Pustynia Nanher[Szklane jezioro] Szczurza ucieczka

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

I potem świat wrzasnął. Całym swym krzykiem, każdym bodźcem lawiny zmysłów niemal ogłuszyły wracającego Arthanala. Przez zamglone oczy nekromanta widział jak golem zachwiał się. Czuł zapach spalenizny gdy energia straciła stabilności poczęła powolnie, zgodnie z teorią przy niezbyt gwałtownym szoku poprzez temperaturę, rozkładać budujące golema ciała. Więc mistrz został odesłany, gdziekolwiek. Nie było go czuć, nic, pustka w metafizyce.
I przeraźliwy krzyk na pustej przestrzeni płaszczyzn magicznych. Co prawda moduł tracił stabilność to jednak wciąż zostawała ślepa furia i gniew. Nekromanta cudem uchylił się przed wielobarwnym pociskiem energii który uderzając w ziemię gładko wbił się wiele metrów w głąb drążąc pokątnych rozmiarów obaczy tunel o gładkich ścianach. Trzeba było to coś przeczekać.
Wrzask, energetyczne płomienie zajęły grunt nie spalają go lecz to co niegroźne dla materii martwej dla żywej mogło być katastrofalne. W ślepym gniewie golem miotał pociskami.
***

Czarodziej właśnie powoli zaplatał ostatnie zaklęcia stabilizujące połączenie gdy asynchroniczne szumy ujemnej energii w pierwej wałkarstwie powłoki odwróciły uwagę wynalazcy. Bojąc się o dalsze, postępujące rozchwiania przepuścił przez sieć rezonansowy impul energii mający całkiem oczywista ją z realnych, stałych obiektów.
- Pewnie motyl... - staruszek westchnął mając w pamięci dziwną skłonność tych owadów do wykrywania zakrzywień w przestrzeni i wpadania do bruzd w niej, a skutkiem czego – do kanałów. Powrócił od odzyskiwania kontaktu, już za parę chwil dowie się co z Magnsem. No tak, i z nekromantą, acz o niego zbytnio się nie martwił.
***

Duch mistrza nekromanci, nauczyciela Arthanala i szalonego geniusza ostatnim działaniem woli nie poddał się całkowicie wygnaniu. Jako umarły nie odczuwał radości lecz jak inaczej określić euforię po ocaleniu? Potem było tylko uczucie wpadnięcia do głębokiego dołu.
Karuzeli, skoków, skręcenia efemerycznego ciała, szybkości. Ostatnim co widział umarły przed unicestwieniem było pędzące światło, lśniąca moc w tunelu mu na spotkanie. Spopielony duch w mistycznej energii która rozeszła się dalej jak dyby nigdy nic.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Arthanalowi, jeszcze za młodu, zdarzyło się raz posłuchać kapłana Pana. Było to na mauryjskim rynku i bodaj tylko przez wzgląd na miejsce uczeń Pharacelsusa zatrzymał się, by posłuchać chwilę - rzadko widywało się tam bowiem jakichkolwiek kapłanów. Staruszek w szacie z symbolem otwartej księgi w koronie z płomieni na piersi stał na skrzynce, by być widocznym w tłumie i, gestykulując żywo, wygłaszał płomienne kazanie. Gniew to trucizna, krzyczał z takim namaszczeniem, że nieledwie można było go posądzić o przeczenie własnym słowom. Niszczy tych, w których płonie. Wystrzegajcie się gniewu, dzieci, niech nie znajdzie miejsca w sercach waszych. A jeśli człek gniewny stanie na waszej drodze, obdarzcie go jeno dobrym słowem w imię Pana i módlcie się za niego, gdyż duch jego czarnym jest. Jeślić Pan okaże mu łaskę, przestanie ów człek płonąć gniewem i dusza jego ukojona zostanie. A jeśli płomień złości nie zostanie ugaszony, to i bez waszego działania człek ów zgubę sprowadzi na siebie, i zginie marnie, i duch jego przeklęty zostanie...
        Formierz nie zwykł przykładać większej uwagi do słów duchownych, a tym bardziej przekładać ich na praktyczne działania - teraz jednak przyszło mu na myśl, że staruszek z mauryjskiego rynku mógł mieć rację, choć może nie taką rację, jak mieć zamierzał. Nekromanta nie próbował blokować energetycznych pocisków - nie był pewien swoich osłon, tym bardziej po swojej wcześniejszej śmierci. Unikał więc kolorowych płomieni, a słowa kapłana brzmiały w jego umyśle.
        Duch jego czarnym jest - niech zniszczy sam siebie...
        Jak? Golem zapewne zużywał ogromne ilości energii i gdyby był zwykłą istotą, nekromanta przeczekałby po prostu, aż się nie wyczerpie. Ale ożywieniec zwykłą istotą nie był żadną miarą, a zasilał go nie jeden, a czterysta czterdzieści cztery duchy. Każdy przepełniony gniewem?
        Dłoń nekromanty niemal bezwiednie powędrowała ku jednej z czaszek, wiszących u jego pasa. To był... cóż, jeden z tych, którzy ścigali go po morderstwie na Pharacelsusie, Formierz jakoś nigdy nie zadał sobie trudu poznania ich imion. Nie imię zresztą było mu potrzebne, a duch - czterysta czterdziesty piąty, który zakłóciłby strukturę zaklęcia napędzającego golema i uczyniłby go podatnym na atak.
        Samo ściągnięcie odpowiedniego ducha trudne nie było, wystarczyło skoncentrować się na czaszce przez krótką chwilę... Coś jednak poszło nie tak, albo to nekromanta schrzanił zaklęcie, albo to, co miało być przywołane było bardzo sprytne, względnie za bardzo martwe. Dość rzec, że rezultat był dość mizerny - ślad ledwie, wspomnienie, coś jak to, które ożywiało czerep, dalece jednak słabsze, wciąż mogące jednak posłużyć celowi Arthanala. Związał on ów ślad z drobinką pyłu, dołożył porcję odpowiednio ukształtowanej energii i posłał w kierunku golema - całość wniknęła weń bez problemów. Byleby tylko narobiła wystarczająco zamieszania...
        - Metatronie - rzekł nekromanta, czując ustanawiane na powrót połączenie. - Jak wiele mocy i jak szybko jesteś w stanie zgromadzić?
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Gdy tylko niemal tysiącletni czarodziej odzyskał kontakt z nekromantą uderzyło go pytanie, i zaiste uderzyło w czułą strunę jego duszy. Na pomarszczonym, zwykle wykręconym w wysiłku, bólu, czasem i zadumie obliczu zagościł błogi uśmiech. Metatron zaśmiał się krótko, serdecznie lecz niebywale Zarychta. Trochę zabolało go gardło i głowa lecz mimo to śmiał się kilka dłuższych chwil. Z tego wszystkiego staruszek nie zablokował połączenia i Arthanal mógł doskonale słyszeć radosną reakcje pradawnego.
Pytanie samo w swej naturze było jednocześnie niesamowicie prostackie jak i przerażająco realne. Ile energii, ile? Ile sążni metafizyki, szczypta ducha i miarka mocy? Tak to nie działało. Owszem, znał on magów intuicyjnie krających miarki energii dla swych potrzeb. Było to możliwe lecz prawdziwą, pełną kontrolę oraz możliwość wywoływania szczególnych efektów zyskiwało się czyniąc ilość, a także wszystkie parametry opisujące układ energetyczny znanymi dokładnie. Więc istniała miała zaczynająca się od minimalnej ilości energii wprowadzającej w drgania wzorcowe stop nisko-magiczny, a kończąca na stanie przemiany wzorca w wysoce-magiczny (sam metal musiał być pochłaniający), istniały skale świetlne porównujące jasność koncentracji kolii Energi ze światłem naturalnym – dość poglądowe działające dobrze tylko przy średnim potencjale i zależne od rezonansu. Metatron praktycznie automatycznie dokonywał wszystkich przeliczeń, przybliżeń, poprawek. Wieki doświadczenia czynili swoje.
I śmiał się gdyż jedno pytanie rodziło całą gałąź wiedzy otwierało wrota do całkiem sporej gałęzi wiedzy w drzewie domeny energii. Takie pytanie zadawało się rozważnie, podając ewentualne jednostki, rezonans...
Czarodziej wrócił do rzeczywistości w której Arthanal dalej unikać ciosów i pocisków tej istoty, coraz bardziej nieskładnej, jakby do końca nie mógł zapanować nad swym magicznym cielskiem. Metatron jeszcze chwilę przyglądał się wydarzeniom. Postanowił wykazać się humorem.
***

Kryształową dłoni wykonał tylko kilka nieznacznych gestów palcami, rozważnych, wprawnych. Powolny obrót nadgarstkiem ze stałym tempem odliczanym w pamięci. Kolejne gesty, słowa spokojnej mantry. Teraz w namiocie obecna było tylko znachorka. Zawsze czuła się zaniepokojona gdy Metatron czarował z użyciem drugiej dłoni. Lecz wyraz twarzy czarodzieja ponownie pełen był młodzieńczej pasji, takiej, jaką miał on przed wypadkiem. Słowo ostanie staranie.
Niebo, nisko chmury przybrały na moment barwę seledynową. Kilka chwil nim energia zgromadzona w magicznym tworze znanym bramą potencjału, potem odzyskało ono swą barwę. Z chmur, z zwieszonej nad głowami bramy - aby maksymalnie wykorzystać tunelowanie energii potencjalnej – runął wielki słup zielonej energii, włączniki to spadał tak szybko iż w ciągu jednego mgnienia oka pojawił się szeroki na dwa łokcie promienia przenikając golema.
Grom dźwigu był ogłuszający podobnie jak grom metafizyki, fazy drgań pobliskich wyprostowały się niszczmy ostre struny, potem zaplątały się generując kolejne fale energetyczne.
Golem wybuchł. Nie, to było delikatne określenie. Taka dawka energii w przeciwstawnym rezonansie wręcz rozpyliła go na kilka staj, a fizyczna fala uderzeniowa złożona z gorąca i kinetyki – w sumie nieproporcjonalnie mała – rzuciła wszystkimi luźnymi przedmiotami na kilka metrów.
Kurz opadał, Metatron położył dłoń.
- Tyle wystarczy panie Arthanalu?
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        - W zupełności, dziękuję - odparł Pradawnemu. - Sprawa w większości jest już załatwiona, proszę jednak nie wygaszać kanału komunikacyjnego, z pewnością będzie jeszcze potrzebny.
        Następnie - po raz kolejny - nekromanta podniósł się z ziemi, na którą rzucony został przez falę uderzeniową z eksplodującego golema. Wypadało zająć się Magnusem... z nim zresztą sprawy miały się dość dziwnie. Arthanal czuł go jakby wyraźniej, mimo zniszczenia czterech modułów, to jest znacznej części jego jestestwa. Nie zastanawiał się jednak nad tym dłużej, zaczął poszukiwać tego, co zostało z zaklęcia w przestrzeni.
        Niektórzy nekromanci mają wrodzony dar dostrzegania tego, co niewidzialne - duchów, zjaw, także i splotów nekromantycznych czarów. Arthanal, poszukując niematerialnych bytów, wspomagał się czymś, czego nauczył go jeszcze mistrz Szywarius, a co nekromanta zaadaptował i dopasował do własnych celów. Najpierw skoncentrował się. Zamknął oczy, zaczął kreować obraz w umyśle. Z początkowej czerni wykwitła paleta barw - przeważała biel, czerwień i błękit, kolory z kolei jęły wić się i skręcać w abstrakcyjne wzory. Formierz pozwolił myślom powędrować w stronę tego, co niematerialne, puste, martwe. Niemalże wyczuł obcą, potężną siłę i wtedy feeria barw rozkwitła nową intensywności, ułożyła się we wzór, który zajaśniał srebrem. Skupiając się na nim, nekromanta sięgnął po magię, tworząc na ziemi niematerialny obraz tego, co zobaczył w umyśle.
        Otworzył oczy i świat wydał mu się nieco inny. To, co materialne, było jakby wyblakłe i zszarzałe, to, co zwykle niewidoczne, ujawniło się jego oczom - mandala ukierunkowała jego myśl i zmysły na świat niematerialny. Wszędzie wokół widział kosmki mocy, ślady Mangusa - samego jednak zaklęcia w formie jednego, skupionego ośrodka jakiejkolwiek mocy nie odnalazł.
        Być może dlatego, że szukał w złym miejscu.
Nagle zorientował się, że nie wszystkie moduły Magnusa zostały zniszczone. Nie wszystkie, bo Magnus już wcześniej zainstalował się w... nim. To, co z niego zostało, ściągało do fragmentu zaklęcia w Arthanalu...?
        I usłyszał: tak.
        - Panie Metatronie - szepnął nekromanta. - On tu jest...
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Czarodziej westchnął. To był chyba koniec pierwszej fali problemów. W tej chwili tylko gryzły go wątpliwości – czy faktycznie oddanie Magnusa do dyspozycji jest dobre. Rozsądne – o tym wiedział, że nie. Lecz mimo wszystko mając do wyboru śmierć tej unikalnej istoty, a jej zachowanie dalej wybierał zachowanie. Jedyny taki, inteligentne zaklęcie, zaburzenie w świecie, czwórkowa fala niosąca świadomość...
- Tak, tak... - zaczął pod nosem cicho, czując duszność w płucach. Głos pędzący w tunelu przestrzennym wydawał się jeszcze słabszy. Czarodziej milczał. Dzisiaj pustkowia wydawały się zimniejsze, spokojne, martwe. Pradawny nawet tak mocno się nie pocił. Tylko zastanawiał.
- Wiem, ale jest jeszcze słaby. Będzie się w panu odbudowywał – powiedział pokasłując boleśnie. - Powoli. Zapewne przejmie część cech osobniczych. Wraz z jego odbudową... Pan sam wie jakie skutki na ciało i umysł postępują.
Kolejna chwila ciszy. Metatron przełknął ślinę. Typowym zaklęciem, metodą podobną do ich teleportacji na pustynie, sprowadził dla Arthanala cześć zasobów żywności z namiotu. Mały kuferek pojawił się w żgnięciom, przestrzennym bąblu tuż przed nekromantą. Nie było tego dużo ale i pradawny wiedział, że Arthanal prawdopodobnie nie będzie dał rady nic jeść.
- Mam niesprawne jedno ramię, nie mogę przygotować teraz modułu. Musi pan poczekać, siedem... Osiem dni. Postaram się skontaktować wcześniej.
Mały, metafizyczny trzask. Za gestem palca czarodzieja wszystkie tunele komunikacyjne jak i inne zostały zamknięte. Arthanal został sam.
Wiatr hulał w ruinach.

***


Nekromanta chociaż z żywnością nie musiał mieć problemów. Był to jeden ze standardowych, gotowych do teleportacji kufrów zaopatrzenia dla świty Metatrona. Poza sowitymi porcjami żywności, wszak miały stanowić pokarm dla dwóch rosłych wojowników , znalazły się tam bandaże, trochę ziół (głównie na wywołanie wymiotów w razie zatruć) czy zapasowe skarpetki.
Siedziba wydawała się martwa, niesamowicie martwa i spokojna. I jakże dziwnie było słyszeć tylko wiatr, po tych wszystkich eksplozjach, starciach, wybuchach i wirach energii. Nie było słów Magnusa. Tylko wiatr. Poza tym cisza. Pierwszego dnia Arthanal mógł spać spokojnie.
Lecz nie spał i tak miało być już każdej nocy, osiem nocy podczas których nekromanta zasypiał – lecz nie spał. Nocy podczas których czuł jak mięśnie mu drżą porażone wirami energii rozchodzącymi się nie na ciele, nocy szaleńczego łomotania serca, niekontrolowanych ruchów. Czy wreszcie sen podczas którego śnił czwórki, cztery wartości. Nie można tego było opisać, sen który uderzało wszystkie zmysły w swym skomplikowanym kodzie. Sen który snem nie był, który wykańczał jaźń i psychikę.
Tak odbudowywał się Magnus.
Lecz sen, sen, co poza nim? Nieustanny posmak metalu w ustach oraz zapach ozonu. O ile pierwsze można było wytłumaczyć gdyż wszystko poza zimną wodą wywoływało krwawe wymioty to już zapachu nie. Drżeń rąk, skołowania. Nekromanta nie odczuwał gonitwy myśli. On czuł jak przez głowę przedzierają się mu potoki kodu Magnusa rozszarpując skupienie i wolę. Słabł. Za dużo energii w ciele, zadrapania po walkach nawet nie chciały się zagoić. Po kilku dniach obserwacji zauważył, że metabolizm mu nieznacznie przyśpieszył.
Magnus powoli się budził. Wiatr hulał w runiach.

***


Nie było krzyku podczas operacji ponownego nastawienia ramienia Metatrona. Był tylko strach, strach o życie. Czarodziej cały dzień splatał zaklęcia mające kompletnie wyjałowić od mistycznej mocy okolice. W tym czasie zielarka przygotowywała się jak do wojny, jak do wojny ze śmiercią. Bo to wszak z nią walczyli. Ponownie przestawienie na pewno skruszy kryształy osadzone na kościach. Te mogły wbić się w płuca, serce i rosnąc pod wpływem pola energetycznego. Biorąc poprawkę na ogólny stan zdrowia czarodzieje strach nie był bezpodstawny.
Cicho jak na pogrzebie, płomienie lamp drgają dziwnie tej nocy. Zielarka powoli układa delikatną rękę czarodzieja w odpowiedniej osi. On już śpi, po pierwszym szarpnięciu stracił przytomność. Zielarka zastanawia się, siada na piasku. Tej nocy, a także podczas kolejnych nie zmruży oka. Zmiana opatrunków.
Kolejne dni. Czarodziej gorączkował, długo. Dużo wody, mało jedzenie. Potem dni ciszy i nawrót, nagłe pogorszenie. Szóstego dnia przyszedł kres – lecz jeszcze nie na pradawnego. Rozpoczął on tworzenie zewnętrznego modułu Magnusa.
Zaiste, twór był to specyficzny. Nie mając całkowitej wiedzy o żywym zaklęcie, centrum artefaktu stanowiła gęsta, zbita materia zaplątana w dziesięciu wymiarach. Nie płynęła tam energia, była gotowa na pobudzenie przez Magnusa aby stać się częścią jego jestestwa. Mimo małych wymiarów w rzeczywistości, dzięki dużej gęstości i magii przestrzeni rdzeń był w stanie pomieścić całego Magnusa. Całość zamknięto w okrągłej metalowej sferze stopu nisko magicznego. Miał on tylko jeden swoisty otwór w postaci fragmentu z materiały podanego energetycznie – to było miejsce na więź między Arthanalem, a zaklęciem.
Długo Metatron zastanawiał się nad słusznością swoich wyborów. Ostatecznie oddawał unikatową istotę pod opieką szalonego nekromanty i chociaż Magnus nie mógł w obecnym stanie wywoływać efektów fizycznych i magicznych to jednak jego zdolności analityczne były szybsze od czegokolwiek, a jakościowo niezwykle odmienne od ludzkiego postrzegania istoty rzeczy. Może Metatron był nieuczciwy, był nawet tego pewny. Lecz nie mógł pozwolić aby to zostało bez kontroli. Więc ukrył w strukturze defekt mogący zniszczyć Magnusa – możliwe, iż ze szkodą dla nosiciela w którym wszak dalej musiała się znajdować spora cześć zaklęcia. Defekt ów był podatnością struktury na pewną ścisłe parametry wiązki mistycznej energii, która mogła być praktycznie dowolnych rozmiarów. Czarodziej zapisał informacje w kryształowej matrycy i odesłał ją do swej siedziby.

***


Arthanal słyszał głos. Jeszcze nie konkretny, lecz już uformowany głos Magnusa. Nie słowa, na słowa przyjdzie czas za kilka dni, na razie kod, strzępki emocji jego-własnych, bełkot zaklęcia zaśmiecał głowę. Było mu niedobrze, gorąca nie odstępowała go od wczoraj. Nie fizyczna, nie. Czuł w żyłach żar, ciepło energetycznych, rozszerzających się splotów na które kruche ciało nie było przygotowane. Lecz również wiedział, na bazie swego doświadczenia jak i intelektu, iż wzrost nie jest tak szybki jak mógłby być. Magnus się hamował. Nawet jeszcze nie zupełnie świadomy, odbudowując się uzupełniał braki poprzez świadomość Arthanala, może to przewidział?
Ostatni dzień. Wiatr w runiach. Poprzednia noc była niebywale ciepła. I miał podczas niej sen.
Prawdziwy sen. Sen którego nie rozumiał, był tak obcy i dziki. Nie tylko cokolwiek fizycznego w nim nie istniało lecz nawet zwykłe formy rzeczywistości bladły przy finezyjnych anty-kształtach zaklętych w czwórach. Lecz tymi anty-kształtami był już Magnus i lada dzień mógł się obudzić. Kształty były szybkie, Magnus był szybki. Magnus potrzebował Arthanala jako nośnik – nie mógł już go odstąpić. Lecz najgwałtowniejsze procesy, wyniszczające ciało i umysł człeka wymagały zewnętrznego miejsca.
Bruzdy, zagniecenia przestrzeni pojawiły się znikąd. Nekromanta mógł w pierwszej chwili myśleć, że to rozgrzane powietrze lub zwidy – tak gładko przekształciły się w ledwie widoczną mistycznym zmysłem drogę komunikacyjną.
Wiatr przycichł.
- Panie Arthanalu. Jak się pan czuje, jestem gotowy - głos pradawnego był słaby lecz dziwnie surowy.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Wiatr hulał w ruinach, nekromanta nie słyszał go jednak. Niewiele słyszał, niewiele widział, pogrążony w letargu. Przewidywał, że najgorsze będą pierwsze dni, w których Magnus zostanie potraktowany przez jego organizm jako coś obcego, a co za tym idzie - odrzucony. Organizm musiał przywyknąć. Arthanal też, ale na to miał czas. Najpierw należało przeżyć bez większych defektów na ciele czy umyśle.
        Dlatego też odciął się od otoczenia zaraz po skontaktowaniu się z nim Metatrona. Wiadomość o zwłoce przyjął spokojnie, zaraz po niej odnalazł sypialnię, a w niej stare łóżko. Rozciągnął się na nim wygodnie, zamknął oczy i za pomocą dziedziny Pustki wytworzył w umyśle obrazy. To było jak niezwykle realistyczny, świadomy sen, w którym Arthanal przemierzał nieistniejące przestrzenie. I czuł obcą obecność, obecność Magnusa, istniejącego gdzieś na granicy tego wywołanego magią stanu świadomości. Zaklęcie zdawało się też zmieniać wizje, w sposób, którego Formierz nie mógł zauważyć - to było coś w samym jego sposobie postrzegania świata.
        Co rodziło pytanie - w jaki sposób Magnus wpłynie na jego magię?
        Nekromanta utrzymywał swój stan przez kilka godzin - nie ośmielił się czynić tego dłużej, by nie zagubić się we własnych myślach. Powracając do świadomości czuł ból całego ciała, słabość, gorączkę, głód i pragnienie. Kilka razy próbował się posilić z kuferka, przesłanego mu przez pradawnego, ale nie był w stanie, a woda, którą pił, pragnienia nie gasiła. Oczywiście - reakcja obronna organizmu, jak przy silnej infekcji. Gdyby znał się na leczeniu, mógłby złagodzić te objawy. Ale nie znał się, więc pozostały mu tylko ucieczki w Dziedzinę Pustki. Nocami nie zaznał snu - ciągle wyczuwał tą samą obecność, co w wizjach, nadto czwórki, przejawiające się różnorako.
        Po trzech dniach poczuł nieznaczną poprawę. Nieznaczną co prawda, ale wystarczającą, by móc wstać z łóżka i dowlec się do biblioteki. Była nad wyraz skromna, księgozbiór w dawnej siedzibie Pharacelsusa w Maurii był wielokroć bogatszy, jednak Arthanal liczył na to, że będą to pozycje ciekawe, skoro jego mistrz skrył je przed światem tutaj. Przeliczył się nieco. Pobieżne oględziny pozwoliły mu zauważyć dzieła takie jak ,,Nekromancja dla niemowląt" nieznanego autora, ,,Cztery lat wśród ghouli" Lokarda Podróżnika czy ,,Wakacje z duchami" Adama z Bahdaju. W końcu zainteresował się ,,Rzeczą o duchach, widmach a upiorach, życiu ich poza życiem, mimo śmierci i na przekor bogom a ludziom zawistnym". Lektura szła mu niesporo - wstrząsające nim drgawki i zimne dreszcze skutecznie go dekoncentrowały.
        Dalsze dni mijały, a jego organizm zdawał się przyzwyczajać do Magnusa, choć jego stan wciąż nie był najlepszy. Tyle tylko, że nekromancie zdawało się, że wariuje. Słyszał szepty. Głosy. Zrzucił to na karb funkcjonowania na granicy wytrzymałości, na brak snu, niedożywienie. To jednak nie nie umniejszało jego zaniepokojenia, zaniepokojenia niezwykle dziwnego u nekromanty. Czyż na pustyni nie słyszał głosów, czyż nie słuchał ich? A teraz... był zaniepokojony.
        Zmieniał się...?
        Ósmego dnia nie wstał z łóżka. Śnił tej nocy. Wypoczął nieco. Nie ryzykował jednak posilenia się, ewentualne wymioty nadto by go osłabiły. Wypił tylko nieco wody i... czekał. Metatron powinien się pojawić lada chwila.
        I choć Formierz na jego pojawienie się był przygotowany, oczekiwał go, formujący się portal wziął za omam. Dopiero głos pradawnego przywrócił go do rzeczywistości.
        - Jestem... słaby - odparł Arthanal, a jego głos potwierdzał jego słowa - był cichy i drżący jak liść na wichurze. - Jeśli jednak jest pan gotów, Metatronie, i ja znajdę w sobie siłę. Proszę tylko wytłumaczyć szczegóły pańskiego planu. Raz jeszcze, jeśli wspominał pan o nich wcześniej... ja... nie pamiętam.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Świat był surowym miejscem, a Metatron jżył w nim wystarczająco długo. Był to świat publicznych egzekucji ku uciesze gawiedzi, gdzie karą za przestępstwa bywała nie tyle śmierć co sposób jej zadania, łamanie kołom, darcie skory pasami czy patroszenie. I chociaż istniała jaśniejsza strona życia smukłych wież wśród chmur, pałaców oraz władców i magów dumnie przechadzających się w komutacjach. Zliczali na pergaminach straty populacji. Lecz pradawny przez niemal tysiąc lat widywał te straty, pamiętał o nich i miał za złe brak tej pamięci u władców. Przygodne cierpienie jednostkowe zawsze poruszało pradawnego. Nawet w u nekromanty jakim był Arthanal. Ostatnie słowa uderzyły Metatrona najmocniej. Była to jednak kwintesencja osobistego lęku Metatrona – straty sprawności intelektu.
Dla czarodzieja sam proces ostatecznego związania Magniusa z Athanalem wydawał się najmniej niebezpieczną częścią ich wyprawy. Magnus zgodnie z umową musiał w jakiś pokraczny sposób wciąż pamiętać co ma uczynić, a za wiele poza zasiedleniem kolejnego modułu nie miał do uczynienia. Metatron teoretyzował, że już teraz Magnus nie może całkowicie odłączyć się od Arthanala i najważniejsze funkcje musiały się odbywać, jakakolwiek by to nie brzmiało, w nekromancie. Wedle wyliczeń proporcje powinny być powłokowe. Na koniec potrzebne było tylko proste zaklęcie pieczętujące energię aby Magnus nie dołączał sobie dodatkowych modułów – co było zasadniczo niemożliwe w przeciągu następnych lat lecz kto wie jak zaklęcie rozwinie się dalej. Prawdę mówiąc zaklęcie pieczętujące było nieskomplikowane gdyż zakładał, że przy zdolnościach analitycznych Magnusaten byłby w stanie złamać dowolne złożony układ dotyczący jego samego. Temu kluczem do energetycznej pieczęci była siła, siła pieczęci której równoważności do złamania nie zdobędzie nigdy Magnus wraz z nekromantą – tak optymistycznie zakładał czarodziej. Tylko Metatron nie był w stanie wyartykułować całości owej myśli, więc nekromanta musiał zadowolić się skrótem.
- Umieści pan materiał który stworzyłem w kosturze, zgodnie z umową. Magnus samodzielnie przeniesie najbardziej wyniszczające procedury na zewnątrz. Na koniec pozwolę sobie dokonać zaklęcia pieczętującego.
Cud! Metatron ani razu nie zakaszlał. Nic, wypowiedział całą kwestie bez duszności czy drgawek, trochę cicho lecz wyraźnie. Na pustyni wyszeptał finalizująca inkantacje, pewnym ruchem palców i dłoni wykonał zaklęcie teleportujące. Tuż przed Arthanalem opadł moduł, niezbyt wielka metalowa kula powoli spadła na ziemię. Była barwy szarej, ciemnej. Matowa, niemal idealnie gładka z dwoma srebrzystymi bruzdami dzielącymi ją na ćwiartki. Odrobinę za ciężka jak na swe gabaryty. Pachniała ozonem, spokojna, statyczna struktura. Zgodnie z ustaleniami, włożona do wnętrza czaszki na kosturze... Jeszcze nic się nie stało. Nic, kompletna cisza magii. Tylko jedno ziarno magii, jedna wić Magnusa tam się przeniosła.
- Proszę usiąść – stwierdził Metartron spokojnie ostrzegając. Już chwile po tym ostrzeżeniu, upewniwszy się o powstaniu ziarna połączenia czarodziej użył prawie całego swego potencjału pętając energie Magnusa. Jego finalizacja przypominała wstrząs i uderzenie gorąca. Metatron stwierdził, że pozostało im czekać.

***


Fizyczny stan Arthanala nie poprawił się. Po tych kilku godzinach oczekiwania nie można było spodziewać się czegoś więcej, wszak fizyczne wyniszczenia organizmu nie miały jeszcze jak się zaleczyć. Mimo to nekromancie wydawało się, że odzyskuje siły. Czuje się lepiej na duchu, kod już nie zaprzątał wszystkich wolnych myśli. Arthanal widział, jak Magnus pęcznieje w kuli. Nie stricte, trudno było dojrzeć konkretne drgania zaklęcia w takiej objętości. Przypominało to narodziny – jeśli nie nowego słońca to chociaż małego ogniska. Świadomość Magnusa mogła wreszcie się przebudzić, nie powstrzymując rozwoju w swym zewnętrznym module. Matatron zastanawiał się jakby było to dokładnie porozmawiać z Magnusem. Itotą czwórkową, gdzie istnieją pewna prawda, prawda, fałsz oraz pewny fałsz. Nie ma innych odcieni wartości logicznych. Lecz nie dane mu to było.
- Sądzę, że nie powinno być już komplikacje. Więc to koniec panie Arthanalu. Powodzenia – jak powiedział, tak czarodziej zrobił zamykając kontakt z magiem, usuwając wszystkie połączenia. Zostawił mu kufer lecz to nie z tego powodu czarodziejowi coś nie grało, jakby czegoś zapomniał.
Zapomniał Arthanala dostarczyć do domu. Lecz nawet wtedy gdy świta składała ponownie namiot i umieszczali przyzwany z siedziby ekwipunek do kręgów teleportujących, palili świecie – nawet wtedy Metatron nie pamiętał o nim. Czas było mu wracać do domu.


[Ciąg dalszy: Metatron]
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Prawdę powiedziawszy, Arthanal wcale nie miał za złe Metatronowi, że ten zostawił go w opuszczonej siedzibie na bagnach. Nawet gdyby pradawny zaproponował teleportację z powrotem, nekromanta odmówiłby, miał bowiem parę rzeczy do załatwienia w tym miejscu.
        Świadomość Magnusa, choć niezwykła, łatwa była do zrozumienia, dalece łatwiejsza, niż umysł jakiejkolwiek rozumnej istoty żywej. Zaklęcie funkcjonowało w oparciu o cztery wartości, które odnosiło do dostarczanych mu informacji - te wyłapywało z umysłu Formierza, przetwarzając je nieustannie, z prędkością, jak czarnoksiężnik szybko zauważył, iście zdumiewającą. Coś się zmieniło, coś w myśleniu Magnusa po zniszczeniu modułów. Oczywiście, teraz nie warunkowały jego charakteru. Teraz on był modułem, a Magnus z pewnością pamiętał jego ofertę.
        Zaklęcie zostało oszukane, rzecz jasna. Jeśli kiedykolwiek miało nadzieję na przejęcie kontroli nad Arthanalem, zawiodło się sromotnie, jeśli marzyło o władzy, marzenia legły w gruzach, jeśli chciało prawdziwego życia i prawdziwego człowieczeństwa, pragnienia te miały nigdy nie zostać spełnione. Magnus był sługą, choć niezwykle istotnym dla nekromanty, bo stanowiącym część jego świadomości. Może właściwszym określeniem byłby... towarzysz.
        Kolejne dni odpoczywał, regenerował siły. Zbyt długo zamarudzić nie mógł, brakłoby mu pożywienia, a jednak chciał zbadać siedzibę, odkryć sekrety swojego mistrza. Mógł wrócić tu później - nie miał jednak żadnej gwarancji, że sekretna wieża pozostanie nienaruszona. Tak w jego umyśle zrodził się plan.
        Magnusie, znasz to miejsce. Czy Pharacelsus miał tu swoje pracownie?
        Tak.
        Ich liczba, rodzaj?
        Dwa warsztaty. Pokój sekcji. Obserwatorium. Biblioteka większa. Biblioteka mała. Pokój rytualny.
        Położenie?
        Warsztaty: drugie piętro wieży. Pokój sekcji: podziemia. Obserwatorium: szczyt wieży. Biblioteka większa: pierwsze piętro wieży. Biblioteka mała: podziemia. Pokój rytualny: pierwsze piętro wieży.
        Wyposażenie...?
        I tak to szło. Arthanal zdobywał informacje, a gdy zdobył, zabrał się do pracy. Najpierw powołał do życia swe sługi - materiału miał dość. Koszmarnych czeladników zapędził do pracy, kazał im znosić księgi, sprzęty i zapiski do jednego z pomieszczeń, pakować je tak, by nie uszkodziły się podczas drogi, samemu doglądając, nadzorując. Gdy praca była skończona, uszykował kawalkadę, nieumarłym tragarzom kazał stanąć w dwóch rzędach, a że swojego wierzchowca nie miał, wybrał jednego z ożywionych, każąc mu nieść nekromantę na plecach. Później ruszyli, a długa czekała ich droga do z powrotem do siedziby Arthanala.

Ciąg dalszy: Arthanal
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości