Księstwo Karnstein[Gdzieś na trakcie] Drobne komplikacje

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

[Gdzieś na trakcie] Drobne komplikacje

Post autor: Vergrin »

Szła zima. Było to jasne dla każdego mieszkańca osady i każdy z nich doskonale wiedział, co to oznacza. Tego roku przymrozek pojawił się o wiele wcześniej, niż ktokolwiek śmiał podejrzewać, ale pogoda w Alaranii ponoć miała to w zwyczaju. Co prawda śniegu jeszcze na całe szczęście nie było nigdzie widać, ale zboża ozime, zasiane nie tak dawno, nie zdążyły jeszcze wykiełkować, co mogło doprowadzić do wielkich strat. A tego akurat osadzie było najmniej teraz potrzebne, aby stracić połowę plonów. Będą musieli wiosną zasiać dwa razy więcej.
        Vergrinowi towarzyszyły te niewesołe myśli, gdy prowadził powóz, na którym wieźli kilka mebli i innych ozdób typowych dla domów, kupionych w mieście. Udało im się sprzedać towary po okazjonalnej cenie, więc zadecydowali, że warto w zamian zabrać coś, co posłużyłoby się przyozdobieniu rezydencji. Wilkołakowi towarzyszył Lir, który znał się trochę na wystroju wnętrz, więc na całe szczęście Vergrin nie musiał sam wybierać mebli. Dzięki pomocy kotołaka udało mu się nie zmarnować kilkudziesięciu ruenów na rzeczy, które potem i tak będzie wstyd wystawić. Za co był mu niewymownie wdzięczny.
        Wyruszyli niemal z samego rana, teraz słońce powoli chyliło się ku zachodowi, pragnąc nareszcie zakończyć swoją codzienną wędrówkę. Nie było już tak zimno, jak rankiem, ale temperatura z każdą chwilą spadała, co doskonale było widać po lekko drżących dłoniach Lira. W takich chwilach Vergrin cieszył się, że ma na sobie swój futrzany strój, który skutecznie chronił go przed zimnem. Trochę mu było żal dwóch koni – jednego siwego i jednego karego – które zmuszone były do ciągnięcia wozu w mróz, ale wiedział, że dadzą sobie radę. Tę dwójkę znaleźli w lesie, przy trupach dwóch żołnierzy, którzy najwyraźniej umarli od potężnego uderzenia w głowę. Po pierwszym tygodniu ludzie z osady doszli do wniosku, że to przez konie tamci żołnierze musieli umrzeć. Były to najbardziej niesforne i łobuzerskie konie, jakie Vergrin miał okazję spotkać, zdołały przeszkodzić chyba każdemu mieszkańcowi osady. Dopiero gdy przyczepiono je do wozu zrobiły się spokojne. Bały się trochę wilkołaka – był jedyną osobą w osadzie, która potrafiła je uspokoić. Dlatego też Vergrin nieraz musiał ganiać za nimi po wsi, starając się je opanować.
- Byle tylko przetrwać zimę – wymamrotał nagle Lir. - Dalej już będzie z górki.
- Chciałbyś – zaśmiał się Vergrin. - Wtedy dopiero zacznie się robota. Na wsi nigdy nie ma lekkiego czasu, powinieneś o tym wiedzieć.
- I tak z dwojga złego wolę to od... – powiedział Lir, ale powstrzymał się w ostatnim momencie, zanim wypowiedział te słowa. Kotołak wiedział, ze wilkołak zazwyczaj denerwował się przy wspominaniu o tym. Zdecydował się zmienić temat. - Jak tam idzie budowa świątyni?
- Całkiem dobrze – odparł wilkołak. - Ludzie zdecydowanie potrzebują jakiegoś miejsca kultu. Dobrze, że ten kapłan zatrzymał się akurat w naszej karczmie.
- Dobrze, że w ogóle mamy karczmę – prychnął Lir. - Pamiętam, jak oponowałeś, gdy przedstawiałem ten pomysł.
        Zmiennokształtni się zaśmiali. Przejeżdżali właśnie przez niewielki, kamienny mostek, za którym znajdowało się skrzyżowanie dróg i drogowskaz. Rzeka była na tyle rwąca i głęboka, że aby przebyć się na drugą stronę musiało przejść się przez most. Powóz wjechał na niego, gdy nagle podskoczył i zatrzymał się, a konie zaczęły prychać i rżeć, zdezorientowane.
- Co się stało? - zapytał Lir wilkołaka, który już schodził, aby to sprawdzić.
- Koło się złamało na jakimś kamieniu – odpowiedział Vergrin. - Cholera, mówiłem, że trzeba je wymienić. A mieliśmy to zrobić po naszym powrocie.
- Masz jakiś pomysł?
- Mogę podźwignąć ten drąg – odrzekł wilkołak, wskazując na pal, na którym do niedawna było przymocowane koło.
- I zostawić mnie z tą dwójką? Tylko ciebie się słuchają. Może ja to zrobię?
- Nie z twoją marną posturą – powiedział Vergrin, przyglądając się Lirowi.
- Ja przynajmniej nie jestem taki wolny, jak ty!
- No to zrób coś z tą swoją szybkością i sprawdź te znaki – Vergrin wskazał na drogowskaz. - Znajdź jakąś wioskę i kup tam koło, o ile będą mieli. Ja popilnuję wozu. Chyba masz przy sobie dostatecznie dużo ruenów?
- Nawet z nadmiarem – odrzekł kotołak, po czym podbiegł do drogowskazu i przyjrzał mu się. Po chwili popędził jedną z dróg.
        Vergrin oparł się o wóz i założył ręce na piersi. Szczęśliwie tym traktem nie wędrowało zbyt dużo podróżnych i nikomu nie przeszkadzali, blokując most. Przynajmniej póki co. Wilkołak obserwował ulice, nasłuchując przy tym, czy ktoś się nie zbliża. Gdy przez dłuższy czas nic się nie stało, nie wytrzymał i podszedł do koni i zaczął gładzić je na przemian po szyjach. Trochę go to uspokajało, choć nie pomagało na niecierpliwość.
Evanesca
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Evanesca »

        Joy był dobrym człowiekiem. No i był rycerzem, a to chyba najważniejsze co można było o nim powiedzieć. To się widziało już na pierwszy rzut oka, kiedy się tylko na niego spojrzało. Zbroja, miecz, tarcza... Wierzchowiec. Bystre spojrzenie lustrujące wszystko i wszystkich... Tak. Na pierwszy rzut oka można było go nazwać albo rycerzem, albo jakimś najemnikiem. Ale jako, że jego zbroja i tarcza były w jasnej, niemalże białej barwie, można było się skłonić bardziej ku nazwaniu go rycerzem.
        Eva spotkała go kompletnie przypadkiem, akurat zatrzymał się w karczmie, w której ona sama przebywała i widząc, że ten siedzi sobie samotnie, to się do niego przysiadła. Joy miał jakieś trzydzieści cztery lata, był całkiem przystojny i mimo wyglądu pasującego bardziej do osiłka, nie odstraszał. A Eva, po prostu zachciała do niego podejść i jakoś zagadać. No, tak też zrobiła. Co z tego wszystkiego wynikło? Spędzili razem parę dni, jako, że to była karczma to wieczorami udzielała koncertów, które umilały czas podróżnym przebywającym w karczmie. Nie tylko podróżnym zresztą, jak to w takich miejscach bywa, znajdowało się tu też sporo zwykłych mieszkańców z tej niewielkiej miejscowości. Tak na prawdę nie rozwinęła się ta znajomość jakoś bardziej. Po prostu kotołaczka polubiła mężczyznę i siedziała z nim przy stoliku wieczorami, towarzysząc mu, z prostego powodu - potrzeby towarzystwa i kogoś, kto by jej pomógł w kryzysowej sytuacji. A to jakiś pijak sobie pomyśli, że kotołaczka to obiekt który można przejąć... Ha, nawet zdarzyła się taka jedna sytuacja. Po pijaku każdemu może odbić. A, że Eva całkiem ładną twarzyczkę ma, ba, cala jest całkiem ładna, to czasem komuś, zwłaszcza po pijaku, może odbić. Ale na szczęście Joy był w pobliżu i bez brutalnych rozwiązań uspokoił tego jegomościa. No tak, łatwo się uspokoić, jeżeli na ramieniu dłoń Ci położy taki wielki facet, rzuci ostre spojrzenie i powie coś w stylu "uspokój się". Tylko takim tonem, że jak tylko się to usłyszało, to wręcz ciarki przechodziły po plecach. Samej kotołaczce nawet przeszły. Kiedy jegomość, który jakoś nagle stracił zapał sobie odszedł do Eva najzwyczajniej w świecie wyściskała Joya i podziękowała mu za pomoc. Mężczyzna w samej karczmie został jeszcze przez parę dni, a kiedy przyszło mu odejść... No cóz, Eva jeszcze raz go wyściskała, nawet sie popłakała, taka to uczuciowa dziewczyna z niej. Karczma zaczynała się jej już nudzić, a jako, że Joy pojechał w dalszą drogę, to ona też ruszyła. Warto zauważyć, że kiedy jeszcze razem z mężczyzną byli w karczmie, to pokazała mu swoje rysunki. Powiedział jej, że są bardzo ładne i jeżeli chce, to na pewno znaleźliby się kupcy na nich. On sam - pewnie po to, żeby jej zrobić milej - kupił jeden. Za drobne, ale przynajmniej tyle. Kupił, jak on to mówił, po to, żeby "mieć o niej pamiątkę". Ha, dobre to. Chociaż, może na prawdę tak było? Nieważne...
         W każdym razie, Eva ruszyła w dalszą drogę. Sama nie wiedziała dokąd idzie. Po prostu szła głównym traktem, momentami towarzysząc komuś, zatrzymując się w niewielkich wioskach. Po prostu, podróżowała, jak to miała w zwyczaju. Nigdzie nie zajmowała dłużej miejsca. W jednym miejscu była maksymalnie przez jedną noc, rano wyruszała. Tak minęło jej kilka dobrych dni. W końcu też trafiła do pewnej wsi, po całej drodze momentami zatrzymywała się i tworzyła rysunki. Jedne lepsze, drugie gorsze... W każdym razie - na każdym była natura, jakieś widoki, krajobrazy które przetaczały się przed jej oczyma przez całą tą podróż. W końcu jednak skończyły się jej rysiki, których miała pokaźny zapas no i materiał na którym rysowała.
Trafiła w końcu do wioski, niewielka. Ale była tu jedyna karczma w okolicy, więc zjeżdżali się tu mieszkańcy okolicznych mniejszych włości. No i był tu rynek, kolejna sprzyjająca kotołaczce sytuacja. Sprzedała kilka rysunków, trochę zadziałał tu jej urok osobisty... Ale dla niej się to nie liczyło, najważniejsze było to, że zdołała coś zarobić. Na jedzenie wystarczy. Czyli podstawowe potrzeby zaspokojone będą. Bardzo dobrze.
         Mijał czas, a ona sprzedawała kolejne obrazy. W pewnej chwili, uwagę kotołaczki przykuł mężczyzna. Ba, jak domyśliła się po odstających uszach i ogonie... Kotołak! Widziała w całym życiu tylko kilku, trzech lub czterech... Rzadko, prawie wcale wręcz. Na jej twarzy pojawił się od razu uśmiech. Zabrała zarobione monety, które włożyła do mieszka który sobie schowała i rozpoczęła nagabywanie kotołaka. Ot, przywitanie, zagajenie rozmowy, szeroki promienny uśmiech... Aż trzeba było zasłonić oczy, bo raziło po oczach. Nie no, bez przesady, zwykły, ładny uśmiech. Po prostu. W każdym razie, chcąc nie chcąc Lir, jak miał na imię kotołak zdradził informacje o tym, że przybył tutaj kupić koło do wozu, że stanęli na moście, z powodu koła właśnie... No i tak się to jakoś potoczyło, że ostatecznie wyruszyła razem z nim ku wozowi, przy którym miał znajdować się niejaki Vergrin i kilku innych.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Vergrin cierpliwie czekał, aż kotołak wróci. Wilkołak nie mógł zaprzeczyć, że Lir jest szybki, już nieraz miał okazję zobaczyć go w pełnym biegu, ale i tak sądził, że trwa to zbyt długo. Zwłaszcza, że jedyną ciekawą rzeczą w okolicy były konie, które w jego obecności i tak nie były tak zabawne jak zwykle. W głowie Vergrina pojawiało się mnóstwo pomysłów na to, jak mógłby skrócić sobie czas czekania, każdy po kolei odrzucał. W końcu postanowił, że będzie po prostu myślał. Więc myślał, myślał o tym, jak mógłby pomóc swojej wiosce. Obecnie nie prowadzili żadnych budowli, będą musieli się skupić na przetrwaniu zimy, podczas której mało rzeczy robiono w osadzie. ”Gdyby tylko był jakiś sposób spożytkowania tej zimy... będzie trzeba nad tym kiedyś pomyśleć, wszyscy będą musieli nad tym pomyśleć, w końcu ktoś coś wymyśli. Mamy osoby z niemal każdego miejsca w Alranii, wszyscy razem wiemy bardzo dużo.”
        Jego rozmyślania przerwał dźwięk skrzypienia, dochodzący gdzieś zza niego. Vergrin wyjrzał zza wozu i ujrzał powóz, który jechał w ich kierunku, eskortowany przez czterech żołnierzy na koniach. ”Pięknie, jeszcze tylko tego nam tu brakowało. Mam nadzieję, że to nie jakiś egoistyczny bachor, bo w takim wypadku możemy mieć problem.” Powóz zatrzymał się przed mostem, a woźnica puścił lejce i zszedł na ziemię, kierując się w stronę Vergrina. Ten wyszedł mu naprzeciw, zatrzymując się przy zepsutym kole.
- W imieniu szlachetnej hrabiny Nerai nakazuję ci usunąć się z drogi! Hrabina jest w pilnej drodze, nie możemy zwlekać.
- Sami usuńcie ten wóz, jeżeli jesteście tacy cwani – odparł Vergrin wskazując na koło. - Nie pojedzie. Poczekajcie chwilę, mój towarzysz zaraz wróci z kołem.
        Mężczyzna zacisnął zęby i spojrzał w kierunku jednego z rycerzy, a ten skinął głową. Woźnica westchnął i rzekł:
- Niech i tak będzie. Ale wiedźcie, że długo nie będziemy czekać. W razie przymusu zepchniemy ten wóz do rzeki.
- Powodzenia – prychnął Vergrin. Kształt oraz budowa mostu zupełnie się nie nadawała, aby spychać z niego cokolwiek dużego. Chcąc nie chcąc, ludzie hrabiny musieli czekać, aż wóz zostanie naprawiony.
        Po jakimś czasie nadszedł Lir, idąc, ku zdumieniu Vergrina, z towarzyszką, widocznie też kotołaczką. ”Oczywiście, jakżeby inaczej? Ten to nigdy nie może wracać sam, czego ja się tak właściwie spodziewałem? Przynajmniej koło przyniósł.”
- Lir, kto to jest? - spytał wilkołak, gdy dwójka kotołaków zbliżyła się dostatecznie blisko.
- Mógłbym cię spytać o to samo – odrzekł Lir, spoglądając na powóz za ich wozem. - To jest Eva, podróżuje. Pomyślałem, że może odwiedzić naszą wioskę.
        Vergrin przyjrzał się kobiecie. Wyglądała ma drobną, kogoś, kto nigdy nie musiał się trudzić ciężką pracą. Ale w końcu skoro podróżowała, to przecież nie można było tego od niej wymagać.
- Jak sobie chcesz – mruknął Vergrin. - Niech wchodzi na wóz, podwieziemy ją. A teraz pomóż mi naprawić to koło.
        Chwilę potem Vergrin nieznacznie podniósł wóz, a Lir z wprawą zamontował na osi nowe koło, po czym odpowiednio mocno je zamontował. Następnie dał znać wilkołakowi, który je puścił. Obydwaj zmiennokształtni zasiedli na miejscu dla woźnicy, po czym ruszyli przed siebie, w końcu pozwalając powozowi przejechać.
Evanesca
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Evanesca »

         Przez niemalże całą drogę zamęczała Lira pytaniami, gdzie idą, dlaczego, po co to koło... Takie tam głupoty. Też pytała oczywiście czym się ten zajmuje, dlaczego tym, czy zna dużo kotołaków... Dowiedziała się od niego paru rzeczy których w życiu by się nie domyśliła. Nie były to jakieś ważne rzeczy - ale mimo wszystko. No i najważniejsze było dla niej to, że na wszystkie pytania cierpliwie jej odpowiadał, pewnie mając nadzieję, że to już ostatnie. Ale o ile odpowiadał na jedno pytanie, to odpowiedź rodziła kolejne dwa, lub trzy pytania które pojawiały się w jej głowie. Dowiedziała się kim jest niejaki Vergrin, będący wilkołakiem, na początku lekko się tej wiadomości wystraszyła, ale ostatecznie Lir ją uspokoił i zapewnił, że nie zrobi jej krzywdy. Była kotołaczką, samych psów ogólnie nie lubiła, co dość logiczne, a co dopiero wilków? Wilkołaków to samo. Ale skoro Lir był też kotołakiem i się nie bał Vergrina, to ona sama też chyba nie miała się czego bać. Momentami podczas tej rozmowy delikatnie marszczyła brwi, lekko zdziwiona, lub zaciekawiona, lub nawet odrobinę wystraszona. W końcu też dotarli do wozu, przy którym wyżej wymieniony jegomość miał sie znajdować. Wbrew temu co mówił Lir, za ich wozem był jeszcze jeden.
- A co to za drugi wóz? - Po tych słowach utkwiła pytające spojrzenie w twarzy mężczyzny.
- Nie wiem, ale zaraz się dowiemy. - Odparł nie zastanawiając się nad odpowiedzią, no i nawet nie racząc jej spojrzeniem.
Mruknęła coś niezrozumiale po tych słowach pod nosem i kontynuowała niepewny chód obok Lira.
         Ostatecznie, kiedy już zblizyli się wozów, to Eva mimowolnie odrobinę zaczęła się utrzymywać odrobinę za kotołakiem, kładąc mu delikatną dłoń na plecach, kompletnie mu tutaj ufając, że w razie czego obroni ją przed wilkołakiem. No co? Tak łatwo się swoich przekonań nie da wyzbyć, jeżeli niemalże od zawsze się im ufa i uważa za coś co po prostu jest.
- Lir, kto to jest? - Usłyszała jego głos, przebiegły jej ciarki po plecach i poczekała, aż odezwie się sam Lir, najpierw odbił piłeczkę, by po chwili powiedzieć, kim jest Eva, która mimo wszystko nadal lekko "chowała się" za zmiennokształtnym. Oj tak, zdecydowanie nie można było powiedzieć, żeby Eva kiedykolwiek trudziła się jakąkolwiek bardziej wymagającą pracą. Ba, ona nigdy się taką nie zajmowała. Nie musiała. Prowadziła taki tryb życia, że najzwyczajniej w świecie nie potrzebowała robić takich rzeczy. Znaczy abstrahując, inna sytuacja była u zielarki którą niestety niedawno "coś" zabiło, jednak to była trochę inna sytuacja a i tak nie robiła jakichś cięższych prac, ba, wykonywała tylko te lekkie, w granicach jej możliwości. A o samym tym wydarzeniu już starała się nawet nie myśleć. Miała po części na szczęście tak, że potrafiła szybko zapominać, chociaż często było to też jej wadą. Ale najłatwiej wyzbyć się tak drastycznych wspomnień, które mimo wszystko na początku wywoływały u niej najzwyczajniejszy płacz. Po jakimś czasie najzwyczajniej umysł w jakimś dziwnym odruchu zaczął się wyzbywać tych wspomnień.
         Kiedy Lir musiał ją "zostawić", ona stanęła niepewna co ma robić, po prostu stała. Obserwowała jak Vergrin nieznacznie podnosi wóz, a Lir wprawnie montował na osi nowe koło. Po chwili wóz był gotowy do drogi. Lir pomógł jej wejść na wóz a on sam, razem z Vergrinem usiedli na miejscu dla woźnicy. No a po chwili ruszyli juz razem z wozem i Evą w dalszą drogę, pozwalając powozowi który był za nimi przejechać. Eva jednak nie chciała sobie tam sama siedzieć, więc zwinnie i szybko przedostała się do miejsca dla woźnicy. Lekko wymusiła na kotołaku przesunięcie się w stronę Vergrina i usiadła na drugim końcu ławeczki, jako, ze była na prawdę drobna, to mogła się tam usadowić bez problemu. Chwyciła się silnego ramienia Lira, upewniając się swojej pozycji i tak, żeby być pewną, że nie spadnie czy coś. Lekko się pochyliła i wbiła spojrzenie w wilkołaka, mrużąc przy tym oczy. Nic nie mówiła, po prostu się w niego nieufnie wpatrywała.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Lir ze zdziwieniem ujrzał, że kotołaczka chce usiąść obok niego. Nie sprzeciwiał się jednak i posunął się trochę, popychając tym samym Vergrina, który niechcący szarpnął lejcami, a tym samym powozem. Z niezadowoleniem spojrzał na Lira, który tylko wzruszył ramionami, choć po chwili i w tym mu przeszkodzono, bo Eva przyczepiła się do jego ręki. Lir spojrzał z bezradnością na wilkołaka, a ten tylko lekko się uśmiechnął. ”Sam ją tutaj sprowadziłeś drogi Lirze, więc to teraz twoje zmartwienie. Choć po trochu też moje, bo z tego miejsca trochę trudno wóz prowadzić. Strasznie skręca w lewo.” Wilkołak dostrzegł, że kotołaczka nieufnie się w niego wpatrywała, jakby miał coś zrobić.
- Lir, powiedz jej coś, albo zaraz zrzucę ją z wozu – powiedział wilkołak, po czym wrócił spojrzeniem do drogi przed nimi.
- Nie zachowuj się jak dziecko – odparł Lir, marszcząc brwi. Wiedział, że wilkołak sobie żartuje, ale wcale nie było to po nim widać. A Eva już dostatecznie mu nie ufała i bez takich rzeczy. Odwrócił się do kotołaczki. - Nie zwracaj uwagi na to, co mówi, i tak tego nie zrobi. Tylko udaje takiego bezdusznego.
- Nigdy niczego nie udawałem, oprócz tej chwili, gdy się z wami żegnałem i sprawiałem wrażenie, że wierzę w to, że wam się uda.
- Ha, ha, ha, bardzo śmieszne.
        Jechali przez chwilę w milczeniu, nie uwzględniając przy tym narzekań woźnicy jadącego za nimi powozu, który najwyraźniej obrał taką samą drogą, co oni. Wóz Vergrina był najpewniej wolniejszy od powozu, bo człowiek wrzeszczał coś o leniwych szkapach. Wilkołak przez jakiś czas to znosił, ale w końcu puściły mu nerwy. Wręczył lejce Lirowi i wstał, obracając się przy tym w stronę.
- Jeżeli tak bardzo zależało wam na czasie, to było wybrać inną drogę!
        Po tym wrócił z powrotem na swoje miejsce, mamrocząc coś pod nosem.
        Niedługo potem słońce zaczęło zachodzić, co Vergrin ujrzał z niezadowoleniem, bo do wioski trochę brakowało. Spojrzał na Lira.
- Będziemy musieli zatrzymać się w jakiejś wiosce i przenocować.
- Nie podoba mi się to, ale nie mamy innego wyjścia – odparł wilkołak.
        Skręcili na najbliższym zakręcie i ruszyli w stronę pobliskiej wioski. Znali dobrze tę okolicę. Powóz hrabiny skręcił za nimi, najwidoczniej woźnica zorientował się, że także będą musieli się gdzieś zatrzymać. ”Cudownie, a miałem nadzieję, że udam mi się ich pozbyć.
Evanesca
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Evanesca »

Nie zdawała sobie najmniejszej sprawy z tego, że ograniczała trochę Lira. W sumie... To nawet jej to nie obchodziło, nie zwracała na to najmniejszej uwagi, po prostu było jej tak wygodniej i czuła się bezpieczniej, a na domiar tego, jako, że była dość egoistyczna to nie miała najmniejszego zamiaru zmieniać swojej pozycji.
Po słowach Vergrina tylko wybałuszyła na niego oczy i chwyciła mocniej Lira. Na szczęście po chwili ten zwrócił się do niej, żeby się nie martwiła, bo on tylko udaje. Mimo wszystko - już go nie lubiła i nie miała zamiaru polubić. Wilkołaki... Wilkołaki są złe i koniec. Ten też jest zły. Po ich dalszej rozmowie wywnioskowała, że tak, Vergrin nadal jest zły. I nadal go nie lubi. Zdecydowanie nie. Lir jest dobry i jest kotołakiem. Vergrin jest zły i jest wilkołakiem. Proste rozgraniczenie które w jej głowie się już pojawiło tworzyło swoistą hierarchię wartości.
Nadal milczała, nie chcąc nic mówić. A jak się okazało, zarówno Lir jak i Vergrin również nic nie mówili, więc jechali w ciszy. No, ciszę przerywały jednak narzekania mężczyzny kierującego powozem jadącym za nimi. Po jakimś czasie Vergrin w końcu przestał to tolerować i wykrzyczał coś w kierunku woźnicy który ucichł.
Sama Eva natomiast nadal milczała kurczowo trzymając się ramienia Lira. Jej też srednio podobała się wizja zatrzymania się w jakiejś losowej wiosce. Ale przynajmniej tyle, że była w czyimś towarzystwie, więc - dla niej to było logiczne i oczywiste - nic jej nie groziło. No, przynajmniej Lir jej to mógł zapewnić. Bo Vergrinowi nie ufała. W końcu byl zły i tak dalej.
O dziwo miała jeszcze jakieś pokłady siły, by przy zakręcie chwycić jeszcze mocniej Lira. Ten to dzisiaj wyściskany będzie, ohoho.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Lir lekko się zachwiał, gdy kotołaczka chwyciła go jeszcze mocniej za ramię. Spojrzał na wilkołaka, który odpowiedział mu spojrzeniem „sam tego chciałeś” i wrócił do powożenia.
- Dzięki – mruknął kotołak, po czym spojrzał na Evę i uśmiechnął się łagodnie. - Nie bój się, przecież nie spadniesz. O ile pan wilkołak nie trzaśnie tymi lejcami.
        Vergrin zaśmiał się serdecznie, nie będąc świadomym tego, jak bardzo nie lubi go kotołaczka i że słowa Lira może przyjąć jako jak najbardziej realne. Niedługo ujrzeli przed sobą pierwsze zabudowania, które jednak ku ich zdziwieniu wydawały się być całkiem puste, w oknach nie dało się dostrzec nawet najsłabszego światła. Panowała także nieprzyjemna cisza, nie było słychać nawet szczekania psów.
- Coś tutaj jest bardzo nie tak – mruknął wilkołak.
- Jedź dalej, to długa wieś – odparł Lir, starając się zachować spokój, ale po jego mowie ciała można było odgadnąć, że i jego powoli dopadają nerwy. - Zajedź do karczmy, jeżeli będzie zamknięta, to... to nie wiem. Wyważysz drzwi?
- Co tylko zapragniesz.
        Długo nie trwało, aż ujrzeli i usłyszeli jakieś dźwięki, które jednak nie brzmiały na typowe dla wioski o tej godzinie. Powinno dać się słyszeć coś typowego dla kończących dzień pracy robotników, jakieś zwierzęta zaprowadzane do obór czy radosne, swojskie rozmowy. Zamiast tego jednak w powietrzu roznosił się donośny dźwięk, jakby całe mnóstwo ludzi w oddali wykrzykiwało coś. W oddali widać też było światła, wyraźnie skoncentrowane na jednym miejscu. Vergrin spojrzał za siebie. Powóz hrabiny nadal za nimi jechał, a jego woźnica wyglądał na równie zaniepokojonego, co zmiennokształtni. Oglądał się co jakiś czas w tył, jakby zastanawiał się, czy przypadkiem nie powinien zawrócić. Gdyby jednak nawet się zdecydował, to nie mógłby czegoś takiego zrobić. Uliczka była zdecydowanie za mała na takie manewry, mógł teraz jechać do przodu lub się zatrzymać, a przecież żaden człowiek nie lubił stać w miejscu.
        Po dłuższej chwili byli już na tyle blisko, aby móc dokładniej ujrzeć to, co rozgrywało się we wsi. Przed nimi, na ulicy zebrał się dość spory tłum złożony głównie z (nie do wiary...) wieśniaków z widłami i pochodniami. Przed wysokim, drewnianym budynkiem znajdował się duży podest, na którym stał jakiś człowiek w szarych szatach i wrzeszczał coś do tłumu, który odpowiadał mu w podobny sposób.
- Eem, Vergrin? - Kotołak niepewnie spojrzał na wilkołaka. - Czy podczas ostatniej pełni czasami nie na za dużo sobie pozwoliłeś?
- Ależ skąd! - odparł Vergrin. - Nie mam pojęcia, co się tutaj dzieje. Ale wątpię, aby to było coś miłego.
        Niedługo potem zdołali wreszcie dosłyszeć słowa postarzałego mężczyzny w szacie z kapturem, którego broda sięgała klatki piersiowej.
- Słuchajcie mnie! Po ziemi wałęsają się stwory nocy! Spędziłem dziesięć lat na zgłębianiu nauk Bogini i wiem, że synowie i córki mroku stanowią największe plugastwo tego świata! Jak Bogini ma do nas przyjść, skoro uginamy się pod rządami takiego stwora?! Jak, skoro żyjemy z nimi za pan brat?!
        Odpowiedziało mu kilkadziesiąt gniewnych głosów. Vergrin dopiero teraz dostrzegł kilka pali, na które wbito ludzi. Choć może nie powinien mówić ludzi, bo ci wydawali się być nad wyraz aktywni, jak na kogoś, komu przez ciało przechodzi spory kawałek drewna. ”Wampiry? No pięknie, dlaczego akurat my i akurat dzisiaj musieliśmy trafić na jakąś tam rewoltę? Czy nie można już po prostu odpocząć?”
- Lir, wiesz, o czym oni mówią?
- Pojęcia nie mam, jest o wiele za dużo kultów z bezimiennymi bogami, aby to stwierdzić.
- No pięknie.
- Więc niech płonie w was żar Bogini! - kontynuował starzec. - Niech ten żar rozprzestrzeni się na inne wioski i niech kraj stanie w płomieniu! Walczymy o lepsze jutro!
        W tej chwili starzec w szarej szacie spojrzał przelotnie na ich wóz, po czym wrócił tam spojrzeniem. Choć w większości skupił się na powozie za nimi, który miał na sobie książęce znaki. ”O jasna cholera!”
- To ludzie księcia! - wrzasnął starzec, na co wszyscy wieśniacy natychmiast się obrócili w ich stronę. - Nie pozwólcie, aby stąd odjechali!
- Lir, bierz tę małą i w nogi! - warknął Vergrin i wyskoczył z wozu, mając nadzieję, że Lir da sobie radę. Następnie szybko przerzucił wóz tak, aby zajmował większą część drogi. Po tym ruszył przed siebie, uciekając w stronę lasu, który otaczał wioskę. Dostrzegł, że powóz hrabiny się otwiera i wybiega z niej kobieta w towarzystwie dwóch mężczyzn, którzy najwyraźniej zechcieli się skryć w jednym z pustych budynków. ”Przed wściekłym tłumem nie uciekniemy, musieliśmy się rozdzielić i ukryć.” Vergrin obserwował z zarośli, jak część wieśniaków dopada do jego wozu, zabierając go w stronę starca w szarej szacie. Część ruszyła za kotołakami, część za hrabiną, a część pomknęła w jego stronę. Wilkołak zaczął uciekać, ciesząc się z tego, że przynajmniej jest w lesie i mając nadzieję, ze pozostałym udało się uciec. Będą musieli później pomyśleć nad odzyskaniem wozu, bo jak tu bez niego wrócą do wioski? O ile w ogóle wrócą.
Evanesca
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Evanesca »

Zauważyla, że Lir na nią patrzył i też na niego zerknęła. Jak to u niej, szczere i ufne spojrzenie. Znaczy, na Vergrina by tak nawet nie spojrzała. Ale jako, że kotołak był tym dobrym i nie spodziewała się po nim niczego złego, to jak najbardziej mogła na niego tak spojrzeć. Ha. To było przecież takie głupie... No ale taka była kotołaczka - ufna. No i głupia, jeżeli chodzi o kontakty między ludzkie. Była jak dziecko i o dziwo z tą swoją niewinnością ostała się do dzisiaj. Ale jakoś tak było, że zawsze potrafiła znaleźć kogoś, kto się nią opiekował. Nawet przez krótki czas. Były wypadki, kiedy była na prawdę zagrożona, ale jakoś się to zawsze rozwiązywało tak, że wychodziła z tego cała i zdrowa. Nie raz dzięki zwykłemu szczęściu, nie raz dzięki ingerencji osób trzecich. Lir się łagodnie uśmiechnął i odezwał do niej, dobra. Szczerze mówiąc, dla Evy to było średnio łagodne, wiedząc, że mimo wszystko może spaść jak ten zły wilkołak trzaśnie lejcami. Wspaniale! No a co było jeszcze lepsze? Ten się zaśmiał! No gdyby spojrzenie mogło oddziaływać na kogoś jak się go zgromi spojrzeniem, to... W tym przypadku Vergrinowi nic by się nie stało, bo Eva wcale niepocieszona wcale już nei miała zamiaru trzymać się kotołaka. Ona najzwyczajniej wtuliła się w niego nie chcąc nawet patrzeć na wilkołaka. Dobre rozwiązanie, prawda? No, może nie najlepsze. Ale całkowicie w stylu Evy, ot co. Jadąc tak faktycznie zdała sobie po chwili, że jest strasznie cicho. Oczywiście, nie wyczuła tutaj niczego złego w tym, że jest cicho. Ale wolała jak coś się dzieje, bo cisza jest... Nudna? Ha, gdyby pogrzebać w jej myślach, takie słowo by się tam pewnie znalazło. Już gdzieś chyba było powiedziane, że Eva jest dziecinna. W każdym razie, uniosła wzrok i rozejrzała się, byli już w wiosce, ale nic się tu nie działo. Nie było ludzi, zwierząt. Pusto, to już wywarło na niej jakieś wrażenie, a słowa Lira i Vergrina wcale jej nie uspokoiły.
Nic nie mówiła, tylko się rozglądała i próbowała kogoś dojrzeć. Po jakimś czasie dotarli do miejsca, z którego było widać spory tłum wieśniaków wyposażonych w widły i pochodnie. Przed wysokim, drewnianym budynkiem był podest na którym stał jakiś człowiek w szatach i wygłaszał jakieś śmieszne przemówienie. Skupiła się na tym co mówił, przy okazji wyłapując też krótki dialog pomiędzy jej towarzyszami. Oho, było nieciekawie, delikatnie mówiąc. Po jakimś czasie dosłyszała, jak starzec kazał nie pozwolić im odjechać. Ludzie księcia? Ale ONI przecież nimi nie byli. Dlaczego mieli im nie pozwolić odjechać? Krótko mówiąc, kotołaczka była zdezorientowana i nie wiedziała co się dzieje. Nie połączyła faktów, takich jak powóz jadący za nimi i inne. Na jej szczęście, chociaż ona by tak tego nie nazwała, Vergrin kazał Lirowi uciekać. Razem z małą... A no tak... To przecież ona! Miała już coś powiedzieć, ale nie zdążyła, bo Lir wcale nie czekając na jej reakcję przerzucił ją sobie przez ramię - w końcu była niewielka i delikatna = mało ważyła i nie była jakimś dużym obciążeniem dla silniejszego kotołaka. Na początku się trochę wyrywała, ale po krótkiej chwili zrezygnowała. Nie miało to najmniejszego sensu. Zresztą, ufała Lirowi. Pozwoliła mu się więc gdzieś tam zabrać, gdziekolwiek to on ją niósł - a było to dość niedaleko przecież. Podniosła głowę i popatrzyła za nich i na goniących ich wieśniaków. Byli wolniejsi i szybko ich gubili. Po jakimś czasie zgubili pościg, chociaż tutaj wykorzystali małą sztuczkę - schowali się za drzewami a wieśniacy ominęli ich.
- Bądź cicho przez chwilkę. - Lir powiedział to dość cichym i łagodnym głosem, więc Eva posłuchała i sobie przysiadła przy drzewie.
- Co się dzieje? - Wbiła zaniepokojone spojrzenie w twarz kotołaka.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Vergrin siedział na wyjątkowo wytrzymałej gałęzi wyjątkowo rosłego drzewa i obserwował w ciszy wydeptany szlak pod sobą. W ciemności widział doskonale, w przeciwieństwie do wieśniaków, których grupa biegła w jego stronę z widłami i pochodniami. Byli widoczni z daleka, co dawało wilkołakowi czas na dogodne przygotowanie się. Znalazł więc tę gałąź i zaczaił się na niej, czekając, aż ludzie znajdą się dokładnie pod nim. Pierwsze, co musiał zrobić, to zdobyć jakąś broń. Nie miał przy sobie swoich toporów, a widły i pochodnie niezbyt mu przypadały do gustu. Stwierdził, że odbierze przeciwnikom jakąś broń i w ostateczności jednak będzie walczyć tymi widłami, wykorzystując swoją siłę i szybkość do zdobycia przewagi nad wrogiem. O umiejętnościach nie było tu mowy, pierwszy raz dzierżyłby w dłoni widły w charakterze broni.
        Gdy grupa wieśniaków znalazła się dokładnie pod nim, wilkołak zmierzył ją wzrokiem, po czym zeskoczył, celując w ostatniego człowieka na końcu. Udało mu się go trafić i powalić na ziemię. Czym prędzej wyrwał tamtemu krótki, wyraźnie zrobiony na szybko miecz i przebił jego głowę, jednocześnie podnosząc się z ziemi. Reszta jego towarzyszy od razu się odwróciła i dostrzegła napastnika. Vergrin szybko ich przeliczył. Blisko sześciu. Chwycił pewniej miecz i zaszarżował na nich, niezbyt dużo sobie robiąc z ewentualnych szkód.
        Pierwszy otworzył nawet usta, najpewniej po to, aby powiedzieć coś o chwale Bogini lub po prostu krzyknąć „na pohybel”. Cokolwiek chciał zrobić, nie zdążył. Vergrin wpadł na niego barkiem, a uderzenie było tak silne, że powaliło biednego wieśniaka na ziemię, łamiąc kilka kości. Wilkołak nie czekał na nic, już gnał do następnych przeciwników. Dwóch zdołał położyć jednym, szerokim cięciem, które kiedyś widział u jednego z gladiatorów. Następni dwaj także nie skończyli dobrze, jednemu Vergrin zmiażdżył klatkę piersiową, a drugiemu podciął gardło. Ostatni rzucił widły na ziemię i próbował się ratować, ale wilkołak nie dał mu takiej możliwości. Dopadł do niego, wbijając miecz w plecy i boleśnie wykręcając. Człowiek jęknął i znieruchomiał, a Vergrin szarpnął rękojeść, chcąc wyrwać miecz z trupa. Wyglądało jednak na to, że ręczne tworzenie broni oprócz wielu oczywistych zalet posiada także i wady. Osłona oderwała się od ostrza, która pozostała w ciele wieśniaka.
- Cholera – zaklął Vergrin.
        Co prawda mieczem mu się nie walczyło najlepiej, ale zawsze było to coś lepszego od wideł. ”Chociaż...” Wilkołak podniósł jedne i uważnie się im przyjrzał. ”Hm, może jednak mógłbym zrobić z nich należyty użytek. Całe szczęście, że walczę z zupełnymi nowicjuszami, nie tylko w walce, ale także w orientacji w terenie. Lir powinien sobie poradzić, potrafi przecież walczyć. Co prawda nie tak dobrze jak ja, ale do Złotej Ligii doszedł. Tylko ta mała może mu przeszkodzić.” Vergrin i kotołak znali się od lat, w końcu poznali sposoby myślenia drugiego. Lir mógł bez problemu przewidzieć, że wilkołak będzie chciał odzyskać odebrany wóz. Ten natomiast domyślił się, że posiadając pod opieką Evę, kotołak będzie się starał znaleźć gdzieś jakieś schronienie i nie angażować się zbytnio w walkę, ale na pewno nie mógł po prostu stać tak w jednym miejscu.
        Wilkołak zamyślił się. Póki co Lir mógł robić to, co mu się żywnie podobało, najważniejsze było odzyskać wóz. Vergrin nie za bardzo wiedział, jak ma to zrobić, ale zdecydował, że najwyżej będzie improwizował. ”W końcu ci wieśniacy nie są wcale dobrze zorganizowani w przeciwieństwie do nas. Damy sobie radę, najwyżej wyrżnie się wszystkich.”
        Z materiałów i rzeczy znalezionych przy martwych wieśniakach stworzył prowizoryczny pas, dzięki któremu zawiesił sobie na plecach widły. Było to niezbyt wygodne, ale przynajmniej dawało mu wolne ręce. Zaczął przemykać przez las, podążając w stronę zabudowań.

Lir tymczasem kierował się za wieśniakami, cały czas śledząc wzrokiem ich wóz. Przy okazji starał się, aby za wszelką cenę ich nie dostrzeżono, kryjąc się w lesie. Uznał, że skoro większość wieśniaków pomknęła w pogoni za nimi, to najrozsądniej będzie się chować idąc w przeciwnym kierunku. O ironio przy ich przywódcy było teraz o wiele mniej ludzi, niż tych, którzy za nimi pognali.
- Dobra, mała – powiedział do Evy. - Wlaź na to drzewo i ani mru mru, rozumiesz? Postaram się zorientować w sytuacji, niedługo do ciebie wrócę. I nic się nie bój, wychodziliśmy cało z gorszych rzeczy.
        To powiedziawszy zaczął iść dalej w las, szybko znikając kotołaczce z oczu.
Evanesca
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Evanesca »

Lir... Wreszcie się odezwał, zlustrowała go zaniepokojonym spojrzeniem. Co tu się dzieje...
"Mała"... Dobra, akurat nie zwróciła na to żadnej uwagi. Często na nią tak mówili. Ciekawe dlaczego? Ah, no tak... Bo była mała! Tak, była, jest i najprawdopodobniej będzie mała. Ale to pewnie przez to, że jest kotołaczką i w ogóle taką drobną do tego... Drobniejszą niż większość kotołaczek, chyba. Ogólnie z wieloma kotołaczkami nie miała styczności, jeżeli już w ogóle. I większość mimo wszystko była od niej chociażby odrobinę wyższa. Nawet w jej wieku były wyższe! Niektórym tylko dorównywała, albo młodszym... Ale nie zwracała tak na prawdę na to uwagi, nie obchodziło jej to bo nigdy się nad tym nie zastanawiała.
Przytaknęła mu głową parę razy. Wejść na drzewo, ani mru mru, nie bać się i być spokojną. No dobra, do zrobienia. W końcu... Ostatecznie nawet nie do końca rozumiała co się działo. Nim zdążyła wejść na drzewo, Lir po prostu odszedł. Byle szybko wrócił... Wejść na drzewo... Najlepiej, w kociej formie, szybko się zamieniła, a tam gdzie przed chwilą stała zostały tylko ubrania. Po chwili spod ubrań wysunęła się główka białej kotki, rozejrzała się wokół i zwinnie wdrapała się na drzewo. Ani to wysoko, ani nisko. Zatrzymała się na jakiejś gałęzi, na której pewnie się usadowiła. No cóż... Pozostaje jej tylko czekać aż wróci Lir.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Vergrin skradał się przez las w stronę zabudowań, starając się ułożyć w głowie jakiś sensowny plan działania. ”Cóż, może lepiej byłoby jednak odnaleźć Lira. We dwóch zawsze raźniej, poza tym, jak go otoczą, to już po nim. Ja z kolei potrzebuję teraz informacji. Ten cwaniak był kiedyś zwiadowcą, to, że krótko to już całkiem inna sprawa, na pewno nie powstrzymał się od sprawdzenia terenu.” Nie wiedział jednak, gdzie kotołak mógłby się ukryć. Zdecydowanie wiele go różniło od wilkołaka, dlatego wątpliwe, aby pomyślał w podobny sposób.
- Będzie w ostatnim miejscu, w którym ja bym był.
        Vergrin zastanowił się przez chwilę, ale szybko doszedł do wniosku, że pewnie jest już gdzieś przy wiosce, szukając śladu po ich wozie. Bez niego nie było mowy, aby mogli stąd uciekać.
- Ale co ja mogę zrobić? - mruknął wilkołak. - Jako wilk byłbym szybszy i zwinniejszy, ale póki co mi to niepotrzebne. Argh, co ja mam uczynić?!
        Wilkołak nie zastanawiał się długo i postanowił zrobić pierwszą rzecz, jaka mu przyszła do głowy, bo wiedział, że potem wymyślałby coraz to głupsze pomysły, a nie miał teraz dość czasu, aby je rozwinąć w genialne plany. Przykucnął.
- Hm, oczywiście czuję zapach mnóstwa ludzi, wydeptana ścieżka świadczy o tym, że musieli tędy niedawno przebiegać i to raczej wszyscy jednocześnie. A tu co? O wiele drobniejsze ślady z boku. Jedne to ewidentnie Lir, drugie pewnie Eva. Mogą mieć najwyżej kilka minut. A tu co? Jeden trop się urywa kilka metrów dalej, pod drzewem.
        Wilkołak wstał i chciał przyjrzeć się lepiej pozostawionym odciskom, ale coś mu przerwało. Z prawej strony nagle usłyszał wrzask i zanim zdołał się zorientować, wpadł na niego mężczyzna z rozpaloną pochodnią w ręce, wrzeszcząc przy tym wniebogłosy. Zaskoczony Vergrin został powalony, poczuł, jak jego ubrania zaczynają się palić. Triumf wieśniaka nie grał jednak długo, wilkołak bez większych trudności zdjął go z siebie i odrzucił na bok. Mężczyzna chyba uderzył mocniej, niż Vergrin podejrzewał, bo nie ruszał się. Wilkołaka teraz jednak to nie obchodziło, o wiele bardziej zajmowała go sprawa palącego się ubrania. Oderwał natychmiast płonący kawałek skóry, odsłaniając większość prawego ramienia. Rzucił go na podłogę i zaczął deptać, dopóki nie zgasł. Odetchnął z ulgą, ale zaraz potem się skrzywił. Ogień pozostawił na jego skórze oparzenia, które bynajmniej nie zapewniały miłych wrażeń.
- Cholera, przez ten wrzask zaraz zleci się ich tu cała masa – mruknął, po czym powoli podszedł do drzewa, któremu wcześniej chciał się przyjrzeć. Tak, zdecydowanie znikały pod nim ślady kotołaczki, Lir natomiast skierował się w stronę wioski. - Eva?! - krzyknął wilkołak, rozglądając się wokół. - Jesteś gdzieś tutaj? Zaraz pojawi się tutaj pełno niemiłych ludzi, więc lepiej się stąd zabierać, słyszysz mnie?!
        Pamiętał, jak kotołaczka nieufnie na niego patrzyła, więc miał wątpliwości, czy ochoczo zechce mu się w ogóle pokazać, ale teraz nie było czasu na takie zabawy.
Evanesca
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Evanesca »

        Zobaczyła dość wcześnie zbliżającego się Vergrina, zastrzygła uszkami przyglądając się mu i starając się usłyszeć jego słowa. Skupiona obserwowaniem go nie zauważyła ani nie usłyszała jak zbliżył się jakiś obcy mężczyzna jeszcze prócz zmiennokształtnego. Z jego obecności zdała sobie sprawę równocześnie z właśnie jego głośnym wrzaskiem. Wypadł on zaraz obok wilkołaka z pochodnią w ręce, wrzeszcząc przy tym.
        Uważnie obserwowała jak mężczyźni upadli na ziemię, ubrania zmiennokształtnego zaczęły się palić, ale nie zważając na to zdjął z siebie wieśniaka, odrzucając go tym samym w bok. Ten jednak chyba został przez to uszkodzony na tyle, że już się nie ruszał. Jednak to już nie interesowało Vergrina, ten bowiem oderwał płonący kawałek ubrania, odsłaniając większość prawego ramienia, rzucił materiał na ziemię i zaczął go deptać. A kotołaczka? Nadal go obserwowała. Ponownie zastrzygła uszami słysząc jego głos, no i zmarszczyła koci nosek jeszcze, tak dla efektu. Chociaż wcale tego nie miała na myśli.
         Zamrugała kilka razy widząc co on robi i po chwili słysząc nawet to, jak ją woła. Średnio się jej widziało to, żeby zeskoczyć z drzewa i pozwolić mu się złapać, głównie dlatego, że się go bała! Tak! Bała się go i nie lubiła go, zdecydowanie. Ale... Argument o niemiłych ludziach ją chyba przekonał.
        Miauknęła głośno, zeskakując na ziemię niedaleko niego, lekko się skuliła i znowu miauknęła, chyba się domyśli, że to ona, prawda? No przecież powinien! Była teraz oczywiście w postaci niewielkiej białej kotki o błękitnych oczach, uważnie obserwowała nimi mężczyznę, zapewne mógł dostrzec domieszkę niepewności zawartą w jej ślepiach.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Vergrin nigdzie nie ujrzał sylwetki dziewczyny, ale zamiast tego dostrzegł białą kulkę, która zeskoczyła na ziemię. Na tle brunatnej kory leśnej była doskonale widoczna i wilkołak ze zdumieniem zrozumiał, że jest to kot. ”A może raczej kotka?” Był niemal pewien, że to Evanesca, nie przychodziła mu do głowy inna możliwość. Powoli zbliżył się do niej, przyklękając i zastanawiając się, co takiego mógłby teraz zrobić.
- Jeżeli to ty, to nie mogłabyś wrócić do zwykłej postaci? – zapytał, po czym zastanowił się. – Chociaż nie, czekaj, teraz jesteś mniejsza i szybsza. Może lepiej zostań tak, jak jesteś. Lepiej chodźmy poszukać Lira.
        Znowu przyjrzał się ziemi pod drzewem i uważniej zbadał pozostawione tam ślady. Szybko rozpoznał te należące do kotołaka. Prowadziły w stronę zabudowań. ”No tak, jakbym go nie znał. Przecież to było do przewidzenia.” Ruszył tropem Lira, oglądając się co jakiś czas za kotką. Zdecydowanie nie chciał jej teraz zgubić, jeżeli już wpakowało się w jakieś bagno, to lepiej nie było przechodzić je samotnie. W końcu dotarli do tylnych ścian zabudowań wioski. Vergrin dostrzegł, że ślady kierują się w stronę niewielkiego płotu z wyłamaną deską. Podszedł do niego i skrył się za rogiem przylegającego budynku, po czym wyjrzał i zaczął ostrożnie obserwować to, co się działo. Dostrzegł grupę wieśniaków, którzy zabierali ich wóz do jakiejś wielkiej stodoły. Wilkołak uśmiechnął się. Teraz znał już przynajmniej miejsce jego ukrycia. Dostrzegł także samotny cień przemykający pomiędzy budynkami. Lir.
        Wilkołak usiadł, oprawszy plecy o ścianę. Zauważył niewielką kotkę w pobliżu wpatrującą się w niego.
- Powiesz mi teraz, co mam zrobić? Bo jakoś brakuje mi pomysłów – powiedział, sam nie wiedział czemu. Nie oczekiwał, że Evanesca zdoła wymyślić jakiś plan.
Evanesca
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Evanesca »

        Wrócić do ludzkiej postaci? No chyba zdurniał! O ile sama Eva inteligencją nie grzeszyła, to swoje wiedziała i przeżyła - mimo wszystko! Przecież przy przemianie byłaby naga, tak? Ha, a ona akurat tego się wstydziła. To znaczy nagości. Wstydziła się nagości i wszystkiego co z tym związanego, tak! Przechyliła lekko głowę, cały czas go obserwując uważnie. "Nigdzie z Tobą nie idę. Nie lubię Cię. Lir. Gdzie jest Lir?" Zadała sobie w myślach pytanie,po czym dotarła do niej dalsza część jego wypowiedzi. "Szukać Lira? Tak! Znaleźć Lira, musimy poszukać Lira!"
        Pokiwała główką i ruszyła od razu za nim, rozglądajac się i nie odstępując go na odległość większą niż półtora metra. Nadal nie chciała się zbytnio do niego zbliżać, ale mimo wszystko mu towarzyszyła. No bo znaleźć Lira... Lir był taki dobry... Trzeba go znaleźć! Cały czas lustrowała okolicę wokół nich, a może coś znajdzie? Może go zobaczy? Może jest za tym drzewem? Albo za tym? A może za tamtym? Phew, nie. Ona się w takie krycie nie bawiła, kiedy on się skrył za rogiem budynku przylegającego do płotu ona stanęła po prostu tak, żeby mogła spokojnie obserwować. Oczywiście tak jak i Vergrin, dopatrzyła się wozu prowadzonego do wielkiego budynku. Ale na to nie zwróciła większej uwagi, być może nawet wcześniej niż sam zmiennokształtny dopatrzyła się sylwetki Lira przemykającego pomiędzy budynkami. Jasne, że rozpoznała!
        Popatrzyła z powrotem na wilkołaka który usiadł, opierając się plecami o ścianę. A ona przysiadła w tej swojej kociej formie i go obserwowała. Zadał jej pytanie. A ona patrzyła się na niego. Ani odpowiedzieć... ani nic... no bo co mogła tak na prawdę powiedzieć? Czy on liczył, ze ona mu wysunie jakiś pomysł? Niedoczekanie! Skąd by miała wytrzasnąć... Położyła się na boku i zaczęła się rozglądać, jak gdyby nigdy nic.
Awatar użytkownika
Vergrin
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vergrin »

Vergrin przyjrzał się z zastanowieniem małej kotce. W jego głowie zaczynał formować się pewien plan, w którym najważniejszą rolę pełniłaby właśnie kotołaczka. W końcu w tej formie raczej nie wzbudzi większych podejrzeń ze strony wieśniaków. On sam mógł się najwyżej zamienić w hybrydalną postać i wszystkich zabić, ale niezbyt mu się podobała taka opcja. Musieli po prostu zabrać stąd ten wóz. ”Zabrali go do stodoły. Całe szczęście ta wioska to zbiór budynków po dwóch stronach drogi, bo za tą stodołą jest las. Jeżeli uda nam się wyciąć w tylnej ścianie otwór...”
- Posłuchaj mnie, Eva – zwrócił się do kotki starając się być jak najbardziej przekonywującym. - Żebyśmy razem z Lirem mogli się stąd zabrać potrzebujemy czasu. Mogłabyś... nie wiem, zająć czymś tych ludzi? Porozrzucać kilka narzędzi, podrapać kogoś po nogach, zabawić się w kotka i myszkę? Wiem, że nie chcesz mi pomagać, ale w ten sposób pomożesz Lirowi. To jak, zrobisz to?
        Po chwili się zorientował, że przez cały czas mówi do kota, więc szybko dodał:
- Jeżeli się zgadzasz, to po prostu tam pójdź i to zrób. A jeżeli nie, to... no, po prostu zostań tak, jak jesteś. Może wymyślę coś innego. Tylko biedny Lir będzie musiał trochę poczekać, a te widły wyglądają na ostre.
        Może trochę grał na emocjach kotołaczki, ale póki co był to jedyny sposób, aby przekonać ją do jakiejkolwiek współpracy. Sam nie mógłby tego zrobić, przecież z wilkiem ludzie nie będą się zachowywać tak pobłażliwie, jak w przypadku kota. Chociaż w sumie... pewnie też mógłby jakoś odciągnąć wieśniaków. Tylko wtedy Lir byłby zdany sam na siebie i choć Vergrin wierzył w umiejętności kotołaka, to nie był pewien, czy ten zdoła wpaść na czas na jakiś pomysł.
Evanesca
Szukający drogi
Posty: 48
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Kotołaczka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Evanesca »

        Musiała przyznać, że leżało się jej dość wygodnie. Bardzo lubiła się wylegiwać. To takie... kocie? Nieprawdaż? Zauważyła na sobie wzrok mężczyzny i odwzajemniła go. "No i czemu się tak gapisz brzydalu, co? No weź, no nie patrz się!". Po chwili w końcu się odezwał, a ona dalej mu się przyglądała, próbując odgadnąć co on chce jej przekazać. Posłuchać? Może.
        Porozrzucać narzędzie? Podrapać kogoś po nogach? Zabawić w kotka i myszkę? No... nic trudnego. "Pomóc Lirowi? Tak! Pomogę Lirowi!". Zanim zdążył mówić kolejną wypowiedź kotołaczka już stawała na łapki. Poczekała aż skończył. No cóż, może i grał na jej emocjach, ale trzeba było przyznać, że skutecznie. Jeżeli to miało pomóc Lirowi, to dobrze.
        Bez najmniejszego problemu przecisnęła się w luce pomiędzy sztachetami płotu i ruszyła w kierunku grupy wieśniaków, będąc blisko na chwilę przystanęła i rozejrzała się. Jakieś narzędzia. No niezbyt. Przynajmniej żadnych blisko. Niewiele myśląc ruszyła ponownie w kierunku wieśniaków. Czyżby Eva miała plan? Oczywiście. Że nie. Improwizacja totalna. To chyba jedyne, co kotołaczce czasem wychodziło. Bo raczej każdy jej plan był skazany na niepowodzenie. Pewnie dlatego, że jakiekolwiek planowanie w jej wykonaniu na dłuższą metę było bezsensowne. Zbliżyła się do pierwszego bliższego wieśniaka i uczepiła się pazurkami jego nogawki. Ten od razu zwrócił na nią uwagę. Widać dobry mężczyzna bo tylko się uśmiechnął i pochylił, próbując złapać kotkę. Ta mu na to pozwoliła. Kiedy już ją podniósł na wysokość klatki piersiowej, ona delikatnie pacnęła go łapką w policzek. Niby nic takiego specjalnego, prawda? Tylko tej łapki nie cofnęła. Mocno wbiła pazurki w policzek mężczyzny. Ten od razu ją puścił z krzykiem, zwracając uwagę pozostałych wieśniaków. Jednak ona była szybsza, nim ten zdążył cokolwiek zrobić to ona już lądowała na ziemi. Od razu zastanowiła się co jeszcze mogłaby zrobić. Co w ogóle Lir i Vergrin mogli chcieć zrobić? No ona miała tylko zwrócić ich uwagę chyba. Udało się jej? Być może odrobinę.
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości