Lawendowy Dwór[Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

Lawendowy Dwór położony zaledwie kilka godzin jazdy wierzchem od samej stolicy. Jego właścicielem jest Lord Tristan an Anlagorth. Posiadłoś otrzymał on w prezencie ślubnym do króla i królowej. Obecnie lord zamieszkuje go lord wraz z dziećmi synem Elowenem i córeczką Prim.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

[Lawendowy Dwór]Do trzech razy sztuka.

Post autor: Tristan »

Ais siedziała za wielkim, mahoniowym biurkiem, w fotelu obitym czerwonym aksamitem. Dłonie miała położone na blacie i była lekko pochylona do przodu. Jej kasztanowe włosy upięte były w kok nisko na karku i ozdobione perłami. Na sobie miała ciężka, ciemnozieloną, aksamitną suknię ze złotymi zdobieniami.
- Tristan nie jest osobą, która byłaby w stanie zawieść czyjeś zaufanie. - Jej miękki głos wydawał się być bardzo pewny siebie. - Ale jeśli chcesz mogę pojechać tam na kilka dni, może wtedy będziesz spokojniejszy.
- Kilka dni nie wystarczy - odparł Gallel. Siedział po przeciwnej stronie biurka, w równie dużym fotelu co Ais, z rękami położonymi swobodnie na podłokietnikach.
- Komu nie ufasz? Mnie? Czy jemu?
- Wierzę i w twoje czyste intencje, i w intencje lorda, ale Rael jest za młoda, żeby spotykać się sam na sam z mężczyzną.
- Kto mówi, że będą sam na sam. Tam są dzieci, Gallel, i ich niańki. Rozumiem, że możesz nie ufać młodszej, ale Anabell ma już swoje lata, jest sędziwa i doskonale nadaje się na przyzwoitkę.
- Ale nie będzie z nią przez cały czas - odparł mężczyzna uparcie.
- Nikt nie jest w stanie być przy Rael cały czas, dobrze o tym wiesz.
- Ja chcę tylko żeby nie zostawali sam na sam - uparcie drążył temat niebianin.
- A więc ci mówię, że dwór jest pełen ludzi i nie musisz się o to martwić. I powtórzę się, jeśli chcesz pojadę tam na kilka dni, poobserwuję i zdam ci relację, chyba mi ufasz?
Gallel milczał przez dłuższą chwilę wpatrując się w niewzruszaną twarz lady Ais. W końcu nabrał głęboko powietrza i wypuścił je głośno.
- Ufam. Niech i tak będzie. Skoro jesteś tak uprzejma i chcesz z nią jechać. Lepszej opiekunki nie znajdę. A co z tą dziewczyną, jak jej było? Mahiri?
- Nic - powiedziała krótko Ais. - Była dla Tristana zbyt młoda duchem. Ona jest jak kolorowy ptak z Turmalii, a Tristan jest zbyt poważny dla takiego egzotycznego kwiatu jakim jest Mahiri. Nic do siebie nie czują, ani ona, ani on, możesz mi wierzyć.
Gallel pokiwał tylko głową. Nie pozostało mu nic więcej jak wiara w to, że Ais mówi szczerą prawdę, zresztą nie miał powodu by jej nie ufać. Nigdy go nie zawiodła, więc i tym razem nie powinna. Tristan miał na ogół dobrą opinię we dworze. Mądry, wykształcony, o świetnej pozycji i sporym majątku. Z perspektywami na przyszłość. Jako pomocnik generała Edgara był świetną partią. Poza tym miał nieposzlakowaną opinię. Żadnych tabunów kochanek, żadnych wielkich romansów i związanych z tym tragedii. Świetny ojciec, taki co to sam wychowuje swoje potomstwo, a nie tylko liczy na niańki. W zasadzie Gallel powinien cieszyć się z takiego obrotu spraw, w końcu Rael miała wyjść za kogoś porządnego, a nie za byle siusiumajtka.

Kilka dni wcześniej.

Tristan chodził niespokojnie wte i wewte, po wielkiej komnacie, która była kancelarią lady Ais. Wzdychał głośno i rozmasowywał sobie skronie. Wyglądał na zaniepokojonego...
- Nie wiem Ais... Nie wiem... Nie wiem czy nie jestem już tym zmęczony, co jeśli historia się powtórzy? - Podniósł głowę i spojrzał na lady Ais siedząca za swoim biurkiem.
- Nie jestem w stanie dać ci żadnej gwarancji i dobrze o tym wiesz, decyzja należy do ciebie. Jeśli nie chcesz, wszystko odwołam, powiem jej ojcu, że to już nieaktualne. Ale uważam, że nie powinieneś się zniechęcać. Ta dziewczyna jest inna niż Meredith i Mahiri. Owszem, jest młoda, ale jestem pewna, że jest dla ciebie idealną kandydatką. A co najważniejsze, ona poważnie myśli o zamążpójściu.
Tristan zmarszczył czoło i spojrzał wymownie w jej stronę.
- Wiesz, że przekonujesz mnie już kolejny raz?
- Wiem, ale cię przekonuję, nie zmuszam, tylko sugeruję i ofiaruję swoją pomoc. Myliłam się co do Meredith, wiem to i przyznaję się do błędu. Co do Mahiri... prawdę mówiąc sądziłam, że będzie bardziej dojrzała, także się myliłam. I tym razem mogę się mylić, ale jeśli nie spróbujesz to nigdy się nie dowiesz.
Tristan przeszedł jeszcze kilka razy przez pomieszczenie, aż w końcu usiadł w fotelu postawionym naprzeciw biurka Ais.
- Dobrze - rzekł spokojnie. - Więc co mi o niej opowiesz...
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Gallel był dobrym dyplomatą i kiedy trzeba było, potrafił całkiem nieźle grać - tak jak po powrocie od lady Ais. Nie było widać po nim żadnego poruszenia, ot, po prostu spędził popołudnie ze starą znajomą, porozmawiali trochę na bieżące tematy i pożegnali się - nic nadzwyczajnego. Ojciec nie zamierzał zaskakiwać swojej córki w progu wieściami, które dla niej przynosił - czekał na stosowniejszy moment. Ten nadarzył się tego samego dnia w trakcie kolacji. Gallel nie owijał w bawełnę, bo w końcu byli rodziną i nie było sensu bawić się w podchody: ledwo zagaił, że rozmawiał z lady Ais o Rael i zaraz przyznał, że chodziło o jej zamążpójście. Panna Biennevanto przyjęła tę informację całkiem spokojnie, chociaż widać było, że trudno przełyka jej się ostatni kęs, a gdy tylko jej się to udało, otarła usta i odsunęła od siebie talerz. Gestem poprosiła swojego ojca, by kontynuował po tym, jak już odpowiednio zbudował napięcie.
        - Kandydatem jest lord Tristan An Anlagorth - wyjaśnił Gallel bardzo spokojnym tonem, który sprzyjał przekazywaniu pomyślnych wieści. - Nie mieliście nigdy okazji się poznać, lord jest cudzoziemcem i stosunkowo od niedawna przebywa w Rododendronii. To człowiek na pozycji, pomocnik generała Edgara, zajmuje się sprawami administracyjnymi. Jest wykształcony, majętny, ma bardzo dobrą opinię na dworze, żadnych wielkich skandali na koncie, chociaż jego życie uczuciowe nie należało do najszczęśliwszych. Dwa razy się żenił i dwukrotnie owdowiał. Obie jego żony zmarły przy porodzie: z pierwszą ma syna, a z drugą córkę, mówi się, że sam bardzo angażuje się w ich wychowanie. Małżeństwo z trzecią nie doszło do skutku, lecz to dobry człowiek, rodzinny.
        Gallel mówiąc obserwował niewielkie zmiany w mimice swojej córki i reagował na każdy jej przejaw zadowolenia czy niechęci. Gdy lekko ściągnęła brwi, a jej spojrzenie wyrażało sceptycyzm na wieść, jak świetnym kandydatem jest lord An Anlagorth, Biennevanto specjalnie wspomniał o jego pechu do kobiet, by na koniec dodać jeszcze ze dwa dobre słowa. Rael nie dałaby się nabrać na same superlatywy. Zaraz zresztą zaczęła drążyć temat, ale ton jej głosu nie był napastliwy. Przemawiała spokojnie, rzeczowo, jakby perspektywa tego, że rozmawia o potencjalnym kandydacie na męża niespecjalnie ją zaskoczyła.
        - To człowiek? - upewniła się, bo w wypowiedzi jej ojca padło to określenie. - Ile ma lat? Ile lat mają jego dzieci?
        - Tak, człowiek - zgodził się Gallel. - Ma trzydzieści jeden lat, jego pierworodny syn to siedmiolatek, a młodsza córeczka… ma niewiele ponad rok - podał po chwili namysłu.
        - Jak wygląda? - dopytywała Rael.
        - Jest przystojny - przyznał jej ojciec. I nic więcej nie powiedział, co ona przyjęła z lekko kpiarskim uśmiechem, jakby spodziewała się takiej odpowiedzi. Mężczyźni mieli tendencję do zapominania o takich kwestiach, Gallel pewnie nawet o to nie zapytał. Rael jednak nie drążyła - westchnęła cicho i zamyśliła się, bo chociaż nie usłyszała jeszcze zbyt wiele od ojca, już kilka ważnych faktów padło. Na dodatek wziął ją trochę z zaskoczenia: nie jechali do Rododendronii po to, by szukać jej męża, wcześniej nie było nawet o tym mowy. Rael nie miała nic przeciwko aranżowaniu małżeństw, ale to stało się po prostu zbyt niespodziewanie. Gallel widział, że jego córkę zaczynają ogarniać czarne myśli.
        - To nic przesądzonego - powiedział. - Lord chciałby cię najpierw poznać. Zależy mu na stworzeniu zdrowej, pełnej rodziny, dlatego woli mieć pewność, że z potencjalną małżonką zgra się pod względem charakteru. Jeśli się zgodzisz, chciałby spędzić z tobą kilka dni.
        - Słucham? - dopytywała Rael, ewidentnie zaskoczona tą propozycją, zwłaszcza słysząc jak spokojnym głosem przekazał ją ojciec.
        - Lord ma posiadłość za miastem, zaprasza cię tam. Lady Ais pojedzie z tobą - dodał dość swobodnie, jakby nie było to nic nadzwyczajnego. Rael oczywiście wiedziała, że był to główny powód jego spokoju i że ta kwestia nie podlega dyskusji. Nie przeszkadzało jej to, choć wydawało jej się, że angażowanie w to wszystko AŻ lady Ais było niepotrzebne.
        - Nie udzieliłem jeszcze żadnej odpowiedzi, nie chciałem decydować za ciebie - zapewnił Gallel.
        - Powiedz lady Ais, że się zgadzam - odpowiedziała natychmiast Rael, wprawiając tym ojca w lekkie zaskoczenie, gdyż spodziewał się, że będzie chciała dogłębniej sobie tę sprawę przemyśleć. - Skoro przed ewentualnymi oświadczynami chce mnie lepiej poznać, nie tracimy niczego poza czasem, a jeśli faktycznie jest taki jak mówisz… - Niebianka nie dokończyła, jedynie uśmiechnęła się do swoich myśli.

Kilka dni później Rael była już w drodze do Lawendowego Dworu. Chociaż podczas tamtej pamiętnej rozmowy z ojcem nie zadała wcale zbyt wielu pytań, nadrobiła to w następne dni. Nie ukrywała tego, jak bardzo jest przejęta, chociaż sama nie umiała przy tym określić co dokładnie czuje - czy jest podekscytowana, przestraszona czy zestresowana. Źle sypiała, aż ojciec wyprosił dla niej u nadwornego medyka jakieś krople na lepszy sen. W międzyczasie poznała lady Ais, która zgodziła się pełnić rolę jej przyzwoitki podczas spotkań z lordem Tristanem - od niej dowiedziała się o nim znacznie więcej, chociażby tego jak wyglądał i które plotki krążące na jego temat były prawdą, a które tylko spekulacjami. Z czasem się uspokoiła, a wieczorem dnia poprzedzającego wyjazd jedyne o czym myślała, to jaką sukienkę włożyć, by zrobić odpowiednie pierwsze wrażenie. Dotarło do niej, że jeśli ma być może spędzić z tym mężczyzną całe życie, musi być uczciwa i nie udawać kogoś kim nie jest tylko po to by mu się przypodobać. Zresztą, nawet nie wiedziała jaki jest gust lorda Tristana w takich kwestiach, wybrała więc swoją ulubioną kreację.
        - Spodoba mu się? - poprosiła jednak o ocenę lady Ais, gdy były już same w powozie. Zachowała umiar w swoim stroju, założyła proste kolczyki z perłami, a w warkocz wplotła konwalie. Elfka przyjrzała się jej z uśmiechem, nim udzieliła odpowiedzi.
        - Na pewno - oświadczyła. - Wyglądasz pięknie, ale nie przejmuj się tym tak, Tristan nie jest taki małostkowy, by skupiać się tylko na wyglądzie. Najważniejsze jest to, jak będziecie się dogadywać.
        - Tak, wiem… - mruknęła Rael. W trakcie drogi nie była specjalnie rozmowna, jej głowa była pełna scenariuszy tego jak miało wyglądać to spotkanie, jaki naprawdę był lord, jak wyglądała jego posiadłość i jakie były jego dzieci. Setki pytań, na które wkrótce miała uzyskać odpowiedź - właśnie dotarły na miejsce...
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan starał się nie ekscytować ani nie denerwować nadchodzącym spotkaniem. Nie chciał się nastawiać, bo bał się, że może się zawieść. Nie miał ochoty po raz kolejny przechodzić przez uczuciowe bagno. Jednak nie zamierzał też okazywać swojej nowej kandydatce tego, że został już zawiedziony. Postanowił sobie, że zrobi wszystko, by Rael czuła się chciana i mile widziana w jego dworze. Na razie w jego głowie i sercu dominowała postawa neutralna, ale wiedział, że to może się zmienić, na lepsze. Oczywiście każda przeszłość determinowała w jakimś stopniu poglądy na świat w teraźniejszości, jednak Tristan nie zamierzał patrzeć na Rael przez pryzmat niemiłych doświadczeń. Ona była dla niego czystą kartą, nowym rozdziałem, nie mógł więc pozwolić sobie na to by przeszłość miała wpływ na jego potencjalną przyszłość.

Wstał wcześnie rano, jak zwykle nie mógł spać i większość nocy spędził w bibliotece, czytając przy świetle świec. Spał ledwo kilka godzin. W nocy poszedł jeszcze zajrzeć do malutkiej Prim, a potem do Elowena i dopiero potem zasnął w miarę spokojnie, ale na krótko. O poranku kazał przygotować sobie kąpiel. Umył się i ubrał, a potem poszedł przejrzeć naszykowane przez Saurę dokumenty posiadłości do podpisania. Przejrzał wszystkie papiery, odczytał i odpisał na listy, załatwił wszystkie formalne sprawy i udał się na śniadanie. Po zjedzonym posiłku uznał, że czas najwyższy przygotować się do spotkania z Ais i Rael. Udał się do swoich komnat by założyć odpowiedniejszy strój niż ten, który miał na sobie. Wybrał czarne, proste spodnie i wysokie, ciemnobrązowe buty ze skóry, wiązane i sięgające połowy łydki. Do tego biała koszula, wiązana na troczki, a na to aksamitna ciemnozielona tunika. Jej długie rękawy były obszyte złotą nicią, nieco wyżej znajdował się misterny, złoty haft drobnych liści. Podobnie tunika była wykończona na dole, a sięgała ona mniej więcej połowy uda. Na tunikę założył czarny kaftan bez rękawów, również zdobiony złotymi haftami, tak by wszystko do siebie pasowało. Całość spiął szerokim, ciemnobrązowym, pasującym do butów, pasem ze złotą klamrą. A do niego przypiął paradny miecz. Włosy zaczesał na tył głowy i spiął czarną aksamitką nisko na karku.

Dopiero co skończył się ubierać, a do jego komnaty ktoś zapukał. Była to jedna ze służek, która przyszła poinformować, że do dworu zbliża się powóz. Tristanowi nie trzeba było mówić nic więcej, wiedział, że należy zejść i przywitać gości i tak też zrobił. Zszedł na dół po drodze instruując służbę. Na wielkich schodach przed posiadłością czekała już Saura i kilkoro służących. Była też Mahiri z Prim na rękach i Anabella z Elowenem przy boku. Po krótkiej chwili powóz zajechał na dworski dziedziniec przed schodami. Tristan ruszył pewnym krokiem w jego stronę, odesłał gestem dłoni sługę, który chciał otworzyć drzwi karety, zamiast tego sam to zrobił. Zobaczył lady Ais w ciemnogranatowej sukni. Podał jej dłoń i pomógł wysiąść z powozu.

- Ais - przywitał mistrzynię dyplomacji skłaniając się przed nią. Kiedy elfka odeszła, podał dłoń kobiecie, która w powozie siedziała jako druga. Początkowo zobaczył tylko bladą, delikatną, kobiecą dłoń i łososiowy dół zwiewnej sukni. Dopiero potem podniósł wzrok, by zobaczyć kandydatkę na swoją przyszłą żonę. Była piękna. Miała jaśniejącą twarz i piękne, długie, jasne włosy zaplecione w warkocz ozdobiony kwiatami i przełożony na jedno ramię. Jej suknia była uszyta z lekkiej satyny, wielowarstwowa, obszerna, cieniowana, na samym dole intensywnie łososiowa, przechodziła w coraz jaśniejszy kolor ku górze, potem zmieniała barwę na leciutki zielony, aż rozjaśniała się do kremowego i kończyła tym kolorem przy zdobnym koralikami pasie. Góra była już cała kremowa, ze złotymi zdobieniami, za to tiulowe, obszerne rękawy miały taki sam odcień jak dół sukni, a wykończone były leciutką, białą koronką.
- Panienko - przywitał się, kiedy kobieta wysiadła z powozu.
- Witam w Lawendowym Dworze.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael już od dłuższego czasu wpatrywała się w widok za oknem, podziwiając okolice Lawendowego Dworu i sam okazały budynek. Widziała ruch i pojedyncze osoby krzątające się przed frontem, z kominów ulatywały cienkie smużki dymu, prawie niewidoczne na tle jasnobłękitnego nieba - atmosfera tego miejsca była spokojna i na swój sposób gościnna, jakby każdy wędrowiec mógł zapukać do drzwi i otrzymać opiekę. Niebianka wkrótce zorientowała się, że ich powóz został dostrzeżony i domownicy oraz służba wylegają przed dom, by powitać gości. Z tej odległości nie była niestety w stanie określić kto jest kim, później zaś powóz skręcił, by zajechać przed posiadłość i Rael przez moment niewiele widziała, jako iż siedziała od zewnętrznej strony. W gruncie rzeczy tak było jednak lepiej - w ten sposób to lady Ais, przyjaciółka lorda Tristana i osoba bądź co bądź znacznie ważniejsza od córki dyplomaty z dalekiego kraju, miała wysiąść pierwsza. Gdy więc powóz się zatrzymał, elfka podniosła się ze swojego siedzenia, a Rael prawie od razu zerknęła przez wąską przestrzeń między futryną drzwiczek powozu, a szczupłą talią lady Ais, by zobaczyć kto ich przywitał, nie dostrzegła jednak zbyt wiele: jakiś mężczyzna, który na pewno nie był lokajem... Później musiała skupić się na tym, by wysiąść z powozu i nie przydepnąć sobie sukienki. Jedną ręką ujęła materiał spódnicy, drugą zaś wyciągnęła przed siebie, przyzwyczajona, że z reguły jakiś dżentelmen albo służący pomagał jej wysiąść. I tym razem tak było - duża, męska dłoń ujęła ją za palce i dała pewne oparcie przy schodzeniu po wąskich stopniach powozu. Panna Biennevanto spojrzała na mężczyznę, który jej pomagał. To był lord Tristan, tego była pewna - lady Ais wcześniej całkiem dokładnie jej go opisała i nie było mowy o pomyłce. Był przystojny, tak jak ją zapewniano. Uwagę przykuwała intensywna barwa jego oczu, których kolor zdawał się jeszcze intensywniejszy przez odpowiedni dobór tuniki. Rael od razu zwróciła uwagę też na jego włosy, poprzetykane pojedynczymi pasmami siwizny. To jednak go nie postarzało, raczej nadawało pewnego wyjątkowo ciekawego akcentu jego urodzie i jednocześnie trochę prowokowało do pytań, co też ten człowiek w życiu przeszedł, że siwiał w tak młodym wieku... Chociaż to wiedział praktycznie każdy.
        Gdy Rael wysiadła już z powozu i stanęła naprzeciw lorda, w pełni mogła ocenić jak wysokim i postawnym był on mężczyzną - przewyższał ją o głowę, wyglądała przy nim prawie jak dziewczynka, gdy musiała lekko zadzierać głowę, aby móc patrzeć mu w oczy. Uśmiechnęła się, gdy ją przywitał - głos miał miły, przyjemny, sprawiał wrażenie szarmanckiego w sposób naturalny, a nie wyuczony.
        - Lordzie... - Błogosławiona przywitała się z nim dworskim dygnięciem. W tym momencie inicjatywę przejęła na moment Ais.
        - Tristanie, przedstawiam ci pannę Rael Biennevanto - zaprezentowała w pierwszej kolejności dziewczynę. - Rael, to lord Tristan an Anlagorth.
        Niebianka dygnęła lekko po raz kolejny.
        - Miło mi was poznać, lordzie - zapewniła, mieszając styl formalny i nieformalny. Stwierdzenie jednak "to dla mnie zaszczyt" wprowadziłoby między nimi zbyt wielki dystans, zaś przejście na ty powinno wyjść od niego, jako iż był starszy i pełnił rolę gospodarza we dworze - gdyby to z jej strony padła propozycja mówienia sobie po imieniu, byłby to chyba już przejaw bezczelności. Rael w duchu liczyła jednak, że dystans między nimi szybko się zmniejszy, o ile faktycznie mają się dobrze poznać. Nawet jeśli miała być przy tym obecna lady Ais jako przyzwoitka i ci wszyscy mieszkańcu dworu, którzy stali teraz na schodach prowadzących do wejścia. Biennevanto odruchowo zerknęła w tamtą stronę, a jej uwagę od razu przykuły dwie kobiety w towarzystwie chłopca i dziewczynki - zapewne była to córeczka i syn lorda Tristana. Wydawało jej się, że każde z dzieci jest bardziej podobne do swej matki niż do ojca, nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż Rael była ostatnią osobą, która czułaby z tego powodu zazdrość. "Obyśmy się polubili...", wyraziła tylko w duchu życzenie.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

- Panienko. - Tristan skłonił się witając z kobietą.
- Może mi panienka mówić po imieniu - zaproponował od razu, nie chcąc tworzyć między nimi dystansu. On oczywiście nie zamierzał przekraczać tej granicy bez jej zgody. Dla niego w tej chwili była panienką, tudzież panną Biennevanto. Nie wiedział bowiem jaki jest jej stosunek do mówienia do siebie w mniej oficjalny sposób. Tristan starała się być nastawiony pozytywnie do całej tej sytuacji. Nie był powierzchowny, ale musiał przyznać, że Rael była piękną kobietą i bardzo mu się spodobała. Zwłaszcza zwrócił uwagę na jej gęste włosy w kolorze dojrzałego zboża. Były wyjątkowe. Mimo wcześniejszych wątpliwości postanowił sobie nie nastawiać się źle do tej sytuacji, zamierzał dać im obojgu szansę.

Lady Ais bez większych ceregieli, jak to ona miała w zwyczaju, ruszyła schodami w stronę wejścia do dworu. Ona, w przeciwieństwie do Rael, znała już wszystkich mieszkańców dworu. Wiedziała, że teraz Tristan będzie chciał przedstawić niebiance jego mieszkańców. Lord podał ramię jasnowłosej, a kiedy je chwyciła zaczął prowadzić ją schodami ku górze. Zatrzymał się dopiero przy jasnowłosym chłopcu, który stał obok starszej, siwej już kobiety.

- To mój syn, Elowen - przedstawił chłopca, a ten dygnął jak go nauczono. Był ubrany w czerwoną tunikę i czarne spodnie, jego słomkowe, delikatne jak piórka włosy rozwiewał wiatr, także chłopiec miał na głowie bałagan, który cały czas poprawiał sobie ręką.
- A to moja córka, Prim - wskazał na dziewczynkę, którą w tej chwili trzymała ją na rękach Mahiri. Mała miała na sobie błękitną sukienkę z przyjemnej tkaniny ozdobioną licznymi, białymi koronkami i malutkimi koralikami w kolorze pereł. Jej czarne kręcone pukle również rozwiewał wiatr. Dziewczynka uśmiechnęła się, a właściwie zaśmiała się szczerze i wyciągnęła małe rączki w stronę Rael, kiedy tylko ją zobaczyła. Mała Prim już taka była. Wesoła, chętna do poznania nowych ludzi, w tej kwestii była zupełną przeciwnością Elowena.
- A to Anabella Wats, niania i guwernantka Elowena - przedstawił kobietę, która stała przy chłopcu. Miała krótkie, siwe włosy spięte w mały koczek. Ubrana była w ciemnozieloną, bardzo powściągliwą suknię bez dekoltu, lecz ozdobioną szeroką taśmą z misternym, złotym wzorem, przy rękawach i na samym dole sukni. Anabella uśmiechnęła się bardzo łagodnie w stronę niebianki i skłoniła przed nią głowę, na znak szacunku i rzecz jasna powitania.

Następnie Tristan zbliżył się do młodszej z kobiety.
- To Mahiri Vela Maratahi, jest nianią Prim, ale także Elowena, jeśli zachodzi taka potrzeba - wyjaśnił od razu. Mahiri uśmiechnęła się wesoło do jasnowłosej, od razu było widać, że ma przyjemne usposobienie. Dygnęła również na znak przywitania. Jej brązowe włosy były spięte w kok, ale mnóstwo kosmyków pałętało jej się po bokach twarzy i na policzkach. Jednak dziewczynie to chyba nie przeszkadzało.
Weszli na sam szczyt schodów. Tuż przy wielkich drzwiach czekała na nich kobieta. Była piękna, miała duże, brązowe oczy i intensywnie rude włosy spięte w misterny kok. We włosy miała wpięta białe perły. Ubrana była w aksamitną suknię w kolorze burgunda, z krótkim rękawem i niewielkim dekoltem ozdobionym złotą nicią. Ubranie spięte było w pasie złotym pasem, co tylko podkreślało wąską talię kobiety. Z daleka wyglądała bardzo młodo, jednak jeśli podejść bliżej było widać, że jej posągową, bladą twarz zdobią już zmarszczki.
- To jest Saura Valley, zarządca dworu. Możesz ją pytać o wszystko, jeśli czegoś potrzebujesz Saura będzie do twojej dyspozycji.
- Sauro, to panienka Rael Biennevanto, jak wiesz będzie z nami jakiś czas - przedstawił sobie obie panie. Saura skłoniła głowę witając się z nowo przybyłą.
- Panienko - dodała kłaniając się. - Jestem do panienki dyspozycji. - Po tych słowach ruszyła w głąb dworu wprowadzając gości do środka. Bezpośrednio za nią szła Ais, a dopiero za mistrzynią dyplomacji ruszył Tristan i Rael, pod rękę z nim. Znaleźli się w dużym holu, gdzie podłoga była wyłożona marmurem, a schody otulał piękny, bordowy dywan z wytłoczonym wzorem w złote kwiaty.
- Zapewne są panie zmęczone i chciałaby się odświeżyć po podróży. - Saura przystanęła w holu i odwróciła się w stronę idących za nią gości.
- Komnaty są już przygotowane.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Lord Tristan zgodnie z podejrzeniami Rael szybko zaproponował by darowali sobie oficjalne tytułowanie siebie nawzajem - przyjęła to z uśmiechem i przyzwalającym, choć ledwo zauważalnym, skinieniem głowy.
        - Z przyjemnością, Tristanie - zapewniła. - Z wzajemnością.
        Gdy oni wymieniali jeszcze grzeczności, Ais udała się już w stronę posiadłości. Biennevanto przeszło przez myśl, że tak pewnie będzie cały czas - rododendrońska mistrzyni dyplomacji będzie na tyle blisko, by wyłapać jakieś wybitne rażące uchybienia w kontaktach jej i lorda, lecz jednocześnie da im dużo więcej swobody niż typowa przyzwoitka. Rael była jej za to w głębi ducha wdzięczna, zastanawiała się jednak jak zareagowałby jej ojciec, gdyby się o tym dowiedział. Nurtowało ją też, czy lady Ais zgodziłaby się zostawić ich jednak sam na sam, gdyby to ona ją o to poprosiła z zastrzeżeniem, że to zostałoby między nimi… Któż by pomyślał, że mistrzyni dyplomacji będzie zachowywać się tak bezpośrednio i nieszablonowo?
        Gdy Tristan zaoferował Niebiance ramię, ta przyjęła je od razu i pozwoliła, by poprowadził ją w kierunku posiadłości, aby dopełnić resztę prezentacji. Wchodząc po schodach odrobinę uniosła skraj sukni, nawet nie spuszczając przy tym wzroku tylko patrząc na osoby, do których się zbliżała. Pierwszy był jasnowłosy chłopiec, który wydawał się Rael odrobinę nieśmiały albo zdenerwowany. Tym szerzej jednak się do niego uśmiechnęła, gdy powitał ją jak paź, a ona odpowiedziała mu dygnięciem takim samym, jakie wykonała przed Tristanem, zapewniła, że miło jej go poznać - w końcu chłopiec był drugą najważniejszą osobą w rodzinie zaraz po ojcu i chciała mu to okazać. Nie wiedziała, czy Elowen będzie reagował tak samo, lecz synowie Igariela bardzo lubili, gdy Rael traktowała ich jak starszych. Do Prim zaś Rael zaraz wyciągnęła dłoń, uśmiechając się szeroko - skoro dziewczynka sama się do niej garnęła, Niebianka nie zamierzała stać w miejscu jak posąg. Nie wzięła jej jednak na ręce, pozwoliła się złapać za palce, pośmiała się z nią chwilę i już przeszła dalej, by poznać kolejne osoby. Z niańkami przywitała się zwykłym dygnięciem - obie zrobiły na niej dobre wrażenie, jakby były stworzone do swoich ról. Jedna dojrzała i mądra, a druga energiczna, idealna towarzyszka zabaw. Mahiri sprawiała wrażenie dziewczyny, którą można z miejsca polubić. Rael pamiętała jak ojciec opowiadał jej, że to właśnie panna Maratahi była poprzednią kandydatką na żonę Tristana i mimowolnie Niebianka zaczęła się zastanawiać dlaczego im się nie udało - ponoć ona była dla niego za młoda duchem, co współgrałoby z jej wyglądem. Nie było jej jednak dane zanadto pogrążyć się w tych myślach, bo już podchodzili do kolejnej osoby. Rael dygnęła przed zarządczynią - ta kobieta wzbudzała w niej respekt i to z wielu powodów, była piękna w dojrzały sposób i jednocześnie sprawiała wrażenie kobiety bardzo surowej. Biennevanto była przekonana, że Saura doskonale spełnia się w swojej roli i nic nie jest w stanie jej umknąć, posiadłość pod jej nadzorem działa jak dobrze naoliwiony mechanizm.
        Rael podążyła do środka posiadłości, tak jak prowadził ją Tristan i cała niewielka świta, która zebrała się by ją powitać. Podziękowała, gdy Saura zapewniła, że jest do jej dyspozycji - to jasno świadczyło o przywilejach, jakie jej tu przysługiwały, skoro mogła zwracać się ze swoimi prośbami do głównej zarządczyni a nie tylko do służących. Jednak kolejne słowa Saury wprawiły Biennevanto w lekką konsternację. Teoretycznie powinna przystać na tę propozycję, lecz miała kilka powodów by odmówić. Czy taka odpowiedź byłaby niegrzeczna? Rael spojrzała przelotnie na stojącą z przodu Ais, a potem na Tristana. "Jeśli uznają mnie za nachalną to trudno...", zdecydowała.
        - Tak naprawdę podróż była krótka i dość komfortowa... - przyznała ostrożnie, jakby po każdej sylabie sprawdzała reakcję zgromadzonych osób. - Wolałabym zobaczyć dwór i poznać resztę osób. O ile nie krzyżuje to żadnych planów - dodała tonem lekko przepraszającym. Z miasta do dworu była jednak godzina jazdy powozem, dla Rael, która spędziła z ojcem w podróży wiele dni nie był to żaden dyskomfort. Nawet kwiaty w jej włosach nie zdążyły w tym czasie przywiędnąć.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Ais była piękną i pewną siebie kobietą. Nie bała się wyrażać swojego zdania, była niezwykle pewna wszystkiego co robi. Na dworze Tristana zachowywała się tak swobodnie jakby była u siebie. Znała go wystarczająco długo by tak się czuć i w ten sposób zachowywać. Młodym zamierzała dać dużą swobodę, gdyby to od niej zależało byłaby nawet w stanie zostawić ich samych, i tak sztab nianiek i służących będzie się za nimi ciągnął wszędzie gdzie pójdą. No ale nie mogła tego zrobić, obiecała to ojcu Rael i nie zamierzała łamać danego słowa. Co jak co, ale Ais była niezwykle słowna, nie łamała obietnic.

Lady Ais... Mistrzyni Dyplomacji Rododendronii, przedstawicielka króla, osoba tak wysoko postawiona, uważana za szarą eminencję dworu. Tak było w istocie, jednak pod powłoką dobrej, miłej i pewnej siebie kobiety kryło się coś jeszcze. Mistrzyni aktorstwa, zimnej krwi, etykiety i właśnie dyplomacji. Lady Ais była kimś znacznie więcej niż ministrem tejże dziedziny, była szpiegiem. Szpiegiem samego króla, miała oczy i uszy wszędzie. Wśród służby, wśród stajennych, wśród dworzan, wśród dwórek królowej, wśród paziów, praczek, lordów i pomywaczek. Wśród straży i gwardzistów, wśród mieszczan i biedoty. Oczywiście jej donosiciele byli równie głęboko zakonspirowani co sama Ais, no i rzecz jasna zarabiali na informacjach niezłe sumki. Tak, Ais miała swoją siatkę szpiegów w każdym zakątku miasta. Oczywiście oprócz tej działalności naprawdę pełniła rolę dworskiej dyplomatki i pomocy króla. Jednak bardzo rzadko mieszała się w sprawy takie jak ta. Darzyła jednak Tristana niezwykłą sympatią i dlatego postanowiła mu pomóc znaleźć żonę. Leżał jej na sercu jego los. Tym bardziej, że już dwa razy się pomyliła. Miała nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Rael nie miała narowistego charakteru, tak jak Meredith i była znacznie bardziej dojrzała niż Mahiri. Ais wydawało się, że tym razem trafiła w sedno.

Stała spokojnie w wielkim holu i przyglądała się Tristanowi. Skoro Rael nie chciała iść do swoich komnat, Ais była ciekawa co też zaproponuje im Tristan. Nie mógł ich odesłać do pokojów, jako gospodarz miał im umilać czas i zapewnić należyta rozrywkę.
- Myślę, że w takim razie udamy się na spacer po ogrodach - powiedział spokojnie lord i ruszył przez hol. Poprowadził Rael w stronę sali balowej, przez którą musieli przejść, by znaleźć się po drugiej stronie dworu. Najpierw przeszli przez ogromną salę jadalną. Stał tu długi, dębowy stół, przykryty białym obrusem z wyhaftowanymi dookoła złotymi różami. Krzesła, które stały wokół były obite ciemnozielonym aksamitem. Znajdował się tutaj duży, marmurowy kominek, z rzeźbami orłów po bokach, na kominku stały świeże kwiaty - brzoskwiniowe róże. Na długim stole również postawiono wazony z różami, wymieszanymi z białymi liliami, które pachniały intensywnie, roznosząc słodki zapach po pomieszczeniu. Przeszli przez jadalnię i znaleźli się w ogromnej sali balowej, było tutaj niezwykle pusto, choć pod ścinami stały miękkie sofy, szezlongi i fotele, tak by goście zawsze mieli gdzie usiąść. Po jednej stronie znajdował się rząd wielkich okien, sięgających od podłogi, prawie do sufitu. Okna przysłonięte były w tej chwili białymi, tiulowymi firankami, które powiewały swobodnie na wietrze. Pomiędzy nimi usytuowano drzwi wyjściowe prowadzące do ogrodów.

Za Tristanem i Rael szła powoli lady Ais, a za nią obie nianie z dziećmi, służących i Saurę Tristan odesłał gestem dłoni. Panna Valley tylko wtrąciła, że będzie w swoich komnatach, gdyby była do czegoś potrzebna. Tristan kiwną głową, że zrozumiał i ruszył przed siebie. Przechodząc przez salę balową wzrok oprócz jej wielkości przykuwały dwa obrazy, jeden na ścianie po lewej, drugi na prostopadłej do niej. Na pierwszym widniała piękna kobieta. Miała bardzo jasne, prawie białe włosy, łudząco przypominające te, które Rael widziała u małego Elowena. Kobieta na obrazie była młodziutka, miała jakieś dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat. Jej cera była iście porcelanowa. Ujęta była jedynie do połowy, główną rolę na obrazie grała jej twarz. Włosy miała zaczesane do tyłu i ozdobione perłami. Drugi obraz był nieco bardziej odważny i można powiedzieć nowoczesny. Kobieta na płótnie była zupełną odwrotnością tej pierwszej. W czarnej sukni z czerwonym gorsetem i umalowanymi na karminowo ustami, o włosach kręconych i czarnych jak węgiel. Miała na głowie złoty diadem. Stała w nietypowej pozycji, z ręką położoną na biodrze. Jej twarz była piękna, ale wydawała się też niezwykle pewna, a może nawet lekko drapieżna.

W końcu przeszli przez salę i nareszcie znaleźli się w ogrodach. Alejki były tutaj wysypane białymi kamyczkami, przed nimi rozciągał się widok na różane rabaty i wielką, białą fontannę, stojącą w centrum pierwszej części ogrodu. Wzdłuż ścieżek stały marmurowe i drewniane ławeczki. Tristan od razu zauważył, że na jednej z nich siedzi kobieta.
- To Ana - odezwał się mężczyzna w stronę błogosławionej. - Anastazja Valley, matka Saury, nie ma tytułu szlacheckiego, ale jest tutaj tak traktowana. To ona przez wiele lat opiekowała się dworem. Ma osiemdziesiąt wiosen i dozgonne miejsce w Lawendowym Dworze. Jest dla mnie jak matka, która została bardzo daleko stąd. Darzę ją wielkim szacunkiem. Jest bardzo mądra i dystyngowana, chcę byś ją poznała - mówił, gdy powoli zbliżali się do kobiety. Starowinka wyglądała na znacznie mniej lat niż miała w rzeczywistości. Siedziała wyprostowana, z dłońmi złożonymi na kolanach. Miała na sobie chabrową suknię ze srebrnymi zdobieniami. Jej długie, siwe włosy były rozpuszczone. Gdy kobieta dostrzegła zbliżających się do niej ludzi uśmiechnęła się pogodnie, ale nie wstała. Ana miała specjalne traktowanie na dworze, była stara i lord nakazał, że nie musi ona skłaniać się nawet przed nim. Wystarczyło skinienie głowy i tak też było tym razem.
- Anastazjo. - Tristan również skłonił głowę. - Poznaj, to lady Rael Biennevanto - przedstawił starowince jasnowłosą niebiankę.
- Będzie z nami przez jakiś czas.
Ana uśmiechnęła się pogodnie i wyciągnęła obie ręce w stronę jasnowłosej. Gdy ta wyciągnęła do niej dłoń, Anastazja ujęła ją w obie ręce na znak przywitania.
- Witaj dziecko - odezwała się siwowłosa.
- Miło mi cię powitać w Lawendowym Dworze. I jak ci się u nas podoba? Czy Tristan pokazał ci już dwór? - spytała dobrotliwie.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael wydawało się, że na Tristanie jej stanowisko nie zrobiło specjalnego wrażenia - ani na plus, ani na minus, po prostu przyjął je do wiadomości i zaproponował rozwiązanie. Na razie nie umiała jasno stwierdzić jakie jest jego podejście do niej, zachowywał się uprzejmie, ale nie zapuszczał się za daleko poza ramy konwenansów i etykiety. Z drugiej strony - ona robiła to samo. Ich pochodzenie i środowisko definiowały sposób, w jaki się do siebie odnosili i to było tak naprawdę normalne. Mimo to starali się: on szybko zaproponował przejście na ty, ona chciała spędzić z nim więcej czasu...
        - Mam nadzieję, że nie odrywam cię od obowiązków? - upewniła się gdy już szli przez pokoje posiadłości.
        - Rozumiem, że pracujesz tutaj? - dopytywała w próbie podtrzymania konwersacji i lepszego poznania Tristana. - Często obowiązki wzywają cię do Żelaznej Twierdzy?
        Mijane pomieszczenia robiły wrażenie na Niebiance, nie rozglądała się jednak zbyt nachalnie ani nie okazywała przesadnie tego, że podoba jej się posiadłość - po prostu w je oczach widać było uznanie. Widziała, że wszystko było urządzone z gustem, meblami dobrej jakości, dbano o czystość i nawet o takie detale, by kwiaty w wazonach były zawsze świeże i ładnie ułożone. Ciekawe…
        - Te róże są z tutejszego ogrodu? - zagadnęła, gdy mijali stół, na którym stał bukiet kwiatów, które pod wpływem ciepła promieni słonecznych padających z okna wyzwalały niezwykle przyjemną woń mieszającą się z zapachem wplecionych w jej włosy konwalii. Rael - zapewne jak większość kobiet - lubiła kwiaty i sama ich obecność według niej nadawała wyjątkowego uroku każdemu miejscu, w którym się znalazły. A ukwiecony wiosenny ogród bądź łąka były najpiękniejszą scenerią, jaką mogła sobie wymarzyć.
        Chwilę później jednak Biennevanto zwróciła uwagę na okazałe portrety w sali balowej. Nie pytała kogo przedstawiają, bo jeśli jej podejrzenia były słuszne, rozmowa mogła szybko stać się niezręczna. Jednak dwa obrazy przedstawiający kobiety na oko dwudziestokilkuletnie, z których jedna miała blond włosy jak Elowen, a druga czarne loczki jak Prim - chyba nawet bez pytania Rael wiedziała, że to zmarłe żony Tristana. Zadziwiające jak bardzo się od siebie różniły, zupełnie jak ogień i woda.
        Po wyjściu do ogrodu Rael lekko zmrużyła oczy pod wpływem słońca, później zaś szeroko je otworzyła w jasnej manifestacji zauroczenia tym miejscem. Widać było jak rozgląda się z zainteresowaniem po roztaczającym się przed nią krajobrazie. Wszystko było bardzo zadbane, trawniki zagrabiono, krzewy odpowiednio przycięto, o chwastach nie było nawet mowy, a rabaty swym pięknem wręcz odbierały mowę. Nie wszystkie rośliny Niebianka rozpoznawała, ale potrafiła docenić ich piękno i pracę, jaką ktoś wkładać w ich utrzymanie.
        - Pięknie... - powiedziała cicho, gdy wyszli już na zewnątrz i biały żwirek cicho zachrzęścił pod ich stopami. Tristan momentalnie dostrzegł siedzącą w ogrodzie kobietę i poprowadził Rael w jej kierunku, tłumacząc po drodze kim ona jest i jakie przywileje jej przysługują. Biennevanto rozumiała jego podejście i argumentację - skoro była to osoba, która poświęciła życie tej posiadłości, miała pełne prawo, by przeżyć w tym miejscu godną starość i nie martwić się o swój byt. Tristan był dobrym człowiekiem, skoro się o to zatroszczył - niejeden szlachetnie urodzony po prostu odesłałby Anastazję na emeryturę i nie martwił się tym jak się jej wiedzie i czy nie potrzebuje pomocy. Nie bez znaczenie było też pewnie to, że teraz Saura pełniła rolę zarządczyni. Ciekawe, czy często korzystała z doradztwa swej matki?
        Rael natychmiast wyciągnęła dłoń w stronę Any, gdy ta sięgnęła w jej stronę. Podczas powitania dygnęła odruchowo, okazując w ten sposób dawnej zarządczyni szacunek należny naprawdę dobrze urodzonej kobiecie - skoro dla Tristana była ona jak matka, Rael również zamierzała ją tak traktować. Nie przeszkadzało jej to, że teoretycznie zwykła służąca siedzi, podczas gdy ona przed nią stoi - nie była zadufaną w sobie arystokratką i miała szacunek do starszych.
        - Mnie również miło was poznać, pani Valley - zapewniła.
        - Podoba mi się - odpowiedziała na pytanie. - Ludzie są życzliwi, a miejsce jest piękne, zwłaszcza ogród. Tristan właśnie mnie oprowadza - wyjaśniła, zerkając na lorda w momencie, gdy wymieniła jego imię. Później znowu przeniosła wzrok na Anę.
        - Słyszałam, że jest pani dobrym duchem tego miejsca - zagaiła. Stwierdzenie to zostało zaintonowane w taki sposób, że Anastazja mogła je potraktować jako komplement i zbyć milczeniem albo uznać za zachętę do opowiedzenia czegoś, o ile miałaby ochotę. W oczach Rael stara zarządczyni sprawiała wrażenie osoby bardzo energicznej jak na swój wiek, która może chcieć sobie pogadać.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan był z zasady miłym człowiekiem. Chociaż rzadko się uśmiechał dla Any robił wyjątek. Była dla niego bardzo ważna. Z dala od domu, z dala od rodziny i swojego kraju siłą rzeczy musiała się związać z kimś tutaj. Nie zamierzał już wracać do Lirien. Tu był jego dom i jego nowa rodzina. Anastazja był miłą i bardzo życzliwą staruszką, nietrudno więc się dziwić, że Tristan przywiązał się do niej. Wiele czasu spędził z nią na rozmowach o przeróżnych rzeczach. To Ana namawiała go na ożenek. Uważała, że Tristanowi potrzebna jest żona. Nie kryła też tego, że nie podobała jej się Meredith, uważała ją za zbyt wybuchową dla spokojnego mężczyzny. Wiedziała, że ich relacja na początku była bardzo zła. Wiedziała, że kłócili się i że Meredith nie chciała wychodzić za mąż. Anastazja powiedziała wtedy Tristanowi, że nie powinien wiązać się z kimś, kto tego nie chce. Ale Tristan postanowił spróbować. Sparzył się, to prawda, ale czy żałował? Nie, raczej nie. Po prostu tak miało być i już. Co prawda przez ten związek wydarzyło się wiele złego, ale też przeżył dobre chwile. Ana jednak miała za złe Meredith, że przez nią Tristan wyruszył na samotną wyprawę i został zaatakowany przez niedźwiedzia. Gdyby nie ich kłótnia, mężczyzna w ogóle nie wypuściłby się na taką eskapadę. Ale stało się, na szczęście znalazł go wieśniak i przytaszczył rannego do dworu. Meredith opiekowała się nim wtedy, choć Tristan nie chciał jej widzieć. Miał zmasakrowaną jedną część twarzy i sądził, że będzie oszpecony do końca życia. Wtedy to Meredith wysłała list do królowej, z prośbą o pomoc. To dzięki niej królowa przybyła do Lawendowego Dworu i uleczyła Tristana, był jej za to wdzięczny, ale ich związek nie dotrwał nawet do końca zimy. Cóż... najwidoczniej tak miało być.

Co do Mahiri Ana miała już mniejsze obawy, ale koniec końców i z nią się nie udało. Kiedy Tristan przyszedł do staruszki opowiedzieć, że do dworu przyjedzie kolejna kandydatka, Ana starała się go wspierać. Powiedziała mu, że nie powinien patrzeć na nią przez pryzmat przeszłości i nieudanych związków, że powinien przyjąć ją tak, jakby ona była pierwsza i jedyna. Choć w mężczyźnie ścierały się ze sobą nieprzyjemne wspomnienia, to postanowił posłuchać rady starszej i mądrzejszej Anastazji.

- Nie odrywasz mnie od niczego - rzekł powoli w odpowiedzi na pytanie Rael.
- Jestem do twojej dyspozycji, nie musisz się martwić o moje obowiązki. Jesteś tu gościem, a gości należy przyjmować z należytym szacunkiem. Mam dla ciebie tyle czasu ile tylko zechcesz.
- Tak, pracuję głównie tutaj, we dworze, ale jeżdżę również do Żelaznej Twierdzy. Zazwyczaj raz w tygodniu, po pergaminy i na przegląd wojsk. Czasami częściej, różnie to bywa. Zazwyczaj zostaję w twierdzy na dzień lub dwa. Choć nie przepadam za sypianiem poza dworem, lubię mieć dzieci blisko siebie. Prim jest jeszcze za mała na takie podróże, ale Elowen często jeździ ze mną. Uwielbia lorda Edgara, choć nie do końca pochwalam jego metody wychowawcze. Mały, tępy miecz ćwiczebny to dla siedmiolatka dobry sposób na naukę, ale już dawanie mu ostrej siekiery... nie bardzo. A Edgar stosuje zasadę, że im szybciej tym lepiej, czego ja nie pochwalam. Innymi słowy, nie zostawiam ich sam na sam, bo koniec końców stałoby się jeszcze coś niebezpiecznego. - Tristan nie chciał odpowiadać na pytania Rael zdawkowo, dlatego uznał, że najlepiej będzie opowiedzieć jej co nieco o trybie jego pracy i o tym jak mu się żyje. Jeśli mieli się poznać, musiał się otworzyć.
- Tak - rzekł. - To róże z tutejszego ogrodu. Zazwyczaj bierzemy świeże kwiaty stąd. Choć jeśli ich brakuje, nie ukrywam, że służba jeździ też na targ kupować świeże. Chcę by dwór zawsze wyglądał należycie. Choć nie zawsze dekoruje dwór szlachetnymi kwiatami. W moim kraju ozdabiało się komnaty głównie polnym kwieciem, co też wprowadziłem tutaj. Jeśli na łąkach kwitną kwiaty to mamy je też we dworze. Jednak tym razem to wyjątkowa okazja, stąd róże i lilie, które tak cieszą oczy - wyjaśnił. Kiedy skończył mówić byli już w ogrodzie i zmierzali w stronę siedzącej na ławeczce Anastazji.

Tristan milczał przysłuchując się rozmowie staruszki i niebianki. Tą pierwszą obdarzył łagodnym uśmiechem, kiedy stanęli bliżej. Ana przesunęła się na ławeczce robią miejsce dla Rael.
- Usiądź dziecko, usiądź - poprosiła.
- Nogi już nie te co kiedyś. Ciężko mi się wstaje - wyznała. Kiedy Rael usiadła obok staruszka wyciągnęła do niej dłoń i dotknęła jej policzka.
- Oczy też już nie te, ale z bliska widzę dobrze. Piękne z ciebie dziewczę. Ale nie pochodzisz stąd, prawda? Twoja twarz promienieje. Więc skąd jesteś dziecino? - Ana była typową staruszką o wielkim, gołębim sercu. Można by spokojnie powiedzieć o niej "babcia". Tak, określenie babcia idealnie do niej pasowało, bez wahania zadawała pytania i choć robiła to wprost, była w tym jakaś subtelność. Mimo że przez całe życie była na służbie, to dziś zachowywała się jakby naprawdę była starszą panią twego dworu.

W czasie kiedy Rael rozmawiała z Aną, Mahiri postawiła małą Prim na ziemi. Dziewczynka umiała już chodzić, choć dla jej bezpieczeństwa zazwyczaj ktoś trzymał ją za rączkę. I tak było i tym razem, niania trzymała dziewczynkę za rękę, ale ta koniecznie chciała jej się wyrwać.
- Tata! Chcę do taty - marudziła. Mahiri spojrzała pytająco na Tristana.
- Puść ją - powiedział wprost. Dziewczynka natychmiast wyrwała rączkę z dłoni swojej niani i biegiem puściła się w stronę ojca. Tristan przykucnął i wyciągnął ręce w stronę czarnowłosej córeczki. Kiedy przybiegła, dosłownie rzuciła się mu w ramiona. Gdyby stał dalej zapewne ten bieg skończyłby się niezłą wywrotką, ale mężczyzna był na tyle blisko, że dziecko trafiło wprost w kochające ramiona Tristana. Mężczyzna chwycił Prim pod pachy i uniósł ją wysoko ponad swoją głowę.
- Moja mała księżniczka. - Przez krótką chwilę trzymał ją nad głową, by potem po prostu wziąć ja na ręce i ucałować w czoło. Jego dzieci miały ten sam przywilej co Anastazja, Tristan również je, a zwłaszcza swoją córkę, obdarzał uśmiechem.
- Nudzi się - powiedziała dziewczynka.
- Kto się nudzi? Ty się nudzisz?
- Kotka.
- Chcesz kotka? Ale nie wiem kochanie gdzie jest twój kot, pewnie gdzieś poluje albo śpi.
- Kotka - powtórzyła dziewczynka.
- No tak, kotka. - Tristan spojrzał na Mahiri, ale ta już spieszyła z pomocą.
- Pójdziecie z Mahiri poszukać kotka, dobrze?
- Dobzie. - Dziewczynka jeszcze nie do końca mówiła poprawnie, co było słychać szczególnie w słowie "dobrze".
- Śnieżek jest pewnie w moich komnatach - powiedział Tristan w stronę Mahiri. - Zabierz ją do niego, niech się pobawi.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Odpowiedź Tristana brzmiała bardzo oficjalnie, trochę jak wyuczona formułka, lecz Rael nie zamierzała doszukiwać się w niej drugiego dna - skoro zapewnił ją, że może korzystać z jego czasu, to tak też uczyni, oczywiście w miarę przyzwoitości i zgodnie z własnym wyczuciem. Wiedziała, że oboje będą potrzebowali swobody, że chociaż mają się poznać, nie mogą spędzać ze sobą całych dni i nocy. Tristan miał swoje obowiązki, rodzinę i musiał też mieć chwilę dla siebie.
        Biennevanto wyglądała na wyraźnie zainteresowaną, gdy lord opowiadał o swoich wyjazdach do Żelaznej Twierdzy, o Elowenie i lordzie-dowódcy. Przez moment zdawało się, że bardzo chce coś powiedzieć, nie przerwała mu jednak, a potem już do tematu nie wróciła. Zasłoniła usta opuszkami palców na wieść co konkretnie nie podobało się Tristanowi w metodach wychowawczych krasnoludzkiego generała. Gdyby o nią chodziło, również nie dawałaby ostrej broni do ręki dziecku, nawet jeśli było z tych raczej spokojnych, jak jasnowłosy chłopiec idący z tyłu razem ze swoją niańką. To było po prostu nieodpowiedzialne. Wiedziała jednak, że nie wszyscy podzielają jej opinię i chociażby Siriel z mężem wyznawali podobne zasady co lord Edgar. Może była to jakaś cecha wspólna osób związanych z wojskiem? ”Biedna przyszła żona Doriela…”, pojawiła się w jej głowie krótka refleksja. Bardzo chciała kontynuować temat, zapytać jeszcze o kilka rzeczy, coś opowiedzieć, lecz właśnie wyszli do ogrodu i tam uwaga wszystkich skupiła się wokół Anastazji. Rael nie miała o to do nikogo pretensji, cieszyło ją wręcz to, że póki co nie zalega między nimi cisza i może poznać ważne dla Tristana osoby. Ana zresztą sama w sobie była bardzo ujmującą starszą panią, która miała w sobie dużo ciepła, ale jednocześnie elegancji. Niebianka nie zamierzała od niej tak od razu uciekać, chętnie wdała się w pogawędkę z nią. Bez słowa sprzeciwu i bez szukania opinii wśród zgromadzonych osób puściła ramię Tristana i usiadła na ławeczce obok Anastazji. Siedziała z plecami wyprostowanymi, kolana trzymała razem, a dłonie złożyła jedną na drugiej na udach. Cała była lekko obrócona w stronę staruszki, by łatwiej im się rozmawiało. Nie cofnęła się ani nawet nie wzdrygnęła, gdy Ana dotknęła jej policzka, bo gest nie był gwałtowny, a Rael nie miała problemów z kontaktem fizycznym. Domyśliła się, że stara zarządczyni jest albo niedowidząca albo po prostu bardzo czuła. Anastazja szybko usprawiedliwiła się tym pierwszym i zaraz skomplementowała Niebiankę, co ta przyjęła z uśmiechem.
        - Dziękuję - powiedziała cicho, nie chcąc jej przerywać, a jedynie okazać, że zrobiło jej się miło. Nie speszyła się, gdy Ana zaczęła drążyć kwestię jej urody, chociaż poczuła pewne uznanie względem starej kobiety, gdy po samym wyglądzie jej skóry była w stanie stwierdzić, że nie jest typową mieszkanką Rododendronii. Rael nie miała powodu, by zbywać to pytanie.
        - W istocie, nie pochodzę stąd - zgodziła się z lekkim skinieniem głowy. - Jestem z Nandar-Ther, ale to nie kwestia tego, że moje krajanki cechuje taka cera… To kwestia rasy, jestem Błogosławioną, mój ojciec jest aniołem światła, matka zaś ludzką kobietą. Dzieci z takich związków wyróżnia promienna skóra i wzór skrzydeł na plecach, jesteśmy też zawsze bardziej podobni do niebiańskiego rodzica niż ziemskiego - odpowiedziała jak najbardziej wyczerpująco. Na moment zamilkła, kątem oka obserwując Tristana z Prim. Uśmiechnęła się ciepło widząc ich razem - prawdą było to, co opowiadali o nim zarówno Gallel jak i Ais, był ojcem kochającym swe dzieci, a nie tylko z doskoku jak większość arystokratów. Na pokaz nie robi się takich rzeczy z tak szczerym uśmiechem. Tristan ujął tym Rael za serce.
        - Mam jeszcze czwórkę rodzeństwa - powiedziała po chwili milczenia, bo wbrew pozorom nie straciła wątku. Jakoś odruchowo rozejrzała się jeszcze za synem Tristana, skoro temat krążył cały czas wokół dzieci. - I wszyscy jesteśmy bardzo podobni do ojca, niebieskookie blondynki i blondyni, chociaż matka ma włosy jak świeży kasztan. Ale ich dzieci już są różne, bo powite w związkach ze śmiertelnikami… Moi bratankowie są w podobnym wieku co Elowen - dodała z uśmiechem. Lubiła dzieci, lubiła gdy rodzina była duża i utrzymywała ze sobą kontakt, bo w takich warunkach się wychowała. Tutaj widziała, że było podobnie, bo chociaż Tristan wielu swych bliskich zostawił gdzieś daleko w swoim rodzinnym Lirien, w Rododendronii otaczał się osobami, które były mu bliskie nie przez pokrewieństwo, a przez przyjaźń i szacunek.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan stał i przyglądał się rozmowie jasnowłosej niebianki z Anastazją. Młodziutka Rael zdecydowanie przypadła do gustu staruszce. Cieszyło go to. Ana była dla niego bardzo ważna, a Rael... Cóż, miała się taka stać... Przynajmniej wszyscy, w tym Tristan, mieli taką nadzieję. Na razie nie miał jeszcze wyrobionej opinii o dziewczynie, wiedział tylko tyle, że jest piękna i ładnie się wysławia. W końcu ich relacja trwała zaledwie kilka minut. Tak czy inaczej miał silne postanowienie, że będzie się starał z całych sił.
- Ach, więc jesteś niebianką, tak myślałam, tak myślałam... - powiedziała spokojnie Anastazja.
- Masz takie piękne oblicze, nie dziw, że nie jesteś stąd, spadłaś nam tutaj z nieba. Bo widzisz, tu ludzie są szorstcy, twardzi, nie mają tyle gracji. Jesteśmy już ludem z północy, bliżej nam do niej niż do jadeitowych wybrzeży południa. Ale ty jesteś inna. To ile masz rodzeństwa, kochana? Ach tak, mówiłaś, czworo. I mają już dzieci, jak pięknie. Bo dzieci to nasza przyszłość. - Pokiwała głową jakby przytakiwała sama sobie.
- Nasz mały Elowen. - Starowinka zdjęła wzrok z Rael i przeniosła go na chłopca.
- Chodź tutaj do nas. - Elowen trochę niepewnie ruszył w stronę obu kobiet. Ana wyciągnęła do niego pomarszczoną dłoń. Ciągle niewielka dłoń chłopca chwyciła ją mocno. Starowinka przyciągnęła blondynka do siebie i posadziła sobie na kolanach.
- Jesteś już ciężki - stwierdziła z uśmiechem, na co Elowen odpowiedział tym samym.
- Nie jestem - dodał.
- Jesteś, jesteś. Powiedz tu nam, ile ty masz lat?
- Siedem.
- Ach, już siedem, będzie z ciebie chłop jak dąb - żartowała sobie kobieta, a Elowen znał ją już na tyle, by nie peszyć się jej słowami. Nie uciekał, nie próbował się wyrwać, siedział grzecznie na kolanach u swojej przyszywanej babci i przyglądał się siedzącej obok Rael.
- Ma pani ładne włosy - odezwał się niespodziewanie do niebianki. Zwykle bardzo zamknięty w sobie tym razem odważył się odezwać i to jak na niego dosyć śmiało.
- Takie jak moje i mojej mamy - dodał od razu.
- Ale moja mama nie żyje, nawet jej nie znałem, ale wiem, że miała makie włosy jak ja. Mama Prim też umarła i teraz mamy tylko tatę.
Nagła wylewność Elowena zaskoczyła wszystkich, a najbardziej samego Tristana. Jego syn, zawsze skryty, małomówny i wycofany zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewano. Odezwał się sam z siebie i sam z siebie zaczął o czymś mówić. Inna sprawa, że nie były to raczej tematy na pierwszą rozmowę. Nawet Anę zamurowało tak, że zamilkła. Tristan trzymał jednak rękę na pulsie. Podszedł do ławki i zdjął Elowena z kolan siwowłosej.
- Wiem, że twoja mama nie żyje, ale to są trudne tematy, rozumiesz? Nie można obarczać takimi rzeczami osób, które chcą nas dopiero poznać.
- Więc zrobiłem coś źle? - zapytał chłopiec z przerażeniem w oczach.
- Nie, nie zrobiłeś nic źle. Powiedziałeś damie komplement, to bardzo ładnie. Ale nie musisz mówić od razu, że twoja mama nie żyje, tak, jest to prawda, ale jeśli mówisz ludziom smutne rzeczy, oni też mogą zrobić się smutni i nie będą wiedzieć, co powinni odpowiedzieć, rozumiesz? Chodzi o to, żeby nie zasmucać naszego gościa.
Elowen posmutniał, ale kiwnął głową, że rozumie. Tristan nawet nie musiał pytać, po prostu wyciągnął ręce do chłopca, objął go i podniósł do gry. Smutny Elowen położył mu głowę na ramieniu i wtulił się w jego szyję.
- Już dobrze, nic złego się nie stało. - Mężczyzna przytulał chłopca i gładził go delikatnie po plecach.
- Chcesz iść do Prim poszukać kotka? - zapytał lord z troskę w głosie.
- Mhm - wydobył się cichy, stłumiony dźwięk, gdzieś z rejonów szyi Tristana. Mężczyzna postawił chłopca na ziemi i odwrócił się w stronę stojącej nieopodal Anabelli.
- Zabierz go do Mahiri i Prim, poszukajcie Iskierki i Śnieżka - poprosił. Bella podeszła bliżej i chwyciła Elowena za rękę. Odchodząc blondynek tylko pomachał ojcu na pożegnanie. Tristan odwzajemnił gest.

Całej tej sytuacji przyglądała się, stojąc nieco z boku, Ais. Nie odzywała się, uważała, że nie ma co się wtrącać w cały ten dramat. Tristan sam musiał poradzić sobie z tą sytuacją. I poradził sobie, doskonale. Zresztą tego można było się spodziewać.
- Myślę, że powinieneś zabrać Rael na dalszą przechadzkę - odezwała się kasztanowowłosa, kiedy Elowen i jego niania odeszli.
- Och tak - wtrąciła się Anastazja. - I tak już długo was zatrzymywałam - idźcie, dzieci, idźcie.
Tristan spojrzał pytająco na Rael, oczekując odpowiedzi na pytanie, czy woli iść, czy też zostać. Decyzja należała do niej.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael uśmiechała się uprzejmie do Anastazji, gdy ta przyznała, że spodziewała się jej odpowiedzi. Jeśli faktycznie podejrzewała ją o niebiańskie pochodzenie, musiała być osobą, która naprawdę wiele w życiu widziała - to wzbudzało w pannie Biennevanto ogromny szacunek. Nie chodziło tylko o to, że nie zaskoczyło ją obcowanie z błogosławioną, a o ogólną wiedzę i doświadczenie, które Rael bardzo ceniła. Po cichu liczyła, że dogada się z przyszywaną matką Tristana - zdawało się, że starsza pani darzyła ją sympatią i całkiem sporym kredytem zaufania, skoro tak chętnie z nią rozmawiała.
        Niebianka kiwnęła głową, gdy Ana bez jej pomocy sama przypomniała sobie o jej rodzeństwie. Zastanowiło ją przez krótki moment czy kierunek, w którym zmierzała rozmowa, nie miał na celu wybadanie jakie jest jej podejście do kwestii zakładania rodziny. Nie stanowiło to jednak dla niej żadnego problemu - mogła odpowiadać szczerze na takie pytania i nie zamierzała udawać, bo raz, że to nie było w ogóle w jej stylu, a dwa: jej podejście do tematu chyba spodobałoby się Anie.
        - To prawda. - Ograniczyła się jednak do potaknięcia, gdyż starsza pani zainteresowała się Elowenem. Gdy chłopiec podszedł, ona odsunął się odrobinę, by zrobić dla niego miejsce do siedzenia, Anastazja wzięła go jednak na kolana. Razem wyglądali jak prawdziwa babcia ze swoim wnukiem, był to naprawdę przyjemny dla oka widok. Ich rozmowa również pasowała do tego, aby stanowili rodzinę, a nie jedynie panicza i emerytowaną służącą wysokiego szczebla. W Lawendowym Dworze panowały naprawdę przyjazne relacje i ciepła atmosfera - Rael zaczynała czuć się tu coraz lepiej.
        - Dziękuję, Elowenie - odezwała się do chłopca w odpowiedzi na komplement. Uśmiechała się, lecz mina jej nieco zrzedła, gdy blondynek zaczął mówić w tak bezpośredni sposób o swojej mamie. Biennevanto nie była tak zażenowana jak można by przypuszczać, wyglądało raczej na to, że ogarnęło ją współczucie. Wiedziała, że dzieci Tristana nie mają matek i spodziewała się, że bardzo im brakuje postaci tak ważnej na tym etapie życia, ale nie spodziewała się, że Elowen zacznie tak szybko o tym mówić. Poczuła się, jakby obdarzył ją wielkim zaufaniem i zamierzała temu sprostać, przysunęła się odrobinę i już układała sobie w głowie jakąś odpowiedź, gdy zainterweniował Tristan. Lord wziął syna na ręce i zaczął mu tłumaczyć, że nie powinien tak robić. Rael nie wtrącała się między nich, bo z jednej strony ojciec miał rację ucząc teraz Elowena czym jest takt, a z drugiej strony jej to wcale aż tak nie przeszkadzało. Temat był oczywiście trudny i kłopotliwy, ale widok tego, jak bardzo chłopiec był przejęty i wystraszony, że zrobił coś złego, łapał Rael za serce. Elowen musiał być bardzo uczuciowym i inteligentnym dzieckiem. Mimo to Tristan postąpił bardzo słusznie i dobrze wybrnął z sytuacji - sprawiał wrażenie naprawdę doskonałego ojca.
        Gdy chłopiec odszedł z nianią, o ile tylko spojrzał na Niebiankę, ta uniosła dłoń w geście pożegnania. Później zaś wtrąciła się Ais i Anastazja - obie zasugerowały, by Biennevanto poszła z Tristanem na dalszy spacer. Niebianka zaraz podniosła na niego wzrok i dostrzegła, że on pozostawia jej decyzję.
        - Dobrze, chodźmy - uznała, po czym zwróciła się do Anastazji. - Dziękuję za rozmowę, było mi naprawdę bardzo miło.
        Rael nachyliła się do starszej pani by pożegnać się z nią pocałunkiem w policzek, co może było troszkę poufałe, ale zdawało jej się, że Ana nie będzie jej miała tego za złe. Ona sama zapałała do tej kobiety dużą sympatią i w ten sposób to okazywała. Później już nie przedłużając wstała i wyciągnęła rękę do Tristana, by ująć go pod łokieć i móc kontynuować spacer po ogrodzie, tym razem już w okrojonym składzie, bez dzieci i ich niań.
        Z początku po podjętym spacerze Biennevanto milczała, dając obojgu czas na oswojenie się z sytuacją, gdy jednak przeszli parę kroków, sama zaczęła rozmowę.
        - Elowen to bardzo uczuciowe dziecko, prawda? - zauważyła, wyrażając na głos opinię, którą sobie wcześniej wyrobiła. - Sprawia wrażenie chłopca, który woli książki niż rozrabianie z rówieśnikami.
        - Miło było widzieć jak się dogadujecie - dodała w ramach komplementu, gdy już zebrała uwagę na to wyznanie. - Zarówno z Elowenem jak i z Prim.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Anastazja z czułością przyjęła gest niebianki. Uśmiechnęła się do niej pogodnie i dotknęła łagodnie jej policzka.
- Taka kochana - powiedziała cicho.
- Masz wielkie szczęście Tristanie - dodała gdy dziewczyna odsunęła się, mówiąc to Ana spojrzała rzecz jasna na Tristana.
- Idźcie dzieci, idźcie - powtórzyła jeszcze raz, na pożegnanie. Ais stojąco z boku zastanawiała się, jak powinna rozegrać dalszą część spotkania. Nie zamierzała puszczać Rael samej z Tristanem, ale nie chciała też podsłuchiwać ich rozmów, to było nie na miejscu. Jednocześnie rozumiała, że jako przyzwoitka powinna ciągnąć się za nimi w ogonie. To jednak nie było w jej stylu. Musiała znaleźć złoty środek i wydawało się, że znalazła. Ogród był otwartą przestrzenią, bez wysokich krzewów i wielkich połaci drzew. Rosły tu głównie niskie krzewinki i nisko przycięte bukszpany. Nie było miejsca by się schować, czy ukryć przed wzrokiem innych siedzących w ogrodzie.
- Zostanę z Anastazją, dotrzymam jej towarzystwa - odezwała się elfka.
- Och, nie trzeba dziecino, nie trzeba - powiedziała staruszka.
- Chętnie posiedzę i wymienię z panią najnowsze plotki - dodała wesoło brązowowłosa. Anastazja uśmiechnęła się po raz kolejny, w lot pojęła, że Ais chce dać trochę prywatności Rael i Tristanowi. Stąd mogła ich obserwować jak spacerują po żwirowych dróżkach, a jednocześnie nie przeszkadzać im i nie szpiegować ich niczym stara panna-przyzwoitka. Ais miała na tyle taktu, by takie sprawy rozgrywać bardzo dobrze. Kiedy Rael wstała, elfka zajęła jej miejsce obok Anastazji. Stąd mogła obserwować całą okolicę, w tym niebiankę i Tristana.

Mężczyzna szybko pojął plan Ais, nie zamierzał protestować. To było dobre zagranie. Przechadzka po ogrodzie pod czujnym okiem Ais i Anastazji, ale bez nachalnego wpychania nosa w ich rozmowę. Dzięki obecności staruszki i elfki, siedzących na ławeczce Rael mogła czuć się bezpiecznie. Tristan nie zaciągnąłby jej w takie miejsce, gdzie uniknęliby wzroku obu kobiet. Zamierzał przechadzać się z blondynką w miarę blisko, tak by cały czas byli na widoku. Ruszyli wąską ścieżynką wzdłuż wiecznie zielonych, niskich bukszpanów. Tristan prowadził Rael w stronę drugiej fontanny znajdującej się w tylnej części ogrodu i umiejscowionej w dużym oczku wodny, w którym pływały kolorowe ryby. Zasadzono tu też lilie wodne. Ich wielkie liście pływały na tafli wody, tylko lekko przesuwane przez wiatr.

- Tak... Elowen jest bardzo wrażliwym dzieckiem. Bardzo wrażliwym. Niestety. Nie radzi sobie bez matki, której nigdy nie miał. Nie wystarczam mu. Mahiri bardzo się stara dać mu chociaż namiastkę matczynej miłości, ale to ciągle za mało. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jednocześnie pragnie mieć matkę i boi się kobiet. To paradoks, wiem. Jak na nieszczęście to wina mojej drugiej żony. Popełniła wobec Elowena wielki błąd. Zapytał ją kiedyś, czy zostanie jego nową mamą, a ona powiedziała, że nie. Przez długi czas sam miałem jej to za złe. A Elowen... zamknął się w sobie jeszcze bardziej. W zasadzie Elowen czuje się dobrze tylko przy mnie i przy Edgarze. Choć tak jak mówiłem nie mogę ich zostawiać sam na sam, bo Edgar najchętniej dałby mu do ręki topór i patrzył jak dziecko się tym bawi. Ale Elowen naprawdę go lubi, nie tylko za to, że pozwala mu na więcej. Edgar ma poczucie humoru, lubi żartować. Zaczepiać się w niego, zwraca na niego uwagę. Zajmuje go różnymi rzeczami.

- Widzisz, zostałem wychowany w rodzinie, w której nie pielęgnowało się miłości. Wychowanie mnie pozostawiono nianiom i guwernantkom. Moja matka była bardzo powściągliwa w uczuciach. Ojciec jeszcze bardziej. Nie mówię, że ich nie kocham, bo to byłaby nieprawda. Kocham ich, ale postanowiłem sobie, że nie zrobię moim dzieciom tego co zrobili moi rodzice. Zresztą... - Przerwał na chwilę jakby zbierając myśli.
- Po stracie mojej pierwszej żony, Anny, zrozumiałem, że nie można odrzucać uczuć, że jeśli ma się rodzinę należy jej okazywać czułość, wsparcie, zaufanie, miłość. Staram się tak żyć, by moje dzieci to rozumiały. Zwłaszcza jeśli chodzi o Elowena. On tego potrzebuje.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Rael w pierwszej chwili nie zorientowała się w wybiegu Ais i dopiero po chwili dotarło do niej, że tak naprawdę pod pretekstem wymiany ploteczek dostała od elfiej dyplomatki możliwość porozmawiania z Tristanem prawie na osobności. Cieszyło ją to - w głębi ducha czuła, że lord Anlagorth nie ośmieliłby się zrobić czegoś, czego ona by sobie nie życzyła, a ona sama również nie zrobiłaby niczego zdrożnego. Rozumiała jednak obawy swego ojca, który był wręcz trochę przewrażliwiony na punkcie czystości i nie zamierzała sprzeciwiać się obecności przyzwoitki… Ale możliwość swobodnej rozmowy była dla niej cenna. Doświadczyła już takich rozmów, w których każde słowo było słyszane przez osobę trzecią - wtedy jej rozmówca nie odważył się nawet powiedzieć jej, że pięknie wygląda, było to zbyt krępujące. Ais była na tle innych przyzwoitek bardzo nowoczesna, jak zresztą w wielu innych dziedzinach życia i Rael po raz pierwszy zrozumiała jak wielkie miała szczęście, że przekonała Gallela, by to ona pełniła rolę obrończyni czci jego córki, a nie jedna ze starych służących ściągniętych z domu Siriel albo nawet z samej posiadłości w Nandar-Ther… ”Zobaczymy jak to się wszystko rozwinie, ale chyba będę musiała jej bardzo podziękować…”, pomyślała Niebianka.
        Rael szła z Tristanem pod ramię, prawie cały czas patrząc na jego oblicze i tylko czasami rozglądając się po ogrodzie. Miejsce było oczywiście piękne i cieszyło oko, ale to on zasługiwał w tym momencie na największą uwagę - mówił wszak o rzeczach bardzo istotnych, cennych, jeśli mieli się lepiej poznać. Dlatego też Biennevanto tylko od czasu do czasu zerkała gdzieś na boki czy przed siebie, by kontrolować drogę i przez moment podziwiać krajobrazy. Patrząc zaś na Tristana chciała zobaczyć emocje, jakie malowały się na jego twarzy w trakcie mówienia o rodzinie. Gdyby on spojrzał na nią, dostrzegłby na jej obliczu przede wszystkim skupienie typowe dla wdzięcznego słuchacza, reszta zaś zależała od aktualnie poruszanego tematu. Z początku wyglądała na zatroskaną - żal jej było Elowena, bo musiało mu być naprawdę ciężko bez matki. Ona nigdy nie doświadczyła takiej straty, lecz wiedziała ile zawdzięczała rodzinie i wystarczyła sama myśl, że mogłaby tego nie otrzymać - całej miłości, czułości, mądrości i doświadczenia, jakimi była karmiona przez oboje rodziców. Każde z nich miało swoją rolę do odegrania - to Triana odpowiadała za ukształtowanie jej charakteru, światopoglądu i charakteru w najmłodszych latach, Gallel zaś dokończył jej dzieła, gdy Rael była już nastolatką i anielski ojciec mógł uczyć ją rzeczy bardziej złożonych. Elowen tracił więc połowę tego… A jeszcze macocha potraktowałą go w tak obcesowy sposób - Biennevanto aż się w głowie nie mieściło, że można w tak bezczelnym tonie odpowiedzieć dziecku, które przecież ma znacznie bardziej kruchą psychikę i silnej odczuwa te najważniejsze emocje niż przeciętny dorosły. Chłopiec szukał w tamtej kobiecie czegoś bardzo ważnego, tej matczynej miłości i wsparcia, których mu brakowało, a ona tak po prostu jednym krótkim “nie” przekreśliła jego marzenia. Rael wcale nie dziwiła się temu, że chłopiec po czymś takim zamknął się w sobie. Tym bardziej zamierzała jednak nawiązać nić porozumienia z chłopcem.
        - Rozumiem - zapewniła na koniec Biennevanto tonem tak poważnym, że nie było wątpliwości co do tego, że faktycznie zrozumiała płynący z ust Tristana przekaz. Później po raz kolejny zamilkła, gdyż lord zaczął opowiadać o własnym dzieciństwie, które niestety również było pozbawione miłości, oziębłe. Nie stanowiło dla niej problemu pojąć to, że mimo to Tristan kochał swoich rodziców, gdyż zdawało jej się, że jest to uczucie, które ma się w sercu zawsze, lecz nie zawsze można je w pełni z siebie wydobyć i okazać. Nurtowało ją jednak czy taka była jego ojczyzna - Lirien - czy po prostu to w jego domu panowały takie surowe zasady wychowania.
        - Tak jest w wielu możnych domach - odezwała się w końcu. - Rodzice na odpowiedniej pozycji społecznej niejednokrotnie skupiają się na tym, by utrzymać lub polepszyć swój status, a wychowanie dzieci wolą zostawić tym, którzy znają się na tym lepiej. Kieruje nimi oczywiście dobro dzieci i chęć zapewnienia im godnego życia, rozumiem to, lecz sama pochodzę z innego domu i przyznam, że twoje podejście przekonuje mnie o wiele bardziej. Moi rodzice pobrali się z miłości, wbrew dość powszechnemu oburzeniu, które temu towarzyszyło, a w wychowaniu mnie i całego mojego rodzeństwa brali udział oboje, chociaż owszem, z pomocą nianiek i guwernantek - moi najstarsi bracia to bliźniacy, a ponoć pracy było przy nich jakby byli co najmniej czworaczkami - wyjaśniła zdobywając się na lekki żart w ramach rozluźnienia atmosfery. Zaraz jednak wróciła do głównego wątku.
        - Elowen jest jeszcze w wieku, w którym nie wszystko jest stracone - zauważyła. - Ma ciebie i na pewno stanowisz dla niego wielkie wsparcie, a gdy w jego życiu pojawi się matka, rany z czasem się zagoją... - zapewniła, nie mówiąc jednak, że to ona podejmie się leczenia psychiki syna Tristana, bo w końcu jeszcze żadne z nich nie było pewne, czy z tej mąki będzie chleb, chociaż chyba oboje mieli najszczersze chęci.
Awatar użytkownika
Tristan
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Arystokrata
Kontakt:

Post autor: Tristan »

Tristan tylko od czasu do czasu spoglądał na Rael. Głownie patrzył przed siebie, uważając na drogę, skoro to on ich prowadził. Zauważył jednak, że dziewczyna słucha go w skupieniu i chyba go rozumie. Nic więcej nie dało się zauważyć z jej wyrazu twarzy. Choć przez chwilę wydawało mu się, że kiedy mówił o Elowenie, kobieta bardzo mu współczuła. No cóż, Tantris nie była dobrą matką dla chłopca. Tristan kochał ją od niepamiętnych czasów. Zakochał się jeszcze jako młodzik, był głupi, zbyt młody, zbyt naiwny. Imponował mu jej temperament, jej ognistość, jej charakter jak u dzikiego konia. Była piękna i pełna życia, nie bała się brać z niego garściami. A Tristan... wycofany, cichy, nieporadny, prawdziwy ciamajda. Wszyscy naśmiewali się z niego. Nosił długą grzywkę, w której wyglądał delikatnie mówiąc głupkowato, a do tego jego brak jakiejkolwiek kobiety... Ludzie mieli go za dziwoląga, za nieporadnego chłoptasia. I wiele w tym było prawdy. Właściwie pół prawdy. Jeśli chodziło o życie prywatne Tristan był niedojdą. Zaś w pracy, a był on kasztelanem był niezwykle skrupulatny, znał się na tym co robił. Wszystko miał na miejscu, wszystkie pergaminy były poukładane wszystkie dokumenty zawsze dostarczone na czas. Inna sprawa, że nie raz zasypiał nad pracą, a teksty zapisane na papierze odciskały mu się na policzku, bo akurat padł na twarz przy jakimś dokumencie. Długie włosy, które wtedy nosił często posklejane były od wosku. Trudno więc się dziwić, że miano go za dziwaka. Tym bardziej zaskoczył dwór, kiedy postanowił wziąć udział w turnieju rycerskim i zawalczyć w nim o serce ukochanej. Śmiano się z niego, kiedy wyszedł na arenę zebrani wyśmiali go w tak obcesowy sposób, że nie jeden by się załamał, ale nie Tristan. Miał odwagę poprosić ukochaną o chustę, miał odwagę stanąć w bój, miał odwagę zawalczyć jak prawdziwy mężczyzna. I nie przegrał, przynajmniej pierwsze kilka walk było dla niego wygranych. Nabawił się przy tym siniaków, obić, złamanych żeber, ale to nic, ważne, że nawiązał kontakt z wybranką jego serca. Tak to się wszystko zaczęło, a skończyło... Tantris wygnano, a on został sam. Nie miał nikogo. Jego rodzice nie byli zadowoleni, że w ogóle wybrał Tantris, byłą żonę namiestnika. Był młody i z tytułem, ale mógł wybrać lepiej, przynajmniej tak myśleli jego rodzice. Szkoda, że kobiety unikały go jak ognia. No ale cóż, stało się, oddali go Annie, a on nie protestował, nie miał na to sił. Dziś żałował, że nie dał jej szansy, dziś zrobiłby wszystko inaczej, dziś nawet nie pomyślałby żeby ją zostawić i pójść na wojnę. Powinien był zostać przy rodzinie i chociaż spróbować pokochać żonę. Niestety stało się inaczej. Tak wybrał, nie dało się cofnąć czasu. Wojna nauczyła go bardzo wiele, to ona go zmieniła, ona i syn, którego zastał po powrocie do domu. Musiał nauczyć się go kochać i opiekować nim. Nie chciał być jak jego własny ojciec, chciał być zwyczajnym, kochającym dziecko człowiekiem nie szlachcicem, który boi się nakarmić malucha. Wiele zawdzięczał Anabelli, to ona nauczyła go wszystkiego, to ona zadbała by nauczył się wszystkiego. Tristan nie spał po nocach nosząc na rękach płaczące niemowlę, karmił go i siedział przy nim gdy spał. Poświęcał ogrom czasu by zbudować z nim więź. Dlatego Elowen był do niego tak mocno przywiązany.

- Niestety, takie mamy realia. Szlachcice rzadko angażują się w wychowanie swoich dzieci, wiem to doskonale. Nie wiem, czy należy ich za to winić, większość ludzi powiela schematy, postępuje tak, jak postępowali rodzice. Ja jednak tak nie potrafię. Wiem co straciłem, wiem ile mogłem zyskać, a nie zyskałem. Nie oddam wychowania Prim i Elowena wyłącznie niańką. Mają tylko mnie, to ja jestem ich rodzicem, ja powinienem ich kochać, ja muszę dać im miłość, po to jestem. Nie odbiorę im tego, co mnie zabrano.

- To wspaniałe, że twoi rodzice pobrali się z miłość. Tak powinno być. Tak jest najlepiej. Wiem to po samym sobie. Mojej pierwszej żony nie znałem. Wiedziałem, że jest delikatna i nieśmiała, ale nawet nie chciałem jej bliżej poznać. Uważałem, że tym ślubem rodzice mnie każą. Myliłem się, powinienem być lepszym człowiekiem, powinienem chcieć ją poznać, powinienem dać jej, dać nam szansę, ale byłem młody, głupi, nie myślałem. A właściwie myślałem, ale tylko o sobie, byłem samolubny. Dziś mam już inne podejście. Kojarzenie małżeństw nie jest dla mnie czymś strasznym, jak kiedyś. Wiem, że ludzie mogą być w takich związkach bardzo szczęśliwi. Choć nie zaprzeczam, że chciałem cię poznać. Nie chcę robić niczego wbrew tobie. Jeśli się polubimy, jeśli powstanie między nami nić porozumienia, wtedy możemy mówić o małżeństwie. Nie chcę by ten związek, jeśli jakiś wyniknie był oparty na opowieściach osób trzecich - mówiąc to wszystko patrzył z uwagą na Rael. Chciał widzieć jej reakcję. Chciał wiedzieć, jak zareaguje na jego słowa, a wyraził się bardzo jasno.
Awatar użytkownika
Rael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 99
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Rael »

        Na twarzy Rael błąkał się uśmiech. Ją również cieszył widok jej zakochanych rodziców, bo chociaż od ślubu minęło już ponad trzydzieści lat, a Gallel powoli zaczynał wyglądać na syna Triany a nie jej męża, ich miłość pozostawała niewzruszona. Zahartowała się już na samym początku, gdy związek tych dwojga stanowił jeden olbrzymi skandal - on, szanowany dyplomata, miał romans z nieletnią dziewczyną, którą zobowiązał się wychować, a nie uwieść. Wiele osób zarzucało mu, że zdradził pamięć swojego przyjaciela i jego słowo nie jest nic warte, lecz Gallel nie przejmował się gadaniem: kochał Trianę z całego serca, a ona odwzajemniała jego uczucie z tą samą siłą, bo chociaż była wtedy jeszcze prawie dzieckiem, emocjonalnie była w pełni dojrzała. Anioł zresztą do niczego jej nie zmuszał, wręcz długo krył się z tym, co do niej czuje, bo zdawał sobie sprawę z tego jak brzemienne w skutkach może być jego wyznanie. Lecz odwzajemnianych uczuć nie sposób ukrywać. Wyznali sobie miłość, gdy ona miała szesnaście lat, pobrali się, gdy miała siedemnaście, a niedługo przed ukończeniem dziewiętnastego roku życia, Triana powiła swych najstarszych synów. Teraz już nikt nie pamiętał jak wielkie zgorszenie towarzyszyło początkom tego małżeństwa i w jaki wielką niełaskę popadł wtedy Gallel Biennevanto, który wybrał miłość nad karierę.
        - To poważna deklaracja - zauważyła Rael z pewną ciepłą nutą uznania w głosie. - I bardzo szlachetna, dobra. Twoje dzieci z pewnością będą ci w przyszłości za to wdzięczne. Człowiek bez miłości jest pusty…
        Rael lekko zwolniła, gdy Tristan nagle uderzył w poważny ton związany bezpośrednio z nimi i z wizytą Niebianki w Lawendowym Dworze. Zwróciła się bardziej w jego stronę, już w ogóle nie zerkając na boki, co mogło skończyć się dla niej potknięciem albo wpadnięciem na na jakiś klomb, ale z tego co pamiętałą jeszcze daleko przed nimi nie było żadnych przeszkód. A Tristan zasługiwał teraz na całą jej uwagę. Gdy na nią patrzył, w jej oczach mógł dostrzec akceptację i wdzięczność. Nim jednak odpowiedziała na jego jakże stanowczą i szczerą deklarację, chwilę milczała patrząc mu w oczy. Wydawało jej się, że pod tą całą powagą i powierzchowną surowością dostrzegła młodzieńca, który był bardziej przejęty od niej i tak bardzo chciał by jego słowa zostały dobrze zrozumiane i przyjęte. Rael nie zawiodła jego oczekiwań.
        - Rozumiem cię, Tristanie - zapewniła go. - Rozumiem i bardzo doceniam twoje podejście i to jak mnie traktujesz. Pochodzę z rodziny tradycyjnej, gdzie aranżowane małżeństwa są normą, lecz nie mają na celu pomnożenie majątku czy wzmocnienie pozycji społecznej, a raczej… dopomożenie losowi. Dlatego nie miałam oporów przed przyjęciem twojego zaproszenia. Chciałabym, by między nami powstała zdrowa relacja, która rozwinie się w to, co dla nas obojga najlepsze - wiem, Tristanie, że jesteś bardzo dobrą partią, może wręcz za dobrą dla mnie, jeśli patrzeć na nas przez pryzmat urodzenia i pozycji, lecz nie będzie to miało wpływu na to co do ciebie poczuję. Jeśli się z tobą zaprzyjaźnię, jeśli cię pokocham, to tylko za twoje wnętrze, a nie za to co posiadasz i co możesz mi dać. Nie czuję presji z powodu majątku ani też przez to, że skojarzyła nas lady Ais, którą mój ojciec nieumyślnie jeszcze mocniej zaangażował w całą sprawę nalegając na opiekę nade mną. O założeniu rodziny myślę bardzo poważnie i nie podejmę pochopnej decyzji.
        Rael nabrała powietrza jakby miała coś jeszcze powiedzieć, lecz ostatecznie w tym miejscu zakończyła myśl i posłała lordowi ciepły, choć dość słaby uśmiech, jakby miał on stanowić potwierdzenie jej szczerych intencji. Mogła jeszcze dodać, że nie grozi jej staropanieństwo, bo jeszcze długo zachowa młody wygląd i z tego względu nie zamierza łapać się pierwszego lepszego kandydata, byłoby to już jednak bezczelne.
        - Możesz pytać mnie o wszystko - zapewniła po chwili z przekonaniem. - I mówić mi o wszystkim, co uznasz za ważne. Jak sam wspomniałeś, nie możemy budować opinii o sobie nawzajem na podstawie opowieści osób trzecich… Dlatego cieszy mnie, że tyle mi o sobie mówisz. Pozwól, że zapytam: Anna to kobieta z portretu w sali balowej? Ta blondynka z łagodnym spojrzeniem? Elowen jest bardzo do niej podobny - wyjaśniła swoje przypuszczenia. - A kobieta obok niej to Tantris, mama Prim?
Zablokowany

Wróć do „Lawendowy Dwór”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości