Jezioro Sitrina[Mała plaża] Tajemnicze spotkanie

Jedno z trzech legendarnie zaklętych jezior, które swą nazę zawdzięcza księżniczce Sitrinie najstarszej córce króla Filipa, jest to największe z trzech jezior, a jego tafla zawsze mieni się kolorem złota.
Awatar użytkownika
Xander
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xander »

W końcu doszli do porozumienia pomyślał smok, po czym rozluźnił się i zaczął przysłuchiwać się melodii Rena i śpiewu Jos... Tak, to na prawdę było coś. Mała dała naprawdę piękny popis, tak samo piekielny. Prosta opowieść, dość już oklepana, a jednak wciąż wielce lubiana. Ze szczerym uśmiechem na ustach, poklaskiwał w rytm melodii. Gdy radosnej balladzie przyszedł kres tymi słowy odezwał się do swych towarzyszy:
Co prawda, to prawda... Duet z was wyśmienity, aż miło się słucha tak zgranej pary. pogratulował, z wciąż tym samym, szerokim uśmiechem na twarzy. Teraz miało nastąpić zmienienie klimatów pieśni. Otóż Ren chciał zagrać swoją autorską melodię, która przywodzi mu na myśl dawne czasy oraz to co utracił najcenniejszego, czyli swych bliskich...
Tak... Utwór, właśnie to przyniósł mu do głowy... Dom, góry, rodzinę... Wszystko to pozostawił z własnej decyzji, jednak wciąż niewątpliwie tego żałował. Wyzbył się ich dla odbycia przygód, pomimo że nigdy nie mieli mu tego za złe, czuł się z tym źle... I to bardzo źle. A w szczególności dlatego że zostawił ich samych, tak może są smokami, jednak i smoki spotyka starość. A na domiar złego, musieli wychować kolejne dziecko, jego już stuletnią siostrzyczkę. Tak i to kolejny powód jego żałoby, nigdy nie miał jak porozmawiać ze swą rodzoną siostrą, lecz gdy wyruszał w świat nie odczuwał żadnych braków, żadnej pustki w sercu... Bo wtedy miał ją czym zastąpić, ciągłe przygody, dzięki którym zapominał... Nie, starał się zapomnieć, lecz i to nie trwało długo, wciąż pustka się powiększała, wraz z tęsknotą...
Och, Renie... Nie jestem pewien, czy zwykły motłoch byłby w stanie docenić tematykę twojego utworu... Mnie osobiście, przywiodła ona na myśl dom, ojca, matkę i siostrzyczkę... Rodzime góry w których od stu lat nie przebywałem..
Awatar użytkownika
Kansei
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kansei »

- No i taka postawa jest godna podziwu.. Teraz zaczynam Cię doceniać.. Ren'ie.
Odpowiedział z na prawdę prawdziwym uśmiechem na twarzy, który od dawien nie gościł na twarzy wampira. Zawsze musiał udawać twardziela, nigdy w jego życiu nie było sytuacji, lub chwili, żeby chłopak mógł pokazać swoje zadowolenie poprzez uśmiech. A tu nagle zwykłe słowa sprawiły, że Kansei się.. uśmiechnął. Uścisnął on dłoń piekielnego, a następnie powrócił na swoje dawne miejsce.
(...) Kiedy nowy towarzysz przygody zaczął grać na swym niesamowitym instrumencie, wampir rozejrzał się po twarzach wszystkich zebranych. Wsłuchał się w melodię, kiwając się lekko na boki, do jej rytmu. Cóż za.. piękna scena. W pewien wieczór z pięknym zachodem słońca, spotkały się cztery istoty.. Trzy odmienne rasy, a jednak potrafią się dogadać. Ta scena była po prostu jak z jakiegoś filmu. Myślę, że stworzymy zgraną drużynę, pomyślał, a na końcu spojrzał na Jos.
Gdy piekielny zaczął swą drugą, własną melodię, Kansei'owi nie przypomnieli się jego rodzice, czy też dziadkowie, których nigdy nie miał.. Prawda jest taka, że jego mama i tata po prostu go spłodzili, kobieta urodziła i zostawili go na pastwę Króla Liczy. Żadne z nich nie opiekowało się małym dzieckiem, ponieważ.. bali się tego cholernego króla.
Wampir przymknął lekko oczy i położył się na ziemi, głowę podpierając na dłoniach. Najbardziej tęsknił za swym prawdziwym, a nawet jedynym przyjacielem.. Tassaud'em.
- Powiem Ci chłopie, że.. masz talent! Jesteś niesamowity!
Wykrzyknął wesoło chłopak i spojrzał na Ren'a, który przed chwilą skończył grać..
Awatar użytkownika
Josette
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Josette »

Podczas tej skocznej melodii, Jos poprawił się humor i wróciła energia. Nie dość, że jej śpiew niósł się po całej maleńkiej plaży, to jeszcze dziewczyna wstała i wesoło pląsała. jej ruchy były delikatne, dziewczęce. Nie było w nich nic ze zwykłej nieporadności dziewek ze wsi, choć same kroki były bardzo zbliżone. Podczas śpiewu, krążyła pomiędzy mężczyznami, ani trochę nie skrępowana tym, ze oni na nią patrzą. Bo po co?! Jaka to wspaniała zabawa. Włosy miała rozwiewana przy każdym ruchu, jej słodki głos docierał do ludzi, a nogi same niosły, w rytm melodii.
Pomiędzy wersami śmiała się maksymalnie uszczęśliwiona. Teraz nikły każde troski. Choć jak wiadomo wszystko musi się skończyć. Melodia ucichła, a następna natychmiast sprowadziła dziewczynkę na ziemie. Opadła z poważną miną obok Kansei'a. Wszytko zawirowało, a dziewczynka znalazła się w domu. Gdzie brat jeszcze się uśmiechał, gdzie mama śmiała się, patrząc jak jakaś śliczna i malutka wampirka sączy z kubeczka czerwony płyn. Ojciec też tam był. Cały. Szczęśliwy i uśmiechał się do niej, wyciągając zza siebie kolejny piękny strój, który przywiózł z dalekiej wyprawy. A mała dziewczynka tyko się uroczo śmiała, wyciągając łapki.
Gdyby tylko Jos mogła płakać, na pewno teraz by wylewała wszelkie możliwe łzy z oczu. Patrzyła szeroko otwartymi, czerwonymi oczami na Ren'a i lekko drżała. Wszystko powracało ze zdwojoną siłą, powodując u dziewczyny niesamowite uczucia. Z jednej strony smutek, żal, ból, a z drugiej... Szczęście, niepewność, tęsknotę za tym, co minione.
Kiedy tamten skończył Josette milczała przysłuchując się pochwałom płynącym z ust pozostałych. Nie była pewna, czy może zaufać własnemu głosowi i wolała nie ryzykować. Cały czas opanowywała drżenie ciała, które nie chciało ustąpić. Wiedziała, że Kansei siedzący obok, doskonale czuje to, co się działo z jej małym ciałem, jednak nie chciała się odzywać. W końcu jednak odważyła się i wyszeptała.
- Przepraszam, panowie. Pozwolicie, że się położę, prawda?- i nie czekając na reakcję położyła się na ziemi niecały metr za nimi, w stronę jeziora.
Jej wzrok błądził po niebie, starając się oderwać na chwilę od tamtej wizji. To był pierwszy raz, od zawitania w Granicy, kiedy ona o tym myślała. I to było odrobinę straszne. Mała wyrzuty sumienia, że ledwo pamięta matkę.
Leżała tak, kompletnie zdaje się zapominając, że ma towarzystwo.
Awatar użytkownika
Orlando
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Orlando »

A więc to tak... jego siostra znowu postanowiła od niego uciec. Dobrze dla niego, iż zawsze wiedział dokąd ona może się udać. Znał ją aż zanadto dobrze, by być przez nią przechytrzony tak jak i tym razem. Zwabiony muzyką jednego z jej towarzyszy dotarł aż nad małą plażę, gdzie obecnie przebywali. Ubrany w to samo co zawsze. Skórzane, zaniedbane ubranie ze spiczastym kołnierzem nadający jego czerwonym oczom groźniejszy wygląd, oczyma czerwonymi jak purpurowa krew obserwował zgromadzenie. W pewnym momencie wkroczył spektakularnie. W mgnieniu oka pojawił się przed samą Josette, otoczoną też przez jej towarzyszy, tak jakby mieli się gdzieś zaraz wybierać... i to bez jego wiedzy.
- Ty gówniaro, znowu mi się gdzieś wymykasz?
Zaczął wrogo, wyraźnie ignorując pozostałych.
- Nie masz pojęcia jak się martwiłem... co ty sobie wyobrażasz? Nie wiem co tym razem kombinujesz i szczerze powiedziawszy mam to gdzieś, ale wracasz ze mną i to w tej chwili!
Wyciągnął do niej rękę jakby chciał ją zabrać od tego podejrzanego towarzystwa. Jakaś banda wampierzy, demon chyba i smok... święto jakieś?! Do nich się wreszcie zwrócił z przymkniętymi oczyma.
-Dobrze radzę... od mojej siostry... WARA!
Gniewnie zarzucił ostatnie słowo, jakby chciał wywrzeć na zgromadzeniu wielką presję.
Awatar użytkownika
Josette
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Josette »

W pewnym momencie, nie zwracając uwagi na nikogo zerwała się z miejsca. Przez zapachy wszystkich postaci, przebił się ten jeden. Ten, który znała odkąd pojawiła się na świecie. Zapach jej braciszka, który chyba najwyraźniej był wściekły, bo pędził w ich stronę. To znaczyło tyle, co słowa "Świętej Pamięci" przy każdym nazwisku osób zgromadzonych. Wiedziała. Orlando był zbyt nadopiekuńczy.
Kiedy wyskoczył zza krzaków, dziewczyna pisnęła z przerażeniem i natychmiast się skuliła.Wiedziała że on jej krzywdy nie zrobi. Nie potrafiłby, ale równie dobrze mógł ją tak zrugać, że dziewczyna by do końca życia wlała zostać zakopana 20 metrów pod ziemią, niż gdziekolwiek z nim iść. Szybko jednak odzyskała dawny animusz i starała się zachować kamienna twarz. Aktorstwo nie idzie na marne. Nigdy.
- Po pierwsze. Nie mów tak do mnie. Nie jestem dzieckiem, a żeby było zabawniej, jestem wampirem i potrafię sobie poradzić. - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Była bardzo zła. - Po drugie. Nie takim tonem. Dla twojej wiadomości, jesteś wśród ludzi którzy chcą pomóc twojej niby "Ukochanej Siostrzyczce" znaleźć ojca. - dodała. Nadal jej głos był przepełniony jadem, choć nie można było w nim wyczuć ani grama wrogości wobec młodego mężczyzny.
Odetchnęła przez chwilę, starając się zebrać myśli.
- Nigdzie nie idę. - tym razem jej słowa były spokojne. Wyprane z emocji oczy powiodły po wszystkich, aby znowu zatrzymać się na czerwonych tęczówkach brata. - Chcę znaleźć tatę. Dobrze o tym wiesz, a jak nie, to się właśnie dowiedziałeś. - w ozach zapłonęły jej iskierki, które mogły oznaczać tylko tyle, że rzucała bratu niewidzialną rękawicę. Po tych oczach można było wywnioskować, ze dziewczę ma zamiar grać na emocjach wampira.
- Te istoty, chcą mi pomóc. I czy ci się to podoba, czy nie, zrobią to. Nie bądź tak opryskliwy. Może tobie nie zależy na tacie. Ale im i mnie bardzo. ŻYJE po to aby go uratować. Nie zniosę kolejnego tygodnia bezczynności. Prędzej czy później sama bym zaczęła szukać, na własną rękę. Chyba lepiej, jeśli będzie mi towarzyszyło paru wytrawnych wojowników. - powiedziała. Miała teraz spokojny, monotonny głos. Mimo, że jej serce szalało ze smutku i żaru determinacji. I to było widać w jej oczkach. Jak każde emocje.
Awatar użytkownika
Orlando
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Orlando »

Zaśmiał się złowrogo i w niebogłosy. A więc siostrzyczka chce mnie przy nich poniżyć? Mógł jej równie dobrze nie ratować z płonącego domu... tak pomyślał przy oskarżeniu go, iż nie zależało mu na odnalezieniu ojca. W tym momencie zacisnął pięści. Nie chciał jej walnąć, ale musiał jakoś odreagować tylko na czym?
- Głupia. Skąd pomysł że ja nie chcę go znaleźć? Gdyby to była prawda, to nigdy byśmy tutaj nawet nie byli mała niewdzięcznico. Tyle lat już go szukam i ani śladu. I mam to gdzieś czy pójdziesz go szukać ze mną, sama czy z kimś... do tego nie trzeba byle jakich wojowników. Nawet jeśli coś mu mogło się stać, to na pewno wystarczyłby zabijaka do rozgromienia wieśniaków, którzy mogli go uprowadzić. A po drugie primo może nawet już nie żyć, jak matka.
Złość w nim narastała po jej słowach. Miał ochotę wszystkimi siłami wpirzyć przysłowiowo jej "najemnikom" nie wiadomo z jakimi zdolnościami, ale zrobiłby to... teraz albo później. Nigdy przecież nie podejmował uczciwej walki. Opuścił wtem rękę wyciągniętą dotychczas w stronę Josette, wiedział że nie przemówi jej do rozsądku.
- Właściwie to nie muszę się tłumaczyć dziecku. Może i jesteś wampirem, ale co ty możesz wiedzieć o przetrwaniu? O byciu wampirem? Ledwie masz 15 lat, a już się czujesz jak wampirzyca? Nie rozśmieszaj mnie... Wojownik ma ciebie nauczyć jak zakradać się z tyłu wroga i ugryść w zad? Uratowałem ciebie.... niechaj będzie. Wkurza mnie jednak to że nigdy nie możesz z siebie tego wyrzucić. Być może teraz... przy tak "licznym" zgromadzeniu mi powiesz, że masz mnie już serdecznie dość? Proszę bardzo! Mam to gdzieś, bo postąpiłbym tak samo. Rzygam wszystkimi innymi istotami jakie tylko stąpają po tej zaplutej ziemi.
Jego twarz przyjęła jeszcze bardziej groteskową minę, wyglądał jakby zaraz miał eksplodować.
- I wiesz co? Jeszcze jedno ci powiem. Ilekroć mi uciekasz, to żałuję że kiepsko ci to wychodzi. W ogóle nie umiem ciebie zgubić, bo zawsze znajdę łatwą zdobycz.
Wiedział że są wokół nich jeszcze inni, ale najwyraźniej miał ich w poważaniu. Zniecierpliwiony już zapytał.
- Więc chcesz by inni nas w tym wyręczyli? Nawet nie umiesz zarobić na siebie, a co dopiero zapłacić za pomoc najemnikom...
Znów się zaśmiał. Wtem zwrócił się do tego, którego muzyka tutaj przed chwilą przywiodła.
- Gdybyś zagrał to we właściwym momenie...
Odwrócił się do swojej siostry, chwycił za ramię i siłą zaczął za sobą wlec.
- Państwu już podziękujemy... a ty siedź cicho!
Awatar użytkownika
Xander
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xander »

Wyczuł... Tak, kolejnego wampira. Skąd oni się biorą...? pomyślał i wsłuchał się w rozmowę między rodzeństwem, "kochającą się rodzinką". Widział, że Josette, ta na prawdę z wielkim bólem przeciwstawia się bratu, jednak kocha ojca i pragnie go odnaleźć i nic nie zdoła jej w tym przeszkodzić. Najbardziej w tym młodzieńcu Xan uraziło to, jak odnosił się do swojej siostrzyczki. To jednak wytrzymał, tak samo jak gdy nazwał ich najemnikami... Też coś! Ale, gdy siłą chciał odebrać Jos silną wolę, tego już nie wytrzymał. Błyskawicznym ruchem zerwał się na nogi i w mgnieniu oka znalazł się przy tej dwójce. Nie postrzeżenie wyciągając jeden z bliźniaczych ostrzy i w ułamek sekundy później przystawiając go już do gardła wampira. To był wyśmienity dowód sprawności fizycznej smoka.
Drogi Panie, sądzę żeś się pomylił w wielu kwestiach, podczas tej jakże uprzejmej wymiany zdań w jego głoście dało się słyszeć nutę kpiny wobec wampira, jednak twarz pozostawała nie zmienna, z tym kamiennym wyrazem... Po pierwsze, tak nie odnosi się do dam, nawet jeśli są one jeszcze młode i są twoimi "kochanymi siostrzyczkami" to ostatnie dodał z wyraźnym sarkazmem w głosie Po drugie, kolego, nasza trójka nie jest żadnymi płatnymi najemnikami, jak raczyłeś nas nazwać Tym razem w głosie dźwięczała nuta gniewu i złości A po trzecie i ostatnie, zabieraj łapy od Jos, gdyż chce ona odnaleźć ojca, który zarazem był naszym przyjacielem. Wynoś się stąd inaczej moje ostrze, już więcej się nie zatrzyma
Ren
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ren »

Ren kiwnął głową na znak uznania. Uśmiechnął się do swoich myśli. Jednak, dość prędko, z zamyślenia wyrwała go kłótnia rodzeństwa. Jeden rzut oka, na brata Joss wystarczył, by odnieść wrażenie, że to wręcz niesamowity skurwiel. I gdy tylko zaczął gadać, obawy Rena potwierdziły się w całej okazałości.
Na początku nie chciał wtrącać się do kłótni. To była ich sprawa i on nie miał tu nic do powiedzenia. Słuchał tego z pokerową twarzą, która nie wyrażała absolutnie niczego. Nawet wtedy, gdy zaczął o nim mówić, jak o pierwszym lepszym zbirze. Ren miał doświadczenie z takimi osobami. Strasznie dużo gadał, starał się ukryć tym swoja słabość. Ale, skoro tak ostro rozpoczął swoją wypowiedź, musiał mieć cos w zanadrzu...
Xander dał się ponieść emocją. Pewnie skurwysyn na to czekał. No bo po co miałby być aż tak gwałtowny. Coś mi tu nie gra.
Szybko ocenił wampira. Chuderlawy, bledszy niż inne wampiry. Jego ruchy, były niemrawe, ale dość precyzyjne. Czujnie lustrował wzrokiem otoczenie. To nie jest typ wojownika.
Może, zastawił gdzieś pułapkę. Nie... To nie to. A może... Nie.
Ren szybko analizował informację. Jeśli doszłoby teraz do walki, tamten nie miałby szans. Coś na jego ramieniu przykuło uwagę Piekielnego. Skupił swój wzrok, ale nie mógł określić w stu procentach, co to takiego.
Wygląda jak nić, albo jedwab. Jest biała, a on ma czarny strój...
Ren uśmiechnął się. A więc ma na sobie coś, co pomoże mu wygrać. Pierwszym zadaniem, jest określić co to takiego.
- Bardzo piękna przemowa. Ale pozbawiona najmniejszej potrzeby jej wygłaszania. A teraz, lepiej puść swoją siostrę.- Ren miał na razie nadzieję, że tamten go posłucha.- Nie masz szans.Jest nas trzech na jednego. Zanim wykonasz jakiś ruch, Kansei wpakuje w ciebie kilka bełtów, Xander podetnie gardło, a ja... nie będę musiał robić nic. Jeśli jednak, masz tak wielką ochotę na walkę, jestem gotowy.
Wstał powoli i siłą odciągnął elfa, który na pewno nie był elfem. Był na to zbyt szybki i precyzyjny.
- To pułapka.- powiedział do niego szeptem.- Ja się tym zajmę.
W między czasie znalazł proste i skuteczne rozwiązanie.
- Podobała ci się moja muzyka?- zapytał, by odwrócić uwagę wampira.
Błyskawicznym ruchem wyciągnął flet i wygrał kilka prostych akordów. Powietrze delikatnie zafalowało od magii umysłu.
- To jest Fletnia Talentów. Mylącą nazwa, bo dzięki jej muzyce, mogę hipnotyzować wybranych słuchaczy. Znalazłeś się właśnie pod moją kontrolą.
Wygrał kilka prostych akordów, oznaczających puszczenie dziewczyny. Jak zawsze jednak miał przygotowany plan B. Pochwa miecza pokryta od środka specjalnym roztworem, pozwalała na błyskawiczne wyciągniecie miecza, bez opóźnienia, spowodowanego tarciem. W kieszeni, koło jego ręki spoczywała także bomba dymna.
Nie spuszczał spojrzenia z oczu tamtego. Ruchy dłoni, nóg i ciała mogą kłamać. Oczy nie. powoli, opierając się, wampir puścił Joss. Ren błyskawicznie schował flet i wyszarpnął broń.
- Skoro twoja siostra jest bezpieczna, odejdź. Nie mam ochoty cię zabijać. I radze nie używać tej pułapki, czy jak to chcesz nazwać. Mam prawie trzy dekady praktyki walk ze wszystkim.
Jego spojrzenie emanowało spokojem. Był przygotowany na wszystko i wiedział, że jego szybkość, a także około dwa metry przerwy ochronią go przed atakiem wampira.
Awatar użytkownika
Kansei
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kansei »

A co na to Kansei? On.. przyglądał się całej tej scenie z niesamowitym spokojem. Na jego ustach pojawił się arogancki uśmieszek. Ach te młode wampiry.. Są takie porywcze, a czasami tak się zagalopują, że wpadają w niesamowity szał.. , pomyślał wampir i zaczął przyglądać się swojemu pobratymcowi. Postura nijaka, chuderlak.. Widać, że to nie wojownik. On raczej bawi się w skrytobójstwo.. jak Kansei!
- Ty! Prymitywny szczeniaku!
Krzyknął do niego wesoło.
- Miej chociaż trochę szacunku do młodej damy, albo sam cię go nauczę..
Pokiwał karcąco palcem. Nasz bohater miał niezłą zabawę z tego Orlando. Mówi do siostry, że nie wie co to jest prawdziwe życie wampira, a sam nie jest tego do końca świadomy.. Kiedy wrogi wampir trochę sobie pokrzyczał na siostrzyczkę i chciał pokazać jaki on jest opiekuńczy i tak dalej, po całej tej szopce chciał siłą zaciągnąć Jos gdzieś, przypuszczam, że do domu. Oo.. to nie spodobało się Kansei'owi. Momentalnie zmrużył krwisto czerwone oczy i wlepił je w twarz przeciwnika. Siedział dalej na swoim miejscu i tylko słuchał tego co mówi Xan, a potem Ren. Wampir jakoś nie miał ochoty na to, aby prawić mu kazania na temat tego, że źle robi. On postanowił rozejrzeć się po terenie. Z twarzy Orlando, zjechał na widoki za nim. Przekręcał powoli głowę, jakby czegoś się tam spodziewał.
Ciągle był czujny na każdy ruch wrogiego wampira. "Jos.. chodź tu.. Możesz mu się wyrwać, oprzeć.." - wysłał myśl prosto do mózgu dziewczyny..
Awatar użytkownika
Orlando
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Orlando »

Smok pierwszy zareagował na ten incydent i już momentalnie Orlando miał ostrze przy gardle. Spodziewał się tego, lecz nie zareagował. Spojrzał tylko na swoją siostrzyczkę sprawdzając czy ma coś do powiedzenia, ale ta wolała milczeć.
- Też szukam ojca chodząca kupo łusek. I nie robiłbym tego na twoim miejscu...
Wkroczył też ten drugi, grajek.
- I co zamierzasz? Zanudzisz mnie na śmierć? Nie ze mną takie....
Jakieś tajemnicze siły wywarły na nim ogromną presję i zauważył jak jego ręka wbrew jego woli puszcza powoli Josette. To nie będzie łatwe zadanie... nie chciał mieszać do poszukiwań innych postronnych osób, którym w ogóle nie ufał. I trzymał się tej reguły kurczowo.
- Cholera! Co ty ze mną robisz?! Poczekaj no tylko...
Teraz miał trzech na karku. Skrytobójca? Zawsze czekał na taką walkę i nie musiała to wcale być walka jeden na jednego lub całą chmara na niego. Wręcz przeciwnie, wyczekiwał tego. Teraz, gdy mógł sprawdzić swoje umiejętności nie omieszkał przy tym ocenić swoich potencjalnych przeciwników. Zaczął od skrytobójcy... miał chyba najsłabszą aurę spośród nich, gdzie aura smoka aż go przytłaczała. Czego nie mógł powiedzieć o tym grajku... ale też nie lekceważył jego siły. Nie powinien był mówić jakiż to on "doświadczony" w walce ze wszystkim co chodzi to tej ziemi. Takich to najłatwiej wprowadzić na manowce. W tym skrytobójcy widział.... mordercę. Ot takiego co lubi zabijać i sprawia mu to przyjemność i daje pewne korzyści. Uśmiechnął się podejrzanie w jego stronę, wtem spojrzał w górę na smoka. Młody, dumny smok stojący nad nim i mierzący ostrzem w jego stronę.... ba! Przystawił go mu nawet. Właśnie z nim najgorzej może być, ponieważ jak tylko zionie ogniem w jego stronę to mogiła. Tamten trzeci wyglądał mu najbardziej tajemniczo. Uznał że muzyka może być jego, albo ulubionym zajęciem, albo jest pewnego rodzaju przykrywką mogącą pozorować jego prawdziwe ja. Ale wiedział jednak, iż ma do czynienia z piekielnikiem.
- Josette, odejdź w bezpieczne miejsce...
Wyjął zza pazuchy coś co przypominało czarną kulkę. Musiał odejść w bezpieczne miejsce i potrzebował właśnie tego. Trzymał to w prawym ręku unosząc to tak, aby wszyscy widzieli.
- Całujcie mnie w dupę, psie syny!
Wykorzystując tą sekundę braku skupienia bezpośrednio na nim, ledwie wyzwolił się z tej siły muzyki i opuszczając tą kulę, wytworzył wokół siebie dym. Dało to mu ucieczkę przez sztyletem smoka. Nie zwlekając nałożył dwa kastety, ocenił otoczenie... cholera. Niezbyt ono mu sprzyjało, ale mógł wykorzystać pewne elementy przyrody. Kilka drzew, tych leżących też... no to jazda! Schował się tylko bezpiecznie z dala od ich oczu, nie zamierzał nawet walczyć uczciwie więc będzie przez chwilę grał na zwłokę póki czegoś nie wymyśli. Głos jego echem obijał się między drzewami, jakby roznosił go wiatr.
- Nie potrzebujemy was! Zniszczę wszystkich i wszystko co stanie mi na drodze. Nawet jeśli to będzie stutonowy smok, jakiś dziwak i zabijaka.
Nie gadał długo i w jednym miejscu, by nie zdradzić swojej obecnej pozycji. Chciał najpierw z odległości ich poirytować rzucając w nich czym się da. Nożami do rzucania od czasu do czasu...
Awatar użytkownika
Xander
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xander »

Ren! krzyknął w myślach Xander, gdy w tym samym momencie owy łowca dusz odepchnął go od przeciwnika, który wykorzystał tą chwile, aby rzucić bombę dymną. Refleks Xana znów dał o sobie znać, czym prędzej użył magii powietrza i fala uderzeniowa przegoniła z plaży chmurę dymu. Było jednak za późno Orlando zdołał się schować... Jednak pozostawała jeszcze jego aura, kątem oka spostrzegł jakąś poświatę wydobywającą się zza powalonych przez niego wcześniej drzew. Zaraz po chwili wskazał to miejsce reszcie swoich sprzymierzeńców. Teraz spojrzał na Jos, w jej oczach malował się niepokój i złość.. Szybko wskazał jej głaz tuż za nią, mówiąc:
Biegnij tam! zawołał i po chwili usłyszał jej stłumiony okrzyk, po którym nastąpił świst lecącego ostrza... W ostatniej chwili obrócił się i niemal klaszcząc złapał nóż. Wyrzucił go na ziemię i odezwał się Ren, mówiąc tak aby tylko dwójka jego towarzyszy go usłyszała:
Plan jest taki... powiedział, a zaraz potem objaśnił prosty plan działania, jak unieszkodliwić wampira. Oboje Xan i Kan przytaknęli, po czym wzięli się do roboty. Pobiegli do powalonych drzew, jeden z lewej, drugi z prawej strony. Orlando starał się ich trafić sztyletami, jednak byli zbyt szybcy i żaden nie trafiał. Podczas biegu starali zadać mu chociaż najmniejszą ranę, co udało się w zaledwie ułamku sekundy. Gdy Orlando się wychylił aby wyrzucić kolejny z noży, Xan sformował małą kulę ognia i wystrzelił nią w wampira. Atak można uznać do udanych, dzięki pomocy Kana, który starał się aby to w niego celował Orlando i odbił sztylet własnym. Dzięki temu Xan zyskał czas na magię. Kula oczywiście trafiła w ramie, aby unieszkodliwić możliwość dalszego obrzucania towarzyszy ostrzami. Gdy tak się stało między nich wstąpił Ren krzycząc:
...Teraz!...
Ren
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Ren »

Ren na samym początku wycofał się w głębszy las. Gdy tylko bomba uderzyła, objaśnił im swój plan. Był on prosty, ale i skuteczny. Powoli obszedł las, starając się iść jak najciszej. Gdy tylko znalazł się dostatecznie blisko Joss, chwycił ją za ramię i wciągnął w krzaki, gdzie była bezpieczna.
- Twojemu bratu nie stanie się nic poważnego. Chcę go tylko zdrowo spacyfikować. A ty masz tutaj siedzieć i być jak najciszej.
Piekielny nie rzucił się z wrzaskiem na wampira. Miał czas, by przemyśleć kilka spraw. Pierwsza z nich, to słowa "chodząca kupo łusek". Czyli Xan, był smokiem. To by się zgadzało. Był zbyt szybki, silny no i przemawiał z doświadczeniem, na jakie rzadko stać elfa.
Smok, to cholernie niebezpieczne stworzenie. Trzeba na niego uważać, ale nie dał mi jeszcze powodów, żebym był podejrzliwy...
Teraz nadszedł czas na analizę walki. Ren na samym wstępie stwierdził, że tamten nie wie, co to prawdziwa walka. Zamiast rzucać bombę pod siebie, mógł wrzucić mi ją Piekielnemu na twarz. Wtedy nie dość, że jeden z przeciwników byłby unieszkodliwiony, to chmura pyłu przeszłaby także na dwóch pozostałych.
Następnym błędem była ucieczka na drzewo. Po określeniu jego pozycji, był bardzo łatwym celem. Mógł, zamiast tego uciec w większy gąszcz i czekać, aż po kolei ustawimy się na dogodnych dla niego pozycjach. I wtedy szybkie rzuty nożami i ma ich z głowy.
Nie warto go zabijać. To amator, po drugie chce się czegoś dowiedzieć.
Ren poprawił miecz i elementy zbroi. Na chwilę zamknął oczy, skupiając się na amulecie aktywując go i wystrzelił jak strzała z łuku. Nie zatrzymując się krzyknął do nich, a sam przemienił się w prawdziwego Piekielnego. Korzystając z rozbiegu i kamuflażu nocy wystartował uderzając mocno skrzydłami i chwycił nic nie spodziewającego się wampira za nogi. Wzleciał z nim na wysokość kilku metrów i wykonując piruet z siłą rozbiegu cisnął nim o ziemię. Następnie błyskawicznie wzleciał i opadł ostro pikując uderzając tamtego w sam środek brzucha.
Uderzenia były precyzyjne, dlatego wampir to przeżył. Jednak, sądząc po jego budowie, były wprost miażdżące. Ren zmienił się w człowieka i ukląkł przy tamtym. Sprawnym ruchem uderzył w kłębek nerwowy, co sparaliżowało ofiarę.
- Nie bój się, to nie potrwa długo.- rzucił jakby od niechcenia.
Piekielny wyciągnął flet i postawił go tak, by tamten go widział.
- Przekonałeś się co ta zabaweczka potrafi. Możemy porozmawiać spokojnie, albo zagram. I skończy się bajka.
Nie czekał na odpowiedź. Doszedł do wniosku, że chłopak i tak mu nic nie powie.
- Sam tego chciałeś.- użył muzyki fletni, hipnotyzując wampira.- Mam kilka pytań i czekam na odpowiedzi. Pierwsze, co wiesz o swoim ojcu, bo mam wrażenie, że nie powiedziałeś jej wszystkiego.
To powiedziawszy, skinął na Joss.
- Drugie pytanie. Jak ogólnie się czujesz, bo nie chce cię mieć na sumieniu. I trzecie, ostatnie pytanie. Joss roztacza coś wokół siebie. Coś, przez co wszyscy są dla niej mili, uczynni i opiekują się nią. Chyba nie tylko ja zdałem sobie z tego sprawę. Co to do cholery jest?
Awatar użytkownika
Orlando
Zbłąkana Dusza
Posty: 6
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Orlando »

Ileż miał frajdy rzucając w nich czym popadnie. I nie liczyło się czy trafi w nich czy nie. Dla niego uciechą było obserwować jak pozostali pierzchają we wszystkie strony i z tym większym zapałem cisnął w nich nożami i innymi akcesoriami jakie miał przy sobie. Miał w tym momencie zamiar odbiec od tego miejsca, gdzie obecnie przebywał, pochwycić Josette i uciec przed nimi razem z nią, ale chyba za długo tutaj zastał, gdyż zaraz po komendzie tego pierwszego pojawił się jakiś demon, który wręcz zaskoczył wampira i to mocno.
- O żesz k...!
Nie zdołał zareagować jak dostał od zwierza skrzydłami i dostał przy tym parę ładnych chwytów od niego. Gdy ten się do niego odezwał, zorientował się, iż to monstrum to ten grajek, z którego się przed chwilą wyśmiewał. Wiercił się wtem niespokojnie, jakby chciał wyrwać z jego siły magicznej, która zaczęła go opanowywać. Całe szczęście, iż to nie jest jego pierwsze starcie z taką mocą, gdyż jego ofiary zazwyczaj potrafiły się bronić, a nic tak nie zaostrza apetytu jak pościg za nimi później. Gdy ten prawie go zahipnotyzował, ten chwycił ziemię w garść i musiał zaryzykować, iż to był jego jedyny plan ucieczki, no i ten ból jaki teraz odczuwał.
- A, wypchaj się!
I cisnął mu ziemią w oczy, by go zdekoncentrować i wyrwać się z jego siły. Na dokładkę podrzucił mu kolejną kulę, której dym otoczył go dość szybko. Dało mu to najpewniej kilka sekund od niego, a jeszcze pozostała tamta dwójka. Szybko i zwinnie przebiegł między nimi, trzymając się jedną ręką za brzuch, a drugą przebijał się przez krzaki i inne przeszkody. W końcu zlokalizował Josette, ale wiedział że ma już ich na ogonie.
- Chodź tu, spadamy!
Pochwycił ją, przerzucił za ramię, po czym zaczął biec i skakać, aby tylko się znaleźć jak najdalej od nich. Plan wydawał się poskutkować, ale to go właśnie martwiło. Miał jeszcze tylko trzy zasłony dymne, ale już pewnie znają ten trik i więcej go nie będzie mógł wykorzystać, a przecież nie łatwo teraz będzie mu ich podejść. Tak więc uciekając wymyślił nowy plan jak tu by im umknąć. Jego siostra bardzo się wierciła, co nie ułatwiało mu sprawy, a ból brzucha był nie miłosierny, a przecież nie zostawi swojej siostry w obce ręce... w ICH ręce. Jego gotowość do kontrataku była teraz bardzo wysoka i zdawało mu się, że któryś z nich go teraz atakuje...
Awatar użytkownika
Xander
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Xander »

Eh... Dość tego. powiedział Xander na tyle głośno, aby każdy mógł go usłyszeć. Wystawił jedna rękę z otwartą dłonią w kierunku, w którym uciekał Orlando wraz z Josette. W tym samym momencie gdy zacisnął pięść ciało Orlando w jednej chwili wessała ziemia. Teraz widać było jedynie jego głowę, a jako iż wampir był słabszy od przeciętnych z jego gatunków, nie miał szans na wydostanie się z tej pułapki. Wyszczerzył zęby do Rena, który właśnie miał wykonać kolejna kombinację ciosów na uciekającym, jednak teraz mógł jedynie kopnąć go w wystającą z ziemi głowę.
Wiesz, drogi Orlando... zaczął Xan niewinnie Źle zaczęliśmy naszą znajomość, może zrobimy tak: Ja cię uwolnię, a ty dasz nam wyruszyć w spokoju wraz z twoją siostrą zasugerował, po czym przybliżył się do spoczywającego w sidłach matki natury wampira. W jego oczach dało się dostrzec złość i nienawiść... Tak... Zapewne to właśnie czuł, gdy pokonała go "chodząca kupa łusek". Smok, w postaci pół elfa wygodnie usadowił się tuż obok twarzy Orlanda i wpatrywał się w niego z rozbawieniem w oczach.
Mierz siły na zamiary, kolego pouczył go z identycznymi iskierkami w oczach jak przed chwilą, jednak twarz jego pozostawała nie zmącona żadnym grymasem, po prostu trwała w beznamiętności, niczym maska.
Awatar użytkownika
Josette
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Josette »

Przez cały czas kompletnie nie wiedziała co się dzieje, bo najnormalniej nie kontaktowała ze światem. Nie słyszała co mówili, tylko machinalnie wykonywała polecenie. Nie ważne czy z ust brata, smoka, piekielnego czy wampira. Robiła to co kazali, ale jej ciało nie wykonywało po za tym żadnych ruchów. Dopiero kiedy Orlando złapał ją i chciał uciec,ona zaczęła się szamotać i wyrywać z jego silnego uścisku. W końcu dotarły do nie słowa wypowiadane w myślach przez Kansei'a. "Uda mi się. Nie jestem jego własnością."
W końcu się udało! Stanęła na własnych nogach, patrząc po wszystkich. Brat w sidłach, Smok się z niego śmieje stawia warunki. Nie... Tak nie może być. Dość. Dosyć tego.
- PRZESTAŃCIE! - wrzasnęła. - Natychmiast macie się wszyscy uspokoić. - zażądała, tupiąc drobną stópką o ziemie. Wyglądała dziecinnie i wiedziała o tym, ale wiedziała też, że łatwiej jej będzie, jak roztoczy wokół siebie znowu aurę uroku. To będzie rostrze, jak się jej poddadzą, niżeli by mała walczyć czy siłą ich powstrzymywać. - Nie możemy się jakoś dogadać? jakkolwiek. Wystarczy, żeby nie było walki. Już wole stracić ojca na zawsze, niż widzieć jak powoli wy się zabijacie. Dogadajcie się. Każdy z was ma jakiś zdolności, które w jakimś stopniu mogłyby nam pomóc. Wszyscy chcemy tego samo. Mam racje? - zapytała lekko. Mówiła spokojny, delikatnym głosem, który w ogóle nie odzwierciedlał żądzy mordu w jej umyśle. Jak noni śmieli, podnieść rękę na jej brata, a jak on mógł zrobić to z jej przyjaciółmi?! To takie... Miała ochotę ich wszystkich zmieść z powierzchni ziemi, bo wolą marnować energię na takie zabawy niż zrobić to, ratując jej ojca. - On teraz może umierać. Może jutro umrze. A WY BAWICIE SIĘ W JAKIEŚ ZAWODY "KTO PIERWSZY GO ZABIJE"! - znowu krzyczała. Nie mgła opanować wszech ogarniającej złości na te istoty. - Skoro tak. Z nikim nie pójdę. Ani z tobą Orlando, - zwróciła swoją twarz na brata. - ani z wami. - tu raczyła spojrzeć na resztę. - Po za tym... Orlando. Nie jestem twoją własnością. - dodała i siadła na samym środku całego przedstawienia, unosząc w górę głowę, tak że wyglądała jak nadąsana księżniczka.
Awatar użytkownika
Kansei
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kansei »

A Kansei z niesamowitym jak na niego spokojem, przyglądał się całej tej zabawnej scenie. Na jego twarzy widniał lekki, cwaniacki uśmieszek, a słuch oraz wzrok ciągle pilnowały Orlando. Od razu widać, że tamten to dystansowiec, woli walczyć z ukrycia, niż w zwarciu. Wampir ciągle siedział tam gdzie siedział, a przed nim siedziała Jos. Chłopak poczuł do niej niesamowitą sympatię, która się powiększyła po tym, jak Kansei wysłał do niej myśl, która pomogła dziewczynie uwolnić sie od brata. W końcu Josette sie przemogła i postarała sie rozdzielić walczących. Dobra.. umie już postawić się bratu.. teraz trzeba nauczyć ją polować na coś większego niż króliki, na.. ludzi, pomyślał wampir, a w jego oku pojawił się błysk.
- Jos ma rację chłopaki.. nie możemy się jakoś dogadać?Zapytał ze sceptycznym sarkazmem i wpatrzył się w punkt, w którym wystawała głowa Orlando.
- Chłopcze.. jeżeli dalej będziesz stanowił dla nas przeszkodę, będziemy musieli cię usunąć, a tworząc zespół, uda nam się to w niecałe 3 sekundy.. A osobiście bym tego nie chciał, ponieważ sądzę, że Josette była by nie zadowolona, a polubiłem ją.
Powiedział chłopak i w ułamku sekundy pojawił się przy dziewczynie, która walnęła focha na wszystkich wokoło. Usiadł obok niej i objął ją ramieniem. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – wysłał do niej myśl i powiedział:
- Jeżeli sami się nie uspokoją, to sam to za nich zrobię..
Mruknął Jos do ucha.. Chociaż i tak wiedział, że wszyscy to usłyszą..
Zablokowany

Wróć do „Jezioro Sitrina”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości