Pustynia Nanher[Równinne tereny okalające pustynię] W pogoni za miłością

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Tar patrzył teraz na Nani z wyrazami największego uczucia, jakim ją darzył, jednocześnie zastanawiając się nad tym, co powinien powiedzieć. A może nie musiał nic mówić? Swoim zachowaniem, narażaniem własnego zdrowia i życia dla niej samej powiedział już chyba dostatecznie wiele, tak, że mógłby nie mówić "kocham cię" przez najbliższe lata. A mimo to leonid miał ogromną ochotę powtarzać jej to na okrągło, patrząc głęboko w oczy i uśmiechając się. Nani była dla niego sensem życia, co zrozumiał dopiero wtedy, gdy ta postanowiła uciec. Wszystkie te lata treningów, walk i polowań nie były wyłącznie po to aby podobać się lwicą z Mau, tylko jej. Nawet jeśli dziewczyna nie uważała tężyzny fizycznej jako najważniejszy atut przyszłego męża. Tylko, że wtedy Tarilion o tym nie wiedział. I nie miał prawa wiedzieć przez swoją głupią nieśmiałość. Dopiero te kilka tygodni, najpierw z Nani na pustyni, potem pobyt u beduinów i w końcu Edu, uświadomiły mu, że bycie sobą zupełnie wystarczy, by zdobyć taką kobietę, jak ona. Że nic nie szkodzi odstawać od reszty, jeżeli ma się kogoś, dla kogo to coś znaczy. Dla Tara to, jaka była Nani, wiele znaczyło, jak jej już wyjaśnił - wszystko.

Ciszę między nimi pierwsza przerwała leonidka. Jej słodki, acz stanowczy głos zabrzmiał mężczyźnie pod czaszką gromem, że ten natychmiast zapomniał o zmęczeniu, które w nim narastało. Przenosząc pełen troski wzrok na ukochaną, wojownik uśmiechnął się blado i skinął głową w jednym, ogromnym geście zrozumienia.
- Jestem zmęczony - przyznał się jej i przed samym sobą, rozluźniając mięśnie, które, gdyby umiały, zaczęłyby wzdychać z ulgi. - Ale ty dajesz mi siłę. Zawsze ją dawałaś, wystarczyło, że byłaś obok. Głupiec ze mnie, że gdy trenowałem na placu z innymi i dostrzegałem cię w tłumie innych lwic, nie miałem odwagi podejść. Pomimo faktu, że przed chwilą pobiłem trzech wojowników gołymi rękami. Ich nie bałem się za nic, za to rozmowy z tobą unikałem, jak ognia.
- O moje barki się nie martw - dodał żartobliwie, poklepując się jedną ręką po ramieniu i bicepsie, a następnie przechylił się jednym, zdecydowanym ruchem i chwytając Nani za biodra, uniósł ja nad siebie, uważając by jej ciało pozostawało w cieniu rzucanym przez wierzchowca. - Skoro mam jeszcze siłę cię podnieść to znaczy, że nie jest ze mną najgorzej - wyjaśnił z szyderczym uśmieszkiem, powoli ją opuszczając i ukrywając twarz w jej bujnych włosach. Tar uwielbiał ich zapach i wygląd, mógłby patrzeć na nie godzinami, a nawet pomagać leonidce je czesać, gdyby go poprosiła. Były jej indywidualnym skarbem, czymś, co wyróżniało ją spośród innych lwic, które ze względu na pustynne upały albo chodziły krótko obcięte albo związywały włosy w zgrabny, koński ogon.

Gdy Nani wylądowała bezpiecznie na jego torsie, Tar pogładził ją po głowie niczym kochający mąż, którym miał się niedługo stać, a następnie w ciszy wysłuchał jej słów, okazjonalnie przesuwając palcami po złotej bransoletce na jej nadgarstku.
- Obiecuję - powiedział ciepło z całego serca i ucałował ukochaną w policzek. - Jak tylko wrócimy i będę miał pewność, że jesteś bezpieczna, pójdę solidnie wypocząc. Ale tylko jeden dzień, dobrze? Gdy wrócę, zostaniesz moją żoną i zamieszkamy razem w naszym domu nad brzegiem Nefari. Tylko ty, ja i od czasu do czasu Lavar lub Natchilion, gdyby chcieli ukryć się przed żonami na jakiś czas.
Ostatnia wyliczanka dość mocno rozbawiła leonida, który zaśmiał się głośno i szczerze, z dłońmi wciąż wspartymi na szerokich biodrach Nani, a potem nawet kierując je lekko niżej.
- Nie bój się, przed tobą nie zamierzam się nigdzie chować. Jesteś kobietą, przy której chciałbym się w końcu zestarzeć.
Po tych słowach Tar przymknął oczy i odetchnął głęboko, starając się dodać ten moment do kolekcji jego ulubionych. Teraz, po pierwszym ujrzeniu Nani podczas wioskowej zabawy, dnia, w którym po raz pierwszy ją pocałował i tego, w którym spędził z nią miłosne uniesienie, przyszła kolej na wspomnienie, kiedy był dla niej całym światem. Jak miło było to usłyszeć z jej ust.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Choć jeszcze niedawno była pewna, że nikomu nie zaufa, choć myślała, że nigdy nikogo nie pokocha, to zmieniło się diametralnie. Tarilon sprawił, że jej światopogląd wywrócił się do góry nogami. Na lepsze, na szczęście. Po odejściu Leo czuła się zagubiona i niechciana. Myślała, że nie zasługuje na miłość. Skoro nawet najlepszy przyjaciel jej nie chciał, to jakim cudem miałby chcieć ją ktoś inny. Sądziła, że nie nadaje się do niczego. Była zdruzgotana i zmęczona życiem. Ale wtedy odnalazł ją Tar i wszystko się zmieniło. Na lepsze. Tarilion ją kochał, bardzo i była dla niego najważniejsza. Czy można było chcieć czegoś więcej? Poświęcił dla niej tak wiele. Owszem, początkowo była przerażona tym, że wódz wyznaczył go na męża dla niej. Tak słabo go znała, tak bardzo była zraniona. Ale on był cierpliwy, mądry i dobry, mimo decyzji wodza nie chciał jej do niczego zmuszać. Ba, gdyby tego zechciała uciekłby z nią gdziekolwiek by zapragnęła. On, jego obecność, jego zachowanie, jego cierpliwość... Wszystko to sprawiło, że w Nani obudziły się zupełnie nieznane uczucia. Zaufała mu i pokochała, takiego jakim był. A był idealny. Niczego mu nie brakowało. Był pełen ciepła, pełen zrozumienia, cierpliwości i miłości. Nie mogłaby wymarzyć sobie kogoś lepszego. Był taki różny od mężczyzn, których znała do tej pory. Mahib, Leo, inni leonidzi z wioski... Oni liczyli na zabawę, na śmiech, na odskocznie od rzeczywistości, na coś co odrywało ich od codziennych zadań, a Tarilion... On był ich odwrotnością, chciał się zaangażować i dzielić z nią życie, problemy, troski, wątpliwości. Chciał ją taka jaka była, nie ładniejszą, nie wyższą, nie szczuplejszą.

Zaśmiała się wesoło, kiedy ją podniósł. Był zmęczony, ale nadal chciał jej zaimponować swoją siłą. Cały Tar... A przecież nie musiał, bo ona kochała go bez względu na siłę jaką posiadał, bez względu na pozycję jaką miał w stadzie. Kochała go za to jaki był, a nie czym zajmował się w plemieniu. Owszem jego siła jej imponowała, ale to nie było najważniejsze. Kiedy położył ją na sobie oparła głowę o jego ramię, wtulając się w nie mocno. Czuła się przy nim bezpieczna, to uczucie do tej pory było jej nieznane. Z Leo łączyła ją więź, ale nie poczucie bezpieczeństwa, można powiedzieć, że z nim było zupełnie odwrotnie. Był nieprzewidywalny, nigdy nie było wiadomo co przyjdzie mu do głowy. Jego szaleństwa bywały miłe i odprężające, ale to nie mogło się równać z poczuciem bezpieczeństwa w ramionach Tara.

- Do starzenia się jest jeszcze daleko - powiedziała podnosząc się na rękach i patrząc mu w oczy. Miała piękny uśmiech na twarzy, mimo upału i ciężkich warunków jakie panowały dookoła.
- Na razie przeżyjmy ze sobą młodość, bo mimo tego co mówią w plemieniu, ja wcale nie czuję się staro - rzekła. Potem wzięła głęboki oddech wdychaj gorące powietrze.
- Myślę, że powinniśmy ruszać dalej. Do oazy niedaleko, a musimy tam dotrzeć przed zmrokiem - dodała, ale nie spoważniała, nadal jej twarz zdobył urzekający uśmiech.
- Kocham cię - wyrzekła nagle zupełnie zmieniając temat z podróży na to co działo się tu i teraz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Kiedy Nani wyznała mu miłość w tych dwóch prostych słowach, wtulona w niego niczym bezbronna kotka szukająca schronienia, twarz wojownika rozjaśnił szeroki uśmiech. Nigdy nie dawał sobie zbyt dużych nadzieji na to, że kobieta w pełni odwzajemni jego uczucia. Podobnie z resztą było z oświadczynami, których zgodę bądź ewentualną odmowę był gotowy przyjąć ze stoickim spokojem, usuwając się z drogi do jej szczęścia, gdyby rzecz jasna powiedziała "nie". Przykre doświadczenia z dawnych lat pozostawiły po sobie bliznę na całe życie, której nikt nie był w stanie usunąć, co mężczyzna doskonale rozumiał. Chciał jej jednak osłodzić to życie i sprawić, by wszystkie łzy zostały zastąpione uśmiechem. Sam nie miał zamiaru zapominać nigdy twarzy Mahiba i Leo, przypominali mu te wszystkie lata, w których nie wykorzystał swojej szansy na zdobycie leonidki. Może gdyby miał więcej odwagi, dziewczyna uniknęłaby przykrego rozczarowania i późniejszego odtrącenia ze strony mężczyzn, którym zaufała. Tar nie zamierzał się do nich w żadnym stopniu upodabniać. Był ponad nimi i skoro teraz to on po tym wszystkim trzymał Nani w ramionach, to to znaczyło, że wygrał walkę o jej serce. I nagrody tej nie zamierzał wypuścić bez walki.

Patrząc leonidce głęboko w oczy, Tarilion dźwignął się do góry i bez zawachania zamknął ich usta w długim, namiętnym pocałunku. Słowa przestały być tu potrzebne, zastąpione kipiącym między nimi uczuciem. Wojownik smakował każdy skrawek jej warg, spijając wyznanie miłości i nie przestając się uśmiechać, gdy kobieta ochoczo odpowiadała mu tym samym. Swoje dłonie wsparł na jej udach i pozwolił im się opleść, kiedy wstawał z gorącego piasku.
- Też cię kocham - wyszeptał, przerywając okupację jej ust i skupiając całą uwagę na bursztynowych, dużych jak migdały oczach. Powstrzymał się także od komentowania jej wieku i tego, co mawiają o niej w Mau, ciepłym spojrzeniem dając jej do zrozumienia, że wciąż bardzo pociąga go fizycznie.

Na tego typu harce czas i miejsce nie były jednak najodpowiedniejsze, toteż Taril ze skruchą i udawanym smutkiem postawił ukochaną na ziemii, a następnie pomógł jej dosiąść wierzchowca, samemu zajmując miejsce za nią. Do oazy nie mieli wcale daleko - galopujący koń dotarłby tam w godzinę, lecz czas wogóle ich nie gonił. Dwójka leonidów mogła sobie pozwolić na odrobinę wytchnienia. A choć słońce powoli chyliło się ku zachodowi, to jego promienie wciąż były palącą falą, która oblewała ich karki. Tar starał się osłaniać kobietę własnym ciałem, pochylony do przodu jedną ręką kierował, drugą obejmował Nani, wtrącając co jakiś czas słówko lub dwa. Znacznie częściej zdarzało mu się w przypływie dobrego humoru połaskotać kobietę lub polać jej nogi bądź plecy wodą ze skórzanego bukłaka. Jej zapas, podobnie jak chleba, nie był wyraźnie nadwątlony, a że zmierzali do oazy, tam uzupełnią manierki świeżą wodą, która starczy im aż do progu ich rodzinnych domów.

Palmy o dużych, zielonych liściach, odcinających się od złota otaczającego ich piasku dostrzegli bez najmniejszego trudu. W ich cieniu stał szeroki zbiornik słodkiej wody, mogący przykryć znaczną część ich wioski, a dookoła rosła rzadka trawa i krzewy. Na ich widok wierzchowiec parsknął zadowolony i przyśpieszył kroku, chcąc jak najszybciej odpocząc. Tarilion nawet go nie pośpieszał, jedynie uwolnił od własnego ciężaru i ostatnie metry przebył pieszo, aż cała trójka przystanęła nad brzegiem oazy. Wtedy to wojownik zdjął z ogiera juki i derkę, składają je w cieniu drzewa, a samego rumaka uwiązując nieopodal tak, by mógł bez przeszkód sięgać i po strawę i po zimną wodę.
- Jest jeszcze jasno, ognisko rozpalę później - zakomunikował ukochanej, zabierając się wpierw za rzeczy niezbędne do przetrwania na pustyni. A skoro mieli co jeść i pić, a ich głowy przed słońcem chroniły palmy, mogli trochę odpocząć, a przynajmniej leonid mógł odetchnąć przed wieczornym czuwaniem. Wiedział już, że z nadmiaru emocji ciężko mu będzie zmrużyć oczy.

Kiedy więc rozłożył derkę i zabezpieczył juki, wszedł do wody po pas i westchnął z głęboką ulgą, jakby ktoś mu zdjął z ramion worki z piaskiem.
- Wchodzisz, czy będziesz tak stać? - zapytał prowokacyjnie, rzucając leonidce uśmiech i zanurzając się z każdym kolejnym krokiem.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Popołudniu upał zdawał się jakoś bardziej znośny, choć gorące powietrze nieruchomo i ciężko wisiało nad pustynią. Tarilion siedzący za nią z jednej strony dawał cień, a z drugiej ogrzewał ją ciepłotą własnego ciała. I tak źle i tak nie dobrze. Jechali w średnim tempie, nie przemęczając konia. Do oazy mieli niedaleko. Po pewnym czasie w oddali zaczęły już majaczyć intensywnie zielone palmy i niskie krzewy rosnące wokół zbiornika wodnego. Nani przyszło na myśl, że nigdy nie widziała prawdziwego lasu. Całe życie mieszkała na pustyni, przy rzece, to prawda, ale tam nie rosły sosny i świerki, tylko palmy, baobaby i akacje. O drzewach iglastych do tej pory tylko czytała, tak jak o różnych porach roku, o prawdziwych zmianach jakie następują w naturze podczas nich. A śnieg? Och, nie miała pojęcia jak naprawdę wygląda, na rysunkach płatki były tak cudownie skomplikowane i jakby nienaturalne. Nani była ciekawa jak wyglądają w rzeczywistości. Śnieg, zima, iglaste bory, złota jesień, wiosenne polany, to wszystko chciała zobaczyć, ale była mieszkanką pustyni i nie zanosiło się na to by kiedykolwiek poznała aż tak daleki świat. Jadąc tak przez pustynię miała czas by rozmyślać nad takimi rzeczami. Jednak kiedy dotarli do oazy jej myśli biegły już zupełnie innym torem. Teraz był czas żeby odpocząć, uzupełnić zapasy i nie myśleć o rzeczach, które były nieosiągalne, przynajmniej na razie.

Leonidka zsiadła z konia przy asyście Tariliona. Rozciągnęła się wyciągając ręce wysoko nad głowę i stając na placach u stóp. Poczuła, że jej kręgosłup prostuje się jak struna. Jechała lekko pochylona do przodu i mocno ścierpła. Teraz miała okazję rozprostować kości. Cień palm dawał przyjemny chłód. Tutaj, w oazie nadal było gorąco, w końcu ciągle znajdowali się na pustyni, ale cień i bliskość wody dawały wrażenie dużo niższej temperatury. Poza tym wiał leciutki wiatr poruszający gorące powietrze i płowe trawy obrastające jeziorko.

Po drugiej stronie oazy rozbili się beduini. Mieli rozstawione namioty i piekli coś nad ogniskiem. Zbliżał się wieczór, ale do nadejścia ciemności było jeszcze bardzo daleko. Na pustyni dni trwały bardzo długo, a noce były stosunkowo krótkie. Słońce zachodziło późnym wieczorem i wstawało wcześnie rano. Mimo to leonidzi chodzili spać dość wcześnie, ranki za to były pracowite. Chłodne powietrze po ciemnej nocy było łatwiejsze do zniesienia niż to wieczorne, kiedy gorący piasek oddawał ciepło.

- Będę tak stać - drażniła się, ale na ustach miała zaczepny uśmiech. Nie czekała jednak dłużej i po prostu weszła do wody. Nie była lodowata, a raczej letnia, ale dla rozgrzanego słońcem ciała i tak wydawała się chłodna i dawała wielką ulgę dla obolałego po jeździe ciała. Była przyjemna i orzeźwiająca. Nani zanurzyła się po samą szyję odpływając nieco od Tariliona. Zanurkowała nawet, by zmoczyć włosy. Gęste, kręcone pukle przywarły teraz do jej głowy, ale nie wyprostowały się jakoś szczególnie. Loczki jakie wyrastały z jej głowy były nie do opanowania. Przegarnęła je na tył głowy, a potem przeniosła na ramię. Teraz, gdy były mokre sięgały jej za piersi. Suche natomiast sterczały na wszystkie strony. Jej czekoladowa skóra lśniła odbijając słońce przeciskające się przez liście palm. Podpłynęła do Tariliona i objęła go zaszyję.
- Tak lepiej? - zapytała zaczepnie.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Woda była w sam raz na długą i odprężającą kąpiel. Upał znacząco zelżał, palmy dawały przyjemny cień, a wokół swój koncert rozpoczynały właśnie cykady i pustynne świerszcze. Tło wręcz idealne dla chwili relaksu i wyciszenia, jednak Tarilion nie mógł się ku temu przemóc. Beduini po drugiej stronie zbiornika skutecznie mu to utrudniali. Ich obecność zmuszała wojownika do zachowania większej niż zazwyczaj ostrożności. On sam nigdy nie uważał tych pustynnych wędrowców za wrogów, ich życiowym celem było przemierzanie piasków Nanher wzdłuż i wszerz od oazy do oazy, wypasanie dzikiego bydła i handlowanie tym, co są w stanie z tego uzyskać. Nigdy nie sprawiali nikomu kłopotów, a oazy traktowali jako wspólnotę ludów pustyni i choć każda grupa posiadała liczną sektę wojowników, nie próbowali oni przywłaszczyć sobie dóbr oazy. Chętnie dzielili się z innymi. Mimo to Tarilion nie potrafił zapanować nad dziwnym skrętem w żoładku i uderzeniem gorąca, od którego niemal nie upadł. W porę się opanował i odetchnął spokojnie, widząc, że w tym samym momencie Nani nurkowała i nie mogła tego widzieć. Gdyby zapytała, na pewno powiedziałby jej wszystko, ale teraz, gdy mieli chwilę wytchnienia, nie chciał martwić jej swoim niepokojem. W końcu stanęłoby na tym, iż jest to efekt przewrażliwienia i zmęczenia, jakie dopadło go w ostatnich dniach.

Chcąc przestać o tym myśleć i skupić się na tym co teraz, wojownik zanurzył się po sam czubek głowy i przepłynął kilka metrów, a następnie z wymalowanym na twarzy uśmiechem przyjął na siebie "atak" swojej ukochanej. Jego dłonie momentalnie zamknęły kobietę w objęciach, a usta powędrowały do jej słodkich warg, nie dając im czasu na wykonanie uniku.
- Znacznie lepiej - odpowiedział Nani, pieszczołowicie przesuwając palcami po jej plecach i napawając się ciepłem jej półnagiego ciała. - Ale bez tego byłoby ci chyba wygodniej. - Wskazał na skórzaną przepaskę na jej piersiach i uśmiechnął się łobuziarsko, chcąc zamaskować swoje zatroskanie i chwilowy niepokój. Nie liczył jednak na zbyt wiele w tej sytuacji, oboje z Nani sporo ostatnio przeszli i należała im się chwila wytchnienia. Mimo to Tar nie zamierzał ukrywać swojej chęci kochania się z ukochaną, z którą łączyły go już nieoficjalne więzy małżeńskie. Nie chciał też, by leonidka pomyślała, że tylko na tym mu zależy. Tarilionowi daleko było do lwów pokroju Mahiba, który zdołał już zaistnieć w życiu kobiety, niszcząc je przy okazji w znacznym stopniu. Jej pierwsza miłość okazała się niespełnioną fantazją, po której miała złamane serce. Mężczyzna nie chciał, by doszło do tego po raz drugi. Sam nie ścierpiałby widoku płaczącej leonidki.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani nie zwracała uwagi na beduinów. Byli wystarczająco daleko, a poza tym nie stanowili żadnego zagrożenia. Wręcz przeciwnie, mogli okazać się przydatni. Co prawda leonidzi mieli w jukach jakieś jedzenie, ale w razie czego mogli coś utargować z wędrownymi plemionami. Oczywiście gdyby to było im potrzebne. Wędrowne plemiona przemierzały pustynie od wieków. Przecinali szlaki handlowe i dobijali interesów z karawanami, poza tym docierali też do małych wiosek rozsianych po pustyni i tam sprzedawali mleko, mięso i skóry, a także to co zebrali w większych oazach, czyli na przykład daktyle. Żyli w ten sposób od niepamiętnych czasów, a ludzie mieszkający na pustyni dobrze ich znali. Oczywiście beduińskie plemiona nie były bezbronne. Wojownicy byli nieodzowną częścią ich społeczności. W końcu nie mogli sobie pozwolić, by jakieś oprychy ich okradały. A nawet na pustyni zdarzali się tacy, którzy chcieli się wzbogacić na czyjejś krzywdzie. Dlatego karawany przemierzające piaski Naher również posiadały ochronę. Najemnicy chętnie zatrudniali się przy pilnowaniu takich karawan, praca była łatwiejsza niż na równinach, czy w lasach, tam było zdecydowanie więcej zagrożeń.

Ale wracając do Nani i Tariliona...
Leonidka z przyjemnością zanurzyła się w wodzie. Po całym dniu upału taka kąpiel była ukojeniem dla obolałych, rozgrzanych mięśni. Kiedy tak "wisiała" na swoim ukochanym nie pamiętała zupełnie o tym, że jeszcze dzień temu była ciężko chora. Wszystkie troski jakby zniknęły. Nawet zmęczenie wydawało się mniej uciążliwe. Dała się pocałować, a potem, kiedy ich wargi oderwały się od siebie, położyła głowę na ramieniu mężczyzny i westchnęła ciężko. Tak było dobrze, w miękkiej, chłodniejszej od otoczenia, wodzie, przy boku mając kogoś, kto zawsze będzie cię chronił. W głowie Nani pojawił się nagle obraz Mau, jej ukochanej wioski. Tam było jej miejsce na ziemi. Choć już nie w chacie u rodziców. Kiedy wrócą do domu wszystko będzie już inaczej, ale zapewne lepiej. Na to liczyła leonidka. Przez długą chwilę jej głowa leżała na ramieniu lwa, ale w końcu podniosła ją i spojrzała w oczy swojego przyszłego męża. Uśmiechnęła się do niego szeroko. Bez zbędnego skrępowania wskoczyła Tarilionowi na biodra obejmując go w pasie nogami. Teraz byli na widoku, ale przecież wokół wodopoju rosła trzcina, w której mogli się schować. Nani chyba nie musiała nic mówić, miała nadzieję, że mężczyzna zrozumie.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Do wieczora mieli jeszcze trochę czasu, dlatego Tarilion chciał go spędzić na czymś przyjemnym, co by sprawiło, że świat wokół oazy znacząco przyśpieszy, a dla nich wyjątkowo zwolni. Kiedy Nani na niego naskoczyła, nie miał wątpliwości, tej nocy prędko nie zaśnie. Jeżeli już to zdrzemnie się na moment przez świtem, kiedy jego serce przestanie walić jak szalone, pobudzone przez bliskość ukochanej. A mimo to nie śpieszył się, czasu mieli naprawdę sporo, zważywszy na to ile już go poświęcili, by doczekać się takich momentów. Kiedy leonidka spoczywała w jego ramionach, Tar patrzył na nią jak na bezbronną kotkę, którą miałby się zaopiekować. Dlatego zafascynowała go siła, z jaką kobieta obejmowała go w pasie. Jej nogi niczym kleszcze zacisnęły się na jego biodrach, a ciało przywarło zmniejszając przestrzeń między nimi do zera. Przez materiał ubrań, wojownik czuł każdy akcent ciała ukochanej, który odzywał się mrowieniem w kręgosłupie.

Jej sarni uśmiech przekazał mu wszystko, co chciał wiedzieć i bez dalszej zwłoki, Tarilion zaczął wychodzić na brzeg. Nie wypuszczając Nani z objęć lew odnalazł koc, który dla nich rozłożył i pomagając sobie jedną ręką, przesunął go za linię wysokich trzcinowych łodyg, by mogli spocząć.
Następnie mężczyzna ułożył Nani na miękkim materiale, a sam zawisł nad nią na wyprostowanych ramionach. Krople wody spływały po ich ciałach, błyszcząc w promieniach słońca. Nie zwracając już uwagi ani na beduinów po drugiej stronie, ani na uwiązanego do drzewa wierzchowca, Tar pochylił się ku przyszłej żonie i nakreślił na jej szyji linię z pocałunków, schodząc powoli coraz niżej.

- Mam nadzieję, że łóżko, które nam zbudowałem będzie wygodniejsze niż gorący piasek - mruknął w dobrym humorze, powoli rozwiązując szarfy na ciele leonidki, pod którymi ukrywała swoją kobiecość. Przez chwilę Tar napawał się jej widokiem, nie odrywał oczu od piersi, delikatnie prowadził szorskie palce po miękkiej skórze, aż w końcu poczuł, że za długo opiera się zwykłej żądzy.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani była szczęśliwa. W tej właśnie chwili była po prostu szczęśliwa. Nie myślała o zaklętej chorobie, którą przeszła, o upale i całym dniu na pustyni. Nie myślała o Leo, o wiosce, o rodzicach. Było tylko tu i teraz. Czy mogło być lepiej? Miała wszystko czego potrzebowała. Miała Jego. Żałowała, że wcześniej nie zwróciła na niego uwagi, już dawno mogli być szczęśliwi. Ale ona widziała tylko swoją niezależność i chory, przyjacielsko-niewiadomo jaki związek z egoistycznym Leo. Jak mogła nie zauważyć Tariliona? Wioska była nieduża, wszyscy się znali, a ona znała jego, ale nie rozmawiała z nim, nie zwracała uwagi na jego wygląd. Widziała tylko wojownika, który dba o dobro wioski, widziała lwa takiego jak każdy inny. Po przygodnie z Mahibem była nieufna, a toksyczny związek z rudym lwem był czymś dziwnie bezpiecznym. Nie było mowy o jakiejkolwiek bliższej relacji, była tylko przyjaźń. Choć teraz miała poważne wątpliwości, czy faktycznie przyjaźniła się z leonidem. Ale teraz o tym nie myślała.

Nie przeszkadzał jej gorący piasek. Nie przeszkadzał jej upał. Nie przeszkadzali jej beduini. Z resztą ona i Tar byli ukryci pomiędzy wysokim trzcinami okalającymi jeziorko. Nie przejmowała się nawet tym, że może zajść w ciążę. Jeśli by się tak stało, to by się cieszyła. nie mieli ślubu, ale najwyraźniej byli sobie przeznaczeni, a ślub? To tylko kwestia czasu. Wrócą do wioski i to się po prostu stanie. Odbędą te wszystkie rytuały, tańce i śpiewy, i przed wioską i bóstwami staną się nierozłączni. Powinna się bać, powinna bać się przywiązania do jednego mężczyzny, do życia jakim żyły inne kotki w Mau, ale się nie bała. Kiedyś nie wyobrażała sobie takiego ustatkowania, ale teraz było inaczej. Jej świat odwrócił się do góry nogami, ale tak było lepiej. Miała też swoje prywatne sprawy, marzyła by być kimś więcej niż tylko kotką siedzącą w domu, chciała zostać zielarką i wiedziała, że jeśli się postara to to jej się uda. Chciała być przydatna wiosce, nie tylko jako lwica na polowaniach, nie tylko jako matka i żona, chciała czegoś więcej.

Ale w tej chwili to się nie liczyło. Liczył się tylko on. Patrzyła na niego żółtymi oczami pełnymi miłości. Nie sądziła, że się zakocha, ale tak się stał i tak było dobrze. Spędzili ze sobą wiele długich i bardzo przyjemnych chwili. W końcu jednak Nani była tak zmęczona, że po prostu zasnęła. Nie miała też ani siły, ani ochoty jeść, po prostu rozłożyła się na derce i zasnęła.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Kochali się przez kilka godzin, zupełnie ignorując głód, pragnienie i wieczorny chłód. Przeciwko temu ostatniemu mieli swoje własne, rozpalone ciała, które współgrały ze sobą w rytmie przygrywających im cykad i świerszczy. Świat dookoła nie istniał, był jedynie plątaniną barw i dźwięków, których obecność była jedynie ozdobą dla skrytych kochanków. Czas również przestał dla nich cokolwiek znaczyć. Wcześniej Tarilion nawet nie szukał stabilizacji, możnaby rzec, że zapychał samotność kolejnymi romansami, każdy kończąc w odpowiedniej dla niego chwili, by obie strony nie miały o to do siebie żalu. Mimo to wiele lwic w Mau skrycie liczyło na to, że któraś zostanie przez niego poślubiona. Problem w tym, że do żadnej nie czuł tego samego, co w stosunku do Nani - szczerej i głębokiej miłości. Obecnie wojownik był już gotowy na stały związek, uczucie jakim dażył leonidkę pomogło mu w końcu dorosnąć i przytomniej spojrzeć na własną przyszłość. Posiadanie domu i kochającej rodziny to najlepsze, co może go w życiu spotkać, dlatego warto było podjąć takie ryzyko.

Już niedługo mieli stać się małżeństwem i Tarilion obiecał sobie, że zrobi wszystko aby Nani niczego w życiu nie brakowało. Będzie polował i pomagał jej w domu, dbał o nią, jak o księżniczkę i wspólnie wychowywał z nią kociaki, jeśli los postanowi być dla nich na tyle łaskawy. Ale wszystko małymi kroczkami, bez pośpiechu.

Kiedy Nani zasnęła w jego ramionach, wojownik jeszcze przez chwilę głaskał jej włosy, po czym ostrożnie wymknął się i nałamał co bardziej suchych, trzcinowych patyków. Noce na pustyni nie należały do najcieplejszych, toteż ognisko było podstawą jeśli planowało się na niej pozostać dłużej. Również odpuszczając sobie posiłek, Tarilion rozpalił mały płomyk po stronie ukochanej i nakrył go daszkiem z palmowego liścia, aby skierować ciepło w jej stronę. Następnie mężczyzna powrócił na derkę, ponownie wziął kobietę w objęcia i tak jak ona, zasnął z twarzą w jej bujnych lokach.

Z nastaniem świtu, Tarilion nie miał żadnej ochoty otwierać oczu. Wtulony w kobietę swoich marzeń śnił o niej i ich wspólnym szczęściu. Kochali się, to było najważniejsze, choć w śnie wszystko prezentowało się nieco inaczej. Leo i Mahib, stojący po drugiej stronie Nefari przyglądali się szczęściu leonidki, jednocześnie złorzecząc leonidowi, który ze wszystkich sił próbował ich przegnać. Dopiero pomoc Nani zaskutkowała i obaj mężczyźni zniknęli, zostawiając parę samych sobie. Wtedy to Tarilion zrozumiał, że sam nie podoła zadaniu, że będzie musiał ze wszystkich sił wspierać przyszłą żonę, a ona jego i wtedy będzie mógł powiedzieć, że zaznał pełnię szczęścia.

- Wyspałaś się? - zapytał, widząc, jak leonidka się przebudza, po czym podsunął jej ubrania, których poprzedniego wieczora tak łatwo ją pozbawił. Zaraz też sam zaczął się przygotowywać do drogi, zaczynając od spodni i przemycia twarzy w zimnej wodzie, a na odwinięciu prowiantu z pakunku kończąc.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Chyba po raz pierwszy w życiu czuła się naprawdę tak dobrze. Nic już nie zakłócało w niej poczucia bezpieczeństwa. A to była ważna składowa szczęścia właśnie. Nic sobie nie robiła z beduinów po drugiej stronie oazy. Dla niej był tylko Tar i ona, schowani w gęstwinie trzcin. Bo co ją obchodziło to co działo się gdzieś dalej? To nie było ważne. Liczyli się tylko oni. Nie myślała zbyt wiele, żyła tym właśnie momentem, bez zbędnego wybiegania w przyszłość. Wiedziała, że czeka ją wiele wyzwań, że stanie przed nią otworem inny świat, że wszystko się zmieni, ale nie rozmyślała o tym, bo i po co. Choć prawdę mówiąc przyszłość nie jawiła się jej w ciemnych barwach. Wręcz przeciwnie. Widziała ją kolorową. W nowym domu, w nowym życiu. Jeszcze nie mówiła tego Tarilionowi, ale miała pewne plany odnośnie własnego życia. Nie chciała być tylko leonidką do polowań i do niańczenia dzieci siostry. Wiedziała, że niedługo może dorobić się własnych kociaków, ale poza tym chciała być kimś więcej. Postanowiła sobie, że poprosi o nauki ich miejscową druidke. Chciała nauczyć się zielarstwa. Znała tylko podstawy, a chciała czegoś więcej. Skrycie liczyła, że może sama, w przyszłości zostanie druidką. Wtedy czuła by się pewniej. Pełniła by w plemieniu ważna rolę, jak Tar. Nie chciała być tylko dodatkiem do mężnego woja. Owszem, zamierzała mieć rodzinę, kocięta, dom, ale chciała też czegoś więcej. Chciała czuć, że jest do czegoś potrzebna. Do tej pory żyła tak bardzo monotonnie, była tylko pomocą dla rodziców i siostry, ewentualnie lwicą na polowaniach. Teraz to było dla niej za mało. Nie była tego pewna, ale gdzieś w podświadomości miała, że Leo ją ograniczał. To przez niego nie dążyła do niczego więcej, to przez niego żyła jak niebieski ptak, nic sobie nie robiąc z przyszłości. Teraz wszystko się zmieniło...

Nawet nie wiedziała kiedy zasnęła. W nocy dopadł ją chłód, jak to na pustyni, przebudziła się na chwilę i przykryła kawałkiem derki, a twarz wtuliła w ramię Tariliona. Nic jej się nie śniło. Sen miała spokojny i niczym nie zmącony. Oddychała powoli i miarowo. Obudził ją ukochany. Kiedy uchyliła powieki ujrzała jego oblicze i uśmiechnęła się.
- Wyspałam - odparła mu i szybko wskoczyła w swoje ubrania, których bądź co bądź nie było wiele. Jej ciemna skóra ładnie kontrastowała z czerwoną szarką, którą przewiązywała klatkę piersiową.
- A Ty? Spałeś? - zapytała. Zawsze miała wątpliwości, czy Tar w ogóle spał. Wiedziała, że najchętniej ciągle by przy niej czuwał, chociaż nie musiał.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Ciężko stwierdzić. I w snach i na jawie widzę piękną kobietę, że już sam nie rozróżniam czy to sen, czy jawa - mruknął wojownik, przytulając się jeszcze do leonidki, by nacieszyć się jej bliskością. Co prawda, jak to zwykle bywa w życiu, zdążą się sobą jeszcze znudzić, ale Tar silnie wierzył, że tak się nie stanie. Kochał Nani i po tych wszystkich przeżyciach nie wyobrażał sobie życia bez niej. Ich wspólna przyszłość malowała się nadwyraz kolorowo, oboje byli młodzi i pełni energii, którą wykorzystają do zbudowania kochającej się rodziny. Dodatkowo wielu współplemieńców z Mau trzymało za nich kciuki. Bracia Tariliona, którzy już odnaleźli szczęście oraz jego ojciec błogosławili związek najmłodszego w rodzinie lwa. Podobnie było z rodzicami Nani, dla których wojownik przestał być opcją jedną z wielu dla zapewnienia stabilnej przyszłości ich córki, a chętnie wyczekiwanym zięciem, przy którym nie będą musieli bać się o bezpieczeństwo i dostatek dla Nani. W końcu rola najlepszego wojownika w wiosce, a od niedawna tytuł przywódczy do czegoś zobowiązywały.
Zgadzając się i przyjmując od Rady te honorarium, Tarilion zobowiązał się do zapewnienia Mau i jej mieszkańcom dobrobytu. Gdy wróci, czekać na niego będzie cała kasta wojów, rwących się na polowania i do walki z innymi plemionami. Gdy jego życie powoli się ustabilizuje, między chatami wybuchnie chaos. Mimo to leonid wierzył, że sprosta wyzwaniu, mając do pomocy Lavara i Natchiliona oraz samego wodza. Oczywiście była jeszcze Nani, ale wojownik wolał nie mieszać jej do tych spraw, choć z całą pewnością mu się to nie uda. Lwica była silna i na swój sposób uparta, za wszelką cenę będzie chciała zająć się nim, jak on ją, więc nie będzie tu mowy o dominacji samca. Może to i nawet lepiej. Mając tak temperamentną żonę u boku, co złego mogłoby się wydarzyć.
Kiedy Nani się ubierała, Tarilion na nowo rozpalił niewielkie ognisko i podgrzał na nim prowiant od szamanki z Edu. Odkąd opuścili sąsiednią wioskę, z ich zapasów niewiele ubyło, co teraz z pewnością ulegnie zmianie, po przyjemnej, choć bądź co bądź męczącej nocy. Wojownik nie popędzał Nani, sam usiadł, by w spokoju zaspokoić głód i pragnienie, a następnie oporządził konia i podprowadził pod samo obozowisko.
- Jeźdźmy zanim słońce zdecyduje, że już czas nas przypiec - powiedział, zerkając na rozrzażoną gwiazdę, która powoli wznosiła się coraz wyżej.
Tarilion i tym razem nie popędzał przyszłej małżonki, cierpliwie zaczekał aż znalazła się w siodle, po czym wskoczył za nią i strzelił lejcami, by poderwać wierzchowca do drogi. Jechali ku zachodowi, słońce chwilowo mieli za plecami, razem z porannym, chłodnym wietrzykiem, który orzeźwiał. Tar trzymał się z tyłu, jedną ręką prowadząc, drugą podszczypując co jakiś czas bok ukochanej w niewinnym droczeniu się z nią. Był szczęśliwy jak w dniu kiedy został wcielony do kasty wojowników, tyle że tym razem nie czekała na niego żadna, bolesna inicjacja.
Jakiś czas później mijane wydmy zdawały się przybierać znajome kształty, łyse głazy do połowy zakopane w piasku będące punktami orientacyjnymi, teraz służyły jako szlak, na końcu którego stała niska, drewniana palisada, a ponad nią powiewały płachty namiotów. Widać też było ziemny wał obronny, po którym przechadzali się wojownicy, a także wyładowany skórami wóz kupiecki opuszczający bramę wioski. Leonidzi, z racji tylu polowań mieli skór na pęczki, więc ochoczo wymieniali je na narzędzia, strzały, ubrania oraz biżuterię, mniej oczekując informacji o świecie po za pustynią. Drewniany dyliżans pełen skór mógł jedynie oznaczać, że od zmiany wodza w Mau na nowo rozkwitł handel z innymi ludami Nanher.
Z tego samego powodu nikt też specjalnie nie przejął się podróżnymi zza wydm, lecz gdy tylko rozpoznano ich twarze, zostali oni przywitani, jak królowie.
- Dobrze was widzieć - powiedział pełniący tego dnia wartę Natchilion, wyciągając rękę by pomóc Nani zeskoczyć z siodła. Następnie zwrócił się do brata i uścisnął go mocno. - Zebrało ci się obowiązków. Ojciec wciąż nie może odnaleźć się w roli wodza, a Rada uważa, że najwyższy czas przeprowadzić inicjację młodzików. Mamy w Mau sześciu dzielnych chłopców, którzy są gotowi dołączyć do naszego grona.
- Nie wszystko naraz, bracie - odpowiedział Tarilion, oddając mu lejce. - Dopiero wróciłem. Daj mi jeden dzień na złapanie oddechu - dodał, odprowadzając Nani do jej rodziców.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

- Mam nadzieję, że nie tylko wojowników, a także wojowniczki - wtrąciła się Nani. W plemieniu z Mau może nie panowało równouprawnienie, ale tak jak u dzikich lwów, tak i w tej "cywilizowanej" wiosce polowały także lwice. Ze względu na ciążę i opiekę nad kociętami wojowniczek było znacznie mniej, ale to nie znaczyło, że wcale. Sama Nani przecież uczestniczyła w polowaniach jeśli było trzeba. Była niezamężną kobietą, w pełni sił, więc polowała jak równy z równym razem z lwami. Teraz zapewne miało się to zmienić, w końcu miała z Tarem założyć rodzinę i urodzić kocięta, jednak nie mogła pozwolić by w plemieniu zapanowały tylko samce. Owszem, chronili je, polowali, ale przecież kobiety też miały swoje prawa i Nani była gotowa ich bronić. Nie wdawała się jednak w większe dyskusje, zostawiła Tariliona z bratem, a sama poszła do domu rodziców.

- Nani! - jej matka siedziała przed chatą z dziećmi swojej drugiej córki, na widok leonidki ciemnoskóra wstała natychmiast i podbiegła do dziewczyny z kręconymi włosami. Objęła ją mocno, jak dla Nani trochę za mocno, ale nie miała prawa oceniać matki.
- Na wszystkich ludzkich bogów, nic ci nie jest? - odsunęła dziewczynę od siebie i położyła jej dłonie na policzkach.
- Wszystko już dobrze? Jesteś zdrowa? Cała? - dopytywała się matka.
- Tak mamo, jest dobrze - powiedziała spokojnie dziewczyna.
- Nic mi nie jest, naprawdę.
- Na pewno? Było z tobą tak źle? Już nic cię nie boli, nie masz gorączki? - zatroskana matka dotknęła dłonią czoła Nani.
- Na pewno, jestem zdrowa - uspokajała ją kręconowłosa.
- Gdzie tata? - spytała, ale w tym momencie z ich chatki wyszedł ciemnoskóry mężczyzna.
- Nani! - ucieszył się równie gromko co jego żona.
- Jesteś! Chodź tutaj - mężczyzna otworzył ramiona i czekał z niecierpliwością, aż dziewczyna do niego podejdzie. Nani nie zamierzała zwlekać, więc kiedy matka ją puściła podeszła do ojca i zatopiła się w jego ramionach. Bardzo go kochała i był jej tak bliski. Mama też, ale z ojcem łączyła ją niespotykana więź. Kocięta jej siostry były już na tyle duże by rozumieć, iż Nani nie było w wiosce przez jakiś czas i one też ucieszyły się na jej widok, tak więc teraz oblepiały jej nogi małymi rączkami i krzyczały jak bardzo się cieszą. W końcu ich ciocia bardzo często się nimi opiekowała i bawiła ich najróżniejszymi czynnościami i opowieściami z polowań.

Ojciec objął mocno córkę, a potem pocałował ją w czoło, dłońmi zagarniając jej niesamowicie kręcone włosy na tył głowy.
- Już wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie.
- Tak tato, już jest dobrze, już nigdzie się nie wybieram, jestem zdrowa - wyjaśniła rzeczowo leonidka.
- A gdzie Tarilion? - spytał ojciec.
- Został z bratem, a ja przyszłam się przywitać - wyjaśniła.
- Na pewno ma wiele obowiązków - dodała - nie mogę liczyć na to, że będzie cały czas ze mną. Jestem dużą dziewczynką tato, nic mi nie będzie jak przez chwilę pobędę z wami - powiedziała spokojnie. A potem razem usiedli pod chatą i Nani zaczęła opowiadać im ze szczegółami co się działo. No może nie z wszystkimi szczegółami, bo nocne harce z Tarem należały tylko do nich i nikogo innego. Tak czy inaczej musiała opowiedzieć rodzinie co i jak się zdarzyło podczas pobytu w Edu.
Ostatnio edytowane przez Nani 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

- Cóż... myślę, że wojowniczki też się znajdą - poprawił się Natchilion, posyłając uśmiech przyszłej bratowej. Co prawda w Mau nigdy nie zabraniano kobietom polować, lecz cały czas starano się im uświadomić, że to zadanie mężczyzn. Zdobywać pożywienie i bronić osady przed intruzami. Lwice w tym czasie miały pilnować domów i wychowywać młode, które w odpowiednim wieku decydowały o przynależności do którejś z kast. Niektóre pracowały przy wyrobie dóbr na handel: gliniane misy, biżuteria, kosze, ubrania. Inne łowiły ryby lub doglądały mizernych pól na skraju rzeki Nefari. Co tu dużo mówić, leonidzi znali się na uprawie roli tak samo jak ślepy na wspinaczce po górach. Mimo to próbowali, a każdy owoc traktowali z szacunkiem. Znacząca część, mimo wszystko wybierała dołączenie do wojowników, by razem z nimi wyruszać na pustynię. Udane powroty obiecywały szacunek i poważanie kobiet, z pośród których wybierało się w swoim czasie żonę.

Niestety najpierw trzeba było przejść Próbę Piasków, ciężki rytuał, sprawdzający wszystkie umiejętności przyszłego wojownika. Młodzieniec i wskazany przez niego opiekun, który nie może być z nim spokrewniony, ruszają na siedmiodniową wyprawę po za Mau. Podczas jej trwania muszą oddalić się przynajmniej na trzy dni drogi od wioski, wytropić zwierzynę, upolować ją i wrócić ze zdobyczą. No i oczywiście przeżyć. Wszystkie decyzje pozostają jednak w rękach kandydata, podczas gdy opiekun przygląda mu się z bezpiecznej odległości. Jeśli wystąpią trudności lub ktoś postanowi oszukiwać, wojownik przerywa próbę i sprowadza młokosa przed obliczę Rady, która piętnuje go znakiem odpowiednim do winy i obarcza rocznym wykluczeniem z podjęcia jakichkolwiek prób dorosłości. Aby pomyślnie ukończyć Próbę, młodzieniec musi o wszystkim opowiedzieć, a jego opiekun potwierdzić te słowa krótkim skinieniem głowy. Wtedy szamanka może nanieść malowidło na twarz i ogłosić powiększenie się grona wojowników o kolejnego członka.

Tarilion do dziś pamiętał swoją Próbę i starcie z parą dzikich hien, które postanowiły zawalczyć z nim o upolowaną zebrę. Co prawda samo kopyto, by wystarczyło, ale kto by nie chciał wrócić do domu jako ten, kto pokonał dwa groźne drapieżniki. To otworzyło mu drogę do zostania świetnym wojownikiem, nikt już nie wątpił w jego odwagę po za nim samym. Bo w końcu pokonać hieny, a nie podejść do dziewczyny, którą się miłuje to dwie inne sprawy. Przy hienach nie boisz się odrzucenia

Dlatego również przez wzgląd na niebezpieczeństwo odradzano kobietom przystąpienia do Próby, choć jeśli któraś się uparła, należało jej to umożliwić. Tego roku Tarilion poprosił o wycofanie z grona potencjalnych opiekunów z powodu natłoku obowiązków, do których dołączyła ostatnio Nani. Nie chcąc znów jej zostawiać, leonid zajmie się jedynie wyprawieniem młodych i ich powitaniem, kiedy zaliczą wyzwanie. Do tego czasu chciał solidnie wypocząć i przemyśleć sobie kilka spraw, a nie istniało ku temu lepsze miejsce niż rodzinna jurta. Już w progu, wojownika powitano madczynym uściskiem i sytym posiłkiem, przy którym musiał opowiedzieć o wszystkim, co zdarzyło się na pustyni. Oczywiście pewne kwestie zostały przemilczane, należały bowiem tylko do Tara i Nani, ale nie sposób było się domyślić, że nadchodzący ślub odbędzie się za zgodą obu lwów.

- Najważniejsze, że wróciliście cali - podsumowała starsza kobieta. - Co teraz zamierzasz?
- Obiecałem Nani, że odpocznę. Przez ostatnie dni nie spałem za wiele.
- Należy ci się. Na szczęście twoje stare legowisko wciąż jest na swoim miejscu, jeśli nie chcesz iść do nowego domu.
- Zamieszkam w nim po ślubie - oświadczył uroczyście, obejmując szczęśliwą matkę, która mimo wieku wciąż była silną kobietą.
Następnie Tarilion odszedł na bok i jako lew rzucił się na miękką skórę, z miejsca zasypiając. Chciał już jak najszybciej powitać nowy dzień i swoją przyszłą małżonkę.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani siedziała z rodziną bardzo długo. Dołączył do nich jej brat Alim, z żoną i dziećmi, a także Astromea i jej mąż. Wszyscy usiedli w dużym kręgu pod chatą ich rodziców. Nani opowiedziała im o tym co się działo, o ich pogoni, o przerażającym upale, o leczeniu przez szamankę. O burzy piaskowej jaka ich spotkała. Potem rozmawiali o tym co działo się w wiosce przez te kilka dni, kiedy ich nie było. Oczywiście Astra wypytywała Nani o najdrobniejsze szczegóły, ale leonidka nie chciała dzielić się nimi z całą rodziną. Kiedy nadszedł wieczór ojciec Nani rozpalił ognisko przed ich domem. Kiedy słońce zaszło za horyzont dzieci Astry i Alima szybko posnęły na kolanach matek. Mąż Astromei wziął swoje pociechy i postanowił odnieść je do ich domu. Alim i jego żona zrobili to samo. Matka poczęła przyrządzać kolację, a ojciec ruszył do namiotu wojowników po świeże mięso. Nani została sama z Astrą.

- Kochasz go? - odezwała się nagle Atromea.
- Co? - zapytała zdziwiona Nani – co to w ogóle za pytanie?
- Proste, czy go kochasz?
- Astra, co ci przyszło do głowy, żeby zadawać mi takie pytania, to moja sprawa!
- Nani... nie jestem głupia, przecież widzę, że ciągle przeżywasz odejście Leo.
- Nie. Nie przeżywam. Było, minęło. Nie chcę o nim więcej słyszeć.
- Więc odpowiedz na pytanie.
- Tak, kocham. Zadowolona?
- Może – odparła Astra – ja wiem, że jestem młodsza, wiem, że miałam więcej szczęścia, że mam rodzinę, dzieci, męża a ty...
- Co ja? Że niby ja jestem ta gorsza?
- Nani... nie o to mi chodziło – Astra mówiła spokojnie i z troską w głosie, niespotykaną dla siebie – po prostu się martwię. Kochałaś Leo, a on uciekł, zostawił cię, odszedł i na pewno wiesz, że jest z inną, w sąsiedniej wiosce.
- Tak... wiem...
- Nie boli cię to?
- Oczywiście, że mnie boli, a ciebie by nie bolało? Poświęciłam mu lata życia... A on... Był dla mnie wredny, nie miły, uporczywy, uszczypliwy... A mimo to przy nim trwałam. Wierzyłam, że jest między nami coś więcej niż ta jego arogancja i zaczepki, ale się myliłam...
- Nani... - Astromea przesunęła się bliżej siostry i pogładziła ją po ramieniu.
- Co mam ci powiedzieć? - leonidka spojrzała smutnymi oczami na siostrę – jest mi przykro, ale to już nie ważne. Nie mogę myśleć o Leo, on odszedł, nie wróci, nie chciał mnie, po prostu. Muszę zapomnieć i już. Teraz liczy się już coś innego, ktoś inny. Tar jest dobry, uczciwy i czuję się przy nim bezpiecznie. I tak, kocham go. Nie wiem jak i kiedy to się stało, ale go kocham. Po prostu. On zasługuje na miłość, ja też. Nie chcę wprowadzać pomiędzy nas jeszcze jakiejś chorej tęsknoty za dawnym życiem. Nie mogę być już tą dziewczyna, która sprzeciwia się wszystkim regułom, która bawi się z leonidem w kotka i myszkę, która nie umie znaleźć sobie miejsca w stadzie. Muszę wreszcie dorosnąć, znaleźć sobie miejsce w wiosce, zostać żoną, urodzić kocięta, zostać matką.
- I chcesz zupełnie zrezygnować z dawnej siebie? - spytała siostra.
- Nie, nie zupełnie, to że będę z Tarilionem nie znaczy, że teraz nagle stanę się ponura i poważna. Zrozum... przy nim czuje się dobrze, jestem sobą, ale tą dojrzalszą, tą lepszą. Wreszcie nikt nie robi mi przykrości, nikt się ze mną nie drażni, nikt mi nie dokucza. Wcześniej, przez Leo nie znałam takiego życia. Nasza relacja... Ona... Wiesz jaka była. Chora. Toksyczna. Nie tak wygląda przyjaźń, nie tak wygląda miłość. A to co mam z Tarem, to coś wielkiego, coś za co trzeba być wdzięcznym.
- Spałaś z nim? - walnęła prosto z mostu Astromea.
- Astra! - Nani burknęła ze złością na siostrę, ale zaraz potem obie roześmiały się gromko. To pytanie jakby rozluźniło spiętą atmosferę.
- No powiedz – ponaglała Astra.
- Nie. To moja sprawa – uśmiechnęła się Nani.
- Znaczy, że tak! - zaśmiała się siostra – I jak było?
- Wiesz, że ci nie powiem, prawda? - Nani spojrzała na leonidkę unosząc jedną brew do góry i uśmiechając się pogodnie.
- Powiesz, powiesz, tylko musisz wypić wystarczająco dużo kumysu!
Nani roześmiała się wesoło. Astra wiedziała jak ją nakłonić do zwierzeń, ale czekoladowowłosa nie zamierzała jej dziś opowiadać intymnych historii. Wiedziała, że nadejdzie dzień, w którym z pewnością wypiją za dużo i obie zaczną się sobie zwierzać, w końcu jakby nie było były najlepszymi przyjaciółkami. Ale to na pewno nie był ten dzień.
- Czas spać – oznajmiła Nani.
- Masz rację, muszę wracać do kociąt, a ty powinnaś wyspać się i odpocząć.
- Dziękuję, że jesteś – Nani wstała i ucałowała siostrę w czoło – uciekaj do swojej rodziny – powiedziała, na co Astra uśmiechnęła się pogodnie i również wstała. Uścisnęła mocno Nani – śpij dobrze siostrzyczko.
- Ty też.

Nani nie czekała już na kolację, która przyrządzali rodzice. Przemieniła się w lwicę i wyciągnęła na swoim posłaniu. Była zmęczona i praktycznie od razu sunęła.
Ostatnio edytowane przez Nani 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Tarilion
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 85
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tarilion »

Kiedy się obudził, czekał na niego półmisek świeżych, gorących placków kukurydzianych z miodem i kubek zimnego mleka. Zupełnie jak za dawnych lat, z tą różnicą, że leonid nie był już pięciolatkiem i w pobliżu nie kręcili się starsi bracia z zamiarem podebrania mu smakołyków. Teraz każdy z nich miał swój dom i swoje zmartwienia, choć ilekroć byli w pobliżu, zawsze znaleźli czas dla starej matki. A Tarilion miał go aż nad to. Jako najmłodszy syn, najdłużej zbierał się do opuszczenia rodzinnych czterech ścian. Nie mógł od tak zostawić tego wszystkiego, co kochał, bał się że to bezpowrotnie utraci. Jednak teraz, gdy od ślubu z Nani i przeprowadzki dzieliły go góra dwa dni i dwie noce, nie czuł wcale strachu, a ulgę. W końcu zacznie nowe życie i wie, że będzie ono równie szczęśliwe co stare.

Zaraz po śniadaniu, wojownik uprzątnął posłanie i podszedł do matki, by jej podziękować. Sarilia, żona Varala i matka trzech wojowników nie ukrywała nigdy, że było jej łatwo panować nad chaosem, jaki tworzyli. Jako młoda jeszcze dziewczyna zakochała się w obiecującym młodzieńcu i bez zastanowienia zgodziła się za niego wyjść. Pierwsza ciąża bardziej ją wystraszyła niż uradowała, zwłaszcza iż sama była jeszcze dzieckiem, ale koniec końców wychowała wspaniałego syna, który był pomocny przy każdym kolejnym członku rodzeństwa. Teraz kolejny raz los postanowił ją zadziwić i uczynił z niej żonę wodza, a ona z godnością przyjęła tę zmianę.
- Wychodzisz? - zapytała, odbierając z rąk syna naczynia. - Idziesz do Nani?
- Nie - odpowiedział leonid. - Idę porozmawiać z ojcem. Nani może zaczekać. Nic jej już nie grozi i pewnie chce spędzić trochę czasu z rodzicami i siostrą.
- Możesz też zajrzeć do Lavara i Natchiliona - zaproponowała kobieta. - Obaj przygotowują dziś młodych do dnia Próby. Mógłbyś im pomóc.
- A tobie nie trzeba pomocy?
- Nie. Radzę sobie. Jeszcze taka niedołężna to nie jestem. Chociaż wracając mógłbyś przynieść trochę mięsa na kolację.
- Tylko tyle?
- Tak. Pomyślałam o tym, czy nie zaprosić Nani i jej rodziców. I tak mam sprawę do szamanki to wstąpie do nich po drodze.

Widok starzejącego się ojca, siedzącego na tronie Mau wciąż był nietypowy dla kogoś, kto całe życie widział go polującego. Mimo to Tarilion musiał przyznać, że opaska wodza i zaplecione we włosy kolorowe kamyki mające informować o roli, jaką grał w społeczności doskonale pasowały do jego wieku i życiowego doświadczenia. Zaraz po wejściu do namiotu w nozdrza wojownika uderzył zapach kadzidła, drewna i gliny. Wódz i członkowie rady rozmawiali ze sobą otwarcie, omawiając kwestie przyszłości Mau. Najstarsi wyrażali też swoje zadowolenie z pojawienia się bizonów, co niewątpliwie ułatwi życie mieszkańcom i pomoże w zachowaniu lepszych stosunków z sąsiadami i karawanami. Dość sporna i wzbudzająca kontrowersje była też kwestia przyszłego pokolenia i nowych członków rady. Obecni zdawali sobie sprawę iż wiecznie żyć nie będą toteż postanowili bardzo powoli oddać władzę innym. Gdy zauważono obecność Tara, leonid skłonił się radzie i usiadł pod ścianą, by zaczekać na swoją kolej na rozmowę z wodzem.

- Doszły mnie słuchy o tym co cię spotkało na pustyni - zaczął Varal, kiedy wraz z synem zasiedli na ławie przed namiotem. - I cieszę się, że wróciliście cali i zdrowi.
- Najgorsze mam już za sobą - stwierdził Tarilion. - Teraz mogę wrócić do swoich obowiązków.
- Racja, ale twoi bracia mają wszystko na oku. Lavar dopilnował budowy ogrodzenia, a Natchilion zebrał młodych do zbliżającej się Próby. Teraz obaj wpajają im zasady.
- Nani liczy na to, że wśród młodych lwów znajdą się i lwice.
- Doprawdy? Hmmm... porozmawiam o tym z Radą. Uroczystość jest za trzy dni i jeśli chodzi o mnie to nie widzę problemu. Kobiety są częścią nas i powinny mieć takie sama prawa.
- Cieszę się, że rozumiesz.
- A ja, że w końcu się żenisz - stary lew poklepał młodszego po barku, śmiejąc się gromko. - Wiesz, że łamiesz serca wielu pannom?
- Wiem, ale znalazłem już tę jedyną. I chcę ją poślubić. Za trzy dni podczas uroczystości rozpoczęcia Próby Piasków. A ty, ojcze, poprowadzisz ceremonię.
Awatar użytkownika
Nani
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Myśliwy , Chłop
Kontakt:

Post autor: Nani »

Nani spała do późna. Słońce już dawno wyszło zza horyzontu, kiedy usłyszała czyiś łagodny głos.
- Nani... Nani... Wstawaj, już prawie południe - Ayo, matka lwicy siedziała obok posłania dziewczyny i delikatnie gładziła ją po plecach. Leonidka poczuła na sierści przyjemny dotyk. Uchyliła oczy i zobaczyła czekoladową twarz matki. Miała już zmarszczki, nie dało się tego ukryć, ale ciągle była piękna. Burza, ciemnobrązowych włosów okalała jej twarz. Gdzieniegdzie spirale przyprószyła już siwizna. Oczy jednak miała bystre, ciemne, ale jakby pełne złotych iskierek. Ayo nie czuła się stara, choć lata jej młodości przeminęły bezpowrotnie. Wciąż była silna. Nie polowała, to prawda, zajmowała się uprawą kukurydzy przy rzece, opiekowała się wnukami i dbała o obejście. Nani pomagała jej jak tylko mogła, ale teraz miała odejść od rodziny. Taka była kolej rzeczy.

Dziewczyna podniosła się i stanęła na czterech łapach, ziewnęła głośno i rozciągnęła obolałe od zastania kończyny, a potem przemieniła się na powrót w człowieka. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami i uśmiechnęła się do matki.
- Cześć mamo - przywitała się, a Ayo odwzajemniła jej uśmiech.
- Długo spałaś - odezwała się starsza z kobiet.
- Wiem, przepraszam, byłam zmęczona - próbowała się tłumaczyć leonidka, było jej głupio, że przespała pół dnia.
- Nie przepraszaj kochanie, nie masz za co. Musiałaś odespać to wszystko. Tak dobrze, że już jesteś z nami. Bardzo się martwiliśmy.
- Wiem mamo, ale już jest dobrze - chociaż wczorajszego wieczoru powtórzyła to pewnie ze sto razy, to chyba jej matka nadal potrzebowała zapewniania, że wszystko jest w porządku. Nani wiedziała, że musieli odchodzić od zmysłów, kiedy jej nie było.
Ayo pogładziła córkę po ramieniu, jakby chciała sprawdzić, czy ta na pewno tu jest.
- Mam coś dla ciebie - rzekła kobieta.
- Wiem, że nie zawsze jest... było... między nami idealnie, wiem, że z ojcem łączy cię inna, wyjątkowa więź, ale są pewne rzeczy, które musi zrobić matka.
- Mamo... - Nani przerwała leonidce - nie mów tak, proszę. Przecież cię kocham, tak samo jak ojca. To nieprawda co mówisz.
Ayo uśmiechnęła się smutno. Zawsze wiedziała, że Nani i ojca łączy specyficzna więź, której ona nie potrafiła nawiązać. Ale nie chciała psuć tej chwili swoimi problemami.
- No już. Już dobrze, nie roztrząsajmy tego, przepraszam, że zaczęłam.
- Kocham cię - zapewniła Nani i chwyciła matkę za rękę.
- Naprawdę - powiedziała jeszcze.
- Mam dla ciebie prezent - podjęła Ayo.
- Każda kobieta zasługuje, żeby w dniu ślubu wyglądać wyjątkowo - zaczęła - przez te lata czekania, aż wreszcie znajdziesz idealnego męża, zdążyłam coś przygotować - Ayo wyciągnęła zza pleców pakunek. Kwadratową paczkę owiniętą w cienką skórę i przewiązaną prostym sznurkiem. Wręczyła pakunek córce i spojrzała jej w oczy.
- Co to jest? - spytała Nani.
- Otwórz i zobacz.
Leonidka chwyciła za sznurek i pociągnęła go by otworzyć pakunek. Delikatnie odsunęła skórę, by zobaczyć co jest w środku. Paczka była lekka i niezbyt duża. W środku znajdował się zielony, cienki materiał. Nani wyciągnęła go z pakunku i wtedy zobaczyła, że zielone pasmo jest złączone z pomarańczowym i czerwonym To była suknia. Przepiękna suknia wykonana z lekkiego materiału. W pionowe, szerokie pasy. Z prawej strony była intensywnie zielony, potem pomarańczowy, a na końcu czerwony. Tył był bardzo wycięty w kolorze słonecznym żółtym. Suknia była wiązana na szyi i na plecach na wysokości piersi. Sięgała ziemi. To była suknia ślubna. Przy szyi wyhaftowano piękne, kolorowe kwiaty, podobnie ozdobiony był dół. Wszystko było wiązane w talii cienkim, zielonym paskiem z tej samej tkaniny, z której była wykonana reszta. To była najpiękniejsza kreacja jaką Nani widziała. Lwica obejrzała prezent z każdej strony, była zachwycona. Ale na dnie paczuszki było coś jeszcze. Dopiero teraz to zauważyła. Na skórze leżało kilka złotych bransoletek z doczepionymi kolorowymi koralikami i łańcuszkami.
- Mamo... - Nani nie wiedziała co powiedzieć.
Ayo uśmiechnęła się radośnie widząc zachwyt córki.
- Jest piękna - wydusiła z siebie leonidka - jest przepiękna, dziękuję - Nani rzuciła się matce na szyję.
- Dziękuję - powtórzyła. Gdzieś z tyłu jej głowy zabrzmiał głos, że Astra nie dostała aż tak pięknej sukni na swój ślub i że może być zazdrosna. Z drugiej strony Ayo miała dużo więcej czasu by przygotować coś dla Nani. Musiała szyć te suknie bardzo długo i to w ukryciu przed córką, bo dziewczyna nigdy jej z nią nie widziała.
- Proszę. Chcę byś była najszczęśliwszą panną młodą na świecie - rzekła Ayo obejmując córkę za plecy.
- A teraz chodź - odsunęła się od dziewczyny - musisz coś zjeść, na pewno jesteś głodna - Ayo wstała powoli, wyciągając rękę do córki.
- Tylko to spakuję - powiedziała dziewczyna i spakowała suknię z powrotem w skóry. Nie chciała by się ubrudziła. W końcu to była jej suknia ślubna.
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość