Demara[Opuszczona, nawiedzona rezydencja] Niespodziewane wsparcie

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Pomyślała sobie, że bardzo to wszystko było dziwne. Przysłuchiwanie im się. Oglądanie ich. W ogóle samo spotkanie. I ich obecność w tym miejscu. A już najdziwniej z wszystkiego wyglądało ich przekomarzanie się w tej ponurej i niebezpiecznej scenerii. Po raz kolejny musiała przyznać, że ponieważ znów zaczęła wędrować z Aithne, jej świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
Ściągnęła brwi, wpatrując się w plecy odchodzącego mężczyzny, nim ten zniknął za drzwiami.
- No chyba nie dasz mu wpakować się z tym swoim aroganckim dupskiem do naszego zadania i zabrać nam część zarobku? - mruknęła ponuro do Aithne, obracając głowę w jej stronę. Zmarszczyła z niesmakiem nosek; wdychanie spalenizny przez dłuższy czas było bardzo nieciekawym doświadczeniem. I w ogóle nie miała ochoty już przebywać w tym pokoju. Przyjrzała się uważniej przyjaciółce i westchnęła ciężko; chyba jednak ten typek właśnie to zrobił, wpakował się do zadania i kropka. Rudowłosa nic z tym nie zrobi.
- No i nie będzie wina do kolacji - mruknęła sama do siebie, dość rozżalona. Chociaż, w sumie, zawsze może namówić nowego znajomego do zakupienia takowego. O, i to jest myśl! Ruszyła żwawszym krokiem w kierunku wyjścia z pokoju i już po chwili stała na parkiecie holu. Obróciła głowę w lewo i w prawo, upewniła się, że teren jest czysty i obejrzała przez ramię na przyjaciółkę.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

- Larkin, przysięgam ci, że ściągnę z ciebie skalp, a z twoich skrzydełek zrobię ozdóbkę nad karczemne drzwi! - wydarła się za swoim drogim przyjacielem Aithne i wypadła za Anabde na korytarz, mrużąc ze złością oczy. - Niestety tej pokraki nie można zaliczyć do osób rozumnych - mruknęła do nekromantki, marszcząc nos. - Nie pojmie, że zadanie jest nasze, to wykracza poza jego możliwości intelektualne, to przykre - skwitowała na koniec i położyła dłoń na rękojeści swojego miecza. - Larkin, nie pakuj się tam sam! - krzyknęła po chwili, widząc, że młodzieniec wchodzi do następnego pokoju.
Pociągnęła Anabde za łokieć i poprowadziła śladem Upadłego, burknąwszy, nadzwyczaj płynnie, imponującą wiązankę przekleństw, której nie powstydziłby się żaden awanturnik. Stanęła w progu pomieszczenia i rozejrzała się, szukając wzrokiem potworów.
Wyglądało na to, że znaleźli się w gabinecie, ten pokój był mniejszy i urządzony z większą precyzją. Kolejne regały na książki, okno wychodzące na ulicę, wielkie dębowe biurko i wygodny fotel, jakieś pierdółki na półkach i blacie, w rogu fotel. Pod sufitem wisiała skromniejsza niż w salonie lampa, świecie były pogaszone. Jednak atmosfera pomieszczenia przyprawiła Aithne o nieprzyjemne dreszcze, Upadła podświadomie stanęła przed przyjaciółką, by, w razie zagrożenia, ją osłonić. Coś było nie tak. Coś wisiało w powietrzu.
Skojarzenie z wiszącym powietrzem pobudziło niezastąpioną intuicję dziewczyny. Oderwała wzrok od panoszącego się w gabinecie Larkina i uniosła go do sufitu, by z pełną konsternacją i niedowierzaniem ujrzeć bardzo podobnego do poprzedniego stworzenia potwora, który bezgłośnie dreptał do góry nogami, wlepiając w Upadłego roziskrzone ślepia. Zadrżała, przyglądając się napinającym jasną skórę kościom i ostrym pazurom wczepionym w deski.
A kiedy skoczył, by zaatakować od góry i wgryźć się w kark Larkina, wreszcie oprzytomniała.
- Łapy precz! - krzyknęła, odruchowo machnąwszy ręką, jakby chciała istotę uderzyć i odtrącić.
Zaklęcie w postaci czarnej mgły oderwało się od jej dłoni, oplotło się wokół ciała potwora i pchnęło go dalej, na regały, w które uderzył ze wściekłym skrzekiem. Ciemny obłok, oplótłszy się wokół bladego cielska niczym wąż dusiciel, wgryzł się w skórę, zaczynając ją brutalnie rozrywać.
Ashar'carre, tym razem bez wahania, pokrył się czarną mgłą, kiedy tylko Aithne go dobyła, zupełnie jakby chciał jej coś udowodnić.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Larkin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Larkin »

Obrócił się bardzo leniwie, po czym ze stoickim spokojem przyjrzał leżącemu na ziemi stworzeniu.
- O co tyle krzyku? - mruknął i wrócił do przeglądania leżących na biurku zwojów. Czego szukał, to już jego sprawa, ale najwidoczniej to znalazł. Z triumfalnym uśmiechem wyciągnął jakąś pojedynczą kartkę spomiędzy dwóch okładek. Zerknął kątem oka na wiszącą pod sufitem lampę, na co knoty świec zaskwierczały i rozpłonęły niewielkimi płomieniami. W pokoju zrobiło się przyjemnie jasno. Chwilę przebiegał wzrokiem po treści zapisanej na znalezisku, po czym pokiwał w zamyśleniu głową. Kartka była bardzo stara, atrament już zaczął się wycierać i kilka literek było słabo widocznych, jednak to nie przeszkadzało w zdobyciu zapisanych informacji.
Chłopak zupełnie nie przejmował się piszczącym z bólu i zwijającym się w kłębek stworzeniem, które ledwie chwilę temu chciało odciąć mu głowę. Ta jego pycha i pewność siebie kiedyś go zgubi, mówię wam to.
- No tak, całe zamieszanie oczywiście spowodowane było przez lekkomyślnego nekromantę - mruknął, unosząc wzrok znad trzymanej kartki i posyłając nowej znajomej znaczące spojrzenie. Jego uśmiech nabrał złośliwego wyrazu. - Ktoś przeprowadzał tu niebezpieczne eksperymenty na nieumarłych, przede wszystkim ożywieńcach. A do tego miał zamiłowanie do różnego rodzaju bestii. Wyszło jak wyszło, "dzieci" zamordowały nieudolnego eksperymentatora i teraz harcują po całej chałupie - wyjaśnił, po czym urwał na chwilę i wrócił do czytania treści kartki. Zmarszczył czoło.
- Może być tego tutaj dużo - powiedział. Złożył kartkę na pół, potem jeszcze raz i wsadził ją do kieszeni spodni, coby mieć przy sobie w razie potrzeby. Dopiero teraz poświęcił nieco więcej uwagi niedoszłemu zabójcy. Burgundowe oczy rozjaśniały dziwnym, przerażającym blaskiem; potwór stanął w płomieniach. Towarzyszył temu przerażony skowyt istoty, do którego wkrótce dołączył nieprzyjemny zapach palonego mięsa.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Zazgrzytała zębami, ale na złośliwy komentarz mężczyzny nie odpowiedziała, zmrużyła tylko ostrzegawczo stalowe oczy. Jak zwykle lekkomyślny nekromanta, też coś! Skupiła się na uwagach, jakimi dzielił się z nimi Larkin po przeczytaniu zawartej na kartce treści. Zmarszczyła czoło; podane informacje nie odpowiedziały na najważniejsze pytania, jakie miała. Co nie oznacza, że ów odpowiedzi na kartce nie było. Podeszła do upadłego kilka kroków i wyciągnęła w jego stronę rękę, dość jawnie sugerując, że kartkę chce obejrzeć sama osobiście i dlatego powinien ją dać. Nie doczekawszy się reakcji prychnęła ze złością i bezceremonialnie wyciągnęła zdobycz z kieszeni jego spodni. Nieszczególnie przejęła się faktem, że równoznaczne to było z obmacywaniem po kieszeniach ledwo poznanego chłopaka.
Rozprostowała kartkę i zaczęła czytać. Wyglądało to jak podsumowanie, być może raportu strażników, którzy badali okoliczności śmierci nekromanty. Szczególną uwagę skupiła na jednym akapicie, który mówił o tym w jaki sposób (prawdopodobnie) przeprowadzane były eksperymenty na bestiach.
- Być może udałoby nam się je zwabić do piwnicy, gdzie miał swą siedzibę ich stwórca. Potwory, znaczy się. Naraz łatwiej będzie je zabić.- uznała w końcu, nadal wlepiając spojrzenie w trzymaną w dłoniach kartkę. Dopiero po chwili uniosła wzrok na towarzyszy, unosząc brew ku górze. W ten sposób pytała ich co o tym myślą.
Po raz kolejny zmarszczyła nos, gdy jej nozdrzy dobiegł smród palonego ciała. Być może i miała kiepski węch, ale ten zapach był nie do wytrzymania. Spojrzała kątem oka na stworzenie, które właśnie zamieniało się w kupkę popiołu. Po przeczytaniu trzymanej właśnie kartki nie była taka pewna, czy tego typu istoty będą najgorszymi, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć w tej ruderze. Obawiała się, że czeka ich tu jeszcze kilka niespodzianek.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

- Łatwiej? - powtórzyła z kpiną Aithne i warknęła cicho, obserwując zwęglającego się ciało istoty. - Łatwiej na pewno nie, ale za to zabawniej - dodała niższym głosem i uśmiechnęła się dość dziko, pochylając głowę. - Nie interesuje mnie kto, co, gdzie i po co, zamierzam po prostu rozerwać te stworzenia na strzępy - skwitowała na koniec, popatrzyła krótko na przyjaciół, a potem zawróciła i stanęła w progu. - Poza tym... podejrzewam, że piwnica sama w sobie może być nadzwyczaj ciekawym miejscem. Ciekawe, co nie dało rady się stamtąd wydostać - uznała, odchylając głowę tak, by spojrzeć na nich; najwyraźniej nie wątpiła w to, że urocze potworki są dopiero rozgrzewką przed główną atrakcją.
Och, oczywiście, nadal się bała. Bała się nocy i bała się, że zawiedzie przyjaciół, że ich nie przypilnuje, że coś im się stanie. Strach był niemal paraliżujący, jednak świadomość tego, że mogła ich stracić, że mogli zostać ranni - to okazało się silniejsze. A kiedy zmagała się z tak skrajnymi uczuciami, trudno było ją powstrzymać od działania. W takich chwilach każde ukłucie strachu stawało się motywacją do wstania i podjęcia walki, do zignorowania ran i bólu, do dopięcia swojego. Dokładnie, prowokowanie zdesperowanej Aithne było niczym dolewanie oliwy do ognia.
Pamiętała jednak, że musi ograniczyć rany. Co prawda większości za trzy dni już nie będzie, zagoją się i znikną, ale jeśli nie będzie nad sobą panowała, może się to źle skończyć. I to, jak podejrzewała, okaże się najtrudniejsze, bo nigdy nie wiedziała, kiedy się wycofać.
"Będzie wesoło", pomyślała, uśmiechając się pod nosem.
Nigdy nie bała się śmierci czy bólu. To była tylko kolejna motywacja, by dalej walczyć.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Larkin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Larkin »

Bezpośredniość nowej znajomej wywołała szerszy uśmiech na jego twarzy; ciekawa osoba, lubił kobiety, które nie dawały sobą pomiatać i brały to, czego chciały. A jej pomysł, musiał to przyznać, brzmiał dość sensownie. Lecz, oczywiście, nie mógł powiedzieć jej tego wprost, użył za to bardziej jemu podobnej metody.
- Zamiast kpić, mała, mogłabyś dłużej pomyśleć.- mruknął, spoglądając na Aithne- Mi wydaje się łatwiejsze podpalenie wszystkich potworków naraz, w jednym miejscu, niż bieganie po tej zapchlonej chałupie i szukanie ich po kątach.- uznał z pełnym wyższości uśmieszkiem, przypatrując się przyjaciółce z góry. Oj tak, dobrze jest być wysokim. Czerwone oczy błysnęły, niecierpliwie czekając na reakcję upadłej. Ruszył leniwym krokiem w jej stronę, jeszcze raz ogarniając spojrzeniem cały gabinet. Gdy nie zauważył nic niepokojącego, wyszedł z pokoju i pstryknął palcami.
Wzdłuż całego korytarza wisiały nieduże świeczniki- po jednym co kilka metrów. Były metalowe, dość ładnie rzeźbione i stanowiły praktyczny element dekoracyjny. Teraz zapłonęły mdłym światłem, oświetlając hol. Mężczyzna uważnie rozejrzał się dookoła, po czym uśmiechnął się z satysfakcją.
- Oho! To na pewno tutaj.- mruknął i ruszył w stronę schodów, pod którymi znajdowały się nieduże, ale bardzo solidne drzwi. Ewidentnie takie, które chowają za sobą jakiś sekret.
- Ale masz rację w jednym: na pewnie będzie zabawnie.- uznał w pewnej chwili, wracając do porzuconego tematu, i obrócił głowę w stronę przyjaciółki, posyłając jej przez ramię łobuzerskie spojrzenie. Miał dość spaczoną definicję rozrywki, coś mi się wydaje. Położył dłoń na klamce i zamarł na chwilę; czekał, aż obydwie towarzyszki staną za nim. Dopiero wtedy otworzył drzwi.
Nie było to łatwe, ponieważ od dawien dawna nie były używane. Zawiasy zajęczały głośno, zbulwersowane takim traktowaniem; płyta drewna uchyliła się, ale otworzenie drzwi na oścież wymagało użycia pewnej siły. Gdy już się to udało, w poszukiwaczy przygód uderzył zapach stęchlizny, zgnilizny, krwi i jeszcze czegoś, czego nie dało się zdefiniować. W środku nie było tak po prostu ciemno- obszar za drzwiami spowijała czerń tak gęsta, jakby za drzwiami nie było niczego. Ale coś być musiało- widać było kilka pierwszych stopni schodów prowadzących w dół. Larkin postawił stopę odzianą w ciężki but z metalowym noskiem na pierwszym ze schodków- ten zaskrzypiał niepokojąco w odpowiedzi. Rudowłosy obrócił się po raz kolejny do kobiet, tym razem by zaprezentować im szeroki uśmiech.
- Cudownie.- uznał, nim zszedł w dół o kolejne kilka stopni i zniknął w ciemności.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Właśnie miała zrobić duży wykład o tym, dlaczego zwabienie potworów do piwnicy i załatwienie ich tam na raz będzie łatwiejsze, jednak Larkin zdążył ją uprzedzić. Użył jednego z argumentów, który miała w zanadrzu; uznała, że to wystarczy i nie będzie się już odzywać, chyba, że powrócą do tematu. Skończyła piorunować przyjaciółkę wzrokiem (oj tak, ta kpina w jej głosie była wyczuwalna, a to nie spodobało się Anabde) i posłała mężczyźnie pełen wdzięczności uśmiech. A potem została w tyle, bo oni już zdążyli wyjść.
Gdy przekroczyła próg gabinetu zobaczyła, że dwójka jej towarzyszy już stoi przed tajemniczymi drzwiami. Podeszła tam szybkim krokiem, wcześniej ogarniając spojrzeniem cały korytarz by upewnić się, że nic nie wyskoczy z kąta i ich nie zeżre. Nie zapowiadało się na to, chyba. Zatrzymała się za Aithne i spojrzała na Larkina, który dokładnie w tym samym momencie nacisnął klamkę. Uderzył w nich okropny smród, który zmusił nekromantkę do zasłonienia nosa dłonią. Dziewczyna zmrużyła oczy, starając się dojrzeć cokolwiek w tym mroku; było to jednak niemożliwe. To jednak nie przestraszyło rudowłosego, który ruszył w dół schodów.
Kiedy stała przed pierwszym stopniem i wpatrywała się w ciemność, w której zniknął nowy znajomy, zastanawiała się czy to dobry pomysł. Nie mieli żadnego planu czy pomysłu na przyszłość; jak to określiła upadła, chcieli po prostu rozerwać potwory na strzępy. Ani to mądre, ani rozsądne. Pchali się w paszczę lwa. Dziewczyna nabrała głośno powietrza do płuc i wypuściła je powoli, starając się tym samym uspokoić nerwy. Uśmiechnęła się krzywo i powiedziała sobie, że będzie dobrze. Musi być. Sięgnęła do płaszcza i pogrzebała chwilę w kieszeni, by upewnić się, że ma przy sobie kilka listków potrzebnego do rytuału zioła. Zwołanie wszystkich potworów mieszkających w tym domu wykraczało poza możliwości jej mocy, będzie musiała się wspomóc.
- Hurra.- mruknęła ponuro. Spojrzała na Aithne i uniosła kącik ust ku górze w czymś na kształt pocieszającego uśmiechu. Potem obróciła się przodem do ciemności i postawiła pierwszy krok. Schody wydawały się być bezpieczne; skrzypiały strasznie, to tak, ale nie groziły zawaleniem. Rudowłosa zacisnęła dłoń w pięść i minęła kolejny stopień, potem następny. Jeszcze jeden i ona również rozpłynęła się w mroku.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne zdrętwiała na widok tamtej czerni, wciągając ze świstem powietrze w płuca. Znów odniosła wrażenie, że ją ta ciemność wciąga, oplata mackami, zaczyna dusić, zaciska się na gardle i próbuje wydrapać oczy. Zadrżała, cofając się o krok, sapnęła raz jeszcze, rozpaczliwie próbując odetchnąć, jednak to było zupełnie tak, jakby coś ścisnęło jej klatkę piersiową, uniemożliwiając jej unoszenie się. Zakręciło się jej w głowie i musiała się oprzeć na pobliskiej ścianie, by nie upaść.
Z zaskoczeniem poczuła, że ma wilgotne oczy, dlatego szybko je przetarła i zaklęła cicho. Kiedyś fobia nie była taka silna, ale po tym, jak odnalazła organizację, która zabiła jej rodzinę, mocno się pogłębiła. Zwłaszcza dokuczała w zamkniętych, ciasnych pomieszczeniach, a już szczególnie pod ziemią. Nieważne, jak długo będzie żyła, wspomnienie zamknięcia w tych cholernych lochach jej nie opuści. Zamknięcia i bólu, niekończącego się bólu, strachu o każdy oddech, żeby sobie nie przypomnieli. Nawet nie pamiętała do końca, jak uciekła. Jednak kiedy się wydostała, wiedziała już, że nigdy nie wróci do takiego miejsca dobrowolnie.
- Idź tam do nich - wyszeptała niemal bezgłośnie, zmagając się z silnymi dreszczami. - Nie bądź żałosna, Dorrien, idź tam - powtórzyła i jęknęła cicho, opierając czoło na dłoni.
Ale te skrzypiące schody, ta nieprzenikniona czerń, odór krwi - przynajmniej nie jej krwi, jednak spanikowany umysł przestał już to rozgraniczać - ciasno postawione ściany... nie potrafiła. Czuła się jak sparaliżowana. Świadomość, że tam zeszli, tylko pogłębiała tę panikę, bo nie chciała ich zostawiać samych, jednak... nogi nie chciały ruszyć.
- Nie mogę... nie mogę - wymamrotała łamiącym się głosem, jednak odepchnęła się od ściany i znów stanęła na progu piwnicy. - Zabiją cię albo tu, albo tam, decyzja jest prosta - szepnęła i wyciągnęła rękę do ciemności. - Tylko tu jest przynajmniej światło - dodała zaraz mimowolnie.
Zacisnęła dłoń w pięść i szybko ją cofnęła, jakby się bała, że mrok ją pożre lub, co gorsza, wciągnie w siebie. "Nie ma ich tam już, Aithne, nie ma, zabiłaś wszystkich, nigdy więcej cię nie schwycą, a ta ciemność była tam przez przypadek. Tylko przypadek", spróbowała się przekonać w myślach.
"Ale nie wiadomo, co tam się czai, jakie koszmary, ty nie widzisz w ciemnościach, jesteś bezbronna, ciemność cię zabije, obezwładni, nie masz szans, będziesz słuchać, jak oni umierają i sama skomleć z bólu, jak wtedy, jak tam", podpowiedział zaraz pewny głosik w jej głowie.
- Idź tam. Co by Faryale powiedziała? - warknęła pod nosem i poruszyła się, jakby chciała zejść.
Gdyby wymagali od niej, żeby zeszła druga albo pierwsza, duma by ją jakoś zmusiła. Chyba. Przecież nie może się przyznać, że boi się ciemności jak jakiś smarkacz, to jej nie przystoi!
Nabrała powietrza w płuca, zacisnęła konwulsyjnie dłonie na rękojeści Ashar'carrego i postąpiła jeden krok w przód, stając na pierwszym stopniu. Zakręciło się jej w głowie, poczuła się tak, jakby odebrano jej oddech, sapnęła przestraszona i oparła się na ścianie, drżąc.
- No, żałosna, beznadziejna istoto, jesteś na dobrej drodze - wycedziła łamiącym się głosem przez zęby i zmusiła się do kolejnego kroku.
"Nie zostawię ich, nie zostawię ich, choćbym miała zaraz oszaleć, pójdę za nimi", powtarzała w myślach, wbijając coraz mocniej paznokcie i w rękojeść, i w skórę dłoni, przez co wyżłobiła w niej płytkie ranki.
Pytanie brzmi, czy prędzej zabije się sama, czy zrobią to jej lęki, a może jednak zdążą potwory.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Larkin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Larkin »

Uśmiechnął się pod nosem, słysząc, że idzie za nim nie jedna, a dwie osoby. No cóż, kochana Aithne, czas abyś zmogła się ze swoimi lękami. Nie można cię przecież cały czas prowadzić za rączkę.
Schodów było dużo, zdecydowanie zbyt dużo. Wąskie i strome, skrzypiące przeraźliwie i niepewne- schodzenie po nich to czysta przyjemność. Uznawszy, że i tak nie pozostaną niewykryci, Larkin zmrużył czerwone ślepia i wyczarował przed sobą mały, lewitujący płomyk. Tym samym rozświetlił sobie drogę; jak się okazało, byli już na dole schodów, od klepiska piwnicy dzieliło go zaledwie kilka stopni. Jego mięśnie naprężyły się, gdy chłopak zatrzymał się na ostatnim schodku i rozejrzał uważnie dookoła. Słyszał ciche pomruki, uderzanie pazurów o podłogę i przytłumiony odgłos oddechów; tak, z pewnością roiło się tu od przyjemnych stworzonek, które chcą się z nim zapoznać. A że ich sposobem zapoznywania się było odrywanie głów i wyrywanie flaków- cóż. Spojrzał na stworzony przez siebie płomyk, a ten rozrósł się i zawisnął przy suficie, oświetlając teraz większą część piwnicy.
Była przestronna, w kształcie owalu, wypełniona najróżniejszymi gratami- szafkami, komodami, biurkami, pudłami. Półki zwisały z sufitu na cienkich łańcuchach, a wypełnione były słoikami z niezidentyfikowaną zawartością. Zawartością niepokojącą, bo to gdzieś pływało oko, to jaszczurka, to kieł czy pazur. Na samym środku piwnicy stał ogromny, dębowy stół, zasłany księgami i pergaminami. Koło niego jedyny pusty plac w całej piwnicy, koło o średnicy około dwóch metrów. Wymalowane były tam jakieś symbole, których znaczenia Larkin nie znał.
Zszedł z ostatniego stopnia i znów zamarł, pochylajac ramiona i rozglądając się dookoła siebie. Nabrał głębokiego wdechu i wyprostował się, stawiając kolejny, nieco pewniejszy krok. I tym razem nic na niego nie skoczyło, więc przesunął się w bok, by pozwolić paniom zejść ze schodów.
- Cip, cip, potworki, gdzie jesteście. Kici kici.- mruknął pod nosem, szukając wzrokiem najmniejszego ruchu w piwnicy. Nic.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Zatrzymała się na schodach, gdy usłyszała łamiący się głos Aithne za sobą. Nie zdążyła się jednak odwrócić, bo dziewczyna już wykonała pierwszy krok. Nekromantka ściągnęła brwi i przywróciła w pamięci wspomnienia słów przyjaciółki. "Zabiją cię albo tu, albo tam, decyzja jest prosta. Tylko tu jest przynajmniej światło". Czyżby nieustraszona upadła bała się światła? No tak, ale odkrycie, prawda? Cóż, Anabde dotychczas nie zdawała sobie z tego sprawy. Teraz postanowiła o to nie pytać ani tego nie komentować- nieodpowiedni czas i nieodpowiednie miejsce. Ruszyła więc dalej w dół. Omal nie wpadła na Larkina, kiedy ten bez uprzedzenia się zatrzymał- nie zauważyła tego, gdyż była zbyt skupiona na rozglądaniu się dookoła. Od kiedy mężczyzna wyczarował światło, nie mogła oderwać wzroku od widoku przed nimi.
Kiedy zszedł ze schodów i odsunął się na tyle, by ona mogła zrobić to samo, wyminęła go i zatrzymała się kilka metrów dalej. "No tak, typowe"- uznała, rozglądając się po wnętrzu piwnicy. Nekromanci lubowali się w takich miejscach- ciemnych, zimnych, zabałaganionych, wypełnionych dziwnymi, niepokojącymi księgami i słoikami o niezidentyfikowanej zawartości. Mogła się założyć, że niegdyś rezydujący tu nekromanta nie potrzebował przynajmniej połowy z tych bambetli. Żabie oko? A na cholerę? Spojrzenie szarych oczu zatrzymało się na pustym miejscu, klepisku pokrytym licznymi znakami. Rytualne Koło. Na malinowych wargach zatańczył zadowolony uśmieszek. Nie myśląc o ewentualnych konsekwencjach (na przykład o tym, że jakiś potwór mógł wyskoczyć z ukrycia i ją zeżreć) ruszyła w stronę dziwnego kręgu. Zatrzymała się przy zewnętrznych liniach i kucnęła, dotykając rysunku opuszkami palców. Uniosła dłoń ku górze i przypatrzyła się śladom, jakie zostały na skórze; potarła palcami i zamyśliła się. W tej farbie musiał być jakiś nieznany jej składnik. Musi się dowiedzieć jaki, inaczej nie uda jej się przywołać potworów.
Wstała i obróciła się w stronę stołu. Pochyliła się na otwartą księgą i przejrzała jej zawartość, potem przerzuciła kilka luźnych pergaminów. W rogu stołu stał mały słoiczek- sięgnęła po niego i otworzyła, ale jego zawartość najwyraźniej nie była zachęcająca, bo szybko zakręciła wieczko z powrotem.
- Cholera jasna, gdzie to może być...- mruknęła pod nosem sama do siebie i ruszyła w stronę pierwszej lepszej półki. W czasie, kiedy Anabde odkręcała i zakręcała kolejne słoiki, z mroku za nią wyłonił się kształt.
Najpierw były to same oczy- białka błysnęły w ciemności. Kiedy bestia zrobiła pierwszy krok, pojawił się jej ogólny zarys- wyglądała jak goryl, tyle że była dużo większa i chodziła na czterech łapach w normalny sposób, stawiając kończyny płasko. Pokryta gęstym, poplątanym i posklejanym futrem w kolorze czekolady, z dużymi pazurami i dwoma kłami wystającymi z zamkniętej paszczy. Miała pochylony łeb, a spojrzenie wbite w plecy nekromantki.
Anabde drgnęła, usłyszawszy jakieś szuranie. Napięła wszystkie mięśnie, zorientowawszy się, że odgłos dochodził zza niej. Nie patrzyła na swoich towarzyszy- nie chciała zobaczyć w ich oczach przerażenia, bo to prawdopodobnie by ją sparaliżowało. Zamiast tego spokojnie odstawiła trzymany w dłoni słoik na swoje miejsce. Nabrała powietrza do płuc i zanurkowała pod półkę, jednocześnie pchając ją za siebie.
Półka uderzyła w atakujące właśnie stworzenie, ale nie zdziałała wiele- jeżeli nie liczyc ogromnego hałasu, jaki wywołały spadające i tłukące się słoiki. Zwierzę pochwyciło półkę i wyrwało trzymające ją łańcuchy z sufitu, po czym cisnęło przedmiot na bok, w stronę dwójki upadłych. Nekromantka osiągnęła jednak zamierzony rezultat- w czasie, gdy ona czołgała się pod stół, atakujący ją stwór poślizgnął się na rozlanej zawartości słoi i wyrżnął do tyłu, uderzając się tyłem łba o klepisko. Niestety, to tylko rozjuszyło bestię. Poderwała się do pionu i zaryczała wściekle, rozglądając się błędnym wzrokiem dookoła.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Kiedy potwór wyłonił się zza Anabde, Aithne ledwie dotarła na dół i stanęła obok Larkina, oddychając tak ciężko, jakby przebiegła właśnie wiele kilometrów górskich szlaków. W jej oczach czaiła się niejaka iskra obłędu, ciało drżało, kiedy jednak wzrok padł na potwora i prześlizgnął się po jego ciele, strach urósł do paniki. Przynajmniej ogień jej przyjaciela rozgonił ciemność, choć ona nadal wyglądała z zakamarków i sięgała do niej mackami.
Dalej, uderzaj, patrz, siniaki zaczynają znikać! Tłucz w nią, tłucz, niech skamle!
Więcej krwi, tak ładnie wygląda w mroku, więcej, a skrzydła i tak odrosną, czyż nie? Nie ucinaj do końca, zostaw kikuty, by mogły się zregenerować!
A potem znajdziemy każdego, kto był ci bliski, potworze, i oni podzielą twój los! Nie ma miejsca w Alaranii dla takich odmieńców, przeklętych i dzikich!
Głosy odbiły się echem w jej głowie, zapewne przez to, że piwnica w pewien abstrakcyjny sposób przypominała loch, w którym trzymano Upadłą przez wiele, wiele dni, świetnie się bawiąc przy jej zdolności regeneracji. Już dawno nie nawiedziły ją tak wyraziste, tak namacalne, jakby oprawcy znów nad nią stali, śmiejąc się i polewając pokaleczoną skórę dziewczyny kwasem, by bardziej bolało, ale nie za dużo, żeby przypadkiem nie umarła.
Był taki czas, kiedy podobne migawki ją paraliżowały. Teraz bardziej bała się mroku, w którym niegdyś mężczyźni się czaili niż samych głosów czy wspomnienia bólu. Ale po czasie strachu nadchodziła chwila, kiedy Aithne stawała na krawędzi, krawędzi bardzo istotnej, bo ostatecznej, a za tą krawędzią ciągnęła się czarna przepaść. Nieprzenikniona, bezdenna, wchłaniająca światło. Aithne stawała właśnie na tej krawędzi, często do niej docierała, ale bardzo rzadko balansowała na samym krańcu podłoża, kiwająca się na piętach. Nad krawędź przyszła, ruszając za przyjaciółmi w ciemność, mimo że ciało panikowało, a umysł wrzeszczał w agonii.
Teraz, widząc potwora, słysząc głosy, czując obecność przyjaciół, mając świadomość tego, że Anabde jest w niebezpieczeństwie, że Larkinowi też może się stać, teraz zdecydowała.
Postąpiła krok w przód i runęła za krawędź, by się przekonać, czy zdoła wzlecieć z powrotem.
Kiedy stworzenie cisnęło w nią i Upadłego półką, zareagowała pierwsza. Ostrze miecza mignęło w blasku rzucanym przez płomienie Larkina i uniosło się ponad głowę dziewczyny, jednak metal pozostał srebrny. W końcu już dawno, nawet wtedy w salonie, tak bardzo się nie bała, nie była tak bardzo złamana.
- NIE MA MOWY! - wrzasnęła wtedy, napinając mięśnie ramion i ustawiając oręż pod odpowiednim kątem, jakby planowała półkę zatrzymać na samej klindze jednoręcznego miecza.
Ashar'carre niemal eksplodował czarną mgłą, macki rozpostarły się nad Upadłymi niczym ochronna siatka, ostrze przecięło drewno regału, by potem przedziwna materia ogarnęła go i zwyczajnie... unicestwiła. Nie pozostało po nim nic, tylko odrobina drobno posiekanych trocin opadła bezgłośnie na podłogę.
Aithne energicznym machnięciem opuściła Ashar'carrego wzdłuż nogi, pochylając głowę i mrużąc oczy. Już dawno tak nie drżała, i ze strachu, i ze złości, jednak zupełnie jakby o tym zapomniała, wpatrywała się w potwora nieugięta. Czarna mgła jeszcze nigdy nie kłębiła się z taką energią i właściwie furią.
- Śmierdzi ci z pyska - sarknęła głosem ociekającym niemal płomienną nienawiścią, uśmiechnęła się z obłędem i uniosła lewą rękę na poziom twarzy, wokół palców zatańczyło czarne światło. - Już dość w tym domu śmierdzi, dlatego ZAMKNIJ MORDĘ! - wrzasnęła, odepchnęła się stopą od ziemi i ruszyła, płynnym ruchem wchodząc pod uniesioną łapę potwora i zatapiając Ashar'carrego w jego boku.
Nim spadł na nią cios, zawirowała i stanęła kawałek dalej, na szeroko rozstawionych nogach, poły jej płaszcza leniwie opadły. Nie zdziwiła się, kiedy potwór znów zaryczał, niespecjalnie przejmując się raną zadaną magicznym mieczem. To nie mogło być takie proste, to przecież oczywiste.
Ale podczas tego przeklętego upadku rozpostarła skrzydła i poleciała.
Teraz spróbujcie ją zatrzymać.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Larkin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Larkin »

Zawsze bawiła go gwałtowność działań przyjaciółki. Dyszała, ociekała potem i padała ze zmęczenia tylko dlatego, że wszystko robiła nagle, nerwowo, na to traciła najwięcej siły. On zawsze wszystko robił spokojnie, wręcz leniwie- był przekonany, że i tak i tak wygra, dlatego nie widział sensu w marnowaniu większej ilości energii niż było to potrzebne. Teraz też się tak czuł- rozbawiony. A jeszcze bardziej rozbawiły go jej słowa. Zaśmiał się, co brzmiało groteskowo w obecnej scenerii; jego śmiech nie był jednak radosnym promykiem w tym cieniu wrzasków, jęków i szurania pazurów. Jego śmiech był niepokojący.
Zrobił krok do przodu i zmrużył oczy, w który zatańczyły łobuzerskie płomyki. Przed stołem, pod który zanurkowała Anabde, pojawiła się ściana ognia, odgradzająca rudą od niebezpieczeństwa- Larkin domyślił się już, że dziewczyna jest dla jego przyjaciółki ważna, więc lepiej było, by upadłej nie rozpraszało zmartwienie o bezpieczeństwo nekromantki. Następnie sięgnął ogniskiem jeszcze dalej- płomienie zatańczyły koło ściany, spod której wyłonił się potwór. Po piwnicy rozległ się jęk i pisk- to paliły się inne stworzenia, które nie zdecydowały się wyłonić z ciemności. Ich płacz był dla Larkina satysfakcjonujący.
Potwór stał teraz pomiędzy nim i Aithne. Skierowany był w stronę przyjaciółki, to na nią patrzył i do niej szczerzył kły. A Larkin nie miał zamiaru odbierać jej zadania. Dlatego tylko stał i czekał, gotów zareagować w odpowiednim momencie. Utrzymywał ogień w połowie pokoju, ale nie wymagało to od niego specjalnego wysiłku. Uśmiechał się.
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Syknęła, kiedy uderzyła łokciem w coś ciężkiego. Stół był dość niski, dlatego przebywanie pod nim nie należało do najwygodniejszych- a wyciągnięcie uwierającego przedmiotu graniczyło z cudem. Udało jej się jednak jakoś wygiąć i pochwycić ów rzecz. Zmarszczyła czoło, bo właśnie trzymała w ręce cienką książkę. Prędko podczołgała się pod ścianę ognia i położyła księgę na ziemi. Płomienie oświetliły strony, a ona zabrała się do czytania tekstu.
Gdy przebiegła wzrokiem po pierwszym akapicie, uśmiechnęła się sama do siebie. Tego właśnie szukała. Uniosła głowę znad lektury i rozejrzała się dookoła- żadnych podejrzanych łap czy innych kończyn w pobliżu stołu. Chyba może bezpiecznie się stąd wydostać. Wymknęła się spod mebla i kucnęła przy jego granicy, opierając się plecami o masywną nogę. Spojrzała na prawo i lewo, mocniej przycisnęła trzymaną księgę do piersi, potem sięgnęła jedną ręką do kieszeni płaszcza. Wymacała w niej jeden wąski i długi zasuszony listek; zacisnęła na nim palce i ruszyła szybkim krokiem w stronę kręgu rytualnego. Kiedy znalazła się w jego obrębie, wyciągnęła z kieszeni zioło i starła je na proszek- pobrudzonymi palcami zaczęła ponownie rysować linie kręgu. Robiła to nerwowo, rozgorączkowana, musiała jednak pilnować, by zachować kształt narysowanych symboli. W skupieniu przegryzła wargę i wyłączyła się na świat zewnętrzny.
Gdy nakreśliła ostatnią linię, rytualny krąg rozjaśnił się bladozielonym światłem. Anabde nie mogła się powstrzymać od kolejnego zadowolonego z siebie uśmiechu. "A widzicie? Nie jestem piątym kołem u wozu. Na coś się przydam."- powiedziała do siebie w myślach. Wstała, otrzepała ubrudzone kolana i łokcie, wyprostowała się.
- Przygotujcie się, będziemy mieć towarzystwo!- krzyknęła do towarzyszy. Po tych słowach zwróciła się wprost do Larkina.
- Spal je od razu, dam Ci znak w odpowiednim momencie.- poprosiła. Nie czekała na reakcje chłopaka. Stanęła w punkcie, który był przeznaczony dla nekromanty odprawiającego rytuał; była to figura kształtu prostokąta, wypełniona dziwnymi symbolami. Uniosła ręce ku górze, stalowe oczy błysnęły niepokojąco. Światło tworzące krąg uniosło się, tworząc półmetrową ścianę.
- Tylko nie obiecuję, że wszystkie będą wrażliwe na ogień.- mruknęła pod nosem. Kto wie, co zamieszkuje tą ruderę.
Przymknęła powieki. Spod jej dłoni zaczęło wydostawać się światło koloru nieba latem; promienie opadły na kilka znaków wyrysowanych w kręgu, zmieniając jego barwę. Na samym środku koła pojawiła się gęsta, ciemnoszara mgła, a wraz z nią dziwne dźwięki- ni to ryki, ni to jęki, ni to warkoty. Oczy nekromantki otworzyły się; jaśniały teraz dziwnym blaskiem, jakby w tęczówkach miała płynne srebro.
- TERAZ!- krzyknęła wraz z chwilą, gdy pośrodku koła zaczęły pojawiać się najróżniejsze istoty. Było tego mnóstwo- więcej niż pięć stworzeń podobnych tym, jakie spotkali na parterze, dwie gorylopodobne bestie, rodzeństwo tej, z którą właśnie walczyła Aithne, kilka mniejszych stworzonek: szczury o nadzwyczaj ostrych kłach i żółtych oczach, przesadnych rozmiarów pająki, niepodobne niczemu czarne kulki o dużych ślepiach. Ale kształty najgorszego z nich dopiero zaczęły się pojawiać.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Aithne
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 131
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Aithne »

Aithne była tak pochłonięta toczoną walką, że nie zwróciła uwagi na interesujący duet, jakim stali się Larkin i Anabde. Widziała tylko potwora, którego musiała zniszczyć, tylko na nim skupiła swoje zmysły, zupełnie jakby pozostałe istoty nie istniały i nie stwarzały zagrożenia.
Stworzenie było irytująco szybkie i zręczne jak na swoje gabaryty, czarny płaszcz Upadłej był już w krwawych strzępach, jednak niespecjalnie się tym przejmowała, po każdej zadanej przez bestię ranie stawała znowu prosto i przypuszczała atak, szukając wrażliwego miejsca na jej ciele. Magia Ashar'carrego nie do końca działała na tkankę, z której potwór był zbudowany, nadgryzała tylko część skóry, dlatego Aithne wiedziała, że musi znaleźć inny sposób.
Po kolejnym sparowanym ciosie, którego siła cisnęła nią o ścianę, wsparła się ramieniem na murze i popatrzyła na zbliżającą się do niej bestię. Zirytowana swoim zniszczonym płaszczem odpięła spinkę, schowała ją do kieszeni spodni i zerwała z siebie nędzne resztki materiału, cedząc przekleństwo przez zęby. Czarne skrzydła rozpostarły się na chwilę za jej plecami, by zaraz potem opaść posłusznie i przycisnąć się do ciała właścicielki, żeby zanadto nie przeszkadzać. Aithne uśmiechnęła się pod nosem, usztywniła mocniejszym napięciem mięśni drżącą, pokaleczoną rękę i zapatrzyła się w wyłupiaste ślepia stworzenia.
Był jeden sposób. Ryzykowny i dość głupi, szczerze mówiąc, ale skuteczny. Okładanie bestii tak długo, aż wreszcie magia Ashar'carrego wgryzie się ostatecznie mocno w jej ciało niespecjalnie kusiła Upadłą, dlatego uznała, że trzeba to zakończyć szybko. Zwłaszcza że w końcu dostrzegła to całe małe zoo, jakie jej droga przyjaciółka sprowadziła do piwnicy.
- Tańczmy, zwierzaczku, tańczmy - syknęła przez zęby, uśmiechnęła się obłędnie i z zachrypniętym okrzykiem runęła na potwora, wystawiając miecz niczym włócznię.
Wpadła wprost w łapy istoty, wbiła Ashar'carrego aż po rękojeść w grube cielsko i pozwoliła się chwycić, pazury wbiły się boleśnie w jej skórę i przez krótką chwilę bała się, że zostanie rozerwana na strzępy. Ale zanim bestia zdążyła wpaść na ten pomysł, Aithne puściła jedną ręką miecz i wbiła dłoń w łeb stworzenia, wciskając bezlitośnie paznokcie w jego skórę, aż nie wycisnęła krwi.
Wokół palców zatańczyło czarne światło, poczuła ściekającą obficiej z ran krew, jednak nie zareagowała, nie puszczając swojej ofiary, aż zaklęcie nie urosło w siłę. Wtedy mocniej chwyciła drugą ręką Ashar'carrego i oparła stopę na brzuchu potwora, odchylając głowę.
- Teraz, kochany - szepnęła łagodnie, napięła mięśnie i odepchnęła się od bestii, próbując się wyrwać z jej uścisku.
Uciekła ledwie kawałek w tył, pazury wbiły się głęboko w jej ciało i nie chciały puścić, ale właśnie wtedy siatka czaru ukończyła oplatanie się wokół istoty.
Aithne zdążyła się tylko przerażająco uśmiechnąć, potem łeb stworzenia eksplodował z mokrym trzaskiem, dokoła posypały się resztki skóry, mięsa, kości i mózgu, obryzgując twarz Upadłej, i moment po tym także tors bestii wybuchł, rozsadzony przez czarną mgłę, którą zostawił w nim Ashar'carre.
Aithne zatoczyła się trochę w tył, wyrwawszy się z bezwładnych łap, sapnęła zdenerwowana i przeniosła zaniepokojona wzrok na przyjaciół.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Larkin
Rasa:
Profesje:

Post autor: Larkin »

Instrukcje nekromantki ułyszał, zrozumiał i nawet mu się spodobały. Uznał, że Aithne poradzi sobie sama- zresztą, właśnie to w tej chwili robiła. Na okrzyk Anabde zareagował od razu- płomienie trawiące część piwnicy znikły i pojawiły się na całej powierzchni rytualnego koła. Ognisko wystrzeliło w górę, aż pod sam sufit, trawiąc wszystko co znalazło się w obrębie magicznych linii wyrysowanych przez rudowłosą. Nasi bohaterowie mogli się poczuć jakby byli w centrum piekła: w piwnicy zrobiło się bardzo duszno i gorąco, dym z ogniska przesłonił widok, dookoła rozszedł się smród palonych siał, a wszystkiemu towarzyszyła kakofonia jęków i wrzasków. A Larkin stał przed tym widowiskiem i wpatrywał się w swoje dzieło z zadowolonym uśmieszkiem. W jego oczach nie było śladu współczucia dla ginących stworzeń, tylko ten niepokojący, dziki blask.
W pewnej chwili z lasu płomieni wynurzyła się ciężka, ogromna łapa. Zamachnęła, zawadzając wielkimi pazurami o upadłego anioła- rudowłosego odrzuciło do tyłu, gruchnął plecami o twarde klepisko. Przeklął pod nosem i podniósł się najszybciej jak mógł, przeszkadzały mu w tym jednak zawroty głowy. Odskoczył w ostatniej chwili, sekundę później i leżałby przygniecony masywnym cielskiem ostatniego z potworów. Kiedy stworzenie odwróciło łeb w jego stronę, Larkin ujrzał płonące żywym ogniem oczy i dym unoszący się z kącika pyska.
- O ty skurwysynie...- mruknął pod nosem i chcial dodać coś jeszcze, ale zarzucił ten pomysł, bo musiał właśnie odskoczyć po raz kolejny. Ogniem go nie pokona, skoro zwierzę częściowo z ognia się składało. Zapanować nad potworem nie zapanuje. Co zrobić?
- Masz jakiś pomysł?- krzyknął do nekromantki, gdy przebiegał obok niej, po raz kolejny usiłując uciec z zasięgu szponiastych łap. Kątem oka zerknął na Aithne; może ona coś wykombinuje?
Awatar użytkownika
Anabde
Szukający Snów
Posty: 183
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Nekromanta
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Anabde »

Cała ta duma i pewność siebie z prawidłowo wykonanej roboty ulotniła się w jednej chwili, gdy ogromny stwór wyskoczył z rytualnego kręgu. Czuć od niego było smród spalenizny, z grubej powłoki unosił się dym, a czerwone oczy niepokojąco przypominały dwa palące się ogniska. Anabde z przerażeniem obserwowała, jak potwór przechodzi przez ścianę ognia, kompletnie nie zwracając na nią uwagi. Szare oczy rozszerzyły się ze strachu, patrząc jak bestia rozprostowuje się, a potem napręża mięśnie do skoku.
Cóż ona mogła zrobić? Ostatkiem sił skupiła swoją wolę na stole i ożywiła go; mebel podskoczył, a później przegalopował wprost pod nogi potwora. To spowolniło stworzenie tylko na chwilę; wystarczającą chwilę, by nie udało się mu odrąbać łba Larkinowi, ale jednak tylko chwilę. Nekromantka rzuciła się do notatek, które właśnie sfruwały na klepisko- złapała kilka kartek i rzuciła wzrokiem na treść, szukając wzmianki o tym nietypowym potworze. Nic. Zero. Nie miała pomysłu co mogłaby zrobić z tym stworzeniem.
Rozejrzała się nerwowo dookoła, szukając jakiejkolwiek inspiracji. Czegokolwiek, co mogłoby pomóc w najmniejszym stopniu. W pewnej chwili zaświeciła jej się nad głową żarówka. Padła na kolana i zaczęła w panice przeszukiwać roztrzaskane i porozrzucane po klepisku słoiki. Podnosiła wszystkie i przypatrywała się napisom, jakie na sobie nosiły; niektóre wrzuciła do kieszeni płaszcza, inne odrzucała na bok. Kilka nerwowych minut i była przygotowana- wróciła szybko do kręgu i poprawiła kilka linii, które zdążyły się rozmazać. Starała sobie przy tym nie przypominać, że ten popiół, jakim ma teraz ubabrane ręce, kilka minut temu był żywymi potworami. Sięgnęła do kieszeni płaszcza i kolejno wyjmowała słoiki. Odkręcała wieczka, wysypywała zawartość na środek koła i odstawiała puste naczynko. Później zmieszała składniki i tak wyprodukowany proszek rozmazała po rytualnym kręgu.
- Jakbyście mogli spróbować go tutaj zwabić!- powiedziała głośno do przyjaciół, wstając i prostując się. To powinno go zatrzymać.
Nienormalni winni trzymać się razem.
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości