Góry Druidów[Thenderion i okolice] Czas na zmiany

Góry w których zdarzyć się możne wszystko. Tunele wydrążone, przez tajemnicze istoty setki lat temu pozostały tutaj do dziś. Góry można pokonać przechodząc nad nimi lub pokonując ich pełne niebezpieczeństw korytarze. Na ich szczycie swoje mieszkania mają starzy druidzi, pustelnicy. W górach można znaleźć wiele ziół, niespotykanych nigdzie indziej.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        - Raz jeszcze bardzo panu dziękujemy - niemal wykrzyczała to, prze szczęśliwa odstawiając skrzata - prawda Val? - spojrzała z uśmiechem w stronę swojego opiekuna i najlepszego przyjaciela, który wyrwany z zamyślenia (co nie zdarzało mu się często) obnażył swoje zwierzęce uzębienie we wdzięcznym grymasie wydał z siebie potakujący dźwięk będący połączeniem sapnięcia i delikatnego warknięcia. Radosna tą zgodą wróciła znów wzrokiem na niezbyt zadowolonego skrzata i lekko spuściła głowę z przygaszonym entuzjazmem w oczach, co było normalne u dzieci, które podejrzewały, że coś przeskrobały. - Bardzo pana przepraszam to się więcej nie powtórzy. - Zapewniła, a nawet przyłożyła swoją prawą dłoń do serduszka i uniosła lewą, w czymś w rodzaju aktu przysięgi, choć nie rozumiała dlaczego brodacz nie lubił się przytulać. Półelfka doskonale wiedziała, że każdy pragnie ciepła i miłości, aby uciec od smutku i samotności. Dlatego ona bardzo się cieszyła, że miała przy sobie wilkołaka, przynajmniej żadne z nich nie było same na świecie, nawet jeśli jej relacja była zwyczajnie przyjacielska lub typowa dla rodzeństwa.

        Nie miała jednak wiele czasu na dalszą dyskusję, gdyż zaraz została zaprowadzona przez gospodynię do łaźni. Z pomocą kobiety rozebrana już dziewczynka weszła do bali z ciepłą wodą i bawiła się w pływających mydlinach, podczas gdy żona kupca prała jej ubrania. Wilk długo jeszcze wpatrywał się w przejście między kuchnią i dalszą częścią mieszkania, po tym jak gdzieś za rogiem zniknęła jego towarzyszka. Siedział sztywno na krześle ze spiętymi mięśniami i czujnie nasłuchiwał, jakby tylko czekał na nawet najcichszy krzyk, czy wezwanie pomocy przez Nevan. Wiedział, że nie powinien się spodziewać zagrożenia ze strony Marika i jego stada, ale Valerian naprawdę nieswojo się czuł nie widząc nigdzie córki zmarłego myśliwego. Kiedy usłyszał jak Tivo kontynuuje rozmowę, wzdrygnął się delikatnie i zaskoczony przeniósł wzrok na dziwne w jego mniemaniu, brodate dziecko, które bezwstydnie kopulowało, ale nie do końca, z puszystym, baryłkowatym ptakiem o dużych oczach.
        Wytatuowany wydał z siebie pytający dźwięk i zaraz się zastanowił. Widząc kątem oka ruch obok siebie, spojrzał na Marika starającego mu się jakoś pokazać to o czym mówił skrzat. Po chwili jednak ściągnął brwi i zmarszczył czoło, przechylając delikatnie głowę na bok, ale zaraz się uśmiechnął i pokiwał głową kiedy kupiec pokazał mu dźwiganie i przenoszenie rzeczy w różne miejsca. Szczeknął z dziecięcym entuzjazmem, potwierdzając w ten sposób, że naturianin może na niego liczyć.

        Po niedługim jednak czasie skupienie wilkołaka na brodaczu, przeniesione zostało na wykąpaną dziewczynkę ubraną w chłopięcą koszulę nocną. Z jej mokrych, kasztanowych włosów spływały kropelki, a buzia wciąż nosiła na sobie różowe, zgrzane ślady od ciepłej kąpieli. Była niezwykle zadowolona z porządnej, normalnej - domowej kąpieli. Kąciki ust Valeriana się uniosły w uśmiechu. To w jakim humorze była Nevan bardzo często oddziaływało także na niego, co z jednej strony mogło być niebezpieczne dla otoczenia, biorąc pod uwagę fakt, że zdenerwowane dziecko mogło jedynie tupnąć noga, zacząć krzyczeć i się obrazić, co niestety w przypadku rozeźlonego półzwierzęcia wyglądało zupełnie inaczej. Nagle jednak, jakby zmiennokształtny coś sobie uświadomił, wytatuowany mężczyzna się zląkł i gwałtownie poderwał od stołu przewracając krzesło z trzaskiem na podłogę. Zmienił się w wilka i chciał uciec, ale półelfka była na to przygotowana. W ostatniej chwili złapała go za ogon i zaczęła ciągnąć w stronę, z której sama niedawno przyszła.
        - Cuchniesz mokrym psem na kilometr, idziesz do pracy, więc musisz się wykąpać, aby ładnie pachnieć. Kto wie może nawet uda ci się z kimś zaprzyjaźnić? - powiedziała z dumą i uśmiechem nie zważając na pełen boleści skowyt i skomlenie zwierzęcia.

        Marik widząc tą szopkę nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem.
        - Będzie punktualnie na czas. I proszę się nie martwić, nie wyrzucę dziecka na ulice, a gdzie będzie chciał spać Valerian, zależy jedynie od niego. - Zapewnił skrzata kupiec i poszedł otworzyć mu drzwi dla łatwiejszego opuszczenia kamienicy na sowie. - Nie będę pana zatrzymywał na noc na siłę i proszę być o wszystko spokojnym. Dobrej nocy i do jutra. - Pożegnał się przyjaźnie, nie zwracając uwagi na przytłumione odgłosy wypełniające cichnący przez sen dom, jakby ktoś w piwnicy zarzynał żywcem jakieś zwierze.

        Walcząc tak bardzo jak mógł, aby nie poddać się Nevan i nie dać się wyszorować, wilkowi bardzo szybko kończyły się pomysły, a rosnący gniew w oczach dziewczynki wcale nie wróżył polepszenia jego sytuacji. Ostatecznie i z wielkim oporem udało się małej nakłonić zmiennokształtnego do wzięcia kąpieli, albo raczej do tego mężczyzna w ludzkiej postaci wlazł, po uprzednim rozebraniu się, do wody i dał jej się grzecznie wyszorować. Val mruczał naburmuszony z niezadowoleniem, ale już dawno się nauczył, że z tą małą nie ma sensu się kłócić. Umycie go było najmniejszym problemem, schody zaczęły się kiedy półelfka myła mu włosy, a po tym je rozczesywała, przy czym wilk co chwila warczał i kłapał w jej stronę zębami, jednakże nie zrobił towarzyszce krzywdy i udało mu się to cierpliwie wytrzymać.

        Kiedy wyszedł czysty i pachnący, otrzepał się jak pies z wody i przybrał wilczą postać, opuszczając obrażony miejsce kaźni. Przez całą walkę z wykąpaniem zmiennokształtnego, Nevan była cała mokra jakby sama wskoczyła do balii, na co tylko westchnęła i przebrała mokrą koszulę, zakładając na siebie swoje ubranie. Podczas gdy Valerian układał się do spania na trawie za domem, ona zajmowała się praniem jego ubrań. Nie mogła pozwolić, żeby narobił sobie wstydu przychodząc do pracy w brudnym odzieniu, albo w ogóle bez niego. Dlatego też na sam koniec poprosiła Marika i jego żonę by obudzono także ją, wtedy kiedy zbudzany będzie wilkołak.

        Okazało się, że jej prośba nie była potrzebna, ponieważ obudziła się jako pierwsza. Zajęła się przyszykowaniem śniadania dla kupca i przyjaciela, który miał zacząć pierwszy dzień w nowej pracy, przygotowała jego czyste ubrania, szczotkę do włosów, rzemyk do ich związania i masę cierpliwości oraz siły, aby go przytrzymać i nie zabić przy okazji. Jak zwykle gdyby nie ona, Val wyszedłby nagi na miasto i zamiast zjeść jak normalny człowiek, poszedłby zapolować do lasu, przez co byłby cały brudny od krwi. Najgorszą mordęgą tego cudownie zapowiadającego się dnia było oczywiście czesanie jego włosów i jak się okazało skrócenie zarostu, czym zajął się przede wszystkim goszczący ich kupiec, ona jedynie pilnowała, żeby dziki mężczyzna nie pogryzł tego, który go golił.

        Czysty, pachnący i ze związanymi w koński ogon wilkołak wlókł się z niezadowoleniem i żądzą mordu w oczach za lekko zaniepokojonym Marikiem, obawiającym się tego starego, nabzdyczonego dzieciaka, który za nim szedł na boso w stronę kopalni.
        - Witam szanownego pana - przywitał się z pełniącym wartę "przyjacielem" Tiva. - Przyprowadziłem pomoc do pracy w kopalni po uzgodnieniem tego z panem Tivem.
        Zainteresowany miejscem w jakim się znalazł, odgłosami wydobywającymi się ze środka kopalni i zapachami, wilkołak nie zwracał uwagi na rozmowę kupca z wartownikiem i po prostu wszedł wgłąb ziejącej jamy, z której wydobywał się rytmiczny brzęk kilofów uderzających o skałę.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

Zaraz po powrocie, Tivo zaczął przygotowywać sprzęt i odpowiednie papiery mające przeprowadzić Vala przez cały system weryfikacyjny kopalni. Jeśli ktoś myślał, że aby wejść do szybu wystarczy być krasnoludem, to się grubo mylił. Wydobywające rubiny ekipy były notorycznie sprawdzane i spisywane, by wykluczyć złodziei, liczących na wyniesienie z kopalni brył drogocennego kruszcu. Aby dołączyć do zespołu trzeba było udowodnić, że nie jest się z miękkiej gliny oraz wykazać się dużym zaufaniem bowiem to, co działo się w kopalni zostawało w niej do końca.

Składając na pół kawałek pergaminu z imieniem nowego pracownika, skrzat gwizdnął cicho i wyszedł na ganek, prosząc swoją przyjaciółkę o ostatnie, tego dnia, zadanie. Duża, brązowa sowa zatrzepotała skrzydłami rozdrażniona, ale pozwoliła przyczepić sobie do nogi tubę na list. Tivo przekupił ją kawałkiem chleba, po czym ściągnął z niej siodło, juki i przekazał cel jej wizyty, którym był budynek jego szefa, położony kilka minut drogi od wejścia do kopalni. Skrzat nie obawiał się jakichkolwiek trudności z jego strony, utrzymywał z brodatym górnikiem dobre stosunki i zawsze mogli na siebie liczyć w razie kłopotów, które bądź co bądź pojawiały się od czasu do czasu.

Odpowiedź otrzymał równie szybko, co ją nadał, a jego prośba została rozpatrzona pozytywnie, bez zbędnych pytań. Spokojny już zatem o jutro skrzat powrócił do przerwanego przygotowywania sprzętu. Uzupełnił flakony oraz własnej roboty granaty do wysadzania większych skał, wyczyścił łopaty, swój ulubiony kilof naostrzył oraz przygotował ubrania i czystą uprząż dla przyjaciółki. Takie prace Tivo wykonywał codziennie, zajmując czymś myśli w pustym domu. Sam przed sobą nigdy tego nie przyznał, ale towarzystwo Zory nie zawsze mu wystarczało, potrzeba rozmowy z kimś, kto myśli podobnie była większa. To był chyba główny powód, dla którego skrzat zgodził się pomóc dziewczynce i jej przyjacielowi.

Następnego dnia pod bramami wschodniego szybu skrzat Tivo stawił się na kilka minut przed Marikiem i Valem, zajmując miejsce nad strażnicą, z dachu której rozmawiał sobie z siedzącym w środku przyjacielem - krępym krasnoludem z długą, czarną brodą zaplecioną w dwa warkocze. Podejmowali temat wyższości myśli technicznej rasy krasnoludzkiej nad wszystkimi innymi, uwzględniając w tym czarodziejskie wynalazki, do których wytworzenia korzystano między innymi z rudy pozyskiwanej przez wspaniałą rasę nordów.
- No, jesteście w końcu! - zawołał skrzat, wchodząc w zdanie przyjacielowi, który już zamierzał skierować Marika i Vala do wejścia, co byłoby sporym błędem.

- Kto to? - zapytał zamiast tego krasnolud,wskazując na zmiennokształtnego palcem. - Jakiś nowy?
- Dokładniej mój pomocnik - poprawił naturian, ruchem ręki zapraszając Vala do środka. - Nie krępuj się, przyjacielu. Trzymaj ręce przy sobie, nie patrz brodatym w oczy i nie chowaj różowych kamyków do kieszeni - poinstruował go Tivo, a następnie ruszył po kamiennych schodach na dno kopalni.
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Wchodząc na teren przed zejściem pod ziemię, ale należący do kopalni, Valerian rozglądał się cały czas dokoła siebie z dziecięcą ciekawością w oczach i zapierającym dech w piersi zachwytem. Widział wychodzących z jaskini brodatych mężczyzn i masę tych, którzy znikali w jej czeluściach z dziwnymi patykami, które jak się dowiedział przed pójściem spać są kilofami i służą do rozbijania kamieni i wydobywania z jaskiń... Błyszczących kamieni. Bardzo drogich i cennych kamieni. Nie pojmował jak jedne kamienie mogą być droższe od drugich, przecież kamień to kamień.
        - Nie narób kłopotów, bo Nevan będzie na ciebie zła. - Szepnął do niego Marik, odprowadzając wilka do strażnicy by tam poczekać na Tiva, który jak się okazało już na nich czekał, a nawet pierwszy ich dostrzegł z daleka.

        Słysząc znajomy głos należący do skrzata, zmiennokształtny się bardzo ucieszył i z radością na twarzy podszedł do niego wraz z kupcem, powstrzymując ochotę przywitania się z nim w zwierzęcej formie. Skinął naturianowi i brodatemu mężczyźnie głową na dzień dobry i wyciągnął w ich stronę dłoń. Nevan przypomniała mu, że tak witają się ludzie, którym po części był, więc nie powinien na wszystkich napadać w wilczej postaci i wylizywać do mokra całej twarzy, nawet jeśli to także oznaczało "Witaj", tyle że w zwierzęcym świecie. Po wstępnych obowiązkowych grzecznościach, raz jeszcze przyłożył dłoń do swojego serca w obietnicy, że będzie grzeczny i nie zrobi tego czego nie będzie mu kazał Tivo. Dziewczynka zgodziła się na propozycję skrzata, wierząc mu, że tak szybciej uzbierają na spełnienie swojego marzenia, a skoro ona wierzyła temu małemu brodatemu, wilk miał za zadanie słuchać się go tak samo jak słuchał się półelfki. Nie wiedział jeszcze co miał robić w tej jaskini pełnej dźwięków i zapachów pracujących tam krasnoludów, ale był pewien, iż sobie bez trudu poradzi ze wszystkim. Skoro takie maluchy dawały radę (wciąż myślał, że skrzat i krasnoludy to dziwaczny rodzaj dzieci wyglądających jak dorośli ludzie), to czemu on miałby nie dać?

        Po zaproszeniu skrzata do wejścia do groty, Val przeniósł na niego swoje rozbiegane spojrzenie i słuchał uważnie. Kiedy usłyszał o zakazie chowania kamieni spojrzał na towarzysza pytająco, a po tym się uśmiechnął z rozbawieniem i pokręcił głową, jakby ktoś niespełna rozumu mówił mu o jakiś niedorzecznościach. Przekaz był taki, że dla niego głupotą było zabieranie kamieni i kopalni, po pierwsze poza tą jaskinią było ich znacznie więcej i były większe, po drugie wciąż nie widział sensu po co ktoś miałby zbierać kamienie. Zaraz się zorientował, że przecież niektóre domy były robione z kamienia, a że on z Nevan chciał mieć swój... Zrezygnował z ciągnięcia tej myśli, bo przecież i tak jeszcze mieli za mało pieniędzy by chociaż rozpocząć budowę, a gromadzenie kamieni na zapas skończyłoby się jedynie straceniem przez nich czasu i surowca, który szybciej obrósłby mchem i był do niczego.

        Schodząc po schodach znów się rozglądał w rozświetlanym przez lampy i pochodnie korytarzu. Pierwszy raz był w takim miejscu i doskonale było po nim widać jakie wrażenie na nim zrobił ten jaskiniowy krajobraz. Po jakimś czasie spojrzał pytająco na naturiana zastanawiając się jak się go zapytać o to co zmiennokształtny miałby robić, ale zaraz zrezygnowany odwrócił wzrok i z lekkim przygnębieniem podrapał się po karku. Bez rozumiejącej tego co miał na myśli Nevan, komunikacja z innymi ludźmi była niezwykle trudna, przez co poczuł się jeszcze gorzej. Dopiero teraz kiedy nie było jej przy nim, zrozumiał, że nie potrafiąc mówić nigdy nie będzie mógł żyć jak normalny człowiek wśród innych ludzi. Szedł cicho za skrzatem mając nadzieję, że kiedy dojdą już do celu to sam się dowie co miałby robić w tej jaskini, żeby dostać pieniądze.
Awatar użytkownika
Tivo
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tivo »

Z każdym kolejnym stopniem, jaki pokonywali, zapracowani przy wydobywaniu rubinów nordowie podrywali głowy i z nieukrywanym zaskoczeniem obserwowali zmiennokształtnego, który w milczeniu podążał za skrzatem do najniższych szybów, gdzie ten zazwyczaj pracował. Tivo odpowiadał im jedynie gestem machania ręką lub skinienia głową, nie próbując nawet tłumaczyć, kim jest jego towarzysz i dlaczego wtargnął on do kopalni, choć krasnoludem nie był. Przeczył temu choćby jego wzrost.
- Do roboty, panowie! - zawołał Tivo, główny inżynier w kopalni, mieszając oficjalny ton przełożonego z chęcią pośmiania się z brodatych kompanów. Ich miny na widok Vala były bezcenne. - Rubiny same się nie wydobędą! - dodał, wskazując towarzyszowi jedną z odnóg, przed którą stał pusty wózek oraz nowe narzędzia.
- To dla ciebie - powiedział, kiedy nikt już nie zwracał na nich uwagi, a wokół rozbrzmiały dźwięki młotów, kilofów i przekleństw w języku krasnoludów. Palec skrzata wskazywał na osobliwy zestaw, który stanowił kilof, łopata i kask na głowę. - Załóż, bo nie daję gwarancji, że nic nie spadnie ci na głowę. Weź teraz kilof, to ten z podłużnym końcem i chodź za mną.

Po parominutowym marszu Tivo doprowadził Valeriana do końca tunelu, zatarasowanego czarną ścianą odłamków, między którymi przepływały rzeki różowego kruszcu, błyszczącego w leniwym blasku zawieszonych gdzieniegdzie lamp i świec. Nie była to oczywiście jedyna żyła w całym tunelu, ale ze względu na plan kopalni, nikt nie mógł kopać sobie jak popadnie, bo nie tylko kopalnia, ale i cały Thenderion gotówy byłby zapaść się pod ziemię. Wiele szybów prowadziło bowiem pod miastem.
- Zobacz - polecił skrzat wilkołakowi, sięgając po własny ekwipunek i uderzając kilofem w ścianę. - Tak uderzasz, żeby to odłupać. Uważaj też, żeby nie spadło ci na nogę bo zaboli. I tak raz za razem, rozumiesz? Pewnie, że rozumiesz, nie jesteś głupi - zaśmiał się Tivo. - Kiedy stwierdzisz, że kamienie ci przeszkadzają, znoś je do tamtego wózka, który stoi przed tunelem. Wiem, że lepiej byłoby podjechać nim tutaj, ale problem w tym, że się wtedy nie pomieścimy. W południe zabrzmi gwizdek, znaczy czas na obiad, a wieczorem drugi, znaczy czas do domu. Wtedy też dostaniesz pierwszą wypłatę. No, ale do rzeczy. Dasz sobie radę? Mogę cię zostawić tutaj samego, bo mnie potrzebują gdzie indziej?
Awatar użytkownika
Valerian
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 55
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Chłop , Żołnierz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Valerian »

        Nie można było powiedzieć, że wytatuowany mężczyzna czuł się komfortowo w pozbawionym blasku słońca i cuchnącym ziemią oraz potem, miejscu, ale skrzat obiecał zarobić w ten sposób na dom dla Nevan i wilka, więc Valowi nawet przez myśl nie przeszło by narzekać na te drobne niedogodności. Co jakiś czas, gdy tylko poczuł na swoim policzku zbłąkany powiew wiatru, pociągał cicho nosem rejestrując masę nowych zapachów jakie tylko do niego dotarły. Jednocześnie też wychwytywał z otoczenia bardziej charakterystyczne szczegóły, które w przyszłości pomogą mu się lepiej zorientować w tym labiryncie korytarzy. Na uwagi mijanych pracowników nawet nie reagował i nie zaszczycał ich choćby minimalnym zainteresowaniem. Problemem jednak stało się dla niego głośne i monotonne echo wydawane przez kucie skał kilofami, które poważnie zaczęły irytować zmiennokształtnego i go drażnić. Wilk warczał cicho i starał się odciąć od tego dźwięku zasłaniając dłońmi uszy, ale to nic nie dawało. Zacisnął zwierzęce zęby i skupił się na marzeniu, które chciałby spełnić dla uszczęśliwienia dziewczynki i spełnienia ostatniej woli jej ojca. Można powiedzieć, że tylko dzięki temu zdołał się uspokoić i skupić jedynie na postaci prowadzącego go skrzata.

        Gdy Tivo się nagle zatrzymał, wilkołak potknął się o własne nogi i zachwiał wyrwany z rytmu, jednakże zdołał odzyskać równowagę nim się obalił. Z początku łypnął na małego przewodnika z wyrzutem, jakby chciał go upomnieć: "Tu się idzie!", szybko jednak odpuścił i spojrzał z zaciekawieniem na wskazany zestaw złożony z narzędzi do pracy dla nowego górnika. Najpierw wszystko dokładnie obwąchał, ale zawarczał z niezadowoleniem na naturiana, przez wzmiankę o zakładaniu czegoś na głowę. Prychnął z rezygnacją przypominając sobie surowy ton Nevan kiedy mówiła, że będzie musiał się słuchać Tiva i robić to co on powie. Zmiennokształtny nie lubił być czesany i nosić czegoś na głowie, lecz nie mógł zawieść dziewczynki, a tym bardziej się jej sprzeciwiać. Westchnął ciężko i powarkując cicho pod nosem, w swojego rodzaju marudzeniu, założył kask, ale nie wyglądał na zadowolonego. Po krótkiej chwili wziął też do rąk narzędzie opisane przez towarzysza i znów gdzieś za nim ruszył.

        Tym razem był czujny i nie bujał w obłokach jak poprzednio, dzięki czemu nie dał się zaskoczyć przystanięciem starszego górnika. Nie spuszczał z niego wzroku i uważnie się przypatrywał domyślając się, taka będzie jego praca. Przez moment z niezrozumieniem przymrużył oczy i przekrzywił na bok głowę, ale zaraz się uśmiechnął promiennie jak dziecko i pokiwał energicznie głową na potwierdzenie, że wszystko zrozumiał. Słuchał mniejszego w wielkim skupieniu, a na jego pytanie zamyślił się mocno, analizując uważnie każdy skrawek otrzymanych wskazówek. Wyprostował się pokazując na siebie palcem, a po tym na ścianę udając w powietrzu uderzanie kilofem, że to ma robić. Po tym podniósł z ziemi kawałek wcześniej odłupanego zwykłego kamienia i pokazał w stronę wózka - tam ma zanosić kamyki. Na koniec pokazał wskazujący palec i zawył krótko, po czym oblizując sobie usta, dłonią pomasował się po brzuchu. Pokazał dwa palce, znów zawył i wskazał drogę, którą tu przyszli. To było jego zapewnieniem o tym, że zrozumiał wszystko co Tivo mu powiedział i nie będzie dla niego problemem jeśli zostanie tu sam, czego najlepszym potwierdzeniem było to, iż wilk zasalutował jak najprawdziwszy zbrojny, nawet jeśli sam nie pamiętał skąd to umie.

        Nie ociągając się dłużej i nie czekając też na specjalne zaproszenie, skinął skrzatowi i odwrócił się w stronę ściany, którą zaraz zaczął energicznie kuć kilofem. Na początku robił to dość niepewnie i nieporadnie, ale szybko znalazł sobie sposób by jego praca była bardziej wydajna, a mu samemu było dużo wygodniej. Z czasem nawet pozbył się górnej części garderoby, która i tak zaczęła mu się lepić od potu do ciała, ale bez niej było mu o wiele chłodniej. Przy jego budowie, praca nie była zbyt ciężka, jednakże długotrwały wysiłek zawsze da o sobie znać. Wilk pracował sprawie i niemal bez przerwy, dopóki mięśnie nie zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, wtedy robił sobie krótkie przerwy.

Ciąg Dalszy: Valerian
Ostatnio edytowane przez Valerian 5 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Pierwszy dzień pracy minął nadspodziewanie szybko, a zakończył się więcej niż pomyślnie - wilkołak zrozumiawszy swoje nowe zadania wywiązał się z nich znakomicie i nie rozpraszał się zbytnio, więc i udało mu się uniknąć zrobienia jakiejś głupoty. Może przy obiedzie zachowywał się nieco jak dzikus, ale nieokrzesanym zwykle krasnoludom niewiele przeszkadzał jego sposób posilania się - poza tym nad wszystkim czuwał też Tivo.

Czekając na swojego towarzysza Nevan zadomawiała się coraz bardziej u całkiem cierpliwego jak się okazało kupca - pomagała jego żonie przy typowo kobiecych czynnościach (w przyszłości takie doświadczenie mogło jej się przydać), a w wolnych chwilach bawiła się z bliźniakami. Kiedy zbliżała się pora na odebranie Vala z kopalni zerwała się, by udać się pod bramę wraz z Marikiem i dowiedzieć się jak też zmiennokształtny sobie poradził.
Bardzo była dumna i ucieszona kiedy poinformowano ją, że swój pierwszy test robotniczy mężczyzna zdał śpiewająco.

Od tego czasu dni wyglądały podobnie i w miarę przewidywalnie - rano Val wraz z Marikiem podążał do pracy, witał się ze skrzatem i wracał wieczorami z zarobionymi ruenami. Nevan gromadziła je i obliczała ile to jeszcze może być im monet potrzebnych…
Jednak mimo wielu godzin pracy na dom nadal nie starczało - był to bowiem ogromny wydatek nawet jeśli półelfka mogła poszczycić się wybitną zaradnością, a za posiłki u kupca właściwie nie płacili. No i właśnie - Marik musiał w końcu ruszyć w kolejną drogę, a bez niego w domu Valerian i Nevan stawali się dla gospodyni coraz większym obciążeniem.
Widzieli to i musieli jakoś zareagować.
Oszczędności już trochę mieli - mogli przenieść się do jakiej gospody, albo wykorzystując cieplejszą aurę i zdolności wilka w ogóle poza miasto. Czekała ich też jeszcze jedna decyzja - czy pozostać w Thenderionie skoro mężczyzna miał zapewnione tutaj zatrudnienie czy zaryzykować i poszukać szczęścia gdzie indziej? Jak zwykle ostateczna decyzja należała do rezolutnej Nevan.
Zablokowany

Wróć do „Góry Druidów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości