Księstwo KarnsteinPrzystań w Varhelu - czas Nefalimów

Miasta Karnsteinu są istnym kotłem, do którego wrzucono wielość nacji i upodobań architektonicznych. Wystawne domy w kolorach purpury i złota sąsiadują tutaj z dzielnicami, w których budowle mają być przede wszystkim funkcjonalne. Proste domy ułożone wśród wąskich, równoległych uliczek, wyłożonych kamieniami, zamieszkiwane są głównie przez mroczne elfy, dla których przepych jest zbędny. Po przeciwnej stronie są budowle, które zaskakują dbałością o szczegóły. Kolumny z głowicami przedstawiającymi sceny z legend.
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Na Medardzie właściciel karczmy nie wywarł zbyt wielkiego wrażenia. Książę wydał jakiś edykt i zajął się sobą. Liwian nie wiedział czy usłyszał, jak karczmarz na odchodnym mruczy pod nosem, że w końcu łaskawy wielmoża raczył ruszyć swoje cztery litery i zacząć walczyć z przestępczością, która w Varhelu rozwijała się zatrważająco szybko. Czarodziej napił się miodu starając się ukryć uśmiech. Poprosił oberżystę o wodę, gdy ją dostał nalał trochę na mały talerzyk i podał Grimiemu. Chłopak upił jeszcze odrobinę miodu. Nie czuł smaku płynu, ale czytając powierzchowne myśli kilku gości pijących ten sam trunek zorientował się, ze jest wybitnie smaczny. Czasami brak smaku był uciążliwy.
- Dziękuję bardzo drogi piracie za ten wybitny trunek - zwrócił się Liwian do Gersena.
- Medardzie, zastanawiam się jak długo władasz już tym księstwem? Bywałem na wielu dworach, balach i innych miejscach, gdzie spotykali się wielmoża z całej Alaranii, ale nie przypominam sobie byśmy się kiedyś spotkali. Zastanawia mnie czy po prostu nie bywasz w takich miejscach, czy też ja byłem na złych przyjęciach.
Zasadniczo było to dosyć dziwne. Liwian znał wielu arystokratów przynajmniej z widzenia, wampira zaś poznał dopiero dzisiejszego dnia.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wreszcie zapanował jako taki stan, który można by było nazwać spokojem. Biesiadnicy i pijacy zasiedli za suto zastawionymi stołami, a podstarzałe już smoczysko zacierało łapki, zaślepione krociowymi zyskami. Niewdzięcznik nie uszanował majestatu księcia i gdy tylko parkiet wyczyszczono z juchy owych posrańców, jął zrzędzić na monarchę, że za późno przybył z przestępczością walczyć. A straż miejska czy inny Selbschutz to gdzie?! Książę postanowił jednak nie odpowiadać na zaczepki gada i zajął się pilniejszymi sprawami.
Do takich niewątpliwie należało picie owego wyśmienitego miodu, z którego to całe tłumy ludu wielu ras ściągały hurmem do Varhelu.
I rzeczywiście, trunek był najprzedniejszej jakości - takie rzadko spotykało się na wystawnych balach w gronie arystokratycznym, a co dopiero w bele karczmie dla łyków! Wilk morski od razu poznał się na rzeczy, nie rozstając się ze stojącym do niedawna na stole dzbanem varhelskiego półtoraka "Krew Nosferata" - zaiste, ciekawa nazwa dla miodu...
Popiwszy nieco, pirat zaczął dziwną rozmowę na temat rzekomego braku zdolności towarzyskich Jen. No cóż - wobec takich typów, jak siedzący do niedawna przy stole oszołom, nawet prorok Lebioda prędzej użyłby bata, aniżeli słownych pertraktacji. Medard nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szyderczo, odsłaniając kły. Zaraz potem czarodziej, być może chcąc uzgodnić pewne zawiłości panujące wśród arystokracji Alaranii, spytał o bytność Karnsteinu na przyjęciach organizowanych przez "dwory" jak również i inne rzeczy zaprzątały jego chłonny umysł.
- Nie wiem, czy byleś wtedy na świecie. Jutro mija okrągły wiek od tej naturalnej, również dla wampirów, kolei rzeczy. Jak widać nie straciłem niczego z dawnej werwy, polotu i swego rodzaju nonszalancji, mając konwenanse głęboko w rzyci.
Widocznie wybrałeś towarzystwo tych chełpiących się bebechami, pływających w luksusach dhynen z Północy. W elfich państwach i odległym Arturonie na różnorakich bankietach bywam regularnie. Ech, tam to się dopiero dzieje - właśnie na tego typu przyjęciach pisze się właściwą historię, nie skrybowie w swych obskurnych celach, nieprawdaż? To, że czas nie pozwolił nam się spotkać na wystawnych balach dla bogaczy i wpływowych zamordystów zawsze można nadrobić w Anperii na festynie z okazji jubileuszu miasta. - rzucił Medard, sącząc kolejną czarę miodu.
Dzień jak co dzień - same utrapienia. Może następne tygodnie przyniosą coś nowego...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Gersen
Kroczący w Snach
Posty: 247
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czlowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gersen »

Zaaferowanemu walką karczmarzowi, Medard z właściwą sobie nonszalancją nadał kilka przywilejów, wydał kilka edyktów i powrócił do picia miodu. Obiekcje dotyczące państwa, w którym prawa nadaje się chwilę po karczemnej bójce, pirat zatrzymał dla siebie, jak zresztą wiele poprzednich. Wróciwszy do delektowania się smakiem miodu w zapewne kosztownych, bo wykonanych z niesamowitą precyzją, dzbanów, do uszu Gersena dobiegły podziękowania za darmową kolejkę wybornego trunku. Mężczyzna w odpowiedzi zdobył się na podniesienie swego naczynia w stronę Liwiana i niemy toast. Znów się zaciągnął. Pozostali klienci, poprzednio nieco onieśmieleni i przestraszeni, sami także zaczęli palić, najwidoczniej czując w zachowaniu pirata przyzwolenie. Dym przeciskając się pomiędzy małymi szparami w suficie, bardzo powoli opuszczał pomieszczenie, Gersen obserwując to niesamowicie ciekawe, w jego opinii, zjawisko, powrócił do rozmowy z Jen.
- Socjopatka od święta? Czy to delikatnie nie kłóci się z samą definicją tegoż stanu?
Pirat nie zdążył ugryźć się w język. Czasami miał problem z zbyt wyrafinowanym językiem, co bywało problemem i powodem do wielu podejrzeń w jego... fachu. Ciągle, nawet po tylu minionych latach, odzywały się jego nawyki z akademii oficerskiej, gdzie o dziwo kładziono nacisk nie tylko na umiejętności typowe dla żołnierza, lecz także tych bardziej przydatnych arystokracie. Ostatecznie jednak mógł być przewrażliwiony, a nowo poznana osóbka mogła w ogóle nie zwrócić na ten fakt uwagi.
- W każdym razie, krwiopijcę poznałem po jego nieszczęśliwym lądowaniu na moim jeszcze bardziej nieszczęśliwym statku. Jeśli którykolwiek bard chciałby opisać wspomnianą sytuację, prawdopodobnie wszyscy obśmialiby go równo. Chociaż jest to całkiem długa i zawiła historia.
Pirat wyczuł, że stał się bardziej gadatliwy niż zwykle, więc postarał się uciąć swoją opowieść i powrócił do swobodnego spijania miodu.
That is not dead which can eternal lie, and with strange aeons even death may die.
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

        Jednym uchem przysłuchiwała się rozmowie Liwiana i Medarda, a drugim, uważniej słuchała odpowiedzi pirata.
- Powiedziałabym raczej, że nie tyle delikatnie co... Chociaż nie, w sumie "delikatnie" to idealne słowo. - Potwierdziła uśmiechem, którego nie powstydziłby się psychopatyczny morderca.
        Uśmiech się jej jeszcze rozszerzył, kiedy Gersen powiedział, jak poznał się z wampirem. Gdy przerwał swą wypowiedź, postanowiła nie naciskać, bądź co bądź to nie jej sprawa. Zamiast tego wróciła do swojego miodu. Alkohol rozluźniał, potęgował też jej zmęczenie. Miała nadzieję, że może chociaż Medard zna miejsce, w którym będzie można odpocząć nie obawiając się o swą sakiewkę i życie. Byłoby to takie miłe i przyjemne, wreszcie, po raz pierwszy od wielu dni spać w cieplutkim, wygodnym, miękkim łóżku... Śnić o smokach zamieniających się w psy, psach przeistaczających się w jednorożce, jednorożcach stających się szczupakami... Jen, ani mi się waż upić. Nie dwoma kuflami miodu - ostrzegła samą siebie, co natychmiast otrzeźwiło umysł.
        Niechętnie okładając trunek na bok spojrzała po poznanych tego dnia ludziach i nieludziach. Książę-wampir rozmawiający z Liwianem, pirat popijający miód tak, jakby była to jakaś rutyna. Zerknęła przez ramię w stronę drzwi, gdzie zauważyła Felippe dotrzymującego towarzystwa Nayi. Kilka osób gdzieś po drodze się zawieruszyło, ale niespecjalnie się tym przejęła. Bywa.
        Przypomniała sobie, że w końcu nie odpowiedziała na pytanie Gersena.
- Spotkałam tych tu obecnych podczas pewnego incydentu w łaźni. Dość powiedzieć, że to z głównie mojej przyczyny była ona udekorowana takimi żyrandolami, a ci jegomoście po prostu przyszli damie z bezinteresowną pomocą.
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Awatar użytkownika
Felippe
Szukający Snów
Posty: 166
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Mai podmuchu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Felippe »

- Może w takim razie wolałabyś się napić wody? Albo coś zjeść? Albo odpocząć w bardziej, ekhm... wygodnym miejscu? - dopytywał się Felippe. Może niesłusznie, ale czuł się w pewnie sposób odpowiedzialny za swoją rodaczkę. Czekając na odpowiedź upił kolejny łyk wyśmienitego miodu. Dziwnie mu się piło w pojedynkę. Zwykle kosztował alkoholu po to, by innym rozwiązały się języki. Sam niestety nie mógł się upić, w czym był zupełnym przeciwieństwem Nayi. Wydało mu się to dziwne, bo nie była to odporność wypracowana, ale naturalna. W końcu ciała maiów działały na nieco innych zasadach niż organizmy większości stworzeń. Widać sprawa była jeszcze bardziej skomplikowana.
Odstawiwszy dzban wybornego miodu tuż koło skrzynki, na której siedział ustawił dłonie w taki sposób, jakby trzymał całkiem sporą, niewidzialną kulę. Skupił swój wzrok na środku tej kuli, by po chwili ledwo widocznym uśmiechem na ustach powitać maleńkie tornado latające tam i z powrotem jak dziecięca zabawka zwana bączkiem. Wir powietrza był jednak zabawniejszy od owego bączka, ponieważ mai mógł dowolnie manipulować jego kształtem. Raz lejek był wysoki i smukły, raz niski i szeroki, czasem zwężał się ku dołowi, by za chwilę odwrócić się zupełnie do góry nogami. Kiedy zbliżał się do ziemi porywał ziarenka piasku i kurz, które wirowały przez chwilę, by opaść z powrotem na drogę. Właściwie chłopak robił to tylko z połowiczną świadomością, bynajmniej nie po to, by popisać się przed kimkolwiek. Po prostu tęsknił za jakąś otwartą przestrzenią, gdzie mógłby poczuć pęd powietrza. Felippe uwielbiał miasta i ich mieszkańców, ale niezależnie od tego, jak dobrze by się bawił, to w końcu zawsze musiał na jakiś czas wrócić na łono natury, gdzie mógł być sam.
Nagle tronadko zniknęło, a Felippe gwałtownie podniósł głowę patrząc na Nayię.
- Przepraszam, mówiłaś coś? Zamyśliłem się na chwilę - powiedział z pociesznym uśmiechem.
Uważaj, żeby nie pomylić nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu
Awatar użytkownika
Naya
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Maia Podmuchu
Profesje:
Ranga: [img]http://img263.imageshack.us/img263/7033/moderatorgfl.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Naya »

- Nie, nie potrzebuję niczego.. - powiedziała cicho i nagle westchnęła.
Po chwili na jej plecach ukazały się śnieżnobiałe skrzydła, które poderwały do lotu Maię. Z głuchym tupnięciem wystartowała w powietrze. Wzbiła się wysoko ponad miasto, latając tam i z powrotem. Na jej twarzy znowu zawitał uśmiech; pęd powietrza był czymś niesamowicie orzeźwiającym, szczególnie dla niej. Po jakimś czasie zauważyła pegaza, lecącego jeszcze wyżej. Stworzenie spostrzegło Nayę i przyspieszyło lotu. Nie zamierzała go gonić. Sama zniżyła lot i wylądowała obok skrzynek. Usiadła na jednej z nich, pełna radości niecodziennej dla niej w mieście.
http://www.youtube.com/watch?v=PfbF44UeRBY Zawsze płaczę, kiedy tego słucham...
Awatar użytkownika
Naoki
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 116
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Naoki »

Łażąc od domu do domu i robiąc słodkie oczka, udało mu się wysępić trochę jedzenia które natychmiast trafiło do jego brzucha. Podczas gdy Medard i reszta bawili się w picie, zabijanie, mdlenie czy wydawanie świstków on spał sobie smacznie, zwinięty w kłębek na jakimś dachu. Śniła mu się pustynia. Pustynie były fajne; było na nich bardzo dużo piasku, gadów które można było zabijać, słońca które tak miło grzało...
ze snu wybudziła go przechadzająca się ulicami miasta, bardzo głośna grupa gnomów. Kot przeczekał aż sobie pójdą, w międzyczasie przeciągając się leniwie. Gdy było już bezpiecznie zlazł na ulicę i opuścił miasto. I tyle go tutaj widzieli.
Awatar użytkownika
Liwian
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 118
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Liwian »

Liwian uważnie wysłuchał odpowiedzi Medarda. Zastanawiał się ile wampir może mieć lat. Zasadniczo nie miało to większego znaczenia, ale czarodziejowi rzadko zdarzało się spotkać kogoś starszego niż on sam.
- Szczerze przyznam się Medardzie, że na ostatnim elfim bankiecie byłem dość dawno. Z dwa wieki by już były. Z resztą ostatnim balem, n którym się pojawiłem był ślub pewnej szlachcianki pięćdziesiąt lat temu. Jeżeli zaś chodzi o to, czy byłem na świecie... nie wiem. Ostatnie moje urodziny, które obchodziłem odbyły się bardzo dawno, a kończyłem wtedy równe sto lat. Z czasem straciłem rachubę, ale zdaje się, że dobijam do pięćsetki. Co do północnych bali, muszę przyznać, że faktycznie nie umywają się do tych z Arturonu, ale byłem na kilku wyśmienitych przyjęciach w tamtym rejonie. Tamtejsze bójki między wielmożami dostarczają nie lada atrakcji.
Czarodziej uśmiechnął się na wspomnienie zabaw, w których miał okazję brać udział. Z zamyślenia wyrwał go karczmarz, który stanął mu za plecami i zaczął wpatrywać się w jaszczurkę, która pije wodę z talerzyka. Rudowłosy nie odwrócił się i po chwili oberżysta odszedł. Liwian mógłby przysiąc, że niedługo obok tabliczki, na której widnieje napis zabraniający wstępu psom pojawi się druga upraszająca o niewprowadzanie żadnych zwierząt. No cóż, dyskryminacja się szerzy. Czarodziej westchnął cicho i poklepał Grimiego po głowie. Niestety wszystkie nie-człekokształtne istoty uważane były za mniej inteligentne. No, ale co poradzić? Mentalności całej Alaranii się nie zmieni. Tylko dlaczego do diaska, dlaczego akurat smok jest aż tak nietolerancyjny?!
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Karczmarz z dziwnym zainteresowaniem gapił się na gada, który łapczywie chłeptał wodę z miseczki. Na widok pociesznego zwierzaczka smoczego oberżystę od razu niemal ogarnęły wspomnienia własnych pupili. O dziwo sam łuskonośny także posiadał ongiś podobnego jaszczura, więc odpowiedział:
- Miałem kiedyś jednego z tych łobuzów. Zaiste, obserwowanie ich zachowań czasami daje niezłą rozrywkę. Na dalekim południu używają ich do walk, podobnych zresztą bestialskim zmaganiom psów, kogutów czy rybek zwanych bojownikami. Barbarzyńcy...
Medard zaś, pijąc kolejny już dzban miodu, rozprawiał z wiekowym czarodziejem o tym, jakie to ongiś przyjęcia urządzano w Arturonie i czym różniły się one od ekwiwalentnych na reszcie kontynentu. Wąpierz wsłuchał się w treść opowiadań Liwiana i zaraz dorzucił:
- O elfich przyjęciach to już nawet pieśni słyszy się nierzadko, ale śmiertelnicy z Arturonu biją Długouchów w tym fachu na łeb. Arturońskie biby noga trwać nieprzerwanie nawet i przez pół roku. Niekiedy przez cały czas udaje im się utrzymać początkową jakość trunków, co jest cechą niespotykaną gdzie indziej. Jak oni to robią?! Ilekroć bywam w tamtych stronach, zawsze m,nie to zadziwia - taki urok tego nadmorskiego kraju, a ostatnio jestem tam częstym gościem z uwagi na posiadanie hmm, swego rodzaju kolonii na ich ziemiach, ale to historia na dłużej. Wątpię, by zaciekawiła dzisiaj kogokolwiek. W bojkach tez Arturon zdaje się przodować, sam miałem okazję jednego wyrywnego szlachciura za chabety wypirzyć z zamku i po kopnięciu w rzyć władować prosto do poidła dla koni. Okoliczna ludność miała z tego niezły ubaw! Człowiek, gdy sobie wypije, staje się dosyć agresywnym stworzeniem...
Następnie Medard przysłuchał się rozmowom, jakie prowadzili Jen i Gersen, a gdy padło pytanie o możliwe miejsce noclegu, wtrącił swoje trzy miedziaki:
- Budynek przylegający do karczmy łuskonośnych od wieków należy do von Karnsteinów, możecie tam udać się na spoczynek, aczkolwiek pojęcia nie mam, czy jacyś dzicy lokatorzy nie wprowadzili się doń podczas nieobecności rodu w mieście...
Popijawa trwała w najlepsze, a pucołowaty smoczysko tyko zacierał grubiutkie łapska na wyobrażenie o zarobionych krociach. Czasami opłaca się postawić komuś wpływowemu, by potężniejszy odeń zrobił mu z rzyci jesień średniowiecza. Noc zdawała się nie mieć końca, z oddali dochodziły odgłosy wycia wielkich wilków i pomrukiwania szablastozębnych kotów, zamieszkujących pobliskie lasy. Gdzieniegdzie dało się słyszeć donośne trąbienie potężnego mamuta, którego Karnsteińczycy obrali panem tych ziem...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Nie spieszyła się z zejściem na ląd, ale też nie chciała za bardzo odstawać od grupy pasażerów, którzy opuszczali statek po trapie, schodząc do przystani w Varhelu. Słońce już zaszło za linią horyzontu, chociaż wieczór był jeszcze wczesny i jasny.
Oto Karnstein - pomyślała z powagą, przywołując w myślach cel swojego przybycia. Zdjęła kaptur płaszcza i rozejrzała się po porcie zbierając wszystkimi zmysłami dane o nowym otoczeniu. Była świeżo po wielogodzinnym torporze i czuła się wypoczęta i pobudzona. Niewielki głód sygnalizował jej, że zbliża się pora łowów.
Klivien nie straszyła swoich ofiar i nie zabijała ich. Lubiła ludzką i elfią krew o wiele bardziej niż zwierzęcą i miała swoje własne przyzwyczajenia w tym względzie. Piła krew prawie wyłącznie osób odurzonych alkoholem i to na tyle, by nie pamiętały, nie czuły lub miały wątpliwości po wytrzeźwieniu, co do tego co zaszło. Nie tykała przy tym pijaków i pospólstwa. Wybierała arystokrację i bogatych kupców. Często sama upijała ofiarę, którą zamierzała się pożywić. Wieczorna pora biesiad i zabaw była idealnym czasem na konsumpcję krwi, a także na zdobywanie potrzebnych jej informacji.
Zapytała w porcie o znany lokal godny polecenia i została pokierowana do sławnego "Kuroliszka".
Nałożyła z powrotem kaptur, kryjąc miedziano-złote loki. Bogatą, długa suknię z aksamitu skrywała pod ciemnoszarym płaszczem. Niewielki bagaż miała przytroczony do siodła rumaka o szaro-błekitnej sierści, którego prowadziła za uzdę. Mergot, dzięki swojemu umaszczeniu przyciągał więcej uwagi, niż ona sama.
Oddała konia do przykarczemnej stajni i zamówiła pokój na jeden dzień. Zapłaciła z góry połowę ceny, po czym udała się do sali biesiadnej. Panujący gwar nieprzyjemnie uderzył w jej wrażliwe uszy i wywołał na jej obliczu krótki grymas, jakby cierpienia. Nie zdejmując kaptura podeszła do szynkwasu i dotąd wodziła wzrokiem za dziewką usługującą, aż ta czując chłodne, hipnotyzujące spojrzenie zbliżyła się do niej z pytaniem co podać.
- Nalej mi wodę. Do nieprzezroczystego naczynia - poinstruowała ją zwięźle - Zapłacę jak za najlepsze wino.
Gdy dziewczyna się oddaliła, Klivien zajęła się dyskretnym ocenianiem obecnych w karczmie, poszukując kogoś, kogo krwi chciałaby skosztować. Byłoby dobrze, gdyby przy okazji umiał jej coś powiedzieć na temat obecnego miejsca pobytu władcy Karnsteinu.

Usłyszała głos Medarda zanim go dostrzegła. Serce jej zabiło mocniej i poczuła całym ciałem jak metabolizm krwi w jej ciele przyspiesza. Zmysły jeszcze bardziej się wyostrzyły, a nozdrza dziewczyny rozdęły głębszym oddechem. Wbiła w niego wzrok spod kaptura i łowiła każde jego słowo, starając się jednocześnie skupić. Przyniesioną wodę w kielichu z brązu wychyliła duszkiem. Następnie wysunęła spod płaszcza nóż, nacięła nim sobie nadgarstek, uważając czy nikt jej nie obserwuje. Obszernym rękawem nakryła rękę i kielich, do którego spuściła sobie kilka porcji krwi. Następnie podwiązała nacięcie czarnym bandażem, który nosiła w kieszeni płaszcza.
Skinęła na dziewczynę usługującą gościom, podała jej najpierw złota monetę, a potem kielich i kazała zanieść Medardowi do stolika.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nagle, do stolika, przy którym siedziało towarzystwo wybawicieli smoczego oberżysty od typa spod ciemnej gwiazdy i jego sługusów, dotarła jedna z kelnerek i pośpiesznie wręczyła Medardowi napój w oryginalnym kielichu. Niby nic takiego - ot zwyczajna fanaberia lokalnej społeczności bądź nawet może prywatna inicjatywa ucieszonego z odzyskanego gmaszyska karczmarza. Nic bardziej mylnego, Medard wręczył dziewce napiwek za fatygę i z uwagą przyjrzał się nie tyle naczyniu, co jego zawartości. Wewnątrz kielicha chlupotała różowawa ciecz o charakterystycznym, miedzianym zapachu, nieco przytłumionym wonią samego pojemnika - tak, rozpoznanie takiego zapachu było dla doświadczonego wąpierza niczym splunięcie czy kaszka z mleczkiem. Karminowa esencja życia, i to życia nie byle jakiego - Klivien. Wyczuwał jej obecność, chociaż starała się ja przytłumić impulsami wydawanymi przez ten chędożony medalion. Nie do końca był pewien, co też oznaczało to swoiste powitanie, lecz okazałby się niewartym funta kłaków fanfaronem tudzież marnującym okazje głupcem, gdyby nie poszukał odpowiedzi u źródła. Majestatycznie uniósł kielich ku górze i pił zawartość, jakby było nią najcenniejsze z wykwintnych win tego świata. ~Twoje zdrowie, Klivien.
Nasyciwszy głód, zebrał się do wykonania równie efektownego i upstrzonego mistyką odzewu. Nie wahając się ani chwili, przegryzł nadgarstek w najbardziej bogatym w naczynia krwionośne miejscu, a po chwili do zdobionej czary, która o dziwo nie została spożytkowana przy miodzie, jęły spływać strużki ciemnego, niemal bordowego płynu, zawierającego w sobie jakoby esencje wieków i millenniów dziedzictwa władców nocy... Nie czekając na służki, sam udał się w miejsce, gdzie akurat przebywała Klivien, by odnaleźć sens życia, jego znaczenie, a może i coś więcej...
- Nasze drogi znowu się spotkały, witaj. - oznajmił, by zaraz potem wręczyć jej niecodzienny, pełen mistycyzmu prezent...
Nikt ani nic nie było w stanie zakłócić czy przerwać tak rzadkiego widoku... Należy patrzeć poza to, co widać....
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Od chwili, jak podała naczynie służce, starała się nie patrzeć w kierunku stolika Medarda. Była w tym pewna duma i opanowanie, które także chciała mu okazać. Szukanie kontaktu wzrokowego byłoby dość prymitywne.
Posłała mu esencje siebie i cześć swojej energii okazując swego rodzaju hołd i wyraz uznania wyższości. Arystokrata z pewnością to lubił. Liczyła na telepatyczna wiadomość. Na to, że prędzej czy później zechce ja znaleźć, wiedząc, że przybyła do Karnsteinu. Zaskoczył ją zjawiając się osobiście od razu.

Kiedy przed nią stanął z kielichem w dłoni, górował nad nią wzrostem, więc musiała unieść oczy, by spotkać jego spojrzenie. Zsunęła kaptur, bo nie musiała już się obawiać niepożądanej zaczepki z niczyjej strony. Powoli sięgnęła po podane jej naczynie.
Wyczuwał w niej emocje, nawet nie musząc się uciekać do nadnaturalnych zmysłów. Jej oczy błyszczały, ciało lekko drżało pełne napięcia. Było w niej coś jakby lęk i siłą powstrzymywany odruch ucieczki. A jednocześnie, była też pasja i zaciekłość. Była gotowa do drapieżnego skoku na niego w akcie desperackiej obrony. Dlaczego się bała? Tego już Medard nie mógł odgadnąć z samej obserwacji wampirzycy.
- Bądź pozdrowiony, książę - odpowiedziała na powitanie oficjalnym, ale miękkim tonem. Spojrzała na aromatyczną krew w kielichu, która przyprawiała już sama swoją wonią o lekki zawrót głowy. Podniosła znów szare oczy na wampierza i zarówno ich wyraz, jak i jej głos zdradzały odrobinę upojenia - Czy zawartość tego naczynia smakuje tym wszystkim czego jeszcze nie znam, a co wciąż mnie wzywa? Medardzie... Czy pomożesz mi zrozumieć to czym jestem?

Podniosła kielich do warg. Czuła, że ta krew ma w sobie elektryzująca magię. Moc, która wnikając w jej krwiobieg wywołała lodowate zimno na kręgosłupie. Znów walczyła z sobą, by zachować opanowanie. Jakąś drugą cząstką siebie widziała jak upuszcza naczynie i zrywa się by wybiec z karczmy. A jednak stała dalej... z zamkniętymi oczami, czując jak krew księcia miesza się z jej własną. Po chwili wzięła głęboki oddech i odstawiła kielich na ladę.
- Nie ucieknę sama przed sobą. Mogę błądzić i walczyć, opierając się swej naturze i nieustannie tęskniąc za życiem... albo prosić cię, byś mnie nauczył jak pokochać dar, który otrzymałam. Proszę więc, byś pozwolił mi sobie służyć.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Nikt by się tego, co zaszło przed chwila dosłownie nie mógł nawet spodziewać. Chociaż to Karnstein i ludność miejscowa przywykła oglądać nie takie widoki, bo cóż zdrożnego jest w scenie picia czyjejś krwi - naturalnie nic. Jednak tamto zdarzenie nieco odbiegało od zwyczajnego rytu posilania się wąpierza, nawet w tak zdziwaczałym i pełnym odszczepieńców wszelakiej maści ośrodku handlowym.
Dzień niby zwyczajny, szaro-bury wypełniony obowiązkami i tępieniem bandziorów czy skurwysynów wszelakiej maści sprawił wąpierzowi nie lada niespodziankę.
Próbował pozostać neutralnym wobec wiadomych objawów - wszak wiedział, że pełnia przemiany kiedyś musiała nastąpić, nawet tak zapalczywie tłumiona przez dziewczynę od samego bodaj początku. Przecież wszem i wobec wiadomo, iż nikomu ta zgubna sztuka jeszcze się nie udała.
- Darujmy sobie resentymenty to primo, secundo - jesteśmy w oberży, nie pałacach upstrzonych złotem niczym burek pchłami. Ciesze się, że w końcu znalazłaś odwagę, by tutaj dotrzeć. Hmmmm, niektórzy powiadają, że nigdy nie pili czegoś równie oryginalnego, i cennego zarazem. Wnętrze czary woła cię całym swym bogactwem, Klivien. Prawda jest też, że nie sposób od niego się uwolnić czy jakkolwiek inaczej uciec. Kwintesencja życia ukryta we krwi przyciąga nas cala swoja potęgą utrzymywania tego, co kiedyś było także twoim udziałem, Klivien. Za życie - przeszłe, do którego nikt z nas nie wrodzi i przyszłe, przed którym już nie ma ucieczki. Pomogę Ci w tej trudnej dla każdego drodze, sam zew nie jest groźny, gdy nauczysz się nad nim panować, ale to jak mniemam, wychodzi ci doskonale. Sens bycia niestety musisz odnaleźć sama - nawet ja się jeszcze nań nie natknąłem. Postaram się za to przybliżyć Ci to, czym jest potęga krwi i jak umiejętnie korzystać z otrzymanego daru.
Patrzył, jak zawartość czary niknie w ustach Klivien, obserwował jej reakcje, jednak niektóre rzeczy mogły ujść jego uwadze. Gdy już naczynie zostało opróżnione, Medard wsłuchiwał się w to, co Klivien miała mu do przekazania. Wreszcie, po tylu latach dotarła do niej oczywistość, z powodu której niejeden świeżo upieczony konwertyta odebrał sobie życie. Pomału może uda się naprawić to, co ongiś spartolił jeden niedouk.
- Święte słowa. Z dwojga złego na pewno nie ociekałbym przed tym, co nieuniknione. Twoje prośby zostały wysłuchane - nie musisz się martwić, że coś pójdzie nie tak - masz przecież mnie. Nie wiem, czy to wystarczy, ale zawsze warto spróbować.
Świat toczył się własnym tempem, nie zwracając zbytniej uwagi na to, co przed chwilą zdarzyło się w Kuroliszku.
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Klivien
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 102
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Klivien »

Musiała przed sobą przyznać, że krew wampira była mocna i pobudzająca. Poczuła też jakąś specyficzną więź na poziomie organicznym i energetycznym. Mimo to, dusza Klivien pozostała autonomiczna w swoich uczuciach i celach. Uspokoiło ją to. Obawiała się rodzaju opętania, ale ono nie nastąpiło. Medard nie miał władzy nad jej wolą, ani wglądu w jej umysł. Zgodził się zastąpić jej mentora, którego jej zabrakło na początku drogi Dziecka Nocy. Czuła się sobą i czuła się silniejsza. Udało jej się do niego dotrzeć i zażegnać dawny konflikt i uraz. Wszystko układało się dobrze. Odetchnęła więc i pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.
- Czuję się zaszczycona książę, że poświęciłeś mi swą uwagę, mimo iż jak mniemam masz pod opieką kilku towarzyszy - odwróciła wzrok od wampierza, przenosząc go na osoby za stołem.
Jej uwagę zwrócił osobnik, który na pozór najmniej się wyróżniał z towarzystwa. Ćmiący fajkę, podchmielony pirat. Już na pierwszy rzut oka wyglądał dla niej w pewien sposób znajomo.
Szybko otaksowała pozostałych, nie znajdując nic interesującego dla siebie. Dziewczyna rozmawiająca z Gersenem była nieprzeciętnie atrakcyjna i wyzywająco drapieżna. Kusza, miecze, noże... piękność najeżona ostrzami, które miały zapewne strzec jej wątpliwej cnoty. Jednakże nie wyglądało na to, by rozmówca toczył ślinę na widok jej wdzięków. Jego oczy, choć przepite, miały w sobie charakterystyczny błysk inteligencji. Palił w sposób umiejętny, niemal wyrafinowany. Zapewne nawet nie był tego świadomy, jak wiele jego gestów i zachowań zdradzało osobie obytej w półświadku szpiegów, że nie jest tępym prostakiem za jakiego chciałby być brany. Bił od niego ostrożny dystans osobnika, który woli więcej słyszeć niż mówić.
Klivien zaczęła sobie zadawać pytanie, na ile mógłby jej się przydać w jej planach. Czy należał do tych jednostek, które za odpowiednią sumę gotowe były sprzedać własną matkę? Na ile stać by go było na ryzyko? Czy starczyłoby mu bezczelności i umiejętności by wypełnić zadanie?
- Nie mam nic przeciwko temu by się do was dosiąść, jeśli zechcesz panie mnie przedstawić - powiedziała spokojnie, znów spoglądając na Medarda, całkiem już spokojnym wzrokiem.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Po naprawieniu tego , co jakiś niedorobieniec spartolił na samym początku, pozwalając w ogóle na dokonanie Rytuały Przejścia na zupełnie nieprzygotowanej do tego osobie, Medard uznał, iż nadal warto wyprowadzić Klivien na przysłowiowych ludzi. W zawiłym systemie, jaki panuje w innych niż Karnstein społecznościach, gdzie można spotkać większe grupy krwiożerczych istot nocy, nie zdziałałaby wiele. Prawdę mówiąc, bez pomocy szpiegów i tych jej bandziorów nie pożyłaby za długo - każde szanujące się miasto śmiertelnych jest gotowe na wynajęcie człeka, którego chleb powszedni to eliminacja zagrożenia dla bezbronnych w starciu z wąpierzem mieszkańców. Rzucona na głęboką wodę, zapewne zginęłaby marnie, nie mogąc liczyć na jakikolwiek symptom pomocy ze strony dawnych towarzyszy. Życie nieumarłych w śród ludzi stanowi nie lada wyzwanie, a poza Karnsteinem i odległą Maurią nie wygląda ono tak różowo...
Książę odpowiedział:
- Towarzysze świetnie radzą sobie bez mojej obecności. To nie są malutkie dzieciaki, by ciągle się nimi zajmować - jak widać świetnie organizują sobie czas, a łuskonośny robi na nich całkiem spory interes... Jak wypadła znajomość z tym diabełkiem, spotkanym na ulicach jakiś czas temu? Pierwsze obserwacje nie wyglądały na zadowalające, ot wisus jakich niemało na świecie.
Med ukradkiem obserwował dziwne zainteresowanie Klivien piratem, który jak zwykle zresztą bacznie obserwował otaczający go chlew, nie zdradzając nikomu swojej wiedzy. Taki człowiek przydałby się wśród funkcjonariuszy służb Karnsteinu. Postanowił jednak dyskretnie obadać całą sytuację i przede wszystkim dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodzi młodej wampirzycy. Wątek szpiegowski niemal wisiał w powietrzu...
- Jeśli chcesz, możemy do nich dołączyć. Na pewno nie będą mieli nic przeciwko, gdy wyjaśniliśmy sobie pewne sprawy, które nie powinny być wyjawiane ludziom. Nie każdy też toleruje dywagacje na temat krwi i mrocznych obrzędów tudzież spojrzenia w kierunku własnej osoby wywołujące wrażenie, jakby zaraz miał stać się głównym daniem dnia. Idziemy i cieszymy się z powrotu spokoju do tego pięknego miasta, albo zostajemy tutaj. Tak czy siak - zapowiada się miło spędzony czas.
W karczmie o dziwo było coraz więcej biesiadników, hazardzistów przy stolikach do kościanego pokera i zwykłych pijaczków rozsiadłych po parapetach. Łuskonośny tylko patrzył, ślepia zmęczone przecierał i raz po raz zacierał łapki w chciwych geście. Nie na darmo powiadają: ciągnie niczem smoczysko do złota...
So I bless you with my curse
And encourage your endeavour
You’ll be better when you’re worse
You must die to live forever
Jim Steinman

Every night, and every morn,
Some to misery are born.
Every morn, and every night,
Some are born to sweet delight.
Some are born to sweet delight.
Some are born to endless night.
William Blake

Pies patrzy na człowieka z szacunkiem, kot z pogardą, a świnia jak równy z równym. porzekadło Vaerreńczyków
Awatar użytkownika
Jen
Senna Zjawa
Posty: 296
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jen »

        Coraz bardziej zmęczona dopiero po chwili zauważyła, że Medard gdzieś zniknął, ale nie rozglądała się za nim, nie miała ochoty. Ziewnięcie zasygnalizowało, że na nią już czas. Wstała, nie bez żalu patrząc na cudowny miód.
- Było mi niezwykle miło poznać wasze towarzystwo, jednak tutaj nasze drogi się rozchodzą. Może się jeszcze kiedyś spotkamy, może nie, ale na chwilę obecną powiem szczerze, że niespecjalnie mnie to obchodzi. Żegnajcie - powiedziała z uśmiechem i opuściła karczmę, kierując się w stronę miejsca, o którym wcześniej mówił wampir. Na szczęście nikogo tam nie było, więc zadowolona ułożyła się w wygodnym łóżku i zasnęła.
        Następnego ranka jak się obudziła, od razu zawitała do sklepu z ubraniami i wyszła stamtąd z nowym kompletem odzieży i skórzaną, pojemną torbą. Do wieczora zdążyła jeszcze kupić prowiant na kilka następnych dni i zainkasować pieniądze z banku, dzięki czemu pojemność sakiewki diametralnie się zwiększyła. Za niewielką część tych pieniędzy udało jej się zakupić szybkiego, wytrzymałego konia, którego nazwała Samael. Kary ogier był przyjaźnie nastawiony, choć nie mogła mu odmówić swoistej złośliwości. Zanim zaszło słońce, była już daleko poza Varhelem.
– Szybko! Musisz pójść ze mną – rzuciła. – Grozi ci wielkie niebezpieczeństwo!
– Dlaczego?
– Bo cię zabiję, jeśli nie pójdziesz.
- Shut up.
- I didn't say anything.
- You're thinking. That's annoying.
Zablokowany

Wróć do „Księstwo Karnstein”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości