Opuszczone Królestwo[Forteca Łabędzia] „Nie ten umiera co właśnie umiera...”

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

[Forteca Łabędzia] „Nie ten umiera co właśnie umiera...”

Post autor: Metatron »

Fortecę Łabędzia – na pamiątkę po pierwszym właścicielu herbu czapla (lecz kto w tych czasach przejmował się takimi detalami) – wybudowano całe wieki temu. Zadziwiające, że przez ten czas nie dorobiła się ani jednej legendy czy nawet ciekawej historii. Jedyne co spotkało ten niezbyt wielki obiekt to gwałtowne zmniejszenie znaczenia strategicznego. Fort niemal na początku swej historii z dnia na dzień stał się zbędny. Dawny relikt starej, sąsiedzkiej waśni broniący głównego przejścia. Relikt tym ciekawszy, iż pozbawiony współczesnego kontekstu gdy sąsiedzi nie byli już sąsiadami a jednym ludem, podanym temu samemu panu i płacącym podatki do tego samego skarbca.
Lecz czy kogoś obchodziły te zaniedbane mury, dwie nazbyt rozrosłe i niskie baszty oraz centrum fortecy z trzecią wieżą, tym razem zbyt chuda i strzelistą? Kogoś obchodził ubłocony plac, szerokie korytarze ośrodka pełnie niezagospodarowanych sal? Obchodziło tylko nieczęsto witające tutaj dostawy z miasta. I jego lokatorów.
Lokatorów niezbyt licznych, trzeba zaznaczyć. Od kiedy fort odkupił ekscentryczny czarodziej Anubatraks utrzymywał on tylko cztery osoby cywilnej służby – gotujące małżeństwo, lekarza i i parobka oraz pięciu zbrojnych. Jednak wystarczało mu to do życia, prowadzenia eksperymentów i zapewniania sobie spokoju. Ileż to można było usłyszeć na jego temat! Twierdził, że dokonał udanej podróży w przeszłość. Wygłosiwszy referat i pokazawszy dane w Kryształowym Królestwie został okrzyknięty szaleńcem albo szarlatanem. Czarodziej który twierdził, iż dokonał ogólnego opisu taumaturgicznego czystej sztuki – lecz nigdy nie pokazał całego tekstu rozprawy. Tego typu przedsięwzięć było naprawdę dużo i nie przysparzały one estymy Anubatraksowi. Powiedzieć, że posiada on mieszaną reputacje to rzecz bardzo delikatnie o jego personie.
Jednak z jakiegoś powodu Metatron mu ufał.
***

Minęły ledwie trzy dni pobytu wiekowego czarodzieja na zamku. Plotki szybko się rozprzestrzeniają. Już w tak krótkim czasie poprzez przełęcz docierali do nich rozmaici szarlatani, młodzi adepci sztuk tajemnych oraz kilku ciekawskich – wszyscy skuszeni widokiem złamanego czarodzieja. Metatrona, chodzącej plotki. Stracił to moc czy nie stracił? Umiera? Co tu robi? Pono się leczy! Za którymś razem pradawny miał po prostu dość i teleportował natrętów trzy miasta dalej.
Tymczasem trwał obiad w Fortecy Łabędzią. Na początku stołu siedział sam gospodarz mający widok na wszystkich gości. Nosił kruczoczarną, delikatnie przystrzyżoną brodę która kontraktowała z łysiną na głowie oraz mocą zmarszczek na surowym obliczu Anubatraksa. Byl on surowym w obyciu, niskim jegomościem który nigdzie nie ruszał się bez swego złotego, wyłożonego nef retem kostura. Pytano bezczelnie o fundusze śmiał się rozmówcom w twarz.
Trzeba przyznać, że w jego domu obowiązywała dość osobliwe reguły jadania. Czarodziej do stołu zapraszał nie tylko Metatrona oraz zielarkę która jadła sama oraz pomagała raczyć się posiłkiem paralitykowi. Jako gości potraktował również resztę świty czarodzieja oraz małą wróżkę która teraz wzlatywała nad jadłem. Poza nimi obecny był zawsze lekarz, wielki, gruby i niesamowicie pogodny człowiek przypominający z twarzy radosnego prosiaka. Przyjaciel Anubatraksa oraz człek bardzo uczony.
- Od kilku miesięcy mam nieodparte wrażenie, że o kimś zapomniałem – stwierdził Metatron o dziwo bez kaszlu. Rześkie, staczające się z górskich zboczy powietrze służyło mu.
- Znam miejsca gdzie uważa się to za dobry omen – uśmiechnął się Anubatraks – albo i jeszcze lepszy. Pan Metatronie, posłał jeszcze po kogoś? Sam uczyniłem podobny krok, ten człowiek powinien w zasadzie być już wczoraj.
- Rozmawiałem jakiś czas temu z niebaninem, Rhys z miana. Znam go dość długo – Metatron zakaszlał – nie jest aniołem, więc można mu ufać. Wart jest więcej niż pełna obsada zamku, do tego uczciwy. Wolałbym aby tylko jego uczciwość mi się przydała...
- Nie liczyłbym na to – stwierdził drugi czarodziej z nutą smutku w głosie – kiedy przybędzie?
- Informowałem go blisko dwa tygodnie temu, oferowałem transport magiczny. Niestety, w międzyczasie musiał być na planach – przerwa na oddech – niebiańskich. Zawsze wtedy go gubię, wzorce demoniczne i piekielne są łatwe. Niebiosa wymagają badań których nie prowadziłem. Wie gdzie przybyć.
Na zewnątrz rozpadało się.
Awatar użytkownika
Rhys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły anioł (dawniej Duch Świat
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rhys »

Mijały kolejne dni i tygodnie, a poszukiwania Cailin nie ruszyły z miejsca. W końcu Duch Światłości zaprzestał działań zmierzających ku odnalezieniu pokusy, stwierdzając, że zniknęła w jakiś niewyjaśniony sposób - albo uciekła do innego świata, bądź po prostu nie żyje. Jeszcze przez jakiś czas mieszkał w Grydanii, w swym dawnym domu, lecz nie potrafił już tam żyć bez wspomnień... Wrócił więc na Plany Niebiańskie, próbując tam zapomnieć, co nawet mu się udało.

***
Po paru miesiącach powrócił znów na kontynent Alarański, szukając swego miejsca. Wędrował poprzez krainy i królestwa, pomagając w miarę swych możliwości napotkanych osobom. Podczas tych podróży napotkał swego starego przyjaciela - Metatrona. Chodząca legenda, można by go nazwać. Wielką stratą było zaginięcie jego ojca - wspaniałego uzdrowiciela, którego miał okazję poznać przed wielu laty na dworze królewskim, jeszcze nie będąc niebianinem (choć dopiero później, gdy poznał samego Metatrona, skojarzył osobę Notarikona z czarodziejem). Rhys spotkał czarodzieja już parę tygodni temu, w przyjemnych okolicznościach; Metatron zapraszał go do swych włości, lecz niebianin miał jeszcze parę spraw do załatwienia. Musiał tez rozliczyć się z wykonanych zadań z Panem, jednak Stafford nie był tym faktem zadowolony. "Czyż Duchy Światłości nie posiadają wolnej woli? Przecie uczynki jego są też zawsze przez Pana śledzone." Były to coraz częste pytania, pojawiające się w głowie Rhysa.
W końcu Rhysowi udało się wygospodarować czas, by przybyć do Fortecy Łabędzi. Nie było trudne przybycie tu, gdyż posiadłość ta była jedną z nielicznych, które się uchowały po Wielkiej Wojnie. Poza tym fakt, że mieszka tam stary czarodziej, nie mógł ot tak przejść poza ciekawskimi duszyczkami, które kręciły się wokół zamku i na drogach dojazdowych. Niebo było zachmurzone, gdzieniegdzie tylko prześwitywały pojedyncze promienie słoneczne, ale i to nie sprawiało, żeby świat zrobił się pogodniejszy. Wtem już nawet słońce już nie przedostawało się przez gęstą warstwę ciemnych chmur, z których to zaczął padać chłodny deszcz, któremu towarzyszył chwilami porywisty wiatr. Rhys założył kaptur na głowę i przyspieszył kroku, by znaleźć się w przeciągu parunastu minut u wrót Fortecy, i choć nie była to długa wędrówka, jego wierzchnia odzież była już przemoknięta. Trzy razy uderzył pięścią we wrota, mając nadzieję, że gospodarze tegoż zamku usłyszą to pośród naprzemiennego szumu deszczu i wiatru.
Awatar użytkownika
Eilein
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eilein »

        Budowla w której się znaleźli nawet wśród ludzi uchodziła za okazałą, a dla stworzonka tak maleńkiego jak Eilein była miejscem ogromnym. Już pierwszego dnia po przybyciu udało jej się zgubić. Błąkała się przez kilka godzin po budowli nim znalazła Doumę.
        Mimo przytłaczających rozmiarów i wielu zdumiewających rzeczy które Eilein znalazła, okazało się, że w fortecy nie ma zbyt wielu zajęć dla wróżki. Już drugiego dnia ogarnęło ją znużenie. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, a ona nie mogła sobie znaleźć zajęcia. W końcu zrezygnowana przysiadła na parapecie jednego z okien i obserwowała kobietę krzątającą się w kuchni. Eilein zaobserwowała, że była ona niższa niż ludzie których dotychczas widziała i bardziej krzepka. Dziewuszce podobał się dobroduszny wyraz twarzy i rumiane policzki kobiety.
        - Nie jesteś jak inni ludzie – stwierdziła wróżka, przekrzywiając z zainteresowaniem głowę. Zaskoczona kucharka rozejrzała się wokół ale nie dostrzegła właścicielki cieniutkiego głosu. Eilein wzbiła się w powietrze i nieco niezdarnie wylądowała na stole. Dopiero wówczas kobieta dostrzegła skrzydlatą istotkę i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
        - Bo nie jestem człowiekiem – oznajmiła spokojnie.
        - A jesteś podobna... Chciałabym być człowiekiem – westchnęła zasmucona. – Byłabym duża i silna. Mogłabym sama przestawić krzesło i zapalić świeczkę. Miałabym kucyka, szczotkę do włosów i jadłabym widelcem… – wróżka długo wyliczała zalety bycia człowiekiem. Wszystkie bez wyjątku wydały się kucharce śmieszne, ale rozumiała, że dla Eilein były to rzeczy nieosiągalne. Postanowiła więc odciągnąć wróżkę od nierealnych marzeń o byciu człowiekiem i dać jej jakieś zajęcie w kuchni. Mała potraktowała swoje zadanie bardzo poważnie i starała się pomóc ze wszystkich sił. Wyczyny kulinarne zwykle musiała zakończyć kąpielą, zdarzało jej się bowiem wpaść do masy na ciasto lub sosu.
        Od tego czasu każdy kolejny posiłek był zabawnym wydarzeniem. Eilein siedziała koło Doumy mówiąc mu co ma jeść, a czego nie.
        - Nie jedz tego! – piszczała wróżka, próbując przesunąć półmisek - To pomagałam zrobić, to musisz zjeść, nie tamto!
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Arthanal szedł, wspierając się ciężko na kosturze, w ubłoconych butach, zakurzonej szacie, z twarzą pokrytą pyłem gościńca. Za nim, gęsiego, postępowali nieumarli, w tym ten, który dotychczas pełnił rolę środka transportu nekromanty. Niestety - rano okulał jakby, nie mógł się przemęczać. Formierz postanowił zająć się tym wieczorem.
        W końcu trafił na trakt, którym miał dotrzeć do swojej siedziby. Trochę mu to zajęło, musiał bowiem obejść Aerię odpowiednio szerokim łukiem, teraz miał jednak nadzieję znaleźć się w domu w miarę szybko i zająć się studiami. W drodze, bez ksiąg, nie było sensu dalej nad tym dumać, zamiast tego wypadałoby znaleźć jakąś wioskę i uzupełnić zapasy. Nie jadł od wczoraj.
        Wioski, jak na złość, nie było, zobaczył natomiast zamek. W dziwnym miejscu, jak na wyczucie nekromanty, ale niespecjalnie go to obchodziło. Ważne, że dochodziła pora obiadu, twierdza zaś, choć w kiepskim stanie, wyglądała na zamieszkałą. Czemu by nie sprawdzić, pomyślał.
        Wkrótce dotarł do bramy zamku i zbrojnego, powiedzmy, prawdopodobnie sprawiającego wrażenie, jakby strzegł wejścia. Usłyszawszy przybyszów strażnik odemknął jedno oko, spojrzał na trupy, odemknął drugie, przetarł oba, zamrugał kilka razy i zawołał kolegę, który wynurzył się z cienia bramy, krocząc nieco niepewnie. Arthanal czekał, uśmiechając się ciepło. Nie zdołał się jednak odezwać, uprzedzono go.
        - To pewnie... - rzekł jeden ze strażników i usiłował pacnąć się otwartą dłonią w czoło, w czym wydatnie przeszkodził kapalin. - No pewnie. Prosim, prosim do środka, panie Formierzu. Pan oczekuje, tak. Proszę za mną, poprowadzę, tak.
        Nekromanta nie oponował, jako że zanosiło się na gościnę. Czemu - nie wiedział, ale wkrótce wszystko pewnie się wyjaśni, tak, z pewnością. Nieumarli rozsiedli się pod jakimś zadaszeniem w pobliżu muru, strzegli pakunków i powarkiwali na parobka, podczas gdy Arthanala wprowadzano do sali, ku jego radości, wyposażonej w stół, ławy i jedzenie. No i kilka osób.
        Najpierw zauważył Anubatraksa na miejscu gospodarza i skojarzył, że znany mu z kilku wykładów mag rzeczywiście posiadał własny zamek w Opuszczonym Królestwie. Miał więc szczęście, z pewnością znajdzie tu wikt i opierunek. Później jego spojrzenie przesunęło się na następną osobę. Tego też poznał, a w oczach zapaliły mu się złe ogniki. Formierz opanował się jednak szybko. Przybrał minę, która w innych miejscach bywała określana symbolem ,,xD", po czym ruszył przez komnatę w stronę pradawnego.
        - Pan Metatron - zawołał z fałszywym entuzjazmem. - Jakże fortunne spotkanie! Ależ z pana śmieszek, nie ma co. Ostatnio obiecał mi pan teleportację do domu. No no, czo mnie pan nabrał. Ha ha, przedni dowcip. W jego wyniku od kilku miesięcy tułam się po Alaranii, a dwukrotnie moje życie było zagrożone przez nadgorliwych paladynów. Byłby pan tak uprzejmy i wyjaśnił mi to pokrótce, bo, jako żywo, nie rozumiem motywów?
        Nekromanta stanął tuż za krzesłem czarodzieja, toteż nie mógł widzieć jego miny. A szkoda, była bowiem zobaczenia warta - Metatron wyglądał, jakby ducha zobaczył.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Strażnik z pewnym ociąganiem zmierzył Rhys wzrokiem i podrapał się przerzedzonej czuprynie. Drapał się długo – widać taki był substytut myślenia u tego prostego człeka – lecz ostatecznie wpuścił na zamek wędrowca i rozkazem zameldowania się u pana zamku. Widać nie uprzedzono ich o przybyciu niebanina.
W sali jadalnej Metatron powitał gościa szczerym uśmiechem, naprawdę szery. Tak samo zareagowała jego świta. Anubatraks zachował większą powściągliwość, zmrużył oczy badając aurę przybysza.
- To Rhys, duch światła o którym mówiłem. Witaj przyjacielu, rad jestem iż odpowiedziałeś pozytywnie na prośbę – Metatron był doprawdy zadowolony – gościmy u pana Anubatraksa.
Gospodarz upił wina i gestem przywołał pachołka aby przygotował miejsce dla gościa.
- O mnie mowa – uśmiechnął się po raz pierwszy, wedle etykiety – proszę zasiadać i posilić się. Zapewne nie orientujecie się w detalach, prawda? Dacie radę mówić, Metatronie?
- Na razie tak. Istnieje szansa ozdrowienia mnie, z odsysaniem pracy mego życia. Wierzę, że wieść ta nie trafi do zbyt wielu uszu. Jeśli zaś trafi... widzę w tobie, Ryhs rolę tylko powiernika. Lecz jeśli doszłoby do nieprzewidzianych wypadków, liczę na – przerwa, zadyszka wiekowego maga – nie na miecz lecz na tarczę.
- I za to, aby niczyj miecz tu nie przybył, wypijmy – podniósł toast Douma włączając się do rozmowy.
***

Posiłek poszerzony o kolejnego gościa znowu został przerwany. Wstyd. Metatrona ogarnął wstyd. I trwoga, trwoga nad własną pamięcią. Kilka miesięcy temu zapomniał teleportować tego biednego nekromantę do domu. Więc to z winy wiekowego wynalazcy, biedny czarnoksiężnik musiał tułać się tyle czasu, w głodzie, w deszczu, przez wrogie kraje. Oczy czarodzieja rozszerzyły się zadziwione, ze świtem chorych płuc nabrał on powietrza. I kolejny raz, jak ryba wyrzucona na brzeg, charczał i łapał powietrze.
Z napadu duszności wybawiło go spokój oraz wonny napar którym okadziła go zielarka – doprowadzony do wrzenia magią Anubatrakasa. I to on przemówił.
- Bardzo szczęśliwy bieg wypadków. Mistrzu Formierzu, posyłałem po pana aby dopomóc mi przy pewnym przedsięwzięciu. Jak rozumiem, jesteście szybsi niż listy do was? Wasze zdrowie.
Napił się wina gdy Metatronem targały ostatnie spazmy kaszlu, a w głowie kołatały się myśli. Z drugiej strony – jedno gryzące zmartwienie mniej. Już nie będzie go dręczyć to o czym zapomniał bo oto zgubę ma przy sobie.
- Panie Arthanalu – pradawny przerwał dysząc – przepraszam. Być może choroba już całkiem zżarła mi pamięć, to było nieporozumienie, ta przeklęta choroba – staruszek zacisnął palce, chyba chciał w pieść – i jej przeklęte owoce. Jestem winny duża przysługę w ramach rekompensaty.
I zaniósł się kaszlem. Tak po prostu. Z dalszego, spokojnego jedzenia pozostały tylko marzenia. Czarodziej dychał ciężko charcząc przy tym strasznie. Nekromanta prowadzony przez pachołka ruszył się ochędożyć. W sali zrobiło się niepokojąco cicho.
- To był właśnie człek o którego posłałem. Cieszę się, że się znacie – Anubatraks zaśmiał się ochryple i szczerze. Wszak stacja pozostawała niesłychanie zabawną.
- Rhys, dobrze zapamiętałem, waść? Zdradzicie co słychać w szerokim świecie planów, chętnie posłucham. Szczegóły najbliższych dni wraz z Metatronem przedstawimy dnia jutrzejszego. Sami też zadawajcie pytania.
Bracia ze światy Metatrona przebąkiwali coś między sobą, a zielarka ścierała ślinę z ust niemal tysiącletniego maga. Wróżkę gdzieś wywiało.
Awatar użytkownika
Rhys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły anioł (dawniej Duch Świat
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rhys »

Niebianin rad był, iż w końcu strażnik wpuścił go do środka, nie uśmiechało mu się wszakże moknięcie w deszczu cały czas. Zdziwiony był tym, że strażnik wyglądał na niedoinformowanego, mimo zaproszenia, które czarodziej osobiście mu przekazał; lecz czegóż można oczekiwać po prawie tysiącletnim, schorowanym człeku. Będąc przedstawionym gospodarzowi, jak i pozostałym gościom, Rhys uśmiechnął się szeroko.
- Witam cię, Metatronie - przywitał się z czarodziejem. - Witam również gospodarza tejże wspaniałej twierdzy, panie... Anubatraksie. Zawsze miałem słabą pamięć do imion - ukłonił się nisko, jak mu nakazywała kultura. Pomimo, że jednak sam gospodarz nie wykazywał zbytniej ufności wobec gościa, przeciwnie do czarodzieja i jego świty, uśmiech z twarzy niebianina ani na chwilę nie zniknął. - Jednakże, byłbym zaszczycony, jeśli będę mógł pomóc mojemu przyjacielowi w odzyskaniu dawnej formy, jest on przecie niesłychanym skarbem dla ludzkości, w końcu legenda Metatrona wyprzedza go o wiele mil naprzód.

***

Po chwili Rhys był świadkiem dość zabawnej, ale i budzącej politowanie dla pradawnego sytuacji, gdzie pewien gość, zwany Arthanalem Formierzem, zaproszony był przez gospodarza, by ten mógł pomóc czarodziejom w pewnym przedsięwzięciu, a jak się okazało, znał on również Metatrona. Aczkolwiek nekromanta wypomniał pradawnemu jego “mały błąd”, gdzie miast odesłać człowieka do jego domu, przeteleportował go całkiem gdzie indziej, powodując tym samym, iż człek włóczył się przez świat narażając się na niebezpieczeństwa, szukając właściwej drogi. Jednak sam Notarikon był faktem gościny nekromanty zaskoczony, można tak przynajmniej wnioskować z nagłego pogorszenia się jego stanu zdrowia, gdy nie potrafił wydusić z siebie słowa. Gdy pachołek odprowadził Arthanala z jadalni, gospodarz obdarzył uśmiechem Rhysa, zadając mu pytanie.
- W świecie planów, powiadasz? - odparł niebianin. - Niewiele się zmieniło. I choć wielu by chciało, bym w końcu się ustatkował i znalazł sobie oblubienicę spośród swoich, nie mam głowy ku miłostkom, gdy tu, na ziemi, dzieją się rzeczy o wiele ciekawsze - mówiąc to, Rhys szczerze się roześmiał.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Słowa gospodarza skwitował wyłącznie uprzejmym skinieniem głowy, skupiając uwagę na prawdawnym.
        - Tak - odparł nekromanta Metatronowi. - Dużą przysługę, proszę być pewnym, że upomnę się o nią.
        Z tymi słowy Arthanal wyszedł, prowadzony przez pachołka, zdawało się, ku wyraźnemu niezadowoleniu tego drugiego. Nie dziwiło go to zanadto, bo choć nieczęsto pojawiał się ostatnimi czasy w miejscach publicznych, prawie zawsze spotykał się wtedy z takimi reakcjami. W najlepszym wypadku.
        Formierza poprowadzono do obszernej raczej izdebki, w której, sądząc po rozmiarach kominka, nie chciałby mieszkać w zimie. Umeblowana skromnie, łóżkiem, szafą i niskim stołem z krzesłem do kompletu, zdobiona wyłącznie skórą niegdyś niedźwiedzią, leżącą na podłodze, nekromancie przypadła do gustu. Dostrzegłszy stojącą w kącie balię z wodą podziękował pachołkowi i odprawił go, zamykając za nim drzwi.
        Rozmyślał nieco, zażywając kąpieli. Ze słów Anubatrakasa wynikało, że ten posłał po niego. Pomoc w pewnym przedsięwzięciu... z pewnością wkrótce miał się dowiedzieć, o co właściwie chodzi, a jednak chciał się zawczasu przygotować i zabawić snuciem przypuszczeń. Dlaczego on? Cóż, był pewnie jednym z nielicznych magów, którzy odpowiedzieliby na wezwanie jego gospodarza, to z pewnością nie był jednak jedyny powód. Należało zadać sobie pytanie, czy został tu wezwany jako nekromanta, czy ktoś inny może. Kreomag? To przystawałoby do obecności Metatrona, jako, wedle jego wiedzy, między innymi wynalazcy. Jeśli jednak Anubatrakas chciał coś stworzyć, skonstruować zaklęty przedmiot bądź cudowną machinę, nekromanta wiedział, że nie odgadnie teraz, o co może chodzić. Schematy myślowe ekscentrycznego maga czasami uchodziły wszelkim próbom pojmowania. A niebianin? Ten, jako zupełnie mu nieznany, musiał pozostać zagadką. Do czasu.
        Wyszedł z balii, przyodział się i już miał opuścić pokój, gdy coś przyszło mu do głowy. Sięgnął po księgę, wiszącą mu u pasa, odczepił ją, ułożył na stole i otworzył z tyłu, gdzie wiele stron było jeszcze nie zapełnionych. Pogrzebał w sakwie, wydobył przyrządy pisarskie i skreślił kilka tajemniczych symboli, układających się w rozgałęziony wzór. Pióro wytarł do czysta i zostawił na książce, bacząc, by końcówką dotykało środka jednego ze znaków. Zadowolony podszedł do drzwi i otworzył je z zamiarem udania się do głównej sali, by dowiedzieć się, czego się odeń oczekuje.
Awatar użytkownika
Eilein
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eilein »

        Zaprzestała prób przesunięcia półmiska i z zainteresowaniem przyjrzała się przybyszowi. Przysiadła na czubku głowy Doumy i stamtąd, niczym z wieży widokowej, obserwowała całą salę. I marzyła o tym żeby być dużą. Chciałaby móc usiąść przy stole razem z innymi i mieć możliwość skosztowania wszystkich potraw.
        Z rozmyślań wyrwało ją pojawienie się kolejnego gościa. Eilein była zafascynowana. Pierwszy raz widziała takiego człowieka. Już sam wygląd przykuwał uwagę wróżki i rodził milion pytań. Czaszki uczepione szaty nekromanty nie wzbudziły w małej zdziwienia czy zgrozy, lecz fascynację… Głupiutkie stworzonko nie wiedziało co to jest.
        Z rosnącym zainteresowaniem obserwowała sytuację której bohaterem był nieznany przybysz. Małe, lśniące oczka wróżki uważnie śledziły sylwetkę mężczyzny. Wyjątkowo ciekawą wydała jej się reakcja Metatrona. Gdy tajemniczy przybysz ruszył w stronę drzwi, wróżka bez namysłu poleciała w ślad za nim. Mało brakowało a rozbiłaby się o drzwi komnaty Arthanala. Zdawało jej się że czeka całą wieczność, dlatego też gdy tylko drzwi się uchyliły, wleciała z impentem do środka, bojąc się, że za chwilę znowu się zamkną. Za późno zauważyła nekromantę w wyniku czego zderzyła się z nim czołowo. A w każdym razie zderzyła się z czołem. Nie udało jej się zachować równowagi, więc spadła w dół, odbijając się przy tym od nosa mężczyzny. Na wpół ogłuszona wylądowała na dłoni Arthanala, któremu udało się ją złapać. Krótką chwilę zabrało jej dojście do siebie. Kiedy podniosła główkę i napotkała taksujące spojrzenie zielonych oczu, pisnęła uradowana, co mogłoby zostać mylnie odebrane jako pisk przerażenia. Zaczęła wyrzucać z siebie słowa tak szybko że nikt nie byłby w stanie ich zrozumieć, ale ona nie zwracała na to uwagi, tylko paplała radośnie. Dla postronnego słuchacza brzmiało to jak jeden długi, niekończący się pisk. Owładnięta chęcią wytłumaczenia całej sytuacji i naturalną potrzebą zadania wszystkich nurtujących ją pytań, niemal zapomniała o oddychaniu.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Zdziwienie wymalowało się na twarzy gospodarza. Był to pierwszy, ledwo dostrzegalny znak nadchodzących zmian. Metatron ciągle kaszlał, teraz już mniej gwałtownie lecz dalej miał wrażenie, iż za chwile wypluje płuca. Pole osłaniające czarodzieja zaiskrzyło pod wpływem jakiegoś obcego zaklęcia ku mulącego się w pobliżu. Wszyscy obnażeni zmysłem magicznym poczuli gwałtowny skok ogólnej mocy w pobliżu. Światła zatańczyły dziko, powietrze nabrało ostrego posmaku zgromadzonej mocy. Świat stanął na ostrzu noża, a Metatron jak nieporadne dziecko uginał się pod kolejnymi spazmami kaszlu.
W jadalni sieć pływów magicznych okalająca staruszka zaiskrzyła i błysnęła seledynową poświatą. Anubatraks gwałtownie odsuną krzesło, wstał i poniósł swój kostur do góry. Kilkanaście sekund trwał w tej pozie. Nienaturalne światła przygasły w akompaniamencie dudniącego odgłosu który rozległ się w całym zamku od fundamentów po dachy. Dla wprawnego oka łatwo było zauważyć prawidłowość rozchodzenia się dźwięku, jakby kto wykreślił sieć geomancji. Wnet, wszystko ucichło, a w idealnej ciszy upadek właściciela zamku brzmiał jak grzmot. Potem Metatron dalej kaszlał.
Douma podbiegł do leżącego na ziemi maga. Ten był wyjątkowo blady, dłonie dygotały jak w febrze. Lecz wszystko wskazywało, że jego życie ani duch nie zostały tknięte. Z pomocą ponownie przysiadł na krześle. Pierwsze kilka chwil wzrok miał nieobecny. Potem Anubatraks czekał aż Metatron dojdzie do siebie. Dopiero wtedy przemówił.
- Skoordynowany atak magiczny, najpewniej rytualny – zatroskał się gospodarz – do tego zdalny. Słowo daję, gdyby nie miało to miejsce w moim domu, nie dałbym rady. I do tego ten fatalny moment.
- Od stu lat nie było na mnie zamachu – odpowiedział słabo Metatron lecz jego myśli krążyły teraz w innych rejonach.
Na pewno nie było sensu śledzić źródła ataku, nie w tej chwili. Był on zbyt silny, musiał niemal rozerwać ślady. Te oczywiście zostały lecz trwałoby to zbyt długo. Jeśli komuś zależało na śmierci pradawnego przed szansą na odzyskanie dzieła jego życia – ujawni się. Tak musieli zakładać.
***

Nekromanta zasadniczo czuł i słyszał to samo co działo się w całej twierdzy. Poza malutkimi wyjątkami. Po pierwsze, od magicznej emanacji wróżce zrobiło się niedobrze. I byłoby tyle gdyby nie fakt, iż prozaicznie obrzygała jednego buta czarownika. Co ciekawe, zadziwiająco mocna jak na tak małe stworzonko. Po drugie, poza dźwiękiem, widział runiczne inskrypcje na podłodze i ścianach. Kanały mocy. Kamień zamku drżał, wibrował jak i wibrowała rzeczywistość pod naporem czarodziejskich energii. Takiej wprawy Arthanal nie widział nigdy, nawet u Metatrona. Ktoś uczynił runy tutaj alb całymi latami, dziesiątki lat. Albo też był istnym geniuszem.
***

Można rzecz, że tumany kurzy po starciu opadły już gdy w sali znaleźli się wszyscy zainteresowani. Lecz dymu nie było, tylko ostatni echa czarów które się zderzyły. Echa zamachu na czarodzieja.
- Proszę raczyć się jadłem, waść – zachęcił nekromantę Anubatraks którego twarz nabrała odrobinę zdrowszego odcienia.
- Wyjaśniając. Skoro wszyscy się znają, przypomnę tylko znane fakty. Jak wiadomo dzieło życia Metatrona zostało zaprzepaszczone. Lecz nie do końca. Wszak kryształy, to wszystko jest splecione z naszym drogim przyjacielem! Ciało, dusza, umysł. Lecz uważam, iż posiadłem wiedzę której zastosowanie uleczy Metatrona. I odzyska nam ten skarb, skarb którego pragnęłoby wielu na własność. Jak się przekonaliśmy, część z nich chce to zniszczyć. Powszechna, automatyczna magia dla każdego. Co ja z tego mam? Wkład w dzieje jeśli nam się uda. Wzywałem po was Arthanalu abyście mi pomogli. Do rytuału potrzeba asystenta. Bardzo szybko rachującego asystenta.
Gospodarz uśmiechnął się w ten szczególny sposób zdający się mówić „wiem sporo” lecz zarazem nie mający w sobie szantażu.
Metatron odezwał się.
- Rhys... jak możesz... uszczelnić fizycznie zamek? Aby mysz się nie prześlizgnęła. Za kilka dni to powinno być kluczowe.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Nekromanta nie miał szans zareagować na czas. Magia nadeszła bez uprzedzenia, niespodziewanie i raptownie, w krótkiej chwili wyzwalając ogromną siłę. Nie zwracał uwagi na zapaskudzony but, wróżkę bez słowa reprymendy odłożył na blat stołu, obrócił się wkoło, przyklęknął, badając runy. Nie rozpoznał wszystkich, było tego jednak dość, by ocenić naturę zaklęcia. Geomancja, a zatem rzecz poza jego wiedzą i możliwościami. Dość jednak było mu stwierdzić, że symbole te zasilają właściwy czar, że są elementem skomplikowanego wzoru rytualnego, a choć nie znał możliwych konsekwencji, postanowił działać.
        - Za chwilę możemy umrzeć - rzucił do wróżki rzeczowym tonem. - Przepraszam na zapas.
        Na rytuał nie było czasu, postanowił więc użyć Energii tak, jak uczył go mistrz Szywarius, rozkazem nagiąć i zmienić kanały mocy, by zminimalizować ilość magii zasilającej zaklęcie. I to by było na tyle - na postanowieniu się skończyło. Ktoś zajął się atakiem, ,,ktoś" musiało oznaczać Anubatraksa, a to, z niezrozumiałych przyczyn, obudziło nieufność Formierza. Tą jednak nekromanta postanowił odłożyć na bok i u źródła dowiedzieć się, co się właśnie wydarzyło.
        - Będą na nas czekać - odezwał się znów do wróżki. - Pójdźmy zatem, a później, przy okazji, koniecznie musisz powtórzyć mi to, co mówiłaś przed chwilą, obawiam się, myśli miałem zaprzątnięte wtedy czymś innym i nie zrozumiałem dobrze. Tymczasem...
        Zaczerpnął słuszną ilość wody z balii, chlusnął nią na obuwie i wyszedł z komnaty, uważając, by nie przytrzasnąć wróżki między drzwiami a framugą. Skierował się wprost do głównej sali, usiadł za stołem i wpatrzył się wyczekująco w gospodarza. Ten chyba nieco opacznie zrozumiał owo spojrzenie.
        - Na jadło czas przyjdzie później - odparł z machnięciem dłoni. - Teraz proszę najpierw zaspokoić moją ciekawość co do natury i źródła ataku, a dalej przedstawić mi dotychczasowe kalkulacje oraz schematy, wraz z informacjami o typie rytuału oraz źródle i naturze mocy. Ufam, że posiada pan, panie Anubatraksie, mapy nieba, tabele księżycowe? Proszę nie oczekiwać, że będę podczas czynienia magii służył tylko za narzędzie. Raz, że nie byłbym w stanie bez informacji, o które proszę, dwa...
        Arthanal nachylił się nad stołem, oczy mu błysnęły, dłoń jakby mimowolnie poczęła gładzić czaszkę na szczycie kostura.
        - Nie tylko pan chce mieć wkład w dzieje.
Awatar użytkownika
Rhys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły anioł (dawniej Duch Świat
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rhys »

Choć panowała przed chwilą jeszcze pogodna atmosfera, tak w pewnym momencie Duch wyczuł zmianę w otoczeniu. Nawet delikatna zmiana w chorobie Metatrona nie umknęła uwadze mężczyzny. W powietrzu wisiało coś, co z każdą chwilą oddziaływało coraz mocniej na zmysł magiczny Rhysa. W pewnym momencie nastąpiło nasilenie tego wrażenia, jakby ktoś próbował "kulą śnieżną" zbombardować Niebianina, a raczej jego zmysł magiczny.
- Co, u licha... - Rhys nie zdążył dokończyć, gdy nagle cała sala zaczęła mienić się w blaskach i przeróżnych światłach. Domyślił się tylko, że była to prawdopodobnie magia Energii, gdyż nie odczułby w przeciwnym wypadku tych anomalii, które go bombardowały. Anubatraks wstał i korzystając z sieci, którą w fortecy wcześniej przygotował, zaczął odpierać atak, najwidoczniej skierowany w stronę starego Czarodzieja. Rhys ani chwili nie czekał, żeby pomóc gospodarzowi. Zmysłem magicznym wyszukał ścieżkę mocy, którą wykorzystywał mag do odparcia czaru, i z pomocą Magii Dobra zaczął odpierać magię. Czar jednak był potężny, nawet jak dla Rhysa - i podczas swych wysiłków prawie od razu upadł na kolana, podpierając się prawą ręką o posadzkę. Po paru sekundach wrócił do odpierania czaru, ale jednocześnie wspierając Magią Życia gospodarza, gdyż widać było, że magia także na nim odbija swoje piętno. Po chwili było już po wszystkim, Anubatraks padł na ziemię drżąc jak w gorączce, a Rhys padł na plecy zamykając oczy i ciężko dysząc. Leżał tak parę minut, a gdy usłyszał wchodzącą do sali osobę - a był do Arthanal - z trudem wstał, i podszedł do stołu, a raczej jednego z krzeseł, by się podeprzeć i nie przewrócić się z powrotem.
Słowa Anubatraksa docierały do niego jak przez mgłę. Duch "dusił się" powietrzem wewnątrz budynku, i potrzebował chwili wytchnienia i świeżego powietrza. Gdy Metatron odezwał się do niego, Stafford miał problem sklecić bardziej złożone zdanie.
- Dobrze, przyjacielu. Zabezpieczę zamek tak, jak będzie możliwe to w mojej mocy - odparł, i wyszedł z sali.

***

Rhys odetchnął z ulgą pełną piersią, gdy tylko wyszedł na dziedziniec. Nie padało już wprawdzie, ale pozostał rześki aromat świeżego powietrza. Tego mi było potrzeba..., pomyślał. Rozejrzał się wkoło - jedynymi żywymi istotami byli dwaj strażnicy, którzy najwidoczniej zmienili już wartę, gdyż Ci akurat głęboko się ukłonili, widząc Stafforda (ten odpowiedział im skinieniem głowy, z lekkim ukłonem jedynie). Jednak nie tylko świeże powietrze było powodem jego wyjścia poza ściany zamku - przecie Metatron prosił, by Rhys jakoś zabezpieczył zamek. Dlatego też obszedł mury od wewnątrz fortecy, później wyszedł poza fortecę. Gdy właśnie dochodził do połowy (będąc dokładnie po przeciwnej stronie zamku, niż jest brama), zauważył w pobliskim gaju jakiś ruch. Cień to? Czy żywa istota? Ruszył więc Duch w tamtą stronę, by sprawdzić, co się dzieje. Gdy już znalazł się w miejscu, gdzie widział ten cień, zauważył go w głębi gaju, nie więcej niż parę sążni od miejsca, w którym stał. Znów ruszył w tamtą stronę i znów sytuacja się powtórzyła. Trwało to godzinę, może dłużej - do momentu, gdy Rhys doszedł do skraju gaju. Wtem odezwał się zza niego spokojny, tajemniczy głos.
- Witaj, Rhysie! Kopę lat minęło, czyż nie? - postać wtem się zaśmiała. Jedyne, co zrobił Rhys, to obrócił się i zdziwiony widokiem osoby, która go zaskoczyła swoją wizytą, zrobił krok w tył.
- Fitz... - wyszeptał jeszcze, gdy się przewrócił i tracił przytomność po tym, jak postać z całej siły uderzyła go kamieniem w prawą kość skroniową. Po chwili była tylko ciemność.
Awatar użytkownika
Eilein
Szukający drogi
Posty: 42
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Eilein »

        Siedziała na stole, walcząc z kolejną falą mdłości. Nie zwracała więc uwagi na poczynania nekromanty. Kiedy nudności minęły, opuściła, w ślad za Arthanalem, komnatę. Eilein była cała w skowronkach. Niesamowitą przyjemność sprawiły jej słowa nekromanty, który poprosił ją by powtórzyła to co wcześniej mówiła. Zdawało się, że mężczyzna jest zainteresowany tym co ona ma do powiedzenia!
        Pochłonięta swoimi rozważaniami i emocjami, które wywołało to niespodziewane odkrycie, wleciała do głównej sali. Była jednak tak zamyślona, że nie zauważyła deseru stojącego na jej drodze.
        Eilein nie zwracała uwagi na rozmowę, która toczyła się przy stole. Płonąc ze wstydu nad swoją niezdarnością pozwoliła Doumie wyciągnąć się z zabójczego deseru. Szlochającą i oblepioną słodkim lukrem wróżkę czym prędzej wyniesiono z sali by nie przeszkadzała pozostałym.
***

        Opuściła budynek ze ściśle określonym celem. Chciała znaleźć jakiś ładny kwiatek dla Arthanala, którego z nieznanych przyczyn, bardzo polubiła. Właśnie siłowała się z jednym kwiatem, którego nie miała siły wyrwać, kiedy na dziedzińcu pojawił się Rhys. Zaciekawiona podążała jego śladem. Anioł najwyraźniej nie zauważył jej obecności. Śledzenie tak ją zaabsorbowało, że kompletnie straciła poczucie czasu. Uważała jednak na to by wiedzieć z jakiej strony przybyli w razie gdyby się zgubili. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć że wróżka po raz pierwszy zachowała odrobinę zdrowego rozsądku. To, co wydarzyło się chwilę później sprawiło, że wróżce zjeżyły się włosy. Rhys został zaatakowany! Mała, nie po raz pierwszy, żałowała, że jest człowiekiem i że nie może pomóc w tak dramatycznej sytuacji.
        Oddaliła się czym prędzej i pofrunęła najszybciej jak potrafiła w stronę posiadłości by zaalarmować że Rhys został zaatakowany. Gdy dotarła do rezydencji okazało się, że jej plan miał jedną poważną wadę: nie uwzględniła sposobu w jaki dostanie się do środka. Nie była przecież zdolna do tego by otworzyć drzwi. Leciała więc wzdłuż budynku, szukając jakiegoś otwartego okna. Na szczęście jedno z okien w holu było lekko uchylone. Na tyle że wróżka mogła się dostać do wnętrza budynku. Dłuższą chwilę błądziła po korytarzach, gorączkowo usiłując się kogoś znaleźć. Gdy w końcu natknęła się na Doumę, musiała mu kilkakrotnie powtórzyć co się stało, spanikowana wyrzucała z siebie słowa tak szybko, że mężczyzna nie mógł jej zrozumieć.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Kaleki czarodziej zamknął oczy. Nabrał powietrza, wypuszczał je powoli. Fala zawrotów głowy minęła. Dla pewności odczekał jeszcze chwilę nim odezwał się do Arthanala. Co ciekawe niemal nie potrzebował czasu na namysł, analizę czy przypomnienie czasu. Choroba była morzami rozkładu w tytanicznym niemal intelekcie Metatrona. Przez straty na tym polu cierpiał najbardziej.
- Ilość zgromadzonej energii znaczna, głównie do celu przebycia ewentualnych zasłon ten nadmiar. Typ pierwszy, neutralny z odchyleniem sprzęgającym. Nie zauważyłem dodatkowego nacechowania poza ujemnym przesunięciem Rumma, zapewne efekt magii przestrzeni – czarodziej dostał zadyszki, dopiero po niej kontynuował.
- Tak duża ilość energii wypaliła ślady po portalu, pozostawiać ogólniki. Znaczy to też, połączenie było bliskie, większy portal nie zostałby rozerwany, importacja skacząca wyga zbyt dużego nakładu prac. Samą ilość energii otrzymano zapewne przy pomocy tunelowania potencjału. Widział je już pan.
Anubatraks przez cały czas uważnie przyglądał się nekromancie. Na razie milczał, uśmiechał się tak jakoś dziwnie pod nosem, trochę jak sympatyczny człowiek, trochę jak ostatni szaleniec. Przypominał Arthanalowi , tylko na mały moment, delfina. Potem zaś jego postrzeganie wróciło do normy. Był po prostu dziwnym, chytrym czarodziejem.
– Mogę pokazać. Jednakże proszę waść się nie gniewać. Obawiam się, że na niewiele się przydadzą. Aparat rozumowy z którego korzystam jest... sami zobaczycie. Jestem w stanie wytłumaczyć prosto tylko myśl przewodnią. Potrzeba do niego również obliczeń wykonywanych na bieżąco.
- Możemy przy tym przysiąść, panie Arthanalu – stwierdził Metatron spokojnie – sam będę obiektem ceremonii lecz siłą rzeczy znam większość aspektów.
***

Douma nie siedział w sali tak jak jego brat. Pozostawili tylko zielarkę przy Metatronie, sami... w zasadzie nie mieli konkretnego celu. Po prostu przeczuwali dysputę, a w przeciwieństwie do zielarki naprawdę nie lubili tych tematów. Słysząc zawiadomienie wróżki zabrali ją ze sobą i ruszyli ku wezwaniu. Wszak nie było czasu który i tak zmarnowali próbując zrozumieć małą istotę.
***

Rhys czuł gorzki zapach, jakże podobny do pylącego się piołunu. W skroni pulsował mu ból, w głowie jeszcze się kręciło. Szybkie oględziny swego stanu pozwoliły mu dojść do wniosku, że skrępowano mu sznurem dłonie i nogi, a następnie posadzono w cieniu drzewa. Znajdował się w małym gaju. Wszystko wskazywało,że to ta sama gęsta, nieskładna kupa drzew rosnąca niedaleko murów twierdzy. Dość paskudnie zostawiona jeśli brać pod uwagę względy wojskowe. Nie widział nikogo przed sobą. Po oddechu mógł wywnioskować, że za plecami ma dwie lub trzy osoby. Na razie przemawiała tylko jedna, o obcym, zimnym głosie. Zachrypłym lecz władczym, przypominającym głos tych wszystkich przepitych sierżantów wspominających dawne drzwi. Akcent zdecydowanie elfi.
- To co ma być ukryte jak zwykle to w dziejach bywa – zostało odkryte. Tylko co dalej z historią? Pchnąć ją do przodu, na oślep? Krzywdy nie doznasz. Chcę abyś wiedział, po prostu wiedział na co szykujesz się. Myślałeś, do czego doprowadzi ozdrowienie tego czarodzieja i... odzyskanie kryształów? Magia dla każdego. Lub nawet dla jednostek, dowolne dzieła. Zagłada dla wszystkich. Nie ma maga, nie ma rozsądku, zasadź drzewo kryształów, niech rośnie i dokona zagłady. Potencjał jest straszny. Chcę tylko abyś wiedział, że możecie przynieść nie postęp, a śmierć dla wszystkich, tanią i szybką. Teraz ktoś jeszcze chciałby porozmawiać...
Awatar użytkownika
Rhys
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły anioł (dawniej Duch Świat
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rhys »

Niebianin czuł ciągle nawracające mdłości, spowodowane i bólem, i zapachem, który się roztaczał wokół. Był zły na siebie za swoją głupotę - bo któż sam wchodzi do gaju nieopodal twierdzy, gdy tak wielu chce zaszkodzić mieszkającemu tam Czarodziejowi? Z drugiej strony cały czas w głowie kołatały mu myśli, czy fakt, iż widział Fitzroya żywego, były tylko omamem po dość wyczerpujących czarach, czy jakimś cudem jednak udało mu się przeżyć pojedynek z Rhysem? Mimo wszystko, nie był to czas na takie rozmyślania. Osoby, które tak doprawiły Ducha, były na tyle mądre, by pozbawić go broni, do tego przewiązać mu ręce za plecami. Jedyne, co mu pozostało, to przysłuchiwać się rozmowie. Z każdym słowem narastało w nim przerażenie, że to, co nastąpiło w jadalni - ta wielka burza magii - była najmniejszym zmartwieniem osób wezwanych przez czarodzieja. Jednak osoba akurat prawiąca monolog zorientowała się, że Rhys się ocknął...
- Niech was wszelkie czorty wezmą - Niebianin odezwał się ochrypłym, niskim głosem. Nie było to celowe, wręcz przeciwnie, ale i tak mężczyzna sam siebie nie poznał. - O, przepraszam, chyba że akurat zerwaliście się z piekła... To wtedy lepiej, by was zabito, rozczłonkowano i szczątki pochowali w różnych krańcach kontynentu, byście wrócić tu nie mogli..
Wtem Duch oberwał z pięści w szczękę. Ledwo zdołał wypluć krew, i został podniesiony przez wielkiego osiłka, po czym oberwał "z główki" od tegoż dryblasa - był bynajmniej wyższy od Rhysa, bo ten ledwo koniuszkami palców u nóg dotykał ziemi, a miał na wysokości oczu nos tejże istoty. Wyglądał na człowieka, ale jego "wielkość" mogły zadziwić i przerazić każdego. Barki miał szerokie na 3 stopy, ramiona równie muskularne. Mógłby uchodzić za niedźwiedzia, gdyby ktoś z daleka człeka takiej postury zobaczył. Uroku tylko dodawały mu krzaczaste brwi i wąsy, jak i długie, związane w koński ogon włosy koloru miedzianego brązu. Nos miał orli, a przez jego środek przechodziła szrama po jakieś starej ranie.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia, mądralo? - Dryblas odezwał się głębokim basem.
- Postaw go z powrotem na ziemię - rozkazał ten sam mężczyzna, który wcześniej mówił. Dryblas puścił Rhysa na te słowa, ale Niebianin nie był w stanie jeszcze ustać o własnych siłach, więc pozwolił sile grawitacji ściągnąć się na kolana. Do tego jeszcze dostał na poprawkę od nieznajomego liścia w przeciwny policzek, niż wcześniej uderzył go "niedźwiadek". Tajemniczy gość był ubrany w czarny płaszcz do ziemi z szerokim kapturem, więc nie można było poznać, kim był, ani chociaż spojrzeć mu w twarz, bo cień kaptura skrywała mu lico, do tego światła nie było za wiele w tym gąszczu. Po chwili wpatrywania się w Stafforda, nieznajomy odezwał się: - No, co my tu mamy? Nie dość, że bezbronny, to jeszcze pyskuje... Cóż, mamy pewną propozycję dla ciebie... Nie do odrzucenia. - Na dodatek nieznajomy zaśmiał się pod nosem w sposób utwierdzający Rhysa, że już wpakował się w kłopoty, a czekają go jeszcze większe.
- Idź w cholerę, łajdaku - odparł niebianin, po czym znów padł na ziemię ogłuszony, tym razem przez dryblasa.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości