Demara[Centrum miasta] Jak pies z kotem.

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimi nawet nie zdążyła na dobre przymknąć oczu, gdy rozległo się pukanie do drzwi łazienki. Zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na wejście. No przecież na pewno nie powie „proszę!”, a chyba Laufey widział, że zajęte. Dopiero weszła, bez przesady. Nie miała jednak okazji nawet zastanowić się nad jakąkolwiek odpowiedzią, gdy drzwi otworzyły się po prostu na oścież, a w progu stanął Dagon ze szklanką whisky w ręku.
        Dziewczyna pisnęła krótko i zanurzyła się głębiej w wodzie, aż plusnęło, splatając ramiona na piersi. Wanna była dość wysoka, więc panterołaczka była raczej bezpiecznie ukryta za jej krawędziami, ale i tak łypnęła na mężczyznę groźnie. Nieco zbyt klarowna woda sprawiała, że widziała i siebie i jego, co samo w sobie było niekomfortowe, nawet jeśli Laufey nie miał najmniejszych zamiarów jej podglądać. Niech zrobi tylko krok do przodu i naprawdę zacznie być niezręcznie, a wtedy fiolki z pachnącą zawartością oraz dziwnie syczący kamień z pewnością polecą w stronę drzwi. Tutaj nie musiała zgrywać damy, skoro i on darował sobie bycie dżentelmenem. Pytanie skomentowała rozjuszonym prychnięciem, ale uszy stanęły jej na sztorc.
        - A od kiedy dają? – burknęła, wciąż urażona tym wtargnięciem, jednak nie aż tak, by odpuścić sobie śniadanie. Poza tym liczyła, że po uzyskaniu odpowiedzi Dagon wyjdzie, ale jego kolejne słowa szybko rozwiały te nadzieje. Przewróciła oczami, poruszając się niespokojnie w wannie.
        Po drodze nie rozmawiali zbyt wiele. Laufey zapytał tylko krótko o Setha, dzięki któremu nawet nie musiał się domyślać, gdzie się poznali. Wtedy potwierdziła zdawkowo, a on nie drążył, jednak najwyraźniej nie miał zamiaru porzucić tematu. Widząc, że elegant przybrał dość wygodną pozę, a nawet zrobił sobie drinka, uznała, że raczej nie wyjdzie, dopóki nie usłyszy tego, co chce wiedzieć.
        - Nic się nie stało, nie musisz udawać, że się przejmujesz – odpowiedziała w końcu, oczywiście niezgodnie z prawdą, ale w jawnym komunikacie, że nie ma zamiaru o tym mówić. Bo co miała powiedzieć? „Twoi znajomi nadepnęli mi na odcisk i zrobiło mi się smutno”? Facet udławi się tą swoją whisky ze śmiechu. Poza tym to nie był jego interes, zrobiła przecież swoje. A miała swoją dumę, nie będzie się żalić z własnych problemów, zwłaszcza że była świadoma tego, jak błaho brzmiały, gdy wypowiedziane na głos.
        - Serafina zaczęła trochę plotkować i potwierdziła to, co usłyszeliśmy od tej twojej blondynki, że Konstancja jest trzecią żoną Whitakera – powiedziała, chcąc zmienić nieco temat. Wciąż jednak czuła się absurdalnie, prowadząc takie rozmowy w wannie. Nie czuła się przy nim aż tak swobodnie.
        - A Setha rzeczywiście spotkałam w piwnicy Jaskini, zobaczyłam go w tłumie i chciałam się przekonać, czy mi się nie wydawało – cicho mówiła dalej, lepiej jak na spowiedzi czy torturach, najwyraźniej gotowa odpowiedzieć na (prawie) każde pytanie, byle tylko Laufey zabrał swoją wielką osobę z łazienki. Nawet się umyć nie mogła, tylko po prostu moczyła się bezsensownie w wannie przez ten czas. Bo relaks raczej nie wchodził w grę.
        Mało co nie dodałaby odruchowo, że to dopiero drugi panterołak, jakiego poznała, stąd jej ciekawość. Podejrzewała, że Dagon wie co nieco o jej rasie, a na pewno to, że jest rzadka, ale podkreślanie tego na głos byłoby głupotą. Złośliwość w jej obecnej sytuacji pewnie też, ale uziemiona złodziejka nie zdołała ugryźć się w język. Albo to znów jej koleżanka Tequila się odezwała.
        - A ciebie co ugryzło? Też nie wyglądałeś na zachwyconego pod koniec przyjęcia. Taki z ciebie biznesmen, a przygnębiło cię lekkie przetrzepanie sakiewki? Przecież i tak wygrałeś – wyrzuciła z siebie, nie ograniczając się specjalnie.
        Wciąż chowała się w wannie, więc pewnie zbyt poważnie nie wyglądała, ale uszczypliwości i tak sobie nie darowała. Wkurzył ją Tussald swoim gadaniem, Seth swoim nagłym pojawieniem się i teraz ten geniusz jej właził do łazienki jakby był u siebie. No w sumie… to właściwie był u siebie. Ale nieważne! Laufey drażni ją chyba tylko dla własnej uciechy, niech go licho porwie. A przecież chciała być miła, załatwiła mu cygaro, bo wiedziała, że mu się skończyły i naprawdę chciała mu wtedy poprawić humor. Po prostu później jakoś się wszystko potoczyło źle. Ugh… rzeczywiście coś by zjadła.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Uśmiechnął się od ucha do ucha, widząc reakcję pantery. Przynajmniej nie krzyczała i nie rzucała przedmiotami, co dało diabłu nadzieję na rozsądną konwersację. Rozmowa miała tym większe szanse powodzenia, że miał argument zmuszający Kimiko do pewnej współpracy. Pantera zaś wydawała się prawidłowo reagować na taką motywację, ku oczywistemu zadowoleniu biesa.
        - Od rana do południa - uśmiechnął się szeroko widząc jak uszka pantery wychynęły z włosów, podczas gdy sama dziewczyna prychała niezadowolona. Niespiesznie sączył alkohol, pozwalając by pewne fakty dotarły do Kimi. Dziewczyna była bystra i szybko zorientowała się, że im szybciej udzieli oczekiwanych odpowiedzi, tym prędzej będzie miała rogatego z głowy. Biorąc kolejny łyk whisky, chwilowo pozwolił panterze spłynąć z tematu. W tym momencie czartowi wystarczało wszystko co prowadziło do rozwiązania panterzego języka. Informacji nigdy nie było zbyt dużo. Do interesującego go tematu miał zamiar wrócić później.
Skinął głową, słysząc potwierdzenie informacji prawie z pierwszej ręki czyli od Serafiny, jakby nie spodziewał się niczego innego.
        - Nie skłamałaby - odparł spokojnie, dzieląc uwagę pomiędzy szklankę a dziewczynę. Nawet Dagon miał tę odrobinę taktu i nie wlepiał nieustannie wzroku w złodziejkę znajdującą się w mało komfortowej sytuacji. Patrzył w jej kierunku dopiero gdy potrzebował nawiązać większą interakcję. To był jeden z tych momentów.
        - Mogła się wykpić marnymi ochłapami gdy brakło konkretów, ale wie, że za łgarstwo urwałbym jej łeb. - Uśmiechnął się czarująco, tak jak tylko diabeł potrafił, zupełnie jakby właśnie prawił komplementy, a nie zapewniał o rychłej śmierci kłamczyni. Gdy Kimiko potwierdziła domysły diabła, ten zmrużył nieznacznie oczy patrząc w bursztyn pływającego na dnie szklanki alkoholu.
        - Kolejny gracz... - szepnął utwierdzając się w przekonaniu, że nie polubi raczej drugiej pantery. Skoro był w piwnicy, znaczyło, że miał wejścia większe niż przeciętny znudzony bogacki. Pytanie brzmiało, dlaczego rozmawiał z Sylvią. Jak wiele wiedziała blondynka, oraz jak wszystko to wpłynie na ich plany. Z zamyślenia wyrwał go znajomy i coraz bardziej lubiany złośliwy ton złodziejki. Słysząc przytyk, przechylił głowę i uniósł brew w niemym pytaniu.
        - Właśnie, dlatego przetrzepanie sakiewki mi dokucza? - zadrwił, drocząc się z panterołaczką. Każdy biznesmen lubił pieniądze, więc logicznie kombinując nie lubił ich tracić.
        - Wygrać musiałem - odpowiedział zgodnie z prawdą. Obiecał pomóc Elleanore i coś tak błahego jak upierdliwy kocur był marną przeszkodą. Irytującą, ale nie dość skuteczną.
        - Nie bawi mnie coś takiego. Przeciwnie do Jarvisa - dodał, bezczelnie wykpiwając młodzika. Jednych może kręciło wydawanie olbrzymich sum pieniędzy, tylko po to, by pokonać innych w przepychance na monety. Bajer wolał zarabiać na takich głupkach.
        - Poza tym, chodzi o to, że ten twój krewniak robił to celowo - dodał na zakończenie, bez ogródek mówiąc co sądził. Zaraz potem znów czujnie popatrzył na panterołaczkę, jakby mówił, by nie myślała, że tak szybko go spławiła i uciekła od tematu.
        - Nie udaję, że się przejmuję - wrócił do sedna swojej wizyty.
        - Wkurza mnie, że nie wiem o co chodzi - wytłumaczył spokojnie, ale nie spuszczając oczu z Kimiko.
        - Nie wydawałaś się przejmować faktem znajomej, dopóki palant nie powiedział, że nie jesteś "taką znajomą". Zazdrosna, że nie jesteś kochanką? Czy może rozzłoszczona, że cię za nią mają? Wiesz, że dla nich "przyjaciółka" czy "znajoma" oznacza jedno, prawda? - zrobił przerwę, próbując dojrzeć w mimice złodziejki jakieś wskazówki. Jednocześnie pauza była dla kota, by wreszcie użył swojej uszatej główki. Nie sypiał z Ell w przeszłości i raczej nie planował robić tego w przyszłości. To, że Kimiko towarzystwo brało za jego kochankę, było dość logicznym wnioskiem. Czekał więc, aż do panterzej świadomości dotrze, co miał na myśli rozmawiając z Horusem, bo chyba o to poszło, chociaż zupełnie nie miał pojęcia co dziewczyna sobie uwidziała. Patrzył przez uderzenie serca, wypatrując oznak zrozumienia, odzywając się dopiero za chwilę.
        - Naprawdę byście się polubiły - parsknął w końcu śmiechem. - Obie lubicie uprzykrzyć życie. - Diabeł uśmiechał się całkiem wesoło, jak na niedawny nastrój.
        - Wierz mi, mało komu uchodzi to na sucho - dodał odwracając się.
Zamknął drzwi i wrócił do salonu.
Kartkę z prośbą o śniadanie zostawił na zewnętrznej stronie drzwi. Jednego pantera na pewno by mu nie darowała. Wtargnięcie do łazienki mogło ujść mu na sucho, ale brak śniadania z pewnością nie zostałby mu wybaczony. Zerknął przez okno, na słońce, które wspięło się już całkiem wysoko, oświetlając złocistą poświatą dachy domów. Tradycyjnie otworzył okiennice i zapalił cygaro.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Mrużyła oczy z niezadowoleniem, widząc niesłychanie zadowolonego z siebie mężczyznę. Nie no, naprawdę świetnie, że chociaż jedno z nich ma dzisiaj ubaw po pachy. Karnie jednak milczała, wyraźnie ułagodzona perspektywą śniadania. Właściwie to wcześniej nawet o tym nie pomyślała, ale teraz, gdy o tym wspomniał, zrobiła się w momencie głodna. Fuknęła raz jeszcze, nim spojrzała na Dagona nieco przychylniej.
        - W takim razie zamówisz nam coś teraz? – poprosiła już łagodniej.
        Rozluźniła się nieco, gdy udało jej się spłynąć z niewygodnego tematu. Nadal siedziała jak ta głupia w wannie, ale przynajmniej Laufey zajął myśli czymś innym, niż jej nie tak dobrze ukrytym, jak sądziła, zachowaniem w Jaskini. Na jawną groźbę nawet nie odwróciła spojrzenia. Nie pierwsza i nie ostatnia, wszystkie zawsze trafiały do niej bez problemu i pamiętała o nich przez większość czasu. Czasem może zdarzało jej się pyskować czy droczyć z Dagonem, ale w jej mniemaniu były to dość niewinne igraszki. Nie była głupia i nie zamierzała mężczyzny oszukać, nawet gdyby była w ogóle w stanie. Musiałoby jej coś naprawdę mocno zagrozić, by zawinęła manatki i uciekła, a już w ogóle świat stanąłby na głowie, gdyby postanowiła go wyrolować. Tłumaczenie mu tego wszystkiego uznała jednak za bezcelowe, zazwyczaj po prostu pokazując, że niezależnie od sytuacji, ona trzyma się swojej części zadania, a wszelkie wpadki są nieumyślne.
        Aukcję wytknęła Laufey’owi z czystej złośliwości, więc jego odpowiedź nie była dla niej zaskoczeniem. Nikt nie lubił tracić pieniędzy, niezależnie od tego ile ich miał, po prostu niektórzy mogli sobie w ogóle na to pozwolić, często tracąc z lekkim żalem więcej monet niż inni mają przez całe swoje życie. Tematu Jarvisa wolała nie poruszać, a nie czuła się w konieczności obrony dobrego imienia młodzieńca, więc przytyk puściła mimo uszu. Bardziej zainteresowało ją to, co powiedział o Secie. Więc to on tak z nim licytował! Dziewczyna mimo wszystko uśmiechnęła się pod nosem. Bardzo prawdopodobne, że robił to złośliwie, wyglądał na taką wredotę już na pierwszy rzut oka, ale jakoś Kimiko nie było w tej chwili bardzo żal Dagona. Skoro ona nie może podskakiwać za bardzo to przynajmniej inna pantera nieco utarła elegantowi nosa.
        - Po prostu nie wszystkie pantery są takie milutkie jak ja – odpowiedziała z przekąsem.
        Zmiennokształtnemu nadal nie ufała, ale nie zmieniało to faktu, że bardzo chciała się z nim jeszcze zobaczyć. Dobrze wiedziała, co Seth miał na myśli mówiąc „albo wcześniej”. Było prawie pewne, że spotkają się podczas nowiu, chociażby dlatego, że odruchowo będą się szukać. Nawet jeśli teraz miała wątpliwości, czy to na pewno dobry pomysł, w nocy pewnie nie będzie zaprzątać sobie głowy takimi detalami jak zdrowy rozsądek. Jednocześnie się tego bała i nie mogła doczekać.
        Westchnęła cicho i znów poruszyła się w wannie, gdy Laufey wrócił do niewygodnego tematu. Ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć, że nie musi wszystkiego wiedzieć, nawet jeśli go to wkurza, ale wciąż była w tej rozmowie na przegranej pozycji. Dzielnie powstrzymała się przed ostentacyjnym wzdychaniem i przewracaniem oczami, gdy mężczyzna zaczął analizować sytuację. Jednak kierunek, w jakim popłynął, zbił ją z tropu tak brutalnie, że rozdziawiła buzię ze zdziwienia. „Zazdrosna o co?!
        - Nosz…! – prychnęła i nie zastanawiając się wiele, zgarnęła pierwsze, co miała pod ręką, jakąś fiolkę z błękitną zawartością, i rzuciła nią w stronę Dagona. Zakryła się na ten czas drugim przedramieniem, ale teraz i tak zniknęła znów pod wodą, prychając wciąż niczym wściekła kotka. Zwłaszcza, gdy zobaczyła, że mężczyzna bez problemu łapie pocisk, niespecjalnie przejęty.
        - Guzik mnie obchodzi, z kim oni myślą, że sypiam albo nie sypiam. Nie pochlebiaj tak sobie, Laufey – sarknęła.
        Nie odzywała się więcej, zupełnie wytrącona z równowagi nagłą zmianą kierunku rozmowy. To o to chodziło? Kto z kim sypia? Losie drogi, no bez przesady, czy to jest naprawdę najważniejsze dla tych ludzi?
        Nie spieszyła się jednak z nadmiernym uczuciem ulgi. To, że Horusowi chodziło akurat o połapanie się w kochankach Dagona (pępek świata, naprawdę…), to nie znaczyło, że sama sobie naubliżała bez powodu. A dobrze jej zrobił rachunek sumienia i brutalne przypomnienie o swoim miejscu. Przynajmniej będzie teraz się trochę lepiej pilnować, bo wyraźnie dała się omamić wszechobecnemu bogactwu i wrażeniu, że jest tego częścią.
        Do Laufeya już się nie odzywała, nawet jeśli tym milczeniem przyznawała mu rację. Chyba i tak nie spodziewał się odpowiedzi, tylko przyszedł wyłuszczyć swoje stanowisko i ją pomęczyć, jak zwykle stawiając ostatecznie na swoim. Uśmiechnęła się jednak lekko, słysząc jak mężczyzna się śmieje.
        - To nas kiedyś poznasz, ale idź już do cholery! – parsknęła, tłumiąc rozbawienie i machając bosą stopą w kierunku wyjścia. Parsknęła cicho śmiechem dopiero, gdy zamknęły się za nim drzwi. Bezczelny dupek.

        Umyła się w końcu w spokoju i opróżniła wannę z wody, wycierając się i ubierając koszulę. Była w trakcie niezwykle starannego osuszania ogona, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Nie do łazienki znów, na szczęście, a do głównego wejścia. Zastrzygła uszami i powęszyła w powietrzu. „Śniadanie!” Złapała czarną suknię i z nią w objęciach wypadła z łazienki.
        - Ja otworzę! – zawołała w locie do stojącego w oknie Dagona, na moment zerkając ze zdziwieniem na cygaro w jego dłoni. Uznała jednak, że zapyta później i odłożywszy suknię na łóżko w sypialni, pobiegła na palcach do drzwi. Skaczący za nią sprężyście ogon zadarła lekko do góry, chowając go za swoimi plecami, nim otworzyła drzwi.
        - Dzień dobry, śniadanie dla państwa – powitała ją dziarsko znajoma pokojówka.
        - Dzień dobry – Kimiko odpowiedziała jej z szerokim uśmiechem i zaprosiła ją gestem do środka. Dziewczyna weszła na moment, dygnęła krótko widząc Laufeya, zostawiła tacę z dwoma przykrytymi talerzami na stole i czmychnęła z powrotem na korytarz.
        Panterołaczka zamknęła za fartuszkiem drzwi i od razu skierowała się w stronę stołu, z zadowoleniem stwierdzając, że tym razem Dagon nie będzie się wygłupiał i coś zje. Wywęszyła już dokładnie, co jest pod paterą, więc odłożyła ją na bok jedną ręką, drugą od razu wbijając widelec w kiełbaskę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Drążąc temat, diabeł oczekiwał zrozumienia, ale raczej nie takiego. Panterołaczka doskonale pojęła słowa piekielnika i skomentowała je na swój sposób. Fioleczka z błękitnym olejkiem poszybowała elegancką parabolą w poprzek łazienki. Dagon złapał pocisk, nawet nie wylewając resztki alkoholu. Był to jednak jakiś postęp. Szerząc się niezmiennie zadowolony z siebie i chyba z wywołanego efektu, bawił się niewielką fiolką, kończąc swojego drinka.
        - To przestań przejmować się każdym dupkiem, który tylko się pojawia - ze złośliwym grymasem odpyskował najeżonej dziewczynie.
Efekt chyba został osiągnięty, a przynajmniej częściowo, bo wiele można było powiedzieć o Kimiko w tym momencie. Wyglądała na rozzłoszczoną, wcześniej na speszoną, teraz na trochę rozbawioną, no i przed wszystkim wyraźnie cieszyła się na wiadomość o śniadaniu. Przynajmniej chyba nie była już tak ewidentnie zdołowana.
Śmiejąc się pod nosem odstawił olejek i opuścił łazienkę, poganiany stopą złodziejki.

        Obsługa zajazdu okazała się stawać na wysokości zadania. Ledwie wywiesił kartkę i niespiesznie zbliżał się do końca cygara, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Nawet nie zdążył się dobrze odwrócić, a Kimiko rączym krokiem pomykała w stronę drzwi zapewniając, że ona zajmie się śniadaniem.
Uśmiechnął się pod nosem, dopalając cygaro. Nie był jakoś specjalnie głodny, ale uznał, że jedzenie mu nie zaszkodzi. Jeśli zaś nie jemu, to przynajmniej dla pozorów powinien zjeść, bo zaraz wzbudzi podejrzenia samym pomijaniem posiłków. Już sam fakt, że pił dość dużo by normalnego człowieka wystarczyło wysłać do łózka ze dwa drinki temu, a po nim nie widać było nawet delikatnego działania alkoholu powinien dawać do myślenia. Jeśli połączyć to z niejedzeniem, zaraz zaczną się pytania. Brał pod uwagę, że te zaczną się prędzej czy później. Ze wszystkiego jednak im później tym lepiej.
Dopiero jak zgasił niedopałek, zamknął okno i siadł do swojego posiłku. Kimiko była już w trakcie zajadana kiełbaski na ciepło. Dagon ugryzł tosta i zerknął na niewielki liścik umieszczony pod talerzem. Otworzył kopertę i uśmiechnął się pod nosem. Nie tylko sprawi Ell ładny prezent, zakładając oczywiście, że posążek będzie właściwy. Nie dość, że zamiast użyć kociaka jak zwykłe narzędzie, traktuje dziewczynę jakby była jego partnerką. Teraz jeszcze może zrobi dobry uczynek. Bogowie, jeszcze trochę a zacznie się martwić, że budzą się w nim jakieś uczucia. Uśmiech tylko się poszerzył z powodu idiotycznej myśli, podczas gdy bies odkładał przeczytaną karteczkę, odgryzając kęs tosta.
        - Na obiad możemy wyjść na miasto, jeśli chcesz - odezwał się do Kimiko, która z radością nie do opisania pochłaniała swoje śniadanie.
        - Jeden długouch ma do mnie sprawę - rozszerzył informacje, by nie straszyć złodziejki kolejnym spotkaniem ze stadem sępów. Diabeł nie planował spotkać się z uroczymi bogaczami, aż do balu u Daniela, który miał odbyć się dopiero nazajutrz. Towarzystwo takich ludzi nie bawiło go ani odrobinę, a zdobyli wszystkie informacje jakich potrzebowali. Mięli więc dwa dni i jeden wieczór spokoju, gdyż teraz niezbędny był tylko plan budynku i lokacja tajemniczego pokoju Whitakera. Do czasu inwigilacji posiadłości mięli więc spokojną rękę. Oczywiście o ile nic nie wypadnie znienacka.
Po skończonym śniadaniu, wstał i przechodząc pogłaskał panterę po głowie i uszach. Poszedł po świeże ubrania i sam skierował się do łazienki.

        Wyszedł w samej koszuli i spodniach, z mokrymi włosami opadającymi na kołnierzyk. Zapętlił jeszcze o sypialnie by zabrać suknię dziewczyny. Dopiero potem udał się do salonu i powiesił ją na oparciu wolnego fotela razem ze swoim noszony wieczorem, garniturem, kierując się założeniem, że wróżka później się wszystkim zajmie. Do południa było jeszcze trochę czasu i zamierzał wykorzystać go na względny odpoczynek.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Wcinała, aż jej się uszy trzęsły. Dosłownie. Wystające z pomiędzy wilgotnych jeszcze włosów małe czarne uszka podrygiwały lekko, gdy Kimiko pochłaniała swoje śniadanie. Zadowolona, że nie jest na żadnym sztywnym bankiecie w niewygodnej sukni, po prostu nabiła kiełbaskę na widelec i podgryzała ją bezpośrednio ze sztućca. Się będzie przejmować. Laufey, ku jej milczącej aprobacie, też niby jadł śniadanie, ale jakoś bez entuzjazmu, oszczędnie pogryzając suchego tosta. Panterołaczka zerkała na to z powątpiewaniem, ale swoich wątpliwości nie wyrażała na głos. Jedząc na zmianę kiełbaskę i swój kawałek chleba przyglądała się liścikowi, który mężczyzna otrzymał ze śniadaniem. Nie musiała jednak nawet o nic pytać, gdy informacje same padły z ust Dagona.
        Nagle zwolniła przeżuwanie, poprawiając się na fotelu. Obiad brzmiał świetnie, miasto już mniej, bo oznaczało sukienki, ale niechęć do nich deptała skutecznie ciekawość, więc Kimiko nie odezwała się od razu, udając, że ma pełną buzię. Nie żeby jej to kiedykolwiek przeszkadzało, ale elegant powinien dać się nabrać. Ona w tym czasie się zastanawiała skąd ten pomysł. Sam zaproponował, żeby gdzieś mu towarzyszyła, jeśli chce. Nagle ma wybory, kiedy jeszcze wczoraj sam sukienkę jej wybierał? Czy po prostu nie chce zostawiać jej samej w pokoju, bo boi się, że coś wywinie albo ucieknie, i próbuje zapakować to w ładny papier?
        - Możemy – powiedziała w końcu.
        Z jednej strony w życiu nie wzgardzi obiadem w mieście, bo to z pewnością oznacza jakieś pyszności, nawet jeśli trudno dostępne, jak tamta przepiórka (ciekawe, czy surowe też są tak smaczne… musi sprawdzić). Z drugiej strony, jeśli Laufey zostawi ją w pokoju to z głodu też nie umrze, bo dają tu pyszne steki, a mogłaby skoczyć sobie na miasto sama, pozwiedzać, pobiegać w lesie i wrócić zanim by się zorientował. Dlatego nie odzywała się więcej, zostawiając jemu decyzję, bo jej będzie odpowiadała każda opcja. Poza tym wciąż była zajęta śniadaniem i diabelsko zmęczona, więc wszystko inne musiało poczekać.
        Gdy Laufey wstał od stołu, ona jeszcze kończyła swój posiłek. Czując głaskanie, potrząsnęła głową w słabym proteście, ale gdy mężczyzna zniknął w łazience westchnęła ciężko z tostem w zębach. Czemu ona znowu musi być ostrożna, kiedy on akurat zaczyna robić się prawie miły?

        Po śniadaniu znów skorzystała z okazji, że Dagon był w łazience i buszowała chwilę po pokoju. Już wcześniej widziała, że ktoś uporządkował jej ubrania w sypialni, które nie leżały już bezwładnie tam, gdzie ostatnio je rzuciła, tylko ładnie wyprostowane wisiały na wieszakach. Kolejnym przystankiem ciekawskiej złodziejki była oczywiście papierośnica, która również okazała się być uzupełniona w cygara. Kimiko chwilę bawiła się srebrnym cudeńkiem, dotykając go ze wszystkich stron i pozwalając, by odbijające się od zużytego nieco metalu słońce raziło jej oczy. Śliczności. Odłożyła jednak papierośnicę i wróciła do sypialni, ziewając szeroko.
        Padła na łóżko tak jak stała, podpełzając tylko trochę wyżej, by ułożyć głowę na poduszce. Nie czuła się już tak osaczona jego rozmiarami, korzystając z nich, by rozrzucić ręce i zagarnąć rant kołdry, który objęła ramionami. Zasnęła w momencie, a pokój wypełniło ciche, jednostajne mruczenie dziewczyny.
        Wibrujący dźwięk ucichł na chwilę, gdy przebudziła się, słysząc kroki. Półprzymknięte zaspane ślepia śledziły Dagona, gdy wszedł do pokoju i odprowadziły na zewnątrz, gdy zabrał ubrania. Później znów zasnęła, mrucząc z zadowoleniem w puchową kołdrę.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Obserwował panterę po zadaniu pytania i uśmiechnął się, gdy Kimiko po chwili namysłu zgodziła się na propozycję. Dla diabła było to pewnym ułatwieniem. Lufey zaproponował obiad, ponieważ elf wybrał na miejsce spotkania restaurację właśnie w porze obiadowej. Gdyby Kimiko wolała zostać, nie wlókłby brunetki ze sobą. Jej obecność nie była mu niezbędna. Jednak musiałby to odpowiednio rozegrać, czyli przed wyjściem miałby trochę rzeczy do załatwienia. Musiałby zamówić obiad do pokoju, co nie było wielką komplikacją. Oraz kazać niańce przypilnować pantery by została w zajeździe zamiast brykać po mieście szukając kłopotów, co już dodawało nieco uciążliwego kombinowania. W takiej sytuacji zaś czas, który przeznaczyłby na organizację, mógł wykorzystać na odpoczynek.
Skinął głową przytakując i to była cała konwersacja. Śniadanie dokończyli w milczeniu. Gdy zaś wyszedł z kąpieli, kot był już w pieleszach i przysypiał mrucząc z zadowoleniem. Rozbawiony Dagon uśmiechnął się pod nosem gdy wychodził z sypialni. Później przygotował wszystko dla osobistej pokojówki i sam rozciągnął się na kanapie.
Diabeł mógł wytrzymać jeszcze trochę bez snu, ale godzinka czy dwie na oko też by mu nie zaszkodziły. Ułożył się wygodnie, a przynajmniej na tyle komfortowo, na ile pozwalała kanapa, zamknął ślepia i zapadł w przyjemną drzemkę.
        Przebudził się gdy słońce przemieściło się poza zenit. Przeciągnął się porządnie i rozejrzał po pokoju. Wciąż panowała cisza. Nie widział nigdzie buszującej pantery, więc szybko uznał, że dziewczyna wciąż spała. Wstając przeciągnął się jeszcze raz i ostrożnie zajrzał do sypialni. Najciszej jak umiał przeszedł przez pokój i usiadł na rogu łóżka.
        - Wstawaj śpiąca królewno, czas zjeść obiad i uratować świat - zagadnął zawadiacko, szczerząc się do panterołaczki.
        - Spokojnie możesz założyć normalne ubrania - odezwał się po chwili obserwowania dziewczyny
        - Nawet jak kogoś spotkamy, to wykpimy się przejażdżką lub inna bujdą, a to spotkanie nie wymaga formalnego stroju - uśmiechnął się złośliwie, domyślając się, że to powinno spodobać się dziewczynie nie przywykłej do paradowania w niewygodnych kieckach. Oczekiwał ich noszenia, bo tego wymagała etykieta, a kobieta w odpowiedniej sukni prezentowała się pięknie, ale nie był głupi i domyślał się jak niewygodny musiał być taki strój.

        Dał Kimiko czas na dobudzenie się i ubranie, podczas gdy sam skompletował swój strój. Prawie jak nowo nabytym rytuałem zeszli na dół. W holu diabeł dopytał portiera o wymienioną w notce restaurację. Po tym co powiedzieli w recepcji, nie wzywał powozu - lokal znajdował się niedaleko. Dzień był pogodny. Jesienne słońce przyjemnie przygrzewało sprawiając, że spacer brukowanymi uliczkami był całkiem przyjemny. Miasto żyło pełnią. Alejkami wędrowali ludzie zarówno w parach jak i w pojedynkę. Powozy płynęły w wielu kierunkach. Zwykły dzień w bogatszej dzielnicy miasta.
        Rzeczywiście do restauracji dotarli po niedługim marszu. Laufey zaraz przy wejściu zapytał czy przypadkiem ktoś go nie oczekuje. Kelner grzecznie skinął głową i poprosił parę by szła za nim. Zaprowadził Kimiko i Dagona do loży usytuowanej na końcu karczmy. Elf siedział plecami do ściany i rozparty na kanapie obserwował całe wnętrze. Był to ten sam uszaty, którego widzieli podczas nielegalnych walk.
Nie poruszył się dopóki diabeł i panterołaczka nie znaleźli się przy jego stoliku. Wstał witając się z Dagonem, podając mu rękę. Kimiko tylko skinął głową, dokładnie się jej przyglądając.
        - Uczennica... wsparcie czy może ochrona? - zadrwił bezczelnie, wołając kelnera. - Bo chyba nie zabrałeś panienki na poważną rozmowę - popatrzył na Dagona arogancko. Diabeł odwzajemnił podobne spojrzenie.
        - Nie pieprz głupot - warknął krótko, gasząc złośliwości.
        - To dobrze - uśmiechnął się elf, teatralnie rozluźniając się, tak jakby chciał by jego zdanie było na wierzchu. Kelner przybiegł by zebrać zamówienia. Elf wybrał dla siebie wino, Laufey poprosił o cóż by innego jak nie whisky, Kimiko zaś zamówił lokalny specjał, żeberka jagnięce w miodzie wraz z pasującym do nich czerwonym winem. Obserwowali się chwilę w milczeniu do czasu aż kelner wrócił z zamówionymi drinkami i oddalił się na dłużej, czekając aż posiłek zostanie przygotowany. Wtedy dopiero wrócili do rozmowy.
        - To teraz mi powiedz Bajer od kiedy niby siedzisz w walkach? - zagadnął podejrzliwie elf sącząc swoje białe wino.
        - Nie siedzę - jak zawsze wyczerpująco odparł diabeł popijając whiskey i łypiąc czarnymi tęczówkami znad szklanki, jak to miewał w zwyczaju.
        - To czego, psia mać, czepiasz się mojego zawodnika? - sarknął długouchy, postukując smukłymi palcami w nóżkę swojego kieliszka.
        - Nie czepiam się. Mówię tylko, że mógłbyś o niego lepiej dbać, facet ma potencjał - odpowiedział spokojnie piekielnik.
        - Potencjał - prychnął pogardliwie elf. - Krnąbrne bydle i nic więcej - skomentował długouchy. Może rasa ta uchodziła za piękną w wielu kręgach. W tym jegomościu jednak nie było nic pięknego. Ładna twarz zacięta była w pogardliwym wyrazie kogoś, kto nie liczył się z nikim i niczym.
        - Wiem co widziałem - uśmiechnął się bies, najwyraźniej przyzwyczajony do takich arogantów. O dziwo elf działał mu znacznie mniej na nerwy niż bogaci Demary.
        - Skoro nie siedzisz w walkach, to czego się mądrzysz? - uszaty kontynuował swoim tonem, bytu znajdującego się ponad innymi gorszymi istotami.
        - Bo szlag mnie trafia jak ktoś marnuje dobre okazje - warknął czart równie arogancko, ale tonem bardziej rozbawionym niż zadufany elf. - Traktujesz go jak zapchajdziurę wrzucając w beznadziejne walki - zakończył piekielnik.
        - A żebyś wiedział, nawet jak zdechnie nie będę stratny - uśmiechnął się wrednie. - Za bardziej wymagające pojedynki lepiej mi płacą. - Było to bardzo ładne określenie bójek, w których szanse dalekie były od wyrównanych.
        - Chyba masz na myśli nierówne - wciął się bies.
        - Nie ucz mnie moralności, jesteś takim samym dupkiem. - Diabeł uśmiechnął się tylko, nie zaprzeczając.
        - Przestań wreszcie brać mnie pod włos - elf skończył podchody. - Jeśli chcesz tego krnąbrnego sukinsyna to mów i nie owijaj w bawełnę, bo szkoda twojego i mojego czasu - zakończył odstawiając kieliszek, wlepiając w Laufeya chłodne spojrzenie.
        - Żebyś zaczął windować cenę? Znam cię, Sykes - sarknął diabeł, a elf prychnął niczym kot, krzyżując ręce na piersi.
        - Nie marudź, bierzesz czy nie? - uciął uszaty.
        - Ile za niego chcesz? - Diabeł zawsze wyprowadzał wszystkich z równowagi swoim zachowaniem, jakby coś go bawiło, tylko nikt nie wiedział z czego ten jest taki zadowolony. Teraz to samo działo się z elfem.
        - Piętnaście tysięcy ruenów - nazwany Sykesem podał swoją cenę.
        - Jakbyś o niego dbał może byłby tyle wart. Jest niedożywiony, obity i wściekły na wszystko i wszystkich więc problematyczny... lub jak sam go określiłeś krnąbrny, dziesięć tysięcy, tyle mogę dać - zaczął się targować Bajer.
        - To zakrawa na oszustwo - zbuntował się elf. - Czternaście.
        - Nie bądź ździercą, obetnij coś by dobrze się chował - piekielnik ciągnął w swoją stronę, jakby nabywał źrebaka.
W międzyczasie podano Kimiko pięknie pachnący obiad, a panowie kontynuowali negocjacje. Ostatecznie cena stanęła na 13 150 ruenach. Cenę za ludzkie życie określono na niewiele wyższą niż za dobrego konia z rzędem. Potem były już tylko uściski dłoni. Dagon zastrzegł, że odbierze mężczyznę osobiście, ale za dwa, trzy dni. Sykes dopił wino i pożegnał się, znów tylko z Dagonem, dziewczynę traktując z góry jak przy powitaniu. Potem opuścił restaurację, zostawiając diabła z Kimiko samych. Zaraz jego miejsce zajął kelner, który przyniósł deser - pieczone w karmelu jabłka. Tym razem jednak podał dwie porcje.
Laufey odkroił kawałek owocu, którego nie miał okazji kosztować w takiej formie, i zwrócił się do złodziejki.
        - Jak chcesz coś powiedzieć, śmiało - odezwał się łagodnie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zaspany umysł najwyraźniej wyłapał ciche kroki, bo mruczenie ucichło nagle, jednak chyba nie uznał tego skradania się za potencjalnie niebezpieczne, bo dziewczyna wciąż nie otworzyła oczu. Dopiero gdy materac ugiął się pod ciężarem Dagona, w półprzymkniętych, zaspanych jeszcze kocich ślepiach błysnęła zielona tęczówka, a Kimiko uśmiechnęła się pod nosem, przeciągając leniwie w pościeli. Pomrukiem przytaknęła na słowa mężczyzny, ale wciąż nie ruszała się z wygrzanego posłania, powoli się wybudzając. Dopiero po chwili, z westchnieniem podniosła się do siadu i mrużąc oczy przed słońcem zerknęła na znajomego.
        - To dobrze – mruknęła wciąż zaspanym głosem, ale naprawdę ciesząc się z tego, że może się w końcu normalnie ubrać. Przetarła twarz dłońmi i przeczesała palcami włosy, powoli doprowadzając się do porządku. Gdy Laufey wyszedł, przebrała się w nową koszulę i spodnie, wciągnęła buty, do jednego z nich wsuwając niewielki nóż, a medalion na rzemieniu chowając pod materiałem bluzki. Na jej ustach wciąż błąkał się lekki uśmiech, a gdy zdała sobie z tego sprawę, uśmiechnęła się sama do siebie jeszcze szerzej.

        Wydawało się, że nic nie może jej dzisiaj zepsuć humoru. Zgrabnie ujęła ramię Dagona i bez słowa zeszła z nim na dół, a później ruszyła spacerkiem w stronę miejsca, w którym umówił się ze swoim towarzyszem. Jej nadstawioną ku słońcu twarz wciąż zdobił lekki uśmiech, a ogon bujał się leniwie za dziewczyną, dopełniając wizerunku rozluźnionej sylwetki.
        Lekko przyciemnione wnętrze karczmy sprawiło, że źrenice panterołaczki rozszerzyły się widocznie, natomiast widok rozpartego na siedzisku elfa sprawił, że zmrużyła lekko oczy. Na jego niewybredną złośliwość dziewczyna o dziwo nie zjeżyła się, a jedynie uniosła kąciki ust jeszcze wyżej, ukazując w uśmiechu zwierzęce kiełki, co w zależności od intencji odbiorcy mogło wyglądać równie miło, co drapieżnie. Traktowanie jej z góry, też nowość. Musi być nieco bardziej oryginalny, jeśli chce jej zajść za skórę. „Na przykład najpierw udawać miłego”, pomyślała z ponurym rozbawieniem, zerkając na Dagona.
        Usiadła przy stole, znów zaskoczona, że Laufey tylko dla niej zamówił obiad. Wyjątkowo mało jadł, jak na takiego dryblasa, co zaczynało dziewczynę zastanawiać coraz bardziej. Ona rzeczywiście jadła więcej niż większość kobiet, ale zazwyczaj nie przebijała w apetycie mężczyzn. Nie przeszkadzała jednak w rozmowie, w głowie jedynie sumując ile razy widziała, by Dagon coś przy niej jadł, a te rachunki wcale nie koiły podejrzliwości. Pomijała już fakt, że przy tym człowieku niedługo wpadnie w ciąg alkoholowy.
        W oczekiwaniu na posiłek nadstawiła ucha, nawet zadowolona z tego, jak skutecznie ignorował ją elf. Najwyraźniej postawił sobie za punkt honoru traktowanie jej, jako byle dodatku do swojego rozmówcy, co bezczelnie wykorzystywała, jawnie mu się przyglądając. Elfy były piękne, ale nie zawsze atrakcyjne. Miały po prostu idealną budowę anatomiczną twarzy, wpisując się w większość kanonów piękna i odpowiadając większości gustów, zwłaszcza jeśli chodziło o elfki. Ta gładka uroda sprawiała jednak, że dla Kimiko były mdłe, nijakie i puste. A ten był na dodatek nudny.
        Temat rozmowy wyjaśnił się zdecydowanie zbyt szybko i powoli dobry nastrój Kimiko zaczynał brać w łeb. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, o czym rozmawiają mężczyźni. Dziewczyna szybko skojarzyła fakty, a określenie przedmiotu dyskusji „krnąbrnym bydlakiem” niezwłocznie przywołało jej wspomnienie mężczyzny, którego walkę widziała wczoraj wieczorem. Gdy w międzyczasie podano jej żeberka, podziękowała kelnerowi skinieniem i zabrała się do jedzenia, pozornie przestając zwracać uwagę na mężczyzn, jednak wciąż słuchając ich uważnie.
        Dagon chciał kupić butnego zawodnika. Tylko po co, skoro, jak twierdził ten cały Sykes, nie zajmował się walkami? Zwłaszcza, że widziała jak tamten mężczyzna spoglądał na Laufeya - gdyby mógł to by się na niego rzucił z pięściami, a elegant sam przyznawał, że nie lubi, gdy ktoś mu się sprzeciwia. Na co więc mu uparty i wściekły gladiator, dla którego na dodatek musiałby wciągnąć się w świat walk? Chyba tylko, żeby sprzedać go dalej. Nic tu się kupy nie trzymało, a Kimiko z roztargnieniem dzióbała resztki obiadu widelcem, klnąc w głowie na czym świat stoi. Targować cudzym życiem, jak byle kobyłą. Dupek.
        Sykes podniósł się akurat, gdy kończyła jedzenie. Na niedbałe pożegnanie w jej stronę zasalutowała mu lekceważąco widelcem, nim kelner zabrał jej talerz, stawiając przed nią kolejny, tym razem z dziwnie wyglądającym jabłkiem. Kimiko przez kilka chwil przyglądała się dziwnemu tworowi, jawnie nad nim węsząc i zapominając na moment o Dagonie. Dopiero, gdy się do niej zwrócił, spojrzała na niego spode łba.
        - Dupek z ciebie, Bajer – zamruczała złośliwie, umyślnie przesłodzonym tonem, wypowiadając na głos myśli. Skoro chciał, by się odezwała, proszę bardzo. Nie tknęła podejrzanego jabłka, splatając ramiona na blacie stołu i opierając się na nich, spojrzała na mężczyznę.
        - Bawisz się cudzym życiem, jakby istniało tylko dla twojej rozrywki, jesteś arogancki, zarozumiały i nad wyraz pewny siebie – mówiła wciąż podejrzanie uprzejmie, a na jej usta o dziwo powrócił uśmiech. Powoli przestawała mieć wpływ na swój dobry humor, ale jakoś jej to nie obchodziło i nawet Laufey jej tak nie wkurzał.
        - Umyślnie drażnisz ludzi, jakbyś chciał się przekonać, w którym momencie dostaniesz w pysk, a to też chyba tylko po to, by pokazać, że cię to nie rusza. Mam powiedzieć coś jeszcze? – zapytała z uśmiechem i błyszczącymi oczyma.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Diabeł oparł głowę na pięści z uśmiechem przyglądając się panterze mruczącej złośliwości. Nawet nie przyglądając się swojemu talerzowi odłamał widelcem kawałek jabłka i bawił się nim chwilę, podczas gdy z każdym słowem dziewczyny czarci uśmiech się poszerzał. Patrzył w zielone oczy, które tym razem nie uciekały. Albo pantera zbyt dużo wypiła, albo czuła się przy nim coraz pewniej. Niezależnie od tego była urocza i prędzej dostarczała piekielnikowi rozrywki niż go drażniła.
        - Oczywiście - odparł uśmiechając się szczerząc zęby i pochylając się w stronę Kimiko. - Zapomniałaś dodać, że jestem bardzo czarującym dupkiem - wymruczał. Jakby na podkreślenie swojego zdania zjadł odkruszony wcześniej kawałek owocu i dopiero na powrót oparł plecy o siedzisko. Rozparł się wygodniej na siedzeniu i powoli krojąc jabłko przyglądał się dziewczynie.
        - Wciąż jednak nie uciekłaś - mówiąc, powoli jadł deser. Nie trzeba by geniusza by stwierdzić, że kot pozostawał przy jego boku, ponieważ chciał. Nikt go nie zmuszał. No prawie. Przynajmniej póki wciąż mogła się wycofać. Teraz zaś dziewczyna lgnęła do diabła trochę niczym ćma do płomienia. Jeżeli zaś ktoś potrzebowałby więcej dowodów, wystarczyłoby przytoczyć przytulanie się do czarciej piersi z mruczeniem, czy ocieranie o policzek. Niby drobiazgi, ale dość wyraźnie ujawniające stosunek Kimiko do biesa. Może co jakiś czas się stroszyła, buntowała czy obrażała, ale jednak wciąż siedziała naprzeciw i wyraźnie go drażniła, a tak nie postępowała osoba która się bała, bądź chciała uciec.
        - Zjedz ładnie jabłuszko, nie jest przecież zatrute - zaśmiał się ochryple, kończąc swój deser. W ludowych baśniach tak mówiła wiedźma, w restauracji była to kwestia diabła, czyż można by oczekiwać bardziej komicznego połączenia?

        Przy wyjściu uregulował rachunek i ruszyli brukowanym deptakiem ciągnącym się kamienną wstęgą między budynkami z czerwonej cegły. Słońce znajdujące się coraz niżej odbijało się od nich promieniami nabierającymi coraz bardziej bursztynowego zabarwienia. Lato się kończyło, co dało się dostrzec nie tylko w złocistym zabarwieniu liści, ale również i wcześniej zjawiającym się zachodzie słońca. Niby wciąż panował dzień, jednak już teraz dało się wyczuć powoli nadchodzący wieczór.
        - To co robimy dzisiejszego wieczoru? Ma panienka jakieś specjalne życzenie? - Uśmiechnął się szarmancko, jak to miał w zwyczaju, jednocześnie drocząc się z panterą. Zaproszenie na bal mieli, więc chwila oddechu od snobów nie zaszkodzi, tym bardziej jeśli chciał opuścić przyjęcie bez zabijania kogokolwiek z tego uroczego towarzystwa.
Szerokim gestem otoczył plecy dziewczyny, przy okazji trącając bujający się za nią ogon i arogancko objął Kimiko w talii przyciągając ją do siebie.
        - Idziemy na miasto, do nudnego pokoju czy może na łono przyrody? - wymruczał wprost w panterze uszko kryjące się gdzieś w czarnych włosach.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Dziewczyna zaśmiała się cicho, jakby z niedowierzaniem, słysząc komentarz mężczyzny. Przechyliła lekko głowę, przyglądając mu się uważnie i oceniając chyba prawdziwość uśmiechu i ogólnego samozadowolenia Dagona. Nie znała nikogo tak pewnego siebie jak ten facet. To naprawdę był talent, mieć o sobie tak wysokie mniemanie, że nawet czyjeś gorzkie słowa traktowało się z pobłażliwością i rozbawieniem. Gdyby ktoś patrzył na nich z boku, nie słysząc o czym rozmawiają, mógłby pomyśleć, że brunetka nie przestaje prawić mu komplementów. A chociaż od tego była bardzo daleka, w jednym musiała mu przyznać rację.
        - Jesteś bardzo czarującym dupkiem – powtórzyła posłusznie i wyjątkowo szczerze, być może ku zdziwieniu swojego rozmówcy. Jego pewność siebie sprawiła chociaż tyle, że Kimiko przestała próbować zbić go z pantałyku. Nie oznaczało to jednak, że miała przestać się droczyć. Zielone ślepia wciąż błyszczały czymś nowym, a ostre kiełki coraz częściej ukazywały się w uśmiechu.
        - Mówiłam ci na samym początku, że przed byle czym nie uciekam – powiedziała, łapiąc kijek wbity w swoje jabłko i ostrożnie przekładając cały deser na talerz Dagona. Może i pachniało słodko, ale wyglądało dziwnie i lepko, a ona nie chciała sprawdzać, jakie jest naprawdę. Na jego chrapliwy śmiech tylko fuknęła pod nosem.
        - W takim razie drugie ci na pewno nie zaszkodzi.

        Gdy wyszli na zewnątrz, panterołaczka przymknęła oczy i odetchnęła głęboko jesiennym powietrzem. Pachniało liśćmi, ostatnimi ciepłymi dniami i zbliżającym się wieczorem. Uśmiechnęła się słysząc słowa Dagona i otworzyła oczy, zerkając na niego krótko.
        - Tak ci się spodobało spełnianie moich życzeń? – Wyszczerzyła na moment kiełki i odwróciła wzrok na drogę przed nimi.
        Czując dotyk na ogonie, uciekła nim szybko poza zasięg męskich dłoni, ale przekonana, że to on był celem ataku dała się znów zaskoczyć. Silne ramię z łatwością przyciągnęło ją do boku Dagona, a łaskoczący ucho szept ostatecznie spacyfikował protestującą odruchowo panterę. Rozluźniła się i zamruczała cicho, ocierając krótko głową o szczękę mężczyzny, nim z trudem wyprostowała się, skupiając rozleniwione spojrzenie na drodze. Wyszło szydło z worka, do pełnej kompromitacji brakowałoby tylko, żeby powiedziała, że mogą iść, gdzie zechce. Teraz jednak była gotowa odgryźć sobie język, jeśli będzie taka konieczność, byle tylko te resztki godności zachować. Poza tym to był ostatni moment, by postawić jakiekolwiek granice, bo cała reszta zdrowego rozsądku runie z zachodem słońca. I wówczas w pokoju wcale nie byłoby nudno.
        - Nie baw się mną, Bajer – westchnęła i dźgnęła go lekko łokciem w żebra. – Od tego masz te swoje laleczki. Ja mam ci zwinąć obraz, więc mnie nie rozpraszaj, bo ci się to nie opłaca – dodała z niezmiennym uśmiechem, licząc na to, że może ten argument trafi do człowieka interesu. - Chodźmy do miasta.

        Gdy dotarli na rynek, słońce przebijało się już tylko smugami pomiędzy dachami kamienic, a na ulicach powoli podpalano latarnie, rozświetlając kamienne mury ciepłym blaskiem. Ludzi wcale nie ubywało, a wręcz te snujące się po ulicach jednostki zbierały się w centralnym punkcie miasta. Z ust Kimiko wciąż nie schodził szeroki uśmiech, zielone ślepia przemykały wokół, wypatrując jakiegokolwiek miejsca do psot, a poruszający się wciąż ogon zdradzał podekscytowanie. To on właśnie ściągnął kilka wścibskich spojrzeń przechodniów, których dziewczyna zdawała się nie dostrzegać, a na pewno nic sobie z nich nie robiła.
        - Zobacz, kuglarze! – zawołała podejrzanie radośnie i wciągnęła mężczyznę w mały tłumek widzów.
        Szybujące w powietrzu piłeczki, które wcześniej widziała, lądowały teraz zgrabnie w dłoniach pstrokato ubranego mężczyzny. Młoda twarz wykrzywiona była w wyjątkowo rozentuzjazmowanym wyrazie, a wysokie i chude ciało gięło się w ukłonach za skromne owacje.
        - Och, nowi widzowie! – zwołał nagle i jednym susem doskoczył do Kimiko i Dagona. – Panienka chyba coś zgubiła? – zapytał, nagle zmartwiony, sięgając dłonią do jej głowy i udając, że z czarnych włosów wyciąga srebrną monetę. Uśmiechnął się wówczas radośnie, słysząc kolejne oklaski i kłaniając się lekko w stronę pozostałych widzów. Szerzej uśmiechała się tylko Kimiko.
        - Pan chyba też coś zgubił – stwierdziła wesoło i podrzuciła w dłoni wyjątkowo pękatą sakiewkę, która zaraz z przyjemnym brzękiem monet opadła na jej dłoń.
        - Co? Ale jak…? – Artysta zupełnie zgubił swój popisowy uśmiech, łapiąc się za bufiaste kieszenie. Kimiko tylko dygnęła skromnie, również otrzymując brawa i odrzuciła sakiewkę zszokowanemu właścicielowi.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Czy czart mógł uśmiechnąć się jeszcze szerzej... okazało się, że tak, gdy tylko Kimiko powtórzyła jego zaczepkę, tyle, że całkiem szczerze. Nie był to jednak uśmiech szczęśliwego dziecka, czy uradowanego kochanka udzieloną mu atencją wybranki. Uśmiech diabła przypominał bardzo zadowoloną bestię, zupełnie nie wiedzieć czemu, przecież twarz miał całkiem ludzką, a niewiele dłuższe kły nie zapewniały aż tak zwierzęcego wyglądu.
Słysząc przechwałkę pantery, nawet zaśmiał się cicho, po raz kolejny w myślach zastanawiając się jak długo Kimi będzie harda i kiedy pokazać jej rogi, bo "czy" już nie stanowiło pytania.
        Roześmiał się raz jeszcze, gdy Kimiko upchnęła mu swój deser. Jabłko było całkiem smaczne, więc dla drobnego żartu mógł tym razem oddać pałeczkę kotce, odpuszczając tę przepychankę, gdy jej było na wierzchu. Dyskusji już sobie nie darował.
        - Skąd wiesz? - zamruczał wciąż drocząc się z panterą.
        - Może spuchnę i nie zmieszczę się w garnitur - zażartował odłamując kawałek darowanego jabłka.

        - Sprawdź mnie - najwyraźniej Dagon nie zamierzał przestać prowokować złodziejki do tego złośliwego uśmieszku, którym go obdarowywała ostatnio. Bawił go niezmiernie. Podobał mu się. Więcej, już przestał się tym martwić, czy zastanawiać gdzie robi błąd. Zwyczajnie coraz częściej zaczynał cieszyć się chwilami spędzanymi z czupurną panterą. Co jakiś czas jeszcze budził się w biesie opór, ale ten szybko spychał go na bok, wymówką, że dziś wieczór pora na relaks nie pracę. Chwila zapomnienia nie sprawi przecież, że świat runie, a on straci swoją pozycję. Obserwujących oczu nie obawiał się w najmniejszym stopniu. Żadne z nich nie uwierzyłyby, że prezentowane oblicze mogłoby być tym prawdziwym. Bajer bawiący się beztrosko, uśmiechający łagodnie, czy nie próbujący w danym momencie nic dla siebie ugrać był rzeczą równie podejrzaną i niespotykaną jak dziewica w burdelu. Takie zachowanie jedynie wzbudziłoby większą czujność wścibskich ślepek półświatka, które momentalnie doszukałby się jeszcze bardziej wyrafinowanej gry w postępowaniu piekielnika. Czy słusznie? Któż mógł znać prawdę poza biesem, który wyjawiał ją równie rzadko jak widywano pegazy.
Nawet złośliwa satysfakcja ze świadomości, że kotka faktycznie go lubi i coraz trudniej dziewczynie się pilnować, zeszła gdzieś na drugi plan. Bajer sam również przymknął ślepia, gdy Kimiko otarła się o niego z mruczeniem. Z piersi czarta dało się usłyszeć coś co przypominało niskie gardłowe "Hmm", ani pytające, ani do końca potwierdzające celowość zagrywki piekielnika. Za to dziwnie podobne do mruczenia brunetki.
        - No wiesz - zachrypiał Dagon, kontynuując bawiącą go grę. - Nie bawię się tobą, a z tobą. - Z bezczelnym uśmiechem popatrzył w zielone oczy przypominające szlachetne kamienie.
        - Może zwyczajnie odpuszczę sobie ten bazgroł - dokończył, ale już nieco swobodniejszym tonem, z niewiadomych przyczyn pozwalając umknąć dziewczynie, gdy ta wyraźnie poczuła się niekomfortowo ze swoją chwilową i chyba coraz częstszą słabością. Zamiast więc kuć żelazo jak powinien, skinął dziewczynie głową i ruszył za nią do miasta.

        Uśmiechnął się kątem ust słysząc "kuglarze". Powoli poszedł w ślad za Kimiko. Stał tuż za nią, gdy przebieraniec kontynuował przedstawienie. Nie ruszył się, gdy Kimiko skradła popis. No tak, zbyt długo było spokojnie. Ludzie klaskali śmiejąc się wesoło, przekonani, iż był to element przedstawienia. Bajer tylko prychnął rozbawiony i pokręcił głową. Złodziejka oddała "zgubę" i to był moment, gdy czart włączył się do zabawy. Wciąż stojąc za panterołaczką, objął dziewczynę w pasie przyciągając do siebie i lekko podrywając z ziemi wyciągnął ją z tłumu.
        - Bądź grzeczna i nie stresuj pana - zaśmiał się całkiem wesoło, do wtóru ucieszonych pisków kilku stojących w pobliżu kobiet, oraz kolejnych salw śmiechu widowni.
        - Chodź, poszukajmy czegoś gdzie nie nabroisz - drażnił się z dziewczyną odciągając ją kawałek dalej i dopiero wtedy puszczając ją wolno. Rozejrzał się po ludziach wędrujących w tę i w drugą stronę, gdy coś wyraźnie przyciągnęło jego uwagę.
        - A może mały zakładzik? - Uśmiechnął się szelmowsko. Zabawa w hazard z diabłami nigdy nie kończyła się dobrze, to zapewne powiedziałby każdy. Kimiko była jednak błogo nieświadoma z kim mogła właśnie się założyć, a Bajer o dziwo planował całkiem niewinną (jak na siebie) rozrywkę.
        - Lub też niewielkie zawody jeśli wolisz. - Wyszczerzył się mocniej. Jeśli to miałoby wyglądać uspokajająco, to czart zdecydowanie powinien spojrzeć w lustro. Bies chyba jednak coraz mniej próbował wyglądać na niegroźnego. Skoro pantera "nie bała się byle czego" to postanowił pomalutku oswajać ją z bandytą z piekła rodem, w przenośni i dosłownie.
Poprowadził dziewczynę do straganu, w którego centrum stała tarcza, a na blacie leżały niewielkie noże do rzucania. To, że dziewczyna lubiła noże, już zauważył. On sam też preferował ten rodzaj broni, chociaż złodziejka jeszcze o tym nie wiedziała.
        - To jak, odważysz się spróbować swoich sił? - uniósł brew przyglądając się dziewczynie intensywnie.
        - Jeden na jednego, trzy maleńkie rundki - prowokował, o ile w ogóle musiał to robić, bo Kimiko była dzisiaj w wybitnie drapieżnym nastroju, lub zwyczajnie również pokazywała swoje prawdziwe oblicze.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Uśmiechnęła się ciepło, słysząc jego śmiech, gdy zgrabnie sprzedała mu swój deser. Lubiła jak ludzie się cieszyli, to było takie uspokajające. Wiadomo, że nie zawsze da się ze wszystkiego radować, ale te krótkie momenty są niezwykle cenne, niczym nieuzależniający narkotyk, który naprawdę przynosi ulgę od życia. Ona sama często się uśmiechem ratowała, orientując się, że nawet jeśli nie zawsze jest jej do śmiechu, to ten grymas jednak trochę oczyszcza myśli. Dzisiaj jednak do niczego nie musiała się zmuszać, ciesząc się ze wszystkiego, jak dziecko.
        - Spuchnąć to ty od swojego ego możesz, co najwyżej – fuknęła jeszcze na koniec, ale wciąż szczerzyła kiełki w uśmiechu.

        Gdy wyszli na zewnątrz, wciąż była wyraźnie zadowolona i w odpowiedzi na prowokację Dagona, spojrzała tylko na niego z rozbawieniem. Przez chwilę wyraźnie się nad czymś zastanawiała (co niestety zaowocowało ostatecznie utratą czujności i kolejną nieplanowaną czułostką), nim w końcu znów zerknęła na mężczyznę.
        - Dotrzymaj mi dzisiaj towarzystwa i kolejne życzenie zostanie spełnione – powiedziała w końcu. – Tylko nie myśl, że to będzie takie proste – rzuciła jeszcze ze złośliwym uśmiechem, nim znów zachowała się jak udomowiony kotek i otarła głową o brodę Dagona.
        Spojrzała jednak na niego łagodnie, gdy odpuścił znęcanie się nad nią i wrócił do rozmowy. Jak mu się chce, to nawet fajny z niego facet.
        - W takim razie ze mną możesz – uznała wspaniałomyślnie i z majtnięciem ogona zwróciła się ku ulicy, nim z powrotem zawróciły ją kolejne słowa eleganta.
        - Słucham? – Otworzyła szeroko oczy, na niedbale rzucone słowa. – Chyba oszalałeś! – prychnęła jeszcze nim na dobre się rozgadała.
        - Ani mi się waż! Nie po to się tyle męczymy z tymi nadętymi bufonami i nie po to ja się w kiecki wbijam, żebyś ty teraz zdanie zmieniał. Ile mnie to nerwów i gorsetów kosztowało to szkoda gadać, a i ty swoje wyłożyłeś, więc teraz nie wymiękaj. Trzeba im nosa utrzeć w końcu no! Chyba, że… - zmieniła nagle taktykę, zerkając na Laufeya kątem oka. – Chyba, że się czegoś wystraszyłeś i chcesz się wycofać? – zapytała słodko, zerkając na niego z dołu, jednak niewinną minkę psuły psotne oczy i zwierzęce kły ukazane w szerokim uśmiechu.
        – Kradniemy obraz i już – podsumowała, ujmując swobodnie Dagona pod ramię i kontynuując spacer.

        Kuglarzy uwielbiała. Ludzie dosłownie płacili im za oszukiwanie swoich zmysłów, ale kiedy ona robiła dokładnie to samo, nie raz nawet lepiej, również za niewielką opłatą, to już nazywano ją złodziejem. Taka sprawiedliwość na tym świecie właśnie. Więc gdy pstrokatego młodzieńca pokusiło dodatkowo o zrobienie z niej części przedstawienia, postanowiła zadośćuczynić tym chęciom, z nawiązką nawet. Uśmiechała się delikatnie, ale z widocznym zadowoleniem obserwując konsternację iluzjonisty. Smaczku dodawał fakt, że mała kradzież uszła jej zupełnie na sucho, bo artysta nie chciał się przyznać, że tego nie miał w planach, publiczność była przekonana o celowości zagrania i nawet Bajer… zaraz gdzie on…
        - Hej! – zaprotestowała, gdy pociągnął ją do siebie, a na mocniejszy uchwyt w pasie i beztroskie podniesienie zareagowała piskiem i komicznym wierzgnięciem nogami w pierwszej chwili zaskoczenia. Poddała się dopiero słysząc głos przy uchu i wesoły śmiech, który zaraz jej się udzielił.
        - Przecież jestem grzeczna, w końcu oddałam sakiewkę – chichotała, opierając głowę do tyłu na ramię Dagona i dmuchając mu w ucho. Na złoty plan mężczyzny, by znaleźć jakieś miejsce, w którym nie poczyni szkód uśmiechnęła się zaczepnie, a takiego drapieżnego grymasu nie powstydziłby się nawet Laufey.
        - Zdradzę ci tajemnicę, Dagon – powiedziała konspiracyjnym szeptem, w międzyczasie będąc postawioną na ziemi, a wówczas odwróciła się do mężczyzny z tą niewinną miną. – Nie znajdziesz dzisiaj takiego miejsca, gdzie bym nie narozrabiała – zamruczała, bujając za sobą ogonem, którego końcówka pojawiała się na zmianę nad jej prawym i lewym ramieniem.

        Pofrunęła wzrokiem za spojrzeniem Laufeya, ale nie zdążyła nic dostrzec nim się znów odezwał, a wówczas znów skupiła na nim błyszczące oczy. Na słowo „zakładzik” zastrzygła uchem, od razu chętna do zabawy, a szelmowski uśmiech mężczyzny, poszerzający się niemal z każdym jego słowem, skomentowała tylko podejrzliwym zmrużeniem oczu. Wyraźnie zaciekawiona pozwoliła się jednak poprowadzić, a gdy jej wzrok padł na tarczę strzelniczą i prezentowane na ladzie krótkie noże, parsknęła radosnym śmiechem. Podeszła bliżej, witając się słowem i uśmiechem z prowadzącym stanowisko strzelnicze, po czym przesunęła delikatnie palcami po prezentowanych ostrzach. "Obieraki do warzyw", prychnęła w myślach, ale gdy Bajer zaczął ją podpuszczać, spojrzała na niego wprost, bez problemu znosząc intensywne spojrzenie, a wręcz zadzierając brodę w geście wyzwania.
        - Sam fakt, że to proponujesz, jest już podejrzany – mruknęła, uśmiechając się kącikiem ust, jednak zaraz wzruszyła ramionami. – Ale co mi tam. – Wyszczerzyła się wesoło, nie lekceważąc przeciwnika, ale też nie pozwalając by zwykła ostrożność odebrała jej zabawę. Nie dzisiaj. W końcu co mogło się takiego stać, jeśli przegra?
        Wybrała sobie zestaw noży, których rękojeści oplecione były barwionym sznurkiem, Dagonowi pozostawiając te czarne. Złapała jeden z nich, obracając w dłoni, by wyczuć jego ciężar i sprawdzić wyważenie. W międzyczasie zerknęła na mężczyznę.
        - Jestem dziś wspaniałomyślna, więc możesz sobie wybrać, co się stanie jeśli wygram – powiedziała, niezmiennie szczęśliwa i wróciła spojrzeniem do tarczy.
        – Albo dostanę twoją papierośnicę – stwierdziła swobodnie i zamachnęła się nagle, krótkim ruchem posyłając nóż do celu. Ostrze wbiło się z hukiem w biały okręg otaczający czerwony środek tarczy, a dziewczyna przechyliła lekko głowę, najwyraźniej niezadowolona z wyniku, ale entuzjazm jej nie opuszczał. Zerknęła znów na swojego towarzysza.
        - Albo wskoczysz na tamten murek. – Wskazała brodą na pobliską fontannę. – I krzykniesz na cały głos, że pantery to najwspanialsze zwierzęta na całej Łusce, tak żeby cały rynek cię zobaczył i usłyszał. – Uśmiechnęła się wesoło i znów przeniosła uwagę na cel. Kolejny rzut był tak samo krótki, lecz tym razem ostrze wbiło się w czerwone pole, oznaczające środek tarczy. Nie było to idealnie jej centrum, ale można było śmiało stwierdzić, że trafiła o włos. Panterołaczka uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Ostatni strzał będzie w punkt!
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Głośny sprzeciw pantery nieco zaskoczył diabła. Ten najpierw wyszczerzył się nieznacznie słysząc prychanie i stopniowo coraz trudniej hamując nadchodzące rozbawienie, gdy usłyszał rozkaz. No biedactwo tak się męczyło. Ciekawe co uznawała za gorsze, bogackich czy gorsety. Zachował jednak prawie kamienną twarz, w tym przypadku uśmiechając się szeroko, poznając nową zaborczą twarz Kimiko.
Nawet nie skomentował ciekawych prób urabiania go. Czyżby dziewczyna liczyła, że tak łatwo można go podejść? Prawie sam prychnął, ale wyraz twarzy diabła nie uległ zmianie i niemalże potulnie dał się chwycić za ramię. Zaraz potem, gdy już pantera była w zasięgu, swoją manierą przychylił się do ucha dziewczyny.
        - Zgadłaś, boję się. - Przysunął się bliżej. - Że mi uciekniesz, gdy będzie po wszystkim. - Mina szelmy wróciła na swoje miejsce, odpowiadając zadziornym spojrzeniom złodziejki.

        - O tak, jesteś bardzo grzeczna - skwitował z gardłowym śmiechem, gdy trzymając dziewczynę, poczuł jak Kimiko dmucha mu w ucho. Kociak się kiedyś doigra. Z drugiej jednak strony czy mogła wpaść w większe kłopoty niż znajomość z Laufeyem? '"Mogły być one jedynie bardziej oczywiste, ale niekoniecznie poważniejsze", cieszył się w swoich myślach bies.
Zmieniając jednak temat, jakby się zastanowić, to dziewczyna zachowywała się co najmniej nietypowo. Chwilę później jakby sama potwierdziła przemyślenia czarta. "Dzisiaj" czyżby to było sekretem filuternego postępowania pantery. Popatrzył w lśniące ślepia.
        - A co takiego specjalnego jest w dzisiejszym dniu? - zapytał lekkim i zaczepnym głosem, zbliżając się krok do złodziejki, jednocześnie walcząc z ochotą podrażnienia kiwającego się ogona.

        Gdy zaproponował rywalizację, z zadowoleniem obserwował podejrzliwe zainteresowanie zmiennokształtnej. Później z wesołością przyglądał się, jak ostrożność przegrywa z butą.
        - A jednak mimo to zaryzykujesz - droczył się z panterą, prawie widząc swoje odbicie w szmaragdowych oczach. Bacznie obserwował z jaką wprawą rozdzieliła rzutki i teraz poznawała swój komplet noży. Celowo wybrał ten stragan i teraz poświęcał pełną uwagę ruchom Kimiko, jednocześnie podtrzymując beztroskie żarty dla niepoznaki.
        - Och, będziesz miała dla mnie litość? - zamruczał drwiąco, stając tuż za dziewczyną gdy złodziejka zapewniła go o swojej wspaniałomyślności. W końcu nigdzie nie było powiedziane, że nie wolno oszukiwać przeszkadzając sobie nawzajem.
        - Albo? - Uśmiechnął się złośliwie. Jakoś dziwnym trafem żądanie papierośnicy wcale Dagona nie zdziwiło.
Nóż z głuchym uderzeniem wbił się w tarczę, a diabeł cmoknął przez zęby. Kimiko wyglądała na rozczarowaną - wynik wcale nie był zły, a przypuszczenia czarta okazywały się trafne. Nawet bardziej trafne niż sądził.
        - Murek? - zapytał widząc jak następna rzutka trafia prawie idealnie w cel. Uśmiechnął się złośliwie, chociaż ewidentnie był na coraz bardziej przegranej pozycji. Rozrywkę jednak zaproponował niezupełnie by wygrać. Jak zawsze była to doskonała okazja by lepiej poznać przeciwnika lub tym razem wspólnika. Bajer bawił się samą grą i tym co mógł zaobserwować w jej trakcie, a może niekoniecznie wygrywaniem. Może zaś lubił zwyciężać jak każdy. Tylko nagle pojawiało się pytanie, które brzmiało, co diabeł uznawał za zwycięstwo. Wygraną zakładu, czy odsłonięcie kolejnej z kart drugiej osoby. Znów to co roiło się w rogatej głowie nie stanowiło tajemnicy jedynie dla piekielnika i nie znajdowało najmniejszego odbicia na twarzy, poza niezmiennym zadowolonym z siebie i drapieżnym uśmiechem, nie pasującym do przegranej pozycji w jakiej teoretycznie się znajdował.
        - Ja ci dam murek... - wymruczał ochryple w ucho Kimiko, gdy ta akurat rzuciła ostatni nóż. Mógł zrobić więcej, ale z rozbawieniem odpuścił i tym razem. Ostrze z charakterystycznym brzękiem trafiło w sam środek tarczy.

        Przyszła kolej na niego. Już teraz ze spokojem mógł stwierdzić, że nie oszukując przegra. Był całkiem niezły w używaniu noży, ale lepiej szło mu podrzynanie gardeł w ciemnych zaułkach niż rzucanie do celu. Z tej odległości trafić w środek mógł raczej fartem lub uciekając się do oszustwa. Zmrużył na moment ślepia, niby ustawiając rękę do rzutu, tak naprawdę ważąc za i przeciw. Ostatecznie uśmiechnął się półgębkiem i posłał rzutkę w tarczę.
Kolejne dwa rzuty później wiadomym było kto wygrał. Jedno ostrze diabła trafiło blisko środka, pozostałe w okolicę białego okręgu. Nie użył iluzji. Nie kantował. Bies przegrał uczciwie, łamiąc kolejne ze swoich standardowych zachowań i teraz stanął naprzeciw zwyciężczyni. Przychylił się do Kimiko, aż jego twarz znajdowała się od jej nie dalej niż dłoń i przechylił głowę na bok gdy patrzył jej w oczy.
        - Dam ci papierośnicę, jak wypalisz ze mną cygaro. - Uśmiechnął się szeroko, grymasem pasującym do zadziornych min serwowanych przez Kimiko i zupełnie nie współgrającym z przegraną.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Słysząc celne pytanie skrzywiła lekko wargi w zawadiackim uśmiechu, najpierw unosząc jeden kącik ust, a później drugi. W istocie, co było takiego specjalnego w tym dniu? Jak to się działo, że w tą jedną noc w miesiącu cała jej osobowość i system wartości ograniczał się do jednej emocji – szczęścia, euforii wręcz? Wówczas najważniejszym stawało się zaspokajanie wszelkich zachcianek, uleganie pragnieniom i pokusom, kompletne porzucanie zdrowego rozsądku na rzecz zaspokajania ciekawości, emanowania radością, dzielenia się i zarażania nią innych, szukania towarzystwa, napawania się pełną beztroską i wolnością od sumienia. Jednym słowem – nów.
        - A jakie to ma znaczenie? – humorystycznie odbiła piłeczkę, nie uznając żadnej innej odpowiedzi za satysfakcjonującą. Laufey i tak tego nie zrozumie. A podobno wkurza go, jak czegoś nie wie, więc można się trochę podroczyć.
        Równie spokojnie podeszła do tematu rywalizacji, najwyraźniej zupełnie nie przejmując się ewentualną przegraną, mimo jednak widocznej chęci zwycięstwa. Oczywiście, że zaryzykuje, bez ryzyka nie ma zabawy, jak to mówią, a poza tym nie będzie jej elegant podpuszczał na rzutki, jeszcze tego brakuje. Chociaż na jego obronę można powiedzieć, że nie był świadomy, że dziewczynie nie trzeba dzisiaj dwa razy proponować jakiejkolwiek rozrywki. No, chyba że będzie miała na oku jakąś lepszą.
        Odprowadziła mężczyznę spojrzeniem, zerkając w bok, gdy stanął za nią z wyraźnym zamiarem rozpraszania. A to podstępna bestia! Drwiący pomruk nad głową skwitowała jedynie nikłym, ale zaciętym uśmiechem. Jej pierwszy strzał skomentował cmoknięciem, ale nie zastanawiała się nad ukrytym za nim wrażeniem, skupiona bardziej na oddaniu następnego celnego strzału.
        - Murek – potwierdziła złośliwie, gdy druga rzutka wbiła się o włos od celu.
        Znów strzeliła w bok spojrzeniem, czując za sobą poruszenie, a po chwili zastrzygła uchem, czując na nim oddech Laufeya. Ciekawe, czy on wie, jak kusząco brzmią jego groźby? Aż się chce nabroić. Nie odezwała się jednak, mrużąc tylko leniwie ślepia i robiąc krok do przodu, by nie zepsuł jej ostatniego rzutu. Zawahała się chwilę, a gdy okazało się, że Dagon odpuścił gierki, rzuciła po raz ostatni, trafiając idealnie w środek. Do znajomego odwróciła się prezentując doskonały okaz samozadowolenia.
        - Twoja kolej – stwierdziła i wycofała się pod ladę, podciągając się na nią na rękach i siadając na blacie ze zwieszonymi nogami. Oparła brodę na ramieniu, spoglądając w bok, jak mężczyzna z podejrzanym rozbawieniem szykuje się do rzutu. Z każdym kolejnym ostrzem wbitym w tarczę, uśmiech dziewczyny się poszerzał, a nogi majtały wesoło, podobnie jak bujający się po drugiej stronie lady ogon.
        - Yay! – pisnęła wesoło, gdy ostatni nóż sięgnął celu. – Wygrałam – stwierdziła z zadowoleniem, rozciągając usta w drapieżnym, ukazującym kły uśmiechu. Niespeszona śledziła Dagona spojrzeniem, a gdy się nad nią pochylił, wyzywająco uniosła twarz w jego stronę.
        - Tę papierośnicę? – zapytała, unosząc dłoń na wysokość jego wzroku. Między palcami trzymała oczywiście srebrne cudeńko, na które zerknęła z ostentacyjną ciekawością, jakby widziała je po raz pierwszy. Przez moment zastanawiała się, czy przystać na tak postawioną sprawę, w końcu wygrała ja uczciwie, nie powinno być żadnych dodatkowych haczyków. Z drugiej strony nie widziała powodu, dla którego nie miałaby spełnić jednej zachcianki przegranego.
        - Mogę spróbować – stwierdziła łaskawie, spoglądając znów na Bajera, nim uśmiechnęła się zaczepnie. – Chociaż mam lepszy pomysł, tylko musimy najpierw coś znaleźć. Buziak dla zwycięzcy i lecimy! – zakomenderowała ze śmiechem i obróciła lekko twarz, wskazując palcem na swój policzek.

        Swój cel wywęszyła, mimo tego, że znajdował się prawie całą długość ulicy od rynku. Ta gama zapachów była tak intensywna i charakterystyczna, że nawet ludzie nie obdarzeni węchem panterołaczki mogli ją wyczuć. Różnica polegała na tym, że Kimiko potrafiła wyróżnić interesującą ją woń z całego bukietu zapachów, uderzających jej nozdrza w centrum miasta, i wyśledzić ją aż do źródła. Dlatego teraz pewnie przemykała rynkiem, omijając ludzi niemalże w podskokach, raz na jakiś czas tylko unosząc nieco twarz, gdy węszyła za śladem. Później znów pewnym krokiem podejmowała wędrówkę.
        Wyszli z rynku, nie oddalając się od niego specjalnie, ale klucząc wąskimi uliczkami za nosem dziewczyny. Noc już od jakiegoś czasu przejęła panowanie na niebie, ale dziś tylko gwiazdy mizernie oświetlały ten fragment Łuski, a ulice Demary przed zupełnym skąpaniem w mroku ratowały jedynie rozstawione co kilkanaście kroków latarnie. Ludzi ubywało, niektórzy wracali już do domów, inni kierowali się na rynek, ale nikt nie szukał już niczego w pozamykanych na cztery spusty kramach. Całe nocne życie toczyło się już tylko na głównym placu. Teraz, gdy znajdowali się sami na ulicy, nawet Dagon mógł wyczuć intensywny zapach ziół, który niósł się w powietrzu, nieco wywietrzały, ale wciąż zwracający na siebie uwagę.
        Kimiko zatrzymała się w końcu przed jedną z kamienic. Ciężkie drzwi broniły dostępu do sklepu zielarki, a szklany wykusz wyglądał solidnie i przede wszystkim drogo. Cały przysłonięty był wiszącymi w pękach ziołami, świeżymi i już wysuszonymi, tworząc naturalną zazdrostkę. Złodziejka rozejrzała się niedbale po świecącej pustkami ulicy i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
        - Przydadzą się na coś twoje szerokie barki. Zasłoń mnie, gdyby ktoś szedł – powiedziała, po czym nie dając mężczyźnie czasu na reakcję, przykucnęła przy drzwiach, wyciągając coś z kieszeni i po chwili obiema dłońmi manipulując przy zamku. Ogon bujał się za nią, gdy w skupieniu operowała wytrychami, a po kilku chwilach rozległo się charakterystyczne kliknięcie zapadki. Dziewczyna wyprostowała się i z cwanym uśmiechem oparła tyłem o drzwi. Na ulicy nadal nikogo nie było, więc delikatnie przekręciła klamkę i weszła tyłem do środka, wciągając za sobą Bajera i zamykając drzwi.
        - Ciemno jak w dupie – mruknęła chichocząc i ostrożnie, by niczego nie zrzucić, ruszyła przez sklep. Węchem nie mogła się już kierować, bo zapach przy takim stężeniu ziół zupełnie ją ogłupiał, pozostawało więc czytanie etykietek. W mroku musiała jednak prawie sunąć twarzą przy kolejnych słojach, nim w końcu zatrzymała się z cichym „aha!” i ostrożnie ściągnęła z półki naczynie, stawiając je na podłodze. Później podeszła do lady, tam za czymś szperając i znów wróciła, tym razem siadając przy słoju ze splecionymi nogami.
        - No siadaj Elegancie, spróbujemy tego twojego cygara i sprawdzimy jakość tych ziółek – powiedziała, otwierając słój i zaczynając nakładać kupki ziela w małą drewnianą lufkę. Najwyraźniej niewiele sobie robiła ani z włamania i kradzieży, ale czego innego spodziewać się po złodziejce?
Ostatnio edytowane przez Kimiko 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Uśmiechnął się półgębkiem, gdy pantera zagrała w jego własny sposób. Oczywiście, że powód, dla którego nagle nabrała rozmachu w swoich działaniach, był istotny. Był ważny z wielu powodów, zaczynając od podstawowego, że łatwiej zaplanować własne działania gdy zna się mocne i słabe strony swojej drużyny. Istotny też choćby dlatego, że Dagon nie lubił niewiadomych. Do drążenia diabeł się nie zniżył. Uznał, że zgłębi tę kwestię na swój sposób, choćby po to by nie dać kotu satysfakcji wzbudzenia jego ciekawości.
        Siwowłosy właściciel kramu z tarczą i rzutkami, z wesołym uśmiechem obserwował nadchodzącą parę. Podróżniczka i jakiś elegant żartowali aż miło było patrzeć. Zadziorne uśmieszki nie znikały z ich twarzy i dwójka wyraźnie dobrze się bawiła w swoim towarzystwie. Przyglądał im się rozbawiony. Na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie pasowali, a jednak widać było, że cieszył ich czas spędzany razem. Starszy mężczyzna uśmiechnął się szerzej, gdy spostrzegł, że oryginalna dwójka podeszła do jego stoiska. Opłacili jedną partię, która bardziej wyglądała jako narzędzie do wzajemnego droczenia się niż prawdziwa rywalizacja. Dziewczyna wodziła za nos mężczyznę. Brunet drażnił się ze swoją partnerką. Podróżując wraz z trupą kuglarzy widział wiele przedstawień urządzanych przez najróżniejsze pary, ale przyglądanie się ludziom nigdy go nie nudziło. Każdy moment był niepowtarzalny a oglądanie takich flirtów sprawiało mężczyźnie olbrzymią radość. Czy zostaną ze sobą czy rozejdą się zaraz tego wieczoru, któż mógł to wiedzieć czy planować. Dla właściciela kramu, tak jak i obecnych tego wieczoru ludzi liczyła się obecna chwila.
Nie wiedział o czym rozmawiali. Był cichym obserwatorem zza kulis, nie wścibskim prześladowcą. Nietrudno było się domyślić, że chodziło o jakiś zakład, który wygrała dziewczyna. Uśmiechnął się raz jeszcze. Jak uroczo podchodziła eleganta, nęciła, bawiła się i dręczyła. Zupełnie jak jego Rosa. Spojrzał na ukochaną żonę, opiekującej się stoiskiem dwa kramy dalej.
Gdy znów spojrzał na parę, prawie parsknął śmiechem widząc wymowny gest, którym dziewczyna wskazała swój policzek. "Manipulantka" - pomyślał z rozbawieniem, szybko uznając, że wbrew początkowemu wrażeniu z wysokim brunetem pasowali do siebie lepiej niż można by przypuszczać. Mężczyzna wyraźnie trzymał fason w sytuacjach, w których inni by się poddali.
        Diabeł roześmiał się widząc radość złodziejki. Taki drobiazg, a jak cieszył. Sam nawet nie zorientował się, kiedy i jemu zaczynała udzielać się wesołość Kimiko. Dziwy jakieś, marnotrawił czas i było miło, więcej, nie musiał się obawiać, że coś przez to straci.
        - Kiedyś cię zamorduję - wyszczerzył się piekielnik, widząc, że pantera kolejny raz zwinęła papierośnicę. Co za uparciuch. Do tego jeszcze bezczelnie machała mu nią przed nosem, patrząc w oczy. Chwilę później jednak pobiła samą siebie.
        - Buziak dla zwycięzcy? - zapytał prawie szeptem. - Niech będzie. - Tym razem diabeł sprawiał wrażenie jakby godził się na coś z wielką łaską. Przysunął się do Kimiko przychylając się niby niewinnie. Delikatnie odgarnął czarne włosy z policzka dziewczyny. Tu skończyły się pozory czarciej grzeczności. Dłoń powędrowała dalej, na kark złodziejki. Diabeł wplótł palce w ciemne pukle zmuszając zmiennokształtną by spojrzała w górę. Przez chwilę patrzył w panterze oczy z bezczelnym uśmieszkiem i pocałował ją... w policzek, choć wszystko wskazywało, że postąpi inaczej.
        Właściciel kramu uśmiechnął się wesoło. Jak żył, nie widział mniej grzecznego czy jak kto wolał, bardziej grzesznego całusa w policzek. Para znikała w tłumie, gdy mężczyzna powtarzał pod nosem "Siebie warci".

        Podążał za Kimiko, zastanawiając się co złodziejka wykombinowała tym razem. Alejki pustoszały w miarę jak oddalali się od rynku. Również coraz mniej lamp oświetlało ulicę, w miarę jak oddalali się od centrum. Wyczuł zapach ziół, ale nie domyślił się co pantera wykombinowała, dopóki nie rozpoczęła włamania. Prychnął rozbawiony idiotyczną sytuacją przystającą smarkom i żółtodziobom rozpoczynającym swoją przygodę na ulicach okrytych nocą.
Mimo to stanął plecami do Kimiko, zasłaniając ją przed ewentualnymi wścibskimi i jednocześnie wypatrując czy nie nadchodzi jakiś niemile widziany świadek rozgrywającej się zbrodni.
Wemknął się do ciemnego wnętrza, wciągany przez panterę.
        - Właśnie wrabiasz mnie w przestępstwo, obyś miała dobry powód - zadrwił, gdy dziewczyna szperała po sklepie. Za chwilę wróciła ze zdobyczą i usadowiła się na podłodze.
        - Włamaliśmy się by popalić ziółka? - zaśmiał się czart, z niedowierzaniem unosząc brew. Wciąż się śmiejąc, czart usiadł obok.
        - Kocie, co ty dzisiaj brałaś? - prychnął, nie oczekując odpowiedzi.
        - Najpierw cygaro, bo potem już w ogóle nie poczujesz co palisz - drażnił się z nią dalej. Poczekał aż dziewczyna wyjęła cygara z dawniej jego papierośnicy. Odgryzł i wypluł koniec, tak by Kimiko widziała co zrobił i podpalił swoje cygaro. Potem wyciągnął w stronę panterołaczki dłoń z krzesiwem, by zapalić jej.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        - Nie, nie sądzę – stwierdziła swobodnie, słysząc groźbę i zaśmiała się wesoło, zupełnie nieadekwatnie do usłyszanych słów.
        - Za bardzo mnie lubisz – chichotała, chociaż mężczyzna mimo uśmiechu wciąż wyglądał, jakby mógł mówić poważnie. Ale w sumie, nawet jeśli, to co z tego? Jakoś to będzie, nie ma co się martwić na zapas. W nów się w ogóle nie martwimy tylko bawimy. I zbieramy buziaki.
        Uśmiechnęła się, zabierając rękę, gdy Laufey przychylił się w jej stronę. Zupełnie nie podejrzewając podstępu spojrzała na tą chwilę gdzieś w bok, gdy nagle poczuła, jak jego dłoń wsuwa się pod jej włosy, wplątując się w nie i spoczywając zdecydowanie na karku złodziejki.
        Wszystkie pędzące dotąd szaleńczo myśli panterołaczki zatrzymały się nagle jak wryte, wpadając na siebie z łoskotem i ze zdziwieniem wpatrując się w Dagona przez szeroko otwarte oczy dziewczyny, gdy mężczyzna skierował na siebie jej twarz. Sama Kimiko była teraz idealnym obrazem osoby, której zaskoczenie odebrało mowę. Z lekko rozchylonych ust wydobyło się tylko zaskoczone „huh?”, tak ciche, że równie mogło być jej oddechem. Nagłe wytrącenie z równowagi sprawiło bowiem również, że na moment zniknęła gdzieś drapieżna pantera, zostawiając tylko zwyczajną dwudziestoletnią dziewczynę, której facet zawrócił w głowie.
        Wcześniej nawet nie pomyślała, wyskakując z tym całusem w policzek, bo wydawało jej się to zupełnie niegroźne i zabawne. Teraz jednak musiała nieco zweryfikować ten wniosek, gdy od bajerowego buziaka wykwitły jej na policzkach delikatne rumieńce. Tupet i język w gębie wróciły dopiero, gdy odsunął się od niej na bezpieczną odległość. Dziewczyna jeszcze odchrząknęła speszona, poprawiając włosy przy twarzy i zeskoczyła z lady, dopiero wtedy zerkając na znajomego.
        - Bajerant – wytknęła mu z rozbawieniem i ruszyła przodem, klucząc między ludźmi na rynku.

        Zaśmiała się pod nosem na marudzenie Dagona, gdy włamywała się do sklepu. Z odpowiedzią poczekała jednak, aż znaleźli się w środku.
        - Ty mnie wrabiasz w przestępstwo odkąd się poznaliśmy, nie marudź – mruknęła z rozbawieniem, buszując wśród półek, nim w końcu znalazła to, czego szukała.
        Ślepia panterołaczki w ciemnościach błyszczały jak u zwierzęcia, gdy tylko padał na nie blask z ulicy, zamieniając je w jarzące się punkciki. Usiadła wygodnie, z wprawą splatając nabijając nietypową fajkę. Na niedowierzający śmiech eleganta podniosła na niego udawanie urażone spojrzenie, akurat upychając do drewnianej rurki resztkę zielska. Z aktorsko odegraną godnością, jak gdyby co najmniej tworzyła najwyżej jakości biżuterię, odłożyła lufkę i przechyliła lekko głowę, spoglądając na mężczyznę, nim w końcu uśmiechnęła się zaczepnie.
        - A gdzie indziej chcesz się włamać? – zapytała, i nie była to jedynie złośliwa pyskówka, a autentyczne pytanie. Nietrudno było stwierdzić, że dziewczynie wystarczy podrzucić kolejną lokalizację, a chętnie się tam uda, przetestować swoje wytrychy. Uśmiechnęła się jednak wesolutko, widząc że ostatecznie Dagon siada koło niej na podłodze, i podała mu jednego fajkę. Gdy stwierdził, że lepiej najpierw cygaro, zawahała się na moment, a później w myślach przyznała mu rację. I tak zdecydowała się już spróbować tego wynalazku, więc co za różnica, czy prędzej czy później.
        Ostentacyjnie wyjęła swoją papierośnicę i już mniej sprawnie wydostała z niej dwa cygara. Jedno podała Dagonowi, wyraźnie go obserwując, by wiedzieć co robić. Nie raz widziała, jak pali, ale nigdy nie przyglądała mu się tak dokładnie, a teraz mając cygaro w ręce, widziała, że nie pójdzie z nim chyba tak samo jak z jej skrętami. Śladem Laufeya odgryzła koniec i wypluła go gdzieś na bok, po czym zamlaskała śmiesznie językiem, gdy przykleił jej się do niego kawałek tytoniu. Później pochyliła się w stronę bruneta, by odpalić swoje cygaro i… zaciągnęła się jakby paliła swoje skręty - mocno.
        - O cholera – sapnęła tylko, nim rozkaszlała się dymem na dobre, odwracając się lekko na bok, by zaraz zacząć się śmiać niepohamowanie, na przemian z atakami kaszlu. Gdy odwróciła się z powrotem w stronę Dagona, oczy miała przymrużone od gryzącego dymu, ale poza tym wyglądała na rozbawioną. Trzymając cygaro w jednej ręce, drugą pchnęła mężczyznę w pierś karcąco.
        - Dupek z ciebie Laufey, mogłeś mnie uprzedzić! – fuknęła, wciąż podśmiewając się pod nosem i co jakiś czas potrząsała głową, mając wrażenie, że dym ma nawet w mózgu.
        - Losie, ale to jest mocne – mruknęła, ale znów włożyła cygaro do ust, tym razem zaciągając się ostrożniej. Smakowało ostro i jakoś tak… ziemiście. Ale w żaden sposób nie odstręczająco, więc Kimiko z charakterystyczną dla siebie kocią ciekawością pykała cygaro.
Ostatnio edytowane przez Kimiko 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Podłoga nie należała do najwygodniejszych i najbardziej luksusowych miejsc, nawet stołki w karczmach bywały wygodniejsze, ale diabeł nie stroił fochów. Usadowił się na tyle komfortowo, na ile pozwalały warunki. Plecami oparł się o ladę, jedną nogę zgiął w kolanie opierając na nim rękę. Było prawie przyjemnie.
Z kamienną twarzą i ufiksowanym na niej uśmieszkiem patrzył jak Kimiko zaciąga się cygarem po raz pierwszy w życiu, swobodnie paląc swoje. Dopiero gdy pantera zaklęła kaszląc, diabeł zaczął rechotać wyraźnie zadowolony z podpuszczenia złodziejki. Skarcony zaśmiał się jeszcze bardziej.
        - Miałbym odpuścić taką zabawę? - drwił beztrosko, by na moment jakby spoważnieć.
        - Nie zapominaj się - odezwał się niskim głosem, jakby chciał udzielić reprymendy - Czarującym dupkiem - poprawił panterołaczkę, uśmiechając się bezczelnie. Dodatkowo dla podkreślenia swojej racji trącił palcem policzek dziewczyny.
Zaśmiał się jeszcze pod nosem widząc jak Kimiko mimo ciężkich początków kontynuuje wypalanie cygara. Diabeł dopalił swoje, poczekał aż palić skończy też pantera i dopiero zainteresował się małą drewnianą fajeczką z upchniętymi w niej aromatycznymi liśćmi.
        - No dobrze - zamruczał przyglądając się lokalnemu narzędziu do palenia ziółek.
Znów użył krzesiwka, tym razem najpierw podpalając mieszankę w fajce Kimiko, dopiero potem w swojej. Zaciągnął się porządnie i dopiero po chwili wypuścił całkiem przyjemnie pachnący dym. Początkowo nie poczuł nic. Dopiero za kolejnym machem palone liście zaczęły przynosić efekt. Czart nigdy nie był fanem otumaniających używek. Dzisiaj jednak uznał, że trochę sobie odpuści i teraz ze spokojem witał chwile gdy umysł się odprężał.

        Włamywacze zażywali relaksu, gdy unoszący się w zamkniętym sklepie dym przyciągnął uwagę przechodnia. Mężczyzna zajrzał przez szybkę, ale w ciemnym pomieszczeniu nie dostrzegł dwójki postaci a jedynie szare smugi roznoszące się po całym pomieszczeniu. Szybko podniósł raban pędząc w stronę centrum. W tak gęstej zabudowie pożar szerzył się błyskawicznie, dlatego mieszkańcy byli wrażliwi na jego wszelkie oznaki i nigdy nie pozostawiali potencjalnego zagrożenia bez echa.
Kimiko i Dagon ledwie wypalili połowę swojego ziela, gdy opustoszałą uliczką poniósł się tupot wielu par stóp, do wtóru pokrzykiwań „Pali się”, Pożar”, „Nieście wodę”. Kameralna okolica szybko wypełniała się coraz liczniejszym tłumem wyposażonym we wiaderka z wodą i zapał.
Laufey rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie było czasu na szukanie wyjścia awaryjnego.
        - Spadamy stąd - odezwał się rozbawionym głosem, odkładając swoją fajeczkę i skłaniając Kimiko do tego samego. Objął ramiona dziewczyny i zniknęli. Pojawili się zaraz za zbiegowiskiem. Cały czas trzymał dziewczynę przy sobie i uśmiechając się szelmowsko pokazał jej by była cicho.
Ulica wrzała, a ekipa ochotniczych strażaków właśnie przeszła do akcji. Wyważyli drzwi zakładając, że są zamknięte na klucz. Niestety te zostały wcześniej otwarte przez Kimiko i mężczyźni wpadli do środka znacznie dynamiczniej niż zamierzali. Za nimi wskoczyli do sklepu pozostali. Szybko jednak poniósł się szmer niedowierzania.
        - Dzieciaki - burknął ktoś w tłumie.
        - Włamali się upalić i zostawili tlące się zioła, stąd ten dym - burknął inny.
Ratownicy szybko zaczęli się rozchodzić, posprzątawszy to co zostawili włamywacze. Mimo iż pantera i diabeł stali tuż za nimi, nikt nie zwrócił uwagi na dziwną parę. Bajer nie zdejmował ręki z ramion dziewczyny, nie pozwalając jej wymknąć się z objęć. Przyzwyczajona do sztuczek czarta złodziejka powinna się domyślić, że jego zachowanie miało cel. Po tym jak ludzie omijali ich, nie zwracając najmniejszej uwagi na podejrzaną dwójkę, można było domyślić się, że piekielnik skrył ich pod iluzją.
Gdy ludzie zaczęli się rozchodzić i nic ciekawego już nie mogli wypatrzeć, Dagon poprowadził ich uliczką, dopiero w jednych z jej cieni zdejmując ułudę. Kimiko nie puszczał, wciąż prowadząc ją w poufały sposób, ale tym razem dając złodziejce możliwość wymknięcia się z objęć.
Ledwie zdążyli umknąć od jednego zawirowania a weszli wprost przed następne.
        - Kogo my tu widzimy? - nieprzyjemny głos odezwał się z najbliższego cienia
        - Chyba zabłądziliście - odpowiedział mu drugi z przeciwległej strony.
Głosy brzmiały dziwnie znajomo, a gdy postaci wyszły z ciemności okazało się, że słusznie. W jednym wyjściu z uliczki stał spotkany w podziemiach jaskini wampir. Drugie wyjście blokował jego towarzysz. Rozzłoszczony czart prychnął pogardliwie. Głupie gówniarze. Działania ograniczał mu nieco takt przybysza, który raczej wolał i powinien nie podkładać się lokalnej frakcji wampirów, a to wiązało się z niemordowaniem okolicznych krwiopijców. Powściągliwe zachowanie miało wiele plusów, ale głównym było uniknięcie późniejszych konsekwencji w postaci pościgu czy zemsty pijawek ze świecznika. W knajpie zwyczajnie nie zniżyłby się do rozwiązywania spraw własnymi rękoma. Od tego była ochrona, nie goście. Tu na ulicy nie mieli takiego komfortu i gnojki albo były wielce przeświadczone o swojej sile, albo właśnie zdawali sobie sprawę z tej istotnej przewagi.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości