Opuszczone Królestwo[Tawerna "Pod dębem"] Pierwsze spotkanie

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

[Tawerna "Pod dębem"] Pierwsze spotkanie

Post autor: Cerrina »

Jesienna aura nie odpuszczała ani na trochę. Cerrina, której zwykle wcale nie przeszkadzał deszcz miała go już serdecznie dość. Podążając traktem jej kopyta ślizgały się po zabłoconym mule, śmierdzącym zgniłymi liśćmi i końskimi odchodami. Po drodze mijała kilka wozów i samotnych jeźdźców rzucających jej ciekawskie spojrzenie. Zachowywała czujność w takich momentach, ale kierowała w ich stronę wzroku. Wypatrywała celu znacznie bardziej interesującego, czyli migoczących na horyzoncie drobnych światełek. Mogła co prawda zboczyć z drogi i pokonać ten dystans łąką, ale była już bardzo zmęczona i nie miała na to najmniejszej ochoty.
W pewnym momencie poczuła zapach dymu, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że jej przypuszczenia były słuszne. Po jakimś czasie dotarła do dużej, zbudowanej z kamienia tawerny z szyldem "Tawerna "Pod dębem"". Nazwa tego przybytku wywołała u niej konsternację, bo nie rzucił się w jej oczy żaden dąb. Tej zagadki nie mogła rozgryźć dopóki nie weszła do środka. Naturalnie musiała się mocno schylić, żeby pokonać za niski dla niej otwór drzwiowy, ale gdy już przekraczała próg, nim jeszcze postawiła drugą parę kopyt w środku, z wnętrza rozległej izby ozwał się głośny, protestujący głos krzyczący coś w stylu: "Nie, nie! Sio! Wynocha!".
Przyczyną całego zamieszania był czysty przypadek, w którym to gospodarz i zarazem właściciel tawerny pomylił Cerrinę z koniem! A to z powodu jej długich włosów, które za sprawą wody przykleiły się do jej nagiej skóry i wraz ze zgarbieniem w istocie mogła zarysem przypominać łeb konia. Rzadki to przypadek i nie myślała, że kiedykolwiek ją to spotka.
Kiedy więc odgarnęła włosy i rozejrzała się za źródłem dźwięku, gospodarz pojął swoją straszną pomyłkę i zaczął coś bełkotać pod bujnym wąsem. Z sali padło parę odgłosów śmiechu prawdopodobnie wywołanych gafą biednego człowieka.
Cerrina posła zakłopotanemu człowiekowi lekki uśmiech i machnęła niedbale ręką dając mu znać, że nie trzyma urazy. Rozejrzała się po sali w poszukiwaniu odpowiednio ulokowanego stołu, przy którym mogłaby się odpowiednio ułożyć. Im dłużej się rozglądała, tym mocniej dochodził do niej fakt, że wszystkie miejsca są zajęte.
Westchnęła cicho przez nos sięgnęła rękoma do głowy zgarniając mokre włosy i przełożyła je na prawą stronę. Podeszła do długiej lady przy której zazwyczaj serwowano napitki. Widząc, że publika nieźle się bawi cmokając i komentując jej wygląd poczuła się niezręcznie. Nabrała wręcz podejrzeń, że wypili ciut za dużo. W ramach "odwetu" machnęła dwa razy mokrusieńkim ogonem umorusanym dodatkowo w błocie i ochlapała nim żartownisiów. Oczywiście odgłosy protestów i groźby nie robiły na niej żadnego wrażenia. Sami się prosili, to dostali za swoje.
Niestety ten gest nie spodobał się gospodarzowi, który patrzył na nią teraz znacznie mniej przyjaźnie. Najprawdopodobniej odkrył teraz, że Cerrina miała brudny nie tylko ogon, ale też kopyta. Kobieta szykowała już rueny, żeby wykupić ciepły posiłek, kiedy to człowiek pokręcił głową i wskazał palcem na drzwi.
- Nie będziesz mi tu obrażać moich klientów. Wynocha z mojej tawerny - powiedział nawet spokojnie.
Cerrinie nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Nie pierwszy raz przepędzano ją z takich miejsc i zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Więc schowała monety z powrotem do sakiewki, sakiewkę przywiązała do pasa i opuściła tawernę. Zimny deszcz nabierał na sile nie dając jej myśleć pozytywnie o dzisiejszym dniu. Już miała iść dalej traktem, kiedy zauważyła za tawerną kolejny budynek. Wyłonił się zza rogu tawerny i wydawał się otwarty. Ciekawość wzięła górę i kobieta podeszła do niego. Stajnia, jak się mogła spodziewać. Konie stały w swych zagrodach, a gdzieś dalej cicho chrumkały świnie hodowlane.
Cerrina była załamana. Nie zaznała jeszcze takiego upokorzenia, ale nie miała wyboru. Musiała się przespać. Weszła do środka obserwując koniec przyglądające się jej z zainteresowaniem. Podeszła do jednego z czarnych rumaków i pogłaskała go po głowie. Prosiła go i całą resztę o nie wszczynanie alarmu. Nie chciałaby żeby ją tu znaleziono.
Odeszła w kąt w którym leżał zapas siana i ugięła przednie kończyny, a potem tylne kładąc się na ziemi. W czasie wykręcania z włosów wody jeszcze raz rozejrzała się po stajni upewniając się, że nikogo poza nią tu nie ma. Zdjęła mokrą przepaskę z piersi i powiesiła ją na widłach. Nie lubiła nosić mokrej odzieży, a gdyby mogła, nigdy by jej nie zakładała. Potem przewróciła się na bok i przeciągnęła się. Z zaskoczeniem stwierdziła, że zbyt surowo oceniła to miejsce. Posłanie z siania nie było takie złe!
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Jesień. Okropna pora roku dla kota. Błoto, deszcz, i znów błoto, i jeszcze więcej błota. Wiatr, zimne krople spadające z nieba, wichury, drzewa bez liści, zżółknięte trawy. Czy w ogóle istniała gorsza pora roku? To już nawet zimą było lepiej. Śnieg może i zimny, ale za to puchaty i łatwy do otrzepania z futerka. Owszem kocie łapki marzną, ale przynajmniej z nieba nie pada woda. Noo... może nie do końca to prawda, bo śnieg to w końcu też woda, no ale... Tak, czy inaczej jesień była okropną porą roku.

Kilka miesięcy temu, kiedy lato było w pełni Sairze przydarzyło się coś strasznego. Zginęła jej najlepsza przyjaciółka. Cóż... ta przyjaźń była burzliwa, kłóciły się, przekomarzały, drażniły wzajemnie. Początkowo jedna drugiej chciała wydrapać oczy, ale z czasem się polubiły. I podróżowały razem. Aż trafiły przez zupełny przypadek na przyjaciela kotołaczki. Zatrzymały się u niego, ale niestety pewnej nocy, do małej chatki wpadł wielki, przerażający niedźwiedź. Saira i Stayer wyszli praktycznie bez szwanku, za to Reda... niedźwiedź rozpruł ją tak, że nie było szans by ją uratować. Razem z łucznikiem Stayerem Sairze udało się zabić niedźwiedzia, który koniec końców okazał się niedźwiedziołaczką przemienioną w swoją zwierzęcą postać. Tak, czy inaczej tego dnia Saira widziała tylko trupy, które musiała pochować. Od tamtego czasu minęły miesiące. Przez jakiś czas mieszkała u łucznika, ale w końcu uznała, że musi ruszyć gdzieś w świat. I tak zrobiła, zabrała swój tobołek i ruszyła na północ. Nie miała określonego celu, chciała tylko żyć, mieć co jeść i gdzie schronić się przed zimnem.

I tak dotarła aż do Opuszczonego Królestwa. Niestety jesienne deszcze dopadły ją wcześniej niż sądziła. Znalazła więc pierwszy przybytek stojący w tej głuszy, którą otaczały jedynie gęste, wysokie trawy i zaczepiła się tam. Jako kto? A jako kot. W zamian za dach nad głową i trochę jedzenia miała wyłapać wszystkie szczury, myszy i inne gryzonie, które buszowały po okolicznych budynkach należących do karczmy. A było ich kilka. Stajnia, spichlerz, jakieś inne budynki gospodarcze, drewutnia. Ogółem karczma i przylegające do niej budynki tworzyły miniaturowe gospodarstwo.

Poza łapaniem gryzoni i innych szkodników Saira od czasu do czasu pomagała jako kelnerka w karczmie. Owszem, polowała i zjadała ze smakiem szczurki i inne stworzonka, ale w postaci człowieka potrzebowała strawy, która była jakoś przyrządzona. Musiała mieć zatem pieniądze, a pomoc w karczmie zapewniała rueny na podstawowe potrzeby. Nie mieszkała jednak w samej karczmie. Pokoje zajmowali przejezdni, a Sairy nie było stać, żeby płacić za cały pokój, dlatego zamieszkała w stajni i było jej tam dobrze. Ciepłe konie, miękkie sianko, brak deszczu. No może jeśli chodzi o końskie kupy nie było zbyt miło, ale kotka zazwyczaj i tak właziła na strych budynku. Tam, w kociej postaci, ładowała swój mały zadek w siano i spała.

Tego dnia akurat polowała. Gdzieś pomiędzy zwierzętami szlajał się jakiś zabłąkany szczurzy ryjek. Należało go, złapać i zeżreć z zimną krwią. O tak! Polowanie... Saira siedziała przyczajona w kącie i uważnie obserwowała jak szary zarys szczurka przesuwa się przy ścianie. Przyczaiła się, psyk przystawiła do ziemi i już była gotowa do skoku, kiedy ktoś ordynarnie wlazł jej do stajni i spłoszył gryzonia. A niech to! Kocica zaklęła w głowie i spojrzała na drzwi do stajni. Do środka wszedł... koń? Ale jak to koń? Sam z siebie? Część zwierzaka zasłaniał jej stóg siana, dlatego przemknęła pod ścianą i znalazła się niedaleko owej postaci. I nagle ją olśniło, to nie był koń, tylko koniołak... nie, zaraz, nie koniołak... centaur? Na wpół koń, na wpół człowiek? Tak, centaur, nazywali siebie centaurami. W postaci kotki przyglądała się poczynaniom owej postaci i ku jej zdziwieniu postać ta zaczęła się rozbierać, to znaczy zdejmować z siebie górną część ubrania, która zasłaniała piersi. Przez moment kotka zastanawiała się co zrobić, zostać w tej postaci, czy może się przemienić? A kij tam, pomyślała i w mgnieniu oka z kotki zmieniła postać w człowieczą.

Dzięki magicznemu pierścieniowi Saira ukazała się centaurzycy już w ubraniu. A co miała na sobie? Brązowe, obcisłe spodnie wiązane w pasie. Białą koszulę, a na nią zarzuconą niebieską kamizelkę z wełny i proste, wysokie buty wiązane rzemieniami. Koszula i kamizelka były spięte brązowym paskiem ze srebrną, metalową klamrą.
- Witaj - odezwała się przyjaźnie w stronę centaurzycy.
- Będziesz tak tutaj sobie siedzieć na golasa? - spytała prosto.
Awatar użytkownika
Imperius
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Imperius »

Dzień był dość ponury, nie zwracając oczywiście uwagi na pogodę, która jakby jeszcze trochę gorszyła ten dzień. Brakowało tylko deszczu, żeby do końca zrujnować resztę dnia. No dzięki bogom nie zapowiadało się na deszczyk, dla odmiany padał śnieg. No to nie przeszkadzało krasnoludowi, w końcu jego klimat. Zima, śnieg i minusowa temperatura. Idzie się przyzwyczaić, wystarczy kilka dni.

Kto by pomyślał, że minęło już kilka tygodni od jego podróży w nieznane. Zmuszony opuścić swoje rodzinne strony, dotarł tutaj. Nawet nie wiedział jak ta kraina się nazywa, w sumie nic nie widział. Jak na razie go to nie obchodziło, ważniejsze było znaleźć dobre miejsce na start i przygotować się na przyszłość. A ona natomiast zapowiadała się ponuro. Od odejścia z Trój góry, Durin nie zaglądał zbytnio do wiosek. Unikał tam samo kogokolwiek, nie był gotowy na zbytnie spotkania z nieznajomymi. Nigdy nie wiadomo na kogo się trafi, zwłaszcza w tej krainie.

Tak więc w końcu postanowił gdzieś odpocząć, po całej tej podróży. Uzupełnić zapasy, zjeść coś porządnego i napić się dobrego piwa. Jakby nie patrzeć, ostatnio jadł coś dobrego z rok temu. Z pod kaptura natomiast wychylił się smoczy łepek, który od razu zaczął badać teren.
- M-miasto?
Spytał, nerwowo się rozglądając. Na to krasnolud odparł. - Bardziej wioska. Następnie ruszył ku tawernie, gdzie było co nie co słyszeć. Docierając do drzwi, wytrzepał buty o próg i następnie wkroczył do środka. Na pierwszy rzut oka mógł zauważyć ludzi, większość w sumie to ludzie. No cóż, miał nadzieję iż nikt nie będzie miał problemów z krasnoludem. Tak czy siak, Durin udał się do lady. Gdzie czekało go małe wyzwanie, które stanowiło krzesło. Lekko się wspinając, w końcu udało mu się usiąść na równi z barem.
- Miły człowieku. Gorącą strawę i duży kufel piwa, jeżeli można prosić. W sumie nie ma zamiaru tutaj witać na dłużej, dlatego też po zjedzeniu będzie trzeba znaleźć sobie dobry nocleg. Może nawet stajnię obok, zawszę zaoszczędzi się trochę monet. Nim krasnolud się obejrzał, dostał kufel piwa. No na jedzenie pewnie dłużej się czeka, dlatego też zaczął od piwka. W tawernie było dość ciepło, dlatego też Kawas postanowił wyjść spod kaptura i wskoczyć na ladę. Co prawda nie ufał innym w otoczeniu, ale w obecności Imperiusa czół się bezpiecznie. Oczywiście też starał się unikać wzroku ludzi, więc bardziej trzymał się kufla piwa i ręki Durina.
Oczywiście krasnolud sięgnął do kieszeni po swoją drewnianą fajkę, następnie do woreczka z tytoniem i na końcu po świeczkę stojącą obok niego. Powinien w sumie teraz zbierać informację, ale o pustym żołądku ciężko mu się gada.
Po niespełna paru minutach, przed jego twarzą pojawił się talerz z dość średnią ilością jedzenia. Kawałek chleba, kawałek mięsa smażonego i trochę ziemniaków. No cóż, zawszę coś. Krasnolud podzielił jedzenie na małą porcję i dużą, jedna oczywiście dla Kawas'a. Nie czekając długo, obydwaj zaczęli konsumować posiłek.
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cerrina »

Warunki nie były tu takie złe i można było się przyzwyczaić. W szczególności, gdy miało się szczelny dach nad głową, a na zewnątrz słychać było tłuczenie ciężkich kropel deszczu w kałuże. Cerrine nie chciała marnować czasu i szybko zasnąć, aby jak najprędzej zregenerować siły i ruszyć w dalszą drogę.
Powinna była usłyszeć kota, ale ulewa na dworze skutecznie ją usypiała. Nie sądziła, że w pobliżu był ktoś poza koniami, trzodą i jakimś szarym szczurkiem, którego przegoniła.

Moment, kiedy usłyszała dziewczęcy głos, zmroził jej krew w żyłach. Mimo zaskoczenia, nie sięgnęła od razu po łuk, który spoczywał na sianie w zasięgu jej ręki, tylko podniosła się na rękach i zatrzymała wzrok na nieznajomej dziewczynie. Wyglądała niegroźnie. Nie miała przy sobie broni i była sama. W duchu odetchnęła z ulgą. Natomiast pytanie jakie jej zadała nieznajoma, wydało się jej trudną zagadką.

- Witaj. Co masz na myśli? - zapytała od razu, chyba zapominając, że świeci nagim biustem. Wszak nagość w jej przypadku była tematem trudnym, jeśli nie kontrowersyjnym i Cerrina wypierała wewnętrzne dywagacje na temat co w jej przypadku jest "nagością". Górę w jej obyczajach brało jej zwierzęce pragnienie wolności w każdej sferze, także w tej cielesnej.

Zanim padła odpowiedź, albo w trakcie jej wymawiania, Cerrina obróciła się na brzuch przyjmując wygodniejszą dla niej pozycję. Póki co nie wstawała. A i nawet przyjmując taką pozycję, wciąż górowała nad dziewczyną. W słabym świetle nie widziała zbyt wiele szczegółów zarysu jej twarzy, ale wydawała się jej młodą - kobietą. Pewnie, gdyby była człowiekiem, to byłyby rówieśniczkami.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Saira przekręciła głowę w bok i spojrzała z niedowierzaniem na koniołaczkę. Co ona była z jakiegoś innego świata i lubiła sobie epatować nagim biustem, czy jak? Coś tutaj było mocno nie tego... Saira przez moment przyglądała się twarzy centaurzycy. Była młoda, przynajmniej na taką wyglądała i dość ładna. Miała gęste włosy, w dziwnym szarym kolorze, ale może po prostu w tym świetle wyglądały tak dziwnie. Tak czy inaczej sytuacja była zupełnie... no właśnie, zupełnie jaka? Saira sama nie wiedziała jak to określić. Odrealniona?

- No wiesz... jakby to powiedzieć, żeby nie urazić.. Hmm... No na golasa tu siedzisz, nie? Ja nie oceniam, może lubisz sobie epatować nagim biustem na prawo i lewo, ale wiesz... to trochę krępujące. Bo jakby nie patrzeć, ja tu się teraz na ciebie gapię. Nie żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadzało, ale no... Jak lubisz... Tak czy inaczej, możesz sobie tu spać, dla mnie nie ma problemu, ale uprzedzam, że zajmuję górę i tam siano jest moje - wyjaśniła mocno plącząc się w zeznaniach.

- No tak... - nagle złapała się na tym, że głupio gada - ty i tak nie wleziesz na górę, nie z tymi kopytami - pokiwała głową bardziej sama do siebie niż do koniołaczki.
- Zostawić cię, czy chcesz sobie pogawędzić? - zagadnęła. W sumie szczur i tak uciekł, a ona nie zamierzała już za nim latać. Złapie go jutro, albo pojutrze, albo kiedy będzie akurat miała na to ochotę. Teraz miała towarzyszkę w swojej stodółce, więc może warto byłoby się z nią zapoznać.
- Długo zostajesz? Hm? - znów przekręciła głowę w bok. Nawet o tym nie wiedziała, ale robiła tak samo w kociej postaci. Jej puchaty ogon wachlował na prawo i lewo, co, jeśli ktoś znał kocie zachowania, sygnalizowało zaciekawienie.
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cerrina »

Cerrina była jeszcze bardzo młodą kobietą u której chyba nie do końca minął tzw. "okres buntowniczy". O swojej seksualności nie miała jeszcze żadnego pojęcia, a żyjąc od paru dobrych lat w dziczy mogła zwyczajnie zapomnieć o pewnych "cywilizacyjnych" obyczajach. Albo zapominała o tym, co jej wygodnie zapomnieć.
Tak czy inaczej starała się jak mogła zrozumieć plączącą się dziewczynę, którą ledwo widziała. "O czym ona gada?" Zastanawiała się próbując szybko skojarzyć fakty. Jej wzrok podążył w dół, żeby spojrzeć na swoje piersi. "Ach tak!" Całkowicie o tym zapomniała.
- Wybacz. Już się ubieram - uśmiechnęła się do niej przepraszająco i sięgnęła po swoje okrycie na piersi. Była to skórzana przepaska uszyta specjalnie by dopasować się do kształtu jej piersi. Nie narzekała, kiedy go zakładała, choć materiał był mokry i zimny i zdecydowanie wolałaby go wcale nie nosić, ale nie chciała jakoś zawstydzać nieznajomej. Uporała się z tym nawet szybko, ale gęsia skórka pozostała. Jeszcze raz poprawiła długie włosy zaczesując je do tyłu.
W międzyczasie spojrzała w górę, gdzie rzekomo umościła sobie legowisko jej rozmówczyni. Zaśmiała się, kiedy dziewucha sama zauważyła swoją śmieszną pomyłkę odnośnie chodzenia koni po schodach.
- Gdybym się uparła, to bym tam weszła - zachichotała i zamilkła na chwilę, bowiem zauważyła ruch za plecami dziewczyny. - Och. Masz ogon. Jesteś kotołaczką? - zapytała trafnie zgadując jej rasę. Cerrina widziała już kiedyś kotołaczkę. Uważała te istoty za fascynujące. Ile by dała, żeby mieć możliwość przemiany w coś lekkiego, tak zgrabnego i zręcznego jak kot! Poczuła ukłucie zazdrości.
- Będzie mi bardzo miło jeśli zostaniesz. Już dawno nie miałam okazji z kimkolwiek porozmawiać. Jutro wyruszam dalej i pewnie nie szybko nadarzy się taka sposobność. Jestem Cerrina - uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i wyciągnęła do niej rękę. Nie była pewna, czy kotołaczka zdobędzie się na odwagę i do niej podejdzie, ale warto było spróbować.

Do tawerny weszło czterech rosłych mężczyzn odzianych w ciemnozielone płaszcze. Można rzec, że wcale nie ukrywali swojej profesji. Łowcy wypisz-wymaluj. Uzbrojeni z krótkie miecze i łuki z kołczanami na plecach. Jeden z nich wyszedł na środek izby i bez krępacji ogłosił wszem i wobec.
- Szukamy centaura. Pół kobiety, pół konia. O szarych włosach i gniadej sierści. Ślad po niej urwał się przed drzwiami do tej tawerny. Jesteśmy gotowi godziwie zapłacić temu, kto wskaże nam jej miejsce pobytu - mówiąc to zatrzymał wzrok na gospodarzu, który gdy tylko usłyszał o nagrodzie aż wyrywał się do odpowiedzi z ręką uniesioną w górze.
- Ja ją widziałem. Ja! Bezczelna z niej kreatura! Była tu, ale ją wyrzuciłem za drzwi. Bo to nie stajnia! To porządna gospoda. Poszła sobie chyba na zachód.
Rosły łowca kiwnął głową i odwrócił się do wyjścia. Wtedy gospodarz skomlącym głosem zawołał za łowcą.
- Ale nie zapłacicie? Powiedziałem tyle ile wiem...
Łowca nie odpowiedział. Pozostali trzej zaczęli kolejno wychodzić z tawerny, kiedy nagle z hukiem wbiegł do środka przed drzwi od zaplecza mały chłopiec i krzyknął do ojca-gospodarza:
- Ojcze! W stajni jest tamten centaur. Widziałem tą kobietę przed chwilą! - oprócz zdyszenia lekko się rumienił, zapewne mając jeszcze w pamięci widok jej nagich piersi.
Gospodarzowi szczęka opadła. Jego twarz aż zaczerwieniła się ze złości.
- Jeszcze ździra mi będzie plugawić moje konie! Zboczona suk... koń! Niech się trzyma z dala od moich koni! - wrzasnął wściekły i wyciągnął spod lady naładowaną kuszę i wyszedł przez tylne drzwi prawie wyłamując je z zawiasów mocnym kopnięciem. Czterej łowcy spojrzeli po sobie znacząco i wyszli przez główne drzwi. Widać było przez okno, że się podzielili na dwójki.
Awatar użytkownika
Imperius
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Imperius »

Posiłek w spokoju, można było uznać za dość nieciekawy. To nie to samo, co z gromadą przyjaciół. Huczne uczty i pijackie zabawy, a wszystko to kończyło się tylko obolałą buźką i kacem. Cóż, pozostaje się cieszyć chwilą. Kawas wyglądał na szczęśliwego, w końcu mógł pojeść sobie trochę warzywek i zagryźć to mięsem nawet ciekawej jakości. Piwo też zdawał się być nawet dobre, w końcu tyle czasu nie pił. Nie robiło mu to zbytnio różnicy, co i jakiej jakości. Chwila ciszy trwałą dość krótko, gdyż po chwili do kraczmy wparowali łowcy? Dodatkowo polowali na centaura, w sumie dawno żadnego nie widział. Chociaż czy zobaczenie jakiegoś z daleka, można nazwać bliskim spotkaniem? Raczej nie, no cóż. Barman pazerny na pieniądz, od razu był skory do pomocy. Jakby nie patrzeć, centaury są dość szybkie. Nawet jeżeli opuściła to miejsce, jest już daleko stąd. Nie ma szans żeby ją dogoniły, uzbrojone po ząbki gbury.
Dopijając piwo, Durin powoli szykował się do opuszczenia lokalu. Co prawda jeszcze trzeba zapłacić za wszystko, niech już straci.
Jednak po chwili przyleciał synalek barmana, który wydał informację na temat pół nagiej i pół dzikiej kobiety. No jakaż to teraz sytuacja się rozkręciła. Na dodatek, że łowcy sobie poszli i chyba wiadomo gdzie. To jeszcze barman sobie poszedł i to wściekły jak poranne kuźnie, niewiarygodne.
- Cóż, widocznie dziś na koszt firmy.
Powiedział radośnie krasnolud, po czym zabrał rzeczy i ruszył żwawym krokiem w stronę stodoły. Nie chciał się mieszać zbytnio w sprawy łowców, no ale czterech na jedną osóbkę i to jeszcze płci przeciwnej. Przecież tak nie wypada, nawet jeżeli uczyniła coś złego. No chyba, że naprawdę uczyniła coś złego. To się jeszcze idzie zastanowić, ale na razie nie można dopuścić do niehonorowego zachowania. Szykuje się niezła bitka, dobry początek.
Kawas oczywiście wyjrzał tylko spod czapki i skierował główkę przed oczy Durina.
- N-napewno chcesz to zrobić?
Spytał, lekko się trzęsąc. Jeszcze biedaczyna się nie przyzwyczaił do nowego otoczenia, no cóż.
- Pewnie, możesz poosłaniać mi tyły.
Rzucił na koniec, kierując się do wejścia stodoły.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

- Saira - przedstawiła się dziewczyna, zaraz po tym jak zrobiła to koniowata.
- I tak, jestem kotołakiem. A co do włażenia na górę - kobieta spojrzała wymownie na drabinę, która była oparta o belki. No może i była nieco pochylona, ale raczej koń by tam nie wlazł. No gdzie, z tymi kopytami? To nie schody, żeby koń mógł po nich wleźć - jednak myślę, że byś się tam nie w telepała - stwierdziła stanowczo.
- No, ale nie o tym. Co tu właściwie robisz? - spytała. Liczyła, że pogawędzą sobie miło, a potem pójdą spać. Saira nie stroniła od towarzystwa, wręcz przeciwnie, lubiła sobie porozmawiać, zagadać, czasem się poznać, czasem tylko porozmawiać o niczym, czy jak to się mówiło: o pogodzie. Kiedyś, ktoś jej powiedział, że każda rozmowa wzbogaca i taka była prawda. Każda, nawet najdrobniejsza wymiana zdań mogła umilić, lub też uprzykrzyć dzień. Tak czy inaczej kotka wierzyła, że warto nawiązywać kontakty międzyludzkie, lub jak to było w tym przypadku konio-kocie.

Koniowata nie zdążyła odpowiedzieć, bo wtem do stajni wtargnęli jacyś ludzie. Saira odwróciła się gwałtownie w stronę wejścia. Czterech mężczyzn wparowało do środka jak do siebie. Dwóch z nich trzymała w rękach pochodnie, które rozświetliły wnętrze stajni.
- Jest! - wykrzyknął jeden z nich.
- Patrzcie, ma jeszcze przyjaciółeczkę! Brać je obie! Dostaniemy za nie dobrą cenę! - krzyknął mężczyzna, stojący nieco z tyłu.
Saira nie zastanawiała się wiele, słysząc to co mówili nieznajomi nie zamierzała z nimi pertraktować. Kiedy ruszyli w ich stronę kotka skoczyła w wielki stóg siana leżący tuż przed nią. Przykucnęła i spod sterty suchej trawy wyciągnęła swoją broń. Nie zamierzała czekać bezczynnie aż banda jakiś oszalałych łowców sponiewiera ją i porwie bóg wie gdzie i bóg wie po co. Bez zbędnych ceregieli zamachnęła się i rzuciła sztyletem w pierwszego z napastników. Mężczyzna wrzasnął głośno i przeraźliwie. Sztylet wbił mu się poniżej obojczyka.
- Ty suko! - wrzasnął bez namysłu i ze sztyletem w ciele rzucił się na kotołaczkę. Saira nie zamierzała dać się złapać. Drugi nóż nie był już przeznaczony by zranić napastnika. W mgnieniu oka sztylet poszybował w stronę mężczyzny i wbił mu się prosto w oko.
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cerrina »

Cerrina wcale nie miała na myśli drabiny, wszak liche szczebelki nie wytrzymałyby ciężaru jej końskiej połowy. To było pewne i nie zamierzała się z tym spierać. Cwany uśmiech zagościł na jej twarzy rozpromieniając jej kobiece rysy. Założyłaby się z nią o coś, bo lubiła wyzwania, ale co by tym wyczynem udowodniła? Może tylko uświadomiłaby Sairze, że centaury w centaurach drzemie więcej zręczności niż się wydaje. Na pewno będzie jeszcze ku temu okazja, w szczególności, że Cerrina usłyszała głośne chlapanie w błocie. Nim jednak zdążyła wstać drzwi do stodoły otworzyły się z hukiem, a do wnętrza wtargnęło czterech rosłych mężczyzn. Mieli w dłoniach pochodnie, których blask oślepił jej oczy przyzwyczajone do ciemności panujących w stajni jeszcze kilka sekund temu.
Jej dłoń odruchowo podążyła do łuku, który leżał po jej lewej stronie. Musiała się odwrócić od nich żeby chwycić w drugą dłoń garść strzał. Kiedy się odwracała w kierunku biegnących ku niej napastników zauważyła tylko skrawek ataku Sairy, to znaczy moment, kiedy wbijała sztylet w oko jednego z nieszczęśników. Widok ten wstrząsnął nią. Jej oczy rozwarły się szeroko i zwątpienie wpłynęło na jej ruchy. Wszystko od czego rozpoczęła się jej ucieczka powróciło do niej jak lodowata fala na plaży. Serce podeszło jej do gardła, kiedy zwróciła wzrok ku napastnikom. Jeden, osłaniający zabijanego właśnie przez Sairę wypuszczał właśnie strzałę wymierzoną w plecy kotołaczki.
Cerrina wiedziała, że może ratować siebie, albo niczemu winną kotołaczkę. Dokonała szybkiego wyboru, który podyktowany był jej szlachetnym sercem.
W ułamku sekundy wycelowała i wystrzeliła strzałę, która przemknęła pod prawym uchem biegnącego na nią mężczyzny. Lotka musnęła jego szyję, a strzała popędziła dalej. Jej grot zderzył się z grotem strzały lecącej do Sairy. Ich zderzenie rozdzieliło je. Koziołkujące strzały niegroźnie odleciały na boki.
W tym momencie dwaj łowcy, najwyraźniej nie przejmując się pożarem, odrzucili pochodnie, które wpadły w siano, które naturalnie szybko zajęło się ogniem. Obydwoje dopadli Cerrinę. Jeden z nich z dzikim okrzykiem uderzył ją z rozpędu rękojeścią miecza w skroń. Uderzenie nie pozbawiło jej przytomności, lecz ogłuszyło i wytrąciło jej łuk z ręki. Z głębokiego rozcięcia na łuku brwiowym popłynęła wartko ciepła krew. Drugi z mężczyzn dosiadł jej leżącego grzbietu i chwytem ramienia z dźwignią za kark unieruchomił Cerrinę.
Wszystko działo się tak szybko, że nie miała czasu na reakcję. Widziała trochę jak przez mgłę przez to uderzenie w głowę. Poczuła ucisk na szyi odbierający jej oddech. Próbowała się bronić i złapać napastnika siedzącego za nią na jej własnym grzbiecie.
Awatar użytkownika
Imperius
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Imperius »

Docierając do stodoły, a raczej co z niej niedługo zostanie. Krasnolud przez chwilę się zastanawiał, po co tak szybko pędzi? No jakby nie spojrzeć miał pomóc pewnej osóbce, dlatego też wkroczył. A jego oczom okazała się pewna sytuacja. Jedna kobitka, jedna centaur'ka. Czterech gości, z czego jeden chyba ma problem z okiem. No co poradzić, nie można tak tego wszystkiego zostawić. A dodatkowo wykorzystując sytuację, gdzie Durin nie został jeszcze zauważony. Po prostu rozpędził się z młotkiem w ręku, wprost na łowcę który przyduszał bezbronną koninę. Nie wydając z siebie żadnego okrzyku bojowego, po prostu wyskoczył i zdzielił chopa w tył głowy. Cios był dość mocny, więc pozbawił go przytomności. Przeskakując tym samym centaura, sięgnął po swój topór i zamachując się w stronę drugiego osobnika, wypuścił potężny podmuch powietrza. Podmuch z takiego bliska, był na tyle skuteczny iż rzucił łowcą na parę metrów w tył.
- Dobra panie i panowie, koniec bójki!
Ryknął Durin, uderzając toporem o ziemię. Przy okazji chowając swój młot zza pas, miał nadzieję że reszta towarzystwa się uspokoi. A może nawet rozejdzie, nie chciał zbytnio robić krzywdy tym wszystkim łowcom. No ale jeżeli nie odpuszczą, będzie musiał użyć perswazji pięścią.
- Nie chcecie mieć do czynienie z krasnoludem i to jeszcze podpitym, chyba że jednak macie inne zdanie i chcecie spróbować swoich sił?
Może jednak po prostu zaatakować i mieć to z głowy, w końcu takie okazje nie zdarzają się zbyt często. No bo aż czterech gości i barman, można się wyszaleć aż ponad to.
- No dalej czterech was, na mnie jednego.
Odwracając się do tyłu i po chwili łapiąc sytuację ponownie, Krasnolud zastanowił się przez chwilę i wrócił spojrzeniem do reszty.
- Ok, dwóch was na mnie jednego.
Sytuacja stawała się coraz gorętsza i to tylko z powodu pożaru, nici z noclegu. Jedyny plus jest taki, że nie musiał płacić za jedzenie i piwo.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Ludzie to jednak byli idiotami. Gdzie trzeba mieć rozum żeby rzucać pochodnie w siano? Zdecydowanie w dupie i to głęboko. Dlaczego zawsze takie oprychy miały tak kretyńskie pomysły? Kij, że właściciel stajni zaraz pozbędzie się całego dobytku. Ważne było, żeby wyjść z tego bagna cało. Saira nie zauważyła lecącej w nią strzały, skoczyła z impetem na mężczyznę z sztyletem w bitym w oko. Powaliła go na ziemię i wyrwała swoje sztylety z ciała oprawcy. Ten wił się pod nią i skamlał jak pies, trudno się było mu dziwić, nie miał oka i raczej już go nie odzyska. Kolejnym zwinnym ruchem kotołaczka zeszła z wrzeszczącego mężczyzny. Ten szybko podniósł się, ręce miał przy twarzy, osłaniał miejsce, w którym jeszcze przed chwilą było oko. Nie zastanawiając się wiele zaczął uciekać. Mniej więcej w tym samym czasie do stodoły wparował jakiś niski człowiek, Saira początkowo nie rozpoznała w nim krasnoluda, dopiero kiedy dostrzegła młot i topór, no i wielką brodę domyśliła się, że nie jest on zwykłym człowiekiem. Nie wiadomo z jakich przyczyn ów krasnolud rzucił się na mężczyzn, którzy zaatakowali Cerrinę. Saira nie rozumiała co tutaj się dzieje, nie wiedziała jakie powiązania ma brodaty z tymi oprychami. Ona unieszkodliwiła jednego, krasnolud drugiego, zostało jeszcze dwóch. Ten bez oka zdążył już zwiać. Bandyta, który siedział wcześniej na grzbiecie koniołaczki też już zbierał się do ucieczki, oszołomiony jeszcze przez uderzenie młota. Dwóch pozostałych nie zamierzało, czekać, płonąca stodoła i trzy osoby przeciw dwóm chyba skutecznie przekonało ich, że należny wiać gdzie pieprz rośnie.

Ogień w stajni rozprzestrzeniał się z prędkością światła. Nim zdążyli zauważyć języki gorących płomieni sięgały już strychu. Saira schowała swoje sztylety za pas. Były całe we krwi, ale kotołaczka zupełnie się tym nie przejmowała. Trzeba było uciekać. Kotka dopadła do Cerriny i chwyciła ją za rękę.
- Chodź! Musimy uciekać, bo spalimy się żywcem!
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cerrina »

Wszystko działo się tak szybko. Ogień urósł do strychu, wrzask rannego w oko i jakieś... "coś", co przeskoczyło nad nią i błysnęło metalowym orężem. Nic więc dziwnego, że gdy tylko odzyskała oddech, pierwsze co zamierzała zrobić to wygospodarować sobie nieco przestrzeni wokół siebie, żeby móc się skutecznie bronić. Krew z rozciętej rany podrażniła jej oko, a ogłuszenie przez uderzenie jeszcze nie do końca minęło, lecz bardzo szybko obrała cele.
Poderwała się z miejsca w którym leżała i stanęła na rozprostowanych nogach. Buchający ogień piekł ją w policzki, ale i tak zdołała zdzielić z ramieniem łuku napastnika próbującego się podnieść po oberwaniu w plecy. Mężczyzna padł na bok nieprzytomny. Pierwszy z głowy.
Kątem oka zauważyła tego z toporem i młotem. Stał w idealnym miejscu, czyli za jej zadem i w zasięgu jej kopyt. Nie omieszkała wykorzystać tej okazji. I tak oto Imperius miał okazję zasmakować dwu-kopniaka od Cerriny. Na jego szczęście oberwał w pierś, a nie w twarz, ale uderzenie było tak silne, że wypadł ze stodoły przez ścianę wyłamując deski. Szczęście, że upadek zamortyzował gospodarz, który akurat biegł co tchu na miejsce, aby ratować swój dobytek (albo ubić całą hołotę).

Będąc w bojowym amoku nie wiedziała, że właśnie "ewakuowała" ich sprzymierzeńca i tym samym swojego wybawiciela. Szukała wzrokiem nowego celu, kiedy nagle ktoś pociągnął ją za rękę. Szybko zwróciła wzrok ku kotołaczce. Zgodziła się z nią w stu procentach, ale nie mogła tego zrobić. Pokręciła głową i zabrała rękę.
- A konie?! Nie mogę ich tu zostawić! - krzyknęła zdecydowanie. Popatrzyła na ogień, który rozlazł się po ścianach stodoły. Palące się siano spadało z góry jak ognisty deszcz. To było bardzo niebezpieczne, ale nie mogła tak po prostu ich zostawić. Przestraszone zwierzęta szamotały się w swoich boksach rżąc i stając na dwóch nogach. Niektóre próbowały na własną rękę staranować furtki, ale bezskutecznie.
Cerrina spojrzała na Sairę.
- Pomóż mi. Proszę! - poprosiła, ale nie czekała na odpowiedź. Wyrwała do pierwszego rzędu i otworzyła pierwsze drzwiczki. Z boksu wybiegł pierwszy koń.
Palące się siano spadło jej na dłoń. Cerrina syknęła i strząsnęła żar z ręki, ale nie przestawała. Zrywnym zwrotem znalazła się przy drugim boksie i z niego również wypuściła konia. Zostało jeszcze trzy.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Saira nie pomyślała o koniach, chciała po prostu uciec z tego palącego się miejsca. Ale Cerrina miała rację, trzeba było ratować zwierzęta. Zobaczyła jak koniołaczka biegnie do pierwszego boksu. Nie zamierzała czekać. Szybkim susem znalazła się przy kolejnym końskim boksie i szybko otwarła drzwiczki. Spłoszony koń wybiegła tak szybko, że powalił dziewczynę na ziemię. Ze strychu spadało palące się siano. To był jakiś koszmar. Wstała tak szybko jak to tylko możliwe i podbiegła do kolejnego boksu, wypuszczając konia, ale tym razem uskakując w bok, by zwierzę jej nie powaliło. W tym samym czasie Cerrina wypuszczała ostatniego wierzchowca. Międzyczasie właściciel karczmy zdołał się otrząsnąć i biegł w ich kierunku.
- Zdziry! Podpaliłyście mi stodołę! Zabiję was! - wrzeszczał, ale kiedy podbiegł pod drzwi zwaliła się na niego belka ze stropu. Saira nie wiedziała co robić. Czy pomóc właścicielowi karczmy, czy uciekać. Nie była okrutna, a mężczyzna ewidentnie chciał dać im nauczkę, choć to nie one podpaliły przybytek.
- Cerrina! - krzyknęła do centaurzycy.
- Musimy mu pomóc, nie możemy go zostawić na śmierć, spali się żywcem - kotka nie potrafiła odpuścić, ich napastnicy byli powaleni, nie zagrażali im, a one... one stały w płonącej stodole i musiały wybrać, uciekać przez tyle drzwi, czy ratować karczmarza. Saira nie wahała się dłużej. Dopadła do palącej się belki i chwyciła ją w miejscu, gdzie akurat nie płonęła. Cerrina przez moment zastanawiała się, ale w końcu ruszyła ku kotołaczce i pomogła jej przesunąć belkę. Saira chwyciła grubego karczmarza pod pachy i zaczęła go ciągnąc, tak by znalazł się na zewnątrz. Był nieprzytomny, a przed stodołą znalazło się już mnóstwo gapiów, którzy akurat przebywali w karczmie. Saira wyciągnęła go na tyle ile miała sił i zostawiła, licząc, że ktoś się nim zajmie.
- Uciekajmy! - krzyknęła do koniołaczki. Nie mogły tu zostać. Miały sekundy na to by uciec, nie mogły zwlekać, wiedziały bowiem, że zaraz ktoś będzie chciał ich pochwycić. Saira ruszyła biegiem przez tłum rozpychając się łokciami. Kiedy znalazła się poza zbiegowiskiem zgrabnym skokiem przemieniła się w kota i zaczęła uciekać gdzie pieprz rośnie, odwracając się jedynie na moment by sprawdzić, czy Cerrina jest gdzieś za nią. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że koniołak będzie znacznie szybszy od niej, ale na razie Cerri była jeszcze za nią.
Ostatnio edytowane przez Saira 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cerrina »

Dzięki szybkiej pomocy kotołaczki wszystkie konie opuściły stodołę. Cerrina nie pozwoliłaby, żeby spotkała jej kuzynów tak okrutna śmierć jak spalenie żywcem. Ale przy karczmarzu już się zawahała. Miała go ustrzelić, ale ubiegła ją jakaś belka. Na początku spanikowała, potem się zawahała, ale ostatecznie pomogła Sairze zdjąć belkę z człowieka. Zrobiła to solidnym kopnięciem. Następnie chwyciła chłopa za fraki i wypuściła, gdy tylko znaleźli się pod gołym niebem. Obejrzała się za siebie. Zostawiły tam łowców i szczerze mówiąc nawet się tym nie martwiła. Miała wybór: oni, albo ona.
- Nie wiem, czy zasłużył na ratunek - zaczęła otrzepywać swoje ręce z brudu i wtedy padło hasło: "Uciekajmy". Cerrina uniosła wzrok i wtedy zauważyła tłum gapiów stojący przed nimi i kotołaczkę przebijającą się przez nich jak kula przez kręgle.
- Sairo! Gdzie bieg... Szlag! - westchnęła i ruszyła z kopyta za dziewczyną. Mężczyźni rozsunęli się na boki robiąc dla niej wyłom w tłumie, przez który przebiegła i uciekła w kierunku drogi, którą obrała Saira.
Dostrzegła moment w którym dziewczyna zmieniła się w kotkę i czmychnęła w las.
- Sairo! Czekaj, oni nas nie gonią - zawołała za nią wbiegając do lasu i doganiając kotkę. Bieg przez las nie należał do przyjemnych, szczególnie w nocy. Groziło to zderzaniem z gałęziami. Takie "biczowanie" było upierdliwe i wolała tego uniknąć. Obejrzała się za siebie, ale nie dostrzegła żadnego pościgu i to chwilowe rozproszenie wystarczyło, by wpadła w drzewo. Przewróciła się na bok i chwyciła za głowę. Strzały powysypywały się na ściółkę, a centaurzyca chwilowo nie była w stanie wstać.
Awatar użytkownika
Saira
Kroczący w Snach
Posty: 205
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Wędrowiec , Złodziej
Kontakt:

Post autor: Saira »

Saira zatrzymała się na moment; chciała sprawdzić, czy Cerrina biegnie za nią, ale zamiast szaleńczej pogodni zobaczyła, jak Cerrina z nieznanych jej przyczyn traci równowagę i przewraca się na bok. Było tak ciemno, że nie zauważyła gałęzi, w którą przydzwoniła koniołaczka. Była kotem, siedziała tuż przy ziemi, jej gałęzie nie groziły, poza tym doskonale widziała w ciemności - miała w końcu koci wzrok. Wystarczył jej blask księżyca by poruszać się bez większych problemów w ciemnym lesie. Widząc, co stało się z centaurzycą, ruszyła w jej kierunku. Będąc tuż przy niej na powrót przemieniła się w kocią hybrydę.
- Musimy uciekać - oświadczyła, ale wyciągnęła ręce ku dziewczynie.
- Teraz nas nie gonią, ale zaczną. Jak tylko karczmarz się obudzi, będzie kazał nas ścigać. Oni myślą, że to my podpaliłyśmy stodołę. Poza tym są jeszcze tamci ludzie, ockną się i zaczną nas gonić. Nie wiem, co zrobiłaś, że cię ścigają, ale teraz będą ścigać także mnie, w końcu zabiłam ich kumpla. Ale nie dam się tak łatwo. Chodź, proszę, wstawaj - powiedziała niespokojnie. Chwyciła Cerrinę za ręce i próbowała ją podnieść.
- Ja wiem, jest ciężko, ale nie możemy tu zostać, proszę cię.
Awatar użytkownika
Cerrina
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cerrina »

Zmotywowana do wstania przez Sairę, podniosła się na nogi i odgarnęła włosy do tyłu. Górowała nad kotołaczką i wyglądała, jakby jednak nic jej nie było. No, może tylko parę gałązek wciąż tkwiło w jej grzywie. Ale nie pora teraz na użalanie się nad fryzurą, bowiem pościg rzeczywiście mógł już ruszyć. Popatrzyła na strzały, które powypadały jej z kołczanu. Widziała kilka, ale to za mało. W kołczanie zostały cztery. Pomyślała: "trudno" i pokiwała głową kotołaczce, a następnie tupnęła przed nią kopytem.
- Uciekaj sama. Ty masz tu szansę, a ja cię tylko będę spowalniać. To przeze mnie masz kłopoty i nie daruję sobie jeśli przeze mnie zginiesz. No już. Uciekaj! - Odpędzała ją nerwowym tupaniem kopyt. Już postanowiła, że spróbuje wyjść z lasu i dalej uciekać sama. Zostawiała zbyt wyraźne ślady, po których nawet średnio wyuczony myśliwy by ją znalazł, więc jedyną szansą była szybka ucieczka i zyskanie zbyt dużej przewagi w dystansie. Cerrina mogła ich zgubić, ale nie w lesie do którego zaprowadziła ją Saira.
Dziewczyna popatrzyła na kotołaczkę zdecydowanie. Czerwona smuga już stężałej krwi ciągnęła się po jej policzku aż do szyi. Marna rana biorąc pod uwagę, jak mocno oberwała. Widocznie nie była aż taka delikatna, jak się wydawało. Kolejna cecha centaurów. Niepozorne.

Tymczasem poza zasięgiem ich zmysłów podniecony polowaniem tłum gości gospodarza, wraz z nim na czele, ruszył śladami dwójki zbiegów. Psy tropiące były właściwie niepotrzebne, ale i tak je zabrano. Trzymano je tylko na naciągniętej smyczy, gdyż kundle aż się wyrywały do pogoni. Uzbrojeni w miecze i łuki, domorośli łowcy mogli być niebezpieczni, szczególnie z psami!
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości