Rapsodia[w mieście] Niewyjawione tajemnice

Mówi się o niej Miasto Elfów. Owe osiedle nie zostało jednak założone przez elfy, a przez ludzi, pierwszym jego królem był człowiek, niestety jego dość niefortunne rządy doprowadziły do konfliktu pomiędzy władzą a ludem, wtedy to władzę obijał pierwszy elfi król, od tego czasu co raz więcej efów zaczęło przybywać do miasta, mimo, że oddalone o wiele dni drogi od głównych elfich osiedli ściągało do niego mnóstwo elfich braci, a zwłaszcza tkaczy zaklęć. Miasto położone nad legendarnymi wodospadami, w pięknej i... magicznej okolicy nie mogło zostać nie zauważone przez magów, czarodziejów i elfich tkaczy zaklęć...
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– To niewiele. Chociaż – Tepala zreflektowała się zaraz potem – sama nie mam nic więcej.
Po tych słowach zapadła dość długa cisza. Kobieta nie bardzo wiedziała jak pociągnąć rozmowę, on najwyraźniej chyba też nie. To skłoniło ją do podjęcia pewnej decyzji. Początkowo nie mogła dojść sama z sobą do konsensusu jak przekazać piekielnemu swój wybór, jednak w końcu pomyślała, że Jon raczej zrozumie to niezależnie jak mu to przekaże.
– Nie chcę być nietaktowna, ale chciałabym się położyć – zaczęła. – Miło się rozmawia, lecz jutro najprawdopodobniej czeka mnie ciężki dzień. Wtedy dużo może zależeć od tego, czy będę wypoczęta.

Gdy piekielny opuścił już jej pokój, rozebrała się położyła wygodnie na łóżku. Myślała chwilę nad przeczytaniem jeszcze kilku stron księgi, ale szybko odrzuciła ten pomysł - była zmęczona, a w nadchodzącym dniu naprawdę będzie musiała dać z siebie wszystko. Wolała nawet nie zastanawiać się do czego mogłaby doprowadzić jakimś niedopatrzeniem.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

        - O wiele lepiej jest znać kilka osób, którym możesz zaufać i nazwać przyjaciółmi niż znać wielu ludzi i nie móc żadnemu z nich powierzyć sekretu, bo nie będziesz mieć pewności, że dochowa tajemnicy — powiedział całkiem szczerze, więc mogło to oznaczać, że właśnie tak myśli w tej kwestii, a nie cytuje coś, co gdzieś usłyszał i po prostu zalegało mu gdzieś tam w pamięci, a przypomniał sobie o tym dopiero teraz i postanowił, że warto to powiedzieć, bo pasuje do tematu.
Cisza, która między nimi nastała, spowodowała, że Jon zaczął myśleć nad opuszczeniem kwatery Satorii i udaniem się do swojej, najwidoczniej ona też pomyślała o tym, że powinni zakończyć to "spotkanie".
        - Mnie też powoli ogarnia zmęczenie, więc najlepiej będzie, jeśli udam się do swojego pokoju i pójdę spać — powiedział po chwili. Następnie usiadł na łóżku i szybko nałożył buty, ruszył w stronę drzwi wyjściowych i będąc już przy nich, jeszcze na chwilę odwrócił się do rudowłosej.
        - Dobranoc - powiedział i wyszedł. Ich kwatery były naprzeciw siebie, więc wystarczyły mu trzy lub cztery kroki i już stał pod drzwiami do swojego pokoju.

Otworzył drzwi, wszedł do środka, zamknął drzwi. Nie musiał pozbywać się broni ani płaszcza, bo nie miał ich na sobie, za to zdjął koszulę i odłożył gdzieś na bok. Następnie podszedł do okna, które otworzył i usiadł na łóżku, aby zdjąć buty. Na sam koniec położył się na łóżku. Nie planował na jutro czegoś spektakularnego czy męczącego, czegoś, co wymagałoby od niego tego, aby się wyspał, jednak i tak planował to zrobić, bo skoro ma się możliwość spokojnego snu i wyspania się, w dodatku w łóżku, to należy z tego skorzystać.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Noc zdecydowanie nie należała do najlepszych; najpierw, zanim jeszcze zasnęła, przewracała się nieustannie z boku na bok, a potem musiała się mocno rzucać, bo lekko obolała obudziła się na podłodze. Nie pamiętała swoich snów, lecz podejrzewała że lepiej się z tego cieszyć.
Wyjrzała za okno; słońce wstało jakiś czas temu, było około południa. To przypomniało jej o tym, iż jadła prawie dokładnie dzień wcześniej. Uderzył ją głód, ale postanowiła najpierw wziąć kąpiel.
Balia cały czas stała tam, gdzie ją zmaterializowała, jednak ktoś - najprawdopodobniej gospodarz - wylał z niej wodę. Tym lepiej dla niej, bo musiałaby teraz albo tworzyć kolejną, ale borykać się z tym samodzielnie. Napełniła ją z powrotem, zanurzyła się i ogarnął ją kojący mięśnie gorąc. Leżała tak minutę bądź dwie, a potem zaczęła się myć.

Kilkanaście minut później stała już - odświeżona i w pełni przytomna - z powrotem na nogach, wycierając swoje ciało ręcznikiem i zbierając wszystkie rzeczy z powrotem do sakwy. Kiedy zajęła się swoimi włosami, musiała przystanąć na długą chwilę. Były długie i sprawiały problemy, ale nie potrafiła sobie wyobrazić pozbycia się ich. To jeden z niewielu pozostałych jej symboli, do których była równie mocno przywiązana. Wszystkie inne już dawno zabrały albo anioły, albo sekta. Tęsknota za większością z nich wygasła lata temu. I dlatego też przemieniona tak kurczowo trzymała się tego, co pozostało; bała się, że tracąc tę resztę, utraci także swoje człowieczeństwo.

W głównej izbie karczmy zastała tylko kilka osób. Nawet ludzie którzy zwykli tutaj przebywać, musieli czasem zatroszczyć się o stały przypływ gotówki. Usiadłszy przy stoliku, skinęła ręką na krążącą po sali i sprzątającą pracownicę.
– Słucham.
– Chciałabym jakieś śniadanie. Smażone mięso, ryż, chleb, warzywa. Coś, żeby sobie pojeść. Najlepiej jak najszybciej.
– To będzie dwadzieścia ruenów.
– Hm? – zdziwiła się przemieniona, jednak po chwili nadeszło zrozumienie; trzy dni minęły, teraz była normalnym klientem. – A tak, proszę – powiedziała, kładąc jednego srebrnego na blacie. – Reszty nie trzeba.
– Dziękuję. Posiłek będzie niedługo.

Niedługo, czyli jakieś dwadzieścia minut. Porcja była naprawdę szczodra, a kobieta od razu zabrała się do jedzenia. Musiała przyznać, że jak na tak prosty posiłek, kucharz popisał się swoim kunsztem - przyprawy były tak dobrane, aby idealnie podkreślić smak mięsa. Gdy skończyła, została jeszcze chwilę. Miała nadzieję na to, iż spotka piekielnego, ale gdy po dłuższym czasie nie schodził na dół, doszła do wniosku, że raczej opuścił już karczmę. Wstała więc od stołu i wyszła na zewnątrz. Było lekko duszno, ale nie przeszkadzało jej to; czuła się wolna. Znów miała wyruszyć, dać porwać się podróży i odwiedzić nieznane miejsca. Obiecała sobie że rozwinie skrzydła gdy tylko oddali się od miasta. Najpierw jednak musiała odebrać płaszcz.

Po krótkim marszu przez miasto stanęła przed sklepem krawca. W środku znów było ciemno, więc przystanęła na moment. Sprzedawca najwyraźniej błyskawicznie ją rozpoznał, bo od razu się odezwał.
– Dzień dobry. Mamy pani płaszcz, własnie dotarł.
– Świetnie. Gdzie mogę go zobaczyć?
– Zapraszam na zaplecze. – Wskazał na drzwi za sobą. – Dosłownie chwilę temu przyjechała dostawa od mistrza, właśnie ją segregowałem.
Bez słowa przeszła do pomieszczenia o którym mówił. Tym razem nie było przepełnione belami materiału - było ich jeszcze kilka, ale nie tak wiele jak wcześniej - pod ścianą stały skrzynie. Kilka z nich było już opróżnionych, a wyjęte towary zostały skrupulatnie ułożone w kwadratowe stosy lub - w przypadku tych z którymi nie dało się uczynić takiej sztuki - czekały na wieszakach.
– Proszę, oto on. – Wyciągnął rękę w kierunku jednego z nich. Satoria była zdumiona - płaszcz wyglądał niemalże identycznie z tym, który nosiła wcześniej! Jedyna rzecz która się zmieniła to to, iż był nieco dłuższy niż przewidywała, ale za to znacznie bardziej przewiewny. – Sądząc po pani reakcji, mistrz trafił w dziesiątkę.
– Jest prawie taki sam jak mój poprzedni! Trudno żebym nie była zaskoczona…
– Jak to sam mówi, potrafi ocenić ludzi. Ostatnimi czasy nie pracuje w sklepie, lecz w swoim domu. Nie jest już tak młody jak kiedyś.
– Naprawdę nie wiem co powiedzieć.
– Nie musi pani nic mówić. Wystarczy tylko, że przekaże mi pani resztę zapłaty, czyli trzynaście setek ruenów.
– Najpierw go założę. – Zdjęła sakwę ze swojego ramienia, a potem założyła płaszcz. Naprawdę czuła się jakby to był ten sam, który miała wcześniej. – Idealny. Proszę.
– Dziękuję. Jeszcze coś?
– Nie… Chociaż – zreflektowała się szybko – z miłą chęcią wzięłabym jeszcze coś pod spód.
– Taka sama jaką ma na sobie pani teraz?
– Byłoby miło – uśmiechnęła się.
– Niech pani poczeka – powiedział i zaczął przeglądać ułożone wcześniej stosy. W końcu znalazł coś, co było odpowiedniej wielkości. – Siedemdziesiąt ruenów.
– Proszę. – Przemieniona dała mu całą należną sumę i opuściła budynek. Skierowała swoje kroki do południowej bramy.

W końcu, przed jej oczami rozciągnęła się droga. Wiła się wśród drzew, ale gdzieś musiała prowadzić.

Ciąg dalszy przygód Satorii
Ostatnio edytowane przez Satoria 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Jon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 127
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Wojownik , Mag , Łowca
Kontakt:

Post autor: Jon »

Udało mu się zasnąć w miarę szybko, między innymi dlatego, że w momencie, w którym usiadł na swoim łóżku, ponownie ogarnęło go zmęczenie i, wręcz, zmusiły na tyle, na ile mogło, do tego, żeby w końcu położył się i pozwolił swojemu ciału i umysłowi odpocząć przez kilka godzin.

Obudził się rano, gdy słońce dopiero wychodziło zza horyzontu i zapowiadało nadejście dnia. Usiadł na łóżku i nałożył buty, później koszulę i podszedł do okna. Spojrzał w niebo, płynęło po nim leniwie kilka niewielkich chmur, które wyglądały jak stado owiec z wełną tak puszystą, że zakryła ich głowy i kończyny. Wyglądało na to, że zapowiadał się słoneczny dzień. Piekielny zamknął okno i wrócił do ubierania się, nałożył napierśnik, później płaszcz, na koniec torbę podróżną i pochwę z mieczem, którą założył tak, aby spoczywała na plecach, a rękojeść broni wystawała mu nad lewym ramieniem. Jeszcze raz sprawdził, czy zabrał wszystkie swoje rzeczy i dopiero po tym wyszedł z pokoju. Zamknął go na klucz i zszedł na dół. Po drodze zastanawiał się, czy nie poświęcił trochę czasu na to, żeby zjeść jakiś posiłek i postanowił, że to zrobi. Odniósł klucz i, przy okazji, zamówił sobie śniadanie, które dostał po, mniej więcej, dwudziestu minutach. Na posiłek ten składała się jajecznica z kawałkami kiełbasy dodatkowo doprawiona bukietem przypraw, z których Jon nie rozpoznawał połowy, a także kawałek świeżego chleba. Do picia dostał zwykłą wodę w drewnianym kubku. Kosztowało go to dwadzieścia pięć ruenów.
Nie musiał martwić się o racje żywnościowa na drogę, bo poprzedniego dnia zakupił ich tyle, że nie powinien narzekać na głód do momentu, w którym dotrze do kolejnego miasta lub innego miejsca, w którym będzie mógł uzupełnić zapasy. Po skończonym posiłku wstał z miejsca i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

Dotarcie pod bramę miasta nie zajęło mu wiele czasu, chociaż raz musiał zapytać o drogę, jednak zrobił to raczej dla pewności niż dlatego, że wydawało mu się, iż się zgubił. Strażnicy przepuścili go bez problemu, a przed oczami łowcy dusz pojawił się szlak. Nie miał określonego celu, do którego by zmierzał, więc ruszył przed siebie. Po prostu będzie szedł szlakiem, aż w końcu gdzieś go on zaprowadzi.

Ciąg dalszy: Jon
Zablokowany

Wróć do „Rapsodia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości