Arrantalis[Z dala od miast] Jak miedź brzęcząca

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Delia ucieszyła się, że dała radę to wszystko spamiętać. Natomiast o tym ostatnim co nie należało do jakiś bardzo wybitnych umiejętności, nie myślałaby wspomnieć. Jednakże rozbawiło ją nieco to, że dla Ev było to naprawdę coś niezwykłego. Ach, dzieci. Słysząc pytanie Lakiego królowa miała chwilowy niepokój na sercu, ale jednak przypomniała sobie, że przecież i ona miała kontakt z Evangeline i tygrys, na którym jechała i nic się nie stało.

- Nie obawiaj się, mi nic nie jest i moim zwierzętom również. – Uśmiechnęła się już w pełni spokojnie. Była ciekawa czy młoda zrozumie, o czym w ogóle mówią, ale raczej nie powinno ją to jakoś dotknąć i urazić, a przynajmniej miała taką nadzieję.

Następnie zwróciła się znów do córeczki.

- Masz rację kochanie, całkiem wyleciało mi z głowy – stwierdziła, po czym mogła obserwować, jak złociutka udowadnia prawdziwość swoich słów.

Z początku było zabawnie, jednak królowa nie spodziewała się, że jej córeczka będzie… Zmuszać ją i Dżariego do przytulania? Nie, zmuszać to złe słowo, bardziej by pasowało „namawiać”. Niebianka zawahała się, jak odmówić, by nie sprawić przykrości córce. Nie miała nic przeciwko zwykłemu uściskowi, ale… Właśnie teraz zdała sobie sprawę, że przez władanie Arrantalis stała się dość sztywna w swej prywatnej sferze uczuć. Altruizm wobec poddanych owszem, ale w tej całej gonitwie dla dobra królestwa zapomniała o samej sobie. Nie potrafiła sobie przypomnieć czy kiedykolwiek jakiś mężczyzna prócz jej ojca jeszcze w Planach tak zwyczajnie ją przytulał. W głębi duszy pragnęła tego, a serce rwało się do tak przyjemnego uczucia ciepła i bliskości. Jednakże z drugiej strony była królową, a medyk… Ponadto dopiero co się poznali, trochę nie wypadało tak od razu wpadać w objęcia praktycznie obcego mężczyzny, nawet jeśli to bardzo przystojny mężczyzna. Anielica skarciła się za tą ostatnią myśl. Na początku było jedynie państwo, teraz córka, a gdyby tak jeszcze ktoś… Nie, nie, nie mogła sobie pozwalać na aż tyle luksusów. A może? Nie. Na razie miał być opiekunem dla Evangeline i tego trzeba się trzymać i czekać na rozwój sytuacji.

- Kochanie… - zaczęła Delia, myśląc jak się wykręcić. – Bardzo ładnie ci wyszło, ale teraz koniecznie muszę coś zrobić i może później przyjdzie czas na uściski, dobrze? – Starała się ukryć żal w głosie, ale nie mogła tak po prostu… Liczyła, że Dżari załapał, że w tym przypadku później oznacza odmowę, na wszelki wypadek rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie.

Po chwili jednak dziewczynka zwróciła uwagę na co innego, więc ciemnowłosa anielica uznała to za idealny moment do zmiany tematu.

- Dokładnie tak jak powiedział Laki. Poza tym miałam tutaj coś załatwić. – Gdy skończyła, odwróciła głowę w stronę Dżariela. – Nie trzeba, jednakże będę mieć do ciebie prośbę innego rodzaju, będącą swego rodzaju sprawdzeniem jak sobie poradzisz w roli opiekuna.

Delia skinęła głową na znak, że może obejrzeć jej ranę, której już w sumie praktycznie nie było, ale zawsze warto sprawdzić, jak się goi. Na twarzy miała promienny uśmiech jednakże w oczach lekkie zmartwienie o córkę, choć nie chciała tego zdradzać. Bo to wcale nie tak, że nie ufała Lakiemu, sprawiał dobre wrażenie, po prostu bała się, że Apokalipsie, Edenowi lub nawet Evangeline strzeli do głowy jakiś głupi pomysł, którego nie sposób przewidzieć.

- Proszę – powiedziała Delia nieco pogrążona w myślach. Dopiero gdy ich oczy się spotkały, wszystko jakby stało się prostsze i mniej skomplikowane, królowa wciąż się uśmiechała, ale ten typ uśmiechu był nieco inny, mniej codzienny, ale też nie taki sam jakim darzyła swą córkę, tylko inny. – Owszem, zabierz proszę Evcię do karety, ale zróbcie to dopiero za chwilę, jak tłum podąży za mną, by móc zająć się tą zarazą niszczącą plony. Chciałabym oszczędzić mojej córeczce i sobie zasypania pytaniami, jeszcze nie nadszedł czas na to. Czy mogę liczyć na ciebie?

Tymczasem Yro prawie stratowany przez ludzi był już ledwo żywy, dopiero gdy królowa wyszła, tłum umilkł i oczekiwał.

- Wszystko już dobrze, moi drodzy poddani. Nie dolega mi nic, co uniemożliwiałoby mi zajęcie się tym, po co tu przybyłam.

Ludzie szeptali zaciekawieni, gdy magowie przybiegli do królowej i oznajmiali jej coś w naukowo-magicznym bełkocie, kompletnie niezrozumiałym dla prostych ludzi. Królowa była nieco zmartwiona, zaraz ruszyła z nimi w stronę pola. Anielica użyła swej magii, przez co tutejsi mieli ciekawe widowisko. Martwe rośliny znów stały się zielone. Zaklęcie rozchodziło się systematycznie coraz dalej niczym fala, aż do ostatnich sczerniałych plonów. Niebianka była mocno skupiona i dawała z siebie wszystko. Czuła tak zwaną „czarną magię”. Ktoś umyślnie chciał zaszkodzić tej ziemi. I gdyby nie szybka reakcja, zdaniem magów za pewien czas to coś mogło objąć bardzo rozległe tereny a bez interwencji sprowadzić biedę na całe państwo.
Tylko co powiedzieć ludziom, by nie patrzyli na siebie spod byka? Nie skłamać, ale nie siać paniki. Nieraz trudne, ale wykonalne w większości przypadków. Królowa zwróciła się do ciekawskiego tłumu.

- To, co się stało z waszymi uprawami na pewno nie jest waszą winą. Rośliny są w pełni zdrowe teraz, ale na wszelki wypadek moi czarodzieje sprawdzą dokładniej, co wywołało ten stan, by się nie powtórzył w przyszłości – powiedziała wymijająco, ale sądząc po radosnych twarzach mieszkańców wioski, wystarczała im ta odpowiedź.

Yro w końcu udało się dopchać do władczyni, co prawda wyglądał jak cień samego siebie, zmachany, zmęczony, a ubranie w niektórych miejscach miał porwane i ubłocone. Nieco zaskoczył Delię, ale obyło się bez zbędnych komentarzy.

- Daję ci jeszcze jedną szansę, nie zmarnuj jej. Zaprowadź zwierzęta do domu – powiedziała do niego ściszonym tonem, nie groźnym, ale bardzo poważnym.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

- Żywa… tkanka? A co to, część żywej istoty? Bo jeśli tak, to… - zaczęła Evangeline, która postanowiła, że samodzielnie odpowie na to pytanie. Dobrze pamiętała bowiem, a przynajmniej tak myślała, że Delia o takową rzecz nie pytała, a i sama Evangeline nic też wcześniej o tym nie mówiła.

        W każdym razie przez chwilę młoda szukała odpowiednich słów, ale nim to się stało, postanowiła nie trzymać Dżariego w niepewności. Dlatego też szybciutko wykonała gest, jakim jest wzruszenie ramionami i machanie rękoma w geście niewiedzy, a który był synonimem słów “kto to wie”.

- Nigdy nie miałam dłuższego dotyku z kimś żywym, chyba. Kiedy jeszcze mieszkałam w klatce, to większość unikała dotykania mnie. Ale nie wiem, czy z powodu symboli - powiedziała, gdy tylko pierwsze słowa wypowiedzi weszły jej do głowy. - Ale jak bawiłam się ze zwierzątkami mamy Delii, to nic się nie działo. Ale może za krótko je dotykałam…

        Zamyśliła się nad tym zagadnieniem przez dłuższy moment, dzięki czemu dorośli mogli załatwić swoje sprawy bez skrzydlatego uosobienia niewinności wciskającego się w każde zdanie w celu zbadania tegoż. Nie znaczy to, że Evangeline przestała słuchać. Słuchała, ale tak jednym uchem co najwyżej.

        Niespecjalnie się przejęła brakiem tulasa. Tym bardziej że Delia stwierdziła, że później, a to było pocieszające. Widać więc było, iż jej serdusio dzielnie zniosło taką odmowę. W każdym razie królowa spokojnie poszła uspokoić miejscowych, a Dżari został w chatce, z zadaniem wyprowadzenia anielicy z chatki. Coś mu mówiło, że nie będzie to trudne zadanie. A tym czymś były maślane oczka anielicy, która natychmiast chwyciła jego dłoń swoimi rączkami, a która to w międzyczasie słownie wyraziła swoją chęć współpracy z opiekunem.

- Chodźmy! Nigdy nie byłam w karecie. Do dzisiaj żadnej też nie widziałam! Wyglądają fajnie, prawda?
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Żadna z anielic nie potrafiła udzielić zdecydowanej odpowiedzi na wątpliwości Dżariego, lecz jemu wystarczyło to, co od nich usłyszał - skoro Evangeline doświadczyła już dłuższego kontaktu fizycznego ze zwierzętami królowej i te nie ucierpiały, był to najlepszy dowód tego, że zaklęcie działa tylko na przedmioty nieożywione. To dobrze. Dżari co prawda większość ran powstałych w ten sposób byłby w stanie uzdrowić, lecz po co fundować traumę księżniczce i jej potencjalnej “ofierze”? ”Uleczyć? Jesteś pewien? Już zapomniałeś o ranie zadanej magicznym ostrzem, której nie byłeś w stanie zasklepić?”, odezwał się nagle złośliwy, jadowity głos w jego głowie, który momentalnie sprawił, że Laki zmarkotniał. Tak, to prawda - Dżariela nie był w stanie uratować, bo jego umiejętnościom przeciwstawiła się niszczycielska magia, której nie umiał przełamać. Stracił wtedy osobę, którą kochał i dla której zdawało mu się, że mógł zrobić wszystko, gdy jednak w grę weszła piekielna magia, okazał się być zupełnie bezradny i jedyne co mu zostało, to trwać przy konającym magu aż ten wydał z siebie ostatnie tchnienie, a jego ciało zamieniło się w blask…
        Dżari szybko ocknął się i wrócił myślami na ziemię, porzucając bolesne wspomnienia. Te miały wrócić do niego w nocy, spotęgowane ciszą i samotnością, teraz jednak anioł musiał skupić się na czym innym.
        - Rozumiem - przyznał, gdy obie anielice wyraził swoje przypuszczenia. A gdy chwilę później królowa posłała mu to wymowne spojrzenie mówiące, że “później” oznacza “nigdy”, również niemo się z nią zgodził. Oboje doskonale wiedzieli, żę nie mogą się tak spoufalić, chociaż w głębi duszy bardzo tego chcieli.

        Dżari wycierając mokre dłonie z uwagą słuchał jakie będzie jego pierwsze zadanie jako opiekuna księżniczki. Brzmiało dość łatwo i tak naprawdę nic nie wskazywało na to, by mogło się nie powieść, lecz kto wie? Evangeline zdołała wymknąć się z zamku razem z całym stadem zwierząt, więc nic tak naprawdę nie było przesądzone. Anioł był jednak dobrej myśli.
        - Proszę tylko pozwolić, że zbiorę kilka rzeczy - zwrócił się do królowej. Nie posiadał praktycznie żadnego majątku ani przedmiotów, z którymi byłby związany przez sentyment i teoretycznie mógł zakładać, że w zamku dostanie wszystko co będzie mu potrzebne, niemniej nie chciał opuszczać wioski tak zupełnie z pustymi rękami.
        - Wasza wysokość, w razie kłopotów proszę nie wahać się mnie wezwać - zaoferował się jeszcze, gdy Delia wychodziła do swoich poddanych. Pilnowanie Evangeline wcale nie oznaczało, że Laki miał być do niej bezkrytycznie uwiązany, a jak wiadomo, gdy w grę wchodzi czarna magia i rozemocjonowany tłum, sytuacja może rozwinąć się w nieprzewidziany sposób…
        Gwar, który wdarł się do chatki medyka po otwarciu drzwi ucichł w mgnieniu oka, gdy tylko Delia zaczęła przemawiać. Dżari stał wtedy niedaleko wejścia i spoglądał co też dzieje się na zewnątrz, skoro jednak wszystko było pod kontrolą przymknął drzwi i zwrócił się do księżniczki, która złapała go niespodziewanie za dłoń.
        - Odczekajmy jeszcze chwilę, aż na zewnątrz zrobi się nieco luźniej, wasza wysokość - ostudził łagodnym głosem jej entuzjazm. - A jeśli chodzi o karety: tak, są piękne, godne rodziny królewskiej.
        Dżari nie czekając już dłużej zaczął zbierać rzeczy, które zamierzał ze sobą zabrać. Prawie pustą torbę, w której miał kilka opatrunków zabranych podczas opatrywania królowej, przewiesił sobie przez ramię. Leżące na wąskim parapecie plektrony zgarnął do kieszeni, sakiewkę z kilkoma zaoszczędzonymi ruenami (wieśniacy płacili mu raczej w płodach rolnych niż w pieniądzach, więc kwota była naprawdę niewielka) wrzucił do torby… I to wszystko? Dżari nie spodziewał się, że aż tak łatwo przyjdzie mu się rozstać z całą resztą rzeczy, tak w jednej chwili przekreślić całe swoje poprzednie życie. Chyba po prostu wiedział, że to ta właściwa droga. Na wszelki wypadek wrzucił więc jeszcze do torby ze dwie koszule i już mógł iść.
        - Wasza wysokość - zwrócił się do księżniczki otwierając przed nią drzwi i gestem zapraszając ją na zewnątrz. Przed chatką panowała już cisza, wszyscy poszli za królową na pola. Dżari z pewnym niesmakiem spojrzał na to, jak wyglądało jego małe podwórko. Poprzestawiane rzeczy, podeptane grządki, kury stłoczone w kącie swojego prowizorycznego kurnika, przerażone zamieszaniem… I tym tygrysem, który tak ciekawsko na nie spoglądał.
        - Raczyłbyś je zostawić, proszę? - zwrócił się do niego anioł w języku zwierząt. Potężny kocur wyglądał na trochę zaskoczonego tym, że ktoś coś do niego mówi i w tym szoku bez słowa protestu zastosował się do prośby Dżariego. Blondyn podziękował mu za współpracę, po czym zamknął drzwi do chatki i poprowadził Evangeline w stronę drogi, gdzie stał powóz królowej. Dyskretnie cały czas ustawiał się tak, by osłaniać dziewczynę przed ewentualnymi spojrzeniami ciekawskich, co nie wychodziło mu w stu procentach, bo raz, że księżniczka miała skrzydła, których nie sposób było ukryć, a dwa: ciągnęło za nimi całe stado zwierząt królowej, której najwyraźniej wolały unikać tłumów wokół swojej pani. Anioł zdecydował się w końcu lekko skręcić i iść za linią zabudowań.

        - A ty Laki co, nie ze wszystkimi? Co to za pannicę prowadzisz?
        Skrzeczący głos należał do starowinki siedzącej w oknie jednej z chat. Kobieta była pomarszczona, bezzębna i głucha jak pień, o ile nie chciała czegoś słyszeć, bo gdy podsłuchiwała, była wszechsłysząca. Nie umiała pisać, czytać ani rachować, lecz doskonale wiedziała kto, z kim i dlaczego i to do tylu pokoleń wstecz, że Dżari zakładał, iż mimo bycia człowiekiem, może być ona w jego wieku. Albo nawet trochę starsza. Próba zbycia jej zawsze kończyła się porażką, więc Dżari musiał przystanąć by odpowiedzieć.
        - Odprowadzam księżniczkę do powozu - oświadczył w nadziei, że taka informacja starej wystarczy. Od razu zwrócił też uwagę, że babcia ani trochę nie przejęła się ani tym, że ma do czynienia z członkiem rodziny królewskiej, ani tym, że stoi przed nią naga anielica w chmurze złotego pyłu. Interesowało ją tak naprawdę tylko to, że była to młoda dziewczyna w towarzystwie kawalera, którego należało szybko wyswatać, póki nie zdziadział od starokawalerstwa.
        - Wyjeżdżasz z nią? - zapytała podejrzliwym tonem, jasno sugerującym kosmate myśli.
        - Królowa chce mnie widzieć na swoim dworze.
        - To ubrałbyś się lepiej - burknęła stara z dezaprobatą. Później spojrzała na Evangeline. - To dobry chłopak, silny i robotny, taki tylko trochę nieobyty z kobietami, pewnie przez to, że taki inteligent, co to więcej książek niż bab w życiu widział - oświadczyła, a określenie “inteligent” wcale nie brzmiało w jej ustach jak komplement, bardziej jak przyjacielska kpina. - Ale to przynajmniej mąż byłby z niego dobry, wierny…
        - Dziękuję za pochwałę, lecz musimy już iść - uciął w końcu Laki, bo aż głupio mu się słuchało tego jak ta stara go zachwalała jakby był koniem na targu. Gestem zachęcił Evangeline by podjąć marsz i przez ramię pożegnał się z babcią. Teraz mógł mieć pewność, że wszyscy w mgnieniu oka dowiedzą się o powodzie jego nieobecności, martwił się tylko jak też ta stara plotkara przedstawi całą sytuację. Coś mu niestety podpowiadało, że wkrótce okolicę obiegnie historia, jakoby uwiódł księżniczkę i uciekł z nią, by potajemnie wziąć ślub na kontynencie…

        Przy powozie czekał już woźnica i kilku strażników, którzy zdążyli już poznać księżniczkę Evangeline. Zaraz rzucili się, by się nią zająć, otwarto przed nią drzwiczki powozu i jeden z rycerzy podał jej ramię, by mogła wejść do środka. Dżariemu zastąpiono drogę, by nie zbliżył się bardziej niż na odległość siedmiu stóp do karety.
        - Jestem Dżariel Laki, królowa mianowała mnie opiekunem księżniczki - usprawiedliwił się zaraz anioł. Strażnicy spojrzeli po sobie z pewną konsternacją: jakie jeszcze rewelacje dotrą tego dnia do ich uszu? Najpierw królowa adoptowała sobie dziecko odbite z rąk bandytów, a teraz jakiś wieśniak został mianowany opiekunem następczyni tronu, zamiast wybrać na to odpowiedzialne stanowisko jakiegoś sprawdzonego rycerza? Nie no, w sumie jakby się nad tym zastanowić, to wszystko układało się w logiczną, choć może trochę niekonwencjonalną całość, dlatego Dżari został w końcu przepuszczony.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Evangeline nawet nie wiedziała co odpowiedzieć, więc dobrze się stało, że Delia ją wyręczyła. Jeszcze by im potencjalny opiekun nawiał, zresztą takie coś odstraszyłoby chyba każdego i jakież to musiałoby być niekomfortowe i niebezpieczne… Przytuliła złociutką, by ta nie zmartwiła się, że mogłaby komuś wyrządzić krzywdę, ale by też pokazać, iż nic złego jej po tym nie będzie więc innym też.
Przez ten moment ciemnowłosa anielica nie spostrzegła chwilowej zmiany w nastroju Lakiego. Odetchnęła z ulgą, widząc, iż zrozumiał co miała na myśli odnośnie przytulania. Ponadto na razie młoda uwierzyła, że później oznacza później. Lecz gdy minie pewien czas, może o tym zapomni, a jeśli nie... będzie mały problem. Może wtedy na osobności wyjaśnić księżniczce jak działają klasy społeczne i kto z kim może to i owo, a kto nie może. Istniała też druga opcja w postaci ciągłego odwlekania.
Królowa skinęła głową w stronę Dżariego. Nie zamierzała go pośpieszać: niech weźmie, co zechce, jednakże nie sądziła, iż pójdzie mu to tak szybko i weźmie ze sobą tyle, co nic. Del już tyle lat żyła w pałacu jako władczyni, proste życie było dla niej już jedynie odległym wspomnieniem. Ciężko by jej było ot, tak ruszyć w drogę zabierając jedynie kilka rzeczy. Dostatek każdego zmieni, na anielice nie wpływało to tak bardzo jak na innych, niemniej również odrobinę to odczuwała.

- Dobrze, jeśli zaś ty miałbyś kłopoty przekaż to Yro, on mnie zawiadomi – powiedziała, po czym wyszła.

Na zewnątrz wyjaśniła sprawę i uspokoiła lud. Tymczasem Eden nieco zgłodniał, a gromadka kur wyglądała całkiem smakowicie, tylko nie miał pewności czy może sobie jedną czy dwie zjeść. Gdy usłyszał głos Dżariego przekrzywił głowę i zdziwiony spojrzał w jego stronę, no ale skoro nie wolno to dał spokój kurczakom. Wtem podeszła Apokalipsa z podobnym zamierzeniem.

- Nie ruszaj ich, nie wolno.
- Dlaczego? Mam ochotę na ptaszyzne.
- Bez przesady drodzy przyjaciele. – Podleciał Piorun. – Skoro ten człowiek, z którym poszła Evangeline, a z którym rozmawiała Delia, czegoś zabronił, to lepiej się nie sprzeciwiać jego prośbom. Szmer, ciebie również się to tyczy – upomniał podchodzącego do kurnika wilka, który zrobił minę zbitego psa i się wycofał. – Czasem mam wrażenie, jakbym opiekował się bandą dzieciaków… - westchnął orzeł.

Reszta zwierząt na to stwierdzenie zwiesiła nieco głowy i zwiększyli odległość dzielącą ich od kurnika. Yro miał zaprowadzić zwierzęta do zamku - właśnie podjechał w miejsce ich zbiegowiska na koniu.

- Dobra zwierzaki… Chodźcie? Eden, Apokalipsa. Kici, kici? Szmer, Piorun? – Nawet zagwizdał nie wiedząc zbytnio, czy zareagują. Ruszył, a one poszły za nim. W końcu coś mu wyszło.

Niedaleko przed sobą widział, a nawet usłyszał zaczepki pewnej babci w stosunku do Dżariela i Evci. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co by było, gdyby jego zobaczyła. Uznałaby go za samotnego kawalera z kociarnią…? Przynajmniej w połowie kociarnią.
Aby darować sobie wątpliwą przyjemność, skręcił za budynek, tak by ominąć ciekawską panią. Wyszedł nawet nieco szybciej, nim księżniczka z opiekunem dotarła do karety. Dobrze. To dawało mu nieco czasu na w miarę spokojny marsz przez Arrante, aż do pałacu. Wraz z orszakiem królewskim mogłoby być gorzej.
Tymczasem Laki i złotowłosa anielica zdołali już usadowić się wygodnie w karecie. Drzwiczki w pewnym momencie zostały ponownie otworzone, tym razem dla władczyni Arrantalis. Z uśmiechem usiadła ona naprzeciwko niebian. Jednak w jej oczach delikatnie malowało się zmartwienie.
Kareta ruszyła, słychać było stukot kopyt, a przez małe okienka z łatwością można było oglądać krajobraz Arranty, który całkiem żwawo się zmieniał. Pogrążona w myślach Delia nawet nie zwracała na to większej uwagi. Dziwna choroba plonów, Yro sam ze zwierzakami, nowy opiekun dla Evci, to wszystko musiała sobie na spokojnie przemyśleć i liczyć na brak błędów doradcy, takich jak tamten wcześniejszy. Ludzie boją się wielkich zwierząt, a jeszcze mięsożernych… Tak samo z piekielną magią. Najspokojniej patrzyła więc na Lakiego i złociutką.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

- Hihi! Zabawnie to brzmi. Szczególnie że jestem o wiele niższa od ciebie! Bardziej by pasowało Wasza Niskość… A w sumie, czemu “Wasza”? To ma jakieś głębsze znaczenie, czy tylko ktoś uznał, że to ładnie brzmi? - rozgadała się młoda księżniczka w czasie, gdy wychodziła z chatki. Nie chciała jednak puścić swojego nowo zdobytego opiekuna, trzymała bowiem jego rękę tak, jakby bez tego Dżari miał wyparować.

        Wcześniej nie wtrąciła się ani w jego rozmowę z Delią, ani też w jego niezwykle szybkie pakowanie dobytku osobistego. Uznała, że milczenie i spokój będzie odpowiednim, czyli grzecznym, zachowaniem w tym czasie. Teraz jednak szła u boku Lakiego, który po szybkim upomnieniu niesfornego tygrysa zajął się tym, co opiekun królewskiego dziecięcia powinien robić, czyli prowadził Evangeline do powozu tak, aby nie była ona w centrum uwagi, co, o dziwo, okazało się czynem niemalże heroicznym pod względem niemożliwości wykonania.

        Gdy tylko stara babunia ujawniła swoją obecność, anielica w geście przywitania ochoczo pomachała rączką w jej stronę. Nie odezwała się, gdyż nie była pewna, w jaki sposób przywitać ową starszą panią. Miała aż za dużo pomysłów, od “starej purchawy” zaczynając i na “pomarszczonej wiedźmie” kończąc. Co jak co, ale na takie baby bandyci mieli aż za dużo słów.

Z ciekawską do bólu miną wysłuchiwała wymiany zdań między aniołem a starowinką. Gdy została obdarowana informacjami ze strony ludzkiej kobiety, z miłą chęcią odpowiedziała.

- Ooo, nie wiedziałam. Musi pani go długo znać, skoro pani to wie. Dziękuje bardzo, zgorzkniała starucho! Przekaże wszystko Mamie Delii, coby ona też wiedziała! - powiedziała radośnie, machając przy tym pożegnalnie. Słowa od bandytów jakoś tak same z niej wyszły, bowiem te konkretne niezwykle często słyszała, to i wyryły się w jej pamięci najmocniej. W każdym razie, po namowie opiekuna szybko powróciła do marszu w stronę powozu, który tak niecierpliwie stał i na nich czekał.

        Przy powozie, niechętnie, puściła rękę Dżariego, któremu z początku nie pozwolono wejść, aby z pomocą zbrojnych znaleźć się we wnętrzu pojazdu. Nim jednak zachwyciła się wnętrzem, postanowiła wychylić głowę na zewnątrz, czekając gorączkowo na wpuszczenie Dżariego, który na pewno z chęcią odpowie na każde pytanie, które będzie chciała mu zadać.

- Dosyć mało tu miejsca. Ładnie i wygodnie, ale małe to. Co by było, gdyby Delia chciała zabrać ze sobą więcej osób, niż ten powóz jest w stanie zmieścić? - spytała Lakiego, w międzyczasie z zachwytem jeżdżąc palcami to po oknie to po siedzeniu, na którym z przyjemnością usadowiła swój zadek.

        Chwile później przybyła przybrana matka Evangeline, a konie ruszyły z miejsca. Adoptowana córka odpowiedziała uśmiechem na uśmiech Delii, po czym zajęła się sunącym za szybą krajobrazem. Było zupełnie jak wtedy, gdy jechała do zamku anielicy, tyle że teraz nie czuła futra pod zadkiem, a i niczyj kręgosłup nie wbijał się jej w jej szlacheckie cztery litery.

        Kleiłaby się do szyby aż do końca podróży, gdyby nie pewien bardzo, ale to bardzo ważny szczegół. Karoca może i była królewskiego wykonania, ale ostatnie, co można było o niej powiedzieć, to to, że była żywą istotą. Po kilkunastu minutach drogi, podczas których rozkojarzona Evangeline nawet nie zauważyła, że jej tyłek niemalże pochłania wszystko, co się pod nim znajdowało. Ciężko to było zauważyć, chyba że ktoś niezwykle intensywnie wpatrywał się w zatapiający się coraz głębiej tyłek księżniczki, co raczej nie należało do rzeczy poprawnych moralnie bądź etycznie. Pierwszym, łatwiejszym do spostrzeżenia ostrzeżeniem, że coś jest nie tak, było to, że anielica zdawała się tracić wzrost na skutek tego, że siedziała coraz niżej i niżej, gdyż coraz mniej materiału było pod nią. Kiedy pojawiły się pierwsze stęki osłabionej struktury powozu, było już nieco za późno.

Wystarczyło mrugnąć, aby ominąć moment, w którym kareta, zbyt przeżarta, by utrzymywać ciężar Evangeline, poddała się, wskutek czego anielica, z zaskoczeniem i paniką w oczach, została pochłonięta przez świeżo powstałą dziurą w spodzie powozu. Dżariemu to nie groziło, gdyż otwór kończył się tuż przy nim. Jednak teraz jego siedzisko skrzypiało, grożąc, iż jego może spotkać podobny los, jeśli gwałtowniej się poruszy.

Tymczasem księżniczka, podczas swobodnego spadania, wpierw zahaczyła rozłożonymi w panice skrzydłami o krawędzie otworu, czemu towarzyszył odgłos rozbijania porcelanowej figurki oraz mnóstwo pyłu, który uniósł się w powietrze z pęknięć, które powstały na skrzydłach anielicy przez siłę uderzenia. Nie zatrzymało to niestety kolejnych bolesnych doświadczeń. Chwilę później rozległa się seria dwóch dudniących uderzeń o podobnych walorach dźwiękowych. Wpierw ciało anielicy spadło na drogę, później głowa jej zderzyła się z podwoziem karety. Dziękować bogom, że przynajmniej nie wylądowała ona pod kołami, bowiem w obecnej sytuacji nie została ona przejechana, jedynie mocno poturbowana.

        W każdym razie, po przejechaniu kilku stóp, kareta odsłoniła Evangeline, która na całe szczęście żyła i o dziwo wciąż była przytomna. Choć to niekoniecznie jest dobrą rzeczą, bowiem anielica mogła za sprawą tego w pełni odczuć ból po tym nieszczęsnym incydencie. Jej skrzydła były pokryte pajęczyną pęknięć, podobnie zresztą jak jej ręce, nogi i okolice tyłka. Żadna z tych “ran” nie była jednak tak poważna jak potężne pęknięcie znajdujące się na skroni anielicy. Jedynie z tego uszkodzenia lała się powolutku złota posoka, czyli krew anielicy, czego można było się domyślić po tym, że w powietrzu unosił się zapach takowej. Tymczasem jej oczka były zalane równie złocistymi łzami, a usta wykrzywione były w grymasie bólu. Powolutku podniosła się ona z ziemi do pozycji siedzącej, po czym w pełni dotarło do niej, jak bardzo jest obolała.

- Ał..aaaaaa! - Zaczęła beczeć pełną parą, bowiem co jak co, ale ból to nie było coś, z czym często miała do czynienia. Była delikatną istotą. I nawet bandyci, kiedy ta była w ich rękach, traktowali ją jakby była z cukru. Albo z bardzo delikatnego złota.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Zwierzęta królowej błogo nieświadome tego, że wprowadzają nieszczęsne kury stłoczone w kącie kurnika w stan przedzawałowy, dyskutowały tuż nad ich głowami o tym, czy mogą je zjeść czy też nie. Drób nie miał oczywiście prawa głosu, chociaż jego stanowisko było jasne. Całe szczęście drapieżniki - idąc za głosem najrozsądniejszego z nich - w końcu odpuściły i udały się w drogę z królewskim doradcą, a kurczaki mogły nareszcie metaforycznie odetchnąć. Wkrótce zresztą zapomniały o traumie, jaką niedawno przeżyły - taki był już urok ich gatunku, że nie rozpamiętywały zbyt długo przeszłości. Nawet tego, że właśnie porzucił je właściciel, bo przecież już wkrótce znajdą sobie miejsce w innym kurniku i życie będzie toczyło się dalej.
        Babcia zaś swoje wiedziała i tak, reszta mogła sobie gadać co chciała. Może i nie znała Dżariego za długo, ale od razu wiedziała co to za typek. Taki gładkolicy inteligent, co to niby nieśmiały, a wszystkie panny ze wsi całymi dniami przesiadywały na jego progu! Tfu! Takiego trzeba było szybko ożenić, by fermentu nie siał i dziewczynom wymagań nie podnosił w stosunku do przyszłego męża. Nawet z tą smarkulą niewychowaną, która tak się go uczepiła. A Yro gdyby zobaczyła, to jego również by swatała, bo od razu było widać, że to stary kawaler - otoczony kotami, nieodłącznymi kompanami tych co mieszkają sami. Doradca dowiedziałby się o sobie takich cudów, że może to i lepiej, że nie przechodził zbyt blisko chatki… Tyle dobrego, że starucha miała pamięć dobrą, ale krótką i wkrótce by o nim zapomniała. Tak samo o tym gdzie i z kim poszedł anioł. Zniknął i dla starej wszystko wróciło po prostu do normalności. Życie toczyło się dla niej dalej…
        W wiosce zaś dość prędko zauważono brak znachora - ledwo królewski orszak zniknął w tumanie kurzu, a podekscytowane dziewczyny poszły wypytać Dżariego o jego wrażenia ze spotkania z królową. Z początku myślały, że po prostu gdzieś wyszedł, dostrzeżono jednak brak torby i tych plektronów, które trzymał w domu choć nie posiadał żadnego instrumentu - wiele osób podejrzewało, że to jakaś jego pamiątka albo talizman, przypisywano im wielkie znaczenie i dlatego to ich brak przekonał wszystkich o tym, że Laki ich opuścił. A dlaczego? Tego nie wiedziało żadne z nich. Niektórzy słyszeli, że uciekł z księżniczką, inni mówili, że miał na sumieniu jakieś zbrodnie i uciekł, by straż królewska go nie złapała, jeszcze inni utrzymywali, że to jego sprawką była zaraza, która dotknęła pola. Nikt jednak nie zweryfikował tych plotek i w końcu one ucichły. Życie toczyło się dalej.

        Anioł uśmiechnął się z rozbawieniem, bo faktycznie, gdy księżniczka o tym wspomniała, tytuł był dość zabawny w ich kontekście. Na jej pytanie Dżari zamierzał jednak odpowiedzieć z pełną powagą, by nie kłaść dziewczynie do głowy głupot, skoro tak szybko się uczyła.
        - Wasza Niskość brzmiałaby, jakbym was nie szanował, księżniczko - wyjaśnił. - Wiem, że Wysokość odnosi się do pozycji w społeczeństwie, lecz dlaczego mówi się “wasza”... tego nie jestem pewien. Mogę jedynie przypuszczać. Nie może to być "moja" ani "jej" wysokość, bo mówię bezpośrednio do was, a tak ogóle dodaje się to chyba po to, by było wiadomo, że chodzi o tę konkretną osobę - w tym przypadku was, księżniczko. Gdy chce się być bardzo uprzejmym względem kogoś, mówi się do niego w liczbie mnogiej, jakby było to kilka osób. Dlatego Wasza a nie Twoja.
        Dżari bez oporów szedł z księżniczką za rękę i odpowiadał jej z cierpliwością, której można było się po nim spodziewać. Ciekawe, czy Evangeline byłaby w stanie nadwyrężyć jego nerwy tylko samym zadawaniem pytań o coraz to nowe rzeczy? Chyba wkrótce będzie mógł się o tym przekonać… Na razie jednak jego cierpliwość testowała wiejska baba i królewscy strażnicy, lecz nie dali rady go zdenerwować spytkami. Tak długo z nimi pertraktował aż w końcu dopuścili go do księżniczki. Z początku wzbraniał się przed tym, by wsiąść - czuł się jak ostatni łachmaniarz gdy widział tak bogaty powóz. Nawet nie miał na nogach butów… Skoro jednak miał być opiekunem księżniczki, nie było innego wyjścia - wsiadł. I od razu został przez Evangelinę uraczony kolejnym pytaniem.
        - Jestem pewien, że królowa ma również większe powozy, wasza wysokość - odpowiedział jej. - A gdyby królowa chciała, by towarzyszyło jej znacznie więcej osób, musiałyby jechać w osobnych powozach. Niestety te nie mogą być za duże, bo nie zmieściłyby się na drogach i by nie przemęczać ciągnących je zwierząt.
        Zajęty rozmową z księżniczką znachor nie zauważył zbliżającej się królowej i nie zdążył wyjść, by ją powitać, ba, nie zdążył nawet wstać. Skinął jej głęboko głową w imitacji ukłonu i nie odezwał się słowem, nagle onieśmielony tym, że przebywał w towarzystwie dwóch członkiń rodziny królewskiej, otoczony ich orszakiem. Całe szczęście one również nie prowadził żadnej konwersacji - każda była zapatrzona we własne okienko i przewijające się za nim widoki. A Dżari… spoglądał to na jedną to na drugą. Evangeline fascynowała go swoją niezwykłością, tym zabójczo chłonnym umysłem dziecka zamkniętym w ciele kobiety. Już zdążył się zżyć z myślą, że to jego podopieczna i tylko w tych kategoriach był w stanie ją postrzegać. Zaś królowa… Na nią mimowolnie za każdym razem się zapatrzył. Była niezwykle urodziwa, aż Laki zastanawiał się jak mógłby jej to powiedzieć. Nie była to kwestia samego wyglądu tylko czegoś tak nieuchwytnego, że nie umiał ubrać tego w słowa. Wydawała mu się idealna w sposób metaforyczny. Coś nieuchwytnego w jej uśmiechu i spojrzeniu łapało go za serce za każdym razem, gdy tylko je widział…
        Gdyby anioł nie zapatrzył się tak bardzo na Delię, może prędzej zauważył zwiastuny nadchodzącego nieszczęścia i mu zaradził. Lecz ostrzegł go dopiero trzask pękającego drewna… Było za późno. Dżari momentalnie zerwał się z siedziska, a widząc Evangeline znikającą w dziurze powstałej w wyniku działania tatuaży, wyciągnął do niej rękę, by ją złapać… Nie zdążył. Ich palce minęły się o włos.
        - Zatrzymać powóz! - krzyknął donośnie anioł, drugą ręką bijąc o burtę karety. Tylko tyle mógł zrobić, bo przecież nie skoczyłby za dziewczyną na ziemię…
        Ledwo kareta zaczęła zwalniać, Dżari szarpnął za drzwiczki i wyskoczył na zewnątrz. Był przerażony, oczami wyobraźni widział już konającą Evangeline z przetrąconym kręgosłupem, stratowaną przez konie… Nie było jednak aż tak źle. Co niestety nie znaczyło, że było dobrze. Zawiódł już w pierwszych godzinach. Nie pomyślał zupełnie, że materiał tak szybko się pod nią rozpadnie, ba, na moment po prostu o tym zapomniał. Teraz mógł się jedynie modlić, by był w stanie to naprawić… Zaraz dopadł do księżniczki, w biegu określając jej stan i starając się nie dopuścić do tego, by jej płacz odebrał mu możliwość racjonalnej oceny sytuacji. Nie było z nią źle, lecz i tak… Dżari bez namysłu porzucił swoją maskę. Nie było już ważne, że wyjdzie ze swej roli wioskowego znachora, że zaczną się pytania, których chciał uniknąć… Najważniejsze, by pomóc księżniczce.
        - Wasza wysokość - przywołał ją, by na niego spojrzała. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze, zaraz przestanie boleć…
        Laki obejrzał ranę na głowie, dotykając jej lekko drżącymi palcami. Wydawało mu się, że obrażenia nie był groźne, lecz nie myślał aż tak rozsądnie, jak by sobie tego życzył. Zamiast uspokoić księżniczkę zwykłymi zapewnieniami i tylko subtelnie skorzystać z magii dobra by jej ulżyć, użył najsilniejszych zaklęć jakie znał, które mogły jej pomóc. ”Przecież… przecież gdyby ona dostała się pod koła…”, myślał, lecz była to wizja tak przerażająca, że nie potrafił jej dokończyć. Kojące ciepło, jakie rozlało się po ciele młodej anielicy, i jemu by się przydało, bo był w tym momencie kłębkiem nerwów, ona jednak była w tym momencie najważniejsza.
        Po chwili Dżari dostrzegł kątem oka ruch. Królowa do nich podeszła… Aniołowi krew momentalnie odpłynęła z twarzy gdy zdał sobie sprawę z tego jak zawiódł… Jak mogło się to skończyć… Zaraz cofnął się i nadal klęcząc złożył przed obiema kobietami ukłon do samej ziemi.
        - Błagam o wybaczenie - zaczął. - Nie zdawałem sobie sprawy, że ta magia działa tak szybko, nie zwróciłem uwagi… Zawiodłem, jestem tego w pełni świadomy. Poniosę wszelkie konsekwencje tego zaniedbania - zapewnił, nadal nie śmiąc podnieść wzroku na monarchinię, w której ręce oddawał swój los.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Cała trójka siedziała w karecie. Podróż początkowo przebiegała w ciszy. Nie należała ona do tych z rodzaju niezręcznych ani negatywnych. Po prostu każdy siedział, przeczesując fale swoich własnych myśli. Poza tym widok za oknem był miły dla oka i sprzyjający zamyśleniu lub zapatrzeniu. Dżari natomiast spoglądał na nieświadomą tego władczynię. Nie musiał się przynajmniej teraz obawiać nagłego kontaktu wzrokowego. Niestety zapomnieli o czymś niewyobrażalnie ważnym. Dopiero podejrzany dźwięk zwrócił uwagę królowej. Spojrzała na córeczkę w pierwszym odruchu. Jej źrenice momentalnie się rozszerzyły.

- EVANGELINE! – zakrzyknęła i choć się podniosła z siedzenia najszybciej, jak mogła, nie zdołała złapać dziewczynki, chwilowy szok i przerażenie jednak nie mogły przejąć nad nią kontroli. Dlatego myśląc racjonalnie, zawołała do woźnicy. – ZATRZYMAĆ POWÓZ! – zakrzyknęła dosłownie w tym samym momencie co jej świeżo mianowany opiekun dla Evci.

Mężczyzna zareagował natychmiast, czego skutkiem było gwałtowne hamowanie, które o mały włos nie rozwaliło jeszcze bardziej karety, a o zachowaniu równowagi przez niebian nie mogło być mowy. Gdy tylko dało się wstać na własne nogi bez ryzyka wykonania przypadkowego fikołka, Del wybiegła z powozu w stronę leżącej kawałek dalej młodej księżniczki. Słysząc jej krzyk i płacz prawie sama się popłakała, odczuwała potężne wyrzuty sumienia. Jak mogła o tym zapomnieć? Jak mogła?!
Jak tylko dotarła, natychmiast przytuliła kochaną córkę i otarła jej złociste łezki. Po chwili dopiero zdała sobie sprawę, iż obok stoi Dżari. Ciemnowłosa niebianka nieco spanikowała - nie wiedziała, czy jej magia da radę, pierwszy raz widziała tak dziwne rany. Mimo to mogła od razu zacząć próbować, ale tylko tuliła córeczkę i pocieszała ją. Jak dobrze, że przynajmniej nie straciła przytomności. Na szczęście leczeniem od razu zajął się mężczyzna. Delię powoli opanowywał spokój.
Nim dotarło do niej co powiedział niebianin, minęło kilka chwil. Dopiero wtedy zwróciła wzrok w jego stronę.

- W życiu się chyba tak nie bałam. Nawet podczas wojny o zjednoczenie królestw… Nie bałam się tak jak teraz. Jednakże nie byłoby sprawiedliwe obarczyć całą winą ciebie. To również moje niedopatrzenie, za które musiała boleśnie zapłacić Evangeline. – Spojrzała na córkę. – Och, kochanie... – Nadal nie wypuszczała jej z uścisku. Dopiero po chwili to zrobiła, mając w głowie nieprzyjemną wizję swojego znikającego ubrania. – Proszę, wybacz nam. Edian na pewno znajdzie albo nawet już znalazł sposób, aby do podobnych sytuacji nie miało prawa dojść.

Odetchnęła z ulgą, że na całe szczęście nie skończyło się tragicznie. Po czym pomyślała, iż być może błędem było odesłać Yro szybciej wraz ze zwierzętami. Całe szczęście byli tu strażnicy, którzy natychmiast zaczęli naprawiać karetę. Przezorny zawsze przygotowany. Jednakże był problem. Jak oni dotrą do zamku bez powtórzenia tejże drastycznej sytuacji? Nagle przyszedł jej do głowy świetny, choć niekonwencjonalny plan.
Gdy tylko wszystko zostało prowizorycznie, ale przynajmniej porządnie jak na ten odcinek drogi do zamku naprawione, woźnica osobiście przybył zdać anielicom relację z całej naprawy i zaprosić do środka.

- Evangeline, wejdź do środka, ale nic się nie bój.

Gdy tylko niebianki i niebianin weszli, księżniczka zaczęła delikatnie lewitować nieco ponad siedzeniem i kawałek dalej od oparcia. Delia unosiła ją w powietrzu tą samą magią, którą nieraz utrzymywała Arrantę by dać swym poddanym czas na jej ewakuację, gdy ta postanowi niespodziewanie skryć swe piękno pod taflą wody.
W ten sposób wjechali za bramę na teren pałacu. Zwierzęta, które zdążyły już wrócić, biegały sobie w pobliżu, beztroskie i nieprzejmujące się niczym. Służący i służące, którzy się tu krzątali, przyzwyczajeni do drapieżnych futrzaków, byli niewzruszoni i robili to, co do nich należało. Yro natomiast wyszedł im na powitanie. Jednak nie spodziewał się, że zobaczy jak księżniczka, lewitując wylatuje z karety, a tam władczyni Arrantalis przerywa delikatnie swój czar ostrożnie odstawiając ją na soczyście zieloną trawę.

- Trzeba będzie zająć się porządną naprawą powozu… - powiedział jeden ze strażników.
- N... Naprawą? Wasza wysokość! Proszę wybaczyć, ale… Co się stało? – spytał niebywale zaniepokojony i jego wzrok zaczął wędrować od królowej przez Evcie, aż ku Dżariemu, jednak na niego patrzył inaczej, delikatna wrogość biła z jego twarzy, ale na tyle niezauważalna by Delia nie musiała sobie tym zaprzątać głowy.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Czas spędzony w karocy, czy to na wysłuchiwaniu słów mężczyzny, czy też na wpatrywaniu się w odległy krajobraz, był miły dla Evangeline. Przynajmniej do czasu nieszczęśliwego wypadku. Niby łatwo było uniknąć tej tragedii, ale nie było już sensu nad tym myśleć - co się stało, to się nie odstanie. Najważniejsze było to, aby naprawić skutki tragedii i otrzeć łzy anielicy, która w bólu siedziała na środku drogi.

        Na całe szczęście, Dżari i Delia byli równie, jeśli nie bardziej, przerażeni jak księżniczka. Laki niemal natychmiast wykorzystał zasoby swojej energii magicznej w celu wyleczenia złotego ciała Evangeline. Na całe szczęście magia lecznicza, w tym także ta, którą posługiwał się anioł, nie dyskryminuje tego, z czego składa się dana osoba, dlatego też to, że ciało młodej anielicy składa się w całości ze złota, nie przeszkodziło w kuracji ran.

        Na szczęście dla wszystkich, Evangeline była aniołem, więc jeszcze zanim magia zaczęła ją leczyć, jej wrodzona regeneracja zabrała się do roboty. Drobinki złota znajdujące się w spowijającej ją mgle, powoli przemieszczały się w szczeliny i pęknięcia w ciele księżniczki naprawiając szkody. Magia Dżariego od pierwszych chwil współgrała z tym procesem, dzięki czemu zaklęcia anioła nie tylko same leczyły anielicę, ale też i przyspieszały jej własne leczenie. Tysiące drobin niczym deszcz opadały na typowe dla ciała Evangeline uszkodzenia, sprawiając, iż te znikały na oczach całej trójki, a wraz z nimi wszelki ból.

        Sama Evangeline szybko uspokoiła się, czując fale ciepła i ukojenia płynące od Dżariego. Przestała chlipać i płakać, a grymas zniknął z jej twarzy, ustępując wpierw lekkiemu zadziwieniu, a później serdecznemu uśmiechowi, kiedy ostatnie pęknięcie znikło z powierzchni jej ciała. Widząc zmartwienie na oczach Dżariego i Delii, sięgnęła w ich stronę swoimi rękoma, po czym przytuliła się do tej dwójki. To znaczy, przytuliła się do Dżariego, gdyż Delia już od dłuższego czasu obejmowała ją swoimi ramionami. Nie chciała widzieć ich smutnych, nie teraz, kiedy wszystko było już dobrze.

- Wybaczam wam. Poza tym to też trochę moja wina. Gdybym ruszyła dupę z miejsca, to by do tego nie doszło! - Puściła dorosłych ze swoich objęć, a w międzyczasie lewą ręką starła resztki tego, co było jej złocistą krwią, ze swojego czoła. - Poza tym, już jest dobrze i nic nie boli! A gdyby to się nie stało, to nie wiedziałabym, że mój opiekun zna taką przyjemną i pożyteczną magię! Nigdy nie widziałam, żeby pęknięcia znikały tak szybko! Nie, żebym często je miała, a już na pewno nie takie jak dziś!

        Od tego momentu Evangeline co chwile spoglądała na Dżariego oczami, które błagały o kolejny pokaz magii. Gdyby nie ból i inne nieprzyjemności, to by z chęcią rozbiła sobie głowę o powóz po raz drugi, byle tylko móc zobaczyć Lakiego w akcji. A przynajmniej robiła tak do chwili, kiedy powóz był gotowy, a jej mama powiedziała jej, aby bez strachu spróbowała usiąść w karocy po raz kolejny. Anielica ufała królowej, dlatego też nie bała się, wchodząc dzielnie do środka. Wtedy też, gdy dorośli dołączyli, okazało się, że jej mama także zna całkiem ciekawą i widowiskową magię, którą aż trzeba było skomentować.

- Ja latam, ale fajnie! Trochę nisko, ale i tak, ja latam! Łiii! Dżari, też tak potrafiłbyś mi zrobić? Czy może ten typ magii jest ci obcy? - spytała zaciekawiona. - W ogóle, jak to jest uczyć się magii? Ciekawe to? Trudne? Nigdy nie poznałam żadnych szczegółów na ten temat, choć to i owo słyszałam. Na przykład raz słyszałam, że żeby magię umieć to trzeba wiedźmę od tyłu czy coś…

        Reszta podróży upłynęła szybko i tym razem bezproblemowo. Delia i Dżari wyszli o własnych nogach, Evangeline zaś, udając, że lata na własnych skrzydłach, została odstawiona na trawę. Ich przybycie, połączone ze słowami Delii, przeraziło i zarazem zaciekawiło królewskiego doradcę, któremu Evangeline z chęcią odpowiedziała.

- A, część karocy poszła w pizdu przez symbole na moim ciele, a ja w efekcie jebłam głową o drewnianą belkę! - Ekscytacja i radość były aż zbyt wielkie, bo księżniczka zapomniała o pilnowaniu tego, co mówi. Choć ciężko było zaprzeczyć, iż słowa, pomimo wulgarności, były niezwykle trafne. - A, i latałam!
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Z wyrzutów sumienia i poczucia winy Dżari chciał zapaść się pod ziemię. Nie spodziewał się, że zawiedzie tak szybko, nagle dotarło do niego na co się tak naprawdę porwał i zaczął zadawać sobie pytanie, czy temu sprosta. Zaczynał mieć co do tego poważne obawy. Trwał więc w czołobitnym ukłonie tak długo, aż anielice nie zwróciły na niego uwagi i nie wyraziły swojego zdania na temat tego karygodnego zaniedbania. Odpowiedź królowej nie była dla niego satysfakcjonująca, głównie przez to, że nie była jasna. Nie powiedziała wprost czy mu wybacza, czy nie, czy też może wszystko zależało od decyzji Evangeline. Po prostu wyraziła swój strach, który wpędził Dżariego w jeszcze większe poczucie winy i przygiął jego plecy o kolejny palec w dół. Nie trwał jednak zbyt długo w tej pozycji - już po chwili poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu i gdy się wyprostował, zorientował się, że to księżniczka go dotknęła, by się wyprostował i by mogła go przytulić. Medyk odruchowo otoczył ją ramieniem, choć widać było malującą się na jego twarzy dezorientację. W tym przypadku nie miał przynajmniej wątpliwości, czy jego winy zostały odpuszczone, choć sposób wysławiania się Evangeline jak zawsze wprawił go w niemałe zaskoczenie. Nie był to jednak odpowiedni moment, a on zdecydowanie nie był odpowiednią osobą do tego, by strofować złotowłosą anielicę. Ulżyło mu też trochę na wieść, że jego magia została doceniona. Później jednak, gdy strażnicy reperowali wóz i trwał przymusowy postój, Laki znowu zaczął myśleć nad tym w jak zaskakujący sposób został mianowany królewskim opiekunem. Nikt nie sprawdził kim tak naprawdę był, co potrafił, na czym się znał - zawierzono intuicji i temu, że mu dobrze z oczu patrzyło. Mógł być równie dobrze ukrywającym się zbiegiem, trucicielem, złodziejem, szarlatanem... Albo po prostu osobą niekompetentną, jak to przed chwilą udowodnił. Inną kwestią było to, że nawet nie poznał zakresu swoich kompetencji. No bo na czym tak naprawdę polegała rola opiekuna księżniczki? Na bronieniu jej czy przed nią? Na nauce, towarzyszeniu jej w wyprawach, balach? Na robieniu za przyzwoitkę? Też pomysł: młody mężczyzna w roli obrońcy czci księżniczki. To tak jakby wilkowi kazać pilnować stada owiec. Bo o tym, że Dżari był na płaszczyźnie seksualnej równie niegroźny i niedoświadczony jak jednodniowy kurczaczek, tego też pewnie nikt nie wiedział. "Ale księżniczka mnie polubiła...", pomyślał z lekkim przekąsem, gdy przypomniał sobie jaki argument zaważył na jego zatrudnieniu.
        Laki milczał aż do momentu wejścia do karety i nie odzywałby się pewnie aż do samego pałacu, gdyby Evangeline nie zaczęła po raz kolejny zasypywać go pytaniami.
        - Nie znam takich zaklęć, wasza wysokość - odpowiedział jej uniżonym tonem. - Dziedzina wiatru jest mi zupełnie obca. Jeśli chodzi o naukę magii... Proszę, wasza wysokość, nie powtarzaj tej teorii o wiedźmie: jest wulgarna i co więcej nieprawdziwa. A sama nauka magii jest taka sama jak nauka wielu innych dziedzin: gry na instrumencie, szermierki, jazdy konnej. Wiele zależy od nauczyciela i od własnych chęci. Dla mnie była przyjemna - przyznał na koniec. Cóż innego mógł powiedzieć, skoro magii uczyły go dwie niezwykle bliskie mu osoby: ojciec i jego najlepszy przyjaciel Dżariel. Nawet uśmiechnął się bardzo nikle do tamtych wspomnień, choć był to grymas bardzo przelotny, głównie przez to, że teraz wcale nie było mu do śmiechu, bo nadal czuł się w niełasce.
        Już w pałacu Dżari chciał wysiąść pierwszy i pomóc wysiąść kobietom, lecz nie było mu to dane: drzwi powozu otworzył służący i to on zaoferował pomocną dłoń królowej, ta jednak w pierwszej kolejności przeniosła z pomocą magii Evangelinę na zewnątrz i dopiero po niej opuściła karetę. Laki uczynił to na końcu, ostatni raz spoglądając na zabite deskami miejsce, gdzie niedawno siedziała księżniczka.
        Będąc na zewnątrz anioł nie wiedział co ze sobą zrobić. Jego obecność została zauważona natychmiast przez wszystkich zgromadzonych na placu: był nieznajomym, który towarzyszył królowej w podróży, wielu obserwatorów uznało z miejsca, że musi być kimś ważnym, nim jednak nie wydano dyspozycji, nie wiedzieli czy podejść i co z nim począć. Tylko Yro wiedział jak się zachować… Po prostu zignorował medyka, obdarzając go wcześniej niechętnym spojrzeniem. Dżari w gruncie rzeczy nie miał mu tego za złe: w końcu odebrał mu pozycję, a Evangeline poinformowała wszystkich o niekompetencji swojego nowego opiekuna.
        - Wasza wysokość, proszę nie używać tak wulgarnych słów - skarcił ją jednak śmiało, bo chociaż tyle mógł. - Nie “poszła w pizdu” tylko “została zniszczona” i nie “jebłam” tylko “uderzyłam się”. Proszę. Takie słowa wam nie przystoją.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Delii spadł kamień z serca, gdy tylko rany zaczęły się goić, a wszystko wracało do naturalnego stanu bez żadnego trwałego uszczerbku na zdrowiu. Nieważne, że sposób leczenia był raczej niecodzienny, ważne, że działał. Mimo wszystko najadła się strachu i wciąż czuła jego ślad w swym sercu, które nadal biło ponadprzeciętnie szybko. Ustąpiło to niczym za sprawą magicznej różdżki, gdy tylko na twarzy młodej niebianki uśmiech zastąpił smutek. No i jeszcze ich przytuliła, jakby to oni mieli wypadek i zostali poturbowani. Naprawdę kochana dziecina. Dzięki niej paradoksalnie już wszystkim się polepszyło, a incydent przeszedł do przeszłości.
Przyjemną atmosferę nieco zepsuł sposób wysławiania się jasnowłosej. Del w myślach westchnęła - jeszcze tyle pracy z nią i to nie tylko jej pracy, ale też Lakiego. Niestety, ale żeby być pełnoprawną księżniczką trzeba też zachowywać się, jak przystało. Na szczęście nie było to głośno, a po takich przeżyciach nie powinno się jeszcze ganić. Kiedy indziej się ją upomni. I tak szybko nastąpiła zmiana tematu na bardziej magiczny.

- Mhm, może kiedyś i ty będziesz mogła nią władać – uśmiechnęła się królowa i dodała. – Oczywiście nie od razu, najpierw jest mnóstwo innych rzeczy do zrobienia, ale mamy czas, dużo czasu. – Na całe szczęście anioły żyły bardzo długo. Delia nieco wątpiła, czy zdoła naprostować i nauczyć córkę wszystkiego niezbędnego w ciągu długości przeciętnego ludzkiego życia, oczywiście w sposób taki, by Ev nie musiała wiecznie ślęczeć nad książkami, a mogła się czasem najzwyczajniej w świecie pobawić.

Gdy weszli do karocy, po wcześniejszym płaczu nie było śladu, a prowizoryczna naprawa wyglądała na raczej zdolną wytrwać drogę do pałacu w jedną stronę. Księżniczce najwyraźniej spodobało się latanie - to dobrze, przy nauce najważniejsze są chęci i zapał. Kiedyś nauczy ją używać skrzydeł, ale jeszcze nie… To mogłoby być problematyczne dla Dżariela, mieć latającą podopieczną.
To, co niebianka słyszała kiedyś o magii, wprost zatkało królową. Aż strach pomyśleć, jakie jeszcze okropne rzeczy słyszała ta niewinna duszyczka. Dobrze, że mężczyzna zareagował natychmiast.
Nawet nie zauważyli, jak szybko dotarli, być może woźnica nieco ponaglił konie, w obawie o stan techniczny karocy. Tam jednak nie nastąpił kres niespodzianek. Yro podobnie jak Delia miał zatrwożoną minę jak tylko usłyszał wyjaśnienie Evci - nie przebierała dziewczyna w słowach.

- Evangeline… - zaczęła Delia, ale i w tym wypadku szybszy był nowy opiekun. To mu się chwali, szybka akcja i szybka reakcja. – Laki ma całkowitą rację, kochanie – po chwili zwróciła się do Yra. – Nie patrz tak wrogo na niego, tylko powiedz mu, na czym polegać będzie jego rola.

Doradca stanął jak wryty. Królowa zauważyła jego nieprzychylne spojrzenie w stronę tego… nowego mieszkańca pałacu? Jak? Przecież zrobił to tak dyskretnie! W końcu pogodził się z myślą, iż nigdy nie rozwikła tej zagadki i przyjął rozkaz.

- Ja z Evangeline musimy was na chwilę opuścić – powiedziała łagodnym tonem królowa i chwyciła dziewczynę za rękę, by bezpiecznie zaprowadzić ją do czarodzieja. Należało sprawdzić postępy jego prac.

Tymczasem mężczyźni zostali prawie sam na sam, jakby nie liczyć obecności innych służących. Yro z trudem stłumił złość i inne negatywne uczucia, którymi darzył Dżariela.

- Otóż twoim zadaniem będzie głównie ochrona księżniczki, oczywiście nie można jej pozwalać na wszystko, co chce, jeśli akurat może być to dla niej złe. Jest tu wiele specjalistów od różnych dziedzin, które będzie musiała zgłębić, więc tym się nie przejmuj. Co jeszcze… - zastanowił się, a w tym czasie rozpędzona lwica zwyczajnie go przewróciła, niegroźnie przynajmniej, ale nawet nie zwróciła uwagi, kogo potrąciła. Gdyby nie szybkie przeturlanie się na drugi bok, Yro zostałby prawdopodobnie podeptany przez tygrysa. Zwierzęta najwyraźniej bawiły się w ganianego. Ach, koty… - No i trzeba uważać na te dziadygi… Przydałyby się oczy dookoła głowy. To chyba tyle, jak coś to zawędruj na pierwsze piętro, później w prawo, prosto, w prawo, prosto, a na koniec w lewo. – Uśmiechnął się nieco złośliwie i wstał obolały, by móc ruszy do siebie albo zająć się pracą, byle co byle już nie musieć rozmawiać z tym mężczyzną. Zazdrość pożerała go od środka.

Piorun wylądował tuż obok anioła i patrzył na niego zaciekawionym wzrokiem.

- Widać Yro bardzo zazdrosny o królową, ach nigdy nie zrozumiem tej relacji, niby taki zazdrosny, a zamiast pilnować Evangeline to podrywał służące… Hmm – zamyślił się orzeł, oczywiście zwykły człowiek nie mógłby tego zrozumieć.

W tym samym czasie Edian właśnie zaprojektował w porozumieniu z zaprzyjaźnionym z nim krawcem - dobrze, że nie równie szalonym - śliczną błękitną suknię pełną falbanek, idealną dla księżniczki, a jakże dopasowaną kolorystycznie do tatuaży. W połączeniu z jej złocistą aurą przypominałaby południowe słońce nad lazurowymi wodami oceanu.

- Ubierz, wasza wysokość, księżniczko, mój przyjaciel bardzo się starał, oczywiście za pozwoleniem – Patrzył na obie anielice z… istnym wytrzeszczem oczu, było to dość przerażające, ale jak na niego w miarę normalne.
- Przymierz kochanie, pomogę ci, dobrze?

I tak zaczął się proces ubierania ubrania, które nie powinno zniknąć za sprawą tatuaży, a jeśli tak będzie to naprawdę wielkie brawa dla czarodzieja za to, że w tak krótkim czasie dokonał wręcz niemożliwego.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Evangeline, po kolejnych pełnych mądrości upomnieniach postanowiła, iż na pewien czas postara się nie odzywać, z dwóch powodów. Po pierwsze chciała być grzeczna, a pierwszym krokiem do tego było słuchanie innych rzecz jasna, a po drugie, poważny głos Lakiego i jego równie poważne podejście do pilnowania Evangeline nie były zbyt zachęcające, jeśli chodzi o dalsze chwalenie się tym, co może się okazać złe, niewłaściwe lub niepoprawne. Można byłoby to podciągnąć pod pewien rodzaj szacunku wobec mężczyzny, a to mogło znaczyć, iż większe problemy z wychowanką Delii ominą Dżariego.

        Dlatego też, gdy Delia zaprowadziła Evangeline do czarodzieja, ta nie spierała się, wręcz przeciwnie. Wiedziała, o co chodzi i cieszyło ją to, co miała dostać. I uśmiech nie zniknął ani na moment z jej twarzyczki, trwając nawet w momencie, gdy Delia próbowała ubrać Evangeline, co nie było łatwe, gdyż ta młodsza miała w tym mało doświadczenia. W każdym razie, w końcu sukienka była już na miejscu, a proste, ale jakże efektywne zaklęcie sprawiało, iż materiał nie leżał na jej ciele, a lewitował tuż nad jej skórą, odpychając się od tejże z wystarczającą siłą, że nawet gdyby księżniczka leżała czy siedziała, to i tak nie miałaby styczności z materiałem. Gratulacje należały się czarodziejowi i Evangeline szybko to zrozumiała.

- Dziękuje bardzo! - powiedziała, po czym nie mogąc się doczekać reakcji Lakiego na jej wdzianko, wybiegła z powrotem na zewnątrz, do swojego opiekuna. Stanęła przed nim, rozłożyła ręce i odezwała się niemal natychmiast. - Ładne, prawda? I jeszcze nie znikło, chyba nie zniszczę tego tak jak wszystkich innych ubrań! Zatańczyłabym ze szczęścia, ale te tańce co ja znam to coś czuję, że nie są odpowiednie. Bo je zaobserwowałam przed spotkaniem Delii, a jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wszystko co z tego okresu znam jest niepoprawne według ciebie i mamy. Dziwne, prawda? - powiedziała, z ogromnym uśmiechem na ustach, istota pełna słodkości, złota i niepoprawnych zachowań.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        Dżari pożegnał się z obiema kobietami głębokim ukłonem wyrażającym cały jego szacunek dla rodziny królewskiej, chociaż tak naprawdę nie znał się na etykiecie tak dobrze, by mieć pewność, że nie popełnił jakiejś gafy. One jednak niczego nie komentował albo nawet nie zauważyły jego pożegnania, zajęte już swoimi sprawami.
        Po wyprostowaniu się anioł uchwycił spojrzenie doradcy, które ani odrobinę nie zyskało na przychylności, nawet pomimo upomnień Delii. Mimo to sam nie nastawiał się do mężczyzny negatywnie - nie miał takiej natury, a poza tym był w stanie domyślić się jego obaw i niepokojów, zrozumieć podłoże tej niechęci. Liczył po prostu, że w końcu wyjaśnią sobie, że żaden z nich nie jest rywalem, tylko razem służą królowej... Dżari w imię tej współpracy przybrał postawę potulnego ucznia i słuchał instrukcji Yro. Jedna z jego brwi powędrowała lekko do góry na wieść, że ma być ochroniarzem. Znowu zastanawiał się na podstawie czego dostał tę posadę - Delia widziała go przecież jako wiejskiego medyka, skąd mogła przypuszczać, że będzie on dość stanowczy, by zapanować nad księżniczką i ją ochronić? Nie wspominając nawet o bronieniu jej w bardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie, by Laki nie umiał walczyć, bo tego jeszcze nie do końca zapomniał, lecz monarchini nie mogła przecież wiedzieć, że ma do czynienia z byłym wojownikiem. Poza tym Dżariemu była bardzo nie w smak myśl, iż miałby znowu sięgnąć po broń. Złożył przysięgę, że tego nie uczyni i nie zamierzał jej łamać tylko dla posady...
        Blondyn cofnął się o pół kroku, schodząc z drogi rozpędzonym drapieżnikom. On był o wiele czujniejszy niż nawykły do wygód i niezaznajomiony z niebezpieczeństwami Yro. Można było śmiało założyć, że akurat z tym powinien sobie poradzić odrobinę lepiej niż jego poprzednik. Na dodatek miał jedną znaczącą przewagę nad nim: znał mowę zwierząt i w razie czego o wiele łatwiej mógł się z nimi porozumieć.
        Dżari był niezwykle zaskoczony, gdy doradca królewski tak obcesowo go spławił, odchodząc do swoich obowiązków i jeszcze na koniec rzucając instrukcją, która miała być oczywiście zupełnie bezużyteczna. Anioł myślał, że dostanie jakieś szersze instrukcje, że będzie okazja porozmawiać, a tymczasem skończyło się na takiej krótkiej informacji...
        - Panie - zawołał go, idąc krok za nim. - Nie jestem waszym wrogiem. Proszę zrozumieć, że nie zabiegałem o ten zaszczyt, to księżniczka mnie wybrała, a ja od tej pory chciałbym tylko dobrze wykonywać powierzone mi obowiązki, dla jej dobra, dla dobra korony - zaakcentował odpowiednio ostatnie słowo, by dać mężczyźnie do zrozumienia, komu tak naprawdę zaszkodzi swoją niechęcią. - Dlatego proszę was o pomoc i wskazówki, bo nie ma drugiej osoby, do której mógłbym się zwrócić, jesteście najbardziej doświadczeni i najbardziej zaufani. Proszę, przemyślcie to - powtórzył już do pleców doradcy. Miał jeszcze wiele do powiedzenia, lecz Yro go nie słuchał, a Dżari nie zamierzał za nim dreptać jak psiak. Może nie była to kwestia honoru, lecz po prostu wiedział, że to daremne. Doradca musiał teraz przetrawić jego słowa i obrać strategię: sabotaż albo współpraca.
        Laki zerknął na królewskiego orła, gdy ten zaczął dzielić się z nim swoimi przemyśleniami.
        - Zazdrosny? - podłapał zaskoczony. - Przecież... Nie ma o co.
        Anioł spojrzał za odchodzącym mężczyzną. Nie było o co być zazdrosnym, Delia była wszak królową, a Dżari tylko wiejskim znachorem, byli jak ogień i woda i nic nie mogło ich połączyć, a w każdym razie nie było mowy o tworzeniu jakiegokolwiek związku. Ba, mogli się nawet nie widywać, gdy każde będzie zajęte swoimi obowiązkami. Gdyby to o Evangeline chodziło, wtedy aniołowi byłoby to łatwiej zrozumieć, był wszak młodym mężczyzną, który miał spędzać całe dnie z urodziwą księżniczką, to dawało powody do obaw, o ile nie znało się Dżariego.
        Pozostawiony sam sobie Laki był lekko skonsternowany: nawet nie wiedział gdzie powinien się dalej udać, czy powinien poszukać księżniczki, czy jednak pójść za Yro albo poszukać kogoś innego, może zarządcy, administratora? Nim jednak w ogóle zdołał dobrze zastanowić się nad samym pytaniem, kwestia rozwiązała się sama. Wieść o tym, że na dworze pojawił się jakiś nowy mężczyzna, w mig obiegła najbliższą okolicę dziedzińca i dotarła do uszu osób, które interesowało to najbardziej.
        - Młodzieńcze!
        Przed aniołem stanęła kobieta niższa od niego o głowę, dość korpulentna, lecz wzbudzająca szacunek samym tonem swojego głosu. Była ubrana w fioletową suknię z zapaską i czepek, spod którego widać było pojedyncze ciemne kosmyki już lekko naznaczone siwizną. Dżari był pewien, że nie ma do czynienia z żadną damą dworu, z pewnością był to ktoś ze służby, lecz kto…
        - Jak się nazywa? - zapytała kobieta, nim anioł zdążył się chociażby przywitać. Dżari od razu wychwycił, że zwracała się do niego w trzeciej osobie. Kiedyś by mu to przeszkadzało, lecz tu, w Arrantalis, dowiedział się, że nie jest to obelga, tylko typowy sposób, w jaki osoby starej daty zwracają się do młodszych. Od tamtej pory mówienie do niego jakby rozmawiało się o kimś zupełnie innym niezmiernie go bawiło. Tym razem jednak powstrzymał uśmieszek.
        - Nazywam się Dżariel Laki - przedstawił się. - Jestem nowym opiekunem księżniczki Evangeline.
        Kobieta wyglądała na lekko sceptyczną, gdy przyglądała się mu po tej prezentacji, coś tam mruczała do siebie i anioł był przekonany, że usłyszał wypowiedziane z dezaprobatą stwierdzenie “męska niańka”.
        - Jestem Maria Inea, zarządczyni - powiedziała w końcu. - Idzie ze mną, pokażę, gdzie są pokoje dla świty… Gdzie ma bagaże? - zapytała z lekkim zaskoczeniem, gdy Dżari ot tak poszedł za nią. Anioł poklepał torbę zwisającą swobodnie przy jego biodrze.
        - Tylko tyle mam - wyjaśnił. A Maria nie znalazła na to odpowiedniego komentarza słownego, jedynie pokręciła z niedowierzaniem głową, po czym westchnęła i obróciła się w jego stronę.
        - Liberię się znajdzie - oświadczyła. - Pokaże się… Kawał chłopaka - zauważyła, gdy złapała Lakiego za ramiona, aby oszacować jego wymiary. - Wojak jaki?
        - Znachor - odpowiedział skromnie Dżari, co spotkało się z natychmiastowym podejrzliwym spojrzeniem kobiety.
        - Znachor z takimi barami? - dopytywała.
        - Gdy nie było kogo leczyć pracowałem w polu - wyjaśnił Laki. Odpowiedź zadowoliła Ineę jako prawdopodobna, lecz jednocześnie trochę karygodna. Jak to tak, zwykły chłop ze wsi został opiekunem księżniczki? Świat stanął na głowie, naprawdę…
        - Butów pewnie też nie ma? - dopytała jeszcze, widząc bose stopy mężczyzny, a jego potakujące kiwnięcie przyjęła z westchnieniem rezygnacji i pogodzenia się. W sumie czegóż innego się spodziewała?
        Na tą scenę trafiła akurat księżniczka Evangeline, która wybiegła z jednego z korytarzy odziana w błękitną sukienkę. Całą, jak momentalnie zauważył Laki. Anioł przyjrzał jej się z wyraźnym zadowoleniem, kiwając głową i uśmiechając się, gdy następczyni tronu trajkotała i śmiała się.
        - Piękna, wasza wysokość - przyznał zupełnie szczerze. Zaraz też poczuł się w obowiązku, by wyjaśnić Evangeline, dlaczego jej stare zachowania są nieodpowiednie. - Wasza wysokość, przebywaliście po prostu w towarzystwie bandytów, ludzi złych i barbarzyńskich. Nie wszystko co robili było złe, lecz niestety w większości przypadków nie stanowili dla was dobrego przykładu… Jeśli jednak chcecie zatańczyć ze szczęścia… Czy mogę prosić, wasza wysokość?
        Anioł skłonił się dworsko przed Evangeline i podał jej dłoń. Wystarczyło, że anielica złapała go za rękę, a on pomógł jej się ustawić i poprowadził ją do tańca. Był to bardzo prosty walc, którego kroki przy pewnym siebie partnerze można było opanować w mgnieniu oka, a potem po prostu wirować i wirować, trochę szybciej niż wypada, by księżniczka mogła się troszkę wyszaleć… W tym jednym tańcu Dżari wykazał się bardzo elegancką postawą i wrodzoną gracją, udowodnił też, że nie był aż takim sztywniakiem, na jakiego do tej pory pozował. Nawet zdarzyło mu się zaśmiać. Na ziemię sprowadziło go jednak trochę nieprzychylne spojrzenie Marii, która stała i czekała aż tych dwoje skończy się wygłupiać. Dżari szybko więc wyciszył taniec i skłonił się przed księżniczką.
        - Na dworze nauczycie się na pewno wielu innych tańców, wasza wysokość - zapewnił Evangeline.
        Maria subtelnie przywołała do siebie Lakiego i usprawiedliwiła go przed księżniczką, tłumacząc, że tylko go stosownie odzieje i zaraz go odeśle gdzie będzie potrzeba. Po tych słowach Dżari trafił pod jej opiekuńcze skrzydła na znacznie dłużej niż się tego spodziewał, lecz nie na tyle długo, by Delia i jej córka mogły się zniecierpliwić. Gdy stanął przed nimi ponownie, był praktycznie nie do poznania. Inea - gderając przy tym trochę pod nosem - uznała, że da mu liberię noszoną przez giermków, bo przez szerokie ramiona w każdej innej wyglądał jak w ubraniach młodszego brata. Wybór okazał się być strzałem w dziesiątkę, jeśli brać pod uwagę podkreślenie walorów jego sylwetki. Fioletowa koszula ze stójką nie była workowatą, zgrzebną tuniką i w końcu pokazała, że anioł jest naprawdę dobrze zbudowanym mężczyzną. Czarne spodnie ze srebrnymi lampasami wyglądały trochę jakby należały do zdekompletowanego munduru i nadawały powagi całości. Złoty warkocz spoczywał swobodnie na plecach anioła, już nie ukrywany pod ubraniem.
        - Wasza wysokość… - Dżari skłonił się przed kobietami, już trochę lepiej niż wcześniej, gdyż Inea zdołała skarcić go za to, że to co robił do tej pory to nie ukłon tylko jakieś końskie kiwanie łbem. Cóż za urocza kobieta…
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Edian ukłonił się w stronę anielic i szeroko uśmiechnął.

- Najprostsze rozwiązania nieraz bywają najlepsze – stwierdził, jakby uprzedzając pytanie królowej. Jednak nie planował nic więcej dodać, co Delia uszanowała.

Nie zdążyła zatrzymać Evangeline, gdy ta wybiegła pochwalić się nowym ciuszkiem. No cóż, mentalnie wciąż była dzieckiem, więc trudno ją winić o takie zachowanie. W swoim czasie nauczy się właściwego zachowania, jakie na księżniczkę przystało.
Tymczasem na zewnątrz Yro próbował udać się jak najszybciej do swej niewielkiej komnaty i nie przebywać więcej w towarzystwie Dżariela, ale niestety, ten go zawołał. Doradca się zatrzymał, wysilił na uśmiech i odwrócił w stronę anioła.

- Taaak? – spytał wymuszonym miłym tonem głosu. Wysłuchał mężczyzny i westchnął, wiedział, że ten ma rację. – Dobra, dobra, zrobię ci jakiś przewodnik czy coś… - powiedział na odczepnego i poszedł dalej.

Gdy tylko zniknął z zasięgu wzroku, Piorun postanowił nawiązać rozmowę z nowym opiekunem. Zaśmiał się, słysząc jego zdanie na temat zazdrości.

- Owszem jest – zachichotał, co brzmiało bardziej jak jakiś pomruk. – Po prostu widzi, że jesteś od niego lepszy na wielu poziomach. Może i ma wyższą pozycję, ale to jedyne czym może się pochwalić. Ponadto widzi też, że Delia cię polubiła, co go strasznie kłuje w oczy – dodał.

Nie było mu dane, by rozwinął pogawędkę z niebianinem, bo już zaczepił go kto inny. Orzeł więc zamachnął skrzydłami i odleciał by usadowić się w swym ulubionym miejscu na murku, z którego mógł obserwować piękny ogród i większość tego, co się działo na przedzie zamku.
Rozmowę Lakiego i Marii zakłóciła księżniczka, nie zważała na to, iż komuś przerwała - jak to dziecko musiała się pochwalić. Natomiast królowa dopiero po chwili pojawiła się tuż obok dziewczyny. Takie bieganie po schodach za córką jakoś nie pasowałoby do władczyni, zwłaszcza że nie była to jakaś szczególna sytuacja.

- Edian się postarał, czyż nie wygląda cudownie? – powiedziała do Dżariego, gdy tylko stanęła tuż obok niego i Evci, uśmiechając się ze szczęścia, którym emanowała młoda niebianka, a które wprost ogarniało każdego w pobliżu z powodu swej niebywałej szczerości.

Świeżo upieczony opiekun złotowłosej całkowicie zaskoczył królową, gdy poprosił Evangeline do tańca. W pierwszym wyobrażeniu miała jakiś niewykwintny taniec, w końcu wybrała Dżariego z wioski. Dlatego też zdziwił ją walc, a sam Laki zyskał w jej oczach jeszcze bardziej. Nic jednak nie powiedziała, ale posłała mu uśmiech, który wyrażał wystarczająco.
Nie zdążyli jednak zrobić nic więcej, bo Maria porwała Dżariego na parę chwil.

- Ta sukienka idealnie pasuje do takich tańców – Del powiedziała do Evangeline. – Powiedz, podobało ci się? – spytała, wyobrażając sobie już jakiś pierwszy uroczysty bal dla Ev.

Dość szybki powrót anioła wiązał się z ponownym pozytywnym zaskoczeniem. Wyglądał… cudownie. Gdyby Delia nie potrafiła dobrze panować nad swymi emocjami, zapewne już dawno oblałby ją spory rumieniec.

- Dobrze wyglądasz Laki – powiedziała całkiem miłym dla ucha tonem głosu.

Podczas gdy oni trwali w słodkiej niewiedzy, Yro w swej komnacie pobladł tak, iż wyglądał niczym trup. Chodził w kółko, prawie wygniatając w podłodze swą trasę, i obgryzał paznokcie. Jak mógł zapomnieć o czymś tak ważnym, no jak? Znowu zawiódł królową, a jak się dowie, oj będzie zła, znów nawalił, a tydzień nawet nie minął!
Zatrzymał się w końcu i spojrzał na swoje biurko. List napisany pięknym charakterem pisma i woniejący liliami był teraz niczym najgorszy koszmar zawarty w tak niewinnej rzeczy. To było miesiąc temu! Miesiąc temu miał tyle czasu, by o nim sobie przypomnieć. Przeklinał fakt, że ubzdurał sobie, iż osobiście dostarczy go królowej, co go napadło? Chyba sam diabeł mu w głowie namieszał albo jakiś wredny chochlik.
W każdym razie nie było czasu do stracenia - wziął głęboki wdech, otworzył drzwi i z listem w ręce zaczął biec do królowej.
Zmachany przez pokonywanie licznych schodów ledwo dał radę się wyprostować przed władczynią, minęła również cenna chwila aż zaczerpnął wystarczająco dużo powietrza, by nie umrzeć i jednocześnie mówić.

- Co się stało Yro? – spytała zaniepokojona i zmartwiona królowa.
- Wasza wysokość, proszę wybaczyć! Ja zrobię wszystko, co każesz, nie wiem, jak mogłem zapomnieć ci to dać. – Pokazał list.

Ciemnowłosa niebianka wzięła go i natychmiast zaczęła czytać, w miarę schodzenia w coraz niższe linijki jej oczy stawały się coraz większe. W końcu doczytała. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Spostrzegła pytające spojrzenia wszystkich wokół - musiała odpowiedzieć.

- Moi rodzice przyjeżdżają w odwiedziny… dziś, wieczorem. – A słońce już jakiś czas temu rozpoczęło wędrówkę za linie horyzontu.
Awatar użytkownika
Evangeline
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 67
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Evangeline »

        Dżari z każdą chwilą stawał się coraz ważniejszy w oczach młodej anielicy, na równi niemal z Delią. Nie chodziło tylko o to, że stał się jej opiekunem, ani nawet o to, że mówił rzeczy mądre i pouczał ją, zupełnie jak jej przybrana matka. Po prostu przyjemnie spędzało się z nim czas, nieważne, czy właśnie z nim rozmawiała, czy też tańczyła z nim beztrosko.

        Nic więc dziwnego, że w tańcu Evangeline nie mogła aż się powstrzymać od radosnego chichotu. Odkąd chwyciła jego dłoń, eleganckie i płynne ruchy, w które była wprawiana za sprawą prowadzącego ją opiekuna, sprawiały, że młoda anielica czuła się wyjątkowo. Była to niezwykła zabawa, kręcić się tak bez większego celu. Z tego też powodu, gdy taniec ustał, Evangeline z przyjemnością przemówiła, zarówno do Lakiego, jak i do Delii.

- Ale to było wspaniałe! Nie mogę się doczekać kolejnych tańców! Czuje, że będą równie wspaniałe, jeśli nie lepsze, niż ten, co przed chwilą. A czy te inne sposoby tańczenia mocno się różnią? Dam radę je tańczyć, jeśli ty będziesz mnie kierować? - powiedziała, wbijając oczka w Dżariego, jakby to było oczywiste, że wszystkie przyszłe tańce księżniczki będą między nią a mężczyzną. Porozmawiałaby z nim jeszcze na ten temat, ale anioł został zabrany na stronę, w celu przebrania się. Przez chwilę patrzyła jak oddala się on od niej, w końcu jednak oderwała ślepia od swojego opiekuna, obracając się w stronę królowej. - Oczywiście, że mi się podobało. Myślałam, że sukienka przeszkadzałaby w czymś takim, bo zakładałam, że bandyci... dobrze mówię, że to byli bandyci, tak? No zakładałam, że ściągają ubrania przed tańcem, żeby było łatwiej. Ten taniec wydawał się o wiele bardziej skomplikowany, a w ogóle moje ubranie nie przeszkadzało!

        Evangeline po tych słowach zamilkła i postanowiła razem z Delią poczekać na powrót swego opiekuna. Chwilę cichego, grzecznego czekania u boku swojej matki później, zauważyła, że wraca do nich Dżari. Był on ubrany podobnie jak inne osoby znajdujące się na terenie zamku. Delia skomentowała nowy ubiór mężczyzny, co zresztą postanowiła zrobić także złoto skrzydła.

- Zgadzam się z mamą. Wyglądasz, no, jak to szło… o, wyglądasz seksownie, aż mogłabym cię schrupać! - powiedziała szczerze, jak to zwykle miała w zwyczaju. Może nie przeklęła, a i to, co powiedziała, było komplementem, ale nie takim, jakim powinna posługiwać się spadkobierczyni tronu.

        Chwilę później, wraz z Yrem, przyszła spóźniona o miesiąc wiadomość. A jej treść z początku zadziwiła, a później uradowała złotą dziecinę.

- Rodzice mamy? Czyli mama mamy i tato mamy? Dziadek i babcia? Chcę ich spotkać, chcę, chcę, bardzo chcę! - Aż złapała rączkami za ubranie Delii, a przynajmniej najbliższą część tegoż, jakby to miało przyśpieszyć przybycie rodziny Delii.
Awatar użytkownika
Dżariel
Szukający Snów
Posty: 192
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Mag , Wojownik , Bard
Kontakt:

Post autor: Dżariel »

        - Owszem, wygląda pięknie - Dżari natychmiast przytaknął królowej, gdy ta zapytała czy zgadza się z jej opinią. Jego odpowiedź była błyskawiczna, lecz szczera, nie dało się w niej usłyszeć służalczości. Anioł, gdyby miał powiedzieć nieprawdę, coś z czym by się nie zgadzał, pewnie wolałby milczeć. Evangeline wyglądała jednak pięknie w swej nowej sukni, a Delię wyraźnie ten fakt radował, więc wszystko się zgadzało.
        Później nastąpił spontaniczny taniec, podczas którego księżniczka śmiała się w zupełnie nieskrępowany i zaraźliwy sposób. Dżari na moment mógł zapomnieć o tych wszystkich troskach i przemyśleniach, których miał do tej pory pełną głowę i po prostu cieszył się razem ze złotowłosą anielicą, chociaż on okazywał swoje uczucia dużo bardziej powściągliwe, jedynie się uśmiechając i raz pozwalając sobie na krótki śmiech. Jego skostniałe serce dopiero miało zacząć tajać za sprawą tych dwóch kobiet.
        - Rad jestem, że sprawiłem ci przyjemność, Wasza Wysokość - zapewnił Dżari, gdy Evangeline tak radośnie komentowała ich wspólny taniec. - Na pewno świetnie poradzicie sobie z każdym tańcem, lecz niestety, ja nie znam ich zbyt wiele - usprawiedliwił się. - Nie wątpię jednak, że na pewno znajdzie się godny nauczyciel - dodał jeszcze na koniec, nim został zawołany przez zniercierpliwioną zarządczynię, którą widok bosego mężczyzny w zgrzebnej tunice rozmawiającego sobie ot tak z rodziną królewską przyprawiał o palpitacje serca. Nie lubiła, gdy coś było nie w porządku na jej zamku i zaraz czuła przemożną potrzebę zaradzenia temu.
        Gdy chwilę później Laki był sam na sam z Marią, ponownie ogarnęły go ponure myśli. Roztrząsał w głowie to, co usłyszał przed nagłym wybuchem radości Evangeline - słowa Yro i Pioruna. Doradca królowej najwyraźniej nie dał się tak łatwo przekonać do jego osoby, co Dżari poniekąd rozumiał - stracił pozycję na rzecz jakiegoś tam wieśniaka. Jego zapewnienie o współpracy było wymuszone, a przez to Laki nie był wcale przekonany, że się utrzyma - to kazało mu zachować ostrożność i z pewnym dystansem podchodzić do oferowanej pomocy, bo mogła się ona okazać wyjątkowo skąpa. Słowa królewskiego orła również nie napawały optymizmem. To znaczy: i tak i nie. Były zwiastunem dalszych tarć między aniołem a doradcą, lecz jednocześnie wieść o tym, że Dżari miał u królowej pewne względy… była bardzo miła. Anioł aż się uśmiechnął pod nosem, gdy przypomniał sobie te słowa - “Delia cię polubiła”. Laki oczywiście gdyby miał na to odpowiedzieć, momentalnie by zaprzeczył, bo przecież znali się tak krótko, a on nie był tak kryształowy, za jakiego go brano (wszak gdyby było inaczej, z dumą nosiłby swoje skrzydła, a nie ukrywałby ich tak jak to czynił teraz). Jednak sama świadomość tej sympatii była przyjemna, zwłaszcza, że Dżari ją odwzajemniał.

        Aniołowi w głębi ducha podobało się wrażenie, jakie zrobił na Delii, gdy stanął przed nią w nowych ubraniach, nawet jeśli była to tylko liberia, jaką nosili giermkowie na zamku - tak po prawdzie była to najlepsza odzież, jaką Dżari miał na sobie od momentu zejścia na ziemię. Anielica wyraźnie to doceniła i chociaż jej komplement był oszczędny, dla Lakiego wiele znaczył.
        - Dziękuję, Wasza Wysokość - odpowiedział jej, słowa popierając lekkim skinieniem głowy. Swojej matce zaraz zawtórowała Evangeline, jednym zdaniem po raz kolejny tego dnia rozkładając anioła na łopatki. Dżari patrzył na nią oniemiały, gorączkowo zastanawiając się jak mógłby jej odpowiedzieć. Teoretycznie nie powiedziała niczego wulgarnego, lecz i tak takie słowa nie pasowały księżniczce i w ogóle żadnej dobrze wychowanej dziewczynie. Gdyby zwróciła się tymi słowy do ukochanego, jeszcze gdy byliby na osobności, komentarz z pewnością należałby do miłych, ale nie w takich okolicznościach! Nim jednak anioł otrząsnął się z zaskoczenia i udzielił Evangeline upomnienia (po raz kolejny - już naprawdę czuł się z tym trochę podle), do komnaty wpadł Yro. Był zdyszany i przerażony, jakby goniło go stado głodnych wilków. Dżari podszedł do niego razem z Delią, uważnie przyglądając się to jemu, to jej, czekając na rozwój wydarzeń. Sytuacja była dla niego nieodgadniona, niepokojąca - list mógł zawierać wszystko, a słowa doradcy ani odrobinę nie tłumaczyły jaka była jego treść. Lakiemu pozostało jedynie uzbroić się w cierpliwość.
        Wyjaśnienia Delii wywołały w Dżarim mieszane uczucia. Od razu pomyślał o tym, jak sam zareagowałby na wieść, że odwiedzi go rodzina. Nie widział ich kilka lat i gdyby dotarły do niego podobne nowiny jak do królowej, pewnie byłby uradowany, nawet wtedy, gdy tułał się po świecie nie mając nigdzie swojego kąta. Dlaczego więc Delia była taka przerażona? Nie miała dobrego kontaktu z ojcem i matką? O coś takiego oczywiście nie wypadało pytać. Anioł uznał jednak, że pewnie to kwestia krótkiego czasu, jaki miała na przygotowanie się do wizyty - gdyby było go więcej, spotkanie mogłoby mieć prawdziwie królewską oprawę.
        - Wasza Wysokość, wszystko w porządku? - upewnił się, podchodząc do królowej o pół kroku, jakby w niemy sposób chciał zasugerować jej oparcie.
        - Czasu jest niewiele - wyraził na głos swoje przypuszczenia. - Czy mogę jakoś pomóc, Wasza Wysokość?
        Czy jego samego przejęła ta wieść? Niespecjalnie. Na ten moment były to po prostu kolejne nowe osoby, które miał poznać, nic go z nimi nie łączyło. Delia to co innego - do niej zdążył poczuć pewną sympatię i jeśli ona była zdenerwowana, on zamierzał dołożyć wszelkich starań, by zdjąć z jej ramion ten ciężar.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Delie cieszył zapał do tańca młodej - będzie jej łatwiej iść nauka, a później na balu będzie lśnić jak najjaśniejsza z gwiazd. Jednak jeszcze dużo trzeba zrobić.

- Bardzo się cieszę. – Uśmiechnęła się do Evangeline. – Um… Tak, bandyci, oni nie robią tego, by było łatwiej tańczyć… - Królowa nie bardzo chciała poruszać ten temat, blondynka była za młoda na taką wiedzę. — Po prostu ściąganie ubrań do tańca… jest… - Anielica musiała znaleźć właściwie słowo. – Nie przystoi, tak robią ludzie, którzy nie szanują siebie. Bo widzisz, nie powinno się tak rozbierać przed każdym… Ale kiedyś to zrozumiesz, na razie po prostu musisz zaakceptować – starała się mówić łagodnie.

Potem nastała chwila ciszy, przyjemnej, nie krępującej, ale to dlatego, że była bardzo krótka. Laki szybko wrócił no i oczywiście wytatuowana niebianka po raz setny przyprawiła Delię o opad szczęki tylko i wyłącznie tym, co powiedziała. Dobrze, że Dżari natychmiast zareagował. Ciekawe ile jeszcze razy księżniczka będzie szokować w ten sposób?
Sytuacja całkowicie wywróciła się do góry nogami, gdy Yro przyszedł z tą niesłychaną wiadomością.

- Poznasz ich, o to się nie martw – powiedziała, skrywając stres. Nic nie było gotowe, nic! – Tak, nie… - zwróciła się do Dżariela. – Jestem kompletnie nieprzygotowana, Yro… - Była już na niego nieco rozgniewana.
- T… Tak? – spytał skruszony.
- Trzeba przygotować ucztę i to szybko i komnatę, bo pewnie przyjadą na kilka dni… I zamek musi dobrze wyglądać i… i… - Złapała się za głowę, już nawet nie wiedziała, od czego zacząć.
- Zajmę się wszystkim wasza wysokość – powiedział doradca i pośpiesznie zniknął władczyni z oczu, tyle do zrobienia w tak krótkim czasie, a to wszystko przez niego, lepiej było się natychmiastowo ulotnić.
- Laki, zajmij się Evangeline, jeśli możesz, spróbuj ją jakoś przygotować… Dobrze, że ma choć sukienkę… Ajej… - Niebianka rozłożyła skrzydła i poleciała do zamku pośpiesznie pozałatwiać parę spraw jeszcze.

Teraz młoda i jej opiekun zostali sami, a wokół nich szybko zaczął dziać się chaos, służący biegali w tę i we w tę, o mały włos na siebie nie wpadając. Zwierzęta w ogóle nie pomagały przynajmniej niekotowata parka, wilk i orzeł usunęli się na bok, by nie przeszkadzać. Natomiast Apokalipsą i Edenem postanowił się zając jeden z mężczyzn i usilnie próbował ich zagonić w kąt, kusząc mięsnym przysmakiem.
Tymczasem Delia próbowała opanować chaos, przy okazji też na szybko przyodziała się w piękną zieloną suknię o złotych zdobieniach i szerokich przy końcu rękawach. Gdyby miała więcej czasu może znalazłaby coś bardziej odświętnego, ale nie dysponowała takim luksusem.

Rodzice zaś już zjawili się w świątyni Pana, będącej kawałek drogi od samego zamku, jednak kareta przyjechała po chwili zatrzymując się dość gwałtownie, ale przynajmniej woźnica zdążył. Para niebian wsiadła, oczywiście wpierw została wpuszczona kobieta, a dopiero po niej dołączył mężczyzna. Wtedy ruszyli. Droga przebiegała im dobrze, tym razem nic się nie rozleciało, już większość uszkodzeń została naprawiona, ale jednak woźnica był mocno zestresowany, że zapomniano o czymś ważnym i może się zdarzyć kolejny wypadek.
Specjalnie nie jechał tak szybko jak wcześniej, przy okazji dając wszystkim uwijającym się jak mrówki parę dodatkowych i niebywale cennych sekund. Gdy dotarli Delia ze schowanymi skrzydłami, wraz z Evangeline i Lakim już czekali przed wejściem do zamku, w środku jeszcze służący się krzątali i dopinali wszystko na ostatni guzik.
Woźnica pośpiesznie zeskoczył i otworzył drzwi pomagając wysiąść pięknej, młodo wyglądającej anielicy o kręconych blond włosach. Miała ona skromną białą suknię, oczy tak samo złoto-srebrne jak te Delii, a na plecach wyraźne bielutkie skrzydła. Uśmiechnęła się ciepło i nie przejmując się niczym, po prostu podbiegła do swej córki ją uściskała.

- Moja kochana córeczka, Delijko moja! – cieszyła się niebywale.
- Witaj mamo… - wykrztusiła, bo prawie została uduszona.

Po chwili wysiadł również ojciec, był bardzo wysoki, widać było po jego budowie, że często walczy, o czym również świadczyły liczne blizny, szczególnie te na twarzy - jedna przecinała usta, druga zaś widniała na czole, tuż nad niebiańsko błękitnymi oczami. Częściowo zasłaniały ją kosmyki ciemnych włosów. Mężczyzna miał na sobie czarny płaszcz, pod którym widać było białe pióra, już na pierwszy rzut oka raczej nie w idealnym stanie. Podszedł spokojnym krokiem, ale córkę uściskał konkretnie.

- Delio, jak dobrze cię znów widzieć i jak dobrze, że twa aura wciąż jest niebiańska.
- Ciebie również ojcze. Och proszę, nie zamierzam zmienić strony – zachichotała.
- Ty się nie śmiej, pamiętaj co babcia mówiła, każdy ciemnowłosy anioł jest dwa razy bardziej narażony na upadek… - powiedział ze śmiertelną powagą.
- Ojcze… - westchnęła. Miała nadzieję, że ktoś już mu wybił ten dziwny przesąd z głowy.
- OCH! A któż to… - zawołała matka, patrząc na Ev.
- Dobre pytanie, hmm? – zawtórował tato.
- To Evangeline, moja córka…
- CÓRKA? PANIE! A gdzie ojciec? Czy to ten przystojny młodzieniec? – spytała matka, spoglądając na Dżariela. – A ślub był? Dlaczego nas nie zaprosiłaś?
- A… Nie, to nie tak... – próbowała dojść do głosu i wyjaśnić, ale ojciec już stanął przed Dżarim i patrzył na niego krzywo.
- Posłuchaj no, nie ręczę za siebie, jeśli mojej córeczce, choć włos z głowy spadnie…
- Ekhem! – zakaszlała wymownie. – Evangeline jest moją adoptowaną niedawno córką, znalazłam ją, była więziona przez bandytów… A Laki… Jest jej opiekunem.
- Och… Zostałam babcią? Ojej! Emanuel, jesteś dziadkiem! – Uściskała księżniczkę, dziadek jednak pozostał przy czułym uśmiechu, nie był tak otwarty i pełny ciepła jak jego żona. — Wybacz kochanie, troszkę się rozpędziliśmy. Powiedz, a co się stało z Yrem? On zawsze taki zaradny był… - stwierdziła blondwłosa.
- Ostatnimi czasy, jest nieco… rozkojarzony.

Niedaleko zbiorowiska pojawiły się zwierzęta, znudzone siedzeniem w jednym miejscu, ku radości matki, która natychmiast poszła wszystkie powitać, ojciec zaś nie wyglądał na zbytnio przejętego futrzakami, bardziej niepokoił go Dżariel.

- Co tu robisz, nie masz własnej misji? – szepnął do niego mężczyzna, który wyczuł jego anielską aurę już wcześniej.

Delia w tym czasie podeszła do matki, by pomóc jej opanować zwierzyniec, który wręcz ją otoczył, lizał i prawie że przewracał, jako że była naprawdę drobną kobietą.
Zablokowany

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości