Góry DassoTaki już los smoka

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Amrita
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Włóczęga , Wędrowiec , Łowca
Kontakt:

Taki już los smoka

Post autor: Amrita »

        Noc zdawała się kończyć, zza horyzontu jawiły się pierwsze blaski poranka. Dzień wcześniej na tych terenach padał deszcz, także cudowny zapach unosił się w powietrzu. Od Adrionu do Gór Dasso wiodła prosta droga, a Amrita zdążyła uciec przed okropnymi wydarzeniami w Szepczącym Lesie. Mogła mieć jedynie nadzieję, że nikt jej nie będzie szukać. Jednakże przynajmniej uratowała mieszkańców; nikt więcej nie ucierpi, nie umrze z powodu mordercy, którym okazał się być maie. Jego śmierć była straszna, twarde zębiska i szpony pradawnej zakończyły żywot naturianina w okropny sposób. Do teraz czuła krew maie w ustach, kiedy to rozrywała jego ciało na strzępy. Sam sobie zasłużył, powtarzała. Zabił niewinną kobietę i próbował zniszczyć całe miasto. Nawet zakpił z niej oraz przybrał matrycę smoka. A teraz Amrita była zdruzgotana. Została zmuszona do kolejnego kłamstwa, kiedy przechodziła przez las.
        Z krwawiącym ramieniem i czerwoną posoką, która dodatkowo była ozdobą twarzy smoczycy, próbowała spokojnie iść między drzewami i pozostać niezauważoną. Nie spodziewała się, że spotka kogokolwiek na swej drodze. Przecież tak mało istot w środku nocy znajduje się w lesie. Aczkolwiek ciemność była idealnym towarzyszem jednej z ras naturiańskich; krydian. Ciemnoskóre kobiety perfekcyjnie umknęły uwadze Amrity, przez co pradawna nie zdążyła się przed nimi skryć.
        - O Prasmoku... - wyszeptała jedna, na co smoczyca się spięła. Dawna natura, która kazała jej wykorzystywać ludzi, odezwała się w niej i pchnęła do kolejnych działań. - Coś się stało? - zapytała krydiana, marszcząc czoło. Już teraz zapewne zastanawiała się, czy krew na ciele O'Hary to jej posoka, czy zupełnie obcego człowieka. Elficka matryca Amrity musiała im podpowiedzieć, że pradawna jest mieszkanką lasu. „I dobrze”, myślała smoczyca.
        - Przepraszam – powiedziała pradawna, przybierając jak najcichszy i najbardziej żałosny ton głosu. - Zostałam napadnięta i okradziona. Zabrano mi wszystko. - I teraz mogła tylko liczyć, że jej kłamstwo zostanie przyjęte. Chwyciła się za ramię, instynktownie przesyłając do niego odrobinę energii magii życia, aby ból zelżał. Krew na ramieniu jednak od tego nie zniknie.
        Krydiany spoglądały na siebie niepewnie, jakby nie wiedziały, czy mogą do końca zaufać smoczycy. Czy mogą wierzyć jej słowom. Ostatecznie jedna z nich pobiegła nieco dalej, znikając na chwilę z oczu Amrity. Nie minęło kilkanaście sekund, kiedy wróciła wraz z torbą i podała ją pradawnej.
        - Tam jest trochę jedzenia. Nic więcej nie możemy zaoferować. - Spoglądała na smoczycę bacznie, wycofując się powoli. I teraz pozostaje pytanie, czy zrobiła to ze współczucia dla nieznajomej, czy po prostu wystraszyła się, że ta krew nie należy do kobiety. Skąd i czy wiedziała to drugie, tego nie wiadomo.
        - Dziękuję – odparła, uśmiechając się. Trzymając nowy nabytek, ruszyła dalej ku górom. Takie tereny ją uspokajały, pozwalały na całkowite wyciszenie.

        Minęło już trochę czasu. Krydiany zapewne zaszyły się w swoich jaskiniach. Las to ich dom, aczkolwiek dzień nie jawił się dla nich najbezpieczniej. Amrita przysiadła przed zejściem do jednej z dolin, rozglądając się. Mogłaby spokojnie przemienić się w smoka i polecieć w przestworza, omijając tym pasma górskie. Skróciłaby sobie drogę, ale pozostawało pytanie; dokąd chciała się udać? Wpierw pomyślała o ruinach Nowej Aerii, ale to przecież opuszczone miasto... Co mogłaby tam począć? No właśnie zupełnie nic. Musiała znaleźć jakąś osadę, gdzie nikt jej nie zna, i spróbować się tam jakoś wmieszać. Jakiekolwiek miejsce, w którym będzie mogła zostać przez dłuższy czas.
        Westchnęła przeciągle, wyjmując z torby bochenek chleba. Był już czerstwy, jednak na śniadanie powinien wystarczyć. Smoczyca ugryzła kawałek, łapczywie biorąc kolejne kęsy jedzenia. Nie jadła prawie cały dzień, a dopiero teraz poczuła się strasznie głodna, jakby coś starało się wyrwać jej żołądek.
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        Półnagi Habentes wyszedł z Wieży i odetchnął chłodnym, nocnym powietrzem. Rozejrzał się i kopnął z całej siły pobliski kamień.
- Ty naprawdę jesteś niestabilny emocjonalnie - ocenił jednym zdaniem Mandilar.
- No, a co mam zrobić?! Tyle pracy na marne! Jedyne, co z tego uzyskałem, to sadystycznego maga umysłu!
- Nie krzycz tak, bo mi uszy pękną. Po prostu odszukasz go ponownie.
- Oby...
Smok powiedział jeszcze chwilę w ciszy na głazie i wrócił z powrotem do Wieży, aby przygotować się do wyjścia w poszukiwaniu zajęcia oraz informacji. "Może po prostu nie nadszedł na to czas...".

        O świcie wyszedł do lasu, nadal półnagi. Tym razem jednak trzymał w ręce torbę na niezwykle długim sznurze, do której schował ubrania, bronie i trochę jedzenia. Dopadły go niespodziewanie dreszcze z zimna.
- Co jest? Przecież mamy środek lata! Czemu mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje?
- Może to być związane z twoją miłością odzienia. A nikogo w pobliżu nie wyczuwam.
- No cóż, może przesadzam.
Wziął łyk trójniaka na rozgrzanie i przemienił się w swoją prawdziwą formę, w trakcie zawieszając sobie na szyi torbę.
- Powinieneś w końcu zdobyć jakiś artefakt, który ci rzeczy przechowuje przez przemianę. Trochę mi głupio, jak się na ciebie patrzę. W dodatku może to doprowadzić do jakiś niezręcznych sytuacji! Pamiętasz na przykład, jak przelatywałeś nad Ekradonem, co cię...
- Błagam cię, zamilknij w końcu, bo zaraz będę goły biegał po lesie, strasząc driady.
- Proszę, nie!
- No właśnie.

        Smok leciał tak przez jakiś czas nad wartkimi strumykami. Wsłuchując się w szum wiatru spływającego po łuskach. Przelatując przez doliny i przełęcze czy pomiędzy pojedynczymi stożkami. Przynosiło to nieokreślony spokój ducha. Cenione przez Habentesa poczucie wolności. Nagle odezwał się lewitujący obok Mandilar:
- Widziałem chyba krwawiącą kobietę.
- Co, gdzie?
- No, za tamtym pagórkiem, przed tą doliną! - Wskazał palcem, za którą. Lub którym. Brak pewności.
- Ktoś tam oprócz niej jest?
- Nie sądzę...
- To lecimy! - Zawrócił we wskazanym kierunku i zanurkował w dół.
- Ale ubierz się jeszcze!
- No tak, racja. - Poprawił kurs nurkowania na zasłonięte miejsce i przy ziemi transformował się w człowieka. Ubrał się następnie w ubrania i zbroję chowane w torbie, przypasał miecz i sztylet i wziął jeszcze jeden łyk trójniaka. Skierował się potem do wspomnianej dziewczyny. Szedł zdecydowanym krokiem, gotowy na to, żeby jej pomóc, zastanawiając się, co ją mogło zranić. Kiedy ją zobaczył, jedzącą, a raczej pożerającą niewinną kromkę chleba, aż przystanął. Tworzyła niezwykły widok. Jednocześnie... "pociągająca" a z drugiej strony przerażająca.
- Może to amazonka? Podobno mają w zwyczaju malować twarze krwią swoich wrogów... Ale kto był jej wrogiem?
- Nie mam pojęcia, może wilk ją przygniótł, a ona odpowiedziała nożem - odszeptał, nie chcąc na razie zwracać jej uwagi.
- Jak tak z bliska się przyglądam, to ona chyba zagryzła tego wilka.
- Jak to mówią, raz kozie śmierć!
Podszedł powoli do nieznajomej, trzymając przed sobą wyciągnięty kawałek suszonego mięsa.
- Ekhem, witaj! Chcesz trochę? Niestety nie mam ze sobą bandaży, ale mogę przyspieszyć gojenie rany. Jeśli w ogóle masz ranę...
Awatar użytkownika
Amrita
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Włóczęga , Wędrowiec , Łowca
Kontakt:

Post autor: Amrita »

        Amrita westchnęła. Bochenek znikał z jej dłoni bardzo szybko, lecz nic nie mogła na to poradzić. Powinna była pożywić się jeszcze w Adrionie, ale walka z tajemniczym maie i niespodziewane towarzystwo kolejnej czarodziejki oraz piekielnego naniosło jej za dużo na głowę. Oblizała wargi, rozglądając się po okolicy. Złote oko Prasmoka już pojawiało się na niebie, dzięki czemu lekko zalesiona ścieżka była lepiej widoczna. Smoczyca odchrząknęła, poprawiając włosy. Spinki po dość długim biegu i wcześniejszej potyczce z naturianinem całkowicie jej się poplątały.
        Wówczas kąciki jej ust uniosły się przelotnie do góry. Tajemniczy szelest krzaków wskazywał na obecność jeszcze jednej osoby. Może jedna z tych krydian chciała odzyskać torbę? Chyba prędzej straciłaby głowę. Amricie nie dopisywał teraz humor. Straciła jedną towarzyszkę, druga natomiast zniknęła bez śladu, a piekielny mężczyzna... Cóż, o niego to akurat ciężko się martwić. Zwłaszcza, że swoim wścibskim wzrokiem mocno podpadł pradawnej.
        Nie odezwała się. Może i niekoniecznie słyszała czyjeś szepty, lecz i tak podejrzewała, że nie jest sama. Szósty zmysł? Ponoć niektóre smoki go posiadają. Albo, co bardziej tłumaczyło wszystko, po prostu wyczuła aurę nieznajomego osobnika. To nie takie trudne. A ostatnio ciężko jej kontrolować większość magicznych umiejętności.
        Nie myliła się. Po krótkim czasie ze swego ukrycia wyszedł mężczyzna o dość niemożliwym wzroście. Amrita zmierzyła go wzrokiem. Wówczas gdy ona siedziała na wilgotnej ziemi, on zdawał się jeszcze wyższy. Spoglądała nieufnie, w każdej chwili gotowa na ewentualną przemianę i atak. W każdym razie mogła też poradzić sobie z nim za pomocą swoich sztyletów. Wystarczył jeden, precyzyjny ruch.
        - Dlaczego podchodzisz do mnie jak do niewytresowanego wilka? - zapytała, spoglądając na wyciągnięty kawałek mięsa w jego dłoni. Momentalnie jednak przeniosła pytające spojrzenie na niego. Po krótkiej chwili wstała z ziemi, otrzepując suknię z brudu. Poprawiła przewieszoną przez ramię torbę, nie spuszczając wzroku z nieznajomego. Przezorny zawsze ubezpieczony, nie wiadomo, czy przypadkiem nie próbuje jej okraść.
        - Moja rana... - Aż instynktownie chwyciła się za bolącą rękę. Tak, piekło jak diabli, a jej magia życia na poziomie ucznia nie mogła za wiele zdziałać. Mimo wszystko pozostanie paskudna blizna. - Nie wiem, czy koniecznie potrzebuję leczenia – rzekła. - Nie takie okaleczenia miewałam. - Gorsze chyba były te z dawnych lat, od łowców... Ten ból, kiedy mimo twojej siły mężczyzna łamie ci rękę tak, że łokieć zgina się w przeciwną stronę. Czego użył? Jakiegoś idiotycznego artefaktu, młota.
        - I nie jestem głodna. - Mów jedno, ciało i tak wie swoje. Czując zapach mięsa, aż zaburczało jej w brzuchu, przez co kobiecie drgnęła powieka. - No, może odrobinę. Czego tutaj szukasz? - zmieniła temat. Tak łatwiej wszystko zatuszować.
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        Habentes czuł się trochę niezręcznie, kiedy kobieta przeszywała go wzrokiem. Zwykle to on przeszywał innych. I nie tylko wzrokiem... Stanął jak słup, gdy dotarło do niego jej pytanie. "Ojoj. Jak tu jej nie obrazić. Rację ma, a raczej nic nie wymyślę, więc będę chyba szczery...".
- Powiedz, że sama wygląda jak niewytresowany wilk! - już startował z ciętymi ripostami Mandilar.
- Zamknij się! - szepnął tak, żeby ona tego nie usłyszała.
- Sam się zamknij! Ja jestem wolny, nie muszę się nikogo słuchać! - odpowiadał urażony duch.
Habentes ukłonił się teatralnie przed nieznajomą.
- Przepraszam na chwilę i uprzedzam, że nie jestem chory psychicznie. - Obrócił się do czarodzieja lewitującego obok. - Przestań kaprysić! Próbuję tu wyjść na normalnego smoka, znaczy człowieka, a ty ciągle mi w tym przeszkadzasz! Kiedy jestem sam, możesz normalnie mówić. Ale nie wytrącaj mnie z równowagi przy innych! Jesteś czarodziejem, to ty powinieneś być tym poważnym i przynudzającym! Zachowujesz się jak niewychowany bachor! Ciesz się, że nie mogę ci przyłożyć, bo już byś leżał na ziemi! A jeszcze... - oskarżał Mandilara, mocno gestykulując i prawie że krzycząc.
- Dobrze! Dobrze, dobrze. Nie będę cię tak irytował i będę poważniejszy. Zadowolony? A teraz rozmawiaj z tą kobietą jak normalny smok, znaczy człowiek, bo wyglądasz teraz jak opętany!
- Na Prasmoka! No tak!
Obrócił się do nieznajomej, że aż prawie nie wypuścił kawałka mięsa.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam. Mój widzialny tylko dla mnie lewitujący czarodziej magii dusz Mandilar mnie zamęczał.
- Ale bez takich... - wtrącił się wyżej wymieniony.
- Czemu podchodzę jak do niewytresowanego wilka? Toż to niezwykłe spotkać w lesie samotną kobietę o twarzy zbrukanej krwią!
- Nie pamiętam, żebyś jadł ostatnio słownik... - komentował duch, ale ucichł szybko pod morderczym spojrzeniem Habentesa.

        Nieznajoma wstała i otrzepała się z ziemi i brudu. Kiwnął głową na odpowiedź dotyczącą rany, choć mimo wszystko podszedł pod jej czujnym spojrzeniem, przygotowując jedno z zapamiętanych zaklęć leczniczych na poziomie adepta. Zdrętwiał, gdy wspomniała o wyłamaniu ręki.
- Czym ci wyłamał?!
Gdy wyjaśniła, rozszerzył oczy najbardziej, jak mógł.
- Ale czemu? Za co polowali na ciebie łowcy? Jak na ja jakiegoś... niewytresowanego wilka. Mandil, wiesz o co chodzi? - ostatnie zdanie nie było skierowane do niej.
- Chyba się domyślam, potrafię w końcu widzieć aury, ale ciekawy jestem co ona powie. Odkryję lekko rąbek tajemnicy, mówiąc, że jesteście podobni.
Niestety, albo stety, odmówiła od niego jedzenia. Schował mięso z powrotem do torby, a zauważając, jak jej drgnęła z głodu powieka, począł eksponować suchary, składniki na podpłomyki oraz suszone i świeże owoce. "No cóż, jej strata".
- Tak jeszcze przy okazji, Habentes jestem. Miło mi poznać! - Złapał jej zranioną rękę i pół ją uścisnął, a pół uśmierzył ból i kilkukrotnie przyspieszył gojenie, aż rana się zasklepiła. - Nie masz za co dziękować.

- Czego szukam? Będę szczery, lecia~, miałem na myśli, że szedłem do... Tak naprawdę to nie wiem, gdzie. Nowa Aeria byłaby w porządku, mam tam parę znajomych. A szukałem dokładniej Oswalda, łowcę smo... Zaraz, czy ty mówiłaś coś o łowcach? - Habentes doznał nagle olśnienia, o czym mówił Mandilar. - Czyżbyś była...?
Awatar użytkownika
Amrita
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Włóczęga , Wędrowiec , Łowca
Kontakt:

Post autor: Amrita »

        Amrita obserwowała zachowanie nieznajomego. Każdy jego ruch i zmianę w posturze oraz na twarzy. Wyczekiwała gwałtownych ruchów. Bez problemu dostrzegła osłupienie mężczyzny na zadane mu pytanie. Smoczyca uniosła brew, kiedy zauważyła ruch jego warg. Może i nie usłyszała, co powiedział, ale widziała.
        Kiwnęła lekko głową na jego gest i słowa, jednocześnie nadal nie spuszczając z niego wzroku. Lepiej w każdej chwili być gotowym na ewentualny atak. A Amrita ostatnio musiała uważać podwójnie. Już kilkakrotnie została narażona na niebezpieczeństwo, ba, z jednego ledwo uszła z życiem, nie wspominając już o swoich towarzyszach. Nadal sądziła, że dobrze postąpiła, uciekając stamtąd. Z zamyślenia wyrwały ją kolejne słowa... Czy raczej krzyki mężczyzny. Rozszerzyła oczy, będąc mocno zaniepokojoną. Wówczas gdy on odwrócił się do niej, wpierw uśmiechnęła się lekko, próbując udawać, że to było całkowicie normalne. A nie?
Słysząc wyjaśnienie, kiwnęła głową.
        - A dlaczego tylko ty go widzisz? - zapytała. To oczywiste, że wolałaby wiedzieć. W każdym razie mogła mu nie uwierzyć... Ale to nie nastąpiło. Przyjęła do świadomości istnienie duchowych towarzyszy i dziwnych postaci astralnych (przypadków typu opętania) już jakiś czas temu. Zwłaszcza, że jej poprzednia towarzyszka potrafiła dzięki duchom rozpoznać mordercę w Adrionie. To było jednocześnie ekscytujące, jak i przerażające.
        - W tym lesie akurat łatwo – zripostowała. - Aż tak widać tę krew? - Podniosła rękę do twarzy i przetarła nadgarstkiem policzek. Odrobina czerwonej posoki ostała się na dłoni, lecz to tylko połowa. Na ramieniu jest więcej krwi. Więcej jej własnej.
        Nie widziała nic dziwnego w tym, że gonili ją łowcy. No, przynajmniej nie, póki pamiętała, kim jest. Łuski smoka są ostatnio popularne, wykorzystywane przez żołnierzy do tworzenia zbroi. Taka ochrona jest niemalże pewna. Albo smocze zęby. Perfekcyjne do robienia sztyletów, włóczni, mieczy... Amrita czuła się przez to wszystko jak zwierzę. Stworzenie, na które się poluje, które z góry jest skazane na śmierć. Nie można jej się dziwić, że zachowywała się trochę dziko, jak na dobrze wykształconą pradawną.
        - Nie lubią mnie – wyjaśniła krótko. - Z wzajemnością. - Wyszczerzyła ząbki w niewinnym uśmiechu. O szczegóły nie pytał, także ich nie zdradziła.
        Znowu rozmawiał z tym niewidzialnym człekiem, a smoczyca obserwowała wszystko uważnie. Położyła dłoń na torbie, sprawdzając jej pojemność. Pozostało jej nieco owoców, chleba i mała ilość mięsa. Najwidoczniej krydiany nie posiadały za wiele.
        - Amrita – powiedziała cicho, lecz zaraz potem syknęła z bólu, kiedy mężczyzna szarpnął ją za ranne ramię. Działała szybko i pod wpływem impulsu, więc nie zwróciła wpierw uwagi na nic szczególnego, jak leczenie jej ręki. Podwinęła nogę do góry, chwytając w drugą dłoń sztylet z przyczepionego i idealnie ukrytego przez wzrokiem ciekawskich paska na łydce, po czym ostrze momentalnie znalazło się przy gardle Habentesa. Smoczyca przez chwilę stała, mierząc go groźnym wzrokiem, ale po kilku sekundach dostrzegła, co zrobił. Kiedy puścił jej rękę, jeszcze przez moment spoglądała na niego, trzymając nóż. Cofnęła się powoli, po czym schowała broń.
        - Bez takich gwałtownych ruchów. Mogłam ci odciąć głowę – ostrzegła. - Dziękuję. - I chociaż nadal uważała, że tego nie potrzebowała, postanowiła w pewnym sensie być wdzięczna mężczyźnie.
        - Nowa Aeria to beznadziejne miasto. Budynki odbudowane na ruinach. Nic tam ciekawego nie znajdziesz. Sama się zastanawiałam nad tym miejscem – rzekła spokojniej, trzymając ręce na widoku, tak, aby nie odebrano jej za zagrożenie. Westchnęła głęboko, odgarniając krótsze kosmyki włosów za ucho.
        - Łowcę? - spytała. Nie trudno się domyślić, co miał na myśli Habentes, mówiąc o nijakim Oswaldzie. - Czyżbym była czym? Na pewno niczym, co nie stąpa po Alaranii. Sam jesteś smokiem, nie rozpoznajesz swoich? - Założyła ręce na piersi. - Wydałeś się podczas kłótni z tym duchem. I charakterystycznie pachniesz – oznajmiła jasno. - Czy słowa „Próbuję tu wyjść na normalnego smoka...” coś podpowiadają? - Uśmiechnęła się cynicznie. Od spotkania całej chmary pradawnych przestała się kryć ze swoją rasą.
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        Habentes czuł się coraz niezręczniej pod ciągłym monitoringiem smoczycy. Mógł zrozumieć ostrożność i nieufność, ale teraz czuł się jak dziki lew - oczekiwano od niego tylko rzucenia się na swoją przyszłą ofiarę. Zaczynało go to coraz bardziej irytować.
- Wiem, że nie jestem najpewniejszym typem, ale zaufaj mi chociaż trochę. Jeszcze brakuje, żebyś mi do gardła się rzuciła.
        Odetchnął z ulgą, gdy nie zaczęła ostrożnie odchodzić, lub jeszcze gorzej; podchodzić, kiedy powiedział jej o Mandilarze. Zwykle nie opowiadał nieznajomym o jego "przypadłości", tym bardziej nie w takim ostentacyjnym stylu. Nie wiedział, co dokładniej go do tego skłoniło. Może krytyczne przyglądanie się w niego do tego doprowadziło. Jednakże było również inne uczucie. Czuł się nadal obserwowany i to nie przez tą nieznajomą.
- Too... Tak naprawdę dosyć krótka historia, ale nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać. Chyba że jesteś członkinią inkwizycji, wtedy powinienem już uciekać - odpowiedział pół-żartem pół-serio. - Powinno ci wystarczyć, że cię nie skrzywdzi. Bo wydaje mi się, że głównie to cię interesuje w innych.
- Nie skrzywdzi, tak... Z chęcią wybiłbym jej te śliczne ząbki. Daję głowę, ona przyciąga kłopoty, powinniśmy stąd odejść!
- Ty możesz sobie odejść, nie powinieneś tak się odzywać do dam!
        - No, przepraszam. Krwawiącą kobietę z koszyczkiem łatwo spotkać. - "Czerwonego kapturka jej brakuje." - Ale za to umalowanie przypominające królową wilków już mniej - odgryzł się.
- Co ci się dokładniej stało? Ktoś cię napadł, wbił ci sztylet w ramię, a ty mu odgryzłaś rękę?
        Skarcił się w głowie, gdy kobieta syknęła z bólu, nie chodziło mu o taki efekt. Lecząc Amritę nawet nie drgnął, gdy przyłożyła mu nóż do gardła. Nie chciał pokazać słabości w chwili stresu, chciał pokazać jej, że powinna mu w końcu zaufać. Zaniepokoiła go jedną rzecz - płynność wyciągnięcia sztyletu i jego chwyt. Sam, będąc nie najgorszy w jego dzierżeniu, od razu spostrzegł, że to nie była zwykła panna z nożykiem do grzybków. Sam oręż był również dobrze zaprojektowany, zdobiony i jak to zwykle bywa, zaklęty. Poczuł ukłucie zazdrości. "Powinienem w końcu sprawić sobie coś zaklętego. Nie po to trzymam magów w tej wieży".
Gdy skończył ją leczyć, puścił jej rękę i nadal stał w bezruchu, aż nie schowała sztyletu tam, gdzie był wcześniej. Uśmiechnął się, gdy usłyszał sceptyczne podziękowanie.
- Cała nieprzyjemność po mojej stronie!
        - Ehh, tak myślałem. Taka wojownicza i nieufna kobitka jak ty raczej nie ma żadnych kontaktów z półświatkiem, co? - Wspomniał sobie niedawny nieudany "zamach" na Oswalda i piekło przez jakie musiał przejść żeby go odnaleźć. - Oswaldzie, Oswaldzie... Czemu ty musisz być takim wrzodem na dupie? - lamentował do siebie.
        - Ty też jesteś smokiem? No cóż, naprawdę jestem rozkojarzony. - Rozmasował podkrążone oczy. - Wybacz. Przyzwyczaiłem się już, że inni wolą kryć się ze swoim pochodzeniem.
        Nagle coś zaczęło biec w wysokiej trawie w stronę obojga. I to dosyć głośno. Habentes odwrócił się w stronę hałasu i tuż przed wybiegnięciem stworzenia, wyciągnął sztylet, miecz i stanął w bojowej pozycji, odkrzykując do Amrity krótkie "Uważaj!".
- Kwa! - kwaknęła przestraszona kaczka.
- Oh... Fałszywy alarm. - Zawstydzony opuścił ręce. - Dałbym głowę, że ktoś...
- Hab, łucznik! - ostrzegł odrobinę za późno cichy dotąd Mandilar
Został nagle postrzelony w plecy z łuku. Na całe szczęście strzała natrafiła na wzmocnioną skórę, co zatrzymało ją przed całkowitym przebiciem się, ale grot mimo wszytko wbił się w ciało.
- Cholera jasna, padnij! - krzyknął, nurkując na ziemię, łapiąc przy okazji smoczycę. Naturalnie za tułów.
Awatar użytkownika
Amrita
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Włóczęga , Wędrowiec , Łowca
Kontakt:

Post autor: Amrita »

        Uniosła lekko brew. Fakt, była nieufna. Do tego stopnia, że chętnie by po prostu uciekła i znalazła lepszą kryjówkę w górach, chociaż preferowała się skryć w jakiejś wiosce, wmieszać w mieszkańców... A dlaczego podchodziła do mężczyzny jak pies do jeża? Cóż, może dlatego, że rzadko spotyka się istoty na tym szlaku, do tego przeżycia z ostatniego czasu dawały jej się we znaki.
        - O ile sam mnie nie zaatakujesz, nic ci nie zrobię. - Jej życiowa zasada. Nią zawsze kierowała się Amrita, bez względu na wszystko.
Przechyliła głowę, słuchając odpowiedzi mężczyzny. Westchnęła. Nie to nie, może później się dowie czegoś na temat tego ducha... Czy czegoś w ten deseń. Czymkolwiek to było.
        - W porządku. I nie, nie jestem. Stronisz się od członków inkwizycji? - zapytała. - Czym tak właściwie są? To zagrożenie? - I wyszła na jaw jej ciekawska i niedoinformowana natura. Dotychczas Amrita żyła tylko kilkoma prostymi prawami; nie pokazywać ludziom swej kasty, łowcy źli, nie zjeść tych dobrych. Wmieszanie się do świata nie było takie trudne, dopóki ktoś jej porządnie nie rozzłościł. A i tak nie mogła pozostać w jednej wiosce na długo; inni widzą, że ona się nie starzeje. Może tak wpasować się kiedyś do elfów? W sumie jej obecna forma nawet przypomina długouchą istotę, także pewnego dnia na pewno wcieli ten plan w życie.
        - Interesuje mnie, bo nie tak często widzi się takie połączenie... Przywiązanie... Coś takiego – oznajmiła. Zaśmiała się cicho, kiedy usłyszała o sobie odniesienie „dama”. Aj, żeby jeszcze trafnie pasowało. - Załóżmy, że ci ufam. W Adrionie naturianin, maie, zdołał zyskać na tyle energii, żeby przemienić się w smoka i mordować mieszkańców. Zabiłam go i uciekłam. - Tyle chyba powinno wystarczyć, pomyślała smoczyca. Krótkie streszczenie całej sytuacji. Mało szczegółowe, ale na co komu historia na pół godziny? Kilka istotnych i mniej istotnych faktów można pominąć, a całość nadal ma swój niezaprzeczalny sens i wyjaśnienie.
        - E-e – wymamrotała. - Nie podróżuję, żeby szukać informacji, a żeby znaleźć rodzinę albo spokój. Owy półświatek, dopóki nic w nim nie dotyczy mnie bezpośrednio, raczej mało mnie interesuje – rzekła. Założyła ręce na piersi. Tak, tutaj preferowała wyłącznie przeżycie, byleby nie wpaść w większe kłopoty, do których i tak ją ciągnie. Niekoniecznie z jej własnej woli.
        - Również do tego przywykłam. Jednakże ostatnio uświadomiłam sobie, że przed innymi pradawnymi nie ma to sensu. I tak się dowiedzą, prędzej czy później. Swój swego pozna – powiedziała, spoglądając w ziemię na swoje bose stopy. Ona zawsze starała się najbardziej ukrywać przynależność do smoków, ale jak długo można w końcu wytrzymać? Zwłaszcza po tym, jak na swojej drodze Amrita spotkała niemalże samych pradawnych. Ba! Jeszcze takich, którzy łatwo odczytywali aury. Po prostu cudownie.
        Niespodziewany szelest przerwał rozmowę, sprawiając, że wszystko wokół ucichło w oczekiwaniu. Smoczyca skuliła się, rękę trzymała w gotowości, aby ponownie wyjąć sztylet. Jednakże los kocha kpić sobie z ludzi, zza krzaków – tuż po krzyku Habentesa – wyskoczył ich przeciwnik. Krwiożercza kaczka! Amrita prychnęła krótkim śmiechem, ledwo powstrzymując go w gardle.
        - Mój bohater – rzekła sarkastycznie. Jej niewyparzony język nie mógł powstrzymać się przed tym komentarzem. - Każdy mógł się pomylić – dodała spokojniej, starając się jakoś zapomnieć o sytuacji, choć wciąż ledwo szło jej zatrzymywanie śmiechu.
I taka chwila nieuwagi wystarczyła, aby nie ujrzała nadciągającego niebezpieczeństwa.
        Łucznik zdążył trafić mężczyznę w plecy, strzała nie zdawała się wbić głęboko. Amrita, wpierw zdejmując maskę zaskoczenia z twarzy, obejrzała się. Tylko jeden? Może trzech? Nie zdążyła się rozeznać w sytuacji, kiedy jej ciało z impetem uderzyło o ziemię za sprawą Habentesa.
        - Chekyll, bierz ich! - Głęboki i chrapliwy głos męski przerwał wyczekiwanie smoczycy. Ogromny pies, mogłoby się zdawać, że wilkołak, ruszył w kierunku obojga. Pradawna wygramoliła się i zarzuciła torbę na ramię. Cholera, szlag, każde przekleństwo w jej głowie kierowała do napastników. Cudownie, jeszcze tego brakowało. Może ten pies wytropił zapach krwi? Jeszcze lepiej.
        - Biegnij! - wysyczała przez zęby, próbując nie zwrócić na siebie większej uwagi. Wpadać w kolejną potyczkę? Proszę, lepiej nie. Smoczyca nauczyła się unikać niepotrzebnej walki, chociaż niezmiernie kusiło ją, aby odgryźć łby i wilkowi, i właścicielowi. Chwyciła Habentesa za ramię i pociągnęła za sobą, mając nadzieję, że posłucha jej i również nie podejmie walki. Dlaczego mu pomagała... Może lepiej już zaufać drugiemu smokowi, niż dać się złapać w sieć łowców. Poprowadziła mężczyznę kilkanaście kroków dalej, wbiegając w bardziej zalesioną część polany. Po krótkiej chwili jej oczom ukazała się skała, która była położona dość blisko wejścia do jednej z grot. Amrita szarpnęła ramię smoka, zmuszając go, aby pobiegł za nią. Oparła się w końcu plecami o skałę, nasłuchując.
        - Rekompensata za ramię – zaapelowała cicho, nawet nie spoglądając na Habentesa. - Walka zwróci uwagę mieszkańców lasu. A jest ich dość sporo. - Dopiero teraz przeniosła na niego wzrok. - Ten pies za niedługo wyczuje krew i mięso. Dasz radę zmienić się bez zdejmowania ubrań czy nie za bardzo? - Wiedziała, że niektórzy z tejże rasy nie zaopatrują się w żadne wspomagające artefakty. A lepiej się upewnić. Przynajmniej ona miała swoje zaklęte spinki.
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        - "O ile sam mnie nie zaatakujesz, nic ci nie zrobię" - przedrzeźniał głupkowatym głosem Amritę. - Dzięki, że powiedziałaś, już myślałem, że zatłuczesz mnie bez powodu. - Dla niego takie zapewnienia były bezsensowne. Nawet gdyby kłamała, to nie powiedziałaby "Nawet jeśli mnie nie zaatakujesz, to ja zaatakuję ciebie!".
        Zdziwiła go jej niewiedza o inkwizycji. A jeszcze bardziej nagłe ożywienie.
- No, inkwizycja to w skrócie system do wyszukiwania i karania heretyków. A że stronę to za dużo powiedziane, po prostu mogą trochę krzywo patrzeć na moje "opętanie".
- To raczej moje opętanie! - wtrącił się Mandilar. - Choć nie mam niestety nad tobą kontroli. Więc to nie jest nawet opętanie.
- Ale to tak wygląda, Mandil. Pamiętasz tamtego rudego paladyna, co zabrał mnie do kościoła i próbował wypędzić cię modlitwami? Ciekawe, czy jest nadal zły za ten złamany nos... - mówił przez chwilę do ducha. - A czy są zagrożeniem? Zależy. Zdarzają się piekielne przypadki - kontynuował odpowiadanie smoczycy.
        Wysłuchał uważnie skróconej historii i przetrawił ją przez chwilę.
- Aż tak źle było? Maie w formie smoka, kto by pomyślał... Byłaby z tego ciekawa pieśń. Wyjaśnia to również tę całą krew - zauważył, przypatrując się zakrwawionej już tylko sukni. Zaczynał coraz bardziej ją szanować. Skoro ten maie był na tyle bezczelny, żeby przyjąć taką formę, musiał być bardzo potężny. A Amrita właśnie go pokonała.
        - ...Musisz być zabawna na imprezach. Mam nadzieję, że wiesz co to jest żart? Jeśli wyczułaś nutkę nadziei lub prośby, to przepraszam. Nie takie było moje założenie. - Kiedy skończył mówić, zamyślił się na sekundę i uderzył w czoło. - Przepraszam, ciągle męczy mnie ta sprawa z Oswaldem... Jak ja mogłem tak nawalić. - Zastanowił się nad ostatnimi wydarzeniami. Jak plan zaatakowania go na targu niewolników spełzł na niczym z powodu jego impulsywności. No i jakiś pacyfistycznych rebeliantów. - Muszę się na kimś wyżyć... - powiedział, kierując zauważalnie wzrok na Mandilara.
        - No wiesz, pewności nigdy zadość. Poza tym, ja ciebie nie poznałem. Miałaś szczęście... - Przymrużył oczy. - Ale może masz rację, ale jak ktoś nie chce mówić tego na głos, proszę bardzo. Do niczego nie zmuszam. - Machnął w głowie już na to ręką. Nie interesowało go to zbytnio.
        Zaczerwienił się ze wstydu, gdy Amrita go wyśmiała.
- Powinnaś się cieszyć, że nie zostawiłem cię na pastwę tego monstrum! Gdyby nie moja aura potęgi, z pewnością zjadłaby cię żywcem! - próbował żartować z zaistniałej sytuacji. "Kaczki... Skąd w górach kaczki?".
        Leżąc, usłyszał krzyk strzelca i po chwili zobaczył biegnącego w ich stronę wielkiego kundla.
- Cóż to za bestia?! Wilkołak jakiś? A może w ludzkiej formie to nazywa się Hyde, co? - krzyknął wyzywająco Habentes.
Wstał jak sprężyna i przygotował się do walki. A przynajmniej próbował, bo próba wyjęcia oręża skończyła się bezwładnym poplątaniem rąk. "Co jest, jakiś nieprzytomny jestem". Dziwując się tak, został złapany przez Amritę za ramię i, łagodnie zalecając przyspieszenie chodu, pociągnęła go z mocą tysiąca słońc w stronę drzew. Czując się coraz słabiej, dał sobą miotać. Nawet gdyby chciał, nie dałoby rady jej się oprzeć. Dobiegli w końcu do ukrytej groty za skałą. Gdy Amrita nasłuchiwała przy ścianie, Habentes upadł na ziemię obolały. Czuł, jak wszystkie jego mięśnie cięte są tysiącami ostrych sztyletów. To nie była zwykła strzała.
- T-tru-trucizna! - wyjęczał słabym głosem. Nierzadko bywał zatruty, ale nie spotkał się jeszcze z taką, która dała radę praktycznie obezwładnić go w kilka sekund i prawdopodobnie unieprzytomnić. Spróbował uleczyć się zaklęciem, ale nic to nie dało.
- Hab, dasz radę! Nie mogę nic zrobić! Ta kobieta ci może dopomoże! Nie wiem. - rozgorączkowywał się Mandilar.
        - Przemienić? Ja tu umieram, kobieto. Zawału zaraz dostanę, a ty pytasz się, czy się rozbiorę! Cholera jasna! Poradzę sobie sam! - Nagle coś sobie uświadomił. Trzymając się kurczowo, wstał, podpierając się o ścianę. Gdyby ktoś patrzył mu prosto w oczy, zobaczyłby zimny ogień. Mimo bólu szedł dosyć prostym krokiem. Wychylił się za skałę i zobaczył nadbiegającego psa, wilka czy może nawet wilkołaka, który złapał trop i goniony był jeszcze przez strzelca gotowego do zabrania skulającego się łupu. Jakie było jakie zaskoczenie, gdy zobaczył go stojącego na własnych nogach.
- Mam gdzieś, czy "zwrócę uwagę mieszkańców lasu czy nie! Mam dość uciekania od walki, ukrywania się i porażek - okrzykiwał coraz głośniej i mocniej Amritę. Zwrócił się do zaskoczonego łowcy, za którym przybiegła kolejna postać. Postawny rycerz z powiewającymi na wietrze blond włosami i przeogromnym mieczu dwuręcznym. Ten w przeciwieństwie do towarzysza zachował zimną krew, gdy uświadomił sobie, że zadarli nie z tym, kim powinni.
- To był błąd! Popełniliście duży, oj duży błąd. Chcieliście sobie upolować bezbronną zwierzynę? Zapłacicie za swój błąd - wysyczał przerażająco słowa, tonem przepełnioną całą nienawiścią i gniewem.
Rozpoczął swoją przemianę. Skóra błyskawicznie pokrywała się ognistymi łuskami. Rósł coraz większy i masywniejszy. Niestety nie posiadając żadnego magicznego przedmiotu, ciuchy zostały rozerwane na strzępy. Z palców wyrosły tytanowe pazury. W kilka chwil przybrał swoją prawdziwą formę. Formę ogromnego smoka ognia. Ryknął na wrogów i wzleciał w powietrze. Zaszarżował na przeciwników z powietrza, zionąc ogniem z paszczy i szykując już do zamachu pazury.
Awatar użytkownika
Amrita
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Włóczęga , Wędrowiec , Łowca
Kontakt:

Post autor: Amrita »

        Amrita uniosła brew ku górze, słysząc jakże bezpośrednie wyrażenia Habentesa o jej słowach. Próbował ją sprowokować? Jeśli tak, wychodziło mu to perfekcyjnie.
        - Słuchaj. - Niby na jej twarzy jawił się uśmiech, lecz ton głosu wyraźnie nie zachęcał do denerwowania smoczycy. - Sądź sobie, co tam chcesz. Ale myślę, że gdybyś był na moim miejscu, również podchodziłbyś do obcego smoka jak pies do jeża – powiedziała, próbując brzmieć jak najspokojniej. Walczyła z maie w postaci pradawnego, prowadziła śledztwo co do morderstwa, kilkukrotnie także została zaatakowana przez grupkę łowców. Nie miała ni chwili na miłą pogawędkę. Do tego wścibski piekielny. A dodatkowo chciała po prostu także spokojnie zjeść w Adrionie. I jak skończyła? Uciekając z miasta i żebrząc o jedzenie u mieszkanek lasu rasy naturiańskiej. Wymarzone życie, doprawdy!
        - W sensie przez to, że ten... Duch? Jest z tobą, oni po prostu cię ścigają? - zapytała. Aż sytuacja skojarzyła się jej z zatargami z łowcami. - Oni potrafią go jakoś... Zobaczyć, wyczuć? - Zmarszczyła brwi, spoglądając dosłownie wszędzie. Rozglądała się za wyżej wspomnianą istotą. Nie tyle z ostrożności, co z ciekawości.
        - Piekielne przypadki... - powtórzyła. Ciekawe, czy tamten łowca dusz się na nich napatoczył. Co jak co, ale Amrita była na tyle kochana, że mu takiego czegoś życzyła! - Czyli chyba potrafią perfekcyjnie odczytywać aury istot. - Zamyśliła się na moment. W jej przypadku czytanie magii osób żywych zaliczało się do prostego i podstawowego odgadywania ich rasy, siły i magii. A jak to robią czarodzieje, że dodatkowo wyczują obecność innej persony? Smoczyca nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Może i znała się na magii, ale nie w takim stopniu.
        - Tak. Trudna walka. I męcząca – odparła krótko. - Oswald? - Już kompletnie zignorowała wcześniejsze słowa smoka. - Kim on takim jest, że go ścigasz? Poza faktem, iż to łowca. - Założyła ręce na piersi i odrzuciła swój długi kucyk do tyłu jednym ruchem głowy. Doprawdy, te włosy coraz bardziej jej utrudniały życie.
        - Do niczego nie namawiam. Stwierdziłam tylko, co sądzę na podstawie własnych doświadczeń – odpowiedziała.

        - Tak. - Nadal śmiała się z reakcji smoka. - Strzeżcie się, podróżnicy, co zawędrowaliście w góry, przed tą straszliwą bestią – mówiła, lekko się uśmiechając. Mimo okropnego nastroju, udało jej się ukazać chociaż odrobinę rozbawienia.
        Nie miała czasu odpowiedzieć na pytania Habentesa na temat tajemniczego wilka. Wiedziała jedynie, że stworzenie wyczuło jej krew. I pewnie dlatego udało im się znaleźć trop. Amrita oczywiście nie pragnęła kolejnej walki. Chciała przeżyć chociażby chwilę, jeden dzień, w którym nie ryzykuje życia. Gdzie się cieszy i raduje, gdzie nikt nie grozi jej mieczem, gdzie nikt nie próbuje jej sprowokować, gdzie nikt nie jest jej wrogiem.
        - Trucizna? - zapytała tępo, spoglądając na smoka. - Cholera – bąknęła. Z westchnieniem podeszła do Habentesa i chwyciła strzałę. - Zaboli jak sto gromów – ostrzegła, po czym bez większych ceregieli z impetem wyciągnęła uparte ciało obce z ciała mężczyzny. Tak, to na pewno bolało. Nawet przedstawiciela tejże rasy. Amrita momentalnie przyłożyła dłoń do rany. Niebieska poświata oświetliła opuszki jej palców, a we wcześniej zranionym miejscu nie jawiło się już nawet zadrapanie. Jednakże nagły zryw smoka przeraził kobietę. Nie on sam, a gwałtowność tego ruchu.
A pradawna zdążyła się wkurzyć. Jednakże nie doszło do przemiany. Amrita spojrzała w kierunku ogromnego gada, po czym odezwała się w jego myślach.
        - Gratuluję! Teraz zamiast uniknąć jednego problemu, przybędzie ich cała masa! Dlacze- Nie dała rady dokończyć zdania, kiedy przed jej nosem śmignęła jasna smuga koloru żelaza. Strzała drasnęła ją lekko w policzek, przez co ta część twarzy zaczęła paskudnie piec smoczycę. Obejrzała się i dostrzegła kilkanaście, może mniej, może więcej osób, które były uzbrojone. Jedną z nich była krydiana. Innymi zaś mężczyźni o ostrych rysach twarzy i wilkami w pobliżu. „Pułapka”, pomyślała smoczyca. Odgarnęła włosy za ucho, po czym zaczęła biec w sam środek całej akcji. Nim się spostrzegła, jak jej ciało przybrało większą masę, jej oczy widziały więcej, a sama stopniowo czuła się coraz silniejsza. W postaci monumentalnego smoka – wyglądem przypominającego te gatunki, które zioną lodem – stanęła między łowcą i Habentesem, głową uderzając o pradawnego. Po chwili odezwała się ponownie:
        - Spieprzamy stąd, jasne? Chyba że chcesz mieć na głowie cały szepczący las i góry! - Po tych słowach ryknęła przeraźliwie, czując na swojej łapie ciężkie kule i młot. Dzięki łuskom tym razem nie stała jej się wielka krzywda, aczkolwiek wściekła się. Porządnie. Zamachnęła łapą, odganiając przy tym natrętnych oponentów. Swoimi zimnymi jak lód (ta cecha jeszcze bardziej upodabnia ją do lodowych smoków) ślepiami spojrzała na Habentesa. Wszystko poganiało go, „już!”. Amrita wówczas wyswobodziła się z dręczących ją łowców, po czym wzbiła się w przestworza. Strzały nie zrobią jej wielkiej krzywdy, a raczej żaden z jej przeciwników nie potrafił latać. W końcu jednak sama odleciała daleko, nie chciała zostać wplątana w kolejną walkę, a potem tłumaczyć się ze śladów krwi na twarzy.

Ciąg dalszy: Amrita
Awatar użytkownika
Habentes
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Pradawny - Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Habentes »

        Już Habentes miał zaatakować oślepiło go uderzenie błękitnego światła i poczuł się nieswojo. Gdy otworzył oczy znajdował się w nieznanym mu miejscu. Nie było tam niczego, jedynie ciągnąca się w nieskończoność biel. Jedynym obiektem poza otępiałym smokiem był stojąca przed nim postać ubrana w mroczną, czarną szatę z kapturem zakrywającym twarz.
- Co to ma znaczyć?! Kim jesteś? - zapytał gniewny smok. - Odpowiadaj!
- Proszę, nie gniewaj się mistrzu. Przywołałem cię do tego wymiaru w szczególnym celu. - odezwała się postać, schrypniętym i z lekka wesołym głosem dziadka.
- Nie nazywaj mnie mistrzem, nie znam cię starcze! Przenieś mnie z powrotem skąd mnie zabrałeś.
- Cóż ty wygadujesz, mistrz... Znaczy, o wielki. Chcesz żebym przeniósł cię z powrotem do twojego więzienia?
- Jakiego więzienia? Wyciągnąłeś mnie ze środka walki! Myślisz że jestem jakiś głupi?
- COOO?! To nie jesteś Ymirem, bogiem zniszczenia?! - Zdenerwowany człowiek zdjął kaptur, ukazując twarz typowego czarodzieja, starca z nieskazitelnie białą brodą. - To kim ty jesteś?!
- Jestem Habentes, zwykły smok. - Mówiąc to zamienił się w ludzką formę. - Ty tak na poważnie myślałeś że jestem jakimś bóstwem?
- Jak to możliwe!? Rytuał przebiegł perfekcyjnie! JAK TO MOŻLIWE! Tyle wysiłku straconego! - Zrozpaczony czarodziej usiadł na tyłku i zaczął płakać.
Habentes dopiero po chwili uświadomił sobie że nie ma na sobie żadnych ubrań. Przy okazji zauważył że medalion świeci się nienaturalnym czerwonym blaskiem.
- Brawo Mandilar, zapsułeś biednemu czarodziejowi teleport! Mogłeś się bardziej postarać przy tworzeniu tego ustrojstwa. - Nie słysząc odpowiedzi rozglądnął się dookoła szukając ducha czarodzieja. - MANDILAR! Gdzie ty?! "Pewnie to miejsce blokuje mu dojście tu... Albo poszedł do damskiej łaźni."
Podszedł do łkającego czarodzieja i poklepał go po ramieniu.
- Hej, rozumiem że dużo poświęciłeś na ten rytuał, naprawdę rozumiem. Ale muszę się stąd wydostać. Jest tu jakieś wyjście czy coś w tym stylu?
- Już. już... - Mag wstał z nicości i machnął ręką mamrocząc zaklęcie. Po chwili cała biel znikła i okazało się że cały czas byli w jakimś pokoju. Po wystroju, czyli prostego, drewnianego łóżka, stolika, szafy i wiaderka domyślił się że jest w pokoju karczmiennym. Do tego tym najtańszym. Po chwili podleciał do niego Mandilar.
- Gdzież ty był? Nie mogłem cię nigdzie znaleźć!
- Ahh, to długa-krótka historia. Tak w skrócie to złamałem gościowi serce. Ten medalion to będzie działał. - Pokazał czerwony medalion Mandilarowi.
- Powinien, chyba tak reaguje jak "on" zostanie teleportowany przez "kogoś". Staraj się o tym nie myśleć.
- Staram się. - Po tych słowach Habentes aktywował medalion i na szczęście teleportacja przebiegła pomyślnie i znalazł się w Wieży Świtu.
- Dom, słodki dom. - Wciągnął powietrze nosem i uderzył z całej siły pięścią w stół obok. - ZNOWU COŚ MUSIAŁO PÓJŚĆ ŹLE!

Ciąg dalszy: Habentes



Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość