Jezioro Sitrina[Mały gród niedaleko jeziora] Niespodziewani Towarzysze

Jedno z trzech legendarnie zaklętych jezior, które swą nazę zawdzięcza księżniczce Sitrinie najstarszej córce króla Filipa, jest to największe z trzech jezior, a jego tafla zawsze mieni się kolorem złota.
Awatar użytkownika
Isara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Isara »

        Machnęła kosą, próbując się obronić przed kolejnym przeciwnikiem. Broń raz zadrżała jej w dłoni, przesyłając dość silny impuls do umysłu Isary. Walka na całe szczęście nie toczyła się zbyt długo, aczkolwiek dziewczyna miała dość. Może i została już wyleczona, lecz zmęczenie dawało się we znaki, a to nie zwykło dobrze wróżyć.
Krzyki, głośne tupoty, zgrzyt mieczy, czyli jak bardzo można podrażnić słuch biednej lisołaczki. Wyostrzone zmysły są niezwykle przydatne, ale zdarzają się takie momenty, dla których Isara wolałaby już być na wpół głucha, niźli słyszeć wszystko kilka razy głośniej, niż może usłyszeć przeciętna osoba. Ledwo się powstrzymała, żeby nie przemienić się w lisa i nie uciec jak najdalej od tego pobojowiska. Ach, jakże wkurzające były te krzyki. Jak bardzo Isara chciała ich uciszyć. Na wieki. Wtedy wyeliminuje źródło tego irytującego dźwięku!
Łatwiej powiedzieć, tudzież pomyśleć, niż zrobić.
        Lisołaczka wzdrygnęła się, kiedy do jej nozdrzy dotarł metaliczny zapach krwi.
- Haha! Jak tu ładnie! - Znieruchomiała, słysząc dziwny żeński głos. Nie miała po co się rozglądać. Wiedziała, że to działo się w jej głowie. I to najbardziej przerażało jasnowłosą. Ale zdziwił ją fakt, że to tym razem wysoki głos rozbrzmiał jej w umyśle. Postarała się to zignorować, tym samym zatapiając się w wir walki.
        Nadstawiła uszy, próbując wyłapać jeden z wielu dźwięków. Obejrzała się, a to, co spostrzegła, kompletnie zbiło ją z tropu. Lecące z nieba kule ognia paliły ciała przeciwników, tworząc z nich ludzkie pochodnie. Isara aż rozszerzyła oczy ze zdumienia. Niecodzienny widok.
- Niezwykłe... - wymamrotała, gapiąc się w niebo. Blask ognia odbijał się w jej oczach, lecz musiała skupić się na zadaniu.
Z wielką niechęcią odwołała ciemne chmury, gdy tylko nieco się uspokoiło. Chyba strzelanie na oślep błyskawicami nie będzie teraz zbyt mądrym posunięciem. Isara zdematerializowała kosę, opierając się o kostur.
Niespodziewanie do jej uszu dobiegły słowa kotołaka. Spojrzała na niego zdziwiona. Zrównać z ziemią? To miejsce? Lisołaczka uśmiechnęła się krzywo, wyobrażając to sobie. Będzie ciężko, chociaż samo zadanie powinno być wykonalne. Powinno...

        Widząc czarnowłosego, Isara zdziwiła się. Tak wiele osób miało jakiś interes co do tych... jak ich to nazwał kot, Kalempared?
Zjeżyła ogon, gdy tylko usłyszała słowa czarnowłosego. Sabotażysta? „No to pięknie...” - przeszło jej przez myśl. Nie była pewna, czy chce się mu przedstawiać. Swoją drogą, raczej nikt z tu obecnych ludzi – poza złodziejką – nie znał jej imienia. Może to nawet i dobrze.
- A ja zapytam inaczej – rzekła, podchodząc ostrożnie bliżej kotołaka i sabotażysty. - Co tutaj robisz, Feliksie? - W jej oczach zatańczyły iskierki, mówiące o tym, że w każdej chwili gotowa jest zareagować na niespodziewany i gwałtowny ruch czarnowłosego. To było na razie tylko ostrzeżeniem. Wolała upewnić się co do intencji sabotażysty, w końcu miała pewien uraz do ludzi o... podobnej profesji.
Obróciła się w kierunku Avoliny, słysząc jej słowa.
- Cała armia? - zapytała tępo, upewniając się w tymże powiadomieniu. Ciągle nie ufała tej kobiecie, aczkolwiek...
„Nie ma chyba powodu, by teraz kłamać” - pomyślała, lecz w dalszym ciągu postanowiła być co do niej ostrożna. Nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie planuje wbić im noża w gardło.
- Chyba tak... ale musisz powiedzieć, gdzie on jest. Lecz trzeba się pospieszyć i zdążyć z tym, nim na głowie będziemy mieć całą armię. Inaczej całą ucieczkę szlag trafi.
Awatar użytkownika
Vealikaso
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vealikaso »

        Veal zaśmiał się głośno, słysząc odpowiedź chłopaka.
- Zuchwały z ciebie człowiek, mając ostrza przy gardle wciąż jesteś w stanie żartować. Podoba mi się to - to mówiąc schował sztylety do pochew. - Nie dostrzegłem kłamstwa, twoje szczęście. Jednak dalej do końca ci nie ufam. - Słysząc pytanie lisicy, wysunął przed nią rękę w uspokajającym geście. - Spokojnie, jakby co, to po prostu go zabijemy, przewaga liczebna, no i jego magia raczej na niewiele się zda. - Ponownie odwrócił się do Feliksa. - Skoro już o tym wspomniałeś, to z grzeczności wypada się przedstawić, nazywam się Vealikaso Aenye Adan, Strażnik Ognia z Marlandu, chociaż zapewne nikomu nic to nie mówi. No, ale dosyć tych uprzejmości, musimy uwolnić resztę jeńców i zmieść tu wszystko z powierzchni ziemi. Feliksie, wpadamy do środka, uwalniamy jeńców, a potem ty, Avolina i tamta ruda dziewczyna uciekacie. Mój przyjaciel przeniesie was nad jezioro. - Teraz zwrócił się do jasnowłosej łowczyni. - Zabijemy tego maga, ale zaklęcie, które zamierzam rzucić, nie pozostawi nic żywego w promieniu trochę większym od obozowego, nie przeżyje tego, choćby próbował - po tych słowach razem z chłopakiem pobiegli w głąb baraku.
        Uwolnienie pozostałych niewolników zajęło kotu i chłopakowi kilka minut. Feliks szybko wysadzał zamki, a Veal zwinnie je przecinał lub topił. Po chwili już wszyscy byli na zewnątrz. Kotołak kazał uwolnionym kierować się w stronę jeziora. Chwilę potem zawołał swoich towarzyszy.
- Dobra, tak jak mówiłem, Avolina, Feliks i dziewczyna wynoszą się nad jezioro, tylko musicie dać mi chwilę. - Tu w myślach zawołał "Deith!". Kilka sekund później na ramieniu lekarza zmaterializował się feniks. - To jest Deith, mój przyjaciel, przeteleportuje was nad jezioro, tylko uważajcie, nie lubi, jak mu się wyrywa pióra. No i jak wyczuje zagrożenie lub złe intencje, to was spali. Tak na marginesie. Tylko musi jeszcze coś zrobić.
- "Deith, znajdź i sprowadź tu tę rudowłosą".
- "Już lecę". - Chwilę potem ptak wzbił się w niebo, zawisnął chwilę nad budynkami, po czym pomknął gdzieś i kawałek czasu potem wylądował z powrotem z szamoczącą się dziewczyną.
- No, skoro wszyscy są już w komplecie, to dotknijcie ptaka, a on się wami zajmie. - W tym momencie cała czwórka zniknęła z głośnym cmoknięciem. Teraz kot zwrócił się do lisicy.
- No, pora zacząć przedstawienie, nie uważasz? Załatwmy ich na amen. - Tu wyciągnął rękę w stronę zmiennokształtnej. - Gotowa?
Awatar użytkownika
Feliks
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Feliks »

Jegomość opuścił miecz, śmiejąc się donośnie, już za kilka chwil Feliksowi było dane poznać jego imię.
- Vealikaso... miło cię poznać, macie przewagę liczebną, więc raczej otwarcie bym z wami nie walczył.
Po usłyszeniu planu, Feliks pobiegł za nowo poznanym towarzyszem. Uwolnienie reszty zakładników nie zajęło im dużo czasu, skutecznie pozbywali się zamków na różne sposoby. Po kilku minutach wszyscy spotkali się na zewnątrz.
- Chwilę, na co?
Raptem kilka sekund po pytaniu na ramieniu kotołaka zmaterializował się feniks. Ptak nagle wzbił się w powietrze, po czym zniknął, a po chwili wrócił z szamoczącą się dziewczyną. Wszyscy podeszli do ptaka, który miał ich przenieść w okolice jeziora, raptem moment przed teleportacją Feliks zdał sobie sporawe, że jego towarzyszka - Marise - jest w okolicach obozu, co za tym idzie; może zginąć.
- Chwi....
Chłopak nie zdążył dokończyć zdania, gdyż w ciągu kilku sekund znalazł się w okolicach jeziora. Masa stworzeń, która uciekła z obozu, zatrzymała się przy jeziorze. Była szansa mała - ale była - że Marise, widząc tych ludzi, poszła razem z nimi. Feliks momentalnie pobiegł w kierunku odpoczywających ludzi z nadzieją, że znajdzie tam syrenę. Po kilku minutach wrócił do grupy zadyszany i lekko zdezorientowany.
- Idę po nią... po Marise, idę jej poszukać. - Zadyszany ledwo co składał zdania.
Zaczął biec w stronę obozu. Nie było sztuką go namierzyć, gdyż nad nim unosiła się wielka czarna burzowa chmura, a im dalej się biegło tym było cieplej. Przedzierając się przez gąszcz, chłopak usłyszał głośny grzmot, co go całkowicie zatrzymało i zamurowało, burza to jedyne, co potrafiło zabrać mu całą odwagę.
- Ogień, woda, trucizny, jest tyle środków mordu, dlaczego akurat muszą używać piorunów?
Ile by nie biegł, droga nadal była długa, a destrukcja coraz większa, jasnym było, że nie zdąży.
Awatar użytkownika
Marise
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marise »

Marise była załamana. Opatulona własnymi rękoma dreptała za resztą i szlochała cichutko pod nosem. Tak bardzo chciała wrócić, odnaleźć drogę powrotną i już nigdy więcej nie ulegać chwili. Musiała zacząć mieć własne zdanie, walczyć o swoje, nie bać się. Ale czy dałaby radę się postawić i skrzywdzić człowieka? Chyba najwyższa pora to zrobić. Za chwilę....
Nagle momentalnie się zatrzymała. Coś się jej podobało. W powietrzu było za wiele wyładowań elektrycznych, niemal czuła, jak włoski stają jej dęba. Odwróciła się tyłem do kierunku marszu i na horyzoncie zauważyła wielką czarną chmurę. Stanęła jak wryta. Powiew wiatru targał jej sukienką i nie pozwalał na żaden ruch. Była jak sparaliżowana, a łzy, które jeszcze niedawno ciekły z oczu, wyschły.
- Idziemy dalej! - Ktoś ją szarpał, jakiś facet. Marise spojrzała na niego przelotnie, po czym zrobiła ten sam ruch, który zauważyła u piratów na statku. Zamachnęła się dłonią zaciśniętą w pięść i wymierzyła prosto w nos szarpiącego. Chłopak był zdumiony, że taka spokojna osóbka nagle go zaatakowała. Złapał się za nos i gdy wyczuł, że leci mu krew, otarł usta rękawem.
- Nie będziesz mnie bić - powiedział i złapał ją za ramiona, aby chyba oddać poczęstunek, ale Marise nie bała się już. Spojrzała na niego ze zmrużonych oczu.
- Nie zadzieraj ze mną... nigdy... WIĘCEJ!! - krzyknęła mu w twarz i wokół pojawiły się bańki wodne, które niebezpiecznie nabierały ostrych krawędzi, tym samym zmieniając się w śmiercionośne kule. Takie też już gdzieś widziała, więc łatwo było sobie to wyobrazić. Mężczyzna chwilę jeszcze obserwował całe zajście, nie rozumiejąc tyle samo, co i ona. Puścił ją i odszedł. Syrenka rozejrzała się. Każdy na nią się gapił. Jakby była większym dziwolągiem niż oni. Ludzie zawsze tak reagują, gdy ktoś się postawi. Teraz już to wiedziała. Domyśliła się tego dopiero teraz, że samą dobrocią nigdzie nie dojdzie. Pora było się postawić.
- Idź i nigdy nie wracaj - usłyszała głos kobiety z dzieckiem, która jej pomogła lub nie. Zabrała ją spod obozu, chociaż się o to nie prosiła.
- Idę i nigdy nie wrócę. Burza jest duża, będzie miała ogromny zasięg. Schowajcie się, albo też nie... - po tych słowach zaczęła biec w stronę powrotną. Jako, że byli na otwartym terenie, wokół same łąki i pojedyncze drzewa, syrenka wiedziała, że grozi jej niebezpieczeństwo. W końcu pioruny szukają najszybszej drogi łączącej z ziemią, a w tym przypadku miały ciało syrenki.
Nie tracąc ani chwili, ledwo łapiąc oddech, czując ogromny ból w nogach, dobiegła aż do lasu. Gdyby nie to, że chmury tworzyły wir gdzieś na zachodnio-północnej części lasu, to by nie wiedziała, że musi biec pod skosem. Zatrzymała się na moment, aby odetchnąć. I wtedy kolejna nieprzewidziana rzecz ją spotkała. Zza drzew wychylili się ludzie, uzbrojeni. A przy szyi poczuła zimne ostrze. Mężczyzna, który stał za nią i przykładał nóż, był wysoki i śmierdział. Oddech też miał nieświeży. Marise posłusznie uniosła dłonie do góry, pokazując tym samym, że nie jest uzbrojona. Następnie kazali jej iść, prosto do obozu. Była otoczona przez tych złych, nie wiedziała, jak ich nazwać. Jeden z nich związał jej dłonie z przodu bardzo ciasno. Miała delikatną skórę, czuła, że jak zaczną nią szarpać, to i będzie miała otarcia, jeśli już ich nie miała.
Dotarli pod obóz, nie spodziewała się takiego widoku, wszystko było zniszczone. Trzech mężczyzn plus jeden, który trzymał dziewczynę, postanowili wejść głębiej. Robili to tak cichutko, że nikt by ich nie usłyszał. Marise znalazła się w pomieszczeniu, którego nie potrafiła określić. Był to korytarz? Pokój? Sala? Sama nie wiedziała. Najważniejsze było to, że nagle popchnęli ją na kolana i przyłożyli miecz do szyi. Dopiero teraz zauważyła że na końcu, tyłem do nich stała para. Oboje mieli ogony, coś kombinowali, o czymś rozmawiali. Dziewczyna nie potrafiła wyłapać ani słowa, bo dzwoniło jej w uszach.
- Wycofajcie się, albo zabijemy dziewczynę. - Miecz był zimny i wbijał się w skórę. Nawet nie chciała próbować przełykać śliny, bo mogło się to źle skończyć. Z jednej strony miała wrażenie, że to było głupie z ich strony, bo jej życie nie było nic warte i na pewno nie ryzykowaliby za nią życia, ale z drugiej strony.... Nie znała ich, mogło właśnie im zależeć na każdej duszy, która była uwięziona. Patrzyła więc w sufit, nie chcąc widzieć, czy im zależy czy też nie.
Awatar użytkownika
Olivia
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Olivia »

W jednej chwili leżała płasko na dachu, w drugiej szamotała się w objęciach feniksa.
- Wystarczyło poprosić! Sama bym zeszła! - Spojrzała na kotołaka ze złością. Wtedy na jej ramieniu spoczęła ręka Avoliny.
- Olivio, chodźmy stąd. Oni...zajmą się pozostałymi. Nic tu po nas.
Złodziejka od razu się uspokoiła. Razem z pozostałymi dotknęła piór feniksa i zniknęła.

************************

Cały świat dosłownie zawirował, kiedy zmaterializowali się nad jeziorem. Lądowanie do najprzyjemnijeszych nie należało, w końcu, nie każdy lubi być traktowny jak worek z ziemniakami. Wojowniczka widać lepiej zniosła "podróż", gdyż od razu stanęła na nogi. Podobnie nowo przybyły chłopak. Ten z kolei od razu zerwał się i zaczął nerwowo biegać, aż w końcu skierował kroki z powrotem do obozu, krzycząc coś o jakiejś Marise. Avolina nie miała ochoty czekać na resztę kompani.
- Odpłyńmy. Teraz.
- A co Isarą i pozostałymi?
- Oni...nie są nam potrzebni. Mamy siebie.
- Ja...dobrze. Odpłyńmy.
Wsiadły do małej łódki, schowanej przez Avolinę pomiędzy gęstymi zaroślami. Kobieta odpechnęła łódź od brzegu i wypłynęły na środek jeziora. Olivia nie mogła spuścić oczu z pięknej twarzy Avoliny, nawet teraz, kiedy cała pokryta była krwią.
- Gdzie się udamy?
- Nie wiem, skarbie. Nie wiem.
Awatar użytkownika
Isara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Isara »

        Skrzywiła twarz w wyrazie lekkiego zdenerwowania. Naprawdę ciężko jej było zaufać dopiero poznanym osobom, ale cóż mogła innego poradzić? Tym samym, że sabotażysta nie wydawał się stanowić bezpośredniego zagrożenia. Westchnęła, po czym kiwnęła głową do kotołaka, dając mu tym znak, iż zrozumiała jego przekaz. Teraz natomiast postarała się zapamiętać imiona obu mężczyzn.
- Jestem Isara – powiedziała cicho i niepewnie. Także cofnęła się o krok, zaciskając palce na kosturze.

        Po tym, jak Vealikaso i Feliks uwolnili pozostałych, kotołak niemal natychmiast oznajmił, co zamierza. Lisołaczka zaczęła się zastanawiać, jakim cudem Feliks i Olivia zdążą uciec stąd aż nad jezioro, podczas gdy zapewne za niedługo rozpęta się tutaj niezłe piekło. Otrzymała odpowiedź tak szybko, jak tylko zdążyła przejść jej owa myśl przez głowę. Nieopodal pojawił się ptak, od którego ciężko było odwrócić wzrok. Isara aż rozszerzyła oczy. Zważając na swój wiek, bardzo mało w życiu widziała. A takiego stworzenia nie można spotkać chyba... nigdzie? Ciężko określić.
        - Niesamowity... - rzekła pół-świadoma swoich słów, wpatrując się w istotę. Isara oprzytomniała dopiero w momencie, w którym feniks zniknął wraz z pozostałymi. Lisołaczka westchnęła.
Przez chwilę zawahała się, nim odpowiedziała Vealikaso. Przymknęła oczy na dosłownie kilka krótkich sekund. Już teraz można było dostrzec ciemne i złowrogie chmury. Zmiennokształtna spojrzała na kotołaka, po czym uśmiechnęła się delikatnie. Cała jej niepewność zniknęła, gdy tylko ujrzała brak niecnych zamiarów w oczach mężczyzny. Nie skrzywdzi jej, tego była już prawie pewna. "Tylko skąd ta dziwna pewność...?".
        - Gotowa, jeśli i ty jesteś gotów – odparła, szczerząc ząbki w jednym z najszczerszych z uśmiechów, na jaki ją było stać. Powoli podała mu rękę, a w tym samym momencie na niebie rozbłysła błyskawica. - Tak będzie łatwiej wyjaśnić destrukcję tego miejsca. Jeśli jakiś ciekawy przechodzień zainteresuje się tą sprawą, można będzie zgonić większość na katastrofę naturalną, na burzę. To tak na wszelki wypadek... - wyjaśniła, a mina jej spoważniała. Nie wiedziała, co dokładnie się zaraz stanie. Ale mogła wywnioskować, iż będzie to całkiem widowiskowa rzecz.
Odchrząknęła, zarzucając swoje długie włosy do tyłu.
- Powiesz mi teraz, co konkretnie... - nie dokończyła. Momentalnie jej wzrok powędrował w kierunku kilku mężczyzn, którzy najwidoczniej zabrali zakładnika, by pozbyć się ich. Nie było wątpliwości, że to jedni z tej bandy. Isara zmarszczyła brwi, ukazując zdenerwowanie. Tym samym wokół jej oczu zalśniły iskierki, które niemal zawsze się pojawiały, gdy tylko dziewczyna się gniewała. Szczerze nienawidziła takich momentów. Z wściekłości aż się w niej zagotowało. Jej wzrok utknął w istocie, którą owi mężczyźni wzięli na zakładnika. „Wzięli zapewne niewinną osobę. Ale... ona była w tamtej celi? To jedna z uprowadzonych?” - myślała. Nie mogła sobie skojarzyć tej kobiety. „Przechodzień?”.
        Isara nabrała powietrza w płuca. Tak czy siak, nienawidziła takiej niesprawiedliwości. Ciemnowłosa zapewne niczym im nie zawiniła. A oni ją wykorzystywali. Lisołaczka nieświadomie ścisnęła dłoń kotołaka, której – na razie – nie zamierzała puścić.
- Nie – zaprotestowała, kierując te słowa do oponentów. Nie chciała również dawać im powodu do triumfu. Nie pozwoliła im wydać z siebie żadnego dźwięku. Nawet ciemnowłosa mogła poczuć, jak powietrze wokół niej i jej napastników gęstnieje. Oczywiście ominęło ją to, co lisołaczka zamierzała zgotować łowcom. Jeden z nich, stojący najbardziej z tyłu, już upadł na ziemię, krztusząc się i łapczywie chwytając powietrze. I tak na zmianę. Raz zdawał się dusić, raz żarliwie walczył o życie. Gdy pozostali głowili się, co się dzieje z ich towarzyszem, Isara przeniosła wzrok na kolejnego oponenta. Na tego, który trzymał ostrze przy szyi kobiety. Białowłosa westchnęła, po czym rzuciła dziewczynie bezgłośne „przepraszam” a następnie zwiększyła temperaturę całej broni. Mogło to nieco poparzyć szyję ów dziewczyny, lecz liczył się fakt, iż łowca puścił ostrze. A stąd już z górki. Lisołaczka wyszczerzyła ząbki, jakby wcale nie miała zamiaru zamordować kilku osób. Zwyczajny uśmiech, ot co. Tak przynajmniej ona sądziła.
        - Uciekaj! Szybko! - krzyknęła do ciemnowłosej, a sama podbiegła dość okrężną drogą w kierunku mężczyzn, wcześniej używając magii pustki, aby móc ich zgonić możliwie jak najbliżej siebie. Ciemna poświata otoczyła każdego z nich, a wszyscy w okolicy mogli ujrzeć przerażającego potwora, który szczerzył swoje długie zębiska na łowców. A to tylko iluzja. Co tylko dało przewagę zmiennokształtnej.
        Bardzo szybko i z impetem wbiła kostur w ziemię, a niespodziewany grzmot oraz rażąca w oczy błyskawica przerwały ciszę i oświetliły cały teren. Niestety, łowcy nie mogli ujrzeć, jak piękna spotkała ich śmierć. Jak widowiskowa i jakże szybka. Spalone ciała bezwładnie opadły na ziemię, co tylko sprawiło, że Isara westchnęła z ulgą. Zagrożenie minęło. Na razie. Momentalnie jednak podbiegła do ciemnowłosej kobiety.
        - Nic ci nie jest? Zrobili ci coś? - dopytywała. Odczekała chwilę, po czym zwróciła się do Vealikaso. - Ją także trzeba odesłać nad jezioro, do Feliksa i reszty... Jakoś. Trzeba się pospieszyć ze zniszczeniem tego miejsca. - Wyprostowała się. Nie mogli przecież pozwolić, aby taka sytuacja się powtórzyła. Spojrzała na kotołaka, oczekując jego reakcji.
Awatar użytkownika
Vealikaso
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vealikaso »

        "Isara. Piękne imię" - Pomyślał, po czym uśmiechnął się szeroko, spoglądając na lisicę oniemiałą na widok Deitha.
"To mu muszę przyznać, jest piękny i zadziwiający" - przeleciało mu przez myśl.
- "Słyszałem" - przesłał mu myśl feniks.
        Gdy już wszyscy zostali przeteleportowani przez ptaka, kotołak zwrócił się do magini z uśmiechem na ustach.
- Ja zawsze jestem gotowy - powiedział, po czym wyszczerzył się jeszcze szerzej.
Gdy chwyciła go za rękę, poczuł miłe ciepło w sercu. "Tylko mi się tu nie zakochuj, masz gród do zmiecenia". - Potrząsnął głową, by odpędzić uciążliwe myśli. W tej chwili pokazało się kilku Kalempared, trzymających jakąś dziewczynę w roli zakładnika. "Oni nigdy się nie nauczą..." - pomyślał uzdrowiciel, jednocześnie zbierając się do ataku.
        Na ich szczęście, czy nieszczęście, Isara wzięła sprawy w swoje ręce. Widząc dławiącego się łowcę, uśmiech wstąpił na wąskie wargi Strażnika Ognia. "O, a to ci ciekawe. Co jeszcze potrafi? Czym jeszcze mnie zaskoczy?" - Veal z zaciekawieniem i ognikami w oczach przyglądał się tej nierównej walce. Chwilę po uduszeniu się delikwenta, następny głośno krzyknął i wypuścił nóż, który trzymał przy szyi tajemniczej dziewczyny. "Manipulacja wewnętrzną strukturą materii... No no! Całkiem całkiem!" - Kot był zachwycony pokazem umiejętności swojej nowej towarzyszki. Największe wrażenie jednak wywarła na nim iluzja wielkiego potwora, który tak wystraszył zbirów, ze wpadali sami na siebie i zostali zupełnie zdani na niełaskę zmiennokształtnej. "Pięknie! Cóż za arcydzieło mordu w hucznym stylu! Chyba jak będę miał okazję, to poproszę ją o nauczenie mnie kilku sztuczek. Kto wie, co może mi się przydać?" - taka wiązanka myśli przemknęła przez umysł lekarza.
        Gdy wszyscy Kalempared legli spopieleni na ziemi, Vealikaso ruszył za Isarą w stronę uratowanej przez nią dziewczyny.
- Świetnie się spisałaś. To było piękne! - rzekł to lisicy, po czym zwrócił swoje wielokolorowe oczy w stronę nieznajomej. - Ona ma rację, musimy cię stąd przenieść nad jezioro, inaczej zginiesz od zaklęcia, które mamy zamiar rzucić.
W międzyczasie wrócił Deith, więc, nie zwlekając, oddelegował go do przeniesienia uwolnionej dziewczyny. Gdy zniknęli, kotołak odwrócił się do zmiennokształtnej.
- No, jak wszystko już załatwione, to pora zniszczyć tę norę. Podaj mi rękę, czas zaczynać. A właściwie kończyć - powiedział, po czym się roześmiał. Gdy Isara chwyciła jego wyciągniętą dłoń, przyciągnął ją stanowczym ruchem do siebie.
- To zapewnia mniejszy pobór mocy do utrzymania tarczy - rzekł, po czym uśmiechnął się przepraszająco. Następnie rozejrzał się dookoła, by upewnić się, że są bezpieczni oraz określić położenie zbliżającego się do grodu oddziału. "Jedna strzała powinna wystarczyć" - pomyślał. Gdy się upewnił co do wszystkich szczegółów, zaczął inkantację zaklęcia.
        Najpierw zajął się wykorzystaniem mocy lisicy do stworzenia wirującej tarczy ognia i powietrza, która miała ich chronić przez ofensywną częścią czaru oraz przed ewentualnymi atakami z zewnątrz. Nad ich głowami zaczął tworzyć się wir chmur, zapewne wynik uwalnianej mocy Isary. Gdy kończył zaśpiew tarczy, nagle z jednego z budynków wybiegł jakiś gruby mężczyzna w bogato zdobionym stroju. "To zapewne ten czarodziej, o którym mówiła Avolina. Tarcza już stoi, nic nam nie zrobi, a plazmy nie wytrzyma nawet potężny mag, jeśli nie wie, jak schłodzić materię tak, aby nie umrzeć z wycieńczenia". - słysząc te myśli w swojej głowie, Veal mimowolnie się uśmiechnął. Czarodziej patrzył w osłupieniu, ale szybko podjął próby ataku na dwójkę zmiennokształtnych w kręgu ognia i powietrza. "To na nic" - pomyślał Vealikaso, zaczynając intonację ofensywnej części zaklęcia.
        W miarę trwania śpiewu kota, z czterech jego stron zaczęły się tworzyć ogniste sylwetki ludzi z łukami w rękach. Każdy był zwrócony w inną stronę tak, że tworzyli ramiona krzyża. Po chwili w ich rękach zaczęły zbierać się języki ognia, tworząc krwistoczerwone strzały. Te zostały nałożone na cięciwy. Łucznicy naciągnęli ramiona łuków, ale strzał nie wypuścili od razu. Uzdrowiciel śpiewał dalej. Krwista czerwień powoli przechodziła w pomarańcz, żółć, a następnie biel. Ogień osiągnął zabójczą dla wszystkiego, co żywe, temperaturę. Przyszła kolej na najtrudniejszą część, wycelowanie strzał w odpowiednie cele. Veal miał w pamięci, że jedna musi polecieć w stronę małej armii Kalempared nadciągającej od strony lasu. Chwilę skupiał myśli, celując poszczególnymi łukami w odpowiednie strony, po czym zwolnił cięciwy.
        Rozbłysk światła był tak jasny, że nawet słońce schowało się za nieskazitelną bielą. Trzy strzały, mające zniszczyć gród, zatoczyły wokół niego kilka błyskawicznych kół, po czym z impetem uderzyły w zabudowania. Rozgrzana do ekstremalnej temperatury materia wręcz roztopiła i odparowała otaczające zmiennokształtnych zwłoki, budynki i grubego czarodzieja. Ziemia została wypalona do pierwszej warstwy skał, które trochę się nadtopiły. Strzała posłana w kierunku oddziału łowców w pewnym momencie rozszczepiła się na niezliczoną ilość mniejszych języków ognia, które momentalnie wymazały z tego świata wszystkich niegodziwców. Nie pozostała po nich nawet jedna kość, cała armia wyparowała.
        Po wszystkim Vealikaso rozejrzał się z błogim uśmiechem na ustach, podziwiając swoje dzieło. Gród przestał istnieć, a pas wypalonej ziemi wskazywał tylko niedawne miejsce, w którym znajdował się duży oddział łowców. Ciągle mając mroczki przed oczami z powodu wyemitowanego przez ogień światła, przysiadł ciężko na ziemi, by złapać oddech. Tego zaklęcia mógł używać tylko raz na tydzień, a to i tak wiązało się z potrzebą posiadania drugiego maga do pomocy. Gdy chwilkę odsapnął, wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Uspokojenie się zajęło mu jakiś czas. Wstał, otrzepał ubranie i popatrzył w stronę Isary
- I jak ci się podobało? Lubię zapach spalenizny o południu - powiedział, po czym wyszczerzył swoje białe ząbki w uśmiechu. Po chwili jednak przypomniał sobie o reszcie nowo poznanej kompanii, więc ponownie wyciągnął rękę w stronę lisicy.
- Czas się zbierać i dołączyć do Feliksa i reszty. Idziemy?
Awatar użytkownika
Feliks
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Feliks »

Rozbłysk, jasne wręcz oczyszczająco białe światło uniosło się nad grodem, oświetlając wszystko, co znajdowało się nawet w dalekiej odległości. Chcąc uniknąć uszkodzenia oczu, schował się za drzewo, lecz to nawet nie było w stanie odizolować go od natarczywego światła, wszędzie było wręcz biało, drzewa, skały i trawa były białe. Jedynym wyjściem z tej sytuacji było użycie magii, szybkim ruchem dłoni Feliks stworzył wokół siebie gęste kłęby dymu, co skutecznie odizolowało go od źródła światła.
- Widzę nieźle się bawią.
Po kilku chwilach dym całkowicie znikł, a razem z nim palące światło, stanowczym krokiem ruszył w stronę celu.
Dotarłszy do celu ujrzał gród, a raczej to, co z niego pozostało. Wszystko było zdewastowane, nie pozostał kamień na kamieniu, nawet jedna roślina, nawet najmniejsza tego nie przeżyła. Była tylko skała, która gdzieniegdzie wydawała się nadtopiona. Nie patrząc na gród, nawet pobliskie drzewa ucierpiały od przytłaczającego ciepła jak i fali uderzeniowej ,zresztą, co się dziwić, skoro sam w tym pomagał. Uwalniając ludzi powinien się cieszyć, lecz nie było czasu na świętowanie. Pierwszą myślą, jaka dotarła mu do głowy po widoku, jaki ujrzał, było odnalezienie Marise, wiadomym jest, że nie będzie jej w kraterze, dlatego pobiegł szukać w zaroślach. Miał nadzieję, że gdzieś tam jest cała i zdrowa, lecz tak się nie stało, nigdzie nie mógł jej znaleźć. Po dogłębnym szukaniu udał się na krater, wycieńczony i bez nadziei stanął wśród dymu, który unosił się ze skał, nie mógł uwierzyć, że stracił bliską mu osobę. Nagle usłyszał niewyraźny, ale śmiech, śmiech, który należał do Vealikasa. Zaczął iść w ich kierunku bez większych chęci, kilka chwil później dostrzegł Vealikasa i Isarę, podszedł do nich, po czym położył rękę na ramieniu Vealikasa.
- No, bracie, niezłe dzieło - mówił przybitym głosem, próbując nie okazywać szoku, jaki doznał z powodu straty towarzysza... nie, straty przyjaciółki.
Usiadł na jedynym, w miarę chłodno wyglądającym skrawku ziemi i zaczął się spokojnie rozglądać, po chwili zwrócił się do Vealikasa.
- Wiesz co, ja to mam pecha, poznałem super dziewczynę, a ona albo się roztopiła, albo odleciała odrzucona przez fale uderzeniową gdzieś daleko. - Zwinął dłoń w pięść i uderzył nią w ziemię. - Aj, Marise, gdybym był szybszy.
Siedział tak pogrążony w żałobie, gotowy siedzieć tak do końca świata.
Awatar użytkownika
Marise
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marise »

Dla syrenki nie trzeba było dwa razy powtarzać, żeby uciekała. Wykorzystałaby pierwszą lepszą chwilę, aby tylko pozbyć się napastników z karku. Szczerze? Nie spodziewała się takiego pokazu mocy, czuła się taka.... nijaka. Nikt szczególny. Bo co potrafiła? Zabawy z wodą i tyle. No dobra, mogła też leczyć każdego i to bez wysiłku, ale to nie to samo, co zrobiła lisica! Marise była jej cholernie wdzięczna, mimo że nie patrzyła, co ta wykonuje za sztuczki. Wolała zamknąć oczy i tylko słuchać, jak krzyczą. Ciarki przechodziły na same obrazy, które podsuwała wyobraźnia. Więc gdy tylko ostrze się nagrzało i zostało odsunięte od gardła, syrena wystrzeliła do przodu, nie przejmując się już niczym.
W końcu nastała cisza i obie nieznajome jej osoby zbliżyły się do niej zadając pytania o jej stan. Nie rozumiała nic, nie wiedziała co ma odpowiedzieć, czy w ogóle powinna odpowiadać? Ale z tego letargu wyrwało ją jedne słowo "Feliks". Oni go znali.
- Znacie Feliksa?! Jestem Marise! Gdzie on jest?! - Czy jeszcze ją słuchali? Czy już nie? W każdym bądź razie mówili coś o jezioru. Och, super! Będzie mogła naładować bateryjki. - Ej!
Krzyknęła dość donośnie, ale koteł skierował spojrzenie na jakiegoś ptaka. To Feniks, wiedziała o tym. Tylko nie spodziewała się, że ognista bestia złapie ją. Poczuła szarpnięcie w żołądku, niemal zrobiło się jej niedobrze. Gdy otworzyła oczy, leżała nad jeziorem. Sama. Nie było tu Feliksa, nie było nikogo. Panika zapanowała nad jej rozsądkiem. Poczuła wielką gulę w gardle. Znowu była gdzieś daleko, nie wiedziała dokładnie, gdzie i na dodatek sama. To już wolała tamtych ludzi... Zbliżyła się do jeziora, które przyciągało swoim blaskiem. Miało w sobie jakąś magię. Marise odczuwała ją. Przyciągała ją. Ukucnęła przy wodzie i zamoczyła dłoń. Od razu wszelkie rany się uleczyły. Nie zwlekając ani chwili dłużej, powoli zamoczyła nogi, a następnie całe ciało. Nim zmieniła się w syrenę, była już pod wodą. Nie chlusnęła nawet ogonem. Woda była ciepła i przyjemna. Chwilę popływała, do póki nie poczuła silnego jakby... wybuchu. Wychyliła oczy na powierzchnie zaciekawiona. Oczęta Marise krążyły tam i z powrotem, nim się obróciły w stronę miejsca, gdzie było bum.. Dym, dym i jeszcze raz dym. Ten obóz, w którym była najwidoczniej już nie istniał. Co i tak nie poprawiło jej humoru. Nadal była sama, chociaż bezpieczna.
Minęło pół godziny, więc mogła spokojnie wyjść na powierzchnię. Nadal nikt tu nie przybył. Znała trochę zasady przetrwania, więc poszwendała się przy granicy lasu i zaczęła zbierać gałązki. Jedne mokre, drugie suche. No, nie wiedziała, jakie muszą być, okej? Nie jej wina. Gdy miała już pokaźną garstkę zaciągnęła je nad brzeg. Wykopała szeroką dziurę, a następnie zaczęła układać stosik. Ale taki jak trzeba. Zamiast ustawiać patyczki sztorcem, to układała je równolegle do ziemi. Po prostu nie znała aż tak zasad, nigdy tego nie robiła. Co miała układać pod wodą? Wodorosty? Śmieszne... aż boki zrywać. W każdym bądź razie robiło się chłodno, ciemno.... i strasznie. Poukładała patyczki, ale nie miała ognia, aby je podpalić. Gdzieś słyszała, że się uderza kamień o kamień, więc rozejrzała się po bokach i wzięła dwa pierwsze lepsze. Przy uderzeniach nic się nie działo. Podkuliła nogi i tak siedziała wpatrując się w wodę i drewno. Nic innego jej nie zostało.
Awatar użytkownika
Isara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Isara »

        Pomachała ogonem w geście wielkiego zadowolenia, słysząc pochwałę ze strony kotołaka. Na jej twarz wstąpił lekki – ledwo widoczny – rumieniec, przy czym ona sama uśmiechała się. Po tym jednak jej uwagę przykuły słowa nijakiej Marise, jak to przedstawiła się ciemnowłosa kobieta.
- Tak, znamy. - „W pewnym sensie”. - Jest obecnie nad jeziorem. Tam cię wyślemy – powiedziała spokojnie, uśmiechając się pocieszająco.
        Po krótkiej chwili ponownie mogła ujrzeć to niesamowite stworzenie, jakim jest feniks. Przybył szybko, i równie szybko zniknął wraz z Marise. Isara jeszcze przez chwilę spoglądała na odlatującą istotę, zastanawiając się. „To jego towarzysz?” - pomyślała, spoglądając na Vealikaso. Niezmierna ciekawość sprawiała, iż na język cisnęły jej się pytania odnośnie ów ptaka, lecz teraz priorytetem było zniszczenie grodu. Na rozmowy przyjdzie czas później.
        Tym razem bez wahania chwyciła go za rękę i kiwnęła głową, gotowa na rzucenie zaklęcia. Nie znała jednak szczegółów. Miała przez to nadzieję, że nie zawali. Przygotowała się już na wszystko, ale niespodziewana bliskość mężczyzny, kiedy ten ją do siebie przyciągnął, zagięła ją. Spojrzała na kotołaka zdziwiona, lecz ten wyjaśnił ów gest.
- Zrozumiałam – odpowiedziała cicho, nadal wpatrzona w niego. A raczej w jego oczy, które bardzo przykuły jej uwagę. Zdawało jej się, że zaraz w nich utonie. Na dobre. Dopiero w momencie, w którym zdała sobie sprawę, że ciągle bezmyślnie się nań gapi, odwróciła wzrok.
Wiele rzeczy wydarzyło się w tym momencie bardzo szybko. Szybciej, niż słowa opisu są w stanie powiedzieć. Isara musiała przymknąć oczy, gdyż niezwykle jasny błysk otoczył cały gród. Lisołaczka skoncentrowała się na całkowitym uwolnieniu swojej mocy. To przecież było teraz najważniejsze?
        Czerwień, pomarańcz, złoto i biel. Kolory tańczyły w powietrzu, coraz bardziej zachwycając swoją różnorodnością. Zmiennokształtna zmarszczyła czoło w daremnych próbach dostrzeżenia zarysu... czegokolwiek. Ale nie dane jej było zobaczenie grodu po raz ostatni. Nim się spostrzegła, wszystko zostało pochłonięte przez czystą biel. Biel, symbol bezkresnej nicości.

        Isara zamrugała kilka razy, starając się odzyskać ostrość widzenia. Przetarła oczy, utrzymując równowagę, by przypadkiem nie upaść na ziemię. Była wykończona. A mroczki, utrudniające patrzenie, tylko ją denerwowały.
Czy ona naprawdę chciała zobaczyć efekt wybuchu? Sama nie była tego całkiem pewna. Rozszerzyła oczy, oglądając zmieciony z powierzchni ziemi gród. Nie było już nic! Jakby cały budynek nigdy nie istniał.
        - Taka moc... - powiedziała zdumiona. Kostur, który przez cały czas trzymała kurczowo przy sobie, posłużył jej jako podpora do poruszania się po dość nierównej powierzchni. Męczące uszy przestrzenne dźwięki, potoczne nazywane ciszą, przerwał śmiech. Lisołaczka szybko spojrzała na bardzo rozbawionego Vealikaso. „Powinnam się teraz bać?” - pomyślała, lustrując kotołaka wzrokiem. Po krótkiej chwili jednak pierwsze pytanie padło z jego ust. Jak gdyby ten nagły atak śmiechu nigdy nie miał miejsca.
- To było... - zamilkła, szukając odpowiedniego określenia – bardzo widowiskowe. - Uśmiechnęła się delikatnie do niego. Wówczas niedaleko pojawił się sabotażysta. Zdawało się, że czegoś szukał. Isara przekrzywiła głowę w niemym pytaniu.
        - Marise? - rzekła, poszukując w myślach ów imienia. - Była tutaj, szukała cię... - wymamrotała. „Minęli się!” - przeszło jej przez myśl.
- Hej, Veal – zaczęła, podając mu ponownie rękę – trzeba szybko dostać się na jezioro. Ona może tam czekać... Czy ten feniks nas tam zabierze? - Nie ukrywała ekscytacji w głosie. To stworzenie było dla niej niesamowite, a rosnąca ciekawość zmiennokształtnej tylko potęgowała to uczucie.
Awatar użytkownika
Vealikaso
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vealikaso »

        Veal patrzył tępo to na Isarę, to na Feliksa. "To za dużo... Najpierw ten rumieniec, który dojrzałem za pomocą okularów, a teraz jeszcze chłopak ubolewa nad stratą dziewczyny. Za dużo sprzecznych emocji" - Kot czuł się skonsternowany. Z zamyślenia wyrwały go słowa lisicy, które uświadomiły mu, że obawy sabotażysty są nieuzasadnione. "Przynajmniej tyle, ale przez to ten rumieniec będzie mnie zżerał od środka jeszcze bardziej. Za duże ryzyko, ale rozszerzanie się naczyń krwionośnych na policzkach zwykle o czymś świadczy... Przeklęty dar widzenia reakcji organizmów. Czasem lepiej nie wiedzieć takich rzeczy, inaczej człowiek ze stresu zejdzie z tego... tych światów" - Vealikaso wyraźnie czuł się nieswojo.
        Po chwili ocknął się z transu, jednak dalej myśli kotłowały mu się w płacie czołowym. Podszedł do chłopaka i przyjacielsko klepnął go w plecy.
- Spokojnie, Deith wyniósł ją nad jezioro, nic jej nie jest. Nie wyparowała jak ci Kalempared. Powinna być cała i zdrowa.
Lekko uśmiechnął się do Feliksa, a następnie spojrzał w stronę pani błyskawic, by odpowiedzieć na jej pytanie. Słyszał podekscytowanie w jej głosie, co trochę go rozbawiło.
- To byłaby... najlepsza opcja - zająknął się lekko, gdy przed oczami stanęły mu niedawne czerwone punkty na twarzy Isary.
"Ogarnij się wreszcie! No ileż można! Ty głupi mózgu! Przestań! Daj. Mi. Myśleć!" - po tym wewnętrznym wybuchu kotołak częściowo odzyskał kontrolę nad swoim umysłem, jego rozterki sercowe pojawiały się już sporadycznie.
        Z opresji wyratował go feniks, który sfrunął pomiędzy trójkę towarzyszy.
- "Nie, żebym miał coś przeciwko, ale mógłbyś łaskawie SIĘ PRZYMKNĄĆ?! GŁOWA MI PĘKA! PRZESTAŃ SIĘ DRZEĆ!" - Deith nie wydawał się zachwycony rozterkami przyjaciela.
- "Przepraszam, że mogłem się komuś spodobać. Miałeś kiedyś kogoś, nie? A, zapomniałem, twój gatunek jest na wymarciu". - Uzdrowiciel odwdzięczył się ptakowi podobnym brakiem delikatności.
- "Dobra, dobra, spuśćmy z tonu, bo zaraz się nawzajem zadrapiemy na śmierć. Ach, zapomniałem. Nie mogę umrzeć". - Można powiedzieć, że mentalnie feniks się roześmiał.
Veal roześmiał się, jednak tym razem na głos.
- Zabierzesz nas nad jezioro? Feliksowi spieszy się do wybranki, a i ja chętnie opuszczę te zgliszcza. - Lekarz odnotował lekko widoczne skinięcie głową Deitha, po czym zwrócił się do towarzyszy.
- Dobra, łapiemy się Deitha, on nas przeniesie w miejsce, do którego zabrał Marise. Tylko łapy precz od ogona i głowy, no chyba, że lubicie mieć cieplejsze ciało o jakieś trzysta stopni, a wierzcie mi, nie chcecie. - Po chwili, gdy każde z nich dotknęło ptaka, cały świat zawirował i w oka mgnieniu znaleźli się nad jeziorkiem.
        Kot rozejrzał się badawczo, ale nie zauważył nikogo, ani Avoliny, ani Olivii, ani Marise. To nie był zbyt dobry omen.
- Dobra, musimy znaleźć przyjaciółkę Feliksa, Avolina i Olivia raczej sobie poradzą chwilę bez nas. Deith, ty szukaj jej z powietrza, my się tu rozejrzymy. Isara, Feliks, znajdźmy ją! - Strażnik Ognia energicznie ruszył w stronę nabrzeżnych szuwarów.
Awatar użytkownika
Feliks
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Feliks »

Usłyszawszy te słowa, w Feliksa jakby wstąpiło drugie życie, wstał, otrzepał się i spojrzał na towarzyszy.
- To co, idziemy nad jezioro?!
Wkrótce potem z nieba wyłonił się ten sam feniks, co wcześniej, dumnie opadał z wysokości do swojego pana. Vealikaso patrzył na feniksa, jakby prowadził z nim konwersację. Wszyscy chwycili się ptaka i chwilę potem znaleźli nad jeziorem. Okolica, w której się pojawili, była pusta, nikogo nie można dostrzec, żywej duszy. Feliks nerwowo zaczął się oglądać we wszystkie strony, by choć na chwilę zobaczyć Marise. Po około minucie udało mu się, siedziała sama w średniej odległości od nich, chłopak ruszył z impetem w stronę syreny, zostawiając za sobą smugę dymu, stworzoną za pomocą magii, która pozwalała mu na chwilę wzmocnić ciało.
- Marise!
Dobiegłszy do niej, klęknął obok i zaczął przytulać.
- Tak się martwiłem. - W tym samym momencie zauważył, że dziewczyna się trzęsie, zdjął płaszcz, po czym położył go na jej plecach okrywając ją całą.
Obok dziewczyny leżał ładnie ustawiony stosik patyków, a koło niego dwa kamienie.
- Próbowałaś rozpalić ogień? - Uśmiechnął się i pogłaskał czule Marise po głowie. - Pewnie było ci ciężko.
Awatar użytkownika
Marise
Szukający drogi
Posty: 35
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Marise »

Dziewczyna prawie zasypiała. Prawie to może za słabe słowo. Jedyne, co ją trzymało wśród przytomnych, to woda. Głowa co chwilę leciała do przodu, gdy oczy się same zamykały. Ale nie mogła usnąć. Wiedziała o tym, zamarzłaby tutaj, tym bardziej, że jej skóra jest naprawdę bardzo delikatna. Jeszcze kilka razy pomęczyła się z kamykami, ale to nic nie dawało. Innymi słowy; zasypiała z wyziębienia. A miała na sobie tylko sukienkę.
Wcześniej, jak się szwendała, to przypadkowo znalazła woreczek ze śniegiem. Aż się sama zdziwiła, gdy to zauważyła. Włożyła nawet rękę do środka, ale śnieg się nie roztopił i nie znikł. Przydatna rzecz, na przykład; jak ktoś będzie miał gorączkę.
Teraz też na niego spojrzała, czuła zimno na łydce, gdzie dotykał. Tym bardziej chciała pójść spać. Czy dobrze by było, jakby wskoczyła do wody? Może powinna tak zrobić? Byłoby jej cieplej. Nawet kilka razy wstała z takim zamiarem, ale ostatecznie zrezygnowała. Nie znaleźliby jej wtedy, jeśli w ogóle szukają.
Oczy się jej zamknęły na dobre, głowa poleciała do przodu i runęłaby na gałązki, gdyby ktoś nie krzyknął "MARISE!".
- Pali się? - krzyknęła donośnie, ale nie zdążyła się podnieść, bo ktoś ją objął w pasie. Rozejrzała się zdezorientowana. Nie wiedziała skąd, ale domyśliła się, kto to.
- Ja też się martwiłam. - Objęła go, nie przejmowała się już okryciem. Było już jej cieplej. - A no próbowałam. Z marnym skutkiem. Gdzie byłeś? Są z tobą inni? Ci z obozu?
Awatar użytkownika
Isara
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Wędrowiec , Mag
Kontakt:

Post autor: Isara »

        Isara uśmiechnęła się szeroko do kotołaka, kiedy ten jej odpowiedział. Nie umknęło jej uwadze również jąkanie mężczyzny wówczas jego krótkiej wypowiedzi. „Co jest? Powiedziałam coś źle? Poruszyłam drażliwy temat? Albo coś innego?”. Jak na nieśmiałą istotkę przystało, lisołaczka potrafiła zamartwiać się przez byle błahostkę. Spuściła wzrok oraz uszy, co jakiś czas tylko spoglądając na dwójkę mężczyzn.
        Feliks w tym momencie wydawał się bardziej ożywiony. Czyli zapewne ucieszyła go wiadomość, iż Marise znajduje się teraz nad jeziorem, całkiem niedaleko stąd. No, prawie niedaleko...
- Idziemy tam! - powiedziała z delikatnym uśmiechem, próbując choć odrobinę oddać entuzjazm chłopaka. Po krótkiej chwili przed oczami Isary pojawił się wcześniej podziwiany przez nią feniks. Cały świat został przytłumiony uczuciem ekscytacji. „Niesamowite stworzenie!” - myślała. Bezwiednie zaczęła machać ogonem, niemal wydawało się, że zaraz będzie zamiatać nim podłoże. Ledwo powstrzymała się, żeby w podskokach nie podbiec do istoty. Miała tyle pytań, a obecnie nie wiedziała, jak zacząć...
        Kiwnęła głową, słysząc słowa Vealikaso. Dotknęła feniksa, a po kilkunastu sekundach wszyscy zostali przeniesieni nad jezioro. Nie od razu spostrzegli Marise, co zapewne zmartwiło Feliksa, patrząc na jego wcześniejsze zachowanie. Lisołaczka rozejrzała się i ze smutkiem stwierdziła, że nie ma tutaj także złodziejki i Avoliny. Ów uczucia były widoczne na jej twarzy. „Uciekły?” - przeszło jej przez myśl. „Oby Prasmok miał je w swojej opiece”. - Złożyła ręce jak do modlitwy, przymykając oczy. Na razie tylko tyle mogła zrobić.
        Jak się później okazało, poszukiwania Marise nie był konieczne. Do dziewczyny błyskawicznie podbiegł sabotażysta, najwidoczniej ciesząc się. Isara ponownie zlustrowała wzrokiem okolicę. „Żadnych łowców już tutaj chyba nie ma...” - miała przynajmniej taką nadzieję. Powoli podeszła do przytulonej do siebie dwójki, spoglądając na nich niepewnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała cicho, jakby bojąc się ewentualnej nagłej reakcji kobiety. - Tamci ludzie nic ci nie zrobili, prawda? - Poczekała chwilę na odpowiedź, ciągle przypatrując się Marise, szukając jakiejkolwiek rany. Nigdzie jednak takowej nie dostrzegła.
        - A, właśnie – doznała olśnienia. - Jestem Isara. - Uśmiechnęła się delikatnie. Ów ciemnowłosa przecież jeszcze jej nie znała. A skoro wcześniej sama się przedstawiła, wypadało okazać maniery w tej sytuacji.
- Co to był za dziwny dym? - zapytała, zwracając się do Feliksa.
        Nie minęła minuta, a zmiennokształtna obejrzała się za kotołakiem. Jeśli teraz nie są narażeni na jakikolwiek atak, także to idealna chwila na gnieżdżące się w głowie lisicy pytania! A przynajmniej ona tak uważała w tej chwili. Podeszła szybko do Vealikaso, po czym – by skutecznie zwrócić jego uwagę – chwyciła jego dłoń w obie ręce, a jej spojrzenie wręcz raziło słowami „to ważna sprawa, nie waż się uciekać!”.
        - Potrzebuję cię! - rzekła, lecz po chwili zganiła się w myślach, zdając sobie sprawę, jak to mogło zabrzmieć. - Znaczy... Chodzi mi o to, co zrobiłeś, kiedy byłam otruta. Jak mnie uleczyłeś? To magia? Nauczysz mnie jej? - uzupełniła. Przypatrywała się kotołakowi z nadzieją wymalowaną na twarzy i w oczach. Dla niej magia leczenia byłaby idealna, zważając na fakt, iż często zdarza jej się być w tarapatach... I dość często miała problemy z natrętnymi łowcami, których przyciągał niespotykany kolor jej futra.
Awatar użytkownika
Vealikaso
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vealikaso »

        Veal jako ostatni dobiegł na miejsce, w którym Marise próbowała się ukryć przed wszechogarniającym chłodem. Od razu zauważył Feliksa, który czule i troskliwie zajmował się ciemnowłosą dziewczyną. "Ten to ma szczęście - uwolnił więźniów Kalemared, przeżył moje zaklęcie no i dodatkowo ma dziewczynę" - mimowolnie kot się uśmiechnął. Skoro te krótkie poszukiwania dobiegły końca, zawołał w myślach Deitha, by nie krążył już nad laskiem, tylko do nich dołączył. Odnotował też w pamięci, by spytać sabotażystę o ten dziwny dym.
        Słysząc przedstawiającą się Isarę, sam szybko poszedł w jej ślady, nie chciał wyjść na gbura:
- Jestem Vealikaso. Miło panienkę poznać. - Tak, trochę staromodnie to zabrzmiało, ale ten kocur miał ponad sto lat na karku. Widząc stosik patyków koło lubej Feliksa, zrozumiał, że nieumiejętnie chciała rozpalić ognisko. Już miał sam się tym zająć, ale powstrzymała go lisica, której nagła bezpośredniość przyprawiła uzdrowiciela o rumieniec, który szybko zamaskował magią życia. To zdecydowanie było niespodziewane.
- No już, już, powoli. Tak się składa, że ja też chciałbym wyciągnąć od ciebie co nieco na temat magii iluzji, którą tak pięknie załatwiłaś tamtych typów. Więc chyba się dogadamy. - Strażnik uśmiechnął się szeroko. - Ale może najpierw poznajmy się wszyscy lepiej, co? Jakby nie patrzeć, nie na co dzień wysadza się cały gród w powietrze. - Veal zaśmiał się serdecznie, zwinnie wyswobodził z uścisku Isary, po czym kilkoma sprawnymi ruchami dopadł stosu patyków, ułożył z nich porządny stosik i za pomocą magii rozniecił ogień.
        Chwilę jeszcze nanosił chrustu na ten mały kopczyk, po czym zaprosił wszystkich, by usiedli naokoło jego dzieła i trochę się ogrzali. Akurat, gdy usiadł, z nieba sfrunął Deith i przysiadł koło swego przyjaciela.
- No, nieźle nam wyszła ta cała rozróba, nie? Dawno już nie miałem takiej rozrywki, to było zdecydowanie lepsze niż śledzenie tych gnid przez te kilka miesięcy. A skoro wszyscy to przeżyliśmy, to sugeruję, by się już na spokojnie lepiej poznać. Ktoś chce zacząć? - Lekarz rozejrzał się po twarzach swoich nowych znajomych.
Awatar użytkownika
Feliks
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Najemnik , Skrytobójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Feliks »

Wkrótce reszta towarzyszy dotarła do Marise i Feliksa, przy jeziorze nikogo nie było prócz tej ciekawej grupki. Feliks sięgnął do kieszeni po stary, brązowy mieszek, który pomimo swoich lat nadal godnie spełniał swoją funkcję, włożył do niego dłoń i wyciągnął z niego garść żółtego proszku, po czym ostrożnie wysypał między patykami, wyjął z kieszeni dwa krzemienie, po czym uderzył jeden o drugi, w ciągu sekundy zimne patyki zaczęły otulać się w ciepłe płomienie.
- Marise, chodź, ogrzej się, cała się trzęsiesz.
Po kilku chwilach patrzenia się w ogień, spojrzał na Isarę.
- Za ten dym odpowiada magia iluzji, która troszkę mnie osłabia po jej użyciu, czy raczej wyniszcza, ale to nieistotne.
Noc była tak piękna i spokojna, że trudno było uwierzyć, że przed chwilą wielki wybuch zmiótł z powierzchni ziemi gród. Chłopak wyjął z jednej ze swoich kieszeni średniej wielkości butelkę z alkoholem, po czym pociągnął kilka łyków.
- Ach, piwo miodowe zrobione przez najlepszych piwowarów Krasnoludów, chcecie? Polecam, jest wyborne.
Postawił butelkę na ziemi, po czym położył się na plecach, kładąc ręce pod głowę.
-Piękny dziś mamy wieczór, może powiecie coś o sobie, co?
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Sitrina”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości