Rzeka Motyli[Płycizna rzeczna] Pomiędzy traktami handlowymi

Rzeka wije się i przedziera przez najróżniejsze zakątki Andurii, Wypływa z gór i ciągnie się równiną, przepływając przez Valladon, oplatając lasy i pradawne kryjówki smoków. Odwiedza też miejsce gdzie mieszkają motyle, miejsce którego nikt nigdy nie widział a istnieje ono tylko w mitach... może Tobie uda się je odnaleźć.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Płycizna rzeczna] Pomiędzy traktami handlowymi

Post autor: Camelie »

        Kary koń poderwał nerwowo łeb, wyrażając swoje niezadowolenie. Najpierw zmuszono go do ponad godzinnego, bezustannego galopu przez bezdroża, a teraz przyszło mu brodzić w zimnych wodach Rzeki Motyli. Camelie, jakby rozumiejąc, poklepała wierzchowca po szyi. Zwierzęta miały prawo mieć swoje humory. Dziewczyna spojrzała za siebie, milcząc. Cisza zaczynała jej doskwierać, ale nie miała też pomysłu, a może odwagi, by rozpocząć jakąś pogawędkę. Z początku, to Carl rzucał sporadyczne zaczepne uwagi w kierunku swojej siostry bądź nawet obcej mu czarnowłosej kobiety, ale od jakiejś godziny nikt nie odezwał się nawet słowem. Praveen przebiegła wzrokiem po twarzach towarzyszy. Wydawało się, jakby nikomu nie przeszkadzała ta cisza, przerywana tylko cichym rechotem żab, szumem traw i pluskiem wody. Camelie westchnęła ciężko i przeniosła wzrok na niebo, które, choć ciągle błękitnie, wyraźnie wskazywało na to, iż niedługo nastanie wieczór. Przymrużyła oczy i spojrzała w stronę słońca. Jaśniejąca kula wnosiła się niewiele ponad stopę nad horyzontem.
        Okolica była malownicza, ale Camelie jakoś nie specjalnie była w nastroju na podziwianie widoków. Równie dobrze mogłaby okazać zainteresowanie zjawiskiem płycizny rzecznej, wystarczająco głębokiej, by proste barki były w stanie ją pokonać, a jednocześnie odpowiednio płytkiej, by bez większego problemu, konno, móc przeprawić się na drugi brzeg rzeki, jednakże to także nie wydawało się być nadzwyczaj fascynującym zajęciem. Znów westchnęła ciężko, wbijając przy tym wzrok w plecy jadącego przed nią brata.
        - Ne, Carl... - zaczęła nieskładnie. - To w końcu powiesz, o co właściwie chodzi czy nie?
        Wezwany chłopak odwrócił się przez ramię, nie zatrzymał jednak konia. Westchnął cicho spoglądając najpierw na siostrę, a potem na jadącą tuż za nią dwójkę. Najwyraźniej uznał, że pozostali zasługują na wyjaśnienia, bo pokiwał głową wprawiając w ruch nieco dłuższe kosmyki swoich ciemnych włosów.
        - Oni cię szukają Cami. - Uniósł wzrok, zatrzymując go na twarzy siostry. - Oni czegoś od ciebie chcą. Są bezwzględni w swoich metodach. Przesłuchują, a nawet torturują osoby, z którymi rozmawiałaś bądź wymieniłaś spojrzenia! - powiedział tak, by wszyscy go dobrze usłyszeli. - To podchodzi pod jakiś obłęd. Nie wiem skąd wiedzieli, gdzie cię szukać, ale byli w Valladonie, widzieli cię i z pewnością przeszukują trakty handlowe i ich okolice.
        - Jacy „oni”? I czego ode mnie chcą? - wtrąciła drżącym głosem.
        - Szczerze? - Brunet skrzywił się nieco. - Nie mam pojęcia. Matka powiedziała mi tylko, gdzie mam cię szukać i, że powinienem się pospieszyć. Oni byli już w domu... - Przerwał w pół zdania, zatrzymując konia. - To tu, możemy przejść na drugi brzeg, choć woda ciągle jest dość głęboka, to konno nie powinno być większych problemów.
        Camelie zapatrzyła się przed siebie, nie zauważając poczynań brata. Pewne rzeczy nie dawały jej spokoju, ale skoro Carl stwierdził, iż nie wie, to nie będzie go o to wypytywać, przynajmniej na razie. Pozostała dwójka towarzyszy również przekroczyła rzekę, przy czym czarnowłosa kobieta w pierwszej chwili jakby się wahała. Zaś Praveen, pewnie powędrowałaby dalej, wzdłuż rzeki, gdyby nie usłyszała znajomego gwizdu. Ocknąwszy się ze stanu zamyślenia rozejrzała się na boki. Nie rozważając długo skierowała konia na głębszą wodę...

        - No, przynajmniej ich psy będą miały trudniej - mruknął brat brunetki, kiedy cała czwórka już bezpiecznie stała po drugiej stronie rzeki.
        W prawdzie byli nieco mokrzy, a zwierzętom należał się odpoczynek, ale nikt nie narzekał. Camelie, nawet, nie skomentowała wypowiedzi o psach gończych, choć zanotowała sobie tę informację głęboko w podświadomości. Gdy jej kary wierzchowiec postawił kopyta na suchym brzegu, wyrzuciła nogi ze strzemion i zgrabnie zeskoczyła z siodła. Carl już od krótkiej chwili stał obok swojego gniadosza, poklepując go tylko po szyi.
        - Państwo muszą mi wybaczyć - tu ewidentnie zwrócił się do pozostałej dwójki towarzyszy, pomijając siostrę - ale nie chciałem, by ci, którzy podążają śladem Cami dopadli kolejnych, nikomu niewinnych ludzi, podejrzewając tylko, że posiadacie jakiekolwiek informacje o mojej siostrze, bez względu na to jak długo ją znacie i co też o niej wiecie bądź nie. Ale dość już o tym. Jeśli chcecie, możecie teraz odejść. Jeśli nie chcecie - tu westchnął ciężko - to ja jestem Carl, a ta mała - wskazał na niższą od siebie brunetkę, która niezadowolona uniosła brew - to, jak już pewnie wiecie, Camelie, moja siostra. Choć tego ostatniego to mogliście nie wiedzieć - zaśmiał się cicho.
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Teanella
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Teanella »

        Cała ta sytuacja wydawała jej się w tym momencie absurdalna. Ucieka przed pościgiem straży i jakiś tajemniczych złych istot, z ludźmi, których zna od zaledwie kilku minut i, którzy są wedle wszelkich wskazówek raczej niebezpieczni (dziewczyna miała sporych rozmiarów miecz, Saitaver był likantropem, a Carl… cóż, Carl w pierwszej chwili ich „znajomości” złamał prawo i ściągnął na nich straże), w dodatku na kradzionych koniach. To po prostu nie mogło być prawdą. Ale im dalej i dłużej jechali tym bardziej uświadamiała sobie, że nie śni i dochodziła do siebie.
        Gdy już otrząsnęła się z początkowego oszołomienia zdała sobie sprawę, że Carl (o ile w tym stanie nie pomieszała imion) próbuje chyba nawiązać rozmowę. Starała się odpowiadać uprzejmie, ale nie miała w tym momencie głowy do towarzyskich pogawędek i nie sądziła, żeby to był najlepszy moment. Nawet jeśli strażnicy byli już daleko za nimi, to nie koniecznie znaczyło, że pościg ustał. Jej uwagę zaprzątało, zresztą, coś innego. Starała się przypomnieć sobie wszystko, co wiedziała na temat jazdy konnej i wierzchowców. Jak na razie, kasztan po prostu galopował razem w pozostałymi końmi, ale uznała, że czas najwyższy przejąć choć częściowo kontrolę. Potem przyjrzała się zwierzęciu dokładnie. Przypuszczała, że była to klacz. Bardzo zadbana i prawna, sądząc po tym, że nie męczyła się szybko. Sierść miała rudobrązową, ale odznaczała się na niej biała strzałka na łbie i białe skarpetki na obu tylnych i prawej przedniej nodze. Grzywa i ogon były nieznacznie ciemniejsze.
        Gdy skończyła oględziny kradzionego wierzchowca zdała sobie sprawę, że zapadła wśród nich cisza. Nawet Carl zaprzestał prób zaczepiania jej i swojej (potencjalnej) siostry. Demonicy niezbyt to przeszkadzało. Miała czas na uporządkowanie myśli i podziwianie malowniczego widoku. W porównaniu z krajobrazem Otchłani i zimnymi murami zamku jej ojca, wszystko wydawało jej się niesamowicie ciekawe i kolorowe. Żałowała ogromnie, że zamiast rysunku nie rozwijała u siebie malarstwa. Kawałkiem węgla nie da się oddać koloru.
Ledwo zauważała upływ czasu. W jej ocenie bardzo szybko zwolnili przed rzeką. Słońce jednak powoli, ale systematycznie, zbliżało się do linii horyzontu. Dziewczyna z ekscytacją pomyślała, że być może za chwilę będzie mogła obserwować zachód słońca. Wszyscy opisywali to jako niezwykle piękne zjawisko.
        Wtedy też brunetka wreszcie wyciągnęła z brata jakieś informacje na temat ich sytuacji. Tea zdążyła usłyszeć i zrozumieć tylko część, z początku będąc zajęta własnymi myślami, jednak to, co usłyszała wystarczyło, by ciarki przeszły jej po plecach. Nie mogła wprost uwierzyć we własne szczęście. Musiała wpaść akurat na dziewczynę, którą ścigali jacyś psychopaci, po drodze wykańczający każdego, kto miał z nią jakikolwiek kontakt. Tylko ona była zdolna wpakować się w takie tarapaty, w kilka godzin po wyjściu z portalu.
        Rodzeństwo wprowadziło konie w nurt rzeki, by przeprawić się na drugi brzeg. Tea zawahała się. Nurt nie był tu wprawdzie tak głęboki jak w innych miejscach, jednak głębszy niż to sobie z daleka wyobrażała. Demonica nie umiała pływać i wręcz bała się wody. Siedziała teraz na koniu, ale to tylko nieznacznie ją uspokajało. W głowie miała już wizje wierzchowca potykającego się nie śliskich kamieniach i jej samej porywanej przez rzeczny nurt. Kiedy jednak także koń Saitavera wjechał do wody, zdecydowała, że woli chyba utonąć niż zostać sama ze stukniętymi mordercami jadącymi jej (poniekąd) tropem. Skierowała więc swoją klacz za pozostałymi.
        Gdy kopyta zastukały wreszcie o suchy brzeg, Tea wypuściła z płuc powietrze z lekkim zdziwieniem zauważając, że nieświadomie wstrzymywała oddech. Zeszła odrobinę nieporadnie na ziemię i rozluźniła się. Wtedy Carl zwrócił się bezpośrednio do niej i Saitavera. Tea uśmiechnęła się ponuro słysząc jego słowa. Teraz, gdy już się w to wpakowała nie miała najmniejszego zamiaru zostawać sama. Zwyczajnie bała się, że ci ludzie ścigający brunetkę ją dopadną. Wydawało jej się, że z nimi ma większą szansę na ucieczkę czy ewentualną obronę przez napastnikami. Ani jej się śniło odjeżdżać gdzieś w pojedynkę. Na kradzionym koniu. Ten nielegalnie zdobyty wierzchowiec nieustannie zaprzątał jej myśli.
        - Nigdzie się stąd nie ruszam – oznajmiła, kręcąc głową. - Mam jeszcze zamiar trochę pożyć.
Kątem oka zerknęła na Saitavera. Była ciekawa, co też on postanowi.
        - Jestem Tea – dodała, uśmiechając się lekko do rodzeństwa.
Ostatnio edytowane przez Teanella 12 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Saitaver
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saitaver »

Saitaver jechał od dawna wpatrzony w grzbiet swojego konia. Koń, jak koń, smokołak się jakoś nimi nigdy nie interesował, przynajmniej wiedział, że to kasztan. Właśnie się zastanawiał, dlaczego kasztan? Przecież ten kolor był szary. Gdy wreszcie coś zaczynało się dziać, trafił w obieg wydarzeń. Gdy tylko zauważył, że Carl, mówił coś do dziewczyny skupił się, aby pochwycić jak najwięcej.

Wyjaśnienia nie robiły na srebnookim wrażenia. Łatwo było odgadnąć, że to jakaś duża dobrze zorganizowana grupa. Według tego co usłyszał działali systematycznie i dokładnie. Nie wynajmowali skrytobójców, bo coś o tak szeroko zakrojonej akcji dotarłoby do uszu smokołaka.
Wyjechali z wody. Saitaver już miał popędzić swego konia, gdy drugi chłopak zaczął swą wypowiedź. Była nie zadowalała srebnookiego, lecz co zrobić i tak nie dowie się nic więcej. Ruszył bez słowa dalej, lecz zatrzymała go wypowiedź Teanelli.
- Jadę z wami, łatwiej ukryć się w tłumie miasta, niż na tych bezdrożach - powiedział nie odwracając się. Widać było, coś go martwiło, ale nie był to pościg.
Ktoś by powiedział, że trzeba walczyć. Ja jednak wiem. Walka nic nie da. Gdyż każdy może to zdobyć bez walki. Nie posiada więc ceny, za którą mógłbym umrzeć
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        Carl przeczesał palcami ciemne włosy, jakby rozmyślając nad czymś, po czym, uważnie, przysłuchując się odpowiedziom dwójki nieznajomych, zmarszczył lekko czoło. O ile nie do końca rozumiał powody każdego z nich, to ich decyzja w sumie mu nie przeszkadzała, choć może nieco dziwiła. Chłopak zerknął na swoją młodszą siostrę, która teraz oglądała kopyta swojego wierzchowca. Przeniósł wzrok na ciemnowłosą - Teę, jak sama się przedstawiła. Ta z kolei uśmiechnęła się lekko i poklepała swojego konia po szyi. Kątem oka zerknął też na siedzącego na siwku mężczyznę. Cóż, wyglądało na to, iż srebrnooki albo nie zamierza schodzić z grzbietu zwierzęcia, albo nie wie, że rumakowi należy się odpoczynek po przebytej drodze. Mężczyzna patrzył gdzieś w dal, ignorując poczynania reszty. Carl nieco zdziwiony takim zachowaniem uniósł lekko brew. Na zauważył, że zaczął się bezczelnie wpatrywać w siedzącą na siwku postać, a jego z jego twarzy wyczytać można było zdegustowanie. Z tego stanu wyrwał go dopiero głos siostry.
        - Carl! Poluzowałeś popręg?
        - Hę? Że co? - Spojrzał na brunetkę lekko zdezorientowany.
        - Popręg! - upomniała surowym tonem Camelie, spoglądając na brata zza swojego konia.
        - A, tak... racja.
        Brunet mruknął jeszcze coś pod nosem i obrócił się do gniadosza, który trącił go właśnie łbem, by przypomnieć o swojej obecności. Dziewczyna zaś westchnęła ciężko, przewracając oczami. Właśnie skończyła oglądać ostatnie kopyto swojej karej - jak zdołała ustalić podczas krótkich oględzin - klaczy. Zwierzę zaś tylko parsknęło, podrywając lekko łeb do góry. Camelie poklepała karosza po szyi i zerknęła na stojącą obok, wraz ze swoim kasztanem, kobietę. Dziewczyna chwyciła wodze i pociągnęła za sobą konia w stronę czarnowłosej.
        - Może - zawahała się - może jakoś pomóc? - zapytała, spoglądając na dość nieporadnie radzącą sobie z paskami przy siodle Teę.
        Czarnowłosa, słysząc to od razu odwróciła wzrok, na co Praveen odpowiedziała jej przyjaznym uśmiechem.
W międzyczasie Carl poluzował popręg przy siodle swojego wierzchowca, co dodatkowo oznajmił rumakowi, klepiąc go delikatnie po boku. Ledwo skończył, a znów spojrzał na siedzącego na siwku mężczyznę. Zmarszczył brwi i, odpinając ogłowie gniadosza, zwrócił się do niego.
        - Wiesz, konie to żywe zwierzęta. Męczą się i też potrzebują odpoczynku! - zwrócił się do srebrnookiego, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, jednak ten wydawał się być nieobecny. - Proponuję zejść z konia. I tak będziemy szli przez jakąś chwilę pieszo, a potem rozbijemy jakiś mały obóz - spróbował ponownie, jednak ciągle nie doczekał się reakcji. - Nie wiem czy wiesz, ale wypoczęty i napojony koń jest dużo lepszym środkiem transportu niż zmęczona szkapa - dopowiedział, zdejmując z głowy swojego konia ogłowie i, niemal, puszczając go samopas, pogłaskał po smukłej szyi. - No możesz iść do rzeki Tarby - zwrócił się do zwierzęcia, wskazując kierunek wody, po czym znów odwrócił się w stronę ciemnowłosego. - Gdybym był tym siwkiem, na którym siedzisz, to zrzuciłbym cię ze swojego grzbietu - prychnął z oburzeniem, a ciszej dodał jeszcze - i nie dosłyszałem jak się nazywasz.
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Teanella
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Teanella »

        Tea sama nie wiedziała czy cieszy się, czy może martwi, gdy usłyszała, że Saitaver również zamierza towarzyszyć rodzeństwu. Nadal jednak intrygowało ją jego pochodzenie, o ile list gończy w Valladonie nie był pomyłką albo oszczerstwem. W końcu strażnicy miejscy przepuścili go bez problemu.
        Idąc za przykładem rodzeństwa, demonica postanowiła rozsiodłać swojego wierzchowca i dać mu trochę odpocząć. Na dobrych chęciach się jednak skończyło. Potrafiła sobie, chociaż częściowo, przypomnieć jak się jeździ, ale zastanawiając się nad przeznaczeniem poszczególnych pasków przy siodle, miała zupełną pustkę w głowie. W czasie, gdy reszta rozsiodłała już swoje konie, ona nadal męczyła się z popręgiem.
        - Może jakoś pomóc? – usłyszała za sobą głos Camelie. Odwróciła się do dziewczyny i zarumieniła lekko na myśl, że jej nieporadność jest aż tak widoczna. Brunetka uśmiechnęła się jednak do niej przyjaźnie, więc demonica cofnęła się nieco i zapraszająco wskazała w kierunku kasztanowej klaczy. Ze zrezygnowaniem przyglądała się, z jaką łatwością Camelie radziła sobie ze wszystkim. Jednocześnie starała się zapamiętać, co do czego służy. Pewnie w końcu sama by do tego doszła, ale z pewnością sprawdzanie wszystkiego po kolei zajęłoby więcej czasu.
        - Dziękuję – mruknęła z wdzięcznością, nadal zła na siebie i nieco zawstydzona. Po raz kolejny przypomniała jej się uwaga jej ojca, że nie da sobie sama rady. Tea była pewna, że to tylko prowokacja, żeby zmotywować ją do tej wyprawy, ale teraz zastanawiała się czy to przypadkiem nie była prawda. Jak na razie nieustannie potrzebowała czyjejś pomocy.
Spróbowała zająć swoje myśli czymś innym, ale jedyne tematy, które przychodziły jej do głowy dotyczyły ścigających ich ludzi.
        - Naprawdę nie wiesz czego od ciebie chcą? – zapytała zanim zdążyła ugryźć się w język. Natychmiast zdała sobie sprawę, że dziewczyna przecież wie tyle samo, co inni - tyle, ile powiedział im Carl.
        - Chyba nie rozbijamy obozu tak nad samą rzeką? – zapytała szybko, zmieniając temat i spojrzała w kierunku wody z wyraźną niechęcią.
Awatar użytkownika
Saitaver
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saitaver »

Saitaver się zadumał. Myślał o tym kto ich goni, kto ma taką władzę i takie środki. Przeszukiwał w myślach informacje na temat tajnych organizacji, ale żadna nie pasowała. Oprócz jednej, lecz co oni mogli od niej chcieć. Po co ta dziewczyna jest potrzebna do zdobycia władzy. Wolni murarze, tak ich zwano, na początku byli budowniczymi najróżniejszych katedr, wszelkiego rodzaju, zdobyli wiedzę i środki. Tylko ona, co oni od niej chcą...
Siedział na koniu niewzruszony słowami chłopaka, jakby ich nie słyszał. Nim dotarło do smokołaka ich znaczenie, brat bursztynookiej zrobił się nieco nerwowy. Saitaver zeskoczył z konia i ukrycie ściągnął pierścień, aby zwiększyć efekt jaki wywrze, podszedł do ciemnowłosego.
- Carl? Zamyśliłem się - powiedział ugodowo - lecz chcę wiedzieć kto i dlaczego ją goni - powiedział z naciskiem na ostatnią frazę. Stanął twarzą w twarz z nieco niższym chłopakiem, po czym na koniec szepnął zbliżając się tak, aby jego rozmówca dobrze widział jego oczy. - Obserwuję cię.
Ktoś by powiedział, że trzeba walczyć. Ja jednak wiem. Walka nic nie da. Gdyż każdy może to zdobyć bez walki. Nie posiada więc ceny, za którą mógłbym umrzeć
Awatar użytkownika
Camelie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Camelie »

        - Nie ma problemu - uśmiechnęła się - sama pamiętam jak sobie kompletnie nie radziłam z oporządzaniem konia - odpowiedziała Praveen, odruchowo odpinając paski popręgu i podciągając nieco strzemiona. - Pamiętam... Cała wioska się ze mnie śmiała - zachichotała cicho - kiedy dzieciaki dowiedziały się, że mnie Tarby - tu wskazała na gniadosza, którego jeszcze kilka chwil temu dosiadał jej brat - kopnął podczas czyszczenia kopyt. Miałam ślicznie podbite oko - wspomniała radośnie. - A Mama powiedziała, że nigdy więcej nie dojdę do konia.
        Czarnowłosa przystanęła obok, uważnie przypatrując się każdej wykonywanej przez pannę Praveen czynności. Camelie tylko kątem oka rzuciła w jej stronę, a potem jeszcze na brata. Kiedy zaś usłyszała pytanie Teanelli, zamarła na moment. Pobladła nieco i wzięła głęboki oddech. Na prawdę nie miała pojęcia o całym tym zamieszaniu. Nie wspominając już nawet o tym, że do momentu pojawienia się Carla nie zdawała sobie sprawy z tego, iż ktokolwiek ją ściga. Westchnęła cicho i wymusiła przyjazny uśmiech, prawie zdążyła powiedzieć "nie wiem", gdy Tea zadała kolejne pytanie. Zupełnie jakby zdała sobie sprawę, że poprzednie było, nie tyle co niegrzeczne, ale z pewnością pozbawione większego sensu. Dziewczyna uniosła wzrok i, jakby wpatrując się w dal, westchnęła ponownie. Nie miała za złe dociekliwości czarnowłosej, sama taka była, zawsze chciała wszystko wiedzieć.
        - Nie, nie będziemy rozbijać obozu nad rzeką. Ale warto uzupełnić zapasy wody jeśli ktoś nie zrobił tego w mieście. - Uśmiechnęła się do siebie, po czym spojrzała na wyższą od siebie kobietę. - Masz prawo pytać, ale ja nie wiem. Naprawdę. - Zwiesiła głowę, opierając dłoń o bok klaczy, którą jeszcze chwilę temu oglądała.

        Brat Camelie zmarszczył lekko czoło i spojrzał na schodzącego z konia mężczyznę. Ciemnowłosy nie przypadł mu do gustu i coś podpowiadało Carlowi, że on jemu także. Klepnął swojego konia w bok i odesłał go w stronę rzeki. Zwierzę zaś, niczym potulny pies, podrzuciło zaledwie łbem i skierowało się nad brzeg. Starszy członek rodziny Praveen strzepnął lekko trzymane w dłoni ogłowie. Westchnął i już chciał odejść, kiedy odezwał się srebrnooki. Carl spojrzał na niego w skupieniu, choć zasłyszane pytanie wcale mu się nie podobało. Niby co? Ot tak, miał opowiadać obcym o "problemach rodzinnych", jak określiła to matka rodzeństwa, kiedy przekazywała informacje chłopakowi? Co więcej, prawda była taka, że sam nie wiedział za wiele. Zmarszczył czoło i spojrzał prosto w oczy wyższemu od siebie chłopakowi. Nie mógł powiedzieć, że to, co ujrzał nie zrobiło na nim wrażenia, jednak miał w zwyczaju nie okazywać lęku. Patrzył tępo w pionowe źrenice ciemnowłosego, wysłuchując jego słów.
        - Ty, mnie obserwujesz? - zakpił. - To jest moja siostra - wskazał na niższą brunetkę - i nigdy nie wybaczyłbym sobie, jeśli jej włos z głowy spadnie. Poza tym... Wcale nie muszę ci się tłumaczyć ani wyjaśniać sytuacji! Co z tego, że sam prawie nic nie wiem! A jeśli bym wiedział to i tak nie powiedziałbym ci ani słowa - prychnął, robiąc krok do tyłu.
        Nawet jeśli chciał teraz tylko uciec przed srebrnookim, nie okazał tego wprost. Właściwie to nigdy nie lubił pozostawać w bezpośrednim, zbyt bliskim kontakcie. Założył ręce na pierś i spojrzał na siostrę.
Wszyscy popełniają błędy, ale tylko nieliczni potrafią się przyznać do swoich.
Awatar użytkownika
Teanella
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Nemorianka
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Teanella »

        Tea zmartwiła się, widząc jak dziewczyna blednie słysząc jej pytanie. Na szczęście Camelie nie miała jej tego za złe. Wyglądało jednak na to, że demonica całkiem skutecznie popsuła jej humor.
        - Nie przejmuj się tymi moimi pytaniami. Wszyscy mi zawsze mówią, że jestem wścibska i to chyba prawda – powiedziała, trochę po to by się wytłumaczyć, a trochę jako ostrzeżenie na przyszłość. Uwagę o wodzie zignorowała, jako że nie było jej to potrzebne.
        Spojrzała za zachód. Słońce wisiało już nisko nad horyzontem. Niebo oraz chmury zabarwiły się na złoto i różowo. Tea zapatrzyła się zupełnie. Nie mogła pojąć jak nieboskłon może się w krótkim czasie stać tak kolorowy. Po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że gapi się na widok z otwartymi ustami i, że to z pewnością nie jest normalne zachowanie. Zamknęła więc usta i rozejrzała dość gwałtownie. Chciała już po prostu rozbić ten obóz i odpocząć chwilę. No, może najpierw zrobić sporą notatkę w dzienniku na temat dzisiejszych przeżyć.
        Jej wzrok padł na dwóch mężczyzn, rozmawiających ze sobą nieco dalej. Chociaż, gdy tak się przyglądała, to nie wyglądało na rozmowę. Raczej na kłótnię. Tak naprawdę to wyglądało źle.
        - No nie – jęknęła. – Jeszcze nam tego brakuje, żeby się pobili.
        Ruszyła w ich kierunku. Sama nie wiedziała co zamierza zrobić, ale czuła, że coś należało. Zrobiła jednak zaledwie dwa kroki i zatrzymała się. Poczuła nagle mrowienie na plecach, jak gdyby ktoś ją obserwował. Odwróciła się i zlustrowała wzrokiem okolicę, ale nic nie dostrzegła. Nie mogła jednak pozbyć się dziwnego uczucia, a w świetle ostatnich rewelacji wcale jej się to nie podobało.
Awatar użytkownika
Saitaver
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Saitaver »

Ten chłopak naprawdę denerwował Saitavera, a to nie było zbyt bezpieczne. Gdyby tylko wiedział, że ma przed sobą smokołaka na pewno nie zachowywałby się tak nierozważnie. Pewnie jak każdy albo próbowałby go zabić, albo uciekał, gdzie kuroliszki pływają.
- Twa głupota nie zna granic - powiedział srebrnooki, zbliżając się do Carla. - Jak nie wiem kto nas goni i jakie ma środki, to nie wiem jakich środków użyć do ukrycia się - powiedział spokojnie, lecz z nutką ironii w głosie, po czym uśmiechnął się wrednie. - Czuję twój strach, karmię się nim. - Saitaver uważał, że już wcześniej musiał go przestraszyć, a jeśli mu się nie udało, to w ludziach zawsze drzemią ukryte lęki.

Przez chwilę smokołak zamyślił się i zatrzymał. Kiedy jednak wybudził się z melancholijnego nastroju, już nikogo przy nim nie było, przemienił się więc w smoka i odleciał.

Ciąg dalszy:<Saitaver>
Zablokowany

Wróć do „Rzeka Motyli”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość