Równiny Theryjskie[Posiadłosć rodu de Duron] Błękitna krew.

Spokojna równina zamieszkana głównie przez pokojowo nastawione elfy i ludzi. To właśnie na niej znajduje się słynne Jezioro Czarodziejek i zamek, w którym się spotykają. Na równinie położone jest również osławione królestwo Nandan- Theru. To harmonijna kraina rzek, jezior i lasów.
Zablokowany
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

[Posiadłosć rodu de Duron] Błękitna krew.

Post autor: Awel »

        Z nietęgą miną, Awel po raz kolejny spojrzała w kierunku wiszącego na stojaku ekwipunku. Powinna domyślić się, że jeśli wszystko idzie zbyt łatwo, oznacza to nadchodzące gigantyczne kłopoty. Póki co jej mała intryga sunęła jak kawałek mydła po idealnie wypolerowanej podłodze. Informacja o sędziwym rodzie de Duron praktycznie sama wpadła w jej ręce. Para obrzydliwie bogatych staruszków, z majątkiem i ziemią której nie są w stanie roztrwonić, a jednocześnie nie mają jej komu przekazać, z racji tego, że ich jedyny syn okazał się być wielkim rozczarowaniem, niespełnioną nadzieją i zakałą rodu w jednym. Niejaki Nathan Donatien najwyraźniej bardziej niż wirowi obowiązków, wolał poświęcić swoje życie doraźnym przyjemnościom, przygodzie i całej gamie cielesnych uciech. W sumie Bryza mogła go zrozumieć. Jaki jest sens posiadania olbrzymiej fortuny, gdy nie można z niej korzystać? Dla czarodziejki ważniejszy był jednak fakt, że skoro Nathan nie chciał być sobą, to ona mogła być nim. A dokładniej rzecz ujmując mogła być swoją (jego) daleką kuzynką, która chętnie zaskarbi sobie miłość szanowanych Baldera i Any de Duron, dając im niejako drugą szansę posiadania kogoś z kogo mogliby być dumni i komu chętnie przekażą swój majątek.
        Cala tajemnica sprowadzała się do kilku podrobionych dokumentów, drobnej charakteryzacji upodobniającej Awel do członków nowej rodziny, historii o swoim ojcu, awanturniczym Pierre de Duron, który wyruszył odkrywać nowe lądy, jednocześnie oddając swoją córkę pod opiekę czcigodnych krewnych, oraz dziesiątek godzin poświęconych studiowaniu informacji o charakterach Baldera i Any, tak by na starcie nie strzelić jakiejś gafy. Później zaś wystarczyło grać swoją role i liczyć na to iż dostanie się akt własności posiadłości, zanim czcigodnemu Donatienowi wróci rozsądek, a wraz z nim myśl o ustatkowaniu się i powrocie na swoje włości.
        Z naiwną Aną poszło nad wyraz łatwo. Starsza pani była oczarowana nowo poznaną członkinią rodu. Dzięki Casandrze de Duron, jak oficjalnie zwała się Bryza, kobieta na powrót zdawała się odzyskać sens życia. Wreszcie miała z kim spędzać długie wieczory, prowadzić dysputy o świecie, plotkować na temat sąsiadów czy trendów w modzie, haftować, zajmować się ogrodem, a nawet planować dla dziewczyny przyszłość.
        Z kolei Balder okazał się dużo bardziej dociekliwy niż wskazywałaby na to wzmianka o jego charakterze. Awel miała nadzieję, że ktoś komu raz się nie powiodło bez wahania skorzysta z kolejnej szansy, ale rzeczywistość pokazała, że taki człowiek staje się ostrożniejszy i dwa razy zastanowi się zanim ponownie komuś zaufa. Poza tym markiza de Duron bardziej niż jakieś zapiski w księgach czy kolor oczu, interesowało to z czego ulepiony jest dany osobnik.
        - Mój kto…? – Z niedowierzaniem spytała Bryza, przekonana iż własny słuch płata jej figle.
        - Osobisty nauczyciel szermierki. – Wyjaśnił smukły lokaj, którego twarz zawsze przyjmowała ten sam poważny wyraz.
        - Co za ulga. Bo wydawało mi się że powiedziałeś osobisty nauczyciel szermierki. - Zadrwiła Bryza.
        Wszystko to brzmiało jak jakiś żart. Szermierka? Czarodziejka zdawała sobie sprawę że być może przegapiła gdzieś fragment mówiący o umiłowaniu członków rodu de Duron do sztuki fechtunku, a w szczególności wzmiankę że tutaj specjalizują się w niej również kobiety, jednak to ten przeklęty lokal wydawał jej się kimś, kto przegapił cały rozdział dotyczący tego iż to arystokraci powinni zmuszać z służbę do wykonywania głupich zajęć, a nie odwrotnie.
        - Panienka się niczym nie martwi. Markiz wynajął w tej sprawie prawdziwego eksperta. – Odpowiedział lokal, wykazujący się sporą odpornością na ironię.
        - Rozumiem. Bardzo chętnie go poznam. – Skłamała Awel, nie mająca pojęcia jak powinna zabrać się za przymierzenie dziwacznego stroju do czekających ja ćwiczeń. Czarodziejka była za to przekonana że jej umiejętności nie spodobają się Balderowi, a w skrajnym przypadku mogą ją zdemaskować. - Czy markiz będzie obecny podczas mojego treningu? – Spytała z obawą.
        - Pan jest teraz zajęty przygotowaniami do polowania. Obawiam się że nie będzie go jakiś czas. – Odparł sługa.
Wreszcie jakieś pozytywne wieści.
        - W takim razie powinnam go pożegnać i życzyć mu powodzenia na łowach. – Rozpromieniła się Awel.
        - To nie będzie konieczne. Ponieważ ma panienka zająć miejsce u jego boku. – Zakończył lokaj, ani jednym mięśniem nie zdradzając oznaki drwiny, jednak Bryza była przekonana iż mężczyzna śmieje się do rozpuku.
Awatar użytkownika
Nathan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, mężczyzna.
Profesje:

Post autor: Nathan »

        Słońce było wysoko, żadnej chmurki na niebie. Piękna pogoda nastrajała Nathana optymistycznie. Jechał konno na swoim wierzchowcu, poruszając się na przemian kłusem i galopem. Nie chciał zbytnio zmęczyć Ragnora, który jak zawsze był spokojny i posłuszny. W pewnym momencie przypomniał sobie tekst, który zawsze go w takich okolicznościach śmieszył : Największe szczęście w świecie na końskim siedzieć grzbiecie. "Już ja bym tam wolał siedzieć na grzbiecie jakiejś blondynki albo dla odmiany rudej małpy... Mam nadzieję, że wkrótce spełnię swoje oczekiwania." Ogarnął go pusty śmiech, nad którym nie mógł zapanować.

        Nathan jechał w kierunku rezydencji swoich rodziców. Uważał, że po tak długim okresie nieobecności w rodzinnej posiadłości, najwyższy czas ich odwiedzić. Przywitać się z rodzicami, których na swój sposób kochał i tęsknił za nimi.
- No, dalej Rag.... - Zacisnął mocniej lejce, poklepał konia po karku i kilka razy cmoknął. Wyczuł jednak, że siwek jest zmęczony i postanowił zatrzymać się na jakiś czas, aż nabierze sił. Akurat po lewej stronie lasu zauważył chałupę a obok studnię z wiadrem. Zsiadł z konia, przywiązał go do drzewa i udał się w kierunku studni. Nabrał do wiadra wodę, przelał ją do dużego naczynia, stojącego obok i zaniósł Ragnarowi. Kiedy tak stał obok pijącego wodę zwierzęcia, jego uwagę przykuł las, który zamiast trawy miał soczysto zielony dywan wyścielony mchem. Nagle zza drzew ujrzał starego elfa, który wszedł do chaty, nie zwracając uwagi na niego.
Zastanawiał się nad tym, czy pójść i podziękować gospodarzowi za wodę, czy też dać sobie z tym spokój, ale w końcu zrezygnował. Jakoś chata nie wzbudzała w nim zaufania, stara była i deski nieco spróchniałe.

        Nathan był estetą i źle czułby się w takim wnętrzu. Zresztą wyobrażał sobie, że jest tam mnóstwo robactwa czy karaluchów. Znalazł zatem szybko wymówkę i był już pewien, że nie chciał mu przeszkadzać, tym bardziej, że na pewno zmęczony jest, jak mniemał, i pewnie już śpi. Ale tu się pomylił. Wprawdzie elf wszedł do chaty, ale przez małe okno bacznie obserwował przybysza. Nawet miał przy sobie łuk, w razie jakiejkolwiek napaści.
Gdy tylko koń wypoczął, mężczyzna kontynuował podróż. W myślach wyobrażał sobie radość Baldera i Any z powodu ponownego spotkania z marnotrawnym synem. W sercu czuł pewnego rodzaju niepokój, ponieważ do końca nie wiedział, czy pomogą mu uregulować dość pokaźny dług karciany. Ale na biednych nie trafiło, a on jest przecież ich jedynym synem...

        Nieuchronnie zbliżał się do rodzinnego domu. Wtem obok niego, na trochę niższym koniu znalazła się kobieta, która uśmiechnęła się i zapytała, czy też jedzie do posiadłości rodu de Duron.
- Oczywiście, że tak , moja piękna damo - szarmancko odpowiedział. - Jeżeli chcesz, mogę ci towarzyszyć.
Kobieta spojrzała na niego z wdzięcznością. Miała długie blond włosy upięte z tyłu głowy. Seledynowa sukienka zaś podkreślała jej zgrabną talię i krągły biust.
- Muszę dostarczyć zioła i mikstury dla starszej pani - powiedziała.
- No to dostarczymy je razem - odrzekł zadowolony Nathan, że tym razem dalszą część podróży spędzi w bardzo miłym towarzystwie, jak uważał.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Awel szybko przekonała się że wszystko to co kryło się pod ogólnikowym pojęciem „szermierki”, bardziej niż rozwiniecie u niej jakiejkolwiek pasji czy umiejętności, miało na celu jej upokorzenie, a nie wykluczone że również zdemaskowanie uknutego przez nią spisku. Zaczęło się stroju, który okazał się niewygodny, ciasny, krępujący w kroku, z przede wszystkim w żaden sposób nie chroniący przed bólem. Do tego wszystkiego dochodziła maska, która niemal całkowicie ograniczała widoczność. Po wielu skomplikowanych zabiegach związanych z przyodzianiem się w to wszystko, Bryza postanowiła się przełamać, uznając ze jakoś to zniesie. Wmówiła sobie, że skoro ona wygląda w tym głupio, to pewnie każdy na jej miejscu odczuwa to samo. Szybko jednak okazało się że była w błędzie. W odróżnieniu od czarodziejki, jej instruktorka prezentowała się zjawiskowo. Jak się okazało markiz de Duron uznał że lepiej będzie jej się ćwiczyło z kobietą. Awel być może nie miałaby nic przeciwko takiej decyzji, tylko że Balder nie koniecznie musiał wybierać do tej roli osobę która swoja figurą uwypukla wszelkie kompleksy jakie dusiła w sobie czarodziejka. Bryza i Mirel teoretycznie miały na sobie te same spodnie, bluzy, buty i maski, jednak na jasnowłosej ów strój leżał idealnie, podkreślając talię, krągłe biodra i pełne piersi.
        Dziewczyna okazała biegła nie tylko w samej sztuce fechtunku, raz za razem bezwzględnie dźgając swoją klingą najbardziej czułe miejsca na ciele Awel, ale jakby tego było mało, cały czas musiała przy tym gadać. A prowadzenie w tej chwili jakiejkolwiek dysputy było jedną z ostatnich rzeczy na jaką przyszywana Cassandra miała teraz ochotę.
        - Podobno twój uroczy kuzynek trzykrotnie wygrał turniej książęcy. – Śmiała się Mirel, po raz kolejny parując atak wyprowadzony przez Bryzę i samemu przeprowadzając skuteczną kontrę.
        Awel natychmiast wyczuła podstęp. Domyślała się że dziewczyna chce sprawdzić ile ona wie. Jakby nie patrzeć rodzina Nathana powinna być doskonale zorientowana w kwestii jego ekscesów. Czarodziejka zdecydowała się odpowiadać ogólnikami. Akurat w sprawie przyrodniego kuzyna obchodziło ją tylko to by ten nie wchodził jej w paradę.
        - Nawet jeśli, cała nagroda dawno już rozpłynęła się w karczmach.
        - Oczywiście udało mu się to tylko dlatego, iż nadęci bogacze nie dopuszczają do swoich zawodów prostego ludu. Cóż to byłby za wstyd gdyby plebs poobijał swoich panów. – Nie dawała za wygraną instruktorka, jednocześnie zdradzając swoje zdanie na temat wszelkiej maści arystokratów.
        - Czy to dlatego pastwienie się nade mną sprawia ci tyle radości? – Zasugerowała Awel, uznając że najlepszą strategią na uniknięcie kłopotliwych pytań jest samej ustawić się w roli przepytującego.
        - Chciałam jedynie zauważyć że w każdym z tych turniejów, kochanemu Nathanowi dużo większą sławę przyniosło wymachiwanie zupełnie innym rodzajem broni. – Chichotała Mirel, z gracja mijając nacierającą Awel i wykonawszy uprzednio efektowny obrót, dźgając swoją przeciwniczkę w pośladek. – Jest aż tak dobry? A może to tylko starannie budowana reputacja? Akurat do tego mężczyźni przykładają się nad wyraz gorliwie.
        Przynajmniej ten jeden raz Bryza mogła być zadowolona z konieczności noszenia maski. Dzięki temu jej partnerka nie mogła dojrzeć miny czarodziejki. A więc to było meritum cela dyskusji. Jeśli Mirel chciała wyprowadzić ją z równowagi to udawało jej się to znakomicie.
        - Braciszek nie zwierza mi się z swoich dokonań. – Odburknęła Awel. – A jeśli chcesz to sprawdzić, to szukasz go w złym miejscu. Nie ma go w posiadłości i raczej nie prędko się tu zjawi.
        - Usiłujesz mi wmówić że rodzinka nie interesuje się losami dziedzica rodu? I tym na ile wspaniały Nathan szarga ich reputację? Udawane oburzenie idzie wam świetnie, ale gotowa jestem postawić swoją cnotę na to iż wasi szpiedzy nie odstępują go na krok. – Oświadczyła szermierka, tym razem wymierzając Awel czy szybkie popchnięcia.
        Na szczęście dla Bryzy był to koniec nieustannych poniżań. Nieoczekiwanie w sali ćwiczeń pojawiła się lady Ana prosząc o przerwanie lekcji. W rzeczywistości była to prośba jedynie w sensie formalnym, ponieważ każdy kto choć trochę potrafił czytać między wierszami, zrozumiał iż jakakolwiek odmowa nie wchodzi w grę. Żona markiza zawsze wypowiadała się łagodnym i przyjaznym głosem, jednak gdy trzeba było, potrafiła postawić na swoim.
        - Musimy pilnie porozmawiać Cassandro. Stało się coś ważnego. – Poruszony głosem oznajmiła Ana. Po kobiecie widać było że z trudem panuje nad emocjami. W głowie Bryzy niemal natychmiast zapaliło się ostrzegawcze światło. „Ona wie” – pomyślała. Czarodziejka nawet nie podejrzewała że udawanie szlachcianki może wiązać się z nieustanny stresem. Na szczęście drżenie rąk mogła zrzucić na wyczerpanie intensywnym treningiem.
        Lady Ana przekazała Awel list i poleciła czytać. Była to jakaś wzmianka o nieuregulowanym długu. Nic szczególnego. Kolejne wyczyny Nathana. Bryza doszła do wniosku iż cały świat de Duronów kreci się wokół niego. Nadawca najwyraźniej maił nadzieję że grożąc markizowi uzyska spłatę bez konieczności występowania do sądu.
        - Balder się wścieknie gdy się dowie. – Wytłumaczyła starsza kobieta widząc pytanie w oczach czarodziejki. – On… wciąż nie doszedł do siebie po tym jak Nathan odmówił pozostania na włościach. Ale przecież to nasz syn. Dlatego muszę mu pomóc, nawet jeśli oznacza to okłamanie swojego męża. A nikomu tu nie mogę zaufać tak jak tobie, Cassie.
Awatar użytkownika
Nathan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, mężczyzna.
Profesje:

Post autor: Nathan »

        Dzień wprawdzie był pogodny, ale od wschodu co rusz nadchodziły białe chmurki. Powietrze było parne i duszne. Ptaki latały nisko nad ziemią, co zwiastowało, że będzie padał deszcz. Nathan kątem oka obserwował swoją nową towarzyszkę podróży. Według jego kryteriów urody... była raczej przeciętna. Zwrócił uwagę na jej starannie upięte włosy. Mimo wszystko wydawała mu się sympatyczna.
- Czy zdradzisz mi swoje imię, młoda damo. - Uśmiechnął się szeroko, posyłając w jej kierunku filuterne spojrzenie.
- Jestem Gabriela, ale już nie taka młoda, proszę pana - odpowiedziała skromnie kobieta. Tym razem pogoda zmieniła się na dobre.

        Zaczęły zbierać się ciemne, kłębiaste chmury. Wtedy przypomniało mu się powiedzenie: " Z dużej chmury mały deszcz", więc uspokoił się. Obłoków gromadziło się coraz więcej, a wiatr z każdą chwilą mocniej powiewał. Kobieta spojrzała na Nathana niespokojnie.
- Zanosi się na deszcz a może i burzę.
- Wychodzi na to, że musimy gdzieś przeczekać, konie są zanadto zmęczone - odrzekł.
Zbliżali się do jakiś zabudowań. Zsiedli z koni i zaprowadzili je do otwartej zagrody. Promienie słońca zniknęły, zrobiło się ciemno, szaro i bardzo nieprzyjemnie. Wiatr coraz bardziej wzmagał się. Zaczął siąpić deszczyk, który dość szybko zamienił się w ulewę. Stodoła nie była duża i miała dość pokaźne dziury w dachu, przez które wlewała się woda. Gabriela była cała przemoknięta. Nathan oddał jej swoje wierzchnie okrycie. Będąc tylko w koszuli i spodniach wybiegł ze stodoły, w poszukiwaniu lepszego miejsca do schronienia. Ale dom, do którego zapukał, wydał się niezamieszkany. Tak więc wrócił z niczym.
- Niestety, wszystko zamknięte na cztery spusty - szorstko oznajmił.
Tak naprawdę, to był niezadowolony, bo zmęczenie dawało znać o sobie. Marzył już o ciepłej kąpieli i wygodach, które czekały na niego w jego posiadłości. A do tego był głodny i spragniony dobrego wina. Póki co, wszystko wskazywało na to, że musi w obecnych warunkach przeczekać ulewę i nadciągającą burzę. Na zewnątrz tworzyły się coraz większe kałuże. Konie niespokojnie parskały.

        Błyskawice pojawiające się na niebie świadczyły o nadchodzącej burzy. Zrobiło się coraz ciemniej. Pioruny rozdzierające niebo były głośniejsze i przerażające. Silny deszcz bębnił o dziurawy dach, jakby chciał wedrzeć się do środka stodoły. Lało jak z cebra. Gabriela podbiegła do Nathana i przylgnęła cała do niego.
- Naprawdę, boję się - wyszeptała.
Nathan, który był wyższy od niej prawie o głowę, objął ją. Poczuł zapach jej mokrych włosów i mocne bicie serca.
- Będzie dobrze, zaraz burza przejdzie - oznajmił.
Trwali tak przez dłuższą chwilę aż pioruny osłabły. Gabriela spojrzała ma prosto w oczy.
- Masz kształtny dołek w podbródku. - Stanęła na palcach, chcąc zbliżyć się bardziej do jego twarzy. Nathan pochylił się i szybko pocałował ją w mokre czoło.
- Ruszajmy, przed nami jeszcze sporo drogi.
- Masz rację - dodała zadowolona.
Kłębiaste chmury szybko oddalały się w kierunku zachodnim, a na niebie znowu zagościło słońce - tworząc kolorową, przepiękną tęczę.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Awel podążała za lady Aną, z złości przygryzając dolną wargę. Dała się podejść. Była przekonana że małżonkowie de Duron stanowią idealnie zgodną parę, ćwierkającą tym samym głosem, a tymczasem rzeczywistość zasadziła jej ostrego kopa. Czarodziejka znalazła się w sytuacji w której każda podjęta przez nią decyzja, okazywała się błędną. Jeśli zgodzi się pomóc kobiecie, zaryzykuje tym, iż w przypadku zdemaskowania, natychmiast utraci zaufanie markiza, a wówczas może zapomnieć o jakimkolwiek spadku. Z drugiej strony nie mogła wykluczyć faktu, że wszystkie postanowienia podejmowane przez głowę rodu de Duron są podyktowane podszeptami żony, a co za tym idzie, odmówienie prośbie Any, dyskwalifikowałoby ją jeszcze szybciej. Zresztą nawet gdyby tak nie było, czarodziejka nie mogła donieść markizowi o intrygach jego małżonki, natomiast sama arystokratka potrzebowała niewiele by zniszczyć dobrą markę jaką starała się zbudować sobie Awel. W tej chwili Bryza nie miała pewności czy przypadkiem ta przebiegła lisica osobiście nie doniesie Balderowi o tym, że kochaniutka Cassandra jest gotowa zdradzić go bez mrugnięcia powieką.
Pozostawała gra na zwłokę i udawanie oburzenia samą możliwością wplątania się w spisek.
        - Ależ lady Ano, nie możemy działać wbrew markizowi. To niegodne. – Z teatralnym przejęciem zaprotestowała Bryza. – Jestem przekonana że jeśli szczerze porozmawiać z Panem, on zrozumie sytuacje i przychyli się do naszej prośby.
        - Balder jest na to zbyt uparty. Minione lata sprawiły iż tylko utwierdził się w przekonaniu, że to on ma rację. Cały czas podsyca swój gniew. W tej chwili nawet sama wzmianka o Nathanie wywołuje u niego ataki furii. – Wyjaśniła Ana.
        - A jeśli Nathan ukorzyłby się przed ojcem i sam poprosił o pomoc? – Zasugerowała Awel, jednocześnie samej plując się w brodę za takie rozwiązanie. Powrót prawowitego dziedzica, to ostatnia rzecz jakiej by teraz chciała. Osobiście miała nadzieję, że jeśli Nathan w ogóle chciałby wrócić, to tylko po to by przemocą spróbować przejąć rządy, a jednocześnie stary markiz wykaże przy tym tyle ikry by okazać się sprytniejszym.
        - Mój drogi Donatien odziedziczył w genach dumę swoich przodków. Nie przyzna się do błędu, tylko dlatego że ktoś tego oczekuje.
        - Ale… ale nawet nie wiemy gdzie się skierować. Jak niby miałabym przekazać mu pieniądze, skoro mogę miesiącami szukać Nathana, a i tak go nie znaleźć.
        - To żądanie uregulowania długu stanowi wskazówkę. – Zasugerowała żona markiza, a chwilę później bezwładnie padła na fotel. Widać było że silne emocje odbiły się na zdrowiu kobiety. Lady Ana oddychała płytko, jej wzrok wydawał się być rozmyty, a cera przybrała niezdrowy blady odcień.
        - Wszystko w porządku? – Zmartwiła się Bryza.
        - Leki. – Wydyszała kobieta. - Muszę je zażyć. Medyk miał je dziś przygotować.
        - Przyniosę. – Zaoferowała się czarodziejka, zadowolona z faktu że przynajmniej na chwilę może odłożyć toczoną właśnie dyskusję. – Przyślę też służbę.
        Czarodziejka zabrała się energicznie do działania. Miała nadzieję wykorzystać okazję aby udowodnić swoje poświęcenie dla sprawy, a jednocześnie pokazać umiejętności organizacyjne. Niestety gdzie tylko przyłożyła rękę, trafiała na mur niekompetencji i głupoty. Na przykład dworski medyk. Po pierwsze nie potrafił zorganizować dostawy na czas, tak aby w każdej chwil dysponować zapasami ziół, a co gorsze, w sytuacji krytycznej zamiast ścisnąć poślady i brać się do działania, mężczyzna w dalszym ciągu płaszczył tyłek, przekonany że dostawca w końcu pojawi się na miejscu.
        - To zaufana osoba. Musiała zatrzymać ją zła pogoda. – Z przekonaniem w głosie stwierdził medyk.
        - Mam zakomunikować Pani że powinna cierpieć, ponieważ jej nadworny uzdrowiciel czeka aż przestanie padać?
        - Ale co mogę zrobić?
        - Do licha! Przecież ta kobieta nie hoduje swoich ziół na własnych plecach! Na pewno istnieje inne źródło dostaw! – Irytowała się Bryza. Chwilę potem czarodziejka opuściła warsztat medyka uzbrojona w kartkę na której wypisano nazwy potrzebnych leków.
Z znalezieniem posłańca poszło jej równie kiepsko. Podobnie jak w stajni. Okazało się że stajenni to ten gatunek pracownika, który wiecznie jest czymś zajęty, dlatego też nigdy nie widać go przy robocie, z kolei Bryza nie potrafiła radzić sobie z końmi. Nawet wyprowadzenie takiego z boksu stanowiło dla niej wyzwanie.
        - Cholera! Czy wszystkie szkapy maja tak rozdęte ego, czy tylko mi zawsze trafia się uparty jak muł? – Narzekała czarodziejka ciągnąc zwierzę za uzdę. – Jest tu gdzieś jakiś hamulec, czy co?
        - Widzę że jazda wierzchem idzie ci równie słabo co szermierka. – Zaśmiała się Mierl wchodząc do stajni. – Istnieje w ogóle coś w czym jesteś dobra?
        - Skoro już pytasz, to całkiem nieźle radzę sobie z zwalnianiem pracowników. – Odcięła się Awel.
Awatar użytkownika
Nathan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, mężczyzna.
Profesje:

Post autor: Nathan »

        Cieszył się, że burza dobiegła końca. Konie trochę odpoczęły i zmierzały w stronę posiadłości Duron. Powietrze stało się nawet rześkie. Słońce nieśmiało przebijało się przez jeszcze zachmurzone niebo, wróżąc całkiem słoneczny wieczór.
- Już niedługo będziemy na miejscu - stwierdził, spoglądając ukradkiem na Gabrielę. Miała rozpuszczone włosy, nawet miejscami zmierzwione. Wiejący wiatr jeszcze bardziej je potargał. - Wyglądasz całkiem pociesznie - zaśmiał się serdecznie.
- Mam nadzieję, że już nic nieprzewidzianego się nie wydarzy i szybko dotrzemy na miejsce. Bo teraz to mam ochotę na ciepłą kąpiel i gorącą kolację - mówiła dalej.
Nathan nie słuchał zbyt uważnie, o czym mówi, ponieważ był pochłonięty myślami dotyczącymi jego długu. Ciągle nie był pewien, jak zareaguje jego ojciec, który - z tego co pamięta - należał do osób dumnych i wymagających.
"Tak... to dlatego między innymi odszedłem z domu. Ogień z ogniem wzbudzają jeszcze większy pożar - tak było w domu. Częste sprzeczki kończące się kłótnią i płaczem matki...". W duchu liczył na serdeczność ze strony rodziców i radość z jego powrotu.
Skręcili w prawo, gdyż do posiadłości prowadziły dwie drogi. Ta była krótsza.
- Nie znam tej drogi - zagadnęła Gabriela.
- Jest krótsza i też bezpieczna - zapewnił ją Nathan. - Jest trochę nierówna, miejscami są wyboje, ale da się tędy przejechać.
- To dobrze, że będziemy szybciej na miejscu, czuję s naprawdę zmęczona.

        Rzeczywiście, droga prowadziła prosto do domu Nathana. Jeszcze minęli kilka wielkich drzew i znaleźli się u celu podróży. Mężczyzna pomógł zsiąść kobiecie z konia, którego też wprowadził do stodoły. Wokół panowała cisza.
- Na pewno pochowali się przed burzą - powiedział półgłosem w stronę Gabrieli.
Gdy szli w stronę głównego wejścia domu, drzwi się nagle otworzyły i stanęła w nich zdziwiona matka, która krzyknęła:
- Nathan, synu kochany, wróciłeś!
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        W posiadłości rodu de Duron wiele rzeczy nie funkcjonowało tak jak powinno. Być może brakowało tu sprawnego nadzorcy? Kogoś kto pokierowałby pracami podwładnych, jednocześnie uświadamiając ludziom to, że nawet jeśli z racji swojego wieku markiz częściej wybiera odpoczynek niż ganianie za wyzwaniami, to nie koniecznie sytuacja powyższa upoważnia wszystkich jego poddanych do poruszania się w tempie sędziwego emeryta. Gwoli ścisłości Awel musiała tez przyznać że w niektórych obszarach działano tutaj nad wyraz sprawnie. Imponujące było na przykład tempo rozprzestrzeniania się plotek. To właśnie dzięki nim Mirel pojawiła się w stajni z przekonaniem iż Awel wyrusza na poszukiwanie prawowitego dziedzica majątku de Duron, a co za tym idzie ponętna szermierz nie zamierzała łatwo ustępować z propozycji zaoferowania swojej pomocy. W tej sprawie niewiele pomagało tłumaczenie Bryzy odnoście tego ze chodzi jej jedynie o szybkie zorganizowanie leków dla Lady Any.
        - Jeśli tak bardzo zależy ci na spotkaniu z Nathanem, to czemu sama nie zabierzesz się za jego odnalezienie. – Stwierdziła czarodziejka cały czas mocując się z upartym wierzchowcem, który za żadne skarby nie chciał opuścić swojego boksu. Każdy kto choć trochę znał się na koniach, widząc rozjuszone zwierzę, natychmiast dałby sobie spokój, jednak Awel uparcie ignorował prychanie, kopanie i nerwowe zachowanie ogiera. Bryza postawiła sobie za punkt honoru udowodnić Mirel że zna się na tej robocie, a emocje zwierzęcia niewiele ją obchodziły.
        Sama myśl o tym iż ona chciałaby odszukać Donatiena, wydawała się czarodziejce absurdalna. Niby dlaczego miałaby to robić? Nie po to włożyła tyle starań aby wykraść złote jaja z gniazda markiza, by teraz informować go o swoim zamiarze. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nawet jeśli Nathan nie przepada za swoimi rodzicami, to na wieść iż ktoś próbuje przejąć to co prawnie należy się jemu, natychmiast wróci do posiadłości i posadzi swój ciepły tyłek na skarbach de Duronów. Jednak Mirel była całkowicie odmiennego zdania.
        - Nie widzę sensu szukania na ślepo, skoro niektórzy z nas doskonale wiedza gdzie znajduje się mój cel. – Odpowiedziała jasnowłosa. – Poza tym jeśli ty powiesz mi to co chcę wiedzieć, ja wytłumaczę ci co robisz źle. Chociaż z drugiej strony muszę przyznać że podziwiam determinacje z jaką starasz się dosiąść odpowiedniego rumaka.
        - Wypchaj się!
        - Ten akurat należy do pana Baldera i jest specjalnie szkolony, tak żeby … o rzesz…
        Mirel nie zdążyła wyrazić swojej myśli gdy poirytowane zwierzę zdecydowało się zakończyć dziecinne zabawy. Mając otwarty boks, wierzchowiec wyrwał się na wolność, jak najszybciej pędząc w stronę bramy, ani trochę nie zważając uwagi na fakt, iż szarpiąca się z nim Bryza, zawczasu kilkukrotnie owinęła sobie linę wokół nadgarstków, tak aby mieć lepszy uchwyt. Kompletnie zaskoczona Awel nawet nie zdała sobie sprawy kiedy została pociągnięta przez szarżującego rumaka. Dziewczyna niemal natychmiast upadła na twarde podłoże, po to by następnie zostać przeturlaną przez sterty ziemi, siana, kamieni i końskich odchodów. Czarodziejka nie była w stanie się uwolnić, a co gorsze wchodząc do stajni, Mirel nie zamykała za sobą wejścia, dzięki czemu koń Baldera miał swobodną drogę na dziedziniec. W mgnieniu oka Bryza zrozumiała jak czują się warzywa skrobane na tarce.
        Zupełnie niespodziewanie mordercza podróż zakończyła się równie szybko jak się zaczęła. Szczęściem Awel, ktoś na placu zdołał zatrzymać rozjuszone zwierzę, robiąc to dokładnie w takim miejscu iż przywiązana do niego czarodziejka znalazła się naprzeciw nieskazitelnie czystych butów Lady Any. Mimo całego rzędu obtarć i wszechobecnego bólu, uwagę dziewczyny zwrócił przede wszystkim fakt że jak na umierającą kobietę, żona markiza wyglądała nad wyraz promiennie. Przebiegła manipulatorka musiała upozorować scenę w swojej komnacie tylko po to by sprowokować Bryzę do działania. Nie były to zresztą najgorsze z wieści jakie przyniosła z sobą arystokratka.
        - Cassie, kochanie. Przestań się wygłupiać i wstań proszę. Chciałabym abyś poznała swojego kuzyna. Nathanie przedstawiam ci Cassandrę de Duron. Twoją krewną. Mieszka u nas od tygodnia. Jestem przekonana że się polubicie.
        Spoglądając w oczy nowo przybyłego gościa, Awel nie miała wątpliwości co do jednego – Prasmok jej nie lubił. Być może gdyby nie ból natychmiast rzuciłaby się do ucieczki, a tak pozostawało jej jedynie wczuć się w swoją rolę.
        - Nathan? To cudownie. Cześć. – Bryza wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, jednak uświadamiając sobie jak obecnie wygląda, natychmiast cofnęła rękę. Tylko dzięki intensywnemu zapachowi perfum stojącej obok lady Any, Nathana nie znokautowały jeszcze brud i woń jaki niosła z sobą dziewczyna. Dystyngowane dygnięcie również słabo pasowało do aktualnej sytuacji, ale Awel uznała że czymś trzeba było się ratować. – Znaczy się jestem zaszczycona mogąc cię poznać.
Awatar użytkownika
Nathan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, mężczyzna.
Profesje:

Post autor: Nathan »

        Nathan mocno przytulił matkę do siebie, trwali tak przez kilka chwil. Następnie dotknęła jego twarzy, głaszcząc go po policzku, jakby chciała upewnić się, że ten stojący przed nią przystojny mężczyzna, jest jej rodzonym synem.
- Pięknie wyglądasz, matko - odrzekł wzruszony. Pocałował ją jeszcze raz czule w policzek. Matka nie mogła oderwać od niego oczu...
- Na pewno głodny jesteś, zaraz każę nakryć do stołu.
Przedstawiła mu też daleką krewną Cassandrę de Duron. Nathanel odwzajemnił ukłon, ale nic nie zagadał. Był zbyt przejęty spotkaniem z matką, która wzięła go pod rękę i ruszyła w kierunku otwartych drzwi.
- Mamo, zaczekaj chwilkę. Jest ze mną Gabriela, która ma dla ciebie jakieś mikstury.
Kobieta szła nieco z tyłu za Nathanem i na jego słowa, przyśpieszyła kroku i stanęła przed nimi. Ukłoniła się i wręczyła paczuszkę.
- Proszę, oto zioła i mikstury dla pani.
- Mamo - wtrącił - mam nadzieję, że ciepła kąpiel i gorąca kolacja nie ominie mojej towarzyszki podróży. Pokój gościnny też przydałby się...
- Ależ, mój drogi, znam powinności pani domu i zapewniam cię, że pani Gabriela ma prawo czuć się zaproszona i to co najmniej na kilka dni, aby wypocząć i dotrzymać nam towarzystwa, bo u nas ostatnio zrobiło się gwarno i wesoło. Zioła i mikstury przekażę medykowi, w końcu on zna się na tym lepiej ode mnie. A teraz zapraszam wszystkich do siebie - dodała z uśmiechem.

        Pogoda powoli się wyklarowała, zapowiadając słoneczny wieczór. Po ulewach i burzy nie pozostało ani śladu. Nathan przywitał się także z ojcem, który pomimo różnicy zdań za czasów bytności syna w domu, był prawdziwie rad, że go zobaczył po tak długim okresie nieobecności.
- Już tam panny i białogłowe spać po nocach nie mogą, przez ciebie mój synu - komentował z dumą wygląd Nathana.
- Oj, nie przesadzaj, ojcze... Ostatnio ustabilizowałem się i spoważniałem w tych sprawach. Naprawdę, nie można mi niczego zarzucić.
Przyjechałem, bo doceniłem jak ważne są relacje z najbliższymi, szczególnie z wami. Nie jestem synem marnotrawnym, ale waszym dzieckiem i dlatego mówię poważnie... zatęskniłem.
Ojciec nic nie odpowiedział na te słowa. Pokiwał ze zrozumieniem głową. W końcu to było pierwsze spotkanie po tylu latach i nie chciał, aby zakończyło się niepotrzebną sprzeczką czy nieporozumieniem. Nathan udał się do swego pokoju, aby w końcu wypocząć.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Biorąc pod uwagę ciągnącą się za Nathanem reputację, pojawienie się w posiadłości spadkobiercy fortuny de Duron, dla większości przedstawicielek płci pięknej okazało się być nad wyraz rozczarowujące. Zamiast pełnego zapału porywczego awanturnika, poszukiwacza przygód, cudownego kochanka i skorego do zabaw szelmy, oczom zgromadzonych na dziedzińcu, ukazał się człowiek chłodny, stateczny, szarmancki w nudnym tego słowa znaczeniu, wyjątkowo opanowany i poważny, którego cała uwaga skoncentrowana była na dawno niewidzianej matce. Dla części obserwatorów, z Awel na czele, takie zachowanie było jedynie gra pozorów, mającą na celu jak najszybsze ponowne wkupienie się w łaski rodziców, inni z kolei uznali je za oznakę długo wyczekiwanej dojrzałości markiza, czy też potwierdzeniem fałszywości rozsiewanych na jego temat plotek. Fakt że Nathan wrócił do domu w damskim towarzystwie, stanowił dla niego tylko częściowe „usprawiedliwienie”. Przedłużająca się nieobecność dziedzica, sprawiła iż mieszkańcy posiadłości de Duron sami zaczęli dopowiadać sobie pewne rzeczy na temat jego życiowych dokonań, w skutek czego pogłoski odnoście wyczynów przyszłego władcy rosły niczym ciasto włożone do rozgrzanego pieca.
        Szybko też okazało się iż żadna z służek nie zamierza pozostawić tej sprawy samej sobie. Gdy tylko został zakwaterowany, Nathan musiał bronić się przed wszechobecną życzliwością. W ciągu godziny przez pokój szlachcica przewinęła się blisko połowa usługujących na dworze kobiet. Przygotowano mu kąpiel, zmieniono pościel, przyniesiono skromny posiłek, jako że główna uczta w towarzystwie rodziców miała odbyć się dopiero wieczorem, zaopatrzono w odpowiedni ubiór, który zresztą zmieniano kilkukrotnie, chcąc trafić w gusta Donatiena, napalono w kominku, raz za razem doglądając palącego się ognia, rozsunięto zasłony tylko po to by za chwilę kolejna osoba w pokoju mogła pojawić się z zamiarem ich opuszczenia, a wszystko to okraszone zostało kolejnymi wizytami mającymi na celu upewnienia się że gość niczego nie potrzebuje. Doszło do tego że chcąc zapewnić synowi odrobinę prywatności i czas na odpoczynek, lady Ana zmuszona była postawić straż przed jego drzwiami.
        W tym czasie Bryza na poważnie rozważała ucieczkę z posiadłości. Obecność Nathana niweczyła jej plan. Widząc uradowane oblicze lady Any, czarodziejka szybko zrozumiała że nie ma tu czego szukać. Co gorsze nawet Balder wydawał się być zadowolony z powrotu syna, chociaż jego reakcja okazała się dużo bardziej powściągliwa. Zwłaszcza informacja o rzekomym ustatkowaniu się dziedzica przyjęta została z dystansem. Najprawdopodobniej nie był to pierwszy raz gdy syn deklarował poprawę. Powyższe uświadomiło Awel, że jeśli wciąż ma walczyć o swoje, powinna sprawić iż deklaracja Nathana zostanie skonfrontowana z rzeczywistością. Stary markiz nie urywał że najchętniej widziałby swojego potomka u boku wybranej przez siebie arystokratki, jako wiernego, odpowiedzialnego i troskliwego męża i ojca. Kwestia wnuków była zresztą nieliczną z tych spraw, w których Balder w pełni zgadzał się z Aną. Rzecz jasna powaga rodowego nazwiska nie pozwalała przedstawić swojego syna jako kandydata za ożenku, w czasie gdy łoże młodzieńca rzadko pozostawało puste.
        Natham musiał zatem udowodnić swoja przemianę, natomiast Bryza była zdeterminowana sprawić aby mu się nie udało. Na szczęście dla siebie w tej materii mogła liczyć na pomoc wielu sojuszniczek, a najbardziej zagorzała pomocnic okazała się Mirel.
        - Jeśli to ma być największy amant w okolicy, to przyjmij ode mnie kondolencje dla wszystkich tutejszych dziewcząt. – Narzekała szermierz. - I pomyśleć że jechałam tu taki kawał drogi.
        - To właściwie nie moja sprawa – z udawaną obojętnością zaczęła Awel – ale wydaje mi się że za szybko wydajesz wyroki. Zresztą co ci się w nim nie podoba?
        - Nie mówię o wyglądzie. Tylko o trzymaniu się mamusinej spódnicy.
        - Hej! To mój kuzyn! Powinnam go bronić przed takimi oskarżeniami. Po pierwsze nawet nie dałaś mu szansy. – Oświadczyła Bryza.
        - Co proponujesz? – Z zainteresowaniem spytała Mirel.
        - Jego pokój jest zaraz pod moim. – Zasugerowała czarodziejka, gestykulacja rąk, pokazując opuszczanie się na linie. – Możesz złożyć mu uszanowanie w imieniu wszystkich szermierzy w posiadłości. Jeśli podniesie alarm, przyznam że masz rację.
Awatar użytkownika
Nathan
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek, mężczyzna.
Profesje:

Post autor: Nathan »

        Matka na cześć Nathana zorganizowała kolejny bal, na który zaproszono głównie ludzi z sąsiedztwa. Posiadłość graniczyła właściwie z dwoma majątkami, toteż ilość przybyłych gości była raczej skromna. Nathan osobiście wolałby spotkać przyjaciół z dzieciństwa, ale matka nie była tym zainteresowana i postawiła jak zwykle na swoim, zapraszając tylko swoich przyjaciół. Obecność ciągle tych samych osób, głównie panien, była powodem smutku i sarkazmu ze strony syna.
- Jesteś jak mroczna pani snów, olśniewająco piękna, ale bez klasy. Hołubisz te same osoby, pozwalając im na wszystko. Są pewne granice, które ty już dawno przekroczyłaś... - kontynuował.
Matka była zajęta haftowaniem ozdobnych kwiatów na koszuli i tylko spojrzała z niesmakiem na syna. - Jak będziesz tak się zachowywał to ost-ost-ostrzegam cię po raz ostatni - odrzekła ponurym głosem.
W jednej chwili doznał, jak emanacja jarzy się niesamowicie potężnie w umyśle słuchającego. Natychmiast pochwycił ją za rękę. Patrzył prosto w szaroniebieskie duże oczy.
- Wstyd mi za ciebie. Jesteś pośmiewiskiem dla wszystkich. Robisz z siebie jakąś królową, a wcale nią nie jesteś. Megalomanka...
- O nie, mój drogi. Nie jesteś lekarzem, aby zdiagnozować u mnie zaburzenie psychiczne wyrażające się w podwyższonej samoocenie, braku samokrytycyzmu i urojeniach wielkościowych.
- To powiem krócej, masz wygórowane wyobrażenie o własnej wartości, lubisz się wywyższać.
- O nie! Tego już za wiele! Kobieta rzuciła koszulę ze złością na podłogę. Próbując się opanować - nie mając co zrobić z rękami - wzięła na ręce czarnego kota i przytuliła go do piersi, ciężko oddychając. Nathan patrzył na nią ze współczuciem i z politowaniem zarazem.
- Czasem wydaje mi się, że lepiej dogadujesz się ze zwierzętami niż z ludźmi...
To powiedziawszy, wyszedł z pokoju. Idąc na górę, spotkał Awel. Po krótkim pozdrowieniu kuzynki, udał się do swego pokoju. "Następna protegowana matki" - pomyślał.
        Tymczasem zbliżała się pora balu, na który zostali zaproszeni wysoko cenieni goście przez matkę. Nathan, po krótkim odpoczynku zszedł na dół. Stanął z boku. Przyglądał się uważnie wchodzącym osobom, starając się być niezauważonym. Matka witała się ze wszystkimi zachowując pewien dystans, przyjmując powielane i powtarzane do znudzenia komplementy. Uśmiechom i wymianie uprzejmości nie było końca. Wśród zaproszonych nie było Gabrieli, którą darzył prawdziwą sympatią i zaufaniem. Wszedł na salę. Podszedł do matki.
- Nie zaprosiłaś Gabrieli... - stwierdził.
- Ta kobieta nie pasuje do naszego towarzystwa - odpowiedziała dumnie matka.
- Dlaczego? Nie znasz jej, a już wydałaś o niej opinię. Nie można osądzać kogoś, nie znając o nim prawdy. Matka nic nie odpowiedziała tylko wzruszyła ramionami.
- Popatrz na te twoje pupilki... - Mężczyzna przyglądał się zebranym gościom.
Grupa kilku panien wybuchała co chwilę głośnym śmiechem, komentując wygląd i zachowanie zebranych osób. Wszystkie ubrane na jedno kopyto. Zielone suknie z falbankami w delikatne kwieciste wzory.
- Poszedłbyś do nich i zagadał - rzekła matka.
- Nie mam o czym, a nie chcę być ignorowany - odrzekł poważnie i wyszedł.
Awel
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 104
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Pirat , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Awel »

        Awel nie przepadała za przyjęciami. Nie czuła się na nich najlepiej. Sztuczne wymuszone uśmiechy, wymalowane twarze, peruki, chichoty, umizgi, wyświechtane formułki, komplementy, ciągłe potakiwania mające udawać zainteresowane czy zachwyt, wszystko to było zbyt słodkie i sztuczne zarazem, nawet dla kogoś kto lubił luksus i przepych. Osobną kwestią był tu fakt iż nie istniała taka suknia, fryzura czy stylizacja, w której Bryza swoim wyglądem mogła chociażby zbliżyć się do urody dam dworu lady Any. Niestety jako członkini rodu markiza, czarodziejka była zobligowana pojawić się na imprezie mającej na celu powitanie dziedzica fortuny. Mogła jedynie odwlekać sam moment pojawienia się na balu. Jak by nie patrzeć odgrywała teraz arystokratkę więc wszelkiej maści chimery wydawały się tu na miejscu. Ostatecznie jednak trzeba było zejść po chodach, zobaczyć jak radzą sobie rodzice i ćwierkać tym samym głosikiem co reszta rozentuzjazmowanych gości.
        Na szczęście tym razem miało być inaczej. Jeszcze w progu Awel zauważyła rozwścieczonego Nathana, z przytupem opuszczającego towarzystwo. Ludzie odruchowo schodzili mu z drogi, raz że bali się jego gniewu, a dwa nie chcieli by gospodyni nabrała choć cień podejrzeń, że oto oni mogą w niewielkim stopniu zgadzać się z zachowaniem młodego markiza. W oczach Donatiena widać było tyle złości, pogardy i pretensji, iż można było nią obdzielić całą posiadłość de Duronów. Nie chcąc wkładać palcy między drzwi a framugę, Bryza darowała sobie nawet najzwyklejsze „cześć”. Szybko okazało się też że prawdziwy problem nie skupia się na osobie Nathana, ale tej która chciała go efektownie powitać. Jeżeli markiz przypominał wulkan który lada chwila ma eksplodować, to erupcja lady Anny trwała już w najlepsze.
        - Wynoście się! Wszyscy! Natychmiast! Zejść mi z oczu! – Krzyczała kobieta, w mgnieniu oka sprawiając że jej goście tłumnie ruszyli w kierunku wyjścia.
        Bryza nie miała pojęcia co wywołało u spokojnej zazwyczaj lady Any tak impulsywną reakcję. Czegoś takiego spodziewałaby się u Baldera, ale nie u matki. Mimo wszystko szybko doszła do wniosku że powstały konflikt pomiędzy dziedzicem a rodzicami jest jej na rękę i nie chodzi tu tylko o odwołanie balu, zapowiadającego się jako męczarnia. Czarodziejce pozostawało jedynie ukryć własne zadowolenie i z udawanym przejęciem, ruszyć za wychodzącym tłumem. Niestety sprawy wcale nie miały wyglądać tak optymistycznie.
        - Nie ty, Cassandro. Podejdź tu. Mam dla ciebie zadanie. – Rozkazała lady Ana.
        - Jeśli mogłabym jakoś pomóc…
        - Otóż możesz. I nie przerywaj mi. Masz się jej pozbyć. Już! Teraz! Tak żebym nie musiała jej więcej oglądać! – Grzmiała czerwona na twarzy zona markiza.
        - Ale kogo?
        - Jak to kogo? Gabrieli! To ona zawróciła mojemu synowi w głowie. Gabriela to, Gabriela tamto. Czy u Gabrieli wszystko w dobrze? Niczego jej nie brakuje? A dlaczego nie ma jej na przyjęciu? Nie zdzierżę tego dłużej! Syn gotów napluć na własną matkę w imię jakiejś ladacznicy!
        - Pani, ona dostarcza ci leki. – Awel próbowała podjąć się mediacji.
        - Jak widać nieskuteczne. Zresztą sama wspominałaś że nie jest to jedyne źródło! Chyba nie chcesz mi teraz powiedzieć, że brak ci odwagi by spełnić prośbę ciotki? – Zakończyła lady Ana sugerując jakby jej żądanie miało coś wspólnego z możliwością wyboru.
        - Nie. Oczywiście że nie. Zaraz się za to biorę. – Zapewniła Bryza.
        Chwilę później ona i Mirel podążały w kierunku pokoju Gabrieli. Czarodziejka nie przypuszczała że będzie zmuszona grać tak ostro. Awel nie mogła pozbyć się wątpliwości. Los dziewczyny niewiele ją interesował. Zdecydowanie bardziej nurtował ją dylemat, jak na jej uczynek zareaguje Nathan. Być może wścieknie się i opuści posiadłość zrywając wszelkie kontakty z rodzicami, albo wypowie Balderowi i Anie otwarta wojnę, by przejąć należny mu majątek już teraz i samem udecydować kogo będzie się wyrzucało za mury. W tym drugim przypadku, o ile Donatien wygrałby owe starcie, los Bryzy byłby nie do pozazdroszczenia.
        - Jeśli pękasz, ja mogę to zrobić. – Nieoczekiwanie odezwała się szermierz. – Jedno szybkie cięcie przez gardło i problem rozwiązany.
        - Co? Nie. Lady Ana nie miała na myśli tak drastycznych środków.
        - Poważnie? Dla mnie „pozbądź się” przy jednoznacznie. – Mirel obstawiała przy swoim, kładąc dłoń na szpadzie. Nie powiedziała przecież „wyproś”, „wygoń” czy „daj do zrozumienia że jest tu niechciana”. Oczywiście rozumiem że wy arystokraci potraficie wydać wyrok na dziesiątki osób, ale jeśli macie zrobić coś osobiści, brakuje wam ikry. Możemy przecież upozorować wypadek, włamanie, próbę gwałtu i morderstwo.
        - Dzięki za radę. Poradzę sobie. – Odcięła się Bryza stajać przed drzwiami pokoju Gabrieli. Czarodziejka przełknęła ślinę, po czym energicznie zapukała.
        Po chwili która wydawała się wiecznością drzwi wreszcie się otworzyły.
        - Tak? Dzień dobry. Wejdźcie proszę. My chyba się nie znamy? – Przywitała się Gabriela, po czym widząc skupienie na twarzach gości, dodała z obawą w głosie. – Czy stało się coś złego?
Zablokowany

Wróć do „Równiny Theryjskie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości