Wschodnie Pustkowia[Wschodnie Pustkowia] "Miłe" złego początki...

Rozległa równina rozciągająca się we wschodniej części Opuszczonego Królestwa. Nie ma tutaj miast, a wsie, które kiedyś tu istniały stoją opuszczone. Roi się tutaj od potworów wszelkiej maści. Idealne miejsce do polowań na bestie większe i mniejsze. Jednak mało kto zapuszcza się w te rejony, nawet wprawni wojownicy rzadko wychodzą bez szwanku po podróżach w te dzikie ostępy.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Głupie zwierze, co ona sobie w ogóle wyobraża? - prychnął cicho do samego siebie, kiedy, będąc już w powietrzu, dojrzał pożegnanie kocicy adresowane do niego. Jej zachowanie było dla niego bardzo podejrzane, nawet jeśli "potwornymi ślepiami" nie widział złych intencji związanych z tym gestem, wątpił by go tak szybko, o ile w ogóle, polubiła. Po tym, że już trzeci raz się na niego rzuciła bez powodu, nie miał żadnych wątpliwości, że gdy tylko nadarzy się okazja ona będzie pierwszą, która wbije mu sztylet w plecy. Może powinien jej dosadniej pokazać swoją przewagę nad nią i skuteczniej wymusić na niej posłuszeństwo? Cóż, pomysł był dobry, jednakże w trakcie mogła by przedwcześnie zemrzeć, do czego nie chciał dopuścić, póki nie znajdzie się w mieście, gdzie będzie mógł sobie znaleźć kolejnego sługusa.

        Lot, nie okazał się jednak tak przyjemny jak z początku zakładał. Nie chodziło tu o zmęczenie, czy ból, którego i tak nie czuł, po prostu wierzchołki drzew, za których linią rozpościerały się bezkresne równiny z okazyjnie występującymi wioskami, a tym bardziej widok zachodzącego w dali słońca, mógł być bardzo pięknym widokiem dla normalnych ludzi. On nie zaliczał się do pierwszego ani drugiego i nie wiedział czy jest za to wdzięczny, czy raczej mu z tego powodu przykro. Westchnął ciężko nudząc się jeszcze bardziej niż gdy siedział z kocicą, przez co postanowił zacząć wracać, lecz dostrzegł fragment dzikiej i raczej niewielkiej sadzawki, w której gwiazdy przeglądały swoje świetliste twarzyczki. Szybko zmienił tor lotu i udał się w tamtą stronę. Może i nie należał do tych co przesadzie dbają o swój wygląd i higienę, ale raz na jakiś czas wypadało się wykąpać, poza tym chciał złapać kilka ryb, albo przynajmniej jakieś zwierze, które zbliżyło by się do zbiornika w celu ugaszenia swojego pragnienia. Gdyby nie fakt, że zostawił kocicę samej sobie, może nawet wziąłby do ust coś co zostało przez nią przygotowane do jedzenia, ale w tej sytuacji przemawiała przez niego czysta nieufność.

        Wylądował z gracją na brzegu sadzawki i zaraz przyklęknął i pochylił się w stronę wody gdzie zamajaczyło odbicie jego twarzy, która nie była skryta w cieniu kaptura. Prychnął z pogardą nie zważając na to, że widzi samego siebie i zanurzył złożone w miseczkę dłonie, które po chwili energicznie uniósł ochlapując sobie całą twarz. Po tym mokrą dłonią zgarnął kilka czarnych, niesfornych kosmyków, które uciekły z wiążącego ich rzemyka, do tyłu i założył z powrotem na głowę swoje okrycie. Tak było o niebo lepiej, nie chciał się przyznawać do tego, a tym bardziej pokazywać innym, że miał kiedyś jakiś związek z Najwyższym jako jeden z jego aniołów. Chwilę później zaczął moczyć swoją prawą rękę by zmyć z niej zaschniętą krew, która się uzewnętrzniła, kiedy kocica się w niego wgryzła. Wciąż nie wiedział w jakim zrobiła to celu, ale nie zamierzał pozostawać jej dłużny. W swojej łaskawości i wspaniałomyślności postanowił ją dobrze wychować, by bidulka swoją gwałtownością nie wpadła w przyszłości w kłopoty.

        Wypoczynek był bardzo owocny i nawet dostarczył mu nieco rozrywki. Przede wszystkim w momencie, kiedy wszedł kompletnie nagi do tego niewielkiego zbiornika wodnego i zaraz został zaatakowany przez upierdliwą bandę, upierdliwych automerisów. Kurduplowade wodne pokraki miały pewnie nadzieję na łatwą zdobycz przez wykorzystany przez nich element zaskoczenia, jednakże bardzo się przeliczyły w tej kwestii. Dantalian kopnął tego, który ciągnął go za drugą nogę w stronę głębszej części sadzawki, gdzie osiadł na dnie i wraz ze swoją rodzinką czekali, aż mężczyźnie w końcu zabraknie powietrza. Niestety upadły nie miał tyle czasu, a tym bardziej nie chciało mu się zostawać na kolacji u tych paskudztw, więc szybko w ruch poszedł jego łańcuch, a dzięki opływowemu kształtowi ogniw praktycznie bez żadnych oporów przecinał wodę tworząc przy tym setki maleńkich bąbelek. Woda szybko zmieniła swój kolor, nie tylko przez juchę bestyj, ale również jego samą, gdyż mu też się oberwał od ich pazurów, lecz nie było tragedii. Jęknął cicho zaraz po pokonaniu wszystkich, z powodu kończącego mu się powietrza i mocno przyciskając skrzydła do swoich pleców, by nie utrudniały ucieczki, wypłynął na powierzchnię od razu zanosząc się salwą potwornego kaszlu, przy którym co chwila wypluwał płynu, którego się nałykał. Martwe ciała zaczęły wypływać bezwładnie zaraz po nim, a on postanowił zabrać jedną z pokrak z przebitą na wylot piersią, aby postraszyć swoją towarzyszkę. Nim wystartował do powrotnego lotu udało mu się poćwiartować jedzącego jagody w krzakach królika, więc nie wracał z pustym żołądkiem.

        Gdy zawisł nad obozowiskiem upuścił w powietrzu ciało zielonoskórej poczwary z wodorostowym uczesaniem i oczami przypominającymi te muchy i dopiero jak truchło znalazło się na ziemi, wylądował zanosząc się śmiechem. Wyczarowane skrzydło zmieniło się w świetlistą mgiełkę i zniknęło, podobnie jak oczy na piersi, które zostały zamknięte i znów przypominały jedynie szramę pozostawioną po szponach paskudnego potwora.
        - Ładnie pachnie, miło, że byłaś tak miła i zrobiłaś mi coś do jedzenia, ale nie jestem głodny, Koteczku. - Uśmiechnął się arogancko, co było jasnym sygnałem na to, że planował takie posunięcie od samego początku.

        Przeciągnął się i odwrócił do niej tyłem, ruszając przed siebie by znaleźć sobie jakiś wygodne miejsce do spania. Zatrzymał się jednak, ponieważ poczuł, że nastąpił na coś co nie bardzo przypominała swoją strukturą gałąź. Zaskoczony spojrzał w dół i cofnął zakutą w ciężkiego buta stopę.
        - O, a co to? - zapytał z zaciekawieniem schylając się po pozostawioną przez nią obrożę. Podniósł ją wysoko na poziom swoich oczu i wyszczerzył się parszywie. Odwracając w stronę drapieżnika i potrząsając lekko znaleziskiem. - Nie sądziłem, że lubisz takie zabawki. Wystarczyło powiedzieć, a bym ci na samym początku założył obrożę. - Powiedział z rozbawieniem, patrząc na nią łagodnie. Nie chciał jednak znów dać jej się zaskoczyć, a miał świadomość, że kusi diabła, więc w ramach ostrzeżenia rozwinął łańcuch, by nie próbowała żadnych sztuczek. Miał na ten dzień już dość szarpanin i chciał się jedynie położyć, ale nie mógł zachować uwagi na temat obroży na rano, z drugiej strony to był dobry pretekst na uświadomienie jej, że zginie jeśli choćby tknie go pazurem, nie ważne czy teraz, czy jak będzie spał. W kwestii tego drugiego to tym bardziej nie zamierzał jej ułaskawić, gdyby go zaatakowała podczas snu.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Znudzona Kelisha była akurat w tracie mycia prawego ucha, gdy coś upadło obok niej z plaśnięciem. Jak to kot, podskoczyła z miejsca w górę i bok, omal nie lądując jedną łapą w ognisku. Dopiero głośny śmiech pozwolił jej zrozumieć, jakim cudem trup takiej maszkary spadł z nieba akurat obok niej. Machnęła na powitanie uzbrojoną w pazury łapą w stronę Anioła, nie odrywając wzroku od truchła. Ostrożnie podeszła o krok do paskudztwa, węsząc przed sobą. Gdzieś już coś takiego widziała, albo słyszała o tym, ale nie była pewna, na co tak właściwie patrzyła. W każdym razie zdechło paskudnie i nic nie wskazywało na to, aby miało w planach powstać z martwych. Pantera podeszła jeszcze trochę bliżej i pacnęła nawet ścierwo łapą ze schowanymi pazurkami, po czym natychmiast się cofnęła. Obeszła powoli dziwoląga dookoła, uderzając go jeszcze parę razy, za każdym mocniej. Tak, to coś zdecydowanie było martwe.
Kocica na informację, że jej towarzysz nie był głodny, spojrzała na piekące się mięso i pochyliła mocno łeb, co było chyba najbliższe wizualnie do wzruszenia ramionami. Wyraźnie unikała patrzenia na Upadłego. Podjęła nawet próbę chwycenia leżącego obok niej obrzydlistwa i zatargania jak najdalej od obozu, ale gdy tylko zbliżyła do niego pysk, zrezygnowała z tego pomysłu. Nawet ona miała pewne granice tego, co była skłonna wziąć do ust. Właściwie, gdyby trup nie śmierdział tak mułem, zdechłą rybą i paroma innymi "wspaniałościami", być może potraktowałaby go jak zabawkę, na złość "przyjacielowi".
Komentarz o obroży skwitowała gardłowym warknięciem i położeniem po sobie uszu. Jednak nie zaatakowała towarzysza. Trzymała się postanowienia, aby być dla niego milutką i słodziutką, aż będzie miał tego wszystkiego dość i daruje sobie te złośliwości. Albo przynajmniej odczuje zawód, że jego docinki nie były wystarczająco dopracowane. Rozwinięty łańcuch był dodatkowym argumentem przemawiającym za tym, aby na tę noc zakopać topór wojenny.
Zmiennokształtna podeszła spokojnym krokiem do swoich rzeczy, przeklinając w myślach własne niedbalstwo. Mogła przecież wyrzucić tą cholerną obrożę w krzaki. Chociaż, z drugiej strony... było to narzędzie jej pracy i zdarzało jej się swojego czasu w niej chodzić. Więc chyba nie było czego się tak do końca wstydzić. Łapa podniosła zwiniętą ciasno derkę i obróciła się w stronę pierzastego. Mógł wtedy z łatwością zauważyć, że patrzyła się na ziemię bezpośrednio przed sobą. Unikała zerkania na niego jak tylko mogła, polegając na swoim słuchu i węchu. Zrobiła powoli kilka ostrożnych kroków bliżej niego, po czym położyła fant na ziemi i jeszcze popchnęła lekko nosem. Aby zaświadczyć o swoich dobrych zamiarach, wskazała łapą derkę, potem machnęła w stronę Anioła, a następnie potarła własny kark. Jak dla niej przekaz był oczywisty: pożyczę, żebyś nie przemarzł, ale oddajesz mi obrożę. Po tej krótkiej, ach wymownej pantomimie, wielka kocica położyła się na ziemi, podwijając własne kończyny pod ciało. Ot, taka kocia wersja schowania broni. Końcówka ogona zdradzała jej poddenerwowanie, drgając bezczelnie. Wreszcie panterołaczka nie wytrzymała i spojrzała na towarzysza, oblizując nerwowo jeden kieł. A zaraz potem wepchnęła pysk między łapy a klatkę piersiową, powtarzając sobie w myślach, ze skoro jeszcze żyła, to nie powinien jej teraz bez powodu zabić.
Właściwie udostępnienie Upadłemu jej posłania miało dodatkowe znaczenie - gdyby je przyjął, przesiąkłby zapachem jej ludzkiej formy i dzięki temu najemniczce byłoby łatwiej panować nad sobą w jego towarzystwie.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Z rozbawieniem przyglądał się cudacznym podchodom kocicy pierwszy raz widząc takie zachowania u zwierzęcia, jednakże warto dodać, że była ona pierwszym zwyczajnym futrzakiem, jakiego zwyczaje miał okazję oglądać, gdyż jeszcze do niedawna zajmował się wyłącznie piekielnymi pupilkami. Przypomniało mu to cudowne czasy, kiedy właśnie zajmował się tresurą w Piekielnych Czeluściach. Cieszył się widząc, że przytarganie truchła zmiennokształtnej dało pozytywny efekt, objawiający się jej zainteresowaniem trupem. Nie wiedział co jej się pod czaszką kłębiło odnośnie poczwary, ale najważniejsze było, że nie chciała już się dobrać upadłemu do gardła. Przez to też miał nadzieję, że dziewczyna będzie dobrym i posłusznym zwierzaczkiem. W końcu za dobre zachowanie jest nagroda, a za złe - kara.

        - Automeris. - Podał jej nazwę tej poczwary przeciągając się sennie. Wypadało by nareszcie położyć się lulu skoro marudził o tym przez cały dzień, ale wolał mieć pewność, że nie obudzi się z wydrapanym z piersi sercem, albo skrócony o głowę. - Zamieszkuje dno niewielkich akwenów, jak również może zalęgnąć się w fosach. Zabiera swoją ofiarę na dno i kiedy ta straci dech wyżerają jej serce, przynajmniej podobno. - Wyjaśnił, dodając to ostatnie z obojętnością w głosie co podkreślił wzruszeniem ramion. Nie wiedział ile było w tym prawdy, gdyż to co mówił towarzyszce było ciekawostką pozyskaną od jej poprzednika.

        Po tym krótkim wykładzie odwrócił się od niej i ruszył do wypatrzonego przez siebie miejsca, w którym mógłby się przespać i nie zostać zaskoczonym przez łowczynię, czyli przez spanie opartym o pień drzewa. Wtedy też znalazł zapomnianą przez nią obrożę. Myślał, że jego zaczepka sprawi, że jeszcze trochę się zabawi tak dla zdrowszego snu, ale może samym brzękiem łańcucha za bardzo ją odstraszył, przez co kocica wydawała się jakby nie interesowało ją w ogóle znalezisko upadłego. No cóż, nie zawsze wszystko wychodzi tak jakbyśmy chcieli. Przez moment spojrzał na nią zaskoczony i zawiedziony tym, że nie chciała w żaden sposób zareagować, ale on również szybko zrezygnował po prostu wzruszając ramionami.

        Docierając w końcu pod upatrzone drzewo, usiadł opierając się o pień i obserwował uważnie co jego kochana przyjaciółka kombinowała. Uśmiechnął się z niedowierzaniem i arogancją, kiedy dostrzegł w pewnym momencie, że w ogóle na niego nie patrzyła, co zapewne miało spory wpływ na jej spokojne zachowanie i to, że nie chciała mu już wydrapać oczu. Ciekawiło go czy cały czas zamierzała unikać patrzenia na jego osobę. To dałoby mu wiele okazji do łatwiejszego podejścia i upokorzenia Kelishy, jednakże póki się dobrze zachowywała nie zamierzał jej za bardzo gnębić jeszcze przez przypadek zaczęłaby się buntować, zamiast mieć go za autorytet. Zmrużył lekko oczy patrząc jak ta do niego niepewnie podchodzi. Przekrzywił nieco na bok głowę, ale w żaden sposób nie zareagował, bawiąc się przywłaszczoną błyskotką, nawet jeśli nie odrywał z towarzyszki wzroku. Przez moment nie miał zielonego pojęcia co jej się uroiło w tej kudłatej główce, ale gdy dotarło do niego o co chodziło wyszczerzył się podstępnie.
        - Sprytnie Kiciu, ale ja nie czuję gorąca ani zimna. - Powiedział z dumą chowając w mocno zaciśniętej dłoni skórzany pasek, należący do niej, po czym okrył się swoim skrzydłem jeśli zdradzenie jednej ze swoich zalet nie było dla niej wystarczającą wymówką dla odmówienia jej podarku.

        - Oj, Keli, Keli - mruknął z rozbawieniem, pieszczotliwie zdrabniając jej imię, po pokazaniu przez nią, że z jej strony nie grozi mu żaden uraz zrobiony podczas jego snu. Upadły schował obrożę do swojej kieszeni i wziął podarowaną przez nią derkę tylko po to by przykryć nią kocicę, kładąc się obok i głaszcząc ją po głowie. Niby było dla niego zaskoczeniem, że tak szybko mu się poddała, ale nie miał siły się tym obecnie przejmować, zbyt zmęczony przeżyciami z minionego dnia. Ziewnął mocno i mlaskając kilka razy położył głowę wsuwając pod nią lewą rękę, a prawą dłoń kładąc sobie na umięśnionym brzuchu. Na jego twarzy rysował się zadowolony, usatysfakcjonowany uśmiech spowodowany zdobyciem nowego zwierzaka. Odetchnął głęboko i zamknął oczy powoli usypiając. Przez całą noc jednak pozostawał czujny i przede wszystkim pilnował by przygarnięta przez niego obroża nagle nie wyparowała.

        Ranem nim słońce zaczęło przyświecać obudził się na moment, by przywołać na siebie zbroję. Spanie w niej nie należało do wygodnych, ale wolał to niż, oślepnąć. Przeciągnął się na ziemi, przekręcając z boku na bok i próbując znów zasnąć. Nie było to jednak łatwe i w końcu piekielny zrezygnował ze zmuszania się do tego. Wstał i zainteresował się kocicą, dla której uważał, że starczyło już jego dobroci.
        - Podnosimy szanowną rzyć z ziemi - odezwał się z dziką przyjemnością w głosie, zagłuszanym przez hełm łapiąc towarzyszkę za kark i podnosząc, nie dając jej przez to czasu na zareagowanie na jego słowa. - Zjadłbym coś, więc radzę zagęścić ruchy, inaczej po raz pierwszy w życiu skosztuję pieczonego kota. - Warknął, tym aksamitnie anielskim głosem, ciskając nią w stronę ogniska. Po czym zaczął podchodzić w jej stronę, by jego groźba przybrała na sile.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Ogromnego wysiłku woli wymagało, aby pantera nie zawarczała na bezczelnego skrzydlatego, który pogłaskał ją po łbie. Westchnęła tylko ciężko we własne łapy, zastanawiając się, czym zawiniła bogom. Zanim usnęła, podniosła pysk ku niebu i wpatrywała się przez chwilę w gwiazdy i księżyc. Nie tylko szacowała, ile czasu miała na dotarcie do miasta i planowane porzucenie tam Upadłego po otrzymaniu zapłaty, ale też planowała w myślach kierunek marszu na kolejny dzień. Wreszcie spojrzała na leżącą obok niej postać, wzdrygnęła się lekko i położyła na boku, brzuchem w stronę obozu.
Kilka razy w ciągu nocy budziła się, unosiła czujnie łeb i węszyła. Nie chodziło wcale o to, że wyczuwała jakieś nowe zagrożenie. Po prostu wyuczone przez lata odruchy kazały jej wstać co jakiś czas i sprawdzić, czy wszystko było w porządku. Przy okazji dorzucała drewna do ognia, byle się tliło i robiła króciutki obchód. Za każdym razem postanawiała położyć się gdzieś przy palenisku, ale po kilkudziesięciu sekundach wstawała z głuchym warknięciem, przeklinając w myślach własne sumienie. Wlokła się jak na ścięcie do swojego legowiska z derki i z ciężkim westchnieniem kładła obok pierzastego. Może i twierdził, że nie czuł zimna, ale dla panterołaczki było to zbyt abstrakcyjne pojęcie, aby przyjęła je do wiadomości. Uparła się dostarczyć jego zawszony tyłek do Fargoth w jednym kawałku i to właśnie zamierzała zrobić. Nawet, gdyby później rzeczywiście miała przez tydzień chlać na umór, by zapomnieć o urażonej dumie.

Poranna pobudka nie należała do najprzyjemniejszych.
Najpierw pierzasty zaczął się wiercić za jej plecami, a po tym zgrzyty metalu pocierającego o metal doprowadzały najemniczkę do szewskiej pasji. Położyła więc jedną łapę na uszy, wymieniając w myślach dziesięć powodów, dla których nie mogła zabić tego cholernika.
Wszystkie one przestały mieć na chwilę znaczenie, gdy została podniesiona za kark. Szczególnie, że odruchowo podkuliła łapy, jak małe kocię. Na groźbę upieczenia jej zareagowała głuchym warknięciem i zamachnęła się pazurami. Nie zdążyła jednak nic osiągnąć, bo poszybowała w kierunku dogasającego, ale wciąż gorącego ogniska. Na jej szczęście, rzut nie był dostatecznie mocny, a i ona mogła się pochwalić iście kocią zręcznością. Najpierw upadła na bok, ale szybko zerwała się na równe nogi i stanęła w pozycji bojowej, szczerząc kły i wysuwając pazury. Oj, nie podobało jej się takie traktowanie!
Kelisha bez żadnej wyraźnej przyczyny podniosła nagle łeb i postawiła czujnie uszy, tracąc nieco ze swojej groźnej pozy. Zamiast tego zaczęła węszyć, by po krótkiej chwili odsunąć się w bok, odsłaniając leżące za nią ścierwo automoczegośtam. Wydawała się szalenie z siebie zadowolona i wykonała nawet zapraszający gest łbem. Skoro Aniołeczek był tak głodny, mógł skusić się na względnie świeże mięsko. Seria krótkich warknięć, jakie wydobyły się z gardła pantery, gdy ruszyła truchtem do swojego plecaka, podejrzanie przypominała złośliwy chichot. Zmiennokształtna ominęła towarzysza szerokim łukiem i dopadłszy swoich rzeczy, wytargała z plecaka całkiem spora sakwę z prowiantem zdobytym poprzedniego dnia w wiosce. Rzuciła nią w stronę Upadłego. I tak wolała uniknąć jedzenia tamtejszych specjałów, jakoś nieszczególnie im ufała. Już wolała nazbierać sobie czegoś w lesie. Popatrzyła na swoje bagaże i westchnęła ciężko. Najwyższy czas, aby zaczęła się pakować.
Bez szczególnego entuzjazmu zlokalizowała swoją koszulę i zwyczajnie w nią wlazła przednią połową ciała. Przemiana w człowieka zawsze była odrobinę bardziej wymagająca i skomplikowana. Początkowo absolutnie nic się nie działo, gdy zwierzołaczka szukała w sobie tych ludzkich cech, które zwykle pozwalały jej zmienić postać. Przywołanie instynktu, aby stać się panterą było banalnie proste. Zawsze czekał przyczajony gdzieś płytko w jej świadomości. Kiedyś nawet usłyszała, że pewna przemiana w zwierzę będzie jej ostatnią i nie zdoła już przybrać innej formy. Wreszcie mięśnie zadrgały i niechętnie poddały się woli dziewczyny. Futro powoli znikało, wrastając pod skórę, kości przesuwały się z nieprzyjemnym zgrzytem. Najgorzej było z pyskiem. Zęby zmniejszały się i chowały w dziąsłach powoli, wywołując w pewnej chwili cichy jęk najemniczki.
Już we względnie ludzkiej postaci chwyciła się za żuchwę i poruszyła nią kilka razy, by upewnić się, że wszystko było na swoim miejscu.
- Dwie sprawy. - Powiedziała bardziej chrapliwym, niż zwykle głosem. Wstała z ziemi, mając wyraźny problem z utrzymaniem równowagi na tylko dwóch kończynach. Błyszczące kocie oczy skierowała na pierzastego milusińskiego. - Kiedy założyłeś to cholerne żelastwo? Gdzie masz łańcuch, skrzydło? Jak zamierzasz jeść w hełmie?
Łapa ruszyła w stronę towarzysza, ostrożnie stawiając kroki.
- Druga: nie pytaj, kiedyś wyjaśnię. Mi to pomoże nie zwariować, nie chcę zaatakować. Korzystam, że jeszcze myślę bardziej... jak ona. Potem zjedz coś, jak musisz, ja się ubiorę, spakuję i idziemy. Zmarnowaliśmy wczoraj za dużo czasu. Nachyl się, nie utrudniaj. - Kelisha zmusiła się, żeby stanąć jak najbliżej Upadłego i wyciągnęła jedną rękę, by chwycić go za kark. Postanowiła próbować oswoić się lepiej z naturą Anioła, a tym samym wywoływanym przez niego strachem, w bardzo intuicyjny, prymitywny wręcz sposób: oznaczając go własnym zapachem. Nie dałaby pewnie rady się zmusić, aby zrobić tego, gdy nie miał zbroi, więc na początek hełm musiał wystarczyć. Miała w planach zwyczajnie otrzeć się kącikami ust o oba zasłonięte blachą policzki cholernika, aż zęby zazgrzytałyby o metal. Problem polegał na tym, że jeszcze nie czuła się do końca pewnie w ludzkim ciele, musiała się więc go przytrzymać, aby stanąć na palcach i dosięgnąć celu.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Z tego co zauważył, jego słowa nie bardzo dotarły do kocicy, przez co zacisnął pięści, a czerwień bijąca ze szpary w hełmie nabrała intensywności. Skoro tak chciała się bawić nie widział żadnego problemu, choćby i miał wypisać swoje żądania na jej czole, czy co tam koty mają nad oczami. Tym bardziej był wkurzony, ponieważ myślał, że wczoraj dał jej jasno do zrozumienia, iż słucha się go bez żadnego "ale". No cóż. Pomylił się co to tego i to bardzo, a wcale nie lubił się mylić, dlatego zamierzał dać kocicy stosowną nauczkę. Żałował, że przez przeklęte słońce nie może opleść jej łańcuchem i tak mocno zacisnąć, aż nie została by poćwiartowana na zapchlone, miauczące kawałki. Jednakże jej zachowanie, a bardziej to co właśnie robiła, sprawiły, że na ten moment jej odpuścił. W końcu potrzebował jej... towarzystwa, aby dotrzeć do miasta.

        Z zaciekawieniem przyglądał się grzebiącej w swoich rzeczach zmiennokształtnej, nie wiedząc czego ona w ogóle szuka. Mając arsenał całkiem imponujących pazurów i kłów, o których skuteczności przekonał się zeszłej nocy, nie potrzebowała nic więcej podczas łapania dla niego śniadania. Choć to się wydawało niemożliwe, zacisnął pięści jeszcze mocniej aż rozbrzmiało strzelanie kości, stłumione przez blachę. Niosąc na sobie obiecującą męki, albo chociaż śmierć, aurę zaczął energicznym krokiem zmniejszać dystans dzielący go od pantery, która rzuciła w niego wypchaną sakwą. Zaskoczony podniósł pakunek i rozwiązał zaglądając do środka, a ujrzawszy w nim jedzonko przeniósł wzrok na partnerkę, uśmiechając się z satysfakcją.
        - Dobry koteczek, a już myślałem że obszyję sobie naramienniki kocim futrem, z którego reszty zrobiłbym sobie przepaskę na biodra albo pelerynkę. - Przerzucił pakunek przez ramię, trzymając jedynie za związujący go rzemień i zbliżył się do niej, aby, o dziwo, lekko poklepać ją po głowie w ramach nagrody. Nie liczył jednak na to, że coś faktycznie do niej dotarło, ale to już była jej sprawa skoro chciała się szybciej pożegnać z życiem.

        Przeciągnął się z obojętnością, nie puszczając nawet na moment podarowanych smakołyków, jakby przed chwilą nie planował zdjęcia żywcem skóry ze zmiennokształtnej i odwracając się na pięcie odszedł od niej w stronę zostawionego przez siebie wczoraj truchła żaboluda, nie przyglądając się jakże widowiskowej przemianie pantery z powrotem w człowieka. Szturchnął butem martwe cielsko, nieporównywalnie delikatniej do tych kopniaków, którymi poczęstował przyjaciółkę, obracając je na brzuch, a następnie postawił na nim jedną stopę i chwycił jego rękę, wykręcając ją do tyłu, a następnie jednym i pewnym ruchem z łatwością wyrwał ją ze stawu trzymając obecnie oderwaną kilka długości palca nad trupem, po czym od tak sobie rzucił w zarośla przed sobą. Te zaszeleściły gwałtownie, a po chwili z krzaków podniosła się gruba łodyga z pąkiem przypominającym paszczę, z której wystawała jedynie dłoń żabiego stwora. Roślina zdecydowanym ruchem podrzuciła kończynę lekko do góry i złapała ją w powietrzu, mlaszcząc ze smakiem. Kiedy już zjadła wyprostowała się delikatnie falując na boki, jak jakiś wąż wyraźnie w oczekiwaniu na więcej. Akurat w momencie, gdy upadły zerknął przez swoje ramię po usłyszeniu jęknięcia ze strony towarzyszki, które wywołało na jego twarzy pełen przyjemności, złośliwy uśmiech.
        - Jako kot wydawałaś się przystojniejsza - zakpił z niej ze śmiechem odrywając drugą kończynę i rzucając ją podobnie, jak pierwszą. Nie czekał jednak aż tym razem Capa'n skończy, słysząc słowa dziewczyny, podniósł automerisa za głowę, wbijając mu palce, na których końcówkach zbroja była lekko wydłużona i zaostrzona w formie niewielkich pazurów, a następnie z dziką radością cisnął cielskiem do istnego siedliska tych mięsożernych chabręzi. Te zaraz wywołały ogromny hałas spowodowany bitwą kilku paszczowatych pąków o podarowaną padlinkę.

        - Tajemnica - mruknął i zachichotał na pierwszą "sprawę" Kelishy. - A jeść zamierzam normalnie, jak człowiek. - Wyszczerzył się podstępnie i z rozbawieniem do samego siebie, na myśl o tym co kicia powie gdy zobaczy jego sztuczkę.

        Dantalian kilka razy otarł o siebie dłońmi, a po tym wytarł je w okute zbroją uda, chcąc się pozbyć niewidzialnego w jego mniemaniu brudu, co jedynie spowodowało, że umazał sobie zbroję krwią wodnej poczwary i odwrócił się w stronę ukochanej towarzyszki. Pomachał jej jakby się dawno nie widzieli i ukłonił teatralnie rozpoczynając swoje show. Wyprostował się dumnie i przeciągnął mocno ściągając łopatki do tyłu, przy jednoczesnym wypinaniu klatki do przodu, po tym ruszył głową w każdą stronę wydając przy tym charakterystyczne strzyknięcia kośćmi i uniósł prawą dłoń, którą chwycił dolną krawędź hełmu, przytykając ją mocno do niego jakby chciał sobie zakryć usta. Dość skromna iluminacja, której jedynym efektem było pojawienie się czarnej mgiełki i odkrycie bladej cery i warg mężczyzny, wykrzywionych w drapieżnym uśmiechu. Blacha hełmu, w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą jego ciało było okrywane, wyglądała jakby postrzępiona i przeżarta przez ciemno fioletowo-granatową rdzę. Nie była to jednak iluzja.

        Widząc jej chwiejny krok, łaskawie podszedł w jej stronę kilka kroków by ona nie musiała się aż tak męczyć, a i tak musiał wyciągnąć w bok ramię, by uniemożliwić jej upadek twarzą w ziemię u jego stóp, choć widok i satysfakcja jaką by mogły być warte zapamiętania na długie stulecia. Wysłuchał spokojnie "drugiej sprawy", której... W ogóle nie rozumiał. Przekrzywił lekko na bok głowę, a jego usta wykrzywiły się charakterystycznie, zdradzając jego zdezorientowanie i zdziwienie.
        - Uuuu, lubię to. - Mruknął z aroganckim uśmiechem, który mogła łatwo zobaczyć skoro tej części jego ciała nie zakrywała zbroja i nachylił się lekko, spełniając jej prośbę. Widząc, że wciąż niepewnie stoi na swoich nogach objął ją w talii i przycisnął do siebie by im obojgu było tak stać w bezruchu. Nie spuszczał oczu z jej własnych, czujnie się przyglądając zmiennokształtnej, gotowy w każdej chwili ją zbesztać fizycznie jeśli tylko wykonałaby jakiś nieodpowiedni ruch. Przez cały czas analizował w głowie jej bełkot, który za każdym razem wydawał mu się bardziej zrozumiały, aż w końcu zrozumiał co nią kierowało, jednakże nie to co chciała zrobić.

        Kiedy się o niego ocierała, podniósł wolną rękę i pogładził nią policzek przyjaciółki, który następnie ujął i przytrzymał, by, tracąc na moment zdrowy rozsądek, wycisnąć silny pocałunek na jej ustach, jednocześnie wsuwając swój język.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Pocałowana z zaskoczenia Kelisha poczuła się, jakby grunt usunął się jej spod nóg. Cały świat zatrzymał się na chwilę i coś zatrzepotało silniej w jej wrażliwym serduszku. Skupiała się tylko na tym momencie i obejmującym ją Aniele. Czyżby legenda o przepołowionej duszy panterołaka była prawdziwa i ona właśnie odnalazła tą zaginioną połówkę, swoją jedyną szansę na prawdziwe szczęście?

Z tym, że nie do końca. Nie ta bajeczka.

Łapa wybitnie naprawdę nie lubiła, gdy dotykał jej bez powodu ktoś, komu nie ufała. Dla przyjaciela, czy wieloletniego druha w boju byłaby gotowa zmieniać się na zawołanie i pozwalać drapać po brzuszku. Ba, mogłaby nawet robić za żywą poduszkę, czy podnóżek w kociej postaci.
Ale ten Upadły na takie zaszczyty nie zasługiwał.
Aby oddać całość prawdy należałoby nadmienić, że najemniczka rzeczywiście była wdzięczna za przytrzymanie jej. Tuż po przemianie była jeszcze skołowana i walczyła z instynktami, które nakazywały jej poruszać się całkowicie inaczej. Z jednej strony to zniknięcie fragmentu hełmu było jej na rękę: mogła zostawić własny zapach bezpośrednio na skórze pierzastego, a nie jego zbroi. Jednocześnie ta sztuczka była bardzo niepokojąca. W głowie dziewczyny pojawiła się przelotna wątpliwość, co jeszcze potrafił i jak bardzo był niebezpieczny. Starała się nie patrzeć na niego, szczególnie w okolice oczu, aby ograniczyć wywoływany przez niego strach. Chciała mieć to wszystko jak najszybciej za sobą.
Wyciągnęła się, przytrzymując karku Anioła i przyłożyła lewy policzek do jego twarzy, wykrzywiając wargi w czymś na kształt jednostronnego uśmiechu odsłaniającego zęby. Przyciskając jak najmocniej, otarła się o niego, na ile pozwalała "dziura" w hełmie. To samo zrobiła po przeciwnej stronie i poprawiła nawet lekko o brodę. Tyle na początek powinno wystarczyć, aby następnym razem nie miała ochoty tak od razu go zagryźć, albo chować się na drzewie. Względnie zadowolona ze swojego "dzieła" już miała nakazać puszczenie jej, ale nie zdążyła.
Sama nie wiedziała, czy bardziej zaskoczyło ją pogłaskanie po policzku, czy pocałunek. Przez mgnienie oka stała po prostu jak wryta z umysłem nieskalanym ani strzępkiem myśli. Dlatego też, gdy wreszcie zareagowała, zrobiła to bez jakiegokolwiek zastanowienia. Chwyciła mocniej cholernika za kark, żeby jej nie nawiał i rozchyliła usta, pogłębiając pocałunek, by zmniejszyć czujność "partnera".
A potem gwałtownie zacisnęła mocno zęby, wbijając je w cudzy język.
Zauważyła już wcześniej, że Upadły wydawał się nieszczególnie zważać na ból. Ale własną krew musiał poczuć i zrozumieć przekaz. Zwierzołaczka zaciskała szczęki na tyle mocno, by jakiekolwiek szarpnięcie pozbawiło go części narządu mowy, ale nie próbowała go odgryźć. Jeszcze. Po kilku uderzeniach serca wypełnionych agresywnym, przytłumionym warkotem i wściekłym spojrzeniem żółtych oczu, Łapa puściła wreszcie i wyrwała się z rąk skrzydlatego.
- Następnym razem ci go odgryzę! Zobaczymy, jak to sobie wyleczysz. - Obiecała z groźbą w głosie, prezentując czerwone od lepkiej posoki uzębienie. Krwią umazane miała również usta i część brody. Obróciła się na pięcie i przeszła kilka kroków, zanim omal nie nadepnęła bosą stopą na długie, czarne pióro. Kucnęła by je podnieść i kręcąc nim w palcach, zerknęła przez ramię. - Znam w Fargoth rzemieślnika, który zrobi mi z tego przepiękne strzały. Może uzbieram na cały kołczan?
Mówiła przesłodzonym, pełnym złośliwego jadu głosem. Ale rumieniec na policzkach i ruchy zdradzały jej poddenerwowanie. Wcisnęła pióro za ucho, zaplątując końcówkę we włosy. Przy tym geście zauważyła ruch w krzakach za rycerzykiem i przypomniała sobie, co zrobił z truchłem przytarganego przez siebie paskudztwa. Miała dziwne podejrzenie, że jej ramię mógłby wyrwać równie łatwo. Miała więc dwa wyjścia: paść na kolana, przymilać się i błagać o litość, albo pójść za ciosem. Wybór był dla niej oczywisty. Ponownie pokazała piekielnikowi plecy i podjęła przerwany marsz do swoich rzeczy z zamiarem ubrania się wreszcie. Przy każdym kroku wyraźnie było widać, że opierała o ziemię wyłącznie palce stóp i ustawiała je po kociemu: jedna dokładnie przed drugą. Przez to jej wzburzenie było jeszcze wyraźniejsze, gdyż do szerokich, bezwiednych ruchów czarnego ogona dołączyło kołysanie biodrami.
- Zrobimy tak. Jak oddasz mi moją własność i będziesz grzecznym Aniołkiem, upoluję ci wieczorem bażanta, młodego zająca, czy co tam dobrego się trafi za lasem, na równinach. A jak nie będziesz grzecznym Aniołkiem, ja na kolacje pieczone skrzydełko zjem i tak! - Dziewczyna postanowiła, że ten drobny układ z wizją nagrody mógł pomóc zamazać złe wrażenie i pozwolić jej zachować kręgosłup na jego aktualnym miejscu, ale też ani myślała zrezygnować z przewagi w walce o dominację. Ba, nawet celowo stała do niego tyłem i to z dwóch powodów. Po pierwsze: nie odczuwała tak bardzo skutków jego aury strachu. Nie to, żeby się go w ogóle bała, nic a nic! Po drugie: pokazywała ostentacyjnie, że czuła się na tyle pewnie, by nie interesowały ją jego poczynania. Ale zdradzieckie panterze uszy, wystające z lekko potarganych włosów, obrócone były czujnie w jego stronę.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Nie czując żadnych oporów z jej strony, a nawet pogłębienie przez nią tej czułości, kąciki ust Dantaliana, złączone z tymi towarzyszki uniosły się ku górze w tryumfalnym uśmiechu, z jego gardła za to wydobył się cichy pomruk pełny czystej przyjemności. Może nie była gorącą pokusą, ale wcale nie narzekał, wszak dawno nie poddawał się pieszczotom trzymając w ramionach jakąś kobietę. To był też jeden z powodów, dla których pragnął zawitać w bardziej cywilizowanym mieście (czyli takim, który miał co najmniej jeden zamtuz). Jego obejmująca talię dziewczyny dłoń zjechała ze środka pleców na jej pośladki i w tym momencie Upadły poczuł metaliczny posmak. Wyraz zaskoczenia szybko wykwitł na jego twarzy, ale gdy tylko zamierzał przerwać pocałunek i się cofnąć zrozumiał co się stało.
        Ta zapchlona ladacznica go użarła!

        Ogarnął go niewyobrażalny gnie, przez który zacisnął pięści. Wytrzymał jednak cierpliwie, trzymając w ryzach swoje wzburzenie, aby nie stracić języka, który tak szybko by mu się nie wyleczył jak zwykłe rany, o ile w ogóle. Jeszcze nigdy w życiu żadna suka go tak nie potraktowała, dlatego też kara nie będzie należała do najprzyjemniejszych... No, przynajmniej nie dla niej. Na dobry początek chciał jej ofiarować siarczystego policzka, jednak za długo się z tym ociągał przez to, iż dał jej się wypowiedzieć. Pluł sobie przez to w twarz, oczywiście nie dosłownie, ale zaraz wzruszył z obojętnością ramionami do swojego poczucia winy z powodu zwłoki, przecież będąc na nią skazanym przez najbliższych kilka dni, mógł się jeszcze zrewanżować i to nie raz.

        Patrzył z niewypowiedzianą złością na zmiennokształtną i cały czas cierpliwie czekał aż przestanie czuć posmak krwi w swoich ustach. Kiedy odeszła nieznacznie od niego i po chwili się odwróciła, nie mógł się powstrzymać i splunął jej w twarz resztką zebranej w jego ślinie juchy.
        - To bardzo dobry pomysł - mruknął przez zaciśnięte zęby, wpatrując się w nią jak w najgorszego wroga i życząc śmierci na tysiąc sposobów, oczywiście za każdym razem zadanej z jego ręki, inaczej nie byłoby w tym żadnej zabawy, a tym bardziej satysfakcji. - Przydadzą się do zastąpienia twoich kości. - Dokończył podnosząc zamaszystym ruchem z ziemi upuszczoną wcześniej sakwę z jedzeniem, którą rozwiązał i zaczął jeść, co wraz z poprawnie wypowiedzianymi słowami, bez żadnych trudności, oznaczało, że mięsień w jego jakże uroczej buźce, odpowiedzialny za poprawne wysławianie się i odczuwanie smaku, już się w pełni wyleczył, albo przynajmniej w znacznym stopniu.

        Cały czas bacznie obserwował jej poczynania, od wplecenia we włosy jego pióra, po obrócenie się z czymś na kształt niepokoju, kiedy zdała sobie sprawę o obecności ucztujących Capa'nów. Choć nie bardzo miał już na nią ochotę, prędzej pragnąłby ją ujrzeć rozczłonkowaną z okropnym wyrazem pełnym ogromnej agonii i cierpienia na zastygłeś przez śmierć twarzy i rzuconą ogarom na pożarcie, niż nagą u swego boku w porozrzucanej pościeli, nie mógł odwrócić wzroku od kołyszących się kusząco bioder zmiennokształtnej o iście kocich ruchach. Prychnął z pogardą pod nosem i odwracając wzrok w bok wepchnął sobie do ust niemal pół słodkiej bułki, którą znalazł w sakwie pełnej owoców, warzyw i ususzonych wiejskich specjałów, ewentualnie tak słonych, że na samą myśl zasychało mu w gardle.

        - Ależ oczywiście, że ci to oddam - powiedział najniewinniejszym tonem, aksamitnego i łagodnego głosu, na jaki tylko dał radę się zmusić przy jednoczesnym myśleniu o tym by wykąpać się w jej krwi ze szczególnym naciskiem na genitalia i miejsce między pośladami, a z jej rozszarpanej jamy brzusznej zrobić sobie wychodek; i skłonił się nisko jak jakiejś wielkiej hrabinie, bezczelnie kpiący i pogardliwy uśmiech na twarzy psuł jednak cały efekt o jego dobrej aurze i usposobieniu. Jednakże dla potwierdzenia swoich słów wyciągnął obrożę z boku przy pasie swojej zbroi jakby tam miał jakiś mieszek na drobne fanty przydatne w podróży i trzymając za jeden koniec lekko nią potrząsnął na boki, aż zafalowała jak wężyk wspinający się do góry. - Jest twoja jak tylko dojdziemy do miasta... Dziecinko - zachichotał podstępnie podrzucając obrożę lekko do góry, by zaraz zniknęła w czymś co przypominało czarny ogień, albo dym podobny do tego, który towarzyszy pojawieniu się na Upadłym jego zbroi, jak i jej "zdjęciu".

        Ściągnął w przeciwne strony sznurek otaczający podarowaną przez kocicę torbę z jedzeniem i ją zawiązał, przerzucił sobie przez ramię i zbliżył się do towarzyszki gotowy do dalszej drogi. Cały czas miał odkrytą dolną cześć twarzy, dzięki czemu jego złowrogi uśmiech był dobrze widoczny.
        - Prowadź moja droga kiciu. - Mruknął z dozą znudzenia i jakiejś dziwnej oraz trudnej do zidentyfikowania cząstki, po czym przyłożył prawą dłoń powyżej szpary wzrokowej hełmu i przesunął ręką w dół aż do samej szyi, nie mając już odkrytego, nawet małego fragmentu swojej twarzy. - Ah, zapomniałbym - pacnął się lekko w "czoło" wydając przy tym krótki brzdęk obijającego się o siebie metalu. - Na twoim miejscu nie byłbym taki pewny siebie, bo może cię to kiedyś zgubić. - Jego głos znów był zagłuszany przez blachę pancerza na głowie.

        Ponownie wznowili wycieczkę, a idący w milczeniu piekielny czekał tylko cierpliwie na odpowiedni moment, by zrewanżować się panterze. Oooo, jak on się nie mógł doczekać, zrzucenia z siebie tego irytująco hałasującego rynsztunku, który jedynie ograniczał pełnię jego możliwości, ale nie miał innego wyboru jeśli chciał zachować swój wzrok. Ze zwykłej nudy i złośliwości znów dobrał się w marszu do plecaka dziewczyny, z którego podwędził chyba już jej ostatni bukłak z wodą i się jej trochę napił, znów na moment pozbywając się dolnej części hełmu, a po tym z nudów wylał resztę na piach na swojej drodze i wyrzucił niepotrzebne mu naczynie w chaszcze rzednącego powoli lasu, co wskazywało ewidentnie, że powoli z niego wychodzą, aby po jakimś czasie dojść na rozciągające się daleko, wspomniane przez partnerkę, równiny.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Gdy Anioł zajadał się jej zapasami, najemniczka ubierała się i pakowała. Robiła to szybko, ale ruchy zdradzały raczej wprawę, niż niedbały pośpiech. Spodnie, buty, zaciśnięcie wszelkich możliwych supłów, staranne poukładanie w plecaku niemożliwej ilości klamotów, z których każdy był przecież niezbędny, gdy życie spędzało się na szlaku. Przy okazji wyciągnęła z bagażu całkiem spory zwitek rzemieni różnej grubości i długości. Bez wahania wybrała dwa, jednym z nich zastąpiła ten przecięty przy koszuli. Przeliczyła strzały, sprawdziła jakieś zapomniane resztki sucharów na najczarniejszą godzinę, które bardziej nadawały się do rozbijania krasnoludzkich głów, niż jedzenia z powodu swojej twardości. Ale ani myślała je wyrzucać. Drugi rzemień wykorzystała do związania włosów w ciasny kok, a do luźnego końca przywiązała anielskie pióro. Ot tak, bo kto by jej zabronił. Wreszcie westchnęła ciężko i podwinęła koszulę, której skraj przytrzymała zębami, odsłaniając brzuch. Nie ciągnęło jej do publicznego obnażania się, ale tylko tak mogła ukryć ogon. Owinęła się nim ciasno w talii, końcówkę przyciskając jedną dłonią, zaś drugą obwiązała go kolejnym, dość szerokim paskiem skóry. Zawiązała porządny supeł i sprawdziła, czy wszystko było na swoim miejscu. Na koniec zostawiła sobie pas z bronią i kołczanem oraz płaszcz. Zarzuciła na siebie cały dobytek i sklęła się w myślach, sięgając po łuk. Na śmierć zapomniała zdjąć z niego cięciwę poprzedniego wieczora, co natychmiast uczyniła.
Nie musiała nawet pytać, czy piekielny był gotowy do drogi, sam ją popędził. Na "przyjacielskie" ostrzeżenie zareagowała, cmokając w stronę rycerzyka, po czym zarzuciła kaptur na głowę.
- I wzajemnie, ale ty chyba już to wiesz. - Oblizała sugestywnie usta z jego krwi, choć jeszcze sporo zasychało jej na brodzie. Złośliwie postanowiła jej jeszcze nie ścierać. - A obroża ma do mnie wrócić w stanie nie gorszym, niż była gdy ją zabrałeś! Te ćwieki są srebrne, sporo mnie kosztowała. Jeśli twoje sztuczki ją uszkodzą, będziesz mi za nią dłużny. Albo kupisz lepszą.

Marsz w ciszy przerywanej tylko szelestem liści pod nogami i zgrzytem zbroi towarzysza był dla Kelishy istnym błogosławieństwem. Chwilami nie mogła się powstrzymać i uśmiechała się lekko, z wyraźną błogością wypisaną na twarzy. Po drodze zebrała sobie solidną garść bukowych orzeszków, które rozgryzała w charakterze skromnego śniadania, plując w bok łupinkami. Raz czy dwa złapała się nawet na cichym pogwizdywaniu melodii nieszczególnie przystojnych pijackich przyśpiewek. Spojrzała czujnie przez ramię, gdy Upadły zaczął grzebać jej w plecaku, ale uspokoiła się dojrzawszy jego zdobycz.
- Trzeba będzie uzupełnić zapasy wody przy najbliższej okazji. Do wieczora może na siłę starczy... W sumie napiłabym się. - Tuż po tym, jak ta myśl pojawiła się w jej głowie, usłyszała bardzo niepokojący w obecnej sytuacji dźwięk strumienia wody zderzającego się z ziemią. Odwróciła się gwałtownie i zamarła z otwartymi ustami.
- Oszalałeś?! - Zawołała i rzuciła się do przodu, jednak było już za późno. Pusty bukłak poszybował prosto w krzaki i zniknął jej z oczu. - Ta woda miała wystarczyć do wieczora, ty zakuty łbie! Jeżyny! Świetnie, do szczęścia oprócz idioty w zbroi brakowało mi cholernych kolców! Jak się porwie... Yrgh!
Panterołaczka zmełła w ustach przekleństwo, ściągając plecak i stawiając go na ziemi. Zaczęła przełazić przez chaszcze, starając się jak najmniej pokłuć.
- Przez ciebie będę musiała szukać teraz jakiegoś źródła, chociaż czystej sadzawki... Moja cena wzrasta za takie wymysły, ostrzegam! Dobra, widzę... Cholera, nie sięgnę. - Dziewczyna przez chwilkę rozglądała się na boki za czymś, czego mogłaby użyć do wyciągnięcia cennego dla niej naczynia. Wreszcie przypomniała sobie o bezużytecznym dotąd mieczu przy jej boku. Sięgnęła po rękojeść, ale cofnęła gwałtownie rękę z cichym syknięciem, po czym przyłożyła ją szybkim ruchem do ust. Tą potyczkę chwilowo wygrywały jeżyny. Z bliżej nieznanych przyczyn zmiennokształtna spojrzała na upadłego z wyraźnym strachem w kocich oczach. A przecież tylko zadrapała się leciutko i na skórze pojawiła się nie więcej niż jedna, maleńka kropla krwi. Jako najemnik powinna lepiej znosić znacznie cięższe obrażenia. A mimo to ukryła dłoń w rękawie i broń wyjęła już lewą ręką. Ostrożnie sięgnęła klingą w stronę bukłaka, usiłując zaczepić o niego i podnieść z zarośli.
- Jak tylko wyjdziemy z lasu, pokażę ci w którym kierunku masz iść. Ja przebiegnę się po okolicy i poszukam wody. Może ustrzelę na kolację coś lepszego od kuroliszka. Potem wytropię cię bez problemu. I tak marnujemy za dużo czasu, a musimy być w Fargoth na czas. Więc masz iść marszem, nie spacerem, jasne? Dobra, mam! - Rzeczywiście Łapa zdołała podnieść skórzany worek, na którym nie było widać szczególnych uszkodzeń. Chwyciła go ostrożnie w zęby i zabrała się za powrót na ścieżkę, rozsuwając kolczaste pnącza krótkim mieczem. Bezpieczna, poza zasięgiem morderczych objęć jeżyny, schowała broń do pochwy na biodrze i chwyciła bukłak w lewą dłoń. - Ej, właściwie, jak ja mam na ciebie wołać? Sukinsynu? Ptasi móżdżku? Kretynie pierzasty?
Zmiennokształtna wyraźnie była wściekła na Anioła za taką lekkomyślność. Ale tym razem nie próbowała demonstrować jej inaczej, niż słownie. Ruszyła w stronę porzuconego plecaka, by umieścić zdobycz na swoim miejscu i zabrać bagaż.
- Idziemy. Tylko żwawo. Jak nie nadrobimy, będziemy szli nocą. A wtedy nici z gorącej kolacji. Właściwie... trzymaj. - Odpięła od pasa pochwę z mieczykiem i rzuciła w kierunku piekielnika. - Pewnie nikogo na równinach nie spotkamy, bo daleko od szlaków, ale w razie czego nie chcę, żeby szły przed nami plotki o rycerzyku rozrywającym ludzi gołymi rękami. Wiesz, tępym do siebie, ostrym w kogoś.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        - Mogę ci odkupić, ale wtedy będziesz należała do mnie - uśmiechnął się podstępnie z wyższością. - Nigdy nie inwestuję w nic co nie należy do mnie. - Dodał niewinnie i ruszył w dalszą drogę do Fargoth.

        Przez to co mu zrobiła ciężko było Dantalianowi myśleć o niej jak o zwykłej kobiecie, bardziej go korciło, aby traktować ją jak zwierze, które dla dobra ogółu i jego zarobku, powinno zostać jak najszybciej złamane by bezmyślnie wykonywało wolę swojego właściciela, a w przeciwnym wypadku ją zabić, bo skoro miała własne humory i niezależny charakter nie nadawała się do czegokolwiek. Zero zysku, zero pożytku, więc po co się męczyć z czymś takim? To, że przy niej nuda nie śmiała mu się w twarz i niebawem dotrze do miasta nie gubiąc się przy tym po drodze dziesięć razy, było jedynym pożytkiem jaki mu dawała. Co się drastycznie zmieni kiedy już znajdą się w Fargoth. Tam też będzie mógł bez skrępowania znaleźć sobie drugiego półgłówka, który go poprowadzi dalej o ile Upadły ustali swój kolejny cel, bo jak na razie wszystko czego potrzebował to panienki, albo nawet czterech, mocnego alkoholu i jakiejś ciepłej i porządnej meliny, w której mógłby zabawić tak długo, dopóki nie wymyśli co dalej.

        Ociągając się za zmiennokształtną zastanawiał się jak tu umilić sobie czas. Mógłby znów zacząć jej biadolić, tak jak dnia poprzedniego, ale irytowało go to pewnie tak samo jak ją i choć były to same kłamstwa, wypowiedziane tylko po to by trochę powkurzać kocicę. Nie dało to większego efektu wcześniej, więc zapewne teraz także by się nic ciekawego nie stało. Przez to musiał wymyślić coś innego by choć trochę się na niej zemścić i tak, jakby Najwyższy poznał pragnienia swojej czarnej owieczki, zachciało mu się pić. Nie wypił za wiele, raptem dwa łyki, a dostrzegłszy, że Kelisha zerka w jego stronę, zaraz przyszedł mu do głowy genialny pomysł. Po zaspokojeniu swojego pragnienia po prostu wylał resztę wody z czystej złośliwości, czego powodem było to, że i ona by się napiła. Na jej krzyk wybuchnął jedynie usatysfakcjonowanym śmiechem, niezwykle dumny z siebie, że udało mu się wywołać u niej jakąś reakcję, co w sumie było do przewidzenia, ale samo uczucie jego wygranej się liczyło. Nie chciał jednak na tym poprzestać i zapewne dolewając oliwy do ognia, wrzucił pusty bukłak w chaszcze, które nie otrzymały od niego nawet grama uwagi, a ta obecnie była w pełni poświęcona wzburzonej towarzyszce.
        - Oh, jakże mi przykro. - Mruknął z udawaną skruchą wciąż się pod hełmem szczerząc jak głupi do sera. Z rozbawieniem obserwował poczynania dziewczyny, ale kątek oka zerkał na pozostawiony przez nią plecak. Nie zamierzał przepuścić takiej okazji do jeszcze większego dogryzienia jej za to, że go ugryzła.

        Chwilę jeszcze odczekał, aż partnerka podróży nie znalazła się w samym środku krzaków pełnych kujących cierni. To był idealny moment by przysiąść sobie beztrosko przy jej plecaku, jak dziecko przy swoich klockach, otworzył ostrożnie by niczego nie uszkodzić i przewrócił do góry nogami za materiał u dołu wysypując całą zawartość na ziemię bez żadnej delikatności w obawie, że coś popsuje, jakby to był po prostu zwykły worek ze śmieciami w środku. Ze znudzeniem zaczął przebierać w jej rzeczach wyrzucając za siebie te, które nie zasłużyły na jego zainteresowanie przez co po chwili było wszystko porozrzucane dokoła niego. Przywłaszczył sobie kilka co cenniejszych rzeczy, które zaraz schował pod zbroją za pomocą swojej magii tak jak to się stało z obrożą dziewczyny.
        - Iść marszem, nie spacerem - ziewnął ze znudzeniem wstając z ziemi i wychodząc poza pole bałaganu, jaki przez przypadek się stworzył, kiedy kocica była zajęta odzyskiwaniem wyrzuconego przez niego bukłaka, a nie pilnowaniem swoich rzeczy. Dantalian nie miał sobie nic do zarzucenia, bo to ona zostawiła mu swój plecak do zabawy. Przeciągnął się sennie i usiadł sobie pod drzewem, gdzie wznowił swoje śniadanie.
        - Jak wolisz tylko nie zapomnij dodawać PAN do każdego - prychnął z pogardą i wzruszył ramionami biorąc kolejnego gryza suszonego mięsa. Ani mu się śniło wyjawić swoje imię tak nędznej i bezczelnej istocie jak ona. - Kilka razy zdarzyło mi się słyszeć, że jestem Czarnym Rycerzem, albo Testamentem, więc musisz się popisać nie lada kreatywnością, aby to przebić. - Zaśmiał się z kpiną kończąc posiłek i wstając znów na równe nogi. Wywołując salwę strasznie głośnego brzdęku otrzepał sobie dłońmi pośladkową część zbroi z niewidzialnego kurzu, a po tym ukrył pewny siebie uśmieszek pod fragmentem hełmu, który znów znikł gdy upadły przysiadł do posiłku.

        Był wyjątkowo cierpliwy kiedy zajęta była sprzątaniem swoich maneli, nie przeszkadzał jej, a nawet pomagał, wskazując jej butem miejsce rzeczy, którą pominęła lub nie zauważyła, do której podszedł, ale się nie schylił i jej nie przyniósł, nie miał serca odbierać jej tej zabawy. Po tym szczęśliwy jak skowronek ruszył za nią dalej, a wielkim zaskoczeniem napełniło go to, że w pewnym momencie podarowała mu swój miecz. Tego się nie spodziewał i naprawdę go zatkało przez co przyjął broń bez słowa. Z zainteresowaniem wyciągnął ostrze z pochwy i zamachnął nim kilka razy przecinając powietrze, aby sprawdzić jak jest wyważony i jak się układa w dłoni. Co prawda nie był dostosowany do niego, przez co dłuższa chwila użytkowania mogła się stać szybko niewygodna i niekomfortowa, ale liczył się gest. Podniósł wzrok z oglądanego ostrza, trzymając je w lewej, a pochwę w prawej ręce i przeniósł spojrzenie na szydzącą z niego kocicę. Nie mógł jej puścić tej ostatniej docinki płazem.
        - O tak? - spytał głupkowato bezrozumnym tonem przykładając jej sztych do ciała, lekko ją dźgając. Jego okazany brak doświadczenia i tępota była jedynie blefem, wykorzystanym w odpowiedzi na jej słowa. - Radzę ci dobrze zmień ton inaczej będziesz musiała wybierać między życiem, a dogadzaniem mi na wszelkie możliwe sposoby. - Burknął groźnym, poważnym tonem lekko przesuwając czubek broni w górę jej ubrania, aż do dekoltu i gardła gdzie z chirurgiczną precyzją rozciął jeden z pasków związanego tam rzemienia, delikatnie przy tym, oczywiście przez przypadek, raniąc lekko jej skórę, tak jakby się skaleczyła o jeżynowy cierń. Była to niewielka rekompensata za to co ona mu zrobiła, ale nieco złagodziła gniew piekielnego.

        - Ruszaj rzyć, inaczej będziesz miała za sobą mnie bez zbroi jeśli będziemy szli nocą. - Pogonił ją z groźbą, co by za długo nie myślała nad jakąś złośliwością dla niego. Miał świadomość, że kwestią swojej zbroi mógł jej za dużo zdradzić, ale nie miało to teraz i tak szczególnie większego znaczenia.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Na widok swoich porozrzucanych rzeczy Kelisha nawet się nie wściekła. Zamknęła zamiast tego na chwilę oczy, wzięła głęboki wdech i wyrecytowała w myślach dziecięcą rymowankę. Kilka razy. Pomogło, nie miała już ochoty wyć z frustracji. Tylko wydrapać pewne czerwone oczka. Panterołaczka podeszła do opróżnionego bagażu i zaczęła zbierać swoje klamoty. W myślach odnotowywała każdy ubytek.
- Pieniądze na czarną godzinę. Zabiję. Groty, kilka było srebrnych. Urwę mu skrzydło. Jedwabna cięciwa, kosztowała majątek. Wyżrę mu żywcem wątrobę. Gdzie mój krasnoludzki spirytus?! Szklanka może w tej flaszeczce była, ale miał zostać na nów! Uduszę go jego cholernym łańcuchem. - Dziewczyna powarkiwała przy każdej groźbie, układając pozostały dobytek na swoich miejscach. Gdy Upadły wskazywał jej stopą zapomniane drobiazgi, ledwo powstrzymywała się, by nie spróbować wbić mu noża w udo, po samą rękojeść. Wreszcie wstała, zebrawszy chyba wszystko, i ruszyli w dalszą drogę. Zmiennokształtna miała serdecznie dosyć rycerzyka, ale miecz pożyczyła i tak. Bez względu na jej podejście, to było najbardziej praktyczne rozwiązanie. Nadal liczyła na to, że uda jej się sporo zarobić na tej podróży. Potem mogłaby zrobić odpowiednie zapasy, wymienić łuk na nowy i zaszyć się w głuszy choćby i na dwa miesiące.
Sama nie wiedziała, jak mogła nie przewidzieć tego, że cholernik obierze ją jako pierwszy cel. Oblizała odruchowo usta, czując suchość w gardle. Jak na najemnika, naprawdę przesadnie bała się zranień. Znieruchomiała do tego stopnia, że zdawała się nawet nie oddychać. Oczami wodziła za dłonią dzierżącą jej klingę, nieszczególnie rejestrując słowa Anioła. Gdy tylko odsunął od niej ostrze, odskoczyła jak oparzona. Natychmiast uniosła dłoń do dekoltu, jednak zamiast chwytać poluźniony nagle rzemyk, przycisnęła palce do zadrapania, zasłaniając je całkowicie.
- Zbytek łaskawości, panie, że nie muszę oglądać twojej mordy w świetle. - Warknęła, tytuł wyrzucając z siebie ze szczególną pogardą. Ale drżenia głosu, ani bladości skóry i tak nie ukryła. Tak samo jak tego, że zaczęła trzymać się jak najdalej od piekielnika. - Walczyłeś kiedyś mieczem, zrozumiałam. Jeśli nie zdążymy do miasta na czas, będziesz kończył wycieczkę sam. Ale i tak zapłacisz za całość.
Łuczniczka coraz częściej zerkała na towarzysza podczas marszu, aby upewnić się, że nie zbliżał się do niej. Dlatego też trzymała szybkie tempo marszu. W porównaniu ze spacerkiem dzień wcześniej, wręcz pędziła jak szalona. Ani myślała zwracać się do Upadłego zaproponowanymi przydomkami. Według jej specyficznego systemu wartości, nie zasłużył na to. Może, gdyby upewniła się, że miał jakieś pieniądze oprócz tych ukradzionych z jej plecaka.
Gdy wyszli wreszcie z lasu, panterołaczka natychmiast rozejrzała się po niebie.
- Oby się nie rozpadało. Jeszcze parę dni... - Mruknęła pod nosem, po czym spojrzała nieufnie na towarzysza i przeszła na sam skraj ścieżki. Co rusz to kontrolowała poczynania skrzydlatego, to gapiła się w trawę pod swoimi stopami. Bez ostrzeżenia zatrzymała się i kucnęła, przesuwając dłonią po ziemi.
- Mam. Tu często łazi coś małego, może prowadzi do wody. - Wstała i obróciła się do rycerzyka, po czym cofnęła o dwa kroki, by utrzymać stosunkowo komfortowy dystans. Po doliczeniu długości jej miecza i trzech kroków, tak dla pewności. - Idź ścieżką ciągle przed siebie. Jakbyś trafił na rozwidlenia, trzymaj się takiego kursu. - Tu dziewczyna wskazała orientacyjnie południowy wschód. - Postaram się znaleźć cię przed zmierzchem. Ja idę zdobyć wodę i spróbować coś upolować. Sama załatwię to szybciej. Na postoju masz oddać mi wszystkie moje rzeczy nienaruszone. I liczę na pierwszą część zapłaty. Inaczej zabieram manatki i radź sobie sam.
Podczas tego krótkiego monologu panterołaczka nałożyła cięciwę na łuk i odruchowo poprawiła kaptur. Ani myślała czekać na odpowiedź Testamen... ta? Tu? Tesa. Tak mogła go jeszcze nazwać na własny użytek. Obróciła się po prostu na pięcie i ruszyła lekkim truchtem, który już po kilkunastu krokach przeszedł w regularny bieg. Zmiennokształtna była zbyt wzburzona od zbyt długiego czasu, by zrezygnować z takiej możliwości. Przed piekielnym zawsze mogła uzasadnić swoje zachowanie pośpiechem. Nie musiał wiedzieć, że potrzebowała chwili samotności. Pędziła na złamanie karku, nawet nie próbując rozglądać się za zwierzyną, ciesząc się samym biegiem. Przeskakiwała bez namysłu wszelkie przeszkody, aż przesadziła wąski i płytki parów, porośnięty na dnie gęstszymi kępami zarośli. Wtedy wyhamowała gwałtownie i zawróciła do znaleziska z uśmiechem, dysząc ciężko ze zmęczenia. Jakby nie patrzeć, przebiegła dość spory dystans.
Wszystko wskazywało na to, że znalazła szukaną wodę. Ostrożnie zlazła po pochyłości i rozchyliła chaszcze, aż zobaczyła maluśki strumyk. Gdyby nie obniżenie terenu, nawet by go nie zauważyła. Spróbowała wody, którą nabrała w dłonie i usatysfakcjonowana zaczęła napełniać oba bukłaki wyjęte z plecaka. Tyle dobrze, że Anioł nie zniszczył jednak żadnego. Na wspomnienie towarzysza podróży, nie powstrzymała się i jęknęła głośno, z wyraźną boleścią.
- Co mnie podkusiło, żeby go prowadzić? Jeszcze jak znam życie, albo usiadł na tej cholernej ścieżce jak tylko zaczęłam biec, albo polazł zupełnie nie w tą stronę, a ja będę go szukać jak głupia. I co usłyszę? Dzięki, że oddałaś mi swoje jedzenie? Dobrze, że znalazłaś wodę zdatną do picia? Gdzie tam! Co tak długo?! I dla ciebie PAN. - Łuczniczka zapełniła oba naczynia, które przytroczyła dla pewności do swojego pasa, aby mieć je na oku. Była święcie przekonana, że była sama, więc pozwalała sobie na przedrzeźnianie towarzysza. Skorzystała z okazji i zaspokoiła pragnienie, po czym zaczęła obmywać twarz oraz kark. Zsunęła nawet kaptur, aby zwilżyć włosy. - Czarna Zakuta Pała. I jeszcze czego by sobie, zaraza, życzył? Może mam zacząć łazić w obroży, mruczeć, podawać łapę? Spać w nogach i przynosić w zębach martwe szczury? Może jeszcze na łańcuchu mam łazić, cholera?!
Dziewczyna wylazła z parowu już przy drugiej próbie, za pierwszym razem nie zdołała chwycić się brzegu dostatecznie pewnie. Gdy stanęła na nogach, przeciągnęła się.
- Dobra. Czas wracać, a po drodze zapolować. - Mruknęła do siebie, naciągając kaptur na twarz. Zanim ruszyła, przesunęła dłonią po karku, aż trafiła palcami na długi rzemyk trzymający jej włosy w miejscu. Wyjęła końcówkę obciążoną czarnym piórem, które bez namysłu przyłożyła do górnej wargi i zaciągnęła się zapachem, przymykając oczy, żeby lepiej się skupić. - Dobra, nadal czuć. W razie czego wywęszę drania.
Najemniczka zaczęła iść mniej-więcej po swoich śladach, odbijając lekko na Fargoth. Tym razem poruszała się rytmem spokojnego marszu, wypatrując ruchu w zaroślach, by zapolować.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Z zaciekawieniem przyglądał się dość zaskakującej reakcji towarzyszki na jej zranienie. Nie wyglądała na delikatną istotkę tym bardziej, że nie wskazywał na to jej charakter, a tym bardziej cięty język, jak również sam tryb życia prowadzony przez nią, w końcu sama umiała o siebie zadbać w dziczy, więc skaleczenia i stłuczenia musiały być dla niej chlebem powszednim. Tym bardziej zachowanie Kelishy było dla niego niezrozumiałe, ale oprócz uważniejszego przyjrzenia się jej, nie zrobił nic innego, oprócz oczywiście cofnięcia ostrza i schowania go z powrotem do pochwy, której nie zapiął sobie w pasie a dalej trzymał w prawej dłoni. To samo tyczy się też komentarza, który cisnął mu się na język, ale nie został wypowiedziany. Każdy miał jakieś słabości, nawet on sam, do czego w życiu by się nie przyznał otwarcie, ale cóż zrobić? Taki typ.

        - Fakt deszcz nie byłby mile widziany, chyba że będę już w mieście, w przeciwnym wypadku zardzewieję. - Mruknął poważnie, bez cienia ukrytej złośliwości w głosie, jedynie obawa o swój pancerz zwykłego, śmiertelnego rycerza. - Do tego koty też chyba za nim nie przepadają, prawda? - zapytał tym razem już z podstępnym wydźwiękiem. Nie chciał by się przyzwyczajała do tego, że potrafił być jak normalny człowiek, za dobrze by jej było. Poza tym nic nigdy nie trwa wiecznie, nawet czyjeś łagodne usposobienie.

        Musiałby być ślepy, aby nie dostrzec, że dziewczyna starała się trzymać od niego jak najdalej, jednakże nie przeszkadzało mu to i sam nawet nie naruszał jej bezpiecznego dystansu. Postanowił to uszanować, gdyż oznaczało, że kocica się go obawiała, a to napawało go dumą i zadowoleniem. Było to dla niego dobrym znakiem, przez który miał nadzieję, że za niedługi czas albo posiądzie zmiennokształtną i uczyni z niej swoją chwilową kochankę, dopóki mu się nie znudzi, albo ją złamie i kicia będzie jego... kicią. Co w sumie dla niego było i tak bez różnicy, ponieważ najbardziej obchodziło go to, że towarzyszka będzie należała do niego, nie ważnie w jakim kontekście.
        - Postaraj się nie zgubić, bo nie chce mi się szukać innego kmiotka, który zaprowadziłby mnie do porządnego miasta. - Wzruszył z obojętnością ramionami, choć na swój dziwaczny sposób życzył jej powodzenia i rychłego spotkania z nim w obozie.

        Bez zbędnego kłócenia się poszedł we wskazaną przez nią stronę na odchodnym unosząc rękę w geście pożegnania na tę chwilę, tak jakby jej machał tyle, że odwrócony był plecami, a po momencie zniknął między drzewami. Dwie minuty marszu, tempem jakim ostatnio szedł z panterołaczką bardzo szybko mu zbrzydł, tak jak poprzedniego dnia kiedy opuścił ruiny dworzyszcza, które stały się grobowcem jego poprzedniego "przyjaciela". Podobnie jak wtedy upadły zaczął myśleć nad ucięciem sobie drzemki, po tym się zastanowił czemu w ogóle jej posłuchał zamiast zostać w miejscu gdzie go zostawiła, albo po prostu pójść z nią. Nie znajdował sensownego wyjaśnienia, oprócz tego, że jak najszybciej chciał być już w jakiejś spelunce, gdzie chętnych do obicia im mordy nie brakowało, kelnerki podnosiły spódnice za marne miedziaki, a sam oberżysta byłby tak tępy, że piekielny z łatwością dałby radę go opętać i pić "na koszt firmy". Może znalazło by się też dwóch czy trzech ochotników na to, by jednoskrzydły mógł ich poćwiartować i zagrać sobie w kości ich połamanymi gnatami, nie mówiąc już o możliwości znalezienia sobie dobrze płatnego zlecenia nie ważne czy chodziłoby o usunięcie przerośniętych szczurów z piwnicy, czy zatłuczenie nędznego gówniarza, który notorycznie kradnie pieczywo z kramu pobliskiej piekarni. Dantalian nie miał żadnych skrupułów, więc z chęcią pozbędzie się każdego problemu o ile cena będzie dla niego zadowalająca.

        Ziewając na cały głos parł cały czas do przodu przez równiny nie zwalniając ani na moment. Naprawdę nie miał ochoty leźć aż taki kawał drogi i z przyjemnością poszedłby spać, ale wolał sobie darować słuchania głośnego ujadania partnerki, na temat tego, że jej nie posłuchał. Cały czas trzymał się ścieżki, tak bardzo na niej skupiony, że nie zauważył kiedy przestały go otaczać drzewa. Doszedł po jakimś czasie do rozwidlenia, o którym wspomniała dziewczyna i ruszył dalej w południowo-wschodnim kierunku. Kiedy zaczęło się ściemniać - zwolnił i postanowił w końcu się zatrzymać. Otoczony zewsząd bezkresnymi równinami, gdzie jedynym punktem orientacyjnym był majaczący w dali zarys lasu, z którego wyszedł, nie miał zbyt dużej możliwości na upolowanie czegoś, czy znalezienie odpowiedniego materiału na ognisko, bez ryzyka, że już nie wróci do tego miejsca, w którym planował się zatrzymać na początku.

        Westchnął ciężko i się rozejrzał bezradnie, dopóki nie usłyszał szmeru gdzieś niedaleko siebie. Nie wiedział jak to zrobić, żeby nie ruszyć się z miejsca, ale jednocześnie zobaczyć co to takiego. Po chwili jednak przyszedł mu do głowy genialny pomysł.
        - Juhuuuu! Tu jestem! - zawołał podskakując i wymachując uniesionymi do góry rękami. Znaczną odległość od niego zauważył jak spłoszona sarna i ucieka w popłochu do lasu, gdzie miała większe szanse na ukrycie się. Na schowanej pod hełmem twarzy piekielnego zaczął wykwitać poważny zawód, jednakże tym czymś co hałasowało wcześniej nie była wcale pasąca się samica, a coś innego co właśnie zmierzało szybko w jego stronę, aż jego oczom nie ukazał się młody, może piętnastoletni chłopak z łukiem i napiętą cięciwą, który właśnie celował w zbrojnego.
        - Wybacz, że spłoszyłem ci kolację - mruknął niewinnie i z udawaną skruchą zawieszając wzrok na związanych i przerzuconych mu przez ramiona parze zająców i bażantów. - Jako rekompensatę chciałbym ci oddać swój miecz. Ostrze jest z prawdziwego srebra, którego krawędzie są pozłacane, wiele za niego dostaniesz w mieście. - Wyciągnął w stronę myśliwego otrzymaną od kocicy broń, a kiedy ten się zbliżył, od razu został powalony na ziemię przez mężczyznę w czarnej zbroi, który zaraz na nim usiadł i z intensywnym, krwistym błyskiem w szparze hełmu, zaczął mu powoli i brutalnie najpierw wykręcać ze stawów, a następnie odrywać "segmentami" kończyny krzyczącego wniebogłosy nieszczęśnika, na samym końcu pozbawiając go głowy.

        W plecaku chłopaka znalazł krzesiwo i kilka przydatnych drobiazgów takich jak mapa, kilka opatrunków i alkohol do dezynfekcji ran, bukłak z wodą, zapasowa cięciwa, nożyk do strugania i coś co wyglądało jak dziennik, nie mówiąc już o sakwie z kilkoma drobnymi od rodziców na drogę w dorosłość. Dantalian nie mógł sobie wyobrazić lepszej zdobyczy na tych pustkowiach. Poodrywane kawałki ciała zebrał na kupę w jedno miejsce, a po tym polał odrobinę alkoholem zabierając się następnie za rozpalenie tego ogniska, do którego okazyjnie dorzucał bandarze, ubrania młodzieńca, kartki z dziennika czy nawet kawałki mapy, a później skórę i pióra zdjęte ze zwierząt, które zostały mu podarowane w gratisie przez obecnie palącego się trupa. Zostawił jedynie jego korpus, który po napełnieniu własnego żołądka posłużył mu jako mięciutka podusia. Zeżarł wszystko, od zdobyczy upolowanej przez łowczego po resztę ze smakołyków jakie dała mu Kelisha. Nie miał za dużego wyboru, gdyż musiał mieć czym podtrzymać ogień, a plecak zmarłego i duża sakwa towarzyszki, w której było jedzenie, były idealnymi przedmiotami do przedłużenia żywotności płomienia.

        Przeciągnął się leniwie i ziewnął układając okutą w blachę głowę, na zakrwawionym torsie chłopaka, nie zamierzając w nieskończoność czekać na zmiennokształtną, co zaowocowało szybkim zaśnięciem upadłego.

        - Co tak długo? - mruknął półprzytomnym tonem kiedy wreszcie kocica do niego dołączyła. Stęknął z wielkim trudem i przewrócił się na drugi bok, po tym chwilę pomruczał i pocmokał z rozkoszą wtulając się do nagiego korpusu, z ledwo widocznym zarysem mięśni zabitego młodzieńca i z powrotem oddał się w regenerujące objęcia Morfeusza. Dalej nie zdejmując z siebie pancerza, gdyż nie ufał dziewczynie, tym bardziej, że ona spał, a ona nie.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha nie uszła daleko, gdy jej uwagę zwrócił szmer po lewej stronie. Postawiła czujnie uszy i zerknęła na poruszającą się wysoką trawę. A potem wyszczerzyła zęby, widząc niewielkie stadko kuroliszków. Bestyjki również ją dostrzegły i przez chwilę całe towarzystwo stało w miejscu, gapiąc się na siebie nawzajem i rozważając swoje szanse. Dokładnie w chwili, gdy najemniczka sięgnęła po łuk, pokraczne zwierzęta zerwały się do ucieczki, trzepocząc skórzastymi skrzydłami. Może nie były najsmaczniejsze, ale nie zamierzała wybrzydzać. Gdyby trafiła później na ciekawszą zdobycz, zawsze mogła zapolować ponownie, ale nie mogła marnować okazji. Droga do Fargoth powinna zająć jeszcze około czterech dni, gdyby nie zatrzymały jej i jej "uroczego" towarzysza żadne przeszkody. I gdyby szli od świtu do zmierzchu. Musieli oszczędzać suchy prowiant, nie była przecież pewna, czy codziennie uda jej się zdobyć świeże jedzenie.
Dwie strzały wystarczyły, aby zdobyć kolację. Dłuższą chwilę zajęło panterołaczce odzyskanie pocisków tak, aby jeszcze do czegoś się nadawały. Wolała nie obudzić się nagle z pustym kołczanem i wściekłym Upadłym. Co by o nim nie myślała, był niebezpieczny. Jak każdy właściwie Anioł, którego widziała. A ten dodatkowo wydawał się lubić krzywdzenie innych. Parsknęła cichym śmiechem na wspomnienie tego, jak wyglądał potężnie zbudowany rycerz z jej krótkim, prostym mieczykiem. Nie pasował do niego tak bardzo, że było to nawet zabawne. Zaraz potem spoważniała i przyłożyła odruchowo dłoń do zadrapania na szyi oraz przeciętego rzemienia.
"Nie, chyba nie ma pojęcia o działaniu mojej krwi. Gdyby wiedział, nie raniłby mnie bez powodu, tylko od razu ją zebrał, żeby potem sprzedać. Chyba, że zamierza to zrobić w mieście... Nie, za głupi jest. Na postoju spróbuję jakoś powiązań ten cholerny rzemień, na razie przeżyję." Zmiekkoształtna potrząsnęła głową, aby odpędzić natrętną myśl. Aktualnie musiała skupić się na czym innym, wszelkie mniej lub bardziej głupie obawy tylko niepotrzebnie zajmowały jej uwagę. Związała nogi dwóch ptakopodobnych stworów razem, po czym przerzuciła zdobycz przez ramię. Przez chwilę patrzyła w niebo, aby ustalić kierunek dalszego marszu. Przy okazji zdała sobie sprawę, że już zbyt długo zabawiła na bezdrożach. Narzuciła samej sobie dość forsowne tempo, bojąc się nieco, co też mógł zmalować niepilnowany Upadły. Założyła, że nie przeszedł zbyt daleko, choćby z czystej złośliwości. Kilkukrotnie podkreślała, że zależało jej na czasie podczas podróży, więc pewnie wlókł się niemiłosiernie bez jej popędzania.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy Kelisha trafiła na szerszą ścieżkę, którą mieli podążać. Rozejrzała się czujnie, a gdy nie zobaczyła nikogo w pobliżu, kucnęła na drodze i pochyliła się nisko do ziemi. Dla pewności przypomniała sobie zapach towarzysza, korzystając z jego zgubionego pióra. Przy okazji zauważyła, że zaczęła przyzwyczajać się do jego woni i prawie nie odczuwała już niepokoju wywołanego skojarzeniami. Szybko zorientowała się, że trafiła na właściwy trop. Nie potrafiła podążać za zapachami jak wykorzystywany do polowań ogar, ale była pewna, że Aniołek tędy przechodził. Obrała więc kurs, który wcześniej mu pokazała i ruszyła przed siebie.
Prawie godzinę później jej nozdrzy dopadł bardzo niepokojący smród. Zatrzymała się i otworzyła lekko usta, by lepiej zapoznać się z odorem. Palone ciało nie zwiastowało niczego dobrego, ale przynajmniej nie musiała już zastanawiać się, czy na pewno szła w dobrym kierunku. Mogła założyć się o ogon, że znała osobę odpowiedzialną za tą woń i znajdzie ją razem ze źródłem swądu. Bez namysłu puściła się biegiem, ledwo zauważając otoczenie. Kłopoty były więcej, niż pewne, więc musiała się spieszyć. Tyle dobrze, że nie potykała się przez brak światła. Tylko jej oczy błyszczały nieludzko pod kapturem.
Gdy zbliżyła się do obozowiska, zwolniła i sięgnęła po broń. Z gotowym do strzału łukiem w dłoni wbiegła truchtem, na samych palcach, gotowa przyozdobić czyjąś pierś lub plecy wystającymi z nich lotkami. Nie zauważyła jednak zagrożenia, a tylko ognisko wypełnione... kawałkami jakiegoś ciała?! Rozejrzała się zdezorientowana, próbując zrozumieć, co też się tam, u diabła, stało. Zgodnie z jej przewidywaniami, zaspany skrzydlaty w ramach powitania zaczął narzekać, po czym obrócił się plecami do niej. Chwilę zajęło dziewczynie skojarzenie, co służyło mu za poduszkę.
I szlag ją trafił.
Dłonie łuczniczki zacisnęły się, aż pobielały jej kłykcie i zaczęły drżeć przez tłumioną wściekłość. Tłumaczyła. Prosiła. Dała nawet miecz. Zapasy. Pokazała kierunek. A ten dupek musiał wywinąć taki numer. Przecież każdy idiota wiedział, że w Opuszczonym Królestwie była całkiem spora, w porównaniu z innymi regionami, populacja ożywieńców. Ale kretyn musiał przecież zrobić sobie ognisko z trupa. Panterołaczka schowała broń i cofnęła się na ścieżkę, aby nie zacząć wyć z bezsilności. Rozejrzała się za czymś, czym mogłaby rozwalić pusty łeb piekielnika i wtedy zauważyła solidny, gruby kij wystający jednym końcem z zarośli. Wytargała go i zważyła w dłoni.
- Idealny. - Mruknęła do siebie, po czym wróciła do towarzysza. Stanęła za nim w rozkroku, zamachnęła się i walnęła go z całej siły w plecy. - Idziemy!
Wrzask najemniczki był chrapliwy i podejrzanie przypominał ryknięcie jej zwierzęcej formy.
- Ty imbecylu, co cię podkusiło?! Coś ty narobił?! Nie będziemy obozować przy płonącym trupie! Co ja mówiłam w ogóle o mordowaniu obcych?! Ten pieprzony hełm za mocno w łeb uwiera, ze nie myślisz?! - Łapa była tak wzburzona, że nawet rzemień trzymający w miejscu jej ogon nie pomagał i wyglądało, jakby pod jej koszulą kryło się żywe stworzenie, wijące się i pulsujące w próbie wyrwania się na wolność. Nie czekała na reakcję upadłego, tylko upuściła gałąź i ruszyła marszem w dalszą drogę. Przeszła raptem dwa kroki, gdy wściekłość wzięła górę i postanowiła jeszcze troszkę sobie ulżyć. Obróciła się więc i zawróciła, by poczęstować Aniołka jeszcze solidnym kopniakiem. Może nic by w ten sposób nie wbiła mu do głowy, ale chociaż ona poczułaby się lepiej.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Sen jaki piekielnik sobie zafundował w oczekiwaniu na towarzyszkę był bardzo przyjemny i regenerujący siły. Do tego w połączeniu z odorem palonego ciała i ciepłem, którego Dantalian nie czuł, ale był świadom jego istnienia, bardzo szybko przypomniały mu o jego szczęśliwej egzystencji w Piekle, co przełożyło się na to, że właśnie o nim zaczął śnić. Znów zajmował się tym co kochał w Torturowni, uczył piekielne zwierzaki aportować jakiś żałosnych potępionych rzuconych im na śniadanie, zabawiał się w najlepsze w kamiennej sadzawce wypełnionej krwią swoich wrogów, otoczony piekielnie napalonymi i przepięknymi pokusami, pomiatał piekielnymi ze swojego rewiru i coś czego nigdy nie osiągnął przez swój brak cierpliwości i ogromną pewność siebie - siedział na tronie samego Władcy Piekieł, który klęczał przed nim i robił mu za podnóżek, a także worek do bicia. Choć we śnie spełniło się jego największe marzenie z jakiegoś powodu nie mógł być szczęśliwy, a jego życie niewiele się zmieniło. Wciąż zajmował się tym co kochał w Torturowni, uczył piekielne zwierzaki aportować, zabawiał się w kąpieli z pokusami, pomiatał piekielnymi i dodatkowo nimi rządził. I tak w kółko, i w kółko. Inaczej sobie wyobrażał władanie całymi Czeluściami, a podświadomość mu podpowiadała, że oprócz dołożenia mu obowiązków, nic by się nie zmieniło tak naprawdę.

        Nagły brzdęk jakiegoś naprawdę wielkiego gongu oraz trzęsienie ziemi w jego i jemu podobnym, siedlisku ognia i rozpaczy, nagle przerwało tą niekończącą się pętlę, która zaczynała go już doprowadzać do szału. Kiedy przed oczami zawitała mu jedynie ciemność i powoli zaczynał odzyskiwać świadomość, dźwięk i trzęsienie nie ustało. Zdezorientowany i wciąż zaspany otworzył oczy i widząc stojącą nad nim dziewczynę z kijem wszystko... Albo przynajmniej część, zrozumiał.
        Podniósł się gwałtownie do siadu, a ciało powoli przestawało mu drżeć. Podniósł wzrok na intensywnie gestykulującą towarzyszkę i wyglądającą jakby była silnie wzburzona, do tego jej paszcza się niezwykle szybko i mocno otwierała. W głowie mu szumiało i dzwoniło cały czas, więc prawdopodobnie kierowane przez nią słowa w jego stronę, nie zostały w ogóle usłyszane.
        - N-n-n-nie d-d-d-ob-b-b-rzeee m-m-mi - wydukał łapiąc się dłońmi za lekko trzęsącą się głowę, a następnie zdjął hełm i przechylając na bok głowę pogrzebał sobie małym palcem w uchu, jakby przez to miał zacząć coś słyszeć na nowo.
        - Co mówiłaś?! - krzyknął do niej wciąż lekko przygłuchy.

        Przeciągnął się mocno i ziewnął szeroko, po czym przymierzył się bez pośpiechu, aby wstać. Wtem spostrzegł, że przyjaciółka, która dopiero co ruszyła dalej, gwałtownie zawróciła i przymierzyła się do wykonania kopniaka, którego on miał być celem. Zmrużył z pogardą i groźbą oczy i nim stopa dziewczyny go dotknęła, chwycił ją zaledwie o włos od swojej zbroi. Nie puszczając nogi towarzyszki i trzymając ją w żelaznym uścisku, podniósł się z ziemi, a pancerz zniknął równie efektownie co poprzedniej nocy. Wyprostował się i podniósł wysoko rękę trzymając Kelishę za stopę do góry nogami.
        - To nie było miłe, kotku - mruknął z niezadowoleniem. Korciło go by nie wzbić się z nią w powietrze, ale wolał oszczędzać siły i nie działać pochopnie, poza tym lot zawsze kończył się tym, że Upadły musiał zjeść bardzo dużo jak na swoje gabaryty by uzupełnić zapasy straconej energii, a nie miał stuprocentowej pewności, czy będzie miał okazję znów się tak obficie posilić jak przed swoim pójściem spać. - Nie wiem co ci się stało w głowę, że tak lekceważysz silniejszych od siebie, ale na twoim miejscu zważałbym na to, że mam dobry humor i jesteś mi potrzebna, w przeciwnym wypadku już przy naszym spotkaniu wyplułabyś płuca, a ja miałbym dość zabawną układankę ze strzępków twojego ciała. - Dodał po prostu ją puszczając, tak jak ją trzymał.

        Podniósł zakrwawiony korpus młodego myśliwego, na którym spał i wrzucił go jeszcze palącego się ognia, po czym ruszył w stronę, w którą przed sekundą skierowała się kocica.
        - Ruszaj swoją szanowną rzyć, chciałbym być już w połowie drogi i się jeszcze trochę przespać. - Powiedział i już się nie odwracał w jej stronę. Widać było po nim, że jest naprawdę wściekły, a jego poprzednie reakcje w porównaniu do obecnej były jedną wielką oznaką łagodności i przyjacielskości. Wcale się nie oglądał czy zmiennokształtna za nim idzie, a do tego narzucił jeszcze takie tempo co ona za dnia, które nawet nie było energicznym marszem, tylko raczej szybkim chodem.
        - Co ja bym dał za to by być już w mieście - westchnął z irytacją i zerknął na obrożę, która pojawiła mu się właśnie w dłoni, jednakże ćwieki nie były już srebrne, a raczej wydawały się jakby zrobione ze szmaragdów. - A chciałem być miły - prychnął z gniewem i zmiażdżył w dłoni skórzany pasek, który następnie upuścił na ziemię i podeptał. Po zielonych kamieniach zostały tylko pył i ostre krawędzie na obroży w miejscach gdzie jeszcze przed chwilą były szmaragdowe ćwieki. Na ziemi za sobą zostawił też resztę rzeczy, które jej skonfiskował, ale nie były zmienione w bardziej wartościowe i w przeciwieństwie do obroży, nie zostały zniszczone. Znajomość magii istnienia była niezwykle przydatna, można było zmienić jedno w coś innego, albo zrobić coś z niczego, tak jak było z jego utraconym skrzydłem.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

"A więc to taka sztuczka! Mogłam się domyślić, że cała ta zbroja jest powiązana z jego cholerną magią." Panterołaczka z typową dla siebie błyskotliwością powiązała wreszcie nagłe pojawianie się i znikanie zbroi z widzianym króciutkim przedstawieniem. Natychmiast pozazdrościła Aniołowi takich zdolności, w przemianach najbardziej irytowała ją konieczność pozbycia się wszystkiego, co nosiła albo dostosowywania swoich ubrań pod zwierzęcą postać. Nie miała więcej czasu na rozważanie wszelkich implikacji wynikających z takich możliwości bądź ich braku, gdyż nagle jej punkt widzenia zmienił się całkowicie. Zwisając do góry nogami, podjęła próbę podciągnięcia się i sięgnięcia paznokciami do twarzy Upadłego, ale była zbyt wściekła by trzeźwo myśleć i chociażby spróbować przytrzymać się jego pasa, czy przedramienia.
- Nie nazywaj mnie tak! - Warknęła, zanim upadła gwałtownie na ziemię. Właściwie zderzenie z glebą wymusiło na niej dostatecznie długą chwilę bezruchu, by miała okazję przemyśleć swoje działanie i nie stracić życia przez rzucenie się w ludzkiej postaci z zębami na towarzysza. Gdy tylko odzyskała pewność, że wszystkie kończyny nadal były bezpiecznie przyczepione do jej ciała, podniosła się na kolana i jęknęła, widząc swoje rzeczy rozsypane na ziemi. Gdy tylko została podniesiona do góry wszystko, co nie było dobrze zabezpieczone, poddało się działaniu grawitacji. Najemniczka musiała więc zebrać swoje strzały, noże, upolowane potworki oraz kilka innych drobiazgów. Skończyła sprzątanie akurat by dojrzeć, jak Upadły wyrzuca coś na ziemię. Ruszyła za nim, zgrzytając ze złości zębami i wymieniając w myślach dwadzieścia złotych, brzęczących powodów, aby go nie zabić. Na tyle w chwili obecnej wyceniała swoje zszargane nerwy. Podeszła spokojnym marszem do porzuconych przez rycerzyka przedmiotów i ze złości walnęła pięścią w ziemię. Cieszyła się, że odzyskała właściwie wszystko, co straciła, ale ta obroża była naprawdę droga, jak na jej kieszeń. I chodziło tu o pewną zasadę. Bez namysłu Łapa sięgnęła po łuk i strzałę. Napięła cięciwę i wycelowała w lewe płuco Anioła, tuż obok brakującego skrzydła. Przez chwilę walczyła sama ze sobą, aż wreszcie zaklęła paskudnie i zrezygnowała ze strzału. To nie było żadne rozwiązanie. Po prawdzie krzywdzenie Upadłego pozwalało jej pozbyć się nieco stresu, ale nieodczuwanie przez niego bólu sprawiało, że takie działanie traciło większość sensu. Dziewczyna zebrała swoje rzeczy, łyknęła z butelki ze spirytusem na odwagę, po czym zacisnęła palce na zniszczonej obroży i podbiegła do towarzysza podróży. Wyprzedziła go i obróciła się, idąc tyłem, jak wczoraj.
- Coś sobie wyjaśnijmy, skarbeńku. - Zaproponowała lodowatym tonem, opierając butnie dłonie na biodrach. - Do Fargoth mamy jeszcze dobre cztery dni marszu. Należy mi się pierwsza część zapłaty. Dalej. Nie wolno robić ognisk z trupów. Dalej. Nie wolno ci zabierać moich rzeczy. Co ważniejsze, nie wolno ci ich zmieniać! A już tym bardziej niszczyć!
Głos Kelishy zaczął się lekko trząść, a ona sama zwolniła, chcąc to samo wymusić na Upadłym. Starała się patrzeć na prawo od jego głowy, aby jak najmniej ulegać aurze, którą się otaczał. Przełknęła ślinę, zazgrzytała zębami i postanowiła działać, póki jeszcze nad sobą panowała. Tyle dobrze, że sztuczka z zostawianiem zapachu wydawała się działać. Gorzej, że należało powtarzać ją przynajmniej raz dziennie. Panterołaczka, skoro nie mogła dorównać Aniołowi godnością, zdolnościami w walce, czy siłą, postanowiła sprowadzić go do swojego, najemniczego poziomu i potraktować właśnie tak, jak zrobiłaby to z pyskatym kolegą po fachu. Zmniejszyła więc szybko dystans między nimi, aż prawie na niego wpadła i przycisnęła zniszczony skórzany pasek do piersi piekielnika.
- Wisisz mi nową obrożę, Tes. Nabijaną srebrem, na wampiry. I wiesz, co? - Łuczniczka zmusiła się, aby patrzeć mu w twarz, chociaż musiała przy tym zadzierać głowę. Ściszyła też głos do teatralnego szeptu, jakby właśnie zamierzała rzeczywiście zdradzić towarzyszowi wielką tajemnicę. - Nie boję się ciebie.
Każde słowo wymówiła tak wyraźnie, jak tylko potrafiła. A żeby je podkreślić, gdy tylko skończyła mówić, wolną ręką zamachnęła się i... klepnęła cholernika w pośladek, aż klasnęło. Z bliska jej kłamstwo było aż nazbyt wyraźne. Strach było widać w oczach, zaciśniętych mocno szczękach, a nawet ułożeniu kaptura, który zdradzał położone płasko uszy. Ale trzeba było przyznać jej punkt za starania. I jeden odjąć za głupotę.
Awatar użytkownika
Dantalian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 70
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Rozbójnik , Przemytnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Dantalian »

        Niby powinien być z siebie zadowolony, ponieważ oprócz tego, że pokazał dziewczynie kto tu rządzi, to jeszcze dodatkowo znalazł jej, choć przez przypadek, pożyteczniejsze zajęcie niż lekceważenie i atakowanie go, a mianowicie musiała pozbierać to co wypadło jej z plecaka kiedy zawisła do góry nogami, jednakże mimo to wszystko humor ani trochę mu się nie poprawił. Zmiennokształtna zaczęła stanowczo przesadzać, co zaowocowało podniesieniem ciśnienia piekielnikowi. Nie rozumiał czy to on nie wyraził się jeszcze odpowiednio dosadnie by dać jej do zrozumienia, że lepiej z nim nie zaczynać, czy to może śmiertelnicy byli bardziej ograniczonymi intelektualnie istotami, niż mu się na początku wydawało. Powstrzymał się od poirytowanego westchnięcia na podsumowanie swoich rozważań, aby ta ograniczona intelektualnie istota nie pomyślała, że jest mu ciężko, albo się zmęczył podróżą. Nie poczekał na nią kiedy była zajęta zbieraniem swoich rzeczy, ale dla podkreślenia, że to on jest panem, zwrócił zarekwirowane przedmioty towarzyszki, a ten, na którym jej chyba najbardziej zależało przemienił w bardziej wartościowy i zaraz zniszczył.

        Nie zwolnił kroku nawet kiedy go wyprzedziła i zaczęła iść do przodu odwrócona tyłem, a twarzą do niego. Przymrużył czerwone oczy i wcale nie krył swojego niezadowolenia, jakie było doskonale widać na anielskiej buźce, której górna połowa nie była skrywana w cieniu kaptura, gdyż materiał był zsunięty do tyłu na jego łopatki. Z czystej grzeczności, a jeszcze większej ciekawości nie przerwał dziewczynie jej wywodu i wysłuchał jej uważnie, co jednak nie było najlepszym pomysłem, ponieważ ona chyba za punkt honoru postawiła sobie wytrącenie go z równowagi, albo chociaż jako rozrywkę dla umilenia czasu podczas podróży obrała sobie nadepnięcie mu na odcisk. Taaak... Zaczynał mieć zmiennokształtnej już dosyć, podobnie jak całej tej cholernej drogi do miasta, która niemiłosiernie im się dłużyła.
        - Na własne życzenie straciłaś swoją zapłatę - wzruszył ramionami, starając się jeszcze zachować względny spokój, przecież nie znajdzie żadnego debila, który poprowadzi go do miasta, po środku tych ciągnących się równin. - Na własne życzenie twoja gówniana obroża została zniszczona - burknął przez zaciśnięte zęby. Nie miała prawa mu rozkazywać, a tym bardziej mówić mu co może robić, a czego nie. Poza tym... Za kogo się w ogóle uważała?

        Już chciał ją wyminąć wzburzony, ale nagle zwolniła, a on musiał zrobić to samo by na nią nie wpaść i nie obalić się na ziemię. Jego napięte mięśnie i ściągnięta w gniewnym grymasie twarz nie zdradzały niczego dobrego, za to wróżyły rychłą śmierć kocicy, jeśli ta przekroczy tę cienką granicę, na którą właśnie wstąpiła. Wtedy znów zaczęła mówić, a na to jak zdrobniła jedno z jego mian, oczy Upadłego błysnęły niebezpiecznie krwistą czerwienią, on sam dodatkowo zacisnął pięści chcąc się powstrzymać przed urwaniem jej głowy, albo co najmniej języka, by przez resztę drogi nie słyszeć jej biadolenia. Nienawidził zdrobnień, uważał je za dziecinny i pozbawiony sensu zabieg. Jedynie jego znienawidzona siostra mogła się do niego zwracać ze skracaniem jego imienia, czy jakimś innym mianem i była jedynym aniołem, któremu nie zrobił nic po czymś takim. To była jednak przeszłość, o której powoli już zapominał, więc obecnie zginie każdy kto tylko spróbuje się do niego odezwać z jakimś zdrobnieniem.

        To co lekkomyślna, albo nawet bezmyślna najemniczka zrobiła zaraz po tym, zdjęło wszelkie ograniczenia jakie powstrzymywały do tej pory piekielnego przed zrobieniem jej krzywdy. Nim jej ręka się do niej cofnęła, on wyciągnął swoją w stronę kocicy i zacisnął mocno palce na jej gardle bez żadnego wysiłku podnosząc ją lekko do góry, tak aby straciła oparcie dla stóp, albo chociaż by mogła palcami dotykać ziemi.
        - Jak widzę twoja głupota przekracza beztrosko wszelkie granice, aż tak bardzo masz już dość życia? - spytał patrząc na nią z odrazą jak na wyjątkowo paskudnego robala, albo jakiegoś zawszonego i cuchnącego na staję łachmaniarza, zaciskając mocniej palce, utrudniając jej odpowiednie zaczerpnięcie tchu, ale kiedy tylko widział, że zaczyna się dusić rozluźniał uścisk, aby mogła nabrać powietrza, po czym znów ją ściskał. Nie było wątpliwości, że zostanie jej po tym siniak przez jakiś czas. - Twoje bezmyślne wyskakiwanie na mnie z pazurami tolerowałem, bo tak żałosna istota nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem, ale kłamstwo skierowane w moją stronę jest niedopuszczalne, ponieważ jest oznaką lekceważenia i braku szacunku. - Warknął z okrucieństwem w oczach ciskając jej twarzą w stronę ścieżki, którą właśnie szli, wcześniej zdzierając z niej plecak wyładowany (według niego) niepotrzebnymi śmieciami i zarzucając na swoje ramię.
        - Wciąż uważasz, że się mnie nie boisz? - stanął jej jedną stopą na plecach w miejscu gdzie znajdowały się jej płuca i naparł mocniej, przyciskając ją do ziemi. Na tym jednak nie poprzestał, gdyż zaraz szarpnął ją za włosy podnosząc lekko jej głowę do góry, a po tym uderzył ją pięścią w twarz, a następnie kopnął mocno, tak jak kilka razy wcześniej. - To przez ciebie straciliśmy tyle czasu na tą cholerną wędrówkę! - krzyknął ze złością i splunął z pogardą w jej stronę. Przeszedł obok dziewczyny ruszając w dalszą drogę ale po chwili się zatrzymał i "rzucił" swoim łańcuchem, ten oplótł się wokół jej łydki, a upadły jakby nigdy nic wznowił marsz ciągnąc towarzyszkę za sobą.

        - Teraz ty mnie posłuchaj, skarbeńku - odezwał się próbując naśladować jej głos. - Jak na razie nie widzi mi się by cokolwiek ci płacić. Dalej. Nie czuję potrzeby by się dostosować do twoich warunków, więc będę robił co mi się żywnie podoba, a kiedy mnie wnerwiasz podoba mi się akurat robienie tego, co mi zakazałaś. Dalej. Do Fargoth dla twojego własnego dobra, albo dojdziemy szybciej, albo będę cię dręczył tak długo aż nie dojdziemy, lub nie wbiję ci choć odrobiny rozumu do tego pustego, kociego łba, albo sam tam jakoś trafię uprzednio rozrzucając twoje szczątki po całej okolicy. - Wyjaśnił wrogim tonem, jednakże było słychać w jego głosie, że stara się jeszcze kontrolować, a nawet nieco uspokoić. Zatrzymał się i szarpnął łańcuchem, który uwolnił jej nogę i zaczął się "chować" w ręce jednoskrzydego, zakładającego na głowę swój kaptur.
        - Zrozumiałaś cokolwiek, czy jestem zmuszony siedzieć tu do świtu łamiąc każdą kosteczkę w tym cuchnącym kotem worku, który jest twoim ciałem? - odwrócił się do niej, a nawet podszedł i przykucnął przesuwając wierzchem dłoni najpierw po jej policzku, a po tym zjechał po jej ręce do dłoni gdzie złapał za mały palec i nieznacznie go wygiął pod nienaturalnym kątem, tak aby zrozumiała co miał na myśli, ale nie został złamany czy skręcony.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

To nie do końca tak, że Kelisha była skrajnie głupia, czy mało spostrzegawcza. Widziała wzburzenie Upadłego, chęć mordu w jego oczach. Po prostu była samotniczką, wiedzioną często bardziej instynktem drapieżnika, niż zdrowym rozsądkiem. Dodatkowo, gdy na niebie ubywało księżyca, krew burzyła się w niej coraz mocniej, napędzając do tak genialnych zachowań jak samotne polowanie na niedźwiedzia dla samej adrenaliny, czy drażnienie piekielników. Szybko przekonała się, że nawet rzucanie się z gołymi rękami, w ludzkiej postaci na wściekłego miśka było zdecydowanie bezpieczniejsze.
Już samo zaciśnięcie dłoni na gardle wystarczyłoby, aby zrozumiała, że przesadziła. Podniesienie jej, na dodatek pozornie bez wysiłku, zmusiło jej mózg do wytężonej pracy w skazanej na porażkę próbie przeforsowania pomysłu, aby po prostu się poddać. Gdyby to człowiek tak ją potraktował, może nawet dałaby radę go ugryźć. W tym przypadku mogła jednak tylko nieszkodliwie zaciskać palce i kląć w duchu, że były tak słabe i zakończone ludzkimi paznokciami, delikatnymi i tępymi w porównaniu z pazurami pantery. Łykała rozpaczliwie powietrze, gdy tylko czuła choć leciutkie rozluźnienie uścisku Anioła. Odruchowo wierzgnęła kilkakrotnie nogami i z pewnym przestrachem poczuła raz czy dwa, że trafiła w coś. Ale była szansa, że wściekły mężczyzna tego nie zauważył. Obawiała się, że w przeciwnym razie złamałby jej kręgosłup jak suchą gałązkę tą samą ręką, którą utrzymywał ją w powietrzu.
Bliskie spotkanie z ziemią powitała niemal z ulgą, próbując unieść się na łokciach i nie wypluć żadnego organu. Jedno i drugie zostało brutalnie utrudnione przez ciężar, który nagle przygniótł jej plecy. Sama już nie wiedziała, czy bardziej bolała ją krtań, czy paliły płuca, domagające się tlenu. Tyle dobrze, że nie była w stanie odpowiedzieć na zadane jej pytanie, bo wrodzony upór pewnie by ją zabił. Kątem oka dostrzegła pochylającą się sylwetkę, ale i tak gwałtowne odciągnięcie głowy do tyłu było nieprzyjemnym doświadczeniem. Gdyby była człowiekiem, pewnie skończyłoby się dużo gorzej, ale panterołaczy kręgosłup był dostatecznie giętki, by znieść takie traktowanie stosunkowo łagodnie. Niestety twarz chyba każdej rasy przyjmowała uderzenie z pięści tak samo boleśnie.
"Oka chyba nie podbił." Zdążyła uformować tylko jedną myśl, zanim jej żebra znów zapoznały się z obuwiem skrzydlatego. To konkretne zachowanie zaczynało podejrzanie przypominać nawyk. Podobnie jak poprzednio, impet uderzenia przewrócił ją na plecy.
- To nie przeze... - Panterołaczka nie zdążyła dokończyć zdania, które i tak było ledwie słyszalnym, chrapliwym szeptem. Dyszała ciężko i nawet nie próbowała zetrzeć śliny oprawcy. Bywało gorzej, na razie próbowała tylko upewnić się, że żyła i podnieść się. Zdołała nawet w tym celu zgiąć jedną nogę w kolanie i oprzeć stopę o podłoże. A wtedy właśnie poczuła wbijające się w łydkę... coś. Dużo cosiów. Krzyknęła chrapliwie z bólu, gdy Testament pociągnął ją za sobą. Doświadczenie było o tyle nieprzyjemne, że odruchowo próbowała chwycić się czegokolwiek, by nie dać się wlec po ziemi. Był to równie głupi, co nieskuteczny gest. Zmiennokształtna aż zbladła, gdy spojrzała przez ramię i zobaczyła, co było przyczyną najnowszego bólu. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby piekielnik postanowił owinąć ten łańcuch wokół jej szyi, zamiast nogi. Choćby zrobił to na tyle luźno, by ostrza na ogniwach nie wbijały się w ciało, stałaby się chyba najsłodszym kociakiem w historii wszystkich kotowatych, byle nie szarpnął.
"Czyli to jednak nie tylko popieprzona ozdóbka." Najemniczka była już na tyle zmaltretowana, by w jej głowie pojawiła się tak niepasująca do sytuacji myśl. Chwilę później okazało się, że choć ostre zadry nie wbiły się głęboko, proces uwalniania był znacznie gorszy, od wcześniejszych doświadczeń. Dziewczyna zwinęła się na tyle szybko, na ile mogła, by zasłonić zranioną kończynę ciałem. Obserwowała podchodzącego Upadłego z szeroko otwartymi oczami, a nawet błysnęła kłem, gdy przykucnął. Ale nie wykonała żadnego innego agresywnego gestu.
Łapa była w naprawdę nieprzyjemnej dla siebie sytuacji i to pomijając pobicie oraz drobne, choć krwawiące ranki. Wszelka logika i resztki rozsądku podpowiadały, że powinna być przerażona. Właściwie na granicy paniki, powinna się kulić i prosić o litość. Tymczasem jej bardziej futrzasta i najwyraźniej mniej normalna cząstka była niepokojąco spokojna. Bała się, owszem. Ale tym dziwnym strachem, wywołanym samym patrzeniem na skrzydlatego. Pomijając to czuła przede wszystkim respekt względem silniejszego od siebie drapieżnika. I delikatną chęć wyzwania go jeszcze, uderzenia łapą ze schowanymi pazurami, aby nie pomyślał sobie, że była byle trzęsącą się kulką.
Pod wpływem delikatnego dotyku zadrżała wyraźnie na całym ciele, a z jej piersi wyrwał się głuchy warkot, od którego aż zabolała ją krtań. Czarne uszy zniknęły we włosach, przyłożone ciasno do czaszki, a wargi odsłoniły ostrzegawczo zęby. Jednak nie wykazywała większej agresji. Zamiast tego obróciła nagle górną połowę ciała na plecy ręce układając na widoku, po bokach głowy, jeszcze zanim Upadły podkreślił swoją groźbę, odginając jej palec. Leżała tak tylko przez parę sekund, patrząc w czerwone oczy i oddychając głęboko przez usta, zanim obróciła głowę na bok, przerywając kontakt wzrokowy i odchyliła ją do tyłu, odsłaniając gardło.
- Nie musisz. Zrozumiałam. - Powiedziała cicho, prawie mrukliwie, po czym spojrzała na piekielnika kątem oka. Nie próbowała się szarpać, ani wyrywać, chociaż nadal szczerzyła lekko zęby i nie postawiła uszu. Była to chyba najbliższa uległości postawa, na jaką było stać gorącokrwistą kocicę. Właściwie, w jej mniemaniu okazywała mu właściwie pełny szacunek, ale bez fałszywego płaszczenia się i podlizywania. Nieuzbrojone dłonie miała rozłożone dostatecznie szeroko, by nie sprawiały realnego zagrożenia nawet, gdyby była w zwierzęcej formie. Odsłaniała brzuch i gardło, bardzo podatne na zranienia miejsca na kocim ciele. Nie patrzyła mu prosto w oczy, uznając własną przegraną. Ale wciąż była drapieżnikiem i nie chciała, by o tym zapominał. - Więcej cię nie zlekceważę. Ty dyktujesz warunki. Żeby być w mieście szybciej, musielibyśmy biec. Mogłabym próbować, ale ktoś mnie skopał i nic od rana nie jadłam.
Kelisha przełknęła ciężko ślinę, niepewna, czy wybuchowy pierzasty nie wścieknie się znowu na nią za takie odzywki. Zerknęła przy tym na upolowane kuroliszki zwisające z boku zabranego jej plecaka. Szybko ponownie przeniosła wzrok na swojego oprawcę i oblizała nerwowo górną wargę.
- Konia nie zdobędziemy. I tak oszalałby pod tobą. Ja też powinnam znowu zostawić na tobie mój zapach... jeśli pozwolisz. - Ostatnie słowa dodała z wyraźną niechęcią. Zaraz potem spojrzała otwarcie w oczy towarzysza, a głos jej lekko zadrżał. - Aniele? Nie każesz mi się prowadzić do miasta tylko po to, żeby mnie tam sprzedać?
Nie tylko panterołaczka chyba pierwszy raz odezwała się do niego stosunkowo normalnym mianem, ale niepewnie postawiła uszy i przestała nawet szczerzyć zęby. Po Upadłych można było spodziewać się wszystkiego. A ten nie miał chyba absolutnie żadnych skrupułów, więc w głowie zmiennokształtnej pojawiła się taka obawa.
Zablokowany

Wróć do „Wschodnie Pustkowia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości