LeoniaWe're all mad here and it's okay

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Awatar użytkownika
Vestra
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje: Uzdrowiciel , Opiekun , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Vestra »

        Zanim Vestra całkowicie straciła równowagę, usłyszała słowo “Klasztor”. Już chciała się zastanowić, czy aż tak wielkie szczęście jest możliwe i czy Yardan maczał w tym swoje kopyta, jednak gwałtowne spotkanie z niedźwiedziem i efekty uboczne zażywania mikstur-dopalaczy spowodowały, że przekoziołkowała w powietrzu, zupełnie nie mogąc zlokalizować trawy ani nieba. Niechybnie skończyłoby się to upadkiem, jednak czyjeś ciepłe ręce pochwyciły ją zanim zdążyła wyrżnąć o ziemię. Przez chwilę leżała bez ruchu, czując się bezpiecznie i nawet zaczęła rozważać, czy nie uciąć sobie małej drzemki. Tak bardzo chciało jej się spać...
        W tym momencie jednak dwa kobiece głosy wyrwały ją z błogostanu i natychmiast przywołały do porządku. Kim ona niby była, żeby spać słodko w rękach nieznajomych?! Takie maniery pasowały może wróżce o rozumku nie większym niż oko motyla, ale na pewno nie jej! Poderwała się do góry i machając lekko skrzydłami, uniosła z powrotem w powietrze.
        Przed sobą zobaczyła dwie zupełnie różne osoby. Jedna z nich miała miłą, choć nieco drapieżną twarz, złote włosy i całe mnóstwo piegów. To na jej głowie bez ruchu leżała skóra, którą wzięła za prawdziwego niedźwiedzia. Uśmiechnęła się szeroko, w duchu wyśmiewając własną głupotę. Druga z kobiet wyglądała jak sklecona z zupełnie absurdalnych kawałków. Miała niebieskie włosy, skrzydła i… wystający z głowy róg. Mimo to wydawała się przyjaźnie nastawiona, a w jej wielkich, pięknych oczach nie było ani cienia wrogości. Czyżby faktycznie to los splątał ich drogi? Jeżeli udawały się w stronę Klasztoru warto byłoby się do nich podczepić. Vestra już nie raz przemierzała Alaranię, jednak po niedawnych przeżyciach samotna wędrówka wcale jej się nie uśmiechała. Nie chciała też na razie przyzywać Yardana - póki co nie mogła się zdecydować, czy bardziej jest na niego wściekła czy szczęśliwa z tego, że wrócił do świata… no, powiedzmy, że żywych.
Skinęła głową nieznajomym i postanowiła się przedstawić.
- Tak, wszystko dobrze, dziękuję. Miałam ciężki dzień i oto skutki! Wzięłam twojego niedźwiedzia za żywego! - zawołała, wskazując włochatą skórę i unosząc się nieco wyżej - Nazywam się Vestra. Nie chciałabym żebyście pomyślały, że podsłuchiwałam, ale kiedy do was podleciałam, usłyszałam, że rozmawiacie o podróży do jakiegoś Klasztoru. Chodzi może o Klasztor Mrocznych Sekretów na północy? Tak się składa, że ja też się tam wybieram…
“Choć równie dobrze mogłabym powiedzieć, że stamtąd wracam” pomyślała ponuro dziewczyna, uświadamiając sobie jak blisko celu była, kiedy spotkała Nanwego i jego opiekuna. Postanowiła jednak nie dzielić się tą uwagą, która w uszach kogoś niewtajemniczonego mogłaby zabrzmieć co najmniej dziwnie.
- Może mogłabym się zabrać z wami? Mogę się przydać. Znam się na lecznictwie, ziołach i chirurgii. Właściwie specjalizuję się w zwierzętach, ale z twoimi skrzydłami i tym niedźwiedziem to w sumie…
“Nie, to nie zmierza w dobrym kierunku!” pomyślała spanikowana. Przez to zmęczenie zaczynała pleść kompletne głupoty.
- Uch, nie chciałam was urazić. Jak już mówiłam, miałam ciężki dzień.
Przysiadła lekko na gałązce na wysokości twarzy obu kobiet. Chciała zachowywać się z pewnością siebie jaką zwykle prezentowała obcym ludziom. W przeciwieństwie do towarzystwa zwierząt, przy nich należało być ciągle czujnym. Co prawda zmysł empatii podpowiadał jej, że żadna z nieznajomych nie ma złych zamiarów, ale coraz trudniej było jej utrzymać oczy otwarte, a co dopiero używać wewnętrznego oka. Roślinka pod jej nogami zachybotała się niebezpiecznie i chochlik po raz drugi tego dnia stracił równowagę.
Trawa okazała się zaskakująco miękka, a przesuwające po niebie obłoki przybrały niesamowite kształty.
- Uaaa, bardzo was przepraszam - ziewnęła, przecierając oczy. Tak bardzo chciała pozostać przytomna i ruszyć z nimi w drogę! Jeśli teraz zaśnie, najpewniej przegapi jedyną szansę by o cudzych siłach dostać się do Klasztoru!
- Ten eliksir chyba ma za duże skutki uboczne… będę musiała… zmodyfikować tę… recepturę… - wymruczała, zapadając w sen.
Awatar użytkownika
Velatha
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Elf Górski
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Velatha »

        Zdecydowanie nie lubiła miast. Szczerze i bezsprzecznie. Nie przepadała za towarzyszącą im, wieczną bieganiną, chaosem, niesłabnącym gwarem. Na wsi było inaczej. Tam wszystko działo się według niezmiennego porządku, ustalonego setki, czy nawet tysiące lat wcześniej. Tuż po świcie mężczyźni i kobiety wychodzili na pola, doglądać swoich upraw bądź trzody, a dzieci gromadami biegały po okolicy, bawiąc się z psami. I choć wydawać by się mogło, iż zabawa nie może odbywać się w jakimkolwiek porządku, to jej codzienna powtarzalność była dla Velathy zdecydowanie bardziej kojąca, niż pozornie podobne, miejskie życie. Owszem, w parku, przez który przechodziła, było zdecydowanie spokojniej. Brakowało tu sprzedawców głośno zachwalających swoje towary na targowisku, czy kłócących się przy stoiskach klientów, ale nawet tutaj ludzie wydawali się wciąż spieszyć, zmierzali w sobie tylko znanych kierunkach, by załatwić sobie tylko znane sprawy. Alasse miała wrażenie, że tylko ona stąpa bez pośpiechu, spokojnie rozglądając się wokół.
        Nagle jej rozmyślenia zostały gwałtownie przerwane. Ktoś potrącił ją, uderzając w ramię i, nie zaszczyciwszy jej nawet krótkim „przepraszam”, pognał przed siebie alejką. Velatha spojrzała z irytacją za oddalającym się młodzieńcem, po czym sięgnęła dłonią swojego paska, by sprawdzić, czy wszystkie jej sakiewki są na miejscu. Przenośny warsztat pozostał nienaruszony, lecz elfka ze zgrozą odkryła brak mieszka z oszczędnościami.
- Złodziej! - krzyknął z przejęciem Stworek i, napędzany myślą swojej właścicielki, zerwał się z końskiego łba, na którym do tej pory podróżował, i ruszył w pogoń.
Zielona, lekko podniszczona tunika i krótkie rudawe włos rzezimieszka wydawały się z początku dostatecznie rozpoznawalne, by z łatwością odnaleźć go wzrokiem, a na pewno do momentu, gdy chłopak nie zniknął Velacie z oczu, kiedy wbiegł w grupę ulicznych grajków stojących u stóp bezimiennego posągu. Stworek bezradnie krążył wokół, wypatrując złodzieja, gdy jego stwórczyni do niego dobiegła. Pogłaskała czoło nieco zdenerwowanej klaczy i odetchnęła głębiej, skupiwszy się na swoim konstrukcie, którego oczami obserwowała okolicę z góry.
        Wtem go dojrzała — przemykał za plecami grajków, kryjąc się za drzewami rozdzielającymi dwie alejki. Elfka puściła wodze Milej, mając w duchu nadzieję, że i jej nie straci, i puściła się w pogoń. Musiała odzyskać swoje pieniądze. Nie po to pracowała na nie ostatnie tygodnie, by wrócić do domu z niczym. Bo zamierzała wrócić. Zdecydowanie. Stworek pognał za nią, rozpaczliwie machając skrzydełkami i krzycząc skrzekliwym głosem „Łapać złodzieja"!, podczas gdy ona, po raz kolejny w swoim życiu, z irytacją przeklinała swój dar. Gdyby tylko mogła swobodnie rzucić zaklęcie, nie obawiając się komplikacji...
        Tymczasem złodziej, zauważywszy pościg, znów puścił się biegiem przed siebie. Był szybki, zdecydowanie szybszy, niż Velatha, co kobiecie ani trochę się nie podobało. Skręcił tuż za jednym z rozłożystych drzew i zupełnie niespodziewanie wpadł na dwie, siedzące w cieniu, kobiety, potykając się o torbę jednej z nich. Chłopak padł, jak długi w trawę, lecz zaraz podniósł się pospiesznie, przeklinając szpetnie, nim nie pognał dalej. Nie zwrócił uwagi na to, że jego łup — skórzany mieszek z pieniędzmi, które rozsypały się wśród koniczyny — został pod nogami nieznajomych. Choć może bardziej prawdopodobne było, że porzucił go, nie chcąc dać się złapać. Nieświadoma wszystkiego elfka mało go nie dogoniła, ustami Stworka gniewnie wyzywając złodzieja. Dosłownie włos dzielił jej dłoń od materiału tuniki rudzielca, gdy jej stopa zawadziła o jeden z wystających korzeni drzewa. Krótki, zaskoczony okrzyk poprzedził jej upadek w trawę. Jak można się było spodziewać, złodziejaszek skwapliwie wykorzystał tę okazję, wkrótce znikając wśród drzew. Velatha spojrzała za nim i z bezradną złością uderzyła pięścią w ziemię. Och, szlag by to trafił!
Awatar użytkownika
Cat
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Zielarz , Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Cat »

        Cat po pytaniu towarzyszki spojrzała na nią krótko, ale jawnie taksując wzrokiem. Samej wilczycy wbrew pozorom nie było nigdy trudno załapać się na podwózkę. Być może wyglądała dość nietypowo i może niezupełnie towarzysko, ale ostatecznie zawsze znalazła się jakaś dobra, lub odpowiednio naiwna dusza, która zwolniła na tyle, by wilczyca wskoczyła na wóz. Może też zazwyczaj na tyle biło od niej zapachem ziół, że co bystrzejsi próbowali coś zyskać na wyświadczeniu kobiecie przysługi, nie wiedząc nawet, że ta w większości przypadków nawet nie wymaga zapłaty za swoje uzdrowicielskie usługi, a nawet jeśli, wystarczają jej zazwyczaj domowe przetwory, oferta noclegu czy przypadkowy podarek. Ostatecznie jednak sprawa zamykała się w krótkiej odpowiedzi wilczycy.
        - Jeśli schowasz te skrzydła i róg to nie powinno być problemu.
        Później z umiarkowanym zainteresowaniem obserwowała istotę w swoich dłoniach. Wypadek przy locie albo był poważniejszy niż się zdawał, albo wywołany został nadmiernym spożyciem alkoholu, bo wróżka ani myślała podnosić się z dłoni wilczycy. Ta nie poganiała jej jednak, ostrożnie oglądając naturiankę i cofając nieco głowę dopiero, gdy ta ponownie wzbiła się w powietrze, by zawisnąć przed samym jej nosem.
        Cat westchnęła cicho na wieść, że jej niedźwiedzia skóra po raz kolejny została wzięta za żywe stworzenie, jeszcze niedawno przez stukniętego elfa, teraz przez wróżkę. Ta druga jednak, z racji swoich rozmiarów miała lepsze uzasadnienie dla swojej pomyłki, zwłaszcza że uznała ją sama i to dodatkowo powołując się na gorszy dzień – to każdemu może się zdarzyć, a wilczyca od dawna już nie była w gorącej wodzie kąpana więc tylko skinęła spokojnie głową na wyjaśnienia.
        - Ja jestem Cat, a to jest Luna – przedstawiła siebie i czarodziejkę, przyglądając się uważnie naturiance. Przypadkowym podsłuchiwaniem się nie przejęła, bardziej zaskoczyła ją deklaracja wróżki. Klasztor Mrocznych Sekretów, mimo całej swojej fascynującej zawartości, nie był powszechnym kierunkiem podróży. Wyjątkowo surrealistyczny, ale zupełnie nieproblematyczny zbieg okoliczności. Towarzystwo wróżki, chociaż z pewnością nie należało jej tego mówić, mogłoby być nawet niezauważalne.
        - Nie widzę problemu – odpowiedziała więc, nawet nie widząc konieczności, by wróżka musiała być „przydatna”, by ruszyć z nimi w dalszą drogą. Wystarczyło, by nie zawadzała, a tego się po maluchu nie spodziewała. Poza tym taką o wiele łatwiej w razie czego zostawić gdzieś po drodze, niż tę nierozgarniętą syrenkę, albo stukniętego zielonowłosego. Uniosła nieznacznie brwi dopiero na przyrównanie jej i Luny do zwierząt, tylko ze względu na te atrybuty, które rzucały się w oczy. Znaczna nadinterpretacja, no ale i słówek nie miała zamiaru się czepiać, zwłaszcza widząc nienajlepszy stan skrzydlatej.
        - Nie uraziłaś – odparła jednak, widząc, że kobietka naprawdę nie jest w najlepszej formie, co szybko się potwierdziło, gdy przeniosła się na gałązkę, z której szybko spadła. Morgan nie zdążyła już złapać wróżki, a później tylko spojrzała na nią niepewnie, ale widząc, że istota straciła przytomność, ostrożnie wzięła ją w dłonie. To chyba tyle, jeśli chodziło o jej przydanie się. Ale skoro chciała im towarzyszyć, to przy rozmiarach wróżki nie było to najmniejszym problemem. Przemieniona przez chwilę spoglądała na Vestrę, nie bardzo wiedząc, co z nią zrobić, ostatecznie jednak pozwoliła sobie podnieść ją i ułożyć ostrożnie w swojej torbie, pozostawiając tę otwartą, by naturianka miała czym oddychać. Nie ryzykowała zostawiania jej na niedźwiedziej głowie, gdyż panujące w Leonii wiatry powoli dawały im się we znaki i tylko czekać, aż drobiazg odleciałby niby liść.
        Za chwilę jednak okazało się, jak zły był to pomysł, gdy czyjaś noga zahaczyła o bagaż z wróżką w środku, a właściciel kończyny runął, jak długi na ziemię zaraz obok. Cat nie zdążyła go nawet opieprzyć, wyjątkowo przejęta sprawdzając czy Vestrze nic nie jest, a gdy stwierdziła, że kobietka jest cała, chłopak już uciekał dalej. Złodziej na dodatek, bo teraz wokół niej i Luny walały się garście złotych monet, zapewne komuś gwizdnięte, bo swoje chyba by pozbierał i nie zmykał w takim pośpiechu. Podejrzenia blondynki szybko się potwierdziły, gdy w okolicy rozległ się kolejny, a pierwszy dla jej uszu, okrzyk „złodziej”. W tym samym momencie, gdy odwróciła głowę w stronę dźwięku, zobaczyła zupełnie nietypową… nietypowego… nietypowe coś, pomykające ze znajomym krzykiem po trawie, oraz padającą zaraz za tym czymś elfkę, która potknęła się o korzeń.
        - Co się dzieje dzisiaj w tym mieście – westchnęła Cat i podniosła się zaraz, by pomóc kobiecie wstać. – Nic ci nie jest? – zapytała, podając jej rękę i stawiając na nogi, jednocześnie oglądając się na uciekającego ostatecznie złodzieja. – Domyślam się, że to twoje monety zdobią teraz trawę? – zapytała. Przydałyby się teraz szklanki do tego wina, bo kompania piknikowa się powiększa.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

- Spokojnie, nie jesteś pierwszą, której się to zdarzyło… - powiedziała do naturianki, przywołując na myśl szaleńca, z którym wcześniej wraz z Cat miały styczność – Miło mi – odpowiedziała zaraz po wilczycy, która zdążyła przedstawić je obie.

Czarodziejka uśmiechnęła się do skrzydlatej, jej również nie przeszkadzało towarzystwo chochliczki. Zwłaszcza że była taka malutka i nikomu nie wadziła. Niestety Luna po głębszym przemyśleniu doszła do wniosku, że przypadkowe skrzywdzenie maleństwa może skończyć się kolejnym atakiem spowodowanym klątwą.
Niebieskowlosa czuła to całe zło w sobie. Te blade i delikatne dłonie rzucały tak straszne czary, czyniły rzeczy gorsze niż jakikolwiek koszmar. I choć niby nie była wtedy sobą to jednak to wciąż ona. A było już tak dobrze, gdy myślała, że jej przypadłość osłabła i może choć w pewnym stopniu nad nią panować, wtedy ta niczym demon zbudziła się w najmniej oczekiwanym momencie.

- Może powinnam zostać w Mrocznej Puszczy do końca życia, przynajmniej ryzyko śmierci tak wielu niewinnych nie byłoby tak duże… - pomyślała, dopiero po chwili przyłapała się na tępym spojrzeniu skierowanym wprost na naturiankę, pradawna pośpiesznie odwróciła wzrok, to musiało być nieco niekomfortowe pewnie. Dopiero po chwili dotarł też do niej sens i brzmienie słów małej. Lekko się uśmiechnęła, te skrzydła nawet nie były prawdziwe do końca.

- Biedna, musiała być bardzo zmęczona… Myślisz, że nie potłucze się w torbie? – czarodziejka spytała z obawą.

- Jakby w ogóle cię to obchodziło – przez głowę przemknęła jej taka myśl, dziwnie obca i mroczna.

Nie było czasu do rozmyślania, niepokój Luny okazał się wcale nie taki bezpodstawny. Tę polankę Prasmok wyśnił sobie najwyraźniej jako miejsce spotkań. Jednakże ów osobnik nawet nie raczył powiedzieć zwykłego „dzień dobry” czy coś w tym guście, a zamiast tego zwiał naprędce.
Po chwili zjawiła się kolejna postać, elfka, sądząc po wyraźnie spiczastych uszach. Gdy Cat pomagała jej wstać po bliskim spotkaniu z korzeniem, pradawna pozbierała monety i podała je kobiecie.

- Proszę – powiedziała z uśmiechem – Co… Co to jest? – spytała, spoglądając na Stworka – W każdym razie… Luna jestem, a to Cat – powiedziała, tym razem ona. Choć nie bardzo wiedziała, czy los zechce skrzyżować ich drogi na dłużej, czy to tylko twarz, którą widzi się po raz pierwszy i ostatni. Ten rodzaj nieznajomych, z którymi zamieni się słowo, wymieni spojrzenia, a wspomnienie o nich po chwili przepadnie na zawsze przygniecione codziennością.

Wtem na dróżce, którą doskonale było widać z miejsca, gdzie przybywały wszystkie dziewczyny, zdarzył się drobny wypadek. Woźnica przejeżdżający tędy miał pecha. Jedno z kół jego wozu dosłownie pękło. Sam mężczyzna, będący już nieco starszy upadł na ziemie i mocno skaleczył się w głowę, w efekcie stracił przytomność.

- Widziałyście to? – Luna, pchana dobrocią serca, a także pragnieniem odkupienia win podleciała do mężczyzny i zaczęła sprawdzać jego stan. Krew z rany na głowie zaczęła tworzyć sporą kałużę. Dawno nie używała magii leczniczej, po jej atakach zwykle już sens był znikomy, a przywracać do życia jeszcze nie potrafiła.

Teraz jednak mogła coś zrobić, coś dobrego. Przydać się w końcu. Przymknęła oczy, a jej róg zalśnił lekko niebieskawym światłem. Ranny woźnica wracał do zdrowia, choć pewnie zostanie mu blizna.
Trwało to drobną chwilę, ponieważ pradawna była bardzo ostrożna, ale ostatecznie czary poszły dobrze, mężczyzna zaczął się budzić.
Awatar użytkownika
Vestra
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje: Uzdrowiciel , Opiekun , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Vestra »

        Vestra uniosła się niezadowolona, że coś potężnie nią zatrzęsło. Złapała się za czoło i nieprzytomnie rozejrzała dookoła. Znajdowała się we wnętrzu torby. Nie miała pewności ile spała ani właściwie gdzie, jednak potężny ból głowy przesłaniał wszystkie inne, nieistotne w tej chwili kwestie.
- Można ciszej tam na górze?! - zawołała krzywiąc się ze złością. Czy ludzie muszą tak na siebie wrzeszczeć? Nawet pospać spokojnie nie dadzą! Właśnie dlatego wolała towarzystwo zwierząt! Większość z nich umiała się zachować. No, może poza szczygłami. Te darły się z byle powodu...
        Sięgnęła do swojej torby w poszukiwaniu czegoś, co złagodzi ból głowy. Ciekawy zbieg okoliczności - siedząc w torbie grzebała w mniejszej torbie, w której z kolei znajdowały się sakiewki z ziołami... Zupełnie jakby była pośrodku ciągnącej się w nieskończoność mozaiki. A co jeśli cały świat był jedną wielką sakwą, zamknięta w czyjejś torbie? Przez chwilę chochlik zamyślił się nad tym, jednak tętnienie w skroniach nie sprzyjało filozoficznym nastrojom. Fuknęła sfrustrowana idiotycznymi zagadnieniami wszechświata, które nieproszone wpychały się w jej myśli i utrudniały znalezienie leku. W końcu udało jej się wyciągnąć duży, pachnący miętą i cytryną liść, który natychmiast przyłożyła do swojej twarzy. Zakrył ją całą, od szpiczastego podbródka aż po sterczące czarne włosy. Z ulgą wciągnęła orzeźwiający zapach, pozwalając kojącym właściwościom rośliny złagodzić swoją dolegliwość. Po chwili łomotanie w skroniach ustało, pulsowanie wyciszyło się i po bólu głowy pozostało jedynie wspomnienie.
        Odetchnęła z ulgą opuszczając liść i rozejrzała się ciekawie dookoła. Znajdowała się we wnętrzu torby, to już ustaliła. Wokół, niczym istny las wznosiły się wrzucone bez ładu i składu pęki suszonych ziół. Rozpoznała cykorię i nostrzyk, a także kilka innych, których nie znała. To od nich pochodził intensywny zapach, który wpychał się bezczelnie do nosa. Oj, jak stąd wyjdzie przez tydzień nie wywietrzeje!
Poza roślinami, złożonym w kostkę płaszczem i kilkoma fiolkami dostrzegła też skórzaną sakiewkę. Ciekawie podfrunęła do niej i z trudem otworzyła zapięcie. W środku były rueny, nic niezwykłego. Uśmiechając się pod nosem wyciągnęła ze swojej torby rybią łuskę i trzymając oburącz delikatny przedmiot ułożyła go między monetami. Zachichotała zadowolona z siebie i wróciła na swoje miejsce. Nie wierzyła do końca w to, że łuska przynosi szczęście, ale na pewno nikomu nie zaszkodzi. Chciała też zobaczyć minę blondynki kiedy odkryje ją w swoim portfelu.
        Zaraz jednak zaświtała jej w głowie niepokojąca myśl. Czy na pewno znajdowała się w torbie Cat? Ostrożnie uniosła się do góry i rozchylając materiał wyjrzała na zewnątrz. Tak, wszystko grało. Nad sobą zobaczyła dwie kobiety i trzecią, która do nich dołączyła - czarnowłosą elfkę o smutnym spojrzeniu. Chyba została napadnięta przez złodzieja, który wysypał jej monety prosto pod nogi dwóch przyjaciółek. Cała Leonia, tu nawet nie potrafią porządnie kraść! Vestra prychnęła pod nosem i wróciła do środka torby. Po przygodzie z Yardanem chyba już nigdy nie polubi tego miasta.
Przez chwilę przysłuchiwała się rozmowie, jednak doszedłszy do wniosku, że nie ma teraz nic ciekawego do powiedzenia, postanowiła kontynuować podróż w obecnym środku transportu.
Zadowolona z takiego obrotu spraw umościła się wygodnie w kieszeni płaszcza i zdecydowała na kolejną drzemkę.
Awatar użytkownika
Velatha
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Elf Górski
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Velatha »

        Velatha spojrzała z zaskoczeniem na obie kobiety, z pomocą blondynki podnosząc się na nogi. Kiedy zaś zobaczyła w dłoniach jej towarzyszki swoje pieniądze, aż odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się w podzięce. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, nim niebieskowłosa istotka - elfka nie potrafiła jeszcze przyporządkować jej do konkretnej rasy - opuściła polankę i podbiegła do rannego woźnicy.
Stworek w tym czasie usadowił się wygodnie na ramieniu swojej stwórczyni i spojrzał czarnymi oczętami wprost na pysk niedźwiedzia stanowiący swoiste nakrycie głowy kobiety, którą jej towarzyszka przedstawiła imieniem Cat, nim nie przeniósł wzroku na jej twarz.
        - Dziękuję, wszystko dobrze - odezwał się nieco skrzekliwym głosikiem i poprawił delikatne skrzydełka złożone na plecach. - Jestem Stworek, a to Velatha, która mnie stworzyła, bym był jej ustami - wyjaśnił, wskazując na elfkę. - Dziękujemy za pomoc. Ten złodziej zupełnie nas zaskoczył - przekazał myśli swojej pani. - Myśleliśmy już, że nam ucieknie.
Ciemnowłosa podniosła z trawy swój mieszek i schowała do niego pieniądze. W duchu postanowiła zaopatrzyć się w porządną torbę, albo chociaż kaletkę, by drugi raz nie dać się tak łatwo okraść. Zaczęła wyrzucać sobie, że była wyjątkowo nieostrożna, a przecież miała tyle do stracenia! Gdyby ktoś skradł jej warsztat, musiałaby wrócić do domu z niczym.
        Przerwała swoje rozmyślenia i rozejrzała się po polance.
        - Przepraszam, jeśli wam przeszkodziłam - powiedziała ustami Stworka. - Mam nadzieję, że nic wam się nie stało?
Dopiero wówczas przypomniała sobie o Miłej. Spojrzała za siebie, ale klacz okazała się znów bardzo mądrym i spokojnym zwierzęciem. Zamieszanie najwyraźniej nie zrobiło na niej większego wrażenia, dlatego postanowiła pomaszerować za elfką i w chwili, gdy Velatha o niej pomyślała, kobyłka już była tuż obok. Trąciła nosem jej ramię, z zadowoleniem zajadając się koniczyną zerwaną po drodze. Jak dobrze, że wszystko dobrze się skończyło, pomyślała Alasse. Ujęła pysk klaczy w smukłe dłonie i pogładziła miękkie chrapy, nim nie spojrzała znów na nieszczęsnego woźnicę oraz pomagającą mu Lunę. Wkrótce przeniosła wzrok na Cat.
        - Sprawdźmy, czy nie potrzebna jest nasza pomoc - zaproponował w jej imieniu Stworek.
Awatar użytkownika
Cat
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Zielarz , Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Cat »

        Dopiero co ulokowała naturiankę w torbie, gdy Luna wyraziła na głos swoje wątpliwości. Cat początkowo tylko wzruszyła ramionami, jakby zupełnie nie przejmowała się losem chochlika, ale prawda wyszła na jaw wraz z jej kolejnymi słowami.
        - Torba wypchana ziołami, a i nic ostrego nie noszę w środku, więc nie powinna jej się stać krzywda. Co najwyżej odurzy się jeszcze bardziej, bo zupełnie trzeźwa chyba nie była – mruknęła.
        Później zamieszanie wprowadził nienajlepszy w swoim fachu złodziej i gdy Cat pomagała nieznajomej podnieść się na nogi, Luna pozbierała rozsypane w trawie monety. Przy okazji też zadała pytanie, które dręczyło wilczycę, chociaż jeszcze nie na tyle, by sama z nim wyskoczyła. Przedstawiona przez czarodziejkę skinęła tylko głową, nie widząc konieczności powtarzania się.
        Gdy w okolicy rozległ się trzask i kolejne krzyki, Morgan już jawnie wywróciła oczami. Brakuje im tu jeszcze deszczu lawy i najazdu armii nieumarłych, a będzie można oficjalnie ogłosić totalną rozpierduchę. Portowe miasta, psia mać, to się stawało niepokojącą regułą, że to w nich zawsze ładuje się w jakieś zamieszanie. Nie zerwała się do biegu, jak jej towarzyszka, postanawiając zająć się jednym potrzebującym na raz i powoli oswajać się z faktem, że nie będzie mogła Luny wciąż za rękę trzymać. Kobieta jakoś przeżyła do dnia dzisiejszego, wiec chyba jako tako się kontroluje, chociaż wspomnienie portowej masakry wciąż prześladowało przemienioną. Szlag by to, ani jej za rękę prowadzić, ani samopas puścić, bo sumienie nie pozwoli. Naprawdę, ten Klasztor stawał się powoli jedyną nadzieją na chociaż względny powrót do moralności. Cat starała się unikać takich zobowiązań i długotrwałych znajomości, jednak wciąż obserwowała Lunę kątem oka, czy jej pierwsza pomoc nie przeradza się w krwawą jatkę.
        Pewnie przez to jej uwaga była rozproszona i blondynka bezwiednie skinęła głową na słowa małego stworka, który odpowiedział w imieniu elfki. Dopiero po chwili, jakby pokojarzyła fakty i zmarszczyła brwi, przenosząc czujne spojrzenie na przybyłą i jej…Stworka. Najwyraźniej stworek autentycznie miał na imię Stworek. Kreatywnie, nie da się ukryć.
        - Miło mi – burknęła tonem, który raczej przeczył słowom. Pech chciał, że była nieprzyjemna z natury, nie z zamierzenia, a teraz dodatkowo nieco zaskoczona, co raczej odsyłało maniery na dalszy plan. Przyglądała się parce skonsternowana, skacząc spojrzeniem od jednego do drugiego, bo swoje w życiu już naprawdę widziała, ale takiego dziwu jeszcze nie. Nie wiedziała też, do kogo powinna się właściwie zwracać, ale też nigdy nie zaprzątała sobie długo myśli takimi detalami, wyjdzie w praniu, jak to mówią. Póki co była dość mocno zaintrygowana nietypowym stworzeniem, jak również formą jego połączenia z elfką, która w jakiś sposób pozwalała mu za nią mówić. Magia umysłu, to z pewnością. Śmierci może? Dla powołania kukiełkopodobnej istoty do względnego życia?
        - Tak… tą historię zdecydowanie będę chciała usłyszeć – stwierdziła, spoglądając na elfkę i Stworka na przemian. – Nam nic nie jest, spokojnie, ale rzeczywiście powinnyśmy zobaczyć, czy oni nie potrzebują pomocy.
        Nie dodawała, że chce uniknąć sytuacji, gdy ktoś przypadkiem na Lunę wpadnie i dosłownie uruchomi jej morderczy szał, bo takie informacje z pewnością nie pomogą w powstrzymaniu paniki. Zamiast tego ruszyła w stronę drogi i podnoszącego się powoli woźnicy. Poza nimi zebrało się jeszcze kilka osób, zwykłych przechodniów, a dwóch młodych mężczyzn początkowo zaoferowało pomoc w naprawie koła, ale nie było już nawet co zbierać.
        - Na dachu jest zapasowe, synek, pomożesz? – starszy mężczyzna zwrócił się do jednego z młodzieńców, który skinął tylko głową i wskoczył sprawnie na wóz, razem z przyjacielem zamierzając się do wymiany koła. W tym czasie Cat i Luna pomogły woźnicy usiąść na jednej z pobliskich ławek, którą ten zajął z sapnięciem i ocierając beretem przepocone czoło.
        - Dziękuję panieneczki, olaboga, nie te lata już, oj nie. A stara mi mówiła, że mam uważać, to się tera ino w chałupie nasłucham, co nie? Ajajaj… – staruszek oklapł widocznie, a Morgan uśmiechnęła się kątem ust. Głowa rozbita, wóz uszkodzony, ale facet to się najbardziej zrodzonego z troski gniewu żony obawia, no cuda na kiju.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

- Oh, to w porządku – uśmiechnęła się Luna, od razu lepiej jej było na sercu, gdy wiedziała, że tej malutkiej istotce nic nie będzie, nawet podczas większych wstrząsów – Myślę, że raczej mocno zmęczona zwyczajnie.

Później pojawiła się ta kobieta i coś, co najwyraźniej zastępowało struny głosowe tej elfce. Całkiem dobre rozwiązanie, gdyby wszystkie niemowy miały takiego Stworka, byłoby znacznie łatwiej na tym świecie.
Rozmyślania przerwał nadjeżdżający wóz i drobny wypadek. Czarodziejka postanowiła się tym zająć. Podleczyła staruszka, wokół zebrał się też niewielki tłum. Niektórzy patrzyli na czarodziejkę, źle. Bardzo źle. Niebieskowłosa przełknęła ślinę, miała wrażenie, jakby już doszły do nich słuchy o tym, co zrobiła na wyspie. Choć możliwe, że źle odbierała zaciekawione, surowe spojrzenia. Nie mogła być tego pewna.
Dobrze, że przyszła Cat. Poczuła się od razu raźniej. Obie podeszły do starszego woźnicy, a młodzi mężczyźni zajęli się wymianą koła.

- Oh, na pewno nie będzie tak źle, każdemu mogło się zdarzyć – pradawna próbowała pocieszyć starca.
- Może i tak, ale ta moja żonka kochana… - dotknął miejsca, gdzie rozwalił sobie głowę i ze zdziwieniem nie znalazł tam mokrej od krwi rany a twardy strup – O… co za czary jakie? – najwyraźniej nie był do końca świadomy z kim ma do czynienia ani razu nie spojrzał dziwnie na żadną z kobiet, może miał problemy ze wzrokiem?
- Przyśpieszyłam trochę proces gojenia się rany… -powiedziała Luna z uśmiechem, choć tyle mogła zrobić.
- A to jakieś te czary-mary tak?
- Tak... – rzekła czarodziejka, staruszek zdawał się żyć odrobinkę we własnym świecie.
- Może miłe panie zechciałaby, bym w ramach wdzięczności je gdzieś podrzucił? Oczywiście całkowicie za darmo – uśmiechnął się szczerze.
-Bardzo chętnie z korzystamy, akurat wyruszamy do Klasztoru Mrocznych Sekretów…
- Ojej… Słyszałem o nim, ponoć znajduje się gdzieś w Szczytach Fellarionu, ale to szmat drogi! No ale… Mógłbym was podrzucić do Nefari, wtedy trzymając się brzegu rzeki i idąc w kierunku przeciwnym do nurtu, powinnyście tam dotrzeć, naprawdę chciałbym was podrzucić, ale to naprawdę, pół kontynentu… Ojej…
- Nie szkodzi, może przy rzece też spotkamy kogoś, kto zechce nas podrzucić.

Wtedy dołączyła do nich także elfka niemowa. No i ten dziwny…Stworek.

- Hej… O rety, tak mnie pochłonęła ta sprawa z wozem, że prawdopodobnie umknęło mi co nieco, jak na przykład twoje imię… - uśmiechnęła się nieco nerwowo, trochę głupio wyszło, że tak sobie odleciała przedtem – W każdym razie, ten miły pan oferuje nam podwózkę pod rzekę Nefarę, może zmierzasz gdzieś w tamtym kierunku, to mogłabyś się zabrać z nami – zerknęła na Cat, nie była pewna czy będzie zadowolona z tej propozycji, w sumie sama czarodziejka miała chwilowy mętlik w głowie czy powinna była to proponować no ale z grzeczności spytała, więc niech już będzie jak będzie.

W tym czasie Tenebris zbudził się i odgarnął skrzydłem błękitną kołderkę z włosów Luny, po czym opuścił jej kark, by sprawdzić sytuacje. W jakiś sposób wyczuł chochliczkę w torbie Cat i niczym doświadczony szpieg po prostu się do niej wepchał. I z bezczelny sposób zaczął trącać noskiem drobną kobietę, a potem przerzucił się na skrzydła, przez co muskał ją nieco swoimi i nawet nieco ją podeptał próbując dostać się do pleców naturianki. Dobrze, że nie należał do tych ciężkich i co najwyżej mógł wyrwać skrzydlatą z drzemki w bardzo bezpośredni sposób
Awatar użytkownika
Vestra
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje: Uzdrowiciel , Opiekun , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Vestra »

        Vestra leżała w torbie zadowolona z życia, jednym uchem podsłuchując toczącą się nad nią rozmowę. Nagle padł na nią jakiś cień - uchyliła oko i zobaczyła dużego, czarnego nietoperza, który powoli wdrapywał się do środka. Jego włochata głowa rozglądała się ciekawie na boki, a duże, czujne uszy rejestrowały każdy szelest. W pierwszym momencie zaniepokoiła się - z jakiegoś niezrozumiałego powodu nietoperze wyjątkowo często próbowały ją zjeść. Dopiero solidny pstryczek w nos uświadamiał je o głupiej pomyłce. Szybko jednak się uspokoiła - ten maluch najwyraźniej miał pokojowe zamiary. Był to młody osobnik, o czym świadczyły jego duże oczy i głowa nieco nieproporcjonalna w stosunku do reszty ciała. Jego czarna sierść miała miły, brązowawy odcień, przywodzący na myśl czekoladę. Uśmiechnęła się ciepło, a stworzonko przyczłapało nieco bliżej. Miało w sobie tę uroczą nieporadność, która charakteryzuje chyba wszystkie nietoperze poruszające się po ziemi. Z zainteresowaniem przysunął do niej swój długi nosek i zapiszczał cicho. Gdyby miał ogon, już dawno by nim machał.
- Cześć mały! - powiedziała wyciągając rękę i drapiąc go lekko. Zapiszczał głośniej i przymknął oczy z zadowolenia. Widać było jak się uśmiecha, lekko odsłaniając ostre ząbki.
Nietoperze są bardzo słodkie przy bliższym poznaniu. Zupełnie jak psy małego formatu. Może powinnam sobie kiedyś sprawić takiego? Mogłabym na nim latać i karmić go smakołykami...” rozważała w myślach, pozwalając maluchowi obwąchać swoje skrzydła. Z zapałem wlazł na nią, próbując obejrzeć ją z każdej możliwej strony. Odepchnęła go delikatnie chociaż stanowczo, kiedy za mocno zaczął ją przygniatać
- No juź, dosyć tego dobrego, bo mnie udusisz. Skąd się tu właściwie wziąłeś? - zapytała, a stworzonko oblizało ją po twarzy idealnie różowym językiem. Jego entuzjazm i ciekawość uświadomiły jej, że nie boi się ani torby ani (co więcej) otaczających ich ludzi. Musiał najpewniej należeć do którejś z dwóch kobiet.
        W zdecydowanie dobrym humorze Vestra uniosła się w górę, chcąc pogawędzić chwilę z nowymi towarzyszkami. Rzadko kiedy miewała na to ochotę - mając do wyboru zwierzęta i ludzi zawsze wybierała zwierzęta. Tym razem jednak coś mówiło jej, że warto nieco rozwinąć tę nową znajomość.
        Wystawia głowę z torby i szybko oceniła sytuację. Cat (a co za tym idzie ona również) znalazła się nad wozem, którego właściciel, prosty chłop o poczciwej twarzy zaproponował im podwózkę. Może nie do Klasztoru Mrocznych Sekretów, ale przynajmniej w tamtą stronę. Do ich małej, wesołej gromadki dołączyła również jeszcze jedna osoba - smukła elfka o melancholijnym spojrzeniu i oryginalnej, południowej urodzie. To ona musiała być właścicielką tego co nazywano “Stworkiem”. Dziwny, drewniany twór przyprawił chochlika o dreszcze, zwłaszcza kiedy jego wykonane z węgielków oczy wbiły w nią świdrujące spojrzenie. Przerażające. Zupełnie jak w koszmarze o zabójczej lalce, która w nocy mordowała swoich właścicieli. Jeśli położy się przy tym czymś spać, na pewno nie wypuści z dłoni rapieru. Ścisnęła lekko jego rękojeść i od razu poczuła się pewniej - mało który napastnik zdawał sobie sprawę, że ten malutki kawałek żelastwa może zrobić nie lada krzywdę. Po chwili jednak niepokój zniknął, bo obok niej z torby wychynęła ciekawska, włochata główka. Mając takie stworzonko na wyciągnięcie ręki nie można było snuć czarnych myśli. Zwierzaczek ufnie wpatrywał się w niebieskowłosą, która właśnie pomogła staruszkowi. Czy to ona była jego właścicielką? Vestra podrapała go po czuprynie (na co ponownie zmrużył wielkie ślepia w wyrazie najwyższego zadowolenia) i postanowiła wyleźć w końcu z bezpiecznej torby. Całkiem się już rozbudziła, a krótka drzemka zwróciła jej utracone siły. W nocy na pewno będzie spała jak suseł, ale póki co wystarczy.
        Poderwała się w górę i z gracją wylądowała na jednym z tobołków ułożonych na wozie. Przedmioty, początkowo posegregowane w stosy według wielkości, teraz rozsypały się w nieładzie. Znajdowało się tu całkiem sporo ciekawych szpargałów. Czyżby woźnica był obwoźnym handlarzem? Dosyć prosty chłopina jak na takie zajęcie, ale już dawno nauczyła się nie oceniać ludzi po pozorach.
- Z miłą chęcią skorzystamy z twojej szczodrej propozycji - powiedziała głośno, kiwając mu głową. Przez chwilę staruszek miał problem ze zlokalizowaniem źródła dźwięku, a kiedy dostrzegł małą istotkę wygodnie rozwaloną na swoim towarze, aż zatoczył się do tyłu ze zdziwienia.
- Olaboga! Toż to prawdziwa wróżka! - zawołał, klaszcząc głośno w dłonie - Czy użyczysz mi kapkę wróżkowego pyłku?
- Jestem chochlikiem a nie wróżką - burknęła Vestra, zakładając ręce na piersi. Tyle lat, a ją nadal to irytowało. Czy ludzie zawsze będą sądzić, że każda mała istotą ze skrzydłami to wróżka?!
- Ruszajmy! - zarządziła, a jej autorytatywny ton podziałał na woźnicę jak kubeł zimnej wody. Wyprężył pierś i ruszył raźno w stronę kozła. Wiele lat trenowała swój głos tak, by nawet najdziksze zwierzęta posłusznie słuchały jej komend. Na większość ludzi, zwłaszcza tych prostych, działało to równie skutecznie.
        Kiedy wóz ruszył, zadowolona z siebie odwróciła się do nowych towarzyszek.
- Czemu właściwie wybieracie się do Klasztoru? O ile mogę zapytać.
Nie chciała wyjść na wścibską, ale nie wiedziała jak inaczej nawiązać rozmowę. Miała wrażenie, że każda z nich jest indywidualistką, nie nawykłą do pustej gadaniny. Być może w ten sposób uda się nieco przełamać lody.
- Ja próbuję dowiedzieć się, co przytrafiło się mojej rodzinie i pomóc przyjacielowi. Klasztor Mrocznych Sekretów brzmi jak miejsce, w którym warto poszukać odpowiedzi... A przynajmniej mam taką nadzieję.
Nieco speszona własną otwartością zamilkła i zapatrzyła się na mijające ich powoli drzewa. Urokliwa alejka w końcu wyprowadziła ich z parku i kierowała prosto w stronę wyjazdu z miasta.
Awatar użytkownika
Velatha
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Elf Górski
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Velatha »

        Velatha w pierwszej chwili poczuła się nieco zagubiona. Dlatego właśnie nie lubiła miast - wszystko tu działo się tak szybko! Całkiem automatycznie ruszyła ze swoją klaczką za wozem, by móc odpowiedzieć na zadane przez czarodziejkę pytanie. Albo raczej, by odpowiedział za nią Stworek.
        - Właściwie mieliśmy w planach zostać w Leonii parę dni, by zarobić - wyjaśnił konstrukt, po czym wzbił się w powietrze i zajął miejsce między uszami Miłej. Klacz nawet nie zareagowała na jego obecność, wciąż spokojnie szła przy boku swojej pani. - Ledwie dziś dotarliśmy do miasta.
Jednakże, gdyby tak się nad tym zastanowić, Klasztor Mrocznych Sekretów wydawał się miejscem godnym odwiedzenia. W prawdzie elfka nigdy o nim nie słyszała, ale miała wobec niego dziwne przeczucie. Nazwa w prawdzie co nieco zdradzała, ale czy ktokolwiek był pewien, co w zasadzie można w nim znaleźć?
        - Przepraszam, że pytam - odezwał się znów Stworek - ale co właściwie znajduje się w tym klasztorze?
Alasse spojrzała kolejno na wszystkie towarzyszące jej kobiety. Może było to naiwne pytanie, ale podobno kto pyta, nie błądzi.
Awatar użytkownika
Cat
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Zielarz , Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Cat »

        Cat nawet nie spoglądała na Lunę, gdy ta zaoferowała ich towarzystwo jakiejś nowopoznanej elfce. Prawdopodobnie byłby to wzrok wiele mówiący, czy wilczyca miałaby taki zamiar czy też nie, dlatego przez moment jedynie wpatrywała się gdzieś w krajobraz miasta, czekając aż rytuał powitań i wyjaśnień dobiegnie końca. Teoretycznie nie miała nic przeciwko temu, więc dopiero czując na sobie ukradkowe zerknięcie czarodziejki rzuciła na nią okiem i leniwie przymknęła powieki w niemej akceptacji. Było jej wszystko jedno i to nawet bez zastrzeżenia „dopóki elfka nie okaże się psychopatyczną zabójczynią”, bo przecież z jedną taką już właśnie podróżowała. A z morderczyniami jest chyba jak z psami. Jak się ma jednego to następny i kolejny nie robi już większej różnicy. Czując lekkie szturchnięcie zerknęła w dół, przyłapując właśnie nietoperza na pakowaniu się do jej torby, ale znów tylko westchnęła, zamiast złapać intruza za kark i wyrzucić na zewnątrz. Strasznie zmiękła ostatnio.
        - Chętnie skorzystamy z twojej oferty – zwróciła się za to do starca, który z zadowoleniem pokiwał głową i gestem zaprosił dziewczyny na wóz.
        Morgan wspięła się na tył powozu, siadając na jednej ze skrzyń przytroczonych mocnym sznurem do bandy, i położyła sobie swoją torbę na kolanach. Z tej zaś po chwili wyjrzała wróżka, lądując na stercie towaru i odzywając się z zaskakującą przytomnością i pewnością siebie; żadnej z tych cech nie miała jeszcze chwilę temu, więc drzemka musiała pomóc. I podczas gdy chochliczka, jak się okazało, prostowała określenie woźnicy, co do swojej rasy, Cat zanotowała, by i samej nie popełnić tego błędu. Kiedyś była zbytnią ignorantką, by rozpoznawać takie rasowe niuanse, teraz jednak dostrzegała subtelne różnice w budowie ciała i rysach nowo poznanej istoty. Minie jeszcze trochę czasu nim sama zacznie rozróżniać wróżkę od chochlika, ale posiadanie takiej umiejętności nigdy nie zawadzi, a może się przydać; zwłaszcza gdy trafi się na równie dumną osóbkę, jak Vestra. Zaraz też drobiazg zarządził wymarsz i staruszek pogonił konie, jakby to jego strzelono z bata. Morgan powstrzymała lekki uśmiech.
        Tenebris wylazł już z jej torby i blondynka odprowadziła go spojrzeniem, gdy niezdarnie pełzł po jej kolanach, a po chwili wzbił się w powietrze z już większą gracją, lądując znów u Luny. Idąc tokiem własnych myśli, zadarła głowę, wyglądając za Ra, ale samczyk już zataczał kręgi wysoko nad wozem. Najwyraźniej i jemu nie było w smak to miasto, więc wyląduje przy niej znów dopiero, gdy opuszczą jego mury; o ile wówczas nie będzie już pora na sowią kolację.
        Wilcze ślepia spoczęły na chochliku, gdy padło zasadnicze pytanie i chwilę wwiercały się w skrzydlatą istotkę, nim Cat przesunęła spojrzenie na Lunę, w zamyśleniu przygryzając wnętrze polika. Czemu właściwie się tam wybierają? Intencje były jasne, ale czy naprawdę myślały, że mają tam szansę coś znaleźć, czy zwyczajnie żyły jeszcze złudnymi nadziejami? Początkowo przecież chciała wykorzystać dobrą czarodziejkę, by dostać się do środka, ale teraz, gdy widziała do czego zdolna jest Niebieska, czego się dopuściła… Kobieta miała na rękach więcej krwi niż ona, co wcześniej wydawało się wilczycy nie lada dokonaniem. A zasada, iż mury Klasztoru mogą przestąpić jedynie ci „godni”, wciąż rozbijała się echem po jej głowie.
        - Tak jak ty szukamy odpowiedzi – odparła powoli, spoglądając znów na Vestrę czujnym wzrokiem drapieżcy. Może ona była odpowiedzią na ich problemy i kluczem do Klasztoru? To dlatego, bardziej niż odwzajemniając szczerość, zdecydowała się odpowiedzieć szerzej na pytanie. – Na nas obu ciąży klątwa, której chcemy się pozbyć i liczymy, że tam znajdziemy rozwiązanie. Albo chociaż trop do takowego.
        Cat nawet starając się prowadzić rozmowę, burczała dość nieprzyjemnym, gardłowym głosem, zwłaszcza gdy rozsiadła się niedbale, przerzucając ramiona przez bandę wozu, śledząc wzrokiem zmieniające się krajobrazy miasta. Oddalali się od centrum, jadąc teraz węższymi uliczkami, prowadzącymi do bram. Woźnica milczał, przysłuchując się ich rozmowie, bądź wciąż pod wrażeniem towarzystwa, które wiezie. Też miał facet pecha, żeby zabrać na gapę wilkołaczkę, czarodziejkę z morderczą manią, chochlika i niemą elfkę, za którą gadała kukła. To najpierw na niej, a później na Velathai spoczęły złote zwierzęce ślepia, gdy Morgan zastanawiała się nad odpowiedzią. Później odwróciła wzrok, śledząc spojrzeniem szybującego nad wozem Ra.
        - To największa biblioteka na świecie. Na pewno na tym planie, gdyż taką odpowiedź uzyskasz, kogokolwiek nie zapytasz, a księgarze i bibliotekarze mają to do siebie, że lubią przechwalać się swoimi kolekcjami – opowiadała cicho, a sprawiający na początku tak nieprzyjemne wrażenie głos zmiennokształtnej idealnie wkomponował się w dźwięki otoczenia i zdawał się stworzony do opowiadania historii. – Mówią, że znajduje się tam akt urodzenia każdej żywej istoty, a jej losy magicznie spisują się same na zwojach pergaminu, przechowywanych w ogromnych komnatach, podzielonych odpowiednio na regiony Alaranii. Nawet jeśli ktoś urodził się w najpodlejszej wsi, gdzie nawet nie dociera słowo pisane, nie mówiąc już o władaniu tą sztuką, wzmianka o narodzinach każdego mieszkańca znajduje się jakimś cudem w bibliotece. Nikt nie wie, jak to się dzieje, ale nie ma na Łusce stworzenia, które skryłoby swe istnienie przed Klasztorem.
        Cat na moment przerwała, widząc nad sobą sklepienie miejskiej bramy, oznaczającej, że na dobre opuszczają Leonię. Nie będzie tęsknić za tym miastem. Zerknęła też krótko na towarzyszące jej kobiety i widząc zainteresowanie wróciła do opowieści.
        - Podobno znajduje się tam spisana cała magia tego świata, czyli pewnie po prostu największa ilość zaklęć, tajemnych ksiąg i pism, pozwalających na władanie każdym arkanem, zdradzających jego tajemnice… Wszystko oczywiście zamknięte na cztery spusty, w komnatach rozmieszczonych wzdłuż korytarzy wijących się labiryntem po Klasztorze, którego mapa nie istnieje, a granic nie sposób objąć wzrokiem. Mówią też, że ludzie, którzy tam weszli, rzadko opuszczają posiadłość i nikt tak naprawdę nie wie, czy informacje tam zgromadzone są tak porywające, że nie sposób się od nich oderwać i ludzie zwyczajnie uzależniają się od ich zdobywania, ostatecznie umierając ze starości, otoczeni księgami, bogaci w upragnioną wiedzę… czy też zwyczajnie gubią się w niezliczonych przejściach, niekończących się kondygnacjach i ciągnących stajami korytarzach… ostatecznie również umierając w murach Klasztoru. A wejść tam mogą oczywiście tylko ci o czystych intencjach, chociaż nadal nie jest dla mnie jasne, na jakiej zasadzie ocenia się petenta, gdyż ostatnim razem knypkowi w habicie wystarczył jeden rzut oka, by odesłać mnie z kwitkiem – uśmiechnęła się drapieżnie i westchnęła, przeciągając się i wyciągając przed siebie skrzyżowane w kostkach nogi. Nonszalanckiej prezencji dopełniło szerokie ziewnięcie, przysłonione niedbale dłonią. Dopiero wtedy Cat nieco przytomniej zerknęła na towarzystwo, a zwłaszcza na Velathę i tego jej całego Stworka.
        - Także mniej więcej to się tam ponoć znajduje, a przynajmniej tak mówią. W każdym razie tam właśnie zmierzamy.

Ciąg dalszy: Luna, Vestra, Velatha, Cat.
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości