Kryształowe KrólestwoWycieczka na misji ratunkowej

Elfie pałace zbudowane głęboko w ukrytych leśnych polanach. Wieże strażnicze wznoszące się ponad chmurami, gdzieś wśród ostrych skał - to wszystko możesz spotkać tutaj w Kryształowym Królestwie, gdzie zbiegają się szlaki elfich książąt, magów i smoków.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Podążając za elfką, wróżka intensywnie próbowała rozwiązać wewnętrzny dylemat związany z pytaniem, czy skoro w Kryształowym Królestwie mieszka druga Jarzębina, to znajdzie tu również drugą siebie? Im dłużej zastanawiała się nad ową kwestią, tym bliżej była wniosku, iż Nireth jest nieszczęśliwa właśnie dlatego iż nie ma przy sobie odpowiednika Groszek.
        - Nic się nie martw. Skoro ty jesteś, to na pewno znajdziemy również mnie, a wtedy ta druga będzie mogła zamieszkać obok ciebie i wszystko się ułoży. – Na swój sposób zapewniła łuczniczkę. Skrzydlata nawet nie zdawała sobie sprawy iż niektóre z posiadanych przez nią informacji, to ściśle strzeżone tajemnice społeczności wróżek, które pod żadnym pozorem nie powinny być ujawniane przed światem. Groszek była zbyt ufna, naiwna i lekkomyślna aby rozumieć zagrożenie, jednak wśród mieszkańców Sokownika była tez jedyną chętną do podjęcia się misji ratowania Jarzębiny, wobec czego reszta wróżek również nie zastanawiała się nad konsekwencjami takiego wyboru.
        Z powyższego zdania, elfka nie zrozumiała ani słowa, jasno dając do zrozumienia jak bardzo irytuje ją takie towarzystwo. Niestety skutek starań Faelivrin był dokładnie przeciwny temu co elfka chciała osiągnąć. Groszek była zachwycona. Nareszcie miała swoją, najprawdziwszą Jarzębinę. I tylko to się dla niej liczyło. Wobec tak nieprzychylnych okoliczności i nieudanej próby zmiażdżenia centaura przy pomocy zamykanych drzwi, Nireth była zmuszona zmienić swoją taktykę. Spróbowała podstępem pozbyć się niechcianego towarzystwa, na przykład wymyślając coś, w co te trzy jątrzące naturianki będą w stanie uwierzyć – jakby tego wszystkiego nie było mało, pod nogami kopytnej do mieszkania elfki wcisnęła się jakaś karłowata driada - i dadzą jej spokój.
        - Ładny – potwierdzała Groszek – chociaż masz tu straszny bałagan. I strasznie mało żołędzi. Jarzębina zawsze pilnowała się aby mieć wszystko na swoim miejscu. Chociaż teraz jej dom również przypomina pobojowisko, ale jak jeszcze była Jarzębiną, znaczy się sobą, to nawet palmy miały u niej idealnie równe kształty.
        - Ale co ja mam do tego? Dobrze, powiem wam. Tylko wejdźcie do środka. Wszystkie. – Elfka uznała ze nie ma na co czekać. Wymagało to sporo wysiłku, ale po wielu trudach udało jej się w końcu wcisnąć całego centaura do niewielkiej izby. Przeciągniecie Nemain przez próg okazało się być najbardziej żenująca czynnością jakiej podjęła się Faelivrin, jednak był to też niezbędny element planu, polegającego na zgubieniu całej trójki.
        Nireth zapewniła towarzyszki że wszystko im wyjaśni, jednak zanim to zrobi musi przynieść coś ważnego z swojej piwniczki. Poprosiła by te cierpliwie czekały, po czym znikając z oczu driadzie, Kopytnej i Skrzydlatej, udała się po przygotowane zawczasu pakunki z zamiarem wyruszenia w od dawna planowaną podróż. Ostatnie miesiące poświęciła na intensywnym pogłębianiu swojej wiedzy dotyczącej otchłani i sposobów aby się tam dostać. Kierowała nią złość, gorycz i poczucie winy. Gdy w mieście panował chaos, to z jej domu uczyniono ostatni bastion normalności, a przerażone elfy obawiając się zamieszek, powierzali jej pod opiekę nie tylko własne kosztowności, ale również swoje pociechy. Jako nieliczna miała odwagę stawić czoła zagrożeniu, a mimo to obwiniano ją o to iż nie zdołała uratować wszystkich. Faelivrin była zdeterminowana aby odzyskać to co jej odebrano, zwrócić dzieciaka rodzicom, a klejnoty cisnąć w ręce prawowitych właścicieli, po czym raz na zawsze opuścić to pełne niewdzięczników miasto.
        Tymczasem w domu łuczniczki jej niedoszłe wybawicielki czekały na powrót swojej gospodyni.
        - Te łuki są śliczne. Nie to co mój. Myślicie że mogłabym być w jej oddziale? – Czekając na Nierth, Sinfee podziwiała kolekcje broni umieszczona na ścianie. – Ciekawe po co jej tyle rysunków, talizmanów i wszystkich tych książek.
        - Pewnie często czegoś zapomina. - Zawyrokowała Groszek milknąc na chwilę. Było to dziwne, bo przecież Jarzębina nigdy niczego nie zapomina i nie gubi. Wróżka nagle uświadomiła sobie iż nie powinny tracić elfki z oczu. Sporo się napracowały aby ja odnaleźć wiec teraz warto było zadbać aby ta praca nie poszła na marne. Skrzydlata chciała od razu ruszyć za Nierth, jednak na przeszkodzie stał jej centaur, który skutecznie blokował otwierające się do wewnątrz drzwi. – A tak poza tym jest cudowna, prawda? Przyznaj Nemain że od razu ją polubiłaś. Yyy … czy mogłabyś na chwilę zrobić cos z swoimi gabarytami? Polecę sprawdzić co u niej.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Nemain zupełnie nie mogła pojąć, dlaczego elfka uparła się by wciągnąć ją do mieszkania. Przecież z drzwi widziała i słyszała wszystko doskonale. Skoro jednak uszata się zawzięła, Kara starała się pomagać jak tylko mogła. Zapierała się wszystkimi czterema nogami i wciągała rękoma. W końcu mozolne działania przyniosły efekt i Nem wcisnęła się do środka, znacznie ograniczając przestrzeń salonu, do którego bez żadnego holu, prowadziły drzwi wejściowe.
Nireth zniknęła, mówiąc, że zaraz wróci, zostawiając gości w co najmniej niezręcznym położeniu. Dostrzegając wokół masę przedmiotów, kopytna stanęła w bezruchu, starając się nie narobić szkód. Obok stał stolik z wazonem wyglądającym dość krucho. Szafa stojąca przy ścianie również nie ułatwiała sprawy, znacznie ograniczając przestrzeń. Na wolnej ścianie zaś wisiały łuki, o które bardzo łatwo można było zawadzić, a które właśnie poczęła podziwiać driada.
Czekały dość długo, ale ich gospodyni nie wracała. Wtedy z ulicy odezwał się gajłak, który pozostał na zewnątrz. Nem odwróciła głowę słysząc krótkie wycia. Jednak gdy tylko otrzymała całą informację, porzuciła dbanie o wnętrze domostwa, na rzecz pilniejszych spraw.
- Ona nam ucieka! - zakrzyknęła centaurzyca, wspinając się na tylne kończyny by obrócić się w stronę wyjścia. Sufit nie był przystosowany do goszczenia istot większych niż elfy, a na pewno nie centaurów, dlatego Nem, która wcześniej w zgarbieniu uważała na głowę teraz rąbnęła o powałę plecami. Posypał się tynk, a żyrandol zachwiał się niebezpiecznie, ale centaur znalazł się frontem do wyjścia. Niestety stolik i szafa nie miały tyle szczęścia. Przy otwieraniu drzwi nie wytrzymały starcia z karym zadem. Stolik przewrócił się do wtóru kakofonii tłuczonej porcelany, nań zaś upadła szafa dodając do muzyki swoje dźwięki, które również świadczyły o szerokiej skali zniszczeń.
Zniszczoną futrynę, drzwi wiszące już na tylko jednym zawiasie i kilka zerwanych kopytami desek, później, Nemain wypadła na ulicę jak opętana, a w ślad za nią nie mniej oburzona całym oszustwem ekipa.
        Baal biegł pierwszy prowadząc grupę niczym pies gończy. Za nim szalonym cwałem rwał centaur. Peleton zamykała Sinfee wraz z Groszek.
Bruk nie należał do najlepszego podłoża i na zakrętach Kara ślizgała się niby na lodzie, ale nie spowalniało to kopytnej w najmniejszym stopniu. Pogoń jedynie zyskiwała na widowiskowości, gromadząc i jednocześnie przeganiając gapiów.
Z taką prędkością szybko dogoniły swój cel, który właśnie niepostrzeżenie opuszczał mury Kryształowego Królestwa, a w zasadzie niepostrzeżenie opuściłby, gdyby nie dość barwny, pędzący w ślad za łuczniczką ogon, który właśnie zaczął nawoływać Nireth.
- Czekaj - krzyknęła Nem. Elfka tylko przyspieszyła kroku. Kara zdwoiła wysiłki, dopadając łuczniczki w następnych susach.
- Czemu nas oszukałaś? - zapytała wyraźnie urażona i z wyrzutem. - Jeżeli chciałaś się udać na wyprawę wystarczyło powiedzieć. Wyprawy to nasz specjalność. Cały czas gdzieś idziemy i wypełniamy misje. Robi się to wręcz nudne, ale to nie znaczy, że ci nie pomożemy, prawda? - ostatnie słowa zwróciła również do Groszek i Sinfee.
Nireth obserwowała cały ten cyrk z mieszaniną złości, rozgoryczenia, niesmaku i rozpaczy. Popatrzyła na szczerzącego się nierozumnie centaura. Czego to było takie szczęśliwe. Co ona w ogóle mogła wiedzieć o kłopotach z jakimi musiała się zmierzyć. Z jej domu porwano dzieciaka, którego miała za zadanie chronić. To z jej domostwa ukradziono powierzone jej kosztowności. Zaś to dziwne stworzenie zapewniało o gotowości swej pomocy, podczas gdy główni zainteresowani woleli ją obwiniać, miast wesprzeć? Z centaura przeniosła wzrok na resztę drużyny. Sama nie wiedziała co liczyła tam dojrzeć. Więcej rozsądku?
Westchnęła ciężko. W sumie lepsza była taka pomoc niż żadna, a i tak zapewne zginą nie wykonawszy misji. Westchnęła jeszcze raz.
- Idziemy do otchłani, musimy uratować chłopca i jak dobrze pójdzie odzyskać kosztowności - mimo pogodzenia się z losem, Nireth zdziwiły jej własne bezpośrednie słowa.
- Otchłani…? - zawiesiła głos Kara. Na twarzy elfki zagościł sarkastyczny uśmiech. "Tak, dobrze wycofajcie się i dajcie mi spokój"
- Świetnie! Tam jeszcze nie byłam - centaur uśmiechnął się jeszcze szerzej o ile w ogóle było to możliwe, zaś uśmiech uszatej zniknął ustępując miejsca skrajnemu niedowierzaniu. Czy ta dziwaczna kopytna hybryda była tak nieustraszona czy tak głupio beztroska. Elfka ponownie wzrokiem odszukała wróżkę i driadę, ale to co zobaczyła w żaden sposób nie rozwiało jej wątpliwości, ani nie udzieliło odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
Nemain zaś słysząc wzmiankę o czymś czego nie widziała czy nie znała, cieszyła się... jak to Nemain właśnie. Pogodnie całą sobą, ociekając wręcz ciekawością oraz głodem wyzwań i szalonych przygód.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        Dziwny korowód przemierzał miasto. Mitrelina mieszkańcy Kryształowego Królestwa mieli za niedouczonego aroganta, więc na jego widok pukali się w czoła, albo prychali ze wzgardą na jego zadarty nos i hardą, dumną nie wiadomo z czego postawę. Niczego w życiu nie dokonał, niczego nie osiągnął, niczym się nie zasłużył, a teraz tylko odcinał od tego kupony.
        Później dostrzegali kroczącego z wolna mistrza Ingloriona, więc kłaniali się nabożnie przed potężnym magiem. Dopełniali wszelakich rytuałów świadczących o dobrym wychowaniu, żeby nie narazić się sędziwemu czarodziejowi, ale gdy już ich minął nie omieszkali rzucać w jego kierunku ciekawskich spojrzeń, tak jakby chcieli się upewnić czy faktycznie opuściło go szaleństwo, tudzież by być naocznymi świadkami jego widowiskowego i niezwykle destruktywnego czarowania, gdyby poprawa stanu zdrowia zasłużonego bibliotekarza była tylko chwilowa lub w ogóle wydumana.
        Na końcu pochodu sunął niespiesznie wielki minotaur. Rogaty stos mięśni i futra, wspierając się ciężko na grubym kosturze znaczył swój szlak odciskami potężnych kopyt, stajennym smrodem końskiego nawozu, zjełczałego potu i zaflejowanej zwierzęcej sierści. Nie spoglądał pod nogi. Mając wzrok wysoko ponad głowami przechodniów zdawał się nie dostrzegać nikogo i niczego poniżej dziesięciu stóp wysokości. Milczał tak jak pozostałych dwu wędrowców, ale ciężko oddychał świszcząc donośnie przez bydlęce chrapy, tym głośnym sapaniem oznajmiając wszem wobec zbliżanie się muskularnego barbarzyńcy. Każde jego prychnięcie rozsiewało po okolicy mętną plwocinę i razem z nią kolonie bakterii gnilnych z zaniedbanej paszczy. Większość elfów widząc go wolała dać nogę przed prymitywnym szamanem, zwłaszcza, że towarzyszył mu Yrinjakis - jeden z nielicznych wystarczająco doświadczonych i potężnych magów w metropolii, który ewentualnie mógłby stawić mu czoła, ale on widocznie utrzymywał z rogatym druidem relacje ewidentnie sojusznicze.
        Byli niemal na miejscu, gdy towarzyszki szamana wystrzeliły jak poparzone z chaty panny Faelivrin i popędziły w dół ulicy.
- Patrzcie! Są! – krzyknął Mitrelin. – Coś się dzieje! Gdzie one biegną? Gonią kogoś? – ekscytował się i nie oglądając się za siebie rzucił się w pogoń. Szybko odstawił dwu pozostałych towarzyszy.
- Ty nie biegniesz? – zdziwiony Yrinjakis odwrócił się do Agelatusa.
- A ty?
- Ja już jestem za stary na takie rzeczy – usprawiedliwił się swoim wiekiem czarodziej.
- A do mojego biegu nie jest przystosowane wasze miasto – wzruszył ramionami barbarzyńca. – Lepiej dla was, jeśli tu nie biegam.
- Nie wyglądasz na takiego, co przejmuje się innymi.
- A ty nie wyglądasz, jakbyś był w stanie wytrzymać silniejszy wiatr.
- Oj – westchnął elf nieco zmarkotniały, że szaman każdą uwagę od razu bierze do siebie. - Zdziwiłbyś się.
- Nie sądzę. – odparł rogaty beznamiętnie. – No chyba, że opieranie się podmuchom wiatru to najciekawsze sztuczki jakie masz w zanadrzu.
- Mam coś lepszego.
Siwowłosy pochylił głowę i zaczął pod nosem szeptać inkantację. Po chwili zamachał rękami. Widać było, że jest nieco zdziwiony, iż same słowa nie wystarczyły. Gestem sięgnął po więcej mocy i efekt od razu był widoczny. Obaj mężczyźni unieśli się nad ziemię. Widocznie magik za pierwszym razem nie docenił wagi druida. Teraz jednak, gdy byli już w powietrzu całkiem wartko polecieli ponad ulicą omijając ciżbę, unikając ewentualnych zniszczeń spowodowanych szarżą minotaura i niemal natychmiast wyprzedzając przedzierającego się przez tłum Mitrelina. Z góry szybko zlokalizowali najbardziej wyróżniającą się na ulicach centaurzycę, a wraz z nią wróżkę, driadę i poszukiwaną elfkę. Łagodnie wylądowali w ich pobliżu.
- Wszystko już wiecie? – zapytał Agelatus wtrącając się do rozmowy.
        Nireth zamilkła zakłopotana, że kolejny raz zmuszają ją do wywnętrzania się na środku gościńca. Koleżanki z drużyny barbarzyńcy jednak zrobiły typowe dla siebie szoł. Groszek gadała jak zwykle bez ładu i składu, Sinfee z przerażenia zaczęła się jąkać, Nemain niemalże wiwatowała niewyraźnie z wielkiej radości, a Lotka dalej dziobała torbę niewiele wnosząc do ogólnego rozgardiaszu. Gajłakiem, który nie wychylał się powyżej poziomu intelektualnego tuczonych kartofli nikt normalny by się nie przejmował, więc zgodnie z utartą tradycją zignorowali jego skamlenie. Ale nawet bez tego mężczyźni mieli kolejny twardy orzech do zgryzienia. Wykazali się jednak silną wolą i dobrymi chęciami, żeby wyłuskać z tego harmidru jakiś sens. Udało się zrozumieć kilka najważniejszych faktów. O otchłani i dziecku już wiedzieli wcześniej, ale pozostałe rewelacje z opowieści dziewczyn nie do końca siedziały z tym, co naopowiadał im pomocnik bibliotekarza. Minotaur wściekły wyprostował się, aż chrupnęły mu kości w karku i plecach. Jak chyba każdy nie przepadał, gdy go oszukiwano. Gniew zapłonął pod rogatym deklem. Gdyby miał Mitrelina w zasięgu ręki, biedny chłopak raczej by tego nie przeżył. Na szczęście jednak chuderlak ciągle jeszcze gdzieś tam biegł w ich kierunku. Z braku ucznia, druid zwrócił się do mistrza.
- Skąd ty wziąłeś tego głupka? – zapytał pogardliwie.
- Nie ma tu za dużego wyboru – usprawiedliwił się Yrin.
- Ale aż tak? – zdziwił się szaman.
- Niestety – pokiwał tamten siwą głową. – Takie pokolenie chyba.
- Tego głąba to jednak musiałeś jakoś specjalnie wyselekcjonować. – nie dawał za wygraną minotaur.
- Chyba po prostu żal mi się go zrobiło. – wytłumaczył się mag.
- Litość nie jest w takich sytuacjach najlepszym doradcą.
- No co ty nie powiesz?
- Trzeba było lepiej psa przygarnąć. – mięśniak nie zareagował na zaczepkę.
- Być może – przyznał czarodziej.
Przerwał, bo u jego boku stanął zdyszany pomocnik.
- Nareszcie was dogoniłem. – Sapał urywając końcówki wyrazów przy gwałtownych wdechach. – Straszne tłumy się szlajają po mieście i nikt nie dba o kulturę. Żaden mojemu autorytetowi nie chciał ustąpić z drogi. – Otarł ręką pot z czoła. – Szybko biegacie. – pochwalił niewiasty. – A i pan mistrzu świetnie sobie poradził. Widziałem z dołu. – zmarszczył czoło jakby miał trochę żal do nauczyciela, że ten przelatując nie wyciągnął go ze ścisku. Momentalnie jednak się rozpogodził i kontynuował – Ale ja też jak widać nie jestem w ciemię bity i jakoś sobie poradziłem. Już jestem, więc możemy rozwiązywać problemy i ratować świat…
- Drogi uczniu – przerwał tę tyradę Olwe.
- Tak mistrzu?
- Biorąc pod uwagę dzisiejsze okoliczności zdecydowałem o dalszym toku twojej nauki u mnie – stwierdził chłodno i wyrachowanie.
- Jestem do usług panie – młodzian aż podskoczył ucieszony, że zaraz zostanie oficjalnie podniesiony na wyższy poziom wtajemniczenia.
- Od tego momentu jeszcze raz wchodzisz w studia nad kamieniem. – Czarodziej brutalnie sprowadził swojego pomocnika z krainy marzeń na ziemię.
- Kamieniem? – zawołał tamten zszokowany. Kamień to nauka dla dzieci. Abecadło. Elementarz. Podstawy podstaw. Propedeutyka.
- Tak – potwierdził spokojnie mag. – Kamieniem.
- Jak to? Po co? – niemal krzyczał przekonany, że ponowne studia nad materią nieożywioną były dla niego niezasłużoną obelgą i ujmą na honorze.
- Masz się od niego czegoś nauczyć.
- Czego mam się nauczyć od kamienia? – wzdragał się nadal zbulwersowany do żywego taką decyzją.
- Milczeć.
Młodzieniec z rozdziawioną gębą popatrzył na starego nauczyciela. Chyba zrozumiał o co chodzi. Powiódł wzrokiem po wpatrzonych w niego twarzach reszty towarzystwa. Zwłaszcza na widok Nireth spłonił się, a ponure spojrzenie barbarzyńcy sprawiało, że zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Kolejny raz odkryli jego manipulacje i oszustwa. I to w obecności starego Ingloriona. Ale wstyd i hańba. Spuścił oczy, w których zaperliły się pierwsze łzy.
- Przepraszam – wydukał, ale Yrinjakis gwałtownym gestem dłoni uciął jego mazgajenie.
- Od dzisiaj nie odzywasz się niepytany. Zrozumiałeś? – popatrzył w twarz pomocnika i czekał.
- Tak mistrzu – odpowiedział wreszcie tamten niemrawo.
- Jeśli złamiesz warunki tej próby, albo jeszcze raz złapię cię na kłamstwie, to zostaniesz oddalony z mojej praktyki nie ukończywszy szkolenia.
Uczeń podniósł zalękniony wzrok na siwowłosego w niemym błaganiu o litość, ale nie wzruszyło to sędziwego mentora. Augur w dziedzinie przestrzennej magii patrzył nań surowo i wyniośle, czekając tylko jednej, krótkiej odpowiedzi zwrotnej. Nie interesowało go żadne marudzenie. Młody pomocnik nie miał wyboru.
- Tak mistrzu – poddał się posłusznie jego woli.
- Chcesz jeszcze o coś zapytać?
- Jak długo to potrwa?
- Ja o tym zdecyduję. – powiedział wymijająco. – Nie martw się. Na pewno dowiesz się jako pierwszy, gdy zakończysz.
        Yrinjakis odwrócił się do pozostałych i uśmiechnął się przepraszająco. Popatrzył łagodnie na Nireth, bo to głównie do niej miał zamiar skierować swoje zapytanie.
- Jak możemy pomóc?
Rozłożył szeroko ręce jakby dla podkreślenia, że ma na myśli nie tylko siebie i Mitrelina, ale całe zgromadzone wokół niej towarzystwo.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Nireth nie wytrzymała. Sporo wysiłku kosztowało ją by jakoś zaakceptować towarzystwo natrętnej wróżki i wiecznie uśmiechniętego centaura, którego pogodny i przyjacielski nastrój ni jak nie licował z pokaźnym wzrostem i mieczem wiszącym przy pasie. Łuczniczka starała się być szorstka, odpychająca, nieczuła, a nawet złośliwa. Wszystko byleby tylko zniechęcić do siebie takie towarzystwo. Niestety dla Faelivrin jej działania nie przyniosły oczekiwanego skutku, podobnie zresztą jak próba wystraszenia członków tej dziwnej kompani, poprzez wskazanie im nietypowego celu jakim była otchłań. Wyglądało na to że optymizmu Skrzydlatej i Kopytnej nic nie jest w stanie złamać. Jednak tym co przelało czarę goryczy, było pojawienie się pary mężczyzn i ich dołączenie do spisku mającego na celu uprzykrzanie życia strażniczce. A zwłaszcza ostatnie zdanie wypowiedziane przez Yrinjakisa.
        - Jak widzę długi wypoczynek sprawił iż humor znacznie ci się wyostrzył mistrzu Inglorionie – Nireth na pokaz ukłoniła się przed bibliotekarzem – oczywiście potraktuje to jako pytanie retoryczne i chętnie posłucham w jaki sposób sam zamierzasz udzielić na nie odpowiedzi? Dziwne stworzenia atakują Kryształowe Królestwo. Nikt nie wie czym są, skąd się wzięły ani jak z nimi walczyć. Mieszkańcy zachowują się jakby w jednej chwili zapomnieli czym jest rozum, sumienie, honor odwaga i siła elfów. Zamiast brać sprawy w swoje ręce, spoglądają na tego jedynego, który miał ich uratować przed podobnym nieszczęściem, a tymczasem ich opiekun zapada w tajemniczą drzemkę, w kwestii obrony ludu nie kiwając nawet palcem. Aaa nie wspomniałam że jedyne co zrobił, to fakt iż prawdopodobnie przyczynił się od całego zamieszania. – Nireth wyrzucała z siebie latami nagromadzoną złość, gestykulując przy tym energicznie.
        – Ci którzy starają się walczyć, zostają oskarżeni za to ze uratowali wielu, a przecież powinni byli uratować wszystkich. Uznano nas winnymi, tylko dlatego iż pozostaliśmy przy zdrowych zmysłach. Za to mistrza Ingloriona, gdy tylko raczył się ocknąć, znów ogłoszono bohaterem Królestwa. Co zaś ważniejsze, nikt nie raczył pytać czego lub kogo te dziwne istoty tutaj szukały? Czy zdobyły to po co przyszły, a przede wszystkim czy ich atak może się jeszcze powtórzyć. Starałam się namówić doradców królewskich aby przygotować się na ewentualne kolejne ataki. I nic. Kilka z tych bestii udało mi się schwytać żywcem, po to aby spróbować dowiedzieć się od nich wszystkiego, a w zamian usłyszałam tylko tyle, iż zło należy bezwzględnie zniszczyć, a nie trzymać w klatce. Wszystkie moje sugestie zostały odrzucane, ponieważ … ponieważ nie jestem tobą. – Głos łuczniczki powoli zaczął się łamać, a z poczucia bezsilności, jedyne co mogła zrobić to wyładować własną złość, bijąc pięściami w tors Yrinjakisa. – Dlaczego? Dlaczego na święte gaje musisz być taki jaki jesteś? Nienawidzę cię za to!
        - Ha, moja Jarzębinka w całej krasie. – Uradowała się Groszek. Wróżka nie miała pojęcia w czym leży sedno sprawy, ale zwykle niewiele rozumiała z długich monologów swojej przyjaciółki, dlatego też taki stan rzeczy przyjęła za dobra monetę. Poza tym miała przy sobie Nemain, tłumaczkę od wszystkiego co dziwne i nielogiczne.
        - Czy ja też mogłabym nauczyć się tego kamienia? – Zupełnie bez związku zapytała Sinfee, wciąż zafascynowana widokiem Rogatego Pyszczka unoszącego się w powietrzu.
        W powstałym zamieszaniu najszybciej odnalazł się Mitrelin, wietrzący swoja szansę na powrót do łask. Wystarczyło teraz dzielnie stanąć u boku swojego mistrza, nakrzyczeć na tego który rzuca fałszywe oskarżenia, aby a powrót zyskać uznanie w oczach Ingloriona.
        - Ja śmiesz tak kłamliwie … znaczy się, tak nie wolno, yyy no bo można to było powiedzieć… bardziej taktownie… - Spróbował wtrącić Mitrelin, niestety dla siebie szybko zorientował się iż zruganie Faelivrin nie przyniesie mu nic dobrego, a do tego młodemu adeptowi nauk magicznych zabrakło odwagi by stanąć pomiędzy łuczniczką a swoim mistrzem, gdyż taki ruch za nadto zbliżyłby do go stojącego w pobliżu minotaura.
        Mimo to los zdawał się sprzyjać Mitrelinowi, ponieważ być może w skutek jego słów, a bardziej prawdopodobnie dlatego iż w końcu ochłonęła i poczuła się głupio, Nireth spuściła głowę i przestała się awanturować.
        - Przepraszam. – Wyszeptała elfka.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Już wydawałoby się, że wszystko wyjaśnione, cel został określony i jasno sprecyzowany a uratowanie Jarzębiny nabrało wreszcie wyraźniejszych wskazówek jak samo odnalezienie jej bliźniaczej duszy i udzielenie jej pomocy, gdy wszystko znów zaczęło wymykać się z cugli. Nemain cofnęła się o krok widząc nagły wybuch złości Nireth.
- To u niej to normalne? - zapytała skrzydlatą towarzyszkę, nie do końca będąc pewną czy aby takie zachowanie nie jest właśnie objawem choroby z którą powinni się uporać w pierwszej kolejności. Wróżka jednak była wyraźnie zadowolona z takiej formy ekspresji jaką właśnie prezentowała łuczniczka.
        Kopytna obserwowała jak Nireth powoli puszczały nerwy i kobieta zaczyna dawać upust swoim frustracjom. Z każdym słowem Kara traciła swoje radosne nastawienie. Sytuacja zgoła inna, pobudki całkowicie odmienne, a jednak to co złościło elfkę, wydawało się Nemain jakieś dziwnie bliskie. Radość związaną z niesieniem pomocy powoli zastępował bunt i opór. Po co w takim razie Nireth chciała cokolwiek ratować i gdziekolwiek iść. Przecież dla takich ludzi nie warto. Z rozmyślań wyrwał ją coraz bardziej znajomy głos.
- "Ocknij się..."
- Czego znowu?
- "Oni wszyscy kłamią, słuchaj i obserwuj a nie wierzysz we wszystko co ci mówią"
- O co ci chodzi? Czemu mieli by kłamać? - księga westchnęła głęboko i kontynuowała - "By uzyskać to czego chcą?" - zapytała retorycznie, by szybko tego pożałować.
- Przecież wystarczyłoby by poprosili - odparła w myślach Nemain, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Tom westchnął ponownie, ale wyraźnie zaczął tracić cierpliwość - "Skup się!"
- Nie krzycz na mnie! A w ogóle to niby od kiedy mam słuchać książki? - nastroszyła się Kara, a cały prowadzony wewnętrznie monolog malował się wszystkimi emocjami na twarzy centaura.
- "Zacznijmy więc od początku. Myślisz, że te stwory zjawiły się w królestwie ot tak sobie? Myśl! Nigdy nie musiałaś, ale chociaż teraz spróbuj!"
- Myślisz, że obrażając mnie coś zyskasz? - kopytna też powoli traciła cierpliwość. Co jak co, ale jakaś tam książka nie będzie jej ubliżać. Wolumin się jednak nie poddawał i wyraźnie był nie mniej temperamentny od centaurzycy.
- "Wysil się koniu! Nie znasz świata i życia, ale to nie znaczy, że ignorancja będzie ci darowana!"
Nem nadęła się niby najeżka, ale zamilkła słuchając książki uważniej. Księga ją złościła, ale jednocześnie strasznie Karą zaciekawiło, co też elfy ukrywają. To właśnie ciekawość zwyciężyła. Tom poczuł się usatysfakcjonowany więc kontynuował.
- "Ten tam stary, zgrywający niewinną ofiarę... Tak naprawdę to on był jedną z przyczyn całego bałaganu. W poszukiwaniu wiedzy, jak to sam określa, ale przede wszystkim potęgi, otworzył portal do miejsc, których nie powinien był niepokoić. Rzekomy winowajca, siewca chaosu, który podobno zbiegł, był jedynie częściowo winien. To bibliotekarz podjął wszystkie decyzje. To on wykorzystał wariata. Teraz próbuje się wyłgać propozycją pomocy, ale tak naprawdę chce mieć pretekst by znów otworzyć portal." - Nemain nie odpowiedziała, ale zaczęła się poważnie złościć.
- "Jak myślisz dlaczego ta wasza Nireth chce tam wrócić?"
- By ratować dziecko? - bardziej zapytała niż odpowiedziała.
- "To chcieliście usłyszeć. Jeżeli naprawdę chcecie uratować Jarzębinę..."
- Skąd wiesz, że chcemy ocalić wróżkę?!
- "Wiem wiele, ale... - książka próbowała wrócić do właściwego tematu rozmowy. Z marnym skutkiem, gdyż centaur ufiksował się na świeższym frapującym ją problemie.
- Czym ty jesteś? Nie jesteś chyba czymś złym, moje amulety nie reagują na ciebie...
- "Jestem czymś ponad dobro i zło, ale do sedn..."
- Nie rozumiem.
- "Nie masz rozumieć, skup się!"
- Nie krzycz na mnie!
- "Nie krzyczę, wysil tę swoją ciemną makówkę i zakoduj, że ratowanie Jarzębiny nie ma najmniejszego związku z całą wyprawą do Otchłani jak to oni określili ten wymiar, nieprawidłowo zresztą, ale to chwilowo nieistotne."
- Jak to? - skonsternowała się Nem, a księga na powrót ku swej uciesze uzyskała jej pełną uwagę.
- "A tak to. Elfka jest chora, to jest wasz prawdziwy problem. Ugryzł ją jeden z gości z innego planu i uszata obawia się, słusznie zresztą, że zmieni się w jednego ze stworów, które ten zadufany w sobie starzec przez swoją arogancję sprowadził tutaj. By ratować miasto chce się ostatecznie poświęcić, zniknąć w wymiarze bestii."
Dialog z książką przebiegał znacznie szybciej niż werbalne rozmowy i zakończył się dokładnie w momencie gdy Nireth kończyła swoje wyrzuty wobec Yrinjakisa.
Powróciwszy myślami do realnego świata, weszła między elfy potrącając Mitrelina zadem, oczywiście niechcący. Jednocześnie tymże tyłem odwraciła się do powszechnie szanowanego mistrza. Otoczyła ramieniem dowódczynię strażniczego oddziału i odciągnęła odrobinę na bok.
- "Prawe ramię" - usłyszała Kara w swojej głowie. Złapała więc uszatą za rękę i podwinęła jej rękaw. Łuczniczka złościła się i protestowała, niestety przegrywając ze wścibskim kopytnym. Oczom Nem ukazała się sina ręka wraz ze znajdującą się w centrum ropiejącą raną. Gdy tylko centaur zbliżył dłoń do obrażenia, dzwonki wplecione we włosy zaczęły nieśmiało brzęczeć.
Wzrokiem odnalazła pysk Agelatusa i to spojrzeniem właśnie wskazała ranę elfki. Jakby nie patrzeć z całej ekipy, to on najlepiej znał się leczeniu. Nie prosiła, ani nie tłumaczyła. Jakimś cudem wtedy wszystko szło na opak. Liczyła, że rogaty domyśli się o co chodzi.

        Gdy druid wziął się do pracy, Nem stanęła z boku obserwując proces leczniczy.
- Czyli nie pójdziemy do tam gdzie mieliśmy iść...
- "A chcesz brać udział w bezprawnej napaści na cudzy dom?"
- No nie...
- "No to chwilowo wstrzymaj się z podróżą"
- Co będziesz robić, jak już uratujemy Jarzębinę - Kara zwróciła się do Skrzydlatej, widząc jak powoli zasklepia się brzydka rana na ramieniu elfki, zwiastując rychły sukces ich wyprawy. Do minotaura chwilowo się nie odzywała, by ten znów nie wpadł na jakiś durny pomysł by znów robić wszystko tylko nie to co należało, jak to miewał w zwyczaju.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        Druid odmówił kilka szybkich modłów na zranionym ramieniem łuczniczki. Nic specjalnego, wszak nie trzeba tu było ratować utraconej kończyny, a tylko zagoić ugryzienie pośledniejszego diabelstwa. Równo odciśnięte zębiska zostawiły brzydkie i ropiejące, ale mimo wszystko płytkie i całkiem niegroźne zranienie. Mało jednak skupiał się na swojej robocie. Posępnym wzrokiem błądził po zgromadzonych.
- „I co? To wszystko? Zagoić rankę na ręce? Wysłuchać biadolenia, jak to elfce źle na duszy? Jak to inni jej nie rozumieją? Pogłaskać po główce? Złapmy się jeszcze za rączki i powtarzajmy: Wspieramy cię Nireth!”. – głupota elfów wydawała się szamanowi porażająca. – „A co z tym małym, który gdzieś tam zaginął? Wysrane w niego?” – dumał dalej. Nie to jednak, żeby barbarzyńca przejmował się jakoś szczególnie losem zaginionego malucha. W każdym bądź razie nie bardziej, niż reszta ekipy. Agelatus nie znajdował dla siebie ani rozkazu, ani nawet żadnego powodu, by się nim przejmować. Chłopaczek ani nie był jego przyjacielem, ani członkiem klanu. Zastanawiało go co innego: – „Co to za rasa, co nie dba o swoje młode? Jak można pozwolić, by wtargnięcie w mury królestwa pozostawało bezkarne? Kto normalny nie mści się za krzywdy wyrządzone całemu narodowi? Co to za popieprzone miejsce? I co ja tu do jasnej cholery robię pośród samych bab i eunuchów?”
Żadnej ze swoich zasadniczych wątpliwości nie potrafił sam rozwiać.
- „Jeśli masz jakiś problem to nadepnij go i sprawdź, czy dalej będzie problemem. – powiedział mu kiedyś jego stary i doświadczony mentor. Patrząc na całą sytuację mądrość życiowa przechowywana w klanie Pradrzewa była aż nadto prawdziwa. Wszak ta metoda niewątpliwie pozwoliłaby mu uporać się z wszystkimi obecnymi w pobliżu problemami (no może oprócz Nemain, którą ze względu na rozmiar ciężko byłoby skutecznie nadepnąć). Rogacz postanowił się jednak chwilę wstrzymać z jej zastosowaniem, by wpierw skonsultować się z kimś, kogo mądrość wychodziła daleko poza wyobrażaną skalę. Jedyna kobieta, która mówiła z sensem (niezaprzeczalnym, choć może nie zawsze widocznym od samego początku), ale przynajmniej nic w jej wypowiedziach nie trzeba było sobie eksplikować. Matka Natura przemawiała prosto i nie zostawiała miejsca na interpretacje.
Przycupnął z dala od towarzystwa i oddał się mamrotliwej, mnisiej medytacji.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        W odczuciu Nireth, temat jej ratowania, właśnie wskoczył na wyższy poziom. Wielobarwna kompania nie ograniczała się tylko i wyłącznie do samych deklaracji udzielenia pomocy, ale samoistnie zaczęła dedukować w jakiej to materii owa pomoc jest potrzebna. Łuczniczka była gotowa się wściec, jednak sytuacja zaczęła wyglądać tak groteskowo, iż nie mogła powstrzymać się aby nie wybuchnąć śmiechem. Stawała na głowie by pozbyć się niechcianego towarzystwa, a tymczasem wystarczyło pozwolić im działać. Jeśli zaleczenie jakiegoś drobnego zadrapania mogło wystarczyć, a po wszystkim centaur, minotaur i wózka wreszcie się od niej odczepią, Nireth była gotowa znieść barbarzyńskie zabiegi.
        - Mam jeszcze w domu olbrzymi kredens którego sama nie jestem w stanie przestawić w inne miejsce. Jeżeli taka pomoc was uszczęśliwi i sprawi iż dacie mi spokój, to chętnie ją przyjmę. – Z nutką ironii zadeklarowała się elfka.
        Dobry nastrój strażniczki, nieco zaburzała lekceważąca postawa Yrinjakisa. Nakrzyczała na elfa, a tymczasem ten nie powiedział ni słowa. Tak jakby cała sprawa go nie dotyczyła. Z drugiej strony czego mogła się spodziewać po kimś kto naraził na szwank życie mieszkańców Kryształowego Królestwa, a po wszystkim nawet nie raczył zainteresować się, jak wielkie szkody przyniosła jego działalność? Bibliotekarz zachowywał się tak jakby w swoim mniemaniu był ponad to, a los zwykłych istot niewiele go obchodził.
        - Czy czujesz się uratowana? – Zapytała Groszek zmierzajac prosto do sedna sprawy.
        - Co? Nie. Znaczy, tak. Możecie odejść.
        - Poczekaj sprawdzę. – Skrzydlata przyłożyła dłonie do czoła Nireth, z zamiarem zbadania stanu zdrowia swojej przyjaciółki.
        Większość wróżek dysponuje niezwykłym darem do odczytywania emocji. Ów sekret polegał na umiejętności odbierania, rozróżniania i interpretowania, najdrobniejszych wibracji jakie miały miejsce wokół Skrzydlatej i na tej podstawie określania nastroju w jakim znajduje się źródło analizowanych drgań. Wprawdzie Groszek przy swoim problemach z koncentracją nie była tego najlepszym przykładem, ale nawet ona posiadała dar, aby ocenić uczucia jakimi kieruje się jej rozmówca. Zwłaszcza w tych momentach w których potrafiła się skupić. Poza tym Groszek miała w tej dziedzinie niezaprzeczalną przewagę nad pozostałymi mieszkańcami Błyszczącego Jeziora, ponieważ doskonale znała większość negatywnych emocji, które w normalnych okolicznościach w świecie wróżek nie występują w ogóle. Zachowania takie jak wściekłość, irytacja, duma, rozgoryczenie, czy bezsilność, typowe były tylko dla jednej, jedynej wróżki – Jarzębiny, a jej najlepsza przyjaciółka miała z nimi nieustanny kontakt, zupełnie się przy tym nie przejmując faktem, iż sama jest źródłem owych napadów furii.
        - Zawsze jesteś taka natrętna i wkurzająca? – Spytała Nireth.
        - Ja? Nie. Ale Jarzębina często mówi, że „jest wkurzona czasem”. Tak jak te wasze książki. Chociaż nigdy nie zauważyłam aby siadały na niej jakieś pyłki. Raz, że za dużo się rusza, a dwa u niej nie ma kurzu.
        Elfka wymownie spojrzała w kierunku Nemain. Już wcześniej sklasyfikowała Kopytną mianem najbardziej naiwnych stworzeń na świecie, ale nawet ten centaur nie mógł być tak łatwowierny by dać się wciągnąć w intrygę wróżki. Zwłaszcza taką, którą można było rozpoznać po wymianie kilku zadań.
        - Ty tu dowodzisz prawda? – Łuczniczka zwróciła się do Nemain - A nie przyszło ci do głowy, że ta cała wasza Jarzębina wcale nie potrzebuje pomocy? Zielona musiała ją zdenerwować, na tyle iż w końcu nie wytrzymała i wybuchła. Chociaż pewnie zaraz po tym jak się uspokoiła i przemyślała sprawę, zaczęła się martwić i teraz jej szuka.
        - Nieprawda. Inne wróżki wysłały mnie tu z ważną misją. – Natychmiast zaprotestowała Groszek, zaniepokojona chłodnym, rzeczowym i logicznym tonem rozumowania Nireth. Zwykle gdy jej Jarzębina przemawiała w ten sposób, to miała racje.
        - Sama bym cię wysłała na drugi koniec Alaranii byle tylko na chwilę mieć spokój.
        - Czy ktoś mi wreszcie powie jak będzie z tym byciem kamieniem? – Przerwała dyskusję Sinfee, upominając się o swoje.
Wzburzona driada nawet nie zorientowała się iż przemawia w języku Naturian, natomiast Nireth słysząc mowę której sama nie była w stanie opanować, nagle ujrzała w własnym planie nowe możliwości. Od tygodni próbowała wyciągnąć informację z tajemniczej bestii, przypominającej nieco wilkołaka bez sierści. Wszystko wskazywało na to iż w tych działaniach była bez szans, a co gorsze przetrzymywany przez nią stwór dogorywał w oczach. Jednak ta tutaj dziwna zgraja być może byłaby wstanie nawiązać z mim jakiś kontakt i spróbować znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania dręczące elfkę.
        - W porządku, nieważne. Zapomnij o tym co mówiłam wcześniej. – Szybko sprostowała swoja wypowiedź Faelivrin, w obawie, że gdyby centaur zorientował się iż cała jego wyprawa jest fikcją, z oczekiwanej pomocy nic by nie wyszło. – Pokażę wam czego naprawdę potrzebuję.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

Słysząc o kredensie Nem na momencik się zawahała
- A co to jest kredens?
-" Szafa... "- odparła księga. Wyraźnie miała dodać coś jeszcze, ale z jakichś powodów się powstrzymała.
Słysząc odpowiedź, twarz centaura płynnie przeszła z wyrażania ciekawości w pewnego rodzaju niepokój. Kredens to szafa, a elfka miała zamiar ją przestawić... Miała cichą nadzieję, że to nie ta szafa, którą faktycznie przestawiła, gdy wygrzebywała się z domu, bo chyba nie o taką re-aranżację wnętrza chodziło Nireth. Przełknęła ślinę i spojrzała w niebo, a do niemego oznajmienia winy brakowało tylko wymownego gwizdania.
- "Wiesz, że można z ciebie czytać jak z otwartej księgi... "- zaczął marudzić opasły tom.
- Jak?! Ze mnie, nie mam przecież kartek.
Z zewnątrz całość wyglądała osobliwie, gdyż kara z patrzenia w niebo nagle przeszła do rozglądania się wokół ze szczególnym uwzględnieniem oględzin własnego grzbietu.
- "Tumanie!"
- Znów mnie obrażasz - warknęła w myślach, potupując jednocześnie i zmieniając swoje zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni.
- "Patrzcie metafor nie kumasz nic a nic, za to wszystkie obelgi znasz jak ta lala."
- O co ci chodzi - kara naburmuszyła się jeszcze bardziej.
- "O to, że wszystkie twoje emocje widać jak... "- księga chciała powiedzieć jak na dłoni, ale w odpowiedniej chwili się powstrzymała, mając przed oczyma wyobraźni Nemain oglądającą swoje i nie dajcie bogowie cudze dłonie. Wtedy na pewno ktoś zauważyłby jej obecność w sakwach centaura i ucieczka z Kryształowego królestwa ległaby w gruzach - "Widać na twojej twarzy" - dokończyło tomiszcze.
- "Przestań się rozglądać, stań jak wojownik i udawaj, że ze mną nie rozmawiasz."
Słowa książki nie dotarły jednak w pełni do Nemain, gdyż tą z rozmów z księgą wyrwało pytanie uzdrowionej elfki.
- Ja? Dowodzę tutaj? A gdzie tam - roześmiała się wyraźnie zakłopotana, ręką czochrając krótkie włosy na głowie - Ja tylko staram się Groszek pomóc i utrzymać to towarzystwo przy życiu, co wcale nie jest takie proste, możesz mi wierzyć, ale na pewno tu nie dowodzę. Znaczy się driady niby mówiły, że tak, ale teraz ich tu nie ma więc chyba już nie. No tak mamy jedną driadę, ale to wciąż nie jest armia, więc wydaje mi się, że nie - zamiast krótkiej odpowiedzi, Nireth usłyszała cały monolog dokładnie obrazujący tok myślenia kopytnej.
- "A ta swoje..." - westchnęła książka, ale nikt nie usłyszał jej skargi.
- Ale czemu? To by znaczyło, że Groszek kłamała. Po co miałaby to robić? - Nem popatrzyła pytająco na łuczniczkę i na skrzydlatą co chwila zmieniając obiekt swojego pytania. Z zagubienia wyrwało ją kolejne zdanie elfki. Teraz wreszcie mówiła z sensem.
- Prowadź! - zakrzyknęła z entuzjazmem drobiąc w miejscu, by tylko Nireth wskazała im drogę. Pomogą uszatej i uratują Jarzębinę taki był ich cel i go osiągną. Groszek wcale nie kłamała i jak zakończą misję mała wróżka wróci do siebie i będzie mogła szczęśliwie żyć ze swoją przyjaciółką.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        - „Matko moja!” – zawodził w myślach wieki minotaur. – „O co tu chodzi?”
- „Nie chcesz wiedzieć” – powiedziała Natura dobrotliwie pochylając się nad swoim rozgoryczonym posłańcem.
- „Chcę!” – warknął nieuprzejmie.
- „Jesteś pewien?” – ton bogini nie zmienił się ani o jotę, mimo tak obcesowych słów jej wyznawcy.
- „Przecież mówię wyraźnie…” - gniewne sapnięcie naturianina nadal pozostawiało wiele do życzenia w kwestii uprzejmości. Matka dobrze wiedząc jak się to skończy, mimo to postanowiła wymierzyć druidowi karzący cios i najzwyczajniej spełniła jego życzenie.
- AAAAAAAAaaaaaa! – głośny ryk przerwał szamańskie modły. Niezniszczalny zdawałoby się barbarzyńca chyba pierwszy raz w życiu poczuł co to znaczy ból. Jego charczący skowyt kruszył serca, plątał umysły i przenikał dusze. Kryształowe Królestwo, jeśli w ogóle miało jakieś systemy obronne zapewne zaczęło się już gorączkowo szykować do odparcia szturmu zagonów dzikusów. Donośny skowyt Agelatusa poniósł się bowiem pomiędzy wątłymi konstrukcjami elfich budynków nie jak krzyk rozpaczy, ale okrzyk bojowy, jak ciężki róg bitewny, jak wezwanie do niepohamowanej szarży.
- „Za co mnie torturujesz?” – zapytał, gwałtownie przy tym zarzucając na boki rogatym łbem, jakby chciał tym gestem wytrząsnąć z niego resztki szaleństwa, które mocą Matczynej magii w niej zagościło.
- „Chciałeś przecież” – odrzekła z kpiącym śmieszkiem.
- „Co to było?” – mężczyzna mruknął zdezorientowany, wracając jednakże niemal natychmiast do smętnej recytacji swoich mantr.
- „Pytałeś o co tu chodzi.” – zachichotała niewinnie. – „Więc dałam ci na chwilę wgląd w to, co dzieje się pod żołędziową czapką zielonej wróżki.”
- „O Matko! Następnym razem po prostu mnie zabij!”
- „Nie zrobię tego” – powiedziała pobłażliwie. – „Jesteś mi potrzebny.”
- „Rozkazuj zatem!” – skłonił się. Gest tylko pozornie był usłużny, bowiem hardy kark nie nawykł do zginania, zwłaszcza w sytuacji, kiedy niepohamowany, berserkerski gniew rwał się już do przejęcia kontroli nad potężnymi mięśniami mężczyzny. Tylko dojmujący majestat Pani Natury utrzymywał go jeszcze w ryzach.
- „Pójdziesz z nimi jeszcze dalej.”
Nie tego się spodziewał. Oczekiwał tym razem poważnego zadania. Odpowiedniego dla kogoś z jego oddaniem, kogoś z jego możliwościami, z jego bezpardonowym podejściem, z jego nieustraszoną głową, z jego imponującą muskulaturą. Nie podobało mu się to polecenie.
- „Nigdzie nie idę z tą zgrają!” – zaprotestował żywiołowo. – „Sama se z nimi obcuj!” – wypalił bezczelnie.
- „Przecież ja bez przerwy jestem z nimi.” – próbowała go ugłaskać logiczną argumentacją. Niestety niewiele to dało. Krew wrzała w żyłach krewkiego minotaura.
- „Ja niestety też!” – pożalił się. – „Na twój rozkaz!” – dodał z wyrzutem. – „Pozwól mi ich załatwić!” – poprosił ocierając się niemal o błaganie. – „Jedno nadepnięcie na łeb i już po problemach.”
Pod rogatym czerepem od początku konwersacji bulgotało, a im dłużej dywagowali, tym bardziej szaman się nakręcał. Ciężko w takich warunkach odczytywać myśli barbarzyńcy. I nawet jak się jest wszechmogącą Matką Naturą, to zdecydowanie łatwiej jest o to zwyczajnie zapytać. Prostoduszny mężczyzna zawsze powie co mu leży na sercu, a im bardziej jest wściekły, tym łatwiej mu to przyjdzie.
- „Kogo?” – zapytała jakby zdziwiona.
- „Wszystkich!”
- „Przecież wiesz dobrze, że nie możesz pozabijać swoich sióstr…” - odparła spokojnie.
- „Kiedy właśnie je chcę zabić przede wszystkim!”
- „Dlaczego?”
- „Jeszcze pytasz? Miałem być Strażnikiem Harmonii, a nie przedszkolanką! Do niańczenia swoich uszkodzonych płodów trzeba było wziąć sobie jakiegoś fellarianina. Te cioty mają już nawet wprawę w zmienianiu pieluch! Wszak mają je pełne zawsze kiedy stają do bitwy! Ja miałem zabijać!”
Bogini puściła wredne uwagi mimo uszu.
- „Chcesz zabić małą Sinfee…” - wjechała mu na sumienie.
- „Nierozgarnięta i denerwująca gówniara…” - wygarnął bezceremonialnie swoje zarzuty względem driadki. – „…ale w sumie całkiem słodka” – przyznał niechętnie.
- „Dzielną Nemain… ”
- „Narwanego półgłówka…” - znów żachnął się gniewnie. – „…na wszakże (oh, ah) przezgrabnych kopytkach” – dodał łagodniej. Matka dobrze wiedziała, w które struny w sercu nieokrzesanego olbrzyma uderzyć, by go rozczulić. Powoli przypominał sobie nie tylko swoją powinność, ale przede wszystkim przeżyte już razem z dziewczynami wojaże. Coś ich jednak łączyło. Nie można było mówić o solidnych więzach przyjaźni, ale prędzej o przyjaźni na grubych gumowych przegubach, które to w porównaniu z węzłami są dużo bardziej wytrzymałe na zerwanie, zwłaszcza przy łączeniu tak różnych charakterów, poglądów na życie i celów, jakie prezentowała drużyna. Matka nie ustrzegła się jednak dysonansu na koniec.
- „Rezolutną Groszek…” - dodała niepotrzebnie.
- „Matko! Nie przeginaj…” – warknął wściekły. Wydawać by się mogło, że samo imię drobnej skrzydlatej istotki wyzwalało wściekłość muskularnego prymitywa. Zdecydowanie ta przyjaźń opierała się na najbardziej elastycznej klemie. – „Wytłumacz mi co ma Groszek wspólnego z harmonią i porządkiem?”
- „Nic nie ma.”
- „To ja nigdzie nie idę.”
- „Pójdziesz.”
- „Nie!”
- „Tak!”
- „Nie! Nie pójdę! Nie z nimi! Nie z Groszek! Nie z tymi elfimi pederastami! Nie wytrzymam! Zabiję! Zabiję ich wszystkich!”

Matka zamilkła. Nie było sensu się przekomarzać, póki dzika furia panowała nad barbarzyńcą, a nie on nad nią. W wielkim byczym łbie po gwałtownej kłótni zapadła zatem cisza. Monotonna mantra minotaura jakby leciała w pustkę – nie dając w odpowiedzi nikłego nawet echa. Uszy Matki najwyraźniej zamknęły się na modły rogatego sługi. Czego jak czego, ale barbarzyńcy nie sposób było jednak odmówić cichej wytrwałości fal. Po pierwsze dlatego, że twardo i niezmącenie wierzył Matce Naturze, mimo iż nie zawsze rozumiał jej decyzje, a po drugie, że zdecydowanie bardziej wolał jednostajnym rytmem odmawianej pod nosem litanii łomotać do Matczynego tronu, niż słuchać rozważań o kredensie i innych pierdołach, o jakich gadały jego koleżanki z dwoma półpedałami i łuczniczką, która sprawiała wrażenie najbardziej męskiej postaci spośród elfów. Trwało to na tyle długo, że zdołał zepchnąć swój atawistyczny szał z powrotem w najmroczniejsze zakamarki umysłu.
- „Synu.” – odezwał się wreszcie spokojny głos bogini. Długo trwała ta przerwa. Niewątpliwie druid potrzebował sporo czasu na wyciszenie się. – „Dopiero kiedy komar usiądzie ci na jajkach zrozumiesz, że nie wszystko można rozwiązać przemocą.”
Nie skomentował tego. Mądrość Matki była niepodważalna, a zawsze gdy odzywała się tymi swoimi przysłowiami, to nie było sensu tego sprawdzać. Medytował dalej w oczekiwaniu na bardziej szczegółowe instrukcje.
- „Pójdziesz z nimi i zrobisz wszystko, żebyście z powrotem wrócili w komplecie.” – zaakcentowała ostatnie słowo, bo widocznie druid w obecnym stanie rozgoryczenia potrzebował tego wyraźnego podkreślenia najistotniejszych elementów zadania. – „Tam dokąd pójdziecie będziesz miał okazję się wykazać. Przydadzą się twoje mięśnie i twoja głowa. Jednak nie zostawię cię samego. Pomogę przeciwko plugastwu. Twój kostur będzie działał jak dotychczas, mimo iż opuścicie Alaranię. Będę z tobą.” – zapewniła.
Milczenie było niewątpliwie oznaką rezygnacji, ale chciała wyraźnie usłyszeć jego zgodę. Jaki był taki był (nie ma na świecie istot doskonałych), ale wybrała właśnie jego i była z jego pracy więcej niż zadowolona. Sama była sobie winna, że jego zapał opadł. Dotychczasowe przygody przysparzały mu raczej powodów do wstydu niż przechwałek w klanie. Wiedziała jednak, że jeśli da słowo, to nic go nie zatrzyma pomimo jawnej niechęci wielkiego barbarzyńcy do tego typu zadań opiekuńczych. Dlatego postanowiła jeszcze raz wymusić na nim tę przysięgę.
- „Zrozumiałeś wszystko? Wiesz co masz robić?”
- „Tak jest.” – lakonicznie zakończył rozmowę szaman. Znów poczuł zew swojego powołania. Święta misja. Pani rozkazuje, sługa wykona.

        Mistrz Yrinjakis Olwe Inglorion ze spokojną miną przyglądał się zamieszaniu. Druid zajął się skaleczeniami elfki, po czym obrażony posadził swój wielki zad pod drzewem i udawał nieobecnego. Smętne, dudniące mruczenie dochodzące do uszu zgromadzonych sugerowało jednak, że rogaty się po prostu modli.
        W pewnym momencie potężny ryk barbarzyńcy przerwał na chwilę spokój w mieście, ale ponieważ naturianin sam z siebie jak gdyby nic się nie wydarzyło natychmiast wrócił do swoich mantr, więc i nobliwy bibliotekarz nie przejął się tym wybuchem wściekłości. Nie byłoby najrozsądniejsze przeszkadzać szamanowi w rytuałach tylko po to, żeby zapytać co się stało. Zresztą nie było sensu, i tak by pewnie nie odpowiedział. Czarodziej sam miał dwa inne tematy do załatwienia. Popatrzył na żeńskie towarzystwo i stwierdził, że zacznie od tej łatwiejszej rozmowy.
        Skierował się zatem do Sinfee. Co prawda nie mógł zaimponować wzrostem ani minotaurowi, ani centaurzycy, ale w porównaniu z driadą wystawał wysoko ponad jej głowę. Podszedł do niej i przykucnął tak, aby ich twarze znalazły się na jednakowej wysokości. Popatrzył na nią badawczo.
- Naprawdę chcesz studiować kamień? – zapytał. – A miałaś już do czynienia z magią?
Bezpośrednia bliskość i konkretny ton mężczyzny spłoszyły nieco dziewczynkę. Nikt nigdy do niej w ten rzeczowy sposób nie mówił. Co prawda Rogaty Pyszczek czasem wykrzesał z siebie nawet jakąś pochwałę dla jej zalet, ale teraz jeszcze była na niego obrażona za tamte umizgi do Nemain, więc wyparła to ze swojej głowy i uznała całą sprawę za niebyłą. Również pytanie, które jej zadał mag było dla niej zupełnie abstrakcyjne. Ona? Magię? Jużby jej pozwolili. Przypomniała sobie surowy wzrok Aliany za każdym razem, gdy przeganiała ją z zajęć magicznych mówiąc, że „Sinfee jest zbyt lekkomyślna, nieodpowiedzialna i niezdarna. Jeszcze tego by brakowało, żebyś nas pozabijała magią”. Spuściła spłoszony wzrok i odpowiedziała ledwie słyszalnym szeptem.
- Niestety nie. – wstydziła się, że nawet podstawowych umiejętności przypisanych do jej rasy nie opanowała. Znów poczuła się taka bezużyteczna. Zbędny balast tylko przeszkadzający przyjaciołom na wyprawie. Łzy rozpaczy popłynęły ciurkiem po policzku.
        O ile wielki barbarzyńca traktował dziewczynkę z pozycji starszego brata, złośliwie i deprymująco, ale jednak na swój twardy sposób wspierając ją w kwestii budowania pewności siebie, o tyle siwowłosy widząc płacz liściastej zareagował po ojcowsku. Krańcem zwiewnej szaty otarł jej zapłakaną buzię i powiedział uspokajająco.
- Nic się nie martw – pocieszył ją. – Wszystko da się nadrobić. Zależy tylko czy masz smykałkę do czarowania.
Popatrzyła na niego drżącymi z niedowierzania oczami.
- Naprawdę?
- Pewnie. – potaknął. – Sprawdźmy zatem jak wielki talent posiadasz. Skup się i patrz uważnie.
Olwe wyciągnął przed siebie wąską dłoń. Powoli, tak aby dziewczynka widziała wszystko dokładnie wykonał prosty magiczny gest. Spory kamyk poderwał się z ziemi i popędził w kierunku rozmawiającego z Matką minotaura. Łupnął go w szeroki brzuch i spadł gdzieś pomiędzy czarne kopyta. Nie zrobiło to wrażenia na druidzie. Cóż, równie dobrze można rzucać kamieniami w jezioro. Obrażenia celu byłyby podobnie niezauważalne. Czarodziej uśmiechnął się zachęcająco i ponaglił blondynkę.
- Teraz twoja kolej.
Dziewczyna z niepewnością i drżeniem rąk, ale podjęła próbę powtórzenia sztuczki. Pierwsze podejście było nieudane. Mag jednak szybko, zanim zdążyła się ponownie rozpłakać poprawił ułożenie jej palców i skorygował nieco przekręconą dłoń.
- Jeszcze raz. – powiedział uprzejmie, ale głosem, któremu lepiej się było nie sprzeciwiać. Driada posłusznie powtórzyła magiczny gest, usilnie pilnując ustawienia wszystkich palców tak, jak ułożył je nauczyciel. Tym razem zadziałało. Niewielki okruszek żwiru leniwie podniósł się z ziemi i poszybował w kierunku kiwającego się szamana. Nie miał tego impetu co kamień ciśnięty przez Yrinjakisa. Nawet nie dotarł do celu, upadł gdzieś w połowie drogi. Liściasta umiejętnościami ani rezerwami mocy nie mogła się równać z potężnym mistrzem, ale sam fakt, że pojawił się jakiś efekt jej czarowania niezmiernie ją ucieszył, a samego Ingloriona niepomiernie zdziwił. Drugie podejście i już czaruje. W małej Sinfee drzemał niezaprzeczalny talent magiczny. Nie wyraził jednak tej opinii na głos.
- Ćwicz dalej, aż dolecą do celu. – Pochwalił ją zdawkowo, ale z uśmiechem.
- Oczywiście! – zapewniła żarliwie i wróciła do pierwszego w swoim życiu treningu magii Ziemi.
- Jak ci się uda to zastanowię się czy będę cię dalej uczyć magii. – obiecał jeszcze mag niezobowiązująco, choć decyzję o wzięciu jej na uczennicę podjął już wcześniej.
        Podniósł się i odwrócił twarzą do Nireth. Czas załatwić tę trudniejszą rozmowę. Uśmiechnął się, ale w żaden sposób przymilnie czy głupkowato. Po prostu zaznaczył tym, że nie poczuł się dotknięty bezpośredniością żali wylanych na niego przez łuczniczkę, ale również pokazał niezachwianą pewność siebie i zupełny brak poczucia winy.
- Przykro mi słyszeć, że mnie nienawidzisz. – zaczął. – Zwłaszcza, że niestety czynisz to niesłusznie. Mojej winy jest tu tylko tyle, że niefortunnie wybrałem Mitrelina na swojego adepta, skoro po tylu latach studiów magicznych nie potrafił zapanować nad naszą bazową dziedziną, a wolał zajmować się podglądaniem cię w kąpieli.
- Co!?
Pomocnik bibliotekarza poprzysiągł milczenie, zatem tylko jego przerażone spojrzenie wbiło się w mistrza. Gdyby mógł, najchętniej zniknąłby stąd. Nie uciekł jednak, tylko schował się za plecami medytującego minotaura. Widocznie w tych okolicznościach obawiał się go mniej, niż piorunującego spojrzenia panny Faelivrin. Siwowłosy zupełnie jednak nie zwracał uwagi na końskie zaloty pary chyba-zakochanych, tylko jak gdyby nigdy nic kontynuował.
- Nie ma osób niezastąpionych. Powtarzałem to królowi od zawsze. Jeżeli całe Królestwo zawaliło się dlatego, bo mnie zabrakło, to w istocie nie była to moja wina, tylko władcy. Wszak monarcha rządzi nie tylko, jak jest wszystko w porządku, ale właśnie przede wszystkim, jak zaczyna się robić gorąco. Nie należy patrzeć na innych, tylko trzeba pod swoim berłem zgromadzić cały naród i wspólnie przeciwstawić się nieszczęściu. A jeśli on woli oddawać się pijatykom i wyuzdaniu, to niestety jest złym władcą. Nie ma sensu tu o tym dyskutować. Nasze tu rozważania nie naprawią sytuacji w Kryształowym Królestwie. Trzeba by iść z tym wyżej. A tam sama stwierdziłaś, że żadni doradcy nie chcą cię słuchać. Moje uwagi król też puszcza mimo uszu. Może właśnie takie nieszczęście było potrzebne, by nieco się opamiętał.
        Elfka nie odpowiedziała, ale krótkim skinieniem głowy dała znać, że rozumie pogląd czarodzieja. Czy się z nim zgadza, to już zupełnie inna sprawa.
- Jeśli zaś chodzi o atakujące bestie. – mówił dalej Olwe. – To całkiem możliwe, że jedyne co ich tu przygnało, to po prostu chęć dewastacji piękna Alaranii, sianie chaosu i robienie smrodu. Przybysze z innych krain mają to do siebie, że wcale nie muszą mieć konkretnego celu, aby na nas napadać. Zapytaj Agelatusa, zna się na tym.
Spojrzała na dumającego szamana i zmarszczyła nosek ze wstrętem.
- Niewątpliwie ma w tym doświadczenie. - potaknęła łuczniczka. – Ale nie interesuje mnie żadna kwestia związana z robieniem smrodu.
- Akurat nie o tym mówiłem. – sprostował Yrinjakis i uśmiechnął się. – Nasz nowy kolega zdaje się zawodowo zajmuje się przepędzaniem z naszego świata wszelkiego plugastwa, które zaplątało się tu z innych planów. Zapewne potwierdzi moje słowa. – Zastanowił się chwilę i dodał jeszcze. – Choć przy jego bezkompromisowym podejściu to nie podejrzewam, żeby w jakikolwiek sposób badał motywy kierujące takimi najeźdźcami.
- Nie wyglądali jakby tylko po to wpadli. – zauważyła łowczyni. – Wydawało mi się, że szukali czegoś konkretnego.
- Skoro tak twierdzisz, warto to sprawdzić. – pokiwał ze zrozumieniem głową starzec. – Mówiłaś, że złapałaś kilku w sidła. Prowadź zatem, zobaczymy z czym mamy do czynienia i spróbujemy się dowiedzieć czegoś więcej.

        Jakby właśnie na te słowa Agelatus podniósł się z murawy gotowy do drogi. Minę miał jak zwykle niezbyt zachęcającą, ale najwyraźniej nie miał zamiaru ich opuszczać, bo gdyby chciał to zrobić, zapewne nikt by mu w tym nie przeszkodził. Druid wsparł się ciężko na kosturze i z niewielką dozą zadowolenia przyglądał przeszczęśliwej Sinfee, która swoimi ćwiczeniami usypała już między sobą a minotaurem całkiem gęstą żwirową ścieżynę.
- Nie ruszaj się! – pisnęła do niego przejęta swoim zadaniem, zupełnie zapominając o tym, że miała być obrażona. – Muszę cię trafić kamieniem!
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Groszek bardzo szybko zrzuciła z siebie ciężar oskarżeń i wątpliwości jakimi chciała obarczyć ją Nireth. Skrzydlata nie zaliczała się do osób które długo analizują takie rzeczy. Przede wszystkim liczyło się to, iż ona sama była przekonana że postępuje słusznie, działając w dobrej wierze. Jeśli faktycznie miałaby zostać ofiarą jakiejś intrygi pozostałych wróżek, to co z tego? Przeżyła cudowną przygodę, poznała Nemain, Rogatego Pyszczka i inne wspaniałe osoby, a co najważniejsze odnalazła drugą Jarzębinę. Pomijając wszystkie inne kwestie, Groszek była pewna, że jej prawdziwa Jarzębina będzie ciekawa co słychać u tej drugiej, co z kolei oznaczało iż Skrzydlata powinna pomóc Nireth, chociażby po to, by nie zamartwiać swojej przyjaciółki. Nawet jeśli samej Jarzębinie nic nie dolegało, świadomość że druga ona została uratowana, powinna poprawić jej humor.
        Wróżka uznała, że najlepszą droga do osiągnięcia tego celu, będzie zbliżenie jej relacji z elfką, dlatego też natychmiast podleciała jak najbliżej Faelivrin, zupełnie nie zrażona faktem iż przerwała dużo ważniejszą dyskusję, toczoną pomiędzy długouchymi.
        - Ja najbardziej boję się drapieżnych ptaków. A ty? – Oświadczyła Groszek, przekonana że nic tak nie zacieśnia więzi, jak rozmowa o własnych strachach.
        - Gadulstwa. – Krótko odpowiedziała Nireth, dając pozostałym znak by podążali za nią.
        Odpowiedź ta nico zbiła wróżkę z tropu, ponieważ mała nigdy w życiu nie spotkała „gadulca”. Mimo to Skrzydlata nie zamierzała się poddawać, dalej drążąc temat.
        - Czy on jest wielki i głośny?
        - Czasem jest tego wzrostu – Strażniczka przy pomocy kciuka i palca wskazującego odmierzyła dokładnie wzrost wróżki, samej nie dowierzając dlaczego ta ostatnie nie jest w stanie pojąc ironii. – Za to bardzo donośny, natrętny i uparty.
        - Jeśli robi dużo hałasu, to znaczy że można go łatwo dostrzec i odpowiednio wcześniej się ukryć. Jarzębina zawsze powtarza mi że wystarczy umieć słuchać.
        - No co ty nie powiesz. – Zadrwiła Nireth, a że chwilowo bardzo chciała być sama, postanowiła zmienić taktykę. – A może mogłabyś mi wyjaśnić dlaczego twoja zielonkawa przyjaciółka cały czas rzuca w byka kamieniami?
        - Też mnie to ciekawi. Widzisz. Jesteśmy jak dwie pokrewne dusze. – Uradowała się Groszek, pędząc do Sinfee, z nadzieją wybadania co kryje się za niezwykłym zachowaniem driady.
        Tymczasem Lisciata wzięła sobie mocno do serca słowa Yrinjakisa o tym iż powinna rzucić kamieniem w wielkiego druida, a że magia nie przychodziła jej z pomocą, do realizacji swojego celu Sinfee chwytała się bardziej konwencjonalnych metod. Z każdym ciśniętym w stronę minotaura kamieniem, frustracja driady tylko wzrastała.
        - Muszę to zrobić, ale nie używając rąk. Tylko za pomocą słów i gestów. Wtedy on będzie mnie uczył. – Wyjaśniła Sinfee zapytana przez wróżkę.
        - Przecież to proste. Poproś Nemain. – Groszek od razu podsunęła gotowe rozwiązanie.
        Wszystkie wróżki doskonale wiedziały że słowa to największa magia, a prośba stanowi najpotężniejsze zaklęcie. Skoro jedyną regułą ustanowioną przez bibliotekarza było to, aby Sinfee sprawiła że kamień trafi Rogatego Pyszczka, odpowiedź nasuwała się sama. Driada przez chwilę się wahała, jednak po głębszym namyśle, uznała że takie rozumowanie ma sens i natychmiast przedstawiła swoją prośbę do Kopytnej, w napięciu wyczekując jaki będzie tego efekt. .
        Nireth przyglądała się temu wszystkiemu kątem oka, pochłonięta analizowaniem tego co mówił mistrz Inglorion. Elfka była klasycznym dowodem niezrozumienia panującego na linii wojownicy – magowie. Nie potrafiła, chociaż bardziej adekwatnym słowem byłoby stwierdzenie iż w ogóle się nie starała, pojąć toku rozumowania czarodziejów. Fakt iż oni sami nazywali się mędrcami, niemal automatycznie sprawiał iż wojownicy podobni Nireth na wszelkie sposoby starali się podkreślać ich głupotę i brak konsekwencji. Na przykład to dlaczego Yrinjakis nie przegotował armii podobnych sobie, gotowej zatrzymać zagrożenia z zaświatów?
        Zdaniem Faelivrin magowie zbyli zbyt dumni i zapatrzeni w swoje ego, by uczynić coś dobrego dla świata. Najprościej rzecz ujmując byli też cykorami, nie mającymi sił by stanąć z niebezpieczeństwem twarzą w twarz. Elfka była zdeterminowana by to udowodnić.
        - Trzymam go w tej grocie. Śmierdziel nie lubi światła, chociaż nie udało mi się stwierdzić aby słonce czyniło mu jakąkolwiek krzywdę. Za to woda je zabija. Wejście do jaskini zostało okratowane, ale żeby „pogadać z bestią” trzeba wejść nieco głębiej.
        Elfka wyciągnęła klucze i przy ich pomocy uchyliła drzwi od zaimprowizowanego lochu. Gestem dała znak by zainteresowali weszli do środka, na co Mitralin instynktownie wykonał kilka kroków do tyłu.
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Dreptała w miejscu niczym gotujący się do gonitwy rumak, ale wycieczka nie okazała się być dość chyża. Dlatego też Nemain co jakiś czas rozglądała się po ekipie, czekając aż ta zbierze się do kupy i wreszcie zacznie działać.
        - Mówię ci, biegnij... Nie tu jest twe przeznaczenie, wzywa cię prawdziwa matka.
        - Nie mogę - odparł twardo centaur
        - Niby dlaczego nie możesz? Nie ograniczają cię żadne zasady poza własną wolą - drążyła księga.
        - Obiecałam i dotrzymam obietnicy. Uratujemy Jarzębinę - znów sprzeciwiła się księdze - A potem... Potem pognam gdzie mnie oczy poniosą - dodała z rozmarzeniem.
        - To dlaczego nie ter...
        - Cicho bo cię spalę - warknęła kopytna, która najwyraźniej również miała swoje granice cierpliwości. Tom zamilknął biorąc groźbę na poważnie. Jakby nie było miał wgląd w centaurze myśli. Kara nie umiała czytać, ale wiedziała, że ogień nie służy pergaminom. Nie wątpił również w upór kopytnego stworzenia.
W tym samym momencie do Nem podeszła Sinfee i nieśmiało przedstawiła swoją prośbę. Kara patrzyła uważnie, równie dokładnie słuchając driady.
        - Więc masz walnąć byka kamieniem, używając jedynie słów? - zapytała na koniec, by upewnić się czy wszystko dobrze zrozumiała. Liściasta pokiwała głową. - Głupia ta próba - niedyplomatycznie skomentowała Kara - Ale oni wszyscy są dziwni, więc kto ich tam zrozumie... Nie ma problemu - odpowiedziała, kiwając głową.
Rozejrzała się dokoła szukając odpowiedniego kamienia. Gdy znalazła taki wielkości jabłka, cisnęła nim prosto w czoło druida.
        - Gotowe - uśmiechnęła się radośnie, idź powiedzieć, że wypełniłaś swoją misję. Jakby na potwierdzenie pokiwała poważnie głową, by zaraz zobaczyć odchodzącą Nireth. Elfka wreszcie raczyła zacząć ich prowadzić, więc Nem sprawnie dołączyła do niej, zakładając, że reszta grupy również podąży tą drogą.

        Widząc kraty, ciekawość centaura sięgnęła zenitu. Jaskinia wyglądała tak interesująco i tak, tak... domowo. Podczas gdy mag cofał się jak najdalej od wejścia, Kara minęła łuczniczkę i kratę by lekkim krokiem zniknąć w ciemności. Mrok był tak gęsty, że Nem całkowicie stopiła się z czernią. Tylko stukot kopyt odbijał się echem po jaskini, informując, że centaur tam wszedł. Zaraz potem do dźwięku podków doszło nieziemskie warczenie. Warkot nabierał na sile, aż przerodził się we wściekły charkot i kłapanie zębów. Na koniec rozległ się potworny skowyt i na chwilę zapadłą cisza.
        - Jak możesz go tu więzić? - z cienia dobiegł oburzony głos centaura - Przecież on jest nieszczęśliwy!
Nemain podeszła do krat, ale nie opuszczała cienia. W objęciach niosła bestię pokrytą gładką suchą skórą w kolorze grafitu, bez jednego włosa. Potwór miał maleńkie czarne ślepka, duże uszy podobne do nietoperzych, które tulił do karku. Straszył wielką paszczą pełną nie mniej okazałych zębów, odsłaniając je i pieniąc się, nie mogąc dosięgnąć swojego kopytnego wybawcy. Żylaste łapy zamiatały powietrze tnąc je pazurami ze świstem. Bydle nie wyglądało jakby podzielało entuzjazm co do swojego oswobodzenia, ale też daleko mu było do pełnej furii. Jakby trochę godziło się z losem, że nie może wydostać się z chudych ale wcale nie słabych ramion centaura, który trzymał go lepiej niż najcenniejszy skarb.
        - On chce wrócić do domu - powiedziała z wyrzutem Kara, głaszcząc piekielnego stwora po wystających żebrach, jakimś cudem, bez rozluźniania uchwytu. Najwyraźniej nie był to koniec gorzkich słów, gdyż Nemain odezwała się ponownie.
        - Słyszałam, że elfy są dobre i kochają naturę. Ale wy wcale tacy nie jesteście! Od samego początku, jak nie atakujecie, to obrażacie. A teraz się okazało, że jeszcze lubicie tortury. Tak bardzo chciałam was poznać, ale teraz, to nie chcę mieć z wami nic wspólnego! - wykrzyczała z oburzeniem Kara. Gdyby nie Jarzębina to już by widzieli tylko jej zad.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        Agelatus nie zwrócił szczególnej uwagi na kamień, którym kopytna przyrżnęła mu w czoło. Jakoś nie był wyczulony na głupkowate zaczepki. Olał temat, jak większość tematów, które nie miały dlań żadnego znaczenia. Wrócił do tego zdarzenia dopiero, gdy podeszli do niego Yrinjakis i Sinfee.
- Dostałeś kamieniem? – zapytał mag rzeczowo.
- Dostałem – potwierdził druid. Radość, która rozjaśniła twarz młodziutkiej driady mogłaby oświetlić mroczne odmęty najgłębszych przepaści oceanu.
- Dużym?
- Niedużym. – wzruszył ramionami półbyk. – Mniej więcej wielkości twojej pięści… - przyjrzał się dłoniom bibliotekarza. – …no, twojej piąstki – poprawił się.
Uczony puścił złośliwość mimo uszu.
- Od dziewczynki? – dopytał jednak wskazując towarzyszącą mu liściastą, by się jeszcze upewnić.
- Nie – zaprzeczył rogaty, bo nie widział żadnego powodu, by ściemniać. – Centaurzyca we mnie rzuciła. – wyznał szczerze.
Czarodziej popatrzył chmurno na driadę, a na jej drobnej twarzy pojawiły się oznaki paniki.
- Nie tak się umawialiśmy. – powiedział spokojnie, ale w jego głosie znać było niezadowolenie.
- Ale.. Ale… - zaczęła się jąkać coraz bardziej zrozpaczona dziewczynka. – …przecież Groszek powiedziała, że wystarczy poprosić Nemain… i już… i wtedy ty będziesz mnie uczył.
- Miałaś ćwiczyć magię, a nie kombinować naokoło. – stwierdził oschle.
- Ale ja naprawdę chcę poznać magię… - zawołała w bezsilnym buncie.
- Skoro słuchasz ich a nie mnie, to niech cię Groszek uczy słów inkantacji i czarów, albo Nemain jak rzucać kamieniami. – powiedział, brutalnie sprowadzając małą na ziemię. – Niestety, ale twoja próba nie może zostać zaliczona. – Stwierdził bez ogródek, po czym odwrócił się i nie przejmując więcej niedoszłą uczennicą podążył za Nireth.
        Driada zamarła z rozdziawioną buzią. Jeszcze nie płakała, ale wszystko było tylko kwestią czasu. Widocznie zabolały ją dotkliwie słowa elfa, ale chyba jeszcze bardziej pogrążało ją w rozpaczy, że kolejny raz zmarnowała szansę na nauczenie się czegoś konkretnego, co pozwoliłoby jej wyjść z denerwującego, choć pociesznego niezgulstwa i całkowitej nieużyteczności społecznej.
        Agelatus widząc traumę dziewczynki przykucnął przy niej. Pysk barbarzyńcy nadal znajdował się znacznie powyżej jej twarzy, ale już zdecydowanie bliżej, niż gdyby patrzył na nią ze swojej normalnej wysokości. Mogli więc nawiązać w miarę intymny kontakt wzrokowy. Blondynka wilgotniejącymi oczyma cały czas patrzyła za oddalającym się Inglorionem, ale wreszcie zwróciła uwagę na wielkiego brata, spojrzała na jego ponurą mordę i już nie powstrzymywała łez. Rozpłakała się tak rzewnie, jak jeszcze nigdy dotychczas. Olbrzym pozwolił jej na wtulenie się w swojego masywnego bicepsa, pogłaskał ostrożnie jej płową burzę włosów i odczekał, aż dziewczę się uspokoi i zacznie rejestrować to co chciał jej powiedzieć. Długo to trwało, ale przynajmniej miał czas na odpowiednie sformułowanie swoich myśli, w sposób najdelikatniejszy jak się tylko da. W końcu jednak przestała szlochać, a on odezwał się do niej:
- Oboje wiemy siostrzyczko, że przez ograniczenia rasowe nigdy nie będziesz tak wspaniała jak minotaury. – zaczął swój wykład, jak na siebie bardzo łagodnie. – Zdaję sobie też sprawę z tego, że sama ta świadomość może wpędzać w depresję, powodować, że wszystkiego się odechciewa i wywoływać myśli samobójcze. Ale mimo to nadal nie warto rezygnować z dążenia do osiągnięcia pewnej przydatności. Wiesz, że ci kibicuję. I właśnie dlatego potwierdzam, że elf ma rację.
        Nie rozpłakała się ponownie. Odkleiła rumianą buzię od ramienia wielkiego naturianina i spoglądała mu w oczy, smutnym, ale nad wyraz rozumiejącym wzrokiem. On natomiast kontynuował.
- Zastanów się co ty chcesz tak naprawdę osiągnąć i do tego właśnie celu uważnie dobieraj nauczycieli. Droga, którą ja podążam – klepnął się dumnie w pierś. – Droga barbarzyńcy… – wyjaśnił. – …zdecydowanie nie jest dla ciebie…
Chciała chyba zaprotestować, bo przerwała mu głośnym świstem wciąganego do płuc powietrza, chyba w przygotowaniu do jakiegoś gwałtownego sprzeciwu, ale zanim zdążyła cokolwiek pisnąć półbyk delikatnie dotknął jej biodra. Nie chciał zrobić jej krzywdy, po prostu tylko szturchnął i wytrącił z równowagi. Nie trzeba było żadnych więcej słów, wszystko było aż nazbyt oczywiste. Minotaur miał palce grubsze niż kibić driady. Przyjęła pokornie tą prawdę i wypuściła nabrane wcześniej powietrze z zaledwie westchnięciem.
- Twoja droga na pewno będzie inna, ale wcale nie gorsza. – powiedział jakby na pocieszenie. – Znasz wartość lojalności i wiesz czym jest odwaga i poświęcenie. Masz łeb nie od parady. Potrafisz odróżnić dobro od zła. Tamta ciota zdecydowanie jest w twoim zasięgu – wskazał za Yrinem. – A jak dla mnie, to spokojnie możesz ją kiedyś pokonać. Ćwicz tylko tą swoją magię. Rzucaj we mnie kamieniami ile wlezie. Krzywdy mi nie zrobisz. Jestem pewien, że wreszcie zaliczysz próbę. A gdy on cię już przyjmie na szkolenie i nauczy cię jak poruszać się po świecie magii, to kiedyś będziesz mogła sama zacząć rozwijać swoje talenty. I wtedy spokojnie prześcigniesz te elfie pokraki.
Mowa Agelatusa zaczynała się już robić niebezpiecznie cukierkowa i zdecydowanie mało barbarzyńska, dlatego uznał, że należy ją zakończyć z odpowiednio twardym morałem.
- Ale to musisz sama sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcesz wyrosnąć na kogoś pożytecznego, czy być tylko wiecznym utrapieniem jak Groszek, albo zakałą swojego rodu jak jej (z całym szacunkiem) głupkowatość Nemain, która uparła się, że mózgu wcale używać nie będzie, bo nie!
        Dał jej chwilę, by sobie to nieco poukładała w odpowiednich szufladkach. Wyprostował się i popatrzył za oddalającą się grupą. Przekręcił wielki łeb, aż chrupnęły kości w masywnym karku i roztarł ścierpnięte od długotrwałego kucania kolana. Po czym ponownie przeniósł wzrok na małą dziewczynkę.
- Idziemy? – zapytał niby niezobowiązująco, ale dudniący bas szamana mógł sprawiać wrażenie ponaglającego. Liściasta była już jednak przyzwyczajona do przygnębiającego sposobu wysławiania się rogatego towarzysza, więc nie odebrała tego w ten sposób. Skinęła po prostu główką wyrażając swoją zgodę, że tak właśnie należałoby zrobić.
- To wsiadaj – zaproponował, a kobietka ponownie nie odezwała się, tylko skrzętnie wdrapała się na wieki bark kolegi, objęła rączkami jego poroże i bodnęła piętką sygnalizując, że jest gotowa do drogi.
Ruszyli za kolorową bandą zmierzającą do klatki z diabelstwami Nireth.


        Dotarli do zakratowanej jaskini. Opowieść łuczniczki o siedzącym wewnątrz potworku nie była jakoś specjalnie pobudzająca. Oczywiście dla tych osobników w grupie, którzy zdążyli już dorosnąć. Panna Faelivrin wiedziała czego się spodziewać, więc nie podniecała się swoją własną bajką. Agelatus i Yrinjakis również nie okazywali emocji, choć w zupełnie odmienny sposób. Minotaur prezentował zwykłą sobie postawę niezniszczalnego barbarzyńcy, który niczego się nie boi ufny w swoją zwierzęcą siłę, morderczy instynkt i niezmordowany charakter. Elf natomiast zadarł nosa i podchodził do tematu z chłodną głową znawcy tematu albo kogoś, kogo nie da się zaskoczyć, bo w życiu widział już wszystko.
        Jeśli chodzi o resztę, to jedynie Sinfee siedząca wysoko na barku szamana nadal pozostała spokojna i pogrążona we własnych myślach. Pozostała gówniarzeria zachowała się zgodnie z przewidywaniami. Gajłak natychmiast dał taktycznego dyla w krzaki, Mitrelin zatrząsł się jak galareta i wycofał zaraz za tchórzliwym kojotem, Nemain bez zastanowienia i z szeroko uśmiechniętą paszczą ruszyła do groty, jakby wydawali tam za darmo złote jabłka. Do pełnego obrazu tragikomedii, do którego koleżanki zdążyły już druida przyzwyczaić brakowało tylko groszkowego zygzakowania po całości terenu i jej wariackich okrzyków: „Jarzębina!”, „Żołędzie!”, „Sokownik!”, „Wróżki!” powtarzanych dobitnie jak jakieś zaklęcia, ale bez ładu i składu, bez sensu i w zupełnie przypadkowej kolejności. Rogaty był jednak pewien, że i to zaraz się wyrówna. Nawet się nie łudził, że mała, zielona siewczyni zamieszania da im na dłużej od siebie odpocząć.
        Nemain wparowała do jaskini i wkrótce pojawiła się z powrotem u jej wlotu trzymając w rękach poskręcany, karłowaty egzemplarz podziemnej poczwary. Widok jego gołej, pergaminowej skóry, chorobliwego wręcz chuderlactwa, żałości w oczach i boleściwe wycie nasunęły szamanowi na myśl wspomnienie cierpień Efialtesa – jego klanowego brata, którego Matka Natura nie wiedzieć czemu pokarała straszną fizyczną chorobą. Pemfigoid i trąd, a do tego zwiększona łamliwość kości i praktycznie brak krzepliwości krwi – skazy, które zupełnie wykluczały biednego chłopaka z aktywnego udziału w codziennej działalności minotaurów, gdzie wyłącznie krzepa, wytrzymałość, niezłomność i odwaga stanowiły o przydatności poszczególnych osobników. O ile jednak klan zawsze troszczył się o swoich i Efialtes dokonał swojego zaledwie kilkunastoletniego żywota we względnym spokoju i zaznając od współplemieńców opieki, pewnej ulgi w cierpieniu, miłości braterskiej i solidnej więzi z grupą, to ten tutaj śmieć był wstrętnym, zatęchłym wypierdkiem z obcego planu, którego należało zwyczajnie zlikwidować.
        Półbyk przyglądał się jak kopytna głaska wystające żebra pokracznego stworzenia, jak jej uśmiech posyłany piekielnikowi nabiera tego olśniewającego blasku, który tak go zawsze zachwycał, jak jej ramiona delikatnie zaplatają się wokół wyłysiałego cielska. Sam bez głębszych przemyśleń roztrzaskał by to paskudztwo o skałę, ale ona tuliła to coś do siebie jak najdroższy skarb. Jej wybuch wściekłości i gorzkie uwagi wobec elfki rozwiały wszelkie wątpliwości. Wyraźnie litowała się nad tym szkaradztwem.
        Litość – to było chyba jedyne uczucie, którym można wzbudzić czułość Nemain. Cóż, widać po tym, że wbrew pozorom była równie upośledzona jak Efialtes. Z tym, że biednemu minotaurowi padło na fizyczność, a centaurzycy centralnie na głowę. Barbarzyńca nie chciał rozstrzygać co lepsze. Miał to szczęście, że u niego wszystko było jak najlepszym w porządku.
        „Litość…” – pomyślał. – „A więc trudno.” – nie bez ogromnego żalu, ale jednak ostatecznie pożegnał się z marzeniem o świetlanej przyszłości mając u swego boku niezbyt błyskotliwą, ale przesympatyczną kopytną. Akurat litość to było ostatnie uczucie, które Agelatus chciałby w kimkolwiek wzbudzać. Poza tym przy jego wspaniałych, nieosiągalnych walorach potężnej muskulatury i krystalicznego charakteru nie mógł wywoływać u samic wobec siebie innych uczuć, jak tylko tych na literki „Z” (zachwyt, zauroczenie, zakochanie, zadowolenie, zamiłowanie, zwierzęce żądze) albo „P” (podziw, pożądanie, potulność, pokorę, przemożny popęd płciowy). U wszystkich samic, oprócz oczywiście tych, którym Matka podczas tworzenia wpakowała do głowy jakiś wybrakowany egzemplarz mózgownicy - „ze zgniłego żołędzia.” – jakby to powiedziała Groszek. Uśmiechnął się do swoich myśli, ale jego szkaradna gęba nadal pozostała niewzruszona. - „Trudno” – powtórzył w myślach, po czym razem z Yrinjakisem zabrali się do roboty.
        Nie było tego dużo do zrobienia. Korzystając z faktu, że Nem dostarczyła obiekt tuż pod kratę czarodziej od razu rozpoczął przepytywanie. Gadali ze zwierzem w paskudnym dialekcie, od którego więdły uszy, ale na szczęście pomniejszy pomiot nie stawiał magowi dużego oporu. Dosłownie chwilę zajęło wyciągnięcie wszystkich potrzebnych informacji. Natomiast druid słabo znał język piekieł, w zasadzie tyle, ile potrzebował by rozpoznawać bojowe inkantacje i czarne przekleństwa. W swojej karierze łowcy przybyszów z innych planów słyszał je już tyle razy, że potrafił je odróżnić i wiedział jaki mniej więcej efekt mogą spowodować. Dlatego stanął tylko z tyłu i nasłuchiwał słów wycharkiwanych przez potwora, gotów w razie potrzeby uruchomić drzemiącą w kosturze obronną magię harmonii. Zachowanie stwora było i tym razem również jak najbardziej typowe. Nie próbował walczyć. Nie przerażało go starcie z całym Królestwem elfich pederastów, ale na atakowanie pojedynczego minotaura nie znalazł w sobie sił, ani odwagi. Piekielni – banda ciot, tchórzy, cweli i frajerów.
        Kiedy wreszcie Olwe zakończył rozmowę i gwałtownie się wyprostował w rozszerzonych szeroko źrenicach siwowłosego bibliotekarza widać było, że jest mocno wstrząśnięty. Milczał uparcie, jakby coś analizował. Chyba zastanawiał się, czy podzielić się z nimi tym, czego się dowiedział od wysłannika z czeluści, ale ostatecznie nie zdecydował się na to w tym momencie.
- Musimy wyciągnąć stamtąd Sivitha! – powiedział tylko.
Natychmiast potem zamknął oczy, pochylił głowę, rozłożył szeroko ręce i szybką, niewyraźną inkantacją począł uruchamiać potężną magię przestrzeni. Nie reagował na żadne pytania tylko plótł skomplikowaną sieć czarów. Dłuższą chwilę kiwał się tylko na boki jak paralityk, a poza jego burczeniem nic się więcej nie działo. Wszyscy oprócz Mitrelina poczynali już wątpić w kompetencje starego Yrinjakisa, gdy nagle tuż za plecami siwowłosego wyrósł pulsujący mroczną, buropomarańczową energią okrągły portal i z głośnym chlipnięciem wciągnął maga do środka.
- Właźcie! - posłyszeli głos Ingloriona, jakby dochodził do nich z dna przepastnej studni.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Nie dostrzegając zagrożenia, Groszek pofrunęła prosto za Kopytną do wnętrza jaskini. Niestety szybko przekonała się, że w otaczającym ją mroku, nie jest w stanie latać, ani dojrzeć czegokolwiek poza zasłoną ciemności. Nie mając innego wyjścia Skrzydlata wróciła do towarzyszy stających przed zaimprowizowanym więzieniem.
        - Nic z tego. Nic tam nie widzę. My dzienne wróżki nie latamy po nocach, ponieważ wtedy porozbijałybyśmy sobie głowy. Zapewne te nocne tak robią. Chociaż do końca nie mam pojęcia czy w ogóle nocne wróżki istnieją. No bo skoro one pojawiają się wtedy gdy ja i Jarzębina śpimy, to niby kiedy miałybyśmy je zobaczyć. Z drugiej strony żołędzie z Sokownika spadają także w ciemności, a więc powinny istnieć też takie wróżki, które w ciemnościach mogłyby je zbierać. Tylko że te nocne Skrzydlate najpewniej też słabo widzą w mroku, ponieważ nad ranem pod Sokownikiem zwykle jest mnóstwo żołędzi, a nie podejrzewam ich o lenistwo. - Filozoficznie rozważała Groszek.
        - Posłuchaj – nie wytrzymała Nireth – to co próbujesz nam powiedzieć zapewne jest fascynujące, ale następnym razem, zanim zaczniesz swoją tyradę, warto spytać czy ktokolwiek chce tego słuchać.
        Elfka spojrzała w kierunku Nemain i stwora trzymanego w ramionach centaura, głośnym prychnięciem wyrażając swoją dezaprobatę. Kopytna była najbardziej naiwna istotą jaka w życiu spotkała łuczniczka. Wydawało się to niemożliwe, ale czworonoga przebijała pod tym względem driadę i wróżkę razem wzięte. Mogła wysłuchać dziesiątki opowieści o bestiach siejących spustoszenie w Kryształowym Królestwie, ale wystarczyło że zobaczyła drobne stworzonko, by od razu uwierzyć w jego niewinność.
        - Czy wy tam na swoich pustkowiach macie w ogóle pojęcie jaka jest natura Zła? Nigdy nie uczono was ze mroczne siły mogą wyglądać pięknie, potulnie, przyjaźnie, a nawet wydawać się bezbronnymi i sympatycznymi istotami, wyczekującymi na twój szlachetny gest? Zwykle to tak działa. Zło najpierw spróbuje cię omamić i zyskać twoje zaufanie, a gdy już zyska pewność że mu nie zagrażasz, wtedy zniszczy cię doszczętnie.
        Łuczniczka spokojnie odczekała aż mistrz Olwe zakończy swój rytuał, po czym chwytając stworzenie za kark, kontynuowała swoja przemowę.
        - Pokażę ci coś. – Nie dając centaurowi czasu na reakcje, Nireth cisnęła stworem na kilkanaście kroków, w kierunku pobliskich skał. Wyglądało to jakby chciała roztrzaskać o nie piekielnego, jednak nic takiego się nie stało. Zamiast tego stwór zaczął się przeobrażać. W oczach urósł do rozmiarów dorosłego wilka, jego łapy się wydłużyły, a w pysku pojawiły się kły, ostre niczym sztylety. Piekielny instynktownie wyczuł iż oto nadarza się dla niego okazja do ucieczki, dlatego też zdecydował się przybrać taki kształt który pozwoli mu się jak najszybciej przemieszczać w gęstych zaroślach.
        Tymczasem Nireth spokojnie sięgnęła po łuk, będąc przekonaną iż nie ma stworzenia szybszego od strzały.
        - Samotnie nie stanowi zagrożenia dla wioski, jednak dziecko zgubione w lesie nie będzie miało z nim szans. – Podsumowała Faelivrin.
        Wbrew przypuszczeniom elfki, Piekielny nie rzucił się od razu do ucieczki. Jego położenie diametralnie zmienił portal jaki otworzył bibliotekarz. Wyczuwając możliwość powrotu do Otchłani, bestia gotowa była zaryzykować w tym celu wszystko, nawet jeśli miało to oznaczać walkę z minotaurem. Stwór ponownie przemienił swoją formę, tym razem przyjmując postać najlepiej znaną elfom. Urósł do wielkości niedźwiedzia, jego grzbiet pokryły kolce, pysk się rozszerzył, a wokół uszu pojawiły potężne rogi. Ogon zmienił się z coś co przypominało sprężysty bicz, a masywne łapy pokryły ostre pazury.
        Piekielny zdawał się czekać, tak jakby rozumiał iż wcale nie musi atakować od razu. Jeśli pozwoli by kilku z jego przeciwników przeszło przez portal, z tymi którzy pozostaną po tej stronie poradzi sobie bez trudu.
        W tej chwili Groszek zdawała się być jedyną która kompletnie nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Wróżka zdecydowanie bardziej pochłonięta była dziełem Yrinjakisa. Oblatywała portal na około tylko po to aby przekonać się iż jest on nie grubszy od liścia. Skrzydlata zaryzykowała nawet włożenie głowy do środka, chcąc sprawdzić co się stanie. O dziwo wewnątrz nie dojrzała niczego. Przez chwilę poczuła się jakby zanurkowała pod wodą, jednak gdy tylko się wycofała jej włosy wcale nie były mokre.
        - Zadziwiające jezioro. – Stwierdziła wróżka. – Nie tylko pionowe, ale w dodatku suche. Jarzębina nigdy mi nie uwierzy w istnienie czegoś takiego. A zaraz potem zapyta co było w środku. To idziemy?
Nemain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 142
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Nemain »

        Nemain zmarszczyła brwi spoglądając na elfkę. Uszata nie należała do najmilszych stworzeń, ale ton, którego użyła tym razem zaczął drażnić Karą, przypominając jej dom aż za bardzo. Oczywiście, że wiele jej mówiono, tylko ona nigdy nie słuchała uważając, że starszyzna równie dobrze może się mylić. Nie raz nasłuchała się jak niewłaściwie się zachowuje. Wiele razy mówiono jej o zewnętrznym świecie. Jeszcze więcej o tym co było złe. Problem tkwił w niedowierzaniu Nem. Ta sama starszyzna twierdziła, że był z niej tragiczny centaur. Jak mogła być tragicznym centaurem, skoro nim się urodziła i nim po prostu była. To tak jakby mówić, że jedna rzeka jest lepsza od drugiej, bez sensu, było po prostu inne. Podobno miała być beznadziejnym biegaczem, a okazała się być szybszą i wytrzymalszą od klanowych wojowników. Jak ci, którymi kierowały głupie przesądy i zachowywali się jak pociągowa szkapa wędrująca z klapkami na oczach, mogli być autorytetem. Zakorzenione wątpliwości ugruntowała go podróż. Świat wcale nie był zły, był ciekawy i fascynujący. Oczywiście, że rzadko kiedy pozory pokrywały się z prawdą, ale tym bardziej kopytna nie zamierzała dać wiary w słowa Nireth. Elfka była zbyt pewna siebie, nie pozostawiała miejsca na różne możliwości, szastała czarno-białymi podziałami, zupełnie jak w jej dawnym klanie. Tak więc, nie tylko łuczniczka zastosowała nienajlepszy argument, ale trudno byłoby znaleźć gorszy.
        - Kto decyduje o tym co jest złe? Ty? - Nemain popatrzyła z góry na dowódczynię elfich oddziałów - I ty i całe to wasze królestwo idealnie podchodzicie pod tę definicję, po za przyjaznością oczywiście, bo tego jednego nie można wam zarzucić - ton centaura zmienił się nie do poznania. Głos nabrał nieprzyjemnej chrypy, zbliżając słowa do warkotu a na twarzy próżno by szukać uśmiechu.
Tkwiąca w jukach książka aż się zapowietrzyła. Centaur nie tylko myślał, może na opak, nieszablonowo i po swojemu, ale jednak potrafił. Więcej właśnie takiego myślenie potrzebowała Ona… Dlaczego więc kopytne stworzenie zazwyczaj wolało tego nie rozbić, było zagadką. Jednak tom uspokoił się odrobinę. Była nadzieja, najwyraźniej trzeba było odpowiednio porozumieć się z czupurnym półkoniem. Albo zostawić tę sprawę elfom, które chyba miały dryg do drażnienia karej naturianki, która po raz pierwszy wyraźnie traciła cierpliwość.

        Nemain nie podobały się dziwne rytuały starego elfa ani spojrzenia Nireth, chociaż stała nieruchomo, trzymając swojego nowego pupilka. Do czasu.
        - Co ty robisz? - krzyknęła rozzłoszczona, gdy elfka wyrwała jej z rąk piekielną bestię. Nem nie chciała zrobić uszatej krzywdy i tylko dlatego nie zareagowała. W zamian spojrzała na Faelivrin nieprzychylnie i wróciła wzrokiem na stwora, pozytywnie zaintrygowana przemianą.
        - Jaki ładny... - mruknęła, ale widząc łuk zbystrzała. Może nie chciała uszkodzić elfki, ale stać bezczynnie tez nie zamierzała - Z tygrysem też dzieciak nie ma szans - odparła z brutalną szczerością - W tym celu należy pilnować swojego potomstwa. - Zakończyła dzieląc uwagę pomiędzy napinany łuk, a potwora, który znów nabrał nowych kształtów.
        - Nawet się nie waż - odpowiedziała sucho, ręką zmuszając elfkę do opuszczenia wymierzonej strzały. - On jest mój - warknęła stępem ruszając w stronę bestii. Stwór miał widoczną chęć odsunąć się od Karej, choćby z uwagi na drażniące amulety, ale kamienna ściana za plecami uniemożliwiała mu ucieczkę. Nemain stanęła dokładnie na linii potencjalnego strzału i pogłaskała warczącego piekielnika po rogatym łbie.
        - Choć do domu - powiedziała cicho, a stwór zamarł z wciąż obnażonymi kłami. Bestia znajdowała się gdzieś na pograniczu zwierząt i piekielnych istot rozumnych. Można było porozumieć się z nim w czarnej mowie, ale jak się właśnie okazało, również mowa zwierząt okazała się dla niego w miarę czytelna. Zwierz opuścił łeb i znów warknął głucho.
        - Mówię, choć do domu - Kara powtórzyła z większym naciskiem. Piekielnik przestał warczeć i ociągając się lekko, zaczął iść u boku centaura. Zaraz potem dołączył do nich Baal, który obrał sobie drugi bok centaura. Idąc w takiej obstawie, kopytna uśmiechnęła się do Groszek.
        - Idziemy - Nem przytaknęła wróżce, przechodząc przez portal wraz z rogatym stworem i gajłakiem.

        Przez chwilę poczuła się jakby włożyła głowę do strumienia. Wstrzymała oddech, gdy ogarnęła ją ciemność. Mgnienie później kopyta dotknęły pylistej ziemi. Nem rozejrzała się po pustkowiu. Ciemne chmury przykrywały niebo, a spod nich, zamiast słonecznej poświaty przebijała się krwistoczerwona łuna. Kara rozejrzała się uważnie, postępując kilka kroków przed siebie. W głowie słyszała szczęk broni i huk płomieni, chociaż wokół panował spokój i cisza. Miejsce wydawało się ciekawe. Na pewno mogłaby się tu nieźle wybiegać. Gdy już upewniła się, że chwilowo nic się na nią nie rzuci, a całe to piekło wydaje się być całkiem miłym i przede wszystkim ciepłym miejscem, spojrzała w kierunku portalu, z którego powinni nadejść pozostali.
Agelatus
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 58
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Minotaur
Profesje: Szaman , Wędrowiec , Łowca

Post autor: Agelatus »

        Agelatus zestawił Sinfee z ramienia na ziemię jeszcze zanim czarodziej zaczął otwierać portal. Przeszkadzałaby mu tylko w walce. Mała oczywiście znów się o coś obraziła, ale nie był w nastroju rozwiązywać kolejne durne kalambury, by próbować dowiedzieć się o co jej chodzi tym razem. Ciężko mu szło dogadywanie się ze swoim nieogarniętym rodzeństwem. - „Przejdzie jej” – pomyślał i lekceważąco machnął na nią pędzelkowatym ogonem.
        Z pyskatą elfką za to by się chyba jakoś porozumiał. Chyba. Strasznie chojraczyła, ale przynajmniej światopoglądy im się zgadzały. Też zniszczyłby to wyłysiałe paskudztwo bez oglądania się na żadne litości i sentymenty. Obserwował zatem z zaciekawieniem jak Nireth szykuje łuk do strzału i zastanawiał się, czy wystarczy tylko jedna strzała łuczniczki zatopiona po same pióra w czaszce tego piekielnego przybłędy, czy będzie musiał jeszcze poprawić paskudzie z kostura. Nagle jednak całe polowanie na diabelstwo posypało się jak jesienne liście, bo w prostą z pozoru sprawę wmieszała się Nemain. Z rezygnacją patrzył na kolejny pokaz niedowładu umysłowego kopytnej koleżanki. Chroniła tego potworka jakby był jej młodym. Nie ma co, popieprzyło ją, i to zdrowo.
- Ale głupie te centaury. – zakręcił wskazującym palcem wokół swojego ucha, gdy kara wraz ze swoją dziwną bandą zniknęła w błyszczącej tafli portalu.
        Groszek nigdzie nie widział, co nie było raczej niespotykanym zjawiskiem, bo chuchrowata wróżka mogła się schować pod byle listkiem, ale co więcej, nie słyszał z nikąd nieprzerwanie kłapiącej jadaczki zielonego bzyczka, co mogło oznaczać tylko jedno, a mianowicie, że małej plotkary nie ma w pobliżu. Pewnie przeleciała na drugą stronę. Tego już nie chciało mu się komentować. W Kryształowym Królestwie pozostał tylko minotaur, panna Faelivrin, Sinfee i Mitlerin. Olał dziewczyny, ale podszedł do zarośli, w których ukrywał się uszasty ciamajda i sprawdzonym już chwytem za gardło wytargał lebiegę z krzaków. Przysunął sobie jego pobladłą buźkę na wysokość pyska i prychnął mu w twarz zatęchłym powietrzem z przepastnych chrap. Chyba tylko uścisk na krtani spowodował, że uczeń bibliotekarza nie zwrócił zawartości swojego żołądka.
        Druid nie przejmował się wcale jego przeżyciami wewnętrznymi. Odwrócił się i wskazując spiczastouchemu pulsujący energią portal zapytał (na początek uprzejmie).
- Wiesz jak to gówno zamknąć?
- Eee? – młody adept magii mimo swojej nieciekawej sytuacji zdobył się na odwagę i nie odpowiedział zgodnie z oczekiwaniami barbarzyńcy. Zamiast „Tak” albo „Nie” wykrztusił z siebie debilne: - Co?
Na szczęście jednak dla niego ta pierwsza próba sprowokowania berserkera nie udała się.
- Patrz mnie na usta – rogaty całkiem spokojnie uniósł ponownie twarz elfa przed swoją paszczę i wyartykułował powoli, przesadnie wykrzywiając przy tym bydlęce wargi, żeby niedorobiony elf zrozumiał: – Umiesz zamykać takie portale czy nie?
- Ta..ak – wydukał niepewnie chłopak.
- Świetnie – burknął chyba zadowolony szaman. – To zamykaj ten pieprzony właz do szamba i kończymy zabawę.
- Ale…
- Czy ja mówię niewyraźnie?! – tym razem półbyk ryknął wściekle na przerażonego wymoczka. Jasno okazało się, że kolejna próba sprawdzania cierpliwości dzikusa nie była dobrym pomysłem. – Zamykaj to i bierzemy się za poważną robotę.
- A co z mistrzem Yrinjakisem? – próbował jeszcze oponować początkujący czarodziej.
- Poradzi sobie. – prychnął krótko naturianin.
- A twoje koleżanki? – próbował jeszcze innego sposobu wzbudzenia sumienia wielkiego jaskiniowca.
- Też se poradzą. – odwarknął druid. – Co cie one w ogóle obchodzą? Zamykaj to cholerstwo! – pogonił go.
- „Agelatusie! Co ty wyprawiasz!” – posłyszał za sobą delikatny szept.
- Nie wtrącaj się kobieto! – zacharczał już nieźle rozjuszony, a myśląc, że to driada śmie zwracać mu uwagę odwrócił się gwałtownie i zamachnął się szponiastą łapą na smarkulę. Oczywiście nie miał zamiaru jej uderzyć, a jedynie zaprezentować dzikość swej furii i porządnie nastraszyć małą sierotkę, żeby więcej nie wtrącała się w sprawy dorosłych. Cóż, dziewczynkę albo sparaliżowało, albo miała niezmąconą pewność, że wielki brat nie byłby w stanie jej skrzywdzić. Stała nieruchomo wpatrując się w ponury pysk minotaura i tylko w wielkich oczach liściastej zaszkliły się wzbierające jeziora łez. Nie zdążył się rozczulić, gdy w głowie ponownie posłyszał ten sam głos:
- „Zostaw małą! To ja jestem.” – teraz dopiero rozpoznał władczy ton Matki Natury. – „Możesz mi wyjaśnić co tu wyczyniasz?
- „To, do czego zostałem stworzony” – odparł bezczelnie. – „Pozbywam się z twojej Alaranii gnoju z innych planów i likwiduję przejścia…
- „Nie pieprz!” – ostro przerwała mu to marudzenie. – „Masz teraz inny rozkaz. Właź do środka!”.
- „Ja pieprzę głupoty?” – zdziwił się szczerze. – „A kto zaczął?
Źle zinterpretował milczenie swojej bogini po tak zuchwałych słowach. Odebrał je jako zachętę do dalszych bluźnierczych dywagacji.
- „Oboje wiemy, że zamknięcie tego portalu szybko i raz na zawsze rozwiąże twoje problemy ze zbuntowaną na cały świat córką i małą, skrzydlatą, stukniętą i denerwującą obrończynią żołędzi i jarzębin.
- „Chyba się zapominasz synu…” - łagodny głos potężnej, choć wyraźnie delikatnej niewiasty zmienił się diametralnie na takie zachowanie sługi. Wyraźnie stężał grzmiąc ostrzegawczo groźnym dudnieniem, jakby nadciągającego zza horyzontu huraganu. Berserker ze swojej natury nie bał się niczego, ale ze zdenerwowaną Matką Naturą wolał nie mieć do czynienia. Należało się ukorzyć, póki jeszcze była możliwość. Jak stał tak trachnął z hukiem na kolana.
- „Dobra, dobra…” – spokorniał i posłusznie skłonił hardy kark przed swoją Panią, choć jego oczy nadal ziały zwierzęcą furią. – „Spokojnie mamo.
- „Wiesz co masz robić!” – głos bogini dalej pobrzmiewał burzą z piorunami, choć wydawało się, że tym razem nawałnica jednak przejdzie bokiem. – „Działaj!
- „Tak jest!” – odstawił Mitlerina na ziemię po czym natychmiast posłusznie zasalutował Jej wolną ręką. Z zewnątrz mogło to wyglądać, jakby osiłek honor oddawał chłopcu, ale nawet jeśli ktoś obserwujący tą scenę tak ją zinterpretował, to raczej nie miał odwagi wyśmiać w twarz niekonsekwencji olbrzymiego mięśniaka.
        Minotaur wyprostował się i powstał z klęczek z głośnym chrzęstem przeskakujących w stawach kości. Ciągle zły i sfrustrowany popatrzył na pomarańczowe przejście. Stał tak chwilę, nieruchomo, jakby coś analizował. Wreszcie jednak zarzucił na ramię wielką gałąź Pradrzewa i powoli ruszył do portalu.
- Eh, kobiety… - westchnął szaman zrezygnowany. – „Wszystkie są takie same”.
- „Słyszałam!” – piskliwy krzyk zadzwonił w jego umyśle. Dźwięk paskudny, jak zgrzyt ostrza o szkło. Wielki barbarzyńca aż skrzywił mordę ze wstrętem.
- Muszę ciszej myśleć… - mruknął niewyraźnie pod nosem.
- „To też słyszałam!
- „To świetnie” – pomyślał jeszcze, zagłębiając już swoje wielkie cielsko w odmętach mrocznej energii bramy międzywymiarowej.
Po chwili był już po drugiej stronie.
Groszek
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Opiekun
Kontakt:

Post autor: Groszek »

        Wróżka rozejrzała się dookoła, szybko dochodząc do wniosku że miejsce po drugiej stronie płaskiego jeziora jest nieciekawe i odpychające. Krajobraz wyglądał ponuro, tak jakby ktoś celowo usunął z niego zieloną farbę. Drzewa rosnące w pobliżu dało się policzyć na palcach, wszystkie zaś wyglądały albo na uschnięte albo kojarzyły się z jakimiś olbrzymimi grzybami. Jakby tego było mało, w powietrzu unosił się rdzawy pył, ograniczający widoczność i praktycznie uniemożliwiający latanie, pomimo iż nie dało się odczuć większych podmuchów wiatru, które mogłyby podrywać z ziemi drobiny piasku. Groszek pomyślała iż mieszkańcy tego miejsca muszą być nieszczęśliwi. Prawdopodobnie nie było tu żołędzi, kwiatów, ani porządnego schronienia dla tutejszych wróżek.
        Najdziwniejsze w tym wszystkim było jednak to, że nie tylko sama okolica wydawała się obca. Skrzydlata była przekonana że ona sama również wygląda inaczej. Czuła się jakby większa i cięższa. Tak jakby na raz zjadła za dużo jagód. Z dziecięcą ciekawością zaczęła analizować swoje dłonie. Niby wszystko było tak jak wcześniej, ale samo poruszanie się przychodziło jej wolniej. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej upewniała się w przekonaniu iż prawdopodobnie choruje. Wróżki mogą żyć tylko w określonych ekosystemach, przy czym decydującym czynnikiem warunkującym taki stan, nie była dostępność pożywienia lecz ilość magii nagromadzonej na danym terenie.
        Groszek rozsiadła się na ramieniu Nireth. Nie miała pojęcia dlaczego tu się znalazły i czemu po zaspokojeniu własnej ciekawości, nie wracają na powrót do elfickiego królestwa. Postanowiła zatem skupić się na pilnowaniu swojej Jarzębiny. Tymczasem łuczniczka od razu podeszła do sprawy bardzo praktycznie, domagając się od Ingloriona stosownych wyjaśnień. Miała ambicję dowiedzieć się dlaczego znów przyjdzie jej robić za popychadło, uwikłane w tajemnicze sprawy magów.
        - Zdradzisz nam mistrzu Olwe dlaczego tu jesteśmy? No i czy możemy pozbyć się już tej śmierdzącej paskudy, zanim wprowadzi nas w jakaś pułapkę. – Spytała elfka, gestem dając do zrozumienia iż chodzi jej o stwora przygarniętego przez Nemain. Mimo wszystko minotaur mógł wziąć ów epitet za bardzo do siebie. Nireth nie zamierzała sprzeczać się z Kopytną. W tym przypadku powiedzenie o kopaniu się z koniem brzmiało nader dosłownie. W zupełność wystarczył jej fakt, że gdy tylko bibliotekarz da do zrozumienia, iż stwór nie jest im do niczego potrzebny, chwilę później ona zakończy jego marny żywot.
        Idiotyczne działania centaura miały też swoje plusy. Dzięki nim panna Faelivrin mogła zrozumieć dlaczego jej wcześniejsze metody nie przynosiły żadnych rezultatów. Okazało się że bestie które napadały Kryształowe Królestwo łatwo dało się kontrolować, a przynajmniej istniały osoby potrafiące dokonać jej sztuki. Stwarzało to duże prawdopodobieństwo tego że stwory te bezwiednie wykonywały polecenia dużo bardziej demonicznej istoty, a co za tym idzie, Nireth miała cel w postaci znalezienia i zniszczenie tego kogoś, kto tu pociąga za sznurki. Pozostawało pytanie czy Nemain, która dała radę okiełznać jedna osłabioną maszkarę, będzie w stanie powtórzyć swój wyczyn, gdy spotkają cała watahę jemu podobnych.
        - Groszek, miałabym do ciebie prośbę… - zaczęła elfka, jednak wróżka szybko weszła jej w zdanie.
        - Czy ja wyglądam jakoś inaczej niż wcześniej?
        - Nie zauważyłam. Więc chodzi o to abyś nie zbliżała się do tego potwora do chwili kiedy ci powiem. – Próbowała wyjaśnić Nireth, wywód której tym razem przerwał Mitralin, pojawiający się przy wejścia do portalu.
        Łuczniczka ze zdziwieniem uniosła brwi. Nie sądziła ze młody adept magii w ogóle zdecyduje się na taki ruch.
        - Driada nie przyjdzie. Powiedziała że Minotaur ją obraził i nie ruszy się ani na krok dopóki nie przeprosi. – Wydukał elf, najwyraźniej sterroryzowany by przekazać powyższą wiadomość.
Zablokowany

Wróć do „Kryształowe Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości