Mauria[posiadłość nekromanty] Danse macabre

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda odetchnęła z ulgą, oczywiście tylko w duchu, gdy usłyszała odpowiedź Klausa. Sama pewnie, gdyby mogła, posprawdzałaby to i owo, tak dla pewności, a on się umiał powstrzymać, miała szczęście.
Wewnątrz umysły przemienionej gdy tylko Ira spostrzegła nieumarłego, rzuciła mu gniewne spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Zbierała powoli siły, nie chciała więc ich marnować na obelgi, które i tak będą słabą formą zemsty.
Demonica w ciszy obserwowała wyświetlające się wspomnienia ukazujące wszelkie spotkania z podejrzanym osobnikiem, jak kazał im wejść do ukrytego pomieszczenia, jak wrzucił zwłoki do sali, powodując spore zamieszanie i w pewnym sensie być może przypadkowo zwalił winę na Esme.
Gdy Klaus opuścił umysł kobiety, ta odetchnęła, wchodzenie do jej umysły nie należało do najprzyjemniejszych. Skinęła głową i ruszyła wraz z generałem. Ukryła swe skrzydła, aby jej zbytnio nie przeszkadzały, zresztą już się nalatała trochę. Ostrożnie szła po mokrej posadzce. Przez chwile panowała cisza, gdy wampir prowadził rozmowę telepatyczną. Es wprawdzie o tym nie wiedziała, ale jakby czuła, że nie powinna przerywać milczenia w tej chwili, zresztą po momencie zrobił to mężczyzna wzywając straż. Posłuchała także polecenia Nikolausa, choć kątem oka zerkała do tyłu i podsłuchiwała.

- Ciekawe czy żywioł dobra może to naprawić?– odezwała się słabym głosem Ira w głowie Esme.
- Może i może. Na razie wole nie namieszać – stwierdziła i poszła dalej, już dając im więcej prywatności. Wciąż jednak ciekawiło ją jak mogłaby zadziałać jej magia, wobec tego jadu.

Jej przemyślenia przerwał niezwykły widok: kompletny brak podłogi w jednym z pomieszczeń. Jednakże meble nie spadały, ale Antoine zapewniał, że to nie iluzja. Robiło się coraz dziwniej. Eva poruszając rękami w miejscu, gdzie powinna być podłoga, dodatkowo potwierdziła jej brak i to całkowicie realny.
Nie bardzo rozumiała co mają do rzeczy koty. Zawsze słyszała z opowieści o przemianie w nietoperza, a nie w jeszcze inne zwierzęta. Tym bardziej rozdziawiła usta widząc jak przybierają formy kruków.

- Hę? Ach, tak, jasne… - powiedziała do Evy, a jej skrzydła natychmiast ponownie zjawiły się na plecach. Kilka machnięć i już leciała za tamtymi.

Chwilę po wylądowaniu wyjaśniła się też kwestia z kotem. Odgarnęła nieco grzywkę opadającą jej na lekko lewe oko.

- Coraz ciekawiej… Zupełnie inaczej niż w domu.

Wtem do ich grupy podeszła ruda kobieta, która wcześniej ukradła Evie maskę. Miała ją teraz na twarzy, a w kilku miejscach na jej ciele widoczne były krwawiące rany, dosyć spore, jednak ona kompletnie nie zwracała na nie uwagi. O dziwo nie była przemieniona w żadną dziwaczną istotę. Początkowo było to niewytłumaczalne. Jednakże wprawne oko zdołało zauważyć na jej szyi medalik, taki sam jak ten ukradziony. Jednakże różnił się małym szczegółem, jego zawieszka miała wyryte srebrne runy, a u tamtego były złote. Kobieta patrzyła na wszystkich nieobecnym spojrzeniem z lekko otwartymi ustami.

- Chyba umieram – stwierdziła, jakby naprawdę nie była pewna i odkryła ranę na brzuchu, którą wcześniej zasłaniała prawą dłonią, po czym się zaśmiała. Nie brzmiało to wcale wesoło, ale bardzo nerwowo. – Pomoc za pomoc – powiedziała, ciężko oddychając.

Esmeralda podeszła do niej i wykorzystała magię dobra, aby ją uleczyć. Może i nieco ryzykowała, ale wszystko poszło dobrze.

- Już. Teraz twoja kolej, co masz do zaoferowania?– powiedziała przemieniona.
- Już? – zdziwiła się i musiała spojrzeć czy jej rany naprawdę się już zagoiły. – Informację.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Fierenzza chociaż nie był obdarzony prostym w obcowaniu charakterem i niespecjalnie pałał sympatią do nowej adiutantki Turillego, czasami po prostu robił to, co ona mu kazała, bo w głębi ducha wiedział, że ona ma rację, a nie był rozkapryszoną nastolatką, by buntować się dla zasady. Tak było i przy tej przeprawie - skoro oba skraje jadalni były zabezpieczone, można było się przenieść zostawiając po tej stronie tych, którzy mieli nastręczać najwięcej problemów podczas przeprawy, by mieli czas, miejsce i możliwości do działania... Zawsze można było ich później tutaj zostawić i iść dalej. Chociaż z drugiej strony szkoda byłoby rezygnować z siły, jaką dysponowali. Nie było jednak sensu tworzyć scenariusze teraz, gdy przenoszenie trwało w najlepsze i trzeba było działać.
        - Mój panie - Antoine zwrócił się do generała. - Pora na nas.
        Turilli zgodził się niemym skinieniem głowy. Bez żadnych dramatycznych gestów, nawet bez żadnego ostrzeżenia w postaci głębszego nabrania powietrza, wampir zmienił się w swoją zwierzęcą formę. Był to niepokojący widok zważywszy, że podczas przemiany jego ciało na moment przybierało formę bezkształtnego czarnego dymu - łudząco podobnego do tego, który spowijał kikut jego ręki. Fierenzza widząc to poczuł charakterystyczne ukłucie strachu i przez ułamek sekundy zaniepokoił się czy na pewno nie podjęli pochopnej decyzji i czy ta zmiana formy nie zaszkodzi Nikolausowi - nikt wszak nie wiedział jak działa ten jad... Przemiana przebiegła jednak normalnie, co niestety nie znaczyło, że jej efekt był zadowalający. Gdyby szpieg miał w tej postaci zęby, zacisnąłby je i zazgrzytał tak mocno, że aż by szkliwo pękało. No oczywiście, przecież utracona kończyna nie zregeneruje się ot tak... Chyba ani on, ani pułkownik Alvarez tego nie przewidzieli. Nie było jednak sensu biadolić i to z dwóch powodów - po pierwsze dało się temu łatwo zaradzić, po drugie Turilli zabiłby ich chyba samym spojrzeniem, gdyby okazali mu troskę i współczucie. Nie lubił, gdy się nad nim roztkliwiano. Z tego też powodu Fierenzza zachował milczenie i bez żadnego komentarza schylił się, nadstawiając rękę jak sokolnik. Turilli spojrzał na swego szpiega tymi swoimi kruczymi oczami, w których kryła się niepokojąca inteligencja, po czym podskoczył i asekurując się zdrowym skrzydłem złapał serafina za przedramię. Zabolało, gdy szpony zacisnęły się na oczach, lecz Antoine nie wydał z siebie nawet jednego westchnienia bólu czy też niezadowolenia. Czuł lekkie rozbawienie na myśl, że chyba po raz pierwszy i ostatni w życiu nosi generała na rękach - ciekawe ile osób przed nim miało ku temu okazję? Nie ośmieliłby się chyba zadać tego pytania, a już na pewno nie przy świadkach. W milczeniu wzbił się w powietrze.

        Szpieg nie zdążył nawet postawić stopy w korytarzu po drugiej stronie jadalni, gdy kruk puścił jego ramię i zeskoczył, w powietrzu przybierając swą ludzką formę. Obcasy generała zastukały o kamienną posadzkę głośno niczym końskie kopyta, pewnie było je słychać nawet po drugiej stronie pomieszczenia... Fierenzza patrzył na plecy swego przełożonego, z niepokojem zastanawiając się, czy mgła wokół jego barku zaczęła się rozrzedzać i przesuwać dalej, czy tylko mu się przewidziało. Chociaż wiedział jak może się skończyć ta rozmowa, postanowił zaryzykować i przemówić do wampira.
        - Mój panie - zaczął jak zawsze. Turilli odwrócił się w jego stronę i skinieniem głowy potwierdził, że go słucha. Jego pokryte księżycowym bielmem oko poruszało się nieustannie, sprawdzając czy reszta dobrze sobie radzi, lecz Antoine wiedział, że część uwagi jest poświęcona jemu, kontynuował więc, nie dbając przy tym o precyzyjny dobór słów, gdyż pozwalała mu na to poniekąd jego pozycja, ale również to, że z Nikolausem znali się już od wielu lat i znali swoje charaktery.
        - Ten jad to uśpiona śmierć w twoich żyłach - oświadczył stanowczo. - Osłabia cię. Musisz napić się krwi śmiertelnika, by móc ją zwalczyć, bo rozcieńczona krew wampira nie da ci tyle sił.
        - Jestem tego świadomy - odpowiedział spokojnie generał. - Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Mimo skazy mej krwi jestem żołnierzem i mam dość siły, by z tym walczyć.
        - Panie, akurat na tę walkę nie powinieneś marnować energii - odparł Fierenzza, ani na moment nie spuszczając z tonu. Szybko przeszedł do konkretów. - Jestem związany z tobą kontraktem, możesz mi wyłupić oczy by się ze mnie napić, utrata dwóch czy trzech mi nie zaszkodzi. Wyrażam na to zgodę, nie, więcej - proszę o to.
        Turilli milczał wyniośle. Nie była to kwestia tego, że brzydził się pobrudzić sobie ręce czy też potraktował tę uwagę jak jakąś osobistą wycieczkę, bo nie miał kompleksów na punkcie własnego wyłupionego oka. Po prostu propozycja Fierenzzy, jakkolwiek podyktowana dobrymi intencjami, była namawianiem do złamania obowiązującego ich kontraktu, w myśl którego Nikolaus bezwzględnie nie mógł wyrządzić Antoine'owi krzywdy podczas picia krwi. Poza tym każdy znał surowość generała w kwestii egzekwowania przepisów, szpieg musiał więc nie przemyśleć swojej propozycji albo być w wyjątkowej desperacji.
        - Wykluczone - odpowiedział w końcu Turilli, widząc te wszystkie utkwione w sobie oczy na ciele serafina. Był przekonany, że temat został w tym momencie zakończony.
        - To szczególna sytuacja - drążył jednak Fierenzza. - Wiem co myślisz, sam łamię postanowienia kontraktu musząc ci odmówić. Klaus...
        - Nie pozwalaj sobie! - warknął na niego generał. Zbliżył się do szpiega szybko jak atakująca bestia, lecz nawet go nie dotknął. Górował jednak nad szczupłym, niskim szpiegiem pod względem fizycznym i psychicznym tak bardzo, że Fierenzza otulił się skrzydłami i cofnął o pół kroku.
        - Wybacz, panie - zapewnił natychmiast cichym głosem.
        - Wiem kiedy i jakie ryzyko podejmować - oświadczył jeszcze wampir, cedząc słowa przez zęby. - Temat jest zamknięty.
        Turilli cofnął się, a następnie odszedł zostawiając szpiega samego, by mógł uspokoić myśli. Strażnicy, którzy do tej pory bezczelnie gapili się w nadziei, że może generał urządzi szpiegowi większe piekło, teraz udawali, że nawet niczego nie zauważyli. Wszyscy nagle zawzięcie obserwowali przelot Pietry z przemienioną w kota Evą Alvarez. Turilli również ich obserwował, a gdy strażnik wylądował i kotka zaczęła się zbierać do skoku, generał wyciągnął do niej rękę w geście, jakim dżentelmen pomaga damie zsiąść z konia.
        Pojawienie się rudowłosej dziewczyny było zupełnie niespodziewane i wielu strażników zareagowało na nią instynktownie - sięgnęło po broń. Generał jednak momentalnie wstrzymał ich gestem i sam wyszedł do przodu. Wiedział, że nieznajoma nie stanowi zagrożenia, a jednocześnie zdawało się, jakby nie była tu przypadkiem. Ta maska, łańcuszek, rany… Zupełnie jakby stanowiła jakiś kluczowy element układanki, która do tej pory leżała w rozsypce. Turilli obawiał się jednak, że żadne z nich nie będzie w stanie opatrzeć ran dziewczyny, na pomoc jednak pośpieszyła Esmeralda - generał chyba po raz pierwszy był naprawdę zadowolony z tego, że ona z nimi była. Gdy przemieniona zajmowała się leczeniem, on zbliżył się do obu kobiet i stał nad nimi jak kat, czekając aż będzie mógł przejąć inicjatywę w tej sytuacji. Nie był osobą, która zbyt długo znosiła pokorne czekanie.
        - Co cię zaatakowało? - zapytał generał, nim jeszcze Esmeralda oświadczyła, że skończyła odprawiać swoje czary. Musieli wszak zabezpieczyć teren, a do tego przydatna była wiedza na co mają się przygotować. Gdy zaś dziewczyna wspomniała o informacjach, wszyscy zaczęli słuchać jej ze zdwojoną uwagą, chociaż chyba każdemu strażnikowi przemknęło przez myśl, że jej handel był niczego niewart - gdyby nie chciała odpowiadać na ich pytania, mogliby ją przesłuchać przy pomocy magii umysłu. Strażnicy w Maurii czemuś zawdzięczali to, że uważano ich za bezwzględnych. Niech jednak myśli, że trzyma w rękach jakieś wartościowe karty, na razie im to nie przeszkadzało...
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Eva żałowała, że nie mogła podsłuchać o co kłócił się Klaus z Fierenzzą, była za daleko. Miło było jednak popatrzeć na samą scenę, więc po drugiej stronie wampirzyca pojawiła się już w nieco lepszym humorze, z wdziękiem przyjmując oparcie w wyciągniętej dłoni generała.
        - Tak mi się coś wydawało, że zajeżdża od ciebie kotem – mruknął Kilian, najwyraźniej wciąż niezadowolony po przymusowym transporcie. – Masz też dziewięć żyć? Mógłbym cię wtedy jednego pozbawić za tą akcję z lataniem. Wilki nie latają, wiesz, wilkołaki również. Może sprawdzimy, jak to wychodzi kotom? – Postąpił krok w jej stronę, chcąc zmusić wampirzycą do przesunięcia się w stronę przepaści, ta jednak nawet nie drgnęła.
        - Mam jedno życie, ale możesz próbować, bo i tak sobie z tobą poradzę. – Uśmiechnęła się złośliwie, a wilk pochylił trzy łby w jej stronę, jeden zawieszając przed jej twarzą, a pozostałymi dwoma otaczając ją z boków.
        - Jesteś pewna? – zapytały na raz trzy pyski i chociaż Alvarez od początku wiedziała, że gdyby chciał, to pożarłby ją jednym kłapnięciem szczęk, to ciągle się zgrywała, nie mając zamiaru dać mu tej satysfakcji.
        - Całkiem pewna – zamruczała więc i pogłaskała go po nosie, na co parsknął cicho i potrząsnął łbem, spoglądając na nią podejrzliwie i przechylając dwie głowy na bok.
        - Coś taka milutka nagle?
        - Usypiam twoją czujność. - Uśmiechnęła się słodko i już miała oprzeć się o jego łapę (rozmiarów kolumny, więc nie powinien mieć nic przeciwko), gdy w korytarzu nagle pojawiła się rudowłosa kobieta, którą Eva natychmiast rozpoznała.
        Spojrzała najpierw z niezadowoleniem na strażników, że dali się podejść niczym małe dzieci, a teraz otaczali intruza w popłochu, jak na jej gust już nieco po fakcie. Turilli gestem nakazał im schowanie broni, a Esmeralda zdawała się leczyć tą kobietę, tylko po cholerę? Niech się wykrwawi menda, a jak będzie konać to z niej Klaus wyciągnie, co będzie chciał. Ba, w takiej sytuacji nawet ona grzebałaby sobie w umyśle kobiety niczym w sklepie z biżuterią. To bym chciała, to nieważne, to mi się podoba, to wyrzucę... co oni się z nią certolą?!
        - Luzuj Kocie, zaraz ci para z uszu pójdzie. – Kilian nachylił do niej łeb i wyszczerzył kły w zwierzęcej imitacji uśmiechu, gdy łypnęła na niego podejrzliwie.
        - A ty od kiedy czytasz w myślach?
        - Nie czytam, ale ślepy też nie jestem. Zjadłabyś ją, jakbyś mogła, co? – zapytał zniżając łeb jeszcze bardziej, przez co wyglądał jak plotkująca dama dworu. Gdyby nie był wielkim włochatym wilkiem oczywiście. Mimo to udało mu się wywołać słaby uśmiech na ustach wampirzycy, bardziej jednak krwiożerczy niż uroczy.
        - Jestem głodna jak wilk - stwierdziła, a Kilian parsknął.
        - Czyli wyjątkowo głodna. Sam zeżarłbym was wszystkich. Na przystawkę.
        - Ale wtedy nie miałby ci kto przywrócić twojej przystojnej buźki?
        - Otóż to.
        Uśmiechnęła się lekko, ale wcale nie żartowała. Rudowłosa może i zalazła jej początkowo za skórę, ale Eva nigdy nie pozwalała, by takie drobnostki stawały między nią a posiłkiem. Po prostu będzie bolało. Ale kobieta była młoda, zgrabna, ruda i krwawiła. Wampirzycy niewiele było trzeba by pobudzić jej apetyt i chociaż umiała doskonale go kontrolować, to nie znaczy, że to lubiła. Czekała jednak grzecznie, aż przybyła powie, co ma powiedzieć, a później... zobaczymy.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda przysłuchiwała się dyskusji Fierenzzy i generała. Zrozumiała, że pragnie on być wampirem, tylko nie mogła zrozumieć właściwie po co. Chcieć być potworem z własnej woli... No ale nic nie mówiła, ten świat rządził się własnymi prawami. Przemieniona westchnęła, wymiana zdań stała się dość nerwowa. Była ciekawa czy skrzydlaty mocno oberwie, ale nic, skończyło się na straszeniu, niestety. Żadnego widowiska. Jedynie teraz przyleciała jeszcze ta wampirzyca w formie kotki.
Wtem zjawiła się również rudowłosa kobieta, która wcześniej gdzieś zniknęła. Wydawała się nieco zagubiona i teraz sprawdzała miejsca, gdzie miała rany, jakby chcąc się upewnić, że na pewno zniknęły i nie wykrwawia się na śmierć. Prawie podskoczyła, słysząc głos generała. Jednak po chwili spojrzała w jego oczy i zawahała się przed przemówieniem.

- Mój… brat – rzekła ze smutkiem.Odruchowo złapała za naszyjnik, który kojarzył jej się jednoznacznie z nim. – Nie wiem jednak, jak stało się to… coś ze wszystkimi. Wiem jedynie, że kazał mi odwrócić uwagę, dlatego zabrałam ci tę maskę… - zwróciła się do Evy. – On także na swój sposób wykonał swoje zadanie. Ta, którą zabił… Ona kiedyś, dawno temu ukradła mu ten medalion, nie było lepszej okazji. Myślałam, że chce nam pomóc, byśmy byli jak wszyscy… Że znalazł jakiś sposób, ale może coś do lekarstwa znajdowało się tu i miał to ukraść, tak sobie wmawiałam…

- Chwileczkę… Na co lekarstwo? – spytała Esme zaintrygowana.

Kobieta spojrzała na czarnowłosą i uśmiechnęła się smutno, po czym chwyciła palcami jeden z paznokci drugiej ręki i bez cienia bólu, obrzydzenia czy innych negatywnych uczuć po prostu go sobie oderwała.

- Nie czuję bólu – powiedziała. Choć może pozornie wydawało się to naprawdę wspaniałe to jednak jakby się temu przyjrzeć, mogło być to niezwykle niebezpieczne i przerażające dla otoczenia. – On też. W każdym razie ostrzegał, że mogą być skutki uboczne, ale wydaje mi się, że on zrobił coś innego, co nie miało kompletnie nic wspólnego z nami. Byli jeszcze inni… Coś planowali… Chciałam się dowiedzieć co, ale nie chcieli mi powiedzieć… ale raz podsłuchałam… Bardzo się zdenerwował. Chciał mnie zabić… Ale zdołałam uciec i uznałam, że muszę wam to powiedzieć… Oni doskonale wiedzą co robią, nie wiem jak, ale ta muzyka, przemiany... chcą w czasie gdy wy będziecie próbować to naprawić coś znaleźć, nie wiem co, nie wiem gdzie, ale coś bardzo cennego, bo z tego, co zrozumiałam, takie czary ich mało nie kosztowały – mówiła dość chaotycznie, ponieważ chciała nie przegapić żadnego szczegółu, a jednocześnie się dość streścić.

Przemieniona miała chwilowe trudności z połapaniem się w tym wszystkim, ale w miarę rozumiała, odwracanie uwagi na wysokim poziomie, by ukraść coś cennego. Jednakże nie miała pojęcia, co jest tak cenne by było warte takiego zachodu.

- To chyba tyle… jak sobie coś jeszcze przypomnę, to powiem… A mogłabyś? – Pokazała urwany paznokieć w stronę Esme.
- Nie jestem dobrą wróżką… Od tego akurat nie umrzesz – odpowiedziała szorstko, nie zważając na rozczarowanie rudej.
- Och… Myślałam, że jesteś, no… Nawet upadłe anioły nieraz mają skłonność do pomocy, no… - próbowała się tłumaczyć.
- Nie jestem żadnym aniołem – powiedziała nerwowo, a powieka jej zadrżała. Skryła swe skrzydła natychmiast, nie chcąc kolejnych pomyłek, to było irytujące, nigdy nie była aniołem, nie jest i nie będzie.
- Wybacz, proszę… To przez skrzydła, nie odczytałam aury… - Na jej twarzy malowało się skupienie, bo właśnie zbierała informacje o Esme za pomocą swoich zmysłów, którymi określała, jaka jest otaczająca ją emanacja. Nic jednak już nie powiedziała i zachowała te dane dla siebie. Jednak po chwili zwróciła się do Klausa.
– Jest ich sporo, mój brat dowodzi. Nie interesuje ich to czy ktoś zginie, jak się przekonałam, idą po trupach do celu.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Kilian zaczynał go denerwować… Był bezczelny i niewychowany, co nie powinno stanowić specjalnego zaskoczenia w przypadku gości na balu u tego konkretnego gospodarza, lecz ten konkretny osobnik poczynał sobie stanowczo zbyt swobodnie. Generał w życiu nie przyznałby na głos, że jest zazdrosny, lecz z pewnością myślałby o przemienionym cerberze trochę lepiej, gdyby ten nie wywoływał uśmiechu na twarzy Evy Alvarez. Nawet jeśli był to uśmiech drapieżny i zaczepny. Turilli wiedział przy tym, że nie może rościć sobie żadnych praw do swej adiutantki, bo nie byli parą, ale to nie znaczyło, że może nie chcieć o nią walczyć. Dlatego gdy tylko nastąpiło zamieszanie związane z pojawieniem się rudowłosej nieznajomej, Klaus niby przypadkiem minął rozmawiającą parę i otoczył ramieniem pannę Alvarez prowadząc ją ze sobą. Krótkie spojrzenie, które posłał wilkołakowi było jak ostrzeżenie, a gest, choć niewinny, bo tak mógłby ją obejmować brat albo ojciec, jasno świadczył o tym, że Turilli uważa ją za swoją własność.

        Nikolaus, jak to on, po zadaniu pytania stał jak posąg i natarczywie gapił się na oszołomioną i przestraszoną kobietę - był z tych, którzy pytali raz i żądali odpowiedzi, a nie roztkliwiali się nadaremno. Wiedział, że kobieta go usłyszała i dotarł do niej sens jego pytania; może była przestraszona całej tej sytuacji, może to on wywoływał w niej w tym momencie lęk, ale chyba docierało do niej, że nie ma innego wyjścia niż współpracować, nawet jeśli jeszcze niedawno próbowała stawiać warunki. Nie była na pozycji dającej jej luksus negocjacji.
        Nawet jeden mięsień nie drgnął na obliczu generała, gdy dziewczyna powiedziała, że ugodził ją jej własny brat - w końcu chodził po tym brutalnym świecie tyle lat i babrał się w przestępstwach od tak dawna, że żaden atak by go nie zaszkodził, nawet gdyby rzuciło się na nią z nożem jej własne nieletnie dziecko. Wszelkie informacje jednak skrupulatnie odnotowywał w myślach i od razu na ich podstawie układał plan... I wydawał wyroki. Szybko uznał, że kobieta mówi prawdę albo jest naprawdę doskonałą aktorką, gdyż w jej wypowiedzi łatwo można było wychwycić chaos spowodowany szokiem i strachem, które wyjątkowo trudno się udaje - jeśli przesłuchiwany ma w głowie wyuczoną wersję wydarzeń, będzie ją przedstawiał w sposób ciągły, chronologiczny i klarowny, nawet jeśli jego głos będzie drżał. Prawdziwe ofiary rozumie się znacznie gorzej, dokładnie tak jak tę rudowłosą dziewczynę. Przekazywała jednak całkiem interesujące informacje - Turilli od czasu do czasu skinął z uznaniem głową słuchając jej słów, bo zapełniały naprawdę wiele luk. Ciekawe czy była świadoma tego, że właśnie wydała wyrok śmierci na swego brata? Morderstwo, kradzież, usiłowanie morderstwa, przewodzenie zorganizowanej grupie przestępczej... Z pewnością przed śmiercią pożałuje, że się w ogóle urodził, a po wykonaniu wyroku jeszcze długie lata będzie trawił go żal, którego jako ożywieniec nie będzie rozumiał, a jedynie czuł i nie będzie mógł zrobić nic, by go ukoić... Nienadaremno mauryjski wymiar sprawiedliwości był uważany za jeden z najsurowszych, jeśli nie najsurowszy, w całej Alaranii.
        Pokazówka z wyrywaniem sobie paznokcia jakby nie zrobiła na generalne większego wrażenia - nawet jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy, zdradzając obrzydzenie. Rozumiał jednak, że niewrażliwość na ból jest faktycznie bardzo uciążliwa, bo w codziennym życiu to właśnie ból sprawia, że można w porę zareagować i uniknąć krzywdy - to, że nie będzie się cierpiało w trakcie walki czy tortur nie stanowi w tym momencie specjalnego pocieszenia... Tym bardziej, jeśli kat jest dobry w swoim fachu i zna inne metody zmuszania swych ofiar do mówienia, bo ból fizyczny stanowi najprostszą, ale nie jedyną metodę na wydobywanie zeznań. Ona jednak na razie miała się o tym nie przekonać - współpracowała całkiem chętnie. Ciekawe jak będzie z jej bratem? Turilli już czuł, że sam chętnie weźmie udział w tym przesłuchaniu.
        - Jak się nazywasz? - zapytał w końcu wampir, gdy dziewczyna skończyła mówić.
        - Symplicja...
        - Pochodzicie stąd? - drążył generał.
        - Nie, jesteśmy spoza Maurii, z Trytonii.
        "Trytonia... Gdyby wpuścili mnie do tego przeklętego portu, w miesiąc zrobiłbym tam porządek. Wystarczyłby mi do tego jeden oddział straży. I dwa razy tyle stolarzy, którzy zbijaliby szafoty i ostrzyli pale", ocenił w myślach Turilli. Teoretycznie polityka zagraniczna nie była jego najmocniejszą stroną, a już na pewno nie stanowiła jego zakresu obowiązków, lecz orientowal się w podstawowych zagadnieniach z tym związanych. Na dodatek każdy wiedział, jaką opinią cieszy się ta nadmorska stolica, co stanowiło prawdziwą sól w oku osoby tak praworządnej i surowej jak wampirzy generał.
        - A wy, to… - odezwała się nieśmiało ruda, wodząc wzrokiem po zebranych.
        - Pułkownik Antoine Fierenzza - przedstawił siebie szpieg, po czym dokonał prezentacji ważniejszych od siebie osób. - Pułkownik Eva Alvarez. Generał Nikolaus Santi Turilli, dowódca straży miejskiej Maurii.
        Resztą szpieg nie zaprzątał sobie głowy - nawet jeśli nosili stopnie oficerskie, byli niżsi od niego rangą, więc nie musiał ich prezentować.
        - Musimy potwierdzić twoje zeznania, czy zgodzisz się na to, bym odczytał twoje myśli? - zapytał Turilli wypranym z emocji tonem służbisty.
        - A… A mam inne wyjście?
        - W przypadku odmowy użyję siły - odpowiedział niewzruszony Klaus, a jego słowa sprawiły, że Symplicja pobladła.
        - To… dobrze, proszę. Co mam zrobić?
        - Nic… Już - oświadczył generał robiąc krótką pauzę między słowami, która w zupełności wystarczyła mu, by odnaleźć to, na czym mu zależało.
        - Esmeraldo, pozwól. - Nikolaus skinął na przemienioną ręką. - Panno Alvarez, Fierenzza… Dowody są wystarczające - jeśli natkniemy się na którąkolwiek z tych osób, możecie zgładzić je bez czekania na rozkaz. Zeznania wyciągnę z martwych bądź konających. To jednak nie wszyscy, pamiętajcie o tym i wzmóżcie czujność.
        Mówiąc generał przesłał do umysłów wszystkich zgromadzonych obrazy przedstawiające członków szajki złodziei, włącznie z aurami, jeśli tylko Symplicja posiadała informacje na ich temat.
        - Panie - odezwał się Fierenzza, gdy już otrzymał przekaz od Nikolausa. - Żadna z tych osób nie była związana z posiadłością, nie służyła tu ani nie była przyjacielem domu. Musiał im jednak pomagać ktoś, kto doskonale zna to miejsce… I samego gospodarza. Wie co, skąd i w jaki sposób można ukraść, a na dodatek ma środki, by tego dokonać. Nie wiemy kto jest przywódcą tej szajki, a kto szarą eminencją. Muszą mieć po swojej stronie potężnego maga, a kto wie, może nawet kilku, a nikogo takiego we wspomnieniach Simplicji nie było.
        - W istocie - zgodził się Nikolaus. Liczył właśnie na to, że doskonała pamięć do twarzy jaką dysponował Antoine trochę rozjaśni im sytuację. - Zakładam, że więcej dowiemy się, gdy dorwiemy któregoś z nich.
        - Czy cel pozostaje taki sam, generale? - dopytywał inny strażnik.
        - Poniekąd… - zgodził się ostrożnie Klaus. - Prywatny gabinet lorda Verterebrandelalehna znajduje się w najlepiej chronionym skrzydle posiadłości i zakładam, że tam również trzyma on swoje skarby. Przynajmniej część z nich, bo z tego co mi wiadomo, ma on również skrytkę depozytową w banku lady Mesteno.
        - Zgadza się - mruknął Fierenzza. - Nie wiemy jednak czego dokładnie poszukują ci złodzieje: lord ma całą kolekcję niezwykle rzadkich magicznych grimuarów, artefakty, złoto… Mogą szukać praktycznie wszystkiego.
        - Domyślam się, że nie wiesz o co chodziło? - dopytywał generał, Symplicja pokręciła jednak smutno głową.
        - Musimy więc być przygotowani na wszystko - oświadczył tak po prostu Turilli. - Idziemy, główny cel się nie zmienia… Przygotujcie się jednak na walkę po drodze, broń miejcie cały czas w pogotowiu.
        - A… a ja? - wtrąciła się nieśmiało Simplicja.
        - Będzie niebezpiecznie i brutalnie, nikt z nas nie może zagwarantować ci bezpieczeństwa - oświadczył Turilli. - Jeśli jednak jesteś w stanie sobie z tym poradzić, możesz iść z nami…
        ”Patrzcie jej na ręce…”, przekazał w myślach generał swoim ludziom, ton jego mentalnego głosu był jednak dość pobłażliwy, jakby tak naprawdę nie spodziewał się z jej strony żadnego niebezpieczeństwa. Po prostu był ostrożny.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Eva nawet nie usłyszała nadchodzącego z tyłu Klausa, ale chociaż jego nagłe pojawienie się wyraźnie ją zaskoczyło, ruszyła z nim niemal bezwiednie, posłuszna sterującej nią dłoni. Obejrzała się odruchowo na Kiliana, ale nic nie powiedziała, wracając spojrzeniem do profilu generała, który chociaż spoufalił się na tyle, by ją niezobowiązująco objąć, nie odezwał się poza tym ani słowem. Skrzywiła lekko usta w niezadowoleniu, gdyż teraz musiała znów zachodzić w głowę, co też ten wampir miał na myśli. Nie podobało mu się, że rozmawiała z Kilianem, chciał mieć ją pod ręką w razie kłopotów, czy mało subtelnie dawał jej znać, że powinna żywiej zainteresować się obecnością rudowłosej?
        Kwestia wyjaśniłaby się pewnie, gdyby Eva widziała wymianę spojrzeń między wampirem a wilkołakiem. Ten bowiem nie pozostał generałowi dłużny i na nieme ostrzeżenie wyszczerzył kły w wyzywającym uśmiechu, jasno dając do zrozumienia, że pojęcie cudzej własności jest dla niego obce, zwłaszcza w tym konkretnym wypadku. Eva Alvarez od początku była dla niego tylko atrakcyjną rozrywką, już na balu i teraz, w trakcie podróży przez ten nawiedzony dwór. Nie miał wobec niej żadnych szczególnych planów, zwłaszcza w aktualnych okolicznościach, reakcja Turilliego była jednak dla niego niczym zaproszenie, czy raczej wyzwanie! A on lubił wyzwania. Bez słowa więc ruszył swobodnym krokiem w ślad za oddalającymi się pijawkami i zatrzymał się znów koło kobiety, pochylając jeden łeb do rozmowy z nią, a drugi szczerząc za jej plecami do jednookiego wampira.
        - Ładnie chodzisz na smyczy – rzucił rozbawionym tonem. Eva syknęła na niego krótko, że ma być cicho, bo słuchała opowieści rudowłosej, uśmiechnęła się jednak pod nosem na słowa wilkołaka. Ten z wyraźnym zadowoleniem spojrzał nad jej głową na Klausa ze spojrzeniem jasno mówiącym „twój ruch”.
        Alvarez teraz już jednak słuchała uważnie kobiety, a chociaż jej twarz pozostawała beznamiętną maską, jak wypadało przy przełożonym, oczy błyszczały na zmianę nudą, głodem i irytacją. Machnęła już dłonią na maskę, gdy ruda o niej wspomniała, chociaż przyznanie, że ta uczyniła jej przysługę, z pewnością nie przeszłoby jej przez gardło. Drażnił ją przerywany sposób mówienia kobiety, jej ciągłe zacinanie się i gubienie wątku. Na urwany paznokieć spojrzała beznamiętnie, chociaż sama historia z nieodczuwaniem bólu była intrygująca. Sama dolegliwość była z pewnością nie do zniesienia, co do tego nie miała wątpliwości, jednak dawała też spore pole do popisu, jeśli już człowiek nauczy się jak z tym przeżyć. Na przykład nie wyrywać sobie fragmentów ciała tylko na pokaz. Esmeralda za to zarobiła pierwsze punkty uznania u Evy za tak rasowe odmówienie pomocy wariatce. Symplicji. Na chodzące trupy, co za dziwaczne imię.
        No dobrze, czyli teraz szukają nie jednej osoby, odpowiedzialnej za to zamieszanie, lecz całej bandy. Fantastycznie. Przepuściła ponownie przez umysł przesłane jej przez Turillego obrazy, ucząc się wszystkich tych parszywych gęb na pamięć, przez co jej spojrzenie stało się nagle odległe, by po chwili wrócić do normy. Liam w międzyczasie podszedł do Symplicji, przedstawiając jej pozostałych strażników.
        - Rille i Torhe będą za ciebie odpowiedzialni – dodał, a rudowłosa kobieta uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, na co Eva prawie parsknęła śmiechem, łapiąc zaskoczone spojrzenie Rostona, który jednak zaraz spoważniał i grzecznie skinął kobiecie głową, ruszając przodem.
        - Miałem na myśli to, że mają jej pilnować, żeby czegoś nie wywinęła, a w razie czego zabić – wytłumaczył się szeptem swojej pułkownik.
        - Wiem, Liam. Ale niech zostanie utwierdzona w przekonaniu, że mają ją chronić, tak będzie lepiej. No i zyskałeś wielbicielkę – dodała z nutką złośliwości, a sierżant odwrócił się zaskoczony, łapiąc wbite w niego spojrzenie Symplicji, która uśmiechnęła się nieśmiało patrząc na niego spod rzęs.
        Ruszyli więc znów tym nietypowym orszakiem, idąc ciągle jakimiś korytarzami i okazjonalnie przechodząc przez inne pomieszczenia. Prowadził tym razem Fierrenza, najwyraźniej doskonale znając plan posiadłości, gdyż nie zawahał się jeszcze na żadnym zakręcie, a kilka ich było. Wbrew jego wcześniejszym zmartwieniom nie trafili też na żadne większe skupiska przemienionych, a ci, którzy ich mijali byli albo niegroźni, albo spacyfikowani przez strażników nim zdołali przedrzeć się do środka kolumny, gdzie znajdował się Turilli z wampirzycą u boku i Kilianem za plecami. Po krótkiej chwili jednak kobieta zostawiła ich samych, wycofując się kawałek do Esmeraldy i spoglądając na nią z zainteresowaniem.
        - Jak się czujesz? – zapytała niespodziewanie, mając na myśli Irę we wnętrzu błękitnookiej demonicy, a po brzmieniu tego pytania łatwo było stwierdzić, że nie padało ono często z ust kobiety. Eva nigdy nie interesowała się specjalnie samopoczuciem innych osób, jednak skrzydlata stanowiła wystarczającą zagadkę by poświęcić chwilę na jej rozwikłanie. W końcu demon demonowi nie równy, nie wiadomo kim brunetka była w rzeczywistości, a to że zareagowała dość gwałtownie na pomylenie jej z aniołem przez Symplicję tylko podsyciło ciekawość Alvarez.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Ruda była roztrzęsiona i choć wiedziała, że profesjonalny śledczy nie będzie się rozczulał, to potrzebowała teraz choć odrobinki współczucia. Nie otrzymała go jednak więc musiała zdać się na własne siły i jakoś to znieść.
Ponadto naprawdę liczyła, że Esme naprawi jej paznokieć, a jednak została bez niego z zakrwawionym palcem. Kiepsko szło. Miała nadzieję, że chociaż za pomoc, za informacje ktoś się jej odwdzięczy. Życie bywa brutalne... Podobnie rzecz się miała z braciszkiem. Liczyła, że dostanie jakąś surową karę jak więzienie, ale że śmierć i katorga po śmierci… Tego nawet nie podejrzewała.
Tymczasem przemieniona przyglądała i przysłuchiwała się wywiadowi Symplicji z generałem.

- Intrygujące imię… - odezwała się w głowie niebieskookiej demonica.
- Och, żyjesz – pomyślała Es bez zapału.
- Dzięki za troskę – naburmuszyła się Ira.

Gdy skrzydlaty przedstawiał tych ważniejszych, przemieniona miała okazję, by przypomnieć sobie imiona co niektórych, a pytać po raz drugi o imię to tak trochę głupio, więc wyłapywała każde słowo. Wtem zawołał ją generał. Esme podeszła, normalnie bez żadnego stresu czy coś. Ruda pewnie by w takiej sytuacji się obawiała.
Można zabijać, hurra. Przemieniona próbowała sobie poprawić humor choć tym - dawno już nie była pod niczyimi rozkazami, bo zwykle ona dowodziła, a ta nagła zmiana nieszczególnie jej pasowała.
Poczuła się dziwnie, gdy w jej umyśle pojawiły się nie-jej wspomnienia. Ira również nie omieszkała tego skomentować. Esmeralda jednak ją uparcie ignorowała i słuchała Fierenzzy. Coraz bardziej ją ciekawiło, co ci intruzi chcą znaleźć. Byłoby znacznie prościej, gdyby nie ten chaos wokół. Na wieść o magu przemieniona się zastanowiła. Takie zaklęcie musiało być dość trudne, czy naprawdę ktoś mógłby narażać swe życie aż tak bardzo? Musieli poszukiwać czegoś, co i domniemanemu magowi się przyda.
Symplicja tymczasem wylądowała między młotem a kowadłem. Zostać z nieprzewidywalnymi dziwadłami czy iść z tymi normalniejszymi o jasnym umyślę na prawdopodobną bitkę? W obu przypadkach niebezpiecznie i nic nie zapowiadało, by chcieli ją jakoś specjalnie chronić. Jednakże ucieszyła się, gdy strażnik wbrew temu, co pomyślała, mówił o zapewnieniu jej ochrony. Szybko jednak poprawił to na pilnowanie. Zawsze coś. Ostatnia kwestia nie napawała niestety optymizmem. I całe poczucie bezpieczeństwa diabli wzięli. Dziewczyna miała sporo szczęścia, że tego nie usłyszała, tym samym zapewniając sobie względny spokój. Przy okazji mogła sobie popatrzeć na całkiem przystojnego sierżanta.
Esme szła nie patrząc na coraz bardziej zauroczoną rudą, a próbując rozszyfrować całą tę zagadkę. Pytanie Evy zbiło ją z tropu. Nikt nie pytał jej od wieków jak się czuje, aż przemieniona początkowo nie potrafiła zareagować. Posłała zdziwione spojrzenie wampirzycy, jakby ta wypowiedziała coś niesłychanie szokującego.

- Jakby pominąć Irę i jej bełkot w mojej głowie to całkiem dobrze… - powiedziała niepewnie, może za tym pytaniem coś się kryło, jakiś podstęp, podtekst? A może po prostu była już przewrażliwiona z tą nieufnością.

- EJ! Jaki bełkot, ja normalnie i kulturalnie z tobą rozmawiam – obruszyła się demonica i to dość poważnie. Zamilkła i w formie ciemnej smugi, cienia pojawiła się za plecami błękitnookiej, po czym zawędrowała wokół Evy, jakby się jej przyglądając niewidzialnymi oczami.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Turilli posłał Rostonowi pełne dezaprobaty spojrzenie, gdy ten przydzielił do pilnowania Symplicji aż dwóch strażników. Nieważne co nim kierowało, była to lekka przesada, choć jeszcze nie nadużycie - jednak kto przy zdrowych zmysłach mając do dyspozycji jedynie garstkę osób nieprzekraczającą tuzina oddeleguje dwoje z nich do strzeżenia jakiejś, z całym szacunkiem, przybłędy? Czy to była księżniczka Trytonii, o której istnieniu Turilli nie miał pojęcia? Faktem było jednak, że aspekt psychologiczny tej deklaracji działał na korzyść strażników, więc Klaus go nie odwołał, uznając, że w razie potrzeby i tak to jego rozkazy będą miały priorytet, przez co Rille i Torhe nie będą przykuci do Symplicji gdy zrobi się gorąco.
        - Fierenzza, prowadź - zwrócił się do skrzydlatego szpiega, gdy już wszyscy zdołali się pozbierać do drogi. Swe słowa poparł gestem, który jasno świadczył o tym, że sam wie którędy należy podążać, lecz znał swoje miejsce w szeregu. Chociaż wierzył w swoje siły i niestraszna była mu walka, pozwolił by procedury zostały zachowane, a on jako najważniejsza osoba w straży miejskiej był chroniony przez swoich podwładnych. Evę Alvarez chciał widzieć u swego boku i to nie tylko przez zazdrość, raczej przez zaufanie jakim ją darzył i rolę, jaką jej przeznaczył - nie chciał, by osoba, która miała go ewentualnie zastąpić, gdyby został wykluczony w ten czy inny sposób narażała się nadaremno. Może też w głębi ducha chciał zapewnić jej bezpieczeństwo przez pewne szczególne względy jakimi ją darzył…
        - Słuszna decyzja. - Szeleszczący szept Fierenzzy skierowany pod adresem Simplicji brzmiał, jakby szpieg się uśmiechał, wyraźnie pochwalał to, że dziewczyna wybierała się z nimi w dalszą drogę. Może z perspektywy straży stanowiła balast, lecz jej to się opłacało, bo wbrew pozorom była bezpieczniejsza… Tak zresztą zaraz się poczuła i to nie tylko przez wzgląd na rycerskie zachowanie Rostona. Antoine - chcąc oszczędzić sobie i reszcie scen niekontrolowanej histerii - skorzystał z dostępnej sobie magii emocji i wlał w serce Symplicji poczucie spokoju i bezpieczeństwa… I może odrobinę więcej podziwu względem swego rycerza na białym koniu.

        Droga ciągnęła się jak zimna melasa. Nikt nie miał nastroju do rozmów, strażnicy byli skupieni na tym, by nie dać się po raz kolejny tak łatwo podejść i nawet szpieg wskazując kierunek korzystał raczej z gestów niż ze słów. Symplicja z początku co chwilę wpadała przez to na osoby idące przed nią, lecz z czasem nauczyła się zarówno zachowywać odległość, jak i rozpoznawać sygnał Fierenzzy. Szczególnie szybko zapamiętała wzniesioną ku górze rękę z wyprostowanym palcem wskazującym i środkowym - znak przygotowania broni, bo jakieś stworzenie pojawiło się w zasięgu wzroku. Co prawda takie spotkania rzadko kończyły się rozlewem krwi, lecz zawsze siały pewien niepokój. Nieliczni wiedzieli, że do kilku starć nie doszło dzięki zaklęciom rzucanym przez Turillego, który podświadomie wyczuwając agresję przemienionej istoty pacyfikował ją zaklęciem. Zaklęcia te były jednak tak słabe, że prawie nie wymagały od wampira wysiłku, który mógłby pociągnąć za sobą obudzenie uśpionej trucizny w jego żyłach.
        - Fierenzza.
        - Tak, panie?
        - Masz swoje przypuszczenia?
        - Zbyt wiele, by je wymieniać, panie. Nie jestem mistrzem wiedzy tajemnej, lecz zaryzykowałbym stwierdzenie, że żaden z magów obecnych na balu nie byłby w stanie zdziałać czegoś takiego… W pojedynkę. Co innego w większej grupie albo mając do dyspozycji jakiś silny katalizator. Lecz to rodzi już zbyt wiele wariantów.
        - A sam gospodarz?

        Szpieg przez chwilę milczał, jakby nie wiedział jak to ubrać w słowa.
        - Panie, wybacz śmiałość, ale to absurd. To nie w jego stylu.
        - Zdaję się na twój osąd, Antoine.

        Nikt z zewnątrz nie widział, że tych dwoje rozmawia w myślach, generał nie poinformował o tym nawet Evy Alvarez, nie uznając tego za konieczne tak długo, jak nie wyszli poza obszar dywagacji. Z całym szacunkiem, adiutantka nie miałaby wiele do dodania, gdyż nie orientowała się w strukturze lokalnych elit tak dobrze jak Fierenzza albo chociaż jak generał. A skoro nawet szpieg nie posiadał wystarczająco szerokiej wiedzy, by udzielić konkretnej odpowiedzi, nikt z obecnych nie mógł pomóc. Musieli znaleźć informatora - kogoś z szajki brata Symplicji albo któregoś z przemienionych sług, lecz jak na złość w tej części posiadłości nie pojawiali się ani jedni, ani drudzy.
        - Fierenzza, stój. Wszyscy stać.
        Generał nie mówił głośno, lecz przez panującą wokół ciszę jego głos brzmiał donośniej niż zwykle. Strażnicy momentalnie się zatrzymali, a towarzysząca im dziewczyna skuliła się między wampirami, które miały ją strzec, jakby spodziewała się najgorszego. Wokół było jednak pusto, z okolicznych pomieszczeń nie dochodziły żadne dźwięki. Dosłownie żadne. I to właśnie było dziwne. Nawet odgłosy ich kroków były jakby stłumione. Ci, którzy byli wrażliwsi na magię, mogli poczuć jej delikatny oddech na skórze.
        - Coś się tam kłębi - oświadczył generał wpatrując się w drzwi na końcu korytarza. Nie użył słowa “czai”, bo nie był w stanie objąć zmysłami tego kształtu, który zdawał mu się bezkształtną masą, pierwotną i złowrogą jak kipiel oceanu. - Pietra. Torhe.
        - Tak jest, generale. - Wezwane wampiry od razu wiedziały o co zostały poproszone. Obaj sięgnęli po broń i bez słowa wyszli przed grupę, zbliżając się do drzwi, za którymi czaiło się to niepokojące zjawisko. Pierwszy strażnik położył dłoń na klamce, a drugi stanął za jego plecami z bronią gotową do zadania ciosu - osłaniał swego towarzysza przed tym, co mogło na niego wyskoczyć.
        - Wszyscy w gotowości - rozkazał jeszcze Turilli spokojnym, matowym głosem, wzrok cały czas skupiając w miejscu, gdzie schodziły się skrzydła drzwi. Widząc pytające spojrzenie Pietry skinął mu głową, dając pozwolenie na otwarcie przejścia…
        Nikt nie był przygotowany na to, że przyjdzie im się zmierzyć z czymś zupełnie niematerialnym. Z ciemnością, która spłynęła przez otwarte drzwi niczym żałobny całun niesiony w objęciach dymu. Ciemność pożerała światło w sposób nieubłagany, powlekając pomieszczenie nieprzeniknionym mrokiem, w którym nie widziało się nawet własnej dłoni trzymanej tuż przed twarzą. Ta złowieszcza czerń wyzwalała w każdej ogarniętej nią osobie zakorzeniony głęboko w głowie, pierwotny lęk przed tym, co może się w niej czaić… Nim jednak ktokolwiek się jej poddał, wszyscy poczuli dziwny napływ spokoju, który niczym ciepły kompres koił ich nerwy. To Fierenzza zainterweniował ze swoją magią emocji nim było za późno, kosztowało go to jednak tyle wysiłku, że padł na kolana i otulił się skrzydłami, kryjąc się pod nimi jak żółw w swojej skorupie.
        W mroku był tylko jeden jarzący się słabo biało punkt - było to pokryte magicznym bielmem oko generała. O dziwo dzięki niemu Turilli widział doskonale wszystko wokół, jedynie barwy były jakby nieco wyblakłe, kształty jednak pozostawały ostre. Magia tego miejsca była jednak na tyle przewrotna, że niczego nie dawała za darmo. Nikolaus czuł, jakby rozpadał się i stapiał z otaczającą go ciemnością, jakby trucizna w jego żyłach przebudziła się i ogarnęła go całego, jednak w odwecie za to, że wcześniej została powstrzymana, teraz delektowała się powolną dezintegracją jego ciała. Generałowi wydawało się, że jeśli zrobi krok, rozpadnie się jak gliniany kolos, nie umiał jednak stwierdzić ile w tym było działania ukierunkowanego na jego podświadomość, a ile faktycznego działania pustki.
        - Alvarez… - wezwał swoją adiutantkę i wiedząc, że ona go nie widzi, położył dłoń na jej ramieniu. Nie czekając na pozwolenie wszedł do jej umysłu i przekazał jej obraz widziany swoim okiem. Gdzieś na granicy pola widzenia zaczęły krążyć krwiożercze potwory stworzone przez magię władającą tym miejscem, a złowieszcza muzyka po raz kolejny zaczęła grać w uszach wszystkich rozumnych istot...
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Uzyskawszy satysfakcjonującą odpowiedź od demonicy nie drążyła dłużej, tylko skinęła jej głową i znów zrównała krok z Klausem, zgrabnie omijając podstawioną jej złośliwie przez Kiliana łapę, na którą miała wpaść.
        Nieświadoma toczącej się w umysłach generała i Fierrenzy rozmowy rejestrowała jedynie drobne strzały magii, dobiegające od Turillego i godzące w większość przemienionych istot nim te zdołały się do nich zbliżyć. Nudziła się więc śmiertelnie. Nie mogła jednak powiedzieć o tym głośno, bo zdecydowanie nieprofesjonalne jest nie mieć nic do roboty w sytuacji zagrożenia, ale co na to miała poradzić wampirzyca, która utknęła ze swoim przełożonym w samym środku korowodu?
        Zwolniła krok ułamek chwili przed tym, nim Klaus wydał taki rozkaz. W wojskowych butach pewnie nie zwróciłaby na to uwagi, ale teraz cichnący coraz bardziej stukot jej obcasów zaczął zwracać jej uwagę i wzbudzać niepokój. Orszak zatrzymał się w mniej lub bardziej kontrolowany sposób, a Eva cieszyła się tylko, że nikt na nią nie wpadł. Wielka plama śliny wylądowała koło jej nogi i kobieta zadarła głowę, spoglądając z naganą na trzy łby nad sobą.
        - Sorki – mruknął Kilian i oblizał pyski, wypatrując tego samego, co wszyscy wokół.
        Alvarez nie odzywała się, spięta od napływającego na nią miękkiego oddechu magii i wyczekiwania właściwego uderzenia. Odprowadziła strażników wzrokiem, gdy zbliżali się do drzwi i czekali na sygnał od generała. Później wylała się na nią ciemność. Nieprzenikniona, mroczna, straszna, nawet dla najodważniejszych serc, w tym tych martwych. Nie wylała się bezwładnie przez drzwi, lecz niemalże z nich wyszła, pełznąc w stronę obecnych po podłodze, ścianach i suficie, oraz unosząc się w powietrzu i stopniowo zmniejszając dystans.
        To była woda. Zalała ją całą, pozbawiając wzroku i poczucia stabilizacji. Nie wiedziała gdzie jest, gdzie są pozostali, nie widziała nawet własnych dłoni. Za sobą słyszała kobiecy krzyk i psie skomlenie, a wokoło żołnierskie przekleństwa, przesiąknięte strachem. Odruchowo przestała oddychać, ogarnięta własnym najgłębszym lękiem, ale nim zamarła w czystej panice, poczuła jak coś otula ją ciepło i rozgania wodę. Rozluźniła zaciśnięte w pięści dłonie i rozejrzała się, próbując odnaleźć źródło tego spokoju. Nie szukała jednak wzrokiem a zmysłem i po chwili wyczuła Fierrenzę, kulącego się nieopodal. Elf nigdy nie mógł dowiedzieć się, jaką wdzięczność do niego poczuła w tym momencie.
        Odwróciła się gwałtownie, słysząc swoje nazwisko wywołane znajomym głosem. Nic jednak nie dostrzegła, niemal tracąc równowagę w ciemnościach, jednak po chwili poczuła na ramieniu silną dłoń, a jej umysł zalała intensywna obecność. Nagle ciemność przed nią wyblakła, pozbawiając otoczenie kolorów, lecz zachowując właściwe kształty.
        - Miło cię widzieć Klaus – zamruczała do niego w myślach, zerkając na generała przez ramię.
        Czuła jednak jak mężczyzna słabnie z każdą chwilą, więc nie ociągała się więcej. Zadarła dłonią krótki przód sukni, sięgając swoich sztyletów i układając je między palcami. Wyszczerzyła kły, widząc czające się gdzieś na pograniczu stwory, a gdy do jej uszu dobiegła znajoma muzyka, warknęła pod nosem.
        - O net. No puedo más! Malditos monstuos, idti v ad – mamrotała porzucając już wszelkie ograniczenia. Zarówno jeśli chodzi o mowę wspólną, którą porzuciła na rzecz plączących się ze sobą rodzimych języków, swojego i Mikhaila, jak i jeśli chodzi o te narzucone przez Turillego, by nie zabijać bez konieczności. No cóż, właśnie arbitralnie uznała, że konieczność zaistniała.
        Rzutki latały pomiędzy głowami obecnych w te i spowrotem, mimo że było ich tylko pięć. Za każdym razem, gdy ostrze wbiło się w łeb jakiegoś potwora, powalając go bezwładnie na ziemię, nóż z chlupotem wnętrzności czaszki i skrzypnięciem jej kości wyszarpywał się z rany i wracał do dłoni wampirzycy, która niemal od razu miotała nim w inną stronę. Miała dosyć skradania się, omijania przeszkód i pacyfikowania zagrożeń. Była głodna, zirytowana i zdecydowanie zbyt długo związana gorsetem, więc darowała sobie kastet i magię umysłu, odsyłając bez wahania wszystkie potwory na wieczny spoczynek. Jak Turilliemu zachce się ją besztać to trudno, ale i tak musi poczekać, aż się stąd wydostaną. Poza tym ileż można siedzieć pod generalskim obcasem tego człowieka.
        Nagle coś ją tknęło i parsknęła śmiechem zupełnie nieadekwatnym do okoliczności, gdy zdała sobie sprawę, że przecież Klaus cały czas siedzi jej w głowie.
        - Z całym szacunkiem? – rzuciła krótko, wciąż jednak rozbawiona i ruszyła dalej wolnym krokiem w stronę otwartych drzwi, z których wyłoniła się ciemność, zakładając że tam znajdzie odpowiedź na pytanie, jak się jej pozbyć.
        Nie oglądała się na swoich ludzi, z tego co widziała wcześniej pozbierali się mniej więcej do kupy i Roston otoczył ich kopułą energii, więc przynajmniej na tą chwilę byli względnie bezpieczni. Nie brała żadnego z nich ze sobą, ślepi w ciemnościach niewiele by im pomogli, a tylko musiałaby się martwić o więcej osób.
        Jednak gdy tylko przekroczyła próg pokoju, stanęła jak wryta, zapominając zupełnie, że Klaus ciągle idzie za nią. Z ust wampirzycy wylał się kolejny potok melodyjnych przekleństw, gdy ta zobaczyła skąd bierze się ciemność. Jakiś debil zostawił otwarte okno. Poważnie? Oni tu o życie walczą, bo się komuś duszno zrobiło? W pokoju faktycznie było teraz zdecydowanie chłodniej, ale Alvarez nie zwróciła na to uwagi wciąż trajkocząc z pasją w ojczystym języku, gdy swoją mocą próbowała zamknąć okna na odległość. Zamachnęła się solidnie, spodziewając się z jakiegoś powodu oporu ciemności, jednak skrzydła zatrzasnęły się bez problemu z zaskakującym hukiem. Kobiecie przez moment stanęło jej martwe serce, że szyby w oknach strzeliły, ale wszystko było w porządku. Okna wszystkie pozamykane, ciemność uwięziona na zewnątrz i nie wlewa się do środka. Tylko co do cholery zrobić z tą, która już tutaj była?
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Rudowłosa nie dosłyszała szeptu skrzydlatego szpiega. Zapatrzyła się na Liama, oczywiście odwracała wzrok za każdym razem, gdy ten spoglądał na nią. Nagle jakby wszelkie troski zniknęły, poczuła cudowne uczucie beztroski, jakby nic złego się nie wydarzyło. To było aż dziwne że takie nagłe no i motylki w brzuchu… Te uczucia tak bardzo się wzmocniły w jednej chwili, ale Symplicja nie podejrzewała, iż to czyjaś sprawka.
Nie tylko cisza powodowała brak skupienia podczas drogi, ale też kłębek myśli typowych dla osoby zakochanej. Co chwilę tylko przepraszała za podeptane buty czy też zdarte ich tyły. Później jednak przywykła. Zerkała z ciekawością na Esme, która tymczasem w przeciwieństwie do niej z łatwością stosowała się do gestów. Przemieniona również tonęła w myślach, wyczuwała magię, której używał Turill, ale tego się sama domyślała, nie potrafiła w tej chwili określić samym szóstym zmysłem odkogo pochodzi.
Niespodziewanie głośny nakaz zatrzymania. Esmeralda spojrzała zaciekawiona, wyrywając się ze swej głowy, a tym samym chwilowo od Iry. Ruda znów była przerażona, że coś ją dziabnie tu czy tam i nawet nie zauważy, gdy się wykrwawi, czuła się najlepiej schowana przy swoich ochroniarzach a szczególnie tym jednym… I strach jakby nieco zanikł, ustępując miejsca uczuciu zauroczenia.
Esmeralda zaś patrzyła z niepokojem w stronę, w którą generał i reszta. Myślała, czy nie dobyć mieczem, ale, czy zwykła broń cokolwiek by dała? Zdecydowała zdać się na magię. Emocje narastały, im otwarcie drzwi bardziej się przeciągało, choć nie trwało to długo, to jednak w tej sytuacji w obecnym momencie czas się jakby wydłużył.
To, co się za nim kryło było co najmniej dziwne i bardzo… bardzo ciemne. Mrok ogarniał wszystko wokół. Symplicja wytężała oczy, ale była tak bardzo przerażona, że nic nie widać, że pamiętając gdzie stoi jej obiekt westchnień, rzuciła się mu na szyje. Przemieniona zaczęła również odczuwać strach, to było dla niej dziwne, bo nigdy nie bała się ciemności. Trwało to krótko dzięki Fierenzzy, na szczęście.
Przemieniona jednak miała wrażenie, że coś jest nie tak, choć stała teraz niczym ślepiec. Słyszała głos generała ostrożnie podeszła do jego źródła, choć po drodze kilka razy wpadła na kogoś. I nagle ta muzyka. Przeszywała przemienioną na wskroś, przypominając rzeczy, o których chciała zapomnieć. Ciężko było to zignorować, dopiero gdy te obcy język dotarł do jej uszu chwyciła go niczym tonący ostatnią deskę ratunku. Przez wampiry, na które wpadała oddaliła się od swego celu, teraz znowu mogła go odnaleźć. Słyszała teraz dziwne odgłosy, coś było w mroku, gdyby tylko to widziała… Ale czy magia zadziała? Czy zwykły żywioł ognia rozproszy ten mrok nasycony złem? Już miała spróbować, gdy usłyszała śmiech.

- Ludzie… To coś miesza w głowie czy jak? – pomyślała zbita z tropu, z przyzwyczajenia oczekiwała odpowiedzi Iry, ale ona ucichła. Kolejna dziwna rzecz.

Nie wiedziała, kiedy generał i jego adiutantka się oddalili, słyszała głos Evy, ale chciała wdrożyć w życie swój plan. Ogień. Zamknęła oczy, by się skupić i by na wszelki wypadek nie uszkodzić ich nagłym oświetleniem. Wokół niej pojawiły się płomienie, otulały ją niczym aura, powoli się zwiększały, szło całkiem dobrze, powoli… No i niestety, zgubne działanie tego wymiaru wywołało coś niczym ognisty wybuch, całkiem głośny i gorący. Na sekundę nastała jasność, ale niebywale szybko została pochłonięta, tak samo, jak ciepło. Jakby na złość zrobiło się wręcz mroźnie. Esmeralda zadygotała z zimna. Skuliła się i choć tego nie wiedziała, to wręcz czuła jak z jej ust wydobywa się para. Przynajmniej niczego nie spaliła, nie zdążyła. Skrzydła znów zmaterializowały się na jej plecach i teraz służyły niczym ciepły płaszcz. Chłód był wszechobecny, ale najbardziej dotknął Es, być może w ramach zemsty tego czegoś…

- N-nic z tego… - wycedziła przez zęby zawzięcie i postanowiła spróbować jeszcze raz, ale tym razem nie światłem a niszczycielską magią, zwaną w jej świecie żywiołem zła. To także nie dało rady, a wręcz pogorszyło sytuacje, zwiększając siłę wszechobecnej czerni, tak że zaklęcie szpiega osłabło. Esme zdenerwowana a teraz jeszcze wystraszona na domiar złego postanowiła znów spróbować z ogniem.

Przezwyciężenie strachu było coraz gorsze, musiała się śpieszyć, ale nie za bardzo by nie wyszło jak wcześniej. Zaczęło się jak ostatnio, powoli też robiło jej się cieplej i rozłożyła skrzydła, by wznieść się nieco wyżej, by nikt jej nie przeszkodził. Teraz jednak determinacja zabroniła się wahać, co mogło być powodem poprzedniego niepowodzenia. Z góry spadła istna fala ognia osadzając się na wszystkim prócz osób, które magicznie omijała. Ciemność niczym mgła zaczynała się rozpraszać, tylko że pomieszczenie, w którym wszyscy byli właśnie stanęło w ogniu, który pożerał wszystko na swej drodze. O ile wcześniej Esme skontrolowała, by w nikogo żywego lub tylko w teorii żywego nie trafiło, to teraz żywioł zaczął rządzić się swoimi prawami. Na szczęście jak na razie jeszcze można było uciec z tego pożaru, ale pospiech był bardzo wskazany.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Generał patrzył na swoich podwładnych miotających się bez ładu i składu po korytarzu - od razu mógł rozpoznać, że nic nie widzą. On jednak był zbyt słaby, by użyczyć swego wzroku wszystkim obecnym w pomieszczeniu, wybrał więc tylko Evę Alvarez, jako jedną z osób, którym ufał najbardziej - drugą był Antoine, który teraz niestety nie był w stanie podnieść się z klęczek, przytłoczony niemocą, którą wywołało u niego takie gwałtowne użycie magii.
        - Fierenzza - zwrócił się do niego Turilli i zaraz dostrzegł, jak jego najwierniejszy szpieg próbuje się podnieść.
        - Nic mi nie jest, panie - zapewnił na klęczkach. Wampir nie był głupcem, widział, że Antoine jest osłabiony, liczył jednak, że potrafi on ocenić własne możliwości i jeśli nie będzie w stanie utrzymać zaklęcia - odpuści. Nie mogli sobie pozwolić na utratę kogoś dysponującego taką wiedzą jak Fierenzza…
        - Wszyscy pozostać na miejscach - rozkazał Klaus donośnym głosem, nie zdradzającym tego jak osłabiała go magia tej ciemności. - Nie rozchodźcie się, bo się nie odnajdziecie… Tylko ja i pułkownik Alvarez ruszamy dalej. Sierżancie Roston, gdy wam powiem, rozciągnięcie kopułę szeroką na… siedem kroków - oszacował generał, biorąc pod uwagę to, by nawet Kilian się pod nią zmieścił. Gdy już dyspozycje zostały wydane, wampir odetchnął głęboko i już chciał ruszyć dalej ze swoją adiutantką, ona jednak zrobiła coś, czego zupełnie się po niej nie spodziewał. Jej wściekły atak był jak zdrada, policzek wymierzony bez ostrzeżenia… Klaus wiedział, że ona ma temperament, nieraz to okazała, wiedział też, że jest w gorącej wodzie kąpana… Lecz nigdy nie spodziewał się, że posunie się do morderstwa. Dlaczego? Z nerwów? Ze strachu? Dla czystej przyjemności?
        - Alvarez! - wezwał ją generał ostrzegawczym tonem i to nie takim, który przestrzegał ją przed niebezpieczeństwem, a takim, który ostrzegał przed konsekwencjami. Eva tym jednym incydentem przekreśliła całe zaufanie, jakim darzył ją Turilli. I ściągnęła na swoją głowę o wiele surowsze konsekwencje, ale tego chyba nie była jeszcze świadoma, bo zamiast się kajać, żartowała sobie w najlepsze…
        - Naprawdę tego, że usłyszałem twoje myśli, powinnaś obawiać się najmniej… - ostrzegł ją w myślach chłodnym tonem, nim oboje ruszyli do ogarniętego ciemnością pomieszczenia. Jedyne dwie osoby, które widziały w tych ciemnościach, przemieniony szpieg i adiutantka generała, widziały, jak wampir lekko powłóczył nogami, jakby przedzierał się przez omywające nogi fale. Ciemność na jego ramieniu, która wcześniej pożarła jego rękę, teraz jakby poluzowała swoje sploty i zaczęła wić się wokół barku Nikolausa na podobieństwo mrocznego ukwiału. To nie bolało, sprawiało jedynie, że generał raz czy dwa razy machnął przed twarzą zdrową ręką, jakby oganiał się przed komarami, gdy jedna z takich macek przeleciała mu tuż przed nosem. Zdawało mu się, że mrok skumulowany w tym miejscu podsyca jad w jego żyłach i pożera go od środka, błyskawicznie tracił siły i nawet wcześniejsze butne zapewnienia, że jako wojownik sobie poradzi, na nic się w tym momencie zdały. Zaciskał jednak zęby i parł do przodu, by zlikwidować źródło tej czerni i jednocześnie własnej niemocy…
        Turilli parsknął nerwowo widząc, że pokonało ich coś tak prozaicznego jak otwarte okno. Któż by przypuszczał, że coś takiego może się wydarzyć? Magia, którą obudziła tamta banda, była stokroć potężniejsza, niż był skłonny przypuszczać.
        - Panie... - odezwał się nagle w jego głowie Fierenzza, który zdołał w końcu stanąć na nogach. - Ta mgła… Proszę spojrzeć…
        Nikolaus usłyszał w głosie szpiega strach i jednocześnie pojął co też chciał mu on powiedzieć. Bez dodatkowych zapewnień wszedł mu do głowy i spojrzał na świat jego oczami… Zaraz wycofał się jak oparzony. Czerń spowijała całą jego sylwetkę jak lekki całun z tiulu. Wampir aż zaczął nerwowo oddychać: jednak zachowanie zimnej krwi w obliczu takiego odkrycia było trudniejsze niż mógł przypuszczać. Był jednak przekonany, że gdy wydostaną się z tej ciemności, efekt działania trucizny się cofnie. Wszystko do siebie pasowało…
        Nie było mu jednak dane sprawdzić tych przypuszczeń. Wybuch spowodowany przez Esmeraldę sprawił, że Nikolaus obrócił się szybko jakby raził go piorun. W oczach miał cały czas powidok tej niedawnej eksplozji.
        - Uważaj! - zganił ją. Skrzydlata jednak nie słuchała tylko próbowała kolejnych metod, a każde kolejne zaklęcie jakby tylko podsycało mrok wokół tak bardzo, że aż generał czuł, jak ciemnieje mu przed oczami. Kolejny wybuch spowodowany przez Esmeraldę wyrwał bolesny krzyk z ciała Fierenzzy, który nie miał dość siły, by jednocześnie utrzymywać swoje zaklęcie i utrzymać się na nogach. Znowu upadł na kolana.
        - Przestań natychmiast! - ryknął w tym momencie Turilli, było jednak za późno. Esmeralda nie usłyszała go albo nie chciała słyszeć. Wzniosła się ponad wszystkich i zalała całe pomieszczenie ogniem. Wampir bez namysłu, byle tylko ratować siebie i innych przed skutkami ataku przemienionej, uderzył w nią potężnym zaklęciem z dziedziny umysłu, które miało mu ją podporządkować… Zbyt potężnym. Nie wiedział wszak albo po prostu nie był do końca pewien tego, że to magia była pożywką dla jadu w jego żyłach. Rzucony przezeń czar był więc niczym wlana do ognia oliwa… Turilli zachłysnął się pod wpływem niesamowitego bólu, który poczuł, gdy pustka pożerała jego organy. Ból trwał jednak krótko, a potem nastała ciemność. Pustka. Esmeralda w tym czasie mogła poczuć, jak rzucone przez niego zaklęcie w jednej chwili odpuszcza jak ucięte nożem.
        Pozostali w nagłym rozbłysku ognia mogli zobaczyć, jak po cofnięciu się mgły sylwetkę Nikolausa ogarnął kokon czarnej mgły, gęsty i zjadliwy jak stado żarłocznych ryb rzucających się na ofiarę… Porównanie było o tyle adekwatne, iż nagle cała czerń skurczyła się, a po Turillim nie było śladu. Jedynie ci, którzy mieli wystarczająco rozwinięty zmysł magiczny mogli spostrzec, jak w rozedrganym z gorąca powietrzu rozwiewają się strzępki jego zimnej jak cmentarne powietrze aury…
        - Klaus?! - W głosie szpiega dało się słyszeć rozpacz i przerażenie, choć jeszcze nie do końca dotarło do niego co właśnie zobaczył. W jasności bijącej od ogarniętych pożogą mebli, ścian, martwych ciał przemienionych stworzeń, widać było jak na dłoni, że po generale Turillim nie został nawet najmniejszy ślad.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Gdy Turilli wydawał dyspozycje, ona śledziła wzrokiem sylwetki rozpraszające się po okolicy. Ledwo doliczyła się wszystkich, a te już znikały we mgle, lub za jej ludźmi, sprawiając, że kobieta zgrzytała zębami z bezsilności, usiłując jednym, nie do końca sprawnym spojrzeniem objąć wszystko, co działo się wokół niej. Błyskały tylko ich oczy, a od reszty odróżniały przekształcone sylwetki. Później stwory przestały krążyć wokoło i ruszyły do ślepego ataku, na który odpowiedziała momentalnie, z jednej strony wbrew sobie, pamiętna rozkazu, z drugiej – z obezwładniającą ulgą, jakby ktoś ją w końcu puścił wolno. W rzucaniu nożami zawsze była śmiertelnie precyzyjna, a teraz, chociaż widoczność była utrudniona, pomagało jej to, że pomni słowom generała strażnicy nie ruszali się z miejsc. Noże latały więc ze świstem niczym prowadzone po sznurku aż do celu, który padał, jeden za drugim, nim ktokolwiek zorientował się w zagrożeniu. Nikt poza Fierrenzą, Klausem i nią nic nie widział, przy czym szpieg zajęty był kuleniem się na ziemi i ochranianiem ich przed zbiorową histerią, natomiast siedzący jej w głowie Klaus chyba zbyt skupił się na satysfakcji, jaką dała Evie ta chwila luzu, by dostrzec, że zagrożenie był realne, a nie ona lekkomyślna.
        Skrzywiła się na brzmienie wyraźnej groźby w głosie Turillego, mimo że wypowiedział jedynie jej nazwisko. Słyszała je tak często z jego ust, w tak wielu możliwych tonacjach, że potrafiła od razu określić nie tylko emocje, ale i nieraz odkryć niewypowiedziane słowa. Ba, właściwie tego od niej wymagał. Tym razem jednak jej przełożony nie poprzestał na tym i odezwał się w jej głowie, udowadniając, że nie myliła się, co do tej groźby. Nie odpowiedziała jednak tylko zacisnęła mocniej szczęki rozczarowana takim obrotem rzeczy. Kilka razy ugryzła się w język, bo każda pyskówka jaka pchała jej się do ust, brzmiała jak obrażone tłumaczenia winnego i tak dziecka. A nie miała sobie nic do zarzucenia, więc uniosła butnie brodę i ruszyła dalej. Później myśli obojga zaprzątnęła ciemność, która chociaż nie wlewała się już do środka, wciąż wypełniała pomieszczenia, oślepiając wojskowych i wciąż nadwyrężając siły Fierenzzy, który stale utrzymywał spokój w ich głowach i sercach.
        Eva odsunęła na razie na bok swój spór z generałem i spojrzała na niego, nie potrafiąc ukryć wątpliwości w oczach, chociaż wiedziała, że się o to wścieknie. Zawsze był stokroć silniejszy od niej, jednak teraz przedstawiał sobą widok co najmniej mizerny i ciężko było jej na to patrzeć. Czarna mgła oplatała pasmami całą jego sylwetkę, sunąc po niej, jakby stanowiła jej własność, jakby to już zostało postanowione, a każda próba zmiany tego stanu rzeczy była z góry skazana na niepowodzenie. Odwróciła spojrzenie.
        Akurat ten moment wybrała sobie Esmeralda by rozpętać piekło. Niemal dosłownie. Wampirzyca poczuła uderzającą falę magii, jednak nie zaobserwowała żadnych jej efektów, nie w postaci poprawy sytuacji. Mrok wręcz zagęścił się jeszcze bardziej, wywołując wrażenie, że jeszcze moment, a będzie można złapać ciemność w garść. Później buchnął ogień, zalewając żarem i płomieniami wszystko wokół. W istocie niszczył ciemność, jednak pochłaniając ją, rozchodził się wokół tak prędko, jakby pożerał wysuszone pole. Eva zachłysnęła się gorącem tylko na moment, nim zaklęcie Klausa ugodziło demonicę. Niezwykle silne, sprawiło, że instynktownie zwróciła się nie w stronę trafionej kobiety, a w kierunku Turillego, który znikał na jej oczach. O ile wcześniej ciemność płynęła po nim leniwie, roszcząc sobie prawa do jego ciała, teraz pochłonęła go w zawrotnym tempie, pozostawiając tylko smugi magii po nim. Ogień i mrok zniknęły, tak samo jak Klaus.
        Wzdrygnęła się, słysząc rozpaczliwe wołanie Fierrenzy, sama stojąc jak wmurowana w ziemię, zapominając na moment nawet o symulowaniu oddechu i tylko wbijając wzrok w miejsce, gdzie przed chwilą znajdował się Nikolaus. Miała wrażenie, że krew jej zamarzła w żyłach, a szok nie pozwalał dobyć głosu. Nie sposób było jednak powiedzieć, co działo się w jej głowie i sercu, widać było tylko krwawe ślady w dłoniach, po tym jak zaciskając nerwowo pięści, wbiła sobie paznokcie głęboko w skórę.
        - Klaus… – szeptał szpieg, klęcząc wciąż na ziemi i nie bacząc na nic wokół. Ciemność zniknęła, strażnicy zbliżali się do nich powoli, wymieniając zaskoczone spojrzenia i wciąż jeszcze nie wiedząc co dokładnie się stało, wciąż szukali wzrokiem swojego generała. Eva potoczyła po nich pustym spojrzeniem. Kilian został na swoim miejscu, przyglądając się im z daleka, Simplicja zemdlała, a Esmeraldy nie dostrzegła, być może była jeszcze w powietrzu, to nieistotne…
        - Klaus! – wydarł się Fierrenza, zwracając na siebie uwagę wampirzycy, która podeszła do niego natychmiast, usiłując podnieść z ziemi.
        - Wstawaj Chudzielcu – warknęła, szarpiąc się z przemienionym elfem, który nie ułatwiał jej zadania.
        - Gdzie jest genera… - zaczął Pietra, ale Alvarez nie dała mu skończyć.
        - Liam, daj nam chwilę – mruknęła do swojego sierżanta, ignorując na razie Pietrę, a Roston skinął głową, chociaż równie zdezorientowany, i gestem wyprosił strażników z sali. Eva poczekała aż zamkną się za nimi drzwi i spojrzała na skulonego przy ziemi skrzydlatego. Przestąpiła z nogi na nogę, przez moment przyglądając mu się z góry, ale w końcu westchnęła przez nos i przykucnęła obok mężczyzny, składając dłonie na kolanach.
        - …Antoine? – szepnęła z wahaniem, chyba pierwszy raz nazywając szpiega po imieniu. Ten spojrzał na nią zaskoczony, ale raczej nie tym, w jaki sposób się do niego zwróciła.
        - Gdzie on jest? – zapytał głucho ze szczerą nadzieją na uzyskanie odpowiedzi. Wszystkie oczy na jego ciele były przekrwione, ale nie łzawiły. Dobrze, z tym by sobie nie poradziła.
        - Odzyskamy go – powiedziała z taką pewnością w głosie, że skrzydlaty spojrzał na nią jak na wariatkę.
        - Nie ma go – jęknął, a po chwili oczy błysnęły dziką wściekłością, która ją zaskoczyła. – To jej wina – warknął nagle i zerwał się na równe nogi.
        - Co? – Alvarez wstała zaraz za nim i dogoniła przemienionego szpiega gdy wypadał przez drzwi na korytarz, kierując się w stronę Esmeraldy. – Chud... Fierrenza, stój! – krzyknęła, widząc jak ten wyciąga miecz.
        Nie wiedziała, co ją bardziej zaskoczyło. Tak gwałtowna reakcja opanowanego zawsze mężczyzny i jego chęć samodzielnego wymierzenia sprawiedliwości demonicy, czy to, że na jej słowa zatrzymał się jak wryty, a po chwili wahania schował miecz z powrotem sztywnym gestem. Zatrzymała się kawałek od niego, z niezadowoleniem stwierdzając, że wszyscy strażnicy przyglądają im się z płonącą wręcz ciekawością. Fierrenza obrócił się powoli i spojrzał na nią dziwnie.
        - Nie ma go. To znaczy, że… ty dowodzisz – powiedział podejrzanie spokojnie, co wcale nie wywołało takiego samego uczucia u wampirzycy. Może i nieraz była „pełniącą obowiązki” generała pod jego nieobecność, ale miało się to do pola bitwy i krótkiej niedyspozycji przełożonego. Nie jego… zniknięcia. Milczała więc. Na szczęście Antoine nie oczekiwał od niej odpowiedzi. Również bez słowa rozłożył skrzydła i wystrzelił w głąb korytarza, w stronę, w którą wcześniej zmierzali. Alvarez spoglądała za nim z kamienną twarzą. Któryś odważny postąpił krok do przodu.
        - Pułkowniku…
        - Nie teraz, Rille.
        - Eva…
        - NIE TERAZ LIAM! – wrzasnęła i wróciła do sali zatrzaskując za sobą drzwi.
        Strażnicy spojrzeli po sobie zmieszani, gdy zza ściany dobiegł wściekły wrzask wampirzycy, a po chwili zastąpił go trzask łamanych drewnianych mebli. Nie ruszyli się jednak z miejsc, stojąc pod drzwiami. Coś takiego zdarzyło się u nich w koszarach tylko raz, ale doskonale to pamiętali i żaden nie był na tyle głupi, żeby teraz tam wchodzić. Tylko Kilian miał coraz głupszy wyraz pysków, ogarniając wzrokiem całe to pobojowisko i strzygąc uchem, gdy coś roztrzaskało się o ścianę od środka zamkniętej sali.
        - Czyli, że co? – palnął głupio, a Liam wzruszył ramionami.
        - Czekamy.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esmeralda była zbyt zajęta, by tracić czas na skupianie się na jakiś krzykach z tyłu, dlatego też kompletnie nie zwróciła uwagi na głos generała. Chciała uratować sytuację. Nawet gdy kazał przestać, co już dotarło do jej uszu, nie wykonała rozkazu. Nikt nic takiego nie robił, musiała wziąć sprawę we własne ręce. Tak jak wtedy na Ziemi. Jednak widząc ten ogień zawahała się, czy to na pewno było potrzebne? Właściwie dlatego to zrobiła? By ratować siebie, czy też wszystkich innych? Wtem poczuła okropny ból głowy, zwróciła się mimowolnie w stronę Turilliego, ale potem już praktycznie nie mogła się ruszyć, ciało jakby odmówiło jej posłuszeństwa. Niestety była wciąż w powietrzu, a do części ciała zaliczały się również skrzydła. Grawitacja bezlitośnie ciągnęła ją do ziemi, by zafundować jej ból znacznie gorszy niż ten głowy. Jej umysł był pod wpływem zaklęcia, ale Ira, choć była z nim połączona to zachowała po części wolną wolę, dlatego też zdołała machnąć skrzydłami parę razy by upadek nie był aż tak krytyczny. Udało się, ale nic więcej nie zdołała uczynić. Przemieniona była jej żywicielką i to najlepszą jaką demon taki jak ona mógłby sobie wyobrazić, więc nie chciała jej stracić ot tak, przez jakieś dziwne zaklęcie.
Wylądowała na posadzce. Czar prysł, a czarnowłosa otworzyła oczy, w których przez chwilę było widać cień zieleni po interwencji Iry. Przemieniona wzięła głęboki i łapczywy haust powietrza, jakby przed chwilą była pod wodą. Rozejrzała się dookoła - ogniste języki w najlepsze pałaszowały wszystko, co łatwopalne. Ból ustał. Strażniczka wstała, czuła się już dobrze, choć nie do końca wiedziała, co się wydarzyło. Ta magia była jej taka obca, nic dziwnego, że jej odporność na tę arkanę była znikoma.
Chciała odszukać wzrokiem sprawcę, ale nie mogła. Nieświadoma jego zniknięcia odłożyła to na później. Zobaczyła szpiega leżącego na ziemi i Evę, która stała jakaś taka zszokowana… Esme podleciała więc ukradkiem w ich pobliże i przysłuchiwała się głosom. Chyba narozrabiała… O ile to jej wina, a przynajmniej zawsze mogła sobie wmawiać, że to nie jej wina.
Generał zniknął. Przemieniona nieco się zmartwiła - wygląda na to, że zrobiła całkiem niezły bajzel, ale nie tylko ona, przecież ta cała ciemność i ci złodzieje… To akurat nie jej sprawka, ona chciała dobrze, wyszło źle. Jak zwykle w jej życiu. Trzeba było się powoli wycofać, dlatego wyleciała cichutko na korytarz. Słyszała krzyk Fierenzzy, wiedziała, że o nią chodzi, oraz iż skrzydła jej teraz za wiele nie pomogą, bo mężczyzna również je miał. Była więc po prostu gotowa dobyć miecza w razie czego. Czekała na atak. Jednak ten tak szybko wyleciał z pomieszczenia, iż nawet jej nie spostrzegł, przynajmniej w pierwszej sekundzie. Esme wylądowała, wciąż trzymając rękę w gotowości do dobycia broni.

- Nie było moim zamiarem zrobić tego… cokolwiek się stało, waszemu generałowi – powiedziała, ale jej skrucha była tak bardzo niewidoczna, że w praktyce jej nie było.

Tymczasem Simplicja, przywrócona do życia krzykiem wampirzycy, wstała i przerażona odszukała wzrokiem swego rycerza i wybranka serca. Gdy tylko go odnalazła, pobiegła ile tylko sił miała w chudych nóżkach i rzuciła się Liamowi na szyję, po czym zaczęła płakać, wystraszona całym zamieszaniem i cichutko pytała, co się wydarzyło.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Wyszła z sali dopiero, gdy zabrakło jej mebli do rozwalenia. Turilli by tego nie pochwalił, zdewastowała bowiem chyba cały gabinet, pilnując jedynie by nie rzucić niczym w okno, bo ciemność znów wlałaby się do środka. Nie szczędziła jednak ścian, z zaskakującą siłą roztrzaskując o nie krzesła i stoły, a czego nie mogła unieść rękami lub magią, przewracała z rumorem na ziemię. W końcu jednak drzwi komnaty otworzyły się z hukiem na oścież, a ona wyszła na korytarz podejrzanie opanowana. Rozejrzała się krótko po obecnych, chwilowo ignorując pytające spojrzenia strażników, zaglądającego nad jej głową do sali łba Kiliana („Na los, kobieto, chyba jednak nie chcę cię wkurzyć!”) i zbierającą się z ziemi Symplicję, która zaraz uwiesiła się Liamowi na szyi. Eva chyba miała nadzieję, że Fierenzza już wrócił z jakimiś wieściami, jednak szpiega nadal nie było widać. Westchnęła przez nos i ostatecznie wzięła się w garść.
        - Torhe, mogę cię prosić? - Wampirzyca spojrzała na wezwanego strażnika i skinęła głową za siebie, wskazując na zdewastowane pomieszczenie.
        Chociaż jej słowa brzmiały jak prośba, dla mężczyzny było jasne, że jest to w istocie rozkaz. Jego magia porządku bezbłędnie radziła sobie z dokonywanymi przez wampirzycę zniszczeniami, zarówno podczas ostatniego napadu szału, jak również kilka godzin temu z dziurą w ścianie korytarza gospodarza, czy teraz – z koniecznością przywrócenia gabinetu do stanu poprzedniego. Jeszcze nim strażnik zniknął w sali zatrzymała go na moment gestem i zwróciła się do wszystkich obecnych.
        - Generał Nikolaus Turilli zniknął – powiedziała w końcu sucho i nieco sztywnie, jakby nie podobały jej się słowa wychodzące z jej ust. Łypnęła groźnie na strażników, jakby spodziewała się wzburzonego szumu szeptów, ale ci przezornie milczeli, wymieniając tylko zaskoczone i wyraźnie nierozumiejące spojrzenia. Kontynuowała więc.
        - Jad, który płynął w jego żyłach, powodował zanikanie ramienia w czarnym dymie, co mogliście zaobserwować. Najwyraźniej trucizna żywiła się magią i w momencie nagłego, ogromnego jej zużycia opanowała całą jego osobę.
        - Czy to znaczy, że generał nie żyje? – zapytał Rille, a wszystkie oczy podążyły najpierw w jego stronę, a później do Evy, jakby wypowiedział dręczące wszystkich pytanie, ale jako jedyny miał odwagę je zadać. Wampirzyca zacisnęła usta, a płatki jej nosa ściągnęły się do środka, co zazwyczaj zwiastowało wybuch. Teraz jednak o dziwo nawet głos jej nie zadrżał.
        - To znaczy, że do odwołania ja pełnię obowiązki generała, a dla was wiele się nie zmieniło – rzuciła sucho. – Nadal priorytetem jest odnalezienie tych odpowiedzialnych za obecną sytuację i… - zawiesiła na moment głos, przechylając lekko głowę w irytacji. – I dostarczenie ich przed wymiar sprawiedliwości – stwierdziła niechętnie, bo całą sobą miała ochotę teraz rozerwać ich wszystkich na strzępy. Dosłownie. Fragmenty ciała na ścianach byłyby jak marzenie.
        - W skrócie: znaleźć, przydusić, odmienić gości i odeskortować winnych, ewentualnie zabić na miejscu, jeszcze pomyślę. Pytania? Albo nie, cofam. Żadnych pytań. Wykonać – warknęła i gestem dała Torhe znać, że może działać.
        Mężczyzna zniknął w gabinecie, a Eva odeszła kawałek dalej, dyplomatycznie omijając Esmeraldę. Nie miała zielonego pojęcia, co z nią zrobić, ale była pewna, że musi pozostawić ją przy życiu. Gdyby Klaus chciał to by ją zabił, byłoby to łatwiejsze, niż próba okiełznania jej mocy. A jednak właśnie na to się zdecydował i chociaż nikt o zdrowych zmysłach nie nazwałby wampirzycy sentymentalną, to już niechętnie posłuszną owszem. Skoro Turilli nie chciał jej zabić, ona tego nie zrobi, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie zmieniało to jednak faktu, że miała na to ogromną ochotę, więc chwilowo lepiej dla wszystkich, by demonicę omijała szerokim łukiem, a łkającą Simplicję jeszcze szerszym.
        Gdy tylko Torhe doprowadził gabinet do porządku, Eva zarządziła wymarsz, narzucając szybsze tempo. W międzyczasie Liam przekazał rozdygotaną wciąż rudowłosą Rillemu, a sam dogonił idącą przodem Alvarez. Przyglądał jej się chwilę, ale skutecznie go ignorowała, więc w końcu się odezwał.
        - Eva?
        - Co?
        - Chcesz o tym pogadać? – zapytał ostrożnie, ale rzuciła mu takie spojrzenie, że uniósł od razu dłonie w geście poddania. Nie wytrzymał jednak długo. Znał swoją pułkownik na tyle dobrze, by wiedzieć, że od jej wrzasków gorsze jest tylko milczenie. – Co się naprawdę stało z Turillim? – zapytał znów, a ona strzeliła spojrzeniem na boki i zacisnęła usta, przyspieszając jeszcze kroku. – Eva?
        - Nie wiem. Nie wiem, Liam.
        - Co chcesz zrobić?
        - To co powiedziałam. Znaleźć gnojków, zdjąć tą przeklętą klątwę ze wszystkich i odzyskać generała, nim trafi mnie szlag i wyrżnę wszystkich wkoło – powiedziała spokojnie, a Roston uniósł brwi.
        - Myślisz, że to możliwe? – zapytał ostrożnie, a ona specjalnie na niego nie spoglądała, wiedząc, że jeśli to zrobi, to podwładny dostrzeże panikę w jej oczach.
        - Musi być – mruknęła tylko.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Symplicja zaczęła płakać jeszcze bardziej, gdy okazało się, że Liam przekazuje ją komu innemu niczym jakąś rzecz, bezwartościową rzecz. Widziała tylko, jak biegł do tej wampirzycy, jej biedne serduszko tak mocno ścisnęła zazdrość, że wręcz zaczęła krzyczeć za Liamem by wrócił, a gdy pilnujący ją mężczyzna zasłonił jej ręką usta, ta zaczęła się wyrywać i to porządnie, bo ból nie był dla niej przeszkodą i z łatwością, gdy tylko lekko obniżył dłoń, wgryzła się mu w palec niczym rasowy wampir. Jednak mimo wysmykiwania się z uścisku strażnika, on przewyższał kobietę siłą fizyczną w znacznym stopniu, więc w końcu się poddała, zwłaszcza że jej miała już mnóstwo siniaków, a nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie zaczęła umierać.
Esmeralda tymczasem stała w gotowości na atak szpiega, ale on praktycznie jej nie widział, może nie chciał, w każdym razie to dobrze, mogła chwilę jeszcze odsapnąć. Jednak takie stanie w miejscu, czy krycie się po kątach było… nudne.
Postanowiła więc iść prosto w paszcze lwa, poszła poszukać Evę. Była winna w pewnym sensie temu zamieszaniu, miała tego świadomość. Chciała nieco posprzątać ten bajzel, który narobiła, nie z dobroci serca, nie ze skruchy, po prostu uznała, że tak trzeba. Denerwowało ją to całe zamieszanie. I nie chciała, aby stało się tak jak na Ziemi, wielka akcja, heroiczna walka, a na koniec wszyscy giną. Już znała ten typ historii i nie miała zamiaru go tak szybko powtarzać.
W końcu dotarła do nieumarłej.

- Słuchaj… - zastanowiła się jak zacząć, Ira chwilowo nie planowała jej wspomóc albo przeszkodzić – Co z tym generałem? Może mogłabym… coś zrobić by wrócił? Nie ukrywam, iż mogłam popełnić błąd przy wznieceniu tego ognia, ale nie jestem jasnowidzem, bym mogła wiedzieć jak to się skończy – każde słowo wypowiedziała oschle, obojętnie, jakby znudzona – No a jak się nie uda, to gratuluję awansu – dodała całkowicie złośliwie i z premedytacją.

Spojrzała teraz na Liama i zdziwił ją brak Symplicji przy jego boku.

- A gdzie twoja ruda kochanka?

Przyjaznym, bądź nie, rozmowom położył kres nieproszony gość. Ubrany na czarno i zamaskowany z bardzo szczelnie pookrywaną chustami twarzą. Wrzucił do sali, gdzie wszyscy przebywali tajemniczy woreczek i zwiał w popłochu.
Z woreczka zaczął się wydzielać podejrzany dym o fioletowym zabarwieniu. Na szczęście nic nie wybuchło, przynajmniej na razie, aczkolwiek wszyscy poczuli niebywałą senność i popadali jak muchy, zapadając w głęboki kilkugodzinny sen.
W tym czasie intruzi mieli mnóstwo czasu i swobody. Jednak artefakt musiał być naprawdę dobrze ukryty, bo nawet taki zapas godzin okazał się nie wystarczający, a jeden z nich prawdopodobnie źle sobie wszystko wyliczył. Zainteresowało go, co ruda robi w takim towarzystwie i przykucnął przy niej akurat, gdy reszta zaczynała się nieporadnie budzić, czego oczywiście nie spostrzegł wystarczająco wcześnie.
Awatar użytkownika
Eva
Szukający drogi
Posty: 44
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Żołnierz , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Eva »

        Początkowo zauroczenie rudowłosej przybłędy jej sierżantem było zabawne, ale teraz zaczynało ją irytować. Słysząc krzyki za plecami nie zwolniła, przekrzywiając tylko głowę na boki w irytacji, aż strzeliły jej kręgi, czym wywołała małą lawinę przyczynowo – skutkową. Na widok rosnącej frustracji przełożonej, Liam również zaczął się niecierpliwić, rzucając karcące spojrzenia Rillemu, a ten z kolei przytłoczony zarówno presją z zewnątrz, by opanować wierzgającą wariatkę, sam wkurwiony babskimi wrzaskami i na to wszystko głodny jak wilk, najchętniej rozszarpałby rudej gardło i wszystkie problemy by się rozwiązały. Byłaby cisza, spokój, ogólne zadowolenie i świeża krew w żyłach. Chociaż pewnie długo by się nią nie nacieszył, bo pułkownik urwałaby mu głowę za niesubordynację. Dlatego teraz tylko szarpnął mocniej Symplicję, zwracając ją twarzą ku sobie i przygważdżając spojrzeniem.
        - Spokój – powiedział cicho i mruknął z aprobatą, gdy kobiece ramiona rozluźniły się pod jego dłońmi. No. Nie ma to jak dobra hipnoza. Zadowolenie z nagłej ciszy chyba jednak zbyt wyraźnie odbiło się na jego twarzy, bo gdy podniósł spojrzenie znów na drogę, napotkał piękne fioletowe oczy Evy Alvarez, których blask niestety chwilowo zwiastował niepokornym śmierć w męczarniach. Uśmiech zszedł mu z twarzy.
        - Już? – zapytała tylko, nie kryjąc nawet pogardy dla nieskuteczności swojego podwładnego. Rille odchrząknął i skinął w milczeniu głową, poczuwając się do winy.
        - Jesteś pewien? – zapytała chłodno. – Bo wiesz, możemy się wszyscy zatrzymać i poczekać, aż opanujesz tą drobną kobietę, żaden problem – dorzuciła sarkastycznie, jednak wciąż nieprzyjemnie bezbarwnym tonem. Na twarzy strażnika nie pojawił się nawet jeden grymas, bo wiedział, że mu się należało. A chociaż niski rechot trzech wilczych łbów za plecami nie pomagał utrzymać zimnej krwi, strażnik zachował fason.
        - Nie będzie już sprawiać kłopotów – odparł jedynie pewnym siebie głosem i odczekał, aż Eva odwróci się i wznowi marsz, nim skrzywił się z niezadowoleniem i pchnął otumanioną hipnozą Symplicję, by się ruszyła.

        Ledwo jednak zniknął jeden bodziec, dźgający cierpliwość wampirzycy, pojawił się kolejny, w osobie błękitnookiej demonicy. Eva zarejestrowała jej obecność i uważnie słuchała, ale nie zaszczyciła jej początkowo spojrzeniem, wciąż wypatrując powrotu Fierrenzy z głębi korytarza.
        - Ty lepiej już nic nie rób – powiedziała stanowczo, spoglądając w końcu na Esmeraldę i nie był to tylko złośliwy przytyk, ale też zwykły nawyk do wyszczekiwania rozkazów. – Jeśli faktycznie nie chcesz pogorszyć sytuacji to nie podejmuj więcej żadnej takiej akcji bez wyraźnego polecenia. Jesteś zbyt niestabilna.
        Okazało się jednak, że demonica również nie ma oporów przed bezużytecznymi złośliwościami i gdy padły wątpliwej jakości, i szczerości, gratulacje, każdy żywy i nieumarły powinien pogratulować Evie opanowania. Żądza mordu przejawiła się tylko ogniem płonących w jej oczach, a głęboki i zupełnie zbędny wydech powietrza przez nos opanował nieco kłębiące się emocje i sprowadził je do względnie niegroźnej irytacji. Liam z kolei nawet nie spojrzał na Esmeraldę, najwyraźniej zbyt skupiony na tym, by rozpoznać moment zwiastujący ostateczną utratę cierpliwości swojej pułkownik.
        Mijali komnatę za komnatą, okazjonalnie przechodząc jakiś korytarz, a Fierrenzy wciąż nie było widać. Eva mimo woli zaczęła się zastanawiać, czy Chudzielec nie stracił jednak zmysłów i czy nie obija się teraz o ściany, jak reszta przemienionego towarzystwa. Dzięki spacyfikowaniu Symplicji w oddziale panowała zupełna cisza, nawet strażnicy nie rozmawiali ze sobą, wszystkie komunikaty dotyczyły tylko bezpieczeństwa kolumny i przekazywane były gestami, jakby każdy bał się zburzyć panujący spokój. Dlatego szmer otwieranych nagle drzwi do komnaty, przez którą właśnie przechodzili, postawił wszystkich w stan najwyższej gotowości. Mignęła im jedynie zamaskowana twarz i ręka, wrzucająca coś do środka. Strażnicy krzyknęli coś do siebie, Liam momentalnie okrył woreczek barierą energii, spodziewając się wybuchu, a pozostali szyli magicznymi pociskami w intruza, nim Eva wydarła się, że mają się opanować, bo gnojka już dawno nie ma, ale nie udało jej się wydać kolejnego rozkazu. Czego już nie zdążyli zauważyć, to że z jakiejś nieznanej przyczyny dym przedostał się przez magiczną barierę Rostona, jakby jej tam w ogóle nie było. Wtedy jednak wszyscy już padli bezwładnie na ziemię.

        Obudzili się wszyscy na raz, jednak w różnym tempie odzyskiwali pełną prawność władz umysłowych. Eva podniosła się na rękach, tocząc przytomniejącym spojrzeniem wokoło i zastanawiając się, czy naprawdę widzi Chudzielca, czy wzrok jeszcze płata jej figle. Szpieg wleciał właśnie przez drzwi niczym skrzydlaty pocisk i nie zwalniając porwał z ziemi intruza, odrywając go od budzącej się Symplicji i zatrzymał się dopiero pod jedną ze ścian, podtrzymując tam mężczyznę za gardło w powietrzu. Fierrenza jednak znów miał na twarzy tą spokojną maskę, którą wolała o wiele bardziej od przekrwionych setek oczu na ciele i zrozpaczonego spojrzenia. Najwyraźniej mężczyzna pogodził się chwilowo z losem i wykorzystał wzburzone uczucia, jako motywację. Dobrze.
        Mężczyzna początkowo szarpał się w podejrzanie mocnym chwycie szpiega, a Eva obserwowała to wszystko ze spokojem, siedząc jeszcze na ziemi. Pieprzone szpilki, dosyć tego, cały dzień w tym łazi, wystarczy że ją gorset tak ściska, że jej furia uszami z serca wychodzi, to jeszcze te obcasy. Tak więc podczas gdy Fierrenza ze stoickim spokojem przytrzymywał unieszkodliwionego intruza przy ścianie (Symplicja coś się zaczęła drzeć, że to jej brat, ale Rille znów ją uciszył – później do tego wrócą), wampirzyca rozpinała niewygodne buty, odrzucając je gdzieś na bok. Po krótkiej chwili skupienia wyczarowała sobie normalniejsze obuwie, typowe wojskowe, sznurowane buciory, które zaraz założyła, a które pasowały do jej wieczornej kreacji, jak pięść do nosa i niejako nadawały jej wyglądu zbuntowanej nastolatki. Ważne jednak, że były wygodne i Eva wstała w końcu, wolnym krokiem zbliżając się do Chudzielca i brata Symplicji.
        - Mów sam, albo wyciągnę wszystko z ciebie siłą – powiedziała spokojnie, splatając dłonie za plecami. Mimo, że znacznie różniła się od swojego generała, to jedną z wielu rzeczy, jakich się od niego nauczyła, było dawanie wyraźnego sygnału, że mówi absolutnie poważnie i nie warto jej sprawdzać. Mężczyzna zaczął mówić.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości