Wodospad SnówGraj doskonale. [Wodospad Snów]

Wodospad Snów położony jest na granicy Szepczącego Lasu, niedaleko miasta Menaos. Wodospad jest schronieniem dla leśnych zwierząt, a w skale pod nim znajduje się grota którą zamieszkuje ogromny, ale przyjazny biały smok Zora. Dolina wodospadu jest pełna potliwych chochlików i zwierząt, czasem zaglądają tu druidzi w poszukiwaniu szkarłatnych grzybów, które można znaleźć tylko tutaj.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Ukradkiem tylko spoglądała na Namira, widząc jak reaguje na niektóre z opowiadanych przez nią przeżyć. Zawsze traktowała je tylko, jako element swojego życia, z którego nie była zadowolona, ale który już przeżyła i zostawiła za sobą. Momenty, w których okazywało się jak niewiele wie, jaka potrafi być naiwna, przyjmowała ze specyficznego rodzaju pokorą, bo w jej mniemaniu stwierdzenie, że zachowuje się, jakby urodziła się wczoraj, nie było dalekie od prawdy. Leila po prostu nie znała świata ani życia, a jej 18 lat było wyjątkowo spaczonym wyznacznikiem wiedzy i doświadczenia, gdyż niemal cały ten czas spędziła w niewoli, mniej lub bardziej tego świadoma.
        Teraz jednak, widząc dość wyraziste reakcje lisołaka na jej słowa, po praz pierwszy zaczęła się wstydzić swojego życia. Nagle nie było tylko przeszłością, o której można zapomnieć i udawać, że nie istnieje, ale cieniem, który bezlitośnie rzuca się na jej życie, zakrzywiając je i upośledzając. Przychyliła się w stronę przyjaciela, gdy ją objął i spojrzała na niego smutno. Na jego słowa tylko skinęła głową, siląc się na uśmiech, ale z ulgą przyjęła rozdzielenie ich przez uzdrowiciela. Nie chciała, żeby Namir widział w niej tylko ofiarę, bo nie chciała nią być, a póki co znała siebie tylko, jako swoje odbicie w czyichś oczach.
        Podniosła gwałtownie głowę, słysząc słowa uzdrowiciela. Strach odbił się w błękitnych oczach, gdy krążyła pytającym spojrzeniem od wykrzywionej bólem twarzy Namira, przez surowe oblicze Ecae aż do równie wystraszonej, co ona, Felipie. Leila zerwała się z wozu i wyłamując palce splecionych dłoni krążyła pomiędzy swoimi towarzyszami, nie wiedząc, co ma ze sobą począć. W końcu podeszła do Samiela, ujmując go pod ramię i z przejęciem przyglądając się przygotowaniom do podróży pozostałych. Nie podobało jej się wcale, że Felipie każe jej tutaj zostać, chciała jechać z Namirem, upewnić się, że nic mu nie będzie, ale posłusznie skinęła głową, nie ruszając się z miejsca.
        Gdy tylko konie ruszyły kopyta, obecni odprowadzali wzrokiem odjeżdżających, aż ci nie zniknęli za wzgórzem. Wówczas zapadła niezręczna cisza, podczas której strażnicy przyglądali się im ukradkiem, szepcząc jeszcze między sobą, a Duil zbliżył się do Leili i Samiela krokiem równie spokojnym, co ostentacyjnie konspiracyjnym, stając tyłem do umundurowanych elfów.
        - Tak więc tego… - zaczął cicho z westchnięciem opierając się o ścianę wozu. – Pozostaje nam czekać – mruknął, spoglądając przez ramię na obecnych wciąż strażników, po czym zerknął na lisołaczkę. – Może pogadasz z nimi, żeby już sobie poszli?
        - Ja? – Leila otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w elfa ze zdziwieniem, ale ten tylko wzruszył niedbale ramionami.
        - Najmniej podejrzanie wyglądasz. Samiel sprawia wrażenie, jakby chciał ich powybijać, bez urazy – rzucił lekko w jego stronę, po czym wrócił spojrzeniem do lisołaczki – ja raczej również zaufania nie wzbudzam, chociaż może w nieco innym znaczeniu…
        - Nie rozumiem – rudowłosa odruchowo również ściszyła głos, a Zortwilkan przestąpił z nogi na nogą, czochrając w zmieszaniu włosy na głowie.
        - Powiedzmy, że nie byłoby dla nas dobrze, gdyby ci faceci zainteresowali się bardziej naszym wozem – mruknął, a dziewczyna westchnęła w obliczu kolejnych komplikacji.
        - Ale dlaczego ja? – zamarudziła jeszcze, ale Duil już pchnął ją lekko w stronę strażników.
        Obejrzała się jeszcze na elfa i Zabójcę przez ramię, po czym wolnym krokiem zbliżyła się do mundurowych, mając nadzieję, że nie wygląda tak niepewnie, jak się czuje. Strażnik, z którym rozmawiała dostrzegł, że się zbliża i rozmowy się urwały, a mężczyzna zwrócił się w jej stronę z łagodnym spojrzeniem.
        - Wszystko w porządku?
        - Właściwie chciałam zapytać Pana o to samo – Leila uśmiechnęła się lekko, a leśnik uniósł nieznacznie kącik ust. – Jeśli nie mają Panowie do nas więcej pytań…
        - Mamy sobie iść? – dokończył za nią mężczyzna, chwilowo jeszcze nieco rozbawiony i pobłażliwy dla młodej dziewczyny, która wyraźnie zmieszała się jego słowami, ale też nie dała się zbić z tropu.
        - No jeśli to wszystko to nie widzę powodu, dla którego mieliby panowie dłużej tracić na nas swój czas.
        - Nasza obecność jest problemem? – mężczyzna swobodnie i z lekkim chyba rozbawieniem wdał się w słowną przepychankę, ku rozpaczy rudowłosej.
        - Nie to miałam na myśli – mruknęła przestępując z nogi na nogę i spoglądając ponad jego ramieniem na pozostałych strażników, gdy nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł. – Po prostu… nie znam was – specjalnie zaczęła mówić ciszej, mniej pewnie, a głos jej się wahał, jakby mówiła wbrew sobie. – Nie lubię obcych mężczyzn. Wydaje się Pan sympatyczny, ale… - strzeliła znów spojrzeniem na jego towarzyszy i asekuracyjnie splotła ramiona na piersi. Elf zmarszczył brwi, nagle zmartwiony i zaskoczony.
        - Nikt cię nie skrzywdzi dziecko…– powiedział, ale dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, odwracając wzrok.
        - Po prostu jeśli to już wszystko, to chciałabym żeby Panowie już poszli – powiedziała bardziej stanowczo, nim głos znów jej złamał. – Proszę? – dodała już ciszej ze słabym uśmiechem.
        Mężczyzna westchnął i wyprostował się, do tej pory pochylając lekko nad niską dziewczyną. Przypatrywał jej się chwilę surowym spojrzeniem, zastanawiając nad tym wszystkim co tutaj zobaczył i usłyszał. To co widział wystarczyło mu, by wiedzieć, że są okłamywani, ale też że nie jest to nic na tyle poważnego, by zadręczać tu obecnych i robić z igły widły. Dziewczyna wyraźnie kłamała, ale jej niepewność i lekki strach były szczere, a to mu wystarczało, by dłużej nie dręczyć dziwnej gromadki, a sam też miał lepsze rzeczy do roboty. Nawet jeśli mieli coś wspólnego z jatką, której ślady znalazł ze strażnikami, elf obstawiał, że ci tutaj byli raczej jej ofiarami, nie prowodyrami. Miał już swoje lata na karku i po prostu wiedział, kiedy może odpuścić. To był ten moment.
        - Dobrze – powiedział tylko krótko i odwrócił się w stronę swoich towarzyszy.
        Lisołaczka stała jeszcze niepewna, spoglądając przez moment na dyskutujących mężczyzn, a później zerkając krótko na Duila i Samiela przy wozie. Ten pierwszy opierał się wciąż niedbale o drewnianą ściankę, a poważna maska na jego twarzy tylko na moment się złamała, gdy dyskretnie puścił do dziewczyny oko. Leila wróciła spojrzeniem do strażników, którzy pozbierali się widocznie, już niemo tylko przyłożyli palce do kapeluszy w geście pożegnania i rzuciwszy ostatnimi surowszymi spojrzeniami w stronę Zabójcy i Zortwilkana powoli odwracali się i odchodzili. Dziewczyna stała jak wrośnięta w ziemię, dopóki ostatni z elfów nie zniknął ostatecznie z zasięgu wzroku, a ich głosy nie ucichły w lesie. Dopiero wtedy odetchnęła głośno i obróciła się w stronę znajomych.
        - Brawo Ruda – zawołał rozbawiony Duil i podszedł do dziewczyny, śladem swojego zmiennokształtnego przyjaciela czochrając dziewczynę po czuprynie. Ta uśmiechnęła się słabo i przygładziła płomiennorude włosy, spoglądając w kierunku wozu.
        - To co tam właściwie jest? – zapytała, a elf uśmiechnął się wesoło.
        - Sukienka Felipie.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Wszystko potoczyło się tak, jak zaplanowała to sobie Filipie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Strażnicy może coś podejrzewali i pewne rzeczy mogły być dla nich kłamstwem, co mogło podpowiadać im przeczucie albo doświadczenie związane z wykonywaną pracą. Cóż… dla samego Samiela najważniejsze było to, że ci mężczyźni należeli do grupy, która go nie rozpoznała i nie zdecydowała się na to, żeby spróbować go zatrzymać i oddać sprawiedliwości. Przemieniony broniłby się, to chyba było czymś oczywistym – uznałby strażników za zagrożenia, a poza tym, nie chciałby trafić do więzienia. Całkiem możliwe było to, że i tak udałoby mu się uciec, jednak i tak nie chciał tracić czasu w takich miejscach. Ostatecznie skończyło się na tym, że część z tej grupy pojechała do wioski, gdyż stan Namira pogorszył się, a pozostała część, w tym Samiel i Leila, miała do nich dołączyć, gdy pożegnają się ze strażnikami i przygotują wóz i konie do drogi.

Nie przeszkadzało mu to, gdy lisołaczka podeszła do niego i ujęła go pod ramię. Chociaż, tym razem jakoś zareagował, bo po chwili przysunął się lekko do niej tak, że ostatecznie stali jeszcze bliżej siebie. Może akurat teraz potrzebowała takiej bliskości, więc mógł jej to zapewnić, skoro właśnie tak było. Po chwili podszedł do nich Duil i na barki Leili spadło poproszenie leśnych strażników o to, żeby ruszyli w swoją stronę.
         – Nie uraziłeś mnie. W sumie, dobrze, że tak wyglądam, bo pewnie dlatego nawet nie podeszli do mnie z zamiarem zadania mi kilku pytań – odpowiedział po chwili. Uwaga ta sprawiła też, że Samiel pomyślał, iż to także może być powodem, dla którego nie zdecydowaliby się go pojmać, nawet jeśli rozpoznaliby go. Po prostu obawiali się o swoje życia i, gdyby mieli walczyć z kimś takim, jak on… wiedzieliby, że nie mają z nim szans i lepiej zostawić tę sprawę, a później donieść o tym komuś, kto będzie miał większe prawdopodobieństwo na to, że wygra. Oczywiście, jeśli go rozpoznali. Skrytobójca zdawał sobie sprawę, że myśli jak osoba z paranoją. Tylko, że gdyby czasem tego nie robił, raczej nie udałoby mu się utrzymać tak długo w tym, czym się zajmuje.
         – Dasz sobie radę – odezwał się krótko do zmiennokształtnej. Powiedział to szczerze, gdyż uważał, że dziewczyna naprawdę sobie z tym poradzi. Zrobił to też dlatego, że chciał, aby wiedziała, iż wierzy w nią i w to, że poradzi sobie z czymś takim, może to doda jej odwagi i pewności siebie.
Samiel uważnie obserwował Leilę i strażników, gdy z nimi rozmawiała, a także starał się podsłuchać dialog między nimi. Czuły słuch pozwolił mu na to, aby usłyszeć większość tego, o czym rozmawiali. Mężczyźni zaczęli odchodzić, co oznaczało, że Leila poradziła sobie. Przemieniony odpowiedział jeszcze strażnikom spojrzeniem, które było na równi surowe, co ich spojrzenia, jeśli nie bardziej.

Jego ciało było wytrzymałe, więc naprawdę długie marsze nie były dla niego wyzwaniem. Może myślałby o tym inaczej, gdyby wcześniej został ranny, ale tak się nie stało. Ciężko było zadać rany komuś takiemu jak on. Miał za sobą lata doświadczenia w walce, a także wiele treningów, które poskutkowały tym, że mistrzowsko posługuje się swoją bronią. Sam oręż, a raczej jego właściwości, też są pomocą w starciach, chociaż to nie zmienia tego, że i tak najważniejsze są umiejętności. Owszem, fizyczne atrybuty ciała także są ważne, jednak, jeśli brać pod uwagę konkretną broń, czyli w tym przypadku sztylety, to zręczność i szybkość są tu ważniejsze od fizycznej siły. Przemieniony rozmyślał nadal, cały czas idąc przed siebie. Nawet częściowo pogrążył się w swoim umyśle, o czym świadczył nieco nieobecny wzrok. Jedynie wzrok, a nie cała twarz. Powrócił myślami do tego, co działo się teraz i od razu się odezwał.
         – Skoro sprawa ze strażnikami jest załatwiona, to możemy już ruszać. Prawda? - zapytał, podchodząc do lisołaczki i elfa. Wydawało mu się, że wszystko jest już gotowe na krótką podróż z tego miejsca do Nacré.
         - Chyba ktoś będzie musiał tu zostać, żeby przypilnować wozów...? - odparł po chwili. Wydawało mu się, że, raczej, nie będą tu czekać całą grupką, która tu została. Prędzej część wyruszy do wioski, a pozostali będą pilnować tego, co tu zostawili. Będzie trzeba też znaleźć kogoś, kto pomoże z uszkodzonym wozem, a także przyprowadzić konie, aby zaciągnęły wóz do Nacré.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Słowa demona sprawiły, że Duilesgar momentalnie pobladł. Równie zszokowanym wzrokiem patrzył na niego Japker, który z natury blady teraz wydawał się być niemalże przezroczysty.
Zo...zo...zostawić wóz?!
        Starszy elf przyłożył dłoń do czoła, jakby powstrzymywał się od omdlenia. Trudno mu było to powiedzieć w myślach, a co dopiero powtórzyć na głos.
        Gdyby mieli zostawić tutaj wóz... to już lepiej byłoby im uciec na pustynię Nanhar by Filipie ich przypadkiem nie spotkała więcej na swojej drodze. Oni nie mieli po co wracać bez sprawnego wozu, a targanie sukni przez las było zbyt ryzykowne. Mogła się uszkodzić, pobrudzić (a Duil nie był pewny czy można ją właściwie prać..), a jeżeli ktoś by ją ukradł to wierzył, że skończyłby na pstryczku. Już nie wspominając o tym, że wiele innych oraz cennych rzeczy wiozła ze sobą artystka. Na przykład cienki szaliczek, który dostała od wielmożnej Perq Iralate, albo szkic od Ivaliano de Korte, a nawet igłę do szycia mając przynieść jej szczęście od Merlo z Rapsodii. Te i wiele innych pierdoletów nie mogły być tak po prostu ZOSTAWIONE W LESIE. Mogli być okradzeni przez bandytów, ale nie na własne życzenie!
        -N... Nie... My zostaniemy... - powiedział elf przełykając ślinę, która teraz kuła go ostrzegawczo po gardle. - Znając Filipie to z pewnością kogoś nam tu podeśle z innym wozem. My tu zostaniemy, prawda... Japker?
        -Tak, to mądra decyzja – potwierdził nerwowo drugi aktor.

***

        Namira, prędzej można by rzec, rzucono niż położono na posłanie. Lisołak spojrzał z irytacją na mieszkańców wioski, ale ci odeszli bez słowa. Ułożył się na plecach i odetchnął z ulgą. Jego powieki powoli opadały, był taki zmęczony tą wędrówką, a poza tym zrobił się strasznie głodny. Uparcie próbował przemienić się w lisa, wylizać rany a później upolować jakiegoś królika, ale niemożność zrzucenia obecnego ciała doprowadzała go do szału. Był w więzieniu... a tym więzieniem okazało się jego własne ciało.
        Gdy jego oddech stał się wolny i głęboki, do... drzewa (wszak byli w buku) weszła Joena . Uśmiechając się do rannego, ale od razu przeszła do regałów bogato wyłożonymi książkami oraz specyfikami.
        -Bardzo ci źle? - spytała pewnie sięgając po wybrane produkty, jakby już z góry wiedziała co i jak. - Wybacz, moja wspólna mowa nie jest na wysokim poziomie – dodała niewinnie.
        - Nic nie szkodzi... - odparł Namir.
        -O... Mówisz naszym języku? To trochę ułatwia sprawę.
        -Nie jestem pewien czy nie gorzej niż ty we wspólnym – wymusił się na żart.
        Joena klęknęła przy lisołaku. Milczała tylko przy oglądaniu rany, ale podczas przygotowywania stanowiska cały czas mówiła. O rzeczach mało wspólnych ze stanem swego pacjenta. Opowiadała o kwiatach, o drzewach, o tym, że uwielbia odwiedzać Wodospad Snów, a legendy o tym magicznym miejscu są bardzo różne. Wspomniała o książkach stojących na półkach, a później założyła dziwną maskę, która zasłaniała połowę jej twarzy, a płachta z nią powiązana sięgała aż ramion.
        Wydawała się bardzo sympatyczna i miła, zdecydowanie poprawiła ona humor Namirowi. Czuł się, jak na herbatce u sąsiadki z kamienicy obok. Nawet zapachy już go tak nie drażniły, zapomniał o bólu, a przynajmniej tak mu się wydawało.
        W pomieszczeniu mignęło światło, a sylwetka starego elfa przysłoniła rażące promienie.
        -No chodź, chodź Eace. Tylko załóż maskę, żeby cię kadziła nie otumaniły. Hej, Namir! Dobrze pamiętam? To nie będzie długo trwało. Coś ci tam ugrzęzło w brzuchu – poinformowała beztrosko Joena. - Wyjmę, zaszyję i wszystko będzie w porządku.
        Verka odpowiedział krótkim „uhm”, a później jego głowa wydawała się tak ciężka, że sama wymusiła na nim sen. Myślał, że przeleżał wiele godzin, gdy w końcu się obudził. Przez materiał wiszący i służący za drzwi przebijały się skromnie promienie słońca. Lisołak przetoczył głowę, a w pomieszczeniu dostrzegł jedynie starego elfa.
        -Dużo czasu minęło? - powiedział tępym i suchych głosem Namir.
        -Jakiś jeden przelot kolibra – odparł pogodnie Eace, a Verka musiał przestawić się słówka i słóweczka elfów. Czyli minęło jakieś pól godziny...
        -Czuję się, jakbym przespał co najmniej kilka dni... - dodał zmiennokształtny, a elf wciąż grzebał w naczyniach wypełnionych wodą.
        -O spójrz, kilka takich kawałeczków w tobie znaleźliśmy – Ecae uniósł w chusteczce zardzewiały odpad z broni nie aż tak dawnego przeciwnika lisołaka.
        -Jak miło... Nie będę ich hodował jak ludzie swoich zębów.
        Chwile trwali w ciszy. Namir zauważył, że dosyć ciężko oddycha, a jego nowa opiekunka wciąż zajmuje się wyłącznie własnymi sprawami.
        -Czuję się jakbym był z ołowiu... - wyrzucił z siebie Verka.
        -Ach, wcale ci się nie dziwie. Spokojnie, to minie. Te kadzidła Joeny są strasznie męczące. Jak ich tyle pozapala w drzewie to ludzie padają jak muchy, ale przynajmniej się tak nie wyrywałeś.
        - A w ogóle się wyrywałem?
        - Hm.. Nie będę zdradzał szczegółów. Przyjmijmy, że leżałeś jak kłoda. Namir, tak? Nazywam się Eace, jestem zawodowym trucicielem.
        Elf powiedział to tak swobodnie, że Namir zaczął się zastanawiać czy się aby czasem nie przesłyszał. Gośc mówił o tym, jakby był kwiaciarzem a nie trucicielem. Jednak ów truciciel czyścił właśnie szklane peloty, bardzo pieszczotliwie na nie chuchając a później wycierając białą chusteczką.
        -Joena wzięła twoje ubrania. Były brudne i podarte... Pewnie wyszyje ci specjalną dziurę na ogon – zachichotał elf. - Ale tutaj leżą świeże spodnie.
        Namir spojrzał na Eace, dość idiotycznie. Dźwignięcie się na przedramionach wymagało od niego wiele wysiłku, czuł się taki slaby, jakby zamiast kości miał łamliwe patyki przykryte worami pełnych sztabek złota.
        - Ech, kiedy to minie? - spytał gorzko Verka, a elf zaśmiał się głośno.
        - Hah! Prześpij się jeszcze, jak jesteś taki niecierpliwy.
        Verka tak się postarał usiąść, że teraz nie miał sił się położyć. Westchnął po raz kolejny.
        - Fui powiada, że jesteś jej przyjacielem.
        -Tak... - mruknął w odpowiedzi.
        - Jej przyjaciele są także moimi.
        „Jakbym już to gdzieś słyszał... No proszę, ta sama domena” pomyślał nieco złośliwie lisołak.
        - Na długo pozostaniecie w wiosce?
        Verka dźwignął spojrzenie na Eace. Próbował zbadać intencje elfa, ale ten zachowywał wszelkie pozory codzienności. Pytanie było o tyle kłopotliwe, że Namir sam nie potrafił na nie odpowiedzieć. Gdy już się całkowicie wykaraska z tej rany to co powinien zrobić? Sądził, że już odciął się od czarnego rynku, ale nierozwiązane sprawy ciągnęły się za nim do dziś. Chciał... i wręcz musiał zostać odczarowany, póki jeszcze myśli w miarę czytelnie. Dzikość w nim narastała, nie potrafił nad tym całkowicie zapanować teraz, gdy jeszcze stara się być choć trochę człowiekiem, był jednakże świadom tego, że to z góry przegrana walka. Nie wygra z tym, co w nim siedzi. Za miesiąc, dwa... albo za rok lub też pół, nie wiedział ile czasu będzie w stanie zachować jasny umysł, lecz to w końcu minie. A wówczas jego dobra znajoma czarodziejka, która uwięziła go w tym ciele, nie będzie się nim już interesować. Dla niej równie dobrze będzie mógł sczeznąć w piekle, gdy jego wiedza przeminie i zastąpią ją zwierzęce potrzeby.
        -Nie wiem, raczej niedługo – odpowiedział lisołak sięgając spodni. Nawet nogi miał bardziej włochate, a pazury u stóp ostrzejsze. Potwór w ciele człowieka.
        -Tak myślałem – stwierdził elf. - Dlatego mogę ci zaproponować pewien eliksir...
        Namir od razu zatrzymał się w pół ruchu marszcząc przy tym brwi i patrząc podejrzliwie na truciciela. Eace spojrzał najpierw nieco zaskoczony, ale zaraz na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
        - Czyżbyś miał coś na sumieniu? - spytał.
        - A muszę mieć coś na sumieniu żeby obawiać się eliksiru prosto z rąk truciciela? - odpowiedział buro Namir.
        Eace wpatrywał się w zmiennokształtnego. Napięcie rosło w powietrzu, ale radosny śmiech truciciela zburzył je.
        -Haha! Jakiś ty przewrażliwiony i czujny! Myślisz, że skazałbym się na kobiecy gniew? I to jeszcze gniew Filipie? Pewnie nigdy nie widziałeś jej choćby odrobinkę zezłoszczonej, ale uwierz mi – na te setki lat co z nią przeżyłem nie chciałbym się jej narazić ponownie – elf uśmiechał się szeroko dopieszczając chusteczką szklane naczynie. - Więc jak?
        Zmiennokształtny przyglądał się swemu rozmówcy. Nie za bardzo wiedział, co ma o nim myśleć, ale pierwsze co zrobił to w końcu wciągnął na siebie spodnie. Miał obandażowany brzuch, który chyba stopniowo zaczął go coraz mocniej boleć. Czuł się jednak ogółem dobrze (a na pewno lepiej), wiedział, że to konsekwencje wyciągnięcia odłamów i zszycia.
        - W końcu działanie kadzideł odpuści i nie będzie tak wesoło – dopowiedział Eace, jakby na zawołanie.
        - Ech... A to mnie nie zabije?
        - Nie zabije.
        - A uszkodzi w jakikolwiek inny sposób?
        - Nie uszkodzi. Nie obiecuję, że nie pojawią się skutki uboczne, jak na przykład świąd skóry, albo czerwona tęczówka... ale to tez mija. Jak na chwilę popatrzysz na kogoś diabelskim wzrokiem to się nic nie stanie, a rana pięknie się zagoi... Nie będziesz musiał tu leżeć dwóch dni. Kolejnego rano staniesz swobodnie na nogi!
        - Brzmi tak cudownie, że aż nie uwierzę.
        - Ej no coś ty! Mam tu Filipie sprowadzać, żebyś mi uwierzył?
        - Może teraz lepiej nie...
        Zamilkli.
        - Jesteś jej przyjacielem?
        - Na łuski Prasmoka przysięgam, że nasza przyjaźń trwa kilka wieków – odpowiedział honorowo stary elf bijąc się w pierś.
        -Może lepiej się jej nie chwal, że mówisz, że ma kilka wieków. Ech, niech będzie... Jak mnie to stawi na nogi kolejnego dnia, zaryzykuję.
        Elf z wrodzoną ambicją od razu zaczął przygotowywać składniki. Używał wszystkiego, co dopiero czyścił, jakby właściwie nie szykował się na inną odpowiedź i już wcześniej wiedział, że lisołak da się namówić na jakieś trunki. Namir widząc to zaczął mieć wątpliwości co do podjętej decyzji, ale chyba było mu wszystko jedno. Póki ma za plecami Filipie wie, że przeżyje.
Lisołak powoli ułożył się na posłaniu, leżąc bezwiednie starał się zapełnić czymś myśli niż elf siedzący obok. Poczuł krew, ale nie swoją.
        -Krew... jakiegoś zwierzęcia... panterołaka?
        -Masz dobry węch chłopcze. Ostatnio takiego jednego uratowałem to mi spuścił trochę swojej krwi. Idealna podstawa do tego typu eliksirów! - odpowiadał podekscytowany elf.
Eace, choć był stary, to o dziwo nie drżały mu ręce gdy pipetą spuszczał kilka kropel jakiś innych substancji. Stworzoną mieszankę podgrzewał i odliczając w głos po kolei dodawał kolejne składniki. Wyglądało to na alchemiczne magie i Namir patrzył na truciciela z podziwem. Naprawdę było to coś, co w życiu kochał.
        Na koniec stary elf wylał eliksir do miski, bardzo starannie, tak aby nie umknęła choćby jedna kropla specyfiku. Następnie przysunął naczynie do ust lisołaka zachęcając go do wypicia. Verka wciąż miał wątpliwości, ale przełknął je i po prostu wypił eliksir. Wow, nawet nie smakował tak paskudnie, jakby się tego spodziewał. Być ciepły więc przyjemnie się go piło.
        Elf wstał i otrzepał ręce. Włożył do wielkiej misy wszystkie akcesoria i zbliżył się do wyjścia.
A, i nie wspomniałem, że mogą wystąpić zaburzenia zmysłów, na przykład ślepota albo brak węchu czy słuchu. U niektórych pojawiła się wysypka na ciele, zaburzenia czucia, krztuszenie, problemy z oddychaniem, ale spokojnie to raczej minie! Papa!
        - C-co?!
        Eace machnął pozdrawiając lisołaka i szybko zniknął za opadającym materiałem. Verka wiele się namęczył by usiąść więc o bieganiu za trucicielem nie było mowy.
        -Oby to kurna zadziałało, jak trzeba... - burknął gorzko Namir.



        -Zniknęłaś mi z oczu – powiedział z pretensją Eace.
        - Musiałam przecież załatwić wóz dla moich skarbów! A później porozmawiać z Aerią, Malarois, Ewelibeth...i spytać Kede co u niego, a także ugłaskać tego ich jelonka Puszka. Długo mnie tu nie było! - wyjaśniła Filipie.
        - Och, ciekawe kiedy mój promyczek się tutaj zjawi... Zanim tu przyjdą wypytam Joeny jak tam z Namirem.
        - Z tego, co wiem, to teraz śpi.
        - Wybacz, nie ciebie pytam – prychnęła aktorka oddalając się od truciciela.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Leila nawet nie była dumna z tego, że udało jej się spławić strażników, co po prostu ulżyło jej, że już sobie poszli. Sama nie wiedziała, dlaczego czuła się w ich obecności tak niekomfortowo, a pomysł, że i ona miała przecież krew na rękach przeszedł przez jej umysł cicho i niepewnie. Nawet nie zastanawiała się wcześniej nad moralnością swoich ostatnich poczynań, a co dopiero ich legalnością. Wciąż czuła, jakby dopiero pojawiła się w tym świecie, i co tu dużo ukrywać, naiwnie wierzyła, że wszystko w obronie własnej powinno zostać jej wybaczone. Teraz jednak pewien ciężar spadł z jej serca, gdy nie musiała już tłumaczyć się umundurowanym elfom i z tą ulgą wróciła do swoich towarzyszy.
        Stwierdzenie, że owym cennym ładunkiem na wozie była sukienka Felipie nie wywołało w dziewczynie ani oburzenia ani irytacji z tak błahego uzasadnienia tej farsy, którą musieli odstawić. Była po prostu zbyt zaskoczona i nie wiedząc, co ma na to odpowiedzieć po prostu spoglądała niepewnie na Duila, jakby w każdej chwili spodziewając się, że ten przyzna się do żartu. Obaj artyści jednak tylko poważnieli, gdy Samiel zasugerował możliwość zostawienia wozu i chociaż ona sama uznawała to po prostu za ryzykowne, wszak tak łatwo ktoś mógłby go okraść pod ich nieobecność, to mężczyźni wyglądali, jakby ktoś zaproponował im skok w przepaść w ramach rozrywki. Gorączkowe zapewnienia, że absolutnie, oni zostaną i wozu przypilnują, skomentowała uśmiechem i wzruszeniem ramionami.
        - To może my pójdziemy już w kierunku wioski? – zapytała, spoglądając na Samiela. Martwiła się o Namira i chciała jak najszybciej upewnić się, że nic mu nie jest, a jakoś naturalnie przyjęła, że Zabójca będzie jej towarzyszył. Ten też nie protestował i po chwili rozdzielili się, zostawiając Duila i Japkera przy wozie, rozmawiających o czymś przyciszonym głosem, podczas gdy lisołaczka i demon ruszyli ponownie w kierunku Nacre.
        Tym razem nie szli tak szybko, jak ostatnio, wszak nie spieszyli się, by ściągnąć dla zmiennokształtnego uzdrowiciela, ale droga mimo wszystko zdawała się krótsza i po chwili znów pojawili się w wiosce. Tym razem po jej obrębie kręciło się więcej osób. Poprzednio też Leila oddała Samielowi inicjatywę w prowadzeniu rozmowy, teraz jednak sama szybko znalazła kogoś w podobnym do siebie wieku, licząc na jego znajomość wspólnej mowy. Nie przeliczyła się, młoda dziewczyna, zapytana o przybyłych niedawno obcych, w tym jednego chłopaka na noszach, szybko zorientowała się o kogo chodzi i wskazała dwa różne kierunku. W jednym ponoć znajdowała się przybyła artystka, w drugim, w potężnym buku, miał być przyniesiony na noszach ranny. Leila podziękowała jej gorąco i spojrzała na Samiela.
        - Pójdę do Namira, zobaczę jak się czuje. Nie wiem, czy chcesz iść ze mną, czy wolisz znaleźć Felipie? – zapytała.
        Później ruszyła w stronę wskazanego drzewa, jednocześnie pewnym krokiem, ale rozglądając się, czy nikt jej zaraz nie zatrzyma. Nie wiedziała wszak czy wchodzi w ogóle do czyjegoś domu, jakiegoś wspólnego… drzewa, czy może do stanowiska uzdrowicieli. Jej wątpliwości rozwiały się jednak, gdy tylko poczuła bijące z wnętrza silne zapachy. Zmarszczyła nos z niezadowoleniem, fragmentem koszuli osłaniając go przed intensywną wonią nie tylko ziół, ale jakichś innych ostrych substancji. Mimo to jednak weszła śmiało do środka, szybko odszukując wzrokiem przyjaciela.
        - Namir? – szepnęła, zbliżając się ostrożnie. Miał przymknięte oczy, więc albo spał, albo był nieprzytomny po jakiejś operacji, bo spod uniesionej lekko koszulki widać było owinięty bandażem brzuch. Dziewczyna przysiadła ostrożnie na boku posłania, ręką odszukując dłoń chłopaka i zaciskając na niej szczupłe palce. Miała nadzieję, że nic mu nie będzie.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Nie spodziewał się takiej reakcji na swoje słowa. Z drugiej strony, nie wiedział też, że wóz i jego zawartość jest tak ważna dla elfów, że wolą zostać przy nim, mimo że wioska nie znajduje się przecież tak daleko.
         – Jeśli właśnie tego chcecie… W takim razie my tak udamy się do wioski – odparł demon. A później ruszył drogą w stronę wioski, mając lisołaczkę tuż obok siebie. Teraz nie musieli się spieszyć, więc mogli pozwolić sobie na wolniejsze tempo. Mimo wszystko, i tak dotarli do celu dość szybko. Może to przez niedużą odległość, a może przez to, że Samiel i tak narzucił swoje tempo marszu, które i tak nie było zbyt wolne. Cóż… zawsze tak się poruszał, nawet jeśli nigdzie mu się nie spieszyło. Wiedział, że Leila chce sprawdzić, co z Namirem i wydawało mu się nawet, że dziewczyna będzie chciała znaleźć się przy nim jak najszybciej, jednak nie ponaglała i szła z taką samą prędkością, jak on.
Gdy już znaleźli się wśród budynków, tym razem to ona przejęła inicjatywę w rozmowie z jednym z mieszkańców wioski, pytając dziewczynę w wieku zbliżonym to jej o to, gdzie mogą znaleźć Namira i Felipie.
         – Możemy się rozdzielić – odpowiedział po chwili. Samiel miał też zamiar rozejrzeć się trochę po wiosce… albo przeprowadzić zwiad, jeśli ktoś woli nazwać to właśnie w ten sposób. Nie uważał, że Leila będzie go spowalniać czy coś takiego, jednak… wolał zrobić to sam dlatego, że dziewczyna mogła mieć obiekcje co do tego, co chciał zrobić przemieniony. Skrytobójca po prostu powiedziałby, że już ma takie nawyki i woli zorientować się w nowym otoczeniu, przeprowadzić krótką obserwację i tak dalej – obserwację zarówno ludzi, jak i budynków, a także dróg ewentualnej ucieczki i miejsc, w którym można się schować i zaczaić na przeciwnika. Musiał to zrobić i to nie ze względu na to, że widział realne zagrożenie ze strony elfów zamieszkujących wioskę albo przeczuwał, że właśnie tego dnia jacyś rabusie zdecydują się napaść na to miejsce. Po prostu… nie dawałoby mu spokoju to, że nie przeprowadziłby małego zwiadu.

Pożegnał się z Leilą, mówiąc jej, że spotkają się później i docelowo ruszył w stronę, którą wcześniej wskazała młoda elfa, gdy została zapytana o to, gdzie powinni szukać Felipie. Szedł wolno, uważnie przyglądając się wszystkiemu, co mija, a to także dotyczyło osób, obok których przechodził. Gdy już ktoś poczuł, że Samiel mu się przygląda i spojrzał na niego, mógł zobaczyć w jego oczach wyłącznie ciekawość związaną z nowym miejscem. Dopiero pod tym zabójca ukrywał swoje prawdziwe zamiary, jednak nigdy nie spoglądał w czyjąś stronę na tyle długo, żeby dana osoba mogła to ujrzeć. Dlatego też mijane elfy po prostu uznawały, że Samiel jest ciekawskim osobnikiem, który pierwszy raz znalazł się w takiej wiosce i chciał się rozejrzeć. Ostatecznie możliwe, że i tak uda się do miejsca, w którym przebywa Felipie, jeśli nie trafi na nią wcześniej, ale teraz musiał zrobić coś zupełnie innego. Dlatego też przechadzał się po wiosce, obserwując, a także poznając wioskę. Przecież prawdą było to, że konkretnie w tym miejscu był pierwszy raz.
Po jakimś czasie dotarł do miejsca, gdzie można powiedzieć, że zabudowania kończyły się i ustępowały miejsca lasowi. Ktoś mógł nawet powiedzieć, że drzewa służą za coś w rodzaju kamuflażu i, może, nie byłoby to kłamstwo.
         – Chyba powinienem wrócić i poszukać Felipie… - powiedział cicho sam do siebie. Później ruszył tam, gdzie powinien szukać elfki. Tym razem także się nie spieszył. Może nawet będzie tak, że jednak jej tam nie znajdzie i będzie mógł dłużej powłóczyć się po wiosce… a do lisołaków dołączyłby dopiero wtedy, gdyby mu się to znudziło.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Leila z Samielem odeszli, a Duil pozdrawiał ich dłonią zapewniając, że sobie poradzą. Gdy zniknęli z horyzontu aktorzy odczekali jeszcze sporo czasu nim emocje z nich całkowicie zeszły. Japker usiadł na brzegu wozu, ale z racji tego, że deska złamała się pod jego ciężarem postanowił jednak stać nie ryzykując drzazgi w żadnym niechcianym miejscu swojego ciała.
        - Szlag by to... - syknął starszy elf zaciskając pięści.
        - Za bardzo się przejmujesz – odparł Japker otrzepując spodnie i układając w głowie strategię wyciągnięcia kiecki z tej rozpadliny desek.
        - Ta przeklęta szumowina! Niech no tylko spróbuje...
        - Opanuj się Duilesgar – upomniał towarzysza młodszy aktor.
        - Ale ona...
        - Nie bądź taki zazdrosny – zakpił Japker.
        - Zazdrosny? Pha! Nie znasz go! Powiesi na włosku życie Namira byleby tylko zaimponować Filipie. Pieprzony egoista...
        Młodszy artysta spojrzał blado na swego kompana. Na chwilę między mężczyznami zapadła cisza, ale Quinnlikasio miał umysł jasny i czysty. Nie gonił za myślami, nie dyszał z powodu ich natłoku czy chaosu. Cechował się przejrzystością oraz rozsądkiem, lecz nie ograniczał się tylko do jednej opcji. Wręcz przeciwnie – nie zaciskał na sobie pętli „prawdopodobieństwa” a analizował to, co akurat przychodziło.
        -Tylko zapomniałeś o jednym – podjął na nowo Japker. - Filipie jest jeszcze bardziej zakochana w sobie niż on.


***

        Namir był upojony zapachem roznoszącym się po pomieszczeniu. W głowie tłoczyły mu się sny...a może już i myśli? Sam nie wiedział i miał problem z uchwyceniem chociażby tej jednej myśli, czy też jednego snu. Gdy udało mu się w końcu na czymś skupić to sprawa komplikowała się na tyle by podjąć się kolejnych niewyjaśnionych widzeń, ale zachowywał się nadzwyczaj spokojnie. Jedynie powieki mogły zdradzić jego skupienie, ale ani nos, ani uszy nie poruszyły się. To, co jednak jeszcze można było dostrzec to zmiany w nim zachodzące, pod względem fizycznym.
        Twarz miał bardziej wyrazistą, jeszcze mocniej podkreślona pod względem zagłębień i wypukleń niż uprzednio. Pod oczami pojawiły się delikatne cienie, obrósł włosem nie tylko na rękach, ale także na klatce piersiowej i plecach. Palce zakończone już i tak długimi i twardszymi paznokciami teraz stały się prawdziwymi, grubymi pazurami zwierzęcia, choć wciąż pozostawały jasne i ludzkie a nie ciemne, jak u lisa. Mógł śmiało komuś wydrapać oko jednym z nich, ale najbardziej zauważalna zmiana miała się jeszcze ujawnić.
        Lisołak poczuł ciepło drugiego ciała, gdy Leila przyłożyła dłoń do jego dłoni. To był gest, który go rozbudził. Mężczyzna zmarszczył nos ujawniając nieco mocniej zaostrzony kieł. Po chwili zaczął mrużyć oczy skupiając wzrok na rozmytej postaci obok. Potoczył głową niczym marudne dziecko niechcące zjeść brukselki, lecz w pewnym momencie zerwał się gwałtownie do siadu. W głowie mu się zakręciło, ale jakby nie zwrócił na to uwagi. Potrząsnął czupryną i chwycił się badawczo za nos kończąc na jego czubku i szczypiąc się po skórze.
        - Nie czuję zapachu... - majaczył podpierając się ostatecznie na ręce, bo nagle „zwiało” go na bok. - Znaczy...nie tak, jak wcześniej... - dodał i dopiero w tym momencie jego pochylona ku przodowi głowa skierowała się w stronę Leili. Spojrzał na nią kątem oka, ale to wystarczyło by dostrzec zmienioną barwę tęczówki. Była intensywnie czerwona i lśniła rubinowo-krwawym połyskiem.
        - Agh, Leila... - mruknął wstrzymując napięcie krótką ciszą. - Co za paskudztwo piłem... Ohyda – Namir mlasnął przypominając teraz niezadowolonego liska, który zjadł niesmacznego robala.
        - Ten Eace podsunął mi jakieś lekarstwo. Nie życzę nikomu takiego lekarza – uśmiechnął się złośliwie. Zmiennokształtny przeniósł ciężar ciała na drugą rękę by zbliżyć się do lisiczki. Popatrzył na nią, obejrzał od czubka głowy aż po czubek palców u stóp (w sumie czubek butów) i uśmiechnął, ale tym razem bardziej cwanie.
        - Ale tobie...
        Utulił jej twarz we własnej dłoni. Z początku chciał jedynie troskliwe zgarnąć płomiennie włosy za ucho dziewczyny, ale gdzieś zatrzymał się w pół ruchu. Wówczas spojrzał na nią trzeźwo i w głębi serca naprawdę cieszył się jej obecnością. Nie czuł zapachu lisołaczki jak wcześniej, nie tak intensywnie i w każdym calu. Teraz, na tę chwilę, nauczył się delikatnej dziewczęcej woni, takiej samej jaką wyczuwają ludzie. Było to przyjemne doświadczenie, pełne niesamowitych, choć mało zrozumiałych, pozytywnych wrażeń. Fioletowy siniak na kości policzkowej Leili, zaczął przybierać zielone barwy, gdzieś na krawędziach - to znaczyło, że obicie się goi i ma się całkiem dobrze. Jednak na zmysły mężczyzny szczególnie zadziałało to, że są sam na sam, a ona siedzi tuż obok niego w jego koszuli. Mimo to, oddech lisołaka spokojnie zwolnił. Kciukiem pogłaskał policzek dziewczyny, po czym polizał ją idąc tą samą ścieżką co uprzednio palec.
        - Dobrze, że nic ci nie jest.


***

        Wioska już od samego początku prezentowała się bardzo charakterystycznie. Nawet zwykły głupek ze wsi potrafiłby zauważyć, że jest to teren należący do elfów. Każdy dostrzegłby liany liści, a czasem nawet kwiatów, wiszących między małymi siedzibami. Drzewa zdawały się być tu grubsze i silniejsze, miały rozłożyste i bogate korony, szeleściły przyjaźnie każdemu odwiedzającemu, co nie miało nic wspólnego z nieufnymi mieszkańcami. Elfie oczy ciekawsko śledziły ciekawski wzrok demona próbując rozwiązać tajemnice unoszące się wokół niego. Nikt jednak nie zwrócił mu słownie uwagi. Większość i tak nie potrafiła mówić wspólną mową, a poza tym był to towarzysz cudownej Filipie.
        A gdy już o tym mowa... W momencie zawrotnej drogi Samiela, ku jego niezaskoczeniu, pojawiła się w oddali artystka, która głośno i donośnie krzyknęła:
        - Drano guerra! - machała dłonią rozświergotana elfka, a gdy zwróciła na siebie uwagę (choć się martwiła czy aby za cicho nie krzyknęła choć krzyk miała bardzo donośny) uśmiechnęła się szeroko i promiennie.
        Mieszkanki wioski spojrzały spłoszonym wzrokiem na Samiela. Część z nich zaczęła szeptać, jedne kobiety z podekscytowania, inne zaś ze strachu. Mężczyźni od razu nabrali surowego wyglądu, ale też została w nich zasiana nuta niepewności. „Smoczy wojownik” - ni mniej i ni więcej znaczyły słowa aktorki.
        Elfka skierowała się do Samiela swym arcyseksownym krokiem zgarniając po drodze trzy koleżanki, które to na zmianę rumieniły się i denerwowały.
        - Ara, Drano Guerra – powiedziała Fui wyciągając otwartą dłoń ku Samielowi, jakby był on niebywałym okazem. Każda z dziewcząt przywitała się cicho, choć niepewnie, bo w języku elfów. Artystka dodała im otuchy pocieszającymi słowami, po czym skierowała się ku demonowi.
        - To jest Roana, Quento oraz Karia. To będą gospodynie dzisiejszego wieczoru! Podobno chcą nam mieszkańcy upolować jelenia! Będą niezłe smakołyki – szepnęła ciszej Fui.
        - I jak? Podoba ci się ta przepiękna wioska? - spytała Filipie z zachwytem obserwując okoliczne domy.
        - Nie obawiaj się ich, wyglądają na nieufnych, ale póki ktoś nie ma spiczastych uszu jest niegodny zaufania– wytłumaczyła Filipie uśmiechając się szeroko.
        - Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? Jadłeś kiedyś jelenia faszerowanego jabłkami? - dociekała elfka, po czym zwracała się z szerokim uśmiechem do dziewcząt „tłumacząc” im słowa przemienionego. Tak... trochę po swojemu, i tak by elfki były zadowolone, onieśmielone, ale i zachwycone nieznajomym. A tak wprost określając – wciskała im cudowne kity w zależności od tego, co chciały usłyszeć.
        - Cóż, poznałeś już moje koleżanki. Najlepsze kucharki w tej wiosce, choć młode to zdolne. Teraz chciałabym abyś poznał moją przyjaciółkę... Ty i Leila zasługujecie na to, by poznać kogoś wyjątkowego... - mruknęła słodko Filipie zbliżając się do Samiela i głaszcząc go opuszkami palców po klatce piersiowej. - To... naprawdę ktoś ważny w moim życiu. Wszak jesteście moją ochroną, to będzie dla mnie przyjemność przedstawić wam kogoś tak mi bliskiego... - przekonywała Fui.
        - Chodźmy – rzekła kusząco. - Trzeba tylko znaleźć Leilę!
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Tak jak przycupnęła niepewnie na brzegu łóżka, tak została, bojąc się naruszyć więcej z przestrzeni lisołaka, a jednocześnie nie chcąc zostawiać go samego. Nie wyglądał najlepiej – ranny i wyczerpany. Męska dłoń w jej objęciach coraz bardziej przypominała zwierzęcą łapę, wyglądającą tym groźniej, gdy próbowano ją zamknąć w szczupłych i bladych dziewczęcych dłoniach. Leila opuściła lekko głowę, zerkając niepewnie na porośniętą rudym włosiem skórę i wydłużone szpony. Ze zmartwieniem spoglądała na ciemne plamy pod oczami chłopaka, poruszające się pod zamkniętymi powiekami gałki oczne i napiętą niezdrowo skórę na twarzy.
        Rudowłosa westchnęła cicho i wciąż trzymając kurczowo rękę Namira w objęciach swoich dłoni, rozejrzała się po pomieszczeniu, z nadzieją zerkając na jasne łukowate wejście do buku. Czy kogoś nie powinno tu z nim być? Medyka? Nie wiedziała, co robić. Nigdy się nikim nie opiekowała, ba! Nawet sobą nie potrafiła się zająć… Nieopatrznie chyba ścisnęła go za mocno, bo zobaczyła jak jej przyjaciel marszczy nos w niezadowoleniu a spod wykrzywionych warg wysuwa się kieł. Zabrała szybko dłonie, splatając je na podołku i tylko niepewnym wzrokiem śledziła przebudzenie chłopaka, który marudził zupełnie jak ona przy wstawaniu wczesnym rankiem. Ledwie drgnęła, gdy lisołak zerwał się do siadu, i zamiast uciekać uśmiechnęła się ciepło, zadowolona, że wraca do normy.
        - To pewnie jakiś skutek uboczny – powiedziała niezbyt pewnie, tak właściwie nie mając pojęcia o czym mówi. Namir jednak słynął ze swojego doskonałego węchu, domyślała się więc tylko, że jego utrata jest chwilowa i jest skutkiem spożycia tego ohydnego naparu, bo przecież nie traci się węchu od dźgnięcia w bok.
        - Ten Ecae to znajomy Felipie, na pewno nie zrobiłby ci krzywdy. Z jakiegoś powodu wszyscy zdają się obawiać jej ewentualnego gniewu – uśmiechnęła się lekko, chcąc podnieść przyjaciela na duchu. Opuściła wzrok, czując jak odgarnia jej włosy, ale nie kończy gestu. - Namir… - mruknęła w cichym i niepewnym proteście.
        Sama nie umiała powiedzieć przed czym się wzbrania, ale nagle zrobiło się cicho i ciepło, a ona bała się spojrzeć mu w oczy. Westchnęła bezgłośnie, czując jak wygodnie byłoby złożyć głowę w tej dłoni i jak nietypowe było to wrażenie. Nie do tego przyzwyczaił ją w szkole lisołak, zawsze zachowując dystans i nie pozwalając sobie nawet na dłuższy kontakt wzrokowy. Nawet gdy uczył ją walczyć i pokonywał, wycofywał się w ostatniej chwili, tylko by pokazać jej, że przegrała. Jakby nie tylko bał się ją skrzywdzić, co było względnie zrozumiałe, gdyż ich obojga mogłoby wpakować w tarapaty, ale w ogóle dotknąć przez przypadek, inaczej niż w walce, czy czochrając żartobliwie po głowie. Dlatego czuły dotyk tak ją zaskoczył i był taki obcy, mimo że Namira przecież dobrze znała.
        Uśmiechnęła się nieśmiało, czując głaskanie po policzku i wiedząc, że kciuk muska barwny siniak pod jej okiem. Na nagłe zbliżenie się twarzy chłopaka spięła się minimalnie, otwierając szerzej oczy i cofając odruchowo, gdy nagły mętlik w głowie uniemożliwił jej racjonalne myślenie. Wtedy jednak poczuła język na policzku i parsknęła cichym śmiechem, przechylając lekko głowę, by wymknąć się od tych lisich czułości.
        - Nic mi nie jest – potwierdziła rozbawiona i objęła Namira za szyję, przytulając go mocno. – To ty masz na siebie uważać i nie straszyć mnie tak więcej. - Oparła brodę na ramieniu przyjaciela i z ciekawości przesunęła palcami po jego łopatce. – Masz włosy na plecach – zaśmiała się cicho, puszczając w końcu chłopaka i cofając się trochę. – Nie widziałam cię wcześniej w formie hybrydy, nie wiem czemu nas do nich nie przyzwyczajali w szkole. Twoja jest bardziej ludzka niż moja. Ja jestem cała w sierści…
        - Tu jesteś Płomyczku!
        Felipie wpadła do buku z całą swoją donośnością, zapachem perfum i powiewającymi blond włosami, a zaraz za nią wszedł Samiel, który przy promieniejącej artystce wyglądał jeszcze groźniej niż zwykle.
        - Namir! Dobrze, że nic ci nie jest… względnie… bo mój drogi, wyglądasz okropnie!
        Aktorka rozejrzała się po lokum, marszcząc nos z niezadowoleniem i mrucząc coś pod nosem, ale Leila wyłapała tylko „ten Ecae”, co jedynie potwierdzało faktyczną znajomość elfki i uzdrowiciela.
        - Widziałaś się z nim? Z Ecae? Mówił coś o Namirze? – lisołaczka wstała z łóżka rannego, podchodząc do wciąż kręcącej nosem efki.
        - Hm, nie, nie bardzo. Ale spotkałam Joenę i mówiła, że wszystko powinno być w porządku, nie licząc jakichś drobnych efektów ubocznych, ale już nie pamiętam jakich… Tylko ma się nie przemęczać, słyszysz Namir?
        - Przypilnujemy go – Leila uśmiechnęła się uspokajająco.
        - Dobrze, dobrze… to zbierajcie się moi kochani, bo wiele pracy przed nami, a jeszcze więcej zabawy! – zachichotała Felipie i klasnąwszy w dłonie, zamiotła szatą, opuszczając drzewo. Lisołaczka zerknęła pytająco na Samiela, nie bardzo rozumiejąc, co takiego ich czeka.
        - Namir, pomóc ci jakoś? – zapytała, zerkając z troską na lisołaka.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Zauważył i usłyszał Filipie, chociaż nie znał mowy elfów, więc nie wiedział, co oznaczały słowa, które do niego krzyknęła. Był pewien, że zwraca się do niego, bo pomachała do niego, gdy tylko spojrzał w jej stronę. Właściwie, przez te jej dwa słowa, wszyscy mieszkańcy wioski zwrócili swe oczy właśnie na niego. Ich spojrzenia były… różne, zależne od płci i charakteru danej osoby, a Samiel dziwnie się z tym czuł. Po prostu nie lubił być w centrum czyjegoś zainteresowania, nie lubił też zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Co prawda, Filipie zrobiła to za niego, jednak to on teraz żałował, że nic nie zasłaniało jego pokrytej bliznami twarzy i czuł w sobie chęć do złapania za jeden ze sztyletów, konkretniej mówiąc Myrkura, i użycie jego magicznych mocy do zniknięcia. Westchnął i ruszył w stronę elfki, tłumiąc w sobie wszystko to, co czuł przed chwilą. Właściwie… do niej i trzech innych mieszkanek wioski, które prowadziła ze sobą.
         – Możesz mi powiedzieć w mowie wspólnej, jak mnie wcześniej nazwałaś? - zapytał od razu. Ciekawiło go to, bo zaczął przyciągać uwagę krótko po tym, jak te słowa dotarły do uszu jego i mieszkańców wioski. On sam nie znał języka, którym posługują się elfy, więc nie mógł wiedzieć, co oznaczają te słowa. W sumie, teraz żałował, że nigdy nie skorzystał z okazji, żeby poznać przynajmniej podstawy mowy elfów, a miał, przynajmniej, kilka okazji, aby to zrobić.
         – Twoje koleżanki też zachowuję się jakoś dziwnie… Jakbym był kimś bardzo przystojnym albo kimś bardzo ważnym, albo już w ogóle i tym, i tym – odezwał się po chwili. Czasami opłacało się kłamać, jednak przemieniony nie uważał, że taka sytuacja ma miejsce właśnie teraz, więc po prostu powiedział, jakie pierwsze wrażenie odniósł, jeśli chodzi o te koleżanki Filipie.
         – Samiel Caranor – przedstawił im się, skoro one zrobiły to samo i ukłonił się lekko. Nie było tak, że nie był niewychowany… co prawda, na pewno niezbyt wiedziałby, jak zachować się na balu, gdzie otaczaliby go sami szlachcice, jednak nie oznaczało to, że nie znał jakichś podstaw. Z drugiej strony, jakby musiał uczestniczyć w tego typu rozrywkach, to na pewno posiadłby odpowiednie umiejętności.
         – Ładnie tu jest… Tak, spokojnie, chociaż mieszkańcy są nieufni wobec nieznajomych, bo cały czas czułem czyiś wzrok na sobie, gdy chodziłem po wiosce, ale nie dziwię im się, bo sam taki jestem – odpowiedział po chwili. Mówił szczerze i, może, gdyby był długouchym i chciałby zamieszkać gdzieś na stałe, to możliwe, że rozważałby właśnie takie miejsce. Znaczy… nie chodzi o tą, konkretną wioskę, ale ogólnie o wioski elfów. Zaproponowałby im wtedy coś od siebie, a oni w zamian pozwoliliby mu tu zostać. Tak mogłoby być, ale musiałby być inną osobą, bo ten Samiel jest zabójcą, który podróżuje po świecie i nie zatrzymuje się w jednym miejscu na dłużej, niż jest to potrzebne. Chyba, że chce trochę odpocząć, wtedy wynajmuje pokój w karczmie na dłużej, niż na kilka dni.
         – Nie mam im za złe tego braku zaufania. Tylko, że działa to w obie strony, bo ja także im nie ufam – odparł, a przez jego twarz przebiegł grymas, który można by było nazwać uśmiechem, chociaż gościł on tam naprawdę krótko.
         – Kiedyś znałem myśliwego, który raz zaprosił mnie do siebie do domu. Razem z rodziną ugościli mnie właśnie jeleniem faszerowanym jabłkami – odpowiedział. Co prawda, było to naprawdę dawno, a on nie pamiętał już nawet tego, jak smakowało to danie i, czy smakowało mu to, jednak o tym już nie zamierzał wspominać.
Wiedział, że Filipie nie stanowi dla niego zagrożenia, jednak dłonie same chciały powędrować w stronę sztyletów, gdy ta podeszła bardzo blisko, a on mógł poczuć jej palce na klatce piersiowej. Dobrze, że nie trwało to długo, a kobieta zabrała dłoń, bo całkiem możliwe, że sam złapałby ją za dłoń i leciutko odepchnął od siebie.
         – Najpewniej nawet, gdybym się na to nie zgodził, i tak zrobiłabyś coś, żebym poznał osobę, o której mówisz – odezwał się, a przez jego twarz ponownie przemknął ten grymas, który był tam widoczny wcześniej. Tym razem można było mieć większą pewność, że jest to coś w rodzaju uśmiechu.
         – Leila pewnie jest razem z Namirem, więc znajdziemy ją tam, gdzie go zostawiłaś – powiedział do elfki i, razem z nią, ruszył w stronę ich nowego celu.

Wszedł do środka zaraz za Filipie, nie kłopocząc się nawet podchodzeniem bliżej do lisołaków. Po prostu stanął gdzieś w pobliżu przejścia z tego pomieszczenia na zewnątrz i oparł się plecami o ścianę.
Przysłuchiwał się rozmowie, a gdy wyłapał spojrzenie lisołaczki, wzruszył tylko ramionami, dając jej do zrozumienia, że sam nie ma pewności, o co może chodzić.
         – Filipie wspomniała wcześniej, że chce, żebyśmy poznali kogoś, kto jest bardzo ważny w jej życiu. Nie wiem, o co chodzi z tą pracą i zabawą – odezwał się po chwili.
         – Myślę, że powinniśmy iść za nią – dopowiedział, gdy elfka minęła go, a później poszedł w jej ślady i także opuścił drzewo.
         – O jakiej pracy i zabawie mówiłaś wcześniej? - zapytał, gdy zrównał się z jasnowłosą elfką. Oczywiście, że go to interesowało, bo wolałby nie brać udziału w czymś, co jest dla niego niewiadomą. Chciał też wiedzieć, jakie rodzaje zabawy miała na myśli Filipie, bo, szczerze mówiąc, nie był i nawet nie wyglądał na osobę, która z chęcią bierze w czymś takim udział.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        - To znaczy „Smoczy wojownik” - rzuciła z uśmiechem Filipie. - Wyglądasz na potężnego wojownika, który byłby w stanie takiego smoka pokonać! - dodała z zachwytem elfka na chwilę odrywając się od rzeczywistości.
        - Wyobrażasz to sobie? Ty sam, pośród wysokich i gołych skał, na których spoczywa sadza po potężnych, smoczych płomieniach! Walczysz do ostatniego tchu, pot spływa po twoim czole, ale i tak walczysz do ostatniej kropli krwi... - mówiła dramatycznie aktorka. - Dlatego właśnie tak na ciebie patrzą. Tak się widzi smoczych wojowników – szepnęła artystka szturchając łokciem przemienionego, a że mieszkanki lasu nie rozumiały wspólnej mowy, to oczywiście tłumaczyła wszystko po swojemu.
        Elfka spojrzała przyjemnym wzrokiem na demona, gdy ten uznał wioskę za ładną. Dostrzegła w tych słowach szczerość i na chwilę sama Filipie przystanęła myślami. Nie pamięta już dni, gdy mieszkała w lesie... Właściwie nigdy nie mogła powiedzieć, by w nim spędziła sporo czasu. Filipie Roc Fui to rasowy mieszczuchem lubiącym przepych i bogactwo, ale płynąca w niej krew sprawiła, że widziała piękno w naturze, choć... Filipie we wszystkim widziała piękno.
        - Czas więc pobudzić twoje kubki smakowe! I tak, masz rację, zrobiłabym wszystko byś ją poznał hihi - rzuciła radośnie elfka, po czym oboje ruszyli w stronę zmiennokształtnych.


***


        Gdy Leila objęła szyję Namira i mocno go przytuliła, on chętnie odwzajemnił gest. Cały jego świat zamknięty w drobnym ciele dziewczyny, którą teraz chronił – przynajmniej przez chwilę. Pozwolił sobie na to, mógł... Mógł dopóki byli sami, bo gdy wyjdą poza buk, Leila wróci do silnych i ufnych ramion Samiela. A może wcale nie musi?
        Lisołak przymknął oczy i uśmiechnął się delikatnie. Uniósł powieki dopiero, gdy lisiczka się od niego odsunęła.
        - Będziesz musiała uważać w lato z gubieniem sierści – odparł ze śmiechem w luźniejszej atmosferze, ale pragnienia kotłowały się w nim nadal. Była tak blisko i była tak intensywna, chociaż odczuwał ją całkowicie inaczej. Chyba by zwariował, gdyby jego węch nie zaczął mu szwankować z powodu tajemniczego eliksiru. Czuł, że bardziej chce niż może. Miał wrażenie, że skryci w głębi pnia jednego z drzew są zamknięci na resztę świata. Chroniła ich natura przed spojrzeniami obcych i... wzrokiem Samiela. Próbował wyrwać się z tej pułapki, z humorem odejść od własnych zachcianek, ale gdy znów na nią spojrzał...
        Lisołak pochylił się ku płomiennowłosej dziewczynie. Dłonią objął jej kark i w chwili, gdy miał przyciągnąć ją do siebie wparowała Filipie. Verka w polityczny sposób wyprostował sylwetkę nabierając głębokiego wdechu, zagryzając wargę i spoglądając gdziekolwiek indziej, byleby nie na Fui, którą mógł teraz zabić za wyczucie czasu.
        - Tobie zaś moja droga, jak zawsze towarzyszy piękno i promienność – odparł nieco złośliwie.
        - Ach, wiem! - machnęła dłonią Filipie podsycając dogryzanie, ale widać było, że nie pierwszy raz się w ten sposób przedrzeźniają.
        Gdy Filipie wyszła i wszyscy szykowali się do wyjścia, Namir wsparł się o rękę, lecz nie wstał od razu. Delikatnie zacisnął usta. „Zupełnie jakbym nagle miał rozgrzać kilkusetletnie, zastałe kości” pomyślał, ale ani jedno marudne słowo nie rozbrzmiało w głos. Cicho syknął, gdy ciało zmiennokształtnego mocno się zgięło w momencie wstawania. Mimo to, odczuł niebywałą ulgę stając na dwóch nogach. Jego postawa była niedbała i o ile wcześniej delikatnie się garbił, to teraz w ogólnie nie zwracał uwagi na to, czy pogłębia kifozę czy też nie.
        - Nie, nie trzeba – odpowiedział po fakcie lisołak.
        Odsłaniając kotarę zmrużył oczy krzywiąc się nieco na napotkane promienie słońca. W drzewie czuł się lepiej - jak w norze, teraz musiał przyzwyczaić się do gapiów, którzy niedawno jeszcze widzieli go bez włosów na plecach.
        - Nie psujmy niespodzianki! - odparła elfka niezwykle podekscytowana. - Czy macie się czego bać? - spytała artystka rozpościerając ręce, a Verka tylko uniósł brew spoglądając na wszystkie te nieufne spojrzenia, ciche szepty oraz na mężczyznę ostrzącego miecze. Nie. Nie mieli się czego bać.
        Szli dalej. Lisołak rozglądał się po wiosce zupełnie nie zwracając uwagi na swoich towarzyszy. Szedł krok za nimi wciskając dłonie w kieszenie. Milczał, ale Filipie nadrabiała gadaniem o pierdołach więc nawet nie odczuwał potrzeby odzywania się. W pewnym momencie, depcząc ziemię poczuł wilgoć i niemalże usłyszał plusk pod sobą. Zmiennokształtny spojrzał w dół, na swoją stopę. Ziemia była mocno przesiąknięta wodą i niczym młody, rozdrażniony kociak potrząsnął butem. Uniósł wzrok i dopiero teraz zorientował się, że grupa kieruje się w stronę wierzby.
        „Wierzba między bukiem, sosną a jodłą i bez jeziora?” zastanowił się lis, gdy nagle jedna myśl mu zaświtała.
        - Gdzie my właściwie idziemy? - spytał Verka, a jego uszy uniosły się na baczność.
        - Do mojej przyjaciółki – oznajmiła swobodnie elfka.
        - Przyjaciółki wróżki... Kealowentaraeh Qusin de Uera... - skrzywił się lisołak.
        - A kogo się spodziewałeś?
        - Tej oszustki, Olin.
        - To nie oszustka – szybko starała się bronić Filipie. - Tylko... Piękna kobieta z darem mówcy wykorzystująca swe umiejętności do wróżenia.
        - I wyciąganiu kasy za pokazanie dłoni z linią życia albo linią miłości... Uech, nie mam ochoty się z nią widzieć – uszy lisołaka rozeszły się na boki, a sylwetka mężczyzny delikatnie się przygarbiła. Czuł jednak na sobie wymowny wzrok aktorki, która zaraz wyminęła Leilę oraz Samiela, by przyssać się do ramienia Verki.
        - Ech, Filipie, nie musisz mnie namawiać.
        Słowa lisołaka nieco zbiły z tropu jasnowłosą elfkę, która odpowiedziała krótkim „huh?”.
        - To przecież wyjątkowa dla ciebie osoba. Leila i Samiel powinni ją poznać, nie będę czynił ci przykrości -wyjaśnił lisołak pstrykając elfkę w nos.
        Oczy aktorki zaświeciły iskierkami przelewającego się szczęścia. Uszata aż podskoczyła z ekscytacji i pociągnęła za sobą Płomyczka oraz demona nie zwracając uwagi na coraz to większe kałuże. Zmiennokształtny wzruszył bezradnie ramionami i skierował się za porwaną dwójką oraz aktorką. Wszyscy zniknęli między lianami wierzby. Listki delikatnie uderzały o twarz ciągniętych przyjaciół, bo pełna emocji artystka ani myślała by zwolnić. W końcu wyciągnęła swoich towarzyszy przed wejście do wierzby, których drzwi stanowiła mokra i ciężka szata.
        - Moja przyjaciółka jest dosyć... specyficzna, t-tylko na pierwszy rzut oka! Gdybyście spędzili z nią więcej czasu, tyle co ja, z pewnością uznalibyście ją za oszałamiającą! Lubi tylko dużo wody, ale to zdrowe! - powiedziała ze śmiechem Fui, jakby otaczająca ich ilość wody nie była przesadą. - Usiądźcie proszę na „wysepce” w pomieszczeniu, to suchy skrawek ziemi. Są też tam poduszki... raczej nie są wilgotne, specjalnie przygotowane dla gości! Hihi! No to dalej, za mną!
        Filipie uniosła ręce do góry dając kolejny upust swej radości. Następnie dumnie wyprostowała klatkę piersiową odsuwając ciężką kotarę. Weszła jako pierwsza i od razu zaprosiła resztę do środka, w środku zaś... było specyficznie.
        Krótka ścieżka, zaledwie na dwa kroki, kierowała faktycznie do wysepki. Brzegi ścian wierzby oraz ów skrawek ziemi dzieliła woda – przypominało to płytką fosę. Wybór miejsc był więc ograniczony i chociaż w pierwszej chwili odczuwało się klaustrofobię, to przy dłuższym posiedzeniu można dało się przyzwyczaić.
        W środku wierzby panowała ciemność. Jedynie kilka świetlików przylepionych do brzegów ścian drzewa, lub wyżej przymocowanych półek, dawały jakikolwiek blask. Miejsce na samym środku okazało się na tyle duże, by pomieścić około sześciu osób, a poduszki pozostały zaskakująco suche. W powietrzu zdecydowanie odczuwało się wilgoć, a pojedyncze krople spadały uderzając o taflę wody i tworząc irytującą powtarzalność niedokręconej beczułki z piwem. Wysokości sufitu nie dało się określić, jednak sama Filipie przemieszczała się pochylona do przodu aby czasem nie uderzyć o coś głową.
        - Moja droga, Kealowentaraeh Qusin de Uera! - pisnęła Fui, która tuż przy brzegu zaczęła przemieszczać się na kolanach. Brnęła przez wodę by móc objąć wróżbitkę.
        - Tyle już się nie widziałyśmy! Tęskniłam! Przewidziałaś, że przyjdę? - zachichotała elfka.
        - Poznaj moich drogich towarzyszy podróży, Płomyczek Leila oraz niesamowity wojownik Samiel! Proszę wejdźcie śmiało! - Filipie pacnęła kilkukrotnie dłonią w poduszki zachęcając gości do zajęcia miejsc. Oczywiście lisołaczkę sama pociągnęła do pierwszego rzędu nieco ją ochlapując, ale Fui zadbała aby dziewczyna siedziała na suchym miejscu z jak najsuchszą poduszką.
        - Witajcie Samielu i Leilo – odezwała się wróżbitka, a jej głos był niski, bez uczuć, tajemniczy i ciężki, chociaż bardzo melodyjny.
        - Oraz ty lisie – dodała niemalże beznamiętnie, gdy do wierzby wkroczył Namir.
        - Tak, tak. Witaj Kealowentaraeh Qusin de Uera.
        - Ależ ty oficjalny! Mówcie jej Uera – zwróciła się Filipie do zmiennokształtnej i przemienionego. - Ten elficki jest dla was równie pokręcony, co dla mnie czasem wspólna mowa – rzuciła konspiracyjnym szeptem aktorka.
        Później nastąpiła krótka rozmowa między Filipie a Uerą. Artystka była bardzo głośna i rozmowna, wróżbitka zaś odpowiadała szczątkowo, bardzo konkretnie. Cały dialog odbywał się w języku elfów, ale nie były to rozmowy zakazane dla słuchaczy. Namir bez problemu zrozumiał każde słowo, ale nawet na podstawie samych domysłów można było stwierdzić, że Filipie pyta o zdrowie, o pogodę lub wspomina ostatnie spotkanie.
        - Que – chrząknął Verka. - Może sprowadzicie więcej robaków by oświetlić pomieszczenie? - wtrącił zmiennokształtny, który choć widział w ciemnościach i czuł się dobrze w takim otoczeniu, to wychodził z założenia, że dla dwójki przybyłych jest to mniej komfortowe. Póki co, nie mogli dokładnie ocenić wyglądu wróżbitki, która nawet na nich nie spoglądała. Wciąż patrzyła w dół w jeden punkt, jakim była woda.
        - Ach, tak! Światło! Doskonały pomysł! Płomyczku, sprowadzimy razem światło! - i nim dziewczyna zdążyła się zorientować, albo o coś zapytać, Fui chwyciła drobne dłonie lisicy i wtopiła je w wodę. Wróżbitka zadała krótkie i niezrozumiałe pytanie Filipie, która zdecydowanie przytaknęła.
        Palce, następnie śródręcza i nadgarstki Leili oblazły niebieską farbą. Artystka mocno przytrzymywała ręce lisołaczki, ale patrzyła na nią pewnie i zapewniała samym wzrokiem, że nic jej nie grozi.
        - Płomyczku, tylko nie uciekaj – szepnęła aktorka pełnym bezpieczeństwa głosem, a jeżeli Leila spojrzała za siebie by uzyskać podpowiedź od Namira, ten przytaknął.
        - Troszkę sobie tylko powróżymy. To będzie super zabawa! – uśmiechnęła się Filipie.
        I wówczas niebieska barwa sięgnęła ramion Leili, a Fui puściła lisicę. Aktorka odsunęła się i wyprostowała oglądając powoli sufit i przestrzeń wokół. Była bardzo cichutko, jakby bała się spłoszyć zaklęcie. Ciemność powoli zastępowały granatowe chmury, które jaśniały małymi drobinkami od samego centrum jakie stanowiła płomiennowłosa dziewczyna. Ciemne obłoczki poczęły niknąć i odsłaniać cienkie linie między punktami. Mgła opadła nisko na ziemię zakrywając jedynie wodę. Klaustrofobiczne pomieszczenie o niskim suficie stało się nagle rozległym, gwieździstym niebem. Można go było niemalże dotknąć, obcować ze srebrnymi konstelacjami, choć dłoń przepływała przez powstały obraz. Niczym aniołowie mogli stąpać przez gwieździste niebo, gdy otwarte oko Prasmoka oświetla ciemną noc Alarańską.
        - Oto cała twoja historia, Leilo – odezwała się wróżbitka, którą teraz było doskonale widać.
        Uera miała jasną skórę z widocznym, niebieskim zabarwieniem. Włosy długie i perfekcyjnie proste. Spływały po całej sylwetce wróżbitki niczym granatowa rzeka sięgając wody. Unosiły się na tafli tworząc jej część. Zadbana grzywka i stopniowe, proste ścięcia nadawały powagi tejże tajemniczej postaci. Uera charakteryzowała się podłużną twarzą, której dodatkowej wyrazistości nadawały elfie uszy, wąski nos oraz oczy w kształcie migdałów. Bujne i nienaturalnie długie rzęsy odsłoniły perłowe białka z cienkimi, ledwo widocznymi źrenicami o nieco ciemniejszej tonacji. Wyglądała na ślepca, ale przenikała swym spojrzeniem każdego, kto usiadł jej naprzeciw. Drobne plamki, przypominające łuski, ciągnęły się gęsto od szyi, ale rzadziej występowały na bokach policzków czy czole. Spostrzegawczy obserwator dojrzałby je także na szczupłych, długich palcach, zaś resztę zakrywała długa, niedbała szata o jasnych barwach.
        Splecione dwa, niewielkie koki ozdobione zostały złotymi spinkami, a do kompletu na uszach zostały zawieszone kolczyki oraz na szyi długi naszyjnik.
        - Możesz wyjąć dłonie z wody, niebieska ciecz sama spłynie – oznajmiła wróżbitka.
        - To, co widzisz wokół siebie, to twoja przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Obraz wydaje się być mocno zaludniony konstelacjami, ale zawsze możemy dostać się do danych zdarzeń bliżej – elfka delikatnie dotykała wody manewrując „niebem” i przybliżyła jedno ze skupisk tak, by pojawiły się one jasno namalowane przed oczami Leili.
        - Na przykład tutaj. Konstelacja Łamanego Koła oznaczała wypadek w podróży, a chwilę wcześniej konstelacja Bliźniąt. Spotkałaś drogiego swemu sercu przyjaciela, on też z pewnością ma te konstelację u siebie. Ja i ty również mamy wspólne drogi, w ten sposób wiedziałam, że będę spodziewać się gości. Każde z tych skupisk oznacza zdarzenie. Jeżeli przyjrzysz się bliżej gwiazdom zobaczysz silne i widoczne konstelacje lub też te blade i niemalże niedostrzegalne. W przeszłości oznacza to twoją pamięć – co lepiej bądź gorzej pamiętasz, zaś w przyszłości prawdopodobieństwo wyboru danej drogi... bowiem nikt nie jest w stanie przewidzieć, co dokładnie się stanie. Wpływa na to zbyt wiele czynników, nasz stan psychiczny, nasze zmieniające się priorytety albo... decyzja osoby, która może zdecydować się z nami obcować lub opuścić. Krótko mówiąc – jesteśmy panami własnego losu – podsumowała morska elfka.
        - Także barwy delikatnie między sobą się różnią. Te białe i najbardziej czyste, bez zaplamień, oznaczają silny wpływ na nasze życie, przykładem może być czyjaś śmierć, która odmieniła spojrzenie na świat danej jednostki. Kolory złote, niebieskie, granatowe lub też zaplamienia wskazują na coraz to mniejsze znaczenie. Mogę więc ocenić, że granatowa i dość widoczna linia z konstelacji Łamanego Koła oznacza, że nie miało ono wielkiego wpływu na twoje życie, zaś te zdecydowanie bielsze, ładniejsze i proste linie z konstelacji Bliźniąt z pewnością nie zostaną przez ciebie szybko zapomniane. Oceniam barwę i widoczność konstelacji, ale także ich ułożenie, wielkość, badam ich położenie w przestrzeni... Mogę odczytać każdy skrawek, ale nie po to tu przybyłaś. To tylko twór moich zdolności, nie będę przeczesywać twojej historii od początku do końca. Zapewne Filipie chciała pobawić się we wróżbitkę – Uera rzuciła oczywiste spojrzenie na Fui.
        - Och, nie do końca! Wiesz Kealowentaraeh, to ma być tylko prosta zabawa jak z kim hajtnie się Plomyczek, albo ile będzie miała dzieci haha! Zacznijmy od prostych rzeczy! Powiedz, co czeka Płomyczka w najbliższym czasie! Jakie przygody ją czekają?! Co będzie robić, gdy dotrzemy do Menaos?! Albo...co się stanie, gdy drogi moje i Płomyczka się rozejdą? - dociekała artystka podpierając bródkę o ramię wróżbitki.
        Morska elfka spojrzała na konstelację, a cichy szmer wody wskazywał na przesunięcia się w przestrzeni gwiazdozbiorów. Uera powędrowała w górę wzrokiem szukając nieco ciekawszych smaczków.
        - To może na początek tak ogólnie... - podjęła się Uera odsuwając od siebie Filipie. - Leilo, widzisz tę niebywale wyrazistą gałąź, która rozwidla się na dwie strony? Czeka cię trudny wybór. Musisz być bardzo ostrożna przy podejmowaniu decyzji, jedna z tych dróg ściągnie na ciebie kłopoty. Będziesz w ciągłym zagrożeniu, choć skrzydła Prasmoka wciąż nad tobą czuwają. W dużo dalszej przyszłości dostrzegam konfrontację, nie unikniesz jej, a po drodze możesz bardzo wiele stracić. Działał zgodnie z własnymi przeczuciami, to intuicja przeprowadzi cię przez palące się mosty i wysokie mury. Na swej drodze spotkasz wiele osób niegodnych zaufania, ale nie uciekaj od nich. Ciągłe uniki nie doprowadzą cię do wysokich osiągnięć. Śpij spokojnie i nie martw się zbyt wiele, widzę rosnący potencjał. Pamiętaj to ty jesteś panią swego losu.
        - Oj, no nie wiem czy ją to zachęciło – burknęła artystka.
        - Hm... Widzę krew, ale to nie ty będziesz ranna.
        - Powiedz jej o czymś miłym! O, na przykład tutaj, za konstelacją tych dwóch krzyżujących się mieczy, jest jakiś dziwny splot – zauważyła Filipie.
        - To Kobiecy Warkocz.
        - Co oznacza?
        - Ekhm... Same przyjemności. Hm...jakby to powiedzieć, zaciśnięcie więzi.
        - Ooo! To jest dobra wiadomość! A te tutaj przesuń, widziałam coś fajnego, tu, po prawo! Co to oznacza?
        - Splot Kwiatów, ktoś cię doceni. Zyskasz honory, jeżeli odsuniesz emocje na bok.
        - A...
        - Filipie, mam małą propozycję. Może niech Leila spojrzy na niebo i sama zapyta... - zwróciła się wróżbitka do aktorki.
        - Chciałam tylko pomóc – burknęła Fui. - Płomyczku, zapytaj o coś! - zacisnęła radośnie dłonie elfka czekając niecierpliwie na pytania lisołaczki.
         – Pytaj o co zechcesz Leilo. Odpowiem na każde twoje pytanie... Nawet jeżeli chcesz dociec szczegółów. Nie zdradzę ci imion i nazwisk, ale widzę, co może nastąpić.
        Niebo mieniło się w srebrzystym natłoku. Krzyżujący ręce Verka opuścił je spoglądając na rozmaite drzewo gwiazd. Odbijały one swoje kropeczki w tęczówkach obserwatorów sprawiając, że spojrzenia napełniały się magiczną głębią. Gdy Uera wędrowała po gwiazdozbiorach, wszystko za plecami Leili również się poruszało, jakby nagle wkroczyli w intymny świat lisołaczki. Przecież wróżbitka nie zdradziła wielkich tajemnic, ale cały ten obraz nabierał w jakiś sposób prywatności. Wróżenie z kuli miało się nijak do konstelacji układających się na wzór galopujących koni czy ozdobnej bramy, a nawet wzory mniej oczywiste i przejrzyste mieniły się olśniewającym pięknem. Mężczyzna był pod wrażeniem, wiedział co to oznacza. Jeszcze sporo lat i zmian nastąpi w życiu Leili. Ogrom wielu możliwości, wielu jeszcze niepodjętych decyzji. Słuchał więc uważnie wypowiedzianych słów, a jego oddech był tak cichy, by nie przeszkadzać w tej na swój sposób wzniosłej chwili.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Mówią, że niewiedza jest błogosławieństwem, i tak jest w istocie. Gdyby Leila miała choćby najmniejsze pojęcie o uczuciach kłębiących się w sercu jej przyjaciela, prawdopodobnie spanikowałaby i uciekła… jeśli w ogóle dotarłaby do niej powaga sytuacji. Teraz tylko chętnie przytulała chłopaka, ściskając go w trosce i poczuciu ulgi, że nic mu się nie stało. Również, gdy odsunęła się lekko, nie dostrzegła nic nietypowego w wyrazie twarzy lisołaka i tylko zaśmiała się wesoło na żart. Dopiero, gdy Namir pochylił się w jej stronę, obejmując dłonią kark, otworzyła nieco szerzej oczy, spoglądając na niego pytająco. Nawet się nie speszyła, a zwyczajnie niczego nie podejrzewała, więc gdy do buku wpadła Felipie, tylko zmiennokształtny prostował się szybko. Leila spojrzała na nią spokojnie, później przenosząc ciepły wzrok na Samiela, gdy artyści sobie dogryzali.
        Pogoniona wstała szybciutko, ale zatrzymała się przy Namirze, wciąż czuwając przy nim, czy na pewno da radę ustać. I chociaż skarciła lekko elfkę wzrokiem na jawne wytknięcie tego, jak lisołak wygląda… zgadzała się z nią po części. Nie chciała być jednak nachalna, więc gdy powiedział, że sobie poradzi skinęła głową i ruszyła za Felipie, zerkając na niego tylko od czasu do czasu.
        Później tylko szła posłusznie, uśmiechając się lekko, gdy słuchała przekomarzań. Sama nie miała żadnego nastawienia do przepowiadania przyszłości. Wydawało jej się to wyjątkowo mało prawdopodobne, by ktoś rzeczywiście był w stanie dostrzec wydarzenia, które nie miały jeszcze miejsca, ale jak powiedziała Felipie – miała otwarty umysł. Nawet jeśli to wszystko to tylko bajka, to chociaż nowe doświadczenie. Tych zaś, dopiero co wyzwolonej z okowów lisołaczce, chyba ciągle było mało.
        Z niegasnącym lekkim uśmiechem pozwoliła się poprowadzić między zwisające do ziemi gałązki wierzby, a nastrój artystki chyba jej się udzielał, bo nawet zachichotała cicho, gdy listki plątały się jej we włosach i otulały postać. Już było bajecznie! Ostrożnie omijała kałuże, ale też nie przejmowała się specjalnie, gdy but osunął jej się w mokrej ziemi, wówczas tylko łapiąc mocniej Felipie za dłoń. Zatrzymała się dopiero przed ciężką kotarą, będącą wejściem do drzewa i spojrzała łagodnie na artystkę.
        - Na pewno będzie wyjątkowa – powiedziała uspokajająco i skinęła głową na instrukcje. Później… później weszli w inny świat.
        Obszerna wierzba, niemal w pełni wydrążona w środku, wypełniona była ciemnością i wilgocią. Od tej pierwszej ratowały niewielkie owady, które dawały nikłe źródła światła i niezastąpiony czar, od tej drugiej natomiast wysepka, o której mówiła Fui i poduszki. Ostrożnie podążyła za elfką, starając się nie zwracać uwagi na przemakające już nieco nogawki spodni i krople wody, kapiące na rude włosy. Wylądowała oczywiście na samym przodzie, ostrożnie zajmując miejsce na poduchach. Taki drobiazg, a i tak przywołał nieprzyjemne wspomnienia, jednak zdeterminowana odepchnęła złe myśli. Nic tutaj nie było takie, jak kiedyś, a otoczona była przyjaznymi ludźmi, więc należało się wziąć w garść!
        - Witaj… Uera – dziewczyna przywitała się uprzejmie, skłaniając wróżbitce, której skrócone imię chętnie podłapała od Felipie. Gdy elfki pogrążyły się w rozmowie, Leila skorzystała z okazji, by odwrócić się w stronę Samiela.
        - Ale tu magicznie! – szepnęła, przychylając się w jego stronę, chyba jednocześnie nieco niepewna, ale i podekscytowana. – Nigdy nie widziałam czegoś takiego…
        Urwała, gdy Felipie ożywiła się na nowo i lisołaczka szybko odwróciła w jej stronę spojrzenie. Początkowo pytające spojrzenie, gdy nie wiedziała, w jaki sposób ma sprawić, by stało się jaśniej, zastąpiło zaskoczenie, gdy artystka złapała ją mocno za dłonie i wciągnęła do wody. Leila zachwiała się lekko, przyklękając na poduchach i niepewnie zerkając na swoje ręce, zanurzone po nadgarstki, nachodzące nagle niebieską farbą. Zaskoczona wzięła głęboki oddech i próbowała zabrać dłonie, ale artystka przytrzymywała ją zaskakująco silnie, najpierw budząc tym niepokój i spłoszone spojrzenie dziewczyny, później zaś szybko uspokajając słowami. Leila przełknęła ślinę i skinęła głową, spoglądając przez ramię na Namira, a gdy ten potwierdził skinieniem, znów na swoje ręce.
        Rude włosy osypały się przez jej ramię, po części mocząc delikatnie końcówkami w wodzie, podczas gdy jedno pasmo niefortunnie musnęło przedramię, barwiąc się na niebiesko. Mogła wyprostować się dopiero, gdy jej ręce były niebieskie aż po łokcie, i wtedy przysiadła na piętach, niepewnie trzymając dłonie w powietrzu, nie wiedząc, co powinna zrobić. Spojrzała na Felipie, a później, podążając za jej wzrokiem, zadarła głowę w górę.
        - Och! – westchnęła z wrażenia, spoglądając w zasnuwające sklepienie ciemne niebo.
        Z rozchylonymi ustami spoglądała na kłębiące się nad nią i wokół niej granatowe chmury i przebijające z pomiędzy nich jasne punkciki, powoli łączące się ze sobą cienkimi liniami. Blask pojawiających się gwiazd odbijał się w otwartych szeroko oczach lisołaczki, która niepomiernie zdziwiona bała się wręcz oddychać, by nie zburzyć magii dziejącej się wokół niej. To jej historia.
        Niechętnie oderwała wzrok od nieba i spojrzała na wróżbitkę, zamykając usta i przełykając ślinę. Elfka była wyjątkowo intensywna w odbiorze i Leili zajęło chwilę ogarnięcie jej postaci wzrokiem, nim skuszona znów rozejrzała się wokół. Po mgle. Po niebie. Po swojej historii. Po swojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś podobnego i wszelkie zastrzeżenia, jakiekolwiek wątpliwości i zdystansowanie, zniknęły momentalnie, pozostawiając po sobie jedynie zachwyt, fascynację i ciekawość.
        Słuchała uważnie, obserwując wskazywane jej konstelacje i starając się nadążyć za wróżbitką. Odnajdywała wzory i słuchała interpretacji, a gdy Uera wspomniała o spotkaniu przyjaciela, Leila odwróciła się w stronę Namira, obdarzając go krótkim, ale radosnym uśmiechem. Zaraz jednak wróciła pełnią uwagą do morskiej elfki, wręcz pożerając każde słowo, jakie padało z jej ust i odnosząc do tego co wiedziała i co widziała. Kiwała też głową na znak, że rozumie, a stwierdzenie, że nie da się w pełni przewidzieć przyszłych zdarzeń spodobało jej się i tylko upewniło w tym, że kobieta zna się na tym, co robi. Trudno byłoby jej bowiem uwierzyć, gdyby twierdziła, że zna każdy przyszły krok dziewczyny.
        Uśmiechnęła się znów, gdy wskazano, jak ważny jest dla niej Namir i zapamiętała Konstelację Bliźniąt, która wyjątkowo jej się spodobała. Zaraz jednak parsknęła cichym śmiechem, słysząc Felipie i jej priorytety. Z kim się hajtnie, że też naprawdę… Szybko się opanowała, próbując przywołać na twarz powagę, ale i tak nie powstrzymała się od żartobliwie karcącego spojrzenia na elfkę. Później podążyła wzrokiem za Uerą, która wskazywała jej rozwidlenie, tak łatwo dostrzegalne nawet dla niej. Skinęła głową, na moment tracąc uśmiech. Wiedziała doskonale, przed jakim wyborem stanie, a fakt że nawet na tym niebie nie było widać jej decyzji nieco ją przygnębił. Naiwnie sądziła, że może tak naprawdę wie, co zrobi, broniąc się tylko przed samą decyzją, ale najwyraźniej nadal nie miała pojęcia. Uh! Grube gałęzie magii rozwidlały się na dwie różne strony, zwężając się coraz bardziej i wzbogacając o kolejne odnogi, tym cieńsze i bledsze, im dalej od głównej drogi. Musiała wybrać.
        - Ja…
        Zawahała się, gdy miała zadać pytanie. Nie przeszkadzało jej wcale, że robi to za nią Felipie, przynajmniej mogła pooglądać swoje losy. Nie peszyła ją obecność elfki, a też zwyczajnie zapomniała o siedzących za nią Samielu i Namirze, którzy również mieli wzgląd w jej losy. W tym niebie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości była sama.
        - Uero… czy możesz mi powiedzieć… jak mam wybrać? – zapytała cicho, zebrawszy się w końcu na odwagę, by samej sięgnąć do gwiazd i przysunąć obraz rozgałęzienia. Jej losy rozbiegały się ostentacyjnie, każde żyjąc własnym życiem, nieczułe na bezradny wzrok lisołaczki. Również elfka pokręciła głową.
        - Niestety nie. Sama musisz dokonać tego wyboru i nawet nici losu ci w tym nie pomogą.
        - A możesz mi opowiedzieć o tych drogach? Na przykład, co mnie czeka tutaj? – zapytała, przysuwając między nie jedną z gałęzi, tą bardziej obfitą w odnogi i poboczne konstelacje.
        - To właśnie ta bardziej niebezpieczna – zaczęła Uera, oglądając fragment z różnych stron. – Jak mówiłam, tutaj czekają cię niebezpieczeństwa i wiele trudnych wyborów. Dużo zmian, widzisz te supły? Tutaj się one dokonują, w tobie i twoim życiu. Walka, zagrożenie, ale też szczęście i satysfakcja.
        - A ta druga?
        - Ta jest spokojniejsza. Trudna jednak na inny sposób. Trudniej dostępna. Widzisz? Ma mniej rozgałęzień, to oznacza mniej wyborów. Zauważ jednak, że są one o wiele grubsze niż na tej drugiej, a sploty większe.
        - Co to oznacza?
        - Że chociaż będziesz napotykała na tej drodze mniej rozterek, będą one dla ciebie bardziej znaczące, a zachodzące w tobie zmiany trwalsze.
        - A ten zawijas?
        - Tutaj twoja przeszłość miesza się z przyszłością… - zaczęła wróżbitka, a Leila otworzyła szeroko oczy, spoglądając na kobietę z przestrachem. Ta zdaje się odpowiednio odczytała jej wcześniejsze losy, bo przymknęła łagodnie oczy i pokręciła głową. – Przeszłość to nie tylko złe doświadczenia Leilo. Wiem, że w tej chwili tylko to pozostało w twoich wspomnieniach, ale przepowiednie są mętne. Brak tu jednak Konstelacji Sierpu, to oznacza brak zagrożenia podczas tego splotu. Bądź świadoma znaczenia swoich wyborów. Nie próbuj kierować się wyłącznie rozsądkiem lub tylko emocjami. I nie próbuj kontrolować swoich losów, one i tak żyją własnym życiem. Rozumiesz?
        - Chyba tak… Wiem… wiem, że wiem niewiele więcej, niż wcześniej – dziewczyna zdobyła się na lekki uśmiech, podnosząc niebieskie oczy na wróżbitkę, a ta skinęła głową z wyraźnym zadowoleniem.
        - Bo tak właśnie jest.
        - Mimo wszystko, dziękuję Uero.
        - Proszę.

        Farba już zupełnie spłynęła z dłoni dziewczyny i został po niej tylko niewielki ślad na jednym kosmyku włosów. Również niebo rozwiało się, a konstelacje zniknęły, sprawiając, że Leila zamrugała, wracając do rzeczywistości i… wierzby. Odetchnęła głęboko i wycofała się na swoje poduchy, wciąż otrząsając się z obezwładniającego wrażenia nierealności. Aż bała się wyjść na zewnątrz i ryzykować, że słońce obedrze ją z magii i wyjątkowości tego miejsca.
        - Samiel, teraz ty! – zawołała szeptem, łapiąc Zabójcę za dłonie i pochylając się w jego stronę. – Spróbuj, proszę. To jest niesamowite!
        Odurzona panującym tu klimatem odważyła się pociągnąć Samiela za sobą i tak, jak wcześniej Felipie zanurzyła jej ręce w wodzie, tak teraz ona szczupłymi dłońmi przytrzymała nadgarstki mężczyzny. I znów, niebieska farba zaczęła piąć się po skórze kolejnej osoby i to na niego przeniosła wzrok Uera
        - Witaj Samielu…
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Smoczy wojownik… Też to sobie wymyśliła. Znaczy, w pewnym sensie takie określenie mogłoby się zgadzać, tylko że wtedy Samiel nadal musiałby być tym, kim był przed przemianą. Oczywiście, elfka i tak miała swoją definicję „smoczego wojownika” i była ona dość daleka od tego, jak myślał o tym zabójca. W jego żyłach nadal płynęła krew smoków, która dawała mu odporność na wysokie temperatury i ogień, a także pozwalała na korzystanie ze Smoczego Oka. Sam mężczyzna do teraz miał w pamięci swe zaskoczenie, gdy dowiedział się, że przemiana nie zabrała mu wszystkich cech, które wyróżniały jego poprzednią rasę. Co prawda, te myśli pochłonęły go nieco, jednak i tak udało mu się odpowiedzieć Filipie zwykłym wzruszeniem ramion.

Później odwiedzili Namira i Leilę, a także zabrali ich ze sobą, gdy wychodzili. Szli do kogoś, kogo jasnowłosa elfka nazwała swą przyjaciółką. Samiel miał mieszane uczucia. Z jednej strony nawet ciekawiło go to, kogo poznają, a z drugiej… chyba wolałby nadal przechadzać się po wiosce – wyłącznie w swoim towarzystwie – aby później zaszyć się gdzieś na drzewie czy coś. Może już za bardzo przyzwyczaił się do tego, że podróżował i pracował samotnie, bo powoli zaczynał mieć wrażenie, że zbyt długo przebywa w towarzystwie innych. Może później uda mu się to zrealizować, przynajmniej na jakiś czas – na tyle długo, żeby mógł „odpocząć” i jednocześnie tak krótko, że nikt nie będzie go szukał, bo będzie obawiał się, że gdzieś zaginął albo ich opuścił.
Słuchał też dialogów, które rozgrywały się tuż obok, chociaż nie poświęcał im dużej uwagi, przez co niektóre słowa albo nawet całe wypowiedzi mogły mu umknąć – chociaż, i tak przyznałby się wyłącznie przed samym sobą i na pewno nie pytałby „o co chodzi?” albo „czy ktoś mógłby powtórzyć?”.
No tak, przyjaciółka elfki mieszkała w wierzbie płaczącej, bo dlaczego nie. Chociaż zabójca wyczuwał tu jakąś ingerencję magii, to i tak całość robiła ciekawe wrażenie i chyba chciał zobaczyć, co i kto znajduje się w środku. Znaczy… to i tak nie do końca zależało od niego, bo Filipie przecież i tak zaciągnie ich do środka. Tam także było ciekawie, chociaż trochę za dużo wody, jeśli miałby być ze sobą szczery. Samiel od razu skierował się w stronę suchej przestrzeni, o której wcześniej wspomniała Filipie. Przywitał się też z wróżbitką i nawet nie dziwiło go to, że zna jego imię. Zajmując miejsce siedzące na poduszkach, usiadł gdzieś z tyłu, jakby chciał mieć całą sytuację pod kontrolą. Poza tym, dzięki temu mógł też widzieć wszystko to, co działo się w wierzbie. Chciał jakoś zareagować, gdy jasnowłosa elfka nagle chwyciła nadgarstki Rudej i zanurzyła je w wodzie, jednak powstrzymał się, bo przecież nie działo się nic, co zagrażałoby życiu zmiennokształtnej. Niebieska, magiczna farba zaczęła wspinać się po rękach lisołaczki i w tym samym czasie zaczęła tworzyć się iluzja nocnego nieba, nawet z gwiazdozbiorami, których liczba regularnie się powiększała.
         – Ja chyba sobie daruję – odparł cicho, gdy Filipie powiedziała, że „trochę sobie powróżą”. Jakoś nigdy za tym nie przepadał, chociaż praktycznie na co dzień miał do czynienia z czymś, co działało podobnie jak wizję przyszłości wróżbitów. Chodziło oczywiście o jego Smocze Oko, które przecież pozwalało mu na dostrzeganie ruchów przeciwnika na kilka chwil przed tym, jak je wykona. Na chwilę odwrócił wzrok od gwiazdozbiorów, żeby przyjrzeć się Uerze. Właściwie, nawet mógłby to zrobić wcześniej, bo przecież miał możliwość widzenia w ciemności… Nie przekraczając granicy między patrzeniem się a za długim przyglądaniem się, Samiel odwrócił wzrok i znowu spojrzał na „historię lisołaczki”.
Próbował przypomnieć sobie, czy wcześniej spotkał się już z taką metodą wróżenia – wyszło na to, że nie, co pewnie wynikało też z tego, że nie wykorzystywał okazji, gdy mógł usiąść naprzeciw kogoś, kto proponował mu wróżenie. Uważnie słuchał tłumaczeń Uery – zawsze jest to jakaś nowa wiedza na temat czegoś, z czym wcześniej nigdy nie miał do czynienia. Wyglądało na to, że każda z konstelacji dotyczyła innego, konkretnego wydarzenia, a ich ilość była równa z ilością wydarzeń w życiu danej osoby. Idąc tym tokiem rozumowania, wychodziło na to, że im dłużej żyje konkretna osoba, tym więcej konstelacji jest obecnych w jej historii. Tym bardziej, że „nocne niebo” było związane z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Samiel na własne oczy mógł zobaczyć, jak wiele gwiazdozbiorów znajduje się w historii lisołaczki… i wydawało mu się, że ta liczba jest niczym, jeśli porówna się ją z tym, co będą mogli zobaczyć u niego. Doskonale zdawał sobie sprawę też z tego, że to wróżenie może także wskazać im jego wiek, chociaż akurat i tak nie będzie dało się go konkretnie określić – akurat z towarzystwa zebranego wewnątrz wierzby, tylko Leila wiedziała, ile ma on lat.
Uwadze przemienionego nie uszło też to, że gwiazdozbiory znikają, gdy niebieska farba całkowicie spłynie z rąk osoby, która rozmawia z wróżbitką o swoim życiu. Właściwie, nie wiedział, do czego przyda mu się ta wiedza – żeby ocenić długość seansu, musiałby liczyć czas od momentu, w którym nocne niebo Leilii zaczęło się tworzyć, a przecież tego nie robił.

Obdarzył lisołaczkę złym spojrzeniem, gdy dziewczyna wykorzystała jego chwilę nieuwagi, złapała jego nadgarstki i zanurzyła mu dłonie tak, że teraz niebieska farba wspinała się właśnie po nich. Mrugnął, a po tej jednej emocji nie było już śladu – zamiast niej znów pojawiło się tam spojrzenie pełne neutralności, która zasłaniała inne emocje niczym mur chroniący mieszkańców atakowanego miasta przed bronią oblężniczą przeciwników.
         – Trudno… Teraz już nie ma odwrotu – odezwał się, chociaż bardziej powiedział to do siebie, niż do Rudej czy ogólnie osób znajdujących się wewnątrz drzewa.
         – Witaj Uero – odpowiedział wróżbitce, nawet spróbował zachować tak samo poważny ton, jak ona sama. Chwilę później zaczął się drugi seans…
Jak wcześniej, mogli zobaczyć niebo i granatowe chmury, a później gwiazdozbiory i gwiazdy, które je tworzyły – tym razem to Samiel był ich centrum. A jeśli o ich ilość chodzi… Przed oczami wszystkich zgromadzonych pojawiały się miriady gwieździstych grup, które oznaczyły każde – zarówno te ważne, jak i mniej ważne – przeszłe, przyszłe i teraźniejsze wydarzenia w życiu przemienionego. Było ich o wiele więcej niż w przypadku lisołaczki.
         – Twoje ciało ukrywa w sobie wiele lat doświadczeń… Jego kondycja fizyczna w ogóle na to nie wskazywała – odezwała się Uera, wpatrując się w gwiazdozbiory składające się na historię Samiela.
         – Jesteś wróżbitką. Myślałem, że poznałaś mój wiek w tym samym momencie, w którym wiedziałaś, jak mam na imię – odpowiedział jej zabójca, przenosząc też wzrok z powrotem na iluzję nocnego nieba. Nawet nie było trzeba patrzeć na obraz za długo, żeby dostrzec, że pojawiają się konstelacje, których nie było u zmiennokształtnej.
         – Co chciałbyś wiedzieć? - zapytała go elfka. Przemieniony milczał przez chwilę, cały czas wpatrując się w to, co miał nad sobą i wokół siebie. Na swój sposób było to naprawdę ładne… ale nie wiedział, o co chce zapytać. Poza tym, tak jakby uczestniczył w tym wbrew swojej woli.
         – Nie wiem… Może powiedz mi, co spotka mnie w niedalekiej przyszłości – odparł, wzruszając lekko ramionami. Miał tylko nadzieję, że Filipie nie postanowi wtrącić się w jego seans, co przecież zrobiła, gdy Leila oglądała swoją historię.
         – Hmm… To może tutaj, konstelacja Łabędzia – powiedziała wróżbitka i zaczęła manewrować całym obrazem tak, żeby przed oczami zgromadzonych pojawił się gwiazdozbiór, o którym wspomniała przed chwilą.
         – Oznacza ona, że niedługo spotkasz osobę, z którą już wcześniej miałeś do czynienia. Konstelacja ta wskazuje też, że osoba ta jest kobietą. Gdyby był to mężczyzna, gwiazdozbiór miałby kształt orła. Będziesz musiał podjąć kilka decyzji, mniej ważnych lub ważniejszych, a także zrobić coś wbrew sobie. Możesz się zaprzeć i nie zgodzić się na to, jednak decyzja ta może być ważnym czynnikiem w relacji twojej i tej kobiety… Łączy się ona też z podobnymi konstelacjami z twojej przeszłości, które mogą być waszymi wcześniejszymi spotkaniami. Tylko, że Łabędź z przyszłości ma jaśniejsze gwiazdy – odpowiedziała i po chwili gwiazdozbiór oddalił się z powrotem na nocne niebo.
         – Tyle mi wystarczy – odezwał się zabójca. Może niektóre osoby liczyły na więcej informacji na jego temat i więcej pytań z jego strony, jednak on nie zamierzał tego robić. Zresztą, niebieska farba już i tak zeszła z jego rąk niemalże w całości, więc Samiel postanowił wykorzystać te dodatkowe chwile na zwyczajne podziwianie swej historii, która została przedstawiona w tak oryginalny sposób. Liczył tylko na to, że nikt (i głównie chodziło tu o pewną jasnowłosą elfkę) nie zdecyduje się zadać jakiegoś pytania związanego z jednym ze zbiorów gwiazd.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Choć widział ten obraz nie pierwszy raz, to przestrzeń bogata w konstelacje nadal zachwycała lisołaka przykuwając jego pełną uwagę. Oczywiście, że pierwsze, co rzucało się w oczy to srebrzyste blaski, ale Namir wiedział, że pod tymi połyskującymi punkcikami kryją się tajemnice przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Zapewne Uera wiedziała zdecydowanie więcej niż mówiła, ale była to jedyna wróżbitka, jaką znał, która znała znaczenie „tajemnicy zawodowej”.
        Verka oparł się o drzewo krzyżując ręce, a z czasem jego prosty siad zmienił się w nieco bardziej swobodny i luźny. Śledził wzrokiem wskazane przez kobietę konstelacje. Około rok temu sam przeżył coś podobnego. Czy to, co przepowiedziała mu wówczas Uera spełniło się?
        Zmiennokształtny zmarszczył nos próbując sobie cokolwiek przypomnieć z tamtejszego spotkania. Na pewno było okropne. Grzebanie w jego pamięci, na jakikolwiek sposób, wzbudzało w nim wściekłość, ból, ale najgorsze było uczucie wypalającego się od środka ciała. Nie. Niewiele mu wówczas przepowiedziała. Mało znaczące fakty, ale to żrące uczucie... nie palenie, ale jakby polewano go kwasem, prosto w serce i rozpływało się po reszcie tułowia oraz po kończynach.
        Brr. Namir aż się wzdrygnął. Postanowił skupić się na tym co tu i teraz. Uśmiechnął się rozbawiony słowami Filipie i reakcją Leili na nadmierną wścibskość artystki.
        Dwie drogi. Namir tlił w sobie nadzieję, że któraś z nich dotyczy jego, że gdzieś i jego konstelacja łączy się z gwiazdozbiorem lisicy. Zaraz jednak odrobinę przystopował ze swoimi radościami. Jedna trudniej dostępna, ale bardziej znacząca w jej życiu. Mniej dróg, mniej wyborów. Czy mógł zapewnić jej takie życie? Spokojne, pełne wyjątkowych chwil? Ciekawe tylko czy ów zdarzenia były bardziej pozytywne czy negatywne. Wolałby nie napiętnować życia Leili ogromnym nieszczęściem.
        I ta druga gałąź. Niebezpieczna. Wiele dróg do wyboru, zagrożenie... Mężczyzna delikatnie się przygarbił. To by mu bardzo pasowało. Pragnął sielankowego życia, a wciąż tylko wodzą za nim nosem ludzie z czarnego rynku. Nie może się wyzwolić. Dostał się na bruk i się z niego nie wydostanie. Uera mówiła także o szczęściu i satysfakcji...
        Agh! Na co on tu przychodził? Trzeba było zostać nieprzytomnym.
        Później przyszła kolej Samiela. Filipie zatarła dłonie, chciała wyłapać jakiś ciekawy kąsek na temat demona. Jest stary. Wiedziała! Wiedziała, że to doświadczony wojownik! Aktorka cała drżała z ekscytacji. Już wyciągnęła rękę, już miała krzyczeć, już widziała te jedną konstelację, gdy... Samiel powiedział, że tylu mu wystarczy.
        Że jak?!
        Tylko tyle?!
        A inne smoki do pokonania?!
        A może by ją uratował?
        Może mają jakąś wspólną miłosną konstelację?!
        - Ou... - miauknęła zawiedziona artystka
        Jedyne czego się dowiedziała to to, że zarówno i Samiela, i Leilę spotka przeszłość. Ktoś po nich wróci. Ktoś ich na nowo zechce. Albo przeszłość połączy serca tych dwojga raz na zawsze?! Jakie to romantyczne! W głowie Filipie już zaczęła układać piosenki i sceny do nowego spektaklu. O tak! Wyobrażała to sobie. Ona w niebezpieczeństwie, dawny okrutny partner wraca do niej, ale przecież jest pod czujnym okiem Smoczego Wojownika. Cóż to jednak? Dawna miłość wojownika wraca i mąci mu w głowie! Ona musi wybrać, czy chce o niego wciąż walczyć czy też uzna, że tak naprawdę szczęśliwy jest jedynie z byłą kochanką? Odejdzie w ręce straszliwego partnera... nie, nie! Lepiej pasuje - potwora! Potwora, który kiedyś ją zniewolił tylko po to, by Smoczy Wojownik zaznał prawdziwego szczęścia! Dramat jednak jest o wiele gorszy. Jej dusze pożera powtór, a Smoczy Wojownik nie zdołał wrócić by ocalić tę którą naprawdę kocha. Płomiennego kwiatuszka.
        - Jakie to piękne... - wzruszyła się Filipie ocierając łezkę z kącika oka.
        - Hm... To może teraz ja? - odezwał się nagle lisołak, który już stał uśmiechając się nieco przebiegle.
        Uera jedynie skierowała wzrok na zmiennokształtnego, ale całą reakcję zaskoczenia przejęła Filipie, która zmarszczyła brwi a usta złożyły się w nieme „cooooooo?”.
        - Je... jesteś pewien? - spytała nieco nerwowo Fui.
        Namir zajął główne miejsce w pomieszczeniu i poprawiając poduszkę odpowiedział złośliwie:
        - A co? Nie jesteś ciekawa?
        - Jestem! - zapewniła szybko Filipie. - Ale...
        - Trochę się zmieniło – odparł cicho spoglądając ukradkiem na Leilę.
        - Więc zaczynajmy...
        Wróżbitka wpatrywała się w oblicze zmiennokształtnego. Gdy ten się zbliżył i pochylił ku wodzie, także i elfka delikatnie zbliżyła się do lisołaka.
        - Jesteś pewien? - spytała elfickim
        - Na ten moment, tak. - Odparł w tym samym języku.
        „Zacznę żałować po fakcie” pomyślał sceptycznie męzczyzna.
        Verka zbliżył dłonie do tafli wody. Zatrzymał się jeszcze na chwilę tuż przed zanurzeniem ich. Był pewien swojej decyzji, ale jakieś dziwne uczucie go odpychało. Tworzyło barierę, jakby odpychał go zimny powiew między palcami. Jeszcze raz spojrzał na wróżbitkę, ale ta tylko uniosła głowę szykując się na obserwacje „nieba”.
        W końcu dotknął cieczy, która zaczęła obejmować jego paliczki niebieską barwą. Zacieki powoli sięgały nadgarstków, ale w tym momencie, gdy tuż nad jego głową ujawniła się konstelacja bliźniąt, Namir zaczął odczuwać okropny ból. Gałęzie powolutku rozrastały się ku górze, lecz przeszłość szybko malowała swoje odnogi ku dołowi.
        - Przesuń ten fragment... - nakazał lisołak.
        - Nie mogę – odpowiedziała Uera. - Zatop dłonie, dotknij samego dna, nie mogę operować na tak słabych gwiazdach, a twojej przyszłości nie jest śpieszno. Nie chce się tak szybko pokazać.
        Zmiennokształtny usłuchał. Zanurzył dłonie głębiej. Konstelacje przedstawiające minione zdarzenia były praktycznie niewidoczne. Rozmazane, poszarpane, rozmyte, niewyraźne, ale jednak rozwijały się dalej sięgając niewygodnych zakamarków amnezji. Verka uniósł głowę. Widział nić przeszłości. Jedną, jasną, choć półprzezroczystą. Czy to była Leila? Szukał wzrokiem podpowiedzi, ale ciało zaczął pożerać niewidoczny dla oczu kwas. Co za ból, co za okropny ból. Spojrzał wyżej, na sam czubek. Zaczął prostować sylwetkę i cofać dłonie. Chciał zapamiętać jak najwięcej. Wyjął dłoń, przetarł twarz. Paskudnie się czuje.
        - Tu się kończą konstelacje z obecnej chwili... - poinformowała morska elfka. Mrużyła oczy, wytężała wzrok, aż w pewnym momencie znacząco wyprostowała swoją sylwetkę.
        - Trzy kruki... - mruknęła głucho w elfickim języku Uera.

        - Nareszcie Mans. Odszukaj go dla mnie... - rozbrzmiał znajomy głos w głowie Namira.

        „Lovisa...”. Lisołak gwałtownie wycofał ręce. Ten głos był tak realny, jakby stała tuż za jego plecami. Rozejrzał się dookoła szukając wiedźmy, ale ona gościła tylko w jego myślach.
        - FILIPIE!!!!!
        Aktorka wraz z lisoałkiem zerwali się na równe nogi. Filipie z paniki, Namir po prostu zareagował na potencjalne zagrożenie.
Do pomieszczenia wpadło ostre światło. Kotarę trzymał Duil i patrzył wściekle na aktorkę. Wszyscy w pomieszczeniu jęknęli niczym niezadowolone dzieci, którym rodzic przeszkodził w zabawie wywoływaniu duchów za karę oślepiając ich promieniami słońca jakie gości za dnia.
        Filipie wystrzeliła do przodu, przedzierając się przez całe towarzystwo i wyszła jako druga. Pierwszą osobą był Duilesgar, którego wypchnęła. Aktor był blisko zrobienia burdy i awantury w ciasnym pniu wierzby.
        - Duilesgarze... - zaczęła słodko Fui.
        - Nie wachluj mi tutaj tymi rzęsiskami! Co ty wyprawiasz?!
        - Kochany, uspokój się, uspokój... - aktorka lekko klepała elfa po ramieniu.
        - Ja mam być spokojny? Obiecałaś!
        - I dotrzymałam słowa! - odpowiedziała z wielką duma Fui.
        - Tak? Nie zauważyłem byś dotrzymała słowa!
        - Obiecałam, że nie będzie wróżyć mi. Wróżyła im – uśmiechnęła się pokrzepiająco Filipie.
        Duil uniósł ręce wyginając palce, jakby miał zaraz ze złości udusić te cwaniarę! Jeszcze chwilę walczył, próbował przegryźć jej słowa, ale... Nie w przypadku Duila. Kłótnia potoczyła się dalej, tyle, że już w mowie elfów. Dwójka wyglądała komicznie, gdy tak artystycznie gestykulowali między lianami wierzby. Zdmuchiwali z siebie listki, by wpaść w kolejne pnącza, odwijali nadgarstki, gdy za bardzo się wplątali, ale kłótnia trwała na wysokim poziomie krzyków. Filipie próbowała ugłaskać Duilesgara, łasiła się do niego i cmokała, ale on nie dawał za wygraną. Ostatecznie obrazili się na siebie śmiertelnie i obrócili do siebie plecami.
        - Oho, będzie pite – skomentował nieco obojętnie lisołak wychodząc na zewnątrz.
        - Gdzie ten lis? - mruczała pod nosem Joena, która właśnie przechodziła obok wierzby.
        - Uhm, tu jestem.
        - Ach! Gdybym nie wiedziała to bym zemdlała! Cały się upaćkałeś tą niebieską farbą! Dobrze, że szybko spływa. Eace kazał ci podać leki. Wypijesz to paskudztwo i cię oddaję.
        - Chyba się przydadzą... Nie najlepiej się czuje - burknął Namir wyraźnie nie w humorze.
        - Co za tępy bakłażan!
        - Burak. Mówi się burak – podpowiedział Japker, który znalazł się tuż za plecami Joeny.
        - Co za różnica? Warzywo to warzywo. Jak można być tak głupim jak rękawiczka?
        Japker nie odpowiedział. Jedynie pacnął sobie dłonią w czoło.
        - Och, z Duilesgarem się pokłóciłaś? Nie smuć się kochana! Już zaczynają piec jelenia. Zebraliśmy jabłka, maliny, jagody... Możecie szykować ozdoby do dzisiejszego ogniska albo pójść na polowanie albo szykować ognisko... Generalnie należy się wam odpoczynek. Dostaliście nowy wóz, choć Duil oczywiście zrzędził. Pewnie go ulepszy, jeżeli nie sprowadzimy waszego, ale z niego to chyba niewiele zostało... Zrelaksuj się wraz z twoimi towarzyszami - uśmiechnęła się ciepło zielarka. - Ten wieczór będzie wyjątkowy dzięki tobie - Joena szepnęła ostatnie słowa do ucha aktorki, po czym ucałowała czule Filipie w policzek. Fui uśmiechnęła się - niby zawstydzona.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Leila wręcz zamarła pod spojrzeniem, którym obdarzył ją zabójca. Chyba po raz pierwszy spojrzał na nią w ten sposób – z niezadowoleniem, groźnie. Wcześniej zwyczajnie łypał i był po swojemu niebezpieczny, ale nie bezpośrednio w jej stronę. Do tego nawet akurat zdążyła się przyzwyczaić i wręcz nieliczne uśmiechy były jak nagroda za coś, co zrobiła. Teraz jednak wyraźnie podpadła, ale było już za późno. Jej drobne dłonie mogły tylko ostrożnie wycofać się z wody, zostawiając tam silne ręce mężczyzny, który przeniósł już z niej uwagę, pozwalając Leili wycofać się szybko w cień.
        Poniosło ją! Poczuła tą krążącą wokół niej magię, ten czar, przyszłość, przeszłość i teraźniejszość, wirujące wokół pod postacią gwiazdozbiorów. Tak bardzo chciała by i on to zobaczył i poczuł, że zupełnie nie pomyślała o konsekwencjach. Może gdyby się chwilkę zastanowiła, domyśliłaby się, że ten poważny zawsze mężczyzna niekoniecznie może podzielać jej entuzjazm, ale teraz znów z jego oczu nie można było nic odczytać, a Rudej pozostawało tylko wycofanie się na swoje miejsce.
        Usiadła na swojej poduszce ze skrzyżowanymi nogami i zaciskając dłonie w piąstki. Żałowała, że ją poniosło, ale mleko się już rozlało, a ciekawość wręcz ją zalewała. Od razu przeniosła uwagę na konstelacje nad głową mężczyzny, szukając czegoś znajomego, czegoś co by rozpoznała. Udało jej się wyróżnić kilka węzłów, które pojawiły się i u niej, chociażby to błahe zepsucie wozu. Chociaż po chwili już nawet tego nie była pewna, a i tak nie potrafiła zinterpretować niekończących się linii, bo przecież nie znała się na tym aż tak dobrze. Poza tym… było ich tak wiele!
        - Whoa… - szepnęła, zadzierając głowę.
        O ile „jej” chmury rozpościerały się nad nią, pozornie nie mając końca, nieboskłon nad Samielem wręcz napierał na ściany wnętrza drzewa, kłębiąc się w nich z wielkim trudem. Liczne punkty, linie, sploty, rozgałęzienia… nie wiedziała na czym zawiesić wzrok. Jednym uchem słuchała Uery, rozmawiającej z demonem, wciąż usiłując znaleźć mniej więcej bieg drogi w przyszłość Zabójcy, gdy dotarły do niej słowa wróżbitki.
        Samiel spotka kobietę ze swojej przeszłości. Leila oklapła nieco, płynąc we własne wnioski. Nie była przecież aż tak naiwna (ale nawet gdyby była, trudno inaczej zinterpretować słowa wieszczki), raczej nie chodziło o jego matkę, na los, oczywiście, że chodzi o kobietę. Nieświadomie pochylała się lekko w przód, próbując jednocześnie obserwować przepływające po niebie konstelacje przesuwane przez Uerę, podglądać reakcje Samiela (chociaż tego, jak zawsze, nie było wiele) oraz podsłuchiwać interpretacji wieszczki.
        Skończyło się szybciej niż się zaczęło i Leila gwałtownie wyprostowała się na swojej poduszce. Czy u niej też było tak krótko? Na pewno nie. Przecież Felipie zadawała tyle pytań, ona sama potrzebowała kilku wyjaśnień i to z pewnością trwało o wiele dłużej. Może dłonie zabójcy nie były zanurzone wystarczająco głęboko w niebieskiej farbie i przez to wróżba była krótszą. Ją przecież elfka wepchnęła do wody prawie po łokcie. Tak, to musiało być to. Wyjaśnienie jednak jej nie wystarczyło, wciąż była ciekawa Samiela, wciąż tak niewiele o nim wiedziała, a chciała go poznać lepiej. Decyzja mężczyzny nie była jednak zaskoczeniem i rudowłosa tylko westchnęła cicho, spoglądając za rozwiewającymi się chmurami jego przyszłości.
        Reakcja Felipie natomiast rekompensowała wszelkie niedopowiedzenia. Jęknięcie zawodu nie umknęło nikomu w drzewie, natomiast to, co tak momentalnie wzruszyło artystkę już tak, a przynajmniej lisołaczce, która z wyraźną konsternacją przyglądała się ocierającej łzę blondynce. Ta kobieta była fascynująca i przerażająca na tak wiele różnych sposobów!
        Leila spojrzała nagle zaskoczona na Namira, gdy ten wyraził chęć wróżenia. Nie by nie podejrzewała go o to (jak Felipie, która wyglądała na bez mała zszokowaną), ale zwyczajnie martwiła się o przyjaciela, który wciąż nie wyglądał najlepiej. Takie błądzenie wśród swojej historii nie było raczej wycieńczające fizycznie, ale emocjonalnie na pewno, przynajmniej dla niej, więc czy to na pewno dobry pomysł? Gdy lisołak na nią spojrzał uśmiechnęła się jednak pokrzepiająco, nawet jeśli nie do końca zrozumiała nawiązanie do jego słów. Zamiast tego obserwowała z lekkim niepokojem, jak ostrożnie chłopak zabiera się do wróżenia. Jakby wcale nie chciał. Ale przecież sam się zgłosił. To może… jakby to było dla niego nieprzyjemne?
        Jej przemyślenia szybko potwierdził grymas przebiegający przez twarz zmiennokształtnego i Leila odruchowo pochyliła się w jego stronę, opierając uspokajająco dłoń na jego ramieniu. Chciała go wesprzeć, bo zawsze się wspierali w trudnych chwilach, ale wtedy Uera spojrzała na nią srogo ponad ramieniem lisa.
        - Burzysz widzenie – mruknęła, nie oschle, ale wystarczająco beznamiętnie, by palce Leili odskoczyły od Namira jak oparzone.
        - Przepraszam – szepnęła, wracając na swoje miejsce i obserwując jak lisołak w końcu się przemaga i zanurza głębiej dłonie. To go bolało, teraz to widziała. Zmartwiona, przyglądała się bardziej jemu niż konstelacjom, z trudem kłębiącym się pod sklepieniem, urywających się w losowych momentach linii i splotów o takiej liczbie rozgałęzień, że mogła od tego rozboleć głowa. Tam nie widziała już nic.

        Leila też zerwała się na równe nogi słysząc krzyk. Przymrużyła oczy niezadowolona bijącym nagle światłem, które po ciemnościach wewnątrz wierzby zdawało się czystą światłością w pełnym tego słowa znaczeniu. Niepewnie podziękowała Uerze i powoli wyszła na zewnątrz, szerokim łukiem omijając kłócących się Duila i Felipie, chociaż i tak dostała w nos kilkoma odepchniętymi przez ich dłonie gałązkami. Zatrzymała się na moment, korzystając z chwili samotności i nawet kojącego dotyku małych listków na ramionach i głowie. Zgarbiła się lekko, pocierając twarz dłońmi i dochodząc ze sobą do porządku. To co tam przeżyła, było tak intensywne, że wciąż czuła ślady farby na dłoniach, a gdy przymknęła oczy, wciąż widziała swoje niebo i płynące po nim konstelacje. Chciałaby powiedzieć, że dopatrzyła się podobnych u Samiela i Namira, ale naprawdę w większości były to dla niej niejasne plątaniny symboli, których nie mogła odczytać. A cóż, trochę farby naprawdę zostało jej na kosmyku włosów.
        W zamyśleniu zdrapywała zaschnięty barwnik, gdy uzdrowicielka rozmawiała z Namirem, ale jako kolejna nowa osoba, nieco przywróciła Leilę do rzeczywistości i ta rozejrzała się za Samielem.
        - Hej – zwróciła na siebie jego uwagę, dotykając jego ramienia i wracając szybko do zdrapywania farby z włosów. – Przepraszam, że tak wyskoczyłam z tym wróżeniem. Nie pomyślałam, że możesz nie chcieć, chyba sama byłam ciekawa, przepraszam – mruknęła, uśmiechając się nieśmiało.
        Nie wiedziała czy powinna i czy chce nawiązywać do jego wróżby, a gdyby nawet się zdecydowała to chyba i tak nie wiedziała, jak się do tego zabrać, więc nie mówiła już nic więcej, pozwalając Joenie rozporządzić ich dalszymi planami.
        - Ja chętnie pomogę – odezwała się wyjątkowo, jak na siebie odważnie. – To znaczy może z ozdobami najlepiej – dodała już ciszej, momentalnie żałując nagłego napływu chęci integracji.
        Chciała jednak przyczynić się jakoś do tego wydarzenia. Miała przeczucie, że to może być naprawdę przyjemny wieczór. Ostatni, który spędzili pijąc i rozmawiając z trupą artystów zdawał jej się jak z bajki, a co dopiero ten? W gronie prawie zupełnie obcych osób, ale życzliwie ich witających, przy ognisku, jakichś ozdobach, rozmowach? Leila od jakiegoś czasu uczyła się życia na nowo i dzisiaj miała okazję zrobić kolejny krok w tą stronę. Nawet jeśli dla niektórych było to zwykłe ognisko, dla niej to będzie kolejne przeżycie w normalnie działającej społeczności. To zaś uczucie było jak zapomniana historia, tak odległa we wspomnieniach, że nie wiedziało się już samemu, czy wspominane wydarzenia miały miejsce naprawdę czy były jedynie usłyszaną niegdyś bajką. Chciała być czegoś częścią, nawet jeśli tylko na chwilę, to jej nie przeszkadzało. Po prostu normalnie żyć, nie kryjąc się ciągle, nie czekając na nieuchronny cios – beztrosko. I kolejne ognisko w znajomym gronie i atmosferze zabawy, chociaż banalne, brzmiało dla niej jak marzenie.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Właściwie, nawet on sam był pod wrażeniem ilości gwiazdozbiorów, które były jego historią. Chyba dopiero teraz tak na poważnie zdał sobie sprawę z tego, jak wiele przeżył i… że jest stary, mimo wyglądu mężczyzny mającego na karku około trzydzieści lat. To wszystko było ładne i w ogóle, ale Samiel nadal wykazywał niewielkie zainteresowanie swoją przyszłością, nawet jeśli powiedział, że chciałby wiedzieć, co mu się niedługo przydarzy.
„Spotka kobietę z przeszłości” - nie mógł wiedzieć o kogo chodzi, bo przecież żył tak długo, że spotkał ich naprawdę wiele. Wróżbitka powiedziała też coś o tym, że w przeszłości mógł spotkać tę tajemniczą kobietę więcej niż raz, co niby zawężało lekko krąg, jednak nadal ciężko było wybrać tą jedną, o którą może jej chodzić. W każdym razie… najpewniej zapamięta wróżbę i kiedyś sobie o niej przypomni, co może stać się właśnie wtedy, gdy spotka osobę, której ona dotyczy. Przemieniony postanowił też, że nie potrzebuje wiedzieć więcej na temat przyszłych wydarzeń, dlatego też powiedział to, co powiedział. Wydawało mu się, że Filipie była najbardziej zawiedziona tak szybkim końcem wróżby, co więcej, wyglądała nawet na kogoś, kto już miał gotowe pytania, co do historii demona i możliwe, że zadałaby je, gdyby on sam przeciągnął to o chwilę lub dwie. Samiel pozwolił resztce farby całkowicie opuścić jego dłonie i wycofał się na miejsce, które zajmował wcześniej.
Następnie to Namir wyraził chęć wróżenia, co otwarcie zaskoczyło Filipie. To była trochę dziwna reakcja, połącza zresztą z pytaniem o to, czy jest tego pewien. Cóż, demon był trochę ciekaw tego, co może się stać albo, co stało się wcześniej, że reakcja elfki była właśnie taka. Może dowie się czegoś więcej na ten temat, gdy już Uera będzie wróżyć z gwiazdozbiorów zmiennokształtnego… Ten seans też nie trwał długo, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zakończył gwałtownym ruchem Namira i jego spojrzeniem, jakby szukał czegoś, czego nie było wewnątrz drzewa. Może w jego przeszłości było coś, czego się obawiał i dlatego wróżenie z historii było dla niego „niebezpieczne”? Może… Samiel nie wiedział i wydawało mu się, że nie uzyskałby odpowiedzi, gdyby zaczął pytać. Dlatego też postanowił, że da temu spokój i przyjmie swoje przypuszczenia jako możliwy powód.

Do środka najpierw wpadł męski krzyk, a później jasne światło, które poraziło oczy każdego. Samiel wstał błyskawicznie, jakby instynktownie reagując na coś, co mogłoby być zagrożeniem, mimo że w głowie coś podpowiadało mu, że przecież znał ten głos i wiedział do kogo, prawdopodobnie, należał. Zresztą, wyglądało na to, że seans i tak się zakończył, więc niedługo i tak opuściliby drzewo wróżbitki. Elf i elfka szybko zaczęli się kłócić, chociaż najpierw Filipie wyszła na zewnątrz, wcześniej wypychając tam Duilesgara. Samiel tylko westchnął cicho i też wyszedł, wcześniej przepuszczając w progu lisołaczkę. Później po prostu szedł przed siebie, nie przejmując się tym, że gałązki wierzby muskają lub nawet czasami smagają jego twarz, szyję i ramiona.
Usłyszał głos lisołaczki i poczuł jej dotyk na swoim ramieniu. Odwrócił się w jej stronę, naturalnie chcąc usłyszeć, co dziewczyna ma mu do powiedzenia.
         – Nic się nie stało – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu. Gdyby zmiennokształtna spojrzała mu w oczy, nie ujrzałaby tam tego niezadowolenia, które widziała tam wcześniej. Nawet, jeśli ciężko było odczytać emocje, które odczuwa… przynajmniej nie było tam żadnych, które mogłyby być negatywne. Po chwili zabrał dłoń, ale i tak pozostał w pobliżu lisołaczki.
         – Mogę pomóc z przygotowaniem ogniska – zaproponował. Niby miał ze sobą kuszę i mógłby udać się na polowanie, jednak te na zwierzęta nie były tymi, w których się odnajdywał. Owszem, tutaj także było trzeba tropić ofiarę, zaczaić się i atakować ją z ukrycia, jednak… myśliwi na pewno patrzyliby się na niego dziwnie, gdyby wyskoczył ze sztyletami na zwierzynę, chociaż pewnie byliby zaskoczeni, gdyby udało mu się pozbawić ją życia właśnie w ten sposób. Nie to, żeby wątpił w swoje umiejętności… po prostu wydawało mu się, że i tak nie dałby rady dogonić uciekającego jelenia i jeszcze zbliżyć się do niego na tyle, żeby zabić go bronią białą.
         – Tak… pomogę z ogniskiem – potwierdził swe słowa sprzed chwili, chociaż brzmiało to tak, jakby zapewniał o tym sam siebie i jednocześnie odsuwał na bok inne pomysły.

Właściwie podejrzewał, że wykonywanie ozdób i prace przy ognisku dzieją się w tej samej okolicy, więc on i Leila i tak szli w tym samym kierunku. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy nie zająć tego czasu rozmową i, chyba podjął decyzję.
         – Szczerze mówiąc, jakoś niezbyt wierzę w te całe wróżby – zaczął, na krótką chwilę spoglądając na lisołaczkę. Jakby chciał sprawdzić, czy zaczęła go słuchać.
         – Mogę ci nawet powiedzieć, dlaczego podchodzę do tego tak… niechętnie – dodał i wzruszył lekko ramionami, chcąc wskazać, że nie widzi nic złego w tym, żeby opowiedzieć jej o tym. Wcześniej chciał nawet od razu wspomnieć o tym, że nawet nie jest pewien, o jaką kobietę mogło chodzić wróżbitce, bo przecież w ciągu swojego życia spotkał ich wiele i z dużą liczbą współpracował więcej niż raz… albo po prostu spotkał się kilka razy, jednak jakoś nie udało mu się ubrać tego w słowa tak, żeby nie brzmiało to, jakby coś sugerował – dlatego też postanowił to przemilczeć.
         – W przeszłości kilkukrotnie dałem się zaciągnąć na różne wróżby i żadna z nich się nie sprawdziła, więc stwierdziłem, że nie można przewidzieć tego, co kogoś spotka. Z drugiej strony, nie przeczę, że Uera nie ma talentu… może nawet jest jedną z tych nielicznych wróżbitek, które naprawdę się na tym znają i ich wróżby mogą się sprawdzić – tego nie dowiemy się, dopóki nie spotka nas to, co zostało nam przepowiedziane. Poza tym, sposób w jaki to robiła był niezwykły, a przez to sprawiał, że naprawdę chciało się uwierzyć w te wszystkie gwiazdozbiory i ich interpretacje, ale… Ja mam swoje zdanie na temat wróżb i najwyżej zmienię je nieco, gdy faktycznie niedługo trafię na kogoś, kogo rzeczywiście znam i spotkałem już wcześniej, i to kilka razy – powiedział w końcu. Może mówił trochę za długo i nie dał jej szansy na wtrącenie swoich uwag odnośnie do czegoś konkretnego, o czym tu wspomniał, jednak zawsze mogła to zrobić teraz – mimo że zbliżali się już do niewielkiego placu na środku wioski, na którym jedno ognisko paliło się już w najlepsze, a jelenie mięso piekło się w jego ogniu. Niedaleko, przy niedużym i drewnianym stole, siedziały też cztery kobiety, które robiły ozdoby.
         – Spotkamy się później – powiedział do lisołaczki i poszedł w stronę ogniska. W niedużej odległości od tego ogniska, po jego prawej stronie, został ułożony drugi krok z kamieni, który wyznaczał granice drugiego ogniska. Najpewniej nad nim będzie piekło się mięso zwierzęcia, które upolują myśliwi. Na placyku było też kilka innych osób, różnej płci i przedziału wiekowego – starszy mężczyzna pilnował ognia i mięsa nad nim, młody chłopak wprowadzał ostatnie poprawki w kamiennym kręgu i poprawiał kamienie, dwóch siedziało na ławie i stroiło swoje instrumenty, przygotowując je do gry… a inni także byli czymś zajęci, w tym także rozmowami pomiędzy sobą.

Samiel postanowił ściągnąć kurtkę, którą odrzucił gdzieś na bok. Podwinął też, mniej więcej do łokci, rękawy koszuli. Oczywiście całość nie uszła uwadze niektórych kobiet, które przez chwilę przyglądały mu się różnymi spojrzeniami, a później wróciły do swych zajęć. A on? Po prostu podszedł do miejsca, w którym leżało drewno i zaczął znosić je na miejsce wyznaczone przez krąg kamieni. Właściwie, zaczął pomagać elfowi, który to robił, na co ten powiedział coś w swoim języku i uśmiechnął się lekko. Zabójcy wydawało się, że mężczyzna zwyczajnie podziękował mu za pomoc. Gdy już znieśli potrzebną ilość drewna, przemieniony pomógł zamontować rusz, a później przyniósł podpałkę w postaci suchej trawy – oczywiście, wcześniej miejsce wskazał mu ten sam elf, któremu pomagał. Następnie chciał rozpalić ognisko, jednak mężczyzna pokręcił głową, wskazał na las, a później pokręcił głową ponownie. No tak – myśliwi nie wrócili jeszcze z upolowaną zwierzyną, więc jeszcze nie warto było rozpalać ognia. Samiel kiwnął tylko głową ze zrozumieniem i podszedł do beczki z wodą, przy której stał też mały stolik z drewnianymi kubkami – wziął jeden z nich, zanurzył w cieczy i wypił powoli… a później usiadł na pobliskiej ławie.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        Cała trójka na pewien czas rozdzieliła się całkowicie. Duin zniknął z oczu wszystkich, Filipie zaciągnęła Leilę do stolików, gdzie wykonywano ozdoby, a Samiel przyłączył się do przygotowań bardziej praktycznych. Joeana zaś zaciągnęła Namira na kontrolną wizytę, ale i nie tylko...
        Oboje weszli do drzewa, w którym uprzednio leżał lisołak. Verka poruszył nosem, ale nie odczuwał już tak intensywnie zapachów więc niewiele mu przeszkadzała ta dziwna woń zmieszanych specyfików. „Trudno się przyzwyczaić”, pomyślał drapiąc się po płatku nosa, jakby miało mu to momentalnie przywrócić przewrażliwiony węch.
        Joena krzątała się po pewnej części drzewa, a dokładniej przy regałach, gdzie stały wyłącznie książki. Zmiennokształtny wygiął usta czekając na jakąś kolejną dawkę paskudztwa do wypicia, ale zielarka była bardziej przejęta lekturami niż nim.
        - A na co tu jestem? - spytał nieco zaczepnie mężczyzna.
        - Ach, wybacz! Tak się przejęłam, Filipie prosiła o pewną książkę... próbuję ją znaleźć, gdzie ona... Wczoraj dopiero, co ją widziałam! Naprawdę! - Joena na nowo zaczęła mamrotać do siebie pod nosem więc lis wzruszył ramiona i zaczął pomagać w poszukiwaniach.
        Natrafił na niedługą lekturę. Obdarta w wielu miejscach, szczególnie na krawędziach, z mocno pożółkłym papierem, choć okładka twardo zachowywała pełny obrazek utrzymany w mrocznym klimacie. Drzewa, na których znajdowały się czarne, jak noc kruki oraz postać otulona świetlistą bielą.
        - Dramat „Trzy kruki” - przeczytał zmiennokształtny, po czym przejrzał książkę z zainteresowaniem. Obejrzał dookoła, niczym niebywały okaz, aż w końcu zaintrygowany otworzył książkę na pierwszej stronie.

„Chciałem nam pokazać czyste niebo,
miłość, przyjaźń więc pytam dlaczego,
szukam odpowiedzi, lecz znaleźć nie mogę
po co to wszystko? Jakby zasiano we mnie chorobę,
cud kwiatu, gładkość łodygi, płatka cnotliwość.
Zabijało mnie lat tyle, ma fuirrento.”


        Lisołak starał się przetłumaczyć tekst najdokładniej, jak potrafił, jednak zaciął się na ostatnim słowie. Zmarszczył brwi, już gdzieś mu się to obiło o uszy.

„Płyniesz w mych żyłach już całe wieki
kłamiesz prosto w oczy nie chcąc mej opieki?
Myślę o tobie w ciągu dnia i nocy,
a one krzyczą i krzyczą, że chcą mej pomocy!
Cóż myśleć i cóż czynić mam?
Nie chcę wierzyć, doskonale cię moja miła znam”


        Dokończyła Joena wzdychając do ściany drzewa.
        - To doprawdy wzruszający dramat... O śmierci i nowym zrodzeniu. O elfie, który czynił dobro, a po śmierci powstał jako sługa Pana. Dobrze mu służył, wiele wieków i każdego dnia próbował zasklepić pustkę po elfce, którą kochał całym swym sercem w poprzednim życiu. Służąc Panu nie miał czasu na jej odnalezienie, aż w pewnym momencie po prostu zapomniał o tym co było... Był tak dobry i uczynny, że Pan podarował mu skrzydła a następnie Złoty Łuk Sprawiedliwych. Otrzymał bardzo trudne zadanie, odnalezienia zdrajcy wśród jego wiernych, a następnie bezwzględne zabicie go. Złoty Łuk Sprawiedliwych miał wyznaczyć zdrajcy śmierć bez możliwości odrodzenia się, lecz żeby zabić strzałą wypuszczoną z tej broni musiał całkowicie wierzyć w sprawiedliwość swego działania, wierzyć w wykonaną zdradę, wierzyć, że czyni dobrze... Gdyby tego dokonał urósł by do rangi archaniołów. Tak wierzyły morskie elfy – wyjaśniła zielarka uśmiechając się pogodnie. - Nasi nadmorscy bracia zawsze na pierwszej stronie pisali najbardziej trapiący fragment dramatu aby zachęcić czytelnika do zapoznania się z treścią.
        - A gdyby nie zabił?
        - Upadłby. Pokusa byłaby zbyt wielka by jej nie ulec, by i on stał się zdrajcą. Jednak ta historia kończy się całkiem inaczej, to chyba najstarszy dramat w literaturze morskich elfów. Zdrajcą okazała się jego niegdyś żyjąca ukochana, która też stała się sługą Pana, a którego go zdradziła. Anioł wiedział i wierzył w jej zdradę całkowicie, sama się do niej przyznała bez cienia wzruszenia. Stąd też wypuścił strzałę i ją zabił... lecz ból był tak wielki, sprawiedliwość tak okrutna, że tuż po zabiciu i on postanowił dokonać zamachu na własne życie. Splugawił swoją duszę, by móc na nowo związać się z ukochaną. W kolejnym życiu, w kolejnej krainie – być może duchów?         Jego miłość miała im dać szansę w innych czasach.
        - A te trzy kruki na okładce?
        - Od tego właśnie zaczyna się historia. Wieśniacy ujrzeli ciało Leona w świetlistej postaci, a nad nim trzy kruki. Ludzie wywróżyli mu śmierć wielu, to właśnie oznaczają. Dla sprawiedliwości Leon musiał dokonać masakry... Tonął w kałużach krwi trzymając w objęciach Palianę, aż sam się zabił.
        - A fuirrento?... Co to znaczy?- spytał zduszonym głosem lisołak.
        - Nic nie znaczy. To nazwa własna. Fuirentto to... hm... to są takie morskie, niezwykle piękne... wręcz olśniewające i trujące kwiaty. Zabijają bardzo powoli, ale to niezwykle powolutku, lecz towarzyszy temu okropna śmierć. Bolesna i ciągnącą się w nieskończoność, tak to właśnie opisują. Jedną z najokropniejszych śmierci, podobno wyhodowały je same syreny, gdy zostały zdradzone przez ludzi. Porzucone przez mężczyzn, w których się zakochiwały podawały im trutkę z kwiatów fuirrento.. rośliny te powstały z samej zemsty syren... Pewnie więcej w tym bujdy niż prawdy, ale co tam... Dramat sam w sobie jest doprawdy przepiękny... - rozkojarzył się uzdrowicielka.
        - Rozumiem... - mruknął blady, jak mąka Namir.
        - O! Znalazłam! Chodź, sprawdzę bandaże i przygotuję lek. Coś chyba pobladłeś...


        Namir wyszedł starając się złapać oddech. Trzy kruki zwiastują śmierć wielu. Lisołak mocno zacisnął palce. Czy to naprawdę możliwe? Czy te przepowiednie faktycznie mogą nastać? Tym razem to nie był blef?
        Uera wyglądała na całkowicie poważną w swej szczerości podczas wróżenia, ale może jest po prostu dobrą aktorką? Lepszą od Filipie Roc Fui? Wydawała się nie być oszustką. Tylko jak...
        Ta historia, o której nie chciał pamiętać, powtórzy się? Verka przetarł czoło mocno zaciskając zęby. Przyglądał się gwiazdozbiorowi Leili, ale czy któraś z tych konstelacji wskazywała w jakikolwiek sposób na to, że lisołaczka będzie brała udział w masowej śmierci? Gdyby jej coś zrobił, gdyby on... on...
        Chwila, chwila. Drogi lisiczki rozdwajały się. Żyła dalej. Jej linia nigdzie nie została przerwana... Im bardziej widoczne są konstelacje tym bardziej prawdopodobne, że dana osoba dokona tego wyboru. Jego gwiazdozbiór za to... sam już nie pamiętał. Kończył się, czy było widać coś dalej? Nie, chyba nie doszli do samego szczytu.
„Szlag...” klął w myślach Namir przecierając palcami skronie. Zrobiłby dla niej wszystko, nie potrafiłby jej skrzywdzić. Prędzej sam wbiłby sobie sztylet w serce nim ją skrzywdził.
        Ogon lisołaka poruszył się niespokojnie. „Kur...wa” pomyślał znowu Namir. Zrobiłby dla niej wszystko! Chciał żeby żyła i z życia korzystała, by spożytkowała swój cały potencjał, by nie spędziła swoich dni na ulicy, a u boku kogoś bardziej rozsądnego, opiekuńczego. Szła z Samielem w stronę przygotowywanego ogniska. Była przy nim szczęśliwa, ten gość przeżył już naprawdę wiele lat, był w stanie ją ochronić, zadbać o nią. Gdy rzucała mu spojrzenie, pełne zaufania i nadziei...
        Istniała więc jedyna możliwość, by Leili nie spotkała masakryczna przyszłość. Opuścić ją... Najzwyczajniej uciec.
Lisołak ruszył przed siebie. Szedł omijając okolicę, w której obecnie gromadzili się mieszkańcy. Przytłoczony myślami natrafił na całkiem ładny, nowy wóz. Rozpoznał od razu do kogo należy. Te wiszące szpargały Filipie rzucały się w oczy. Ułożone w miarę w ładzie, szybko przenoszone z pokracznych desek do nowego pojazdu artystów. Podszedł bliżej. Chyba nie wiedział co ze sobą zrobić. Ściekająca krew. Jej woń. Jej smak. Delikatna istota nie powinna tego nigdy zobaczyć. Leila była zbyt wrażliwa by żyć z mordercą. Nie z zabójca, nie z najemnikiem, a zwykłym mordercą, któremu mord sprawia dziwny rodzaj przyjemności. Jemu samemu na tę myśl robiło się niedobrze, ale dokonał... Dokonał czegoś takiego...
        Głowa go rozbolała. Pochylił się przekładając ubrania, gdy nagle usłyszał znajomy głos.
        - Szukasz swoich rzeczy?- spytał Duil
        Lisołak wyraźnie spiął się na ciele, a jego ogon pokręcił się z powodu rozdrażnienia.
        - Cześć Duil, nie musisz mnie tak straszyć – odpowiedział wymijająco.
        Aktor pochylił się w stronę zmiennokształtnego. Uszy Verki oklapły, był rozjuszony, nie chciał z nikim rozmawiać. Nie teraz.
        - Chciałbyś uciec tej nocy?
        Namir obrócił głowę w stronę artysty marszcząc brwi. Miedzy dwójką zapadła cisza, napięcie wzrosło momentalnie, ale lisołak zaraz uśmiechnął się pogodnie, choć wyraźnym wymuszeniem.
        - Po co miałbym to robić? - spytał lis przekładając kolejny ciuch Fui.
        - Nie wiem. Może ty mi to powiesz? To nie ja skrywam tajemnice przed całą drużyną. Nie możesz się przemienić ani w lisa, ani w człowieka. Nie wierzę, że chcesz tkwić w tym ciele. Jesteś gwałtowny i wiecznie pobudzony, jak wygłodniały wilczór. Nawet przy Leili jesteś wyraźnie spięty, jakbyś bał się postawić krok w przód... - głos aktora nie brzmiał przyjaźnie. Duil był stanowczy i wypełniony wieloma, niewypowiedzianymi groźbami.
        - Chciałem tylko zapalić fajkę – wyznał Verka prostując się i zwracając do elfa.
        - Doprawdy? - powiedział niskim tonem Duil przyglądając się zmiennokształtnemu. Napięcie wciąż się utrzymywało, Namir miał wrażenie, że między nimi zaraz dojdzie do bójki. Próbowali przejrzeć się nawzajem, aż w końcu aktor... uśmiechnął się.
        - Cóż, tutaj jest szkatułka z tytoniem, a tu fajki – powiedział artysta wyjmując na wierzch wskazane przedmioty. - Twoje koszula się ceruje i pierze, Joena nie lubi zaschniętej krwi na ubraniach. Reszta leży bezpiecznie, o tutaj – mówił przyjaźnie Duil, który sam postanowił zapalić. Nim jednak odszedł, elf pochylił się w stronę kompana, jego policzek niemalże zetknął się z polikiem Namira, po czym wyszeptał – Rimba essë, nie musisz mi zdradzać swych tajemnic, ale jeżeli Filipie spadnie choć jeden włos z głowy, nie będę się wahał. Jeżeli Leila stanie po twej stronie i będzie starała ci się pomóc, nie będę miał wyboru. Proponuję ci to dla twego dobra, nie chcę nikogo skrzywdzić pomogę ci uciec nocą, lecz jeżeli dnia kolejnego zobaczę cię... To doskonale znasz moją postawę. Za Filipie jestem w stanie oddać życie... - Duil oddalił się od Verki klepiąc go z łagodnym uśmiechem po ramieniu. - Bajo – machnął do lisołaka wypuszczając kłębek dymu.
        Namir sięgnął szkatułki, w której artyści trzymali tytoń. Zapalił, po czym, jak nigdy wcześniej, mocno się zaciągnął. Odkładając na poprzednie miejsce kasetkę usłyszał, że stuknęła ona o szklany przedmiot. Verka przełożył miękkie poduszki i sięgnął butelki z winem. Im chyba nigdy nie brakowało ani odurzających ziół ani alkoholu. „Fuirrento” gdzie on to słyszał? Chwila! Butelka z winem, to tam, po drugiej stronie etykiety widniała nazwa tej rośliny!
Verka zacisnął zęby na fajce i obejrzał się za odchodzącym Duilem.


        Lisołak skierował się w stronę strefy przygotowań do wielkiego wieczoru. Mnóstwo dorosłych i dzieciaków krzątało się wokół, ale Verka śmiało przechodził między nimi uśmiechając się pogodnie. Czuł się z pewnością o wiele swobodniej od Leili i Samiela, bo znał także język elfów, a mieszkańcy chętnie wskazali mu drogę do stolików, gdzie szykowano ozdoby.
        - Ładna? - spytała dziewczynka pokazując Filipie lalkę z listków.
        - Och, perełko moja, oczywiście, że śliczna! Dodaj jej jeszcze kwiatek, o proszę, weź niezapominajkę. Musisz ją jakoś ładnie nazwać!
        - Wolę ten czerwony – powiedziała dziewczynka. - Nazwę ją Płomyczek... - cicho szepnęła, a po zabraniu kwiatka spojrzała nieśmiało na lisicę. Uciekła zaraz zaraz po tym.
        Fui uśmiechnęła się pogodnie splatając łodygi kwiatów. Była naprawdę rozradowana, równie mocno przejęta wydarzeniem, co Leila. Elfka oczywiście świergotała i pokazywała dziewczynie różne możliwości zdobień, a przy rozmowie próbowała wycisnąć z dziewczyny jakieś ciekawe smaczki na jej plany w życiu. Na przykład, czy chce po dotarciu do Menaos, gdy skończy się jej pierwsza misja to pójdzie dalej z Samielem? Plotkarski ton Fui ucichł, gdy na stole ułożyła się męska dłoń.
        - O! Witaj Namirze! Będziesz z nami plótł łańcuchy? - spytała wesoło Fui.
        - Powiedzmy – rzucił lisołak, po czym usiadł okrakiem na ławce. - Nie mam chyba takich zdolności manualnych – uśmiechnął się Verka.
        - Racja! Płomyczek wykonuje najładniejsze wianki!
        - Prawda. Moje byś wyśmiała.
        - Nie ukrywam – odparła szczerze Fui.
        - Przyszedłem z innego powodu... - zmiennokształtny odsunął dłoń, pod którą chował czerwony paciorek. - To mój magiczny paciorek. To ten, który sprawia, że zatrzymuję przy sobie wszystkie rzeczy podczas przemian.
Filipie spojrzała na Verkę wielkimi oczami. Pisnęła z zachwytu! To takie miłe z jego strony!
        - Nie próbuj mi odmówić – rzucił lisołak głaszcząc Leilę po plecach. - Mnie i tak się teraz nie przyda. Ponadto... będzie ci pasował. Mogę go wpleść we włosy, albo... jeżeli ma się mocno ciebie trzymać to trochę zmienimy ci fryzurę. Taki jeden dred pod włosami doda ci uroku – uśmiechnął się Verka ujmując przypadkowy kosmyk włosów, który przeczesał między palcami.
        - Oh, mam coś dla ciebie, Filipie. Znalazłam te książkę. A tu mam szydełko Namir, na co ci one? - odezwała się zdyszana Joena,
        - Iiiiii!!! Kocham cię Joena! Jesteś wielka! - Filipie zerwała się na równe nogi wyrywając ciężką księgę z rąk zielarki. - Cudownie! Muszę, muszę teraz znaleźć Samiela!
        - Dziękuję Joena – powiedział wolno Namir śledząc wzrokiem uciekającą w podskokach aktorkę.
        - Uhm... Idę opatrzyć ranę Kooranowi, podobno rzucali się kamieniami i rozciął sobie brew. Te dzieciaki i ich pomysły - westchnęła lekarka oddalając się.
        - Więc jak? Mógłbym spleść go na samym środku, albo tu z boku... Na początku trochę ci poprzeszkadzam, ale obiecuję, że nie będzie boleć! - zaśmiał się lisołak, po czym wyjął fajkę z ust wydmuchując dym na bok. Podparł wyraźnie rozluźniony głowę na zgiętym łokciu, a wolną ręką poczochrał dziewczynę po czuprynie.
        - Rudzielcu... - mruknął. - Miło będzie z tobą posiedzieć.


        Spojrzenia kobiet były różne. Te zamężne odwracały wzrok. Te zamężne, ale zaintrygowane mrugały, cała reszta była widocznie onieśmielona. Niby nieco speszona sytuacją, ale ukradkowo spoglądały na Samiela licząc na to, że on ich nie nakryje. Ta ostatnia nie patrzyła zaś na przylegającą do klaty koszulę. Gdy demon usiadł zaraz obok niego pojawiła się roztargniona aktorka, która uderzając książką o ławkę przylepiła się do mężczyzny patrząc na niego z nieokiełznaną ciekawością.
        - Samielu, pozwól mi siebie poznać – rzuciła Fui kierując swoje palce z jego klatki piersiowej nieco niżej... na jego dłoń. Objęła ją oburącz, a następnie przyciągnęła do siebie odwracając stroną dłoniową. Księga leżaca obok i zaraz została otwarta na odpowiedniej stronie. Z wyrysowanymi dłońmi, liniami, strzałkami i wyjaśnieniami.
        - Chcę poćwiczyć czytanie przyszłości i przeszłości z dłoni! - pochwaliła się aktorka.
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Przyglądała się niepewnie Samielowi, ale chociaż nie uśmiechnął się do niej nawet troszkę to wystarczyło jej, że nie był zagniewany. Spojrzenie beznamiętne, jak cały wyraz jego twarzy, ale już nie niezadowolone, a… to już coś, prawda? Uśmiechnęła się lekko, nieco pocieszona, ale po chwili mężczyzna zabrał dłoń z jej ramienia i odwrócił się w stronę innych, podejmując pomocy przy ognisku. Leila westchnęła cicho, ale ruszyła z zabójcą, mając jeszcze chwilę na rozmowę z nim, skoro i tak szli w tym samym kierunku. Przeniosła na niego spojrzenie, gdy zaczął mówić i znów uśmiechnęła się słabo, skinąwszy głową. Mogła się tego domyślić, ale zwyczajnie była wtedy zbyt podekscytowana, by po prostu się zastanowić nad tym co robi. No i tak wyszło. Teraz jednak skinęła głową, korzystając z okazji do rozmowy.
        - Mi nigdy nie wróżono – przyznała, gdy Samiel wyjaśnił jej swoje pobudki. – Byłam zwyczajnie bardzo ciekawa, a też spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Może i nie miałam z tym nigdy do czynienia, ale słyszałam o wróżeniu z ręki na przykład. Albo u... kiedyś na zamku była kobieta, która wróżyła z fusów po herbacie – opowiadała, nieco na szybko zmieniając zdanie, by uniknąć dokładnych odniesień. Samiel wiedział, co jej się przytrafiło, ale zwyczajnie nie chciała teraz o tym mówić, gdy nie było to konieczne. Poza tym mieli zupełnie inny temat. – I to rzeczywiście nie wyglądało poważnie, wiesz, jakieś rozmoknięte zioła na dnie filiżanki. Ale to? To było niesamowite – westchnęła z szerszym uśmiechem, spoglądając na mężczyznę i dodając, zanim zdążyła ugryźć się w język: - Chciałam też dowiedzieć się czegoś więcej o tobie.
        Odwróciła spojrzenie, korzystając z okazji, że zbliżyli się już do placu w centrum wioski. Leila coraz bardziej zainteresowana przyglądała się elfom przygotowującym do przyjęcia. Właściwie z jakiej okazji było to wydarzenie? Jakieś ich święto może? Chyba wypadałoby wiedzieć, zapyta Felipie zaraz.
        - Do zobaczenia – uśmiechnęła się do mężczyzny odprowadzając go wzrokiem. Nie jako jedyna, jak się okazało, gdy za zabójcą powędrowały też zainteresowane spojrzenia mieszkanek wioski. Lisołaczka przestała się uśmiechać, marszcząc lekko brwi, ale wtedy do jej boku dopadła Felipie, zasypując ją potokiem słów i ciągnąc w drugą stronę. Dziewczyna szybko zapomniała o swoich wątpliwościach, dając wciągnąć się w szał przygotowań.

        Leila przyłapywała się na tym, że każda kolejna chwila spędzona w towarzystwie tej kobiety była jeszcze lepsza od poprzedniej, a ona sama zawzięcie w duchu powtarzała, że dawno nie spędziła tak miło czasu. Felipie była głośna, intensywna, wścibska i dość przytulaśna, ale za to nieprawdopodobnie swojska i sprawiała wrażenie, jakby przy niej nie liczyły się żadne problemy tego świata. Oczywiście sama miała ich wiele, chociażby podnosząc raban, gdy zahaczyła materiałem sukni o drewnianą ławkę, ale właśnie te błahostki były urokliwe, gdy dla porównania miało się niedawną jatkę na trakcie, czy niewolę w kartach historii. Ruda więc z uśmiechem i anielską cierpliwością przyjmowała wszystkie uwagi, pytania i szczupłe palce poprawiające jej włosy. Uśmiechała się coraz częściej, aż w końcu śmiała w głos, gdy Fui zaczęła opowiadać coś tak obrazowo, że aż musiała wstać, wyciągając nad siebie ręce i pokazując dokładnie, jak przedstawiała się sytuacja. To co artystka powoli zasiewała w jej duszy i sercu było jeszcze zbyt nikłe, by dziewczyna w ogóle była świadoma postępujących w niej zmian, na tyle jednak podnoszące na duchu i ciepłe, że podświadomie chciała się jakoś odwdzięczyć. A czymże były odpowiedzi na kilka pytań w obliczu wprowadzenia do jej małego świata takiej radości i beztroski?
        - To jak Płomyczku, masz jakiś pomysł na to, cóż to za rozwidlenie dróg życia cię czeka? – zaświergotała niewinnie blondynka, kątem oka spoglądając na lisołaczkę.
        Ta zaś ciągle uśmiechnięta splatała wianki z kwiatów. Chociaż nigdy tego nie robiła, przychodziło jej to wyjątkowo naturalnie i było czystą przyjemnością, a do tego relaksowało gdy do czułego nosa dobiegała woń różnorodnego kwiecia. Nie odpowiadała jeszcze, ponieważ pewne małe spiczaste uszka niemal trzepotały z ciekawości – jedna z dziewczynek im towarzyszyła, od razu zajmując miejsce koło lisołaczki. Leila początkowo ostrożnie zerkała na młodziutką elfkę, ale szybko się z nią oswoiła, pomagając w splataniu trudniejszych elementów jej lalki. W końcu zaś mały twór ochrzczono jej przezwiskiem, a rozbawiona ruda tylko uśmiechnęła się miło i założyła dziewczynce na głowę wianek ze stokrotek, nim ta czmychnęła rumieniąc się wyraźnie. Leila zaś wzięła kolejne kwiaty, tym razem szykując je na girlandę i dopiero wtedy spojrzała na Felipie.
        - Przecież sama dobrze wiesz – mruknęła pobłażliwie i westchnęła. – W tej chwili nie widzę innego wyjaśnienia niż właśnie to, co stanie się w Menaos. Naprawdę nie wiem, Felipie, nie wiem co robić – powiedziała nagle, gubiąc uśmiech z którym nie rozstawała się już tak długo i spoglądając na artystkę. – Wiesz, ja nie wiem czy Samiel będzie chciał, bym mu towarzyszyła w dalszej drodze. Już teraz jestem niejako na doczepkę. Ale z drugiej strony to nie powinno być problemem, bo spotkałam Namira, wiesz, my się przyjaźnimy naprawdę od dziecka, nie mam nikogo bliższego niż on. Ale on ma was, a Samiel swoją profesję i tą kobietę z przeszłości, co ma ją znowu spotkać, a ja… ja naprawdę nie wiem co robić. Nie mam nikogo.
        Leila wyrzuciła z siebie dosłownie potok słów, mówiąc coraz szybciej, a błękitne oczy poszerzały się coraz bardziej, gdy ledwo nadążała za własnymi myślami. Dopiero teraz dotarło do niej, jak wiele strachu i wątpliwości kłębi jej się w głowie, a nie miała nikogo, z kim mogłaby o tym porozmawiać! A teraz, jakby jakaś tama w niej pękła i lisołaczka nie mogła już powstrzymać wylewających się z niej słów, bezradnym spojrzeniem szukając wsparcia u jedynej osoby, która mogła jej pomóc. Nawet Felipie chyba dała się na moment zaskoczyć tą szczerością, ale szybko się pozbierała i natychmiast przytuliła mocno dziewczynę.
        - Ależ Płomyczku, kochanie! – zachłysnęła się Fui tuląc do siebie drobną dziewczynę i głaszcząc delikatnie rude włosy. Zaraz odsunęła się, zaglądając w smutną twarz młódki, głaszcząc ją czule po policzku i łapiąc za ramiona. – Jak to nie masz nikogo, jak masz nas! My ci zginąć nie damy, skarbeńku! A przecież i twój wojownik cię nie zostawi samej, nawet tak nie myśl!
        - Nieprawda – mruknęła cicho Leila, spuszczając wzrok, gdy zaczęło do niej docierać, jak się nad sobą użala. Ale Felipie była taka miła…
        - Prawda, prawda! Ty mi tu nie mów jak jest, bo ja wiem lepiej! Jesteś jeszcze młoda i taka zdolna, cały świat stoi przed tobą otworem, możesz być kim zechcesz! – artystka zacisnęła szczupłe palce na ramionach dziewczyny, a oczy jej rozbłysnęły. – Tak, tak kochana, widziałam te możliwości! Dosłownie! Widziałam je w twoich chmurach! Nieskończone sieci szans, przygód i okazji, tylko czekające byś po nie sięgnęła! A, a! – przerwała jej, widząc, że dziewczyna znów otwiera usta do protestu. – Teraz ja mówię. Pojedziemy do Menaos i tam z pewnością zobaczysz znak! Tak, zawsze są znaki kochana, tylko większość ludzi jest ślepa i nie zauważyliby swojej życiowej szansy, nawet gdyby dostali nią w twarz, ale nie bój się, bo ja będę przy tobie i ci pomogę Płomyczku. Czeka cię cudowne i niesamowite życie, ja to wiem! Ale, jeśli nadal wątpisz w moją mądrość życiową, a nie powinnaś oczywiście kwiatuszku, to umówmy się, że dopóki tej twojej szansy nie znajdziemy, to będziesz podróżować z nami, dobrze? A gdy nadejdzie czas wyboru poradzisz sobie, a do tej pory nie martw się niczym i wypatruj swojej szansy, w porządku?
        Leila w końcu potulnie skinęła głową, a na usta zaczął nieśmiało wracać uśmiech, gdy Felipie prowokowała go własnym, szczerząc się figlarnie do swojej towarzyszki. W końcu przytuliła znów mocno dziewczynę i poprawiła jej włosy i kołnierzyk koszuli.
        - No ale już dobrze, proszę mi się tu nie smucić, bo z tego złe wibracje idą w świat, proszę uśmiech. Co to za grymas, uśmiechnij się dziewczyno porządnie, bo ci pomogę. O, zaraz lepiej. A teraz pleciemy girlandy. Powiedz, chciałabyś mieć takie w ogrodzie na swoim ślubie? Och, za szybko? No dobrze, dobrze, nie rób mi takich oczu wielkich, bo ci wypadną.
        W końcu wrócił beztroski nastrój, a Leila i Felipie chichotały jak nastolatki, które właśnie coś przeskrobały, gdy na stole pojawiła się znajoma dłoń. Szepty szybko ucichły, a lisołaczka podniosła rozbawione spojrzenie na właściciela tej mocno obrośniętej ręki. Zaczepne pytanie Fui zadane niewinnym tonem wywołało kolejny wybuch wesołości rudej, która kryła się za czerwonym kwiatem maku, starając się nie parsknąć w głos, gdy słyszała wymianę zdań lisołaka i artystki. Zaraz jednak Namir zdradził prawdziwą przyczynę swojego przybycia i podczas gdy Felipie piszczała z radości, Leila wpatrywała się w paciorek wielkimi oczami.
        - No co ty, Namir, nie mogę… - zaczęła, ale chyba było to do przewidzenia, bo mężczyzna zaraz ją uciszył, obejmując plecy zmiennokształtnej i kontynuując. Nawet się znów uśmiechnęła, słysząc ten pewny siebie ton, którego już dawno nie prezentował, aż nagle nie spojrzała na niego zaskoczona.
        - Dreda? – zdziwiła się, zerkając od razu na jego fryzurę i sięgając do niej dłonią. – To te kołtuny się tak nazywają, tak? – uśmiechnęła się nieco złośliwie i zabrała rękę, splatając dłonie na podołku. W międzyczasie odprowadziła wzrokiem Felipie i Joenę, machając im na pożegnanie, ale Namir zaraz znów ściągnął na siebie jej uwagę, przeczesując palcami rude włosy.
        - Sama nie wiem – wahała się jeszcze, przyglądając przyjacielowi, ale wydawał się w takim dobrym humorze, jak dawno go nie widziała, więc gdy poczochrał ją po głowie fuknęła jeszcze, wciąż jednak ze śmiechem i spojrzała na niego łagodniej. – No dobra, ale jednego! – zastrzegła z rozbawieniem unosząc palec w góry dla podkreślenia zastrzeżenia. – I nie podpal mi włosów tą fajką – mruknęła, rozganiając dym kwiatkiem, który trzymała wciąż w dłoni, a po chwili wahania przychyliła się jeszcze w stronę lisiej głowy, spoczywającej spokojnie na złożonym ramieniu, i cmoknęła Namira w policzek.
        - Dziękuję za paciorek. Oddam ci go, jak tylko uda nam się ściągnąć z ciebie ten czar – obiecała z absolutną pewnością, nawet przez chwilę nie wątpiąc, że uda im się tego dokonać. A do tego czasu spróbuje znaleźć sobie jakiś własny koralik i znów będą mogli razem biegać!
Zablokowany

Wróć do „Wodospad Snów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości