Las Driad[Las Driad]W poszukiwaniu domu

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        - Jakie znów nimfy? Tu nie powinno być nimf! - Jego cierpliwość spadała, a wzrastało rozdrażnienie, z resztą podobnie miała Isambre, której aura przez tę burzę negatywnych emocji nie napawała optymizmem, nie dawała też nadziei na to, że cały problem rozejdzie się po kościach, a oni o tym zapomną i już nigdy nie wspomną. Ciężko mu było uwierzyć w to co mówiła jego kochanka o ratowaniu tonącego, ale nie wyczuwał by kłamała, poza tym potrzebowałaby więcej czasu na wymyślenie takiej historyjki tym bardziej, że była wypowiedziana na jednym oddechu i wydawała się bardzo logiczna. A dokładając do tego fakt, że Isambre nigdy się przed nim nie popisała wiedzą odnośnie względnie niebezpiecznych stworzeń, musiał przyjąć, że to co mówiła nie było wyssanym z palca oskarżeniem. Duma mu jednak nie pozwalała się do tego przyznać, poza tym wciąż nie przypominał sobie czegoś takiego. Nie mając ochoty kontynuować tej kłótni i być bezkarnie oskarżanym postanowił poddać się złości i wyjść, aby ochłonąć. Z drugiej strony nie był pewien czy kolejna awantura nie powstała by przez to, że ten bezczelnie postanowił w nocy nadal spać z nią pod jednym sklepienie.

        Kiedy odchodził w las, był wewnętrznie rozdarty na dwoje. Serce kazało mu obmyślać jakiś sposób na udobruchanie dziewczyny, gdyż zwykłe przyznanie się, wyjaśnienie na spokojnie, że niczego nie pamięta i pewnie został przez nie omotany oraz przeproszenie, wydawały się najgorszym sposobem na załagodzenie sporu. Z drugiej strony rozum, a w raz z nim duma nie pozwalały mu na taką uległość ze swojej strony, bo on przecież nic nie zrobił. To smoczyca na niego naskoczyła i to ona powinna się starać o to by naprawić ich relację, nie mówiąc już o namówieniu go do powrotu do domu.

        Pojawienie się obcego, który dobrze maskował przed smokiem swoją naturę, również wywoływało w Jednookim podwójne, przeciwstawne sobie uczucia. Cieszył się, że pomocą temu człowieczkowi zyska w oczach ukochanej, jednakże nie bardzo chciał mu ufać, ale im szybciej pozna cel jego przybycia (może jakieś zagrożenie w okolicy) tym szybciej się tego mężczyzny pozbędzie ze swojego terenu.
        River patrzył jak ten odchodzi w las i przechylił lekko na bok głowę, starając się pojąć motywy jego działania, po czym za nim podreptał widząc jak bardzo zależy obcemu na tym, by gad mu towarzyszył.
        - W czym tkwi problem i co takiego bada pan w tej okolicy? - zapytał z obojętnością Jednooki, doganiając szybko nowego "gościa" i idąc przy jego boku. Podczas tego spaceru rozglądał się uważnie po okolicy stawiając na jakieś niebezpieczne monstrum, ale widział jedynie zarysy wydzielanego ciepła przez okoliczne zwierzęta, które uciekały nim same dostrzegły nadchodzących. W ogóle nie zakładał możliwości podstępu ze strony tego mężczyzny i przez to odpłynął myślami w kierunku problemu jaki zaistniał między nim i smoczycą, cały czas jednak sunął za, bądź bok w bok z przybyszem.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Paulina znów poczuła falę słabości, a za nią uczucie nienaturalnego głodu, który męczył ją od czasu pierwszego zasłabnięcia. Dokładnie wiedziała jak go zaspokoić, ale tak naprawdę bała się to zrobić, w końcu nie wiedziała dokładnie co by mogło się z nią stać pod wpływem rauszu, tak samo jak to było w przypadku mutantów. Nie chciała w żaden sposób skrzywdzić kobiety. Nie miała ku temu powodu, ale za to miała jeden ogromny powód by tego nie robić, a mianowicie smoka, który uratował jej życie.

- Już czuję się lepiej, ale... - przerwała nagle, po czym zwiesiła głowę.

Spojrzała się na kobietę. Bała się jej powiedzieć prawdę, nie chciała, by ta odebrała ją jako zagrożenie, którym w rzeczywistości nie była. Nie chciała umierać, jednakże wiedziała, że póki tu jest, to istnieje ryzyko tego, że Isambre dowie się o jej dolegliwości. W tym samym momencie Kieł wyciągnął z jej torby buteleczkę z miksturą. Wilk podejrzewał, że Paulina może być w obecnej chwili bez tego zagrożona, ale nie zdawał sobie sprawy, co może się wydarzyć, gdy ta wypije chociaż łyk. Dziewczyna widząc to szybko pochwyciła buteleczkę, po czym schowała ją do torby.

- Moje badania? - zadał pytanie mężczyzna. - Nic wielkiego, słyszałem o bandzie zmutowanych istot, które przechodziły ostatnio tędy, a że zajmuję się tego typu zjawiskami... Badam ciała, by poznać źródło tego defektu i wyeliminować je, aby nie dopuścić do rozprzestrzenienia tego. Mogłoby to być bardzo niebezpieczne, ze względu na to, że tego typu mutacje często też niosą ze sobą zwiększone ryzyko mutacji bakterii i wirusów, które z kolei zagroziłyby reszcie, a do tego nie chciałbym dopuścić. To jest mój cel. - Opowiadał z zafascynowaniem tak, aby nie dać po sobie poznać, że tak naprawdę szuka dogodnego miejsca do stoczenia walki.

Kiedy już dotarli do polany, gdzie odbyła się walka na śmierć i życie między Pauliną a mutantami, mężczyzna przyklęknął przy truchle jednego z mutantów.

- Fascynujące, nie uważa pan? - sprawdził oczy i szczęki mutanta, choć nie miał pojęcia, co w tym momencie tak naprawdę robi. Spojrzał się na jego ofiarę, ale nie zauważył cienia zainteresowania. Spodziewał się tego, co jednak ułatwiało mu sprawę. Smok nie wyglądał na to, by miał zwracać uwagę na fałszywego badacza. Ten szybkim ruchem pochwycił swój miecz, obrócił się podczas wstawania, a w tym samym czasie wykonał cięcie, które jedynie zostawiło delikatny ślad po cięciu na klacie smoka, po czym odskoczył na bezpieczną odległość. Teraz tylko czekał na ruch smoka.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

- Cieszę się, że już ci lepiej - odpowiedziała smoczyca, siadając po drugiej stronie ogniska i dorzucając do niego kilka patyków, które w wolnym czasie przyniósł Chibi. Stan nieznajomej zdawał się poprawiać, toteż kobieta zaczynała mieć nadzieję na poznanie celu jej wizyty. Bądź co bądź wodospad ten wraz z jeziorkiem mieściły się w środku lasu, do którego nie tak łatwo trafić pozostając niezauważonym, nie mówiąc już o tym, że mało kto zapuszcza się w takie rejony. W dodatku zupełnie sam.
Zmieszanie na twarzy Pauliny nie uszło uwadze Isambre, lecz dobre wychowanie powstrzymało ją przed drążeniem tego tematu, podsyłając myśl, że musi to być coś prywatnego. Coś, czego nie należy poruszać, zwłaszcza gdy znajomość nie trwa nawet czterech godzin. Mimo to Isa czuła potrzebę porozmawiania z kimś, by uśmierzyć ból po odejściu ukochanego, którego stać było w tej chwili jedynie na to.

- Dokąd podróżujesz? - zapytała, rozsiadłszy się swobodniej, podpierając brodę na kolanach. - Jeśli to nie tajemnica, oczywiście. Widzisz, nie tak dawno przybyłam tu ze smokiem i nie spodziewaliśmy się spotkać tu ludzi. A tu proszę, ledwo minęły dwa dni, zjawiasz się ty, stąd moja ciekawość.
- Przy okazji chciałam jeszcze raz przeprosić za jego zachowanie. Bądź co bądź weszłaś na terytorium, które przyjęliśmy za dom, dlatego zareagował tak ostro. Na co dzień taki nie jest.
W to ostatnie Isambre sama chciała uwierzyć, ale coś popchnęło ją, by to wyznać i podkreślić cieplejszym akcentem. Wciąż kochała Rivera, nie mogła od tak go przegnać, bo sama złamałaby sobie serce. Bała się także jego odejścia, zwłaszcza, że właśnie znaleźli odpowiednie miejsce na założenie rodziny. Wyglądało więc na to, że przeznaczenie, które ich związało, miało dla nich jeszcze szereg prób, zanim będą mogli nacieszyć się szczęściem.

- Jeśli jesteś głodna, częstuj się - dodała przyjaźnie, wskazując na piekące się na rożnie mięso. - Ja nie jestem głodna, a w każdej chwili mogę coś upolować.
Isambre chciała zająć czymś myśli, by nie dumać o krzywdzie, jaka ją spotkała. Smok, któremu oddała ciało i serce okazał się draniem, w dodatku za wszystko miał czelność obwiniać właśnie ją. Kobietę, która w czasie gdy on całował inną, ona doglądała rannej i nieznajomej, by nie okazało się, że będą ją musieli pod wieczór pochować. Serce bardzo ją bolało, żal ściskał żołądek, a łzy same cisnęły się do oczu. Mimo to czarnołuska zdawała się trzymać kupy i nie histeryzować w obecności gościa.

- Poszukaj Rivera - poleciła duszkowi, gdy ten przysiadł u jej stóp i zaczął bawić się osmolonym patyczkiem, wciskając i wyciągając go z ognia. Chibi uniósł uszy i popatrzył na Isambre wyniośle, po czym zasalutował i raźno ruszył ku wyjściu, kiedy przypomniał sobie o wilku. Gdyby mu pomógł, zaoszczędziłby sporo czasu. Niewiele więc się zastanawiając biały stworek wskoczył na psi grzbiet i pociągnął go za uszy, mrucząc coś niezrozumiale. Mimo to bestia odczytała sygnał i zdając sobie sprawę, że mały nie odpuści, posłusznie ruszył we wskazanym kierunku.
- Nie bój się o swojego towarzysza - poleciła smoczyca Paulinie, poklepując ją po dłoni. - Chibi zdążył już zwiedzić część lasu, więc się nie zgubią.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Swoje pytanie na temat celu mężczyzny zadał przez zwykłą grzeczność i w niewielkim stopniu nudę, jaka ciążyłaby im w wędrówce nie wiadomo gdzie gdyby szli w całkowitym milczeniu. Kiedy jednak uczony zaczął wyjaśniać swoje powody, River pożałował, że w ogóle zapytał. Niby miejscami w słyszanym przez niego "bla, bla, bla..." zdało się wychwycić jakieś zrozumiałe słowa, ale i tak było to niewątpliwie bardziej uciążliwe, niż gdyby otaczała ich cisza. Dlatego kiedy mężczyzna skończył w końcu mówić, smok nie pytał o nic więcej, dla własnego spokoju i po prostu szedł przy jego boku pogrążając się w zamyśleniu o wszystkim i o niczym, o Isambre i usłyszanej przed chwilą odpowiedzi, o nowym domu i swojej obecnej, żałosnej sytuacji. "I na co ci była ta duma durniu? Jeszcze nie zauważyłeś, że przy nich chowa się ją i godność głęboko do sakwy?" Westchnął ciężko równie poirytowany co głos w jego głowie i od czasu do czasu kopał plączące się pod nogami kamienie, bądź patyki. Przez cały czas coś mu nie dawało spokoju i zastanowił się głębiej, analizując wszystko co do tej pory się wydarzyło od jego przebudzenia się, chciał w ten sposób znaleźć przyczynę swojego niepokoju. Jak zakładał wyśniony dziś koszmar był jedynie sygnałem od jego podświadomości, że ten dzień nie będzie taki piękny i przyjemny jak z początku zakładał.

        I nagle do niego dotarło!
        Przekraczając niewidzialną granicę oddzielającą polankę od lasu uderzyła w niego jak grom pewna niejasność, a mianowicie to, że on szukał mutantów, a mutanty goniły z jakiegoś powodu tamtą dziewczynę, jednak uczony nie wiedział nic o żadnej dziewczynie! To był bardzo niepokojący wniosek.
        - Tak, przepięknie... Będę już wracał, skoro jesteś na miejscu. - Mruknął tuszując swoje obawy i zdenerwowanie pod maską znudzenia.

        Niestety wyglądało na to, że się stanowczo z tym wszystkim spóźnił, a dowód na to zaczynał mu ściekać po klacie lepkimi kroplami i spadać na trawę. Smok zgiął się nieznacznie przyciskając dłoń do rany i spojrzał na przeciwnika groźnie z płonącą furią buchającą z jego ognistego oka. Zacisnął zęby i zawarczał cicho, przygarbiając się lekko jakby zaraz miał stanąć na czworaka. Jego ciało zaczęło się powoli rozrastać i pokrywać kamiennymi łuskami.
        - Wybrałeś sobie nie najlepszy dnień, żeby mnie wnerwić - burknął chrapliwym, twardym tonem, ale zaraz się skrzywił i krzyknął krótko z bólem w głosie, pozostając dalej w ludzkiej postaci. Przez targający nim gniew zapomniał, że wraz z przemianą zwiększy się również rana na jego piersi co nie było optymistyczną wizją, oczywiście jeśli w ogóle udałoby mu się teraz zmienić. Oddychał głęboko chcąc zachować spokój, przecież zaraz się zregeneruje i będzie mógł się swobodnie przemienić, wątpił jednak by mężczyzna dał mu na to czas i cierpliwie czekał z pojedynkiem. River w to wątpił, poza tym nie zamierzał czekać przez tę zniewagę.
        - Zapłacisz za to robaku! - warknął rzucając się na niego z zaciśniętą smoczą, prawą ręką, której lawowe szczeliny między łuskami wypełniły się ogniem i ogarnęły całą kończynę zamierzając się na napastnika. Jednooki nie pomyślał jednak, aby przed tym pokryć swoje ciało kamienną zbroją, z drugiej strony to by tylko zmniejszyło jego i tak już ograniczoną energię magiczną, która w ludzkiej postaci była zaledwie ułamkiem tego co mógł zrobić w swojej naturalnej formie.

        Nie był jednak mistrzem walki wręcz, tym bardziej, że jeszcze niedawno miał tylko jedną rękę, ale nie mógł tak po prostu zignorować tego śmiecia i uciec jak jakiś tchórz. Kiedy tylko mógł robił niezgrabne uniki, albo osłaniał się smoczą ręką na której miecz nie zostawiał nawet rysy przez jej stwardniałe, przypominające skałę wulkaniczną łuski. Nie zawsze jednak zdołał się ochronić przed mieczem co skończyło się nawet kilkoma poważniejszymi ranami, przez to, że Jednooki cały czas starał się znajdować się z nim na krótkim dystansie coraz bardziej ograniczając przeciwnikowi przestrzeń do wykonywania uników i manewrów. W dużej mierze smok posiłkował się swoją magią, której zasobami starał się rozsądnie dysponować, przez co nie mógł z dużej odległości rzucać w niego kulami ognia, ani wysłać spod ziemi kamiennych kolców tam gdzie oponent akurat stał. W sumie mógłby tak zrobić, ale wtedy miałby jedynie dwie, może trzy próby, które i tak by się nie powiodły na tej niewielkiej otwartej przestrzeni, dlatego River starał się ją drastycznie zmniejszyć zostawiając po sobie nie tylko plamy krwi na ziemi, ale także jakieś palące się granice, albo niewygodne pojedynce stalagmity wyrastające jak mizerne i zniszczone drzewa. Nie krępował się również przed używaniem pazurów ze smoczej łapy i ostatecznie nie tylko jego krew kalała tę dziewiczą polanę, nie zamierzał jednak na tym poprzestać z wielkim okrucieństwem bijącym z płonącego oka. W którymś momencie złapał ludzką ręką ostrze miecza "uczonego", nie przejmując się raniącą jego dłoń klingą i chwycił oponenta za nadgarstek smoczą łapą wykręcając ją i łamiąc bez żadnego wysiłku i wahania. Puścił go kiedy został uderzony przez mężczyznę w twarz i po chwili zaryczał wściekle na cały głos jako rychła obietnica śmierci.

        Kiedy niemal całkowicie zdewastował pole ich bitwy i zagonił zmaltretowanego mężczyznę w kozi róg drzew i stalagmitów, na polanę przybyły zwierzaki. Chibi od razu przeraził się sceną jaką zobaczył, a mianowicie przyparty do "muru" człowiek cofający się przed podchodzącym do niego powoli smokiem w ludzkiej skórze, który kiedy był wystarczająco blisko przyłożył smoczą dłoń do ziemi, a w miejscu gdzie stał biedny przeciwnik, wystrzeliły pod niego ogromne kamienne szpikulce, dziurawiące gęsto jego ciało niczym cierniowe korzenie. Jaszczur jednak na tym nie poprzestał, gdyż skały te zaczęły zaraz się palić i trawić nieszczęśnika żywcem, aż biały duszek pisnął z przerażenia. Nie wiedząc co począć i za bardzo się bojąc swojego pana w tym stanie, pognał pędem w stronę wodospadu nie zwracając uwagi na wilka, który go tu przywiózł na swoim grzbiecie. Stworek biegł na czterech łapkach ze łzami w dużych oczach, jakby goniła go sama śmierć.

        Pradawny zachwiał się na nogach i postąpił krok dla zachowania równowagi, zgasił płomienie jednym machnięciem swojej ręki i zniszczył kolce, które uniemożliwiały mu własnoręczne rozszarpanie przeciwnika, tego natomiast złapał za gardło i podniósł, gdy padł na ziemię. Patrzył na niego z mieszaniną głodu i zawodu, a burknięcie w pustych kiszkach tylko to potwierdziło.
        - Wierz mi, szczerze żałuję, że cię usmażyłem, bo ludzie są o wiele bardziej smakowici na surowo. - Burknął z nadal nieopadającą furią i zatapiając pazury prawej ręki w ramieniu napastnika, zdarł całkiem pokaźny płat mięśni i zaczął się nim łapczywie zajadać, nie szczędząc sobie przy tym oblizywania smoczej łapy z krwi "uczonego".
        Wiedział że musi się najeść póki jeszcze adrenalina była motorem napędowym w jego działaniach, dzięki temu będzie miał więcej siły na szybszą regenerację. Wątpił by udało mu się jeszcze znaleźć jakąś kryjówkę, w której mógłby odpocząć, ale to było z resztą bez znaczenia, dla Isambre było najważniejsze żeby nie było go w zasięgu jej wzroku, więc może odpocząć nawet tutaj, przecież ona i tak nie będzie go szukać.

        Duszek wpadł do groty jak oparzony i rozgorączkowany zaczął piszczeć oraz skamleć skacząc przy tym nerwowo i odgrywając swoją pantomimiczną wersję porozumiewania się z innymi. Przez chwilę udawał Rivera pokazując również na smoczycę, odegrał gniew i wskazał na Paulinę naśladując jakiegoś niewinnego mnicha, albo zakapturzonego uczonego, chwilę po tym znów "zmienił się" w smoka i kotłował się jakby walczył z kimś w obłąkańczym szale, a na koniec był znów ludzkim mężczyzną zaciskając swoje łapki na własnym gardle, choć oczywiście chodziło o to, że to jaszczur zabija człowieka. Później wybuchnął rozhisteryzowanym płaczem, jak małe dziecko zbudzone nocą z najgorszego koszmaru.

        Zachwiał się na nogach i upadł na tyłek upuszczając z rąk lekko już poobdzierane z mięsa ciało "uczonego". Nie zdążył do końca przełknąć kawałka, który właśnie żuł i zaczął drżeć na całym ciele, a jego narastające łkanie stopniowo przecinało ciszę na polanie. Nie zważając na umazaną krwią twarz oraz ręce, zakrył ją dłońmi i pogrążył się w rozpaczy. Jego głowę wypełniały myśli o niedawnej kłótni, wciąż nie wiedział czemu Isambre oskarżała go o zdradę, choć z jakiegoś powodu powoli dostrzegał przebłyski w pamięci o jakiś nimfach. Nie musiał długo czekać by ich zaklęcie całkowicie opuściło jego pamięć, a wtedy gad był całkowicie załamany. Chciał wrócić do ukochanej i ją przeprosić za to, wyjaśnić całą sprawę, ale... przez cały czas ją przecież nieświadomie wyjaśniał mówiąc, że nic nie pamięta na ten temat. Nie miałoby to więc najmniejszego sensu... Nie był również w stanie żyć bez Isambre i postanowił się przez to zabić. Wbił pazury w swoją pierś, dusząc przy tym okrzyk bólu i zaorał nieznacznie, ale odniesione rany i zmęczenie zaczęły dawać o sobie znać.

        Zamierzał wyrwać sobie serce i jakimś sposobem sprawić by dotarło do smoczycy, do której ono należało, ale nim dokonał swojego dzieła padł nieprzytomny na trawę z pazurami zatopionymi nieco powyżej najważniejszego organu w ciele, każdej żyjącej istoty.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Mężczyzna spodziewał się tego, że smok przybierze swoją prawdziwą postać, dzięki czemu ten mógłby odsłonić swoje karty, ale niestety starcie potoczyło się nie po jego myśli. Ten zamiast przybrać swoją postać, zaczął używać magii, która wydawała się być bardziej destrukcyjna, niż samo zionięcie. Wiedząc, że w tej chwili nie może walczyć z przeciwnikiem, zaczął unikać każdego jego ataku, a przy tym poznając ich tajniki działania. Analizował każdy ruch i jednocześnie inkantował zaklęcie. Każdy kolejny atak ograniczał mu pole manewrów, co zaczynało niepokoić mężczyznę, gdyż jeszcze nie skończył przygotowywać się do własnego użycia magi, a on sam miał coraz mniej czasu, by je dokończyć.
Kolejny uskok i pole znów zostało zmniejszone, wiedział dokładnie, że powoli zbliża się kres walki, co nie napawało go optymistycznym nastrojem, ale jednak wciąż skupiał się na zaklęciu, które niemal było już skończone. Kiedy to został przyparty do muru, spojrzał smokowi prosto w oczy, po czym powiedział ledwie:

- To jeszcze nie koniec smoku. Nas jest wielu.

Po tym zdaniu jego ciało zostało przeszyte przez kamienne kolce, a on sam zamknął oczy i wyzionął ducha. Zmaltretowane ciało opadło bezwładnie, odsłaniając części skóry, które były pokryte nienaruszonymi łuskami. Wyglądały, jakby wcale przed chwilą nie odbyła się walka, która zdewastowała część lasu i polany.

***

- Jeśli chodzi o cel mojej podróży... - przerwała na chwilę - jest nie do końca jasny. Poszukuję grupy naukowców, którzy zrujnowali życie mi i wielu innym. W sumie to właśnie przez nich tutaj trafiłam. Uciekałam przed dużą grupą ich "dzieł". - Powiedziała, po czym zwiesiła głowę. Dobrze wiedziała, że sama jest jedną z takich mutantów. Ich tworów, które miały służyć do zabijania, ale ona zwyczajnie stała się nieudanym eksperymentem. Spojrzała na torbę, a następnie chwyciła się za brzuch i zwinęła pod wpływem konwulsji. Miała wrażenie, że bez kolejnej dawki nie przetrwa, ale też nie mogła sobie pozwolić na to, by wypić miksturę przy Isambre, zwłaszcza, że nie miała pojęcia, czy będzie się w stanie kontrolować.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

River coś długo nie wracał i Isambre zaczynała się o niego martwić. Prawda, jeszcze przed chwilą nie chciała go znać i gdyby do niej podszedł, przegryzłaby mu gardło, ale smoczyca nadal coś do niego czuła. W końcu tyle już razem przeżyli, przeznaczenie związało ich ciała i serca, więc byli na siebie skazani. Na dobre i na złe. Nawet kiedy to zło zadawało największy ból. Zdrada, której dopuścił się wulkaniczny gad była o tyle bolesna, że dopuścił się jej po tylu miłosnych wyznaniach i zapewnieniach o swoich szaleństwie względem czarnołuskiej. Nimfy albo i nie, smoki doskonale wyczuwały magię, więc Isambre ciężko było uwierzyć w złe uroki i zauroczenia, jakie spadły na jej narzeczonego. A mimo wszystko nie czuła w jego głosie nut kłamstw, jakby to co mówił, mówił w przekonaniu, że naprawdę Tańczyli i kochali się pod gwiazdami. Tym trudniej było kobiecie w to wierzyć, im z każdą myślą widziała przed oczami swojego ukochanego, splecionego z nimfą. Gdy minęła kolejna godzina pradawna zaczęła się niepokoić.

Wtem do jaskini niczym piorun wpadł Chibi, skamląc, warcząc i gestykulując na różne sposoby. Ismabre, która nauczyła się już rozmawiać ze stworkiem, momentalnie zrozumiała przekazywaną wiadomość i znacząco zbladła, kiedy jej treść zaczęła dotyczyć wulkanicznej bestii. "To nie mogła być prawda", tłumaczyła sobie, River był porywczy, ale również ostrożny. Nie rzuciłby się na bezbronnego człowieka bez powodu. Jasnym było, że został do tego zmuszony i że znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie. Jednocześnie problem postanowił odkryć drugą stronę medalu. Ledwie Isa zerwała się na równe nogi, stan Pauliny znacząco się pogorszył, a sama dziewczyna zdawała się być zupełnie martwa. Na szczęście tylko zapadła w głęboki sen, co było normą u ludzi, którzy zaznali zmęczenia poza granicą własnej wytrzymałości. Słowa, które wypowiedziała dziewczyna zniknęły w tym wszystkim w mroku jaskini, więc oprócz faktu, iż Paulina przed kimś ucieka, Isambre niewiele zapamiętała.

Smoczyca znalazła się w impasie. Z jednej strony miała nieprzytomną i ranną dziewczynę, która wymagała opieki, z drugiej musiała upewnić się co z Riverem, bo za żadne skarby nie chciałaby go stracić. Była gotowa mu nawet przebaczyć, byleby tylko był w jednym kawałku. Z podjęciem decyzji pomógł jej Chibi. Biały duszek, kończąc swoje przedstawienie kilkoma szybszymi oddechami, podbiegł do wodospadu, zanurzył w nim łapki i doskakując do śpiącej, otarł jej czoło, z którego nie zeszła jeszcze gorączka. Jego zachowanie jakby samo mówiło "zajmę się nią".
- Zaraz wrócę - powiedziała zatroskana, nie przejmując się kilkoma ominiętymi przez Rivera stalagmitami i zmieniając formę, wyleciała z groty z siłą pocisku balisty. Dzięki zdolności czytania aur bez trudu odnalazła ślad Rivera, ciągnący się bursztynową nitką pomiędzy drzewami. Co jakiś czas przecinały ją wstęgi szarej poświaty, niknącej w miejscach, gdzie żar pierwszej istoty był znacznie wyraźniejszy. River nie był sam. Był tu z nim jakiś człowiek, bądź ktoś kto doskonale maskuje swoją otoczkę.

Nie trwało to długo, jak bursztynowa rzeka doprowadziła ją do zaoranej i częściowo spopielonej polany, na której leżało zakrwawione ciało młodego mężczyzny. Postrzępione włosy, zlepione błotem i krwią opadały na jego oczy, ale z samych rysów ust i brody, Isambre doskonale go poznała. To był River, w dodatku niemal martwy. Z rany na jego piersi, będącej niewątpliwie dziełem miecza, obficie sączyła się krew, a wbite w nią szpony tylko pogarszały sytuację. Bojąc się o życie ukochanego, smoczyca trzęsącymi się łapami owinęła mu ciało resztami jego ubrań i delikatnie pochwyciła je w dłonie.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Po wyjściu Isambre z jaskini, Chibi starał się najlepiej jak tylko potrafił wywiązywać ze swojej nowo objętej roli opiekuna Pauliny i chwilowego gospodarza. Może nie często zdarzało mu się zajmować chorymi, ale pamiętał co robił River, kiedy zwierzak wymagał jego uwagi i troski, choć jego właściciel jeszcze wtedy prowadził awanturniczy tryb życia i często właśnie przez niego duszek potrzebował odpowiedniej opieki. Obecnie jednak stworek starał się o tym nie myśleć i nie pokazywać po sobie, że nie bardzo jest w tych sprawach doświadczony, ale starał się. Co rusz również próbował uspokajać wilka by się nie martwił, a nawet kilka razy poprosił go o pomoc, sądząc, że ten powinien najlepiej wiedzieć co się stało jego właścicielce.

        Gdy nowo poznana kobieta skupiła uwagę na swojej torbie, Chibi w mgnieniu oka przysunął jej własność pod dłoń dziewczyny i usiadł przy wilku, by dać jej więcej przestrzeni osobistej, obserwując czujnie jej poczynania, w końcu obiecał Isambre, że się nią zaopiekuje, przy czym od czasu do czasu pozwolił sobie pogłaskać równie kudłatego, czarnego przyjaciela. Czekał na powrót swoich smoczych towarzyszy i reakcje ze strony Pauliny.

***

        Kiedy smoczyca przyleciała na miejsce walki, jej partner był już nieprzytomny, a rany zaczęły się powoli zasklepiać i regenerować przez zjedzone niedawno mięso, które obecnie przemieniało się w jego organizmie w potrzebną energię. Wyjątkiem jedynie było miejsce, gdzie wbijał sobie w pierś własne pazury, ponieważ przez nie, te obrażenia nie były w stanie się zagoić, ale dzięki interwencji czarnołuskiej, powoli poczęły się scalać i zanikać, nawet nie pozostawiając blizn na przyozdobionej już nimi skórze chłopaka. Był wykończony zarówno fizycznie, magicznie, jak i psychicznie, przez walkę jaką właśnie odbył i rozpacz rozdzierającą mu serce przez kłótnię i groźbę utraty ukochanej, z którą miał szczęśliwie zamieszkać i doczekać się potomstwa w nowym, ich wspólnym leżu. Nie miał siły choćby majaczyć w jej objęciach, czy rzucać się niespokojnie podczas lotu, dzięki czemu bez żadnych problemów już po krótkim czasie mogli się znaleźć z powrotem w jaskini skrywanej przez wodospad.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Spoglądała przez pewien czas na Isambre zastanawiając się nad wyjawieniem jej prawdy, ale nie była pewna, czy powinna to robić. Ta decyzja była dla niej trudna do podjęcia, w końcu smoczyca mogła różnie zareagować. Mogłaby ją potraktować jak oszustkę, albo zabić od razu na miejscu. W najlepszym przypadku by ją wygnała, ale z innej strony powinna jej powiedzieć o swojej przypadłości. Może czarnołuska mogłaby jej nawet pomóc, coś na to poradzić. Musiała to przemyśleć. Zamknęła oczy i zapadła w sen.

Kiedy tylko się obudziła zobaczyła Isambre i drugiego smoka. Ten, który ją uratował wydawał się być poważnie ranny, o ile nie umierający, a sama smoczyca bardzo zatroskana i zmartwiona. Usiadła powoli, po czym wykrzywiła się w przypływie przenikliwego bólu, który przeszył jej całe ciało. Stęknęła, lecz najwyraźniej nie zwróciło to uwagi kobiety. Walczyła przez pewien czas z samą sobą o to, by zebrać w sobie siły i wstać. Spojrzała w stronę pary, gdy nagle wyczuła pewien osobliwy zapach w powietrzu. Wydawał się być dziwnie znajomy, ale z drugiej strony zupełnie nowy i obcy. Był wręcz pociągający i przypomniał Paulinie o dręczącym ją głodzie. Miała wrażenie, że to jest coś, czego potrzebuje, coś co jest jej niezbędne do życia. Coś jak woda dla każdej żywej istoty., tak ten zapach wydawał się dla niej niczym wybawienie dla odwodnionego wędrowca.

Wstała ostrożnie, po czym zaczęła powoli sunąć w stronę smoków, co najwyraźniej zwróciło uwagę samej Ismabre. Kiedy już dotarła do pary, przykucnęła przy nich i spojrzała na ślady krwi... Krwi wulkanicznego. Na jej szczęście, bądź nieszczęście, krew była zaschnięta, co i tak nie pozwoliłoby jej wypić. Odczuwała jednocześnie ulgę oraz wściekłość i rozczarowanie. Miała ochotę rozerwać klatkę piersiową mężczyzny, byleby tylko dostać się do interesującej ją juchy. Pokręciła głową, po czym przysiadła przy smoczycy.

- Isambre, chyba muszę ci coś powiedzieć - zaczęła starając się utrzymać pewny ton głosu, co nie było proste. - Ja chyba... - przerwała, po czym ponownie spojrzała na nieprzytomnego smoka. - Nie wiem jak to powiedzieć... - znów się zacięła, lecz tym razem przeniosła wzrok na kobietę. - Nie chcę, byś odebrała to źle, sama jeszcze nie rozumiem tej sytuacji. Nie mam pojęcia co się dzieje, ale wydaje mi się, że... - głos jej się załamał, siedziała przez chwilę w milczeniu, starając się ułożyć to, co ma zamiar powiedzieć. - Ja chyba potrzebuję smoczej krwi... - nastąpiła kolejna pauza. - To nie tak, że po to tu przyszłam. Po wypiciu dziwnej mikstury zaczęłam to odczuwać. Uznałam, że będzie lepiej, jeśli będziesz o tym wiedziała, jeśli jest taka potrzeba, to odejdę i nigdy już tutaj nie przyjdę. - Skończyła, po czym skupiła się na twarz smoczycy wyczekując odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Po powrocie do jaskini, Isambre udała się wprost do sypialni, gdzie na podeście mającym służyć jej i Riverowi za łoże, położyła delikatnie ciało ukochanego. Przez pierwsze minuty patrzyła na nie ze łzami w oczach, ze strachu nie mogąc poruszyć łapą ani skrzydłem, a co dopiero mówić o udzieleniu mu pomocy. Dopiero kiedy dotarło do niej, że mężczyzna może umrzeć, czarnołuska zebrała się w sobie i z resztek ubrań zaczęła formować opatrunek. Na początku szło jej jednak fatalnie, trzęsące się ręce tylko przeszkadzały jej w zawiązaniu opatrunku, co owocowało jeszcze silniejszym krwawieniem z otwartej rany na jego piersi. Wkrótce od posoki lepiło się już wszystko od podłogi po łapki Chibiego, który naśladując smoczycę próbował pomóc jej w tamowaniu rany. Niestety ostrze, którym wykonano cięcie było na tyle ostre i grube, że swoim czubkiem zaskrobało o mostek, co znaczy, że od utraty serca bądź płuc, Jednookiego uratował jedynie cud. Dodatkowo pazury, które gad sam sobie wbił, nie ułatwiały zadania, a jedynie przyśpieszały utratę krwi. Trzeba je było jak najszybciej wyjąć, a otwory zatkać.

W tym celu Isambre posłużyła się własnym ogniem, którego strumień skierowała pionowo w górę, ogrzewając do białości długi, gadzi jęzor. Następnie używając go jak igły, dotknęła nim ran na piersi kochanka, momentalnie je zasklepiając. W wyniku tego tors smoka po krótkiej chwili stał się dymiącym, czarnym od krwi korpusem, lecz już bez bezpośredniego zagrożenia dla życia Rivera. Dopiero teraz Isambre mogła odetchnąć i o wiele spokojniejsza, owinęła ciało mężczyzny w czysty materiał, jaki wyciągnęła z sakwy. Trzeźwiej też rozejrzała się po jaskini i ze zdumieniem stwierdziła, że Paulina zmieniła miejsce i jest tuż obok.

Wsłuchana w jej słowa, czarnołuska próbowała przyswoić jak najwięcej, ale szok i adrenalina zrobiły swoje.
- Jeśli myślisz, że pozwolę go skrzywdzić to trochę się przeliczyłaś - mruknęła rozgniewana, pozostając w ludzkiej postaci, lecz cały czas będąc gotową do działania. - Możesz powtórzyć? Jak to jest ci potrzebna smocza krew? Do czego? I jaka mikstura? To to, co przede mną ukryłaś w torbie? - zapytała, wskazując ruchem głowy na korytarz za wnęką, gdzie było ognisko i rzeczy ich gościa.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Po przybyciu do jaskini jego rany stopniowo się regenerowały stając się coraz płytsze, ale był to wyjątkowo powolny proces przez osłabienie gada i to, że dopiero po pokonaniu dziwnego uczonego coś zjadł, a konkretniej jego truchło i to nawet nie całe. Przez to spowolnione zasklepianie się tych nowych szram mógłby tego nie przeżyć i zwyczajnie się wykrwawić, gdyby nie prowizoryczna pierwsza pomoc udzielona ze strony smoczycy.

        Podczas gdy ona walczyła by zapanować nad sytuacją i go wyrwać z objęć okrutnej śmierci, on toczył inny pojedynek, taki, z którego dawno temu uszedł z życiem przez łut szczęścia i szybkie przybycie mu z odsieczą innych smoków, a o którym obecnie w ogóle nie pamiętał. Podczas spokojnej podróży przez las natrafił na ubogiego starca i na tym cała historia by się skończyła, gdyby ów starzec nie został napadnięty przez bandę rzezimieszków. Jednooki mając wciąż w pamięci irytujące nagany ze strony swojej elfiej przyjaciółki odnośnie nienawiści, bądź obojętności wobec ludzi i ich cierpienia, dla świętego spokoju postanowił od niechcenia stanąć w jego obronie i w mgnieniu oka przegonił wszystkich zbójów przy pomocy tylko jednej ręki, bez konieczności przybrania swojej naturalnej formy. Nie zwracając po tym uwagi na ocalonego mężczyznę, postanowił jakby nigdy nic odejść w swoją stronę nie zamieniając z nim choćby jednego słowa, lecz jak się zaraz okazało nie był w stanie oderwać stóp od ziemi. Zaskoczony tym zjawiskiem zwrócił wzrok na podłoże wokół niego, gdzie zaczęły przez trawę przebłyskiwać linie z symetrycznymi symbolami i z nakreślonymi runami, a kiedy ich wyrazistość przybrała na sile i rozświetliła nocny mrok, jakaś potężna moc powaliła go i przydusiła do ziemi, tak że nie mógł oderwać choćby głowy by spojrzeć na swojego oprawcę. A tym okazał się uratowany przez niego starzec. Szybko też z lasu wyszli tamci rozbójnicy i z jakiegoś powodu odporni na to zaklęcie zawlekli unieruchomionego Rivera, będącego w ludzkiej postaci, do stojącego nieopodal wozu z dość sporych rozmiarów celą. Zaraz po zamknięciu w niej i ruszeniu pojazdu, chłopak zmienił się w gada i spróbował się uwolnić, ale znów został potraktowany tym samym zaklęciem, niewiele więc był w stanie zrobić.
        Już wtedy wiedział, że ma do czynienia z wyjątkowo potężnym czarnoksiężnikiem, z którym starał się targować o swoją wolność, a do tego obiecywać oddawanie mu części swoich łupów i zapewnienie ochrony jego wieży, ale starzec zbywał go milczeniem, albo mrożącym krew w żyłach śmiechem. Mężczyzna nie zdradził zamiarów wobec młodego (zaledwie czterystu letniego) smoka, nawet gdy był ciągnięty na zaklętym łańcuchu prosto do ponurych ruin na bagnach, gdzie już po kilku dniach poddawany był bolesnym badaniom prowadzonym przez Szalonego Drasthara. Szprycowany był różnego rodzaju obrzydliwymi miksturami, albo mieszankami wchłanianymi przez skórę, bądź wstrzykiwanymi pod nią, a karmiony był jedynie plączącymi się w tym miejscu ożywieńcami stworzonymi przez maga i wyjątkowo starym już smoczym mięsem. Ledwo miał siły, aby wciąż się nie poddawać i powoli odchodził od zmysłów, lecz wtedy nastał sądny dzień, mający ukrócić jego męki, a czarnoksiężnika uczynić najpotężniejszym na całym świecie, nie tylko czarodziejem, ale również smokiem, w którego miał się zmienić ostatecznie po zjedzeniu gadziego serca, które z taką starannością do tego przystosowywał przez swoje eliksiry i zaklęcia, gdyż po spożyciu niewielkiej ilości krwi Rivera, przeobraził się w smoczo-ludzką kreaturę, ponieważ niektóre z jego ludzkich tkanek nie były w stanie się rozrosnąć do jaszczurzych rozmiarów, przez co albo odpadały od jego ciała, albo pozostawały groteskowo małe w porównaniu do na wpół pokrytych łuskami i zwiększonych części, które miejscami wyglądały jak u prawdziwego smoka.

        River szarpnął się i skrzywił z bólem, kiedy Isambre zaczęła przypalać mu rany i widać po nim było, że nie jest to dla niego przyjemne doświadczenia, a do tego zaczął jeszcze lekko drżeć przez paskudne wspomnienie, które obecnie powtórnie przeżywał, a którego przez te wszystkie lata nie był w stanie zapomnieć nawet w jakiejś drobnej części. Bliskim też był moment jego wybudzenia, co było dobrze widoczne przez wyraz jego twarzy. Znajdował się na granicy snu i świadomości kiedy dotarły do niego strzępki rozmowy między kobietami.
        - Mmm... Krew... - mruknął cicho przez sen z zamyślonym grymasem na twarzy, który zaraz przeobraził się w niepokój. - Smo-cza... Krew... Moc... Drasthar...! - krzyknął z wielkim przerażeniem podnosząc się gwałtownie do pół siadu, wybudzony nagle ze swojego snu-wspomnienia, ale zaraz się wykrzywił klnąc jak szewc pod nosem i sycząc wściekle. Złapał się przy tym za piekącą go ranę na piersi i lekko skulił, by jakoś opanować tę nieprzyjemną falę bólu promieniującą na niemal całe jego ciało. Potrzebował chwili by się opanować. Powiódł słabo spojrzeniem płomiennego oka po obu kobietach i położył się z powrotem zamykając swoje jedyne oko.

        - A podobno to ja... - zaczął, starając się mówić bez przerw powodowanych nasilającym się promieniowaniem w klatce piersiowej - jestem tym złym... Co się tu dzieje? - spytał tonem jakby mało go to obchodziło, ale w rzeczywistości był bardzo zmartwiony tym co zobaczył w ich, a zwłaszcza aurze Isambre. - Masz wzburzoną aurę, wydajesz się być zła, a jej jest natomiast zaniepokojona. Jakieś kłopoty za sobą ściągnęła? - zapytał z również wzbierającym gniewem na nieproszonego gościa, a z tych emocji lawowe rzeki między kamiennymi łuskami jego prawej ręki wypełniły się ogniem zajmującym całe jego odrośnięte ramię. Choć nie był w stanie obecnie za wiele zrobić fizycznie, duchowo i mentalnie był gotów do zajadłej walki w obronie swojej ukochanej.
        - Z resztą... Jakie to ma znaczenie skoro jestem tylko durniem nie różniącym się niczym od ludzi i to nawet tych najgorszego rodzaju o ile mnie pamięć nie myli. - Burknął wyprany z jakichkolwiek emocji wspominając słowa smoczycy, które do niego skierowała podczas ich nie tak dawnej kłótni. Otworzył oko, ale już nie spojrzał na żadną z nich "wpatrując" się jedynie ślepo w sklepienie groty. Nie rozumiał, czemu smoczyca go tu przytargała skoro nie chciała go widzieć i jasno mu to uświadomiła. Nie chciał zostawiać Isambre bo kochał ją do szaleństwa, ale w takim wypadku wolał już zdechnąć żałośnie na zniszczonej przez siebie polanie, niż dalej ją nieświadomie krzywdzić swoim zachowaniem, a może nawet samą obecnością. Zacisnął pięści, ale nic się już nie odezwał czekając na ich wyjaśnienia, albo ich brak, było to dla niego bez znaczenia.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Paulina cofnęła się delikatnie, aby tylko zwiększyć dystans między nią, a wyraźnie rozgniewaną Isambre. Prawdopodobnie oskarżała ją o to co stało się z czarnołuskim smokiem, który ją uratował. Nie miała pojęcia, kto mógł to zrobić, wiedziała jednak, że to nikt z jej dawnych towarzyszy, gdyż żaden z nich nie polował na te pradawne jaszczury, stąd ona również tego nie robiła.

Ponownie spojrzała się na twarz smoczycy, po czym przełknęła ślinę i otworzyła lekko usta, lecz nie potrafiła wydobyć z siebie nawet pojedynczej głoski. Chrząknęła, po czym ponownie skierowała swój wzrok na lico Isambre, mówiącą, że nie chce dłużej czekać na odpowiedź z jej strony.

- No dobrze. Może zacznę od początku. Dawno temu zostałam porwana przez naukowców, którzy chcieli stworzyć z człowieka coś na wzór super żołnierza. Przeprowadzono na mnie wiele eksperymentów, ale na szczęście przed tym ostatecznym uratował mnie mój wilk i przyjaciel, Kieł - po tych słowach pogłaskała go, a ten jedynie zamachał delikatnie ogonem. - Od tego czasu poluję na nich, by w końcu zakończyć ten proceder, aby już nikogo więcej nie skrzywdzili. - Zaczerpnęła powietrza, po czym delikatnie je wypuściła, dając chwilę czasu kobiecie na przyswojenie informacji, które właśnie Paulina jej przekazała. - A jeśli chodzi o fiolkę, o której mówiłam, to zabrałam ją z jednego z laboratoriów. Substancja w niej zawarta dała mi siłę na krótki okres czasu, lecz teraz odczuwam dziwny głód, który nakierowuje moje myśli w stronę smoczej krwi, ale nie mam zamiaru was skrzywdzić. - Przerwała, po czym przełknęła ślinę. - Nigdy nie walczyłam przeciwko smokowi i nie mam zamiaru tego zmieniać, choćbym miała paść trupem, a na pewno nie chcę skrzywdzić was.

Po skończonym monologu wpatrywała się w oczy smoczycy, próbując wyczytać z nich cokolwiek, lecz nie potrafiła tego zrobić, a zwłaszcza, że nigdy nie była w tym dobra. Odosobnienie odciskało na niej swoje piętno, nie potrafiła odpowiednio zareagować w takich sytuacjach i nie miała pojęcia, co powinna zrobić, dlatego też postanowiła wyznać prawdę. Była gotowa na to, by wynieść się z jaskini smoczej pary, choć nadal nie czuła się w pełni sił.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Na szczęście ciało Rivera współpracowało z Isambre i już po chwili te najgroźniejsze rany zostały zatamowane i zasklepione prowizorycznymi bandażami z resztek koszuli gada. Gdyby nie jej szybka reakcja, mężczyzna zmarłby z powodu zbyt dużej utraty krwi, powoli zatapiając się we własnych snach, biorąc je za kolorową rzeczywistość. Obserwując dymiące jeszcze kratery po szponach i mieczu, smoczyca starała się zapanować nad strachem i gniewem, toczącymi zaciekłą walkę w jej sercu. Z jednej strony kobieta była zła na narzeczonego za wszystko, co ich spotkało, lecz z drugiej nie mogła go przestać kochać. Przeznaczenie nie miało w zwyczaju wypuszczać istot ze swoich objęć bądź spychać ich z wytyczonych ścieżek. Skoro smoki ofiarowały sobie serca, musiały same jakoś pokonać wszelkie trudności na swojej drodze. W takiej chwili Isambre wspominała ojca, starego alchemika z przełęczy, który całe wieki temu poddał się młodej smoczycy, nie mając sił i szans na przeżycie Wojny. Wtedy głos zabrało fatum każąc kobiecie zaopiekować się wojownikiem, a kilka wieków później uczynić go szczęśliwym ojcem. Zanim jednak do tego doszło, para na pewno zmagała się ze światem zewnętrznym i wewnętrznym, nie raz skacząc sobie do gardeł. Isambre wiedziała, że ją i Rivera też to czeka, bowiem nie można przeżyć wieczności bez kłótni. To na nich najlepiej buduje się związek.

Po zakończonej walce o życie wulkanicznego gada, pomocnik smoczycy padł na pyszczek i skamląc, zaczął układać się do snu, gdyby nie Isambre, która zaczęła go wycierać, aby posoka nie zaschła na jego futerku.
- Idź się umyj i połóż się obok wilka - poleciła przyjacielowi, a następnie zwróciła się ku Paulinie, taksując ją podejrzliwym wzrokiem.
- Posłuchaj - zaczęła głosem pełnym wyrozumiałości. - Przykro mi z powodu tego, co cię spotkało, ale to nic między nami nie zmienia. Rozumiem, że cię ścigają, ale nie pozwolę ci narazić tego wszystkiego, co chcę tutaj zbudować z... Riverem - wskazała na wciąż śpiącego smoka, wyrzucając z siebie część negatywnych emocji.
- Wierzę w twoje dobre intencje i mam nadzieję, że dasz radę się temu przeciwstawić, bo ja też nie chcę cię skrzywdzić. Nie jestem smokiem, który zabija dla przyjemności, jak niektórzy... - spojrzała karcąco na nieprzytomnego "męża", z którym, gdyby nie nimfy i dziwny atak na jego osobę, mogłaby właśnie w tej chwili uprawiać miłość.

Nieoczekiwanie smok sam się przebudził i zaczął coś mruczeć niezrozumiale, co szybko przerodziło się w sylaby i bardziej złożone zdania. W pierwszej chwili Isambre chciała zmusić go do położenia się z powrotem, lecz ten sam opadł i wyraził swoje oburzenie.
- Nie mam zamiaru cię za to przepraszać - odpowiedziała Riverowi, odsuwając się od niego. - I podtrzymuję swoje stanowisko. Jesteś durniem, ale byłabym okrutna, gdybym pozwoliła ci umrzeć na tej polanie. Zrozum, że mi zależy, a ty zachowujesz się tak, jakbyś chciał wszystko zepsuć.
Następnie smoczyca wyminęła gościa i sama poszła się obmyć pod spadającym wodospadem. Wróciła jednak do środka po paru minutach, znacząco rozluźniona i mniej rozgniewana niż przedtem.
- Zacznijmy może od początku - zaproponowała Paulinie, siadając pod ścianą, w równej odległości między nią, a rannym. - Jak mogłabym ci pomóc? Oczywiście wiesz, że na długo nie możesz tu zostać. Jeśli ścigają cię jakieś demony to musisz odejść. Nie chcę szukać nowego domu, ale nie przepędzę cię bezbronnej.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Gad westchnął ciężko, wpatrując się tępo w sklepienie jaskini, dalej nie rozumiejąc czy ich nieproszony gość był dla nich zagrożeniem i dlaczego Isambre była taka wzburzona... Choć z tym drugim mógł się domyślać, że to on był powodem jej gniewu. I tu pojawiała się kolejna zagadka, w której Isambre samej sobie przeczyła. Może i nie miała serca zostawiać go na pastwę losu na tamtej polanie, ale równocześnie przy tym nie krępowała się z okazywaniem wobec niego złości. "Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet", pokręcił w duchu głową zastanawiając się dlaczego w ogóle los postawił na jego drodze kobietę, skoro nie nadawał się na partnera i ciągle tylko krzywdził swoich bliskich. Czyżby samotność, bo Chibiego nie można nazwać odpowiednim towarzyszem dla smoka, aż tak dała mu się we znaki, że zamiast rzucić się do gardła napotkanej smoczycy, poddał się jej czarowi? A może rzeczywistość była zupełnie inna, a on myśląc egoistycznie starał się sobie wmówić, że jest na odwrót? Czy to faktycznie z nim jest coś nie tak? Cóż... przynajmniej na to ostatnie pytanie mógł odpowiedzieć. Oczywiście, że w nim tkwił cały problem - co to za smok który woli większość czasu spędzać w słabej, śmiertelnej powłoce, zamiast onieśmielać żałosnych człowieczków swoim majestatem i prawdziwą potęgą. Przecież przez te wszystkie lata jakie spędził w ludzkiej skórze nigdy nie spotkało go nic dobrego (no może prócz spotkania z Isambre, ale w obecnej sytuacji nie był tego do końca pewny), za to zawsze spotykał się jak nie ze współczuciem, to zaraz szyderstwem i upokorzeniem, a przecież był smokiem i to nawet całkiem silnym mimo swoich gabarytów.

        Słowa partnerki zbył jedynie cichym prychnięciem i odwróceniem od niej głowy, przy czym zamknął oko i ignorując rozlewający się po ciele ból postarał się zasnąć. Ciężkie to było do realizacji przez pobrzmiewające echem wspomnienia podsycające nienawiść do ludzkiego gatunku i smród tegoż wypełniający jego - o ile wciąż mógł tak uważać - jaskinię. Nie wspominając już o rozmowie kobiet, na której, mimo silnych chęci zignorowania, się skupiał. Choć jakby się głębiej nad tym zastanowić to najgorsze w tym wszystkim było bezczynne leżenie, co drażniło go chyba jeszcze bardziej niż obecność ludzi bądź czarodziejów. Z tego co pamiętał nigdy nie był najlepszym pacjentem, nawet w dawnych czasach kiedy nawiązał pierwszą silną przyjaźń w swoim życiu z młodą elfką prowadzącą pustelnicze życie.
        Usilnie starał się pozostać w miejscu i przynajmniej na moment się zdrzemnąć, ale nie wytrzymał zbyt długo, okropnie się przy tym wiercąc. W końcu się podniósł do pół siadu, znów skrzywił, ale tym razem wytrzymał, a zaraz po tym postanowił wstać na równe nogi, akurat jak Isambre odeszła w stronę wodnej ściany.

        - Denerwujesz mnie, ale denerwują mnie niemal wszyscy ludzie. Do tego jak się pewnie domyślasz nie mam najlepszego humoru, nie przejmuj się tym, bo póki mnie nie sprowokujesz może dożyjesz następnego wschodu słońca - mruknął do Pauliny przyciszonym tonem i konspiracyjnie zerknął w stronę Isambre, czy aby jeszcze nie wraca. - Jeśli tobie się polepszy, a jej się nic nie stanie i nie będzie o niczym wiedzieć, dam ci... - zacisnął smoczą rękę w pięść i wytrzymał, aby się nie skrzywić przy niej, gdy jego mięśnie się spięły. Widać po nim było, że z trudem przychodziło mu to co mówił, przez przykre wspomnienia, o których nie zamierzał nikomu mówić, choćby własnej partnerce. - Dam ci odrobinę swojej krwi, jeśli dobrze wszystko zrozumiałem. Tylko jak ona zaśnie, jeśli wytrzymasz. - Zamyślił się przestając zwracać uwagę na Paulinę, jakby w ogóle jej tu już nie było. Przeciągnął się, zaciskając zęby i ruszył ostrożnie oraz bez pośpiechu w stronę wyjścia z groty.

        - Prześpię się na zewnątrz - rzucił od niechcenia, nie wiedząc po co się w ogóle smoczycy tłumaczy ze swoich działań, mijając ją w korytarzu.
        Nie zniknął jednak od razu po drugiej stronie wodnej ściany, a zatrzymał się centralnie pod nią oddając się kojącej pieszczocie chłodnego wodospadu. Nie trwało to jednak długo, może kilka minut, po czym zniknął. Przeszedł się po najbliższej okolicy, mając zbiornik wciąż w zasięgu wzroku, a następnie wchodząc na wzniesienie kryjące pod sobą ich grotę. Poddał się bezwładnie sile grawitacji, upadając na wznak z rozrzuconymi na boki kończynami i oddając się w objęcia ciepłych słonecznych promieni, niemal ostatnich tego dnia, ponieważ ich właściciel zaczynał zmierzać ku zachodowi, by tam się schować i ułożyć do snu.
Awatar użytkownika
Paulina
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paulina »

Paulina wysłuchała ze spokojem Isambre, lecz nie spodziewała się, że kobieta tak dobrze przyjmie jej słowa. W środku jej ulżyło, ale z drugiej strony nadal czuła strach przed śmiercią. Nie chciała umierać, na pewno nie teraz, gdy wciąż nie zrealizowała swojego celu, jednakże nie miała zamiaru robić sobie z tych smoków wrogów, dlatego też musiała ostrożnie postępować, tak, aby żadne z nich nie uznało ją za niebezpieczeństwo. Kiedy tylko Isambre skończyła mówić, ta spojrzała na nią.

- Nie ścigają mnie demony, ani nikt w obecnej chwili. Ostatni pościg był spowodowany moim atakiem na laboratorium, lecz myślę, że już tutaj mnie nie będą szukać, bo dobrze wiedzą, że prędzej czy później sama do nich pójdę, ale rozumiem, że nie chcecie, bym sprowadziła na was niebezpieczeństwo. Jeśli nie będziecie mieć nic przeciwko, to zostanę tutaj do wieczora, a potem odejdę i nigdy już mnie nie zobaczycie.

Po wypowiedzianych słowach spojrzała na minę Isambre, lecz nie potrafiła z niej za dużo wyczytać, a później jedynie zobaczyła, jak ta odchodzi w stronę wyjścia. Siedziała tak przez chwilę rozmyślając nad tym, co ostatnio się stało i w jakiej sytuacji się znalazła. Nie liczyła na to, że dwa smoki dołączą się do walki z jej wrogiem, jednak w głębi liczyła na choć małą pomoc z ich strony, co wydawało się jej niemożliwe, a przynajmniej do czasu, aż drugi jaszczur odezwał się do niej. Spodziewała się, że ten zacznie wytykać jej to, że czuje się przez nią zdenerwowany, lecz nie liczyła na to, że zaproponuje jej pomoc. Słuchała go uważnie i kiwnęła delikatnie głową. Niestety gad szybko odszedł od niej i ruszył w stronę wyjścia, nawet nie zwracając już na nią żadnej uwagi, ale nie oczekiwała tego. W pierwszym momencie chciała mu podziękować, lecz natychmiast ugryzła się w język. Nie chciała, by Isambre zaczęła go lub ją wypytywać o to, za co jest mu wdzięczna.

***

Niedaleko jaskini trzy postacie przemknęły przez polanę, na której odbyła się bitwa między tajemniczym uczonym, a Riverem. Poruszały się ostrożnie, tak, jakby wszystko mogło zdradzić ich obecność. Posuwały się powoli w stronę smoczej kryjówki.
Awatar użytkownika
Isambre
Kroczący w Snach
Posty: 211
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smoczyca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Isambre »

Kiedy River wyszedł, Isambre zajęła się drobnymi porządkami, polegającymi głównie na zmyciu jego krwi z łoża i podłogi, a następnie sama zaczęła szykować się do snu. Dzień powoli dobiegał końca, a jego promienie przecinały i załamywały się o wodną ścianę wodospadu, tworząc wewnątrz świetliste smugi. Czarnołuska za wszelką cenę chciała zająć czymś myśli, ale każde mimowolne spojrzenie w stronę figurki jelonka jej to uniemożliwiało. Nieświadomy do końca tego, jak się zachować, wulkaniczny gad podarował jej coś od serca, nie zważając na trafność prezentu. I to było w tym wszystkim najpiękniejsze, szkoda tylko, że teraz przedmiot przypominał jej o gorszych chwilach w ich relacji. Nastawiając jedno ucho w stronę Pauliny, Isambre wysłuchała jeszcze jej słów, powstrzymując się od komentarza, po czym westchnęła i opalając własnym ogniem kamienną płytę, zwinęła się w jeden wielki, czarny kłębek.

- Zostań tak długo, jak potrzebujesz - oznajmiła, składając skrzydła po bokach, a ogon podwijając. - Dopóki nie odzyskasz pełni sił. Skoro już do nas trafiłaś, to przynajmniej odetchnij i wypocznij. Twojemu wilkowi też się to przyda. A jutro, zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
Wbrew słowom, smoczyca nie była do końca taka pewna. Znalazła się bowiem w dziwnej sytuacji, do tego czasu wszelkie kłótnie z Riverem odchodziły w niepamięć, ta natomiast podzieliła połączone przeznaczeniem smoki. I choć wina bezsprzecznie leżała po stronie mężczyzny, smoczyca nie mogła i nie chciała przekreślić tych wszystkich wspólnie spędzonych chwil. Była nawet gotowa zrezygnować z tej chorej zazdrości, o którą nigdy by siebie nie podejrzewała, byle jej narzeczony wrócił i znów ją przytulił. Może powinna do niego pójść?

Jednak z drugiej strony noc osobno powinna obu smokom wyjść na dobre. Zachowanie wulkanicznego gada było dziecinne i poniżej krytyki, za wszystko chciał obwinić Isambre, której jedyną winą była pomoc rannej Paulinie, podczas gdy on dawał się ponieść jakimś nimfom.

Zmęczona dzisiejszym dniem, nawet nie spostrzegła kiedy zasnęła. Noc tak po prostu wyciągnęła po nią ramiona i utuliła, podsyłając miłe sny i wspomnienia. Dom. Rodzina. Przyjaciele. Isambre widziała każdy rozdział ze swojego życia przed poznaniem Jednookiego. Nauki latania i polowania z barbarzyńskim ojcem, lekcje etykiety z kochającą matką i wspólne podróże z Miriam. Pojedyncze i szczęśliwe rozdziały, z których część już nigdy nie powróci. A potem przyśniły jej się wizje z Riverem. To, jak wtargnęła do jego obozu podczas śniadania, zwabiona zapachem mięsa, pierwszy pocałunek, malowanie obrazu przez przyjaciółkę, a także więzienie i gorący romans. Była wtedy tak szczęśliwa, że ignorowała wszystko inne, nawet wady smoka, które zdawały się nim kierować.

A teraz wszystko stanęło na głowie, choć istniała jeszcze szansa ratunku, którą Isambre postanowiła wykorzystać. Niech mu będzie, zrobi ten pierwszy krok, tak jak wtedy, gdy musiała dodać mu odwagi na pierwszą miłość lub przekonać go do zaufania jej ojcu. Wstając na chwilę przed wschodem słońca, Isambre po cichu minęła śpiącą Paulinę i zwierzęcych towarzyszy, a następnie opuściła jaskinię i idąc po śladach aury, odnalazła Rivera. Jej ukochany wciąż jeszcze spał, rozciągnięty na ostrych skałach, ale na jego twarzy wcale nie malowało się z tego powodu szczęście. Wzdychając bez aprobaty, Czarnołuska podeszła do niego i trąciła pyskiem jego łeb, a gdy otworzył ślepie, potarła go nozdrzami.
- Wróć - powiedziała tylko tyle, próbując zająć miejsce obok niego i czekając na jego ruch. Liczyła na to, że zostanie objęta i jakoś pocieszona, ale gdyby smok postanowił ją odtrącić, zrozumiałaby.
Awatar użytkownika
River
Zsyłający Sny
Posty: 315
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Wędrowiec , Rozbójnik , Najemnik
Kontakt:

Post autor: River »

        Ciężko było mu usnąć przez panujący w jego głowie chaos, a przecież miało być tak pięknie. Chciał obarczyć winą o zniszczenie tej sielanki wszystkich innych dokoła - brakowało jeszcze tego, żeby wymyślił jakąś sensowną, choć mało prawdopodobną teorię, iż doszło do takiej sytuacji przez Chibiego - ale robił to tylko po to, żeby zrzucić z siebie ciążącą na nim świadomość własnych błędów, które po spotkaniu Isambre coraz częściej zaczynały do niego docierać. Nim się pojawiła nie musiał się niczym przejmować, robił co chciał i kiedy chciał, a konsekwencje miał w nosie. Niekiedy dla własnej rozrywki oddawał się w ręce strażników, kiedy chcieli go zamknąć w więzieniu, gdzie zwykle przesiadywał kilka dni, może godzin, po których zmieniał się w gada i z czystą przyjemnością oraz ogromną satysfakcją rozwalał część gdzie był trzymany. Jak coś mu się nie podobało mógł to spalić, kiedy ktoś mu nie odpowiadał, bo źle na jaszczura spojrzał zawsze mógł go zjeść bądź zabić. Jedyne czym musiał się przejmować to zapełnianiem brzucha, by nie chodzić głodnym, spaniem, aby zawsze być w pełni sił, uważaniem by nie zostać zabitym, wtedy cała zabawa by się skończyła i pilnowaniem by duszkowi nie zbrzydł taki styl życia jego pana, żeby zawsze był przy smoku bez względu na okoliczności. Mógł się beztrosko bawić kosztem ludzi. Tych co z niego szydzili, kiedy nie miał ręki, albo go lekceważyli uwielbiał przed ich zjedzeniem torturować, aby ich krzyki stały się dla niego formą przeprosin, okazanego zbyt późno szacunku, albo chorego rodzaju oddawaniem czci. Prostytutki, które nawet nie zwracały na niego uwagi kiedy przechodził ulicą, robiły wszystko co tylko im kazał, nawet najbardziej upokarzające rzeczy, po tym jak tylko pokazał, że ma pieniądze i to całkiem sporo.

        Tak jeszcze do niedawna, biorąc pod uwagę upływ czasu mierzony w smoczym rozumieniu, wyglądało jego życie i choć nie przechodził przez nie z uśmiechem na twarzy i radością z własnego istnienia, to je nawet całkiem lubił. Nie można powiedzieć, że za tym tęsknił, tym bardziej teraz kiedy miał przy sobie Isambre i zobaczył jak inaczej może wyglądać życie. Co prawda było mu z początku ciężko się przestawić i zacząć normalnie funkcjonować, aby tylko była szczęśliwa. Teraz nie był już tego taki pewny i zaczął wspominać swoje hulaszcze życie przed jej poznaniem. Wiele się dla niej zmienił i poświęcił, nigdy by siebie nie poznał w obecnym stanie. Conan miał rację, Isambre zasługiwała na kogoś lepszego.

        Westchnął ciężko przygnębiony tą świadomością. Nie chciał wracać do życia w samotności, ale może tak będzie najlepiej. Przynajmniej dla niej, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio coraz częściej ją krzywdził. Jaka ironia, że dopiero teraz i w takiej sytuacji zachowa się jak prawdziwy mężczyzna, jednakże miał jeszcze coś do załatwienia. Dwie delikatne sprawy, przez które nie będzie się musiał w takim wypadku tłumaczyć, ani odczuwać wyrzutów sumienia.

        Warunki również sprzyjały pierwszemu z jego przedsięwzięć, gdyż oddając się tym refleksjom nie zorientował się kiedy zastał go środek nocy, a z jaskini docierało jedynie radosne trzaskanie wypalającego się ogniska i spokojne oddechy pogrążonych w głębokim śnie osób i zwierząt w niej śpiących. Postanowił wywiązać się ze swojej dziwacznej obietnicy złożonej Paulinie i uważając by nikogo nie zbudzić wszedł do groty. Dorzucił do paleniska resztę drewna i dla pewności jeszcze magią uniemożliwił płomieniowi zgaśnięcie, po czym wziął niewielki kawałek niepękniętej, twardej kory jaki znalazł w lesie, idealnie nadający się do przenoszenia w nim wody lub innych płynów i podszedł do kobiety. Trącił ją kilka razy butem, a gdy się obudziła upuścił do naczynia trochę swojej krwi, po czym przeciętą pazurem żyłę na drugiej ręce przypalił, aby więcej nie osłabiać swoich sił.
        - Tylko ma mi być spokój. Dobrej nocy - szepnął nad wyraz łagodnie w porównaniu do tonu jakim wcześniej się odzywał do ludzkiej dziewczyny, a przed wyjściem rzucił obok niej oczyszczoną skórę jelenia, którego z rana, przed jej przybyciem upolował.

        Po tym musiał już tylko czekać na nadejście dnia z zajęciem się drugą sprawą, ale to nawet lepiej, ponieważ mógł teraz się położyć, choć nie wiedział czy na ostrych i niewygodnych kamieniach uda mu się odpowiednio odpocząć, ale skoro sam sobie naważył tego piwa to teraz musiał je wypić. Przynajmniej teraz, kiedy rany mniej więcej się zregenerowały, mógł zmienić się w gada, może chociaż trochę w tej postaci nieprzyjemne podłoże nie będzie łatwiejsze do zniesienia. Ułożył się na boku ze starannie złożonymi skrzydłami, a łeb położył na przednich łapach. O dziwo dość szybko zasnął i spał spokojnie, bez żadnych snów dopóki nie zbudziło go czyjeś szturchnięcie, a następnie znajomy głos.
        - Jeszcze nigdzie nie odszedłem - mruknął bezmyślnie, na wpół przytomny, ale przekręcił się na drugi bok, frontem w jej stronę i uniósł lekko zewnętrzną łapę i skrzydło by mogła się pod nie wcisnąć i do niego przytulić. Oszczędził jej również leżenia na niewygodnych kamieniach rozkładając pod spodem drugie skrzydło, na którym miałaby leżeć. Był tak zaspany, że obecnie było mu wszystko jedno gdzie spał, bez najmniejszego zamiaru ruszenia się z miejsca.
Zablokowany

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość