Rapsodia[Rapsodia i okolice] Odnajdę cię...

Mówi się o niej Miasto Elfów. Owe osiedle nie zostało jednak założone przez elfy, a przez ludzi, pierwszym jego królem był człowiek, niestety jego dość niefortunne rządy doprowadziły do konfliktu pomiędzy władzą a ludem, wtedy to władzę obijał pierwszy elfi król, od tego czasu co raz więcej efów zaczęło przybywać do miasta, mimo, że oddalone o wiele dni drogi od głównych elfich osiedli ściągało do niego mnóstwo elfich braci, a zwłaszcza tkaczy zaklęć. Miasto położone nad legendarnymi wodospadami, w pięknej i... magicznej okolicy nie mogło zostać nie zauważone przez magów, czarodziejów i elfich tkaczy zaklęć...
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Elf i myszołaczka mogli lada chwila zostać wplątani w dosyć poważną i nieprzyjemną aferę. Taki rozwój wypadków byłby w sumie odmianą jedynie dla mężczyzny - Nefertiti już siedziała, zdawało by się, w samym środku łańcucha tajemniczych wydarzeń i nijak nie mogła się z niego wyplątać. Pomoc kogoś bardziej doświadczonego i z natury opanowanego była bardzo pożądana, choć paradoksalnie gdyby nie Hessan myszka nie zapuściłaby się tak daleko w podziemne korytarze i miała szansę na uniknięcie nieprzyjemnych widoków. A może jednak nie?
Cokolwiek przeznaczone było fioletowowłosej dziewczynie nie było pisane elfowi. Los miał mu dać więcej spokoju niż zaznać mógł u boku Nefertiti, a jednocześnie najpierw trochę sobie z nim poigrać.
Tak też się stało.

Nie minęło kilka minut, a przed dwójką świeżo upieczonych towarzyszy mignął tajemniczy cień. Myszołaczka zareagowała na niego nerwowo, nie wiedząc czego może się spodziewać. Nie zobaczyła postaci wyraźnie, sądziła jednak, że mógł być to człowiek lub przynajmniej inny rodzaj humanoida. Było tylko jedno ale - mimo, że cokolwiek to było, śmignęło jedynie paręnaście kroków od nich nie dało się słyszeć żadnego odgłosu dobiegającego z tamtej strony. Żadnego tupnięcia, skrobnięcia, oddechu czy nawet szelestu ubrania.
Czy to mogła być ta zjawa, o której Nef znała opowieść?
Wystraszona, znowu przylgnęła do swojego towarzysza. Choć elf w podziemiach czuł się nieco niepewnie nie wydawał się zbytnio przejęty obecnością kolejnej osoby czy też raczej - bytu i koił nerwy dziewczyny. Pewny swoich umiejętności, stwierdził, że czymkolwiek tajemnicza postać by nie była na pewno sobie z nią poradzą. Nie zdradzał jednak nadal jakie umiejętności właściwie posiada. Póki co zasłaniali się 'pokojowym płomieniem' i to wystarczało.

Ruszyli dalej, skręcając w korytarz, którym przemknął cień; oboje spięli się lekko mijając graniczną ścianę zasłaniającą im widok, a Hessan przygotował do ewentualnej obrony, ale za murem nic niezwykłego się na nich nie czaiło.
Uśmiechnął się sam do siebie - nie powinien był liczyć na kolejne kłopoty i spodziewać się nie wiadomo czego. Jeśli zaś coś kręciło się po korytarzach to upora się z tym bez większych problemów. Najchętniej zrobiłby to jak najbardziej pokojowo - jeśli to się nie uda co najwyżej użyje swojej broni lub - w ostateczności - odkryje przed myszołaczką część swoich umiejętności. Wątpił jednak by w najbliższym czasie zaistniała taka potrzeba.

Pomylił się jednak. W kilka chwil jego umysł stał się niespokojny. Myśl błądziła w dziwnym kierunku, mknęła w stronę nieznanej mu, pięknej choć nieszczęśliwej dziewczyny. Nie znał jej, na pewno nigdy wcześniej jej nie widział. A jednak coraz to nowe wizje z jej udziałem plątały mu kroki i przysłaniały oczy. W niepokojące obrazy zakradło się także coś jeszcze - może odległe wspomnienia, może głęboko ukryta niepewność co do własnego losu i pewnych czarodziei... Nie potrzeba było wiele czasu, by elf został chwilowo odcięty od rzeczywistości.
- Poczeekaj chwilkę... - Powiedział jakoś niewyraźnie i jakby niebezpiecznie, zwalniając kroku. - Muszę... coś sprawdzić. - Brzmiał tak jakby sam nie był pewien czy wypowiada właśnie te słowa, które by chciał. Nie przypominał już tego elfa z sadu, który budził ufność i przy którym myszołaczka czułaby się bezpiecznie.
Nie musiała się go jednak obawiać. A nawet gdyby taka myśl przyszła jej przez głowę, zaraz straciła powód aby ją rozważać - Elf odwrócił się i zataczając się z lekka zaczął biec w sobie tylko znanym kierunku. Tuż przed nim, a jeszcze w zasięgu wzroku dziewczyny zamigotał tajemniczy cień, być może ten sam, który widzieli wcześniej. Cień ubrany w sukienkę i bezgłośnie przeszukujący korytarze...
Chwilę potem płomyk Hessana zgasł, a jego kroki oddaliły się od zostawionej w korytarzu Nef.

Hessan odzyskał zmysły dopiero gdy znalazł się z powrotem w lesie. Nawet nie w mieście - w lesie, dalej od wszystkiego co mogło niepokoić jego elfią, kochającą naturę duszę. W okół rządziła przyroda i jej harmonijny spokój; słońce raziło przyjaznym blaskiem, a ptaki zrywały się z gałęzi drzew i osiadały gromadami na następnych. Musiał jakoś odnaleźć wyjście z podziemnego labiryntu i dostać się aż tu... a może został przeniesiony? Przyprowadzony? Nie mógł sobie przypomnieć. Ba - nie był pewien gdzie znajduje się w tej chwili. Mogło się okazać, że wcale nie są to okolice zwiedzanej ostatnio przez niego Rapsodii...
Awatar użytkownika
Nefertiti
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Nefertiti »

Nefertiti coraz bardziej czuła się pogubiona w tym labiryncie, ale nie chciała tego przyznać, w żadnym razie, Hessan byłby na nią zły. Było to dziecinne myślenie, ale ona przecież wciąż dzieckiem była. Biedną sierotą, do której kiedyś uśmiechnął się los, a następnie brutalnie wszystko odebrał.

- Dobrze… - powiedziała cichutkim głosikiem, będąc niepewną co ich czeka, skinęła również głową na kolejne stwierdzenie elfa, może to lepiej, żeby nie wiedziała, może w ten sposób nie będzie aż tak przerażona, ale z drugiej strony jej bujna wyobraźnia zaczęła poduswać zmiennokształtnej różne straszne możliwości, śmierci tych nieszczęśników.

Jednak to, co po chwili dodał Hessan wprawiło ją w całkowicie dobry nastrój, będzie mieć nauczyciela, to takie cudowne! Już sobie wyobrażała tyleee fajnych rzeczy, jakie mogą się zdarzyć, jak będzie władać magią, niczym prawdziwa czarodziejka, a eliksiry robić lepsze niż najpotężniejsze wiedźmy.

- Jestem jak najbardziej za! – zakrzyknęła ucieszona.

Wtem coś przed nimi przemknęło. Myszołaczka chwyciła obiema rączkami dłoń spiczastouchego. Jednak on nagle zaczął się dziwnie zachowywać, kazał jej czekać. Czekała, ale nie spodziewała się, że zostawi ją tu całkiem samą!

- HESSAN! – zawołała, a wręcz pisnęła niczym mysz i zaczęła biec za nim przerażona, zwłaszcza, iż wciąż widziała ten cień. Nie mogła jednak dogonić wysokiego mężczyzny o znacznie dłuższych nogach.

Stanęła pośrodku ciemności, drżąc ze strachu. Ciemność, tylko ciemność miała przed oczami. Zmieniła się w myszkę, by cokolwiek dostrzec, teraz była na równi ze swoimi ogoniastymi przyjaciółmi. Zaczęła wraz z nim biec gdzieś, gdziekolwiek, przemykając mysimi dziurami lub innymi tycimi otworami w ścianach.
Biegła tak co sił w swoich drobnych, różowych łapkach, aż dotarła do sporego pomieszczenia, w którym paliło się światło pochodzące od pochodni. Czyżby ktoś tu był? Nef nie wiedziała, czy siedzieć cicho jak mysz pod miotłą, czy może przybrać znów ludzką postać. Po chwili się wyjaśniło, cztery osoby. Czuła woń ich aur, piekielni i człowiek. Wzdrygnęła się i postanowiła na razie nie dawać znaku życia wraz z Bielinką i Rudym. Nie mogła ich jednak objąć wzrokiem w całości, nie w tej formie. Oczy myszy nie były tak dobre, jak te ludzkie, ale przynajmniej w ciemności się sprawdziły. Po chwili wyczuła też jeszcze jedną aurę, delikatną, też ludzką.
Słyszała też rozmowę, jej kontekst był dziwny i nieco niepokojący, ale nie do końca zrozumiały dla Nef. Zwłaszcza że teraz głos tej piekielnej rozbrzmiał w jej główce tak mocno, przywołując tyle wspomnień, tyle szczęścia. Nie mogła się powstrzymać. Przybrała postać ludzką, czym mogła zdziwić wszystkich obecnych, bo dosłownie pojawiła się jakby znikąd. Pobiegła w stronę, której dobiegał głos, nie do końca rozpoznawała swoją siostrę, ale te czarne włosy, te szmaragdowe oczy. To było takie znajome, choć twarz miała inne kształty, ale ten głos, to był jej głos! A czułych mysich uszek się łatwo nie oszuka, o nie!
Rzuciła się na pokusę, przytulając ją ze wszystkich swoich sił, czyli nie za mocno.

- ELIIIIIZA! Ty żyjesz! – miała łzy w oczach – Wyglądasz nieco inaczej ale to może moja pamięć zawodzi, ale twojego głosu w życiu bym nie zapomniała! A ty… pamiętasz mnie? To ja! Nefertiti! Oh Eliza! – nadal się w nią uparcie wtulała.
Awatar użytkownika
Azra
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azra »

Azra pędził na złamanie karku, omijając większe głazy i przeskakując te mniejsze, wciąż lawirując między drzewami i wytężając wzrok, by nie stracić z oczu tych, którzy ukradli mu konia. Na całe szczęście teren był pagórkowatym wzniesieniem o łagodnych stokach i grubym poszyciu mchu, dzięki czemu trafienie na przeszkody typu wystający korzeń lub wykort po wycince graniczyło z cudem. Inaczej sprawy układały się nieco dalej, w miejscu, gdzie Azra po raz pierwszy przeciął wyschnięte koryto rzeki, obecnie zalane w całej swojej szerokości i długości. Spieniona woda biła brzegi z siłą tarana, huczała niczym dzwon, a wszystko, co do niej wpadło, prowadziła na szereg ostrych skał u jej podnóża. Mężczyzna zaklął, widząc brązowy kaftan i kołczan jednego z koniokradów, przemykający pomiędzy drzewami na drugim brzegu. Dzięki boczącemu się na wszystko Bohunowi, który za nic nie dał się prowadzić obcym, były rolnik z każdym sapnięciem skracał dzielący ich dystans. Jednak nawet to nie wystarczyło, by ich dogonić. Najwidoczniej toczący w lesie bitwę chłopi przełamali zaporę zbójców, co w konsekwencji uwolniło całą zebraną tam wodę, która powróciła do swego koryta, przecinając las na pół długą i szeroką wstęgą. Nie chcąc ryzykować, Hamnisz pobiegł wzdłuż strumienia, nasłuchując rżenia i szukając czegoś na kształt brodu lub zwalonego pnia, po którym dałby radę sforsować ciek i odbić przyjaciela. Bez niego nie miał zamiaru się nigdzie ruszać.

Jak się okazało, kawałek dalej rzeka zmieniała się w dwa płytsze rozwidlenia, których odnogi znikały wśród gęstych traw. Jedna prowadziła na południe i oferowała szeroki spływ słabym nurtem, druga zaś na wschód. Ta była węższa i sztucznie zabezpieczana po bokach, jakby ktoś chciał zbudować tu kanał zalewowy pod przyszłe pola. Z tą różnicą, że wykorzystane w tym celu kamienie były omszałe i wiekowe, pokryte zrąbem niszczycielskiego czasu. Wybór padł na tę drugą, ze względu właśnie na owe kamienie, które, jeśli postawił je człowiek, musiały tu zostać przywiezione. A to oznaczało gdzieś w pobliżu stary trakt, drogę lub ścieżkę, której mogli użyć również bandyci. Wszak oni lepiej znali ten teren. Nie zastanawiając się długo, Azra wznowił pościg, próbując zorientować się w swojej lokalizacji. Od minięcia ostatnich znaków do spotkania dziwnej pary na czele uzbrojonych chłopów, mężczyzna podróżował na południowy wschód, razem z rzeką, a potem raptownie zawrócił. Najpierw do obozowiska wroga, a teraz na wschód, ku górom i przełęczą, zwanych, jeśli dobrze pamiętał Szczytami Fellarionu. A to oznaczało rychłe wtargnięcie na tereny państwa Rapsodii, dokąd za żadne skarby trafić nie chciał. A przynajmniej nie teraz - ociekający krwią. Dobrze, że nie swoją i że oprócz konia, nie zwinięto mu sprzed nosa dobytku, jaki stanowiła skórzana torba na ramieniu, broń, pistolet, ubranie i dwa mieszki. Jeden na kule i jeden na pieniądze.

Pędząc tak przez las i przeklinając swój pech, Azra nawet nie zauważył, że łagodny pagórek znacznie urósł, a jego stok zrobił się coraz to bardziej ukośny. Nogom coraz ciężej było znaleźć oparcie, ręce chwytały za pnie i wyrastające jak z podziemii głazy. Bieg przełajowy zmienił się w groteskową wspinaczkę, w której komizmu dostarczały poślizgnięcia oraz zaczepienia o gałęzie. W końcu jednak Azra dotarł na szczyt czegoś, co okazało się polaną otoczoną zewsząd świerkami. Jej lewą i prawą stronę porastały gęste drzewa, których czubki dźgały błękitne niebo, po którym leniwie sunęły chmury. Azra jednak nie zwracał na nie uwagi. Jego wzrok utkwił na tym, co było przed nim - dwóch facetów w zbliżonym do niego wieku, ubranych w brązowe kaftany i półcienne spodnie. Wyglądali jak maratończycy, obaj spoceni i zdyszani, ledwo składający zdania wysuszonymi wargami. Jeden z nich miał kołczan pełen strzał i łuk na plecach, drugi miecz oraz rzemień, na prędce przywiązany do pyska czarnego ogiera, stojącego z boku. Z oczu wierzchowca kipiał gniew i strach, lecz długi marsz po trudnym terenie odebrał mu tymczasowo siły na stawianie dalszego oporu.

- Oddacie mi go po dobroci, czy nie? - zapytał Azra, najspokojniej jak umiał, po czym wyprostował się jak panisko i wziął pod boki, demonstrując nie tylko szablę, ale i pistolet, broń mało znaną, a równie zabójczą co strzał z łuku między oczy. - Nie kryję, że jestem przywiązany do tego konia.
Miny bandziorów momentalnie stężały, a oni sami popatrzyli badawczo, najpierw na siebie, potem na otoczenie. Polana nie gwarantowała kryjówki, oprócz drzew była tu jedynie skarpa za ich plecami, wielka, pionowa ściana, w której ział nieprzyjemny czarny otwór. Najwidoczniej mężczyźni chcieli się tam ukryć, gdyby nie to, że Bohun za nic, by się tam nie zmieścił.
- Może inaczej! - zawołał były rolnik, robiąc krok do przodu. - Zostawcie konia i spadajcie, póki żyjecie! W przeciwnym razie to się zmieni.
- Ty jesteś sam! Nas jest dwóch! - odpowiedział mu ten z łukiem, odzyskawszy język w gębie i pewność siebie.
W tym samym momencie gdy sięgał po broń, Azra złapał za pistolet i bez zastanowienia pociągnął za spust. Broń zaryczała, strzeliła dymem i ogniem, posyłając niedoszłego łucznika na kolana, a w miejscu lewego oka robiąc mu dziurę wielkości małego palca. Mężczyzna zdążył jeszcze wychrypieć co nieco, a następnie legł w trawie.
Widok ten tak wstrząsnął drugim drabem, że ten w oka mgnieniu zapomniał o koniu i czym prędzej czmychnął pod skarpę, gubiąc po drodze miecz. Nawet nie zwrócił uwagi na Azrę i jego stoicki spokój, gdy wyciągał z mieszka żelazną kulkę do ponownego załadowania broni.
- Zaczekaj tu - rozkazał druhowi, uwalniając go z objęć drażniącej i źle wykonanej uzdy.

Zabawa w pościg zaczynała się na nowo, tyle że zamiast lasu, Azra musiał walczyć z mrokiem jaskini. Każdy krok stawiał z rozwagą, sprawdziwszy wpierw obcasem czy to, na co nadepnął nie jest przypadkiem ludzką kością. Wiele w życiu słyszał o wioskowych głupkach, którzy chodzą po pierwszych lepszych górach, wkraczają do jaskiń, jak do siebie i kończą jako przekąska głodnego niedźwiedzia, gryfa lub smoka. Lepiej było nie ryzykować.
Od utraty życia uratował go dziki błysk w oczach. Azra dostrzegł go na moment przed tym, jak wznoszony do ciosu kamień z hukiem trafił w stalagnat zamiast w jego skroń. Następne było pchnięcie barkiem i upadek na kamienie, część których pękła mu pod plecami. Hamnisz zaklął paskudnie i uderzył łokciem w plecy oponenta, który odskoczył i przepełz na bok. To dało szansę im obu na odzyskanie równowagi, lecz tylko rolnikowi udało się to szybciej. Wytężając w mroku swój wzrok, dostrzegł zarys sylwetki, która słaniała się na nogach w drodze w głab jaskini. Bez słowa za nim ruszył i dopadł przy ścianie, na którą go pchnął. Z sufitu poleciał tynk, kurz buchnął im w twarz, a ciała przeleciały na wylot, jakgdyby lita ściana była jedynie kartką papieru.

Korytarz, w którym się obudzili był długim tunelem o ręcznie rzeźbionych ścianach, oświetlony z dwóch stron płonącymi łuczywami. Azra nie miał jednak czasu na podziwianie. Poczuł, jak w ustach zbiera mu się krew, a niewidzialny przeciwnik wymierza mu cios w żebra, nerki i potylicę. Bandyta okazał się lepszy, przyparty do muru walczył jak lew i nie zamierzał dziś umierać. Podobnie z resztą jak Azra. Coś błysnęło, szabla, którą wyrwał mu zbój cięła pionowo w dół i tylko refleks uratował Hamnisza przed utratą ucha i połowy twarzy. Klinga zderzyła się z lufą wzniesionego pistoletu, który nieoczekiwanie strzelił, ogłuszającym echem wypełniając korytarz. Kula uderzyła w ścianę, a następnie rykoszetem w bok zbira, który upadł i przygniótł sobą Azrę, łamiąc sobie upadkiem czaszkę.
Awatar użytkownika
Zira
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Inna , Bard , Artysta
Kontakt:

Post autor: Zira »

Ziriel szła w ciemności, ciesząc się, że jej wilkołactwo ma takie plusy jak widzenie w ciemnościach. Wszechobecny mrok i nasłuchiwanie wołania o pomoc lub jakichkolwiek głosów sprzyjało przemyśleniom. Jakże ludzkie życia są kruche, przypomniała sobie o spalonym domu i martwych rodzicach. Szkoda, że nie wróciła szybciej, jeszcze by ich zobaczyła, może nawet mogłaby uratować, wyczułaby dym. Byliby razem, znowu i uściskałaby swoją bliźniaczkę, Elizę. Pewnie by już nie pamiętała tego imienia, gdyby nie to, że o niej myślała w każdy dzień rozłąki, całymi latami miała w głowie obraz siostry i to on pomagał jej przejść trudne chwile.
Wilczyca uśmiechnęła się, przywołując mgliste wspomnienia zabawy ze swoją bliźniaczką. Jednak szybko się otrząsnęła. Spostrzegła leżący na ziemi szkielet. To było dobre zrządzenie losu, przynajmniej dla nekromantki, mogła zasięgnąć języka.

- Moretaoratijo – wyszeptała, a po chwili tuż przed nią ukazał się duch żebraka. – Witaj… Powiedz mi czy nie widziałeś tu małej dziewczynki? - Duch skinął głową na tak, ale nic poza tym – A wiesz może, dokąd poszli? Albo gdzie są teraz? – zjawa wskazała drogę po prawej z malującego się w oddali rozwidlenia, nie był zbyt rozmowny – Oh, dziękuję bardzo – powiedziała, a biedny zmarły wrócił tam skąd przyszedł.

Szła, a jej myśli wciąż krążyły wokół Diany i przeszłości. Od czasu do czasu było słychać ciche piski, zapewne szczury uciekały w popłochu, słysząc, iż nadchodzi ktoś, kto może zakłócić ich spokój. Wydawało jej się, że szła w tę samą stronę co ta drobna fioletowowłosa dziewczynka i mężczyzna, ale nie czuła ich, ani nie słyszała.
Szła spokojnie, ale też nie za wolno, brała pod uwagę, iż odgłosy biegu mogłyby spłoszyć dziecko. Zastanowiła się chwilę i wyciągnęła ze swej skórzanej torby lirę. Zaczęła przygrywać przyjemną dla ucha melodię, licząc, iż skusiłoby to zagubioną i mogłaby podążać w stronę kojących dźwięków.
Niestety prócz brzdąknięć instrumentu Ziriel nic nie przerywało ciszy. Niespodziewanie rozległo się echo wystrzału, zmiennokształtna skrzywiła się, głośne. Jednak po chwili, bicie jej serca przyśpieszyło, zaczęła biec w stronę huku, ile tylko miała sił w nogach, rozważała nawet, czy nie zmienić formy, ale nie chciała nikogo nastraszyć, musiała wykorzystać do granic możliwości swą ludzką postać. Kierując się czułym słuchem, nawet nie wiedziała jak to zrobiła, ale przebiegła mnóstwo uliczek, skręcała tam, gdzie echo wciąż jeszcze powtarzało huk.
Zatrzymała się gwałtownie i prawie nie upadła na mężczyznę przygniecionego drugim, prawdopodobnie martwym. Odciągnęła ciało na bok i zajęła się żywym.

- Przepraszam, nic panu nie jest? – spytała, przy okazji rzuciła okiem na otoczenie, bili się, pewnie jacyś rozbójnicy, cudownie, a dziewczynki ani śladu. Nie mogła jednak przejść obojętnie obok człowieka w potrzebie, zwłaszcza skoro już zagadała, może przy odrobinie szczęścia będzie coś wiedział o zaginionej, choć to wątpliwe, ale warto było mieć nadzieję.
Awatar użytkownika
Elion
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Inna , Zabójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Elion »

        Zarówno piekielną trójcę, niedoszłego grzesznika i takowa ofiarę zamurowało niespodziewane pojawienie się zmiennokształtnej, teraz wyglądającej jak przeciętne, choć już dojrzewające dziecko z ulicy. Dante, który z początku nie wierzył własnym oczom gdy zobaczył, kto biegnie w ich stronę, dopiero teraz chwycił za skrytą pod płaszczem broń - krótki miecz, który równie dobrze mógłby być przerośniętym sztyletem. Czemu to zrobił - sam nie wiedział. Znał bowiem Nefertiti i wiedział, że za sam fakt dobycia oręża Elion może go wrzucić w ognie piekielne. W każdym razie jego ręka wciąż miętoliła rękojeść, jakby to miało uspokoić sytuację, która nagle wymknęła się spod kontroli.

- C-co to ma znaczyć?! Nie umawialiśmy się na osoby postronne, TAK NIE MIAŁO BYĆ! - ryknął po chwili ciszy szlachcic, który natychmiast wstał, o mało co przy tym nie wywracając się na własną twarz. - Odwołuje w-wszystko! Wszystko!

        Z drżącymi rękoma oraz twarzą, która błyszczała od intensywnego pocenia, uwolnił dziecko, które uprowadził.

- N-nikomu nawet nie próbuj o tym mówić, nikt ci nie uwierzy, n-nikt! - wykrzyczał w stronę Diany, którą podniósł, a następnie rzucił w kierunku jednego z korytarzy. - Idź, przepadnij, przeklęta dziewucho! - krzyknął, po czym przerażonym wzrokiem spojrzał na osoby, których wcześniej ustalony kontrakt właśnie zerwał. Wystarczył jeden gest poderżnięcia gardła w wykonaniu Anabelle, by szlachcic zakwilił jak poparzony; tylko po to, by uciec w kierunku przeciwnym, niż ten, gdzie udała się mała Diana.

        Elion tymczasem… była oszołomiona. Niemalże nie pojmowała sytuacji - tak bardzo jej umysł odciął się momentalnie od rzeczywistości. Półświadomie objęła Nefertiti, która nie powinna przez najbliższe lata w ogóle wiedzieć, że Elion kroczy wśród żywych.

- Tak… Pamiętam cię - powiedziała, jej głos był nie oschły, a zaskoczony. Spojrzała na Dantego, który, gdy tylko zobaczył, że pokusa mu się przygląda, westchnął, po czym przerwał kontakt ze swoją bronią. Jeden obrót głowy później siostra myszołaczki patrzyła na Anabelle, która… Ze łzami w oczach próbowała nie śmiać się na cały głos. Była cała czerwona na twarzy i wszystko wskazywało na to, że ta sytuacja jest z jej punktu widzenia na tyle absurdalna, że aż śmieszna.

        Grymas aż pojawił się na twarzy nieudanej pokusy. Anabelle zawsze uważała, że sytuacja z Elion i Nefertiti była zabawna, a to było za czasów, kiedy pokusa pozostawała w ukryciu. Teraz jednak, kiedy najwyraźniej wszystko wyszło na jaw? Cóż, nic dziwnego, że starsza piekielna z trudem powstrzymywała się przed wybuchem śmiechu.

“Zaraz, nie wszystko” - pomyślała Elion, która w końcu otrząsnęła się, z początkowego otumanienia. - “Ona najwyraźniej dopiero co mnie zauważyła. Znalazła mnie przez przypadek. A to oznacza, że w obecnej chwili jestem po prostu zaginioną siostrą, odnalezioną po pewnym czasie. Ona nie wie, że jestem…”

        Dreszcz przeszył ją po całym ciele, nawet po pokusim ogonie, którego nawet w tej formie nie posiadała. Niemal natychmiast zajrzała do umysłu swojej siostry, ale nim cokolwiek wyszukała, usłyszała myśli drugiej pokusy.

“Już sprawdziłam to za ciebie, złociutka. Najwyraźniej gdy tylko zobaczyła twoją formę, o której tyle razy ci mówiłam, że jest zbyt podobna do twego wyglądu zza życia, to niemal odcięła się od wszystkiego innego. Nie ma zielonego pojęcia o tym, co tu się w ogóle działo. Nawet nie zarejestrowała tego faceta, o dziewczynce nie wspominając. Potocznie mówiąc, w rowie miała wszystko poza faktem, że znów jest ze swoją ukochaną siostrunią! Czyż to nie słodkie? Ciekawe, czy ona też do nas dołącz...”

- ANI. MI. SIĘ. WAŻ - wycedziła Elion przez zęby szeptem, który równie dobrze mógł być sykiem grzechotnika.

        Anabelle poddała się, nim Elion przeszła do argumentów siłowych, co zresztą ogłosiła niemal natychmiast, podnosząc ręce do góry, jakby w jej stronę był właśnie wycelowany śmiercionośny czar, a nie spojrzenie jej najlepszej przyjaciółki. Wciąż jednak uśmiechała się niemal złowieszczo, bowiem dla niej to była tylko zabawa w droczenie się, bo co jak co, ale z osobami bliskimi droczyć się trzeba, tak przynajmniej ona uważa.

        Dante już miał zasugerować by udać się w miejsce, gdzie będą mogli opanować sytuacje, kiedy to przez cały system podziemnych korytarzy przeszło potężne dudnienie, jakby właśnie zawaliła się góra. Był to dla nich obcy dźwięk, a co za tym idzie, interesujący. Skoro bowiem ich praca na dziś się nie udała, to nic nie przemawiało przeciw temu by zrelaksować się po zawalonej robocie i pójść w ślady tajemniczego odgłosu.

        Dante i Anabelle niemal w tym samym czasie spojrzeli na siebie, kiwając głowami na tak. Pozostawała tylko jedna osoba do przekonania - a konkretnie dwie. Łowca dusz i pokusa spojrzeli na Elion, która obecnie odwdzięczała się Nefertiti, przyciskając ją do siebie, a co za tym idzie do szorstkiego, niewygodnego płaszcza. Starsza z rodzeństwa Schwarzherz poczuła na sobie ten wzrok i nie protestowała, ale to oznaczało, że musiała coś zrobić ze swoją siostrą.

- Ja też tęskniłam, nawet nie wiesz jak bardzo, kochana. Ale teraz… To znaczy… Tu jest… Egh, później ci wytłumaczę. Teraz pójdziemy za tym dziwnym odgłosem, bo mam jakieś bliżej nieokreślone przeczucie, które podpowiada mi, że trzeba to sprawdzić, dobrze? Tylko najpierw poproszę cię o coś. - W tym momencie pokusa dłonią uniosła twarz swej siostry, aby ta patrzyła jej prosto w oczy. - Trzymaj się cały czas tuż przy mnie. Cokolwiek się będzie działo, nie panikuj. A i najważniejsza rzecz… Nie zadawaj pytań. Później o wszystkim porozmawiamy, dobrze?

        Mówiła poważnym tonem, jednak po chwili na twarzy Elion zagościła niepewność, połączona ze zmartwieniem. To nieprzyjemne uczucie sprawiło, że skryta w ludzkiej postaci piekielna złożyła pocałunek na czole swojej siostry, aby upewnić się, że ta nie będzie zmartwiona. No i aby siostrzana miłość dalej mgliła jej oczy. Nefertiti nie była gotowa na prawdę, pewnie nigdy nie będzie, dlatego też trzeba było ją przed nią chronić.

        Błądzili przez kilka chwil. Dante na tyłach, Anabelle na czele, zaś Elion wraz z niewinną, niczego nieświadomą siostrą szły wewnątrz tego korowodu. Było cicho, co jakiś czas resztki echa odbijały się od ścian korytarzy. Dante już powrócił do swojego zwyczajowego stanu, jakim jest spokój absolutny. Anabelle była podekscytowana tym, jak mogą potoczyć się dalsze sprawy. Elion zaś… cóż, co jakiś czas mocniej ściskała rękę swej siostry, głównie wtedy, kiedy strach przeszywał jej serce. Wszystko mogło się rozlecieć. Wszystko mogło wkrótce przepaść.

        Na całe szczęście, nie miała wieczności na rozmyślanie. W którymś momencie ujrzeli korytarz, w którym unosił się pył, wskazujący na to, że coś się stało w głębi tej ścieżki. Kilkanaście kroków później, dotarli do miejsca, gdzie nad przygniecionym przez bandziora człowiekiem stała jakaś chudzina, wyraźnie zmartwiona. Ludzka kobieta wyglądała jak bezdomna, i to taka rzadka, bo wyglądał doprawdy nietypowo. Mężczyzna zaś najwyraźniej toczył jakąś niesnaskę tuż przed chwilą, sądząc po sytuacji, w której obecnie się znajdował.

        Anabelle wyczuła okazję - w końcu to może być jakiś awanturnik, u których grzeszenie czasami łatwiej przychodzi niż higiena. Rzuciła spojrzenie Dantemu. Umięśniony mężczyzna, który jako jedyny wyglądał jakoś sensownie w swoim grubym, skórzanym płaszczu, nie potrzebował większej zachęty. Podszedł, po czym, nie chcąc zniżać się w celu udzielenia pomocy, nogą podważył cielsko, które leżało na Hamniszu, a które to po odpowiedniej, siłowej zachęcie, sturlało się z niego. Choć trzeba było przyznać, swoje ważyło, i łowca dusz niemal chciał rozważyć podnoszenie nieprzytomnego, bądź martwego, mężczyzny gołymi rękami.

- Co tu się stało? Kim jesteście? - przemówił Dante. Nie brzmiał przyjaźnie, ale co zrobić, taka była jego rola. Na całe szczęście jego wizerunek ocieplił fakt, że po krótkim czasie wyciągnął dłoń w stronę Azry, coby ten nie musiał wstawać o własnych siłach.
Awatar użytkownika
Nefertiti
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Nefertiti »

        Gdy tak Nefertiti tuliła się do ukochanej siostry, dobiegł ją głos mężczyzny; spojrzała na niego kątem oka. Wciąż ściskała Elion, a ten facet, którego wcześniej nie zauważyła, teraz ją nieco niepokoił. Narobił strasznego rabanu odnośnie do jakiejś umowy, a teraz zwiał przerażony. Ogólnie bardzo dziwny człowiek. Od takich lepiej trzymać się z daleka.
        Teraz i tak było ważniejsze to, co powiedziała pokusa, pamiętała ją. Nef nie mogła wytrzymać, po jej policzkach popłynęły łzy szczęścia. Jak dobrze było znów poczuć to ciepło bijące z serduszka kochającej Elizy.
        Wtem do jej czułego noska dotarł dziwny zapach - siarki. To pochodziło od Elion i od… tych innych, co stali niedaleko; kim oni w ogóle byli? W główce Nef zaczęło roić się strasznie wiele pytań i już nie mogła wytrzymać - zwłaszcza gdy przypomniała sobie, że siarką śmierdzą piekielni.
        Jednakże nim zdążyła wyrzucić z siebie wszelkie wątpliwości, coś huknęło - niczym piorun, a przecież byli pod dachem, więc to akurat należało do rzeczy średnio możliwych. I zanim cokolwiek powiedziała, uprzedziła ją piekielna.

        - Dobrze… - spojrzała jej w oczy, wciąż nie mogąc uwierzyć w to wszystko. – Oczywiś… Ale… No dobra… - odparła przybita, że nie może się niczego dowiedzieć. Przecież było tak wiele czasu do nadrobienia, tak wiele spraw do wyjaśnienia…

        Nawet ten pocałunek nie zamydlił jej oczu. Może i była jeszcze młoda, ale uważała, iż ma prawo do odpowiedzi. Gdy szli i panowała nieprzyjemna cisza, myszka w końcu nie wytrzymała.

        - Eliza! Czemu pachniesz jak jakiś diabeł? – spytała nieco wystraszona. – Przecież ty zawsze byłaś taka dobra… To przecież niemożliwe, powinnaś pachnieć jak las… a nie, lilie, jak anioły! I kim oni właściwie są? – Wskazała na Dantego i Anabelle. – Tak długo cię szukałam… a teraz nawet nie chcesz ze mną szczerze porozmawiać. Wiesz, gdzie byłam? Nawet w Rubidii! – rozkrzyczała się, rozgoryczona i zawiedziona.

        Nef nie zamierzała dalej iść bez wyjaśnień, uparcie stanęła i czekała. Przynajmniej już doszli do tego, co spowodował hałas. Nie obchodził on jednak zmiennokształtnej, nawet jej złodziejskie instynkty postanowiły się wyciszyć na rzecz sprawy z Elion, a tamta kobieta była obca, zwyczajnie obca dla fioletowowłosej, więc nie przywiązywała do niej większej wagi.
        Rudy i Bielinka przyglądali się całej sytuacji z ramion swej pani i nieszczególnie byli zadowoleni z jej smutku. Szczególnie Rudy. Choć był tylko małym panem myszą, to w akcie desperacji, bohaterstwa lub brania sprawy w swoje ręce skoczył prosto na pokusę i zaczął jej buszować po włosach. Powodując przy tym iście piekielne łaskotki.
Awatar użytkownika
Azra
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azra »

Ten dzień nie zaczął się dla niego zbyt dobrze. Najpierw napadli go bandyci, zmuszając do szaleńczego galopu przez nieznany las, potem natknął się na dziwną gromadkę chłopów z widłami, na czele których stał dziwny mężczyzna i kobieta w płytowej zbroi, a następnie znów trafił na bandytów. Tego ostatniego mógł co prawda uniknąć, ale zwyciężyła w nim ciekawość zobaczenia, w jaki sposób farmerzy mieliby pokonać lepiej uzbrojonych maruderów. A na koniec jeszcze próba porwania jego najlepszego przyjaciela i jedynego środka transportu. I tak należały im się gromkie oklaski za dystans, jaki pokonali przy aktywnym oporze ze strony wierzchowca. Ułożony Bohun rzucał się i wierzgał na wszystkie strony, kopał powietrze, próbował gryźć i uderzać bandziorów łbem, a ci mimo to zaciągnęli go pod samą jaskinię, zapewne tymczasowy skarbiec, w którym zamierzali poczekać na rozwój wypadków, a później sprzedać konia w jakiejś wiosce za worek złota. Jedynie Azra wiedział, że w przeliczeniu na zysk materialny ogier nie jest wart nawet garści spleśniałego ziarna. Mierzyć go należy poprzez pryzmat przebytych doświadczeń, jego miłość i lojalność do właściciela. W ten sposób stawał się bezcennym nabytkiem.

        Młody szlachcic wciąż pamiętał dzień, kiedy ojciec mu go podarował. Razem z najstarszym bratem pracował w stodole przy związywaniu snopów siana. Tomir miał siłę, a Azra małe dłonie, dzięki którym plótł mocne węzły w zaskakująco szybkim czasie. We dwóch wyrabiali się zatem w pół dnia z robotą, którą czworo ludzi wykonywałoby od wschodu do zachodu. Gdy skończyli i siedli pod belką, do stodoły zawitał ich ojciec z ciężarną klaczą, która, ledwo dysząc, o mało nie padła z wycieńczenia. Tomir, jako że asystował już przy takich zabiegach, od razu skoczył po wrzątek, samogon, nóż i igły z nićmi na wszelki wypadek, a Azra pomógł ojcu ułożyć konia. Wtedy to głowa rodziny wpadła na pomysł, że poród odbierze najmłodszy syn, który do tej pory jedynie czytał, jak to się robi. W praktyce zwykle wyręczali go bracia, bowiem za dziecka Hamnisz nie za dobrze radził sobie na widok krwi. Tego dnia się przełamał i pomógł młodemu źrebakowi przyjść na świat. Gdy było po wszystkim, Azra owinął czarnego jak noc ogierka kocem i przysunął do matki, a jego własny ojciec powiedział wtedy, że koń jest jego.

        Od tamtej pory Azra nie patrzył już na wierzchowce jak na zwierzęta pociągowe, lecz jak na członków rodziny. Jego przywiązanie do Bohuna określone było nawet legendarnym ponieważ nikt jeszcze nigdy nie widział podobnej więzi pomiędzy człowiekiem i koniem. Kiedy więc tamci bandyci odważyli s        ię go porwać, Azra wpadł w złość i czym prędzej za nimi ruszył.

        Na szczęście zagrożenie w porę minęło i Azra mógł się teraz skupić na rzeczach najważniejszych. Po pierwsze, leżał przygnieciony zbirem, z obitą głową i chyba złamanym żebrem. Po drugie, nie wiedział, gdzie się znajduje i po trzecie, solidnie zaschło mu w gardle. Sporo by oddał za kufel zimnego piwa.
        Nagle do jego uszu dotarły jakieś głosy, czy może raczej strzępki rozmów, a zaraz po tym ujrzał nad sobą jakieś twarze. Lekko oszołomiony zamrugał kilka razy, gdy kierowano do niego pojedyncze słowa, a następnie skinął głową i uchwycił wyciągniętą ku niemu dłoń.
        - Nic mi nie jest - sapnął, wycierając twarz z resztek kurzu i doprowadzając się do względnego porządku. Dopiero po tym spojrzał przytomniej na zebraną dookoła grupę i cofnął się o krok, wzrokiem szukając swojej broni.
        - A wy to kto? - zapytał, poprawiając wąsy i zwisający bokiem czub. - I co w jaskini robi korytarz? Cholera, chyba ciut za mocno oberwałem.
        - Azra Hamnisz - przedstawił się szlachcic w odpowiedzi na pytanie dziwnego rogacza, po czym złapał za szablę oraz pistolet i wycelował nimi w jego pierś. - A ty?
        Chwiejąc się na nogach, Azra nie wyglądał na groźnego, nie można było zatem brać go w tym momencie na poważnie. Zwłaszcza, że twarz znów zniekształcił mu cień podłego uśmiechu.
        - Nie szukam kłopotów, w przeciwieństwie do tej dwójki. - Wskazał ma martwych bandytów. - Ukradli mi konia. Chciałbym za to dowiedzieć się, gdzie jestem?
Awatar użytkownika
Zira
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Inna , Bard , Artysta
Kontakt:

Post autor: Zira »

Zira z nadzieją czekała, aż mężczyzna się obudzi. Nie był martwy, to na pewno. Między innymi przez to przez moment poczuła ochotę na mięso, ludzkie. Prawie nieświadomie pochyliła się nieco bardziej nad mężczyzną, jej twarz był przy jego ręce. Choć taki mały kawałek…
Wtem zaskoczył ją cudzy głos, prawie odskoczyła od nieprzytomnego. Miała sobie za złe tę chwilę słabości. W każdym razie postanowiła udawać, iż nie zamierzała zrobić nic złego. Wstała. Otrzepała spódniczkę z kurzu. I uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Witajcie. Jestem Zira. Zastanawiam się, czy nie widzieliście tu, aby małej dziewczynki, to moja siostrzenica, lubiła bawić się w tych tunelach, ale nie wróciła do domu na czas… Może przypadkiem gdzieś ją spotkaliście? – spytała, dodając nieco barwnego i niewinnie brzmiącego opisu, w międzyczasie spojrzała na całą grupkę, fioletowowłosa, widziała ją wcześniej, na pewno i te mysie uszy i ogon… Tylko dlaczego była taka naburmuszona? Natomiast pozostała trójka wyglądała normalnie, aczkolwiek te płaszcze. Wilkołaczce aż się zrobiło gorąco, jak można być o tej porze roku tak grubo ubranym?! – Proszę wybaczyć pytanie, ale czy nie jest państwu gorąco w tych ubraniach? – spytała zaciekawiona, jak to pies i detektyw, musiała wtykać nos w cudze sprawy.

Wtem nieznajomy mężczyzna zaczął odzyskiwać przytomność, a jeden z tych zmarzluchów szybko zareagował podaniem mu ręki. Bardzo dobrze, ona sama nie dałaby rady, chyba że w formie półwilczej, ale to nie wchodziło w grę, używała tej formy jako drugiej osobowości tak w praktyce. Natomiast ten tutaj osobnik to był naprawdę kawał chłopa, przy nim Ziriel wypadała naprawdę drobnie.

- Dobrze to słyszeć – uśmiechnęła się do mężczyzny, pierwsze wrażenie jest niebywale ważne – Jestem Zira. Jaskini? Hmm, nie sądzę, pod miastem jest sieć tuneli, to bardzo prawdopodobne, że łączą się z jakąś jaskinią – rozłożyła ręce.

Gdy Azra wyciągnął broń, wilzyca cofnęła gwałtownie, wiedziała, co to jest i jaką ma siłę, a ponadto jak bardzo trzeba się naszukać, by to zdobyć i mieć naprawdę dużo pieniędzy. Różnokolorowe oczy dziewczyny prawie że zamigotały. Nieraz marzyła o czymś takim.

- Pistolet… - powiedziała zachwycona i to tak bardzo, że strach powoli uciekał gdzieś w kąt – Proszę, ja oraz domniemam, że tamta gromadka również ich nie szuka. Najwyraźniej zbłądzili w tych tunelach. Łatwo do nich wejść przez piwnicę jednej z kamienic. Cóż, obecnie przebywamy w, a raczej pod Rapsodią – mówiła ze spokojem, w takich sytuacjach opanowanie jest bardzo ważne – Proszę wybaczyć, ale ta niezwykła i niedostępna broń naprawdę mnie zaciekawiła, jeśli można spytać to, gdzie ją pan posiadł?

Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła jednakże Ziriel dopadło już coś, co zwą zboczeniem zawodowym i musiała dostać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, nawet jeśli najprostszy sposób ich zdobycia miałby zawieść.
Awatar użytkownika
Elion
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Inna , Zabójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Elion »

        Elion, ze względu na swoją upartą i nieco zbyt domyślną siostrę, była najbardziej z tyłu względem wszystkich pozostałych osób, stojąc tyłem do Azry i reszty, a przodem do Nefertiti, która uparcie nie chciała ruszyć się ani kroku dalej bez wyjaśnień.

        Krzyki nie pomagały sytuacji, oj nie pomagały. Pokusa miała nadzieje, że nie przeszkodzi to jej towarzyszom w ewentualnych kontaktach z obcym mężczyzną i kobietą, która przy nim była. W każdym razie musiała uspokoić swoją siostrę, a to oznaczało, że musiała choćby ksztynę prawdy wydusić z siebie.

- Nie pachnę jak diabeł! I nie krzycz. Krzyki nie pomogą. Tam jest ktoś, kto jest uzbrojony i zupełnie nam obcy, nie chcemy go rozłościć! - Wyszeptała w stronę siostry tuż po tym, jak stanęła tuż przed nią. Po chwili zeszła z tonu, który był nieco ostry, na łagodniejszy, bardziej siostrzany. - Słuchaj. Nie wszystko poszło tak, jak tego chciałam. Jakbyś ty chciała, by było. Zrobiłam i robię rzeczy, których twoje delikatne uszy nie powinny słuchać. Dlatego pachnę tak. Bo jestem istotą, która robi takie rzeczy. A ci, którzy są ze mną, są tacy jak ja.

        Nim jej młodsza siostra zdążyła odpowiedzieć, Elion przytuliła ją do siebie z całych sił.

- Ale to nie ma znaczenia. Gdy tylko mogłam, byłam przy tobie. Podrzucałam ci nawet rzeczy, gdy czegoś potrzebowałaś, a ja byłam w stanie. Wiem, że byłaś w Rubidii. Czuwałam nad tobą w miarę swoich możliwości. Nieważne jak pachnę, jestem twoim aniołem stróżem i zawsze nim będę. Rozumiesz? Po prostu… nie chciałam, byś wiedziała, jaki spotkał mnie los. Kim się stałam. Bałam się, że twoje drobne serduszko nie wytrzyma. A wtedy moje też by pękło wraz z twoim.

        Po chwili ciszy przemówiła kolejne słowa. Tak cicho, jak to było możliwe, wprost do ucha myszołaczki.

- Zrobię wszystko, co zechcesz, wyjaśnię ci każdą sekundę mojego życia, odkąd zostałyśmy rozdzielone. Błagam cię w zamian o jedno… Nie zdradź mnie i moich towarzyszy przed tymi obcymi.

        Uścisk siostrzany trwał w najlepsze, tymczasem kilkanaście, może kilkadziesiąt kroków dalej, w zasięgu wzroku Nefertiti, kontynuowała była rozmowa, dosyć napięta rozmowa, bowiem Azra wyciągnął broń. Nie wyglądał na w pełni sprawnego fizycznie na tę chwilę, ale broń palna była dla piekielnych niczym legenda, a to oznaczało, że nie wiedzieli o niej wiele, poza tym, że boli i potrafi zabić. Tyle dobrego, że w drugiej ręce dzierżył nieco bardziej pospolity oręż.

        Dante, gdy tylko zauważył ten gest, wystawił swoje ręce w górę, na znak, że nie zamierza sięgnąć po żadną broń. Odsunął się także o krok od uzbrojonego szlachcica, co by dać mu nieco przestrzeni wolnej od obcych.

- Zwą mnie Dante. Kobiety, które także odziane są w płaszcze, to moje towarzyszki, Anabelle oraz Elion. Jesteśmy ludźmi i przeszukiwaliśmy te tunele pod miastem ze względu na plotki, które słyszeliśmy. Ta czwarta, zmiennokształtna, to Nefertiti, znaleźliśmy ją niedaleko. Przybyliśmy, bo usłyszeliśmy odgłos twojego… artefaktu. To ta tak zwana “broń palna”, tak? - Powiedział ten, którego obecna, człowiecza forma równie dobrze pasowałaby do agresywnego rabusia. Jego zachowanie do pewnego stopnia kłóciło się z tym, jak się prezentował, nie wspominając o tym, że stwierdził, że są ludźmi, jakby nie był to oczywisty fakt. Mało ostrożna — bądź niezwykle ufna — osoba mogłaby to zrzucić na dziwactwo ze strony Dantego.

        Anabelle tymczasem, która cały czas pilnowała, by płaszcz zakrywał ją niemal całkowicie, nie licząc twarzy rzecz jasna, podeszła o krok w stronę Ziry, by odpowiedzieć na jej wcześniejsze pytania.

“Widać, że dociekliwa suka z tej tutaj. Trzeba będzie uważać” - Pomyślała, mając nadzieje, że jej piekielni towarzysze odczytają jej myśli, a co za tym idzie, ostrzeżenie dotyczące Ziry.

- Widzieliśmy ją, to znaczy dziewczynkę, i nie tylko ją. Szła przez tunele, trzymana za rękę przez jakiegoś niskiego mężczyznę przy kości, w średnio zamożnym odzieniu. Na nasz widok on uciekł, każąc dziewczynce spadać stąd i “nie mówić nikomu o nim” - Co jak co, ale kłamstwo było raczej silną stroną pokus. Anabelle miała tylko nadzieje, że ani słowa, ani płaszcz, pod którym nosiła absolutnie nic, nie wymskną się jej przez przypadek.

- Co do płaszczy zaś… Nie sądzi pani, że to nie jest istotne w tej sytuacji? - Odezwała się, pewna, że jej słowa spławią dociekliwą. - A nawet jeśli, to każdy ma swój gust. Proszę, aby to pani uszanowała, panno Ziro.

- Przepraszam, że przerywam spokojne rozmowy, ale… - Odezwał się Dante po raz kolejny. - Jeśli dobrze widzę, pan, któremu skradziono konia, wydaje się nie być w najlepszym stanie. Proponuje wrócić tunelami do Rapsodii, znaleźć kogoś, kto zajmie się obrażeniami, a później dokończyć wszystkie nasze rozmowy. Dobrze? I tak jeszcze w temacie... Azra, dasz radę iść, czy potrzebna ci pomocna dłoń? O ile w ogóle zechcesz opuścić broń i iść z nami, to znaczy.

“Ten cały Azra zapowiada się dobzre. Spróbujemy go przeciągnąć?” - Pomysłał Dante, a Anabelle i Elion, po odczytaniu jego myśli, odpowiedziały mu jednogłośnie.

“Tak”
Awatar użytkownika
Nefertiti
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Nefertiti »

Nefertiti nadymała policzki i czekała na wyjaśnienia. Westchnęła, słysząc prośbę o ciszę, ciągle tylko nie krzycz, nie mów, nie pokazuj się, niczym przybrani rodzice. Jeszcze nie do końca rozumiała, co się stało z jej siostrą, ponieważ emocje tłumiły logiczne myślenie. Aczkolwiek miała trochę racji, tamten facet miał broń, ale przecież cały czas obok niego nie byli!

- To, czemu czuje zapach siarki? – powiedziała nadal poddenerwowana, ale przynajmniej też ściszyła głos, nieco złagodniała, gdy jej siostra spuściła z tonu – Jestem już duża Eliza… Czym się stałaś? – spytała, jej pytanie połączone ze spojrzeniem błękitnych, wielkich oczu było niekomfortowo przeszywające. Jakby właśnie bezprawnie wdzierało się do najmroczniejszych zakamarków duszy. Myszołaczka intuicyjnie wiedziała, co może usłyszeć, dlatego tak patrzyła na siostrzyczkę. Zawsze miała ją za anioła, przez chwilę nie mogła wyrazić żadnych słów.

Wtem piekielna ją przytuliła. To było miłe, tak długi czas marzyła o tym uścisku, by poczuć go po raz kolejny. Jednakże nie był taki, jak się spodziewała. Był inny, trochę obcy, czegoś mu brakowało. Oczywiście, odwzajemniała go, ale nie tak jak kiedyś.

- Eli… Wiesz, kim jestem – zaczęła nieoczekiwanie – Nie czeka mnie zbyt długie życie. Tak wiele dni upłynęło, myślałam, że cię straciłam, moja wiara zaczęła powoli słabnąć, a ty? Ty byłaś obok. Serce by mi pękło, gdybyś odeszła na zawsze. Powinnaś mnie już na tyle znać, by wiedzieć, że kimkolwiek będziesz, dla mnie zawsze będziesz moją ukochaną siostrą. Nic tego nie zmieni, ale też nic nie cofnie tego czasu, który płynie dla mnie tak szybko, a który mogłybyśmy przeżyć razem.

Myszołaczka spojrzała w bok, prosto w ziemię, jej uszka lekko oklapły. Złość, niedowierzanie, wszystko zniknęło. Pozostał jedynie żal.

- Nie zdradzę – powiedziała cicho, prawie bez emocji.

Wyszła nieco bardziej do przodu i spojrzała na Azrę trochę zaciekawiona, próbując odwrócić swoją uwagę od burzy szalejącej w jej myślach. Włożyła rękę do niewielkiej, ale dobrze zamaskowanej kieszonki i nieco się zmartwiła. Znalazła tam sakiewkę, pewnie należała do Elion, a ona już była tak bardzo przyzwyczajona do złodziejskiego trybu życia, że podświadomie ją zwinęła. Wolała jednak w tej chwili się do tego nie przyznawać, ten mężczyzna ewidentnie nie lubił rabusiów.
Spojrzała też na Zirę, a wtedy aż cofnęła się o krok. Miała kłopoty. Pani detektyw z Rapsodii przypomniała sobie, jak widziała ludzi, którzy podchodzili do niej po występach i prosili o pomoc. Przed mysimi uszkami nic się nie ukryje!
Natomiast Nefer była dosyć charakterystyczną myszką i miała na koncie trochę rabunków. Jak kobieta przestanie się zastanawiać nad tamtymi to pewnie i przyjdzie jej kolej, a wtedy zostanie srogo ukarana. Schowała się ostrożnie za Elion i szepnęła jej do ucha.

- To detektyw, ta łaciata – powiedziała, a głos jej drżał – Boję się… Nie chce trafić do lochów albo gorzej…

Bielinka i Rudy nawet się teraz nie wychylali, wyczuli strach fioletowowłosej i postanowili, iż siedzenie przy karku dziewczyny będzie najbezpieczniejsze w tej chwili, bo przecież nie zamierzali zostawić swojej pani.
Awatar użytkownika
Azra
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azra »

Azra łączył wszystkie wątki z typowym dla człowieka oszołomionego opóźnieniem, przez co kilka pierwszych słów, jakie do niego skierowano, uleciały bezpowrotnie z jego głowy i zniknęły pomiędzy skałami. Dopiero po chwili, kiedy stanął pewniej na nogach, zaczął przytomniej zerkać na otoczenie, w tym przypadku zaniedbany korytarz zbudowany w jaskini oraz znajdującą się w środku gromadkę nieznajomych. Po ich tęgich minach dało się wywnioskować, iż każda ze stron spodziewała się w tu spotkać jedynie pająki i stuletni kurz, a nie upapranego krwią awanturnika i dwa stygnące trupy.

- Może po kolei i wolniej... łeb mnie boli jak po wypiciu trzech butelek samogonu — zaproponował Azra, powoli opuszczając ręce, w których trzymał broń, lecz nic nie wskazywało na to, by miał ją całkowicie schować, wystawiając się tym samym na potencjalne zagrożenie ze strony obcych. Słysząc jednak pytanie odnośnie do swojej Flinty, i to dwukrotnie z resztą, mężczyzna chwycił broń za lufę i uniósł na wysokość brzucha, by każdy mógł się jej przyjrzeć z bezpiecznej odległości.
- To pistolet ojca — odpowiedział, zerkając z ukosa najpierw na tę, która przedstawiła się jako Zira, a następnie na Dantego w czarnym płaszczu. - Dostałem go, kiedy opuszczałem rodzinny dom. Jest w mojej rodzinie od dawna, ale nawet sam nie wiem, jak do nas trafił. Po prostu wisiał razem z innymi na ścianie.

- Miło mi poznać... Azra — powtórzył prezentację, kłaniając się wskazanym przez Dantego kobietom, po czym przygładził wąsy, odrzucił na bok czub i zaczął otrzepywać koszulę oraz spodnie z nadmiernej ilości kurzu. - Żadnej dziewczynki tu nie widziałem — dodał w stronę tej, która go znalazła nieprzytomnego wśród gruzów i ponownie wskazał na trupy. - Ci tutaj też nikogo nie widzieli, ale nie ma tego złego, ten przeklęty korytarz musi mieć koniec — w głosie Azry doszukać się można było kilku nut ironii i czystej chęci pożartowania sobie z sytuacji, znak, że stan szlachcica wracał powoli do normy. - Może mała czeka nie ciebie za ścianą. Warto to sprawdzić.

Następne słowa Dantego postawiły go natomiast w stan nadmiernej czujności. Widać było, że znał on przynajmniej część tych tuneli, bez skrępowania zaproponował także powrót na górę, gdziekolwiek miałaby ona być oraz zaoferował pomoc rannemu, co było nieczęstym gestem okazywanym obcym przez obcych. Zanim Azra przymierzył się do udzielenia mu klarownej odpowiedzi, upewnił się jeszcze, czy pistolet i szabla siedzą spokojnie na swoich miejscach, gotowe w każdej chwili do użycia, a potem wychylił się przez dziurę w ścianę i zagwizdał.

Nie całe pięć minut później w jaskini rozległy się metaliczne odgłosy stąpania, a zaraz po nich odezwało się dudniące echo końskiego prychania.
- Na całe szczęście to była tylko próba zwinięcia mi konia — sprostował Azra, wyciągając dłoń do przekraczającego próg wierzchowca, który otarł się o nią przyjaźnie. Czarna sierść zalśniła w blasku dogasających pochodni, podkreślając umięśnione ciało wspaniałego ogiera o prostym rzędzie i wielkiej głowie na grubym karku. Zwierzę, co mogło niektórych zdziwić, było nieosiodłane i pozostawione luzem, a mimo to ruszyło za swoim panem i przyjacielem bez jakiejkolwiek zachęty.
- Będę żył — odparł Azra Dantemu, uśmiechając się pod nosem. - Zdarzało mi się oberwać gorzej, to nie pierwszy i nie ostatni raz. W końcu co to za facet bez siniaka na tyłku lub pod okiem, co? - szlachcic zachichotał i przystanął, by ktoś z obecnych mógł poprowadzić go do wyjścia. - Chętnie się przyłączę, bo choć nie potrzebuję medyka, to chętnie napiłbym się czegoś. Najlepiej zimnego, prosto z piwniczki.
Awatar użytkownika
Zira
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Inna , Bard , Artysta
Kontakt:

Post autor: Zira »

Zira oczywiście spojrzała na Dantego normalnie, aczkolwiek nie pasowała jej jego odpowiedź, gdyby nie to, że musiała uważać na swą mimikę, to pewnie podejrzliwie mrużyłaby oczy, głównie dziwne było to, jak podkreślił, że są ludźmi. Wniosek nasuwał się sam - nie byli. Jednakże wilkołaczka musiała się upewnić, więc sprawdziła woń ich aur. I cóż, wyszło szydło z worka. Piekielni. Nie wróżyło to dobrze, aczkolwiek samo to jak się zachowywali, jak bardzo nie uważali, co mówią i nie mieli w żaden sposób zabezpieczonych aur, przekonało zmiennokształtną, by nie wszczynać paniki. Musieli być beznadziejni w swoim fachu.

- Jakie plotki? – spytała Zira zaintrygowana, ciekawe czy wymyśliłby jakąś historyjkę naprędce, niektórzy się w takich sytuacjach zabawnie mieszają. Po chwili przemówiła do niej Anabelle – Oh, to niezbyt dobrze – powiedziała bardziej do siebie, trzeba będzie jej poszukać w tym wielkim labiryncie – Ależ ja szanuję wszelkie gusta, jeśli tylko są nieszkodliwe, natomiast co do istotności mego pytania, czasem największe banały mogą okazać się bardzo istotne, przekonałam się o tym już tyle razy, że wolałam spytać, niż później snuć domysły, w końcu tak się rodzą plotki, a ich nikt nie lubi. – Uśmiechnęła się przyjaźnie. – Jednakże muszę przyznać, że podziwiam, w pogoni za gustem, może jakąś modą męczyć się w tak grubych futrach… - dodała, dobrze wiedziała, że kobieta nie chcę kontynuować tematu, jednak Ziriel postanowiła zrobić jej na złość i sprawdzić jak sobie radzi z emocjami.

Niestety propozycja Dantego kolidowała nieco z planami odszukania dziewczynki, jednakże może akurat znajdą ją po drodze, aczkolwiek istniała też opcja, że nie, wtedy panią detektyw czekał trudny wybór: ranny człowiek i młoda zmiennokształtna w towarzystwie w jakimś tam stopniu niebezpiecznych piekielnych albo ta jedna dziewczynka. Wszystko miało okazać się później, trzeba było myśleć o tym, co tu i teraz.
Wzrok kobiety spoczął na fioletowowłosej dziewczynce. Już wcześniej ją kojarzyła, ale teraz połączyła kilka faktów.

- Podsumowując. Piekielni, złodziejka i facet z bronią palną – wymieniła w myślach.

Sytuacja była jednak o tyle trudna, że przestępstwa, których dopuściła się myszołaczka, oczywiście były dość poważne, ale to było jeszcze dziecko, bezdomne w praktyce. Piekielni, cała trójka, a ona sama jedna. Do tego dochodził jeszcze ten awanturnik. Cokolwiek by nie chciała teraz zrobić w celu wymierzenia sprawiedliwości, sprawiało, że stała na straconej pozycji. Jedyne, co mogła zrobić, to czekać na stosowny rozwój wydarzeń.
Gdy tylko mężczyzna zaczął mówić o swej broni, wilkołaczka aż westchnęła w myślach - może jej ojciec też taką miał? Ależ by się jej coś takiego przydało w pracy. Szkoda, że jej życie nie mogło wyglądać bardziej kolorowo.
Kobieta nie pozostawała na długo w swych przemyśleniach, musiała mieć na oku wszystko i wszystkich i… Czy ta młoda właśnie okradła, tę całą, jakiej jej tam…Elion? Zira skrzywiła się wewnętrznie, jedną z najbardziej irytujących rzeczy w byciu detektywem było posiadanie wiedzy, na której wykorzystanie potrzebny był idealny wręcz moment. Natomiast ten obecny był kompletnie beznadziejny. Kolejna informacja do zapamiętania.

- Zdecydowanie warto. Możliwe, że przycupnęła gdzieś w kącie wystraszona.

Wtem do wesołej gromadki dołączył koń. Bardzo piękny i potężny, spowity czernią. Wywołał u łaciatej aż ochotę sprawienia sobie takiego ogiera. Niestety konie trochę kosztują, a jej klienci w większości nie byli zamożni, niestety.

- Nie dziwota, że chcieli, wspaniały rumak – dodała z uśmiechem i bardzo spodobała jej się propozycja ugaszenia pragnienia – Jestem jak najbardziej za, chodźmy więc do miasta.
Awatar użytkownika
Elion
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Inna , Zabójca , Kurtyzana
Kontakt:

Post autor: Elion »

        Elion wiedziała, że powinno jej teraz pękać serce z bólu, słysząc przepełnione negatywnymi emocjami słowa swojej młodszej siostrzyczki. I owszem, czuła się źle, ale miała wrażenie, że nie wystarczająco - czyżby przemiana w pokusę jednak zmieniła jej charakter? A może to jej moralność, niezwiązana z formą fizyczną, uległa spaczeniu na przestrzeni czasu? Nie miała czasu na takie rozmyślania, teraz musiała zająć się siostrą. Nie dodała jednak nic więcej do swoich słów przez pewien czas. Zamiast tego słuchała, próbując nie zgubić ani jednej reakcji młodej Nefertiti. Przez co nie zauważyła, że jest okradana ze swoich oszczędności. Cóż, zdarza się.

        Zmiennokształtna w końcu powiedziała, że nie wyjawi tego, co wie i czego może wkrótce się dowiedzieć. Elion aż mocniej odetchnęła, było to dla niej ulgą, jak i ułatwieniem dla jej piekielnej grupy. Czując, że sytuacja jest stabilna, pozwoliła młodej podejść do reszty obecnej tutaj grupy. Obserwowała ją jednak, co widać było po tym, że obróciła się przodem do niej, a co za tym idzie, także przodem do Azry oraz Ziry. Myślała, że myszołaczka zacznie zadawać pytania innym, tak jednak się nie stało. Zamiast tego, młoda natychmiast wycofała się, po czym skryła się za Elion, niczym dziecko szukające schronienia za spódnicą matki.

- Detektyw? Tutaj? - Niemal wytrzeszczyła oczy po usłyszeniu tej nowiny, szybko jednak opanowała mimikę swojej twarzy, żeby mogła bez wzbudzania podejrzeń spojrzeć na kogoś, kto nagle stał się o wiele bardziej niebezpieczny.

“Anabelle, miałaś rację. Ta dociekliwa suka to detektyw. Jedno potknięcie i możliwe, że nie będziemy mieli wyboru.”

“Czyli miałam rację! Mówiłam wam kiedyś, rozpoznam kłopoty nawet z drugiego końca kontynentu. W każdym razie, po prostu musimy uważać bardziej niż zwykle” - Stwierdziła wspomniana przez Elion pokusa.

“I mieć nadzieje, że marny z niej detektyw” - wtrącił nagle Dante.

        Elion teraz nie myślała nad tym jak dobry z niej detektyw. Bardziej po głowie chodziły jej myśli związane z tym, jak uspokoić trzęsącą się ze strachu myszkę. Postanowiła zaryzykować i wyłożyła wszystkie karty na wierzch, mając nadzieje, że szczera prawda nie tylko ukoi ciekawość młodej, ale także że zapewni jej poczucie bezpieczeństwa.

- Spokojnie moja droga… - Prawą dłoń położyła na ramieniu Nefertiti, aby ta czułą jej obecność. W międzyczasie uklękła, a swoje usta przyłożyła do ucha myszołaczki, co by przemówić szeptem tak cichym, że niemal niemożliwe było, by ktoś inny niż młodsza siostra Elion usłyszał mrożące krew w żyłach przesłanie. - Jestem pokusą. Istotą z Piekielnych Czeluści, którą zostaje się za grzechy życia ludzkiego. Sprowadzam innych na ścieżkę, której koniec oznacza zgubę duszy i wieczność w ogniach piekielnych.

        Przez chwile milczała, wciąż nie odsuwając się od delikatniej Nefertiti. Ta mogła poczuć oddech swojej siostry, który był równie ciepły, co w pewnym sensie przerażający.

- Tak jak wcześniej powiedziałam, jestem twoim aniołem stróżem. Z tą różnicą, że zdobią mnie rogi, nie aureola. Dzięki temu mogę przysiądz ci, że gdy ta ździra choćby pomyśli o skrzywdzeniu ciebie w jakikolwiek sposób, to wtedy doprowadzę ją do takiego bólu, że będzie błagała, by jej plugawa dusza skończyła w najgorszych odmętach piekła, gdzie na wieki wieków będzie odpokutowywać to, że odważyła się być zagrożeniem dla mojej siostrzyczki.

        Przez chwilę milczała. Z sekundy na sekundę przestała być straszna, a w jej głosie pojawiła się troska, i to najwyraźniej taka autentyczna, nie ta udawana.

- Nie pozwolę, by cokolwiek ci się stało.

“Nie popełnię tego samego błędu, który popełniłam się przy Zi…”

        Coś tknęło pokusę, aż jej myśli zamilkły. Pani detektyw miała to samo imię jak jej bliźniaczka. Bliźniaczka, która zaginęła lata temu, bez śladu. Kątem oka spojrzała na Zirę, wciąż jednak głowę trzymała przy głowie swojej młodszej siostrzyczki. Przez chwilę nadzieja rozbłysła w niej, by wkrótce po tym zniknąć pod naciskiem racjonalnego myślenia. Nie pozwoliła, by ta najwyraźniej fałszywa nadzieja na dobre zagościła w jej sercu.

“Ma takie samo imię, to niczego nie świadczy. Nie mogę się rozproszyć. Nefertiti jest zbyt ważna, by byle przeczucie ciągnęło mnie za nos. Nie wspominając o tym, że moja bliźniaczka nie wyglądała jak krowa w ludzkiej skórze…”

        Jakby nigdy nic, wstała ze swoim kolan, stając przodem do pozostałych. Na twarzy zagościł lekki, aczkolwiek udawany, uśmiech, prawa dłoń zaś zaczęła mierzwić włosy myszołaczki. W międzyczasie Dante i Anabelle myśleli, że panują nad sytuacją. Przynajmniej jak na ich standardy.

        Starsza pokusa, gdy tylko usłyszała odpowiedź pani detektyw, postanowiła, że kontynuowanie rozmowy tylko zwiększa ryzyko tego, że Zira dowie się czegoś, czego dowiedzieć się nie powinna. Dlatego też zagrała swoją kartą atutową - Zrobiła minę, jakby długa odpowiedź pani detektyw była w jakiś sposób obraźliwa, po czym cicho prychnęła, obracając się przy tym w całkiem przeciwną stronę. Miała nadzieje, że dobrze odegrała tak zwane “obrażenie się, bo tak”. Nie oznaczało to jednak, że odsunęła się całkiem na bok - co jakiś czas patrzyła kątem oka to na mężczyznę, to na panią o niecodziennej skórze, słuchając w międzyczasie tego, o czym rozmowy się toczą.

        Dante tymczasem wczuwał się w rolę niezbyt kumatego osiłka. Co jakiś czas kiwał głową albo wydawał z siebie ciche “Mhm”, odwzorowując sposób, w jaki bezmózgie zbiry udają, że wcale nie zgubiły wątku obecnej rozmowy. Oczywiście nie był najlepszym aktorem, co było szczególnie widać w momencie, gdy Azra oficjalnie zaprezentował swoją broń palną. Oczy łowcy dusz niemal iskrzyły - metaforycznie oczywiście - kiedy analizował on wygląd broni, w międzyczasie zastanawiając się nad dokładną budową tego ciekawego urządzenia. Co jak co, ale interesowało go coś, co było w stanie zadać śmiertelną ranę na odległość, nawet jeśli użytkownik nie wie, co znaczy słowo “magia”

        Metaliczne dźwięki postawiły w stan gotowości do walki całą piekielną trójkę. Łatwo było to zauważyć, ich oczy bowiem zyskały powagę, którą widać zazwyczaj wśród mających stoczyć bój żołnierzy. Oczywiście uspokoili się niemal natychmiast, gdy okazało się, że to tylko wcześniej wspominany przez Azrę koń postanowił powrócić do swojego właściciela.

- Uznam w takim razie, że mogę śmiało zapomnieć o zamartwianiu się o pana stan, skoro tak sytuacja wygląda. - Rzekł Dante, gdy tylko Azra skończył mówić. Oczywiście w ostatnich słowach wspomniał o chęci spożycia czegoś porządnego, co tylko utwierdziło piekielną zgraję w przekonaniu, że mają doczynienia ze przeciętnym chłopem, co go się kłopoty i procenty lubią trzymać. - Nie mieszkamy tutaj, więc nic własnego zaoferować nie mogę, ale znam wiele dobrych przybytków, które oferują dobrą jakość, a także taką cenę, że gdyby nie smak, to możnaby było podejrzewać że rozcieńczają swój towar deszczówką.

- Zanim trafimy do zatłoczonej speluny, od razu ostrzegam, że nie postawię nogi w żadnej z takowych! - Stwierdziła nagle, z nutką oburzenia, Anabelle. Najwyraźniej była niezwykle wybredna w kwestii tego, gdzie miała spędzać czas.

- Hmm… Niech ci będzie, to zawęża wybór do kilku lepszych miejsc. Sakwa ucierpi bardziej, ale skoro mamy iść z nowo poznanymi przyjaciółmi, to chyba nie wypada oszczędzać. -Odpowiedział swojej towarzyszce w zbrodni mężczyzna.

- Skoro już rzucamy żądaniami… -Odezwała się Elion, a na jej twarzy malował się uśmiech. Dante aż westchnął, nie wiedząc, co wymyśli druga pokusa. - Nefertiti raczej za młoda, by dzielić z nami tą przyjemność, a ja nie chcę, by była sama w tej sytuacji, więc też sobie odpuszczę. Ale żebyśmy miały co robić, kiedy wy postawicie pierwsze kroki w stronę ku błogiej utracie samokontroli, prosiłabym, by miejsce, do którego się udamy, oferowało też rozsądny wybór napojów niemających wpływu na stan umysłu.

        Dante musiał aż podrapać się za uchem, kiedy skończył wysłuchiwać wymagania narzucone przez Elion. Po jego minie widać było, że nie jest pewien, czy takie miejsce istnieje w miejscu innym niż jego wyobraźnia. Zaczął wodzić wzrokiem to na Azrę, to na Zirę, jakby szukając odpowiedzi lub choćby zapewnienia, że nie ma obowiązku znać każdej karczmy w mieście. Nagle jednak uśmiech wyrwał go z zamyślenia, co było równoznaczne z nagłym krzykiem “Wiem gdzie iść!”. Niemal natychmiast obrócił się, aby rozpocząć szybki marsz w stronę wyjścia, które wyrzuci ich na ulice Rapsodii.

- Znam taki jeden przybytek, który może spełnić oczekiwania moich wybrednych towarzyszek. - Zaczął mówić w stronę Azry. - Jeden z tutejszych handlarzy ma na zapleczu swojego domu całkiem przytulny pokój, który wynajmuje za całkiem rozsądną opłatą. Spory stół, wygodne krzesła, kominek, gwarancja prywatności a także dostęp do jego obszernych zapasów w spiżarni. Lubi sobie pojeść i popić co tylko się da, więc powinno się znaleźć dla każdego coś odpowiedniego, w tym także zimne trunki.

        Dante szedł przodem, Anabelle podążała za nim jak cień. Elion tymczasem, z Nefertiti u swego boku, starała się, by iść za Zirą, co by pani detektyw nie miała okazji na bezproblemowe przyglądanie się młodej myszołaczce. Oczywiście cała grupa starała się dostosować prędkość swojego chodu do Azry, który to prowadził przy sobie swojego konia. Biorąc to pod uwagę, Dante szedł jedynie tymi korytarzami, gdzie sufit był dostatecznie wysoko. Oczywiście podziemia nie były przystosowane do konia, ale udało się znaleźć drogę, którą zwierzę mogło bez większych niedogodności przebyć. Około czterysta kroków później cała grupa, wliczając konia, miała okazję wejść po kilku stopniach, aby następnie przez stare, drewniane drzwi wyłonić się w jednej z zaciemnionych uliczek Rapsodii. Dante rozejrzał się po okolicy, a gdy upewnił się, że wie, gdzie się znajdują, ponownie zaczął iść przodem.

- Za nami już niemal połowa drogi. Chodźmy, przy odrobinie szczęścia dotrzemy, zanim tutejsi zaczną kwestionować cel naszej nietypowej grupy i zmarnują czas nasz i tutejszych strażników.
Awatar użytkownika
Nefertiti
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Nefertiti »

Nefertiti zerknęła na pistolet niepewnie, takie to było małe i niepozorne, a mogło zadać śmierć w jednej chwili, aż przeszedł ją dreszcz. Na szczęście mężczyzna już w nich nie celował, więc nawet taka szara myszka odważyła się odezwać.

- A co jeśli wpadła do jednej z tych strasznych pułapek? – spytała niepewnie zmiennokształtna – Słyszałam, że w tym labiryncie jest ich mnóstwo, niektóre są już niesprawne, ale inne ponoć wciąż działają i czekają na nowe ofiary…

Gdy kątem oka poczuła na sobie wzrok pani detektyw, przełknęła ślinę i poczuła jak łapie ją lekki stres. Dla bezpieczeństwa szybkim krokiem wróciła do Elizy, przy niej czuła się bezpieczniej, wiedziała, że ona nie pozwoli jej zamknąć w lochu, w końcu wciąż kradła, by nie umrzeć z głodu, więc trochę się tych przewinień namnożyło, mimo iż były drobne.
Możliwe, że właśnie przez to niemal podświadomie zwędziła mieszek z pieniędzmi od własnej, ukochanej siostry. Miętoliła go teraz w kieszeni niezbyt zadowolona ze swego czynu.

- Mhm, ostatnio stała się nawet dosyć sławna w całej Rapsodii, jest dobra, aż za bardzo… - myszołaczka szepnęła ów informację do uszka pokusie.

Wtem piekielna położyła dłoń na ramieniu fioletowowłosej, ta uśmiechnęła się lekko i przechyliła głowę, tuląc się do ręki siostry. Jednak to, co usłyszała, sprawiło, że zadrżała, cofnęła się gwałtownie i spojrzała na Elion wzrokiem pełnym czegoś w rodzaju rozczarowania i zawodu.

- J-jesteś t-trochę straszna… A-ale dzięki, że mnie chronisz… ch-choć wolałabym, abyś nikogo nie t-torturowała… - szeptała cichutko – Ej! – krzyknęła nagle, gdy piekielna rozwaliła jej włosy – Teraz będę musiała ukraść kolejny grzebień… - cicho westchnęła, próbując przywrócić włosy do jako takiego porządku.

Cały strach jednak zniknął, gdy przybył do nich koń, taki śliczny, wysoki i dumny! Nef natychmiast podeszła do zwierzęcia. Zachwyciła się jego lśniącą, czarną sierścią.

- Ojej! Jaki piękny! Mogę pogłaskać? – spytała, choć tak naprawdę to chętnie by go nawet dosiadła, nigdy nie jeździła na koniu, a zawsze tak marzyłaby mieć własnego, ale wtedy by była szybka. Przez chwilę rozważała w głowie czy ciężko jest ukraść konia, ale oczywiście nie tego, jego właściciel był zbyt… groźny – O, i jak się nazywa? I też bym się czegoś chętnie napiła, jestem jak najbardziej za tym pomysłem – młodziutka myszołaczka nie zorientowała się, że chodzi o coś procentowego, czym mogła przypadkowo negatywnie zaskoczyć siostrę przez swój zapał.

Teraz tylko spoglądała na starszych decydujących gdzie się udać. Wszyscy rzucali żądaniami, a Nef nawet nie wiedziała co powiedzieć, aż do czasu, gdy Eliza się odezwała.

- Ej, mam piętnaście lat, mogę pić to, co wy – uparła się Nef, nigdy nie ciągnęło ją do tego typu trunków, ale nagle zapragnęła zgrywać w pełni dorosłą.

W końcu ruszyli, Nef wciąż się zastanawiała, skąd mężczyzna wie, w którą stronę iść i czy nie wyprowadzi ich na manowce. O dziwo wyszli z labiryntu bez problemu. Straciła jednak zainteresowanie Dantym i zaczęła gapić się na Anabelle, rozmyślając, jak bardzo bliskimi przyjaciółkami są z Elizą.
W międzyczasie myszki wskoczyły na Elion, pewnie chciały się przywitać, może wyczuły, że ich właścicielka czuje się bezpiecznie w jej obecności, więc uznały, że one również? Któż to wie.

- Bielinka, Rudy! – chwyciła myszki i posadziła je na swoim ramieniu – wybacz – uśmiechnęła się do siostry.
Awatar użytkownika
Azra
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Azra »

Jak można było przewidzieć, wielki czarny koń w labiryncie od razu znalazł się w centrum zainteresowania co młodszej i ciekawskiej części towarzystwa, z czym akurat szlachcic spod Demary nie miał żadnego problemu. W jego stronach Bohun był dość popularny, głównie dzięki pokazom woltyżerki i zwycięskim wyścigom, dlatego liczna gawiedź małych rączek bardzo często pragnęła go pogłaskać lub dosiąść. W przeciwieństwie do starszych, którzy widzieli w nim materiał na czempiona, o sławie przekraczającej granicę odosobnionego królestwa. Ich zainteresowanie zamykało się głównie w zabezpieczeniach rodzinnej stajni Hamniszów lub wysokości złota, jaką należałoby zaoferować Azrze. Na ich nieszczęście, czarny ogier nie był na sprzedaż, bo kto to słyszał żeby szanujący się człowiek sprzedał członka rodziny.

Ciekawość dziewczynki, połączona z dziwnymi okolicznościami tego spotkania nie mogła być w żaden sposób ukierunkowana na kradzież, więc mężczyzna uśmiechnął się do niej przyjaźnie i pociągnął przyjaciela za grzywę, tak aby jego czoło znalazło się w zasięgu małych rączek.
- Śmiało, możesz pogłaskać. Bardzo to lubi - odpowiedział klepiąc druha po szyji, który zastrzygł uszami i zaparskał, czując przyjemne łaskotanie w okolicy międzyocznej. - Nazywa się Bohun. Wydaje się nieco narwany i uparty, ale to dobry koń. Jak stąd wyjdziemy, może pozwoli ci się dosiąść, prawda?
Na to pytanie koń jedynie tupnął kopytem, by po chwili dać się poprowadzić ku wyjściu.

- To świetnie - rzucił w stronę Dantego, gdy przewodnik zdołał znaleźć w myślach odpowiedni lokal, mogący spęłnić żądania każdego z grupy. - A i nie przejmuj się kosztami. Pierwszą kolejkę stawiam ja. Drugą i trzecią też. W końcu jakoś należałoby się odwdzięczyć za pomoc, a na biednego nie trafiło.
Droga przez labirynt korytarzy nie była na szczęście męcząca, choć i też nie specjalnie łatwa. W miejscach, gdzie ściany zdawały się zwężać, a sufit niepewnie drgać, Azra musiał nieco bardziej się wysilić, by zmusić Bohuna do parcia naprzód, na co koń reagował na tyle gniewnie, że dwa razy prawie udało mu się złapać zębami czub swojego właściciela. Na szczęście w torbie podróżnej awanturnika znajdowało się coś takiego, jak jabłko, które wierzchowiec uwielbiał i to ostatecznie skłoniło go do posłuszeństwa.

- Mogę spytać kim właściwie jesteście? - zwrócił się w stronę Dantego przy pierwszej nadażającej się okazji, kiedy korytarz był na tyle szeroki, by Azra mógł zostawić Bohuna bez opieki, a samemu dołączyć do czoła pochodu. - Wybacz ciekawość, ale lubię wiedzieć z kim mam doczynienia. W końcu bądź co bądź do ciebie celowałem, a nawet nie wiem co z ciebie za typ. Może taki co zabija lub porywa, a może po prostu niegroźny kupiec - zażartował szlachcic, kwestię mordu wypowiadając jednak szeptem, co by nie martwić najmłodszej uczestniczki marszu.

Zaraz też odnaleźli wyjście z labiryntu i Azra mógł spokojnie odetchnąć świeżym, nie pachnącym kurzem i tynkiem powietrzem. Po złapaniu chwili oddechu mus im był jednak ruszać w dalszą drogę. W końcu tak liczna grupa, jaką byli na pewno wzbudzi czyjeś zainteresowanie, bycie w centrum uwagi nie należało do ulubionych stanów Hamnisza. Chyba, że chodziło o piękne kobiety, których w Rapsodii było jak na życzenie. Gdzie nie spojrzeć, dostrzec można było wydekoltowane suknie i bluzki, za którymi prosty w tych sprawach umysł chłopa z trudem nadążał. A fakt, że większość mijanych osobistości zajmowała się kusicielstwem za pieniądze, niezbyt mu przeszkadzał.

- Tak. Lepiej nie zwracać na siebie uwagi - przyznał Azra Dantemu, wiodąc oczami raz po gapiach, raz po kobietach i raz po pięknej architekturze Rapsodii. - Bo na tle tych wszystkich dziewek wyglądamy jak pochód pogrzebowy. Zwłaszcza wy w tych swoich płaszczach.
Awatar użytkownika
Zira
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Inna , Bard , Artysta
Kontakt:

Post autor: Zira »

- Nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze i się znajdzie – puściła oczko do myszołaczki, uśmiechając się łagodnie. Nie była pewna, ale na taką wyglądała. Nie mogła przecież potęgować niepokoju.

Ziriel wnikliwie obserwowała wszystkich, a szczególnie grupę piekielnych. Widziała to spojrzenie, jakie na nią padło tylko jeszcze nie była pewna, o co chodziło, ale w oczach Elion widziała niepokój, nim ta zdążyła wrócić do normalnej i spokojnej mimiki.
Widziała również, jak pokusa szepce coś do małej złodziejki, kompletny brak wychowania, tak się nie robi w towarzystwie no ale trudno. I tak już zebrała sporo danych na temat wszystkich obecnych, jak na tak krótki czas.
Obraza Anabelle była wprost śmieszna. Widać, że nie wiedziała już co odpowiedzieć. Wilkołaczka musiała powstrzymać śmiech.

- Bardzo dojrzale – skwitowała jej zachowanie, ale nie kontynuowała już tematu.

Zwłaszcza że zeszło na jedzenie i picie. Zmiennokształna była chętna coś przekąsić, choć wciąż po jej głowie i języku krążył smak ludzkiego mięsa. Co do alkoholu, czasem miło było się czegoś napić, choć Zira jako przykładny obywatel pilnowała, by się nie spijać za bardzo. Jedynie dla lepszego humoru. Poza tym miała wielu wrogów, jej nietrzeźwość mogłaby zostać podle wykorzystana, a teraz to miała obok siebie trojkę piekielnych, trzeba było mieć się na baczności.
Wtem zaczęły się marudzenia. Anabelle zachowywała się jak rozpieszczona arystokratka, Zira nieszczególnie tolerowała ten typ ludzi, zważywszy na to, jakie piekło przeżyła. Westchnęła w myślach, gdy dotarły do niej bolesne wizje z przeszłości.
Kobiety miały spore wymagania co do konkretnego miejsca, wilkołaczka więc postanowiła nie utrudniać znalezienia tego idealnego. Wszędzie się wpasuje, a nawet jeśli nie przypadnie jej do gustu to trudno, ma już doświadczenie z takimi miejscówkami.
Wysłuchując pomysłu Dantego, myślała, czy przypadkiem ów jegomościa nie kojarzy. Z opisu wszystko brzmiało znajomo. Lubi sobie pojeść, pewnie jest człowiekiem przy sobie, czy miała kiedyś z nim kontakt?

- Fredy! – wykrzyczała w myślach, odnajdując w końcu odpowiedź. Przypomniała sobie, jak kiedyś pomogła mu rozwikłać sprawę kradzieży i odzyskać utracone dobra, od tego momentu zawsze może liczyć u niego na zniżki i gratisy. Sympatyczny człowiek.

W końcu ruszyli. Nie do końca pasowało jej bycie w środku, otoczoną ze wszystkich stron, wolała iść ostatnia, mając wszystkich pod kontrolą, ale nie chciała zwracać na siebie większej uwagi i podejrzliwych spojrzeń. Zwłaszcza że myszołaczka mogła ją rozpoznać i zawiadomić Elion. Nadszedł więc czas na udawanie kiepskiego detektywa.
Wyjść z podziemi udało się całkiem zgrabnie nawet w towarzystwie konia. I znów byli na zewnątrz, było gorąco. Upał jednak sprawił, że odczuwało się tęsknotę za piwniczym chłodem.

- Spokojnie, strażników nie musimy się obawiać, mam z nimi dobre kontakty – uśmiechnęła się Zira ważąc każde słowo i jednocześnie tego nie ukazując.

Podczas ich przechadzki bardzo wielu ludzi, kobiet, mężczyzn machało i witało się z Zirą przyjaźnie. Była znana, niekoniecznie zadowalała jej taka sława, ale już tylu ludziom pomogła, to siłą rzeczy zrobiło się o niej głośno.
Gdy dotarli do domu ów handlarza, on wyszedł na początku zaskoczony liczną i nietypową zgrają, ale gdy ujrzał panią detektyw, uśmiechnął się tak, że widać było bardzo wyraźnie jego podwójny, choć nie, potrójny podbródek.

- Zira! Nasza tancereczka z głową na karku! – rozłożył ręce i przytulił dziewczynę z całych sił.
- Uh…uff Witaj Fredy – odetchnęła, gdy ją puścił, bo powoli traciła dech – Ciebie również miło widzieć. Razem z ekipą chcielibyśmy się czegoś napić, może wrzucić coś na ząb.
- Oczywiście, dla pięknej damy wszystko! Zapraszam!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Rapsodia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości