Kurhany Świętej Krwi[Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

W Smoczej Przełęczy znajdują się kurhany, w których pochowani są Królowie z Rodu Świętej Krwi, polegli w Wielkiej Wojnie jaka, w w dawnych czasach pochłonęła miliony mieszkańców Alaranii, to właśnie w tej wojnie Zostały zniszczone Nemeria i całe Środkowe Królestwo. Legendy mówią, że królowie pochowani zostali wraz ze swoimi insygniami władzy i kosztownościami, co sprowadza do tego miejsca wielu poszukiwaczy skarbów. Jednak aura otaczająca to niezwykłe miejsce nie pozwala bezcześcić grobów dawnych władców, każdy kto kiedykolwiek próbował zniszczyć spowite mgłą kurhany zginał niechybną śmiercią...
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

[Kopiec nieopodal ruin] Historia pewnej krwi

Post autor: Galanoth »

Morze horyzontu porastało źdźbłami suchej trawy. Dywany gigantycznych zielonych pól wydawały się być nieskończone, z perspektywy zwykłego wędrowca po prostu były, trwały... chroniły historię przed jej odkryciem. Jak dobry płaszcz otulały ziemię mieniącą się krwią przelaną właśnie tutaj, pośrodku istniejącej paradoksalnie nicości. Wysepki usypane z kamiennych bloków, skał i zwalisk dawnych wartowni śpiewały ciszą o dawnych podbojach i bitwach, tumany pomniejszych kamyczków zabarwionych nietypowo na czerwono przypominały o przeznaczeniu tkwiącym cały czas w jednym miejscu, właśnie tutaj wśród gór pasa Druidów. Na niebie rozpościerał się kalejdoskop pomarańczowego nieba, opryskanego purpurą nocy i błękitną jasnością przemijającego dnia. Kwiaty, które w końcu nauczyły się rosnąć, wypuszczały owoce pachnące wolnością. Pączki dziko rosnącego zioła druidycznego ściskały się w dziurach złamanych bram, murów twierdz obalonych siłą taranów. Mech otaczał opieką zwaliska zaczerwienionych kamieni, Galanoth uderzył plecami prosto w ich pokrywę. Metaliczny dźwięk ciosu złączył się echem ze zgrzytem ostrza Różyczki parującego szarpaninę ostrych pazurów. Szablokieł całą masą przytwierdził go pod ścianę. Szarża dzikiego stworzenia kosztowała Galanotha chwilę, zbyt długą i bolesną, by mógł w łatwy sposób się wykaraskać. Twardy pancerz pokracznego kota błysnął w strumieniu rozjarzonego słońca, wystarczyła sekunda, by bestia znów umknęła sprzed wymierzonego ataku. Elf natychmiast uciekł spod ściany. Chwilę potem wybuchła, prysnęła jak bańka mydlana pod wpływem impetu z jakim szablokieł ponownie uderzył. Potwór ryknął długo i przerażająco odpędzając sprzed siebie utykającego Elfa. Tuż nad prawym kolanem ściskał odłamek odciętego rogu, wbił się bez problemu przez zbroję aż do ciała. Galanoth szybkim ruchem wyrwał go, ale nie obyło się bez cichego jęku, nawet z błogosławieństwem Różyczki. Pokrwawiony miecz drżał w rękawicy mężczyzny, natychmiastowo wyprowadzona kontra sprowadziła ostrze tuż po brzuchu szablokła, Elf z ledwością uniknął kolejnego szaleństwa pazurów. Ciężkie, bestialskie spojrzenie kota utkwiło wpierw w ziemi, tuż po wylądowaniu zrosił starodawne płyty ruin lepkim, ciemnym osoczem. Jednak nie dla wyrafinowanego, cenionego atramentu z krwi szablokła los przyprowadził Galanotha właśnie tutaj.
Wzrok Elfa skonfrontował się z przeciwnikiem, należało do twardych i lodowatych, jak mimika spokoju wyczytywana z jego twarzy. Kot nie czekał jednak dłużej. Poderwał się z ziemi i ponownie wyskoczył wysoko, odbił się od nieobalonego łuku łączącego ściany zamczyska i runął targany pragnieniem mordu. Gardłowy wrzask towarzyszył mu, siekacze stępiły się z blokiem tarczy, iskry wzmogły obraz, pazury zaś smagnęły Elfa po prawym policzku, zostawiając trójkę krwawych pręgów. Szablokły zatrzymał się, z pozoru nie ruszał się, choć jego poczwarna morda szeroko rozdziawiona nad twarzą Galanotha wypuszczała kolejne odgłosy, warknięcia... pomruki. Zielona maź śliny spływała po zębach. Kot machnął ogonem to na lewo i prawo, wieńcząca go buława z dudnięciem zagłębiła się w ziemię. Różyczka zaś rozpłatała podbrzusze zmory i utkwiła między kośćmi, wbiła mocno i z całej siły przełamała splot mięśni oraz nerwów. Przed śmiercią, Szablokły zaatakował ponownie. Pisnął, otumaniony chmurą palącego ognia, wyprężone ciało potwora zwaliło się bokiem na ziemi. Parsknął, nim wydał ostatni dech.

Galanoth powstał powoli z gruzów, otrzepał się z wszędobylskiego kurzu, pył wyszarpał gołymi rękoma z siwo-srebrnych pasów włosów. Tercja rany na twarzy szyła zdrowiem i magiczną regeneracją. Co się zaś tyczy ostrza zakotwiczonego w cielsku stwora, pozostało ono jeszcze przez chwilę, nim spomiędzy płyt chroniących je nie wytoczyły się dodatkowe strużki ciemnej krwi. Brzeszczot Różyczki długim powłóczystym ruchem wrócił do skórzanego obicia pochwy, dłoń rycerza spoczęła ponownie na wyciągniętym z nogi rogu. Całkiem ciężki, ostry szpikulec badał na wyciągniętej szeroko dłoni. Przypominał bowiem róg jednorożca, jednak zdecydowanie był bardziej boleśniejszy i krótszy.
Awatar użytkownika
Sealtiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sealtiel »

Sealtiel goniła białego gołębia pędząc co sił przez nieznane sobie tereny. Długa pogoń dawała jej się już mocno we znaki. Bose stopy ranione kamieniami, kolcami roślinnych pędów i twardym podłożem piekły niemiłosiernie. Dziewczyna nie narzekała, nie zwalniała, choć coraz częściej zdarzało jej się potykać i gubić ziemię spod nóg. Miała dość. Na swej drodze nie spotkała jeszcze nikogo, ani jednej żywej duszy. Nawet zwierzęta widywała tylko z daleka.

Zbliżał się wieczór, a ona wbiegła na polanę. Bujna trawa chyba specjalnie ukryła przed nią nawet te większe kamienie. Zachodzące słońce oślepiło ją tylko na chwilę. Wystarczyło. Zgubiła rytm kroków i potknęła się o gruz schowany w trawie.

"Nie mogę jej spuścić z oczu!" pomyślała, szybko rozglądając się za ptakiem, który już dawno zniknął. Idda za jakiś czas sama ją znajdzie. Będzie niezadowolona i da jej wyraźnie do zrozumienia, że nie powinna spuszczać z niej wzroku. Potem przeprosi i będą kontynuować wędrówkę.

Ogarnęło ją zmęczenie i wstała by poszukać spokojnego, wygodnego miejsca. Kilkadziesiąt metrów dalej stał mężczyzna. Jego słusznej budowy sylwetka nawet dla niej była łatwo dostrzegalna. Nie. On nie stał spokojnie, on walczył z jakimś potworem, który wnet ponownie zaatakował. Dotarł do niej ogromny huk i ryk zwierzęcia, szczęk stali. Dlaczego wiedząc tyle o tych czasach spodziewała się czegoś innego niż walki?

Przymróżyła oczy i przyglądała się chwilę tej scenie. Kątem oka dojrzała zarys jakiejś ściany czy resztek kolumny. Umknęła za nią by ukryć się zanim zostanie dostrzeżóna. Tak sprawnie walczący mężczyzna, czy choćby ten brutalny stwór mogą być niebezpieczni, a ona ma mało siły by się bronić, w dodatku jest już bardzo zmęczona i uciec też nawet nie może, bo skrzydła nie ruszą się choćby bardzo chciała. Nagle. Coś się zmieniło. Hałas ucichł. Dobiegły ją ostatnie uderzenia serca bestii i stało się jasne, że Mężczyzna wygrał. Musiał być bardzo silny i wprawiony w boju. Miała coraz więcej obaw, że mógłby ją skrzywdzić.

- Czy było to konieczne? - szepnęła do siebie, cicho pod nosem. Widziała tę zaciekłą walkę. Chęć mordu wyczytała łatwo z zachowania kota, ale czy nie dało się tego uniknąć?
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Galanoth odetchnął ciężko. Róg szablokła wyszarpał spomiędzy płyt zbroi, zacisnął mocno zęby gdy gardło syczało w przejmującym ciało bólu. Elfem władały konwulsje, dłoń zaciskająca róg drżała ze stresu i cierpienia, jakie ten przeżywał. Sylwetka zatrwożyła się przed zbiorowiskiem rzuconych ku historii kamieniom, bluszcz porastający skrawek pozostałości po murach stał się płótnem na którym krew wymalowała obraz rany. Paskudna, głęboka dziura przeszywająca mięso mięśni sprowadziła Galanotha do poziomu ziemi. Przez moment nie potrafił oddychać, płuca wzbraniały się i zaciskały, jakby dusząc. Lewa noga zgięta w kolanie trafiła pod skrzydła czerwono-rubinowego płaszcza. Zza kotary materiału jaśniała, błyszczała dziwną, magiczną poświatą. Galanoth zaciskał obydwie dłonie na wysokości połowy łydki. Język rwał się do przekleństw i wyrzeczeń godnych pięknej mowy, lecz tym razem słowa padały szeptem, inkantacje tworzyły szereg zdań niezrozumiałych dla niedoświadczonego zaklęciami ucha. Galanoth wierzgał dalej, niczym bestia złapana w sieci. Nos mężczyzny zatonął w wirze sklejonych włosów, ręce powoli odsuwały się od nogi, ta zaś powoli zyskiwała na nowo kontrolę. Czuł jak siły powracają do kończyny, a ciężka sromotna rana zasklepia się dzięki mocy i magii włożonej w czyn.
Poluźnione płyty pancerza wkrótce wróciły na swoje miejsce. Róg zabitego stworzenia leżał nieopodal w kałuży mieniącej się krwi. Widok martwego szablokła napawał Galanotha dumą i zarazem smutkiem. Wściekłe stworzenie broniło miejsca codziennego polowania, być może gdzieś blisko znalazłby nawet jego kryjówkę. Kurhany Świętej Krwi należały do miejsc omijanych szerokim łukiem, zwłaszcza przez osoby, które nie chciały mieć nic wspólnego z walką i przetrwaniem. Opowiadania i historie pleniące wizerunek niebezpiecznych ruin jako miejsca przeklętego doskonale oddawały siłę oraz przekaz, z jaką ono uderzało. Chociaż większość z plotek była bzdurna, prawiła o nieumarłych behemotach czy krwiożerczych wormitach, każda zawierała w sobie ziarenko prawdy - zwykle z ziarenka wyrastały roślinności w kształcie opuszczonych zamków, grodów i innych murów obronnych po których Galanoth stąpał nie od dziś. Jego wzrok, chłodny i surowy niczym Daleka Północ, przysłonił resztę świata. Nie liczyło się nic, prócz Szablokła spoczywającego pomiędzy resztkami tego, co było kiedyś łukiem wirydarzu.
Para rękawic uderzyła o gołą ziemię, umorusaną stróżkami zniszczonych wnętrzności. Zapach truchła, nikły lecz jeszcze istniejący, nie uderzał do nozdrzy. Galanoth wyczuwał tylko siebie, pot i krew za którą zapłacił. Wykupienie to obserwował ktoś jeszcze.
Volatil spoczął nagle na prawym barku rycerza. Dopraszał się o ćwiartkę uwagi, i jak to bywa z krukami trzymanymi przez szalonych magów, robił to na cudaczny sposób. Dziobkiem próbował przebić się przez naramiennik, wystukiwał na nim rytmiczne dźwięki przypominające pukanie chochlą o dno garnka. Elf jednak siedział dalej, bezczynnie wpatrując w okropieństwo swoich odwiecznych poszukiwań.
- Nie powinieneś się ukrywać, kimkolwiek jesteś. - odezwał się nagle, niczym nie wzruszony - Bestia nie żyje, jestem tylko ja. Ona wyczułaby cię wcześniej, po zapachu, który niesiesz. Mi pozostało nasłuchiwać twoich kroków. Wiesz, że to niebezpieczne miejsce? Dalej czają się istoty gorsze od szablokłów i błędnych rycerzy. Sporo ryzykujesz, wiedz o tym.
Awatar użytkownika
Sealtiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sealtiel »

Donośny syk bólu napełnił jej serce trwogą i smutkiem. Powinna pomagać, zamiast chować się niczym tchórz przed wzrokiem człowieka. Nawet jeśli jest teraz słabsza i wymęczona trudami podróży. Nawet jeśli ten mężczyzna miałby okazać się wrogiem - powinna nieść pomoc. Kuliwszy się z niemocy słyszała jak jego ciałem targa nieopisane cierpienie, jak każdy mięsień walczy z cielesną udręką, jak w ciągu jednej chwili jego każda komórka napręża się i błaga o ukojenie. Chwila, cichy szept i jego ulga. Jej oczy napełniły się łzami, ręce zakryły przygryzione usta targnięte emocją. Radość i smutek tak pięknie tańczyły w sercu anielicy.

"Jak to dobrze, że to potrafisz!" chwaliła w myślach mężczyznę, który na ten moment zaistniał w jej głowie jako dzielny rycerz, który wywalczył swe życie ze szponów dzikiej bestii. Uroniła łzę nad losem wielkiego kota i ofiarami tej ziemi. Zarówno tymi, którzy pamiętali najlepsze czasy tych krain, jak i tymi, którzy zginęli tu już po tym jak wyniszczonymi budynkami zaopiekowała się Matka Natura. Nie znała historii tego miejsca, może gdzieś podświadomie czuła, że walka i śmierć toważyszyły mu od zawsze.

Chwilę spędziła na tych rozmyślaniach, wsłuchując się w szept wiatru, który przyniósł do niej także słowa rycerza. Usłyszał ją więc, mimo walki z bestią. Może miała szczęście, że jej również nie wziął za potwora i nie zapragnął upewnić się przy pomocy miecza, że nie jest zagrożeniem. Westchnęła smętnie, poprawiła bezwładne, długie skrzydła, tak brudne, że przestawały już przypominać anielskie. Ich wygląd również bardzo ją martwił i przygnębiał. Co jeśli nigdy już nie wzbije się w niebo? Odrzuciła tę myśl. Pan zadecyduje o jej losie, ona zaś w końcu postanowiła pokonać strach i własne zmartwienia. Nie jest tu sama.

- Niebezpieczeństwo właśnie widziałam. Miałam zapewne szczęście, że do tej pory omijałam je szerokim łukiem błądząc po okolicy... - mówiła wyłaniając się zza rumowiska, gdzie się kryła. Głos miała spokojny, donośny. Twarz spięta i opanowana. Tylko te oczy, przenikliwie smutne i jakby bledszy w zachodzącym słońcu.

- ...Lecz jeśli wiesz tyle o tym miejscu i jego złej sławie, zapewne jesteś tu świadomie, co musiało być pomysłem bardzo nierozsądnym biorąc pod uwagę, jak ryzykujesz swe życie - bardzo powolnym krokiem zbliżała się do mężczyzny. Nie spuszczała z niego wzroku, jednak zapobiegawczo trzymała obie dłonie przy biodrach gotowe do dobycia broni. Choć nie wydawał się zły, mógł różnie zareagować na jej żałosną postać.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Zawalisko cegieł stanowiło doskonałe siedzenie na czas odpoczynku. Galanoth powziął się na sam szczyt, po czym spoczął na czubku przypalonych zniszczeniem kamieniach. Chrzęst i hałas zbroi rozlegał się przy tym doniośle, elementy opancerzenia elfa stroiły metaliczne dźwięki odbijające się od powierzchni. Volatil wydawał się być dyrygentem ów małej orkiestry przedmiotów; ptak skandujący takty trzepotał co pewien czas skrzydłami, informował świat o nowo powstałym typie muzyki, jaką zwykło się grać na cześć zwycięzców i pokonanych - chór glorii i patosu wychodzący spomiędzy zrzucanych brył zbroi. Galanoth zdejmował z siebie pojedyncze elementy, jeden po drugim luzował je maksymalnie, odczepiał i rozwiązywał. Ceremonia powtarzana milion razy stała się nawykiem, który mógł wykonywać nawet na ślepo, po prostu błądząc dłońmi po ciele. Węzeł czynności doprowadził go na skraj zdarzeń, do momentu, gdy napierśnik ozdobiony symbolem Zwiastuna Mrozu odchylił się od torsu i objęty w ramionach opadł nisko, wprost pod nogi. Galanoth nie krępował się, zachowywał naturalnie wobec siebie czy nieznajomej, która zadecydowała, by wyłonić w końcu zza filarów. Ze spokojem zamrożonym w oczach przyjrzał się plamom krwi widniejącym na lnianej koszuli, poprawił względnie zawiązane sznurki trzymające ją w ryzach. Unikał kontaktu wzrokowego, najwidoczniej nie był do tego gotowy. Wszelkie wysiłki zaś podejmował intonacją niskiego głosu.
- Jeśli nie napotkałaś nikogo ani niczego na swojej drodze... masz okropnie duże szczęście albo armię demonów za plecami. Obydwie teorie w równym stopniu mogą być poprawne. Gratuluję i zazdroszczę. Jest jednak kwestia, co do której muszę się szerzej wypowiedzieć. Hm...
Powstał z grzęzawiska kamieni. Zrobił to leniwie, niedbale o finezję ani też grację. Sylwetka Elfa wyryta mordęgą wiecznej tułaczki rzucała długi cień na ziemię, również na pancerz szablokła leżącego u podnóżka. Galanoth nie zastanawiał się dłużej nad kolejnymi krokami, jakie warto lub należy powziąć. Pochylił się nad potworem, złapał za kończyny złączone razem w uścisku dłoni, i niczym ciężki pakunek nagle podniósł wysoko nad barki. Sapnął głośno, przymknął oczy, płyty chroniące delikatne ciało szablokła ważyły więcej niż sądził. Nie posiadały wartości cennej w oczach zainteresowanych rzemieślników - ani wykonujących pancerze, ani tych odpowiedzialnych za drobnostki miejskiego życia, jak np. talerze lub dekoracje. Do o wiele cenniejszych łupów należały rogi bądź kły. Galanotha jednak nie interesowały pieniądze. To, czego szukał, znajdowało się głębiej niż wszelkie skarbce czy nory szablokłów. Przeszłość odmierzał na bezcen, kroki w kierunku kobiety - na dodatkowe sekundy rzetelnego wyjaśnienia.
- Szanowano damo, upiorze błądzący po tych ziemiach, bądź kimkolwiek jesteś... - zaczął z wykwintnością akcentu, jakim obdarzyli go Bogowie - Zwiedziłem pałace królewskie, porty pełne ryb, piwnice starych browarów i równiny dzikich koni. Stałem przed armią zniewolonych demonów, istot stworzonych z żywego lodu, kąpałem się w osoczu zabitego własnoręcznie Rwacza, strażnika pustyni, spoglądałem w oczy trupom powstałym z grobów, lądowałem w sieciach Arachni, badałem tunele starożytnych ruin. Walczyłem też z nekromagami, smokami i politykami. Zaprawdę...
Tutaj wstrzymał dech, bowiem cisnął cielsko niesionej bestii w bardziej odludny kąt, dalej od prowizorycznego obozowiska.
- Jest gromada miejsc, które tkwią gdzieś w Alaranii niezdobyte, nieodkryte przez śmiertelników... Jednak te, po którym obecnie stąpamy, jest jednym z najmniej groźnych dla mnie. A dla ciebie? Widziałaś przed chwilą stworzenie, które tutaj rości sobie prawa do życia i umierania. Jesteśmy gośćmi, Kurhany Świętej Krwi od przekroju lat nie nalezą do ludzi. Dzika przyroda przejęła je we własne władanie. Myślisz, że uzbrojona w bacik i skrzydła zdołasz przeżyć wystarczająco długo?
Co dziwne, w jego głosie nie dało się wyczuć chęci zakpienia bądź wyśmiania.
- Zawstydzasz mnie swoją odwagą. Doprawdy. Jak ci na imię?
Ostatnio edytowane przez Tilia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: wypowiedzi postaci zamieszczamy zwykłą czcionką - patrz regulamin pisania postów
Awatar użytkownika
Sealtiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sealtiel »

Obserwując rycerza i jego ptasiego towarzysza, przypomniała sobie o Iddzie. Śnieżnobiały gołąb na pewno łatwo rzucał się w oczy, tym bardziej, że noc zbliżała się nieubłaganie, co głodniejsza bestia mogłaby się nią zainteresować. Czyżby jeszcze nie zauważyła, że Sealtiel się zgubiła? Spuściła wzrok i przysiadła na kamieniu. Martwiła się o gołębicę, choć ta katowała ją długą wędrówką. Zatopiła palce stóp w wilgotnej trawie, która przyjemnie koiła zmysły nieprzyzwyczajonej do wędrówek kobiety. Głęboki wdech przyniósł jej zapach przelanej krwi i niedawnej walki. Gdzieś w tym całym nieznanym jej świecie, czaiły się groźne potwory, czuła, że duża część z nich tylko czeka na zapadnięcie zmroku. Wyruszą polować? A może szczęście jeszcze jej nie opuściło i nie będzie musiała wdawać się w walkę? Nieznajomy tylko utwierdzał ją w złym przeczuciu. Dotarła tu zupełnie nie z własnej woli, a jedynie podążając za towarzyszem, który na domiar złego zniknął. Słuchając mężczyzny wzdrygnęła się na samą wzmiankę o demonach, odruchowo dotknęła skrzydła. Jeszcze by tego brakowało, żeby ściągnęła na nich wroga.

- Wiem, że wiele jest zła, którego nie znam na tym świecie. Plugawe stwory, nieznające litości nie oszczędzą mi życia, a Twoje słowa nikogo nie powstrzymają, nie pomogą mi też w wędrówce. Nie mam do opowiedzenia ni jednej wspaniałej historii o dokonaniach mej broni. - Skierowała na niego przeszywające spojrzenie. Wydawało się, że nie dawał jej szans na przetrwania. Upiór z bacikiem. Czy naprawdę właśnie tak ją postrzegał?

- Być może zawiodłam Najwyższego, nie mogę zawrócić. Walczę, nawet tu i teraz. O resztki mojej godności. Nie mogę już latać, a bez tego jestem nikim. - Zagryzła wargi, a z jej oczu popłynęły łzy. Kilka piór z jej skrzydeł posypało się na ziemię. Czuła, że tak bardzo rozgniewała Pana, że teraz poddawana jest jakiejś bardzo trudnej próbie. Miała zginąć lub żyć dalej, nieprzydatna, niezdolna do lotu, zapomniana. Jeśli nie wzbije się w powietrze ponownie nigdy już nie stanie przed obliczem Miłosiernego. Nie zazna jego wielkiej mocy. Nie wykona już żadnego zlecenia. Dopuściła do sobie łzy. Niepokój był niczym wobec jej determinacji, ale nie pozwalał jej zapomnieć, że musi też być ostrożna. To ważne. Przecież ona nawet nie wie gdzie się znajduje i co ją tu czeka.

- Nazywam się Sealtiel. - westchnęła jakby troszkę próbując się uspokoić. - Jestem aniołem - Dodała szybko, gdyby znów miał ochotę zrobić z niej upiora, demona, czy idąc dalej... upadłą.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Siermiężny wzrok uderzył czołowo. To było jak uderzenie, nagłe zaciśnięcie pięści olbrzymich tytanów, w wulkanie iskier i skumulowanej siły szarpiące się ze sobą; dwa żywioły nazwane Kobietą i Mężczyzną, pochodzących z diametralnie odmiennych światów. Ich różnice tworzyły grę pozorów, jedynie wnikliwy badacz odnajdzie szczegóły, wespnie się po nich i odkryje połączenia tworzące scaloną harmonię wersów tejże historii. Ich oczy bowiem, skoncentrowane na wyniosłym, wrażliwym badaniu się wzajemnie, przenikały przez witraż chwytanych obrazów chłód i obcy, niezrozumiały odcień bieli. Niezwykłość źrenic kobiety odbiegała co prawda od lodu spoczywającego w lekko piwnych oczach Elfa, jednak kompozycja ta formowała coś więcej niż wyłącznie... podobieństwo. Ślepka jej, nieskażone grzechem ludzkości, wwiercały się, szlifowały mur zbudowany z iglicy śniegu trzymanej tuż za powiekami Galanotha. On natomiast stał, na podobieństwo zaklętych figur bądź kamiennych posągów, przypominał chwalebnego wojownika obdartego z kosztowności i zaszczytów. Był mężczyzną wysokim, sięgającym ponad miarę, o szerokich barkach i prostej linii twarzy. Charakterystyczne rysy świadczyły o korzeniach z Dalekiej Północy - cięty podbródek i uwydatnione skronie przykrywane były formacją platynowo-siwych włosów. Przypominały kolorem najczystszy o poranku szron. Długie włosy sięgające pod kark opadały nierównomiernie, krzywo pocięte i uwikłane jeszcze w pozostałości po walce. Galanoth spojrzał raz jeszcze wymownie, sięgnął oczyma ku dołowi z zrzuconym weń potworem, gdzie leżał zżerany przez pierwsze chwile śmierci. Chodziło przecież o przetrwanie. Sealtiel prawdopodobnie zrobiłaby to samo. Energia z jaką przemawiała wprawiała rycerza w stan ponad naturalny, nie spodziewał się pewności siebie i zaciętości języka. Nie od kogoś, kto wyglądał jak niewinna kapłanka Cnotliwości. Mnóstwo spraw pozostawało otwartych, bez odpowiedzi. Postanowił zatem wziąć sprawy w swoje ręce. Zwłaszcza, że przed sobą stała bosa Anielica, widok rzadki... i wręcz niemożliwy.
- Chociaż nie rozmawiamy na płaszczyźnie godnej twojej rasy, cieszę się, że mogę cię poznać, Sealtiel. Twoi pobratymcy sporadycznie odwiedzają Alaranię, nie mylę się? Szanuję Najwyższego oraz jego czcicieli, myślę, że patrzy na mnie z uśmiechem i pomaga mi... w niektórych sytuacjach. Znałem kiedyś jednego anioła... był kapitanem straży w portowym mieście. Miał na imię... Patronicus. Uczynna ręka sprawiedliwości... - podsumował krótko, opuszczając wargi nieco niżej. - Hej, czy ty się smucisz? Nie powinnaś. Nie przy mnie. Masz rację, że moja słowa nikogo nie powstrzymają, ani też nie pomogą, zwłaszcza tobie, ale... cóż, to uczynki świadczą o wartości mężczyzny.
Galanoth ponownie usiadł, oparł kolanem o posadzkę zniszczonego fortu wraz z dłońmi, którymi odgarniał kurz i strzępy wyrwanej ziemi. Tworzył coś na wzór okręgu wyczyszczonego z brudów i zanieczyszczeń. W samym środku "figury" umiejscowił szeroko rozstawione palce. Gołe opuszki u dłoni poczęły wyrzucać z siebie fantazyjne linie ogni. Płomienie kręciły się dookoła siebie, zwijały jak wstążki i tańczyły zgodnie z rozkazem dyktowanym przez Galanotha. Elf skończył zaklęcie po krótkiej chwili. Ognisko o pełnym bukiecie ciepła, jarzyło się radośnie. Powinno wystarczyć, aby wysuszyć anielskie łzy smutku.
- Nazywam się Galanoth Thelas. - ozwał się ponownie, spoglądając prawdzie prosto w niezwykłe oczy - Jestem prawowitym księciem Północnych Krain, lądów położonych daleko stąd... i jak sama widzisz... jestem także błędnym rycerzem skazanym na pastwę losu. Mój pobyt tutaj nie jest przypadkowy, znowu przyznam ci rację, Sealtiel. Proszę, usiądź przy ogniu i odpocznij. Czy jako anioł odczuwasz w ogóle zmęczenie? Chodzisz przecież boso...
Ostatnie zdanie wyrzekł jakby półszeptem.
Ostatnio edytowane przez Tilia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: wypowiedzi postaci zamieszczamy zwykłą czcionką
Awatar użytkownika
Sealtiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sealtiel »

Ta nieprzyjazna człowiekowi kraina skrzyżowała ich ścieżki. Rzuciła ich ku sobie z jakimś nieodgadnionym zamysłem. Ludzie wierzyli w przeznaczenie, w cel wszystkiego co ich spotyka, a oni spotkali się akurat tutaj. Na nieprzyjaznej ziemi, która zdawała się ich oceniać, próbować ich siły. Sealtiel bardzo chciałaby wiedzieć jak potoczą się ich losy, lecz ten rozdział księgi życia, nie został jeszcze nigdzie zapisany.

Tymczasem wzrokiem obejmowała sylwetkę elfa. Potężną, postawną. Niczym przez lata rzeźbiona twarda skała dłutem najwspanialszego rzemieślnika. Nie można mu było odmówić niczego. Jego ciało aż krzyczało o dokonaniach i bojach, które stoczył i wygrał. Czy to jego szerokie ramiona sprawiły, że poczuła się bezpieczniej? Czy może słodka chwila bezczynności zadziałała na nią uspokajająco? Otarła z policzków resztki łez, choć w oczach jakby wciąż pojawiały się nowe.

- Cieszy mnie to, że choć jeden z aniołów jakie poznałeś w swym życiu zrobił na Tobie tak dobre wrażenie. – jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, smutnym, pobłażliwym, bez odrobiny radości, przepełnionym dobrocią i współczuciem dla tego świata. – Mną się nie przejmuj. O Twojej wartości zadecyduje ktoś inny i nie przesądzi o tym ilość zabitych potworów, a to jak traktujesz życie innych i czym kierujesz się w swoich działaniach.

Wstała i podeszła do magicznego ogniska. Dawało przyjemne ciepło i przypominało jej lepsze czasy. Polowania, wieczorne spotkania, zabawy, chwile gdy w domu pachniało piernikiem i babką nadziewaną śliwkami, a potem jedna noc, podobna całkiem do tej mogła przeważyć o losie wielu istnień, a w swej łaskawości zadecydowała tylko o dwóch, z czego jednego już nie ma. Ilu ludzi mógł uszczęśliwić kaleki anioł?

- W równy sposób co każdy żywy organizm odczuwam ból i zmęczenie. Chłód i żar działają na mnie podobnie. I tak samo jak każdy choruję i umieram. - spokojny głos anielicy nie wyrażał strachu przed żadną z tych rzeczy, choć to nie było tak, że w ogóle się nie bała. Dawno zaakceptowała siebie jako byt kruchy i delikatny. I kolej rzeczy przyjmowała z pokorą.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Galanoth nie potrafił się zgodzić. Należał do innego pokolenia, wyciągniętego z krainy, gdzie poddanie się wiązało zwykle szybki początek z jeszcze rychlejszym końcem. Północ nie wybaczała ani nie okazywała litości. Codzienna walka o przetrwanie krzewi nadzieję oraz wewnętrzną siłę, ogień buchający werwą i wiarą. Elfie plemiona wybrały szarganie się z krainą okutą lodem niźli ucieczkę sprzed niebezpieczeństwa. Galanoth wszelkie te czynniki miał wypisane na twarzy, w spojrzeniu, zaciśniętych władczo ustach i sposobie zachowania. Choć ciało błyszczało poharatane doświadczeniami wojen i pomocy, jaką obiecał Alaranii przed siłami zła, tak duszę nadal utrzymywał czystą i prawdziwą, nieskażoną wobec demonicznych pragnień bądź pokus. Jedna, zapisana na prawej piersi Galanotha, jawiła się w postaci czarnej jak noc pieczęci - symbolu koła zamykającego figurę smoka stojącego na tylnych łapach. Obraz widniał częściowo, odsłonięty przez poły rozluźnionej koszuli wybijał przez tkaninę dość wyraźnie... i boleśnie. Rycerz nie zwracał nań uwagi. W ramionach ściskał kirys zhańbiony czerwoną farbą krwi. Chusta o zielonej barwie, którą specjalnie przygotował, ścierała plamy osocza z boków pancerza, odsłaniała obraz Zwiastuna - łabędzia o lodowych skrzydłach i mocnych, sączących ogniem oczach. Krew zsuwana ścieraniem odchodziła, zbroja wracała do stanu godnej prezencji. Źdźbła włosów natomiast, elfia korona okrywająca policzki wraz z szyją, opadały jak firana teatralna diametralnie zmieniając sposób obserwowania Galanotha. Było w nim coś ewidentnie oryginalnego, na pewien sposób kosmicznego i dalekiego od oczywistości. Wzrok mierzył dalej, niż się wydawało, a głos sączył nuty w przyjemnej gamie niskich tonacji. Galanoth żył we własnym świecie przekonań.
-Odpocznij zatem. Mało wiem o was, Aniołach. Jesteście wyjątkową rasą, której przyszło stąpać pomiędzy gorszymi ludami. Zwykli śmiertelnicy powinni być wam wdzięczni za dobro, jakie im oddajecie. Poniekąd jesteśmy do siebie podobni. Przysługuję się społeczeństwu prostolinijnych, prawych mieszkańców Alaranii. Specyficzne grupy istot mają do mnie mnóstwo pretensji i komentarzy oscylujących wobec profesji, którą się pałam. Zachodzą także pogłoski, że zabijam za pieniądze. Prawda jednak tkwi w regułach, jakimi posługuje się Paladyn. Dawniej rola paladyna skupiała się wobec poruszania w kręgach dyplomacji, walki na pióra i listy, a nie zanurzaniu ostrza w siejących pożogę stworach. Zmierzam jednak do tego, że nie powinnaś się mnie bać, szanowna Sealtiel. Nie uczynię ci krzywdy. - zapewnił głośno nie łamiąc przy tym powieki - Zaintrygowały mnie twoje skrzydła. Wyglądają na nikłe i zniszczone. Potrafisz latać?
Ostatnio edytowane przez Tilia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: j.w.
Awatar użytkownika
Sealtiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sealtiel »

Przyglądała się uważnie Galanthowi. W tej ogromniej sile było też dobre serce kierowane własnymi pobudkami, widziała to w jego piwnych oczach i godnej postawie. Gdyby zechciał opowiedzieć jej więcej o sobie pewnie tylko utwierdziłby ją w tym przekonaniu. Gdyby było inaczej, miał już mnóstwo okazji, by temu zaprzeczyć.

- Czym jest ten znak na Twoim torsie, Panie? - spytała siadając przy nim i wskazując dłonią na smoka. Zaciekawiona myślała, że to może znak plemienny lub młodzieńcza zachcianka. Znała wiele historii o malunkach na skórze. Jedni tak zaznaczali pochodzenie, inni przypisywali im jakieś ukryte znaczenia i moce, niektórzy czynili sobie takie znaki na pamiątkę jakiegoś wielkiego czynu i nosili je niczym ordery. Chętnie posłucha co wiąże się z pieczęcią smoka.

Na niebie zajaśniał biały punkt, tak różny od tego co ich otaczało. Długo pozostawał poza zasięgiem wzroku anielicy. Ta pochłonięta w rozmyślaniach nie wypatrywała go już tak zachłannie. Skupiona na rycerzu i ogniu, który grzał ją całą. Trzepot pierzastych skrzydeł dodał jej jednak otuchy. Minęła dłuższa chwila zanim biały gołąb wylądował przy niej i chwilę gruchał coś po swojemu. Niezadowolenie ptaka było wyraźne. Zgubiła go, nie dało się temu zaprzeczyć. Głaskała go po łebku, by go udobruchać. "Mam nadzieję, że nie przyciągniesz za sobą, żadnej wygłodniałej bestii, Iddo. Tę noc lepiej jak spędzimy przy rycerskim boku..." Rozejrzała się bardzo wymownie, nieco zaniepokojona. Doskonale było po niej widać czego się obawia. Gołąb nie dawał jej jednak znaku, że ma się faktycznie czego bać. Sama nie dostrzegła i tak niczego. Dopiero wzmianka o skrzydłach wyrwała ją z zamyślenia. Ponownie wydała się bardziej smutna.

- Potrafię... - sięgnęła ręką za plecy i chwyciła jedno z bezwładnych skrzydeł, wyprostowała je na długość ramienia wyciągając je w bok. Choć samo skrzydło było dużo dłuższe, doskonale było widać na nim cięte rany, w tym tę jedną, najgorszą: przebicie na wylot tuż przy plecach. Wszystko było świeże, choć dzięki magii udało jej się pozasklepiać rany by nie krwawiły.

-.., trochę się jednak zraniłam i chwilowo nie mogę w ogóle nimi poruszać. Jak znajdę kogoś kto potrafi wyleczyć takie rany zadane Ostrzem Piekielnym to będą znowu przydatne. I wtedy znów polecę. - Nadzieja w jej głosie wydawała się niezłomna, choć smutek wywołany przykrym wydarzeniem również był bardzo wyczuwalny. Nie była zbyt chętna do opowiadania mu tej historii, miała nadzieję, że w tym krótkim zdaniu zawarła wszystko.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Kruk Elfa i gołąb Anielicy usiadły w pobliżu ogniska, zachowały bezpieczną odległość od rosłego paleniska wstrzymującego chłód przed przeszywaniem aż po szpik kości. Pojedyncze języki płomieni łaskotały powietrze, świszcząc i sycząc okazale. Blada zjawa ognia odbijała się burzliwie na krzywej formie kirysu leżącego u stóp Galanotha. Ten wariacki żywioł, wstrzymywany silnie skupioną magią, ogrzewał, i póki czar trwał, rycerz siedział bezpieczny pośród mroków zrujnowanej przeszłości. Zgliszcza legendarnej bitwy, do której doszło na polach Gór Druidów, nadawały się w sam raz na zasadzki, potajemne spotkania i samotne życie zgodne z dzikim charakterem natury. Wyłącznie szaleńcy, co im życie niemiłe, przychodzili na Kurhany w poszukiwaniu przygód, tymczasowej przyjemności z zabijania zwierząt lub - bardziej prawdopodobne - szukania szczęścia pośród grobowców dawnych królów. Galanoth urodził się jednakże pod szczęśliwą gwiazdą, opaczność czuwała nad nim w chwilach prób. Nie potrzebował dodatkowej dawki szczęścia, lecz to, na czym mu zależało, znajdowało się mniej więcej pod nim, w głębinach cmentarnej historii.
- Znak? - zapytał ni stąd, ni zowąd, widocznie zaskoczony - Ach, mówisz o tym...
Róg szaty przyciągnął w dół, tym samym ukazując całość mrocznej, bolesnej pieczęci wrytej w skórę. Sealtiel potrafiła wyczytywać aury. Chociaż zbiegiem przypadków Elf nie posiadał własnej, tak drobny symbol umiejscowiony na jego piersi... przerażał. Oto siła ciemna, zaklęta, surowa w smaku i zimna, chłodniejsza od tysiącletniego lodu kryła się za magicznym znakiem, stępiony smak goryczy mieszał się z zapachem kamieni oraz prochów, w które obrócił się...
- Smok. Właściwie to nieumarły mag, który zdołał zamienić się w drakolisza. Gdy urzędowałem w Meot pod byle powodem prowadzenia sprawy pierwszorzędnej wagi, miasto zaatakowała chmara nieumarłych. Nie wiem jakim cudem, jednak zdołały przedostać się ze starej, opuszczonej części Meot przez kanały aż na zewnątrz. Doszło do walk, podpaleń... potyczki, którą stoczyłem ramię w ramię z Czarodziejką. Zdołaliśmy zabić maga, jednak jego siła, zbyt potężna i chaotyczna, by mogła zostać zachowana w spokoju, wymagała wchłonięcia przez żywą osobę. Poświęciłem się. Od tej pory inaczej reaguje na spotkania z nieumarłymi, niż wcześniej. To... ech, jakby to powiedzieć... Trudny temat. Grząski, bez wątpienia.
Elf przystawił dłonie bliżej ognia, poczuł na sobie falę gorąca biegnącą od opuszek po nadgarstki. Odpoczywał w miarę możliwości.
- Dlatego też jestem tutaj, na zakopanej nekropolii eonów wojny. Mój brat, nowy pan warowni Kal Idrion, wśród zapisków archiwum odnalazł interesującą księgę, pamiętnik czarnoksiężnika Beregona, zasłużonego badacza magii krwi i wrót piekielnych. Nie zamierzam opowiadać ci całej historii jego prac naukowych, studiów nad poszczególnymi etapami rozwoju tychże zaklęć... Jestem paladynem, nie akolitą. W moim obowiązku, z ramienia Zakonu, jest sprawdzić, czy jego spisane słowa są prawdą, czy też fikcją, teorią wyssaną z palca. Beregon wkrótce przed śmiercią dołączył do ekipy poszukiwawczej na polach Świętej Krwi mającej na celu zbadanie grobowca jednego z poległych władców. Ot, klasyczne grzebanie w zakazanych miejscach. Kto wie, może czegoś właściwie szukał... Ostatnie zapiski datowane przed jego podróżą wskazują, że zabrał ze sobą kule astralne, sproszkowane kły cieniokosa, skrzydła demona trzeciego stopnia oraz kamienie szlachetne sprowadzane z rynku krasnoludzkiej wymiany dóbr. Wszystkie produkty związane są z transformowaniem portali oraz strukturami życia i śmierci. Zapłacił okrągłą sumę, tym samym czyszcząc skarbiec Kal Idrion. Rada Czarodziejów wystosowała prośbę do Zakonu Paladynów, w tym także do mnie, by sprawdzić miejsce w którym ostatni raz widziany był Beregon. W oparciu o notatki z pamiętnika, wyraźnie zasugerowali, że Beregon miał możliwości do używania magii zakazanej. Jeśli jej źródło czyha gdzieś w grobowcach, należy się temu przyjrzeć oraz zapobiec rozplenieniu. To prawda, minęło sporo lat... zagrożenie z kolei pozostaje zagrożeniem. Wolę się upewnić, że zmarli są nadal tam, gdzie leżeć powinni.
Ostatnio edytowane przez Tilia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: j.w.
Awatar użytkownika
Sealtiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sealtiel »

Nabrała w garść nieco ziemi. Ziemi, którą przemierzało niegdyś wielu ludzi. Jedna gródka pamiętała zapewne historie od czasów najdawniejszych, aż po obecne. Zapamięta też ten wieczór i ten ogień, a później też wszystkie kolejne dni. O miejscach jak to można by pisać legendy i baśnie. Wiele byłoby z tego ballad i hymnów pochwalnych za ludzi, którzy niegdyś oddali tu życie. Właśnie tego mogłaby spodziewać się po takim miejscu, wspomnienia budowli teraz tworzyły nieprzyjemną dla oka ruinę. Zapomnianą i zawładniętą przez przyrodę. Przesypała ziemię przez palce, była miękka i sucha. Mocniejszy wiatr poniósł sypki pył kawałek dalej. Obraz niegdyś toczonych tu wojen jakby na chwilę ukazał się w chmurce kurzu. Która szybko została rozwiana i poniesiona w trawę.

Jej oczy ponownie wpatrywały się w pierś rycerza. Widziała teraz czarną pieczęć w pełnej okazałości. Struchlała na chwilę przed zaklętą siłą. Uczuła jak rośnie w niej respekt i podziw dla wojownika, który dzielił się z nią ciepłem magicznego ogniska. Choć jego czyn był bohaterski i z pewnością kosztował go wiele, było w tym wszystkim coś niepokojącego, czego anielica nie rozumiała.

- Nie znasz strachu rycerzu? - spytała ledwo dosłyszalnym szeptem. Może nawet nie chciała by to usłyszał. Nie wydawał się przejęty tym co właśnie jej powiedział, jakby ta historia niczego go nie nauczyła i pozostała jedynie błahym wspomnieniem okraszonym czarną blizną o potężnej magii. Jednym z wielu wspomnień... Martwiło ją to, taka pewność siebie mogła być poparta jedynie niesamowitą odpornością, albo zwykłą głupotą. Pokręciła głową przymykając oczy. Co za wojownik nie zna wartości swojego życia? Może świadomie nie włożył w te słowa emocji, postanowiła, że właśnie tak będzie o tym myśleć.

- Dobrze. Kiedy masz zamiar wyruszać? Mogę pójść z tobą. - przyjemny i ciepły ton tych dźwięków dodawał otuchy i opędził ostatecznie od Sealtiel złe myśli.
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Strach? Pytanie Anielicy niczym kropelka wody odbiła się od wyważonej tafli emocji Galanotha. Kropla ta bezgłośnie uderzyła o lustro, wprawiła w drżenie po którym przemknęły pomniejsze kręgi zastanowienia. Czym jest przecież strach? Czy jest to demon, który pęta słabych i uciśnionych? A może to buzująca w ciele krew, gdy próbujesz zwyciężyć w bitwie młodzieńczych czasów? Strach przybiera różne formy, czai się w oczach, magii i gęsiej skórce. Strach potrafi paraliżować, jednocześnie dodając skrzydeł ku bohaterskiemu działaniu. Gdzie w tym złoty środek, wyważona reguła stanowiąca jestestwo strachu? W poszukiwaniu odpowiedzi Galanoth przyjrzał się uważnie Różyczce, którą zwykł dzierżyć za plecami, lecz teraz podpierał się o jej zgrabną, prostą rękojeść. Miecz był jedynym przedmiotem, który wiązał go z przeszłością i latami spędzonymi w Akademii. Tam nauczył się etosu, zasad sztuki i wytrwałości na polu walki. Różyczka, artefakt o spotęgowanej mocy magicznej, błogosławiona dziewiczymi rękoma Arcykapłanki o kwiecistym imieniu, tłumiła wszelkie krzyki i rozpacz serca. Trzymając ją, Galanoth wiedział, że z jego oczu nie spadnie ani jedna łza żałości. Nie czuł emocji, nie wykazywał się nimi tnąc bądź siekając kolejną gromadę przeciwnika. Stawał się wtedy zwierzęciem stworzonym po to, aby zabijać, zabijać w imię celów równych Prawdziwym Cnotom. Porządek, sprawiedliwość, honor? Czy w świecie zepsutym przez zło znajdowało się także miejsce na odpoczynek i ucieczkę od problemów? Paradoksalnie, jedynymi drzwiami wyjściowymi była Różyczka. Galanoth nie zawahałby się jej użyć, by dopełnić zleconej przez Zakon misji.
- Strach to rzecz naturalna, Anielico. Borykamy się z nią w dniu narodzin, by pożegnać w trakcie ostatniego tchu. Spoglądając wstecz widzę setki obrazów wspomnień, wydarzenia, w trakcie których czułem obecność śmierci idącej tuż za plecami. Dlatego jestem Paladynem. Nasz Zakon jest co raz mniejszy, Sealtiel. Pragnę, by twoje jak i moje dzieci żyły w lepszej Alaranii. Lepszej od tej, w której nam przyszło zbierać plony.
Skinął głową w akcie zastanowienia.
- Najwyższy zapewne zlecił ci ważniejsze zadanie niż pomoc rycerzowi takiemu jak ja. Jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Powinnaś uważać na siebie... Nie boisz się ciemności? Tam, gdzie zejdziemy, księżyc ani słońce nie mają prawa wstępu.
Ostatnio edytowane przez Tilia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: przypominam regulamin pisania postów
Awatar użytkownika
Sealtiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sealtiel »

Położyła się na wznak, na ziemi przy ognisku. Niesforne kosmyki włosów rozłożyły się wokół jej głowy, a kilka tych bardziej zadziornych opadło na twarz. Delikatnie uniosła biodra i poprawiła bezwładne skrzydła pod sobą by nie uwierały jej w tej pozycji. Rozciągnęła je wzdłuż boków i ułożyła się wygodnie. Korzystała być może z ostatnich chwil odpoczynku przed ich wyprawą. Gdzie pójdą? Kogo spotkają? Co jeśli będą musieli walczyć? Mogła mieć tylko nadzieję, że Książę Północy wie co robi pozwalając anielicy by szła z nim w nieznane. Sealtiel czuła miłą nutkę ekscytacji i łagodny smak zdenerwowania. Cieszyła się, że to właśnie ów wojownik, którego widziała już w walce, spoczywa obok niej i przez jakiś czas będzie jej towarzyszył.

Gwiazdy powoli pojawiały się na nocnym niebie. Drobne, świetliste punkciki upstrzyły atramentowy firmament. Obserwowała jak nikłe, wesołe ogniki odrywają się od gorących płomieni ogniska, lecą w górę i proszą gwiazdy by dołączyły do ich tańca. Żadna z nich jednak nie godzi się i wszystkie pozostają w miejscu, niewzruszone. Odrzucony ognik, jakby z rozpaczy kuli się i znika. Jego towarzysze nie poddają się i przedstawienie trwa póki ogień płonie.

- Zło nie zniknie całkowicie, możemy je tylko pomniejszyć. Na chwilę wygnać z pewnych terenów, stworzyć sobie własny azyl i nie dopuścić do niego niebezpieczeństwa. Spokój jest miłym złudzeniem, ale znika nagle, gdy zło sie odradza. Na miejsce jednego plugawego stworzenia przyjdą kolejne. Oboje dbamy o to, by niewinni nie musieli ich oglądać. Nie boję się ciemności, ze wszystkich demonów tego świata jest najmniej straszna...
Awatar użytkownika
Galanoth
Zsyłający Sny
Posty: 328
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Galanoth »

Galanoth siedział przy ścianie wzbijającego się ku niebu ognia. Krzak płomieni wyrywających się, tańczących figlarnie wobec reszty świata był jedyną ostoją pełną spokoju i bezpieczeństwa, o której obecnie myślał. Wspomnienia o ukochanym domu, Arcto pokrytym wieczną zmarzliną, puchatym śniegu zstępującym pod płozy sań powielały w głowie Elfa obrazy pamiętane od lat dziecinnych. Gdy zamykał oczy, widział dokładnie - niczym prawdziwe wydarzenia dziejące się przed twarzą - twarze bliskich osób, innych Lodowych Elfów mieszkających w tundrze. Jaskinie odkryte w trakcie wypraw łowieckich wciągały powietrze świstem ciemności, wypychały natomiast tajemnice zapisane rysunkami na ścianach. Jeziora i rzeki zamarznięte jeszcze przed narodzinami dziadków Galanotha prowadziły kosmatymi językami nurtu do gigantycznych brył zwanych lodowcami. Tam też kończyła się władza Elfów, władza kogokolwiek posiadającego sumienie. Za murem śniegu rozpościerały się pola wiecznego śniegu, równina zbudowana ze śniegu. Poniekąd przypominała Kurhany Świętej Krwi, miejsce zakopanej głęboko historii, pełne skarbów i niebezpieczeństw śniących w otchłani podziemnych tuneli. Różniła się natomiast pokryciem. Tam wszędobylski śnieg odpychał poszukiwaczy przygód oraz pieszych wędrowców, tutaj kamienie tworzące zapomniane ruiny leżał tworzyły zwaliska i pagórki zarastane co raz bardziej przez dziką roślinność. Na Północy zielone barwy kwiatów stanowiły rzadkość, jak nie "cud" wobec tego, co istniało za ciepłymi ścianami domostw. Magicznie podtrzymywane kwiatostany, rośliny pielęgnowane w szklarniach także zapadły w pamięci Galanotha - głównie w okresie, gdy jako młody uczeń Akademii często przyglądał się procesom pielęgnowania i podlewania ich.
Chcesz spać, Anielico? - zapytał po chwili, błądząc oczyma pośród iskierek ognia. - Jeśli jesteś zmęczona, przeczekamy nadchodzącą noc. Tak będzie lepiej.
Sięgnął pomiędzy nogi, gdzie pancerz obleczony malunkiem Zwiastuna leżał na odkrytym blasku ogniska. Czerwoną, ciemno-rubinową pelerynę odpiął z czterech mocnych, żelaznych ram trzymających ją przy ramionach kirysu, po dwie na bok. Materiał był bardzo gruby i ciepły, według pierwszych przesłanek przygotowanych do podróży na Północ, przez Góry Druidów, nieprzyjazne lasy Mrocznej Doliny przez Mgliste Bagna, na Dolinie Umarłych wieńcząc. Potem, poza obramowaniem map znanym kartografom Alaranii, zaczynały się tereny Północy do której Elf garnął powoli.
Masz, przykryj się... - jego słowa parzyły względnym spokojem - Zdrzemnij także, o ile potrzebujesz. Ja w tym czasie poszukam wejścia do nekropolii. Brama powinna być gdzieś w pobliżu.
Ostatnio edytowane przez Tilia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: j.w.
Awatar użytkownika
Sealtiel
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sealtiel »

- Nie jestem wcale tak bardzo zmęczona...

Obróciła się. Leżąc na boku mogła obserwować postać rosłego Elfa pochłoniętego własnymi wspomnieniami i rozmyślaniami o sprawach znanych tylko jemu. Skupienie odbijało się w jego twarzy i iskrzyło się łagodnie w brązowych oczach. A może to płonący ogień niczym w lustrze przejrzał się w jego spojrzeniu i oddał mu część blasku? Dziewczyna wsparła głowę na dłoni, zamyślona zawinęła mały palec na policzku, w pobliżu ust. Druga ręka powoli powędrowała w stronę rycerza by przyjąć od niego materiał. Wyciągnięta, zatrzymała się jednak już trzymając pelerynę, odczuła jej słuszny ciężar.

- Ogień przyjemnie grzeje, póki nie zacznie przygasać będzie mi tak wystarczająco ciepło.

Ochoczo zamachała bosymi stopkami. Jej nogi do połowy ud nie były w nic odziane, a jednak ciepło ogniska wystarczająco ją rozgrzewało by nie potrzebowała dodatkowej, ciepłej kołderki. Elfi płaszcz ułożyła obok siebie, ale nie wyglądało na to by w najbliższej chwili miała zamiar się nim okryć.

Odgarnęła zaplątane włosy sprzed oczu. Jej rozmyte źrenice bystro spoglądały na towarzysza, z pewnością nie było to spojrzenie osoby, która zaraz miała oddać się objęciom Morfeusza i spokojnie usnąć głębokim snem. Jeśli nawet zmęczenie dałoby się jej we znaki, spanie w tej niebezpiecznej, po części dzikiej krainie raczej nie należało do rozsądnych zajęć. W każdym razie, sen taki trwać mógłby dłużej niż wieczność...

- Nie znam bestii jakie rodzi ta ziemia, jeśli sądzisz, że wśród mroków nocy nic Ci się nie stanie, nie będę Cię zatrzymywać.

Przymrużyła oczy. Ton głosu miała spokojny, choć srogi i poważny, sugerujący, że jeśli za długo go nie będzie, ona go znajdzie i będzie co najmniej niepocieszona jeśli coś mu się stanie.
Zablokowany

Wróć do „Kurhany Świętej Krwi”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość