Góry Dasso[Okolice gór Dasso] Byle do Smoczej Przełęczy

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Falkon pojęczał chwilę z niezadowolenia, ale w końcu podniósł się niechętnie i usiadł na ziemi, przecierając zaspane oczy.
        — Mało dziś nie umarłem na kamiennym ołtarzu, do tego wypiłem końską dawkę jakichś trucizn, a on mi każe stawać na warcie... zero wyrozumiałości — mamrotał pod nosem.
        Teus szybko uciekł przed narzekaniami chłopaka i położył się spać, więc poirytowany złodziejaszek musiał, chcąc nie chcąc, przejąć wartę. Przysunął się bliżej ogniska i począł dokładać drewienka, podtrzymując ogień.

        Noc była spokojna, błogą ciszę przerywały tylko ciche pochrapywania śpiących podróżników. Falkon siedział skulony na ziemi, wpatrując się w blask płomienia i podrzucając od czasu do czasu jakieś patyki. Czas mijał mu bardzo powoli, skłaniając do rozmyśleń. A było nad czym rozmyślać - miniony dzień niewątpliwie należał do najbardziej niebezpiecznych i wyczerpujących dni, jakie dane mu było przeżyć.
        Chłopak popatrzył na śpiącą obok swoich rodziców Liois. Zastanawiał się dlaczego w porę nie dostrzegł podejrzanych zachowań elfki i pozwolił jej dać się zmanipulować, narażając życie nie tylko swoje, ale też przyjaciół. "Ehh... Falkonie, co się z tobą dzieje?" — pomyślał, uśmiechając się lekko. "Wszystko dobrze się skończyło, nie ma co się martwić. Liois odzyskała rodziców, nie musi już wykonywać poleceń tych magicznych szajbusów, a pewnie w ramach zadośćuczynienia pomoże nam podczas wyprawy. Mam taką nadzieję..." Spojrzał raz jeszcze na śliczną blondynkę, uśmiechając się. Nadal nie był pewny, czy może jej całkowicie ufać, jednak na razie wolał nie zaprzątać sobie tym głowy.


        — Falkonie — rozległ się czyjś głos. — Falkonie, wstawaj!
        — Tak, tak. Spróbuję... — wychrypiał chłopak, otwierając oczy.
        Ujrzał stojącą nad nim Liois, która już wzięła zamach, chcąc obudzić pirata siarczystym policzkiem.
        — Co? Usnąłem?! — jęknął, podnosząc się raptownie. Ognisko zdążyło się już wypalić, było kilka, może kilkanaście minut do wschodu słońca.
        — Niepotrzebnie budzili cię na wartę po dniu pełnym wrażeń. Bądź cicho, to nikt się o tym nie dowie — zaśmiała się elfka, pokazując na śpiących jeszcze towarzyszy Falkona.
        — Gdzie twoi rodzice? — spytał chłopak, rozglądając się nerwowo.
        — Robią śniadanie — odparła z uśmiechem. — Wstawaj, trzeba się przygotować do dalszej drogi.

        Minęło jakieś pół godziny, zanim wszyscy zjedli przygotowany przez parę elfów posiłek, osiodłali konie i wyruszyli. Szykował się piękny dzień - niebo było czyste, a wschodzące słońce przyjemnie grzało w plecy jeźdźców. Wszystkich prócz Falkona, gdyż za jego plecami siedziała Liois, delikatnie go obejmując. Chłopak jednak zdecydowanie nie narzekał z tego powodu.
        Droga mijała bez żadnych komplikacji, wszyscy gawędzili wesoło o mniej lub bardziej ciekawych tematach, nie wracając do wydarzeń z minionych dni. Podróż wzdłuż gór powoli dobiegała końca - zbliżali się do przełęczy.
        — Powinniśmy dotrzeć tam jeszcze przed zmrokiem — stwierdził Falkon, przyspieszając tempa. — Ku przełęczy, załogo!
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Drużyna ledwo zdążyła opuścić poprzednie obozowisko, a już napotkała kłopoty. No cóż, głównie Teus je miał.
        - Co jest mała? – Płotka stanęła jak wryta i najwyraźniej nie miała zamiaru się ruszyć. Odwróciła tylko łeb i przewierciła strzelca wzrokiem. – A no tak. Nie martw się, pamiętam cały czas, daj mi tylko dojechać do jakieś osady. Przecież nie upoluję na łące worka paszy. – Argument zdawał się nie przekonywać klaczy, ta jednak prychnęła i powoli ruszyła dalej. – Musimy odwiedzić jakieś miasteczko, inaczej grozi nam bunt na pokładzie.

        Droga mijała powoli i beztrosko, a Teus z fajką w ustach rozmyślał nad dalszą jej częścią. Zastanawiał się, co może spotkać ich po drodze i jak mógłby się na to przygotować.
        - Zamierzamy przejechać przez przełęcz tak? Nieważne, to rzecz oczywista. Chciałem jednak zwrócić uwagę na to, że nie będziemy mieli tam wielkiego pola do manewru, jeżeli chodzi o kwestię polowania. – Słońce górowało już w centrum nieboskłonu, można więc było przyjąć, że jest już południe. – Moglibyśmy się zatrzymać gdzieś w okolicy. Wy mielibyście czas coś upichcić, a ja odwiedziłbym ten lasek - kiwnął głową w stronę pobliskich zarośli.
        - Dobry pomysł, w drodze przez przełęcz może zabraknąć nam jedzenia – odparł ojciec elfki. – Zatrzymajmy się tutaj.

        Kolejne obozowisko rozbito w bezpiecznej odległości od lasu, a żeńska część kompanii zajęła się przygotowywaniem posiłku. Starszy elf, Alestar i Falkon zajęli się budową ogniska, a Teus przygotowywał się do wyprawy w las.
        - No cóż, powiedzmy, że nie jestem odpowiednio przygotowany - spojrzał na swój łuk i uznał, że nie może użyć go do polowań. - To jak czaić się na wiewiórki z balistą.
        - Użyj tego. - Liois podała mu swoją broń. Dzieło elfickich łuczarzy zdawało się lekkie jak puch i do tego bardzo delikatne. Tousend jednak odrzucił to ostatnie stwierdzenie zaraz po tym, jak napiął cięciwę. Co prawda łuk ten nie nadawał się do ostrzału opancerzonych celów, jednak do polowań pasował jak ulał.
        - To na pewno ułatwi sprawę, wielkie dzięki - doparł. Pozostawała jeszcze jedna kwestia. - Falkon, mógłbyś pożyczyć mi swoje buty? - Były pirat spojrzał na strzelca jak na idiotę. Zresztą tak samo jak reszta obozujących. - Wiesz, ciężko będzie w tym chodzić po lesie i nie spłoszyć wszystkiego. - Teus podniósł nogę i postukał w podkutą podeszwę. Kompan, choć nie chętnie, zgodził się na chwilową wymianę. Buty lekko piły myśliwego, jednak to było lepsze od pływania w „kajakach” Alestara. Łowca w końcu był gotowy do wyprawy, toteż udał się w stronę zarośli.

        Teus polowanie mógł uznać za udane. Początkowo czaił się na małe zwierzęta pokroju zająców i wiewiórek, jednak później trafił na przeciwnika o wiele większych gabarytach. Broń zielarki spisała się wyśmienicie, a zadowolony z łowów Teus wrócił do obozu dzierżąc dwa upolowane długouchy i jedną sarnę. Po powrocie starał się nie eksponować nazbyt swoich zdobyczy, w końcu znał elfie przywiązanie do natury, choć zastanawiała go postawa ojca Liois, który poparł go w sprawie polowania. „No cóż, dobro grupy ponad ideologie.”

        Sprawę patroszenia postarał się załatwić najszybciej jak mógł. Posiłek był już gotowy, więc postanowił zostawić na później zdobyte mięso. Podpiekł je trochę i posypał solą podarowaną przez matkę elfki. Następnie dołączył do reszty zajętej jedzeniem.
        - Wyśmienite, zapach czułem ze środka lasu - skomentował posiłek, mówiąc z pełnymi ustami. Dobrze, że nie musimy kontynuować podróży w trzech, inaczej potrulibyśmy się nawzajem.

        Po chwili obiad można było uznać za skończony, a drużyna zbierała się do dalszej drogi. Teus przed wyruszenie nakarmił również Płotkę, która ze wzgardą posiliła się mała dawką tego, co obiecał jej strzelec.
        - Miałem okazję wstąpić na pewne wzgórze i widziałem stamtąd mały strumyk. Moglibyśmy napoić tam nasze konie i uzupełnić zapasy wody.
        - Dobrze panie kwatermistrzu. - Liois widocznie bawił pragmatyzm Teusa.
        - Jeszcze mi podziękujesz - odparł uśmiechnięty.

        Wkrótce wszyscy byli napojeni, a strzelec nadrobił braki w zaopatrzeniu. Zaraz po tym przyjrzał się swojej broni i zbadał jej stan.
        - Powinniśmy też znaleźć jakiegoś kowala. Mi wystarczy tylko jakaś osełka, z resztą poradzę sobie sam. - Mógł oczywiście skorzystać jak zwykle ze swojej podręcznej ostrzałki, jednak ta profesjonalna dałaby o wiele bardziej satysfakcjonujące efekty.

        Nie zastanawiając się dłużej nad rzeczą, której i tak w najbliższym czasie nie może zdobyć, Teus zebrał swój sprzęt i popędził resztę ekipy. Po chwili wszyscy znowu siedzieli w siodłach i jechali dalej obraną drogą.

        Zanim się obejrzeli zastała ich noc i ponownie musieli rozbijać obóz. Zdawało się już, że przełęcz jest na wyciągnięcie ręki. „Oby tak dalej”. Tousend miał szczerą nadzieję na dalej tak bezproblemową podróż jak ta dnia dzisiejszego, jednak słowa Alestara wypowiedziane z samego rana wskazywały na całkowicie inny jej przebieg.
Ostatnio edytowane przez Teus 9 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Poranek we wczoraj rozbitym obozie zaczął się od śniadania, podczas którego Alestar wyjaśnił kilka ważnych kwestii towarzyszom:
— A co do przełęczy, to nie znacie pewnych ważnych szczegółów — zaczął brunet.

— Opowiadałem ostatnio, o tym, że jeden gość odnawia bandę, która zabiła mi rodzinę. Wiem o tym z listu, który znaleźliśmy w kanałach. Jak pamiętacie lub nie, pismo wypadło mi podczas walki. Informacje z korespondencji, powodują, że zahaczymy o jedno miejsce w przełęczy. Najpierw jednak kilka kolejnych szczegółów: Harvik, to ten co reorganizuje bandytów. Jevan to przywódca kultystów z kanałów, któremu, ty Teusie zepsułeś szyki dotykając kryształu. I teraz powoli dochodzimy do meritum sprawy, kultysta pewnie otrzymał list i będzie chciał się spotkać z bandziorem-prawnikiem. Do spotkania ma dojść w miejscu zwanym „Dębem na skalnych rozstajach”. Dzięki Liois, wiemy czego mamy szukać. — Trzydziestolatek wskazał ręką blondynkę, przerywając na chwilę opowieść.

         — To potężne drzewo, którego korzenie rozciągają się miedzy jedną półką skalną a drugą. I właśnie rośnie w Smoczej Przełęczy, a ja muszę wymierzyć sprawiedliwość. Harvik według dokumentów zawisł na stryczku razem z Wolfungiem – to on wcześniej przewodził bandzie. Jednak to co mówię i to co czytałem w liście dobitnie świadczy, że tak nie jest. Na miejscu będzie pewnie też Vivienne, partnerka nowego szefa bandy, o którą bardzo zazdrosny jest Jevan. Ja znam ją tylko jako podrzędną banitkę. By pomścić rodziców, wystarczy, że zobaczę turlające się po trawie głowy tych skurwieli, wcześniej ścięte moim mieczem. Jednak oprócz nich pewnie będzie kilku bandytów z obu grupek i dlatego potrzebuję waszej pomocy. Ty, Liois wraz z rodzicami będziesz z dala od tamtego miejsca, przypilnujesz obozu i koni, by w ostateczności Teus i Falkon mogli uciec. Ja kolejnej okazji na zobaczenie śmierci tych bandytów nie przepuszczę. Pomszczę rodziców albo zginę obrażając ich imię — tymi słowami kusznik zakończył opowiadanie swojej historii.

        Przełęcz była już trochę widoczna, rozciągała się między Górami Druidów, a pasmem Gór Dasso. Z jednej i drugiej strony ogromne masywy górskie, a między nimi rzeka – Dihar, płynąca wśród zielonej przestrzeni. Zbliżają się do siostry Teusa i jednocześnie będą tak blisko do zakończenia wendety Alestara.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — A miało być tak pięknie — podsumował Falkon, gdy Alestar skończył wreszcie swój zagmatwany monolog. — Ale spokojnie, pomożemy. Prawda Teusie?
        Brodacz nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdyż chłopak znów zwrócił się do Alestara i z wyraźnym podekscytowaniem zaczął mówić dalej.
        — Trzeba się będzie porządnie przygotować. Obozu nie będziemy przenosić, zostanie tutaj. Wrócimy po Liois i jej rodziców, gdy tylko załatwisz swoje sprawy. Tak będzie bezpieczniej.
        — Może jednak pójdę z wami? Moje umiejętności...
        — Nie, zdecydowanie nie — uparł się Falkon, a inni zgodnie pokręcili głowami.

        Wesołe słońce wznosiło się powoli nad horyzontem, zwiastując kolejny pogodny dzień. Skryta w obłokach porannej mgły przełęcz wyglądała cudownie z tej odległości, jednak wszyscy wiedzieli, że to niebezpieczne piękno. Falkonowi nie dane było jeszcze poznać osobiście tego miejsca, jednak słyszał o nim w wielu opowieściach i legendach. Z pewnością były one wyolbrzymiane, ale przecież w każdej legendzie jest ziarno prawdy...

        Przygotowane przez elfy śniadanie dało wszystkim niezły zastrzyk energii. Nawet Falkon był pełen zapału do pracy, co nieczęsto się zdarzało. Mogło to się wiązać jednak z zachwytem, jaki wywoływał w nim nowy ekwipunek: dwa wspaniałe ostrza, które odziedziczył po Hektorze oraz zdobyty w jaskini sztylet kultysty. Zdążył już zapomnieć o swoim sentymencie do starego noża, który służył mu przez tak długi czas. Teraz siedział na miękkiej trawie i czyścił nowy nabytek ze śladów krwi, których nie zdążył jeszcze usunąć. Wreszcie miał okazję, by dokładnie obejrzeć nową broń. Sztylet był dość długi, lekko zakrzywiony. Trudno było zgadnąć, z jakiego materiału został wykuty - w dotyku przypominało to stal, jednak było sporo lżejsze i miało o wiele ciemniejszy kolor, połyskujący w słońcu całą tęczą barw. Rękojeść wykonana była z kości, pięknie rzeźbiona i zdobiona złotymi wzorami i małymi, kolorowymi łuskami. "Ciekawe ile jest warte to cacko" — pomyślał. Dostrzegł jeszcze jeden szczegół - na głowni wyryte były dziwne, małe symbole, jakby jakiś napis w obcym języku.
        — Hej, wiesz może co tu jest napisane? — spytał chłopak, podchodząc ze sztyletem do Liois.
        Elfka chwyciła sztylet i przyjrzała mu się dokładnie, obracając go kilkukrotnie w dłoniach.
        — Nie widziałam nigdy czegoś takiego, ale wydaje mi się, że to jakiś rodzaj klątwy, zaklęcia. Kolejny niebezpieczny przedmiot, Falkonie. Z tego co widzę, to bardzo lubisz takie zbierać — powiedziała z całkowicie poważną miną. — Powinieneś pójść z tym do kogoś znającego się na Magii Egzystencji i Piekielnej Magii. Albo najlepiej pozbądź się tego...
        — No co ty, to świetna broń! A mój sztylet przepadł. Przestań mnie ciągle straszyć magiczną mocą różnych przedmiotów. Jak na razie nic mi się nie stało. No, może z wyjątkiem dziwnego stanu w kanałach... ale z drugiej strony, gdyby nie ten kryształ, to nie wiem, czy dziś nie wąchalibyśmy kwiatków od spodu. Dzięki niemu powstrzymaliśmy jakieś dziwaczne monstrum, które...
        — Przestań, to bez znaczenia. Skoro mówię, że to niebezpieczne, to takie właśnie jest! Znam się na tym, w przeciwieństwie do ciebie, więc nie podważaj moich...
        — Nie wymądrzaj się! I tak nic ci to nie da! Teraz to mój sztylet i będę z nim robił co mi się podoba! — Krzyki Falkona znowu ściągnęły na niego i Liois wszystkie spojrzenia. Oboje obrócili się na pięcie i odeszli z obrażonymi minami.

        Po kilku minutach uzbrojona i pewna siebie trójka przyjaciół była gotowa do drogi. Falkon założył skórzaną kurtkę, by mniej odróżniać się od noszących lekkie zbroje kompanów. U pasa dyndały mu już dwie srebrzyste szable, zaraz obok nich tajemniczy sztylet, schowany w prowizorycznej, skórzanej pochwie, wykonanej przed momentem przez ojca Liois. "Kilka łyków rumu i ruszamy" — pomyślał chłopak, przechylając prawie pustą butelkę. Z grzeczności zostawił resztkę towarzyszom.
        — No więc chodźmy. Rozchmurz się, Alestarze, damy radę — uśmiechnął się, szturchając wielkoluda łokciem.
        — Powodzenia. Będziemy tu czekać — powiedział starszy elf.
        — Gdybyśmy nie wrócili przed świtem, to...
        Obrażona dotąd Liois poderwała się nagle z miejsca i podbiegła do Falkona, rzucając się mu na szyję.
        — Uważaj na siebie — powiedziała, nieco roztrzęsionym głosem. — Ee... wy też, rzecz jasna — dodała, widząc miny Teusa i Alestara.
        — Taki mam zamiar — odparł chłopak, przytulając elfkę. — Nie czekajcie z kolacją — rzucił z uśmiechem na odchodne, wsiadając na konia.

        Droga minęła w milczeniu. Żadnego ustalania, żadnego planowania. Mgła zdążyła opaść, a oczom wędrowców ukazała się Smocza Przełęcz, w całej swej okazałości. Widok budził jednocześnie zachwyt i grozę. Po dwóch stronach wartkiej rzeki Dihar piętrzyły się wysokie wzniesienia, a u ich stóp stały potężne, kamienne posągi smoków. Gdzieniegdzie rosły mniejsze lub większe drzewa oraz kępy górskich roślin. Dało się dostrzec sporo śladów toczących się tu walk, a liczne jaskinie i walające się wszędzie kości wywoływały ciarki na plecach. Cel od razu rzucał się w oczy - duże pęknięcie w skalistym zboczu po drugiej stronie rzeki, tworzące swoistą jaskinię między skałami. Nad owym pęknięciem rósł wielki, stary dąb, którego korzenie zdawały się trzymać razem obie krawędzie rozpadliny. Przed wejściem stało kilka koni i dosyć wysoki mężczyzna, zajęty ostrzeniem swojego miecza.
        Jeźdźcy zatrzymali się i zeskoczyli z koni, wciąż pozostając w odległości na tyle dużej, by tajemniczy osobnik ich nie zobaczył. Na drugą stronę rzeki prowadził jedynie stary, rozlatujący się most, jednak skorzystanie z niego nie byłoby dobrym pomysłem, gdyż od razu zostaliby dostrzeżeni. Należało zrobić to dyskretnie.
        — Jakieś pomysły? — spytał zamyślony Falkon, przeczesując włosy ręką. — Bo ja nie mam żadnych.



Alestar, Falkon i Teus wyruszają do: [Dąb na skalnych rozstajach] Zemsta?
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości