Leonia[Miasto i jego okolice] W poszukiwaniu wróża

Bardzo duże miasto portowe, mające aż trzy porty, w tym dwa handlowe, a jeden z którego odpływają jedynie statki pasażerskie. Znane z bardzo rozwiniętej technologi produkcji statków i łodzi, o raz hodowli rzadkich roślin nadmorskich.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Łatwo można było dostrzec, że Kerran skutecznie rozłościł Weihlondera, o ile miał to w planach, gdyż cały powstały gniew wykwitł na twarzy smoka, a z jego oczu zaczęły bić gromy. Z początku Loring nie był do końca pewien tego, czy powinien zawracać w tej chwili mu głowę, gdyż jego spojrzenie na melmaro wskazywało jednoznacznie jego nastrój, a przeprosiny przyjął tak jakby ich nie było, jednak wyglądało na to, że pytanie o istotę Kerrana zastanowiło go na tyle, że gniew minął. Czyżby smoki miały w zwyczaju gniewać się mocno, lecz krótko?
Gotlandczyk mógł spodziewać się wielu odpowiedzi, jednak ta którą usłyszał zupełnie go zaskoczyła, przez co na chwilę zamarł i wpatrywał się jedynie w brata Dara, zastanawiają się jak może mu odpowiedzieć.
- Hm… Widzisz, jestem człowiekiem, a ludzie nie jedzą innych istot. Nie mam pojęcia o tym jak wyglądają jego wnętrzności… Chociaż po ciele domyślam się, że tak jak nasze. A co do zapachu lub smaku, to chyba wy macie te zmysły wyczulone, więc powinniście sami móc ocenić. Wszystko co o nim wiem pochodzi głównie od niego samego. Mówił, że potrafi wchłaniać siłę życiową innych istot i magazynować ją w sobie lub komuś podarowywać. A ze swoich obserwacji dokładam pewność siebie której nie widziałem u nikogo innego, dziwną aurę potęgi i nadludzką siłę, kiedy zatrzymał cios wyciągniętą na bok ręką, nawet przy tym nie drgając. Ręka normalnego człowieka w takiej pozycji poleciałaby do tyłu. Nawet gdyby ktoś zatrzymał to stojąc na wprost i podpierając się, jestem pewien, że uderzenie zrobiłoby na nim większe wrażenie. No, ale trudno, może twój brat będzie coś wiedział. Jestem bardzo ciekawy pierwszej jego walki, dlaczego aż tyle trwała, nie wierzę, by trafił na kogoś godnego siebie. Przekonamy się podczas walk grupowych, mam nadzieję, że nie zacznie wariować. Jeszcze raz za niego przepraszam.
O ile Weihlonder nie miał już nic do powiedzenia, złotowłosy dołączył do drużyny.

- Ja nadal nie rozumiem. – blondyn skupił spojrzenie na uśmiechniętym Kerranie, który ze skrzyżowanymi na piersiach rękami opierał się o ścianę. – Jak dokładnie wygląda to twoje zabieranie energii? Jak to działa?
- Heh, dlaczego ciągle o to pytacie? – pożeracz parsknął śmiechem i wyprostował się. – Chcecie, to wam pokażę. Znajdzie się ktoś na tyle ostrożny, by robić za testera?
Gotlandczycy przez chwilę milczeli, spoglądając po sobie, po czym w końcu naprzód wysunął się Urgoth.
- Ja.
- Wspaniale. Wyciągnij zatem dłoń, nieustraszony wojowniku. – mówiąc to, Kerran ściągnął z prawej dłoni rękawiczkę i poczekał aż leśny wyciągnie do niego swą lewą dłoń, po czym uścisnął ją tak jak przy powitaniu. – Teraz nic się nie dzieje, gdyż tego chcę. A w tej chwili pokażę ci jak wygląda energia innych ras, w porządku? Więc zaczynamy.
Po skończeniu zdania dłoń mężczyzny nie zacisnęła się ani odrobinę mocniej na tej leśnego, jednak on drgnął nagle, jakby wpadł pod lodowaty strumień. W miejscu złączenia ich dłoni zaczął czuć mrowienie i gorąco, a kiedy spróbował lekko pociągnąć, okazało się, że jego skóra jest jak gdyby przyklejona do skóry pożeracza.
- Jeżeli pociągniesz mocniej, to ją wyrwiesz, ale spokojnie, nic ci złego bez twej wiedzy nie zrobię. – Kerran uśmiechnął się szeroko i kontynuował to co zaczął, a do leśnego zaczęły napływać najrozmaitsze uczucia i wrażenia – ogień, oschłość, lód, nienawiść, radość, pogodność, namiętność, zapalczywość.
- To jest zwykły człowiek, to kotołak, wampir, wilkołak, przemieniony, przeklęty, łowca dusz, smok, elf, tygrysołak. Mógłbym ci tak jeszcze długo wymieniać, jednak to nie ma większego sensu. Zobaczyłeś już jak to działa. Teraz poczujesz, że tracisz siły. To ja będę ci odbierał twą energię, do czasu aż padniesz na kolana, wtedy ci ją zwrócę.
Leśny kiwnął jedynie spokojnie głową, po czym drgnął, a jego kończyny zaczęły się delikatnie trząść. Trudno było opisać słowami działanie Kerrana, leśny po prostu czuł jak wyciekają z niego siły. Gdyby nie uścisk pożeracza, jego lewa dłoń dawno by opadła. Trwało to jeszcze chwilę, po czym melmaro po prostu opadł na kolana, a jego głowa zaczęła się chybotać na prawo i lewo.
Pozostali wojownicy cały czas bardzo dokładnie to obserwowali, zamierzając interweniować jeżeli dojdzie za daleko, lecz Kerran uniósł drugą dłoń i uspokoił ich.
- Teraz wasz przyjaciel jest na skraju. Pochłonąłbym jeszcze trochę więcej, a padłby martwy i nic by mu nie pomogło, choćby znajdowało się przy nim stu najlepszych magów Alaranii. To co zje pożeracz, zastąpić może JEDYNIE drugi pożeracz. Dlatego kiedy już się pożywię, z chęcią ujrzę bezsilne miny znajdujących się na podeście magów, kiedy ci będą próbowali ratować me ofiary.
- Do czego zmierzasz? – zapytał uważnie Loring. – Chyba nie planujesz nikogo zabić?
- Zobaczymy. – Kerran uśmiechnął się wymijająco i skupił na Urze. – A teraz przywrócę ci to co twoje.
Nagle do ciała leśnego zaczął napływać potok świeżych sił, od którego ten otworzył oczy i uniósł głowę, a po chwili był już na nogach. Pożeracz najwyraźniej zwrócił mu siły w znacznie szybszym tempie niż je zabrał.
- Lor, zbliż się do Urgotha.
- Dlaczego? – blondyn zmarszczył brwi na słowa Kerrana, jednak posłusznie podszedł do leśnego.
- Ur, zaciśnij proszę prawą dłoń na szyi Loringa i spróbuj go podnieść. Bez zbędnych pytań, po prostu to ZRÓB.
- No dobrze. – Leśny był tak zdziwiony jak pozostali Gotlandczycy, jednak zrobił to co kazał mu pożeracz. Oczywiście nie dał rady podnieść brata chociażby na centymetr.
- A teraz użyczę ci trochę swej siły. Spróbuj znowu. – po powiedzeniu tego do ciała leśnego poczęły napływać wielkie pokłady sił, od których ten zaczął się trząść, nie mogąc wytrzymać w miejscu. – Nie martw się, zwykła reakcja ciała niestworzonego do podźwignięcia takiej mocy. Spróbuj, śmiało.
Urgoth zacisnął palce na szyi Loringa, jednak bardzo szybko został pouczony przez pożeracza, by ostrożniej oceniał swą siłę, bo zgniecie przewodniemu tchawicę. Tym razem bez problemu ciało złotowłosego poszło do góry, do pełnego wyprostowania łokcia ręki leśnego, a on sam czuł, że mógłby teraz po prostu rzucić swym bratem na koniec tunelu.
- No, już, odłóż go. Teraz ci to odbiorę, byś miał tylko siłę swoją. Mógłbym was wszystkich tak naładować, ale to chyba byłoby nie fair, w końcu… Każdy walczy na tyle, na ile go stać, prawda? – Kerran zaśmiał się głośno i wesoło.
Awatar użytkownika
Cador
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek- obrońca
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Cador »

Była to zdecydowanie zabawna walka. Do takiego wniosku doszedł, gdy stał już, oparty o ścianę w sali zwycięzców. Dopiero wtedy dotarło do niego, jak komicznie musiało wyglądać całe zajście; nie wytrzymał, parskając śmiechem w dłoń, którą zakrył sobie usta.

Ich przeciwnicy wyglądali jak sterty zbroi. Gdyby nie to, że się poruszali, a ze szpar wzrokowych hełmów świeciły oczy, stwierdziłby, że to jakiś dobry dowcip. Ewentualnie szansa na dozbrojenie się przez walką.
Pierwszy cios przeciwnika przekonał go jednak, że faktycznie mieli do czynienia z wojownikami. Cador wymienił szybkie spojrzenia z członkami swojej grupy; wyglądali oni na podobnie skonfundowanych i rozbawienych całą sytuacją. Hirden zagwizdał wesoło jakąś krasnoludzką melodię, opierając swoje ostrze o ziemię.
- Te, sterty złomu - rzucił kpiąco do trójki wojowników.
Cador pokręcił głową, zastanawiając się, czy lekceważenie przeciwników to dobry pomysł. Cóż, na pewno nie było to eleganckie.
- Tak, do was mówię - kontynuował Hirden, gdy spod jednej ze zbroi wydobyło się niezadowolone burczenie. - Możecie w tym w ogóle oddychać? Albo się poruszać?
Chcąc udowodnić swoje możliwości, jeden z wojowników ruszył na Hirdena. Jego ruchy były jednak powolne, co wyjątkowo mężczyznę rozbawiło. Przestał się śmiać, gdy z trudem umknął zaskakująco precyzyjnemu ciosowi miecza.
- No dobra, sterty złomu - powiedział, odskakując szybko i znów przybierając zrelaksowanej pozy. - Może po prostu się poddacie?
Cador aż nie wiedział, co ze sobą zrobić. Postanowił poczekać. Trzej zbrojni okrążali właśnie Hirdena; zaraz zamkną go w ciasnym okręgu, a wyminięcie ich chyba będzie trudne. Może jednak zareagować?
Chwycił pewniej miecz, ale nim zdążył postąpić choć krok, przed jego oczami, niczym dziki kot, błysnął ciemnoskóry mężczyzna. Wspiął się po zbroi przeciwnika (zwinne to było niczym małpka, a przecież kawał chłopa!) i bez zastanowienia przejechał krótkim sztyletem po gorzej osłoniętym karku przeciwnika. Gdyby chciał, z łatwością by go zabił.
Nie minęły trzy sekundy, a kompan Cadora już wisiał na kolejnym przeciwniku, tym, który akurat przymierzał się do uderzenia Hirdena. Niewiele się zastanawiając, Cador ruszył do walki z trzecim ze zbrojnych. Choć nie wygrał tej potyczki tak szybko, jak udawało się to ciemnoskóremu, przy swojej szybkości bez problemu pokonał mężczyznę.

- Człowieku! - krzyknął Hirden z niekrytym zachwytem, sięgając wysoko, by poklepać ciemnoskórego kompana w ramię. - Ty to jesteś bestia.
Ciemnoskóry tylko uśmiechnął się nieśmiało.
- Bogowie mieli mnie w swojej opiece.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Weihlonder przez chwilę przyglądał się Loringowi marszcząc brwi. Wiedział, że ludzie nie jedzą istot podobnych do nich, ale nie miał pojęcia, o czym w tej chwili mówił melmaro. W dodatku mówił to tak, jakby smok miał już kiedyś okazję spotkać tego całego pożeracza. Kiedy jednak usłyszał o wyjątkowej pewności siebie, spojrzał za nowym towarzyszem melmaro, który przed chwilą wywołał w nim taki gniew. Smok podniósł wysoko brwi.
- Wszystkie zwierzęta żywią się innymi istotami – mruknął w stronę Loringa. – Czy jest to świnia, czy też jakieś inne stworzenie, to żadna różnica. Ale mniejsza z tym. Mówisz więc, że ten twój irytujący przyjaciel jest owym pożeraczem?
        Smok zastanawiał się nad tym, co usłyszał od Loringa. Wedle jego słów pożeracza charakteryzowała niezwykła pewność siebie oraz siła nietypowa jak na ludzi. ”Czemu Dérigéntirh wcześniej mi o tym nie powiedział? Może się okazać, że to w końcu dla mnie jakiś godny przeciwnik, a ja musiałem na niego czekać setki lat. Hm, być może ludzie jednak mają o wiele więcej do zaoferowania, niż mogłem podejrzewać. Będę musiał jakiś czas podróżować z Dérigéntirhem, to wszystko się okaże. Byłbym serdecznie zadowolony, gdyby się okazało, że jednak ludzie nie są tacy nieciekawi, jak sądziłem.”
        Weihlonder nie wysłuchał ostatnich słów Loringa, po zwyczajnie je one nie interesowały, w jego naturze nie leżało przyjmowanie przeprosin. Zwykł to załatwiać w zgoła inny sposób, a akurat miał do tego okazję. Teraz pomyślał, że pomimo tego, że wilkołak nie będzie jego przeciwnikiem, to jeszcze może spotkać godnego przeciwnika. ”Choć jeśli dalej tak pójdzie, to najpewniej odpadnie po drodze i nigdy na siebie nie trafimy.” Gdy dowiedział się od Loringa już wszystkiego, czego chciał, skinął na swoich dwóch towarzyszy i razem udali się do lewego korytarza. Człowiek chciał jeszcze coś powiedzieć, ale gniewny wzrok smoka natychmiast go uciszył. Inaczej było z wilkołakiem.
- Proszę, proszę, jednak masz więcej tajemnic, niż można by przypuszczać.
- To u nas rodzinne. – Weihlonder wzruszył ramionami. – I mam ich O WIELE więcej, niż mógłbyś przypuszczać. Lepiej to zapamiętaj.
Smok przypatrywał się kolejnej walce kątem oka, jednocześnie wysłuchując słów maga, który zajęty swoim wykładem nawet nie zauważał, że jego uczeń jest skupiony na czymś innym. Potyczka z trzema zakutymi w zbroję przeciwnikami nie trwała długo i po chwili kolejne drużyny przystąpiły do walk. W pewnym momencie Dérigéntirh dostrzegł znajome postacie. Była to trójka melmaro, ale smok nie dostrzegł wśród nich Loringa. Widocznie był w drugiej grupie, przecież musieli się jakoś podzielić. Przeciwko nim stanęli trzej przeciwnicy. Jeden z nich był uderzająco podobny do trzech identycznych mężczyzn zakutych w zbroję. W dłoniach dzierżył wielki topór. Drugim był elf uzbrojony w dość długą włócznię, jednak zdecydowanie krótszą od tych, które można było ujrzeć na polach bitew. Trzecią osobą był fellarianin, trzymający w dłoniach dziwne ostrze kształtem nieco przypominające łuk.
        Dérigéntirh jednak był zbyt zajęty, aby móc się przyglądać całej walce. Gdy rozległy się oklaski tłumu, spojrzał na arenę i zdążył zauważyć znikających melmaro. Chwilę potem na arenę wyszli kolejni zawodnicy i tym razem smok zdołał dostrzec wśród nich Loringa. Zdziwił się jednak, gdy ujrzał wśród nich tego samego człowieka, który wcześniej wzbudził wśród widowni takie kontrowersje. Magowie przyglądali mu się bardziej, niż pozostałym zawodnikom. Naprzeciwko nim stanęła drużyna, w której skład wchodził fellarianin podobny do tego, który walczył przed chwilą, dzierżący taki sam oręż, lecz zupełnie inaczej nim walczył, dzierżył go odwrotnie – lewa ręka trzymała go, drugą jedynie sobie pomagał. Drugim wojownikiem była kobieta w szarej szacie, walcząca drewnianym kijem, okutym gdzieniegdzie żelazem. Ostatnim przeciwnikiem melmaro był mężczyzna o siwej brodzie. Pomimo tego, że był już w podeszłym wieku, bez problemu trzymał dwa topory. Smok uśmiechnął się, bo naprawdę zapowiadało się na ciekawą walkę, którą tym razem wolał jednak obejrzeć.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Po pokazie Kerrana wojownicy byli bardzo mocno skonsternowani, nie wiedząc za bardzo co o tym myśleć. Zadali pożeraczowi jeszcze kilka pytań, na które ten odpowiedział z uśmiechem, po czym pierwsza grupa Gotlandczyków wezwana została na arenę.
- Powodzenia. – Loring skinął im głową. – Dacie radę, spotkamy się po drugiej stronie.
Sam pojedynek wojowników nie należał do długich, zbyt krótki jednak też nie był. Ostatecznie udało się zwyciężyć melmaro, którzy to zostali przeniesieni do pomieszczenia dla zwycięzców, omawiając walkę i debatując nad przeciwnikami na których mogą trafić ich kompani, jak i na zachowanie które pokaże pożeracz. Wszyscy Gotlandczycy zostali przeniesieni jednocześnie, nikt nie odpadł wcześniej. W głównej mierze wynikało to z fenomenalnego zgrania między tą trójką, doskonalonego wieloletnim treningiem. Każdy melmaro musiał być zgrany z drugim, a jeżeli należeli do tej samej specyfikacji, tak jak tym razem – leśny, to już w ogóle nie trzeba się było martwić o ryzyko nieporozumienia.
Kiedy nadeszła kolej Loringa i jego drużyny, melmaro ze spokojem wyłonili się z tunelu. Czym innym była walka indywidualna, a czym innym pojedynek u boku jednego z braci. Inną sprawą był pożeracz, jednak dawał on poczucie pewnej gwarancji zwycięstwa wojownikom. Najprawdopodobniej będzie gotowy choćby i samemu zwyciężyć, jeżeli dwójka towarzyszy odpadnie.
- Pamiętajcie, macie walczyć na sto procent – odezwał się Kerran, po czym uśmiechnął się szeroko w reakcji na gwizdy publiczności, wykonał ku ludziom wdzięczny ukłon i pomachał dłonią. – Nie chcę widzieć oszczędzania się, najwyżej was wyleczę. Zamierzam wygrać ten turniej.
- Dlaczego oni cię tak nie lubią? – mruknął Urgoth, wodząc wzrokiem po niezadowolonej publiczności. – Czy ty podpadłeś całemu światu?
- Wyglądają na trudnych przeciwników – skwitował Loring, uważnie przyglądając się trójce która wysunęła się z naprzeciwległego korytarza.
Dopiero teraz i pożeracz spojrzał na rywali, a kiedy dostrzegł wśród nich kobietę, uśmiechnął się szerzej i posłał jej buziaka.
- A może wolicie oprzeć się wygodnie i pooglądać, a ja sam się tym zajmę, hm?
Gotlandczycy spojrzeli po sobie zdziwieni, nie wiedząc za bardzo co odpowiedzieć, jednak nie było czasu do namyślania się, bowiem kiedy tylko sędziowie dali znak, że można zaczynać, pożeracz ruszył szybko biegiem, za cel obierając sobie fellarianina.
- Co on odwala? Sam nie wygra – mruknął zdenerwowany Ur i ruszył do przodu, jednak blondyn zatrzymał go ręką, mając spojrzenie cały czas utkwione w trzecim członku drużyny. – Poczekaj, niech pokaże co tak naprawdę potrafi, skoro tak bardzo tego chce.
- Myślisz, że da im radę? – leśny zmarszczył brwi, również nie patrząc na rozmówcę.
- Jestem tego pewien, chcę po prostu zorientować się co umie poza gadaniem.
- Hm… No dobrze, masz rację. To chyba będzie ciekawe.
Pożeracz był niesamowicie szybki, dotarcie do przeciwnika zajęło mu tylko kilka sekund, przez co pozostała dwójka rywali nie zdążyła ustawić się w sposób umożliwiający pomoc towarzyszowi, który jednak refleks miał na tyle dobry, że zdążył przyjąć postawę, a kiedy Kerran zbliżył się wystarczająco blisko, zrobił wypad do przodu i zaatakował, chcąc, by rozpędzone ciało wpadło z impetem na nadlatującą stal. Jednak pożeracz nie dałby się pokonać w tak łatwy sposób. Kiedy tylko dostrzegł co przeciwnik zamierza, wybił się wysoko w powietrze i wykonał podwójne salto poziome, obracając się na czas i lądując za wojownikiem, który obrócił się szybko i spotkał z pięścią pożeracza, która posłała go na ziemię. Dopiero teraz pozostali w pełni zabrali się do roboty – brodacz zaatakował tnąc jednocześnie z dwóch toporów w kierunku środa, a kobieta pchnęła włócznią na wypadek, gdyby pożeracz chciał uciec. Wielu z ludzi siedzących na trybunach krzyknęło z radości, myśląc, że ich wróg publiczny jest już martwy, jednak niektórzy wciąż obserwowali to z kamienną twarzą, wiedząc, że nie można go ignorować. A sam Kerran nie miał zamiaru uciekać. Kiedy dostrzegł co się dzieje, wybił się wysoko do góry, rozchylając szeroko nogi w sposób taki, by łydkami zablokować ręce mężczyzny, a w wyniku ułożenia ciała pożeracza, włócznia przemknęła nad nim, tnąc powietrze. Kiedy tylko pożeracz uderzył plecami o ziemię, podciął brodacza, a sam podparł się na rękach i zakręcił ciałem wraz z nogami, wybijając włócznię, po czym wygiął się i wybił z rąk, lądując na dwóch nogach.
Oddalił się na kilka kroków, czekając aż każdy wstanie i dobędzie broni, zauważając przy tym, że fellarianin doszedł już do siebie po tym ciosie, wstając przed upływem jedenastu sekund. Na twarzy Kerrana pojawił się uśmiech, a on sam spojrzał na melmaro spojrzeniem mówiącym o tym, by się nie wtrącali, a później na znajdujących się w górze magów, przekrzywiając głowę i powiększając uśmiech.
- No to co, moi drodzy? – zwrócił się bezpośrednio do drużyny przeciwnej, powoli zdejmując ze swoich dłoni rękawiczki i chowając je do środka płaszcza. Tym razem również nie miał zamiaru używać znajdującego się na jego plecach oręża. – Pora zasiąść do uczty.
Pożeracz błyskawicznie ruszył do przodu, wbijając się wręcz pomiędzy tą trójkę i poruszając tak szybko i zręcznie, że nie można go było trafić. Kerran prezentował teraz całkowicie inny poziom, coś, czego Gotlandczycy nigdy nie widzieli. Pożeracz padł na ziemię, a raczej znajdował się na rękach, kręcąc nogami i trafiając każdego z przeciwników, po czym błyskawicznie stając na nogach kilkoma potężnymi ciosami każdego ogłuszając i rozbrajając. Jednak po przeciwnikach widać było, że to wojownicy, gdyż ciągle stawiali opór i byli niebezpieczni, jednak i na to Kerran znalazł sposób. Walcząc z nimi bezpośrednio udało mu się każdego złapać w potrzask w sposób taki, że prawa dłoń zacisnęła się na szyi znajdującego się po lewo fellarianina, lewa na stojącym po prawo brodaczu, a utworzony w ten sposób X naciskał na tchawicę kobiety, wgniatając ją w stojącego z tyłu Kerrana. Obserwatorzy mogli zauważyć szamotaninę, a po chwili bezwład jaki wdał się w ciała dwóch trzymanych. Stawiali coraz mniejszy opór, a później ich kończyny zaczęły zwisać, trzymane w górze jedynie dzięki dłoniom pożeracza. Jedynie kobieta walczyła jeszcze o oddech.
- Macie tak słabo siły, że nawet nie czuję różnicy… - powiedział głosem pełnym zawodu pożeracz, po czym podniósł ich wyżej, wypuszczając kobietę i kopniakiem posyłając ją na ziemię, po czym on sam zakręcił się dookoła własnej osi i rzucił po kolei bezwładnymi – aczkolwiek wciąż utrzymującymi się przy życiu – ciałami o ścianę na której znajdowali się magowie, przez co ta zatrzeszczała, a w kilku miejscach pękła. Gdyby tylko Kerran chciał, bez problemu zawaliłby tą kondygnację, jednak po co? By odwołali turniej który zamierzał wygrać?
Wolnym krokiem podszedł do kobiety, która krztusiła się, łapiąc oddech, a kiedy się nachylił, ta dobyła dotąd niewidziany nóż skrywany pod szatą i zaatakowała z kolan, jednak jej dłoń spotkała się z żelaznym uściskiem prawej ręki pożeracza, a on sam wierzchem lewej dłoni uderzył ją mocno w twarz, posyłając na ziemię. Szybko wyrwał jej nóż i wbił go jej w brzuch, po czym zacisnął dłoń na jej szyi i uniósł ją wysoko do góry, do maksymalnego wyprostowania ręki. Kobieta zaczęła walczyć o oddech, wierzgając się i chcąc uwolnić, jednak stopniowo przestawała, kiedy Kerran zaczął odbierać jej siły.
- Może chociaż ty masz w sobie więcej karmy.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Dérigéntirh zmarszczył brwi widząc, że człowiek z drużyny Loringa zostawia melmaro w tyle i sam rusza do walki. Smok musiał jednak przyznać, że walczyć to on potrafił. Mag przestrzeni przerwał swój wykład i zaczął obserwować człowieka intensywnym spojrzeniem, będąc w każdej chwili zainterweniować. Dérigéntirhowi zdawało się, że magowie tylko czekają, aż człowiek zrobi jakikolwiek błąd i będą mogli go teleportować. W sumie im się nie dziwił – po jego wcześniejszym przedstawieniu można się było spodziewać po nim wszystkiego.
        Smok nie sądził, aby człowiek mógł długo przetrwać w walce sam przeciwko trzech przeciwników, ale ku jego zdumieniu radził sobie doskonale. Z czasem Dérigéntirh uznał, że to jednak nie może być człowiek. Podejrzewał, że Weihlonder mógłby mu być równy w sile, lecz obawiał się także, że może to być dla niego zbyt trudny przeciwnik. Co by zrobił jego brat, gdyby po raz pierwszy w życiu przegrał jakąś walkę? ”Ciężko powiedzieć, choć podejrzewam, że nie wyszłoby mu to na dobre. Jest o wiele zbyt dumny, choć jak na smoka w sam raz. W najlepszym przypadku zdeterminowałby się do tego, aby być jeszcze lepszy i silniejszy. Chociaż... siła to przecież nie wszystko. Liczą się umiejętności, choć temu też ich nie brakuje. Tyle, że Weihlonder rzadko kiedy przybiera ludzką postać, to może się dla niego okazać zgubne.”
        Niedługo potem mężczyzna bez trudu rozłożył na łopatki całą drużynę, po czym cisnął dwoma mężczyznami o ścianę ringu, która się lekko zatrzęsła. Zgromadzeni na trybunach ludzie lekko się zaniepokoili, ale po chwili stało się jasne, że nic im nie zagraża. Kiedy z powrotem mogli skupić wzrok na polu walki, dwóch pokonanych już nie było, a mężczyzna trzymał kobietę za szyję wysoko w górze. Magowie patrzyli na siebie nieco niepewni, aż w końcu jeden z nich, stojący na tyle blisko, aby smoczy słuch mógł go usłyszeć, zaklął głośno i zamachnął kilka razy, po czym kobieta zniknęła, a palce mężczyzny zacisnęły się na pustce. Dérigéntirh spojrzał na stojącego obok niego maga przestrzeni, który wyglądał na strapionego.
- Coś się stało? - spytał smok. - Pomijając oczywiście to, co się przed chwilą wydarzyło. Bo mam przeczucie, że chodzi o coś więcej.
- Ta kobieta. - Mag przełknął ślinę. - Była kapłanką. To, co nas teraz czeka, to będzie istny koszmar. Miał to być pewien eksperyment, ale wątpię, aby kapłani się zgodzili po czymś takim. Poza tym, każdy ją w mieście lubił.
        Dopiero teraz smok dostrzegł, że ludzie na trybunach patrzą na mężczyznę jeszcze bardziej nieprzychylnie, niż wcześniej. Ich ponure nastroje pozostały nawet wtedy, kiedy zwycięska drużyna zniknęła, a na arenę wkroczyły dwie kolejne. Dérigéntirh dostrzegł Weihlondera, wchodzącego na ring razem z wilkołakiem oraz człowiekiem, obydwoma znanymi mu z karczmy. ”Ciekawie się dobrali. Ale mój brat chyba nie wie, kim są te osoby i co je łączy z Loringiem. O ile już coś się nie stało tam na dole.” Naprzeciwko nim stanęły trzy osoby, z których trzy wyglądały tak zwyczajnie, jak tylko można to było sobie wyobrazić – skórzane zbroje, proste hełmy, miecze u boku. Ostatnią osobą był mężczyzna o atletycznej budowie, na którego ramieniu widniały marynarskie tatuaże w dłoniach dzierżył potężny buzdygan. Weihlonder rzec jasna walczył wielkim, dwuręcznym mieczem, który teraz pewnie trzymał w dłoniach. Wilkołak dzierżył ogromny topór, natomiast człowiek dwa niewielkie sztylety. Smok zaśmiał się, widząc ten kontrast.
        Walka rozpoczęła się szybciej, niż człowiek ze sztyletami zareagował. Smok i wilkołak doskoczyli do przodu, atakując dwóch mężczyzn z mieczami. Ich drobne bronie nie miały szans przeciwko tak miażdżącemu atakowi, więc chcąc nie chcąc musieli cofać się do tyłu. Tymczasem mężczyzna z buzdyganem próbował ich obejść tak, aby móc zadać podstępny cios. Gdy Weihlonder to zauważył, spojrzał na wilkołaka, a ten skinął głową. Naparli na dwóch mężczyzn jeszcze bardziej, ale po chwili rzucili do góry swoje bronie, uniknęli zamaszystych ataków wyprowadzonych mieczami, po czym chwycili oręż przerzucony nad przeciwnikami i uderzyli od tyłu, każdy z nich trzymając w dłoniach zupełnie inną broń. Człowiek ze sztyletami przyglądał się temu oniemiały. Tymczasem ostatni z przeciwników właśnie postanowił wykorzystać chwilę i zaatakować, gdy jego towarzysze upadli na ziemię. Weihlonder jednak go dostrzegł. Za pomocą smoczej siły i wilkołaczemu toporowi zablokował cios, a wilkołak ciął dwuręcznym mieczem, trafiając w nogi. Wojownik upadł, wypuszczając z dłoni broń. Smok uderzył go twarz w pięścią tak mocno, że zrobiło mu się ciemno przed oczami. Magowie wyraźnie uznali, że został pokonany, bo niemal natychmiast zniknął. Weihlonder uśmiechnął się do wilkołaka i oddali sobie swoje bronie. Po chwili także zniknęli. ”Cóż, to chyba oznacza, że za chwilę druga runda walk. Nie wiem dlaczego, ale oni zwykli zawsze być na końcu.” Wyglądało jednak na to, że zostało jeszcze kilka drużyn, po po chwili rozpoczęła się kolejna walka.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Loring i Urgoth ze zdumieniem obserwowali wyczyny Kerrana, stojąc cały czas w miejscu i lustrując ruchy pożeracza, jednak były tak płynne, szybkie i skomplikowane, że wiele z nich po prostu umknęło zwyczajnym, ludzkim oczom. Melmaro jeszcze nigdy nie widzieli takiego wojownika, a pokaz im zaprezentowany przekonał ich w stu procentach, że jego pewność siebie to coś więcej niż tylko puste słowa. On po prostu znał swoją wartość i umiejętności.
- Myślisz, że ich zabije? – odezwał się do Loringa Ur, patrząc, jak Kerran dusi dwójkę mężczyzn.
- Nie wiem, wydaje mi się, że mimo wszystko nie. Ale na pewno ich powysysa, zobacz, maleje ich opór tak, jak wcześniej miało to miejsce z tobą.
Ur mruknął ponuro, przypominając sobie tą małą demonstrację i obserwując, jak kończyny wojowników stają się bezwładne, a później jak ich ciała wylatują w powietrze i uderzają o drewnianą ścianę areny. – Nie patyczkuje się…
- Z chęcią bym się tobą zajął, moja droga – uśmiechnął się szeroko pożeracz, patrząc w jej stygnące oczy. – Ale co to za kłopot dobrać się do nieprzytomnej? Zresztą, takie przyjemności to po turnieju dopiero. Jesteś człowiekiem, to czuję, ale masz w sobie nutkę czegoś innego. Czułem to już wcześniej, tylko co to może być…
Kerran milczał przez chwilę, jednak później oczy mu zabłysły, a on sam krzyknął radośnie.
- Już wiem! Jesteś kapłanką, mam rację?
Właśnie wtedy magowie postanowili teleportować kapłankę, a żelazne palce pożeracza przecięły powietrze.
- No wiecie co?! – krzyknął oburzony do sędziów, rozkładając szeroko ramiona. – Już nawiązywałem dialog! Kolejny raz psujecie mi zabawę!
Pożeracz nie miał za dużo czasu na wyrażenie swojego niezadowolenia, gdyż zwycięska drużyna chwilę po tym została przeniesiona do pomieszczenia dla zwycięzców.
Bardzo szybko zostali wychwyceni przez pozostałych melmaro, którzy odciągnęli ich na boki i opowiedzieli o swojej walce, a później z ciekawością wysłuchali relacji Loringa i Urgotha, patrząc z szokiem na Kerrana, który właśnie zakładał rękawiczki, a później usiadł na podłodze, oparł się plecami o ścianę i począł wesoło pogwizdywać.
- Widzieliście gdzieś tutaj może Weihlondera?
- Nie – odpowiedział Bakvst, kręcąc przecząco głową. – Jeszcze musieli nie walczyć, bo nie wierzę w to, że przegrali. Czyli mówicie, że Kerran jest tak dobry za jakiego się uważa?
- O ile nie lepszy – złotowłosy przyjrzał się uważnie Kerranowi. – W starciu z nim nie mielibyśmy najmniejszych szans.
- Może nie mam jakieś ultraczułego słuchu – zaśmiał się pożeracz. – Ale głuchy też nie jestem. Ładnie to tak o mnie gadać? Co do waszego przyjaciela-smoka, ja również mam nadzieję, że przejdzie dalej. Już nie mogę się doczekać naszego spotkania na arenie. Specjalnie dla niego nawet użyję miecza, a wierzcie mi – nie robię tego na co dzień.
- On też ma jakieś magiczne właściwości? – Loring zmarszczył brwi.
- Ja wysysam energię i moc z istot, on magię i siłę z rzeczy martwych – broni, zbrój i rozmaitych artefaktów. A teraz usiądźcie i zaczekajcie na to co przyniesie nam w najbliższym czasie los.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Po trzech walkach po arenie rozległ się dźwięk dzwonu, który zabił dwa razy. Smok rozejrzał się za źródłem dźwięku, ale wyglądało na to, że znajduje się ono poza areną. ”Pewnie to jakaś wieża miejska, dźwięk dobiegł gdzieś z tyłu. Przynajmniej pewnym jest, że to będzie druga runda. Przez pewien czas nic się nie działo, ale Dérigéntirh podejrzewał, że organizacja pozostałych gladiatorów może trochę zająć..
        Tymczasem w podziemnym pomieszczeniu zebrał się już komplet zwycięzców. Po raz kolejny ściana się otworzyła i gladiatorzy musieli wyjść. Zaprowadzono ich z powrotem do głównej sali z dwoma tunelami.
- Następna kolejność walk nastąpi w kolejności losowej – odezwał się mężczyzna w zbroi i wskazał na kosz leżący przed jego nogami. – Każda drużyna wyciągnie jedną kartę z numerem oraz numerem tunelu. Jeden to tunel po prawej, dwa – po lewej. Prosimy o organizację, nad przebiegiem losowania czuwają magowie, którzy zareagują, kiedy ktoś zdecyduje oszukiwać.
        Losowanie zajęło trochę czasu, ale niedługo potem wszystkie drużyny były już ustawione w odpowiedniej kolejności. Loring wraz z kompanami trafili niemal na przód kolejki, Weihlonder jeszcze bliżej. Po kilku pierwszych walkach na arenę wkroczyła drużyna smoka, która została powitana gromkimi brawami. Najwyraźniej pokaz ich umiejętności przypadł do gustu większości ludzi. Naprzeciwko nich stanęła drużyna, w której skład wchodził mężczyzna w czarnych szatach dzierżący kosę, drugi mężczyzna walczący za pomocą dziwnego, tępego miecza wykonanego z kości, trzecim przeciwnikiem był człowiek w czerwonej masce walczący szablą. Weihlonder zareagował szybko, wilkołak podobnie. Długo nie zajęło im pokonanie wszystkich przeciwników. Dérigéntirh wysoko podniósł brwi, widząc współpracę Weihlondera i wilkołaka. ”Walczą, jakby się znali przez całe życie. Pewnie chodzi o jakiś instynkt drapieżnika czy coś w tym stylu. Zresztą chyba do siebie pasują.” Jako następne na arenę wkroczyły drużyny Loringa oraz Cadora.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Obydwie drużyny od razu zauważyły pojawienie się w pomieszczeniu dla zwycięzców drużyny Weihlondera, lecz nie skontaktowali się z nimi, nie widząc takiej potrzeby. Melmaro cały czas rozmawiali ze sobą na najróżniejsze tematy, a Kerran czas spędzał na wesołym pogwizdywaniu i obracaniu miecza który trzymał oparty przed sobą.
Kiedy po raz kolejny ściana się otworzyła, dwie drużyny powstawały z zajętych dotychczas przez siebie miejsc i udały się w raz z innymi do dużego pomieszczenia z dwoma wychodzącymi tunelami – zresztą tego w którym byli dzisiaj już kilka razy. W spokoju wysłuchali tego co miał do powiedzenia mężczyzna w zbroi, po czym udali się do wyznaczonego kosza, a raczej z drużyny Loringa udał się pożeracz, przepychając się i skutecznie biorąc los jako jeden z pierwszych. Fortuna postanowiła, że dane im będzie walczyć tak jak losować, czyli gdzieś na początku tego całego ogona.
Wojownicy nie musieli czekać za długo, chociaż co prawda zostali rozdzieleni z pozostałymi braćmi, jednak na to nie było żadnego wpływu. Wychodząc na arenę, Gotlandczycy poinformowali Kerrana, że teraz i oni chcą walczyć, na co ten uśmiechnął się i potaknął głową z aprobatą. Wystarczyło, by tylko wychylili się z tunelu, a już powitało ich bardzo głośne buczenie ludzi na trybunach, gwizdy i wyzwiska. Co prawda wszystko to było skierowane do Kerrana, lecz brakiem entuzjazmu darzono przez niego całą drużynę.
- Teraz już pozwolę się wam wykazać, moi drodzy towarzysze – parsknął wesoło pożeracz i utkwił wzrok w wyjściu przeciwnego korytarza. – Znudziło mnie granie tym wszystkim zgromadzonym tutaj ważniakom na nerwach, więc zajmę się po prostu walką. Podzielimy się po równo, to jest każdy weźmie na siebie jednego przeciwnika, w porządku? Czy może macie jakieś obiekcje? Jeżeli tak, to z chęcią posłucham.
- On coś knuje – odezwał się Urgoth do Loringa, mówiąc to na tyle głośno, by wspomniana osoba nie miała problemu z usłyszeniem. – Jest za grzeczny i spokojny…
- Nie przejmuj się nim – blondyn również nie wysilił się na szept, przez co Kerran parsknął wesoło. – Po prostu zwyciężmy.
Trójka walczących zaczekała na przeciwników, a kiedy ci się pojawili, dokładnie im się przyjrzała.
- Biorę tego co wygląda jak dziecko – powiedział pożeracz, wskazując na Cadora. – Wydaje się być najsłabszym z nich, więc weźcie silniejszych, będziecie mieli okazję się wykazać.
Gotlandczycy spojrzeli po sobie, a później po przeciwnikach. Faktycznie, wybranek Kerrana prezentował się najmniej okazale w aspekcie wojaka, jednak doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że bardzo często właśnie tacy są najgroźniejsi. Jednak nie mieli żadnych obiekcji, skoro pożeracz chciał akurat jego, to go po prostu dostanie. Byli przekonani o tym, że nie ważne kogo wybierze z tej trójki, wybranek po prostu przegra.
- Ja biorę krasnoluda – powiedział Ur, lustrując uważnym wzrokiem swego wybranka, po czym dobył ostrze i odsunął się na jedną z krawędzi areny.
- Więc mi zostaje czarnoskóry… - Loring mruknął bardziej do siebie niż do kogoś i również się odsunął od środka, tyle że w drugą stronę niż leśny. Każdy z członków drużyny gestem zaprosił do siebie wybranka, co znaczyło, że drużyna chciała to po prostu rozegrać metodą trzech pojedynków, bez bawienia się w grupowe walki.
- Zapraszam do tańca, młodzieńcze – pożeracz wyszczerzył zęby i poprawił rękawiczki, nie zdejmując ich. – Mam nadzieję, że nie zakończy się przedwcześnie.
Widać było, że wroga drużyna się waha przed rozdzieleniem. Jej członkowie spojrzeli po sobie kilkukrotnie i zamienili ze sobą kilka słów, jednak później każdy odpowiednio oddalił się i dołączył do swojego przeciwnika. Nie przeszkadzało im to, że zostali wybrani niczym przedmioty. Walka to walka, nie ważne z kim.
Kerran z uśmiechem zaczekał na to, aż Cador dobędzie ostrza, po czym mrugnął do niego, a po sygnale do startu, rzucił się do przodu, atakując pięścią, wybijając się w powietrze, obracając nad nim i próbując go podciąć, po czym rozpoczął swój dziki, niezwykły taniec, przy którym ostrze przeciwnika wydało się być jedynie celowym urozmaiceniem drugoplanowym.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Dérigéntirh przyglądał się uważnie temu, co działo się na ringu poniżej niego. Wyglądało na to, że drużyny postanowiły dobrać przeciwników w pary i w ten sposób stoczyć walkę. Zapowiadało się na ładny potrójny pojedynek, choć smok podejrzewał, że nie będzie aż tak bardzo wyrównana, jak można by się spodziewać.
- Jesteś gotowy na przeniesienie przedmiotu?
        Smok spojrzał na maga, który wskazywał kolejną rzecz – niewielki kubek, który był oparty o krawędź trybun. Smok wziął głębszy oddech i skupił się na materii kubka. Długo mu nie zajęło odpowiednie jego przekierowanie. Po chwili kubek zniknął tylko po to, aby pojawić się kilka centymetrów dalej.
- Brawo, szybko się tego uczysz.
- Mam wprawę w uczeniu się.
- Lepiej
        Teraz już nic nie przeszkadzało im w dalszym obserwowaniu rozgrywających się na arenie walk.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Trzy walki rozpoczęły się praktycznie jednocześnie, przez co znajdujący się na widowni obserwatorzy mogli się wahać na którym skupić wzrok, bowiem każdy był inny. Loring i czarnoskóry wykazywali się dużą zręcznością i zmyślnością, wymieniając ze sobą najróżniejsze kombinacje uderzeń, krasnolud i Ur prezentowali metody spokojniejsze, próbując wyczekać rywala, wyczuć go i wtedy zaatakować, a Kerran… cóż, pożeracz robił swoje, czyli wirował wręcz, zadając multum najróżniejszych ciosów i pokazując jak bardzo przewyższa ograniczenia ludzkiego ciała.
- No co jest, bobasie, nie potrafisz mnie trafić? Po co ci to żelastwo, skoro nie umiesz zrobić z niego użytku? – wojownik cały czas kpił z uśmiechem z młodzieńca, bezbłędnie unikając jego ciosów, mimo, że te były bardzo szybkie i dokładne. Widać było, że jest wojownikiem znacznie lepszym niż pokazywałaby na to jego twarz. Cóż, gdyby nie trafił na pożeracza, kto wie, może sprawiłby melmaro duże trudności? Los jednak wybrał inaczej. Kerran po kolejnym uderzeniu pięścią wybił się i uderzył lewą stopą w tors przeciwnika, odrzucając go do tyłu i wybijając się w górę, robiąc salto i lądując pewnie na nogach, od razu wybijając się i wykonując duży, szybki skok do przodu, wpadając na młodzieńca, lądując wraz z nim na ziemi, po czym chwytając go za ramię i rzucając nim na ścianę.
- Znudziła mi się już zabawa, pora pokazać wszystkim do czego naprawdę jestem zdolny – na twarzy pożeracza pojawił się uśmiech, a on sam sięgnął do pleców i dobył znajdującego się tam ostrza, na co te rozbłysło czerwienią, jak gdyby uśmiechając się na samą zapowiedź najbliższej przyszłości. – Nadchodzę!
Ciało Kerrana błyskawicznie się poruszyło, kiedy ten pochylony ruszył do przodu, wykonując mocny i szeroki zamach zza pleców. Pędzące ostrze napotkało skuteczną blokadę, jednak potraktowało ostrze Cadora jak zwykłe masło, bez problemu przecinając klingę i sprawiając, że z miecza została jedynie jego marna imitacja.
- Przegrałeś – pożeracz przyłożył czubek ostrza do szyi obrońcy i uniósł mu wyżej podbródek, po czym przechylił głowę w prawo i uśmiechnął się. – Życie.
Nim ktokolwiek zdążyłby zareagować, osobnik wykonał błyskawiczny piruet, nadając swemu ostrzu większej szybkości, po czym klinga napotkała szyję Cadora, bez najmniejszego oporu przecinając ją i posyłając głowę młodzieńca w górę. Mocne kopnięcie w tors posłało niepełne truchło na ścianę, wywołując wstrząs, a głowa w końcu opadła na piasek.
Nie zwracając uwagi na publiczność i magów, pożeracz oparł miecz na ramieniu i odwrócił się w kierunku pozostałej dwójki, zaczynając się do nich zbliżać spokojnym krokiem.
- Wasze walki trwają za długo, ja to zakończę.


Oczy obserwatora zamknęły się na chwilę, by przesłać obraz który ujrzały, odzwierciedlając każdy szczegół, urozmaicając go pozostałymi zmysłami.
Zabił go? Jest bardziej niebezpieczny niż myśleliśmy.” Na odpowiedź głowa osobnika drgnęła niezauważalnie. „Owszem, nie ma na tym turnieju nikogo kto mógłby choćby spróbować mu dorównać. Nie spotkałem nigdy kogoś takiego jak on, nie mam pojęcia skąd ta siła, kim on jest, skąd pochodzi. Po prostu nic.” W odpowiedzi która nadeszła można było wyczuć zaniepokojenie, ale też determinację i stanowczość. „To nic, wykonamy rozkaz za wszelką cenę, to nasz priorytet. Czy oni są gotowi, by po turnieju się nim zająć?” „Tak, każdy na swoim stanowisku.” Nastąpiła chwila ciszy, po której znowu rozbrzmiał przekaz. „Ilu?” „Dziesięciu, więcej nie ma sensu. Jeżeli dałby im radę, to dałby radę też większej ilości, niepotrzebne straty.” „W porządku. Jestem już w drodze do miasta, przed końcem turnieju powinienem być na miejscu, zacznijcie już przygotowania.” Obserwator drgnął, jednak niezauważalnie dla osób go otaczających. „Mam zaczekać na kolejne jego walki?” „Nie, już widzieliśmy wystarczająco. Udaj się na stanowisko i na mnie czekaj.” „Dobrze, ruszam.” Kiedy odpowiedź nie nadeszła, postać wstała spokojnie, by nie zwrócić na siebie uwagi, spojrzała jeszcze na podchodzącego do pozostałej dwójki Kerrana, przyjrzała się Loringowi i Urgothowi, którzy przestali walczyć ze swymi przeciwnikami, a teraz wpatrywali się w to co za chwilę ma nastąpić, nie wiedząc jak zareagować, zerknęła na krasnoluda i czarnoskórego, którzy zerkali wręcz błagalnie na magów, trzymając się blisko i zasłaniając uniesionymi broniami, po czym zeszła z widowni i zniknęła z zasięgu oczu i zmysłów kogokolwiek.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Na arenach niewątpliwie zdarzają się wypadki. Zdarzają się i wypadki tak poważne, że któryś z uczestników traci życie. Zazwyczaj jest to dla obserwujących walki ludzi czymś ekscytującym, co znacznie urozmaica cały turniej. W końcu zmarłym był tylko jakiś przybłęda zza miasta, który najwyraźniej nie zarabiał dosyć dużo, aby móc się utrzymać. Kiedy jednak doszło do takiego „wypadku” ze strony osoby już i tak znienawidzonej przez ludzi, rezultat musiał być zupełnie inny. Gdy tylko głowa Cadora upadła na ziemię, większość osób przebywających na trybunach natychmiast się podniosła, po arenie rozniosły się oburzone, obraźliwe oraz wściekłe okrzyki pod adresem pożeracza. Nawet ci, którzy wcześniej byli bezstronni, teraz przyłączyli się do tego wielkiego kręgu nienawiści. Nagłe pchnięcie od tyłu tak zaskoczyło Dérigéntirha, że o mało nie wypadł przez balustradę i nie spadł na ring. Ocalił go jedynie jego smoczy refleks. Zdołał powstrzymać upadek, po czym rozejrzał się. Został zepchnięty przez kilkudziesięciu ludzi, którzy przypadli do balustrady i wymachiwali pięściami w stronę pożeracza. Smok nie mógł ruszyć się z miejsca, o ile nie zapchałby najpierw całkiem sporo osób, które otaczały go ze wszystkich stron.
- A dziwią się, dlaczego nie przepadam za turniejami – mruknął do siebie smok i przyjrzał się temu, co działo się na arenie. Pozostali dwaj towarzysze drużyny zmarłego przeszli do defensywy, wyraźnie bojąc się zabójcy ich kompana. Smok spróbował spojrzeniem doszukać magów na trybunach, ale nie udało mu się znaleźć ani jednego. Najwyraźniej wszyscy zostali zaskoczeni przez wściekły tłum, nic więc dziwnego, że pożeracz mógł przez taki czas chodzić swobodnie. W końcu jednak ujrzał jednego. Gniewnie odepchnął na bok jakąś kobietę, po czym spojrzał na ring, wysoko uniósł dłoń i wypowiedział kilka słów. Pożeracz zniknął z areny. Pojawił się w okrągłym pomieszczeniu o kamiennych ścianach, kilka metrów pod ziemią. Nawet gdyby chciał, nie miał jak się stamtąd wydostać. Gdyby zawalił ściany, spadłoby na niego kilka ton skał.
        Tymczasem ludzie zaczęli się uspokajać. Gdy tylko zniknęła nienawidzona przez nich osoba, tłum stracił sporą część zapału. Wiele osób patrzyło ze zdumieniem na ludzi wokoło i wracało na swoje miejsce, wyraźnie wstydząc się swoich emocji. Dérigéntirh poczuł, że znowu może oddychać i z zadowoleniem odsunął się od drewnianej bariery, biorąc przy tym głęboki wdech. ”I co teraz? Śmierci niby się zdarzają, ale ten turniej to nie byle jakie walki. Wątpię, aby organizatorzy chcieli być tak zapamiętani.” Tymczasem wyglądało na to, że rzeczywiście pojawił się problem. Na ringu panował spokój, wszystkie osoby na trybunach przyglądały się osobom organizatorów turnieju, którzy gorączkowo coś z sobą omawiali. W końcu jeden z nich powiedział coś do jednego z magów, a ten kiwnął głową. Loring i Ur zostali przeniesieni do pomieszczenia zwycięzców, ich dwaj przeciwnicy także zniknęli z areny.
- Bardzo nam przykro z zaistniałej sytuacji – rozległ się magicznie wzmocniony głos. - Ta sprawa zostanie wkrótce wyjaśniona, a winni ukarani.
        Dérigéntirh zmarszczył brwi. Słowo „winni” nie brzmiało zbyt dobrze dla melmaro. Smok pomyślał, że zdecydowanie musi porozmawiać z Loringiem. Zaczął przepychać się przez tłum, grzecznie mówiąc „przepraszam”, jeżeli kogoś popychał. W końcu jednak wyszedł z areny na ulicę i rozejrzał się. Wokół nie było nikogo, więc szybko otoczył się całunem niewidzialności i ruszył w stronę wejścia do podziemi.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

- Na srebrny księżyc, co ten głupiec narobił! – syknął głośno Urgoth, obserwując reakcję rozwścieczonego tłumu. Barierki trzeszczały pod naporem rozemocjonowanej gawiedzi, a fakt, że nie pękły i ludzie nie dostali się na piasek, był chyba po prostu cudem. Zresztą to i lepiej, nie wiadomo co byłoby większą katastrofą, morderczy tłum, czy stojący po drugiej stronie Kerran… Co się tyczyło jego samego, kiedy tylko ludzie zerwali się z miejsc, jak gdyby zapomniał o pozostałych przeciwnikach, gdyż schował z powrotem miecz i obrócił się bezpośrednio do jednej z części trybun, po czym wybuchnął głośnym śmiechem, wykonując dłońmi gesty podobne do podżegania ogniska.
- No dalej, chodźcie tutaj, kto się odważy zejść na arenę? Z przyjemnością rozdrobnię was na milion kawałeczków, śmiało!
Pożeracz w najlepsze prowokował ludność, mając przy tym najwyraźniej niesamowity ubaw, o czym świadczyło jego roześmiane oblicze. Dziwnym było, że nikt nadal nie zareagował, ale sytuacja od razu się wyjaśniła, kiedy ten spojrzał nie miejsce w którym znajdowali się magowie, teraz zatopione w fali ludzi. Z pewnością fakt ten nie pomagał organizatorom turnieju, jednak kiedy już udało się jakiemuś człowiekowi w szacie przedrzeć naprzód, Kerran ukłonił się przed nim i pozwolił, by przez chwilę otaczała go magia tego drugiego, nie dając się jej, po czym – by nie wzbudzić podejrzeń – pochłonął jej malutką część i pozwolił się teleportować.
Pomieszczenie w którym się znalazł sprawiło, że brwi pożeracza uniosły się lekko ze zdziwienia. Nie spodziewał się co prawda, że zostanie od razu przeniesiony do pomieszczenia dla zwycięzców, ale oczekiwał… czegoś innego. W reakcji na to w jaki sposób i w czym został zamknięty, zaśmiał się głośno i rozłożył szeroko ręce.
- Ej! – krzyknął głośno, a uśmiech mu zniknął. – Doskonale wiem, że jestem słyszany! Macie dwie minuty, by mnie stąd wypuścić, bo inaczej rozwalę to więzienie i całe miasto! Wierzcie mi, że to co na mnie spadnie nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem, macie dwie minuty na podjęcie decyzji!
Ciało pożeracza skoczyło do przodu, a wyciągnięta pięść łupnęła w nagi kamień, przez co otaczający go masyw zatrząsł się, a na ścianie pojawiło się solidne pęknięcie, rozszerzając się niczym korzenie drzew i obejmując swym zasięgiem cały jeden bok.
- Zegar tyka!

Melmaro zostali przeniesieni do pokoju dla zwycięzców, od razu zauważając, że kogoś ubyło z ich drużyny.
- Gdzie jest Kerran? – Loring zmarszczył brwi, rozglądając się po pomieszczeniu, ale nie, nie było możliwym, by przeniósł się tutaj razem z nimi, kogoś takiego od razu się zauważa.
- Pewnie otrzymuje karę… - mruknął leśny i wraz z towarzyszem pomaszerował pod jedną ze ścian pomieszczenia, zauważając drużynę Weihlondera, jednak nie odpowiadając na jego po części pytające spojrzenie. Zresztą, czy aby smoki nie miały wyczulonego słuchu? Jeżeli będzie chciał się czegoś dowiedzieć, to po prostu to podsłucha.
- Co on najlepszego narobił! – warknął złotowłosy, uderzając pięścią w kamienną ścianę. – Równie dobrze mogą nas przez niego zdyskwalifikować! Co za arogancji, chełp…
Dalszy potok słów przewodniego przerwało mocne łupnięcie gdzieś pod stopami zgromadzonych i drobne zatrzęsienie się ścian, co skutkowało chmurą kurzu.
- Co to było? – Ur zmarszczył brwi i spojrzał na Loringa, który również odwzajemnił zdekoncentrowane spojrzenie, jednak odpowiedź była prawie tak oczywista, sama nasuwała się wręcz na usta…
- Pewnie Kerran.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Wszyscy na arenie mogli poczuć niewielki wstrząs. Teraz niemal każda osoba rozglądała się dookoła, próbując odnaleźć źródło tego zjawiska. Tylko trzej mężczyźni nie byli tym zdziwieni, a przynajmniej nie zdezorientowani.
- I co my teraz mamy zrobić? - spytał jeden z nich, najwyraźniej mocno zaniepokojony.
- Blefuje – mruknął mężczyzna w zbroi. - Nawet gdyby udałoby mu się zniszczyć te ściany, to nie ma szans, aby przeżył coś takiego. Tutaj już nie chodzi o siłę, smok nie przeżyłby, gdyby na niego zawalić górę.
- Brzmi dość przekonująco – odezwał się trzeci, w szacie. - Ta siła uderzyła mu do głowy, co zresztą mieliśmy okazję zobaczyć. Nie warto ryzykować, że się opamięta, bo po prostu tego nie zrobi.
- Czyli co? - Mężczyzna w zbroi spojrzał na niego groźnie. - Mamy odwołać turniej, zabrać stąd wszystkich mieszkańców?
- Ależ skąd. - Człowiek w szacie uśmiechnął się. - Po co zabierać stąd wszystkich, skoro można tylko jedną osobę?
        Pozostali dwaj mężczyźni wysoko unieśli brwi.
- Chcesz go przenieść poza miasto?
- Daleko poza miasto.
- Nie pozwoli ci.
- Przecież on sam chce, abyśmy go stąd zabrali. Nie zrobimy tego tak, jakby chciał, ale przecież nie może wyczuć, dokąd go przenosimy.
        Dwaj pozostali mężczyźni spojrzeli po sobie.
- Zrób to.
        Człowiek w szacie skinął głową, wstał i podszedł do maga, który znajdował się nieopodal. Nachylił się nad nim i wyszeptał mu coś do ucha, a ten skinął głową i zmarszczył brwi w skupieniu. W podziemnym pomieszczeniu pożeracz mógł poczuć, jak otacza go magia. Zanim jednak zdołał się zorientować, został przeniesiony na małą wyspę pośrodku morza. W oddali widać było ląd, ale nigdzie nie dało się dostrzec miasta.

Dérigéntirh minął strażnika przy wejściu do podziemi. Zauważył, że ten chyba usłyszał jego kroki, bo położył dłoń na maczudze wiszącej mu przy pasie, ale nie zdołał zrozumieć, co wydaje ten dźwięk, bo smok czym prędzej się oddalił i szedł na dół. Gdy znalazł się w podziemnym korytarzu, rozejrzał się. Nigdzie nie widział ani jednej osoby, widocznie znajdowali się gdzieś indziej. ”Na pewno tutaj wrócą, przecież widzę, że te korytarze prowadzą na arenę. Trzeba tylko poczekać na koniec tej rundy.” Smok podszedł do ściany i oparł się o nią. Zdecydowanie nie chciał, aby tłum wojowników na niego wpadł.
        Tymczasem na górze sytuacja się uspokoiła i rozpoczęły się kolejne walki. Dużo ich już nie miało być i już wkrótce rozpocznie się kolejna runda, już jedna z ostatnich, jak smok wywnioskował po liczbie pozostałych wojowników.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Kerran czekając na decyzję magów, w spokoju oparł się o jedną ze ścian i wybuchł głośnym, szyderczym wręcz śmiechem. Miał cichą nadzieję, że ten turniej będzie troszeczkę bardziej bez zasad i on sam otrzyma troszeczkę więcej miejsca do popisu, jednak prawda była niestety inna i wystarczyło jedno zabójstwo, by już zostać wykluczonym. Tylko, czy on aby tak naprawdę nie miał pojęcia o ścisłych zasadach?
Lekki uśmiech zastygł na twarzy pożeracza, kiedy śmiech dobiegł końca. W jego głowie pojawiła się myśl, co teraz będzie z pozostałymi członkami drużyny, z Loringiem i Urgothem. „Cóż, na pewno odpadną. Albo zostaną zdyskwalifikowani w akcie kary zbiorowej, albo po prostu przydzielony zostanie im trzeci członek, jednak to nie zmieni tego, że przy trafieniu chociażby na smoka, ich szanse są takie, że spokojnie mogą się pożegnać z turniejem."
- No szybciej! Długo mam jeszcze czekać?! – krzyknął i oderwał się od ściany. Nie minęła nawet minuta po zrobieniu tego, kiedy poczuł, że magowie oddziałują na jego ciało swoją magią, chcąc go przenieść, więc ten uśmiechnął się jedynie i na to pozwolił, zastanawiając się, czy znajdzie się z powrotem na arenie, czy może zajmie miejsce od razu w pomieszczeniu dla zwycięzców.
Kiedy jednak tylko kamienna pułapka zniknęła, a Kerran dostrzegł miejsce docelowe, uśmiech gwałtownie mu zniknął, a na jego twarzy zagościło bardzo dawno już niewidziane osłupienie, które trwało kilka sekund, po których głowa mężczyzny gwałtownie się odchyliła, a on parsknął głośnym śmiechem, rozglądając się.
- A niech mnie! Co za cwane lisy, tak mnie urządzić. No, no, no, tego to się po nich nie spodziewałem… W trakcie całego mojego życia takie coś właśnie zdarzyło mi się pierwszy raz. Jednak egzystencja potrafi mnie jeszcze zaskoczyć…
Pożeracz zamknął oczy, by dokładniej przyjrzeć się magii którą wchłonął od maga i poznać miejsce w którym teraz się znajdował, ale kiedy tylko to zrobił, stało się coś dziwnego. Poczuł w sobie niematerialną igłę, od której aż się cofnął i dojrzał skąpane w czerni oczy, które się otworzyły, a ze skrytych niżej ust dało się słyszeć dwa słowa.
- Mam cię.
Awatar użytkownika
Dérigéntirh
Senna Zjawa
Posty: 260
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mag , Mędrzec , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Dérigéntirh »

Wkrótce ostatnia walka kolejnej rundy się zakończyła, a w pomieszczeniu dla zwycięzców otworzyło się tajne przejście, prowadzące z powrotem do głównej sali. Nie pojawił się jednak w nim nikt, więc wojownicy sami z siebie przeszli przez nie i ponownie stanęli przed dwoma korytarzami. Większość z nich patrzyła na nie nieco niepewnie, rozglądając się za kimś, kto poinformowałby ich, co robić dalej. Nikogo takiego jednak nie było, a jedna z drużyn widocznie uznała, że wobec tego mogą udać się na ring. Reszta szybko poszła ich przykładem i korytarze szybko zaczęły się zapełniać.
        Stojący we własnym cieniu Dérigéntirh obserwował, jak mijają go kolejne osoby. W pewnym momencie dostrzegł Weihlondera; ten widocznie też go zauważył, bo skinął głową w jego stronę, przyglądając się z ciekawością. Młodszy z braci zamachał, a po chwili Weihlonder zniknął wśród tłumu, w którym smok próbował znaleźć melmaro. W turnieju nie zostało zbyt wielu zawodników, więc nie trwało to długo. Wkrótce ujrzał niepełną drużynę Loringa. Ruszył w ich stronę i zatrzymał się metr przed nimi. Następnie rozejrzał się. Wyglądało na to, że nikt nie powinien dostrzec nagłego pojawienia się jednej osoby, toteż zrzucił z siebie iluzję.
- Zrobił się całkiem spory bałagan – odezwał się, materializując się centralnie przed Loringiem. - Skąd tak właściwie wzięliście tego mężczyznę? Nie wyglądał mi na kogoś, kogo spotyka się na co dzień.
        W tej chwili smok ujrzał jakiś ruch za plecami melmaro. Przyjrzał się uważniej i dostrzegł mężczyznę w zbroi, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Rozglądał się uważnie po wszystkich obecnych w sali wojownikach, ale widocznie nie widział tego, co chciał, bo na jego twarzy gościł grymas zirytowania. Minął melmaro i ruszył w stronę korytarzy, po czym wszedł do jednego, przepychając się przez wypełniających je ludzi.
- Wątpię, aby tak po prostu wypuścili waszego towarzysza, a we dwóch was tam nie wpuszczą. Mógłbym pomóc wam w walce, choć nie spodziewajcie się po mnie zbyt dużo. Przynajmniej nie w tym ciele.
        W sumie mogliby już stąd wyjść, ale pozostawał problem Weihlondera. On na pewno nie odpuściłby zwycięstwa tak łatwo, a Dérigéntirh bał się go zostawić samego wśród tylu ludzi. Najpewniej w razie porażki przyjąłby prawdziwą postać i spaliłby organizatorów oraz tych, z którymi przegrał. ”Muszę go kiedyś nauczyć przegrywać. Zwykły człowiek może zrobić paskudne rzeczy, kiedy przegra, ale smok to już zupełnie inny wymiar. Może w Kryształowym Królestwie coś z tym zrobimy. Sirithiel zawsze potrafiła go uspokoić. Cóż, prawie zawsze.” Więc nawet gdyby melmaro zrezygnowali z udziału w turnieju, to i tak musieliby tu jeszcze trochę zostać.
Awatar użytkownika
Loring
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Loring »

Wojownicy czekali do samego końca turnieju, wpatrując się uparcie w miejsce materializacji kolejnych zwycięzców, co jakiś czas zamieniając ze sobą kilka słów, jednak wraz z ubiegiem następujących po sobie minut, ich ochota na rozmowę była mniejsza, a na twarzach zarysowywało się stopniowo rosnące napięcie. Obserwowali tak uważnie to miejsce do chwili otworzenia się ściany, co symbolizowało zakończenie rundy, a nawet krótko po tym nie ruszyli się, tylko mieli utkwiony wzrok w jednym punkcie.
- To bez sensu, chodź już – powiedział przygnębiony Loring, pociągając za rękaw Urgotha. – Przegrali i odpadli.
Leśny w odpowiedzi jedynie westchnął i posłusznie ruszył do przodu, jednak na jego twarzy widać było wyraźny smutek. – Ciekawe na kogo trafili, że Gotlandzki duet przegrał…
- To już bez znaczenia, nie mówmy o tym – złotowłosy opuścił pomieszczenie, trzymając się z tyłu uczestników. – Na tym turnieju jest wielu świetnych wojowników, nic dziwnego, że trafili na kogoś lepszego, nie jesteśmy bogami, a zwykłymi ludźmi. Zresztą jeżeli porównać nas chociażby do bra…
W tej chwili przed Loringiem pojawił się Dar, na co przewodni błyskawicznie odskoczył do tyłu i dobył miecza, tak samo jak zresztą Urogth, który wybrał jednak sztylet. Wystarczył jednak jeden uważniejszy rzut oka na przybysza, by Gotlandczycy schowali broń i się uspokoili.
- Ghhr, Dar! Nigdy więcej tak nie rób, myślałem, że mi serce wyleci! – warknął Loring i odetchnął głęboko, próbując uspokoić tętno. – Ale żeś mnie wystraszył.
Leśny na zaistniałą sytuację, a zwłaszcza reakcję brata – jakby zapominając o swojej własnej – zaśmiał się głośno, porządnie rozbawiony, po czym wojownicy wysłuchali tego co smok miał im do powiedzenia, w reakcji udzielając odpowiedzi.
- Ten mężczyzna to Kerran – odezwał się spokojnie Loring i przesunął dłonią po policzku. – I tak, zdecydowanie nie jest on pierwszym, lepszym nabytkiem… Sam zwie się jakimś „pożeraczem”, twierdząc, że jest to istota znana w Alaranii, co chyba dobitnie podkreślały reakcje tłumu na każde jego wystąpienie. Chociaż z drugiej strony może po prostu był tutaj znany jako rzezimieszek i tego typu rzeczami tak bardzo wszystkich do siebie zniechęcił? Nie wiem, nie mam pojęcia. Mieliśmy się ciebie zapytać czy wiesz o nim cokolwiek, w końcu jesteś smokiem z bardzo dużym bagażem doświadczenia, więc może kiedyś w przeszłości spotkałeś się z tym terminem bądź jego przedstawicielami. Pytałem twojego brata, ale ten nic nie wie, w dodatku chciał żebym powiedział mu jak smakują wnętrzności Kerrana, by może po tym sobie go przypomniał. Dziwne z was istoty… Ale wracając do samego pożeracza, chyba nie muszę ci opowiadać o jego sile, prawda? Domyślam się, że sam wszystko widziałeś… W każdym bądź razie przed jedną z walk zrobił z nami taki test pokazujący jego zdolności.
W tym miejscu Loring na chwilę przestał mówić, by dać odpocząć gardłu, po czym dokładnie opisał to o czym wyżej wspomniał, jednak sam przytoczył jedynie ogólniki, bo to Urgoth był głównym uczestnikiem testu i to on opisał smokowi uczucia towarzyszące mu podczas zabierania jego mocy życiowej i te późniejsze, kiedy dostał dawkę na tyle dużą, że bez najmniejszego kłopotu mógł rzucić blondynem.
Kiedy padła propozycja dołączenia do ich drużyny przez Dara, przewodni poprosił o chwilę, unosząc dłoń, po czym zamknął oczy i posłał w myślach głośne zapytanie, czy może wycofać się z turnieju, czy musi brać w nim udział dalej, zaznaczając od razu, że brak reakcji potraktuje jako zgodę na wycofanie się. Trwało to chwilę, jednak nie było żadnego odzewu, na co melmaro otworzył oczy.
- To nie będzie konieczne, Dar. Nasi towarzysze już odpadli, a my bez Kerrana nie mamy żadnych szans na zwycięstwo. Nie oszukujmy się, co prawda nie widziałem żadnej walki poza tymi naszymi, ale coś czuję, że tylko Kerran mógł stanąć na drodze Weihlondera i wilkołaka do zwycięstwa oraz pokrzyżować im plany. Bez niego nie wygramy, a walka przy świadomości, iż jest ona z góry skazana na porażkę, nie ma najmniejszego sensu.
- Lor jak zwykle ma rację – wtrącił się leśny i podparł pod boki rękoma. – Bardzo dziękujemy za twoją propozycję, ale skoro nic nie stoi Loringowi na przeszkodzie, to najwyższy czas zrezygnować, daliśmy z siebie ile się dało. Jeżeli i tak z jakiegoś względu musimy zaczekać, to z chęcią przeniesiemy się na trybuny i pooglądamy twojego brata.


Namierzyłem go!” Stanowczy, pełen napięcia przekaz pomknął błyskawicznie do umysłu postaci która opuściła arenę i aktualnie znajdowała się w głębokim cieniu rzucanym przez wysoki budynek nieopodal areny.
- Ma go – z zamaskowanych ust wydobył się zachrypnięty głos, na co dało się słyszeć drgania i szuranie, kiedy pozostałe ciała przemieściły się. Do chwili w której pozostawały w bezruchu, były idealnie zlane z otoczeniem, niczym kameleony, a nawet jeszcze lepiej, jednak po jego wykonaniu zmaterializowało się dziesięć ciał, które w tej chwili wylądowały na kostce i pochowały dobyte miecze.
Gdzie jest dokładniej?” obserwator również zeskoczył ze ściany i zaczekał na odbiór mapy, po czym skinął głową na resztę.
- Za mną, ruszamy!
A ty gdzie jesteś?” „Jestem już niedaleko, widzę zarysy miasta, lada moment do was dołączę.” „Trochę ci się spieszyło, skoro tak szybko tutaj dotarłeś.” „Teraz spieszy mi się jeszcze bardziej, bo mamy idealną okazję do ataku! Jest sam i nikt mu nie pomoże, tak więcej ruszajcie się szybciej!
Zablokowany

Wróć do „Leonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości