Opuszczone Królestwo[Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

[Ziemie Ostii] Stara miłość nie rdzewieje.

Post autor: Villemo »

Minęły trzy miesiące. W Zamku Cieni zostało do zrobienia tak wiele, że Villemo nie dała rady załatwić wszystkiego w miesiąc. Potrzebowała na to sześciu tygodni. Po tym czasie zostawiła zamek i całą posiadłość w rękach Williama. Był dla niej jak brat i ufała mu bezgranicznie... no może nie przesadzajmy po prostu mu ufała. Dochody jakie przynosiły konie hodowane w Otchłani były ogromne, dlatego ktoś musiał tam zostać i zająć się dalszą ich hodowlą. Oczywiście Villemo zamierzała odwiedzać zamek Cieni, jednak nie zbyt często. Gdy wszystko było już gotowe Vi zabrała swoje córki i ruszyła do posiadłości jaka miała na terenach Alaranii. Nie zamierzała tam jednak zostać długo. Gdy tylko załatwiła swoje sprawy ruszyła wraz z Raia i Astrą do Kryształowego Królestwa. Znajdował się tam uniwersytet dla szczególnie uzdolnionych, magicznych potomków różnych rodów. Co prawda nigdy wcześniej nie było tam nemorianek, jednak Villemo była na tyle bogata i na tyle sławna z tych dobrych rzeczy, że dziewczynki przyjęto tam z otwartymi ramionami. Vi trudno się było z nimi rozstać, ale wiedziała, że muszą się uczyć. Tego co sama potrafiła już je nauczyła, ale ich magia, ich zdolności, musiały pokierować tym osoby dużo bardziej doświadczone. Z ciężkim sercem się z nimi rozstawała, ale w końcu pisklęta musiały wylecieć z gniazda.

Z Kryształowego Królestwa ruszyła prosto do Opuszczonego Królestwa, do Ostii. Oczywiście nie była sama. I choć jechała wierzchem to za nią jechało kilku służących i zbrojnych do ochrony, a także karoca z jej bagażami. Już dawno odzwyczaiła się od samotnych podróży. A kiedyś? Och kiedyś to było. Zawsze sama, wszędzie sama z mieczem przy boku. Czy ona jeszcze umiała posługiwać się orężem? Niby tego się nie zapomina, ale już tak dawno nie trzymała w rękach miecza. Za to jej jazda konna ciągle była doskonała, trzymała się w siodle jakby się w nim urodziła. Miała na sobie piękną, czarną suknię, zdobioną koronką z ciemnozielonym, aksamitny gorsetem. Padało, deszcz siekła po twarzach wszystkich jadących konno. I choć Vi mogła skorzystać z karocy odmówiła. Chciała czuć zimne krople spływające jej po policzkach. Jej ciało było chronione przed zimnem, na piękną suknię miała nałożony , aksamitny, szmaragdowy, tak by pasował do gorsetu, obszyty była grubym, czarnym futrem.

W oddali zobaczyli park i ruszyli wprost do niego. Wydeptany trakt l leniwie snuł się między drzewami. Tutaj, pod osłoną liści i konarów zimne krople nie przeszkadzały tak bardzo. Za parkiem po obu stronach rozlewały się ogrody, a trakt prowadził wprost do wielkiego, kamiennego dworu otoczonego przez stare dęby. Wjechali powoli na wielki dziedziniec pomiędzy podłużnymi budynkami. Villemo z podziwem przyglądała się tajemniczej budowli.
Awatar użytkownika
Paygen
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paygen »

Pierwsze, jak zwykle zresztą, zbudziły się psy, a raczej niedźwiedzie, jak mawia majordomus rezydencji, niemal kwadratowy krasnolud, który jest wyższy od nich tylko o głowę. Ich szczekanie i drapanie pazurami o dębowe wrota postawiło na nogi cały zamek, lecz nikt nie kwapił się, by je łajać lub uciszać. Mało tego, od razu znaleźli się chętni, by im otworzyć, a tym samym wpuścić do środka trochę świeżego, rześkiego powietrza. Tym razem rolą kamerdynera zajął się Cedric, kapitan straży i jeden z wielu weteranów, zatrudniony do ochrony majątku. Poprawiając chustę na poparzonych ustach, dawnej ranie w boju, mężczyzna pchnął za klamkę, ku wielkiej ucieszy Beatrice i Fiumo, dwóm pupilom Lorda Paygena, który tym razem postanowił wstać wcześniej niż zazwyczaj i dołączył do towarzysza w drzwiach.

- Piękny dzień - skomentował kapitan, odgarniając długie włosy z oczu i zatykając je za szpiczaste ucho.
- Chyba żartujesz - odparł Lord, z uśmiechem spoglądając w niebo. Było szare od chmur, miejscami czarne, skąd deszcz siekał wszystko, co tylko spotkał, czyniąc z ziemii wokół posiadłości istne bajoro. Bajoro, w którym właśnie tarzały się niedźwiedzie.
- Deszcz dobrze zrobi winogronom - wtrącił niski i brodaty okularnik, dwa razy szerszy niż oni i z dobre dwa razy niższy. Jego łysa czaszka aż świeciła od potu, a bulwiasty nos wydawał się pulsować przy każdym słowie, jakie krasnolud wypowiadał. - Jutro wyjdzie słońce i jeśli pogoda będzie taka jeszcze przez dwa miesiące zyski z produkcji wina pójdą w górę.
- Mam nadzieję - odpowiedział Paygen, wychodząc na przeciw gońcowi, który właśnie pokonywał konno sporą odelgłość między wejściem, a główną bramą.
- Zwiadowca donosi, że widział orszak pani Villemo - zakomunikował i zawrócił, rozpryskując błoto na wszystkie strony. Beatrice i Fiumo ruszyły radośnie za nim, ale zawrócił je przeciągnięty gwizd, po którym psy wbiegły po schodach do środka.
- Cedric, zrobisz za komitet powitalny - oznajmił Paygen, wchodząc za zwierzakami i poklepując kapitana po ramieniu. - Tylko nie wystrasz mojej przyjaciółki, jak tego kupca sprzed miesiąca.
- Może pan na mnie liczyć - powiedział z dumą w głosie elf, naciągając kaftan i przypinając miecz do pasa.

Kilka minut później był już w siodle i z wyciągniętą w pokojowym geście ręką, ruszył w kierunku orszaku, zatrzymując się ze zgrzytem kopyt tuż przez prowadzącą kolumnę kobietą w czarnej sukni i ciemnozielonym gorsecie.
- Jak zgaduję, pani Villemo - powiedział spokojnie, sięgając do pasa, na co eskorta odpowiedziała głośnym chrząknięciem, po czym wycelowali do komitetu powitalnego z kusz. Jeździec jednak nie specjalnie się tym przejął, tylko wyjął zza pasa chustę z herbem Ostii i podał ją kobiecie, zerkając ukradkiem na własną, szczelnie zakrywającą nos, usta i podbródek.
- Lord Paygen pragnie powitać cię na swoich ziemiach - powiedział, teatralnym gestem wskazując na górujący ponad dębami zamek. - Proszę za mną - dodał, kierując wierzchowca nie traktem, a przez pas zieleni, w stronę ściany dębów, zza których wyłaniała się mniejsza niż główna, lecz identycznie zdobiona, boczna brama, której strzegło dwóch, zamaskowanych w liściach łuczników. Na widok elfa jeden z nich machnął ręką, a minutę później żelazna krata podniosła się w górę, ukazując równą, kamienną ścieżkę.
- Tędy będzie znacznie krócej - wyjaśnił elf. - Nie będzie musiała pani niepotrzebnie moknąć.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

Villemo spodziewała się, że ktoś wyjedzie im na przeciw. Co prawda nie było wiadomo kiedy dokładnie przybędzie, ale w ostatnim liście pisała, że zjawi się niedługo po tym jak wyprawi córki do szkół. I tak się właśnie stało. Po raz pierwszy w życiu zostawiła swoje kochane dzieci. Pierwsze dni były dla niej torturą. Ciągle myślała o dziewczynkach. Ciągle zamartwiała się o nie, zastanawiała co robią, czy jadły, czy nie tęsknią. Ale szybko zrozumiała, że takim podejściem wpakuje się w paranoje i chorobę nerwową. Musiała odpuścić. wolnych chwilach, podczas przystanków czytała książkę, to ją odprężało i zajmowało umysł na tyle by nie zamartwiać się o bądź co bądź już dorosłe dzieci.

Gdy jegomość podjechał bezpośrednio do niej zrozumiała, że wyszedł jej na przeciw by powitać ją na ziemiach jej przyjaciela. Bez słowa sprzeciwu ruszyła za mężczyzną. W końcu deszcz nie był przyjemnym zjawiskiem, kiedy jechało się wierzchem. Krople zimnej wody spływały strugami po ciemnym płaszczu arystokratki. Twarz miała bladą i lodowatą i po niej również, mimo nałożonego na głowę kaptura, spływały małe stróżki wody. Choć Villemo była twardą sztuką, to jednak w tej chwili marzyła o tym by znaleźć się w cieple. A najchętniej to w balii z gorącą wodą.

Przejechała przez bramę prowadzona przez mężczyznę. Znaleźli się na niewielkim dziedzińcu nieco z boku posiadłości. Widząc kilku służących zmierzających w jej kierunku zgrabnie zeskoczyła z konia i podała lejce chłopaczkowi, który znalazł się najbliżej niej.
Awatar użytkownika
Paygen
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paygen »

- Cały kompleks jest dla pani otwarty - nagadywał Cedric, wskazując Vi drogę przez dzieniniec, kiedy tylko służba zaczęła przenosić jej rzeczy z karety na drewniany wóz, którym ruszyły pod same schody posiadłości, gdzie czekała druga grupa służących, szykująca się właśnie do ich wypakowania i zaniesienia do jej komnat. - Zamek można zwiedzać do woli, nawet nocą. Eskorty nie musi pani ze sobą wszędzie zabierać. Bezpieczeństwa tutaj pilnuje pięciuset rycerzy, którzy bojowe wykształcenie pobierali pod samym okiem gospodarza. Plus każdy służący, a raczej wolny mieszkaniec, potrafi utrzymać oręż. Nawet kobiety...
Jego wypowiedź przerwała grupa galopujących wzdłuż traktu jeźdźców w szarych napierśnikach i czarnych płaszczach, ozdobionych złotymi liliami. Niesiony przez jednego z nich okrzyk dawał do zrozumienia, że są w trakcie ćwiczeń.
- W lewo zwrot! - dobiegło z blaszanego kapalina i cała kompania równocześnie odbiła w stronę wschodnich murów, rozciągając zbity szyk do ławy, tak by między jeźdzcami był półtora metrowy odstęp.
- Moi ludzie - skomentował z dumą w głosie elf, zatrzymując swojego wierzchowca przed schodami, na których, oprócz służby i kilku żołnierzy stał niski, brodaty krasnolud z łysą głową i bulwiastym nosem. Nosił czarną, pikowaną kurtkę i brązowe, wetknięte w cholewy butów spodnie, podtrzymywane na biodrach przez pas z herbem Ostii. - A to mój przyjaciel i majordomus rezydencji, krasnolud Bjorn.
- Niezmiernie miło nam panią gościć, panno Villemo - jak na norda, brodaty karzeł mówił dystygdowanie i bardzo elegancko, choć w jego głosie słychać było, że zmusza się do takiego poziomu. Najwyraźniej brak przekleństw z kopalni w normalnym języku było dla niego czymś zupełnie nowym. Wymieniwszy ukłony, pokazał kobiecie główne drzwi, a gdy ta go minęła, niedbałym ruchem odprawił elfa.
- Zamek liczy ponad tysiąc dwieście komnat - mówił krasnolud, jakby recytował jakąś księgę. - Do pani będzie należeć jedna z najlepszych, położona, na zrządzenie losu w najwyższej baszcie w zachodniej części zamku. Lord Paygen swoją posiada w północnej i jest to jedyne miejsce, gdzie nikt nie ma wstępu. Nie dlatego, że jest samotnikiem, o nie. Tylko dlatego, że jest zamknięta od świtu do północy. Nasz pan całe dnie jest na nogach i pracuje jak inni, dlatego północna wieża jest cały czas zamknięta. Co do ziem, to w większości stanowią je winorośle i pola uprawne, razem z pastwiskami. Ostia to ogromny i samowystarczalny folwark dlatego sporo tu farmerów. Kopalnię i tartak również można zwiedzać, ale pracują tam moi pobratymcy, których maniery dalekie są od pani sfer. Gdyby czegoś pani potrzebowała proszę pytać o Bjorna lub kierować się prosto do Lorda Paygena... o wilku mowa.

Krasnolud skończył w odpowiednim momencie, bo w drzwiach stał już wysoki, ubrany w czarny napierśnik i szary płaszcz mężczyzna o zaczesanych do tyłu włosach i roześmianych, pełnych życia oczach. Z uśmiechem na ustach podszedł do Villemo i bezceremonialnie uściskał ją, co, jak pewnie zauważyła wogóle nie zrobiło wrażenia na otaczających ich ludziach. Tu wszyscy byli rodziną i tak się do siebie zwracali.
- Miło, że przyjechałaś - powiedział ciepło, wskazując, by przeszli korytarzem. - Wszystko już jest gotowe na twój pobyt tutaj. Sam o to zadbałem. Klucz do komnat dostaniesz już na górze, ale ostrzegam upewnij się dwa razy czy są zamknięte, jeśli je opuszczach bo moje psy lubią buszować po zamku. Do posiłku jeszcze daleko, ale tutaj, szczególnie dla nas powinno być tylko wytyczną, nie obowiązkiem. Dlatego, jeśli zechcesz, pokażę ci zamek.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

Villemo słuchała uważnie słów mężczyzny. Cieszyła się, że tu jest, że przyjechała, choć bardzo tęskniła za córkami. Wiedziała, że ta tęsknota nie zniknie z jej serca nigdy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że zawsze już będzie za nimi tęsknić. Wiedziała też, że z czasem ta tęsknota zelżeje, jednak na razie miała ją w sercu zakorzenioną bardzo mocno. Przez ostatnie piętnaście lat nie opuszczała ich na krok. Zawsze była blisko, każdego dnia mówiła im dobranoc. Każdego dnia widziała je, widziała jak rosną, jak dorastają, jak z roku na rok dorośleją. Wysłanie ich do szkoły było bardzo mądrą decyzją, jednak wiązało się z długą rozłąką. Musiała to przetrawić. Jednak przyjazd do Ostii była doskonałym pomysłem, by nie zadręczać się myślami o dzieciach. Trochę mniej martwiła się o Raię niż o Astrę. Młodsza z córek wydawała się się jej jeszcze dzieckiem. Jej mała córeczką, otoczoną ochroną od urodzenia. Raia była doroślejsza, bardziej poważna, mądrzejsza i przebojowa. Astra była nieśmiała i delikatna. Jednak wspólnie stanowiły świetny zespół. Poza tym były listy, gdyby działo się coś złego, wiedziała, że obie córki do niej napiszą.

Zobaczywszy w drzwiach Paygena uśmiechnęła się radośnie i wspięła po schodach. Lord objął ją mocno, a ona odwzajemniła uścisk.
- Dobrze cię widzieć – rzekła.
- Ale pogodę mamy dzisiaj nie sprzyjającą. Jestem cała przemoczona. Twój kasztelan powiedział mi, gdzie będę mieszkać, ale byłoby miło gdybyś pokazał mi moje komnaty. I dzięki temu może zejdziemy z tego deszczu – zażartowała.
Faktycznie była przemoczona i zmarznięta. Choć to nie odejmowało jej uroku. Nadal była piękna i powabna. Jej czarne włosy, a właściwie ciemne kosmyki, które uciekły spod kaptura okalały jej twarz. Część wypadła tak mocno, że spoczywała na jej piersiach. Były mokre, ale to naprawdę wcale nie sprawiała, że nie atrakcyjne.
- - Wejdziemy?
Awatar użytkownika
Paygen
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paygen »

- Zapraszam - powiedział z uśmiechem na twarzy, kiedy zagłębili się w przedsionku, a później w korytarzu. Długi i szeroki, z obitymi ciemnym dębem ścianami i lampami co kilka metrów wyglądał jak tunel, co jakiś czas przecięty obecnością zamkniętych drzwi. Drewniana podłoga była podgrzewana przez system miedzianych rurek pod nią, czym nie omieszkał pochwalić się Bjorn, idąc za parą Nemorianów w głąb zamku. Prowadziła ona od drzwi, przez korytarz, ogromny salon wypełniony wiekowymi meblami, kuchnię i salę jadalną, w połowie zapełnioną przez ogorzałych i długowłosych elfów w wypolerowanych napierśnikach. Na ich widok wszyscy wstali, skłonili się i usiedli, nie czyniąc przy tym specjalnego hałasu. Następne były schody, obite aksamitem o złoconych poręczach, a na drugim piętrze czekały na Vi dwie niespodzianki. Dwie kudłate i merdające ogonami niespodzianki.
Beatrice i Fiumo, zadowolone z obecności gościa i eskorty od razu rzuciły się do obwąchiwania. Szczekając co chwila, przeskakiwały od jednej osoby do drugiej, plącząc się pod nogami i zatrzymując zwiedzanie na jakiś czas. Szczególną uwagę poświęciły Vi, tuląc się do jej nóg i niemal naskakując łapami na suknię, za co Paygen gwizdnął na nie z cicha.
- Polubiły cię - powiedział, odprowadzając "maluchy" po schodach, skąd rzuciły się korytarzem do głównych drzwi. Na zewnątrz, na deszcz.
Dalsza droga minęła im szybko, choć było tu więcej schodów i mniejszych korytarzy nikt ktokolwiek mógł przypuszczać, ale w końcu dotarli pod szerokie drzwi z brzozy, okute miedzią. Przez otwartego judasza dostrzec można było fragment dużego łóżka z baldachimem, podwójną, czterodrzwiową szafę i ogromne lustro, które było za ciężkie na ścianę i dlatego stało oparte o nią między kątem a drzwiami na balkon.
- Twój klucz, pani - powiedział Bjorn, podając Villemo mosiężny przedmiot i wskazując jej eskorcie by poszli za nim. - A panów zapraszam na dół do kwater dla gości.
- Jeśli masz jakieś pytania lub prośby to mów śmiało - oznajmił Paygen, gdy krasnolud i ludzie z pruwatnej eskorty jego przyjaciółki zniknęli za zakrętem. - Dla ciebie jestem dostępny cały czas. Możesz tu zostać jak długo chcesz.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

Villemo dobrze czuła się przy Paygenie. Jakby lata, które się nie widzieli nigdy nie miały miejsca, Oczywiście zmienili się. On był teraz poważnym mężczyzną z zarostem i wielkim panem. Ona wypiękniała. Oczywiście nigdy nie była brzydka, po prostu nawet na niej wiek odcisnał jakieś piętno. Byli nemorianami, więc wiek słabo się ich imał, ale jednak jakiś wpływ miał. Vi wyglądała na jakieś trzydzieści, trzydzieści parę lat. Jej twarzy jeszcze nie zdobyły poważne zmarszczki, po prostu wyglądało bardzo dorosło. Jej suknie tez nie były już zwiewne i delikatne. Wolała ciemne barwy, w których czuła się doskonale. Nie wykluczała, że kiedyś założy na siebie ubrania bardziej lekki i w pastelowych barwach, ale póki co lubiła mocno kolory, takie jak szmaragdowa zieleń, czy rubinowa czerwień, albo intensywna, krucza czerń. Kochała aksamit, to zdecydowanie była jej ulubiona tkanina. Była ciężka, ale zawsze wyglądała pięknie i dostojnie.
- Dziękuję Ci – rzekła w stronę lorda niem weszli na górę. Gdy dopadły do niej psy ucieszyła się, Kochała zwierzęta, wszelkiego rodzaju. Specjalnie dla córek sprowadziła do Ochłani wiele zwierząt, w tym barwne papugi i inne kolorowe ptaki. Raia je uwielbiała, Astra również. No i były też konie. Konie kochała najbardziej, jej hodowla kwitła. Miała jedne z najlepszych koni w Otchłani. Poz tym sprzedawała je też do Alaranii. Co wymagało nie lada zacięcia. Pogładziła psy po nieco szorstkiej sierści, a potem ruszyli dalej. Niekończące się korytarze i schody doprowadziły ich w końcu do prywatnych komnat, które miały stać się komnatami Villemo. Odebrała klucz od Bjorna, a potem odwrócił się do Paygena.

- Muszę się przebrać, jestem cała mokra. Co jak co, ale ta pogoda dzisiaj jest bardzo nieprzyjemna. Zjemy razem kolację? - spytała.
- Miło mi będzie spędzić z tobą trochę czasu. Musisz mi opowiedzieć o posiadłości, o twoim życiu. Chętnie też podzielę się tym co u mnie zdarzyło się przez te wszystkie lata – uśmiechnęła się smutno. Niestety w jej życiu wiele było złego. Oczywiście były też dobre rzeczy. Konkretnie dwie, które urodziła. Raia i Astra były jej największym szczęściem. Czymś wspaniałym, co przydarzyło jej się w życiu. Nigdy nie żałowała, że zaszła w ciąże, nawet po śmierci Geralda. Astra była jego wspomnieniem, była jego odbiciem, czymś co nigdy nie pozwoliłoby Vi zapomnieć o kowalu. Był prostym człowiekiem, ona nemorinką. Nie sądziła nawet, że może mieć dzieci z człowiekiem, a jednak. Stało się i było to piękne przeżycie.
Awatar użytkownika
Paygen
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paygen »

- Naturalnie - odpowiedział z uśmiechem na ustach, po czym otworzył jej drzwi i wprowadził do środka. - Łazienkę masz tutaj - dodał, wskazując na drzwiczki koloru ściany, których jedyną oznaką, że tam były, była złocona klamka. - Kiedy tylko będziesz gotowa, zejdź na dół i przez jadalnię przejdź do niebieskich drzwi. Za nimi jest moja prywatna kantyna. W końcu należy mi się zjeść w spokoju, mając na codzień tyle osób na głowie - powiedział, cicho się przy tym śmiejąc i zostawiając Villemo samą z jej nowym pokojem.

Później Lord Paygen energicznym krokiem pokonał korytarze posiadłości, aż znalazł się w jej północnej części, gdzie za żelaznymi wrotami były jego prywatne komnaty. Odnajdując dziurkę od klucza, przekręcił w niej przedmiot i odsunął skrzydło, wsuwając się do środka. On sam również musiał się przygotować, a stając przed lustrem, z miną krytyka sztuki stwierdził, że na taką okazję nie wypada iść w pełnym uzbrojeniu. Dlatego zaraz po gorącej kąpieli zamienił napierśnik na długą, jedwabną szatę, którą następnie przepasał sznurem i rozpiął ją pod szyją, stawiając kołnierz białej koszuli. Później nałożył wysokie buty ze srebrnymi klamerkami po bokach, a za sznur zatknął sztylet, który zaraz został mu odebrany, kiedy tylko wpadł w drzwiach na kapitana straży, Cedrica.

- Przestań chodzić z bronią po własnym domu - powiedział mu w twarz, chowają ostrze do torby. - Od bezpieczeństwa masz mnie.
- Wiem - przyznał nemorianin, rozluźniając się pod świeżym ubraniem, które na mile nie wyglądało jakby człowiek je noszący miała zaraz przelewać krew. - Wojskowy nawyk... masz jakąś sprawę?
- Teraz już nie - przyznał elf, upewniając się jeszcze, czy jego pan i przyjaciel nie przemyca na kolację noża, topora, czy scyzoryka do otwierania listów.
Wymieniwszy szybkie spojrzenia, Paygen ruszył na spotkanie z Vi, podczas którego mieli powspominać dawne czasy. Od jego wyjazdu z Otchłani minęły prawie trzy wieki i skoro w jego życiu sporo się wydażyło, mężczyzna nawet nie wyobrażał sobie przez co przechodziła jego przyjaciółka. W końcu doczekała się dwóch córek i fortuny z hodowli koni, więc życie obdarowało ją nie jedną przygodą. Podobnie było z nim, tyle, że jego dzieckiem była Ostia. Uratowana z pożaru, odbudowana i wyniesiona na zupełnie inny poziom stanowiła w jego żywocie główny wpis do życiorysu. Doprawdy sporo się wydażyło, pomyślał, odruchowo dotykając starej blizny po podpalonych włosach, czas powspominać.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

Villemo odprowadziła wzrokiem swojego przyjaciela. Miała uśmiech na ustach. Tak miło było tu być. Być chcianą. To nie to co w Otchłani, tak wizyty były kurtuazyjne i przepełnione jadem. Tam nikt nie widywał się z przyjemnością,owszem wymieniano się uprzejmościami i pewnymi informacjami. Udawano szacunek, a etykieta stała na pierwszym miejscu. Tutaj była pożądanym gościem, tutaj mogła czuć się jak w domu. Kiedy Paygen zniknął jej z oczy weszła do swojej komnaty. Była przepiękna i ogromna. Ściany pomalowano tutaj na błękitny kolor, u góry kończyły się piękną, białą sztukaterią. Środek pokoju zdobił wielki, miękki dywan. Miał głęboki kobaltowy kolor, przepleciony przez duże, złote liście. Łoże miało baldachim z chabrowego aksamitu. Jego kolumny wykonano z ciemnego, rzeźbionego drewna. Grube tralki podtrzymywały ciężki baldachim. Aksamitem przykryto też pościel. Złote poduszki, z frędzlami leżały oparte o wezgłowie. Łoże stało w centralnym miejscu pokoju. Na prawo od wejścia znajdował się wielki, marmurowy kominek, w którym płonął ogień. Na półce nad nim stał porcelanowy, malowany w niebieskie kwiaty wazon, a w środku stały ciemno różowe peonie. Znajdowała się tutj ogromna, rzeźbiona szafa pomalowana na biało, ze złotymi wykończeniami. Były też komody na rzeźbionych nóżkach, również białe, na szufladach namalowano natomiast niebieskie niezapominajki. Po lewej stronie stał parawan obity jedwabiem. A niedaleko od niego znajdowało się lustro w bogato zdobionej złotej ramie. Obok łóżka stały nocne stoliki, a na nich ustawiono srebrne kandelabry. Był też stojący zegar z orzechowego drewna. Pod wielkim oknem stała wersalka obita aksamitem w przyjemnym błękitnym kolorze i dwa fotele. Przed wersalką stał stolik a na nim kolejny bukiet kwiatów. Długie łodygi ostróżki obsypane były kwiatami w ciemnoniebieskim i białym kolorze. Pokój wypełniała przyjemna woń lawendy, ktoś musiał użyć tutaj takich perfum, by umilić pobyt Villemo.

Demonica zrzuciła z siebie mokry płaszcz i przewiesiła go przez fotel. Zsunęła też buty, zostawiając je niedaleko wersalki. Wtem do drzwi ktoś zapukał. Ruszyła by otworzyć. Uchyliła delikatnie odrzwia, a jej oczom ukazała się młodziutka, blondwłosa służka.
- Dzień dobry - przywitała się - przysyła mnie pan, by przygotować kąpiel i pomóc się przebrać Lady Villemo.
Nemorianka wpuściła kobietę do środka. Ta od razu ruszyła do łaźni, która znajdowała się za ukrytymi drzwiami. Villemo natomiast udała się za parawan by zdjąć z siebie resztę rzeczy. Rozebrała się, a w tym czasie służka przyniosła jej delikatny, satynowy szlafrok w kolorze lawendy. Ubrała go i ruszyła do pokoiku, który służył za łaźnię.

Był tak samo piękny jak jej komnata. Ściany pomalowano tu na żółty, słoneczny kolor. Na środku komnaty stała wielka balia, w środku była już woda, która parowała. Pachniało tu bzem i różami, najwyraźniej takie olejki dolano jej do kąpieli. Vi zrzuciła z siebie szlafrok i zanurzyła się w gorącej wodzie. Kąpiel szybko ją rozgrzała. Przez jakiś czas leżała i odprężała się, dopiero potem pozwoliła służce się umyć. Gdy woda wystygła kobieta wyszła z wody i pozwoliła się wytrzeć. Na łożu, w pokoju obok czekała już na nią piękna suknia. Spódnica z składała się z wielu warstw satyny i miała kolor intensywnego fioletu. Gorset z dekoltem w kształcie serca był czarny i zdobiony złotym haftem. Pozwoliła służce zawiązać go mocno na plecach, tak by podkreślić i tak już wąską talię kobiety. Na wierzch założyła czarną, szyfonową narzutkę sięgającą ziemi, z krótkim trenem i długimi, rozkloszowanymi rękawami zakończonymi czarną koronką. Narzutka była wiązana na piersiach i lekko przykrywała dekolt. Po ubraniu się Vi oddał się w ręce służki by ta upięła jej włosy w niesforny koczek. Większość jej włosów postała jednak rozpuszczona. Były oczywiście przerzucone na jedną stronę, tak by zasłaniać bliznę na skroni. Ubrana, ufryzowana i w pełni gotowa ruszyła za służką, która zaprowadziła ją do jadalni.
Awatar użytkownika
Paygen
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paygen »

Kiedy służka wprowadziła Villemo do jadalni, Lord Paygen stał właśnie przy stole, na którym ustawiał butelkę z Feren di Ostia, będącym najlepszym winem w całym Opuszczony Królestwie. Jego recepturę znały tylko dwie osoby w całej Alaranii i niestety mężczyzna nie należał do żadnej z nich. Nie specjalnje jednak zależału mu na tym, by ją poznać, póki wytwarzająca je winiarnia była mu lojalna i przynosiła ogromny zysk. Za zaledwie dwadzieścia skrzynek tego trunku był w stanie utrzymać cały zamek, wraz ze służbą, a zważywszy, że co roku wysyłał karawanami po sto, sto dawdzieścia ładunków, dawało niektórym do myślenia, co jeszcze skrywa zamek. Inni nabawiali się od tego bólu głowy i nie spali po nocach. Oczywiście zdażali się śmiałkowie, którzy próbowali zdobyć wiedzę, ukrytą w murach, ale jeszcze nikomu nie udało się zajść dalej niż pod drzwi posiadłości. Pilnował tego Cedric i sam gospodarz, mający pod komendą pięciuset weteranów z nie jednej, wspólnej potyczki.

Tymczasem prywatna jadalnia Pana Ostii bardziej przypominała celę niż miejsce do spożywania posiłków. Mający pięć metrów na dziesięć pokój wyłożony był kamiennymi cegłami, zimnymi w dotyku i emanującymi wizją więzienia. Jednak to miejsce miało coś, czego nigdy nie będzie miała rzadna cela - duże, oszklone okno zajmujące całą ścianę naprzeciwko wejścia, z którego rozściągał się widok na winorośl, mur i górujący ponad nim las. Do kompletu dochodził szereg kaganków na żelaznych hakach po prawej stronie, gdyż całą lewą zajmował ogromny, ręcznie wyszywany arras. Dzieło przedstawiało przeciętą rzeką dolinę, gdzie po jednej stronie stał szalejący w pożarze las, a po przeciwnej kilku jeźdźców w szarych płaszczach na białych koniach szarżowało w jego stronę z obnażonymi mieczami. Każdy z nich miał wyszytego złotymi nićmi skorpiona.

- Szarża Skorpionów lub Szaleńcy - powiedział Paygen, przenosząc wzrok najpierw na arcydzieło, potem na przyjaciółkę. - Kiedyś ci opowiem, co było inspiracją, ale nie spotkaliśmy się, by rozprawiać o wojnach.
To powiedziawszy wskazał jej fotel z wysokim oparciem, obszyty czarną płachtą i ze złoconymi podparciami. Razem ze suknią nemorianki komponowało się wręcz idelanie, lecz nie było to jedyne krzesło w sali. Obok miejsca, które miała zajął stało proste krzesło z brzozowego drewna, owinięte zielonym suknem, na którym wyszyto liście i wielkiego jelenia. Motyw elfów, miejsce Cedrica. Koło niego z kolei dwa, wielkie dębowe pnie aż raziły oczy głębią brązu i wypalonymi na ich powierzchni runami. Ne jednym układały się w napis Bjorn, na drugim Bart. Poznania tego drugiego Paygen postanowił Villemo darować. Przynajmniej na ten moment. Naprzeciwko fotela nemorianki stał duży stół z ciemnego drewna, zastawiony obrusem i srebrną zastawą. Na jego końcu znajdował się celowo podstarzane miejsce Paygena. Był to fotel, jak jej, z drewna, tyle że wszelkie okucia były mosiężne i całość była pozbawiona jakichkolwiek poduszek, czy miękkich oparć. Po jego lewej stronie stały dwa, ostatnie krzesła, wykonane z żelaza i ozdobione jedynie miękkim puchem i grawerem. Na jednym wonogrono, na drugim sierp. Peygen, z manierami księcia, odsunął krzesło przyjaciółce i kiedy ta wygodnie usiadła, przeszedł na drugi koniec stołu i klasnął w dłonie.

Jadalnię wypełnili służący, wnoszący na tacy wielkiego dzika na smażonych jabłkach, chleb i wszelkiego rodzaje owoce.
- Skłamałbym mówiąc, że sam go upolowałem - powiedział, kiedy zostali sami. - Dzisiejszy posiłek zawdzięczamy Cedricowi i jego sprawnemu oku. - dodał, odkrajając kawał pieczeni i nakładając go Vi. Nie było tu służacych, ani towarzyszy, z którymi Paygen tu jadał, omawiając ważne dla zamku sprawy. Tylko on i Vi. Dlatego jako gospodarz, służył jej we wszystkim.
- Goście mają pierwszeństwo - powiedział, nalewając jej wina. - Opowiadaj, jak spędziłaś życie.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

Villemo uważała inaczej niż Paygen, właśnie po to się spotkali by rozprawiać o wojnach. Oczywiście nie tylko, ale również. Spotkali się przecież by opowiedzieć sobie swoje życie. Nie widzieli się setki lat, całe setki. Teraz byli zupełnie innymi ludźmi niż kiedyś, zmienili się, dorośli, mieli na karku problemy, bóle, cierpienia, wspomnienia złych i dobrych dni. Wojny były częścią wspomnień Paygena, więc o tym też mogli rozmawiać.
- Nie zgodzę się z tobą - rzekła.
- Właśnie po to tu jesteśmy by rozmawiać o wojnach, rzecz jasna nie mówię, że bez przerwy, ale interesuje mnie całe twoje życie - usiadła elegancko, gdy mężczyzna odsunął jej krzesło. W jadalni było pięknie, choć musiała przyznać, że dość surowo. W niczym nie przypominała ona jej pokoju, była dość pusta. Jedynie krzesła były tutaj niesamowite. Normalnie każdy stawiał przy stole takie same siedziska. Tutaj każde krzesło było inne. Inaczej obite, inaczej wyhaftowane, inaczej rzeźbione. Villemo zwróciła na to uwagę. Dostrzegła, że na niektórych wyhaftowano imiona, a na niektórych nie. Jej krzesło też różniło się od innych. Było wygodne i dość miękkie. Szlachetne pośladki nemorianki, obite długą jazdą wierzchem z ulgą przyjęły miękkie siedzisko.

Obserwowała jak służba wnosi jedzenie. Ona różniła się od innych nemorian, lubiła jeść i posiadała jako taki smak, który wykształciła w sobie przez wiele lat spożywania posiłków. Cieszył ją widok dobrego, pieczonego mięsa i pozostałych potraw. Z przyjemnością przyjęła talerz z nałożoną na niego potrawą.
- Dużo by mówić - powiedziała spokojnie, krojąc mięso na talerzu.
- Wyszłam za mąż za Vespera Morię, na pewno go znałeś. Z resztą wszyscy go znali - Vesper był księciem, w dodatku bardzo, bardzo bogatym, o niezwykłych umiejętnościach magicznych, znano go w całej Otchłani.
- Ale wcześniej było bardzo ciężko. Po tym, jak rodzice odcięli nas od siebie matka odcięła mnie też od innych rzeczy. Od muzyki, od książek, od wszystkiego co lubiłam. Ukarała mnie za to, że byłam inna. Wiele miesięcy spędziłam w wieży. Chciałam uciec, nie tylko z zamku, ale w ogóle z Otchłani, lata mijały, a mnie wydawało się, że mam plan i że wreszcie ucieknę. A potem pojawił się on, Ves. Szybko się zakochałam, on też. Matka widziała w nim idealną partię, a ja dobrego człowieka. Był inny niż widzieli go inni. Była jak ja, na pokaz taki jak chciało go widzieć towarzystwo, a wewnątrz... Wewnątrz był pełen dobra i współczucia. Nie chciał opuszczać Otchłani, ale wtedy jakoś to przestało mi przeszkadzać. Wyszłam za mąż, a po jakimś czasie na świat przyszła Raia.
Awatar użytkownika
Paygen
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paygen »

- Skoro tak stawiasz sprawę - odparł z uśmiechem, przełykając dzika i delektując się winem. - Po moim opuszczeniu Otchłani, zamieszkałem tutaj. To dom mojego ojca, w którym się wychował. Oczywiście zamek, mury i wszystko inne dobudowałem sam, ale wcześniej było tu więzienie. Zamknięty i odizolowany od ciebie, od Otchłani, uczyłem się szermierki i choć na począku był to przymus, szybko to polubiłem, a z biegiem lat wykorzystałem w praktyce. Alarania, tym różni się od Otchłani, że tu zwycięży silniejszy, tam - bogatszy. Zaciągnąłem się do wojska, jako zwiadowca, a potem rycerz lekkiej jazdy. Nie ze wszystkiego jestem dumny, zwłaszcza z okresów, w których ustroje polityczne i władcy szybko się zmieniali. Jednego dnia jesteś na żołdzie, drugiego każą cię ściąć za zdradę korony. Byłem maruderem, dezerterem, najemnikiem. Myślałem i robiłem to, co oni, aż zaczęto szukać oficerów. Pomyślałem, że to szansa na poskładanie życia do kupy i nie żałowałem. Zostałem kapitanem lekkiej jazdy pod chorągwią hrabiego Lawrancea De Vett, jednego z możnych, roszczących sobie prawo do Opuszczonego Królestwa. Nie był bogaty, lecz sprawiedliwy i widziałem w nim człowieka godnego korony. Jak zawsze w bajkach był też zły, jego rywal, diuk Hansel, o którym pewnie słyszałaś, że nie raz kazał wyrżnąć szpital polowy swoich wrogów, postanowił napsuć De Vettowi krwi i splądrować jego rodzinną wioskę. To właśnie ja mu przeszkodziłem. Ja i Cedric. Konnych diuka było tysiąc, odziani w pomarańczowe zbroje i czerwone płaszcze. Z daleka wyglądali jak płynący ogień, jak lawa. Nas było zaledwie dwustu, połowa bez odpowiedniej broni. To właśnie nad rzeką nakazałem szarżę, by nie dopuścić do przekroczenia rzeki i zabicia bezbronnych kobiet, dzieci i starców. Z dwustu przeżyło czternastu. Mnie i Cedrica siłą znoszono z pola. Miałem przebitą bełtem rękę, a mój kapitan oberwał rozgrzanym do czerwoności buzdyganem przez usta. Do dziś, jak zauważyłaś chodzi w chuście. Kilka lat później dowiedziałem się o pożarze w Ostii, w którym zginęli moi rodzice. Podarłem na oczach hrabiego kontrakt i wróciłem do domu, odbudować to, co z niego zostało. Nie wiem, dlaczego po prostu nie wróciłem do Otchłani. Nic mnie tu nie trzymało. A jednak zostałem i wplątałem się w politykę tego kraju i tego kontynentu bardziej, niż ktokolwiek, kiedykolwiek to zrobił.

- Oczywiście znałem Vespera. Dobry człowiek, choć jak dla mnie do wielkiego czarodzieja mu brakowało. Cieszy mnie jednak to, że odnalazłaś szczęście, nie ważne jak długo trwało. Urodziłaś dwie córki, więc wnioskuję, że na jednym mężu się nie skończyło, co? Ja nie miałem tego zaszczytu. Zakochałem się raz, może dwa razy w życiu, ale los nie był na tyle łaskawy.

- Na balu wspominałaś coś o koniach...
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

- Czyli wojaczka, wojaczka i jeszcze raz wojaczka. Nie spodziewałam się tego po tobie, tak naprawdę. Sądziłam, że raczej zakopiesz się w księgach, tych o filozofii, o magii, o świecie. Spodziewałam się ciebie raczej w bibliotece, niż na polu walki, ale cóż... życie różnie się plecie - z przyjemnością napiła się wina i zaczęła jeść, od czasu do czasu spoglądając na swojego towarzysza i uśmiechając się do niego.

- W Otchłani mam hodowlę. Przynosi ogromne zyski, nie muszę martwić się o pieniądze. To najlepsze konie w Otchłani, a tutaj, w Alaranii, nawet w Nandan-Therze sprzedają się za ogromne pieniądze. Hodowlę założył jeszcze mój ojciec, potem podupadła pod rządami matki i ojczyma. Z resztą... oni już nie żyją... Jak mówiłam ja też mam krew na rękach - rzekła poważnie.

- Moja matka chciała żebym wyszła za Vespera nie z miłości, tylko dla pieniędzy i dla dziecka. Nie miałam o tym pojęcia, ale ona od początku miała swój plan. Kied urodziłam Raię sądziłam, że nie mogę być szczęśliwsza. Miałam wszystko, do czasu... Mój ojczym, on go zabił, a ja... zabiłam jego. Odcięłam mu łeb jednym uderzeniem - mówiła z poważną i ciężką miną. Czuła się źle z tym faktem, ale zrobiłaby to drugi raz jeśli zaszłaby taka potrzeba. Ojczym zabrał jej ukochanego, zabił go, więc ona się zemściła.
- Matka odebrała mi Raię, jej gwardia gdyby mnie dostała od razu by mnie zaszlachtowała, więc uciekłam tutaj do Alaranii. Matka chciała zrobić z Rai potężną czarodziejkę, chciała mieć marionetkę w swoich rękach. Nie mogłam na to pozwolić, szukałam sposobu by wrócić, zemścić się i odebrać córkę.

- I tak spotkałam pewnego rycerza. Tępił takich jak ja, demonów. Nie mam pojęcia dlaczego się ze mną związał. Nie mam pojęcia dlaczego ja związałam się z nim. To było... Czyste szaleństwo. Nie wiem jak to się stało, po prostu nie wiem. Chronił mnie, od początku, mimo, że byłam demonem. Otoczył mnie opieką i wiedział do Rai. Dzięki niemu udało mi się wrócić, zabić matkę i odebrać dziecko. Po wszystkim wróciłam tutaj. Ale moja droga rozmijała się z jego. Byliśmy razem, ale osobno. W końcu odeszłam. Niestety wiele mnie to kosztowało. Przez lata ścigali mnie ludzie z Otchłani. Ukrywałam się gdzie tylko mogłam. Udawałam szlachciankę, biedną dziewczynę ze wsi, mieszczankę, kogo się dało, byle tylko nie dać się złapać. Byłam pewna, że szukają mnie sługusy mojej matki...
Awatar użytkownika
Paygen
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paygen »

- Naprawdę widziałaś mnie zamkniętego w bibliotece? - zapytał z rozbawieniem Paygen, pocierając podbródek, jakby intensywnie nad czymś myślał. - Chłopca, który trzy czwarte swojego dzieciństwa spędził z tobą po za domem, ganiając psy, dosiadając dzikich rumaków i biegając bez wytchnienia w tę i z powrotem, gdy działo się coś ciekawego? No może gdybym nie opuścił Otchłani tak właśnie bym skończył. Podstarzały demon, z przetrąconym kręgosłupem od dźwigania i czytania zakurzonych ksiąg. Nigdy nie chciałbym dla siebie takiej przyszłości, miło więc, że tak mnie postrzegasz - dodał, uśmiechając się szeroko i wracając do posiłku.

- Konie to świetny interes. Drogi w utrzymaniu, ale zyski wszystko rekompensują. Po za tym to mądre i szlachetne zwierzęta. Przykro mi słyszeć o krwi na twoich ślicznych dłoniach, ale rozumiem. Nie było innej drogi. Wciąż sobie to powtarzam, ale wróćmy do czegoś milszego. Co byś powiedziała na dobicie targu? Moje wino za twoje konie. Rocznie mogę ci obiecać trzydzieści skrzyń i pokrycie kosztów transportu. Już dawno planowałem wysłać je do Otchani, by utrzeć nosa innym demonom, którzy nie wierzyli we mnie i, ja słyszę, w ciebie również. W zamian prosiłbym od pięciu do dziesięciu silnych rumaków dla moich ludzi. Jako siłę pociągową mamy woły, więc nie musisz się martwić, że trafią one pod ziemię lub na mięso. Bestią nie jestem, mam serce.

Później Paygen odstawił kielich i poprawił kołnierz koszuli, tak znienawidzonej przez te wszystkie lata, które przechodził i przespał w mundurze.
- Postąpiłaś tak, jak mówiło ci serce. To co zrobiłaś... nie każdemu przychodzi to łatwo. Miałaś jednak wsparcie w postaci tego rycerza. Wiesz, czasami gdy siadam przed kominkiem w swojej komnacie zastanawiam się, jakby wyglądało moje życie gdybym został w Otchłani.
Awatar użytkownika
Villemo
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 432
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Villemo »

- Tak, naprawdę sądziłam, że skończysz w bibliotece. Byliśmy dziećmi, chcieliśmy się wyszaleć, wyszumieć, zrobić to co wszystkie dzieci robią, nie ważne gdzie się urodzą, czy tutaj, czy w Otchłani. Sądziłam, że skończysz tak jak wszyscy szanowani Nemorianie, pomiędzy księgami wydając rozkazy innym by walczyli. Z resztą o sobie też tak myślałam. Byłam pewna, że nie ważne jak będę się opierać zostanę marionetką mojej matki. Ale co ja wtedy miałam w głowie? Nic tak naprawdę. Nic nie wiedziałam o życiu, o ludziach o Alaranii, nawet o Otchłani. Chciałam się wyrwać z tego miejsca i zostać tam jednocześnie. Nie dziw więc mi się, że wiedziałam Cię między księgami. Wtedy świat był inny, drogi wydawały mi się krótkie i proste, nie zawiłe i bez końca jak teraz. Byłam tylko dzieckiem.

Villemo zamilkła i zamyśliła się. Patrzyła na Paygena i nie mogła uwierzyć, że oto siedzi przed nią przyjaciel z dzieciństwa. Tak poważny, tak szanowany tak... sędziwy? Nie był stary, był po prostu... sama nie wiedziała jak to określić. Dziwnie odległy. Siedział tuż obok, a Vi wydawało się jakby znajdował się gdzieś za mgłą przeszłości.

- Twoja propozycja jest na pewno godna przemyślenia – odparła.
- Choć nie przyjechałam tutaj ubijać interesów, to może jednak się na to skuszę – dodała zaczepnie.
- Mówisz o wsparciu... - wyrzekła gorzko.
- Też tak myślałam, a okazało się, że to nie sługusy mojej matki mi zagrażają, a jego armia. Szukali mnie wszędzie, chcieli sprowadzić mnie siłą do niego. Z resztą z czyjego rozkazu... Darogan był dla mnie jak zamknięta księga. Myślałam, że go znam, a tak naprawdę nie miałam zielonego pojęcia co w nim siedzi. Chciał mnie sprowadzić do siebie siłą, choć nasze drogi się rozeszły. Myślałam, że to jakieś niedobitki po mojej matce, a w rzeczywistości ścigali mnie rycerze róży. Bo tak nazywał się jego zakon. To było jak niekończący się koszmar. Uratował mnie, pozwolił odzyskać Raię, a potem stał się takim samym oprawcą jak ona.

- Ukryłam się w małej wiosce, sądziłam, że tam mnie nie odnajdą. Chciałam żyć normalnie, mogła być wieśniaczką, w niczym mi to nie ujmowało. Ale tam też mnie znaleźli. Uciekłam z kowalem. Pomógł mi wydostać się z karczmy w której byłam. Właściwie to ja mu pomogłam, ale nie ważne... Wioska spłonęła. Razem z jego rodziną. Prawie nikt się nie uratował i była to moja wina. Gdybym tam nie zawitała nic by się nie stało, ale... - przerwała. Miała wyrzuty sumienia po dziś dzień, za to co stało się z tą małą osadą.
Awatar użytkownika
Paygen
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Paygen »

- Życie różnie nas prowadzi - powiedział poważnie Pan Ostii, odsuwając na bok puste naczynia i opadając na wysokie oparcie swojego fotela. - W Otchłani szaleliśmy do woli, nic nas nie mogło powstrzymać, mało tego, byliśmy lekkoduchami i konsekwencje mało nas obchodziły. Jednak udało im się nas dogonić. Gdyby nie ta przeprowadzka, zostałbym zamknięty w domu swojej matki i pobierał nauki pod okiem najlepszych nauczycieli. Skończyłbym jako podstarzały i, jak mówisz, szanowany Nemorianin, który nic nie wie o świecie, a jego wiedza sprowadza się do zarządzania majątkiem i trwonienia pieniędzy na błachostki. To nie dla mnie. Udawane przyjaźnie, przesłodzone bale, mające ukryć ten cały jad, który sączą między sobą arystokraci. Z jednej strony cieszę się, że zostałem z stamtąd w pewnym stopniu wyrwany. Z drugiej, wolałem nie wyjeżdżać i być tam z tobą, ale jak mówisz, byliśmy tylko dziećmi.

- Ubolewam nad tym - dodał z głosem pełnym współczucia. - Musiałaś cierpieć. Nie wyobrażam sobie, jak można dopuścić się podobnych czynów... chociaż, chyba mogę - mówiąc to podszedł do okna i wskazał na trzy, czarne smugi dymu unoszące się nad zbiegowiskiem wozów i ludzi, pracujących przy czymś, co mogło kojarzyć się z budową. - Tym ludziom spalono wioskę ponieważ jeden z nich ostrzegł mojego kapitana o zbliżającym się ataku na Ostię. Jak mówiłem, wmieszałem się w politykę głębiej niż zrobiłby to troll w ruchomych piaskach. Naraziłem się jednemu możnemu, który ruszył na mnie z zamiarem zajęcia mojego zamku. Razem z rycerzami przygotowaliśmy zasadzkę, las u podnóża murów spłynął krwią, a możnowładca, uciekając z podkulonym ogonem wziął w odwecie miasteczko i spalił je do gołej ziemii. Poczucie winy do dziś mnie trawi, a jedyne co mogę zrobić i żałuję że tak mało to pozwolić im zbudować osadę w obrębie mojej posiadłości. Będą tu zwolnieni z podatków i chronieni przez moich ludzi. Tylko tyle mogę dla nich zrobić.

- Przepraszam - dodał na koniec, z lekko wymuszonym uśmiechem, kiedy drzwi do jadalni otworzyły się z cichym piskiem i do środka wpadły psy, sapiąc i merdając ogonami. - Ale w prowadzenie interesów też wpadłem po uszy.
Obserwując Vi, Paygen caly czas nie mógł uwierzyć ile ona miała w sobie siły. Choć opowiadała o rzeczach, które przerastają śmiertelników, zdawała się być pogodzona z losem. Nie roniła zbędnych łez, co i tak nie spotkałoby się tutaj z niesmakiem, bo w Ostii wszyscy są rodziną. Zrozumieją i pomogą. We wszystkim.
Strącając resztkę obiadu swoim pociechom, Lord Paygen podszedł do Villemo i podał jej dłoń. Jeśli była tą samą Vi, z którą szalał w Otchłani, to na pewno nie odmówi mu małej przyjacielskiej potyczki.
- Pogoda na zewnątrz nie jest najlepsza na spacer po ogrodzie, ale powiedzmy sobie szczerze, siedzenie tutaj również. Co powiesz na maly sparnig? Sala treningowa jest tuż pod nami.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość