Rododendronia[Miasto] Niech spełnią się marzenia.

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

[Miasto] Niech spełnią się marzenia.

Post autor: Tauros »

Nie mógł uwierzyć, że wreszcie nadszedł ten dzień. Przez kilka tygodni mieszkał pod miastem, we wsi, żeby zaoszczędzić, a w tym czasie załatwić wszystkie formalności. Niestety jego broń musiała zostać zarejestrowana w królewskim spisie, gdyż topory były magiczne. Z resztą samo założenie kuźni też nie było takie proste. Nim w ogóle spróbował kupić jakiś budynek musiał załatwić całe mnóstwo formalności i dostać mnóstwo pozwoleń. Dopiero dziś mógł rozejrzeć się za odpowiednim budynkiem, który mógłby przystosować do swoich potrzeb. Dlaczego Rododendronia? Jakoś najbardziej przypominała mu, dość surowe, rodzinne strony. Mógł co prawda założyć wymarzona kuźnię także w Demarze, ale wolał pojechać na północ i tam poszukać szczęścia. Bywał już w tym mieście kilkakrotnie i mimo, że w Demarze zostawił przyjaciół, to tutaj czuł się najlepiej.

Było już późne popołudnie. Cały dzień chodził po mieście oglądając budynki, które potencjalnie mogły stać się jego nowym domem. W zasadzie nawet kilka mu się spodobało, ale nie chciał decydować od razu. Skoro i tak poświęcił wiele czasu na załatwianie formalności, mógł poświęcić też czas na znalezienie odpowiedniego miejsca. W końcu miał w nim spędzić długie lata swojego przyszłego życia. Kiedy jednak słońce zaczęło chylić się ku zachodowi uznał, że należy mu się zasłużony odpoczynek i dobra kolacja. Zaszedł więc do pierwszej karczmy, którą zauważył.

W środku nie było zbyt wielu gości. Większość rzemieślników jeszcze nie skończyła pracy, jedynie przejezdni mogli pozwolić sobie na przesiadywanie w karczmie o tej porze. Tauros musiał pochylić głowę by zmieścić się w drzwi ów gospody. Na szczęście w środku było już nieco więcej miejsca.
Awatar użytkownika
Kin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kin »

        Dwóch chuderlawych, ale wysokich opryszków kłóciło się właśnie na samym końcu głównej sali karczmy, rzucając sobą cień na pozostałych gości. Sala była wyjątkowo wysoka, można było powiedzieć, że wręcz piętrowa, wspierana na poziomie nieistniejącego sklepienia wielkimi belami. Nikomu nie musiała mówić, że taka piękna, przestronna sala powstała głównie przez to, że między deskami i balami przy pierwszym piętrze zalęgły się kiedyś szerszenie i poradziła sobie z nimi dość... radykalnie. Na tyle radykalnie, że miała prawdziwy problem, żeby wyciągnąć z sufitu (albo już podłogi?) swój topór. W końcu jednak zlikwidowała zarówno niepotrzebne deski, jak i topór. Teraz sala wyglądała znacznie bardziej arystokratycznie, jak na karczmę (zawsze śmiała się w duchu, gdy to mówiła), a na pozostałościach piętra zagospodarowała trochę miejsca kilka gościnnych pokoi, które wynajmowała głównie bardzo zdesperowanym kochankom lub bojącym się żon pijakom, którzy akurat mieli przy sobie trochę grosza. Pierwsze piętro wyglądało teraz, jak bardzo ładna antresola z kilkoma drzwiami prowadzącymi do kolejnych pomieszczeń.
        Ci dwaj na końcu sali wyglądali niesamowicie nieproporcjonalnie. Kin przyglądała się im znad baru, opierając się o miotłę. Wyzywali się od najgorszych, choć zauważyła też, że najwidoczniej na obelgi zasłużyły też wszystkie matki, ciotki i reszta familii. W końcu jeden z nich, Niższy, popchnął Wyższego, ten z kolei odwdzięczył się splunięciem. Tego było za dużo. Owszem, bójki były w karczmie na porządku dziennym, bajzel też, żeby nie powiedzieć burdel, bo tak mogłaby czasem raczej określić pokoje na górze. I to dosłownie. Tym razem jednak chuderlaki robili jej niepotrzebny bałagan w środku dnia - bo w końcu na zewnątrz miało być jeszcze jasno przez... całą godzinę! - a do tego opluli jej świeżo umytą podłogę.
        Długo nie myśląc podeszła do nich szybkim krokiem, odruchowo zabierając nawet ze sobą miotłę.
        - E, wypad stąd - rzuciła tylko, odsuwając z czoła kosmyki ciemnych włosów, które akurat wyplątały się z warkocza.
Kilka facetów parsknęło śmiechem, najwidoczniej byli to ci, którzy przyszli z "bohaterami". Stali bywalcy raczej nie traktowali jej z takim brakiem szacunku.
        - Ogłuchliście? Wypad powiedziałam!
        - Eee... - Niższy ewidentnie był najbardziej zmieszany z nich wszystkich. Albo miał rozum proporcjonalny do poziomu elokwencji.
        - Ha, chyba znalazłeś sobie koleżankę na poziomie! Doturlaj się za bar, kuleczko, nikt cię nie prosił o więcej piwa - dorzucił Wyższy, szczerząc się obrzydliwie, jakby chciał pochwalić się brakami w uzębieniu. Kin nie ruszyła się z miejsca, mierzyła mężczyzn wzrokiem, jakby chciała im w ten sposób wyperswadować, żeby po prostu się wynieśli po dobroci.
        - No już, nikt cię nie pytał o zdanie - powiedział Niższy w końcu, odnajdując język w gębie. Teraz już patrzył na nią, jak na zabawkę - Albo nie dosłyszałaś? Jak tam na dole, słychać mnie? - Śmiał się jak osioł, plując przy tym dookoła i ewidentnie szukając przy tym aprobaty u pozostałych pijaków.
        - Może jak ci przetrącimy parę kości i wygniemy kolana na drugą stronę, to się, psia krew, zniżysz do swojego poziomu, gnojku!
Na chwilę zapadła cisza. Patrzyli na nią, jak na smocze jajo. Jakby nie wierzyli, że krasnoludka w ogóle umie mówić. Oczywiście zaraz po tym wybuchły kolejne salwy śmiechu. Była dla nich, jak cyrk, na który nigdy nie było stać ich harujące na śmierć matki.
        - Dobra, nie wynosicie się? To przynajmniej to posprzątaj - podsumowała pewnie Kin. Patrzyła na zbliżającego się do niej Niższego, który teraz zupełnie zmienił wyraz twarzy. Zaczął się irytować, w pomieszczeniu robiło się gorąco.
Krasnoludka nie zauważyła nawet, że ktoś wszedł do karczmy. Była za bardzo zaaferowana tą nieprzyjemną sytuacją. Zanim Niższy zdołał cokolwiek odburknąć, dźgnęła go kijem z miotły prosto w brzuch, a gdy ten się zgiął, zamachnęła się szerszą częścią swojej "broni" na jego twarz. Teraz wiedziała już, że sytuacja jest... napięta. Napięcie było wprost namacalne. Żałowała, że zamiast miotły nie ma w dłoniach ulubionego ostatnimi czasy młota.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Nie zdążył nawet dojść do baru, bo w głębi sali ktoś się kłócił. Przestąpił z nogi na nogę i spojrzał w stronę pijaczków, którzy wrzeszczeli na cała gospodę. Czy on zawsze musiał wchodzić akurat do takich miejsc, gdzie jakieś zapijaczone gnojki robiły burdę? A przecież on sam był taki spokojny i nigdy nie wywoływał bójek... Więc jakim cudem do jasnej anielki życie pakowało go w takie sytuacje, że wiecznie musiał komuś przylać? No cóż... Już szykował się żeby tam podejść, ale wtem zza baru wyszła jakaś postać. Niska niczym dziecko, dość barczysta, a w ruchach pewna i jakby kobieca? Ze zdziwienia aż odłożył topory na podłogę, a potem oparł je o ścianę. Przyjrzał się kobiecinie i oczom nie mógł uwierzyć. Krasnoludka? W gospodzie? W Rododendronii? Gdzie to ją przywiało z dalekiej północy? Kiedy usłyszał jej pyskaty język i kobiecy głos był już pewien, że ma do czynienia z Nordką. I choć sytuacja była nie sprzyjająca, to w głębi duszy ucieszył się, że będzie miał okazję spotkać kogoś z północy. Na dłuższe rozmyślania jednak nie było czasu. Bo dwóch dryblasów zaczęło naśmiewać się z krasnoludki. I o ile pijackie bójki widywał często, można nawet rzec, że były one na porządku dziennym i zupełnie beznamiętnie podchodził do takich burd, to obrażania innych nie lubił. Oj bardzo nie lubił. Zwłaszcza jeśli obrażali kogoś, kogo miał za pobratymca.

Nim jednak zdążył zareagować krasnoludka przywaliła jednemu z pijaczków prosto w brzuch kijem od miotły, a potem zdzieliła go w ryj i to z taką siłą, że młodego zmiotło z nóg. Tauros, aż zaśmiał się pod nosem. Jednak sytuacja zrobiła się nieprzyjemna, bo drugi już rzucał się z pięściami do kobiety. No i tego było już za wiele. Może i Mała by sobie z nim poradziła, ale za jej plecami stanęło kolejnych dwóch pijanych opryszków i jeden bez zastanowienia pociągnął ją z całej siły za kołnierz, a potem zaczął podnosić do góry.
- No ty gnoju... - burknął pod nosem białowłosy i już dopadał do pijaczyny, który trzymał dziewczynę. Chwycił go za przedramię i wykręcił mu rękę za plecy. Ten zawył z bólu, zmiotło go z nóg i teraz klęczał na podłodze klnąc pod nosem. Drugi pijaczek nawet się nie zastanowił i rzucił się z pięściami na mężczyznę. Najwyraźniej był tak schlany, że nie zauważył, iż porywa się z motyką na słońce. Berg nawet nie puścił pierwszego, tylko wolną ręką przywalił drugiemu prosto w szczękę, wybijając przy tym opryszkowi kilka zębów. Krew polała się z ust mężczyzny. Zasłaniając twarz począł uciekać w stronę drzwi, kiedy tylko pozbierał się z podłogi. Jeden z mężczyzn, który to wszystko zaczął, zbierał już z podłogi swojego kumpla, uderzonego miotłą. Nie chcąc dostać takich batów jak tamci, umyślił sobie, że ukradkiem zwieją z karczmy. Tauros miał jednak dla nich złą wiadomość...

Co prawda nie zamierzał wybijać im zębów jak tamtemu, ale miał dla nich nauczkę. Puścił tego, który klęczał już z wykręconą ręką i chwycił za kołnierze prowodyrów całej tej sytuacji. Chwytając ich za ramiona zmusił oboje, by uklęknęli obok siebie. Teraz cała trójka wyglądała jakby próbowała modlić się do nieistniejącego bóstwa. Został jeszcze ten z wybitymi zębami, ale i dla niego Tauros nie miał szczególnej litości. Chwycił go i zmusił by przyłączył się do kolegów.
- A teraz, wszyscy jak tu klęczycie, przeprosicie ładnie panią, a potem po kolanach udacie się do wyjścia. A jeśli jeszcze raz was dorwę, to wasze świńskie ryje zawisną w moim domu nad paleniskiem. A niech, no który piśnie, to jaja będziecie widywać już tylko w kurniku. Rozumiemy się?
Awatar użytkownika
Kin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kin »

        Chciałaby powiedzieć, że widziała, jak zbliżają się do niej chuderlaki, ale prawda jest taka, że w środku spanikowała bardziej, niż się tego po sobie spodziewała. Z zasady była dość odważna, teraz jednak czuła, jak powoli słyszy coraz mnie, zupełnie tak, jakby zanurzała się w zimnej wodzie. Grupa wysokich, pewnie też silnych, mężczyzn zbliżała się do niej, strzelając kostkami w palcach, jakby sam złowrogi wzrok nie wystarczył. Czuła, jak pomimo niskiego wzrostu kurczy się coraz bardziej i bardziej...
        Wtem zza jej pleców wyłoniła się Góra. Wielka góra, przypominająca człowieka z charakterystycznymi, jasnymi włosami. Wszystko działo się naprawdę szybko. Bójki zawsze tak przebiegały, ona jednak głównie była wtedy bacznym obserwatorem i mogła wyłapać kilka detali. Teraz, stojąc w samym środku tego wszystkiego, wprost nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Zagryzła wargę, przyglądając się Górze, który rozprawiał się z tymi oprychami i ani przez chwilę nie zadała sobie pytania "Kto to?", "Dlaczego?" ani nawet "Co się do diabła dzieje?". Widok ten zdawał jej się zupełnie naturalny. To pewnie przez adrenalinę, której poziom skoczył u niej na tyle gwałtownie, że teraz słyszała tylko szum krwi, trzaski stołów i... pewnie kości.
        Kiedy wszyscy klęczeli już przed nią, poczuła się, jak za starych, niedobrych czasów życia na północy, kiedy to przed ucztą przyglądała się rozłożonym w kuchni świniakom. Góra był ewidentnie miał gadane. Nie mogła powstrzymać uśmiechu. Szybko jednak pozbyła się go z twarzy, żeby nie wyglądać na wyrachowaną. Chuderlaki wymamrotały coś pod nosem, co pewnie było przeprosinami. Kin to wystarczyło.
        - No i jednak posprzątaliście, jak miło - powiedziała, spoglądając na miejsce, w którym niedawno była obrzydliwa plama śliny jednego z nich, a teraz było tam poobijane kolano jego kolegi. Choć była to tylko głupia plama, czuła wielką satysfakcję.
        - To teraz zabierzcie swoje chude zadki i idźcie precz. - Spoważniała trochę, jakby chciała pokazać swoją wyższość. I od razu zaśmiała się w duchu, bo w końcu nawet ją bawiło to, że Krasnoludka myśli o WYŻSZOŚCI. - I tylko spróbujcie nie zapłacić za szkody!
        Nie spojrzała nawet na nich, kiedy uciekali w popłochu, rzucając na odchodnym monetami przypadkowej wartości. Zbierała już z podłogi uszkodzoną miotłę, jakby był to w tym momencie największa strata w całym lokalu. Reszta klientów wróciła do swojego piwa, cichych rozmów lub spania na stole.
        Kin nie wiedziała, jak ma podziękować nieznajomemu. Nie zwykła szczerze mówić o uczuciach, szczególnie, odkąd musiała uważać na własną reputację. Zbyt miękka barmanka nie pozbiera zbyt wielu napiwków. Nikt też nie wróci, by się jej wyżalić, kiedy to ona będzie żaliła się bardziej. Postanowiła więc zasugerować jedyną słuszną dla niej walutę.
        - Piwa? - powiedziała do nieznajomego, rozglądając się po sali i kalkulując w myślach straty. Kiedy jej wzrok spotkał Górę i potrafiła ocenić, jak faktycznie wygląda, zorientowała się, że określenie, które dla niego znalazła, faktycznie jest trafne. Uśmiechnęła się pod nosem, a gdyby nie to, że krew kilka minut temu przymarzła jej do żył, pewnie by się nawet zarumieniła. - Dużo... piwa?
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

Banda pobitych oprychów uciekła z karczmy w popłochu, kiedy tylko Tauros zszedł im z drogi. Gdy tylko przeprosili, a właściwie burknęli coś pod nosem Berg po prostu puścił ich wolno. Szczerze wątpił by kiedykolwiek wrócili tutaj i próbowali zrobić burdę, nawet po pijaku. Zwłaszcza ten, któremu nord wybił zęby. No cóż, tak szczerze to Bergowi nawet nie było żal tej bandy. Należał im się niezły wpierdol i właśnie go dostali. Gdy tylko wynieśli się z gospody zwrócił wreszcie większą uwagę na barmankę, która została zaatakowana. Jak na krasnoludkę była wyjątkowo urodziwa. Niska - rzecz jasna, ale bardzo kobieca. Dość szerokie biodra, wyraźnie widoczny biust. Rysy ostre, ale wyraźnie kobiece. Brak zarostu i ogólna postawa nie mogła dawać wątpliwości co do płci krasnoludzicy. Ale może Tauros miał po prostu jakieś zboczenie? Krasnoludzice i nordki były szerokie w barach, umięśnione, silne, twardo stąpające po ziemi. Z takimi kobietami miał do czynienia w domu, w jego ojczyźnie, do takich kobiet był przyzwyczajony. Wśród rapsodyjskich czarodziejek nie czuł się pewnie. Miał wrażenie, że jest osaczany i przytłaczany przez ich wygląd, zwiewne stroje i aurę. Zdecydowanie bardziej wolał swojskie klimaty.
- Nic ci nie jest? - zapytał z wyraźną nuta zmartwienia w głosie i omijając jednocześnie odpowiedź na pytanie o piwo.
Awatar użytkownika
Kin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kin »

        Kto znał Kin już trochę lepiej, niż przeciętna osoba, wiedział, że pytanie o piwo jest tylko i wyłącznie retoryczne. Kobieta podreptała za bar, mijając przy okazji parę śladów walki. Przechodząc przez ścieżkę drobnych kropelek krwi, zostawioną zapewne przez tego (już) bez zębów, uśmiechnęła się nawet pod nosem. Częściowo dlatego, że dawno nikt nie stanął w jej obronie albo w ogóle zwrócił na nią uwagę, jak na osobę, a nie piwną krowę. Głównie jednak cieszyła się, że ostatnio znalazła jakiegoś przejezdnego, który wysmarował jej podłogę jakimś świecącym badziewiem za grosze. Fakt, przez kilka dni smrodu nie dało się wytrzymać, teraz jednak parkiet błyszczał jak marmur, a krew tych chamów nie wsiąknie jej w deski.
        Za barem stała jak zwykle drewniana skrzynia, dzięki której Kin mogła w ogóle zobaczyć, co dzieje się na sali. W tym przypadku, krasnoludka mogłaby jednak usiąść nawet na podłodze, a i tak zobaczyłaby swojego gościa. Mężczyzna był tak wysoki, że nie dało się go nie zauważyć. Mimo to, postanowiła jednak stanąć na skrzynce, by znaleźć się na wysokości na tyle znośnej, by prowadzić normalną konwersację. Odruchowo nalała piwo, stojące w ogromnej, świeżo otwartej beczce. Jej gospoda słynęła ostatnimi czasy z kufli największych w całej Rododendronii. Oczywiście odpowiednio sobie tą wygodę ceniła. A do ceny dodawała także rekompensatę za prześmiewcze porównywanie wielkości kufla do głowy barmanki. Kin przesunęła po ladzie jeden z kufli do Góry, a swój opróżniła do połowy duszkiem.
        - Miałabym nadzieję, że tym gnojkom siodła przywrą do zadów, ale pewnie nawet nie stać ich na osły... - wysyczała przez zaciśnięte zęby, spoglądając w kierunku drzwi. Potrzebowała chwili, żeby usłyszeć zadane jej pytanie.
        - Co, mi? A weź, daj spokój, nawet mnie tknąć nie zdążyli... - Chciała dodać "dzięki Tobie", chciała też wyrzucić z siebie podziękowanie, takie prosto w oczy, ale odłożyła to na później. Nie umiała się zdobyć na tak wielkie dla niej słowa.
        - A ty? - spytała prosto, nie dbając o rozwinięcie zdania. Jakoś nie chciało jej się udawać specjalnie elokwentnej, szczególnie teraz, kiedy faktycznie gdzieś głęboko poczuła zmartwienie. A może tylko poczucie odpowiedzialności? W końcu to z jej powodu wdał się w bójkę.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

- Jak widać - odparł. Cóż... on to nie zdążył się nawet zmachać. Za to jego oponenci zdychali już gdzieś poza karczmą.
- Wybacz za zakrwawienie podłogi. Nie chciałem mu wybić zębów, ale gnój sam się nawinął - chwycił kufel i upił spory łyk piwa. Jego głowa nie reagowała na alkohol, pił tylko i wyłącznie dla smaku. Miało to swoje plusy i minusy. Nigdy nie był pijany, więc cały czas był w stanie się bronić i walczyć, a także rozmawiać normalnie. Z drugiej strony nawet jeśli miał wiele zmartwień nie było na świecie takiego alkoholu, który mógłby go rozluźnić. Jego wątroba pracowała tak szybko i wydajnie, że nawet hektolitry wypitej wódki nie upośledzały jego umysłu.
- Interes zawsze kwitnie takimi parszywcami? Czy na co dzień jest ich mniej? - zagadnął.
- Normalnie nie tłukę parszywców aż tak, ale nie chciałem, żeby zrobili Ci krzywdę. Co taka ładna krasnoludka robi tak daleko od północy? - spytał spokojnie. Nie było to puste słowa, naprawdę tak myślał i był ciekaw dlaczego taka osoba jak ona mieszka w Środkowej Alaranii, a nie jak większość krasnoludów na północy.
Awatar użytkownika
Kin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kin »

        Kin spojrzała znad kufla na poplamioną krwią podłogę, jakby to był stary znajomy, którego dawno nie widziała, ale jeszcze nie zdążyła zatęsknić. Co prawda ciężko było jej objąć wzrokiem cały obraz ze względu na wielki kawał chłopa, który stał tuż przed nią. Cóż, nie można by było powiedzieć, że smutno jej z tego powodu. Rozbudowane barki Taurosa były naprawdę imponujące i choć sama czuła, że patrzy na niego może trochę zbyt prymitywnie... Nie dało się przeoczyć czegoś tak wielkiego.
        - Na co dzień tacy jak tamci nawet tu nie włażą, za dużo mam stałych klientów - powiedziała. I choć była to prawda, raczej ciężko było w to uwierzyć. Owszem, gdzieś w kącie sali pochrapywał jakiś staruszek, który, mogłaby przysiąc, zmarł tutaj zaledwie tydzień temu, ale poza tym sala była raczej pusta. Sprzeczka z nieproszonymi typkami wystraszyła paru klientów, to prawda, jednak i tak ławy nie uginały się pod ciężarem upitych męskich zadków.
        - No ale zawsze cieszę się z nowych gości - odparła Kin, uśmiechając się lekko. Ciągle nie wiedziała, jak ma zachowywać się przy Taurosie. Naturalnie sięgnęła więc po swój kufel, a jej uroczy kobiecy uśmiech po chwili zniknął za jej dłonią, kiedy próbowała powstrzymać głośne beknięcie. Na szczęście jej się udało.
        - Co robi? Wieje od odpowiedzialności... - odpowiedziała cicho. Spojrzała na swoje stopy w trochę za dużych, skórzanych, topornych butach. Nawet nie dopuściła do siebie słowa "ładna", jakby nie było kierowane do niej.
        - To jest... Tego, no... Staram się przeżyć i dobrze się przy tym bawić. - Wyszczerzyła się do Taurosa.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

- Czasami nowi jednak przysparzają sporo kłopotu - zripostował. Nie spodziewał się, że w chodząc do karczmy od razu natrafi na bójkę, ale cóż, stało się. Obił parę pysków i nie było się nad czym roztrząsać. Teraz stał przed barem i miał okazję rozmawiać z ładna krasnoludzicą, co było miłą odmianą, po tym jak spotkał Maren. No Maren, cholerna Maren. Była niemiłosiernie piękna i równie niemiłosiernie wredna. Był pewien, że zapamięta tą dziwkę bardzo długo. Nie spodziewał się, że spotka na swojej drodze kobietę, której będzie miał ochotę urżną głowę. Nooo... może nie głowę, ale na pewno cięty jęzor. Tauros mimo swojego wyglądu był raczej człekiem spokojnym i ułożonym. Jego wysławiania się nie można było porównywać do dworskich szlachciców, ale nie był chamem i prostakiem, choć pewnie sporo ludzi za takiego go uważało. Mówił składnie i starał się nie wyrażać, to znaczy używać jak najmniej wulgarnych słów. Nie zawsze mu to wychodziło, ale czegóż się można spodziewać kiedy siedzi się wśród najemników i spotyka na swojej drodze ladacznice i oprychów.

- Jestem Tauros - rzekł przedstawiając się, bo nie zrobił tego do tej pory.
- Tauros Berg - wyciągnął rękę do krasnoludzicy. Jego głos był chrapliwy i męski, bardzo niski, nawet jak na mężczyznę.
- Jak się można domyślać z dalekiej północy - wyjaśnił od razu. Odkąd ją zobaczył można powiedzieć, że poczuł jakąś więź. Tak dawno nie widział na oczy żadnego chłopa, ani kobity z północnych rubieży, że teraz miał wielką ochotę zaprzyjaźnić się z jedyną przedstawicielką nordów, jaka stanęła mu na drodze.
- Sama to prowadzisz? - zapytał, kiedy Kin uścisnęła jego rękę i wybił kolejny wielki łyk piwa.
- Dawno przybyłaś do Rododendronii, czy jesteś tutaj nowa?
Awatar użytkownika
Kin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kin »

        Kin postanowiła nie wspominać już o incydencie, którego ślady nosiła jeszcze jej piękna podłoga. Wiedziała, że po interwencji jej nowego znajomego z Północy, na pewno nigdy więcej nie pojawią się w jej gospodzie. Liczyła też na to, że po okolicy rozniesie się pogłoska o tym incydencie. Nie da się ukryć, że nord okazał się jeszcze bardziej pomocny, niż jej się wydawało.
        - Kin Artsat - przedstawiła się również, sięgając przez blat po dłoń mężczyzny. Równie dobrze mogłaby mu uścisnąć palec, bo różnica między wielkością ich dłoni była wielka. Dopiero, kiedy Tauros zaczął więcej mówić, Kin przyjrzała się mu wyraźniej. Dawno nie widziała kogoś z Północy. Owszem, czasem przez jej knajpę przewinął się jakiś krasnolud, ale zazwyczaj rozmowa nie trwała dłużej niż ze dwie godziny, jeśli w ogóle się zaczęła. Nie dało się ukryć, że miała jednak słabość do osób ze swoich rejonów. To pewnie jakiś naturalny instynkt.
        - Ano, tak też zdążyłam se pomyśleć - powiedziała luźno, nie zastanawiając się za bardzo nad tym, jak formułuje zdanie. Odchrząknęła jednak i przysięgła sobie w głowie, że będzie się zastanawiała nad tym, co przepuszcza przez usta. Wbrew pozorom, nawet w jej stronach, gdzie większość ludzi nie przywiązują do elokwencji szczególnej wagi, kobiety, szczególnie gotowe do zamążpójścia, powinny wyrażać się składnie i ładnie. To nigdy nie było silną stroną Kin, w końcu najczęściej wypowiedziane przez nią słowa nigdy nie wydostawały się z jej pracowni i raczej nikt by z nich poezji nie utworzył.
        - Tak. Tak, właśnie tak, sama. Obiecałam dawnej właścicielce przed jej śmiercią, że zajmę się tą gospodą i jakoś sobie radzę. A ile to już? Chyba ze trzy czy cztery lata się tu kiszę. Chociaż nie jest źle, nie narzekam... Raz na jakiś czas może i nie jest najlepiej, ale zawsze trzeba sobie radzić, nie? - Oparła skrzyżowane ręce na blacie, jednocześnie robiąc swego rodzaju podpórkę dla biustu, który już poważnie skrzywiał jej kręgosłup. Nie miało być to zalotne w żadnym stopniu, po prostu nie zwykła nosić gorsetów, więc bardzo często musiała sobie radzić ze swoimi piersiami w inny sposób. Przy Taurosie poczuła się w pewien sposób... domowo. I to w dobrym znaczeniu! Co jednak nie zmieniało faktu, że gdy odzywał się tak niskim, rodem z północy głosem, przechodziły ją ciarki. I co było dla niej nowe, ciarki przechodziły ją nawet we wnętrzu. Trochę ją to przerażało, jednak było na tyle przyjemne, że nie chciała, żeby odeszło...
        - A ty? Co cię tu sprowadza? Często bywasz w Rododendronii? - spytała, niewiele myśląc. Liczyła, że jego wypowiedź będzie trochę dłuższa i będzie mogła wsłuchać się w jego głos przez dłuższy czas.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

- Przyjechałem założyć kuźnię - odparł, a jego głos zdradzał wielką radość. Nie śmiał się, a jedynie uniósł kąciki ust, ale ton jakim wypowiedział te słowa mówił sam za siebie.
- Byłem najemnikiem przez wiele lat. No bo co innego może robić taki ogr jak ja? - zażartował.
- Za wielki jestem, żeby kisić się w szopie. Na handlu gówno się znam. Zboża uprawiać nie umiem, chociaż jakby mi założyć homonto, to może i nadałbym się jako wół do orania pola. Tak czy siak, najlepiej mi idzie machanie toporem i naparzanie się z gówniarzami i oprychami, chociaż nie powiem żebym przepadał. Ot, jakoś zarobić trzeba, więc ochraniałem różne miejsca, różnych ludzi, czasem karawany. Jak kto mnie widzi to wieje gdzie pieprz rośnie... no przeważnie. A jak który podejdzie no to i zębów się przy okazji pozbywa. Za takiego wielkoluda jak ja dobrze płacą, bo się o towar nie muszą martwić, ale tak jak mówiłem, kuźnie przyjechałem założyć - Tauros nie zwykł tyle mówić, ale krasnoludzica już samą obecnością sprawiła, że poczuł się jak w domu. Było swojsko. Nie musiał się zastanawiać jak i co mówi, mógł mówić tak jak zwykle, bez pierdzenia w stołek i udawania kogoś kim nie jest. Nie to, żeby wysławiał się jakoś szczególnie prosto, ale nie musiał brylować elokwencją, a mógł się zachowywać jak u siebie.

- Niby mogłem wcześniej się u kogoś zatrudnić, ale co poradzę jak na mój wzrost i bary nie ma miejsca w normalnych kuźniach. Krasnoludy może i krępe, ale do bebecha mi dorastają co najwyżej, sama wiesz, więc nie mściłem się w normalnych kuźniach, a kto by tam chciał rozbudowywać i podnosić sufity dla jednego draba. Są inni, lepsi ode mnie, mistrzem nie jestem, ale nie dam się stłamsić, swoje wiem i swoje umiem. A teraz mam złoto, to mogę wreszcie zrobić coś swojego, dla siebie. Tylko ciężko tu u was z tymi wszystkimi pozwoleniami. Magiczne, niemagiczne, podpisy, pieczęcie sratatata. Ileż można. Ale co tam, już większość mam załatwioną, tera jeno trzeba znaleźć taki budynek co bym się w niego mieścił i dało się postawić w nim piec.
Awatar użytkownika
Kin
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kin »

        Kuźnia! Na brodę mojego starego, ten wielkolud chciał otworzyć kuźnię! Nie wiedziała, czy jest tak szalony, żeby pracować na malutkich, ludzkich narzędziach, czy na tyle popaprany, żeby lepić je sobie własnymi palcami z rozgrzanego metalu. Nie wyglądał na tak dzianego, żeby sprowadzać je aż z Północy... A może? Słuchała go tylko z połowiczną uwagą, bo drugą połową umysłu analizowała, skąd ten facet się tu w ogóle wziął. Nie zauważyła nawet, że powoli kładzie głowę na splecionych na blacie ramionach, wciąż nie odrywając wzroku od Taurosa. Przyłapała się na tym dopiero, kiedy skończył mówić. Od razu pomyślała sobie, że jest jak jedna z tych smarkul z białymi włosami i białymi tyłkami, które wgapiają się rozmarzonymi ślipiami w tych wszystkich trubadurów drących japy w jej gospodzie od czasu do czasu. Dopiero teraz nabrała to dla niej sensu. Teraz jednak skarciła się w myślach za to, że pozwoliła sobie na coś takiego. Nie wiedziała wprost, co w nią wstąpiło, chyba w jakiś sposób jej zaimponował...
        Szybko się wyprostowała, pociągnęła wyraźnie nosem i otarła go rękawem koszuli. A później skarciła się w myślach jeszcze raz...
        - O rany... - jęknęła cicho pod nosem, bo już nie znalazła na siebie lepszego komentarza. "Ty, Kin, to jednak wiesz, jak z klasą poprowadzić rozmowę..." - pomyślała. Odchrząknęła jeszcze, żeby postawić kropkę po tej całej kompromitacji.
        - Znam takiego jednego chłopa, co to po godzinach se na narzędziach i innych takich dorabia. Chyba szpara na jakaś chałupa dla tej swojej córy, abo co. Mi na zamówienie szczypce raz zrobił, coby mi się w rękach mieściły. - Tutaj podniosła dłonie i kilka razy złożyła je w pięści, żeby pokazać, jakie są małe i nieproporcjonalne w porównaniu do tych typowych, ludzkich.
        - O piecach to on też co nieco wie. Jak do kogoś w tym mieście iść w sprawie kuźni, to ino do niego. Dam ci namiary na niego. A jak ci się chce te szczypce zobaczyć, to na zapleczu je mam... - Wskazała na brązowo-szarą płachtę wiszącą po jej stronie baru, trochę za kredensem.
Awatar użytkownika
Tauros
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nordyjczyk
Profesje: Rzemieślnik , Ochroniarz
Kontakt:

Post autor: Tauros »

- Tak? - zdziwił się i ucieszył jednocześnie. On jeszcze zbyt dobrze nie orientował się w mieście i jego mieszkańcach. Co prawda przeszedł już tą metropolie na piechotę kilkanaście razy, w poszukiwaniu urzędów, pieczęci, pozwoleń i całej tej sterty bzdur. Ale nie wiedział jeszcze do kogo może zwrócić się w sprawie narzędzi kowalskich. Na razie to był goły i wesoły, oczywiście w przenośni no i tylko jeśli chodziło o jego pracę. Bo pieniądze miał. I to wystarczająco dużo by wreszcie urządzić się i być na swoim. Czy martwił się o to co będzie potem? Nie, nie bardzo, bo i po co? Było tu i teraz. Chciał założyć kuźnie i koniec, na to odkładał przez tyle lat. Nie miał pojęcia co będzie dalej, czy interes się rozkręci, czy tez upadnie. Wierzył, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży, że będzie klientela i że życie wreszcie podaży w kierunku spokoju i dobrobytu.
- Poważnie? - spytał. Chciała mu pokazać swoje szczypce? Czy to był podryw? Noralnemu człowiekowi pewnie przez myśl by to nie przeszło, ale ani Tauros ani Kin do normalnych nie należeli. Ona była krasnloudzicą do diaska! A on nordem z krwi i kości. Z pewnością Kin nie próbowałaby mu tutaj słodzić i machać rzęsami, to nie leżało w naturze krasnoludów. Co innego zaś pokazywanie swoich kowalskich narzędzi. To była poufałość i to spora. Tauros uśmiechnął się życzliwie i szczerze.
- Jasne, że chce zobaczyć - powiedział jednak spokojnie.
- Nie mów, że też lubisz sobie trzasnąć nie raz w kowadło? - brzmiało to jak żart, ale w rzeczywistości było normalnym zapytaniem, czy też ta oto panna lubi sobie czasem pogrzebać przy stali, wykuć jakaś broń, a może ozdobę. Jeśli tak, to była baba z jajami i to by mu się bardzo, bardzo spodobało.
- Przyda mi ktoś, kto zrobi dla mnie narzędzia - dodał jeszcze.
- Na razie to gówno mam mówiąc szczerze. Znaczy, wiesz jak jest, mam plany i to wielkie, ale na razie to zarzucili mnie papierzyskami, ale to już ci mówiłem.
- To jak? Pokażesz mi swój sprzęt?

Ciąg dalszy: Tauros
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości