Jadeitowe WybrzeżeNiesieni na falach...

Bajkowe wybrzeże Oceanu Jadeitów. Jego nazwa wzięła się od koloru jakim promieniuje. Znajdziesz tu plaże ze złotym piaskiem, palmy i rajskie ogrody. Palące słońce rekompensuje cudowna morska bryza.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Kiedy kapitan się zbudził, znów siedział przywiązany do słupa w jednym z magazynów. Szyję i kostki krępowały mu szorstkie liny, a lewa ręka spoczywała bezsilnie, przywiązana do metalowej klamry wystającej z podłogi. Jego oczy momentalnie przyzwyczaiły się do panującego tu mroku, więc elf bez trudu dostrzegł drewnianą skrzynię w rogu pomieszczenia i siedzącego na niej Jokara, który z ogromną starannością czyścił ubrudzony krwią nóż. Widok ten sprawił, że serce mężczyzny podskoczyło do gardła, a on sam zesztywniał, zaciskając pięści. Wtedy też poczuł, że prawa dłoń pozostała wolna. Więzień niechętnie przeniósł na nią swój wzrok, lecz kiedy się przełamał, wzdrygnął się, a jego oczy zalały łzy. W miejscu, gdzie jeszcze trzy godziny temu posiadał sprawną dłoń, jątrzył się owinięty bandażem kikut. Z całej kończyny został tylko fragment od barku po łokieć, na którym oparto wszystkie szwy. Najgorsze jednak było to, że elf mógł poruszać palcami prawej ręki, nie widząc jej. Jego mózg, zapełniony adrenaliną i strachem nie przyjął jeszcze do wiadomości, że coś jest nie tak z ciałem. Leończyk przeklął za to w duchu wszystkich na Nautiliusie, nie szczędząc słów we wspólnej i elfiej mowie. Szczególny akapit poświęcił on Barbarossie i jego kwatermistrzowi, Borsobiemu, choć ten pierwszy nawet nie wiedział, co się wydarzyło.

Nagłe przebudzenie więźnia wyrwało także z zamyślenia przywódcę trytonów. Odłożywszy ostrze do skrzyni, Jokar poprawił tunikę, sprawdził ułożenie ostrzy i podszedł do kapitana, nie roniąc nawet cienia uśmieszku.
- Za drzwiami jest beczka z wodą i czyste ubranie - wyjaśnił, powoli rozwiązując elfa. - Jako kapitan innej jednostki zostałeś zaproszony na kolację. Zasiądziesz przy stole naszego kapitana. Ostrzegam cię jednak, że jedno niewłaściwe posunięcie pozbawi cię drugiej ręki, zrozumiałeś?
Leończyk kiwnął głową na tak i gdy tylko poczuł luz w nadgarstku, zaczął obmacywać kikut, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Dobrze - kontynuował Jokar. - Będziesz pod stałą obserwacją i nawet nie myśl o tym, żeby stąd uciec.
- Dlaczego mi to zrobiliście? - wyjąkał przez łzy morski elf, unosząc kikut w stronę trytona. W jego oczach gasły chęci do dalszego życia.
Jednak Jokar nie poczuł się odpowiedzialny do udzielenia mu wyjaśnień i w ciszy opuścił magazyn, by samemu doprowadzić się do porządku. Kolacje z kapitanem w ostatnim czasie bywały dość rzadko, urządzano je na szczególne okoliczności i zapraszano tylko tych, którzy mieli na Nautiliusie coś do powiedzenia. Zazwyczaj więc jedzono i rozmawiano w niezmiennym towarzystwie kapitana Barbarossy, medyka Rafaela, kucharza Kasina, kwatermistrza Adewalla i nożownika Jokara. Reszta załogi jadła pod pokładem we wspólnym alkierzu lub na własnych pryczach, oddając się dodatkowo zabawom i muzyce, która umilała czas również dowództwu.

- Może i ci nie wypięknieją, ale przynajmniej przestałaś płakać - powiedział z uśmiechem na ustach wampir, zasiadając przy swoim stole ze skrzyżowanymi na brzuchu rękoma. W życiu Barbarossy było wiele kobiet, jedne same do niego lgnęły, inne sam musiał gonić, ale nigdy nie wyobrażał sobie, żeby jakąś skrzywdzić. To samo próbował tłumaczyć też swoim ludziom przed każdym napadem na nadbrzeżne wioski. Mężczyzn wybić, jeśli stawią opór, a kobiet nie gwałcić. Niestety nauka nie poszła w las tylko tym, którzy mieli już swoje partnerki, wiernie czekające za bezpiecznymi murami twierdzy na Wyspie Czaszek. Ale wracając.
Kobiety, z którymi Barbarossa był cechował pełen pragmatyzm, były cichymi myszkami w cieniu gór i zawsze wykonywały jego polecenia. Z Kiraie było inaczej. Admiralska córka, choć bała się jak inne, miała odwagę rozmawiać, a nawet się sprzeczać, czego dowód pokazała, gdy padł wyrok nad leońskim kapitanem. Nie było w niej zupełnego poddaństwa i właśnie to najbardziej urzekło Castera. To i myśl o jej urodzie, niedostępnej dla takiego "potwora" jakim był on sam.
- Zawsze do usług - dodał i zaczął doprowadzać do porządku własną garderobę, znikając na chwilę w mroku, by powrócić w świeżej koszuli, spodniach i płaszczu, ozdobiony kapeluszem, szablą i tym samym, uwodzicielskim uśmiechem, który go nie opuszczał.
- Szanuję twoją decyzję. Poproszę Kasina, by przygotował i przyniósł ci posiłek. Mam tylko nadzieję, że mogę zostawić cię tu samą i nie bać się o twoją śliczną główkę. Balia z ciepłą wodą jest w pomieszczeniu obok - wskazał na małą klamkę wystającą ze ściany obok łóżka, a następnie zniknął i powrócił w mgnieniu oka ze starannie złożonymi ubraniami, które położył na łóżku przed elfką.
- Myślę, że będą pasowały - mruknął i kłaniając się dziewczynie z szacunkiem, opuścił kajutę.

Pogoda była wręcz idealna, by zjeść na zewnątrz, toteż syto zastawiony stół stanął na mostku, a skupieni wokół niego biesiadnicy nie mogli się powstrzymać od skomentowania mistrzostwa kucharza. W atmosferze lekkiej bryzy pod żaglami pachniało dzikiem w ziołach, czerwonym winem, gęsiami w sosie i marynowanymi grzybami, w których pływał młody rekin.
- Przeszedłeś samego siebie, przyjacielu - pochwalił kucharza Rafael, zabierając się za dzika. - Co my byśmy bez ciebie jedli.
- Wy wodorosty i surowe ryby - odpowiedział z rozbawieniem krasnolud, krojąc gęś na mniejsze porcje. - A załoga ślimaki, które czepiają się burt. A tak to sam widzisz. My dzika i gęsi przy winie, oni mewy z rożna przy rumie. I wszyscy szczęśliwi.
- Bardzo - mruknął minotaur, nakładając sobie mięsne plastry rekina w grzybach. - Tylko towarzystwo coś takie niemrawe.
Oczy wszystkich padły na skulonego w krześle elfa, który ze spuszczonym wzrokiem próbował coś zjeść, lecz nic nie przechodziło mu przez gardło. Tak bardzo chciał stąd zniknąć i wrócić do izolatki, gdzie będzie oczekiwał wyrzucenia za burtę, by dotrzeć do admirała Awerkera i wszystko mu przekazać. Cały wieczór bił się on z myślami na temat jego córki. Piękna i niewinna w rękach piratów musiała przeżywać męki, o niewyobrażalnym bólu...
- Jak straciłeś rękę? - jego myśli przerwało nagle pytanie z końca stołu, gdzie siedział wampir. Barbarossa, póki co, jako jedyny z towarzystwa nie jadł, obserwując zachowanie więźnia i łącząc fakty. Chciał jak najlepiej dla siebie, jego i Kiraie, dlatego powiedział sobie, że da szansę leończykowi. Jeśli ją wykorzysta.
- Twoi ludzie mnie jej pozbawili - wysyczał przez zęby elf.
- Nie pytam kto - sprostował kapitan Nautiliusa. - Pytam o powód. Nie pamiętam, abym wydał rozkaz ucinania ci czegokolwiek. Ręki, języka, ucha, przyrodzenia. Oprócz pierwszego, wszystko masz chyba na swoim miejscu. Chciałbym zatem wiedzieć, dlaczego straciłeś rękę. Co takiego zrobiłem, o czym nie wiem lub wiem, ale nie mówię tego głośno.

- Uderzył dziewczynę - odpowiedział za więźnia Jokar, widząc jak twarz elfa blednie, a on sam ucieka wzrokiem ponad czarną linią horyzontu. Atmosfera na mostku zgęstniała w kilka sekund. Wszyscy odłożyli sztućce i w milczeniu obserwowali to kapitana, to elfa. Zrodzone napięcie stało się wyczuwalne ponad wszelką miarę, że nawet sternik, obecny na stanowisku doba za dobą, zablokował koło i cicho usunął się w cień, by przypadkiem nie oberwało się także i jemu.
- Nie chcieliśmy cię niepokoić taką błahostką - dodał kwatermistrz. - Wydałeś rozkaz o nietykalności dziewczyny i więźnia, ale w zaistniałej sytuacji musieliśmy coś zrobić. Wydałem rozkaz, Jokar go wykonał i tyle. Sprawa zamknięta.
- I nie mam o to żalu - odpowiedział Caster. - Postąpiłeś dobrze, choć ominąłeś jeden szczegół.
- Jaki?
- Skoro nazwał ją dziwką, to do kompletu powinien stracić język...
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie okaleczony elf nie ruszając się z miejsca spuścił głowę i dał się pogrążyć w gniewie i rozpaczy, jego kariera jest już skończona. Nie wiedział też czy uda mu się przeżyć choć w zaistniałej sytuacji nie miało to już znaczenia. Po dotarciu do Leonii jedynie zostałby dyscyplinarnie zwolniony, albo chociaż zdegradowany do rangi zwykłego wojskowego marynarza za swoją niesubordynację, ale ocaliłby skórę. Nie był głupi, ani mu się śniło wspominać w swoim raporcie dla admirała o tym, że uderzył jego ukochaną córeczkę, ale mógł przedstawić ją w czarnym świetle. Może wtedy nikt by się nie przejmował jej obecnością na pirackim okręcie i wszyscy atakowali by Nautiliusa bez zbędnych podchodów i strachu o to, że przy otwartym ataku coś jej się przez przypadek stanie.

        Po jakimś czasie bez większej woli do życia wstał z podłogi i skierował się do wspomnianego przez trytona pomieszczenia z wodą i ubraniem. Pochylił się nad beczką i zaczął się myć z krwi drżącą ręką. Nie było to łatwe zadanie, a za każdym razem jak tylko kątem oka dostrzegał kikut, na który starał się w ogóle nie patrzeć, zaczynały ściekać mu po policzkach pojedyncze łzy. Nie docierało do niego dlaczego mu to zrobiono, jakby w ogóle nie pamiętał tego co zrobił i jak potraktował elfkę, która umyła mu poranione plecy i w połowie opatrzyła, ponieważ swoim wrogim zachowaniem przerwał jej to zadanie. Dzięki niej nie musiał się męczyć z myciem swojego ciała z tyłu tym bardziej teraz jedną ręką, przez którą i części do których miał łatwiejszy dostęp były nie dokładnie wyczyszczone. Osuszył się nie ufając pozostawionej przez piratów szmacie, którą miałby się wytrzeć i gdy tylko większe krople z niego pospadały, a skóra nieco obeschła choć wciąż pozostała wilgotna, zaczął się męczyć z założeniem czystego ubrania. Kilka razy przy wkładaniu koszuli musiał pomagać sobie tym co zostało z jego kończyny, co wywoływało ogromny ból i znów tworzyło duszącą, nieprzyjemną gulę w jego gardle, ale było to o wiele lepsze, niż proszenie o pomoc swoich wrogów i oprawców.

        - Dziękuję panu, kapitanie - zaśmiała się lekko na słowa wampira i otarła wierzchem dłoni łzy, które pozostały jej w kącikach oczu. Chciała o nim źle myśleć, jak o potworze i o wrogu, ale takim właśnie zachowaniem powodował, że miała mętlik w głowie i nie wiedziała co ma tak naprawdę myśleć o swoim porywaczu, przerażającym krwiopijcy z wiejskich legend zabijającym bez opamiętania by tylko zaspokoić swój głód, a także o goszczącym ją i dobrze traktującym gospodarzu, w przeciwieństwie do żołnierza z państwa, które tak bardzo kochał jej ojciec i w imię, którego wyrżnąłby połowę kontynentu, gdyby tylko taka była wola króla. Po tym co pokazał jej leończyk, zaczęła się poważnie zastanawiać nad słusznością nienawiści jaką Barbarossa i jego kamraci darzyli Leonię. Chciała się mylić, że kraj ten nie staje przeciw własnym ludziom tylko po to by, król i inni możni mogli się wzbogacić i usprawiedliwić z oczerniających plotek. Bała się, że taki los jaki spotkał wampira, może przydarzyć się jej ojcu, albo on z rozkazu króla zrobi takie świństwo jakiemuś niewinnemu i lojalnemu mieszkańcowi.
        - Może nie taki diabeł straszny, tym bardziej kiedy jest puchatym kotkiem - zażartowała niepewnie, ale nie mogła się powstrzymać przed wypowiedzeniem tego stwierdzenia, a jej rozluźniony i rozbawiony śmiech rozbrzmiał w ścianach kajuty. Nie było to najmądrzejszym co mogła zrobić, ale potrzebowała trochę śmiechu, nawet jeśli mogła tym samym kopać sobie coraz to głębszy grób.

        Patrzyła jak ten równie przerażający, co silny i przystojny mężczyzna znika w mroku, a po chwili wraca odziany w świeże ubrania. Coś w nim było takiego, że nie mogła oderwać od niego wzroku, a tym bardziej ciężko jej było myśleć o nim jak o bestii, której powinna się bać. Może dzień spędzony wśród tych przestępców spowodował, że zaczęła świrować w ten sposób, ale nie mogła się w nieskończoność oszukiwać mówiąc Barbarossie na jego temat inaczej, niż uważała ona sama. Wciąż jednak się bała, temu nie można było zaprzeczyć. Sytuacja była nowa, plotki o piratach nie pozwalały dziewczynie na wyzbycie się obaw i zrelaksowanie się, a teraz jeszcze miała czelność odmówić kapitanowi wspólnego posiłku z jego załogą, tylko dlatego, że obawiała się konfrontacji z więzionym, morskim elfem. Martwiła się, że nieumarły postawi na swoim skoro to jego statek i to ona będzie musiała się dostosować do jego woli, ale... Zaraz została mile zaskoczona.

        Kamień spadł jej z serca, a potłuczona, z lekko napuchniętym lewym policzkiem twarz rozpromieniała przez uśmiech jaki się na niej pojawił.
        - Nie zrobię nic co naraziło by pana i pańskich ludzi na gniew mojego ojca, daję panu moje słowo. - Odpowiedziała uroczyście, dworsko się przy tym kłaniając jakby miała założoną suknię balową.
        Kiedy znów wrócił z czystymi ubraniami, otworzyła szeroko oczy w zdumieniu, nie spodziewała się czegoś takiego, a intuicja podpowiadała jej by lepiej się do tego przyzwyczaiła, gdyż wampir jeszcze nie raz ją zapewne zadziwi.
        - Jeśli mi zaufasz i przyniesiesz mi jakieś nożyczki albo niewielki nożyk, na pewno będą pasować. - Powiedziała szczerze odwzajemniając mu uśmiech, a po tym nie chcąc go dłużej zatrzymywać poszła do ukrytych drzwi, których nawet by nie zauważyła, gdyby nie wskazał wystającej ze ściany klamki.

        W końcu nadeszła ta przeklęta chwila, w której leoński kapitan miał zjeść swoją pierwszą i ostatnią na Nautiliusie wieczerzę w obecności innych piratów, a przede wszystkim wrogiego dowódcy. Gdyby tylko miał taką możliwość odwlekałby to w nieskończoność, ale nie mógł nic zrobić, nawet poderżnąć sobie gardła. Co prawda mógłby utopić się w beczce z wodą, ale biorąc pod uwagę fakt, iż jego płuca są przystosowane do życia w wodzie, szybciej ktoś by przerwał mu tą irracjonalną próbę samobójczą, niż elfowi skończyło by się powietrze. Dlatego zrezygnowany i bezsilny czekał aż ktoś zejdzie do niego i zaprowadzi go do miejsca uczty. Wolałby zostać w swoim więzieniu pod pokładem, ale bał się, że mógłby stracić przez to coś jeszcze. Piraci nie mogli go zabić, ale poważnie okaleczyć tak by był niezdolny do samodzielnego życia już tak, a tego wolał uniknąć.

        Przez cały czas starał się udawać, że go nie ma przy tym stole, nie chciał skupiać na sobie niepotrzebnej uwagi, więc i jego niezdarne, gdyż nie umiał się posługiwać lewą ręką, posilanie się było przytłumione. Starał się nie stukać głośno widelcem o talerz, ani nic tych rzeczy, z drugiej strony nie miał nawet większego apetytu, ponieważ wciąż był załamany po straci kończyny. Kiedy usłyszał pytanie Barbarossy wzdrygnął się, a jego mięśnie stężały na moment. Miał nadzieję, że nie będzie musiał się udzielać w żaden sposób przy tej kolacji i wystarczy, że będzie grał niewidzialnego, ale poważnie się przeliczył. Zaraz jednak rozpacz i strach utopione zostały we wzbierającym gniewie jaki zawładnął elfem, który starając się go trzymać pod kontrolą odpowiedział pirackiemu kapitanowi.
        Znów zawładnął nim niepokój kiedy wampir znów zapytał o powód, niezadowolony poprzednią odpowiedzią. Leończyk przełknął z obawą ślinę, nie miał pojęcia dlaczego mu to zrobili.
        - Ja nie... - zaczął ze złością, chcąc wyrzucić Barbarossie, że to była tylko i wyłącznie samowola jego kamratów, a pokrzywdzony nie zrobił nic co by ich do tego czynu sprowokowało, zamilkł jednak kiedy powietrze przecięła odpowiedź, która wcale nie padła z jego ust. Zszokowany więzień spojrzał na nożownika i się nieznacznie uśmiechnął z dziką satysfakcją, że tryton dostanie reprymendę za to. Jednakże to co rozległo się od strony nieumarłego sparaliżowało żołnierza i sprawiło, że znów poczuł zimne palce strachu zaciskające się na jego szyi.
        - Nie... Nie możecie... - zaskamlał z obawą w oczach, w których widać było, że nie daleko mu brakuje do szaleństwa. - J-Jak wtedy p...przekażę wiadomość Awerkerowi - lekko się uśmiechnął, aby dodać sobie pewności. Postanowił się trzymać tego argumentu jak koła ratunkowego, ponieważ nie miał nic innego czym mógłby odwieść piratów od zrobienia mu tego.

        Kiraie zniknęła w drugim pomieszczeniu, gdzie zaraz zaczęła sobie szykować kąpiel. Nie zamierzała szybko wychodzić z kapitańskiej łaźni, a mając w pamięci jego zapewnienie o tym, że krasnolud przyjdzie przynieść jej posiłek, nie zamierzała upewniać się czy ktoś jeszcze wie o tym pomieszczeniu i czy nikt nie będzie zaglądał do środka, gdy ona będzie się rozkoszować kąpielą. Od razu po zamknięciu za sobą drzwi do pokoju z balią, zablokowała je od swojej strony wkładając pod klamką po skosie mopa, którego tu znalazła zapewne służącego do przecierania podłogi z nadmiaru wody. Rozebrała się i bez myślenia o jakiś podstępach i sztuczkach, weszła do balii zanurzając się niemal pod samą brodę. Może nie było tak przestronnie, wygodnie i komfortowo jak w jej łaźni, ale nie mogła narzekać, a naprawdę bardzo potrzebowała się odprężyć i odświeżyć.

        Nie myślała wcale o wieczerzy odbywającej się na zewnątrz kajuty, nie martwiła się wcale o podwładnego jej ojca, wierząc, że Barbarossa nie złamie swojego słowa i nie pozbawi leończyka życia. Prawdę mówiąc, choć to niemądre, bardziej obawiała się właśnie o wampira, że to żołnierz postanowi go zabić, ale szybko wyrzuciła z głowy te obawy. "Przecież jest otoczony swoimi ludźmi", pomyślała i powróciła do relaksowania się. Brakowało kojących olejków dzięki, którym jej skóra była miękka i delikatna oraz puchatej piany, którą mogłaby się pobawić jak dziecko, jednakże i tak jej było dobrze w ciepłej wodzie, w której niemal zaczęła usypiać, a z której wyszła dopiero jak zaczęła stygnąć. Zmarznięta wytarła się i owinęła zostawionym ręcznikiem. Wyprała swoją poprzednią garderobę i zostawiła przewieszone przez krawędzie balii by wyschły. Po tym zabrała mopa blokującego drzwi i uchylając je lekko wyjrzała do kajuty by się upewnić, że wciąż jest sama i będzie mogła bez skrępowania ubrać się w świeże ubrania i dopasować je do swojej postury, jeśli będą za luźne lub za duże. Odetchnęła głęboko nabierając pewności siebie i jedną ręką przytrzymując swoje okrycie na piersiach podreptała prędko do łóżka i zostawionego na nim stroju dla niej.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Mam to rozumieć, że już się mnie nie boisz? - zapytał z rozbawieniem Barbarossa, kiedy Kiraie poruszyła temat jego przemiany. Forma czarnego kota, którą dziewczyna miała okazję widzieć z bliska nie należała do ulubionych stanów kapitana, lecz nie miał on na to żadnego wpływu. Mógł jedynie usuwać lub unikać denerwujących go czynników, co, na przykładzie rozmowy z dziewczyną, okazało się trudne do wykonania. Jako kot mężczyzna był bezbronnym dachowcem, który zmiękcza serca osób wrażliwych, nie dając po sobie poznać drugiej, bardziej niebezpiecznej natury. To, że Kiraie nie była do niego przekonana to zrozumiałe, ale jej stwierdzenie o jego przemianie dawało mu do myślenia, iż elfka sama nie wie co o tym wszystkim myśleć.
Nie było jednak czasu, by się nad tym rozwodzić.
- Nóż znajdziesz w jednej z szuflad - powiedział, wskazując mebel przed opuszczeniem kajuty. - A gdybyś chciała odpocząć to masz do wyboru miękkie łóżko lub miękką trumnę. Sama możesz wybrać.

- Wiadomość dla admirała masz wypisaną na plecach - odezwał się niespodziewanie krasnolud, nachylając się przez stół, by dolać sobie wina. Jego długa, ruda broda zafalowała, a jej koniec zamoczył się w sosie pieczonego dzika, ale nordowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. - Będziesz ją nosił do końca życia, a nawet i dłużej. Natomiast brak ręki potraktuj jako pamiątkę z pobytu na Nautiliusie. Nie każdy wraca stąd żywy, czuj się więc zaszczycony.
- A panienka Awerker? - morski elf zgromadził w sobie odwagę, aby zabrać głos w sprawie, przez którą wylądował w kursie pościgowym za piratami. Nie podobało mu się już nadstawianie karku za zdrajczynię ojczyzny, nawet jeśli gotowy był zostać jej mężem z racji przywilejów, ale nadal była ona w tym wszystkim jedynie ofiarą, która znalazła się najwidoczniej w niewłaściwym miejscu i czasie. - Podobno zawarła z wami układ. Chciałbym poznać jego cenę. Ze mną możecie zrobić co chcecie, ale ona nie jest niczemu winna. Mam rozumieć, że po tym wszystkim odeślecie ją do ojca w jednym kawałku, czy też zgwałcicie i poderżniecie gardło?
Oczy biesiadników nie zdradzały żadnych emocji, a czworo z nich zupełnie przestało patrzeć na więźnia, pochłonięci czymś w głębi otaczającego ich mroku i szumiących fal. Tylko kapitan Barbarossa siedział niewzruszony, z przymrużonym okiem przyglądając się mężczyźnie, który z trudem powstrzymywał cisnące się do oczu łzy. Czy wszystkie elfy próbują zgrywać, że są silne w obliczu zagrożenia? Przeszło przez głowę wampira, kiedy upijał łyk wina ze swojego kieliszka.
- Panienka Awerker - zaczął cicho przywódca piratów, spoglądając kolejno na każdego z grona przyjaciół. Słowa dobierał bardzo uważnie, mając absolutną pewność, że trafią one do uszu admirała leońskiej floty. - Nie zawierała ze mną żadnych układów. Nie jest tu z własnej woli, liczy na ratunek i, tak samo jak jej ojciec, zatopienie Nautiliusa wraz ze wszystkimi obecnymi przy tym stole. Te słowa możesz przekazać swojemu dowódcy, o ile dożyjesz tego spotkania. Admiralska córka jest tu w charakterze mojego gościa honorowego, którego bezpieczeństwo gwarantuję utratą własnego życia. I to nie z powodu układów i korzyści, jakie sugerujesz, ale ze zwykłego dżentelmeńskiego honoru.
Kiedy Barbarossa skończył, kwatermistrz i przywódca nożowników jednocześnie poderwali się z miejsc i okrążając stół, wyciągnęli spod niego pustą beczkę po śledziach.
- Twoją wizytę na moim okręcie uznaję za zakończoną - dodał wampir z dworskim akcentem, kiedy Jokar skończył przywiązywać do beczki elfa. Ten nawet nie próbował stawiać należytego oporu, biernie podał trytonowi rękę i nogi, a następnie zamknął oczy, chcąc znaleźć się w bezpiecznej sferze własnych myśli.
- Caster, mieliście go wyrzucić z samego rana - oponował Rafael, patrząc jak Adewall Borsobi z łatwością podnosi beczkę razem z ładunkiem, jakby była poduszką i podchodzi z nią do burty statku. - Oszalałeś?!
- Nie chcę psuć sobie tego pięknego wieczoru - odpowiedział mu Barbarossa rozmarzonym głosem, dając sygnał kwatermistrzowi. Beczka i jej zawartość sprawnie opuściła pokład Nautiliusa, nie robiąc wcale wielkiego hałasu. Plusk, o ile można było go tak nazwać, rozszedł się wraz z echem trzepoczących żagli i śpiewających pod pokładem marynarzy, których uniesione głosy zdradzały wszem i wobec, że zabawę mieli tam przednią i że właśnie wkracza ona na zupełnie nowy poziom. Tymczasem mostek powoli pustoszał, zniknął stół z zastawą, krzesła oraz największy z biesiadników, który zakomunikował o swoim zmęczeniu i chwytając pod pachę beczkę z pozostałością piwa, udał się na spoczynek do swojej kajuty, zaledwie jedno piętro pod kapitańską. Po nim odszedł tryton, bez słowa znikając na schodach, a potem w mroku korytarza prowadzącego do wydzielonej dla niego i jego ludzi części, gdzie urzędowali przez nikogo niezaczepiani.
- Jeśli możesz - powiedział po dłuższej chwili kapitan Barbarossa, zerkając na czarodzieja. - Dotrzymaj towarzystwa panience Awerker. Kasino przygotował dla niej posiłek, ale nie chcę zostawiać jej samej. Dopilnuj, by niczego jej nie brakowało i wyjdź jeśli zechce udać się na spoczynek. Dużo przeszła, tak jak i my, dlatego odpoczynek dobrze jej zrobi.
- A co ty będziesz robił przez ten czas? - pytanie padło dość bezpośrednio, okrojone z grzeczności, tytułów i taktu. W końcu rozmawiali ludzie sami sobie równi.
- Póki świeci księżyc, stanę za sterem.
Ten akcent zakończył rozmowę i sprawił, że Kasino oraz Rafael w milczeniu zeszli najpierw do okrętowej kuchni, a potem Rafael, już sam, skierował kroki do kapitańskiej kajuty, niosąc półmisek pieczonych owoców morza ułożonych okręgiem wokół makreli w paście z ostrej papryki, uważanej w Leonii za prawdziwy przysmak.

- Panienko Awerker. - Rafael zapukał do drzwi kajuty, odczekał minutę, a następnie powoli nacisnął na klamkę, otwierając je do połowy. Przez powstałą szparę wlał się do środka księżycowy blask, rzucając długi cień czarodzieja na krawędzie obszernego stołu. W mdłym i przytłumionym świetle postać elfki była jedynie zarysem kontur, na które medyk i sekretarz kapitana nie zwracał obecnie uwagi. Niczym cień przeszedł przez środek pomieszczenia i z szacunkiem skłonił się elfce, stawiając na stole półmisek ze starannie przygotowanym posiłkiem.
- Makrela z ostrą papryką i owocami morza - zaprezentował danie, po czym postawił obok niego kieliszek i napełnił go białym winem. - Mam nadzieję, że będzie panience smakować. Gdyby czegoś brakowało, jestem do usług. Kapitan wróci nad ranem, ponieważ osobiście stanął za sterami - wyjaśnił, zdejmując z sufitu lampę i stawiając ją na mapie, by oświetliła większą powierzchnię.
Lata służby, najpierw na turmalskim zamku, a później jako skryba kapitana i sekretarz Barbarossy, uczyniły z Rafaela mistrza etykiety. Doskonale wie on jak zachować się w danej sytuacji, daleko mu było do ograniczonych umysłowo najemników, a do tego potrafił rozmawiać. Na okręcie pełnił funkcję medyka i dyplomaty, z czego to drugie decydowało o tym, że czarodziej towarzyszył tego wieczoru elfce. Wychowanka z szlacheckiego domu raczej nie czułaby się komfortowo w obecności barbarzyńskiego minotaura.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Na jego pytanie odpowiedziała jedynie uśmiechem, a pochwyciwszy jego spojrzenie uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Wciąż odczuwała strach, ale nie był on już taki duży i tak silny, by nią w obecnej chwili zawładnąć, jak to miało miejsce na samym początku. Gdyby miało jej się coś złego stać już dawno by się stało, a Barbarossa nie ręczyłby za bezpieczeństwo dziewczyny własnym nie-życiem. Między innymi z tego też względu musiała zmienić swoje podejście do zaistniałej sytuacji i towarzystwa jakie otaczało Kiraie, i które, mogłaby przysiąc, będzie jej jedynym przez najbliższych kilka dni, a może nawet tygodni. Musiała się jakoś dostosować, żeby nie zwariować, to przede wszystkim, ale także jakoś sprawić, że ten okres będzie bardziej znośny. W końcu ile można się bać i rozpaczać?
        - Nie będę panu zabierać miejsca do spania, kapitanie. - Zachichotała z rozbawieniem nie zatrzymując go dłużej i tylko życząc cicho miłej nocy, po czym poszła się wykąpać.

        Piraci nawet sobie nie zdawali sprawy z tego jaką ulgą dla elfiego kapitana było opuszczenie wrogiego okrętu. Nie miał jednak obecnie siły do podjęcia próby wyswobodzenia się z więzów i dopłynięcia do portu, nie licząc na to, że ktoś go znajdzie przywiązanego do beczki. Nie miał żadnej nadziei na to i nie zamierzał tyle czekać. Najpierw jednak postanowił porządnie odpocząć nim przystąpi do tak wykańczającego działania.

        Po wyjściu z balii, Kiraie wróciła do kajuty Barbarossy owinięta ręcznikiem zakrywającym jej wdzięki i chroniącym przed całkowitą nagością. Przysiadła na krawędzi łóżka wyciągając uprzednio wskazany przez wampira nóż, o który pytała i zerknęła na ubrania przez niego dla niej przyniesione. Koszula była nieco za duża na nią, podobnie jak spodnie, ale wcale jej to nie zrażało. Słysząc za drzwiami prowadzącymi na pokład Nautiliusa rozmowy, nie obawiała się, że ktoś mógłby do niej przyjść, tym bardziej bez uprzedzenia. Wróciła do "łaźni" upewniła się, że jej biustonosz będący wiązanym, skórzanym topem przypominającym krótki gorset oraz jej bielizna wyschły od razu je na siebie założyła, po czym przymierzyła "piracką" garderobę, aby wiedzieć jak ma ją przerobić i skrócić dla własnego komfortu, dopasowując do swojej postury. Na pierwszy ogień poszły spodnie, z którymi miała najmniej roboty, gdyż wystarczyło obciąć delikatnie nogawki. Wypruwając nić z usuniętego skrawka rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu czegoś co mogło by jej posłużyć za igłę. Miała z tym więcej trudności niż myślała i żałowała, że w swojej sakwie nie nosiła skromnego przybornika do szycia (bo i po co jej podczas potajemnych spacerów po mieście). Nie mogąc nic znaleźć zmusiła się do przeszukania szuflad, choć głupio było jej tak szperać w cudzych rzeczach. Wolała jednakże narazić się na naganę i posądzenie o wścibstwo, choć nie było to jej zamiarem, niż zostać wyśmianą albo co gorsza porwaną pod pokład za to, że paradowała w samej bieliźnie po "domu" wroga.

        Odetchnęła z ulgą, gdy udało jej się znaleźć coś co wyglądało jak ość. Nie wnikała czym mogło to być w rzeczywistości i od razu zajęła się obszywaniem postrzępionych nogawek spodni, by się niezamierzenie nie rozpruwały, przy okazji też wykonała to tak, aby nogawki były nieco węższe i lepiej dopasowane do jej szczupłych łydek, a co za tym idzie, łatwiej wchodziły do wysokiej cholewy butów. Przeciągnęła przez szlufki zostawiony wraz ze świeżą garderobą pas i dopasowała sobie spodnie tak żeby nie spadały jej i spoczywały na jej biodrach, a jednocześnie nie dusiły jej i wrzynały się nieprzyjemnie w brzuch.

        Następnie zajęła się koszulą, z którą miała o wiele mniej możliwości dopasowania do siebie przy jednoczesnym zniszczeniu jej w minimalnym stopniu. Rękawy podwinęła kilka razy i obszyła tylko w kilku miejscach, aby się nie rozwijały, ale można by je było w przyszłości rozwinąć do poprzedniego stanu, jedynie rozcinając trzymające je nici. Choć rękawy miały już odpowiednią dla niej długość dobrze dopasowanego ubrania, wciąż jednak przeszkadzała elfce długość koszuli, która niemal sięgała jej pośladków. Niby nie powinna narzekać i dobrze się z tym czuć, tym bardziej, że była na środku oceanu z bandą niewyżytych i nieokrzesanych łotrów, którym w głowach tylko alkohol, kobiety i pieniądze, jednakże ona czuła się głupio w obecnym "kroju". Ponownie zdjęła tę część garderoby i nieznacznie skróciła w szerz, zostawiając szew, na którym przyszyte były guziki a po drugiej stronie wycięte na nie dziury. Znów delikatnie podszyła miejsce gdzie odcięła fragment koszuli, tym razem nicią wyprutą z tej części, której się pozbyła.

        Z dumą i pełnym satysfakcji uśmiechem założyła na siebie tę ostatnią rzecz, odkrywającą jej brzuch i związała z sobą dolne rogi. Śmiejąc się ze szczęściem pod nosem zakręciła kilka piruetów na stojąc przy łóżku akurat w momencie kiedy usłyszała zza drzwi swoje nazwisko. Zatrzymała się z gasnącą na twarzy radością i spojrzała w stronę wyjścia na pokład.
        - Wystarczy samo Kiraie. - Westchnęła ze smutkiem, ponieważ takie mianowanie jej przypomniało elfce o domu, do którego nieprędko wróci, o ile w ogóle...

        Zaraz się jednak uśmiechnęła lekko do Rafaela i zaczęła sprzątać z łóżka obcięte skrawki z jej nowych ubrań. Wyprute nici od razu schowała sobie do sakwy, mogły się jeszcze kiedyś przydać, a nóż i ość odłożyła na miejsca, z których je wzięła, chowając je z powrotem do szuflad. Dopiero po tym zasiadła do stołu z mniejszą niż w obecności swobodą, ale widać było, że była o wiele bardziej rozluźniona.
        - Dziękuję, panie Hose - kiwnęła mu głową delikatnie z lekkim uśmiechem. Bardzo się starała zachowywać na okręcie tak jak w domu, przynajmniej w granicach zdrowego rozsądku, jednakże wciąż była nieco spięta i skrępowana.
        - Pan kapitan pewnie bardzo to kocha - odezwała się podczas nakładania sobie jedzenia na talerz. Wciąż nie miała zbytnio apetytu, ale miała świadomość tego, że zrezygnowanie z posiłku było czystą głupotą i dziecinadą, tym bardziej, że miała pewność, iż nie jest zatrute, więc powinna korzystać, bo nie wiadomo czy za kilka dni wciąż będą ją tak dobrze traktować. - Musi go boleć fakt, że za dnia nie może w pełni się oddać tej przyjemności jaką sprawia mu stanie za sterem. Przepraszam, jeśli się mylę. - Dodała szybko i przystąpiła do próbowania swojego posiłku.
        - Mogłabym prosić o zwykłą wodę? - zapytała kiedy przełknęła wzięty przez siebie kęs, podnosząc wzrok na sekretarza. - Nie przepadam za alkoholem. - Z zakłopotaniem spuściła wzrok, wbijając go w talerz i kontynuując jedzenie. Wiedziała, że to głupie skoro jest dorosła i do tego z dobrej rodziny, przez co niekiedy musiała raczyć się spożywaniem szlachetnych i wyniosłych trunków, ale kiedy sytuacja tego nie wymagała wolała ich unikać zastępując sokami, albo zadowalając się po prostu zwykłą wodą.

        Choć stwarzała pozory, że wszystko jest dobrze, coś jej wciąż nie dawało spokoju i niezwykle martwiło Kiraie.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Jak sobie życzysz, ale w takim razie skończmy też z panem Hose. Nazywam się Rafael. - Sekretarz Barbarossy z chęcią przeszedł w rozmowie z elfką na Ty, siadając naprzeciwko niej przy wielkim stole, który bez trudu pomieściłby przynajmniej tuzin biesiadników. Jego błękitne szaty zafalowały i miejscowo przyległy do ciała, pokazując jak chudej i smukłej czarownik był postury. W porównaniu z kwatermistrzem wyglądał jak sucha gałąź przy okazałym pniu, gotowa w każdej chwili ulec złamaniu przy najmniejszym użyciu siły. Z tego powodu wielu go lekceważyło i ignorowało, nie zdając sobie sprawy z tego, że potrafi on złamać ducha oceanu i nakłonić go do posłuszeństwa. Tę przydatną umiejętność nabył dzięki dziesiątkom lat studiów nad istotą magii wody, którą dziś potrafi władać nawet przez sen. Oczywiście do rozpętywania sztormów i tworzenia stumetrowych fal mu jeszcze brakuje, ale tajniki z grupy wypełniania kajut wodą i zamrażania jej, by posłać okręt na dno, opanował do perfekcji. Rzadko ma jednak okazję się tym pochwalić.
- Owszem - przyznał, uśmiechając się przyjacielsko, kiedy Kiraie wspomniała o jego kapitanie. - Barbarossa chyba nigdy nie umiał usiedzieć w miejscu. Ciągle rwał się do akcji, a gdy go poznałem, prezentował się raczej jako poszukiwacz przygód niż nikczemny pirat, za jakiego go biorą. Żeglarstwo jest dla takich ludzi idealną ucieczką od nudnej rutyny. Stanie za sterami Nautiliusa go odpręża - dodał, przynosząc sobie drugi kieliszek. - Tylko on, okręt i wiatr we włosach. Doskonała okazja, by skakać pomiędzy kłębiącymi się pod czaszką myślami. Z drugiej strony jednak nie ma wśród nas człowieka, który znałby tę łajbę lepiej od niego. Barbarossa opowiadał nam jak pracował tu jako majtek, a później już jako kapitan. Wie na ile stać Nautiliusa, nawet jeśli ktoś już dawno skreśliłby go na straty. Widzi w nim potencjał, który, odpowiednio doszlifowany, pomoże mu wygrać z admirałem Awerkerem. Wybacz, że ci to mówię, ale jego wojna z Leonią trwa ponad czterysta lat i nie zapowiada się na szybki przełom. Twój ojciec to dobry dowódca, ale ogranicza go państwo i prawo, któremu musi być posłuszny. To w głównej mierze oddziela nas, piratów od wszystkich innych. My robimy wszystko tak, jak każe kodeks, który jest zbieraniną myśli kapitana Xeratha, jeśli miałbym opisać go najkrócej jak to możliwe. Może kiedyś będzie ci dane go poznać. Nie mniej nasz kapitan gotowy jest znieść naprawdę wiele, w przeciwieństwie do admirała.
- Oczywiście - powiedział nagle, ucinając temat rozmowy. - Przepraszam, kiedy się rozgadam to mam problemy, by przestać.
Następnie Rafael opróżnił swój kieliszek, ustawił go obok naczynka elfki i powoli nakreślał kręgi, za sprawą których napój z jednego rozdzielił się na dwie osobne ciecze. Pierwsza, krystalicznie czysta i przezroczysta wróciła z powrotem do kieliszka Kiraie, podczas gdy druga, lekko zżółciała trafiła do Rafaela i tam powoli zaczęła wyparowywać.
- Oddzieliłem wodę od reszty wina - wyjaśnił, choć było to nie potrzebne. - Stara sztuczka jeszcze z czasów szkolnych.

Na zewnątrz tymczasem nic nie zapowiadało, by pogoda miała ulec pogorszeniu, niwecząc tym samym spokojny wieczór kapitana Barbarossy. Wampir, dziarsko trzymając koło sterowe, prowadził drewnianego kolosa po znanych sobie kursach, ku azylowi na Wyspie Czaszek, gdzie miał zamiar uzupełnić zapasy, dać odpocząć swoim ludziom i wrócić na alarańskie wody w poszukiwaniu łatwych łupów. Obecność admiralskiej córki na pokładzie Barbarossa wciąż uważał za mało istotną, choć w myślach przywoływał co jakiś czas jej istnienie. Z jednej strony był Awerker, zaprzysiężony wróg piratów, gotowy iść z nimi na wojnę aż pod same bramy piekła. Z drugiej wolność i bezgraniczne szczęście na robieniu tego, co się kocha z ludźmi, którzy są dla niego rodziną. Caster wiedział, że prędzej czy później konflikt musi rozbrzmieć, ale póki co starał się o tym nie myśleć. Miał na to jeszcze dużo, licząc jego latami, czasu.
- Nie możesz zasnąć - powiedział nagle w mrok, w którym jego wampirzy wzrok dostrzegł łyse czoło krasnoluda, a potem jego szerokie ramiona rosnące z każdym stopniem schodów.
- Jedna myśl mi chodzi po głowie - odparł Kasino, opierając swoje potężne dłonie na balustradzie. - I nie mogę jej z siebie wyrzucić.
- Mianowicie?
- Ta dziewczyna w twojej kajucie. Jokar porwał ją, by nie zwiała i nie ostrzegła innych. Teraz jest na naszym pokładzie i łasce. Kiedy złapaliśmy tego leońskiego psa i zatopiliśmy jego bryg rozkazałeś wyrzucić go za burtę z wiadomością dla Awerkera. Nie drgnęła ci wtedy nawet powieka.
- Wszystko się zgadza - potwierdził Barbarossa, blokując koło sterowe własną szablą, by zwrócić się przodem do rozmówcy, którego wypowiedź zbliżała się prawdopodobnie do końca.
- Czemu więc nie zrobiłeś tego z dziewczyną? Mogłeś ją wsadzić w szalupę, związać i zwodować, uwalniając nas od pościgu. Przynajmniej na jakiś czas. A list mogłeś napisać ręcznie i wsadzić jej za stanik, czy za co miałbyś akurat ochotę.
- Może - przyznał wampir, zerkając na górujący nad ich głowami księżyc. - Ale w takim wypadku Jokar porwałby ją na marne. Mógł ją przecież ogłuszyć i przywiązać do drzewa, znalazłby ją jakiś wieśniak, rozwiązał lub też nie, a my pilibyśmy już rum za murami naszego zamku.
- Więc o co chodzi? Zemsta? Zachcianka? Akt dobrej woli? Ciekawi mnie co zrobisz, kiedy ta elfka przestanie ci być potrzebna.
- Wypuszczę ją - zapewnił towarzysza kapitan, lecz ten był już na samym dole schodów, w powrotnym kursie do swojej kajuty.

Kiedy znów został sam, Barbarossa wznowił rejs, skupiony na świecie majaczącym mu przed oczami. Olinowanie skrzypiało melodyjnie, kołysane na wietrze, żagiel łomotał, a przez otwarty właz wylazła cisza. Załoga spała od kilku godzin, zbierając siły na nadejście nowego dnia, w którym jeszcze wiele mogło się zdarzyć. Wróżąc pomyślne wiatry wampir zamierzał zawitać do portu na Wyspie Czaszek następnego wieczora, zamykając tym samym ten nieprzyjemny wątek w swojej podróży. Pragnął znaleźć się w miejscu, gdzie nie będzie musiał się przejmować nikim i niczym, zwłaszcza siedzącemu mu na ogonie Awerkerowi. Choć nie było go widać, Barbarossa wiedział, że jego wróg jest na jego tropie i nie odpuści póki nie odzyska córki. Słowa Kasina w tej sprawie zdawały się być całkiem sensowne, ale mężczyzna nie był zwolennikiem takiego radzenia sobie z problemami.

Wieczór dłużył się także w kajucie, choć towarzystwo było bardziej ożywione. Rafael, który w milczeniu obserwował Kiraie, wtrącał co jakiś czas słowo lub dwa, zagajając jakąś rozmowę. Starał się umilić jej czas najlepiej jak sam umiał. Do czasu aż zorientował się, że dziewczyna zaczyna częściej mrużyć oczy.
- Nie będę cię już dłużej męczył - powiedział łagodnie i z uśmiechem, wstając od stołu i kierując się do wyjścia. - Pewnie jesteś zmęczona tym wszystkim, każdy na twoim miejscu padałby jak mucha - pozwolił sobie na uwagę, wskazując Kiraie łóżko kapitana. - Dobrej nocy.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Uśmiechnęła się lekko z zadowoleniem, że skończą z tymi zwrotami grzecznościowymi. Niby były one miłe dla ucha i Kiraie czuła się ważniejsza, a także szanowana, słysząc je w swoim kierunku, ale za bardzo przypominało jej to o domu i służących, którzy tak do niej mówili. Poza tym mag, choć był jednym z piratów, wcale się takim nie prezentował i był naprawdę bardzo miły, przez co miała nadzieję, może nie na zaprzyjaźnienie się z nim, lecz na pewno na zawiązanie jakiś pozytywnych relacji. Dobrze było mieć kogoś komu mogłaby się zwierzyć i beztrosko porozmawiać tym bardziej w obcym sobie miejscu pośród niebezpiecznych przestępców i łotrów. Rafael wydawał się najlepszym kandydatem, oprócz Barbarossy, który jednocześnie ją fascynował w ten sposób jaki tylko mężczyzna może fascynować kobietę i jednocześnie było w nim coś takiego, przez co instynkt przetrwania niemal wrzeszczał w głowie elfki, by uciekała, kiedy tylko nieumarły był w jej pobliżu. To było frustrujące i niezwykle interesujące, ponieważ jeszcze nigdy się tak nie czuła.

        Jedząc bez pośpiechu przygotowaną przez krasnoluda potrawę, która zaciekawiła ją swoim niecodziennym i jednocześnie bardzo wyszukanym smakiem, słuchała z uwagą odpowiedzi blondyna podnosząc na niego co jakiś czas spojrzenie, aby nie czuł się ignorowany. Na wzmiankę o żywiołowości kapitana i przyrównaniu go do zwykłego poszukiwacza przygód, Kiraie uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem, dając znak na to, że wyobraziła sobie takiego Barbarossę. Nie wtrąciła jednak, żadnej uwagi z tym związanej, a gdy mag ją poprał w swoich przypuszczeniach o tym jak żegluga i stanie za sterem statku odpręża wampira, westchnęła cicho zasępiając się i uciekając myślą w stronę założonego przez nią i pielęgnowanego ogrodu, a także jeździe na swojej klaczy, to przyjemne uczucie leśnego wiatru we włosach siedząc na oklep na galopującym wierzchowcu. To poczucie wolności... Coś pięknego.
        - Chyba go rozumiem - szepnęła cicho, aby nie przerywać czarownikowi i się delikatnie uśmiechnęła do swoich miłych myśli. Zajęcia jakie wykonywała dla odprężenia się w leońskim dworku, nie były tymi wspaniałymi chwilami, które spędziła wraz z matką, jak jeszcze mieszkali w środku lasu niedaleko Danae, ale nie mogła narzekać, nic nie trwa wiecznie i wszystko się zmienia.
        - Nie przepraszaj, całkowicie to rozumiem... - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, ale zaraz się zmartwiła i zawahała. - Martwię się czy lojalność i oddanie Leonii mojego ojca go nie zgubi, podobnie do sytuacji kapitana - wyjaśniła, wyrzucając z siebie tę obawę. Chciała wierzyć, że nic takiego nie będzie miało znów miejsca, ale nie miała tej pewności.

        - Nie dziwię się, że tak łatwo jest ci się rozgadać - zaśmiała się z rozbawieniem. - Pewnie nie często masz możliwość przeprowadzenia z kimś zajmującej rozmowy, bo, teraz to ja przepraszam, oprócz ciebie i kapitana reszta jest chyba mało rozgarnięta i rozmowna, prawda? - zapytała z grzeczności nie chcąc pochopnie wydawać tego osądu, ale najpierw się upewnić czy jest on słuszny.

        - Ciekawa sztuczka, wszyscy chyba starają się nie naciskać ci zbytnio na odcisk kiedy jesteście na otwartych wodach skoro panujesz nad tym żywiołem, co? - znów się radośnie zaśmiała, podziękowała i napiła się wody po skończonym posiłku. - Magia potrafi być piękna. - Powiedziała nie rozwijając myśli, a tym samym nie wyjaśniając czemu, akurat użyła "potrafi być" zamiast "jest". Wytarła sobie delikatnie chusteczką usta, po czym się odezwała z nieco smutnym uśmiechem na twarzy. - Moja mama potrafiła robić przy jej pomocy piękne rzeczy. Sprawiała, że rany odwiedzających nas zwierząt szybko się goiły, albo smutne i suche drzewa nagle odżywały i rodziły dorodne owoce.

        Bardzo się cieszyła z towarzystwa maga, do którego szybko nabrała zaufania i go polubiła. Nie liczyła na odwzajemnienie tej relacji, nawet mało ją interesowało czy blondyn siedzi z nią tak długo i raczy miłą rozmową, a także przyjaznym tonem z rozkazu, czy może z własnej woli. Dla niej liczyło się jedynie to, że miała z kim porozmawiać bez strachu, że kiedy na moment spuści wzrok z tej osoby, skończy z poderżniętym gardłem. Ta nieprzyjemna myśl sprawiła, że dziewczyna z poważną miną i zamyśleniem przesunęła lekko po nieprzyjemnie szorstkiej linii z boku swojej szyi i lekko zadrżała. Nie ważne jaki minotaur by się okazał przy bliższym poznaniu, nie zamierzała być dla niego chociażby miłą. Z trytonem było podobnie, ale była pewna, że go szybciej by polubiła niż cuchnącego mokrą krową, rogacza.

        Nie było takiej chwili, w której nastawała martwa cisza. Zawsze podejmowany był czy przez nią, przy przez niego jakiś ciekawszy, bądź mniej, temat rozmowy. Ta dla obojga najwidoczniej była bardzo przyjemna i żadne z nich się nawet przez chwilę nie nudziło, czy też nie zakłopotało, na co wskazywało to, iż za jej sprawą stracili poczucie czasu i świetnie się bawili. To jak już długo siedzieli okazane zostało przede wszystkim przez to, że elfka z mniejszym entuzjazmem się wypowiadała, oczy jej się częściej same zamykały i odpowiedzi na podjęty temat konwersacji, były dłużej przez nią rozmyślane, co wskazywało na to, że zmęczenie i senność zaczęły ją brać w swoje lepkie szpony.

        - Przepraszam Rafaelu - mruknęła przecierając sobie oczy, a za chwilę ziewnęła. Zarumieniła się zakłopotana i raz jeszcze przeprosiła. - Dziękuję za twoje towarzystwo i umilenie mi czasu rozmową - powiedziała szczerze i wstała od stołu uśmiechając się do niego ciepło. - Tobie również dobrej nocy i... Jakbyś mógł przekazać, panu kapitanowi również. - Dodała odchodząc szybko w stronę łóżka by nie widział, że się zawstydziła po swojej prośbie.

        Nie była przyzwyczajona do spania w ubraniu, ale wolała się narazić na tę niewygodę, niż spać w samej bieliźnie i niepotrzebnie kusić diabła. Nie koniecznie miała na myśli Barbarossę, równie dobrze mógłby do kajuty wejść któryś z piratów i zobaczyć ją tak śpiącą, a tego wolała uniknąć. Po wyjściu Rafaela usiadła na krawędzi posłania i zdjęła buty, aby zaraz po tym przykryć się miękką i przyjemną w dotyku kołdrą. Nie musiała długo czekać, ani się wysilać by usnąć, gdyż sen sam ją dopadł nim się zorientowała.

        Nic jej nie dręczyło, żadne koszmary nie nawiedziły głowy dziewczyny i nie śniło jej się też nic konkretnego. Bardziej pływała pośród wspomnień z dziecięcych lat, może czasem pojawiły się jakieś przebłyski bułanej klaczy, luksusowej alkowy i egzotycznego ogrodu, o który dbała z matczyną troską. Nic nadzwyczajnego. Spała tak mocno, że nie słyszała powrotu wampira do pokoju, ani pracujących na zewnątrz piratów, którzy przystąpili skoro świt do swoich obowiązków pełnych śpiewów, rozkazów i trzasków. Nie można jednak zarzucić elfce, że bezczynnie byczyła się do południa w łóżku śpiąc sobie w najlepsze.

        Obudziła się może dwie godziny po tym jak nieumarły wrócił do swojej kajuty, która obecnie była również jej sypialnią i małą więzienną celą, do której nie chciała się ograniczać, choć wciąż gromada piratów wywoływała u niej strach. Wstała wypoczęta i pełna sił. Przetarła oczy i spojrzała w stronę trumny zajętej przez dowódcę Nautiliusa. Zachowując jak największa ciszę, założyła buty i zasłała łóżko, po czym niemal na paluszkach udała się do łaźni, aby się odświeżyć, przemyć twarz i jako tako ułożyć swoją fryzurę, choć nigdy nie miała problemu z prostymi kosmykami, które układały się tak naturalnie. Po skończeniu tych czynności nie chciała siedzieć i się nudzić, albo przez przypadek zakłócać kapitanowi odpoczynek, dlatego też narzucając na ramiona swoją czystą i suchą pelerynę, wyszła na pokład. Niemal od razu ją sparaliżowało kiedy zobaczyła z jakim zapałem i dyscypliną, a do tego starannością korsarze zajmują się swoimi zadaniami. A to czyszczenie pokładu z morskiej wody, a to przywiązywanie i sprawdzanie lin, turlanie z jednej na drugą stronę beczek i zabezpieczanie ich by nie "wędrowały" same po deskach. Gdyby nie ich odpychający wygląd spowodowany zaniedbaniem higieny osobistej nie pomyślałaby, że może to być banda porywaczy, gwałcicieli, morderców i złodziei.

        Odetchnęła głęboko, zbierając w sobie odwagę i podeszła niepewnie do jednego z szorujących pokład piratów. Chciała się jakoś przydać i, choć to dziwne, pomóc im trochę w ich pracy. Może nie zamierzała zajmować się sprzątaniem, czy kontrolą olinowania, na której się kompletnie nie znała, ale miała już swój plan.
        - Dzień dobry, czy mógłbyś mi wskazać drogę do kuchni miły panie? - spytała, zmuszając się do posłania mu miłego uśmiechu. Wiedziała, że może się to dla niej źle skończyć, ale wolała nie pałętać się sama po okręcie w poszukiwaniu Rafaela, czy wołania go i odciągania od jego zajęcia. - Chciałabym pomóc tutejszemu kucharzowi w przygotowaniu posiłków. - Wyjaśniła, po to by zaczepiony przez nią pirat nie zaczął podejrzewać jej o żadne podstępy czy spiski, choć takie i tak pewnie się zrodzą w ciemnej głowie łotra.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Nie zupełnie - przyznał czarodziej, siląc się na uśmiech na jej uwagę o potencjalnej inteligencji pozostałej części załogi. Zdziwił go bowiem fakt, że Kiraie doszła do takich wniosków jedynie poprzez pryzmat krótkich konfrontacji z najważniejszymi osobami na statku, nie próbując tego z pozostałymi, którzy dbali o każdy cal na tym okręcie, a których spotkała tylko przelotnie.
- Nie ma wśród nas profesorów - zaczął po chwili Rafael, dolewając sobie wina - ale nie jesteśmy ignorantami. Na przykład taki Jokar, żeby daleko nie szukać. Potrafi godzinami rozmawiać o sposobach torturowania ludzi i zadawania im bólu, zawadzając jednocześnie o filozofię i etykę zawodu kata. Niestety, jak zdążyłaś zauważyć, to odludek, który nikomu nie ufa. W stosunku do ostatnich wydarzeń to mogę rzec, że powinien dostać tytuł gaduły roku. Z naszym kucharzem natomiast sprawa wygląda trochę inaczej. To wygadany krasnolud i świetny kompan do długich dyskusji od tajnik kowalstwa po alarańską kuchnię, ale jest strasznie drażliwy. Szczególnie w sprawie elfów. Nie wiem, co twoja rasa mu złego zrobiła, ale słyszałem, że kiedyś potrafił być dla elfów miły, więc nie stało się to od tak. Powodu jednak nikomu nie chce zdradzić. Są jeszcze wśród nas filozofowie i byli alchemicy, architekci, kupcy, rolnicy, a nawet jeden były setnik piechoty, jak dobrze poszukać. Fakt, teraz to najemnicy, najemne rębajła i mordercy, ale ja dalej widzę w nich ludzi.
- Dziękuję - odpowiedział, przepuszczając między palcami wodne kulki, migoczące w świetle lampy. - Ale to nie do końca tak, jak myślisz. Panuję nad wodą i magią życia, potrafię uspokajać fale i leczyć rannych, ale nigdy nie wykorzystałem magii do czynienia zła. Nigdy też nikogo nie zabiłem. Jestem pacyfistą. Wiem, że brzmi to jak obłęd, zwłaszcza, że jestem piratem i zdrajcą własnej ojczyzny, ale odbieranie życia to nie moja ścieżka. Masz jednak rację, twierdząc, że wszyscy starają się nie wchodzić mi na odcisk. Jest to jednak spowodowane szacunkiem, a nie obawą o utratę ręki.
- Dla mnie to również była prawdziwa przyjemność - skłonił się czarownik, powoli znikając za progiem. - Przekażę kapitanowi co trzeba.

Słońce leniwie muskało czarne kotary, kiedy cień Barbarossy przemknął po mapach na stole. Poruszał się bezszelestnie niczym duch, jego stopy ledwie muskały wiekowe deski, które powstrzymywały się od wydawania cichych skrzypnięć. Jedyny dźwięk, który mu towarzyszył, a który zamilkł jak ucięty toporem, to szmer pracujących marynarzy, od którego oddzieliły go grube, dębowe drzwi. Brzdęknęła zasuwa i kapitan mógł cieszyć się spokojem poranka. W tym celu pierwsze kroki skierował do stołu, na którym pomnożył bałagan, pozostawiając na jego blacie koszulę, płaszcz, kapelusz oraz pas z bronią. Wzdychając zrelaksowany, wampir podszedł do komody po kieliszek krwi i razem z nim stanął przed dużym lustrem w swojej łaźni. Długo wpatrywał się w swoje oblicze, kończąc wewnętrzne spory i topiąc je we krwi jakiegoś trzydziestoletniego żołnierza cierpiącego na alkoholizm. Barbarossa zadumał się jak wiele potrafi wyczytać ze smaku, a nawet z samego zapachu juchy. Jego mózg analizował wszystko dokładnie tysiąc razy, stawiając mu przed oczami gotowe wyniki i dając dowód, że jego wampirze zmysły działają bez zarzutów. Dopijając resztę, kapitan Nautiliusa przemył twarz zimną wodą i dał się ponieść nogom do stojącej w rogu kajuty trumny. Sen nie był mu oczywiście potrzebny, jako wampir czerpał energię z ludzkiej posoki, ale lubił udawać przed samym sobą, że ma coś wspólnego ze śmiertelnikami. Po drodze jego wzrok mimowolnie padł na łoże z baldachimem i leżącą na nim Kiraie. Barbarossa, jakby dopiero ją dostrzegł, uśmiechnął się pod nosem i westchnął do własnej duszy. Ta podpowiadała mu, by iść w zaparte i udowodnić elfce, że wszystko co o nim mówią jest prawdą. Na szczęście rozum wciąż nad nim czuwał.

Zamykając za sobą wieko trumny, oddał się reszcie swoich przemyśleń, analizując wszystko od planów na kolejne kilka dni po sprawy bieżące, które były tu i teraz. Obecność admiralskiej córki na pokładzie krępowała mu ręce, Nautilius nie mógł plądrować i napadać na statki, musiał kluczyć między spienionymi falami, by zgubić ogon w postaci Wyzwolenia i pewnie setki innych jednostek.

Wyrwany z rytmu pracy pirat otrząsnął się nagle i przetwarzając w głowie pytanie, niechętnie oderwał wzrok od wdzięków kobiety, która przed nim stanęła. W końcu jednak przełknął część nieprzyzwoitych myśli i niedbale wskazał na schody pod pokład.
- Za nimi korytarzem prosto - wyjaśnił dość oschle, a gdy elfka go minęła, nie mógł powstrzymać się przed gwizdnięciem, widząc jej smukłą sylwetkę. Dziesiątki par oczu powtórzyło jego wyczyn i na jedną sekundę cała załoga zamarła, obserwując ruchy dziewczyny. Na więcej czasu nie można było liczyć, gdyż pilnujący wszystkiego kwatermistrz od razu strzelił batem, przywołując wszystkich do porządku.
- Ruszać się! - ryknął, udając, że Kiraie go w tej chwili nie obchodzi. - Kapitan życzy sobie zacumować na wyspie przed następnym wschodem słońca, a został nam spory kawał!

Królestwo Kasina, okrętowego kucharza i kowala było nieco większe, niż kapitańska kajuta, za to panował w nim większy bałagan i chaos. Pod pokrytymi sadzą ścianami stały niewielkie szafki i stoliki przykryte dziurawymi obrusami i zastawione ceramiką. W rogu piętrzyła się szafa na przyprawy, a naprzeciwko wejścia stał duży piec, którego komin znikał gdzieś w suficie. Obok pieca krasnolud trzymał beczki z solonym mięsem, warzywami oraz narzędziami kowalskimi, które wręcz wszędzie się walały. Kwintesencją wszystkiego było ogromne kowadło pośrodku izby oraz palenisko z kuźni z miechem w drugim jej końcu. Sam gospodarz, brzuchaty krasnolud, siedział właśnie na jednym z taboretów, zastanawiając się czemu w szufladzie na sztućce znalazł piłę do drewna i kilka podków.
- Czego?! - warknął nagle surowym głosem, zeskakując na podłogę, która zatrzeszczała mu pod butami. - Zajęty jestem - dodał, zdejmując z ognia kociołek, w którym gotowała się zupa, jednocześnie mieszając ją przy pomocy metalowego pręta zamiast łyżki, która gdzieś się zapodziała. Kasino oczywiście wiedział gdzie, w końcu to było jego małe królestwo. Co z tego, że bardziej przypominało warsztat niż kuchnię.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Obudziła się wypoczęta i pełna energii, z dobrym humorem mimo świadomości, że wciąż przebywała na wrogim okręcie, a nie w swoim domu, jednakże nie mogła narzekać skoro była dobrze traktowana i nie musiała spać na podłodze, albo pod pokładem z resztą załogi. Przeciągnęła się mocno i przetarła oczy omiatając spojrzeniem pomieszczenie, w którym się znajdowała, aby upewnić się, że nie została przeniesiona gdzieś indziej. Nawet jeśli Barbarossa ręczył o jej nietykalności własnym życiem, nie mogła od tak sobie w pełni zaufać znajdującym się na statku mężczyznom i stracić czujność. Lepiej dmuchać na zimne, jak to mówią. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu i wyglądać tak samo z drobnym dodatkiem w postaci niedbale pozostawionych przez kapitana części jego odzienia, na którym zawiesiła spojrzenie na dłużej, a później przeniosła je na zamkniętą trumnę.

        Westchnęła po chwili ciężko, kręcąc lekko głową i wstała z łóżka, które od razu ładnie i starannie zaścieliła. Następnie poszła do łaźni przemyć twarz i ułożyć schludnie włosy. To, że była wśród piratów, nie oznaczyło, że miałaby wyglądać tak samo niechlujnie jak oni. Po skończonej porannej toaletce, wróciła z powrotem do kajuty i zajęła się uprzątnięciem całego bajzlu, chociaż w niewielkim stopniu. Pas z bronią oparła o ścianę obok trumny, płaszcz powiesiła na górnym rogu szafy, wygładzając materiał w miejscach, gdzie się wygniótł, a kapelusz i rozłożoną równiutko koszulę zostawiła na łóżku, niemal tak samo jak kapitan pozostawił dla niej czyste ubrania, z tą różnicą, że jego nie były złożone. Przez samo dotknięcie tkaniny zrezygnowała na początku z zamiaru składania jej, gdyż wiedziała, że materiał jeszcze bardziej się pogniecie, dlatego najlepszym rozwiązaniem było albo powieszenie na czymś koszuli, albo położenie jej i rozłożenie płasko. Po tym uprzątnęła papiery na stole, a karafkę z czerwoną cieczą w środku oraz kieliszek z rdzawym osadem na dnie, postawiła na komodzie, czy tam a'la szafeczce nocnej obok trumny, podejrzewając, że Barbarossa pierwsze co robi po przebudzeniu się to gasi pragnienie.

        Oczywiście, że mogła jeszcze pościerać kurze, pozamiatać i zmyć podłogę, ale bez przesady, nie była pedantką. Poza tym nie chciała zakłócać kapitanowi odpoczynku. Nie mając już nic więcej do roboty we względnie posprzątanym pokoju, wyszła na zewnątrz. Mimo obecności ciepłego słońca, było jej zimno przez chłodny wiatr powiewający spokojnie dokoła i pchający tego drewnianego kolosa na przód. Cieszyła się, że przed wyjściem z kajuty postanowiła zarzucić na ramiona nie rzucającą się w oczy, zwykłą i szorstką w dotyku pelerynę, którą miała na sobie po ucieczce z domu i podczas porwania jej przez tych tu obecnych piratów. Wszyscy wydawali się tacy zajęci i zapracowani, dlatego by dłużej nie zwlekać postanowiła jak najszybciej wprowadzić swój plan w życie.

        - Dziękuję bardzo za pomoc, panie. - Oschły ton korsarza nie uszedł jej uwadze, ale mimo tego postarała się odpowiedzieć mu łagodnie i cię przyjaźnie uśmiechnąć. Czym prędzej ruszyła we wskazane przez niego miejsce, okrywając się szczelnie peleryną i przyśpieszając kroku. Czuła na sobie dziesiątki par oczu wpatrujące się w nią bezwstydnie i brutalnie, jak głodne zwierze w kawał mięsa. Łzy znów zapiekły ją w oczy, ale powstrzymała się od ich uronienia, choć jej twarz wciąż była czerwona jak burak ze wstydu.

        - Dzień... - mruknęła, potykając się o jakiś garnek leżący na podłodze, a kiedy złapała równowagę i rozejrzała się po jeszcze większym chaosie niż w kapitańskiej kajucie, skrzywiła się z niesmakiem - ... dobry. - Dopiero po dłuższej chwili udało jej się zlokalizować krąglutkiego i niskiego mężczyznę, którego poczynaniom się uważnie przyglądała z widocznym dystansem, zdejmując pelerynę i przewieszając ją przez oparcie stojącego pod ścianą krzesła. - Właśnie widzę. - Odparła z rezerwą i bez słowa zabrała się za zbieranie z podłogi narzędzi i przedmiotów przeznaczonych do kuchni, odpowiednio przy tym je rozdzielając. To co nie wydawało jej się być związane z gastronomią układała w pobliżu kuźniczego paleniska, znajdując każdemu przedmiotowi swoje miejsce. Te charakterystyczne dla kuchni chowała do szafek, w których jak się okazało też wszystko było jak wrzucone do jednego worka. Westchnęła ciężko nie mogąc zrozumieć, jak tak w ogóle można gotować.

        - Nie lepiej byłoby panu mieć osobne pomieszczenie na kuźnię? Albo chociaż po jednej stronie pod ścianą mieć jedno, a po drugiej drugie? - spytała nagle spokojnym głosem. Pewności siebie i odwagi dodawał jej fakt, że nikt nie mógł jej nic zrobić, chyba, że chciał narazić się na gniew kapitana. A przynajmniej chciała w to wierzyć.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Skoro przyszłaś to czy musisz wszystkiego dotykać? - zapytał dość oschle krasnolud, odrywając wzrok od bulgoczącego wywaru i zatrzymując go na krzątającej się po kuchni elfce. Z trudem powstrzymywał się żeby nie wybuchnąć i skrzyczeć kapitańskiego gościa, ale ostatecznie zamarł z czystą niechęcią bijącą z brązowych oczu. - Czy ja szlajam się po twoim pokoju i przestawiam ci rzeczy? Nie wydaje mi się. Mam tu wszystko pod kontrolą - dodał, przygaszając ogień i wycierając stalowy pręt wełnianą ścierką, który następnie położył na niewielkim gzymsie nad kominkiem. - Brakowało mi tu jeszcze elfki - burknął pod nosem i przeszedł przez środek izby, by stanąć naprzeciwko kapitańskiego gościa honorowego, nie ważne jak bardzo tytuł ten i immunitet nie podobały się krasnoludowi. Swoje szerokie, masywne dłonie oparł na kowadle, robiącym w skrajnych wypadkach za stół i popatrzył na dziewczynę z tą samą dawką rezerwy. A może i z jeszcze większą.
- Kiedyś tu była kuchnia i spiżarnia - wyjaśnił z pełnym rezygnacji westchnięciem. Coś mu mówiło, że przez najbliższe dwie godziny będzie na nią skazany. Ruchem krzaczastych brwi wskazał na pozostałości łączeń ścian i sufitu. - Ale odkąd się zaciągnąłem, wkurzało mnie latanie z jednego pomieszczenia do drugiego. Kazałem więc wyburzyć ścianę, wstawiłem piec i połączyłem kuchnię, spiżarnię oraz kuźnię. Teraz mogę gotować do woli i wykuwać przedniej jakości broń. Proszę zatem o nie robienie mi tu bałaganu.
Tym, co Kasino nazywał zatem porządkiem były kuchenne noże powbijane w deskę obok kuźniczego miecha oraz młoty kowalskie oparte o skrzynie z jedzeniem. Były to oczywiście detale, krasnolud wiedział gdzie co leży i w miarę potrzeb miał do tego szybki dostęp. Przynajmniej jeszcze kilka minut temu zanim Kiraie zaczęła tu "sprzątać".

Obecność dziewczyny na okrętowej kuchni wydała się krasnoludowi o tyle dziwna, że zamierzał zapytać o powód, ale koniec końców zamknął usta i powrócił do swoich spraw. Pewnie miała jakiś powód, by pchać się pod pokład, porzucając kajutę Barbarossy. Wszak nie było na Nautiliusie bezpieczniejszego miejsca, w którym strażnikiem był najprawdziwszy wampir, potrafiącym łamać karki jedną ręką. Siłą przewyższał go jedynie kwatermistrz, z racji gabarytów i góry mięśni, której pozazdrościć mu może wielu pobratymców, nie mówiąc już o przeciętnych ludziach. Adewall nie miał sobie równych, lecz brakowało mu kociej zwinności, by stać się niezwyciężonym. W starciu zawsze korzystał z berdysza, którym przecinał wrogów na pół, korzystając z maksimum siły. Łatwo go było zatem obejść lub zwodzić, lecz ciężko zachować przy nim trzeźwy umysł. Tutaj strach przed rogatym demonem zawsze weźmie górę i sprawi, że nogi same odmówią posłuszeństwa. Z Casterem było inaczej. Szybki i zwinny, zawsze z szablą w ręku wpadał między kocioł przeciwników i tańczył wokół nich, tnąc po wszystkim, co się tylko dało. Walczył w tylko sobie znanym stylu, więc ciężko go jakkolwiek zaskoczyć. Nie jest to jednak niemożliwe.

- Po co przyszłaś? - zapytał przytomniej krasnolud, otrząsając się z myśli. Nigdy nie miał sytuacji, w której ktoś od tak do niego przychodzi, nie mając w tym większego interesu. Po za oczywiście przyjaciółmi, z którymi lubił gaworzyć i pić, przy czym na drugi wariant musiał się solidnie przygotować, gdyż Borsobii do małych nie należał i wlewał w siebie dość proporcjonalne do wzrostu dawki. Mówiąc krócej, nawet najmocniejszy alkohol potrafił pić kuflami od piwa.

W międzyczasie Barbarossa zdążył poukładać myśli i wypoczęty wręcz wypłynął z trumny, stając na dywaniku pod nią na miękkich nogach. Kieliszek krwi wprawił go w dobry nastrój, tak, że nic nie powinno go dzisiaj martwić. Lekko się zataczając w rytm kołyszących okrętem fal, wampir podszedł do okna i ściągnął kotarę, pozwalając słońcu oblać jego twarz i nagi tors. Skóra natychmiast się zeszkliła i zaświeciła tysiącem drobnych punkcików, jakby ktoś posypał mu pierś brokatem. Nie zwracał na to jednak uwagi. Jego wzrok zatrzymał się na linii horyzontu, a myśli powędrowały w stronę admirała Awerkera. Jaka była szansa, że ten był już na jego tropie i tylko godziny dzielą ich od starcia na otwartych wodach. Barbarossa chciał wierzyć, że tak nie jest, że Awerker trzyma się z tyłu, błądząc i szukając jakichkolwiek znaków, które doprowadzą go do swojej pięknej córki. Nie mógł sobie jednak wyobrazić największego wroga, który nie wie dokąd płynie. Determinacja pewnie kipiała w nim gorzej niż mleko na ogniu. Musiał bowiem zdążyć odbić córkę przed zniknięciem Nautiliusa na Wyspie Czaszek gdyż jej położenie było największą tajemnicą Bractwa.

Chcąc odejść, kapitan zwrócił uwagę na jeszcze kilka detali, opartą o ścianę szablę i białą koszulę spoczywającą na pościelonym łóżku. Przywracając w kajucie dawny mrok, wampir podszedł do krawędzi łoża i chwycił odzienie. Kiraie najwyraźniej zaczęła wariować, zajmując czymś myśli i ciało, by kompletnie nie oszaleć z powodu bycia więźniem. Nie była co prawda skuta, ale podlegała nadzorowi i w każdej chwili groziło jej niebezpieczeństwo. Za wszystkich swoich podwładnych Barbarossa nie zamierzał przecież ręczyć własnym życiem. Co najwyżej za tych, którym bezgranicznie ufał.

- Jak pogoda? - zapytał, stanąwszy na mostku obok dziennego sternika, który zmienił go nad ranem.
- Wiatr nam sprzyja - odpowiedział mężczyzna, przekręcając koło o stopień, by wyrównać kierunek. - Jeśli się nie zmieni to dotrzemy do domu jeszcze dziś wieczorem.
- Bez szans - mruknął Rafael, dołączając do rozmowy. - Idzie sztorm i najlepiej będzie, jeśli go przeczekamy.
- Co proponujesz?
- Na wschód stąd jest mała wyspa, według mapy zaledwie przylądek, za to z szeroką mielizną. Mamy najniższe zanurzenie i możemy tam śmiało zacumować, a rano wznowić rejs.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Czując bijącą od niego niechęć, nawet słowem się nie odezwała. Chciała być przydatna, a wątpiła by pozwolono jej pomóc w przygotowaniu posiłku w obawie, że mogłaby wszystkich potruć albo coś w tym rodzaju. Potrzebowała coś robić. Odkąd pamiętała nie było w jej życiu chwili, w której siedziała bezczynnie w jednym miejscu i patrzyła jak trawa rośnie. A już szczególnie nie mogła usiedzieć spokojnie choć przez jeden moment, kiedy przeprowadzili się ze skromnej chaty w Szepczącym Lesie do okazałego i ogromnego w porównaniu do ich poprzedniego domu, dworku w Leonii, gdzie miała dziesiątki kątów do poznania i całą masę przestrzeni wewnątrz jak i na zewnątrz do urządzenia wedle własnego widzimisię. Przez to bardzo często narażała się na gniew ze strony służby, podobny do tego własnie okazywanego ze strony krasnoluda i dokładnie z tego samego powodu. Nie miała jednak innego pomysłu na zabicie nudy, a plątanie się po pokładzie i szczucie bandy wygłodniałych hien tylko po to by znaleźć Rafaela i odciągnąć go od swoich obowiązków, nie wydawało się nazbyt rozsądnym pomysłem, a tym bardziej bezpiecznym. Krasnoluda się aż tak nie bała. Zdążyła zauważyć jego bezgraniczną lojalność wobec kapitana, więc, choć to było aroganckie z jej strony, wiedziała, że on jej krzywdy nie zrobi, czego nie mogła by powiedzieć o "szarych" korsarzach, którzy byli na pokładzie znaczna większością.

        Westchnęła ciężko z rezygnacją, kiedy poprosił ją...o nie robienie bałaganu. Przeniosła wtedy na niego niedowierzający wzrok. Chciała burknąć, że nie da się zrobić tu większego bałaganu niż już jest, ale ugryzła się w język i całkowicie porzucając podjęte przez siebie zadanie, stanęła z założonymi rękami. Nie wiedziała co ma z sobą zrobić. Z przyjemnością spędziłaby ten czas na rozmowie w towarzystwie Rafaela czy samego kapitana, a nie na przebywaniu w pewnie zaszczurzonym kuchnio-podobnym pomieszczeniu, gdzie chaos był władcą, a nie krasnolud, któremu wydawało się, że to on tu rządzi. Jednakże blondynowi nie chciała zawracać głowy, a nieumarłemu psuć chwili relaksu i odpoczynku. Choć było to głupotą, przez moment przeszło jej przez myśl czy nie poprosić jej głównego porywacza, czyli przywódcy trytonów Jokara, o kurs samoobrony, albo posługiwania się bronią i w sumie nawet zamierzała go odnaleźć i od razu przyjść jak tylko brodacz wyrzuci ją ze swojego królestwa. "Chyba zaczynam tracić rozum", pomyślała ze smutkiem, gdyż nie mogła na to nic poradzić. Właśnie, żeby nie ześwirować chciała sobie znaleźć coś do roboty, ale najwidoczniej miało to odwrotny efekt do zamierzonego.

        - Chciałam znaleźć sobie jakieś zajęcie - odparła wzruszając ramionami. Nie było w niej żadnej skruchy, że zaczęła robić bez słowa porządek w jego azylu. Była gotowa na to, że zaraz zostanie wygoniona. Pociągnęła kilka razy cicho nosem wychwytując woń tego co gotował. - Kilka kropel cytryny i łyżeczka suszonego lubczyku mogłaby bardziej podkreślić smak i nadać potrawie bardziej wyrazistego aromatu. - Mruknęła cicho, jakby do siebie, jednakże on też mógł to usłyszeć.

        Nie chcąc jednak czekać na upokorzenie jakim byłaby reprymenda ze strony tego niskiego mężczyzny oraz polecenie natychmiastowego opuszczenia przez nią kuchni, odwróciła się plecami do niego na pięcie i ruszyła w stronę, z której tu przyszła. Chciała dobrze, jednakże była jedynie kulą u nogi. Pragnęła teraz jedynie wrócić do kapitańskiej kajuty, ułożyć rzeczy wampira tak jak on sam je zostawił i zakrywając się zasłoną baldachimu otaczającą łóżko, położyć się na nim i udawać, że jej nie ma, choć gryzło się to z jej raczej czynnym stylem życia.

        Wyszła spod pokładu bardzo zamyślona, nie odebrało jej to jednak świadomości rzeczywistości, więc droga do kajuty nie zakończyła się wpadnięciem na nikogo, ani potrąceniem. Z sobie niewiadomego powodu zatrzymała się naglę słysząc trzask bata i zadrżała z lękiem w oczach zerkając w stronę poganiającego do roboty leniwych marynarzy, minotaura, który może i znajdował się spory kawałek od niej, ale wciąż wywoływał w niej chęć ucieczki. Omiotła spojrzeniem harujących jak mrówki mężczyzn i już chciała najbliższego zaczepić i zapytać o Jokara, ale zrezygnowała i pośpiesznym krokiem zniknęła za drzwiami kajuty.
        - Pomóż mi mamo. - Powiedziała cicho podciągając nosem. - Nie wiem co mam z sobą zrobić - dodała oparta wewnątrz o drzwi. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy, by się nie rozpłakać, nawet jeśli to miałby być łzy uronione z miłości i ku czci jej kochanej matki, która tak wiele ją nauczyła i stanowczo za szybko odeszła z tego świata.

        Kiedy się już uspokoiła, otworzyła oczy i wstąpiła wgłąb pomieszczenia. Zaraz jednak sparaliżował ją strach kiedy zauważyła, że nigdzie nie ma rzeczy wampira, a lekko otwarta trumna jest w środku pusta. Cała jej twarz poczerwieniała ze wstydu, a samą dziewczynę znów ogarnął strach. Nie mogła uwierzyć w to co zrobiła i chciała zapaść się pod ziemię za to jak się panoszyła po obcym sobie, a nawet wrogim miejscu. Nie wiedziała co począć by nie popaść w jeszcze większe szaleństwo, a jedyne co jej się wydawało sensowne i najlepsze to przyjęcie biernej postawy i nie robienie niczego czego by od niej nie oczekiwano. Westchnęła i przygnębiona usiadła na łóżku, by zdjąć buty, a po tym się na nim położyła plecami do drzwi. Wpatrywała się w powiewającą zasłonę okna, która okazyjnie zezwalała promieniom słońca wtargnąć do pomieszczenia i je rozświetlić na moment.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

Przejście roztrzęsionej elfki przez pokład nie pozostało niezauważone, a wręcz wywołało lekkie poruszenie wśród piratów. Kilku z nich, słysząc przyśpieszone kroki i skrzyp desek podniosło wzrok i pokiwało głowami z dezaprobatą, po czym powróciło do swoich zajęć, mieląc w ustach zbędne komentarze. Inni natomiast, widząc jej wzburzenie po prostu schodzili jej z drogi, nie widząc powodu, by nie pomruczeć coś pod nosem o niej i o krasnoludzie, bowiem wieść, że wraca ona z kuchni zdążyła już obejść Nautiliusa. Wśród szeptów można było wyłapać treści zakładów o powód zamieszania oraz niestworzone historie na podstawie domysłów co mniej inteligentnych marynarzy. Żaden z nich jednak nie próbował przedstawiać w złym świetle kucharza, którego powszechnie tu szanowano ze względu na jego funkcję. Żyjąc w ciągłej obłudzie na własne życie ciężko było dobrze zjeść, nie mówiąc już o tym, że różnorakie i świeże posiłki niweczą ryzyko występowania szkorbutu i wyśmienicie wpływają na morale. Z tego względu większość była przekonana o tym, że to dziewczyna musiała przegiąć, co spotkało się z kontrą ze strony norda. Nie wiadomo jednak było, jak poważne będzie mieć to konsekwencje.

- Zejdę do niej - zaproponował Rafael, stojąc po prawicy kapitana i razem z nim oglądając ten teatrzyk, którego widownia znów gięła się pod batem kwatermistrza.
- Zostań - zaoponował Barbarossa, jednocześnie podając sternikowi współrzędne odnalezionej na mapie wysepki, na której mieli przeczekać zbliżający się sztorm. - Ja pójdę. Ty porozmawiaj z Kasino i spróbuj go nakłonić do bycia milszym dla naszego gościa.
- Starego psa nowych sztuczek nie nauczysz - mruknął na odchodnym czarodziej, znikając na schodach.
Ale zawsze można spróbować, przeszło wampirowi przez myśl, kiedy powrócił wspomnieniami do dnia, w którym pozwolił krasnoludowi dołączyć do załogi. Surowy, rubaszny i rasistowski, znający język pięści i prawo złota, a nader wszystko lojalny jak pies. Lepszego kompana ciężej było sobie wyobrazić, zwłaszcza, że innych chętnych jakoś nie było. Głodująca i nieuzbrojona załoga była kpiną, a nie postrachem oceanów, dlatego o kowali i kucharzy wręcz zabiegano z gotowością płacenia im potrójnie za każdy dzień służby. Barbarossa miał szczęście, że były górnik z Thenderionu i najemnik zgodził się służyć pod jego banderą, skuszony nie tyle złotem, co samymi przygodami i doborowym towarzystwem. Z minotaurem Kasino zaprzyjaźnił się najszybciej, odnajdując wspólny język w temacie piwa, za to dość długo przekonywał się do Rafaela, ze względu na jego wrodzoną niechęć do zabijania. Wtedy to wydawałoby się, że surowy najemnik w końcu zmiękł, ale tylko płynący czas go zweryfikował i postawił w pierwszej linii z innymi piratami.

- Mogę? - zapytał kapitan niepotrzebnie, najpierw pukając, a następnie zagłuszając swoim głosem odgłos otwieranych drzwi. Był, co prawda u siebie, nie musiał ograniczać się do zasad etykiety i dworskich manier, ale w towarzystwie admiralskiej córki wydało mu się to idealnym odnowieniem takich zachowań.
Kajutę wciąż w większości zakrywały cienie, których bezkształtne figury tańczyły na ścianach, lizały sufit i okrywały sobą wszystko, co stało na widoku. Wzrok wampira był jednak do nich przyzwyczajony i szybko zlokalizował zwiniętą w kłębek Kiraie, wypłakującą sobie oczy w jego poduszkę.
- Przed zejściem pod pokład powinnaś zapytać mnie o... - zaczął, lecz od razu zamilkł, zdając sobie sprawę, że mówi jak jakiś hrabia, który ma na celu udzielenie reprymendy nieposłusznej córce. Kiraie, choć zapewne mogłaby być jego praprawnuczką, najwyraźniej nie tego oczekiwała, dając trzaskaniem drzwi wyraźny sygnał, iż chce zostać sama. Coś jednak podpowiadało Barbarossie, by jej w tym przeszkodzić. I dobrze, gdyż wampir wręcz coraz bardziej lubił jej obecność na swoim statku.

- Wybacz mojemu kucharzowi - powiedział zamiast tego, podsuwając sobie krzesło, by usiąść obok łóżka. - Nie wiem, co zaszło w kuchni, ale co by to nie było wiem, że powód twojego płaczu jest co najwyżej mocno przegięty i nie potrzebny tak pięknej kobiecie. Nie chcę cię tu więzić, ale teraz widzisz, że nie bez powodu zaproponowałem ci pobyt w mojej kajucie... napij się - dodał nagle, fatygując się po kubek z czystą wodą, mając na uwadze słowa Rafaela o jej niechęci do alkoholu.
- Za godzinę będziemy cumować na niewielkiej plaży - poinformował ją, starając się na nią nie patrzeć, by znów nie poczuła się osaczona przez niego, jako mężczyznę. - Chciałbym byś mi towarzyszyła. Chcę ci pokazać, że nie musisz się nas bać, nie jesteśmy potworami z piekła, potrafimy śmiać się, płakać, okazywać ludzkie uczucia. Wiem, że prędzej podcięłabyś sobie żyły, a pirackie biesiady to nie to samo, co dworskie bale, ale powiedzmy sobie szczerze, chcesz spędzić czas tutaj na nasączaniu mi poduszek łzami?
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Leżąc bezproduktywnie na łóżku, wpatrzona tępo w kapryśną zasłonę, która nie mogła się zdecydować czy pozwolić słońcu rozświetlić pomieszczenie, czy też nie, Kiraie zastanawiała się czy piraci, podobnie jak ona na ich temat, myślą o niej jak o najgorszym wrogu, a tylko przez rozkaz Barbarossy są dla niej względnie uprzejmi, choć doskonale znała na to odpowiedź i pewnie nawet nie odbiegała przesadnie od prawdy. Westchnęła ciężko przewracając się na plecy kładąc sobie rękę na oczy tak, że jedno było odsłonięte i zawiesiła spojrzenie, na również falującym od przewiewów powietrza, materiale baldachimu. Ciągły strach przed tymi bandytami nie należał do najzdrowszych, względne funkcjonowanie i udawanie, że wszystko jest jak u niej w domu tylko z innym towarzystwem i miejscem, nie bardzo jej służyło, chęć zmniejszenia napięcia i nawiązania jakiejś współpracy z nimi skończyła się jedynie ogromnym upokorzeniem i nieprzyjemnymi komentarzami ze strony mężczyzn, jakoby to ona była winna całemu złu świata. Ta ostatnia porażka była dla niej cichą podpowiedzią, że gdyby zakopała topór wojenny i chciała się z nimi zaprzyjaźnić, skończyłoby się to dla niej naprawdę paskudnie.

        Przez następnych kilka minut swoich refleksji kręciła się uporczywie na łóżku nie mogąc znaleźć sobie wygodniej pozycji, ostatecznie znów zaczęła wzywać i prosić martwą rodzicielkę o pomoc, oczywiście nie otrzymując w odpowiedzi nic, co jedynie ponownie przelało czarę goryczy i zmusiło Kiraie by całą frustrację wyrzuciła z siebie kanalikami w oczach, w formie łez. Leżąc skulona i przykryta niemal pod same policzki, starała się jakoś zasnąć. Niby pukanie kapitana nieco ją rozbudziło, jednakże i tak się ani nie ruszyła, ani nie odezwała myśląc, że sobie pójdzie. Po tym jak się zaczęła panoszyć, nie chciała go widzieć, bojąc się najbardziej zostania wyśmianą przez niego, przez osobę, którą wbrew wszelkiej logice bardzo lubiła, podobnie jak Rafaela, a może nawet bardziej.

        Niestety w swoich rozmyślaniach nie wzięła pod uwagę jednego, drobnego, acz niezwykle znaczącego szczegółu. To była JEGO kajuta, tym bardziej na JEGO statku, a ona była tylko gościem, więc zrozumiałym było, że wcale nie potrzebował pozwolenia na wejście do środka. Poza tym był piratem, który wcześniej był zwykłym majtkiem na kupieckim okręcie, więc zapewne w nosie miał zasady etykiety i dobrych manier, o ile takowe w ogóle znał, choć jego ubiór i sposób obycia względem niej, zdradzał, że mógł co nieco wiedzieć na temat savior vivre'u.

        Zaszlochała cicho, a po tym przetarła rękawem oczy i to był jedyny ruch jaki uczyniła kiedy wszedł do środka. Nic nie odpowiedziała, a do tego zamknęła oczy jakby chciała udawać, że śpi. Reprymenda rozpoczęta przez niego sprawiła, że skuliła się jeszcze bardziej zmuszając się do powstrzymania łez. Spodziewała się tego, w końcu nie dość, że bez jego zgody opuściła pomieszczenie, to jeszcze miała czelność ruszać jego rzeczy, a mimo to nie była w pełni przygotowana na naganę, którą szybko urwał i to na samym początku. Nie wiedziała co było przyczyną tego przerwania, ale poczuła się spokojniejsza w duchu, a nawet otworzyła, poszarzałe i lekko szkliste oczy. Nie odezwała się jednak ni słowem.

        Reakcją na jego kolejną wypowiedź było czyste zdziwienie malujące się wyraźnie na jej twarzy, która za raz lekko poczerwieniała ze wstydu, bo to przecież ona powinna przepraszać, to ona wtargnęła jak do siebie do przeklętej pirackiej kuchni i to ona ignorując karłowatego grubasa zaczęła robić tam gruntowne porządki. Westchnęła ponuro, nie wchodząc mu w słowo, a na jego polecenie usiadła bez przekonania i wzięła kubek z wodą. Nie miała ochoty pić, ale była mu bardzo wdzięczna, bo przynajmniej mogła skupić wzrok w naczyniu wypełnionym napojem.

        - Przepraszam panie kapitanie - szepnęła cicho, ze skruchą nie podnosząc głowy. - Już się stąd nie ruszę... To nie jest... - teraz to ona urwała słabym głosem i się szybko napiła, by nie musieć nic więcej mówić, przynajmniej w tej chwili.
Wysłuchała go opróżniając powoli kubek i jednocześnie zbierając własne myśli. Tego jednak co miał jej do przekazania w życiu by się nie spodziewała co oprócz zaskoczenia spowodowało, że zakrztusiła się pitą właśnie wodą, oblewając się do tego czerwonym rumieńcem na policzkach na wzmiankę o towarzyszeniu mu. Znów wróciła do niej myśl ta o tragicznym niepowodzeniu, jeśli tylko spróbuje się zakolegować z innymi członkami załogi i od razu dopadła ją obawa, że nawet jeśli to była jego propozycja, nie była dobrym pomysłem. Zacisnęła dłonie mocniej na pustym kubku, kiedy już pozbyła się kaszlu i starała się zaplanować i dobrać najlepsze słowa do swojej wypowiedzi, aby mu delikatnie odmówić uświadamiając, że to mogłoby się źle skończyć.

        - Z przyjemnością, ale wolę tu... - powiedziała znów półszeptem, co z łatwością zostało zagłuszone przez głos kapitana, który sprawił, że kąciki jej ust najpierw uniosły się lekko do góry w uśmiechu, a zaraz sama elfka wybuchnęła rozbawionym śmiechem, czystym i pełnym radości zabijającej smutek, a nie histerycznym, czy nawet obłąkańczym, co wycisnęło z niej kolejnych kilka łez, tym razem szczęścia. - Z całym szacunkiem panie kapitanie, ale żyjesz na wodzie, gdzie nie spojrzysz jest woda, wiec czemu przeszkadza Panu odrobina wilgoci na poduszkach? - zachichotała nieznacznie zaciśniętą dłonią zakrywając sobie niewielką część swoich ust. Ten chwilowy, cieplejszy promień jej samopoczucia szybko jednak zaczął blednąc, jak płomień w tlącym nie słabo ognisku. Znów westchnęła z poważną, a może nieco zasmuconą miną i przełykając ślinę zebrała się w sobie by wypowiedzieć się na jego propozycję tym razem normalnym tonem by ją usłyszał.

        - To miło z pańskiej strony, panie kapitanie, ale muszę odmówić... - znów naszły ją wątpliwości, czy czasem na tym nie poprzestać, ale to by tylko postawiło ją w złym świetle, właśnie przez te niedomówienia. - Będę tylko niepotrzebnym kołem u wozu i sądzę, że pańscy ludzie nie będą się dobrze bawić, kiedy będę w pobliżu. - Lekko się uśmiechnęła przez grzeczność, choć na własne słowa zabolało ją serce, a kącikach oczu zabłysł na moment łzy. Niby wiedziała, że nawet w mieście spora część osób jej nienawidziła, ale skupiała się jedynie na tej, którą chociażby względnie ją tolerowała i choć obłudnie, to traktowała ją z życzliwością. Odetchnęła głęboko jakby to miało jej pomóc powstrzymać się od płaczu i zmusiła się do spojrzenia gospodarzowi w oczy właśnie z tym lekkim uśmiechem, przez który chciała udawać przed samą sobą przede wszystkim, że wszystko było w porządku i tak było dobrze.
        - Zostanę tutaj... tak będzie najlepiej dla wszystkich - dodała to ostatnie bardzo cicho i odwracając od niego wzrok jak oparzona, odstawiła kubek na nocnym stoliku obok posłania wyciągając się jak najbardziej i starając się zachować jak największą odległość od siedzącego przy łóżku wampira, przez którego nie mogła odłożyć naczynia normalnie, a po tym bez skrępowania odwrócić się plecami i zmusić się do snu. Przez szacunek do jego osoby to ostatnie nie wchodziło w grę, gdyż mogło być uznane za zniewagę.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

- Woda w poduszkach mi nie przeszkadza - zapewnił ją. - Bardziej martwi mnie to, dlaczego są obecnie napełniane. Wylewasz z siebie strasznie dużo łez, a ja staram się przymykać na to oko, ponieważ nie jestem twoim osobistym pocieszycielem. Mimo to, podobnie jak ty, jestem arystokratą, a w naszych kręgach widok płaczącej niewiasty jest widokiem dość przykrym i dziwnym zarazem. Jednak masz ku temu powody, zostałaś porwana, grożono ci śmiercią, na twoich oczach zabito dwóch leońskich rycerzy i ledwie powstrzymano się przed zabiciem twojego ojca, jedynej osoby, która ma pieniądze, wiedzę i siłę, by cię uwolnić. Rozumiem cię, sam na twoim miejscu roniłbym łzy.
- To twoja decyzja - powiedział, podnosząc się z krzesła i kierując do wyjścia, by osobiście nadzorować cumowanie i rozładunek. - Uszanuję ją, ale wiedz, że sprawiasz mi tym ogromny zawód - dodał z udawanym smutkiem. - Nie zmuszę cię przecież do zejścia na ląd, ani do biesiadowania razem z moimi ludźmi. Gdybyś jednak zmieniła zdanie, przyjdź i jak gdyby nigdy nic dołącz do nas. Miejsce dla ciebie zawsze się znajdzie i zapewniam cię, że żaden z moich ludzi nie spojrzy na ciebie krzywo.
Nim jego dłoń nacisnęła klamkę, kapitan zdążył jeszcze obrócić się na pięcie i wskazać wiszący na kołku dodatkowy płaszcz.
- Jeśli najdzie cię ochota na spacer, załóż go. Sztorm co prawda będzie szaleć kilka mil dalej, ale wiatr i deszcz dadzą nam dzisiaj w kość. Nautiliusa pilnować będzie dwójka trytonów, ale nie obawiaj się ich. Nic ci nie zrobią. I jeszcze jeden szkopuł... dziękuję za uprzątnięcie moich ubrań, kiedy leżałem w trumnie. Doceniam gest.
Po tych słowach drzwi za kapitanem zamknęły się z cichym trzaskiem, pozostawiając Kiraie sam na sam z własnymi myślami w pogrążającej się w mroku kajucie, która od kilku dni była jej domem. Barbarossa miał nadzieję, że jego słowa podniosły ją trochę na duchu i dziewczyna przestanie się zamartwiać wszystkim dookoła. Fakt, została porwana i sprowadzona z admiralskiej córki do roli więźnia, straciła wiele praw i wygód, ale wampir starał się jej pobyt tutaj jakoś umilić. Pytanie tylko, dlaczego. Patrząc na to oczami osób trzecich można by rzec, że krwiożerczy pirat nagle zmiękł i na "stare" lata złagodniał, ale prawda była inna i utwierdziła go w tym rozmowa z Rafaelem. Zobowiązanie Castera zrobiło go odpowiedzialnym za stan i samopoczucie elfki, więc naturalną koleją rzeczy była jego troska o życie dziewczyny. Z drugiej strony działa tu jej uroda, na którą wampir nie mógł pozostać obojętny, nie mówiąc już o niewyżytych piratach, którym przewodził. Z tego powodu Barbarossa nie tylko chciał zapewnić Kiraie bezpieczeństwo, ale też podświadomie się jej przypodobać. Nawet jeśli uważała go za potwora pijącego cudzą krew i bezdusznego mordercę niewinnych.

W tym samym czasie Nautilius dokonywał zwrotu. Upatrzona przez czarodzieja wyspa okazała się niedużym, okrągłym placem z wyraźnym wcięciem płytkiej zatoki, otoczony szeroką na milę mielizną, której dno z kroku na krok porastały coraz gęściejsze glony. To właśnie w tej zatoczce postanowiono zacumować, stając przodem do oceanu, by w razie jakichkolwiek kłopotów wypłynąć i zmierzyć się z nimi. Zanurzenie okrętu było niewielkie, łupy z leońskiego brygu posłano na dno wraz ze statkiem, zabierając jedynie zdatną broń, strzały do łuków, harpuny oraz zapasy jedzenia i słodkiej wody, czego działania osobiście nadzorował sam krasnolud. O tym by kotwiczyć w zatoce zadecydowało również położenie niskiej skarpy o łagodnym zboczu, na której osadzono trap, zachowując przyjemny kąt schodzenia dla nóg i umożliwiający łatwiejszy rozładunek. Sama wyspa zaś dzieliła się na dwie części, szeroką na długość jednego pręta piaszczystą plażę oraz okrąg zieleni porośnięty rzadkimi palmami i krzewami, po środku którego stała sadzawka. Zwierząt tutaj nie było, podobnie jak śladów działalności człowieka, więc przyczółek można było bez przeszkód uznać za bezludny. Mimo to pierwsze kroki na miejscu tymczasowego postoju postawili trytoni Jokara i to jeszcze zanim zaczęto cumować. Dwanaście zielonoskórych istot nie potrzebowało rozkazu, by wyskoczyć za burtę i zacząć sprawdzać to miejsce. Nic naturalnie nie znaleźli. Nie było więc powodu, by nie rzucać kotwicy, łańcuch której zabrzęczał na deskach w następnej chwili, znikając w mętnej wodzie.

- Rozpalcie ognisko i przygotujcie strawę - polecił Barbarossa kucharzowi, kiedy ten opuścił w końcu swoje królestwo i udał się wraz z majtkami po beczki oraz skrzynie. Większość z nich była pusta, posłużyły więc do utworzenia kręgu, podobnie jak kilka stołów i wóz, który zwinęli z Leonii. Marynarze uwijali się w ciszy, nie pośpieszani batem, ani tym bardziej krzykiem kwatermistrza, który na prośbę kapitana zajął się rąbaniem drzew. Komuś innemu zajęłoby to pewnie pół dnia, ale minotaurowi z wielkim berdyszem w ręce godzinę, po której tuzin palm leżało w równym rządku, gotowe pójść w ogień.
Samych przygotowań nie nadzorowano, każdy wiedział, co powinien robić. Ważne jednak było, by zdążyć zanim czarne, burzowe chmury z zachodu zawisną nad ich głowami.
- Sztorm ominie nas łukiem i pójdzie na południe - oznajmił od niechcenia Rafael, stając obok przyjaciela na mostku. Jego diagnoza nie była potrzebna. Barbarossa znał się na pogodzie i sprzyjających wiatrach, więc sam już dawno określił kierunek sztormu i jego siłę. Wiedział, że ten postój uchroni jego statek przed burzą, ale jednocześnie skróci dystans dla leońskiego Wyzwolenia. Kapitan doskonale czuł pogoń i wiedział, że prędzej czy później ujrzy banderę Leonii przed oczami, a razem z nią admirała Awerkera i wycelowany w jego serce sztych miecza. Nie zamierzał jednak martwić się na zapas.

Jego wzrok spoczął niespodziewanie na słupie ognia, który wystrzelił w niebo razem z triumfalnym okrzykiem skłębionej dookoła załogi. Mrok wieczoru został rozproszony, plażę i bok statku zdominowały cienie, a dźwięki otwieranych beczek - powietrze. Adewall spisał się na medal z ogniskiem, które natychmiast rozgrzało serca załogi i zachęciło wszystkich do wspólnej biesiady. Tej nocy nie było różnic. Morskie elfy rozmawiały z demonami, a te z kolei piły przez ramię z krasnoludami. Zapanowała przyjazna atmosfera, której nie zdołał rozpędzić silny wiatr znad oceanu.
- Zdrowie kapitana! - krzyknął ktoś z tłumu, wznosząc kufel, kiedy wampir i czarownik dołączyli do bawiących się piratów.
- Zdrowie! - powtórzyli wszyscy chórem.
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Nic mu nie odpowiedziała, choć miał rację, a tym bardziej prawo poznania przyczyny całego zamieszania, które było tylko i wyłącznie jej winą. Nie chciała jednak przyznać się do tego, że powód był bardzo głupi i co najmniej śmieszny, całkowicie niegodny przedstawicielki środowiska zamożniejszych mieszkańców Leonii. Wiedziała, że już pewnie irytuje kapitana swoim zachowaniem i również przez ten wolała nic nie mówić, nawet jeśli Barbarossa już dawno dostał informacje co zaszło w kuchni i tylko chciał usłyszeć jej wersję wydarzeń. Z jednej strony chciała się komuś wyżalić, na statku pełnym piratów czuła się coraz spokojniej i swobodniej tylko w jego lub Rafaela obecności, jednakże biorąc pod uwagę jego rangę nie mogła sobie za wiele pozwalać. Tak jak on powiedział, nie był jej osobistym pocieszycielem.

        Podniesienie się z krzesła i skierowanie swoich kroków w stronę wyjścia przez wampira, zaskoczyło dziewczynę i nieco zasmuciło. Miała nadzieję na to, że dłużej będzie mogła się cieszyć jego towarzystwem i rozmową, ale z drugiej strony rozumiała go i poczuła się jeszcze gorzej widząc, że sprawiła mu przykrość swoją tchórzowską i nieszczerą odpowiedzią. Nie miała jednak w obecnej sytuacji odwagi, a przede wszystkim prawa, aby go zatrzymywać, więc tego nie zrobiła, co najwyżej spuściła głowę, jak dziecko, które wiedziało, że coś przeskrobało. Dostrzegając jednak zatrzymanie się kapitana i jego ruch podniosła wzrok i podążyła we wskazaną przez mężczyznę stronę. Wciąż była pełna obaw i wątpliwości, przez które nie wiedziała co począć i czy wejść w to stado wilków. Jednego była pewna, widok smutku na wiecznie uśmiechniętej twarzy nieumarłego, zakuł ją w sercu i z jakiegoś powodu miała ochotę skoczyć w ogień, byleby znów jego urodziwa buzia promieniała tym pięknym uśmiechem jak wcześniej. Fakt, podejrzewała, że to mógł być blef, podstępna sztuczka mająca na celu osłabić jej czujność, albo przekabacić ją na piracką stronę życia, ale i tak nie mogła się oprzeć temu grymasowi, który wywoływał u niej przyjemne ciepło.

        Wysłuchała go do końca nim wyszedł zapisując sobie w pamięci, że na dworze będzie tej nocy o wiele chłodniej i jeszcze długo po jego odejściu wpatrywała się w drewniane drzwi od kajuty, siedząc już samej w pomieszczeniu. Po chwili westchnęła ciężko rozmyślając o wszystkim co jej przed momentem powiedział i zerknęła w stronę wiszącego odzienia.

        Niedługo po tym zeszła ze swojego posłania, poprawiła przykrycie ze starannością i poszła do łaźni się odświeżyć. Po szybkiej kąpieli, założyła na siebie ubrania, w których została porwana, a te co niedawno chroniły ją przed nagością, postanowiła przeprać i zostawić do wyschnięcia, w końcu chodziła w nich pół dnia, nie mówiąc już o tym, że zeszłej nocy w nich spała. Obecnie miała na sobie obcisłe spodnie z dobrej jakościowo skóry, buty z wysoką cholewą na płaskiej podeszwie, niezwykle miękkie i wygodne, które pozwalały jej w pełni wykorzystać swoją zwinność i szybkość, a górną połowę ciała dziewczyny okrywała jedwabna, lekka koszula w kolorze kości słoniowej. Przeczesała wilgotne włosy znalezionym w łaźni drewnianym grzebieniem, ale wiedząc, że kosmyki szybko nie wyschną, zaczęła się rozglądać za czymś, co uchroniło by ją przed przewianiem. Udało jej się znaleźć wiszącą w łaźni czerwoną chustę, pewnie zapomnianą przez kapitana, albo kogoś z jego załogi. Złożyła ją na pół w trójkąt i zawiązała na głowie, dbając o to by jak największa część płowej czupryny była chroniona przed chłodnym wiatrem pod rubinowym materiałem. Elfka bardzo się cieszyła z tego znaleziska, bo nie musiała uciekać się do szperania kapitanowi po szafach.

        Przez cały czas swoich przygotowań czuła pod stopami, jak wpływali na spokojniejsze i płytsze wody otaczające wysepkę, i oczywiście szarpnięcie okrętem podczas cumowania, przez które się omal nie wywróciła na ziemię, bo całkowicie się tego nie spodziewała. Udało jej się jednak utrzymać równowagę i kończyła swoje czynności. Odetchnęła głęboko chcąc zebrać w sobie odwagę kiedy już była gotowa, a po drugiej stronie drzwi rozbrzmiewały huczne przygotowania do biesiady. Cały czas mając w pamięci słowa jej gospodarza zdjęła z kołka wskazany przez nieumarłego płaszcz, którym się okryła zarzucając go jedynie na ramiona, nie chciała wkładać rąk w rękawy i się zapinać, bo bała się co jego kamraci by sobie pomyśleli. Podeszła do drzwi, dotknęła lekko zimnej klamki i... się zawahała. "A co jeśli ktoś postanowi się sprzeciwić rozkazom kapitana, kiedy wszyscy będą nie koniecznie świadomi otaczających ich rzeczywistości przez uderzający do głowy alkohol?" Nie mogła pozwolić na coś takiego, dlatego cofnęła się wgłąb kajuty i podeszła do jednej z komód, w której poprzedniego dnia znalazła sztylet i dość grubą ość, służącą Kiraie za igłę do szycia. Wzięła ostrze i zawinęła je w jakąś szmatkę, aby się nie pokaleczyć przez przypadek, a po tym włożyła broń z tyłu za pasek swoich spodni. Nie dość że ukryła ją pod materiałem swojej koszuli, to jeszcze długi płaszcz zarzucony na ramiona skutecznie chował nóż przed oczami osób trzecich, a jej dawał dziwne poczucie bezpieczeństwa, nawet jeśli nie umiała walczyć i posługiwać się bronią w samoobronie.

        Nareszcie czuła się gotowa do wyjścia, a kiedy tylko otworzyła drzwi prowadzące na zewnątrz, uderzył w nią przyjemny zapach przygotowanych już i wciąż przyrządzanych potraw. Mimo wszystko wciąż gryzło ją lekkie poddenerwowanie, co było widać w jej niepewnym uśmiechu jaki posłała jednemu z pilnujących statku trytonowi, obok, którego przeszła zmierzając w stronę kawałka deski prowadzącej z pokładu na suchy ląd. z wielkim zaskoczeniem, stojąc na uboczu przypatrywała się biesiadującym piratom, którzy tak bardzo przypominali jej zwykłych ludzi bawiących się beztrosko podczas dożynek, albo jakiegoś festiwalu, że aż trudno jej było w to uwierzyć, a z drugiej strony poczuła się jak na leońskim, tętniącym życiem głównym placu, gdzie zawsze odbywały się zabawy nie tylko dla szlachty i arystokracji, ale także szarego ludu. Nie miała motywacji włączać się do wspólnego "świętowania", a poza tym stanie "w cieniu" i popijanie wody samej z sobą jeszcze aż tak bardzo jej nie przeszkadzało, by czuła potrzebę dołączenia do radujących się piratów.

        Dolała sobie po jakimś czasie jeszcze wody i wzięła kawałek chleba, upewniając się, że nie będzie nikomu wadziła, po czym pośpiesznie odeszła od uginającego się od jedzenia stołu i wróciła za swoje miejsce pod jedną z palm, która miała szansę się uratować przed "katowskim" cięciem minotaura. W momencie kiedy chciała już usiąść usłyszała wznoszony toast na część ich kapitana, którego nie mogła dojrzeć wśród bawiących się korsarzy, ale po mimo tego cicho dołączyła się do okrzyku innych i lekko uniosła swój drewniany kubek. Wzięła pieczywo do ust i przytrzymała je, by wolną przez to ręką szczelniej się okryć płaszczem, ponieważ zaczął się zrywać mocniejszy wiatr, który mroził przyzwyczajoną do słońca i stosunkowo ciepłej temperatury, dziewczynę, do szpiku kości, wywołując u niej od czasu do czasu drżenie. Usiadła na ziemi stawiając obok siebie kubek z wodą i bez pośpiechu jedząc wzięty przez siebie kawałek chleba. Planowała się później dorwać do jakiś owoców, albo warzyw jak jej się uda, ale na razie się z tym nie wyrywała wiedząc, że ci ciężko pracujący na okręcie mężczyźni bardziej od niej potrzebowali sił i witamin. Cały czas im się przypatrywała trzymając się ubocza, a czasem nawet się dołączała cicho do śmiechów innych marynarzy kiedy przy ognisku miała miejsce jakaś zabawna sytuacja, czy ktoś powiedział coś śmiesznego.

        Może i nie uczestniczyła bezpośrednio w zabawie, ale jej samopoczucie było w o wiele lepszym stanie, niż kilka godzin temu. Subtelny, szczery uśmiech nie opuszczał nawet na moment jej twarzy. Przez moment zapomniała o swojej sytuacji i tym jak daleko znajduje się od domu, nie mówiąc już o tym, że dostrzegła w tej zbieraninie przestępców i łotrów zwykłych mieszkańców Alaranii, którzy potrafią nawiązać z kimś innym normalną, przyjacielską relację, niepodpisaną krwią, ani czyjąś śmiercią. Była mile zaskoczona.
Awatar użytkownika
Barbarossa
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Pirat , Żeglarz , Rozbójnik
Kontakt:

Post autor: Barbarossa »

W miarę ubywania z beczek rumu i pustoszenia prowizorycznych stołów ze wszelkiego jadła, zabawa na wyspie przybierała na sile przy akompaniamencie wiatru i prostych instrumentów. Wśród morskich wilków znalazło się kilku wirtuozów, którzy zachęcani gromkimi okrzykami swoich kompanów, sięgnęli po flety oraz muszle i zaczęli w nie dmuchać ile sił w płucach, wydobywając z nich kojące uszy dźwięki, które już po chwili połączyły się w żwawe rytmy. Załoga Nautiliusa znacznie ożyła i nim księżyc zdołał stanąć w zenicie, wszyscy tańczyli, śpiewali lub oddawali się przeróżnym grom. Po jednej stronie ogniska zebrali się hazardziści, stawiający swoje pirackie łupy na szali karcianego lub kościanego szczęścia. Na zastępujących stoły beczkach spoczęły złote kolczyki, ozdobne sztylety, sakwy z brzęczącymi monetami, a także świstki kontraktów na przyszłe zyski. Te ostatnie działały w bardzo prosty sposób: przegrany zaświadczał, że z najbliższej "wypłaty" uzyskanej z leońskiego lub turmalskiego okrętu odda zaciągnięty w trakcie gry dług osobie, z którą przegra. Tym sposobem na, wydawałoby się, zacofanym kawałku drewna, jakim nazywano Nautiliusa kwitło bogate życie finansowe, czemu nie można było się dziwić, skoro większość piratów stanowili byli kupcy, dla których fortuna nie była przyjazna. Wśród tych znajdujących się obecnie na wyspie było kilku demonów z bogatych rodów Otchłani, którzy nadzorowali ten typ interesów. Kawałek dalej morskie elfy i najemnicy z różnych stron opowiadali sobie historie przeżyte w zawodzie, żarty z lądolubnych krewniaków oraz prowadzili spory na temat przyszłości piractwa. Jedni chcieli odbudować potęgę czarnych bander, inni ustąpić i zobaczyć co przyniesie los. Wśród biesiadników znaleźli się także trytoni, zazwyczaj siedzący na uboczu oraz krasnoludy, unikające elfów jak ognia. Ci pierwsi, osuszywszy kilka szklanek zaczęli popisywać się i wyzywać wszystkich wokół na zawody w rzucaniu nożem do celu, którym były podrzucane na wysokość drugiego piętra szklanice i dzbanki. Nordowie natomiast dwoili się i troili między stołami, ratując tyle piwa ile się da i organizując swoje mistrzostwa w piciu i bekaniu, co zaraz sprowadziło mieszaną widownię, tak, że zanikły wszelkie granice. Załoga pirackiego galeonu wyglądała w świetle ogniska, jak jedna wielka rodzina.

W tym zamieszaniu nikt nawet nie zwracał uwagi na przycupniętą przy drzewie elfkę, choć sama jej obecność stała się głównym tematem pierwszych szeptów, kiedy schodziła do nich po trapie. Nikt jej jednak nie zaczepiał, co najwyżej posyłał uśmiech lub kłaniał się wymuszenie, zaraz powracając do rozmowy z kompanem o pirackiej doli. Kapitański gość mógł więc się cieszyć "wolnością" jaką obdarowywała go wyspa. Drzewa szumiały wokół i kłaniały się przy silnym wietrze, który przyniósł im wyczekiwany od kilku godzin sztorm. Niebo rozgrzmiało błyskawicami, lecz ich grzmoty nie zdołały zakłócić spokoju i dobrego humoru piratów. Nie zrobił tego nawet deszcz, który spadł na nich jak lawina, siekąc karki i smagając ramiona. Na moment jednak ustał, zatrzymany przez Rafaela, który wdrapał się na stół i zakrył obozowisko barierą chroniącą wszystkich przed deszczem, a potem znów uderzył, gdyż wysiłek czarodzieja został wygwizdany. Piratom było wszystko jedno, nie byli ulepionymi z cukru bałwankami, nad którymi musi ktoś wiecznie stać. Mimo to skutki silniejszych podmuchów odczuł nawet ich okręt. Uderzony w burtę Nautilius zaskrzypiał złowrogo i przechylił się na lewą burtę, o mało nie zrzucając ze stanowisk obserwatorów, którzy w tym momencie postanowili wdrapać się na główny maszt, by patrzeć ponad szalejącymi falami. Na całe szczęście ci nie spadli, a galeon powrócił na swoje miejsce wraz z falą odpływu, a towarzyszyły temu brawa i radosne okrzyki załogi.

- Zatańczysz? - Z tłumu, który zaczął powoli powracać do swoich spraw, wyszedł niespodziewanie sam kapitan w czarnym płaszczu na ramionach i rozpiętej do połowy mostka koszuli, ukazującej wyrzeźbione latami mięśnie. W jednej dłoni trzymał kieliszek pełen wina, tego prawdziwego, którego zapach roznosił się dookoła, mieszając się z zapachem rumu i mężczyzn, a drugą wyciągnął w stronę Kiraie, chcą porwać ją bliżej wielkiego ogniska, by nie mokła i nie marzła samotnie pod palmą. Nie czekając jednak na jej odpowiedź, wampir delikatnie ujął jej nadgarstek i pociągnął za sobą, uśmiechając się jak najbardziej szczerze i przyjaźnie. Mijani po drodze piraci sami odskakiwali na boki, robiąc im wystarczająco dużo miejsca. Mało kto jednak wcielił się w rolę widza z większym zainteresowaniem. Oczy wszystkich wędrowały od jedzenia przez trunki do rzucanych noży, śpiewających kamratów i wreszcie do samotnie rosnących krzaków, w których ci, którzy przegięli, mogli zwrócić nadmiar alkoholu. Nie było bowiem powodu do większej tremy, niż zapomnienie tanecznych kroków i obawie, że podepcze się partnera. W głębi zdeprawowanej duszy Barbarossa przeczuwał, że elfka i tak nie myśli podobnie i pewnie cała dygocze z nerwów.

- Cieszę się, że przyszłaś - powiedział, zaczynając taniec wypadem w przód, a następnie ujął dziewczynę w talii i lekko przyciągnął ku sobie. Jego błękitne oczy napotkały jej, a na usta wypełzł uśmieszek godny łobuza, odsłaniając pojedynczy, biały kieł. - Jest okazja, by lepiej się poznać, zwłaszcza, że nasze pierwsze spotkanie ciężko nazwać udanym, prawda? Tak więc, jestem Caster Barbarossa, kapitan Nautiliusa, wróg publiczny numer jeden w królestwie Leonii i pan na Zamku Czaszek, w którym będziesz miała okazję niedługo zamieszkać.
Po tych formalnościach, które wydały mu się najciekawsze do przedstawienia, wampir na dobre zatracił się w tańcu, prowadząc Kiraie, jakby nie była jego więźniem, a partnerką. Przez większość wieczoru zastanawiał się nad zmianą podejścia do niej, by przestała się bać. Była młodą, piękną kobietą, która powinna korzystać z życia, a nie żyć w ograniczeniach. I choć Nautilius był jednym z takowych, to przecież wcale nie musiał oznaczać krótkiego łańcucha i miski zimnych klusek trzy razy dziennie.
- Wiesz, odkąd postawiłaś nogę na moim pokładzie nurtuje mnie jedno pytanie. Co córka admirała robiła sama w lesie, z dala od bezpiecznych murów i strażników gotowych osłonić cię własną piersią, jak ten, który poświęcił się dla twego ojca. Jeśli mnie pamięć nie myli, królowie chronią członków rodzin swoich doradców z równie wielką determinacją co własne stanowiska, a jeśli nie, to przynajmniej jego pensja pozwala nająć odpowiednie do tego osoby. Stąd moje skromne pytanie, na które nie musisz wcale odpowiadać. Jak trafiłaś w nasze ręce?
Awatar użytkownika
Kiraie
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 111
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Pirat , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Kiraie »

        Atmosfera panująca na plaży była nawet nieporównywalnie lepsza, niż na najbardziej radosnym festynie, choć bawiącymi się byli nieznający litości bandyci, jednakże chwila obserwacji ich wystarczyła, by dziewczyna zrozumiała co było tego powodem. Silna więź łącząca ich wszystkich. Święta obchodzone w miastach miały to do siebie, że wszyscy byli raczej zdystansowani i bawili się jedynie w środowisku własnych znajomych, a i tak przeważająca część była nieznajomych, albo znienawidzonych sąsiadów. Tu tego nie było, nawet krasnoludy z wrodzoną niechęcią do elfiej rasy, nie okazywały im pogardy czy wrogości, wszyscy ci tu zebrani byli jedną wspólnotą, rodziną.

        Kiraie czuła, że do nich nie pasuje, a przynajmniej tak sobie wmawiała, aby samej sobie usprawiedliwić dlaczego boi się do nich zbliżyć i woli się trzymać, może nawet bardziej niebezpiecznego, bo nieznanego ubocza. Z drugiej strony po części nie miała za bardzo jak się z nimi zintegrować. W żadne gry hazardowe nie potrafiła grać, a opierając się na zasłyszanych plotkach oraz stereotypach, obawiała się, że szybko się uzależni od tego rodzaju rozrywki, która potrafiła być nawet tragiczna w skutkach. Zawody w piciu były dla niej żenujące, poza tym nie przepadała za alkoholem, a słysząc jak jeden przez drugiego wydają z siebie głośne ryknięcia w konkursie beknięć, aż jej się nie dobrze robiło. W pewnym momencie myślała, że będzie musiała dołączyć się do zgrai, która poszła uzewnętrzniać skutki przeholowania z trunkami, choć ona nie wypiła nic zawierającego procenty i mącącego w głowie. Jedynie mała cząstka jej natury starała się nakłonić ją do przyłączenia się do nożowników i uczestnictwa w ich zabawie, w końcu elfy słyną ze swojej precyzji i zwinności, ale za długo z tym zwlekała.

        Zadrżała kiedy tylko rozpadało się na dobre i naciągnęła nieco płaszcz tak, aby okrywał jej głowę i przede wszystkim ramiona przed deszczem i mroźnym wiatrem. Niemała ulga pojawiła się u niej kiedy deszcz nagle ustał, a podniesienie przez nią wzroku na pięknie mieniącą się barierę wzniesioną przez Rafaela dostarczyła jej odpowiedni na formujące się w głowie dziewczyny pytanie. Niestety nie mogła się tym widokiem długo nacieszyć, gdyż starania maga nie zostały docenione. Wtedy czar prysł, a piracka banda znów była jedynie zbieraniną osobowości spod czarnej gwiazdy dbających jedynie o samych siebie. Elfce zrobiło się przykro i żal blondyna, a jednocześnie wezbrał w niej gniew, co objawiło się zaciśnięciem przez nią pięści. Podkuliła nogi i oparła się jedną dłonią na piasku chcąc się gwałtownie podnieść i iść tam do nich, zwyzywać nawet każdego z osobna i zapewne jako jedyna okazać uznanie oraz wdzięczność dla starań czarodzieja, lecz i tym razem za bardzo się ociągała.

        Pojawienie się Barbarossy, a tym bardziej jego pytanie wyrwało ją nagle z tej wewnętrznej walki, jaka sprawiała, że podjęcie przez nią jakiejś decyzji się tak wydłużało. Dziewczyna wzdrygnęła się wystraszona tym nagłym odezwaniem się w jej stronę, ale szybko się otrząsnęła i się uśmiechnęła przyjaźnie, choć nieco zakłopotana do kapitana, lekko wyciągając w jego stronę dłoń. Nie zdążyła nic odpowiedzieć, ponieważ wampir nie czekając na to porwał ją bliżej ciepłych płomieni i centrum całej biesiady. Z początku była bardzo speszona całą sytuacją, ale uspokoiła się kiedy ją objął, a jej wzrok zaczął tonąc w jego morskich oczach. Miał w sobie coś takiego co ją przyciągało do niego, tak jak światło latarni wabiło ćmy.

        Odetchnęła głęboko. Nie miała się czego bać, przy nim jej nic nie groziło, poza tym nie mogła się wiecznie bać, nie chciała uchodzić za słabą i bezbronną, a do tego głupią jak to wszystkie niewiasty. Do tego jeszcze odwagi dodawał jej sztylet wetknięty z tyłu za pasek jej spodni, a ukryty dodatkowo pod furgoczącym na wietrze płaszczu, który zsunął się z powrotem na jej ramiona, podobnie jak miał kapitan, kiedy ją zaciągnął spod palmy. Lekko zacisnęła jedną dłoń w jego, a drugą położyła na jego barku, spojrzenie jednak szybko przeniosła na to co się działo za nim, po tym jak się zarumieniła po tym jak ją do siebie przycisnął. Nie wiedziała czy to za sprawą ogniska było jej cieplej, czy wbrew temu, że był nieumarłym biło od niego przyjemne ciepło, nie miało to dla niej znaczenia w tej chwili. Dała mu się prowadzić bez żadnych protestów. Z początku była spięta i miała mocno zaciśnięte powieki wsłuchując się jedynie w graną muzykę, ale nawet wtedy dało się poznać, że musiała bywać na wielu balach, ponieważ przez poddenerwowanie nie popełniła żadnego błędu w krokach i nie deptała po stopach partnera. Z każdą jednak chwilą coraz bardziej się rozluźniała oddając się jedynie melodii i tańcowi z samym Barbarossą. Wtedy też jej ruchy nabrały gracji i płynności, oczy znów nie mogły się oderwać od jego spojrzenia, a twarz rozpromienił uśmiech sugerujący radość jaką napełniał elfkę taniec.

        - Jak przypuszczam cela w lochu już jest urządzona mniej więcej na podobne wygody, które zastałam w pańskiej kajucie, kapitanie? - zapytała z uśmiechem, starając się żartować, aby ich taniec nie był jedynie sztywną formalnością jaka ma zazwyczaj miejsce na szlacheckich balach, gdzie trzeba zatańczyć z każdą wpływową, albo chociaż coś znaczącą osobowością jeśli jest się przez nią zaproszoną i nie wypada odmówić choćby i krwawiły już poobcierane i obolałe stopy. Może Barbarossa inaczej odbierał wspólne oddanie się muzyce i trzymanie jej w objęciach w ten właśnie sposób w połączeniu ze stawianiem w rytm kroków i krążeniem wokół ogniska, ale dla Kiraie była to czysta przyjemność, z której nie chciała robić tejże sztywnej formalności.
        - To dla mnie zaszczyt cię poznać, panie. - Odpowiedziała z uśmiechem i dygnęła lekko kiedy na moment została przez niego puszczona, aby tylko ich dłonie się w wciąż siebie trzymały, po tym znów oboje do siebie przywarli. - Kiraie Suala Awerker, córka admirała Riona Gerardusa Awerkera i uzdrowicielki Suali Awerker. - Również się na nowo przedstawiła, jednakże w przeciwieństwie do niego, nie miała nic ciekawego do powiedzenia na swój temat.

        - Uciekłam ukradkiem z domu, po tym jak ojciec za karę, że się sprzeciwiałam jego zakazowi opuszczania naszej posesji oświadczył, iż już nigdy nie opuszczę swojego pokoju, a ogród, który sama stworzyłam i pielęgnowałam zostanie spalony. - Powiedziała z nieukrywaną goryczą w głosie. Jej róże i lilie, a także kwiaty kwitnące jedynie w jedną noc były dla niej ogromnie ważne, bo przez zajmowanie się nimi czuła choć trochę, jakby jej matka wciąż przy niej była. Po chwili się otrząsnęła z tego smutnego stanu i uśmiechnęła znów pogodnie do towarzysza zadzierając lekko głowę w górę, aby patrzeć mu w oczy. - Zgubiła mnie ciekawość kiedy pędziłam plażą na grzbiecie swojej klaczy. - Odparła poddając się wampirowi i wykonując zainicjowany piruet, zapominając, że przez to może się pozbyć płaszcza ze swoich ramion, a tym samym wystawić wetknięte za pasek ostrze na światło dzienne. Jedyne czym się zmartwiła to tym, że ubrudzi okrycie użyczone jej przez nieumarłego, albo co gorsza, wpadnie do ogniska i się zapali. Przez to też się bardziej rozkojarzyła i zerkała co chwilę na porzucone odzienie, aby po nim nie podeptać i upewnić się, że nie leżało za blisko paleniska.

        - Jeśli pozwolisz panie, także chciałabym o coś spytać - zaapelowała i zamilkła przez moment starając się ubrać swoją wypowiedź w jak najlepsze słowa, na jej twarzy znów pojawił się cień niepokoju. - W... zamku, wciąż będę objęta pańską ochroną? - spytała cicho, ale zaraz zażenowana własnym pytaniem lekko przygryzła swoją dolną wargę uciekając spojrzeniem w bok. - I jeszcze - oddała jeszcze, choć tym bardziej niewątpliwie było to pod wpływem impulsu. - Czy pańska oraz mojego ojca konfrontacja, musi się skończyć śmiercią jednego z was? - Wróciła do niego wzrokiem pełnym zmartwienia o los ich obojga. Kochała ojca, choć jego nadopiekuńczość i troska porównywalna była do trzymania w złotej klatce, a Barbarossę zaczynała darzyć jakąś sympatią, nawet jeśli to było czystą głupotą. Kobieca intuicja podpowiadała jej, a tym bardziej własna obserwacja dała jej do zrozumienia, że wampir nie był potworem, za którego uważali go mieszkańcy Leonii. Ba, czuła dodatkowo, że ma dobre serce, choć może tego otwarcie nie pokazywać przed kamratami, aby nie stracić swojego autorytetu.
Zablokowany

Wróć do „Jadeitowe Wybrzeże”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości