Pustynia Nanher[Szklane jezioro] Szczurza ucieczka

Ta kiedyś niesamowicie żyzna ziemia została spustoszona przez magię jakiej świat nie widział od tysięcy lat. Pięciu Przodków Czarodziejów próbujących zawładnąć czasem sprawiło iż Ziemie Nanheru pokryły tony piasku wyniszczając wszystko wokół, a ich samych pogrzebały w swoich otchłaniach.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

[Szklane jezioro] Szczurza ucieczka

Post autor: Metatron »

Ostatni gest Metatrona uwolnił wszystko ze sfery poza obecną lokalizacją skutkiem czego zniósł zupełnie zaklęcie. Znajdowali się pośrodku wydm na wielkim, kilkunastometrowym szklanym dysku przysypanym na krańcach piaskiem. Szkło było ciemne, matowe, a spod spodu prześwitywało kawałki pokruszonego szkła. Tafla trzymała mię mocno pomimo wielu pęknięć układających się w geometryczne wzory. Zdawało się, że spod nóg bije nieznany żar i gorąco.
Douma utrzymał się na nogach, cały zielony zgiął się w pół, upadł na kolana i zwymiotował solidnie. Jego brat upadł na głowę robiąc fikołka w powietrzu i chwytając Arthanala aby zamortyzować upadek ich obu, niestety zupełnie od boku wystrzelona jakby z procy zielarka uderzyła w nich od boku i stojąc tak bokiem resztkami ulatniającego się zaklęcia. Skutkiem czego na biednego nekromantę najpierw oparł roiły woj, a potem kobieta. Powietrze pachniało gorącem.
Metaron leżał na lektyce wycieńczony. Chciaż leżeniem tego nazwać nie można. Krzyczałby gdyby miał siły, tak teraz mial tylko wybałuszone oczy w żabim wyrazie, z ust sączyła się mu piana, a całe ciało podrygiwało w gwałtownych spazmach nie tylko mięśni, ale także kości które teraz uginały się pod dziwnym kątem, kryształowe guzy lśniły nikła. Cichy, gardłowy jęk unosił się z gardła pradawnego.Zohara podbiała do niego próbując chociaż przytrzymać głowę Metatrona, była spanikowana. Metatron był coraz bladszy, z ust zaczęła sączyć się wraka piana.
-Szukaj ptaków! - krzyknął Harriet samemu padając na kolana i szukając rozpaczliwie w pęknięciach dziwnie wytrzymałego szkła odczytywanych symboli. Tych okazało się było na pęczki, jedne przechodziły w drugie, a dwa naraz tworzyły trzeci który był symbolem kolejnego zwierzęcia.
-To były smoki, smoki na bogów! - Krzyknęła zielarka zrozpaczona swą niemocą, próbowała nacierać miejsca ran przy szyi lecz nic to nie dawało, łza ciekła jej z oczu, głos miała piskliwy, ręce nie mniej rozedrgane niż całe ciało czarodzieja. Wnet i drugi z braci ruszył do poszukiwań.
-Ale tego nie skończył... - warknął zły Douma, wnet odwarknął się mu brat.
-Po coś tu nas przysłał, cholera!
I o to zostali pośrodku postni na tafli szklanego jeziora pod którego powierzchnią drzemał żar, chory pradawny, jego opiekunka, nekromanta i dwóch wojowników na klaczkę szukających symboli których i tak nie mogli uruchomić bez magii.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Dziwne to było uczucie, stać gdzieś między nogami lektyki a swoim tułowiem. Zaraz... że co? Ano właśnie. Ten portal Metatrona, dziwna to była struktura. Zważywszy na to, że miała jakoś tak dwa razy więcej wymiarów, niż mieć powinna, nekromanta z początku się w niej pogubił. Wkrótce jednak zaczął dostrzegać pewne zależności, przydała się też jego wiedza z zakresu geometrii...
        Problem polegał na tym, że mimo wszystko nie bardzo mu szło myślenie w sześciu wymiarach. Z racji na to, po wylądowaniu na szklanej tafli nie bardzo orientował się w... no, właściwie w rzeczywistości ogólnie. Dlatego też nekromanta znalazł się na plecach, przygnieciony ciężarem wojaka i zielarki ze świty Metatrona.
        Arthanal wstał gniewnie, uprzednio dając im do zrozumienia łokciem, że powinni z niego zejść. Natychmiast podszedł do pradawnego, stwierdzając, że nie jest z nim najlepiej. Nie mógł mu jednak nijak pomóc, tym zajęła się kobieta. Wojacy natomiast zajęli się poszukiwaniem smoków na szkle. A więc wiedzieli, gdzie są...
        - Doprowadź go do stanu używalności - polecił zielarce. - Muszę się z nim rozmówić.
Następnie nekromanta zaczął poszukiwać śladów zaklęć - głównie pod szkłem. Wojownicy bowiem mogli sobie poszukiwać ptaków czy innych smoków, mogli wiedzieć, jak wejść pod taflę szkła, ale już wiedza o innych, magicznych zabezpieczeniach mogła być poza ich zasięgiem. Przezorny zawsze ubezpieczony... a właśnie. Nagła śmierć świty pradawnego raczej nie leżała w interesie nekromanty.
        Dość proste zaklęcie, rzucone przez Arthanala, chroniło wojów i zielarkę przed atakami fizycznymi - no, chroniło do pewnego stopnia - a także przed nieskomplikowaną agresją magiczną. Ot, taka prosta bariera energetyczna. Nieco zadowolony z faktu, że to nie on musi pracować nad dostaniem się do środka - w końcu był przyzwyczajony, że ma spory zastęp nieumarłych sług - począł przyglądać się Doumie i Harrietowi oraz narzekać w duchu na skwar, lejący się z nieba.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Z Metatronem było gorzej. Drwalki zmniejszyły się, kości pozostały na miejscu, a z gwałtownych spazmów ruchy przerodziły się w powolne, niemal agonalne podrygiwania mięśni, rytmiczne, stałe lecz jakby zwiastujące brak sił. Piana już nie leciała mu z ust, był nieprzytomny. Zielarka przykładała ręką w wielu miejscach do skóry, czuć było kryształy płynące w żyłach, rozrastające się w kórnickich i już wolniej dążące do przebijania skóry. Było źle.
Po taflą szkła znajdowało się, jakże trudne do przewidzenia, spękane złami szklą z tego samego materiału jak tafla, lecz rozbite. Wiedza o arkanach metafizycznych pozwoliła dostrzec nekromancie, iż elementarny wzorzec struktury szklą zostaw zmodyfikowany zwiększając wytrzymałość i jeszcze kilka zupełnie dziwnych parametrów. Pod szkłem został przysypany żar. Nie fizyczny, a energetyczny żar skumulowanej energii, metafizyczna ciepłota mocy doprowadzonej na zewnątrz, skumulowanej w jednym punkcie i zgniecione tam pod wpływem ciężaru luster, magicznego ciążku. Pod ich stopami płonęła (użycie określenia ognia najlepiej oddawało dynamikę i moc tego zjawiska chociaż świecie metafizyki ogień jako taki nie istniał) magia, energia i moc. Tafla i pęknięcia układały się w symbole oparte na ich strukturze wewnętrznej.
-Mam! - Krzyknął Douma i odnalazł pęknięcia układające się w smoczy pysk. Próbował je podważyć mieczem, nic, władał ostrze w szczeliny. Nic, nic a nic, wściekał się on, a wkrótce i jego brat. Zielarka wciąż próbowała podać iłowy napój Metatronowi lecz nie przełykał, mamrotał tylko słowa bez sensu, coś o pchnięciu mechanizmu, bodźcu potrzebnemu mu. Spojrzenie świty skierowały się na Arthanala...
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Czuł żar zgromadzony pod taflą. Nie fizyczny - tego dostarczała mu sama pustynia. To był żar energii magicznej. Prawdopodobnie ta właśnie energia była trzonem całej struktury, czemu jednak miała służyć, Arthanal nie wiedział. Z drugiej strony, mogła ona oznaczać kłopoty... duże kłopoty.
        Douma wreszcie znalazł to, czego szukał - smoczy pysk, wyobrażony w szkle. Na znalezieniu jednak się zakończyło - najwyraźniej nie wiedział, jak uruchomić mechanizm. Nekromanta co prawda też nie, lecz rozumował, że każdy mechanizm potrzebuje po prostu energii, to zaś nie było problemem. Majaczenia Metatrona tylko potwierdziły jego założenia.
        - Odsuńcie się - warknął do wojaków, samemu posyłając w kierunku pęknięcia energię. Nie było tego dużo - Formierz, nie będąc pewnym do końca możliwych efektów, wolał zacząć od niewielkiej jej ilości. Jak się okazało, nie było to potrzebne - rzeczywiście wystarczył tylko bodziec. Fragment tafli zapadł się, ukazując w miarę wygodne schody.
        - Zejdziemy teraz na dół - oznajmił odkrywczo świcie pradawnego. - Ja pójdę przodem, Metatrona nieście zaraz za mną. I żeby było jasne - macie się mnie słuchać, czy wam się to podoba, czy nie. Jeśli powiem, że macie zabierać swojego pana na górę, spełnicie mój rozkaz bez szemrania, wahania i zbędnych pytań. W przeciwnym razie możemy przestać istnieć szybciej, niż przez myśl wam przejdzie, jaki błąd popełniliście. Jasne? Więc chodźmy.
        Arthanal zaczął schodzić po schodach, nieustannie szukając śladów zagrożenia, spięty, czujny. Magiczne skanowanie wykazywało jednak niezmiennie to samo - olbrzymie ilości energii, zgromadzonej gdzieś całkiem niedaleko. Jak to zwykle z energią bywało, wirowała ona, skrzyła się, pulsowała, kotłowała się... Nie wyglądała przy tym na ukształtowaną w jakikolwiek sposób. To było po prostu jej kłębowisko, które to zbliżało się, to oddalało... Chwila.
        - Do tyłu - zakomenderował krótko, samemu sprawdzając stan swoich barier. Wyglądały dostatecznie solidnie, nekromanta zastygł więc niemal bez ruchu, analizując sytuację.
        Czy możliwym było, aby energia, zasilająca to miejsce (czymkolwiek ono było), służyła jednocześnie za zabezpieczenie? Należało dopuścić taką możliwość - tyle tylko, że taka energia musiałaby być uformowana, by móc szkodzić... Ale niekoniecznie w tym wypadku. Być może tu szło o same jej właściwości... no, nazwijmy to, fizyczne...?
        Arthanal postąpił kilka kroków naprzód, maksymalnie skupiony na badaniu formy energii. Nagle, jak gdyby przekroczył pewną granicę, jej część oderwała się i zwaliła się na nekromantę.
        Bariery zdały swój egzamin - a więc wytrzymały napór magii, przynajmniej początkowo. Ich stabilności mag nie był jednak pewien, dlatego też gorączkowo szukał rozwiązania tej sytuacji. Nie znalazł żadnego, no, prawie.
        Wyzwolił moc w jednej chwili tak, by rozprzestrzeniła się we wszystkich kierunkach. Wyładowanie było bardzo efektowne - w powietrzu zmaterializowały się jasne skry, miniaturowe błyskawice i to wszystko, co zwykle kojarzone było z wyładowaniami. Arthanal miał nadzieję... no, właściwie to sam nie wiedział, na co, energia bez określonej formy stanowiła jednak dlań pewną nowość. Być może chciał ją rozrzedzić, rozproszyć, zneutralizować własną magią...?
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Klatka schodowa przypominał tunel wydrążony wśród morza odłamków magicznego szkła utrzymywany dziwnym sposobem w swym kształcie. Ani Arthanal ani tym bardziej świta nie mogli znać pochodzenia tej dziwnej, magicznej maszynerii, a prawda była o wiele bardziej skomplikowana niżeli widać to było na pierwszy rzut oka. Poza pewnymi modyfikacjami jak schody Metatron nie wybudował tego miejsca. Odnalazł je.
Albo same energia. Wynalazca nie wiedział czym była. Bo była... Nieobliczalna, dzika i niepowstrzymana. Metatron nie mógł jej kontrolować ani jedną znnę metodą. To było jej więżenie. Dziwne szkło potrafiło stabilizować energię. Lecz zużywało się w eksperymentach czarodzieja, jama stawała się coraz niebezpieczniejszym miejscem...
...więc i tym razem była niebezpieczna. Magia Arthanala została ustabilizowana. Jakże piękny był widok geometrycznych błyskawic i zwalniających wylądowań mocy, aż do kompletnej stagnacji i obumarcia. Schodzili więc głębiej, Metatron miał gorączkę, a kryształy rosły już wolniej – lecz raz zaczęta reakcja ich rozrostu mogła trwać miesiącami. Fale mocy z rdzenia struktury obijały się o wytworzone przez Arthanala tarcze tworząc błyski światła które niemal natychmiast wygaszała moc szkła. W połowie drogi prawie uderzałaby w nich energetyczna błyskawica gdyby nie to, że tuż przed ich nosem została ustabilizowana i rozpłynęła się na mieniąca się zielenią mgiełkę. Wojownicy dźwigający lektykę trzymali się hardo. Gorzej mówić o zielarce która w takich warunkach, głównie przez ciasnotę, nie miała jak zajmować się Metatronem. Natomiast odruchowo wczepiła palce w ramię Arthanala.
***

Schody kończyły się okrągła salą o podłodze z metalu, zwieńczonej magiczną kopułą utrzymującej tony odłamków nad ich głowami oraz lśniący potęgą rdzeń energii. Na środku znajdował posąg na tronie. Obłych kształtów, metalowy, pachnący ozonem humanoid powstał bezszelestnie, zwrócił pustą twarz w ich stronę i ruszył. Wydawał się niesamowicie zimny, jakby ruch zamiast dostarczać mu energii i ciepła ją wręcz odbierał. Jakby transformował ją w drugą stronę.
-Trzeba posadzić Metatrona na tronie – stwierdziła strwożona zielarka. Golem chciał atakować. Była to kara, była to ochrona, był to może również sąd nad pychą. Do otwarcia bram trzeba było użyć sygnetu czarodzieja.
Za późno. Łapy zaopatrzone w mieniące się błękitnym blaskiem szpony powędrowały w stronę Doumy, a po zręcznym uniku twór rzucił się na Arthanala...
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        ...tylko po to, by zostać zatrzymanym przez barierę, która przed nim wyrosła. Ona też właściwie nie działała tak, jak powinna - miast traktować golema wyładowaniami, zamieniła się w coś jakby stałego. No, grunt, że stwór jakoś nie mógł się przez nią przedostać i po chwili był zamknięty w magicznej klatce.
        Arthanal z kamienną twarzą stanął tuż przed nim, zastanawiając się, jak go unieszkodliwić na dobre - nie mógł być pewien zachowania swojej magii, a zagrożenia należałoby się pozbyć. Nie to, żeby jakoś specjalnie obawiał się golema - nawet mimo tego niezwyczajnego emanowania zimnem. Golemy często bywały nietypowe - na porządku dziennym było dodawanie im jakichś specjalnych cech przez ich twórców, którzy najczęściej do tego celu używali po prostu kreomagowania. To, rzecz jasna, czyniło z nich istoty czasami wielce niebezpieczne - tym bardziej, że ciężko było im zaszkodzić. Normalnie nekromanta po prostu wyssałby energię, ożywiającą golema, ale po pierwsze nie był pewien, jak wpłynie na to szkło, po wtóre zaś trochę jednak obawiał się tych cech specjalnych tworu.
        - Więc go tam posadźcie - odezwał się nagle lodowatym tonem do świty Metatrona. - Macie mu służyć, nie muszę więc chyba wam przypominać o waszych obowiązkach? A może to ja mam zajmować się waszym panem?
        Pytanie zaakcentował dodatkowo pogardliwym prychnięciem, po czym skupił się z powrotem na rozmyślaniach nad golemem. Wydawało mu się, że bariery mogły zaraz opaść, a co najgorsze - nie wiedział, jak zachowałaby się tu jego magia.
        Chociaż... jedno już sprawdził. Skoro zaś miał nie usuwać energii, możne warto byłoby spróbować ją odizolować? Mogło się udać...
        Arthanal stworzył następną barierę, w miejscu dość nietypowym, bo w ciele golema. Nawet nie sprawdzał, czy ma on jakiś ośrodek mocy, czy też przepełnia ona go całego - po prostu odciął korpus od reszty ciała. Pozostało tylko czekać na efekty - no i na poprawę stanu zdrowia Metatrona...
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Niestety, Arthanal nie mógł poczekać na długotrwałe efekty działania zaklęcia na golema – który notabene stworzony był przez tych samych tajemniczych budowniczych co cała struktura i tylko zaadaptowany na potrzeby Metatrona. Nie mógł gdyż w momencie gdy wojownicy podźwignęli nieprzytomnego czarodzieja któremu krew krzepła przy wrzodach rozpoczęło się przedstawienie.
W porę odskoczyli gdy szklane odłamki zawirowały nad ich głowami i wir spadł z góry na tron pochłaniając tron. Wir odłamków robił to co przyrodzone z natury wirom – wirował coraz to szybciej i szybciej, szkło zdawało się rozszczepiać światło na miliardy prątków. Wciąż nie było wiadome co się działo z nieprzytomnym Metatronem. Do przedstawienia wnet dołączyły się wyładowania mistycznej mocy, wrażenie stagnacji wkoło. Wnet...
Szklany wir zatrzymał się, powietrze ścięło się w bezruchu, głośny trzask zwiastował opadnięcie szkła na ziemię. I tyle. Nie nastąpił blask czy śpiewa. Metatron nie odzyskał władzy w nogach, nie nastąpiło nagłe ozdrowienie pradawnego czy nawet wybudzenie go. Siedział na tronie jak poprzednio i nastąpiła żadna poprawa stanu.
Po prostu stan Metrona nie powinien się pogorszyć.
Cenę ustabilizowania kryształów, a tym samym zastopowania ich wzrostu (tylko w tej sytuacji) poznali już w momencie ponownego układania Metatrona na lektykę. Dzika energia zgromadzona tuż nad ich głowami rozbłysła złowrogo i wydała grzmot potęgi niczym dawno uśpiona bestia która wyrwała się z wiedzenia na sutek zużycia części odłamków. Wielobarwne pioruny zaczęły uderzać po podłodze i w schody, a małe wybuchy nad ich głowami zdawały się topić samą istotę rzeczywiści wraz z kolejnymi zwierciadłami, co z kolei powodowało coraz większa dzikości energii i niszczenie zabezpieczeń. Klatka schodowa spowita była w poświacie dziwnej barwy.
Czas było na ewakuacje....
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Nekromanta nie zareagował, gdy Metatrona spowił wir szklanych odłamków. Kiedy rozbłysła feeria świateł, spoglądał na nią z twarzą pozbawioną śladu emocji, gładząc czaszkę Pharacelsusa w jakby zamyśleniu. Wyładowania mocy próbował zbadać, jednak była to energia dlań niezrozumiała, zbyt dzika i chaotyczna. Po chwili dał sobie więc spokój.
        Kiedy tuż obok niego uderzyła magiczna błyskawica, zareagować musiał. Nie mógł ustabilizować magii na powrót - to przekraczało jego wiedzę i zdolności - pozostało mu więc jedno wyjście.
        - Zabieramy się stąd - warknął do świty pradawnego. - Wynoście swojego pana, pójdę za wami.
        Jedno mu się nie podobało (to znaczy, nie podobało mu się bardziej niż reszta). Schody, czy raczej poświata, która je spowiła. Może było to jakieś ostatnie zabezpieczenie, mające przynajmniej pogrzebać intruzów, którzy naruszyli strukturę? Zresztą, nie było czasu na podobne dywagacje - ze schodami należało coś zrobić, i to szybko. A ,,szybko" oznaczało prowizorkę.
        Jak mogło działać ewentualne zabezpieczenie? Arthanal nie miał pojęcia, ale był pewien jednego - musiała w nim być energia. Oczywiście, nie liczył na to, że zdoła ją wyssać - na to potrzeba było jednak trochę czasu. Zrobił inaczej - zebrał dość dużo energii bezpośrednio ze swojego ciała i rzucił ją na stopnie. Nie nadawał jej nawet zbytnio uściślonej formy, miała służyć za coś w rodzaju izolatora.
        I nagle zaczęła zanikać. Dość szybko nawet. Nekromanta podtrzymywał tą prowizoryczną izolację w miarę możliwości, ale wiedział, że czasu nie ma zbyt wiele. Wyszedł na powierzchnię zaraz za zielarką. Świta Metatrona wykazała przynajmniej na tyle rozsądku, że zeszła ze szklanej tafli... po czym stanęła sobie beztrosko niedaleko od jej krawędzi.
        - Nie - oświadczył. - Mus nam stąd odejść dalej, w pustynię... Nie wiem, co się z tym stanie, ale to obejmie raczej swym zasięgiem duży obszar... Za mną!
        Z tymi słowy ruszył po rozgrzanym piasku. Nie zastanawiał się nawet, co zrobi, chciał po prostu stąd odejść - byle dalej od tego kłębowiska nieokiełznanej energii...
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Dzisiejszy dzień mogli zaliczyć do udanych – wykorzystanie i zniszczenie starożytnej instalacji w niecałą godzinę mogło być sukcesem. Szkoda tylko, że najpewniej Metatron nie doceniłby tego sukcesu gdyby był przytomny – lecz sadzać po minie jego świty spodziewali się gniewu pradawnego.
Może to jednak nie to? Kiedy biegli po wydmach starając się zostawić za sobą coraz głośniejszą instalacje – nie zapominając o przybierającej na sile świetniej aurze której w połowie ich ucieczki zaczęły towarzyszyć seledynowe błyskawice przebijające taflę szklanego jeziora, zarwawszy przekaz w prostych słowa – wszyscy byli niemiłosiernie spoceni, zmęczeni i jeszcze raz spoceni. Zapewne to sprawka stresu i prażącego niemiłosiernie słońca. Poza Metatronem – ten leżał bez ducha ale trudno by było pogorszyć jego stan. Po ustabilizowaniu kryształów molo być tylko lepiej. Tak przynajmniej wierzyła zielarka.
Wybuch jeziora za ich plecami nie należałby do szczególnie efektownych gdyby nie to, że od jakiegoś czasu setki węży i skorpionów wygrzebywało się z piasku z dala od tej instalacji. Ku swemu nieszczęściu zaczęły uciekać za późno w porwaniu do drużny. Tafla jeziora pękła, a niebo strzeliły tęczowe błyskawice, nieopisywalny ryk rozrywanej rzeczywistości poprzedził rozchodzenie się światła, nie rżącego oczy, przyjemnego o barwie nie do opisania w świecie fizycznym. Gdyby mieli ją próbować zdefiniować to byłby to anty-zielony, czyste przeciwieństwo fizycznej barwy zieleni buchnęło niczym z latarni. Nieszczęsne stworzenia w jej zasięgu momentalnie padły bez życia jakby niecna moc wypaliła ich dusze – ten szczegół zauważył tylko Arthanal. Następnie błyskawice zapadły się jezioro, wszystko zalało dziwne światło, a kiedy zgasło cała drużyna znajdowała się kilka metrów od wielkiego, kolistego krateru wyglądającego jakby ktoś wyciął kawałek materii ze świata, jakby rzeczywistość odparowała ku magii – lecz magii tej nie było kompletnie czuć. Kamienne ściany zagłębienia pokrywały geometryczne odbicia wypalonych figur.
-Pięknie... - skomentowała wdzięcznie zielarka spoglądając na efekty ratowania pradawnego. - Metatron nie będzie zadowolony. Potrzebuje paru dni aby wydobrzał, a mamy tylko to co w skrzyni na lektyce. - Stwierdziła szorstko, a wojownicy postanowili zabrać lektykę zza pobliską wydmę kierowani niechęciom do oglądania efektom katastrofy przed którą właśnie miała kiedyś nastąpić lecz powstrzymywała ją struktura. Oczywiście nie mogli widzieć, że przed wiekami zniszczenia byłby większe, a krater o pięćdziesięciu metrach średnicy był tylko marnym odpryskiem...
Nie próbuj sztuczek – zdawał się mówić nieufny wzrok Doumy spoglądającego na Arthanala uważnie.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        - Masz rację - zwrócił się ciepło do zielarki. - Piękne.
        Nekromanta jakoś nie pomyślał, że kobieta mówiła o efektach wizualnych - sam zainteresował się czymś zupełnie innym. Bo to w istocie było... piękne.
        Śmierć nawiedziła pustynię. Setki istnień zgasły w jednym momencie - i to nie tak zwyczajnie. To była śmierć momentalna, dzika energia magiczna po prostu wypaliła z nich życie... Piękna hekatomba...
        I wtedy magia zgasła, jako jedyny ślad swej obecności zostawiając wielki krater. Arthanal zamarł w bezruchu, jakby nie docierało do niego, co się właśnie stało. A później upadł na kolana.
        - Nie! - krzyknął. - Wróć! Zabijaj dla mnie, chcę to czuć, chcę widzieć, chcę być świadkiem tej potęgi! Śmierci, zaklinam cię, wróć!
        W trakcie wykrzykiwania tych słów poczuł coś dziwnego, smutek, tak, lecz połączony z... ekscytacją? Czuł to już kiedyś, dawno temu, jeszcze w Faargoth, zanim odkrył magię. Wtedy chciał... zabijać.
        Zabijać? Kogo? Znajdował się na pustyni, w pobliżu nie było żadnych zwierząt. Byli tylko ludzie, świta Metatrona... i sam pradawny. Ale nie, nie mógł tego zrobić...
        Dlaczego? Co go ograniczało? Bo przecież nie strach, wiedział, że mógłby to zrobić. Normy moralne? Czy on je właściwie miał? Zabijał wielokrotnie, wiedział, jak to robić i nie wadziło mu to nigdy. Dlaczego więc? Dlaczego się wahał...?
        No właśnie, co jak co, ale wahać się nie powinien. Wstał więc z klęczek, ujął pewnie kostur, przejechał dłonią po czaszce na jego szczycie, po czym pewnym krokiem podszedł do lektyki Metatrona. Przykucnął tuż obok, położył swą dłoń na kryształowej kończynie pradawnego, odetchnął głębiej, jakby sobie coś postanawiając.
        - Ciebie nie zabiję, Metatronie Cimcum Chesedzie - oświadczył z mocą. - Ani teraz, ani nigdy później.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Douma nie przemyłaś wszystkiego. Nie przemyłaś co potem zrobią z Arthanalem. Działał pod impulsem chwili. I pod tym impulsem podkradł się do nekromanty i z impetem uderzył go w tył głowy wprawnie ogłuszając. Ostatnie co słyszał Arthanal to urwany krzyk zielarki i wiatr przemieszczający piasek. Upadł nieprzytomny.
***

Świtało. Arthanal mógł się o tym przekonać gdyż wzrok miał sprawny – w przeciwieństwie do skrępowanych dłoni i knebla w ustach. Piasek był zimny. Czuł suchość w ustach. Leżał tyłem do wydarzeń, do święty i świata które w tej chwili skurczył się do czterech obcych osób i morza piasku. Minął cały dzień kiedy leżał bez ducha – w tym czasie świta zdążyła ogarnąć stan zapasów w skrzynce z lektyką. Metatron spał, został opatrzony, podane mu zioła i uśpiony. Znaczyło to, że świata miała powodu do zdenerwowania.
-I co ty narobiłeś gamoniu! - Zielarka beształa właśnie milczącego Doumę. W jego obronie postanowił wystąpić brat.
-To wariat. Mag. Zresztą, nawet jak się obudzi to czarować nie może.
-Głupek! Głupek! - Warknęła kobieta przez zęby. - Metatron cię nie uczył? Owszem, jak nie widzi celu to może być mu trudniej ale są magowie...
-...on chyba nie śpi – wdzięcznie wszedł w słowo Douma spoglądając na Arthanala. Wśród świętszy zapanowała konsternacja zmieszana z pewnym przestrachem. Metatron chrapał donośnie.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        Jak oni śmieli, ten nędzny motłoch, te narzędzia, ten pogardy godny proch, zaatakować i związać jego, Arthanala Formierza, mistrza nekromancji i sztuk mrocznych wszelakich?! Zabić ich, spalić, torturować, czuć ich cierpienie, widzieć, jak umierają! Siec, ciąć, łamać, miażdżyć...!
        Ale nie, świta była potrzebna Metatronowi, potrzebował ich do... no, właściwie do życia. Ale może wolałby nieumarłe sługi? Te były przynajmniej posłuszne... Nekromanta postanowił, że kiedy pradawny się obudzi, z pewnością go o to zapyta. Póki co jednak należało się uwolnić...
        Do jego uszu dobiegły odgłosy rozmowy świty. Brawa za szybkie przemyślenie konsekwencji swoich działań! Zielarka miała zresztą rację - nie musiał widzieć celu... choć w tym wypadku po prostu go czuł. Skoncentrowana wiązka energii bez trudu poradziła sobie z więzami, po czym Arthanal wdzięcznym ruchem ściągnął knebel i rzucił go na piach. Następnie wstał, powoli i dostojnie. Tak, był wściekły.
        - Zabiłbym was z wielką chęcią - oświadczył takim tonem, jakby mówił: ,,O tej porze roku pustynia bywa upalna, nieprawdaż?". - Jednakowoż uznałem, że nie byłoby to dobre dla waszego pana... tylko dlatego żyjecie. Możecie się cieszyć, dziękować mi nie musicie. A teraz mówcie: jak długo byłem nieprzytomny, co się działo z Metatronem i, jeśli wiecie - gdzie jesteśmy? Chcę usłyszeć jasne odpowiedzi, w przeciwnym wypadku... być może niedługo będą spacerowały tutaj trzy bezwolne, posłuszne trupy.
        Nekromanta spróbował wyglądać dostojnie i wyniośle, co nawet niemal mu się udało. Gładząc czaszkę na kosturze, wpatrywał się zimnym wzrokiem w wojów i zielarkę. Gdyby spojrzenia mogły zabijać, na piasku leżałyby teraz niezbyt ładne ciała. Ale, że w większości przypadków nie mogły, Arthanal musiał ograniczyć się do obojętnego wyrazu twarzy, który, jak był święcie przekonany, dodawał mu powagi.
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Metatron spał jak zabity. O tym, że jeszcze dychał świadczyły, powolne nieskoordynowane ruchy reagujące na majaki senne. Oddech był tak płytki, że niemal niezauważalny. Czarodziej zdawał się być oddzielony od rzeczywistości grubą ścianą snu.
Zielarka wydawała się wystraszona. Oczywiście, reagowała jak to kobieta – lecz kobieta znająca się na ludziach. Co prawda przestrach ścisnął jej serce i oblicze to jednak doświadczenie życiowe zdawało się jej mówić, że tak wielkie niebezpieczeństwo jak by to sugerował instynkt. Wojownicy reagowali dość przeciwnie, instynkt podpowiadał aby się nie bać, wyprostować się i hardo spojrzeć na nekromantę. Lecz rozum bał się tego co może zrobić, bał się bardzo i nawet skrywany strac przebijał się w ich oczach.
-Spał pan cały jeden dzień praktyczne, aż do teraz, świtu. - Odparła zielarka raźnie. - Jesteśmy niedaleko krateru. Ta wydma za nami od połowy dnia daje bardzo dużo cienia, pan Metatron powinien najpóźniej obudzić się jutro rano albo w nocy.
Domyślając się, że nekromanta może być spragniony brat Doumy podszedł doń z bukłakiem wody. Nie mieli dużych zapasów, ledwo dwa bukłaki, z czego jeden opróżniony już do połowy, a kiedy tu przybywali pełne były trzy. Podał mu maskując niepewność.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        - Dziękuję ci - odparł chłodno zielarce. - I tobie też - zwrócił się do wojaka, przyjmując ofiarowaną mu wodę. Cenny był to dar na pustyni.
        - Dobrze więc! - odezwał się znów po chwili. - Zastanówmy się, co robić dalej.... Jesteśmy na pustyni, tyle wiemy. Wody nam na ten dzień powinno wystarczyć, a tu mamy przyjemny cień. Zostajemy tu - oświadczył, nie bacząc nawet, czy innym będzie to odpowiadać.
        Nekromanta usiadł wygodnie na piasku, kostur kładąc obok. Było ciepło, bardzo ciepło... Skwar uderzał do głowy, burzył myśli, usypiał... W chwilę później Arthanal zamknął oczy.
        I zobaczył. Zobaczył piękny ogród, a przez środek ogrodu przepływała rzeka. Szeroka była to rzeka, a z jej wód czerpały drzewa owocowe wielu gatunków. Nekromanta też tam był - przechadzał się po zielonej darni i jadł z drzew, a owoce ich były słodkie i soczyste. I Arthanal czuł szczęście, a szczęście płynęło ze spokoju, spokoju bowiem nie zaznał dawno...
        - To dobre miejsce - stwierdził w zamyśleniu nekromanta. - Dlaczego więc ja tu jestem? Ale... chcę tu być...
        - Chcę tam być - powtórzył, budząc się ze swojego snu. - Pójdziecie ze mną? - zwrócił się nagle do świty. - Pójdziecie ze mną do pięknego miejsca bez smutku i zmartwienia?
Awatar użytkownika
Metatron
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny - Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Metatron »

Świta zareagowała niepewnym spojrzenie na nekromantę i konsternacją. Świat minął im w ciszy jak i reszta dnia w cieniu wydm. Co jakiś czas tylko zielarka doglądała Metatrona który w nerwowych tikach ruszał się nieprzytomny błądząc myślami w odległych, onirycznych krainach.
Bracia siedzieli na stygnącym wieczorem piasku i grali w karty. Ciepło i światło dawało małe ognisko utworzone ze zużytych opatrunków oraz suchych krzewów znalezionych w pobliżu w skąpej ilości. Noc nadeszła nieprędko. I przyniosła wiele.
***

Pradawny budził się stopniowo. Najpierw nocny ziąb wychłodził jego jeszcze nie do końca czujące wszystko ciało, potem poczuł dopiero swe wnętrze, rzężenie w płucach przy każdym wdechu lecz bez bólu, pieczenie nowych ran gdy kryształy przebijały się przez skórę. Trzecim etapem, po świadomości otoczenia i wnętrza – świadomość myśli – nastąpiła nagle jak wybuch sił.
Trzeba było powiedzieć, że Metatron był niesamowicie inteligentny. Jasność umysłu nastąpiła niemal natychmiastowo, jasne i zimny jak miecz ostrza logiki poczęły ciąć przeszłość na wydarzenia elementarne, a te wrzucać w nieskończona sieć skutków i przyczyn. Trwało to kilka sekund, uzbrojony oręż wniosków, a ponad wszystko uzbrojony w wściekłość którą przetrzymywała tylko siła woli – trzeba wiedzieć, że Metatron był chamem i burakiem więc maniery nie hamowały jego wybuchów – odezwał się zachrypłym ale silnym głosem do zielarki.
W środku nocy wyszeptała mu krótkie sprawozdanie z tego co się działo podczas jego snu. Wysłuchiwał z rosnącym gniewem. Na nieszczęście co wrażliwszych uszu kryształy zalegające w płucach odłamały się i wydaliły z pianą – czarodziej będzie więc mówił dużo, bez przerw na oddech skrępowany tylko swym słabym sercem i zmęczeniem.
-Panie Arthanalu Formierzu! - Srogim głosem wezwał do siebie nekromantę. W słabym świetle gwiazd sylwetka Metatrona zdawała się jeszcze bardziej krucha i słaba. Zdawała się mówić: patrz jakim słabym, jakim marnym, me dłonie są słabe, mój język nie wypowie całości bo zetnie go słabość serca, jestem słaby. Dotknij mnie, a złamię się i nigdy nie powstanę. Lecz na oblicze padały rozedrgane strugi światła ogniska. Już dogasającego, w swym tańcu ukazywały jego surowe oblicze cierpienia. Usta miał blade, zaciśnięte mocno w gniewie, lica opowiadały chistorię bólu który się nie skończył – trwa teraz, dalej nie czuje się dobrze, dalej boli lecz ja z tym żyję. Lecz oczy, swym surowym spojrzeniem mogłyby wgniatać w ziemię. Absolutna perfekcja była w tych źrenicach dopiero początkiem, spojrzenie zarzutu przytłaczało: nie byleś dość dobry! Było to spojrzenie kogoś kto nie akceptuje porażek, swoich czy własnych. Kogoś kto chce naprawić ile tylko się da, a uważa, że powinno się dać wszystko.
Gdzieś na dnie czarnych źrenic pycha śmiała się doniośle. Pycha to upadek. Upadek to klęska. Lecz była była też siłą. Ocalić wszystko – tak mawiał jego ojciec. Ocalić życia, ocalić egzystencje. Więc Metatron wpatrywał się w Arthanala wzrokiem który w jednym momencie zwaliła niego brzemię odpowiedzialności tysiąca lat własnej egzystencji i tysięcy żywotów innych czarodziejów. Jesteś magiem, masz siłę, nie możesz zawodzić. I wtedy nastąpiła eksplozja.
-Ty skończony debilu, synu kulawej suki! Jak mogłeś kretynie uruchomić te jebane zaklęcie! W parchatym czerepie nie umiesz dodać jebanego dwa do dwóch? Druga wariacja warunku pływowego Cimcuma ukryta interpolacją węzłów pływowych, mówi to coś tobie psubracie? Sprzedawałeś się cholernym psom aby tego nie zauważyć gdy miałeś opanować przesunięcia aksjomatów niestycznych? Przebudziłeś jebanego Magnusa, mało ci? To jeszcze zniszczyłeś starożytne ruiny jako ostatni kretyn które miały trwać jeszcze pieprzone tysiące lat, można było je badać! Chorzelanie szczęście, że zniszczenia są tak małe. W czerep jebał cię mentor, że nie wpadłeś na stabilizacje metodą Lebitza Młodszego którą opisał ledwo sto lat temu? Cokolwiek zrobiłeś głupcze aby uratować ruiny? Nieee! Kim ty jesteś? Jebanym magiem, zapamiętaj to idioto! Srom ci duszę zatruł, że z trupami się zadajesz? Moją świtę popaprańcu zabijać? Czaszki, trupy? Siły marnujesz na chędożenie trupów ty świnio! Potęga, własne przyjemności, jebana późność i twa niekompetencja... Masz coś na wytłumaczenie świnio?
Metatron zamilkł. Serce waliło mu jak młot, a w ustach poczuł suchość. Zawirowało mu w głowie, pociemniało w oczach. Ostry ból w klatce piersiowej spowodował cierpiętniczy grymas lecz nadal trzymał się godnie. Po prostu przesadził - mówił za dużo, za bardzo się zdenerwował. Nawet zrobiło się mu głupio w stosunku do Arthanala. Może był zbyt surowy, zbyt wulgarny? Lecz myśl ta biła się ze wściekłością. Lecz kiedyś wygra. Myśli mają to do siebie, że w w przeciwieństwie do emocji nie gasną, a trwają wieki.
Awatar użytkownika
Arthanal
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 79
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Lich
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Arthanal »

        - Czas - odparł Arthanal, niezwykle cicho, niezwykle spokojnie, nienaturalnie wręcz. - Nie miałem czasu na stabilizację bez ingerencji w strukturę energii... ingerencja zaś była niemożliwa. Ta energia... była niestabilna, była dzika, nieokiełznana i obca dla mnie. Jakże więc mogłem to ustabilizować? By zadziałać zgodnie z metodą autorstwa Lebitza Młodszego, musiałbym utworzyć zapory. By utworzyć zapory, musiałbym stworzyć płaszcz, stały płaszcz, płaszcz stabilny, na którym energia rozłożyłaby się równomiernie. To trudne zadanie, Metatronie Cimcum Chesedzie, trudne tym bardziej, że energia była inna niż wszystkie, z którymi spotkałem się do tej pory. Wreszcie wymuszenie drgań, stworzenie punktów, skupiających energię... Podołałbym, tak. Gdybym miał kilka godzin. Zważ, Metatronie, jak trudno jest czasami wpływać na magię za pomocą Rozkazów, to nie to samo, co wymówić pewne słowa i czekać na efekt. Nie... ta sztuka jest bardziej skomplikowana, bardziej nieprzewidywalna i trudniejsza w opanowaniu. Czas... nie miałem go, zważ jednak, że dzięki mnie żyjesz tak ty, jak i twoja świta...
        I nie, druga wariacja warunku pływowego Cimcuma jest mi zupełnie obca. Być może znam ją pod inną nazwą, być może nigdy nie było mi dane dowiedzieć się, czym ona jest... I tak, być może przebudziłem Magnusa. Być może nawet o mało nas nie zabiłem. Mówisz, że to źle - wybaczam ci, bo wiem, żeś nigdy nie poznał śmierci. Obserwować śmierć, fascynować się śmiercią, zadawać śmierć, rozkazywać śmierci, ożywiać zmarłych, naginać zmarłych, naginać śmierć do swojej woli...! To uczucia ci obce... Dlatego też nie możesz zrozumieć moich motywów. Wiedz jednak, że miałem powody, powody nie mniej dla mnie ważne, niż twoja misja dla ciebie. Dość już jednak o tym; wystarczy nam niesnasek i sporów. Jesteśmy na środku pustyni, z dala od cywilizacji, a co za tym idzie - z dala od wody i pożywienia. Należy się stąd wydostać.
        - Porzuć swoje obawy, które z pewnością żywisz, Metatronie - dodał po chwili milczenia nekromanta. - Nie żywię do ciebie urazy, nie zraniłeś mnie swymi ostrymi słowy. Jeśli takie zaś będzie twoje życzenie, nadal będę ci pomagał...
Zablokowany

Wróć do „Pustynia Nanher”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości