Mauria[Kamienica Elleanore] Jedna decyzja, trzy konsekwencje.

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

[Kamienica Elleanore] Jedna decyzja, trzy konsekwencje.

Post autor: Elleanore »

Skąd Elleanore przybyła

        Noc właśnie rozpostarła swoje jedwabne objęcia nad Maurią, sprawiając, że miasto ożywało jak żadne inne. Wieczory zwykle wyciągały ludzi do karczm i na ulice. Nekropolia jednak rozbudzała się w odmienny sposób. Aleje wypełniali nie tylko mieszkańcy szukający rozrywki przed zasłużonym odpoczynkiem po pracy, ale w dużej mierze typowo nocni mieszkańcy. Całe dzielnice zamiast szykować się do snu, zwyczajnie się z niego budziły.
Wieczorny wypoczynek nie sięgał również mieszkańców i pracowników pewnej kamienicy, w której mieścił się bank. Wraz z nadejściem zmroku obsada ulegała zmianie, ale banku nie zamykano.
Budynek zbudowany z ciemnoczerwonej cegły z zewnątrz wydawał się być średniej wielkości. Dwa piętra oraz parter o wysokich oknach ze szprosami. Wzrok od razu przyciągały znajdujące się w centrum ciężkie mahoniowe drzwi, nigdy nie zamknięte na klucz i witające swoich rozmaitych klientów o każdej porze dnia i nocy. To co rzucało się w oczy jako następne, to boczne ściany budowli, podzielone przez ciasno przylegający doń mur. Wysokie murowane z takiej samej cegły ogrodzenie, broniące przed nieproszonym wzrokiem, wścibstwem i natarczywością miasta, wewnętrznego ogrodu, całkiem sporego jak na miejskie warunki. W murze mieściła się zamykana na klucz furta, którą tylko mieszkańcy mogli dostać się do prywatnej części posiadłości.
Ogród sam w sobie przypominał żyjący nieco na własną rękę park. Stare wysokie drzewa zacieniały prawie całą jego powierzchnię niczym mały osobisty las. Wraz z gęstymi i równie leciwymi krzewami starodrzewy tworzyły wiele klimatycznych zakątków i zakamarków, czasem przypominając tajemniczy roślinny labirynt. Centrum i jednocześnie serce włości stanowiła fontanna z białego marmuru, nadszarpniętego już zębem czasu.
Brukowaną alejką prowadzącą od furty można było zapuścić się w całkiem nie przystające do miasta uroczyska lub też udać się bezpośrednio do prywatnych drzwi wejściowych. To jednak widoki dane jedynie wybranym.
Zwykli osobnicy mieli możliwość podziwiać bankowe wnętrze z jego marmurowymi lśniącymi posadzkami. Główne miejsce w hallu zajmował mahoniowy kontuar wraz ze stojącym za nim pracownikiem, odpowiednio kierującym przybywającego. Po lewej wygodne fotele zapraszały klientów oczekujących na swoją kolej. Trochę w głębi ulokowanych było kilka biur oraz rzeźbione schody prowadzące na niższe piętro.
Od środka okna wieńczyły ciężkie kotary podwiązane ozdobnymi sznurami, które wraz z kandelabrami i kinkietami dopełniały luksusowej i nieco klimatycznej atmosfery. W uchwytach nigdy nie brakowało świec, rozświetlających wnętrza na parterze nocą, a nieustannie w niższych partiach banku i domostwa. Kolejnym nieodłącznym elementem budynku były wilkołaki czuwające nad szeroko pojętym bezpieczeństwem.
Co zaś poza ogrodem kryło się przed wzrokiem postronnych? Dwa górne piętra, które w całości poświęcone były na prywatne kwatery dla zmiennokształtnych pracujących i mieszkających w posiadłości. Część pierwszego poziomu piwnicy oraz jej niższe piętro należące do wampirzycy, stanowiąc jej komnaty.

        To właśnie na dolnym piętrze, w oddzielonym od prywatnych komnat biurze, w wygodnym, prezesowskim fotelu, pochylona nad dokumentami siedziała srebrnowłosa kobieta. Oszczędnie urządzony pokój za całe wyposażenie miał wielkie biurko nieodmiennie wykonane z mahoniu, jakby był to jedyny rodzaj drzewa akceptowany w posiadłości. Spora biblioteczka stojąca na dłuższej ze ścian wypełniona ciężkimi woluminami rozmaitej treści, zaczynając od tych rozprawiających o geografii poszczególnych państw i regionów, poprzez te charakteryzujące ich politykę czy sytuację. Nie brakowało tu również ciężkich ksiąg zawierających najróżniejsze mity, podania czy legendy. Swoje miejsce znalazły też oczywiście kodeksy prawne Valladonu i Leonii oraz obowiązkowo, Maurii, który zajmował uprzywilejowane miejsce. Dwa wygodne fotele czekające na petentów oraz wysokie lustro o rzeźbionej ramie stojące w kącie, zamykały listę mebli.
W biurze mieszczącym się na pierwszym podziemnym piętrze oczywiście brakło okien. Zamiast nich, poza głównymi drzwiami wejściowymi, znajdowały się też drugie wrota, otwierające się na odrębny korytarz prowadzący do pomieszczeń archiwalnego i księgowego oraz do prywatnej części kamienicy.
Chociaż z zewnątrz bryła budynku zdawała się prosta, wewnętrzne rozplanowanie było bardziej złożone. W kilku miejscach dostępnych jedynie dla mieszkańców znajdowały się przejścia do prywatnych korytarzy i pomieszczeń, tak jak w biurze Ell. Główne prywatne schody obejmujące wszystkie piętra oraz obowiązkowe przejścia do części służbowych.

        Siedząca w świetle świec, elegancka postać w swoim prawie permanentnym bezruchu przypominała nieco przerażającą i wyjątkowo realistyczną rzeźbę. Dopiero gdy wampirzyca decydowała się odłożyć kartkę na stosik znajdujący się po jej prawicy lub podpisać któryś z dokumentów, na moment pojawiało się wrażenie, że w pokoju znajduje się prawie żywa istota. Zaraz potem ponowne zastygnięcie w nieruchomym skupieniu, rodziło dziwny niepokój.
Rosnąca wieżyczka z prawej strony oraz sukcesywnie malejący stos po lewej bezgłośnie informowały o powolnych postępach prac. Widząc zaś z jaką pieczołowitością kobieta traktowała każdy dokument, łatwo można było stwierdzić, że siedziała tak dłuższy już czas oraz iż najwyraźniej nie zamierzała przerwać pracy dopóki nie skończy.
Niewiele ponad tydzień temu powróciła z nieroztropnej wyprawy mającej na celu odzyskanie cennego posążka, który zaginął gdy wampirzyca opuszczała rodzime ziemie. Wycieczka na równi jak nierozsądna okazała się bezowocna. Płonne nadzieje podsycane poczuciem straty, skłoniły Elleanore do działań wyjątkowo dla niej nietypowych, co do tej pory nie dawało nieumarłej spokoju. Kobieta nie potrafiła pogodzić się z chwilowym napadem gorliwości i chęci podróży, która mogła okazać się równie bezowocna jak aukcja, która nie doszła do skutku. Od początku powinna posłuchać rozumu lub chociaż Luci i zostawić poszukiwania Bajerowi. Co ją podkusiło by wyobrażać sobie, że samodzielnie wyruszy nie tylko szukać posążka, ale polować na demona? Odpowiedź była prosta - niepoważne sentymenty. Wspomnienia na chwilę przesłoniły Ell chłodny osąd. Całe szczęście opanowała się w porę. Na czas odzyskała rozsądek i nim postawiliby krok za dużo, zrezygnowała z wyprawy. Decyzja jednak teraz skutkowała odpowiednimi konsekwencjami. Niby wyjazd był krótki, ale przez ten czas nagromadziło się tyle papierkowej roboty, że do tej pory Mesteno się z nią nie uporała.
Sytuacji nie ułatwiała kolejna odważna decyzja. Przyjęła pod swoje skrzydła trójkę wampirów. Określenie było jednak krzywdzące dla całej ich rasy. To, że te nieszczęścia miały kły i żywiły się krwią, jeszcze o niczym nie świadczyło. Pijawka piła krew, a nikt nie określał jej wampirem.
        Tak czy inaczej decyzja zrozumiała była jedynie dla samej Elleanore. Nikt jednak nie śmiał jej kwestionować. Ani pełniący wtedy służbę gwardziści, ani wilki należące do stada Leonore. No może poza Casjusem i Lucą, którzy jak zawsze „trochę” marudzili. Robili to jednak taktownie w cztery oczy, na zewnątrz dzielnie wspierając szefową, a przynajmniej nie wypowiadając się na drażliwe tematy prawie adopcji czy kurateli roztoczonej nad wampirzymi wyrzutkami.
Decyzja nie wiadomo na ile była przemyślana. Sama Ell nie zwykła tłumaczyć się komukolwiek ze swoich działań. Na pewno jednak niosła ona pewne utrudnienia i głębsze skutki. Z trójką teoretycznie dorosłych wampirów było więcej kłopotu i pracy niż z dziećmi, co również wpływało na wolniejsze nadrabianie zaległości po podróży.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

Ile to już było? Trzy dni? Pięć? Nie... to już siódmy! Na pewno siódmy. Z całą pewnością i niepodważalnie, choć w podziemiach Rio łatwo tracił poczucie czasu. Dobrze, że codzienne rytuały tutejszych wyraźnie świadczyły o zmianach pór dnia i nocy. Ale musiały - w końcu pracowali, a bank czynny był całą dobę. Tak, tak - całą, calutką dobę.
Czerwonooki wyciągnął się z rozkoszą na łóżku. Może nie sypiał, ale wylegiwać to już się uwielbiał (podziwiając w myślach tych, którzy harują całymi godzinami i czynią świat przyjemniejszym miejscem do półżycia). Może sam wstałby i zacząłby coś robić, by jego egzystencja nabrała jakiegoś większego znaczenia, ale posłanie trzymało go usilnie na miejscu. W końcu kiedy ostatni raz dane mu było leżeć na czymś tak wspaniale luksusowym!?
Przeciągnął się raz jeszcze, przewalił na bok i wtulił wszystkie odsłonięte części skóry prawej strony ciała w czystą, pachnącą rozkosznie pościel z jedwabiu. Mógłby tu zamieszkać.
Chociaż w sumie mieszkał tu! Z krótkimi przerwami na wyjście na powierzchnię lub pokręcenie się po piętrach, ale poza tym kisił się w najlepsze w najprzyjemniejszych zakątkach. Część z nich musiał jeszcze znaleźć, ale i tak jego czujnym oczom nie umknęła wspaniała kanapa w salonie (najlepsza dla dwojga, czyli póki co - dla niego), fotel w pokoju Daro (trzeba mu go zabrać, zanim pogryzie), wielka wanna (Olejki! Ciepła woda! Rozkosz!), pufa pod świecznikiem w innej komnacie, która nie wiedział do czego służy (poza tym, że jemu do czytania), szezlong numer jeden i szezlong numer dwa... wszystko wspaniałe, mahoniowe, drogie, gustowne, miękkie i twarde tam gdzie trzeba, wyprofilowane, pachnące Elcią lub psami. Dziwne zjawisko, ale nawet zabawne. Nie chciał z resztą obrażać wilkołaków - nie póki sam nie nauczy Darcia nie drapać mebli. No i w ogóle lepiej nie, skoro mieli egzystować pod jednym dachem - choć był nieco zawiedziony, że tak rzadko przybierają hybrądzią tudzież zwierzęcą formę. Daro chyba też na to liczył i rzucał teraz wszystkim pełne wyrzutów spojrzenia, że nie ma czego głaskać. Znaczy! - pani Elleanore miała kilka niepokojących lamparcio-lwich skór u siebie w pokojach, ale to jednak nie było to samo. Choć Rio nie narzekał. Lubił skórki. I były mniej wymagające od żywych okazów.
Darcio pozostawał jednak niepocieszony, a co za tym szło - rozdrażniony. Trudno było Rio zrobić dobre wrażenie na wampirzycy kiedy musiał stale czuwać nad braćmi - Aim odkąd tu przybyli praktycznie nie wyściubił nosa z pokoju (albo robił to wtedy, gdy nikt tego nie widział), a różowy snuł się przeważnie naburmuszony (lub też biegał zaciekawiony po korytarzach, wywarzał drzwi, których nie mógł otworzyć i wspinał się na szafy). Doszło do paru aktów przemocy, kiedy rozpędzony przewrócił kogoś z szeroko pojętej obsługi, albo rzucał się na nich w celu ugryzienia i wypicia odrobiny krwi. Żadnych poważniejszych wypadków jednak nie było, a czarnowłosy przeważnie przepraszał poturbowanych (na szczęście nie za bardzo) mężczyzn licząc na to, że się przyzwyczają i nie będzie zbędnych kłopotów.
Sam trzymał swój głód na wodzy (nigdy nie dotknąłby ustami szyi drugiego faceta! Fuj!) i pijał tylko to co było mu podawane. Na jakość z resztą i częstotliwość posiłków nie mógł narzekać i to sprawiało, że naprawdę czuł się jakby trafił w odpowiednie miejsce w najbardziej odpowiednim czasie. Jak długo musiał się włóczyć, moknąć, gubić i nędznieć, by w końcu znaleźć się w przytulnym i ciepłym domku wariatów (banku)! Musiał sobie przyznać, że był geniuszem zgłaszając się po pomoc do pani Elleanore. Tak, niewątpliwie był aż nazbyt bystry!

Napędzony tą myślą aż usiadł i przetarł oczy. No tak - skoro jest taki sprytny to może w końcu powinien jednak wstać i zapytać ich wybawicielkę o jedną rzecz? Tydzień to już chyba dość długi okres, a i nie sprawiał przez ten okres większych kłopotów. Z resztą - mało kiedy w ogóle widywał właścicielkę posiadłości. Może ktoś pomyślałby, że to lepiej dla obu stron, ale Rio uważał, że jeśli żyje się pod czyimś dachem to należy się jednak do niego przymilić.
W końcu więc zlazł ze wspaniałego, choć może nie gigantycznego łoża. Wygładził elegancko mało szykowną bluzkę, poprawił równie proste spodnie i wziąwszy z komódki zapisany jego pismem papierek - ruszył na wyprawę do biura królowej.

Po wyjściu na oświetlony chybotliwymi płomykami korytarz włożył karteczkę do kieszeni. Z rąk mogłaby mu wypaść, a za nic nie chciał jej zgubić. W końcu przesiedział nad nią kilka dobrych godzin! Co prawda, tak na dobrą sprawę, pamiętał każde użyte w niej słowo, ale pewniej się czuł mając przy sobie ściągawkę. Niektórzy sądzili, że obdarzony jest naturalnym talentem do improwizacji, paplania i podtrzymywania rozmowy, ale tak naprawdę przy obcych zawsze niesamowicie się denerwował. Przeważnie. No może czasami. Bywało różnie, ale karteczkę wolał mieć.
Ech, szkoda, że pani Mesteno była tak zajęta, że przez ten tydzień właściwie jej nie poznali... aż trudno było mu zgadnąć czy prędzej ona skończy zawzięcie pracować, czy Aim odważy się wyjść z pokoju.
Z rozmyślań wyrwał go cień znanej mu sylwetki, padający na ścianę prostopadłą do jednego z korytarzy. Cień - choć mógł i powinien - nie ruszał się, a stał w miejscu, by nagle się pochylić. Daro się czaił.
- Nie skacz, to ja - Poprosił Rio zbliżając się do krawędzi ściany, która go zasłaniała. Na wszelki wypadek jednak podniósł ręce na wysokość piersi, by w razie czego zamortyzować uderzenie brata.
Ten jednak nie skoczył na niego, a wychylił się, chyba zawiedziony, że popsuto mu zabawę. Na to przynajmniej wskazywała jego mina. Potem zaś wylazł cały i stanął przed czarnowłosym wyraźnie znudzony. Faktycznie - o ile Rio bardzo dobrze funkcjonowało się niespiesznie i w jednym miejscu, w całkowitym spokoju i na mięciutkich obiciach, o tyle różowowłosy przyzwyczajony był do życia w ruchu, wręcz w biegu. Potrzebował wysiłku i zmiennego otoczenia, na które mógłby reagować, by jego energia znalazła gdzieś ujście. W dodatku ostatnio nie trzymali go na słońcu, a więc nie musiał sypiać - a to sprawiło, że pobudzony był 24 godziny na dobę. Jak rozleniwiony Rio miał zapewnić mu dość rozrywki? Kiedy już załatwi z Ell swoje własne sprawy będzie musiał omówić z nią kwestie dotyczące Daro i Aima. Chciał zapewnić im jak najlepsze warunki, a było to i w interesie właścicielki, bowiem kiedy ich nie mieli stawali się nieco nieznośni.
Biedni... chyba trochę minie nim przyzwyczają się do tego machoniowo-świeczkowego raju. Swoją drogą ciekawe ile świeczek tygodniowo zużywano na całą kamienicę. Od początku strasznie go to interesowało.
- Gdzie idziesz? - Daro w końcu przestał mu się przenikliwie przyglądać i zadając pytanie zwrócił swoją uwagę na pająka biegnącego po ścianie. Nim Rio w ogóle zabrał się za odpowiedź, poczekał aż podekscytowany wampir przyszpili ośmionoga spojrzeniem rozszerzonych źrenic i zbliży się do niego powoli, targany dreszczem domowego łowcy. Odczekał parę dodatkowych sekund, tak samo jak Daro, który musiał w ciszy ocenić odległość i jeszcze parę razy się zatrząść, by w kocu szybkim ruchem dłoni pacnąć pająka, odskoczyć z przerażeniem i spojrzeć na leżącego już na podłodze 'robaka' z drugiej strony dywanu.
Rio zastanawiał się czy to już koniec, ale przezornie milczał - im więcej rozrywki różowy znajdzie sobie sam, tym lepiej. Lepiej go nie dekoncentrować.
I faktycznie - po chwilowym szoku Daro wrócił do siebie i z ciekawością doczołgał się do pajęczaka, by chwilę mu się poprzygladać. O mało nie zaczął wspinać się na ścianę, by zrobić to ze wszystkich stron, tak zdolny jednak to nawet on nie był. Pokręcił się więc po podłodze, poszurał, aż w końcu chwycił 'robaka' i włożył go sobie do buzi. Rio zbladł, ale nie był za bardzo zdziwiony. Nie zaskoczyły go także późniejsze odruchy wymiotne wampira i jego ostry kaszel, ale że pająk był mały na tym na szczęście się skończyło. Ile lat mogło zająć wbicie Daro do łba, że nie może połykać niczego co nie jest krwią (lub w pewnych ilościach alkoholem)?
Westchnął i poklepał brata po plecach. Jak długo by to nie zajęło w końcu się nauczy. A na razie... na razie zajmie go czymś innym.
- Idę do gabinetu Elci, chcesz iść ze mną? - Zapytał z uśmiechem, a Daro wyprostował się i spojrzał na niego ucieszony. - Możesz nawet poprowadzić, bo szczerze mówiąc nadal się gubię. Ty cały czas tutaj biegasz, więc pewnie już pamiętasz drogę?
Daro skinął głową i bez słowa ruszył żwawo przed siebie. Czerwonooki szedł tuż za nim, pilnując, by ten nagle mu gdzieś nie zniknął. Gdyby tak się stało miałby pewnie problem z odnalezieniem się w tych wszystkich korytarzach i nawet powrotem do własnego pokoju. Oczywiście w takim wypadku mógłby kogoś zapytać o drogę, ale po co pytać obcych, skoro brat wiedział?
Pierwsze podejrzenia zaczęły się w nim rodzić kiedy po raz trzeci wchodzili i schodzili po tych samych schodach. Szli zdecydowanie dłużej niż projektant budynku zakładał, że będzie to zajmować, a na dodatek Daro od czasu do czasu popychał losowe drzwi. W końcu wędrówkę ich zakończyła ściana z powieszonej na niej obrazem, na którym jakaś smętna martwa natura krzyczała wręcz ,,przejścia nie ma!".
- Daro... - Rio zaczął powoli, gdy już się na dzieło napatrzył - gdzie ty nas właściwie zabrałeś?
Krwiopijca spojrzał na niego zdziwiony, pomilczał, pokiwał głową i wzruszył ramionami.
- Nie wiem - Odparł jakby to była jedyna, oczywista odpowiedź.

Podłamany Rio wziął w końcu sprawy w swoje ręce (to znaczy pozwolił Różakowi przycisnąć jednego z domowników do ściany i zapytać ,,Gdzie Elcia?"). Dzięki temu udało im się bez większych już problemów dotrzeć do gabinetu. Zapukali i radośnie weszli do środka - Rio, bo miał interes, Daro, bo przyszedł.
- Dzieńdobrywieczór! - Zabrzmiał od progu entuzjastyczny głos młodszego, który nadal nie wiedział, która godzina. - Masz chwilkę może? - Nie czekając na zaproszenie usiadł na jednym z foteli dla petentów i zaczął wyciągać karteczkę, co było dosyć trudne kiedy siedział, bo kieszeń była mała i akurat na jakimś takim naturalnym zgięciu... udało mu się jednak i popatrzył na nią błyszczącymi oczami, które to zaraz przeniósł na siedzącą nad papierami El. Teoretycznie planował zwracać się do niej per pani, ale po prostu ,,ty" samo mu się wymykało. ,,Elcią" jednak nazywał ją tylko gdy tego nie słyszała. Choć słyszeli to inni, więc mogła już o tym wiedzieć.
- Pomyślałem, że skoro minął już tydzień odkąd z twojej łaski tutaj jesteśmy, to mógłbym cię o coś zapytać. - Niemal położył się na jej biurku uśmiechając się uroczo - Widzisz, pokoje strasznie nam się podobają (znaczy Aim się przyzwyczaja, a to co zniszczył Daro jakoś się naprawi...), ale chciałbym dokupić parę rzeczy i je tam poustawiać... Za własne pieniądze, nie martw się! (Chyba, że chciałabyś pożyczyć mi na ten dywan, nie nieważne). Wolałem zapytać cię o zgodę. Chciałbym się też trochę porozglądać po mieście, żeby wybrać najlepsze. Masz świetny gust, ale niektóre pomieszczenia są strasznie pustawe, nie sądzisz? - Wjechał na blat jeszcze bardziej, najwyraźniej nie odróżniając mebli do leżenia od mebli do kładzenia na nich (często ważnych) przedmiotów.
- Co powiedziałabyś na małe zakupy? - Zapytał po chwili tak naturalnie, że trudno było powiedzieć czy żartuje czy mówi całkowicie poważnie. Było to jednak na tyle niespodziewane, że nawet Daro, który do tej pory zajęty był przeglądaniem księgi o mitach Maurii, z nadzieją, że znajdzie w niej jakieś ciekawe obrazki, podniósł głowę i popatrzył na dwoje wampirów. Szybko jednak stracił nimi zainteresowanie i wrócił do swojej lektury, bo chciał w miarę niepostrzeżenie wepchnąć na miejsce niechcący wyrwaną kartkę.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Elleanore zamoczyła białe pióro w atramencie i podpisała kolejny dokument wymagający jej zgody. Rutyna była tym co lubiła najbardziej. Jedni mieli dryg do podróży i parcie na zwiedzanie nieznanych miejsc. Ella nigdy nie uważała się za obieżyświata, a właśnie kolejny raz doszła do wniosku, że raczej bliżej jej do typowego domatora. Komfort jaki odczuła wracając na swoje włości. Spokój, wiedząc, że znów nad wszystkim ma bezpośrednią kontrolę. Znane kąty i brak zaskakujących sytuacji. To wszystko podchodziło pod kategorię rzeczy lubianych. Tym bardziej hrabina utwierdziła się w postanowieniu, że wszystkie niekonieczne wyjazdy będzie zrzucać na innych. Pomyśleć, że wolny czas mogłaby poświęcić na czytanie książki. Po takim urlopie nigdy też nie tworzyły jej się zaległości. Tak zaś wyjechała, nie załatwiła tego co zamierzała i wróciła do stosów dokumentów. Sama praca nie męczyła Ell, bardziej irytował ją fakt, że przez tyle czasu leżała ona nie wykonana. Leonore nie znosiła zaległości.
        Pukanie przerwało przyjemnie monotonną ciszę doskonale wspierającą pracę. Po sposobie już wiedziała kogo się spodziewać.
        - Witam - odpowiedziała lakonicznie, nie odrywając wzroku od czytanego właśnie sprawozdania. Cóż, od kilku dni rutyna była trochę urozmaicona obecnością trójki życiowych nieudaczników. Na pytanie nie odpowiedziała. Zerknęła jedynie spode łba a znad papieru, w niemej odpowiedzi. Czy wyglądała jakby miała chwilę? Czas to pieniądz, a gdy pracowało się w banku powiedzenie nabierało nowego, bardziej materialnego znaczenia. Jeśli Ell kiedykolwiek wyglądała jakby miała chwilę do marnotrawienia, to z pewnością nie gdy siedziała w biurze.
Widząc, że sprawa zajmie trochę czasu, wróciła wzrokiem do czytanej treści, nie zwracając na Rio uwagi większej niż zwykła świadomość jego obecności. Gdy wreszcie młodzieniec przemówił, jego wypowiedź zawierała wyjątkowo dużo słów zaś niezmiernie mało treści, co również nie zachęcało do większego skupienia się na jego opowieści.
Zignorowała płaszczącego się na biurku wampirka, tak samo jego uśmiech. Lub może nie dostrzegła ani jednego ani drugiego. Po minie Ell ciężko było wyciągnąć jakieś wnioski, gdyż ta nie zmieniła się nawet na mgnienie. Twarz nie zdradzała też żadnych myśli wampirzycy, która nieco większą uwagę przyłożyła do zapewnienia o korzystaniu z własnych środków finansowych.
"Za własne pieniądze", było bardzo dobrym argumentem, nawet jeżeli oziębła maska tego nie odkrywała. Chociaż budził on pewne wątpliwości, mianowicie, czy oni w ogóle mieli własne pieniądze.
Entuzjastyczny afekt młodzieńca, który chyba rósł z sylaby na sylabę, nawet odrobinę nie udzielał się Ell, która zajmowała się pracą jakby gościa w ogóle nie było w gabinecie.
        - Wasze sypialnie możecie urządzić wedle własnego gustu - odpowiedziała nawet nie zaszczycając Rio drugim spojrzeniem. Właśnie skończyła czytać dokument. Zamoczyła pióro w kałamarzu i w dolnym prawym rogu złożyła kształtny podpis. Lewą ręką docisnęła bibułkę do mokrej jeszcze sygnatury, by szybciej wysuszyć atrament i uniknąć nieestetycznych smug. Po całej procedurze, skrawek odłożyła na bok, zaś dokument wylądował na stosiku podpisanych papierów.
        - Pozostałe pokoje mają pozostać w niezmienionej pustawej formie - sprecyzowała jakby właśnie podpisywała umowę z diabelskim dekoratorem wnętrz. Ell lubiła klarowne sytuacje oraz jasne i precyzyjne umowy. Oczywiście lubiła też swoje wnętrza. Niezmienne od trzystu lat i takie właśnie miały pozostać przez następne dziesiątki lat jej żywota. Zmiany były zbędne, gdy aktualna sytuacja była w pełni zadowalająca i się sprawdzała.
Co prawda nie przytaknęła wampirkowi gdy ten oznajmił, że chce się porozglądać po mieście, nie zgłosiła jednak sprzeciwu co można było poczytać za zgodę. Zamiast spojrzeć na młodzieńca rozkosznie rozciągającego się na biurku z maślanym wzrokiem, pełnym oddaniem i uwagą obdarowała kolejny papier ze sterty jeszcze nie przeczytanych.
        - Nie mam nic przeciw, możecie iść - odpowiedziała spokojnie, zupełnie nie poruszona nagłym pytaniem. Przez mgnienie niewielka zmiana pojawiła się na obliczu wampirzycy, ale to nie Rio był jej przyczyną, mimo swoich starań. Dźwięk wyrywanej kartki i widok Daro buszującego gdzieś na obrzeżach pola widzenia hrabiny, nieznacznie zmarszczyły jej brwi. Te zaraz wróciły na swoje miejsce, podczas gdy Ell odezwała się ponownie.
        - Mniemam, iż nie będę żałować poręczenia za was. - Nawet groźby pewnych fascynatów praktycznego zastosowania stolarki pod postacią rozmaitych szafotów, szubienic czy pali byłyby mniej przerażające niż pozornie łagodna a jakże sugestywna wypowiedź wampirzycy. Równie dobrze mogłaby zwyczajnie powiedzieć, że za wszelkie uchybienia odpowiedzą własną skórą, którą zdejmie z nich na żywca kawałek po kawałeczku. Chociaż może cała skuteczność zachęty do grzecznego zachowania tkwiła właśnie w jej subtelności połączonej z pozą Ell, niewzruszoną niczym lodowiec.
Bezpośrednie groźby dawałyby przynajmniej komfort świadomości gruntu, po którym się stąpało, a tak konsekwencje pozostawały całkowitą niewiadomą. Oczywiście biorąc pod uwagę, że wampirzyca poręczyła za chłopców, fakt, że będą, był równie oczywisty jak wschody słońca.

        Luca stanął przy wyjściu, czekając na niedorobione pijawki. Elleanore nie musiała wołać ani porozumiewać się w inny werbalny sposób. Bez problemu korzystała z mentalnej więzi z wilkami nawet na pewne odległości. Powierzchnia kamienicy nie stanowiła wyzwania, gdy zmiennokształtni i ich szefowa zdążyli zżyć się przez wszystkie wspólnie spędzone lata. Zwykle nawet rozmowy tak prowadzili. Był to wspaniały sposób na wymianę zdań bez wtajemniczania postronnych. A wszyscy domownicy przywykli do niego do tego stopnia, że aktualnie rzadko kiedy rozmawiali na głos, nawet gdy konspiracja nie była wymagana.
        Westchnął niezadowolony. Jak zawsze miał przesrane. Jakimś sposobem przez zaufanie Ell czuł się jakby został ukarany, co za paradoks. Taka jednak była prawda. Elleanore szanowała wszystkich wilkołaków i darzyła ich zaufaniem, ale to właśnie jemu i Casjusowi ufała całkowicie bezgranicznie, to zaś wiązało się z wykonywaniem delikatnych zadań, jak towarzyszenie hrabinie na dziwnych aukcjach. Pilnowanie jej by wróciła bezpiecznie. Czy teraz niańczenie upośledzonych pseudo wampirów. Cas miał inne obowiązki, więc robota spadała na niego. Dla równowagi sił, do towarzystwa zawołał Nowego, by miał trochę szans do wykazania się. Nowy, Junior, czy Szczeniak, jak go wołali, był jeszcze trochę zdziczały i oschły, ale powoli zaczynał rozumieć jak działa tutejsza wataha. Wilk nie był tak młody jak sugerowałyby przezwiska. Krótko jednak należał do stada, co automatycznie uplasowało go jako najmłodszego. Takie zadanko połączone ze spacerkiem powinno dobrze mu zrobić.
Stan był drugim zabranym do pomocy. Zmiennokształtny wzrostem i posturą mógł onieśmielić niejednego mężczyznę. On z kolei był już starym wyjadaczem i typowym facetem sprawdzającym się w sytuacjach gdy argumenty siły okazywały się potrzebne. Patrząc na trio dziwadeł, dobre przygotowanie do wyprawy obejmowało zabranie ze sobą osiłka, który mógł przemówić im do rozumu lub obezwładnić gdyby zaszła taka potrzeba.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

Rio bardzo wygodnie płaszczyło się na wielgachnym w jego mniemaniu blacie. W sumie kiedy już mostkiem oparł się o jego krawędź, a policzek położył na wyciągniętym ramieniu uznał, że mógłby tak zostać. Pogapić się na Elkę, posłuchać szurania papierów, skrobania pióra czy niemego pisku nieruchomych liter, które gdyby tylko mogły gięłyby się pod surowym spojrzeniem wampirzycy albo rozpierzchły w popłochu na wszystkie strony. To mogłoby być nawet zabawne - gdyby uciekły Daro mógłby za nimi poganiać. Spodobałaby mu się taka zabawa i w końcu mógłby się czymś wykazać. On sam zaś namówiłby Elcię, by przyklęknęła z nim przy machoniowym meblu i wspólnie czatowaliby na te z liter, które jeszcze nie odważyły się zeskoczyć. Byliby blisko siebie, zdani na swoje umiejętności i słysząc własne oddechy umacnialiby łączące ich więzi zaufania tak długo, aż Elleanore uśmiechnęłaby się do niego i powiedziała w końcu ,,Dobrze, że zawsze mogę na ciebie liczyć". Och, jakie to byłoby wspaniałe! Tak, klęczałby naprzeciw niej do upadłego, aż w końcu zwróciłaby na niego swoją serdeczną uwagę. Ewentualnie aż zdrętwiałyby mu stopy. Wtedy musiałby wstać. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by po tym jak już wstanie przysiadł się bliżej damy. Wtedy mógłby wypatrywać niesfornych liter znad jej ramienia, wdychać zapach jej perfum i w końcu oprzeć się podbródkiem o materiał szaty. I zarobić w łeb. Ale warto by było.
Rozmarzony uniósł zamglony chwilowo wzrok na pracującą bez chwili wytchnienia kobietę. Jej poczucie obowiązku mu imponowało. Co prawda sam też miał swoje na głowie - w dodatku nie byle co, bo Rio i Aima, a to było o wiele więcej niż stosy dokumentów. Kartki w końcu nie uciekały, nie wpadały w panikę, nie gryzły nikogo, nie przeżuwały firanek, nie czmychały z kąpieli, nie pluły, wzrokiem małego wampirka nie wywoływały wyrzutów sumienia, nie biły się, nie bały się i w ogóle były zdawało by się mniej upierdliwe, choć w odpowiednich ilościach potrafiły zająć o wiele więcej miejsca. Nie były jednak w żaden sposób kochane, nie dawały się miziać, przytulać, nie pocieszały, nie były rodziną, nie oferowały wsparcia, nie stawały w jego obronie, gniotły się od spania razem z nimi i były o wiele mniej ciekawe od obcowania z braciszkami. Biorąc to wszystko pod uwagę Rio nie mógł powiedzieć, że jego "praca" była nieprzyjemna, ale gdyby ktoś zarzucił mu nicnierobienie albo lenistwo, któremu z taką lubością oddawałby się gdyby tylko mógł - dyskutowałby.
Przez ten tydzień jednak mniej przychylne komentarze zostały mu oszczędzone, a tym samym względny rutynowo-zabiegany spokój kamienicy był chwilowo bezpieczny.
- To świetnie! - ucieszył się, gdy Elleanore jasno stwierdziła, że w swoich sypialniach mogą robić co chcą. Znaczy - w zmianach wystroju. Uśmiechnął się za to z uznaniem i lekkim rozbawieniem, kiedy dodała wzmiankę o całej reszcie. Jakby podskórnie czuła, że chętnie posunąłby się dalej niż zapowiadał. Po raz kolejny musiał uchylić czoła przed jej babsko-pracującą bystrością.
- Strasznie twarda jesteś... ale dobrze, dobrze, niech będzie po twojemu - wymamrotał w rękaw z całkowitą, podszytą pełną aprobatą uległością osoby, której za nic nie można ufać, ale która nic głupiego nie zrobi, bo jest ostatnim tchórzem.
Przestał się wydurniać i opierać o biurko dopiero kiedy Elcia "puściła ich" na zakupy. Wtedy wyprostował się w fotelu i założywszy nogę na nogę popatrzył na nią tak, jak zdarzało się patrzeć tylko jemu. Miał coś takiego w spojrzeniu, postawie, minie - że nie dało się zgadnąć co właściwie myśli (ani jaki jest iloraz jego inteligencji), chociaż wyrażał jakoby wiele emocji. Korzystał z tego efektu z umiarem i być może zupełnie nieświadomie, ale riowatość aż od niego biła.
- Myślałem, że i ciebie uda mi się wyciągnąć - stwierdził łagodnie bladym jakimś tonem podszytym przeciągłym żalem i akceptacją zastanego stanu rzeczy. - Ale nic to, następnym razem. Może jak będziesz miała mniej papierów? Wtedy powiem ci też co najbardziej chciałbym kupić. - Zaszeleścił karteczką. - Jestem pewny, że część by ci się spodobała... mogłabyś mi także pomóc. Jak już mówiłem, masz świetny gust. - Wrócił do normalności, zwykłej barwy głosu rozpieszczonego nastolatka i uśmiechnął się najszerzej od czasu przekroczenia progu gabinetu. Jego uśmiech spotkał się jednak z chłodną i grobowo spokojną pseudo-niegroźbą Elki, od którego zjeżyły mu się wszystkie dostępne włoski. Tak, o ile on miał swoją riowatość, ona zdecydowanie obdarzona była elkowatością najwyższej klasy. Nikt - nikt nie potrafił z takim opanowaniem wypowiadać grzecznych słów, będących aluzjami śmierci w męczarniach jeżeli coś pójdzie niezgodnie z planem, mając przy tym tak pociągającą, kamienną twarz.
- Oczywiście! - odparł pogodnie, choć wewnątrz wił się z rozkoszą, złapany w pułapkę strachu i fascynacji niczym malutki samczyk przy godach z kobietą-modliszką. Miał jednak zamiar pilnować braci (lub brata, zależnie od tego czy Aim wyjdzie z pokoju) bez względu na to jakie byłyby konsekwencje niedopatrzenia. Pod skrzydłami Elci musiał po prostu być bardziej rygorystyczny i jej słowa głównie o tym mu przypomniały. Nie przesadzać z wolnością dla Daro, nie rozpędzać się samemu i nie zostawić w tyle Aima. Tego trzeba było się trzymać i jego zdaniem to wystarczyło, by osiągnąć sukces i nie podpaść głównodowodzącej ani całemu miastu. Miasto, tak... trzeba będzie zadbać o to, by dzisiejszy spacer był odpowiednio długi. Należało powoli zaznajamiać się z uliczkami, alejkami i odpowiednimi sklepami. Poznać gdzie co jest, jak wygląda i czego można się spodziewać. Wchłonąć trochę tutejszej atmosfery (choć Rio za nią nie przepadał), przyzwyczaić się i pokochać. Tak, dzisiaj w planach było oswojenie się z okolicami nowego miejsca zamieszkania, a także oswojenie ich w pewien sposób ze sobą. Był to pierwszy krok do rozkochania w sobie tej ponurej mieścinki, o której to krążyły plotki, że podobno wymiera. Szczerze mówiąc czerwonooki raczej nie dziwił się, że młodzi uciekają z tego miejsca, gdyż sam chętnie by to zrobił. Skoro jednak nie mógł chciał się do niego przekonać. To była jego główna strategia przetrwania.

Daro natomiast w ogóle nie wyglądał jakby jakiejś potrzebował - zamiast taktyki na stronach kolejnej księgi szukał wraz z obrazkami zaginionych fragmentów własnego mózgu. Bezskutecznie w obu przypadkach. Jedynymi ciekawszymi rzeczami, na które się natknął były kolorowe inicjały pierwszych liter rozpoczynających rozdziały, ale dla niego to było jednak zbyt nudne. Nawet gdyby tańczyły, skakały i śpiewały - on chciał zobaczyć potworki, a nie zmorę w postaci fragmentów alfabetu.
Niezadowolony zamknął z hukiem potężny tom i już miał wyciągnąć następny (nie chowając oczywiście poprzedniego na miejsce), gdy usłyszał jak Rio z trzaskiem podnosi z fotela swoje młodociane jestestwo i szura w jego kierunku.
Jakby upomniany, Daro zaczął zbierać co narozwalał, choć niezbyt chętnie to i bez zbędnego marudzenia. Pognieciona, upchnięta na siłę kartka trzymała się grzecznie na swoim miejscu, więc zadowolony mógł odłożyć książkę... gdzieś. Nie za bardzo kojarzył skąd ją wyciągnął. Ją i jeszcze dwa tomiki. Na tej chwili konsternacji przyłapał go młodziak, który jednak pod względem rangi był tutaj najstarszym bratem. Stanął z uśmiechem za jego plecami i przypatrywał mu się zaplótłszy ręce na plecach.
- Potrzebujesz pomocy? - zapytał w końcu, widząc jak różowy waha się pomiędzy powolnym szukaniem prawdziwych mieszkań książeczek, a wepchnięciem ich w przypadkowe, nie zawsze dobre towarzystwo.
Gdy Daro pokiwał głową, przyjrzał się uważnie tytułom - i tym znajdujących się na półce w zasięgu rąk wampira, jak i tych leżących na podłodze, bądź spoczywających na jego kolanach. Pobłądził trochę wzrokiem, po czym wziął pierwszy wolumin i wsunął ostrożnie na - jak mu się zdawało - prawidłowe miejsce. Chwilę dłużej pogłowili się przy drugim, a z trzecim poszło im nad wyraz sprawnie. Zadowoleni ze wspólnej roboty mogli w końcu pożegnać się z Elką i wyjść.

Na korytarzu, pod samymi wręcz drzwiami czekała już na nich słuszna obstawa. Rio zawsze zdumiewał sposób porozumiewania się między mieszkańcami kamienicy i to w jaki sposób wszyscy byli zawsze na miejscu i we właściwym czasie. Trochę jak mróweczki - nieme, a tak wspaniale zorganizowane. Bawił go także fakt, że zużyto na nich aż trzech wilkołaków, w tym jednego o rozłożystej klacie marynarza, którego chłopak wolałby nie pamiętać. Nawet gdyby drugi czarnowłosy wampir postanowił z nimi iść taka liczba "nianiek" dawała do myślenia. Chyba sporo minie nim będą mogli sami wychodzić na powierzchnie. No, ale po tym w jaki sposób pani Elleanore ich poznała nie było co się dziwić. Daro i Aim byli w areszcie. Siedzieli tam za wszczynanie bójek i rozwalenie latarnią ściany (latarnia z resztą też tego nie wytrzymała). W dodatku nie zadbali o to, by po przygarnięciu zrobić na kobiecie lepsze wrażenie. Chyba po prostu faktycznie byli z lekka... nieprzewidywalni, ale na tym polegał ich urok. Urok to jednak było czasem za mało, by uniknąć konsekwencji łamania prawa i kości innemu wampirowi (i nic to, że zaraz się zrosło). Choć ten mit Rio w końcu zamierzał obalić. Nie po to obdarzony został takimi oczami i buźką oraz zabójczą inteligencją, by ponosić kary za co innego niż właśnie za urodę.

Powitali mężczyzn wesołymi, głupkowatymi i niewinnymi uśmiechami, ale zaraz potem Daro zrobił minę niezadowoloną, przypominając im, że woli ich w wilczej postaci i zły jest, że takiej nie przybrali. Niewłochate cholery.
Rio za to oznajmił, że muszą jeszcze wrócić na chwilę do swoich pokoi, a on spróbuje przekonać Aima, by na miasto wybrał się razem z nimi, wątpi jednak, żeby się to udało. Kiedy skończył dzielić się z nimi swoimi planami poprowadził ich płynnie korytarzem, aż w połowie drogi przystanął, by zapytać o drogę. Nadal się jednak gubił.

Kiedy dotarli w odpowiednie miejsce chłopcy na chwilę rozeszli się do swoich pokoi, ale zaraz wyleźli - Rio w innych niż uprzednio spodniach, z dodatkowym okryciem i dużą torbą na wszystko (w tym część zakupów). Na jego ramionach spoczywała wielobarwna, choć raczej ciemna chusta dopasowana do owej, zdobionej w fantazyjne wzory, pozornie nie damskiej torebki. Gdyby tak zarzucił ją sobie na głowę (chustę, nie torbę) wyglądałby jak prawdziwa cudzoziemka. Pokrzątał się chwilę jakby upewniając się, że wszystko zabrał, po czym wszedł do pokoju Aima, zamykając drzwi w tym samym momencie, w którym Daro opuścił swoją siedzibę. Różowowłosy w przeciwieństwie do brata nie przebrał się, ani nawet nie uczesał i chyba zniknął w pomieszczeniu tylko dla samego faktu zrobienia tego. A może coś polizał, nie wiadomo. Nic jednak ze sobą nie zabrał, chyba, że ukrył to w zakamarkach wymiętego ubrania (co nie było aż tak nieprawdopodobne). Zaraz też, korzystając z faktu, że czujne ślepia Rio zniknęły mu z pola widzenia, zaczął przymierzać się do ukąszenia jednego z wilkołaków. Zastanawiał się tylko którego wybrać. Tego "najważniejszego"? Jego krew mogła być przesiąknięta zgnilizną charakteru, ale skoro był najważniejszy to pewnie najlepiej jadał. A to było ważne. Ale może jednak lepiej wziąć osiłka? Tacy rozbudowani faceci byli na swój sposób słodkawi. Lubił ten posmak. Taki wyrazisty... chyba, żeby znowu spróbować tego trzeciego. Daro był pewny, że napadł go już co najmniej raz, ale chętnie by się upewnił. Chociaż z drugiej strony wyglądał mu tak jakoś dziwnie...
Nie zdążył się namyślić kiedy otworzyły się drzwi i Rio wychylił się po to, by zaraz znowu za nimi zniknąć. To powstrzymało na chwilę Różaka, ale im dłużej czekali, tym głód dawał bardziej o sobie znać. Wampirek kręcił się jakoby niezainteresowany, a zniecierpliwiony, czekając tak naprawdę na moment, w którym ktoś straci czujność. Łaził spokojnie, patrząc to na mężczyzn to na ściany, przystawał, zawracał... ogólnie snuł się bez celu, bardzo dla siebie typowo. Tuż przed momentem, gdy usłyszał skrzypnięcie, a Rio wyszedł z torbą nieco bardziej wypełnioną, ale za to bez Aima, chwycił ramię "najważniejszego", szarpnął go do tyłu, otworzył paszczękę i wtedy właśnie spojrzał na braciszka, co poskutkowało nową lawiną błyskawicznych czynności: zamknięciem ust, wyhamowaniem wilka, ustawieniem go do pionu, grzecznym otrzepaniem jego rękawów i udawaniem, że nic się nie stało. Czarnowłosy skinął głową przychylnie, popierając takie zachowanie i, by utrwalić je w umyśle Darcia, wyciągnął swój własny nadgarstek i przekręcając go zachęcająco wierzchem do góry podstawił mu niemal pod nos. Różowowłosy kochał braciszka, ale tylko dlatego, że był na głodzie nie odrzucił teraz tej propozycji. Krew Rio była bardzo dobra, ale już od 100 lat służyła mu jako stały element diety i nie lubił brać jej wtedy kiedy nie miał na niej prawdziwej ochoty. A chwilowo nie miał - chciał wilka!
Nie ociągał się jednak i całkiem chętnie upił tyle, ile przy swoich limitach mógł, z ręki przyjaciela. Rio świadomy był, że mu to nie wystarczy i prędzej czy później wgryzie się w kogoś innego. Chciał jednak w jakiś sposób pokazać wilkołakom, że tak po prostu jest i nie ma co się o to obrażać. Przede wszystkim miał jednak nadzieję, że nie spróbują z wampirem walczyć, bo to mogłoby przerodzić się w naprawdę nieprzyjemną sytuację. O tym też musiał jeszcze z Elcią i innymi porozmawiać - jasno wytłumaczyć dlaczego Daro robi to co robi i nieco go przy tym usprawiedliwić. Póki co jednak miał przed sobą inne zadanie - podbój sklepów Maurii!
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Rozciągnięty na blacie wampir sprawiał wrażenie niewidzialnego dla Ell. Czy leżał w milczeniu wślepiając się w hrabinę i jej ruchy, czy rozpoczął monolog, wampirzyca nie drgnęła ani odrobinę, tak jak nie spojrzała w kierunku przymusowego gościa. Radosne pokrzykiwania były jej równie obojętne jak obecność Rio. Z takim samym brakiem reakcji spotkałby się zanosząc się płaczem, czego niewielką próbkę miał gdy próbował wybłagać i wyżebrać ratunek dla swoich braci znajdujących się w tragicznym położeniu. Intencję Elleanore pozostawały wielką niewiadomą, jednak jedno było pewne. Nie kierowała nią litość. Kto chociaż trochę znał wampirzycę, dałby sobie rękę a nawet dwie w poręczeniu odciąć, że krwiopijczyni miała wiele cech ale z pewnością nie znała litości. Gardziła zarówno tymi wymagającymi jej jak i litującymi się. Po zachowaniu Leonore ciężko było też dopatrzyć się sympatii, przynajmniej w odniesieniu do nowych utrzymanków.
        Nie podjęła dialogu z młodzikiem mruczącym w rękaw jakieś brednie. Zaczynając od tego, że brać pod włos i skłaniać do jakichkolwiek rzeczy się nie dawała. Albo miała na coś ochotę albo nie, tu następowała niewzruszona niczym sama Ell, kropka, bez pola do najmniejszej dyskusji. Podsumowaniem zaś byłoby, że dzieciak mówił jakby miał wybór. Nie miał.
Nigdy nie pakowała się w umowy, od których nie mogłaby odstąpić w przypadku wystąpienia nie ujętych w nich komplikacji. Zgodziła się robić za kuratora trójki małoletnich nieudaczników, by ci nie skończyli w więzieniu, lub przymusowo wcieleni do armii, czy jaka im tam kara przysługiwała za te niegodne wybryki. Nie znaczyło to jednak, że nie zaznaczyła, iż w razie komplikacji lub braku oczekiwanej współpracy, zwróci ich z solidnym kopniakiem na rozpęd i jeszcze sama wybierze ładną osinę czy inne drzewko tak na zaś, gdyby miało się przydać.
        - Mam wszystko czego mi trzeba, zakupy są zbędne - odpowiedziała równie chłodno jak wcześniej. Na wyprowadzanie dzieciaka z błędu nie miała ani ochoty ani nie uznawała tego za konieczne. Jaki następny raz? Nie mówiąc nawet, że w kręgu jej zainteresowań brakło miejsca dla upodobań Rio. Tak jak nie wspominając, że próby wpływania na wampirzycę niezależnie od formy, spalały na panewce. Kolejną istotną kwestią był drobiazg, że do następnego razu nic się nie zmieni. Ell nie gustowała w tutejszych wyrobach, chociaż tego wiedzieć nie mogli. Wiele z tych mebli, wszystkie dywany i skóry miały swoją historię, często sięgającą odległych dni obfitujących w słońce, które nawet po zmroku dawało o sobie znać, gdy nagrzana ziemia rozkosznie oddawała ciepło. Chociaż myśli wampirzycy na moment umknęły w złote piaski jej oblicze pozostało charakterystyczną dla Elleanore maską.
Dopiero słysząc potwierdzenie, skinęła wampirkowi głową z aprobatą. To był jedyny gest mający namiastkę zadowolenia bo na pewno nie sympatii. Lepiej dla całej trójcy, by szło im to lepiej niż pilnowanie Dara przy książkach.
Drzwi (wreszcie) zamknęły się za dwójką nieumarłych z odzysku, a pokój wypełniła ukochana cisza przerywana jedynie szelestem papierów.

        Wilki nie ucieszyły się nawet odrobinę, więc uśmiechów, w ich mniemaniu głupkowatych nie odwzajemniały. Tego dziwnego co zachowywał się jak zdziczałe zwierzę, najchętniej zutylizowaliby już na starcie i dla dobra społeczeństwa. Wśród wilków tak się robiło. Jeśli ktoś nie rokował, bo mu odwaliło, to urywało mu się łeb, by nie psuł opinii innym i by inny nie musieli się z nim użerać. Prosta sprawa. Po cichu wilki liczyły, że tak będzie i w tym przypadku. Na razie jednak postępowali zgodnie z wytycznymi.
        Zaprowadzili niedojdy, które zgubiły się we własnym domu. Co tu było do pamiętania? Dwa główne korytarze, może ze cztery odnogi i dwa komplety schodów. Tylko idiota by się zgubił. Problem w tym, że obserwując te pijawki, nie mijali się z prawdą w swoich złośliwościach.
Luca jak zawsze trzymał fason, pasując do szefowej idealnie. Niewzruszona mina nie schodziła mu z twarzy nawet na sekundę. Junior dopiero się uczył. Facet był trochę nerwowy i narwany po tym co przeszedł. Do tego dochodził chyba jego uroczy charakterek - najpierw wal potem pytaj. Stan zaś taksował wszystko z czujną miną, jak przystało na typową ochronę.
        Luca nawet zdążył stwierdzić, że wszystko układało się upierdliwie, ale bez komplikacji. Czekali na to aż grupa się skompletuje, jakby z jednym z nich było nie dość kłopotu. Sądził tak do momentu aż jedna (ta upośledzona) z gajmad postanowiła go użreć. Szpakowaty wilk jak zwykle nie dał się wyprowadzić z równowagi. Napiął mięśnie karku stawiając się wampirowi i czekając z bardziej radykalnymi krokami. Młody nie był tak spokojny. Już przygotował się do odzewu. Stan również zbystrzał gotów na wszystko.
Całe szczęście opiekunka w postaci drugiego wampirka, ustawiła zakałę do porządku. Mogli iść do miasta wyczekując dalszych kłopotów.

        W tym czasie drzwi do gabinetu Ell otwarły się ponownie, znów odrywając ją od pracy. Pewnym siebie krokiem wszedł do niego wysoki i dobrze zbudowany brunet w nienagannym garniturze. Groźne ciemne oczy patrzyły w typowo zwierzęcy sposób spod ciemnych brwi. Dwudniowy zarost pokrywał zaciśniętą szczękę. Nawet nie siadał. Stanął nad biurkiem ze skrzyżowanymi rękoma.
        - Na stare lata zachciało ci się być filantropką? - odezwał się niskim głosem, bliższym wilczemu warczeniu niż ludzkim tonom.
Elleanore uniosła głowę patrząc wilkowi w oczy.
        - Marudzisz jak zawsze - zamruczała. - Przynajmniej masz trochę więcej wyzwań. - Wilk warknął wściekle.
        - Wyzwań?! Najpierw szwendasz się, wycieczki sobie urządzasz. Polowań na demony ci się zachciewa? - Brunet ledwie powstrzymywał się od krzyku, zamiast niego, na ludzkie słowa nakładał się bulgot, który spokojnie mógłby dobywać się z piersi wilka, takiego naprawdę dużego wilka.
        - Przecież grzecznie wróciłam - zaćwierkała Ell, przyzwyczajona do wybuchów swojego alfy.
        - I zaraz przywlekłaś te mendy! - teraz już nie wytrzymał i zwyczajnie burknął na swoją szefową jakby łajał szczeniaka.
Elleanore podparła policzek na ręce patrząc z pobłażaniem na Casjusa.
        - Jak tylko wrócą zrobię porządek z tymi próbami gryzienia - odpowiedziała już całkiem poważnie, a wilkołak odetchnął głębiej zerkając na szefową trochę łagodniej. Wszystkich domowników łączyła głęboka więź, prawie że magiczna, unikalna dla wilkołaków, nawet jeśli jeden z ich członków wilkiem nie był. Tak więc każde z nich, a najmocniej ci najważniejsi, opiekujący się watahą, czuli gdy coś działo się członkom ich rodziny. Nawet jeśli była to jedynie próba ugryzienia, odebrali zarówno emocje Luci, jak i pozostałych będących z nim wilków.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

Rio i Daro bardzo chętnie wyszli na ulicę. Już parę razy spacerować im się tu zdarzało, ale na dobrą sprawę nie rozejrzeli się jeszcze porządnie. No i Rio miał coś do zrobienia. Dużo cośków. Między innymi popatrzeć po tutejszych twarzach, przewietrzyć się i pomyśleć. Obecność wilkołaków zupełnie mu w tym nie przeszkadzała, a i Daro też nie zwracał na nich większej uwagi, a nawet jeśli nie była to uwaga nieprzychylna. W przeciwieństwie do tego co wilki myślały o różowowłosym i co najpewniej wiedział (wyczucie niechęci wobec jego osoby nie było zbyt trudne) rzadko kiedy zdarzało mu się okazywać niechęć wobec nich. Raczej ich nie rozumiał niż nie lubił. Nie wiedział dlaczego nie zachowują się bardziej jak jemu znani zmiennokształtni i w ogóle nie chcą się z nim bawić. Zaczepiał więc kogoś od czasu do czasu w nadziei, że trafi na jednostkę, która okaże się z deka normalniejsza i nie tak sztywno-nerwowa jak reszta. Póki co jego wysiłki przynosiły mierne skutki. Jeżeli chciał odrobiny rozrywki musiał zapewniać ją sobie sam, bo Rio i Aim też byli jacyś tacy mniej dostępni niż zwykle. Pewnie przyzwyczajali się do nowego miejsca. Siedząc w pokojach. Samotnie. Ale czas, gdy będą razem wesoło biegać po korytarzach i robić zamki z mebli jeszcze nadejdzie, tego Daro był pewien.
Idąc za braciszkiem oglądał się bez skrępowania - omijał jednak wzrokiem budowle i ogólnie całość architektury, które jakoś specjalnie go nie interesowały, a skupiał się raczej na mieszkańcach i... ożywionych robotnikach. Dziwny był to widok. Pomijając fakt, że Daro od dawna nie spędził nocy w mieście to to konkretne było zdecydowanie specyficzne. Na to odczucie składały się w jego oczach głównie przebywające na zewnątrz rasy i ich ubiór - nie przypominały wampirowi niczego co znał, a jednocześnie nie wydawały mu się obce. Głównym (choć nieco podświadomym) celem w tym jego zerkaniu było jednak szukanie ofiary. Czy był tu ktoś apetyczny z kogo można by odrobinkę upić? Jak nie wilczek to może chociaż kobieta... ludzka kobieta, najlepiej pod trzydziestce. Na kogoś takiego miał teraz ochotę.

Rio najpewniej też, choć nieco pod innym względem. No i jednak chwilowo postanowił skupić się na innych, uprzednio zaplanowanych zadaniach. Zwalać kobiety z nóg swoim urokiem przyjdzie kiedy indziej. Może bez Darcia, który by je kąsał albo plątał się między nogami akurat wtedy, kiedy najmniej trzeba było. Dobrze, że czerwonooki mógł uparcie zwalać swoje niepowodzenia miłosne na brata - dzięki temu nie stracił pewności siebie i przekonania, że ma jeszcze jakieś szanse u płci przeciwnej. Co prawda parę bliższych mu (po przyjacielsku) dam próbowało wyprowadzać go z błędu, ale do niego jakoś nie potrafiło to dotrzeć. No bo jak, jak można odmówić takiej pełnej uroku, wampirzej chudzince jak on? Sam sobie by nie odmówił! A jednak spotykał się albo z nastawieniem czysto koleżeńskim albo z pełną obojętnością ze strony kobiet. Poprawiając swoją chustkę i ułożone pod nią włosy zaczął zastanawiać się dlaczego.

Aim tymczasem siedział samotnie pośrodku swojego pokoju. Niewielkimi, chłopięcymi dłońmi polerował z najwyższą dokładnością średniej wielkości figurkę galopującego ogiera, by postawić ją zaraz na lśniącym już niemal dywanie. Po skończonym piętnastym etapie pracy, metodycznie unicestwił brudną szmatkę i zaraz stworzył nową, przez kilka kojących chwil będącą nieskażonym brudem tego świata ideałem, by zabrać się za etap szesnasty, który to notabene był powtórzeniem piętnastego, czternastego, trzynastego i jeszcze paru innych. Wampir wciąż jednak nie ufał figurce. Zbyt długo stała w kącie bez odpowiedniej opieki. Ktokolwiek przecierał ją z kurzu (o ile w ogóle to robił) pomijał wszystkie co trudniejsze skosy, wgłębienia, zgięcia, rysy, rowki i szpary, które Aim molestował niestrudzenie cienkimi patyczkami, wodą, płynami własnego autorstwa, szmatkami i wszystkim innym co mogłoby wykurzyć stamtąd zło, nieczystość i niewidzialne robaki. Tym jednak zajął się na początku, po wstępnym przetarciu nieszczęsnego konika trzydzieści razy i niemal odprawieniu nad nim egzorcyzmów. Teraz zaś kończył swoje szlachetne zajęcie, wycierając to czym wcześniej małe dziełko cudzych rąk natarł, by nic się do niego już tak chętnie nie przylepiało i osiadało na nim jak już to w mniejszych ilościach.
Wszystko to zajęło mu raptem kilka godzin i wymagało ledwie odrobinki mocy magicznej, a przy okazji wyrobiło mięśnie ramion, zadowoliło poczucie estetyki, nakarmiło potrzebę wyrwania się z odmętów syfu, który widział dookoła i w ogóle napawało go dumą i nadzieją, że jeszcze kiedyś ogarnie ten burdel.
Jednak zanim otocznie stałoby się na tyle sterylne, by mógł się uspokoić, miał jeszcze po raz wtóry do zrobienia szafę, stoliczek, sufit, dywan, podłogę, ściany, łóżko, pościel, miskę, której używał do mycia, własne ubranie, siebie, półki, wszelkie mniej lub bardziej widoczne ozdoby, książki, krzesełka, no i należało coś zrobić z powietrzem. Z zadowoleniem obliczył jednak, że to wszystko nie zajmie mu więcej niż kolejne pięć czy sześć dni, a jeśli wyrwie się ze szpon paraliżującego przerażenia spowodowanego myślą, że mieszkają w jakiejś dziwnej kamienicy za współlokatorów mając stado wilko-ludzi to wyrobi się i w cztery. A potem... potem zostanie do oczyszczenia już tylko cały budynek.

Pozostali braciszkowie i trójka wystawionych na próbę wilków przemierzała kolejne długie alejki zatrzymując się nagle i niemal co chwila, kiedy tylko młodzieniec oznajmiał, że ,,o to tu, tu muszę wejść!". Zazwyczaj swoje interesa załatwiał w kilkanaście minut oglądając przykładowe towary, zagadując rzemieślników, pytając o ceny, sposób i czas ich wykonania oraz o masę innych, nie związanych z zamówieniem spraw. Wyglądał na radośnie podnieconego, uśmiechał się i wykazywał o wiele więcej energii niż robił to w domu. Najwidoczniej znalazł się w swoim żywiole. Mimo pewnego rozbiegania i zagubienia w mieście jako takim, sprawiał wrażenie, że doskonale wie dokąd idzie i co chce osiągnąć. Wszystko miał pod tak zwaną kontrolą. Zachowywał się nawet cywilizowanie, choć niezaprzeczalnie był nieco ekscentryczny i czasem nazbyt śmiały. Mimo bycia wampirem mocno odstawał więc od wyrobionych tubylców. Niektórzy zerkali na niego ze zdziwieniem, inni pogardliwie, ale parę młodszych osób, wziąwszy go za jakiegoś podróżnika czy nie do końca wiadomo co, uśmiechnęło się do niego z nijakim rozbawieniem i nieporadnie odmachując mu kiedy bez żadnych oporów unosił rękę. Najwyraźniej niewielu miało wpisany w swoje odruchy ten gest. Dużo bardziej na miejscu wyglądałby Daro, ze swoim drapieżnym wyglądem, uważnym krokiem i ogólną czujnością, gdyby nie nosił się jak bezdomny. A bezdomny wampir to nadal nie był tutejszy standard. Do tego towarzyszące im eleganckie wilkołaki. Cyrk na kółkach bez kółek. A jednak póki co nie zapowiadało się na kłopoty.
- O, jeszcze tu wstąpię! - oznajmił w końcu czarnowłosy, już pchając drzwi prowadzące do lombardu. Nie ciągnął na siłę wilkołaków za sobą - częściej zostawiał ich z Daro, którego wolał nie wprowadzać do sklepów. Kto jednak chciał mógł mu towarzyszyć, wtedy jednak musiał być gotowy na jego mamrotanie, gadanie, komentarze, ocenianie i nawet pytania, które można było ignorować przez jakiś czas, ale których młodzieniec produkował wyjątkowo dużo przy każdej jednej wizycie w każdym kolejnym zakładzie i przy każdym możliwym towarze.
W końcu wyszedł, nawet usatysfakcjonowany, zgarnął Darcia i wskazał kierunek, w którym udadzą się teraz. Czasem pytał wilki o umiejscowienie jakiś konkretnych usług, ale i tak wszystko wolał zobaczyć na własne oczy.
- Jesteście głodni? - zapytał nagle, a Daro aż cały drgnął, choć słowa niestety nie były skierowane do niego. Rio zaś pytał, bo właśnie znaleźli się w tej części miasta, gdzie istoty inne niż krwiopijcy czy liche mogli coś przekąsić. Było nie było mężczyźni łazili za nim już dosyć długo, a on sam nie chciał jeszcze wracać do kamienicy. Pomyślał więc, że dobrze będzie dać im chwilę wytchnienia, choć z niewiadomych względów spodziewał się brutalnej odmowy. Te wilkołaki były takie nieprzystępne!
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Brunet ochłonąwszy z pierwszego gniewu, pozostając jednak rozdrażnionym jak miał to w zwyczaju, ominął biurko, znajdując się po stronie wampirzycy. Oparł się o blat, tak by nie ruszyć żadnego ze stosików papierów. Ręce miał wciąż skrzyżowane na piersi, ale wzrokiem podążył gdzieś przed siebie.
        - Naprawdę, dlaczego to zrobiłaś? - zapytał. To prawda, że Ell wielu z nich wyciągnęła z podobnych sytuacji. Wilkom jednak można było ufać. Nie było wśród nich takich łamag. Zwyczajnie ich życie czasami trochę się pokomplikowało, a wampirzyca pomagała je naprostować. Zmiennokształtny nijak nie potrafił tego podciągnąć pod wampirki.
        - Hmm? - Spojrzała na wilka niewinnym wzrokiem. - Ale co zrobiłam? - zapytała drocząc się jak zawsze. Sam fakt, że wściekał się o wszystko, prowokowało hrabinę do pogrywania z Casjusem po swojemu. W gruncie rzeczy, jeżeli któryś z wilków chciałby nakłonić do czegoś nieumarłą, największe szanse miał Luca. Z jego niewzruszoną cierpliwością nie było zabawy.
        - Wszystko - mruknął. - Ostatnio każdą głupią decyzję przebijasz następną jeszcze bardziej idiotyczną. Nie możesz jak każda znudzona bogata kobieta wdać się w jakiś niepoważny romans? Nie wiem, z młodszym artystą na przykład? Mniej upierdliwe i nawet jakbyś ściągnęła go do domu nie było by tyle problemów. Rozchlapaną farbę można łatwo zmyć, Junior miałby co robić - narzekał Cas.
        - Nie sądzisz, że byłoby to nudne skoro wszystkie tak czynią? - zaśmiała się Ell, podpisując następny papier.
        - Nie narzekałbym na nudę - odbił piłeczkę wilk, podając Leonore czystą bibułkę do wysuszenia atramentu. Nie musiał patrzeć co kobieta robiła. Sam słuch i doskonała znajomość wampirzycy, sprawiały, że wiedział czego potrzebowała nim jeszcze zdążyłaby poprosić.
        - Cas, ty na wszystko narzekasz - zamruczała, ze swoistą gracją osuszając sygnaturę.
        - Nieprawda - fuknął oburzony. Nie narzekał. Udzielał konstruktywnej krytyki tam gdzie była wymagana. Niezrażony, nie dał zbić się z pantałyku, drążąc temat zmiany hobby z adopcji nieudaczników na sztukę. - Jak nie romans z artystą, to może sama byś się wzięła za malowanie?
        - Nie mam na to czasu - odparła wampirzyca.
        - To po jaką cholerę przygarnęłaś te niemoty, skoro i tak nie narzekasz na nadmiar wolnego? Juniora jeszcze rozumiem, z niego jeszcze coś będzie.
        - Może z tych żałosnych stworzeń również? - Nie pierwszy raz przeprowadzali podobną rozmowę. W zasadzie jeżeli Casjus rozmawiał Elleanore, to ich dialog zazwyczaj przybierał formę kłótni, jakby byli starym małżeństwem.
        - Niby co z nich może wyjść? W ogóle wierzysz w to co mówisz?
Ell zastanowiła się chwilę, przerywając czytanie dokumentów.
        - Bez większych nadziei - odpowiedziała po namyśle z brutalną szczerością.
        - To dlaczego pytam jeszcze raz? - wilk powoli znowu tracił cierpliwość.
        - Może, żebyś mnie częściej odwiedzał - zaśmiała się krwiopijczyni, zbliżając się do końca stosu.
        - Co?! - W tym momencie brunetowi zabrakło argumentów i bardziej elokwentnych pytań.
        - Sam zobacz, kiedy ostatnio bywałeś w biurze tak często jak w tym tygodniu i rozmawialiśmy tak długo? - Wilkołak fuknął oburzony, ale po chwili znów złagodniał, poddając się chwilowo.
        - Powiedzmy, że rozumiem... Co jednak jeśli nabroją?
        - Poniosą karę przewidzianą w pieskim kodeksie.
        - A my?
        - My jesteśmy bezpieczni - odparła nie przejmując się banalnymi pytaniami alfy, który chyba robił to tylko by podrążyć jej dziurę w brzuchu. Mógł sobie kpić do woli, ale wiedział, że nie było bardziej ostrożnej osoby w przypadku podpisywania jakichkolwiek zobowiązań niż Ella. Kiwnął głową, przytakując jakby łaskawie zgadzał się z szefową.
        - To teraz powiedz mi jaki interes miał ten pieprzony Bajer w dostarczaniu Juniora w komplecie z figurką? - zmienił temat.
        - Skąd mam wiedzieć, nie siedzę w głowie Bajera. W liście napisał, że go znalazł przypadkiem, to go podrzuca.
        - Nie niepokoi cię to?
        - Niespecjalnie. To mój przyjaciel - odpowiedziała spokojnie wampirzyca, na co wilk tylko westchnął ciężko. Też sobie znajdowała przyjaciół. Nie mogła za znajomą mieć czarodziejki albo fryzjerki? Nie, Ell musiała przyjaźnić się z jakimś pieprzonym i niedorobionym demonem, który postanowił szukać siebie. Bogactwo i nuda przewracała tej szlachcie w dupach. Wzięłoby się to paniczątko do jakiejś sensownej roboty i od razu przeszłyby mu dylematy egzystencjalne. Zaraz po przeprowadzce postanowiła zbratać się z półślepym kundlem z kijem w dupie, który był podłym rasistą. No i oczywiście wisienka na torcie, Bajer... Przecież paczka byłaby nie kompletna i wampirzyca musiała sobie przygruchać diabła. Psiakrew, nie mogła jakiegoś w miarę normalnego bytu, tylko rogatego piekielnika? Nie, oczywiście, że on w przeciwieństwie do ulubionego psa szefowej nie był rasistą! Był realistą. Dlaczego akurat diabeł? I to nie jakiś tam psotny diablik, tylko człowiek interesu. Wszystko byłoby normalne i logiczne, kobietę interesu ciągnęło do podobnych jej osób, gdyby nie fakt, że każdy bardziej zorientowany domyśla się natury diablich biznesów. Nikt nikogo za rękę nie złapał. Diabeł nic nie mówi. Ell i wilki nie pytają i tak sobie wszyscy żyją zgodnie i szczęśliwie, co jakiś czas spotykając się, robiąc sobie prezenty (jak poszukiwane od dekad figurki czy uratowane z nielegalnych walk wilki) i przyprawiając go o siwe włosy.
        - Jak można być tak bystrym i tak niepoważnym zarazem? - westchnął kolejny raz, wciąż patrząc na Elleanore z góry.
        - Całe szczęście mam ciebie - zadrwiła wampirzyca zbliżając się do końca pracy, którą ułatwiał jej przyjemnie ochrypły głos o znajomej melodii.

        W tym czasie trójka wytypowanych wilków z Lucą na czele wędrowała po prawie całej Maurii pilnując dwójki wampirów i zastanawiając się czemu miasto jest aż tak rozległe. Wystarczyłby jeden rynek, ze dwa skwerki, po jednym sklepie na każdą branżę. Ale nie, sklepów było pod dostatkiem a wampir zamierzał odwiedzić chyba wszystkie po kolei. Łazili już pół wieczora, a on nie miał dość. Zakładając, że lekko nieogarnięty brunecik nie obrabuje sklepu, za każdym razem zostawali na zewnątrz pilnując tego drugiego o różowych włosach.
Mieli serdecznie dość, ale młodemu wyraźnie się nie spieszyło i jeszcze obiad na mieście mu się bzdurał.
        - Nie - krótko odpowiedział Luca, który jak najszybciej chciał mieć za sobą niańczenie wampirków i marzył o powrocie do domu i zwykłych obowiązków.
        - Ja jestem. Jak myślicie jak smakuje wampir? - w tej chwili na typowo wilczej, mentalnej linii odezwał się Stan, którego sroga mina nie zmieniła się nawet odrobinę.
        - Obrzydliwie. Skisłą krwią i nieświeżym mięsem, w końcu ani to zdechłe ani żywe - odparł nowy, którego facjata również niezmiennie wyglądała jakby komuś chciał spuścić ostre manto i jakby zupełnie nie miało znaczenia kto będzie tym szczęśliwcem.
        - Junior, jadłeś wampira? - skonsternował się wilk o posturze osiłka.
        - Nie - odparł nowy, na chwilę szczerząc zęby w uśmiechu.
        - To skąd wiesz? - Na moment Stan spuścił z oczu otoczenie, zerkając na towarzysza.
        - Nie mówię, że nie ugryzłem - prychnął arogancko i obaj mężczyźni roześmiali się mentalnie.
Luca tylko wzdychał i przewracał oczami, podczas gdy dwójka towarzyszy z minami zakapiorów rżała w myślach. Się na dowcipkowanie zebrało. Jemu wcale nie było do śmiechu.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

Można by powiedzieć, że Rio właściwie już skończył zwiedzanie. Pierwszej połowy sklepów.
Druga nadal czekała na niego, kusząc jego młodzieńczy, choć ponad stuletni umysł (w niektórych kręgach półtora wieku to dużo, w innych nie za wiele, a on sam uważał się za podrośniętego nastolatka. Zresztą poza dojrzałą siedemnastkę zazwyczaj zachowaniem nie wychodził, choć można było odebrać to też jako niepoważną dwudziestkę. Nie wyglądał chyba jednak na aż tyle). Nadal było ciemno, Daro cieszył się z przechadzki, a ich obstawa, cóż… wampir nie wiedział jakie są ich limity wytrzymałości, a konkretnej godziny, o której mają być w domu mu nie podano. Spróbował raz pójść im na rękę - zaproponował im odpoczynek, ale odmówili. Jak to odebrał naprawdę to jedna sprawa, ale i tak obrał plan zakładający, że wilkołaki mają jeszcze dużo siły i nie potrzebują przerwy. Skoro tak mógł szaleć do woli!
Nie biegał jednak i nie rozglądał się bez celu, ani aż tak chaotycznie jak mogłoby się wydawać - miał konkretne sprawy do załatwienia i postanowił sobie, że dziś się z nimi upora. Tak w większości, bo na zamówienia i tak trzeba było poczekać. No i właśnie… owych zamówień miało chyba trochę być, ale żeby je złożyć należało najpierw zaznajomić się z rzemieślnikami, artystami i innymi sprzedawcami, porównać ich towary, a może i prezencję ich samych. To zajmowało trochę czasu. I choć Rio starał się uwinąć z tym wszystkim dość sprawnie, to tak ilość sprawunków jak i jego beztroska postawa post-zakupoholika, dającego przykuć swoją uwagę niemal każdej co ciekawszej witrynie, nie wróżyła szybkiego powrotu do domu, a co gorsza nie pokazywała jak bardzo wampirek się stara.

Ruszyli dalej, a on wchodził i wychodził z coraz to ciekawszych budynków. Trzeba było przyznać, że nie każdy mógł się poszczycić taką sklepową wytrzymałością co on. Nawet Daro - choć jedynie niekiedy był wpuszczany do środka - miał powoli dosyć. Dosyć tej całej wycieczki, ale nie przebywania na zewnątrz. Po mieście mógłby łazić całą noc, a nawet dzień, choć wtedy już bez braciszka. Chętnie zwiedziłby co ciemniejsze zakamarki, pogapił się na mieszkańców i nasłuchiwał dźwięków tutejszej mowy. Mowa nieumarłych… co prawda znaczna część przebywających tutaj osób używała Wspólnej, ale ta druga wydawała się Daro bardziej na miejscu. Znudzony, podsłuchiwał o czym gawędzą przechodzące w pobliżu nich, dwunogie kreaturki, ale taka zabawa nie cieszyła go długo. Gdyby wiedział coś niecoś więcej o osobach biorących udział w wydarzeniach, których stawał się nieproszonym świadkiem, może umiałby zrozumieć znaczenie ich wypowiedzi poprzez kontekst. Tak jednak słyszał tylko nic nie znaczące imiona i nazwy, łączone z przymiotnikami, czasownikami i innymi fikuśnymi częściami mowy. Dowiedział się na przykład, że jakiemuś Gerardowi uciekł dwugłowy pies i że jest to dziwne (ciekawe czy fakt, że uciekł czy liczba łbów?), Merry znalazła sobie kolejnego kochanka, a von Kirihoff szykuje się do sprzedania cennego dzieła sztuki. Przez pierwsze minuty Daro nawet się tymi wieściami ekscytował. Lubił ciekawe nowinki. Tylko, że… w sumie nie miał pojęcia kogo one dotyczą - a na pewno nie miały nic wspólnego z nim samym. Po pewnym czasie zobojętniał więc na tę wynalezioną przez siebie atrakcję i postanowił spróbować czegoś innego.
Może ucieczka?
To pierwsze co wpadło mu do głowy. Skoro może uciec zwierzak, to czemu nie on?
Bardzo, ale to bardzo chciał wyrwać się spod męczącego go nadzoru.
Na początku wilkołaki w ogóle mu nie przeszkadzały. Właściwie to cieszył się, że pójdą na miasto większą gromadą - szybko jednak przekonał się, że tutejsze wilki są nudniejsze niż jedzenie szachów czy liczenie jesienią biedronek, które nawlatywały do domu. Nawet sumowanie ich kropek byłoby ciekawsze, mimo tego, że Daro nie za bardzo umiał rachować. Zawsze mógł jednak je pozbierać do słoika i dać bratu w prezencie. Byłby z tego przynajmniej jakiś pożytek. A tak?
Zerkał co jakiś czas na ich "towarzyszy". Poniekąd ich kojarzył. Najbardziej tego głównego, tego co zawsze był taki opanowany. Nie wyglądało na to, by dobrze się bawili. Od początku mieli jakieś grobowe miny, a różowowłosy wyczuwał ich wewnętrzne napięcie i niezadowolenie. Nic go niby z nimi nie łączyło i mógł ich ignorować, a jednak ich nastrój powoli mu się udzielał. Po godzinie spaceru z nimi miał ochotę już tylko burczeć, a po następnej - porządnie komuś przywalić. Dodatkowo narastał w nim niezaspokojony wcześniej głód. Daro zachowywał się względnie grzecznie tylko dlatego, że stale upominał go widok pleców brata albo jego słowa wypowiedziane kojącym, rozpogodzonym tonem. Rio jednak znikał mu z oczu co jakiś czas i wtedy buntownicze myśli wzbierały w nim na nowo.
Może uciec? Wyrwać się tym ponurakom od siedmiu boleści i pozwiedzać na własną rękę? W sumie mógłby chyba to zrobić. Był dosyć szybki i nieraz już w swoim życiu uciekał. To byłaby niezła zabawa - on nasyciłby się nieco emocjami (zanim nie dopadłby kogoś kogo można by dziabnąć), a wilki nieco by się rozruszały. Nie chciały z nim rozmawiać, to chociaż tak zwróciłby na siebie ich uwagę - może byłaby nieco inna niż to ponuro-czujne patrzenie mu na ręce, które zaczynało go irytować. Czasem odwracał się obruszony, gdy przyłapywał "strażników" na tym, że kiedy tylko próbował się nieco oddalić, wbijali w niego dzikie (mniej lub bardziej) spojrzenia. Nie chciał się jednak z nimi bić, bo Rio zabronił, a i mogłoby się to źle odbić na nim i Aimie. Mieli jakieś układy z Wielką Wampirzycą, jak w myślach Daro nazywał Elleanore, i obaj czarnowłosi starali się najwyraźniej utrzymać pokojowe stosunki tak z nią jak i jej podwładnymi… czy też towarzyszami. Tak czy inaczej, skoro oni widzieli w tym jakąś wartość to stała się ona priorytetem także dla niego.
Tylko, że to było tak okropnie nudne! W całej kamienicy nie była chyba ani jednej osoby, z którą mógłby się dogadać - wszyscy sztywni, zorganizowani i najwyraźniej nie chcący się do niego przekonać. A nic im nie robił! Nic szczególnego. Czasem ich tyknął albo z lekka udziabał, ale… nosz co jest w tym złego!?
Naburmuszony wsadził pięści ko kieszeni i kopnął jakiś kamyczek leżący na chodniku. W środku zaczynało w nim kipieć. Był głodny, zły, nie miał za grosz swobody i czuł się jak w klatce. Bardzo, bardzo nie na miejscu skoro od początku miał jak najlepsze chęci. Nie rozumiał tego - skoro kiedy zachowuje się poprawnie nic dobrego z tego nie wychodziło, to może miał się zachowywać źle?
Kopnął następny kamień, nagle okręcił się w miejscu i wyprowadził cios do tak zwanego Juniora. Po prostu. Bez ostrzeżenia, bez żadnej groźby, bez (względnie żadnego) powodu. Frustracja zdziczałego wampira musiała znaleźć gdzieś ujście, a to było jedyne rozwiązanie jakie przyszło wraz z impulsem do jego różowej łepetyny. Mógł jeszcze walnąć w latarnię, ale miał nie niszczyć mienia. Ani miasta. Nie dużo opcji mu więc zostało.

Rio, wychodząc od meblarza nie spodziewał się zastać podobnej akcji. Chciał w spokoju dokończyć swoje sprawy, wrócić do domu, porozglądać się po pokoju, którego wystrój zamierzał zmienić i porozmawiać z Elcią. Jednak Daro, wcześniej niż czerwonooki zakładał, osiągnął swoje limity i postanowił mu trochę w planach nabruździć. Zestresowany wampir aż upuścił torbę i uniósł ręce ku ustom, w geście niedowierzania. Domyślał się, że brat nie zamierza nikomu nic poważniejszego zrobić, ale wątpił, aby wilki zwracały na to uwagę. Było ich trzech, chyba wkurzonych, Daro jeden, kierujący się wyłącznie emocjami. Plus on. Ale on był dla różowego niewielkim wsparciem w obecnej sytuacji - prędzej zresztą próbowałby go powstrzymać niż pomagać mu niszczyć tę nikłą siateczkę tolerancji, która trzymała się jeszcze jakoś między nimi, a rodziną Ell. Zaraz też za to się zabrał, choć nie marzyło mu się obrywać. Uważał jednak, że jego częścią zobowiązania jest… brać odpowiedzialność za wściekłego różaka i ponosić za niego przynajmniej część konsekwencji. I choć trójka wilkołaków wcale nie zachęcała go do zbliżania się to ostatecznie, będąc wampirem, nie mógł się od tak wycofać tłumacząc się obawą o własne zdrowie - nawet jeżeli by go połamali to zregeneruje się prędzej czy póź… cholera nie!
- DARO! - krzyknął tonem łączącym w sobie wściekłość, upomnienie, rozkaz, przestrach i prośbę, po czym skoczył do przodu błagając w myślach, by to nie skończyło się katastrofą; wywaleniem ich z kamienicy, wrzuceniem do celi, a wcześniej podarciem przez niewyżytych mężczyzn jego ulubionej chusty w tukany. Jako jedyna pasowała mu do torebki.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Wilki nudziły się na wszelkie możliwe sposoby. Luca przykładowo serdecznie dość miał bezproduktywnego łażenia między sklepami i pilnowania wampirów, które w jego mniemaniu powinny pozostać w areszcie. Sam wilk nie przepadał za tutejszym miastem ani strażą miejską, ale jednego nie mógł im zarzucić, wykonywali swoją robotę doskonale, choćby zamykając te roztrzepane i niebezpieczne dla otoczenia istoty oraz szykując dla nich właściwy los. Czemu tym razem Ell zamiast popierać swojego ulubieńca mieniącego się stopniem generała, postanowiła usprawnić i udoskonalić system prawny Maurii, pozostawało dla Luci nieodgadnioną tajemnicą. Nie miała żadnych zobowiązań wobec rodzin pijawek, a przynajmniej o niczym takim nie wiedział. Nie miała też z ich familiami na pieńku, bo i o złośliwą zemstę w postaci zrobienia na przekór jakiemuś rodowi mógłby posądzić swoją pracodawczynię. W zasadzie Luca gotów był przypisać Elleanore każde postępowanie mające u swej genezy knucie własnych interesów, ale nie ratowanie zagubionych duszyczek. Co prawda nie znali nawet rodzin, z których wyrwały się owe niedojdy… A przynajmniej szpakowaty wilk ich nie znał. Brał jednak pod uwagę fakt, że Leonore mogła im wszystkiego nie mówić… Nie pozostało mu więc nic innego jak zwyczajnie zaufać swojej szefowej i wierzyć w jej plan, nawet jeśli ostatnio Ell robiła wiele by tę niewzruszoną wiarę zachwiać.
        Zaś Stan wraz z Juniorem nudzili się zwyczajnie w całej prostocie bezczynności, wolni od rozterek uplasowanego wyżej w hierarchii wilka. Chociaż rosły wilkołak radził sobie znacznie lepiej niż najnowszy członek watahy. Arturowi wraz z pojawieniem się nowego przydomku i wygodnego domu coraz bardziej brakowało akcji i adrenaliny. Oczywiście nie tęsknił za nabijaniem kiesy wymuskanym elfom czy innym dupkom. Nienawidził walczyć dla korzyści bogaczy, którymi gardził, ale tak tylko groźnie się prezentować, prężyć w garniturach i snuć po eleganckich korytarzach też nie lubił.
Wtedy właśnie, sytuacja rozwinęła się dynamiczniej, szybko uświadamiając wilkowi, dlaczego wampirzyca wybrała do eskorty jego. A przynajmniej wilkołak chciał tak myśleć. Kobieta od pierwszego spojrzenia na nią, wyglądała jakby rozgrywała wieczną partię szachów, każdy ruch skrupulatnie planując i nie zostawiając przypadkowi nawet takich drobiazgów jak wybór nianiek dla zdziczałych wampirków. W każdym razie jeden z nich, ten najbardziej problematyczny w końcu wrócił do sprawiania kłopotów.
Junior zablokował uderzenie, szybko przybierając nonszalancką i pozornie niedbałą gardę, jednocześnie zwiększając dystans od agresora. Atak nie wyglądał na zadany całkowicie poważnie, więc i Artur nie przyłożył się jakoś szczególnie. Mimo monotonii nowy dom mu się nawet podobał, nie chciał być tym, który z niego wyleci więc postanowił grać na zwłokę, czekając dalszego rozwoju wydarzeń. Stan i Luca zbystrzeli obserwując wariującego wampirka, ale jak i zaatakowany wstrzymali się z działaniami.
Punkt kulminacyjny nadszedł równie szybko jak atak. Zjawił się wraz z rozpaczliwie krzyczącą znaną im dobrze osobą z chustą w jakieś kolorowe ptaszyska, zupełnie nie przystającej mężczyźnie.

        W tym czasie Ell kończyła swoją pracę, odrabiając wszystkie zaległości. Odłożyła ostatni już dokument na stos przy nieustającej asyście alfy watahy. Dosłownie mgnienie później, gdy papier opadł na wieżyczkę podobnych mu pism, do biura wszedł inny wilk by zabrać całą skończoną papierologię. Mahoniowe drzwi zaraz zamknęły się za sprawnie wychodzącym przybyłym, z cichym szelestem. Wampirzyca zerknęła na Casjusa znad pustego już biurka.
        - Przerwa? - zapytała kusząco, opierając głowę na dłoni.
        - A jak myślisz, po co tu przyszedłem? - odparował zmiennokształtny odsłaniając zęby w grymasie podobnym wilczemu.
        - Marudzić - odparowała wampirzyca, najwyraźniej nie mając obiekcji co do powodu odwiedzin wilkołaka. Wstała z fotela, który Cas odsunął dla ułatwienia.
        - Marudzić skończyłem chwilę temu, a wciąż tu stoję - prychnął wilkołak przechylając głowę, patrząc wampirzycy w oczy.
        - Więc zróbmy sobie krótki odpoczynek zanim nie wrócą kłopotki - odezwała się wesoło, do wtóru niezadowolonego burczenia bruneta. Jakby wzmianka o powrocie niemiłych mu gości jeszcze bardziej psuła i tak marny nastrój zmiennokształtnego. Mimo głuchego warczenia, Casjus poszedł za wampirzycą, znikając w drzwiach prowadzących do prywatnych pokoi.
Zdążyli wejść na puszysty biały dywan, a za hrabiną nie szedł już mężczyzna a wielki srebrzysty wilk.
        Wilkołaki była zależne i ograniczone przez pełnię, ale Elleanore obdarowywała swoje wilki artefaktami uwalniającymi je spod klątwy księżyca. Każda magia jednak miała swoją cenę. Nic nie przychodziło za darmo tak jak i w życiu. Wilk musiał przemieniać się w swoją zwierzęcą postać przynajmniej raz w miesiącu, ale mógł to uczynić w dogodnym dla siebie momencie. Nie zastosowanie się do wymogów oczywiście skutkowało magicznymi konsekwencjami, ale mimo istotnego ograniczenia, korzyści były niepodważalne. Dzięki temu bank funkcjonował normalnie, a Ell nie tylko nie musiała dni sąsiadujących z pełnią ogłaszać wolnymi od pracy, ale też zwolniona była z wymyślania sposobów na opanowanie nieco zdziczałej i nagle przemienionej watahy w stosunkowo małym jak na takie potrzeby ogródku i kamienicy.
        Bestia usiadła nieopodal nóg Leonore czubkami uszu prawie sięgając jej ramienia. Bursztynowymi ślepiami obserwował ruchy hrabiny, która zatrzymała się przy biblioteczce, szukając odpowiedniej lektury. Cierpliwie wodził oczyskami za dłonią Ell, aż ta wybrała książkę, nota bene przyniesioną niedawno przez demonicznego znajomego. Potem podążył w ślad za nią do szezlongu.
Elleanore usadowiła się wygodnie, tomik o przygodach pirata układając na brzegu. Na to właśnie czekał wilk. Wpakował swoje wielkie cielsko na wygodny mebel zajmując nieprzyzwoicie wielką część. Potem bez pardonu ułożył łeb na kolanach wampirzycy i zamknął ślepia w momencie gdy palce hrabiny wplątały się w szarą sierść na jego głowie. Elle oparła książkę na karku wilczyska i zaczęła czytać jednocześnie głaszcząc wilkołaka. To był ich mały rytuał. Cas odpoczywał w czasie gdy skazany był na zwierzęcą postać, zawsze żądając pieszczot, o co raczej nikt by go nie podejrzewał, podczas gdy Elleanore wtedy czytała.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

Darcio nie wyglądał na zdziwionego reakcją zaatakowanego wilkołaka ani tym, że cios go nie dosięgnął. Może gdyby był normalnym mężczyzną zirytowałaby go jego pewna siebie postawa czy łatwość z jaką wykonał manewr. A gdyby był mniej doświadczonym - otworzyłby oczy z zaskoczeniem. Daro jednak był młodzieńcem starym i specyficznym i takie coś nie podziałało na niego w żaden sposób pobudzająco, czy w jedną, czy w drugą stronę. Zrobił co chciał - chciał uderzyć i uderzył, tyle że nie trafił. Poczuł jednak ten przyjemny opór i obce ciało, które przyjmuje na siebie jego niezadowolenie uwolnione wraz z ruchem. To chyba póki co musiało mu wystarczyć. Chociaż... Przełożył ciężar ciała na prawą nogę, zbliżając się do wybranego wcześniej wilczka i szybko spróbował raz jeszcze. I tym razem nie osiągnął zamierzonego efektu, choć właściwie ciężko było powiedzieć, czy w ogóle cokolwiek zamierzał. To jeszcze jeden raz! Tym razem od góry i z wykorzystaniem wampirzej kondycji - zamiast jednak rzucać się na Juniora, Daro wykonując zamach pozostał w odległości sugerującej, że nie zamierza uderzyć jak przy normalnej bójce, a jedynie walnąć łapami, w blokujące go ręce przeciwnika. To co mogło być początkiem walki albo zakończyć się na jednym ciosie i poważnych kłopotach dla wampirków, w oczach różowego właśnie zyskało status rozrywki i prostego sposobu rozładowania napięcia.
Szczerze mówiąc odpowiadała za to postawa wilkołaków. Gdyby Junior się nie obronił - wampirki miałyby przechlapane. Gdyby zareagował zbyt agresywnie - Daro natychmiast nastawiłby się tak samo i Rio nie zdołałby go okiełznać. Jeżeli cała trójka ochroniarzy stanęłaby przeciw jemu jednemu... też nie byłoby za przyjemnie. Oni zaś potraktowali Darcia jakby nie stanowił nie wiadomo jak wielkiego zagrożenia i czekali na jego ruch. Stali się czujni i byli gotowi zareagować - ale zachowali spokój, a bawiący się z wampirem wilkołak ani nie doznał krzywdy, ani nic nie zrobił jemu. I to uspokoiło wampirka. Może nie pałał do nich nie wiadomo jaką sympatią, bo wyraźnie go nie lubili, ale ostatecznie powoli uznawał ich za tę część mieszkańców świata, której nie należy ruszać. Byli częścią rodziny Ell. I teraz wydawało mu się, że nie są tacy źli, jak próbowali mu pokazać przez ostatni tydzień.
Z początku minę miał raczej nijaką, przyozdobioną nerwowym grymasem, ale poza tym - żadnym śladem głębszej myśli czy uczucia. W trakcie tych trzech ciosów ów grymas zniknął, a gdy wampirek przestał atakować i wyraźnie rozluźnił mięśnie, stając w swobodnej pozycji, spojrzał na trójkę mężczyzn wzrokiem z lekka zaciekawionym i trochę pytającym, jakby się nad czymś zastanawiał, chciał o coś zapytać lub czekał na ich opinię. Zamiast tego jednak, dostał po plecach, ze strony, której się nie spodziewał.
- Prosiłem! - jęknął Rio z wyrzutem i wyraźnym upomnieniem, uginając się pod ciężarem torby, którą właśnie przywalił bratu. Sprawdził czy nic nie zepsuł, zawiesił ją sobie na ramieniu, po czym złapał Daro za wygnieciony kołnierzyk i odciągnął nieco na bok.
- Nie jesteśmy tu jeszcze u siebie, nie możesz od tak sobie ich tłuc! - wyszeptał nerwowo, patrząc głęboko w jego blade oczy. Z jego natomiast Dawid wyczytał wszystko co powinien wiedzieć i lekko zwiesił głowę, zawstydzony. Spojrzał gdzieś w bok.
- To nie moja wina - burknął, wydymając usta niczym dzieciak. Ręce wbił w kieszenie i nieco się przygarbił.
- Mamy szczęście, że ci nie oddali! - Rio zerknął na nich, po czym kontynuował, już nieco innym tonem:
- Chodź, już skończyłem. - Uśmiechnął się delikatnie, wskazując na pełną torbę, po czym łagodnym ruchem zgarnął parę różowych kosmyków za szpiczaste ucho brata. - Wrócimy do domu i napijesz się świeżo odkorkowanej krwi. Może być? - zapytał już całkiem milutko, odwracając się i kierując w stronę ochroniarzy.
- Wybaczcie Daro, jest trochę głodny i nieco rozdrażniony... mam nadzieję, że nic ci się nie stało? - Obdarował Juniora przesłodkim uśmiechem zaplatając dłonie za plecami.
- Jeszcze raz was przepraszam, i wracajmy! - Najpierw skruszył się, by w końcu zakomenderować wesoło, że niedługo skończą się ich udręki, ruszając chwacko do przodu. Trzeba go tylko było uświadomić, że obrał zły kierunek.

Mało kto mógł wiedzieć jaki ogrom ulgi czarnowłosy odczuł, gdy zrozumiał, że obejdzie się bez bójki, afery i wywalania ich na zbity pysk. Zachowywał się jakby nigdy nic, jak wesoła laleczka, ale w środku nadal dygotał. Musi... musi znaleźć jakiś sposób by pogodzić Daro, Aima i siebie z nowym otoczeniem. I otoczenie z nimi najlepiej też. Gdyby tylko tak wdarł się do umysłów tych psowatych i pokazał im całą sytuację z własnej perspektywy! Ale nie mógł tego zrobić. Powinien zresztą skupić się na Elce - w końcu to ona była tu wampirzycą. No i szefową. Z tym, że zostawienie wilkołaków w rękach Darcia też było ryzykownym posunięciem. Ta grupka różniła się sporo od tego, co różowowłosy najczęściej spotykał i z czym sobie radził - z tego względu Rio wolał mieć na to oko. Tylko jak robić to wszystko na raz i jeszcze znaleźć czas na leżenie w swoim nowym pokoju!? A jeszcze jak przyjdą nowe meble i akcesoria... Nie, trzeba było to wszystko jakoś ogarnąć wcześniej. Kiedy będzie się zajmował swoim małym, fioletowym królestwem będzie chciał się nim zajmować na sto procent.
Do tego czasu wilki muszą oswoić się z Daro!

Do kamienicy Elleanore dotarli bez problemów, kiedy tylko Rio przestał prowadzić. Daro zaś z zadziwiającą jak na niego ochotą wszedł do oświetlonego płomyczkami wnętrza i już w hallu zaczął rozglądać się, chyba za owymi obiecanymi buteleczkami krwi. Musiał jednak jeszcze chwilę poczekać.
Poczekać aż Luca odprowadzi łaskawie czerwonookiego do jego pokoju (sam też się załapał na tę eskortę) i będzie mógł on wypakować swoje rzeczy, przywitać się z Aimem, pobiegać dookoła i w końcu zacząć działać.
Różowołosy czekał, coraz bardziej zniecierpliwiony. Kiedy więc brat minął go z wypiekami na twarzy ruszył za nim, prosto (prawie prosto) do pokoi pani Elleanore. Daro nie dopytywał, ale liczył na to, że Rio biegnie tam właśnie po posiłek dla niego. Inaczej dziabnie go, choć naprawdę nie miał na niego ochoty. Był przepity jego krwią, przynajmniej chwilowo. Chętnie jednak skosztowałby tego co krążyło w żyłach ich dzisiejszej obstawy. Byli całkiem znośni, może okazaliby się też smaczni?
Oblizał wargi, nie mogąc się doczekać. Rozmarzony zaczął nawet uśmiechać się z lekka, kiedy braciszek taranował (otwierał) drzwi.
Wpadli do pokoju gwałtownie, nawet nie pukając - w końcu to nie biuro. Zastali nieco zaskakującą, ale uroczą w swej zawiłej prostocie scenkę, którą z całą szczerością zignorowali, skupieni na własnych sprawach.
- Elcia! - wyrwało się Rio, choć oficjalnie nie powinien jej tak zapewne nazywać.
- Wilk! - zawołał Daro, niezwykle podniecony i doskoczył do wielkiego futrzaka. Tak rzadko widział tutejszych w ich zwierzęcych formach, że trudno było dziwić się jego ekscytacji. Lubił gdy zmiennokształtni byli... zmiennokształtni. Próbował więc jakoś uczepić się futra bestyjki i ją nieco wytarmosić. Miał co prawda świadomość na kogo się porywa, mimo że Wielki Pan wcale teraz nie przypominał siebie z twarzy - dla Daro jednak nadal wyglądał jak na siebie i pomimo upośledzonego węchu bez problemu rozpoznał osobnika. Rio natomiast miał na odwrót - dla niego wszystkie wilki wyglądały tak samo, chyba że znacząco różniły się wielkością lub barwą sierści. Za to miał węch, który kazał mu stanąć tak daleko od Alfy, na ile to było możliwe, by być równocześnie blisko Elci i jej słodką wonią tłumić swąd brutala.
- Wróciliśmy! - oznajmił radośnie, jakby nie było to oczywiste, po czym jakby nieco się ocknął. - Masz może chwilkę? - Spojrzał na nią prosząco, a jednocześnie na tyle intensywnie, by wiedziała, że to pilne. Może przy tej okazji udałoby się wyjaśnić parę spraw?
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Artur naprawdę okazał się właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Zablokował nie tylko pierwszy atak, ale choć na to nie wyglądało przygotował się na następny, który również przyjął na gardę. Sposób i siła tylko utwierdziły wilka w aktualnym postępowaniu. Wampir nie chciał mu uczynić krzywdy. Sam chyba nie wiedział czego chciał, ale Junior nie zamierzał być tym, który uzmysłowi dzikusowi jego pragnienia. Naprawdę mimo wszystkich mankamentów w postaci miliona zasad i ograniczeń, nowy dom mu pasował.
Wraz z trzecim uderzeniem sparing zakończył się równie szybko jak się rozpoczął.
Artur cofnął się o dwa kroki, zwiększając dystans, ze spokojem znosząc wzrok wampirka. Jak dziwne było to stworzenie i jak niepodobne do jego nowej szafowej. Zaraz potem do kompletu wpadło druga równie cudaczna istota, ta z torebką.
        Luca całość obserwował czujnie ze swoistą rozwagą i skupieniem. Szybki koniec potencjalnej bójki powitał z ulgą, która oczywiście nie ujawniła się na kamiennej twarzy. Nic też nie odpowiedział wampirkowi, przynajmniej początkowo. Już chciał ruszyć w stronę kamienicy, gdy Rio wraz z Daro poczłapali w zupełnie przeciwnym kierunku.
        - To w tamtą stronę - odezwał się krótko, wskazując drogę. Potem jeszcze jak przystało na prawdziwą niańkę musiał wskazać niedojdom ich własne pokoje. Za jakie przewiny los ukarał ich wspaniały dom takimi zakałami? Westchnął głęboko gdy wreszcie spełnił przykry obowiązek i skierował kroki do swojego pokoju.

        Elleanore z nieskrywaną przyjemnością przechodziła przez kolejne strony powieści. Nie przypuszczała by Lucienowi faktycznie mogło się udać przedsięwzięcie objęte zakładem. A jednak książka okazała wyjątkowo interesująca. Może ze względu na wpleciony w historię wątek romantyczny, a może przygody butnego pirata były wystarczająco dobre same w sobie. W każdym razie Ell czas mijał wyjątkowo przyjemnie.
Pomijając momenty gdy musiała przerzucić stronę, wampirzyca nieustannie, powolnymi ruchami smukłych palców i długich paznokci, błądziła wśród srebrnej sierści na głowie i karku wilka. Casjus co jakiś czas pomrukiwał zadowolony, gdy pieszczota bardziej przypadła mu do gustu.
Gardłowe westchnienie wydobyło się z potężnej piersi, gdy Ell z czułością pogłaskała ucho. Szybko jednak przerodziło się w warczenie gdy czułe zmysły wilka posłyszały nielubiane kroki. Hrabina pogładziła dłonią zmarszczony pysk uspokajając Casa wraz z momentem gdy drzwi otwarły się z hukiem.
        Kobieta spojrzała spode łba znad kart powieści wprost na otwierające się drzwi, eleganckim gestem zamykając okładkę. Zmiennokształtny pozbawiony czułości otworzył jedno oko zerkając w tym samym kierunku co szefowa. Kolejny warkot dobył się z wilczego gardła, jak ten tylko zasłyszał powitanie. Radosne okrzyki wampirków wybrzmiały chórem więc nie można było stwierdzić, który z nich wywołał złość alfy.
Wampirzyca zareagowała znacznie spokojniej. Nie przejęła się zdrobnieniem, jakby zupełnie nie padło, za to zwróciła uwagę na ekscytację Daro. W odpowiedzi pochyliła się do przodu jakby przymierzała się do położenia na wilczym cielsku. Początkowo ruch wyglądał jako prawie niewinny pretekst do odłożenia książki na znajdujący się obok stoliczek. Kobieta nie wróciła jednak do poprzedniej pozycji. Oparła dłoń na wilku, drugą ręką, pociągłym ruchem gładząc sierść. Komunikat choć nie werbalny, był bardzo czytelny i nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości - "Mój Wilk" a wyraźnie wampirzyca nie zamierzał się nim dzielić. Casjus fuknął cicho niezadowolony, jakby jednocześnie krytykował ostentacyjne postępowanie Leonore, obecność wampirów, afekt przygarniętych pijawek i oczywiście przerwę w odpoczynku.
        - Mam chwilę - odezwała się mruczącym tonem.
        - Nawet dobrze, że przyszliście, bo też mam do was ważną sprawę - dokończyła wbijając spojrzenie srebrnych oczu w różowowłosego.
        - Daro... - zaczęła powoli, przeciągając końcówkę. - Grzeczny z ciebie chłopiec - stwierdziła, czekając chwilę na potwierdzenie ze strony swojej ofiary.
        - Nie możesz gryźć moich wilków. Złożyłam im obietnicę, że nikt nie będzie ich kąsał - mówiła powoli, przyjemnym kojącym tonem, cały czas patrząc na wybranego w tym momencie wampirka.
        - Nie wolno łamać danych obietnic prawda? - zapytała wampirka, czekając przez chwilę odzewu.
        - Tak samo nie wolno atakować ludzi na ulicach - wznowiła tłumaczenie, cały czas głaszcząc swojego wilka, który aż przewrócił ślepiami w zabawnie ludzkim geście, nim skrył je pod powiekami.
        - W tym mieście rządzi Czarny Pies. To on ustala tutejsze prawa. Jeśli się do nich nie stosujesz zostajesz zamknięty w klatce, tak jak ostatnio wam się przytrafiło. Nie będę was mogła przed nim ochronić, jeżeli znów nabroicie. Nie chcesz wrócić do klatki, prawda? - zapytała na koniec.
Po kilku uderzeniach serca, gdy Ella uznała, że pora zająć się drugim z wampirków, zwróciła wzrok na Rio.
        - Jesteś mądrym młodzieńcem. Musisz pomóc bratu odnaleźć się w trudnej dla niego sytuacji... - przemówiła do bruneta ciepło, starając się zyskać całą jego uwagę. Melodia głosu hrabiny, jego słodkie brzmienie i mowa jej ciała, szybko ujawniały jak różnych sposobów Elleanore potrafiła używać by osiągnąć oczekiwany posłuch.
        - O czym chciałeś porozmawiać? - dopiero teraz zapytała o powód nagłych odwiedzin.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

Daro, zanim słowa Elleanore nie zajęły go na tyle, by w końcu stanął spokojnie, kręcił się w pobliżu wilka i rozpłaszczającej się nad nim wampirzycy, niezadowolony, że nie może położyć na Wielkim Panu łap. Gdyby zabronił mu ktokolwiek inny, pewnie by to zignorował - nawet teraz wyraźnie świerzbiły go ręce, a wzrok wilka nie zniechęcał. Rozumiał jednakże, że z Elką o futrzaka walczyć mu nie wypada, więc w końcu burknął zrezygnowany i z lekka naburmuszony, by stanąć u boku brata i wysłuchać reszty tego co właścicielka zmiennokształtnego do niego mówiła.
Stwierdzenie, że jest grzecznym chłopcem przyjął z pewną dozą niezrozumienia. Chyba nie spodziewał się czegoś takiego, ale po wzrokowej konsultacji z Rio uśmiechnął się, jak zadowolony z siebie łobuziak.
Później jednak miny obu wampirków coraz mocniej sugerowały, że coś jest nie w porządku. Zmieszali się, a czarnowłosy zaczął przestawać z nogi na nogę. Daro zerkał na niego zdezorientowany, to zaś patrzył się w sufit. Czasem też patrzył w oczy Ell, ale wyglądał jakby nie do końca rozumiał o czym ona mówi.
Choć było na odwrót - wiedział aż za dobrze. Mówiła prosto, to po pierwsze, a po drugie… to był temat, który przewijał się bardzo często, ilekroć tylko gdzieś zatrzymali się na dłużej. Wampirek w końcu przygryzł wargę, przechylił głowę, rzucił Elleanore smutne spojrzenie, po czym wycofał się za Rio, przekazując mu (całkiem rozsądnie) pałeczkę w tej sprawie.
- Właśnie… właśnie o tym chciałem z panią porozmawiać - zaczął Rio, wracając do oficjalnej formy. Był nieco zakłopotany, ale wiedział co musi powiedzieć. Nie umiał przewidzieć tylko, czy nie będzie to czynnik, który zadecyduje o tym, że wylądują na bruku - nie mógł Ellci nic obiecać.
Popatrzył niepewnie na wilkołaka, jakby zastanawiał się, czy i on powinien to słyszeć. W końcu… nie był wampirem. Nie mógł zrozumieć sytuacji, a w dodatku przewodził resztą tej aż nazbyt dobrze zorganizowanej zgrai futrzaków, która ich nie znosiła. Czerwonooki wcale nie chciał, by wilk wiedział o nich za dużo. Nigdy nie wiadomo co takim odbije - mogliby (on i jego spółka) wykorzystać zdobyte informacje na ich niekorzyść.
- To dosyć delikatna sprawa - wyraził swoje wątpliwości. - Chciałbym, abyś usłyszała to pierwsza, a potem… potem zrobisz jak uważasz. - Westchnął. - Jeżeli twój przyjaciel nie rozgada, to w sumie też może… ale nie wiem, nie ufam mu. - Nagle przestał w ogóle trzymać się jakichkolwiek pozorów i machnął ręką, zmęczony udawaniem.
- Wybacz, że tak to ujmuję, ale takie zdziczałe wampirki jak my nie zawierzają od razu nieznajomym- zwrócił się do wilka jakoby na usprawiedliwienie, ale nie brzmiał za nadto przepraszająco. Uważał, że ma jak najbardziej prawo wyrażać swoje wątpliwości - przynajmniej zrobił to otwarcie. Wszyta w niemal każdą wypowiedź, subtelna pokora i tak pozostała w jego głosie, więc to chyba wystarczyło. I tak nie miał większego wpływu na to, czy wilk zostanie w pomieszczeniu czy nie. Zresztą - Elleanore i tak mogła im później wszystko przekazać. Nawet jakby jej zabronił, mogła. W ogóle to czemu się nie cieszył z tego, że pozwala mu się przed sobą płaszczyć? Rozkapryszone dziecko! Jakby sto lat tułaczki niczego go nie nauczyły!
- Widzisz Ella… - Znów użył jakiegoś skrótu, co najwyraźniej samo mu jakoś wychodziło, gdy zanadto nie skupiał się na tym fragmencie wypowiedzi. - Rozumiemy naszą sytuację (przynajmniej częściowo), ale… wiem, że obiecałaś swojej rodzinie, że nikt się na nich nie będzie rzucał… chciałbym, żeby tak było, ale… - mówił wolniej i jakby z mniejszą wprawą niż zazwyczaj. Była to spora odmiana po jego szybkich i pewnych, czasem kompletnie bzdurnych stwierdzeniach czy uwagach.
- Z Daro jest pewien problem…. - powiedział tak, jakby był tylko jeden i w dodatku ukryty. - Nie możemy zapewnić cię… ani nikogo z was, że przestanie w tym domu polować. Chciałbym! - zapewnił od razu, zasłaniając się rękami. - Po prostu… - Nagle jakby coś w nim pękło i nie tyle zbliżył się do Elci, co najzwyczajniej w świecie oparł się o szezlong, by w wygodniejszej pozycji móc zabrać się za tłumaczenie. Nie wyglądał zbyt elegancko i w ogóle nie sprawiał wrażenia pokornego chłopca - przynajmniej nie z postawy. Głos jednak i wewnętrzne roztrzęsienie wskazywały, że panoszy się tak właśnie z powodu nerwów - gdyby czuł się pewniej, mógłby stać prosto.
- W ciele Daro znajduje się kilka magicznych przedmiotów - zaczął, a wspomniany osobnik usiadł na podłodze i pokiwał głową, po czym skupił się na własnych pazurach i nitce sterczącej z koszuli. Drażniła go.
- Nie umiem powiedzieć jak dokładnie działają… Ale wiem, że sam Daro raczej nie może bez nich funkcjonować. - Rio najwyraźniej niechętnie dzielił się tą wiedzą. - To one powodują pewne efekty uboczne. Nie wiem który które, ale są. Daro… nie regeneruje się jak normalny wampir. Sama widziałaś szwy, które miał, kiedy przyszłaś do aresztu. - Popatrzył na nią, z nagłym przebłyskiem wdzięczności odbitym w źrenicach. - Te szwy… I w ogóle wszystko inne nie działają dobrze bez krwi. Więc, mimo że Daruś jest starszy od nas, musi posilać się częściej. Dużo częściej. A jak jest ranny, to już w ogóle inna sytuacja. Wtedy za nic go nie powstrzymam. Ale! - Drgnął gwałtownie. - Nigdy nie pija więcej niż… to chyba była kwarta… Ale zwykle mniej! za jednym razem. Nie ma możliwości, żeby wypić więcej, nawet ,,na zapas”. To dlatego tak się rzuca. Staram się mu dawać swoją krew albo Aima, ale on zwyczajnie nie toleruje takiego… braku urozmaicenia. - Uśmiechnął się smutno. - W dodatku musi pić często, bo inaczej przestaje odpowiednio funkcjonować. Atakuje wszystko dopóki mu się dany rodzaj krwi nie znudzi, ale zwykle przy tym nikogo nie rani. Wiem, że samo gryzienie nie jest przyjemne i że w ogóle to chamstwo robić to bez pozwolenia… ale nie byłem w stanie go tego oduczyć przez kilkadziesiąt lat - przyznał się, ale nie jak do porażki. Brzmiał jak znawca tematu, który mówi do laików ,,to niewykonalne”. - Można wbić mu do głowy, że pewnych osób nie może ruszać. Tak. Ale jeśli będą to wszystkie wilki, wtedy zacznie uciekać i szukać ofiar na ulicy. - Jęknął, wyraźnie nie wiedząc co z tym zrobić. - Nie wiem czy pamiętasz czym jest palący głód krwi, Elcia… ale Daro nie może się go pozbyć. Odczuwa go dużo mocniej nawet niż ja. - Była to aluzja do różnicy w wieku braci, jak i samego faktu, że Rio jak na wampira był dosyć młody. - Co prawda nawet w furii nie wypije więcej, ale wtedy bywa już zwyczajnie agresywny. Gdyby tak… ktoś zgodził się czasem go dokarmiać… wiem jak to brzmi, ale może ktoś dałby radę? Staram się dawać mu własną, ale on odmawia już współpracy! - Wskazał na niego, a ten widząc wyciągnięty nadgarstek odwrócił się z niesmakiem.
- Nieważne czego bym nie zrobił… mogę ewentualnie dawać mu krew uprzednio przygotowaną - zaproponował. - Ale… mocno to wyszczerbi twoje zapasy. No i właściwie przyszedłem, żeby poprosić cię o jakąś butelkę… Daro zaczął nam nieco wariować po drodze i ten… to jakbyś miała… to bym wziął. - Uśmiechnął się rozkosznie, w końcu wstając. Nie skończył jednak jeszcze swojego koślawego tłumaczenia.
- Chciałbym, abyście mi pomogli… mogę spróbować przestawić Daro na picie ze szklanek - potwierdził jednocześnie proponując. - Ale na pewno nie stanie się to od razu. Będę musiał go pilnować, przygotowywać to wszystko, no i… ciężko kogoś oduczyć zachowania, na którym bazował przez pięćset lat! To trochę potrwa. - Pochylił głowę z żalem. - Proszę… miejcie jeszcze trochę cierpliwości. Zapewniam, że nie zrobi nikomu krzywdy i jeżeli tylko znalazłby się ktoś, kto by jego gryzienie akceptował to może udałoby się go odciągnąć od reszty… - Popatrzył na nich bezradnie. - Taki już jest… to nie nasz kaprys, ale to co się z nim stało i dzieje, no… nie mamy na to wpływu. Nie chcemy wrócić do aresztu ani w ogóle sprawiać kłopotów, ale to jak zabraniać syrenie pływać! On zwyczajnie potrzebuje takiej ilości krwi do życia. Nienaturalnie często i z różnych źródeł i wiem, że to uciążliwe, ale to nie jest aż takie złe… - ,,To i tak nie wy żyjecie z taką wadą”. - Zrobię wszystko co umiem, żeby nie utrudniać wam życia, ale obiecać mogę jedynie, że Daro nie upije z nikogo za dużo. W sensie tyle, by komuś to zagroziło. Ale jeżeli nie zapewnię mu posiłków będzie brał je sobie sam. Nieważne jakie będą konsekwencje. Więc… - Przełknął ślinę. - Jeżeli nie będziecie tego tolerować to lepiej dla nas odejść od razu. Bez afer. Wiem, w ogóle z miasta, bo mówiłaś, że będziesz nas pilnować. - Spojrzał w oczy Elleanore. Mówił już niemal całkiem spokojnie, a przy tym poważnie. Niejeden raz musieli uciekać właśnie z powodu nadmiernego głodu Daro. Kwestia przyzwyczajenia.
Choć już dawno nie mieli takich nadziei jak wtedy, kiedy przygarnęła ich wampirzyca.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Hrabina z premedytacją przybrała łagodniejszy ton, zaczynając od uzyskania pozytywnej uwagi wampirków, dopiero potem przechodząc do mniej przyjemnego sedna w słowa ubierając je tak jakby nie od niej zależał dalszy los chłopaczków a od nich samych, a ich jedynym przeciwnikiem były ostre prawa Maurii, na które wampirzyca nie miała wpływu. Nawet kręcenie się Daro i powierzchowny brak uwagi nie rozproszyły dążeń wampirzycy. Kobieta potrafiła obserwować i powierzchowne rozproszenie wampirka nie działało na Elleanore. To co udało jej się uzyskać u Daro, biorąc pod uwagę jego zdolności do słuchania, było sporym sukcesem. Rio oczywiście dawał większe nadzieje, jak śmiesznie by to nie brzmiało.
Słysząc głos bruneta, wampirzyca wbiła w niego spojrzenie ślepi z cichym pomrukiem jakby mówiła "kontynuuj". Przechyliła głowę, nie przerywając głaskania wilkołaka. A na prośbę wampirka zerknęła na wilka z ukosa. Zmiennokształtny nie zaszczycił Rio spojrzeniem nawet gdy ten odezwał się bezpośrednio do niego. Za to niezadowolenie Casjusa stało się od razu widoczne. Zmarszczył nos, otwierając ślepia jedynie do połowy i burczał cicho w dezaprobacie.
Po przemianie bywał bardziej rozdrażniony niż zwykle, zupełnie tak jakby była pełnia. Teraz jeszcze przerywano mu odpoczynek i robiły to jakieś przybłędy wyciągnięte z ciupy... Ten jeden raz kundel mógłby się na coś przydać i zabronić Ell robienia podobnych głupot, które teraz uprzykrzały życie wszystkim z otoczenia Elli.
Leonore pogłaskała kudłaty łeb i pocałowała bok zmarszczonego pyska. Wilk warknął odsłaniając zęby, ale wolno podniósł się i wyszedł z pokoju, a hrabina mogła wysłuchać dalszej części tłumaczenia.

        Z powodu nagłego braku wilczej puszystej poduszki, Ella zmuszona była zmienić pozycję. Wsparła plecy o oparcie szezlongu. Podparła o nie również łokieć, na wierzchu dłoni układając podbródek. Przechyliła głowę i snuła powolnym wzrokiem od jednego młodzieńca do drugiego, mrugając rzadko niczym najprawdziwsza sowa. Co jakiś czas w bardziej kulminacyjnych momentach paznokcie wolnej ręki wybijały sobie tylko znany rytm. Emocje i myśli kobiety były trudne do odczytania, gdy twarz pozostawała nie wzruszona. Gdyby nie opadające co jakiś czas rzęsy, można by kobietę uznać za realistyczną rzeźbę, gdyż wiele lat wstecz zrezygnowała z imitowania oddechu.
        - Z butelką czy manierką nie ma najmniejszego problemu - odpowiedziała wreszcie, melodyjnym głosem. - Ale gryzienie wilków nie wchodzi w rachubę i nie podlega dyskusji niezależnie jak mało Daro pije. Mam z nimi umowę i nie zamierzam jej łamać ani zmieniać zasad rządzących tym domem - kontynuowała, nie rozwijając myśli bardziej niż było to konieczne. A ponieważ wampirzyca nie uważała by młodzieńcom konieczna była wiedza jaką umowę ma z wilkami i na jakich zasadach opiera się ich współpraca, więcej na ten temat nie powiedziała.
        - W Maurii panuje prawo kontraktów krwi. Mogę znaleźć i zapewnić kilka osób, które podjęłyby się zobowiązania. Czy taka możliwość wam odpowiada, czy wolicie odejść, decyzja należy do was. Jeśli jednak będziecie uciekać, zróbcie to tak bym was nie widziała i nie wiedziała kiedy opuściliście posiadłość. Zapytana nie mogę odpowiedzieć, że zdecydowaliście się ulotnić. Opuszczenie kuratora - przeciągnęła kluczowe słowo by nie pozostawić wątpliwości kto owym kuratorem był. - Jest równoznaczne z powrotem do aresztu. Ja zaś nie chcę mieć nieprzyjemności tylko dlatego, że pomachałam wam na pożegnanie, wcześniej godząc się na pomoc. Co zadecydujecie zależy tylko i wyłącznie od was. - Wampirzyca skończyła swój wywód jak zawsze z brutalną szczerością.
Zgodziła się pomóc wampirkom co nie znaczyło, że planowała zatrzymywać ich na siłę byle tylko pomóc. Elleanore nie naginała swoich zasad nigdy i dla nikogo, a już na pewno nie dla pokrzywdzonych przez los wampirzątek. Nie zamierzała również nadstawiać głowy tylko dlatego, że łaskawie zgodziła się na pomoc gdy Rio nie zdradził wszystkich informacji i delikatnie mówiąc nie w pełni świadoma weszła w dość niewygodny układ. Na szczęście dla czerwonookiego, hrabina nie miała mu za złe celowego nieujawnienia wszystkich informacji, uznając, że akurat było tylko i wyłącznie jej winą, iż dała się wmanewrować w subtelne niedopowiedzenia.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

Rio był dość… zdziwiony faktem, że wilk faktycznie wyszedł, ale jednocześnie mocno mu ulżyło. Im mniej osób wiedziało o funkcjonowaniu Daro tym lepiej - zwłaszcza, że jeżeli chodzi o mieszkańców kamienicy nic to nie zmieniało. Rio musiał się pogodzić z tym, że następne tygodnie miną mu na zaostrzonym pilnowaniu brata i lataniu z manierkami krwi przytroczonymi do paska. Ale poza tym… był szczęśliwy. Myślał, że potoczy się to go dużo gorzej. Że jego dramatyczne słowa faktycznie będą warte sytuacji i co więcej będą do niej pasować. A jednak to co mówiła Elleanore rozwiewało opary tej nieprzyjemnej wizji i stawiało ich problemy w nieco nowym świetle. Z każdym jej kolejnym zdaniem oblicze młodzieńca jaśniało coraz bardziej - wzruszał się jakby co najmniej wyśpiewywała mu właśnie poezję.
Przekaz był nieco inny - gryzienia nie ma, a jak będzie to oni wylądują z powrotem w areszcie i kropka. Żadne lamenty czy biadolenie o wampirzym głodzie na nic się nie zdadzą (zresztą z kim o tym rozmawiali!) i było niemal pierwsze co usłyszał. W tamtej chwili nie sądziłby, że z tego wybrną i w spokoju będzie mógł odebrać swoje nowe dywany do pokoju, gdyby nie jedno poprzedzające tę wypowiedź stwierdzenie.
Elleanore zaskakiwała go coraz bardziej. Zdumiony był i pełen wdzięczności, że jest w stanie wyłożyć kupioną przez siebie krew dla ich dobra. Może gdzieś w podświadomości pojawiła mu się tabliczka z ostrzegawczym napisem ,,Nie ufaj komuś kto zaufał tobie!”, ale zignorował ją z pełną premedytacją. Czy po tylu latach wędrówek i obijania się od drzwi do drzwi ktoś naprawdę spodziewałby się po nim, że nie skorzysta z okazji i nie rozgości się u majętnej wampirzycy? Czegokolwiek nie planowała, czego by potem nie chciała - jemu to obojętne. Był cały jej!… Prawie.
- Elcia! - krzyknął w końcu, niemal ze łzami w oczach, kiedy skończyła swój ponury wywód. Jednak jak szczera nie była - tylko zyskała sobie więcej sympatii młodzika i rozpaliła jego nadzieje. To co mówiła może kogoś mogłoby zniechęcić, ale dla chłopców była to łaska jakiej dawno nie zaznali. Oczywiście - na ich drodze pojawiały się i milsze i bardziej nieświadome osóbki, ale żeby ktoś o pozycji i intelekcie Elleanore, wiekowej już wampirzycy traktował ich w taki sposób… Rio był poruszony. Daro zaś wyczuł rosnące emocje i przestał skubać nitkę. Podniósł wzrok na brata, który bez cienia zawahania dopadł srebrnowłosą na jej siedzisku i wtulił głowę w jej brzuch, obejmując wąską talię chudymi ramionami. Nie była to chyba najwygodniejsza pozycja albo Rio od klęczenia bolały kolana, bo pochlipywał cicho. Skoro tak, dlaczego po prostu nie wstał? Różowowłosy nie potrafił tego pojąć. Jednak widząc poufałe gesty ze strony braciszka sam podniósł się ze swojego miejsca i zaczaił bliżej Elleanore. On też ma ją przytulić?
Nie był pewien.

Rio tymczasem w najlepsze wciskał się w materiał okrywający hrabinę i próbował powstrzymać łzy, które cisnęły mu się do oczu z emocji.
- Nigdzie nie odejdziemy! - zapewnił gorąco jej żołądek, czy co tam teraz znajdowało się na wysokości jego ust, po czym zadarł głowę, nadal ściśle przylegając do ciała kobiety. Chciał spojrzeć jej w oczy, by zobaczyła jak w jego własnych odbija się przeogromna wdzięczność, ale biust nieco zasłonił mu widok, a tym samym - na pewno zasłonił też jej. Nie było to w planach młodzieńca, który stanął przed dylematem - oderwać się od chłodnej damy i stracić cenne sekundy bliskiego kontaktu z nią, czy bezczelnie wspiąć się wyżej i na jej mostku oprzeć podbródek. Pierwsza opcja nie napawała go szczęściem i ekstazą, ale dawała szansę na dalsze nieżycie, więc to na nią się decydował.
- Jesteś wspaniała Elciu! - powiedział łamiącym się głosem, kiedy w końcu pomiędzy ich twarzami nie było żadnej wybujałej przeszkody i uśmiechnął się może nie do końca po męsku, ale za to ze szczerą wdzięcznością.
- Oczywiście rozumiem - dodał, ale chwilowo nie rozwinął myśli, zamiast tego znowu lądując policzkiem przy jej żebrach. Zebrał się jednak w sobie, i przełknąwszy parę łez kontynuował:
- Dziękuję. Oczywiście jeżeli kiedyś byśmy zwiali to absolutnie bez twojej wiedzy - wyszeptał słodko, ale zaraz pokręcił głową, targając trochę swoje czarne loczki. - Ale nie odejdziemy teraz Elciu… umm… Elleanore - poprawił się (zdarzało mu się to raz na jakiś czas).
- Dziękuję - powtórzył raz jeszcze, ściskając ją mocniej i przymykając oczy. Czuł się tak błogo przy swojej nowej… właścicielce banku. Mógłby tak trwać godzinami rozkoszując się jej towarzystwem i bezpieczeństwem jakie o dziwo przy niej czuł, rozpływając się powoli w marzeniach i budzącej się rozkoszy.
Zamiast tego zerwał się nagle, odskoczył i zaczął nerwowo kręcić.
- Daro, masz chusteczkę!? - zapytał łapiąc się za nos, z którego zaraz miało zacząć kapać na podłogę. To wszystko przez ten płacz!
Różowowłosy pojął komunikat i zaczął przeszukiwać dogłębnie kieszeń koszuli. Po paru tylko chwilach zorientował się, że wybrana kieszeń nie istnieje, zabrał się więc za spodnie, ale tego co z nich wyjął nikt nie wziąłby do ręki.
Rio też nic zdatnego przy sobie nie miał, wiercili się więc bezradnie w coraz większym popłochu, aż nagle Daro olśniło i w pokoju rozległ się dźwięk prucia tkaniny. Zaraz też skrawek rękawa białawej koszuli Dawida wylądował przy twarzy zapłakanego Rio. Alarm odwołany!
Koszula podarta.

- Wracając. - Opatrzony czerwonooki wampirek, trzymając prowizoryczną chustkę w dłoni przysiadł się do kobiety. - Jeżeli znajdziesz kogoś kto podpisałby taki kontrakt… Och Elciu, dziękujemy ci! Jesteś wielka! - Znowu emocje poniosły go prosto na Elleanore, a Daro słysząc liczbę mnogą zaraz się przyłączył.
- Dziękuję! - powiedział wesoło, podchodząc do niej od tyłu i łapiąc w zęby kosmyk jej włosów. Nie do końca wiedział za co dziękował, bo nadal był głodny, ale rozumiał, że wszystko zmierza do tego, by w końcu go nakarmić.
- Ale teraz… - Rio nieco się ogarnął. - Przydałoby się trochę krwi. Nie wiem czy masz coś dostępnego już teraz? - strapił się. - Ale jak będzie poprzelewam ją i będę mu dawać… - Spojrzał na brata, który zaczął skupiać się na rozmowie.
- Będziesz brał jak ci będę dawał? - zapytał surowo.
Daro popatrzył na niego z początku niepewnie, ale w końcu pokiwał głową.
- I NIE będziesz gryzł wilków? - Nacisnął czarnowłosy.
- Eeeeeeeeeeeeeeeee!? - Do Daro chyba nie do końca dotarło.
- Nie, ,,Eeee!”. Nie wolno!
- Czemu!? - Jęk wampirka był tak żałosny, że aż ściskało się serce.
- Nie słuchałeś!? - Rio był nie do przebłagania. - Elcia ma z nimi umowę. Nie możesz ich gryźć! - powiedział dobitnie, a różowowłosy opadł na podłogę jak spoliczkowany. Minęło kilka ciężkich chwil milczenia.
- Wybacz braciszku. - Prawiczek zsunął się z mebla i oparł się w końcu na Darciu. - Ale ona musi dbać o swoją rodzinę. Tak jak my dbamy o siebie, wiesz? - szepnął czule, kładąc mu dłoń na głowie. Daro westchnął ciężko.
Niestety rozumiał.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Wampirzycy nie opuszczało zachowanie pełne spokoju i wytworności. Siedząc bez ruchu, niewzruszenie przedstawiła swoje stanowisko nie podlegające szansom na modyfikacje, które chyba niecałkowicie dotarło do łebków wampirząt. Rzucone po raz kolejny "Elcia" zignorowała, jakby w ogóle nie zaistniało. Nadmierny optymizm ciemnowłosego wampirka, jaki wywołały wymienione ograniczenia i możliwości, również w żaden sposób nie wzruszył hrabiny. Nawet ostatni jego objaw w postaci rzucenia się do uścisku zniosła ze stoickim spokojem. Oczy do połowy skryła pod rzęsami i zerknęła na Daro, czy aby i on nie planuje zastosowania jakichś wylewnych objawów sympatii. Całe szczęście ten tylko przysiadł trochę bliżej, chyba również nie pojmując zachowania brata.
        Rio w tym czasie metodycznie moczył jej sukienkę pochlipując. Był to wyjątkowo żałosny widok. Płaczący mężczyzna, w zasadzie to chyba nawet nie mężczyzna, ale widok wciąż był kompromitujący. Jakby właśnie ożywić książkową interpretację niewolnika, spisaną przez fanatycznego zwolennika owych praktyk. Stworzenie godne politowania, żebrzące o łaskę i uwagę swego pana, choćby miała ona przyjść w formie kary. Istota niezdolna do samodzielnego podejmowania decyzji, błagająca o traktowanie jej z góry. Ella nawet powstrzymała się od ostentacyjnego westchnięcia. "Nigdzie nie odejdą"... trochę szkoda. Podobna deklaracja tylko utwierdziła Leonore w wybranym porównaniu. Była wspaniała, o czym w swej służalczości Rio zamierzał zapewniać na klęczkach, najwyraźniej przez dłuższą chwilę, wciskając twarz w suknię, obejmując jej talię równie histerycznie jakby od tego zależało jego życie. Już lepiej gdyby padł do stóp, nie przemoczyłby tak intensywnie jej odzienia, co najwyżej na dywanie powstałaby plama. "Skąd było tyle wody w organizmie wampirka?" - spytała samą siebie w myślach, na moment opuszczając dywagację nad godnym politowania zachowaniem nie przystającym nie tylko mężczyźnie, ale i nawet dziecku.
        Równie obojętnie powitała zapewnienie, iż uciekną bez jej wiedzy, chociaż uciekać wcale nie zamierzają.
Podobne objawy uczuć powoli zaczynały nużyć wampirzycę. W tej chwili to nawet Daro wyglądał rozumniej, chociaż nie było to najlepsze słowo na określenie drugiego z wampirków. Z nieobjawioną na obliczu ulgą powitała odklejenie się małej pijawki, obserwując kolejny cyrk z poszukiwaniem chustki do nosa. Nie skomentowała oberwania rękawa i smarkania weń, tak jak nie odzywała się na inne wybryki nieokrzesanych stworzeń. Kiwnęła tylko głową, z pełnym dostojeństwem i łaskawością, słysząc podziękowania obojga. "Książkowe przejaskrawienie niewolników albo upośledzony owczarek" - podsumowała w myślach.
Na kolejne pytanie odpowiedziała pobłażliwym wzrokiem. Przecież nie trzymała krwi pod poduszką w saloniku. W spiżarni znajdowały się niewielkie zapasy konserwowanej magicznie krwi. Był to bardziej przejaw ostrożności niż potrzeby, który odkąd przygarnęła trójkę nieszczęść okazał się wyjątkowo przydatny. Już kilka dni temu zamówiła kolejne flakony, tak na wszelki wypadek. To było nie do pomyślenia, by ona lepiej wiedziała czego potrzeba wampirkom nim te wpadły na podobny pomysł i raczyły się nim podzielić. Podczas gdy przyglądała się tłumaczeniu Daro zasad, poprosiła jednego z wilków, by przyniósł krew do pokoju. Pertraktacje szły opornie, ale na koniec prawie jakby zobaczyła zrozumienie na twarzy czy bardziej w zachowaniu różowowłosego, który załamany opadł na dywan.
        Mało znany zmiennokształtny wszedł do pokoju w momencie, w którym Rio pocieszał brata. Postawił butelkę na stoliku obok książki i prawie bezgłośnie wyszedł. Znów zostali sami, ale na bardzo krótko. Ledwie drzwi przymierzały się do zamknięcia, a w szczelinie pojawił się srebrzysty łeb, za którym do pokoju wemknęło się wilcze cielsko.
Skoro skończyli rozmawiać, Casjus nie zamierzał rezygnować z przynależnego mu odpoczynku. Z zabójczą gracją charakteryzującą drapieżców przeskoczył nad lamentującymi zezwłokami i wylądował na szezlongu. Ułożył się na swoim poprzednim miejscu, głowę na powrót układając na kolanach hrabiny, z pogardą zerkając na wampirki.
        - Doprawdy na co ci to? - w myślach zapytał wilk obserwując wampiry jeszcze przez chwilę.
        - Jeszcze nie wiem - odparła spokojnie, bawiąc się wilczym uchem.
        - Nudziło ci się? Mogłaś wpłacić datek na sieroty wojenne jeśli już tak cię męczyło sumienie. Tylko jeden drobiazg Ell: ty nie masz sumienia. Kto cię podmienił? - warknął uszczypliwie, na co wampirzyca targnęła go za ucho jak psa.
        - Nie dowcipkuj, bo ci to nie pasuje. Mówię, że jeszcze nie wiem co z tego wyniknie - zakończyła tajemniczo, gładząc wilka po pysku.
        - Co ty knujesz zła kobieto? - Spojrzał na nią uważniej, jakby rozbawiony, ale głaszcząca go po głowie dłoń hrabiny zmusiła wilka do ponownego zamknięcia oczu.
        - Ile razy mam powtarzać, że to się dopiero okaże - odparła kończąc dyskusję. Skąd wzięły się pomysły, że trzymała i przygarnęła wampirki z dobroci serca? Że one same tak myślały, było zrozumiałe. Ale, że wilki miały podobne wątpliwości, po tylu spędzonych razem latach... Przecież nigdy nie podejmowała decyzji, które nie miały się w przyszłości opłacić.
Awatar użytkownika
Daro
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 56
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Włóczęga , Żebrak , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Daro »

O dziwo kiedy tylko butelka zakonserwowanej posoki została postawiona na blacie, Daro wcale się na nią nie rzucił. Nadal siedział smętnie przy miejscu spoczynku Ell, odrywając głowę od kolan tylko kiedy przeskakiwał nad nią przerośnięty wilk. Nadal chciał go pogłaskać. Ale jednocześnie nie chciał, bo był obrażony. Rio za to chętnie się od futrzaka odsunął (coś w jego zapachu zdecydowanie mu nie pasowało) i sam podszedł do butelki. Dopiero kiedy ją otworzył, Różak także zerwał się z miejsca i w jednej chwili pojawił się przy bracie. Ledwie poczekał, aż ten upije łyk (dosłownie tylko jeden), po czym wyrwał mu naczynie z rąk i przyssał się do niego z największą przyjemnością i bez cienia umiarkowania. Młodszy tylko westchnął. Nie zdążył się nawet rozsmakować…
Z drugiej strony nie był teraz aż tak wygłodniały. Co prawda gdyby wiedział, że zdąży tylko spróbować to w ogóle nie kłopotałby się z braniem płynu do ust i nie wodziłby się na pokuszenie, ale ostatecznie mógł wytrzymać. Chociaż z tego co się zorientował trafiła im się chyba elfia przekąska. Znaczy - Daro. Istniała jednak szansa, że nim wychłepcze wszystko, krew przestanie mu się podobać i trochę zostawi. Szkoda, że nie mieli drugiej, innej butelki pod ręką. Wtedy mógłby być pod koniec posiłku nawet nasycony. Tak, Elcia nie wiedziała na co się pisze… łatwiej byłoby dawać mu wilki. Ale nie to nie. Ciekawe jakie osoby zgłosiłyby się do tego kontraktu stołówkowego? Czy jeżeli ktoś zgodzi się podjadać Darusiowi to pozwoli i jemu? Chociaż on mógł chyba sam załatwić sobie jakieś własne pakty? Tak, będzie musiał się nad tym zastanowić. Jeszcze trafi mu się jakaś śliczna panienka, która tak się nim zauroczy, że po kilku spotkaniach zapragnie oddać więcej niż tylko krew?
Rozmarzony, z pogodnym uśmiechem czekał aż Daro oderwie się od kolacji - ku jego uciesze faktycznie bladooki nie dopił wszystkiego. Ku zdumieniu wszechświata zaś - w ogóle się nie ubrudził. Szalony.
Nie był chyba jednak do końca usatysfakcjonowany.
- To wszystko? - zapytał, a Rio odłożył puste już naczynko.
- Nie marudź. - Klepnął go krzepiąco po ramieniu. - Dają to dziękuj!
Po czym siłą obrócił brata w stronę pani domu i razem ukłonili się jak aktorzy po zakończeniu spektaklu.
- Dziękujemy za posiłek! - powiedzieli zgodnie, całkiem zadowoleni z nie wiadomo czego i wyszli, zostawiając Elleanore i jej pupilka (chwilowo) samych.

Dalsza część nocy zapowiadała się spokojnie. Chłopcy wrócili do pokoi - Daro podemolować łóżko, Rio poknuć, Aim… Aim w sumie odkąd ich przygarnięto siedział u siebie i dezynfekował wszystko po kolei. Teraz też. Pod tym względem był niezrównany i niedościgniony, aż dziw, że mu te wszystkie jego środki czystości nie przeżarły palców. No, ale z drugiej strony był wampirem obdarzonym z urodzenia wysokim poziomem regeneracji - stworzony wręcz do sprzątania przez wieki.
Och, gdyby faktycznie to mógł robić przez całe swoje życie!
Chociaż, chwila, nie - on wcale aż tak tego nie lubił. Miał ciekawsze zajęcia i wbrew pozorom - także zainteresowania. Tylko ten brud dookoła był nie do zniesienia! Jak można było myśleć o czymkolwiek, kiedy małe, zdradzieckie bakterie pełzały po ścianach całymi czeredami i śpiewały piosenki o czosnku w tym swoim niesłyszalnym, niemym języku bezgłośnych zabójców!? Urządzały przyjęcia w mikroskopijnych domkach z odpadków i starego naskórka, gdzie kroiły torty bestialsko ucharakteryzowane na wampirze głowy, a potem, jeżdżąc na oswojonych roztoczach rzucały jego maciupkie fragmenty wprost na jego głowę!
Już czuł jak różowy lukier lepi mu włosy, pęcznieje i rozrasta się… ścieka po czole! Zaraz spłynie na kark… dostał dreszczy i wstał z przerażenia. Bez namysłu zniszczył szmatkę, którą przed chwilą wycierał (od godziny) fragment podłogi i wytrzeszczył oczy. To go przeżerało!
Drżącą dłonią dotkną swoich włosów - teoretycznie nic tam nie było ale… czuł to! Na pewno tam jest! Cukier, mleko i jaja z mikroświata zarazków! Zdradzieckie składniki robiące z niego pożywkę dla robali! Zaraz zlecą się tu i zaczną wpełzać mu do uszu. Dostaną się do głowy. A potem wyjdą przez czaszkę i zaczną zlizywać lukier! Tylko tego pragną!
Rozhisteryzowany wybiegł z pokoju i popędził w stronę wielkiej łazienki. W biegu zaczął zrzucać z siebie ubrania (po tym wszystkim i tak były do spalenia) i niemal płacząc otworzył drzwi. W sumie nadal miał na sobie koszulkę, jakieś dziwne cuśka na przedramionach, spodnie, kapcio-buty i skarpeki, a na twarzy obowiązkowo czerwoną chustę, ale część rzeczy została na korytarzu. Cudaczny pasek, opaska niewiadomego pochodzenia, bluzo-kurtka i apaszka, którą z kolei nosił wcześniej na szyi. Nie kłopotał się ze zdejmowaniem tego co dotrwało do tego momentu - po kolei dotykał części swojej garderoby, a ta rozpadała się i niknęła pod wpływem magii. Zostawszy w samych tylko gaciach i podkoszulku (i chustce) zaczął zagrzewać wodę. Mógłby wskoczyć do zimnej, ale wtedy na pewno się przeziębi. Niby wampiry nie mogły się przeziębić, a on przecież był jednym z nich, ale jakoś nie wierzył. Jego zdaniem już kilka razy był przeziębiony. O mało go to nie wykończyło! Nie mówiąc o tym, że zimna woda nie działa na brud. Nie tak dobrze jak gorąca. Najlepiej wrzątek! Tylko, że wrzątek palił skórę. Ale to nic, to nic… przecież ona się potem naprawiała, prawda? A może nie…
Gubiąc się we własnych myślach przysiadł na brzegu potężnej wanny i zaczął obgryzać paznokcie. Odruchowo i całkiem nieświadomie - gdyby tylko się zorientował, że to robi natychmiast musiałby wypluć wszystkie zęby, język i zmienić ślinę na nową. Ślina… czy to nie potworne, że było w nim coś takiego?
Na szczęście nim zdołał wpaść na przegenialny pomysł pozbycia się jej, woda zaczęła parować. Czas się oczyścić!

Rio po raz kolejny uderzył paznokciem w kolorową kulkę. Kupił dzisiaj kilka. Właściwie zestaw. Były całkiem ładne, szklane. Można było pograć później z braćmi. Z Daro kiedy przypilnuje się, by ich nie jadł, z Aimem kiedy ten wyszoruje już u siebie podłogę. Trzeba go później zaprosić tutaj - lepiej, żeby ogarnął ten pokój nim będzie można odebrać zamówione dywany.
Ach, dywany… Rio westchnął i wyciągnął się na podłodze. Leżał na brzuchu patrząc na toczące w stronę ściany kulki. Jedna wpadła mu pod fotel. Trzeba ją będzie wyciągnąć. Tylko jak? Przesunąć mebel i zarysować podłogę? Podnieść go i nadwyrężyć mięśnie? Wcisnąć tam rękę? Rio nie miewał zwidów, ale nie wiedział kto poprzednio zajmował to pomieszczenie. Może pod fotelem zostało coś czego jednak wolałby nie dotykać? Jeszcze tam nie sprzątał (jego zdaniem było tu całkiem czysto) i wolał nie natknąć się na coś nieprzyjemnego. Pyknął kolejną kulkę.
Nie nudziło mu się. Nie do końca. Miał tyle rzeczy do zrobienia… wciąż byli w bardzo niepewnej sytuacji. Zależni od tego jak się teraz to wszystko ułoży… dlaczego Elcia ich przygarnęła? Wszystko jedno, i tak była piękna. Jakby tu się do niej zbliżyć? Dzisiaj ją przytulił, ale to chyba nie do końca to o co mu chodziło. Poza tym - nawet nie oddała uścisku.
,,Szkoda”, pomyślał, ,,Chyba mnie nie do końca lubi… ale co jest ze mną nie tak?” zastanowił się i wstał, klękając, by przyjrzeć się w lustrze umieszczonym po wewnętrznej stronie jednego ze skrzydeł imponującej szafy. Tak, szafa sama w sobie była wspaniała, ale zwierciadło szkaradne. Na rogu pęknięte, trochę gdzieniegdzie sczerniałe. Ciekawe czy Elka obrazi się jeśli je wymieni? Może lepiej zapytać?
Nie w głowie mu to jednak było - musiał przyjrzeć się sobie. Co w nim takiego było, że dziewczęta nie rzucały mu się w objęcia i nie mdlały na jego widok? Ani nawet nie raczyły pogłaskać po głowie kiedy łkał w ich drogie sukienki!?
Twarz miał w końcu całkiem przyjemną. Tak, tak - bardzo przyjemną. Ładną, wręcz piękną. Bez zarostu, ale za to jaką młodzieńczą! Tak, niezaprzeczalnie emanował samczą witalnością nie uciekając się do czegoś takiego jak zanadto męskie rysy twarzy, wystające kości czy szczena barbarzyńcy. Był przykładem delikatnej nastoletniej urody pozbawionej jej przywar - ani jednej krostki, ani jednej blizny! Lica gładkie i blade, ale miejscami lekko zaróżowione. Wyglądał jakby naprawdę żył!
No i te jego wąskie, lśniące usta… czy można było się im oprzeć? A za igiełkowymi kłami każda wampirzyca powinna się oglądać! Nosek też obleci - tak samo jak uszy, modnie zresztą przekłute (co prawda zrobił to już dziesiątki lat temu, ale moda na kolczyki utrzymywała się od wieków). Były może nieco duże, ale za to męskie! Tak, tak. No i te oczy! Oczy podziwiał u siebie najbardziej. Kochał ich kształt. Ich uwodzicielsko-zaczepny wyraz. To były jego przymrużone, kocie ślepia. Intensywnie czerwone. Przesiąknięte tą barwą jakby wypełniała je gorąca krew. Czasami przysłaniane przez bujne kłaczki koloru węgla. Koloru najciemniejszej z nocy, kiedy to kochankowie wyli do księżyca!
- Jesteś dziś szatańsko przystojny! - pochwalił sam siebie pocierając dłonią podbródek, kończąc rozmyślania i dochodząc do jedynych słusznych wniosków. Przewrotnie poprawił swój srebrny krzyżyk.
- Ale Elcia to twarda sztuka. Nie zdobędziesz jej tak łatwo. Oj nie - pouczył się żartobliwie i zamknął szafę. - Czas się upięknić i nieco odświeżyć… - ,,Wziąć Darcia?” zastanowił się. Chyba dobrze by było zdrapać z niego nieco naleciałości. Ich najstarszy braciszek wyznawał zasadę ,,kąpiel w strumyku to zawsze, zwłaszcza kiedy nie potrzeba, ale do wanny to raz w miesiącu”. Tak jednak nie mogło być.
,,Trzeba tylko znaleźć jakąś dobrą wymówkę. Siłą go przecież nie zaciągnę…” Wziął czystą koszulkę i spodnie ,,Ale krwi nie mam więcej…” Wyszedł z pokoju zamykając starannie drzwi. ,,Trzeba go zwabić inaczej”.
Zapukał.
- Daro, idę się wyparzyć w gorącej wodzie. Nie przychodź jeśli możesz, chcę pobyć chwilę sam - powiedział i z uśmiechem ruszył poszukać łazienki. Dotarł na miejsce ledwie po dziewięciu minutach, dzięki zgubom Aima.
,,Wyrabiam się!”, pomyślał zadowolony, po czym wlazłby do środka, gdyby drzwi nie były zaryglowane.
- Aim to ty? Zamknąłeś się? - zapytał nagle poirytowany. Nie lubił kiedy ktoś mieszał mu w planach, nawet on. Powrót do pokoju zajmie mu kolejce dziewięć minut! (Jak będzie miał szczęście). Chyba, że mu otworzy.
- Rio? - Głos, który mu odpowiedział był zachrypnięty i znajomo załamany.
- Aim! Świetnie, że jeszcze reagujesz! Wpuść mnie - poprosił, ale nie usłyszał, aby brat zastosował się do jego prośby.
- Nie otworzysz?
- Nie mogę.
- Dlaczego? - Wiadomo dlaczego. - Ej, coś się stało?
- Nie mogę… wyjść. Woda się rozchlapie.
- Aim otwieraj, mówię! - Rio walnął pięścią w ścianę. Nie miał na to teraz czasu… znaczy miał, kiedy wejdzie do środka. Nie chciał stać na korytarzu jak wyproszony fagas, z ubraniem w ręku. Zresztą nie tylko swoim - ciuszki Aima też przecież wyzbierał, choć wiedział jak skończą.
- Wpuścisz mnie, czy nie?
- …
- Aim?
- A… nie możesz sobie otworzyć? - zapytał niepewnie stłumiony głosik.
- Ech… ty to potem naprawiasz - oświadczył wampirek i pociągnął drzwi tak, że skobelek przekrzywił się, aż w końcu puścił.

Bracia siedzieli w gorących mydlinach cali zadowoleni. Aim co prawda w swoim podkoszulku i reszcie, skulony i skupiony na wytwarzaniu kolejnych mydełek, ale Rio przywykł do jego dziwactwa. Sam był nagusieńki jak przystało i rozpierał się w wielgachnej wannie od czasu do czasu tylko prosząc, aby mydło miało jakiś konkretny, ładny zapach.
- Może hiacynty? - zaproponował. - Umiesz?
Często zamawiał hiacynty.
Aim pokiwał głową.
- A coś takiego… jakby kadzidełka, ale bez dymu…
- Kadzidełka to jest dym - poprawił go Aim.
- No to mówię o czymś podobnym! Żeby nie było tego drażniącego dymu, ale jednocześnie czuć było zioła…
- To pasuje do hiacyntów? - Pedantyczny wampirek nie wydawał się przekonany.
- A bo ja wiem! Chyba zależy od kadzidełka.
- A jakie chcesz?
- Wymyśl - poprosił Rio i zanurzył się całkowicie w wodzie. Wychylił się dopiero kiedy Aim pacnął go w nogę.
- Co jest? - zapytał zgarniając z twarzy mokrą grzywkę i sięgając po omacku do balii z czystą wodą, by przemyć oczy.
- O, Daro! - zawołał kiedy zobaczył niezadowolony ryjek i karcące spojrzenie stojącego nad nim kolegi.
- Też chcę wejść - oświadczył różowy, groźnie krzyżując ręce na piersi.
Rio oparł się o brzeg i zwiesił ręce, z których zaczęło kapać na kafelki.
- Nie możesz - zanucił niewinnie. - My tu siedzimy.
- Zmieszczę się!
- No nie wiem… nie przytyło ci się? Idź sobie.
- Nie!
- No to wchodź!
- Nie rozkazuj mi! - Prychnął, ale zaczął zdejmować ubranie. Mało było rzeczy, które były w stanie wyciągnąć Aima z kąpieli, ale to była właśnie jedna z nich. Wyskoczył nie zważając na to czy coś się rozchlapie i zanim przepocony wampirek zdołał zanieczyścić ich źródełko świętego spokoju usadził go na małym taborecie.
- Nie możesz tak tam wejść! - oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu i zabrał się za szorowanie brata jakimś wyjątkowo mocnym specyfikiem. Potem wylał na niego chłodną zawartość balii.
Rodzinka była w komplecie.

Po zakończonych ablucjach, kiedy Aim zajmował się naprawianiem drzwi (i ściany), wyczyszczeni do połysku Daro i Rio poszli na chwilę do pokoju. Drugi z nich miał jednak w planach szybko stamtąd wybyć.
- Idziesz do Elli? - zapytał różowy, kiedy Rio zmieniał przed lustrem kolczyki. Czuł, że skoro brat grzebie sobie przy uszach to musi myśleć o jakiejś kobiecie.
- Może...
- Mogę też iść?
- A musisz?
- Nudzę się.
Rio popatrzył na niego jakby miał wybić mu z głowy ten pomysł. Daro zmarszczył brwi w odpowiedzi. Nie lubił być tak traktowany.
- O co ci chodzi? I tak nie zaprosi cię do łóżka, więc wszystko jedno! - mruknął dobitnie.
- Musiałeś tak brutalnie? Poza tym sam wejdę - jęknął Rioś, aż nadto skupiając się na trzymanej w palcach ozdobie. Nie wyglądał jednak na zbytnio pewnego tego postanowienia.
- To ja wejdę!
- Hę? Dlaczego? - Czarnowłosy wydawał się być mocno zaskoczony.
- A czemu nie? - odpowiedź była miażdżąco prosta. - Kto wejdzie ten wejdzie. - Wzruszył ramionami.
- Drażnisz mnie.
- Ty mnie też!
- Tak? A kto dla ciebie tyle robi!?
- Elcia!
To już go ubodło. Gdyby był świadom jak się dla niego poświęca!
Przez chwilę panowała między nimi oschła cisza. Rio dobrał sobie kolczyki, założył swoją materiałową obróżkę z krzyżykiem, wygładził koszulkę. Nawet się przeczesał.
- Ej, Daro… - zagadnął nagle. - Naprawdę myślisz, że nie mam szans? - spytał, żałośnie zerkając w lustro. Sam sobie się bardzo podobał. Tylko jakoś tak kobiety miały gorszy wzrok i nie potrafiły dostrzec tego jaki naprawdę był. Kiedy go tuliły, to jak braciszka!
Drugi wampirek wstał i podszedł do niego. Przyjrzał mu się z całkowitą powagą i rozmysłem.
- Masz - odparł w końcu tonem mentorskim, a Rio o mało nie rzucił mu się na szyję. Ale nie - to by było niemęskie, a tej nocy (choć właściwie pewnie zbliżał się poranek) to co niemęskie było zabronione.
Mając w głowach różne, mniej lub bardziej głupie pomysły, ruszyli wspólnie do komnat Elli. Dwóch na jedną - ich przegrana już wisiała w powietrzu.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości