Szczyty Fellarionu[Kilka mil od miasta] Nietypowa zwierzyna, nietypowi myśliwi

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

[Kilka mil od miasta] Nietypowa zwierzyna, nietypowi myśliwi

Post autor: Ognaruks »

Niewielu kupców jest na tyle odważnych, by zapuszczać się na północ od Szczytów Fellarionu, do krain, gdzie nie uraczy się obsypanego kwieciem krzewu czy uginających się od owoców gałęzi. By zawitać do królestwa rządzonego przez odwieczne prawa natury, zakrzepnięte w szarpanej mrozem ziemi. A ci, którzy się podejmą tej wyprawy, nie mogą oczekiwać gwaru targowisk czy ciepłej gospody. Nie spotka się tu jednak również konkurencji. Dlatego też wóz kupca Grimmiela, wóz który swoje już przeżył, wiózł swój ostatni ładunek na południe, w kierunku Rododendronii. A załadowany był towarem, którego nie uraczy się w Alaranii. A dla wielu jej mieszkańców byłby on cennym nabytkiem.
        Kupiec gaworzył radośnie z najemnikiem, na którego najem było go uprzednio stać, a który teraz jechał obok wozu, podobnie jak jego pracodawca rozluźniając się dzięki poczuciu zbliżającej się cywilizacji. Niezbyt lubił mróz, także podróż na północ nie należała dla niego do najprzyjemniejszych, dlatego też czuł teraz nadzwyczajną ulgę, w dodatku jego myśli wędrowały wokół obiecanej sumy, do której, jak podejrzewał, kupiec dołoży niezłą premię. Poszło im wyjątkowo sprawnie.
        Nagle jednak tuż przed nosem najemnika pojawił się grot włóczni. Jego koń zatrzymał się i zarżał, przestraszony, podobnie ten ciągnący wóz. Kupiec rozejrzał się i dostrzegł, że otacza ich siedem sylwetek, siedmiu ludzi, którzy pojawili się znikąd. Dwóch z nich dzierżyło w dłoniach włócznie, trzech topory, zaś pozostała dwójka uzbrojona była odpowiednio w bardysz i miecz. Wszyscy mieli na sobie skórzane stroje oraz dziwne, srebrne bransolety z niebieskim klejnotem na niej. Wszyscy, oprócz uzbrojonego w miecz. Jego strój wyróżniał się czarną barwą, a na szyi wisiał naszyjnik z błękitnym kryształem, choć większym, niż jego towarzyszy.
- Ani ruchu, to jest napad – oświadczył nieco zadziornie bandyta z naszyjnikiem. Kupiec i najemnik znieruchomieli. - Ładny koń. Schodź z niego, Lirr, zaopiekuj się nim.
        Najemnik zeskoczył na ziemię, ale wtedy włócznik wbił grot w jego udo, przez co mężczyzna z jękiem opadł na ziemię. Kupiec krzyknął ze strachu, a bandyci się rozrechotali.
- Zapomniałem, jak bardzo lubisz zabawę, Agor – powiedział przywódca, po czym zerknął na towar. - Oho, niezły łup nam się trafił. Ty, kupczyna, złaź na ziemię.
- P-proszę was, ja mam rodzinę...
        Jeden z bandytów chwycił go za stopę i ściągnął na ziemię.
- Słucha się! - Warknął bandyta z toporem, po czym posłał mu kopniak w brzuch. Grimmiel skulił się z bólu.
        Ognaruks pojawił pomiędzy drzewami na pobliskim wzniesieniu z Lirą umieszczoną na plecach, zabezpieczoną specjalnym pasem. Obserwował wydarzenie, cierpliwie czekając, aż bandyci skończą z bezbronnymi mężczyznami i wyruszą w drogę powrotną. Naszyjnik niewidzialności był kuszącym łupem, ale za tą bandą kryło się coś więcej. Normalni bandyci nie wpadliby, aby rozłupać go na kawałki, a nawet jeśli, to nie wiedzieliby, jak zrobić z nich użytek. Smok polował na nich od jakiegoś czasu, teraz w końcu ujrzał zwierzynę. Wystarczyło poczekać, aż zaprowadzi go do swojego leża.
        Tymczasem krzyki kupca, kopanego już przez trzech bandytów, niosły się daleko po lesie. Kolejnych dwóch zabawiało się z najemnikiem, rozbroiwszy go wcześniej. Pozostali przeglądali towar na wozie w poszukiwaniu szczególnych fantów.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Bjornolf schylił się nad wygasłym ogniskiem. Obozowało tu sześć albo siedem osób. Mieli broń. Wilkołak zaciągnął się zimnym, górskim powietrzem. Sami mężczyźni. Być może byli przypadkowymi wędrowcami, nie zamierzał jednak tego sprawdzać. Ludzie w tej okolicy nie reagowali na niego zbyt dobrze. Tak jakby miał pożreć im wszystkie owce. Co za nonsens! Podniósł się i ruszył stromym zboczem, zamierzając ominąć mężczyzn. Nie kryli się specjalnie ze swoją obecnością - w śniegu wyraźnie odciśnięte były ich ślady.
        Wspinał się po stromych kamieniach, kiedy nagle powietrze rozdarł męski krzyk. Echo jego rozpaczy rozchodziło się powoli po górach. Nord wbił wzrok w tajgę w dole. Między drzewami dojrzał jakieś zbiorowisko, ciężko mu jednak było stwierdzić coś konkretniejszego z tej odległości.
Wzruszył ramionami i ponowił wspinaczkę. Nie przybył tu by ratować tubylców.
- No i co, zostawisz to tak? - zakrakał Spalle, unosząc się na wysokość jego głowy.
- Spadaj - mężczyzna ruchem dłoni odgonił ptaszysko - Niech załatwiają swoje sprawy sami. Ja mam inne zadanie.
- Daj spokój! Tamten mężczyzna cierpiał! Pewnie potrzebuje pomocy! No nie bądź nieczułym wszarzem!
Wilkołak kłapnął paszczą (jako że ręce miał zajęte), ale ptak zwinnie uskoczył poza zasięg jego zębów.
- Jesteś mistrzem grania na nerwach, wiesz? - burknął Bjornolf, ponownie patrząc w dół - Nie dziwię się, że szaman oddał cię przy pierwszej okazji.
Kolejny wrzask rozdarł spokojną, górską ciszę. Wilk zastrzygł uszami i wbił spojrzenie w czubki drzew, analizując ruch znajdujących się między nimi postaci.
- To znaczy, że zawracamy? - ucieszył się kruk. Nord westchnął ciężko i potężnym susem wylądował kilka sążni niżej.
- Pospiesz się! Nie wiadomo co się tam dzieje!
- Jak jesteś taki ciekaw to leć na zwiady - powiedział wojownik, szykując się do kolejnego skoku. Ptak ochoczo zanurkował w dół, a jego towarzysz odetchnął z ulgą. Ta podróż to prawdziwa szkoła cierpliwości…

        Na lekko pagórkowatym terenie drzewa i krzewy stanowiły doskonałą osłonę. Wilkołak przemykał między nimi bezszelestnie, nie tracąc celu z oczu. Spalle przysiadł na drzewie nad traktem, podskakując niespokojnie i co chwila spoglądając za siebie. Już dawno skoczyłby do oczu grupie rabusiów katujących kupca, gdyby nie bał się aż tak bardzo o swoje wyleniałe pióra. Bjornolf skinął mu głową, na znak, że za chwilę będzie gotowy.
        Banici byli tak zajęci biciem i kopaniem dwóch, bezbronnych mężczyzn, że nawet nie usłyszeli trzasku gałązki pękającej pod nogą rozpędzonego wilka. Drapieżnik odbił się od ziemi i wylądował dokładnie pośrodku grupy, zwalając z nóg pierwszego z mężczyzn. Wbił się w kłami w jego gardło i rozszarpał je jednym, szybkim ruchem. Nie zamierzał się z nimi bawić. Wiedział, że ludzie bywają tak samo niebezpieczni jak dzikie zwierzęta, a nawet bardziej. Ci, nie dość, że uzbrojeni, byli sadystami. Nie musiał się zastanawiać.
        W pierwszym momencie bandyci zamarli zszokowani. Jeden z nich wrzasnął w przestrachu, wypuszczając z rąk kuszę. Jeszcze nigdy nie widzieli wilkołaka? Doskonale.
Bjornolf zmrużył żółte ślepia i rzucił się na następną ofiarę. Ten, nieco bardziej rozgarnięty niż pozostali, wyciągnął przed siebie w drżących rękach miecz i zamachnął się nim z dużą siłą. Dużą jak na człowieka. Wilk bez problemu odbił uderzenie, wytrącając mu broń z ręki. Przeorał pazurami jego brzuch i sprawnym ruchem skręcił mu kark.
Odwrócił się do pozostałej piątki, jednocześnie rejestrując stan dwóch kupców. A raczej kupca i towarzyszącego mu najemnika. Obaj dyszeli ciężko na ziemi, co najdobitniej świadczyło o tym, że nie są jeszcze martwi. Dobrze.
Przestępcy ustawili się w zbitą formację, najwyraźniej przeświadczeni, że w grupie mają większe szanse. Nie mieli.
Bjornolf wyprostował się, ukazując im w pełni swoją ludzko-zwierzęcą sylwetkę. Warknął na postrach i odczepił od pasa topór. Jego zdobione ostrze zalśniło złowrogo w przebijającym się przez gałęzie świetle dnia. Dwa miecze, dwa łuki, jedna włócznia. Będzie zabawa.
        To właśnie ten moment wybrał Spalle, by bohatersko wkroczyć do akcji. Ze skrzekiem wylądował na głowie jednego z łuczników, próbując wydziobać mu oczy. To wystarczyło, by rozproszyć przeciwników. Wilkołak zamachnął się i ciął toporem pierwszego z nich. Drugi ustawił się za jego plecami i zaczął wywijać bronią. Udało mu się zawadzić o ramię mężczyzny, z którego trysnęła krew. Rana na szczęście nie była głęboka, a ból tylko wzmocnił szał zmiennokształtnego. Potężnym cięciem odrąbał banicie głowę. Jego ciałem wstrząsnęły drgawki, po czym opadło ciężko na ziemię i znieruchomiało.
        Na ten widok dwóch rzezimieszków wypuściło z rąk broń i rzuciło się do ucieczki. W porę zrozumieli, że nie mają najmniejszych szans. Pozbawiony oczu łucznik darł się wniebogłosy, próbując znaleźć swoich kompanów. Bjornolf podszedł do niego i bez zbędnych ceregieli rozwalił mu głowę toporem.
Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien popędzić za pozostałymi i ich dobić. Wilcza część jego duszy miała na to olbrzymią ochotę - polowanie w lesie zawsze było przyjemne. Jednak nie po to się tu zjawił. Otarł z pyska krew i pochylił się nad zakrwawionym kupcem.
- Zostaw mnie potworze! - zawołał ten słabo, zasłaniając się rękami.
- Zamilcz głupcze. Przyszedłem ci pomóc - burknął nord, opatrując jego rany. Z najemnikiem sprawa wyglądała poważniej. Rana w nodze krwawiła mocno, najwyraźniej trafili tętnicę udową. Cud, że jeszcze żyje. Zacisnął mocno skórzany pasek, którym musieli bić mężczyznę, tworząc prowizoryczną opaskę uciskową. Z łatwością podniósł go i posadził na wozie. Kupiec był w stanie ustać już o własnych siłach i lekko się chwiejąc, opierał się o bok niespokojnego konia. Zwierzę, mądrzejsze niż jego właściciele, doskonale wyczuwało drapieżnika i rżało przerażone. Na szczęście było na tyle zdyscyplinowane, żeby nie uciekać.
Spalle przysiadł na ramieniu wilkołaka, z zadowoleniem czyszcząc piórka
- No, na coś się w końcu przydałeś - mruknął do niego nord. Ptak zaskrzeczał, wyraźnie zadowolony z siebie.
- Jak możemy ci się odwdzięczyć panie? - spytał blady sprzedawca, ocierając pot z czoła.
- Niczego od was nie chcę - odpowiedział Bjornolf, odwracając się do niego plecami. W tym momencie usłyszał szelest krzewów na skraju drogi. Był tak skupiony na zabijaniu, że nie zauważył tego, kto stał pomiędzy drzewami, obserwując całe zajście. Teraz jego zmysły zabiły na alarm. Mięśnie napięły się, a sierść zjeżyła. Bardziej wyczuwał niż widział fakt, że ma przed sobą innego drapieżnika.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

        Ognaruks w milczeniu przyglądał się widowisku. O ile widok tortur potrafił mu sprawić przyjemność, to jednak to, co miał przed oczami... W nijaki sposób nie mogło zadowolić jego rozszarpywanego bólem serca. Było w tym zbyt wiele nędznych, ludzkich słabości. Jedyną rzeczą wartą przyjrzenia się był najemnik. W nim tkwiła prawdziwa siła. Pomimo okoliczności. Smok pomyślał, że gdyby nie los, mężczyzna miałby przed sobą długie życie z takim zacięciem i wytrwałością. Widział to w jego bólu. Tak, na bólu jako jedynym się znał. Jednak nie potrafił poczuć współczucia. Los nie był sprawiedliwy. Nieważne, jak potężnym by był, każdy, kto stawał na jego drodze, zostawał zniszczony. A najemnik stanął na drodze ludzi, którzy mieli mu ją pokazać. Czyż to nie jest najczystszy chaos? Jak wiekowe drzewo, uginające się pod smoczymi płomieniami.
        Wtedy jednak stało się coś, czego smok nie potrafił przewidzieć. Chaos odezwał się po raz kolejny swą kpiarską pieśnią, tym razem uderzając nią w kogoś, kto nazbyt dobrze ją znał. Najpierw Ognaruks usłyszał szelest krzewów i trzaski gałęzi, całą gamę odgłosów lasu, które zwiastowały rozpędzone zwierzę. Następnie poczuł zapach. Wilczy zapach. Ale nie do końca. Chaos rozbrzmiał wysokim akordem, gdy na drogę wypadł wilkołak, po czym rzucił się prosto w grupę niczego niespodziewających się bandytów. Oczy smoka zapłonęły.
        Teraz rozpoczęła się piękna symfonia śmierci. Smok nachylił się i obserwował walkę. Nowo przybyły doskonale znał swój instrument. Pierwszy, ociekający prymitywnym szaleństwem akord padł, zanim jeszcze rozległa się muzyka. A ta zaczęła grać dopiero po chwili, żałosną, dysharmonizowaną melodią. Ognaruks rozkoszował się brzmieniem kolejnych, pojedynczych i pozostawiających przerażającą pustkę dźwięków, które wydawał wilkołak. Jego muzyka dominowała inne instrumenty, grając w takt rzezi. I jeszcze jeden instrument. Niewielkiego kruka. Nie tak potężny, ale wprowadzający jeszcze więcej chaosu w dźwięki bandytów. Ci po kolei gaśli w ciszy. Aż w końcu pozostał jedynie dźwięk wilkołaka, powoli cichnący.
        W tym momencie smok ocknął się z tego transu. Uśmiechnął się, czując zarówno euforię, jak i wściekłość. Piękno niespodziewanego spektaklu zderzało się z trudnością, którą wywoływał. Ognaruks przechylił głowę i przypatrzył się pobojowisku. Doceniał zapach krwi unoszący się w powietrzu, zawsze go uwielbiał. Jednak rozkoszując się widokiem, nie zauważył, że wilkołak spogląda prosto na niego, w dodatku wyglądając tak, jak żaden wilk jeszcze nie ośmielił się w obecności smoka.
- Piękna robota. - Smok przeniósł się kila metrów obok wilkołaka, po czym przyklęknął nad jednym z ciał, tak, aby przodem być obróconym w stronę wirtuoza śmierci. - Wyssałeś walkę z mlekiem matki?
        Smok, będąc gotowym do teleportacji w razie jakiekolwiek chęci ataku ze strony wilkołaka. Nie chciał z nim walczyć. Taki instrument nie powinien zostać roztrzaskany z tak błahego powodu. Oprócz tego... mógł mu się jeszcze przydać. Ściągnął bransoletę z nadgarstka jednego z bandytów i przyjrzał jej się dokładniej.
- „Dwójka”, może „trójka” – ocenił. Niezbyt cenna rzecz. Prychnął, po czym wyprostował się i spojrzał na wilkołaka. - Winszuję rzezi, pewnie jesteś teraz bohaterem, ale widzisz, jest problem. - Smok rozejrzał się po pobojowisku. - Tych ludzi jest więcej. Mają więcej takich świecidełek. - Rzucił bransoletę wilkołakowi, by mógł się jej dobrze przyjrzeć, jednocześnie zauważył, że zrobił się straszliwie wygadany. Widocznie przedstawienie wprawiło go w dobry humor. Przeniósł się tak, aby siedzieć na wozie, na miejscu woźnicy. - Odgryzłeś rękę komuś, kto ma ich wiele. Jak myślisz, co zrobi z tym faktem?
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Nieznajomy nie był raczej wrogo nastawiony. Podszedł do niego tak, jakby kontemplował jego dzieło i klęknął przy jednym z trupów. Ewidentnie nie przeszkadzał mu widok krwi.
        Z pozoru wyglądał jak zwykły człowiek - niewysoki, o czarnych włosach i krótkim zaroście, jaki zwykli nosić tutejsi myśliwi. Jego twarz przecinała długa blizna, której nie starał się zasmakować. Wilkołak doceniał tych, którzy noszą ślady swoich bitew z dumą. Jednak coś w podstawie przybysza i jego spojrzeniu mówiło Bjornolfowi, że to nie zwykły śmiertelnik. Miał przed sobą istotę dużo potężniejszą. A swój zawsze pozna swego.
        Skinął głową w podziękowaniu za słowa uznania. Nigdy nie zastanawiał się nad pięknem śmierci. Zabijał intruzów, wrogów i zwierzynę. Polowanie płynęło w jego żyłach od tak dawna, że przestał je oceniać ludzkimi zmysłami. Dlatego nie uznał za stosowne odpowiadać na pytanie o swoje umiejętności. Nie zamierzał nawiązywać z obcym dłuższej znajomości.
Przez chwilę patrzył jak Spalle pożywia się jednym z nieboszczyków (cóż, przynajmniej miał pewność, że jest świeży), a później przeniósł wzrok na nieznajomego. Ściągnął on akurat bransoletę z nadgarstka jednego z rzezimieszków i ruszył po następną. Łowca skarbów?
- „Dwójka”, może „trójka” - zawyrokował, niezbyt zadowolony. Pewnie oceniał znalezisko. Wilka nie interesowały świecidełka. Obserwował mężczyznę uważnie, chcąc się upewnić czy dla większego łupu nie zamierza dobić zaraz kupca i jego kompana. To by ich postawiło w dosyć… niezręcznej sytuacji. Ten jednak rzucił mu błyskotkę z niebieskim kamieniem i zaczął opowiadać o ludziach, którzy ich używali. Jednocześnie usadowił się na koźle, ignorując mężczyzn, którzy przycupnęli z tyłu.
- Odgryzłeś rękę komuś, kto ma ich wiele. Jak myślisz, co zrobi z tym faktem?
- Nie interesują mnie ci przestępcy - odpowiedział, odrzucając bransoletę - To tylko ludzie. Ale ci dwaj - wskazał na namiestnika i kupca, którzy siedzieli cicho jak myszy pod miotłą - Zależy mi żeby zabrać ich do najbliżej wsi. Szkoda by było dać im teraz umrzeć.
Gdyby spotkał tę dwójkę dogorywającą w lesie, najprawdopodobniej litościwe by ich dobił, zgodnie z prawami natury. Słaby umiera, silny żyje dalej. A jednak podjął się ich obrony, więc niehonorowym byłoby ich teraz zostawić.
        Wilkołak patrzył przez chwilę na czarny miecz przytroczony do pasa wojownika i dziwny instrument na jego plecach. Niepokojące przedmioty wyglądały jakby miały w sobie jakąś magię. Co prawda nord znał się na magii jak nie przymierzając - Spalle na poezji (a czasem zdarzało mu się raczyć nieszczęsnego towarzysza swoimi przyśpiewkami), ale w tym jednym akurat się nie pomylił. W połączeniu z wyraźnym zainteresowaniem bransoletami, jakie wykazywał czarnowłosy (inne fanty po prostu ignorował), nasunęło mu to jeden wniosek.
- Szukasz artefaktów? - zapytał wprost. Kruk zaintrygowany uniósł głowę i usadowił się na wozie, żeby wszystko lepiej słyszeć.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruks spojrzał na ofiary ludzkiej chciwości, a może takowej natury, w które tchnięto odrobinę magii w postaci niepozornych świecidełek. Kupiec, popierający się o niespokojną kobyłę, spoglądał na niego z obawą i przerażeniem, a jego twarz sugerowała, że lada chwila może zwymitować. Jednak widocznie spotkał się już z mrocznymi stronami Alaranii, gdyż udawało mu się powstrzymać mdłości. Natomiast najemnik... ten spoglądał na Ognaruksa wzrokiem tak żelaznym, jak potrafi śmiertelnie ranny człowiek. Ale wilkołakowi okazywał wdzięczność w spojrzeniu, na tyle, na ile pozwalał mu jego stan.
- Nie przejmowałbym się tak ich losem - stwierdził smok, niemal czując, jak wzrok najemnika przeszywa go niczym sztylet, który zabrali mu bandyci. - Najbliższe jest miasto. Dotrą tam szybko. Po drodze nic nie powinno im zagrozić. Te larwy - Ognaruks spojrzał na leżące wokół ciała - pozwalały sobie na grasowanie tutaj tylko dzięki tym kryształom. Droga jest bezpieczna.
- Bezpieczna?! - Najemników w końcu nie wytrzymał i wybuchł gniewem, ale po chwili tego pożałował, skrzywił się z bólu.
-Jeszcze trochę i znajdziecie się pod ochroną Rododendronii. Dzielni rycerze z pewnością przyjdą wam z pomocą. Choć ta noga... Szkoda, że tak mało mają tam magów. Może dałoby się odratować.
        Jeżeli miałby wciąż liczyć na pomoc wilkołaka, oznaczałoby to niezbyt przyjemną wizję udania się do Rododendronii. Miasta nie były środowiskiem, w którym smok czuł się najlepiej. Zbyt wielu ludzi przekonanych o swej wyższości nad innym człowiekiem i zbyt wielu takich, którzy na wzór robactwa pełzali po brukowanych ulicach w nadziei na okruchy że stołu Wielkich, jednocześnie unikających ich wzroku niczym driada ognia. A Rododendronia była szczególnym przypadkiem. Stosunek królestwa do magii nieraz był dla niego żrodłem wielu problemów. Zwłaszcza teraz, gdy ustrojony artefaktami niczym choinka, niemal wręcz emanował magią.
        Podniósł brwi, słysząc pytanie. Jednocześnie zerknął ma ptaka, o którego istnieniu na chwilę zapomniał. Zwierzę wparywało się w niego wyjątkowo ciekawskim i nieco inteligentnym wzrokiem. Ognaruks nabrał ochoty podpalenia mu kilku z tych piórek. Ale był w dobrym humorze, więc stwierdził, że nie ma co dręczyć biednego stworzenia. Przeniósł wzrok z powrotem na swojego rozmówcę.
- Nie szukam, a znajduję - odpowiedział, mając chęć dodać kilka słów, ale się wstrzymał. Zdradzałyby zbyt wiele na jego temat. - Czego zaś szuka w tych rejonach samotny wilkołak? - Zdecydował się samemu spytać. - Szuka bezbronnych do uratowania? Liczy, że trafi się jakaś gładka panienka, która będzie w stanie przebić wyrokiem przez wliczą skórę i dojrzeć wnętrze?
- Jest o wiele lepszy od ciebie- warknął najemnik. - Ty nic nie zrobiłeś.
- Trudno być gorszym ode mnie - odpowiedział lekceważąco smok.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Bjornolf zastanawiał się, czy chce wyjawić nieznajomemu powód swojej wędrówki. Słowa “Nie szukam, a znajduję” obudziły w nim nadzieję. Wiedział jednak, że pomoc mężczyzny na pewno nie będzie bezinteresowna. Cena mogła być wysoka.
        Spalle uskoczył do tyłu pod przeszywającym wzrokiem czarnowłosego. Wydawał się przestraszony i zaintrygowany jednocześnie. Ptaszysko zazwyczaj nie ufało obcym, a do większości istot żywych (włączając w to samego wilkołaka) odnosiło się ze złośliwym lekceważeniem. Tym razem jednak milczało jak zaklęte, a wyraz jego dzioba dobitnie świadczył o tym, że nie czuje się komfortowo w nowym towarzystwie. Cóż, jego animozje będą musiały wylądować na dalszym planie.
- Szukam pewnej bransolety. Nie przypadkowej - dodał szybko nord, zerkając na przedmiot ozdobiony niebieskim kamieniem - Jest własnością mojego plemienia. Została skradziona przez demona zwanego Cieniem. Jego trop zaprowadził mnie aż tutaj. Widziano go w ruinach okolicznego klasztoru parę tygodni temu... Myślę, że moglibyśmy sobie pomóc - dodał po chwili wahania. Oczywistym było, że mężczyzna pożąda wszystkich elementów biżuterii z niebieskim okiem, zebranych razem. Może chodziło o sam kamień? A może połączone miały specjalne właściwości?
        Zanim jednak przeszedł do dalszych negocjacji, upewnił się, że kupiec jest w stanie prowadzić wóz samodzielnie i wie jak dotrzeć do Rododendronii. Wilk nie znał okolicy zbyt dobrze, jednak ze słów najemnika wynikało, że do głównego traktu, pilnowanego przez miejską straż zostało im dosłownie pół godziny drogi. Podejrzewał, że rabusie, gdziekolwiek uciekli, liżą teraz rany i roztrząsają swoje szczęście.
Skinął dwóm mężczyznom głową na pożegnanie, kiedy oddalali się między drzewami. Jemu również nie było na rękę zapuszczać się do miasta.
- Nazywam się Bjornolf - powiedział na znak dobrej woli. Gdyby nie wiązał nadziei z tym mężczyzną, dawno odwróciłby się i zniknął między drzewami. Coś z tyłu głowy szeptało mu jednak, że jeśli los stawia ci na drodze poszukiwacza artefaktów, nawet tak dziwnego jak ten, powinno się skorzystać z takiej okazji. Wilkołak nie zamierzał jednak tracić czujności. Było w czarnowłosym coś, co bardzo go niepokoiło. Może chaotyczne zachowanie, może pogarda z jaką odnosił się do ludzkiego życia. Wiedział, że musi na niego uważać.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruks wpatrywał się w wilkołaka, gdy ten zaczął mówić, nareszcie coś o sobie. Dlatego też nie umknęło mu zerknięcie na bransoletę, gdy wymawiał słowa „nie przypadkowej”. Uniósł brwi, gdy zrozumiał, o co chodzi zmiennokształtnemu. Skradziony artefakt... brzmiało to dla niego zaskakująco znajomo. I sprawiało, że doskonale rozumiał motywację wilkołaka. No, może nie do końca... wątpił, aby ten przeszedł przez to samo, co on. No i wyglądał na młodego, a przynajmniej niestarego. A nawet gdyby taki był, to i tak nie miałby kiedy przeżyć to samo, co smok.
        Jednakże fragment o Cieniu sprawił, że zmarszczył brwi. Cień brzmiało jako imię dosyć... oczywiste dla każdego demona. Sam smok mógłby śmiało zechcieć nazwać siebie Cieniem, wszak gdy leciał po niebie, niemały skraj świata tonął w ciemnościach. Jeśli miał być szczerzy, to zdarzało mu się spotykać i inne istoty pod takim imieniem, pragnące przybrać pozory tajemniczości czy dyskrecji. Mało poważnie traktował więc to imię. Choć przyszła mu do głowy myśl, że może chodzi o dokładnie coś takiego. Czyż najjaśniej nie jest wszak pod pochodnią? Tak czy owak, postać demona zastanowiła go. Nie przepadał za nimi. Pomimo, iż sam jednym był. A może właśnie dlatego?
        Podczas gdy wilkołak zajął się odprawą kupca i jego towarzysza, Ognaruks zeskoczył z kozła i zaczął podchodzić do kolejnych ciał, wydłubując palcami klejnoty z bransolet. Nie miał zamiaru pozostawiać mocy czynienia niewidzialnym leżącą na trakcie. Ciałami się nie przejmował. W końcu w jego ręce wpadł naszyjnik przywódcy bandy. Smok zaczął wkładać w puste segmenty klejnoty, utwierdzając je w miejscu dzięki mocy ognia. W końcu artefakt był prawie kompletny. Brakowało kilku klejnotów. W tym jednego, który był w łapskach wilkołaka.
        Skończył w porę, aby ujrzeć wilkołaka żegnającego podróżnych, a także poznać jego imię.
- Ognaruks – odpowiedział, po czym przekrzywił głowę, spoglądając prosto w jego oczy. - Znajdę dla ciebie tego Cienia, chociażbym w pogoni miał zawędrować do samej Otchłani. Nie obawiaj się. Jestem dobrym myśliwym. Ale najpierw ty musisz coś zrobić dla mnie. Odetniemy głowę temu, komu odgryzłeś dłoń. Jeśli się pośpieszymy, zdążymy przed zmierzchem. - Ognaruks kojarzył gospodę, którą widział daleko w dole, gdy śmigał po podniebnych prądach tak wysokich, że dla ludzi zdawał się być jedynie zgubionym ptakiem. Dobrze byłoby móc tam się zatrzymać.
        Nie czekając na odpowiedź wilkołaka, smok odwrócił się, po czym ruszył wzdłuż śladów, pozostawionych przez czmychających przed śmiercią bandytów. Biegli szybko, a ich buty zostawiały głębokie ślady. Niewątpliwie uciekali do obozu. Zamiast euforii, zaprowadzi go tam przerażenie. Mogło być i tak. Tymczasem ślady szybko skręciły do lasu, wijąc się pomiędzy drzewami niczym wąż, czmychający przed nurkującym sokołem, wijącym się z pozoru bez ładu i składu, jednak mający w swoich ruchach pewną wypracowaną życiem precyzję oraz surowe piękno.
- Powiesz mi coś więcej o tej bransolecie? - spytał Ognaruks, chcąc wycenić siłę artefaktu i zagrożenie, jakie demon będzie stanowił z nim w swoich łapskach. W sumie... warto by się najpewniej dowiedzieć także czegoś o nim samym. - Albo o tym całym Cieniu? Im więcej mi powiesz, tym szybciej mi to zajmie.
        Jednocześnie układał w myślach plan poradzenia sobie z obozem bandytów. Ułożył kilka planów, które miał zamiar wyłożyć wilkołakowi, gdy tylko odnajdą obóz. Chciał wcześniej skonfrontować je z tym, co zastanie. Jeden z nich związany był z medalionem, który trzymał w dłoni i bransoletą niesioną wciąż przez wilkołaka. Chciał załatwić to jak najszybciej. Miał dość zabawy w kotka i myszkę.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Słowa Ognaruksa zaskoczyły wilka. Był bardzo pewny siebie. Powiedział, że znajdzie złodzieja nawet w odmętach Otchłani. Nord podejrzewał, że Otchłań jest alarańskim odpowiednikiem Skyrie - miejsca do którego trafiały dusze tych, którzy wzgardzili opieką bogini księżyca. Zapewne właśnie stamtąd pochodził demon.
        Bjornolfa zastanawiało jedno. Czy pewność łowcy pochodziła z wiary we własne umiejętności czy może była skutkiem czegoś innego? Szaman co prawda nie zakazywał mu bratania się z demonami, jednak w prostym umyśle wzbudziło to pewne obawy. Czy można ufać komuś kto pochodzi ze Skyrie? Koniec końców Ognaruks wylądował jednak w Alaranii i był gotowy mu pomóc. Propozycja była prosta i brzmiała uczciwie. Żadnych paktów, żadnych ukrytych warunków. Znajdą rabusiów, odzyskają kamienie, a później wspólnie wytropią Cienia.
        Żadna z przewalających się w głowie myśli nie odmalowała się jednak na wilczym pysku, kiedy ze spokojną uwagą ruszył za towarzyszem, wypatrując kolejnych śladów.
- Bransoleta nazywa się Kruut i była w moim plemieniu od pokoleń. Naznaczonemu daje możliwość kontrolowania swojej postaci. Demon który ją ukradł uwięził mnie w ciele hybrydy. Co dziwne, nie wyczułem jego obecności w noc kiedy to się stało. Nikt nie zakłóca spokoju mojej wioski niezauważony. A jednak temu cudzoziemcowi się to udało.
        Odgarnął krzaki i zanurkował pod gałęziami, które zwisały na wysokości jego głowy. Wchodzili w coraz gęstszy las. Ptaki odzywały się coraz rzadziej, a mrok gęstniał, zatykając wszystkie szczeliny. To nie był przychylny bór. Wilkołak wyczuwał w nim złość pradawnych bóstw i dziesiątki oczu, które obserwowały ich uważnie. Nic jednak nie odważyło się zaatakować dwóch drapieżników przemykających cicho między drzewami.
- Nie wiem jakie znaczenie miałaby dla kogoś, kto nie jest pod wpływem daru lykantropii. Może zwyczajnie chciał ją sprzedać? - zastanawiał się wilk półgłosem. Ślady stały się bardziej uporządkowane, tak jakby banici opanowali strach i przestali uciekać w panice. Ujrzał nawet rozstawione wnyki, porzucone na wypadek gdyby postanowił ich ścigać. Czy naprawdę sądzili, że ktoś taki jak on wpadnie w ich zwyczajne sidła?
- Co do samego demona to niewiele wiem. Szaman w swojej wizji dojrzał jedynie jego imię, ciemną skórę i kierunek w którym wyruszył. Nie ma jednak znaczenia kim jest - powiedział nord z ponurą determinacją - Zabiję go i odbiorę mu swoją własność.
        Do śladów bandytów dołączyły kolejne, nadchodzące z prawej strony lasu. Jak można się było spodziewać, w szajce było ich więcej. Wszyscy jednak kierowali się w tym samym kierunku. Najpewniej do obozowiska albo okolicznej kryjówki. Bjornolf już wiele razy miał do czynienia z tego typu grupami. Ścierwo zawsze miało swoje legowisko, w którym się zbroiło i gdzie wracało lizać rany. Najlepiej było uderzyć u źródła.
- Demon porusza się szybko i prawie wcale nie odpoczywa - dodał, wdychając głęboko powietrze. Daleko w oddali wyczuwał zapach ludzkiego potu - Nie wiem czy klasztor jest jego celem, ale tam go ostatnio widziano. Nosi czarny płaszcz z kapturem, typowy wśród podróżników w tych rejonach. Raz byliśmy nawet dosyć blisko, ale rozpłynął się w powietrzu. Nawet Spalle nie mógł go wypatrzeć.
Kruk pokiwał energicznie głową. Nadal jednak nie powiedział ani słowa. Może miał nadzieję, że podróż z Ognaruksem szybko się zakończy?
"Dużo bym dał, żeby ten gaduła siedział tak cicho, kiedy jesteśmy sami" pomyślał wilkołak.
- Chyba powoli zbliżamy się do bandytów. Jaki mamy plan?
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

To, że jednak wilkołak zdecydował się powiedzieć o sobie coś więcej mile zaskoczyło Ognaruksa. Zwłaszcza, że on na jego miejscu o wiele bardziej zważałby na słowa. Ale cóż, widocznie ze zbyt wieloma osobami współpracował i zbyt wiele z nich go zdradziło, aby mógł tak otwarcie opowiadać o swojej przeszłości. A nawet dawać tak oczywiste poszlaki na jej temat.
        Wspomniał o plemieniu, a także o całej serii dosyć dziwnych zjawisk. Po pierwsze, sam artefakt. Smok nie znał zbyt wielu zmiennokształtnych, jednakże zawsze uważał, że przynajmniej większość z nich potrafi wpływać na swe przemiany, bez żadnej magii, a jedynie poprzez walkę ze swoimi własnymi, zwierzęcymi odruchami. Tutaj jednak okazało się, że mężczyzna utkwił w tej dosyć rzucającej się w oczy postaci. W jego umyśle narodziła się wizja jego samego niemogącego zmienić kształtu. Jeszcze większy problem. Sama zaś bransoleta... Ognaruks ocenił ją na mocną „czwórkę”, czyli nic nadzwyczajnego. Nie potrafił pojąć, dlaczego ktoś miałby ją kraść. A co do tego kogoś...
        Demon niepokoił smoka coraz bardziej. Zdecydowanie posiadał umiejętności, które czyniły z niego groźnego przeciwnika; szybkość, brak zmęczenia, umiejętność znikania. Wszystkich rodzajów demonów nie w sposób było znać i choć wcześniej Ognaruks zastawiał się, czy złodziej nie należy do którejś z powszechniej spotykanych w Allarani ras, to teraz zaczynał w to mocno wątpić. ”Może ów szaman rzeczywiście znał się na rzeczy”, pomyślał, choć z reguły uznawał wszelkiego rodzaju rytuały i wizje za mało wiarygodne.
- Jeśli znasz samego siebie i swojego przeciwnika, nie musisz obawiać się walki, która ma nadejść – odezwał się smok, któremu nie podobało się takie niedocenianie przeciwnika przez wilkołaka. Wyglądało na to, że ów Cień właśnie dzięki swej wiedzy bez problemu zdołał ukraść artefakt. Rozumiał, że upokorzony porażką zmiennokształtny pragnie dopaść tego, kto był jej przyczyną, jednak z takim podejściem jedynie się pogrąży.
        Chwilę potem, jakby na potwierdzenie słów wilkołaka, minęli wzgórze, a za nim ujrzeli kilkanaście prętów dalej ścianę z ociosanych pni, wysoką na osiem kroków, z wielką, drewnianą bramą. Nad palisadą widoczne były ludzkie sylwetki, sporo ludzkich sylwetek. Widocznie obóz znajdował się w stanie podniesionej gotowości. Częstokół zbudowany był na planie nie do końca regularnego koła, nie nazbyt ogromnego, ale sporego. Mógł zdecydowanie stanowić schronienie dla kilkudziesięciu bandytów. Dosyć duża grupa, choć jej część z pewnością w tej chwili „pracowała” w okolicy pobliskich traktów. Kiedy Ognaruks już przyjrzał się jej tyle, ile potrzebował (nie obawiał się dostrzeżenia przez gęsto rosnące wokół rośliny), wycofał się tak, aby wzgórze ich zasłaniało.
- Możliwości jest kilka – zaczął mówić. - Najprostszą wydaje się być atak bezpośredni. Palisada zdołałaby nas jedynie opóźnić, problemem są strzelcy, których można się spodziewać. Najpewniej kuszę, wątpię, aby mieli dostatecznie dużo wyszkolonych łuczników. Jednakże uważam, że o wiele lepszym sposobem będzie fortel. - Smok podniósł trzymany w dłoni naszyjnik. - Ty zbytnio rzucasz się w oczy, więc jedynym rozwiązaniem dla ciebie jest zniknięcie. I tutaj pojawia się mój dylemat. Także i ja mógłbym skryć się przed ich oczami, jednak wówczas musielibyśmy czekać, aż szczęśliwie dla nas pojawią się jacyś ich przyjaciele chętni wejść do środka. O wychodzeniu nie ma mowy, porządnie ich nastraszyłeś. Moglibyśmy też zapolować na kilku, z pewnością kręcą się jacyś po okolicy. W przebraniu jednego z nich, mógłbym udawać, że wyrżnąłeś „moich” kompanów, podczas gdy ty byłbyś tuż obok. Ci na drodze nie widzieli mnie, w dodatku teraz spodziewają się ujrzeć wilkołaka, wątpię, aby wyjątkowo długo się zastanawiali przed otworzeniem mi wrót.
        Ognaruks oczami wyobraźni widział wilkołaka pojawiającego się znikąd w środku obozu, kiedy wszyscy wsłuchują się w opowieść jedynego ocalałego z rzezi. Tak, zdecydowanie był to piękny widok. Dlaczego nie przemieniłby się po prostu przybrać swe prawdziwe kształty i spalić wszystko? Proste, spaliłby i to, co chciał zabrać. Dlatego właśnie w ogóle rozważał skorzystanie z pomocy okazjonalnie spotkanego wilkołaka.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

         Obozowisko było całkiem nieźle ufortyfikowane jak na grupę ludzi ukrywających się w lesie. Widać było, że są zorganizowani. Nie rokowało to dobrze pod kątem przyszłego ataku. Bjornolfowi poszło tak łatwo przez element zaskoczenia, którym dysponował. Pozbawieni tej przewagi mogą stanąć na przeciw trudnego zadania.
         Ognaruks stanął obok i zaczął dzielić się swoimi spostrzeżeniami.
Atak bezpośredni brzmiał prosto - wejść przez palisadę (nord podejrzewał, że i dla łowcy nie będzie to większym problemem) i wpaść między bandytów. Wilkołakowi jednak nie uśmiechała się wizja grzbietu najeżonego bełtami. Fortel za to brzmiał dużo lepiej.
- Zapolujmy na jakiegoś banitę - powiedział wilk półgłosem. Z tego co zrozumiał, mężczyzna znał jakiś sposób by uczynić ich niewidzianymi. A przynajmniej jego. Mając taką zdolność mógłby podejść część przestępców i zdjąć ich zanim podniosą alarm. Tymczasem Ognaruks mógłby odnaleźć to, czego szuka...
- Czy każdy z przestępców ma fragment kamienia, który cię interesuje? Ile ich jeszcze zostało?
Wilk poprawił topór na pasie i wskazał głową Ognaruksa, patrząc Spallemu w oczy z taką miną, jakiej nawet ten nie był w stanie zignorować. Chciał żeby kruk towarzyszył mężczyźnie i miał oko na jego poczynania. Wyraźnie niezadowolony ptak wylądował na krzaku obok niego
- No i co najważniejsze - czy zależy ci na dorwaniu wszystkich tych ludzi? Czy liczą się tylko kamienie? Chyba nie ma sensu ich ganiać, jeśli nie ma w tym żadnego pożytku...

         Gdy skończyli omawiać plan Bjornolf opadł na cztery łapy i odbił się mocno od ziemi. Złapał trop - połamane gałęzie i odciski w błocie wyraźnie prowadziły w przeciwną stronę, z dala od obozu. To była ich szansa
- Zaraz wracam - mruknął i zniknął między drzewami. Pędził przed siebie, rozkoszując się szumem krwi w uszach i coraz bardziej wyostrzającymi się zmysłami. Zapach igliwia kłuł go w nozdrza, razem z nasilającą się wonią potu i uryny. Dziwne. Podejrzewał, że teraz przestępcy ze strachu nawet szczali w obrębie murów. Ten musiał sporo przeskrobać, że zasłużył sobie na wyrzucenie do lasu.
         Bandyta stał do niego tyłem, oddając się wymuszonej koniecznością czynności. Na każdy szelest dobiegający jego uszu rozglądał się niespokojnie dookoła. Kroków wilkołaka nie był jednak w stanie usłyszeć. Nord spadł na niego bezszelestnie, skręcając mu kark i podtrzymując bezwładne ciało przed głośnym obaleniem się na ziemię. Skoro postanowił zakraść się do obozu, nie mógł teraz zwrócić uwagi innych przestępców.
         Szybko rozebrał trupa (czuł się trochę dziwnie w trakcie tej czynności, ale wyznaczony cel szybko zagłuszył wszystkie niepotrzebne myśli) i ukrył go między krzewami. Musieliby mieć naprawdę dużego pecha, by ktoś natknął się na to ciało i zdążył zawiadomić resztę obozu na czas.
Zwinął ubranie pod pachą i pomknął z powrotem w stronę Ognaruksa. To powinno przyspieszyć sprawę
- Strój już mamy. Twoja kolej - powiedział, prostując się i patrząc na mężczyznę z góry. Na jego pysku zagościł nieco upiorny uśmiech. Gdzieś w głębi duszy zaczynał się dobrze bawić. Tyle lat był strażnikiem, że już niemal zapomniał jak to jest mieć towarzysza do polowania. Ta akcja mogła okazać się całkiem ciekawa.
         Zadarł głowę, zerkając pytająco na Spallego, który miał pilnować Ognaruksa pod jego nieobecność. Ptaszysko patrzyło na niego z naganą. W tym momencie nikt nie mógłby powiedzieć, że ptaki nie mają mimiki. Tak naburmuszonej miny nie widział jeszcze nigdy. Czuł, że jeszcze chwila i kruk wybuchnie ze złości potokiem niecenzuralnych słów.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruks był zadowolony z decyzji wilkołaka. Dosyć rozsądna. Zaczynał nabierać wątpliwości, czy aby przezorność jest mocną stroną jego towarzysza. Nie żeby jemu samemu nie zdarzało się robić znacznie, znacznie lekkomyślnych rzeczy. Ale w tej chwili bardziej jakoś był skłonny do krytyki.
- Nie, kamienie były jedynie częścią tego naszyjnika, podzielonego tak, aby więcej osób mogło go użyć – powiedział smok, który doszedł do wniosku, że chyba przydałoby się kilka wyjaśnień. Jego niechęć do mówienia o sobie przyniosła w końcu skutki. - A co do bandytów, rób z nimi co chcesz. Mogą dalej wieść swoje bandyckie życie. Mnie obchodzi jedynie głowa ich przywódcy. - Dokładniej to, co się na niej znajduje, ale tego nie musiał już wilkołak wiedzieć.
        Wilkołak szybko pomknął za pochwyconym tropem, a Ognaruks został sam. Wpatrywał się przez chwilę w rośliny, pomiędzy którymi zniknął jego kompan. Wyjątkowo szybko i ochoczo zabrał się do polowania, smok więc stwierdził, że nie będzie trzeba mu pomagać. Zwłaszcza, że jeżeli sam także ruszy za zwierzyną, to pewnie dłużej niż szukanie jej, zajmie im szukanie siebie nawzajem. No i Ognaruks nie uważał, aby bandyta należał do odpowiedniej dla niego kategorii wagowej. Więc pozwolił wilkowi się zbawić.
        Sam tymczasem zdjął z pleców Lirę i delikatnie szarpnął za struny. Z instrumentu wydobył się chaos, widoczny jako pewien rodzaj kolorowego wiatru, który szybko uformował się w niewielkiego smoka, zerkającego pytająco na swojego pana.
- Agnir, będziesz podążał za nami w ukryciu. - Ognaruks wyjął z naszyjnika jeden z kamieni, po czym podał go wytworowi Liry. Ten chwycił odłamek artefaktu w paszczę i niemal po chwili stał się niewidzialny. ”Dobrze, jest stworzony z chaosu, więc mój zapach powinien go maskować.” – Podejrzewam, że przywódca tych drani będzie próbował uciec. Masz krążyć dookoła mnie i, jeżeli go zauważysz, rozerwać mu gardło.
        Na daremno wyczekiwałby pokiwania głową lub odezwania się, ale nie potrzebował żadnego znaku. Agnir nigdy by nie odmówił. Resztę czasu spędził na dokładniejszym przyglądaniu się naszyjnikowi. Nie był to już ten sam artefakt, co pierwotnie, rozbicie na kawałki zmniejszyło jego siłę. Ale niemniej było sprytnym posunięciem. Wtedy pojawił się wilkołak. Ognaruks zerknął z zadowoleniem na przyniesiony przez niego strój. Ani śladu krwi. Nie żeby ta przeszkadzała, ale miło było zobaczyć dobrze wykonane zadanie.
- Muszę cię jeszcze uprzedzić, że pewnie mają maga. Choć, jeżeli będziemy mieli szczęście, to tylko kreomag i nie będzie stanowił większego zagrożenia – powiedział smok, po czym przyjął ubrania i zaczął się przebierać. Dzień był dosyć chłodny, ale jemu to nie przeszkadzało, nie z takim ogniem w sercu. Wkrótce przybrał wygląd najbardziej w świecie typowego bandyty. Nawet aparycję miał odpowiednią. Czym prędzej zwinął swoje ubrania i ukrył pod okolicznym drzewem, razem z Lirą. Miecz sobie zostawił. Następnie wręczył wilkołakowi naszyjnik. - Załóż go, jest aktywowany, kiedy tylko klejnot dotknie twojej skóry, staniesz się niewidoczny dla ludzkiego oka. I tylko tyle. Więc wciąż zachowuj się jak wilk pośród owiec, a nie jak chociażby gruby niedźwiedź.
        Powiedziawszy to, ruszył w stronę twierdzy, początkowo idąc normalnie, ale kiedy znalazł się w zasięgu wzroku, zaczął biec nierównym, panicznym krokiem.
- Pomocy! - krzyknął, gdy zbliżył się dostatecznie. - Ta bestia... chce mnie zabić. Otwórzcie!
        Smok nie był najlepszym aktorem, po prawdzie na aktorstwie nie znał się zupełnie, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Zgrzytnęły wielkie nawiasy, a po chwili drewniane wrota zaczęły się rozsuwać. Ognaruks zerknął na miejsce, w którym wyczuwał zapach wilkołaka, po czym pośpiesznie wszedł do środka i wpadł na niewielki plac. Bandyci czym prędzej podbiegli do niego. Sześciu, naliczył smok, kiedy udawał, że czerpie oddech. Kolejnych sześciu na platformach, z kuszami, pięciu stało dalej, w skupionej grupie, dyskutując o czymś zawzięcie, trzech pod największą spośród kilku chat w obozie. Nigdzie nie mógł dostrzec przywódcy. Pewnie był w środku.
- Co się stało?!
- Daleko stąd jest?!
- Ktoś inny przeżył?!
- Czego on chce?!
        Potok niebezpiecznych pytań... Ognaruks czekał na jakże subtelny sygnał wilkołaka do rozpoczęcia rzezi. Był gotowy błyskawicznie wyciągnąć miecz i przebić nim jednego z bandytów, kiedy tylko Bjornolf ujawni swoją obecność.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Bjornolf po założeniu naszyjnika z fascynacją przyglądał się swoim łapom… a raczej ich brakowi. Czuł napinające się mięśnie i poruszające pazury, a jednak widział tylko mech i korę drzew. Ostrożnie ruszył między krzewami. Liście kładły się pod naciskiem jego dłoni jak pod wpływem dziwnego wiatru - tak zapewne pomyślałby ktoś, kto obserwowałby ich z daleka.
        Spalle zakrakał zaniepokojony, jednak wilkołak zasyczał na niego, żeby był cicho. Nie miał teraz czasu na gadanie, Ognaruks był już pod palisadą. Z resztą kruk i tak wszystko słyszał z góry.
Z mężczyzny nie był najlepszy aktor, ale paniczna ucieczka wyszła mu całkiem przekonująco. Blizna na twarzy tylko dodawała mu realizmu.
- Bjornolf! On ma jakiegoś dziwnego stwora! Też jest niewidzialny! - wydarł się wreszcie Spalle, nie mogąc wytrzymać napięcia. Nord już chciał odpowiedzieć, że wojownik może mieć nawet północną księżniczkę, a jemu nic do tego, jednak zaniepokojeni bandyci usłyszeli hałas i szybko zaczęli zamykać bramy. Ognaruks był już w środku i jeśli wilkołak się nie pospieszy, zamkną mu wejście przed nosem!
        Mężczyzna zaklął cicho i pędem ruszył w ich stronę. W ostatniej chwili odbił się z czterech łap i potężnym susem wylądował na okrągłym placu. Napinając wszystkie mięśnie wyhamował pęd, cudem unikając zderzenia ze stosem rozklekotanych beczek. Ładny dałby popis swoich umiejętności, nie ma co! W tej chwili bardzo się cieszył, że jest niewidzialny.
        Wyprostował się i rozejrzał uważnie dookoła. Dwudziestu mężczyzn. Wszyscy skupili się w mniejsze lub większe grupki, co dawało im złudne poczucie bezpieczeństwa. Najbliższa szóstka stała wokół Ognaruksa, przekrzykując się nawzajem pytaniami. Mężczyzna rozglądał się dyskretnie, najpewniej licząc przeciwników. Czekał też na znak od Bjornolfa, by wyciągnąć miecz i zacząć mordować.
        W tym momencie wilk dostrzegł, że kusznicy zeszli w murów i rozeszli się w różne strony. Zmiana warty? Przez chwilę zatrzymał się niezdecydowany. Miał szansę zdjąć ich po cichu i pozbyć się najbardziej dokuczliwego problemu. W zwarciu bezpośrednim był nie do pokonania. To właśnie strzelcy mogli im zagrażać. Z drugiej strony Ognaruks czekał na sygnał… Trudno. Niech jeszcze chwilę pociągnie to przedstawienie.
        Wilkołak odpadł na cztery łapy i cichutko ruszył za trzema kusznikami, którzy rozmawiając głośno, skręcili w jedną z uliczek. Kiedy weszli już wystarczająco głęboko, zamachnął się łapą, powalając jednego z nich. Drugi rozejrzał się panicznie, ale błyskawiczny ruch niewidzialnych szczęk szybko przeciął mu gardło. Nie zdążył krzyknąć. Trzeci wyprostował kuszę i posłał w powietrze bełt. Oparł się plecami o mur. Mądre posunięcie. Nord wycelował toporem i rzucił nim w stronę bandyty. Zdobione ostrze błysnęło jasno, kiedy tylko opuściło przezroczystą rękę. Ułamek sekundy później wbiło się w cel, przygważdżając go do ściany. Głowa przestępcy opadła bezwładnie na zakrwawioną pierś.
        Teraz wilk musiał działać szybko. Lada moment gapie rozejdą się z placu i ktoś pewnie odnajdzie ciała. Sprawnym ruchem wdrapał się na dach jednego z rozklekotanych budynków i ocenił sytuację z góry. Pod bramą wciąż stał duży tłum. Mury o dziwo nadal były puste. Być może kusznicy mieli przekazać broń innym, ale nie zdążyli? Pozostałych trzech strzelców zniknęło w drzwiach karczmy, jak się domyślał. Trudno, dopadnie ich później.
        Trzech ludzi stojących pod dużą chatą opuściło plac i wspólnie udało się na północną stronę obozu. Kolejna szansa! Bjornolf szybko znalazł się tuż nad ich głowami. Rozmawiali o wilkołaku i o tym, czy właściwie w niego wierzą. Uśmiechnął się pod nosem. Zaraz im udowodni, dlaczego powinni.
        Kręte uliczki obozu wydawały się być idealnym labiryntem do polowania. Obawiał się, że kiedy zwróci uwagę banitów, zbiegną się wszyscy w jednym miejscu, gdzie trudniej będzie ich zaatakować. Na razie jednak miał proste zadanie. Odbił się od dachu, a jeden z gontów pękł pod jego ciężarem. Mężczyźni momentalnie wyciągnęli broń i zbili się w ciasną gromadkę. Wpadł w sam jej środek, przygniatając jednego i zahaczając łapą drugiego. Do diaska, źle się odbił!
Bandyci zaczęli krzyczeć i wzywać pomocy. Udało mu się powalić drugiego z nich, chociaż ostrze miecza zawadziło o jego nogę. Kilka kropli gorącej krwi kapnęło na ziemię i rozmazało się pod pędem wilkołaczych łap. Szybko dopadł trzeciego i ciął go w brzuch, a następnie rzucił nim o ścianę. W oddali słyszał tupot nóg. Zorientowali się. Szybko wskoczył z powrotem na dach, wyprostował się i zawył tak głośno, jak tylko potrafił. Miał nadzieję, że te sukinsyny zdechną z przerażenia.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Ognaruks zaczynał się niecierpliwić nieobecnością wilkołaka. Nie odczuł niepokoju, gdy przyszła mu do głowy myśl, że może został poza bramą, nie, jedynie irytację. Niewidzialny wilkołak nie był czymś, co zdarzało się nazbyt często, a oprócz tego w takim wypadku to odpowiedzialność za wyrżnięcie wszystkich bandytów spadała na jego barki. A byłoby to wyjątkowo żmudne zajęcie. A przy tym najbardziej denerwował go fakt, że coraz bardziej się kompromituje. Mężczyźni zebrani wokół zasypywali go pytaniami, a jedyne, co mógł zrobić, to udawać, że brakuje mu oddechu, aby coś odpowiedzieć. Ale niektórzy z nich zaczynali być podejrzliwi. Wpatrywali się w niego w skupieniu, starając się odnaleźć w pamięci jego twarz. Tak, takiej blizny niełatwo zapomnieć. Smok czuł, że musi coś zrobić. Dlatego też szarpnął siłą swej woli za delikatne struny przeznaczenia. Wzburzony jęk fal losu rozniósł się w powietrzu, dosłyszalny jedynie dla demona. Jednak ktoś znacznie bardziej je odczuł. Jeden z bandytów zgiął się wpół, łapiąc się za brzuch., po czym zaczął wydawać charczące odgłosy. Po chwili z jego ust zaczęło wysypywać się wszelkiego rodzaju robactwo, które wielką falą opadało na ziemię i uciekało na wszystkie strony. Jego kompani odsunęli się z okrzykami przerażenia, wpatrując się w niego w szoku. Ognaruks zyskał sporo czasu. Tymczasem mężczyzna, cały w spazmach opadł na kolana, podpierając się rękami. Zaczynało brakować mu powietrza. Po dłuższej chwili opadł na ziemię, by po kilku minutach znieruchomieć.
        Bandyci wpatrywali się w przerażeniu na ciało, spoglądając co chwila po sobie. Nagle rozległy się krzyki. Ale żadnego z nich. Krzyczeli ich towarzysze z głębi obozu. Ognaruks szczerze wątpił, aby było to spowodowane tym, że jednemu z nich nagle wybuchnęła głowa, bardziej prawdopodobna wydawała mu się możliwość, że rzekoma głowa została oderwana od szyi. Dlatego też ruszył naprzód, przechodząc nad martwym ciałem płynnie wyjął miecz, po czym nie zwalniając kroku, ciął nim, odcinając jednemu z bandytów ramię. Rozległ się krzyk zgrozy i bólu. Smok kroczył dalej, wykonał obrót, otwierając jednemu z mężczyzn klatkę piersiową. Stojący blisko bandyta sięgnął bo broń, ale Ognaruks chwycił jego ramię, chaos zadźwięczał raz jeszcze, a mężczyzna zaczął pokrywać się lodowym płaszczem, błyskawicznie rozchodzącym się po jego ciele.
        Pozostało trzech przeciwników. Ci, z bronią w dłoni, ruszyli na niego. Ognaruks machnął na bok lewą dłonią, przyzywając ognisty bicz, po czym skoczył do przodu, odpychając się od świata magią przestrzeni. Przeniósł się pomiędzy dwóch bandytów, chlastając ich po jednej ze swoich broni. Ten ugodzony ostrzem padł nieżywy, ten płomieniami jedynie wypełniony bólem. Tymczasem smok wylądował, wzniósł miecz, a następnie magią przestrzeni przyciągnął się do ostatniego z przeciwników, materializując się z ostrzem w jego gardle. Przez chwilę tak stali, po czym Ognaruks wyszarpnął swoją niezwykłą broń, posyłając ciało mężczyzny na ziemię, a następnie ugodził nim w dół, w ostatniej sekundzie przenosząc się do pokrytego płomieniami mężczyzny i skracając jego męki. Smok wyprostował się i rozejrzał. Walka nie była wyzwaniem, nie zdążyła wzbudzić w nim większych emocji. W dodatku to były tylko przypadkowe ofiary, nikt specjalni. Pozostali bandyci rozbiegli się zanim jeszcze zaczął swój pokaz, wywabieni krzykami towarzyszy i wyciem wilkołaka.
        Ognaruks ruszył naprzód, jak od niechcenia roztrzaskując przy tym lodową rzeźbę, w którą zamienił się dotknięty przez niego bandyta. Kierował się do największej spośród chat, wchodząc pomiędzy niewielkie zabudowania. Jednocześnie ostrzem miecza przejeżdżał po ścianach budynków po swojej prawej, przelewając w nie chaos siłą swej magii, a ognistym biczem po lewej, wzniecając pożar. ”Im więcej chaosu, tym lepiej” Wyczuł niewidocznego Agnira, który przemknął pod jego ramieniem, biegnąc ku miejscu, do któremu podążał smok. Czuł lekką ekscytację z tego, co się wydarzy, zabicie tej jednej osoby, która przywłaszczyła sobie ten artefakt będzie dla niego naprawdę czymś. ”Mam nadzieję, że Bjornolf dobrze się bawi”
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Bjornolf usłyszał przerażone krzyki, które rozbrzmiały jakby w odpowiedzi na jego wycie. A więc Ognaruks już zaczął działać. Doskonale. Nie znał jeszcze umiejętności towarzysza, choć ten brzmiał jakby był bardzo pewny swoich zdolności w walce. Zaintrygowany wilk popędził dachami z powrotem w stronę głównego placu. Był bardzo ciekaw tego, co tam zastanie.
        Prawie natychmiast wyczuł gryzący zapach dymu. Ogień w zamkniętej osadzie? To było nierozsądne. Być może spaliłby część bandytów, ale mogło się to obrócić przeciwko nim. Płomieniami łatwo odciąć komuś drogę. Nord spiął się, a cała radość z polowania minęła jak ręką odjął. W razie czego musi przede wszystkim chronić własną skórę. Jeżeli Ognaruks chce igrać z ogniem, będzie musiał robić to sam.
        Pobojowisko na placu przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Odcięte kończyny mieszały się z pokrwawionymi ciałami, a zupełnie przeciwstawne żywioły istniały tuż obok siebie. Lód i ogień. A więc mężczyzna był nie tylko wojownikiem ale i magiem. Wilkołak nie miał żadnych uprzedzeń wobec nich, choć jakiś cichy głos w jego głowie szeptał, że nie należy ufać komuś, kto z taką łatwością przekształca rzeczywistość. A z drugiej strony czy on sam nie był efektem takiego właśnie przekształcenia, istotą poniekąd magiczną?
        Bjornolf dostrzegł plecy Ognaruksa zbliżające się do drzwi największej chaty. Przy odrobinie szczęścia mogli znaleźć tam przywódcę bandy. To miejsce wziął z resztą za karczmę, ze względu na wywieszone na ścianach proporce i szczegółowe zdobienia nad drzwiami. Co oznaczało, że w środku byli również kusznicy. Jak wielu banitów jeszcze zostało? Stracił rachubę, wpatrując się w ciała pozostawione pośrodku placu. Nie miał jednak czasu na rozmyślania. Popędził za towarzyszem i w ułamku sekundy znalazł się obok niego.
- W środku są kusznicy, nie zdążyłem zdjąć wszystkich. Większość bandytów już nie żyje. Masz jakiś plan czy będziemy improwizować? - zapytał cicho, stając z nim ramię w ramię.
Awatar użytkownika
Ognaruks
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony ze smoka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ognaruks »

Rozpalając płomienie, Ognarusk nie uwzględnił obecności wilkołaka oraz tego, jak wilczy myśliwy może na to zareagować. Ogień wszak był jego naturalnym środowiskiem, narzędziem, który bez problemu kontrolował, przyjacielem, który skrywał go całunem grozy. Empatia nie była w smoku na tyle silna, by mógł wyobrazić sobie, jak Bjornolf na to zareaguje.
        Właśnie, O wilku mowa... Smok zarejestrował obecność mężczyzny nieco szybciej, niż ten zdecydował się przemówić. Uderzający w nozdrza dym oraz trzask szalejących coraz bardziej wraz z każdą sekundą płomieni skutecznie ograniczał jego zmysły. Spojrzał w miejsce, z którego dobiegał głos wilkołaka. Stojąc z nim tak w ramię w ramię poczuł... dawno już z nikim nie polował. Zgasił organisty bicz, po czym przekazywił głowę, zastanawiając się.
- Agnir? - spytał spokojnie.
~Na rozkazy!
- Jesteś w środku?
~Tak, barykadują się.
- Opisz mi wnętrze. Dokładnie. - Smok, jedną częścią umysłu wysłuchając relacji małego smoka, uznał, że jednak przydałoby się poinformować o czymś wilkołaka. Jeśli jeszcze nie uznał, że jego okazjonalny kompan nie oszalał. - Mogę nas przenieść do środka, na piętro, będziemy wtedy mogli spaść im na głowy, zanim zdołają wypowiedzieć słowo.
        Tego dnia smok doprawdy tryskał pomysłami i choć sam sobie wyjaśniał to po prostu dobrym dniem, to nie chciał przed sobą samym przyznać, że chce zaimponować Bjornolfowi. Większość z tych, którzy ujrzeli na własne oczy jego umiejętności, nie mieli na tyle czasu, aby docenić jego mistrzostwo. Ognaruks nie spodziewał się, że ta rola przypadnie niewidzialnemu zmiennokształtnemu.
- Jeśli nigdy się nie teleportowałeś, to radzę zatkać uszy, wstrzymać oddech, ograniczyć węch, jeśli potrafisz, może zamknąć oczy - niektórych zmysłów nie da się zablokować, ale ciało musi się przyzwyczaić do natychmiastowej zmiany położenia, inaczej zmysły wariowały. Nie było to nic groźnego, wilkołak mógł doświadczyć najwyżej chwilowego amoku, ale Ognaruks wolał, aby był od razu gotów do działania.
        Położył dłoń na ramieniu niewidzialnego Bjornolfa, musiał nieco poprawić chwyt, bo ledwo je musnął, po czym zamknął oczy, wizualizując w umyśle pomieszczenie opisane przez niewielkiego smoka. Posiadało dwa piętra, ale drugie rozciągało się jedynie na połowie powierzchni pierwszego, co sprawiało, że znaczna część parteru posiadała wysoki sufit, a schody na górę kończyły się niewielkim balkonem, z ktorego roztaczął się doskonały widok na wejście i znajdujące się za nim pomieszczenie, określane przez Agnira mianem "coś jakby sala biesiadna". Na tym balkonie skupił się Ognaruks, a gdy otworzył oczy...
- Szybciej, grzebiecie się jak nieporadne panienki z dworów!
        Dobre dziesięć stóp pod nimi krzątała się czwórka bandytów, zastawiając wejście wszelkiego rodzaju meblami. Za nimi stała trójka kuszników, celowała bronią to w drzwi, to w okna, wypatrując zagrożenia, które mogliby zestrzelić.
- A-a co z innymi? - spytał jeden z nich.
- Uciekli albo zginęli - rozległ się znowu ten sam głos, kobiecy głos. Tuż pod balkonem stała kobieta w stalowej tanice, z parą ostrzy przy pasie, porządnym kawałku topora na plecach oraz szkarłatnym płaszczu zarzuconym na ramię, z wychawtowanym łbem czarnego wilka. Ognaruks nie znał się na historii, ale znał ten symbol. Kiedyś należał do gromady elfickich najemników, wyjątkowo skutecznych. Co się z nimi stało? Ano tak, pokój raczej kiepsko wpływa na interesy." Głowę elfki zrobił niepasujący do reszty tancerza, dosyć prosty hełm, bez przyłbicy, ale z osłoną na twarz w kształcie półokręgu, sięgający do końca nosa. Ognaruksowi zabłysnęły oczy, gdy go dostrzegł. Pamiętał go. Pozwalał noszącemu wpływać na słabsze umysły, chroniąc jednocześnie noszącego przed jakąkolwiek magią umysłu.
- Zajmiesz się bandytami? - szepnął smok do niewidocznego towarzysza, gotów do zeskoku na dół. Miał wielką ochotę zmierzyć się z elfką.
Awatar użytkownika
Bjornolf
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Wojownik , Myśliwy , Opiekun
Kontakt:

Post autor: Bjornolf »

        Ognaruks odpowiedział kilkoma słowami, zupełnie jakby z kimś rozmawiał. Bjornolf miał w pamięci słowa Spallego zanim wszedł do obozu (“On ma jakiegoś dziwnego stwora! Też jest niewidzialny!”), więc nie zareagował specjalnym zdziwieniem.
“Stare kruczysko miało rację. Tym lepiej dla nas”, pomyślał wilkołak. Ostatecznie rozmawianie ze zwierzętami nie było niczym niezwykłym. Spalle poza swoją gadatliwością służył także jako medium do kontaktów z szamanem. Przemawiał wtedy niskim, chropowatym głosem. Jeżeli Ognaruks za towarzysza wybrał sobie stworzenie z którym komunikuje się myślami, nie ma w tym nic złego.
- Mogę nas przenieść do środka, na piętro, będziemy wtedy mogli spaść im na głowy, zanim zdołają wypowiedzieć słowo.
Nord zgodził się skinieniem głowy. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że towarzysz nie mógł zauważyć tego gestu.
- W porządku. Co mam robić?
Porady dotyczące zatkania nosa, uszu i oczu brzmiały śmiesznie, ale na pewno były uzasadnione. Bjornolf nigdy dotychczas nie był teleportowany, nie znał z resztą nikogo kto by to potrafił. Rozum podpowiadał mu jednak, że gwałtowna zmiana lokalizacji może być niezbyt miłą niespodzianką dla zmysłów. A wilkołak szarpany torsjami na pewno nie byłby tym, co akurat było im potrzebne. Posłusznie zamknął więc oczy, zatkał łapami uszy i wstrzymał oddech. Poczuł jeszcze dłoń Ognaruksa na swoim ramieniu, a po chwili jego wnętrznościami szarpnęło nieprzyjemne uczucie. Żołądek skręcił się, mięśnie napięły, sierść stanęła dęba. Mimo że nie zrobił ani jednego kroku, odczuł jak całe jego ciało przeciwstawia się nienaturalnej sile, która ściskała go z każdej strony. Zgrzytnął zębami, gotów znosić to uczucie przez najbliższe minuty, gdy nagle wszystko ustało.
        Ostrożnie otworzył oczy i opuścił dłonie, które (nigdy by się do tego głośno nie przyznał i był bardzo rad ze swojej niewidzialności!) lekko drżały. Cicho wypuścił wstrzymywane powietrze. Stali na antresoli powyżej sali wypełnionej ludźmi. Powoli wracało mu czucie w kończynach, a stopy chwyciły pewne oparcie w podłodze.
- Nie polubię tego uczucia - szepnął i szybko przeliczył przeciwników. Czterech pachołków, trzech kuszników. Dowodziła nimi kobieta, która ostrym głosem wydawała rozkazy. Bjornolfa nie zaskoczył ten widok - wśród klanów i band grasujących na północy dużo było kobiet wojowniczek. Twardych i niezależnych. Zdarzało mu się je zabijać w obronie swoich ludzi. Wiedział, że w walce na śmierć i życie nie wolno żałować przeciwnika. Zwłaszcza jeśli jest tak dobrze wyszkolony jak one.
        Bandytka, choć smukła, była dobrze okryta zbroją i całkiem nieźle uzbrojona. Nord natychmiast dostrzegł słabość w pelerynie. Kawałek materiału, noszony zazwyczaj z próżności albo przesadnej pychy, mógł łatwo doprowadzić do zguby.
- Zajmiesz się bandytami? - wyszeptał Ognaruks, wpatrując się w kobietę. Wyraźnie chciał się z nią zmierzyć.
- Tak - odpowiedział wilkołak, obmyślając taktykę. Nie załatwił kuszników na czas i teraz musiał ponieść tego konsekwencje. Strzelcy na tak małej przestrzeni stanowili większe zagrożenie. Będąc na zewnątrz zawsze mógł uciec. W dodatku gryzący dym powoli przesączał się przez szczeliny w drzwiach i oknach. Nie mieli za dużo czasu.
        Na wydaną zimnym głosem komendę kusznicy rozstawili się w pod trzema różnymi oknami, kątem oczu obserwując też drzwi. Widoczność w izbie była dobra, co stanowiło kolejne utrudnienie. Wilkołak zamierzał dalej korzystać ze swojej niewidzialności. To prawda, że był bardzo szybki, ale pląsając między wojownikami bez żadnego kamuflarzu wystawiałby się na odstrzał jak kaczka.
        Chwycił za balustradę i cicho opadł na ziemię. Jeden z bandytów instynktownie się obrócił, ale nie widząc niczego niepokojącego, skierował kuszę w przeciwną stronę. Nord zakradł się za jego plecy, stawiając łapy ostrożnie i płasko. Uważał, żeby nie potrącić przypadkiem jednej z butelek porzuconych na ziemi. Jeśli będzie szybki i wykorzysta element zaskoczenia, zdejmie dwóch kuszników za jednym zamachem.
        Spiął mięśnie gotowe do skoku, chwycił banitę za głowę i skręcił ją szybkim ruchem. Chrupnięcie kości rozległo się w izbie jak grom. Momentalnie wszyscy obrócili się w jego stronę. Nie czekał na ich reakcję. Odbił się z tylnych łap i chwytając pazurami wiszący na ścianie proporzec, przekierował skok na następnego kusznika. Płachta materiału opadła na zwłoki, przykrywając je niczym całun, a Bjornolf spadł na drugą ofiarę, swoim ciężarem łamiąc jej nogi. Mężczyzna krzyknął rozpaczliwie i posłał w powietrze bełt, nie wiedząc dokąd strzela. Ostrze zdobionego topora przecięło jego tętnice, zachlapując podłogę krwią.
        Trzeci kusznik z wrzaskiem wypuścił serię strzałów, które wylądowały niebezpiecznie blisko głowy wilka. Ten zerwał się z miejsca, nie upewniając się czy druga ofiara nie żyje. Po takim cięciu będzie niegroźny, nawet jeśli się pozbiera.
        Nagle łydka Bjornolfa eksplodowała bólem. Grot trafił dokładnie w mięśnie napięte do skoku, rozrywając je i kalecząc nogę. Krótki skowyt wyrwał się z jego gardła. Krople krwi chlapały na deski, znacząc jego obecność. Strzelec miał więcej szczęścia niż rozumu, trafiając niewidzialnego przeciwnika.
        W tym momencie nord nie mógł sobie pozwolić, żeby opanował go ból. Nie była to jego pierwsza rana, choć ludzie północy rzadko kiedy używali kusz. Zacisnął zęby i zmusił się do biegu, ukrywając między beczkami i krzesłami po lewej stronie izby. Kucnął i złamał bełt, nie usuwając go jednak z nogi. Bolało przy każdym ruchu, ale nie chciał być zmuszonym do tamowania krwotoku, jeśli uszkodzone zostało jakieś większe naczynie.
        Uniósł głowę i wyjrzał znad beczki, obserwując co zrobią bandyci.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości