, pomyślała wtedy Hanti, zerkając z ukosa na elfkę, przynajmniej znajdzie sobie jakąś nową ofiarę. Arturon, jako wciąż rozkwitające miasto handlu, oferowało każdemu podróżnemu czy obywatelowi niezliczoną ilość rozrywek od prostych gier hazardowych na ulicy, po wyścigi konne na przyjęciach najbardziej możnych. Dziennie tysiące ludzi różnych ras przelewało się jego ulicami, co znaczyło, że ich trójka nie powinna mieć problemu z wmieszaniem się w otoczenie.

- Zmierzamy do najbogatszego miasta na Łusce - odpowiedziała Illisie, próbując sobie przypomnieć, co sama słyszała o tym miejscu. - Mój brat ma w Arturonie jakieś sprawy do załatwienia. Nie wiem jakie i póki co nie chcę wiedzieć. Tak będzie lepiej.
Idąc, Hanti cały czas obserwowała plecy swojego bliźniaka. Stalowa zbroja opinająca jego ciało, wyglądała jakby stanowiła jego wrośniętą część. Dantalian kroczył w niej ze swobodą, widać było, że jej ciężar nie robi na nim wrażenia, a z pewnością do lekkich nie należała. No i jeszcze ten łańcuch na ramieniu. W chwilach, gdy Upadła nadganiała odległość, zdawało jej się, że ostrza tej broni dziwnie falują, jakby były czułkami uśpionego owada, czekającego na to, aż posiłek sam raczy podejść. Wtedy należało jedynie go chapnąć i się posilić, nie tracąc na działanie cennej energii.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Im mniej wiesz, tym trudniej będzie ci udaremnić moje plany, siostro - burknął z jadem w głosie, nawet się nie odwracając w stronę kroczących za nim kobiet. Z jednej strony dobrym mogło być, że w końcu raczył się do nich odezwać, acz z drugiej strony dał im tym samym jasny przekaz, że mimo iż ma je w głębokim poważaniu, to cały czas uważnie ich słucha. - Przepraszam, język mi się poplątał. Miałem powiedzieć: "im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz" - dodał niewinnie, pomijając pobrzmiewający z jego wypowiedzi cynizm. Zerknął przy tym na nie kątem oka i mogłoby się zdawać, że uśmiechnął się złowrogo pod swoim hełmem. Paskudna myśl zaświtała mu w głowie, oj bardzo paskudna.

        Pomimo niemal regularnego poganiania ich i grożenia, że jeśli się nie pośpieszą zrobi im naprawdę coś niedobrego, w porównaniu do czego ich najgorsze koszmary okażą się jedynymi z najpiękniejszych snów, praktycznie w ogóle się nie odzywał. Zapomnieć również można było o jakiejkolwiek chwili postoju, nawet w południe, gdy na równinny, którymi szli, żar lał się z nieba i to dosłownie. Jego towarzyszki nie miały co narzekać na te niewygody w podróży, bo w końcu to on się prażył w czarnym żelastwie, nie one, choć w porównaniu do nich nie czuł gorączki panującej na dworze.

        Z powrotem w lesie znaleźli się tuż po zmierzchu, nieopodal ich celu podróży. Z dali było słychać szum fal na morzu przetykanych z gwarem dochodzącym z miasta, którego mieszkańcy szykowali się do spania, a inni balowania po skończonej pracy. Jeszcze tylko kilka godzin dzieliło ich od przekroczenia murów Arturonu, lecz prawdopodobnie ku zdziwieniu swoich towarzyszek, upadły zamiast iść dalej, postanowił zrobić upragniony przez nie postój połączony z rozbiciem obozowiska na noc. Przeciągnął się leniwie, jego ciało otoczył gęsty, niemal namacalny mrok, a kiedy opadł, mężczyzna stał bez zbroi jedynie w tym co miał pod nią za sobie ubrane. Na jego ciele widać było okropne rany po poparzeniach razem z pęcherzami, które jeszcze nie zdążyły się zregenerować. Zaciągnął na głowę kaptur od swojej peleryny i po złożeniu skrzydła na plecach odwrócił się do towarzyszek.

        - Możecie odpocząć. Hanti poszukaj drewna i rozpal ognisko, a ty Ilisio zrób użytek ze swojego łuku i znajdź coś do jedzenia. To co Hanti niepotrzebnie targała przez całą drogę pewnie się popsuło przez to cholerne słonce - powiedział, a po rozdzieleniu wszystkim odpowiednich dla nich zadań, zajął się swoim własnym i chyba najcięższym. Usadowił się wygodnie pod drzewem i zamknął oczy, aby oddać się zasłużonej drzemce. W końcu ktoś musiał się podjąć tego zadania, a on dla dobra grupy postanowił się łaskawie i z ciężkim sercem tego podjąć.

        - Zjadłbym małego jelonka jeśli łaska. - Uśmiechnął się szyderczo pod nosem i skupił na tym by uciąć sobie drzemkę. Nie zamierzał im się tłumaczyć dlaczego będąc już prawie u celu postanowił obozować i nie zapowiadało się również na to, by choć trochę się wysilił, aby pomóc im w przygotowaniach do kolacji i nocowania w tym miejscu. Po prostu powiedział kobietom co miały robić i sam postanowił nic nie robić.

        - Im szybciej się z tym uporacie, tym dłużej sobie pośpicie. Z samego rana idziemy do miasta - uświadomił je od niechcenia i po chwili jego głowa lekko opadła na pierś, jakby faktycznie już zasnął. Nie było się w sumie czemu dziwić. Napracował się chłopak i namęczył, a przez upał był niemal całkowicie wykończony. Zwłaszcza, że pod rozgrzaną niemal do czerwoności zbroją jego ciało cały czas pracowało, aby się na bieżąco regenerować i nie pozwolić, by Dante stracił przez upał życie. Teraz mógł się w końcu schłodzić i zregenerować siły, nawet jeśli nie było po nim widać jego osłabienia.
Zablokowany

Wróć do „Wybrzeże Cienia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość