Jadeitowe WybrzeżeSkarby i szczury

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Skarby i szczury

Post autor: Yva »

Wcześniejsze losy Yvy i Gongpao (a także Borysa i Petro)

        Yva siedziała na wozie, kiwając się w takt końskich kroków. Listonosz, który zgodził się ich podrzucić, zerkał co jakiś czas nerwowo do tyłu. Dziewczyna zastanawiała się, co takiego powiedziała mu Gongpao.
        Jej sympatyczny, dosyć duży szczurek siedział na powiązanych sznurkiem listach i wpatrywał się w drogę. Petro ziewał z nudą, skubiąc małym nożykiem jabłko. Koła podskakiwały na kamieniach, podrzucając wszystkich co jakiś czas do góry.
Udało im się wyjechać z miasta, a ku uldze Yvy nigdzie nie było ani śladu Małego Szu. Opuścili przyległe do Rubidii wzgórza i ruszyli w spokojną podróż nadmorskim traktem. Droga wiła się kamienistym wężem na wzniesieniu, z którego roztaczał się przepiękny widok. Za pojedynczymi drzewami wydmy porośnięte nadmorską trawą opadały łagodnie w dół, schodząc na plażę o którą rozbijały się białe fale. W słonecznym, ciepłym powietrzu leniwie bzyczały owady. Wszystko wydawało się spokojne, nawet nudne.
        Yva wyciągnęła mapę, przyglądając się jej znowu ze zmarszczonym czołem. Wybrzeże Lasu Driad było tylko strzałem, ale może faktycznie trafionym? Trzy rzeki i ukształtowanie linii brzegowej rzeczywiście pasowało. Podróż tam powinna im zająć kilka dni. Uprzejmy listonosz zgodził się zawieźć ich wgłąb Lasu. W jego minie było jednak coś takiego, że dziewczyna wolała się nie zastanawiać dlaczego.
        W międzyczasie wyciągnęła księgę magii, którą wepchnęła do torby. Kilka dni leniwego bezruchu było idealną okazją do przećwiczenia paru zaklęć nad którymi pracowała. Z torby z jedzeniem wygrzebała bukłak z wodą i odkorkowała go. Obróciła nadgarstek, powodując że duża kropla wody zawisła w powietrzu. Otuliła ją dłońmi, spłaszczając jej kształt do niemal przejrzystego dysku. Wetknęła nos do książki, upewniając się czy dobrze to robi, po czym zamachnęła się i posłała dysk w pobliskie drzewko. Woda przebiła się przez nie i z chlupotem wylądowała na ziemi, zostawiając na korze głęboki ślad. Yva niezadowolona pokręciła głową. Powinna ściąć tę roślinkę. Zeskoczyła z wozu i podbiegła do kałuży. Czubkami palców uniosła ją w górę i kręcąc wokół wskazującego palca mały wir, zapakowała ją z powrotem do bukłaka.
- Ja na pewno nie będę tego pił - oznajmił Petro, wskazując na naczynie
- Daj spokój! Przecież nie jest brudna. Zebrałam samą wodę!
- Akurat! - prychnął chłopak, unosząc zadziornie podbródek - A tak swoją drogą czy kiedykolwiek zamierzasz to wykorzystać i spuścić komuś łomot?
- Nie uczę się żeby zrobić komukolwiek krzywdę. Chcę opanować magię wody. Dobrze o tym wiesz - fuknęła, zdając sobie sprawę, że chłopak ją podpuszcza - A poza tym nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać - dodała już pogodniej. Wskoczyła na wóz i wróciła do obserwacji Borysa, który pieczołowicie czyścił wąsiki.
- Skąd właściwie masz swojego szczura? - zapytała Gongpao, podpierając brodę dłońmi - Czy to typowe zwierzątko domowe w twojej wiosce?
Przeniosła wzrok na błękitne niebo, usiane pojedynczymi chmurkami.
- Jak myślicie, co znajdziemy w skrzyni piratów? - zapytała.
- Jak to co? Złoto! - zawołał z entuzjazmem Petro. Jego głos poniósł się echem po okolicy. Jak powszechnie wiadomo wykrzykiwanie słowa “złoto” podczas samotnej wędrówki przez puste trakty wcześniej czy później może sprowadzić nieszczęście na nierozważnego krzykacza. Być może woźnica zdawał sobie z tego sprawę, bo rozejrzał się nerwowo dookoła, jednak trójka podróżnych beztrosko kontynuowała rozmowę
- Tyle żeby mój tata mógł żyć w spokoju. Mam nadzieję, że znajdzie się tam też jakiś artefakt… - dodała rozmarzona Yva. Tajemnicza skrzynia z wybitą czaszką otoczoną pnączami rysowała się w jej wyobraźni z niesamowitą ostrością. Już niemal widziała jak otwiera jej wieko… Ścisnęła w dłoni klucz, który dyndał spokojnie na sznurku, ukryty pod jej koszulą.
- Ciekawe jak jest w tym Lesie Driad. Myślicie, że spotkamy tam jakieś nimfy? - zapytał Petro, również rozmarzony, choć z nieco innego powodu.
- Nawet jeśli, to wszystkie uciekną na twój widok - rzuciła z przekąsem Yva, pokazując chłopakowi język.
Sprzeczali się jeszcze przez chwilę, a ich śmiech burzył południową ciszę. Ogryzek od jabłka wylądował na ziemi, gdzie pracowicie zajęły się nim mrówki
- Nie trafiłeś! - zawołała triumfalnie Yva.
        Nagle gwałtowne szarpnięcie zrzuciło ją z wozu. Podniosła się z ziemi i otrzepała, z dezaprobatą patrząc na plamy brudu, które zostały na niebieskim materiale.
- Co się stało? - spytała podchodząc do listonosza. Przed nimi drogę zagradzało potężne, powalone drzewo.
Awatar użytkownika
Gongpao
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Gongpao »

Wydawać by się mogło, że ledwie dzień wcześniej Gongpao przyjeżdżała do Rubidii, po to tylko by dzisiaj już na nowo siedzieć na koźle u boku listonosza. W zasadzie nie musiało się nawet wydawać – elfka naprawdę spędziła mniej niż dobę w nadbrzeżnym mieście. Ale ileż zdążyło się wydarzyć przez ten czas! Sprzedawała perły, spotkała trolla, wplątała się w poszukiwanie skarbu i, kto wie, może nawet w nieznany sobie sposób doprowadziła do zniszczenia karczmy?
Szkoda tylko, że nikt w domu o niczym się nie dowie, pojedyncza myśl przemknęła po wzgórzach jej płatów czołowych, wzniecając lawinę wyrzutów sumienia.
Gongpao zamknęła oczy, tłumiąc w sobie tę chwilę zwątpienia. Masz niesamowite, pełne przygód życie, powtórzyła swoją mantrę. Tego przecież zawsze chciałaś. Gdy wrócisz do domu, będziesz miała co opowiadać przez kolejne stulecia.
Z szybkiego spadania w przepaść smutku wyrwały ją sztuczki Yvy z wodą. Elfka patrzyła jak zaczarowana na zwijanie, rozwijanie, formowanie i splatanie garstki płynu. A gdy ten przebił jeszcze korę drzewa, krzyknęła z podziwu.
Borys, do tej pory leniwie odpoczywający na jej ramieniu, zakrył swoimi małymi łapkami uszy. O ile przez lata znajomości przyzwyczaił się do ogólnego uosobienia chaosu i niezorganizowania zwanego Gongpao, o tyle nigdy nie nawykł do jej piskliwego krzyku, który zawstydziłby osiąganymi decybelami cały chór operowy.
- Niesamowite! – westchnęła elfka. – Kto cię tego nauczył? W mojej wiosce czarujemy tylko powietrze, a i to dość nieudolnie. Nawet mój ojciec, najlepszy z nas wszystkich, umie co najwyżej wznieść mały wicherek by przepędzić owcę na pastwisko – a, odpowiadając na pytanie, dodała: - Długa historia i niezbyt ciekawa – nawiasem mówiąc, mały ma na imię Borys - na lekcji anatomii mieliśmy zobaczyć, co znajduje się w środku żywych stworzeń, ale ja nigdy nie miałam serca do zabijania. To znaczy, wiadomo, morderstwo w tak szczytnych celach jak nauka nie jest zła. Mistrz Anatomii wiele razy powtarzał, że śmierć stanowi tylko naturalną część cyklu życia i inne takie mądre sentencje. A gdy już nikt go nie słuchał, piekł ciasteczka i wsadzał te swoje cytaty do nich. Wszyscy boją się u niego jeść, bo papier strasznie wchodzi między zęby.
Dostrzegając nareszcie, że odeszła od oryginalnego pytania najdalej, jak to tylko możliwe, zmieniła temat na skarb.
- Ja bym wolała od złota prawdziwego mistrza magii, w wiosce nigdy żadnego nie mieliśmy. Albo chłopaka, tego też za mojego żywota nie mieliśmy, wszystko stare i narzekające na hemoroidy od ślęczenia nad książkami – zmarszczyła czoło Gongpao, wymownym grymasem jeszcze dobitniej obrazując zniesmaczenie.
Elfka nie zdążyła jednak dać pełnego upustu swoim emocjom, gdy wóz gwałtownie zahamował, a ona przeleciała przez kozła. Świat wywrócił się do góry nogami, gdzieś z boku rozległ się pisk Borysa, ziemia dostała się do jej uszu. Jeszcze na wpół oszołomiona usłyszała Yvę, pytającą listonosza o przyczynę nagłego zatrzymania.
- Nie wiem, ten szlak zawsze był bezpieczny – doszła jej uszu odpowiedź mężczyzny. – Żadnych bandytów, niczego. Ale teraz nijak nam nie ruszyć, las jest zbyt gęsty, a na zawracanie zbyt daleko. Musielibyśmy wrócić do Rubidii i stamtąd odbić dopiero na drogę wybrzeżem.
Gongpao podniosła się niemrawo z ziemi. W głowie wciąż kręciło jej się od upadku, delikatnemu, elfickiemu jedwabiu przybyły co najmniej trzy nowe dziury, a ich jedyna bezpieczna droga została przyozdobiona drzewem niby wspólna izba w wiosce w czasie Bożego Poczęcia. Na domiar złego Borys znów przepadł jak kamień w wodę.
Mistrz anatomii powiadał często, że szczury zawsze wiedzą, kiedy uciec z tonącego statku. Nie dodał jednak nigdy, że wiedzą też, kiedy uciec od właściciela, który zaraz spadnie do podziemnych tuneli wraz z lawiną kamieni, magiem wody, listonoszem, poławiaczem pereł i wozem.
Za dziesięć minut Gongpao pomyśli, że przy kolejnym spotkaniu musi mu o tym wspomnieć. Teraz jednak zajęła się słuchaniem powoli narastającego szumu wydobywającego się gdzieś z okolicy stóp całej czwórki. Nie minęła może minuta, gdy szum przerodził się huk, a huk w pękającą ziemię.
Listonosz zerwał się do biegu, próbując uciec do lasu. Instynkt samozachowawczy Gongpao przebudził się z naprawdę długiego snu i rzucił jej nogi w tym samym kierunku. Kątem oka dojrzała jeszcze Petro, heroicznie rzucającego się w stronę Yvy.
Dwie minuty później wszyscy spadali już w przepaść.
Dwie minuty i pięć sekund później Gongpao odkryła, że przepaść nie była wcale aż tak głęboka. Dwie minuty i trzydzieści sekund później postanowiła wspiąć się powrotem na powierzchnię. Trzy minuty później wraz z nową kupką kamieni była już z powrotem w miejscu upadku.
Listonosz pokręcił ze smutkiem głową.
- Tak stąd nie wyjdziemy, musimy iść tunelami – to mówiąc, wskazał w głąb szczeliny, w której się znaleźli.
Gongpao przełknęła ślinę. Jeśli istniała jedna rzecz, której nie lubiła bardziej niż mistrza literatury, były nią ciemne, wąskie szczeliny bez widocznego punktu wyjścia.
Na domiar złego nigdzie nie widziała nowych znajomych.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        W jednej chwili stały się trzy rzeczy: Petro skoczył w stronę Yvy i swoim ciężarem zwalił ją z nóg, ziemia pod nimi zarwała się z hukiem, a mocowania wozu załamały się, uwalniając konie (które z całej gromadki miały najwięcej szczęścia) i pozwalając, by wóz spadł w dół z głuchym trzaskiem. W powietrze wzbiły się setki listów rozrzuconych podmuchem i opadły razem z tumanem kurzu w ziejącą pośrodku drogi dziurę.
        Yva zaczęła kaszleć jak szalona, spychając z siebie przyjaciela. Nieprzytomnie rozejrzała się dookoła, czując jak narasta ból w plecach i kończynach. Oszołomienie huczało jej w głowie z niesamowitą siłą.
Znajdowali się w dole, którego ściany były niepokojąco strome. Zbyt strome.
- Co to miało być? - wychrypiała, zwracając się do Petro
- To stare, przemytnicze tunele! Musiały się zawalić pod naszym ciężarem…
- Nie o to mi chodzi ty głąbie! Czemu rzuciłeś się na mnie?
Chłopak zaczerwienił się, co na szczęście nie było widoczne w panującym wokół półmroku.
- Chciałem cię oo-odepchnąć, bo bo ziemia zzzaczęła…
- Dobra, już dobra. Ale nie rób tak więcej - mruknęła, wstając i ścierając z twarzy piasek. Zastanawiała się czy byliby w stanie wydostać się na górę. Hałdy ziemi obsypywały się jednak niebezpiecznie przy każdej próbie ich dotknięcia, więc szybko zrezygnowała. Wokół nich panowało ponure pobojowisko - rozrzucone listy, fragmenty połamanego wozu… i tyle. Dziewczyna poczuła jak włoski jeżą się jej na karku.
- Gongpao! Gdzie jesteś?! Gongpao! - zawołała, rozglądając się rozpaczliwie. Odpowiedziała jej cisza. Czyżby elfka i listonosz wylądowali w innej dziurze, która otworzyła się po drugiej stronie nasypu?
- Spójrz! - zawołał Petro, wskazując tunel, który otwierał się obok kopca ziemi - Myślisz, że jeśli nim pójdziemy, uda nam się obejść nasyp i znaleźć Gongpao?
- Nie wiem… - powiedziała z powątpiewaniem Yva. Wejście w ciemny tunel prowadzący w nieznanym kierunku brzmiało jak fatalny pomysł. Zwłaszcza teraz, kiedy odkryła, że manierka z wodą zniknęła, najpewniej przygnieciona kamieniami. W razie kłopotów byliby bezbronni.
Jednak chyba było to jedyne wyjście. Elfka nie odpowiadała, a na górę nie mieli jak wrócić.
- Chyba musimy spróbować - powiedziała cicho. Miała nadzieję, że olbrzymie pająki, które panoszyły się w kopalni koło jej wioski nie zdołały przedostać się aż tutaj. Na myśl o włochatych odnóżach i dziesiątkach czarnych oczu wzdrygnęła się mocno.
        Petro wygrzebał z torby zapałki i z fragmentu odłamanej szprychy wykonał prowizoryczną pochodnię. Kiedy wkroczyli w tunel, otoczyła ich wilgotna ciemność ciągnących się w nieskończoność ścieżek. Niewielki fragment przejścia, który widzieli przed sobą, prowadził delikatnie w górę, co napawało optymizmem. Co chwila z przodu i z tyłu rozlegały się niepokojące odgłosy - szelesty, chrobotanie i delikatny stukot kamieni o kamień. Tak nie powinien brzmieć opuszczony tunel. Yva oddychała ciężko i rozglądała się niespokojnie dookoła. Na próżno jednak wytrzeszczała oczy, wpatrując się w ciemność. Nawet Petro szedł cicho, uważnie stawiając każdy krok.
        Wędrowali tak przez pewien czas - który obojgu wydawał się wiecznością - aż ich oczom ukazał się nowy widok. Dotarli do rozwidlenia. W każdych innych okolicznościach ucieszyliby się z tego faktu. Tym razem jednak żadna z dróg nie wydawała się prowadzić w stronę Gongpao i listonosza. Obie natomiast opadały stromo w dół.
- Co teraz? - spytał półgłosem chłopak. Yva już miała odpowiedzieć, kiedy zza jej pleców dobiegł donośny dźwięk.
Awatar użytkownika
Gongpao
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Gongpao »

- Nie ufam tym tunelom - stwierdziła Gongpao, przerywając ciszę.
- Jak możesz nie ufać czemuś, czego nawet nie widzisz? - zauważył, słusznie zresztą, listonosz. Podły Petro wziął wszystkie zapałki z wozu dla swojej części drużyny.
- Śmierci też nie widać, a jednak gdy nadejdzie, nawet najwięksi mędrcy chowają się po kątach - zacytowała mądrą sentencję z ciasteczek Mistrza Anatomii.
Listonosz zachichotał.
- Skąd to wytrzasnęłaś?
Gongpao zamilkła, wyraźnie urażona reakcją listonosza. Jeszcze niedawno ten człowiek drżał na każde jej słowo, a teraz, gdy tylko spadli pod ziemię, cały szacunek rozpierzchł się niby Borys w okresie godowym.
Kolejną chwilę wędrówki spędzili w ciszy i w ciemności. Oba zjawiska były tak nienaturalne dla elfki wychowanej w górach, że nie mogły jednak trwać długo.
- Jak właściwie masz na imię? - zapytała.
- Listonosz.
- Listonosz to żadne imię - odchrząknęła Gongpao. - To twoja profesja.
- Słuchaj, czy ja ci wytykam, że nazywasz się zadziwiająco podobnie do dania z kurczakiem i orzeszkami?*
- Jak do tego doszło? - raz rozbudzona ciekawość elfki nie dawała się łatwo uciszyć. - Czy twoi rodzice wiedzieli, że zostaniesz listonoszem, więc cię tak nazwali, czy zostałeś listonoszem, bo się tak nazywasz?
- Zostałem listonoszem, bo nikt na Uniwersytecie Fargockim nie powiedział mi, że po historii z filozofią nie ma pracy - burknął Listonosz.
- Studiowałeś historię? Opowiedz mi w takim razie coś o tych tunelach!
- Są ciemne. Wilgotne. Pod ziemią.
- Teraz to mnie dopiero uraziłeś. Naprawdę jestem ciekawa.
Listonosz wziął głęboki oddech.
- Słyszałaś o Wielkiej Wojnie?
- Urywki.
- Zatem musiałaś słyszeć, że bezpośrednim skutkiem Wielkiej Wojny była czystka czarodziejów. Paru udało się uciec...
-...i to oni zbudowali te tunele, żeby dostać się na wybrzeże? - dokończyła podekscytowana Gongpao.
- Tak sądził mój wykładowca. Ile w tym prawdy pewnie nigdy się nie dowiemy.
- Jeśli to faktycznie byłaby prawda - elfka zmarszczyła brwi. - Znaczyłoby to, że te tunele muszą być przeładowane magią.
Listonosz mruknął potwierdzająco.
- A skoro te tunele są przeładowane magią od pokoleń, kto wie, jakie potwory się tu zalęgły - powiedziała powoli elfka, czując, jak włosy jeżą jej się na karku.
W tym samym momencie uszu obojga z nich dobiegł donośny dźwięk, dochodzący z tunelu przed nimi. Gongpao jęknęła. Mogła się założyć, że gdzieś już słyszała ten odgłos. Gdzieś pomiędzy lekcją o wymarłych potworach a zmutowanych stworzeniach górskich.
Listonosz wcisnął jej w rękę ciężki, metalowy przedmiot.
- Wydaje mi się, że któreś z dzieci Ratatoska** znalazło twoich znajomych! - krzyknął, puszczając się biegiem w kierunku, z którego dochodził ich dźwięk.
- Czekaj! Ja nie umiem walczyć! Weź ode mnie ten miecz! - spanikowała elfka, puszczając się w pogoń za Listonoszem. - I kim jest ten Ratatosk?
- Wielką Wiewiórką, która została przez bogów wysłana do niszczenia wszystkich jesionów na świecie.
- Przecież nie jesteśmy jesionami!
- Nie, ale stoimy na drodze któregoś z jej dzieci!

Borys być może po raz pierwszy raz w życiu został przechytrzony.
Po ucieczce od swojej pani, szczur tułał się po lesie, usiłując odnaleźć na nowo szlak. Był zagubiony, głodny, a na dodatek spragniony - i to bynajmniej nie wody. Parę godzin dla człowieka czy elfa to nic, dla szczura jednak nawet tak krótki odcinek czasu stanowi wieczność.
Nagle, gdy gryzoń pogodził się już ze swoim losem i położył na skraju strumyka, czekając dramatycznie na śmierć, jego czarnym oczkom ukazała się prawdziwa szczurzyca. A jaka to była szczurzyca! Jej futerko było brązowe i dokładnie wymyte, ogon długi i tak różowy jak policzki Gongpao po wyjątkowo długiej wspinaczce, wąsy smukłe i wyjątkowo gęste.
Borys zerwał się na równe łapki i czym prędzej popędził. Gdyby była tu jego ciotka, stwierdziłaby, że oto nastał czas gaszenia nienasyconego pragnienia.
I wtedy grunt zmienił swoje położenie względem Borysa. Przezroczysta sieć schwyciła szczura w swoje stalowe objęcia, podrywając go z ziemi. Zewsząd zerwały się wysokie piski, spomiędzy drzew wychynęły nagle dziesiątki kolejnych gryzoni.
"Czego tu szukasz, intruzie? Czyżbyś chciał jak tyle samców przed tobą zapłodnić naszą towarzyszkę, nie pytając jej choćby o zgodę?", usłyszał krzyk dobiegający z tysiąca gardeł.
Borys nie wiedział, że można być naraz przerażonym i szczęśliwym.
Otaczały go legendarne wojowniczki trzeciego pułku bojowego klanu Borysa, ubrane jedynie w czarne przepaski z napisem "Ja też".

*Gongpao nie była pewna, czy w regulaminie napisano coś o wstawianiu linków do tłumaczenia nawiązań, dlatego też ośmieliła się w swojej bezczelności to zrobić, łamiąc przy tym co najmniej dwie ściany między sobą a widownią.
**To nie szalona wyobraźnia Gongpao stworzyła Ratatoska, to prawdziwi bogowie doprowadzili do jej poczęcia.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        To nie był zwykły ryk. Nie przypominał gardłowego warkotu rozwścieczonego niedźwiedzia ani nawet ryku trolla z Rubidii. To coś pomiędzy piskiem a wrzaskiem sprawiło, że ściany tunelu zadrżały. Yva zmarła w przerażeniu, a Petro zaczął się trząść jak osika.
- Ccc-co tt-tt-tttoo? - wydusił odwracając się. Dziewczyna nie zdążyła się obrócić. Potworny hałas powtórzył się, dużo bliżej. Dużo, dużo bliżej. Za blisko.
        Chwyciła chłopaka za rękę i na złamanie karku popędziła korytarzem w dół. Nie wiadomo co by się stało gdyby wybrała lewą odnogę - może wpadłaby w głęboką na trzy metry dziurę i skręciła kark albo trafiła na dziwny magiczny portal, który wyrzuciłby ją na drugim końcu Alaranii. Wybrała jednak prawą, a co za tym idzie już po kilku chwilach biegu wpadła prosto na wysokie plecy elfki, niewidoczne w ciemnościach. Stęknęła głucho i potoczyła się po ziemi, boleśnie obcierając kolana.
- Gongpao! Listonosz! To wy! Tak się cieszę! - zawołała, pomagając towarzyszce wstać. Uściskała ją mocno. Wylew radości skończył się jednak kiedy Petro boleśnie stuknął ją w bok
- Nie chcę psuć waszej sielanki, ale… to coś nadal tam jest! - wydarł się, wskazując ręką gęstniejącą ciemność za ich plecami.
- W nogi! - krzyknął, dając nura w tunel obok.
- Petro, czekaj! W ten sposób już nigdy nie znajdziemy…
Jazgotliwy ryk zagłuszył jej słowa, uniemożliwiając reszcie dowiedzenie się czego nigdy nie znajdą. Ruszyła za przyjacielem, nie chcąc i jego zgubić.
        Nie byli potem pewni czy potwór był tak olbrzymi, że nie zmieścił się w wąskim korytarzu czy po prostu wypatrzył lepsze danie - dość, że nie pobiegł za nimi, a jego przerażające ryki w końcu ucichły.
        Yva odetchnęła z ulgą, nie słysząc złowrogich dźwięków. Cisza w czarnych tunelach jest w pewien sposób dużo bardziej złowroga niż hałas, ale nie myślała teraz o tym w ten sposób.
        Nagle jej oczu dobiegł delikatny, błękitny blask. Jak zahipnotyzowana podeszła do Petro, który stał u wyjścia tunelu. Przed nimi rozciągała się olbrzymia pieczara. Wypełniały ją dziesiątki rzeźbionych kolumn, emitujących migotliwą poświatę. W powietrzu drgał delikatny, przyjemny dla uszu dźwięk. Czy wydawały go kryształy wyrastające ze ścian? A może same kolumny?
Ostrożnie przekroczyła próg pieczary.
- Ojeeej, jak tu pięknie - wyszeptała - Spójrzcie na te kolumny…
Cicho podeszła do jednej z nich, podziwiając misterne wzory wykute na jej powierzchni.
- To raczej nie dzieło przemytników… - powiedział Petro, zadzierając głowę w górę. Sklepienie migotało dziesiątkami gwiazd. Kolejne magiczne kamienie?
        Z pozoru kolumny rozrzucone były w nieładzie, a jednak był w tym jakiś osobliwy porządek. W głębi pomieszczenia Yva dojrzała jak ich rzędy zacieśniają się, tworząc pierścień wokół olbrzymiej, skrytej w półmroku rzeźby. Zaintrygowana powoli ruszyła w jej kierunku.
Awatar użytkownika
Gongpao
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Mieszczanin
Kontakt:

Post autor: Gongpao »

Gongpao, zziajana po panicznej ucieczce, przysiadła na skraju pieczary. Nie podobały jej się te tunele, co to to nie, jej duch był przystosowany do wolności i wysokości, nie do jakiegoś kulenia się w jaskiniach.
Najwyraźniej jednak jej towarzysze nie podzielali jej zniechęcenia.
- Słuchajcie, pamiętacie, gdy wyruszyliśmy na wyprawę szukać skarbu? Co stało się z tą linią fabularną? Gdyby to była jedna z elfickich powieści, ta niekonsekwencja w naszych działaniach już dawno rozjuszyła wszystkich czytelników! - narzekania elfki odbiły się głuchym echem od uszu towarzyszy.
Listonosz, jak reszta towarzystwa, podszedł do olbrzymiej rzeźby. Misternie wykonana figura kobiety, cała wykonana z tego samego materiału co kolumny, górowała nad pieczarą. Jej wysunięte ramię wskazywało ku sklepieniu pomieszczenie, twarz nie wyrażała żadnych emocji. Ktokolwiek stworzył rzeźbę, z pewnością nie należał jednak do cierpliwych artystów - choć ramiona i suknia wydawały się wręcz jakby miały zaraz ożyć, plecy wciąż stanowiły nieociosany kamień.
- Fascynujące - wymruczał Listonosz i, podnosząc głos, dodał: - Wydaje mi się, że to pomieszczenie ma związek z ucieczką magów po Wielkiej Wojnie, o której mówiłem wcześniej Gongpao. Nie zdziwiłbym się, gdyby nic w tej pieczarze nie było naturalne, powietrze aż roi się od magii.
Gdy Listonosz o tym wspomniał, elfka faktycznie poczuła nienaturalny dreszcz, rozchodzący się po jej ciele. Tak, to miejsce pełne było magii, ale musiała się skupić, by ją poczuć. Jak ten człowiek dowiedział się o tym przed nią?
Nie tracąc ani chwili, zadała to pytanie na głos.
- Kim ty w zasadzie jesteś? I po co listonoszowi jest miecz? Nawiasem mówiąc możesz już go ode mnie wziąć, mój lud i tak nie popiera przemocy. Nauka zniszczyła znacznie więcej armii niż jakikolwiek skrawek żelastwa.
- Szlaki handlowe bywają bardzo niebezpieczne o tej porze roku - zbył ją tylko Listonosz, zwracając się natychmiast do Yvy: - Mój zmysł orientacji nie jest tak dobry pod ziemią jak nad nią, ale te tunele zdają się prowadzić w kierunku Lasu Driad. Sądzisz, że to wszystko - zatoczył ręką koło po pieczarze. - Ma coś wspólnego z waszą małą wyprawą? Skarby, mapy, nasze nagłe wpadnięcie do tuneli i tajemnicze rzeźby. To wszystko wydaje się aż zbyt dogodne, żeby było przypadkiem, nie sądzisz? Może ktoś, kto odpowiada za tę pieczarę, rzucił też czar, który miał zmusić posiadacza klucza do jego tu przybycia?

Dwie szczurzyce zbliżyły się powoli do wciąż uwięzionego Borysa. Choć zwykły humanoid taki jak jego wybitna inaczej właścicielka określiłby ich mordki jako słodkie, gryzoń wiedział, że oznaczają one tylko kłopoty.
A że szczurzyce były całkiem pokaźnych rozmiarów, oznaczały one dwa pokaźnych rozmiarów kłopoty.
Czekajcie!, podniósł łapki Borys. Choć szczur i tak był już w sieci, więc jego gest nie znaczył wiele, szczurzyce zatrzymały się. Niektóre rzeczy są po prostu ponadrasowe. Przybywam w imieniu klanu dawidowego z Rubidii. Nasi kuzyni potrzebują waszego wsparcia. Jesteście naszą jedyną nadzieją na wygranie sporu toczącego się od pokoleń, który pochłonął tyle już istnień, wujków i dziadków.
Szczurzyce spojrzały po sobie, wyraźnie skonfundowane. Kilka z nich podniosło nawet niepewnie piskliwe głosiki o wysłaniu szczura, szybko jednak zostały uciszone przez największą z nich.
Dlaczego klan Dawida wysyła w tak ważnym celu kogoś o tak haniebnym poszanowaniu do naszej godności?, przemówiła.
Też się nad tym czasem zastanawiam, drogie towarzyszki.
Awatar użytkownika
Yva
Szukający drogi
Posty: 45
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Inna , Artysta , Mag
Kontakt:

Post autor: Yva »

        Posąg kobiety nie pasował do tego wszystkiego. Każda kolumna była wykonana z niesamowitą pieczołowitością, natomiast rzeźba wydawała się niedokończona. Ile czasu musiało zająć wyrzeźbienie tego wszystkiego? Wydawało się mało prawdopodobne, żeby ktoś po tak tytanicznej pracy zwyczajnie porzucił jej najważniejszy element. Chyba że do stworzenia tego użyto magii… a ten kto to zrobił bardzo się spieszył.
        Słowa listonosza zastanowiły Yvę. Ucieczka czarodziejów była ponurym wydarzeniem na kartach historii całej Alaranii. Spędzając lata w wieży magów udało jej się tylko kilka razy usłyszeć coś na ten temat. Jej “opiekunowie” niechętnie o tym mówili. Na skutek eksperymentów z czasem czarodzieje doprowadzili do potężnej katastrofy, która poskutkowała wojną domową i czystkami przeprowadzanymi przez niemagicznych ludzi. Dziewczyna zadrżała w półmroku. Gdyby żyła w tamtych czasach, ona również musiałaby się ukrywać.
        Oczywiście po wielu latach czarodzieje i magowie wrócili na swoje pozycje w miastach i na zamkach, jednak ich moc była tylko cieniem dawnej potęgi.
        Listonosz zdawał się wiele wiedzieć na ten temat. Wyczuwał magię, nosił przy pasie miecz… a jeśli faktycznie nie był tym za kogo się podawał?
Na pewno nie pochodził z Rubidii. Yva znała wszystkich magów z wieży aż do znudzenia. Każdy z nich był zmanierowany, wyniosły i pozbawiony wyobraźni. A już na pewno ceniący wygody na tyle, żeby nie opuszczać miasta bez wyraźnej potrzeby. Nie, kogoś takiego jak listonosz na pewno by zapamiętała.
        Odciągnęła Gongpao na bok pod pozorem wskazania jej upatrzonej w oddali kolumny
- Co robimy z listonoszem? Jak już zauważyłaś, nie jest tym za kogo się podaje. Nie ufam mu, chociaż wydaje się nie mieć złych zamiarów.
- Nie uważacie, że to dziwne, że tak ochoczo do nas dołączył? - zapytał Petro zza ich pleców. Dziewczyna podskoczyła na dźwięk jego głosu, co skwitował złośliwym uśmieszkiem.
- Myślisz, że chce położyć łapy na skarbie? - wyszeptała, odruchowo ściskając w dłoni klucz.
- Możliwe… Wydaje się też dużo wiedzieć o tych tunelach. Trzymajmy się go dopóki nie wyjdziemy na zewnątrz, a potem zgubimy go w lesie. Co wy na to?
- Zgoda - wyszeptała Yva. Odwróciła się i skierowała w stronę mężczyzny, który z rękoma splecionymi za plecami obserwował statuę.
- Jest piękna. I smutna. Ostatnia prawdziwie wolna Czarodziejka. Zmarła w tych tunelach.
- Skąd wiesz, że to czarodziejka?
Listonosz posłał jej pełne politowania spojrzenie
- Te tunele zbudowali czarodzieje. Stoimy otoczeni drzwiami prowadzącymi we wszystkie strony świata, a ty jeszcze się zastanawiasz kim mogła być… To Elain, stworzycielka magicznych portali. Sądziłem że to miejsce przepadło...
- Portali? Mówiłeś, że te tunele prowadzą do Lasu Driad…
- Tak, ale jest też szybsza droga. Kolumny. Właśnie w ten sposób ostatni pradawni uniknęli smutnego losu swoich towarzyszy. Rozproszyli się po całym świecie i zniknęli na setki lat…
Oczy mężczyzny błyszczały jasno, jakby cała ta historia była mu wyjątkowo bliska. W sercu Yvy zaczęło kiełkować ciche podejrzenie. Czy mogli spotkać na swojej drodze prawdziwego czarodzieja? Dlaczego z nimi podróżował? Czy starożytni piraci posiadali coś, co chciałby zdobyć albo… odzyskać?
Na te pytania przyjdzie jeszcze pora. Póki co trzeba było się wydostać, zanim wielkie bydlę, które ich goniło postanowi tu wrócić.
- Wyprowadzisz nas do Lasu Driad? Musimy porozmawiać, ale przede wszystkim trzeba opuścić w końcu te podziemia… Proszę - dodała cicho. Skinął głową i nasunął na nią kaptur. Gest wydawał się zupełnie bez sensu, bo w całej pieczarze panował półmrok. W cieniu jego oczy zabłysły pulsującym światłem, a źrenice stały się przerażająco czarne. Może to starał się ukryć? Rozejrzał się dookoła, omiatając wzrokiem kolejne rzędy kolumn. W końcu dojrzał to czego szukał, bo ruszył szybko w głąb pieczary.
- Chodźcie tu! - zawołał donośnie. Kiedy stanęli obok niego, uniósł ręce i zaczął wypowiadać dziwne, ostro brzmiące słowa. W jaskini zrobiło się cicho. Dopiero teraz dziewczyna zdała sobie sprawę, że delikatne buczenie ustało.
        Kolumna którą otaczali zaczęła pulsować intensywnie. Po jej powierzchni przemykały trzaskające, niebieskie błyskawice.
- Dotknijcie jej, tylko po kolei. Nie chcecie żeby pomieszało części waszych ciał. I wstrzymajcie oddech.
Spojrzała na Petro, który miał bardzo niewyraźną minę. Niemal widziała w jego oczach odbicie własnych myśli - co jeśli mężczyzna chce ich wykorzystać? Kto wie, może te kolumny są naładowane dziesiątkami niewinnych dusz, które zwabił w ten sposób pod ziemię?
        Nie mieli niestety lepszej alternatywy. Wydostanie się samemu z plątaniny korytarzy zakrawało na niemożliwość. Zwłaszcza jeśli najpierw stworzyli je uciekający czarodzieje, a potem wykorzystali przemytnicy. Musiały być pełne ślepych zaułków i pułapek. No i potworów. Odległy ryk wstrząsnął wiszącymi na sklepieniu kryształami. Petro w pośpiechu położył dłoń na kolumnie, rozbłysnął niebieskim światłem i zniknął.
- Szybko, teraz wy! - zawołał listonosz. Yva ostrożnie wyciągnęła rękę, wstrzymała oddech i zacisnęła powieki. Nawet z zamkniętymi oczami zarejestrowała jasny blask. Po chwili jej uszu dobiegł radosny śpiew ptaków i cichy szum strumienia. Nieśmiało wypuściła powietrze i otworzyła oczy...

Ciąg dalszy...
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości