Smocza PrzełęczDalekie skarby.

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea jedynie się uśmiechała widząc zdziwienie Nivandii. Wciąż jeszcze była pod dziwnym wpływem czerwonego kamienienia. Fellarianka była zadowolona z całej sytuacji. Poczuła niezwykłą dumę, widząc skupiony na sobie wzrok syrenki, podczas jej widowiskowych czarów, poczuła się nawet nieco lepsza od innych mimo braku wysokiej pozycji społecznej, jednakże nigdy wcześniej nie myślała w ten sposób. To przyjemne, ale nieco przesadne uczucie pogłębiło się po westchnięciu z zachwytu przez naturiankę i wnikliwym dotykaniu powstałych z niczego sukienek.
Po incydencie z kamieniami, fellarianka czuła zawroty głowy, ale nie dawała tego po sobie poznać. Spojrzała na swoje ramię. Oj niedobrze, ten szkarłat nigdy nie wróżył nic dobrego, ale ten septagram… ach jakże on kusił, by go znów podnieść i mieć przy sobie tylko dla siebie i nikomu nie oddać.

- Ouh… To przejdzie… Chyba, nie wiem… jakaś zła energia jest wokół… - zatroskana strachem syrenki, by nie wzbudzać paniki postanowiła robić dobrą minę, do złej gry i choć sama w to nie wierzyła próbowała przemówić do złotowłosej, że będzie dobrze, że być może to przez ten meteoryt jej znamiona nie działają, jak powinny… Niestety nie brzmiało to zbyt przekonująco. Podświadomie przecież czuła, jaki jest powód ich lśnienia - to ten szkarłatny kamień.

Wtem zauważyła Mathiasa. Bezgłośnie westchnęła, ale nie chciała go zdradzać, miała tylko nadzieję, iż nie zostanie posądzona o spisek z nim. Nie chciała mieć z nikim na pieńku. Szybko jednak przekonała się jaki błąd popełniła - mogła zdradzić co knuje Mathias. Nie zrobiła tego, przez co została narażona na ból uszu. Skrzywiła się, mocno zasłaniając dłońmi swój narząd słuchu, jak najmocniej mogła.

- No… Mathias to nie było zbyt miłe… myślę, że w sumie dla wszystkich. – Pomasowała swoje uszy zwracając uwagę na to, o co jej chodzi i jednocześnie reagując na szukającą poparcia księżniczkę.

Gdy jednak złotowłosa wzięła wisiorek, fellarianka nerwowo poprawiła kosmyk opadający jej na twarz i postanowiła odwieźć od tego dziewczynę.

- Nivandii… Może lepiej tego nie ruszać? Może się zrobić gorące i ten… - Zawahała się co mówić dalej, ale widziała już wpływ kamienia na syrenkę, westchnęła. Dodatkowo pozbyła się tego błękitnego. – Aj… Nie tego powinnaś się pozbyć! – podniosła aż głos z powodu tych nerwów, nic to jednak nie dało, ponieważ została zignorowana.

Sprawy powoli się komplikowały, mężczyzna oberwał od syrenki, a później jeszcze go w taki sposób obrażała, to do niej nie pasowało. Trzeba było coś zrobić.
Tymczasem wcześniejsze wrzaski zaalarmowały Belluma, który w obawie o Aureę ruszył biegiem do naturianek. W miarę jak się zbliżał, coraz bardziej drżała ziemia, w końcu to całe cielsko i skrzydła miało swoją wagę. Dodatkowo mocne uderzenia łapami o ziemię powodowało uniesienie się cząsteczek kurzu, co sprawiło, iż za biegnącym lwem powstały kłęby pyłów przypominających dym.
Gdy dotarł na miejsce wiedziony przeczuciem skoczył na Mathiasa przewracając go, po chwili jednak zdał sobie sprawę, że coś tu jest nie tak. Pozwolił mu wstać, a sam spojrzał na złotowłosą piękność i zaczął warczeć, idąc wokół niej, by móc w razie czego ubezpieczać Aureę.

- Mathias… to chyba ten szkarłatny wisiorek, trzeba go jej zabrać! – skończyła owijać w bawełnę, choć wiedziała, że Niv może się uparcie przed tym wzbraniać.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Poziom instynktu samozachowawczego u Mathiasa nie był zbyt wysoki, najemnik zbyt lubił kłopoty, jednak wystarczał on, by mężczyzna nie wybuchnął śmiechem, obserwując jak Niviandi miota się w panice po niewielkim poletku między krzewami. Szczerzył się jedynie wesoło, zadowolony z efektu swojej niespodzianki i odsunął się o krok, gdy w pierwszych odruchach księżniczka podeptała go bezceremonialnie. To nie było tak, że cieszył go jej strach, to naprawdę był zwykły szczeniacki wybryk, poza tym Northman uważał, że im szybciej dziewczyna zaprzyjaźni się nieco bardziej z naturą, tym lepiej dla niej.
        Jednak o ile pierwszy policzek zgarnął z rozbawieniem, jako uczciwie zasłużony, przy drugim mocniejszym, uśmiech zniknął powoli z jego twarzy, a gdy Niviandi zamachnęła się po raz trzeci, złapał mocno jej nadgarstek nim dosięgnęła go dłoń dziewczyny. Przytrzymał ją chwilę, aż próbowała się sama wyszarpnąć i dopiero wtedy puścił, nie robiąc jej jednak krzywdy. Jego twarz zamarła, nie przedstawiając w tym momencie żadnych emocji i jedynie oczy, w których wcześniej błyskały radośnie ogniki wesołości, ścięły się lodem, tak bardzo zmieniając cały wygląd najemnika. Dopiero teraz widać, jak przyjazna wcześniej była cała jego postawa i aparycja. Gdy nawet nieco poirytowany, zachowywał się swobodnie, rzucając czasem jakimś żartem, a jego mowa ciała nie odpychała, lecz przeciwnie - przyciągała czymś zupełnie nieokreślonym. Teraz jednak jego sylwetka wyprostowała się, a wyszczerzone zwykle w uśmiechu zęby teraz wyglądały jak wilcze kły. Zrobił kilka kroków w stronę Niviandi, która cofnęła się jedynie o krok, zadzierając później brodę i wbijając w niego wściekłe spojrzenie. Przyglądał jej się dłuższą chwilę, przechylając lekko głowę, a jego wzrok sunął po jej twarzy, jak gdyby widział dziewczynę po raz pierwszy. Gdy w końcu zatrzymał się na jej oczach i odezwał, jego głos zdawał się kompletnie obcy
        - Możliwe - stwierdził sucho, odnosząc się raczej do drugiej części jej wypowiedzi, gdyż dawno już znudziło mu się odpieranie jej zarzutów, co do jego wyglądu. Gdyby miał przejmować się słowami wystrojonych w sukienki księżniczek, które nie mają o życiu żadnego pojęcia, już dawno postradałby rozum. W istocie nie uderzyły go żadne ze słów syreny, ani jej zdanie o nim, lecz ta ślepa wściekłość, która malowała się na jej twarzy i pogarda, z którą na niego spoglądała. Najemnik nie miał w zwyczaju poświęcać czasu takim ludziom, więc i tym razem nie zamierzał robić wyjątku.
        - To się więcej nie powtórzy - powiedział jeszcze, nie przepraszając jednak i kłaniając się ani szczerze, ani kpiąco, podobnie jak na jego ustach nie pojawił się znajomy uśmieszek. Mężczyzna po prostu odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wioski, nie zwracając uwagi na pozostałych.
        - Mathias! - Ivor doskoczył do niego od razu, zastępując mu drogę, a ugodzony ostrym spojrzeniem najemnika splótł ręce na piersi.
        - Zejdź mi z drogi.
        - Uciekasz? Bo dziewczyna na ciebie nawrzeszczała? - sarknął łowczy, po czym uniósł brwi, gdy Northman wzruszył ramionami wciskając ręce w kieszenie.
        - Idę w cholerę, bo i tak już zdecydowanie za długo siedzę na tym zadupiu, nic tu po mnie.
        - Nie widzisz, że coś tu jest nie tak? To ten cholerny meteoryt!
        - W dupie to mam – mruknął, mijając blondyna.
        - Jasne, uciekaj tchórzu - prychnął Ivor, zostając w tyle, na co Mathias warknął wściekle i zawrócił w miejscu, łapiąc kolegę za poły koszuli.
        - Ja zabijam ludzi, nie ich ratuję, nie rozumiesz?
        - A co z nią? - łowczy wskazał ręką na Niv, ale najemnik nawet na nią nie spojrzał, puszczając mężczyznę.
        - To jest dobre pytanie.
        - Przecież ona nie jest sobą. Widzisz, że dzieje się coś złego i po prostu odwrócisz się do nas plecami?
        Nie wiadomo, czy Mathias chciał odszczeknąć coś nieprzyjemnego i opuścić towarzyszy, czy też zmienił zdanie i postanowił zostać. W tym momencie bowiem z zarośli wyskoczył lew Aurei, rzucając się na najemnika i własnym ciężarem obalając go na ziemię. Mężczyzna sapnął przygnieciony ciężkim cielskiem i usiłował zrzucić z siebie zwierzę, które stało po prostu łapami na jego piersi, rozglądając się po pozostałych ze zdziwieniem. Dopiero po chwili Bellum zorientował się, że brunet jest niewinny i zszedł z niego, łaskawie nie zwracając uwagi na wywarkiwane przez Northmana pod nosem przekleństwa. Ten zebrał się z ziemi i otrzepał z trawy.
        - Na Prasmoka, a wy rąk nie macie? - mruknął i szybkim krokiem ruszył w stronę syrenki.
        Nie tłumacząc się ze swojego zachowania, bezceremonialnie złapał dziewczynę za nadgarstek, drugą ręką wyrwał jej naszyjnik z dłoni i tym samym ruchem owinął go sobie wokół zaciśniętej pięści, ruszając w stronę najbliższego drzewa. Sapnął ciężko przez nos, gdy kryształ zaczął palić mu dłoń, a umysł zalała wściekłość tak potężna, że był pewien, że oszaleje. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy potrząsnął głową, próbując wyzbyć się szepczącego doń głosu, każącego złapać za broń i wyrżnąć w koło wszystkich tych, którzy…
        Nie zwalniając, przygrzał z pięści prosto w drzewo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że może złamać sobie rękę. Kierowała nim jednak ta obezwładniająca złość na ten kryształ, na wszystkich wokół, na siebie, a także nieodzowna najemnikowi nadzieja, że jakoś to będzie. I jakoś poszło. Znajdujący się między korą drzewa, a pięścią najemnika kryształ zadziałał początkowo jak poduszka powietrzna, odpychając od siebie pień i dłoń mężczyzny, jednak nie pokonał siły nacisku. Huk, jaki rozległ się, gdy okruszki kamienia poleciały w boki, przypominał raczej wystrzał armatni, odrzucając jednocześnie Northmana na kilka stóp w tył. Ten podniósł się zaraz do siadu, klnąc pod nosem i obejmując ręką drugą, wciąż zwiniętą jeszcze w pięść. W skórę powbijały mu się kawałki kryształu, które wyciągał teraz szybko, kalecząc wspólną mowę do nieznośnego stopnia, gdyż małe drobiny nie tylko raniły skórę, ale parzyły ją, przywołując echo szeptu, który wcześniej słyszał w swojej głowie. Odrzucał z obrzydzeniem drobiny na ziemię, a te momentalnie zamieniały się w smugi czerwonego dymu, mieszając się po chwili z powietrzem i znikając.
        - No i po kłopocie - mruknął, już drugi raz podnosząc się na nogi, rzucając dziwnym spojrzeniem po obecnych i znów odchodząc w stronę zarośli. Tym razem Ivor nie zatrzymał go, tylko nieco zszokowany pogonił dziewczyny, by ruszyły za najemnikiem i wszyscy wrócili razem do wioski, od razu natykając się na Ramii.
        - Gdzie wy byliście tyle czasu? - huknęła na nich z miejsca, jednak zaraz zmarszczyła brwi, tocząc podejrzliwym spojrzeniem, po wszystkich twarzach, z których każda przedstawiała inną emocję. Zaraz też coś w dole zwróciło jej uwagę.
        - Mathias, a tobie co się stało? - zapytała, a widząc zdziwienie w oczach najemnika wskazała na jego rękę. Dopiero teraz mężczyzna zorientował się, że z pokiereszowanego wierzchu dłoni sączyła się gęsto krew, kapiąc głucho na ziemię, gdzie momentalnie wsiąkała w piach.
        - Nic – stwierdził, przewracając oczami, gdy uzdrowicielka złapała go za rękaw koszuli i pociągnęła za sobą do jakiegoś prowizorycznie postawionego namiotu. - Och daj spokój, to tylko draśnięcie - parsknął, gdy okazało się, że kobieta ma zamiar go opatrzyć. Wyrwanie się jednak z jej lekkiego uścisku nie było dobrym pomysłem, gdyż momentalnie przyszpiliła go spojrzeniem.
        - Draśnięcie, draśnięcie, już ja znam takich jak ty, nogę wam urwie i też draśnięcie będzie! Ubrania nie będziesz mi brudził, dawaj tą rękę!
        Najemnik zamilkł, znów dając się zaskoczyć stanowczości wioskowej uzdrowicielki i posłusznie wyciągnął przed siebie dłoń, wierzchem do góry, rozglądając się w międzyczasie za pozostałymi.
        Wszystko, co mówił wcześniej było prawdą, wcale nie chciał spędzić tutaj tyle czasu, a ta wyprawa po “skarb”, chociaż wcześniej wydawała się być miłą przygodą, teraz zdała się błahostką wśród tego, co ich spotkało. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak typowy obieżyświat - chociaż nikt i nic na niego nie czeka, on i tak nie może zagrzać nigdzie miejsca na dłużej, bo “musi iść dalej”. A gdy pytają “gdzie?”, “po co?”, wzrusza niedbale ramionami, bo sam nie wie. Musi odejść i już, tak już wygląda jego życie.
        Teraz jednak nie mógł nawet przed sobą ukryć, że polubił tą bandę oszołomów, z którą przyszło mu przeżyć ostatnie wydarzenia i mimo wszystko coś ciągle kazało mu ociągać się z odejściem. Ale ile można? Przecież nie zostanie z nimi na zawsze, więc po co w ogóle się przywiązywać, nie daj losie jakieś przyjaźnie zawiązywać. Listów sobie pisać nie będą, nie ma co się łudzić. Ale trochę szkoda..
        - No, gotowe! Teraz pomóż mi z mieszkańcami, nie wiem, co im odbiło i skąd mają te naszyjniki.
        - Co?
        Northman dopiero teraz zerknął na Ramii, ignorując zupełnie swoją zabandażowaną zgrabnie dłoń i biegnąc wzrokiem za jej spojrzeniem. Od strony meteorytu wracał co najmniej tuzin mieszkańców wioski, kobiety i mężczyźni, wszyscy dzierżąc w dłoniach błyszczące czerwienią kryształowe wisiorki. Na ich ustach malowały się tak znajome mu bezmyślne uśmiechy, gdy tuląc swoje skarby do piersi, zmierzali w ich stronę. Szczęśliwi. Jeszcze.
        - Coś nie tak? - Ramii zerknęła na najemnika podejrzliwie, a ten westchnął cicho i przechylił głowę na bok, strzelając kręgami w szyi.
        - Tak. Jesteśmy w czarnej dupie.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi miała wrażenie, że mogła policzkować Mathiasa w nieskończoność, a za każdym razem odczuwałaby te samą… przyjemność? Dopiero gdy chwycił ją za nadgarstek, ona spojrzała na niego w pełni oburzona. Mierzyła go wzrokiem i wściekała się coraz mocniej błądząc spojrzeniem po jego twarzy, która teraz wydawała się być dla niej tak odległa, nieznajoma. Wówczas syrenka odczuła głęboki żal, uderzyła ją świadomość o przepaści jaka dzieli ją, księżniczkę, i najemnika. Jednak ten żal przeradzał się w zupełnie coś innego niż mogła się spodziewać. Nakręcał ją na złośliwości, nienawiść, czynienie krzywdy, a satysfakcja płynąca z tych czynów była niewyobrażalna.
        Ona jednak nie miała zamiaru się poddawać z powodu ponurej miny Mathiasa. Stała dumnie i mocno, zadzierała brodę do góry nie dając się zbić z tropu w żaden sposób. Błękitne oczy przeszywały go w zaskakująco odmienny sposób. Kierowała się całkowicie innym tokiem myślenia.
        - Oczywiście, że się nie powtórzy – odparła władczo, po czym obróciła swe oblicze gdzieś w bok.
        - Nie chciałaś wracać do swojej wioski, Aureo? – zaczepiła niemile skrzydlatą, gdy niespodziewanie Bellum pojawił się znikąd i obalił Northmana na ziemię. Może to i lepiej, bo Niviandi całkowicie zatraciła się w mocy kryształu, a tak to nie było już czasu na przykrości.
        - Ach! – Cofnęła się syrenka w przestrachu mocniej przytulając do siebie świecidełko.
        - O, nie, nie, nie! Kryształ należy do mnie! – pisnęła odsuwając się od reszty towarzystwa, jakby co najmniej mieli jej odebrać nowo narodzone dziecko.
        Pisnęła po raz kolejny widząc, że łachmaniarz idzie w jej stronę. Cofała się, ale drzewo stanęło na drodze wolnej ucieczki. Mocno przycisnęła ręce do tułowia. Miała wrażenie, że za chwilę wrośnie w pień, ale Mathias był szybszy. Jęknęła cichuteńko, gdy wyrwał jej naszyjnik. Niviandi miała wrażenie, że zerwał z niej jakąś cienką błonę. Aż postąpiła krok do przodu, jakby rzeczywiście ciągnął ją za sobą. Stanęła nieco osłupiała. Doskonale pamiętała co się stało, ale ciężki klimat emocji ulotnił się w mgnienia oka. Pozostała goła i niestety świadoma wszystkiego. Rozchyliła delikatnie usta, ale już po chwili złączyła wargi wlepiając spojrzenie w mało interesujący punkt jakim był pobliski kamień. Chciała się schować. Nie żałowała tak bardzo słów, lecz uczuć, które w niej dominowały. Były teraz okropnym wspomnień, od którego niełatwo będzie się uwolnić.
        - Och, Aureo… Tylko nie bądź zła… - mruknęła do dziewczyny zbierając odwagę by zwrócić się ku skrzydlatej.
        Syrenka objęła ramiona dłońmi i zacisnęła na nich palce widząc, jak Mathias uderza pięściami. Księżniczka momentalnie odnalazła ostoję bezpieczeństwa w ramionach Ivora. Wtuliła się w niego okrutnie czule, chowając twarz.
        - Ivor, ten naszyjnik… - poprosiła, ale było już za późno. Northman doskonale poradził sobie z problemem. Huk okazał się gorszy od pisku paniki syrenki. Wszyscy momentalnie zakryli uszy, a gdy dźwięk rozszedł się po koronach drzew, Niviandi patrzyła na najemnika nieco zdezorientowana. Widziała resztki kryształu wbite w jego dłoń, ale nie odważyła się odezwać już ani słowem do Mathiasa. Z jednej strony było jej strasznie wstyd za to co powiedziała, z drugiej… te wzbudzone uczucia były jej tak znajome. Były czymś uzasadnione, ale nie wiedziała ile z tym wspólnego ma Mathias, czy właściwie w ogóle coś ma… Nie nosiła więc w sobie potrzeby wytłumaczenia się, ale w jakiś sposób był to wybryk niegodny księżniczki. A co robią księżniczki w takim momencie? Zadzierają głowę i idą przed siebie.
        Łowczy jeszcze przed opuszczeniem zatoczki schylił się po błękitny naszyjnik. Chwilę później dotarli do miejsca wyjściowego, jakim było przeklęte miasteczko. Syrenka pomyślała, że już od dawna nie powinna się tutaj znajdować. To nie miejsce dla niej, szczególnie teraz, gdy spadł meteoryt, a zwierzęta dostały jakiejś wścieklizny. Na wszystkie korony tego świata, jak bardzo tu nie pasowała!
        Wkroczyli do wiochy i nie wiedzieć czemu, panowała tu trochę inna aura. Niviandi rozejrzała się dookoła z, już tym samym, niewinnym grymasem, co od zawsze widniał na jej dziewczęcej twarzy.
        - Nie masz wrażenia, że coś jest tu nie tak? – spytała Aurei. Blondynka ujęła dłoń Ivora.
        Mężczyzna odczuł niepokój, dlatego pośpiesznie zbliżył się do Ramii nie puszczając Niv.
        - Czy oni nie wrócili z Jaskini Smoków?
        - Z Jaskini Smoków, Smoczej Przełęczy, okolicy Jaskółki… Zewsząd! – wybuchła. – Zostawiliście mnie tu samą! – prychnęła przez zaciśnięte zęby.
        - Aureo, a ty nie uleczysz dłoni Mathiasa tak, jak mojego bólu głowy? – podpytała w międzyczasie felleriankę złotowłosa, jakby niezainteresowana tematem miasteczka. Do czasu.
        - Ej! To ona! To ona zrobiła mi krzywdę! – zajęczała jedna z kobiet.
        Syrenka spojrzała w bok. Jej oczom ukazała się ta sama mieszkanka, którą jakimś cudem uratowała, a nie skrzywdziła! Rozwścieczony tłum, pełen żalu, gniewu, złości nie potrzebował większego pretekstu by ruszyć w stronę zebranego towarzystwa. Łapali wszystko, co mogło zranić.
        - Ivor, co tu się u diaska dzieje?! – krzyknęła Ramii nie mając nadziei by wściekły tłum chciał jej się wytłumaczyć.
        - Te kryształy… - odparł krótko. Na więcej wyjaśnień nie było czasu. Jeden z mieszkańców doskoczył z widłami do blondynki, ale łowczy zdołał odbić prowizoryczną broń własnym mieczem.
        - Terias – szepnęła do powalonego wieśniaka, po czym wyrwał mu naszyjnik i odrzucił go gdzieś na bok. – Nie dotykaj Ramii!
        Uzdrowicielka zawiesiła dłonie tuż nad wyrzuconym przedmiotem. Patrzyła na drużynę niezrozumiale, ale wolała słuchać niż sprawdzać. Zresztą, niewiele czasu potrzebowała do tego, by sama musiała się bronić przed jedną z mieszkanek, która się na nią rzuciła. Krzyczała o bliźnie, jaka została jej po jednej z operacji. Ramii uratowała tym dziewczynie życie, ale musiała niestety ciąć. Coś za coś. Odwieczny handel losu – życie za wygląd. Cóż... Teraz jednak kryształ rządził kompleksami i żalami całej wioski wydobywając na wierzch nawet najgłupszy problem. Choćby fakt, że pewnego dnia Ivor zjadł o jedno jabłko więcej niż Terias. Tłum mamrotał pod nosem powody, dla których chcieli załatwić całe towarzystwo. O dziwo najwięcej znalazło się na Mathiasa, chociaż ku ironii losu, spędził najmniej czasu w wiosce. Nawet Aurea dorobiła się kilku złośliwości i podejrzeń, że chce wykarmić lwa mięsem z ludzi.
        - Oszaleli! – krzyknęła uzdrowicielka wyszarpując się to z każdych możliwych rąk. Tłum pełznął do nich niczym stado węży chcących zadusić ofiary w potrzasku.
        - Oszaleli… - przyznał niechętnie Ivor cofając się. Nie był w stanie nikogo zranić, przecież to nadal mieszkańcy wioski!
        Teren swobody zmniejszał się bardzo szybko. Powoli bohaterowie byli otaczani z każdej możliwej strony. Naszyjniki ostro pulsowały, a w szczególności jeden. Na błękitno.
        Syrenka spojrzała na Ivora, który syknął z bólu. Aż łzy nagromadziły się w kącikach oczu mężczyzny. Dziewczyna pogłaskała łowczego po plecach. Nosił na sobie wielki ciężar. Chciał chronić ją oraz resztę drużyny, ale nie wiedział jak. Między jego palcami tonął błękitny kryształ. Kusił swoim tajemniczymi zmianami. Oczy blondynki ponownie wlepiły się w błyskotkę. Słyszała czyiś głos, ktoś ją wzywał.
        Niviandi gwałtownie wysunęła rękę przed siebie i przechwyciła wisiorek w swoje ręce. Wtedy zdarzyło się coś… czego żałowała jeszcze bardziej niż słów do Mathiasa. Mrugnęła delikatnie i lekko, a gdy powieki uniosły się do góry, świat stanął w miejscu. Dosłownie, wszyscy zamarli. Wyglądali niczym posągi, wykonani z ciemnego lodowca, a przy tym całe otoczenie popadło w jeszcze większy mrok. Między postaciami tliła się błękitna mgła, drzewa stały się czarno-granatowe. Syrenka, o ile wcześniej czuła się zagubiona, to teraz przekonała się, że to ona tutaj oszalała. Naszyjniki, jakieś tajemnicze moce i zatrzymanie w czasie. Chciała zemdleć, ale kto by ją chwycił w ramiona?
        A jednak był ktoś jeszcze.
        Z naszyjnika wytoczyła się gęsta, jasno-niebieska mgła. Rozpłynęła się w przestrzeń, a przerażona blondynka próbowała rozwiać ją machnięciami rąk. Z tej jednakże gęstej rzeki zrodziła się postać. Półprzezroczysta młoda dziewczyna o średniej, jak na gust Niv, urodzie, chociaż oczy miała w kształcie perfekcyjnych migdałów. Okrągła buzia, płaski, podłużny nos, a także włosy, które na wysokości łopatek gdzieś niknęły.
        - Laufey…
        Złotowłosa wpatrywała się w wyczarowaną postać. Mrugnęła dopiero wtedy, gdy poczuła, że oczy jej schną. Bała się oddychać, nie przez to, co ujrzała, ale przez ten dym wokół.
        - C-co? – spytała tempo.
        - Laufey… Masz na imię Laufey.
        Niviandi rozejrzała się dookoła poszukując trzeciej osoby, ale obecnie funkcjonowała tylko ona i niebieska dziewczyna.
        - Ni… Niviandi. Mam na imię Niviandi – mówiła wolno i drżącym głosem. Bała się tej dziewczyny. Była tylko niebieską mgłą, ale bycie niebieską mgłą nie jest normalne!
        - Och… - mruknęła postać marszcząc brwi. Jęknęła, po czym chwyciła się w miejscu, gdzie powinno być bijące serce. – Wybacz, nie mam tyle siły… Wydostałam się z twoją pomocą…
        - Moją? Ja chyba nie straciłam tylko pamięci, ale też rozum… Może nadal jestem na tym statku od porywaczy, a to wszystko mi się tylko śni z głodu i wycieńczenia…
        - Nie… Nie jesteś. Władasz magią ducha...
        - Nie – przerwała zirytowana Niv.
        - T…
        - Nie.
        - Ech… Nieważne! Słuchaj, to wszystko z twojej winy – mówiła szybko.
        - Jak z mojej? O co tu chodzi?
        - Źle to ujęłam… Z twojej przyczyny. Nie utrzymam się tyle czasu… Mogę ci pomóc, ale musimy współpracować. Nie masz wyboru: albo wykosi cię banda wieśniaków, albo mi zaufasz.
        Niviandi jeszcze raz popatrzyła na zastygnięte ciała wokół. Wszyscy powoli stawali w miejscu z opuszczonymi rękoma wzdłuż ciała, zgarbioną sylwetką. Niby wyjęci z życia.
        - Co mam robić?... – Przełknęła ślinę z przerażeniem.
        - Podejdź do nich. Będziesz wiedzieć.
        Syrenka była bliska rozpaczy. Nie rozumiała kompletnie całej sytuacji. Najchętniej teraz stałaby kryjąc twarz w dłoniach i płakała, ale czas strasznie ją gonił. Och, jakże chętnie popadłaby w totalną rozpacz kładąc się do łóżka i wzdychając do gwieździstego nieba.
        To wszystko brzmiało absurdalnie, ale na ten moment bardziej bała się rozwścieczonego tłumu niż tej prześwitującej dziewczyny, bo chociaż gadała bzdury, to dawała nadzieję na wydostanie się stąd. Księżniczka zbliżyła się do Aurei. Ona nigdy się nie denerwowała, była opanowaną osobą o szklanym, dobrym sercu. Na pewno jej pomoże... Syrenka zbliżyła się do felerrianki. Wyciągnęła ku niej dłoń. Faktycznie, miała wrażenie, że powoli wie co robić. Kierowała nią intuicja, chociaż to słowo było jej tak obce, aż do teraz. Nim jeszcze dotknęła skrzydlatej, jeszcze raz spojrzała na niebieską postać.
        - Jesteś duchem?... – spytała piskliwie, a ta w odpowiedzi przytaknęła. – A co zrobiłaś?
        - Zrobiłyśmy… W wielkim skrócie, jesteś moim łącznikiem między światami. Korzystam z twojej energii i mocy. Nie patrz tak okropnie! Władasz magią ducha, inaczej bym się tutaj nie znalazła. Z twoją… pomocą… a może raczej, za pomocą twoich zasobów zdołałam na chwilę ugodzić dusze wszystkich wokół. Twój dotyk ich uwolni… Chyba, że prędzej mnie to wykończy. Nie ma na co czekać!
        Syrenka posłusznie pokiwała głową, a następnie niebiańsko delikatna skóra złotowłosej tknęła czoło Aurei.
        - Och… To naprawdę działa… Ona się rozbudza!
        - Mówiłam ci!
        - Będą cię widzieć? – spytała nim jeszcze skrzydlata odzyskała pełną przytomność.
        - Jestem duchem… Jeżeli władają taką mocą, jak twoja…
        - Czyli nie będą – burknęła księżniczka. – Aureo… Aureo, słyszysz mnie? Dobrze się czujesz? Musimy stąd uciekać… Te naszyjniki tak kuszą, ale musimy być silne. Żadnego nie wziąć… Aureo, pomóż mi… - paplała wtulając się w ramiona fellerianki, ale duch obok upomniał ją w kwestii uciekającego czasu.
        Pośpiesznie odsunęła się więc od Aurei i bez zadawania tysiąca innych pytań dotknęła kolejno Belluma, Ramii i Ivora. Uzdrowicielka mrugała z niedowierzaniem. Wszyscy jakby zasnęli na stojąco. Obudzeni widzieli świat normalnie, tylko Niv dostrzegała, że ciemne barwy magii ducha powoli blakną świadcząc o znikającym zaklęciu. Czuła się zmęczona, ale chyba pośrednik między światami tak musiał cierpieć. Ostatnią osobą, do której się zbliżyła był Mathias. Palce drżały jej z przerażenia. Wciąż nosiła w sobie te mieszane uczucia. Czy jak się obudzi to zabije ją wzrokiem? I czy to było aż tak ważne w takim momencie?
        Złotowłosa objęła jego policzek. Pogłaskała kciukiem jego twarz… jakoś tak zupełnie odruchowo, a gdy tylko powieki mężczyzny drgnęły, wycofała się. Spuściła wzrok, nie wiedzieć czemu, ale odsunęła się stając teraz w kręgu zainteresowania swojej drużyny.
        - Zabrzmi to zapewne mało rozsądnie z moich ust, ale ci ludzie… ekhm… śpią więc to jedyny moment na ucieczkę... – mruknęła niepewnie widząc, jak bezimienny duch z naszyjnika zmienia się w smugę.
        Niv uniosła wzrok. Muszą kierować się za tą linią, nieważne, jak mało realnie brzmi ten cały plan.
        - Chodźcie, tędy. – Wskazała brzydko palcem ignorując na moment wszelkie zasady etykiety.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea z obawą obserwowała wściekłą Nivandii i coraz bardziej nieprzyjemny grymas Mathiasa. Ten kamień wprowadzał kompletny chaos, nieład i nieprzyjemności, trzeba było się go pozbyć natychmiastowo. Szkarłatne znamiona na jej ramieniu świeciły niebywale jasno, zło wisiało w powietrzu, aż strach pomyśleć, że dopiero co zaczynało żer na niewinnych. Dodatkowo głos mężczyzny był taki oschły. Mimo iż nie znali się długo, to kompletnie nie pasowało to do niego. Fellarianka nie wiedziała jednak jak się zabrać do tego przeklętego kamyka.

- Ja… No… tak, ale tak jakoś ciężko by mi było was zostawić… - powiedziała fellarianka nieco speszona nieprzyjemnym tonem głosu Niv.

Owszem, bała się o swych przybranych rodziców, ten sen… koszmar o pożarze tylko to pogłębiał, ale nie mogła ot tak odlecieć. Może to głupie i żałosne, ale polubiła tę grupkę pełną sprzeczności. Mimo iż znali się tak krótko, to dla kogoś, kto nigdy nie miał przyjaciela, to naprawdę wiele znaczyło. Skrzydlata spuściła głowę w dół zmieszana i postanowiła na razie się za bardzo nie wtrącać.
Wprost nie wierzyła, iż tak po prostu obrażony przez syrenkę, której słowami nie powinno się aż tak przejmować, ot tak sobie pójdzie. Chciała go wołać, ale uprzedził ją Ivor, na całe szczęście, choć niestety niewiele to dało. Przebicie ściany obojętności Matha graniczyło w tej chwili z cudem. Najemnika zatrzymał jedynie… ciężar lwa, który na nim wylądował. Ciemnoskóra nawet nie skomentowała tych przekleństw przez pomyłkowy atak Belluma, mogła za niego przeprosić, ale w tej sytuacji być może dałoby to negatywny efekt. Przynajmniej, choć z oporem, zabrał syrence kamień. Niestety zranił on mężczyznę w rękę, ale błękitne znaki Aurey lekko zalśniły, z Nivandi znów było wszystko w porządku.

- Mathias… wszystko dobrze? – nieśmiało spytała fellarianka widząc oparzenie i ten złowrogi grymas na jego twarzy. Następnie spojrzenie skierowała na syrenkę – Nie jestem, rozumiem, że to ten kamień… W nim drzemie jakieś zło.

Przymknęła oczy, nie chcąc widzieć jak jeszcze bardziej kaleczy swoją rękę. Dopiero po tym, jak huk przestał dudnić jej w uszach, otworzyła oczy, choć je odruchowo zasłoniła. Zaniemówiła - to wszystko wokół działo się tak szybko. Może gdyby nie szok już ruszyłaby ze swoją magią na pomoc okaleczonej dłoni najemnika, bo naprawdę źle to wyglądało. A co jeśli wbite w skórę kawałki mogą spowodować coś gorszego niż absurdalną agresję? Nawet jeśli je powyciągał, mogły zostać jakieś drobniejsze. Czerwony dym, który uleciał z kawałków, był raczej dobrym znakiem, ale to wciąż nie rozwiązywało tych wszystkich problemów związanych z meteorytem.
Później wszyscy ponownie wylądowali w punkcie wyjścia, czyli w wiosce. Tam natknęli się na zdenerwowaną Ramii.

- Długa historia? – naturianka w sumie nie wiedziała co powiedzieć, bo aż tak wiele było do powiedzenia.

Obecna chwila definitywnie nie nadawała się na dłuższe opowieści czy tłumaczenia, dodatkowo biorąc pod uwagę nieprzyjemnie gęstą atmosferę. Ponadto ramię ze szkarłatnymi znamionami tak mocno się świeciło... Ciemnoskóra pomasowała je drugą ręką i ze zdumieniem odkryła, iż jest ono niezwykle ciepłe, a dotyk chłodniejszej ręki nieco pomagał.

- Nie tylko mam wrażenie… Spójrz – powiedziała, zaciskając zęby i wskazała na swoje prawe ramię. Kontury czerwonych pasm, ostro zakończonych dosłownie powodowały poparzenia. – Mhm… mogę spróbować… - Podeszła do mężczyzny, ten jednak nie zamierzał pozwolić sobie pomóc i to dzięki takim nadnaturalnym zdolnościom. W końcu zirytowana jego zachowaniem oraz oparzeniami dziewczyna nie wytrzymała. Na siłę chwyciła jego dłoń, przyjrzała się jej, zamknęła oczy i zaczęła leczyć. Rana samoistnie się zasklepiła, odrzucając także jakieś maluteńkie resztki kamienia. Błękitne znamiona lekko zalśniły. Po skończonej kuracji jednak znów zgasły i zblakły niepokojąco mocno.

Aurea otworzyła oczy i wsłuchała się w obecną sytuację. Oskarżenia mieszkańców były absurdalne i wprost wymuszone. Ciemnoskóra westchnęła, czując strużkę krwi spływającą po jej ręce. Ta wszechobecna magia, energia, zło nawet ją zaczęło już męczyć, coraz więcej rzeczy wywoływało u niej irytację.
Wtem stało się coś dziwnego, niby nic, ale miała wrażenie jakby nagle zemdlała, a przecież stała w tym samym miejscu, wokół tych samych osób, tylko złotowłosa była jakimś cudem gdzie indziej, wszyscy stali… stali w kompletnym bezruchu. Wtem syrena zjawiła się obok niej i o coś ją tam pytała, ale tym razem to Aurea miała pytanie niecierpiące zwłoki.

- Co tu się dzieje?! – spytała zaniepokojona. – Pomogę ci, ale co… jak… co robić?

Teraz zaszczytu obudzenia doznał również Bellum, klapnął paszczą przy bezwstydnym, publicznym ziewnięciu i się przeciągnął.

- Jak to robisz? Ty zatrzymałaś nas wszystkich? Jak? – Ciemnoskóra coraz mniej z tego wszystkiego rozumiała.

Skrzydlata wsiadła na swojego lwa, który podszedł nieco nieufnie do księżniczki. Naturianka ponownie, choć niechętnie sprawdziła stan ramienia, całe we krwi. Spróbowała się uleczyć, ale krew wręcz zaczęła mocniej lecieć.

- ACH! Coś jest nie tak, moja magia działa… źle! Niv, jestem gotowa ruszyć gdzie wskażesz, byle jak najszybciej opuścić to straszne miejsce.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        - Hm?
        Mathias odwrócił się w stronę Aurei marszcząc lekko brwi, zdziwiony. Nie wiedział o co jej chodzi, dopóki wprost nie zaproponowała, że uleczy jego dłoń. Zacisnął usta, próbując zatrzymać dla siebie wszystkie nieprzyjemne opinie na temat tego, co sugerowała, jednak jego grymas chyba wyrażał wszystko. Nie chciał dziewczyny urazić, była jedyna normalna w tym towarzystwie, pomijając oczywiście jej skrzydła, magię, latającego lwa i świecące ramiona. Ale była milutka.
        - Mm... raczej nie – odparł w końcu, cofając rękę poza jej zasięg. – Ramii już mnie opatrzyła.
        Nie przewidywał kłótni, jednak jakimś cudem się w taką wdał, a Aurea w końcu złapała po prostu jego dłoń, przyciągając do siebie, a wówczas nie chciał już się z nią szarpać. Bez przesady, nie był dzieckiem. Wciąż skrzywiony przyglądał się jednak, jak dziewczyna ściąga misternie założony opatrunek (miał nadzieję, że Ramii tego nie widzi), po czym oglądał w lekkim zdziwieniu, przetykanym sceptycyzmem oczywiście, jak rana zamyka się na jego oczach. Wcześniej wypadła z niej jeszcze niewielka czerwona drobinka, a po smudze dymu, w jaką się zaraz zamieniła, domyślił się, że to fragment klejnotu, którego nie zauważył i nie usunął.
        Wypuścił głośno powietrze nosem i przyglądał się jeszcze chwilę wierzchowi swojej dłoni z wyrzutem, co najmniej jakby posądzał ją o to, że umyślnie śmiała się uszkodzić i zmusić go do znoszenia tej całej magii! Z ulgą jednak przyjął zmianę barwy znamion na ramionach skrzydlatej i uśmiechnął się nawet słabo pod nosem, co jednak dla innych mogło wyglądać jak wredny grymas. Sięgnął w jej stronę, obejmując szorstką dłonią delikatne ramię dziewczyny i teraz naprawdę skrzywił się lekko, gdy poczuł płonącą skórę pod palcami, jakby trawiła ją gorączka. Martwił się, bo nie mówiła ani słowa o sobie, a prawdopodobnie najbardziej jej się z nich wszystkich oberwało.
        - Dzięki – mruknął do dziewczyny i włożył ręce do kieszeni, chcąc zapomnieć o tej szopce jak najszybciej.
        Cyrk z magią i wieśniacy z kamieniami to było jednak dopiero preludium chaosu, który miał się rozpętać. Nagle bowiem przeszła im cała radość, gdy jedna z kobiet zobaczyła Niviandi i rzuciła w jej stronę oskarżeniami, których najemnik nie mógł potwierdzić, ani im zaprzeczyć. Z tą kobietą wszystko było możliwe, więc jedynie przewrócił oczami i splótł ręce na piersi. Słysząc słowne ataki na Ramii wystąpił przed uzdrowicielkę jasno dając do zrozumienia tłuszczy, że nim ktokolwiek do niej dojdzie, będzie musiał najpierw zmierzyć się z najemnikiem. Oskarżenia rzucane w jego stronę zbywał prychnięciami, okazjonalnie odpychając kogoś, kto zbliżył się zanadto. W tłumie widział też wykrzykującą coś ze złością Anę, jednak była zbyt daleko, by zrozumiał jej słowa i by ona mogła przedrzeć się do niego bliżej.
        Po chwili zostali zupełnie otoczeni, a chociaż on i Ivor próbowali zasłonić kobiety przed tłumem, ciężko było im to zrobić tylko we dwójkę. Mathias właśnie był zmuszony najzwyczajniej w świecie przywalić jednemu z natrętnych wieśniaków, który szarpał Ramii za ubranie. Najemnik zdążył usłyszeć tylko groźby i fragment historii o tym, jak jego żona zmarła przy porodzie, nim rozkwasił wieśniakowi nos, a tym samym powstrzymał potok słów. Odwracał się właśnie w stronę kobiet, gdy...
        ..zamrugał szybko, gdy pierwsze co zobaczył to wystraszona twarz Niviandi. Co ona znowu wywinęła? Zawahał się chwilę, ale tknęła go panująca cisza, a na widok zamarłych w bezruchu cofnął się gwałtownie o krok.
        - Co jest do cholery... – mruknął. Cała ich drużyna rozglądała się po unieruchomionych we wściekłych grymasach twarzach wieśniaków, tylko syrenka patrzyła gdzieś pod nogi, wyglądając na o wiele bardziej przytłoczoną niż reszta. Zrobił krok w jej stronę, jednak zatrzymał się powoli, przypominając sobie o tym, że obiecał jej więcej nie drażnić, a w jej oczach przecież każda interakcja z nim była niemile widziana. Obserwował więc tylko jak Ivor podchodzi do dziewczyny i obejmuje ją opiekuńczo. Zerknął we wskazanym przez nią kierunku i wzruszył ramionami. Nie była to drogą, którą przybył, więc póki nie cofał się po własnych śladach, było mu obojętne dokąd się udają. Kto wie, może i tak odłączy się od nich niedługo i ruszy w swoją stronę.
        Wymknęli się powoli z kręgu utworzonego przez zastygłych w ruchu mieszkańców wioski. Musieli lawirować między ciałami i unikać ich wyciągniętych kończyn, bo syrenka ostrzegała, że obudziła ich dotykiem, więc lepiej nie ryzykować. Mathias szedł raczej na końcu, zaraz za Aureą, której ramię krwawiło obficie. Gdy tylko wydostali się z gąszczu ludzkich ciał, zatrzymał się i złapał ją za rękę.
        - Pokaż – mruknął i obrócił ją do siebie, przyglądając się ranie. Krew wyglądała jakby płynęła z głębokich nacięć w ramionach, które promieniały wciąż lekkim blaskiem. Mężczyzna ugryzł się w język, by nie skomentować tych negatywnych efektów działania magii i wyjął bandaż, który jeszcze niedawno skrzydlata zdjęła mu z ręki.
        - Pozwól, że oddam przysługę – powiedział, uśmiechając się do niej przyjaźnie, bo wyglądała na dość przestraszoną tym wszystkim, co działo się wokoło. Uniósł lekko jej ramię i zaczął zawiązywać wokół niego ostrożnie bandaż, starając się przykryć znamiona, lecz nie uciskać ran zbyt mocno. Skoro zazwyczaj leczyła się sama, pewnie w końcu i z tym sobie poradzi, ale póki co nie mógł patrzeć na lejącą się z otwartej rany krew. Tak więc jak ona wcześniej, tak on teraz nie słuchał ewentualnych protestów i szybko opatrzył dziewczynę.
        - No i po krzyku. Uważaj na siebie aniołku – mruknął i puścił do dziewczyny oko, po czym gestem wskazał jej, by dogonili oddalającą się grupę.
        Nadal jednak trzymał się bardziej z tyłu, a po kilku minutach marszu w milczeniu wyjął zza paska zwykłą drewnianą fajkę i złapał ustnik zębami, podczas poszukiwania odpowiedniego mieszka z ziołem. Pomruczał przez chwilę pod nosem, aż w końcu znalazł właściwą sakiewkę i nie zwalniając, zaczął napełniać główkę zielonym suszem. Po chwili ciszę przerwało jego ciche, melodyjne nucenie, gdy Northman niespiesznie chował liście, a wyciągał niewielkie krzemienie i jednym ruchem strzelił iskrą w ubite w fajce zioła. Do cichego brzmienia doszło teraz pykanie fajki, a wokół rozszedł się słodkawy, kuszący zapach. Najemnik narzucił kaptur na głowę, jedną rękę wepchnął niedbale do kieszeni, a drugą opierał na wytartej już głowicy miecza, od czasu do czasu poprawiając fajkę w ustach.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

- Nie wiem! – pisnęła Niviandi w odpowiedzi na pytanie naturianki, bo ona sama nie do końca wiedziała, co tu się dzieje… Kto zresztą to wiedział?
- … i nie wiem – dodała kolejno, bo i też nie wiedziała właściwie jakie moce sprawiają, że uśpiła mieszkańców. Nie umiała zaakceptować myśli, iż włada jakąś tam magią, jeszcze ducha, chociaż ujrzała półprzezroczyste, błękitne ciało. Musiała się z tym oswoić, ale pustka w głowie zamiast się uzupełniać, poszerzała swoje horyzonty.
Księżniczka zlękła się widząc, że Bellum się na nią jeży. Co jak co, ale mniej bała się miecza Mathiasa niż pyska tego bydlęcia. Blondynka wskazała drogę i wystarczyło przedostać się zgrabnie między ciała ludzi. Bez ich dotykania… Oj.
Ramii czuła się ogłupiała w całej sytuacji. Nie lubiła czegoś nie wiedzieć, ambicje medyka nie pozwalały na braki, a już tym bardziej na utratę kontroli nad sytuacją. W tym momencie nie rozumiała niczego i miała wrażenie, że brak pewnych decyzji (swoją drogą – JEJ decyzji) sprawi, że całą załogę szlag trafi. Patrzyła z wyraźnym grymasem na twarzy na Niviandi, która niczym oparzona unikała stojących pionków z ludzi. Księżniczka przytuliła mocno włosy i szła tak ostrożnie, że nawet nie było słychać kroków syrenki. Trzymała się z należytą ostrożnością z dala od ludzi na tyle zdobywając dystans, by nawet wiatr nie sprawił, by któryś loczek tknął kogokolwiek. Trudno było to porównać do postawy akrobaty albo błazna. Raczej rodzonego dziwaka. Ramii chciała pozostawić to zachowanie bez komentarza, ale z jakiejś przyczyny sama zwątpiła czy nie powinni iść tropem blondynki.
- Ehm… Czy my mamy ich… nie dotykać?
- Nie, to tylko ja nie mogę ich dotknąć – szepnęła Niv w obawie, że sprawi, iż jakąś tajemniczą mocą magii ducha obudzi tłum.
- Ahaa…
Najwidoczniej nie jest to jeszcze czas i miejsce na zadawanie konkretnych pytań.
- Aureo, dasz radę? – spytała Ramii podążając w wyznaczonym przez nawiedzona blondynkę kierunku.

I tak też ruszyli dalej. Niviandi była przybita i przytłoczona narastającą nienormalnością. Wszyscy zresztą odczuwali gęstą atmosferę z powodu wielu niewiadomych, z czego, o dziwo, najwięcej wiedziała złotowłosa księżniczka, która nie chciała się do niczego przyznać. Choćby, i głównie, przed samą sobą.
Ivor w pewnym momencie postanowił przełamać odrobinę negatywnej energii. Zbliżył się do dziewczyny, po czym objął ją czule zapewniając bezpieczeństwo pod swoim ramieniem. Niviandi wtuliła głowę w jego ciało. Miała wrażenie, że jest w tym wszystkim sama. Jeżeli już Bellum szczerzy na nią zęby, to kto jej pomoże? Jakaś wyimaginowana kobieta z wisiorka? Czy to, co tu się dzieje, jest prawdą? Czy oni serio mają ją za nienormalną?!
Oszaleje, nie przez własne myśli, ale opinie jakie obecnie wokół niej krążyły. Była księżniczką, czym sobie zasłużyła na taki los? No przecież gdy ktoś prosił ją o pieniądz to nastawiała nogę do polerowania bucików i za uczciwą pracę dawała kilka ruenów! A przecież trzewiki nie mogą być brudne. Przetarcie ich szmatką nie jest rzeczą wielką, a na świecie nie po to istnieją biedni ludzie, by im tylko pieniądze rzucać. Każdy jest do czegoś stworzony… niektórzy na przykład do żebrania.
Rami czując zapach ziół ukradkiem spoglądała na najemnika. Drużyna chyba odrobinę jakby nie trzymała się w ładzie i składzie, ale milczała długo, gdyż zależało jej na tym, aby jak najbardziej oddalić się od wioski. Była zdziwiona, że roztargniona Niv nie skrytykowała w żaden sposób mężczyzny. Ona zresztą istniała we własnym świecie.
Po którejś godzinie milczenia Niviandi w końcu pękła. I tak szok, że tyle wytrzymała na chodzie.
- Już kroku kolejnego nie postawię – powiedziała tak zmęczonym głosem, że nawet stać jej nie było na kapryśne krzyki. Gdy tylko zwróciła się wobec drużyny, od razu na pierwszy plan wychodziły podkrążone oczy oraz bijąca obojętność na wszystko. Ramii aż cofnęła się krok w tył widząc Niv w takim stanie. Zupełnie jakby ktoś z niej życie wyssał.
- Tak… - mruknęła cicho, ale już po chwili przejęła inicjatywę. – No, czas przenocować! Dużo się dzisiaj działo, moi drodzy. Zanim się ułożycie chcę sprawdzić wasze rany – zwróciła się do Mathiasa oraz Aurei.
- To naprawdę dziwne… Wcześniej już było ciemno, ale teraz, gdy przyszła faktyczna noc, odnosi się wrażenie, że nic nie widać – zauważył Ivor. – Trzymajmy się blisko siebie. Musimy chyba zrezygnować z ogniska… Nie wiadomo jakie stwory się tutaj czają. Wezmę pierwszą wartę.
Niviandi nawet nie potrzebowała żadnego pozwolenia by po prostu walnąć się pod jakimś drzewem. Nie dało się doliczyć chociażby do trzech na palcach, a już usnęła wycieńczona do maksimum możliwości i niestety zapowiadało się na to, że szybko się nie obudzi. Nawet fakt, że chłód dokuczał jej skórze nie potrafił zbudzić dziewczyny. Głowa opadła jej w bok, wygodnie zsunęła się w zagłębieniu pnia i ciężko oddychała nie wiedząc, że sen będzie dla niej jeszcze gorszy niż chodzenie…
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

- Już powinno być dobrze. – Uśmiechnęła się do Mathiasa czule. Gdy dotknął jej rozgrzanego ramienia, nieco się skrzywiła - było teraz wrażliwe, ale nie śmiała narzekać. – Nie ma sprawy.

Potem wszyscy mieli pretensje, nie było rzeczy i osoby, do której nie mogliby się przyczepić i oskarżyć. Bellum był blisko i całe szczęście, trochę zdrowego rozsądku i nie zbliżali się do warczącego groźnie lwa, pozostając na etapie agresji słownej. Rozłożył swe białe skrzydła chroniąc fellariankę przed atakiem z jakiejś broni. W pewnym momencie i lew i jego pani planowali wzbić się w powietrze, by tam móc odetchnąć, ale właśnie wtedy stało się coś dziwnego.

- Nie wiesz? Och… - naturianka westchnęła. Miała pomóc, ale nie wiadomo jak, sytuacja beznadziejna niemalże. – Spokojnie Nivandii, powiedz co się stało, może razem coś wymyślimy.

Widząc reakcję futrzaka na złotowłosą, ciemnoskóra natychmiast zganiła go wzrokiem i położyła dłoń na ramieniu syrenki.

- On nie chce cię skrzywdzić, spokojnie, jest trochę poddenerwowany tą sytuacją.

Mimo iż reszta nie musiała uważać na znieruchomiałych, Aurea dosiadła Belluma, który ruszył krok w krok za blondynką. Po chwili usłyszała skierowane ku niej pytanie.

- Tak, dzięki mojemu wiernemu wierzchowcowi, bo na nogach nie wiem jak daleko bym zaszła. – Uśmiechnęła się i pogłaskała skrzydlatego za uchem, na co reakcją było natychmiastowe mruczenie.

Gdy tylko wyszli ze znieruchomiałego tłumu wściekłych wieśniaków, fellarianka odetchnęła nieco, a im dalej byli od nich tym jej samopoczucie bardziej się poprawiało. Nagle Mathias nakazał jej pokazać ramię, biedna aż lekko podskoczyła, nie spodziewając się jego głosu. Nie miała się czego bać, więc bardzo szybko powrócił do niej spokój ducha.

- Dziękuję — powiedziała z uśmiechem do Matha, mimo grymasów bólu przy każdym dotknięciu bandażem owej rany. Na jej policzkach pojawił się rumieniec, to jak ją pieszczotliwie nazywał „aniołkiem”, przyprawiało ją o szybsze bicie serca. – Jasne… - stwierdziła nieco drżącym z emocji głosem. – Ruszaj, Bellum.

Lew szedł dość żwawo, szybko wyprzedził Mathiasa, być może zrobił to celowo, ale kto go tam wie. Ciemnoskóra mimo to zerkała nieraz ukradkiem do tyłu, by zobaczyć, co robi mężczyzna i z zaciekawieniem przysłuchiwała się jego nuceniu.
Szli bardzo długo, szerzyła się wśród nich mała epidemia poziewywania, która dopadła również przerośniętego kota. Nawet lepsza aura niezawierająca w sobie zbyt dużo pierwiastków zła nie była wystarczającym lekiem na zmęczenie. Gdy Nivandi pierwsza powiedziała to głośno, Aurea uśmiechnęła się nieco - to był naprawdę męczący dzień i wszystkim przyda się przerwa.

- Hmm… - Fellarianka zmartwiła się nieco brakiem ogniska, ale musiała przyznać rację Ivorowi.

Skrzydlaty lew położył się tuż pod drzewem, a dziewczyna przytuliła głowę do niego niczym do poduszki i również prędko zasnęła. Noc minęła spokojnie, zwierzęta jak to zwierzęta nieco hałasowały, ale to nie stanowiło zbytniego problemu. Żaden wilk czy jakiś nieprzyjaźnie nastawiony stwór również ich nie zaatakował. Mieli więc szczęście się wyspać.
Jak to mieszkańcy wiosek mieli w zwyczaju, Aurea wstała bardzo szybko, już o świcie, gdy wszyscy jeszcze smacznie spali. Jedynie Bellum został obudzony, jednak nie narzekał. Po cichu oboje wzlecieli w powietrze i szukali jakiegoś miejsca, gdzie mogliby znaleźć coś do jedzenia. Rzeka była idealna, wylądowali u jej brzegu. Naturianka stworzyła w magiczny sposób drewniany kosz, natomiast lew zajął się wyłapywaniem rybek i celnym wrzucaniu ich w odpowiednie miejsce. Oboje mieli z tego całkiem przednią zabawę. Gdy skończyli, w drodze powrotnej do miejsca wcześniejszego spoczynku, również razem, zbierali gałęzie.
Gdy tylko wrócili, dziewczyna zgrabnie poukładała badyle w stosik i także z pomocą magii, aczkolwiek tym razem dzięki innej arkanie, zainicjowała ogień. Drewno przyjemnie zaczęło trzaskać, a płomienie dawały miłe ciepło w ten dość chłodnawy poranek. Zostało jeszcze trochę gałązek, więc te mocniejsze i ostrzejsze wbiła w rybki i zaczęła przypiekać nad ogniskiem, spokojnie czekając, aż reszta wstanie. Lew zaś zniecierpliwiony porwał jedną z ryb w koszyku i pochłonął w jednej chwili.

- Bellum, nie zjedz wszystkiego, inni też będą głodni.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        W milczeniu szli godzinami. Wiele spodziewałby się po tej grupie, ale nie tego, że ze sobą słowa nie zamienią przez tyle czasu. Jemu to w ogóle nie przeszkadzało, zwłaszcza gdy alternatywą dla ciszy mógł być nieustanny jazgot Niviandi. Przyglądał się dziewczynie od jakiegoś czasu, lecz ta ani się nie odezwała, ani nawet nie odwróciła do nikogo, idąc przed siebie bezwiednie jak ciągnięta na sznurku. Jednak o ile u niego milczenie blondynki wywoływało ulgę, wyraźnie niepokoiło Ramii i Ivora, przy czym uzdrowicielka jedynie łypała podejrzliwie, może nawet nieco z troską, na złotowłosą, podczas gdy łowczy nie odstępował jej na krok, pomagając przy przechodzeniu przez nawet najmniejsze korzenie, co Northman komentował jedynie wywróceniem oczu i pyknięciem fajki.
        Jednak gdy zaczęło zmierzchać nawet on poczuł zmęczenie. Nuda irytowała niemiłosiernie, dając zbyt wiele czasu na rozmyślania, wspomnienia minionych szalonych wydarzeń i przypominając o bólu w mięśniach. Wysypał dokładnie wypalone ziele i schował fajkę, wciąż idąc swobodnym krokiem kawałek za pozostałymi, gdy Ramii zarządziła postój.
        - Nic mi nie jest, Aurea się mną pięknie zajęła - powiedział do uzdrowicielki, machając do niej w pełni zdrową dłonią, gdzie po ranie nie pozostała nawet blizna. Kobieta jedynie na moment zmarszczyła brwi, po czym skinęła lekko głową i zajęła się skrzydlatą.
        - Obudź mnie później – rzucił do Ivora i klepnął go w ramię, znajdując sobie miejsce na nocleg.
        Rozpiął swój płaszcz i sprawnymi ruchami zwinął go w zgrabny rulonik, po czym tam gdzie stał, położył się na plecach na ziemi, podkładając sobie zawiniątko pod głowę. Mimo zmęczenia leżał jeszcze przez chwilę, z jedną ręką zatkniętą za głową, drugą opartą na brzuchu i nogami skrzyżowanymi w kostkach, kątem oka obserwując pozostałych obozowiczów. Wszystkie panie usnęły jednak w oka mgnieniu, a chociaż Ivor zaznaczył, że będzie czuwał, Northman ciągle nadstawiał ucha, co nie umknęło łowczemu.
        - Idź spać, za parę godzin twoja kolej, lepiej żebyś wypoczął – mruknął, a najemnik wyszczerzył zęby i przytaknął krótko, przymykając oczy. Zasnął jak na zawołanie.

        Otworzył oczy momentalnie, a zaskoczony Ivor zamarł nad nim z wyciągniętą ręką. Chociaż noc pokryła okolicę nieprzeniknioną ciemnością, wyglądający zza chmur księżyc rozjaśniał nieśmiało fragment ich obozu, roztaczając nad śpiącymi srebrną łunę.
        - Ale masz płytki sen – stwierdził łowczy z podziwem i wyprostował się, a Mathias podniósł się zaraz i przeciągnął, aż coś mu strzeliło w plecach.
        - Jesteś?
        - Ta, wstałem. – Brunet otrzepał się lekko. – Widzimy się rano.
        - Mhm.
        Northman obserwował jeszcze chwilę jak jego poprzednik układa się do snu, sam dochodząc do siebie i przytomniejąc nieco. Podniósł swój płaszcz, rozwinął go i strzepnął lekko, po czym przypiął sobie na ramionach. Odczekał chwilę aż Ivor zaśnie i ruszył w ciszy przez obóz, przyglądając się śpiącym. Wszyscy byli na swoich miejscach, grzecznie błądząc po krainie sennych mar, odbijając sobie całe zmęczenie poprzedniego dnia. Gdy zaszedł pod drzewo uśmiechnął się pod nosem widząc Aureę wtuloną w bok lwa niczym małe kocię. Chciałby widzieć śmiałka, który zdecydowałby się zburzyć jej sen. Odszedł kawałek dalej i zatrzymał się przy Niviandi, przyglądając się jej chwilę. Już wcześniej widział, jak łagodna się staje, gdy zamyka oczy i przestaje mówić. Wtedy wyglądała o wiele spokojniej, teraz jednak wtulała się w pień drzewa, obejmując dłońmi ramiona dla ochrony przed chłodem, a po jej twarzy widać było, że nie śnią jej się raczej suknie i błyskotki. Marszczyła czoło i otwierała usta, a pod jej powiekami szalały gałki oczne zdradzając niepokój. Mathias przykucnął przy dziewczynie, ściągając z pleców płaszcz. Zawahał się przez moment, ale ostatecznie uznał, że woli zgarnąć rano burę niż pozwolić jej marznąć. Ostrożnie otulił blondynkę materiałem, tak by ten nie zsunął się przez noc, po czym, nim zdążył się powstrzymać, pogładził ją delikatnie po policzku. Odczekał chwilę, aż jej oddech się uspokoił, po czym powoli zabrał rękę i wstał, wycofując się cicho.

        Swoją wartę spędził paląc fajkę i strugając jakiś kijek nożem, oparty o jeden z większych głazów, żeby nie pobudzić dziewczyn pod drzewem. Kilka razy przeszedł się dalej, próbując przebić wzrokiem ciemność, jednak nie działo się nic godnego uwagi. Byli zupełnie sami, co byłoby nawet niepokojące, gdyby nie naturalne hałasowanie nocnych ptaków. Niebo właśnie zaczynało różowieć, gdy w obozie coś się poruszyło. Mathias zerknął w stronę Aurei, która dość zabawnie usiłowała wykraść się z Bellumem, najwyraźniej zapominając, że zawsze ktoś czuwa. Widząc jednak, że towarzyszy jej lew, pozwolił jej się oddalić, bez uporczywego śledzenia dziewczyny. W razie czego ją usłyszy, a jeśli by długo nie wracała to sam po nią pójdzie. Zrobił jeszcze jedną rundkę wokół obozu, gdy usłyszał, że skrzydlata wraca.
        - Nie możesz sama ganiać po chrust aniołku, od tego się ma mężczyzn. – Uśmiechnął się na powitanie, obserwując jak misternie układa gałązki. Chciał też wyciągnąć krzesiwo, jednak dziewczyna ubiegła go, odpalając ognisko za pomocą magii. Nie skomentował. Przysiadł jedynie koło niej i pomógł jej nadziewać ryby na patyki i układać prowizoryczny ruszt nad ogniskiem.
        - Przez żołądek do serca – westchnął, wdychając zapach pieczonego jedzenia. - Zimne piwo też umiesz wyczarować? – zażartował i obejrzał się na resztę grupy, która wciąż smacznie spała. Mają jeszcze chwilę, niech odpoczną.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Niviandi, jak można było się spodziewać, spała najdłużej z całego towarzystwa. Przez większość nocy trudno było stwierdzić czy aby faktycznie pogrążona była w sennej krainie, ponieważ miała wrażenie, że tkwi w innym świecie. W świecie duchów.
Podróżowała między błękitnymi i ciężkimi smugami, które jawiły się co krok. Ziemia zaś i sama przestrzeń dookoła wydawała się granatowa, wręcz czarna. Nie mogła przejść swobodnie między jaśniejącymi słupami, musiała się przez nie przeciskać, a w każdym odbiciu widziała oddzielną historię. Czuła się okropnie, jakby ktoś kazał prześledzić jej życie wszystkich uwięzionych dusz. Gdyby chociaż przedstawiały one sielankowe życie… Niestety, syrenka zmuszona została do oglądania grzesznych występków lub tragedii życiowych. Poczynając od małych kradzieży, poprzez pobicia, mordowanie zwierząt lub zabójstwa z premedytacją. Każda z nich mogła śmiało zapaść księżniczce w pamięć. Najmocniej spociła się widząc, że jakaś kobieta odbierała poród o niestety tragicznych skutkach. Położna używała siły oraz przerażających narzędzi, miały one pomóc rodzącej, ale niestety całe zdarzenie skończyło się tragicznie. Niviandi z całych sił próbowała się wyrwać do przodu, ale błękitne smugi zaciskały się na jej nodze i ręce. Czuła narastającą rozpacz. Naprawdę nie interesowały ją te wszystkie zdarzenia, koło nosa jej latało, co też umarli robili za życia. Szczególnie, że chyba nie mieli się czym pochwalić skoro teraz to wszystko widziała. Błagała by był to tylko zły sen. Wolała już dostać większego świra niż wierzyć, że takie zdarzenia miały miejsce. W końcu sama musiała pociągnąć uwięzioną część swojego ciała, by czasem widziany obraz nie pochłonął jej całkowicie.
Musiała wciąż brnąć do przodu. Gdy tylko stawała, to błękitne ściany zaciskały się, a jednak było za ciasno by biec. Frustracja nie miała końca. Ostatecznie wpadła na inną, jasno-niebieską tubę powietrza i wtedy dojrzała coś bardziej znajomego. Obraz był podzielony na części. Brakowało elementów w widzianej przeszłości. Z pewnością dostrzegła paskudną, białą suknię ślubną. Pięknie spięte włosy ozdobione wieloma kosztownościami. Dalej już tylko statek i paskudne mordy piratów, niby elegancko ubranych, niby nie starych, ale coś ją od nich odrzucało. Deski pokładu w kilku miejscach łamały się. Akcja toczyła się tak wolno, mimo że trwało to zapewne kilka sekund. Dziewczyna wyrwała się, ale już po chwili upadła na kolana. Jeden z mężczyzn chwycił jej ramię, po czym szarpnął, ale sprytna panna zdołała sięgnąć do buta pirata i wyciągnąć sztylet. Cięła nim, zapewne myślała, że powietrze, ale trafiła na opór w postaci twarzy napastnika. Zamach był tak nagły i zaskakujący, że właściwie panna upuściła go w locie, ale nie miało to znaczenia. Pobiegła i uderzyła biodrami o burtę. Spojrzała za siebie. Jakaś siła tonęła w morzu. To spojrzenie na piratów był czymś więcej… Niestety Niviandi nie widziała jej twarzy.
- Obudź się!
Chciała odpowiedzieć, ale nie mogła. Jakaś siła odebrała jej głos.
- OBUDŹ SIĘ DO JASNEJ CHOLERY! – ostatecznie Ramii straciła cierpliwość. Niebo niespokojnie ciemniało. Kryształy znajdowały się tak daleko, a uzdrowicielka miała wrażenie, że zła siła podążała za nimi krok w krok. Poza tym, tu ważyły się losy wioski! A ona spała niczym zaklęta królewna!
Złotowłosa zmarszczyła niepochlebnie nosek i wygięła usta w dół. Zacisnęła dłonie na materiale, którym okrył ją Mathias. Przysłoniła twarz płaszczem, jeszcze mocniej się w niego zawinęła, jakby dawał dziewczynie poczucie bezpieczeństwa. Poza tym, ładnie pachniał. Męską wonią… bardzo przyjemną.
Ramii warknęła szykując ręce do ataku z miną w stylu „rozszarpie ją na strzępy!”, gdy nagle na jej ramieniu spoczęła dłoń Ivora.
- Ją trzeba budzić jak księżniczkę – mruknął klękając przy syrence. Czule pogłaskał delikatny i gładki policzek złotowłosej. Niviandi od razu zrobiło się przyjemniej. Uśmiechnęła się mimowolnie, mlasnęła cichuteńko, niewinnie i uroczo. Nie wiedzieć czemu, w głębi serca chciała, aby był to Mathias. Pewien element jednak go nie odzwierciedlał, najemnik miał bardziej szorstkie dłonie. Syrenka uniosła powieki, dojrzała przystojną twarz myśliwego.
- Och, Ivor… - westchnęła nieco zdezorientowana. Zaraz zerwała się do siadu i wyprostowała jak struna. Jeszcze mocniej okryła się płaszczem, rozejrzała po obecnych. Temu brudasowi brakowała czegoś w odzieniu… Niv wysunęła głowę do przodu i przyglądała się Mathiasowi z ustami złożonymi w dzióbek. Nagle jęknęła i puściła część jego garderoby. – Fuj...! – jęknęła. Sama nie wiedziała czy bardziej z zażenowania czy może irytacji.
- Mówiłem, że należy ją budzić jak księżniczkę – uśmiechnął się mieszkaniec wioski.
- Co? – mruknęła syrenka nerwowo poprawiając co się tylko da w swoim ubiorze by w niezdarny sposób zachować pozory spokoju. – Nie musiałeś mnie przykrywać – zwróciła się do Mathiasa, odrobinę ignorując łowczego.
- Trzeba cię budzić jak księżniczkę – szepnął Ivor do uszka syrenki przy czym i delikatnie ją całując. Niv zalała się po całości rumieńcem przez odważny gest ze strony mężczyzny. Teraz płaszcz, który puściła, mógł służyć za kryjówkę, ale należał do Mathiasa! Nie będzie się przecież chować za ubiorem jednego mężczyzny, gdy drugi ją całuje! Nawet jeżeli to delikatny cmok w polik, ale tak blisko ucha…
- Je-estem głodna. – Zerwała się na nogi syrenka ogarniając włosy, chciała się jakoś za nimi skryć.
- Aurea przygotowała posiłek – poinformowała zdawkowo Ramii, która dosiadła się do już dawno obudzonych towarzyszy.
Nieco zażenowana syrenka również dosiadła się do kółka. Bardzo nie chciała by ktokolwiek zadał jej jakiekolwiek pytanie. Czuła, że Ivor usiadł blisko niej. Był taki przystojny, ale… ale…!
Kątem oka dostrzegła jak podaje płaszcz najemnikowi. Blondynka była tak przejęta własną osobą, że nie dostrzegła choćby cienia rywalizacji jaki posłał Ivor Mathiasowi krótkim aczkolwiek znaczącym wzrokiem.
Księżniczka sięgnęła po patyk na jaki nabita była wysmażona ryba. Specjalnie czekała tyle czasu aż wreszcie złotowłosa raczy się obudzić. Obejrzała posiłek dookoła, niezbyt przekonana co do sposobu jego podania. Nie za bardzo wiedziała od czego zacząć. Ivor wskazał jej losowe, ale odpowiednie miejsce, a ona tylko obróciła głowę w bok, jakby urażona.
- Ja nie jadam posiłków z patyka – oświadczyła, po czym długimi paznokciami, bardzo ostrożnie urwała kęs mięsa. Mina Niv zrzedła. Obejrzała niepewnie to co za chwilę miało wylądować w jej ustach. Z wielkim dystansem zaczęła jeść. Każdy jej ruch wyrażał niepewność, chociaż ryby jej smakowały. Miała tylko dziwne poczucie, że sumienie ją odrobinę męczy, a gardło ściskało, gdy przełykała. Może za bardzo się bała, że przełknie jakąś łuskę?
- Zacnie sporządzony posiłek, Aureo. Naprawdę mi smakuje – pochwaliła przyjaciółkę syrenka, bo nawet jeżeli miała pewne obawy względem ryb, to wychowanie nakazywało pochwalić kucharza. Nawet w tak ekstremalnych (według księżniczki) warunkach.
Złotowłosa dzióbała rybę, a Ramii nie wiedziała, co ze sobą począć widząc, jak dziewczyna gramoli się ze wszystkim. Od wstawania, po jedzenie. Oddychała ciężko, zmuszała się by patrzeć na wszystko wokół, byleby nie na Niviandi, ale tak rzucała się w oczy. Szczególnie teraz, gdy złote włosy lśniły na tle burego nieba. Stukała palcami o kolana. Uzdrowicielka już od bardzo dawna była gotowa ruszyć, liczyła się każda sekunda! Nawet nie mogła spoglądać na Mathiasa odzianego w ubrania swojego brata. Usiłowała więc skupić się na Aurei.
- Bez urazy, ale jesteście naprawdę niespotykaną istotą – przyznała w miarę łagodnie Ramii. – W naszej wiosce gościło wiele istot, ale tak barwnej jeszcze nie było mi dane zobaczyć. Twoje właściwości magiczne są potężne, jakiej magii się uczyłaś? A na zimne piwo przyjdzie pewnie jeszcze czas… - burknęła ostatnie zdanie niewyraźnie, jakby przekonana, że chyba sama zaraz będzie potrzebowała czegoś mocnego na uspokojenie nerwów. Ta blondyna doprowadzała ją do szału!
- Och nie! – zawyła syrenka przepuszczając przez palce złote włosy.
Rami ciężko westchnęła. Tak bardzo starała się ją ignorować!
- Co znowu?
- Mżawka!
Uzdrowicielka rozejrzała się. Faktycznie, nie zauważyła. Chyba nerwy ją pochłaniały.
- I co z tego? Zaraz przejdzie.
- Ale moje włosy!
- Co z nimi ma się stać? – spytała podirytowana.
- Pokręcą się!
- CO?! – uniosła głos Ramii potrząsając głową. – Przecież masz loki!
- Ale to są pięknie ułożone loki, a za chwilę zrobi się z nich straszne gniazdo! Co ja mówię, nie zrozumiesz tego. – Machnęła pobłażliwie dłonią. – Masz pstro na głowie.
Ramii mocno się zapowietrzyła, a twarz poczerwieniała niczym dorodny pomidor. Wystarczył pstryczek by wybuchnęła.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea oczywiście zbyt przejęta zachowaniem ciszy przy wymykaniu się kompletnie nie spostrzegła, iż jest pod obserwacją Mathiasa. Bellum również nie zwrócił na niego uwagi wpatrzony w swą panią i jej najbliższe otoczenie. Był wciąż nieco zaspany, o czym świadczyło częste otwieranie paszczy spowodowane ziewaniem.
Gdy wrócili, tym razem już nie przegapili mężczyzny. Fellarianka trochę się go nie spodziewała. Wyglądała na zaskoczoną, ale po chwili uśmiechnęła się do niego.

- Jestem prostą dziewczyną z wioski, nieraz to robiłam – powiedziała łagodnym głosem.

Ucieszyła się, gdy zaczął on jej pomagać w przygotowywaniu posiłku. Było jej bardzo miło, gdy siedział tuż obok. Możliwe, iż nawet odrobinkę się zarumieniła, nawet nie patrzyła w jego stronę, ale samo to, że siedział tuz obok, jego obecność przyprawiała ją o szybsze bicie serca. Zachichotała, słysząc to co powiedział, natomiast co do drugiej części jego wypowiedzi spojrzała na niego i się zamyśliła.

- Być może… - Wbiła wzrok w trawę tuż obok nóg mężczyzny i w tym miejscu zaczął powstawać kufel piwa, drobinki szkła wirowały w powietrzu, powoli go formując, a gdy był już gotowy, zaczął się wypełniać złocistą cieczą z pianą. – Cóż… Chyba źle nie wygląda, ale nie wiem jak ze smakiem, będziesz musiał sprawdzić, nigdy w sumie nie wyczarowywałam niczego do jedzenia czy picia…

Po chwili spojrzała jednak na intrygujący proces budzenia śpiącej królewny. Ramii chciała to zrobić dość brutalnie, ale na szczęście Ivor uratował wszystkich przed prawdopodobną awanturą wywołaną przez niemile obudzoną syrenkę. Uśmiechnęła się, widząc, jak mężczyzna daje jej całusa. "Hmm, musi być wniebowzięta" – pomyślała.
Gdy tylko dziewczyna przypomniała sobie o głodzie, Aurea pomachała jej znad swojej porcji. Domyślała się, iż to danie może być trudne do przełknięcia dla blondynki, ale lepiej coś zjeść niż siedzieć głodnym.

- Dziękuję – odpowiedziała nieco zaskoczona tą pochwałą.

Aurea wcale się aż tak nie śpieszyła, co prawda zjadła już, ale czekała spokojnie na resztę. Miło było usłyszeć pierwsze słowa Ramii, a przynajmniej odebrała to pozytywnie, ponadto rozmowa jest znacznie lepsza niż cisza i milczenie, które czasem bywa wręcz nudne i dołujące.

- Cóż, znam kilka rodzajów magii, istnienia i życia, a także nieco z dziedziny sił, uczyłam się ich wiosce pod okiem doświadczonego maga, gdy okazało się, iż w przeciwieństwie do większości fellarian, nie byłam najlepsza w kręgu żywiołów, więc tylko trochę znam dziedzinę ognia i powietrza – naturianka się rozgadała, już nie patrzyła na to, czy powinna mówić o tym, czy nie, po prostu im zaufała.

Słysząc zaś narzekanie Nivandii, zachichotała pod nosem - to brzmiało absurdalnie. Przecież mała mżawka jeszcze nikomu włosów nie zniszczyła. W każdym razie spojrzała na Belluma i ukradkiem wskazała na księżniczkę. Lew leniwie wstał i podszedł do rozkapryszonej panny, usiadł obok i jedno ze skrzydeł rozłożył tak, aby będąc nad głową blondynki, chroniło jej cenne loki przed deszczem. Posłała przyjaciółce przyjazny uśmiech.
Chciała coś powiedzieć do uzdrowicielki, ale bała się czy to nie wywoła eksplozji złości, więc postanowiła nie ryzykować. Zwróciła się za to do Mathiasa.

- I jak smakuje magiczne piwo? – spytała zaciekawiona, jednakże sama praktycznie piwa nie piła i wyszło na to, że wyczarowała kufel do piwa, ale to, co w nim było, choć piwo przypominało, smakowało jak herbata rumiankowa, mimo iż nawet zapach miało charakterystyczny dla trunku, którym miało być.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Zerknął na Aureę kątem oka z tajemniczym uśmiechem, gdy zobaczył delikatny rumieniec na jej policzku, ale nic nie powiedział. Chociaż cisnęło mu się na usta stwierdzenie, że przypomina bardziej damę dworu niż wieśniaczkę, ze swoją gracją, darował sobie słodzenie dziewczynie, mimo że wiedział, iż szczery komplement trafiłby w punkt. Najzwyczajniej w świecie za bardzo ją lubił i wolał, by z nim porozmawiała miast rumienić się jeszcze bardziej. Nie odmówił sobie jednak zbliżenia się do skrzydlatej, opierając się na ręce za jej plecami, podczas gdy druga zwisała swobodnie, wsparta na kolanie zgiętej nogi. Z wyjątkowym jak na niego zainteresowaniem, jeśli chodziło o magię, nachylił się w stronę dziewczyny i wpatrywał w powstający między nimi, dosłownie z niczego, kufel piwa. Złoty trunek, napój bogów, lek na wszelkie troski tego świata. To nie był dobry moment, by powiedzieć jej, że tylko żartował. Zamiast tego domknął tylko otwartą ze zdziwienia buzię i spojrzał w twarz dziewczyny. Jemu wcale nie przeszkadzało, że dzielą ich raptem dwa palce. Miała kolorowe oczy, ciekawe…
        - Bo się zakocham… - rzucił już odruchowo i uśmiechnął jak dziecko, które dowiedziało się, że dostanie wcześniej prezent na urodziny. Spuścił wzrok na kufel i podniósł go na próbę. Prawdziwe szkło, a chłodny trunek w środku sprawiał, że woda skraplała się po naczyniu. Nie zdążył go jednak nawet podnieść do ust, gdy usłyszał wrzask Ramii.
        Dopiero wtedy zorientował się, że większość towarzystwa już się pobudziła i usiłują docucić ostatnią osóbkę, uwaga, uwaga, zgadnijcie kogo! Krzywa mina, marudzenie rozpoczęte nim jeszcze pierwsze słowo padło z jej ust. Ale i tak uśmiechnął się słabo na jej widok, a markotną uwagę potraktował jako podziękowanie i skinął tylko lekko głową. Szeptu Ivora nie słyszał, ale po minie Niviandi i kolorze jaki przybrała jej twarz domyślił się, że padły nie tylko słowa. Uśmiech nie zniknął z jego twarzy i tylko gdyby ktoś spojrzał mu w oczy zobaczyłby jak twarde na moment stało się jego spojrzenie, nim odwrócił wzrok od gołąbeczków i zabrał za jedzenie.
        Obok niego usiadła Ramii, wściekła jak stado os, wręcz roztaczając wokół siebie aurę irytacji. Na moment zwrócił się w jej stronę z krzywym uśmiechem i fragmentem słowa na ustach, ale spojrzała na niego lodowato.
        - Nawet nie próbuj – warknęła, a on uniósł brwi zaskoczony.
        - Przecież ja nic...
        - I niech tak zostanie.
        Zachichotał rozbawiony pod nosem i uniósł dłonie w obronnym geście, dając sygnał, że się wycofuje. Na jednej z nich wylądował jego płaszcz. Podniósł zaraz wzrok na stojącego nad nim dumnie Ivora z triumfem w oczach i nie mógł się powstrzymać.
        - Mmm, jeszcze ciepły, dzięki stary. – Wyszczerzył zęby i zarzucił sobie płaszcz na plecy, przypinając go na ramionach. Mina łowczego momentalnie zrzedła, a w oczach pojawiła się złość. No to koniec zawieszenia broni. Szkoda, są w mniejszości i bardzo prawdopodobne, że ostatecznie zwariują z tymi babami, więc powinni się trzymać razem. Ale temu się rywalizacji zachciało no i masz, po sojuszu. A syrenka przecież i tak nie jest nim zainteresowana, obdartus w końcu. Więc czego Ivor się tak spina?
        Odprowadził go wzrokiem do Niviandi, która z właściwym sobie obrzydzeniem szukała najmniej obślizgłego fragmentu ryby, a mieszkaniec wioski mało nie zaczął jej karmić. Ramii zagadała Aureę, ryby się skończyły, a skrzydlata dodatkowo zapytała o jego wrażenia co do wyczarowanego przez siebie napoju, więc sięgnął pełen nadziei po stojący wciąż koło niego kufel piwa i podniósł go do twarzy, wąchając ostrożnie niczym nową potrawę. Pachniało piwem! Jak nic! Przechylił naczynie, wlewając sobie trunek do ust, lecz zamiast spodziewanej ulgi, jaką daje zimne piwo, poczuł… rumianek?
        Odpowiedzią na grzeczne pytanie Aurei było niestety to, że najemnik odwrócił się nagle i wypluł cały napój jaki miał w buzi z gwałtownością charakterystyczną dla dobrze zmechanizowanych wodnych zraszaczy w pałacowych ogrodach. Odkaszlał swoje, parsknął niczym niezadowolony koń i wytarł usta rękawem. Odwrócił się ponownie w stronę swoich towarzyszy z miną jednocześnie zbolałą, zniesmaczoną i przepełnioną największym poczuciem zdrady. Gdy jednak spojrzał na wystraszoną twarz skrzydlatej, ryknął śmiechem i śmiał się tak dobre kilka chwil, aż rozbolał go brzuch. Nawet Ramii się udzieliło, chociaż ona parsknęła już wtedy, gdy on wypluwał z siebie resztki trucizny (zdaniem jego kubków smakowych) i teraz łapiąc się za brzuch chichotała niepohamowanie, aż jej łzy pociekły z kącików oczu. Najemnik w końcu się opanował, rozczochrał pomoczone od deszczu włosy, po czym wciąż z uśmiechem na ustach i łobuzerskim błyskiem w oku pocałował Aureę w policzek.
        - Było obrzydliwe.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        „Mmm, jeszcze ciepły” te słowa wywołały dreszcze na ciele Niviandi. Pragnęła zdrapać sobie skórę twarzy za przyjemność, jakie jej sprawiły. Oddała mu odrobinę ciepła, choć pewnie jego ciało było gorące. W końcu dłonie łotrzyków nie są tylko lepkie, ale i rozpalone. Tak mogła sobie to wyobrażać, wszak nigdy nie da się tknąć komuś takiemu! Nie będzie jej dane poznać prawdy – taką obietnicą się karmiła.
         Ramii z przyjemnością słuchała Aurei wspierając dłonie na pięściach. Była pod wrażeniem osiągnięć skrzydlatej, bo choć sama była uzdrowicielką to już bardziej kojarzoną z wiedźmą… A i na to miano nie zasługiwała. Korzystała z naturalnych środków oraz alchemicznej wiedzy, niektórzy mogą te zdolności przydzielić do sięgania po magię, byle wieśniak, lecz kobieta miała po prostu łeb na karku. I potrafiła czytać. Czarowanie jest jednak bardziej wymagającą zdolnością, z którą trzeba się urodzić a i należy ćwiczyć, o ile chce się coś osiągnąć.
         Syrenka spojrzała zdezorientowana na felleriankę, gdy odkryła nad głowami mżawkę. Nie rozumiała braku zrozumienia, ale przecież był to lud prosty. Bez tkanych parasolek, bez baldachimów. Och, gdyby tylko księżniczka wiedziała, że piękne, złote włosy tonęły niegdyś dzień w dzień w głębokim, słonym morzu. Dziewczyna skuliła się delikatnie, gdy Bellum się do niej zbliżył. Poprzedniego dnia relacje w drużynie nabrały ostrzejszego wyrazu, a księżniczka skłonna była uwierzyć w niefortunny obrót akcji patrząc na ostre zębiska lwiska. Okazało się jednakże, że pupil nadstawił swojego skrzydła. Mrugnęła kilka razy, jakby nie dowierzając, ale gdy tylko poczuła komfort braku wilgoci, od razu zaczęła poprawiać włosy. Z pełną dumą podnosiła loki, zgarnęła pewną ich część do tyłu splatając w delikatny warkocz, a resztę rozpuściła wokół ciała. Prychnęła tylko widząc jak najemnik sięga po piwo. To takie… małostkowe! Prasmoku, jak ona tutaj nie pasowała! Przecież nawet piwem można się delektować, a nie pić… jak… jak… spragniona świnia!
         Niviandi aż drgnęła na słowa we własnych myślach. Och, udziela się jej bycie poza zamkiem! Aż nerwowo poprawiła ramiączko sukni. Przestała jednak żałować, gdy mężczyzna bezczelnie wypluł trunek! I to tak na oczach Aurei!
         Złotowłosa pośpiesznie spojrzała na przyjaciółkę, jakby w obawie, że ta zaraz pobiegnie w las z płaczem. Nie przystało, by w ten się zachować, nie przy damie! Aurea damą nie była, ale… Niviandi już tak! A obrażanie przyjaciółki damy też nie jest zgodne z normami eleganckiego zachowania. O czym ona mówi, tak jak Ramii nie jest w stanie pojąć problemu mżawki kapiącej na włosy, tak też najemnik nie zrozumie problemów urażenia kobiety. I widać, że uzdrowicielka była na tym samym poziomie co Mathias, ponieważ zaczęła się śmiać równie głośno. Z każdą chwilą, krytyczny wzrok blondynki powoli zastępowało zainteresowanie trunkiem.
         - Chyba nie było to przeznaczone dla mężczyzny z krwi i kości – zachichotała Ramii. – Wolę nie pytać co mu podałaś.
         Wtedy wzrok Niv ponownie powędrował na Aureę. Tym razem uśmiechnęła się do niej konspiracyjnie, zadowolona z żartu jaki zafundowała przyjaciółka temu… człowiekowi. Mogłaby mu podsunąć więcej takich przekąsek, byleby nie pluł na nią… Och! Jakie szczęście, że chociaż łachmaniarz obrócił głowę! Jeszcze by ją opluł! Wzdrygnęła się z krzywą miną na samo wyobrażenie tego obrazu, fu!
         I nagle stało się coś niespodziewanego. Brudas pocałował jej przyjaciółkę. Usta syrenki ściągnęły się w dół, na kształt litery „c”, a oczy stały się niemalże idealnym kręgiem. Patrzyła się na dwójkę w niemym szoku, nie za bardzo wiedząc jak ma reagować, bo przecież… Bo przecież to ją, Niviandi, należy pragnąć i całować, a nie Aureę! Nawet jeżeli ona sama tego nie chce, ale to chodzi o podziw pięknej księżniczki, a nie o to czy ona ma na to ochotę, czy też nie!
         Ramii również patrzyła na scenę, ale ona jakby znajdowała się gdzieś z boku. Gest Mathiasa zbił uzdrowicielkę z tropu, ale gdy tak siedziała wpatrując się w czwórkę towarzyszy dojrzała zawiłość całej akcji. Zachowują się jak dzieci! Gdyby Ramii tak nie zależało na wiosce to zostawiłaby ich wszystkich ze swoimi dziecinnymi problemami już dawno w lesie! Albo najlepiej na pokładzie statku, który przypływał do przełęczy raz na kilka miesięcy!
         Ivor uśmiechnął się pogodnie i obejmując zszokowaną syrenkę powiedział:
         - To czas już ruszać.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea nawet ucieszyła się, że Mathias nie skomentował jej rumieńców, wtedy zrobiłaby się jeszcze bardziej czerwona. Można powiedzieć, że fellarianka była nim nieco oczarowana teraz, chciała nawet wyczarować kufel piwa… Gdyby tylko je kiedyś piła wszystko by grało. To, co mężczyzna powiedział później onieśmieliło naturiankę więc jedynie się uśmiechnęła i udała mocne zaangażowanie w czary, by nie musieć odpowiadać.
Ciemnoskóra nie planowała się wtrącać między przepychanki Nivandii i najemnika, obserwowała je z boku i zachichotała cicho słysząc jak Ramii zapobiegawczo zabrania Mathiasowi działać na nerwy złotowłosej. Może to nie był odpowiedni moment, ale zrobiła to cicho, więc jej rozbawienie nie powinno nikomu przeszkodzić. Chociaż on się śmiał, ale mogła tym dać znać księżniczce, że jest po jego stronie, a przecież dziewczyny powinny się trzymać razem.
Miło jej się opowiadało o magii, przypominała sobie wtedy, jak się jej uczyła i jak dobrego miała nauczyciela, który i czasem pożartował i było całkiem wesoło. No i wtedy przynajmniej miała tak jakby przyjaciela. Nikt z dzieciaków z wioski nigdy nie chciał z nią nawet rozmawiać, ale dlaczego? Tego chyba nigdy się nie dowie. Mogła jedynie przypuszczać.
Zaczęło padać. Fellarianka nie rozumiała za bardzo problemu swej koleżanki, ale nie zamierzała jej ot tak zostawić, zwłaszcza że wcześniej wyraźnie okazała rozbawienie. Jak dobrze, że Bellum miał takie duże skrzydła...
Lew, widząc wystraszoną księżniczkę, podszedł jeszcze bliżej, pilnując by skrzydło było nad jej głową i zaczął się łasić o jej ramię, a nawet je delikatnie lizać swoim szorstkim jęzorem, co w porównaniu do łaskotania milutkiej sierści nie było już tak przyjemne. Bellum jednak chciał jedynie okazać, że już między nimi wszystko w porządku i nic jej nie zrobi.
Aurea zaciekawiona czekała na opinię na temat wyczarowanego trunku. Gdy wypluł to, co wziął do ust, fellarianka zrobiła trudną do określenia minę łączącą w sobie zmartwienie, niepokój i zdezorientowanie. Nie miała bladego pojęcia co jest nie tak. Jednak gdy się obrócił i zaczął śmiać, zaraził tym również samą sprawczynię tego zajścia. Dziewczyna nawet nie podejrzewała, że w tym całym śmiechu, spowodowanym drobną pomyłką wynikającą z braku wiedzy, dostanie całusa. Jej oczy stały się wielkie jak pięć ruenów. Nadal chichotała i śmiała się, ale teraz jakoś tak weselej, z trudem ukrywając tę radość. Przynajmniej była niczym dorodny pomidor po tym wszystkim więc nie musiała się martwić, iż znów widać te specyficzne, czerwone plamy na policzkach.

- Cóż… Chyba to przez to, że nigdy piwa nie piłam… Może dlatego, że pomyślałam o herbacie rumiankowej, bo ma podobną barwę – wytłumaczyła się Aurea, nieco zawstydzona, że ona jeszcze alkoholu nie tknęła, a ma już ponad wiek, ale w sumie nie musieli wiedzieć ile ma lat. Przy okazji też spojrzała na Nivandii jakby chcąc niemo przekazać, że to jedynie przypadek był i nieplanowane… Wtedy też odkryła, jak bardzo zszokowana tym pocałunkiem była księżniczka. Jednak nie wiedziała, czy to przez to, że to obdartus, a może ona go też trochę tak jakby lubiła i może… W każdym razie stało się, a fellariance przez to będzie dopisywał humor przez długi czas.
Spojrzała na Ivora. Przyznała mu w myślach rację i wstała gotowa do drogi, jednakże skrzywiła się nieco i zamiast nóg użyła skrzydeł - tak było lepiej. Tylko jak Niv zamierza iść w deszczu i cały czas tak pod skrzydłem? Może być, że nie da rady wyrównać kroków z lwem i nic z tego nie wyjdzie…

Wszystko miało się okazać, w każdym razie, ona już była gotowa. Mżawka dla fellarianki nie była niczym strasznym więc teraz czekała na resztę unosząc się w powietrzu kawałek nad ziemią.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Dobrze, że przynajmniej towarzystwo rozpogodziło się nieco, nawet jeśli kosztem jego kubków smakowych. Ramii wciąż wyśmiewała go ostentacyjnie, zwłaszcza gdy usłyszała, że to co miało być piwem, w rzeczywistości smakowało jak rumianek. Aurei chichot był wywołany chyba w większej części niewinnym całusem niż jego niezbyt chwalebnym popisem, a Ivor szczerzył się głupio odkąd zyskał sobie księżniczkę pod ramieniem, trudno. Sama Niviandi natomiast wyglądała jakby strzelił w nią piorun i Mathias na moment zawiesił na niej pytające spojrzenie, ostatecznie jednak uznał, że pewnie zobaczyła pająka, czy inne cudo i stąd objawy udaru na twarzy.
        Na hasło do wymarszu podniósł się odruchowo i naciągnął kaptur na głowę, bo to co początkowo było ledwie mżawką, zaczynało przeradzać się w deszcz. Dobrze, że przynajmniej na ten moment mieli wysokie morale, bo był niemal pewien, że zmieni się to w momencie, gdy podczas marszu będzie im się przelewać woda w butach. Póki nie rozpadało się na dobre wyciągnął z kieszeni fajkę, tytoń i krzesiwo i na chwilę pogrążył się w swoim rytuale, napełniając główkę suszem, odpalając i zaciągając się głęboko. Od teraz towarzyszyła mu chmura pachnącego słodko dymu, a gdyby zajrzało się pod kaptur, również błyszczące oczy zdradziłyby, co pali najemnik.
        Milczenia nie przerywał. Niv szła gdzieś z tyłu w objęciach Ivora i pod skrzydłem lwa, Aurea unosiła się gdzieś obok, a Ramii… o, o wilku mowa. Zerknął na nią krótko, gdy zrównała z nim krok, ale też się nie odzywała. Kilka chwil w milczeniu i po kolejnym pyknięciu fajką spojrzał na nią pytająco.
        - Już nie chcesz mnie rzucić wilkom na pożarcie?
        - Nigdy nie chciałam – prychnęła, spoglądając na niego i wzruszając ramionami. – Zresztą z tego co widziałam i tak byś sobie z nimi poradził. Złego diabli nie biorą, co? – mruknęła uszczypliwie.
        - Otóż to – zgodził się niskim głosem i uśmiechnął się z fajką w zębach.
        - Co ty tu w ogóle z nami robisz?
        - A ty? – bezczelnie odbił pytanie, wsadzając ręce w kieszenie. Uzdrowicielka wzruszyła ramionami.
        - Sama nie wiem. Ciekawość chyba. Poza tym mam dziwne przeczucie, że to wszystko może mieć jakiś wpływ na wioskę.
        - A ty chcesz ją chronić.
        - Zgadza się. Twoja kolej.
        - A co może robić najemnik na wyprawie po skarb? – zakpił wesoło, ale złapał ostre spojrzenie kobiety i wywrócił oczami. – Powiedzmy, że póki co odpowiada mi wasze towarzystwo, ciekaw jestem, co znajdziemy, a przy okazji może wydarzy się coś interesującego. Poza tym nigdzie mi się nie spieszy.
        Ramii tylko skinęła głową, nie komentując już jego słów, po czym wyprzedziła najemnika zbliżając się do Aurei, by z nią zamienić kilka słów.

        Rozpadało się na dobre. Deszcz spływał po mężczyźnie strugami i kapał z kaptura na fajkę, na co Northman klął pod nosem z niezadowoleniem nim w końcu oczyścił ją z wypalonego zielska i schował do kieszeni. Nagle w marszu kopnął przypadkiem coś miękkiego i w tym samym momencie rozległo się oburzone miauknięcie. Zatrzymał się jak wryty, patrząc w dół na leżącego pod jego nogami kociaka. Małe to było, wychudzone okropnie i przemoczone, a do tego trzęsące się ze strachu po zetknięciu z ciężkim butem najemnika. Nie zastanawiając się wiele, mężczyzna schylił się i podniósł zwierzaka za sierść na karku, ignorując płaczliwe miauczenie, bo wiedział, że nie robi mu krzywdy. Otrzepał go lekko dłonią z wody i jak gdyby nigdy nic, wsadził sobie zwierzaka za pazuchę płaszcza, podtrzymując go jedną ręką. Kociak powiercił się chwilę, ale gdy zorientował się, że jest tu sucho i ciepło, wychylił mały łepek i zerknął na mężczyznę z bardziej wdzięcznym miauknięciem.
        - Nie ma za co kolego, ale chowaj się, bo znowu zmokniesz. – Mathias uśmiechnął się pod nosem, wpychając palcem kota z powrotem pod płaszcz i wznawiając marsz.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi siedziała i patrzyła na felleriankę oraz obdartusa wielkimi oczami. Nieme tłumaczenia ze strony przyjaciółki jakby nie miało w tej chwili znaczenia, bo przecież ewidentnie przyćmiła jej blask. Zgarnęła całą uwagę na siebie. Dopiero teraz Niv pomyślała, że właściwie Aurea może być ładna… a nawet piękna dla niektórych, chociaż ta myśl była dla syrenki (co najmniej) dziwna. Jeżeli Aurea była piękna, to Niviandi musiała być w takim razie olśniewająca, a jednak to skrzydlata zebrała na swój policzek pocałunek. Królewnie się to nie udało od kiedy trafiła na ten cholerny statek!
        Pierwsze chwile szli w milczeniu. Syrenka miała opuszczoną głowę i wpatrywała się we własne stopy chroniona przed deszczem dzięki skrzydłu Belluma. Mimo zamyślenia udawało jej się odruchowo i skutecznie omijać krople deszczu. Milczała i chociaż Ramii powinna się cieszyć to bardziej się niepokoiła stanem blondynki.
        Księżniczka zaś oczami wyobraźni wciąż widziała ten delikatny pocałunek w policzek i nie mogła go przetrawić. Z czasem oczywiście obraz ten przemieniał się na bardziej namiętny i dramatyczny, ale sam fakt tego zdarzenia nie dawał syrence spokoju! Nikt nie zechciał masować jej stóp ani całować po dłoniach od kiedy tylko zeszła na ląd. Nie było mężczyzn, którzy kładliby swoje płaszcze na kałuże, przenosili ją w ramionach przez rwącą rzekę, nie przynosili owoców z dalekich krain by księżniczka mogła zasmakować odrobinę słodyczy. A taka zwykła Aurea dostała chociaż całusa w policzek! Fakt faktem, nie było się czym tak chwalić… prawda? Przecież… przecież Mathias nie sięgał rangą chociażby szlachcica. Miał dostojną twarz, delikatnie szorstki zarost, uśmiech cwaniaka, silne ramiona, mocny krok, doskonale posługiwał się mieczem… „Ale nadal nie jest królem!”, próbowała bronić się w myślach.
        Poczuła jak męska dłoń powoli obejmuje jej ramię. Zwolniła automatycznie krok i przeniosła wzrok w stronę mężczyzny. Uśmiechnęła się łagodnie. Widok Ivora pocieszał ją. Przypomniała sobie rozmowę w karczmie właśnie z nim. Był taki miły, przyjemny. Nie niebezpiecznie pociągający, ale przystojny w swej łagodności. Czemu ona obracała głowę za tym najemnikiem, gdy obok siebie miała kogoś tak dostojnego? Mógłby ją na rękach nosić bez słowa krytyki!
        - Zamartwiasz się Niviandi – zauważył myśliwy. Dziewczyna obróciła głowę nie chcąc początkowo przyznać racji mieszkańcowi wioski. Ivor delikatnie westchnął.
        - Nie myśl, że nie masz we mnie wsparcia. Teraz jesteśmy drużyną więc możesz się śmiało wyżalić.
        Niviandi zagryzała chwilę wargi, jakby nie wiedziała od czego zacząć, a raczej jak dojść do sedna sprawy.
        - Chodzi o dotarcie do punktu, który widzisz tylko ty? Poradzisz sobie. – Uśmiechnął się pocieszająco.
        - Och, tak… poradzę – wydusiła z siebie syrenka, chociaż nie była do tego przekonana.
        - Pomyśl… - podjął na nowo Ivor delikatnie zaciskając uścisk. – Masz koło siebie dwóch wojowników, kobietę ze skrzydłami co włada magią oraz uzdrowicielkę, która zajmuje się zawodem od małego. Wystarczy, że wskażesz kierunek, a resztę zrobimy my.
        - Dziękuję Ivorze – uśmiechnęła się z wdzięcznością księżniczka.
        - Ale nie tylko to dręczy twoją duszę…
        Złotowłosa ściągnęła delikatnie usta w dół. Było jej wstyd mówić przed mężczyzną o kobiecych rozterkach! Powinna o tym porozmawiać na przykład z Aureą, ale ona… ona otrzymała ten pocałunek! Syrenka wewnętrznie spanikowała, ale Ivor przejął inicjatywę. Zarzucił na Niviandi swoją kurtkę i wskazał Bellumowi by szedł dalej. Dwójka zaś stanęła na krótki moment. Księżniczką spoglądała przez ramię myśliwego upewniając się czy aby na pewno nie zgubią reszty. Trochę się obawiała tego postoju i czuła odrobinę nieswojo. Kobieta nie powinna sam na sam zostawać z mężczyzną. Mimo że była to otwarta przestrzeń to zrobiło się dziwnie intymnie. Szybko zresztą wzrosła irytacja w Niviandi. Chroniła ją częściowo kurtka, ale stała na deszczu. Nie tego chciała? Mężczyzny, który by to robił?
        - Niviandi, nie przejmuj się tyle – powiedział cicho mężczyzna głaszcząc kciukami jej ramiona.
        - To zapewne tylko chwilowe zamyślenie – powiedziała sztucznie księżniczka.
        - Przecież jesteś najpiękniejszą kobietą nie tylko w tym towarzystwie… - szeptał słodko, a Niv spojrzała w oczy myśliwego sprawdzając czy aby nie kłamie. Zwrócił jej całą uwagę i nawet deszcz przestał przeszkadzać.
        - Och, daj spokój – próbowała się zaśmiać, ale on spoglądał na nią tak poważnie.
        - Myślisz, że byle pocałunek odbierze ci urody? – Syrenka próbowała znaleźć na to odpowiedź, ale szybko się poddała, gdy Ivor mówił dalej. – Przecież nikt nie pozbawi cię piękna twoich oczu, żaden gest byle gościa nie sprawi, że twoja skóra będzie szorstka… Twoje włosy zawsze będą lśniły, nawet gdy skrapla je deszcz – mówiąc to Ivor przeciągnął pasmo mokrych loków syrenki, po czym dłonią spoczął na jej policzku.
        - Jesteś olśniewająca… - szepnął, a ona słuchała go dalej. – A jeżeli oni nie zechcą ci pomóc… to ja ci pomogę Niviandi. Gdy przyjdzie ostateczna chwila, a oni będą ćwierkać do siebie, to ja ci pomogę. Będę przy tobie… Są siebie warci – niemalże mruczał jej do ucha. Księżniczka łykała każde jego słowo z przyjemnością. Powieki złotowłosej opadły lekko, czuła jego męski oddech na swoich ustach.
        - Bo cóż są warci ci, którzy nie wierzą w twą czystą krew? – powiedział nagle.
        Syrenka spojrzała na niego zdziwiona. Była gotowa na pocałunek prosto z bajki, przyciągał ją i odsuwał jak tylko zechciał, ale naiwna księżniczka tego nie widziała.
        - Wierzysz mi? – spytała niemalże bezgłośnie.
        - Jak to mawiał brat Ramii „Tak piękne są tylko królowe”. – Mężczyzna przetoczył dłoń po szyi złotowłosej.
        Tak… była piękna. Najpiękniejsza! Bo nie piękne, a olśniewające są księżniczki. Ona była jedną z nich, przecież doskonale o tym wiedziała. Ivor miał rację, byli siebie warci! Przecież księżniczka winna zadawać się z kimś godnym, kto posiada pierścienie na palcach albo chociaż szlachetne serce. Ivor takie miał, wysłuchał jej gdy pojawił się problem, wspiera ją w trudnych chwilach i doskonale rozumiał.
Gestem ręki zaprosił ją do dalszej podroży. Nie sądziła, że rozmowa z nim tak jej pomoże. Poczuła niebywałą ulgę. Wtuliła się w jego ramię, już dużo spokojniejsza. Ramii stała wzdychając i pokazując reszcie aby poczekać na te świergoczącą parkę.
        - Chciałam rzec, że skoro umiesz wyczarować piwo to możesz i wyczarować ładniejszą pogodę, ale myślę, że więcej rumianku Mathias nie zniesie – zachichotała uzdrowicielka. – O, wreszcie dotarliście. Ile można czekać? – burknęła, gdy spod płaszcza wydobyło się krótkie, krytyczne „miau”.
        Niviandi spojrzała na najemnika nieco podejrzliwie. Powędrowała wzrokiem nieco w dół… ale nie za nisko! I wówczas ujrzała małego kociaka. Księżniczka odrobinę się zdziwiła. Czyżby mały uciekinier z wioski? W dodatku pod ochroną tego łajdaka? Dopiero co myślała o szlachetnym sercu, jeden gest nie czyni najemnika rycerzem!
        Piorun uderzył z wielką siłą gdzieś nieopodal podróżujących, jakby chciał upomnieć Niviandi. Ta jednak pisnęła przykładając zaciśnięte dłonie do policzków i drżąc ze strachu.
        - Nie było się czego… - nie dokończył Ivor, gdy ziemia zadrżała pod ich stopami. Zapadła głucha cisza. Ciche pęknięcia rozchodziły się echem po lesie. Ramii i Ivor spoglądali na ziemię próbując dostrzec gdzie rozchodzi się sieć szczelin, ale pod powłoką mchu trudno było dostrzec zmiany. I ziemia w przeciągu kilku sekund rozpadła się tworząc urwisko. Myśliwy odepchnął syrenkę, ale sam nie zdołał odskoczyć, gdy tuż pod jego nogami segmenty ziemi rozpadały się i spadały w dół.
        - Ivor! – wrzasnęła Ramii, która niewiele myśląc skoczyła za myśliwym.
        Kurz nie dał rady unieść się ku górze, zmoczony deszcz dokładnie pokazywał pełny obraz zdarzenia. Gdy część kamieni opadła i tylko mokry piach zsuwał się po urwisku obserwatorzy mogli dojrzeć jak uzdrowicielka podtrzymuje mężczyznę i próbuje wciągnąć go na odstającą platformę.
        - Oszalałaś… - rzekł ostro Ivor, gdy Ramii mocno trzymała go pod barkami.
        - Działamy razem… - odparła krótko i jednym tchem, we współpracy myśliwy zdołał wspiąć się do uzdrowicielki. Oboje spojrzeli w dół przełykając ślinę.
        - Było blisko… - powiedziała kobieta mocniej przytulając się do ściany.
        Niviandi patrzyła zszokowana na kolejne pobojowisko. Odstające korzenie, drzewa, które wylądowały w ogromnej dziurze… I jeszcze jedno bardzo silne uczucie, którego nie potrafiła określić. Gdy oderwała wzrok od urwiska i próbowała odnaleźć resztę, tuż przed jej twarzą ujawniła się błękitna kobieta.
        - A! – krzyknęła syrenka cofając się. – To ty naprawdę istniejesz!
        - Przecież już to ustaliłyśmy – zmarszczyła brwi „Pani Duch”. – Zamiast próbować się obściskiwać to już dawno powinniście być już pod górami! – Wskazała oburzona kobieta w wyznaczonym kierunku, a Niv poczerwieniała ze złości.
        - To nie moja wina, że świat oszalał – mówiła księżniczka przez zaciśnięte zęby. – I zaraz pomyślą, że znowu oszalałam, bo gadam do powietrza.
        - A ty ciągle tylko o sobie… - zirytowała się błękitna postać, ale machnęła ręką. – Jak się czujesz? – spytała nagle a Niviandi intuicyjnie zaufała duchowi, ponieważ już raz pomogła w kłopotliwej sytuacji.
        - Czuję coś… niezwykle intensywnie, ale nie umiem tego nazwać. Jakby jakaś energia pulsowała, bardzo gorąco. To nie jest poczucie zagrożenia ani adrenalina, jakby… Jakby…
        Krzyk Ramii rozległ się po okolicy. Ivor machnął mieczem widząc, jak stwór z powstałej dziury wspina się po ścianie i próbuje sięgnąć ich łapskiem. Nie był silny, wystarczyło przeciąć łeb w połowie. Wyglądał jak cień jakiejś rozszarpanej bestii. Mężczyzna spojrzał z obawą w dół.
        - To wygląda aż za czarno…
        Ramii odważyła się przyjrzeć szczelinie, z której wyłaniały się piskliwe dźwięki.
        - Ooo matko! Ich jest cała chmara! BELLUM! – uzdrowicielka wstała machając w stronę lwa. Muszą się jak najszybciej stąd wydostać!
        - Och, nie! Otworzył się kolejny portal! – przeraziła się zjawa. – Agrrr! Niviandi, ktoś otworzył przejście między światami! Za pomocą prawdopodobnie jakiegoś przedmiotu... Bardzo silnego! Przez to zaczęły pojawiać się szczeliny między innymi wymiarami! I teraz stworzenia z innych światów... Och! Mogą przechodzić tutaj!
        - Skąd ty to wszystko wiesz? – spytała drżącym głosem złotowłosa.
        - Bo jestem do cholery duchem!
        Księżniczka na moment zamroczyło. Tutaj za dużo się działo, a ona na to wszystko miała za duży wpływ.
        - Duchem, który przybył tu z obowiązku i trochę pod przymusem. Poza tym łeb mam jak stodoła – przyznała bez ogródek. – Miałam wiele czasu za życia by się o nim sporo dowiedzieć, lecz nie mam takiej mocy by utrzymywać się na stałe, nawet w niematerialnej postaci. Gdyby nie ten meteoryt to bym w ogóle się tutaj nie dostała. Jakbyś bardziej kontrolowała swoją moc to byłabyś w stanie mnie pokazać swoim towarzyszom, ale niestety… - Popatrzyła od stóp po czubek głowy na Niviandi. - … jesteś ograniczona.
        - JA?! OGRANICZONA?! – zatkała usta syrenka i syknęła, gdyż wiedziała, że robi z siebie totalną wariatkę. – Umiem zamknąć ten portal? – spytała nagle pokornie syrenka.
        - Nie… tego nie umiesz. Przykro mi, ale jesteś jedyną osobą w tej rozległej okolicy, która umie przejść do świata duchów.
        Niviandi aż pobladła słysząc te słowa. Patrzyła wielkimi oczami na ducha. Ona? W innym świecie? Nie umiała pojąć, że istnieje coś takiego jak inny świat i nie wiedziała czym jest inny wymiar, a ma przejść gdzieś, gdzie jest straszliwie strasznie? Nie łudziła się nadzieją, że inne duchy są tak ładne, jak ten obecny, którego widzi. Zaczęła wyobrażać sobie potworności jakiegoś… och, pfe…INNEGO WYMIARU.
        - Niviandi? – spytała błękitną postać, którą syrenka widziała już tylko chwilę… kilka mroczków zaburzyło widok, a później wszystko zaczęło się przechylać. Niviandi zemdlała.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Ciemnoskóra dziewczyna nawet nie podejrzewała z jakim ogromnym problemem z jej winy zmagała się teraz syrenka. Choć czuła się nieco dziwnie, gdy Nivandii tak milczała i szła w kompletnej ciszy, miała nadzieję, że to nie przez ten całus i złotowłosa się na nią nie obraziła. Tak czy siak, teraz przyglądała się najemnikowi jak pali fajkę. U niej na wiosce rzadko bywało, by ktoś używał coś takiego, zastanawiała się, jak to działa na ludzi i czy mogłaby spróbować. Nieco się jednak bała więc poprzestała na wpatrywaniu się w niego z góry. Miło jej się leciało, wolała to od uciążliwego chodzenia. Małe ryzyko upadku, ogromna przestrzeń, piękne widoki i wszystko widać więc w razie zagrożenia zawsze może ostrzec resztę. Teraz jednak delikatnie zniżyła lot, by aż tak się nie izolować od reszty grupy. Ponadto chciała też posłuchać, o czym rozmawiają i być w pobliżu Niv w razie, gdyby Bellum zaczął się źle zachowywać.
Padało mocno, fellarianka przypominała zmokłą kurę, rozważała nawet wylądowanie i krycie się pod skrzydłami, ale zrezygnowała. Tak było, nim rozległo się przeraźliwe miauknięcie, ono natychmiast przykuło uwagę naturianki.

- Och, jaki kochany! – Stanęła obok futrzaka, po czym przykucnęła i zaczęła go głaskać. Po chwili jednak na ręce wziął go najemnik, czym zaskarbił sobie jeszcze bardziej przychylność skrzydlatej. Ona w końcu sama miała kota, przerośniętego, ale jednak. – Biedactwo, pewnie głodny… - Zaczęła iść obok Matha, była tak zaaferowana, że nawet nie zauważyła, jak mieszkaniec wioski zaczyna rozmowę z księżniczką.

Tymczasem Bellum prychnął na kociaka jakby z zazdrości. Oczywiście nie został zignorowany przez swą właścicielkę, która podleciała do niego. Zauważyła Niv i Ivora kawałek dalej - wyraźnie chcieli rozmawiać sami, więc zrobiła jedynie, po co przyszła, czyli rozczochrała lwu grzywę.

- Och ty zazdrośniku. – Rozległo się głośne mruczenie. Aurea spojrzała na Niv i Ivora i się uśmiechnęła. "Ciekawe, o czym rozmawiają zakochane gołąbki… ?" – pomyślała.

W końcu jednak ci wszyscy z przodu łącznie z fellarianką musieli zaczekać na mężczyznę i księżniczkę. Ciemnoskórej to nie przeszkadzało, tak ładnie wyglądali razem w tej deszczowej aurze. Wtem zwróciła się do niej Ramii. Zachichotała, słysząc jej słowa.

- Mogłabym przepędzić chmury, ale nie wiem, czy dałabym radę wywołać tak silny wiatr… - stwierdziła już poważniej.

Wtem kiciuś zamanifestował swą obecność, akurat jak spóźnialscy dotarli. Niespodziewanie deszcz zaczął przybierać formę burzy i to z piorunami. Niby nic takiego, ale jednak kolejna zapowiedź kłopotów. Ziemia znów drżała i zaczęła pękać. Fellarianka i Bellum natychmiast skorzystali z dobrodziejstwa skrzydeł.

- Co się znowu tutaj dzieje?! – krzyknęła zaniepokojona, zauważyła jak Ivor dzięki uzdrowicielce zdołał uratować się przed spadnięciem w przepaść. Spojrzała dookoła - wyglądało na to, że reszta jest bezpieczna. Przez chwilę, nim okropne stwory zaczęły wychodzić ze szczelin w ziemi.
- Leć do nich Bell – wydala polecanie, które on posłusznie wykonał.

Dziewczyna zaś miała chwilę niezdecydowania do kogo polecieć: Mathias, Nivandii? W końcu wybrała, najemnik mógł sam się obronić, a księżniczka nie. Po chwili była tuż obok niej. Te przerażające stwory powoli się do niej podkradały. Pierwszy oberwał garścią strzał, które spadły z nieba prosto na jego grzbiet… O ile to był grzbiet. Nie przejął się zbytnio. Drobna kola ognia zaś chyba go połaskotała i stale szedł coraz bliżej a obok już drugi… Tymczasem księżniczka gadała sama do siebie… Aurea westchnęła. Moc, sama w sobie, ta dziedzina mogła być jedynym ratunkiem. Wokół dziewczyn rozeszła się fala, która skutecznie cofnęła stwory, a po chwili wzniosła się magiczna kopuła co jakiś czas migocząca błękitnym światłem, nie dopuszczała ona nikogo z zewnątrz w tym potworów.
Utrzymując czar, fellarianka widziała to stworzenie, które zabił Ivor. W tym rzecz, że nie zabił, przecięty łeb po chwili się ponownie złączył, krzywo i obleśnie. Ciemnoskóra się skrzywiła i z niepokojem spoglądała, jak coraz więcej tego paskudztwa wychodzi i próbuje przedrzeć się przez wytworzoną przez nią barierę.
Bellum tymczasem wziął na grzbiet uzdrowicielkę i Ivora, a także szukał wzrokiem Mathiasa, jego też mógł wziąć. Co prawda trochę razem by ważyli, ale on był silnym lwem oddanym swej pani i jej przyjaciołom.
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości