Smocza PrzełęczDalekie skarby.

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Dalekie skarby.

Post autor: Niviandi »

Rozchyliła oczy. Nawet w ciemnym pomieszczeniu dotrzeć można było ich klarowny błękit. Duszący zapach zbutwiałego drewna drażnił jej nozdrza. Rozejrzała się po raz kolejny i po raz kolejny tkwiła zamknięta w tym samym miejscu. Nie za bardzo się już orientowała ile dni minęło od czasu porwania z karczmy, ale z pewnością trwało to za długo. Z początku trzymali ją w nawet znośnym pokoju, ale szybko uznali za niebezpieczną. Gdy tylko pijana zgraja próbowała się do niej dobrać, ta wysuszała ich niemalże na suchy wiór grożąc utratą życia. Później znaleźli kolejny powody, a tak przynajmniej zdawało się syrence, bo szybko zamknęli ją jak zwierzę. Tkwiła w klatce, uwiązana linami na nadgarstkach i kostkach, które teraz były wyraźnie obdarte. Dawali jej jako tako jeść i pić, ale czasem się im zapominało. Ona zaś starała się nijak ukazać wycieńczenia.
Wsparła burzę loków w drewnianym kącie. Spodnie ze skóry, rzeczywiście, tak jak jej obiecano, nie przestawały być nawet wygodne. Luźna, zwiewna koszula wciąż jeszcze utrzymywała na sobie biel, a za duża, skórzana katana skrupulatnie utrzymywała ciepło. W powietrzu unosiła się wilgoć. Wilgoć zapowiadająca burzę, ale i ta burza trzymała się w powietrzu już od wielu dni. Niskie ciśnienie wprowadzało w mozolny tryb życia, nawet u zbirów, którzy wyraźnie znudzili się karcianymi rozgrywkami. Niebo tego dnia jednak wyraźnie pociemniało, a Niviandi miała nadzieję na jakikolwiek przystanek.
Z drugiej strony odczuwała dziwnie nieprzyjemne ścisk na samą myśl o jakiekolwiek przystani. Lubiła te ciszę, gdy jeszcze nikt nie był pijany, a okręt z wolna unosiła się na wodzie. Zbuntowane fale uderzały uparcie o drewniany , nie aż tak wielki, transport. Maszt trzepotał się na powietrzu. Było to na swój sposób kojące i dawało oznaki bezpieczeństwa. Dlaczego nie czuła się tak wcześniej w lesie? Ta cisza nie zapowiadała mordu, ani nie głosiła nagłego wyskoku zza drzewa.
Słony zapach. Spojrzała na okienko. Słony zapach skał –pomyślała.
Nie myliła się. W zakratkowanym oknie dojrzała ostre brzegi mieniące się w szarej barwie o srebrnym, solnym blasku. Na chwilę odrzuciło ją w bok. Stanęli.
Jeden ze zbirów zszedł do złotowłosej. Uniosła na niego wielkie oczy, a ten od razu uciekł wzrokiem w bok. Czuł się niekomfortowo, był zmieszany.
-Tu masz pajdę chleba i wodę… -otworzył żelazne drzwiczki, po czym zdjął knebel z usta dziewczyny.
-Czemu stajemy?...-spytała cicho. Nie mogła pozwolić sobie na więcej, susza podrażniła jej gardło.
-Nie pytaj! –wrzasnął w odpowiedzi, po czym zatrzasnął klatkę. Zakluczył nerwowo kłódkę – Nie koło Twej dupy ten interes lata! –warknął i szybko zniknął wspinając ciężko ciało po schodach.
Nie pytała.

Okolica zaś z zewnątrz wydawała się być niebezpieczna. Ostre brzegi skał pięły się ku górze, a część z nich ledwie wystawała spoza powierzchni wody. Piana rosła i malała tuż przy przystani jaką obrali, ale nie można było rzec by ktoś z pasażerów był zadowolony.
-Mówiłem, kurwa mać! Płynąć, odbić w dół, ale nie! Się zachciało obrać mniej znany szlak…I masz to mniej znane szlaki! Bolec za bolcem, nawet do pieprzonych motyli nie ujdzie!
-Zamknij się! Przecież widzę!
-To po kiego grzyba tu płynął?! –splunął na wpółślepy zbir. Oko jego lśniło blado w jasnym odcieniu niebieskiego.
-Ty się lepiej nie odzywaj! –warknął ślęczący nad mapą.
-W połowie ślepy, ale rwa mać, wiedział gdzie płynąć! Ha ha ha! –parsknął kolejny, a za nim cała pijana zgraja.
Ten, który pochylał się nad ryciną, ciężko westchnął. Otarł czoło, jakby było spocone, chociaż nie widniała na nim żadna kropla. Spojrzał w górę. W skalistych szparach dachu widział ciemne, szare niebo.
-Burza będzie…-szepnął.
Wokół szumiał jedynie świst. Kraina skał nie posiadała nawet najmniejszego pnia czy też innej, roślinności ponad wysokości wody. Otoczenie biło słonym chłodem, które niosło za sobą śmierć. Nikt nie zwrócił uwagi na nagie szkielety leżące na brzegach, wśród niemych skał. Nikt nie czuł niebezpieczeństwa. Każdy jednak słyszał o Smoczej Przełęczy, a tylko doświadczeni podróżni wiedzieli jak niezauważalnie przepłynąć przez cieśninę. Ci bardziej uparci i skrupulatni, szukali skarbów ukrytych w skalnych jaskiniach czy też na dnie jeziora, które łączyło się z Rzeką Motyli, po czym wpadało do Morza Jadeitów. Ci zaś chcieli jak najszybciej się dostać do owego końca.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea wraz ze swoim towarzyszem a także strażnikiem i opiekunem jakim był skrzydlaty lew Bellum, nim dotarli do Smoczej Przełęczy musieli przejść naprawdę spory szmat drogi. Po ucieczce przed demonem, znaleźli się w Dolinie Umarłych. Ich odpoczynek nie trwał długo. Natrafiali na setki potworów, musieli jak najszybciej opuścić Mroczne Doliny. Następnie lecieli, oboje na własnych skrzydłach wzdłuż Gór Druidów. Przystanki był coraz częstsze. Gdy zatrzymali się w Smoczej Przełęczy, postanowili zostać trochę dłużej. Kilka dni uciekali, prawie nie spali. Odpoczynek się im należał.

Cień gór i ten spokój może by kogoś zaniepokoił, jednakże Aurea i Bellum drzemali sobie spokojnie na trawie, niedaleko rzeki. Skrzydlaty lew okazał się idealną poduszką dla dziewczyny natomiast jego skrzydła kołderką. Naturianka dla bezpieczeństwa miała ukryte swoje skrzydła, starała się je ukazywać tylko gdy było to konieczne. Zwierzak spał lecz pozostawał czujny. Natomiast dziewczyna miała jakiś koszmar, kręciła się i krzywiła przez sen.

- N…NIE!!! – krzyknęła budząc siebie i towarzysza, który spojrzał na nią pytająco.

Dziewczyna pogłaskała lwa i przytuliła się do niego, jej oddech powoli się uspokajał, natomiast czerwone znamię, stawało się już nieco mniej widoczne.

- Śniło mi się że nasza wioska… została zniszczona i moi rodzice… oni… oni… - nawet nie chciała dokończyć.

Bellum niespodziewanie wstał i spoglądał w jedno miejsce, fellarianka również zwróciła wzrok w tamta stronę. Dostrzegli statek. Lew rozłożył swoje skrzydła pokazując iż jest gotowy do ataku.

- Są jeszcze daleko, ukryć się czy podlecieć i poobserwować? Może to jacyś dobrzy ludzie?

Jej zwierzak w odpowiedzi na to zniżył się zapraszając Auree by go dosiadła. Ta z uśmiechem to zrobiła i polecieli. Oczywiście robili wszystko by ich nie zauważono. W ten sposób lecieli tuż obok okrętu. Dziewczyna zaglądała przez luki jak jest w środku.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

Saerahen otworzył oczy. Nad sobą ujrzał wielką, potworną głowę wpatrująca się prosto w niego. Wrzasnął i przeturlał się na bok, ale roześmiał się gdy zrozumiał, co tak naprawdę widzi. Był to olbrzymi, kamienny posąg smoka, wznoszący się wysoko ponad nim. Jego śmiech zamarł, gdy przypomniał sobie, co przed chwilą robił. Od kilku dni podróżował wozem na gapę razem z dwójką najemników, którzy odbili go jakimś tam bandytom. Chociaż powiedzenie „na gapę” nie znaczyło to, co dla większości osób. Najemnicy doskonale wiedzieli, że z nimi jedzie, ba, nawet rozmawiali oraz bardzo raźnie spędzali czas... ze swoim kolegą najemnikiem, który leży właśnie w jakimś magazynie gdzieś w Fargoth... Niestety niesamowita zdolność elfa po raz kolejny okazała się zawodna. Świadectwem tego był silny ból głowy. Searahen skrzywił się i powoli wstał, starając się nie stracić przy tym równowagi. Gdy już to zrobił, przeciągnął się i rozejrzał. Po chwili zorientował się, że przecież doskonale wie, gdzie się znajduje. Takie posągi już widział.
- Gorszego miejsca znaleźć nie mogli, nie można było mnie wyrzucić przy jakiejś wiosce? - mruknął elf i westchnął. - Och ty niewdzięczny losie, od najbliższego cywilizowanego miejsca dzieli mnie co najmniej dzień drogi, a jaki przejezdny weźmie ze sobą elfa w tych...
        Searahen bezradnie rozłożył ręce, patrząc na założoną zbroję najemnika. Była na niego trochę za mała i strasznie ciasna. Zupełnie nie pasowała do tego, do czego przywykł, w dodatku była cała brudna. Przejezdni pewnie uznają go za jakiegoś bandytę, fakt bycia elfem jeszcze bardziej pogarszał sprawę.
- No dobra, trzeba znaleźć jakiś środek transportu. To źle, że tyle mówię do siebie? Może. Agh, czym on mnie uderzył w tę głowę?
        Elf jeszcze raz potoczył spojrzeniem po okolicy, tym razem skupiając się na znalezieniu czegoś, co pomogłoby mu się stąd wydostać. Jakiegoś wozu na poboczu, dzikiego konia, cokolwiek... nieoczekiwanie zauważył... żagle. Przetarł oczy i spojrzał jeszcze raz, ale statek dalej tam był. Zmienił się w ciemnoskórą kobietę o krótkich, białych włosach, ale nadal widział ten nietypowy środek transportu. Wzruszył ramionami i przemienił się ponownie w siebie.
- Wyprawiać się statkiem w głąb lądu... rety, czego to ludzie nie wymyślą. - Searahen z niedowierzaniem pokręcił głową. Statek był w dość dużym oddaleniu od niego, droga do rzeki zajęła mu dobrych kilkanaście minut. Kiedy do niej dotarł, zatrzymał się przed gęstymi zaroślami, za którymi nie było go widać z okrętu, i zawahał. W tej chwili przeklinał swoje lenistwo, przez które nigdy nie pomyślał o nauczeniu się pływania. Taka prosta czynność, a on nie potrafił tego robić! Choć w sumie kiedy mu się to miało przydać? W miastach raczej nie było zbyt dużo wody, a nigdy nie wypływał w morze. - Czyli co, mam się jakoś zabrać z nimi? Tylko kim właściwie są, co zdoła ich przekonać? Szansa zysku? Kobieta w potrzebie? Hm, to ostatnie w sumie mogłoby się udać, ale nie w tym stroju. A kupca w nim też raczej nie będę mógł udawać. To może ktoś znany?
        Rozważanie różnych możliwości zajęło mu tyle czasu, że nawet nie zauważył, kiedy statek go minął. Zorientował się po chwili. Porzucił natychmiast myśl o wszystkich tych skomplikowanych planach, rzucił się biegiem za okrętem, wymachując rękami.
- Hej, wy, na pokładzie, stójcie! Zabierzcie mnie ze sobą! Hej!
Hayden
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Hayden »

...W momencie w którym elf podnosił krzyki ku okrętowi, nad jego głową coś nieznośnie świsnęło i z głuchym łoskotem wylądowało na pokładzie. Po chwili znów rozległ się ten dźwięk. Znów coś wylądowało. I niczym deszcz, najpierw padający wolno, a później zmieniający się w ulewę, spadało raz za razem z dzikimi okrzykami na ustach, krzyżując swe ostrza z załogą.
Widok ludzi zeskakujących z góry na linach uwiązanych do stalagnitów w jaskiniach był z pewnością niecodzienny. Wyglądali na rzezimieszków, a jeszcze bardziej na... piratów. Lecz gdzie mieli swój statek?

Załoga podniosła alarm, kiedy wszyscy zaczynali kotłować się jak w mrowisku.

Po raz kolejny nad głową elfa świsnęła sylwetka mężczyzny, który z gracją wylądował na pokładzie statku. Był nim Hayden, kapitan załogi Gwiazdy Zarannej. Ci, którzy mieli okazję odwiedzić Turmalię na pewno o nim słyszeli.
Z miejsca wyciągnął zza pasa szablę i jednym, sprawnym ruchem ściął komuś głowę, by chwilę później napić się rumu z butelki uwiązanej przy pasie.

- Gdzie się podziewasz Jones, ty cholerna, morska dziwko...?! - krzyknął donośnie lekko zachrypniętym głosem, przerzucając przy okazji kogoś przez burtę. Nieszczęśnik z krzykiem na ustach, wylądował w wodzie.
Nowo przybyły wyglądał na pewnego siebie do tego stopnia, że wcale nie spieszył się do kapitańskiej kajuty. Jednocześnie był na tyle pijany, że lekko zataczał się po pokładzie, co parę kroków pociągając łyk alkoholu.

- Ty... - zaczął, rzucając w stronę nieco przestraszonego pilota statku pękatą sakiewkę złota, którą ten złapał w locie. Od dawna byli w zmowie. Czekali na ten statek tydzień, ale opłaciło się. Przyszedł czas, by wyrównać rachunki. - ...Dobrze się spisałeś.

Parę osób z własnej woli przeskoczyło przez burtę, a sam kapitan wyskoczył z kajuty, przeciął w zastraszającym tempie pokład i zamknął się w ładowni. Nic mu nie zostało. Jego załoga topniała w oczach. Jednocześnie miał cichą nadzieję, że się tam ukryje.
Zbiegł po schodach i wcisnął się między beczki na wprost uwięzionej dziewczyny...

Tymczasem elfa znajdującego się na brzegu, nie tak daleko statku, szczęście opuściło. W którymś momencie jeden z mężczyzn, który zeskakiwał ze skały kopnął go przypadkowo w tył głowy...
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Określenie „dobrzy ludzie” nie odnosiło się prawdopodobnie do nikogo z tej okolicy. Każdy wydawał się być tu zły, egoistyczny. Skazany na wszelakie niedogodności. A nade wszystko dowodem był nagły atak, rozlewające się wino i przekleństwa. Donośne, plugawe krzyki, krew bryzgająca na kremowe maszty. Wszystko wokół było istną burzą. A także wypadające ciała poza burtę, nadziewające się ostro na skaliste wyrwiska. Woda wytworzyła wściekłą pianę, która zdawała się pożerać statek. Kołysała nim głośno w nieoszczędnych odchyleniach, a bure niebo zapowiadało narastający chaos.
Jeden z załogi dojrzał pilota i złotą sakiewkę. Nawet ogarnięty wściekłością boju nie sądził, że coś jeszcze go ruszy.
-Ty kurrrrrwiii…-nie dokończył przebity na wylot. Splunął krwią, a chwilę później wylądował tam gdzie reszta nabitych.

Jeden, jednolity krzyk złożony z wielorakich głosów wybudził ją letargu. Złotowłosa wyprostowała się szybko.
„Moja szansa…” pomyślała nerwowo. Zyskała szansę na wolność. Takie grabieże nie dzieją się od tak. Może wreszcie będzie uda się jej uciec. Niech się wali i pali ten cholerny statek, byleby mogła się wreszcie stąd wydostać! Przez okienko dojrzała spadające ciało, a po chwili zaledwie gasnący jęk bólu i śmierci. Cofnęła się gwałtownie, odnosząc wrażenie jakoby za chwile miałaby się wtopić w drewnianą ścianę.
Słyszała cięcia, trzaskające drewno, a także rąbnięty niedaleko siebie sufit. Belki padły ciężko na podłogę. Pisnęła przerażona z obawą, że jest to szansa na nowe życie nie obejmujące śmiertelników. Wnet ktoś zatoczył się schodami do ładowni. Dziw, że nie rozwalił ich po drodze. Złotowłosa miała wrażenie, że za chwilę wszystko runie.
Nabrała wdechu i przez dłuższą chwilę nie wypuszczała powietrza. Jakby nie chciała przypominać o swoim istnieniu. Wokół zapanowała cisza. Niebezpieczne milczenie, zawiesina. Nie tylko tutaj, za kratami, ale i w całej okolicy. Jakoby czar dmuchnął gęsto w okolicy, a ciśnienie gwałtownie się obniżyło. Niebieskooka zamierzała się do krzyku, ale nie paniki tylko rozkazów. Tak, jak nigdy wcześniej miała wrażenie, że wie co za chwilę się stanie.

Wielka, fioletowa macka, niczym góra, wyłoniła się z tafli pienistej wody. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli w tamtą stronę i milczeli. Całe życie zawisło w powietrzu każdego z nich, a nienaganną ciszę przerwał zaledwie jeden męski, ochrypły krzyk.
-KRAKEN!!!!
I macka runęła w dół wytwarzając niewyobrażalną siłę. Ale stwór nie sięgnął jeszcze statku, jedynie nawał wody pchnął go w bok. Niviandi krzyknęła, ale jej krzyk był jedynie echem we wrzaskach ratujących się ludzi. Nikt nie chciał być zepchnięty na skaliste pałąki.
Woda chlasnęła do ładowni. Przetoczyła niektóre beczki, a siły zewnętrzne sprawiły, że sama złotowłosa padła na podłogę zrywając jedną z lin. Kaszlnęła zduszona, a po chwili spojrzała na pirata.
-Daj mi nóż! Uwolnij mnie tchórzliwy łajdaku! –nakazała niebywale wściekle, a w niebieskich oczach pojawiła się złość i nienawiść, skrywana przez wiele dni na wodzie.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea widząc ludzi zbiegających z góry, na swym towarzyszu uniosła się jak najwyżej by nie wpaść w sam środek ognia walki. To było kompletnie nie dla niej. Ona wolała być neutralna. Przyglądała się z góry, jej szkarłatne znamiona wytwarzały czerwone światło, dziewczyna bała się takich rzeczy. Rozglądała się i gdy zobaczyła elfa, który oberwał natychmiast kazała Bellumowi tam lecieć. Nie była pewna czy się ujawnić, lecz wiedziała, że może coś zrobić, użyła magii, by uleczyć szkodę, jaka wyrządził elfowi, mężczyzna. Uśmiechnęła się, siedząc na przerośniętym kocie.
W pewnym momencie poczuła okropny ból nóg, zachwiała się i spadła z lwa. Zamknęła oczy, myślała, że to koniec. W ostatniej chwili tuż obok długouchego wylądował Bellum a na jego rozłożone skrzydła spadła dziewczyna. Teraz już nie miała jak się chować, zwłaszcza że straciła przytomność.
Jej zwierzęcy opiekun delikatnie położył ją na trawie i stanął gotów do jej obrony. Zawsze tak reagował na obcych, chyba że Aurea stwierdziła, iż to przyjaciel, jednakże teraz była nieprzytomna. Ta sytuacja dodatkowo zatrwożyła jej strażnika, u którego objawiło się to poprzez wzrastającą agresję i chęć jej wyładowania na najbliższej osobie.
Jakże wielkie szczęście miał elf, że fellarianka się zbudziła, w innym razie pewnie skończyłby jako obiad. Natomiast teraz Bellum starał się pomóc dziewczynie, która nawet nie mogła wstać. Ból musiał być naprawdę nieznośny. Lew widział to i lizał jej nogi, choć nic to nie dawało, przynajmniej się starał.

- Powinno za chwilę przejść, chyba… - powiedziała, głaszcząc swojego, nietypowego towarzysza.

Powoli przeniosła wzrok na elfa. Przyglądała mu się chwilę. Był od niej nieco wyższy i nawet miał dłuższe włosy. Jednak największą uwagę skupiła na jego oczach i przez dobrą chwilę utrzymywała kontakt wzrokowy.

- Cześć… - odezwała się w końcu, po jej głosie łatwo wywnioskować, iż nie ufała swemu rozmówcy. Ledwo go poznała i widać, że prócz powitania chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz się wahała. Spojrzała na swoje znamiona, podobne do tatuaży, na ramionach. Zarówno szkarłatne, jak i błękitne stały się na chwilę bardziej widoczne. Dziewczyna domyślała się, że ciężko określić charakter mężczyzny dlatego wystąpiła taka reakcja, a nie inna.

- Czy jesteś jednym z tych… piratów...? – zapytała.

Widziała dobrze, że nie przypomina on tamtych ludzi, lecz chciała się upewnić. Zawsze mógł skłamać, jednakże jeśli coś by jej zagrażało, Bellum był tuż obok. W czasie tych rozmyślań zorientowała się, że ból minął, a ona nadal siedzi na trawie. Powoli wstała i od razu dosiadła lwa.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

Saerahen gwałtownie się zatrzymał, gdy nagle nad jego głową przeleciało kilka ciał i wpadło na pokład statku. Cofnął się lekko, wysoko zadzierając głowę. Dostrzegł ludzi wyglądających na piratów, którzy na linach przyczepionych do czegoś wysoko w górze przeskakiwali na okręt. ”Czemu zawsze muszę trafić na coś takiego. Akurat znajduję środek transportu na takim odludziu, rzecz jasna atakują go piraci. Czemu by nie? Aż...” Nagle coś przerwało jego tok myślenia. Kopnięcie w tył głowy. Elf przewrócił się, o mało nie wpadając do rzeki. Zrobiło mu się na chwilę ciemno przed oczami, nie miał najtwardszej głowy. Krew napłynęła mu do głowy, ale po chwili stamtąd zniknęła. Saerahen uświadomił sobie, że zaczął się przemieniać w kogoś innego, uderzenie na tyle go oszołomiło, że przez chwilę utracił kontrolę nad swoją umiejętnością. Natychmiast zatrzymał przemiany na twarzy i spróbował się podnieść, ale nagle stało się coś niespodziewanego. Obok niego spadł skrzydlaty lew, na którym po chwili wylądowała kobieta. Elf zmarszczył brwi, myśląc, że ma jakieś halucynację, ale gdy zwierzę odłożyło kobietę na ziemię i spojrzało na niego wściekłym wzrokiem, instynkt samozachowawczy wziął górę.
        Saerahen poderwał się na równe nogi i zaczął się cofać, ale po chwili kobieta obudziła się, co przykuło całą uwagę lwa. Elf odetchnął z ulgą, po czym rozejrzał się za jakimś miejscem, za którym mógłby zniknąć. Zdecydowanie takie atrakcje nie były dla niego, jeżeli miał skończyć w brzuchu lwa, to wolał już iść na piechotę do najbliższej wioski. Niestety nie zdążył niczego takiego znaleźć, bo po chwili kobieta spojrzała na niego. Zaklął w myślach. Ta przez chwilę się w niego wpatrywała, po czym przywitała się. Saerahen zachował milczenie, nie wiedział zbytnio, jak miałby się przywitać. Kobieta na chwilę spojrzała na znamiona na swoich ramionach, które elf dopiero teraz dostrzegł. Zaczął przyglądać się jej twarzy. Miała w sobie coś specyficznego, nawet pomijając różne kolory tęczówek. Zapatrzony w nią Saerahen nawet nie zauważył, gdy zaczął się zmieniać. Po chwili stał już jako idealna kopia kobiety, nie licząc rzecz jasna ubrania. Które teraz zaczęło go cisnąć.
- A czy wyglądam na...
        Zamilkł. Kobiecy głos całkowicie go zaskoczył. Spojrzał na swoje ręce, po czym dotknął twarzy i westchnął. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się podświadomie w kogoś zamienić, jego talent zaczynał coraz bardziej szwankować. Podniósł wzrok na nieznajomą, która postanowiła usiąść na swoim latającym lwie. Wiele razy się zastanawiał, jak to jest widzieć samego siebie, ale choć wyobrażał sobie różne rzeczy, to nie miał w jaki sposób się o tym przekonać na własnej skórze. Podejrzewał jedynie, że dla kobiety musi to być dosyć dziwne przeżycie. Spróbował na powrót zmienić się w siebie, ale z ogromnym zdziwieniem stwierdził, że nic się nie dzieje. ”Och, na Prasmoka, co jest? Chyba zbyt mocno dostałem w tę głowę, nadal mam zawroty.”
- Aj, tego mi jeszcze brakowało – mruknął, po czym spojrzał na kobietę. - Ciekawy wygląd.
        Takie słowa z jego ust można było uznać za prawdziwy komplement. Przemieniał się w setki osób, każdą pamiętał doskonale i rzadko kiedy zaskakiwały go takie rzeczy. ”Tuż nad naszymi głowami atakują statek, a ja rozmawiam sobie z jakąś panną na latającym lwie, w dodatku przebrany za nią. Nie ma to jak bezpieczeństwo!”
Awatar użytkownika
Ansgar
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ansgar »

        Grzmoty, huki i deszcz - te czynniki z pewnością nie pomagają w śnieniu, a tym bardziej w trzeźwieniu - choć kto wie, może komuś innemu owszem. Bynajmniej nie jemu, ten typ wolał ciepłą karczmę, pieczeń i barda, który brzdęka mu coś nad uchem, gdy on ma okazję podpierać podbródek o zalaną piwem ławę. Niestety, okoliczności nie były sprzyjające. Toteż krasnolud otworzył oczy i zlustrował to co go otacza, o dziwo nie było to nic, co przypominało mu miejsce, w którym spędzał ostatnie, trzeźwe chwile.
         -Jasny gwint - powiedział z niedowierzaniem, rozwierając tym samym oczy. Jeszcze w pozycji leżącej, z uniesiona głową, przetarł oczy i obrócił się kilkukrotnie.
-Gdzie ja żem, i za jakie grzeczy, trafił - sapnął z niedowierzaniem, po czym energicznie chwycił się za głowę - I do tego ten ból głowy, dawnom ja tak nie pohulał.
         Spiąłwszy mięśnie brzucha przeszedł w pozycje siedzącą. Wyciągnął z sakwy przypiętej do pasa fajkę i zaczął wypychać ją tytoniem, pochodzącym z tej samej sakwy. Na jego nieszczęście, nie mógł nawet porządnie wypełnić główki łatwopalnymi liśćmi. -Do tego takie nieszczęście... I co jeszcze hm?! - Dodał przez zaciśnięte zęby, którymi to podtrzymywał ustnik. Wtem, jego oczom ukazało się to 'coś jeszcze', o którym przed chwilą wspomniał. Kraken - zamiatający jakimś statkiem, przynajmniej takie było pierwsze spostrzeżenie ślepawego krasnala. Z wrażenia wypuścił fajkę z mocnego uścisku, ta upadłszy na ziemię wypluła z siebie kilka liści tytoniu. -Kur...... - Mocno poirytowany, nie zdążył nawet dokończyć, całą swoją uwagę skupił na skrupulatnym oczyszczaniu liści i ładowaniu fajki liśćmi, oraz jej samej - do ust.
        Pomachał jeszcze głową na znak zrezygnowania, po czym powstał i ruszył wzdłuż plaży, co kilka kroków zatrzymując się i trzepiąc butami. W międzyczasie grzebał w sakwie, z której wcześniej wyciągnął faję i tytoń, tym razem szukał zapałki. Gdy już ją znalazł, zatrzymał się przy pierwszym kamieniu i energicznym potarciem rozpalił ją, później tytoń. Na jego twarzy zawitał uśmiech, wyraźnie szczęśliwy kontynuował wędrówkę wzdłuż brzegu, zerkając czasem na morze i na to co dzieje się z przebywającym tam statkiem, niestety, nie rwał się na ratunek żeglarzom, szczególnie kiedy dostrzegł kontury dwu, bądź trzech postaci na brzegu. Pociągnął mocnego susa do płuc i przyspieszył kroku.
         Gdy zbliżył się na odległość dostateczną, do zidentyfikowania osobników, nie mógł wyjść z osłupienia. Pozwolił sobie nawet unieść prawą rękę, by przytrzymać fajkę, w końcu taki widok nie był mniej dziwny od krakena i również mógł doprowadzić do rozwarcia szczęki.
         Na szczęście przy zaistniałej sytuacji mógł skonfrontować się z rzeczywistością, nie czekał długo, zbliżył się do dwóch -a nie, jednak trzech, dodatkiem był latający lew - postaci, wcisnął palec w główkę fajki, żeby ugasić ogień, odłożył ją i zaczął formować bardzo niestaranną wypowiedź -Darujcie, ale czy skorzyście wyjaśnić, co się tutaj wyrabia? - Po czym w jednej chwili wskazał krakena i fruwającego lwa. Co do dwóch zatrważająco podobnych sobie osób, starał się to wytłumaczyć swoim słabym wzrokiem i psotami genetycznymi - sam był ciekaw, jak długo będzie w stanie się oszukiwać.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Statek wydawał się być jedynie tłem w obrazie. Nic już nie mogło uratować drewnianej konstrukcji, była spisana na straty, ale nie dopiero teraz. Przebrnięcie przez Smoczą Przełęcz było absurdalnym pomysłem od samego początku. Nic dziwnego, że morski stwór zakorzenił się właśnie tutaj, w zaułku bez powrotu, do którego sam obiad dopływał. Podane mięso na talerzu ze skarbami tonącymi na samo dno by i kolejni odważni zechcieli dotrzeć właśnie tutaj i skończyć dokładnie tak samo jak poprzednicy.
Na chwilę wszystko ucichło, ale nikt nie spodziewał się, że to koniec. Ci co jeszcze mogli, uciekali, a Niviandi… Patrzyła wściekle i podle, chociaż nadal z wielką nadzieją. Pirat zdezorientowany wciąż sytuacją w końcu podjął decyzje. Rzucił złotowłosej nóż i klucze, a sam uciekł targając za sobą pustą beczkę. Dziewczyna nie czekała ani chwili dłużej. Drżącymi rękoma sięgnęła po narzędzie po czym poczęła walkę z linami. Adrenalina dała się we znaki i trudno było się jej opanować. Ostrze wypadało wielokrotnie, a przecięcie jakby nie miało końca. Z jednej strony chciało się jej płakać, wręcz wyć z rozpaczy i zrezygnowania, z drugiej wciąż tliła się w niej nadzieja. A może jednak…może jednak się uda?
W końcu więzy sznurów puściły, chociaż nadal jego skrawki były owinięte wokół nadgarstków. Chwyciła klucz i rzuciła się w stronę krat. Musiała sięgnąć nim od drugiej strony. Robiła to stosunkowo powoli i ostrożnie, ale pech chciał, że zakołysało mocniej i klucze z brzdękiem padły na drewnianą podłogę po czym zsunęły się dalej w pomieszczenie.
-Och, nie… -zajęknęła cicho, całkowicie sama do siebie bo większość zbirów była już w morzu. Żywi bądź nieżywi i wnet stało się to czego nie chciała. Macka od spodu wyrwała się z siedliska wody rozwalając statek w pół. Niviandi widziała tylko pękające po kolei deski, a jedno z walących się dróżek wypadło właśnie przy jej ścianie. Zwaliła się i toczyła, obijając o wszystko. W końcu słyszała tylko głębie wody i wciąż snującą się pianę. Widziała czarne kontury ruin. Wszystko tonęło, padało w dół. Ona również. Ale nie na długo.
Resztkami sił starała się przedostać w stronę światła, ku górze. Nie można powiedzieć by złotowłosa potrafiła pływać, po prostu sunęła się do przodu łapiąc kolejno deski i odpychając się od nich. Czuła gęstą falę, tuż pod swoimi stopami. Wiedziała, że to kraken, ale próbowała dalej. Była coraz bliżej i bliżej, aż wreszcie…
Wynurzyła głowę, łapiąc z trudem powietrze. Kaszlała i paniczne łapała się odłamków beczki. Woda w tym rejonie pachniała rumem, nie miało to jednak znaczenia. Głowa ją piekła niemiłosiernie. Nie wiedziała dlaczego, ale powód był bardzo prosty. Krew spływała jej wzdłuż twarzy. Między złotymi lokami mieniła się szkarłatna barwa. Nie dostrzegła jej nawet w momencie gdy sięgnęła brwi i skapała coraz gęściej.
Dojrzała skały, gdzie brzeg nie był daleko. Zachłysnęła się nie raz i nie dwa, podtapiała i wynurzała na nowo. W tym całym chaosie była jednak nikim. Jedyną kolejną kropką na horyzoncie.
Pragnęła jedynie „dopłynąć” do skał. Między nie stwór nie powinien sięgnąć swoją macką. Były zbyt ostre i nierównomierne by się na to odważył – tak przynajmniej myślała Niviandi. Próg jej widzenia został więc zawężony tylko do szpiczastych odłamów. Ich obraz zdawał się niewyraźny, rozmazany. Nogi i ręce miała jak z waty, a nawet śmiałaby przyznać, z ołowiu. Coraz bardziej ciągnęło ją do dna. Nie za bardzo wiedziała nawet kiedy, dłonią sięgnęła skał. Z początku wydawało się, że nie przeżyje. Po czubek głowy ponownie zatonęła, ale druga dłoń z impetem wynurzyła się i chwyciła skały. Wspięła się łapiąc ogromny oddech, kaszląc, robiąc wszystko byleby przeżyć. Uniosła delikatnie drobne ciało. Dopiero teraz można było dostrzec wyjątkowość dziewczyny. Złote włosy, niczym sztabki złota, zabłysnęły oślepiającym światełkiem. Loki stały się ciężkie, chociaż nieco ciemniejsze, nadal zachwycały swoją grubością.
Wysunęła się całkiem, niemalże przewieszając się przez jedną ze skał. Oddychała ciężko wypluwając przy tym wodę i na nowo przeżywając piekącą głowę. Spojrzała w bok. Słyszała szum fal i widziała złote piaski, a także jeszcze kogoś. Kilka niewyraźnych kropek, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej rozmazane. Łzy, słona woda i krew spływały do niebieskich oczu. Opuściła głowę, nie czuła już ciała. Tylko ciężar, ciężar nad którym nie panowała.
-Nie dojdę…Nie dopłynę… Nic nie czuję…- załkała.
Teraz wiedziała, że płacze. Przecież uwolniła się od piratów. Jej życzenie się spełniło, uciekła na tyle daleko od potwora na ile mogła, ale nie miała sił skryć się w bezpiecznym miejscu. A teraz? Teraz znowu może wylądować pod czyjąś niewolą. Czarne kropki w tle były zapewne innymi zbirami, a kto wie czy nie piratami. Znowu ją odizolują i wymęczą, nie dadzą jeść ani normalnie żyć. Będzie zamknięta w złotej klatce…
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Gdy elf przybrał postać fellarianki ta zrobiła wielkie oczy i aż cofnęła się, lew natomiast też zdawał się zdziwiony, aż usiadł i patrzył to na swą panią to na elfa, który teraz jak wyglądał jak Aurea. Nastąpiła chwila milczenia.
- J…jak to zrobiłeś? – spytała całkowicie zaskoczona.

Belluma przestał interesować ten, co potrafił zmieniać, postać, ciekawszy był potwór niszczący statek. Musiał kontrolować czy nie zagrozi to w jakiś sposób fellariance. Przyglądał się tak długo, gdy spostrzegł złotowłosą dziewczynę w oddali. Warknął cicho i starał się wskazać na nią łapą.

- Hmm? – Dziewczyna zaczęła się wpatrywać, co też tam może być, miała dobry wzrok, więc zauważyła. Ostrożnie zeszła z lwa i usiadła na ziemi, stanie nie wchodziło w grę, ledwo co ból minął. Kazała Bellumowi pomóc tej osóbce, zwierzak niechętnie opuścił panią, jednakże przestał uznawać elfa za zagrożenie, więc poleciał, wywołując całkiem spory podmuch, gdy wzbijał się w powietrze. W tym momencie odezwał się owy zmiennokształtny.

- Dziękuję – powiedziała naturianka z uśmiechem – Umiesz się zmieniać w każdą osobę, jaką zobaczysz? – dodała zaciekawiona.
W tym momencie pojawił się krasnolud, fellarianka chwile się w niego wpatrywała, po raz pierwszy widziała krasnoluda. Zapach jego aury tylko to potwierdzał. To na pewno był nord. On również był zszokowany. Jak tu nie być widząc dwie identyczne osoby, które różnią się tylko ubraniem plus lwa ze skrzydłami.

- Cześć, jestem Aurea a ty? – spytała wesoło.

Domagał się wyjaśnień. Dziewczyna już chciała zacząć mówić, lecz to, co się działo to istny chaos. Nawet nie wiedziała, o czym mówić najpierw. Postanowiła poczekać, aż elf coś powie. Może on będzie umieć to wszystko jakoś dobrze określić w kilku, zrozumiałych słowach
Tymczasem lew podleciał do złotowłosej. Nie wiedział z początku jak ją przetransportować do reszty. Obleciał dookoła skałkę, na której leżała. Nie chciał jej skrzywdzić. Zahaczył się pazurami skały i wsunął pod ciało kobiety pyszczek, po czym nieco gwałtownie podrzucił ją, by wylądowała na jego grzbiecie. Teraz mógł lecieć do tamtych. Macki krakena kilka razy omal go nie trafiły, a dziewczyna prawie spadła. Jednakże Bellum jej pilnował. W końcu wylądował, zobaczył nowego przybysza i warknął na niego ostrzegawczo. Natomiast dziewczynę położył na ziemi tuż obok Aurey.

- Nic ci nie jest? – spytała złotowłosej, przyglądając się jej uważnie. Błękitne znamiona stały się bardzo wyraźne, co nie sposób było nie zauważyć. Fellarianka wiedziała, co to znaczy i uśmiechnęła się do dziewczyny.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

Saerahena jak najbardziej zadowoliła reakcja kobiety na jego przemianę, choć o wiele ciekawsze było to, co zrobił lew. Elf zachichotał, a fakt, że jego śmiech brzmi jak śmiech kobiety sprawił, że poczuł jeszcze większe rozbawienie. Efekt łańcuchowy przerwało dopiero zadane mu pytanie. Przez krótką chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, po czym uśmiechnął się.
- Otóż widzisz, w Górach Druidów żyją druidzi. I mają takiego jednego, który warzy specjalny magiczny napój. Kiedy byłem dzieckiem wpadłem do garnca wypełnionego nim. Od tamtego czasu tak już ze mną jest.
        Krótko utrzymał poważną minę, po chwili parsknął śmiechem. Gdyby chciał, mógłby pewnie znacząco to wydłużyć, ale uznał, że nie powinien zbytnio naigrać się z kobiety. Wystarczało już, że wyglądał jak ona i wyglądało na to, że szybko nie przestanie – dopóki jego dar znowu się nie zepsuje. Głównym argumentem jego decyzji był latający elf, który widocznie lubił tę kobietę. Gdy ta z niego zeszła i usiadła na ziemi, Saerahen lekko się przestraszył. Jednak po chwili zwierzak wbił się w powietrze i poleciał w kierunku szczątków statku, co nieco zrelaksowało elfa. Teraz już mógł pozwalać sobie na żarty z kobiety, przynajmniej dopóki nie powróci ten latający ewenement. Doskonałą okazję stanowiło zadane przez nią pytanie.
- Owszem, potrafię się przemienić w każdą istotę podobną do człowieka – powiedział elf. - Dlatego wybacz, ale szlachta nie wchodzi w grę.
        Tym razem nie dał po sobie poznać, że żartuje. Nie był także pewien tego, czy kobieta zrozumiała ten żart. Osobiście nie lubił arystokracji, podobnie jak dość dużo osób, których znał. Na jej temat układał najlepsze dowcipy, najczęściej także najbardziej obraźliwe. Zauważył, że kobieta przez cały czas siedzi na ziemi. Chciał ją o to zapytać, ale wtedy niespodziewanie pojawił się krasnolud. ”Jeszcze tylko jego tutaj brakowało. Ci najemnicy nie mogli mnie wyrzucić staję dalej? Oszczędziliby mi ten cały cyrk.” Saerahen spojrzał na człeka wielkiego inaczej i przybrał najbardziej poważną minę, jaką potrafił.
- Upiłeś się, a teraz majaczysz – powiedział tak przekonująco, jak umiał. - A ta druga będzie chciała cię zaagitować, że jest inaczej.
        Szczerze powiedziawszy, sam zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie śni. Lub nie uderzył zbyt mocno o ziemię, kiedy spadał z wozu, i teraz nie leży na środku drogi. Jednak samo to, że przyszła mu taka możliwość do głowy sprawiła, że ją odrzucił. Wszystko zdawało się nazbyt realne.
        Niedługo potem powrócił latający lew, na co Saerahen zmarkotniał, choć nie dał tego po sobie poznać. Spojrzał z lekkim zainteresowaniem na przyniesioną przez lwa osobę. W przeciwieństwie do Aurei, która przed chwilą się przedstawiła, ta nie wyróżniała się niczym szczególnym, elf widział mnóstwo podobnych osób. Pewnie dla przeciętnego człowieka mogła się wydawać boginią piękna, ale on nie spełniał żadnego z tych dwóch warunków.
- Pięknie, kolejna osoba do tej radosnej gromadki – mruknął. - To już wszyscy, czy za chwilę ktoś jeszcze pojawi się znikąd? Może tym razem wychyli się spod ziemi, bo wszystkie inne drogi są już oklepane.
        Krasnolud przyszedł normalnie, Aurea z nieba, a nowa kobieta z wody. ”Tak, tylko rozstąpienie się spod ziemi może mnie jeszcze zaskoczyć.”
Awatar użytkownika
Ansgar
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ansgar »

        Położył ręce na biodrach i z zaciekawieniem patrzał jak kobieta w zielonym ubraniu mu odpowiada. Jej arogancki ton wcale mu się nie podobał, skwitował to tylko zmarszczeniem brwi, nieprzyjemnym grymasem na twarzy i lekceważącym spojrzeniem - no, to może nie tylko, a aż. Wpatrywał się w nią jeszcze przez chwile, gdy wreszcie dotarło do niego, że druga pani zwróciła się do niego - o dziwo, choć tak samo wyglądająca, to wiele przyjemniejsza. Przedstawiła mu się, a jej ton był podejrzliwie uprzejmy, ale nie dla tego łatwowiernego krasnala. Tym prędzej obrócił się ku niej, był tak miło zaskoczony wysoką kulturą osobistą i przyjaznym nastawieniem, że sam postanowił się wykazać. Wyciągnął fajkę z ust, odpuszczając sobie ostatnie pociągnięcie, i zgasił ją wciskając palec do główki. Naprędce schował przyrząd do mieszka przy pasie, otarł dłoń z tytoniu i wyciągnął ku nieznajomej. Wcale nie zdając sobie sprawy z tego, że to mu nie przystoi - ten brodacz nawet nie słyszał o ukłonach. Na tę chwilę jednak, zdawało mu się, że jest znawcą savoir-vivre. Jego wyraz twarzy również dawał o tym we znaki.
        -Ansgar, nie pomierzenie mi miło! W tej samej chwili z przysłowiowego nikąd nadleciała ta bestia, która kilka sekund temu zniknęła z nieznanego mu powodu. Latający lew warknął na niego widząc jak ten zbliża się do jego pani. Ansgar odsunął się o krok i zmierzył go wzrokiem. Gotów był to trzasnąć w nos swoją wielką piąchą. Jednak stwór wyszczerzył kilka białych, przypominających legion włóczników, kłów. Toteż krasnolud popatrzał na swoją zaciśniętą dłoń, raz jeszcze na lwa - "Cholender, nie będę miał jak palić i pić na raz..". Dłoń rozluźniła się, a razem z nią napięcie między przybyszem z północy, a latającym monstrum.
        Dopiero teraz zrealizował, że razem z towarzyszem fellerianki na spotkanie zawitała filigranowa dziewczyna. Nie mógł się nadziwić temu wszystkiemu co się tu działo, na prawdę zaczął się gorliwie zastanawiać nad tym, czy ciągle nie jest urżnięty "Nie... wtedy bym tu nie dotarł z taką łatwością, a może?". Westchnął ciężko. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, w tej samej chwili podwinął nogi wysoko ku górze. Sekundę później upadł na piach ze skrzyżowanymi nogami - pozycja krasnoludzkiego mędrca, ot co. Nie miał zamiaru wtrącać się do rozmowy, do tej pory uważał się za bystrego, jednak sytuacja go przerosła. Nie pozostało do roboty nic innego, jak czekać na rozwój wydarzeń i sprawiać pozory mądrzejszego niż się jest. Czasem dla ukazania intensywności dumania przyciskał dolną wargę zębami, marszczył czoło, a nawet drapał się po podbródku i gładził brodę.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Oddychała coraz ciężej…Każdy wydech i wdech zdawał się być wolniejszy od poprzedniego, a zarazem spokojniejszy. Czuła jak potężne fale skraplają się uderzeniami pozostawiając słony posmak po sobie. Był to dziwny stan ukojenia. Być może dlatego, że wreszcie nie musiała walczyć albo dlatego, że odchodziła do innego, mniej żywego, świata.
I wówczas stało się coś czego nikt by się w takim momencie spodziewać nie mógł. Chyba, że morze dawno skradło świadomy umysł.
Kilka mocniejszych podmuchów zmusiło ją do wzniesienia głowy, ale wycieńczona i krwawiąca nie za wiele pamiętała z ujawniającego się obrazu. Postać, niczym anioł, zstąpiła tuż…przy niej! Pierwszym odczuciem było pogodzenie się z rzeczywistym końcem. Tym samym utwierdziła się w myśli, jak bardzo tego nie chce. Nie może tak beznadziejnie zginąć! Jest księżniczką. Księżniczki nie giną na skałach po tym jak porwali ją pirackie łajdaki!
Stworzenie zbliżyło się do niej, a ona…Ona zaś chciała cofnąć się do tyłu. Zanurzyć w wodzie by uciec przed skrzydlatym, ale ten okazał się znacznie szybszy i cóż… Silniejszy. Ciało z ołowiu praktycznie nie drgnęło, chociaż sama dziewczyna miała wrażenie jakby przebyła niezmierzone metry. Nieudana ucieczka zakończyła się stosunkowo przyjemnym dotykiem futra. Krótkiego, aczkolwiek gęstego. Ciało zwierzęcia biło ciepłem i powinno zdawać się być bezpieczne, jednak nie dla Niviandi. Gdyby miała wystarczająco sił z pewnością wierzgałaby się i krzyczała w niebogłosy, a tak pozostawiała po sobie jedynie nieme błaganie o pomoc.
W jednej chwili mocno objęła go w szyi, gdy morski stwór zamachnął potężną macką. Cóż… Z dwojga złego musiała przyznać, że skrzydlate coś było lepszym wyborem niżeli kraken. Chociaż okazać się mogło zawsze inaczej w późniejszym czasie.
Wzrokiem obserwowała oddalające się macki, a także dźwięki burzących się fal były już zdecydowanie słabsze.
W końcu poczuła jak czworonożny dotknął ziemi. Starał się ją położyć, ale ona wręcz stoczyła się i spadła na piach. Przytrzymała ręką głowę w miejscu, w którym krwawiła. Zacisnęła zęby i powieki sycząc z powodu niewyobrażalnego pieczenia.
-Ała…-wymamrotała niewyraźnie pod nosem.
Słońce przysłoniła syrence kolejna postać. Zwróciła się ku dziewczynie. Mrużyła oczy i sama już nie wiedziała gdzie jest ani co się dzieje. Chciała przeklinać, chociaż dworskim damom to nie wypadało. Chciała płakać, ale brakowało jej sił. Chciała im zagrozić… ale do tego trzeba mieć głos, a go jakby utraciła wraz z narastającym zmęczeniem, a także wysuszeniem.
Gardło złożone miała z suchych skorupek tak bardzo, że nawet przełknięcie śliny było istnym piekłem.
Kobieta miała ciemne włosy, różnoraką parę oczu, a także jakieś…tautaze? Niviandi od razu zwróciła na nie uwagę. Po chwili błękitne kroje na ciele nieznajomej spotęgowały swój koloryt. Otarła twarz jeszcze raz, dzięki czemu tylko bardziej umorusała się piachem zmieszanym z krwią, który swoją drogą przywołał drugą dawkę piekącego bólu. Widok się jednak nie zmienił. Kobieta po prostu… świeciła.
Co ciekawsze, niedaleko niej leżała… Również ona! Tylko jakaś trochę inna… W męskim stroju, a w dodatku wydawała się nieprzyjemna. Nie dlatego, że ubrana była, według Niviandi, paskudnie, ale minę miała nietęgą i w dodatku czworonożny ratownik z wyraźnym niezadowoleniem przywitał ów osobę. Różniły się między sobą wyłącznie strojem i faktem, że jedna nie świeci.
Potrząsnęła głową, jakby cała ta sytuacja była niemożliwie absurdalna. Wzniosła się na łokciach, a okiem sięgnęła kolejnej pary stóp. Uniosła oczy ku górze dostrzegając niewielkiego człowieczka. Posiadał spore gabaryty brzucha, solidny wąs, niezadbaną i stosunkowo gęstą brodę przy czym pachniał odurzającą gorzołą. Mina Niviandi wyraźnie skwaśniała dostrzegając bulwiasty, ale przede wszystkim, zaczerwieniony nos. Nawet w tak tragicznym stanie nie ukrywała swojego estetycznego oka.
Cicho jęknęła, gdy uświadomiła sobie, że wpatrujące się twarze oczekują odpowiedzi. Syrenka jednak nie miała zamiaru odpowiadać… Wciąż była w szoku, adrenalina małymi kroczkami obniżała swój poziom, ale wciąż udręczała duszę niebieskookiej.
Cofnęła się gwałtownie, chociaż łokcie szybko ugięły się pod niewielkim ciężarem złotowłosej. W klarownie błękitnych oczach zagościł strach. Ich koloryt był znacznie wyraźniejszy na tle szkarłatnych ścieżek, a lęk tylko nadał im wielkości.
-Kim…Kim wy jesteście? –jej głos był cichy i ochrypły, a mówienie było znacznie bardziej bolesne niżeli przełykanie śliny.- I czym to jest? I czy on jest… wstawiony?...-czuła się niepewnie w pobliżu krasnoluda. Bała się, że gość za chwilę zwali się z nóg, wprost na nią. Obawiała się, że takiego ciężaru by nie zniosła, poza tym, wolałaby zginąć na skałach niżeli pod ciężarem rubaśnego krasnala!
Miała tylko nadzieję, że nie znają tajemnicy magicznych włosów…
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea nie była pewna przez chwile czy elf mówi poważnie, czy żartuje, ale gdy wybuchł śmiechem, było jasne, że sobie żartował. Może po prostu nie chciał jej powiedzieć. Fellarianka zdawała się zachwycona takim darem i załapała żart ze szlachtą, lekko się zaśmiała. Po chwili zamyśliła się nieco.

- Jak długo zamierzasz być w mojej postaci? – widać było, iż czuła się nieswojo mówiąc w teorii do samej siebie.

Potem naturianka przywitała się z nordem, widziała coraz więcej istot, jakich nigdy nie widziała. Na dodatek ten elf miał taką wyjątkową zdolność, była ciekawa czy Ansgar również. Gdy dołączyła złotowłosa, Aurea też się zastanawiała czy posiada ona jakieś niezwykłe moce. Zmiennokształtny chciał zrobić w konia krasnoluda.

- Dlaczego go oszukujesz? – spytała fellarianka, nie podobało jej się takie zachowanie. Choć to całe zamieszanie było bliskie bycia snem, ale jednak nim nie było.

Gdy przybysz z północy usiadł na ziemi, dziewczyna uśmiechnęła się, że nie tylko ona nie stoi, patrzyła zaciekawiona na złotowłosą. W końcu przemówiła, była ranna. Aurei zrobiło się jej żal, użyła magii życia, by uleczyć jej rany. Błękitne znamiona zaświeciły dosłownie, podczas uzdrawiania.

- Jestem Aurea, czujesz się już lepiej? – obdarowała ją ciepłym uśmiechem.

Bellum podszedł do Nivandi i liznął jej dłoń kilka razy. Chyba polubił tę dziewczynę, bo zaczął się do niej nawet łasić. To musiało być ciekawe, ogromny kot ocierający się o tak drobną osóbkę. Aurea przyjrzała się jeszcze nordowi i zerknęła na swe znamiona, błękitne nadal świeciły, jedynie przy elfie wariowały. Teraz była pewna, że kobieta i krasnolud są w porządku. Nie wiedziała jednak co z tym który skopiował sobie jej ciało. Bellum widział to również, podszedł do Saerahena i usiadł obok niego, pilnując go. W tym momencie zjawił się jakiś upity pirat. Trzymał nóż i gdy zobaczył gromadkę, chwiejnie ale biegł w ich stronę z zamiarem mordu. Lew warknął, widząc, iż to nie skutkuje, ruszył biegiem na teoretyczne zagrożenie, rzucił się na mężczyznę. Wyrwał jego mieczyk i odrzucił daleko. Drapnął go po twarzy i wrócił do swej pani. Gdyby był głodny, już dawno zjadłby tego człowieka.
Awatar użytkownika
Saerahen
Błądzący na granicy światów
Posty: 13
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saerahen »

- Pytania, pytania, zadajesz zbyt dużo pytań – odparł Sareahen na słowa Aurei. Zdradzenie się, że posiada się dar, który szwankuje, byłoby co najmniej absurdalną wręcz głupotą. Zwłaszcza dopiero co poznanej osobie. Może i miał tendencję do obracania w żart wszystkiego, co tylko przyszło mu do głowy, ale żartowanie sobie z własnej słabości było czymś przesadnym, nawet dla niego. - Naprawdę musisz wiedzieć wszystko? Nie możesz po prostu zaakceptować rzeczy takimi, jakimi są?
        Elf zdecydowanie robił to często. Głód wiedzy nie był jedną z jego cech, już dawno pogodził się z myślą, że wszystkiego nigdy nie zdoła poznać. Dlatego więc zamiast przeznaczać życie na pogoń za ułudą, postanowił przemienić go w komedię. Jaki bowiem sens może mieć istnienie, jeżeli przeznacza się je na przyziemne sprawy?
        Sareahena bardzo oburzyło to, w jaki sposób został przyjęty jego żart, choć przyjął to z maską obojętności. Musiał też powstrzymać śmiech, do czego był już aż nazbyt przyzwyczajony. Krasnolud spojrzał na niego z taką wyższością, że elf o mało co nie wysilił się na kolejny żart. Gniewna mina i to spojrzenie wydawało się dla Sareahena dosyć niezgrabną oraz zabawną reakcją. Natomiast Aurea nie mogła zrobić nic innego, jak zadać kolejne pytanie.
- Moja dawna znajoma mawiała o takiej ciekawości, że jest ona typowa dla dzieci oraz głupców – powiedział elf serdecznym tonem, który wyćwiczył do granic przekonywania. - Zresztą „oszukujesz” to takie mocne słowo. Skąd wiesz, że właśnie nie śnisz, a ja, ten krasnal i to wszystko, co cię otacza nie jest jedynie wytworem twojej wyobraźni, afirmowane przez twój umysł? Skąd wiesz, co siedzi mi w głowie i czy ona rzeczywiście istnieje? Hm?
        Cóż, on także zadawał pytania, ale po pierwsze nie posługiwał się nimi w każdym zdaniu, a po drugie były raczej takie, na które odpowiedzi i tak go nie interesowały. A z teorią o afirmowania świata nieistniejącego wiązała się pewna prześmieszna wręcz historia. Kiedyś miał wydusić z pewnego maga informację na temat nowej siły w przestępczym podziemiu. Elf, niewłaściwie dobierając słowa, kazał przesłuchiwanemu powiedzieć wszystko, co wie. Pożytecznego nie wiedział nic, ale i tak przesiedzieli razem całą noc. Sareahen poznał wtedy wiele nowych słów, a także przeżył kryzys egzystencjalny. To znaczy przeżyłby, gdyby tylko nie była to dwumiesięczna gra aktorska. Dopiero przy teorii o żyjących glonach na dnie Morza Jadeitów elf zrozumiał, że mag naprawdę nie udzieli mu przydatnych informacji.
        Jego uwagę zwróciło jednak to, że uratowana przez latającego lwa kobieta odezwała się. Zadała pytania, ale w jej przypadku elf nie awanturował się, ta póki co była pod tym względem czysta, zresztą miała prawo czuć się zagubiona. Natomiast kolejne pytanie z ust Aurei sprawiło, że elfowi drgnęłaby powieka, gdyby tego nie opanował. Uznał, że najpierw odpowie na pytanie jasnowłosej.
- Jestem Aurea – powiedział. Jeżeli już utknął na jakiś czas w tym ciele, to przynajmniej niech to będzie przynajmniej w jakimś stopniu zabawne. Chociaż dla niego. A teraz, jeżeli chodzi o upomnienie Aurei... widział dwa scenariusze. Jeden spokojny, drugi dramatyczny i pełen przesadnie wzmocnionych emocji. Zanim jednak zdołał się zdecydować, tuż obok niego usiadł latający lew. ”Nie ma to jak łagodna perswazja.” – Odkąd tu jestem, tylko raz nie użyłaś pytania, a w dodatku wówczas powiedziałaś „cześć”. Radziłbym...
        Zanim jednak zdołał dokończyć, znikąd pojawił się jakiś pirat. ”O, świetnie, nasz kolejny kompan jak nic, jednak zjawił się spod ziemi! Ciekawe, ile pytań jemu zada Aurea i ile czasu minie, zanim zacznie się tutaj dziać coś racjonalnego.” Wyglądało jednak na to, że racjonalność szybko nie nadejdzie, bo samotny pirat z nożem postanowił sam zaszarżować cztery osoby plus lwa. No dobra, może dwie identyczne kobiety, trzecia niemal zemdlała i siedzący krasnolud nie robiło zbyt dużo wrażenia, ale lew to lew. Szybko okazało się jednak, że temu delikwentowi Aurea nie będzie miała szansy zadać pytania. Zwierzak postanowił skazać go na lżejszy los. ”Czy to ma być jakaś perswazja w moją stronę od sił wyższych?”
- Dobra, bardzo... ciekawa z was gromadka i w ogóle, pomijając fakt, że jesteście sztywni niczym magowie przysypani lawinom, i pewnie ciekawie można by spędzić wami czas, ale jestem, subtelnie mówiąc, w dupie, więc jeżeli żadne z was... - Na ułamek sekundy jego wzrok zawisł na lwie. Przez maleńki moment jego głos się zawahał. Szybko jednak się opamiętał. - …nie zna sposobu na szybkie dotarcie do jakiegoś miasta, to ja się chyba pożegnam.
        Z początku jego wypowiedź miała być pożegnaniem, lecz nagle dotarło do niego, ze latający lew jest także jakimś środkiem transportu. Może niewygodnym i elf będzie po podróży wymiotował, ale jak najszybsze dotarcie do cywilizacji było tego warte. Tylko jak miałby przekonać lwa, że to on jest prawdziwą Aureą? Zwierzątko zdawało się odróżniać ubrania, zresztą zapachy także. ”Gdybym zdołał się przebrać... nie, i tak musiałbym chodzić, a ta ciągle siedzi. Trzeba zrobić to naprawdę subtelnie.”
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Spojrzała tępym wzrokiem na kobietę w męskim odzieniu. W stanie jakim się znajdowała słowa ciemnowłosej wydawały się całkiem możliwe, bo kto wie, może sama Niviandi w tym momencie śni? Chociaż w istnienie własnej osoby w żaden sposób nie wątpiła, a kobieta skierowała się w stronę… kopii.
Złotowłosa jeszcze raz oparła czoło o dłoń, zacisnęła zęby, jakby próbowała się zbudzić. W tym momencie poczuła szorstki jęzor na swojej gładkiej skórze.
-Ou…bleh!-spojrzała w stronę zwierzęcia, które teraz zatoczyło koło niej okrąg i poczęło się łasić. Krople śliny nadal czuła na swojej skórze i nijak ją to pocieszało.
Syrenka była przerażona. Jego ostre zębiska na pewno łatwo gniotłyby się na drobnych jej kościach, nie wspominając już o naostrzonych niczym brzytwa pazurach. Zdusiła jednak w sobie wszelkie odrazy, nie daj na Prasmoka, rzeczywiście ją chapnie! A póki co… Zdawał się stać po jej stronie więc warto wykorzystać ten fakt.
Złotowłosa chciała wybuchnąć płaczem. Jaka znowu Aurea? Przecież…tamta miała tak na imię! Chyba dwoi się jej w oczach od tego kołysania statkiem.
Chwilę później pijany pirat ruszył w stronę zebranego towarzystwa. Niviandi oczywiście pisnęła niemalże ogłuszająco i skryła twarz w dłoniach. Lwi pupilek skrupulatnie zajął się zbirem. Nie zmieniło to jednak faktu, że podobnie jak przemieniony elf, miała dość tego miejsca.
Nie wiedziała czy doszczętnie oszalała, ale postanowiła zostać przy poszczególnych nazwać. Świetlista Aurea i Łachmaniarz bądź Niechlujna Aurea. Póki co… Wstała, otrzepała się ze zbędnego piachu i wówczas jedna z nich zwróciła się, co najmniej i według syrenki, bezczelnie. Niviandi była oburzona słownictwem Niechlujnej Aurei. Widać miała do czynienia z pospólstwem.
-Ty jesteś w ….-wtrąciła niezręczną dla siebie pauzę- Głupia! Ja nawet nie wiem gdzie jestem! Płynęłam na tym statku od… zapewne kilku miesięcy! Nie jadłam prawie nic, przy czym też w ogóle nie potrafili mnie dobrze napoić!
Zacisnęła zęby, po czym odrzuciła stos włosów na plecy.
-Mnie się nie pytaj, możesz się żegnać. Proszę bardzo, droga wolna .
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, gdy nagle wpadła na pewien plan. O ile Niechlujna Area jest mało skłonna do współpracy, tak Świetlista okazałą wobec niej dobre serce. Także i ala lew stoi po jej stronie.
-Ale…-podjęła na nowo nieco łagodniej-… Ty moja droga, o ile nie masz nic przeciwko… -zbliżyła się fellerianki kładąc przyjaźnie dłoń na jej ramieniu- Dziękuję za pomoc Tobie i Twojemu towarzyszowi. O ile mogę jeszcze o coś prosić…-ostatnie słowa wypowiedziała nieco nieśmiało, jakby wstydziła się prośby- Jeżeli pomożesz dotrzeć mi do jakiegokolwiek miasta, w miarę bezpiecznie… Wynagrodzę Ci to. Wiem, że może tego nie widać…-i tu spojrzała zrozpaczonym wzrokiem na swój strój, który nie był suknią, wzrok na koniec wrócił w stronę fellerianki-…ale moja wdzięczność będzie Ci wynagrodzona.
W oczach jasnowłosej pojawiło się coś hipnotyzującego. Zwróciła uwagę prawdziwej Aurei całkowicie na siebie. Świat wokół wstrzymał się dla niej na chwilę i tylko mrugnięcie zbudziło ją z chwilowej „hipnozy”.
-Przeżyłam tak paskudną podróż…-podjęła na nowo temat- Nie wiem gdzie jestem, ani jak gdziekolwiek trafić. Ta okolica jest mi obca, a Ty i Twój towarzysz… Wydajecie się być dobrymi duszami. Jestem teraz za słaba by podróżować sama więc… Mogę liczyć na Waszą pomoc?
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości