Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Ledwie Kimiko odstawiła opróżniony kieliszek na stół, jej towarzysz gestem zamówił od razu następne, a ona spojrzała na niego rozbawiona. Nic jednak nie powiedziała, słysząc nagle znajomy głos z drugiej strony i odwróciła się do Dagona, zerkając krótko ponad jego ramieniem i dostrzegając brak eleganckiej damy.
        - Polowanie? – zapytała zdziwiona. – Byłam tylko potańczyć – odpowiedziała, przyjaznym uśmiechem odpowiadając na diabli grymas, nim w zdziwieniu uniosła wysoko brwi, prychając pod nosem.
        - Pan nie jest poszkodowany, tylko ja. Pociągnął mnie za ogon! – fuknęła urażona i oparła się na łokciach o ladę baru. No co za oszczerstwa! Co za diabeł no! Wystraszyła… No i dobrze, to się nauczy! I nikogo nie naciąga, chciał się zrehabilitować, sam zaproponował, a przecież darmowym drinkom się nie odmawia. Ci, którzy liczą na coś w zamian, po prostu gorzko się rozczarują.
        Złagodniała momentalnie, czując lekki dotyk na skórze. Kimiko uśmiechnęła się nieśmiało, śledząc spojrzeniem diabli gest, po czym oparła brodę o odsłonięte teraz ramię i utkwiła spojrzenie w oczach Dagona. Nie mogła go rozgryźć. To jak się w stosunku do niej czasem zachowywał, w wykonaniu jakiegokolwiek innego mężczyzny, niechybnie wzięłaby za próby uwodzenia, jednak w przypadku Laufeya to nie było takie proste, a przynajmniej nie dla niej. Może to była kwestia tego, że mu nie ufała i bała się zupełnie opuścić gardę, a może po prostu mu nie wierzyła. Widziała, że umyślnie się z nią drażni, bawi wręcz, jak to kiedyś ujęła, chociaż wtedy zaprotestował, jak zawsze przeinaczając jej słowa. Ale i tak miała nieodparte wrażenie, że Dagon tylko sprawdza, co złodziejka zrobi, chociaż nie mogła pojąć celowości tych zaczepek. Przeszło jej przez myśl, że granie jej na nerwach stanowi dla niego czystą rozrywkę, ale czy nie znudziłby się już tym dawno? Wpatrywała się w niego i nie wiedziała, co myśleć, a w międzyczasie Keith postanowił zwrócić na siebie ponownie jej uwagę.
        - Czy ten facet ci się narzuca? – zapytał, a Kimiko nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, chichocząc przez chwilę niepohamowanie i zakrywając usta dłonią. Brodacz wyglądał na bez mała zmieszanego, wiec dziewczyna czym prędzej chciała wyjaśnić sytuację, ale nie mogła przestać się śmiać.
        - Nie, nie – powiedziała w końcu, potrząsając lekko głową i zerkając krótko na Bajera. – Ja przyszłam z tym facetem – powiedziała ze śmiechem, spoglądając wciąż na diabła, nim wróciła spojrzeniem do Keitha, który wydusił z siebie tylko krótkie „och…”. – Poza tym on mnie za ogon nie ciągnął – wytknęła mu bezlitośnie, a szatyn jęknął, szarpiąc brodę w zamyśleniu.
        - Przeprosiłem!
        - Jakbym cię między nogi kopnęła i przeprosiła to też byłoby w porządku? – z lekkością odbiła piłeczkę i sięgnęła po swój, pełny znów, kieliszek.
        - Dagon, Keith. Keith, Dagon – dokonała ekspresowej prezentacji, opierając się lekko o oparcie, by mężczyźni się widzieli i kręciła lekko dłonią z tequilą, wskazując ich sobie nawzajem. Brodacz zerknął krótko na eleganta i w ramach powitania zasalutował mu niedbale palcami, spoglądając znów na Kimiko.
        Dziewczyna tym razem już nawet nie czekała na żaden toast, tylko wychyliła kieliszek i odstawiła go z lekkim stuknięciem na ladę, po czym jeszcze z limonką w zębach podniosła się lekko na stołku i przechyliła przez blat, szukając czegoś po drugiej stronie. Oczywiście kompletnie nieświadoma taksowania wzrokiem swojego wypiętego tyłka przez Keitha, który nawet nie kłopotał się z ukrywaniem zainteresowania, ale tym razem trzymał ręce z dala od bujającego się w powietrzu ogona.
        Panterołaczka miała ważniejsze rzeczy na głowie, a mianowicie pusty żołądek. Ileż można pić, zajadając do tego tylko kawałki cytrusów? Ogryzioną skórkę już wyrzuciła do ukrytego za barem kubła na odpadki, a teraz przeczesywała półkę pod ladą, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. W knajpach zawsze mają jakieś drobne zakąski, które można skubać do alkoholu, musi je tylko szybko znaleźć…
        - Mam! – rzuciła triumfalnie, wracając na swoje miejsce, a przed sobą z dumą stawiając drewnianą miseczkę orzeszków wszelkiego rodzaju. Od razu złapała jeden i podrzuciła w górę, łapiąc go do buzi w locie i zjadając ze smakiem. - Można się częstować – zaprosiła gestem swoich towarzyszy, wyraźnie dumna z upolowanej zdobyczy.
        - A ty skąd to masz? – Usłyszała nagle i podniosła wzrok na barmana, który przerzucił sobie ścierkę przez ramię i oparł na dłoniach o ladę, spoglądając z góry to na orzeszki, to na dziewczynę i znacząco pukając palcami o blat.
        - Ukradłam – wyszczerzyła się złodziejka wesoło, a mężczyzna prychnął krótkim śmiechem na tą bezczelność. Przyglądał się chwilę towarzystwu, ale ostatecznie uznał, że kłopotów nie sprawiają, drinki zamawiają i, co ważniejsze, za nie płacą, a przekąski i tak sam chciał im niedługo podać. Wzruszył więc tylko ramionami i dla zabawy wziął jednego orzeszka, rzucając w stronę dziewczyny, która posłusznie otworzyła buzię, łapiąc smakołyk. Barman znów się zaśmiał i spojrzał na Dagona.
        - Pan pilnuje kotka, dobra? – rzucił do mężczyzny porozumiewawczo i dolał wszystkim alkoholu, po czym wrócił do obsługiwania innych gości. Do Kimiko natomiast to pośrednie i lekkie skarcenie chyba w ogóle nie dotarło. Uszykowała sobie na jednej dłoni szczyptę soli, drugą uniosła kieliszek i spojrzała z pytającym uśmiechem na swoich towarzyszy.
        - Toast?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Oburzenie Kimiko było tak szczere a uraza dogłębna, że diabeł prawie się nie śmiał. W zarodku stłumił budzący się rechot i gdy uzyskał uwagę dziewczyny, odezwał się z całą powagą na jaką mógł się zdobyć.
        - Co za brutal i nieokrzesaniec. Jak można ciągnąć za ogon - odparł wpatrując się w nienaturalnie zielone ślepia. Nawet gdyby dziewczyna nie miała ogona i zwierzęcych uszek, a źrenica oczu byłaby okrągła, nie sposób pomylić tych hipnotyzujących tęczówek z ludzkimi. Zastanawiał się przez chwilę czy dla kontrastu do zachowania bywalca knajpy, pogłaskać czarną sierść, czy jeszcze się wstrzymać. Od dawna co jakiś czas korciło diabła by znów dobrać się do panterzego atrybutu bronionego z taką zawziętością, ale nim podjął decyzję odezwał się "nieupolowany". Kimiko parsknęła śmiechem, a diabeł nachylił się w stronę dziewczyny, przesuwając w jej pobliże oparty na blacie łokieć, tak, że dziewczyna śmiała się prawie w jego ramię. Sam niemalże oparł policzek o jej skórę zerkając wyzywająco na mężczyznę.
        - Nieustannie i niestrudzenie - wymruczał odpowiedź na pytanie, irytując faceta, podczas gdy pantera wciąż próbowała się uspokoić
Gość, który już był po kilku drinkach (a w zasadzie na pewno o kilka za dużo) gotów był wszcząć bójkę z czartem w obronie brunetki. Czy chciał uratować swoje dobre imię, czy był większym dżentelmenem niż mogło się wydawać, a może próbował uchodzić za większego dżentelmena niż był rzeczywiście, bies w każdym razie jak zawsze świetnie się bawił kosztem innych. Zapał brodacza ostudziła sama Kimiko, która nareszcie pohamowała chichot i sprostowała sytuację.
        Dagon jeszcze dobrą chwilę ani myślał się odsuwać. Siedział stanowczo zbyt blisko jak na zwykłą przyjacielską potańcówkę. No chyba, że wzięłoby się pod uwagę wypity alkohol, który zawsze zacieśniał więzy i rozluźniał konwenanse. W takiej właśnie pozycji łypiąc trochę znad karku dziewczyny przyglądał się besztaniu niefortunnego podrywacza, szczerząc się z jego przeprosin i podśmiewając gdy szybko został zrównany z ziemią, po której właśnie niespiesznie przespacerowała się pantera.
Dopiero nieco wymuszone przez dziewczynę powitanie zmusiło Dagona do pełnego powrotu na własne miejsce. Uśmiechnął się już bez drwiny, ale nie mniej bezczelnie, wznosząc swoją szklaneczkę na powitanie. Zaraz potem dopił whisky, śladem swojej towarzyszki puste szkło stawiając na barze.

        Mężczyzna nie wyglądał na jakoś szczególnie zadowolonego z nowej znajomości, ale też nie wyglądał jakby chciał wrócić na parkiet. Wręcz przeciwnie, w jego oczach zalśniła motywacja do podjęcia rywalizacji. Podczas gdy Kimiko zupełnie nieświadoma spojrzeń wymienianych przez siedzących obok niej mężczyzn, zapuściła żurawia przez kontuar.
Bajer nawet nie poczuł się lekceważony, gdy Keith głodnym spojrzeniem wodził po pośladkach Kimiko i bujającego się za nimi ogona, który pomagał dziewczynie złapać równowagę. W myślach zaś komentował - "amator". Zwykły barowy podglądacz, który wlepiał gały w kobiety poza ich wzrokiem, dla którego szczytem odwagi było obłapianie piszczących kelnerek. Zresztą złodziejkę potraktował właśnie w taki sposób. Dagon wychodził z zupełnie odmienną taktyką. Kobietę należało podziwiać tak by była tego świadoma. Uzyskać można było cały wachlarz reakcji w zależności od poziomu zaangażowania we flirt, ale przede wszystkim była interakcja a nie dziecięce wgapianie się w zakazany obrazek.
To było jak lizanie przez szybkę ciastka, którego cena wykraczała poza posiadany budżet. Bajer zawsze miał o sobie jak najlepsze mniemanie i oczywiście uważał się za doskonałego gracza, ale by nim zostać przede wszystkim inni musieli być świadomi, że weszło się do gry. Tak więc pobłażliwie podśmiewał się w duchu, nie traktując gościa nawet jako namiastki konkurencji.
Dziwna sprawa była z Jarvisem. Niby również nie traktował gówniarza poważnie, ale koleś działał mu na nerwy jak mało kto i nie potrafił olać go tak jak pozostałych wymoczków. Czy to przez minioną scysję w stajni, która była niewielką i krótką ale zupełnie nie zaplanowaną przegraną? Nie, na pewno nie. Oczywiście, że diabeł nie lubił gdy coś szło nie po jego myśli, ale przecież nie przejmowałby się tyle czasu jednym drobiazgiem. Nie. Gość zwyczajnie był nad wyraz irytujący. To wszystko.
        Wreszcie Kimiko "wróciła" ze swoim łupem i wyrwała podglądacza z podziwiania jej wdzięków, który z niewielkim chrząknięciem odwrócił wzrok, jakby nic nie robił. Dagon zaś lekko niedowierzającym spojrzeniem popatrzył na skromną miseczkę orzeszków, a później na zadowoloną panterę, jakby miał zamiar spytać "Naprawdę chcesz to jeść?".
Nie zdążył zwerbalizować swoich wątpliwości, gdyż "mam!" ściągnęło barmana. Piekielnik nie wytrzymał i zaczął rechotać zarówno z upomnienia, karmienia kota, jak i prośby by pilnował dziewczyny.
        - A co ja mogę? - prychnął półśmiechem, zerkając na posilającą się dziewczynę.
        - Wiesz ile osób przed tobą macało te orzeszki? - zadrwił czart, nawet nie planując zbliżyć się do przekąski, w których lądowały ręce najróżniejszych bywalców, których to łapy bywały wcześniej w najróżniejszych i niekoniecznie czystych miejscach.
Za to propozycję toastu podłapał bez zwłoki, tym bardziej, że barman obsługiwał ich wyjątkowo pieczołowicie i znów miał pełną szklankę.
        - Za piękne, aksamitne ogony. - Uniósł szkło, nie czekając aż odezwie się kto inny. Wolną ręką podparł się na oparciu stołka dziewczyny. Tę z alkoholem przesunął w stronę Keitha, ale uczynił przechylając się nad Kimiko, przez chwilę zakleszczając ją między swoimi ramionami, grając brodatemu mężczyźnie na nosie.
        - Które przyciągają nowych znajomych - dodał mrucząco, w drugiej kolejności stukając się z dziewczyną. Nie pamiętał dokładnie, ale podczas pierwszego spotkania, gdy dziewczyna wciągnęła go w zaułek by skryć się przed strażnikami patrolującymi ogród, to chyba właśnie reakcja na dotknięcie ogona przeważyła szalę diablego zainteresowania. Złodziejka go bawiła, ale wtedy... wtedy po raz pierwszy go rozbawiła i zainteresowała jednocześnie, a później tylko utwierdzał się w zaciekawieniu, stopniowo modyfikując plany co do osoby kociaka.
        - I za które się nie szarpie - wyszeptał w kocie uszko, zabierając rękę z oparcia. Zamiast jednak odsunąć się na swój stołek, zsunął dłoń nisko na plecy dziewczyny i wolno przeciągnął po nich a potem po czarnym futerku kiwającego się ogona. Tym razem zwyczajnie nie mógł, czy może właściwie nie chciał się powstrzymywać.
Dopiero usatysfakcjonowany mógł prawie grzecznie wrócić na swoje miejsce.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Dziewczyna przyglądała się uważnie Laufeyowi, który wsparł ją w jej oburzeniu, a gdy kocie uszy nie wyłapały drwiny w głosie, potaknęła zdecydowanie. Brutal i nieokrzesaniec, otóż to. Bardzo ładnie powiedziane. Brzmi o wiele lepiej niż cham zbłąkany.
        - No właśnie, nie można – stwierdziła z zadowoleniem.
        Później już tylko parsknęła śmiechem na niewinne i pewnie prawie szlachetne w intencjach pytanie Keitha, ale przy tym tak trafione i chybione jednocześnie, że dziewczyna nie dała rady utrzymać powagi. Powstrzymaniu chichotu nie pomagał ani wypity dziś alkohol, ani wymruczana odpowiedź „natręta”, tylko pogłębiając rozbawienie dziewczyny. Kimiko chwilę zajęło nim przestała się śmiać, jedną ręką zakrywając usta, drugą dłoń odruchowo składając na przedramieniu Dagona, w uspokajającym geście, by nie pogrążał ich już bardziej, bo się z tego nie wyplączą, a przynajmniej jej będzie groziła śmierć ze śmiechu.
        Pomijała już fakt, że takie narzucanie się w diablim wykonaniu było dla niej wyjątkowo przyjemne. Laufey przysunął się do złodziejki tak blisko, że czuła jego oddech na ramieniu gdy mówił, a wciąż w wesołym nastroju nawet nie zwróciła uwagi, że mężczyzna po prostu drażni się z facetem po jej drugiej stronie. Było całkiem miło, a przede wszystkim swobodnie i złodziejka nawet nie peszyła się bliskim towarzystwem Dagona.
        Brodacz był jednak o krok od jakiegoś działania w związku z usłyszanym stwierdzeniem i panterołaczka szybko doprowadziła się do porządku, uspokajając jednocześnie mężczyznę, a później dokładając mu trochę, by nie poczuł się zbyt pewnie. Co jak co, ale nie traktowała lekko takiego traktowania, jakie jej zaserwowano. Ciągnąć za ogon, że też naprawdę… Pozwoliła postawić sobie drinki w ramach przeprosin, bo nie była zołzą i doceniała poczucie się do winy, nie zmieniało to jednak faktu, że gość póki co pozostawał w kociej niełasce, bo Kimiko bardzo łatwo krzywdy wybaczała, ale długo o nich nie zapominała.

        Ze swojej przekąskowej zdobyczy była całkiem zadowolona, mając w końcu coś do wcinania w międzyczasie, a barmanem zupełnie się nie przejęła, w końcu nawet złego słowa nie powiedział. Sięgała akurat po kolejnego orzeszka, gdy dopadła ją bajerowa drwina i kocica oklapnęła z lekka, niechętnie odrzucając bakalię do miseczki.
        - Musisz mi przypominać? Jestem głodna! – burknęła z niezadowoleniem, splatając ramiona na piersi. Oczywiście, że nie wiedziała, pewnie trudno było zliczyć, ale o takich rzeczach się po prostu nie myślało, tylko uczciwie zalewało robaka. Tequilą na przykład.
        - A wiesz, ile osób zwymiotowało na ten bar, o który się opierasz? – odpowiedziała nagle z psotnym uśmiechem na drwinę, chichocząc pod nosem. Dagon zdawał się czuć doskonale w każdym środowisku, zarówno na eleganckich przyjęciach, jak i z nią w piwnicznym barze, a jednak i tu i tu znajdował sobie jakiś powód do narzekania.
        Słysząc natychmiastową propozycję toastu wyszczerzyła się zadowolona, spoglądając na Laufeya z wyraźnym zadowoleniem. Tak, ogony zdecydowanie warte są toastów! Otoczona ramionami mężczyzny zadarła lekko głowę, śledząc jego twarz spojrzeniem, gdy stuknął się szkłem z Keithem. Zastanawiała się przez moment, czy czart robi to dla siebie, dla niej, czy na pokaz dla brodacza, ale nie skomentowała tego w żaden sposób, a słysząc mruczenie do ucha uśmiechnęła się, przymykając leniwie ślepia. Bajerant. Zastrzygła uchem, pacając nim mężczyznę w usta i wiedząc już czego się spodziewać, gdy poczuła jego dłoń na plecach. Nie uciekała jednak. Ciche, kocie mruczenie niknęło w gwarze baru, ale rozległo się jeszcze zanim czarcia ręka popłynęła po jej ogonie. Kimiko bez skrępowania oparła się czołem o Dagona, ocierając o jego ramię i szyję, po czym wsunęła głowę pod brodę mężczyzny, mierzwiąc panterze uszy. Miłe to było głaskanie.
        Keith natomiast nic z tego nie rozumiał. Przecież on za pierwszym razem też tylko pogłaskał czarną sierść, dopiero później niefortunnie się jej uczepił, a dziewczyna i tak tylko fuknęła na niego i czym prędzej zabrała ogon spoza jego zasięgu. A później to już w ogóle skoczyła na niego, jakby chciała wgryźć mu się w gardło. Cóż, brzmiało nawet sympatycznie, ale wtedy biła z brunetki tylko obietnica polania się krwi, a nie drapieżnych pieszczot. Teraz jednak w ogóle jej nie przeszkadzało, że facet ją po ogonie smyra. Oczywiście, już na pierwszy rzut oka było widać, że są ze sobą dość zżyci, ale mimo wszystko, jej reakcji nawet nie można było nazwać tolerowaniem obcego dotyku, ale wręcz ciepłym przyjęciem, takim, jakiego on chciał!
        - To za ogony! – rzucił nagle, a Kimiko z uśmiechem odsunęła się na swoje miejsce, gdy Laufey zajmował swoje.
        - Za ogony – odpowiedziała i trąciła się szkłem z brodaczem, by po chwili odprawić swój mały rytuał picia tequili. Wygładziła nieco rozczochrane włosy, o których przypomniała sobie dopiero, gdy Keith uciekł na nie spojrzeniem i przeciągnęła się na stołku, rozglądając po barze.
        - To co tu jeszcze można robić? – zapytała głośno, a pan brutal i nieokrzesaniec momentalnie pochylił się w jej stronę, zwracając na siebie uwagę.
        - Masz ochotę zatańczyć?
        - Hm… - zamruczała, zerkając ukradkiem na Dagona, który zdawał się przyrosnąć do baru. – Nie bardzo.
        - To może rzutki?
        - Rzutki? – zainteresowała się, stawiając uszy na sztorc.
        - No takie strzałki. Rzucanie do celu. – Wskazał na wiszącą na jednej ze ścian tarczę i uśmiechnął się, widząc entuzjazm dziewczyny, ale mina mu zrzedła, gdy ta obróciła się zaraz w stronę eleganta.
        - Dagon, idziemy na rzutki? Może ci się uda odegrać – zamruczała z uśmiechem, opierając się na łokciach i składając brodę na dłoniach, wpatrzona w towarzysza. - Prrrrroszę? – dodała słodko, gardłowo przeciągając słowo na kocią modłę. Keith poddał się już chyba zupełnie, opadając na oparcie i gestem zamawiając następną kolejkę, a tym samym ostatni drink dla kocicy.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Podparł skroń na pięści, podczas gdy łokieć cały czas spoczywał na blacie, tylko nieznacznie zmieniając swoje położenie w zależności od sytuacji i potrzeby, przesuwając się wzdłuż lakierowanego drewna wyświeconego latami użytkowania. Uniósł brew w wyrazie będącym mieszanką kpiny i rozbawienia.
        - Czy są chwile gdy nie jesteś głodna? - Popatrzył w oczy Kimiko, lekkim tonem rzucając złośliwe pytanie. Złodziejka postanowiła nie być mu dłużna i bies moment później wyszczerzył się słysząc panterzy chichot.
        - Wolę nawet nie myśleć. - Dagon zupełnie nie przejął się drwiną, a bezczelny uśmiech ani myślał zniknąć z diablej twarzy, gdy kontynuował przepychankę.
        - Ale nie liżę blatu, ręce umyję, a garnitur oddam do prania - skwitował zadowolony z siebie, najwyraźniej ciesząc się z osiągniętego skutku i miny z jaką Kimiko chwilę temu pozbyła się przekąski. Tak po prawdzie nie takie rzeczy czart znosił. Brudził ręce krwią i niejednym świństwem bez mrugnięcia okiem. Powodzenie niektórych spraw często wymagało poświęceń, ale by z własnej woli zjadać brudne niewyględne orzeszki... Nie podlegało to ani pod przyjemność, ani pod konieczność. A, że mógł też trochę podrażnić złodziejkę... To przyszło tak przy okazji.

        Z toastem, wcale mocno nie naginanym, trafił w dziesiątkę. Dało się to od razu dostrzec po zadowolonej i szelmowskiej minie złodziejki. By było ciekawiej Dagonem nie kierował jeden właściwy powód, dla którego naruszał strefę osobistą Kimiko. Lubił kobiety, umizgi do nich i wszelkiej maści romanse, więc podobna bliskość była przyjemnością samą w sobie. Na podobne zaczepki Kimiko reagowała w różny, ale zawsze zabawny sposób, więc tylko dodawała diabłu powodów do zadowolenia.
Z mężczyzną z kolei drażnił się dla czystej sadystycznej przyjemności. Jakże komicznie było podziwiać niezrozumienie na jego twarzy, co właściwie zrobił nie tak. Bajer szybko odpowiedziałby "wszystko", ale nie zamierzał go uświadamiać, wolał drwić w duchu z nieudolności mężczyzny. Dodać do tego bezsilną i nieszczęśliwą zazdrość Keitha i powstawał przepis na doskonałe samopoczucie piekielnika.
        Nie cały czas jednak przyglądał się Keithowi. Zajmując się panterołaczką, poświęcił pełnię uwagi jej i tylko jej. Przez moment sam również zmrużył oczy i westchnął cicho, czując delikatne muśnięcie na wargach. O dziwo brunetka nawet nie próbowała się odsuwać ani wzbraniać przed zdradzającym ją instynktem.
Dla Bajera zaś kocie łaszenie okazało się dziwnie przyjemne. Sam czart był zszokowany jak miłe to było uczucie. Nawet przychylił głowę, by przedłużyć dotyk na swojej skórze. Albo Kimiko oswajała się z nim lub też oswoił ją alkohol. A może szybko poznawała go i uczyła się, a przez to osiągała coraz lepsze efekty... Lub o zgrozo coraz bardziej przywiązywał się do złodziejki i z tego powodu czerpał coraz większą przyjemność z przebywania przy niej. Niestety brutalną prawdą było, że naprawdę, wbrew wszelkiemu piekielnemu rozsądkowi i na swoją zgubę, zdążył polubić tego kota.

        Wciskanie się faceta między ich wódkę a zakąskę było tak nieszkodliwe, że nawet nie irytowało, a na swój żałosny sposób rozśmieszało Laufeya. Brutal zdecydował głośno zwrócić na siebie uwagę, jakby chciał obrazić się na cały świat. Gdy kot kombinował co by jeszcze mógł zbroić, bies powoli dopijał whisky.
W tym samym czasie brodacz cały czas usilnie próbował odzyskać grunt i zyskać przychylność dziewczyny, starając się wymyślić dla niej rozrywkę, aż padło newralgiczne słowo "rzutki". Dagon parsknął cicho w swoją szklankę widząc zainteresowanie zmiennokształtnej. Przez chwilę miał wrażenie, że znów kota straci czy będzie miał go z głowy, jak kto wolał określić stan nieobecności złodziejki. Ta jednak zaraz zwróciła się w jego stronę.
        Wychylił się w stronę Kimiko, jak zawsze korzystając z wspartego na blacie łokcia i znajdując się z nią prawie nos w nos, wyszczerzył się bezczelnie słysząc kocie "proszę". Normalnie jeszcze "miau" brakowało.
        - Znów chcesz mnie obrobić, czy tym razem tylko pozbawić godności? - żartował widząc jaką radość dziewczynie sprawiają podobne zawody. Kątem oka jeszcze zdążył zobaczyć jak załamany facet dał za wygraną. Satysfakcji w diable to nie obudziło, ale przynajmniej nie będzie się dalej plątał pod nogami. Do tej pory nieźle szła mu rola klauna, ale na dłuższą metę zacząłby nużyć.
        - No dobrze pij ostatniego drinka wymuszonego od oszukanego brutala i idziemy porzucać. - Uśmiechnął się szeroko, dopijając swoją whisky.
        - Ale gramy kolejki po jednym rzucie. Przegrany stawia tequilę. Pijemy i dopiero rzucamy jeszcze raz. - Bies szelmowsko się szczerzył. Zmiana alkoholu nie mogła mu aż tak bardzo zaszkodzić. Co najwyżej szybciej poczuje szmerek w głowie. Po takiej ilości whisky już czuł, że trochę alkoholu w siebie wlał, ale bardziej prawdopodobne będzie, że to kot odpadnie pierwszy i będzie ją musiał zatargać do zajazdu.
        - Ale jak sobie poradzisz z jutrzejszym kacem, koteczku? - szepnął przechylając głowę na bok gdy zbliżyli się do wybranej tarczy. Akurat za plecami wciąż mieli barową ladę, więc w zasadzie wystarczyło się odwrócić i zawołać o drinka.

        Już po pierwszej kolejce widowiskowy duet zyskał fanów w postaci osób siedzących przy pobliskich stolikach. Po kolejnej gapiów przybyło i teraz tłum ustawiając się w nieuporządkowanym półkolu dopingował grających gwizdami, wesołymi krzykami "do dna" i nawoływaniami o następne kolejki połączonymi z wykrzykiwaniem imienia faworyta.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        - Phi, oczywiście! Jak zjem całą sarnę na raz to nie muszę jeść przez tydzień – stwierdziła z zadowoleniem na diablą złośliwość.
        Dagon z pewnością domyślił się, że mówiła o posilaniu się pod postacią pantery, chociaż takie twierdzenie z ust drobnej dziewczyny, wyrwane z kontekstu i usłyszane przypadkiem mogło zabrzmieć wyjątkowo oryginalnie. Dalej złodziejka już tylko podśmiewała się wesoło, słysząc jak Laufey wypiera się wszelkiej styczności z blatem, mało co nie obiecując palenia stosu odzieży po wizycie tutaj. Nie zmieniało to jednak faktu, że Kimiko wciąż była głodna, a znikąd nie było szans na stek.
        Szybko dała się jednak udobruchać pieszczotami, na które połasiła się jak rasowy kocur. Zwierzęcą stronę jej natury Dagon miał już w garści i nawet nie próbowała wypierać się tego przed samą sobą, co najwyżej zachować jeszcze jako taki umiar przed biesem. Później oczywiście, bo teraz jego kwadratowa szczęka stanowiła zbyt przyjemny punkt do ocierania się głową, by tak po prostu sobie to odpuścić.
        Z trudem przeniosła uwagę na Keitha, o którym dosłownie zapomniała na moment, ale teraz znów zyskał na wartości, gdy podrzucił wyjątkowo interesującą rozrywkę. Kimiko jakimś cudem nie miała jeszcze przyjemności z tą zabawą, ale brzmiało jak nieco bezpieczniejsze rzucanie nożami, czyli idealna gra dla wstawionej złodziejki. W tym samym momencie zapomniała o brodaczu i odwróciła się w stronę Laufeya, który momentalnie z szelmowskim uśmiechem zniżył się do jej poziomu na blacie, wywołując tym samym koci chichot.
        - Wypraszam sobie, to była uczciwa wygrana. Nie musiałeś rezygnować z papierośnicy, zawsze była opcja głośnego i publicznego przyznania, jak cudownymi istotami są pantery – mruczała, siląc się na względnie poważny ton, ale zupełnie jej nie wychodziło. Usta drgały w tłumionym śmiechu, a oczy błyszczały wesoło. Lubiła rywalizować i lubiła wygrywać, a chociaż zdarzało jej się oszukiwać, nic nie smakowało tak dobrze, jak uczciwe zwycięstwo, którego nie można podważyć. Zwłaszcza, że niedługo prawdopodobnie przegra z kretesem, biorąc pod uwagę fakt, że Dagon zgodził się na zabawę oraz lekki szum w kociej głowie do kompletu.
        Kimiko zaśmiała się wesoło, wychyliła ostatni kieliszek i zeskoczyła ze stołka, w tanecznych podskokach pędząc w stronę tarczy. Po drodze dopiero Bajer przedstawił swoje zasady i panterołaczka zawahała się wyraźnie.
        - To niesprawiedliwe, ty masz mocniejszą głowę – mruknęła spostrzegawczo, ale oprócz wytknięcia rażącej niesprawiedliwości nie wycofała się z gry. Będzie ona chyba po prostu dość krótka. Uśmiechnęła się znów dopiero na kolejny przytyk.
        - Ja nie miewam kaca – zamruczała z zadowoleniem, odwracając się w stronę diabła i szturchając go zaczepnie, nim podeszła do tarczy, by wyciągnąć z niej strzałki. Z pewnością od rana będzie czuła skutki wieczornej popijawy, ale tylko jako lekką niedogodność, a nie całkowite porażenie organizmu, co obserwowała u niektórych. Zje jakieś porządne śniadanie i będzie jak nowa.
        Podała Dagonowi jego komplet, składający się z trzech rzutek i zerknęła na swój, z parsknięciem zdając sobie sprawę, że już po tej serii będzie jej o wiele weselej. Cwaniak zarządził, że piją oboje, a nie tylko przegrany, więc dziewczyna nie miała co liczyć na taryfę ulgową. Na osłodę miała jedynie wygrane pierwsze trzy kolejki, przy czym po każdej następowało rytualne wypijanie tequili oraz powiększanie się grona obserwujących ich osób. Po dwóch następnych barman już nawet nie odchodził od baru po ich stronie, obserwując tylko postępy i czekając z butelką alkoholu w gotowości, by po raz kolejny utrudnić grającym rzucanie do celu.
        Po szóstym z kolei kieliszku, a cholera wiedziała którym w ogóle tego wieczoru, Kimiko śmiała się tak bardzo, że ledwo trzymała na własnych nogach. Czasem zwiało ją na boki, gdy szła wyciągnąć swoją rzutkę z tarczy, a wówczas zawsze znalazł się jakiś uprzejmy, który pomógł dziewczynie wrócić do pionu. Do tej pory wygrała cztery na sześć kolejek i jej cel zaczął coraz bardziej tańczyć przed oczami, co wcale nie pomagało jej zachować powagi. Żeby było śmieszniej, kocica stojąc prawie się nie chwiała, trwając niemal zupełnie prosto przed tarczą, jednak ogon za nią bujał się jak szalony, utrzymując właśnie tą dumną postawę dziewczyny. W istocie czuła się ona, jakby balansowała na cienkim murku.
        Ktoś krzyknął jej imię, a panterołaczka z ciągłym chichotem próbowała sobie przypomnieć kiedy się temu człowiekowi przedstawiła, ale szybko pogubiła myśli, skupiając się na tarczy. Kolejny rzut był prawie, prawie w środek, więc nie rozumiała dlaczego przegrała, a przy kolejnym faktycznie nieco jej rzutka uciekła, ledwo trafiając w tarczę. Co to za magia sprawiała, że szło jej coraz gorzej, a Laufeyowi coraz lepiej? Barman natomiast zastanawiał się, jakie czary sprawiały, że dziewczyna wciąż stała, mimo tej ilości alkoholu, którą w nią dzisiaj wlał. Kimiko odwróciła się, szukając biesa spojrzeniem.
        - Ty i twoja mocna głowa oszukujecie! – zarzuciła mu ze śmiechem, wpatrując się rozszerzonymi źrenicami w Dagona. Na moment zawiesiła wzrok na jego twarzy, podchodząc bliżej i opierając się o jego pierś, a później podniosła oczy jeszcze bardziej, gdy szukała wzrokiem niewidocznych rogów. Ktoś z tłumu gwizdnął, widząc nagłe zbliżenie interesującej pary i odczytując je oczywiście po swojemu, a po nim padły inne zachęcające okrzyki. Wtedy dziewczyną wstrząsnął tłumiony chichot i spoglądając wciąż w oczy Laufeya przyłożyła palec do ust w niemym „ciii!”, po czym znów parsknęła śmiechem, a jej głowa opadła i potoczyła się po diablej koszuli. Diabeł. Ale jaja. Normalnie z rogami taki. Ale schowanymi. I bez ogona. Ale śmiesznie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Przez chwilę diabeł droczył się z Kimiko dla samej zasady mówienia i robienia jej na przekór, szczerząc się bezczelnie, podczas gdy Kimiko już całkiem nieźle zaprawiona chichotała próbując zachować powagę.
        - Nie lubię krzyczeć - zamruczał przyglądając się rozbawionym kocim ślepiom. Chociaż wypominał panterze nieuczciwe zwycięztwo, to przecież sam zaproponował zawody, ciut by przetestować złodziejkę, trochę by mogła się rozerwać i wcale nie przeżywał przegranej aż tak bardzo. Papierośnicy może było szkoda, ale kociak bawił się dobrze, nawet aż za dobrze, a i on miał niezgorszą rozrywkę obserwując ją. Skoro pantera miała ochotę znów porzucać, nie miał nic przeciw. Plan i urozmaicenie zasad szybko sam zjawił się w rogatej głowie. To dopiero będzie zabawa. Kimiko już miała niewielkie problemy, chwilowo głównie z samokontrolą, ale podczas kolejnych rzutów lotkami dołączą się też kłopoty z równowagą. To było warte każdych pieniędzy. Śladem Kimiko dopił drinka, stawiając pustą szklankę na barze i na migi porozumiał się z barmanem, że skończył z whisky. W zamian głową wskazał róg baru przy którym znajdowała się tarcza do rzucania. Z Keithem zalewającym smutki pożegnał się skinięciem głową, Kimiko nawet tego mu nie dała i bezczelnym krokiem z szelmowską miną, dołączył do brunetki.
        - A ty masz lepszego cela, więc szanse będą wyrównane - drażnił się Dagon, śmiejąc się pod nosem. O kaca spytał dopiero teraz. Tak naprawdę chyba powinien zacząć od takiego drobiazgu. Oczyma wyobraźni wręcz widział dramat rozgrywający się jutro na balu, gdyby Kimiko miała odchorować dzisiejszą libację. Sam również nie miewał takich problemów. Ledwie możliwe było spicie piekielnika, co dopiero oczekiwać u niego typowo ludzkiej reakcji na alkoholowe zatrucie.
        - To dobrze, inaczej byłoby krucho - zarechotał, będąc w nie gorszym humorze niż kocica. Oczywiście nie chichotał tak często, ale było widać większe niż zwykle rozluźnienie biesa.

        - Powodzenia - zamruczał niskim głosem, odbierając swój komplet rzutek. Przyjrzał się lotkom, przymierzył je do ręki i obserwował strzały dziewczyny. Rzuty były prawie idealne, jeden doskonały środek, dwa bardzo bliskie. Nie miał szans tak samo jak przy zabawie z nożami. Takie życie, ale jakie wesołe. Kot był wniebowzięty. Bies uniósł rękę przyzywając barmana. Mężczyzna nalał tequili z uśmiechem wykraczającemu poza zwykłą grzeczność, dostrzegając jaka ciekawa zabawa szykowała się tego wieczora. Dawno nie mieli tu równie zabawnych gości.
        Dagon najpierw podał kieliszek panterołaczce, dopiero potem wziął swój i wypili drinka na raz.
Druga kolejka przebiegła podobnie. Diabeł przegrał, ale przynajmniej różnica w wynikach nie była aż tak druzgocąca. Tym razem barman sam podszedł do pary strzelców podając alkohol. Ponieważ była późna godzina, większość klientów zwolniła tempo picia i miał trochę chwili wytchnienia. Oparł się łokciami o kontuar i śledził partię numer trzy. Po dziewczynie wreszcie było widać wypity alkohol. Nadal jednak nie pojmował jakim cudem ona jeszcze nie dość, że stało, to wciąż rzucała. Nalał kolejną kolejkę, którą duet opróżnił bez zawahania. Wokół zrobiło się trochę tłoczniej. Nie tylko barmana zainteresował ciekawy pojedynek. Kolejne rzuty i diabeł wreszcie wygrał, ale liczenie punktów przychodziło mu z trochę większym trudem niż na początku. Całe szczęście pomagała publika głośno dopingując swoich faworytów.
O ile diabeł nie wzbudzał większej sensacji o tyle Kimiko przyciągała spojrzenia i sympatię widzów w przerwach wędrując tańczącym krokiem marynarza znajdującego się na statku nie tracąc nic ze swojej kociej gracji.
        Gdy doszli do etapu, że Kimiko musiała skupić się na celowaniu równie mocno jak na staniu, Dagon zyskał przewagę, a zakłady zmieniły swoją formę. Już nie obstawiano zwycięzcy osiągającego wyższe noty i celniejsze strzały. Teraz obstawiano kto dłużej będzie zdolny do rzucania we właściwym kierunku. Czart śmiał się coraz bardziej gdy Kimiko celowała, ona wręcz zataczała się ze śmiechu, ale ani wsparcie ze strony gości, ani wykrzykiwanie jej imienia nie było w stanie pomóc panterołaczce.
        Podobno sześć jest diabelską liczbą. Po szóstej tequilli z rzędu złodziejka trafiła w tarczę, to chyba wszystko co można było powiedzieć o jej popisie. Dagon spotkał się spojrzeniem z zaszklonymi i rozbawionymi oczami dziewczyny i odłożył swoje rzutki, a barman kręcił głową w szczerym niedowierzaniu. Obaj mężczyźni zorientowali się, że zabawa dobiegła końca, ale goście wciąż jeszcze wierzyli w swoją ulubienicę.
        - Tak kończą się zawody z diabłami - odezwał się zadowolony z siebie, postępując krok w kierunku zbliżającej się pantery. Gdy dziewczyna przylgnęła do niego, wsparł ręce na jej biodrach i uciszony, chociaż nie miał pewności, czy dziewczyna uciszała jego, ludzi w karczmie czy może samą siebie, zaczął rechotać. W tle rozległy się najpierw niezadowolone pomruki ze skończonego rzutkowego pojedynku a później szmery, ciche gwizdy i głosy podjudzaczy nawołujących "całuj".
Z całowania nie wyszło nic, bo pantera osunęła się na biesową pierś, wywołując koleją salwę jego rechotu i szepty zawodu w tłumie.
        - No dobrze... Chodź tutaj - nieustannie śmiał się Bajer, podnosząc dziewczynę, tak jak chwilę temu ją przytrzymywał. Jedną ręką podparł pośladki Kimiko, gdy jej nogi zawisły po obu stronach pasa mężczyzny, a głowa mogła spocząć na jego ramieniu. Drugą złapał się baru, bo gdy chciał wykonać krok jakoś dziwnie go zawiało. Podłoga krzywa czy jak...
        Barman taktownie śmiał się pod nosem zamiast zanosić w głos. Podał Laufeyowi zostawiony kapelusz i płaszcz dziewczyny, za co czart podziękował skinięciem głowy. Kapelusz założył sobie, płaszcz przerzucił przez wolne ramię, uregulował ewentualne nieścisłości w rachunkach i odprowadzany ciekawskimi i rozbawionymi spojrzeniami, skierował swoje kroki w stronę drzwi.
        Co za kretyn robił bar poniżej poziomu ulicy. Schody? W miejscu skąd ludzie w najróżniejszym stanie musieli się wydostać i dobrze gdyby mogli uczynić to bezpiecznie. Oczywiście, że nie był pijany... ale trzeźwy też już raczej nie. Mocną głowę zawdzięczał pochodzeniu. Alkohol jakby nie patrzeć był rodzajem trucizny, a Bajer z racji rasy był na nie odporny. To jednak znaczyło tyle, że nie mogły go na przykład zabić, a nie, że nie miały żadnego wpływu na organizm piekielnika. Tak więc po takiej ilości whisky, którą wypił podczas pobytu w barze oraz szybkich kolejkach tequili, podłoga sprawiała wrażenie trochę nierównej i wiał widmowy wiaterek. Chociaż tyle, że projektant pomyślał o poręczy. Wspomagając się jej nieocenioną powierzchnią, diabeł wydostał się na ulicę.

        Rześkie powietrze charakterystyczne dla jesiennego wieczoru trochę obudziło zmysły biesa, ale wciąż do trzeźwego było mu daleko. Z tego powodu zrezygnował z teleportacji. Dorożkarz nie powinien prowadzić po pijaku, a diabły nie powinny przenosić się w takim stanie. Łatwo było o wypadek, a z magią nigdy nie było żartów.
Dlatego Bajer podjął spacer powrotny do zajazdu. Noc była późna, ulice wciąż jeszcze były pełne osób w stanie podobnym do Dagona lub Kimiko, a bruk to już na pewno był nierówny.
Panterołaczka mamrotała, podśpiewywała i robiła sporo podobnych rzeczy, ale najważniejsze, że była jeszcze dość przytomna by nie utrudniać diablego marszu.
        Trochę zajęło im dotarcie do zajazdu, ale noc była całkiem przyjemna, towarzystwo dobre więc i spacerek nie był przykry. Gorsze były schody. Gdy już dotarli do karczmy, musieli dostać się na piętro, ale z pomocą kolejnej usłużnej poręczy i to udało się uczynić. Chwilę szukał klucza do pokoju, a gdy już wreszcie weszli, drzwi zamknął nogą.
        - Nie ma mowy bym spał na kanapie - wyszeptał ochryple w panterze ucho, kierując się prosto do sypialni. Przy łóżku zrzucił buty, ale ściągając drugiego z nich Bajer potknął się o wykładzinę i runął wprost na materac. O tyle dobrze, że zachował dość przytomności i refleksu, by padając obrócić się na plecy, zamiast przygnieść niesioną dziewczynę.
        - Ściągasz mnie na złą drogę kocie - zamruczał sennym głosem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Do tego, że podłoga w barze była nierówna i opadała lub wybijała panterze stopy w zupełnie nieodpowiednich momentach, sprawiając, że Kimiko chwiała się, stawiając nieplanowane kroki w bok, dziewczyna się przyzwyczaiła. Ale gdy oparta o diabła nagle straciła całkowicie grunt pod nóg, pisnęła z zaskoczeniem i objęła szyję Dagona ramionami. Dopiero po chwili do niej dotarło, że mężczyzna po prostu ją podniósł i chichocząc nad własnym stanem, objęła go nogami, a rękoma oplotła szyję, składając głowę na swoim ramieniu i palcami odgarniając jego włosy, żeby nie padały jej na twarz.
        - Wygrałam? – zamruczała średnio przytomnie, uśmiechając się jednak nieustannie, gdy słyszała diabli rechot. Kątem oka spojrzała na pojawiający się, w sposób zupełnie magiczny kapelusz na głowie Laufeya, a lądujący na jego ramieniu płaszcz, szybko przygarnęła dłonią, by nie spadł. Później rozpoczęły się regularne wstrząsy i zachwiania, gdy Dagon ruszył z dziewczyną do wyjścia. Kimiko pomachała na do widzenia barmanowi, który odmachał jej, kręcąc głową z rozbawieniem.
        - Uważaj, schody – podpowiadała do czarciego ucha, widząc je ponad jego ramieniem, co oznaczało, że Bajer już je pokonał i szli teraz względnie równym brukowanym chodnikiem. No cóż, chciała pomóc, a liczą się chęci.
        - Bajer to prawda, że w piekle bruk jest z dobrych chęci? – przekuła potok myśli w słowa, pokrętnie odtwarzając znane powiedzenie.
        Nie było nawet sposobu stwierdzić, czy kocie pytanie było poważne czy nie, bo dziewczyna co jakiś czas i tak ciągle się śmiała, przerywając tylko po to, by w diable ucho mruczeć, dmuchać lub śpiewać cicho piosenki. Na zmianę takie nadające się na kołysanki i te, których dzieci zdecydowanie nie powinny słyszeć, jeśli mają później nie przychodzić do rodziców z dziwnymi pytaniami, od których twarze rodzicieli bledną w zgrozie.
        W ten sposób dotarli do zajazdu, który Kimiko poznała po zapachu jedzenia, unosząc zaraz głowę i węsząc w okolicy, wciąż jednak niesiona do pokoju.
        - O patrz, znowu schody! – poinformowała uprzejmie swojego towarzysza, tym razem nawet trafiając w odpowiedni moment, gdyż czart wspinał się jeszcze przy nieodłącznej pomocy balustrady.
        Gdy weszli do pokoju pomagała dalej, dopychając rękami popchnięte czarcią nogą drzwi, zwijając później dłonie między sobą, a Dagonem i opierając czoło o jego ramię. Na chrapliwy śmiech przy swoim uchu westchnęła i otarła głową o marynarkę mężczyzny.
        - Śpij ze mną – zaproponowała beztrosko, nieświadoma nawet, że już są w sypialni, gdy świat zachwiał się znów, a ona zaczęła nagle lecieć w tył. Odruchowo ścisnęła Laufeya mocniej udami w pasie, ale nagle odwrócili się i kot w kolejnym refleksie zabrał nieco nogi, by ich nie przygnieciono, lądując całkiem miękko.
        Kimiko podniosła się, odgarniając włosy, które opadły jej na twarz i rozglądając się średnio przytomnym wzrokiem. Dobrze, sypialnia, to już jakieś informacje. Nawet znajoma, jeszcze lepiej. Dopiero po chwili spojrzała w dół i parsknęła śmiechem, zdając sobie sprawę, że tym miękkim czymś, na czym wylądowała, był diabeł, na którym teraz siedziała okrakiem.
        - Droga do łóżka to nigdy nie jest zła droga – odparła w pełni niewinnie i z czystymi intencjami spania do południa. Uśmiechnęła się, wspierając na ręce o pierś mężczyzny i zabrała mu z głowy kapelusz, zakładając go sobie na głowę i schodząc z Dagona, na tyle niekontrolowanie, że opadła zaraz obok, znów uderzając w chichot.
        Pościel była tak miękka i pachnąca, że Kimiko zaraz zaczęła mruczeć z twarzą wciśniętą w materiał, ale znów poruszyła się niespokojnie, podnosząc na rękach. Gorset zaczynał kłuć w boki, a buty przeszkadzały. Poza tym ludowe prawdy mówiły, nie śpij w ciuchach, bo cię okradną. Dziewczyna podniosła się do siadu i potoczyła zmęczonym wzrokiem w poszukiwaniu swojej koszuli. Nie ma. Ukradli. Mruknęła coś, znowu odgarniając włosy, które kapelusz zarzucił jej na twarz i wstała chwiejnie, rozglądając się po pokoju.
        Zgubę znalazła dopiero w łazience, gdzie korzystając z prywatności, na której odszukanie nie wpadłaby pewnie wcześniej, przebrała się w koszulę i wróciła do sypialni, po drodze zrzucając buty (i gubiąc gdzieś kapelusz), a jednocześnie odnajdując wsparcia we wszystkich ścianach, framugach drzwi i meblach, jakie mijała. Gdy dotarła do łóżka, zatrzymała się, spoglądając zdziwiona na leżącego w innym miejscu Laufeya, a mózg łaskawie podsunął jej pomysł, że mężczyzna być może po prostu się przesunął. Skinięciem głowy uznała to za całkiem logiczne rozwiązanie i mając już dość myślenia na dzisiaj, wlazła na materac. A później z postępującym mruczeniem wspięła się z powrotem na Dagona.
        Czy była tak pijana, że po prostu robiła co chciała, bez rozważenia konsekwencji swoich czynów, czy koci mózg najzwyczajniej w świecie wziął drągala za pień drzewa, ciężko stwierdzić. Faktem pozostaje, że panterołaczka ułożyła się bez skrępowania na Dagonie, otulając go po bokach nogami i tylko ręce splatając na jego piersi, a głowę składając gdzieś w okolicach obojczyka, by twarz swobodnie wtulić w czarcią szyję. Uszami grzecznie nie smyrała, ogon leżał bezwładnie gdzieś na nogach mężczyzny, a dziewczyna spała, jak zabita, mrucząc cichutko.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dobrze, że Kimiko przynajmniej nie przeszkadzała. Trochę rozpraszała chichotem, który rozlegał się co jakiś czas. Szeptała, dmuchała i śpiewała, za cel i ofiarę obierając diable ucho, ale czart tylko kręcił głową podśmiewając się pod nosem. Pomoc w pokonaniu pierwszych schodów pominął grzecznym milczeniem - ktoś przecież musiał chociaż wyglądać na poważnego i względnie przytomnego. Wystarczyło, że dziewczyna śmiała się bez wyraźnego powodu. Odezwał się dopiero na zadane pytanie.
        - A gdzie tam - prychnął rozbawiony. - Na tym zadupiu nie ma bruków. A jeśli jakiś jest to tylko na dworach i na pewno nie robią go z dobrych chęci, prędzej z łez i krwi robotników - rechotał czart, odpowiadając na żartobliwie filozoficzną zagadkę.
To urobił kociaka... Chyba ostatnia funkcja jaka zanikała w przypadku pijanej pantery to nie oddychanie, a gadanie. Dziewczyna mogła nie wiedzieć co działo się wokół, ale nawijała lepiej niż stała, chociaż gubiła trochę sens i logikę.
Z plusów spacerku, pantera była nawet względnie przytomna i trzymała się grzecznie na swoim miejscu, dzięki czemu jedną rękę Dagon miał wolną. Do tego nie była ciężkim tobołkiem dla biesa, więc niosąc dziewczynę nie męczył się bardzo i radził sobie całkiem przyzwoicie. Jedyne utrudnienia napotykał ze strony otoczenia. Gdyby nie trafiająca się sporadycznie dziura bądź silniejszy powiew wiatru, nikt by nie posądził czarta o lekko zawiany stan.

        W zajeździe obsługa wykazała się nienagannym wychowaniem. Nie tylko nie patrzyła na gości zbyt nachalnie, ale zupełnie nie zwróciła uwagi na ich mozolną wspinaczkę po schodach, a przynajmniej bardzo dobrze udawała, że nie zwróciła. Tym razem diabeł nie wytrzymał i prychnął cichym śmiechem.
        - Co ty nie powiesz, nie zauważyłem - odpowiedział podśmiewając się cicho, by nie przyciągać ciekawskich spojrzeń gdy przy pomocy uczynnej poręczy pokonywał kolejne kroki.
Do pokoju dotarli bez większych problemów, jedynie klucz trochę nie współpracował, ale poza tym podróż została uwieńczona pełnym sukcesem.
Jak oznajmił, tak zamierzał uczynić nie czekając zgody złodziejki. Po dzisiejszym dniu kanapa była stanowczo za mała i zdecydowanie zbyt niewygodna by się jeszcze miał męczyć. Zgoda dziewczyny tylko ułatwiała sprawę. By było zabawniej Kimiko przytaknęła, czy też złożyła propozycję, wyjątkowo entuzjastycznie, ale nawet gdyby chciał, nie potrafił poczytać jej słów jako sugestii czy zachęty. A potem… a potem dywan go zdradził. Wykładzina podstępnie wykorzystała chwilę gdy czujne diable zmysły, refleks drapieżnika i nienaganna równowaga, zajęte były pomocą przy zdejmowaniu buta.
        Runął jak długi na miękki materac i dokładnie gdy jego wyjątkowo już ciężka głowa dotknęła łóżka, przedsięwziął decyzję, iż dzisiejszej nocy już się nie rusza. Zamierzał zostać i zasnąć tak jak padł. Niby czemu nie? Przerwał mu wiercący się kot. Niechętnie uchylił powieki przyglądając się dziewczynie. Też mu się trafił oryginał. W ustach niejednej kobiety „Choć ze mną na spacer” brzmiało grzeszniej. A brunetka siedziała sobie na nim rozkosznie, rzucając łóżkowymi aluzjami, które nawet nie brzmiały dwuznacznie. Zresztą porządnym facetem nie był, nigdy nie próbował być, ale wykorzystywać dziewczyny w takim stanie nie zamierzał, choćby dla własnej godności. Nawet nie wiedziałaby, że z kimś śpi, co to więc była za zabawa czy wyzwanie?
        Przyglądał się chwilę gramolącemu się z niego kotu i już zamierzał zamknąć ślepia licząc na sen, gdy dziewczyna znów zaczęła się wiercić. Widząc jak wychodziła z pokoju podpierając się wszystkim co tylko stało, westchnął i zmodyfikował plany, skoro i tak go rozbudziła. Podniósł się ciężko na łokciach i niedbale ściągnął marynarkę, wywracając rękawy na drugą stronę i rzucając ją gdzieś obok łóżka. Potem wgramolił się głębiej, głowę układając na puchowej poduszce.
        Nawet nie zwrócił uwagi na wracającą do pokoju Kimiko, zignorował mruczenie i początkowy delikatny dotyk. Mruknął pytająco i uchylił ślepie dopiero gdy stał się on bardziej natarczywy. Dziewczyna właśnie kończyła się mościć. Normalnie jaja jak arbuzy. Znalazł sobie kot poduszkę. Otoczyła go nogami. Rozpuszczone włosy opadły w nieładzie, częściowo wpadając pod kołnierzyk koszuli, łaskocząc go delikatnie. Twarz wtuliła w szyję i teraz czuł oddech śpiącej brunetki na skórze. Świat się kończył. Spał z kobietą, atrakcyjną do tego, bez spania… Więcej, przez te wszystkie dni nawet jakoś specjalnie nie próbował zaciągnąć brunetki do łóżka. Początkowo można było tłumaczyć podobne zachowanie skupieniem się na interesach, nie odciąganiem uwagi od ważniejszego zadania, ale teraz… Nawet ślepiec dostrzegłby, tak właśnie, dostrzegłby, że ten związek szedł w jak najbardziej niewłaściwym kierunku.
Czart westchnął sennie i po omacku odnalazł rant tej części kołdry, która nie była przygnieciona. Naciągnął ją na Kimiko, przy okazji przykrywając też siebie. Rękę pozostawił na pościeli i plecach dziewczyny. Drugą oparł gdzieś na jej ramieniu i bawiąc się kosmykami czarnych włosów zasnął.

        Było trochę po południu. Pokojówki sprzątały pokoje omijając drzwi z wywieszkami „nie przeszkadzać”. Pod ósemką kartki nie było, więc weszła cicho. Rozejrzała się po pokoju z każdym krokiem zwalniając. Panował tu lekki nieład, płaszcz leżał w jednym miejscu, kapelusz w zupełnie innym. Buty dwóch różnych par wędrowały po całej długości pomieszczenia. Dziewczyna rozglądała się czujnie czy aby na pewno powinna zacząć sprzątać.
        Diabeł ostatnio podejrzanie dobrze sypiał. Nie przeszkadzało mu nawet iż pewno kocisko wylegiwało się na jego piersi i brzuchu, mrucząc do tego intensywnie póki nie zapadło w całkiem głęboki sen. Ocknął się dopiero słysząc otwierany zamek. Chwilę walczył z ciężkimi powiekami, które wcale nie chciały się ruszyć. Później musiał zmagać się z oczami, które próbowały przywyknąć do światła. Gdy wreszcie udało mu się względnie ostro dojrzeć pokój, spotkał się wzrokiem z pokojówką. Pomachał do niej z miną szelmy, a dziewczyna zarumieniła się jak dojrzały pomidor i w przepraszających dygnięciach prysnęła z pokoju.
No to poczuł się obudzony. Dagon ziewnął szeroko, przeciągając się na tyle na ile umożliwiał mu to śpiący kot i położył ręce z powrotem na plecach Kimiko.
        - Jak się spało? - wyszeptał ochrypłym, jeszcze trochę zaspanym głosem. Gdyby nie pokojówka, pewnie jeszcze by się nie zbudził.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko spała tak głęboko, że przez całą noc nie poruszyła się nawet o włos, cudem nie zapominając o oddychaniu. Nie przeszkadzała jej wcale podnosząca się klatka piersiowa diabła, zgodnie z jego miarowym oddechem. Bicie serca tylko uspokajało stonowanym rytmem, a ogólne ciepło sprawiało, że mogłaby nie wychodzić z łóżka aż do następnego wieczoru. Jakże byłoby cudownie, spędzić pod kołdrą cały dzień i wstać dopiero, gdy słońce będzie chylić się ku zachodowi, by później w blasku księżyca pędzić przez las i polować. Dagon jednak zaczął się powoli ruszać, tym samym stopniowo wybudzając panterę, która buntowała się przeciwko wstawaniu, mrucząc przecząco i moszcząc się na mężczyźnie jeszcze wygodniej, jakby swoim skromnym ciężarem próbowała przekonać go do bezruchu. Gdyby też oczywiście nieco lepiej zdawała sobie sprawę, na czym, a właściwie na kim dokładnie śpi.
        Do rzeczywistości przywrócił ją znajomy ochrypły głos, jednak objęcie wciąż nie skłaniało do wstawania. Tym razem zamruczała tylko twierdząco w diablą szyję, jednak przebudzenie postępowało, a wraz nim świadomość dziewczyny. Niechętnie otworzyła oczy, a źrenice zaraz zwęziły się w pionowe kreski, broniąc przed jasnym światłem. Nabierając pełnej wiedzy, w jakiej pozycji się znajduje, wyciągnęła spod siebie ręce i podniosła się na nich lekko, wciąż opierając na piersi Laufeya. Dopiero teraz zielone tęczówki napotkały jego ciemne spojrzenie.
        Kimiko nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, którym obdarzyła mężczyznę, chociaż zaraz z wyraźnym zakłopotaniem spuściła wzrok, zatrzymując go na moment na diablich ustach, nim westchnęła cicho i szybko zsunęła się z niego na bok.
        - Przepraszam, jeśli ci było przeze mnie niewygodnie – powiedziała, z wyraźnym trudem ubierając w słowa niezręczną dla niej sytuację. Jej co prawda wcale nie było nieprzyjemnie, ale jednak nie powinno pozostawiać się bez słowa takiego bezpardonowego wchodzenia na kogoś, nawet jeśli ta osoba też nie wyglądała na specjalnie poszkodowaną.
        Głupi kot, zupełnie nie uczący się na błędach i coraz bardziej przegrywający z własną naturą, niekoniecznie kocią, o zgrozo. Ile ona wczoraj wypiła?! Druga noc z tym facetem przestawała być przypadkiem, a zaczynała stawać się niepokojącym i zdecydowanie zbyt przyjemnym nawykiem. Wczoraj obecność Dagona w łóżku była dla niej zaskoczeniem, ale dzisiaj niestety doskonale pamiętała, że sama się na nim ułożyła, traktując jak poduszkę. Diabli wiedzą, jak będzie wyglądała kolejna noc.
        - Która jest godzina? – zapytała w końcu nieco przytomniej, podniosła się do siadu, odgarniając na bok pozostające w artystycznym nieładzie włosy i przecierając twarz dłońmi. Jeśli ją pamięć nie myliła, dzisiaj był ten wielki bal i kulminacja ich jakże szalonych i wyczerpujących przygotowań, a ona nawet nie za bardzo jeszcze wiedziała, gdzie jest jej ogon. O, tutaj. U Bajera. Cholera.
        Pozbierała w końcu wszystkie swoje kończyny, ogon, poprawiła rozchełstaną koszulę i wymknęła się poza łóżko. Stojąc już na własnych nogach i z daleka od przystojnego piekielnika poczuła się nieco pewniej, przeciągając się i po chwili obejmując czule swój brzuch.
        - Rany, ale ja jestem głodna. Umierająco! – jęknęła. – Idę po śniadanie. Albo po obiad, bo w sumie późno, a wczoraj i tak nie jedliśmy… prawda? – zawahała się, zerkając na moment na towarzysza, ale mruknęła coś pod nosem, szybko unikając jego spojrzenia i wyszła z sypialni. Zaraz jednak wróciła, z jednym butem w ręce, ewidentnie poszukując drugiego. W końcu znalazła go pod łóżkiem i znów opuściła pomieszczenie, a po chwili ciche zamknięcie się drzwi zdradziło jej nieobecność.

        Do pokoju wróciła z zastawioną po brzegi tacą, nogą zamykając za sobą drzwi i wciąż zachodząc w głowę, dlaczego ta miła dziewczyna z obsługi tak dziwnie jej się przyglądała. Jakby coś wiedziała, o czym wiedzieć powinna również Kimiko, a na dodatek rumieniła się jak szalona, jednak panterołaczka odpowiadała jej niezmiennie pytającym spojrzeniem, później już zupełnie poświęcając swoją uwagę jedzeniu, które niosła.
        - Mam steki! – zawołała, odnajdując Dagona spojrzeniem w salonie i stawiając tacę na stoliku.
        Usiadła zaraz na ziemi, zdejmując z talerzy pokrywki i z przymkniętymi oczami, i niemal namacalną przyjemnością, westchnęła głęboko, wdychając zapach grillowanego mięsa. Do tego na tacy stała szklana karafka z wodą, gdyż pantera uznała, że chociaż kilka godzin przerwy w ciągłym spożywaniu alkoholu dobrze jej zrobi, oraz… ciasto.
        - Nie brałam specjalnie, dawali dzisiaj kawałek do każdego obiadu – obroniła się szybko, wskazując na kawałek szarlotki i gestem widelca zaprosiła Laufeya do jedzenia, a coraz szerszy uśmiech zwiastował powrót dobrego nastroju złodziejki. Czuła się dodatkowo usprawiedliwiona, bo w końcu pominęła wczorajszy obiad i dzisiejsze śniadanie, a znając też preferencje bogatych nudziarzy na imprezie nie będzie nic konkretnego i drinki znów zagryzać będzie mikroskopijnymi kawałkami żółtego sera lub cząstkami owoców. Z sumieniem czystym jak łza, zabrała się więc za wcinanie mocno wysmażonego steku.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Odwiedzając pokój, sprzątająca dziewczyna miała całkiem ładny widok na Kimiko ułożoną na diable. Skrawka kołdry starczyło raptem na przykrycie części pleców i bioder dziewczyny. Cała reszta była przygnieciona dwójką śpiących. Najwyraźniej jednak czuli się komfortowo, gdyż żadnemu z nich nie wpadło do głowy by szukać większego okrycia. Nim pokojówka uciekła, zdążyła jeszcze spostrzec moszczącą się panterołaczkę, co tylko przyspieszyło jej speszony odwrót.
        Czart oczekiwał trochę szybszego przebudzenia złodziejki, nie zadowolonej odpowiedzi wymruczanej w swoją szyję. Stłumił śmiech i leniwie palcami pogłaskał plecy dziewczyny, zamiast drwić słowami „to dobrze”. Jej uśmiech również był trochę mniej przewidywalnym powitaniem, ucieczka wzrokiem bardziej. Mina Dagona ze zrelaksowanej szybko przeszła w bezczelną.
        - Nieprawda - dopowiedział czart. - Traktujesz mnie przedmiotowo bez najmniejszych oporów - z uśmiechem drażnił się z lekko skrępowaną dziewczyną.
Skrzyżował ręce za głową by mieć lepszy widok na Kimiko, gdy ta próbowała się dobudzić i pozbierać.
        - Nie mam pojęcia - odpowiedział, nieustannie z siebie zadowolony, gdy dziewczynie jeszcze chwilę czas upływał na doprowadzeniu się do względnego porządku.
Ciągle leżąc, odprowadził spojrzeniem zmykającą z łóżka panterę, a wyznaniu dziewczyny odpowiedział tylko diabli rechot. Wyspać się, najeść i Kimiko była najszczęśliwszym domowym zwierzątkiem na świecie, bo chyba to porównanie byłoby najtrafniejsze. Poprzyglądał się jeszcze trochę zmiennokształtnej, snującej się w poszukiwaniu elementów garderoby i dopiero zamknięcie drzwi oznajmiło chwilowy koniec diablej rozrywki.
Przeciągnął się ospale i dopiero zgramolił z materaca. Potem wolnym krokiem ruszył do salonu, a z niego do łazienki. Jak przystało na prawdziwego eleganta, jak to Kimiko w myślach nazywała piekielnika, najpierw należało się uporządkować, a dopiero potem jeść. Nikt nie zanotował śmierci głodowej po niespełna jednodniowej diecie, tym bardziej nie groziła ona rogatemu. W drodze zadzwonił jeszcze magicznym dzwoneczkiem, przyzywając wróżkę.

        Gdy Kimiko wróciła z obiadem, bo na śniadanie było zdecydowanie zbyt późno, ubrania w pokoju były uprzątnięte, a czart z mokrymi włosami, w czystych spodniach i koszuli, snuł się gdzieś przy oknie, oczywiście z whisky w dłoni. Odwrócił się na szelest otwieranych drzwi, w samą porę, by zobaczyć panterę wchodzącą z tacami.
        - Następnym razem wyciągnę cię na całą sarnę - zacytował wieczorną wypowiedź dziewczyny. Zupełnie nie przeszkadzało mu, że brunetka „upolowała” też ciasto, niezależnie czy było w gratisie czy trzeba byłoby za nie zapłacić. Drażnił się z nią dla czystej przyjemności, a nie ze skąpstwa.
        - Jaka to będzie oszczędność - bezczelnie żartował sobie ze złodziejki, siadając do swojej porcji.
Chociaż w myślach już kombinował plany na wieczór, rozpatrując wszystkie możliwe sytuacje, chętnie zabrał się do posiłku.
Zazwyczaj gdy Laufey skupiał się na czymś, w pełni poświęcał się knuciu, urozmaicając je sobie jedynie paleniem cygar i piciem alkoholu, które pomagały mu się skupić. Jednak dzisiaj, prawdopodobnie z powodu intensywnego wieczoru, stek spotkał się z wielką aprobatą diabła.
        Z oczywistych przyczyn wody nawet nie dotykał - to szklaneczka z alkoholem znalazła się obok talerza. Po porcji mięsa, deser również zniknął, chociaż szarlotka trochę bawiła rogatego. Jabłka… skąd wzięły się podania kojarzące te właśnie owoce i piekielników?
Właśnie odkładał sztućce, a z powrotem zjawiła się wróżka, rozkładając po pokoju ubrania na wieczór. Najpierw rozwiesiła zieloną suknię, która chociaż nowa, z jakichś powodów, według skrzydlatej wymagała odświeżenia. Drobnymi rączkami wygładziła każdą fałdkę materiału, na koniec przytulając policzek do lśniącej zieleni. Obserwując z daleka można było nawet odnieść wrażenie, że przez chwilę rozmawiała z sukienką. Samo odejście od kreacji kosztowało wróżkę dużo siły woli, co również dało się zauważyć.
Bies nawet patrzył przez chwilę podparty o oparcie kanapy, mrużąc ślepia z uśmiechem, ale nie śmiał się odezwać. Wreszcie wróżka klepnęła się kilka razy w policzki, pogłaskała sukienkę na pożegnanie tym razem i zajęła się czarcią garderobą. Nad nią już zdecydowanie mniej się roztkliwiała, chociaż białej koszuli poświęciła chwilę uwagi, tak jak i krawatowi dobranemu do kreacji. Zadowolona z siebie, nawet się nie pożegnała, tylko zwyczajnie znikła.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Lekkie skrępowanie dziewczyny na moment ugięło się pod jej pobłażliwym spojrzeniem, gdy Dagon od samego (prawie) rana rozpoczął swoje zaczepki. Jego słów nie wzięła na poważnie, po pierwsze ze względu na bezczelnie wyszczerzoną diablą facjatę, a po drugie zdążyła mężczyznę już trochę poznać i jeśli ktoś tu kogoś przedmiotowo traktował, to na pewno nie ona jego.
        - Jakoś ci to wynagrodzę – odgryzła się z lekkim uśmiechem, obdarzając mężczyznę przelotnym spojrzeniem, nim znów odwróciła wzrok.
        Ciężko było udawać, że nie widzi się rozwalonego na łóżku Laufeya, który nie spuszczał z niej oczu, chyba umyślnie pesząc złodziejkę, gdy ta naprawdę robiła co w jej mocy, by dojść do siebie. Kaca nie miała, w głowie nie huczało, ale brzuch był nieprzyjemnie pusty a światło absurdalnie jasne, no bez przesady, żeby chociaż chmurka jedna na niebie, ale nie! Zabić koci wzrok, oto demarskie zadanie na dziś.
        Mrucząc pod nosem udało jej się doprowadzić do porządku, w miarę skutecznie ignorować nieznośnie odczuwalne spojrzenia Dagona i upolować obiad. Zatrzymała się na moment z tacą w rękach, nieco zdezorientowana panującym w pokoju porządkiem, ale pachnące mięso nie pozwoliło jej długo czekać. Szybko ulokowała się przy stoliku i zaczęła wcinać rostbef, aż trzęsły jej się uszka z radości. Pomogło jej to nawet znieść zapach alkoholu, z którym Bajer podszedł do jedzenia, a który wciąż znacząco drażnił nos panterołaczki. Ona nalała sobie wody, którą popijała, jedząc w milczeniu i spoglądając na diabła tylko, gdy ten się odzywał. Humor poprawił jej się znacząco, więc i zadziorność wróciła, a dziewczyna oparła się na łokciu o stolik, spoglądając na mężczyznę.
        - Gdzie mnie na nią zabierzesz? – zamruczała. – Do lasu? I kto ją upoluje, ja czy ty? – droczyła się dalej, z coraz szerszym uśmiechem, wracając po chwili do posiłku, przerywanego krótkim śmiechem.
        - Trzeba było najpierw poznać partnera zbrodni, nim wyskoczyłeś z inwestowaniem we mnie. Łatwiej mnie ubierać niż żywić – pyskowała dalej, nim spoważniała na moment, chociaż rozbawienie wciąż zdobiło jej twarz. – Jak cię boli moje jedzenie, to posiłki możesz potrącić mi z mojej części zysku, jeśli jakaś będzie. A jak nie, to też się jakoś dogadamy. – Wzruszyła ramionami, nie widząc większych problemów w ich współpracy, niezależnie od decyzji mężczyzny.
        Jej naprawdę powoli przestała robić różnicę ewentualna wypłata i było to dla niej niemałym zaskoczeniem. Jasne, chciała zarobić, to ustawiłoby ją o wiele lepiej niż gwizdnięte raz na jakiś czas fragmenty biżuterii. Ale ostatnie dni były dla niej… miłe. Przyjemne. Zabawne. Póki co, sam czas spędzony w towarzystwie Dagona był już dla niej wystarczającą korzyścią z tej współpracy, zwłaszcza gdy myślała o alternatywie. W każdym razie cieszyła się z jego obecności, o czym nie miała najmniejszego zamiaru mu powiedzieć. A obraz ukradnie, chociażby go sam smok strzegł, tylko po to, by demarskiej elicie utrzeć nosa.
        Zjadła swój obiad i zabierała się za deser, gdy Laufey skończył jeść. Odruchowo zerknęła na odkładane sztućce, a później podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem.
        - To ona! – szepnęła konspiracyjnie, zamierając w bezruchu z szeroko otwartymi oczami zerkając to na wróżkę, to na Dagona. – Co… Kto to jest? – poprawiła się, wciąż mówiąc przyciszonym głosem, jakby bała się spłoszyć małe stworzonko. Rozumiała, że istotka jest w jakiś sposób związana z diabłem, więc grzecznie nie próbowała jej upolować, ale cała jej postawa mówiła, że najchętniej ponownie rzuciłaby się za skrzydlatym drobiazgiem w pogoń.
        Osobna sprawa to suknia, z którą wróżka przybyła, a która na równi porywała uwagę złodziejki. Kimiko kawałek szarlotki prawie stanął w gardle, gdy zobaczyła lejący się, cudownie zielony materiał. Była taka piękna i gładka, że naprawdę chciało się ją założyć i dotykać cały wieczór, ale… no mogłaby jednak mieć plecy! Panterołaczka odłożyła sztućce, zaczynając nieznacznie stresować się nadchodzącym balem, a nic nie robi lepiej na rozluźnienie mięśni, jak gorąca kąpiel.
        - Pójdę się szykować – usprawiedliwiła się krótko i wstała, kierując się do łazienki.

        Tam rozebrała się, napuściła wody do balli, a nawet wpuściła do ciepłej wody kilka kropel ładnie pachnącego olejku. Później zanurzyła się z przyjemnością, relaksując i przygotowując do przyjęcia. Nie miała zamiaru pozwolić, by nerwy i wstyd zepsuły cały jej misterny plan. Obiecała sobie, że da z siebie wszystko i miała ku temu wszelkie dostępne środki, pozostawało je wykorzystać! Ostatni raz, zepnie się w sobie, odstawi przedstawienie życia i będzie miała spokój od tych nadętych bufonów.
        Potaknęła sobie sama, dodając odwagi, a po jakimś czasie opuściła wannę i wytarła się dokładnie, owijając później puszystym ręcznikiem. Mokre włosy rozczesała i osuszyła je lepiej, otwierając też okno, by przewietrzyć pomieszczenie. Przez moment zastanawiała się, czy może wyjść tak do salonu, ale i tak musiała pozbierać swoje rzeczy, a przy tym, co miała dzisiaj na siebie założyć, jej aktualny strój był całkiem skromny.
        Nie przejmując się więc obecnością Dagona, wyszła z łazienki na boso i opatulona jedynie białym ręcznikiem. Roztrzepując dłonią wilgotne włosy, by szybciej wyschły, przechadzała się po pokoju, w sypialni wyciągając swoją starą torbę i zabierając z niej kilka drobiazgów oraz porywając buty, suknię z drzwi, a w salonie kradnąc bez słowa całą szkatułkę z biżuterią. Przyłapana diablim spojrzeniem tylko puściła do Laufeya oko z zaczepnym uśmiechem i zniknęła znów w łazience.
        Bacząc na lekki materiał sukni, wytarła się dokładnie, nim założyła ją na siebie, bo podejrzewała, że jedwab wykorzysta każdą okazję, by jeszcze bardziej uwydatnić jej figurę. Nieprzyzwyczajona zupełnie do takich materiałów pozwoliła sobie na chwilę słabości, zauroczona obserwując jak puszczona luźno zieleń leje się po niej, opadając aż do stóp.
        - O cholera… - westchnęła cicho, spoglądając w lustro. Wyglądała… ładnie.
        Próbowała poprawić jakoś materiał, by tak bezczelnie jej nie odkrywał, ale ten za nic miał sobie starania złodziejki, układając się po swojemu i dokładnie tak jak powinien. Suknia może nie posiadała dekoltu z przodu, ale rękawów również jej brakowało. Zielona tkanina delikatnie otulała biust dziewczyny, by opaść aż do jej talii i dopiero tam pomknąć w tył, łącząc się na wysokości krzyża, pozostawiając całe plecy i ramiona odkryte. Dziewczynie pozostało więc tylko zapiąć ukryty w obróżce guzik i przeczesać suche już włosy, które opadały do końca jej pleców, przysłaniając je niemal w całości. Kimiko początkowo uśmiechnęła się z zadowoleniem na ten widok, ale zaraz przechyliła lekko głowę, przyglądając swojemu odbiciu. Mogła tak wyjść. Ale…
        Ale miała się postarać, tak? Dać z siebie wszystko, a nie się chować, jak dzieciak, zawstydzona własną figurą. Nie będzie tchórzem, bojącym się własnego ciała. Fuknęła pod nosem i sprawnym ruchem zebrała czarne loki, zakręcając je na dłoni w zgrabny, choć umyślnie nieco niedbały kok, który przebiła szpilą ze szmaragdowym okiem, wyjętą ze szkatułki z biżuterią. Chciała wpleść ją inaczej, by mieć jakąkolwiek broń pod ręką, bo przypasanie sztyletów do ud nie wchodziło w ogóle w grę. Odznaczały się pod materiałem sukni na jednej nodze albo ukazywały w dość sporym rozcięciu na drugiej. Teraz jednak umyślnie odsłoniła plecy, skoro taki był zamysł sukni, nie będzie tego psuła. Drobny tatuaż między łopatkami był widoczny na gładkiej skórze jak na dłoni, ale trudno. Ma robić za przynętę, nie ma sprawy.
        Odgarnęła lekko włosy na głowie, by odsłonić uszy, oraz wysupłała dwa pasma loków, puszczając je luzem przy twarzy. Wystający lekko rzemień z medalionem ukryła lepiej pod obróżką. W przyniesionych drobiazgach znajdowała się też mała fiolka z czernidłem, którym dziewczyna zazwyczaj smarowała powieki oraz skórę pod oczami, dla ochrony przed słońcem. Tym razem skorzystała z cienkiego patyczka i precyzyjnymi ruchami wymalowała cienkie czarne kreski na górnych powiekach oraz jeszcze delikatniejsze na dolnych, podciągając optycznie kąciki oczu i jeszcze intensywniej upodabniając je do kocich ślepi. Poza tym darowała sobie jakikolwiek makijaż. Ani takiego nie posiadała, ani nie była w tym dobra, ani nie czuła się w nim komfortowo. Więcej biżuterii też nie zakładała, obróżka przy sukni wykluczała jakikolwiek naszyjnik, kocie uszy nie były przekłute, a bransoletek na dłoniach nie lubiła, bo trudno się w nich kradło. Wsunęła jeszcze buty na obcasie i opuściła łazienkę.
        Odnalazła Dagona i podeszła do niego z lekkim uśmiechem na ustach, wyprostowana i nie spuszczając wzroku.
        - Jak wyglądam?
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Od momentu, w którym się przebudził, Dagon cały czas zastanawiał się jaki będzie następny krok czy reakcja dziewczyny. Widział jej wahanie i niepewność. Westchnięcie również nie umknęło diablej uwadze, tylko nie miał pewności nad czym ubolewała. Na koniec jednak dziewczyna nie zrobiła prawie nic. Ani nie uciekła, ani nie droczyła się z nim. Tak jakby Kimiko pogodziła się z niewygodną sytuacją i przechodząc z nią do porządku dziennego, skupiła się na dojściu do siebie po libacji.
Dopiero po chwili doczekał się jakiegoś odzewu. Krótkiego, ale piekielnik wyszczerzył się szeroko.
        - Nie wątpię - wymruczał uśmiechając się jeszcze szerzej. Już wcześniej wyrobił sobie zdanie na ten temat. Sama zabawa z panterą stanowiła wynagrodzenie pewnych niedogodności, chociaż spanie z brunetką nawet jeśli trochę inne niż zwykle uskuteczniał, niedogodnością nie było, bardziej... nowym doświadczeniem. To chyba było najlepsze określenie.
Później pantera usilnie próbowała udawać, że go tutaj nie ma i wcale jej się nie przygląda, co oczywiście przyjmował z aroganckim uśmieszkiem.
Poranna rozrywka trwała jednak dość krótko i brunetka znikła w poszukiwaniu pożywienia. Takie to diable życie, usłane przyjemnościami, ale jakże krótkimi i ulotnymi. Skoro rozrywka się skończyła, należało przejść do wstępu do interesów. Zamiast dłużej się wylegiwać i zwlekać, wstał z łóżka.

        Panterołaczka szybko wróciła z obiadem dla nich obojga. Jak się potem okazało (zresztą po raz kolejny), głodny kot nie był sobą, ale tylko postawić przed dziewczyną pełen talerz a odzyskiwała animusz i pazurki. Czart z rozbawieniem podjął przekomarzanie się, uśmiechając się pod nosem.
        - Czyżbyś we mnie nie wierzyła? - zapytał zaczepnie, gdy pantera się podśmiewała.
        - To nie była planowana współpraca, więc i konsekwencje są mniej przewidywalne - zamruczał na swój sposób Dagon. - Ale nie wątpię, że się dogadamy - zakończył z miną szelmy. Zupełnie nie bolał go apetyt Kimiko i tak jak rozumiał cieszenie się przyjemnościami dostarczanymi przez życie, a przecież jedzenie było jedną z nich, tak domyślał się, że chociaż brunetka miała drobne ciałko to jej metabolizm przypominał drapieżnika, którym była. Polubił dziewczynę i dobrze się z nią bawił, więc nie zamierzał jej rozliczać z błahostek jak posiłki, ale elementem zabawy, było drażnienie kotka, więc Dagon rozpoczynał je prawie dla zasady.
        Posiłek był bardzo smaczny, tym smaczniejszy po dłuższej głodówce zapijanej alkoholem. To nie był jednak czas na zachwycanie się tutejszą kuchnią. Laufeyowi przyświecał konkretny cel i na jego osiągnięciu należało się skupić. Do kompletu, jak w zegarku, zjawiła się wróżka dostarczając ubiory i ogłaszając koniec odpoczynku.
Bajer obserwował krzątającą się istotkę, ale słysząc głos Kimiko, oderwał wzrok od skrzydlatej. Spojrzał w szeroko otwarte oczy pantery, by zaraz potem zerknąć w kierunku, w którym patrzyła, chociaż domyślał się powodu zdziwienia.
        - Ach, ona… - uśmiechnął się czart, wracając do dziewczyny.
        - Wróżka, czyli trochę szurnięte wsparcie logistyczne - dodał szeptem podobnym do Kimiko.
        - Jak się oswoi, przywita się sama. Zawsze robi tylko to na co ma ochotę - dodał normalnym głosem, tłumacząc rzadko spotykaną istotkę. Później Dagon odwrócił się by zerknąć przez okno i przytaknął. Dzień był już późny i zdecydowanie była najwyższa pora by zacząć się szykować.

        Sam był już prawie gotów. W trakcie gdy Kimiko „polowała” zmył z siebie wczorajszy dzień. Mokre włosy, puszczone swobodnie zdążyły już przeschnąć układając się w wyraźne fale, które teraz wystarczyło związać. Poza tym należało ubrać strój wizytowy, a nie codzienne spodnie i koszulę.
Powoli przebierał się w przygotowane przez wróżkę, eleganckie ubrania. W porównaniu ze szlachtą pewnie będzie wyglądał raczej skromnie, a przynajmniej mało ekstrawagancko. Jego garnitur był jak zawsze nienaganny, ale przy krzykliwych strojach bogaczy z Horusem na czele, wypadał prawie szaro. Jedyne co wyróżniało się na tle spokojnych barw to krawat o deseniu nawiązującym do sukni Kimiko i jednolita zielona poszetka. Diabeł cenił sobie klasyczny i niekrzykliwy styl.
        Właśnie zapinał koszulę, gdy z łazienki, tylko w ręczniku, wyszła dziewczyna. Przerwał na chwilę, odprowadzając brunetkę zainteresowanym spojrzeniem, a w odpowiedzi na puszczone oczko, uśmiechnął się bezczelnie.
Niedługo później był prawie gotowy. Kończył wiązać włosy, gdy Kimiko wreszcie wyszła z łazienki.
Zbliżającą się dziewczynę, obdarzył długim spojrzeniem od rozcięcia sukni, w którym błyskała zgrabna noga, przez ładną talię, po odsłonięte ramiona i związane wysoko włosy. Na koniec z trudnym do odczytania wyrazem twarzy zatrzymał się na kocich oczach, podkreślonych ciemną kreską.
Ostatni dzielący ich krok pokonał Dagon, wyciągając rękę by dotknąć twarzy dziewczyny. Delikatnie podparł podbródek Kimiko, by nawet nie próbowała spuszczać oczu i kciukiem pogłaskał jej policzek.
        - Pięknie - odpowiedział patrząc w szmaragdowe tęczówki. Twarz czarta chociaż zadowolona, wciąż kryła jego myśli i brakowało w niej zwykłego zawadiackiego uśmieszku.
        - Zastanawiam się czy nie za dobrze. Teraz sam nie wiem, czy mam ochotę byś była przynętą czy wolę cię zatrzymać dla siebie. - Uśmiechnął się, palcami gładząc luźny kosmyk czarnych włosów.
Ciężko było wyczuć ile w słowach Bajera było prawdy a ile dowcipu, ale niezależnie od prawdziwości wypowiedzi, na bal należało iść. Bies zwinnie wsunął ramię pod rękę Kimiko i poprowadził ją do wyjścia.

        W holu spojrzenia obsługi znów nie wykraczały poza służbowe, a przynajmniej te ponadstandardowe, ciekawskie sprytnie skrywano. Powóz oczywiście wezwano niezwłocznie. Nie minęło wiele czasu nim złodziejka i czart ruszyli na bal, lecz pechowa pokojówka miała okazję znów wpaść na parę spod ósemki i spłonąć rumieńcem starając się umknąć jak najszybciej, gdy najpierw spojrzała na nieskromną kreację czarnowłosej piękności, potem napotkała uśmiech mężczyzny.
        Dorożka przemieszczała się równym tempem, ale droga jaką mieli do pokonania nie była krótka, więc nim opuścili brukowane ulice, barwy zachodu słońca kolorowały niebo. Przejechali całe miasto, które mogli podziwiać z okien. Minęli park i stopniowo przemieszczali się w mniej gęsto oblegane rejony.
        Posiadłość Whitakera znajdowała się na obrzeżach Demary. Ulokowana w prywatnym parku poprzecinanym dróżkami wysypanymi białym żwirem, skryta była przed nieproszonymi spojrzeniami.
Im głębiej wjeżdżali tym bardziej gęstniał wieczorny mrok i tym wyraźniej rozświetlany był przez niewielkie lampki oliwne ulokowane po bokach ścieżki znajdującej się w najbliższym sąsiedztwie dworu. Żwir chrzęścił pod kopytami koni i kołami powozów, których w miarę zbliżania się do domostwa, zebrało się kilka. Teraz już droga była jasno oświetlona, a białe wysokie ściany prześwitywały między drzewami.
Wreszcie zatrzymali się wprost przy schodach. Dagon wysiadł pierwszy i podał Kimiko rękę pomagając i jej stanąć na ziemi. Służący otworzył drzwi zapraszając parę do środka, z którego uderzał jasny blask i rozlegał się już gwar i muzyka. Większość gości już przybyła, dając złodziejce i piekielnikowi ładne i widowiskowe wejście. Ich oczy szybko mogły wyłapać wśród tłumu znajome twarze śmietanki z Jaskini.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Podniosła na Laufeya rozbawione spojrzenie, gdy mężczyzna podjął zaczepkę. Wyłącznie dla żartu otaksowała go ostentacyjnie spojrzeniem, po czym wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia.
        - Zaraz nie wierzyła… – ciągnęła dowcip, podśmiewując się pod nosem. – Ale żeby sarnę upolować, trzeba ją złapać, czyli dogonić. Coś wspominałeś, że miłośnikiem biegania nie jesteś, więc wybacz, że upewniam się co do twoich umiejętności łowieckich.
        Na komentarz o współpracy pokiwała głową rozbawiona, darując już sobie ripostę, że ta współpraca i tak była planowana przez niego dłużej, nim łaskawie wciągnął w swoje pomysły samą zainteresowaną. Zamyśliła się na moment, wspominając pierwszą wizytę w Jaskini i obiad u ekstrawaganckiego krasnoluda, po czym uśmiechnęła pod nosem, ukradkiem przyglądając Dagonowi. Nic jednak nie powiedziała. Przyjmując do wiadomości oszczędne informacje o wróżce, a z wyjątkową ciekawością fakt, że ta mała być może sama się w końcu przywita, Kimiko skończyła jedzenie i zniknęła w łazience, by się przygotować.

        Czuła się niepewnie w tej sukni, ale robiła wszystko, by nie dać po sobie tego poznać i całkiem jej to wychodziło. Chyba tylko znający ją już trochę Laufey mógłby odnaleźć wahanie w spojrzeniu dziewczyny, chociaż akurat gdy spoglądała na niego, brak było tego wyrazu w zielonych ślepiach.
        Zdecydowanie przestała już próbować poprawić kreację. Świadoma własnych słabości, postanowiła umyślnie przybrać standardową w takich sytuacjach mentalność, gdy ma wrażenie, że ktoś spogląda na nią z krytyką, że mogą oni iść się wszyscy pieprzyć. Wyglądała dobrze. Widziała to w lustrze i w oczach Dagona, który powitał ją długim spojrzeniem, bez skrępowania obejmując jej sylwetkę od stóp do głów. Spodziewała się jednak znajomego zaczepnego uśmiechu na twarzy mężczyzny, ta jednak była dla niej chwilowo nieodgadniona, co wywołało dziwny niepokój. Chyba jednak zbyt się do niego przyzwyczaiła.
        Ona sama uśmiechnęła się lekko na widok elegancko ubranego Laufeya, zwłaszcza przenosząc spojrzenie na deseń krawatu i jednolicie zieloną poszetkę, jakimś cudem idealnie w kolorze jej sukni. Mężczyzna jak zwykle prezentował się nadzwyczaj dobrze i z pewnością nie potrzebował żadnych zapewnień, by trwać w tym mniemaniu. Zresztą nie chodziło nawet o idealnie skrojony garnitur. Cholernik był diabelnie przystojny, zdecydowanie nie wróżył nic dobrego, a ona wpadła po uszy.
        Zatrzymała się, gdy Laufey zrobił krok w jej stronę, ale nie cofnęła przed wyciągniętą ręką, pozwalając ująć się pod brodą i przygwoździć spojrzeniem. Delikatniej nie umiała tego nazwać, bo chociaż dotyk na policzku był łagodny i niemalże czuły, ciemne oczy diabła nie pozwalały jej odwrócić wzroku, więc tylko wodziła spojrzeniem od jednej jego źrenicy do drugiej. Na komplement uśmiechnęła się, jednak unieruchomiona niemal całkowicie tak niewinnym gestem mogła tylko na moment przymknąć oczy w niemym podziękowaniu, nim znów spojrzała na diabła.
        Na jego kolejne słowa odruchowo uniosła wyzywająco jedną brew. „Zatrzymać ją dla siebie? Dowcipniś.” Złodziejka ku własnemu zdziwieniu jednocześnie z wyraźną przyjemnością przyjęła tak ukształtowany komplement i zbuntowała się wewnętrznie przeciw takim sformułowaniom, nawet rzuconym po części dowcipnie. Żarty żartami, ale warto jednak naprowadzić nieco mężczyznę na właściwe tory, nim się zupełnie nie zrozumieją. Może i sama zdecydowanie zbyt mocno przywiązała się do tymczasowego towarzysza zbrodni, jednak z pewnością kocia natura nie pozwalała tak lekko zagarniać sobie jej osoby.
        Jeden kącik ust uniósł się nieco wyżej, zmieniając niewinny uśmiech na nieco zaczepny, a dziewczyna wspięła się na palce i przyciągając sobie mężczyznę delikatnie za klapę marynarki, pocałowała go lekko w policzek – zaledwie muśnięcie ustami i z racji znacznej różnicy wzrostu bliżej kącika ust i linii szczęki, niż tam gdzie składało się go zazwyczaj.
        - Na szczęście Dagon… – zaczęła, cofając się nieznacznie i wracając do poprzedniego, skromnego, ale jednak dystansu między nimi. – …nie wszystko zależy od twojej ochoty. A na pewno nie ja. – Ukazała kiełki w uśmiechu, ujmując Dagona pod ramię i opuszczając z nim pokój.

        Podróż w dorożce minęła im w większości w milczeniu, a przynajmniej panterołaczka nie odzywała się zbyt wiele. Humor jej dopisywał, ale zajęta była wyglądaniem przez okno, a kocie ślepia w pędzie odprowadzały mijane przez nich krajobrazy. Widok miasta nocą był jej znany, jednak i tak go uwielbiała. Na równi ze spędzaniem czasu w dziczy, złodziejka lubiła zaludnione metropolie, gęste zabudowania, wąskie uliczki. Nie przeszkadzały jej te wszystkie negatywne elementy, którymi zasłaniali się fani przyrody, wskazując w miastach brak higieny, ciasnotę, zgiełk i motłoch. Miasto brało się całe takie, jakie było, nawet z tymi ciemniejszymi alejami. Osobna sprawa, że na tych głównych lub podmiejskich rzadko bywała, nie zapuszczając się dalej niż do okalających rezydencję parków i lasów. Okazjonalnie wbiła się na jakiś bal, ale to i tak było ryzyko. A tym razem dostała zaproszenie. Bardzo starając się nie przyklejać tak ostentacyjnie do okna powozu, wsparła się na nim lekko, zza zasłonki obserwując zmieniającą się okolicę. Oliwne lampy rzucały ciepły blask na białą, żwirowaną aleję. No na los, oni nawet drogi mieli czyste!
        W końcu powóz zatrzymał się pod potężną rezydencją, a Kimiko odwróciła się w stronę Dagona, wspierając się na jego dłoni i ostrożnie wysiadając z powozu. Zadrżała lekko, gdy chłodne wieczorne powietrze popłynęło po jej odsłoniętych plecach, ale zmierzali już po schodach do wejścia, a służba pełną podniosłością otworzyła przed przybywającymi dwa potężne skrzydła drzwi wejściowych. Razem ze światłem i gwarem, ze środka popłynęło ciepło. Złodziejka rozluźniła się widocznie, prostując i pod ramię z diabłem wchodząc do paszczy lwa.
        - Dagon! Kimiko!
        W ich stronę z rozpostartymi ramionami zmierzał Whitaker, a przy jego boku dreptała szybciutko w wąskiej sukni Konstancja. Gospodarze byli ubrani w pełni na biało, a Wąsacz nawet wytrzasnął skądś barwione na ten kolor skórzane buty. Jego małżonka natomiast, z wyrazem zwyczajowej pogardy, w swojej nieskazitelnie białej sukni, z bladą cerą i jasnymi włosami wyglądała… nie najlepiej. Może gdyby była ładniejsza i miała co najmniej kilkanaście lat mniej, takie zestawienie byłoby dla niej korzystne, teraz wyglądała po prostu na chorą. Do tego nawet nie udawała, że obdarza brunetkę uśmiechem, łypiąc na nią z wyższością, gdy jej mąż z pietyzmem całował dłoń dziewczyny. No to się zaczęło.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Wiedział, że dziewczynie nie brakowało powabu nawet jeśli sama w to nie wierzyła, miał przecież oczy i co więcej umiał z nich korzystać. Ale to właśnie pewność siebie dodała jej blasku. Nie kryła się po kątach, nie garbiła, jak wcześniej u krawca. Szła dokładnie tak jak powinna iść czarna pantera, wzbudzając przyspieszone bicie serca u potencjalnych ofiar. Chwilami dostrzegał cień wahania. Drobiazg, prawie nieuchwytny, który nawet nie psuł obrazu, a dodawał mu prawdziwości. Najprościej było powiedzieć, że Dagon lubił kobiety i potrafił docenić piękno w większości z nich, ale brunetka wyjątkowo mu się podobała. Co więcej wcale nie tylko w zielonym jedwabiu, on był jedynie wisienką na torcie. Za atrakcyjny uważał zarówno wygląd jak i charakter zmiennokształtnej, co już przeciwnie do znajdowania uroku w różnych niewiastach, zdarzało się czartowi wyjątkowo rzadko.
        Piekielnik nawet się nie droczył, nie sypał kwiecistymi zdaniami. W tym momencie jedno słowo znaczyło więcej niż całe poematy. Chociaż przez chwilę sądził, że Kimiko bardziej oswoiła się z jego obecnością i spojrzeniem. Pantera jednak zamarła na moment, ale nie była wystraszona, bardziej może zaskoczona… W tym momencie nie umiał zinterpretować kocich ślepi. Widział jednak uśmiech, jego znaczenie rozumiał. Do tego złodziejka szybko pozbyła się początkowego wahania i zaserwowała Dagonowi uroczą, drwiącą reprymendę.
Diabeł niczym lustro odpowiedział podobnym uśmiechem, czując jak dziewczyna przyciąga go do siebie. Jego usta rozciągnęły się odrobinę, gdy wargi Kimiko dotknęły policzka... prawie policzka.
        - Na szczęście - powtórzył za dziewczyną, głosem zbliżonym do szeptu.

        Żadne z nich nie wiedziało gdzie mieścił się dwór Whitakera. Znali tylko adres i to nim kierował się woźnica. Dagon podobnie jak Kimiko, obserwował miasto, co jakiś czas tylko zerkając na siedzącą dziewczynę. Mieli sporo szczęścia. Tydzień, dwa później i taka suknia odsłaniałaby zbyt wiele na tę porę roku. Wciąż jednak mieli złotą, względnie ciepłą jesień i poza wieczornym chłodem nie musieli obawiać się niepogody.
        Dagon nie nawijał niepotrzebnie, nie mając zbyt wiele do powiedzenia, ale dla odmiany pędzących w głowie myśli miał aż nadto. Od posiadłości dzieliła ich znaczna odległość co na dwa różne sposoby wpływało na ich położenie. Długa trasa dawała mnogość opcji na ucieczkę. Całą gamę kryjówek, a rozwlekłym i kluczącym tropem znacznie trudniej było podążać. Długa droga też wydłużała potencjalny pościg. Nabijała czas, który spędzało się na nieznanym terenie utrudniającym mylenie pogoni, czy krycie się przed nią.
        Nim ze zwykłego traktu wjechali na prywatną żwirówkę, zapamiętał przynajmniej dwa ciekawsze zaułki, widoczne z głównej alei, które mogły przydać się w razie problemów. Przez chwilę zapanowała prawie całkowita ciemność, gdy nikłe światło młodego księżyca ledwie przebijało się przez gałęzie, a jeszcze nie pojawiły się rozstawione lampy. Diabeł znów zerknął na profil dziewczyny i odbijające się w szybie kocie oczy, które lśniły chwilami, refleksami naturalnego światła.
        - W razie komplikacji, wycofaj się - odezwał się cicho, zaraz zerkając w las, z podobnym celem jak podczas obserwowania miasta.
Park wokół posiadłości tak jak droga, był doskonałym dodatkiem do ich planu. Wysokie drzewa, w których cieniu można było się skryć, umożliwiały niepostrzeżone zakradnięcie się w samo pobliże dworu. Do tego były prawie naturalnym środowiskiem dla pantery, która mogła wykorzystać swoje atuty. Mógł też kryć pułapki, których się nie spodziewali.
Także i tu wypatrzył kilka ciekawszych punktów. Szczególnie upodobał sobie jeden z nich, w postaci kępy trzech drzew i jakiegoś krzaka. Dalej nie sięgał wzrokiem, z powodu ciemności, ale był to całkiem niezły początek w zbieraniu informacji.

        Chociaż podjazd był sowicie oświetlony, światło lamp oliwnych wciąż było ciepłe i delikatne, w sam raz po czerni nocy, która dominowała podczas większości podróży. Nie drażniło oczu i przyzwyczajało je powoli do jasności. Nic jednak nie mogło oswoić z blaskiem, który napotkali we wnętrzu holu. Jasność aż zmusiła do zmrużenia oczu, a potem było już tylko gorzej.
        Whitakerowie w bieli, jakby wpadli do balii z wapnem lub też ubzdurali sobie, że są parą niebian czy innego ustrojstwa powitali swoich gości. Teraz to dopiero oczy zaczęły boleć.
Diabeł uśmiechnął się miło, w pierwszej kolejności witając panią domu. Bladym suczyskom jak Konstancja w bieli było wyjątkowo źle. W jej urodzie jakoś diabeł nie potrafił dopatrzeć się zalet. Blada cera, mdłe oczy, wąskie usta zaciśnięte w grymasie pełnym wyższości, zamiast uśmiechu. Oczywiście mina nie zmieniła się ani odrobinę, gdy spojrzenie pani Whitaker przeniosło się z wyraźnie nielubianej Kimiko na mężczyznę, którym ewidentnie gardziła wcale nie mniej. Po błyskawicznym namyśle, w czerni też nie byłoby jej dobrze, teraz wyglądała jak złośliwa zjawa, a tak nabrałaby wyglądu kostuchy. To co w czarcim mniemaniu najlepiej pasowało Konstancji, to ciasno zawiązany szalik dowolnego koloru.
        Przeciwnie do żony Daniel Whitaker wyglądał na aż nazbyt szczęśliwego. Oczy świeciły mu się jak dziecku w swoje urodziny, gdy witał panterołaczkę. Diabeł obserwował wszystko kątem oka, uwagę dzieląc pomiędzy zgorzkniałą gospodynię przyjęcia, gospodarza czyniącego umizgi, a nadciągające pozostałe sępy czyli królową lodu ze świtą, chociaż przez moment przyćmiewał ją własny mąż, rzucając się w oczy jako pierwszy.
Horus oczywiście jak to miał w zwyczaju, dosłownie lśnił. Dzisiaj jednak świecił bardziej niż kryształowe żyrandole, literalnie odziany w złoto. Smoking w kolorze starego kruszcu, przyozdabiały hafty wyszyte złotymi nićmi oraz wszyte w nie klejnoty. Chyba porozumiał się z Danielem w kwestiach oryginalności ubioru, gdyż tak jak pierwszy zadbał by i buty były śnieżnobiałe, tak te Tussalda były wysadzane drobnymi klejnocikami tak gęsto, że pantofle większości kobiet na balu były skromniejsze. Jeśli jednak ktoś miałby wątpliwości czy już to była przesada czy jeszcze granica dobrego gustu, Horus zadbał i o to. Pośrodku każdego z nich znajdowała się klamra z ciemnym rubinem, tak dla zaostrzenia kolorystyki.
        Żona jak zawsze prezentowała się lepiej. Suknia o rozłożystym dekolcie i szerokiej spódnicy ze sporą ilością drapowań i falban idealnie balansowała między nadmierną pysznością a szykiem, zupełnie nie wyglądając ani na ciężką ani przesadną. Burgundowy atłas, zdobiony drobnymi złotymi akcentami sprawiał, że przy Konstancji wyglądała jak pani zamku obok straszącej tam białej damy.
        Jarvis odstawał od ojca normalnością, za to doskonale pasował do matki jasno dając do zrozumienia po kim odziedziczył gust, lub też kto go ubierał, chociaż nie brakowało mu typowo szlacheckiej ekstrawagancji nie oszczędzającej na soczystych kolorach. Całe szczęście nie raził w oczy tak jak głowa rodu. Więcej takich Horusów i można było oślepnąć.
Jak już byliśmy przy oczach, brunet wyglądał jakby witając się z Kimiko nie wiedział gdzie ma je podziać. Dagon choć diabeł, miał takt i póki celowo nie drażnił złodziejki, nie wlepiał oczu jak sroka w gnat w nagą skórę. A nawet jeśli przyglądał się złodziejce, to nie jak głodny kundel, czego nie można było powiedzieć o chłopaku. Cóż, pewnie nieczęsto widział takie sukienki, a niektóre kreacje - jak na przykład ta Konstancji - mogły ostudzić każdy zapał. Patrząc jednak po jego zdolnościach to też nie zapowiadało się by w przyszłości miał okazję podziwiać co ładniejszą kobietę, bo jeśli jakaś miała polecieć na podobne awanse dzieciaka amatora, to chyba tylko rachityczna szlachcianka podobna do białej zjawy. Przynajmniej takie były przemyślenia piekielnika, wymieniającego powitania, z którego facjaty nie znikał kurtuazyjny uśmiech.
        Serafina wyglądała uroczo w pudrowym róży ułożonym w eleganckie fale i kaskady, który ujmował jej ładnych parę lat. A Ronald, cóż Ronald… jak mógł wyglądać krępy facet z nadwagą i brodą? Prezentował się niezbyt ponętnie, grubo i oczywiście bogato. Chociaż nie świecił cekinami jak Horus, to brocha - bo już nie broszka - spinająca askot z wielkim szlachetnym kamieniem i podobne jej sygnet porozkładane po pulchnych palcach, mówiły za siebie.
Powitania przeszły prawie sympatycznie i zaraz przyniesiono szampana.
        - Chodźcie głębiej - zaprosił Whitaker, prowadząc kompletną już grupkę do sali balowej. W jej rogu ustawione były niewielkie stoliki, gdzie gęsto chodziła obsługa, oraz w pobliżu których znajdował się barek. Wysokie okna zasłaniały długie ciężkie kotary, a w tyle widać było szerokie schody prowadzące na piętro otaczające salę balustradą, z ginącymi w mroku, węższymi korytarzami.
        - Jak długo zostaniecie? - rozpoczęła rozmowę Silvia, wyręczając drętwą gospodynię.
        - Czyżbyście jednak przedłużyli pobyt? - Daniel dodał swoje pytanie, nim zdążyli odpowiedzieć.
        - Nie, wyjeżdżamy zaraz po balu - odpowiedział diabeł z grzecznym uśmiechem. - Przed południem muszę być u ostatniego kontrahenta, więc pewnie jeszcze nim wybije północ albo niewiele po niej, będziemy w drodze.
        - Tak szybko? - zapytał Jarvis, ale pytanie skierował bardziej do Kimiko niż Laufeya.
        - Popieram - zaraz wsparł młodzieńca Pessoa. - Zostańcie dłużej.
        - Już i tak nagiąłem grafiki - odparł czart, grzecznie, ale nie zostawiając pola do dyskusji.
        - Ale wciąż mówisz tylko za siebie - wtrąciła się Silvia, z miłym uśmiechem. - Skąd jesteście? - uzupełniła wypowiedź kolejnym pytaniem, jakby chciała odpowiednio dobrać argumenty.
        - Leonia - bez zawahania odpowiedział diabeł, uśmiechając się czarująco do Silvia.
        - Leonia? - teatralnie zapowietrzyła się kobieta, zakrywając usta palcami wypielęgnowanej dłoni.
        - Dagonie co to za pomysł by ciągać kobietę ze sobą po całym świecie, męcząc ją podróżami. Mam wspaniałą propozycję - dodała, jakby pomysł faktycznie jej się spodobał. - Niech Kimiko zostanie z nami, gdy ty zajmiesz się swoimi sprawami. Spędziłaby miło czas, a potem wrócilibyście razem - przedstawiła swój plan, ale już nie patrząc na diabła, a kierując wzrok na dziewczynę rozmawiającą z jej synem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Podróż przebiegała wyjątkowo spokojnie, co pomogło Kimiko odprężyć się przed balem. Wyciszała się, słuchając zgrzytu żwiru pod kołami powozu i końskimi kopytami, skupiając na szczegółach parku, który mijali. Ciszę przerwał Dagon, dość niespodziewanie i enigmatycznie, nawet jak na siebie. Odwróciła się od okna, by spojrzeć na Laufeya. Ten jednak zaraz po swoich słowach zwrócił spojrzenie na las, a jej pozostawało tylko przyglądanie się jego profilowi. Zmarszczyła nieznacznie brwi, ale nic nie powiedziała. Zwłaszcza nie potaknęła.

        Gospodarze balu dopadli ich, gdy tylko Kimiko i Dagon przekroczyli próg, porywając ich w swoje szpony i rozpoczynając rytuał powitań. Pierwszy pochwycił ją pan domu, ujmując ostrożnie dłoń, jakby była ze szkła i składając na knykciach przydługi pocałunek, który nie uszedł uwadze jego małżonki. Złodziejka początkowo tylko uśmiechała się grzecznie, ale widząc kątem oka buzującą ze złości Konstancję, która już zupełnie darowała sobie pozory (między innymi jakiekolwiek kulturalne powitanie gości), nie mogła powstrzymać się od filuternego uśmiechu w stronę jej męża, który rozpromienił się jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle było możliwe. „Laufey, coś ty ze mną zrobił?”, przemknęło dziewczynie przez myśl. A przecież dopiero weszli.
        W końcu jednak Wąsacz musiał od niej odejść, by dopuścić resztę śmietanki. Na widok Tussaldów Kimiko uśmiechnęła się wyjątkowo szczerze, ich wszystkich z tego całego towarzystwa lubiąc najbardziej.
        - Silvia, wyglądasz nieziemsko – powiedziała z autentycznym podziwem, a lodowa królowa przymknęła oczy z przyjemnością i podziękowała za komplement aż trzema pozorowanymi całusami po obu stronach twarzy złodziejki.
        Witając się z Horusem panterołaczka prawie oślepła. Kocie źrenice zwęziły się w niemal idealnie pionowe czarne kreski na tle szmaragdowych tęczówek, gdy tylko dziewczynę zalało światło wnętrza posiadłości. Jednak nawet to nie pomogło w zetknięciu ze szczerozłotym smokingiem, który miał na sobie jaszczurowaty jegomość. Przymrużyła lekko powieki, próbując odnaleźć najbardziej neutralne kolorystycznie miejsce, jednak nawet na twarzy mężczyzny obijał się złoty poblask. Masakra jakaś.
        Uratowała ją stonowana sylwetka Jarvisa. Ciemnogranatowy garnitur całkiem przyjemnie komponował się z burgundową koszulą, pasującą do sukni matki, a złote nici, którymi obszyto klapy marynarki, złoty fular i poszetka nawiązywały do dzisiejszego wydania Horusa. Mimo bogactwa kolorów, były one odpowiednio skomponowane i stonowane, a Jarvis wyglądał całkiem przystojnie.
        - Kimiko – powitał ją cicho i dla ratunku dla własnych rozbieganych oczu skłonił się by ucałować jej dłoń. Zdaje się jednak, że nawet to nie uspokoiło młodzieńca, bo wyprostował się, wodząc oczyma po jej nagim ramieniu. Nie puszczając dłoni dziewczyny przysunął się i pochylił do niej, całując krótko w policzek.
        - Wyglądasz pięknie – szepnął, nim odsunął się na bardziej taktowną odległość, jednak Silvia i tak zerknęła kontrolnie na Dagona. Kimiko tylko podziękowała z miłym uśmiechem, spoglądając na chłopaka spod rzęs, nieco zaskoczona wyjątkowo ciepłym powitaniem o tak wczesnej jeszcze porze.
        Atmosferę na nowo rozluźnili państwo Pessoa, ona w uroczym różu, on w niezbyt wyszczuplającym, ale dodającym mu nieco sympatyczniejszego wyglądu, błękicie. Powitali przybyłego diabła i złodziejkę najbardziej bezstronnie, ot jako kolejnych towarzyszy na balu, co i tak mówiło wiele o tym, jak daleko udało się zajść Kimiko i Dagonowi przez te kilka dni. Poznali się zupełnym przypadkiem pierwszego wieczoru jaskini, a już traktowani byli jak dobrzy znajomi, mimo że nikt nie wiedział o nich więcej niż imiona i nazwiska, które im podali, a które w przypadku panterołaczki nie były nawet do końca prawdziwe.
        Pociągnięci wkrótce w głąb sali, z kieliszkami szampana w dłoni szybko zostali zaatakowani z drugiej strony. Ledwo weszli, a już pytano, o której wychodzą. Panterołaczka zanurzyła usta w szampanie, zupełnym przypadkiem oddając przewodnictwo w tłumaczeniu się Laufeyowi. Dopiero gdy Jarvis zwrócił się bezpośrednio do niej, nie odstępując dziewczyny na krok swoją drogą, odsunęła kieliszek od ust uśmiechając się tylko i wzruszając nieznacznie ramionami, co znów odciągnęło uwagę młodzieńca, który skupił spojrzenie na jej odsłoniętej skórze. Naprawdę, rozpraszał się jeszcze łatwiej niż ona.
        - Dagona wzywa praca – odparła przepraszającym tonem, spoglądając krótko na czarta. Wtedy jednak wtrąciła się Silvia i Kimiko nie mogła już powstrzymać uśmiechu, słysząc krótką uwagę z jej strony. Później kobieta wyraźnie się nakręciła, próbując zapędzić Dagona w kozi róg i tylko szykując na niego pociski. Panterołaczka nawet nie mrugnęła, słysząc o Leonii, ale wciąż uśmiechała się pod nosem, obserwując na zmianę lodową królową i piekielnika, zastanawiając się, które z nich postawi na swoim. Oficjalnie oczywiście, bo Kimiko nie miała najmniejszego zamiaru zostawać tutaj sama.
        - Leonia jest daleko – mruknął cicho Jarvis nad jej ramieniem, a ona spojrzała na niego unosząc lekko brwi.
        - Jarvis…
        - Zostań.
        - Z tobą? – zapytała bezpośrednio, spoglądając na młodego Tussalda.
        - Może – odparł ten od razu, zupełnie nie wytrącony ze swej pozy, a Kimiko prychnęła cichym śmiechem, kręcąc lekko głową.
        - Jesteś bezczelny – mruknęła i tym razem to chłopak zaśmiał się nieco głośniej, wzruszając lekko ramionami i wcale nie poczuwając się do winy. Nie wdawała się w dalszą dyskusję, bo swoją uwagę przeniosła na nich Silvia.
        - Nie mam nic przeciwko podróżom, zwłaszcza w takim towarzystwie – odpowiedziała Kimiko, spoglądając na Dagona i nie odwracając od niego spojrzenia nawet na ostentacyjne westchnięcie pani Tussald.
        - Nie no wy w ogóle ze mną nie współpracujecie. – Pokazowo załamała ręce, a rozbawiony Horus podszedł do żony otaczając ją złotym ramieniem.
        - No już dobrze skarbie, masz cały wieczór, by ich przekonać – zaśmiał się cicho, próbując udobruchać lodową królową, ale ta machnęła tylko na niego dłonią, chociaż uśmiechając się lekko pod nosem. To była chyba jedyna w miarę poufała scena w wykonaniu tego małżeństwa, jaką Kimiko miała okazję obserwować.
        - Niezależnie od tego jak długo zostaniecie, ja i Konstancja bardzo cieszymy się, że postanowiliście dzisiaj do nas dołączyć. Przyjaciół nigdy nie ma się zbyt wielu – zamknął temat Whitaker, a jego żona wyjątkowo milczała, chociaż jej mina jasno pokazywała, jak bardzo jest zachwycona. Wąsacz zobaczył to i ukradkiem przewrócił oczami, gestem zapraszając gości jeszcze dalej w stronę sali balowej i pokazując znajomym ich stolik.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Pomyśleć, że podobnie i jeszcze gorzej zapowiadał się cały wieczór. Godziny bezsensownych pogadanek o niczym, z bogaczami. Znoszenie ich bezpodstawnego samozadowolenia. Odpowiadanie uśmiechami na złośliwości i zawoalowane obelgi. Granie w kretyńskie podchody dla zdobycia nawet nie obrazu, co planu domu. Do kradzieży przecież dopiero miało dojść, ale wcześniej należało przynajmniej ogólnie wiedzieć, gdzie szukać. Gra właśnie się rozpoczeła.
        Wylewne powitanie młodzieńca nie umknęło diablej uwadze, który Jarvisowi potrafił poświęcać odrobinę więcej swojej atencji niż reszcie towarzystwa, szczególnie w takich chwilach. Tak samo pomiędzy grzecznościową wymianą zdań i miłymi, sztucznymi uśmiechami, zauważył ukradkowe i kontrolne spojrzenia Silvii.
Ciekawe czego najbardziej się obawiała? Potencjalnego skandalu, jak romans jedynaka z kobietą wątpliwego pochodzenia? A może martwiła się o reputację syna i plotki o tym jak odbił towarzyszkę innemu mężczyźnie na balu? Czy powód był odmienny… Bała się, że Laufey mógłby zażądać satysfakcji za podobną zniewagę. Nie wiedziała jakim szermierzem był diabeł, ale samą posturą dominował nad Jarvisem, więc jeśli młodzian sam nie był wirtuozem białej broni, to rozsądek nakazywał obawiać się o jego dobro, nie wspominając, że Bajer gołymi rękoma mógłby ukręcić jarvisowy łepek. Twarz królowej lodu pozostała jednak odpowiednia do jej przydomku. Niewzruszona niczym zmrożona tafla jeziora, z zastygłym na niej ciepłym i lekko wielkopańskim uśmiechem, nieodgadnionym dla diabła.
        Podstępnie zagadywano ich z dwóch różnych stron. Dagona dorwała Silvia, za jakiś czas poświęcając też uwagę Kimiko. W tym czasie właśnie, Jarvis nie rozmieniał się na drobne, cały czas skupiając się tylko i wyłącznie na dziewczynie i jej ramionach.
Dzieciak, zaiste jak podsumowała brunetka był bezczelny. Stał naprzeciw niej, czyli tuż obok Dagona i proponował pozostanie u swego boku. Przyjacielska mina czarta nie uległa zmianie ani podczas szeptanej i podśmiewywanej wymiany zdań, ani gdy piękna kobieta dolała oliwy do ognia.
Dowcipnisie, zupełnie jakby mówili "zostaw swoją towarzyszkę, a my dobrze się nią zajmiemy". Nie wątpił, śmiał założyć, że zajęliby się nią nawet bardzo troskliwie. Na tym właśnie zamierzał zbudować dalszy plan. Jeśli dziewczyna budziła takie zaciekawienie, szczególnie męskiej części grupy, nie powinna być dla niej problemem wycieczka po posiadłości. Spojrzenie Whitakera, które prawie równie często odnajdowało panterę, jak młodego Tussald, tylko upewniało diabła w pomyślnych przemyśleniach.
Na podział jednak nie nadszedł jeszcze czas. Oczywiście z zadowoleniem powitał wsparcie, odwzajemniając spojrzenie w panterze oczy.         Chwila nie była długa, ale dla towarzystwa wystarczająco rozwlekła. Silvia westchnęła ostentacyjnie, Konstancja wywróciła oczami, gdy Jarvis spoglądał na panterę z wyrzutem, a Whitaker, Pessoa i Tussald wymienili między sobą znaczące zerknięcia, które tylko oni rozumieli.
Po niecałym uderzeniu serca, Dagon wrócił wzrokiem do towarzystwa, które udawało jakoby nic nie dostrzegli, z wyjątkiem pani Tussald, która od razu dała upust swojemu niepocieszeniu. Laufey uśmiechnął się bezradnie do blondynki i spojrzał w niemym podziękowaniu na jaszczura, który nieznacznie kiwnął głową.
        Jeszcze raz podziękował grzecznie za zaproszenie i powitanie, po czym wszyscy ruszyli we wskazanym kierunku. Zachowując się jakby faktycznie byli wśród przyjaciół, zamiast podawać ramię Bajer otoczył plecy dziewczyny, rękę opierając na jej talii, prowadząc ją delikatnie. Jarvis najchętniej szedłby razem z Kimiko, ale diabli gest na moment ostudził jego zapał i chłopak dreptał obok, razem z rodzicami.
        Sala była już pełna, goście wędrowali w różnych kierunkach. Podczas gdy ślamazarnie szli w kierunku stolików, gospodarze jeszcze witali się z niektórymi, z innymi wymieniali standardowe grzecznościowe dialogi. Panie mniej lub bardziej zawistnie spoglądały na zupełnie nieznaną w ich kręgach piękność, mężczyźni nie zastanawiali się nad tak nieistotnymi błahostkami ciesząc oczy długim rozporkiem i odsłoniętymi plecami, które ukazywały się im po chwili.
Przy stoliku czart odsunął krzesło dla brunetki, zasłaniając ją przez chwilę, gdy Jarvis zajmował swoje miejsce, przez co chłopak znów nie mógł lepiej przyjrzeć się dekoltowi dziewczyny. Potem diabeł sam zajął miejsce, które wypadło obok Serafiny. Kobieta uśmiechnęła się wesoło i przedstawienie trwało dalej.
        - Musieliście w takim razie zwiedzić pół świata - szczebiotała podpierając podbródek na dłoni.
        - Takie podróże wydają się nawet romantyczne, ale czy się nie boicie? Rozbójnicy, bandyci… Przecież na traktach czyha tyle niebezpieczeństw… - zagadywała kobieta zainteresowana nową ciekawostką.
Bies obdarzył ją przemiłym uśmiechem, na który Serafina odpowiedziała zadowoloną miną.
        - Staramy się wędrować bezpiecznymi szlakami - odpowiedział Dagon. - Wybieramy dobrze chronione karawany. Nie zabrałbym Kimiko w niebezpieczną podróż - opowiadał swoje bajki czart, zyskując kolejną zaciekawioną minę Serafiny i kolejny cień złości na twarzy Konstancji.
W tym czasie kelner przyniósł nowe pełne kieliszki szampana, zabierając te opróżnione, a Jarvis zajmując miejsce zaraz obok pantery nachylił się do kolejnego szeptanego dialogu.
        - Naprawdę nie nudzisz się z tym drągalem? Ile on ma lat? - prychnął młodzieniec, starając się mówić tak by nie usłyszał nikt postronny, psiocząc w myślach na oparcia krzeseł. Znów jego ciekawość nie została zaspokojona.
Na niewielkim podwyższeniu ostatni muzycy z orkiestry kończyli zajmować swoje miejsca. Dyrygent stanął naprzeciw artystów. Pierwsze skrzypce skinęły głową w znaku gotowości i wybrzmiał pierwszy walc tego wieczora. Muzyka pięknymi nutami poniosła się po wielkiej sali. Początkowo tańczyło niewiele osób. Wieczór był jeszcze młody. Z kolejnymi minutami jednak parkiet zapełniał się. Potrzeba było pierwszego odważnego, za nim podążyła reszta. Najpierw głównie młodzi. To ich najbardziej nudziły rozmowy i bezczynne siedzenie przy stolikach. Piękne panny aż prosiły o atencję dziarskich młodzieńców. Podobne katusze cierpiał Jarvis. Wreszcie widząc niewielki tłumek, jaki zdążył się już uzbierać, zebrał całą swoją odwagę. Nawet nie spoglądał w stronę matki. W tej chwili nie był ciekaw jej zdania. Wstał eleganckim ruchem i szarmancko wyciągnął dłoń do Kimiko.
        - Zatańczysz? - Uśmiechnął się czarująco.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość