Warownia Nandan-TherWyznaczanie sprawiedliwości.

Miedzy górskimi szczytami i wzgórzami Nanderu, kryje się królestwo króla Arata, ogromne warowne miasto, otoczone zewsząd skałami i murami. Jest tylko jedna droga do tego miejsca, a prowadzi ona przez Bramy Vidmosu. Mieszkańcy tego miejsca czują się niezwykle bezpieczni. Dzięki lokalizacji, Nandar - Ther ominęły wszystkie wojny, a miasto zachowało się w niezmiennej formie od tysięcy lat.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Wyznaczanie sprawiedliwości.

Post autor: Deithwen »

Ofiara ujrzała swojego napastnika po raz ostatni. Długie włosy i odstające, oklapnięte uszy odznaczone były jasnym brzegiem słońca, które teraz chowało się za kobiecą postacią. Cała reszta była okryta cieniem, ale wystarczająco widoczna by ujrzeć w szarych oczach wściekłość, dzikość i szaleństwo. Kącik ust dopiero teraz zalał się satysfakcją i uniósł się do góry. Mężczyzna nie zdołał już jęknąć przerażony tym widokiem. Jego dusza powędrowała ku górze wraz z ostatnim wydechem.
Podeszła bliżej, dość obojętnie do swojego kąska. Uklęknęła przy martwym ciele, a niezgrabna dłoń zmiennokształtnej ujęła materiał należący do trupa.
Sama zaś lisica odziana była w standardowy dla niej ubiór. Brązowa szata przewiązana szerokim pasem w talii, kończyła się na wysokości połowy ud. Ubrudzona była świeżą krwią i ziemią. Jedynie z tyłu sięgała dołów podkolanowych. Luźne, szerokie rękawy opadały na zgięcie w łokciu, chociaż ich końce również były wydłużone i niezdarnie obszyte granatową nicią. Ów strój nie przeszkadzał jej w rozpętaniu masakry wokół.
Brudne pazury przebiły dość solidny materiał ofiary. One w szczególności były naznaczone szkarłatnymi ścieżkami. Uwolniła z uścisku ubiór, a ciało zaszeleściło swoją obecnością. Na nic się zdała mało szczelna zbroja na uchwycenie kobiety, o czym przekonało się również jeszcze kilku martwych osobników wokół. Pozostawili oni krwiste pamiątki na zimnych skałach, ale także i ona poniosła obrażenia. Chcąc odzyskać utraconą energię, postanowiła pożywić się padliną.

Niebo tego dnia było czyste. Zdawałoby się nieskalane, aż do czasu połączenia się dwóch dróg. Deithwen i ludzi. Żadne z nich nie miało szans na ukrycie się między drzewami, które teraz znajdowały się na odległym horyzoncie. Jedynie kamienne blokowiska i utkane z nich strzeliste wierze, mogły uchronić kogokolwiek z nich. Nikt jednak nie skorzystał z ich obecności. Jedna i druga strona nie chciała dać za wygraną, a i tym razem lisica wyszła z obronną ręką w tej sytuacji.
Zbliżyła twarz ku martwemu. Rozchyliła usta ukazując y trupowi ostre zębiska, które właśnie miały wtopić w gardło, zachłysnąć jego krwią, wyrwać kawałek skóry i skosztować białka w postaci mięśni, jednak…
Bojowe głosy rozchodziły się dalekim echem na wolnej przestrzeni. Egzekucja o tej porze wydawała się być czymś nienormalnym i niecodziennym, a jednak na swój sposób uzasadnionym.
Wściekłe zmarszczki od razu wyszły na wierzch na twarzy zmiennokształtnej. Wstała spokojnie i opanowana, a także gotowa do odparcia ataku. Szalony tłum, składający się zaledwie z kilku jednostek, zjawił się tu zaskakująco szybko. Znajdowali się w nim wieśniacy i kiepsko opancerzeni ludzie w towarzystwie wielu wideł, grabi, noży, jak i potęgujących strach pochodni.
Stała czekając na ich ruch. Zmarszczyła nos, cicho warknęła gdy tylko zaczęli tworzyć koło. Ostatnią ścianą miała być ciemnoszara powierzchnia gór. Nikt jednak nie zdążył zaatakować, ponieważ lisica gwałtownym ruchem zamachnęła się ręką tworząc iluzję ściany rodzącej się z ziemi. Wybiła się z miejsca chcąc zaatakować pierwszego osobnika, jednak spanikowany wieśniak obok wystrzelił z kuszy. Strzała trafiła lisicę w ramię przez co niezgrabnie zatoczyła się w tył. Magiczna ściana runęła w dół z braku koncentracji ukazując jej coraz to bardziej wściekłą postać. Wydawało się, że za moment wycieknie piana z ust tej szalonej postaci, co dodatkowo wywoływało strach w ludziach. Zmiennokształtna nie poddała się i ponownie rzuciła się w stronę pierwszego kąska. Pazury wyznaczyły głębokie rany w ofierze zahaczając także o oko. Mężczyzna jęknął przeraźliwie. Chciał ściąć lisicę mieczem, ale magia sprawiła, że narzędzie zbrodni zamieniło się w wodę. Jedynie chlasnął i ochłodził ciało swojego napastnika.
Dłoń przechwyciła dużą część twarzy mężczyzny, a pazury zagłębiły się w odpowiednich punktach. Krew ściekała wąskimi strumykami. Wieśniak począł wrzeszczeć i krzyczeć z przerażenia, a ta rąbnęła jego głową o skały urywając pełne cierpienia wycie.
Puściła go, a cielsko padło na ziemie. Skierowała twarz ku tłumowi. Szeroki uśmiech mimowolnie ujawnił się na twarzy lisicy. Tłum, z początku zamurowany sceną, ruszył z wrzaskiem. Ludowa broń uniosła się ku górze. Rozpoczęła się kolejna walka.
Zmiennokształtna bawiła się kosztem swoich przeciwników. Myliła ich nieprawdziwymi obrazami, zamieniała miecz w cieknącą stal, która topiła w swojej objętości ludzkie ręce. Rzucała czarami na prawo i lewo śmiejąc się przy tym głośno, aż wreszcie natrafiła na przeszkodę nie do przebicia.
Zajrzała w oczy jednej ze swoich ofiar i ujrzała obraz. Odrzuciło ją w tył. Stawiała kolejne cofające kroki, gdy jej wzrok wędrował z jednego człowieka na drugiego. Słyszała przeróżne głosy. Rozchodziły się w oddali, zupełnie jakby znajdywały się tutaj. Na polanie nie było jednak żadnej małej dziewczynki, głosów z targowiska czy też znakomitego króla. Po chwili w umyśle wiedźmy pojawiały się obrazy związane z przeszłością każdego osobnika.
Chwyciła się czupryny, mamrotała niezrozumiałe słowa. Zwróciła się w tył i podjęła ucieczkę, przytłoczona i zgnieciona wszystkim migającymi obrazami i głosami. Już nabierała rozpędu, ale szybko potknęła się o jedno z wcześniej ubitych ciał.
Szarpała się z myślami, wypowiadała niezrozumiałe słowa, rzucała, ryła łapskiem dziurę w ziemi. Ludzie nie mieli zamiaru opuścić okazji. Zawołali okrzykiem zwycięstwa, a pochodnie buchnęły ogniem zadowolone z udanej misji. Byli to ludzie prości, pochodzący z niskiego szczebla. Widząc więc jak ich napastnik teraz kuli się mamrocząc uznali cel za spełniony. Wystarczyło pochwycić zmiennokształtną i…
-ZABIĆ!!!!! –wrzeszczeli jeden po drugim.
Podeszli do kobiety. Obrazy gniotły ją jeszcze bardziej. Widziała tłum, każdą jednostkę, jednak umieszczeni byli w innym świecie. W tle odbywały się sceny zupełnie nie adekwatne do obecnej sytuacji. Słowa czarownicy stawały się być coraz bardziej wyraźne, ale nikt nie zwrócił uwagi na jej ostrzeżenia przyszłości. Była w stanie każdemu z nich powiedzieć na co mają zwrócić uwagę za kilka dni, jednak zawiść ludzka przysłoniła przepowiednie. Wspinała się wzdłuż ziemi chcąc oddalić się od tłumu. Szło jej to bardzo niezdarnie i powoli. Miała wrażenie, że grawitacja nie pozwoli jej wstać.
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Warowne mury Nandan-Ther od zawsze przytłaczały swym ogromem niebianina, a rozmieszczenie budynków i wąskie, klaustrofobiczne uliczki wywoływały uczucie ścisku, lecz mimo to nie czuł się źle w tym miejscu, taka struktura sprawiała, że czuł się bezpieczny. I choć nie mógł tu rozprostować skrzydeł to nie miał nawet najmniejszego problemu z poruszaniem się. Ba! Nawet gdyby został zmuszony do walki to mimo rozmiarów ostrza, wykorzystałby właśnie małą przestrzeń na swoją korzyść.
Tego, jakby się mogło wydawać, spokojnego i słonecznego dnia, anioł ponownie jako miejsce odpoczynku wybrał to obronne miasto. Ostatnio bardzo dużo czasu spędzał na równinach, głównie jednak odpoczywając, a nie, jak to zwykle bywało, poszukując odpowiedzi na dręczące go pytania. Czasami nawet myślał, czy nie powinien porzucić tego celu, tyle lat spędzonych poza domem może prowadzić do wątpliwości zwłaszcza gdy nie widać efektów.
Stał tak oparty o kamienną ścianę jednego z budynków i wpatrywał się w niebo. Zeszłej nocy nie spał zbyt dobrze, gdyż spędził ją na dachu karczmy. Zerknął na swój miecz, którego ostrze obecnie ukryte było w pochwie. Jego dłoń zaczęła już wędrować ku rękojeści lecz w ostatniej chwili opamiętał się i wycofał dłoń jednym szybkim ruchem, bezpośrednio na kark. *Opanuj się* powiedział sam do siebie w myślach, jednocześnie masując palcami obolały kark.
- Co za czasy kiedy złodzieje okradają rycerzy – wymamrotał pod nosem, przypominając sobie sytuację z dnia poprzedniego gdy to przedzierając się przez tłumy ludzi jakiś młokos oderwał mieszek od paska anioła i uciekł, pewnie widząc zbroję myślał, że torba będzie pełna.
- Szkoda, że nie widziałem jego miny jak już ją otworzył – uśmiech zawitał na zmęczoną twarz mężczyzny – No cóż czas ruszać… - odepchnął się od ściany i postawił pierwszy krok -… zanim ktoś usłyszy jak mówię sam do siebie i uzna, że coś ze mną nie tak – stwierdził sam do siebie, mimo wszystko humor się go trzymał.
Dumnie wyprostowany szedł ulicami miasta w stronę jedynego wyjścia z warowni. Miecz dalej nie znalazł się na jego plecach, w takim ścisku wolał mieć go cały czas pod ręką. Choć sam nie był pewien, czy będzie w stanie chwycić za rękojeść nawet gdy będzie musiał. Powoli zbliżał się do wyjścia z miasta, musiał przebijać się przez coraz gęstszy tłum. Przy bramie albo były jakieś problemy, albo strażnicy po prostu się obijali. Gdy już dotarł do wyjścia, co nie zajęło tyle czasu ile mężczyzna myślał, że zajmie, strażnik widząc jedną osobę nawet nie zatrzymywał, przepuścił bez zbędnych problemów. Być może nawet kojarzył anioła z jego wcześniejszych wizyt, bo i temu twarz strażnika wydała się znajoma.
Powietrze, już kilkanaście kroków po drugiej stronie było zupełnie inne, lżejsze, znacznie mniej przytłaczające dla osoby, która nawykła do wolnych przestrzeni. Chciał założyć miecz w pochwie na plecy, by nie musieć przez długi marsz trzymać go w dłoniach, ale coś go znów podkusiło i tym razem nie powstrzymał się przed złapaniem za rękojeść Opiekuna. Do jego głowy napłynęło myśli i głos magii zawartej w ostrzu. Początkowo wydawało mu się, że podjął nieodpowiednią decyzję, ale to się jeszcze miało okazać. *Tam* tym razem tylko jedno słowo pojawiło się w jego umyśle, a zaraz zanim kierunek, w którym miał zmierzać. Miecz chyba uznał, że coś może zainteresować anioła, bo w przeciwieństwie do niego, nie potrafił wyczuwać magii i wiedział o niej tylko jak widział ją na własne oczy.
- No nic, pójdę tam – wymówił te słowa i ruszył pośpiesznie w kierunku wskazanym mu przed chwilą.

Masakra, rzeź… To co zobaczył w miejscu wskazanym mu przez ostrze przerosło jego najśmielsze oczekiwania. To co widział nie wyglądało na robotę człowieka, podejrzewał, że napotka gdzieś niedaleko demona, albo piekielnego, ale nawet to nie wydawało się pewne. Dotarło do niego, że są tutaj ludzie, a wręcz rozwścieczony tłum, który otoczył coś lub kogoś, przez co nie mógł on dostrzec nic poza światłem pochodni i plecami wieśniaków. Do jego uszu dobiegały wściekłe okrzyki, domagające się śmierci czegoś. Anioł zbliżył się do nich i położył dłoń na ramieniu pierwszemu lepszemu wieśniakowi
- Co tu się dzieje? Oświecisz mnie? - zapytał go, ale w jego oczach widział przerażenie zmieszane z wściekłością. Mimo to miał nadzieję się czegoś dowiedzieć więc poprzez dotyk wpuścił trochę swej magii do umysłu człowieka, miał nadzieję, że to go uspokoi.
- Wie… ie… dźmaa! - ledwo wyjąkał przerażony wieśniak, widocznie anielska magia nie pomogła.
Mikhail przecisnął się przez zebrany tłum, uważając na ich ostre narzędzia i płomienie pochodni, które prawie ugodziły mężczyznę. W końcu jego oczom ukazała się przyczyna tego całego zamieszania… kobieta, owinięta w brudne szmaty, cała we krwi i wijąca się jakby w bólu. Wszystko wyglądało jednoznacznie i pewnie gdyby był on kimś innym niż sobą to bez wahania posłuchałby się tłumu, ale on mimo tego co się kiedyś mu przydarzyło, wolał najpierw dowiedzieć się wszystkiego. Wyszedł na środek, stanął nad kobietą
- Wyjaśni mi ktoś co tu się stało? - zwrócił się do wieśniaków
- To wiedźma! Trza ją spalić! - wykrzyknął jeden z nich, a reszta tylko potakiwała lub krzyczała „Potwór!”, czy „Wynaturzenie!”.
- Nikt nikogo nie będzie palił! Nie do Was należy ostatnie słowo. Powie mi ktoś w końcu? -
- Jak to ni do nas? To cuś naszych spół tuzina wymordowało! A zresztą nie bydzie nam żodyn dziad w zbroi mówić co mamy robić! - reszta tylko krzyknęła twierdząco po słowach, najwyraźniej swego przywódcy. To zachęciło wieśniaka by targnąć się na życie anioła i już chwilę później widły nacierały na zbrojnego mężczyznę. Ale ten jednym szybkim ruchem, nawet nie wyjmując miecza z pochwy, a trzymając za nią oburącz wybił narzędzie, rozpraszając atak i płynnym przejściem rękojeścią uderzył w twarz wieśniaka, która to zalała się momentalnie krwią, a mężczyzna zakrztusił się własnymi zębami.
- Spokój! - krzyknął anioł, a wraz z jego głosem wyłoniły się ogromne, białe skrzydła, w pełnej swej okazałości. Tłum momentalnie ucichł, ale słychać było szepty i ciche głosy dalej poruszające temat kobiety.
- Dopóki nie dowiem się co się stało, żaden z Was nie ma prawa targnąć się na życie moje, ani tej o to kobiety… -
- To żadna kobieta, to bestyja jakaś! - przerwał mu krzyk jednego z mężczyzn.
- A Wy wrócicie do swych domów opłakiwać zmarłych –
Jednak wieśniacy nie posłuchali go, ale oddalili się na tyle by anioł mógł spokojnie pracować i ich krzyki ucichły. Przykucnął przy kobiecie, jednocześnie sprawiając, że jego skrzydła znów ukryły się. Dalej zachowywał czujność, wiedział, że nie może lekceważyć kobiety ociekającej krwią martwych wieśniaków. Póki co więcej dowodów wskazywało no to, że to lud ma rację, ale to byli prości ludzie, a takim często przychodzą do głowy głupie pomysły, kto wie, czy to nie oni sprowokowali tej kobiety. W końcu była rzekomo wiedźmą.
- Słyszysz mnie? Jesteś w stanie rozmawiać? - zapytał ją, jednocześnie przyglądając się palcom zakończonym długimi szponami i całej figurze kobiety. Mimo wszystko nie wyglądała na taka co mogłaby wyrządzić takie szkody. Dotknął jej ramienia i wpuścił w jej ciało większą ilość magii niż w przypadku wieśniaka, miał nadzieję, że to podziała i będzie mógł porozmawiać z podejrzaną.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Jedna z pochodni trzasnęła płomieniem w górę a wraz z nim rozległy się kolejne jęki bólu i cierpienia. Czuła emocje z tamtych czasów… Czasów przeszłości jednego z wieśniaków. Wypełniony był paraliżującym strachem i ciągłymi pytaniami, bez odpowiedzi. Wszystko wokół się paliło, ostrza przecinały kolejne ciała, wiercono dziury w brzuchu. Były tam postacie w czarnych zbrojach i sztandarami, wyraźnie usatysfakcjonowane swoim podbojem. Lisica nie wiedziała do jakiej kategorii przydzielić napastników. Nie potrafiła odróżnić piekielnego od anioła, a co dopiero piekielnego od człowieka. Kimkolwiek te istoty nie były – mały chłopczyk przeżył. Teraz jednak był dorosły i stał z pochodnią w ręku wykrzykując kolejne obelgi.
Zgnieciona natłokiem obrazów, skryła się odruchowo pod rękoma. Skuliła się, a jej majaczenie ustało. Chciała zamknąć się w niewidzialnej norze i jakoś przebrnąć przez ten chaotyczny okres wyobrażeń. Stało się jednak inaczej.
W tłumie drgnęły kolejne fale dźwiękowe o innej częstotliwości i tonacji. Wyraźnie bardziej opanowane, chociaż i w tym głosie zapanowała nerwowość. Dopiero gdy mężczyzna przecisnął się przez tłum, ona uchwyciła go kątem oka. Obraz nadal pozostawał zakryty przez przedramię, ale w tle nie gościły ani płomienie ani krzyki. Jedynie rzeczywistość i obecny czas.
Cofnęła się gwałtownie, gdy skrzydła niemalże wystrzeliły ostrzegawczo wraz z nakazującym hasłem. Czym to było? Istota o ludzkim ciele posiadająca skrzydła. Jakaś hybryda?
Biło od niego coś… Nieznośnego. Deithwen bardzo tego nie lubiła, wręcz wzbudzało to w niej odrazę. Nie wszyscy posiadają w sobie te nieindetyfikowaną jednostkę, czego przykładem jest choćby szaleńczy tłum. W stadzie było coś inspirującego, nieprzewidywalnego, co na swój sposób pobudzało lisicę. Nieznajomy zaś zdawał się być oazą i rajem na ziemi. Kelebrin nie była świadoma, że to dobro gości w sercu anioła, zaś w tłumie jedyne złość i nienawiść. Właśnie to tak silnie odczuwała.
Z początku przyglądała mu się z bezpiecznego dystansu, w którym utkwiła. Nie mogąc uciec w żadną stronę podjęła się zbliżenia. Wsparła się na rękach i wychyliła głowę. Nozdrza poruszyły się delikatnie, co wywołało jękliwy lęk u niektórych. Próbowała przechwycić jego zapach zapominając, że tkwi w nieodpowiednim do tego ciele. Wnet uciekła, odsunęła się w tył, gdy mężczyzna zwrócił się w jej stronę.
On najwidoczniej mniej obawiał się zbliżenia. Mierzyła go wzrokiem i szczerzyła niebezpiecznie zęby. Wydała z siebie charakterystyczny dla lisów, aczkolwiek dziwny, wydźwięk. Jej opór na nic się zdał, ponieważ męska dłoń spoczęła na ramieniu zmiennokształtnej. Gdyby nie magia, którą w nią włożył, z pewnością gorzej by się to skończyło dla obu stron. Agresja w dużej mierze ustała dając możliwość wybicia się innym emocjom, jakim między innymi była na ciekawość.
Przyglądała się jego oczom. Przeskakiwała z zieleni do błękitu i na odwrót. Istota przed nią zdawała się być coraz mniej sprecyzowana i trudna do ustawienia w odpowiedniej kategorii. Skrzydła, różnoraki barwa oczu… Jedynie to nieznośne uczucie dawało jej jakikolwiek trop.
Przez dłuższy czas jeszcze milczała w kompletnym bezruchu. Jedynie szare gałki oczne oceniały go należycie. Napięcie między dwojgiem rosło. Nawet anielska cierpliwość została tu niezgrabnie naruszona. Nikt jednak nie śmiał się ruszyć w tłumie. Ni drgnąć, ni sprzeciwić.
Zbliżyła do jasnowłosego twarz. Poczuł, jak kobieca dłoń ląduje delikatnie na jego twarzy, a paznokcie nieznacznie wpijają się w jego twarz. Nie była to próba ataku. Dziewczyna wykazała w ten sposób brak umiejętności wyczucia. Szkarłatne plamy zmarłych ofiar zahaczyły o jego zarost, pozostawiając po sobie plamy. W czarnych niczym węgiel włosach, mógł dostrzec białe futro. Uszy topiły się w ich gęstości, skryte pod licznymi pasmami otchłani.
-Nieczyści…-wyszeptała, kierując te słowa jedynie do niego i zamykając obojga jakby w odrębnym świecie. Skupiała na sobie całą jego uwagę, niemalże go pochłaniała, ale kolejna chwila ciszy zbulwersowała tłum na nowo przerywając kontakt.
-ZABIĆ! –wykrzyknął jeden – Trucizny sporządza, nakłania do czynów skalanych, niszczy mienia ludzkie, domy pali, małżonków zbiera na ziemie piekielne! Toż to przeklęta! KREATURA! – potwierdziło kilka krzyków, a dowódca grupy wysunął się nieznacznie w przód – Mnie…mnie to dziecko odebrała, suka jedna! –ryknął z płaczem – Dziecko…moje dziecko!-załkał.
Lisica parsknęła, gdy jeden z ludzi ujął miecz w dłoń. Ciało dziewczyny znów zadrżało wściekłością, ale nie rzuciła się. Zajrzała w oczy aniołowi.
- Mówią o sprawiedliwości… -syknęła wzburzona- Szukają winnych swoich pragnień… Nikt jednak nie ujrzy prawdy. Nikt nie kara za pragnienia, nikt…nikt nie widzi…-lisica powoli znowu poczęła tracić kontakt z rzeczywistością. Cofnęła dłoń po czym przerzuciła wzrok na zakrwawione ręce-… nikt nie widzi co robią. Później zsyłają winy za dokonane, a przecież sami chcą. Sami żądają. Przywożą nic nie warte złote skupy by spełnić ich pragnienia…a później ukrywają prawdę. By nie wyjść na idiotów, na ubrudzonych, na winnych swoich marzeń, bo tak karzą im księgi górne, bo ktoś ustalił prawdy stare. Gówno jednak są warte, gdy…-szarość zapłonęła na nowo, a kobieta wszczepiła gały w anioła- .. gdy pragnienia pojawiają się w życiu nieczystych…
-Panie! Bredzi stara!-podjął na nowo dowódca- Do miasta ją zatargać, na palenie Panie! Przeco to czarownica… Kłamie i łże! Dziwka jedna! –załkał zrozpaczony rodzic- Oby ją tam osądzili, za murami, a jak nie…Sami karę ustalimy!
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Gdy dłoń kobiety wylądowała na jego policzku ciężko mu było ukryć zdziwienie za zasłoną spokoju, ale udało mu się i to co poczuł objawiło się tylko delikatnym uniesieniem powiek. Nie bał się osoby, z którą utrzymywał kontakt wzrokowy, która była w stanie zabić tylu ludzi. Wiedział jednak, że nie może pozwolić sobie na brak ostrożności, czy to wobec kobiety, czy też wobec tłumu, który mógł być równie niebezpieczny, a być może nawet bardziej, bo gdy człowiek jest wściekły, spragniony zemsty, jest skłonny do wszystkiego.
Gdy kobiece paznokcie dociskały jego skórę, on miał chwilę by przyjrzeć się osobie, z którą przyszło mu mieć do czynienia. Widział kobietę, która na swój sposób była pociągająca, było w niej coś dzikiego. Jej włosy przypominały jakiejś leśnej istoty, a oczy mimo tak neutralnego, nijakiego koloru wyjawiły aniołowi więcej niż by się spodziewał. Jednak dalej głowę zaprzątało mu jedno pytanie… Czym ona jest? Jednak z rozmyślań wyrwał go szept, który dał więcej pytań niż odpowiedzi, bo ku niezadowoleniu niebianina wściekły tłum wtrącił swoje zdanie. Odsunął się od podejrzanej, podnosząc się do pozycji stojącej.
- Najwyższy dopomóż mi i wybacz mi każdą decyzję jaką dziś podejmę – westchnął cicho, wypowiadając tę słowa do samego siebie, na moment spuścił wzrok na miecz, który cały czas spoczywał w jego dłoniach, będąc gotowym w razie konieczności.
- Czy śmierć tej kobiety zwróci Ci dziecko? - podnosząc wzrok, odpowiedział na słowa mężczyzny z tłumu.
- Czy jej śmierć zwróci Wam wszystkim tych, których straciliście? - Zadał pytanie do całego tłumu, jednak znał na nie odpowiedź. *Może to zły moment tak umoralniać* w jego umyśle pojawiła się taka, ale nie zatrzymała ona słów.
- Nie zwróci… Gdyby takie było rozwiązanie to własnoręcznie zabiłbym teraz tę kobietę… - Jego dłoń powędrowała na głowicę miecza - Ale to tak nie działa. Nienawiść prowadzi tylko do nienawiści. Rozejrzyjcie się wokół, tyle śmierci… - w jego słowa wtrąciła się lisica, która rozjaśniła wiele pytań, krążących po jego głowie. Spodziewał się, że tak to może wyglądać, nie sądził również by kobieta kłamała, by ratować własną skórę, ale dla pewności chwycił za rękojeść miecza. Był ciekaw co Opiekun mu tym razem powie, ale ten nie odezwał się ani słowem, dał tylko znak, w postaci obrazów. W głowie niebianina zaczęło się pojawiać dość niejasny obraz, przemieszczający, rozmywający się obraz lasu jakby z perspektywy jakiejś niewielkiej istoty, a całości towarzyszyło wyobrażenie zapachu lisiego futra. Wiedział już z kim miał do czynienia, uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, ale zaraz jego zadowolenia przerwała dalsza wizja. Lis, z którego oczu ona się odbywała zakradł się na teren farmy, nie wiadomo gdzie, nawet nie było pewne, czy to miejsce istnieje, to był tylko przekaz. Zwierzę, zmuszone głodem ukradło gęś, ale zanim zaczęło się nią pożywiać, farmer był przygotowany i zabił biednego lisa, przebijając go widłami nim ten zdążył cokolwiek zauważyć, a ranną gęś pozostawił by zgniła.
Miecz chciał chyba w ten sposób przekazać to czy kierują się ludzie stojący przed nim, ale mimo że posiadał wielką moc to dla anioła nie było to dowodem, ani tym bardziej przyzwoleniem na dokonanie sądu.
- Nikt nikogo nie będzie palił! - wykrzyknął wściekle do tłumu zaraz po tym jak do jego uszu doszły okrzyki wieśniaków.
- Kimże jesteście by wydawać taki wyrok? Żaden sąd na tym parszywym świecie nie ma boskiego prawa do karania za grzechy, bo żaden sąd bez grzechu nie jest, a czy taki sędzia by ukarał sam siebie? Nie – kontynuował swój wywód anioł, stawiając kolejne kroki w stronę tłumu.
- A może ty masz takie prawo? - zapytał jeden z tłumu.
- Nie, nie mam – odrzekł spokojnie, widział już, że tłum jest zdenerwowany. Coraz to więcej osób sięgało po swą broń, choć ciężko były narzędzia rolnicze takową nazwać.
- Ale Wy jesteście tak samo winni jak ta kobieta. Wiem jacy potrafią być ludzie i Wy skrywacie swe grzechy głęboko, właśnie za zasłoną takich istot, które je noszą na wierzchu – wskazał dłonią na kobietę, której szaty pokryte były krwistym szkarłatem, który nie zdążył jeszcze zestarzeć.
- Więc nikt nie ma prawa sądzić tej kobiety. Nikt w mieście, Wy, czy nawet ja. Nikt! Jedynie Najwyższy ma w tej sprawie cokolwiek do powiedzenia więcej – jego słowa miały lekko fanatyczny wydźwięk, to prawda, ale nie wiedział jak może inaczej przemówić do prostego ludu. W normalnych warunkach nie powoływał by się tak na Pana. Ale dla Mikhaila normalnymi warunkami było starcie z piekielnym, a nie z rozjuszonym tłumem domagającym się sprawiedliwości.
- Powtórzę swoją prośbę. Rozejdziecie się do domów, zaczniecie opłakiwać zmarłych, a ja doprowadzę ją przed obliczę tego, który może dokonać sądu – skłamał… To było to za co przepraszał wcześniej Najwyższego, ale nie mógł inaczej rozwiązać tego problemu, przecież nie powie, że jest aniołem bez wstępu do niebios. Wtedy by to się na pewno nie zakończyło bez rozlewu krwi.
- Nie! Domagamy się sprawiedliwości na naszych oczach! -
- Właśnie!-
-Ta dziwka wyrządziła tyle złego, że nie odejdziemy dopóki nie dostanie tego na co zasłużyła! - krzyczał tłum, a wśród krzyków pojawiały się podejrzliwe szepty
- Czy do Was nie dociera to co mówię? - zaczynał już tracić cierpliwość i wiarę w to jakoby tłum chciał odpuścić.
- Ja Wam nie dam czego chcecie, ale jeśli sami zapragniecie po to sięgnąć – w jego głosie pojawiło się coś czego wcześniej w nim nie było, groźba… Sięgnął po miecz, lecz tym razem nie chciał żadnych wizji, słów, czy rad. Dobył swego ostrza i chwycił je oburącz, uginając lekko nogi w kolanach, gotowy do tego co wyglądało na nieuniknione i coraz bliższe.
- Ale jeśli sami zapragniecie po to sięgnąć to zrobię to czego domaga się sprawiedliwość – dokończył, ale w głębi duszy nie miał ochotę na mord wieśniaków. Jest aniołem, mieczem Najwyższego, nie to jest jego zadaniem. Po jego skroni spłynęła kropla potu, która zahaczając o szkarłatne plamy pozostawione przez kobietę na jego policzku, upadła na zbroję i rozprysnęła na jej jasnej powierzchni niewielką ilością czerwieni.
Widać było, że kilku wieśniaków w tłumie nie wytrzymywało presji, byli tak ogarnięci wściekłością, nienawiścią do istoty przed nimi, i nie chodzi tu o anioła, że aż ich ciała były ogarnięte przez drgawki, a czoła zalane potem. Jeden wieśniak już pękł i mimo próby zatrzymania go przez osobnika stojącego za nim, ruszył na anioła dzierżąc pochodnie w dłoni. Mikhail wyczekał, ale mimo swej gotowości wieśniak zdążył uderzyć go, ze zmniejszoną siłą co prawda, bo rycerz zdążył odepchnąć mężczyznę rękojeścią, ale cios i tak był bolesny. Nie był silny, ale ciało anioła ogarnął potworny ból, a spod zbroi mężczyzny wyciekły stróżki krwi. Dopiero w tym momencie anioł zdał sobie sprawę w co był wymierzony cios, albo raczej w co trafił przypadkiem, w bliznę na jego brzuchu, która związana z klątwa dręczącą duszę anioła. Dotyk tylko przypomniał jej o tym, że dawno nie sprawiała bólu niebianinowi. Nie dał on jednak po sobie poznać tego jak bardzo odczuł to uderzenie.
Miecz krzyknął mu w głowie *Zabij!* i tak też uczynił, jednym zgrabnym przejściem odnowił swoją pozycję i mężczyznę, który próbował złapać równowagę przebił w pasie. Dopiero teraz doszło do niego co zrobił, ale nie czuł się z tym aż tak źle jak powinien.
- Może teraz do Was dotrze, że ja mówię zupełnie poważnie! Ilu ludzi chcecie wysłać na śmierć tylko by dać upust swemu złu? - Krzyknął wściekle, jednak z każdym słowem, było słychać, że uspokaja się.
- Ja się z tego miejsca nie ruszę, nie dam Wam zbliżyć się do tej kobiety. Nie będę Was gonił, dam Wam odejść. Nie zależy mi na przelewaniu krwi – Po jego słowach tłum odszedł kilka kroków w tył, jakby na każdego z osobna został wylany kubeł zimnej wody. Anioł opuścił miecz i spojrzał się w stronę kobiety, kątem oka dalej obserwując tłum.
- A Ty? Chcesz powiedzieć coś jeszcze? -
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Poczuła to. Poczuła negatywny wybuch, momentalny, a jednak dziwnie silny.
Gdy ów obrońca wdał się w dialog z bandą zamachowców, na twarzy lisicy pojawił się długi i wąski uśmiech. Policzek zadrżał niespokojnie i niebezpiecznie, co dostrzegł jeden z wieśniaków. Już miał rzucić się z obelgą na czarownicę, zwrócić uwagę, ale jego działanie zgasło również szybko co się pojawiło. Jeden z ludzi rzucił się ze wściekłością i chwilę później jego dusza powędrowała w oczekiwaniu na osąd. Wieśniak przełknął ślinę w milczeniu.
Wiedźma zaś wstała obluzgana krwią kolejnej ofiary. Tym razem jednak nie syciła się szkarłatną barwą, nie oblizywała ust. Była zdawkowo niewiele niższa od niebiańskiej istoty, a strój optycznie nadawał kobiecej sylwetce chuderlawości. Ściągnęła brwi przyglądając się tłumowi. W milczeniu.
-Nie... Nie ma jeno sensu bracia. -wyszeptał radą mężczyzna, który zwilżył gardło śliną. Nikt z tłumu nie wyraził sprzeciwu. Wszyscy, jak jeden mąż, czuli nadchodzącą zgrozę. Wierząc, że pochodzi ona z serca czarnowłosej niżeli nieznajomego gościa o anielskich skrzydłach.
Jeszcze przez chwilę stali w zastanowieniu, a raczej w zwątpieniu czy aby mają prawo się ruszyć. Dowódca bandy jedynie zagryzł wargę.
-Zobaczysz Panie...-podjął ojczym- Sprawiedliwość wróci! A jeśliś kto znajdzie Cię u boku tejże dziwki wiedz, że sam skazujesz się na karę. Nie tylko sądu Nandan-Ther, ale także i boską! -odparł po czym gestem ręki nakazał się wycofać.
Powoli oraz z imponująco niechęcią, odwracali się i cofali. Jeden jeszcze machnął pochodnią w geście groźby, ale kobieta szybko poszczuła go nienaturalnym dźwiękiem połączonym z parsknięciem. Oczy jej zalśniły brunatnie, a usta wykrzywiły się ukazując delikatne kiełki. Nie przekraczała jednak wyznaczonej linii. Granicą był zaś jasnowłosy mężczyzna, wciąż posłusznie stała za jego plecami. Mimo to, zaklęcie powędrowało daleką drogą. Niewidoczna wirująca wiązka bezczelnie uderzyła w płomień, który zafalował niespokojnie. Przyjął barwę zgniłej zieleni. Ściekowa i brudna woda chlusnęła na łepetynę nieszczęśnika wraz z pomyjami. Zląkł się i uciekł tonąc w oddalającej się gromadzie.
Jasnowłosy nie zdołał się nawet obrócić, a lisica już stała tuż obok niego, po czym szybkim i stosunkowo zgrabnym ruchem, zlizała krew z jego policzka. Język kobiety miał w sobie nienaturalną szorstkość. Nie był tak gładki i miękki jak ten ludzki. Umknęła mu szybko by nie zaznać obronnego gestu bądź gwałtownego odepchnięcia. Niczym płomień przemknęła by stanąć tuż przed jego twarzą. Wbiła w niego jasnoszare oczy, a piegi spotęgowały swój koloryt pod wpływem słońca.
-Gossssszka -odparła niewyraźnie oblizując usta- Manan? -spytała wypowiadając się najstaranniej jak potrafiła. Przechyliła jednak głowę widząc, że nie rozumie słów. Sama również nie rozumiała braku zrozumienia. Ucho samoczynnie naprężyło się i wyprostowało w zaciekawieniu. Nozdrze na chwilę drgnęły odszukując zapachu.
-Acha... -odparła jakby sama do siebie- Nie rozumiesz. -stwierdziła oczywisty fakt, a w pamięci odszukiwała odpowiedniego zwrotu- Dla...dl...dlaczego? -tym razem pytanie miało drugie dno. Nie była bowiem pewna czy zwróciła się w odpowiedni sposób - Jaka przyczynia przychylna Ci była do czarów?...Nie, nie...Nie czarów, do czarownicy.
Zbliżyła się do niego całkiem swobodnie. Zaciągnęła jego zapachem. Oczami badała jego twarz, szyję, ramiona, klatkę piersiową... ścieżka schodziła coraz niżej...
-Padniesz niczym jeleń od ostrzału w zad o ile nie gdy trafią w łeb. Czuję...-ostatnie słowo wypowiedziała szeptem wciąż spoglądając w dół-... czuję pożywkę. Gossszką pożywkę. Krwistą...-zwróciła uwagę, po czym pytającym wzrokiem wróciła na jego twarz- Pomocy trza?
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Oparł koniec miecza na ziemi, dalej trzymając jego rękojeść w dłoni. Ostatnie słowa jednego z mężczyzn wywołały mimowolny uśmiech na jego twarzy. Sięgnął do torby przy pasie po ściereczkę do miecza
- Na to liczę, Przyjacielu... - rzekł sam do siebie pod nosem. Prawdą było, że boska kara to w tym momencie jego jedyny ratunek. Może sprowadzenie na siebie kłopotów wcale nie jest takim złym pomysłem? Tylko z pewnością nie może przesadzić z zabijaniem wieśniaków. Pociągnął ściereczką po ostrzu miecza raz, drugi, trzeci aż do pozbycia się z niego całej posoki wieśniaka. W tak zwanym między czasie słuchając słów kobiety i zerkając na nią. Starał się zachowywać pełną ostrożność, dlatego, gdy przetarł miecz, nie chował go do pochwy na plecach, a trzymał opartego o ziemię.
Kompletnie nie spodziewał się tego, że gdy się obróci to nagle poczuje dziwną bliskość z kobietą, taką nienaturalną... Ona polizała jego policzek. Nie wiedział co miał zrobić, gdy poczuł szorstki język na swojej skórze, nie miał zielonego pojęcia jak powinien się zachować, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek impulsywnego, kobieta odskoczyła jakby spodziewając się jakiejś reakcji ze strony anioła.
- Co skłoniło mnie do pomocy Tobie, tak? O to chcesz zapytać? - nie był pewien, lisołaczka wypowiadała niektóre słowa z trudnością, jąkała się. Jakby chciała powiedzieć coś zrozumiałego, ale jakaś rzecz w jej umyśle jej na to nie pozwalała.
- Nie pomagałem Ci. Powstrzymywałem dalszy rozlew krwi, a to, że powstrzymywałem ich przed ruszeniem w rozpaczliwym zrywie to wcale nie chęć ratowania Ciebie, a ich. Aczkolwiek ich postawa skłania mnie bardziej ku temu, że to oni zawinili. Twoje zachowanie było bardzo podobne do zwierzęcia, jakbyś atakowała tylko po to żeby samej przeżyć... - odpowiedział na pytanie kobiety, które było zadane tak niezgrabnie, że aż anioł miał ochotę uśmiechnąć się bez złośliwości, ale nie chciał rozgniewać lisołaczki, mogła odebrać to inaczej niż on by miał to na myśli.
- Owszem, pomocy mi potrzeba, ale z tym nic nie będziesz w stanie zrobić. Nie wykrwawię się od tej rany... Zresztą nieważne, nie ma sensu tłumaczenie tego teraz - zdecydowanie nie miał ochoty rozmawiać teraz o swoim problemie. Nie mógł umrzeć ani od krwawienia, ani od bólu z tej rany więc nie było potrzeby nic z tym robić.
- Może zamiast tego przedstawisz mi się? Nie potrafię rozgryźć kim jesteś... Ale to może już w drodze, bo chyba nie sądzisz, że możemy tutaj teraz tak stać i rozmawiać? Powinniśmy znaleźć jakiś strumień byś mogła się obmyć z krwi, a im bliżej warowni tym bardziej zagrożeni jesteśmy. Raczej po tym co powiedzą wieśniacy wyślą na nas cały garnizon - te słowa dziwnie poprawiły humor niebianinowi, może rzeczywiście jak sprowadzi na siebie kłopoty to zwróci ku sobie uwagę Najwyższego. *Może wcale nie będę żałował przebywania z nią?* Zapytał sam siebie w myślach. Chwyciła kobietę za przedramię i lekko pociągnął za sobą, by ta zrozumiała, że czas wcale nie jest ich przyjacielem w tym momencie. Jednak kroki stawiał spokojnie, cały czas obserwując swoją towarzyszkę.
- Wracając, ja zwę się Mikhail, a Ty? - uśmiechnął się delikatnie, gdy zapytał o jej imię.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Uszy lisołaczki opadły w dół, na równi. Brwi wciąż ściągnięte były do środka, a długi, nieco złowieszczy uśmiech nie mógł się odlepić od jej twarzy. Oczy bezlitośnie wpatrywały się w nieznajomego. Ciemne brzegi, teraz zdawały się zacisnąć pomniejszając swój zakres i wywołując niesmak, a nawet strach swoją przenikliwością. Uważnie i roztropnie wsłuchiwała się w słowa swojego rozmówcy, nie chcąc przegapić żadnego „ale” czy też zdania ukrytego „między wierszami”.
Już sam początek niezwykle ją zadowolił. Prawdopodobnie szybko opuściłaby towarzystwo, ale ów towarzysz powiedział coś czego nie winno się mówić czarownicom. Mianowicie - wyraził chęć do przyjęcia pomocy.
Uśmiech czarnowłosej nabrał łagodniejszego charakteru, który teraz przyprawiony był radością. Chciała słuchać dalej i wiedzieć więcej. Zbliżyła się nieznacznie, już miała złożyć ręce jak do modlitwy, ale wnet przerwał swoją wypowiedź. Poczuła lekki zawód, ale nie na długo. Ona ma czas. Czarownica zawsze ma czas.
-Kim jestem?...-powiedziała głucho- Jestem ideałem…-szepnęła niemalże niedosłyszalnie do siebie spoglądając na zakrwawione dłonie. Była jak zahipnotyzowana i nawiedzona. Jedno i drugie było prawdą, bowiem echo wspomnień odbijało się w jej głowie. Z transu wybudziło ją pociągnięcie. Miał niezwykle ciepłą dłoń, a sam bodziec wywołał w lisicy nagłe i widoczne drgnięcie. Posłusznie powędrowała dotrzymując mu kroku.
Nozdrza kobiety poruszyły się delikatnie. Pachniał bardzo dziwnie. Nie czuła gorzkiego zapachu krwi czy słonego potu… Była to woń znacznie łagodniejsza, niezwykle przyjemna i bardzo znana… Nie mogła jednak wygrzebać z pamięci do kogo należała. Póki co, właścicielem był on. Jasnowłosy mężczyzna, który niczym Bóg stąpał po ziemi. Poruszał się z dziwną lekkością, chociaż stawał twardo. Miał w sobie swobodę i coś więcej.
-Mikhail?-powtórzyła jakby chcąc dokładnie spamiętać jego imię. Wypowiedziała je z charakterystycznym akcentem. Tkwiła w przekonaniu, że nazwa ta pochodzi z języka elfów. Spojrzała na niego kątem oka. Dostrzegła uśmiech i zdziwiła się bardzo. Wielu pannom nogi ugięłyby się samoistnie czując napływające bezpieczeństwo, opiekuńczość. Był niezwykle miły i… prawdziwy. Deitwen poczuła odrazę. A więc jasnowłosy był kimś obrzydliwie dobrym i szczerym… Nie potrafiła jednak wyczuć czy wystarczająco naiwnym by móc się nim zabawić. Ale miał pragnienie. Pragnienie, które potrzebowało pomocy.
-Kim jestem? –powtórzyła- Wszyscy wokół mówią mi i Wam kim jestem-podjęła po chwili swoim chrypliwym, aczkolwiek kobiecym głosem- Zowią moje mienie różnie. Najczęściej słyszę Deithwen bądź też Kelebrin. Więc najwidoczniej jestem Deithwen bądź Kelebrin. Nie licząc oczywiście suka czy dziwka –zaśmiała się nieco okrutnie- Szukasz strumień? Strumień jest na północny-zachód. Dzień drogi od nas idąc piechotą –wskazała palcem kierunek- Tam bowiem jest Aelin Kuruvar. Niedaleko siedziby alta…ahm…-zamyśliła się szukając odpowiednika w języku- Wielkich Kuruvar. Powinny iść odnogi, w stronę lanthe. Ach…-spojrzała w niebo ocierając przedramieniem pot- Jak gorąco… -zmrużyła oczy- Posucha, jakbym miała siano w ustach…
Przejechała językiem po wyschniętych wargach, po czym zbadała nim podniebienie. Miała wrażenie jakby wędrowała po skalistej pustyni. Przełknęła niemalże samo powietrze nie mogąc nawet zebrać śliny. W jej nozdrzach zagościł zapach krwi. Krwi skrzydlatego. Mogłaby się na niego rzucić, zabić i wyssać wszelkie płyny, ale nie odniosłaby żadnej satysfakcji. A bardziej spragniona była wyzwań i zsyłania nieszczęść.
-Mówisz, że powstrzymałeś przelew krwi… Hah! Teraz gonią Cię by ją przelać, co za ironia! –zaśmiała się i rzeczywiście ją to bawiło. Głupota ludzka niezwykle ją bawiła.-Jak sądzisz, ile głów poleci w zamian za Twoją?...-zwróciła się do niego twarzą, ale nie czekała na odpowiedź. Pytanie to było czysto retoryczne- Gdzie się kierowałeś? Jeżlim przerwała Twoją podróż to racz wybaczyć. Nie trafiłeś ni w czas ni w miejsce.
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

- Więc niech tak będzie Deithwen, tak będę Cię zwał – odpowiedział na to jak przedstawiła się kobieta, wypowiadała się dość zawile, a po jej słowach niebianin odniósł wrażenie jakby kobieta sama nie wiedziała kim jest.
Dalej bawiła go niezgrabność wypowiedzi jego towarzyszki, ale starał się tego nie okazywać. Bądź co bądź miał przed sobą niebezpieczną osobę, rzekomo władającą magią i ostatnią rzeczą jakiej by pragnął jest rozgniewanie jej.
- Mówisz o Jeziorze Czarodziejek, prawda? - odrzekł pytająco, ale nie czekał na odpowiedź, bo wydawała mu się oczywista.
- Wybacz mi proszę, ciężko mi porozumiewać się inaczej niż w mowie ogólnej – wyjaśnił lekko zakłopotany, wolał rozmawiać z kimś tak by obie strony rozumiały swoje słowa. Jednak wypowiedź kobiety o przelewie krwi uderzyła w anioła, wręcz bardzo, czego jednak po sobie nie okazał.
- Masz rację, źle się wyraziłem. Przelewu krwi nie da się powstrzymać, starałem się go ograniczyć do minimum, ale czy uda mi się to w przyszłości? Nie wiem, a kto może to wiedzieć? - uniósł kącik ust w delikatnym uśmiechu i spojrzał na bezchmurne niebo. *Wiele, wiele głów jest w stanie polecieć, ale czy to konieczne? Nie ma innej drogi do zbawienia niż ta wiodąca przez potępienie? Czas pokaże...*
- Nie przejmuj się moim celem podróży, jest na tyle odległy, że mała odskocznia ni zaszkodzi –
Co chwila zerkał na swoją rozmówczynię, nie zwalniając tempa chodu. Chciał mieć pewność, że wszystko z nią w porządku, ale jego uwadze nie umknęło pragnienie dręczące kobietę. Na szczęście miał ze sobą odrobinę wody pitnej, by na chwilę ulżyć jej w pragnieniu. Zatrzymał się, odwiązał bukłak przewiązany przy pasie od zbroi
- Proszę, widzę, że chce Ci się pić więc śmiało, napij się – rzekł, wyciągając rękę z bukłakiem w jej stronę, jednak nim kobieta zdążyła po niego sięgnąć, pojemnik został przebity strzałą, a życiodajna ciecz wyciekła na trawę. Na szczęście strzała tylko otarła się o dłoń niebianina. Mikhail bez namysłu spojrzał w stronę, z której pocisk wyruszył i zobaczył tam pięcioosobowy konny odział, w pełni uzbrojonych żołnierzy. Bardzo prawdopodobne, że zaraz pojawią się następni.
- Szybko, zdecydowanie za szybko – wymamrotał pod nosem, sam do siebie. Nie zastanawiał się nad tym co robił, gdyby zaczął to pewnie nie odważyłby się na coś takiego, bowiem jednym szybkim i pewnym ruchem zbliżył się do kobiety, jedną ręką chwycił za bok, opierając jej plecy na swoim ramieniu, a drugą chwycił ją pod kolana i uniósł. Była cięższa niż mogło to się wydawać po jej chudej sylwetce ukrytej pod luźnymi łachmanami.
Nie czekając na nikogo, objawił swoje skrzydła i jednym mocnym machnięciem wzbił się w powietrze. Po krótkiej chwili obydwoje byli już wystarczająco wysoko, by nie mogły ich dosięgnąć żadne strzały. Na szczęście nic nie wskazywało na to, że zostaliby trafieni jak byli jeszcze na ziemi. Skierował swój lot na wschód, w stronę Błyszczącego Jeziora. W stronę odwrotną niż dotychczas się kierowali.
- Wybacz mi śmiałość, ale nie widziałem innej możliwości – starał wytłumaczyć towarzyszce swoje zachowanie i miał nadzieję, że uniknie jej złości.
- Zabiorę nas na wschód, tam gdzie już nie powinni nas ścigać. Nawet jeśli użyją koni, będziemy dzień przed nimi – dodał i odetchnął, takie nagłe zrywy bywały męczące.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Skrzywiła się i nie można było powiedzieć, aby chciała to w jakikolwiek sposób ukryć. Zmarszczyła niesamowicie mocno brwi, wykrzywiając imponująco ich parabolę, ale nie prychnęła. Wydawało się raczej jakoby nie pojęła braku porozumienia między jedną a drugą stroną.
-Ograniczyć...-burknęła z niezadowoleniem pod nosem
-Widzę Panie, że Twój cel jest znacznie szerszy i dalszy w swych zamiarach, a także trudny do usytuowania... -podjęła na nowo z cichym zadowoleniem. Rzuciła okiem na bukłak z wodą. Rozchyliła delikatnie usta, nabierając głośno i dziwnie zmysłowo powietrza, które tylko pogładziło wysuszone podniebienie lisicy. Uniosła delikatnie dłoń, a chwilę później strzała świsnęła tuż obok jej zakrwawionych pazurów. Obróciła się w stronę jeźdźców, a na jej twarzy zagościł długi uśmiech. Źrenice zwęziły się w szale, szarość pochłonęła całą tęczówkę. Była już gotowa. Gotowa odbić atak, zabawić się na nowo. Ręce ułożone wzdłuż ciała , na których to końca dłoni tańczył palce. Wokół nich pyliły się fiołkowe błyski. Chaos, wokół niej panował już tylko chaos. Oddała się tej chwili z nienaganną przyjemnością, oddała pełnią siebie , czuła narastającą adrenalinę, szał... Tętnice mocno zapulsowały w jej ciele, rzuciły nawał hormonów do krwioobiegu, do momentu.
Całkowicie zaskoczona nie spodziewała się tak odważnego ruchu ze strony jasnowłosego. Ścisk na ramieniu, opadnięcie tlącego się w powietrzu pyłu.
-Hee?- spojrzała oburzona i kompletnie zdezorientowana. Chwilę później czuła ciepło bijące od mężczyzny. Chciała się wyrwać, szarpnęła ręką. Zbyt delikatnie by wyzwolić się od niego całkowicie. Wydała dziwny, zwierzęcy głos. I kolejny, gdy tylko ujął ją całkowicie w ramiona. Żachnęła się, zarzuciła ręce, niezdarnie objęła, obróciła niemalże na bok, podrapała, ale do porządku na chwilę przywołały ją skrzydła. Ujawniły się gwałtownie, odpychając z siłą powietrze. Nie wiedząc nawet kiedy, kolejna strzała przeleciała niezauważalnie. Prawdopodobnie zmieniła kierunek pod wpływem nagłego wiatru i drasnęły czarnowłosą w policzek. Cofnęła wściekle głowę, po raz kolejny parsknęła. Delikatnie otarła kciukiem spływającą krew. A panika ogarnęła ją równie szybko co szał.
Z początku trwała nieruchomo, ale jego głos jakby wyrwał ją z przyjmujących powoli faktów. Syknęła, pazurami przejechała wzdłuż jego zbroi, wytwarzając ogłuszający dźwięk. Jednak w akcie paniki nie przejęła się nim całkowicie. Plasnęła dłonią po jego twarzy, którą chwilę później zadrapała, podobnie jak męską szyję. Cały czas patrzyła w dół, a ciałem wspinała się po nim ku górze.
Stopy unikały w jakikolwiek sposób kontaktu z bezkresną wolnością w powietrzu. Cały czas odnosiła wrażenie jakby traciła kontakt z jego ciałem i miała spaść w dół. Na zmianę to nim szarpnęła, to znów silnie ucisnęła. Mógł dojrzeć nawet bielące się u końca włosy. W nodze, jak się okazało, również miała niemałą siłę. Poczuł sążnie kopniaka na skrzydle. Chwile się zachwiali, opadli w dół, a ona dodatkowo poddusiła kolejnym ściskiem. Objęła mocno nogami w biodrach wciąż patrząc w dół. Ciało kobiety drżało w histerii, aż w końcu zamarła w pozycji. Była niewyobrażalnie spięta, a ciągle syknięcia i plucia również ustąpiły. Nie aby jakkolwiek się opanowała. Po prostu zrozumiała, że bezruch pozwoli przetrwać jej lot.
A gdy tylko stanął pewnie na lądzie pod czujną obserwacją swojej nowo nabytej towarzyszki...
Od razu odskoczyła odpychając go z niesamowitą siłą od siebie. Padła ciężko na ziemie. Szybko wstała, zakręciła i znowu padła. Kostka nieszczęśnie się wygięła powodując ból.
-Aghrrrr! -jęknęła wściekle. Przez ciało kobiety przeszły spazmy. Wygięły na krótką chwilę łopatkę, biodro, rękę... Spod długiej tkaniny widać było kilka dziwacznych ruchów. Instynktownie pragnęła przemianę w drugą formę, ale szybko znieruchomiała. Wzdychała ciężko, a twarz skryta była pod gęstwiną czarnych , opływających włosów. O ile wcześniej bał się konfrontacji z jej strony, teraz zdecydowanie miał ku temu podstawy. Słyszał słowa skalane piekłem, bowiem nawet nie znając Czarnej Mowy, nie trudno było określić pochodzenie tychże słów. Charakterystyczne krótkie zwroty, pełne wściekłości, z których wydobywała się jedynie aura strachu i obiecującego cierpienia.
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Wiedział, że przelot z lisołaczką nie będzie prostym zadaniem, nie łudził się również, że zachowa ona spokój, biła od niej zwierzęcość, ale nie spodziewał się takich oporów ze strony kobiety. Wierzgała, biła go, drapała aż do krwi. Ciężko mu było w takiej sytuacji utrzymać stabilny lot, kilka razy opadał, tracił równowagę, ale gdy kobieta na chwilę się uspokajała, on wyrównywał lot. Nawet on kiedyś tracił cierpliwość i podczas tej krótkiej podróży zastanawiał się nad wypuszczeniem wiedźmy niezliczone ilości razy, Oczywiście nie dopuszczał scenariusza, że kobieta uderzyłaby o ziemię, planował złapać ją w locie, była na chwilę obecną dla niego zbyt ważna, w końcu mogła być w stanie rozwiązać jego problem. Jego uwadze wcale nie umknęło to, że posługuje się ona magią, no i wyczuwał w niej coś czego sam nie potrafił opisać słowami. W końcu jednak wierzgania ustały i anioł mógł spokojnie dokończyć ich lot.
Zerkał co chwilę na przerażoną towarzyszkę. *Nie wiele masz okazji by tak podróżować, co?* przemknęło mu przez myśli, gdy jego wzrok na dłuższą chwilę utknął na twarzy zmiennokształtnej. Było w niej coś. Coś niebezpiecznego, pociągającego i coś co sprawiało, że się jej nie bał. Otrząsnął się. Już kiedyś czuł dokładnie to samo i skończyło się to klątwą.
Przemilczeli cały lot. W końcu udało im się dotrzeć do wymarzonego jeziora. Ledwo postawił stopy na stałym gruncie, a kobieta już odskoczyła od niego, odpychając się z siłą, o którą by nikt nie podejrzewał takiej istoty. Przyłożył dłoń do szyi, obserwując zachowanie Deithwen. Rzeczywiście było w niej coś zwierzęcego.
- Proszę, nie miej mi za złe tego co zrobiłem - mówił, jednocześnie wpuszczając magię w swoje ciało, która zasklepiała zadrapania.
- Następnym razem zapytam się Ciebie o zgodę - uśmiechnął się szczerze, słowa w Czarnej Mowie nie zrobiły na niej żadnego wrażenia. Słyszał gorsze słowa, w sytuacjach, które najodważniejszych zmieniłyby w tchórzy. Zdjął dłoń z szyi i wyciągnął ją w stronę kobiety, by zaraz potem wskazać nią gładką taflę jeziora.
- Proszę, woda. O to nam chodziło i cel osiągnięty - zbliżył się do niej o krok. Widział, że wcale nie robiła się spokojniejsza, nie chciał nawet próbować używać na niej swojej magii, bo ona wymagała kontaktu fizycznego.
- Deithwen... - zwrócił się do niej, wymawiając imię, które mu podała - Uspokój się. Nie chcę używać wobec Ciebie siły... - nie opuszczał wzroku, patrzył się jej bezpośrednio w oczy i czekał na to jak się zachowa. Liczył, że gniew, który ją opętał zaraz zniknie i będzie mógł spokojnie porozmawiać z kobietą.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Z początku zdawało się, że Deithwen nie słucha kompletnie swojego kompana, o ile takim mianem można było go określić. Wlekła swoje ciało jak najdalej. Przeszywał ją paskudny ból. Poczynając od mięśni i torebek stawowych, czuła, że promieniuje nawet wzdłuż kości. Jakby kolejno się łamały i na nowo miały się za chwilę złożyć w jedną nową całość. Chciała uciec. Uciec jak najdalej, schować się w norze bo takie bóle zazwyczaj kończyły się transformacją, którą nie koniecznie lubiła.
Na anioła spojrzała tylko na moment, gdy wypowiedział pierwsze słowa. On zaś mógł dojrzeć zarysowujące się pasma, przypominające wyglądem blizny. Skóra poczęła jej ciemnieć i jaśnieć, trudno było jednak stwierdzić co jest blizną, a co raną, bo właśnie w ten sposób można było je skojarzyć. Wypowiadała pod nosem potok niezrozumiałych słów, niektórzy skojarzyliby je z zaklęciami zagorzałej wiedźmy.
Palce zagięły się ostrzej, a pazury zatopiła w ziemi, a ona…ona wraz z trawą stawał się ciemniejsza. Przybierała odcieni szarości i granatu. Liście z drzew wokół czarownicy gniły. Wilgoć unosiła się w powietrzu, zapowiadając mroczną przepowiednię.
-Za złe…za złe… za złe…tego co zrobiłem, za złe… -mówiła coraz głośniej- Nie miej mi za złe, co zrobiłem….
To co przeżywała w sobie Deithwen było istną kotłownią. Z jednej strony ciągnęło ją do przemiany, przeżycia bólu, który na swój sposób odnosił się do niej z przyjemnością a z drugiej… To co powiedział. Jakby echo wspomnień odbijało się w jej głowie i wracałam natężając swój wyraz i dźwięk.
-Nie miej za złe…-charknęła okrutnie po czym spojrzała obłąkanie na anioła. Jakiś obraz, zbliżenie… Chatka. Niewyraźna, rozmazana. Czyiś głos. Nie… nie jeden, kilka głosów. Ogłuszających echem, ciemność i mrok. Coś atakuje, jakby z każdej strony. Machnęła ręką, chciała to odgonić… Pragnęła dojrzeć dalszego planu. Liście, krzewy…Odsuwa i odsuwa, aż wreszcie.. Dociera, do celu i widzi…
-Woda?-potrząsnęła głową, nie raz i nie dwa. Jakby nie mogła wrócić do rzeczywistości. Tępym wzrokiem powędrowała za ręką anioła i dojrzała…wodę. Plamy z jej ciała zniknęły, jakby się wchłonęły się. Oddychała dość ciężko, chociaż regularnie. Nie rozumiała co dzieje się wokół niej, próbowała sobie przypomnieć kim jest. Kim jest blondyn naprzeciw niej.
Biło od niego ciepło… Tak obrzydliwe ciepło. Skrzywiła się z obrzydzenia od razu przypominając sobie tajemniczą postać.
-Mikhail...-wyszeptała, jakby wypowiedziała przekleństwo. – Jesteś… Ahm… uhmmmm….ehm… obrzydliwy –zarzekła całkiem szczerze, ale dla niej wydawało się być to… komplementem. Widać było ukryte zadowolenie na jej twarzy, które przełknęła.
Wstała. Z obawą chwyciła jego dłoń by szybko wstać i jak najszybciej go puścić. Ubrudzona, niechlujna, ciemna i dzika… Patrząc na niego w pełni świadomości. Ona zaś..czuła się nieczysta jego dotknięciem. Zupełnie innym niż inni. Nie pozostawiał plam na skórze, ale skazę… Dziwnego samopoczucia. Nie rozumiała co w nim jest.
Zbliżyła się do wody. Ostrożnie. Bardzo ostrożnie. Pochyliła delikatnie, rozejrzała. Każdy ruch rejestrowały poruszające się uszy, a kiedy poczuła się bezpiecznie… Pochyliła się, zamoczyła dłoń…
Poczuła wilgoć. Chłodną wodę, tak przejrzystą, że grzechem nie byłoby…
Pragnienie. Nawet samo pragnienie wywołało w niej szaleństwo. Gwałtownie schlapała twarz wodą, a po chwili bez namysłu wskoczyła do źródła. Zanurzyła się całkowicie po czym wyskoczyła tak radosna i szczęśliwa… Nikt by nie posądził jej o takie emocje.
-Woda! Wodaaaa!- cieszyła się skacząc i chlapiąc dookoła. Zakręciła się wokół własnej osi , bo właśnie dojrzała rybę. Mnóstwo ryb! Ich łuski błyskały różnorodnymi kolorami, mieniły się niczym sztabki złota w słońcu. Dla niej to właśnie one były skarbem. Doskakiwała do nich, łapiąc je i wypuszczając. Radość sprawiało jej męczenie wodnych stworzeń. Jedną z ryb złowiła w ustach, wpijając drobne kły w swój pokarm. Po drobnej zabawie w polowanie zwróciła się ku niebianowi.
-Jeszteś głotny?-spytała patrząc na niego całkiem normalnym, chociaż wciąż niezbyt bezpiecznym wzrokiem. Cóż… trudno byłoby zaufać takiej istocie jak ona.- Ryby...fiefiórki…-mamrotała-ptaki..-wskazała na drzewa- Cjo tylko zechhhhceszzz –mówiła do niego z pełnymi ustami. – Nie fiem czym jeszteś, ale coś zjeść musiszzz?
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Był wręcz niewzruszony gdy lisołaczka zachowywała się wręcz przerażająco, czy naginała magią otoczenie wokół niej. Cały czas zachowywał spokój mimo, że znał zagrożenie to nie robiło to na nim wrażenia, widywał rzeczy, przy których to wydawało się tylko jarmarczną sztuczką. Jednak teraz nie miał do dyspozycji całej drużyny aniołów, musiał radzić sobie sam, nie zamierzał nie doceniać jej możliwości. Cały czas trzymał rękę wyciągniętą w jej stronę, utrzymując uśmiech na twarzy. Ostatecznie dotarł jakoś do kobiety, widocznie trafił w coś czego teraz potrzebowała, zresztą nie trudno było się domyśleć, pragnienie aż biło od niej przez cały lot. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć Deithwen wskoczyła do jeziora, zachwycała się wodą, błyskami rybich łusek, które odbijało światło słoneczne, które teraz wydobywało się z najwyższego punktu na niebie. Cieszyła się niczym dziecko, które dostało nową zabawkę, ale bawiła się niczym zwierzę. Ta kobieta miała tyle różnych osobowości w sobie, że ciężko przewidzieć, która objawi się następna. Jednak każda z nich, była bardzo zwierzęca, przesiąknięta pierwotnymi instynktami.

Odłożył swój miecz na bok, zaczynał mu ciążyć na umyśle. Szepty w jego głowie powoli stawały się coraz głośniejsze, przekształcały się w niezrozumiałe głosy. Chciał od tego odpocząć póki nie stawały się niebezpieczne i nie zaczęły grzmieć w jego głowie, póki nie wybuchły przerażające krzyki. Tylko raz do tej pory zmusił się do tego i ledwo to przetrwał.
- Co mi jeszcze postawisz na drodze? - spojrzał się prosto w niebo, ono najbardziej kojarzyło mu się z domem. Po chwili jednak wrócił wzrokiem do swojej towarzyszki, o ile tak mógł ją nazywać.
- O mnie nie musisz się martwić. Nie jestem głodny - Odpowiedział na pytanie, uśmiechając się lekko. Kobieta z rybą w ustach, która mówiła niewyraźnie z pełnymi ustami, nie wydawała się całkowicie poważna. Zdziwiło go to, że lisołaczka jeszcze nie domyśliła się kim jest.
- Jestem Niebianinem, Aniołem Światłości - wyjaśnił, zbliżając się powoli do brzegu jeziora. Czuł ciążący na nim ciężar klątwy, ogromny ból uderzał w jego ciała. Potworne uczucie, które ciężko porównać do czegokolwiek innego. Zdjął najpierw rękawice, później karwasze, a zaraz po tym naramienniki, już tylko napierśnik dzielił go od upragnionej ulgi. Rozpiął boczne paski, ściągnął go przez głowę, razem z koszulą osłaniającą skórę, ukazując swoje ciało, niczym niezasłonięte. Pokazał Deithwen swoje przekleństwo, wiecznie otwartą ranę zaraz obok pępka, która była otoczona czarny odcisk dłoni. Lała się z niej krew, spływała po brzuchu w dół po nogach, a teraz gdy nie było żadnej osłony, strumień posoki wpływał do wody. Chwilowe, ostre i częste skurcze uderzały w mięśnie naokoło znamienia. Nie chciał pokazywać swoich słabości nieznajomej osobie, ale teraz nie potrafił wytrzymać tego. Teraz klęczał i jedną ręką, przy pomocy magii, uspokajał swój organizm, a drugą przemywał krew. *Czasami żałuję, że nie mogę umrzeć od tej rany* pomyślał mimowolnie uśmiechając się. Czuł się okropnie z tym, że lisołaczka widziała jego największą słabość, i w głębi duszy liczył na to, że będzie mu ona mogła pomóc.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Lisica patroszyła rybę z chęcią w ustach. Już od dawna nie była tak spragniona jedzenia jak i wody. Szczęka kobiety pogrążyła się w mocnym uścisku rybiego kręgosłupa, gdy mężczyzna wyznał kim jest. Aby nie dać poznać po sobie zdziwienia, wyrwała kawał mięsa, które powoli przeżuwała. Puściła szczątki swojego pożywienia na wolność zwracając się całym ciałem i twarzą do Mikhaila.
-Vala…-szepnęła jakby niedowierzając.
"Vala… Vala!" –pomyślała z zachwytem- "Vala światłości"!
W głowie lisicy od razu przewertowały się miliony przejrzanych ksiąg czy rysunków na temat niebian. Próbowała sobie cokolwiek o nich przypomnieć. Dopiero teraz połączyła fakty. To nieograniczone poczucie ciepła, bezpieczeństwa i dobra…! Tak, tak! To oni! Kiedyś już to czuła, na straganie. Barczystych mężczyzn, w srebrnych i lśniących, ciężkich zbrojach. Ich skrzydła tak niewyobrażalnie wielkie i potężne. Długie, lekkie miecze z pozłacaną rękojeścią… Tak, tak! To jeden z nich!
Służą jednemu Panu. Każdy z kolejna, ale nie wszyscy posiadają własną wolę… Pan ich chroni… Jak to mówią, przed złem?
Do nozdrzy kobiety uderzył zapach krwi, ale ciecz…Zdawała się być inna. Spoglądała na mężczyznę, który krok po kroku zdejmował z siebie poszczególne części ubioru. Zbliżyła się do niego powoli i ostrożnie, jakby nie chciała go spłoszyć. Czuła narastające emocje, adrenalinę… Czuła jego niechęć i zmartwienie, dzierżące przekleństwo. W oczach lisicy pojawił się blask, a zarazem przerażenie. Z pewnością jako zwierzę zakręciłaby się w kółko kilka razy chcąc odnaleźć swoje stanowisko, ale ona tylko spoglądała to na ujawniające się nagie części ciała to na jego twarz, a gdy wreszcie ukazał ranę…
Wzniosła oczy wpatrując się w anioła. Zaskoczona, zdziwiona, a zarazem podniecona sytuacją. Właśnie się zdradził… Wyznał przed nią prawdę, obdarował kiełkiem zaufanie, o które nie musiała się wcale ubiegać. Teraz… teraz pójdzie jak z górki! W tym momencie stał się jej ofiarą.
Podbiegła do mężczyzny, gdy ten uklęknął pełen bólu. Widziała jak żyła na wysokości męskiej szyi pulsuje. Krew przetaczała się pod zwiększonym ciśnieniem kumulując cierpienie w tym jednym miejscu…
Sama uklękła na czworaka obniżając jeszcze dodatkowo głowę, upewniając się i zerkając, że nie udaje. Mimika twarzy wyrażała wystarczająco dużo, by mogła zadziałać dalej. Wbiegła ponownie do strumienia porywając za sobą kilka wodnych roślin, a wraz z nimi błoto. Nieopodal odnalazła jeszcze kilka żółtych główek mniszka pospolitego oraz bylice piołun.
Przyklęknęła tuż przy nim. Lejące się błoto przeobraziło się w półmisek, z którego wyciągnęła resztkę wody. Palcami i pazurami ubiła słoneczny kwiat, rozdrobniła i połączyła z wodnymi listkami. Całą procedurę robiła szybko i umiejętnie.
Głowę podparła pod jego podbródek i wzniosła do góry niczym łaszący się kot, tak by zmobilizować ciało anioł do wyprostowania się. Odciągnęła jego dłoń po czym uzyskaną paciaję wsmarowała w jego ranę. Z początku z pewnością mocno zapiekła oczyszczając ranę ze zbędnych mikroelementów, ale przyniosła i ulgę. Poczuła na czubku głowy, jak jego szczęka rozluźnia się. Uciekła spod jego ciężaru, a urwane wodorosty wydłużyły się w jej dłoniach tworząc nowe więzy, z których wykonała skrupulatnie bandaż. Bandaż z wodorostów nie był tanim produktem na rynku, ale wystarczyło połączyć skrawek materiału z wodorostem by powstało owe cudo oraz użyć odrobinę magii… Nie był być może kropka w kropkę idealnym odzwierciedleniem rasowego produktu, aczkolwiek nadawał się do użycia.
Jeszcze raz wsmarowała w niego maść. Wiedziała, że nie zda się na wiele ani na długo, ale przynajmniej opanowała sytuację, a o to chodziło. Obwinęła go ciasno i wieloma warstwami bandażu, tak by lek lepiej się wchłonął. Stanęła na klęczkach tuż przed nim wyciągając dłoń, w której dzierżyła ostatnią roślinę.
-Bylice Piołun…-powiedziała niepewnie- To się pali… Tylko niedużo bo odurza, ale nie martw się. Później… Później nie boli. Używaj, gdy nie możesz wstać. Zawijasz… o w ten sposób. A później palisz, delikatnie zaciągasz bo strasznie drapie po gardle-na samo wspomnienie aż sama łagodnie przejechała pazurami po krtani- Kaszlesz i..pfe!
Słońce zagościło w jej oczach, sprawiając, że źrenice lisicy zmalały do minimalnej kropki. Wyglądała dziko, ale tym razem jej twarz była ludzka, a umysł zdawał się być całkowicie rozumny i nieinstynktowny. Tylko na chwilę.
-Lepiej?-upewniła się.
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Ból był nie do zniesienia, a chłodna woda tylko na chwilę dawała ulgę. Zawsze dziwnym uczuciem dla anioła był widok takiej ilości krwi, wypływającej z jego ciała, gdy nie tracił wcale sił. Widząc, że kobieta zainteresowała się jego problemem, zmartwił się skrycie. Nie chciał by ktokolwiek widział go w takim stanie, a tym bardziej nie chciał by ktoś taki jak Deithwen poznał jego przekleństwo.
- Ooodpuśść sobie... - wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby, lecz ona, jakby nie słysząc jego słów, zebrała kilka roślin z wody i przy pomocy magii zabrała się za tworzenie lekarstwa i opatrunku. Anioł wiedział, że to bezcelowe, wielu uzdrowicieli już próbowało mu pomóc, ale klątwa nie jest chorobą, którą można wyleczyć leżeniem w łóżku, ani raną, która od ziół zrośnie się i zostawi po sobie tylko bliznę. To jego kara za przeszłość. Prawdą jest, że zabiegi zmiennokształtnej przyniosły mu ukojenie w bólu, każdy dotyk ręcznie wykonanej maści jakby ochładzał rozgrzaną przez ból tkankę. Jego ciało rozluźniło się pod wpływem chwilowego ukojenia, które doznał.
- Zbędny trud, niepotrzebnie marnujesz energię na pomocy mi - wyrzekł, gdy skończyła zajmować się jego raną i owinęła go bandażem z wodorostów.
- Niemniej jednak dziękuję Ci - podziękował, lecz zignorował podaną mu na końcu roślinę. Wolał mieć czysty umysł, zwłaszcza z taką klątwą. Powstał z klęczek na proste nogi, obejrzał jeszcze opatrunek na swoim brzuchu i spojrzał na Deithwen.
- Mam zamiar wyruszyć stąd zaraz jak wzejdzie słońce - stwierdził, zauważając fakt, że robiło się ciemniej, a słońce chowało się za horyzontem przesłonionym przez drzewa. Chwycił swoją koszulę i założył ją, z każdą chwilą robiło się coraz zimniej. Zadziwiające jak bardzo różnica w czasie jest widoczna w każdym zakątku Alaranii, bo przecież całkiem niedawno był poranek nieopodal warowni. Miecz, leżący na ziemi schował do pochwy i chwycił go w dłoń, a płytową zbroję przewiesił sobie przez przedramię. Oddalił się kilka kroków od źródła wody, by zatrzymać się pod drzewem gdzie mógł zostawić swój ekwipunek.
- Jeśli nie masz planów możesz jakiś czas wędrować ze mną - zaproponował swoje towarzystwo kobiecie. Jej zdolności teraz sprawiły, że miał nadzieję iż będzie ona w stanie pomóc mu z jego problemem. - Postaram się ograniczyć Twoje konflikty z chłopstwem - rzucił żartem, uśmiechając się nieznacznie.
Usiadł pod drzewem, opierając się o nie plecami. Cały czas trzymał dłoń na brzuchu. Zawsze tak miał po atakach, czuł się wtedy znacznie bezpieczniejszy. Nie zbierał ognia na ognisko, mu zimno nie przeszkadzało, a powietrze sprawiało wrażenie jakby noc miała być stosunkowo ciepła.
- Zapewne liczysz, że jakoś wynagrodzę Ci pomoc mi, prawda? - zapytał, bez żadnego ukrytego dna. Po sztukach jakich używała spodziewał się, że nie może to być tanie. Byli dosyć daleko od siebie, więc anioł mówił odrobinę głośniej niż zwykle. Cały czas był zdziwiony ulgą jakiej doznał, choć cały czas miał w głowie myśl, że ból zaraz wróci.
Awatar użytkownika
Deithwen
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deithwen »

Deithwen była niezadowolona, gdy anioł okrył swoje ciało. Nawet jeżeli była to zwykła koszula, nie pozwoliła ona przyjrzeć się i dokładniej ocenić co kryje w sobie skaza, a czuła, że kryło się w niej coś więcej niż tylko wiecznie lejąca się krew.
Negatywne emocje opanowały ją całkowicie tylko na chwilę, ale niemalże do skrajności. Ocuciła się, gdy mężczyzna zaproponował jej wspólną podróż. Wówczas popadła w euforię, którą prawie ujawniła. Zaśmiała się jedynie uroczo, choć nieco piekielnie, na żart swego pełnoprawnego towarzysza.
-Zawsze możesz liczyć na moją pomoc, Mikhail –zapewniła niskim i zmysłowym tonem głosu ujawniając drobne zęby w długim uśmiechu.
Słowa lisicy w żaden sposób nie mijały się z prawdą. Uwielbiała spełniać marzenia i pragnienia, to ją satysfakcjonowało… A, że wynikały z tego różne konsekwencje to już nie był jej problem. W końcu zawsze robiła to czego inni chcieli, a z życzeniami należy uważać… O czym często zapominają potencjalne ofiary, co też idzie jej na rękę.
Musiała szybko obmyśleć plany, ale żeby móc dokonać rzeczy wielkich potrzebowała drobnych informacji.
-Wynagrodzenie? –powtórzyła- Ach…-syknęła wzruszając dłonią i przewracając oczami- Nie wiem ile wart jest moja pomoc. Czy dotyczy ona rzeczy drobnych… -giętkim i opływowym usiadła tuż obok anioła. Kawałek materiału zsunął się w dół ujawniając nieco kościste, ale gładkie i ozdobione piegami, ramię kobiety. Ta jednak nie zwróciła na to wybitnej uwagi. –…czy może pragniesz rzeczy wielkich i odległych-spojrzała na mężczyznę, ale wygląd Deithwen zmieniał się. Ciemność zapowiadającej się nocy sprawiła, że oczy kobiety pociemniały pragnąc dotrzeć do głębokiej i lśniącej czerni.
Co mogła dla niego uczynić? Anioła? Nigdy jeszcze nie miała do czynienia z istotami jego rodu. Zawsze były dla niej odległe, niesprzyjające. Często niszczyli utworzone przez nią struktury nienawiści, zazdrości, gniewu… Teraz miała okazję dokonać czegoś niemalże nieosiągalnego. Pisklę samo wpadło do gniazda. Idealna sytuacja.
-Słuchaj no… Vala…-delikatnie pochyliła się w jego stronę, a dłoń lisicy spoczęła na jego stopie- Co to za rana?-palcami powoli wędrowała wzdłuż jego kości piszczelowej, docierając do kolana- Mówiłeś, że moje leki są zbędnym trudem, że marnuję energię…
Podsunęła się trochę bliżej. Palce delikatnie zacisnęła się na jego rzepce. Mógł wyczuć ciepły oddech kobiety na swoich ustach, wciąż jednak zachowywała bezpieczną odległość. Tak by go nie spłoszyć. Nie wiedziała na ile może sobie pozwolić, ani w jaki sposób zachowują się, myślą i działają aniołowie.
-Czuję w niej magię. Pachnie zupełnie inaczej, inaczej zapewne smakuje…-ślina sama zbierała się na język, oblizała usta. Oczy dziewczyny hipnotyzowały, ale czekała na sygnał, że może przekroczyć granicę.- Czego…pragniesz?...-wyszeptała, a jej dłoń spłynęła na udo mężczyzny. Też, nie za daleko…
Awatar użytkownika
Mikhail
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światłości
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Mikhail »

Kobieta zajęła miejsce blisko anioła, zbyt blisko, lecz Mikhail nie był w stanie jej odepchnąć od siebie. Początkowo czuł zwyczajny dotyk na swym piszczelu, lecz to tylko odwracało uwagę od ciała lisołaczki, zbliżającego się do ciała anioła. Siedział niewzruszony
- Czy sprawy jednostki takiej jak ja można określić jako wielkie? - odpowiedział pytaniem na pytanie, lecz nie oczekiwał odpowiedzi. Kobieta zbliżała się coraz bardziej, jej dłoń delikatnie zacisnęła się na jego kolanie. Poczuł jej oddech na sobie, bliskość na którą nie powinien pozwolić, miał szansę odepchnąć ją od siebie, wiedział, że jeśli tego nie zrobi teraz to nie będzie mógł tego zrobić już później. Jednak coś w tej kobiecie nie pozwalało mu jej teraz odepchnąć, zatrzymał swój wzrok na jej twarzy. Choć może to jego pragnienia tak naprawdę nie pozwalały mu na to. Tak długo nie był w domu, że wszystko inne poza powrotem przestawało się liczyć, nawet jeśli miałby od razu zniknąć to chciał to zrobić tam. Odruchowo jedną rękę przesunął w stronę jej dłoni, która teraz przesunęła się na udo mężczyzny. Z każdym słowem kobiety czuł narastającą presję, dziwne uczucie, które przyśpieszało oddech lecz wzmacniało bicie jego serca. Nie chciał zdradzać jej prawdy, lecz to co siedziało w nim od wielu lat pragnęło teraz wyjść na zewnątrz i samo zdecydować. Druga ręka anioła powędrowała je brzuch, gdzie znajdowała się rana, i tam się zatrzymała zaciskając palce na koszuli.
- A czego mogę pragnąć? Na jaką odpowiedź liczysz? Że powiem, że Ciebie? Że będę Cię prosił o wyleczenie mojej rany? - cały czas starał się unikać odpowiedzi na pytanie lecz czuł jak to samo podchodzi mu pod gardło, przełykał nerwowo ślinę. Teraz! Teraz powinien ją odsunąć, lecz on nigdy nie robił tego co powinien.
- Pragnę wrócić do domu, pozbyć się tej klątwy... - stracił swoją szansę, znowu zaczął igrać z tym czego nie znał. Lecz do tej pory żadna znana mu siła nie potrafiła mu pomóc, więc może rozwiązanie właśnie leżało w podobnym źródle jak to co przeklęło go.
- Lecz żeby wyjaśnić Ci co to za rana... Co to za klątwa musiałbym cofnąć się o kilkadziesiąt lat wstecz. Naprawdę chcesz to poznać? - zapytał, dalej wpatrując się w oczy kobiety, jego serce biło coraz mocniej.
Zablokowany

Wróć do „Warownia Nandan-Ther”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości